120
WARSZAWA 2001 ANDRZEJ „SŁOWIK" Skarżyłem się grobowi...

ANDRZEJ „SŁOWIK · 2014. 6. 25. · Mam nadzieję, że w ten sposób to wszystko, co zo ... się do znajomości ze mną, a niejednokrotnie i przyjaźni, ale ... rzu Zachodnim

  • Upload
    others

  • View
    1

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

  • WARSZAWA 2001

    ANDRZEJ „SŁOWIK"

    Skarżyłem się grobowi...

  • P r o j e k t g r a f i c z n y i r e d a k c j a

    J a n u s z G o l i k

    © Copyright by Andrzej Zieliński 2 0 0 1

    Ali r l g h t s r e s e r v e d

    W y d a n i e p i e r w s z e

    W a r s z a w a

    W y d a w n i c t w o

    I S B N 8 3 - 9 1 3 7 3 8 - 5 - 1

  • Wstęp do niniejszej książki obiecał napisać znany polski polityk, jednakże po przeczytaniu tego woluminu stanowczo odmówił, a nawet zakazał jego wydania...

  • S z a n o w n y Czyte ln iku, r o z p o c z y n a s z czytanie książki, k t ó r a

    m a m n a d z i e j ę o k a ż e się n a tyle c iekawa, ż e doczytasz j ą d o

    k o ń c a . J e s t t o h i s tor ia człowieka, k tóry p o p r z e z zbieg r ó ż n y c h

    o k o l i c z n o ś c i o r a z rea l ia ó w c z e s n e g o sys temu wkroczył n a dro

    gę przes tęps twa i w tej chwili j e s t n a j b a r d z i e j p o s z u k i w a n ą

    przez pol ic ję o s o b ą w Polsce . B y ć m o ż e k o m p o z y c j a książki

    i sposób n a r r a c j i b ę d ą dla C i e b i e z a s k o c z e n i e m , ale po wielu

    p r z e m y ś l e n i a c h p o s t a n o w i ł e m zwracać się do C i e b i e w pierw

    szej osob ie . M a m nadz ie ję , że w t e n sposób to wszystko, co zo

    stanie t u n a p i s a n e , b ę d z i e m i a ł o c h a r a k t e r b a r d z i e j osobisty

    i j e d n o c z e ś n i e u w i a r y g o d n i wszystkie u j a w n i o n e h i s tor ie . Pod

    wszystkim, co przeczytasz, p o d p i s u j ę się osobiśc ie . Za zgod

    n o ś ć z p r a w d ą wszystkich u j a w n i o n y c h tu i n f o r m a c j i r ę c z ę sło

    w e m h o n o r u , a ludzie, k tórzy m n i e zna ją wiedzą, że słowo ho

    n o r u „ S ł o w i k a " j e s t war tośc ią n i e p o d w a ż a l n ą . J e d n o c z e ś n i e

    u jawnię tu fakty, o k t ó r y c h w i e m tylko ja i n iewie lk ie g r o n o

    w t a j e m n i c z o n y c h osób, k t ó r e swoim a u t o r y t e t e m poświadczą

    w i a r y g o d n o ś ć m o i c h zwierzeń. M a m n a d z i e j ę , że ludzie ci,

    m a j ą c ś w i a d o m o ś ć powagi w y d a r z e n i a i o d p o w i e d z i a l n o ś c i

    związanej z tym faktem, b ę d ą mie l i o d w a g ę n i e tylko p r z y z n a ć

    się do z n a j o m o ś c i ze m n ą , a n i e j e d n o k r o t n i e i przyjaźni, ale

    i w m i a r ę swojej wiedzy p o t w i e r d z ą m o j e słowa.

    N i e spodziewaj się, że przeczytasz k r y m i n a ł o współcze

    s n y m p o l s k i m g a n g s t e r z e . B a r d z i e j zależy m i n a o b a l e n i u mi

    t u b e z w z g l ę d n e g o bandyty, n a j a k i e g o j e s t e m k r e o w a n y przez

    pol ic ję i m e d i a , niż na zdobyc iu j e s z c z e większego r o z g ł o s u .

    Książka t a m a p o k a z a ć prawdziwe obl icze „ S ł o w i k a " . S t u d i o

    wanie P i s m a Ś w i ę t e g o i o b c o w a n i e z l u d ź m i wielkiej wiary, ta

    k imi j a k ksiądz K a z i m i e r z K o r y b u t O r z e c h o w s k i , m ó j d u c h o

    w y p r z e w o d n i k , pozwol iło m i p o w r ó c i ć n a d r o g ę uczciwości,

    co s p r ó b u j ę p o k a z a ć na dalszych s t r o n a c h tej książki.

    7

  • C h c i a ł b y m również wykorzystać to, że b ę d ą c człowiekiem

    wolnym m o g ę swobodnie wypowiedzieć się, czego zostali po

    zbawieni m o i koledzy aresztowani w tzw. sprawie pruszkow

    skiej. N i e j e d n o k r o t n i e p r z e k o n a ł e m się, że w Polsce człowiek

    pozbawiony wolności, praktycznie n ie ma żadnej możliwości

    swobodne j wypowiedzi czy obrony, a j e g o zeznania wykorzysty

    wane są w s topniu w y g o d n y m dla p r o k u r a t u r y i p rzeb iegu

    śledztwa.

    Książka ta m o m e n t a m i wyda ci się chaotyczna, ale o n a taka

    właśnie ma być. N i e j e s t to k r o n i k a m o j e g o życia, a j e d y n i e za

    pis m o i c h przemyś leń i refleksji, często powstających b a r d z o

    spontanicznie i p o d wpływem emocj i . N i e c h n ie dziwią Cię na

    głe zmiany t e m a t u czy u t r a t a wątku, ale książka ta wiernie od

    daje chaos m o i c h myśli i k rę te ścieżki m o j e j duszy.

    5

  • M o j a his tor ia r o z p o c z y n a się p o d k o n i e c lat s iedemdziesią

    tych w Stargardz ie Szczecińskim - niewielkim mieśc ie na P o m o

    rzu Z a c h o d n i m . Patrząc z perspektywy czasu m o g ę powiedzieć,

    że m o j a r o d z i n a niczym nie wyróżniała się spośród tysięcy po

    d o b n y c h j e j w ówczesnej Polsce. Ja również byłbym przecięt

    n y m m ł o d y m c h ł o p a k i e m , takim j a k większość m o i c h rówieśni

    ków, gdyby n ie zamiłowanie do spor tu i sukcesy, j a k i e w n i m

    o d n o s i ł e m . Dzięki tym s u k c e s o m b y ł e m w swoim środowisku

    osobą p o p u l a r n ą i lubianą. S p o r t dawał mi n ie tylko popular

    ność, ale uczył j e d n o c z e ś n i e zdyscyplinowania, poszanowania

    ciężkiej p racy i u m i e j ę t n o ś c i znalezienia się w grupie . C e c h y te,

    nabyte w m ł o d o ś c i dzięki uprawianiu sportu, pozwoliły mi

    w przyszłości przet rwać w na j t rudnie j szych chwilach m o j e g o ży

    cia. To sport uczynił ze m n i e człowieka s i lnego, potraf iącego

    poradz ić sobie w t r u d n e j rzeczywistości więz iennej , n ie dać się

    pozbawić człowieczeństwa i skrupułów. B y ć na tyle si lnym i od

    p o r n y m , aby po wyjściu z więzienia, b ę d ą c m ł o d y m niedoświad

    c z o n y m życiowo człowiekiem, z d a n y m tylko na własne siły, m ó c

    poradz ić sobie w otaczającej m n i e rzeczywistości. N a z n a c z o n y

    p i ę t n e m kryminal is ty i o d r z u c o n y przez c h o r y system. System,

    który nic mi n ie dał, k tóry wolał odrzuc ić m ł o d e g o , zagubione

    go człowieka, niż mu p o m ó c .

    W naszym społeczeństwie człowiek, który wszedł na drogę

    przestępstwa ma niewielką szansę, aby z tej drogi zejść. Więzienia

    to miejsca, gdzie skazani pozostawieni są sami sobie, bez szans na

    resocjalizację, gdyż takiej szansy są pozbawieni. To więzienia pro

    dukują przestępców z ludzi, którzy słusznie czy nie, tam trafili.

    Młody człowiek w wieku osiemnastu lat, bez ukształtowanego cha

    rakteru i doświadczenia życiowego, trafia do celi z ludźmi o wielo

    letnich wyrokach, wielokrotnych recydywistów odsiadujących ka

    ry za najcięższe przestępstwa. Takie właśnie środowisko kształtuje

    młodego, zagubionego człowieka. Więzienie ma mu zastąpić d o m

    9

  • rodzinny, ma nauczyć go j a k należy w życiu postępować, j a k być

    prawym człowiekiem.

    J a k j u ż wcześniej w s p o m n i a ł e m b y ł e m m ł o d y m , wesołym

    c h ł o p a k i e m , k o c h a j ą c y m życie, lub iącym zabawę i towarzystwo

    przyjaciół. S u k c e s y w sporc ie nobi l i towały m n i e w środowisku

    rówieśników, dzieci ówczesnych mie j scowych p r o m i n e n t ó w za

    b iegały o m o j e towarzystwo. Do m o i c h przy jaciół należel i syn

    posła na sejm, syn p r e z y d e n t a miasta, d y r e k t o r a szkoły, w któ

    rej się u c z y ł e m . To o n i zabiegal i o m o j ą przyjaźń, chcie l i poka

    zywać się w towarzystwie na j lepszego s p o r t o w c a w mieśc ie .

