31

Eliza Orzeszkowa - Gloria Victis. Oficer

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Nowela Elizy Orzeszkowej z 1876 roku. Eliza Orzeszkowa była zarówno jednym z pierwszych teoretyków pozytywizmu w Polsce, jak i najwybitniejszym twórcą tego okresu. Jej dzieciństwo przypadło na schyłek romantyzmu i w tym duchu została wychowana przez matkę. Jej nazwisko pojawiło się pośród kandydatów do Literackiej Nagrody Nobla W 1904 roku. W wewnętrznych dokumentach komitetu nagrody występowała często jako Elise Orzeszko. Jej kandydaturę zgłosił Aleksander Brückner, ówczesny profesor uniwersytetu berlińskiego. Kandydatura uzyskała poparcie Alfreda Jensena, który w opracowaniach na temat jej twórczości stawiał ją pod niektórymi względami nawet wyżej od Henryka Sienkiewicza. W 1909 r. Eliza ponownie była kandydatką do nagrody Nobla ale Szwedzi przeforsowali nagrodę dla swej rodaczki Selmy Lagerlöf.

Citation preview

  • Ta lektura, podobnie jak tysice innych, jest dostpna on-line na stroniewolnelektury.pl.Utwr opracowany zosta w ramach projektu Wolne Lektury przez fun-dacj Nowoczesna Polska.

    ELIZA ORZESZKOWA

    Ocer(R. )

    W pewien wieczr zimowy, dugi i samotny, rzeka do mnie dawna bliska znajomamoja:

    Dobrze; yczenie twoje speni. Opowiada ci bd o tych iejach dawnych, wi-ianych, syszanych, odczutych, przeytych, na dnie pamici i na dnie serca wiecznieyjcych. Strumie czasu po nich pyn i pod wartkimi jego falami blady niekiedy ichobrazy, lecz nie znikay nigdy; i powstaj ttnice pulsem chwili, ktra je zroia,rozlegajce si krzykami tragedii, pomalowane barwami poezji tak gbokiej, jak gbokabya ta otcha oar i mk

    Dobrze; ja tobie w ciszy i zamkniciu cian samotnych opowiada bd ieje tei pokazywa postacie, ktre je stworzyy, a ty szeroko rozemkn ciany i ieje powtrz,a postacie poka szerokiemu wiatu.

    Chwila sposobna nadesza. Chwila potrzeby nadesza. Niech serca ostygajce dla oj-czyzny przybli si do tego ulu, ktry niegdy spad by na jej drog, niech odetchnwoni jego piekc i gorzk.

    To wo samego miszu drzewa spalonego na oarnym stosie. Kto j w puca swewciga, tego oczy napeni si zami i serce uderzy mocno, a w tych zach i w tym ude-rzeniu wskrzenie Mio.

    Nie dla potgi elaza i zota Mio, ani dla rozkoszy pychy, ani dla triumfalnegowoania na wiat cay: Ja! Ja! Ja! gdy druy grzzn w pogarie i nieszczciu.

    Inna Mio.Ta, ktrej zakochane oczy obejmuj ziemi ojczyst, jak nad wszystko w wiecie ro-

    esze, milsze oblicze matki;ktrej przywizane oczy wpatruj si w nard ojczysty, jak w nad wszystkie inne

    blisze, milsze grono roonych braci;ktrej wierne oczy towarzysz braciom na drogach cnt, nad ktrymi rozpalaj po-

    chodnie radoci;ktrej uwielbiajce oczy wznosz si ku dwom wielkim gwiazdom, noszcym imiona

    Sprawiedliwo i Wolno;ktrej mdre oczy dostrzegaj, e bez wiata tych dwch gwiazd ciemna musi by

    ziemia i nieszczliwe musz by jej narody.Opowiada ci bd o luiach, ktrzy mieli w sobie mio z takimi oczyma i dlatego

    byli miszem swojego ojczystego drzewa.Dlatego rwnie zgorzeli na oarnym stosie.Opowiada ci o tym bd w ciszy i zamkniciu cian samotnych, a ty szeroko roze-

    mkn ciany i do tych, ktrzy zaprzeczaj istnieniu w naroie swym mioci ku wielkimgwiazdom, krzykn, e kami!

    I poka im tych, ktrzy z mioci dla wielkich gwiazd ginli wtedy, gdy na przestrzenirozlegej, ogromnej, nikt jeszcze samych imion ich z mioci wymawia nie umia lubnie chcia.

    Oni mio t wzili razem z krwi poprzednikw swoich i razem ze swoj krwiprzelali j w swych nastpcw. Wic byli i s w naroie naszym czciciele gwiazd.

  • Wwczas peny ich by nasz kraj, ja spomiy nich gar jedn tylko znaam. O niejtobie opowiada i j pokazywa bd.

    Lecz nie z porzdku, nie z kolei, nie wedug dostojestw, nie wedug dat.Co powiew chwili do pamici przyniesie, co wyobrania najwyraniej wymaluje, co

    wyszepcze do ucha ten gos tajemniczy, ktry skdci, z niepojtych gbin czy wyyn,myli i sowa nam dyktuje

    Dwr to by stary, ze starym, duym, niskim, biaym domem, ze starym, wielkim, cie-nistym ogrodem, z ieicem rozlegym, zasaonym drzewami, krzewami, kwiatami.Dwr to by poleski, wic dookoa i z bliska otaczay go stare, gbokie i wysokie lasy.

    Od tego dworu niedaleko bkitnia na zielonych kach pas wody, niegdy tu dlacelw handlowych wykopany i niewiele dni mino, odkd partia powstacza pod wo- Romualda Traugutta przebya ten Kana Krlewski i pogrya si w gbokoci tychstarych, wysokich lasw. W pochoie swym dla wytchnienia i posiku zatrzymaa sibya w tym dworze, a wkrtce potem o sinym brzasku jednego z pierwszych dni czerw-cowych mieszkacy dworu zbueni zostali nadpywajcym ku domowi szumem goswlukich z ttentu kopyt koskich, z turkotu wozw zoonym. Wojsko nadchoio.Miao zapewne w lad za parti pogry si w gbie ciemnego lasu, lecz przedtem jesz-cze zatrzyma si w tym miejscu, ktre tamtej posiku i odpoczynku uielio.

    Nie wszyscy jednak we dworze spali, bo zanim czarny w brzasku porannym sznurlui i koni ku bramie ieica si zbliy, dwaj moi mczyni z domu wybieglii baro piesznie skierowali si ku miejscu, gie u sztachet otaczajcych ieiniec staosiodany ko. Biegnc, zamieniali si krtkimi sowami.

    Czy wielu ich jest? Niewielu! Rota piechoty, secina lub dwie Kozakw. Wiiae dobrze? Oho! Z tego dachu i przez lunet mona by prawie ich przeliczyByy to wic czaty, z lunet na najwyszym z dachw dworu czuwajce. Sprawia je

    moieniec dwuiestokilkuletni, niewysoki, lecz silnie i zgrabnie zbudowany, w ru-chach i mowie niezwykle ywy. Drugi rwnie mody, ale wtlejszy i powolniejszy, bywacicielem tego dworu. Obaj nie znajdowali si tam w ciemnych gbiach lasu dlatego,e obecno ich tu wanie bya potrzebna.

    U samego ju osiodanego konia dopada ich moda iewczyna, zaledwie w bieliznyporanne ubrana, z rozrzucon na plecach gstwin dugich wosw.

    Olesiu! krzykna. Tylko ostronym bd! Prosz ci w rce im nie wpad-n!

    Chopak z nog w strzemieniu zamia si wieo, moieczo. Cha, cha, cha! Czy mylisz, e jak zajc jednym okiem na koniu spa bd?iewczyna zamiaa si take. Zmiuj si, otwieraj dobrze oczy i uszy! W miechu jej i gosie dray zy.

    Z konia ju poda jej rk. Bd zdrowa! Nie lkaj si! Przeniesie mnie mj Piorun choby przez piekielne

    drogi.Waciciel domu mwi piesznie. Najgorsze to, e lasu dobrze nie znasz. Gdy wyjeiesz z obozu, o p wiorsty dwie

    drogi bd Wiem, wiem! Ju mwie jedna na prawo, druga na lewo Pamitaj wzi si na lewo gstwina tam zaraz bie i za ni moczar, ktry

    okrysz pamitaj, drog na lewo T, co na prawo Oni i bd Niewtpliwie! Bylebym si nie spni Oho! Zabawi tu Wszake rewizja A, prawda! To potrwa dugo!

    Ocer

  • Wypuci konia bocznymi wrotami ieica na drog przez drzewa przysoniti bliskim kresem dotykajc lasu, a brat i siostra piesznie zwrcili si ku domowi, ktregodrzwi na ganek obszerny wychoce cicho i szczelnie za nimi si zamkny.

    W tej samej chwili czoo nadchocej kolumny wojskowej dotykao ju szerokiejbramy ieica i nad otaczajcymi go sztachetami wzniosy si w sinych bkitach wi-tania czarne ostrza kozackich pik.

    Po niewielu minutach ieiniec napeni si tumem lui, koni i wozw. Z wo-zw z karabinami na ramionach zsiadali onierze, gdy wrd szumu krzykw i poruszelukich dononie rozlegay si rozkazy dowdcw i przed kadym oknem oraz przedkadymi drzwiami domu stawa na koniu w wysok pik uzbrojony Kozak.

    Otworzyo si jedno, drugie, trzecie okno domu, wyjrzay przez nie i wnet ukryy sigowy kobiece i mskie. Rozwary si cikie, starowieckie drzwi na ganek z czteremagrubymi supami wychoce i na czele kilkunastu onierzy uzbrojonych, w obszernejsieni przez modego gospodarza spotkani weszli do domu dwaj ocerowie. Rewizja.

    Szukali broni, kul, prochu, lui ukrytych, papierw zabronionych, oiey podej-rzanej, wszelkich ladw i dowodw wspiaania i wspczucia z tymi, za ktryminiebawem uda si mieli w tajemnicze i nienawistne im gbokoci lene. O wspia-aniu i wspczuciu wtpi nie mogc, szukali ladw ich i dowodw, moe te dla siebiesamych jakich wskaza i wiate, a nie znajdujc, coraz gbiej, coraz popdliwej roz-kopywali, rozkruszali, rozorywali dom. Z ust ocerw wypaday zwracane do onierzyrozkazy:

    Oderwa podog! Rozbi zamek! Porozrywa pokrycie sprztw! Wysypywa zie-mi z wazonw! Przebi cian, ktra przy uderzeniu wydaje dwik guchy! Wysaidrzwi, od ktrych klucz kdy zagin!

    Stukay moty, rozlegay si i w coraz wiksz wrzaw wzrastay grube gosy, spod ci-kich butw, spod odrywanych posaek, z rozieranych ostrzem paaszy materii wzbi-jay si pod niskie suty pokojw krztuszce i te kurzawy, obrazy ze cian paday naszcztki sprztw, kto kolb strzelby uderzy w zwierciado, ktre z trzaskiem byszczceokruchy po ruinach rozsypywao, kto inny z grubym miechem rozba dach forte-pianowy, a roztrzaskiwa si na drzazgi i klawiatura wydawaa pod ciosami przeraliwekrzyki i zgrzyty, u okien waliy si na oderwane czci posaek wysokie oleandry, be-gonie, kalie pozbawione ziemi, w ktrej wzrastay. Wszystko to sprawiali onierze zrazuw milczeniu i tylko rozkazom dwch ocerw posuszni, z coraz goniejszymi wybucha-mi gosw rozjtrzonych albo drwicych, z coraz zamaszystszymi rozmachami ramion,ubranych w grube i grubymi byskotkami poyskujce rkawy mundurw. Oprcz tych,ktrzy za przywdcami swymi tu weszli, wsuwa si zaczli inni, zrazu wahajcy si i cisi,potem coraz goniejsi i mielsi. Tu i wie w pewnym oddaleniu od ocerw wybu-cha poczy grube miechy; te i owe usta przeuway przysmaki we wntrzach sprztwznajdowane, gdy godne oczy z poyskami chciwoci biegay po ktach i sprztach po-kojw upatrujc podanych upw. W powietrzu czu byo rozpoczynajc si swawolodactwa. Nie poskramiali jej, nie zdawali si jej spostrzega dwaj ocerowie.

    Byli to luie zupenie do siebie niepodobni. Setnik kozacki z wysmuk postaciuroiwego moieca, ze smag cer i kruczymi wosami poudniowca, ruchy miaspokojne i usta najczciej milczce, niekiedy tylko pod czarnym wsem umiechni-te ironicznie lub od znuenia skrzywione. Ogniste oko jego odrywao si czsto odrozgldanych miejsc i przedmiotw, a biego tam, kdy przesuna si suknia kobieca,szczeglniej tam, gie u boku siwej kobiety w czarnej sukni ukazywaa si pikna, biaaiewczyna, ze zami nieruchomo stojcymi w bkitnych oczach.

    Starszy rang i wiekiem dowdca roty pieszej, ju moe czteriestoletni, do wyso-ki, ale pleczysty i ciki, o grubych czonkach ciaa i grubej, cho do ksztatnej twarzy,blondyn, z czoem bielszym od policzkw ogorzaych i rumianych, objawia w porusze-niach, mowie, w wydawanych rozkazach popdliwo tak gniewn i gorliwo tak go-n, ruchliw, zawzit, e zdaway si go one wprawia w chwilowe obdy. Byy chwile,w ktrych wasnymi rkoma wyrywa ze sprztw zamki, rkojeci szabli ostukiwa pod-ogi i ciany, biega, miota si, krzycza wydajc coraz nowe i coraz surowsze rozkazy,a siwe renice jego pod rudawymi brwiami nabieray obdnych niepokojw i poyskw.Czsto te niespokojne te oczy z wyrazem niemych zapyta zatapiay si w obojtnej

    Ocer

  • i niekiedy tylko ironicznej lub znuonej twarzy modszego towarzysza. Zdaway si onewtedy do twarzy tej woa: Czy wiisz? Czy spostrzegasz? Patrz! Czyni wszystko, czegopotrzeba, wicej, ni potrzeba, wicej, ni ty czynisz ja wierny subie, gorliwy!

    Na ieicu rozleg si, a raczej wrd gwaru obozujcego wojska jak grzmot poto-czy si ogromny wybuch krzykw i miechw. Mody gospodarz domu w okno spojrzai zwrci si do ocerw.

