Transcript

NR ^ ( 6 1 ) kwiecień • maj • czerwiec 2008

PL ISSN 0860-1917

Kwartalnik społeczno-kulturalny

W numerze: Bibliografia zawartości

Kociewskiego Magazynu Regionalnego wraz z indeksami

2001-2007

fot. Magdalena Śniegula

KOCIEWSKI MAGAZYN REGIONALNY Kwartalnik społeczno-kulturalny

Nr 2 (61) kwiecień • maj • czerwiec 2008 • PL ISSN 0860-1917

WYDANO ZE ŚRODKÓW BUDŻETU MIASTA TCZEWA

PRZY WSPARCIU FINANSOWYM

URZĘDU MIEJSKIEGO W SKARSZEWACH

RADA PROGRAMOWA

Kazimierz Ickiewicz - przewodniczący

oraz Irena Brucka, Czesław Glinkowski, Józef Golicki, Andrzej Grzyb,

Krzysztof Korda, Jan Kulas, Tadeusz Majewski, prof. Maria Pająkowska-Kensik, Józef Ziółkowski

REDAKCJA

Halina Rudko

Wanda Kołucka Kociewski Kantor Edytorski

redaktor naczelna sekretarz

opracowanie graficzne i łamanie

WYDAWCA

Kociewski Kantor Edytorski Sekcja Wydawnicza Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Aleksandra Skulteta w Tczewie dyrektor Urszula Wierycho

ADRES REDAKCJI I WYDAWCY 83-100 Tczew, ul. J. Dąbrowskiego 6, tel. (058) 531 35 50 e-mail: [email protected]

Redakcja zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów, zmiany tytułów oraz poprawek stylistyczno-językowych w nadesłanych tekstach.

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone w niniejszym numerze zostały przekazane przez autorów nieodpłatnie.

NAŚWIETLENIE, MONTAŻ I DRUK Zakłady Graficzne im. J. Czyżewskiego Tczew, ul. Kwiatowa 11

Nakład: 1000 egz. Objętość: 6 ark. druk.

NA OKŁADCE

Kwitnąca łąka fot. Małgorzata Pauch

W NUMERZE

11

Kazimierz Denek DOBRA SZKOŁA I JEJ NAUCZYCIEL (dokończenie)

ks. Marcin Baska CENNEGO DARU NIE UTRACIĆ

Jan Kulas Z DZIAŁALNOŚCI PARLAMENTARNEGO ZESPOŁU KOCIEWSKIEGO

Damian Kullas 0 NIEZNANYCH KOCIEWIAKACH SŁÓW KILKA...

Tadeusz Wrycza LODOŁAMACZE W OCHRONIE GDAŃSKA 1 ŻUŁAW PRZED POWODZIAMI ZATOROWYMI

18 Krzysztof Kowalkowski CZECHOWO CZY TRZECHOWO

20 ODKRYTE TALENTY

22 Patryk Gabriel KOCIEWIE JAKO MARKETINGOWE LOGO. WYMAGAJĄCE WYPEŁNIENIA?

23 Małgorzata Mykowska LEKTURA NIE TYLKO NA WAKACJE

23 Irena Opala WARLUBSKI KONKURS ROZSTRZYGNIĘTY

27 Andrzej Wędzik 14. NEOLITYCZNI WOJOWNICY (cz. II) Pradzieje Kociewia

31 Seweryn Pauch • ŁOWIECTWO NA KOCIEWIU

32 Grzegorz Walkowski IN DERSOVE IN CONSTRUCTIONE IPSIS CASTRI (W Derszewie podczas budowy zamku)

34 Marcin Kidziun KS. ANTONI LIEDTKE. ŻYCIE I DZIAŁALNOŚĆ NAUKOWA Konterfekty

35 Czesław Glinkowski „PRO DOMO TRSOVIENSI" ABY BYŁ WSZYSTKIM BLISKI

36 Krystyna Potrać BŁOGOSŁAWIONA Z KOCIEWIA (dokończenie)

37 Joanna Fryźlewicz SIOSTRA MARTA NASZĄ PATRONKĄ

40 Grzegorz Walkowski ORŁY, GRYFY I SMOKI (cz. II)

42 Bogdan K. Bieliński • TRZY SIOSTRY TOLLIKÓWNE Z KRÓLÓW LASU

45 CZAS ZATRZYMANY W PAMIĘCI

46 REGULAMIN I KOCIEWSKIEGO KONKURSU LITERACKIEGO IM. ROMANA LANDOWSKIEGO

48 Stanisław Połom • PRZEDMO WA

48 Maria Pająkowska-Kensik GRUCZNO - MIEJSCOWOŚĆ NIEZWYKŁA

KMR

IV poprzednim numerze Kociewskiego Magazynu Regionalnego poinformowałam Czytelników o tym, że do grona współfi­nansujących wydawanie tego pisma dołą­czył tylko samorząd miasta Skarszewy.

Dzisiaj mogę powiedzieć, że nie tylko, bo z pomocą przyszedł Burmistrz Miasta i Gminy Pelplin, Andrzej Stanuch, który zobowiązał się zakupić rocznie 200 egz. kwartalnika i przekazać go do jednostek organizacyjnych gminy. Pismo będzie dostępne w Miejskim Ośrodku Kultu­ry, Miejskiej Bibliotece Publicznej oraz w szkołach.

Czytelnicy będą mogli poznać historię Pelplina oraz dowiedzieć się o wielu wyda­rzeniach kulturalnych, dziejących się właś­nie w tym mieście i gminie.

Mam nadzieję, że współpraca będzie długotrwała i owocna.

Aktualny nr KMR zawiera wiele cieka­wych artykułów, ale ja chciałabym zwrócić uwagę Czytelników na zamieszczony na str. 46-47 Regulamin I Kociewskiego Kon­kursu Literackiego im. Romana Landow­skiego i zachęcić do współpracy nauczycie­li wszystkich szkół i przedszkoli.

Z okazji ogłoszonego roku 2008 Rokiem Żuław proponuję obszerny materiał Tade­usza Wryczy, poświęcony zagrożeniom po­wodziowym ze strony Wisły.

Szczególnie polecam do przeczytania dość kontrowersyjny materiał Patryka Ga­briela, który zadaje nam pytania: czym jest Kociewie i czy istnieje. Autor uświadamia nam, jak ludziom młodym (nie wszystkim) mało znana jest ta kraina lub też nie znają jej w ogóle.

Aby to zmienić, musimy jeszcze bardziej propagować nasz region, do czego zachę­cam również inne gminy.

KAZIMIERZ DENEK

Dobra szkoła i jej nauczyciel

JlcduV. £*LM^

dokończenie

Ewaluacja jakości pracy nauczyciela

Ojakości systemu edukacji możemy mówić tylko wte­dy, gdy jej korelaty przyczyniają się w optymalnym stopniu do realizacji wartości i celów36. Oznacza

to doskonalenie funkcjonowania szkoły, zwiększenie efek­tywności jej pracy. Reforma systemu edukacji przywiązuje wielką wagę do jakości pracy szkoły, a w jej obrębie aktyw­ności nauczyciela. Nakłada obowiązek jej określania drodze ewaluacji37.

Punktem wyjścia dla ewaluacji edukacji szkolnej jest ocenianie osiągnięć ucznia, czyli tego, co on potrafi spośród czynności przewidzianych do opanowania w szkole podsta­wowej, gimnazjum i liceum. Ewaluacja osiągnięć uczniów w sensie poznawania, kontroli, analizy i oceny ich wiedzy i umiejętności zalicza się do podstawowych ogniw proce­su dydaktyczno-wychowawczego współczesnej edukacji szkolnej. Nie jest ona celem samym w sobie tego procesu, lecz jego etapem, a zarazem środkiem prowadzącym do samokontroli i samooceny wiedzy i umiejętności uczniów. Pomimo wielu poszukiwań zagadnienie kontroli i oceny wiedzy i umiejętności uczniów nie zostało należycie roz­wiązane. Ciągle się o nim jeszcze mówi jako o „nieśmiertel­nym, otwartym" problemie weryfikacji wyników kształce­nia, względnie ewaluacji rezultatów edukacji szkolnej, nad którym nie ustają spory i dyskusje.

Rozpoczęta w naszym kraju reforma systemu edu­kacji stawia na porządku dziennym ocenianie postępów ucznia w nauce i nadaje mu inny, nowy wymiar. Po­lega on na odejściu od oceniania wiadomości, umie­jętności i nawyków uczniów na rzecz ewaluacji ich kompetencji. Powoduje to, że ocenianie teoretycznych i praktycznych umiejętności ucznia staje się procesem i urasta do ważnego elementu ewaluacji procesu dydak­tyczno-wychowawczego i efektywności pracy szkoły. Ocenianie przede wszystkim ma: dostarczyć uczniowi informacji o jego kompetencjach (które z umiejętności i na jakim poziomie ma już opanowane), ukazać auten­tyczne z tego zakresu sukcesy, niedociągnięcia, usterki, braki i porażki. Uzupełnienie tych informacji stanowi konstruktywny komentarz nauczyciela co zrobić żeby uporać się z niepowodzeniami, a następnie ponownie zaprezentować osiągnięcia i poddać je ocenie. Uczeń zostaje włączony do współodpowiedzialności za efek­ty edukacji w szkole. Z czasem uczeń traktowany pod­miotowo i po partnersku sam może i potrafi zadecydo­wać, które z umiejętności i na jakim poziomie może osiągnąć. Pojmowane w ten sposób ocenianie osiągnięć szkolnych ucznia sprzyja umiejętności samokontroli

KMR

O EDUKACJI JUTRA

i samooceny jego własnych możliwości edukacyjnych oraz motywuje go do coraz lepszych efektów kształcenia.

Wbrew obiegowym opiniom obiektywne ocenianie osiąg­nięć szkolnych uczniów należy do pracochłonnych i czaso­chłonnych czynności zawodu określanego „trudnym siewem". Poprzedzają je takie złożone działania, jak: analiza wymagań podstaw programowych nauczania; operacjonalizacja celów kształcenia, zgodnie ze wskazaniami kategorii taksonomicz­nych i poziomów wymagań poszczególnych ocen szkolnych; sformułowanie jednoznacznie rozumianych przez ucznia wymagań stawianych mu w procesie edukacji szkolnej; za­planowanie badań wyników kształcenia o charakterze diag­nostycznym kształtującym i sumującym oraz przygotowanie korespondujących z nimi narzędzi pomiaru dydaktycznego; przeprowadzenie zaplanowanych badań osiągnięć szkolnych ucznia i całej klasy; analiza otrzymanych rezultatów i ich in­terpretacja oraz poinformowanie o tym bezpośrednio zainte­resowanych efektami edukacji szkolnej38.

W rezultacie tej procedury postępowania formułuje się wnioski odnoszące się do ucznia (jakie podejmie się przedsięwzięcia, żeby mu pomóc w osiągnięciu sukce­su), nauczyciela, procesu kształcenia (decyzje o zmianach w treściach, metodach, formach i środkach dydaktycznych). Trzeba dążyć, żeby ocenianie to stosowali w szkole wszy­scy nauczyciele. Dopiero wtenczas będzie można mówić o tworzeniu wewnątrzszkolnego systemu oceniania osiąg­nięć szkolnych39.

W artykule tym, zgodnie z jego tematem ewaluację od­niesiemy tylko do jakości pracy nauczyciela. Termin „ewa-luacja" pojawia się coraz częściej w edukacji i naukach o niej. Los modnych słów jest bardzo zbliżony: im więcej słów zyskuje dzięki nim przejrzyste wyjaśnienie, tym bar­dziej stają się mętne i niejasne.

Jak wszystko, co ludzkie, pojęcia ulegają deprecjacji przez ząb czasu, najbardziej bezlitosny dla tych, które są najważniejsze. Z czasem stają się wytartą monetą. Dzie­je się tak dlatego, że rodząc się, pozwoliły dostrzec naj­bardziej źródłowe oprawy. Z czasem stają się już tylko hasłem, które odcięte od korzeni źródłowego rozumienia, mówi wszystko i nic. Z tego powodu niezbędny jest namysł nad prawdziwym ich źródłem, czyli nawrót do sensu. Tylko w ten sposób można doświadczyć przez nie wglądu w edu­kację i nauki o niej.

Ewaluacja jakości pracy nauczyciela obejmuje wydawa­nie opinii o wartości jego aktywności, poprzez systematycz­ne zbieranie i analizowanie informacji o niej, w kontekście znanych celów, kryteriów i wartości.

Do celów ewaluacji jakości pracy należy: dostarczenie użytecznych wskaźników określających to, co jest dobre i winno być ulepszane. Ważna jest znajomość pozytyw­nych elementów pracy nauczyciela, by móc analizować i rozumieć istotę sukcesu; promowanie własnych możliwości i odpowiedzialności za efektywność swojej pracy; wprowa­dzenie takich form efektywności pracy nauczyciela, które będą pomocne i wykorzystane (zakłada się że nauczyciele powinni wiedzieć jak posłużyć się danymi o swojej pracy dla celów jej udoskonalenia); określenie ponadczasowych trendów doskonalenia i efektywności pracy; gwarantowanie równych możliwości rozwoju uczniom; dążenie do własne­go mistrzostwa pedagogicznego.

Osiągnięcie celów uznawanych za ważne wymaga wy­boru kryteriów oceny zalet i wartości jakości pracy nauczy­ciela. Wybór kryteriów stanowi jedno z najtrudniejszych

zadań w ewaluacji edukacyjnej. Większość ekspertów ewa­luacyjnych podziela opinię, że przy określaniu kryteriów szacowania każdego obiektu, trzeba wychodzić ze specyfiki jego kontekstu i funkcji jaką ma pełnić jego ewaluacja.

Przyjmuje się, że przy ocenie zalet i wartości ewaluacji jakości pracy nauczyciela punktem wyjścia są następujące kryteria: zdolność wychodzenia naprzeciw rozpoznawanym potrzebom aktualnych i potencjalnych uczniów; realizowa­nie narodowych celów, ideałów lub wartości społecznych; zgodność z przyjętymi standardami i normami; realizowa­nie własnych uprzednio określonych celów; przewyższanie jakością obiektów alternatywnych; rzetelność w realizacji zadań związanych ze stanowiskiem lub pełnionymi funkcja­mi; pełna realizacja zadań dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych szkoły; realizowanie innych czynności wynikających z zadań statutowych szkoły; kierowanie się w codziennych działaniach edukacyjnych dobrem uczniów, troską o ich zdrowie, postawę moralną i obywatelską z po­szanowaniem osobistej godności.

Ewaluując jakość pracy nauczyciela, należy się zdecy­dować, które jej aspekty i wymiary mają być poddane temu procesowi. Pozwoli to stwierdzić, jaki rodzaj informacji na­leży zgromadzić i w jaki sposób ją analizować. Z literatury przedmiotu dotyczącej ewaluacji wynika, że należy groma­dzić jak najwięcej informacji. Nie powinny się one ograni­czać do wąsko pojętej ewaluacji wyników. Nie oznacza to, że należy zbierać wszystkie możliwe dane, można koncen­trować się na niektórych z nich, w zależności od priorytetów ewaluacyjnych. Zaleca się gromadzenie informacji wokół takich zmiennych każdego obiektu, jak: cele obiektu; ich strategia i plany działania; proces wcielania ich w życie; re­zultaty oddziaływania.

Ewaluując jakość pracy nauczyciela należy określić ro­dzaj funkcji, jaką ma ona pełnić. W literaturze przedmiotu wymienia się następujące funkcje ewaluacji edukacyjnej: formatywną - zapewniającą postęp, wykorzystuje się ją do usprawniania i rozwijania działań oraz wspomagania osób lub programów; konkluzywną - służy ona do sprawozdaw­czości, nadawaniu certyfikatów lub selekcjonowaniu; spo­łeczno-polityczną - wykorzystywana jest do kształtowania motywacji i promowania określonych stosunków społecz­nych; administracyjną - dla sprawowania władzy.

Funkcje te wymagają różnych metod ewaluacyjnych. Ewaluacja jakości pracy nauczyciela wymaga posłużenia się wieloma metodami łącznie, by niedoskonałości jednej metody rekompensowały zalety pozostałych. Wybór metod oraz narzędzi zależy od typu problemu, na który chcemy od­powiedzieć. Kompetentność stosowanych metod wiąże się z potrzebami informacyjnymi użytkowników ewaluacji. Skuteczna ewaluacja wymaga również analizy środowiska w jakim działa nauczyciel, aby zrozumieć: jaki, kiedy?, gdzie? i czy w ogóle ewaluator może pomóc?

Za podstawę oceny przebiegu ewaluacji przyjmuje się standardy. Zapewnią one optymalną równowagę między: przydatnością - możliwość wykorzystania ewaluacji i jej praktyczność; rzetelnością - ewaluacja winna ujawniać i przekazywać informacje technicznie adekwatne; wykonal­nością - realizm i rozważność ewaluacji; przyzwoitością - ewaluacja powinna być przeprowadzona w sposób zgodny z prawem i etyczny.

Do przeprowadzenia ewaluacji uprawnieni są kompe­tentni i godni zaufania ewaluatorzy. Wchodzą oni w skład zespołów, które posiadają: techniczne kompetencje w dzie-

KMR 3

O EDUKACJI JUTRA

dżinie dokonywania pomiarów, metodologii badawczej oraz technik analizy danych; umiejętność rozumienia społecz­nego kontekstu ewaluacji; zdolność organizacyjną; cechy obiektywizmu i odpowiedzialność; umiejętność nawiązy­wania dobrych stosunków z ludźmi oraz porozumienia się z osobami i grupami włączonymi w ewaluację; integralność osobowościową.

Nauc2yciel, żeby uzyskać awans, musi przede wszystkim spełnić wymagania kwalifikacyjne i egzaminacyjne niezbędne do zdobycia ustalonego szczebla hierarchii zawodowej. Jest to zrozumiałe skoro pamięta się, że zadania, którymi ma wykazać się nauczyciel wymagają innych niż dotychczas kompetencji in­terpersonalnych, autokreacyjnych i realizacyjnych. Wynikająone z założeń o ekspresyjnym, twórczym, nowatorskim i stale rozwi­jającym się nauczycielu. Odnoszą się do: wartości i postaw, dys­pozycji, umiejętności oraz wiedzy. Wymagają autonomii zawo­dowej nauczyciela, przekształcenia się z wykonawcy odgórnych decyzji w samodzielnego profesjonalistę, dobrze znającego swo-jąpracę i odpowiadającego zajej rezultaty. Innowacyjność, dzia­łania na rzecz szkoły, podwyższanie jakości pracy, współpraca z samorządem terytorialnym i organizacjami działającymi na rzecz edukacji stały się niemalże zasadniczym obowiązkiem nauczyciela.

Wraz z rozwojem i postępem cywilizacji informacyjnych zmienia się misja nauczyciela. Przekształceniu uległa też podstawowa rola nauczyciela. Z przekaźnika wiedzy prze­kształca się w przewodnika i doradcę swoich wychowanków. Nowa rola wymusza od nauczyciela poznawania technologii informacyjnej oraz doskonalenia swego warsztatu pracy. To z kolei wymaga ustawicznego samokształcenia, doskonale­nia i uzyskiwania dodatkowych kwalifikacji.

W ewaluacji stawiamy pytania kto? i co? Kto jest ewa-luatorem i co ewaluujemy? W procedurze awansu zawodo­wego nauczyciela ewaluatorami mogą być: dyrektor szkoły lub placówki, przedstawiciele organu sprawującego nadzór pedagogiczny oraz prowadzącego szkołę, komisje kwali­fikacyjne lub egzaminacyjne oraz rodzice, których opinii zasięga dyrektor oceniając dorobek zawodowy nauczyciela za okres stażu. Formalne usytuowanie rodziców i uczniów w systemie ewaluacji pracy nauczyciela i szkoły rodzi py­tanie o ich kompetencje, a także stwarza potrzebę wpro­wadzenia programu edukacji wiedzy o kontrolowaniu i ocenianiu zawodowego funkcjonowania człowieka, w tym nauczyciela40.

Konkluzje

Zmiany, które zachodzą w świecie, Europie, Polsce stawiają przed edukacją nowe wyzwania. Sprostać im może jedynie szkoła jutra. Można o niej powie­

dzieć jako o szkole: mądrej, cywilizacyjnie rozwiniętej, o przyjaznym obliczu, skutecznie przeciwdziałającej niepowodzeniom szkolnym, traktującej je jako „pedago­giczne wyzwanie dla współczesności"4 1, wzbudzającej na lekcjach, zajęciach pozalekcyjnych i pozaszkolnych nie tylko zaciekawienie, zainteresowanie i zamiłowanie do poszczególnych przedmiotów szkolnych, lecz także do sztuki, techniki, kultury sportu, krajoznawstwa i turysty­ki42. Chodzi o mądrość w sensie: pragmatycznej wiedzy eksperckiej; równowagi między wiedzą a zwątpieniem; zdolności dostrzegania problemów i zadawania właści­wych pytań; holistycznego procesu poznawczego; posta­wy metapoznawczej; wysokiej kultury poznawczej4 3. In­

teresująca nas tu szkoła nie może pominąć takich kwestii współczesności, jak nihilizm, przemoc, agresja, narkoty­ki, alkoholizm, nikotynizm, reakcja na zło, szacunek i to­lerancja dla innych44.

Szkoła ta zadba o to, żeby uczniowie ambitni, zdolni, pracowici mieli szansę szybkiego rozwoju, niehamowanego przez rówieśników przeciętnych, którym się nic nie chce. Najbardziej zdolnym i mądrym stworzy warunki powsta­wania uczniowskich elit intelektualnych. Będą one w przy­szłości tworzyć wzorce postępowania społeczeństwa. Jakże trafne i aktualne są słowa Sokrata Janowicza ...naród bez elity (jest) jak ciało bez głowy. Zamiast obywateli ma zbioro­wisko przewodów pokarmowych ze swymi odruchowymi po­trzebami. To inteligencja jest zbiorowym kustoszem pamięci narodowej i ogólnoludzkiej*5.

Szkoła jutra opiera się na kompetentnym nauczy­cielu. Obejmuje ono: kształcenie wstępne, praktyki, wprowadzenie do zawodu, dokształcanie i doskonale­nie w toku pracy oraz podwyższanie kwalifikacji w re­zultacie zdobywanie stopni specjalizacji zawodowej. Etapy te stanowią logiczny proces stawania się nauczy­cielami - coraz użyteczniej szymi profesjonalistami, świadomymi niezbędności stałych poszukiwań nowych rozwiązań w swej pracy i konieczności dokształcania się oraz doskonalenia zawodowego. Oznacza to, że sta­wanie się nauczycielem kompetentnym odbywa się w czasie jego całościowego rozwoju zawodowego4 6. Trze­ba je uczynić przedmiotem funkcjonalnego, holistyczne­go, wielostopniowego kształcenia i doskonalenia nauczy­cieli.

Nie może ono mieć charakteru statystycznego, podlegać ustawicznym zmianom. Sąone jej nieodłącznącechązawo-du nauczycielskiego. Jednocześnie sąjednak dziedzinąpo-nadkadencyjną. Nie można nią manipulować po kolejnych zmianach na scenie politycznej Polski, które przypomina „odbijanie się od ściany do ściany co cztery lata"4 7. Ozna­cza to, że nie ma tu „miejsca na gwałtowne zmiany". Trzeba w niej kierować się zasadą T. Hausena „toczącej się re­formy".

Dokonujące się zmiany w systemie oświaty i wychowa­nia szkolnictwa wyższego oraz kształcenia, dokształcania i doskonalenia nauczyciela trzeba widzieć nie tylko w kon­tekście „toczącej się reformy", lecz także w dłuższej per­spektywie czasu z pozycji nauk o edukacji, ponad opcjami politycznymi w aspekcie wielopłaszczyznowych uwarunko­wań społeczno-ekonomicznych (zwłaszcza kapitału ludzkie­go) oraz wymagań społeczeństwa wiedzy48.

Rozwiązywaniu w interesujący i przystępny sposób tych problemów sprzyja dialog, którego uczestnikami poza Mini­sterstwami: Edukacji Narodowej, Nauki i Szkolnictwa Wyż­szego, Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Sportu, będą pe­dagodzy, psycholodzy, nauczyciele, uczniowie i ich rodzice, samorządy lokalne, związki zawodowe działające w resorcie oświaty.

Jakkolwiek zawodem nauczyciela interesują się filozo­fowie, pedagodzy, psycholodzy, socjologowie od wielu lat, to jednak problematyka jego roli, funkcji, czynności i zadań w edukacji pozostaje nadal otwarta, aktualna i ważna. Nie posiadamy dotąd wiarygodnego obrazu nauczyciela eduka­cji jutra*9, rejestru jego cech psychodydaktycznych, stano­wiących podstawę kształtowania osobowości profesjonalnej kandydatów na studia pedagogiczne i gwarantujących wyso-kąjakość kształcenia i wychowania.

4 KMR

Przypisy

36 K. Denek: Axio1ogie und Teleologie der Ausbildung im Kreise der Schultheorie und - praxis, (in:) Aktuelle probleme der Pa-dagogik in Polen, Hrsg. J. F. Maternę, Pulheim 1997; K. De­nek: Education in the proces of system transformation, Trans-forming Educational Reality in Poland at the Threshold of the 21st Century, ed. S. Juszczyk, Katowice 2000; K. Denek: The Reform of the Social and Political Context Change in Postcom-munist Poland, eds. E. Górnikowska-Zwolak, D. K. Marzec, A. Radziewicz-Winnicki, Katowice 2000; K. Denek: W kręgu edukacji, krajoznawstwa i turystyki w szkole, Poznań 2000; A. Karpińska: Straty nie tylko szkolne, (w:) Edukacja jutra. XIII Tatrzańskie Seminarium Naukowe, red. K. Zatoń, T. Koszczyc, M. Sołtysik, Wrocław 2007, t. 2; A. Karpińska: W kręgu powodzeń i niepowodzeń edukacyjnych - „kręgi" inspirowane refleksją i namysłem pedagogicznym Jubilata, (w:) W kręgu edukacji, nauk pedagogicznych i krajoznawstwa, red. E. Kameduła, I. Kuźniak, E. Piotrowski, Poznań 2003.

37 Problematykę tę z powodzeniem podejmują organizowane przez prof. dr hab. J. Grzesiaka - dyrektora Instytutu Eduka­cji Wczesnoszkolnej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Koninie konferencje naukowe pt. „Ewaluacja i innowacje w edukacji".

38 B. Niemierko: Pomiar wyników kształcenia, Warszawa 1999; B. Niemierko: Ocenianie szkolne bez tajemnic, Warszawa 2002.

39 K. Denek: Ocenianie szkolne w kontekście określania efektywno­ści kształcenia zorientowanego na jego jakość, (w:) Diagnoza pe-dagogiczno-psychologiczna wobec zagrożeń transformacyjnych, red. K. Wenta, W. Zeidler, Szczecin 2003; K. Denek: Ocenianie uczniowskich postępów w nauce, (w:) Ewaluacja i innowacje w edukacji, red. J. Grzesiak, Konin 2007.

40 K. Denek, D. Hyżak: Ewaluacja jakości pracy nauczyciela w kontekście jego awansu zawodowego

41 A. Karpińska: Drugoroczność. Pedagogiczne wyzwanie dla współczesności, Białystok 1999.

42 K. Denek: Poza ławką szkolną, Poznań 2002; Values, Culture and Education, eds. J. Cairus, D. Lawton, R. Gardner, London 2001.

43 Z. Pietrasiński: Mądrość czyli świetne wyposażenie umysłu, Warszawa 2001; K. J. Szmidt: Szkice do pedagogiki twórczości, Kraków 2001.

44 N. Blake, P. Smayers, R. Smith, P. Standish: Education in an age of nihilism, London - New York, 2000.

45 M. Sielatycki: Kompetencje nauczyciela w Unii Europejskiej, „Gazeta Szkolna" 2005, nr 29-30.

46 H. Kwiatkowska: Edukacja nauczycieli. Konteksty. Kategorie. Praktyki, Warszawa 1997, s. 74-75; B. Muchacka: Poszuki­wanie kanonu treści kształcenia nauczycieli, (w:) Kształcenie nauczyciela a możliwości zmian jego kształcenia w systemie akademickim, (w:) Kompetencje zawodowe nauczycieli. Prob­lematyka reformy edukacyjnej, red. E. Sałata, Radom 2001.

47 W. Książek: Odbijanie się od ściany do ściany, „Gazeta Szkol­na" 2003, nr 7.

48 A. P. Wierzbicki: Najnowsze tendencje w tworzeniu wiedzy; L. W. Zacher: Przyszłość myślenia strategicznego w społeczeń­stwie opartym na wiedzy, „Przyszłość. Świat - Europa - Pol­ska" (Biuletyn Komitetu Prognoz „Polska 2000 Plus" przy Pre­zydium PAN), 2005, nr 2, s. 35-50 i 51-68.

49 K. Denek: Searching for the parths of education of tomorrow in the Tatra mountains (in:) K. Denek, T. Koszczyc, P. Oleśniewicz, Wrocław, vol. 2; K. Denek: The Tatra seminars on education of tomorrow, (in:) Education of tomorrow, eds. T. Koszczyc, J. Jonkisz, S. Toczek-Werner, Wrocław 2007, vol. 1; K. De­nek: W stronę szkoły jutra, „Neodidagmata" 2005, t. 27-28; W. Zacher: Przyszłość widzenia strategicznego w społeczeń­stwie opartym na wiedzy, „Przyszłość Świat - Europa - Pol­ska" 2005, nr 2.

O EDUKACJI JUTRA

Przedstawiamy Czytelnikom tekst homilii wy­głoszonej przez ks. Marcina Baśkę podczas uro­czystej mszy św. 30 stycznia br. w kościele far-nym w Tczewie z okazji 88. rocznicy wyzwolenia Tczewa w 1920 roku.

KS. MARCIN BASKA

Cennego daru nie utracić

romadzimy się dzisiaj w wielce czcigodnej tczew­skiej farze, najstarszym kościele naszej małej Ojczyzny, w 88. rocznicę odzyskania lokalnej

niepodległości. Wspominamy dzisiaj żołnierzy „Błękitnej Armii", którzy 30 stycznia Roku Pańskiego 1920 wkroczy­li do Tczewa. Wspominamy generała Józefa Hallera, który 4 lutego 1920 roku odwiedził nasze miasto. Dziękujemy więc dzisiaj Bogu, Panu historii świata i historii człowie­ka za świadectwo umiłowania Ojczyzny przez pokolenia naszych przodków, którzy na ołtarzu Ojczyzny z niezłomną wiarą w Boga potrafili złożyć dar najcenniejszy i najpięk­niejszy - swoje życie.

Dzisiejsza Eucharystia to wielkie dziękczynienie, a jed­nocześnie wielkie wołanie do Boga, abyśmy tego cennego daru nie utracili. Chcemy dzisiaj modlić się słowami mod­litwy wielkiego kaznodziei sejmowego Piotra Skargi: Boże Rządco i Panie narodów, z ręki i karności twojej racz nas nie wypuszczać, a za przyczyną Najświętszej Panny i Królowej naszej, błogosław Ojczyźnie naszej, by Tobie zawsze wierna, chwałę przynosiła Imieniowi Twemu, a syny swe wiodła ku szczęśliwości. Wszechmogący wieczny Boże, spuść nam sze­roką i głęboką miłość ku braciom naszym i najmilszej Matce Ojczyźnie naszej, byśmy jej i ludowi twemu, swoich pożyt­ków zapomniawszy służyć mogli uczciwie...

Drodzy Bracia i Siostry! „Nisi Dominus aedificaverit domum In vaniim labo-

raverunt qui aedificant eam". Jeżeli domu Pan nie zbu­duje, na próżno się trudzą, którzy go wznoszą.

Dzisiejsza liturgia czytań przypomina nam słowo skie­rowane do Dawida: Pan skierował do Natana następujące słowa: Idź i powiedz mojemu słudze, Dawidowi: To mówi Pan: Czy ty zbudujesz Mi dom na mieszkanie?

Dawid, król Izraela, nie dostąpi zaszczytu wzniesienia domu Pańskiego. Kiedy wypełnią się twoje dni i spoczniesz obok swych przodków, wtedy wzbudzępo tobie potomka two­jego, który wyjdzie z twoich wnętrzności, i utwierdzę jego królestwo. On zbuduje dom imieniu memu, a Ja utwierdzę tron jego królestwa na wieki.

Wyjaśnienie tego faktu znajdujemy w 1 księdze Kronik (22,7-8): Tak przemówił Dawid do Salomona: «Synu mój, ja sam zamierzałem zbudować świątynię dla imienia Pana, Boga mego. Ale Pan skierował do mnie takie słowa: „Przelałeś wiele krwi, prowadząc wielkie wojny, dlatego nie zbudujesz domu imieniu memu, albowiem zbyt wiele krwi wylałeś na ziemię wobec Mnie.

„Jeżeli domu Pan nie zbuduje, na próżno się trudzą, którzy go wznoszą".

W ROCZNICĘ WYZWOLENIA TCZEWA

Jakże aktualne i dla nas są słowa psalmisty. Spoglądamy z wielkim szacunkiem w przeszłość naszego narodu, w której miłość Boga i Ojczyzny stanowią nierozerwalną jedność. Wystarczy sięgnąć do naszej literatury, aby zoba­czyć jakie ideały przyświecały naszym ojcom. Niezwykłym ich zapisem jest utwór naszego narodowego wieszcza Adama Mickiewicza „Reduta Ordona" .

Nam strzelać nie kazano. - Wstąpiłem na działo I spojrzałem na pole; dwieście armat grzmiało. Artyleryi ruskiej ciągną się szeregi, Prosto, długo, daleko, jako morza brzegi;

Utwór kończy się słowami: Bóg wyrzekł słowo stań się, Bóg i zgiń wyrzecze. Kiedy od ludzi wiara i wolność uciecze, Kiedy ziemię despotyzm i duma szalona Obleją, jak Moskale redutę Ordona — Karząc plemię zwycięzców zbrodniami zatrute, Bóg wysadzi tę ziemię, jak on swą redutę

Z wielkim niepokojem spoglądamy więc w stronę tych, na szczęście nielicznych ale i bardzo głośnych, którzy prag­ną budować nowy porządek europejskiego i polskiego domu na fundamencie bardzo chwiejnym i niestabilnym.

