Upload
others
View
0
Download
0
Embed Size (px)
Citation preview
AGATA MŁODAWSKA, TURYŚCI KONTRA PODRÓŻNICY, CZYLI NAUKISPOŁECZNE JADĄ NA WAKACJE, PAMIĘĆ REWOLUCJI 1 905 – NIE TYLKODLA LEWICY, Z MICHAŁEM GAUZĄ ROZMAWIA KACPER LEŚNIEWICZDEKOMUNIZACJA? DOBRY MOMENT DLA LEWICY – ROZMOWAZ DR. MIKOŁAJEM MIROWSKIM, MARCIN GIEŁZAK, KONKRETY, NIEKOMPLEMENTY FILIP LEŚNIEWICZ, „HOMO SOVIETICUS”, CZYLITISCHNER, LIBERALIZM I LEWICA NA SMYCZY MAINSTREAMU KRZYSZTOFPOSŁAJKO, „ZIEMIA OBIECANA”PO RAZ DRUGI MACIEJ OSTROWSKI,MIESZKANIE – LUKSUSOWY TOWAR CZY NIEZBYWALNE PRAWO? KAROLTRAMMER, W DWA LATA DOOKOŁA POLSKI PATRYK ZAKRZEWSKI,CHŁOPSKI FUTURYSTA KONRAD MALEC, PTAKWYKLĘTY MATEUSZSOWIŃSKI, BARWNY ŚWIAT PLUJKOWATYCH ANDRZEJ MUSZYŃSKI,BRUNEI, CZYLI GDZIE KOŃCZY SIĘ ZAPAŁWIOLETTA GRZEGORZEWSKA,FRAGMENTY POWIEŚCI „STANCJE” SYLWIAWAWRZYNIAK, DECYZJAJUSTYNA REMBISZEWSKA, NOCE I DNIE LEWICY NA PERYFERIACH
Lipiec 201 77 (1 8) /201 7
Drogie Czytelniczki, DrodzyCzytelnicy!
Nowy numer naszego pisma ukazuje się w środku wakacji , gdy ci, którzy
mogą, podróżują do miejsc mniej lub bardziej odległych. O tym, co podczas takich
podróży zobaczyć może socjolog, pisze w swoim fel ietonie Agata Młodawska,
a o utrudnionym podróżowaniu koleją po Polsce, nie tylko zresztą w okresie
wakacyjnym, mówi tekst Karola Trammera, przedrukowany z ostatniego wydania
„Z Biegiem Szyn”.
W wydaniu znajdziecie również dwa artykuły poświęcone problematyce
miejskiej: Maciej Ostrowski wysłuchał ekspertów mówiących o perspektywach
polskiego mieszkalnictwa na przykładzie Trójmiasta, a Krzysztof Posłajko podjął
temat napędzanego outsourcingiem rozrostu demograficznego Krakowa
i wynikających stąd zagrożeń dla przyszłości miasta i jego mieszkańców.
Z innymi, symbolicznymi aspektami przestrzeni miejskiej związane są
wywiady z Mikołajem Mirowskim i Michałem Gauzą. W pierwszym mowa jest
o „dekomunizacji” nazewnictwa miejskiego, w drugim – o celach, sukcesach
i wyzwaniach, na jakie natrafia działalność łódzkich aktywistek i aktywistów
przywracających pamięć o Rewolucji 1 905 roku. Również o aktywizmie, tym razem
jednak politycznym, real izowanym w trudnych warunkach Podlasia, pisze Justyna
Rembiszewska. O zgoła nieperyferyjnej pol ityce, czyl i relacjach francusko-
amerykańskich po wyborze Emmanuela Macrona oraz ostatnich protestach
w Polsce i ich skutkach politycznych, traktują artykuły Marcina Giełzaka i Fil ipa
Leśniewicza.
W„Nowych Peryferiach” nie może zabraknąć dobrej l iteratury współczesnej
i równie dobrych ilustracji . W tym miesiącu przeczytacie kolejne opowiadanie
Andrzeja Muszyńskiego, fragment powieści Wioletty Grzegorzewskiej „Stancje” ,
która niebawem ukaże się nakładem W.A.B, oraz opowiadanie Sylwii Wawrzyniak.
I lustracje do tekstów przygotowali dla Was Natal ia Kulka, Wacław Andrzej Marat
i Aga Gójska. O l iteraturze starszej przeczytacie natomiast w tekście Patryka
Zakrzewskiego, który przypomina twórczość i program literacki Stanisława
Młodożeńca, „chłopskiego futurysty”.
Numer dopełniają artykuły przyrodników. Konrad Malec i Mateusz Sowiński
walczą o dobre imię zwierząt pospol itych i niecieszących się dobrą sławą – gołębi
oraz much, a my mamy nadzieję, że przyłączycie się do ich szlachetnej krucjaty.
Zapraszamy do lektury.
Redakcja „Nowych Peryferii”
Agata Młodawska, Turyści kontra podróżnicy,
czyli nauki społeczne jadą na wakacje............................................................................................ 5
Pamięć Rewolucji 1905 – nie tylko dla lewicy,
z Michałem Gauzą rozmawia Kacper Leśniewicz....................................................................... 1 0
Dekomunizacja? Dobrymoment dla lewicy
– rozmowa z dr. Mikołajem Mirowskim........................................................................................ 1 8
Marcin Giełzak, Konkrety, nie komplementy.................................................................................. 28
Fil ip Leśniewicz,
„Homo sovieticus”, czyli Tischner, liberalizm i lewica na smyczymainstreamu.................... 33
Krzysztof Posłajko, „Ziemia obiecana”po raz drugi..................................................................... 40
Maciej Ostrowski, Mieszkanie – luksusowy towar czy niezbywalne prawo? ....................... 45
Karol Trammer,Wdwa lata dookoła Polski................................................................................... 59
Patryk Zakrzewski, Chłopski futurysta.............................................................................................67
Konrad Malec, Ptakwyklęty................................................................................................................ 79
Mateusz Sowiński, Barwny świat plujkowatych ........................................................................... 91
Andrzej Muszyński, Brunei, czyli gdzie kończy się zapał............................................................ 1 00
Wioletta Grzegorzewska, Fragmenty powieści „Stancje”.......................................................... 1 04
Sylwia Wawrzyniak, Decyzja...............................................................................................................1 1 4
Justyna Rembiszewska, Noce i dnie lewicy na peryferiach ....................................................... 1 25
Spis treści
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 5
„Czym się różnią ludzie podróżujący do Benidormu od podróżujących do
Mongolii?” – zapytał podręcznik do angielskiego, z którego właśnie przygotowy-
wałam lekcje.
Jedni mają więcej pieniędzy, a drudzy… – pomyślałam odruchowo. Nie by-
łam nigdy w Benidormie (wspólnota autonomiczna Walencja) nad Morzem Śród-
ziemnym, ale większość znanych mi Basków uśmiechała się z pol itowaniem na
samo wspomnienie tej miejscowości. Benidorm był dla nich odpowiednikiem hot
dogów i lodów świderków owiniętych w parawan złożony pod plastikową palmą,
symbolem wakacyjnej tandety, do którego na wakacje zjeżdżał cały Kraj Basków
w pogoni za słońcem.
Pytanie o Benidorm i Mongolię było wprowadzeniem do lektury tekstu, trak-
tującego o podróżnikach i turystach. Zamyśl iłam się jeszcze raz. Jak to szło? Włó-
częga i turysta, pierwszy przemieszcza się, bo musi, a drugi, bo chce. Kiedy to było?
2004 albo 2005, zajęcia z global izacji albo ze współczesnych teorii socjologicznych.
Model tak prosty, że dawał nieograniczone wręcz możl iwości krytyki. Bo nie ma
statystyk, które to potwierdzają. Bo opozycje binarne. Bo Bauman powtórzył to sa-
mo w pięciu różnych książkach. Bo uprościł: ludzie, którzy podróżują z własnej
woli, jako duża zbiorowość skazani są na podzbiory – podział na zwiedzających
i podróżujących jest tego najlepszym dowodem.
Agata Młodawska
Turyści kontra podróżnicy,czyli nauki społeczne jadą
na wakacje
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 6
Podręcznikowa czytanka o tury-
stach i podróżnikach stworzona została
na podstawie tekstu opublikowanego
w „The Telegraph” w 201 2, przeciwsta-
wiającego zbiorowego turystę samotne-
mu podróżnikowi. Ten drugi na ogół
pogardza tym pierwszym, chociaż –
w oczach autora – nie ma ku temu naj-
mniejszych powodów. Wprost przeciw-
nie, turyści mają wiele zalet. Przede
wszystkim są bardziej skłonni do kupo-
wania suwenirów, odrzucanych przez
podróżników jako kiczowate, przez co
wspomagają lokalna gospodarkę, pod-
noszą PKB i dają pracę. Ponadto są
znacznie milszymi ludźmi niż nadęci
i ponurzy podróżnicy, konsumujący
smutne mięso jaka gdzieś w Mongolii,
ewentualnie spoglądający melancholij-
nie na turystów samotnie sącząc drinki
w barze. Ich postawa jest głęboko pod-
szyta hipokryzją, ponieważ w głębi du-
szy marzą o tym, aby móc stać się częścią
kolorowego tłumu, wespół w zespół ru-
szyć na lwy by; co i tak im się nie uda, bo
są smutasami. Szczególnym przypad-
kiem hipokryzji była znajoma autora, so-
cjalistka, która pogardzała Benidormem
– a powinna przecież zażywać wy-
wczasu z masami, shouldn’t she?
AUTORAGATA MŁODAWSKA
urodzona w roku 1 983.
Absolwentka wiejskiej
podstawówki oraz Instytutu
Socjologii UJ, gdzie w 2007 roku
obroniła pracę magisterską.
Współzałożycielka
i współpracowniczka Nowych
Peryferii . Najczęściej mieszka
w Hiszpanii , z kilkumiesięcznymi
przerwani na wizyty w Polsce.
Interesuje się teoriami
postkolonialnymi, które stara się
twórczo zmiksować z teoriami
rozwoju, wskutek czego znajduje
pewne podobieństwa między
procesami społecznymi w różnych
częściach globu. Duże wrażenie
zrobiły na niej publ ikacje Fatimy
Mernissi, Michaela Buroway’a,
El isabeth Dunn, Davida Osta,
Brunona Latoura, Saskii Sassen,
Edwarda Saida, Amartyi Sena,
Chantal Mouffe, Juana Goytisolo,
Pierra Bourdieu oraz Ani Loomby.
Zawodowo zajmuje się real izacją
i koordynowaniem badań
społecznych, co sprowadza ją na
manowce współpracy z rozmaitymi
instytucjami (m. in. Bankiem
Światowym). W wolnych chwilach
blogerka i autorka reportaży.
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 7
Tymczasem turyści są zawsze w grupie i wesoło się bawią. Sam autor artyku-
łu, Anthony Peregrine, destination expert, miał przyjemność uczestniczyć w autoka-
rowej wycieczce i spędził wiele radosnych chwil, bynajmniej nie ironicznie. Nie
rozumie też, dlaczego podróżnicy mają ochotę unikać za granicą turystów zWiel-
kiej Brytanii - z anegdotycznych dowodów, jakie zebrał na południu Francji , wyni-
ka, że Brytyjczycy cieszą się wyjątkowym szacunkiem, choć w obleganych
śródziemnomorskich miejscowościach lokalsi mogą być nimi nieco zmęczeni.
Peregrine odżegnuje się wprawdzie od wartościowania wakacyjnych wybo-
rów; z artykułu jasno jednak wynika, że tym, co wyróżnia podróżników, są paskud-
ny charakter, dziwaczny snobizm oraz szerzenie nienawiści do wesołych turystów.
Kwestie materialne są w artykule wątkiem pobocznym – autor nie pisze o bo-
gaczach pogardzających biednymi, ale o kulturalnych ludziach tworzących swoisty
przemysł pogardy. Na całą sprawę można jednak spojrzeć z nieco szerszej perspek-
tywy, uznać, że style konsumpcji są częścią różnic klasowych (Pierre Bourdieu,
o panu mowa) i ruszyć w dalszą drogę.
Łatwo zauważyć, że czynnikiem odróżniającym turystę od podróżnika jest
i lość czasu wolnego. Wyjazd na własną rękę w nietknięte turystycznym przemy-
słem tereny (o ile jeszcze takie istnieją, może lepszym określeniem byłoby„mniej
Zdjęcie: Pixabay
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 8
dotknięte”) wymaga dłuższego planowania i większych nakładów czasu. Podróżni-
cy nie wydają się ograniczeni dniami urlopu, mogą dzięki temu pozwolić sobie na
poszukiwania i dogłębne poznawanie lokalnej kultury. W przeciwieństwie do nich
turyści mają w najlepszym wypadku dwa tygodnie wolnego – jeśl i oczywiście ma-
ją płatny urlop, a nie przerwę pomiędzy umowami o dzieło. Muszą zaoszczędzić na
czasie, więc jeżdżą na zorganizowane wycieczki, udają się do sprawdzonych miejsc,
kupują oferty typu „Polska: 1 0 miast w osiem dni” (autentyczna oferta jednego
z naszych biur podróży), tak aby zobaczyć jak najwięcej w jak najkrótszym czasie,
biegając od zabytku do zabytku, od muzeum do muzeum. W czasach, kiedy wielu
pracowników nie może l iczyć na stałe godziny pracy, o płatnym urlopie nie wspo-
minając, podróżnicy mogą być łatwo zaszufladkowani jako bobos i budzić resenty-
ment, znany już z Dwurnikgate.
I nie chodzi o to, czy przeciętny turysta zachowuje się gorzej od przeciętnego
podróżnika. Nie są problemem statystyki dotyczące zakupów lokalnego rękodzie-
ła wyprodukowanego w Chinach. W realnym świecie nie obroniłoby się też zapew-
ne twierdzenie, że wszyscy podróżnicy są zawsze bardziej zamożni od turystów.
Osoba podróżująca autostopem po Afryce nie wydaje przecież o wiele więcej pie-
niędzy niż wczasowicze na dwutygodniowym urlopie w Maladze. W dodatku Cap-
tain Obvious podpowiada, że zapewne znaczna część podróżujących balansuje
pomiędzy tymi dwoma modelami, w zależności od aktualnej sytuacji życiowej.
Problemem jest sprowadzanie alternatywnej turystyki do dziwacznego snobi-
zmu, podyktowanego przede wszystkim mizantropią. To uproszczenie jest równie
niefajne, jak pogarda dla beneficjentów rządowych programów, którzy masowo
stawiają parawany na bałtyckich plażach za pieniądze podatników. Podobne ste-
reotypy często powtarzane są przez media, które do schematów dopisują kolejne
elementy. W 201 2 roku podróżnicy byl i nielubiącymi innych Brytyjczykow ponura-
kami, a gdyby tekst powstał kilka lat później, autor niewątpl iwie dodałby, że są roz-
goryczonymi przeciwnikami Brexitu, którzy nie lubią Wielkiej Brytanii i dlatego
optują za pozostaniem w UE.
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 9
I tak zwykły wyjazd wakacyjny przerabia się na deklarację pol ityczną opatrzo-
ną niewyszukaną psychoanal izą. Znani z l iteratury socjologicznej My i Oni, nie są
bynajmniej polską specjalnością. Tym samym, media wzmacniają istniejące po-
działy społeczne po to, żeby móc później załamywać ręce nad coraz bardziej po-
dzielonym społeczeństwem…
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 1 0
Kacper Leśniewicz: Dlaczego zajęliście się akurat rewolucją 1 905 r.?
Michał Gauza: Przez lata widoczna była luka, która w narracji o historii Polski
istniała między powstaniem styczniowym a odzyskaniem niepodległości. Ta luka
właściwie od transformacji ustrojowej nie jest wypełniona treścią. Rewolucja 1 905
roku nie istnieje w naszej świadomości społecznej i historycznej, choć była wyda-
rzeniem o wielkim znaczeniu, bo pokazała szeroki ruch demokratyczny, który miał
zarówno oblicze niepodległościowe, jak i społeczne. Bardzo ważne jest to, że w la-
tach 1 905–1 907 doszło do masowego zaangażowania obywatel i i obywatelek, nie-
spotykanego w powstaniach l istopadowym i styczniowym. Liczba osób, które
w ten czy inny sposób włączyły się w zmianę rzeczywistości, była większa niż
w obu powstaniach łącznie, a skutki Rewolucji na wielu polach okazały się pozy-
tywne, w przeciwieństwie do konsekwencji poprzednich zrywów.
Czy organizowana przez was kolejna rocznica rewolucji 1 905 r. ma aktu-
alny wymiar, czy niesie jakieś uniwersalne wartości, do których moglibyśmy
się jako społeczeństwo dzisiaj odwołać?
Rewolucja ma w sobie silny element emancypacji klas ludowych. Postulaty
socjalne i godnościowe były bardzo ważne dla jej uczestników. Stanowią też rodzaj
łącznika ze współczesnością. Domaganie się praw, o które wówczas walczono –
ośmiogodzinnego dnia pracy, godnych warunków zatrudnienia czy wpływu pra-
cowników na zarządzanie przedsiębiorstwem – staje się na powrót aktualne. Do-
Pamięć Rewolucji 1 905– nie tylko dla lewicy
z Michałem Gauzą rozmawia
Kacper Leśniewicz
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 1 1
dajmy do tego kwestie płatnych urlopów czy ubezpieczeń społecznych, których
dzisiaj pozbawione są osoby zatrudnione na umowach śmieciowych. Zależy nam,
żeby namysł nad ówczesnymi postulatami i walką socjalną toczoną w czasie rewo-
lucji posłużył jako przyczynek do refleksji nad dzisiejszymi warunkami pracy i życia.
W tym sensie upamiętnianie Rewolucji nigdy nie było tylko prostym przypomnie-
niem ważnego wydarzenia z historii Polski. Skupienie na wątkach społecznych
i perspektywie klas ludowych powoduje też, że chcąc nie chcąc wchodzimy w kon-
fl ikt z panującą polityką historyczną i jej światem wartości. Gdy naczelna opowieść
o historii Polski staje się z ducha mil i-
tarystyczna, szowinistyczna i ideolo-
gicznie bl iska skrajnej prawicy, my
opowiadamy o równości i wspólnocie
ponad podziałami.
Jak więc opowiadać tę histo-
rię? Do jakich jej aspektów należy
się odwoływać, by ta narracja speł-
niła swoje zadanie?
Historia ruchu emancypacji , głę-
boko demokratycznego ruchu wal-
czącego o postulaty socjalne, może
stanowić alternatywę dla opowieści
o historii Polski, która skupia się na
bitwach i armiach oraz pol itycznych
rozgrywkach el it. Zależy nam na
przedstawieniu dążeń szerokich mas
ludowych i pokazaniu, że tzw. zwykły
obywatel i zwykła obywatelka miel i
i mają wpływ na rzeczywistość. Ta
opowieść może stać się powszechna
MICHAŁ GAUZA
rocznik 1 983, magisterinformatyki na UniwersytecieŁódzkim oraz scenarzystaz PWSFTViT. Pracuje jakoprogramista. Należy do klubuKrytyki Pol itycznej w Łodzi.Popularyzator wiedzyo Rewolucji 1 905 roku,współautor tekstów do książki"Rewolucja 1 905. PrzewodnikKrytyki Pol itycznej"i organizator obchodówrocznicy Powstania Łódzkiego;prowadzi stronę internetowąhttp://rewolucja1 905.pl/.
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 1 2
wyłącznie wtedy, gdy będzie żyła nie tylko na kartach starych tekstów, okazjo-
nalnie publ ikowanych i czytanych, lecz gdy zaistnieje również na ul icy czy
w miejscach pamięci , przybierając formę rytuałów – działań wspólnotowych,
w których istotną, a może i podstawową wartością są emocje. Nasza związana
z tematem Rewolucj i praca popularyzatorska, która dzieje się w Internecie i na
ul icy, może służyć ruchom pracowniczym jako inspiracja. Tłumaczy, że prze-
szłość może być powodem do dumy i stać się oparciem w dzisiejszych działa-
niach, a w końcu pokazuje, że wszyscy możemy czuć się kontynuatorkami
i kontynuatorami działalności ważnych patronów i patronek oraz dawnych ru-
chów pol itycznych.
Pamięć o rewolucji 1 905 jest w środowiskach lewicowych powszechna,
ale już poza nimi ten temat nie rozgrzewa do czerwoności wyobraźni oby-
wateli. Czy wasza aktywność wykracza poza takie środowiskowe hołdowa-
nie pamięci o naszych ideowych przodkach, czy ma też jakieś szczególne
znaczenie w kontekście obecnego kształtu pamięci historycznej?
Nie chcemy, żeby temat Rewolucj i pozostał zamknięty w lewicowym getcie,
aby stał się sztandarowym punktem tzw. lewicowej pol ityki historycznej. Takie
instrumentalne traktowanie wydarzeń z lat 1 905–1 907 spowodowałoby, że te-
mat krążyłby między ki lkuset osobami w całej Polsce i nie znalazł szerszego od-
dźwięku. Warto przy okazji dodać, że Rewolucja 1 905 roku jest zbyt złożonym
zjawiskiem, aby dała się sprowadzić tylko do ruchu robotniczego i parti i rewolu-
cyjnych. Mówiąc o tzw. getcie pamięci można zauważyć, że osoby czy instytucje
promujące skrajnie prawicową wersję histori i n ie twierdzą, że jest to „prawicowa
pol ityka historyczna”. Ta opowieść jest określana po prostu jako patriotyczna,
ważna dla każdego Polaka i Polki . W tym kontekście „strzałem w kolano” byłoby
twierdzenie, że Rewolucja 1 905 roku jest lewicową odpowiedzią na panującą
pol itykę historyczną. To z miejsca ograniczyłoby grono odbiorców i odbiorczyń.
Język jest istotny. Wydarzenia z lat 1 905–1 907 powinny stać się ważne dla każ-
dego obywatela i obywatelki – nie tylko dla grup i parti i lewicowych.
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 1 3
Obok popularyzowania pewnego sposobu myślenia o historii, wydoby-
wania aktualności problemów społecznych, uzupełnienia czy przeciwstawie-
nia się prawicowej wizji historii, kształtowania tożsamości i grupowych
rytuałów wasza działalność ma również pewien aspekt lokalny. Jakie miejsce
zajmuje pamięć o Rewolucji 1 905 w świadomości mieszkańców Łodzi, a jakie
– pamięć o łódzkiej rewolucji w świadomości mieszkańców Polski?
Nasze miasto ma krótką, ale intensywną historię. Łódź rozkwitła w połowie XIX
wieku i stanowiła wielokulturowy poligon, na którym nieustannie dochodziło do
starć kapitału z pracą. Dlatego nie da się opowiedzieć o mieście bez przywoływania
Buntu Łódzkiego czy Rewolucji 1 905
roku oraz innych wielkich strajków
i demonstracji , często o charakterze
ekonomicznym, które wybuchały tu
w całym XX wieku. Rewolucja, oprócz
oblicza społecznego, miała także cha-
rakter pol ityczny. Jej ważną częścią
była zbrojna walka niepodległościo-
wa. Mimo to do niedawna, mniej wię-
cej od czasu transformacji ustrojowej, konfrontacja z zaborcą oraz Strajk Szkolny
z lat 1 905–1 907 były marginal izowane i zwykle pomijane w narracji o Łodzi. Próbo-
wano natomiast sztucznie windować udział mieszkańców miasta w powstaniu
styczniowym, a od zrywu z 1 863 r. przechodzono płynnie do I wojny światowej
i Legionów. Nawet pamięć o Bitwie pod Łodzią z 1 91 4 r. zdawała się „przykrywać”
Rewolucję, choć to w wydarzeniach z lat 1 905–1 907 mieszkanki i mieszkańcy wzię-
l i masowy udział. Podejmując się popularyzacji tematu Rewolucji , chciel iśmy, z jed-
nej strony, przywrócić jej właściwie znaczenie, tj. wzbogacić lokalną tożsamość
o niesłusznie zapomniane wątki, a z drugiej strony, uczynić Rewolucję istotnym
elementem dziejów Polski oraz wydarzeniem kluczowym dla kształtowania się na-
szego społeczeństwa i podziałów politycznych w XX wieku. Trudno jednoznacznie
stwierdzić, na ile udaje się ta ponadsześcioletnia praca, bo nie dysponujemy narzę-
KACPER LEŚNIEWICZ
Redaktor działuObserwatorium Społeczne,dziennikarz.
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 1 4
dziami do oszacowania jej rezultatów. Na pewno temat zaczął żyć w Łodzi i w coraz
większym stopniu mieszkańcy oraz mieszkanki mają świadomość, że Rewolucja
1 905 r. była dla miasta ważna, ale wciąż nie do końca wiedzą dlaczego. To postęp,
bo dawniej co najwyżej przywodziła skojarzenia z „komuną”. Wydarzenia lat
1 905–1 907 stały się natomiast ważną inspiracją dla światka artystycznego. Spektakl
Teatru Powszechnego „Tango Łódź” był w dużym stopniu poświęcony Rewolucji .
Pewne nawiązania znalazły się w„Ziemi obiecanej”Teatru Nowego w reżyserii Re-
migiusza Brzyka. Powoli udaje się wyrwać Rewolucję z kontekstu PRL-u, gdzie
zresztą również nie była szczególnie nagłaśniania. Z roku na rok rośnie l iczba
uczestników organizowanych przez nas obchodów rocznicy Powstania Łódzkiego
z 1 905 r. i zmienia się ich przekrój wiekowy. Gdy rozpoczynal iśmy w 201 3 roku, do-
minowały osoby starsze, dzisiaj zaś ten temat staje się ważny dla rosnącej grupy
młodych ludzi. Ich obecność na obchodach potwierdza, że udało nam się sięgnąć
poza własne środowisko.
Obecność młodych ludzi na obchodach może być sygnałem, że praca na
lokalnym gruncie się udaje. Jak wygląda walka na froncie lokalnej polityki hi-
storycznej, która zogniskowana jest wokół początków kapitalistycznej Łodzi
fabrykantów? Czy samorząd pod wpływem waszych działań włączył temat re-
wolucji do swojej polityki?
Samorząd wciąż ma problem z Rewolucją 1 905 roku, choć udaje nam się po-
zyskać środki na real izację obchodów rocznicy Powstania Łódzkiego. Bez wsparcia
instytucji miejskich na pewno nasza siła przebicia byłaby mniejsza, ale miasto –
z wyjątkiem okazjonalnych działań Muzeum Tradycji Niepodległościowych – nie
czyni poza tym konsekwentnych kroków w celu popularyzacji tematu Rewolucji
1 905 roku. Najczęściej w narracji o Łodzi sięga się do fabrykanckiego mitu o „bu-
downiczych Łodzi”, ideal izując bohaterów tej opowieści, czego przykładem jest
ustanowienie rodzin fabrykanckich patronami ul ic Nowego Centrum Łodzi. To
przejaw swoistej schizofrenii – inny stosunek mamy do tłumienia wystąpień robot-
niczych po 1 945 r., a inny do rozlewu krwi sprzed 1 939 roku lub z czasów zaborów,
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 1 5
kiedy to fabrykanci potrafil i wezwać na zakład wojsko do tłumienia strajków. Tak
czy inaczej wkładamy dużo wysiłku, aby temat Rewolucji 1 905 roku stał się waż-
nym składnikiem łódzkiej tożsamości, ale pozostaje to wciąż działaniem niemal
całkowicie oddolnym.
Jakiś czas temu wydaliście poświęconą rewolucji 1 905 r. grę karcianą. Czy
trafia ona do ludzi niekoniecznie zainteresowanych polityką i niemających le-
wicowych poglądów?
Od początku zależało nam na tym, aby wyjść z tematem poza organizację ob-
chodów. Udało nam się wydać książkę – przewodnik po Rewolucji 1 905 roku, zre-
al izowal iśmy mural, a w 201 6 r. grę karcianą. Choć znalazła ona oddźwięk głównie
w tzw. lewicowej bańce, jej oddziaływanie wykracza poza granice środowiska. Za-
interesowali się nią fascynaci i fascynatki gier planszowych, ale też pasjonaci oraz
pasjonatki historii i tożsamości Łodzi. Sama gra jest gęsta od tematów: mówi
o strajkach, demonstracjach czy walce o polską szkołę Jest to duży zastrzyk wiedzy,
który może zachęcić do dalszego zgłębiania tematu. Próbujemy działać na różnych
płaszczyznach, bo popularyzacja musi trwać nieustająco na wielu polach. Obcho-
dy rocznicy Powstania Łódzkiego to wydarzenie jednodniowe i niestety znika
w całorocznym zalewie eventów. Dlatego musimy stale, nie tylko w Internecie i nie
tylko na ul icy, upowszechniać wiedzę o wydarzeniach z lat 1 905-1 907.
Na ile skutecznym narzędziem w opowiadaniu o współczesnych proble-
mach jest odwoływanie się do historycznych analogii i przywoływanie daw-
nych postulatów? Czy rzeczywiście przemawia to do społecznej wyobraźni?
Rewolucja jest złożoną opowieścią – gęstą od zagadnień, mniejszych lub
większych walk o godność oraz postulaty socjalne, pol ityczne i narodowe. Naszym
zadaniem było i jest wybranie tych wątków, których absencja jest dziś mocno wi-
doczna, szczególnie na polach państwowej czy szkolnej narracji o historii Polski.
Tam dominuje mil itaryzm i rozgrywki pol ityczne el it, ale brakuje wątków społecz-
nych. Okazuje się jednak, że to właśnie kwestie społeczne czy ekonomiczne rozpa-
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 1 6
lają największe emocje, bo uczestnicy i uczestniczki obchodów Powstania Łódzkie-
go mają poczucie przenikania się dwóch światów. Choć ich doświadczenie ma czę-
sto skrajnie inny charakter od niedostatku z początku XX wieku, to jednak sami są
często skazani na „śmieciowe”warunki zatrudnienia oraz trudne warunki mieszka-
niowe. Postulaty ludzi z epoki Rewolucji zaczynają grać jako hasła aktualne
w obecnej rzeczywistości. Do wyobraźni przemawia to, że ponad 1 00 lat temu lu-
dzie wykrwawial i się na ul icach, walcząc o prawa pracy czy prawa człowieka, które
dziś powoli tracimy. W ten sposób zaszczepiamy w ludziach potrzebę tzw. historii
ludowej, to się udaje i z tego jesteśmy szczególnie dumni.
Czy jako „weteran” walki o pamięć o konkretnym wydarzeniu jesteś
w stanie udzielić rad osobom, które chciałyby działać w obszarze popularyza-
cji takiej historii?
Przede wszystkim popularyzatorzy i popularyzatorki muszą mieć świadomość,
że jest to praca całoroczna. Działanie nie może być punktowe, bo jeden event, arty-
kuł czy złożenie kwiatów raz na kilka miesięcy to zdecydowanie za mało. Ludzie są
Zdjęcie: Wikipedia
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 1 7
zarzucani masą informacji , a przekaz historyczny nie pełni w nich najważniejszej
rol i . Należy bezustannie podtrzymywać zainteresowanie i tworzyć lub wzmacniać
w odbiorcach potrzebę zdobywania wiedzy z danego tematu, choćby przez odwo-
łania do lokalnego patriotyzmu czy sugerowanie nawiązań do współczesności. Bo-
lączką lewicy są debaty akademickie, dyskusje i spory na łamach kilku pism czy
portal i , które budzą zainteresowanie co najwyżej odsetka osób z marginesu niszy.
Szczególnie niechętnie odnoszę się do kolejnych rozmów o tzw. pol ityce historycz-
nej lewicy, których temat stanowi pretekst do wodolejstwa, bo wnioski są znane
powszechnie. Ucieczka od „świata debat”w praktykę pozwala nam tworzyć spójną
opowieść – jak ta o Rewolucji 1 905 roku, dzięki której osoby spoza lewicowego
środowiska mogą uznać, że opowiadamy o wydarzeniu ważnym, a nie tylko waż-
nym dla lewicy. Największym problemem jest jednak ryzyko wypalenia, bo praca
popularyzatorska nie daje łatwej i szybkiej gratyfikacji i nie przynosi z miejsca wi-
docznych rezultatów. To żmudna robota czyniona najczęściej rękoma kilku zapa-
leńców, bez wsparcia instytucjonalnego i osobowego osób z wykształceniem
historycznym, z niel icznymi wyjątkami. Niestety, obchody rocznicy Powstania
Łódzkiego, choć są duże w skal i środowiska lewicowego, są zarazem małe w skal i
kraju. To pozorny paradoks, który pokazuje, jak wiele mamy jeszcze do zrobienia.
Dziękuję za rozmowę.
Łódź, czerwiec–l ipiec 201 7
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 1 8
Trwa ustawowa „dekomunizacja” przestrzeni polskich miast. Najczęściej
słyszy się o niej przy okazji działań kontrowersyjnych, a nierzadko po prostu
kuriozalnych. Wymownym przykładem jest uznanie za symbol totalitarnego
komunizmu… Ludwika Waryńskiego, zamęczonego przez carat w 1 889 r. Jed-
nak samej idei przeglądu nazewnictwa ulic i placów trudno całkowicie odmó-
wić sensu. Wydaje się, że niezależnie od antykomunistycznej paranoi pewne
postaci, formacje czy wydarzenia chyba nie powinny być upamiętniane w de-
mokratycznym państwie.