    Panowie rzek onierze ku z wdk z gorzelnianego skadu wytaczaj 7DN V]WR" z pogardliwym na mwicego spojrzeniem ostro zapyta kozacki

    setnik.Moieniec odpowieia: Up si, a luie pani pal i zabajZastanawiali si chwil w milczeniu, po czym z ust Kozaka z przecigym sykniciem

    wypado sowo: 3XVWAle tym razem na twarzy popdliwego i krzykliwego kapitana ukaza si wyraz wa-

    hania i niepewnoci. Do ucha prawie rzuci towarzyszowi pytanie: Jak mylicie? Zabroni? Moe by SRcKR tamPalcem poruszy ku stronie, w ktrej za oknami widnia las.Kozak z umiechem na czerwonych ustach odrzuci: 3XVW SLMXW 0RRGcDPL VWDQXWZa lasem soce ju wschoi musiao, bo nad ran wstg jutrzenki wystrzelio

    na pogodne niebo kilka smug zotego wiata. Rewizja domu bya skoczona; pozostawaogrd rozlegy, cienisty, w ktrym wicej jeszcze ni w cianach domu rzeczy i luiukrywa si mogo. Ocerowie ze znaczn liczb onierzy obu broni udali si do ogrodu;w pokojach domu zapanowaa swawola.

    Z krzykami i miechami onierze wyprniali wntrze sprztw i naczy, zawartoich ukrywajc w oiey lub wyrzucajc przez okna z trzaskiem otwierane, na otaczajcedom trawy i kwiaty. Teraz prawie wszystkie te grube usta co jady albo piy i wszyst-kie ramiona byy czynne, rozmachane, wzajem ze sob mocujce si, wyprone albochwytne. W tupocie stp cikich rozlegay si trzaski i brzki rzeczy amanych, rozba-nych, spomiy miechw i swawolnych krzykw wybuchay niecne sowa karczemnychprzeklestw i aja.

    Trwao to do dugo; po czym wntrze domu opustoszao, a w zamian na iei-cu wrza coraz wrzaskliwszy i swobodniejszy gwar. Czu byo, e w mrowicym si tamtumie lui wizy zazwyczaj go opasujce rozlunia si i pka poczynaj, e siy jakiewewntrzne, nieposkromione gasz w nim pierwiastek czowieczy, a ze sfory spuszczajzwierzcy. Si tych dwie byo: palcy wntrza klatek piersiowych trunek i bucy roz-jtrzenie widok bliskiego lasu. Gdyby to byo pole otwarte, jasne, pospolite, wszystkimwiialne i znane! Ale ta ciana tajemnicza, ta zagadka, te nieznane drogi wrd mierciniewiialnie zaczajonej w mrocznym cieniu w gstwinach dla wzroku nieprzebitychaskotao to piersi i rozogniao mzgi zadymione oparami wdki

    Soce wzeszo zza lasu i stano nad nim tarcz wypogoon, zot.Cz ieica zajmowa natok koni osiodanych i zaprzonych do wozw.Gie iniej pod starymi lipami i topolami bro w kozy zoona tworzya way

    elaznymi ostrzami najeone. Promienie soca wesoo igray na powierzchni bagnetwi glarnie mrugay w oczach karabinowych luf.

    Na trawnikach i na zdobicych je klombach kwiatowych blask soca wybiela donieystej biaoci koszule onierzy, ktrzy z mundurw rozebrani, mniejszymi lub wik-szymi tumikami leeli dokoa kotw z warzc si straw i dokoa kuf wysokich, na-penionych wdk. Koty wybuchay gstymi kbami pary, a ku woni, ktra gasiaw powietrzu jaminowe i rezedowe zapachy.

    U stp rozkwitych krzakw jaminowych i ranych tczowymi blaskami iskrzyysi szcztki porozbanych szkie i krysztaw. Mnstwo rk ciemnych nioso ku ustompene trunku naczynia, aby je potem rzuca na podeptane trawy i kwiaty, gie, subtelnei wyrzebione, rozsypyway si rojami brylantowych iskier.

    Jeziorem wyiskrzonym, zbawanionym, penym gronych pomrukw, nad ktrymiwzbay si swawolne pogwizdy i pokrzyki, zdawa si by ten ieiniec szeroko roz-

    Ocer

  • oony przed domem niskim, dugim, biaym, ze wszystkimi drzwiami i oknami szerokorozwartymi i ukazujcymi wntrze zburzone, pene tej kurzawy i nierozpoznawalnychform rzeczy zrujnowanych i zbitych.

    Na ganku zaO jeden ze supw ganku oparty plecami sta mody gospodarz domu pord onie-

    rzy, ktrzy trzymali w rkach strzelby z osaonymi na nich bagnetami. Na warcie tupostawieni, otoczyli tego, ku ktremu pchay ich ciemne instynkty, przez moment nie-bezpieczestwa obuone i wzbuone. Wypity trunek zaczerwienia ich policzki i roza-rza renice pod gronie marszczcymi si czoami. Z ust paday sowa grb, przeklestw,natrzsa si, aja, coraz goniejsze, grubsze; i wrd coraz zapalczywszych rozmachwramion coraz szybciej poruszay si w rkach bagnety.

    Wysmuky moieniec sta wrd tej gronej wrzawy nieruchomy, z bezbronnymiramionami skrzyowanymi na wtej piersi, ze wzrokiem wbitym w ziemi. Troch po-wych wosw spado mu na poblade czoo i kropla krwi wystpia na cienk warg wrdmki przygryzion. Na mk t skaday si uczucia rozmaite. Oczy gorzay mu spodspuszczonych powiek gniewem tym krwawszym, e niemym, bo do milczenia zmuszo-nym przez wasn niemoc i bezbronno. W zamian dwie wci ku niemu przeciskajcesi i wci przez onierzy odpychane kobiety byy cae trwog, t trwog szalon, ktraoczy rozszerza, wszystk krew rzuca do serca, nogi wprawia w drenie.

    Gdy coraz zwao si i zaciemniao otaczajce moieca koo onierzy i bagnetw,siwa kobieta w czarnej sukni z wysikiem nadlukim przedara si ku synowi i odpy-chana, ramionami obj go nie mogc, roztaczaa je za nim jak drce skrzyda, ktreto opaday, grubiaskim pchniciem w d strcane, to podnosiy si znowu, gdy ustatargane konwulsj postrachu wyszeptyway jedno tylko, wci jedno sowo:

    Zmiujcie si! Zmiujcie si! Zmiujcie si!Nagle przeraliwym gosem krzykna: Zabaj!Bo kilka naraz bagnetw ju ostrzami oparo si o pier i skrzyowane ramiona mo-

    ieca.Lecz w teje chwili pikna iewczyna, w biaej, porannej oiey, wysoka i silna,

    przedara si przez las uzbrojonych ramion i obu rkoma chwytajc mordercze bronie,usiowaa od piersi brata je usuwa. Nie zdoaaby tego dokona, lecz rozsypay si jej odgowy do kolan niedbale przedtem zwinite wosy zote i z szerokich rkaww oieywychyliy si przedramiona jak alabaster biae.

    Kilka grubych gosw mia si i woa zaczo: (cK NrDVRWND %LeOeNDMD 3reOeVW NDNDMD 3DJRGL Dostanie si i tobie! $WVWXSL D WR

    SRceXMXWtedy stao si co nawyczajnego. Siwa kobieta w czarnej sukni jak ptak zleciaa

    z ganku i leciaa przez ieiniec ku ogrodowi, z rozpostartymi ramionami, z twarz jakchusta bia, z jednostajnym wci, ustawicznym, coraz goniejszym woaniem:

    Gie kapitan? Gie kapitan! Przed tym krzyczcym widmem rozstpowaysi lub uchylay z drogi gromady panych lui, a u wejcia do ogrodu przed dwomanadchocymi ocerami stano i ze splecionymi u piersi rkoma powtarza zaczo powiele razy, nieskoczenie.

    Panie kapitanie! Moje ieci! Moje ieci!Teraz i oni ju z dala dostrzegli. Rozpalone od trunku i wzburzonych namitnoci

    twarze onierzy, ostrza bagnetw ze wszech stron skierowane ku opartemu o sup gan-ku moiecowi, pikna iewczyna, caa w spltanych zotych wosach, szarpica siw ramionach rkawami munduru okrytych

    Dwaj rni luie, dwa rne wraenia.Po smagej twarzy kozackiego setnika przeleciay byskawice umiechw swawolnych

    i srogich, czerwone usta niedbale rzuciy do towarzysza sowa. 1Lc]eZR VLeELe EDr\V]QLD 6WRLW rXVNDJR VDGDWDAle dowdca roty pieszej sw tych nie sysza.Szerokimi ramionami jego wstrzsno drgnienie i krew fal gwatown rzucia si

    mu do bielszego do policzkw czoa.

    Ocer

  • (cK c]RrW ZDPL 1DSLOL 1LeV]c]DVWMe EXGLeW wykrzykn i z twarz, na ktrejgniew walczy z przestrachem, kroku przypieszy. Przypiesza go cigle, a biec zacz,biegnc wpad na wschody gankowe i zarycza. Bo ryczenie to byo raczej ni krzyk, grzmotto by gosu przecigy i wyrzucajcy z piersi grad wyrazw obelywych i grocych. Jednrk paasz z pochwy do poowy wysuwajc, drug ku ieicowi wypra.

    Precz! Precz! Precz! Do wozw i koni! Gotowa si do odjazdu!Minuta, dwie minuty i ganek opustosza. Po twarzy kapitana ciekay strugi potu,

    ociera je chustk, mruczc jeszcze niezrozumiae poajania i przeklestwa. Wzruszenie,ktrego dozna i wysiek, ktrego dokona, musiay by wielkie.

    Siwa kobieta, kryjca dotd u czarnej swej sukni wzburzon i rozpakan twarz crki,zbliya si teraz do czowieka, ktry uratowa ycie i cze jej ieci. Drca jeszcze i jakpapier blada szepna:

    ikuj.On oburkliwie zamrucza: 1Le ]D c]WR 1Le ]D c]WR To moja powinno!Potem ruchem porywczym zwrci si do modego gospodarza domu i gosem szorst-

    kim, ale nie podniesionym, nie gniewnym, mwi zacz: OM Z\ Ee]XPc\ Co wy narobili! Ot nieszczcie! Ale sami sami sami wy

    winni Ee]XPc\ wy! lepcy! Obkacy!Wstrzyma si, obejrza za siebie i ujrzawszy stojcego w pobliu setnika Kozakw na

    niego i innych zawoa, aby onierze gotowali si do odjazdu, aby za minut iesi bylina wozach i na koniach, rozkazywa.

    Setnik, niszy rang, podnis rk do czoa, salutowa, lecz w celu spenienia roz-kazu nie odszed, kobieta za w czarnej sukni, ju nieco uspokojona, znowu do kapitanaprzemwia:

    Panie! Uratowa pan ieci moje od rzeczy strasznych. Pragn wieie, komuwiczno jestem winna jakie jest pana nazwisko?

    Rzecz iwna! Sowa te gosem agodnym i od wzrusze doznanych drcym wym-wione jakby czym twardym czy ostrym w kapitana ugoiy.

    Znowu pod suknem munduru zatrzsy si jego szerokie ramiona i znowu fala krwi apo brzegi powych wosw zalaa mu czoo. Z ponurym byskiem oczu, szorstko i szybkoodrzuci:

    1D c]WR ZDP PRMD IDPLD" Co wam do tego?Setnik kozacki, zamiany sw tych suchajc, mia na adnej, smagej twarzy umiech

    zagadkowy i przez ogniste oczy jego, utkwione w twarzy kapitana, przemkn bysk zja-dliwego szyderstwa. Potem znowu przed starszym rang towarzyszem stan w wypro-stowanej postawie, z rk do czoa podniesion.

    Mam honor donie, e onierze strawy jeszcze nie zjedli i e naley si im Na konie wsiada! Do wymarszu! 6XV]DW krzykn kapitan i setnik z ganku

    zawoa: Na ko! Marsz!Kapitan na gospodarza domu ani na dwie stojce przy nim kobiety nie spojrza, czapki

    jednak, pospnie w ziemi patrzc, uchyli, cikim krokiem z ganku zszed i na przygo-towanego mu konia wsiadszy, z wolna pomiy ruszajcy si tum onierzy wjecha.

    W kilka minut potem ieiniec by ju pusty. Jeszcze jaki zapniony wz szybkopod stajniami przejecha, jeszcze za sztachetami, za budynkami przebiegy jedne, drugiestrae kozackie z posterunkw zjedajce, jeszcze od oddalajcego si i sznurem na droewycignitego wojska dochoi poszum gosw lukich, z turkotem wozw i ttentemng koskich zmieszany, ale ieiniec pusty by i nie byo w nim nikogo oprcz zdep-tanych muraw, poamanych krzeww i kwiatw, byszczcych okruchw, porozbanychnaczy, kau rozlanego trunku i podnoszcych si nad tym wszystkim smrodliwych,ohydnych wyzieww.

    Pikna iewczyna z roztarganymi wosami i nabrzmia od paczu twarz rzucia siku matce, rk na las wskazujc.

    Mamciu! Ole tam! I oni tam poszli! W rce im wpadnie! Zabior moe zab!

    Ocer

  • Aleksander Awicz mia lat dwaiecia pi, budow ciaa ksztatn i siln, wyraziste rysytwarzy i wrd smagej cery ciemnego blondyna pikne, szarowe oczy.

    Przed rokiem wrci ze stolicy pastwa, gie ukoczy jakie nauki wysze, do swejnieduej, lecz adnie pomiy las i jezioro rzuconej wsi roinnej, w ktrej zamieszka.

    W roinie i szerokiej okolicy nazywano go wesoym Olesiem.Susznie go tak nazywano; bo i teraz nawet, gdy obz powstacw opuci, a w dro-

    e, ktr mia przed sob, spotka go mogy niebezpieczestwa powane, na twarzy jegoocienionej daszkiem maej czapki malowao si gorce, wezbrane mow obt i umie-chem wesoym wybuchn gotowe ycie.

    Rad by, e pomylnie i w por speni woone na niego zadanie; rad by z tego, cowiia i sysza w obozie; z upau uczu, ktry rozla si po wiecie i gorcym strumieniemwlewa si mu do piersi, z rnorodnych naiei, ktre w tej piersi wygryway radosnehejnay, z tej piknej iewczyny, ktra i o dnia brzasku egnaa go z trwog serdeczn,ze swoich lat dwuiestu piciu, z wielkiego koa tworw wieych, wonnych, cichych,ktre go otaczao, gdy na swym ulubionym koniu wsk droyn len jecha.

    S natury lukie podobne do wd stojcych, ktre wszystko, co je otacza, odbw postaciach sennych, mdych, nudnych, martwych i takie, w ktrych jak w wartkichpotokach wiat rozamuje si na tysic wietlistych, barwistych obrazw, na tysic ognisktryskajcych promieniami i tczami.