Budowniczy świata, w którym coraz mniej miejsca ma być dla Boga i wiary, gdzie słowo honor traci swoje znacze­nie. Pragną odciąć się od swoich korzeni, a więc i historii. Tylko czy taki świat jest w stanie przetrwać? Nie.

Jezus odpowiedział: «Jeśli chcesz osiągnąć życie, zacho­waj przykazania»

(Mt 19,17). To Jezusowe wezwanie jest szczególnie ak­tualne w dzisiejszej rzeczywistości, w której wielu ludzi żyje tak, jakby Boga nie było. Pokusa urządzenia świata i swego życia bez Boga albo wbrew Bogu, bez Jego przykazań i bez Ewangelii, istnieje i zagraża również nam. A życie ludzkie i świat zbudowany bez Boga, w końcu obróci się przeciw człowiekowi.

(Mieliśmy na to liczne dowody w tym kończącym się stu­leciu, dwudziestym wieku.)

Trzeba więc Bracia i Siostry dzisiaj szczególnego wysił­ku, aby jeszcze raz zaszczepić w młodym pokoleniu naszych rodaków umiłowanie do rodzinnego domu oparte na wierze w Boga i zdrowym patriotyzmie. Ukazać wielkość naszej hi­storii, której nie musimy się wstydzić, chociaż dzisiaj prag-

Uroczystość 30 stycznia 1920 roku przed starostwem w Tczewie Reprodukcja: Stanisław Zaczyński, ze zbiorów wydawcy

nie się nam przypisać wszelkiego rodzaju, niekiedy bardzo niesprawiedliwe i krzywdzące, epitety. Trzeba przypomnieć, że ta ziemia jest święta obecnością grobów naszych przod­ków. Tylko tutaj odnajdujemy naszą tożsamość. Ojczyzna nasza to polonez As - dur Chopina, to Wawel z grobami kró­lów, to polscy uczeni i artyści, to wielcy kapłani - Prymas Tysiąclecia i Jan Paweł II.

Ojczyzna nasza to Częstochowa i Westerplatte, zwycię­stwo Grunwaldu, Wiednia, Warszawy, Monte Cassino, ale także rozliczne klęski, rozbiory, okupacje, obozy koncen­tracyjne. Ojczyzna nasza to krew tych, którzy w wojnie I i 17 września 1939 roku - na nieludzkiej ziemi ostatnią kro­plę krwi przelali w imię najświętszych wartości. Ojczyzna to wigilijny opłatek, matczyna kołysanka, pierwsze słowa modlitwy i chleb, który ma swój niepowtarzalny smak.

Wreszcie Ojczyzna to młody człowiek IV klasy techni­kum, który powiedział mi: proszę księdza, jeżeli dzisiaj ktoś zdjąłby krzyż z naszej ściany, to dla mnie byłoby to rów­noznaczne ze zdjęciem naszego polskiego godła. Dlatego wiem, że nie wolno nam pozostać obojętnymi w sprawach naszego polskiego domu. Potrzeba, aby każdy codziennie i niestrudzenie uczył i dawał świadectwo, że hasło Bóg, Honor, Ojczyzna to nie tylko drogowskaz naszych ojców ale i naszych następców. I niech przestrogą dla nas samych, a przede wszystkim dla tych, którzy chcieliby wykreślić z naszej historii i języka te wartości, które są fundamen­tem naszej polskiej tożsamości, będą cytowane już słowa A. Mickiewicza:

Bóg wyrzekł słowo stań się, Bóg i zgiń wyrzecze. Kiedy od ludzi wiara i wolność uciecze, Kiedy ziemię despotyzm i duma szalona Obleją jak Moskale redutę Ordona -Karząc plemię zwycięzców zbrodniami zatrute, Bóg wysadzi tę ziemię, jak on swą redutę.

Chcemy więc razem z największym spośród naro­du Polaków prosić Boga: «Panie, zostań z nami}} (por. Łk 24,29) - tak mówili uczniowie, którzy spotkali Chrystusa zmartwychwstałego na drodze do Emaus, a «serce w nich pałało, gdy rozmawiał z nimi i Pisma im wyjaśniał}} (por. Łk 24,32).

My dzisiaj pragniemy powtórzyć ich słowa: «Panie zo­stań z nami\» Spotkaliśmy Cię na długiej drodze naszych

dziejów. Spotykali Cię przodkowie nasi z pokolenia na pokolenie. Umacniałeś ich Twoim słowem przez życie i posługę Kościoła. Panie zostań z tymi, którzy po nas przyjdą! Pragniemy tego, abyś był z nimi, tak jak z nami byłeś. Pragniemy tego i o to Cię prosimy. Zostań z nami, kiedy dzień się nachylił! Zostań, kiedy czas naszych dziejów dobiega kresu drugiego tysiąclecia. Zostań i pomagaj nam stale kroczyć tą drogą, która pro­wadzi do domu Ojca. Zostań z nami w Twoim słowie - w tym słowie, któ­re staje się sakramentem: Eucharystią Twojej obecności. Pragniemy słu­chać Twojego słowa i wypełniać je. Pragniemy mieć udział w błogosławień­stwie. Pragniemy być wśród tych bło­gosławionych, którzy «słuchają słowa Bożego i zachowują je». Amen.

6 KMR

JAN KULAS

Z działalności Parlamentarnego Zespołu Kociewskiego

Posłowie i senatorowie żyją nie tylko stanowieniem prawa. Uczestniczą także w realizacji ważnych progra­mów i zadań. W obecnym parlamencie „drużyna" z Pomorza zalicza się do najbardziej aktywnych. Jednym z ważkich przejawów tej aktywności stało się powołanie Parlamentarnego Zespołu Kociewskiego. Przede wszystkim posłuży on wielorakiej promocji Kociewia w kontekście szerokiego Pomorza.

Wobecnym parlamencie przedstawiciele wojewódz­twa pomorskiego stanowią zwartą i sprawną „dru­żynę". Łącznie składa się ona z 26 posłów oraz

6 senatorów. Poniekąd liderem, nie tylko Pomorza, jest pre­mier, Donald Tusk. Z kolei pomorski senator, Bogdan Boru­sewicz, sprawuje funkcję marszałka Senatu. Katarzyna Hall, znany działacz edukacyjny i do niedawna wiceprezydent Gdańska, zajmuje stanowisko Ministra Edukacji Narodo­wej. Jarosław Pawłowski, były dyrektor Urzędu Marszał­kowskiego, objął stanowisko Wiceministra Rozwoju Re­gionalnego. Znany dziennikarz pomorski, Tomasz Arabski, życzliwy sprawom regionalizmu, stoi na czele Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. To zapewne nie koniec pomorskich awansów we władzach centralnych. Z aktu wyborczego wy­nika naturalnie, że ton pomorskiej drużynie parlamentarnej nadają politycy Platformy Obywatelskiej.

Parlamentarzyści, obok wykonywania zasadniczych funkcji stanowienia prawa i sprawowania funkcji kontrol­nych wobec rządu i jego agend, zwyczajowo znajdują czas na realizacje ważnych społecznie zainteresowań. Wśród takich ważkich zainteresowań znajdują się powoływane zespoły regionalne. Najczęściej posłowie i senatorowie po­wołują wspólne zespoły zainteresowań. Łatwiej bowiem i skuteczniej działać razem, wspólnie. Tak właśnie stało się przy powołaniu Parlamentarnego Zespołu Kociewskiego.

Parlamentarny Zespół Kociewski został powołany przez senatorów VII kadencji, licząc od wolnych wyborów do Se­natu w 1989 roku, i posłów VI kadencji, licząc od wolnych wyborów do Sejmu w 1991 roku. Zgodnie z obowiązującymi procedurami i zwyczajami Zespół uchwalił swój regulamin. W regulaminie określono podstawę prawnąjego funkcjono­wania, podstawowe zadania, powoływanie władz Zespołu oraz formy pracy Zespołu. Podstawa prawna odwołuje się głównie do ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora oraz do regulaminów Sejmu i Senatu. Wśród dwóch głów­nych zadań Zespołu należy wymienić: inicjowanie aktów prawnych na rzecz wzbogacania problematyki regionalnej, a w szczególności Kociewia i całego Pomorza oraz promo­wanie wszechstronnego rozwoju gospodarczego, kulturowe­go i społecznego Kociewia, regionów ościennych i całego Pomorza. Regulamin określa, że pracami Zespołu kieruje przewodniczący i zastępca przewodniczącego. Zespół obra­duje na posiedzeniach, które odbywają się nie rzadziej niż

raz na kwartał. Naturalnie w posiedzeniach Zespołu mogą uczestniczyć inni parlamentarzyści, jak również zaproszeni goście. Obsługą administracyjną Parlamentarnego Zespo­łu Kociewskiego zajmuje się administracja z Biura Spraw Senatorskich Kancelarii Senatu. Taka uczynność wynika między innymi z życzliwości Marszałka Senatu i z faktu, że osobiście wchodzi on w skład naszego Zespołu.

Skład Zespołu

To oczywiste, ale też godne podkreślenia, że o jakości i aktywności Parlamentarnego Zespołu Kociewskiego stanowią konkretne osoby. Z reguły są to parlamenta­

rzyści o znaczącym dorobku i dużym stażu parlamentarnym. Wielu z nich legitymuje się znaczącym doświadczeniem politycznym w Platformie Obywatelskiej, a kilku w NSZZ „Solidarność". Ważnymi postaciami w Zespole są niewąt­pliwie dwaj marszałkowie naszego parlamentu. Należy pod­kreślić, że poseł Maciej Płażyński był Marszałkiem Sejmu III kadencji, a senator Bogdan Borusewicz, po raz drugi z rzędu, sprawuje funkcję Marszałka Senatu. Zespołowi przewodniczy, jego inicjator, senator Andrzej Grzyb, a funk­cję wiceprzewodniczącej pełni posłanka Teresa Piotrowska. Warto jednak zapoznać się z całym 12-osobowym składem Parlamentarnego Zespołu Kociewskiego: 1. Bogdan Borusewicz - mieszkaniec Gdańska, legenda

„Solidarności", Honorowy Obywatel Miasta Tczewa, wieloletni parlamentarzysta, Marszałek Senatu VI i VII kadencji;

2. Janusz Dzięcioł - mieszkaniec Grudziądza, dał się po­znać z dobrej strony w dość kontrowersyjnym programie TVN, poseł I kadencji;

3. Andrzej Grzyb - mieszkaniec Czarnej Wody, pierwszy starosta starogardzki, były wiceprzewodniczący Sejmi­ku, senator, przewodniczący Zespołu;

4. Jarosław Katulski - mieszkaniec i działacz społeczny z Tucholi, lekarz medycyny, znany poseł PO;

5. Jan Kulas - mieszkaniec Tczewa, współtwórca samo­rządu tczewskiego i pomorskiego, były działacz NSZZ „Solidarność", poseł I, III i VI kadencji;

6. Sławomir Neumann - mieszkaniec Starogardu Gdań­skiego, były starosta starogardzki, działacz władz regio­nalnych PO w Gdańsku, poseł VI kadencji;

KMR

PROMUJEMY KOCIEWIE

Poseł Jan Kulas podczas otwarcia biura poselskiego.

7. Teresa Piotrowska - urodzona i wychowana w Tczewie, mieszkanka i działaczka PO w Bydgoszczy, poseł IV, V i VI kadencji, zastępca przewodniczącego;

8. Maciej Płażyński - mieszkaniec Gdańska, Marszałek Sejmu III kadencji, współzałożyciel PO, obecnie poseł niezależny;

9. Janusz Rachoń - mieszkaniec Gdańska, znany nauko­wiec pomorski, rektor Politechniki Gdańskiej, już dru­giej kadencji, senator RP;

10. Sławomir Rybicki — mieszkaniec Gdańska, jeden z lide­rów PO w parlamencie, poseł IV, V i VI kadencji;

11. Michał Wojtczak - mieszkaniec Torunia, były działacz NSZZ „Solidarność", poseł III kadencji, senator VII ka­dencji;

12. Eugeniusz Kłopotek — mieszkaniec Bydgoszczy, znany działacz PSL w regionie kujawsko-pomorskim, poseł III, IV i VI kadencji.

Trzeba docenić fakt, że członkowie Parlamentarnego Zespołu Kociewskiego wywodzą się ze znanych miast po­morskich, często o bogatej i pięknej historii, a mianowicie z: Bydgoszczy, Czarnej Wody, Gdańska, Grudziądza, Staro­gardu Gdańskiego, Tczewa, Torunia i Tucholi. Wśród nich Tczew, „Gród Sambora", już za 2 lata będzie świętował udo­kumentowane 750-lecie nadania praw miejskich!

Program działalności Zespołu

Parlamentarny Zespół Kociewski na dwóch pierwszych swoich posiedzeniach w dniach 7 lutego i 10 kwietnia 2008 roku nakreślił i doprecyzował plan swojej dzia­

łalności. Nadrzędnym celem Zespołu pozostaje promocja

Kociewia i Pomorza w wymiarze kulturowym, społecznym i gospodarczym w ujęciu krajowym, a nawet międzynarodo­wym. Na niwie dziedzictwa kultury kociewskiej wyróżnio­no pielęgnowanie tradycji i obyczajów. Istotnym zamierze­niem Zespołu pozostaje integracja różnorakich środowisk na Kociewiu. Z myślą o wspieraniu rozwoju gospodarczego wyspecyfikowano jako istotne zadanie wspieranie kociew-skich przedsiębiorców. Dla pogłębiania wiedzy i badań za niezwykle doniosłe zadanie uznano „zainicjowanie powsta­nia Encyklopedii Kociewia".

Parlamentarny Zespół Kociewski określił terminarz rea­lizacji swoich pierwszych zadań. Przedstawia się on nastę­pująco: 1. Maj 2008 - przyjazd na Kociewie i Pomorze 45-osobo-

wej grupy młodzieży ukraińskiej z Domu Zakonnego Karmelitów Bosych z Charkowa;

2. Sierpień 2008 - aktywny i twórczy udział Zespołu w Jar­marku Dominikańskim;

3. Sierpień 2008 - konferencja regionalna w stolicy Kocie­wia, połączona z prezentacją produktów i potraw regio­nalnych;

4. Wrzesień 2008 — spotkanie Kociewiaków w Parla­mencie;

5. Przełom września i października 2008 - spotkanie Ze­społu z przedsiębiorcami (głównie małe lokalne tartaki) Kociewia w leśniczówce Czarne k. Skórcza;

6. Listopad 2008 - przygotowanie Kalendarza Kociew­skiego na 2009 rok;

7. Do końca 2008 - wystawa fotograficzna w Senacie pt. „Kociewie mało znane";

8. Grudzień 2008 - zorganizowanie koncertu pieśni i kolęd patriotyczno-bożonarodzeniowych.

Warto mieć na uwadze fakt, że generalnie program działania Parlamentarnego Zespołu Kociewskiego do­tyczy całej kadencji parlamentu, a więc lat 2008-2011. W znacznym stopniu program ma charakter ramowy i zapewne wiele ważnych i cennych inicjatyw zostanie w nim jeszcze ujętych. Dlatego Zespół oczekuje odzewu, reakcji i współpracy obywateli oraz podmiotów z całego Kociewia!

Podsumowanie

Parlamentarny Zespół Kociewski zainicjował działal­ność w obecnym Sejmie i w Senacie jako drugi zespół regionalny. W pewnym stopniu rolę patrona Zespołu

spełnia jego rzeczywisty członek Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz. Niewątpliwie Parlamentarny Zespół Kociew­ski wyróżnia się pod względem programowym i sprawnoś­cią organizacyjną w obecnym parlamencie. Zapewne warto przeszczepić jego idee i cenne przedsięwzięcia na całe Ko­ciewie i Pomorze.

Po raz pierwszy, podkreślmy wyraźnie, w polskim parla­mencie podjął działalność Parlamentarny Zespół Kociewski. To szczególna i wyjątkowa okazja do promocji Kociewia. Równie ważne jest to, ażeby sami Kociewiacy, działacze samorządowi i gospodarczy oraz organizacje pozarządowe czynnie wpisały się w zagospodarowanie tej wyjątkowej szansy.

Patrz strona internetowa Zespołu: www.pezetka.pl www.senat.gov.pl

8 KMR

DAMIAN KULLAS

O nieznanych Kociewiakach słów kilka,..

Do kalendarza imprez Oddziału Kociewskiego Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Tczewie już na stałe wpisały się sesje popularnonaukowe pt. „Nieznane postacie z Kociewia". Organizowane są one cyklicznie, zaś ich pokłosie stanowią interesujące publikacje. Na ostatniej sesji, która odbyła się 4 kwietnia 2008 roku, zostały przedstawione trzy nieznane, czy - dosadniej to ujmując - zapo­mniane postacie z Kociewia.

Pierwszą z nich przedstawił Kazimierz Ickiewicz. Hi­storyk omówił sylwetkę Juliusza Kraziewicza, zało­życiela Towarzystwa Rolniczego w Piasecznie. Po­

stać ta zapisała się znacząco na kartach historii, zarówno Pomorza jak i całego kraju, ponieważ jego pomysły były bardzo nowatorskie. Nie zapominajmy, że oprócz powoła­nia w 1862 roku Towarzystwa Rolniczego - pierwszej tego typu organizacji na ziemiach polskich założonej przez wło­ścian-zainicjował powstanie Spółki Pożyczkowej. Do jego sukcesów można zaliczyć również pracę przy wydawaniu czasopisma ukazującego się pod pod znamiennym tytułem „Piast". Po dwóch latach działalności Kółek Rolniczych Kraziewicz zainicjował powstanie Towarzystwa Kredyto­wego - pierwszej na ziemiach polskich organizacji prze­znaczonej wyłącznie dla chłopstwa. Ponadto w 1866 roku powołał do życia Szkółkę Rolniczą, ale w tym momencie pojawiły się problemy. Otóż władze pruskie pod pretekstem rzekomego braku kwalifikacji nauczycielskich zakazały mu prowadzenia działalności, uznając go za działacza szkodzą­cego ich interesom.

Za sukces Juliusza Kraziewicza można uznać to, że jego inicjatywa została rozpropagowana poza Pomorzem i tam doprowadzona do rozkwitu. Niestety, na naszym terenie nie znalazła ona zrozumienia.

Drugą omawianą postacią był ksiądz Alojzy Franciszek Kowalkowski - historyk, polonista, bibliofil i wielki patrio­ta. Tę postać przedstawił jego bratanek Krzysztof Kowal­kowski, historyk amator nazywany „najlepszym history­kiem wśród inżynierów, jak i najlepszym inżynierem wśród historyków". Zaznaczyć należy, iż ksiądz Kowalkowski żył na przełomie jakby „dwóch kultur": końca zaboru pruskiego i początków odzyskania niepodległości. Wpłynęło to na jego dalszą drogę życiową i ukształtowanie poglądów politycz­nych. Prelegent przedstawiając postać księdza Kowalkow­skiego zaznaczył, iż był on człowiekiem mającym poglądy zdecydowanie narodowodemokratyczne, które w znacznej mierze przyczyniły się do jego życiowych problemów m.in. usunięcia z Collegium Marianum. Ksiądz Alojzy od począt­ku swej pracy duszpasterskiej zajmował się również publi­cystyką, zwłaszcza gdy pełnił funkcję kuratusa w Kiełpinie

Prowadzący spotkanie Michał Kargul, sekretarz ZK-P w Tczewie (w środku) oraz prelegenci (z prawej) Jakub Borkowicz i (z lewej) Krzysztof Kowalkowski

KMR

SYLWETKI KOCIEWIAKÓW

Sesje popularnonaukowe o postaciach z Kociewia cieszą się dużym zainteresowaniem

koło Działdowa. Od czerwca 1939 roku ksiądz Kowalkow­ski czynił starania o powierzenie mu stanowiska redaktora naczelnego „ Pielgrzyma", lecz z uwagi na zastrzeżenia ów­czesnych władz nie otrzymał tej nominacji, w zamian zaś powierzono mu funkcję kapelana na statku pasażerskim m/s „Piłsudski". Nominacja ta miała znamienny wpływ na jego dalsze dzieje, gdyż nie podzielił on losów większości ducho­wieństwa zamordowanego na początku II wojny światowej w Lesie Szpęgawskim. Podczas pobytu w Wielkiej Brytanii ks. Alojzy został kapelanem Polskich Sił Powietrznych. Na obczyźnie, oprócz pracy duszpasterskiej, prowadził również badania naukowe. W maju 1947 roku powróciwszy do kra­ju od razu otrzymał skierowanie na administratora parafii w Lini, a już po kilku miesiącach podjął pracę w Prywatnym Gimnazjum i Liceum Koedukacyjnym Stolicy Biskupiej w Pelplinie („Collegium Marianum"). Równocześnie ks. Alojzy w latach 1947-1948 prowadził lekcje języka pol­skiego w gniewskim Liceum Ogólnokształcącym. Warto zaznaczyć że ks. Alojzy od 1 września 1948 roku do swo­jej śmierci w 1959 roku pełnił również funkcję kustosza Biblioteki Seminaryjnej. W tym miejscu należy podkreślić jego udział w sprowadzeniu Biblii Gutenberga do Pelplina w 1959 roku. W dorobku ks. Kowalkowskiego posługującego się wieloma pseudonimami można znaleźć ponad dwieście pozycji bibliograficznych, które zebrał ks. Henryk Mross.

Autorem trzeciego i zarazem ostatniego biogramu był Jakub Borkowicz. Przedstawił on niezwykle ciekawą postać redaktora, polityka i więźnia obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Mowa oczywiście o Alfonsie Wyczyńskim. Osoba to szczególna, niezwykle kontrowersyjna, której kariera rosła w tym samym tempie co notowania wśród wrogów ówczesne­go rządu - jak zaznaczył prelegent w swoim referacie. Ataki na władzę podczas wystąpień narodowców pozwalały mu na szybki awans i zyskanie sympatii środowiska dziennikarskie­go. Popularność Wyczyńskiego osiągnęła apogeum zwłaszcza po wypuszczeniu go z obozu w Berezie Kartuskiej. Po prostu gdziekolwiek się tylko pojawił, od razu zyskiwał aplauz pub­liczności. Umożliwiło mu to szybką karierę w Stronnictwie Narodowym. W 1938 roku A. Wyczyński awansował na pre­zesa partii w powiecie tczewskim, dzięki czemu Stronnictwo Narodowe w wyborach do Rady Miejskiej zdobyło 15 na 24 miejsc. Błyskotliwa kariera Wyczyńskiego skończyła się wraz z wybuchem II wojny światowej. Po wkroczeniu wojsk okupacyjnych został on aresztowany, lecz nie podzielił losów

większości inteligencji polskiej, tylko został wypuszczony z aresztu i przebywał pod dozorem policyjnym w domu ro­dzinnym w Czarnymlesie aż do 1942 roku. W 1943 roku aresztowano go ponownie i osadzono w obozie w Sztutowie, gdzie nadszedł kres jego młodego i energicznego życia.

Co ciekawe, dwie z prezentowanych na sesji postaci łą­czy wspólny mianownik. Otóż Alfons Wyczyński i ks. Aloj­zy Kowalkowski byli przeciwnikami sanacji. Poza tym obaj związani byli z „Collegium Marianum". Po zakończeniu referatów nawiązała się długa i ciekawa dyskusja, podczas której zrodziły się nowe pomysły na przybliżenie szerszemu gronu kolejnych nieznanych postaci z Kociewia.

Krzysztof Kowalkowski przedstawia postać ks. Alojzego Franciszka Kowalkowskiego

Wszystkie fot. autora

10 KMR

Żuławy położone w Delcie Wisły w około 1/3 powierzchni zajmuje depresja. Widok kanałów odwadniają­cych czy wałów przeciwpowodziowych jest nieodłącznym elementem krajobrazu żuławskiego od ponad 700 lat, gdy powstawały tu pierwsze systemy melioracyjne. Żuławy to również region znany z niezwykłego bogactwa zabytków: kościoły, kapliczki przydrożne, cmentarze, domy podcieniowe i zagrody holenderskie to świadectwa ciekawej przeszłości tych terenów. Tak wielu cennych budowli nie znajdziemy w żadnej innej części Pomorza.

Z inicjatywą ustanowienia roku 2008 Rokiem Żuław wystąpiło Stowarzyszenie Żuławy skupiające gminy i po­wiaty żuławskie z obu województw. Wcześniej swój rok miały: Kociewie (2005), Kaszuby (2006) i Powiśle (2007).

Z tej okazji przedstawiamy Czytelnikom artykuł zwracający uwagę na zagrożenia powodziowe w naszym rejonie.

Wstęp

zy Żuławom i Gdańskowi grozi powódź zatorowa ze strony Dolnej Wisły? Na tak postawione pytanie trudno jednoznacznie odpowiedzieć, tym bardziej,

że nigdy nie ma 100% gwarancji bezpieczeństwa. Wziąwszy pod uwagę ogromne zaniedbania w należytym utrzymaniu Dolnej Wisły, a w szczególności u ujścia możliwość jedno­czesnego wystąpienia ekstremalnych warunków atmosfe­rycznych oraz likwidację w roku 2006 systemu lodołamania do zwalczania zatorów lodowych, zaistniało obecnie realne zagrożenie przerwania wałów ochronnych w czasie spływu wielkich wód roztopowych i pochodu lodów.

Wisła była i jest nadal najbardziej niebezpieczną w cza­sie pochodu lodów rzeką w Europie!

W przeszłości występowały bardzo liczne powodzie, głównie zatorowe, przynosząc ogromne straty gospodarcze, materialne i moralne. W XIX wieku, pomimo różnych dzia­łań ochronnych, Wisła na odcinku żuławskim wylewała czę­sto pustosząc duże obszary żyznej ziemi.

Na wielką skalę - jak na ówczesne czasy - wykonane w latach 1889-1916 roboty regulacyjne w Delcie Wisły z wybudowaniem sztucznego ujścia rzeki, zwanego Przeko­pem Ujścia Wisły, miały na celu maksymalnie zminimalizo­wać zagrożenia od zatorów lodowych. Przede wszystkim dla Żuław i Gdańska pod warunkiem jednoczesnego utrzymania drożności nurtu Wisły w okresie zimy na odcinku od ujścia do morza do Tczewa.

Dzięki istnieniu od 1895 roku Przekopu Ujścia Wisły i systematycznie przeprowadzanym udrażniającym akcjom

lodołamania za pomocą lodołamaczy wiślanych, Żuławy i Gdańsk od ponad 113 lat uniknęły klęski powodzi! Czy tak będzie dalej?

Aby uzasadnić powyższe stwierdzenia zachodzi potrze­ba omówienia tragicznych powodzi oraz istotnych wyda­rzeń, jakie miały miejsce w XIX wieku, które legły u pod­staw sztucznego wykopania ujścia Wisły prosto do Zatoki Gdańskiej i wprowadzenia lodołamaczy do likwidacji zato­rów lodowych.

Powodzie zatorowe w Delcie Wisły w XIX wieku

łusznie przypisuje się Prusakom obecne hydrogra­ficzne ukształtowanie Delty Wisły (zał. nr 1), ale zanim do tego doszło miały miejsce trzy — wyjąt­

kowo tragiczne w skutkach - powodzie zatorowe ze strony Wisły, które wymusiły, że parlament pruski 20 czerwca 1888 roku podjął decyzję ustawodawczą o uruchomieniu kom­pleksowego planu regulacji Wisły na wysoką wodę według projektu Alsena i Fahla z 1877 roku. Warto w tym miejscu wspomnieć, że już w roku 1768 major wojsk polskich, Jerzy Woyten, zaproponował ówczesnym władzom sztuczny prze­kop ujścia Wisły prosto do morza wraz z odcięciem Nogatu od Wisły. Zostało to jednak zlekceważone.

Powódź w roku 1829 Była to największa w dziejach Gdańska i Żuław Gdańskich

powódź zatorowa, która nastąpiła wskutek przerwania lewego wału ochronnego, około 8 km poniżej Tczewa (zał. nr 2).

KMR 11

TADEUSZ WRYCZA

Lodołamacze w ochronie Gdańska i Żuław

przed powodziami zatorowymi

Sprzyjającą okoliczność występowania powodzi zatorowych ze strony Wisły stanowią uwarunkowania geomor­fologiczne i klimatyczne, wynikające z położenia geograficznego naszego kraju. Zapobieganie tym groźnym natural­nym zjawiskom jest procesem długotrwałym i stałym, o czym świadczą od wieków budowane wały i modernizowane ogromnym kosztem obwałowania rzek. Ta podstawowa ochrona przed powodziami nie zawsze jest skuteczna w czasie spływu wielkich wód i pochodu lodów. Lodolamacze, jako specjalistyczny sprzęt, mają na celu przygotowanie Wisły dla bezzatorowego spływu wielkich wód i pochodu lodów.

Autor przedstawia znaczenie lodołamania na żuławskim odcinku Dolnej Wisły, konieczność istnienia mobilnego systemu lodołamania do likwidacji zagrożeń oraz omawia aktualną sytuację w ochronie Żuław i Gdańska przed po­wodziami zatorowymi.

ROK ŻUŁAW

zał. nr 1 Mapa orientacyjna Delty Wisły (opr. autora)

< - śluza + wrota przeciwpowodziowe

zał. nr 2 Rozdział przepływów Wisły

w dniu 9 kwietnia 1829 roku na wszystkich ramionach ujściowych Wisły

Źródło: 1. Jerzy Makowski, Największa katastrofalna powódź w dziejach

Gdańska i prawdopodobieństwo jej powtórzenia w obecnych wa­runkach, IB W PAN o/Gdańsk, 1994.

2. Tadeusz Wrycza, uzupełnienie, marzec 2007.

12

Zator lodowy, który utworzył się do kilometra (km) 922,0 stał się powodem przerwania wału dnia 4 kwietnia 1829 roku o godz. 4.00 w dwóch miejscach (Ql i Q2) w km 920,0 - Giemlice oraz w km 915,3 - Ptaszniki. Woda wraz z lodem zalewać zaczęła Żuławy Gdańskie i Gdańsk. Samo miasto liczyło w owym czasie około 66.000 mieszkańców. Poza ogromnymi stratami gospodarczymi oraz materialnymi ludności, było 30 ofiar śmiertelnych.

Kolejnym wydarzeniem było - wskutek zatoru, który utworzył się w ówczesnym ujściu Wisły (obecnie Wester­platte) - przerwanie w nocy z 31 stycznia na 1 lutego 1840 roku mierzei w miejscowości Górki i podział wsi na Gór­ki Wschodnie na Wyspie Sobieszewskiej i Górki Zachod­nie (obecnie w granicach miasta Gdańsk). Wisła w sposób naturalny utworzyła sobie nowe ujście do morza. Jej bieg skrócony został o około 10 km. Gdańszczanie już w roku 1841 w miejscowości Pleniewo (zał. nr 1) odcięli się śluzą i wrotami przeciwpowodziowymi od nurtu rzeki i tak po­wstał pierwszy odcinek Martwej Wisły. Wodniacy to zdarze­nie potocznie nazywają Przełomem Wisły, a Wincenty Pol w 1851 roku odcinek ten nazwał Wisłą Śmiałą.

Powódź w roku 1855 Należy przypomnieć, że w roku 1851 rozpoczęto budo­

wę stałego mostu kolej owo-drogowego przez Wisłę w Tcze­wie. Wielki zator, który utworzył się w marcu 1855 roku, pomimo kruszenia pokrywy lodowej za pomocą materiałów wybuchowych, poważnie zagrażał budowanemu mostowi.

W dniu 29 marca 1855 roku o godz. 5.00 doszło do przerwania prawego wału w km 898 i 899 w miejscowości Matowy Wielkie i Małe (zał. nr 2 ), a następnie w km 894 w miejscowości Kłosowo na łącznej długości około 2 ki­lometrów. Woda wraz z lodem zalała cały obszar Wielkich Żuław Malborskich położonych między Wisłą a Nogatem. Most w budowie został uratowany, ale straty spowodowane tą powodzią były ogromne, w tym 102 ofiary śmiertelne.

Kronikarz oglądając z wieży w Malborku zalany obszar tak opisywał: był to przerażający widok, jedno wielkie mo­rze wody, z którego gdzie niegdzie wystawały tylko dachy domów i gospodarstw rolnych.

Poziom wody Wisły w miejscu przerwania wału sięgał około 7 m ponad poziom terenu. Zalany został obszar 600 km kw., w tym 186 km kw. terenów depresyjnych.

W tym czasie w parlamencie pruskim trwały spory i kłótnie związane z wykonaniem przekopu ujścia Wisły, a główny opór stawiali elblążanie, nie wyrażając zgody na jakiekolwiek roboty związane z odcięciem Nogatu od Wisły.

Od roku 1860 trwały intensywne działania na rzecz wybudowania maszyny-statku do łamania lodów na Wiśle, a szczególnie do likwidacji zatorów. Niemcy - na Ła­bie - j u ż w 1871 roku wprowadzili lodołamacze dla portu w Hamburgu, lecz z uwagi na ich duże zanurzenie nie mogły być używane na Wiśle. Podstawowym bowiem warunkiem stawianym konstruktorom lodołamacza wiślanego było, aby jego zanurzenie nie przekraczało około 1,6-1,7 m.

W 1880 roku stocznia F. Devrient Gdańsk wybudowała pierwszy lodołamacz wiślany z napędem parowym o mocy 120 KM i zanurzeniu 1,7 m. Nazwano go „Weichsel" (Wi­sła). Zimą roku 1880/1881 rozpoczął on pracę lodołamania w Przełomie Wisły (Wisła Śmiała - zał. 1 i 2 ), a sukces któ­ry osiągnął, spowodował, że w roku 1881 zapadła decyzja o budowie kolejnych lodołamaczy. Tak więc za początek

KMR

ROK ZUŁ

O lewej: „Pantera", „Żubr", „Tur" i „Tygrys" podczas lodołamania

tworzenia i organizowania się systemu lodołamania na Dol­nej Wiśle przyjąć należy rok 1881.