    Wszystko wskazywało na to, że m o j e życie b ę d z i e i n n e od mie j

    scowej rzeczywistości, wierzyłem, że wielki świat stoi p r z e d e

    m n ą o t w o r e m . W i d z i a ł e m siebie n a wielkich zawodach sporto

    wych, mis t rzostwach świata, o l impiadz ie . Wygrywam, staję się

    sławny, p o d r ó ż u j ę po świecie, p o z n a j ę sławnych ludzi. B a r d z o

    w to wierzyłem i wiara ta d o d a w a ł a mi sił do ciężkiej p r a c y na

    sali t r e n i n g o w e j . N i g d y nawet w na jczarnie j szych myślach n ie

    przypuszczałem, że to wszystko l e g n i e w gruzy, p r z y p a d e k

    sprawi, że m o j e życie przewróc i się do góry n o g a m i .

    G d y dzisiaj o tym myślę, to widzę w tym r ę k ę opatrznośc i ,

    wolę B o g a , k tóry p o k i e r o w a ł m o i m życiem w taki, a n ie inny

    sposób. Po la tach wielki żal i r o z g o r y c z e n i e ustąpiły wdzięczno

    ści. Zabiera jąc coś, B ó g dał mi w z a m i a n siłę i wiarę w siebie,

    ze tknął z p r a w y m i ludźmi, k t ó r y c h b y ć m o ż e n ie d a n e byłoby

    m i p o z n a ć . N a u c z y ł m n i e sprawiedliwości. Czyniąc m n i e prze

    stępcą, d a ł mi j e d n o c z e ś n i e d a r r o z p o z n a w a n i a krzywdy ludz

    kiej i byc ia sprawiedl iwym. N i g d y n i k o g o n ie zabiłem, n ie

    skrzywdziłem b i e d n e g o , na przec iwników w y b i e r a ł e m ludzi

    g o d n y c h bycia m o i m i przec iwnikami . Potraf ię p o m a g a ć po

    t rzebu jącym i skrzywdzonym przez los, dzielić się z b i e d n y m i .

    Wszystkie swoje winy o d k u p i ł e m wie lo le tn im więz ien iem i n ic

    10

  • n i e j e s t e m win ien społeczeństwu, k t ó r e n i c z e g o m i n ie dało .

    N i e m a m wyrzutów s u m i e n i a , a wręcz czuję się of iarą c h o

    r e g o systemu, w k t ó r y m przyszło mi u r o d z i ć się i żyć. M a m ci

    c h ą nadzie ję , ż e książką t ą p o m o g ę wielu p o d o b n y m j a k j a ,

    którzy oczeku ją sprawiedliwości i uczciwego osądu. M o ż e

    książka ta pozwoli n i e j e d n e m u uzyskać wolność duszy, doko

    n a ć r a c h u n k u s u m i e n i a i znaleźć d o b r o w swoim sercu.

    11

  • P r z y p o m i n a m sobie dzień, w k t ó r y m m o j e dotychczasowe

    beztrosk ie życie zmieniło się w p a s m o klęsk i u p o k o r z e ń . Nic

    nie zapowiadało tak iego k o ń c a . B y ł a to j e d n a z wielu podob

    nych, le tnich sobót, spędzanych na dyskotece w towarzystwie

    rówieśników. Zwyczaj był taki, że w ciągu j e d n e g o wieczora

    przenosi l i śmy się z mie jsca na mie j sce szukając dyskoteki, k t ó r a

    będzie n a m najbardzie j odpowiadała . C a ł ą paczką wsiadaliśmy

    do s a m o c h o d u i j e c h a l i ś m y do n a s t ę p n e j dyskoteki. Luksus po

    siadania s a m o c h o d u w t a m t y c h ciężkich czasach n i e był dla

    m n i e n iczym niezwykłym. J a k j u ż w s p o m n i a ł e m , o b r a c a ł e m się

    w k r ę g u dzieci ludzi b o g a t y c h i pos iadanie własnego s a m o c h o

    du czy korzystanie z s a m o c h o d u rodz ica było w tym towarzy

    stwie zjawiskiem n o r m a l n y m .

    T e n sobotni wieczór rozpoczął się p o d o b n i e j a k i n n e . Bawi

    liśmy się w naj lepsze. W p e w n y m m o m e n c i e ktoś rzucił pomysł

    zmiany dyskoteki . Pojawił się j e d n a k p r o b l e m , kto ma prowa

    dzić s a m o c h ó d . Ktoś rzucił na stolik kluczyki, ktoś inny wskazał

    na m n i e . Tylko ja b y ł e m trzeźwy, wszyscy pozostal i uczestnicy

    zabawy byli p o d wpływem a lkoholu . N i e m i a ł e m wyboru, nie

    m o g ł e m o d m ó w i ć . W oczach rówieśników u c h o d z i ł e m za czło

    wieka odważnego, dla k t ó r e g o n ie ma rzeczy niemożl iwych. Nie

    m o g ł e m okazać się t c h ó r z e m . Z d a w a ł e m sobie sprawę ze swoich

    m a r n y c h u m i e j ę t n o ś c i kierowcy. J e d n a k p o d j ą ł e m ryzyko. Nie

    m o g ł e m stracić wizerunku twardziela.

    T y m r a z e m miel i śmy j e c h a ć d o o d d a l o n e g o o 3 0 k i lometrów

    Szczecina. Do m a l u c h a , który m i a ł e m prowadzić, weszło chyba

    sześć osób. Wszyscy weseli, hałaśliwi, p o b u d z e n i wypitym alko

    h o l e m . B y ł a upa lna, le tn ia n o c 1 9 7 8 roku, w światłach samo

    c h o d u d r o g a wydawała się prosta , a s a m o c h ó d b a r d z o łatwo się

    prowadził . W radiu głośno grała muzyka, ludzie śmiali się, wy

    głupiali, przekrzykiwali się nawzajem. Ktoś k lepał m n i e po ra-

    12

  • m i e n i u , ktoś i n n y wymachiwał r ę k o m a . Ś m i a ł e m się r a z e m z ni

    mi, b y ł e m szczęśliwy, c z u ł e m się pewnie za k ierownicą . N i c nie

    zapowiadało zbliżającej się tragedi i .

    N a zakręcie s t rac iłem p a n o w a n i e n a d s a m o c h o d e m . Wpa

    dliśmy d o rowu, auto k i lkakrotn ie koziołkowało. J a k i m ś c u d e m

    n i k o m u nic się n ie stało. Z t r u d e m wygramoli l i śmy się z rozbi

    t e g o s a m o c h o d u i w p o ś p i e c h u oddal i l i śmy się z tego miejsca.

    Nikt z nas n ie w p a d ł na pomysł , żeby wypadek zgłosić milicji.

    Każdy czuł się winny tego, co się stało. B y ł a to nasza ta jemnica,

    k tóre j n ie chcie l i śmy ujawnić.

    Po mies iącu, gdy o całym i n c y d e n c i e przes tawałem j u ż my

    śleć, zos tałem aresztowany. O szóstej r a n o obudził m n i e dzwo

    n e k do drzwi. O k a z a ł o się, że to przyszła po m n i e milicja. M n i e

    m ł o d e g o , n igdy nie m a j ą c e g o do czynienia z mil ic ją c h ł o p a k a ,

    zakuto w ka jdanki i na oczach p r z e r a ż o n y c h rodziców i sąsia

    dów wywleczono z d o m u . P o t r a k t o w a n o m n i e j a k g r o ź n e g o

    bandytę , a nie j a k m ł o d e g o c h ł o p c a , który nigdy nie p o p e ł n i ł

    ż a d n e g o wykroczenia .

    Mil ic ja odtworzyła przeb ieg wydarzeń, d o t a r ł a do uczestni

    ków wypadku. O k a z a ł o się, że auto było kradz ione, o czym

    wcześniej n ie wiedziałem. Złodzie jem był syn posła, o czym do

    wiedziałem się późnie j . Ale to n ie on m i a ł odpowiedzieć za kra

    dzież. Przecież był s y n e m posła. B y ć m o ż e gdybym wiedział to

    wtedy wieczorem, nie wsiadłbym do t e g o s a m o c h o d u . Ale stało

    się inacze j . Wszyscy uczestnicy tamte j przejażdżki m n i e obciąża

    li winą za to, co się stało. O m ° j e j winie przesądziły nie tyle ich

    zeznania, co fakt, że byli o n i dziećmi mie jscowych p r o m i n e n

    tów; p r e z y d e n t a miasta, posła do se jmu, d y r e k t o r a szkoły, a ko

    neks je ich rodziców b r o n i ł y ich p r z e d odpowiedzia lnością . Za

    m n ą n ie m i a ł się kto wstawić. M o i rodzice nie zostali do sprawy

    13

  • dopuszczeni , byli to prośc i ludzie bez wpływowych przyjaciół.

    Nie stać ich było na wynajęcie adwokata . M a ł o tego, n ikt nie za

    p r o p o n o w a ł mi adwokata z u r z ę d u , który mi się należał i który

    m ó g ł b y m n i e o b r o n i ć . Nie d o c i e k a n o prawdy. M o j e zeznania

    były b e z znaczenia . Zos tałem oskarżony n ie tylko o spowodowa

    nie wypadku, ale i o kradzież auta. Wyrok na m n i e zapadł jesz

    cze zanim r o z p o c z ę ł a się r o z p r a w a sądowa.

    W y r o k i e m sądu zos tałem skazany na 1,5 r o k u więzienia i wy

    soką grzywnę. Wysłano m n i e do aresztu ś ledczego na ulicy Ka

    szubskiej w c e n t r u m Szczecina. Nie p o d d a w a ł e m się. Ciągle

    m ó w i ł e m o swojej n iewinności . Nie potra f i łem pogodzić się

    z wyrokiem i z tym, w j a k i sposób zostałem potraktowany. Dla

    wychowawcy i p s y c h o l o g a w i ę z i e n n e g o b y ł e m „ t r u d n y m " , „nie

    w y g o d n y m " p r z y p a d k i e m . Ci tak zwani fachowcy podję l i decy

    zję wysłania m n i e do najbardzie j r e p r e s y j n e g o więzienia dla

    małola tów - „Mie lęc in" .

