23
NR 12/ NR 12/ NR 12/ LUTY LUTY LUTY/MARZEC MARZEC MARZEC 2012 2012 2012 DWUMIESIĘCZNIK ŻUROMIŃSKIEJ MŁODZIEŻY Cena 1zł ISBN 978-83-63038-03-8

KONTRAST nr 2 (12) luty/marzec 2012

Embed Size (px)

DESCRIPTION

KONTRAST to gazeta pisana przez młodzież o młodzieży i dla młodzieży. Chcemy, aby nasze pismo było dla was nie tylko źródłem żuromińskich informacji, ale także zachęcało do działania i udzielania się w sprawach naszego powiatu.Wszystkich czytelników zachęcamy, by pisali o czym chcieliby przeczytać w naszej gazecie, a także co można jeszcze udoskonalić w KONTRAŚCIE. Mamy nadzieję, że wspólnymi siłami stworzymy porządne pismo młodzieżowe. Spotkania grupy dziennikarskiej KONTRAST w poniedziałki o 16:00 w ŻCK. Dołącz do nas! Kontakt: [email protected]

Citation preview

Page 1: KONTRAST nr 2 (12) luty/marzec 2012

NR 12/ NR 12/ NR 12/ LUTYLUTYLUTY///MARZECMARZECMARZEC 2012 2012 2012

DWUMIESIĘCZNIK ŻUROMIŃSKIEJ MŁODZIEŻY

Cena 1zł

ISBN 978-83-63038-03-8

Page 2: KONTRAST nr 2 (12) luty/marzec 2012

3

WYDARZENIA

17 stycznia, o godzinie 17, w ŻCK od-były się warsztaty dziennikarskie z panem Wiesławem Hagedornym - dziennikarzem „Tygodnika Ciecha-nowskiego”. Dzięki niemu poznaliśmy główne zasady, jakie rządzą światem dziennikarskim. Usłyszeliśmy również wiele cennych rad dotyczących pisa-nia poprawnie artykułów oraz wysłu-chaliśmy pouczających anegdot o pracy dziennikarza. Tydzień później, tj. 24 stycznia zajęcia

z rozwoju osobistego poprowadził pan Zbigniew Izdebski – nauczyciel-artysta z Wąbrzeźna, pochodzący z Żuromina. Zadaniem tych warsztatów było „wyrzucenia z naszych głów po-układanych książek na podłogę”. Spo-tkanie trwające zaledwie dwie godzi-ny odmieniło życie obecnych o 180 stopni. Pan Zbigniew istotnie narobił niezłe zamieszanie w naszym świato-poglądzie. Mówił o rzeczach, których każdy z nas był świadomy, aczkolwiek przedstawił je w zupełnie w innym świetle. „Zmuszał” nas do myślenia. – Nie wiesz? To fajnie, że nie wiesz – mówił. Po zakończeniu warsztatów jeden z uczestników powiedział, że po poznaniu pana Zbyszka doszedł do wniosku, że naprawdę warto było przyjść na te warsztaty i poświęcić parę godzin dla tak barwnej postaci. Myślę, że reszta uczestników podzie-

la tę opinię. Wszystkich zainteresowanych dzien-nikarstwem i nie tylko, zapewne za-ciekawi fakt, iż 11 lutego, w ŻCK wy-startował projekt pod nazwą „Dziennikarskie ABECADŁO”, który prowadzony będzie przez pana Hage-dornego, przy współpracy innych dziennikarzy. Szczegółowych informa-cji szukajcie w następnych numerach KONTRASTU i Żuromińskim Centrum Kultury!

Olga Żurawska

2

Kto? Co? I gdzie? W piątek, 13. stycznia br. grupa mło-dzieży z Żuromina wraz z Piotrem Wlizło odwiedziła Wąbrzeźno. Celem wycieczki była wystawa malarska, której autorem był znany żurominia-nom -Zbigniew Izdebski. Zbyszek jest przesympatyczną osobą; to malarz, pisarz i pedagog pochodzący z Żuro-mina. Wernisaż w Wąbrzeskim Domu Kultury przyciągnął wielu gości. Moż-na było tam podziwiać prace artysty i swobodnie rozmawiać na temat ob-razów z towarzyszami, jak i z samym autorem. Przebieg wystawy O godzinie 18.00, do WDK zaczęli schodzić się goście – mieszkańcy mia-sta i nie tylko; młodzież oraz dorośli. Autor wystawy był niezmiernie zado-

wolony z obecności redaktorów KON-TRASTU oraz dziewczyn z grupy te-atralnej „PRZEPONA”, którą kiedyś prowadził - ze swojego rodzinnego miasta. Po przemowach i podzięko-waniach, przyszedł czas na wzniesie toastu – alkoholowego bądź nie. Pod-czas oglądania poszczególnych obra-zów goście mieli okazję pomachać do kamer Telewizji Bydgoskiej, przeczy-tać, a później zabrać ze sobą wybrane numery KONTRASTU oraz porozma-wiać ze Zbigniewem Izdebskim. Wy-stawa odbywała się w dużym i jasnym pomieszczeniu, wokoło przybyłych, na czterech ścianach, wisiały fanta-styczne obrazy. „Malarstwo - jest to dla mnie przez cały czas pewna forma zabawy z materią”

Autor wystawy zapytany, co było in-spiracją do powstawania obrazów, objaśnił, iż – była to po prostu rzeczy-wistość. Dla Zbyszka, jak twierdzi - malarstwo jest pewną formą zabawy, odskocznią od problemów dnia co-dziennego. „Ja się po prostu fajnie bawię, bawię się z płótnem, bawię się z papierem i cudownie bawię się z farbą, która w tym przypadku ma taką swoją rolę przypadkową, czasa-mi przypadek powoduje, że połącze-nie się farb czy nałożenie się farb jed-na na drugą tworzy jakiś fajny obraz” – mówi autor wystawy. Obrazy Zbyszka dotarły także do Żu-romina. Przeczytacie o nich na następnych kartach KONTRASTU.

Paulina Prusak

…czyli wystawa Zbigniewa Izdebskiego, na

której młodzież z Żuromina miała przyjemność

zawitać, robiąc miłą niespodziankę autorowi.

Wtorkowe popołudnia z Żuromińskim Centrum Kultury z całą pewno-ścią nie należały do nudnych. My – dziennikarze Kontrastu i nie tylko mieliśmy możliwość uczestniczenia w bardzo kształcących warsztatach.

Page 3: KONTRAST nr 2 (12) luty/marzec 2012

3

NIECIERPIĄCE ZWŁOKI

FLESZFLESZ FLESZFLESZ FLESZFLESZ

D Z I E W C Z Y N YD Z I E W C Z Y N YD Z I E W C Z Y N Y W M U N D U R A C HW M U N D U R A C HW M U N D U R A C H --- 444 STUDIASTUDIASTUDIA---666---777

K U G W I A Z D O MK U G W I A Z D O MK U G W I A Z D O M --- 888 --- 999 K ATA R Y N I A R ZK ATA R Y N I A R ZK ATA R Y N I A R Z --- 1 01 01 0 --- 1 11 11 1

C H O R A N AC H O R A N AC H O R A N A S M U T E KS M U T E KS M U T E K --- 1 21 21 2 --- 1 31 31 3 K A R TK A R TK A R T --- 1 61 61 6 --- 1 71 71 7

FLESZFLESZ

WIELKA MIGRACJA? Nie jest to zakończenie naszego pisarskiego sezonu. Nie, nie, jesz-cze nie wybieramy się na waka-cje. Nie jest to także jubileuszowy

numer, choć każdy wydany moglibyśmy hucznie świętować. Nie jest to również zakończenie roku, które obfitowałoby w katorżnicze postanowienia. Tej okazji nie podciągnęłabym pod postanowienia wielkopostne, które nawiasem mówiąc, część z Was pewnie ma już za sobą. Nie jest to także czas wielkich pożegnań. Jednak za każdym razem, zasiadając do napisania kilku słów „Od naczelnej…”, odnajduję okazję do pewnego rodzaju podsumowania, bilansu i podziękowań. Tym razem jest to dla mnie szczególne podsumowanie. Szczególne dlatego, że już nie podsumowuję pracy redakcji KONTRASTU, ale zamykam własny bilans zysków… i strat? Nie, mój bilans zamyka się wyłącznie na zyskach. Ale cóż to oznacza? Czym pachnie to podsumowanie? Redaktor naczel-na – bezczelna ustępuje stołka, jeszcze bardziej bezczelnej następczyni. Sądzę, że dzięki tym zmianom, w najbliższym czasie na kartach mojego (a mam nadzieję, że i Waszego) ukochanego KONTRASTU powieje pozytywnymi zmianami i oliwkową świeżością. A teraz, głośno śpiewając „Hura! Hura! MATURA!”, składam wszystkim gorrrące D Z I Ę K U J Ę, a mojej dzielnej następczyni życzę samych sukcesów i cierpli-wości.

TU POWINIEN BYĆ TYTUŁ Zapewne zdążyliście już prze-czytać słowa mojej poprzed-niczki. Tak, tak. W redakcji zachodzą pewne zmiany per-sonalne, podyktowane czymś, czego nie życzyłabym nawet największemu wrogowi – ma-turą. Tym oto sposobem przejmuję funkcję naczelnej KONTRASTU. Nie ukrywam, że strach depcze mi po piętach – wszak moimi poprzednikami byli naprawdę niepowtarzalni ludzie – Marta, Kuba i Agnieszka, którzy szefowali nam na trudnych początkach istnienia gazety. Mam jednak nadzieję, że uda mi się ich zastąpić i, że jeszcze lepiej będziemy pro-wadzić to pismo, niż na jego starcie. Chciałabym też podzię-kować mojej poprzedniczce, jak i całej redakcji oraz Wam, najlepsi czytelnicy świata, za owocną współpracę, która po-zwala nam wydać już 12. numer KONTRASTU i nabijać trzeci rok na liczniku naszej obecności w reprezentacji IV władzy. A teraz? DO LEKTURY!