Powódź w roku 1888 Wielki zator, który utworzył się od Palczewa do po­

wyżej początku Nogatu (km 886,2) zagrażał kolejną tra­gedią. Pomimo czynionych wysiłków w wyłamywaniu rynny w nurcie rzeki lodołamacze dotarły do km 900 — Matowy tj. około 14 km poniżej początku Nogatu. W wyniku zbyt późnego i raptownego ocieplenia na południu kraju rozpoczął się niebezpieczny po­chód lodów na Wiśle. Spływająca kra i woda nie znajdując spływu drożnym nurtem Wisły masowo zaczęła wpływać do Nogatu, nawarstwiać się nie­bezpiecznie, aby w dniu 28 marca 1888 roku o godz. 16.00 przerwać prawy wał ochronny poniżej Malborka w km 29,5 w miejscowości Janówka. Zalany został obszar 400 km kw. Żuław Elbląskich, w tym 190 km obszaru de­presyjnego z Elblągiem i jeziorem Drużno włącznie.

W tym miejscu przytaczam ważny fragment z książki śp. Jerzego Makowskiego z roku 1995 pt. „Setna rocznica wykonania Przekopu Wisły 1895-1996", s. 41.

Dla władz lokalnych Elbląga była to zapewne gorzka nauczka wyrażona rachunkiem wystawionym przez Wisłę

Lodołamacz „Tygrys'

za wieloletnie lekceważenie ostrzeżeń tej rzeki, jakimi były wielokrotne tragiczne powodzie. Tę gorzką lekcję pogłębiał jeszcze fakt stałego oporu, jaki władze Elbląga wyrażały w stosunku do Dworu Królewskiego Polski, a później Par­lamentu Pruskiego przeciwko wszelkim próbom odcięcia Nogatu od Wisły.

Wały ochronne czy lodołamacze?

memoriału prof. H. Bertrama z 1936 roku pt. „Zagrożenie miasta Gdańsk, Portu Gdań­skiego i Żuław Wiślanych na skutek przerwania

Wału Wiślanego między Tczewem a Błotnikiem wynika, że: Losy doliny Wisły i miasta Gdańsk, położonych na le­wym brzegu obecnego koryta między Tczewem a Swibnem (po wybudowaniu Przekopu - dop. autora) są od stuleci w przeważającym stanie uzależnione od nurtu Wisły i wyni­kłych stąd przerwań wałów.

Z ww. memoriału wynika również, że zachodzi potrzeba ich wzmocnienia, ale jak sam prof. podkreślił pociągnie to oczywiście za sobą niemałe koszty. I dalej pisze: Pomiędzy sposobami, jakimi rozporządzamy w celu zwalczania nie­bezpieczeństwa przerwania wału, tak zwana obrona wału, zajmuje ostatnie miejsce.

Lodołamacz „Kangur"

KMR 13

Rada Portu i Dróg Wodnych w Gdańsku pod koniec lat 30-tych ub. wieku podjęła decyzję o dobudowie lodo-łamaczy wiślanych, uznając że lodołamanie za pomocą tych jednostek jest najbardziej skutecznym i efektyw­nym sposobem likwidacji zatorów lodowych na Dolnej Wiśle.

Prof. M. Rybczyński w „Drogach Wodnych na Pomo­rzu" w 1936 roku tak oto pisał:

Zamiast kosztownej przebudowy wałów, wprowadził nie­miecki Zarząd Wisły łamanie lodów ażeby nie dopuścić do utworzenia się zatorów, które zwłaszcza na Żuławach Gdań­skich mogłyby spowodować nieobliczalne straty. Łamanie to odbywa się przy pomocy 12 silnych statków, które wjeż­dżając na pokrywą lodową dziobem, ciężarem swoim łamią ją i ułatwiają odpływ wód i utworzonej sztucznie kry. Baza dla lodolamaczy zaopatrzona w warsztaty wybudowane w Plendorf (Pleniewo; zał. nr 1) pod miejscowością Gdańsk-Krakau (Górki Zachodnie - dop. autora) w pobliżu Ujścia Neufar (nowe ujście - dop. autora). W niektórych latach lo-dolamacze doszły aż do Torunia.

W wykonaniu ww. decyzji Rady Portu i Dróg Wodnych wybudowano w Stoczni Gdańskiej:

• dla strony niemieckiej - lodołamacz „Bug" (Tygrys) w 1930 roku, dwuśrubowy z napędem parowym o łącznej mocy 440 KM i zanurzeniu 1,70 m;

• dla strony polskiej - lodołamacz „Gabriel Narutowicz" (Jaguar) w 1930 roku jednośrubowy z napędem parowym o mocy 260 KM i zanurzeniu 1,70 m oraz w 1933 roku lo­dołamacz pomocniczy, dla strony polskiej, w firmie Loyd - Bydgoszcz, jednośrubowy motorowy lodołamacz „Rekin" (Żbik) o mocy 150 KM i zanurzeniu 1,10 m.

W roku 1939 dysponowano w ujściu Wisły łącznie 14 lo-dołamaczami wiślanymi różnej wielkości i przeznaczenia.

Skutki wybudowania Przekopu Ujścia Wisły i warunki dalszego zachowania bezpieczeństwa

dla Żuław i Gdańska

dcinek Dolnej Wisły od ujścia do morza do Tczewa o długości 33 km był i jest nadal najbardziej ne­wralgicznym i zatorogennym odcinkiem rzeki, ma­

jącym zasadniczy wpływ na przebieg tworzących się zato­rów lodowych po stopień wodny we Włocławku włącznie.

Jest to konsekwencja oddania w 1895 roku do eksploa­tacji Przekopu Ujścia Wisły, co z jednej strony stało się do­brodziejstwem dla mieszkańców Żuław i Gdańska, bowiem zapobiegło dalszym katastrofalnym powodziom, z drugiej jednak strony, spotęgowało ostrość występujących zagrożeń, szczególnie lodowych oraz natychmiast zwiększyło rozmiar strat na wypadek przerwania wałów!

Lodołamanie za pomocą lodołamaczy stało się koniecz­nością! O ile bowiem nurt ww. 33 km odcinka Wisły będzie utrzymywany przez lodołamacze w stałej drożności i to od momentu pojawienia się na rzece pierwszych zjawisk lodo­wych oraz zostanie zapewniony bezzatorowy spływ samo-tworzącej lub sztucznie wytworzonej kry lodowej, Żuławom i Gdańskowi nie grozi katastrofa powodzi!

Jest to kwintesencja i konieczny wymóg dla zapewnienia dalszej ochrony przed zatorami lodowymi - nie tylko dla ob­szaru położonego w Delcie Wisły - ale również dla znacznej powierzchni obszaru dorzecza Dolnej Wisły!

Czy możliwe jest techniczno-organizacyjne speł­nienie warunku dalszego zabezpieczenia przed za-

torami lodowymi? TAK! Pod warunkiem istnienia i funkcjonowania w ujściu Wisły mobilnego i dobrze zorga­nizowanego zintegrowanego systemu lodołamania do likwi­dacji zatorów lodowych, prawnie umocowanego w sferze budżetowej.

System lodołamania

ystem lodołamania to nie tylko lodołamacze - jak to się wydaje obecnym władzom odpowiedzialnym za bezpieczeństwo publiczne - ale niezbędna do ich

utrzymania infrastruktura techniczno-eksploatacyjna, w tym w szczególności: porty i zimowiska, warsztaty naprawcze z wyciągami, magazyny, budynki itp. oraz wysoko wykwali­fikowana załoga lodołamaczy i warsztatów, kadra technicz­no-inżynieryjna z wieloletnim doświadczeniem w akcjach lodołamania.

System powinien być zintegrowany z państwową ad­ministracją dróg wodnych śródlądowych, odpowiedzial­ną za stan techniczny dróg wodnych, flotyllę lodołamaczy i akcje lodołamania. Stanowić musi całość dla skutecznego i bezpiecznego przeprowadzania likwidacji występujących zagrożeń oraz osiągania zamierzonego celu, jakim jest za­bezpieczenie przed powodziami zatorowymi. Zintegrowany system lodołamania na Dolnej Wiśle prawnie działał przy Okręgowym Zarządzie Wodnym w Tczewie do 29 marca 1972 roku w sferze budżetowej!

Od tego czasu ww. system został zdezintegrowany, ale, niestety, panujący od wielu lat dualizm zaczął przynosić sy­stematycznie wyłącznie jego osłabienie. Dokonana w 1998 roku komercjalizacja armatora lodołamaczy, tj. Przedsię­biorstwa Budownictwa Wodnego w Tczewie (dawny OZW) firmę doprowadziła na skraj bankructwa. A istniejący jedyny w ujściu Wisły od 1881 roku prewencyjno-mobilny system lodołamania do likwidacji zatorów lodowych przestał ist­nieć w 2006 roku, po sprzedaniu Bazy Flotylli Lodołamaczy i Warsztatów Remontowych w Gdańsku-Przegalinie.

Znaczenie lodołamania na żuławskim odcinku Dolnej Wisły

Znaczenie lodołamania Jak wielkie znaczenie ma lodołamanie niech świadczy

fakt, że dzięki systematycznie przeprowadzanym akcjom lo­dołamania za pomocą lodołamaczy - o czym już była mowa - Żuławy i Gdańsk od ponad 113 lat nie doznały klęski po­wodzi zatorowej! Zachodzi tu bowiem ścisły związek przy-czynowo-skutkowy, polegający na współpracy Przekopu Ujścia Wisły i udrażniającej pracy lodołamaczy dla zagwa­rantowania bezzatorowego oraz kontrolowanego spływu na­turalnie lub sztucznie tworzonej kry.

Cel lodołamania Podstawowym celem lodołamania jest przeciwdziałanie

(prewencja - zapobieganie) ujemnym zjawiskom towarzy­szącym w czasie trwania procesu zlodzenia rzeki i stwarza­nia bezpiecznych warunków dla spływu wielkich wód roz­topowych i pochodu lodów i niedopuszczenia do tworzenia się groźnych zatorów lodowych.

Według prof. Marka Grzesia z Uniwersytetu M. Koper­nika w Toruniu, lodołamanie można sprecyzować krótko: systematyczne łamanie lodu za pomocą lodołamaczy ma rze­kę przygotować do wiosennego bezzatorowego zejścia lodu.

14 KMR

Grupa lodołamaczy

Lodołamacze wiślane i ich zadania Jedynym i najbardziej skutecznym sposobem likwidacji

występujących zagrożeń jest metoda kruszenia pokrywy za pomocąlodołamaczy tj. statków rzecznych o specjalnej kon­strukcji.

Podstawowymi zadaniami stawianymi lodołamaczom są: - kruszenie pokrywy lodowej w ujściu i na wyznaczonym

odcinku rzeki, - ułatwienie spływu wyłamanej kry lodowej do morza, - zapobieganie tworzeniu się zatorów lodowych w ujściu

i na rzece, towarzyszących zwykle w czasie samoczyn­nego lub wymuszonego spływu lodów,

- likwidacja zatorów, - ochrona budowli wodnych przed skutkami pochodu lo­

dów, - tworzenie sprzyjających warunków dla minimalizowania

zagrożenia obiektom hydrotechnicznym i inżynieryjnym oraz ochrona terenów położonych wzdłuż biegu rzeki,

- inne zadania (ratownictwo w czasie powodzi oraz zada­nia w zakresie obronności kraju).

Liczba i typy lodołamaczy wiślanych

pisane dotąd zagrożenia, z uwagi na tytuł opraco­wania i jego cel ograniczono głównie do przedsta­wienia zagrożeń w Delcie Wisły. Skutecznej ochro-

ny od zatorów lodowych wymagają również obszary wzdłuż biegu Dolnej Wisły. Zasięg lodołamania, jaki powierza się lodołamaczom z ujścia Wisły, sięga od ujścia do morza po istniejący od 1970 roku stopień wodny we Włocławku. Od­cinek ten ma długość 266 km. W roku 1966 w dniu 25 lutego lodołamacze z Okręgowego Zarządu Wodnego w Tczewie w składzie: „Jaguar", „Żubr", „Lampart" i „Żbik" dotarły do mostu w Wyszogrodzie, tj. na odległość od ujścia 350 km.

W związku z powyższym posiadanie w ujściu Wisły stosownej liczby lodołamaczy, różnej wielkości i przezna­czenia ma dla bezpieczeństwa ww. obszarów równie istotne znaczenie.

Optymalna liczba potrzebnych lodołamaczy dla prze­ciętnych warunków zimowych wynosi 10 sztuk, w tym czte­ry czołowe, cztery liniowe i dwa pomocnicze. Typy lodoła­maczy: - lodołamacz czołowy, moc 500-800 [kW], zanurzenie

- l , 6 0 m ; - lodołamacz liniowy, moc 250-350 [kW], zanurzenie

- l , 4 0 m ; - lodołamacz pomocniczy, moc 110-150 [kW], zanurzenie

- l , 0 0 m . Warto w tym miejscu przytoczyć stwierdzenie zawarte

w referacie o technice kruszenia lodów mgr inż. J. Rozwa­dowskiego, który tak pisze o pracy lodołamacza pomocni­czego na Dolnej Wiśle:

Tczewskie lodołamacze pod Włocławkiem

K ŻUŁAW

Wypada zwrócić uwagę na jeden lekki lodolamacz liniowy starego typu, o malej mocy maszyn, malej wyporności, ale i ma­łym zanurzeniu. Jednostka ta okazuje się wyjątkowo przydatna w czasie akcji na 43 km nieuregulowanym odcinku Wisły poło­żonym bezpośrednio poniżej stopnia wodnego we Włocławku.

Mowa tu o wybudowanym w 1933 roku lodołamaczu ex Rekin o mocy 150 KM i zanurzeniu 1,10 m.

Zakończenie

rzekonanie i twierdzenie, że powodzie to zdarzenia nadzwyczajne jest błędem. Są to zjawiska naturalne, występujące w nieokreślonym czasie i o różnym na­

tężeniu, stwarzające zagrożenia dla człowieka i jego mienia. Natura ma swoje prawa. Wisła to żywioł wodny, a woda

rządzi się własnymi, naturalnymi prawami. Nie obchodzą ją ustawy, przepisy, strategie i przekształcenia oraz polityczne de-liberacje, nawet na najwyższym szczeblu. Jedynie człowiek ro­zumiejący prawa, którymi od zarania dziejów rządzi się woda, potrafi ograniczyć jej negatywne skutki działania oraz wyko­rzystać jej znaczenie i walory dla rozwoju i dobra człowieka.

Zjawisk naturalnych, w tym zagrożeń powodziami za­torowymi w szczególności, nie da się zaprogramować ani zaplanować, jak chciałby tego człowiek. Dlatego działania prewencyjne do likwidacji występujących na Dolnej Wiśle zagrożeń w okresie zimowym muszą być obowiązkowo nadal kontynuowane. Zaniechanie bądź lekceważenie tych działań okazać się może tragiczne w skutkach.

Wobec powyższego trudno zrozumieć, jak mogło dojść w ostatnich latach do likwidacji jedynego w ujściu Wisły systemu lodołamania. Tym samym poważnego zwiększenia stanu zagrożenia dla Żuław i Gdańska.

Lekkie zimy i brak zagrożenia zatorami lodowymi, nie może uśpić ludzi odpowiedzialnych za ochroną przeciwpo­wodziową w delcie wiślanej. Rozkazy i polecenia wydawane

kapitanom lodolamaczy, nie mogą być przeliczane na pie­niądze, a muszą wynikać z potrzeby zapobiegania skutkom, jakie mogą powstać w czasie pochodu lodów.

Podstawą takich decyzji musi być znajomość rzeki, aktu­alnie trwających i przewidywanych zjawisk hydrometeoro­logicznych w zlewni rzeki, a przede wszystkim zrozumienie tego, co się na rzece dzieje i co się stać może.

Życie dowiodło, że w ręku myślącego zespołu ludzi flotylla lodolamaczy jest najbardziej skutecznym, jeśli nie jedynym środkiem wymuszenia kontrolowanego pochodu lodów na rzekach... (Edward Czaja, II Sympozjum Wiślane 1994).

Nie można polegać na pomyślnym zbiegu okoliczności, względnie na tym, że się z wielkim trudem udało uniknąć groźnego niebezpieczeństwa w tych wypadkach, gdy w grę wchodzą dobrobyt i nędza setek tysięcy ludzi i olbrzymie wartości materialne. (H. Bertram 1936 r.).

Pragnę na zakończenie podkreślić, że nie jest moją in­tencją kogokolwiek straszyć tragediami z XIX wieku. Jest natomiast moim obowiązkiem merytoryczne - po raz kolej­ny - zwrócenie uwagi odpowiednim władzom, na powstałe w ostatnim czasie zagrożenia czyhające ze strony Wisły, wy­nikłe wskutek bezmyślnego zlikwidowania systemu lodoła­mania w Delcie Wisły.

Na przedstawionym graficznie wykresie (zał. nr 3) pragnę uzmysłowić odpowiedzialnym za bezpieczeństwo władzom, szczególnie woj. pomorskiego o rozmiarze strat w przypadku przerwania lewego wału pomiędzy Tczewem a Błotnikiem.

Na przedstawionym wykresie dwie krzywe są praw­dziwe: liczba mieszkańców Gdańska na koniec roku 2007, liczba lodolamaczy sprawnych do akcji. Pozostałe krzywe są empirycznie przedstawione, ale i odzwierciedlające po­wstały stan zagrożenia. Wziąwszy tylko pod uwagę obecną zabudowę przemysłową na lewym brzegu Wisły, głównie

zał. nr 3 Empiryczny wykres stanu zagrożenia w delcie Wisły

na tle liczby mieszkańców m. Gdańsk i zabudowy przestrzennej (opr. autora)

I s •8

16 KMR

o charakterze c h e m i c z n y m (Rafineria, Siarkopol, Fosfory) rozmiar strat i szkód wynikłych wskutek przerwania wału byłby niewyobrażalny!

Wyjaśnienia uzupełniające

1. Długość Wisły żeglownej licząc od ujścia P r z e m s z y (km 900) do ujścia do m o r z a wynosi 941,3 km. Tczew leży na lewym brzegu Wisły żeglownej w km 908. Informują o t y m ustawiane na brzegu tablice.

2. Ta wyjątkowo w a ż n a - z punktu widzenia bezpieczeń­stwa - oraz specyficzna działalność j a k dotąd nigdy nie była należycie doceniana po roku 1945 przez prawie wszystkie

Wykaz niebezpiecznych spiętrzeń i zatorów na Wiśle Pomorskiej od 1924 do 1998 roku

1924 Wielkie spiętrzenie wiosenne wód Wisły Pomorskiej. Stan wody w profilu Tczew 10,96 m n.p.m.

1929 Niezwykle surowa zima 1928/1929, zablokowanie przez pola lodowe ujścia Wisły na wiele tygodni i tylko ślepy przypadek sprawił, że w chwili ruszenia lodów na Wiśle wiatr od strony lądu odblokował ujście.

1947 Wielka powódź wiosenna na nadwiślańskich nizinach. Od Włocławka do Swibna Wisłą spłynęło wówczas 47 min m3

lodu. Taka masa lodu może całkowicie zatarasować łoży­sko Wisły na odcinku od ujścia do Tczewa.

1952 W czasie zimy 1951/1952 roku zator lodowy w ujściu Wisły.

1955 Wielkie spiętrzenie sztormowe wód w ujściu Wisły.

1956 12-17 marca przy silnym wietrze północnym na Zatoce pokrytej zwartą pokrywą lodową w ujściu Wisły pod Swib-nem powstał zator lodowy powodujący spiętrzenie w stre­fie przybrzeżnej o AH = 2,72 m, przerwanie mola zachod­niego i utworzenie się epizodycznego ramienia ujściowego po stronie zachodniej Przekopu.

1960 Po ulewnych opadach 26-27 lipca wystąpiło trwające 10 dni wezbranie stwarzające zagrożenie powodziowe. Przy przepływie 4 sierpnia WQ = 6640 m3/s w 10 regionach Żu­ław Wiślanych występują intensywne przecieki przez wały, zagrażające ich stateczności.

1971 7-8 stycznia - rozlegle zagęszczenie kry lodowej w uj­ściu Wisły, przy niskim stanie wody w Zatoce Gdańskiej i znacznym spłyceniu rynien spływowych, powoduje po­wstanie sięgającego 2 km długości zatoru lodowego w od­cinku ujściowym rzeki.

1973 15 stycznia zator lodowy w uj ściu Wisły przy wysokim sta­nie wody w Zatoce i zmniejszeniu się spadku zwierciadła wody w odcinku ujściowym, co spowodowało zagęszcze­nie kry lodowej.

1974 13/14 stycznia wystąpiło zagrożenie zatorem lodowym na ujściu Wisły - zlikwidowanie przez wyjątkowo sprawną ak­cję lodołamaczy, spiętrzenie osiągnęło tylko AH = 0,9 m.

1986 7 marca powtórny nawrót zimy i utworzenie się groźnego zatoru w ujściu Wisły.

1994 23-27 lutego powstał zator lodowy w ujściu Wisły powo­dując spiętrzenie o AH = 2,38 m.

1998 24-26.02 - zator lodowy; spiętrzenie wody o 2,2 m nad średni poziom morza.

1998 5-6 grudnia groźny zator w ujściu Wisły zlikwidowany przy użyciu 3 lodołamaczy czołowych typu L 1000.

Uwaga: od roku 1945 do 1999 na odcinku od Ujścia do Tczewa zanoto­wano łącznie 42 zatory o czasie trwania 4-10 dni

Źródło: Jerzy Makowski (1995)

Uzupełnienie: Tadeusz Wrycza (03.2007)

rządy. Do b u d o w y lodołamaczy dochodziło po tragedii p o ­wodzi zatorowych. Tak było po roku 1956 i po powodzi pod P ł o c k i e m w 1982 roku.

3. Od roku 1945 na odcinku Wisły Pomorskie j odnoto­w a n o łącznie p o n a d 42 groźne zatory (a l iczba ich występo­wania stale rośnie) z t rudem l ikwidowane przez lodołamacze wiś lane. W zał. nr 4 przedstawiono w y k a z niebezpiecznych wezbrań od roku 1924 do 1998, z którego j e d n o z n a c z n i e wynika, j a k w a ż n a jes t drożność ujścia Wisły do m o r z a w czasie p o c h o d u lodów.

4. Za D o l n ą Wisłę uznaje się odcinek Wisły żeglownej od ujścia N a r w i do Wisły w km 551,00 do ujścia do morza w km 941,30 o długości 390,30 km.

KMR 17

Literatura: 1. Arkuszewski A. i in., Eksploatacja dróg wodnych, 1971. 2. Bertram H., Memoriał dotyczący zagrożenia miasta Gdańska, portu

Gdańskiego i Żuław Gdańskich na skutek przerwania wału wiśla­nego między Tczewem a Błotnikiem, [tłum. I. Iwanowicz], 1936.

3. Czaja E., Znaczenie lodołamania w ochronie przeciwpowodziowej Delty Wisły, II Sympozjum Wiślane, Tczew 1994.

4. Cebulak K., Wpływ Przekopu Ujścia Wisły do Morza Bałtyckie­go na rozwój systemu ochrony przeciwpowodziowej i melioracji w Delcie Wisły, 1995.

5. CUGW, Informator Dróg Wodnych Śródlądowych Żeglownych, 1961.

6. Dziadziuszko Z., Zatory lodowe i powodzie przed i po dokonaniu Przekopu Ujścia Wisły do Morza Bałtyckiego w okolicy Swibna.

7. Dziadziuszko Z., Malicki J., Zatorowe spiętrzenie poziomu ujścio­wego odcinka Dolnej Wisły w lutym 1994 r., 1994.

8. Górz M., Buchheister M., Das Eisbrechwesen im Deutschen Reich 9. Grześ M., Problemy zatorów i powodzi zatorowych na Dolnej Wi­

śle, 1985. 10. Grześ M., Zatory i powodzie zatorowe na Dolnej Wiśle - mechani­

zmy i warunki, 1991. 11. Majewski A., Powodzie Dolnej Wisły i zagrożenie powodziowe

Delty, 1989. 12. Majewski W. i in., Powódź zatorowa na Wiśle w rejonie Zbiornika

Włocławek w zimie 1982 r., 1982. 13. Makowski J., Wały przeciwpowodziowe Dolnej Wisły, wyd. 2,

1997. 14. Makowski J., Dolna Wisła i jej obwałowania, cz. 2, 1998. 15. Makowski J., Setna rocznica wykonania Przekopu Wisły 1895-

1995, 1995. 16. Makowski J., Największa katastrofalna powódź w dziejach Gdań­

ska i prawdopodobieństwo jej powtórzenia w obecnych warunkach, 1994.

17. Rozwadowski J., Technika kruszenia lodów na Wiśle, 1974. 18. Rybczyński M., Drogi wodne na Pomorzu, 1935. 19. Słomianko R, Opracowanie BPWM Gdańsk, generalny projektant

Cebulak K., pt : „Aktualizacja koncepcji kompleksowej ochrony przeciwpowodziowej Żuław Wiślanych", 1984.

20. Tillinger T, Drogi wodne - T. L, 1948. 21. Wrycza T, Powodzie i lodołamanie na Dolnej Wiśle, II Sympozjum

Wiślane, 1994 r., 1994. 22. Wrycza T, Lodołamanie, 1998. 23. Wrycza T, Lodołamanie na Dolnej Wiśle a bezpieczeństwo prze­

ciwpowodziowe miasta Gdańska, 1997. 24. Wrycza T, Lodołamanie - wczoraj, dziś, jutro, 2004. 25. Praca zbiorowa, Ochrona przed powodzią, 1992. 26. Praca zbiorowa, Zarys monografii powodzi w Polsce w 40-lecie

GKP, 1988. 27. Praca zbiorowa, Zabezpieczenie przeciwpowodziowe terenów Dol­

nej Wisły ze szczególnym uwzględnieniem terenów depresyjnych Żuław, 1989.

28. Praca zbiorowa, Zbiór referatów w setną rocznicę Przekopu Ujścia Wisły do Morza Bałtyckiego, 1985.

29. Praca zbiorowa, Węzłowe problemy gospodarki wodnej woj. gdań­skiego, 1964.

30. Praca zbiorowa, Przewodnik Żeglugi Śródlądowej, 1936. 31. Praca zbiorowa, Kompleksowy Regionalny Program ochrony prze­

ciwpowodziowej doliny rzeki Wisły (Żuławy Gdańskie i Żuławy Wielkie) od ujścia do km rzeki 845 + 000 ze szczególnym uwzględ­nieniem miasta Gdańsk, 1998.

32. Prawo wodne, 1972 i 2002.

KRZYSZTOF KOWALKOWSKI

Czechowo czy Trzechowo

W gminie Kaliska, w powiecie starogardzkim, nad Jeziorem Trzechowskim znajdują się dwie miej­scowości Czechowo i Trzechowo. Osada Czechowo położona jest na wschodnim brzegu jeziora, na południe od Iwiczna i należy administracyjnie do tego właśnie sołectwa. Natomiast przysiółek Trzech­owo położony jest na zachodnim brzegu jeziora i należy do sołectwa Piece. Trudno powiedzieć, skąd pochodzą nazwy tych osad i dlaczego przez lata tak często ulegały zmianom. Stąd trudno jednoznacz­nie opisać historię tych dwóch osad. Być może przytoczone tu informacje pomogą w rozwiązaniu tych wątpliwości.

zależności od daty wydania mapy i jej wydaw­cy, nazwa dotyczy osady położonej bądź po wschodnim, bądź po zachodnim brzegu jeziora.

Są także mapy, na których po obu stronach jeziora pokaza­ne są osady o nazwie Trzechowo, a Czechowo w ogóle nie występuje. Są też takie mapy, na których nie ma wsi Trze­chowo, a są dwie wsie Czechowo, położone po obu stro­nach jeziora. Także nazwa jeziora na niektórych mapach zapisana jest jako Czechowo, a na innych Trzechowo. Na mapie Schroettera z lat 1796-1802 nazwę jeziora zapisano Trzechowo See1.

Schematyzm diecezji chełmińskiej z 1867 roku poda­je, że do katolickiej szkoły w Iwicznie uczęszczały m.in. dzieci z Trzechofsee, natomiast do katolickiej szkoły w Piecach uczęszczały m.in. dzieci z Trzechowo1. Także na mapie z 1874 roku pokazane jest jezioro Schechau, a u jego brzegów, południowo-zachodniego zabudowania Schechowo i wschodniego leśniczówka Schechausee3. Leśnictwo Schechausse należące w 1880 roku do nadleś­nictwa Wirty wymienia w swej książce Johannes Miihl-radt4. Na mapie pochodzącej z około 1911-1912 roku wy­stępuje jezioro Schechau oraz, na jego wschodnim brzegu, leśniczówka Schechausee, a na zachodnim brzegu, wieś Trzechowo, w takiej właśnie pisowni5.

Na powojennych mapach, obok Czechowa położonego na zachodnim brzegu jeziora, pokazana jest też leśniczówka Trzechowo. Dziś leśniczówka już nie istnieje, a lasy zostały administracyjnie podporządkowane leśnictwom Borzecho­wo i Sowi Dół. Czechowa nie wymieniają żadne schema-tyzmy diecezjalne, które wymieniająjednak w tym samym czasie Trzechowo. Wizytacja generalna diecezji chełmiń­skiej z 1780 roku, której zapisy są dokonywane w języku polskim lub po łacinie wymienia Trzechowo, a nie Czecho­wo6. Także mapy powiatu starogardzkiego Wydawnictwa Region pokazują leśniczówkę Trzechowo i osadę Czechowo położone - na zachodnim brzegu jeziora, a osadę Trzecho­wo na wschodnim brzegu jeziora. Jak z powyższego widać do tych samych osad używano na przemian dwóch różnych nazw, stąd opisanie dziejów tych osad jest trudne z uwagi na jednoznaczne zlokalizowanie opisywanych w dokumen­

tach osad i w związku z tym może zawierać błędy. Analiza wszystkich informacji wskazuje, że osada Trzechowo po­wstała jako pierwsza.

Osada Czechowo położona jest nad wschodnim brzegiem jeziora Trzechowo, lecz nie jest znana data jej powstania. W 1848 roku osada nie jest wymieniana w schematyzmie diecezjalnym7. Jednak już dwie niezależne osady, Trzechowo i Czechowo wymie­nione są w schematyzmie diecezji chełmińskiej z 1867 roku. Wymieniona została tam wieś Trzechowo, odległa od Zble­wa o Wi mili, w której mieszkało 21 katolików8. Chodziło tu o dzisiejszy przysiółek Trzechowo, na zachodnim brzegu jeziora, na co wskazuje podana odległość od parafii w Zble­wie. Cytowany schematyzm wymienia też w tym samym roku osadę Trzechowosee, odległą o 1% mili od Zblewa, w której nie mieszkał żaden katolik. Dzieci z tegoż Trzecho­wosee uczęszczały do katolickiej szkoły w Iwicznie9. Praw­dopodobnie chodziło tu o ówczesną leśniczówkę, a dziś osadę Czechowo, która jest położona na wschodniej stronie jeziora, a więc w mniejszej odległości od Zblewa.

W 1885 roku w „Słowniku geograficznym Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich", o jeziorze Trze­chowo zapisano, że znajduje się ono pod wsią Trzechowo, a jego niemiecka nazwa to Schechausee. Na wschodnim brzegu jeziora położona była leśniczówka Schechausee, a na zachodnim leśniczówka Steinkrug'0. Wspomniana leś­niczówka Schechausee pokazana jest też na mapie z 1874 roku, zaś na południowo-zachodnim brzegu jeziora poka­zano Schechowo11. W 1904 roku w Czechowie (Schechau­see), nie mieszkał żaden katolik, lecz ilość mieszkających tu ewangelików jest dziś nieznana. Leśniczówka admini­stracyjnie wraz z leśniczówką Twardy Dół podlegała nad­leśnictwu Wirty12.

Brak informacji na temat Czechowa w latach międzywo­jennych. Mieszkańcy osady pod względem przynależności samorządowej należeli do gromady Iwiczno. Po zakończe­niu działań wojennych nie uległ zmianie podział admini­stracyjny gromad i Czechowo wchodziło w skład gromady wiejskiej Iwiczno w gminie Piece, a później po zmianach

18 KMR

O NAZEWNICTWIE OSAD

opisywanych wcześniej w gminie Kaliska13. W 1954 roku w związku z reformą administracyjną, zlikwidowano gmi­nę Kaliska, a w to miejsce utworzono gromady w Hucie Kalnej, Kaliskach i Piecach. W skład tej ostatniej gromady weszła część dotychczasowego obszaru gromady Iwiczno, bez Łążka i Franka czyli sama wieś Iwiczno14. Choć brak jednoznacznych zapisów, to zapewne osada Czechowo we­szła także w skład gromady Piece. W 2004 roku zlikwido­wano leśnictwo Czechowo. Dziś w Czechowie nad jeziorem Trzechowo znajduje się pole namiotowe oraz ośrodek wypo­czynkowy REN. Osadę zamieszkuje 3 mieszkańców zamel­dowanych na pobyt stały15.