    On mia natur wartkiego potoku; wiat tysicem czaroiejskich wie odba siw jego silnej modoci i wraliwym sercu, krzeszc w nich wesoo. Wie rozwiai wesooci zgasi ycie czasu jeszcze nie miao.

    Las w to letnie przedpoudnie cichy by i choiy po nim tylko szmery lekkichwiatrw. Droyna w dugich zakrtach biega pomiy leszczynami, spord ktrychciekawie wyglday biae i te oczy kwiatw. O gitkie prty leszczyny i jej chodnelicie ocieray si boki konia, ktry czasem wesoo parska. Nad leszczynami daleko wzwyi w gb wzbay si iglaste i liciaste drzewa. ywica pachniaa, ptaki szczebiotay porddrzew.

    Po gowie jedca przewa si raniec myli, ktrego kady paciorek mia inn barwi z coraz innej strony trca o serce.

    Dobrze tam ieje si w obozie. Zuchy chopcy! Jak oni ielnie te wielkie trudyi niewygody znosz, jak nie auj niczego, co porzucili, nie trac zapau i odwagi! Tgote w rku trzyma ich naczelnik! Cige musztry, wiczenia. I karno! Przecie tamju dla kogo nieposusznego d byli wykopali i rozstrzelany mia zosta tylko muinni wyprosili ycie. Co za czowiek! Jak stal hartowny, a czasem tkliwy jak kobieta. Zasprawne przywiezienie wieci ikowa mu i oczyma wicej ni ustami i mona byowtedy przez te oczy zobaczy, e dusza jego stoi w ogniu mki

    C? Nie iw! Pukownik wojsk regularnych w rzemiole wojennym uczony wiezapewne, jak bie trudno. Partyzantka No, c robi! Tak krawiec kraje, jak materiaustaje

    Tu droyna, ktr jecha, w gszcze zaroli wpada i przepada. Wstrzyma konia,rozejrza si dokoa. Las, las i tylko las. A gie ten moczar, nad ktry mia przyjecha,aby okrywszy go znale si na droe szerokim i trudnym objazdem prowacej kudworowi? Czy tylko po opuszczeniu obozu nie wzi si by na prawo zamiast na lewo?Gow mia tak pen tego, co w obozie wiia i sysza, e kto wie, czy nie popeniomyki kapitalnej? Trzeba zorientowa si, pomyle

    Stan na strzemionach, aby dalej wzrokiem sign. Jakie tam w oddaleniu niedu-ym przewietlenie pomiy drzewami, ktre rozstpuj si przed jak smug tozie-lon. Moe to wanie ta ka botnista ten moczarek?

    Z wolna, wrd wysokich sosen, po sprystych mchach jecha ku przewietlonemubkitem nieba punktowi lasu i rozwin si w nim znowu raniec myli.

    Gorzka szkoda, e nie jest tam z nimi w obozie i czasem nawet a wstyd. Ale niejego w tym wola. Taki by rozkaz. Troch lui modych i oddanych musiao zosta naswoboie, aby partii suy w inny sposb. Ale i na niego pora przyjie Gdy partiaprzechoi bie w okolice inne, wtedy Czy tylko przechoi bie? Czy dotrwa?

    Ocer

  • Czy si nie rozproszy? Naturalnie, e prej lub pniej musi rozproszy si, lecz zgro-mai si znowu gie iniej i wtedy Ale co i bie? Co i si stanie? i zagoin za dwie Gdy wyjeda z obozu, wrzay tam przygotowania. Poleje si krewpadn trupy czyje? Kto z przyjaci, krewnych, towarzyszy jego doyje jutra? Jaki biewieczr dnia isiejszego, tego piknego dnia? O, Boe! Ty stwarzasz takie jak isiejszydnie pikne, cae bkitne i zote, a luie rzucaj na nie czerwone plamy!

    Smutek jak ciki kamie spad mu na serce, w ktrym zakipia niepokj o wynikbliskiej bitwy zrazu, a potem o daleki koniec tego wszystkiego Moda wiara w ostatecznezwycistwo sprawy, silna wiara w powinno, ktra, bd co bd, penion by musi, jakkolumny zotych domw przez podmuch wiatru targnite, zachwiay si w podmuchuwtpienia, ktre ostrzem strasznie bolcym przeszyo serce.

    ycie nad gaszeniem wesooci moieczej pracowa zaczynaoAle ju przyby tam, dokd pomimo zadumy cigle kierowa konia i stan u brzegu

    nieduej czki lenej. Nie jest ona tym mokradem, ktre spoiewa si tu znale.Gie tam! Sucha i kwiecista, iskrzy si od tysicy tych jaskrw, a brzegiem jej biegnbiae szlaki poziomkowego kwiecia. Wybiega te z niej w gb lasu par droyn wskichi cienistych.

    Ze zniecierpliwieniem doni w czoo si uderzy. Gupstwo stao si kapitalne! lepojecha! Od razu pewno po opuszczeniu obozu zmyli drog.

    Rozgniewany na samego siebie zastanawia si, rozglda po horyzoncie. Jedna z dwchdrg do lasu z czki wbiegajcych bariej od drugiej zwracaa si w kierunku dworu.Wybra j i pojecha znowu wskim pasem zielonym, pord gazi drzew, ktre co chwi-l odbay si mu o pier i gow, smagajc boki jego konia. Rozoyste, pene wielkiegolicia ramiona grabw, klonw, dbw zarzucay mu przed wzrokiem zasony nieprze-niknione, tak e niekiedy o par krokw przed sob nic wiie nie mg. Z dou drogiza to, spomiy traw, ktre j porastay, spomiy przeierajcych si przez gaziesmug sonecznych umiechay si ku niemu poziomki dojrzae, bujne, lnice wilgotnympoyskiem jak krople czerwonej rosy. Zapach bi od nich wiey jak poranek, iki jakten las.

    Hej, hej, eby tu bya teraz jego Tosia, to by zbieraa te poziomki, to by to bya ra-do! Jak ywa stana mu przed wyobrani iewczyna kochana, caa w miechu i socuchylca si nad poziomkami, i znowu umiech promienny rozla si mu po twarzy.

    Gdyby tak teraz, w morzu zieleni, w tej ciszy i w tej samotnej iczynie znale siz ni razem, we dwoje bez tego niepokoju, ktry jak wider wkrca si w serce, bo

    Co tam z ni ieje si teraz, z nimi wszystkimi, z tym dworem, w ktrym iec-kiem, pacholciem, moiecem przey tyle goin szczliwych? Gdy odjeda, tamcinadjedali. Co uczynili? Czeg uczyni nie mogli? W takich jak ten momentach zesny staj si jaw, banie prawd, niepodobiestwa rzeczywistoci. Co si tam ieje te-raz? Moe pomienie moe kajdany moe trupy Nie zdarzao si to gie iniejniedaleko, niedawno?

    Pochyli nisko twarz i wpad w otcha zadumy drczcej jak zy sen Pikny kogniady stpa pod nim z wolna, rwno, cicho po mikkich trawach. Do jedca gaskaago niekiedy po lnicym, zaokrglonym grzbiecie, wtedy parska wesoo, zgrabn gowjakby w znak przyjacielskiego porozumienia podnoszc, to opuszczajc i zna byo, epomiy tym czowiekiem a tym zwierzciem panowaa zaya przyja

    Wtem do suchu jedca przedaro si co niewyranego, lecz wyranie obcego lenymszmerom i odgosom. Jakby turkot saby, jakby guchy w oddaleniu ttent. Wiatr anidrzewa tak nie szumi. Nie by to aden z gosw lasu Minuta, dwie i umilko to,ustao. Ptaki w zamian, nie wieie dlaczego, zawiergotay nad wsk drog chremprawie oguszajcym, lecz niepodobna byo zgadn, czy rozweselonym lub strwoonym.

    Zatrzyma konia i pocz wsuchiwa si w cisz. Nic ju w powietrzu nie byo oprczlekkich szmerw wiatru po gstwinach i tego szczebiotu ptactwa, ktry ucisza si po-czyna.

    Moe to oni kdy niedaleko std przecho, przejedaj?Po raz pierwszy uderzya mu do gowy myl, e moe si z nimi spotka. Uderzenie

    to byo zrazu podobnym do wrztku, ktry by czowieka od stp do gowy obla. Ale

    Ocer

  • prdko ostyga zaczo. Przypuszczenie nie zdawao si baro prawdopodobne, bo lasby ogromny i tamta droga musiaa znajdowa si std daleko. A jeeli C? Giedrzewa rbi, tam trzaski lec! Na wojnie jak na wojnie! Uczyni to, co do niego naleaoi jedno tylko gupstwo popeni, drog w lesie zmyli Ale przecie i ko majcy czterynogi potyka si czasem; c wic on, ktry ma jedn tylko gow i w dodatku a gotujcsi od rnych myli i niepokojw!

    Jecha dalej i myla, co w wypadku spotkania uczyni. No, przede wszystkim poprosipiknie Pioruna, aeby go jak na skrzydach wiatru odnis jak najdalej jeeli biemona, a jeeli nie bie mona, to to powie c powie? Na polowanie wyjechaJak to? Bez strzelby i nakiej broni? Wic na przejadk niby tak sobie spacerujekonno po lesie, dla przyjemnoci czy, jak mwi stary wuj Klemens, dla mocjonu

    Umiechn si na wspomnienie o poczciwym wuju, troch te z pomysu konnegodla przyjemnoci spacerowania po lesie w tej erze iejw lasu, ale zaraz ogarno goprzykre uczucie niesmaku. Kama, zapiera si, wykrtw uywa! Wstrtne! I najlepiejnie myle o tym, co si prawdopodobnie nie stanie.

    Koniec droyny, ktr jeie, ju wida. Dotyka, jak si zdaje, koniec ten jakiejszerokiej drogi, ktrej jednak dostrzec niepodobna. I nic wcale o par krokw naprzdwyranie dostrzec niepodobna zza tych zason gazistych, co chwil nad droyn opada-jcych.

    Znowu odgos jaki, obcy odgosom lasu. Jakby w pobliu powolne stpanie konia,a dalej, dalej, jakby poszum przyciszony, ale nie drzew i nie wiatru

    Hej! le z nami! Tam luie s! Ale jacy? Kto? No, c robi? Raz kozie mier!Pikny gniadosz szeroko piersi roztrci, rozerwa gsty uplo gitkich gazi gra-

    bowych, za nimi ukazaa si droga szeroka i jeiec wychylajcy si z wskiej droynyoko w oko spotka si z drugim jedcem, ktry nadjecha drog szerok i szybkim,wprawnym ruchem konia swego przodem ku niemu obrci.

    Spotkanie to byo tak nage i niespoiewane, e oba konie jak wryte stany i obajjedcy wzajem w sobie zatopili wzroki zmieszane, lecz niemniej przenikliwe i bystre.

    Czowiek pleczysty, na twarzy rumiany, w mundurze ocera rosyjskiego, bystro, po-dejrzliwie, pospnie patrzy spod brwi zjeonych na moieca, ktry w postawie wy-prostowanej, siec na piknym koniu, zatapia w nim roziskrzone oczy. Dwa rozoysteklony wznosiy nad ich gowami gbok arkad z przewietlonego przez soce licia.

    Milczenie trwao krtko: sekundy; po czym basowy i oburkliwy gos ocera zapyta: .WR Z\ WDNRM"Z wielkim spokojem mody jeiec imi i nazwisko swoje wymwi. $WNXGD"Wymieni nazw roinnej wsi swojej, niedalekiej std, w ktrej przebywa staleSiwe oczy ocera roztropnym, badawczym spojrzeniem ogarniay go caego, od stp

    do gowy. Nie mg myli si; w zwykym, coiennym ubraniu, bez broni, bez ladwzmczenia w powierzchownoci wasnej i konia, na ktrym jecha, nie mg to by po-wstaniec. Wic czeg w okolicznociach takich wczy si po lesie? Ten jaki iwnygniew, pospny i nieustanny, ktry zdawa si by sta jego cech, wezbra mu w oczachi na twarzy.

    Czego V]ODMeWLe po lesie? Rozum postradalicie, czy nigdycie go nie mieli? Ej, ty,Boe mj, NDNe Ee]PR]J\Me OXGL

    A potem z wybuchem gosu i rozkazujcym gestem ramienia. 8ELrDMVLD N c]RrWX Do domu jed! 6NDreM VNDreMMody jeiec ukonem grzecznym czapki uchyli, po czym konia na t droyn,

    ktra w to miejsce przywioda go, zawrci.Oj, ty, Piorunie mj kochany, przeniee ty mnie przez piekielne drogi! Bo oto na

    szerokiej droe, w pewnym jeszcze oddaleniu, lecz ju bliej ni przedtem ttent konisycha, turkot wozw

    Posuszny gosowi i dotkniciu pana swego ponis go Piorun po droynie lenej,przez zasony gaziste, ktre za nim rozwieray si, to zamykay i nis coraz prej,ale krtko baro krtko. Tu, tu w pobliu rozleg si ttent biegncych koni, wrdzieleni licia zamigotay czerwone ozdoby ubra i dugie piki zarysoway czarne linie. Ko-

    Ocer

  • zacy przeierali si przez las ku dostrzeonemu jedcowi, drog mu zajedajc. Na czeleich pi setnik, wysmuky, zgrabny, pikny w czerwonych pasach ubrania, z czarnymioczyma rozgorzaymi wrd niadej twarzy

    Jaka suszno tkwia w dwa razy powtrzonym wykrzyku ocera: 6NDreM 6NDreMMoe gdy go wydawa, przemkna mu przez gow myl o tamtych jak ptaki chyych.Ale ju czasu na popiech nie byo.

    6WRM 6WRM rozlego si i echami rozbiego si po cichym zielonym lesie. Zewszech stron otoczony stan musia.

    Ocer pleczysty i nieco na swym cikim koniu przygarbiony ku najeonej pikamigrupie jedcw powoli nadjeda.

    Teraz setnik kozacki zapytywa: .WR Z\ WDNRM"Czy brzmienie gosu, w ktrym obok srogoci czu byo wzgardliw drwin, czy na-

    mitne oczy poudniowca, w ktrych byskaa iskra zowroga co w tym czowiekui co w tym pytaniu targno dum pojmanego moieca i dmuchno na arzc siw nim iskr gniewu. Gosem spokojnym, lecz z okiem rozpomienionym odpowieia:

    Jestem czowiek!Kozak z umiechem, ielc sylaby wyrazw, zaartowa: &]eDZLeN Nie mapa? &KDrDV]R Ale dokd jeiecie? Przed siebie w wiat. W wiat! &KDrDV]R Ale skd? Ze wiata.Dwa odmienne typy, dwie rasy, dwie rne, lecz rwne sobie moiecze urody.