Agnieszka Michalik Oliwia Kujawa

Page 4: KONTRAST nr 2 (12) luty/marzec 2012

CIEKAWOSTKI

Mundur kiedyś kojarzył nam się bardziej z płcią męską. A dziś? Dziś mundur stanowczo wybiera część kobieca naszej populacji, o czym mo-gą świadczyć szkoły, które mają coraz więcej profili wojskowych i policyj-nych. O dziwo, w ostatnich latach, właśnie w tych klasach przeważa licz-ba kobiet niż mężczyzn. Taka szkoła funkcjonuje również w naszym po-wiecie. W Liceum Ogólnokształcącym im. Władysława Orkana w Bieżuniu dziewczyny spacerujące po szkolnych korytarzach w mundurze to codzien-ność. Na pytania, dlaczego wybierają „umundurowany kierunek”, usłyszeć można wiele odpowiedzi, ale w więk-szości są one bardzo zbieżne.

Strój ten dla dziewczyn to przede wszystkim ubranie, które po-kazuje, jakie naprawdę są. „Gdy za-kładam mundur, czuję się bardziej pewna siebie, czuję, że przyciągam wzrok innych, bo to takie dość niety-powe dla niektórych, że dziewczyna w mundurze. Szczerze mówiąc to, że inni patrzą właśnie na mnie, jest faj-ne. Fajne, bo wiem, że w pewien spo-sób imponuję im, nie tylko facetom, ale również moim rówieśniczkom” – mówi Kasia.

Umundurowanie to nie tylko dla tych dziewczyn ubranie, ale również podkreślenie ich osobowości, której nie da się zawsze zauważyć na pierw-szy rzut oka. To właśnie ono pomaga im w pewien sposób pokazać swoje „ja”. Dziewczyny chcą również obalić postawioną dawno temu tezę – „za mundurem panny sznurem”. „Okazuje się, że za mundurem to i chłopcy sznurem, bo każdy chłopak pewnie marzy o dziewczynie paradu-jącej po ulicach chociażby w moro” – mówią. A co na to chłopcy? Chłopcy myślą podobnie. Pytani twierdzą, że

dziewczyna w stroju moro wydaje się bardziej niedostępna, tajemnicza i odważna, a to jest wielkim atutem dla mężczyzn. Także jej wygląd przyciąga wzrok mężczyzn – „Ja, szczerze mó-wiąc, wolę dziewczynę w tak zwanych „ciapkach” niż jakąś skąpo ubraną jak na dyskotekę. Od razu widać, że dziewczyna się szanuje i jednak robi to, co lubi, nie udając nikogo, bo wąt-pię, żeby jakaś „zgodziła” się na mun-dur ot tak sobie, chociażby z nudów czy panującej mody” – opowiada je-den z zapytanych przeze mnie chłopa-ków.

Musimy jednak pamiętać, iż umundurowanie ma nie tylko przy-jemne strony. Mundur to przede wszystkim odpowiedzialność. Dziew-czyny pytane o zagrożenia wynikające z „posiadania” tak wyjątkowego odzienia wiedzą, jak wielkie to brze-mię. Taki ubiór często potrafi prowo-kować. W życiu mundurowego często można napotkać sytuacje, gdzie ktoś bardzo chce się z nim „sprawdzić”.

Oczywiście obawy noszenia tego stro-ju są różne. Wynikają często z „rodzaju” munduru, inne zagrożenia czekają na panią policjantkę, inne na żołnierza, jeszcze inne strażniczkę graniczną. Kobieta w wojsku, ciężki osprzęt. Panie, z natury są drobniej-sze, jednak nie przerażają się tym. „Ważne są marzenia i wiara - z tym przetrwamy wszystko” - tak odpo-wiadają pytane. Kobieta - policjant często może paść ofiarą mobbingu ze strony sprawcy sytuacji, do której została wezwana. Mogą zostać pod-ważone jej kompetencje, jakoby nie nadawała się na funkcjonariuszkę. Nic bardziej mylnego. Kobiety w tych, jakże trudnych zawodach, radzą sobie świetnie. Ich podejście jest bardzo profesjonalne. Tak więc panowie: widząc kobietę w mundurze, nie my-ślcie, że może Wam się upiec. To tacy sami, a często i lepsi, funkcjonariusze!

4 5

Mundur oznaką siły, poświęcenia, męstwa, a także prawości. Obecnie można zauważyć, że nie tylko mężczyzna przywdziewa ten strój, ale także przedstawicielki płci pięknej. Co skłania kobiety do tego, by założyły swoje mundury i oddały się danej sprawie, gotowe poświęcić niekiedy nawet swoje życie?

Magdalena Sygowska

Dziewczyny z klasy wojskowej w Bieżuniu.

Page 5: KONTRAST nr 2 (12) luty/marzec 2012

W naszej szkole zjawił się jakoś tak w listopadzie i od razu zadomowił się na dobre. Nikomu nie chciał wyznać, skąd przyby-wa, ale mimo to szybko znalazł tu przyjaciół. Najczęściej żulił od nich kanapki tudzież inne pożywienie typowego licealisty. Ale on typowy nie był. Kruczoczarny włos i to dzikie spojrzenie, budziły w niektórych lęk. Szczerze mówiąc, to na początku ciężko było określić, jakiej jest płci, ale po rozwikłaniu zagadki (brawo dla klas biologiczno – chemicznych), wszystko wróci-ło do normy. Niektórzy tak się z nim zaprzyjaźnili, że nawet wychodzili z nim na zewnątrz (ze szkolnych łazienek nie korzy-stał) w celach fizjologicznych. Szybko stał się ulubieńcem ludzi w szkole. Każdy chciał z nim porozmawiać, posiedzieć przy nim, a w ekstremalnych przypadkach, przytulić się. Na próby wspólnej zabawy reagował agresją, do dziś nikt nie wie, dla-czego. Z czasem okazało się, że jest bardzo… przydatny. Głównie w dwóch kwestiach. Po pierwsze, jego priorytetem było wyłapanie zmory wszystkich szkół w okresie jesień – zima, czyli gryzoni. Po drugie, okazało się, że nie tylko uczniowie za nim przepadają, ale także nauczyciele. Dlatego też, postanowił, w ramach współpracy z młodzieżą, odpowiadać na jej za-proszenia na lekcje, zajmując sobą nauczycieli, podczas, gdy niewzruszona klasa pilnie (!!!) opracowywała temat. Ale to nie koniec. Wszystkich zaszokował fakt, że przybysz nie posiada imienia. Dlatego, kiedy któregoś dnia przechadzał się między ławkami sali nr 19, budząc przy tym niemałe zainteresowanie uczniów, jak i polonistki, czym prędzej postanowili nadać mu imię. I to nie byle jakie – Norwid. Oryginalny pomysł nie powinien nikogo dziwić, wszak z tą propozycją wyszła klasa huma-nistyczna, niezwykle kreatywna, zgrana, mądra i, w dodatku, ja do niej chodzę. A jemu najwyraźniej się spodobało. Na dru-gie imię, Norwidowi, należałoby dać Leń. Lenienie się, leżenie i drzemanie na cieplutkim, i osłonecznionym parapecie świe-tlicowym lub innych niecodziennych miejscach odpoczynku, było jego ulubionym zajęciem. Gość, po pewnym czasie swojej obecności w szkole, stał się już jakby częścią jej społeczności, no i, jak widać, nie przeszka-dza mu to. Zapewne dlatego, że jest zwolniony z matematyki, fizyki i całej masy innych niepotrzebnych przedmiotów, a poza tym, jest mu ciepło, ma co jeść i gdzie spać, a rozrywki dostarczamy mu od poniedziałku do piątku, od 8 do 15. Żyć, nie umierać! Co by się nie działo, Norwid zawsze spadnie na cztery łapy. Ach, no i zapomniałabym… Wspominałam już, że to kot?

FELIETON

Lubimy spać, równa się lubimy śnić. Czas, w którym powieki drgają nam jak oparzone (osobiście lubię się temu zja-wisku przyglądać, chociaż, bądźmy szczerzy, wygląda to co najmniej dziw-nie, a dłuższa obserwacja nierzadko przyprawia o poirytowanie), nasze mózgowie, odpoczywając (tutaj wystę-puje paradoks, który, zdejmując kape-lusz, kłania się Państwu w pas), pracuje na najwyższych obrotach, szkicuje, ko-loruje i wprawia w ruch setki, jeśli nie tysiące, klatek filmowych. Jakiż niesa-mowity jest fakt, że każdy z nas może stać się widzem filmu ze swoją mniej lub bardziej skromną osobą w roli głów-nej. Śniąc czasami zdarzenia przekra-czające granice absurdu, innym razem kroki mające na celu podjęcie decyzji w sprawie życia i śmierci, możemy doko-nać wstępnej selekcji, w czym jest nam bardziej do twarzy i, ewentualnie, na wstępie odrzucać propozycje filmowe, w których, pomimo szczerych chęci, nie mielibyśmy pola do popisu.

Chciałoby się rzec, że kierownictwo nad naszą wyobraźnią podczas snu po-wierzono siłom nadprzyrodzonym. Re-

aliści i zagorzali naukowcy sięgną w tym momencie do encyklopedii i katego-rycznie nie zgodzą się z tym stwierdze-niem. Okej, nie uciekajmy się do przesa-dy. Lepiej zastanówmy się, jakie można z tejże przyjemności czerpać korzyści.

We śnie sami sobie możemy być panem i władcą. Słuchanie muzyki na ful, rzucanie tortem w twarze niespe-cjalnie przez nas lubianych osobistości, impreza w basenie z czerwonymi ku-beczkami w pakiecie, czy też lot nad miastem na swoich osobistych skrzy-dłach, a może nawet bez nich, to sytu-acje nader normalne. Stwarzasz sobie świat, jaki chcesz. Właściwie robi to Twój mózg, ale jakby nie patrzeć, za Twoim pośrednictwem. I chociaż istnie-je coś takiego jak fizyczna niemożli-wość, nijak ma się ona do kroków czy-nionych przez nas podczas tak zwanej fazy REM. Fajnie? Fajnie.

Jeśli udaje nam się znaleźć gdzieś pomiędzy (pomiędzy czym, właściwie?) resztki racjonalnego myślenia, możemy z pewnych sytuacji wyjść obronną ręką, za inne ponieść adekwatną karę. Jak się to nazywa? Konsekwencją. Sen to do-

bry symulator. Kradniesz – siedzisz, jesz – tyjesz. Prosta matematyka. Zobaczyć możemy też wynik czegoś, co trudno przewidzieć. Myśleć jedno, mówić dru-gie, a jeszcze co innego robić. Może być różnie. Na dwoje babka wróżyła.