Przysiółek Trzechowo położony jest na zachodnim brzegu jeziora Trzechowo. Jest to jedyna miejscowość w Polsce o tej nazwie. Nie jest znana data powstania Trzechowa. Ks. Paweł Czapiew­ski pisze, że Trzechowo powstało wraz Dąbrową w tym samym 1761 roku16. Józef Milewski pisze natomiast, że Trzechowo zostało zasiedlone w tym samym roku, nie tylko wraz z Dąbrową, ale także i Bytonią. Zasiedlenia tego dokonał, dnia 7 października 1761 roku, starosta bo-rzechowski Aleksander Potulicki i miało ono charakter dziedzicznej dzierżawy17. Oznaczało to, że kolejni potom­kowie pierwszego osadźcy mieli prawo do dzierżawienia osady, na podstawie tego pierwszego dokumentu. Niestety, ani Milewski ani ks. Czapiewski nie podają, kto był tym pierwszym dzierżawcą. Prawdopodobnie ktoś z rodu Wy­rzykowskich, gdyż takie nazwisko podaje kataster fryde-rycjański z lat 1772/1773. Wymienia on osadę Trzeckowo, gdzie w nazwie, zapewne podczas przepisywania zamiast „h" napisano „k". Dzierżawcą osady był kapitan Ignacy Wierzykowski, który mieszkał w niej z żoną i 5 córkami. Posiadał on 2 konie, 3 woły, 2 krowy, 5 jałówek, 4 owce i 1 świnię. W osadzie mieszkali także, Woyteck Drąseck z żoną i córką, który posiadał tylko 1 krowę oraz „stara" wdowa Klienbeth18.

W 1780 roku wieś należała w dalszym ciągu do Igna­cego Wyrzykowskiego, a mieszkało w niej 10 katolików, w tym 6 komunikowanych oraz 3 akatolików (zapewne ewangelików). Mesznego pobierał proboszcz zblewski 1 korzec żyta i tyleż owsa19. Przypomnieć tu należy, że meszne to była taka obowiązkowa danina na rzecz koś­cioła. Zaś wspomniany 1 korzec żyta to około 35 kg żyta. Trzechowo, jako osada z jednym gospodarstwem, należąca do parafii w Zblewie, była wymieniana w lustracji dekana­tu starogardzkiego z 1765 roku20.

W 1848 roku wieś w pisowni Trzechowo, pod wzglę­dem administracyjnym znajdowała się na terenie powiatu starogardzkiego, a 21 katolickich mieszkańców należało do parafii w Zblewie. Nie występuje jeszcze w tym sche­matyzmie wieś Czechowo lub Schechau2'. Józef Milewski pisze, iż w 1866 roku wieś nosiła nazwę Schechau22. Jed­nak jak już wcześniej napisano jednoznaczne opisanie wsi w związku z nazewnictwem stanowi pewien problem. Wąt­pliwości pogłębiają niektóre zapisy w schematyzmie die­cezjalnym z 1867 roku. W 1867 roku we wsi, która nosiła nazwę Trzechowo, odległej od Zblewa o V/i mili, miesz­kało 21 katolików. Dzieci z Trzechowa uczyły się w kato­lickiej szkole w Piecach23. Cytowany schematyzm wymie­nia też w tym samym roku osadę Trzechowosee, odległą o 1 Vi mili od Zblewa, w której nie mieszkał żaden katolik. Być może chodziło tu o ówczesną leśniczówkę Trzechowo,

a dziś osadę Czechowo, która jest położona w mniejszej odległości od Zblewa, gdyż położona jest po wschodniej stronie jeziora. Dzieci z osady Trzechowosee uczęszczały do katolickiej szkoły w Iwicznie24.

W 1880 roku Trzechowo stanowiło dzierżawę wieczystą, a jej posiedzicielem był Józef Mechliński. Dzierżawa ta mia­ła obszar 79,60 ha, z czego ziemia orna stanowiła 20,88 ha, łąki 5,60 ha, pastwiska 46,20 ha, las 5,40 ha, nieużytki 1,40 ha i woda 0,12 ha. Dochód z dzierżawy wynosił 140 marek25. W 1885 roku we wsi były 3 domy i 2 dymy (zagroda wiej­ska) i liczyła ona 16 mieszkańców - katolików. W 1892 roku w dobrach włościańskich położonych nad jeziorem Trze­chowo były 2 posiadłości włościańskie, a wieś zajmowała obszar o pow. 69 ha, w tym 22 ha roli, 5 ha łąk i 5 ha lasu. Katolicy należeli do parafii w Zblewie. Najbliższa stacja pocztowa i kolejowa znajdowała się we wsi Frankenfelde26. Zwraca tu uwagę informacja o stacji kolejowej. Według tego zapisu znajdowała się ona we Franku, a nie w Kaliskach, czy w Dreidorf, co wskazuje na ówczesną rangę wsi Frank. 0 jeziorze Trzechowo zapisano w tym słowniku, że znajdu­je się ono pod wsią Trzechowo, a jego niemiecka nazwa to Schechausee. Na wschodnim brzegu jeziora położona była leśniczówka Schechausee, a na zachodnim leśniczówka Ste-inkrug21. Wspomniana leśniczówka Schechausee pokazana jest też na mapie z 1874 roku, zaś na południowo-zachodnim brzegu jeziora pokazano Schechowo2S.

W 1904 roku w Trzechowie, które było przyległością wsi Piece, mieszkało 16 katolików. Katolickie dzieci z Trzechowa uczęszczały do katolickiej szkoły w Piecach29. Już rok później w Trzechowie należącym do gminy ziemskiej (Landgemain-deri) Piece, w 3 domach mieszkalnych mieszkało 19 osób30. 1 napisać tu trzeba, że nie chodziło o leśniczówkę, gdyż gdyby tak było, przy nazwie osady zapisano by Fórst.

W 1928 roku osada administracyjnie należała do powiatu starogardzkiego. Mieszkało w niej 21 katoli­ków, należących do parafii w Piecach i nie ustalona dziś liczba ewangelików. Nie wymienia natomiast wówczas osady, bądź leśniczówki Czechowo cytowany tu Zarys historyczno-statystyczny31. W 1935 roku, po zmianach w samorządzie terytorialnym, Trzechowo administra­cyjnie należało do gromady Piece w gminie Piece3 2. Po zakończeniu II wojny światowej przynależność admi­nistracyjna Trzechowa nie zmieniła się i do 1954 roku należało ono do gromady Piece w gminie Piece, a póź­niej w gminie Kaliska. Zmiany nastąpiły w związku z wprowadzoną od 1 stycznia 1955 roku reorganizacją

Ośrodek Wypoczynkowy REN nad Jeziorem Trzechowskim

fot. Wirtualne Kociewie

systemu samorządowego. Wtedy to po likwidacji gmin i utworzeniu dużych gromad, osada Trzechowo weszła w skład gromady Huta Kaina34. Gdy w ramach reorganizacj i w 1961 roku likwidowano niektóre gromady, zlikwido­wana została także gromada Huta Kaina, a Trzechowo weszło wówczas w skład gromady Kaliska35. W 1972 roku, gdy zlikwidowano gromady i utworzono gminy, Trzechowo weszło w skład sołectwa Piece w gminie Ka­liska. Dziś według stanu na dzień 31 grudnia 2007 roku w Trzechowie mieszkają 4 osoby zameldowane na pobyt stały36.

Jak z powyższego opisu widać nazewnictwo obu osad jest mocno pogmatwane, a przytoczone tu informacje, nie rozwiewają do końca wątpliwości.

Przypisy: 1 Kartę von Ost-Preussen nebst Preussisch Littauen und West-Pre-

ussen .... Schroetter, sekcja IV. 2 Schematismus der Bisthums Culm. Pelplin 1867, s. 266. 3 Aufgenommen von der Preupischen Landesaufnahme 1874, Sek-

tion2175. 4 J. Muhlradt, Die Tuchler heide in Wort und Bild, Danzig 1908, s. 243. 5 Wandkarte des Kreises Pr. Stargard orfennach den neuesten Hilfs-

quellen von Paul Baron Legnitz i. Schl. Edgar Schultz Verlag in Pr. Stargard.

6 Visitatio Generalis Ecclesia Parochialis Zbleviensis expedita anno 1780.

7 Schematismus der Bisthums von Culm fur das Jahr 1848, Culm 1848, s. 79.

8 Schematismus der Bisthums Culm. Pelplin 1867, s. 266. ' Tamże, s. 266.

10 Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów sło­wiańskich, tom XII Warszawa 1892, s. 564.

" Aufgenommen von der PreupischenLandesaufnahme 1874, Sek-tion2175.

12 Schematismus des Bistums Culm mit dem Bischofssitze in Pelplin 1904, Pelplin 1904, s. 552-553.

13 Dziennik Urzędowy Wojewódzkiej Rady Narodowej w Gdańsku, nr 15 z 10 października 1951 roku, s. 107.

14 Dziennik Urzędowy Wojewódzkiej Rady Narodowej w Gdańsku, nr 16 z 30 listopada 1954 roku, s. 108.

15 H. Partyka, Stan ludności, maszynopis, Kaliska styczeń 2008. 16 P. Czapiewski, Co posiadali Krzyżacy na Pomorzu przed jego zaję­

ciem w roku 1308/9? w: Zapiski Towarzystwa Naukowego w Toru­niu, tom X, nr 8 (112) za IV kwartał 1936 roku, s. 285.

17 J. Milewski, Dzieje wsi powiatu starogardzkiego, cz. II, Gdańsk 1968, s. 243-247.

18 Kataster fryderycjański, APT nr 1938. " Visitatio Generalis Ecclesia Parochialis Zbleviensis expedita anno

1780. 20 T. Krzyżyńska, Zblewo. Zarys dziejów wsi kociewskiej, Tczew

2002, s. 37-39. 21 Schematismus der Bisthums von Culm fur das Jahr 1848, Culm

1848, s. 79. 22 J. Milewski, Dzieje wsi powiatu starogardzkiego, cz. II, Gdańsk

1968, s. 243-247. 23 Schematismus der Bisthums Culm. Pelplin 1867, s. 266. 24 Tamże, s. 266, 25 Handbuch des Grundbesitzes Deutschen Reiche, I Das Kónigreich

Preussen, Berlin 1880, s. 224-225. 26 Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów sło­

wiańskich, tom XII, Warszawa 1892, s. 564. 27 Tamże, s. 564, 28 Aufgenommen von der PreupischenLandesaufnahme 1874, Sek-

tion2175. 2' Schematismus des Bistums Culm mit dem Bischofssitze in Pelplin

1904, Pelplin 1904 s. 550-553. 30 Gemeindelexikon fur das Kónigreich PreuPen, heft II, Prowinz

Westpreupen, Berlin 1908, s. 96-97. 31 Diecezja chełmińska, zarys historyczno-statystyczny, Pelplin 1928,

s. 229-230. 32 Zmiany granic miast, gmin miejskich i gromad, APG nr 1936 sygn. 124. 33 Dziennik Urzędowy Wojewódzkiej Rady Narodowej w Gdańsku,

nr 15 z 10 października 1951 roku, s. 107. 34 Dziennik Urzędowy Wojewódzkiej Rady Narodowej w Gdańsku,

nr 16 z 22 listopda 1954 roku, s. 108. 35 Dziennik Urzędowy Wojewódzkiej Rady Narodowej w Gdańsku,

nr 11 z 31 grudnia 1961 roku, s. 130. 36 H. Partyka, Stan ludności, maszynopis, Kaliska styczeń 2008.

Odkryte talenty

14 marca br. w sali wystawowej Miejskiej Bi­blioteki Publicznej w Tczewie odbyło się otwarcie wernisażu malarstwa naszych rodzimych tczew­skich artystek.

Licznie zgromadzonych gości powitała Urszu­la Wierycho, dyrektor ww. placówki, jak również przedstawiła zarys krótkiej kariery malarskiej trzech pań.

cieżka artystyczna Zofii Gąsiorowskiej, Marii Ja-worańskiej i Ireny Ociepki przebiegała bardzo po­dobnie. Rysunkiem, malarstwem interesowały się,

jak mówią od zawsze, ale swoje marzenia mogły realizować dopiero po przejściu na emeryturę. Malująbardzo krótko, bo niespełna 2 lata (Irena Ociepka trochę dłużej).

Inspiracją do tworzenia jest dla nich właściwie wszystko to, co nas otacza - piękno przyrody, jej urok, niepowtarzal­ność, są też ludzie, zwierzęta, martwa natura, pejzaże ro­dzinnego miasta. Po prostu piękno codziennego życia. Panie aktualnie doskonalą umiejętności pod wytrawnym okiem swojego mistrza - Janusza Mowy, który krok po kroku przekazuje im tajniki kunsztu tworzenia. Prace malarek pre­zentowane były na wystawach zbiorowych w Osiedlowym Domu Kultury Śródmieście.

Zofia Gąsiorowska zaczęła od rysunków postaci ludz­kich, wykorzystując charakterystyczny kontrast bieli i czer­ni, a od 2006 roku swoje umiejętności w zakresie malarstwa olejnego doskonali pod kierunkiem Janusza Mokwy.

Większość jej prac to malarstwo olejne na płótnie - pięk­ne pejzaże, portrety, nie zabrakło również akcentu tczewskie­go. Możemy podziwiać na rysunkach słynny most, a także panoramę miasta. Bakcyla malarskiego połknęła wnuczka pani Zofii - Partrycja.

Maria Jaworańska do nauki malarstwa podeszła bardzo poważnie. Szkoliła się jednocześnie u Joanny Czarneckiej w Tczewskim Centrum Kultury i pod kierunkiem Janusza Mo­kwy w Osiedlowym Domu Kultury „Śródmieście". Efekty tej nauki są wspaniałe. Poznała wiele technik malarskich, ale jak twierdzi malarstwo olejne na płótnie jest jej najbliższe. Maluje kwiaty, tonie, pejzaże i krajobrazy, portrety, zwierzęta, mar­twą naturę. Uczestniczyła w ubiegłym roku w XIII Tczewskim Plenerze Plastycznym „Tczew - miasto nad Wisłą".

Po raz kolejny swoje prace w Miejskiej Bibliotece Pub­licznej prezentowała Irena Ociepka. Pierwszą indywidual­ną wystawę miała tu w październiku 2006 roku.

Zaczynała naukę pod okiem tczewskiej artystki Iwony Filipkowskiej. Od ubiegłego roku instruktorem pani Ireny jest Janusz Mokwa i pod jego kierunkiem doskonali swoje malarstwo olejne, posługując się pędzlem i szpachlą

Maluje kwiaty, pejzaże, zwierzęta, portretuje osoby najbliższe (mama, wnuczka). Na jej obrazach występuje także akcent tczewski - wieża ciśnień i panorama miasta.

20 KMR

Obrazy malarek. od lewej: Zofii Gąsiorowskiej,

Ireny Ociepki i Marii Jaworańskiej

Małgorzata Kruk w imieniu posła Jana Kulasa życzy malarkom owocnej pracy twórczej

Sekretarz Miasta, Zyta Myszka składa gratulacje tczewskim artystkom Nas wernisaż przybyli liczni goście

Urszula Wierycho, dyrektor MBP wita przybyłych gości na wernisaż malarstwa. Od lewej stoją malarki: Zofia Gąsiorowska, Irena Ociepka i Maria Jaworańska

PATRYK GABRIEL

Kociewie jako marketingowe logo. Wymagające wypełnienia?

Podobno jakieś niezwykle skrupulatne badania pokazały, że pisanie na klawiaturze niesie, w stosunku do zapomnianego już niemal na amen ręcznego (w tej zaś kategorii, być może nawet piórem, to zdaje się mieć nieco szpanerski, oldschoolowy charakter), jedno podstawowe ograniczenie redukuje znacznie ilość używanych przy­miotników. A przecież przymiotniki są dworzanami uczuć. Chciałbym napisać coś o Kociewiu.

Używam klawiatury Dell wcale nie chińskiej. Nikt nie zgadnie jakiej. Naprawdę nikt... - polskiej, naszej, Madę in Poland. Brawo biało-czerwoni.

Każdy wybór niesie ograniczenie. Dziś miejsce zamiesz­kania w wielkim stopniu jest wyborem. Mamy otwarte granice z trzech stron całkowicie. Tanie linie lotnicze. Kanały podróż­nicze i internet. Jest wiele różnych, innych rzeczy, które pchają Polaków do wyjazdu ze stron rodzinnych - np. ze stron ko-ciewskich. Choćby drogie mieszkania, a w prajm tajmie seria­le pełne salonów z aneksem kuchennym, w pełnej zabudowie i sprzętami w najmodniejszej powłoce typu: inox. W pogoni za nimi rusza w świat szeroki wielu z naszych krajan. Wyrusza z Polski, województwa pomorskiego, Kociewia.

Kilka tygodni temu, wielce szacowny redaktor powie­dział mi na ucho (rzecz miała miejsce na imprezie z elemen­tami folkloru kociewskiego), że jest w stanie udowodnić, że Kociewie nie istnieje. Nie wierzę, że zdecyduje się owo od­krycie opublikować. Wierzę natomiast, że argumentacja dla poparcia tej wcale nie głupiej hipotezy mogłaby stanowić całkiem ciekawą lekturę.

Byłby to z pewnością najprawdziwszy lokalny bestsel­ler, w szczególności zaś, gdyby wywód obalający Kociewie przeprowadzić gwarą. To byłaby sztuczka wprost genialna. Liczę, że ktoś podejmie tę próbę. Niestety, nie ja będę tym śmiałkiem, z gwary znam ino i może jeszczeyo, na które mo­nopolu, podobnie, jak na większość starogardzkich wódek o smakach nieco mniej podłych, utrzymać nie zdołaliśmy. Jo mówi nawet znaczna część amerykańskich muzyków, nawet tych, którzy nigdy nie spotkali nikogo z Kociewia.

Mieszkając za granicą nie tęskniłem do Kociewia, ale do Polski. Mieszkając w Starogardzie nie myślę o miesz­kańcach Gniewu, Tczewa czy Pelplina jako o ludziach, z którymi łączy mnie coś więcej niż statystycznie wyliczalne prawdopodobieństwo spotkania znajomego (z tym z reguły wiążą mnie jakieś wspomnienia), większe niż dla przykładu w Suwałkach, w których nigdy nie byłem.

Mam 31 lat i być może moja edukacja regionalna ucier­piała nieco na zawierusze zmiany systemu. Na pewno ucier­piała, bo w związku z krainą, w której żyję mam mnóstwo wątpliwości.

Nie znam gwary, ani żadnego jej podręcznika. Nie znam żadnego produktu, który może uchodzić za kociewski, tak bez­apelacyjnie i z wyłączeniem wódki mającej w nazwie stołecz­ne (w skali Kociewia) akcenty. Nie znam niczego takiego.

Nie znam żadnego pisarza kociewskiego, malarza, filmu. Znam co prawda kilka książek napisanych przez ludzi z Ko-ciewia, czy o Kociewiu traktujących, ale tak samo znam kil­ka świetnych książek Jerome Davida Salingera, który uro­dził się w Nowym Jorku i często w tym mieście wysadzał

swoich bohaterów. Gdyby wszystkie nazwy własne zapisać w jego twórczości od tyłu, nadal byłaby po prostu klasyką. Czy Mickiewicza, który nigdy nie był w Warszawie powi­nien być w niej zapomniany? Czy powinien być traktowany jako pisarz litewski; polski oczywiście, a nawet arcypolski, ale nie warszawski? Czy książka kogoś kto urodził się na Kociewiu, ale dawno tu nie zaglądał jest kociewska? Czy autor jest kociewski? Czy obcy umiejscawiając akcję swojej megapowieści między Chojnicką a Kanałową w naszej Sto­licy tworzy literaturę kociewska? Nie znam dyskusji, która by sprawę jednoznacznie rozstrzygała. Choć pewnie takowa się gdzieś toczy. Zresztą nie miejsce tu na dowodzenie, że w sztuce podział jest w sumie bardzo prosty i niewiele ma wspólnego z geografią czy etnografią.

Nie znam reprezentacji Kociewia w żadnej dyscyplinie sportowej. Nie gniewam się, kiedy ktoś z Warszawy o Kace mówi nasz. Z reguły ten ktoś wcale nie wie, że nasz Kaka jest bardziej nasz niż ich. A może ten ktoś ma rację? Być może również tak, że Kaka jest polski, bez uszczegółowie­nia? Nie ma mowy o oczywistości jakiejkolwiek z tych opi­nii. Wątpliwości.

Nie znam bohaterów, mitów, symboli Kociewia. Nie wiem, kiedy zaczyna się jego historia i jakie są jej kamienie milowe, punkty zwrotne, najważniejsze doświadczenia, wo­kół których budowana jest kociewska tożsamość.

Nikt mnie tego nie nauczył, nie zachęcał do nauki, nie próbował zainteresować. Jeśli nawet gdzieś ktoś temat po­dejmował, robił to nieskutecznie. Choć może dziś już to się robi? Może w szkołach? Może na uczelniach? Może ja sam coś przegapiłem i teraz nerwowo próbuję nadrabiać? Mam jednak wrażenie, że w podobnej sytuacji nie jestem sam.

Nie twierdzę, że Kociewia nie ma; są obszary, w których nie sposób zanegować jego istnienia. Wystarczy, że jedna osoba stwierdzi, że ono istnieje, a takich osób jest przecież wiele. Nie twierdzę, że Kociewie nie jest nikomu potrzebne, może gdyby go zabrakło, byłoby potrzebne i mnie. Nie spo­sób nie zgodzić się z twierdzeniem, że Kociewie może być przydatne, do różnych celów, od podkreślenia swojej odręb­ności (albo wręcz przeciwnie, swojej przynależności, co dziś jest chyba wielu jeszcze bardziej potrzebne) do sygnowania nim wydarzeń, wydawnictw, potraw.

Znam kilka osób, które niezwykle dużo robią dla Kocie­wia, które chcą je tworzyć, które uważaj ąje za coś niezwykle istotnego, jest ich pasją. Podziwiam wszystkich ludzi z pa­sją i chciałbym, żeby można usłyszeć ich głos, przysłuchać się ich dyskusji, nauczyć się czym jest, a czym nie jest Ko­ciewie; czym miałoby być, dlaczego jest ważne. Być może właśnie lokalne portale i prasa powinny stać się platformą dla takiej dyskusji. Chciałbym wszystkich do niej zachęcić.

22 KMR

„Kociewie. Pomorska kraina." to publikacja, która ukazała się niedawno nakładem Zrzeszenia Kaszub-sko-Pomorskiego. Zawiera podstawowe informacje historyczne, etnograficzne, geograficzne, przyrodni­cze, turystyczne o Kociewiu. To nieoceniona pomoc podczas wakacyjnych wędrówek po naszym regionie.

ublikacja dotyczy trzech powiatów kociewskich - oprócz tczewskiego i starogardzkiego, także świe­ckiego, który często jest pomijany w regionalnych

publikacjach. Folder stara się znaleźć odpowiedź na pytanie, kim są Kociewiacy, jakie są hipotezy pochodzenia nazwy Kociewie. Jest też historia regionu „w pigułce", wyodręb­nione na marginesach Kalendarium Wydarzeń pozwala ła­two prześledzić najważniejsze wydarzenia z przeszłości. Kociewie to region o wybitnych walorach przyrodniczych, pełen jezior, lasów, łąk licznie zamieszkałych przez chronio­ne gatunki zwierząt. To raj dla obserwatorów fauny i flory.

MAŁGORZATA MYKOWSKA

Lektura nie tylko na wakacje

A u t o r z y przypominają także symbo­le Kociewia - herb, hymn i najważniejsze zabytki, które warto poznać podczas podróży po regionie. Nie brakuje infor­macji o kulturze ludowej, litera­turze i gwarze k o c i e w s k i e j , kuchni regio­nalnej. Wytrwali mogą nauczyć się podstawo­wych zwrotów i słów kociew­skich. Publika­cja zawiera krót­kie informacje

o instytucjach i organizacjach działających na Kociewiu. Autorzy tekstów zawartych w publikacji to: Piotr Dzia­

dul, Kamila Gillmeister, Kazimierz Ickiewicz, Michał Kargul, Krzysztof Korda, Małgorzata Kruk, Michał Maryniak, Piotr Paluchowski. Materiały zebrał i opracował Michał Kargul.

Publikacja już trafiła do księgarń.

IRENA OPALA

Warlubski konkurs rozstrzygnięty

Galilejska uroda Kociewia (...). Tylko Toskania może stanąć obok Tej uśmiechniętej ziemi.

ks. Janusz Stanisław Pasierb

odsumowaniu XII edycji Międzygminnego Konkur­su Recytatorskiego i Plastyczno-Fotograficznego w Warlubiu, przyświecał ww. cytat ks. Janusza St.

Pasierba. A hasłem tegorocznej edycji była maksyma: „Na kociewskim szlaku" i rzeczywiście wszystko, co możemy spotkać na Kociewiu, zostało przez uczestników przedsta­wione, głównie w drugiej części konkursu tj. w Konkursie Plastyczno-Fotograficznym.

Honorowy patronat nad konkursem sprawowali: Marzena Kempińska - Starosta Powiatu Świeckiego oraz Urząd Gmi­ny w Warlubiu i Publiczna Szkoła Podstawowa w Warlubiu.

Wręczenie nagród i wyróżnień nastąpiło podczas uroczy­stej Gali Kociewskiej, która odbyła się 4 kwietnia 2008 roku w Publicznej Szkole Podstawowej im. Bronisława Malinow­skiego w Warlubiu. Przesłuchania do pierwszej części kon­kursu tj. Konkursu Recytatorskiego odbyły się na początku marca. Powołana przez organizatorów komisja przesłuchała 65 uczestników, w 4 kategoriach: klas 0-1, II-III, IV-VI oraz w kategorii gimnazjum.

Na szczególne wyróżnienie zasłużyły organizatorki kon­kursu: Maria Wygocka, Maria Czajka i Żaneta Jaworska, które stworzyły wspaniałą atmosferę i rozbudziły zaintereso­wanie naszym regionem, większej części Kociewia. Wielkie brawa, że po 12 latach istnienia konkursu, nadal cieszy się on tak dużym zainteresowaniem. Wręczenie nagród zostało poprzedzone występami uczniów z zespołu folklorystyczne­go, który specjalnie na tą okazję przygotowała Joanna For­dońska-Jędral. Dzieci ze szkoły w Warlubiu, zaprezentowa­ły kociewskie tańce i piosenki. A zabawne gadki kociewskie przedstawił Arno Bruchwalski, który w Konkursie Recyta­torskim zdobył nagrodę w kategorii klas II-III. Trudną mowę naszych przodków opanował doskonale.

W uroczystej Gali brało udział wielu gości, m.in. pod­ekscytowani i zadowoleni uczestnicy konkursów wraz z opiekunami i dyrektorami szkół, władze samorządowe powiatu świeckiego, a także przedstawiciele prasy lokalnej. Wytrwale, już od lat, imprezie kociewskiej towarzyszy stoi­sko Kociewskiego Kantoru Edytorskiego, przy którym Wan­da Kołucka prezentowała zaproszonym gościom publikacje o naszym regionie.

Wszystkie prace plastyczne i fotograficzne (tj. 472), któ­re wpłynęły na konkurs, zostały pięknie wyeksponowane na szkolnym korytarzu, a ich ogromna ilość wzbudziła zachwyt i zdumienie zwiedzających. Różnorodność technik, zastoso-

KMR O - }

Urszula Wierycho, dyrektor MBP w Tczewie odbiera „Zawdziękę 2008"

Najlepszym recytatorom w kategorii klas II-III

nagrody wręcza Stefan Kończal z Nadleśnictwa Dąbrowa

Wręczanie nagród laureatom konkursu plastycznego „Na kociewskim szlaku", nagrody wręcza Irena Brucka z Tczewa

Zespół taneczny SP w Warlubiu (pod kierunkiem Joanny Fordońskiej-Jędral)

Organizatorki Gali Kociewskiej 2008 oodsumowującej XII Edycję Międzygminnego Konkursu Recytatorskiego i Plastyczno-Fotograficznego ,Na kociewskim szlaku", 3d lewej: Maria Czajka, Żaneta Jaworska, Maria Wygocka i zespół taneczny Szkoły Podstawowej w Warlubiu

Praca malarska Teresy Ratańskiej

Prace fotograficzne laureatów konkursu „Na kociewskim szlaku", w górnej części

fotoreportaż Wioletty Kulesza z Warlubia (kategoria dorośli)

Praca malarska Teresy Ratańskiej

Praca malarska Teresy Ratańskiej z Warlubia (kategoria dorośli)

Wystawa pokonkursowa w Szkole Podstawowej w Warlubiu

PROPAGUJEMY REGION

wanych w pracach dzieci i młodzieży, budzi podziw i szacu­nek dla twórczej pracy np. domek wyklejony słonymi palusz­kami, różnego rodzaju szkła ozdobione haftami kociewskimi, czy malowane drewniane łyżki. To tylko niektóre prace, na które ja zwróciłam uwagę, lecz zapewniam, że każdy z gości na pewno znalazłby coś, co zainteresowałoby go.

Rysunki najmłodszych uczestników Konkursu (tj. przed­szkolaków i uczniów szkół podstawowych), przedstawiały głównie wiejskie krajobrazy, pomniki przyrody oraz kociew-skie łąki z ptakiem, który szczególnie upodobał sobie nasze Kociewie tj. z bocianem. Z kolei młodzież zaprezentowała w swych pracach zabytki m.in. budynki sakralne, kapliczki czy zamki. Natomiast autorzy prac fotograficznych (głównie gimnazjaliści, 2 dzieci ze szkół podstawowych oraz 3 oso­by dorosłe), postawili na piękno naszego regionu. Fotografie przedstawiały wspaniałe wschody i zachody słońca, z różnych miejsc Kociewia, ukazane o różnych porach roku. Uwiecznia­no także kociewskie chaty oraz ciekawe rośliny, które naj­chętniej wtapiają się w piękno naszych pól, łąk i lasów.

Na konkurs wpłynęły także prace malarskie Teresy Ra-tańskiej z Trzech Koron, która przystąpiła do konkursu po

raz pierwszy, po usilnych namowach organizatorek. Były to obrazy malowane na płótnie farbą olejną, na wyróżnienie moim skromnym zdaniem zasługują: 2 piękne prace ze sło­necznikami, wiosenny krajobraz oraz wiejska zagroda.

Na zakończenie przytoczę słowa jednej z organizato­rek konkursu Marii Wygockiej (rok 2001 - posumowanie V edycji konkursu): Kociewie szczyci się burzliwą i cieka­

wą historią, własną gwarą i piękną tradycją, która stanowi

mocny fundament i zachętę do dalszego bogacenia dorobku

przodków. Kociewiacy przez stulecia wnosili swój wkład

w dzieje Polski, nie szczędzili krwi i ofiar w obronie polskości

w czasie zaborów, wojny i okupacji. Dlatego też świadomi

walorów kulturalnych i dorobku cywilizacyjnego, regionali­

ści ze Szkoły Podstawowej w Warlubiu, pragną to dziedzi­

ctwo pomnażać dla dobra Kociewia, Pomorza i Polski.

Dzięki Waszej pracy, drogie Panie kolejne młode poko­lenia mają doskonałą okazję poznać kulturę, tradycję i zwy­czaje miejsca, w którym żyją. Na Wasze ręce składam gra­tulacje i życzę wielu sukcesów i satysfakcji ze swej pracy. A wszystkich, którzy chcieliby w przyszłym roku wziąć udział w w/w konkursie, gorąco namawiam.

WYNIKI MIĘDZYGMINNEGO KONKURSU PLASTYCZNO-FOTOGRAFICZNEGO

KATEGORIA „KLASY 0 -1 i PRZEDSZKOLE" Nagrody: Megger Kamil - PSP Warlubie; Jeziorska Klaudia - PSP Warlubie; Kurzynska Julia - PSP Nr 4 Starogard Gd.; Miczek Jakub - Pub­

liczne Miejskie Przedszkole w Starogardzie Gd.; Wótkowski Mateusz - PSP Warlubie. Wyróżnienie: Renkiewicz Sandra - PSP Grupa; Pale Weronika - PSP Nr 4 Starogard Gd.; Boguski Kamil - PSP Warlubie; Kotowska Kamila

- PSP Kamionka; Piór Kaja - Zespół Placówek Oświatowych Drzycim; Kuffel Maciej - PSP Lipinki. KATEGORIA „KLASY II - III" Nagrody: Piernik Bartosz - PSP Warlubie; Kulesza Jakub - PSP Warlubie; Gerke Oliwia - PSP Przysiersk; Ciszewski Kamil - PSP Warlubie; Bru-

chwalski Wiktor - PSP Warlubie; Łabus Małgorzata - PSP Przysiersk; Bruchwalski Arno - PSP Warlubie; Gołuńska Daria - PSP Nr 4 Starogard Gd. Wyróżnienie: Rzepkowska Jagoda - PSP Wielki Komorsk; Kwiatkowska Justyna - PSP Warlubie; Wojciechowska Jagoda - PSP Lipinki; Ta-

laśka Agata - Zespół Placówek Oświatowych Drzycim; Jankowska Jesika - PSP Warlubie; Cejrowska Milena - PSP Warlubie; Nowacka Angelika - PSP Przysiersk.

KATEGORIA „KLASY IV - VI" Nagrody: Glinkowska Klaudia - PSP Kamionka; Muszyńska Magdalena - PSP Kamionka; Bocian Justyna PSP Osie; Braun Wojciech - PSP

Kamionka; Pieróg Katarzyna - PSP Przysiersk; Barszczewska Karolina - PSP Warlubie; Loryńska Sandra - PSP Jeżewo; Górka Natalia - PSP Warlubie; Recka Agata - PSP Osie.

Wyróżnienie: Kulesza Aleksandra - PSP Warlubie; Kawczyńska Weronika - PSP Wielki Komorsk; Szmelter Jakub - PSP Warlubie; Nadolny Krystian - PSP Kopytkowo; Szydłowska Agnieszka - PSP Warlubie; Kopicka Kamila - PSP Kamionka; Prażmowski Patryk - PSP Kamionka; Probe Karolina - PSP Nr 4 Starogard Gd.; Słowy Aleksandra - SP Jeżewo.