    U obu wzrastao, coraz gorcej kipiao to, co starzy Latyni wyrazili w przysowiu: KRPR KRPLQL OXSXV eVW. Oczy ich, jak sztyletami pojedynkujce si spojrzeniami, nabieraypoyskw wilczych.

    Ze wiata? Nie; nie ze wiata, ale od PLDWLeQLNRZ od PLDWLeQLNRZ, doktrych jeilicie z ostrzeeniem

    Mwi z wolna, ieli sylaby wyrazw, sowa syczay mu w ustach, ktrych umiechurga, wyzywa.

    Tak odpowieia tamten to prawda. Byem w obozie powstacw i stamtdjad.

    Sowa te wypady mu z piersi od burzy uczu wzdtej; szarowe czy, roziskrzone,patrzay prosto w stron przeciwnika.

    W teje chwili zbliy si ku niemu dowdca roty pieszej i ze zjeonymi brwiamiprzemwi:

    Jestecie aresztowani! Zsidcie z konia!Mia na rozkaz ich zsi z konia! O! Gdyby bro w rku lub pod rk, toby w nich

    naprzd potem w siebie Nie mia broni i by jecem.Kiedy zeskoczywszy z konia gestem poegnalnym kad do na jego szyj, usysza

    sowa powoli i ze wistem z ust kozackiego setnika wychoce. &KDrDV]R Znacie drog do PLDWLeQLNRZ, to i nam j pokaecie. Usidcie na

    pierwszym wozie i drog pokazujcie!Jeniec odwrci si i znowu w twarzy Kozaka wzrok zatopi. Nie wyglda teraz wca-

    le na wesoego Olesia. Blady jak ptno, czoo mia zmarszczone i wargi drce. Tymidrcymi, zbladymi wargami, gosem od wzburzenia wizncym w gardle wymwi:

    Zabi mnie moecie, ale nie macie prawa ly mi przypuszczeniem, e mog zostazdrajc.

    Czy zuenie to byo, czy rzeczywicie usysza, e kapitan roty pieszej cicho podnajeonym wsem mrukn:

    0DDGLecA na czarne oczy setnika kozackiego z wolna ciemne powieki opady i z ustami, kt-

    rych pikna linia wykrzywia si w umiech niby drwicy, niby zmieszany, chyego koniaswego zawrciwszy, pomkn na nim szerok drog ku nadcigajcym wozom.

    Na t drog wszed rwnie, z konia zsiadszy, pleczysty kapitan i obok jeca, przedonierzami, ktrzy dwa konie prowaili postpujc, wci ku niemu twarz obraca. Nie

    Ocer

  • mwi nic, tylko co chwil na niego spoglda, odwraca si i znowu spoglda; brwi i wsyjego staway si mniej najeone, zarys ust mniej twardy

    I nie byo wcale zueniem to, co spod rudawych wsw cichym pomrukiem wyszo. Ach, Ee]XPc\ PLec]WDWLeOL QLeV]c]DVWQ\MD erWZ\Doszli do wycignitego na droe taboru wozw. Kapitan oczyma po wozach po-

    wid i jeden z nich wskaza jecowi. Sieiao na nim paru onierzy.Twarz sw grub i rumian, od upau spotnia nad jecem pochylajc szepn: OVWereJDMWLe Nie rD]GrDDMWLe ich bo moe by bieda!Ostatnie sowa wymwi po polsku.

    Drog do szerok, lecz najeon korzeniami drzew starych, tworzcymi sie grubychi twardych garbw, powoli i ciko posuwa si tabor zoony z kilkuiesiciu wozwnapenionych onierzami. Przed kadym z onierzy stercza na pogotowiu w rkach trzy-many karabin z wprawionym we bagnetem. Na pierwszym z wozw jechali dwaj chopiponurzy i milczcy; przewodnicy po tym ogromnym, penym drg, droyn, zaroli, ciem-noci, labiryncie lenym. Postrach, zapata hojna, moe instynkty jakie nienawistne czyzawistne, w momentach burz buce si jak wichry, umieciy ich na tym przewodni-czcym wozie.

    Z przodu, z tyu, po bokach jechali Kozacy pikami strcajc z drzew deszcze licii niekiedy wbiegajc do lasu, gie kopyta koni ich krzesay z suchych mchw i ga-zi grady krtkich trzaskw, a ozdoby ubra migotay rd zieleni jak biegajce po niejczerwone plamy.

    Znad wozw razem z turkotem k gucho i czsto o korzenie drzew stukajcych pod-nosi si przyciszony pogwar gosw lukich. Czy przycisza go rozkaz przez dowdcwydany lub tumiy pracujce w tych licznych piersiach niepewnoci i grozy tego lasu?Trudno wieie, ale podobne to byo do gronego i zarazem trwonego pomruku zwie-rza, ktry iie na up i rozglda si, czy nie zobaczy myliwcw. Myliwcy ukrywa situ mogli za kadym zakrtem drogi, za kad rank zaroli, w kadym z niezliczonychcieniw, ktre wrd drzew wysokich stay jak czarne olbrzymy, gieniegie zotymistrzaami od soca przebane.

    Las nabiera coraz wyszego, cilejszego podszycia i listowia, droga z nieznacznymskonem w d opadajca stawaa si wilgotna. Znikna z jej powierzchni garbata siekorzeni, ukazay si natomiast wyobienia w rnych kierunkach poczynione przez wody,ktre wiosn musiay tu rozlewa si szeroko, a teraz niedobrze jeszcze przez majowe ciepaosuszone gieniegie szkliy si w dugich bruzdach i do gbokich wdoach.

    Wyranym byo zblianie si do gruntw niskich, mokrych, ktre mniej ni innesprzyjaj rolinnoci wzwy bujajcej, lecz za to z hojnoci ogromn uielaj ycia jejtworom niszego wzrostu. Drzewa staway si rzadsze, nisze, ciesze, pokrzywione, s-kami osiade, czerni jak powleczone, natomiast z obu stron drogi powstaway nie jujak gie iniej zarola przezroczyste, na wyomy porozrywane, lecz nieprzerwane i gstenatoki krzakw i karowatych czy niedorosych drzewin.

    Wz przewodniczcy skrci w bok i opuszczajc szerok drog wjecha na grobl w-sk, z dwu stron gbokimi rowami obrzeon. W rowach staa woda biaawa, zielonawpleni gieniegie powleczona; za rowami wznosiy si ciany zaroli, u gry w nie-zliczone nierwnoci postrzpione, lecz od dou przedstawiajce powierzchni ciliw,gsto z prtw, gazi i niezliczonego listowia zbit i spltan.

    Byy to nieprzejrzane szeregi i tumy leszczyn, malin, kalin, jeyn, maych wierzbin,olszyn i osin, bzw ikich, z, sitowia, olbrzymich ajerw i kosacw, jakich trawwysokich i rozczochranych, jakich pasoytnych palcw i wiecw, ktre to wszystkooplatay, a z tych powika i uplotw, z caej tej gstwiny linii i ksztatw o tysicznychkierunkach i formach, w grze i w dole wychylay si biae baldachy bzw ikich, li-liowe kielichy kosacw, tawe gwiazdy jakich rolin bagiennych, mtnoci barwyoznajmiajce zbliajce si krlestwo martwych wd i grzskich topielisk. Soce rzucaona te ciany zielone i ukwiecone pozot dla oczu przykr i olniewajc, wrd ktrej

    Ocer

  • wski szlak grobli przypomina czarnego wa, ktry by na socu wygrzewa pogarbio-n i gieniegie mtnie poyskujc skr. Mtnymi poyskami wiecia woda stojcaw wyobieniach i koleinach grobli.

    Gdy wozy tabor skadajce wjechay na grobl, unoszcy si nad nimi pogwar goswumilk i sycha byo tylko nie turkot, ale szum k baro powoli przesuwajcych sipo rozmikym gruncie, czasem klapanie wody pod kopytami koni, czasem na jednymz wozw wykrzyk pany, lecz krtki. Z gw onierzy nie ulotniy si jeszcze cakowi-cie opary wdki w goinach porannych z kuf owych we dworze wypitej, lecz miejsce,w ktrym si znaleli, guchym niepokojem czy niewyranym przeczuciem pozamykaoim usta i w zamian szeroko pootwierao oczy.

    Kapitan wyjecha na czoo taboru i sycha byo, jak z ponurymi przewodnikami za-mienia sowa grob brzmice, to znowu w znaki zapyta zagite. Oni odpowiadali:

    Inaczej jecha nie mona. Innej drogi do nich nie ma. Jest kdy inna, ale jeszczegorsza i dalsza

    Na wielkim, cikim koniu, sam ciki i ponury, powraca ocer wzdu taborui wzrok jego upad na siecego wrd onierzy modego jeca. Zawrci konia i obokwozu tego jecha zacz.

    Wtem stao si co tak przeraliwego jak piorun lub naga mier. We wznoszcych sipo obu stronach grobli cianach zielonych rozleg si grzmot wystrzaw i wypady z nichroje ognistych byskawic. Spomiy jadcych na czele Kozakw paru spado z koni, podparu innymi konie upady, na wozach te wida byo cikie postacie, walce si na wznaki bro z rk wypuszczajce.

    Zasaka; jeden z najstraszniejszych rodkw przysugujcych wojnom partyzanckim.Na wskiej grobli powsta ruch peen zamtu i podniosa si wrzawa pena krzykw.onierze zeskakiwali z wozw i bez adu, zarwno jak bez wiialnego celu, strzelali

    do zaroli; przestraszone konie skrcay wozy, ktre stajc w poprzek drogi lub w poowiewywracajc si do roww, czyniy niemoliwym jakiekolwiek formowanie si onierzyw szeregi lub odiay; gibcy Kozacy na chyych swych koniach przeskakiwali rowy i usi-owali wiera si w gstwiny, ktre stawiay opr i z ktrych co minut nowym grzmo-tem i z nowymi byskawicami wypada rj pociskw; ciaa lukie pociskami dosignitepaday na rozmok ziemi grobli, na koa i brzegi wozw, pod kopyta rozszalaych koni,do wody, napeniajcej rowy. Powietrze napenio si wrzaw luk i zwierzc, gromamii grzmotami strzaw, kbami prochowego dymu.

    Wrd piekielnego tego zgieku i zamtu kapitan z wielk przytomnoci i odwaggosem i ruchami usiowa w t iwn walk wla ducha porzdku i jednoci. Ale po-tny gos jego, wyrzucajcy z szerokiej piersi sowa komendy, zatapia si we wrzawie,a formowane przez niego szeregi i odiay wnet chwiay si i rozpraszay, raone z przodui z tyu, zza obu cian zaroli ukrywajcych wroga. Zziajany ko jego za wielki by i zaciki do obracania si na przestrzeni wskiej, wrd bezadnego cisku lui i rzeczy.Par razy tylne nogi jego zelizny si do rowu; par razy stan dbem przed nagle upa-dajcym trupem koskim czy lukim. Po twarzy kapitana lay si strugi potu, w oczachwiecia rozpacz, kule jak gwidce pszczoy latay dokoa gowy jego i ramion. Jednarozdara mu rkaw munduru i drasn musiaa rami, lecz on nie zdawa si czu tegoani spostrzega; z szybkoci, na jak tylko liczne przeszkody pozwalay, pi ku garcionierzy, ktra plecami odwrciwszy si do pola bitwy, poczynaa biec ku pocztkowigrobli. Zabieg jej drog, gosem gromi i baga, ruchami paasza zachca i napa, apowrcia, aby zwikszy na grobli zamt cia i huk wystrzaw, ku niewiialnym celomkierowanych.

    Cz Kozakw, pod wo setnika przeskoczywszy rowy, zdoaa przedrze si w za-rola i sycha tam byo wcieke krzyki, zgszczone strzay, z trzaskiem pkajce podnaporem koskich piersi gazie drzewne czy pod koskimi kopytami koci lukie.

    Nie trwao to wszystko jeszcze nad wier goiny, a ju wod w rowach stojc i trawnad rowami tu i wie zabarwiaa krwawa czerwono.

    Aleksander sta na wozie, u ktrego dyszla z szyj ruchem mczeskim wykrconlea zabity ko. Bezbronne rce zaciska okoo jakich sterczcych na wozie przedmio-tw i cay naprzd podany, wzrok szeroko rozwartych oczu wyta ku ziejcym kula-mi i ogniem zarolom. Zdawa si mogo, e dusza z niego wysza i znajdowaa si po

    Ocer

  • tamtej stronie zielonej ciany, pomiy tymi, ktrych kule lada chwil zada mu mogymier. Nie byo takiej sekundy, w ktrej by nie mg zgin i myl okropna! zginz rk, ktre kocha. Czy myl ta przechoia mu przez gow, dokoa ktrej ze wistemi gwizdem przelatyway kule? Czy moe nie mia w gowie adnej wyranej myli oprcztej jednej, palcej, e nie jest, e nie moe by tam z nimi? Sam nigdy w przyszocisprawy przed sob zda nie mg. Ale co chwila pot zimny oblewa mu czoo i oddechzatrzymywa si w piersi w oczekiwaniu czego niewyranego, niepojtego wyjcia ichmoe zza tej ciany, ktra ich zasaniaa, skrzyde moe, ktre by jego do nich przez tcian przeniosy, mierci moe. Nagle zadra od stp do gowy i trzscymi si wargamikrzykn:

    Apolek!Z obkanymi prawie pobyskami oczu wpatrywa si w moieca, ktry ruchem

    gibkim wypad spomiy zaroli i u stp ich na jedno kolano przyklkszy, ze strzelbdo oka przyoon strzela pocz. Zuchway ten rycerzyk, w zapale moieczym niedo zapewne rozkazom woa posuszny, zapragn moe spotka si oko w oko z tymi,z ktrymi walczy, dokona wiele, dokaza wicej od innych. Wyskoczy zza osony, najedno kolano uklk, strzela karmazynowa konfederatka zsuwaa si mu z ciemnychwosw odsaniajc gadkie i ogorzae czoo, oczy nieco zmruone napeniaa uwaga wy-tona, a na usta pod drobnym wsem wystrzeliwa umiech niemal chopicej przekory.Nagle zawoa:

    Ole! A ty tu skd?Dostrzeg stojcego na wozie jeca, lecz natychmiast o nim zapomnia, znowu ze

    strzelb do oka przyoon mierzy, strzela, a staa si z nim rzecz jak piorun szybkai miertelna.