Mikołaj Mirowski: Zacznijmy od tego, że takie nazwy powinny zostać usu-
nięte bezpośrednio po zmianie ustroju, wtedy, kiedy na placu Bankowym wWar-
szawie obalono pomnik Dzierżyńskiego. W latach 1 989–1 991 w przestrzeni
publ icznej miel iśmy do czynienia z naturalnym, rewolucyjnym powiewem, jednak
nie wszystkie tego rodzaju nazwy zostały zmienione i to był błąd. Co do kwestii
merytorycznych: chyba nikt sensowny nie będzie bronił ul ic Karola Świerczewskie-
go, Gwardii Ludowej, Bohaterów Armii Czerwonej czy trzeciego garnituru działaczy
Komunistycznej Partii Polski. Musimy ustal ić pewien kanon i trzymać się go. Jeżel i
wartością w jego ramach ma być sama niepodległa Rzeczpospol ita, w tym przy-
padku I I RP, to działacze KPP, jacy by nie byl i jako jednostki, nie mieszczą się w tym
paradygmacie.
Oczywiście od każdej reguły są wyjątki. Chodzi mi choćby o Michal inę Tatar-
kównę-Majkowską czy Brunona Jasieńskiego. Choć obie te postaci wspierały siły
działające przeciwko suwerenności Polski, wydaje mi się, że warto je honorować.
Tatarkówna, choć była komunistką, nie uczestniczyła w aparacie przemocy, a ul icz-
Dekomunizacja? Dobry momentdla lewicy – rozmowa
z dr. Mikołajem Mirowskim
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 1 9
ka w Łodzi upamiętnia ją przede wszystkim jako człowieka samorządu i społecz-
niczkę. Jasieńskiego nie honorujemy za to, że był ukąszony marksizmem, tylko za
to, co napisał. Tak więc w przypadku każdej osoby trzeba wyważyć „za” i „przeciw”.
Jestem w stanie zrozumieć zasady, którymi kieruje się IPN, wydając „dekomuniza-
cyjne”wytyczne. Ważne, by w ramach „nazewniczej pol ityki historycznej” postawić
wyraźną granicę, której również Instytut nie będzie przekraczał.
Spróbujmy ją wyznaczyć na konkretnych przykładach. Co z upamiętnia-
niem brygad, które brały udział w wojnie domowej w Hiszpanii po stronie re-
publikańskiej?
Wielu dąbrowszczaków to bardzo zasłużeni, uczciwi ludzie, ale byl i wśród nich
także ci, którzy później budowali Polską Partię Robotniczą, jak Bolesław Mołojec
czy Marcel i Nowotko. Moim zdaniem to przypadek żołnierzy wyklętych à rebours,
czyl i wrzucenia do jednego worka ludzi przyzwoitych i, oględnie mówiąc, mniej
przyzwoitych. Dlatego wolałbym, żeby ul ice były w każdym przypadku poświęca-
ne konkretnym postaciom, a nie niejednorodnym grupom. Szlachetna jednostka
sama się obroni swoim życiorysem.
Idźmy dalej. Jak potraktować ul. XXX-lecia PRL? Jako pamiątkę po pew-
nym etapie dziejów, który miał też przecież swoje plusy, czy jako zakazane
ustawą propagowanie symboli represyjnego, autorytarnego i niesuwerennego
systemu władzywPolsce w latach 1944–1989? Jako inspiracja mógłby posłużyć
znajdujący się w centrum Berlina pomnik z czasów NRD, upamiętniający Her-
berta Bauma, żydowskiego członka ruchu oporu przeciwko nazistom. Nie
usunięto go, mimo że zawiera odniesienia do wieczystej przyjaźni ze Związ-
kiem Radzieckim. Zamiast tego nałożono na monument przezroczystą płytę
z wyjaśnieniem kontekstu. Pomysł genialny w swej prostocie.
Nieraz spotykam się z argumentem, że gdyby zaproponować pozostawienie
podobnych nazw związanych z Trzecią Rzeszą, każdy określ iłby to jako karygodne.
Problem polega na tym, że Trzecia Rzesza miała tylko jedną twarz – ludobójczą, an-
tysemicką, związaną z Holocaustem. A PRL miał różne fazy: stal inowską, ale też
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 20
choćby fazę popaździernikowej odwilży. Dlatego pytanie o tego rodzaju ulice jest py-
taniem o ocenę Polski Ludowej jako całości. Nazwy takie jak XXX-lecia PRL w zasadzie
gloryfikują tę epokę. Jeżeli uznamy, że od początku do końca był to okres braku su-
werenności Polski, to raczej powinniśmy się tej nazwy pozbyć. Prędzej broniłbym na
przykład ulicy Października 1 956 r. [jest co najmniej jedna, w Tarnowie – przyp. red.]
niż ulicy XXX-lecia PRL. Październik był widomym końcem stalinizmu, wiele osób wy-
szło z więzień, akowcy zyskali możliwość normalnego funkcjonowania. Trzeba więc
zważyć różne argumenty i zdecydować, co w historii PRL jest warte przypomnienia.
Problem w tym, że Polacy fundamentalnie różnią się w ocenach wielu fak-
tów historycznych, np. stanu wojennego. Powinniśmy upamiętniać tylko postaci
i wydarzenia „bezpieczne”, te, które łączą, czy także te, które mieszczą się w war-
tościach jedynie części społeczeństwa?
Zdjęcie: Wikipedia
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 21
Powołam się na stwierdzenie Pawła Machcewicza na temat II wojny światowej, któ-
re można odnieść również do PRL i do pewnej filozofii historycznej w ogóle: istnieje po-
rządek demokratyczny i porządek antydemokratyczny. Jeżeli chcemy uhonorować
oddziały partyzanckie, które opowiadały się za wartościami demokratycznymi, za Pol-
skim Państwem Podziemnym i rządem londyńskim, to do tego zbioru zaliczają się na
równych prawach formacje zbrojne PPS, Stronnictwa Pracy, ludowców i narodowców,
natomiast nie mieszczą się w nim Narodowe Siły Zbrojne i Gwardia Ludowa/Armia Ludo-
wa. Ten podział można rozszerzyć na okres PRL. Wyklucza on honorowanie działaczy KPP
i PPR. Nie skreśla natomiast wspomnianego wcześniej Brunona Jasieńskiego albo Leona
Kruczkowskiego czy innych pisarzy i naukowców, którzymieli poglądy komunistyczne,
lecz ich wkład w historię jest częścią polskiego dorobku intelektualnego, a nie działań na
rzecz narzucenia porządku totalitarnego.Wydaje mi się, że to słuszne podejście, włącza-
jące do„kanonu” również osoby, które części społeczeństwa nie odpowiadają.
Trzeba sobie zadać pytanie, za co stawiamy pomniki np. Dmowskiemu. Czy za anty-
semityzm, jego spadkobierców z ONR albo ocierającą się o rasizm książkę„Dziedzictwo”,
czy jednak za wkład w paryską konferencję pokojową i traktat wersalski? Józef Piłsudski,
tak obecnie hołubiony zarówno przez historyków, jak i przez społeczeństwo, również ma
w życiorysie ciemne karty. Jednak gdy czynimy go patronem ulic, nie chodzi nam o upa-
miętnienie zamachu majowego. Kluczowe jest rozstrzygnięcie, czy poszczególne posta-
ci – które oczywiście w większości miały swoje„grzechy”– opowiadały się za porządkiem
demokratycznym i niepodległością Polski. Jeżeli tak, to nie wahałbym się poświęcać im
ulic, chociaż pewne ich poglądy czy pokłosie ich działań mogą komuś nie odpowiadać ze
względów politycznych, moralnych, intelektualnych itd.
Kto jednakmiałby rozstrzygać, czy dana postać spełnia tak ustalone kry-
teria?
Moim zdaniem najlepiej, żeby decydujący głos mieli historycy. Ale oni także róż-
nią się między sobą, nigdy nie zobiektywizujemy ich ocen w 1 00%, dlatego musimy
działać w sposób niedoskonały, tak jak niedoskonała jest demokracja. Niech decyzje
nazewnicze podejmują instytucje do tego przeznaczone, w tym wypadku IPN, ale
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 22
w ramach konsensusu społecznego. Nie powinno się wybierać na patronów postaci
bardzo kontrowersyjnych. A jeśli już, to ich wybór należy tłumaczyć właśnie za pomo-
cą klucza „porządek demokratyczny kontra niedemokratyczny”. Przy czym całkowite
uniknięcie kontrowersji jest niemożliwe. Gdy 1 1 l istopada niektóre siły grupowały się
pod pomnikiem Dmowskiego, inni protestowali, zasłanial i monument itd. To naturalne
zjawisko. Jednak jeśli mówimy o porządku państwotwórczym, to Dmowski musi się
w nim zmieścić.
Dobrym przykładem niejednoznaczności jest też Edward Śmigły-Rydz. Ktoś po-
wie: no ale jak to, w 1 939 r. uciekł przez Zaleszczyki, zachował się jak tchórz, co tu upa-
miętniać? I to jest w pewnym sensie prawda. Ale ten sam Śmigły-Rydz działał w POW
i brał udział w bitwie warszawskiej 1 920 r. Dlatego zadajmy sobie pytanie: czy opowia-
dał się za niepodległą i demokratyczną Polską? Tak. Więc upamiętnijmy go za to, nie za
Zaleszczyki. Tak postawiona granica powinna być czytelna dla każdego.
Nazwy ulic i placów rzadko upamiętniają dorobek demokratycznej, niepod-
ległościowej lewicy.
Trwająca „dekomunizacja” ulic to dla lewicowej polityki historycznej paradoksal-
nie dobry moment. Gdy planowana jest zmiana nazwy ulicy jakiegoś trzeciorzędnego
działacza KPP, powinniśmy zgłosić na to miejsce znaną postać o jasnym, pięknym ży-
ciorysie PPS-owskim. I wykorzystać to jako okazję do eksponowania tradycji PPS i bu-
dowania pozytywnej narracji lewicowej. Teraz jest zdecydowanie lepiej – nie można
powiedzieć, że nic się nie zmieniło od lat 90., kiedy„wybraliśmy przyszłość”. Myślę jed-
nak, że nigdy dość przypominania, że człon „socjalistyczna”w nazwie PPS nie musi być
sprzeczny z określeniem „niepodległościowa”. Nie tylko sama nazwa PPS powinna być
nadal odczarowywana; jest też wiele postaci wartych przypomnienia. Usilnie walczę
np. o uhonorowanie Kazimierza Pużaka.
Jedna z najpiękniejszych postaci naszej historii XX w. doczekała się w ca-
łym kraju zaledwie kilku ulic.
I żadnego pomnika. Jest pomysł, żeby postawić mu go wWarszawie. Warto
budować ponad podziałami front poparcia dla tej idei. Pużak idealnie nadaje się
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 23
na symbol niepodległościowej, demokratycznej polskiej lewicy. Jest uosobieniem
jej losów. Reprezentuje PPS – nie tylko ten przedwojenny, ale nawet ten z okresu
sprzed 1 91 8 r. – a po wojnie był sądzony w procesie szesnastu, zginął w Rawiczu.
Jest więc nie tylko wybitnym socjal istą, lecz także ofiarą stal inizmu. Również czyn
zbrojny PPS, czyl i Gwardia Ludowa WRN, nie doczekał się nadal odpowiedniego
upamiętnienia.
Poza tym, jeżel i już mówimy o żołnierzach wyklętych, to dobrze byłoby bar-
dziej wyeksponować tradycje Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Mało kto wie, że
1 marca – Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych – to data stracenia do-
wództwa WiN w więzieniu na Rakowieckiej. Jednym z najważniejszych składników
pamięci o antykomunistycznym podziemiu powinna być właśnie tradycja WiN-
owska. Działacze Zrzeszenia nie miel i poglądów nacjonal istycznych, tylko demo-
kratyczne, lewicowe i l iberalne. Co więcej, organizacja ta działała pol itycznie, a nie
mil itarnie.
O czym jeszcze warto przypominać w odniesieniu do okresu tuż po wojnie?
Warto mówić o Mikołajczykowskim PSL, które nie miało nic wspólnego z PSL
obecnym, z tradycją ZSL-owską itd. Mało kto pamięta, że jednym z jego ówcze-
snych działaczy był Jan Olszewski. Warto wskazywać na ludzi, którzy zapisal i się do
PSL, mimo że wcale nie miel i poglądów ludowych. Uczynil i to dlatego, że pod ko-
niec lat 40. była to jedyna realna siła pol ityczna, która sprzeciwiała się komunistom.
Mam wrażenie, że Stanisław Mikołajczyk w ogóle jest mało znaną postacią. To nie
jest może idealny człowiek do gloryfikacji , bo był zadufany w sobie, zarozumiały,
uważał się za genialnego stratega – trochę casusWałęsy – ale to był jedyny polityk,
który faktycznie podjął demokratyczną walkę o Polskę tuż po I I wojnie światowej.
Co prawda ją przegrał, ale warto jego starania z lat 1 945–47 przypominać. Dużo się
mówi o oporze zbrojnym, a prawie nic o walce PPS, o referendum, sfałszowanych
wyborach, o zabijaniu działaczy PSL w czasie kampanii przedwyborczej…
A wcześniejsze wydarzenia i postaci historyczne?
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 24
Dużo już się w tym zakresie dzieje, ale na pewno nadal warto wyłuskiwać ciekawe
osoby związane z powstaniem styczniowym. Mam na myśli głównie Stefana Bobrow-
skiego. Jest mało znany, a był bardzo
interesującym reprezentantem tradycji
demokratyczno-lewicowej. Samo po-
wstanie ma teraz lepszy czas – skoń-
czyliśmy na szczęście ze stereotypem
szaleńczego, bezrozumnego zrywu,
który tylko zaszkodził Polsce. No
i oczywiście rewolucja 1 905 r., o której
wiele się mówi i wokół której wiele się
robi. Czerwcowe obchody powstania
łódzkiego są coraz większe, włączyły się
w nie władze miasta – i bardzo dobrze.
Wydaje mi się jednak, że wspomniana
rewolucja jest nadal mało obecna
w świadomości ogólnopolskiej, dlatego
warto ją przywoływać. Dobrą okazją ku
temu mogłyby być przyszłoroczne
obchody stulecia odzyskania niepod-
ległości.
Wspomniane święto to w ogóle
znakomity moment, by uświadamiać
rodakom, że socjal iści też walczyl i
o wolną Polskę, a następnie budowali
fundamenty odrodzonego państwa.
Zygmunt Zaremba, Zygmunt Żuław-
ski – kto poza hobbystami zna te na-
zwiska? Wyobraźmy sobie, co by się
stało, gdyby wspomniani działacze
AUTORMIKOŁAJ MIROWSKI
doktor historii , publ icysta.Pracuje w Domu Literaturyw Łodzi, współpracownikMuzeum TradycjiNiepodległościowych w Łodzi,gdzie prowadzi cykl „Plus czyminus – konfrontacjehistoryczne”. Zajmuje sięproblematyką pamięcihistorycznej, jej stykiemz popkulturą, dziejami ZSRR,historią PRL, a także tematykąstosunków polsko-żydowskich,publ ikował w Rzeczpospol itej,Gazecie Wyborczej, Pol ityce,Tygodniku Powszechnym,Znaku, Frondzie LUX. W MuzeumPowstania Warszawskiegokieruje projektem „Warszawadwóch Powstań”. Autor książki„Rewolucja permanentna LwaTrockiego. Między teoriąa praktyką”.
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 25
zostal i patronami ul ic. Z początku niewiele osób wiedziałoby, o kogo chodzi. To
ogólna prawidłowość: pol ityka nazewniczo-pomnikowa nigdy nie przynosi na-
tychmiastowych efektów. „Nowe” nazwiska muszą wrosnąć w zbiorową świado-
mość. Ludzie, którzy będą chodzić taką ul icą, dopiero za rok lub kilka lat
zastanowią się, kim jest jej patron. Aktualne zainteresowanie żołnierzami wyklęty-
mi także narastało stopniowo. Na początku lat 90. wiedza na ich temat była nie-
wielka i musiało minąć dwadzieścia lat, zanim wykroczyła poza krąg historyków
i hobbystów.
Czy są jakieś postaci lub inicjatywy, które w ramach trwającej ofensywy
ideologicznej prawicy zostały upamiętnione w przestrzeni publicznej lub za-
nosi się na ich upamiętnienie, a które nie powinny być honorowane? W Twojej
rodzinnej Łodzi ulicę ma m.in. „Łupaszka”.
Na pewno nie chciałbym ulicy „Ognia”, nie mówiąc już o „Burym”, co do którego
IPN stwierdził, że dokonywał na Podlasiu aktów o znamionach ludobójstwa. Z „Łu-
paszką” sprawa jest bardziej skomplikowana, ponieważ wielu jego żołnierzy, na cze-
le z Pawłem Jasienicą, to byl i bardzo przyzwoici ludzie. „Łupaszka” jest postacią
kontrowersyjną, ale o niego nie kruszyłbym kopii z prawicą. Raczej próbowałbym ją
przekonywać, że głoszona przez NSZ i tym podobne formacje ideologia Katol ickie-
go Państwa Narodu Polskiego nie jest warta propagowania. Lepiej popularyzować
tradycję WiN-owską, piłsudczykowską czy klasycznych konserwatystów, jakich mie-
l iśmy w II RP i jeszcze przed odzyskaniem niepodległości. Nawet wśród endeków
można wskazać postaci bardzo ciekawe i warte upamiętnienia, jakWładysław Grab-
ski. Z drugiej strony mamy do czynienia z tradycją Bolesława Piaseckiego, Falangi
i ONR, której kultywowania bym nie chciał. Warto w tym celu szukać porozumienia
z przedstawicielami prawicy ceniącymi raczej piłsudczykowski konserwatyzm niż
ten wariant tradycji endeckiej, który obecnie przenika do mainstreamu.
Nawet jeśli uznamy, że usuwanie z przestrzeni publicznej pamiątek po
komunizmie jest w większości przypadków słuszne także z perspektywy de-
mokratycznej lewicy, to jego ubocznym skutkiem może być pogłębienie nie-
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 26
zrozumienia i odrzucenia tradycji lewicowych jako całości. W jaki sposób wal-
czyć o to, by pamięć historyczna – w tym ta „usankcjonowana” przez państwo
i samorządy – nie była zbyt jednostronna?
Szansy na to, by z czasem zrównoważyć zbiorową pamięć, upatruję przede
wszystkim w odczarowaniu postrzegania historii jako domeny konserwatystów
i prawicy. Przyjęło się, że szeroko rozumiana lewica zajmuje dominującą pozycję
w socjologii , kulturoznawstwie, antropologii społecznej i kulturze, natomiast histo-
ria stanowi strefę wpływów prawicy. Ten podział należy podważyć. Bardzo niewie-
lu znanych historyków przyznaje się do poglądów lewicowych, a większość osób
o takich zapatrywaniach słabo zna historię. Uważają, że jest passé i że stanowi na-
turalną ostoję konserwatyzmu i nacjonal izmu. To podstawowy błąd, gdyż w ten
sposób działa samospełniająca się przepowiednia. Gdy studiowałem historię, oko-
ło 80% moich kolegów miało prawicowe i konserwatywne poglądy. Trzeba zacząć
od zmiany tego stanu rzeczy, by w skal i społecznej można było zacząć ciekawie
spierać się o historię.
O spuściznę lewicy również możemy i powinniśmy się spierać, byle w taki
sposób, który będzie budził u odbiorców chęć poznawania historii . Tymczasem jak
na razie najciekawsze i najbardziej pobudzające intelektualnie dyskusje na jej te-
mat, także popularne w formie, toczą się na prawicy. Dobrym przykładem jest spór
o książki Piotra Zychowicza. Jakiś czas temu w tygodniku „Do Rzeczy” czytałem wy-
wiad z prof. Andrzejem Nowakiem o polskich mitach. Według mnie pod jego teza-
mi mógłby się podpisać niejeden człowiek o poglądach lewicowych albo
lewicowo-l iberalnych. Obok był zamieszczony dosyć radykalny tekst Zychowicza.
Proszę mi znaleźć w„Gazecie Wyborczej”, w„Ale Historia”, „Pol ityce” czy w innych l i-
beralnych periodykach tego typu zestawienia. Można dyskutować o historii intere-
sująco i przystępnie, i w ten sposób ją popularyzować. Robi to prawica, np.
spierając się o to, czym był rok 1 939. Dzięki temu zwiększa zainteresowanie rów-
nież swoimi bohaterami. Lewica musi zatem intensywniej działać na tej niwie: po-
winny powstawać popularne, ale też kontrowersyjne książki – nawet w nielubianej
przez zawodowych historyków konwencji historii alternatywnej, która przybl iża
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 27
szerokiemu gronu odbiorców rozmaite tematy historyczne. Jest piękna paleta po-
staci związanych z lewicą, począwszy od Kościuszki, a skończywszy na członkach
Komitetu Obrony Robotników. Przecież to jest idealne pal iwo do popularyzowania
historii zaangażowanej, społecznikowskiej lewicy. Zajmują się tym ludzie z kręgu
„Nowego Obywatela”, znacznie odważniej niż kiedyś czyni to „Krytyka Pol ityczna”,
są też inicjatywy oddolne, ale mam wrażenie, że nadal nie są to tematy, które wy-
woływałyby szerszą debatę.
Dlaczego tak się dzieje?
Wydaje mi się, że wciąż mamy do czynienia z zamykaniem się w swoim środo-
wisku, z mówieniem głównie do już przekonanych, co prawicy udało się przezwy-
ciężyć. Oczywiście obecnie ma ona do tego lepsze narzędzia, jest choćby
mocniejsza finansowo, ale przede wszystkim udało jej się uczynić historię po pro-
stu częścią popkultury. Mówi się, że taka masowość banal izuje, ale ucieszyłbym się,
gdyby zapanowała moda na koszulki z Okrzeją czy Pużakiem – bohaterami lewicy,
ale też po prostu ciekawymi postaciami, niezależnie od indywidualnych identyfika-
cji pol itycznych.
Dziękujemy za rozmowę.
Łódź, l ipiec 201 7 r.
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 28
Wbrew krajowym zachwytom nad amerykańskim prezydentem, jakie towa-
rzyszyły jego warszawskiej wizycie, wszystko wskazuje na to, że Donald Trump wy-
żej ceni partnerów w„Starej Europie”. Nie najlepsze relacje z Niemcami i słabość
brytyjskiego rządu sprawiają, że Biały Dom zaczyna postrzegać Francję jako głów-
nego partnera. Kraj nad Sekwaną pozostaje przecież członkiem Rady Bezpieczeń-
stwa ONZ i mocarstwem nuklearnym, ma ugruntowaną pozycję w UE oraz NATO,
dysponuje też realną siłą zbrojną mogącą wspierać amerykańskie interesy. Pozycja
europejskiego głosu w Białym Domu musi odpowiadać nowemu lokatorowi Pała-
cu El izejskiego, którego kraj nigdy nie pogodzi się z oddaniem Niemcom rol i l idera
Starego Kontynentu. Francja chętnie wykorzysta też problemy wewnętrzne Angl ii ,
aby lepiej spozycjonować się w transatlantyckich rozgrywkach.
Choć trudno wyobrazić sobie dwie bardziej odmienne osobowości niż Trump
i Macron, wydaje się, że amerykański prezydent widzi we francuskim przywódcy
kogoś, z kim może robić interesy. Przywódca En Marche! to tak jak on biznesmen
i człowiek spoza tradycyjnych el it partyjnych, wyrażający zmęczenie elektoratu za-
sadą business as usual.
Gdy patrzymy na rozkład akcentów, musi uderzać charakter wizyty amerykań-
skiego przywódcy w Paryżu, zupełnie odmienny od tego, czego byl iśmy świadkami
wWarszawie. Trump nie dziękował Macronowi za to, że Karol Młot rozbił saraceńską
armię pod Poitiers w 732 r. Wolał rozmawiać o współpracy wojsk amerykańskich
i francuskich dzisiaj, na odcinkach dla Paryża najważniejszych: w Libii , Syrii , subsa-
haryjskiej Afryce. Bo Trump wie, że pod względem wydatków ponoszonych na wal-
kę z terrorem Francja zajmuje drugie miejsce po Stanach Zjednoczonych.
Marcin Giełzak
Konkrety, nie komplementy
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 29
Macron, jak pokazał już nie raz, takie rozmowy woli prowadzić z pozycji siły,
więc zadbał o to, aby Trump na własne oczy zobaczył czołgi, myśl iwce, wozy opan-
cerzone, które produkuje francuski przemysł zbrojeniowy. Upewnił się też, że
Trump zobaczy, że akcje zbrojne – real izowane wcześniej w Mali w ramach opera-
cji Serwal oraz dzisiaj w Ghanie, Nigrze czy Mauretanii – przynoszą efekty. Skoro
Trump mówi, że z Al-Kaidą, ISIS i Boko Haram trzeba walczyć, to kraj, który to robi
przy pomocy wojska i wywiadu, będzie cenił bardziej niż te, które angażują do te-
go trol l i i dziennikarzy. Oczywiście, Francja ma tu własną partię do rozegrania. Pa-
ryż wolałby, aby narody zachodniej Afryki same dbały o własną stabilność i aby
w walce z dżihadystami umieral i
tamtejsi żołnierze, nie zaś siły Legii
Cudzoziemskiej czy 1 7 Pułku Spado-
chronowego z Montauban (czyl i , aby
pokazać pewną ciągłość, dawnego
„1 7 Kolonialnego Pułku…”). Paryż,
inaczej niż Waszyngton, nie ma prak-
tycznie nieograniczonych zasobów,
zatem bardzo dba o to, aby wojna
dawała maksimum rezultatu w za-
mian za minimum nakładu . Żadne
nation-building, w stylu tego, jakiego
Amerykanie próbowali w Iraku, nie
wchodzi tu w grę. Problem w tym, że
Al-Kaida wybrała za cel region Sahelu
właśnie dlatego, że wypełniają go
państwa, gdzie administracja i wojsko
są skrajnie niewydolne. Rywalizując z ISIS o „rząd dusz”, organizacja ta musi odwo-
jować w Afryce to, co straciła na rzecz tzw. Państwa Islamskiego na Bl iskim Wscho-
dzie. Aby jej to uniemożl iwić, potrzebna byłaby jednak koordynacja wysiłków
i połączenie sił aktorów państwowych, odpowiednio wspartych i pokierowanych
AUTORMARCIN GIEŁZAK
Urodzony w roku 1 987.Współzałożyciel think-and-do-tanku WE the CROWD,współorganizator pierwszychw Polsce wydarzeńpoświęconych ekonomiiwspółdzielonej, publ icysta,badacz dziejów lewicyantykomunistycznej. Absolwenthistorii oraz zarządzania naUniwersytecie Łódzkim.
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 30
przez zewnętrzną siłę. W tym celu Francja patronuje inicjatywie real izowanej przez
tzw. G5 Sahelu (Burkina Faso, Czad, Mal i , Mauretania oraz Niger), które ogłosiły wy-
stawienie siły zbrojnej zdolnej walczyć z islamistami. Nasuwa się tu oczywiste pyta-
nie: kto za to zapłaci? Sahel stanowi obszar niewiele mniejszy od całej Europy
Zachodniej. Projektowane wydatki to ponad 400 mln euro – na początek. Zasoby
Francji , jak wiemy, są ograniczone, a Unia Europejska oferuje nie więcej niż 50 mln.
Ktoś musi pokryć deficyt.
Amerykanie również umieją l iczyć i zdają sobie sprawę, że kraje G5S, jeśl i już
kupują broń, to właśnie we Francji . N ietrudno zatem przejrzeć plan Macrona: mało,
że Francja mniej wyda na stabil izację swojej strefy wpływów, to jeszcze zarobi na
sprzedaży uzbrojenia. Z drugiej jednak strony, poprzednie amerykańskie admini-
stracje konsekwentnie wspierały Francję finansowo, logistycznie, wywiadowczo.
Cel jest prosty: lepiej, żeby Francuzi bral i to na siebie, nawet jeśl i później przyślą ra-
chunek, niż aby Ameryka miała otworzyć kolejny front. Trump w przeszłości zdawał
Zdjęcie: Wikipedia
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 31
się sugerować, że to się skończy – teraz raczej zmieni l inię. Pewnie też zdaje sobie
sprawę, że jeśl i będzie chciał trafić kogoś pociskiem z drona w Jemenie, to przyda
mu się francuska baza wojskowa w Dżibuti. Obaj prezydenci zdają się też przeć do
tego samego rozstrzygnięcia w Syrii : zawieszenia broni na bazie pozostawienia al-
Asada u władzy. I w takim tonie toczy się rozmowa: ile pieniędzy, jakiego rodzaju
wsparcie, jakie wspólne inicjatywy. Konkrety, nie komplementy. Twarde negocjacje,
nie gładkie słowa.
A skoro o komplementach mowa… Jeszcze w 201 5 r. Trump mówił, że Paryż
nie jest już Paryżem . Teraz zachwycał się miastem, które jest piękne i bardzo, bardzo
spokojne, zasypywał Macrona i Francuzów komplementami. Trump określ ił Francję
mianem pierwszego i najstarszego sojusznika Ameryki. Opowiadał o doniosłości Re-
wolucji Francuskiej czy heroizmie francuskiego żołnierza w bitwie pod Marną
(1 91 4), zaś o samym Macronie powiedział, że wszystko będzie dobrze, bo macie na-
prawdę wspaniałego prezydenta. Tyle w temacie „zmierzchu Zachodu” i przesunię-
cia się środka ciężkości amerykańskiej pol ityki ku „dumnym peryferiom”
i „suwerennym demokracjom” na Wschodzie.
Nie sposób zaprzeczyć, że między Francją i USA istnieją też rozbieżności inte-
resów i zapatrywań. Obydwaj prezydenci patrzą odmiennie na Rosję – Macron po-
wiedział Putinowi w twarz o „kłamliwej propagandzie” Kremla i zarzucił mu próbę
ingerowania we francuskie wybory; Trump nawet wWarszawie nie umiał otwarcie
potępić cyberataku na własny kraj. Amerykański establ ishment wojskowo-wywia-
dowczy oraz Kongres nie pozwolą jednak Trumpowi pójść zbyt daleko w rusofil i i .
W tej mierze spodziewam się, że zachodnia l inia niebawem się ujednol ici, a wyzwa-
niem pozostanie raczej sprawienie, aby doszlusowały do niej Niemcy. Odpowiednie
do tego forum stanowi Normandzka Czwórka (Rosja-Ukraina-Francja-Niemcy), któ-
ra zaczyna ewoluować w kierunku piątki, poszerzonej – formalnie lub nie – o USA.
Jednocześnie nie należy przeceniać antyrosyjskości Macrona. Francja nie graniczy
z Rosją, nie musi się jej obawiać, w odróżnieniu od nas. Może za to ją wykorzysty-
wać do balansowania wpływów potęgi amerykańskiej. Nie mam wątpl iwości, że je-
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 32
śl i Quai d’Orsay [ul ica, przy której mieści się francuskie MSZ – przyp. red.] dostrzeże
w tym francuski interes, natychmiast zmieni obowiązującą politykę wobec Kremla,
Ukrainę traktując jako użyteczną kartę przetargową. Dobrze obrazuje to retoryka
samego Macrona w czasie wspólnej konferencji prasowej z Trumpem: najpierw Pu-
tina krytykuje, potwierdza, że stoi na gruncie suwerenności i nienaruszalności granic
Ukrainy, ale później stwierdza, że Rosja jest zbyt duża, by ją ignorować.
Kwestią bardziej trwale polaryzującą jest porozumienie kl imatyczne; dla Ma-
crona sprawa ma charakter ambicjonalny, bo przecież jest to „porozumienie pary-
skie”. Francuski przywódca już prowokował Trumpa m.in. zaproszeniem
amerykańskich naukowców do tego, by kontynuowali swoje badania w bardziej
oświeconej Francji , czy niedawnym spotkaniem z byłym gubernatorem Kal ifornii ,
podczas którego rzucił hasło rozmyślenie parodiujące slogan kampanii Trumpa
(Make Our Planet Great Again) . Prezydent USA, co ciekawe, spuścił z tonu i już nie
wypowiada się w tej sprawie tak jednoznacznie, jak dawniej. Goszcząc we Francji
powiedział, że cośmoże się w tej kwestii zmienić, zobaczymy, co będzie się działo. By-
łobywspaniale, gdyby tak się stało, choć jeśli nie, to też będzie OK. Może to puste de-
klaracje, ale ich wygłoszenie podkreśla, że Trumpowi zależy na dobrych relacjach
z Macronem.
Oczywiście, w czasie paryskiej wizyty nie zabrakło symbolicznych gestów
i odwołań do historii : prezydenci odwiedzil i grób Napoleona, złożyl i wieńce pod
pomnikiem marszałka Focha, upamiętnil i poległych w I wojnie światowej. Propo-
nuję jednak następujące ćwiczenie intelektualne: proszę porównać, jaką część do-
niesień w prasie francuskiej i amerykańskiej zajęły te sprawy symboliczne z tym, ile
na podobne tematy w kontekście Polski rozpisywał się nasz komentariat. Myślę, że
nawet na podstawie tej powierzchownej anal izy dobrze widać, że gdy Francja gra
w szachy, nasze el ity zatrzymały się na poziomie warcabów.
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 33
Józef Tischner w znanym swego czasu zbiorze esejów Homo sovieticus tak
pisał o intelektual istach służących władzy w okresie PRL-u: Pomińmy tych, którzy
wmłodości nie znali innego świata jak tylko komunistyczny; ci, przynajmniej do pew-
nego czasu, nie mieli wyboru. Zastanówmy się nad tymi, którzymając wybór, wybiera-
li uczestnictwo w kłamstwie. Najpierw jednak: co znaczy mieć udział w kłamstwie?