    T e r a z myślę, że gdyby wtedy znalazł się ktoś, kto potrafiłby

    właściwie o c e n i ć m o j e p o s t ę p o w a n i e i wybrać k a r ę a d e k w a t n ą

    do m o j e g o przewinienia, być m o ż e dzisiaj b y ł b y m i n n y m czło

    wiekiem. Ale m n i e nikt n ie dał takiej szansy. Przedstawiciele ów

    czesnego zgniłego systemu wybrali najprostsze rozwiązanie, na

    wiele lat pozbawili m n i e szansy bycia n o r m a l n y m człowiekiem.

    11

  • J u ż w areszcie ś ledczym m i a ł e m p o z n a ć p r z e d s m a k prawdzi

    w e g o życia w i ę z i e n n e g o . U m i e s z c z o n o m n i e , j a k o piątego

    aresztanta, w dwuosobowej celi. O z n a c z a ł o to, że tylko dwie

    osoby, zazwyczaj o najstarszym „stażu" więz iennym, m o g ł y spać

    na łóżkach, pozostal i trzej spali na m a t e r a c a c h r o z ł o ż o n y c h na

    p o d ł o d z e . J a k w każdym więzieniu, obowiązywał t a m niepisany

    kodeks zachowań, który ja w j a k na jkrótszym czasie m i a ł e m po

    znać. I tylko od moje j postawy zależało, j a k ą pozycję w społecz

    ności więziennej b ę d ę zajmował. M u s i a ł e m d o k o n a ć wyboru,

    czy przystąpię do ludzi „grypsujących" i dostosuję się do wszyst

    kich r e g u ł i zachowań, k t ó r e przestrzegają, czy p o z o s t a n ę wśród

    ludzi „niegrypsujących". M i a ł e m tydzień na pod jęc ie decyzji.

    W b r e w u t a r t y m s te reotypom, grypsowanie to n ie tylko swo

    isty j ę z y k , gwara więzienna. To cały system zachowań, n ie jako

    kodeks honorowy, k t ó r e g o należy przes t rzegać. Grypsowanie

    j a k o gwara więzienna, k t ó r ą posługiwali się więźniowie, przy

    wędrowało do Polski z Rosj i . B y ł to j ę z y k znany tylko więźniom.

    B y ł n iezrozumiały dla straży więziennej i pozwalał swobodnie

    p o r o z u m i e w a ć się skazanym w sposób n iezrozumiały dla „kla

    wiszy". Z czasem grypsowanie j a k o sposób p o r o z u m i e w a n i a się

    t raciło na znaczeniu, n a t o m i a s t coraz większą wagę przywiązy

    w a n o do grypsowania j a k o k o d e k s u zachowań w celi i poza nią.

    Przes t rzeganie tych r e g u ł pozwalało g o d n i e przetrwać t rudy

    wspólnego przebywania w ciasnej celi przez lata wyroku. Po

    zwalało zachować g o d n o ś ć i człowieczeństwo i uszanować god

    n o ś ć współwięźniów.

    R e g u l a m i n więzienia n ie gwarantował poczuc ia bezpieczeń

    stwa. W celi o wymiarach dwa na trzy metry, w które j przeby

    wało o ś m i u skazanych, musiały być us ta lone zasady zachowa

    nia, dające gwaranc ję bezpieczeństwa i in tymnośc i . O b o k zaka

    zów agresj i w o b e c współwięźniów, były to tak oczywiste zasady,

    15

  • j a k na przykład zakaz załatwiania p o t r z e b fizjologicznych pod

    czas posiłków, mycie rąk po wyjściu z ubikac j i , n i e używanie

    obraźl iwych słów w o b e c współwięźniów. S p r a w ą p o d s t a w o w ą

    było z a c h o w a n i e w t a j e m n i c y t e g o wszystkiego, co działo się

    p o d ce lą , o czym się m ó w i ł o . N i e w o l n o b y ł o „klawiszowi" czy

    wychowawcy zdradz ić t a j e m n i c s p o d celi , n i e w o l n o było z ni

    mi w s p ó ł p r a c o w a ć , witać się z n i m i , okazywać im szacunku.

    Byl i t o ludzie, k tórzy t rzymal i nas p o d k l u c z e m , zabieral i n a m

    wolność , źle się do nas odnos i l i , dokuczal i n a m , bil i nas .

    T ł u m a c z o n o mi, j a k i e korzyści nies ie ze sobą grypsowanie.

    Dzięki grypsowaniu m o g ł e m zachować h o n o r . G d y szedłem n a

    „spacern iak" n ie b a ł e m się, że ktoś m n i e oplu je . Nikt mi nie za

    rzuci, że m a m nieczyste sumienie . Grypsowanie nie było mi po

    t r z e b n e do polepszenia sobie życia w więzieniu. Grypsowanie

    pozwoliło mi zachować g o d n o ś ć i h o n o r . Nikt m n i e do tego nie

    zmuszał, n ie namawiał . S a m d o k o n a ł e m wyboru. Zawsze chcia

    ł e m być w porządku.

    Ludz ie n ie grypsujący to ludzie, którzy n ie miel i czystego

    sumienia, n ie potrafil i zawsze zachowywać się h o n o r o w o . Albo

    byli konf identami, zdradzali, co dzieje się p o d celą, a lbo nie po

    trafili współżyć z i n n y m i więźniami, n ie szanowali ich godności .

    Nigdy nie było dla m n i e ważne, czy ktoś grypsuje, czy nie .

    Dla m n i e ważne było, abym nigdy n ie był zmuszany do czegoś,

    czego nie c h c ę , co mi n ie odpowiada, co j e s t wbrew m o i m zasa

    d o m . Zawsze t rak towałem p o b y t w więzieniu j a k o sprawę przej

    ściową i p r z e s t r z e g a ł e m zasad t a m p a n u j ą c y c h tylko w takim za

    kresie, j a k i był m i p o t r z e b n y dla zachowania h o n o r u . C h c i a ł e m

    zachować godność , człowieczeństwo. B o „zeszmacić" się m o ż n a

    było b a r d z o łatwo, tylko co w zamian? Człowiek idzie spać i pła

    cze. Czuje, j a k b y u m a r ł , p r ó b u j e się p r z e d tym b r o n i ć . J e s t to

    16

  • n a t u r a l n y instynkt samozachowawczy, który wyzwala się w m o

    m e n c i e zagrożenia .

    Służby więz ienne p o p e ł n i ł y kole jny błąd . S k i e r o w a n o m n i e

    na piąty pawilon, na k t ó r y m odsiadywali kary najbardzie j zde

    prawowani młodz i przestępcy, wtórn ie karani , którzy miel i za

    sobą lata poprawczaka . Nikt n ie pomyś lał wtedy, żeby umieśc ić

    m n i e w pawilonie dla młodzieży k a r a n e j po raz pierwszy, gdzie

    m ó g ł b y m k o n t y n u o w a ć n a u k ę . N i e traf iłem na oddział dla lu

    dzi pracu jących, o niższym rygorze. T r a f i ł e m między n a p r a w d ę

    zdeprawowanych ludzi, pozbawionych j a k i c h k o l w i e k skrupu

    łów, dla k tórych głównym c e l e m w życiu było zostać j a k naj lep

    szym przes tępcą . Pięśc iami m u s i a ł e m walczyć o życie. Każdy

    dzień to była walka o przet rwanie . Powoli przes iąkałem atmos

    ferą więzienia, zaczynałem myśleć i n n y m i k a t e g o r i a m i . P o m i m o

    woli s tawałem się w y p r o d u k o w a n y m przes tępcą.

    J e s z c z e nie p r z e k r o c z y ł e m b r a m y więzienia „Mielęc in" , a j u ż

    zaczęto p r o c e s u p o d l a n i a m n i e , t raktowania j a k istotę niższego

    gatunku. I to w sposób dosłowny. Zawsze b ę d ę p a m i ę t a ł t e n

    dzień, k iedy na r a m p i e w Szczecinie, skuty ka jdankami, wraz

    z cz terdz ies toma i n n y m i skazanymi m ł o d y m i ludźmi, zostałem

    wrzucony d o specja lnie p r z y g o t o w a n e g o w a g o n u bydlęcego

    i w takich w a r u n k a c h ruszyliśmy w „podróż m o j e g o życia" do

    więzienia „Mie lęc in" . Za p o k a r m m i a ł wystarczyć kawałek czar

    n e g o ch leba, s łonina i p o r c j a soli dla k a ż d e g o więźnia.

    B r u d n i i wycieńczeni z p r a g n i e n i a , n o c ą do jechal i śmy do

    . .Mielęcina". Pociąg wjechał n a spec ja lną b o c z n i c ę j u ż n a tere

    nie więzienia. G d y rozsunię to drzwi wagonu, w światłach re

    f lektorów u j r z a ł e m szpaler s trażników więz iennych z psami.

    N i e o d p a r c i e n a s u w a ł o się s k o j a r z e n i e z o g l ą d a n y m i w fil-

    17

  • m a c h s c e n a m i z o b o z ó w k o n c e n t r a c y j n y c h . F u n k c j o n a r i u s z e

    w c z a r n y c h m u n d u r a c h , g r o ź n e , szarpiące się na s m y c z a c h

    wilczury w k a g a ń c a c h i b i e d n i , s p o n i e w i e r a n i ludzie, p ę d z e n i

    d o k o m ó r ś m i e r c i . J a m i a ł e m przebyć taką s a m ą d r o g ę i tylko

    nie wiedziałem, co czeka m n i e na k o ń c u t e g o szpaleru.