KATEGORIA „GIMNAZJUM" Nagrody: Sikorska Hanna - GP Osie; Chyła Daria - GP Warlubie; Drożyńska Patrycja - GP Warlubie; Dominikowska Marta - GP Warlubie. Wyróżnienie: Redzimska Weronika - GP Osie; Zarembska Martyna - GP Osie; Kurpisz Piotr - GP Osie; Matuszewska Manuela - Specjalny

Ośrodek Szkolno - Wychowawczy Warlubie. KATEGORIA „SZKOŁY PONADGIMNAZJALNE" Nagrody: Pieniążek Anita - Zespół Szkół Technicznych Tczew KATEGORIA „TECHNKI RÓŻNE" Nagrody: Kaczorowska Katarzyna - PSP Jeżewo; Kurek Jakub - GP Warlubie; Kulczyk Iwona - PSP Lniano. Wyróżnienie: Górka Andżelika - PSP Warlubie; Matuszewski Patryk - Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy Warlubie; Pukłacki Patryk

- Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy Warlubie. KATEGORIA „PRACE FOTOGRAFICZNE" Nagrody: Grabski Cezary - GP Osie; Lejszys Dominika - PSP Warlubie; Mrozik Natalia - PSP Przysiersk; Michałowski Dawid - GP Osie. Wyróżnienie: Poziemski Oskar - PSP Nr 4 Starogard Gdański; Lipowicz Miłosz - GP Jeżewo; Gęsikowski Maciej - GP Osie; Lis Karolina - GP Osie. KATEGORIA „DOROŚLI" W tej kategorii komisja nagrodziła prace fotograficzne i malarskie. Nagrody: Kotłowska Regina - Frąca, praca fotograficzna z dedykacją; Frankiewicz Maciej - Sopot, praca fotograficzna; Kulesza Wioletta

- Warlubie, praca fotograficzna; Ratańska Teresa -Trzy Korony, prace malarskie

WYNIKI MIĘDZYGMINNEGO KONKURSU RECYTATORSKIEGO

KATEGORIA „KLASY 0 - 1 " Nagrody: Budnarowska Karolina; Szwarc Nikol; Znaniecki Dawid; Blutka Kacper. Wyróżnienia: Rombalska Nicola; Niklas Patryk; Skuza Paulina; Homa Beata. KATEGORIA,.KLASY U - III" Nagrody: Stuczyńska Dżesika; Pawlak Adrianna; Piernik Bartosz; Żuchowski Adrian; Bruchwalski Arno. Wyróżnienia: Barszczewski Maciej; Budnarowski Bartosz; Dolna Agnieszka; Jezierska Aleksandra; Jatkowska Marcelina; Gawłowska Roma. KATEGORIA, ,KLAS YIV - VI" Nagrody: Szarmach Marta; Dubiel Karolina; Hapoński Paweł; Gehrke Emilia, Warczak Anna; Bartoszewska Weronika; Mańkowska Kinga. Wyróżnienia: Lemańczyk Oktawia; Półgęsek Aleksandra; Muszyńska Magdalena; Klasa Sandra; Reszke Anna; Sprada Ludmiła KATEGORIA „GIMNAZJUM" Nagrody: Opatowska Magdalena; Żemle Katarzyna; Ruszkowski Jakub. Wyróżnienia: Zielińska Katrzyna; Żabińska Julita.

26 KMR

PRADZIEJE KOCIEWIA

ANDRZEJ WĘDZIK

14. Neolityczni wojownicy część druga

Młody mężczyzna powoli wędrował wzdłuż rzeki. Ubrany w luźną skórzaną bluzę z jeleniej skóry i wąskie nogawice, oplecione u dołu cienkim rzemieniem, uważnie wypatrywał czegoś wśród drzew rosnących na łagodnym, opadającym ku bagnistej dolinie zboczu.

Był wojownikiem. Jego osada leżała w dole rzeki blisko rozległego, płytkiego jeziora. Doszedł aż tutaj, szukając odpo­wiedniego drewna na łuk. Uważnie przyglądał się rosnącym jesionom, podziwiając wiekowe olbrzymy. Nagle pochylił się i zbiegł nieco niżej, by po chwili oprzeć się o niski rozłożysty jesion. Takiego drzewa właśnie szukał! Było niewysokie, ale dzięki temu że rosło w cieniu, posiadało długie, proste konary rosnące prawie poziomo na niewielkiej wysokości nad ziemią. Wybrał jeden z nich i ściął siekierą o krzemiennym ostrzu odcinek równy niemal jego wzrostowi. Pomyślał, że przy przychyl­ności ducha lasu - opiekuna klanu wojowników, będzie miał materiał nie na jeden, a na dwa łuki!

Szczęśliwy, postanowił wybrać się jeszcze w górę rzeki, by zebrać odpowiedni materiał na strzały. Wiedział, że nie będzie z tym kłopotów, gdyż tam gdzie szedł — nad strumieniami wpadającymi do rzeki rosło mnóstwo leszczyny. Przedzierając się przez porośnięte młodymi drzewami zbocze wysoczyzny, dotarł wreszcie w rejon źródlisk, skąd w stronę rzeki wartko spły­wała krystalicznie czysta woda. Wśród łanów kwitnącego na biało czosnku niedźwiedziego ujrzał niezliczone kępy dorodnej leszczyny o prostych pędach, znakomicie nadających się na brzechwy strzał. Zabrał się zaraz do intensywnej pracy i już po krótkim czasie usiadł na omszałym pniu z całkiem pokaźnym naręczem leszczynowych prętów. Częściowo ukryty za ogrom­nym wachlarzem paproci z rozbawieniem podpatrywał dwa młode borsuki goniące się zapamiętale na brzegu strumienia. Były tak zajęte zabawą że wcale nie zauważyły intruza, który wychylił się zza paproci by lepiej je zobaczyć.

Wojownik jeszcze raz z triumfem spojrzał na zebrany materiał, po czym wyjął z przytroczonej do pasa niewielkiej sakwy walcowaty kawałek roztartego suszonego mięsa zmieszanego z dużą ilością tłuszczu i ziół. Jadł powoli, dokładnie przeżuwa­jąc każdy kęs pożywnego posiłku, delektując się wspaniałym otoczeniem i kojącym szmerem płynącej wody...

olejnymi rodzajami broni używanej powszechnie w dobie młodszej epoki kamienia były: włócznia i oszczep. Przy czym, ujmując krótko różnicę, można

stwierdzić, iż oszczep jest w zasadzie lżejszą odmianą włóczni i służy przede wszystkim do rażenia przeciwnika na odległość. Omawiane typy broni są jednymi z najstarszych używanych przez człowieka, a ich genezy należy szukać w starszym paleolicie. Wówczas, do walki lub polowania używano prostego o odpowiedniej długości kija, dodatkowo zaostrzonego na jednym z końców. Z czasem zaostrzony koniec zaczęto utwardzać w ogniu, a później doskonaląc ten rodzaj broni, człowiek zaczął osadzać na drzewcu kościany lub krzemienny grot (ryc. 17).

Rozpatrując kwestię wynalezienia oszczepu, można przypuszczać, że chronologicznie mogło być zbieżne z początkami używania włóczni. Po prostu człowiek, stwierdził doświadczalnie, iż celnie rzucona włócznia stanowi groźną broń choć jest ciężka i dosyć nieporęczna jako broń służąca do miotania. Jednak redukując jej wymiary można osiągnąć znacznie lepsze rezultaty biorąc pod uwagę zasięg i skuteczność trafiania w cel.

Dotychczas, na obszarze Kociewia nie stwierdzono zabytków, które mogłyby ryc. 17

stanowić fragmenty włóczni lub oszczepów chronologicznie związanych z neolitem. Jedyny, znany tylko z rysunków przedmiot {ryc. 18) został odkryty przed II wojną światową w Stanisławiu (pow. Tczew).

Analizując formę zabytku można przypuszczać, że ostrze wykonane z krzemienia mogło niegdyś służyć jako grot oszczepu. Jednak jego przynależność do inwentarza kultury ceramiki sznurowej nie jest już tak oczywista.

Brak znalezisk grotów nie jest oczywiście dowodem na to, iż w młodszej epoce kamienia na Kociewiu nie stosowano włóczni i oszczepów.

Biorąc pod uwagę znaleziska z obszaru Polski (fot. 9) można niemal z pewnością stwierdzić, iż na omawianym obszarze również powszechnie stosowano ten rodzaj broni.

Następnym typem broni używanym w ciągu trwania młodszej epoki kamienia był

ryc. 18 skala 1:1

KMR 27

fot. 11 Luk refleksyjny, około 3500 lat p.n.e

fot. 14 Krzemienne ostrze sztyletu

ryc. 24 Wizerunek wojownika

na podstawie i znaleziska grobowego - Izrael, 3500 lat p.n.e.

fot. 13 Strzała z kamiennym grotem

fot. 12a,b,c Lotki z piór ptaków drapieżnych

• "

fot. 10 Krzemienny grot strzały - Śliwiny, pow. Tczew

skala 1:1

c

b a

ryc. 19

łuk. Dokładna geneza powstania łuku nie jest znana, ale wydaje się prawdopodobne, iż swoją metryką sięga co najmniej czasów górnego paleolitu. Ten genialny wynalazek dał człowiekowi ogromne możliwości na płaszczyźnie walki i polowania. Przede wszystkim, w porównaniu z oszczepem zwiększył siłę i zasięg rażenia, poprawiając przy tym zdecydowanie celność. W neolicie na obszarze Europy generalnie używano tzw. łuku prostego (ryc. 19), który doskonalony był w ciągu paleolitu schyłkowego i mezolitu. Łęczysko wykonane z jednego kawałka drewna: jesionu, cisu, wiązu, a nawet dębu pozwalało skutecznie wyrzucać strzały na odległość co najmniej kilkudziesięciu metrów.

Dotychczas na Kociewiu nie odnaleziono fragmentów neolitycznych łuków. Znane są natomiast z terenu Europy: Danii, gdzie znaleziono dwa fragmenty łuków z wiązu oraz elementy dębowego; w Wielkiej Brytanii skąd pochodzi jesionowe łęczysko długości ok. 190 cm oraz Niemiec i Szwajcarii, gdzie odkryto niezwykle cenne stanowiska kultury michelsberg, które dostarczyły ogromnej ilości unikalnych drewnianych zabytków (wśród nich były między innymi fragmenty łuków). Warto w tym miejscu wspomnieć też o słynnym znalezisku z pogranicza Francji i Włoch. Mianowicie w 1991 roku w jednej z alpejskich dolin znaleziono zamrożone zwłoki człowieka, które datowano wstępnie na III tysiąclecie przed naszą erą. Przy tzw. człowieku z lodu, oprócz szeregu przedmiotów, odkryto również łęczysko łuku i kilkanaście strzał w kołczanie.

Mimo braku znalezisk fragmentów łuków pochodzących z młodszej epoki kamienia, wiadomo, iż łuk był wówczas na Kociewiu stosowany, gdyż świadczą o tym niezbicie odnajdywane krzemienne groty strzał. Ciekawe okazy należące do typu lancetowatego odkryto w Pelplinie Maciejewie (pow. Tczew) {ryc. 20) i Rożentalu (pow. Tczew) {ryc. 21). Pierwszy z nich o długości 4 cm i szerokości 1,4 cm charakteryzuje się wydłużonym trzpieniem i nieco asymetrycznym liściem grotu. W omawianym egzemplarzu wykonanym prawdopodobnie z krzemienia bałtyckiego, uderza starannie wykonany retusz półstromy oraz wyraźnie zaznaczony przykrawędny. Okaz z Rożentala jest bardzo podobny, również lancetowaty, pokryty na całej powierzchni płaskim retuszem formującym. Stosunkowo długi - 4,7 cm, posiada pięknie wypracowany trzpień do osadzenia w brzechwie strzały. Te dwa interesujące egzemplarze w przeszłości należały do przedstawicieli

ryc. 20 ryc. 21 ryc. 22

neolitycznej kultury pucharów lejkowatych co wskazuje też na fakt, iż oprócz wspaniałych toporów bojowych cenili sobie także łuk. Ciekawe, że omawiane grociki odnalezione na Kociewiu nie są zbyt często odnajdywane w kontekście osadnictwa kultury pucharów lejkowatych, gdzie na innych obszarach generalnie dominują formy romboidalne i liściowate o zróżnicowanych kształtach, często dosyć „prymitywnie" wykonane. Przykładem tego typu grotów może być niestarannie wykonany okaz z Brodów Pomorskich (pow. Tczew) (ryc. 22) o szerokim liściu i krótkim, wyraźnym trzpieniu.

Poruszając zagadnienie łucznictwa w kulturze pucharów lejkowatych nasuwa się ważne pytanie: Jak na jego rozwój wpłynęły kontakty z przedstawicielami kultury ceramiki sznurowej, wśród których łuk cieszył się zapewne dużą popularnością? Może wojownicy kultury pucharów lejkowatych zetknąwszy się ze znakomitymi łucznikami, którzy wytwarzali doskonałe groty strzał - podobne do egzemplarza znalezionego w Sliwinach (fot. 10) (zabytek opisany szerzej w KMR nr 3/58 2007 r.), zaczęli wytwarzać własne optymalne formy grotów, które szczęśliwie przetrwały do naszych czasów.

W kontekście łuczników kultury ceramiki sznurowej zastanawiająca jest jeszcze kwestia ewentualnego stosowania łuków refleksyjnych lub zbliżonych konstrukcją do refleksyjnych. Jak już wcześniej wspomniano, wówczas na obszarze Niżu Środkowoeuropejskiego używano generalnie łuku prostego. Jednak pewne znalezisko z terenu Niemiec wskazuje na fakt, iż być może stosowano również łuki o innej konstrukcji. Otóż w okolicy miasta Gohlitzsch odkryto niezwykle interesującą płytę grobową (ryc. 23) datowaną na około 2500 p.n.e. Widnieje na niej wyobrażenie łuku różniącego się wyraźnie kształtem od łuku prostego. Ciekawe, iż podobnej broni używano na terenie starożytnego Egiptu i Izraela. Właśnie na terenie Izraela odnaleziono grób wojownika datowany na 3 tys. p.n.e., w którym oprócz przedmiotów codziennego użytku złożono charakterystyczny łuk (fot. 11, ryc. 24).

Rozważając problematykę związaną z łukiem prostym nie sposób pominąć zagadnienia wyrobu tego typu broni. Zrobienie dobrego łuku nie jest, jak by się mogło wydawać, sprawą łatwą. W realiach neolitu w strefie lasów środkowej Europy, łucznik musiał przede wszystkim znaleźć odpowiedniej jakości drewno. Mógł to być wiąz, jesion i cis, a także jałowiec, głóg czy też jarzębina. Bogactwo ówczesnych lasów dawało w kontekście doboru

ryc. 23 Płyta nagrobna (Gohlitzch - Niemcy)

KMR 29

różnych rodzajów drewna, wiele różnych możliwości, co wykorzystywali ich mieszkańcy już od mezolitu wprawiając niejako w ruch „proces ewolucji łuku".

Na łęczysko wybierano zapewne proste konary lub pnie młodych drzewek o małej ilości sęków. W jakiś sposób drewno poddawano procesowi suszenia, co - biorąc pod uwagę znaczenie łuku jako broni lub narzędzia łowieckiego - nie mogło trwać zbyt długo. Następnie, odpowiednio do potrzeb, obrabiano krzemiennymi skrobaczami listwę nadając jej pożądane wymiary i formę.

Gotowe łęczysko przyzwyczajano do „bycia łukiem" przez wielokrotne naciąganie prowizorycznej cięciwy. Jest to w procesie wytwarzania łuku zabieg niezwykle istotny, gdyż bez niego drewniane łęczysko pękło by najdalej po kilku próbach strzelania. Dopiero później łuk zaopatrywano we właściwą cięciwę wykonanąz surowej skóry, splecionych włókien roślinnych, jelit bądź ścięgien.

Niezwykle ważnym elementem łuku były strzały. Wykonywano je prawdopodobnie z leszczyny, prostych pędów topoli lub brzozy. Niewykluczone, że używano też łodyg trzciny, które choć kruche, stanowią dobry materiał na brzechwy lekkich, szybkich strzał. Brzechwy zaopatrywano w opierzenie, które stabilizowało lot strzały. Generalnie używano dwóch lub trzech lotek wykonanych z piór ptaków drapieżnych, a także z gęsich lub kaczych (fot. 12). Gotowe strzały zaopatrywano oczywiście w krzemienne lub kościane groty (fot. 13).

Omawiając typy broni używanej przez neolitycznych wojowników warto też wspomnieć o sztyletach, które chociaż nie poświadczone w materiale archeologicznym na Kociewiu, były zapewne używane, jak pośrednio na to wskazują znaleziskazobszaru Polski i innych krajów Europy (ryc. 25). Często były to precyzyjnie wykonane płaskie k r z e m i e n n e ostrza osadzane w rogowych lub d r e w n i a n y c h r ę k o j e ś c i a c h . Zdarzały się też datowane na

schyłek neolitu, p r a w d z i w e dzieła sztuki - egzemplarze w całości (wraz z rękojeścią) wykonane z krzemienia (fot. 14), które bez wątpienia stanowią przykład kunsztu w dziedzinie, jaki prezentowali wytwórcy schyłku młodszej epoki kamienia.

ryc Ostrza sztyletów

Neolit był stosunkowo długim okresem. W ciągu ponad dwóch tysięcy lat trwania młodszej epoki kamienia na terenie Kociewia pojawiały się rozmaite kultury, których przedstawiciele miewali zapewne różny stosunek do broni i walki. Podejmując próbę nakreślenia sylwetki wojownika doby neolitu, należy podkreślić jej zmienność, na którą wpływ miała niewątpliwie specyfika określonych kultur. Wczesne kultury rolnicze kręgu naddunajskiego preferowały topory robocze, ciosła, a z czasem siekiery oraz łuk. Gdy na arenę dziejów wkraczają przedstawiciele kultury pucharów lejkowatych wyraźnie widać, iż byli to ludzie znający realia walki, o czym świadczą między innymi wspaniałe kamienne głowice bojowych toporów. Czy ówcześni wojownicy - bo tak już można ich nazwać, tworzyli coś na kształt klanów? Czy przekazywano sobie określone techniki walki? Być może już wówczas, w ramach większych grup ludzkich, istniała w pewnym stopniu uprzywilejowana grupa mężczyzn zdolnych do obrony lub podejmowania wypraw łupieżczych, biegłych we władaniu określoną bronią. Posiadając charakterystyczny oręż chcieli się niejako wyróżnić ze społeczności. Biorąc pod uwagę obecny stan nauki wielu interesujących kwestii, niestety, nie jesteśmy w stanie nawet poruszyć na polu ściśle naukowym. Wiadomo jednak, że u schyłku swojej egzystencji wojownicy kultury pucharów lejkowatych zetknęli się - przynajmniej na części zajmowanych obszarów z innymi wojowniczymi ludami, które należały do kręgu kultury ceramiki sznurowej. Ta nowa siła w postaci ekspansywnych grup lub większych organizmów plemiennych odcisnęła mocne piętno na obrazie kulturowym końca neolitu. „Nowi" wojownicy dysponujący

charakterystycznym łódkowatym toporem, znakomitym łukiem, a może i koniem przystosowanym do jazdy wierzchem opanowali znaczne obszary Europy. Był to swego rodzaju wstęp do długiego okresu niepokojów, jaki nastąpił w dobie epoki brązu, gdy w wyścigu zbrojeń wykorzystano nowy, nieznany dotąd metal -brąz.

25 (Niemcy, Francja)

Podziękowania dla Michała Targowskiego, dyrektora OgroduZoologicznegowOliwiezaprzekazaniepiórptaków drapieżnych, użytych do replik strzał neolitycznych.

Literatura: 1. Adamson Hoebel E.: Man in the Primitive World, New York

-Toronto 1958. 2. Clark J. G. D.: Europa przedhistoryczna, Warszawa 1957. 3. Clark G, Piggot S.: Społeczeństwa prahistoryczne, Warszawa 1970. 4. Cole S.: The Neolithic revolution, London 1970. 5. Coles J.: Archeologia doświadczalna, Warszawa 1977. 6. The Cambridge Encyclopedia of Archaeology, Ontario 1980. 7. Freeden U., Schnurbein S.: Spuren der Jahrtausende. Archaologie

und Geschichte in Deutschland, Stuttgart 2002. 8. Jażdżewski K.: Kultura pucharów lejkowatych w Polsce Zachodniej

i Środkowej, Poznań 1936. 9. La Baume W., Langenheim K.: Die steinzeit im Gebiet der unteren

Weichssel [w:] Blatter fur deutsche Vorgeschchte 1933 h: 9/10 s. 2-59. 10. Mears R.: Podręcznik sztuki przetrwania, Warszawa 2002.

11. Montelius O.: Kulturgeschichte Schwedens, Leipzig 1906. 12. Nowe odkrycia na terenie woj. gdańskiego w latach 1979-1985

[w:] Pomorania Antiąua 1990 T:XIV s.185-186. 13. Obermaier H.: Der Mensch der Vorzeit, Berlin - Wien b.r.w. 14. Rankę J.: Der Mensch Bd: 2 Die heutigen und die vorgeschichtlichen

Menschenrassen, Leipzig - Wien 1894. 15. Schetelig H.: Vorgeschichte Norwegens [w:] Mannus. Zeischrift fur

Vorgeschichte 1911, B: III, h:l/2. 16. Schlenker R., Bick A.: Steinzeit. Leben wie vor 5000 Jahren. 17. Swiętosławski W.: Naprawiany toporek z Lipinek Szlacheckich gm.

Pelplin, woj. pomorskie [w:] Łódzkie SprawozdaniaArcheologiczne 1999/5 s. 15-19.

18. Van Doren Stern R: Prehistorie Europę, London 1970. 19. Ward F.: Jadę. Stone of Heaven [w:] National Geographic 1987 vol.

172/no:3 s. 282-315.

30 KMR

SEWERYN PAUCH

Łowiectwo na Kociewiu

zieje kół łowieckich na Kociewiu po 1945 roku sta­nowią integralny element lokalnej historii. Myśliwi często wspierali miejscowe społeczności w działa­

niach mających na celu propagowanie ochrony zwierzyny i roślinności. W szkołach urządzali i organizowali konkursy przyrodnicze i ekologiczne. Ponieważ jest to szerokie za­gadnienie, przedstawione zostaną poniżej tylko najistotniej­sze informacje związane z ich funkcjonowaniem.

Na Kociewiu istnieje ponad 20 kół łowieckich. Część z nich posiada siedziby poza rejonem naszego zainteresowa­nia, ale ich obwody łowieckie są zlokalizowane na Kocie­wiu. Również one zostały uwzględnione w tekście.

Laik kojarzy zwykle myśliwego jako człowieka, który strzela do zwierząt i na tym właściwie jego wiedza się koń­czy. Mylnie sądzi się, że myśliwy tylko zabija. Tymczasem kwestia ta jest znacznie bardziej złożona. W swoim postępo­waniu powinien kierować się on kodeksem etycznym, a jego działanie polega na selekcji chorej zwierzyny lub regulowa­niu populacji danego gatunku (np. gdy na jakimś obszarze jest go za dużo).

Poza taką działalnością, jak już zaznaczono koła prowa­dzą zajęcia uświadamiające, np. w szkołach. Koło Łowie­ckie „Dąbrowa" w Gdańsku, dzierżawiące obwody łowie­ckie w gminie Tczew i nadleśnictwie Kaliska, współpracuje z trzema szkołami. Organizuje ono spotkania popularyzujące ideały łowiectwa, zbiórki kukurydzy, żołędzi, kasztanów dla zwierząt. Szkoły uczestniczące w tych inicjatywach otrzy­mują w zamian sprzęt sportowy i obuwie dla potrzebujących uczniów.

Taki profil działania przyjęło również Koło Łowieckie „Hodowca", posiadające m.in. obwód łowiecki w gminie Stara Kiszewa. Myśliwi propagują swe działania wśród mło­dzieży szkolnej, a także pomagają finansowo szkołom.

Koło Łowieckie „Jedność" również współpracuje ze szkołami, m.in. ucząc młodzież poszanowania przyrody i ochrony środowiska.

Koło Łowieckie „Knieja" Pracowników Lasów Pań­stwowych w Gdańsku organizuje spotkania edukacyjne z młodzieżą, wyjazdy dzieci do lasu, konkursy plastyczne o tematyce łowieckiej oraz akcje na rzecz zwierzyny łownej i środowiska przyrodniczego, takie jak sadzenie i sprzątanie lasu, zbiórka kasztanów i żołędzi.

Koło Łowieckie „Krogulec" w Gdańsku dzierżawi ob­wody na terenie gmin Trąbki Wielkie, Pszczółki, Tczew, Skarszewy, Pelplin, Morzeszczyn, Bobowo, Starogard Gdański. Współpracuje z kilkoma szkołami, m.in. z terenu Kociewia ze szkołą w Turzy.

Koło Łowieckie „Łoś" w Skórczu organizuje spotkania z młodzieżą niektórych wsi. Prowadzone są pogadanki na te­maty przyrody i gospodarki łowieckiej. Młodzież ze swej stro­ny kilkakrotnie pomagała sadzić drzewka i krzewy zgryzowe. Członkowie koła kilkakrotnie uczestniczyli też w akcji „Sprzą­tanie Świata".

Szczególnie interesująco przedstawia się działalność w tej sferze Koła Łowieckiego „Ryś" ze Starogardu Gdań­skiego. Współpracuje ono z młodzieżą ze Szkoły Podstawo­wej nr 1, która zapoznaje się z działalnością koła i aktywnie uczestniczy w dokarmianiu zwierząt. Szkoła ta może po­szczycić się zwycięstwem w konkursie na temat łowiectwa ogłoszonym przez „Łowca Polskiego".

Równie ciekawie wygląda współpraca ze szkołami Woj­skowego Koła Łowieckiego „Sokół" w Pruszczu Gdańskim. Współpracuje ono z młodzieżą zrzeszoną w Lidze Ochrony Przyrody ze szkół podstawowych w miejscowościach Nowa Wieś Przywidzka, Lipia Góra, Borcz i Kościelna Jania. Współpraca ta polega na zbiórce karmy dla zwierząt przez dzieci, pomocy w dokarmianiu zwierząt, spotkaniach z my­śliwymi. Koło organizuje dla dzieci konkursy plastyczne o tematyce ochrony przyrody, zbiórki odzieży, organizuje wycieczki i biwaki, kupuje sprzęt sportowy. Za spory sukces i zwieńczenie tej działalności można uznać film wyemitowa­ny przez Telewizję Gdańsk, a dotyczący wspólnych działań.

W zakres działalności edukacyjnej wpisuje się inicjaty­wa Koła Łowieckiego „Knieja" w Tczewie, które przystąpiło w 2004 roku wraz z Nadleśnictwem Starogard i Burmistrzem Miasta i Gminy Gniew do utworzenia placówki edukacyjno - przyrodniczej na bazie budynku przy leśnictwie Opalenie.

Inną ważną formą działalności łowieckiej jest introduk­cja różnych gatunków zwierzyny. Obecnie coraz więcej kół podejmuje takie działania. Wojskowe Koło Łowieckie „Przyjemność" nr 216 w Bydgoszczy wypuszcza w swoim obwodzie polnym co roku około 400 sztuk bażantów.

Koło Łowieckie „Knieja" w Tczewie posiada wieloletnie tradycje w odtwarzaniu i powiększaniu ilościowym zwie­rzyny. Już w roku 1966 zakupiło ono 200 sztuk bażantów, które wypuszczono do łowiska. Również na początku lat 70. zakupiono bażanty do hodowli.

Wojskowe Koło Łowieckie „Bóbr" w Gdańsku działają­ce na terenie gmin częściowo kociewskich - Kaliska i Osiek, zasiedlało w latach 70. i 80-tych obwody około 100-300 ba­żantami rocznie. Hodowlę bażantów prowadzi również Koło Łowieckie „Cyranka" z Gdańska, działające na terenie Nad­leśnictwa Starogard Gdański.

Koło Łowieckie „Ryś" w Starogardzie Gdańskim rozpo­częło odnawiać populację bobrów.

Koło Łowieckie „Dąbrowa" z Gdańska podjęło się na­tomiast introdukcji danieli, których w 2000 roku było 5, na­tomiast w połowie 2005 roku już 16 sztuk. Koło Łowieckie „Knieja" Pracowników Lasów Państwowych w Gdańsku też podjęło introdukcję daniela na 2 obwodach: 46 szt. (w dru­giej połowie lat 80.) i 103 (w 2001 r.).

Wśród głównych działań Koła Łowieckiego „Hodow­ca" (nazwa zobowiązuje) należy również wymienić tro­skę o zwiększenie populacji zwierzyny łownej. Do łowisk wypuszczane są więc bażanty, kuropatwy, dzikie królikami i daniele.

KMR 31

Koło Łowieckie „Hubertus" w Nowym nad Wisłą od 1952 do 2003 roku odhodowało ponad 130 królików.

Koła organizują też wystawy o tematyce łowieckiej. Koło Łowieckie „Dąbrowa" w Gdańsku w 2001 roku zor­ganizowało na Zamku Joannitów w Skarszewach z okazji 30-lecia swojego istnienia, wspólnie z Klubem Kolekcjone­ra i Kultury Łowieckiej w Starogardzie Gdańskim wystawę zbiorów kolekcjonerskich i trofeów zdobytych przez kolek­cjonerów należących do koła.

Niektórzy członkowie Koła Łowieckiego „Knieja" Pra­cowników Lasów Państwowych byli współorganizatorami wystaw na Zamku w Gniewie z okazji 50-lecia leśnictwa gdańskiego w 1995 roku i 55-lecia powstania koła łowie­ckiego Knieja w Gdańsku w 2001 roku. Praktycznie wszyst­kie koła organizują uroczystości jubileuszowe (powstania swojego koła, np. KŁ „Żbik" z Gdańska 10, 25, 30, 35 i 40-lecie lub istnienia PZŁ).

Szczególną uwagę warto zwrócić na jedną z większych wystaw, jakie odbyły się po 1989 roku na Kociewiu. Była to Regionalna Wystawa Łowiecka zorganizowana z okazji 70-lecia Polskiego Związku Łowieckiego w Muzeum Wisły w Tczewie w 1993 roku. Zaprezentowano na niej historię łowiectwa gdańskiego, poczynając od czasów prehisto­rycznych do współczesnych, a także łowiectwo regionu tczewskiego. Ekspozycja przedstawiała również zwierzęta łowne i chronione. Inny dział dotyczył broni myśliwskiej i akcesoriów łowieckich (broń śrutowa, kulowa, przyrządy celownicze i optyczne, amunicja). Pokazano także urządze­nia łowieckie służące podkarmianiu zwierzyny.

Kolejną prezentowaną grupą były przedmioty związane ze sztuką łowiecką, jak obrazy, wyroby z poroży, skóry, me­dale, znaczki pocztowe itp. Odrębny dział stanowiła sztuka użytkowa, czyli noże, torby, pasy, rogi myśliwskie, ubiory i medale okolicznościowe. Niemniej ciekawie prezentowano literaturę i prasę łowiecką, a także psy myśliwskie.

Obecnie koła kultywują także zwyczaje łowieckie, np. po­lowanie zbiorowe z okazji dnia św. Huberta (KŁ „Dąbrowa" w Gdańsku, WKŁ „Jenot" w Świeciu, KŁ „Leśnik" w Czar­nej Wodzie, KŁ „Łoś" w Skórczu, KŁ „Wda", KŁ „Żbik" i in.), a także wręczanie złomu (KŁ „Dąbrowa" w Gdańsku), pasowanie i chrzest (KŁ „Dąbrowa w Gdańsku).

Koło Łowieckie „Knieja" w Tczewie dokarmia zwierzy­nę co roku wykładając kilkadziesiąt ton karmy: buraków, siana, zboża, kukurydzy, korzonków buraczanych. Oczywi­ście wiele innych kół prowadzi podobną działalność.

Koło Łowieckie „Knieja" Pracowników Lasów Państwo­wych stawia kosze lęgowe do gniazdowania dzikich kaczek. Koła budują paśniki i stawiają lizawki dla zwierzyny.

W celu rekreacji myśliwi tworzą na swoich obwodach łowieckich miejsca, gdzie można wypocząć i urządzić uro­czystości. Godną uwagi jest inicjatywa Koła Łowieckiego „Kociewiak" w Rudnie, które w 1994 roku zaczęło budować taki kompleks na terenie leśnictwa Brody Pomorskie.

Wiele z tych inicjatyw wspiera od kilkunastu lat jedyne w Polsce Stowarzyszenie Centrum Myśliwskie Zamek w Gniewie.

Tekst ten ma na celu uzmysłowienie, iż łowiectwo to nie tylko strzelanie, ale także szereg innych godnych uwagi dzia­łań, o których często zapominamy krytykując myśliwych. Zda­rzają się oczywiście, jak w każdym środowisku czarne owce, tzw. „mięsiarze", jednak jest to zapewne znikomy procent.

Tytuł niniejszego tekstu jest więc przewrotny, gdyż czy­telnik oczekujący na informacje z kniei, nie znalazł ich tutaj. Liczę jednak, że mile się rozczarował i zrozumiał, że łowie­ctwo to coś więcej.

GRZEGORZ WALKOWSKI

W Derszewie podczas budowy zamku... 30 kwiet­nia 1252 roku.

danie to napisano w końcowej części dokumentu księcia pomorskiego Sambora II dla mieszczan Chełmna i Torunia. Sambor II, władca części Po­

morza Gdańskiego, dzielnicy lubiszewsko-tczewskiej, za­łożyciel grodu (zamku) i osady (później miasta) Tczew w dokumencie tym nadaje mieszczanom stołecznych miast nowo tworzącego się wówczas państwa zakonnego liczne przywileje, jak np.: zwolnienie z ceł, ulgi handlowe.

Dla nas, tczewian, jest on o tyle ważny, iż jest to pierwsza historycznie potwierdzona wzmianka o istnieniu i założeniu Tczewa. Dokładnie 756 lat temu na wiosnę, nad stromym brzegiem Wisły, za przyczyną myśli i ambicji młodego po­morskiego władcy, budzi się do życia nowe miasto polskie. Miasto tczewian. Dzisiaj, kiedy na ratuszu miejskim tyka zegar, odmierzający dni do okrągłej rocznicy 750-lecia loka­cji miasta, warto przypomnieć sobie i innym, jak i dlaczego książę niewielkiego księstewka pomorskiego, położonego nad Wisłą, postanowił tutaj właśnie założyć swoją siedzibę - kamienno-ceglany zamek, a obok powyżej miasto, otoczo­ne wałem obronnym.