    Z zaroli wypad setnik kozacki na koniu, z ktrego uda krew cieka i ktrego juwspina, aby rw z powrotem na grobl przeskoczy, gdy zuchway rycerzyk w karma-zynowej czapce zmierzy do niego, wystrzeli i Kozak, w pier kul ugoony, spadz konia, rozcign si u stp zaroli. A w chwil potem tak krtk, e w niej powiekaluka zaledwie mrugn by zdoaa, z grobli na drug stron rowu przeleciaa kula innai utkwia w czole rycerzyka, ktry pad take

    Wwczas Aleksander uczu na twarzy gorcy oddech konia, a tu przy uchu jegozaszemra ciki szept kapitana:

    .WR eWR" .WR eWR"Sta na koniu blady jak kreda i palcem na zabitego powstaca wskazujc, z obkanymi

    prawie oczyma modego jeca zapytywa: Apolek? 5D]ZLe eWR Apolek? Apolek? Tak, Apolek.Dwie piersi: ocera i jeca szybko, z guchymi jkami dyszay. Karowick? Karowicki. %RK PRM krzykn kapitan i by to krzyk przeraenia, blu, nie wieie jeszcze

    jakiego uczucia, ale ktre piersi rozrywao.U stp zaroli, u brzegu mtnie poyskujcej wody, leeli niedaleko siebie na zielonej

    trawie rozcignici dwaj uroiwi moiecy, jeden czerwonym, drugi czarnym pasemprzepasani jeden z rozdart i skrwawion oie na piersi, drugi z czarn i sznurek krwisczc plam pord czoa. Gowy ich okryte byy czarnymi i ciemnymi wosy, a czap-ki daleko na zielon traw odrzucone dwoma rnymi odcieniami czerwonoci iskrzyysi w sonecznym wietle. I przegldao si iskr nieruchom wiato soneczne w szklemartwych ich oczu

    *

    Od dnia klski, ktr w lasach poleskich ponis odia pieszego i konnego wojska,od dnia, w ktrym wsplnie z kilku towarzyszami poleg w bitwie Apolek Karowicki,

    Ocer

  • a Aleksander Awicz do wizienia znajdujcego si w miecie najbliszym przez resztkpobitego wojska odwieziony zosta, kilka tygodni upyno.

    Na wiecie by ju lipiec upalny i duszny. Na szerokie pola kady si pod cinajcymje sierpem obte zboa i pyny szelesty zotej somy. W rzekach, jeziorach, strumie-niach lenych i brodach kowych wysychay wody; nad zotymi polami, nad kncymiw upale kami, nad lasami stojcymi w kamiennych ciszach, szerokie koa pod wyiskrzo-nym sklepieniem nieba zataczay uczce si lata bociany.

    Trzypitrowy gmach wizienny wznosi si nad niskimi domkami miasteczka, jakwszystkie wizienne gmachy ponury, nagi, sczerniay, zamknity. U dou jego, na ie-icach i na pitrach niszych rozlegay si czasem haasy, krzyki, rozmowy, szczkibroni, lecz okna rzdu najwyszego, pod czerwonymi gzymsami dachu zdaway si przezotwory krat elaznych oddycha milczeniem i samotnoci.

    Im wyej, tym samotniej. Nie dochoiy tam z ieicw i pitr niszych adnegosy lukie i nie dochoi may, uliczny gwar miasteczka. Czasem tylko sycha byokrtkie rozmowy zmieniajcych si szyldwachw, wlokce si kroki dozorcw lub zgrzytykluczy obracanych w zamkach otwieranych i zamykanych cel. Im wyej, tym pikniej.Z tych okien wysoko wzbitych nad ziemi wzrok mg dostrzega troch zotego pola,ktre miasteczko otaczao, pasek lasu za polem i w poudnie czarne sylwetki bocianwzataczajce pod niebieskim bkitem szerokie koa. Bociany z oddala znacznego wydawaysi baro mae: w zamian wielka zawsze twarz soneczna co wieczora po skonie niebaspywaa za pasek lasu i zapalay si potem nad nim zorze wieczorne.

    Im wyej, tym smutniej. Na skrawek przestrzeni wolnej, na ptaki skrzydlate, na nieboi wiato niebieskie patrzc, te wysoko usaone okna wizienne zdaway si by oczymanalanymi czarnoci nocy.

    Za jednym z tych okien, w izbie wiziennej jak wszystkie wizienne izby ciasnej, ni-skiej, sczerniaej i ponurej, Aleksander Awicz sieia pod cian na wskim zydlu i czyta.Przed niewielu dniami posiad pozwolenie otrzymania z zewntrz kilku ksiek i nie wie-ia zupenie, czemu lub komu t ulg w losie swym mia przypisa.

    Bo a do tych dni ostatnich surowo postpowania z nim rwna bya cikoci jegoprzewinienia. Za jego to waciwie spraw wojsko ponioso klsk od ostrzeonych przednim powstacw, czyn ten stwieri wasnym wyznaniem, samemu w lesie uczynionymi po kilkakro ju powtrzonym przed obliczem komisji ledczej. I zachowanie si jegoprzed tym zbiorowym obliczem do agodnoci skania nie mogo. Na mnstwo zadawa-nych mu zapyta nie mia nigdy odpowiei adnej oprcz staego potwierenia czynu,ktrego dokona sam. Nalea do najodporniejszych, najtwardszych. Do najmniej mw-nych take, bo czu, e gdy raz otworzy usta, wszak znowu jak pomie zagorze moew uniesieniu takim, z jakim setnikowi kozackiemu rzuci swoje wyznanie.

    Znis wiele i cierpienie przecigno po nim swj rylec i swj pel. Schudi spowiao mu na twarzy mskie jej przedtem zabarwienie. Na czole wyryy mu swe bladepitno dni guche i noce bezsenne, w oczach odbia si tsknota otoczona wspomnieniamii ustpujca tylko przed niepokojem penym grobowych widm. Jednak z moieczychtych oczu blask i ogie nie zniky i na poblade usta przypomnienia rzeczy minionychsprowaay niekiedy umiechy, z ktrych lada promie ycia wykrzesa mg dawnymiech wesoy i pusty. Ale wysubtelnia i wyduchownia. W wyszczuplonym ciele czubyo jak spryn, ktra wyprostowywaa je dumnie i jak pie z nut smtn, leczwzbajc si wysoko.

    Przez ma, otwart w oknie szybk powia wiatr i z lekka porusza mu zacz na go-wie ciemnopowe wosy. Jakby rka jaka opucia mu na gow orzewiajc pieszczot,jakby co z zewntrz na niego zawoao. Ksika wypada mu z rki. Porwa si, prawieswawolnym ruchem dawnego Olesia na zydel wskoczy, przy oknie stan, przez otwar-t szybk patrze zacz. Patrza na zawieszon nad dalekim paskiem lasu twarz soca,ogromn i jaskraw, na szmat zotego pola, po ktrym na ksztat czarnych kropel roiysi malutkie z oddalenia istotki i gboka bruzda cierpienia przerna mu czoo.

    W tej chwili w ogromnym zamku zazgrzyta klucz i zza drzwi nieco uchylonych ba-sowy gos mski zapyta:

    3R]ZDODMeWLe"

    Ocer

  • Ze ziwieniem wizie spojrza na tego grzecznego gocia, ktry przed wejciem doceli wiziennej o pozwolenie wejcia do niej prosi.

    By nim ocer do wysoki, barczysty i ciki, z twarz grub, cho do ksztatn,z czoem od rumianych policzkw bielszym i rudawymi nad nim wosami. Srebrna, wskatama z zawieszonym na niej paaszem ukon lini przepasywaa mu piersi i plecy okryteobcisym mundurem.

    Cela bya ciasna; drzwi jej znajdoway si o kilka krokw od okna, u ktrego, z zy-dla zeskoczywszy, sta Awicz. Ocer zatrzyma si o krok jeden przed drzwiami, ktrezamkny si za nim i znowu kluczem obracanym w zamku zazgrzytay.

    Nie chciabym miesza zacz i jeeli QLe Z c]DV przychoMwi niezmiernie zepsut polszczyzn. Owszem wahajcym si gosem i wpatrujc si w gocia odpowieia wizie.

    Wszake to pan by tam z wojskiem? Czy moe myl si?Nie odpowiadajc na zapytanie, go spod rudego wsa mrukliwie wymwi: Mam honor rekomendowa si: Apolinary Karowicki. Karowicki? Apolinary? z ruchem najwyszego ziwienia zawoa wizie.Skoni si ocer. I Karowicki, i Apolinary. iwi si pan QX, rne VXc]DMe na wiecie bywaj Krewny moe biednego Apolka?Ocer rk po biaym czole powid. To by mj stryjeczny brat. Jego ojciec i mj ojciec byli rRGQ\PL brami.W celi oprcz wskiego zydla przy cianie, ktrego jeden koniec wizienn pocie-

    l okryty naladowa ko, znajdowa si jeszcze stoek drewniany i krzywy, brudny,z popkanych desek zbity st. Ocer postawi stoek przy krzywym stole i usiad.

    Ja przyszed, aby z panem o nim pomwi ja tego chopca lubi on mnie byGRrRJ ja i tu w wizieniu cay ie dyurnym wic pomyla sobie: pjd, rozpytamsi o niego kiedy? jakim sposobem? bo ja nigdy nie spoiewa si On w Moskwieuczy si. Dwa lata uczy si tam i do starszego brata na wita wielkanocne pojecha. 1XGD Jak pojecha, tak i nie powrci. Oni tu swj majtek gie maj wic pan jegopewno znae? Czy pan jego znae?

    Z bliska, mieszkalimy w ssietwie niedalekim. 'D GD Jak tylko mnie pan tam w OeVX, swoje nazwisko powieia, ja zaraz

    przypomnia sobie, e gie je sysza, a potem i to przypomnia, e od Apolka syszaOn mnie wszystko opowiada, jak ieckiem by, kogo zna, z kim bawi si Ach, QLeV]c]DVWQ\M jak on tam popad? Kto jego namwi? Taki mody L GREr $cK GREr .DNRMeX QLeZR E\R GRErRMe c]\VWRMe GLeWVNRMe VLerGce

    Zwiesi gow i ao gboka rozlaa si mu po twarzy. Przy tym wida byo, ew chwili wzruszenia na usta jego cinie si mowa, do ktrej przywyk i w ktrej bybiegy. Podnis po chwili gow i spotka si oczyma z utkwionym w niego ziwionymwzrokiem winia. Iskra gniewu zamigotaa mu w chmurnych oczach.

    Pan iwisz si! Czego iwi si? Dlaczeg to Apolek bratem moim by nie mg.Na wiecie rne VXc]DMe bywaj. Ot, dwch rRGQ\cK braci byo, daleko od siebie mieszkali.Jeden zosta si przy majtku, a drugi go straci i jak straci, na sub poszed w WZLerVNLeMguberni suy.1X GD Tak Apolek by syn jednego brata, a ja by syn drugiego GLeGXV]NDnasz mia imi Apolinary i nas obydwch tak nazwali. Ale stryja ja nie zna, bo RQ rDQRumar i ja do tego czasu nigdy tu nie przyjeda, a teraz XZ\ ze swoim pukiem przyjecha,eby PLDWLe uspokaja. I oto co zobaczy! Apolka zabitego zobaczy chopca, megomiego brata!

    Przywizanie do polegego powstaca, iwne jako w grubym czowieku tym, tkliwieujmowao modego winia i zaciekawia go ten ocer z natur, jak si zdawao, dozoon. Zapyta, jakim sposobem mg tak z bliska zna stryjecznego brata, skoro nigdydotd w kraju nie by. Ocer z popiechem odpowieia:

    Ju mwi, e on dwa lata by w Moskwie, a ja tam wtedy z pukiem sta. 1X ZRWmy gieci spotkali si jedno nazwisko pyta si on mnie, czy nie krewny! A ja juwieia, kto on, i mwi: Ja wasz stryjeczny brat. Tak on, VLerGLec]Q\j, za szyj mnieobj

    Zatrzs mu si gos w gardle, grubym konierzem munduru otoczonym.

    Ocer

  • Familii ja nie mam, nikogo swego na VZLeWLe nie mam krew odezwaa si polubibrata I jak nie polubi? Taki dobry, VLerGLec]Q\ chopak. I NrDVDZLec e on by! I on mniepolubi, cho czasem i VLerL si na mnie, QX WDP, za rne gupstwa, ale zawsze potemprzychoi i mwi Ty biedny co ty winien

    Zamilk, ramieniem uczyni gest rozpaczy. Co tam ju gada! Co opowiada. Mino, SrRSDWR Ju jego na wiecie nie ma

    AleWyprostowa si, chmurne jego oczy z wyrazem proby utkwiy w twarzy winia. Ale teraz ja przyszed pana prosi, eby pan mnie wszystko o nim opowieia: jak

    si to stao? Jak do tego przyszo? Kto go namwi?Opowiadanie byo krtkie. Nikt go nie namawia i przyszo do tego w sposb prosty.

    Chopak by ywy, szlachetny, kocha kraj, kocha ide, unis go ten prd, ktry unosiinnych.

    Ocer sucha z gow spuszczon, w ziemi patrzc. *XSRVW sarkn. Co jest JXSRVWL" umiechn si Awicz. $ ZRW, te wszystkie wasze idee i SrG\! Wiele by o tym mwi z nowym umiechem rzuci wizie. Ja i chciaby z panem wiele o tym pomwi chciaby baro Nu, ale to pniej,

    kiedy ja tu inszego dnia przyjd a teraz ot, co ja jeszcze chc panu powieieDonie na kolanach opar, okcie z fantazj nieco rozstawi; do chmurnych oczu jego

    zabi niky umiech. Ja nie tylko dlatego tu przyszed, aby o Apolka rozpyta si, ale i dlatego take,

    QX GD dlatego, eby si pozna z panem wy mnie tam w lesie podobali si Na ko-niu jeicie jak wojenny czowiek i ZRW, miao wy wtedy w oczy kozackiemu VeWQLNXpatrzyli; jak on wam t JDGN QL]RVW powieia, to u was iskry posypay si z oczu i od-powieielicie jemu dobrze! Nu, i odwaga to bya! Z goymi rkami pomiy V]W\NDPLi pikami! Ja wtedy pomyla sobie: PDDGLec!

    I nawet powieia to pan, syszaem z wytryskujc na twarz wesooci zamiasi wizie.