    Zaczął się b ieg po życie. Ze wszystkich s t ron na m o j ą głowę,

    kark, plecy spadały razy p a ł e k „klawiszy". U d e r z e n i a były m o c

    ne, precyzyjne, zasłanianie się p r z e d n imi nic n ie dawało. I tyl

    ko j e d n a myśl - nie upaść, n ie dać się skopać i zadeptać. M n i e

    się u d a ł o . Pierwsze zwycięstwo w walce o przetrwanie .

    W gwarze więziennej było to tak zwane „przywitanie". Służ

    by więz ienne d e m o n s t r o w a ł y swoją siłę i władzę. J u ż na począt

    ku c h c i a n o wybić n a m z głowy j a k i e k o l w i e k p r ó b y nieposłu

    szeństwa, b u n t u . N i e mie l i śmy prawa do własnego zdania, na

    sze op in ie były bez znaczenia, każde nasze działanie miało być

    p o d k o n t r o l ą . Miel i śmy zachowywać się d o k ł a d n i e tak, j a k ży

    czyli sobie strażnicy więzienni. S k r a j n y m r y g o r e m p r ó b o w a n o

    wymusić posłuszeństwo. Od pierwszej chwili s ta rano się każ

    dym więźniem sterować. R ó ż n y m i m e t o d a m i p r ó b o w a n o nakło

    nić więźniów nie tylko do posłuszeństwa, ale i do współpracy.

    Z k a ż d e g o p r ó b o w a n o zrobić konf identa , posłusznie zdającego

    re lac ję ze wszystkiego, co dzieje się w celi. Ja m i a ł e m być pod

    dany takiej samej p r o c e d u r z e .

    Zostaję wysłany na pawilon n u m e r pięć. S t rażnik prowadzi

    m n i e p o d ce lę . W c h o d z ę , pytam, czy ktoś tu grypsuje, słyszę od

    powiedź twierdzącą. Klawisz zamyka za m n ą celę . W tym m o

    m e n c i e otacza m n i e o ś m i u więźniów i ozna jmia ją mi, że o n i są

    „festami", że tu się n ie grypsuję i że ja również nie b ę d ę gryp

    sował.

    „ F e ś c i " to g r u p a więźniów, którzy w s p ó ł p r a c o w a l i z admi-

    18

  • nis t rac ją w i ę z i e n n ą i k tórzy robi l i z w ięźniami to, c z e g o n ie

    w o l n o b y ł o s t r a ż n i k o m . T o o n i n a p o l e c e n i e „klawiszów" bili

    n i e p o s ł u s z n y c h więźniów, p r ó b o w a l i i c h r o z g r y p s o w a ć ,

    u p o d l i ć , z m u s i ć do współpracy.

    G d y z d a ł e m sobie sprawę z tego, w j a k i e j znalazłem się sytu

    acji, m u s i a ł e m szybko zareagować. Nie m o g ł e m walczyć z n imi

    o ś m i o m a , m u s i a ł e m j a k najszybciej s tamtąd się wydostać. Nie

    m o g ł e m się im p o d p o r z ą d k o w a ć , stracić h o n o r u , dać się „ze-

    szmacić" . M u s i a ł e m się ratować. I to nie chodziło j u ż nawet o to,

    czy ja b ę d ę grypsował, czy nie, ale muszę być człowiekiem h o n o

    rowym. Wiedz iałem, że m o j e życie nie kończy się na wiezieniu.

    Kiedyś stąd wyjdę, ale wyjdę j a k o człowiek h o n o r o w y N i e m o g ę

    pozwolić o d e b r a ć sobie tych wszystkich wartości, k tóre wpoił we

    m n i e m ó j ojciec, dla k t ó r e g o h o n o r i g o d n o ś ć człowieka były naj

    ważniejsze. Nie m ó g ł b y m żyć ze świadomością, że j e s t e m „szma

    tą" . W o l a ł e m o d e b r a ć sobie życie, niż dać się „zeszmacić".

    W akcie rozpaczy rzuc iłem się w o k n o . Posypały się szyby,

    m n i e zalała krew z odnies ionych ran. Os iągnąłem taki efekt, że

    zaskoczeni współwięźniowie wezwali „klawisza". Na n i m to, co

    zobaczył, nie zrobiło większego wrażenia. Zaczął drzeć się na

    mnie , żebym nie zakłócał spokoju, że zaraz dołoży mi do zdro

    wia i wrzuci m n i e do izolatki. Najwyraźniej czekał, że ja się prze

    straszę, a współwięźniowie „zgnoją" m n i e do k o ń c a i całe więzie

    nie dowie się, że ja j u ż nie grypsuję, że zostałem złamany, straci

    ł e m honor . Zaczął straszyć m n i e „atantą", czyli specja lnym od

    działem strażników, którzy tylko czekali na sygnał, żeby zapro

    wadzić porządek. Nie przebiera l i w ś rodkach. B i c i e m i znęca

    n i e m wymuszali na więźniach posłuszeństwo.

    W i d z ę , że to n a p r a w d ę n i e prze lewki . J e s t e m cały zakrwa

    wiony, s t rażnik drze n a m n i e m o r d ę , współwięźniowie tylko

    19

  • c z e k a j ą , żeby r z u c i ć się na m n i e i mi dowal ić . C h w y t a m duży

    kawał szyby i w b i j a m go sob ie w b r z u c h . W gwarze w i ę z i e n n e j

    j e s t t o tak z w a n a „szabla", czyli możl iwie j a k na jdłuższy kawa

    ł e k szyby, częs to w kształcie os t rza n o ż a czy wręcz szabli.

    T o nie skutkuje. C h w y t a m leżącą n a stole łyżkę, ł a m i ę j ą n a

    p ó ł i p o ł y k a m rączkę. Zaczynam pluć krwią, p r z e w r a c a m się, j e

    s tem bliski o m d l e n i a . S t rażn ik przynosi z apteczki wodę utle

    n i o n ą i wlewa mi do oka. B ó l j e s t taki, że t r u p a postawiłoby na

    nogi . Wyję z bó lu . A strażnik na to mówi ze s p o k o j e m w głosie

    - O k..., symulant ! - I zaczyna k o p a ć m n i e po b r z u c h u ,

    gdzie m a m „połyk" .

    K a r e t k ą p o g o t o w i a zos tałem zawieziony do szpitala „wolno

    ściowego", gdzie zos tałem zoperowany. Po kilku d n i a c h prze

    wieziono m n i e do szpitala w i ę z i e n n e g o w G d a ń s k u . S t a m t ą d po

    mies iącu w r ó c i ł e m do „ M i e l ę c i n a " , ale j u ż n ie p r ó b o w a n o ze

    m n ą e k s p e r y m e n t o w a ć , tylko wsadzono m n i e d o n o r m a l n e j ce

    li, gdzie nikt mi nie dokuczał, nie z a b i e r a n o mi m o i c h ambicj i ,

    poglądów, człowieczeństwa.

    Po p e w n y m czasie traf iam na „brzózki" . T a k w gwarze wię

    z iennej nazywał się szósty pawilon, gdzie były izolatki. Kierowa

    no t a m więźniów, którzy popełni l i najcięższe wykroczenia wo

    b e c r e g u l a m i n u więzienia. W czasie odsiadywania t e g o wyroku

    b y ł e m na „brzózkach" wie lokrotnie . Zawsze b u n t o w a ł e m się

    przeciwko r y g o r o m więz iennym, n ie dawałem zmusić się do ro

    b i e n i a czegoś, co mi nie odpowiadało . Ale za pierwszym r a z e m

    traf iłem t a m niezasłużenie .

    W więzieniu wszystkie o k n a od zewnątrz zasłonięte są tzw.

    „bl indą", czyli spec ja lną m a t o w ą szybą, k t ó r a p r z e s ł a n i a widok.

    Żeby m ó c zobaczyć skrawek n i e b a , s łońce, p o l e , las, cokolwiek,

    2 0

  • co kojarzy się z wolnością, więźniowie wybijali „bl indy". W na

    szej celi też ktoś to zrobił . Nawet n ie wiedz iałem kto. N a w e t

    m n i e to n i e i n t e r e s o w a ł o . Pobyt w więzieniu n a u c z y ł m n i e n ie

    i n t e r e s o w a ć się rzeczami, k t ó r e n ie były mi p o t r z e b n e . Potrafi

    ł e m wyłączyć się z życia celi, s k o n c e n t r o w a ć się tylko na swoich

    myś lach. K i e d y b y ł e m zmęczony, k ł a d ł e m się spać. N i e in tere

    sowało m n i e , co dzie je się w celi . A zawsze działo się wiele.

    W celi n ie ma dnia i nocy. Dwadzieścia cztery godziny na do

    bę coś się dzieje. Nieważne, że j e s t n o c i światło j e s t zgaszone. Są

    na to sposoby. Ktoś podłącza się do żarówki i po kry jomu gotuje

    herbatę ; ktoś w n o c y pisze list do narzeczonej , bo ma akurat na

    to ochotę ; ktoś płacze, że mu p ó ł wsi żonę „wygrzmociło"; ktoś

    gra w karty; w kącie się „dmucha ją" ; ktoś wybija „bl indę". Nie

    dało się stale uczestniczyć w życiu celi. Kiedyś trzeba było spać.

    P o m i m o tych wszystkich hałasów potraf iłem się wyłączyć i spać.

    B u d z ę się r a n o , a w o k n i e n ie ma „blindy". Nie o b c h o d z i

    m n i e , kto t o zrobił, b o n ie j e s t m i t o p o t r z e b n e . N a ape lu po

    r a n n y m oficer dyżurny, przyjmujący apel, pyta klawisza, który

    otwiera ce le i składa r a p o r t :

    - J a k a to cela?

    - Grypsująca.

    Wskazuje na m n i e , pierwszego z b r z e g u więźnia, i pyta:

    - K t o wybił „b l indę"?

    - Nie wiem - o d p o w i a d a m z g o d n i e z p r a w d ą - m o ż e p ę k ł a

    w n o c y od m r o z u , po pros tu n ie wiem.