Znaczy nie tylko powtarzać kłamstwa zasłyszane, ale również wspierać je zarówno
własnym autorytetem, jakwłasnymi argumentami1
Lektura Homo sovieticusa w roku 201 7 w szczególny sposób koresponduje
z aktualnymi wydarzeniami pol itycznymi. Jeżel iby zamienić pojęcie „komunizm” na
„neol iberal izm”, krytyczniej spojrzeć na postulowane przez Tischnera społeczeń-
stwo dialogu jako na rodzące się społeczeństwo liberalnego monologu (które za-
stępuje monolog komunistyczny) i wziąć pod lupę tych intelektual istów czy
Filip Leśniewicz
„Homo sovieticus”, czyli Tischner, liberalizmi lewica na smyczy mainstreamu
Komunizm, wbrewpozorom, preferował jako pracę czynności najbar-dziej proste, prymitywne, wymagające raczej wysiłku rąk niż głowy.Najbardziej też zabiegał o poparcie u „robotników”wykonujących te-go rodzaju zadania. (… ) Główny ciężar odpowiedzialności za postęppracy nie spoczywa, jak zresztą nie spoczywał też w przeszłości, nabarkach klasycznej „klasy robotniczej”, ani tym bardziej na barkachaktywistówpartyjnych, lecz energicznych przedsiębiorców, dla którychzacofanie jest równoznaczne z samobójstwem. (J.Tischner, Homosovieticus)
Gdy trzeba było chwytać za szablę, bywszcząć powstanie przeciw za-borcom, szlacheccy rewolucjoniści z nadzieją spoglądali na braci-chłopów, a poeta wyrażał nadzieję zbratania słowami „z szlachtą pol-ską polski lud”. Gdy czasy były spokojniejsze, prozie życia odpowiadałaraczej satyra na leniwych chłopów. (K. Modzelewski, Zajeździmykobyłę historii: wyznania poobijanego jeźdźca)
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 34
naukowców, którzy bral i udział w legitymizacji ideologii neol iberalnej i jej katastro-
falnych społecznych kosztów, może się okazać, że Homo sovieticus nie jest książką
o wyjściu z komunizmu, ale studium końca każdego systemu zamkniętego. Nawet
jeżel i deklaruje się on jako system otwarty.
Lipcowe wydarzenia ogniskujące się wokół postulowanych przez koal icję rzą-
dzącą reform polskiego sądownictwa są przełomowe, o czym mówią już prawie
wszyscy. Są nie tylko pierwszym momentem, w którym wyraźnie swą pozycję za-
znacza ośrodek polityczny ogniskujący się wokół prezydenta Andrzeja Dudy, ale
również ostatnim tchnieniem postsol idarnościowych el it I I I RP. Wydaje się, że po-
woli będziemy żegnać Leszka Balcerowicza, Lecha Wałęsę, Adama Michnika czy
Władysława Frasyniuka jako czołowe
autorytety i dysponentów legitymi-
zacji moralnej. Ci, którzy odchodzą,
będą jednak chciel i przekazać całe
instytucjonalno-materialne dziedzic-
two w sposób kontrolowany, gwa-
rantując sobie zarazem zachowanie
intratnych pozycji i brak pol itycznych
rozl iczeń. Jak na przełomie lat 80. i 90.
Adam Michnik, Jacek Kuroń i Broni-
sław Geremek zabiegal i o koal icję
z reformistycznym skrzydłem PZPR, tak dziś reformiści z obozu I I I RP będą próbo-
wal i schować starców do szafy i dogadać się z jakąś młodą lewicą czy też lewicą l i-
beralną. Tym samym to czterdziestolatkowie, którzy dzięki pragmatycznemu
posłuszeństwu uzyskal i pozycję dziedziców betonu I I I RP (chciałoby się powie-
dzieć: jakie czasy, takie cenione postawy), a nie buntownicy sprzeciwiający się ak-
tualnemu systemowi, są dziś stroną rozdającą karty. Od tego, czy znajdą partnerów
do takiego porozumienia, zależy nie tylko los ich samych oraz polegających na nich
„emerytowanych zbawców narodu”, ale także los rodzącej się w bólach lewicy.
AUTORFILIP LEŚNIEWICZ
Absolwent socjologii naUniwersytecie Jagiel lońskim.Obecnie studiuje ekonomięi fi lozofię na tej samej uczelni..
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 35
Polski Macron i nowe mieszczaństwo
Polityczni l iberałowie wiedzą już, że potrzebna jest reforma, polegająca przy-
najmniej na zmianie twarzy. Stąd wysuwanie na pierwszy plan młodych polityków
(Borys Budka, Kamila Gasiuk-Pihowicz). Stąd też obwieszczane co i rusz na łamach
gazet i portal i poszukiwania polskiego Macrona. Wyczekuje go Jarosław Kuisz
z Kultury Liberalnej2, jako figurę intel igenckich tęsknot opisuje go Rafał Kalukin
w„Pol ityce”3, na odważnego przywódcę czeka Marek Beyl in4.
Rozpoczęły się przygotowania pod pokoleniową wymianę i widać już pierwszych
aktorów, którzy być może się na nią załapią. Z jednej strony chodzi tu o zakotwiczone
w ruchach miejskich i organizacjach pozarządowych „nowe mieszczaństwo”, a z drugiej
o te segmenty lewicy, które można by określić jako wrażliwe na to, jak stan Polski opi-
suje mainstream II I RP. Dobrym przykładem jest tu środowisko „Krytyki Politycznej”,
które nie ukrywa swojej koncyliacyjnej wobec owego mainstreamu postawy5.
Kolejnym elementem mającym zagwarantować łagodną sukcesję w obozie l i-
beralnym jest odwołanie się do uniwersal istycznych haseł, takich jak interes pu-
bl iczny czy wspólna walka o wolność – do wszystkiego, co ma wzruszyć
i przekonać przeciętnego Polaka do podtrzymania sojuszu z dawną el itą. Kiedy
społeczeństwo ma być bierne, a kiedy się mobil izować, zależy przy tym od tego,
która postawa jest w danym momencie korzystniejsza dla interesu el it I I I RP. Me-
chanizm ten dobrze opisał w zamieszczonym w„Nowych Peryferiach” artykule o Ti-
schnerze Mateusz Fałkowski6: Elity postsolidarnościowe zmieniły u schyłku PRL
i w początkach III RP swój sposób myślenia. Podczas gdywostatnich dekadach komu-
nizmu dysydenci krytykowali bierność społeczeństwa, po roku 1989 zaczęli krytykować
mobilizację społeczną, głosy sprzeciwu i protestu. (…) Tischner oceniał, że najpoważ-
niejszą przeszkodą na drodze do demokracji są pozbawieni poczucia odpowiedzialno-
ści, zsowietyzowani klienci komunizmu, którzy teraz niejako automatycznie stają się
klientami kapitalizmu liczącymi, że ich roszczenia, których nie zaspokoił komunizm,
zostaną zaspokojone przez kapitalizm .
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 36
„Z szlachtą polską polski lud”
Na łamach „Gazety Wyborczej” Jarosław Kurski pisze, jak to spotkał na war-
szawskim proteście pod Sądem Najwyższym rolnika spodHrubieszowa, pielęgniarza
z Gdańska, studentkę z Brukseli, przedsiębiorcę z Katowic7. Marek Beyl in dwa tygo-
dnie wcześniej, próbując zaangażować tych, którzy nie sprzeciwiają się PiS-owi od-
powiednio zagorzale, na łamach tej samej gazety pisał: Bo symetryzm to twarda
doktryna obojętności wobec świata i ludzi. Kusi ofertą dobrego życia poza dotkliwo-
ściami i kompromisami (…) . Ale może dać jedynie marną egzystencję poza zasadą so-
lidarności8. W telewizjach komercyjnych możemy za to usłyszeć o rewolucji
mil lenialsów, którzy w swej masie stanęl i po stronie wolności. Te odniesienia do
uniwersal istycznych kategorii , wezwanie do sol idarności czy łaskawe zauważenie
przez redaktora Kurskiego rolnika spod Hrubieszowa pokazuje tylko hipokryzję l i-
berałów. Ci, którzy propagowali na początku lat 90. kategorię homo sovieticusa,
którzy w antydemokratycznym trybie, z pogwałceniem jakiegokolwiek dialogu
społecznego, przepychal i ustrojową transformację, nie widziel i rozkradania mająt-
ku państwowego i społecznego przez złodziejską reprywatyzację, którzy stworzyl i
demokrację dla siebie i swoich paru tysięcy wielkomiejskich znajomych, dziś woła-
ją o sol idarność. Wezwanie „z szlachtą polską polski lud” się dziś nie powiedzie i –
miejmy nadzieję – nie powiedzie się już nigdy. Bo tak, jak szlachty, nie ma już ludu,
jest tylko el ita próbująca grać na dawno rozstrojonych instrumentach, wykorzystu-
jąca społeczeństwo dla swoich partykularnych celów.
„Wolność, równość, demokracja” czyli solidarnościowego chleba z tej mąki nie
będzie
Dlatego też nie warto emocjonować się słowami czy gestami wykonywanymi
na tych protestach. „Sol idarność naszą bronią” czy„Wolność, równość, demokracja”
to piękne hasła, ale po prawie 30 latach I I I RP są tylko nic nie wartym, nie mającym
żadnego pokrycia sloganem mobil izacyjno-propagandowym. I nawet gdybyśmy za
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 37
rok miel i w Polsce kolejny karnawał „Sol idarności”, to warto mieć na uwadze dwie
rzeczy: że to tylko karnawał i że z poprzedniego ukręcono nam neoliberalną I I I RP,
grzebiąc całą tradycję wielkiej „Sol idarności”.
Sol idarnościowa rewolucja jest możl iwa, ale na pewno ani w roku 201 9, ani
w 2023. Do tego potrzebny jest czas, 1 5–20 lat. Niecierpl iwość może doprowadzić
jedynie do tego, że zamiast lewicy opartej na sol idarnościowej tradycji będziemy
miel i kolejne zwycięstwo liberal izmu z lewicowym pudrem. Do tego właśnie może
doprowadzić zbytnia poufałość z mainstreamem. Bez radykalnego zerwania się
z l iberalnej smyczy lewicę czeka tylko upadek. Dobrze wyraża to opublikowany
niedawno przez „Nowego Obywatela”, „Praktykę Teoretyczną” i „Codziennik Femini-
styczny” l ist otwarty do środowisk lewicowych9.
Przywołany na początku Józef Tischner był być może autorytetem moralnym,
ale był również myśl icielem zaangażowanym politycznie, który na początku I I I RP
przyłożył przynajmniej intelektualnie przyczynił się do neol iberalnej rewolucji . Mi-
mo to warto czytać Homo sovieticusa. N ie po to, by dosłownie brać sobie do serca
myśl i księdza-profesora, lecz przede wszystkim po to, by zobaczyć, jak walcząc
z jednym systemem zamkniętym, można położyć fundament pod kolejny.
Homo sovieticus dobrze ilustruje to, w jaki sposób przeprowadzono rewolucję
1 989 roku. Tam, gdzie partnerem dialogu miały być komunistyczne el ity i nomen-
klatura, Tischner wzywał do rozwagi i ostrożności. Zabrakło mu ich jednak, gdy pod
I lustracja: Jacek Malczewski, Hamlet polski, 1 903, ze zbiorów Muzeum Narodowego wWarszawie
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 38
jego intelektualny tasak podchodził robotnik czy też społeczny dorobek PRL-u,
w którym żyły i pracowały mil iony Polaków. Wydaje się, że sprawiedl iwe rozl iczenie
domagałoby się zupełnie odwrotnego zastosowania intelektualnych, a w konse-
kwencji i pol itycznych narzędzi. Tam gdzie pojawia się człowiek, musi być też od-
powiedzialność. I czasem przebaczenie i przyznanie się do winy, tak jak chciałby
Tischner, nie wystarcza.
OBSERWATORIUM SPOŁECZNE
NOWE PERYFERIE 39
1 J. Tischner, Homo sovieticus, Wydawnictwo Znak, Kraków 2005, s.1 75
2 http://kultural iberalna.pl/201 7/05/1 5/kuisz-polski-macron/
3 http://www.pol ityka.pl/tygodnikpol ityka/kraj/1 71 01 66,1 ,czekanie-na-polskiego-macrona.read
Czas na Macro-Polo?, „Pol ityka” nr 26/201 7
4 http://wyborcza.pl/magazyn/7,1 24059,220361 27,bez-przywodcy-opozycja-nie-pokona-jaroslawa
-kaczynskiego.html
5 http://krytykapol ityczna.pl/kraj/bez-roznorodnej-demokratycznej-koal icji-nie-wygramy-z-pis/
6 https://nowe-peryferie.pl/index.php/201 5/03/monologu-monologu-jozef-tischner-ideolog
-transformacji/
7 „Gazeta Wyborcza” nr 1 69/201 7, (22–23 l ipca)
8 M.Beyl in, Symetryści jadą na gapę, „Gazeta Wyborcza”, nr 1 57/201 7, (8–9 l ipca)
9 https://nowyobywatel.pl/201 7/07/24/zegnaj-i i i-rp-l ist-otwarty-do-srodowisk-lewicowych/
http://www.praktykateoretyczna.pl/zegnaj-i i i-rp-l ist-otwarty-srodowisk-lewicowych/
http://codziennikfeministyczny.pl/zegnaj-i i i-rp-l ist-do-srodowisk-lewicowych/
POŁĄCZENIA MIĘDZYMIASTOWE
NOWE PERYFERIE 40
Lektura lokalnych krakowskich portal i informacyjnych jest ostatnio zajęciem
dość monotonnym. Co najmniej kilka razy w tygodniu czytelnik raczony jest infor-
macjami o podobnej treści: chciwy deweloper, budujący osiedle mieszkaniowe
(galerię handlową, biurowiec), niszczy ostatni niewielki skrawek zieleni w okolicy,
budowa powoduje chaos komunikacyjny, a użytkownicy nowej inwestycji nie dość,
że nie znajdą już miejsca do parkowania, to nigdy też nie ujrzą światła słoneczne-
go, bo gęstość zabudowy dawno przekroczyła wszelkie normy. Wściekl i mieszkań-
cy pobliskich osiedl i bezradnie protestują, aktywiści się oburzają, ktoś wrzuca
memy na Facebooka, urzędnicy bezsilnie rozkładają ręce – prawo nie daje im moż-
l iwości zablokowania inwestycji , skoro plan zagospodarowania dla okol icy po-
wstanie najwcześniej w 2030 r.
Wydaje się, że powoli następuje zmiana społecznej recepcji tego typu „niu-
sów”. Umęczeni mieszkańcy cesarsko-stołecznego miasta – tłoczący się w wiecznie
spóźnionych środkach publicznego transportu, wdychający zatrute powietrze –
w coraz mniejszym stopniu skłonni są wyrażać radość z tego, że „buduje się, panie,
buduje”. Coraz częściej za to okazują niezadowolenie z powodu kierunku rozwoju
swojego miasta.
Jednak zarówno zwykli mieszkańcy, jak i środowiska medialno-aktywistycz-
ne, które od dawna narzekają, że Kraków w coraz szybszym tempie oddala się od
wizji miasta idealnego rodem z pism Jane Jacobs i Jana Gehla, wydają się nie do-
strzegać systemowych źródeł krakowskich problemów. Zgodnie z najlepszymi tra-
dycjami polskiego mieszczaństwa tutejsi aktywiści miejscy zdają się widzieć
Krzysztof Posłajko
„Ziemia obiecana” po razdrugi
POŁĄCZENIA MIĘDZYMIASTOWE
NOWE PERYFERIE 41
wszystko osobno – tu zaorany skwerek, tam przeskalowana miejska autostrada,
ówdzie jeszcze dwudziesta z kolei galeria handlowa. Tymczasem szerszy obraz
zmian, jakim podlega metropolia, chyba zainteresowanym umyka. A zmiany te są
głębokie – Kraków to być może, poza Warszawą, najszybciej rozwijający się ośrodek
w Polsce, przy czym rozwój ów stoi w całkowitej sprzeczności z utrwalonym
w przekazie kulturowym obrazem tego miasta. Kraków padł bowiem ofiarą cha-
otycznego rozwoju postindustrialnego. Jak Łódź w wieku XIX, tak Kraków na po-
czątku XXI w. stał się paradygmatem polskiej miejskości. I o ile ta pierwsza
przechodziła gwałtowny rozwój jako mekka przemysłu włókienniczego, o tyle
obecny rozwój tego ostatniego wynika z niespodziewanego wejścia w rolę cen-
trum postindustrialnych gałęzi gospodarki.
Świt transformacji ustrojowej zastał Kraków jako miasto w pewnym sensie
dwoiste: z jednej strony zrujnowane kamienice w Rynku, studenci UJ w czarnych
swetrach, niedobitki Piwnicy pod Baranami i wciąż młody Marcin Świetl icki; z dru-
giej – olbrzymie blokowiska późnego PRL-u, zbudowane dla wcale l icznej klasy
wielkoprzemysłowej silnie podówczas zindustrial izowanego ośrodka. Rozwój Kra-
kowa planowano wtedy centralnie, kierując się zasadą obudowywania zabytkowe-
go centrum pierścieniem blokowisk. Mieszkanie na tych osiedlach, często kiepsko
wykonanych i pozbawionych podstawowej infrastruktury, było dla wielu miesz-
kańców dopustem. Z dzisiejszej perspektywy trzeba przyznać, że przynajmniej
z lotu ptaka bywały one jednak całkiem nieźle rozplanowane.
Choć zapaść przemysłu po 1 989 r. mogła spowodować powolny upadek
miasta, to tak się jednak nie stało, a złożyło się na to kilka czynników. Po pierwsze,
atrakcyjność turystyczna Krakowa sprawiła, że zaczął on funkcjonować w obiegu
międzynarodowym. Po drugie, jego swoistą cechą była duża podaż relatywnie do-
brze wykształconej i relatywnie taniej siły roboczej (przez całe 25-lecie płace były tu
niższe nie tylko niż wWarszawie, ale też w pobliskich Katowicach). W konsekwen-
cji , niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, podaż wygenerowała popyt,
a Kraków stał się jednym z głównych światowych centrów outsourcingu. Gwałtow-
ny rozwój sektorów BPO (Business Process Outsourcing, czyl i popularnego outso-
POŁĄCZENIA MIĘDZYMIASTOWE
NOWE PERYFERIE 42
urcingu) i IT (czyl i technologii informacyjnych) w Krakowie jest ewenementem na
skalę ogólnopolską. Prognozuje się, że do 2020 r. zatrudnienie w tych sektorach
wzrośnie do ponad 1 00 tys. pracowników. W gospodarce późnokapital istycznej zaś
każde miejsce pracy w sektorze „bazowym” generuje kilka kolejnych w tzw. otocze-
niu.
Oznacza to, że mamy w Krakowie do czynienia z masowym przyrostem
miejsc pracy – jest to eksplozja po-
równywalna z epoką gwałtownej
industrial izacj i . Ta eksplozja zatrud-
nienia przekłada się na raptowny
skok demograficzny. Kraków już ofi-
cjalnie zastąpił (coraz bardziej wy-
ludniającą się) Łódź na pozycji
drugiego pod względem liczby
mieszkańców miasta w Polsce, jest
także jednym z niel icznych miast wo-
jewódzkich, które oficjalnie notują
wzrost l iczby ludności na poziomie
od kilku do kilkunastu tysięcy w ciągu
ostatnich dekad. Co więcej admini-
stracyjne wskaźniki nie oddają real-
nego wzrostu, gdyż wielu nowych
mieszkańców po prostu nie melduje
się w nowym miejscu zamieszkania.
Znaczący wzrost lokalnej populacji
sugeruje natomiast olbrzymia l iczba
inwestycji mieszkaniowych – od cza-
su pęknięcia w roku 2004 bańki na rynku nieruchomości w Krakowie buduje się
rocznie kilka tysięcy mieszkań, które sprzedają się na pniu. Do tego dochodzi lawi-
nowa suburbanizacja i przyrost l iczby mieszkańców„niedomiejskich” gmin ościen-
AUTORKRZYSZTOF POSŁAJKO
Urodzony w 1 981 . Doktorfilozofii i niedoszły socjolog zestajni UJ. W idealnym świecienauki interesuje się anal itycznąfilozofią języka i ontologią.Używa słowa „socjolog”w liczbiepojedynczej na oznaczeniePierre’a Bourdieu. Pracował jakotłumacz i leksykograf.W wolnych chwilach publicysta-amator. Nieuleczalnysocjaldemokrata. Z lewackiegotłumu wyróżnia go negatywnystosunek do jazdy na rowerze,mieszkań w zapuszczonychkamienicach i psychoanal izy.
POŁĄCZENIA MIĘDZYMIASTOWE
NOWE PERYFERIE 43
nych. Szacuje się, że Kraków funkcjonalnie jest już aglomeracją obsługującą ponad
mil ion osób.
Ta postindustrialna eksplozja odbywa się całkowicie na dziko. Stąd wynika –
widoczna już gołym okiem – degeneracja tkanki miejskiej. Co gorsza, nikt z odpo-
wiedzialnych za pol itykę miejską nie zdaje sobie sprawy z rozmiaru wyzwania, jakie
stanowi tak gwałtowny przyrost masy ludzkiej. Urzędnicy rezerwują dla siebie
funkcję administratorów chaosu, lokalnie tylko łagodząc najbardziej palące pro-
blemy: gdzieniegdzie zbuduje się park, a gdy układ komunikacyjny w danej dziel-
nicy przestanie funkcjonować, podciągnie się – wybudowany za unijne pieniądze
– tramwaj. Niestety, równie ciasną perspektywą zdają się operować aktywiści miej-
scy. Ich ambicje zdają się ograniczać do takich marzeń jak przerobienie ul icy Krup-
niczej na woonerf, co oczywiście byłoby miłą zmianą, nieprzystającą jednak do
Zdjęcie: Ewa Korzeniowska
POŁĄCZENIA MIĘDZYMIASTOWE
NOWE PERYFERIE 44
skal i wyzwań stojących przed miastem. Nikt nie umie – albo nie chce – powiedzieć
wprost, że Kraków przechodzi transformację z sympatycznego, otoczonego bloko-
wiskami grajdołu w postindustrialną metropolię.
Stol ica Małopolski potrzebuje działań na miarę Barcelony z drugiej połowy
XIX w. albo Sztokholmu z połowy wieku XX. Oba te miasta stanęły wówczas przed
podobnym do krakowskiego problemem – relatywnie stare i nieduże ośrodki stały
się punktami gwałtownej urbanizacji . Tamtejszą odpowiedzią były narzucone cen-
tralnie i bezwzględnie egzekwowane plany urbanistyczne, które umożl iwiły zrów-
noważony rozwój. Takie rozwiązanie wymaga jednak woli pol itycznej
i umiejętności wzięcia w karby interesów prywatnych inwestorów. Dobrego wzor-
ca działań dostarcza tu zwłaszcza XIX-wieczna Barcelona, budowana przez prywat-
nych przedsiębiorców, którym jednak władze miejskie precyzyjnie wyznaczały
warunki inwestycji . Tak precyzyjnie, że okna kamienic znajdują się na tej samej wy-
sokości.
Wydaje się, że czasu na radykalną zmianę filozofii zarządzania Krakowem
pozostało niewiele. Grozi nam to, że wszyscy przyzwyczają się do prowizorki i życia
w byle jakiej przestrzeni. To zaś na dalszą metę może być dla miasta samobójcze.
Wzrost zamożności biurowej klasy średniej, tego krakowskiego postindustrialnego
proletariatu, będzie prawdopodobnie skutkował wzrostem aspiracji niemożl iwych
do spełnienia w źle urządzonym, dysfunkcjonalnym mieście. Po eksplozji demo-
graficznej może nadejść exodus, a Krakowowi zagrozi masowa depopulacja, jaka
od początku transformacji ustrojowej stała się udziałem Łodzi. Nie pozostaną po
niej jednak malownicze ruiny XIX-wiecznych fabryk i secesyjnych pałacyków, lecz
puste galerie handlowe i ciągi martwych wieżowców.
POŁĄCZENIA MIĘDZYMIASTOWE
NOWE PERYFERIE 45
Zgodnie z opinią Kongresu Budowlanego, danymi Eurostatu oraz tymi zebra-
nymi przez GUS w Polsce brakuje od 1 mln do nawet 3 mln mieszkań. Na 1 tys.
mieszkańców przypada w naszym kraju 360 mieszkań, czyl i niemal o 1 00 mniej niż
wynosi średnia dla Unii Europejskiej. Obrazu sytuacji dopełnia ogromne przelud-
nienie mieszkań. Według danych Eurostatu aż 44% mieszkań w Polsce to lokale
przeludnione. Ogromny popyt na mieszkania połączony z niewielką ich ilością na
rynku i długimi kolejkami czekających na przydział lokal i komunalnych i socjalnych
doprowadził do tego, że własny dach nad głową ma w naszym kraju status towaru
luksusowego. Na temat specyfiki polskiego rynku mieszkaniowego na przykładzie
Gdańska wypowiadają się Marcin Grudziński , radca prawny i działacz Ruchu
Sprawiedl iwości Społecznej Koło Gdańsk, oraz dr inż. arch. Monika Arczyńska
z Pol itechniki Gdańskiej.
Jak wyglądałaby sporządzona przez Państwo lista grzechów głównych
polityki mieszkaniowej w Polsce?
Marcin Grudziński: Po 1 989 r., gdy kształtowała się samorządność, do głów-
nych zadań powstających samorządów lokalnych włączono kwestie związane z za-
rządzaniem mieszkalnictwem komunalnym. Samorządy odziedziczyły po czasach
PRL duży komunalny zasób mieszkaniowy. Obecną sytuację na rynku mieszkanio-
wym ukształtowały rozpoczynające się wówczas procesy. Głównym była prywaty-
zacja zasobu komunalnego, polegająca na pozbywaniu się jak największej l iczby
lokal i . W Gdańsku sprzedawano nawet po kilka tysięcy lokal i w skal i roku. Według
wiceprezydenta Gdańska Macieja Lisickiego była to celowa polityka, oparta na pa-
Maciej Ostrowski
Mieszkanie – luksusowy towar czyniezbywalne prawo? Gdańskidwugłos o mieszkalnictwie
POŁĄCZENIA MIĘDZYMIASTOWE
NOWE PERYFERIE 46
radygmacie głoszącym, że własność prywatna jest zawsze lepsza od państwowej
czy kolektywnej. Wpisywało się to w stosowaną od początku przemian praktykę
masowej prywatyzacji , a w zasadzie
wyprzedaży przedsiębiorstw pań-
stwowych, często zaawansowanych
technologicznie i mogących być kon-
kurencja dla zagranicznych koncer-
nów.
Tym zjawiskom towarzyszył brak
pol ityki wspierającej spółdzielczość
czy rozwiązania typu TBS. W rezulta-
cie doszło do rażącej dysproporcji
między kwotami przekazywanymi na
budownictwo spółdzielcze a fundu-
szami przekazywanymi w ramach
programów w rodzaju „Rodzina na
Swoim” czy„Mieszkanie dla Młodych”.
Były one adresowane do osób lepiej
zarabiających (ze zdolnością kredyto-
wą), a przeznaczone na nie środki
trafiały do firm deweloperskich i ban-
ków kredytujących inwestycje. Zjawi-
ska te zostały dobrze opisane
w książce Fil ipa Springera „1 3 Pięter”.
W jednym z jej rozdziałów znajduje-
my wymowny obraz korków od
szampana strzelających w jednej
z firm deweloperskich na wieść
o wprowadzeniu programu mającego w założeniach wspierać budownictwo
mieszkaniowe. Państwowemu wsparciu, kierowanemu do osób mogących pozwo-
AUTORMACIEJ OSTROWSKI
Absolwent historiii dziennikarstwa naUniwersytecie Gdańskim.Tematem jego zainteresowańzawodowych jest gospodarkamorska. Od ponad 5 lat publ ikujeteksty w mediach branżowychzwiązanych z tym sektoremgospodarki. Opublikował całycykl tekstów związanychz sytuacją na rynku pracy, w tymsytuacją młodych absolwentówszkół morskich, perspektywrozwojowych polskich portów natle ośrodków w Europie i naświecie, najważniejszychinwestycji infrastrukturalnychostatnich lat, a także rządowychplanów wspomagania produkcjistoczniowej.
POŁĄCZENIA MIĘDZYMIASTOWE
NOWE PERYFERIE 47
l ić sobie na zobowiązanie kredytowe i zakup nieruchomości na własność, towarzy-
szyło uszczuplanie zasobu gminnego i stopniowe rezygnowanie samorządów
z wypełniania obowiązków, jakie w zakresie mieszkalnictwa nałożyła na nie kon-
stytucja I I I RP.
Czarną kartą w historii polskiego prawa lokalowego była tzw. ustawa Bl idy
(Ustawa z dn. 2 l ipca 1 994 r. o najmie lokal i mieszkalnych i dodatkach mieszkanio-
wych), umożl iwiająca eksmisje na bruk. Została ona uchwalona m.in. głosami po-
słów SLD (przy sprzeciwie PPS, której członkiem był wówczas Piotr Ikonowicz).
W świetle tej ustawy ochrona praw właściciel i miała pierwszeństwo nad podsta-
wowym prawem obywatela do posiadania dachu nad głową. Na szczęście z bie-
giem czasu prawodawstwo ulegało pewnym zmianom ograniczającym samowolę
właściciel i (m.in. Ustawa z 21 czerwca 2001 r. o ochronie praw lokatorów, mieszka-
niowym zasobie gminy i o zmianie Kodeksu cywilnego czy nowelizacja w 2005 r.
art. 1 046 Kodeksu postępowania cywilnego) – jednak są to ciągle zmiany niewy-
starczające. Z istniejących obecnie luk w prawie oraz braku świadomości prawnej
lokatorów często próbują korzystać tzw. czyściciele kamienic. Jako radca prawny
odnotowuję szansę na istotną poprawę w zakresie respektowania praw lokatorów
czy też ich ochrony przed nagannymi społecznie praktykami firm „odzyskujących
lokale”. Wynika to z obowiązującego od 7 stycznia 201 6 r. przepisu prawa karnego
(art. 1 91 §1 a Kodeksu karnego), penal izującego praktyki powszechnie stosowane
przez czyściciel i kamienic. Zgodnie z tym przepisem karze pozbawienia wolności
do 3 lat podlegają m.in. działania w sposób istotny utrudniające innej osobie ko-
rzystanie z zajmowanego lokalu mieszkalnego.
W Gdańsku czasy, gdy zasób komunalny wynosił 37 tys. lokal i (dane z 2004 r.) ,
dawno już przeszły do historii . W chwil i obecnej zasób komunalny Gdańska wyno-
si 1 7,7 tys. lokal i . Według Wydziału Gospodarki Komunalnej w Gdańsku 22 l istopa-
da 201 6 r. prawnie i fizycznie wolnych było 889 lokal i , w tym 287
niesamodzielnych. Przeszło 505 wymaga wykonania remontu kapitalnego. Zasób
jest zdekapital izowany i zdewastowany przede wszystkim w części obciążającej
POŁĄCZENIA MIĘDZYMIASTOWE
NOWE PERYFERIE 48
właściciela, czyl i Miasto Gdańsk. W myśl ustawy o ochronie lokatorów właściciela
obciąża obowiązek dbania o wszystkie elementy nieruchomości użytkowane
wspólnie przez lokatorów (dachy, piwnice i klatki schodowe). Stan budynków
z przewagą lokal i komunalnych jest w wielu miejscach (Biskupia Górka, Dolne Mia-
sto, Olszynka) katastrofalny. Zdarzają się klatki schodowe bez tynku, z nieosłoniętą
i skorodowaną instalacją elektryczną. Jednocześnie w kreowanym przez strony
miejskie przekazie medialnym stereotypowo przyjmuje się, że to lokatorzy odpo-
wiadają za większość zniszczeń i zaniedbań. Tę niesprawiedl iwą tezę podważyłaby
każda rzetelnie przeprowadzona inwentaryzacja zasobu.
W 201 3 r., uchwalając wieloletni program gospodarowania zasobem komunal-
nym, władze Gdańska oceniły skalę zapotrzebowania na remonty na 209 mln zł.
Odpowiedź Ratusza na wniosek Ruchu Sprawiedl iwości Społecznej i stowarzyszenia
Lepszy Gdańsk o udostępnienie informacji publ icznej, wystosowany w listopadzie
201 6 r., wskazuje, że w ciągu ostatnich 6 lat z budżetu miejskiego przeznaczono na
remonty i modernizację lokal i zaledwie 34,5 mln zł.
Oczywiście należy pamiętać, że przeszło 80% miejskiego zasobu mieszkanio-
wego stanowią lokale pamiętające czasy sprzed I I wojny światowej. Jednak miasto
powinno ustal ić l istę swoich priorytetów. Na dużą skalę real izowane są imponują-
ce inwestycje mające na celu uczynienie naszego miasta atrakcyjniejszym, a w tym
samym czasie pogłębia się dewastacja podstawowego zasobu komunalnego. Pla-
nując budżet domowy nie kupujemy przecież luksusowych mebli do zniszczonego
i zagrzybionego mieszkania. 20 stycznia 201 6 r. zorganizowaliśmy w Gdańsku Pa-
nel Pol ityki Społecznej, by uzmysłowić mieszkańcom miasta i jego włodarzom, że
niektóre inwestycje muszą zostać ograniczone, gdyż finansowane są kosztem pod-
stawowych obowiązków władzy lokalnej względem obywatel i . W naszej ocenie za-
dbanie o zasób komunalny jest palącą potrzebą.