    1LeXeOL WDN" Powieia? Nu, moe i powieia. Mnie wtedy wszystko we rodkuprzewracao si, a jak we mnie wszystko we rodku przewraca si, to ja wtedy czasem samdo siebie gadam.

    mia si. mieli si obydwaj. A czeg panu wtedy wszystko przewracao si we rodku?Uczyni gest niechci, spospnia znowu. Dugo by o tym gada. Moe kiedykolwiek pniej, jak inszego dnia przyjd. Ale

    teraz powiem jedn rzecz, eby pana pocieszy! Ja wiia, e pan konie lubisz i tego, naktrym pan jechae, oczyma przeprowaae na poegnanie, tak jakby z przyjacielemegna si. To pikny ko i bestia rozumny. Ja nie chciabym, eby on w zym rkuzmarnowa si i dlatego poprosi, eby jego mnie oddali. Tamten mj stary ju by i zaciki. 1X GD Ten ko u mnie jest teraz i ja mog pana pocieszy, e on zdrw i e jaz nim obcho si jak z ieckiem.

    Winiowi rzeczywicie oczy paliy si z radoci. Mj Piorun! mylaem, e zabity albo e go mcz, go ikuj panu i za

    dobre dla niego chci, i za mi o nim nowin. Lubiem nie! kochaem to pikne,rozumne zwierz, w ogle przepadam za komi!

    To tak jak ja! zawoa ocer. Od iecistwa za komi przepadaem i chomy z nieboszczykiem ojcem w miasteczku mieszkali, to maym bdc zawsze DGQDNRcho szkapy jakiej dopadn i lec na niej na miasteczko na zamanie karku, tylko e u nasw pieszych pukach ocerskie konie nietgie! Ot ten paski jak on nazywa si? Piorun?Dobrze, ja bd go tak nazywa takie rozumne zwierz przywyka do swego jak topowieie.

    Imienia!

    Ocer

  • 'D GD I jak na niego zawoa tym LPLRQeP, do ktrego przywyk, to gowodwraca albo jak iecko za czowiekiem iie. Ten paski Piorun to krwi DQJOLc]DVNLeMko, prawda?

    Pkrwi odpar wizie. Takie czasem najlepsze.Przez kilka minut rozmawiali o rnych rasach koni, ich przymiotach i przywarach.

    Oywili si obaj. Wizie zamia si raz gono i wesoo; ocer zmieni si do niepoznaniaw tej poufaej gawie o przedmiocie wsplnie ulubionym. Zacz ju nawet z mniej-sz ni przedtem trudnoci mwi po polsku i czasem zatrzymujc si wrd mwieniazapytywa: jak to powieie?

    Przepraszam pana, e zapytam zacz wizie ale chciabym wieie, giesi pan uroi.

    Gie ja uroi si? W majtku ojca, w wileskiej guberni, ale cztery lata mia,kiedy ojcu ten majtek za dugi sprzedali i on zacz o sub stara si. Sub prdkoon znalaz, ale a w WZLerVNLeM guberni! I my tam wyjedali, kiedy ja piciu lat jeszcze niemia. Ale dlaczego pan mnie o to pyta si

    Tak z wahaniem odpowiada Awicz. Mwi pan zapomnia!Ocer rk machn. Ech! Jak ja ieckiem by, to w domu zawsze po polsku mwi, ale jedenacie lat

    mia, kiedy do korpusu ojciec odda Ju on wtedy, przyzna si, troszk pi i by barobiedny, a w korpusie na rzdowy V]c]RW nic nie kosztowao Tak ja tam i zapomniaa potem gie byo przypomina? Jak z Apolkiem czsto widywa si, to troszk sobieprzypomnia, bo on inaczej jak QD VZRLP rRGQ\P jzyku rozmawia nie chcia

    Jak to swoim, czy i nie paskim take? Chyba matka przepraszam, e jeszczezapytam, kim bya matka paska?

    Jak to kim? Jakiej narodowoci? 1DrRGQRVWL" Jakieje ona moga by? Tak samo w wileskiej guberni uroia si

    PolkaWp miejc si, wp z przykrym uczuciem Awicz zawoa: Ano to pan z pochoenia jest Polakiem cakowitym!Spospnia znowu ocer. = SrDLVcKRGLeD GD QR, co znaczy SrDLVcKRGLee" Ot, powiem panu, e ja, nim

    tu z wojskiem przyjecha, nigdy o takich rzeczach nie myla. Nie przywyk. A jeeli kiedyi pomyla, to zawsze tylko tyle, e takie rzeczy SRQR QLc]eZR nie znacz. I teraz dopieroja zacz o nich myle i zaczo mnie zdawa si, e one co znacz.

    Spojrza na zegarek. $GQDNR mnie pora! Zasieia si ja u pana. Czy pan pozwolisz mnie czasem

    przychoi? 6\PSDWMX ja mam do pana i baro pana auj.Rozejrza si po celi. Smutno tu sieie samemu w niewygodach? a? Niewesoo. Ale teraz mniej smutno, bo ksiki czyta pozwolili i nawet nie wiem,

    skd ta aska.iwny umiech przewin si po zmarkotniaej ju przedtem twarzy ocera. Byo

    w nim glarnoci troch i wewntrznego triumfu, ktre jednak prdko zgasy. Na ksiklec na zydlu spojrza.

    Ja czyta nie przywyk ale temu, kto przywyk Temu, kto przywyk podj Awicz ksika dawa moe chwile szczcia

    w nieszczciu Nu, to dobrze, e pan j teraz masz!Podnis si ze stoka. Westchn. Nie chce si i! Niby to pan zamknity sieisz, a ja po wolnym wiecie cho-

    , a DGQDNR moe panu jak to powieie moe panu i nie gorzej ni mnie. Bojaki to wiat? Brzydki, pody wiat krew luka na nim si leje luie jedni drugichnienawi I najgorsze to, e czowiek sam siebie nie rozumie i czasem sam na siebiechciaby plun To i nie chce si czasem po tym wiecie choi!

    Gbokie, gnbice cierpienie rozlao si mu po twarzy.

    Ocer

  • To przyjd pan znowu kiedykolwiek, skoro ta moja nora tak si panu podobaa uprzejmie rzek Awicz.

    3r]\MGX mnie mona do pana przychoi. Nikomu nie mona, a mnie mona Dlaczeg to?Ocer zniy gos. Plecy, wiisz pan, mam! :RW, dlaczego. Jak to plecy? Co to? :RW takie plecy, co mnie od wszystkiego broni Mnie dlatego i po tym nie-

    szczciu w lesie z rRWQD]ZR NRPDQGLrVWZD nie zrzucili. Drugi by tak polecia, e jejej!A mnie RQ broni, przez to ja i do pana przychoi mog, kiedy tylko zechc

    O krok jeden sta przed Awiczem, w postawie wahajcej si, z wyrazem zmieszaniana twarzy.

    I sam nie wiem zacz czy mog panu rk poda, czy nie mog?Awicz poda mu rk, ktr do ocera obja silnym, troch drcym uciskiem.

    Co na ksztat uszanowania i rozczulonej niemiaoci odmalowao si w tej chwili najego twarzy.

    Odchoi. U drzwi odwrci si jeszcze. Wiesz pan co? Ja myle sobie zaczynam, e DGQDNR takie rzeczy PXVL E\ wie-

    le znacz. Iiesz z wojskiem na PLDWLeQLNRZ L JD] QD JD] spotykasz si z bratemz bratem, ktrego jak swoje ycie lubisz. I twego brata zaba to wojsko, ktremu ty samzakomenderowa: strzela! :RW, co takie rzeczy

    Gos mu si w gardle zaama. Szybkim ruchem obrci si ku drzwiom i z twarzprzyoon do znajdujcego si w nich okrgego otworu krzykn:

    $WZDrLWBrzmienie okrzyku tego byo znowu grube, twarde, ostre i przypominao Awiczowi

    kapitana wykrzykujcego sowa komendy na owej grobli.Nie iw, e w sposb taki znowu przemawia zaczyna, wszake z tej celi wiziennej

    wychoi na wiat wolny!

    Par dni mino i znowu w porze niezwykej ciki klucz zazgrzyta w grubym zamku, aletym razem za otwierajcymi si drzwiami gos kobiecy mody i wiey spyta:

    Czy mona?Ach, Tosi gos!Aleksander jednym skokiem by ju przy drzwiach. Ciotko! Ciotko droga! Najmilsza! Zota!Caowa rce siwej kobiety w czarnej sukni, a potem obie swoje wycign ku pik-

    nej iewczynie, ktrej bkitne oczy stay w blasku radoci i ez. Z tymi byszczcymioczyma i luternym umiechem na twarzy bledszej i chudszej ni przedtem, z rkomauwizionymi w jego rkach, mwia:

    Wiisz, Olesiu, wiisz! Musiae jak zajc jednym okiem spa na koniu, bowpade im w rce!

    Po czym z oczu jej wypyny zy, ktre je tak byszczcymi czyniy i wtedy monabyo pozna, e wiele przez tygodnie ostatnie pakaa.

    Ale jakim cudem, jakim cudem przyj tu mogy, skoro nikomu nie pozwalaj. Tak,one same tego nie rozumiej. Odmawiano dotd i odmawiano pozwolenia na wieniesi z winiem i czyniono to w sposb przykry, szorstki. Nagle zmiko to, zagodniaoi pozwolili na krtko wprawie, ale nawet bez wiadkw. Do jednak o tym. Tysicerzeczy jest do powieenia. Mieszkaj teraz w pobliu tego miasteczka u krewnych, bodwr zrujnowany

    Jak to zrujnowny? W czasie rewizji. Opowieiay o niej wszystko.Ot dwr razem z majtkiem uleg urzdowemu opisowi, ktry jest wstpem do

    konskaty. Kazano im stamtd wyjecha. Syn jednej, a brat drugiej uwiziony, nie tutaj,gie iniej go powieli, a one tam za nim jecha jeszcze nie mog

    Ocer

  • Teraz matka mwic o synu rozpakaa si, ale dwoje modych patrzao na siebie z nie-bem w oczach.

    Potem o partii, ktra rozproszya si bya, lecz wkrtce znowu zgromaia si kdydalej, o uwizionych i zabitych, o wtych naiejach, o okropnych trwogach, o caej tejtragedii przeraliwej, ktrej jednak echa do tych cian nie przenikay.

    Z dwu par oczu modych i zakochanych niebo szczcia znikno, a powrciy do nichponure trwogi i przeszywajce ale ziemi ze wszystkich ziem globu najnieszczliwszej.

    Potem jeszcze: jak ci tu jest? co jadasz? jak sypiasz? czego ci trzeba? Moe pozwolprzysa! Moe pozwol znowu przyj! Bd do miasteczka przyjeday, bd prosiyJak si skoczy? Boe miosierny jak si to wszystko skoczy dla niego, dla nich, dlawszystkich, dla sprawy?

    I czas ju ubieg, ostrzego o tym pukanie do drzwi dozorcy.Wstali wszyscy troje z wskiego zydla. Matka wzia za rk crk i z lekka j ku

    modemu winiowi przybliajc, drcymi wargami mwia: Oddaj j tobie, Olesiu! Dotd byam przeciwna bo pokrewiestwo bliskie,

    a maestwa pomiy krewnymi podobno I jeszcze jedno: o czym innym dla Tosimarzyam Kada matka ma dla iecka swego jakie marzenia Wiisz, spowiadamsi Ale teraz, mj Olesiu, kiedy ty taki nieszczliwy i taki ielny syn ojczyznyzostae i moim synem Gdy tylko biesz wolny

    Nie moga mwi dalej od wzruszenia, a oni oboje przed ni klczc kolana jej obej-mowali.

    Dozorca, wci do drzwi pukajc, sysza w celi wiziennej pacz nie tylko niewieci,lecz, jak mu si zdawao, i mski take.

    Odeszy. Wizie pozosta sam. W gowie mu szumiao, w piersi serce jakby wyroso,tak dawio zami co chwila wzbierajcymi. Wstyd paka jak iecko albo kobieta! Ma-zgajem nigdy nie by. Owszem, by przecie wesoym Olesiem. Ale teraz te kilka tygodnimki rnej, a po nich taka rado

    Czy tylko bie wolny? W zupenoci nie. Wyrok na niego spa majcy mg bytylko mniej albo wicej srogi; wolnoci zupenej mu nie powrc. Wieia o tym, alewieia te i o czym innym, co mu bl wiadomoci tamtej niemal w uczucie szczciazamieniao. Wieia, e na adnej droe i w adnej otchani, w aden czas burzy i w adenczas soty nie opuci go kobieta, ktr kocha.

    W kilka goin potem caego w ogniu, w marzeniach, w niepokojach znalaz gowchocy do celi ocer. Zrazu gow tylko przez uchylone drzwi wsuwajc, zapyta:

    Czy nie PLeV]DP? Nie! Nie! Nie przeszkaa mi pan w niczym. Prosz wej! Chciaem nawet zo-

    baczy si z panem.Wszed powitaniem tym wyranie uradowany i do iwnie na twarzy jego, najcz-

    ciej ponurej, wyglda umiech luterny, z jakim pyta: A co? Krewne paskie byy? Byy, panie, byy! Tak ciesz si, e je wiiaem i tylko si iwi Czemu pan si iwisz? e pozwoliliOcer znowu na jednym w celi stoku drewnianym usiad, donie na kolanach opar

    i okcie z fantazj rozstawi. Che, che, che z cicha zamia si che, che, che!A siwe oczy jego w rozgorczkowanej twarzy winia tkwice miay w sobie co jakby

    opiekuczego i zarazem dumnego; zdaway si cieszy jego radoci i zarazem mwi: Awiisz, co ja mog! A wiisz, jaki ja!

    :RW kiedy ju do tego przyszo, to ju panu powiem, jak to byo.Na grube drzwi zamknite niespokojne wejrzenie rzuci i ku Awiczowi pochylony

    szepta: Tu jest taki czowiek, co na baro wysokim SRVWLe stoi. To mj towarzysz z korpusu

    i my ju w korpusie baro jeden drugiego lubili. A potem to ja raz z wielkiego nieszczciago wyratowa. Mniejsza o to, jakie to byo nieszczcie i jak ja jego ratowa, ale cho onna wysokim SRVWLe stoi i wiele moe, a ja may sobie czowiek, tak byo i on nigdy o tymnie zapomnia. On mnie lubi, to mj prawiwy GrXJ

    Ocer

  • To s plecy paskie i pan si do nich za mn wstawiaPotakujco gow skin. Ja nawet skama przed nim i powieia, e pan jeste mj SOePLDQQLN.Aleksander by wzruszony. ikuj! Nie wiem, czemu przypisa 1X ZRW Czemu przypisa? Ja pana polubi NDN WR RG rD]X jeszcze tam w lesie

    pan Apolka znae i ja nawet przypomnia sobie, co on mnie o panu mwi Nie, nie! To nie to z ywoci zaprzeczy wizie. Pan w ogle musisz

    by Mwiy mi przecie krewne moje, jakie nieszczcia sta by si mogy eby tamwtedy pana nie byo!