W niejednym przypadku sen stał się kamieniem węgielnym rozwoju sytuacji, ale już tej rozgrywającej się na arenie jawy. Mogłabym przespać większość swojego życia, jeśli miałabym gwaran-cję, że po przebudzeniu będę pamiętać, co mój mózg spłodził z moją wyobraź-nią. Wieść gminna głosi, że każdy obraz czytać należy na odwrót, staję więc przed niemałym dylematem, czy życzyć dobrych, czy może tych złych snów? Chodźmy spać razem z kurami, przepro-wadźmy stosowny eksperyment i po-dzielmy się wynikami, żeby na przy-szłość wszystko stało się jasne.

Zapomniałam zaznaczyć na wstępie, że nie chciałam, aby ktokolwiek usnął podczas lektury. Ale ze mnie gapa! No cóż, śpijcie i śnijcie. Dobranoc.

5

Oliwia Kujawa

Przyjemne z pożytecznym. Kto nie lubi oddać się we władanie procesom regenerującym? Zwłaszcza w takim wydaniu, bo rozpatrywany jest jeden konkretny przypadek. Zadane pytanie traktuję więc jako czysto retoryczne, wysyłam je w próżnię i nawet nie oczekuję odpowiedzi, żeby nie musieć zmierzyć się z dość nieprzyjemnym: „pytasz, a wiesz”.

Monika Mendowska

Page 6: KONTRAST nr 2 (12) luty/marzec 2012

STUDIA

Czy praca w administracji publicznej była Twoim wymarzonym zawodem? W moim przypadku było tak, że ja do samego końca nie wiedziałam, w ja-kim kierunku pójść dalej i na co się zdecydować po skończeniu liceum i zdaniu matury. Były oczywiście jakieś typy, ale to nie wskazywało raczej na nic konkretnego. Nie miałam jasno sprecyzowanych planów i wybranego kierunku studiów. To już nie jest taka łatwa odpowiedz, kiedy przed laty, bliscy ludzie zadają ci pytania o to, kim chciałabyś zostać w przyszłości, a ty odpowiadasz, że pielęgniarką czy aktorką, bo takie są twoje marzenia. Przed wyborem kierunku studiów ma się już tę świadomość, że to, co wy-bierzesz i na co się zdecydujesz, teraz będzie miało wpływ na Twoje całe dalsze życie, że wybierasz i decydu-jesz się na jedną z wielu możliwości. Chyba, że w trakcie studiów powie się, że to jednak nie to lub będzie się w życiu robiło coś zupełnie niezwiąza-nego z wykształceniem – a jeśli na-wet, to taka refleksja przychodzi dopiero znacznie później i po maturze raczej nie bierze się jej pod uwagę, a stara się wybrać taki kierunek, który, moim zdaniem, będzie najlepszy i który będzie mi odpowiadał. Ja wie-działam tylko, że to na pewno nie będzie nic związanego z naukami ści-słymi. I tak po przejrzeniu informato-rów, ofert poszczególnych uczelni i ich wymagań, padł wybór na kierunki typu administracja oraz dziennikar-

stwo i komunikacja społeczna. Z tych dwóch, biorąc głównie pod uwagę

perspektywę przyszłościową, zdecy-dowałam się na kierunek, na którym

6 7

….zaczyna się od kierunku studiów. Jeżeli nie wiesz, na jakie studia iść, w każdym numerze naszego dwumiesięcznika przybliżać będziemy różne kierunki. W tym artykule chcemy Was zapoznać z administracją. Krótkiego wywiadu udzieliła nam Marta Ronowicz, absolwentka Liceum Ogólnokształcą-cego w Żurominie i pierwsza redaktor naczelna KONTRASTU, która aktualnie jest studentką administra-cji na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu.

Page 7: KONTRAST nr 2 (12) luty/marzec 2012

STUDIA

jestem już drugi rok i jest to admini-stracja. W przeszłości raczej nie my-ślałam, że będę studiować admini-strację, a z wykształcenia będę admi-nistratywistą. Jednak jak na razie wszystko ku temu zmierza. Jakie przedmioty i na jakim poziomie najbardziej opłaca się zdawać na maturze, aby dostać się na ten kieru-nek? Po zmianie, jaka zaszła w 2010 roku, w związku z pojawieniem się mate-matyki, jako przedmiotu obowiązko-wego na maturze, na tym kierunku w Toruniu brane są pod uwagę: mate-matyka, język polski i język obcy, wszystkie na poziomie podstawo-wym. Jednak z własnego doświadcze-nia mogę powiedzieć, że opłaca się również „dla samego siebie” zdawać wiedzę o społeczeństwie, bo wiedza z tego przedmiotu bardzo się przydaje na tych studiach. Co można robić po tym kierunku? Absolwenci administracji UMK pracu-ją m.in.: w urzędach administracji rządowej i samorządowej, w instytu-cjach i agendach UE, służbach dyplo-matycznych, w policji, Agencji Bezpie-czeństwa Wewnętrznego, Agencji Wywiadu, straży gminnej, w firmach prywatnych i państwowych jako do-radcy finansowi lub eksperci do spraw podatków, jako menedżerowie i eksperci różnorodnych instytucji, fundacji, stowarzyszeń, w biurach nieruchomości, firmach ubezpiecze-niowych, bankach czy działach marke-tingowych różnych firm. Ten kierunek daje również możliwość ubiegania się zdobycie zawodu kura-tora sądowego. Istnieje zatem dość szeroki wachlarz możliwości, jednak, jak wiadomo, dużo zależy od własnej kreatywności, aczkolwiek możliwości jest wiele. Jak wyglądają studia w Toruniu? Na studia o kierunku administracja w Toruniu składają się wykłady, ćwicze-nia, konwersatoria i lektoraty. Są to zajęcia nie tylko teoretyczne, ale i praktyczne, przede wszystkim z zakre-su prawa, bo bardzo dużo jest prawa

na tym kierunku. Obowiązuje nas znajomość podstaw każdej gałęzi prawa, np. prawa cywilnego, karnego, wykroczeń, konstytucyjnego. Jednak nacisk kładziony jest, przede wszyst-kim, na prawo i postępowanie admi-nistracyjne. Są też: ekonomia, organi-zacja i zarządzanie, historia, negocja-cja i mediacja. Z każdego przedmiotu zdaje się egzamin końcowy. Ciekawą formą na studiach w Toruniu są też fakultety - wybiera się dwa z kilkuna-stu zaproponowanych przez uczelnię, według własnego uznania. Ale studia to nie tylko nauka i zajęcia na uczelni. Studiowanie to też zdobywanie wie-dzy z każdej dziedziny życia, to nie sama teoria i czytanie podręczników akademickich, ale przede wszystkim praktyka i doświadczenie. Istnieje bardzo dużo kół i organizacji studenc-kich (nie tylko na wydziale Prawa i Administracji, ale niemalże na wszyst-kich innych Uniwersytetu) o zróżnico-wanej tematyce, do których można przynależeć. Studia zatem nie ograni-czają się tylko do zajęć obowiązko-wych, ale to także czas, którego spo-sób wykorzystania zależy od każdego indywidualnie. Ponadto, moim zda-niem, ważna na studiach administra-cyjnych jest wiedza z bieżących wyda-rzeń na arenie politycznej. Dlatego czytanie prasy i oglądanie programów informacyjnych jest, według mnie, niezbędne na tych studiach.

Jakich ludzi można tam poznać? Ja poznałam i cały czas poznaję, przede wszystkim, studentów kre-atywnych w każdej dziedzinie. Tutaj ludzie są bardzo otwarci zarówno na propozycje, jak i na poznawanie no-wych ludzi. Przy czym każdy z nich to indywidualność. Jaki jest Toruń poza uczelnią? Moim zdaniem to zależy od pory ro-ku. Najpiękniejszy jest wiosną – za-ludniona starówka, zewsząd dobiega-jące głosy, mimy oraz mnóstwo ludzi spacerujących nad Wisłą i przesiadu-jących na bulwarach. Lato to okres wyludnienia studentów. Jesień koja-rzy mi się tu przede wszystkim z po-czątkiem roku akademickiego, napły-wem do Torunia nowych ludzi i zabie-ganiem, wtedy każdy się gdzieś spie-szy, a zima to wszystko to, co związa-ne ze świętami. Niezmiennie o każdej porze roku dumnie wznosi się wizy-tówka toruńskiej starówki – pomnik Mikołaja Kopernika. Toruń, zresztą jak i inne większe miasta daje bardzo bogatą ofertę kulturalno-rozrywkową i duże możliwości rozwijania swoich zainteresowań i pasji. Myślę więc, że każdy w Toruniu znajdzie dla siebie coś, co go przyciągnie i zatrzyma na dłużej.

7

Anna Szymańska

Page 8: KONTRAST nr 2 (12) luty/marzec 2012

Z ŻUROMINA KU GWIAZDOM

2 stycznia 2012 roku Żuromin skontaktował się z kosmosem! Była to dziewiąta łączność na terenie

Polski. Uczniowie Zespołu Szkół nr 2 w Żurominie mieli niepowtarzalną okazję, by zadać pytania

astronaucie z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.

Odbiór!

Akcja „Z Żuromina ku gwiaz-dom” była planowana od około półto-ra roku. Wyniki pracy można było podziwiać 2 stycznia, kiedy to wolon-tariuszom Szkolnego Klubu Krótkofa-larskiego SP5PMD udało się nawiązać połączenie z ISS-em (International Space Station) i dać możliwość uczniom, którzy zwyciężyli w specjal-nie zorganizowanych konkursach, na zadanie swojego pytania. Po angiel-sku, oczywiście. Wszystko zaczęło się z same-go rana. Ustawianie ławek, krzeseł. Pieczołowita troska o idealne podłą-czenie sprzętu. Przypominanie pytań. Próby nagłośnienia. Prawdziwe przedstawienie wystartowało o 11.30, kiedy wszystkie siedzenia w sali gimnastycznej zostały pozajmo-wane. Na początku powitano starostę Janusza Welenca, burmistrza Zbignie-wa Noska oraz sponsorów i dyrekto-rów szkół, po czym na środek wyszedł p. Jacek Gowin – jeden z organizato-rów łączności – i przedstawił między-narodowy program ARISS. Kiedy wybiła godzina 13.00, zaczęto wywoływać stację kosmiczną OR4ISS. Przez kilka minut puszczano w eter wezwania bez odpowiedzi. Po dłuższej chwili odezwał się ze statku Daniel Burbank – amerykański astro-nauta i krótkofalowiec. Wtedy nastą-piła najważniejsza część – w mniej niż dziesięć minut trzeba było zadać wszystkie pytania. Nie sprawiło to jednak większego kłopotu młodej grupie ankieterów – konwersacja odbyła się bez zarzutów. Na koniec astronauta posłał życzenia noworocz-ne, po czym rozłączył się.