Samo miasto w odpowiedzi na nasz wniosek o udostępnienie informacji pu-
bl icznej posłużyło się danymi, w świetle których ok. 1 7% wszystkich lokal i w Gdań-
sku jest już tak zdewastowanych i zdekapital izowanych, że nie opłaca się ich
POŁĄCZENIA MIĘDZYMIASTOWE
NOWE PERYFERIE 49
remontować. Joanna Sobańska, sympatyczka RSS Gdańsk i moderatorka panelu
poświęconego polityce mieszkaniowej zorganizowanego w ramach Panelu Pol ity-
ki Społecznej, stwierdziła, że biorąc pod uwagę obecny stan rzeczy już niedługo
ponad 1 /5 całego zasobu komunalnego będzie w ocenie miasta na tyle zniszczona
i zdekapital izowana, że nie będzie podlegała remontom. Tak zniszczone lokale nie
nadają się do zasiedlenia. Tylko w 201 6 r. ze względu na fatalny stan techniczny lo-
kal i wykwaterowano 72 rodziny.
Skala potrzeb 400-tysięcznej metropolii jest ogromna. Na przydzielenie loka-
lu socjalnego oczekują obecnie 1 944 rodziny. Lista nie obejmuje osób czekających
na lokale komunalne. Pamiętajmy, że prawo do lokalu socjalnego jest oparte o kry-
terium najniższej emerytury. W tym roku wskutek działań rządu najniższa emerytu-
ra wzrosła i będzie wynosić 1 tys. zł. Automatycznie wzrosną oparte o to kryterium
progi dochodowe osób żyjących w niedostatku (75% najniższej emerytury na oso-
Zdjęcie: Wikipedia
POŁĄCZENIA MIĘDZYMIASTOWE
NOWE PERYFERIE 50
bę w gospodarstwie wieloosobowym), którym przysługują lokale socjalne, i osób
o niskich dochodach (1 00% najniższej emerytury na osobę w gospodarstwie wie-
loosobowym), którym przysługują lokale komunalne.
Poważne wątpl iwości budzi również postępowanie miasta w indywidualnych
przypadkach, w tym np. w sprawie pani Anny Klimaszewskiej. Pani Kl imaszewska
była samotną matką dwójki dzieci, 9-letniego Kacpra i 1 2-letniej Kasi. Swoje dzieci
utrzymywała z al imentów i zasiłku rodzinnego 500+. Od lat wynajmowała pokoje,
gdyż nie było jej stać na zakup własnego mieszkania. Przed dwoma laty kobieta
złożyła wniosek o przydział lokalu socjalnego. W kolejce oczekujących znalazła się
na 1 859 miejscu. W lipcu 201 6 r. Anna Klimaszewska zajęła zniszczony pustostan –
melinę miejscowych alkohol ików. Własnymi siłami wyremontowała mieszkanie,
w którym następnie nielegalnie mieszkała przez 5 miesięcy. Fakt zajęcia pustosta-
nu zgłosiła w administracji . Chciała uregulować sytuację, płacić czynsz. Samotna
matka sądziła, że skoro nie oczekuje od miasta żadnego remontu, a mieszkanie do-
prowadzi do stanu używalności we własnym zakresie, urzędnicy nie będą robić
większych problemów. Wyręczała władze w real izacji ich konstytucyjnych zadań.
Wkrótce po ujawnieniu się Anny jako nowej lokatorki, na Dolnych Młynach pojawi-
ła się przedstawicielka administracji w asyście pol icji . Jej celem było „przywrócenie
wcześniejszego stanu posiadania”. Miasto nie skorzystało więc z instrumentów
prawnych, którymi dysponuje. Nie wzięło też pod uwagę sytuacji Anny Klimaszew-
skiej i jej dzieci. Tymczasem należało co najmniej rozważyć zastosowanie § 27 ust.
8 uchwały Rady Miasta Gdańska z d. 29 sierpnia 201 3 r., regulującej zasady wynaj-
mu lokal i wchodzących w skład mieszkaniowego zasobu miasta. Wspomniany
przepis umożl iwia, w przypadkach szczególnie uzasadnionych społecznie, na wy-
rażenie przez Prezydenta Miasta zgody na zawarcie umowy najmu lokalu. Miasto
z tej opcji nie skorzystało. Co więcej, na miejskiej stronie opublikowano artykuł
przedstawiający Panią Annę w negatywnym świetle, a nadto wszczęto przeciwko
niej postępowanie eksmisyjne. Na szczęście wspomniana już ustawa z 2001 r.
o ochronie lokatorów zawiera klauzulę generalną zezwalającą sądom na pewną
elastyczność w orzekaniu. W myśl art. 24 tejże ustawy można przyznać lokal socjal-
POŁĄCZENIA MIĘDZYMIASTOWE
NOWE PERYFERIE 51
ny osobie takiej jak Pani Anna Klimaszewska, jeśl i sąd dojdzie do przekonania, iż
jest to szczególnie uzasadnione w świetle zasad współżycia społecznego. W naszej
ocenie sytuacja, gdy matka z dwójką uczących się dzieci własnymi siłami doprowa-
dza niszczejący lokal do stanu używalności, należy do szczególnych, ujętych w pra-
wie sytuacji . Postępowanie władz miejskich było również kontrowersyjne z punktu
widzenia Rzecznika Praw Obywatelskich, który zażądał w tej sprawie wyjaśnień.
Innym problemem jest brak dokładnej wiedzy Urzędu Miasta Gdańska na te-
mat l iczby pustostanów w mieście, sytuacji prawnej poszczególnych lokal i , które
można by wykorzystać do rozładowania kolejki czekających na lokale socjalne. Sa-
morząd często zasłania się długością trwania procedur uniemożl iwiającą zasiedle-
nie tych lokal i . N iezbędne jest usprawnienie procedur i ewentualne personalne
zasilenie Wydziału Gospodarki Komunalnej.
Monika Arczyńska : Liczba mieszkań komunalnych – lokal i , które oprócz TBS-
ów lub mocno obciążających domowe budżety kredytów były jedyną opcją dla
mniej zamożnych Polaków – gwałtownie malała po 1 989 r. Zjawisko to przekładało
się na kształtowanie podaży i popytu na rynku mieszkaniowym. Zarazem przez ca-
łe lata 90. Polacy przyzwyczajal i się do idei posiadania nieruchomości na własność.
W początkowej fazie kapital izmu, gdy pojawiły się pierwsze możl iwości prywaty-
zowania lokal i komunalnych, ich lokatorzy nie czul i jeszcze takiej potrzeby. Maso-
we uwłaszczenia zaczęły się później, gdy okazało się, że nieruchomość ma wysoką
wartość, a możl iwość jej wykupu za niewielki procent realnej wartości stanowi nie-
powtarzalną okazję. Po wejściu Polski do Unii Europejskiej ceny nieruchomości
gwałtownie wzrosły, lecz w tym okresie rozpowszechniły się już kredyty hipotecz-
ne. Te dwa zjawiska ukształtowały obecną strukturę własnościową i dążenie Pola-
ków do posiadania mieszkań.
Nieruchomości usytuowane korzystnie z punktu widzenia mieszkańca osiąga-
ją wysokie ceny, zaś lokale o przystępnych cenach położone są najczęściej na
obrzeżach miast. Deweloperzy opracowali kilka strategii wypracowywania zysku.
Mogą budować lokale za wielkie pieniądze na bardzo drogich działkach, co wiąże
POŁĄCZENIA MIĘDZYMIASTOWE
NOWE PERYFERIE 52
się z dużymi kosztami zakupu i real izacji oraz z ryzykiem (w nieruchomościach ta-
kich jak Sea Towers czy Quattro Towers sprzedaż mieszkań trwała kilka lat). Szybka
sprzedaż mieszkań pozwala uniknąć narastania odsetek od kredytu budowlanego.
Drugą możl iwością jest masowe budownictwo na najtańszych działkach. Najczę-
ściej są to grunty podmiejskie (obowiązkiem miasta jest doprowadzenie infrastruk-
tury dla powstających osiedl i) . Nabywcami lokal i są osoby posiadające zdolność
kredytową, ale bez środków na zamieszkanie w lepszych lokal izacjach. W Gdańsku
takie lokale powstają m.in. w Szadółkach czy w Gdańsku Południe, ceny mieszkań
kształtują się tam na poziomie 4 tys. zł za m2. To bezpieczniejsza inwestycja dewe-
loperska, gdyż tanie mieszkania z reguły szybciej się sprzedają, chociaż zysk z m2
jest niższy. Na rynku mieszkaniowym można od lat zauważyć spore nasycenie tego
rodzaju inwestycjami. Niektórzy eksperci przychylają się do opinii , że programy
„Mieszkanie dla Młodych” czy „Rodzina dla Swoim” nie tyle wspomagały młode
małżeństwa, i le stanowiły rządowy program pomocy upadającym przedsiębior-
stwom deweloperskim.
Ostatnią możl iwością są rozwiązania pośrednie. Deweloper lokal izuje inwe-
stycję na dobrze skomunikowanym obszarze z istniejącą infrastrukturą, np. na te-
renach poprzemysłowych lub powojskowych. Tu ceny mieszkań osiągają poziom
pomiędzy podmiejskim budownictwem a prestiżowymi real izacjami. Przykładem
takiej inwestycji jest Osiedle Garnizon (Gdańsk Strzyża). Początkowo ceny mieszkań
utrzymywały się na poziomie 6–7 tys. zł za m2. Aktualnie ceny poszły w górę, po-
nieważ osiedle stało się bardzo popularnym miejscem z uwagi na świetną lokal iza-
cję, a także atrakcyjną kulturalną oraz gastronomiczną ofertę usługową w okolicy.
Z urbanistycznego punktu widzenia konsekwencją takiego stanu rzeczy jest
rozlewanie się nowych osiedl i na obrzeża dużych miast lub do przyległych miej-
scowości: „Małego Trójmiasta” (Wejherowo, Reda, Rumia) czy Pruszcza Gdańskiego.
Problemem jest często brak infrastruktury, gdyż jej doprowadzenie daleko poza
centrum miasta jest bardzo drogie. Drugim częstym mankamentem jest brak
transportu publicznego. Często jedynym środkiem komunikacji jest w takich miej-
POŁĄCZENIA MIĘDZYMIASTOWE
NOWE PERYFERIE 53
scach samochód. Mało osób jest w stanie przewidzieć wszystkie koszty generowa-
ne przez na pozór tanie mieszkanie na obrzeżach metropolii . Konieczność utrzy-
mania samochodu i uciążl iwe dojazdy do centrum pociągają za sobą nie tylko
koszt ekologiczny. Dla gminy rozrastające się dzielnice wiążą się z obowiązkiem
wybudowania dodatkowej infrastruktury drogowej.
Naturalną koleją rzeczy przechodzimy do ciekawych rozwiązań, które
mogą stanowić alternatywę dla typowo deweloperskiego sposobu rozwiąza-
nia problemu mieszkaniowego. Pod tym względem Trójmiasto wyróżnia się
pozytywnie na tle innych polskich metropolii. Na czym Państwa zdaniem po-
lega specyfika wdrażanych tam rozwiązań?
Monika Arczyńska: Trójmiasto od innych dużych ośrodków odróżnia m.in.
ukształtowanie terenu. Z jednej strony wzdłuż całej metropol ii rozciąga się morze
(pasa nadmorskiego nie da się traktować jako gruntu pod zabudowę, mimo podję-
tych przez niektórych deweloperów prób zajmowania tam niewielkich działek pod
luksusowe inwestycje). Do wykorzystania pod zabudowę pozostaje więc stosunko-
wo wąski pas terenu położony między Zatoką a Trójmiejskim Parkiem Krajobrazo-
wym. Większość dużych polskich miast charakteryzuje się promienistym układem
(centrum usytuowane w samym środku zabudowy, a pozostałe dzielnice rozpo-
ścierają się równomiernie od śródmieść). Ich układ sprzyja intensywnej suburbani-
zacji we wszystkich kierunkach – przykłady tego zjawiska stanowią Poznań czy
Kraków. W Poznaniu osiedla deweloperskie rozrastają się we wszystkich gminach
ościennych. Za tym procesem nie nadąża budowa infrastruktury. Buduje się drogi
głównie z myślą o transporcie indywidualnym. W konsekwencji mieszkańcy no-
wych podmiejskich osiedl i nierzadko spędzają w samochodach nawet półtorej go-
dziny w jedną stronę, by móc dotrzeć do pracy w śródmieściu. Z kolei obszar
Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego stanowi tak poważną barierę, że przepusto-
wość przecinających go dróg i l iczba połączeń – samochodowych i transportu pu-
bl icznego – nie pozwalają na nieograniczony rozwój położonych poza nim
obszarów. Drogi pozwalające na skomunikowanie całego dolnego tarasu z terena-
POŁĄCZENIA MIĘDZYMIASTOWE
NOWE PERYFERIE 54
mi położonymi poza Parkiem są notorycznie zakorkowane. Zjawisko suburbanizacji
jest więc w Trójmieście marginalne w porównaniu do innych polskich metropolii .
Dzięki dość spójnej wizji władz miasta, zmierzającej do połączenia nowych
dzielnic l iniami kolejowymi, autobusowymi i tramwajowymi, miasto rozwija się
w sposób korzystny dla mieszkańców. Biuro Rozwoju Gdańska wyróżnia się spo-
śród podobnych instytucji w dużych miastach kraju. Obserwujemy tu największy
procent pokrycia obszaru miasta planami miejscowymi, a rezerwy pod zabudowę
mieszkaniową są tak optymistycznie wyznaczone, że mogłyby stać się miejscem
inwestycji mieszkaniowych dla nierealnie wysokiej l iczby przyszłych gdańszczan.
Ponadto miasto „urbanizuje” te nowe dzielnice mieszkaniowe, w których powsta-
wały dotychczas wyłącznie mieszkania, pozbawione infrastruktury społecznej,
usług i sprawnego transportu publicznego. Np. w Gdańsku Południe te braki zosta-
ły nadrobione – powstały szkoły, sklepy i l inia tramwajowa.
Z punktu widzenia rynku mieszkaniowego taki stan rzeczy zniechęca dewelope-
rów do budowy domów jednorodzinnych, których popularyzacja prowadzi do najbar-
dziej ekstremalnej suburbanizacji. Domy jednorodzinne są najmniej zagęszczoną
zabudową, a pod jej realizację trzeba przeznaczyć najwięcej gruntów i doprowadzić
infrastrukturę techniczną do każdego z domów. W Gdańsku dzięki planom miejsco-
wym wiadomo dokładnie, jakie budynki można stawiać na określonych terenach. De-
weloperzy inwestujący w grunty pod budowę lokali mieszkaniowych nie kupują
przysłowiowego kota w worku. Władze miasta zyskują pewność, że przedsiębiorcy bę-
dą realizować inwestycje mieszkaniowe na terenach położonych w pobliżu istniejącej
infrastruktury miejskiej, gwarantujących przyszłym lokatorom dostęp do komunikacji
miejskiej. Potrzeby i specyfika nowych osiedli deweloperskich zostały więc uwzględ-
nione w wizji rozwoju miasta. Z punktu widzenia przedsiębiorcy wszystkie te czynniki
stanowią dużą wartość – będzie mógł szybko uzyskać pozwolenie na budowę i rozpo-
cząć inwestycję. Z kolei mieszkańcy otrzymują gwarancję, że grunty, na których po-
wstaną ich przyszłe mieszkania, będą przygotowane do zapewnienia im minimum
komfortu.
POŁĄCZENIA MIĘDZYMIASTOWE
NOWE PERYFERIE 55
Marcin Grudziński : Uważam, że pomimo skal i zaniedbań i błędów polityki
mieszkaniowej można wskazać kilka rozwiązań, które zmierzają w dobrym kierun-
ku. Skala tych działań jest jednak zbyt mała w stosunku do ogromu potrzeb. War-
tościowe ze społecznego punktu widzenia jest rozwiązanie, o którym wspomniał
na Panelu Społecznym Waldemar Rydlewski, zastępca dyrektora Gdańskiego Za-
rządu Nieruchomości Komunalnych. Polega ono na wykonywaniu remontów zaso-
bu komunalnego nie w oparciu o outsourcing, lecz siłami grup roboczych
rekrutujących się spośród mieszkańców Gdańska. Remontujących zatrudnia się
przy pełnym poszanowaniu praw pracowniczych przez pracodawcę, którym jest
GZNK. Rozwiązanie nie tylko aktywizuje mieszkańców zawodowo, ale prowadzi
również do redukcji kosztów prac remontowych. Pozytywnie oceniamy również
koncepcję utworzenia Centrum Treningu Umiejętności Społecznych w Nowym
Porcie na ul. Wyzwolenia 48. To miejsce, do którego kieruje się osoby po wykona-
niu wyroku eksmisyjnego. Pensjonariusze mogą l iczyć na opiekę dyżurujących
przez 5 dni w tygodniu psychologów i asystentów społecznych. Mieszkańcy ośrod-
ka mają zapewnioną opiekę i doradztwo. W dalszej kolejności mają również szansę
ubiegania się o przydział nowo budowanych lokal i powstających z myślą o oso-
bach wychodzących z zagrożenia bezdomnością. Zamieszkanie w samodzielnych
lokalach stanowi dla wielu eksmitowanych etap usamodzielniania się i powrotu do
społeczeństwa. Minusem programu jest mała l iczba lokal i przydzielonych do dys-
pozycji Centrum. 48 lokal i stanowi kroplę w morzu potrzeb 400-tysięcznego mia-
sta, w którym w skal i roku wykonuje się tysiąc wyroków eksmisji .
Jak Państwo widzą – z perspektywy gdańskiej i ogólnopolskiej – możli-
wości systemowego rozwiązania problemów polskiego mieszkalnictwa?
Marcin Grudziński: Dużym krokiem naprzód byłaby intensyfikacja remontów
zasobu komunalnego oraz inwentaryzacji i zasiedlenia należących do niego pusto-
stanów. Następnym działaniem na poziomie gminnym powinno być znaczące
zwiększenie środków na politykę mieszkaniową. Stworzy to szansę, że zasób loka-
lowy nie będzie ulegał zwiększeniu o kilkanaście czy kilkadziesiąt mieszkań, jak ma
to miejsce obecnie, tylko o kilkaset lokal i w skal i roku. Wówczas będziemy mogli
POŁĄCZENIA MIĘDZYMIASTOWE
NOWE PERYFERIE 56
we względnie nieodległej perspektywie czasowej sprawić, by gdańszczanie miesz-
kal i w przyzwoitych warunkach. Nie osiągniemy szybko zachodnioeuropejskich
standardów. Zadaniem na najbl iższe lata będzie usunięcie nawarstwiających się
przez lata zaniedbań. Przebywanie na klatkach schodowych i w mieszkaniach ko-
munalnych nie może narażać ludzi na niebezpieczeństwo, a właśnie z taką sytuacją
mamy w tej chwil i do czynienia.
Monika Arczyńska: Nie widzę tu jednol itego rozwiązania. Potrzeba co naj-
mniej pokolenia, żeby rozwiązać główne problemy polskiego mieszkalnictwa.
Trudno polemizować z twierdzeniami o przeludnieniu polskich mieszkań, niewiel-
kim metrażu przypadającym na mieszkańca czy niedostatecznej l iczbie lokal i
mieszkalnych dostępnych na rynku. Nie porównujmy jednak struktury własnościo-
wej krajowego rynku mieszkaniowego do rzeczywistości Niemiec i Austrii . Wybiórcze
odniesienie do statystyk i porównania do zachodnioeuropejskich krajów przy jedno-
czesnym ignorowaniu kontekstu ekonomiczno-społecznego i struktury własnościo-
wej polskich zasobów nie pozwalają na racjonalny osąd sytuacji , a różnice obrazują
podstawowe dane Eurostatu. Powinniśmy raczej porównywać się z Włochami, Grecją
lub krajami bloku wschodniego, gdzie większość mieszkań to lokale własnościowe,
a wynajem prywatny stanowi stosunkowo niewielki procent całego zasobu mieszka-
niowego. Nie należy także patrzeć na rynek mieszkaniowy w perspektywie kilku ko-
lejnych lat, ale określać założenia pol ityki mieszkaniowej z myślą o najbl iższym
pokoleniu. Na przykład w Polsce obecnie buduje się dużo małych mieszkań, o zbyt
ograniczonym metrażu dla rodzin z dziećmi. Mamy jednak tak niski przyrost natural-
ny, że w przyszłości będą mogli w nich zamieszkać seniorzy prowadzący jedno- lub
dwuosobowe gospodarstwa domowe. W liczącym około 1 00 stron tekście uchwały
w sprawie przyjęcia Narodowego Programu Mieszkaniowego osobom starszym po-
święcono kilka punktów, stwierdzając na samym początku, że emeryci i renciści, jako
beneficjenci uwłaszczenia mieszkań komunalnych, nie mają problemów z dostępno-
ścią finansową mieszkań. Sytuacja seniorów w perspektywie kolejnych lat jest jednak
nie do pozazdroszczenia. Emerytury w Polsce są niskie, a w następstwie obniżenia
wieku emerytalnego obniżą się jeszcze bardziej. Seniorzy będą spędzać jesień życia
POŁĄCZENIA MIĘDZYMIASTOWE
NOWE PERYFERIE 57
w za dużych lokalach, których nie będą w stanie ogrzać. Z uwagi na małą mobilność
i elastyczność Polaków oraz na brak programów ułatwiających zamianę takiego lo-
kalu na mniejszy, seniorzy nie będą w stanie sami rozwiązać tego problemu.
Mam wrażenie, że cała nasza pol ityka mieszkaniowa sprowadza się do łatania
dziur. Nie podejmuje się prób systemowego rozwiązania problemu. Elementem ta-
kiej wizji z urbanistycznego punktu widzenia jest planowanie, które pozwoli na za-
gęszczenie zabudowy. Drugą kwestią są programy mieszkaniowe, takie jak
„Mieszkanie Plus”. Ten program mieszkaniowy ma kilka zalet. Jedną z nich jest real-
na alternatywa dla osób, które z uwagi na wysokość dochodu nie kwalifikują się do
przyznania mieszkania komunalnego, a jednocześnie nie mają wystarczającej zdol-
ności kredytowej ani wkładu własnego na zakup mieszkania. Dodatkowo w mniej-
szych miastach, gdzie inwestycje deweloperskie są bardzo ograniczone, powstaną
mieszkania o lepszych parametrach energetycznych niż istniejący zasób, a osoby
pragnące zamieszkać w nowym budownictwie będą miały alternatywę dla budo-
wy własnego domu.
Widzę jednak również pewne wady tego programu. Najem nowych mieszkań
czynszowych ma kosztować 1 0–20zł/m2miesięcznie, czyl i zdecydowanie mniej niż
na rynku prywatnym. Przy dopłacie 20% do czynszu mieszkania mają przejść na
własność wynajmujących. Lokale stanowią więc zasób do wynajmowania potrze-
bującym, ale w perspektywie 20–30 lat ich sytuacja może się zmienić – czy wów-
czas nadal będą mieć prawo do preferencyjnego wykupu? Własne mieszkanie
stanowi dla Polaków jedną z największych wartości. W przypadku osób mniej za-
możnych przejęcie mieszkania na własność będzie dodatkowo umotywowane
chęcią przekazania tego majątku dzieciom. To zaprzecza idei budowania lokal i
czynszowych, które z założenia mają służyć najbardziej potrzebującym. Widzę też
problem związany z niewielką (oprócz fal i emigracji zarobkowej po wstąpieniu Pol-
ski do Unii) mobilnością Polaków. Może się okazać, że w regionie, w którym zbudo-
wano lokale czynszowe, nagle zabraknie pracy. Lokatorzy staną wówczas przed
wyborem między przeprowadzką umożl iwiającą dalszą aktywność zawodową
a utratą poniesionych na mieszkanie wydatków. Niebezpieczeństwo to jest o tyle
POŁĄCZENIA MIĘDZYMIASTOWE
NOWE PERYFERIE 58
realne, że mieszkania w ramach programu nie powstaną np. w Gdańsku, ale w Pel-
pl inie. Odnoszę wrażenie, że proponowane lokal izacje są dość przypadkowe i mo-
gą wynikać głównie z dostępności terenów należących do Skarbu Państwa, na
których mają być real izowane rządowe inwestycje.
Inną ważną kwestią będzie w najbl iższym czasie „ucywil izowanie” rynku
mieszkań pod wynajem. Od kilku lat w dużych miastach, takich jak Gdańsk, gdzie
występują zamożni najemcy, zaczyna się wykup mieszkań z myślą o krótkotermi-
nowym wynajmowaniu ich turystom. Nikt nie sprawuje kontrol i nad tym rynkiem,
nie wiadomo nawet, i le takich lokal i istnieje w poszczególnych ośrodkach. Są już
inwestycje, gdzie mieszkania pod krótkoterminowy wynajem stanowią większość.
Według niedawnych szacunków portalu Trójmiasto.pl w Gdańsku na Wyspie Spi-
chrzów i na obrzeżach centrum powstanie w ciągu najbl iższych lat 2,5 tys. miesz-
kań, czyl i małe miasteczko. Potrzeby turystów nie pokrywają się z potrzebami
stałych mieszkańców śródmieścia, problem stanowi m.in. hałas i brak kontaktów
społecznych między stałymi a okazjonalnymi lokatorami dzielnicy. Zachodnie mia-
sta, np. Berl in, zaczynają już regulować ten rynek, który wpływa negatywnie na ja-
kość zamieszkania oraz powoduje wzrost cen najmu długoterminowego.
Tymczasem w Gdańsku takie dzielnice jak Główne Miasto w perspektywie kilku lat
mogą stać się mieszkaniowym Disneylandem. Dobrze usytuowane dzielnice z du-
żą l iczbą inwestycji mieszkaniowych wcale nie staną się dobrym miejscem do
mieszkania.
http://stat.gov.pl/cps/rde/xbcr/gus/L_wyniki_prognozy_gospodarstw_domowy-
ch_2008_2035.pdf
http://ec.europa.eu/eurostat/statistics-explained/index.php/Housing_statistics/pl.
https://bip.gznk.pl/fi le/direct/8486
http://www.gdanskstrefa.com/jeden-czlowiek-siedem-mieszkan/
POŁĄCZENIA MIĘDZYMIASTOWE
NOWE PERYFERIE 59
Około pół godziny. O tyle według deklaracji spółki PKP Polskie Linie Kolejowe
z września 201 6 r. miał wydłużyć się czas jazdy z Warszawy do Poznania po skiero-
waniu pociągów na objazd. Przedstawiana rok temu wizja wydłużenia czasu po-
dróży „tylko o około pół godziny” miała być argumentem na rzecz prowadzenia
prac modernizacyjnych na magistral i przy całkowitym wstrzymaniu ruchu pocią-
gów.
Gdy 1 1 czerwca 201 7 r. pociągi wyruszyły na trasę objazdową, ich rozkładowe
czasy przejazdu w rzeczywistości wydłużyły się nawet o 1 godz. 1 0 min. Aż o tyle
dłużej pokonują odcinek z Warszawy do Poznania ExpressInterCity „Chrobry” rela-
cji Warszawa-Szczecin oraz popołudniowy ExpressInterCity relacji Warszawa-Berl in.
Jak zapowiada spółka PKP PLK, wymuszające objazdy pociągów prace na magi-
stral i Warszawa-Poznań potrwają aż dwa lata, do połowy 201 9 r.
Objazdem przez wąskie gardło
Liczący 1 74 km ciąg objazdowy zaczyna się na posterunku odgałęźnym Zam-
ków, gdzie pociągi zjeżdżają z l inii Warszawa-Poznań na Magistralę Węglową, którą
docierają do stacji Inowrocław Rąbinek. Następnie przez węzeł inowrocławski kie-
rują się do posterunku odgałęźnego Dziarnowo, skąd przez Gniezno dojeżdżają do
Poznania.
Karol Trammer
W dwa lata dookoła PolskiJak spółki kolejowe przygotowały objazdy na
czas modernizacji głównych liniie
POŁĄCZENIA MIĘDZYMIASTOWE
NOWE PERYFERIE 60
Między węzłem inowrocławskim a Poznaniem trasa objazdowa wykorzystuje
ciąg Trójmiasto-Poznań, którego stan w ostatnich latach bardzo się poprawił. Na
znacznej większości 96-kilometrowego odcinka Dziarnowo-Poznań możl iwe jest
osiąganie prędkości 1 50–1 60 km/h. Ponadto w 201 6 r. – między innymi z myślą
o objazdach – zwiększono przepustowość tego odcinka poprzez stworzenie poste-
runków odstępowych, które umożl iwiły zmniejszenie odbiegów między kolejnymi
składami.
73 km objazdu l inii Warszawa-Poznań poprowadzono Magistralą Węglową,
która – jako główny krajowy korytarz dla ruchu towarowego na osi północ-połu-
dnie – cechuje się bardzo dużym natężeniem ruchu składów cargo.
Na większości wykorzystywanego do objazdów odcinka Magistral i Węglowej
obowiązuje dla pociągów pasażerskich prędkość 1 20 km/h – generalnie w ostat-
Zdjęcie: Karol Trammer
POŁĄCZENIA MIĘDZYMIASTOWE
NOWE PERYFERIE 61
nich latach udało się wyel iminować l iczne ograniczenia prędkości na tej l inii . Wciąż
są jednak fragmenty, których nie zdołano przygotować dla w pełni sprawnego ru-
chu pociągów objazdowych. Na przykład przejazd przez stację Zaryń w kierunku
Poznania z powodu złego stanu toru wymaga zmniejszenia prędkości do 70 km/h.
Przy jeździe w kierunku Warszawy na l iczących w sumie 30 km odcinkach Inowro-
cław Rąbinek-Chełmce oraz Lipie Góry-Borysławice obowiązuje prędkość
1 00 km/h.
Problemem ciągu objazdowego linii z Warszawy do Poznania są ponadto dwa
wąskie gardła w postaci jednotorowych łącznic Zamków-Borysławice i Inowrocław
Rąbinek-Dziarnowo. Na obydwu odcinkach przed poprowadzeniem przez nie ob-
jazdu zreal izowane zostały prace remontowe. O ile jednak między Inowrocławiem
Rąbinkiem a Dziarnowem prędkość podniesiono z 60 km/h do 1 00 km/h, o tyle
między Zamkowem a Borysławicami – mimo kompleksowej wymiany nawierzchni
na tor z szynami bezstykowymi i podkładami betonowymi oraz pełnej wymiany
sieci trakcyjnej – dopuszczalna prędkość nie zmieniła się i pociągi, tak jak przed
przebudową, nie mogą jechać szybciej niż 50 km/h.
Linia zamknięta, objazd do remontu
Do obsługi części pociągów kursujących międzyWarszawą a Poznaniem spół-
ka PKP Intercity skierowała tabor, który nie jest w stanie w pełni wykorzystać para-
metrów obecnej trasy. Składy TLK „Latarnik”, TLK „Gombrowicz” i InterCity
„Paderewski” są ciągnięte lokomotywami EP07, przez co zostały wytrasowane
z prędkością maksymalną 1 20 km/h, również międzyWarszawą a zjazdem na Ma-
gistralę Węglową w Zamkowie oraz między Dziarnowem w węźle inowrocławskim
a Poznaniem, na których to odcinkach stan infrastruktury w dużej części umożl iwia
osiąganie prędkości 1 60 km/h. Lepsze zgranie właściwości taboru z właściwościa-
mi infrastruktury zmniejszyłoby skalę wydłużeń czasów podróży w chwil i skiero-
wania pociągów na objazd.
POŁĄCZENIA MIĘDZYMIASTOWE
NOWE PERYFERIE 62
Na drugim z objazdów linii po-
znańskiej czasy przejazdu są porówny-
walne z osiąganymi na dotychczasowej
trasie. Mowa o ciągu objazdowym
przez Pabianice, ZduńskąWolę, Sieradz,
Kalisz, niewykorzystywaną dotychczas
w ruchu pasażerskim jednotorową łącz-
nicę Stary Staw-Franklinów (ominięcie
Ostrowa Wlkp.), a dalej przez Jarocin
i Środę Wielkopolską. Gdy w czerwcu
201 7 r. tą trasą skierowano pociągi
zmierzające do Poznania z kierunku
Łodzi, ich czasy przejazdu zmieniły się
o zaledwie kilka minut, w przypadku
niektórych pociągów wręcz na korzyść
trasy objazdowej: pociąg InterCity„Wa-
wel”, jadąc z Krakowa do Szczecina, od-
cinek Łódź Widzew-Poznań Główny
pokonuje o 3 minuty szybciej niż przy
jeździe dotychczasową trasą przez Kut-
no, Konin i Wrześnię.
W przyszłym roku należy się jed-
nak spodziewać wydłużenia czasu
przejazdu trasą objazdową z Łodzi do
Poznania. Na 201 8 r. zaplanowano
bowiem rozpoczęcie prac moderni-
zacyjnych na 42-kilometrowym od-
cinku między Łodzią a ZduńskąWolą.