    - Napisać r a p o r t - mówi do klawisza.

    I d ę do n a c z e l n i k a więzienia. P a m i ę t a m do dzisiaj, nazywał się

    Cisek, p u ł k o w n i k straży więziennej , nacze lnik z dwudziestolet

    n i m stażem. N i e c h c i a ł nawet przez chwilę m n i e wysłuchać, po

    zwolić się wytłumaczyć.

    - Miesiąc izolatek m a c i e .

    - Panie naczelniku, a l e j a przecież ...

    21

  • - Czy j a p o z w o l i ł e m c i m ó w i ć ? , „ w y p i e r d a l a j " s tąd. N a

    „brzózki" z n i m !

    Dosta ję j e d e n k o c i idę na „brzózki". J e s t z ima. O k n o w izo

    latce j e s t wybite. Do ś r o d k a zawiewa śnieg iem. Cały sufit pokry

    ty j e s t taką warstwą lodu, że m o ż n a b y j e ź d z i ć na łyżwach.

    Gdzieniegdz ie zwisają sople. K o c j e s t sztywny j a k arkusz blachy,

    przy o d c h y l a n i u trzeszczy, j a k b y za chwilę m i a ł się złamać. Po

    pierwszej n o c y b u d z ę się cały sztywny i p r z e m a r z n i ę t y do szpi

    ku kości.

    Wyprowadzają m n i e n a spacer. G d y w r a c a m , n a k o c u leży

    „ b e r ł o " , czyli szczotka do czyszczenia „kibla". C h c ą sobie ze

    m n i e zadrwić, p o k a z a ć mi, j a k i m j e s t e m m a ł y m człowiekiem,

    j a k łatwo m o ż n a mi dokuczyć. Wiedzą, że j a , człowiek grypsują

    cy, n ie m o g ę j u ż p o d tym k o c e m spać. J e s t o n „przecwelony" .

    Wyrzucam go i od tej pory śpię bez koca . Przez ięb iam krew.

    P u c h n ą mi nogi . Na całym ciele pojawiają się czyraki, k t ó r e po

    kolei otwiera ją się. L e ż ę na pryczy i j u ż n ie czuję z i m n a ani bó

    lu. I wtedy na ścianie celi pos tanawiam napisać :

    „Tu u m a r ł Andrze j , n a r o d z i ł się Słowik" .

    22

  • W międzyczasie przysługuje mi tak zwane „warunkowe",

    czyli p r z e d t e r m i n o w e zwolnienie. Po raz pierwszy o takie zwol

    n i e n i e u b i e g a ł e m się w czasie odsiadywania t e g o wyroku. M a m

    stanąć na „wokandę", gdzie sąd peni tenc jarny, niezależny od

    d a n e g o więzienia, ma rozpatrzyć możl iwość udzie lenia mi

    p r z e d t e r m i n o w e g o zwolnienia. W o b e c n o ś c i nacze ln ika więzie

    nia i wychowawcy rozpatrywany j e s t każdy przypadek. Analizu

    je się sposób zachowania więźnia w czasie odsiadywania wyro

    ku, j e g o postawę, s topień resocjal izacj i . Na podstawie opini i wy

    chowawcy i nacze ln ika więzienia p o d e j m u j e się decyzję o zwol

    n i e n i u lub n ie .

    P r z e d „wokandą" p o d c h o d z i do m n i e wychowawca i pyta:

    - Powiedz, chcesz wyjść?

    - No tak - mówię - przecież po to staję na „warunkowe".

    - Powiedz na „wokandzie", że n ie grypsujesz, a wyjdziesz.

    - Ale p a n i e wychowawco, przecież przez dwa lata grypsowałem,

    sam Pan wychowawca d o s k o n a l e wie i ja takich rzeczy r o b i ć

    n ie m o g ę . Nie dlatego, że się ktoś dowie, ale Pan m n i e uczy,

    żebym był sam dla siebie świnią.

    - Powiedz i zobaczysz - wychodzisz.

    On p o t r z e b o w a ł pokazać, że przyprowadza k o l e j n e g o więźnia,

    który j u ż nie grypsuje. M o i m kosz tem c h c i a ł coś zyskać, wyka

    zać się p r z e d p r z e ł o ż o n y m i swoimi os iągnięciami. J e s z c z e wielo

    k r o t n i e w życiu przyjdzie mi spotkać się z taką postawą, kiedy

    ludzie próbowal i wykorzystywać m n i e dla swoich korzyści.

    W c h o d z ę na „wokandę" i n ikt m n i e nie pyta, c z y j a utrzymu

    j ę k o n t a k t z rodziną, j a k i e j a m a m poglądy n a życie, c o b ę d ę ro

    bił na wolności, czy m a m zamiar iść do pracy, w j a k i sposób wię

    zienie n a m n i e wpłynęło. Zadają m i tylko j e d n o pytanie :

    - Grypsujesz?

    - T a k .

    2 4

  • - Dziękuję, „wokandy" nie otrzymujesz. Proszę wyjść!

    M i a ł e m okazję wyjść p r z e d t e r m i n o w o . M u s i a ł e m tylko skłamać,

    zaprzeczyć s a m e m u sobie. K o l e j n a instytucja chc iała nauczyć

    m ł o d e g o c h ł o p a k a , że k ł a m s t w e m i nieuczciwością m o ż n a w ży

    ciu coś osiągnąć. A ja c h c i a ł e m po pros tu być sobą. Nie chcia

    ł e m , ż e b y m za ki lka lat, gdy ktoś spyta, co wtedy powiedziałem,

    mus iał odpowiedzieć, że zdradziłem swoje zasady, „zeszmaci-

    ł e m " się.

    2 5

  • O d s i e d z i a ł e m nie tylko wyrok, ale i grzywnę, na spłacenie

    które j n ie było stać m o i c h rodziców. M o j e wie lokrotne prośby

    o pozwolenie p r a c o w a n i a w więzieniu były o d r z u c a n e . Po

    dwóch latach wyszedłem n a wolność. J a k wielkie spustoszenie

    życie więz ienne poczyniło w m o j e j psychice, m i a ł e m p r z e k o n a ć

    się j u ż wkrótce .

    Nie potra f i łem znaleźć się w nowej rzeczywistości. Nie mia

    ł e m się gdzie podziać, r o d z i n a odwróc iła się o d e m n i e . Ze swo

    j ą przeszłością nie m o g ł e m znaleźć pracy. W t e d y coś w e m n i e

    p ę k ł o . B y ł e m wściekły na cały świat, zdałem sobie sprawę, j a k ą

    krzywdę mi wyrządzono. K o m u n a zrobiła ze m n i e s t u p r o c e n t o

    wego przes tępcę . I wtedy powiedz iałem sobie; c h c e c i e m i e ć

    przes tępcę, to będz iec ie go miel i .

    Zacząłem p o p e ł n i a ć d r o b n e przestępstwa, kradzieże, wła

    m a n i a do mieszkań. Na wolności b y ł e m 58 dni. I znowu wiel

    kie n i e p o r o z u m i e n i e . J a , d r o b n y złodziejaszek, za to co zrobi

    ł e m trafiam na cztery lata do więzienia dla najgroźnie jszych

    przestępców, do więzienia w C z a r n e m .

    M a m dwadzieścia j e d e n lat. Najpięknie j sze lata młodośc i

    m a m spędzić p o ś r ó d najgorszych kryminalistów, m o r d e r c ó w ,

    gwałcicieli, n a r k o m a n ó w , wie lokrotnych recydywistów. W tym

    czasie, kiedy m o i rówieśnicy cieszą się młodośc ią , c h o d z ą na

    randki , z a k o c h u j ą się, przeżywają wzloty i upadki , ja m a m spę

    dzić cztery lata w najcięższym więzieniu w Polsce.

    Przysyłają m n i e d o C z a r n e g o . J e s t e m m ł o d y m c h ł o p a k i e m ,

    a za sobą m a m j u ż j e d e n wyrok odsiedziany w „Mie lęc in ie" . J e

    s tem człowiekiem grypsującym, u m i e j ą c y m przes t rzegać wszel

    kie zasady, obowiązujące grypsujących. W c h o d z ę z „mandżu-

    r e m " p o d celę . W i e m , ż e nie m o g ę położyć g o n a p o d ł o d z e , b o

    26

  • w e z m ą m n i e za „fra jera". R o z g l ą d a m się więc uważnie po celi,

    żeby znaleźć wolne łóżko. C e l a j e s t cz ternas toosobowa. Ktoś py

    ta, czy grypsuję. Nie o d p o w i a d a m , tylko p o d c h o d z ę do wolne

    go łóżka i k ł a d ę na n i m „ m a n d ż u r " . Dla ludzi grypsujących j e s t

    to znak, że ja też grypsuję. Wszelk ie pytania są z b ę d n e . P o d c h o

    dzi do m n i e facet, z wyglądu dużo starszy o d e m n i e , b ierze m ó j

    „ m a n d ż u r " i r z u c a na ś r o d e k celi, na p o d ł o g ę .

    - Z a d a ł e m ci pytanie, czy ty grypsujesz?

    - To ty n ie widzisz, co ja r o b i ę ? J a k ci coś nie pasuje i masz pro

    b l e m y ze sobą, to idź do lekarza.

    Znowu b i o r ę „ m a n d ż u r " i kładę na łóżko. Ł ó ż k o , k tóre j e s t wol

    n e . A on p o d c h o d z i i wali m n i e w głowę. D o s t a ł e m tak, że się

    przewracam. Wstaję, b i o r ę z g ó r n e g o łóżka deskę, k tóra zabez

    piecza p r z e d spadnięc iem z łóżka podczas snu, walę go w łeb,

    deska pęka, p o p r a w i a m go drugi raz. Kl ient leży nieprzytomny.