- Jestem bardzo zadowolona z całej akcji – mówi jedna z ankiete-rek.

A może by tak… klub? Żuromin połączył się z Mię-dzynarodową Stacją Kosmiczną dzięki wielkiemu zaangażowaniu Szkolnego Klubu Krótkofalarskiego SP5PMD. Wsparcie finansowe ze strony burmi-strza, starosty i sponsorów umożliwi-ło członkom organizacji przeprowa-dzenie łączności. Nie jest zbiegiem okoliczności, że klub powstał właśnie z myślą o połączeniu się z ISS-em. Propozycja założenia stowa-rzyszenia krótkofalowców padła po raz pierwszy jesienią 2009 roku. 27 października odbyła się wycieczka do warszawskiego Centrum Nauki Koper-nik, które organizowało kontakt z Międzynarodową Stacją Kosmiczną. W drodze powrotnej wszyscy siedzieli w autobusie wypełnionym atmosferą podziwu i zachwytu, pragnąc nie tylko przysłuchiwać się łączności, ale samo-dzielnie ją przeprowadzić. Jak łatwo się domyślić, potrzebna do tego jakaś organizacja – kilkorgu zwykłym oso-bom ciężko byłoby uzyskać pozwole-

nie. „Czemu więc nie założyć klubu?” – pojawiło się w myślach wycieczko-wiczów. Pomysł niedługo potem zo-stał wprowadzony w życie – czwórka licencjonowanych krótkofalowców w składzie: Jacek Gowin, Wiesław Pasz-ta, Krzysztof Stryjczak oraz Ewa Mi-chałowska, podjęła się stworzenia Szkolnego Klubu Krótkofalarskiego SP5PMD. To umożliwiło im wpisanie nowo założonego klubu na listę ocze-kujących na łączność z ISS-em. Ruch ten, oczywiście, pociągnął za sobą obowiązek wypełniania ogromnego stosu papierzysk, ale było warto!

8 9

Ostatnie przygotowania do łączności z kosmosem. fot. Jacek Gowin

Page 9: KONTRAST nr 2 (12) luty/marzec 2012

Z ŻUROMINA KU GWIAZDOM

Co ja z tego będę miał? Ideą klubu jest zarażanie ludzi krótkofalarskim bakcylem. Prze-noszenie bakterii drogą radiową. Bum i łapiesz choróbsko! Organizacja zrzesza wszyst-kich chętnych – od nastoletniego la-ika po staruszka z wieloletnim do-świadczeniem. Oferta organizacji jest wystarczająco szeroka, by wkupić się w łaski każdego zainteresowanego. Ze spotkań można wynieść dużą wiedzę praktyczną i teoretyczną z zakresu fizyki, informatyki i budowy maszyn. Mówi się również o podstawach pierwszej pomocy. Przede wszystkim jednak klub pozwala rozwijać swoją pasję, przeprowadzając wiele łączno-ści (w tym treningowych, jeżeli osoba nie posiada licencji) i nasłuchów. Or-ganizowane są również zawody pod patronatem ARISS-u, do których klu-bowicze pomagają się przygotować. Poza tym, istnieje możliwość nauki alfabetu Morse’a! Jednak nawet klubowicz nie może na starcie zacząć legalnie nada-wać na jakiejkolwiek częstotliwości; do tego potrzebna jest licencja krót-kofalarska. Licencję nasłuchowca można wyrobić w każdym wieku, jed-nak zostanie nadawcą trzeba odłożyć do momentu ukończenia dziesiątego roku życia. Wystarczy zgłosić chęć otrzymania dokumentu, napisać egza-min składający się z dwudziestu pytań i otrzymać z niego co najmniej 80% z każdej kategorii. Później można już legalnie bawić się w krótkofalowca. W przyszłości klub ma za-miar oczywiście rozszerzyć działal-ność. Poza tym, w planach jest przy-gotowanie łączności kryzysowej. Tak na wszelki wypadek. Niedługo zostanie ogłoszony ponowny nabór, więc jeżeli oferta organizacji przemawia do ciebie, za-pisz się - zostaniesz przyjęty z otwar-tymi ramionami. Inwestycja w ludzi jest mottem klubu, więc im więcej, tym lepiej!

9

Michał Stępień

Page 10: KONTRAST nr 2 (12) luty/marzec 2012

REPORTAŻ

Uczyłem się w Warszawie na zegarmi-strza. Od swojego mistrza Jana Gora-ja zostałem oddelegowany do pra-cowni konserwatorskiej Muzeum Rze-miosł Artystycznych i Precyzyjnych w Warszawie, ul. Piekarska 20. Tu za-częła się moja przygoda ze starymi zegarami i… katarynką – wspomina pan Jan Gorczewski, mieszkaniec Żuromina. „Podwórkowe” koncerty na Rynku Starego Miasta? A jakże! Z inicjatywy władz dzielnicy, poprzez prasę poszu-kiwano katarynki, by ożywić relikt dawnej Warszawy. Ludzie zgłaszali się, oferowane egzemplarze były jed-nak nietypowe lub zgoła nieprzydat-ne. Wreszcie po pół roku poszukiwań

zgłosił się ktoś z Dąbrowy Górniczej z oryginalną katarynką uliczną – czyta-my na pierwszej stronie Kuriera War-szawskiego z 27. kwietnia 1973 roku, tuż obok odezwy pierwszomajowej, co potwierdza, że pojawienie się pierwszego powojennego katarynia-rza było nie lada sensacją. Otrzymana katarynka była uszkodzo-na, toteż oddelegowany do tej pracy, pan Jan, miał ją zreperować do paź-dziernika. Jednak nie ma rzeczy nie-możliwych. Młodemu zegarmistrzowi udało się naprawić ją w rekordowym tempie, by mogła ona umilać dzień przechodniom już w maju. Udało mi się, ale tutaj pojawił się problem. Kto ma na niej grać? Spotkał mnie za-szczyt, bym jako pierwszy zagrał na katarynce - mówi Jan Gorczewski, który krótko po owym wydarzeniu dostał zezwolenie od Wydziału Kultu-ry Prezydium DRN Warszawa – Śród-mieście na grę na katarynce w obrę-bie Starego Miasta. Co ciekawe, mło-dy kataryniarz nie mógł pozostać w jednym punkcie dłużej niż 15 minut. W tamtym czasie miałem wiele przy-gód. Spotykałem osoby z Żuromina, co było bardzo miłe. A gdy stawała przede mną setka osób, aparaty, oklaski, to zapierało dech w piersiach – wspomina z uśmiechem pan Jan. - Choć początki były krępujące... Tu warto zdementować ówczesne plotki, bo choć katarynka była własnością Stołecznej Rady Narodowej, to pan Jan nie posiadał etatu kataryniarza. Każdy z przechodniów, którego za-chwycił dźwięk katarynki, rzucał gro-szem w imię uznania. Pana Jana to krępowało, bowiem miał on pensję uczniowską, a kataryniarzem stawał się dobrowolnie w weekendy. Powoli jednak radość spotykanych ludzi była ważniejsza, niż brzęczący grosz. Jed-nak pani Danuta Gorczewska - żona

pana Jana nie ukrywa, że to granie na katarynce, pomogło nam też w życiu. Mąż, jak był uczniem, miał dosłownie parę gorszy, a tak mieliśmy z czego żyć. W tamtych czasach, dzięki tym pieniądzom można było dobrze żyć, naprawdę dobrze. Pan Jan dodaje, że zdarzało mu się w kapeluszu znaleźć nie tylko polskie pieniądze, ale także pieniądze z całego świata, przykłado-we dolarówki. To, co zarobiłem jedne-go dnia dorabiania na Starówce, to była trzykrotność pensji. To było coś… Pan Jan wraz ze swoją katarynką umi-lał też zabawę sylwestrową w nocy `73 na 74r. w warszawskiej filharmo-nii. Nikomu z gości nie przeszkadzało, że katarynka grała tylko siedem daw-nych szlagierów, np. tango „Milonga”, „Pij, pij, bracie pij!”, „Bubliczki” czy „Polka Wojcieszka”. Nie możemy też zapomnieć o tym, co robił pan Jan, zanim wciągał długi płaszcz i wychodził na ulice z kataryn-ką. Pan Jan był cenionym zegarmi-strzem, opowiada: Zawsze miałem wielkie zamiłowanie do zegarów… Wtedy opiekowałem się kolekcją ze-garów rosyjskiego reżysera Panfiłowa i śpiewaka operowego Adama Zwie-rza . Tych kolekcji było więcej, ale Ci dwaj panowie byli moimi najczęstszy-mi klientami. Pani Danuta dodaje, że mąż naprawiał zegary w przeróżnych ministerstwach. Konserwował zegary w Ministerstwie Obrony Narodowej, Ministerstwie Kultury. Mąż rokował duże nadzieje, a jednak wylądował w Żurominie. Dlaczego? Państwo Gor-czewscy zgodnie przyznają, że wszyst-ko potoczyłoby się zupełnie inaczej, gdyby nie podjęli decyzji o powrocie do Żuromina. Mieliśmy dostać miesz-kanie w Warszawie. Wszystko już było przyznane, ale wpadliśmy na pomysł, że może jednak prywatna inicjatywa. W Warszawie nie było

10 11

Przenieśmy się w czasie. Mamy 1. maja 1973 roku, stoimy na

Starym Rynku w Warszawie. Z oddali słychać radosne dźwięki.

Odwracamy wzrok w stronę młodego, długowłosego mężczyzny.

Pod kapeluszem jaśnieje nieśmiała twarz… To pan Jan Gorczewski,

który przy szlagierach katarynki opowiada nam swoją historię.