    Mwiy, mwiy panu o tym!Oczy rozbysy mu uciech, ktra jednak prdko zgasa. 1X GD Ale co w tym RVREQeJR? Zwierzem by chyba trzeba by A jednak nie bez pewnej ironii przerwa Aleksander gorliwym pan jeste

    w swojej subie. W czasie rewizji owej sroszy pan by od towarzysza swego i potem,tam na grobli sam wiiaem, z jak gorliwoci, z jakim zapaem

    Wyprostowa si ocer i z wielk powag w postawie i na twarzy przerwa: To by mj obowizek. Raz ja na sub poszed, to ju uczciwie suy powinien. Ja

    z tego chleb jem i powinien robi to, za co mnie chleb ten daj, inaczej ja bybym zdrajc,a zdrada to paskudna rzecz, brudna. Pan to sam kozackiemu setnikowi powieia i jawtenczas pana polubi! To pan wiesz

    Nie mog odmwi panu susznoci. Tak jest, jak pan mwi z tak sam po-wag, z jak mwi ocer, odpowieia wizie.

    1X GD Mnie kazali zrobi reZL]MX, to ja powinien by j zrobi jeszcze lepiej, jakbyj inny robi

    Dlaczeg jeszcze lepiej $ ZRW wiicie dlatego, e ja polskiego SrDLVcKRGLeD czowiek to na mnie po-

    dejrzenie moe pa, e zdraam i podejrzewa mnie o to setnik kozacki, to ja jemuchcia pokaza, e c]eVL L VRZLeVW moje czyste. Ale bezbronnych zaba i rne tam SRV]RVWL dokazywa nikt nie kae to do suby nie naley. 1X GD Do suby ocerskiejto nawet naley, eby tego nie byo Wiisz pan, e ja i w jedn stron, i w drug strontylko obowizek swj speniam

    Pochyli twarz, zamyli si. Zdaje si wszystko dobrze W wojsku suysz, na wojn iiesz, robisz to, co

    QDc]DOVWZR NDe, obowizek swj speniasz, niczego innego tu i by nie moe a DGQDNRciko jej, jej! Jak ciko, jaki al Wszystko przewraca si we rodku

    Ostatnie sowa wymawia z czoem opartym na doni, szeptem cikim, takim, jakbyprzemawia do ziemi, w ktr wlepia wzrok zmcony, ponury.

    Dlaczego tak ciko? Czego taki al? ze wspczuciem i ciekawoci zapytaAwicz.

    $ ZRW, eby ja sam o tym wieia, to byby kontent. Zdaje si, co tu takiego?*XSRVWLeM narobiliPLDWLe, bunt. Uspokoi trzeba. Na to wojsko i na to ja ocer. miercinie boj si! 7rXVeP mnie Pan Bg nie stworzy. $GQDNR taki al, taki smutek, taka jakawe rodku trudno Myl, ja myl, co mnie takiego stao si i nie rozumiem.

    Nie rozumia tych instynktw, ktre pracowa w nim zaczy i tej iskry, ktra w nimspaa dugo, a teraz rozpala si zaczynaa w piekcy pomie.

    Pooenie okropne! szepn Aleksander, potem z ywoci zawoa: Dlaczego pan wprzd, nim tu z wojskiem przyby, dymisji swej nie zada?Nic dorwna by nie mogo zdumieniu, z jakim ocer oczy na niego podnis. Do dymisji! powtrzy z osupieniem. : RGVWDZNX A co ja bym potem na

    wiecie robi?Bya w tym powieeniu prawda gorzka i twarda. Co on by robi w jedenastym roku

    ycia do korpusu oddany i ze wszystkich na tym wiecie robt znajcy tylko sub woj-skow, ale za to, jak nie bez pewnej chluby mwi, znajcy j jak rzadko kto wyborniei lubicy j, chlubicy si ni dotd Tylko teraz co takiego iwnego z nim si stao

    Ocer

  • W dusz sw gboko nie spoglda. Nie przywyk. Byy chwile, e gniew ogromnyzrywa si w nim przeciw tym Ee]XPcRP, obkacom, ktrzy temu wszystkiemu byliwinni i gdy sam jednak w ocerskim mieszkaniu swoim o nich myla, zdawao mu si,e ich nienawii, e nimi, e ich gupot gari, e z rozkosz starby ich z powierzchniziemi. Ale trzeba byo jednego tylko spotkania, jednego widoku, jednej czasem o nichwieci zasyszanej, bohaterskiej lub tragicznej, aby znowu jakie szatany dranice i szar-pice do wntrza jego wstpiy. Pomiy szatanami tymi odkry raz jednego, ktremuna imi: wstyd. Ani cienia pojcia nie mia o tym, czego by mia si wstyi. Jednak tento szatan wanie wszystk krew rzuci mu do twarzy, gdy w czasie owej rewizji w owymdworze kobieta wiczna mu za zbawienie swych ieci zapytaa go, jak si nazywa..DrRZLcNL! Brzmienie tego nazwiska Za nic w wiecie nie zdoaby go wwczas gonowymwi. A setnik kozacki z ironi na niego patrza, lepiej moe go rozumiejc ni onsam siebie!

    Ani na chwil ju dnia tego nie oyska tej rubasznej i dobrodusznej wesooci, ktraniekiedy pospn twarz jego rozjaniaa. Bawi te krtko, ale przed odejciem zapytajeszcze Aleksandra, czy ta pikna panna, ktra go i razem ze sw matk odwieia,jest jego narzeczon.

    i wanie odbyy si ich zarczyny. i? Gie? Tu? Jak to?Awicza zdumienie jego rozmieszao.C w tym iwnego? Kochaj si z sob od iecistwa, ale dotd matka sprzeci-

    wiaa si ich chciom z powodu pokrewiestwa i innych tam jakich swoich chci czyzamiarw I i wanie powieiaa, e ju si nie sprzeciwia, e ich z sob zarcza.Ocer znowu by ziwiony.

    :RW NDN Wprzdy nie zgaaa si, a teraz kiedy pan zgubiony czowiek zgo-ia si. 1X eWR ju takie jak to powieie EDJRrRGVWZR, e czowiekowi a w gowiekrci si. Ale jake to bie? Czy pan myli, e pana tak i puszcz std, bez adnegoQDND]DQLD? To by nie moe. Zel pana, gie gorzki pieprz ronie i majtek pewnoodbior

    Szczliwy umiech rozla si po twarzy winia. Znionym nieco od rozmarzeniagosem odpowieia:

    Wiem o tym, ale i tego rwnie pewien jestem, e narzeczona moja nie opucimnie ani w ubstwie, ani na wygnaniu i e w kadej otchani, wrd kadej burzy czysoty ycia biemy sobie nawzajem pomoc i zbawieniem.

    Ocer sta przez chwil milczc i w ziemi patrzc. Po biaym jego czole przepywaypowstajce i znikajce zmarszczki. Byy to fale podnoszone przez myli nowe, iwne,w ktre wpatrywa si, ktre wyrozumie usiowa? I moe nie tylko przez myli. Wyrazrozmarzenia okrywajcy twarz winia i w jego oczy wstpi. Odbia si w nich jaka naglepowstaa tsknota.

    licznie pan to powieiae ZRW poezja to prawiwa prawiwa i wiaraw czowieka, ktrego lubisz

    A potem z wybuchem zmieszanych uczu przyjani i zazdroci. 1X GD Szczliwy z pana czowiek! Cho zgubiony? umiechn si Aleksander. 1X, nie ze wszystkim zgubiony. Ale cho w bied wpad, DGQDNR szczliwy!Gdy odchoc szed ku drzwiom, kroki jego ciszymi zdaway si by ni zwykle.Do dugo potem nie powraca, a przyszed znowu i zaraz po powitaniu powieia,

    e czu si niezdrw i e mu w ogle na ciele i duszy niedobrze. Wic po co, myla sobie,mia tu w usposobieniu takim przychoi? Myla nawet te i o tym, aby ju wcale nieprzychoi i obecnoci sw winiowi nie PLeV]D, nie dokucza

    Bo gie mnie do was? I co wam ze mn za zabawa? Wy grny czowiek, a jazwyczajnie, z QL]PLeQQRcL (z nizin).

    Ale nie mg wytrzyma. Co go tu cignie. Chciaby o niektre rzeczy zapyta si,pogada o nich i jeeli Awicz pozwoli, to jeszcze ten raz

    Ocer

  • Ale owszem, owszem! Nie tylko ten raz, lecz ile razy tylko zechce. Czy nie oddajemu i bliskim mu osobom przysug wanych? Czy pomimo wszystko, co ich ielio, niebyli zwizani wsplnoci ziemi roinnej i moe czym wicej jeszcze?

    Czyme? Czyme? Jakie miy nami moe by podobiestwo? naglco dopy-tywa si ocer. Wida o to podobiestwo szo mu baro.

    Czy pan czuje si szczliwy? wzajemnie zapyta go Awicz.Uczyni rk gest gwatowny. . c]RrWX WDNRMe V]c]DVWMe No, wiisz pan! Jeden z nas w taki sposb, drugi w taki, a obydwaj Rozumiem ju, rozumiem i to jest prawda! ponuro w ziemi patrzc dokoczy

    ocer.Policzki jego byy daleko mniej ni przedtem rumiane i pene, nawet plecy zdaway

    si mniej szerokie i mundur obejmowa je mniej ciasno.Baro wyranie schud i poblad. Awiczowi rwnie kady ubiegajcy ie powleka

    twarz coraz widoczniejszym pitnem wiziennej mki. Szarowe oczy jego wydaway siogromne wrd wyszczuplonej twarzy, mode ciao, swobody ruchu pozbawione, nabraoporusze ociaych, pier przyzwyczajona do powietrza, przestrzeni szerokich i wolnychchwilami z trudnoci oddychaa.

    Przez kilka minut na siebie patrzyli, a potem jednostajnie, porozumiewawczo wstrz-snli ku sobie gowami.

    Ocer na stoku sieia, ale okci z fantazj nie rozstawia, opar je na kolanach i goww obie donie ujwszy mwi:

    Ja o Apolku cigle myl W ie jeszcze nic, ale w nocy to on cigle nade mnstoi, tak jak ja jego tam na trawie wiia, z t czarn iur porodku czoa Pytamja jego On by rozumny chopiec, szkoy skoczy i z drugiego kursu XQLZerV\WLeWDTo ja jego pytam si: Jakim sposobem ty, taki rozumny chopiec, nie wieia i nierozumia Ale nie tylko on! Wy wszyscy z nauk, z rozumem, jakim sposobem moglitego nie wieie i nie rozumie, e to Ee]XPMe jest VXPDV]eVWZLe, naprzeciw takiejpotgi stawa Pytam si ja jego: Po co ty, kochany chopcze mj, z motyk przeciwsocu skaka? On mnie nic nie odpowiada, ale na drug noc znw przychoi, stajenade mn z t iur w czole i tylko JXEDPL porusza, a mnie zdaje si, e te JXE\ mwi:To ty sam, bracie, zakomenderowa onierzowi: strzela!

    Wtenczas ja do niego krzycz, e powinno swoj speni, a u niego znowu JXE\poruszaj si i mwi: Ty dobrze zrobi, ale ty i paka po mnie nie powinien, bo jawrogiem by tego, komu ty przysiga suy. 1X, to i co, e dobrze zrobi i e niepowinien paka? Ja SDc]X, bo on GRrRJ mnie by, bo to bya moja krew I wy wszyscymoja krew, ja to poczu teraz, kiedy was pozna

    Podnis nagle gow, w twarzy Aleksandra ziwione i bolejce oczy zatopi. Bye pan kiedy w Petersburgu?Pytanie byo niespoiewane, odpowied twierca. Jake nie? Zna dobrze to miasto,

    cztery lata przeby tam uczc si, przed rokiem zaledwie stamtd powrci. Ocer wcizdumionymi oczyma na niego patrza.

    Jakie bogactwa? A? Jakie paace, wszystko z drogocennych kamieni budowane?Marmur, granit, malachit, zoto wszie a ciek. Jakie parady! A reZLe wojenne wiiaepan? A?

    I bogactwo, i paace, i parady, i rewie Awicz wiia i nawet z bliska si im przypa-trywa.

    A jakie s siy armii naszej, czy pan wiesz?I pewny, e o tym przedmiocie wizie dostatecznych wiadomoci posiada nie mg,

    j szczegowo mu go wykada. Tyle to i tyle korpusw, dywizji, pukw w piechociei kawalerii, na takie i na takie roaje i odiay poielona jest artyleria, a w kadymz odiaw znajduje si tyle i tyle armat, koni i lui. Najielniejsi woowie, czylijeneraowie korpusw i dywizji, nazywaj si tak a tak, maj za sob takie a takie bitwyzwyciskie, dowiadczenie wojskowe, wszystko, czego potrzeba, aby kadego nieprzyja-ciela, choby najsilniejszego, pobi, zgnie, zmiady

    Dugo opowiada, wylicza, wyjania, a im duej mwi, tym gortsza stawaa sijego mowa. W uczuciu poszanowania, do czci posunitego wzgldem tej potgi ornej,

    Ocer

  • ktr sowami malowa, w uczuciu chluby, e sam czsteczk tej potgi stanowi, znika sizdaway i milkn te zgryzoty, zwtpienia i ale, od ktrych jednak wyszczuplay i pobladymu policzki, ktre sprowaay mu noce bezsenne, z widmem zabitego brata stojcymu wezgowia.

    W zamian poczyna go ogarnia gniew, ktry nim rzuca i przez gardo jego krzyczaw czasie rewizji owej w owym dworze.

    Pocz biega po celi wiziennej, brwi najeajc, ramionami rozmachujc. I wy, wy, gar lui QLeZRMeQQ\cK, maa gar, bez armii, bez armat, Ee] NreSRVWL,

    bez sawnych wow, bez VNDrEX, przeciw takiej pote wystpili! :LeG eWR Ee]XPMejest, VXPDV]eVWZLe, VDPRXEVWZR, c]RrW ]QDMeW, V]WR WDNRMe I eby to gupie luie robili,ciemne, ale nie! Miy tymi, co robili, mao gupich i ciemnych. Sam kwiat narodusamo jego wiato Ja tego zrozumie nie mog i ja by was za to c]RrW SRELerL, kara,do WXrP\ saa, zsya

    Nagle znowu na stoku siad i w obydwie rce gow schwyci. Oj, Apolek ty, Apolek, bracie ty mj nieszczliwy! Ty mnie na tamtym wiecie nie

    przeklinaj za to, e ja tak mwi! Mnie VNRrEQR, DRVWQR, mnie straszno, mnie wszystko werodku przewraca si, kiedy ja to mwi Ty by rozumniejszy ode mnie, nauk miaa teraz kadej nocy do mnie przychoisz Czemu ty mnie nie powiesz, co ty myla,w co ty ufa, co tob rXNRZRGLR, kiedy to robili?