W efekcie przez około rok całkowite
zamknięcia na l inii Warszawa-Poznań
AUTORKAROL TRAMMER
urodzony w 1 985 r. AbsolwentWydziału Geografii i StudiówRegionalnych UniwersytetuWarszawskiego – pracal icencjacka “Regional izacja kolei.Kierunki reformy koleiregionalnych w Polsce” (2007),praca magisterska “StacjaWłoszczowa Północ. Studiumlobbingu i rozwoju lokalnego”(201 0). Założyciel i redaktornaczelny dwumiesięcznika“Z Biegiem Szyn”(http://www.zbs.net.pl/). Jegoteksty i komentarze na temattransportu publicznegoukazywały się na łamach m.in.“Techniki TransportuSzynowego”, “Świata Kolei”,“Nowego Obywatela”, “ŻyciaWarszawy”, “Gazety Stołecznej”,“Dziennika Gazety Prawnej”,“Wprost”, “Wspólnoty” orazbiuletynu Biura Anal izSejmowych “Infos”. Nie posiadaprawa jazdy.
POŁĄCZENIA MIĘDZYMIASTOWE
NOWE PERYFERIE 63
pokryją się z poważnymi utrudnieniami w ruchu na jednym z jej dwóch ciągów
objazdowych.
Prędkość i przepustowość
Przy całkowitych zamknięciach ruchu prowadzone są prace modernizacyjne
nie tylko na l inii Warszawa-Poznań, ale także na ciągu łączącym Warszawę z Lubli-
nem.
Objazd 1 81 -kilometrowej trasyWarszawa-Lubl in wytyczono przez Siedlce, Łu-
ków, Radzyń Podlaski, Parczew i Lubartów. Trasa objazdowa liczy 227 km, z czego
1 1 6 km biegnie, zmodernizowaną w minionych latach, magistralą z Warszawy
Zdjęcie: Karol Trammer
POŁĄCZENIA MIĘDZYMIASTOWE
NOWE PERYFERIE 64
w kierunku Terespola (na której obowiązują prędkości 1 20–1 60 km/h). Jednakże od
Łukowa aż do węzła lubelskiego 1 07 km objazdu poprowadzono jednotorową linią
niezelektryfikowaną.
Wytyczenie tą l inią objazdu pociągów dalekobieżnych wymagało rewital izacji
52-kilometrowego odcinka Łuków-Parczew, na którym pociągi pasażerskie nie kur-
sowały od 2000 r. (na dalszym odcinku Parczew-Lubartów-Lubl in niewielki ruch re-
gionalny w postaci kilku połączeń na dobę prowadzony jest od reaktywacji
przewozów w 201 3 r.) .
Przed skierowaniem linią Łuków-Lublin objazdu dla pociągów dalekobieżnych
konieczne było więc przeprowadzenie prac modernizacyjnych, mających na celu
nie tylko objęcie całej l inii prędkością maksymalną na poziomie 1 00–1 20 km/h, ale
także zapewnienie dużej przepustowości tego jednotorowego ciągu.
Ksiądz zapowiada pociągi
W ramach generalnej odnowy odcinka Łuków-Parczew odbudowane zostały
stacje Radzyń Podlaski i Bezwola. Ponadto między Parczewem a Lubartowem, przy
przystanku Brzeźnica Bychawska, powstała nowa mijanka. W efekcie między Łuko-
wem a Lublinem istnieje obecnie sześć punktów umożl iwiających mijanie się po-
ciągów.
Ponadto w celu poprawy przepustowości spółka PKP Polskie Linie Kolejowe
zreal izowała punktowe przedsięwzięcia o mniejszej skal i . Przy przystanku Lubar-
tów Słowackiego został zbudowany 1 50-metrowy tor odstawczy, dzięki czemu
kończące tu bieg autobusy szynowe z Lublina, oczekując na wyruszenie w drogę
powrotną, nie blokują szlaku pociągom dalekobieżnym. Z kolei w Parczewie prze-
sunięte zostały semafory tutejszej stacji , dzięki czemu zaczęły one „osłaniać” pobli-
ski przystanek Parczew Kolejowa. W efekcie ze stacji Bezwola możl iwe jest
wyprawienie pociągu na szlak w kierunku Parczewa, nawet gdy na zlokal izowanym
POŁĄCZENIA MIĘDZYMIASTOWE
NOWE PERYFERIE 65
przed stacją Parczew przystanku Parczew Kolejowa stoi szynobus, oczekujący po
dotarciu z Lubl ina na odjazd w drogę powrotną.
Fundusze na prace przywracające do życia nieczynny od 1 7 lat odcinek z Łu-
kowa do Parczewa zostały uwzględnione w kosztach modernizacji magistral i War-
szawa-Lubl in i w ramach tego przedsięwzięcia uzyskały dofinansowanie Unii
Europejskiej. – Na odcinku Łuków-Parczewwymienionych zostało 90 km szyn i 75 tys.
podkładów. Przebudowano urządzenia sterowania ruchem kolejowym, zamontowano
14 nowych rozjazdów, wyremontowano 21 obiektów inżynieryjnych, zmodernizowa-
nych zostało 28 przejazdów kolejowo-drogowych – informuje Łukasz Kwasiborski
z central i PKP PLK.
Przed reaktywacją ruchu pociągów na odcinku Łuków-Parczew na drogach
przecinających l inię kolejową ustawione zostały tabl ice „Uwaga! Od dnia 1 1 czerw-
ca 201 7 r. wznowiony ruch pociągów”. Co więcej, na prośbę spółki PKP PLK o za-
chowanie ostrożności przy przekraczaniu torów apelowal i również księża podczas
niedzielnych mszy świętych.
Przywiezione opóźnienia
Do czerwca 201 7 r. najszybszy z pociągów przemierzał trasę z Warszawy
Centralnej do Lublina w 2 godz. 1 4 min. Obecnie rozkład jazdy przewiduje poko-
nywanie tej trasy przez najszybszy z pociągów objazdem w czasie 2 godz.
48 min. W początkowym okresie funkcjonowania objazdu l inii Warszawa-Lubl in
wystąpiły problemy z punktualnością.
Już drugiego dnia po skierowaniu pociągów objazdem awarii uległy urządze-
nia sterowania ruchem na stacji Bystrzyca koło Lublina. Daje też o sobie znać kwe-
stia „przywożenia” opóźnień z innych części sieci kolejowej przez korzystające
z objazdu pociągi o bardzo długich relacjach, jak TLK„Gombrowicz” ze Szczecina do
Przemyśla (1 074 km) czy TLK„Mierzeja” z Kołobrzegu do Przemyśla (1 208 km).
POŁĄCZENIA MIĘDZYMIASTOWE
NOWE PERYFERIE 66
Na stacji Łuków wystąpiły trudności z wyrobieniem się w przewidzianym
w rozkładzie jazdy czasie 1 2–22 min., przeznaczonym na prace manewrowe oraz
wykonanie przez pracowników zewnętrznej firmy Centrum Usługa czynności zwią-
zanych ze zmianą lokomotywy elektrycznej na spal inową. Do obsługi niezelektryfi-
kowanego odcinka Łuków-Lublin spółka PKP Intercity skierowała lokomotywy
spal inowe SU1 60, charakteryzujące się dużą awaryjnością. Jako rezerwę zapewnio-
no lokomotywy SM42. Ich maksymalna prędkość wynosi 90 km/h, tymczasem
prędkość obowiązująca na l inii to 1 00–1 20 km/h. Każde użycie lokomotywy rezer-
wowej skutkuje zatem zwiększeniem opóźnień. Dodajmy, na kilka miesięcy przed
nadejściem chłodów, że lokomotywy SM42 nie są przystosowane do ogrzewania
wagonów.
Po pierwszych zakłóceniach na trasach objazdowych przedstawiciele spółek
Grupy PKP obiecal i , że sytuacja wkrótce ulegnie poprawie. Na unormowanie się sy-
tuacji na objazdach pozostały jeszcze… dwa lata.
Tekst pochodzi z dwumiesięcznika "Z Biegiem Szyn" (nr 4/90, l ipiec–sierpień 201 7):
www.zbs.net.pl
PRAWO DO WSI
NOWE PERYFERIE 67
Stanisław Młodożeniec zaczynał jako futurystyczny„celebryta”, piewca nowo-
czesności, aeroplanów i kinematografów, by w latach 30. stać się trybunem ruchu
wiciowego i twórcą „chlebnych” i „miodnych”wierszy poświęconych „gl ince sando-
mierskiej” i rodzinnym Dobrocicom. Wbrew pozorom wciąż podążał tą samą, kon-
sekwentnie obraną drogą artystyczną.
Ja stoję teraz na Dobrocickim, chłopskim wąkopie, z którego widzę cały świat. (…)
Zdobyłem go sobie zwariowanymi drogami futuryzmu. Dlatego też sztandar futury-
zmu na tym wąkopie osadzam – napisał w przedmowie do swojego tomiku Futuro-
gamy i futuro-pejzaże (1 934). Oto jak wiły się te zwariowane drogi, które go z owe-
go wąkopu zabrały i po latach z powrotem nań przywiodły.
Stanisław Młodożeniec urodził się w 1 895 roku we wspomnianych podsando-
mierskich Dobrocicach. Był jednym z sześciorga dzieci zamożnego gospodarza,
dziad jego jeszcze odrabiał pańszczyznę. Tak wspominał pod koniec życia swoją
rodzinną miejscowość:
Do najbliższej szosy – jakieś 4 kilometry. Do kościoła wMalicach – 5 km. Na jar-
mark do któregoś zmiast – Sandomierza, Opatowa, Klimontowa lub Ożarowa niemal
jednakowo 14 km. Do najbliższej stacji kolejowej wOstrowcu – chyba ponad 30 km. To
kto by tu ze świata trafił i kto by stąd na jakiś światwyjechał, jeśli na mapach trudno
było miejsce odnaleźć.
Wielki świat i wielka historia zaczęły się jednak upominać i o Dobrocice. Jak
pisał w powojennych wspomnieniach, w latach rewolucji wieś się rozruszała. W go-
rących dla Kongresówki latach 1 905–1 907 w Ostrowcu na fal i strajków i wieców
robotnicy proklamowali istniejącą niespełna miesiąc rewolucyjną republikę, która
Patryk Zakrzewski
Chłopski futurysta
PRAWO DO WSI
NOWE PERYFERIE 68
szybko rozszerzyła się na trzy okol iczne powiaty, a jej efemeryczne granice dotarły
prawie do Dobrocic. Wcześniej, w 1 903 roku, w pobliskim Ćmielowie Stanisław
Thugutt założył prężnie prosperującą spółdzielnię spożywców. Wydarzenia te
wpłynęły na lokalne życie – wieś zaczynała się modernizować, klasowo uświada-
miać i unaradawiać. Coraz częściej docierały z miasta l iteratura i prasa - spotykano
się gromadnie po domach, by czytać ją na głos i komentować ostatnie wydarzenia
pol ityczne.
Państwo Młodożeńcowie zadbal i o edukację swoich dzieci: Stanisław uczęsz-
czał najpierw do szkoły w Klimontowie, potem w Sandomierzu, gdzie zdał maturę.
Gdy szykował się do egzaminów na studia, wybuchła wojna światowa. Przez Do-
brocice przebiegał jeden z frontów, co jak się okaże, miało niebagatelny wpływ na
biografię Młodożeńca. W 1 91 5 w nie do końca wyjaśnionych okol icznościach
(prawdopodobnie zgarnięty na podwodę przez wycofujące się wojska rosyjskie)
znalazł się w Kijowie, a potem w Moskwie. By nie zostać powołanym do carskiej ar-
mii, zapisał się (ponownie) do polskiego gimnazjum. Obserwował zarówno rewo-
lucję, jak i rozkwit rosyjskiego futuryzmu. O tych doświadczeniach nigdy nie
napisał wprost, ale echa wydarzeń, których był świadkiem, powracały w jego twór-
czości, jak w wierszach Anarchiści czy ten dzień :
I lustracja: IPSB
PRAWO DO WSI
NOWE PERYFERIE 69
– w stolicy nowy rząd…
– hurra –
– za nami cały front – hurra, hurra, hurra
– a car?
– zbiegł…
– hurra! (śmiech!)
Splot tych doświadczeń – dobrocickiej wsi czasów dzieciństwa i wrzawy re-
wolucyjnej Moskwy – zdefiniuje jego twórczość na całe dwudziestolecie.
Natychmiastowa futuryzacja życia
A tyś zamyśloń, kiedy gra ci Szopen
ej, miły bracie – to z ciebie histeryk –
z aeroplanu pluń na europę –
jedziemy innych szukać ameryk –
(Wyskok, 1 920)
Gdy wojna się kończyła, a Polska wybuchła, jak napisał w jednym z wierszy,
wrócił do kraju i rozpoczął studia polonistyczne na Uniwersytecie Jagiel lońskim
(październik 1 91 8). Czasy były wciąż niespokojne, więc edukację przerywa dwu-
krotnie – najpierw miesiąc po rozpoczęciu studiów wstępuje do Batal ionu Akade-
mickiego, który rozbraja austriackich żołnierzy. Potem, w 1 920 roku, służy
w kompanii łączności Pierwszego Pułku Strzelców Podhalańskich.
W Batal ionie Akademickim spotyka Brunona (który wtedy jeszcze używał
imienia Wiktor) Jasieńskiego. Ich biografie przecinały się wcześniej: na Sando-
PRAWO DO WSI
NOWE PERYFERIE 70
mierszczyźnie mieszkal i niedaleko siebie (Jasieński w Klimontowie, gdzie Młodo-
żeniec chodził do szkoły), a w czasie wojny znaleźl i się w Moskwie, gdzie uczęsz-
czal i do tego samego gimnazjum. Poznal i się jednak dopiero w Krakowie. Obaj
zachłysnęl i się rosyjskim futuryzmem, obaj próbują swoich sił w awangardowej
poezji . Tak nastrój panujący wówczas w Polsce i jego wpływ na ich twórczość opi-
sał Młodożeniec w artykule U narodzin krakowskiej awangardy:
Obok Polski łamały się imperia i ustroje, a w samej Polsce „wybuchały”coraz no-
we republiki wmiastach i powiatach, buszowały persony i partie, ujawniały się z gło-
śnym hukiem antagonizmy społeczne. (… ) Wydawało nam się, że czasy nastały
żywiołowe, burzliwe, manifestacyjne i że sztuka powinna oddawać ich przyśpieszone
tętno wbardziej bezpośrednich, otwartych, manifestacyjnych formach.
Jasieński napisze z kolei później, że chwila domagała się radykalnego czynu. We
dwóch udają się do Tytusa Czyżewskiego, malarza-formisty i poety, z propozycją
powołania klubu futurystycznego. Czyżewski angażuje ich do współpracy z awan-
gardowym pismem „Formiści”, gdzie po raz pierwszy drukują swoje wiersze.
Już jako trio zakładają Niezalegal izowany Klub Futurystów„Katarynka”, w ra-
mach którego chcą wyjść na ulicę, do gromad i tłumów ludzkich . Pierwszy poezowie-
czór odbywa się 1 3 marca 1 920 roku. W konserwatywnym Krakowie, mieście
mauzoleum, (… ) panopticum narodowych mumii, jak pisał Czyżewski, eksploduje
futurystyczna bomba. W 1 958 Młodożeniec wspominał ten debiut:
Futurystyczni kompani obarczyli mnie nadto, abym zagaił naszwieczór progra-
mowym wstępem. Nie chciało mi się pisać estetycznej rozprawy czy zapowiedzi, wola-
łem ułożyć na ten temat odpowiedni wiersz. Od nazwy naszego klubu zatytułowałem
go „Katarynka” i próbowałem wnim zarysować zrąb nowatorskiego programu. Rzuca-
łem się w tym wierszu na cały glob ziemski, opanowywany przez człowieka nowocze-
sną techniką, afirmowałem i wychwalałem wynalazki, które jednoczą rasy ludzkie
i narody, domagałem się umocowania tych wynalazkówwzmyśle i instynkcie mas lu-
dowych, zapowiadałem, że podobnie jak kataryniarze, będziemy ze swą poezją wy-
chodzić na rynki miejskie i okola wsi, dawałem wyrazwierze, że gramofon i radio okażą
PRAWO DO WSI
NOWE PERYFERIE 71
nam pomocw zamysłach. Wypowiadałem zarazem niechęć czy nawet pogardę do pa-
pieru, do tzw. literaturyw sztuce i do wytartych poetyckim nadużyciem słów. Obiecy-
wałem nowy język w poezji, dostosowany do rytmu i uczucia teraźniejszych dni.
Przyrzekałem rehabilitację codziennego słowa i ustawienie go w majestacie poezji.
Spostponowany w tej zapowiedzi pa-
pier wziął się i rychło zemścił na mnie:
zginął mi wraz z programową „Kata-
rynką”.
Wkrótce wyruszają na tournée
po Polsce, w Warszawie łączą siły
z tamtejszymi awangardystami: Ana-
tolem Sternem i Aleksandrem Watem.
Od tego momentu zaczyna się futu-
rystyczny rock’n’rol l : „noże w bżuhu”,
buńczuczne manifesty, uderzające
w mieszczańskie wartości i narodowe
świętości, konfiskaty tychże wydaw-
nictw przez cenzurę, gorszące prze-
chodniów happeningi, bójki na
widowni i rozbijanie poezowieczorów przez pol icję. W jednodniówkach brutalnie
rozprawial i się z ortografią, „ńeśweżymi mumiami mickiewiczuw i słowackih”, ro-
mantycznym ukąszeniem, które wgryzło się na wskroś w rodzimą literaturę, „ospa-
łym bydlęciem polskiej sztuki”, młodopolską „szkapą metafizyki”. Ta potrzeba
zmiany, zerwania z przeszłością i przebudowy życia społecznego w odrodzonym
państwie kipi aż z ich wierszy w tym okresie: Hej – rąbać ściany, szyby tłuc – Powie-
trza nam i tchu dla płuc! – huknie gromko Młodożeniec w wierszu Okrzyk.
Futuryści (bardziej w myśl niż wbrew swoim intencjom) uzyskal i wówczas sta-
tus kogoś na kształt dzisiejszych celebrytów. Prasa szeroko komentowała ich po-
czynania, zazwyczaj jednak w sposób niezbyt pochlebny. Młodożeniec, zdrowy,
rosły dryblas, szeroko uśmiechnięty i prostoduszny, jak scharakteryzuje go po latach
AUTORPATRYK ZAKRZEWSKI
(ur. 1 988), antropolog kulturowy,dziennikarsko zajmuje sięzapomnianymi fenomenamispołeczno-kulturowej historiiPolski. Współpracuje z Culture.pl,publ ikował w„TygodnikuPowszechnym” i „Przekroju”. Lubikasety magnetofonowe i stojeden potraw z ziemniaków.
PRAWO DO WSI
NOWE PERYFERIE 72
Jul ian Przyboś, choć z całej tej kompanii może najmniej skandal izujący, również nie
uniknął medialnego rozgłosu. Docinkom nie było końca, gdy prasa codzienna opu-
bl ikowała jego wiersz Futurobnia (1 921 ), gdzie swawolnie poczynał sobie z grama-
tyką języka polskiego:
uchodzone umyślenia upapierzam poemacę
i miesięczę kaszkietując księgodajcom by zdruczyli
W pismach zaczęły się ukazywać l iczne parodie stylu „futurosła”. Oto ich prób-
ka, bajka Fredry skrojona na futurystyczną miarę:
Paweł i Gawełw jednodomiu stali –
Paweł góromieszkał, a Gaweł dolnożył
Albo ostrzej:
Mózgomącisz, pióropsujesz,
Hańboczynisz ojcowiźnie.
Innym razem poszło o wierszMoskwa, recytowany na jednym z poezowieczorów
przez czołową wówczas aktorkę dramatyczną Irenę Solską. Relacjonował naoczny
świadek Jerzy Zawieyski:
Wiersz składał się zdwuwyrazów: „Tu” i „Tam”. To, co Irena Solska zrobiła z tego wier-
sza, było prawdziwym arcydziełem. Widownia jakgdybyoszalała. Poprzezwielkie oklaski
przedzierały się także gwizdy i tupania. Słuchacze bili się pomiędzy sobą.
Wdebiutanckim tomie Młodożeńca Kreski i futureski z 1 921 roku stałe elementy
futurystycznego imaginarium: nowoczesne technologie, popkultura, wielkomiejska
rewolucja przeplatają się niespodziewanie z chropowatym stylem ludowych przyśpie-
wek. Podobne motywy pojawią się też u Czyżewskiego i Jasieńskiego: programowy
antytradycjonalizm popchnął ich do poszukiwań wśród form „przedliterackich”, w tym
do poezji chłopskiej.Wchłopskiej kulturze dostrzegliśmywalory, które, poruszone rytmem
nowoczesnej techniki, mogą wkażdej dziedzinie wydać zbawienne, twórcze produktyod-
nowienia. To nie przypadek, że Bruno Jasieńki po uniesieniach urbanistycznych pisze
PRAWO DO WSI
NOWE PERYFERIE 73
swoje „Słowo o Jakubie Szeli”, że Tytus Czyżewski obok „Elektrycznych wizyj”wydaje
„Pastorałki” – tłumaczył Młodożeniec. On pójdzie jednak tą drogą najdalej – od po-
łowy lat 20. chłopskie wątki zdecydowanie zdominują jego twórczość.
„Kończymy cywilizację papieru”
Długi – nasz głębszy z ziemią rodowód –
u was tam piana i powierzchnia.
To pora, pora chamskiemu słowu
tę ziemię rozdzwonićwpieśniach.
(Wyjaśnienie, 1 934)
Futurystyczny okres „burzy i naporu” przeminął dla niego wraz z ukończeniem
studiów. Ożenił się wtedy z malarką Wandą Arl itewicz. Razem wyprowadzil i się do
Zamościa, a potem do Warszawy. W Zamościu wydał bibl iofilski, kunsztownie ilu-
strowany tomik Kwadraty (1 925). Mieszają się w nim wiersze w futurystycznym du-
chu, niektóre jeszcze z młodzieńczych lat moskiewskich, z bardziej klasycyzującymi
strofami. Tomik ten jest też istotną cezurą w jego twórczości. Po nim poświęci się
już idei nowoczesnej l iteratury chłopskiej na wszystkich frontach – jako poeta, pro-
zaik, dramaturg i publ icysta. Wciąż jednak będzie się za futurystę uważał. I takie też
są jego późniejsze wiersze – styl izacje gwarowe i rytm ludowych pieśni łączą się
z awangardową ideą „słów na wolności”.
W czasach futurystycznych mówił: Te linijki nie są do cichego czytania i intym-
nych delektacji. Same dopominają się o pełny wydźwięk z głośników radiowych na
wielkich salach i tłumnych placach.
Te założenia real izował nadal, lecz kluby awangardystów zamienił na ludowe
świetl ice dla młodzieży wiciowej.
PRAWO DO WSI
NOWE PERYFERIE 74
Wiersze tego okresu zebrał w tomikach Niedziela (1 931 ) i Futuro-gamy i futuro-
pejzaże (1 934) Tytus Czyżewski, komentując pierwszy z tych tomików na łamach
„Kuriera Polskiego”, pisał, że jest to liryzm nowy, chłopski i ordynarny – ów liryzm
chłopskiej wsi niedzielnej po kilku kieliszkach wódki w karczmie i po polityczno-wiej-
skiej, hałaśliwej dyskusji.
W połowie lat 20. zaczął pisać dla prasy opowiadania. Jego debiut prozatorski
zbiegł się ze śmiercią Władysława Reymonta (1 925). „Tygodnik I lustrowany”, który
niegdyś drukował w odcinkach Chłopów, postanowił wówczas wydać specjalny nu-
mer gwiazdkowy poświęcony twórczości ludowej. Młodożeniec opublikował w nim
opowiadanie Jak się w Pietrkowy serce odmieniło – opisywał w nim historię auten-
tycznej rodziny z jego wsi w pierwszych dniach wojny. Nowelistyka Młodożeńca
często nosi znamiona stylu chłopskiej gawędy. To opowieści o sobie, swojej wsi
i chałupie, napisane żywą, sandomierską gwarą w brawurowy, pełen humoru spo-
sób. Zaludniają je dobrze mu znane, dobrocickie postaci, jak sławna w całej gminie
kapela Rybików. Podobnie w poezji z tego okresu sporo jest lokalnych antroponi-
mów: jak Stach dziobaty, Wicek garbaty i Icek cycełesy. Pojawiają się charakterystycz-
ne regional izmy, np. zanik nosowości („geś” czy„geba”).
Zajmował się też rozwojem wiejskiego teatru. Z myślą o zespołach amator-
skich teatrów włościańskich napisał m.in.Wiater, Dzieje chleba, Obrzęd święta żniw-
nego. Heród, wskrzeszający tradycje plebejskich widowisk średniowiecza, był
wystawiany przez warszawski zaangażowany społecznie Teatr Comoedia Eugeniu-
sza Poredy.
W latach 30. do głosu dochodzi całe pokolenie chłopskich poetów i pisarzy –
można powiedzieć, że Młodożeniec niejako przecierał im szlaki. Złośl iwi krytycy
przezywali ten nurt dadanaizmem (od fuzji dadaizmu z ludowym zaśpiewem „oj
dana!”), pojawiały się zarzuty, że oto nadeszła fala farbowanych chłopskich l itera-
tów, kiedy taki Młodożeniec jest z zawodu nauczycielem-polonistą, a inny chłopski
pisarz i jego przyjaciel, Wincenty Burek, angl istą. Sam Młodożeniec sprzeciwiał się
tym zarzutom, jak i chłopomańskim zapędom elit, „upupianiu” żywej twórczości
PRAWO DO WSI
NOWE PERYFERIE 75
wsi przez sprowadzanie jej wyłącznie do etnograficznego folkloru: Czas już w XX
wieku zerwać z temi kapotkami, portkami, piórkami i t.p. akcesoriami. To nie jest istotą
wsi, ani chłopa. I dalej: Dość tego podrabiania folkloru, tego zniżania się „do ludu”es-
tetyzujących łaskawców. Szukajcie no człowieka żywego (… ) Przysłuchujcie się tętnu
jego gromadzkiego serca. W artykule Chłopski styl, drukowanym w piśmie „Młoda
Myśl Ludowa” (1 935) pisał z kolei:
Mymusimy skończyć z „pańską”zasmarkaną na różny sposób liryką. Mymusimy
skończyć z chłopską liryką, liryką skargi, żali i litosierności. Przed nami roztacza się trakt
pochodu. Świadoma swoich celówwieś jużwchodzi na ten trakt, już słyszymy pierwsze
takty gromadzkiego, chłopskiego marszu.
Młodożeniec te takty słyszał, bo sam je komponował. Echa futuryzmu po-
brzmiewały szczególnie w jego chłopskich pieśniach. Ich buńczuczny, niemal re-
wolucyjny charakter niewiele ma wspólnego z ugładzonym, lukrowanym folklorem
– to pieśni, które mają kształtować nastroje mas. Jak pisał Stanisław Burkot: to „Le-
wą marsz”Majakowskiego, choć pod zielonym sztandarem . „Pochód”, „marsz”, „ruszyć
gromadą”, „racławickie echa”, „kosy na sztorc” – wylicza Burkot charakterystyczne
zwroty w utworach adresowanych do „braci wiciowej”. Wśród takich utworów, ma-
jących krzepić i budować chłopską świadomość, wymienić warto hymn Wici Do
niebieskich pował, Mywpochodzie, który podczas okupacji zostanie pieśnią Batal io-
nów Chłopskich, czy Pieśń na wozach :
- Wiciarki!
- Wiciarze!
Cała wieśwpochodzie!
Do Ludowej Polski
Pośpieszajmy co dzień!
Aby nikomu nie przyszła chęć na podstawie tego fragmentu dekomunizować
zamojskiej i sandomierskiej ul icy imienia Młodożeńca, należy nadmienić, że w mię-
dzywojniu terminu „Polska Ludowa” używała lewica i ludowcy wszelkich odcieni.
PRAWO DO WSI
NOWE PERYFERIE 76
Sam Młodożeniec po doświadczeniach rewolucji do komunizmu w stylu bolszewickim
podchodził niechętnie (choć kusiły go z początku te mosty ku lepszości, jak napisał
w wierszu ZMoskwy1917). W tekstach społeczno-politycznych tworzy własną utopię –
„kooperatywnej republiki ziemi i zawodów”, zakorzenioną w ideach Edwarda Abra-
mowskiego i agrarnym radykal izmie. W skrócie: ziemia chłopom, warsztaty robotni-
kom, wzięty z futurystycznych manifestów postulat demokratyzacji sztuki
i zagwarantowania powszechnego uczestnictwa w kulturze (wszelkie dobra material-
ne, które ześrodkowały się wzaduchu wielkomiejskim, będą równomiernie rozprowadzone
po całym kraju). Zapowiadał koniec cywilizacji papieru. Chłopi jako najmniej spapierza-
ła warstwa wPolsce mieli być tu awangardą nowoczesnych przemian. W swoich pro-
gramach odrodzenia kulturalnego postulował, by we wsiach zakładać świetl ice,
obowiązkowo wyposażone w radio i gramofon, które to urządzenia odrywają poezję od
martwego papieru i przywracają jej pierwotny, ludowycharakter.
Przeciwstawiał egotyczny i ekskluzywny model kultury klas wyższych, „pańskie”
ciche i samotne czytanie, gromadnej, wspólnej lekturze – tak jak chłopi z jego wsi nie-
gdyś czytali, np. Trylogię. W sporze o dominację tzw. kultury wyższej nad ludową pod-
kreślał przewagę tej drugiej, na którą harowaływieki, setki pokoleń, na którą złożyły się
doświadczenia miljonowych zmysłów imózgów… Jak stwierdzał, najświatlejsi i najzdol-
niejsi polscy twórcy w chłopskiej kulturze właśnie szukali inspiracji, by wspomnieć tyl-
ko Mickiewicza czy Chopina. W głęboko zakorzenionej w społeczeństwie
szlachetczyźnie widział zaś narośl na tkance polskiej kultury, zaś antidotum i świeżą
krew dostrzegał właśnie w tym chlebnym imiodnym pisarstwie chłopskim, ubarwionym
czarem okolic, ich prawdą imiłowaniem:
Myślę, że szlachecki światdostał swoje pożegnanie (i to jeszcze jakie!) w „Panu Tade-
uszu” i dawno powinien byłodejść. A przecież trwał i jemiolił się, wypuszczałdzikie pędyna
organizmie nowoczesności polskiej. Naródwswoim pochodzie dziejowym, miastwchło-
nąć tę narośl i przepoić ją zdrowym sokiem organicznej nowoczesnej woli, sam się nie-
bacznie zatruwałwierzchnimi narowieniami i paniał. Rozmaita spaniałość, sobiepańskość,
pańszczyźnianość, jak zaraźliwy swąd rozwlokły się i rozwłóczą wróżnorodnych odmia-
nach na wszystkich terenach polskiego życia. Paniałmieszczanin, chłop i Żyd, paniał
PRAWO DO WSI
NOWE PERYFERIE 77
urzędnik, nauczyciel i w ogóle inteligent, paniał robotnik, socjalista i komunista, wszy-
scy ciągle panieją… Klęską najoczywistszą tej kultury jest jej pańskość, bo to jest pol-
ska parafiańszczyzna i polska pretensjonalność. (O podstawy polskiego odnowienia,
„Wieść” nr 2, 1 934).
Epilog
We wrześniu 1 939 zaczyna się w jego życiu osiemnastoletnia tułaczka po
trzech kontynentach. Po wybuchu wojny został zmobil izowany, po kapitulacji jego
oddział przedostał się na Węgry. Stamtąd przez Jugosławię i Turcję do Syrii , gdzie
wstąpił do Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich. Starszy strzelec „od kultury”
pisał w niej sztuki dla żołnierskiego teatru i słuchowiska dla polskiej radiostacji
w Kairze, w Palestynie redagował „Gazetę Polską”.
W 1 942 wyjechał do Londynu. Jak wspominal i świadkowie, w Anglii nie udzie-
lał się na zewnątrz, nie bywał na żadnych imprezach emigracyjnych, siedziałw swym
skromnym pokoiku (… ) i pisał już tylko na zapas do szuflady. Redagował też emigra-
cyjne czasopisma Stronnictwa Ludowego „Zielony Sztandar” i „Jutro Polski”. W okre-
sie stal inizmu ze względu na współpracę z rządem Mikołajczyka nie mógł wrócić do
kraju. Sposobność ku temu nadarzyła się w okresie odwilży. Reemigranta witano
hucznie, choć każdy w nim widział tego, kogo chciał – jedni „czołowego chłopskie-
go l iterata”, inni jednego z ojców awangardy. Zmarł dwa lata później, w 1 959 roku.
W Dobrocicach, w miejscu, gdzie znajdował się jego rodzinny dom, stoi dziś
pamiątkowy kamień z fragmentem wiersza Orka:
Co rok skiba się odskibia – rośnie żyto.
Co rok rola się upulchnia, dobre żyto.
Co rok głowa się przychyla – ciągnie ziemia.
Co rok ziemia się przymila – dobra ziemia
PRAWO DO WSI
NOWE PERYFERIE 78
Źródła:
- Stanisław Burkot, Stanisław Młodożeniec. Rzecz o chłopskim futuryście, Warszawa 1 985
- Krzysztof Jaworski, Kronika polskiego futuryzmu, Kielce 201 5
- Stanisław Młodożeniec, Koniec cywilizacji papieru : wybór publicystyki z lat 1 933–1 939, Dobroci-
ce 2008
- Stanisław Młodożeniec, Opowiadania, Warszawa 1 976
- Stanisław Młodożeniec, Utwory poetyckie, Warszawa 1 973
KULTURA I NATURA
NOWE PERYFERIE 79
Sympatycy tych ptaków chętnie dokarmiają je w miastach, przeciwnicy posu-
wają się nawet do trucia. Mało kto wie, że gołębie to nie tylko l istonosze, ale
i skrzydlata intel igencja, bohaterowie wojenni, a nawet natchnienie dla naukow-
ców.