    J e s t straszna afera, bo j e s t dużo krwi, g roźnie to wygląda. Zabie

    rają go na „szpitalkę". Po opat rzeniu r a n każe odprowadzić się

    z p o w r o t e m p o d celę. Twierdzi, że się p o t k n ą ł i przewrócił. Ale

    nerwy mu puszczają i ze złości, że j ak i ś „Słowik" mu „dołożył",

    odgryza sobie palec. O n , największy „kozak" na całą Polskę, zo

    stał po raz pierwszy publ icznie pobity. Takie wiadomości rozcho

    dzą się po więzieniu błyskawicznie. M a ł o tego, po j a k i m ś czasie

    cała Polska wie o tym zdarzeniu. Więźniowie, którzy przewożeni

    są do innych więzień, roznoszą takie in formacje . Za każdym

    więźniem wędruje po całej Polsce informacja, czy j e s t „cwelem",

    czy grypsuje, z j a k i e g o artykułu siedzi. Nigdy więcej j u ż go nie

    widziałem. Tylko raz, po latach, kiedy terroryzował całą Łódź,

    r o z m a w i a ł e m z n i m przez telefon. Ale wtedy odnos ił się do m n i e

    z p e ł n y m szacunkiem, nawet zaprosił m n i e na wódkę.

    W więzieniu ludzie dla zabicia czasu i żeby n ie zwariować wy

    szukiwali sobie r ó ż n e zajęcia. J e d e n p r ó b o w a ł m a l o w a ć obrazy,

    drugi h o d o w a ł kwiatek, a j e s z c z e ktoś inny o p i e k o w a ł się m a ł y m

    27

  • kotk iem. K o t ó w w więzieniu zawsze było sporo, a byli i tacy lu

    dzie, którzy je j e d l i . S m a ż y ł taki kota, a mówił, że dostał w pacz

    ce król ika. Częstował wszystkich i j e s z c z e urągał, że żona, ta sta

    ra „k...", tak iego s tarego kró l ika mu przysłała. S t a r e koty szły

    na pate ln ię , a m ł o d e służyły za m a s k o t k i seksualne.

    K t ó r e g o ś dnia wychodzę n a główny „spacerniak" , n a któ

    r y m j e s t , powiedzmy, pięćdziesięciu więźniów. I d ę sobie po

    ścieżce, myślę o rodzinie, o wolności . S t a r a m się omi jać kałuże,

    nie w d e p n ą ć w b ł o t o . Widzę, że p r z e d e m n ą ktoś prowadzi m ł o

    d e g o k o t k a na sznurku. S p e c j a l n i e n ie zwracam na to uwagi,

    nie takie rzeczy j u ż w więzieniu widziałem i kotek na sznurku

    wcale m n i e n ie dziwi. Myślę raczej o tym, żeby n i e w d e p n ą ć

    w kałużę. G d y po raz kole jny przeskakuję kałużę skaczę tak nie

    for tunnie , że zaczepiam n o g ą o sznurek, na k o ń c u k t ó r e g o j e s t

    kotek. K o t e k zapiszczał, a j e g o właściciel rzucił się ną m n i e

    i uderzył m n i e w twarz.

    - K... twoja m a ć - mówi do m n i e - co ty, nie masz litości n a d

    zwierzętami.

    W y n u r z a m się z kałuży, łap ię faceta za włosy, biję go i na k o n i e c

    w r z u c a m go do wody.

    - Co ty robisz, świrze, za co m n i e uderzyłeś? - mówię do n iego.

    O co ci chodzi?

    O k a z a ł o się, że był to tak zwany „ P a l m a " , facet, k t ó r e g o wszy

    scy się bali i który te r roryzował całe więzienie. U d a w a ł złodzie

    j a , a tak n a p r a w d ę siedział za z n ę c a n i e się n a d rodz iną . Kilka

    k r o t n i e zamykał m a t k ę i s iostrę w spiżarni i rozbi jał im na gło

    wach weki, w k tórych m a t k a robiła przetwory na z imę.

    - To ty, świnio, teraz kotka kochasz, a matk i i o jca n ie k o c h a ł e ś !

    P o b i ł e m go za to strasznie. J a k to poszło w eter, to wszyscy na

    „ s p a c e r n i a k u " p a l c e m m n i e pokazywali. Z d o b y ł e m taki szacu

    n e k , że ci najwięksi kryminal i śc i , z w y r o k a m i n ie mnie j szymi

    2 8

  • niż dziesięć lat, zaczęli m n i e szanować i o d n o s i ć się do m n i e

    z r e s p e k t e m . J u ż po wyjściu z więzienia, k iedy n ie b y ł e m j u ż

    więźniem p r z e k o n a ł e m się, że ten szacunek przeniósł się rów

    nież na wolność.

    Pos tanawiam uciec z C z a r n e g o . W całej histori i t e g o najle

    piej s t rzeżonego więzienia w Polsce j e s t e m j e d n ą z niewielu

    osób, k tóre j to się udaje .

    2 9

  • B y ł stan wojenny. Przez p ó ł roku ukrywałem się w różnych

    mie jscach, ale najwięcej czasu spędziłem w G d a ń s k u na Starów

    ce. Z o k n a moje j kryjówki widziałem słynny b u d y n e k Poczty

    Gdańskie j . W tej historii mie jsce to o d e g r a b a r d z o ważną rolę .

    Ze względu na stan wojenny, ukrywanie się było b a r d z o

    u t r u d n i o n e . P o c a ł y m mieśc ie krążyło m n ó s t w o patrol i . N a d

    z a c h o w a n i e m p o r z ą d k u czuwało n i e tylko wojsko i mil ic ja, ale

    również zmobi l i zowano oddziały O R M O ( O c h o t n i c z e Rezerwy

    Milicj i Obywate lsk ie j ) , Z O M O ( Z b r o j n e O d d z i a ł y Milicj i Oby

    watelskie j), a nawet na p o t r z e b y s tanu w o j e n n e g o zorganizo

    w a n o spec ja lne oddziały tzw. R O M O ( R e z e r w o w e Oddziały

    Milicj i Obywate lsk ie j ) , do k t ó r y c h p o w o ł y w a n o przypadko

    wych ludzi, b a r d z o często bez ż a d n e g o przygotowania . Byl i to

    r o b o t n i c y i c h ł o p i , o d e r w a n i od swoich c o d z i e n n y c h zajęć w fa

    b r y c e czy na roli. Wyglądali k o m i c z n i e , p r z e b r a n i w m u n d u r y

    m o r o , z wielkimi b r z u c h a m i , b o k o b r o d a m i na p ó l pol iczka

    i dług imi, często p r z e t ł u s z c z o n y m i włosami wystającymi s p o d

    czapek. Zazwyczaj chodzi l i szóstkami, p a t r o l od p a t r o l u w od

    s tępach ki lkudzies ięciu metrów, u z b r o j e n i w pałk i mil icyjne

    i ka jdanki . Wyglądali k o m i c z n i e . Byl i m a ł o skuteczni, zagubie

    ni w n i e z n a n y m mieśc ie . T a k i p a t r o l p r ó b o w a ł m n i e kiedyś za

    t rzymać.

    W i e c z o r e m , tuż p r z e d z a m k n i ę c i e m , p o s z e d ł e m n a Pocztę

    G ł ó w n ą zate le fonować. G d y j u ż w y c h o d z i ł e m z b u d y n k u , za

    t r z y m a ł m n i e p a t r o l R O M O w ce lu sprawdzenia d o k u m e n t ó w .

    Oczywiście d o k u m e n t ó w nie m i a ł e m , m a ł o tego, b y ł e m poszu

    kiwany. Z d a ł e m sobie sprawę, że m a m kłopoty. Zacząłem uda

    wać, że s z u k a m po k ieszeniach d o k u m e n t ó w , a w międzyczasie

    zaczynam k o m b i n o w a ć , co m a m dale j z robić . Z p o m o c ą przy

    szła mi babcia , k t ó r a a k u r a t wychodziła z poczty, a k tóre j tara

    sowaliśmy prze jśc ie . M ó w i ę : - Panowie , p r z e s u ń c i e się, t rzeba

    30

  • p r z e p u ś c i ć b a b c i ę . G d y o n i się rozstąpili j a zacząłem u c i e k a ć .

    O n i rzucil i się w pośc ig za m n ą .

    B i e g n ę co sił w n o g a c h g ł ó w n y m d e p t a k i e m , za m n ą b i e g n i e

    p a t r o l R O M O , wiejskie chłopy, z wystającymi b r z u c h a m i ,

    w przyciasnych m u n d u r a c h m o r o . Któryś z n i c h m i a ł gwizdek,

    więc g o n i ą c m n i e gwizdał, ile m i a ł sił w p ł u c a c h . Wszystkie pa

    trole, k t ó r e mijal iśmy po drodze, przyłączały się do pościgu.

    Z b o c z n y c h ul iczek wybiegały ko le jne, czekały, aż wszyscy prze

    b i e g n ą i sami dołączali do p o g o n i . Po p e w n y m czasie g o n i ł o

    m n i e kilkadziesiąt osób, u b r a n y c h w m u n d u r y , u z b r o j o n y c h

    w tarcze i pałki . Ktoś , kto by obserwował to z b o k u , miałby nie

    zły ubaw.

    Powoli zaczęło b r a k o w a ć mi sił. Pos tanowiłem skręcić w bra

    m ę , wydawało mi się, że przelotową. Ale b r a m a okazała się „śle

    pa" . Znalazłem się w p u ł a p c e . Powoli zacząłem panikować.