    W chwili gdy tak pyta, do agodna z bratersk poufaoci spocza mu na ramieniu. Ja powiem ci o tym, bracie Apolka, co nim rzio, kiedy on to robi. On kocha

    ojczyzn i wolno. Czy ty wiesz, co to ojczyzna? Czy ty wiesz, co to wolno? Nie! Anijednej, ani drugiej ty nawet nie wiia. I jeszcze: on nienawii niewoli. Czy ty wiesz,co to niewola? Nie, ty nigdy nie uczu, czym jest ona, bo sam by jej sug. I jeszcze: onkocha dawn chwa narodu swego. Czy ty wiesz, jak bya ta chwaa? Nie: tobie nikt nieukaza ani jednego promienia jej korony; ani jednego strzpa jej purpury. Wic zrozumienie moesz, co w nierwn t walk pchno Apolka, co w ni pchno nas wszystkich,jakie burze szalej w piersi czowieka deptanego stop przemocy i jakie niepokonane za-pay zrywaj go spod tej stopy, aby wyprostowa si, gow podnie, ramiona wypryi sta si z raba czowiekiem, czowiekiem wolnym To s prawa natury, ktre w nasprzemwiy, to wola Boga, ktry kademu z lui i z narodw da dusz osobn i woln,to krzyk naszej duszy do wiata, do ziemi, do nieba, e yjemy i e yjcych nikt nie maprawa wtrci do mogiy. Zginiemy dobrze, ale ten krzyk nasz, krwi i zami ocieky,zostanie w powietrzu i tym, co po nas przyjd, umrze nie da i sennych zrywa biez puchowych pocieli, i stanie si snem czarnym i snem zotym narodu, i choszczcymgo do wiecznej walki biczem, a wtedy dopiero przebrzmi, kiedy zwyciy idea.

    Ale czy ty myla kiedy, co to jest idea? Nie; ty mwisz: idee to JXSRVW. Wic nierozumiesz tego, e idee to sia potniejsza od twojej piechoty i kawalerii, od twoich armati sawnych jeneraw, bo wojsko ich to najlepsze lukie gowy i serca, a polem ich bitewto wieki. i pociskami armatnimi na proch starta idea odroi si jutro i jej by musiprej czy pniej zwycistwo ostateczne, i ona jest rozumem wyszym nad cy twojejarmii, nad twoje petersburskie granity i malachity, nad twoje szyderstwa i gniewy bojest sam prawd wiata i Boga.

    Upad na zydel Aleksander zmczony, wzruszony i szybko dyszaa mu pier wyszczu-plaa w powietrzu wiziennym, a o krok przed nim siecy na stoku podnis twarzz czoem bladym i siwymi oczyma, ktre pod rudawymi brwiami gorzay jak ule.

    Ja zrozumia Moe nie wszystko, ale wiele z tego, co pan mwie, ja zrozumia.Tak jest. Idea to nie JXSRVW. Moe wy albo wasze QDOeGQLNL i zrobi tak, e na wieciey bie lepiej. A teraz ja ot co powiem! Nie pan jeste czowiekiem zgubionym, chopana Sybir czeka, ale ja dlatego, e o takich rzeczach nigdy nie myla, nie wieia jaczowiek zgubiony eby i jeneraem zosta, to czuj! e DGQDNR zgubiony! Podnissi ze stoka, na zegarek spojrza.

    $ ZVLR WDNL na sub trzeba.Wstrzsn silnie rk winia. ikuj panu! ikuj! ikuj!Za co tak gorco i dugo ikowa! Czy za rozjanianie przed nim ciemnoci, w ktre

    wpatrywa si przestraszonymi oczyma? Czy za obuanie mu w gowie myli wyszych

    Ocer

  • nad bagnety, armaty, malachity, granity i wojskowe rewie? Czy moe za to braterskie W\,ktre w gosie Aleksandra zabrzmiao mu echem gosu Apolka?

    W dniach nastpnych jeszcze kilka razy ukaza si w celi wiziennej, na krtko jednak,bo mia jakie wane zajcia subowe, ktre mu czas zabieray. Rozmawiali jednak zesob, cho zawsze niedugo, o rzeczach rnych, powszednich i niepowszednich, ocerwiniowi troch o yciu swoim opowiada, o ocerskim yciu, ktre poza czynnociamisubowymi wypeniay karty, kobiety, hulanki. On tyle tylko, e pakiem nie by. Zresztwszystko tak jak inni

    Pode ycie! rzek raz. Co tak y, to moe i lepiej tak jak ApolekPotem Awicz przez czas jaki go nie widywa, a dnia pewnego

    Dnia pewnego kapitan Apolinary Karowicki wyszed od przyjaciela swego stojcego nawysokim SRVWLe jakby oguszony i olepy, tak przeraony i zgnbiony. Co czarnego wi-siao mu przed oczyma, co cikiego leao mu na gowie, co strasznego wstrzsao jegosercem.

    Na wiecie sierpie ju by; nad ziemi w te cierniska ubran czas pyn w szacieczarnej i skrajami jej tu i wie zaczepia o sucho na bkitach nieba wyrysowane linieszubienic.

    Lasy opustoszay i gosy ornych bojw przestay ju przeraa ptactwo zbierajcesi ju do jesiennych odlotw; natomiast zaludniy si i przeludniy wizienia; zaludniysi i przeludniy elazne wozy uwoce gromady lukie w krainy nieprzejrzanych oddalii niezgbionych cierpie.

    Zawoniy po miastach i drogach kajdany, rozbiego si po szerokim kraju sowo:NDWRrJD.

    Stay smuke topole woskie nad dachami dworw wiejskich i w cichej pogoie sierp-niowej milczce suchay rozlegajcej si u stp ich szumnie, dumnie, zwycisko mowiedotd nie suchanej, mowie obcej.

    Czy topole te byy wysze od czarno i sucho na bkicie nieba rysujcych si liniiszubienic? I czy sporodka niw w te cierniska obleczonych patrzay one na te linie,ktre wznosiy si u niskich cian miasteczek i u wysokich murw miast?

    Kade miasteczko i kade miasto posiadao swoje szubienice. Stay si one towarzysz-kami lui, widokiem ich oczu, przedmiotem myli i zapraw chleba.

    Od wielkorzdcy kraju do miast i miasteczek przyby rozkaz, aby w kadym z nichpewna liczba lui dostaa na szyje powrozy. Niezbdnie i jak najrychlej.

    Liczba tych przedmiotw najwyszej kary i pomsty cile zostaa dla kadego z miasti miasteczek oznaczona. Tu miao ich by trzy, tam pi, wie iesi itd. Wybr nale-a do tych, ktrzy na kadym miejscu badali i doleali winy. Powieia o otrzymanymrozkazie kapitanowi Karowickiemu przyjaciel jego wysoko postawiony i o tym rwnie,e na miasteczko, w ktrym si znajdowali, przypado przyszych wisielcw trzech.

    Na kogo wybr padnie, przyjaciel nie wieia, lecz to z alem powieie musi i dotego dawnego swego wsptowarzysza przygotowa, e pa on moe pomiy innymina SOePLDQQLND tego wsptowarzysza, to jest Aleksandra Awicza.

    Jak to? Bg z tob! To by nie moe! To tylko dla tych, co z wojska uciekli albotam co strasznego Ale on

    On! Przez niego to, przez niego waciwie zgina caa prawie rota wojska, zabity zostamody i zdolny ocer kozacki, spad na wojsko taki wstyd.

    Zrozumieje ty, Apolinar, e to wina ogromna, a twj krewny powiksza j jeszczepostaw, jak wobec komisji zachowuje. Wyznaje wprawie swoje przestpstwo, lecz epopeni je, nie okazuje ani cienia alu. I nic wicej oprcz tego, e je popeni, wyjawianie chce. Skryty jest, hardy, popdliwy. Wymykaj si mu czasem wobec siw sowanieogldne, ktre wprawie powstrzymuje prdko, ale ktre gdy raz padn, ju ich w pa-mici nie zatrze. Siowie go nie lubi i uwaaj za jednego z najniebezpieczniejszych,najszkodliwszych. S przy tym obarczajce go zeznania lui postronnych. Szerzy bunt,namawia do niego innych, zgromaa bro, suba jego dowozia do obozu PLDWLeQLNRZ ywno Baro, baro jest prawdopodobne, e wybr siw pomiy innymi

    Ocer

  • i na niego take padnie. Zrozumieje, Apolinar, e ja nie jestem czonkiem komisji, e todo mnie nie naley i e powtarzam tylko, com sysza od innych, a powtarzam dlatego,e ciebie jak swoj dusz lubi i chc, aby o tym, co mocno zaboli, dowieia si z ustyczliwych. Ot to bieda mie krewnych pomiy takimi i jeszcze ich lubi! Ja ciebieauj, JDXEc]\N, i wszystko, co w mocy mojej, czyni bd, aby si to odmienio, abyto nie nastpio. Ale wszechmogcy przecie nie jestem i jeeli nawet od szubienicy gowykrc, to ju od katorgi za nic Jeeli nie na szubienic, to do katorgi musi pjJeeli nie za przestpstwo swoje, to za hardo i zamknito, za to, e siw swoichle dla siebie usposobi. Na to ju nic ja porai nie mog

    Nie by przyjaciel na wysokim SRVWLe stojcy czowiekiem zym, by nawet czowiekiemwicznym i litociwym.

    Jedno jeszcze dla krewnego przyjaciela uczyni moe. Uprosi czonkw komisji, abygo raz jeszcze przed sob postawili i sprbowali, czy si nie upamita, czy nie zmiknie,czy nie wyjawi rnych tam rzeczy, o ktre dotd nadaremnie go zapytywali. Mogobyto ich uagoi i nieco dla niego zjedna

    Ju ja tak zrobi, e on jeszcze raz do komisji wezwanym zostanie, a ty, Apolinar,popracuj nad nim, eby spokornia, zmik, wyjawi

    Poikowa ocer swemu wysoko postawionemu przyjacielowi za jego przyja, zajego dobre chci, ale dugo mwi nie mg, bo co go za gardo chwytao i za czaszk,tak e mow i myli mia zmcone. Tyle tylko, e jeszcze zapyta:

    Jak prdko nastpi to moe? Co? Nu, jak prdko biecie wiesza?achn si przyjaciel. 3DPLXM, Apolinar! Czy to ja? Nie, nie ty, nie ty, JDXEc]\N, ale jak prdko? Za tyie, za iesi dni najdalej. W rozkazie stoi: rycho! Dobrze. A to wezwanie do komisji? Moe za dni pi albo sze nie prej, bo oni tam roboty maj SrRSDVW ! Pozwolisz dowiadywa si? Jake! Naturalnie. Co ie? Co ie, Apolinar, ja N WZRLP XVXJDP i jeszcze nigdy do nie odpacSchoi ze schodw wysoko postawionego przyjaciela jak oguszony i olepy i gdy na

    ulic wyszed, jeszcze ciemno czerwona przed oczyma mu wisiaa. Dobry by przyjacieldla niego i dla jego SOePLDQQLND, ale sprawiedliwie rzek, e wszechmocy w rku swymnie iery.

    Zapomnia kapitan Karowicki o tym, e skama przed przyjacielem i e Awicz krew-nym jego nie jest. Par razy nazwa go w myli swoim SOePLDQQLNLeP, a nieustannie czu,e go serce i gowa bol, jak bywa tym, ktrzy id za pogrzebem najdroszych krewnych.I jeszcze gorzej, bo o pogrzebie, e nastpi, cho przez ie czy przez dwa ju wiadomo,a to spado tak niespoiewanie. Wieia i przedtem, e biedy jakie sta si musz. Pew-no majtek odbior, na Sybir wyl; jednak nic by to jeszcze Taki zuch i bez majtku,i na wygnaniu zwaszcza z t narzeczon Z wygnania luie wracaj Ale szubienica!Katorga albo szubienica! I wybieraj tu, czowieku, co gorsze, a co lepsze! Jedno i drugiejak poczwary w oczy mu patrz. Szubienic wii tak wyranie, jakby rzeczywicie przednim staa i wonienie kajdan syszy. I stuk motw take, wist batw &]RrW ]QDMeW,jaki to wiat! Jakie luie! Jakie ycie nasze!

    Przeszed ulice miasteczka, nic i nikogo nie wic, a wyszed w pole. Tu powiewywiatru nieco go otrzewiy. Stan, na zegarek spojrza, pomyla: moe jakie obowizkisubowe? Moe do nich powraca trzeba? Nie; na szczcie i wszystko ju wypeni,co do wypenienia byo i a do koca dnia mia czas wolny. Poszed wic dalej drogbielejc pord tych ciernisk i wkrtce pleczysta posta jego ze zwieszon gowznikna w pobliskim lesie.

    Wieczr zblia si i nad lasem tylko ju rbek tarczy sonecznej wida byo, gdy domiasteczka powraca. Kilka goin przepi sam jeden w mylach samotnych, kdy tam

    Ocer

  • choc po drogach lenych lub siec na obalonych kodach, pod parasolami sosen, przywiergocie ptactwa, w zapachu wilgotnych mchw.

    Czy to samotno i natura tchny w niego spokj i ukojenie? Bo rysy mia ukojone,kark wyprostowany i krok spokojny, rwny. Szed prdko i gdy znalaz si na ulicachmiasteczka, i zacz jeszcze prej. Szed prosto w kierunku wizienia.

    Gdy tylko zamkny si za nim drzwi celi Awicza, bez sowa powitania zapyta: Gie mieszka narzeczona paska? Ale ona i matka jej i tu byy! wesoo zawoa Awicz. To moe jeszcze w miasteczku? Nie; odjechay std prosto do domu A gie ten dom? Gie ten dom? Jak nazywa si ten majtek? Ile wiorst std?

    sypa pytaniami ocer i teraz znowu mona by w oczach jego dostrzec mk duszy,gorczk ciaa.

    Awicz ucieszony nowym wieniem si z narzeczon mia si. Na co panu te wiadomoci? I co znacz te pytania? Nieche panu nie przychoi

    do gowy zakocha si w mojej narzeczonej artujecie, a ja VerMR]QRUpad na stoek raczej, ni na nim usiad. Rk powid po czole. Ja zmczony! Ale ot co jest SR GLeDP suby mnie na wie po