Page 11: KONTRAST nr 2 (12) luty/marzec 2012

REPORTAŻ

takiej możliwości, a tutaj mąż miał rodzinę, więc się przenieśliśmy – opo-wiada pani Danuta. Na pytanie, czy nie żałują, zgodnie odpowiadają: bar-dzo, mieszkanie miało być na starym mieście… ale przyzwyczailiśmy się do środowiska, miejscowości… Teraz już byśmy nie przeprowadzili się nigdzie, do stolicy szczególnie nie. To jest za szybkie życie. Tu jest spokój, cisza, ale wtedy… Kim państwo Gorczewscy są teraz? Parą chyba szczęśliwych ludzi z uśmiechem patrzących w barwną przeszłość. Pani Danuta podkreśla, jak bardzo jest dumna z osiągnięć męża. A ja bardzo za tym tęsknię, za zegarami, za katarynką… - dodaje zadumany pan Jan. Oboje podkreślają dumę z syna Krzysztofa, który dzięki zaszczepionej przez rodziców muzyce (nawet tej z katarynki), jest dziś gitarzystą zespołu CARNAL, znanego dużo dalej niż się-gają polskie granice. Kiedyś chciał organy, ale jak byłem w Warszawie, kupiłem mu gitarę i organy poszły w odstawkę. Nieraz żona martwiła się,

że tylko gitara mu w głowie, ale jeste-śmy dumni. Mogę powiedzieć, że co mi się nie udało, to nadrobił syn. Pa-trząc na tych państwa, widzę sympa-tyczną parę z sąsiedztwa, która nosi perełkę w życiorysie. Jak miło, że mo-

gliśmy się nią podzielić i sprawić, że to wspomnienie będzie trwalsze od spi-żu. Tak mi się poszczęściło… - pan Jan kończy swoją opowieść. Wracamy do teraźniejszości.

11

Agnieszka Michalik

Wystawa malarska pt. „Łaskawość materii”, poprzedzona

warsztatami z twórczego rozwoju, odbyła się 24 lutego tego

roku. Jej autorem jest Zbigniew Izdebski – pedagog, pasjonat

teatru, malarz i pisarz, pochodzący z Żuromina. Prowadził żuro-

mińskie grupy teatralne „PRZEPONA” i „2. Peron”. Niedawno

wydał książkę „Mantra na każdy dzień”. Współpracuje z Żuro-

mińskim Centrum Kultury i Wąbrzeskim Domem Kultury. Jego

obrazy oglądać możemy w ŻCK, od 24 lutego do 16 marca br.

Zapraszamy! fot. Karolina Grześkiewicz

Page 12: KONTRAST nr 2 (12) luty/marzec 2012

REPORTAŻ

18 marca 2010 roku

Byłam na pogrzebie. W ręce trzyma-łam bukiet czternastu białych róż. Czternaście róż. Czternaście lat. Czternaście tabletek. Czternaście mi-nut, w ciągu których można zmienić zdanie… Weszłam do kościoła. Na środku otwarta trumna, a w niej śliczna… Ola. Położyłam kwiaty przy trumnie i odeszłam. Przed kaplicą mnóstwo młodych ludzi – znajomi ze szkoły, klasy, klubu sportowego, z naszej miejscowości. Dowcipnisie, którzy na

co dzień emanują dobrym humorem, wtedy z powagą i łzami w oczach że-gnali koleżankę. Po pogrzebie podeszłam do znajo-mych z klasy. Zszokowani staliśmy koło cmentarnej bramy. Nikomu nie śpieszyło się do domu. Co chwila ktoś rzucał pytanie: dlaczego do tego do-szło? Co było przyczyną? Czy można było to zmienić? Czemu nikt jej nie powstrzymał? Czy ktoś wiedział o jej zamiarach? Z pewnością na większość z tych pytań nie uzyskamy już odpo-wiedzi. Być może rozwiązania tych zagadek należy szukać kilka tygodni

wstecz, kiedy to z Aleksandrą zaczęły się dziać niepokojące rzeczy… 4 marca Pierwsza lekcja. Chłopcy z Ic mają dla swoich dziewczyn propozycję nie do odrzucenia. Z okazji Dnia Kobiet orga-nizują dla nich przyjęcie. Pomysł świetny. Wszystkim się podoba. Ola śmieje się, że dla niej mają zamówić olbrzymi bukiet tulipanów. Cała klasa potwierdza swoje przybycie. Czwarta godzina lekcyjna. Ola rezy-gnuje z udziału w imprezie. Mówi, że musi nadrobić zaległości w nauce.

12 13

Olka*… zawsze pełna życia, roześmiana i szalona. Uczyła się dobrze, miała wielu przyjaciół. Chętnie spo-tykała się ze znajomymi. Istna dusza towarzystwa. Pełna energii i chęci do życia. Z dnia na dzień zaczęła wszystkich unikać. Była bardzo rozdrażniona. To, co wcześniej sprawiało jej radość, w późniejszym okre-sie było irytujące. Coraz rzadziej uczestniczyła w lekcjach WF – u, tłumacząc się złym samopoczuciem.

fot. Olga Panek

Page 13: KONTRAST nr 2 (12) luty/marzec 2012

REPORTAŻ

Nikt w jej wymówkę nie wierzy. Fakt, jej oceny uległy pogorszeniu, ale nie było w tym nic nadzwyczajnego. Koniec lekcji. Pytam ją, czemu na-prawdę nie chce przyjść na to spotka-nie. Mruczy coś pod nosem i odchodzi w kierunku swojego domu. 5 marca Nie zniechęcam się. Ponawiam pyta-nie. „Olka, no, ale czemu nie chcesz przyjść?” Nie uzyskuję odpowiedzi. O jej zachowaniu mówię naszej „paczce”. Okazja nadarza się na lekcji języka niemieckiego. Nauczyciel się spóźnia. Wałkujemy sprawę na forum klasy. Olka zaczyna krzyczeć, że to nie nasza sprawa i że chyba ma prawo do wolności wyboru. W ogóle, jakim prawem wtrącamy się do jej spraw?! Pakuje się i wybiega z klasy. Wszyscy jesteśmy zdziwieni jej reakcją. „O co jej chodzi?” Do klasy wchodzi wycho-wawca. Aleksandra do końca dnia nie pojawia się w szkole. 12 marca Ola nadal nie pojawia się w szkole. Nikomu nie przychodzi do głowy, że-by ją odwiedzić i dowiedzieć się, co się u niej dzieje. Nikogo nie intryguje jej nagła zmiana charakteru. Nikt nie pyta, nikt z nią nie porozmawia. Nikt

niczego nie zauważa. Każdy zajęty swoimi WAŻNYMI sprawami! 15 marca Zaraz po szkole idę z przyjaciółkami na zakupy. Dużo śmiechu. Świetna zabawa. Każda z nas kupuje sobie nowy ciuch. Do domu wracam około godziny siedemnastej. Odrabiam lek-cje, mama wchodzi do pokoju. Mówi, że była u mnie Olka. No dobra… Jutro ją odwiedzę. Te kilkanaście godzin nie zrobi jej chyba różnicy. Nie pali się… Wracam do swoich WAŻNYCH spraw… Wieczór. Pewnie wyglądało to tak. Szklanka wódki. Garść tabletek. Jesz-cze jeden telefon? (Kto by miał dla niej czas?) Łzy. Głęboki oddech. Koła-tanie myśli, serca… Spokój i … cisza… Ta nieznośna cisza! 17 marca Pierwsza lekcja. Razem z wychowaw-czynią do klasy wchodzą dyrektor i szkolny pedagog. Pani Kowalska nie może powstrzymać łez. Nikt nie wie, co się dzieje. CISZA, a potem potok przykrych, bolesnych słów. Wycho-dzą. W klasie zostaje tylko polonistka. Słowa uwięzły w gardłach. W oczach nieskrywane przerażenie i pytanie:

JAK MOGŁO DO TEGO DOJŚĆ? 20 marca Nikt z nas nie przypuszczał, że Alek-sandra była chora – chora na depre-sję. Większości ta przypadłość kojarzy się z ludźmi dorosłymi, znudzonymi życiem, wypalonymi zawodowo. Ale Ola? Pedagog wyjaśnił nam, że coraz częściej w Polsce choroba ta dotyka młodzież. Przyczyny? Tysiące: stres, brak wiary w siebie, konflikty w rodzi-nie, brak zrozumienia, czyjegoś zain-teresowania… Skrajne przypadki – samookaleczenia, próby samobój-cze…

9 październik Minęło już sporo czasu od samobój-stwa Oli. Na każdym kroku odczuwam jej brak. Nadal nie mogę się otrząsnąć po tym, co się stało. Wciąż mam w pamięci obraz uśmiechniętej Oleńki. I słowa jej ulubionej (o, ironio!) piosen-ki: „Czasem nie wolno odpuścić i sta-nąć z boku, bo w życiu są sprawy du-żo ważniejsze niż spokój”. *Ze względu na dobro rodziny zmarłej wszelkie dane zostały zmienione.

13

Olga Żurawska

Page 14: KONTRAST nr 2 (12) luty/marzec 2012

WYWIAD

„Palenie jest tak samo zabójcze, jak ukąszenie skorpiona” - o połączeniu dobrego rocka z profilaktyką antynarkotykową i promowaniu zdrowego trybu życia opowiedział nam Andrzej Piasecki – lider, wokali-sta i gitarzysta zespołu Na Ostatnią Chwilę.

Skąd wzięła się nazwa „Na ostatnią chwilę”? Jest to przede wszystkim rozwinięcie skrótu „NOC”. Jesteśmy połączeniem kilku rockowych kapel – są tutaj mię-dzy innymi ludzie z zespołu Ptaky, IRA oraz muzycy Patrycji Markowskiej. Powstaliśmy kilka lat temu po to, by poprzez rock and rolla pokazywać inną stronę - bezpieczną zabawę z muzyką, ale zdrowo, nie używając narkotyków i alkoholu. To jest dla nas cel pracy i spotkań z młodymi ludźmi. Dlaczego jako formę walki z narkoty-kami wybraliście akurat muzykę? Ponieważ jesteśmy muzykami i na tym się znamy. Uważam, że skoro zawsze dźwięki docierają bardziej do ludzi i powodują czasami palpitacje serca, to muzyka jest tak dobrym przewodnikiem, że trafi nawet do tych bardziej zamkniętych serc, a przynajmniej porządnie je zmiękczy. Muzyka jest uniwersalna.