Na prośbę jednego z redaktorów Nowych Peryferii postanowiłem napisać
o „posrajdaszkach”, „sraptakach”, „latających szczurach”, czyl i o pogardzanych przez
dwunożnych mieszkańców miast gołębiach skalnych w ich miejskiej odmianie.
Gołębie, jako ptaki, które towarzyszą nam od lat, trafiły do różnych slangów – mia-
nem gołębia w slangu miejskim określa się niezbyt rozumną dziewczynę, w gryp-
Konrad Malec
Ptakwyklęty
Zdjęcie z serwisu Fl ickr
KULTURA I NATURA
NOWE PERYFERIE 80
serze oznacza więzienie w Białołęce (nie mające dobrej opinii wśród penitencjariu-
szy), zaś świat finansjery mianem gołębia określa pol ityków i bankierów, którzy ob-
cinają stopy procentowe. Wprawdzie nikt normalny za finansistami rozumem nie
nadąży, więc nie wiem, czy to określenie pozytywne, czy wręcz przeciwnie, z pew-
nością jednak gołębie mają pozytywne konotacje na innych polach. Ukochaną ko-
bietę nazywamy gołąbką (choć to określenie zanika), gołębica przyniosła Noemu
gałązkę ol iwną, informując o opadających wodach potopu, by następnie stać się –
za sprawą Pabla Picassa – nowoczesnym symbolem pokoju.
Od morza po miejskie szczyty
Pospol ite miejskie gołębie są synantropijną, czyl i przyzwyczajoną do ludzi,
formą gołębi skalnych. Dzicy krewniacy mieszczuchów do dziś zamieszkują mor-
skie kl ify i góry południowej Europy, północnej Afryki i południowo-zachodniej Azji
– aż po Indie. Pierwotnie zasiedlały też skal iste wybrzeża Irlandii , Szkocji i Szetlan-
dów, ale pomieszały się z uciekinierami z hodowli. Zresztą dziś prawdopodobnie
nie ma już „góral i” bez domieszek genów ptaków zmienionych ludzką ręką. W na-
turze zasiedlają skalne półki i groty, które wewnątrz przypominają gołębniki stoso-
wane przez hodowców, naśladujące pierwotne domostwa tych ptaków.
Jak skalniaki trafiły do miast? W tej sprawie sformułowano dwa konkurencyj-
ne wyjaśnienia. Jedno z nich mówi, że dzikie gołębie zasiedlały pobliskie miasta,
a następnie przenosiły się do kolejnych, podobnie jak w przypadku sierpówki, któ-
ra od średniowiecza rozprzestrzeniała się z Indii , stopniowo opanowując znaczne
obszary Eurazji . Zwolennicy drugiego wyjaśnienia przekonują tymczasem, że miej-
skie gołębie to uciekinierzy z hodowli. Za pierwszą koncepcją przemawiają niektó-
re badania genetyczne, przeczy jej zaś znikoma skłonność naszych bohaterów do
zmiany adresu. Na korzyść drugiej hipotezy przemawia dobrze poznana historia
zasiedlania miast takich jak Łódź czy Warszawa. Zapewne w obu wersjach tkwi
ziarno prawdy. Podejrzewam, że w populacjach zachodnich i południowych, bl isko
KULTURA I NATURA
NOWE PERYFERIE 81
miejsc ich pierwotnego występowa-
nia, ptaki przynajmniej częściowo
spontanicznie zamieszkały w mia-
stach, zaś w naszych stronach uciekły
bądź zostały uwolnione przez ho-
dowców. Przemawia za tym fakt, że
w Europie Zachodniej gołębie w mia-
stach znane były już w średniowieczu,
w polskich dużych miastach pojawiły
się w XIX w., w średnich w okresie
międzywojennym lub powojennym,
zaś w małych często nie ma ich wcale, a tam gdzie występują, często bywały wpro-
wadzane przez ludzi. Np. w Lęborku gołębia populacja powstała wskutek wyłapy-
wania i przenoszenia ich z pobliskiego Słupska, w ramach zmniejszania ich
tamtejszej l iczebności.
Bez względu na genezę miejskich gołębi, ich stada na pewno zasilane są – co
łatwo zaobserwować – przez hodowlanych pobratymców. Kiedy spacerujemy po
mieście i widzimy posilające się gołębie, często widać wśród nich rozmaite, poje-
dyncze „rasowce”. Efektem dobierania się w pary z „dzikusami” są rozmaite kompo-
zycje barwne i nietypowe upierzenia „kundl i”. Jan Sokołowski zauważył w latach
50. ubiegłego wieku, że wśród mieszczuchów istnieje tendencja powrotu do źródeł
umaszczenia. Z form barwnych, na skutek działania czynników naturalnych, el imi-
nujących nietypowo ubarwione ptaki, klują się po kilku pokoleniach ptaki przypo-
minające dzikich przodków. Mają popielate ubarwienie, z dwoma czarnymi pasami
na skrzydłach i białe banieczki przy nozdrzach.
Upływ czasu pozwala działać ewolucji w warunkach miejskich i dzięki bardzo
różnorodnym domieszkom obserwujemy proces przystosowawczy. Wprawdzie
miasta odpowiadają gołębiom, ponieważ przypominają im ich ojczyste skały i gó-
ry, jednak warunki w nich panujące są odmienne: mniejsza jest presja drapieżni-
ków, za to większa pasożytów, trudniej o naturalne źródła pokarmu, jakim są
AUTORKONRAD MALEC
Przyrodnik z zawodui zamiłowania, prowadziwycieczki i zajęcia przyrodniczepod marką Kultura i Natura(https://www.facebook.com/kulturainatura/).
KULTURA I NATURA
NOWE PERYFERIE 82
nasiona dzikich rośl in, za to łatwiej o pokarm, którym dziel i się z nimi człowiek.
A ponieważ barwy maskujące są mniej użyteczne, ptaki „wolą” ciemne umaszcze-
nie. Pozwala im ono na mniejsze wydatkowanie energii na utrzymanie pożądanej
temperatury ciała. Ciemna barwa ma też inną zaletę – wydłuża okres lęgowy pta-
ków, które łatwiej radzą sobie z chłodami, dzięki czemu mogą wcześniej przystąpić
do lęgów i później je zakończyć. Ponieważ lęgi zazwyczaj mają miejsce wówczas,
gdy pokarmu jest pod dostatkiem, większość naszych ptaków lęgnie się wiosną
i latem. W miastach czynnik ten zostaje silnie ograniczony przez sztuczny pokarm
w połączeniu z „dłuższym dniem” zapewnianym przez ul iczne oświetlenie, toteż
czasem możemy zaobserwować gołębie siedzące na jajkach w styczniu czy lutym.
Przyjrzyjcie się takim zimowym rodzicom – większość z nich ma ciemne ubarwie-
nie. Inną zmianą, którą udało się stwierdzić, jest długość skrzydeł. Wprawdzie nasze
Zdjęcie z serwisu Fl ickr
KULTURA I NATURA
NOWE PERYFERIE 83
miasta są podobne, przynajmniej w ptasich oczach, do gór, ale „stoki” miejskich
budowli są zdecydowanie bardziej strome i często wyższe niż prawdziwe wzniesie-
nia (przynajmniej względnie). Z tego powodu ptaki częściej niż w naturze muszą
wzbić się szybko, niemal pionowo, w górę. Ten czynnik sprawił, że mieszczuchy
mają krótsze i nieco szersze skrzydła niż ich przodkowie.
Płodny jak gołąb
Większość moich rozmówców nie lubi gołębich amorów. Skarżą się na gru-
chanie, które ich budzi lub irytuje. O ile niechęć do przedwczesnych pobudek je-
stem w stanie zrozumieć, o tyle nie rozumiem irytacji . Jeśl i przyjrzeć się gołębim
zalotom, to są one dość zjawiskowe, choć na tyle wszechobecne, że co bystrzej-
szym obserwatorom mogły oczywiście spowszednieć. Stawiam jednak dolary
przeciw orzechom, że większość skarżących się nigdy nie przyjrzała się uważnie
gołębim awansom.
Chcąc zaimponować swojej gołąbeczce, samiec wykonuje loty tokowe, układa-
jąc skrzydła w kształt l itery V i, gruchając, leci ku wybrance. Następnie amant siada
w jej pobliżu, nadyma gardło, ukazując na nim piękny, fioletowy połysk, i kontynuuje
gruchanie, drepcząc wokół dziewczęcia. Ta jednak nie od razu ulega wdziękom za-
lotnika i często odlatuje lub odchodzi na bok. Chłopaki łatwo się nie poddają i podą-
żają za wybranką czy już zupełnie legalnie poślubioną małżonką, względnie
kochanką i ponawiają starania. Jeśl i kawaler zyska akceptację, para przystępuje do
budowy gniazda. Budowy gniazda? I leż to razy słyszałem „Co to za gniazdo? Kilka
badyl i na krzyż i już są z siebie zadowolone?”. Faktem jest, że wszystkie gatunki gołę-
bi w sztuce budowlanej są dość oszczędne i budują gniazda ażurowe. Gdy staniecie
pod gniazdem sierpówki lub grzywacza, które łatwo odnaleźć na miejskich czy wiej-
skich drzewach, zauważycie, że przez ich ażurową konstrukcję zwykle widać dwa
białe jajka. U gołębi skalnych minimal izm budowlany poszedł jeszcze dalej – w gó-
rach o odpowiedni materiał jest trudniej, podobnie rzecz ma się w miastach.
KULTURA I NATURA
NOWE PERYFERIE 84
Wspomniałem już, jakie miejsca pod budowę wybierają dzikie skalniaki.
Mieszczuchy wybierają odpowiedniki takich miejsc, czyl i gzymsy, wnęki pod mo-
stami, strychy, parapety i balkony. To kolejny powód, dla którego gołębie miejskie
nie są lubiane – brudzą wokół swoich i naszych domostw. Zachęcam jednak, by
pozwalać im się osiedlać, odwdzięczą się nam filmem przyrodniczym, który może-
my oglądać na żywo. Udało mi się do tego przekonać nawet moją narzeczoną, kie-
dy przez jakiś czas mieszkałem w Warszawie. Gdy już cieszyłem się na myśl
o widowisku, okazało się, że ptaki dość niefortunnie upodobały sobie skrzynkę
z kwiatami, które ciągle łamały, co z kolei skończyło się cofnięciem pozwolenia na
budowę.
Krótko po zakończeniu budowy samica składa dwa białe jajka, które oboje ro-
dzice wysiadują przez dwa i pół tygodnia. Pisklęta są karmione specjalną, przypo-
minającą papkę, wydziel iną z wola, która powstaje wskutek silnego rozmiękczenia
pokarmu. To właśnie od owej wydziel iny pochodzi wyrażenie „ptasie mleczko”,
oznaczające smak zgoła niebiański. W skład wydziel iny wchodzą nasiona, zaś
w miastach to, co dostarczy człowiek, czyl i najczęściej pieczywo (które, dodajmy,
nie służy zdrowiu ptaków – ani gołębi, ani wróbl i, ani łabędzi czy kaczek). W miarę
wzrostu piskląt rodzice przynoszą pokarm coraz mniej rozmiękczany. Po pięciu ty-
godniach maluchy nabywają zdolność lotu. Po opuszczeniu gniazda jeszcze przez
jakiś czas pozostają pod opieką rodziców. Mama i tatko poświęcają im jednak coraz
mniej czasu – ona znosi kolejne jaja, on zaś musi zastępować małżonkę w wysiady-
waniu.
W sprzyjających warunkach płodna para może odbyć cztery do pięciu lęgów
w ciągu roku. Taka l iczba powoduje, że od każdej pary przybywa ok. dziesięciorga
młodych rocznie, co przy możl iwości dożycia ponad siedmiu lat sprawia z kolei,
że… Spokojnie, wprawdzie gołębie świetnie się zaadaptowały do życia w warun-
kach miejskich, szczególnie w największych ośrodkach, ale po osiągnięciu pewnej
granicy wielkość populacji się stabil izuje. W centrach największych miast gołębie
osiągają „gęstość zaludnienia” nawet powyżej 400 osobników na 1 0 hektarów, ale
KULTURA I NATURA
NOWE PERYFERIE 85
już na blokowiskach ich l iczebność maleje, a na peryferiach zwykle zupełnie zani-
ka. W całej Polsce mamy od 1 00 do 250 tysięcy par tych ptaków. Mechanizmy re-
gulacyjne są dość surowe, wiele ptaków ginie podczas spotkania z drapieżcami,
takimi jak koty, kuny czy powoli powracające do Polski sokoły wędrowne. Inne mu-
szą konkurować o pokarm i choć ten w mieście zwykle jest łatwo dostępny, to nie-
stety najczęściej jest kiepskiej jakości. Naturalne nasiona to rarytas, do którego
w pierwszej kolejności mają dostęp ptaki stojące najwyżej w hierarchii . Podobnie
ma się sprawa z miejscami na gniazda czy miejscami odpoczynku – silniejsze ptaki
siedzą w miejscu najlepiej osłoniętym od wiatru i wody, słabeusze na obrzeżach.
Ptaki zwykle posilają się w stałych miejscach, gdzie są karmione, a to sprzyja wza-
jemnemu zakażaniu się chorobami i pasożytami, zwłaszcza przy dużych zagęsz-
czeniach. Potencjalnie mogą zarazić się nimi też ludzie, ale zdarza się to dużo
rzadziej, niż w przypadku naszych domowych pupil i , choć to drugie jest o wiele
mniej efektowne dla mediów (dlatego policjantami „zakleszczonymi” przez gołębie
w Poznaniu przez kilka dni żyła cała Polska, a o przypadku Zuzi która przechwyciła
kleszcza od Burka w Pcimiu Dolnym nikt nie słyszał) W rezultacie większość mło-
dych nie przeżywa pierwszego roku. Wiele ginie pod kołami samochodów, są to
najczęściej ptaki osłabione chorobami i niedożywione, nie mające sił uciec przed
nadjeżdżającym pojazdem. Niekiedy są też celowo zabijane przez ludzi. Zaznacz-
my, że jest to przestępstwo, bowiem gołębie skalne, nawet te miejskie, podlegają
częściowej ochronie gatunkowej! Możemy je płoszyć z naszych balkonów, ale
w żadnym razie nie wolno ich celowo krzywdzić.
Gołębie i ludzie
Przyznam się wam, że mam szczególną słabość do dwóch typów zwierząt. Do
pierwszego należą zwierzęta o cechach prymitywnych, wskazujących na ich bar-
dzo dawne pochodzenie, jak np. prapłetwiec, hatteria czy przekopnica. Do drugie-
go – zwierzęta bardzo intel igentne, a do tych zal iczają się gołębie. Gdyby przel iczyć
KULTURA I NATURA
NOWE PERYFERIE 86
zdolności umysłowe na masę ciała, pogardzane przez nas „posrajdaszki” biłyby nas
na głowę! Potrafią zaplanować działania, a następnie je według owego planu wy-
konać, co uznawane bywa za wybitnie ludzki przymiot. Bez wątpienia gołębie
umieją l iczyć, po odpowiednim treningu bez problemu układają zbiory według ich
l iczebnej zawartości. Potrafią też rozpoznawać ludzi po twarzach, ale wykonują to
działanie szybciej niż my. Ludzie i inne zwierzęta z rzędu naczelnych najpierw roz-
poznają owal jako twarz, a następnie przechodzą do anal izy szczegółów. Jeśl i za-
mienimy miejscami oczy i usta, nasz mózg będzie miał problem, często czegoś tak
nietypowego w ogóle nie rozpoznamy jako twarzy, a odczytanie emocji jest wów-
czas właściwie niemożl iwe. Gołębie działają jak komputery i pomijają etap wstęp-
ny, przechodząc od razu do szczegółów, bezbłędnie rozpoznają pozmieniane
twarze osób, które lubią, lub które im podpadły. W podobny sposób rozpoznają się
nawzajem.
Zapewne niezwykłe zdolności intelektualne sprawiły, że dość szybko udomo-
wil iśmy gołębie i zaczęl iśmy z nich korzystać. Wprawdzie początki udomowienia
gołębi nie były dla nich zbyt przyjemne, ponieważ wiązały się one z celami kon-
sumpcyjnymi, ale przynajmniej pięć tysięcy lat temu poznal iśmy się na ich feno-
menalnej umiejętności odnajdywania drogi do domu. Już w starożytnym Egipcie
ze statku wiozącego wysokich dostojników wypuszczano gołębia, który zanosił
wieści o ich przybyciu do odpowiedniego adresata. Niedużo później docenil i tę
umiejętność wojskowi i przy pomocy gołębi informację przesyłal i dowódcy wojsk
faraonów oraz stratedzy tak wybitni, jak Jul iusz Cezar i Czyngis-chan. Inny władca
– Akbar Wielki z dynastii Wielkich Mogołów, panujący w XVI w. – zawsze podróżo-
wał ze świtą 1 0 tys. gołębi, ale trzymał je w celach estetycznych: zachwycał się ich
lotem i pięknem ubarwienia. Z usług gołębi zrezygnowano w wojsku dopiero
w 1 950 r, mimo że już wcześniej udoskonalono techniki radiowe. Czas największej
sławy gołębi wiąże się z oblężeniem Paryża na przełomie lat 1 870 i 1 871 , kiedy go-
łębie przenosiły zaszyfrowaną korespondencję wojskową i rządową. I le było taj-
nych wiadomości nie wiadomo, ale skrzydlaci posłańcy dostarczyl i przy okazji ok.
95 tys. l istów cywilnych! Ptaki przenosiły także l isty w czasie obu wojen świato-
KULTURA I NATURA
NOWE PERYFERIE 87
wych. Najsłynniejszym kurierem I wojny światowej był Cher Ami, który w paździer-
niku 1 91 8 r uratował amerykański batal ion spod ostrzału własnej artylerii . Zadanie
to wykonał z najwyższym poświęceniem, w czasie lotu stracił oko, nogę oraz otrzy-
mał postrzał w pierś. Za swoje poświęcenie został odznaczony francuskim Croix de
Guerre (Krzyżem Wojennym). Do Ameryki wrócił jako bohater, z protezą nogi, tak
jak wielu ludzkich żołnierzy. Warto tu wspomnieć, że Cher Ami nie był jedynym od-
znaczonym za wojskowe zasługi zwierzęciem. W 1 943 r. wWielkiej Brytanii ustano-
wiono, przyznawany zwierzętom Dickin Medal, będący odpowiednikiem Krzyża
Wiktorii – najwyższego wojskowego odznaczenia brytyjskiego. Do maja 201 6 r.
przyznano go 67 razy, najl iczniej gołębiom – aż 32 razy; psy, które po dziś dzień
służą na różnych frontach, mają o jeden medal mniej. W czasie I I wojny światowej
tylko brytyjska armia zmobil izowała ok. 250 tys. skrzydlatych żołnierzy. Na tym jed-
Zdjęcie z serwisu Fl ickr
KULTURA I NATURA
NOWE PERYFERIE 88
nak wojennych zasług gołębi nie koniec. Ich odchody zawierają saletrę i dawniej
wykorzystywano je do produkcji prochu strzelniczego. Panujący na przełomie XVI I
i XVI I I w. brytyjski król Jerzy I ogłosił, że wszystkie fekal ia gołębi są własnością Ko-
rony, a hodowcy tych ptaków byli zobowiązani oddawać je królewskiej służbie
i podlegal i kontrol i na okol iczność prawidłowego wywiązywania się z tego obo-
wiązku.
Od starożytności z usług skrzydlatych l istonoszy korzystal i też cywile. Listami
wymieniały się głównie wyższe sfery, często kochankowie usiłujący uniknąć ludz-
kich posłańców, którzy mogliby ich zdradzić. Z ptasich usług korzystal i też speku-
lanci, to jest – proszę wybaczyć omyłkę – ludzie ze smykałką do ekonomii. Kiedy
wojska Napoleona Bonaparte dostały lanie pod Waterloo, skrzydlaty l istonosz do-
starczył odpowiednią wiadomość z Belgii do Angl ii baronowi Rothschildowi, ten
zaś podjął natychmiast szereg decyzji , które znacząco pomnożyły jego majątek.
W 1 896 r. w Nowej Zelandii uruchomiono pierwszą regularną pocztę lotniczą,
której l istonoszami były gołębie. Trzeba przyznać, że nawet jak na współczesne
standardy była niezwykle szybka, l ist między dwiema wyspami, oddalonymi
o 90 km, wędrował 50 minut. Szkoda, że krajowi operatorzy nie korzystają z usług
takich doręczyciel i . Podobnie, niestety, ma się rzecz z innymi pocztami na świecie.
Nie oznacza to jednak końca gołębi pocztowych. Po prostu przeniosły się one na
inne podwórko, które można by nazwać sportowym. Od początku XIX w. organizo-
wane są wyścigi gołębi pocztowych, zapoczątkowane przez Belgów. Dziś niemal
w każdym kraju organizowane są różnego rodzaju wyścigi tych ptaków, wiele
z nich ma rangę międzynarodową, a wygrane w nich (jak również wpisowe) opie-
wają na wysokie kwoty. Najl iczniej zawody organizowane są na Tajwanie, najwyż-
szą rangę międzynarodową ma The South African Mil l ion w RPA, z wpisowym na
poziomie tysiąca dolarów i pulą nagród w wysokości 1 ,3 mln „zielonych”. W połu-
dniowoafrykańskich wyścigach swych reprezentantów wystawiają m.in. Elżbieta I I
i Mike Tyson. Ten ostatni przyznał, że po zakończeniu kariery pięściarskiej tylko
dzięki hodowli gołębi pozostał przy zdrowych zmysłach. A skoro już jesteśmy przy
tematyce sportowej, to warto wspomnieć, że gołębie były pierwszymi gońcami
KULTURA I NATURA
NOWE PERYFERIE 89
„redakcji sportowych”, bo już w VII I w. p.n.e. przynosiły Hel lenom informacje o wy-
nikach igrzysk ol impijskich.
Nie wiemy w jakim stopniu ptasie zdolności nawigacyjne są dziedziczone.
Ptaki biorące udział w zawodach są szkolone, a w wyniku treningu u ptaków roz-
budowuje się hipokamp, znacznie większy u „sportowców” niż u mieszkańców gór-
skich stoków czy mieszczuchów. To pokazuje, że znacznie większy wpływ na
zdolność nawigacji ma indywidualna historia życia niż dziedziczenie. W jaki sposób
ptaki odnajdują drogę do domu? Tego, niestety, do końca nie wiemy, badania
wskazują, że jest to mechanizm wieloaspektowy. Gołębie są w stanie zapamiętać
bardzo wiele punktów orientacyjnych – o wiele więcej niż większość ludzi – i na ich
podstawie, po zatoczeniu kilku kół lub łuków, odnaleźć drogę. Pomaga im w tym
wzrok, który jest o wiele doskonalszy niż nasz. Niektórzy utrzymują, że gołębie są
w stanie wypatrzeć z wysokości punkty oddalone nawet o 1 00 km. Inne wpływają-
ce na zdolności nawigacyjne czynniki to położenie słońca – gołębie biorą popraw-
kę na jego zmienne położenie i długość dnia. Ponadto nasze poczciwe
„posrajdaszki”mają wewnętrzny kompas – wyczuwają magnetyzm ziemi, a ostat-
nie tropy wskazują na to, że ptaki słyszą specyficzne infradźwięki, które umykają
naszym uszom. Te fale są tak długie, że przenikają grunt i są w stanie przebyć setki
kilometrów. Dość powiedzieć, że rekordzista wśród gołębi pokonał ponad
1 1 tys. km: wypuszczony w RPA, po 55 dniach pojawił się w swoim domu, w Anglii .
Gołębie mają także swój udział w odkryciach naukowych. W 1 855 r. gołębie
hodować zaczął Karol Darwin. Interesował się niemal wyłącznie ptakami o nietypo-
wych cechach, jak nadmiar piór, krótkie łapy, a także innych, niewystępujących
u dzikich pobratymców. Na podstawie prowadzonych obserwacji doszedł do
wniosków, które pomogły mu stworzyć ostateczną wersję teorii ewolucji . Skonsta-
tował, że hodowla gołębi w kierunku tworzenia ras jest miniaturą tego, co dzieje się
w naturze, tyle że natura czyni to o wiele wolniej i nie promuje cech, które mogły-
by utrudniać życie w warunkach naturalnych. Tropem wielkiego odkrywcy podąża
obecnie inny ewolucjonista, profesor Michael Shapiro z University of Utah, prowa-
dzący własne badania nad tymi ptakami.
KULTURA I NATURA
NOWE PERYFERIE 90
Jeśli nie gołąb, to co?
Kiedy byłem bardzo młodym adeptem ornitologii , palnąłem do mego na-
uczyciela, Tomasza Janiszewskiego, że można by znacznie ograniczyć ilość gołębi
miejskich, dzięki czemu w to miejsce mogłyby wejść inne gatunki. Tomek spojrzał
na mnie mocno zdziwiony i spytał: „Jakie na przykład?”. To samo pytanie chciałbym
dziś zadać tym, którzy chcą pozbyć się gołębi z miast. Zapewne znalazłaby się gru-
pa osób, które w ogóle nie chciałyby ptaków w mieście, ale ptasich wrogów po-
zwolę sobie pominąć. Czy w miejsce zl ikwidowanych gołębi pojawiłyby się inne
ptaki? Całkiem możliwe, przyroda nie znosi próżni i kiedy pojawia się wolne miej-
sce, zajmowane jest przez inne organizmy. Przykładem jest… nasza skóra, bo jeśl i
używamy zbyt często mydeł antybakteryjnych, pozbywamy się naturalnej flory
bakteryjnej. Na początku jest fajnie, wydzielamy mniej zapachów związanych np.
z poceniem się, później w miejsce bakterii , które usunęl iśmy, wchodzą grzyby i ma-
my poważne kłopoty. Kto wie, czy pozbywając się gołębi z miast, nie stworzymy
przestrzeni, którą zajmą inne, bardziej dokuczl iwe gatunki? Z drugiej strony, chyba
nie ma się o co martwić, bowiem wszelkie próby ograniczenia l iczebności gołębi
kończą się fiaskiem. Miejsce osobników przeniesionych kiedyś np. ze Słupska do
Lęborka, natychmiast zajęły nowe gołębie, które przyszły na świat w kolejnym se-
zonie, a połowa przesiedlonych ptaków i tak wróciła do macierzystego miasta. Plu-
sem eksperymentu jest… nowa populacja miejskich gołębi w Lęborku, gdzie przed
luzowaniem miejsca w Słupsku nie było tych ptaków.
KULTURA I NATURA
NOWE PERYFERIE 91
Mucha. Niezbyt lubiane stworzenie, często traktowane jak szkodnik i tym sa-
mym zawzięcie tępione. Trudno się temu dziwić, wszak muchy pojawiające się
w naszym otoczeniu często roznoszą najróżniejsze drobnoustroje, również te nie-
bezpieczne dla zdrowia. Jak na ironię, muchy należą do wielkich czyściochów. Kie-
dy przysiądą, by odpocząć, praktycznie zawsze czyszczą głowę swoimi przednimi
odnóżami albo pocierają nimi o siebie, jak gdyby dopiero co wyjęły je spod kranu.
Na dodatek oddają nam, choć mało kto jest tego świadom, wiele cennych przysług.
Mateusz Sowiński
Barwny świat plujkowatych
Zdjęcie: Mateusz Sowiński
KULTURA I NATURA
NOWE PERYFERIE 92
Jakmucha do mięsa
Muchówki (Diptera) to ogromny rząd owadów, który l iczy w naszym kraju
około 7 tysięcy gatunków, a przypuszcza się, że może ich być znacznie więcej. Tyl-
ko część z nich pasuje do naszego wyobrażenia „typowej”muchy. Najbardziej zna-
ną i najpospol itszą, jest mucha domowa (Musca domestica) , zal iczana do rodziny
muchowatych (Muscidae) . Z tego też względu bywa bohaterką wielu książek oraz
innych publikacji poświęconych owadom. Nie mniej ciekawe są jednak plujkowate
(Calliphoridae) , o których wspomina się nieco rzadziej, choć wiele z nich spotykamy
bardzo często.
Plujkowate są zwykle większe od muchy domowej, a do tego znacznie bar-
dziej kolorowe. Najbardziej słyną jednak z tego, że ich larwy rozwijają się w różnych
naturalnych nieczystościach, takich jak odchody czy martwe zwierzęta, ale też
w mięsie szykowanym na obiad. Zdarza się, że kiedy któraś z nich odwiedzi nasz
dom, zostawi nam niezbyt miłą niespodziankę w postaci białych, podłużnych jaj.
Zdjęcie: Mateusz Sowiński
KULTURA I NATURA
NOWE PERYFERIE 93
Warto więc pamiętać, by nie zostawiać niezabezpieczonego mięsa, jeśl i nie chce-
my, by wzbogaciło się o dodatkowe białko.
Kilka słów o plujkach
Do najbardziej znanych plujkowatych zal iczają się Calliphora spp. , lepiej znane
jako plujki –duże, czarno-granatowe muchy, które zdecydowanie najczęściej zosta-
wiają nam „niespodzianki” na mięsie. W Polsce żyje sześć gatunków z tego rodzaju,
a najpospol itsze z nich to plujka pospol ita (Calliphora vicina) oraz plujka burczało
(Calliphora vormitoria) . Wszystkie są do siebie bardzo podobne, ich odróżnienie jest
trudne i nie zawsze możl iwe na oko, dlatego – zamiast na ich identyfikacji – lepiej
skupić się na konkretnych aspektach ich życia.
Zdjęcie: Mateusz Sowiński
KULTURA I NATURA
NOWE PERYFERIE 94
Nie da się ukryć, że owo życie jest bardzo krótkie. W przypadku dorosłych
osobników trwa ono najwyżej dwa tygodnie, choć i tak większość z nich zakończy
je znacznie szybciej, chociażby w paszczy drapieżnika lub pod czyjąś gazetą. Jed-
nakże plujki, podobnie jak inne muchy, tanio skóry nigdy nie sprzedają. Choć ich
jedynym w zasadzie mechanizmem obronnym jest ucieczka, to udało im się go do-
pracować do perfekcji . Wszystko dzięki neuronom przewodzącym impulsy, które są
małe i ułożone bardzo blisko siebie. Dzięki temu impulsy nerwowe przepływają do
zwojów mózgowych bardzo szybko, umożl iwiając plujkom błyskawiczną reakcję.
Plujki mają też ogromne oczy, które dostrzegają praktycznie każdy, nawet naj-
mniejszy ruch. Dzięki tym dwóm cechom plujka, gdy przy pomocy packi usiłujemy
którąś trafić, może umknąć dosłownie w ostatnim momencie.
Dorosłe plujki spędzają większość swego życia na poszukiwaniu pokarmu, za-
równo dla siebie, jak i przyszłego potomstwa. Nie są wybredne, gustują zarówno
w nektarze, soku z opadłych owoców, w naszych produktach spożywczych, jak
i w odchodach czy padl inie. Ta ostatnia stanowi główne miejsce rozwoju larw i do
niej też ciągną samice, które chcą złożyć jaja. Wylęgają się z nich larwy, zwane fa-
chowo czerwiami.
Życie bez głowy i na cudzy koszt
Głowa wcale nie jest częścią ciała najważniejszą i niezbędną do życia… przy-
najmniej larwom plujek. Chociaż u niektórych z nich możemy się spotkać z pozo-
stałością po puszcze głowowej, to jednak u większości nie znajdziemy nawet
najmniejszego śladu po jej obecności. Zamiast tego przód czerwia wyposażony
jest w specjalne haki gębowe, czyl i parę ostrych wyrostków, połączonych z wyjąt-
kowo silnymi mięśniami. Za ich pomocą larwa może przesuwać się do przodu lub
wczepić w twarde podłoże. Można więc powiedzieć, że jej „nogi” znajdują się tam,
gdzie powinna być umiejscowiona głowa. A co z odżywianiem? Z tym również nie
KULTURA I NATURA
NOWE PERYFERIE 95
mają żadnego problemu – larwy much wydzielają specjalne enzymy trawienne,
które z łatwością zmieniają stały pokarm w płynną papkę, którą wystarczy jedynie
wessać do wnętrza organizmu. Innym ważnym narządem larw much są przetchl in-
ki, które służą im do oddychania. U owadów są one zwykle rozlokowane po bokach
odwłoka, ale u czerwi znajdują się na końcu ciała i występują jako dwa ułożone
obok siebie punkciki, do złudzenia przypominające oczy. Prawda jest jednak taka,
że larwy much są całkowicie ślepe.
Czerwie plujek możemy znaleźć przede wszystkim w odchodach oraz padl i-
nie, najczęściej zresztą w sporych ilościach. Im więcej osobników, tym proces poże-
rania trwa krócej. Często wystarczy kilka dni, by po padniętym zwierzęciu, bez
względu na jego rozmiary, zostały jedynie kości i inne, niejadalne części. Larwy
plujek i innych padl inożernych mu-
chówek pełnią w przyrodzie bardzo
ważną rolę, w której są wręcz nieza-
stąpione: swą działalnością przyśpie-
szają rozkład materii organicznej
i dzięki nim wszelkie naturalne nie-
czystości po prostu szybciej znikają
z naszych lasów. Dlatego, chociaż ich
sposób życia może budzić obrzydze-
nie, warto je docenić.