    W p a d ł e m na klatkę schodową. S z a r p a ł e m za k lamki mi janych

    drzwi w nadziei, że m o ż e któreś się otworzą. Za p l e c a m i słysza

    ł e m odgłosy zbliżającego się pościgu. M i n ą ł e m pierwsze p ię t ro,

    na półp ię t rze p o m i ę d z y pierwszym a d r u g i m p i ę t r e m na klatce

    schodowej było otwarte o k n o . N i e zastanawiając się d ł u g o wy

    szedłem przez to o k n o na p a r a p e t i c z e k a ł e m ze s k o k i e m na

    m o m e n t , kiedy pościg będz ie j a k najbliżej . Przez r a m i ę widzia

    ł e m zbliżających się funkcjonariuszy, patrzyłem, j a k tłoczą się j e

    d e n przez d r u g i e g o . S p o c e n i , zdyszani, ledwo biegl i p o d górę .

    G d y pierwsi byli n a p r a w d ę blisko, skoczyłem w d ó ł i wylądowa

    ł e m pros to na głowach milicjantów, którzy stali na dole. Nie

    przewidziałem tego, że w czasie pośc igu tak wielu przyłączyło

    się do nas, że gdy ci pierwsi byli tuż przy m n i e na schodach, ci

    ostatni j e s z c z e n ie wbiegli do klatki. Wszyscy rzucili się na m n i e ,

    zaczęli m n i e k o p a ć i tłuc p a ł k a m i . W k o ń c u skuli m n i e kajdan

    k a m i i zabrali na k o m e n d ę do wyjaśnienia. Ponieważ nie przy-

    31

  • znawałem się do prawdziwego nazwiska, po odc i skach palców

    doszli do tego, j a k się nazywam i że j e s t e m poszukiwanym li

    stem g o ń c z y m zb ieg iem z więzienia.

    Po mies iącu od n i e u d a n e g o skoku z o k n a w r ó c i ł e m do Czar

    n e g o . S p e c j a l n a j e d n o s t k a milicji dowiozła m n i e do więzienia,

    a przy b r a m i e czekał j u ż na m n i e k ierownik o c h r o n y B i e r n a c k i .

    Mil ic ja przekazała m n i e w j e g o r ę c e , a on przywitał m n i e bar

    dzo „serdecznie" . T a k m o c n o uderzył m n i e w nos, że zalała

    m n i e krew. G d y odzyskałem świadomość, p y t a m go:

    - P a n ośmiel ił się m n i e uderzyć? Przecież zawsze m i a ł Pan ludzi

    od bicia.

    - Zbyt d ł u g o c z e k a ł e m na tą przy jemność, żeby ci przywalić.

    B r a ć g o n a „ jedynkę" ! .

    W tym czasie w C z a r n e m było dwadzieścia p ięć pawilonów.

    „ J e d y n k a " to był pawilon izolatek. Za ucieczkę dos tałem p ó ł ro

    ku „ jedynki" . B i e r n a c k i osobiście zaprowadził m n i e na pawilon,

    gdzie czekał j u ż na m n i e „ C z a r n a d u p a " , chyba najgorszy kla

    wisz na świecie. B y ł e m w ki lkunastu więzieniach, ale takiego

    skurwysyna w ż a d n y m z n ich n ie spotkałem. Każdy, kto w tam

    tym czasie siedział w C z a r n e m wie, że „ C z a r n a d u p a " pracował

    tylko na izolatkach.

    „ C z a r n a d u p a " wsławił się tym, że bił więźniów w sposób

    o k r u t n y B i ł i znęcał się n a d więźniami w sposób tak perfidny, że

    po miesiącu takich t o r t u r każdy zgadzał się na wszystko, żeby tyl

    ko nie być dalej p o n i e w i e r a n y m . O d b i e r a ł ludziom g o d n o ś ć tyl

    ko po to, żeby popisać się p r z e d całym więzieniem, j a k i to z nie

    go dobry „klawisz".

    P o p ó ł r o k u pobytu n a izolatkach p r z e n i e s i o n o m n i e d o

    „ n o r m a l n e j " celi. Żeby całkowicie n ie zwariować c h c i a ł e m coś

    32

  • robić, czymś się zająć. Do pracy nie chciel i m n i e przyjąć, bo bali

    się, że im znowu u c i e k n ę . Zgodzili się natomiast , żebym uczęsz

    czał do szkoły. Przez dwa lata uczyłem się zawodu fryzjera. Przez

    ten okres p r z e k o n a ł e m się, j a k a j e s t różnica w t raktowaniu więź

    niów uczących się. Nikt z „klawiszy" mi n ie dokuczał, m i a ł e m

    święty spokój, przez te dwa lata ani razu nie widziałem izolatek.

    M o g ł e m w m i a r ę ludzkich w a r u n k a c h odsiadywać wyrok.

    W czasie odsiadywania tego wyroku po raz pierwszy i ostatni zda

    rzyło mi się, żeby funkcjonariusz służby więziennej sam zapropo

    nował mi p r z e d t e r m i n o w e zwolnienie. Człowiekiem tym był mój

    wychowawca więzienny, sprawujący j e d n o c z e ś n i e funkcję kierow

    nika p e n i t e n c j a r n e g o więzienia. Wezwał m n i e kiedyś do siebie

    i mówi:

    - S ł u c h a j , „Słowik", p r a c u j ę w tym zawodzie j u ż wiele lat i wi

    działem tysiące więźniów. Obserwuję c iebie od dłuższego cza

    su i m o i m z d a n i e m ty j u ż się do więzienia n ie nadajesz. J e ż e l i

    zostaniesz dłużej w więzieniu, to cię zepsują do szpiku kości.

    Twoja resocjal izacja dalej mus i p r z e b i e g a ć na wolności . Ja wy

    stępuję dla c iebie o w a r u n k o w e zwolnienie.

    - P a n i e wychowawco, przecież m n i e te k...y n ie puszczą.

    - Pisz o „warunkowe" i wychodź na wolność.

    Na „wokandzie" p o p a r ł m ó j wniosek o zwolnienie w a r u n k o w e .

    Stwierdził, że w więzieniu przeżyłem j u ż wszystko i dalsze trzy

    m a n i e m n i e tu m o ż e tak wypaczyć m o j ą osobowość, że j a k a k o l

    wiek resocjal izacja będz ie n ieskuteczna. Poświadczył za m n i e

    swoim a u t o r y t e t e m i dzięki t e m u w a r u n k o w o wypuszczono

    m n i e z więzienia.

    33

  • Wychodzę na wolność. Nie m a m p r a c y nikt nie chce zatrudnić wielokrotnego złodzieja. Zaczynam kraść. W tym czasie j a k grzyby po deszczu powstają najróżniejsze hurtownie, które aż prosiły się, żeby je okradać. Zazwyczaj są zakładane w okolicy Warszawy w jak i ś stodołach czy szopach. Są źle zabezpieczone. Nie mają alarmów, j e d y n e zabezpieczenie to metalowe skoble i duże kłódki. Zaczynam kraść papierosy i handlować nimi. Wszystko idzie j a k z płatka. Wystarczy tylko n o c ą otworzyć kłódkę albo po prostu ją ukręcić i zabrać to, co „biznesmen" miał w środku.

    Pewnego razu na szopie znowu nie było a larmu, ale za to w środku siedziało p ó ł wsi z widłami w rękach. O k r a d a n i chłopi postanowili się bronić . Padło hasło: „brać go" i zaczęła się pogoń. Zostawiam wszystko i w nogi. Ja patrzę, a za m n ą biegnie chyba pół wioski, wszyscy uzbrojeni w widły, rozwścieczeni. Ale myślę sobie, ja młody, wysportowany chłopak, a za m n ą stare zgredy w gumiakach. Nie będzie p r o b l e m u , aby do lasu. W p a d ł e m na kartoflisko, Z coraz większym t r u d e m b i e g n ę przez bruzdy, nogi zapadają się w grząskiej ziemi, robią się j a k z waty. A za sobą, coraz bliżej, słyszę oddechy goniących. Przewracam się, rzucone widły o centymetry mijają m o j ą głowę. Tylko nie dać się przebić widłami. Dziury w plecach po kulach to tak, ale nie po widłach. Ostat-k e m sił wpadam do lasu. B i e g n ę przez gęstwinę, gałęzie szarpią mi ubranie, kaleczą twarz i ręce. Pościg ustaje.

    Pieszo przez kilkanaście ki lometrów wlokę się do d o m u . J u ż widzę znajome bloki, za chwilę napiję się wody, wejdę do wanny. S k r a d a m się do klatki, wjeżdżam windą na piąte piętro, dzwonię do drzwi. Zmęczony, ale szczęśliwy, że j u ż j e s t e m w d o m u . Po dłuższym oczekiwaniu drzwi otwiera moja kobieta. Zieje tanim alkoholem, uważnie mi się przygląda i mówi:

    - K...ą pachniesz, gdzie ty, w burde lu byłeś, miałeś m n i e świnio nie zdradzać.

    - O czym ty mówisz, głupia kobieto. Ja ledwo z życiem uszedłem.

    3 4

  • N a wolności tym r a z e m j e s t e m 5 9 dni, podczas k tórych do

    k o n a ł e m ki lkunastu w ł a m a ń i kradzieży, ale tak n a p r a w d ę do

    więzienia wróc iłem za przestępstwo, k t ó r e g o nie p o p e ł n i ł e m .

    Milic ja domyślała się tylko, że n i e k t ó r e z kradzieży m o g ą być

    m o i m dziełem, ale n ie m i a ł a żadnych dowodów. O p r ó c z t e g o

    powoli zaczęła krążyć o m n i e op in ia świetnego złodzieja, który

    potraf i otworzyć każdy zamek. N i e ukrywam, że była to praw

    da, gdyż przez lata odsiadki naj lepsi złodzieje w Polsce uczyli

    m n i e otwierać wszystkie rodza je zamków. Mil ic ja postanowiła

    unieszkodliwić m n i e j a k najszybciej . Pos tanowiono „przybić" m i

    j a k ą ś sprawę, czyli oskarżyć o przestępstwo, k t ó r e g o nie p o p e ł

    n i ł e m . Zostaję aresztowany i postawiony p r z e d sądem.