W 2010 roku odbędą się uroczystości lokacji Tczewa. Toczy się dyskusja, jak mają wyglądać. Czy będą wielce skoczne i huczne, czy (co bardziej realne) skromne na mia­rę realistycznych sił i możliwości władz miasta. Ogłoszo­no konkurs i wybrano spośród kilkudziesięciu pomysłów logo — znak, pod którym firmowane będą gadżety rekla­mowe, książki i inne formy upamiętniania lokacji miasta w 1260 roku.

30 kwietnia 1252 roku to pierwsza datowana wzmianka 0 Tczewie (występującym w dokumencie jako Dersove - Der-szewo). Właśnie minęło 756 lat od niej. Uroczystości związa­ne z lokacją miasta odbędą się w 2010 roku. Minie 750 lat od nadania praw miejskich. W 1260 roku Sambor II, lubiszew-sko-tczewski pan, w uroczysty sposób swoim baronom, ryce­rzom i ukochanym mieszczanom nadał prawo lubeckie. Jedno z kilku obok polskiego, magdeburskiego czyli niemieckiego, czy chełmińskiego (nadawanego w państwie krzyżackim). 1 jak na ówczesne czasy jedno z nowocześniejszych, pro-mieszczańskich, dających swobodę i możliwości rozwoju.

Różnica kilku lat, ośmiu lub dziewięciu, pomiędzy datami 30 kwietnia 1252 a 1260 roku wynika z faktu, iż

32 KMR

pierwsza data odnosi się do początków założenia miasta i zamku książęcego, na­tomiast druga jest ukoronowaniem, zakoń­czeniem procesu miastotwórczego.

To wtedy sfinalizowano umową prawną: nadania ziemskie, miejskie obowiązki i pra­wa, określono granice i uprawnienia. Ksią­żę Sambor II ponadto daje gminie miejskiej wolne łąki wzdłuż Wisły aż po Czatkowy, pastwiska na zachód od drogi wiodącej do Czarłina ziemią pod pług, łeżącą na zachód od miasta do wszelkiego użytku, wolne rybo­łówstwo na Wiśle od Gorzędzieja do Czat-ków oraz jedną trzecią dochodów z promów i młynów na Wiśle.

Fakty związane z początkami założenia miasta opisuje pomorski historyk, badacz dziejów Tczewa Edwin Rozenkranz, w swo­im ostatnim dziele pt. „Dzieje Tczewa":

Na karty dziejowe Tczew wkroczył do­piero w latach 1252 i 1255. Mianowicie w dniu 30 kwietnia 1252 r. w Tczewie odbył się zjazd, w którym uczestniczyli dygnitarze w osobach vicemistrza krajowego zakonu oraz czterech komturów, delegacja stołecz­nego wówczas Chełmna, a także grono nie­znanych imiennie dostojników lokalnych. W wystawionym wówczas dokumencie od­notowano, iż odbyło się to w czasie budowy tutejszego zamku.

Jak podaje badacz dalej: z informacji tej nie można wysnuć żadnych wniosków, co do czasu rozpoczęcia tej inwestycji. Roz­enkranz dalej pisze: bardziej wymowny jest dokument Sambora II z 10 stycznia 1253 K, który wymienia imiennie Cieszybora, kasztelana tczewskiego oraz Domasława, kasztelana lubiszewskigo, a także innych urzędników dworskich i ziemskich. Kaszte­lan tczewski występuje w gronie świadków na miejscu pierwszym, będąc według badacza czołowym urzędnikiem księcia Sambora II, umacniającym się na tym stanowisku. Od początku roku 1252 Tczew występu­je już jako stała rezydencja książęca dzielnicy lubiszew-sko-tczewskiej, jako stolica księstwa. W wybudowanym zamku rezydowali dworzanie, służba i najbliżsi rycerze władcy.

W latach 1255-1260 Sambor II wystawił dokumenty, z których wynika, że do otoczenia dworskiego należeli urzędnicy książęcy: kanclerz dworu, kasztelan, wojski, cześ-nik, podkomorzy i wójt tczewski. Także kapelan Jan przy kaplicy i mincerz książęcy w mennicy.

Źródła podają również dworzan i służbę - „servitores nostri" i „famuli". Zatem nowa siedziba księcia, mieszcząc tylu licznych urzędników oraz służbę, musiała być rezyden­cją zamkową o znacznych rozmiarach. Bez wątpienia była budowlą kamienno-ceglaną, posiadającą typowe cechy za­mku gotyckiego.

W innych dokumentach pisanych z lat 1256, 1258, 1260 pojawiają się mieszkańcy rozwijającego się miasta. Wynika z nich, że chodzi tu nie o mieszkańców osady, wsi (czyli kmieci, włościan, chłopów) lecz o obywateli miasta (czyli mieszczan, rycerzy).

Rycina przedstawiająca księcia Sambora II trzymającego plan założenia grodu i miasta (ryc. autora)

W trzech wspomnianych dokumentach występuje sołtys miasta Jan Wittenborg. Sołtys - to w tym wypadku założy­ciel, zasadźca grodu, występujący w imieniu i z polecenia księcia Sambora II.

W dokumencie z 1258 roku, akcie erygującym klasztor cystersów w Pogódkach na zachodnio-północnym Kocie­wiu, pojawiają się obok sołtysa Jana, rajcy miejscy: Alard z Lubeki i Henryk Schildere oraz Abraham, pełniący funkcję kapelana dworu książęcego. Obok niego występuje „Johan­nes plebanus in Dersove", czyli Jan, proboszcz w Tczewie.

Wymienieni wyżej to ówczesna elita Tczewa, czyli osoby piastujące główne urzędy i pełniące ważne funkcje w ksią­żęcym grodzie: sołtys - zasadźca, radni - członkowie rady jako organu samorządowego grodu i przedstawiciele kościel­ni: kapelan Abraham i proboszcz Jan. A skoro jest „Johannes plebanus in Dersove", istnieje też parafia i kościół parafial­ny w Tczewie. Do dzisiaj najstarszą częścią kościoła farne-go pw. Podwyższenia Krzyża Św. jest XIII-wieczna wieża z drewnianym niegdyś szczytem. To w niej ponoć na począt­ku istniały dwie kaplice, zbudowane jedna nad drugą.

Źródło: 1. Tczew w świetle archiwaliów od 1252 roku, s. 33. 2. E. Rozenkranz, Dzieje Tczewa, s. 18, 92 i dalej).

KMR 33

MARCIN KIDZIUN

Ks. Antoni Liedtke Życie i działalność naukowa

Miasto Pelplin często jest określane jako „Ateny Północy". Co szczególnego skłania ku temu, by tak nazy­wać to niezbyt wielkie, wydaje się, jedne z wielu miast na Pomorzu? Starożytne miasto Ateny było uważane za wielki ośrodek rozwoju myśli i mądrości. Greccy filozofowie określali drogi zdobywania tej mądrości. Pelplin nie zasługiwałby na owo miano, gdyby zabrakło współczesnych przewodników, którzy wskazują, jak osiągnąć mądrość i dojść do poznania pełni Prawdy - Chrystusa. Takim przewodnikiem, bez wątpienia, oka­zał się sławny historyk sztuki, historyk Kościoła, arbiter elegantiarum - ks. Antoni Liedtke.

rodził się on 20 września 1904 roku w Chwaszczynie | koło Gdyni w licznej rodzinie mistrza budowlanego Józefa i Elżbiety z domu Freyberg. Egzamin dojrza­

łości złożył w 1925 roku w Państwowym Gimnazjum Kla­sycznym im. Króla Jana Sobieskiego w Wejherowie. Przez kilka miesięcy studiował na Wydziale Architektury Politech­niki Gdańskiej. Stamtąd, w 1925 roku, przeniósł się do Wyż­szego Seminarium Duchownego w Pelplinie.

W latach 1927-1931 odbywał studia z dziedziny histo­rii Kościoła i sztuki sakralnej na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Warszawskiego. W trakcie studiów, 16 marca 1929 roku w Pelplinie przyjął święcenia kapłańskie. W tym samym roku otrzymał magisterium i został asystentem przy katedrze Historii Kościoła w Polsce Uniwersytetu Warszaw­skiego. W 1931 roku uzyskał doktorat w oparciu o rozprawę Walka księcia Jana Opolskiego „Kropidły" z Krzyżakami w obronie majątkowych praw diecezji włocławskiej. Odbył również praktykę archiwalną w Archiwum Głównym Akt Dawnych.

Po powrocie z badań naukowych w Archiwum Waty­kańskim w czerwcu 1931 roku pełnił obowiązki duszpaster­skie jako wikary w Pieniążkowie (do końca października), następnie został kapelanem biskupa Stanisława Wojciecha Okoniewskiego w Pelplinie (do końca czerwca 1932 r.). Równocześnie od 15 grudnia 1931 roku był wykładowcą historii Kościoła, patrologii, historii sztuki i savoir vivre w pelplińskim Seminarium Duchownym.

W 1934 roku powołano go na członka Okręgowej Komi­sji Konserwatorskiej na obszar województwa pomorskiego i poznańskiego. Należał do tzw. Komisji Mieszanej ds. Sztu­ki na teren diecezji chełmińskiej. Rok później otrzymał no­minację na dyrektora biblioteki seminaryjnej, a w 1936 roku również Archiwum Diecezji Chełmińskiej. Później został konserwatorem diecezjalnym.

Należał do kilku towarzystw naukowych, m.in. do: Pol­skiego Towarzystwa Historycznego, Polskiego Towarzystwa Teologicznego, Towarzystwa Bibliofilów w Toruniu, Towa­rzystwa Miłośników Książki w Krakowie, Instytutu Bałty­ckiego, Stowarzyszenia Historyków Sztuki. Od 1931 roku należał do Towarzystwa Naukowego w Toruniu, a w latach 193 8-193 9 zasiadał w jego zarządzie. Warto przy tym dodać,

że w 1974 roku został wyróżniony brązowym medalem pa­miątkowym z okazji 100-lecia tego Towarzystwa.

Za działalność kulturalną i społeczną otrzymał w 1939 roku Złoty Krzyż Zasługi. Latem 1939 roku, przed wybu­chem II wojny światowej, współpracując z konserwatorem wojewódzkim, zabezpieczył najcenniejsze zabytki muzealne, archiwalne i biblioteczne w Pelplinie, wywożąc je do Torunia i Zamościa. Biblię Gutenberga i Psałterz z XV wieku zdepo­nowano w gmachu Banku Gospodarstwa Krajowego w War­szawie, skąd zostały ewakuowane i z wawelskimi skarbami wywiezione za granicę. Ks. Liedtke był z tego powodu ściga­ny listami gończymi przez gestapo jako „złodziej Biblii".

Wybuch wojny zastał go w Zaleszczykach. 17 wrześ­nia 1939 roku przekroczył granicę rumuńską i przebywał w Rzymie, gdzie w Archiwum Watykańskim poszukiwał materiałów związanych z kard. Stanisławem Hozjuszem. 4 czerwca 1940 roku razem z biskupem Stanisławem Woj­ciechem Okoniewskim udał się do Hiszpanii, gdzie pra­cował w duszpasterstwie w Rondzie w górach Andaluzji (w diecezji Malaga). Ponieważ konsulat niemiecki zarzucał mu uprawianie „antyniemieckiej propagandy" pod jego na­ciskiem musiał z tej pracy zrezygnować.

W listopadzie 1941 roku podjął obowiązki w Poselstwie Rzeczypospolitej Polskiej w Madrycie, pracując w referacie Opieki Społecznej nad internowanymi i więźniami polskimi. W 1944 roku rząd polski na emigracji mianował go delegatem Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej, jak również kierowni­kiem Polskiego Czerwonego Krzyża na Hiszpanię. 20 czerwca tego samego roku wystosował do polskiego rządu w Londynie obszerny „Memoriał w sprawie rewindykacji zbiorów archi­walnych, bibliotecznych i muzealnych diecezji chełmińskiej". 20 czerwca 1945 roku przybył do Wielkiej Brytanii. Mianowa­ny został kapelanem w stopniu kapitana w Centrum Wyszko­lenia Służby Zdrowia I Korpusu Polskiego. Do kraju powró­cił 27 lipca 1946 roku. Przejął wówczas swoje przedwojenne obowiązki w diecezji i w Wyższym Seminarium Duchownym w Pelplinie, gdzie w latach 1946-1948 był wicerektorem, a w latach 1961 -1970 rektorem uczelni. Został kanonikiem gre­mialnym Kapituły Katedralnej dnia 8 października 1947 roku, prałatem domowym Ojca Świętego 29 kwietnia 1958 roku, protonotariuszem apostolskim 27 listopada 1962 roku. W la-

34 KMR

tach 1964-1968 miał wykłady z archeologii chrześcijańskiej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.

Wartym podkreślenia jest fakt, że to właśnie z jego inicja­tywy wzniesiono gmachy Muzeum i Archiwum Diecezjalne­go. Stanowią one ważne instytucje kulturalne na Pomorzu.

Mówiąc o dorobku naukowym ks. Antoniego Liedtkego należy wspomnieć, że bibliografia jego drukowanych prac liczy 185 pozycji.

W okresie powojennym w polu zainteresowań nauko­wych ks. Liedtkego nadal dominowała przeszłość diecezji chełmińskiej. Do ważniejszych publikacji należą: Początko­we dzieje seminarium chełmińskiego, Zarys dziejów diecezji chełmińskiej (do 1945 r.) oraz Tradycje naukowe Pelplina. Opracowania biografistyczne, liczące ponad 20 pozycji, dru­kowane m.in. w Polskim słowniku biograficznym i Encyklo­pedii katolickiej są również szeroko reprezentowane. Jako historykowi sztuki zawdzięczamy mu wysoko oceniony przez krytykę podręcznik Historia sztuki kościelnej w zary­sie wydany w Poznaniu w 1961 roku oraz Sztukę sakralną w zbiorowym dziele Historia Kościoła w Polsce.

W 1974 roku Minister Kultury i Sztuki wyróżnił go złotą odznaką „Za opiekę nad zabytkami". W 1975 roku powoła­no go na wiceprzewodniczącego Komisji ds. Sztuki Kościel­nej przy Konferencji Episkopatu Polski.

16 października 1989 roku Akademia Teologii Katoli­ckiej w Warszawie nadała mu doktorat honoris causa.

Kiedy zapraszał do siebie, miał zwyczaj rozróżniać spotkania o charakterze konsumpcyjnym (mówiąc krótko - kawę lub kolację) od sympozjum. Ono było ważniejsze, bo dokonywała się na nim wymiana myśli i doświadczeń. Zawsze przy tym był mile widziany kącik humoru.

Zmarł 26 lipca 1994 roku w Pelplinie. Na cmentarz pelpliń-ski odprowadziło ks. Liedtkego 7 arcybiskupów i biskupów, 130 księży, klerycy, siostry zakonne, władze miasta i gminy Pelplin, rodzina, liczni wierni świeccy, niektórzy z daleka, jak delegacja KUL-u. Chciał, żeby na płycie nagrobnej umieścić jego herb protonotariusza i hasło: „Miłość nigdy nie ustaje".

Ks. Liedtke był cenionym wychowawcą wielu pokoleń ka­płanów diecezji chełmińskiej. Biskup Pelpliński Jan Bernard Szlaga w jednym z artykułów określił ks. Liedtkego jako nesto­ra duchowieństwa diecezji pelplińskiej. Do pełnych dziewięć­dziesięciu lat zabrakło dwóch miesięcy. Ks. Liedtke cenił sobie tę wysoką pozycję wieku wśród duchowieństwa diecezjalnego i samego Pelplina, gdzie spędził niemal całe swoje kapłańskie życie. Jedynie wojna rzuciła go daleko od kraju. Jest on znany jako profesor, którego wykłady uważano za najbardziej akade­mickie. Zawsze starannie przygotowane, wspaniale prowadzo­ne. W nauce nie bał się tzw. trudnej prawdy. Wspomniał to w jed­nej ze swoich homilii ks. abp Piszcz: Lepiej kiedy ja wam podam gorzką prawdę z historii Kościoła, niżby mieli ją wam jako pierwsi podawać ludzie nieodpowiedzialni, uczący historii z żałosnymi przekłamaniami. W ten sposób uczył on nie tylko historii, ale również obiektywnego patrzenia na życie, a to było bardzo po­trzebne w epoce stalinowskiej i postalinowskiej. Jeszcze przed śmiercią swoje zbiory przekazał Bibliotece Seminarium Duchow­nego oraz Archiwum i Muzeum Diecezjalnemu w Pelplinie.

W uznaniu zasług ks. Liedtkego, jedną z ulic Pelplina na­zwano jego imieniem.

Na koniec warto dodać, że z pewnością wielu ludzi za­wdzięcza mu niezwykłe ważne ogniwo swej humanistycznej i kapłańskiej edukacji.

Literatura: 1. Liedtke Antoni, Ks., w: Henryk Mross, Pracownicy naukowo-dydak­

tyczni Wyższego Seminarium Duchownego. Pelplin 1939-1995. Słow­nik bio-bibliograficzny, Pelplin 1997, s. 145-146.

2. Jan Bernard Szlaga, Ksiądz Antoni Liedtke, w: Ksiaga Jubileuszowa. 350 lat Wyższego Seminarium Duchownego w Pelplinie (1651-2001), Pelplin 2001, s. 540-541.

CZESŁAW GLINKOWSKI

„Pro Dormo Trsoviensi" aby był wszystkim bliski

Medal „Pro Domo Trsoviensi" (Dla Tczewskiego Domu) nadawany jest od 1995 roku przez Radę Miejską w Tczewie za znaczące zasługi dla miasta i jego mieszkańców. Dotychczas medal ten otrzymało 21 obywateli, w tym jeden z Niemiec. Uhonorowano nimi osoby wyróżniające się w działalności go­spodarczej, społecznej, kulturalnej i sportowej.

Pozwolę sobie w tym miejscu przywrócić pamięć tych, którzy byli pierwszymi laureatami medalu i odeszli na wieczną wachtę.

Franciszek Fabich wieloletni radny Rady Miejskiej w Tczewie, inicjator budownictwa indywidualnego — os. Kole­jarz tzw. Fabichowo, późniejszy Honorowy Obywatel Miasta Tczewa. Roman Landowski, drugi w kolejności laureat „Pro Domo Trsoviensi", także Honorowy Obywatel Miasta Tczewa, twórca i kierujący do śmierci Kociewskim Kantorem Edytor­skim, redaktor naczelny „Kociewskiego Magazynu Regional­nego", uznany pisarz, regionalista. Henryk Lemka, twórca Te­atru Dziecięcego „Baj". Edward Pieczewski, długoletni prezes Chóru Męskiego „Echo". Mieczysław Izydorek, zasłużony pe­dagog, wychowawca i dyrektor byłego Technikum Mechanicz­nego w Tczewie oraz założyciel znanej w szkolnictwie średnim Izby Pamięci.

Cześć ich pamięci! W marcu 2000 roku dziewięciu laureatów Medalu „Pro

Domo Trsoviensi" z lat 1995-2000 spotkało się, aby powołać klub wyróżnionych tym medalem. Klub działa pod patronatem prezydenta i wiceprzewodniczącego Rady Miejskiej Tczewa. Po­siada regulamin działania, przewodniczącego i znaczek klubowy oraz Klubową Księgę Pamiątkową. Członkowie klubu realizują podstawowy cel swojej działalności - upowszechniają tworzą i wpływają na współczesne oblicze miasta.

Aktualnie w klubie jest 15 członków, wciąż aktywnych, wier­nych celom klubu. Nie poprzestali na odebraniu medalu, ponie­waż uważają, że wyróżnienie to mobilizuje do dalszej pracy na rzecz naszego miasta wszystkim bliskiego. W wielu dziedzinach życia udzielają się społecznie. Można śmiało powiedzieć, że i wtedy kiedy otrzymywali te wyróżnienia i dzisiaj mają duże za­sługi dla obecnych i przyszłych pokoleń naszych mieszkańców.

Jednym z klubowiczów jest Stanisław Zaczyński, bez które­go nie może odbyć się żadna impreza, czy uroczystość, bowiem dokumentuje on na kliszy fotograficznej wszystkie te wydarze­nia. Jerzy Kubicki i Norbert Jatkowski opiekują się Harcerską Orkiestrą Dętą, Tadeusz Abt akompaniuje chórzystom „Echa", Józef Krawczykiewicz jest trenerem i sędzią lekkoatletyki, a schorowany i często odwiedzający szpitalne przytuliska Mie­czysław Polewicz utrwala dzieje Tczewa pisząc wiersze.

Na ostatnim spotkaniu pod koniec marca br. rozmawiano o naszym udziale w typowaniu kandydatów do medalu „Pro Domo Trsoviensi". Jesteśmy przekonani, że wśród mieszkań­ców Tczewa, a także ludzi pracujących na jego rzecz jest wielu potencjalnych kandydatów, a w ostatnich latach Kapituła Meda­lu zarekomendowała tylko Adama Murawskiego.

Apelujemy do instytucji, zakładów pracy i innych jednostek formalno-prawnych zbiorowości, aby zainteresowali się swoimi pracownikami, członkami stowarzyszeń, którzy poza swoją podsta­wową pracą przysparzają miastu splendoru i konkretnych korzyści.

Niech niniejsza notatka o działalności klubu zachęci tych, którzy otrzymują różnego rodzaju wyróżnienia i niejednokrot­nie na tym kończą swoją aktywność.

KMR 35

KRYSTYNA POTRAĆ

Błogosławiona z Kociewia (dokończenie)

Dotykając świętości

ociewska piękna ziemia doczekała się swojej świę­tej. Szczególna radość ogarnia mieszkańców No­wego Wieca, Szczodrowa i Skarszew, albowiem są

to miejscowości ściśle związane z życiem Błogosławionej Siostry Marty Wieckiej.

Na tę niezwykłą uroczystość związaną z Beatyfikacją Sługi Bożej Siostry Marty Wieckiej wyruszyła parafialna pielgrzymka ze Skarszew do Lwowa w dniu 23 maja 2008 roku o godz. 0.15.

Na granicy staliśmy zaledwie trzy godziny, ponieważ au­tobusy z pielgrzymami były odprawiane bez kolejki na spe­cjalnie wydzielonym pasie. Do hotelu na nocleg w okolice Lwowa dotarliśmy o godz. 21 z minutami. Następnego dnia, po wczesnym śniadaniu, udaliśmy się do Parku Kultury im. Bogdana Chmielnickiego, na którym to od godz. 9.00 do 10.45 odbywało się czuwanie modlitewne.

Przed wejściem do wydzielonego sektora wręczono nam książeczki, w których zamieszczono życiorys Siostry Marty w trzech językach (polskim, ukraińskim i francuskim). Ksią­żeczka ta zawierała również przebieg modlitewnego czuwa­nia i mszy św. oraz teksty śpiewanych pieśni. Zaopatrzeni w tę niezwykłą pomoc mogliśmy w pełni uczestniczyć w tych nabożeństwach.

O godz 11.00 rozpoczęła się Eucharystia i uroczysty akt beatyfikacji pod przewodnictwem J. E. Kard. Tarcisio Berto-ne - Sekretarza Stanu Stolicy Apostolskiej.

Na uroczystość tę przybyli duchowni i wierni z Polski i Ukrainy, a także z innych krajów Europy, m. in.: kard. Stani­sław Dziwisz z Krakowa, abp Kazimierz Nycz z Warszawy, kard. Gulbinowicz z Wrocławia, ks. bp Kazimierz Górny z Rzeszowa, metropolita lwowski kard. Marian Jawor­ski, nuncjusz apostolski abp Iwan Jurkowicz z Kijowa, hierarchowie greckokatoliccy i prawosławni, przełożona generalna sióstr szarytek, matka Evelyn Franc, a także przedstawiciele władz państwowych Ukrainy oraz władz wojewódzkich i miejskich Lwowa. Wśród zgromadzonych była też osoba uzdrowiona za wstawiennictwem Siostry Marty. We mszy, jak podają źródła, uczestniczyło około 8 tysięcy wiernych.

Podczas czuwania śpiewano pieśni, które były przepla­tane rozważaniami o życiu siostry Marty. Następnie rozpo­częła się msza Św. na ołtarzu polowym, nad którym widniał napis po łacinie i ukraińsku: Miłość Jezusa ukrzyżowanego przynagla nas.

Prośbę o beatyfikację siostry Marty odczytał niezwykle wzruszony metropolita lwowski kard. Marian Jaworski, któ­ry łamiącym się głosem i ze łzami w oczach powiedział, że błogosławiona odznaczała się heroiczną miłością bliźniego i wzorem ekumenicznego postępowania.

Następnie kard. Bertone z upoważnienia ojca św. Bene­dykta XVI odczytał po łacinie list apostolski, którym papież wpisał siostrę Martę w poczet błogosławionych i ogłosił, że

Zgromadzeni wierni przed ołtarzem polowym

Jej liturgiczne wspomnienie będzie w dniu Jej narodzin dla n ieba- t j . 30 maja.

Słowa te zostały przetłumaczone na język polski i ukra­iński, a wierni przyjęli je głośnymi oklaskami. Po tych sło­wach odsłonięto obraz z nową Błogosławioną.

Msza św. została odprawiona w języku łacińskim. Czy­tania biblijne odczytano w języku polskim i ukraińskim. Ewangelię odśpiewali diakoni: po polsku (rzymskokatoli­cki), po ukraińsku (greckokatolicki).

Homilię wygłosił w języku włoskim kard. Bertone. Była ona również tłumaczona na język polski i ukraiński. Kar­dynał Bertone powiedział, że dziękuje Bogu za możliwość odwiedzenia Ukrainy, która pozostała wierna Chrystusowi i Kościołowi w okresie wieloletniego komunistycznego prześladowania. Podziękował również za możliwość prze­wodniczenia tej Eucharystii, podczas której z wielką radoś­cią ogłosił siostrę Martę Wiecką BŁOGOSŁAWIONĄ.

Po homilii miała miejsce modlitwa wiernych. Każda modlitwa czytana była w innym języku - francuskim, ukra­ińskim, polskim, hiszpańskim, węgierskim i angielskim.

Następnie rozpoczęła się procesja z darami. W procesji, oprócz hostii, wina i wody, wniesiono dary od rodziny, od sióstr zakonnych oraz uczniów i pracowników Publicznej Szkoły Podstawowej w Szczodrowie, która nosi imię siostry Marty.

Uroczystość ta zapewne dla każdego uczestnika była nie­zwykłym przeżyciem duchowym, albowiem na policzkach wielu ludzi można było dostrzec łzy wzruszenia i szczęścia.

Siostra Marta stanowi przepiękny wzór i przykład miło­ści, przebaczenia i wdzięcznej pobożności, które wydają się nam łatwe do naśladowania.

W dzisiejszych czasach coraz wyraźniej widać zapo­trzebowanie na taką zwyczajność, a jednocześnie nadzwy­czajność - na miłość, która urzeczywistnia się w trudzie rąk i byciu do dyspozycji. Następnego dnia, tj. 25 maja w Śnia-tynie odbyły się uroczystości dziękczynne za dar beatyfikacji.

36 KMR

Grób Błogosławionej

O godz 14.00 przy grobie błogosławionej Marty Wieckiej mia­ła miejsce modlitwa ekumeniczna. Udział w niej wzięli liczni duchowni obrządku rzymskokatolickiego i greckokatolickiego. Wśród nich byli: abp Nowak - wysłannik z Rzymu, bp Kijowa - Leon Mały, proboszcz parafii w Śniatynie - Jan Szczerbaty i inni duchowni.

W modlitwach przy grobie uczestniczyły delegacje wier­nych, wśród których była też delegacja uczniów i nauczycie­li ze szkoły w Szczodrowie. Złożyli oni na grobie wiązankę kwiatów i zapalili znicz.

Dziękując za dar beatyfikacji, wspólnie śpiewano pieśni i odmawiano modlitwy.

Następnie udano się do pobliskiego parku, gdzie odpra­wiono Eucharystię na ołtarzu polowym. Uroczystą Euchary­stię uświetnił chór, grupa charyzmatyczna z Charkowa oraz zespół muzyczny z Afryki.

Po uroczystościach odbył się festyn. Dla wszystkich uczestników uroczystości przygotowano poczęstunek - napo­je, ciasto, surówki i kaszę z przepysznym mięsem w sosie.

Występ grupy charyzmatycznej z Charkowa

W tym miejscu nie tylko mówiono o ekumenizmie. On tam naprawdę istniał. W czasie modlitw wyraźnie było sły­chać rozlegające się słowa w wielu językach, a nade wszyst­ko w języku polskim i ukraińskim.

Życzliwości, z jaką tam się spotkaliśmy, nie da się wy­razić słowami.

Wyjątkowo wzruszające były sceny, jak Ukraińcy gorli­wie modlili się przy grobie s. Marty i w kaplicy Św. Jana Ne­pomucena. Klęcząc i szlochając ocierali chustki lub obrazki z Jej wizerunkiem o grób. Kładli się na niego, głaskali i zno­wu kładli.

Przynosili cieniutkie świece i zapalali je w kaplicy od­mawiając przy tym swoje modlitwy. Jedna z kobiet szła z tymi świeczkami w ręku i zanosiła się szlochającym płaczem już od bramy wejściowej. Najbardziej ujmujące jest to, że ludzie bezgranicznie zawierzają swoje proble­my życiowe siostrze Marcie, przynosząc Jej za to w darze nie piękne bukiety kwiatów, lecz wiązkę chabrów, maków lub piwonii. Kładą je na posadzce w kaplicy i zapalają świeczki.

Taka postawa świadczy, że błogosławiona s. Marta jest dla nich kimś nadzwyczajnym i wyjątkowym.

Jej życie, służbę i heroiczną śmierć Boża Opatrzność przyprowadziła właśnie tutaj - do Śniatynia, by przez Jej osobę objawić swą Miłość. To właśnie Sniatyń stał się miej­scem Jej ofiarnej służby bliźnim, aż do oddania życia.

JOANNA FRYŹLEWICZ

Siostra Marta naszą patronką

Propozycja nadania imienia szkole

nia 30 stycznia 2006 roku podczas posiedzenia Rady Pedagogicznej Publicznej Szkoły Podstawowej w Szczodrowie ówczesna dyrektor, Krystyna Po­

trać, wystąpiła z propozycją nadania szkole imienia. Nie musieliśmy się długo zastanawiać, szybko doszli­

śmy do wniosku, że najbardziej godną postacią będzie sio­stra Marta Więcka. Przecież to osoba z Kociewia, z Nowego Wieca, miejscowości oddalonej od Szczodrowa 7 kilome­trów. To osoba, której przykład może być wzorem, autory­tetem dla współczesnej młodzieży. Tego samego zdania byli również uczniowie i ich rodzice.

Przygotowania

owy rok szkolny 2006/2007 upływał więc pod zna­kiem przygotowań do najważniejszego wydarzenia z życia szkoły. Nadrzędnym celem było przede

wszystkim przybliżenie uczniom sylwetki s. Marty.

Wystawa

pierwszych dniach września 2006 roku dzię­ki siostrze Józefie Wątrobie ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a' Paulo

w Krakowie udało się urządzić w szkole wystawę o s. Mar-

KMR 37

SYLWETKA ŚWIĘTEJ

Jedna z plansz wystawy w korytarzu szkoły

cie. W centrum wyeksponowany został duży obraz Sługi Bożej. Wzdłuż korytarza i auli ustawiono 5 dużych plansz. Pierwsza z nich informowała o dekrecie wydanym w Rzy­mie jeszcze za życia Jana Pawła II, a dotyczącym heroicz-ności cnót s. Marty. Druga tablica zawierała wiadomości o życiu siostry w rodzinie, akt małżeństwa rodziców, me­trykę chrztu Marty, jej jedyne zdjęcie w stroju świeckim itp. Trzecia przedstawiała działalność apostolską s. Marty, kolejna - je j kontakty z rodziną, jej listy do rodziców i ro­dzeństwa pełne miłości i troski o nich. Ostatnia plansza uka­zywała kult przy grobie s. Marty na cmentarzu w Śniatynie, gdzie w 1904 roku została pochowana. Od tego czasu do dziś grób otaczany jest czcią i nieustannie nawiedzany przez ludzi szukających u Niej pomocy w różnych, trudnych, czę­sto beznadziejnych, jak mogłoby się wydawać, sprawach.

Należy wspomnieć, że z wystawą tą zapoznali się nie tylko uczniowie, bowiem szkołę licznie odwiedzali też mieszkańcy Szczodrowa i okolicznych miejscowości, para­fianie. Została ona nagłośniona przez naszego proboszcza, w związku z czym wieść o niej dotarła do wielu.

Wizyta Biskupa

nia 20 września 2006 roku gościliśmy w szkole Jego Ekscelencję biskupa Jana Bernarda Szlagę, przedsta­wicielki Zgromadzenia SM z Prowincji Krakowskiej,

Tczewskiej, Chełmińskiej, Pelplińskiej, a także przedstawiciel­kę Sióstr Werbistek z Raciborza, pochodzącą z rodziny s. Mar­ty. Przybyli do nas także wszyscy księża z dekanatu skarszew­skiego z ks. prałatem Romanem Wesołowskim na czele oraz przedstawiciele władz lokalnych: burmistrz Dariusz Skalski i przewodniczący Rady Miejskiej Andrzej Flis.