Czy w środowisku muzycznym, w którym się obracacie, mieliście czę-sty kontakt z narkotykami? Czasami zdarzają się sytuacje, że kole-dzy mają problemy z narkotykami, alkoholem, dopalaczami. Żyjemy w takim świecie, a nie innym; mamy różnego rodzaju pokusy. Wiadomo, tempo życia jest w tym momencie naprawdę szybkie i w tym pędzie człowiek może się po prostu zagubić i zwyczajnie stracić orientację w rze-czywistości, co prowadzi do tego, że faktycznie sięga po narkotyki. To jest plaga, ale właśnie my też po to jeste-śmy, tak jakby po tej drugiej stronie, żeby pokazywać, że muzyka rockowa może być inna. Jak się odnosicie do słynnego hasła „Sex, drugs and rock’n’roll”? To było fajne powiedzenie w latach ’60, ’70. Było pięknie i cudownie. Te-raz jest zupełnie inaczej. Masz ochotę na seks, drugs i rock and roll, to przede wszystkim musisz testament napisać. Jeżeli ktoś ma ochotę na samobójstwo, to naprawdę wystarczy coś innego. Ale to powiedzenie było świetne; wtedy były inne czasy i fak-tycznie rock and rollowcy potrafili się bawić aż miło. Teraz jest inaczej; świat jest jedną wielką wioską. Jeżeli ktoś napluje komuś do talerza, to w tym momencie w Chicago wszyscy o tym wiedzą. Teraz nie można sobie pozwalać na pewnego rodzaju rzeczy. Poza tym, tylko kretyn będzie się sta-rał stracić zdrowie czy życie. My chce-my, przede wszystkim, wytłumaczyć młodym ludziom, że można bawić się świetnie, ale przy tym bezpiecznie. Jesteśmy właśnie po to, by mówić młodzieży: „Korzystajcie z muzyki, korzystajcie z życia, chodźcie na im-prezy i koncerty. Ale bezpiecznie”.

Nie potrzeba wracać po dziewięciu browarach. Bo i po co? Wątroba do wymiany, wszystko do wymiany. Można iść zabawić się na koncercie i wypić fajny tonik z dużą ilością cytry-ny. Ciśnienie też podskoczy. Czy uważacie, że dzisiaj młodzież o wiele częściej ulega nałogom niż kil-ka pokoleń temu? Czy może widzicie nawet poprawę? Obawiam się, że poprawy nigdy nie będzie. Póki będą coraz to nowe nar-kotyki, to cały czas będą z tym ekspe-rymenty. Wydaje mi się, że naszą rolą jest walka o każdą duszę i uważam, że nie jest to walka z wiatrakami. Mło-dość ma to do siebie, że to zakazane jabłko zawsze smakuje. Tylko że to jabłko może być ostatnie. Ale trzeba z młodymi rozmawiać i uświadamiać ich, bo oni wszyscy są tego warci. Zamiast eksperymentować z używka-mi, niech kupią gitarę, łoją w bębny, niech się wyżywają ćwicząc sztuki walki. Nie trzeba eksperymentować i robić z siebie żywego królika. Matrixa już naprawdę nie potrzeba, bo na-ukowcy to, co mieli napisać, napisali. Życie to już taki „matrix”, że lepiej być czasami nie może, więc po co sobie jeszcze dodawać czegoś na kark? Co może zrobić osoba uzależniona? Jak sobie pomóc i gdzie się zgłosić? W każdym mieście są ośrodki pomocy społecznej, które są podstawą. Jest

14 15

Page 15: KONTRAST nr 2 (12) luty/marzec 2012

WYWIAD

MONAR, są ośrodki terapii uzależ-nień, ale proponuję na samym po-czątku zgłosić się do ośrodka pomocy społecznej. Tam są wszystkie telefony i wszędzie człowieka skierują. Po pro-stu od a do z zostaniecie skierowani; udzielą dokładnej informacji, w jakie miejsce należy się udać, kto może udzielić pomocy, jak najszybciej to zrobić i jak najbardziej dyskretnie. Dla młodych ludzi dyskrecja jest bardzo ważna. Jeżeli uzależniona osoba nie szuka pomocy, to jak można wyciągnąć do niego dłoń? To jest temat-rzeka. Zahaczamy tutaj o wiele innych tematów, na przykład o to, że ktoś może poczuć się obrażo-ny, jeżeli powie się mu: „Słuchaj, ty masz problem. Chodź, pójdziemy się leczyć”. Może być też agresywny. Może się również okazać, że kiedy będziecie mocno chcieli pomóc przy-jacielowi, on po prostu nazwie was zdrajcą. To są trudne tematy, ja jed-nak obstaję przy tym, że mimo wszystko trzeba iść pod prąd. Pamię-tajcie, że osoba chora zawsze będzie deklarowała, że jest zdrowa; nawet jak nie będzie miała ręki, będzie mó-wiła, że ta ręka jest. Mając tę wiedzę, zawsze należy patrzeć na mniejsze zło. Tu nie ma dobrego wyjścia – wy w oczach tej osoby do końca życia w jakiś tam sposób będziecie namasz-czeni negatywnie, ale musicie pamię-tać o tym, że postąpiliście właściwie. Nawet, jeżeli za to dobro dostaniecie w twarz. Jesteście w takiej sytuacji moralnymi zwycięzcami. Uzależnienie to choroba i konsekwencje tego mogą

być różne. I tu jest właśnie ta odwaga cywilna – powiedzieć „nie”. Cała ta wasza kampania – koncerty, spotkania – mają na celu właśnie pokazanie ludziom, że można świet-nie bawić się bez narkotyków i alko-holu. Tak, dokładnie. Bez narkotyków i al-koholu, dopalaczy. Spokojnie, bez agresji. I bez papierosów, oczywiście. Nikt z nas nie pali. To jest wyjątkowe świństwo, naprawdę. À propos palenia – szłam dzisiaj na ten koncert i zobaczyłam „żywy dow-cip”. Widziałam starszą kobietę, któ-ra paliła papierosa i zwyczajnie dusi-ła się dymem, kaszlała jak szalona. Mówisz o wężu, który zjada własny ogon. To jest porównanie do tego żółwia, który na swoim grzbiecie przez jezioro wiezie skorpiona. Natu-

ra skorpiona jest taka, że go ukąsi. No niestety, tak właśnie jest. Siła nałogu jest ogromna. Nałóg zabijania w przy-padku skorpiona jest jego naturalnym odruchem, ale w przypadku palenia to jest tak samo zabójcza sytuacja. To jest zabójstwo. Staramy się z tym walczyć; po to właśnie działamy. Nie ma jednak tak dużego zainteresowa-nia, jak na zwyczajnych rockowych koncertach, niestety. To są tematy, które nie są popularne. Co więc zrobić, żeby były popularne? Przede wszystkim nie bać się o tym rozmawiać i nie czuć się źle, jeżeli ktoś uważa was za gorszą osobę, jeże-li poruszacie ten temat. Nie czujcie się źle, bo moralnie już jesteście zwycięz-cami, bo staracie się coś zrobić.

15

Rozmawiali: Michał Stępień Oliwia Kujawa

fot. www.myspace.com/naostatniachwile

Page 16: KONTRAST nr 2 (12) luty/marzec 2012

PORTRET

Nie podejmę się interpretacji nazwy, ale z chęcią przybliżę Wam historię tego zespołu.

Wszystko zaczęło się na początku 2011 roku, kiedy to Krzysztof Błasz-kiewicz zaprosił do nowego projektu kolegów z żuromińskiej sceny mu-zycznej. To był pewnego rodzaju eks-peryment. Mieszanka ludzi o różnym doświadczeniu muzycznym, począw-szy od bluesa przez reggae, rocka, kończąc na ciężkich brzmieniach. Skład no. 1: Pomysłodawca: Krzysiek Błaszkiewicz – gitarzysta m.in. Ikarionu; Zbyszek Kowalski - perkusista Ikario-nu i Sunflowers; Wojtek Falkiewicz - klawiszowiec Sun-flowers; Michał Nowakowski - gitarzysta i wo-kalista Święty Brother Band; Wojtek Klejnowski - gitarzysta m.in. Bez Prądu;

Mateusz Skorupski - basista m.in. Bez Prądu; Niestety, po kilku próbach, ze wzglę-du na inne zobowiązania muzyczne, Krzysztof musiał zrezygnować ze współpracy. Jednak to, co zapocząt-

kował, trwało dalej i po niedługim czasie zaczęło dawać plon... Wiosną 2011 kompozycje zespołu zaczęły nabierać konkretnego kształtu i charakteru. Różne klimaty, z jakich wywodzą się członkowie formacji,

16 17

Koncert w ciechanowskim klubie „Dołek”. fot. www.facebook.com/KART

Sesja nagraniowa.

Page 17: KONTRAST nr 2 (12) luty/marzec 2012

PORTRET

zaowocowały bardzo ciekawym, niespotykanym jak dotąd na naszej lokalnej scenie brzmieniem. Bardzo interesująca sekcja w połączeniu z umiejętnościami i pomysłami gitarzy-sty dała solidną podstawę. Wiele świeżości wniosły koncepcje klawiszo-we Wojtka, które tworzą nowoczesne tło, a zarazem dodają utworom spe-cyficznego brzmienia i głębi. Całości dopełnia charakterystyczna barwa głosu wokalisty. Nazwa zespołu… Sami członkowie nie mają zbytnio pojęcia, co oznacza to słowo. W trak-cie ciężkich negocjacji dotyczących nazwy, jeden z przyjaciół zespołu za-proponował właśnie KART. W wyniku zbliżającego się debiutu i braku innych, ciekawych opcji nazwa została przyjęta i tak już zostało. Pierwszy raz Najłatwiej zacząć wśród swoich. Muzyka tworzona przez KART pierw-szy raz ujrzała światło dzienne pod-czas Dni Miasta. W końcu się pokaza-li... Każdy z nich miał już doświadcze-nie sceniczne, ale to było ich „dziecko” od początku do końca, więc mieli tremę. Jednak przetrwali tę pró-bę ;) Mają już za sobą kilka koncer-tów, między innymi na warszawskim Ursusie z okazji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Po pierwszym koncercie do udziału w projekcie, w miejsce Krzyśka zaproszony został gitarzysta Daniel Fabiszewski. Dołą-czenie Daniela na stanowisku gitarzy-sty rytmicznego spowodowało, że brzmienie stało się bardziej soczyste i nabrało brakującego „ciężaru”. W chwili obecnej muzykę tworzoną przez KART można określić jako ener-giczny, ambitny rock. Ich twórczość nie jest pozbawiona pomysłu i inno-wacyjnego podejścia do tego, co ko-chają. A kochają naprawdę. Widać to w każdym ich występie. Tworzą TO razem i oby robili to jak najdłużej i jak najgłośniej, bo my lubimy to. ;)

17

Joanna Kucharska

Koncert Pamięci Naszych Przyjaciół.