Czerwie plujek mogą być przy-
datne również pod innymi względa-
mi. Najlepiej wiedzą o tym wędkarze,
którzy wykorzystują je jako przynętę
na wiele gatunków ryb. Pozyskanie
ich do tego celu jest zresztą bardzo
proste, można je bowiem wyhodować
samemu, albo udać się do najbl iższe-
AUTORMATEUSZ SOWIŃSKI
Przyrodnik, fotograf, a od wielulat także popularyzator wiedzyo dzikiej przyrodzie, przedewszystkim o owadach. Od ponad6 lat prowadzihttps://swiatmakrodotcom.wordpress.com/, blog przyrodniczypoświęcony makrofotografii orazowadom, na którym możnaznaleźć obszerne, bogatoilustrowane teksty poświęconebardzo wielu gatunkom.
KULTURA I NATURA
NOWE PERYFERIE 96
go sklepu wędkarskiego, w którym bez problemu zakupimy paczkę „dzikunów,” lub
„białych robaczków,” jak zwyczajowo są nazywane przez miłośników wędkowania.
Z inną przynętą wędkarską związane są plujkowate z rodzaju Pollenia. Prezen-
tują się mało interesująco, a jakby tego było mało, nie doczekały się nawet polskie-
go odpowiednika swojej nazwy. Ubarwione są raczej niepozornie, bo najczęściej są
szaro-bure, a poznać je można dzięki żółtym, przypominającym żółty nalot albo
pyłek, włoskom na tułowiu. W Polsce żyje ich 1 7 gatunków, część z nich jest pospo-
l ita, łatwa do znalezienia bl isko nas, nawet w miastach. Największą uwagę zwraca-
ją na siebie jesienią, kiedy gromadzą się na ścianach budynków i szykują do
zimowania, oraz na przełomie zimy i wiosny, gdy również przesiadują na ścianach,
ale tym razem po to, by wygrzewać się w promieniach słonecznych, których zimą
Zdjęcie: Mateusz Sowiński
KULTURA I NATURA
NOWE PERYFERIE 97
tak bardzo im brakowało. Zdarza się, że osobniki w trakcie diapauzy (owadzi sen zi-
mowy), przez przypadek wybudzą się w styczniu albo lutym i wlecą do naszych
mieszkań, choć standardowo zimują w ustronnych miejscach, takich jak piwnice
i strychy.
Podobnie jak inne plujkowate, dorosłe muchy z rodzaju Pollenia są bardzo
wszechstronne pod względem wyboru pokarmu i mają podobne gusta, co plujki
i padl inówki. Zupełnie inny tryb życia wiodą jednak ich larwy, które – zamiast
w odchodach czy padl inie – wolą się rozwijać w ciałach innych organizmów. Inny-
mi słowy, są pasożytami, choć na szczęście nie ludzkimi. Na swego żywiciela obie-
rają… dżdżownice! Po odbytych godach samice odnajdują wejścia do kanal ików
drążonych pod ziemią przez dżdżownice, po czym składają obok nich jaja. Larwy,
które się z nich wylęgną, ruszają w głąb otworów w ziemi, a kiedy natrafią na ofia-
rę, wgryzają się pod jej oskórek. Po pierwszym linieniu żerują w ciele dżdżownicy
aż do momentu przepoczwarczenia.
Na receptę u lekarza, pod lupą kryminologa
Choć nieco mniejsze, padl inówki (Lucillia spp. ) są równie charakterystyczne jak
ich granatowe kuzynki. Ich ciała lśnią metal icznie-zielonym połyskiem, często
w kombinacji ze złotym odcieniem. Takie ubarwienie sprawia, że są znacznie przy-
jemniejsze dla oka, choć przez swój tryb życia, również nie cieszą się dobrą opinią.
Od czasu do czasu zdarza się, że jakaś padl inówka wpadnie do naszego domu, ale
dużo częściej można je spotkać poza nim, zarówno w lasach, jak i w naszym naj-
bl iższym otoczeniu.
Na szczególną uwagę zasługuje padl inówka z gatunku Lucilia sericata, zwana
również lucyl ią skórnicą. Muchówka ta położyła całkiem spore zasługi w dziedzinie
medycyny. Jej larwy mają w zwyczaju żerować na otwartych ranach zwierząt oraz
ludzi, przy czym interesuje je wyłącznie martwa tkanka, również ta zainfekowana.
KULTURA I NATURA
NOWE PERYFERIE 98
Wystarczy więc posadzić na ranie kilka z nich, by elegancko ją oczyściły, a jakby te-
go było mało, w trakcie żerowania produkują również substancje o działaniu prze-
ciwbakteryjnym, skuteczne nawet w zwalczaniu drobnoustrojów odpornych na
antybiotyki. Przyspieszające gojenie ran kuracje z wykorzystaniem larw skórnicy
były szczególnie popularne w przeszłości, na polach bitew, gdzie w warunkach po-
lowych trudno było o lepszą alternatywę. Również dziś lekarz może zalecić taką te-
rapię i… wypisać receptę! Warto więc przezwyciężyć wstręt, ponieważ
wykorzystanie czerwi bywa bezpieczniejsze od zastosowania bardziej konwencjo-
nalnych środków.
Ciemniejsze oblicze tych muchówek reprezentuje padl inówka ropuszanka
(Lucylia bufonivora) . Choć wyglądem nie różni się od krewniaczek, to jej zachowa-
Zdjęcie: Mateusz Sowiński
KULTURA I NATURA
NOWE PERYFERIE 99
nia rozrodcze są zgoła odmienne. Jej czerwie rozwijają się bowiem w ciałach… ro-
puch. Samice składają wpierw jaja w jamie nosowej ropuchy. Gdy wylęgną się lar-
wy, wędrują w kierunku mózgu, pożerają go i tym samym uśmiercają płaza, by
następnie, na etapie l inienia, zabrać się za resztę ciała.
Jeszcze bardziej ponure kwestie związane są z trupnicą padl inówką (Cynomya
mortuorum) . Choć wielkością i ubarwieniem przypomina ona plujkę, można ją bar-
dzo łatwo rozpoznać po trójkątnym odwłoku oraz żółtej głowie. Jest znacznie
rzadsza i raczej nie będzie nam dane spotkać jej w naszym sąsiedztwie. Prędzej
dojrzymy ją w lesie, gdzie lubi przesiadywać na kwiatach i uschniętych l iściach.
Najczęściej można ją jednak spotkać na padl inie zwierzęcej. Podobnie jak wiele in-
nych plujkowatych, można ją też znaleźć na ludzkich zwłokach, a samice nie mają
żadnych oporów przed tym, by składać na nich jajeczka.
Choć może się to wydawać co najmniej niepokojące, bywa bardzo pomocne.
Wiedzą o tym eksperci w dziedzinie kryminal istyki, zwłaszcza entomolodzy sądo-
wi, którzy specjal izują się w badaniu owadów żerujących na ludzkich zwłokach.
Anal izując m.in. kolejność pojawiania się poszczególnych gatunków na zwłokach
oraz znając ramy czasowe rozwoju poszczególnych stadiów rozwoju, można usta-
l ić czas zgonu denata, co bywa kluczowe przy rozwiązywaniu wielu spraw o cha-
rakterze kryminalnym. Szczególnie ważne są muchówki z rodziny plujkowatych,
które jako pierwsze zjawiają się na miejscu zgonu. Najbardziej wyróżnia się tutaj
właśnie trupnica, której biologia została bardzo dokładnie przestudiowana, a zdo-
byta w ten sposób wiedza pomogła w wyjaśnianiu wielu zagadkowych spraw.
Korzyści dają nam więc muchy całe mnóstwo i chociażby dlatego warto po-
konać wstręt i spojrzeć na nie przychylniejszym okiem.
DROBIAZGI
NOWE PERYFERIE 1 00
Scena jest l iteracko seksowna a nawet mocna: Leszek Mil ler i Tadeusz Iwiński
w szczycie formy, a więc w szczycie władzy, siedzą na bambusowym tarasie nad
czerwonawą rzeką w państwie sułtana Brunei i popijają whisky z lodem. Tyle wie-
działem o tym kraju, gdy wjeżdżałem, a raczej wpływałem, łodzią motorową, która
kładła się na meandrach rzeki jak motocykl Valentina Rossi na wirażach. Wiedzia-
łem tyle, że z piętnaście lat temu polski premier popijał tu prywatnie. Skąd to wie-
działem, a raczej dlaczego mi się tak wydawało? Pojęcia nie mam, pewnie gdzieś
przeczytałem bądź zasłyszałem. Pamięć pisarska to jest jednak co innego niż pa-
mięć reporterska. Ta scena wydaje mi się jednak nierealna. Bo w Brunei nie można
pić.
Jest jeszcze jeden wariant: wszystko zapamiętałem i wyobraziłem sobie po-
prawnie, a więc Leszek Mil ler i Tadeusz Iwiński pil i whisky w Brunei, ale potem, po
ich wyjeździe, sułtan Hassanal Bolkiah tego zabronił. Jeszcze do niedawna, jak mi
mówiono, alkohol można było kupić w najdroższym hotelu na wybrzeżu, mimo
wysokich cen dosyć popularnym wśród obcokrajowców, bo dobrze obrazującym
unikalność tego kraju. I tu znów mamy pole manewru – Leszek Mil ler i Tadeusz
Iwiński byl i w państwie bez procentów, ale trafil i właśnie do tej enklawy. Dziś alko-
holu nie sprzedają nawet tam. Pół biedy dla miejscowych muzułmanów, czyl i zde-
cydowanej większości społeczeństwa, gorzej z Chińczykami i Hindusami. Ci
przywożą towar z sąsiedniej Malezji , również zresztą islamskiej, gdzie jest napraw-
dę drogi.
Miejscowa prasa oferuje treść średnio sensacyjną, fenomenalnie powtarzalną,
choć wydawana jest na dość wysokim poziomie; „Brunei Times” przypomina z od-
Andrzej Muszyński
Brunei, czyli gdzie kończysię zapał
DROBIAZGI
NOWE PERYFERIE 1 01
dal i „New York Times”. Tylko zawartość ciut inna. Tu dominują relacje z wizyt gospo-
darskich władcy, czy też donosy o aresztowaniu del ikwenta, który sprzedawał nie-
legalnie papierosy. Bo tych również nie można kupić w sklepie. Sułtan zabronił też
ostatnio obchodzenia świąt Bożego Narodzenia. Dzięki takim decyzjom, o Brunei
bywa głośno w świecie. Majątek władcy wart jest podobno prawie sto mil iardów
dolarów, pałac z 257 łazienkami i ko-
lekcja siedmiu tysięcy luksusowych
samochodów to też jest wdzięczny
temat dla zagranicznej prasy.
Kary finansowe są dotkl iwe –
pierwszą informacją skierowana do
mnie w języku angielskim gdy prze-
kroczyłem granicę, było ostrzeżenie,
że za wyrzucenie na ul icy śmiecia za-
płacę karę w wysokości tysiąca dola-
rów. Wyżej to samo było oczywiście
napisane po arabsku. Tu dzieci uczą
się arabskiego w szkole, napisy w tym
języku są wszędzie. Te dwie okol icz-
ności powodują lekkie, co prawda
chwilowe, spięcie, które chyba jednak
udziela się innym, w szczególności
rozwydrzonym backpackerom, którzy
po wjeździe do kraju reżimowego
zwykle pokornieją jak dzieci skarcone
za gadanie na szkolnym apelu. Tym
bardziej, że parę lat temu sułtan wprowadził prawo szariatu, które wchodzi w życie
stopniowo, i co zdumiewające, wywołało w kraju dyskusję, a nawet niel iczne głosy
sprzeciwu. Ostatnia partia opozycyjna przestała działać z pół wieku temu, w każ-
dym razie tak dawno, że kogokolwiek o to spytałem, spoglądał na mnie ze zdumie-
AUTORANDRZEJ MUSZYŃSKI
Autor m.in. „Miedzy”i „Podkrzywdzia”, nominowanydo Paszportów Politykii dwukrotnie do NagrodyLiterackiej Gdynia. Wiosną 201 7roku nakładem WydawnictwaLiterackiego ukaże się jegopowieść „Fajrant”o doświadczeniu prekariatu.Ostatnio otrzymał Nagrodę A.Włodka przyznawaną przezFundację Wisławy Szymborskiej.Mieszka na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej.
DROBIAZGI
NOWE PERYFERIE 1 02
niem, potem grzecznościowo wysilał pamięć i odpuszczał. Większość narodu pod-
dała się jednak temu pokornie. Mało tego – bogata, oczytana właścicielka hostelu,
w którym spałem, do tego pół-Chinka, zaciekle broniła decyzji , w zasadzie każdej
myśl i władcy absolutnego. Prawo szariatu, mówiła, owszem, chroni przede wszyst-
kim kobiety, wprowadza porządek i dyscypl inę.
O sułtanie nikt nie powie złego słowa: żyje się dostatnio, bezrobocie nieznane,
ludzie za granicą marzą, by móc pracować w Brunei, kraj ma złoża ropy jeszcze na
wiele lat, edukacja i świetne szpitale darmowe, drogi jak marzenie, nikt nie płaci
podatków poza zakatem, jednym z filarów islamu, uiszczanym raz w roku w wyso-
kości 2,5 % majątku (o ile się nie mylę) i przeznaczanym dla najbardziej potrzebu-
jących. W narodzie jest sol idarność, bomb nikt nie podkłada, jest pięknie. Domowy
hostel mojej gospodyni leży na Kampong Ayer, największej na świecie osadzie na
palach, z której dopiero z początkiem wieku stol ica została przeniesiona na umiar-
kowanie suchy ląd. Są w niej szkoły, meczety, muzeum, wiele domów, stacje ben-
zynowe, kanal izacja. Ekipy sprzątające regularnie podpływają motorówkami po
odbiór śmieci. Nie widziałem za to sklepów.
I lustracja: Waclaw Marat
DROBIAZGI
NOWE PERYFERIE 1 03
Siedziałem na werandzie, która chwiała się nocą, gdy w pobliżu przemykała
jak strzała motorówka z kierowcą w kominiarce i fleku, i jakoś nie potrafiłem sobie
wyobrazić kary chłosty obok Maca. Na przykład za cudzołóstwo. Bo Mc Donald’s
jest – jeden w kraju, obok wielkiej galerii handlowej, w której Brunejczycy kupują
i żrą jak na Piątej Avenue. Bo się je, dobrze je, jak tłumaczą miejscowi, gdy nie ma
picia. Ale z tym jedzeniem znów półprawda – bo według mnie jedzenie lepsze
w Malezji . Tutaj: przewidywalne, słabo pikantne, w ogóle wszystko supermarketo-
wate, wyczyszczone. Taksówkarzy łatwiej wymienić niż pol iczyć.
Tak działa krajowe bezfakcie i upał: zapał reporterski opuścił mnie ostatecznie
na ostatnim piętrze biurowca zajmowanym przez redakcję „Brunei Times”. W recep-
cji nie było nikogo. Po kwadransie przyszła miła dziewczyna. Chwilę pogadal iśmy.
Dowiedziałem się, że Brunei jest w ogonie rankingu wolności słowa, władza zabro-
niła pisać o reformie rel igijnej, a jeśl i chcę, to może podać mi mejla do ministra do
spraw rel igii , i on wszystko wyjaśni. Wyszedłem na ul icę z drogimi samochodami.
Zgubiłem drogę i na pustym placu w pobliżu Muzeum Regal iów Królewskich zoba-
czyłem małą budkę, jakby parkingową, a w niej kobietę. Otwarła szybę i uderzył
mnie taki ziąb, że postawił mnie w pionie. Miała na głowie chustę, w rękach iPhona,
a na trupio bladej twarzy czerwoną wysypkę, a raczej przypudrowany, rozpalony
trądzik, na który cierpi tu wiele dziewcząt.
Maleńkie Brunei leży na wyspie Borneo, którą opisał Conrad w„Szaleństwie
Almayera”. Wyspa wygląda z samolotu jak w tej opowieści, jest czarna i zamglona.
Z werandy na Kampong Ayer widać fosforyzujące okienka meczetu Hassana I I jak
nieruchomą karuzelę w bezgłośnym Disneylandzie. Państwo niby niepoważne,
a skupiające uwagę, usypiające, a nie można tam zasnąć. Leje się z człowieka. Dla-
tego wciskam w uszy słuchawki, a tam na 89.1 FM miejscowe Radio Maryja. Ktoś
recytuje słowa „Nie ma Boga prócz Al lacha”, które wypowiada się tu do ucha każ-
demu muzułmańskiemu niemowlakowi.
DROBIAZGI
NOWE PERYFERIE 1 04
PACYNA
Widujesz ty czasem na stacji takiego bezdomnego dziadka, co gapi się na to-
ry, kolędy śpiewa i święte obrazki rozdaje? – Cynga zatrzymuje samochód przy
dworcu i podaje mi papierosa. Boję się odmówić, więc zaciągam się z niechęcią.
– Tak, bywa tu taki. Kilka razy go widziałam – odpowiadam nieśmiało, poka-
słując.
– To Pacyna jest.
– Zna go pan?
– Sam mu dałem takie przezwisko na zamku w Herbach, bo miał, co tu dużo
mówić, zrytą pacynę i śpiewał zawsze te kolędy na stacji , wiadomo.
– A za co go wsadzil i?
– Za masło.
– Jak to?
– Po prostu. Był zamknięty za nic, bo coś tam z głodu ukradł, bułkę chyba, no
a że nie miał miejsca zamieszkania, a prawo w naszym kraju jest takie pierdolnięte,
przepraszam bardzo, że jak nie masz adresu, to sankcję musisz przebyć do sprawy.
Na początku siedział na drugim oddziale, na górze, ale że był lekko chyły, taka
Wioletta Grzegorzewska
Fragmenty powieści „Stancje”, któraukaże się w sierpniu tego roku
w wydawnictwieW.A.B
DROBIAZGI
NOWE PERYFERIE 1 05
prawda, nie umiał się dostosować do zasad, to go chciel i stamtąd wyrzucić. A na
Herbach był, nie żartuję, komendant Herbik.
– Herbik na Herbach?
– No przecież sam bym tego nie wymyśl ił?
– No tak.
– Komendant miał układy z jakimś masarzem: szwagrem, zięciem, wujkiem,
nie wiem dokładnie, bo w szpitalu, jak
byłem na badaniach, to jedzenie mo-
je było siedem razy gorsze niż
w puszce: na śniadanie kilo kiełbasy,
na kolację kilo kiełbasy. Dzień w jeba-
ny dzień była kiełbasa. Nie mogliśmy
już patrzeć na nią po prostu. A że
dziadek Pacyna bezdomny większość
życia był, to nauczył się odkładać je-
dzenie na potem i chował sobie kieł-
basę w poszewkę od poduszki.
W końcu zaczęło tak śmierdzieć pod
celą, że ci mówię. Róże rzeczy mu da-
wal iśmy do jedzenia z paczek, żeby
przestał, ale on i tak chował kiełbasę
w poszewki. Nie dało się tego wyple-
nić, taka prawda.
Pacyna codziennie l isty do sądu
pisał, jak dziecko l iterami po dwa
centymetry wysokości, do sędziny,
Pani Ani Jakiejś Tam: „Ja nic nie zrobiłem, ja nic nie zrobiłem” i wsadzał do środka
święty obrazek, z Matką Boską, wiadomo, jak to w Częstochowie. Ja myślałem, że
AUTORWIOLETTAGRZEGORZEWSKA
Pisarka na stałe mieszkającawWielkiej Brytanii , gdziepublikuje jako Wioletta Greg.W kraju ukazały się jej czterytomy wierszy: „Wyobraźniakontrolowana”, „Parantele”,„Orinoko” i „Inne obroty” orazksiążka prozatorska „Guguły”.W tym roku opublikuje powieść„Stancje” (wydawnictwo W.A.B.)oraz wybór wierszy "Czasyzespolone" (WydawnictwoEperons -Ostrogi).
DROBIAZGI
NOWE PERYFERIE 1 06
I lustracja: Agnieszka Gójska
DROBIAZGI
NOWE PERYFERIE 1 07
jestem twardziel jak twój ojciec, Rysiu, który uciekł z wojska i pół jednostki wypro-
wadził w pole, ale jak patrzyłem na Pacynę, to mi się naprawdę serce krajało, bo
tylko on z nas wszystkich tak tęsknił za wolnością, że potrafił cztery, pięć godzin
bez przerwy stać przy oknie, gapić się przez bl indy w las, na tory i krzyczeć, że chce
do domu. Do domu, którego nigdy nie miał.
ATANDA
Ulica przed dworcem zaczyna pachnieć dymem z kominów i spalonym ole-
jem. Krążą po niej niespokojni podróżni. Z parteru hotelu Polonia docierają do
mnie stłumione dźwięki orkiestry. Studzienki kanal izacyjne parują. Wiatr odrywa
strzęp fol i i i nabija go na drut wystający z ogrodzenia. Cynga wyjmuje z czarnego
etui komórkę centertel i podjadając kebaba, rozmawia z kimś niespokojnie. Zerkam
na jego ogorzałą, nieogoloną twarz, a potem na peron: właśnie odjeżdża pociąg,
którym mogłabym wrócić do domu.
– To ja się już pożegnam, panie Cynga. Dziękuję za podwiezienie.
– No ale gdzie się tak śpieszysz? Nie zjem cię przecież – mówi ze śmiechem
Cynga. – Chciałem ci podać walizkę i opowiedzieć o naszym wspólnym przyjacielu,
Waldku. Wiesz, dlaczego on kuleje?
– Nie.
– Atanda go tak załatwiła.
– A co to jest atanda? – Przysiadam obok Cyngi na ławce.
– Zaraz, zaraz, wszystko opowiem ci po kolei. Waldek ze mną pod celą siedział
za jakąś rozróbę po pijaku i przez cały czas do nikogo się nie odzywał, no chyba że
musiał. Zaniemówił po prostu. Czytał jakieś pisemka o gwiazdach, księżycach, pla-
netach i czasem w nocy budził się z krzykiem: „Adelka! Adelka!”. Adelka mieszkała
DROBIAZGI
NOWE PERYFERIE 1 08
I lustracja: Agnieszka Gójska
DROBIAZGI
NOWE PERYFERIE 1 09
z Waldkiem i w tym samym czasie zadała się z kolesiem, co ma fabrykę luster; dwa
lata w jego burdelu na Mirowskiej pracowała.
– Nam też o niej wspominał.
– Suka. Ja bym się z taką nie patyczkował… – Cynga chrząka i pociąga z pier-
siówki. – Przed Bożym Narodzeniem kombinowaliśmy z chłopakami, skąd by tu za-
cier wziąć. Niby pastówkę, z pasty do zębów i relanium dało się upędzić, taką
trzydzieści, czterdzieści procent, ale śmierdziała i była niedobra, a my chciel iśmy
coś lepszego. Na widzeniach kupil iśmy w kantynie pięciol itrową wodę mineralną,
więc butelki już były, jakiś zaczątek był. Potem dostal iśmy na święta drożdżówkę
wszyscy, no i nikt jej nie zjadł, tylko je pozbieral iśmy, zadowoleni, że będzie fer-
mentować. Nasypal iśmy tam cukru i dbal iśmy o to, jak o dziecko. Naprawdę. Owi-
nięte kocami, gazetami, trzymaliśmy to za łóżkiem, ale że nie było tej rurki
z odpowietrznikiem, to trza było co godzinę na zmianę wstawać, korek odkręcać
i gazu upuścić, żeby nie wybuchło. No i tak to psykało, psykało trzy tygodnie, ale
jak zaczynało już ładnie pachnieć winem, wpadają nam na celę klawisze i jest kipisz
tak zwany. Gnają nas razem z celą małolatów…
– Małolatów?
– Do dwudziestego piątego roku życia. No więc gnają nas na peronkę, rozbie-
rają do naga całkiem, buty sprawdzają, spodnie, każą kucnąć i tak dalej. Nic nie ma,
więc wracamy. Pod celą rozjebane wszystko, burdel taki, że masakra: chleb w ubi-
kacji , skarpetki w cukrze. No i ogólnie już wiemy, że mamy przejebane, bo znaleźl i
zacier. Raz, że zatrzymają nam paczki, widzenia, telewizor zabiorą i tak dalej, dwa,
że nam dojebią z atandy.
– Co to jest atanda, panie Cynga?
– Atanda to jest taka specjalna jednostka klawiszy jak antyterrorka na mieście.
Byłe ZOMO głównie. Ich się nie widzi ogólnie, bo non stop nachlani gdzieś tam sie-
dzą. Taka prawda, że od komuny to im zostało. Jak ktoś jest niebezpieczny, zakła-
DROBIAZGI
NOWE PERYFERIE 1 1 0
dają kaski, biorą tarcze, biorą pały, otwierają celę, wbiegają w sześciu chłopa i biją
wszystkich po prostu. Biją i nie patrzą. Spróbuj się uśmiechnąć, a zębów nie masz.
– Bał się ich pan?
– No a jak? Największe kozaki się ich boją. Nieraz chłopaka zabil i , z czego póź-
niej było napisane, że się powiesił albo cokolwiek, umarł na zawał albo nie wiado-
mo na co. Ale wracając do sprawy tego zacieru. Stoimy goli na peronce.
Z kondomu, czyl i takiej okratowanej budki dla klawiszy, wychodzi ten chuj, pan
Frania i mówi:
– Panowie, teraz krótko, jak nie powiecie, czyj to zacier, to macie przejebane.
My twardo do niczego się nie przyznajemy. Cela małolatów też siedzi cicho.
– Panowie, ostatni raz się pytam, jak nie, to wołam atandę i spuszczą wam
wpierdol. Kto pędził ten zacier?
Na to wstaje Waldek, drapie się po klacie, bo od dłuższego czasu ma świerzba,
i mówi:
– Ja!
DROBIAZGI
NOWE PERYFERIE 1 1 1
KWIATECZKI
Budzę się zziębnięta koło dziesiątej i ułożywszy stopy na wypełnionej gorącą wodą
butelce, która według patentu Natki ma zastąpić ogrzewanie wmoim pokoju, włączam
Eltra Hanię. Po wieściach o zamachach pocztowych w Ameryce leci piosenka Geor-
ge’a Michaela Last Christmas. Odgarniam kołdrę i opatulona kocem wyglądam przez
okno. Grudniowy poranek jest chłodny, pachnie sadzą i benzyną. Wychodzę z pokoju
i szukam Waldka, żeby poprosić go o wrzątek na herbatę. W stróżówce jest pusto. Na
krześle drzemie Adelka zwinięta w kłębek i popiskuje cicho, jakby we śnie z czymś się
zmagała. Skręcam w stronę świetlicy, odchylam koralikową zasłonę i staję na progu,
wdychając zapach świeżo parzonej kawy, który tłumi mdły fetor zeszłowieczornej bibki.
– Dobroje utro – wita się jeden z rosyjskich bliźniaków, którzy poprzedniej nocy bie-
gali poWedze. Odnajduję go wzrokiem w kącie świetlicy. Siedzi w fotelu w samych slip-
kach i założywszy nogę na nogę, kiwa stopą w klapku z tak zadowoloną miną, jakby nie
mieszkał w nieogrzewanym hotelu robotniczym, tylko w pięciogwiazdkowej rezydencji
na Kanarach. Nieprzyzwyczajona do widoku obcego gołego faceta odwracam wzrok
i gdy zamierzam się wycofać ze świetlicy, on ku mojemu zdziwieniu zagaduje mnie po
polsku:
– Ja zauważył, że wy, medaliki, macie wronę w herbie miasta. –Wskazuje przypięty
do futryny proporczyk z godłem Częstochowy.
– No nie tylko w herbie. – Uśmiecham się. – Obecny prezydent Częstochowy też
nazywa sięWrona.
– Ty żartujesz?
– Serio.
– A wiesz, dlaczego w niektórych miastach Rosji kopuły na cerkwiach są porysowa-
ne?
DROBIAZGI
NOWE PERYFERIE 1 1 2
– Nie.
– Wrony tak się bawią, że biorą wieczko od majonezu i z dachu na nim jak
snowboardziści zjeżdżają.
– Nie mów?
– Albo śl izgają się na kopułach i w ostatniej chwil i hamują pazurami.
– Ja cię!
– Albo rzucają orzechy na pasy. Na czerwonym samochody im te orzechy
zgniatają, a one na zielonym zlatują i je jedzą. Miałem kiedyś wronę w domu. Kar-
kusza miała na imię. Kara na nią mówiłem.
– Znalazłeś ją poranioną?
– Pisklaki za duże były i wypadły z gniazda, no i nie dało rady wciągnąć ich
tam z powrotem. Duże były, ale jeszcze nie potrafiły latać, no i zginęłyby tam w tym
I lustracja: Agnieszka Gójska
DROBIAZGI
NOWE PERYFERIE 1 1 3
parku. No i każdy, a pamiętam, że było nas trzech, ja i moi znajomi, każdy po jed-
nym pisklaku do domu wziął. Na początku wydawało mi się, że taka wrona głupia
jest i nie różni się mózgiem od kury czy gołębia. No i wydawało mi się. Dopiero te-
raz wiem i nawet naukowo to potwierdzone jest, że intelekt wrony czy tam kruka
zbl iża się do małp. Są bardzo mądre. No i w domu właśnie było to widać, jak ona się
zachowywała i co robiła.
– Chodziła za tobą?
– Tak. I jeść prosiła! Później ja jej zrobił gniazdo i ona do tego gniazda wszyst-
ko, co jest błyszczące, ściągała, ale najlepsza była taka sytuacja, że moja mama
miała przy sowchozie ogórki i one takie żółte kwiateczki miały, rel igijki.
– Rel i… co? – pytam, bo nie dosłyszałam.
– Czasami trzeba było niektóre kwiatki powyrywać, żeby ich było mniej, ale za
to większe. No i mama tak robiła, wyrywała je i składała na kupkę, a ta wrona cały
czas obok latała i wszystko obserwowała. Następnego dnia przychodzi sąsiad: „Ja
tę waszą wronę zabiję!”, krzyczy. „Ale o co chodzi? Dlaczego?”, pytamy. Ja przez nią
bez ogórków zostanę! Ona mi wszystkie kwiateczki pozrywała i poskładała je
w kupki.
DROBIAZGI
NOWE PERYFERIE 1 1 4
Jest wojna. Tak mówią. Ja nie słyszę nic, bomb nie słyszę, wystrzałów. A słyszę
osiemdziesięcioletnią matkę. Słyszę, jak mówi, że jest wojna i że ona mówiła, że
będzie, że czemu miałoby być inaczej, że od wieków była wojna i tyle. Ona sama
urodziła się po wojnie, więc od dziecka wiedziała, że jej nie ominie. W każdym po-
koleniu była, a teraz co, koniec tak nagle? To byłby koniec świata, mówiła, bez wo-
jen.
Piję powoli kawę. Tak mówię tylko, bo to sam wrzątek, skąd kawa tutaj. Ale
ćwiczę się w niezapominaniu. Nie martwię się o córki, chociaż mam dwie, ale są
w domu, nie ma pracy. Mama mówi, że źle wychowałam, tak mówi, że robota za-
wsze się znajdzie dla chcącego, ja się kłócę, odpowiadam, że czasy się zmieniły,
a córki krzyczą z pokoju jednym głosem, jak w wojsku, że czasy się zmieniły i krzy-
czą przeciwko mnie, nie przeciwko babci, ale to nie znaczy, że praca jest dla
wszystkich, to znaczy, że czasy są zawsze inne, a przecież jakby takie same. Mam
jeszcze dwóch synów, są w wojsku, tak mówią, przyszedł l ist, nie od nich, zajęci, nie
ma czasu na pisanie l istów. Notatka służbowa, jedna na dwóch, bo bliźniaki. Woj-
sko nie ma papieru, żeby na bl iźniaków osobno. Dziękuje mi, że matką. Zdjęcie też
jedno przysłal i , w mundurze, odbitka niewyraźna, nawet ja nie mogę poznać, któ-
ry to. W ręku karabin.
Włączam telewizję. O gotowaniu.
– Mamo! – wołam. – Mamy ulubiony program.
Nie wolno stać się barbarzyńcą, trzeba się starać, trzeba trwać w cywil izacji ,
w technologii , w postępie.
Sylwia Wawrzyniak
Decyzja
DROBIAZGI
NOWE PERYFERIE 1 1 5
– Noc!!! – odkrzykuje. – Noc, a ty
spać nie pozwalasz.
To z głodu taka nerwowa. Ja też.
Na zegarek patrzę. Wiadomo, która
godzina, jak nie mogę spać. Zawsze
o tej samej godzinie patrzę, zerwę się,
ręka do oka i już. Ani minuty później.
Człowiek tajemnica. Ale o takich
sprawach nie rozmawiamy.
Nie pozwalam. Nie pozwalam jej
spać. To nerwy tak, niby się człowiek
nie denerwuje, a przecież się dener-
wuje. Wszystko w środku napięte.
Sznurek na biel iznę, na nim czarne myśl i , ale nic ciekawego, wypłowiałe, przeprane
kilkakrotnie, a i tak suszyć trzeba, innych myśl i w człowieku nie ma. Aż się kiedyś
pralka zatrzyma, bo zatrzyma się, to wiadomo, ale i o tym nie mówimy.