Przywitanie bpa przez dzieci

Na powitanie tylu jakże zacnych gości uczniowie zainto­nowali pieśń „Oto jest dzień, który dał nam Pan...". Rzeczy­wiście, dzień ten był szczególny, bowiem na ręce ks. bisku­pa złożony został wniosek o nadanie szkole imienia Sługi Bożej s. Marty Wieckiej. Uroczystość tę przewidziano na 30 maja 2007 roku, w 103. rocznicę śmierci s. Marty. Ks. bi­skup przyjął pismo z widocznym wzruszeniem i powiedział, że jest to dla niego wielka radość. Zapewnił o pozytywnym ustosunkowaniu się do prośby. Siostrę Martę nazwał „solą tej ziemi", a Jej śmierć „białym męczeństwem", polegają­cym na oddaniu życia za drugiego człowieka.

Poświęcenie figury Św. Jana Nepomucena w Nowym Wiecu

zień 20 września utkwił w naszej pamięci również z innego powodu. Otóż w godzinach popołudnio­wych braliśmy udział w uroczystościach związa­

nych z poświęceniem figury św. Jana Nepomucena, którego tak umiłowała sobie niegdyś Marta. Uroczystości tej rów­nież przewodniczył Jego Ekscelencja biskup Jan Bernard Szlaga.

Figura Nepomucena po latach znów odnalazła swoje miejsce, stanęła bowiem w Nowym Wiecu na posesji, która przed laty należała do rodziców s. Marty (dziś jest własnoś­cią Jarosławy i Andrzeja Dworaczków). Jej przywrócenie zawdzięczamy twórcom „Fotogalerii Małe Ojczyzny" - Jo­lancie Selidze z Radomia oraz Ireneuszowi Sołoniewiczowi z Pułtuska, którzy za zgodą Zgromadzenia Sióstr Miłosier­dzia i miejscowych władz kościelnych podjęli inicjatywę przywrócenia figury w związku z toczącym się procesem beatyfikacyjnym s. Marty. Przedsięwzięcie to spotkało się z życzliwym przyjęciem użytkowników i sympatyków ich strony internetowej (www. maleojczyzny.vel.pl) oraz człon­ków rodziny siostry Marty.

Wspólne działania doprowadziły do tego, że w Nowym Wiecu znów patronuje św. Jan Nepomucen, a dzięki Bogu­sławowi Sulewskiemu (synowi Malwiny Sulewskiej, której dziadek był bratem ojca s. Marty) wokół figury powstało piękne kamienne ogrodzenie.

Figura św. Jana Nepomucena w Nowym Wiecu

38 KMR

Wieczornica

styczniu 2007 roku z kolei, w 133. rocznicę uro­dzin s. Marty zorganizowano w szkole wieczor­nicę, podczas której wychowankowie opowie­

dzieli historię krótkiego, ale jakże bogatego życia s. Marty. Motto uroczystości brzmiało: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich".

Oprócz uczniów i nauczycieli przybyli przede wszyst­kim członkowie rodziny siostry Marty, w tym wiceburmistrz Skarszew - Zygmunt Wiecki. Świąteczny wystrój, mrok za oknem, blask płonących świec pozwolił chyba wszystkim na właściwy, głęboki, duchowy odbiór przesłania płynącego z wieczornicy.

Występ uczniów

Konkursy

o ważniejszych przedsięwzięć należy zaliczyć także m.in. różnego rodzaju konkursy: literacki, recytator­ski, wiedzy o s. Marcie czy plastyczny. Uczniowie

przygotowujący się do nich zgłębiali wiedzę na temat ich przyszłej Patronki, rozwijali swoje zdolności twórcze i pla­styczne.

Oto kilka wyróżnionych w konkursie literackim wierszy autorstwa naszych uczniów:

MATECZKA...

Siostra Marta uzdrawiała, no i chorych pocieszała. Tyle w sercu dobra miała, miłosierdziem obdarzała. Za to wszystko Ją kochamy i Patronką ogłaszamy!

Wojciech Kleinschmidt, klasa III

GODNIE ŻYĆ...

Siostro Marto, Patronko nasza, Prosimy Ciebie, ochraniaj nas. Chciałabym, by Twoja wiara, siła, miłość i honor, Były cechami każdego z nas. Wzorem nam jesteś, Patronko nasza! Błagamy Ciebie, Ochraniaj nas! Płynie czas nieubłaganie, Każdy z nas chce lepszym być...

Poprzez naukę takim się stanie, Aby kiedyś godnie żyć!

Natalia Zittermann, klasa II

SIOSTRA MARTA

Siostra Marta jest kochana I przez wszystkich uwielbiana. Chociaż ciało ma dość skromne, Jej serduszko jest ogromne. Każdy człowiek, który Ją znał, Bardzo mocno Siostrę kochał. Pomoc szczególna - to jest znak, I niech już zostanie tak! Bo gdy smutno jest, czy źle, Siostra Marta wie, Jak pocieszyć mnie...

Andrzej Spychalski, klasa VI

Nadanie Publicznej Szkole Podstawowej w Szczodrowie sztandaru i imienia Sługi Bożej

s. Marty Wieckiej

nia31 majauroczystościrozpoczęłysięoduformowania przed szkołąorszaku składaj ącego się z orkiestry dętej, pocztów sztandarowych, w tym pocztu naszej szkoły

z ufundowanym sztandarem, za którym postępowali Rodzice Chrzestni sztandaru (s. Józefa Wątroba SM oraz Bogusław Sulewski - krewny Sługi Bożej), delegacje z poszczególnych klas, zaproszeni goście, pozostali uczniowie i pracownicy szkoły.

Po rozpoczęciu mszy św. Jego Ekscelencję bpa Jana Ber­narda Szlagę przywitał ks. proboszcz, a następnie ucznio­wie, którzy poprosili o przewodniczenie mszy Św. w intencji rychłej beatyfikacji Sługi Bożej s. Marty Wieckiej i o bło­gosławieństwo dla całej społeczności szkolnej. Ks. biskup w swojej homilii zwrócił uwagę na potrzebę dobrych wzorców moralnych we współczesnym świecie i wyraził swą radość z faktu, iż społeczność szkoły w Szczodrowie wybrała na swoją patronkę Sługę Bożą s. Martę Wiecką będącą „solą tej ziemi". Po Komunii św. poświęcił sztan­dar i udzielił błogosławieństwa wszystkim zebranym. Po mszy św. wyznaczona delegacja złożyła kwiaty na grobie rodziców i rodzeństwa s. Marty Wieckiej (cmentarz przy kościele).

Odsłonięcie tablicy z nową nazwą szkoły przez państwa K. Z. Wieckich

KMR 39

SYLWETKA ŚWIĘTEJ

Obelisk upamiętniający nadanie szkole imienia

Ślubowanie na sztandar

W szkole po odczytaniu aktu nadania imienia przez prze­wodniczącego Rady Miejskiej w Skarszewach Andrzeja Fli­sa nastąpiło odsłonięcie i poświęcenie tablicy z nową nazwą szkoły oraz obelisku z wizerunkiem Marty upamiętniające­go nadanie szkole imienia. Następnie wszyscy uczestnicy zostali zaproszeni na boisko szkolne. Po przywitaniu gości i wystąpieniu dyrektor szkoły, przedstawiciel Rady Rodzi­ców Wiesław Kolberg odczytał Akt Fundacyjny Sztandaru. Po ślubowaniu uczniów na sztandar miała miejsce prezenta­cja sztandaru i premierowe wykonanie hymnu szkoły.

Całą uroczystość wieńczyła część artystyczna składająca się z dwóch elementów: występu uczniów i koncertu. Autora­mi widowiska ukazującego życie, służbę i śmierć Sługi Bożej byli nauczyciele szkoły. Gościnnie wystąpiło z krótkim reper­tuarem Skarszewskie Towarzystwo Śpiewacze, które prowa­dzi Krystyna Więcka - również członek rodziny s. Marty.

Występ uczniów na zakończenie uroczystości

40

GRZEGORZ WALKOWSKI

Orły, gryfy i smoki (część druga)

najpiękniejsze, najstarsze, największe - te trzy słowa słyszałam najczęściej podczas mojej podróży przez Chiny. Państwo Środka zachwyciło mnie kolorami,

odurzyło egzotyczną wonią, ale przede wszystkim — zasko­czyło kontrastami. Pięć tysięcy lat historii, wspaniałe dzie­dzictwo kulturowe, a przy tym niespotykany rozwój gospo­darczy, wielkie zmiany dokonujące się niemal każdego dnia na naszych oczach (...) - tak o Chinach - wielkim Państwie Środka pisze w najnowszym majowym numerze „National Geographic" znana dziennikarka i podróżniczka Martyna Wojciechowska.

Artykuły zawarte w numerze opowiadają o współczes­ności Chin, także o najnowszym dziele - Olimpiadzie i jej organizacji. Można jednak znaleźć coś o historii, kulturze, no i o smokach i wielkim murze. To najstarsze państwo Azji i jedna z najstarszych cywilizacji świata. Znana między in­nymi z wielkiego muru, najstarszego zabytku architektury, wielkiego chińskiego dzieła budowlanego, obronnej bu­dowli wielokilometrowej z cegieł, gliny i kamieni, mającej obronić Państwo Środka przed hordami i armiami koczow­niczych najeźdźców z północy: Tatarów, Mongołów i innych ludów. Innymi znanymi chińskimi wynalazkami są: proch, produkcja delikatnego jedwabiu z nici jedwabnika, tajemni­cza roślina zwana z chińska „ćay", „czay", co po europejsku tłumaczono później „herba-ti" lub „harba-ta", czy równie cenna i kosztowna porcelana.

Zaś symbolem tego wielkiego i tajemniczego państwa na wschodzie, znanym Europejczykom, był równie wielki

i tajemniczy twór ze skrzydłami i długim ogonem, ziejący ogniem ze strasznej paszczy... potwór, maszkara czyli smok. Tak go widzieli europejscy i azjatyccy kupcy lub zabijani przez wschodnich wojowników mieszkańcy miast niszczo­nych i masakrowanych przez dzikich najeźdźców - Mon­gołów i Tatarów. Dla mieszkańców Państwa Środka to nie wielki i straszny potwór lecz ich symbol i opiekun - wi­doczny także na wschodniej części nieboskłonu. Dla Chiń­czyków smok to jeden z 12 znaków chińskiego horoskopu, obok świni i psa: najszczęśliwszy i najmilszy. Jest związany jako twór opiekuńczy, wodny z wielkimi rzekami: Jangcy i Huang He, Żółtą Rzeką często przedstawiany jako wąż ze skrzydłami. Już w III w. n.e. powstał specjalny traktat „smo­czy". W przekonaniu ówczesnych Chińczyków znajdowane na pustyni i w górach kości i skamieliny wielkich „smoków" to resztki tajemniczych stworów. Wierzyli oni, że nie zostały wpuszczone do nieba na dwór Nefrytowego Cesarza i dlatego poumierały na ziemi. Ich szczątki są od dawna wykorzysty­wane w produkowaniu różnych chińskich leków. Do dzisiaj prości wieśniacy, zbierający ryż nad Żółtą Rzeką wierzą święcie, że są to kości prawdziwych smoków. Do dzisiaj tak­że dzieci chińskie bawią się latawcami, zrobionymi z kartonu i kolorowych papierów smokami, a w czasie karnawału królu­ją wielce kolorowe i najróżniejsze w kształtach smocze stwo­ry. O ile straszne jaszczury - smoki straszą przede wszyst­kim Europejczyków, to dla mieszkańców Państwa Środka są szczęśliwymi i przyjaznymi opiekunami, występującymi w symbolice i ornamentyce świątyń i budowli „miasta ce­sarzy i cesarzowych" - Pekinu, czy też innych metropolii, czy wreszcie na chorągwiach i znakach wojskowych. Jeżeli dla Chin smoki, to dla Europejczyków, a wcześniej dla ich przodków, pochodzących z basenu Morza Śródziemnego, inne znaki i inne symbole miały wielkie i ważne znaczenie.

Do dzisiaj w herbach i znakach państwowych występują np. lwy, jak w herbie Anglii czy współcześnie Wielkiej Bry­tanii jest Lew Albionu lub trzy leżące lwy króla Artura „Lwie Serce". Także Szkocja miała jako swój znak lwa, ale Walia już smoka. Także królestwo Przemyślidów, Bohemia czyli Czechy w herbie mają lwa z podwójnie skręconym ogonem. Także państwa skandynawskie: Dania, Szwecja i Norwegia upodobały sobie lwa w herbach. Ale już w Europie Central­nej i Środkowej bardziej znany i stosowany był inny znak. Znak orła. W średniowieczu szczególnie często występował jako herb na chorągwiach i tarczach Polan, Lachów lub Le-chitów, Piastów dalej Sarmatów szlacheckiej rzeczpospoli­tej, Jagiellonów, Batorego i Wazów - Biały Orzeł. Czarnego orła upodobali sobie potomkowie Germanów i Franków, Szwabów i Sarów. Ich książęta i królowie, dalej cesarze Rzeszy Niemieckiej, a wcześniej Świętego Cesarstwa Na­rodu Niemieckiego, nosili czarne orły. Od czasów Rudol­fa I Habsburga, zwycięzcy w bitwie pod Suchymi Krutami i zabiciu w niej czeskiego rywala do cesarskiej korony, kró­la Przemysława Ottokara II, korona cesarzy niemieckich Świętego Cesarstwa należała do domu Habsburskiego aż do XIX wieku, a jej godłem i herbem wielkim był do 1914 roku dwugłowy cesarski orzeł, podtrzymywany przez lwa i gryfa (jako tzw. trzymacze, podtrzymujące tarczę herbu). Dwu­głowy czarny orzeł towarzyszył w średniowieczu władcom Cesarstwa Wschodniorzymskiego ze stolicą w Konstantyno­polu, od czasów rozłamu na dwa cesarstwa w 333 roku aż do 1453 roku. Czas trwania Cesarstwa Bizantyjskiego, około tysiącletniego, wyznaczał okres zwany w dziejach średnimi, ciemnymi wiekami albo średniowieczem.

Od upadku Cesarstwa Zachodniego w Rzymie w 476 roku, aż do drugiego najazdu w 1453 roku i oblę­żenia Konstantynopola przez wojska sułtana osmańskiego Mehmeda II Zdobywcy, pod murami tego wielkiego, wspa­niałego miasta, położonego na styku Azji i Europy, Wscho­du i Zachodu, łopotały sztandary i chorągwie z czarnym orłem na złotym (żółtym) tle. Gdy po udanym oblężeniu miasta i po pokonaniu wojsk ostatniego cesarza wschodnie­go, bazilousa Manuela II Paleologa, upadła twierdza wraz ze śmiercią cesarza i resztkami jego oddziałów upada miasto - symbol. Pod ciosami mahometańskich Turków ginie ostat­ni cesarz, bezpośredni spadkobierca tronu, berła, korony i miecza cesarzy rzymskich Oktawiana, Trajana, Waspezja-na, Hadriana i wielu innych, także Konstantyna, tego który założył nową drugą obok Rzymu w Italii, stolicę w Bizan­cjum, zwaną drugim Rzymem, na swoją cześć nazwanego Konstantynopolem.

Wraz z upadkiem czarnych orłów na złotym tle na ru­inach Bizancjum upada też tradycja łacińska nad Morzem Śródziemnym, upada Kościół greckokatolicki, upada wielka i długa kultura rzymsko-grecko-łacińska. Wspaniała świąty­nia Hagia Sophia - świątynia Mądrości Bożej, poświęcona Marii i Chrystusowi Pantokratorowi, której budowę rozpo­czął Konstantyn Wielki, wielki symbol łacinników. Od roku zdobycia i pokonania Bizancjum w 1453 roku stał się wielką świątynią islamu. Wokół ogromnej kopuły z wizerunkiem Chrystusa Panującego Królującego (bo tyle po grecku zna­czy Pantokrator) stanęły i wznoszą się do dzisiaj cztery wieże minaretów, na których muzułmański mułła ogłasza wysokim przeciągłym głosem „Allach jest wielki". Na szczęście suł­tan Mehmed II kazał po trzydniowej rzezi i rabunku miasta i jego mieszkańców, ocalić mędrców, lekarzy, rzemieślni­ków, jak również zachować świątynie i zamienić je na is­lamskie meczety, dalej służące Jedynemu Bogu.

A orły rzymskie, cesarskie, królewskie, książęce i rycer­skie dalej występowały na znakach, chorągwiach i tarczach w wielu bitwach na polach średniowiecznej Europy. Często razem obok gryfów i smoków.

Źródło: 1. National Geographic, maj 2008. 2. Michałek A. Wyprawy krzyżowe - armie ludów tureckich, Dom

Wydawniczy Bellona — Warszawa 2001.

KMR 41

BOGDAN K. BIELIŃSKI

Trzy siostry Tollikówne z Królów Lasu

ózefina Balewska była najstarszą spośród trzech córek Pawła i Julianny z Kraskich, urodzona 7.02.1855 roku w Królów Lesie, zmarła 23.10.1939 roku w Bobowie. Po­

ślubiła Franciszka Balewskiego (1847-1933), syna Antoniego i Marianny z Niklewskich w dniu 20.11.1874 w Borkowie - ślub cywilny i 2.02.1875 roku w Bobowie - ślub kościelny.

Balewscy wcześniej mieszkali we Frący. Antoni, oj­ciec Franciszka, odnotowany jest w tamtejszych księgach chrztu (liber baptisatorum) jako rodzic chrzestny aż 15 razy w okresie od 1843 do 1852 roku, kiedy to przeniósł się do Grabowa. Przed Frącą Antoni wraz z rodzicami mieszkał w Gorczenicy pod Brodnicą. Potwierdza to też metryka uro­dzenia Franciszka. Pogląd taki o pochodzeniu z Gorczenicy wyrażał również mecenas Tadeusz Balewski z Torunia. We­dług tradycji rodzinnej Antoni Balewski (1818-1889), ojciec Franciszka, wracając pieszo z wojska zatrzymał się w Ka­mionce u swoich krewnych i tam zapoznał się z Marianną Niklewską (1811-1879), córką Jakuba i Marianny z Bine-rowskich. Marianna Niklewską primo voto Jerkiewicz była wdową i miała z pierwszego małżeństwa sześcioro dzieci. Jednak w chwili poznania Antoniego z tej niemałej gromad­ki na pewno żyło tylko dwoje: Jan i Józef.

Młodszy Józef, w chwili ślubu swej matki z Antonim Balewskim miał zaledwie 3 lata. Ślub Antoniego Balewskie­go ze starszą od niego o 7 lat wdową Marianną Niklewską odbył się w 1846 roku w Lalkowach. Początkowo zamiesz­kiwali we Frący, tu też w 1847 roku urodził się pierwszy z tego małżeństwa syn Franciszek.

Z Frący Balewscy przenieśli się do Grabowa. Wieś poło­żona w gminie Bobowo, powiat Starogard Gdański. Pierw­sza wzmianka o Grabowie pochodzi z 1274 roku. Znajduje się tu kościół p.w. Objawienia Pańskiego z XVI wieku. Stoi w miejscu dawnej świątyni, w której w 1453 roku odbył się zjazd szlachty pod wodzą Jana z Jani, skierowany przeciw chłopom z Gniewa i Osieka. Jest cmentarz przykościelny oraz drugi po przeciwnej stronie drogi. Od strony północnej z kościołem sąsiaduje szkoła. Balewscy kupili gospodarstwo z budynkami mieszkalnymi i inwentarskimi przy drodze biegnącej obok północnej części jeziora w kierunku zachod­nim do Wolentala.

Rozalia - siostra Franciszka urodzona w 1849 roku przy­szła na świat prawdopodobnie już w Grabowie, potem jesz­cze w 1854 roku urodził się Leon.

Ślub Franciszka z Józefiną Tollik miał być pierwszym ślubem cywilnym w Borkowie, jak niosła wieść rodzinna, po wprowadzeniu tej instytucji od 1.10.1874 roku przez Prusaków w zaborze na Pomorzu. Jednakże współczesne odczyty z metryk cywilnych skorygowały tę wiadomość i ujawniły, że ich zapis jest na pozycji ósmej.

Józefina z Franciszkiem mieli siedmioro dzieci, z których dwoje zmarło wcześnie: Franciszek w 1878, a Marian w 1884 roku. Rodziny założyli Maksymilian (1875-1963), który ożenił się z Kaszubką Otylią Bieszk i wyemigrowali do ówczesnej Republiki Federalnej Niemiec. Rozalia (1878-1964) wyszła za mąż dwukrotnie; pierwszym mężem był Antoni Sobotta zmarły w 1906/1908 roku, drugim Brunon Halb zamieszkały w Tcze­wie. Niezamężne pozostały Klara, Maria i Stefania.

Franciszek Balewski dziedziczył gospodarstwo po ojcu Antonim, które miało około 80-90 ha. Mniej więcej w 1890 roku Franciszek to gospodarstwo sprzedał. Po drugiej woj­nie światowej w tym gospodarstwie mieszkał Konrad Bą-kowski, który zmarł w 1953 roku.

Wraz z obowiązkami gbura Franciszek godził działal­ność w ramach powstałego w 1866 roku Banku Ludowego w Skórczu z pierwszą siedzibą do 1904 roku w Bobowie. Skalę tego banku może odzwierciedlać podana przykładowo na rok 1879 liczba członków wynosząca 214 osób i uzyska­ny w tymże roku obrót w wysokości 92774 marek.

Otóż prezesem tego banku w roku 1881 był Franciszek Balewski. Wiedza ta wynika z ogłoszenia w numerze 118 „Pielgrzyma" z 15.10.1881 roku, w którym właśnie on w tej funkcji zawiadamiał o walnym zebraniu i na nim miał nastąpić obór (wybór) kontrolera w miejsce zmarłego księdza Nikode­ma Lissa. Nadto Franciszek pełnił w tymże banku w latach 1887-1890 funkcję prezesa rady nadzorczej, a w kilka lat póź­niej w okresie 1895-1907 kontrolera w zarządzie tego banku. Także jego ojciec Antoni Balewski był podskarbim w zarzą­dzie banku w roku 1887, nie wiadomo od kiedy, ale niedługo po tej dacie, bowiem zmarł w 1889 roku na udar serca. Przy okazji wspomnę, że jego żona Marianna zmarła na zapalenie płuc dziesięć lat wcześniej, bo w 1879 roku. W skład rady nadzorczej banku wchodził także w 1902 roku brat Franciszka - Leon, gbur z Nowej Cerkwi.

Franciszek był towarzyski i lubiany. Chętnie żartował i dowcipkował. Pięknie mówił i znał dobrze gwarę kociew-ską. Miał również zdolności techniczne. Był świetnym piro­technikiem, sam konstruował ognie sztuczne. Umiejętności te wykorzystywał przy imprezach organizowanych na wsi m.in. dla uświetnienia dożynek. Lubował się w uroczy­stościach. Organizował wieczorne pływanie po jeziorze w Grabowie. Na łodziach instalował lampiony. Uwielbiał przepych, wszystko co sam organizował musiało być wyko­nane z wielką gracją i rozmachem.

Niestety, wszystkie te zachcianki były bardzo kosztow­ne, ponadto grywał w karty na pieniądze. W końcowym efekcie zmuszony był sprzedać gospodarstwo w celu spła­cenia długów.

Około 1890 roku przenieśli się do córki Stefanii do Bo­bowa i tam pozostali już do końca życia. Dom mieszkalny stał przy głównej drodze przelotowej i oznaczony był nu­merem 42. Franciszek zmarł w 1933 roku, a Józefina tuż po wybuchu wojny 23.10.1939 roku. Pochowani zostali na miejscowym cmentarzu.

Bobowo - wieś gminna w powiecie starogardzkim, li­czy blisko 2000 mieszkańców. Położona nad rzeką Wę-giermucą na dawnym szlaku bursztynowym. To tu powstał w 1866 roku i miał swą pierwsza siedzibę aż do 1904 roku Bank Ludowy w Skórczu, najstarszy na Pomorzu. Tutejszy kościół p.w. św. Wojciecha z XVI wieku zlokalizowany jest na wzniesieniu przy skrzyżowaniu dróg wiejskich. Ten pa­tronat uzasadniony był obecnością w tym miejscu w X wieku św. Wojciecha. Z grupą misjonarzy przemawiał tu do wiernych.

W Grabowie mieszkała nadal siostra Franciszka - Roza­lia (1849-1909). Epitafium z jej grobu wmurowane zostało

42 KMR

Bobowo. Józefina Balewska (w środku), po lewej ks. Aleksander Kupczyński, po prawej ks. Schwenitz

w ogrodzenie cmentarza. Natomiast najmłodszy brat, Leon (1854-1935) ożenił się z Joanną Binerowską, córką Francisz­ka i Marianny Piątkowskiej. Osiedlili się na gospodarstwie w Nowej Cerkwi. Przez ten związek nastąpiło dodatkowe spokrewnienie przez Binerowskich. Gospodarstwo Leona w Nowej Cerkwi położone było na wybudowaniu pod Rom-barkiem. Później wykupili je kociewscy górale.

W rodzinie pamięta się dotąd pewne wypowiedzi mię­dzy braćmi Franciszkiem i Leonem. „Do Leona zamieszka­łego w Nowej Cerkwi często chodził Franciszek z Bobowa. Odległość ta na krótkie drogi przez las wynosiła 7 km. Na gospodarstwie na jego widok mawiano: Idzie stryj z Bobo­wa, a Franciszek na powitanie odpowiadał: ciotka (Józefina) dała pozdrowić".

Inny przykład: „Franciszek znudzony samotnością po­stanowił odwiedzić brata Leona i tak uzasadnił swoje wyj­ście: Idę do Leona na rozrywkę, a że tym razem był to Wielki Piątek Józefina odpowiedziała cierpko: Krzyż i różaniec to twoja rozrywka". Już dziś nie pamięta się, czy Franciszek usłuchał przestrogi i czy zrezygnował z wyskoku.

Inna anegdota z okresu wcześniejszego, gdy Franciszek mieszkał jeszcze w Grabowie. „Franciszek pojechał razem ze swym sąsiadem do Pelplina, konie były Franciszka, a powózka sąsiada. Do Pelplina jechali zgodnie, a załatwiwszy co trzeba wracali bardzo zadowoleni i stwierdzili, że dobrze się jedzie. Franciszek mruczał, że dobrze się jedzie, bo dobre konie, są­siad zaś twierdził, że dobrze się jedzie, bo dobra powózka. I tak zaczęła się kłótnia. Franciszek nie pojechał wprost do Gra­bowa, lecz zajechał na podwórze swego brata Leona w Nowej Cerkwi, wyprzągł konie i powiedział do sąsiada: skoro twoja powózka jest tak dobra, to jedź sobie sam do Grabowa. Leon jako gospodarz, gdzie scysja miała miejsce, próbował spór za­łagodzić, lecz Franciszek był nieugięty. Chcąc nie chcąc Leon pożyczył sąsiadowi konia z furmanem, a Franciszkowi powóz-kę i w ten sposób załagodził skutki tego sporu".

KMR

RODY POMORSKIE

Skoro tylekroć było przywoływane imię Leona — brata Franciszka - warto kilka słów poświęcić i jego licznej rodzi­nie. Otóż gromadka ich potomków liczyła dwanaścioro dzie­ci, z których jedynie dwoje zmarło wcześnie. Adam zmarł w pierwszym roku po urodzeniu, Helena w wieku trzech lat.

Dziedzicem majątku Balewskich w Nowej Cerkwi został Jan (1887-1949) - kawaler, a pierworodna córka Leokadia (1883-1975) wyszła za gbura Franciszka Hildebrandta do Rzeżęcina (zginął pod koniec wojny w Stuthoffie). Zawo­dom medycznym poświęciło się troje. Lekarzami zostali Józef (1885-1975) i Władysław (1893-1980), a farmaceu­tą Feliks (1891-1957). Józef był ponadto działaczem poli­tycznym, aktywnym członkiem Stronnictwa Narodowego, a Władysław działaczem społeczno-kulturalnym. Oboje znaleźli swoje miejsce w Słowniku Biograficznym Pomorza Nadwiślańskiego i Słowniku Kociewskim. Najmłodszy Tade­usz (1904-1995), był sędzią i adwokatem w Toruniu. Jedna z córek Zofia (1898-1943) poświęciła się służbie Bogu i zo­stała zakonnicą u sióstr miłosierdzia.

Rozalia Piontek - druga córka Pawła Tollika i Julianny z Kraskich urodziła się 17.09.1857 roku w Królów Lesie, zmarła 28.08.1918 roku i pochowana została w Bobowie (patrz nekrolog zamieszczony w nr 105 „Pielgrzyma" z roku 1918). W wieku 22 lat w dniu 18.11.1879 roku wyszła za mąż za Franciszka Piontka (1845-1923) do Bobowa.

Piontków możemy łatwo znaleźć w Bobowie, ponie­waż mają tam długą tradycję. Najwcześniejszym jest Jan Piątkowski (1744-1834), colonus ożeniony z Heleną Fan-kidejn. Wśród jedenaściorga ich dzieci więcej wiemy jedynie o dwóch. Jan, który jak ojciec też przeżył 90 lat i w 1810 roku poślubił Katarzynę Krzykowską, a wnuk zmienił nazwi­sko na Piontek. Był on kolejnym następcą na gospodarstwie w Bobowie - Urbanowie liczącym około 110 ha. Drugim był Józef Piątkowski, prawdopodobnie urodził się jako jedenasty i ostatni w tej rodzinie. Za żonę miał Rozalię Delewską.

Urbanowo położone jest w kierunku północno-zachod­nim od wsi Bobowa, jadąc w stronę Dąbrówki za torami ko­lejowymi niedaleko obecnej ulicy Polnej.

Według relacji Konrada Piontka, rodzina specjalizowała się w hodowli bydła rogatego rzeźnego. Odbiorcą żywca był kupiec Vichert ze Starogardu. Areał uprawiano w połowie pod białą koniczynę dla potrzeb hodowli, w drugiej połowie pod zboża. Dysponując tak rozległym areałem, w tym i leś­nym, organizowali również własne polowania.

Częściowo historię gospodarstw z dawnych lat przybli­żył również mieszkaniec tamtych stron Antoni Komorowski. Obok gospodarstwa Piontka był większy majątek ziemski we władaniu Niemca - Bayera. Piontkowie sprzedali swoje go­spodarstwo w 1906 roku. W 1920 roku z chwilą powrotu Po­morza do Polski, Niemiec musiał swoje gospodarstwo opuś­cić. Po nim, łącznie z byłym gospodarstwem Piontka, jako całość przejął Urbanowski. Stąd późniejsza nazwa tej części wsi Bobowa nazywana Urbanowem. W 1929 roku w ramach reformy rolnej majątek ziemski został rozparcelowany i na jego bazie powstało 9 samodzielnych gospodarstw rolnych. Po 1945 roku, z połączonych po wcześniejszej nacjonalizacji gospodarstw utworzono państwowe gospodarstwo rolne.

Franciszek, mąż Rozalii był synem Jana Piontka i Marian­ny Piątkowskiej. Miał jeszcze troje rodzeństwa: Katarzynę, Mariannę i Jana, ale wszyscy oni zmarli w wieku dziecięcym. Bardzo wcześnie zmarł również ojciec Franciszka, Jan, bo w wieku 35 lat, gdy on miał 2 lata. Potem, w roku 1847, mat­ka jego Marianna Agata wyszła ponownie za mąż za Fran­ciszka Binerowskiego (1821-1894), syna Franciszka i Joanny Filcek. Naszemu Franciszkowi, jako jedynemu pozostałemu z poprzedniego małżeństwa, przybyła czwórka przyrodnie­go rodzeństwa. Byli to: Ignacy Binerowski (1848-1918), później ksiądz w Rajkowach, Maria (1851-1925), która

43

RODY POMORSKIE

wyszła za Franciszka Dunajskiego do Tymawy, brat Józef (1858-1934), który ożenił się z Elżbietą Kunert zamieszka­łą w Bobowie - Rusek i ostatnia Joanna (1861-1935), która wyszła za Leona Balewskiego do Nowej Cerkwi. O Leonie była już mowa wcześniej przy okazji Józefiny Tollik z Gra­bowa, ponieważ był on bratem jej męża Franciszka. Stykając się z tym Franciszkiem tu Balewskim wspomnieć warto, że Franciszek Piontek też współdziałał z Bankiem Ludowym w Bobowie, mianowicie w latach 1892-1893 wchodził w skład jego Rady Nadzorczej.

Sprzedając gospodarstwo w Urbanowie Piontkowie ku­pili dla syna Józefa (1882-1950) jedynego, który pozostał przy życiu spośród siedmiorga urodzonych dzieci, gospo­darstwo rolne w Dzierzążnie, położone obok Murawskich. Sami natomiast zachowali dla siebie gospodarstwo deputatne w Bobowie o powierzchni 3 ha z siedzibą wewnątrz wsi. Józef musiał być niezadowolony z gospodarstwa w Dzier­zążnie, bo zaledwie po kilku latach odsprzedał je Chmielew­skiemu, a w zamian kupił sobie w Gniewie dom czynszowy z 12 mieszkaniami. Jednakże w 1912 roku Józef Piontek - nadal kawaler sprzedał i ten dom i wrócił do rodziców do Bobowa. W 1921 roku w wieku 39 lat ożenił się z Bronisławą Bugalską i zamieszkali też w Bobowie. Mieli dwoje dzieci: Konrada (1918-1985) ożenionego z Janiną Żabińską i córkę Marię (1922-1981) zamężną Kurowską. Jedyny syn Konra­da, Grzegorz, sprzedał posiadłość w Bobowie i zamieszkał z rodziną w Starogardzie. Z rodziny Marii było troje dzieci.

Wracając jeszcze do Franciszka, to on miał z Rozalią Tollik łącznie siedmioro dzieci, ale poza wspomnianym wy­żej Józefem wiadomo tylko, że najmłodszy Kazimierz uro­dzony około 1920/1921 roku jako kilkunastoletni chłopiec utopił się, o czym miał donieść „Pielgrzym".

Paulina Świtalska (1858-1940) - trzecia córka Pawła Tolli-ka była najmłodszą z czworga pozostałego przy życiu rodzeń­stwa. Za mąż wyszła za wdowca Antoniego Świtalskiego z Ry-wałdu, który z pierwszą żoną Joanną Bielawską (1849-1879) córką Jana i Franciszki Kamińskiej miał już pięcioro dzieci, ale dwoje z nich Feliks i Marta zmarło wcześnie.