Page 18: KONTRAST nr 2 (12) luty/marzec 2012

CZYTADŁO

Błyskawicznym tłumem, czyli Flash Mobem, nazywamy masę ludzi, rap-townie gromadzących się w jakimś wcześniej umówionym miejscu i celu (najczęściej zaskakującym dla świad-ków). Ważne jest, aby uczestnicy nie znali się wcześniej. Instrukcje, co robi-my, gdzie i jak, otrzymujemy drogą mailową albo na facebooku. Najważ-niejszym założeniem wszystkich Flash Mobów jest po prostu zabawa i spon-taniczność. Odbywają się one dla czy-stej przyjemności. „Ludzie spędzają swój wolny czas w bardzo różny spo-sób. Jedni lubią aktywność, inni spo-kój i nieprzemęczanie się. Niektórzy preferują luźny tryb życia, ale są rów-nież tacy, którym bardziej pasuje styl, nazwijmy go, „poważny”. Jest wśród nas spora grupa ludzi, dla których ważna jest dobra zabawa, niekoniecz-nie w gronie swoich najbliższych przy-jaciół” – piszą przedstawiciele tego ruchu w Polsce na jednej ze swoich stron www. Narzekają oni, że nasz świat jest zbyt racjonalny i brak w nim efektywności. Uważają, że od czasu do czasu w życiu warto jest zrobić coś spontanicznego. A w grupie zawsze raźniej – w ten sposób rodzi się Flash Mob. Pierwszy Flash Mob odbył się w 2003 roku, w Nowym Jorku. Chodziło o to, aby spotkać się w sklepie Macy’s i w kółko pytać sprzedawców o „dywanik miłości dla komuny”. Oczywiście nikt nie wiedział, o co chodzi. Nagle tłum opuścił sklep, zostawiając sprzedają-cych i innych klientów w lekkim szo-ku. Podczas innej akcji, Flash Mobow-cy, w kolejnym sklepie oddawali po-kłony maskotce dinozaura. A u na-szych zachodnich sąsiadów, na przy-kład w Berlinie, pod amerykańską ambasadą, kilkaset osób wznosiło

toasty na cześć Nataszy (do dziś nikt nie wie jakiej). Ciekawym przypad-kiem jest też nowozelandzki Flash Mob, gdzie w jednej z popularnych restauracji z fast foodem, spora grupa osób muczała jak krowa. I jeszcze Brazylia – w Sao Paulo, stu mieszkań-ców tego miasta w centrum zdjęło w tym samym momencie jeden but i przez chwilę waliło nim w chodnik. Po chwili wszyscy założyli swoje buty i rozeszli się, jak gdyby nigdy nic. W Polsce jedna z pierwszych takich akcji odbyła się w Radomiu, w 2003 roku – sześćdziesiąt osób w jednym z supermarketów zachwycało się sma-kiem bułki z serem. Okazuje się jed-nak, że w kraju nad Wisłą, wydarzenia pokroju Flash Mobu odbywały się już w latach 70. i 80. Wtedy to Pomarań-czowa Alternatywa organizowała po-dobne spektakle, jednakże na ich podstawie pokazywano, jak łatwo manipulować innymi – kilka osób stawało na ulicy i patrząc w niebo, krzyczało: „Oooo!”. Część przechod-niów widząc to, zatrzymywała się i również szukała czegoś w chmurach. Tak było kiedyś, a obecnie? Jakiś czas temu w stolicy, pod jedną z fontann zebrała się grupa ludzi, odzianych w ciemne okulary, która pstrykała dłu-gopisami. Nie można też zapomnieć o wspomnianej wcześniej akcji w me-trze. Z kolei w Lęborku odbył się Flash Mob pod hasłem „Padnij!”. Łatwo się domyśleć, że chodziło o to, że grupa osób na jednej z lęborskich ulic, na hasło „padnij!”… padła ;-) Co więcej, w Polsce i nie tylko, działają nawet zorganizowane grupy, tworzące Flash Moby. Jedną z popularniejszych jest np. Warszawski Front Abstrakcyjny, którego motto brzmi: „Rozjaśnijmy szarość dnia!” i które najlepiej chyba

określa ideę Flash Mobu. Oprócz te-go, WFA pisze na swojej stronie: „Jesteśmy grupą ludzi, którzy chcą wycisnąć z codzienności coś więcej niż przeciętny człowiek. To, co robi-my, jest nieszablonowe i wielce satys-fakcjonujące. Nie możemy zmienić świata, nawet nie próbujemy, ale co jakiś czas zmieniamy kilka minut na-szego życia w coś niezwykłego i nie-banalnego.” O najnowszych i archi-walnych akcjach, jak i o samym WFA, przeczytacie na www.wfa.boo.pl. Przeczytałeś ten artykuł i też chcesz zorganizować Flash Mob. Nic trudne-go! Po prostu wpadnij na ciekawy pomysł i poinformuj o tym ludzi. Zna-jomych, znajomych Twoich znajo-mych. I najlepiej, żeby oni powiedzieli o tym swoim znajomym, a oni swoim. Możesz też zorganizować antymob. Polega on na jak najszybszym opusz-czeniu jakiegoś miejsca (np. szkoły ;-) ). A taki e – mob na przykład, pole-ga na nagłym, punktualnym wchodze-niu na konkretne forum internetowe. Możliwości jest wiele. Jedno jest pewne – jeżeli uda Ci się to zrobić, będziemy tam!

fot. Warszawski Flash Mob. Uczestnicy stworzyli „ludzki napis”, zachęcający do głosowania na Mazury, jako 7 Cud Natury.

18 19

8 stycznia tego roku, na językach wszystkich w Polsce był Jurek Owsiak i finał jego Orkiestry. Tego sa-mego dnia pewna grupa ludzi postanowiła spotkać się w warszawskim metrze. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że cała ekipa, w podziemiach, postanowiła… zdjąć spodnie! Środek zimy i kil-kadziesiąt osób udających, że nie zauważają swoich nagich nóg? To właśnie jest

Oliwia Kujawa

Page 19: KONTRAST nr 2 (12) luty/marzec 2012

CZYTADŁO

19

Karnawał, czyli styczniowe szaleń-

stwo, jak głosił napis na okładce dru-

giego numeru ,,Kontrastu”, to zjawi-

sko światowe. Najbardziej znany jest

oczywiście ten w Brazylii, w Rio de

Janeiro. Tam zabawa rozpoczyna się,

gdy burmistrz miasta symbolicznie

przekazuje klucze do miasta przedsta-

wicielom najczęściej czternastu szkół

samby, które rywalizują ze sobą. Naj-

popularniejszym i najbardziej wido-

wiskowym elementem obchodów są

parady, w których setki tancerzy, a

przede wszystkim tancerek w rytm

samby przemieszczają się ulicami

miasta. Zwłaszcza przez Sambodron,

czyli 700-metrowy plac, wkoło które-

go mieści się 60000 widzów. W ze-

szłym roku w czasie ostatniego week-

endu, przed środą popielcową pokaz

w Rio obejrzało milion osób z całego

świata. To też czas, w którym mło-

dzież ma swoje szkolne imprezy. W

styczniu odbywają się studniówki i

ostatnio coraz popularniejsze bale

gimnazjalne. Może zacznę od tych

drugich. Bal gimnazjalny, jak mówi

sama nazwa, ma się odbywać w gim-

nazjach, w ostatniej klasie. I tu rozpo-

czynają się dyskusje. Rodzice i na-

uczyciele często twierdzą, że to i nie

okazja do balu(ukończenie szkoły;

egzamin gimnazjalny) i że wiek jesz-

cze nie ten i tak dalej, i tak dalej…

Czasem też i uczniowie nie garną się

jakoś wyjątkowo chętnie. – Myślę, że

bal gimnazjalny to taki trochę sztucz-

ny wymysł. Choć na swoim dobrze się

bawiłam, to muszę powiedzieć, że

mam wrażenie, że wiek nie pasuje,

np. do tych garniturów i eleganckich

sukni. Cały czas czekam na studniów-

kę, to ona będzie dla mnie takim wy-

jątkowym uroczystym balem, taką

mam nadzieję-mówi jedna z moim

licealnych koleżanek. Są też i wielcy

zwolennicy balów gimnazjalnych.

Jedna z moich gimnazjalnych nauczy-

cielek powiedziała kiedyś tak: Myślę,

że bal gimnazjalny jest potrzebny. Nie

każdy będzie miał później studniówkę

(miała tu na myśli osoby, które wy-

biorą szkoły zawodowe), a każdy po-

winien choć raz w życiu przeżyć taką

uroczystą, szkolną imprezę. To dobra

okazja do zabawy i coś zupełnie od-

miennego od codziennej nauki- doda-

ją zwolennicy balów gimnazjalnych.

Nie chodzi tu tylko o ten jeden dzień,

ale o całe przygotowania- naukę polo-

neza, strojenie sali, itd.- dodają.

Studniówka, czyli bal na około 100 dni

przed egzaminem maturalnym ma

genezę sięgającą czasów przedwojen-

nych. O słuszności jej istnienia nikt

chyba nie dyskutuje. –To specjalny

dzień, w życiu tylko jeden- dodaje

koleżanka , której zdanie już cytowa-

łem. Tak, to z pewnością coś specjal-

nego w życiu młodego człowieka. –

Jak tam studniówka?- słyszę rozmowę

dwóch innych szkolnych koleżanek w

autobusie.-A no dużo rzeczy zostało

do ogarnięcia, nie wiemy jeszcze,

gdzie będziemy ją mieli, próby polo-

neza, jak wiesz, na razie średnio idą i

sprawa pieniędzy- składka 300 zł,

sukienka 300 zł, buty 200, fryzjer pra-

wie 100, no i jeszcze takie drobne

wydatki- prawie 1000 zł. Jednak to

wszystko da się ogarnąć, a później już

tylko radość tego wyjątkowego dnia i

wspomnienia do końca życia. Na po-

czątek uroczysty polonez, a później

tańce do białego rana. Na koniec

pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że

wszystkie studniówki były udane, a

osoby, które wzięły w nich udział,

zachowały tylko miłe wspomnienia.