Ciemno. Ale nie tak ciemno, jak wcześniej. Czarno. Tamta ciemność była elek-
tryczna, ta jest prawdziwa. Nocą, w Ostrowie. Tak objawiła mi się prawda.
– Widzę prawdę – chcę powiedzieć córkom i matce, ale nie mówię. Już byl i ta-
cy, co widziel i prawdę.
Zresztą one też nic nie mówią, a mogłyby. Sama widzę? Sama jedna? Już swo-
je lata mam, za późno, żeby uwierzyć w wyjątkowość. Stara nic nie mówi, lubi leżeć
w ciemności, trochę, twierdzi, ma wtedy spokoju dla siebie i do trumny się przy-
zwyczaja. Córki za dużo ze mną nie rozmawiają, pokładały w tej wojnie nadzieję,
wyszły z internetu, z Facebooka, gotowe na rzeczywistość, jak na filmach, a tu in-
ternet odcięty, a rzeczywistość nie nabrała kolorów. Nawet czerwonego nie widzi
się. Krew tylko menstruacyjna, choć niektórym ze stresu się zatrzymała. Nieważne,
nie ma mężczyzn. Na wojnie. Albo pod ziemią. Jak mój ojciec. Płytko, kopałyśmy zi-
AUTORSYLWIAWAWRZYNIAK
urodzona w 1 974 r. w OstrowieWielkopolskim. Mieszkaw Bruksel i . Publ ikowaław dwumiesięczniku l iterackim„Topos” (Nr 3 (64) 2002), w 2003roku zdobyła wyróżnieniew Konkursie Literackim im.Marka Hłaski (magazyn „Jupiter”Nr 1 6–1 7 2003).
DROBIAZGI
NOWE PERYFERIE 1 1 6
mą, ziemia zmarznięta, pogrzebany, a raczej przysypany piachem, szarawym.
Cmentarze przepełnione, przywożą naszych. Bez nazwisk przywożą, ale naszych.
Medale na szyjach. Miejsc na wschodzie kraju brakuje, my cieszymy się z każdego,
który niemiejscowy. To idzie od Wschodu. Te drony, te samoloty bezzałogowe, ten
cały kosztowny szmelc XXI wieku.
W nocy nic nie lata. Zakaz. Międzynarodowy. Nocą nie ma licencji na zabijanie.
Taki wypracowano kompromis. W telewizji nie nadają wiadomości, tylko programy
rozrywkowe. Niech będą, rozrywka zawsze się człowiekowi przyda. O czym tu mó-
wić, przed wojną mówiono, mówiono, kłócono się, a nikt się nie spodziewał. Z po-
l ityką jest jak z prognozą pogody. Ja odetchnęłam, kiedy politycy zniknęl i
z telewizora. Matkę mam od gadania, zwłaszcza od kiedy nie ma ojca. „Naturalnie
zmarł”, cieszyła się. „Całe życie nic mu się nie udawało, a tu proszę”, chodziła z dumą
po podwórku, „wojny nie doczekał”.
– Śpisz? – pyta, a jak tylko odpowiadam, że nie, córki drą się, że one śpią. To
dlatego, że nie pozwalam im wyjść.
– Jest wojna – mówię. Poczekamy, aż bracia wrócą.
Ale nie wiem, czy chcę, żeby wrócil i . Te wszystkie stresy pourazowe, potem nic
już nie jest normalne.
– Jutro położymy deski na ojcu – zarządzam, żeby nie tracić kontaktu z rze-
czywistością. – Wyrwie się trochę z pokoju Józefa.
I teraz zapada cisza. Nie żeby posnęły. Nigdy nie mówiłam o mężu, od roku ani
słowa. Nie wiedzą, co teraz, czy wariuję, jak sąsiadka, czy przeciwnie, to oznaka
ozdrowienia. Traktowałam Józefa jak umarłego.
– Żyć można wszędzie – mówił. – W Ostrowie też. – A miesiąc później uciekł.
Po tylu latach małżeństwa. Wyszedł po wkład do papierosa elektronicznego. Po
trzydaniowym obiedzie, ostatnim trzydaniowym obiedzie, nieraz słyszę matkę, jak
mówi, że szkoda, że zjadł, że człowiek na drugi dzień by zjadł, bo następnego dnia
DROBIAZGI
NOWE PERYFERIE 1 1 7
I lustracja: Natal ia Kulka
DROBIAZGI
NOWE PERYFERIE 1 1 8
wszystko się skończyło, ale może było tak już kiedy tu dojechal iśmy, tylko człowiek
zajęty swoimi sprawami.
– Jak pies uciekł – powiedziała.
– Niech babka przestanie – to starsza córka. Nie żeby stała po mojej stronie. Nie dla
mnie tak mówi, to dla jej ojca. Z początku dostawała listy, wiem, że dostawała, teraz
poczta odcięta, nie przychodzi już nic.
– Ja się nie dziwię, że ojciec z tego piekła spierdolił – szepcze, bo jednak się mnie
boi, ale ja słyszę każdy szept, w nocy słychać wszystko, to ciemność tak przewodzi
dźwięk. Nigdy nie myślałam, że tu mi się wszystko objawi, tu mi się rozwiąże i wyklaruje.
Gdyby nie stara matka, nie wrócilibyśmy z Anglii. Dzwoniła, pisała, nauczyła się smsować
i skajpować. Wracajcie. Wybuchy wmetrze w Londynie, wybuchy wmuzeum, nożownik
w autobusie, nie żal ci dzieci?, u nas spokojnie.
Teraz radio BBC nadaje o nas programy. Nazywamy się„Strefa zakazana”. Nie mają
wiadomości z pierwszej ręki, mówią o bombardowaniach, szacują liczby zabitych. My
wojny nie widzimy z okien. Gdzieś tam słuchają o nas ludzie tacy jakmy, a my razem z ni-
mi. Po Józku zostało radio. Nic oprócz BBC nie łapie.
– Ojciec kupił na Camden, to co chcesz? – śmiali się synowie. Przypomina mi się
o moim ojcu.
– Grzebiemy? – pytam, zimno, nie chcę sama z łopatą, jesteśmy przecież rodziną.
– Ty o piekle nic nie wiesz – odpyskowuje wnuczce moja matka.
– Dla babki to też pierwsza wojna – krzyczy młodsza córka, ale bez bojowego tonu
starszej. Nie wiem, jak sobie poradzi. Lubi malować. Ja w jej wieku też lubiłam. Teraz pa-
trzę na sztalugi ze zdziwieniem. Szubienica.
– Józek już chyba nie wróci – mówię i sama się sobie dziwię, że mówię tak spokoj-
nie, jakbym komentowała „Wiadomości” albo„Fakty”. Co to wojna robi z człowiekiem.
– Dla starszej cię zostawił – jątrzy stara. – Wszystkich zostawiają dla młodszych,
a ciebie dla starszej.
DROBIAZGI
NOWE PERYFERIE 1 1 9
I lustracja: Natal ia Kulka
DROBIAZGI
NOWE PERYFERIE 1 20
Nagle chce mi się śmiać.
– O czwartej nad ranem najwięcej ludzi się wiesza – ciągnie. Straszy nas. Nie
powiesi się. Za bardzo ciekawska.
– Grzebiemy czy nie? – wołam zniecierpl iwiona.
Wstają wszystkie. Odpędzić głupie myśl i . Odpędzić myśl i . Myśl i jak wirus
w komputerze.
Przed pokojem stoimy, gdzie kiedyś Józefa i moja sypialnia, teraz sypiam
w kuchni. Sypiam właśnie, nigdy nie śpię głęboko, wydaje mi się, że wcale, ale
przecież bez snu nie mogłabym funkcjonować.
Naciskam klamkę, drzwi skrzypią, wcześniej nie skrzypiały. Dobrze, że rzeczy
się zużywają, że nie tylko człowiek. A niech się wszystko rozpadnie. Z sufitu cieknie,
podstawiłyśmy wiadro.
– Bierzemy z łóżka – rozkazuję. Człowiek od razu nabiera energii , kiedy ma za-
danie. Zresztą, to moje łóżko, dwadzieścia pięć lat nocy z Józefem, niech z tego te-
raz wieko trumny. I znowu mi się zachciewa śmiać.
Odrywamy deski gołymi rękami, drzazgi wchodzą pod skórę, ból koi. W końcu
młodsza idzie po siekierę. Zaczyna się hałas, rąbanie. Wstępuje w nas nadludzka si-
ła, w pół godziny rozwalamy łóżko, nawet stara pomaga, jakby przestał dolegać jej
reumatyzm.
Potem z tymi deskami na dwór.
Pierwsza idzie matka. Proszę, jak każdy zna swoje miejsce. Rodzina niby w roz-
sypce, a utworzył się naturalny łańcuch.
Pewnie, że idzie pierwsza, te deski przecież na grób jej męża, należy się, nawet
jeżel i jest ciemno, nawet jeśl i świeca drży w jej ręku, przestraszone światłem zwie-
rzę. Wzdycham, ale nie mówię, że źle niesie, że nie oświetla ścieżki, że zaraz poła-
miemy nogi, stara się. Widzę. Świecę unosi wysoko, z myślą o nas, rozumie, że
trudno nam z tymi deskami, ręce jeszcze nieprzyzwyczajone do wojny.
DROBIAZGI
NOWE PERYFERIE 1 21
W ogrodzie zarośnięte. Niedługo i nas zakryją chwasty. Głupotami się człowiek
przejmował, a teraz trzeba będzie wytrząsać robaki z uszu, wyplątywać stopy z ko-
rzeni, wyrywać kolce z ramion. Wszystko przemija, prześl izguje się. Czas kradnie
nam życie, złodziej, w końcu wszystko zabierze i zakopie nas pod ziemią, żeby się
pozbyć dowodów. Daję kopniaka chwastom, a masz. Ćma krąży koło świecy, spal i
się. Łatwo znajdujemy prostokąt czarnej ziemi, gdzie ojciec. Nic tu nie urosło od zi-
my, czemu nie urosło? Stajemy. Nie bardzo wiadomo, jak zabrać się do roboty.
– Nie będziemy rozkopywać – komenderuje matka, mówi to, co chciałyśmy po-
wiedzieć, ale żadna nie miała śmiałości. Kładziemy deski, jedna obok drugiej. Babka
przysuwa nam świecę (odwłok ćmy w środku), mruczy pod nosem, co może brzmieć
jak modlitwa, ale ja ją znam, przeklina nas, że nierówno, niemrawo, że do usranej
śmierci będziemy kłaść, że o dupę potłuc, klnie nas tak prawem starych ludzi. Potem
łopata, trzeba deski okopać, starsza córka macha łopatą, nawet umie, dziwię się, że
umie. „I znowu wojna kobiety wyedukuje” – mówi stara, jakby wszystko już widziała.
Skończone. Czuć potem.
– Taki most – krytykuje młodsza córka. Zazdrosna o łopatę, niełatwo być młodszą.
– Most między życiem i śmiercią – podchwytuje matka, zadowolona.
– Amen – mówimy jak na komendę. Odruchy wyuczone zostają. Nawet wojna nie
zdołała wytrzebić tego„amen”, choć szczerze mówiąc, nie spodziewamy się już nadej-
ścia Chrystusa. Ktoś stoi za płotem.
– Trzeba było psa nie zjeść – warczy matka. – Każdy obcy się tu kręci.
Młodsza na wspomnienie psa zaczyna płakać. Robię znak krzyża. Ręka sama do
czoła, do piersi, do lewego ramienia. Mężczyzna słania się na nogach, jego głowa
znika za ogrodzeniem, upada. Może chciał przejść przez płot, ale nie dał rady? O płot
dbamy wszystkie. W domu kruszeje tynk, rozłazi się farba, odpada noga od stołu,
rdzewieją rury, materac przesiąka wilgocią, tłuką się talerze, ale płot musi stać. Co in-
nego ma nas oddzielać, odróżniać, ochraniać? W każdy poniedziałek zadaniem córek
jest sprawdzić ogrodzenie i załatać, wyprostować, naostrzyć. Czy belka nie zmurszała,
DROBIAZGI
NOWE PERYFERIE 1 22
czy nie puściły gwoździe, czy końce drewnianych pali niestępione? Potem, jak granice
królestwa, podwórze obchodzi matka.
– Wszystko się wali – narzeka –
a twoje syny na wojnie. Za stare duchy,
za starych zmarłych. Zamiast w obejściu
pomόc.
– O Chryste – mówi teraz, i to po-
woduje, że mężczyznę do domu. – Pa-
nie – dokańcza.
I już niesiemy go, nieprzytomnego,
z początku spokojnie, powoli, dopóki
nie słyszymy delikatnego bzyczenia.
Uszy do góry, dosłownie mogę
zaświadczyć, uszy w szpic, tak się czło-
wiek do wojny przystosowuje.
– Komar – mówi stara, choć jej tłu-
maczyłyśmy tysiące razy, że nie komar,
że drony, mordercze drony, ale uparta
tak od początku wojny – dla niej wojna
to żołnierz z karabinem.
Więc niesiemy, ciągniemy, z noga-
mi po ziemi, mężczyznę, ja narzucam
tempo. Biec trudno, ale biegnę, pięć-
dziesiątka za pasem, a przez ogród jak
trzydzieści lat temu! I już zamykamy
drzwi, zabijamy od środka gwoździami.
– Jaka z ciebie matka, żeby obce-
go, dwie córki w domu.
AUTORNATALIA KULKA
i lustratorka, graficzkai tatuatorka. Ukończyła ASPw Krakowie. Spędziła dwa lataw Finlandii , i lustrując fińskimagazyn o polityce zagranicznejoraz sprzątając. Prowadziłamagazyn rysunkowy„Zeszyt”i współorganizowała wystawytowarzyszące publikacji . Z grupąrysowniczek Dream Team wydałaalbum komiksowo-rysunkowy„Prace i robótki”w wydawnictwieCentrala. Współpracuje jakorysowniczka z pismemprowadzonym przez PAN: „StudiaLitteraria et Historica”.Rozpoczęła swoją wielkąprzygodę z tatuowaniem, czyl iposzerzyła terytorium rysowania.Więcej jej prac można obejrzećna stronie:http://lakul la.blogspot.com/.
DROBIAZGI
NOWE PERYFERIE 1 23
Córki popatrują na rannego, już widzę ten błysk w oczach, wreszcie coś się
dzieje, wreszcie ta wojna nie taka nudna.
Mężczyzna jęczy, gorączkuje, wody, myślę, i już chcę lecieć po wiadro.
– A może to… – zaczyna młodsza i milknie.
– A bo on ci nasz? – mówi matka.
– A widziała tu babka jakiegoś żywego naszego? – fuka starsza, bo głowę ma
napchaną romansami i bardzo l iczy, że jakiś obcy ją z tego wszystkiego wyciągnie.
– Marek! – krzyczy nagle młodsza, tak, że umarłego by obudziła, ale rannego nie
budzi. W czasie wojny żadne powiedzenia się nie sprawdzają. Podskakujemy.
Patrzę na mężczyznę, wychudzony, że żebra spod skóry. Patrzę, nie widzę syna,
ani jednego syna nie widzę. Przypatrujemy się. Wszystkie. Cisza. Taka cisza, jak na
tamtym świecie. Tak wyobrażam sobie. Ale syna w tym człowieku, ani jednego z bl iź-
niaków wyobrazić sobie nie umiem. Ani Marka, ani Jacka.
Matka ściąga okulary, zawsze ściąga, żeby lepiej widzieć.
– Rany, bl izny, tyle tego – mruczy. Okulary z powrotem na nos. Na mnie wzrok.
– Ty rodziłaś, a nie rozpoznajesz.
Nie rozpoznaję. Im bardziej się wpatruję, tym bardziej nie rozpoznaję. Ale jak
tylko odwracam wzrok, boję się, że to jednak on, jeden z moich, przekonana jestem,
dopóki nie spojrzę znowu.
Świta. Gra światła i cieni. To przez szpary w deskach. Drobiny kurzu w powie-
trzu.
– Uchodźca – szepcze stara.
Przewracamy oczami.
– Od wojny się ucieka – tłumaczę, bo to przecież matka. Ale kto wie. Ludziom
w głowie nie tylko kierunki się mieszają.
Zazdroszczę Józefowi.
DROBIAZGI
NOWE PERYFERIE 1 24
Że odszedł, że uciekł, że nie ma go tutaj teraz, i pewnie już nie będzie, a ja
tkwię, uwięziona.
Wszystkie oczy na mnie. Zastanawiam się, czy sztuczne oko drona też na mnie
patrzy.
Mężczyzna jęczy przez sen. Nieludzko. Matka odsuwa się ze wstrętem, młod-
szej zaczynają kapać łzy, starsza spojrzenie ma całkiem dzikie.
Znowu ode mnie wszystko.
KONSEKWENCJE IDEI
NOWE PERYFERIE 1 25
Poniższy tekst wpisuje się, chociaż bardzo tego żałuję, w publicystyczny cykl
lewicowych poradników i polemik. Choć dla wielu odbiorców będzie on na pewno
stanowić kolejny głos w tym kontekście, mam nadzieję, że przedstawiony w nim
punkt widzenia pozwoli zwrócić uwagę na nieco inne niż zazwyczaj problemy le-
wicy w Polsce.
Inbizm i marksizm nasz powszedni
Choć wiele zostało już napisane i powiedziane, czuję, że w publicystycznym
dyskursie artykułowana jest tylko jedna perspektywa, reprezentująca lewicową
„wielką narrację”. Mimo że sprawia wrażenie arcyważnej i snuje wielki projekt, to
nie pochyla się nad codziennymi banałami. Przejawia się w codziennie nowym le-
wicowym manifeście, coraz to błyskotl iwszej diagnozie lub polemice na temat te-
go, jaka lewica musi być, na czyją patelnię nie wpaść, a do czyjej sałatki już tak.
Publ icystyczna karuzela kręci się coraz szybciej i jest bardzo absorbująca, jedno-
cześnie teksty wydają się coraz mniej przemyślane, a ich wartość praktyczna – nie-
wielka. Można odnieść wrażenie, że jedyną konsekwencją tego zjawiska jest
budowanie dorobku autorów i cementowanie ich pozycji ekspertów środowisko-
wych. Autorzy manifestów punktują, często niewybrednie, słabości polskiej lewicy,
a wyrażane przez nich pretensje zdają się oddawać ogólną kondycję, nastrój czy
też frustrację z powodu braku szybkiego i spektakularnego sukcesu aktywnej po-
Justyna Rembiszewska
Noce i dnie lewicyna peryferiach
KONSEKWENCJE IDEI
NOWE PERYFERIE 1 26
l itycznie lewicy. Trudno oprzeć się wrażeniu, że podejmują w tej dość patowej sy-
tuacji próbę rekompensaty braku lewicowej reprezentacji w politycznym mainstre-
amie, jakby postanowiono przenieść ciężar debaty pol itycznej z mediów
i programów politycznych do świata publicystyki internetowej. Zjawisko to przy-
pomina nieco polityczną subl imację, a być może bezpieczny eskapizm – pisanie
staje się dla wielu jedyną możl iwą
formą uprawiania pol ityki.
Autorzy o mniej lub bardziej
stabilnych pozycjach w środowisku
roszczą sobie prawo do twierdzenia,
że wiedzą lepiej, „co robić”. Chociaż,
co najistotniejsze, bardzo rzadko są
jednocześnie aktywnymi działaczami.
Na próżno też szukać w ich tekstach
konkretnego planu, praktycznych
wskazówek dla realnego działania
poza granicami postu. Dyskusje ma-
łego, choć nieproporcjonalnie do
swojej wielkości głośnego środowi-
ska, skupiają się bardziej na tym, co
ma o sobie lewica mówić, niż na tym,
że nikt poza nimi samymi nie chce te-
go słuchać. Zazwyczaj płomienne
wymiany zdań nie wykraczają zakre-
sem poza kwestie filozoficzno-ide-
owej identyfikacji – zbyt abstrakcyjnej
jak na real ia codziennej działalności
pol itycznej. Przeważnie kończą się też na wzajemnych zarzutach i sporach „reakcyj-
nej frakcji socjaldemokratycznej” z bardziej radykalnymi obozami subiektywnych
interpretatorów dorobku Marksa, czemu z rezygnacją przygląda się niewidzialna
AUTORJUSTYNA REMBISZEWSKA
Urodzona w 1 990 rokuw Białymstoku. Skończyłasocjologię na Uniwersyteciew Białymstoku. Obecniedoktorantka filozofii na UWw Zakładzie Filozofii Społecznej.Lewilna co najmniej odpodstawówki, kiedy to jej rodzicezostal i wezwani na rozmowęlustracyjno-dekomunizacyjnąw związku z szerzeniem przez niąhaseł o równościi sprawiedl iwości wśródrówieśników. Na co dzień żyje naPodlasiu, gdzie działa jakoczłonkini Zarządu okręgupodlaskiego partii Razem.
KONSEKWENCJE IDEI
NOWE PERYFERIE 1 27
i niesłyszalna grupa zastanawiających się, jak wykorzystać w praktyce tę nowo
przyswojoną wiedzę i wór wskazówek.
Donkiszoci z peryferii
Na ogół przeceniamy wpływ wielkomiejskiej narracji o typowych dla niej
aspiracjach, w której rzadko bierze się pod uwagę, jakim poświęceniem, a dla opo-
nentów politycznych wręcz donkiszoterią, jest praca działaczy poza Warszawą, Kra-
kowem, Wrocławiem czy Poznaniem. Ta sama narracja rzadko oddaje, a czasem
nawet w najmniejszym stopniu nie koresponduje z rzeczywistością mikroskal i .
Trudno się temu dziwić, skoro dla jednych wydarzeniem roku jest sukces Partii Pra-
cy wWielkiej Brytanii , a dla drugich otwarcie pierwszego wegetariańskiego fast fo-
odu w mieście.
W związku z tym pozwolicie Państwo, że wprowadzę Was w codzienny świat
działaczek lewicy ze wschodnich rubieży, czyli mojego rodzinnego Podlasia, choć – jak
wiadomo – miejsc o podobnej specyfice jest w Polsce więcej. Konsekwencje publicy-
stycznych strategii lewicowych, sporów środowiskowych i towarzyszącego im (wierzę,
że nieuświadomionego) paternalizmu trafiają rykoszetem w działalność aktywistów na
samym dole, poza większymi miastami. Podejście, które reprezentują w swoich tek-
stach starsi i doświadczeni wujkowie lewicy jest zwyczajnie niepedagogiczne i na
dłuższą metę demotywujące aktywnych lewicowców, którzy, paradoksalnie, zanim
podjęli polityczną działalność, niejednokrotnie inspirowali się czy nawet ukształtowali
na tekstach tych, którzy dzisiaj na lewicę pomstują. Z drugiej strony permanentna kry-
tyka swoich nie jest raczej taktyką na drodze do sukcesu lewicy. Jeśli zatem nie jest za-
miarem lewicowej publicystyki solidarne wsparcie lewicy, to przykra staje się też próba
rekonstrukcji motywacji autorów krytyki. Trudno w tej sytuacji otrząsnąć się z dojmu-
jącego odczucia, że lewica ma w Polsce zwyczajnie przekichane, bo że wiatr wieje jej
od zawsze w oczy, a nie w żagle, zdążyli się wszyscy przyzwyczaić, ale trudno było się
spodziewać jednocześnie kłód rzucanych pod nogi we własnym środowisku.
KONSEKWENCJE IDEI
NOWE PERYFERIE 1 28
Tak więc z mozołem próbuje się lokalnie w tych – z wielu powodów nieprzy-
jaznych – okolicznościach oraz z widmem najniższych sondaży poparcia zbudo-
wać: po pierwsze, stabilne i aktywne środowisko lewicowe, po drugie, poparcie
wśród mieszkańców, co w porównaniu do miast takich jakWarszawa czyWrocław
zdaje się zadaniem karkołomnym. Organizacja i bezpośrednie dotarcie do więk-
szości miejscowości i miasteczek w województwie stanowi nie lada wyzwanie. By-
wa też pełne przygód, nadających się w sam raz do opowiadania kombatanckich
opowieści o perypetiach lewicy, która robi coś prawie na końcu świata, w zupełnej
próżni i z niczego, np. o tym, jak tuż pod wschodnią granicą, pędzący na spotkanie
w Sokółce samochód, z prawdopodobnie najwyższym i najbardziej rozpoznawal-
nym członkiem partii Razem, zatrzymuje do kontrol i niewzruszona Straż Graniczna,
najpewniej w poszukiwaniu niekoniecznie legalnych suwenirów z Białorusi.
Specyfikę działalności lewicy spoza centrum dobrze charakteryzuje roczny ka-
lendarz świąt i rocznic. Każde obchody święta, z którym po drodze jedynie lewicy,
każdą manifestację i demonstrację organizuje w takich miejscach od lat ta sama
garstka ludzi z niewielkim okresowym przyrostem nowych zainteresowanych. Po-
wodem, aby widzieć rzeczywistość nieco inaczej, niż widzą ją lewicowcy z więk-
szych miast, jest też fakt, że od lat miasta takie jak Białystok są miejscami
tranzytowymi, a region jest sukcesywnie drenowany z młodzieży, głównie na rzecz
stol icy. Młodzi ludzie napływają z regionu do największego miasta w wojewódz-
twie, aby kontynuować naukę w lepszych l iceach i w najbardziej optymistycznym
scenariuszu zostają tu na studia. Najczęściej jednak, jeśl i tylko pozwala im na to sy-
tuacja finansowa rodziców lub jeśl i ci są wyjątkowo zdeterminowani, aby wysłać
swoje pociechy do lepszego świata, wyjeżdżają na studia do Warszawy. Z Białego-
stoku wyjechało wielu wartościowych ludzi z mojego pokolenia. Dzisiaj możemy
czytać ich teksty na łamach ambitnych czasopism, niejednokrotnie stal i się również
działaczami lewicowymi, tyle że już warszawskimi, krakowskimi czy poznańskimi.
Tymczasem ci, którzy z różnych powodów obral i sobie Białystok za przystanek
końcowy, nie miel i i nadal nie mają na kogo się obrażać ani z kim rywalizować
o pierwszeństwo i animację lewicowego życia, tak jak działo się to nieraz w innych
KONSEKWENCJE IDEI
NOWE PERYFERIE 1 29
miejscach w Polsce. Tu nie ma wyboru: jeśl i zależy nam na real izacji jakiejś inicjaty-
wy – robimy to, jeśl i nie zrobimy tego my, nie zrobi tego nikt. Od ul icznych demon-
stracji po animację życia kulturalnego i wieczory z poezją zaangażowaną.
Rafał Woś stwierdził niedawno, że polska lewica w państwie PiS przypomina
dziecko, które wyje, bo już ktoś bawi się jego zabawkami. W następnym zdaniu dora-
dził, aby zacząć dorastać i mówićwłasnym głosem . Jeśl i lewica faktycznie „wyje”, to
właściwie tylko w Internecie. Jest to establ ishmentowa, pisząca lewica centrum:
promil ludzi działających, którzy – zamiast sol idarnie pielęgnować małe sukcesy
wciąż niezbyt imponującej armii ludzi – wylewnie dzielą się swoim niezadowole-
niem i grożą palcem, wytykając potknięcia i kreśląc ogólny obraz nędzy i rozpaczy,
wielkiej porażki „lewicy”. Jest zagadką, jak jawi się autorom viralowych w lewicowej
bańce tekstów ich własna rola w tworzeniu lewicy w Polsce; według mnie ta na
wskroś krytyczna publicystyka stanowi próbę deprecjacji , która – skoro wpływa ra-
czej negatywnie na kondycję lewicy w ogóle – musi dawać chociaż osobistą satys-
fakcję, choć ostatecznie stanowi nieraz tylko nieco bardziej wyrafinowany hejt.
Powody aktualnego położenia lewicy nie są jedynie winą jej reprezentantów,
choć jak wynika z krytyki, wystarczy przecież „wziąć i zrobić” – wszystko leży w na-
szych rękach, należy jedynie postępować zgodnie z lewackimi poradnikami, we-
I lustracja: Błędny rycerz, Oskar Kokoschka, 1 91 5, z kolekcji Muzeum Guggenheima
KONSEKWENCJE IDEI
NOWE PERYFERIE 1 30
dług których gorl iwa wiara czyni cuda. Pozwolę sobie nie zgodzić się z zarzutami,
że lewica jest winna sama sobie, odnosząc się do problemu podstawowego, mia-
nowicie rozpoznawalności. Słaba słyszalność czy ograniczony zasięg przekazu wią-
żą się oczywiście ze sposobem funkcjonowania mediów, które okopały się na
politycznych frontach, w doktrynach wyznawanych przez kierującą nimi władzę lub
stojący za nimi kapitał. Od jakiegoś czasu, a szczególnie od momentu przejęcia
władzy przez PiS, obserwujemy, jak media tradycyjne przestają być forum wymia-
ny politycznych poglądów reprezentantów poszczególnych frakcji . Z telewizji nie-
informacyjnej zniknęły programy stricte publicystyczne, umożl iwiające usłyszenie
pol ifoniczności głosów politycznych. Dzisiaj kilka kanałów o najwyższej oglądalno-
ści przekształciło się w tuby propagandowe obecnie nam panujących: aktualnego
obozu władzy oraz neol iberalnej opozycji . Wieczorne serwisy informacyjne co-
dziennie ogląda średnio 4–5 mln Polaków, dla których nierzadko są one jedynym
źródłem wiedzy o życiu pol itycznym w kraju. Dużą popularnością na peryferiach
cieszą się także kanały regionalne TVP – na Podlasiu wieczorne wydanie lokalnych
wiadomości („Obiektyw”) ogląda rekordowa w skal i Polski l iczba mieszkańców, sta-
nowiąca niemal 1 5% Podlasian. Byłaby to ogromna szansa i niezwykle atrakcyjny
kanał komunikacyjny dla lokalnych polityków lewicy, gdyby nie fakt, że ich głos jest
permanentnie blokowany w lokalnych mediach państwowych, tak w radio, jak i te-
lewizji . N ie zobaczymy ani nie usłyszymy tam żadnego lewicowego polityka ani
żadnej z lewicowych polityczek. Tę sytuację dobrze obrazowały relacje regionalnej
telewizji z obchodów święta 8 marca. Do quasi-publ icystycznego programu, emi-
towanego parę dni po demonstracji , którą miałam okazję prowadzić, stacja zapro-
siła reprezentantki białostockiego środowiska akademickiego, notorycznie
wykorzystywanego do wygłaszania pol itycznie neutralnych „obiektywnych ko-
mentarzy”, i skonfrontowała je z gorącymi głowami prawicowych polityków w oso-
bach m.in. miejskich radnych. Podobne przykłady można mnożyć. W ciągu dwóch
lat istnienia pol itycznie aktywnej lewicy żaden jej reprezentant ani reprezentantka
nie zostal i zaproszeni do studia. Znając tendencje i statystyki dotyczące preferencji
odbiorców w naszym regionie, można założyć, że bardzo wielu z nich nigdy nie
KONSEKWENCJE IDEI
NOWE PERYFERIE 1 31
słyszało o jakiejkolwiek nowej lewicowej opcji pol itycznej. Wyrugowani z lokalnych
mediów, nie poddajemy się i metodami sprzed epoki masowego przekazu kolpor-
tujemy w tysiącach egzemplarzy własnoręcznie tworzone biuletyny i gazetki –
w śniegi, deszcze i wichury, w centrum miasta, w miasteczkach, pod Biedronkami
i w okolicach kościołów, do znoju.
Jeśl i ktoś spodziewa się tu autorskiej propozycji recepty na sukces lewicy,
prawdopodobnie się zawiedzie, bo nic takiego nie nastąpi. Jak wspomniałam na
początku, nie jest moim celem wywołanie kolejnej debaty o bazie i nadbudowie
wśród tych samych ludzi co zwykle. Tym, co chcę i mogę zaoferować, jest surowy
i niewielki skrawek opisu szarej rzeczywistości z określonego punktu na mapie.
Z przywiązania do postulatu praktyki teoretycznej, który mam za swój imperatyw,
chciałabym jedynie, aby na koniec wybrzmiała prośba do nas wszystkich: let's prac-
tice whatwe preach , róbmy konsekwentnie swoje, pamiętając, że filozofowie rozma-
icie tylko interpretowali świat; idzie jednak o to, aby go zmienić. Szanujmy swoje
opinie i argumenty, del iberujmy, nie tracąc z horyzontu celów. Bądźmy dla siebie
wsparciem, a nie kolejną przeszkodą, z którą musimy się mierzyć.
„Nowe Peryferie” 7 (1 8) /201 7
Redakcja:
Redaktorzy naczelniEwa Korzeniowska, Michał Wó[email protected]
Redakcja działu Dom KulturyJacek Staniszewski, MichałWó[email protected]
Redakcja działu DrobiazgiJarosław Górski, Katarzyna [email protected]
Redakcja działu Konsekwencje IdeiKrzysztof Posł[email protected]
Redakcja działu Kultura i NaturaKonrad [email protected]
Redakcja działu Obserwatorium SpołeczneFil ip Leśniewicz, Kacper Leś[email protected]
Redakcja działu Połączenia międzymiastoweEwa [email protected]
Redakcja działu Prawo do wsiOlga Rodak, Aleksandra Bilewicz, Mateusz [email protected]
Projekt okładki: Franciszek SobierajDTP: Franciszek Sobieraj
http://nowe-peryferie.pl