Wieś, w której zamieszkiwali Świtalscy - Rywałd poło­żona jest nad rzeką Szpęgawą w gminie i powiecie Starogard Gdański, w parafii Klonówka p.w. Św. Katarzyny. Tu też są dwa cmentarze katolickie.

O Paulinie usłyszałem od Anny Sakowskiej, wnuczki Antoniego z pierwszego małżeństwa. Otóż miała ona być ni­skiego wzrostu. Lubiła się stroić, ale też i bardzo dobrze go­towała. Miała jednak bardzo ciasny horyzont zainteresowań. Zajmowała się głównie własnym domem i mało co poza nim ją obchodziło. Z usposobienia była osobą spokojną. Nie znała w ogóle języka niemieckiego i nie robiła nic, żeby go poznać. A był to język obowiązujący w zaborze pruskim.

Co się tyczy Antoniego Świtałło - teścia Pauliny, to po­chodził on podobno ze Żmudzi. Tak sądziła Anna Sakowska, bo pamiętała, że w 1914 roku jej matka Aleksandra widziała stamtąd zawiadomienie o poszukiwaniu spadkobierców po Świtalle.

Antoni Świtałło służył w gwardii konnej. Za udział w trzech wojnach: duńskiej, austriackiej i francuskiej dostał tytuł szlachecki i nazwisko zmienione na Świtalski. Tenże pradziad Anny uratował z zawieruch wojennych trzy cenne rzeczy, które były pieczołowicie przechowywane w domu jako pamiątki rodzinne: książka o procesie w Moabicie, bardzo obszerna, napisana w języku niemieckim, która póź­niej zaginęła; skrzypce Stradivariusa oraz obraz Chrystusa ukrzyżowanego znanego malarza, który potem zabrał Anto­ni Długoński, nadleśniczy w Chocimskim Młynie.

Antoni Świtałło w randze dowódcy grupy Rywałd uczestni­czył w 1846 roku w przygotowywanym powstaniu starogardz­kim. Mieli dołączyć do powstania wielkopolskiego. Punkt

zborny wyznaczony był na moście starogardzkim. Powstanie jednak się nie udało. Większość uczestników została aresz­towana. Proces odbył się w Toruniu. Wyrok sądu pruskiego z 2.12.1847 roku ogłoszony został w dniu następnym w gaze­cie „Allgemeine Preusiche Zeitung". Spośród 58 osadzonych za udział w przygotowaniu powstania starogardzkiego skazani też zostali, obok Ludwika Mirosławskiego, Floriana Ceynowy, Albrechta Łobodzkiego - księdza karmelity z parafii Klonów­ka, także Antoni Świtałła lat 36 na utratę kokardy i wieczne więzienie w domu kary i poprawy. Część skazano wyrokiem „pod topór", pozostali nie odsiedzieli wyroków w całości. W 1848 roku odsiadujący wyroki w Moabicie zostali oswo­bodzeni i wypuszczeni na wolność. Tę odwilż spowodowała Wiosna Ludów.

Druga żona Antoniego Świtalskiego, Paulina Tollik miała jedynie córkę Helenę (1882-1958), która dwukrotnie wyszła za mąż: primo voto Siemianowska, secundo voto Orczykowska. Z pierwszego małżeństwa byli dwaj synowie Józef i Karol oraz dwie córki Maria i Łucja. Druga z nich ukończyła Gimnazjum Polskie Macierzy Szkolnej w Gdań­sku i w grupie pierwszych siedmiu abiturientów z roku 1927 była pierwszą kobietą tej uczelni. Później skończyła studia na wydziale farmacji w Poznaniu. Zaginęła w 1945 roku w czasie wywozu na wschód.

Z drugiego małżeństwa Heleny z Pawłem Orczykow-skim była jedynie Halina, zamężna Kuśnierz, mieszkająca w Gdańsku.

Wracając do rodzeństwa męża Pauliny należy stwier­dzić, że Antoni miał jeszcze jedyną siostrę Mariannę (1835-1913), która poślubiła Kleina i z nim miała czworo dzieci. Po śmierci męża poślubiła Heesema, ale z nim już potomstwa nie miała. Zmarła w 1913 roku w Starogardzie Gdańskim w rok po swym bracie Antonim Switalskim. Pochowano ją na starym cmentarzu przy ulicy Szwoleżerów.

Jedna z córek Joanny - pierwszej żony Antoniego - Aleksandra wyszła za mąż za Jana Długońskiego (1870-1940), właściciela fabryki wódek i likierów w Starogardzie Gdańskim. Ze względu na zaangażowanie społeczne była to jedna ze znaczniejszych postaci w regionie. Jemu to poświę­ciłem też artykuł zamieszczony w „Kociewskim Magazy­nie Regionalnym" (nr 15 z 1996 r.). Długońscy byli herbu Ogończyk i pochodzili z Pączewa koło Skórcza.

Jeśli idzie o powiązania rodzinne, to warto zwrócić uwa­gę, że pierwsza żona Antoniego Świtalskiego — Joanna Bie­lawska była spokrewniona z Bronisławą, żoną Pawła Tollika - bankiera w Gniewie.

Paulina Świtalska z d. Tollik zmarła w marcu 1940 roku w Gdańsku Chełmnie na zapalenie płuc i galopujące suchoty.

Literatura i źródła 1. Kazimierz Ickiewicz, Zarys dziejów Banku Spółdzielczego w Skór­

czu 1866-1991, Kociewski Magazyn Regionalny 1991, s. 8-10. 2. Słownik Biograficzny Pomorza Nadwiślańskiego, Gdańsk 1992,

s. 57. 3. Ryszard Szwoch, Słownik Biograficzny Kociewia, Starogard Gdań­

ski 2005, s. 35 i 38. 4. Józef Milewski, Starogard Gdański. Stolica Kociewia i okolice,

Gdańsk 1982, s. 31-32. 5. Bogdan Bieliński, Saga Tollików, Pomerania 4/301, 1998, s. 44-48. 6. Bogdan Bieliński, Wybrane koligacje Tollików, Kociewski Maga­

zyn Regionalny 2/21, 1998, s. 32-36. 7. Bogdan Bieliński, O Janie Długońskim. Kupiec i działacz gospo­

darczy, Kociewski Magazyn Regionalny 15, 1996, s. 22 i 23. 8. Informacje Lucjana Balewskiego z Poznania. 9. Informacje Konrada Piontka z Bobowa z maja 1985 roku.

10. Wywiad z Anną Sakowska, rozmowy z lat 1982-1985. 11. Antoni Komorowski z Bobowa, rozmowa w Bobowie - Ursynowie

w dniu 1 maja 1995. 12. Handbuch des Grundbesitzes im Deutsche Reicheprowinz Westpre-

ussen, Berlin 1894. 13. Pielgrzym, nr 105, 1918.

44 KMR

17 marca 2008 roku zostały wręczone po raz drugi wyróżnienia redakcyjne przyznane przez Radę Progra­mową Kociewskiego Kantoru Edytorskiego - sekcji wydawniczej Miejskiej Biblioteki Publicznej w Tczewie - „Pierścień Mechtyldy".

Wyróżnienia przyznano w trzech kategoriach tj. dokonania literackie, wyróżniająca publicystyka i edukacja regionalna. „Pierścień Mechtyldy" otrzymali: prof. Zdzisław Mrozek za interesujące publikacje promujące re­gion Kociewia, Tadeusz Majewski w kategorii dokonania literackie oraz Jan Ejankowski za interesujący doro­bek w dziedzinie edukacji regionalnej. Wyróżnionym wręczono dyplomy i pierścienie przedstawiające zminia­turyzowaną autentyczną pieczęć księżnej Mechtyldy, małżonki księcia lubiszewsko-tczewskiego Sambora II.

Stan zdrowia nie pozwolił przybyć na uroczystość prof. Zdzisławowi Mrozkowi. 12 maja br. członkowie Rady Programowej KKE - prof. Maria Pająkowska-Kensik, senator Andrzej Grzyb, poseł Jan Kulas, Czesław Glinkowski pojechali do Bydgoszczy, by osobiście wręczyć pierścień.

Poniżej publikujemy biogram prof. Zdzisława Mrożka - historyka literatury, eseisty, krytyka literackiego.

Czas zatrzymany w pamięci przekształconej później w Wyższą Szkołę Pedagogiczną, wreszcie w Akademię Bydgoską (obecnie Uniwersytet Ka­zimierza Wielkiego).

W 1968 roku obroniłem pracę doktorską na temat twór­czości pisarskiej Ludwika Sztyrmera. W bydgoskiej uczelni pracowałem najpierw jako adiunkt, kolejno docent kontrak­towy, wykładając teorię i historię literatury polskiej (roman­tyzm krajowy).

W ciągu dwudziestu lat pracy prowadziłem seminaria ma­gisterskie na kierunkach: pedagogika kulturalno-oświatowa, bibliotekoznawstwo i literatura regionalna. W tych zakresach wypromowałem dwustu magistrów. W latach 70. pełniłem obowiązki prodziekana Wydziału Humanistycznego (studia zaoczne). Od roku 1995 przebywam na emeryturze.

Obecnie jestem członkiem Towarzystwa Miłośników Miasta Bydgoszczy (w 1980 roku wyróżniono mnie dy­plomem Honorowego Członka TMMB). Współpracuję z wydawnictwami Towarzystwa: „Kroniką Bydgoską" i „Kalendarzem Bydgoskim".

Moje zainteresowania kulturą i piśmiennictwem re­gionalnym stale się powiększają. W kręgu badań — oprócz Kociewia - mieszczą się Kujawy i Pałuki. Z ważniejszych publikacji (jest ich ok. 300), pozwolę sobie wymienić nastę­pujące: „Polski ruch teatralny na Kujawach" (Wydawnictwo WSP), „Życie kulturalno-społeczne, teatralne i literackie w Bydgoszczy w latach 1919-1939" (Wyd. WSP), „Mały słownik pisarzy Kujaw i Pomorza" (Biblioteka „Metafo­ry"), „Literatura popularna Wielkopolski i Pomorza" (Wyd. WSP), „Literacki świat Ludwika Sztyrmera. Studia o pol­skiej powieści psychologicznej" (Wyd. WSP).

Szkice i studia publikuję w licznych periodykach, m.in. w „Kociewskim Magazynie Regionalnym", „Informatorze Pelplińskim", „Roczniku Kulturalnym Kujaw i Pomorza", „Metaforze" (Bydgoszcz), „Informatorze Kulturalnym" (Bydgoszcz), a także w „Zeszytach Naukowych" bydgoskiej WSP (1980-1996), ponadto na łamach „Ziemi Kujawskiej" (Inowrocław).

Kilka obszernych studiów ukazało się w cyklicznym wydawnictwie Bydgoskiego Towarzystwa Naukowego (Warszawa - Poznań - 1970-1974; m.in. szkic „Pisarze zie­mi pomorskiej w latach 1921-1970"). W latach 1980-1989 zostałem wyróżniony Medalem Kujawsko-Pomorskiego To­warzystwa Kulturalnego za zasługi na rzecz regionu, ponad­to medalem „Za zasługi dla miasta Bydgoszcz".

Sporo biografii zamieściłem w „Słowniku Biograficz­nym Pomorza Nadwiślańskiego".

Odznaczony zostałem m.in. Krzyżem Kawalerskim i Medalem Komisji Edukacji Narodowej.

KMR 45

ziemi włoskiej, Toskania skoja­rzyła się z jego ukochanym Ko­ciewiem i wówczas przyszły mu na myśl słowa Karola Wojtyły z jego poematu „Myśląc Ojczy­zna"- ku tobie ziemio.

Kociewie, to też moja oj­czyzna, ziemia moich przod­ków. Każdy człowiek powi­nien mieć swoje miejsce na ziemi, „swoją Itakę", do której

powraca i z którą się identyfikuje. Moim miejscem urodzenia (tu przesuwam nieco wehikuł

czasu by z mroku zapomnienia wydobyć moją zamazanąjuż przeszłość), jest Pelplin.

Urodziłem się w tym mieście w 1932 roku. Mój ojciec, Władysław, był długoletnim drukarzem w pelplińskim wy­dawnictwie „Pielgrzym", matka prowadziła dom. 1 września 1939 roku miałem pójść do pierwszej klasy szkoły powszech­nej. Poznałem ją miesiąc później, ale była to szkoła inna, nie­miecka, do której nas przymusowo zapisano. W Pelplinie, jak w innych polskich miastach, szalał terror. Były pierwsze ofia­ry. W pamięci utkwiła masakra pelplińskiego duchowieństwa Kapituły Katedralnej. Pomijam szczegóły opisane w książce Alojzego Męclewskiego, „Pelplińska jesień".

Szkoły polskiej doczekałem się pięć lat później; naj­pierw podstawowej, następnie średniej. Nosiła ona nazwę „Prywatne Gimnazjum i Liceum Koedukacyjne Stolicy Bi­skupiej w Pelplinie", sięgającej do tradycji przedwojennego „Collegium Marianum".

Po złożeniu egzaminu dojrzałości w 1951 roku, podją­łem studia polonistyczne, najpierw w gdańskiej Wyższej Szkole Pedagogicznej, zakończone na Uniwersytecie Miko­łaja Kopernika w Toruniu.

Pracę pedagogiczną podjąłem w roku 1954 w Ełku, lecz po jego upływie postanowiłem powrócić do mojego rodzin­nego miasta. Tu, wraz z żoną Emilią także polonistką zosta­liśmy zatrudnieni w miejscowym LO, w mojej dawnej szko­le, w której byłem, niegdyś uczniem. Po dziewięciu latach pracy - wraz z rodziną - przeniosłem się do Kościerzyny. Pobyt w tym mieście pozwolił nam wszechstronnie poznać kulturę Kaszubów, ich przeszłość i zwyczaje, co zaowoco­wało moimi publikacjami o tym regionie.

Parę lat później otrzymałem propozycję podjęcia pracy naukowej w bydgoskiej Wyższej Szkole Nauczycielskiej,

siędzu Januszowi St. Pasierbowi, kiedy swe--go czasu podróżował po

I KOCIEWSKI KONKURS LITERACKI IM. ROMANA LANDOWSKIEGO

Towarzystwo Miłośników Ziemi Tczewskiej wspólnie z Miejską Biblioteką Publiczną w Tcze­wie ogłasza konkurs, którego celem jest przybliżenie osoby Romana Landowskiego - poety, pisa­rza, wybitnego regionalisty. Konkurs ma charakter regionalny i skierowany jest do przedszkoli, szkół podstawowych, gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych, a w kategorii juweniliow także do studentów wyższych uczelni.

Poniżej publikujemy regulamin konkursu.

Organizator: - Towarzystwo Miłośników Ziemi Tczewskiej -Miejska Biblioteka Publiczna im. Aleksandra Skulteta

w Tczewie.

Cele: - Przybliżenie osoby i spopularyzowanie dorobku poety,

pisarza, wybitnego regionalisty Kociewia. - Popularyzacja kultury żywego słowa. - Inspirowanie i promocja twórczości artystycznej mło­

dych ludzi. - Kształtowanie aktywnej postawy młodych ludzi wobec

zjawisk kultury. -Propagowanie uniwersalnych i regionalnych wartości

kultury Kociewia, zgodnie z mottem Romana Landow­skiego - Honorowego Obywatela Miasta Tczewa - Naj­ważniejsze, by w twórczości swojej ślad o ziemi najbliż­szej zostawić.

Patronat honorowy: - Parlamentarny Zespół Kociewski pod przewodnictwem

Senatora Andrzeja Grzyba - Jan Kulas - Poseł na Sejm RP - Jan Kozłowski - Marszałek Województwa Pomorskiego - Zenon Odya - Prezydent Miasta Tczewa - Leszek Burczyk — Starosta Starogardzki - Marzena Kempińska - Starosta Świecki - Witold Sosnowski - Starosta Tczewski

Patronat medialny: - TVP Gdańsk - TV TeTka - Radio Głos - Radio Fabryka Tczew - Dziennik Bałtycki - Gazeta Tczewska - Kociewski Magazyn Regionalny

Adresaci: W konkursie mogą wziąć udział reprezentacje przed­

szkoli, szkół podstawowych, gimnazjów i szkół ponadgim­nazjalnych, a w kategorii juweniliow także studenci wyż­szych uczelni.

IMPREZA MA CHARAKTER REGIONALNY

Termin: • 13 listopada 2008 r., godz. 10.00 - eliminacje katego­

rii: recytacje, poezja śpiewana, programy poetycko-mu­zyczne, inscenizacje;

• 14 listopada 2008 r., godz. 11.00 - finał konkursu. W przypadku dużej liczby zgłoszeń organizator za­

strzega sobie prawo dokonywania zmian w ww. ramo­wym programie. O ewentualnych zmianach poinformu­jemy wszystkich uczestników drogą elektroniczną lub pocztową.

Miejsce: - Miejska Biblioteka Publiczna im. Aleksandra Skulteta

w Tczewie (eliminacje) - Centrum Regionalno-Wystawiennicze Dolnej Wisły

w Tczewie (eliminacje) - Centrum Kultury i Sztuki w Tczewie (finał)

Szczegółowy program: Szczegółowy program I Kociewskiego Konkursu Li­

terackiego im. Romana Landowskiego zostanie podany w terminie do 20.10.2008 r. na stronach internetowych: www.tczew.pl oraz www.tmzt.tczew.pl i www.mbp. tczew.pl Będzie ponadto przekazany drogą elektroniczną do placówek, które w zgłoszeniu podadzą adres e-mail.

Kategorie konkursowe: - recytacje poezji i prozy - programy poetycko-muzyczne - inscenizacje - poezja śpiewana - juwenilia literackie (młodzieńcze utwory twórcy).

I Kociewskiemu Konkursowi Literackiemu towarzy­szyć będzie konkurs plastyczny na ilustracje do utworów Romana Landowskiego.

Prace plastyczne winny być oznaczone dowolnym godłem słownym lub cyfrowym, a w dołączonej zakle­jonej kopercie, opatrzonej takim samym godłem, nale­ży zamieścić kartkę z danymi autora: imię i nazwisko, wiek, adres pocztowy i elektroniczny oraz nr telefonu placówki.

Placówka typuje maksymalnie 3 prace.

Termin nadsyłania prac plastycznych do Miejskiej Bi­blioteki Publicznej im. A. Skulteta (ul. J. Dąbrowskiego 6, 83-110 Tczew) upływa z dniem 10.10.2008 r.

Termin nadsyłania zgłoszeń na Konkurs Literacki 10.10.2008 r. (decyduje data stempla pocztowego)

Adres organizatora: Miejska Biblioteka Publiczna im. Aleksandra Skulteta

ul. J. Dąbrowskiego 6, 83-110 Tczew,

tel. 058 531 35 50, e-mail: [email protected] lub [email protected].

Założenia regulaminowe

KATEGORIA: RECYTACJE

1. Placówka typuje maksymalnie trzech uczestników. 2. Każdy z nich przygotowuje do prezentacji jeden wiersz

lub fragment prozy Romana Landowskiego. Czas pre­zentacji nie może przekroczyć 5 minut.

46 KMR

3. Zgłoszenie powinno zawierać następujące dane: imię i nazwisko recytatora, pełną nazwę, adres, numer telefo-nu/faxu oraz e-mail szkoły, a także tytuł utworu przygo­towanego do recytacji.

Do zgłoszenia trzeba bezwzględnie dołączyć dwa eg­zemplarze recytowanych tekstów (podpisane imieniem i na­zwiskiem uczestnika).

KATEGORIA: PROGRAMY POETYCKO-MUZYCZNE

1. Placówka przygotowuje tylko jeden program, którego czas trwania nie może przekroczyć 10 minut.

2. Zespół wykonawców nie może liczyć więcej niż 10 osób.

3. W programie należy prezentować tylko twórczość Ro­mana Landowskiego, nie dopuszcza się możliwości wy­korzystania tekstów innych autorów.

4. Programy nie mogą składać się jedynie z prezentacji wo­kalno-instrumentalnych (muszą być połączeniem muzy­ki i słowa mówionego, co sugeruje nazwa kategorii).

5. Ze względów techniczno-organizacyjnych nie będzie możliwości przeprowadzenia prób.

6. Zgłoszenie powinno zawierać: tytuł programu, wy­kaz wykorzystanych utworów Romana Landowskiego, imiona i nazwiska wykonawców oraz autora scenariu­sza, a także nazwę, adres, nr telefonu/faxu oraz e-mail placówki.

Do zgłoszenia należy dołączyć dwa egzemplarze scenariusza, a także informację dotyczącą sprzętu na­głaśniającego i ewentualnych próśb kierowanych do or­ganizatora.

KATEGORIA: INSCENIZACJE

1. Placówka przygotowuje tylko jeden program, którego czas trwania nie może przekroczyć 10 minut.

2. Zespół wykonawców nie może liczyć więcej niż 10 osób.

3. Ze względów techniczno-organizacyjnych nie będzie możliwości przeprowadzania prób.

4. Zgłoszenie powinno zawierać: tytuł inscenizacji, ty­tuł wykorzystanego utworu R. Landowskiego, imio­na i nazwiska wykonawców oraz autora scenariusza a także nazwę adres, nr telefonu/faxu oraz e-mail placówki.

Do zgłoszenia należy dołączyć dwa egzemplarze scena­riusza, a także informację dotyczącą sprzętu nagłaśniającego i ewentualnych próśb kierowanych do organizatora.

KATERGORIA: POEZJA ŚPIEWANA

1. Każdą placówkę reprezentuje jeden uczestnik, któremu może towarzyszyć akompaniator lub zespół instrumen­talny, liczący nie więcej jak pięć osób.

2. Każdy uczestnik przygotowuje jeden wiersz lub frag­ment prozy Romana Landowskiego w wersji wokalnej.

3. Jury oceniać będzie m.in., czy muzyka i wykonanie są adekwatne do prezentowanego tekstu oraz walory arty­styczne.

4. Zgłoszenie powinno zawierać: imię i nazwisko wyko­nawcy i autora muzyki, tytuł prezentowanego utworu, nazwę, adres, nr telefonu/faxu oraz e-mail placówki, a także informację dotyczącą ilości mikrofonów.

KATEGORIA: JUWENILIA LITERACKIE

1. Każdy uczestnik przygotowuje własny jeden wiersz lub małą formę prozatorską, nieprzekraczającą 2 str. maszy­nopisu, (w trzech egzemplarzach), który należy opatrzyć godłem słownym lub cyfrowym.

2. Temat utworu powinien dotyczyć miejscowości, z której pochodzi autor (uczestnik konkursu) lub innej, położo­nej na Kociewiu.

3. W załączonej kopercie (opatrzonej tym samym godłem) należy podać imię, nazwisko, wiek, adres, nr telefonu autora oraz nazwę i adres placówki.

Informacje dodatkowe

1. Członkami jury w poszczególnych kategoriach kon­kursowych będą znawcy twórczości Romana Lan­dowskiego, znani regionaliści i nauczyciele-profesjo-naliści.

2. Laureaci konkursu otrzymają dyplomy oraz nagrody rzeczowe, zaś placówka i wszyscy uczestnicy dyplomy potwierdzające udział w konkursie.

3. Organizator nie będzie przyjmował zgłoszeń telefonicz­nych. Druk zgłoszenia można pobrać ze stron interneto­wych www.tmzt.tczew.pl i www.mbp.tczew.pl

4. Nie będą wysyłane odrębne zaproszenia na konkurs. Laureaci konkursu, autorzy nagrodzonych utworów literackich i prac plastycznych zaproszeni zostaną pocztą elektroniczną lub telefonicznie do udziału w finale.

5. Autorzy juweniliów literackich nadesłanych na konkurs wyrażają pisemną zgodę na ewentualne publikowanie tych prac.

6. Wszelkie zgłoszenia niezgodne z regulaminem i dokona­ne po terminie nie będą przyjmowane.

7. Organizatorzy nie zapewniają możliwości przeprowa­dzenia prób.

8. Organizator zobowiązuje się do załączenia do Regulami­nu Konkursu bibliografii twórczości Romana Landow­skiego. Pełny wgląd do dorobku regionalisty zapewnia MBP w Tczewie.

9. Wszelkich informacji udzielają: • przewodnicząca Komitetu Organizacyjnego - Eleonora

Lewandowska (tel. 601 685 363, e-mail: [email protected]

• z-ca przewodniczącej - Urszula Wierycho (tel.058 531-35-50, e-mail: [email protected]

10. Informacje o konkursie znajdują się w Internecie na stro­nie www.tmzt.tczew.pl i mbp.tczew.pl

11. Organizator będzie przekazywał systematycznie infor­macje nt. konkursu drogą elektroniczną pod warunkiem otrzymania adresu e-mail.

12. Dla większego spopularyzowania twórczości Romana Landowskiego zachęca się, aby udział placówki w Kon­kursie był poprzedzony organizacją etapu szkolnego. Prosi się wówczas o pobranie ze strony internetowej dru­ku protokołu i przesłanie go odwrotną pocztą do MBP im. A. Skulteta w Tczewie.

Zapraszamy do udziału w konkursie

KMR 47

LITERACKIE ŁAMY

„Nowa Wieś Rzeczna" jest już siódmą książką autorstwa Krzysztofa Kowalkowskiego prezentującą historie kociewskich wsi i parafii. Autor, choć urodzony i mieszkający w Gdańsku, od lat zajmuje się opisywaniem historii Kociewia, czy to wydając monografie czy też pisząc liczne artykuły do regionalnych gazet i czasopism. Nie sprowadza przy tym historii opisywanej wsi jedynie do poszukiwań w archiwach i w drukowanych źródłach historycznych. Przedstawia także historię tę bliższą, opowiedzianą przez byłych i dzisiejszych mieszkańców wsi, a także tę, która pozostała w opowieściach ich ojców bądź dziadków. Ale sięgając do przepastnych czeluści archiwów znajduje w nich i takie informacje, o których mało kto wie, jak choćby tę o istniejącym przed laty w Nowej Wsi Rzecznej drewnianym kościele parafialnym, podając także jego piękny staropolski opis. Całość jest wzbogacona licznymi mapami i fotografiami.

Promocja książki odbyła się 28 marca 2008 roku w Gdańsku podczas spotkania Trójmiejskiego Klubu Kociewiaków.

Poniżej przedstawiamy Przedmowę do niniejszej książki.

STANISŁAW POŁOM Wójt Gminy Starogard Gdański

Przedmowa

owa Wieś Rzeczna, miej scowość na obrzeżach Staro­gardu. Któż z nas nie przejeżdżał tamtędy udając się w stronę Chojnic lub nadjezioro staroleskie? Uważ­

niejsi obserwatorzy wiedzą, że we wsi istnieje pałac z XIX wieku, cmentarz z zabytkowymi grobami czy punkt widokowy - Gliniasta Góra. Na tym w zasadzie nasza wiedza się koń­

czy. Miejscowość ma jednak bogatą, sięgającą czasów księ­cia Grzymisława, historię. Historię, którą z całą pewnością warto poznać. Teraz mamy ułatwione zadanie, a to za sprawą Krzysztofa Kowalkowskiego, niestrudzonego badacza Ko-ciewia. Autor, z urodzenia gdańszczanin, dał się poznać jako dociekliwy analityk i miłośnik historii, chociażby poprzez

MARIA PAJĄKOWSKA-KENSIK

Gruczno - miejscowość niezwykła

nóstwo dowodów na to możemy znaleźć w ob­szernej publikacji Bedeker gruczeński, praca zbiorowa pod redakcją Jadwigi Luterek-Cho-

lewskiej, która bardzo wytrwale i rzetelnie pracowała nad nią latami.

Książkę wydało należące do Więźby Kociewskiej Towa­rzystwo Przyjaciół Dolnej Wisły. Właśnie Wisły, którą zwykle wymienia się przy określaniu granic Kociewia, choć nie zna­lazła się w ważnym tekście Dzie Wierzyca, Wda przy śrebnym fal śpsiewie... Może Autor uznał, że jest to zbyt oczywiste.

We wstępie do bedekera Autorka tłumaczy dlaczego Grucz-no. Tu, w starym młynie, znalazło swą siedzibę Towarzystwo Przyjaciół Dolnej Wisły skupiające ludzi niepospolitych, cią­gle ciekawych świata, wzbogacających dziedzictwo kulturowe Pomorza wpisane w park krajobrazowy. Zasada - swoje jak najlepiej poznać - o nie się troszczyć, a potem chwalić cudze... i swoje - przyczyniła się do powstania najpierw (w 2005 r.) in­formatora turystycznego Gruczno będącego krótką prezentacją ciekawej historii wsi oraz projektów badawczych TPDW.

Okazało się, że tak jak warto chronić stare jabłonie (ko­lekcja w pobliżu Gniezna), tak trzeba chronić i gromadzić

48

stare fotografie, by uwiecznić dzieje rodzin, rodów, ważnych wydarzeń dla wiejskiej wspólnoty. Pokazane na wystawie podczas IV Biesiady Regionalnej (parafia w Grucznie może być wzorem aktywności w organizowaniu Dni Kultury Chrześcijańskiej, Biesiad Regionalnych itd.), wzbudziły wielkie ożywienie, serdeczne rozmowy znajomych, różno­rodne wspomnienia, nieokreśloną tęsknotę za tym, co mi­nione i jednocześnie spostrzeżenie, że to, co bolało kiedyś, już też wyblakło...

Większość prezentowanych zdjęć znalazła się w bede-kerze. W dobrym wydaniu fotografie zachwycają (np. kolie z cmentarzyska średniowiecznego w Grucznie - por. s. 30), zadziwiają (np. zdjęcie gruczeńskich rzemieślników z lat 30. XX wieku. Ilu ich było, jakie specjalności, jak elegancko się prezentowali - por. s. 175). Szkolnych wzruszy zapewne widok ustawionych w rzędy uczniów przedwojennej szkoły w niedalekim Kosowie (kto jeszcze nosi takie kokardy na głowie...) Słowem czarno-białe i kolorowe zdjęcia w bede-kerze podnosząjego atrakcyjność.

Źródłem pozyskiwania informacji były zasoby archi­wów, opracowania naukowe, ustne przekazy mieszkańców

KMR

takie książki jak: „Historia wsi i parafii Krąg" i „Brzeźno Wielkie. Z dziejów wsi".

Dzięki wielomiesięcznej pracy autora, analizom teks­tów źródłowych oraz rozmowom z wieloma osobami Czytelnik otrzymuje publikację poświęconą Nowej Wsi Rzecznej koło Starogardu Gdańskiego. W ten sposób kolejna wieś w Gminie Starogard doczekała się opisania swoich dziejów.

Czytając tę książkę dowiedzieć się można kto i kiedy sprzedał wieś Krzyżakom, jak w wyniku wielowieko­wej ewolucji Molenwald stał się Nową Wsią i dlaczego w latach pięćdziesiątych XX wieku do nazwy dodano „Rzeczna". Poznamy także historię i wygląd nieistnie­jącego dziś kościoła oraz losy pałacu i jego kolejnych właścicieli.

Nakreślone są też najważniejsze dla dziejów miejscowo­ści postaci. Poznamy osoby, które swoją działalnością przy­czyniły się do rozwoju wsi i miały znaczący wpływ na jej dzieje. Końcową część publikacji stanowią krótkie rysy hi­storyczne wsi sąsiadujących z Nową Wsią Rzeczną. Całość książki stanowi ciekawy materiał publicystyczny. W dobie internetu, globalizacji i ciągłego pośpiechu warto na chwilę zatrzymać się i poznać dzieje miejscowości, która stanowi część naszej małej ojczyzny.

Krzysztof Kowalkowski, Nowa Wieś Rzeczna, Wydawnictwo REGION Gdynia 2008, form. 17 x 24 cm, s. 128, ii.

oraz wyszukiwarka internetowa Google - podała J. Luterek-Cholewska.

Gniezno było wcześniej w obszarze zainteresowań et­nograficznych ks. Władysława Łęgi (por. jego Okolice Świecia. Materiały etnograficzne, Gdańsk 1960). Autor­ka korzystała też z niepublikowanej pracy magisterskiej Cz. Rogalewskiego Dzieje wsi Gruczno napisanej w 1976 roku pod kierunkiem znanego na Pomorzu historyka, prof. W. Odyńca.

Zakres zgromadzonego materiału, sposób prezentacji budzą podziw dla redaktorki i całego zespołu. Publikacja za­pewne ucieszy regionalistów, pod ręką będą mieli dowody na niezwykłość południowej bramy Kociewia.

Miałam prawdziwą przyjemność konsultować niektó­re kwestie językowe i opracować skrótowo hasło Kocie­wie, więc pozwalam sobie na tę pozycję zwrócić uwagę Czytelników KMR. Jeśli więcej miejscowości kociew-skich będzie miało takie bedekery, nasz region będzie bogatszy.

Książkę kończy poetycki tekst ks. Franciszka Kameckie-go (właśnie ten niezwykły kapłan też tu jest proboszczem) - dajcie znak, jeśli miałbym pozostać tutaj nad Wisłą... Tu jestem radosny siedząc na kamieniu jak pozostałość po­koleń i epok...

Do Gniezna trzeba zajrzeć, a bedeker przeczytać!

Praca zbiorowa pod red. Jadwigi Luterek-Cholewskiej, Bedeker gru-czeński, Towarzystwo Przyjaciół Dolnej Wisły, 2007 form. 16,5 x 23,5 cm, s. 240, ii.

W następnym numerze między innymi:

• Edukacja Oparta O wartości (CZ. I) Kazimierza Denka

• Regionalnie i ludOWO Edmunda Zielińskiego

• 60-lecie Harcerskiej Orkiestry Dętej Kazimierza ickiewicza

• Historia parafii W Pogódkach (CZ. I) Anny Chilickiej i Haliny Kamińskiej

• Niezwykłe Odkrycie Andrzeja Wędzika z cyklu Pradzieje Kociewia

Fot. Małgorzata Pauch