Adam Toruński

Młodzież szkolna na początku roku przeży-

wa uroczyste imprezy. Uczniowie ostatnich

klas mają swoje wielkie bale, odpowiednio

gimnazjalny i studniówkowy. Tekst o słusz-

ności istnienia pierwszego i magii drugiego.

Zdjęcia: Tegoroczny bal gimnazjalny w Gimnazjum nr 2 w Żurominie

Page 20: KONTRAST nr 2 (12) luty/marzec 2012

ZIMNO MI

Zimno mi w stopy,

a Ciebie brak.

Kochanku nocy i księżyca,

mój kochanku..

Gdzie jesteś?

Zimno mi w ręce,

a Ciebie nie ma

Mój aniele , który przyćmiewasz

światło księżyca

Czemu Cię tu nie ma?

Zimno mi w serce.

Mój drogi, najdroższy

Gdzie jesteś?

Zamarzam.

Kochany, nie ma mnie już.

a wszystko przez to ,że zimno mi w stopy

MŁODZI TWÓRCY

20 21

Jenny

Im więcej Cię czytam, tym bardziej mięknę, jak te pożółkłe kartki, wygniecione i zroszone łzami. Z Tobą wszystko jest bardziej ludzkie i milsze w kontakcie z podrażnioną skórą. Z tym co jest pod nią, walczyć już przecież nie mogę.

zastanawiam się co by było gdyby nie lubię gdybać gdyby nie było wczoraj wczoraj pękła lustrzana bańka podzieliła się i nas na pół a złość wypełzła spod łóżka wysypaliśmy się z siebie serce mi stopniało ci serce aeiouy

Jeżeli i Ty chciałbyś się podzielić z nami i swoją twórczością, swoje prace ślij nam na [email protected]!

(Anna z Z.W.)

Page 21: KONTRAST nr 2 (12) luty/marzec 2012

MŁODZI TWÓRCY

21

Page 22: KONTRAST nr 2 (12) luty/marzec 2012

MALI EKSPERCI

Co to jest Internet? Kuba: Taki komputer wielki. Ola: Taka gra, gdzie wszystko jest. Wojtek: Telefon taki czy coś.. Sebastian: Takie coś w komputerze, ale ja nie mam komputera. Maciek: Takie coś, gdzie można grać i się zacina. Marysia: A to nie jest taka maszyna? Jaś: Tam można wszystko przyciskać i Ci wyskakuje wszystko. Korzystacie z Internetu? Ania: Gramy! Ola: A mi moja mama nie chce włączyć malowanek. O, a to dlaczego? Ola: Bo mama mówi, że od malowania bolą oczy. Maciek: Ja to codziennie gram na Inter-necie. Wojtek: A ja to czasami tam, raz w ty-godniu. Maciek: A ja to kiedyś tak bardzo, bar-dzo długo grałem na komputerze, bo mój brat poszedł do kościoła i ja jeszcze grałem z pół godziny! Kuba2: Ja całe dnie gram w Metina. Mateusz: No a ja to ten, no na Facebo-oku. Właśnie, co to jest Facebook, słyszeli-ście o czymś takim? Ania: <śmiech> Ale Pani głupie pytania zadaje. Kuba1: Komputer. Kuba2: Telefon. Ania: <śmiech> Komputer, telefon? Chłopacy, wy się zastanówcie! Facebo-oku to jest taka stronka w Internecie i tam są różni ludzie. Kuba1: Wcale nie! To komputer! Maciek: Nie wiem, ale mój brat ma konto na Facebooku. Marysia: Tak, to jest strona interneto-wa. Ola: No tam się gra. Zuzia: Nie e, na Googlach się gra.

A korzystacie z Google? Kuba: No, ja ciągle. Ania: To jest taka stronka internetowa, w której można wpisać, co się chce, np. gry o czymś tam no i klikasz, no i poka-zują ci się różne napisy i wybierasz tam z ramki takiej. Maciek: A wie Pani, że ja zawsze jak gram w takiej grze, to jak się wspinam na mur, to zawsze spadam na jajka. Kuba: Miałem coś powiedzieć, ale już zapomniałem. Mateusz: Mi brat stamtąd ściąga różne gry. Ania: To Ty masz brata?! To pewnie wiecie też, co to jest nasza-klasa.pl? Zuzia: Tam są ludzie i zdjęcia. Kuba: I się zaprasza znajomych. Ola: A jak był taki konkurs w sieci na stronie internetowej, to można było wygrać różne fajne rzeczy. Wojtek: Taki hotel? Wszyscy: Jaki hotel?! Słyszeliście o tym, że Polska podpisała umowę z pewną organizacją, która zablokuje pewne strony w Internecie. Uważacie, że to jest potrzebne? Chórem: Nieeeeee! Kuba2: Ja słyszałem o tym, w telewizji mówili. Ania: Ja, ja wiem! A nie, nie, już nie pamiętam. Kuba1: To jest niepotrzebne. Mateusz: Niedobre. Maciek: Nie, bo mój brat ściąga różne gry, a jak zablokują te gry, to nie będzie tych gier. Wojtek: A mi to jak mój brat wszedł na tego Facebooku i mu się zablokował, to mój tata coś robił z tym Internetem. Mateusz: Nie mogą zablokować, bo ja wszędzie wchodzę! Kuba1: A raz, jak byłem u mojego brata, to komputer się sam wyłączył i włączył. Marysia: I nie będziemy mogli oglądać bajek żadnych…

Ola: A ja nie mogę bajek oglądać, bo mi się zepsuł komputer. Słyszeliście skrót ACTA? Chórem: Nieeeeeeee! Kuba: Tak, że nam zabiorą komputery oni. Wojtek: A ja miałem kiedyś komputer i on mi się zablokował. W takim razie wyobrażacie sobie życie bez Internetu? Mateusz: Nie, bo jak ja kiedyś nie mia-łem Internetu, to w ogóle nie mogłam żadnych przesyłek dostawać ani dostar-czyć. Kuba2: A mi raz wyłączyli komputer, ale jak mi zablokują Internet, to nie wiem, co będzie.. Ola: A ja kiedyś to … Zapomniałam. Wojtek: A mi się kiedyś zablokował Internet, to nic się nie stało, a teraz mam dwa Internety i już jest dobrze wszystko. Zuzia: A ja kiedyś nie miałam zepsuty komputer i nie mogłam grac przez dwa tygodnie! No, ale musiałam dać sobie radę.. Jakoś. Kuba: A ja lubię piłkę nożną. Ania: Ale teraz o Internecie gadamy! Uważacie, że długie spędzanie czasu przed komputerem jest zdrowe? Chórem: Nieeeeeee! Kuba1: Nie, nie jest, bo można dostać ślepoty. Maciek: No i się wtedy nosi okulary. Marysia: Albo można dostać zeza. Kuba2: A ja noszę okulary, a wcale nie siedzę na komputerze tak długo. Ola: Proszę panią, a ja też nosze okular-ki, tylko dziś zapomniałam. Sebastian: Proszę pani, a ja chciałem powiedzieć, że ja gram w grę z taką kostką i to jest bardzo mądra gra!

22 23

Przed Wami gremium niepowtarzalnych i niezależnych ekspertów. Przedszkolaki odpowiedzą na każde pytanie. Dlaczego? Bo tylko one mogą spojrzeć na problem bez kilkunastoletniego bagażu doświadczeń. O ACTA – mali eksperci z Przedszkola nr 2 w Żurominie.

Zebrała: Olga Żurawska

Page 23: KONTRAST nr 2 (12) luty/marzec 2012

DNI GODZ. TYTUŁ FILMU RODZ. PROD. CZAS

TRWANIA

2 3 4

piątek sobota

niedziela 1700

Dziennik zakrapiany rumem

dramat/przygodowy

USA 120 min.

10 11

sobota niedziela

1700 i 1900

1700 Pokaż kotku co masz

w środku komedia Polska 93 min.

16 17 18

piątek sobota

niedziela 1700 Szpieg thriller USA 117 min.

23 24 25

piątek sobota

niedziela 1700 Muppety

familijny /komedia

USA 98 min.

30 31

1.04

piątek sobota

niedziela 1700 Sztos 2 komedia Polska 99 min.

Istnieje możliwość zorganizowania seansu zbiorowego Bilety w sprzedaży godzinę przed seansem.

Aktualny terminarz kina znajduje się na stronie http://www.zetceka.republika.pl

CENA BILETU 12 zł.

Kulturalny Rozkład Jazdy - ŻCK

24 lutego 2012r. – 16 marca 2012r. Wystawa plastyczna „Łaskawość materii” – Zbigniew Izdebski 10 marca 2012r oraz 31 marca 2012r. Warsztaty komunikacji interpersonalnej 29 marca 2012r. – Koncert „Kwartet saksofonowy”

22 kwietnia 2012r. – Koncert FARBEN LEHRE / IKARION

Zajęcia w Żuromińskim Centrum Kultury:

- Sala prób dla zespołów muzycznych od poniedziałku do piątku - Zajęcia wokalne – poniedziałek/czwartek godz. 17:00 - Zajęcia taneczne: taniec nowoczesny, hip hop, disco dance, popping, lockcing, breakdance wtorek/czwartek 16:00-17:30 - Sekcja gry Cashflow – czwartek godz. 15:30 - Brydż sportowy – piątek godz. 18:00-21:00 - Nauka gry na gitarze akustycznej/elektrycznej Zajęcia prowadzi Pan Wojciech Klejnowski - sobota godz. 13:30 - Szkoła muzyczna (wtorek, piątek, sobota) oraz Ognisko muzyczne

TRWA NABÓR DO SEKCJI:

Zajęcia teatralne – zajęcia prowadzi Pani Marzena Lorkowska Powiatowy Zespół Tańca Ludowego – zajęcia prowadzi Pani Beata Cimochowska www.zetceka.republika.pl

TERMINARZ KINA "TON" marzec