    Na sprawę przychodzi b a b a i mówi, że w styczniu o k r a d ł e m

    j e j d o m . W tym czasie była o n a za granicą, a po powrocie zasta

    ła d o m okradziony. Za n a m o w ą milicji m n i e wskazała j a k o

    sprawcę. Tylko z a p o m n i e l i powiedzieć j e j o kilku b a r d z o istot

    nych szczegółach, na przykład o tym, że w styczniu ja siedzia

    ł e m w więzieniu w C z a r n e m i nie było możliwości, żebym to zro

    bił. Ale sąd nawet n ie zadaje sobie t rudu, żeby to sprawdzić, tyl

    ko skazuje m n i e na ods iadkę.

    K o l e j n y wyrok. W r a c a m do więzienia. Powoli zaczynam zda

    wać sobie sprawę, że wieloletnie przebywanie w j e d n e j celi

    z na jgroźnie jszymi p r z e s t ę p c a m i tak b a r d z o m n i e zmieniło, że

    nie potraf ię żyć na wolności . M o j e życie, m ó j d o m są tu, w wię

    zieniu. J e s t e m nieprzystosowany do i n n e g o życia. Z drugie j j e d

    n a k s trony n ie m o g ę p o g o d z i ć się z rygorami, j a k i m j e s t e m

    p o d d a w a n y w więzieniu. C h c ę wrócić na wolność.

    35

  • Na wolności nasta ją czasy „Sol idarnośc i " , rygory więz ienne

    zostają złagodzone, coraz więcej więźniów wychodzi na prze

    pustki. Ja siedzę z w y r o k i e m i z wysoką grzywną. C z e k a m tylko

    na sposobność wyjścia z więzienia przyna jmnie j na kilka dni,

    abym m ó g ł w tym czasie spłacić przyna jmnie j część grzywny, za

    k t ó r ą siedzę w więzieniu. Na wolności m a m p o u k r y w a n e r ó ż n e

    „fanty", wystarczy je tylko sprzedać. K o l e j n e prośby o przepust

    kę zostają o d r z u c o n e . Postanawiam załatwić sprawę w inny spo

    sób.

    Na widzenie przyjeżdża do m n i e przyjaciel . Z a c z y n a m y roz

    mawiać.

    - Co się dzieje? - pyta.

    - J a k to, co się dzieje? Co się ma dziać, j e s t e m w tym więzieniu

    fryzjerem i j u ż m a m tego dosyć. S iedzę tu z b a n d z i o r a m i , ban

    dytami, gwałcicielami, którzy lawinowo wychodzą z więzienia

    a ja za kradzież i n ie o t rzymuję żadne j przepustki . Wyrwałbyś

    m n i e stąd.

    - A masz j a k i e ś możliwości?

    - Dlaczego nie, są możliwości wykupienia się.

    - A ile to kosztuje?

    - N i e d u ż o , człowieku, ja za sto dolarów wyjdę z t e g o więzienia.

    To b a n d a pijaków, n ę d z n e „klawisze", co za dwadzieścia dola

    rów d u p ę ci wyliżą.

    - J a k to się dzieje?

    - Daj mi sto dolarów, a w k r ó t c e się przekonasz .

    Zostawia mi sto dolarów w d r o b n y c h b a n k n o t a c h . T e r a z tyl

    ko c z e k a m na o d p o w i e d n i m o m e n t , żeby się wykupić. G d y na

    zastępstwo przychodzi wychowawca znany z tego, że j e s t prze

    kupny, idę do n i e g o ze swoją sprawą.

    - S ł u c h a j , mis iu - mówię - p o t r z e b u j ę iść na przepustkę, ile to

    kosztuje?

    3 6

  • - Pożycz mi dzisiaj dwadzieścia dolarów a j u t r o ci o d p o w i e m .

    - To b a r d z o ł a d n i e się składa, bo akurat tyle przy sobie m a m -

    m ó w i ę do n i e g o i daję mu pieniądze. A on na to :

    - Widzisz, dla człowieka z twoją „ksywą" m o ż e być pewien p r o

    b l e m , ale z robimy tak; zorganizuj t e l e g r a m , że z m a r ł ci o jc iec

    a lbo m a t k a , a ja resztę załatwię.

    Po p e w n y m czasie do więzienia przychodzi „l ipny" tele

    g r a m , że m a t k a u m a r ł a w Warszawie, p o m i m o że nigdy w War

    szawie n ie była. Na t e l e g r a m i e j e s t tyle p ieczątek i potwierdzeń

    z najróżnie jszych urzędów, że naczelnikowi więzienia na m o

    m e n t m o w ę o d e b r a ł o . - J a k d ł u g o p r a c u j ę w więziennictwie,

    tak p o t w i e r d z o n e g o t e l e g r a m u je szcze n ie widziałem - stwier

    dził po odzyskaniu mowy. Oczywiście d o s t a ł e m przepus tkę i na

    pięć dni wyszedłem na wolność. W t e d y j e szcze nie myślałem,

    żeby n i e wrócić z tej przepustki . C h c i a ł e m w ciągu tych pięciu

    d n i załatwić wszystkie najpi lniejsze sprawy a p o t e m odsiedzieć

    wyrok do k o ń c a . C h c i a ł e m m i e ć to j u ż poza sobą, być czystym.

    Ale stało się inacze j . W ciągu tych pięciu dni wolności zaro

    b i ł e m tak dużą ilość pieniędzy, że m o g ł e m skutecznie ukrywać

    się w n i e s k o ń c z o n o ś ć . Ale ja j u ż n ie c h c i a ł e m się ukrywać, ucie

    kać p r z e d p r a w e m . C h c i a ł e m żyć j a k n o r m a l n y , wolny człowiek.

    C h c i a ł e m żyć j a k mąż, o jc iec rodziny. Dziel ić się z ż o n ą troska

    mi i r a d o ś c i a m i d n i a c o d z i e n n e g o , wychowywać wspólnie dzie

    ci, chodzić z r o d z i n ą w niedzie lę do kościoła, na spacer do par

    ku, zabierać dzieci na lody, c h o d z i ć w odwiedziny do babci, do

    zna jomych. Prowadzić życie n o r m a l n e g o , s ta tecznego obywate

    la. C z u ł e m , że staję się i n n y m , lepszym człowiekiem, bo p r a g n ą

    ł e m być inny, niż do tej pory. P o t r z e b o w a ł e m szansy p o w r o t u do

    n o r m a l n o ś c i , p o w r o t u d o społeczeństwa.

    P o z n a ł e m kobie tę , k t ó r a urodz iła m i córkę . B y ł e m d u m n y

    37

  • ze swojego ojcostwa. Cieszyłem się każdym d n i e m n o w e g o ży

    cia. Z radośc ią w sercu o b s e r w o w a ł e m rozwój m o j e j córeczki .

    Pierwsze uśmiechy, łezki, okrzyki b ó l u i radości , oczekiwanie na

    pierwszy ząbek, raczkowanie, pierwsze n i e p o r a d n e kroki .

    C u d miłości i łaski B o ż e j . W tym s a m y m czasie kiedy na

    p r a w d ę u m i e r a m o j a m a m a , rodzi się m o j a c ó r k a . B ó g zabiera

    mi j e d n ą miłość, żeby dać mi drugą . C u d k o n t y n u a c j i życia i mi

    łosierdzia B o s k i e g o .

    J e s t e m szczęśliwy. U b o k u u k o c h a n e j kobiety przeżywam

    najwspanialsze chwile. Nareszcie m a m taką r o d z i n ę , o j a k i e j

    m a r z y ł e m przez lata więzienia. T a k ą , w j a k i e j wychowywali

    m n i e m o i rodzice . Męczy m n i e j e d y n i e ciągła pres ja ukrywania

    się p r z e d policją. I pres ja ta udziela się również m o j e j kobiecie .

    To powoduje , że po p e w n y m czasie m ó j związek r o z p a d a się.

    M o j a kobie ta n ie wytrzymuje t e g o c iągłego napięc ia . Ale wtedy

    j e s z c z e o tym nie wiedziałem. N a t o m i a s t pojawia się okazja, że

    by załatwić sprawę ułaskawienia.

    3 8

  • Z a p r o p o n o w a n o mi skorzystanie z prawa aktu łaski ówcze

    snego Prezydenta Rzeczpospol i te j Polskiej L e c h a Wałęsy. I ja

    z tej propozycj i skorzystałem, ściślej mówiąc po prostu się wyku

    piłem. Zapłaciłem żądane pieniądze i o t r z y m a ł e m odpowiedni

    d o k u m e n t .

    Nie widziałem inne j możliwości. Naznaczony p i ę t n e m groź

    n e g o przes tępcy ukrywającego się przed policją, nie m o g ł e m

    ubiegać się o akt łaski Prezydenta w n o r m a l n y m trybie. Wyko

    rzystałem ludzką chciwość i akt łaski po pros tu kupiłem.

    Akt łaski ot rzymuje się warunkowo. Przez pięć kole jnych lat

    ułaskawiony nie m o ż e p o p e ł n i ć ż a d n e g o przestępstwa, bowiem

    w przeciwnym wypadku z p o w r o t e m wraca do odbywania kary,

    wykonywanie które j czasowo zawieszono. Po pięciu latach niena

    g a n n e g o sprawowania kara zostaje a k t e m łaski darowana.

    W tym m o m e n c i e potwierdzam wszystkie z n a n e z prasy fak

    ty dotyczące korupc j i w otoczeniu Prezydenta . N i e c h nikt nie

    mvśli, że p r o b l e m korupc j i dotyczy tylko u r z ę d n i k a m o g ą c e g o

    przyspieszyć wydanie paszportu, lekarza przeprowadza jącego

    operac ję , sprzedawcy samochodów, który p o m o ż e kupić auto

    w u l u b i o n y m kolorze. N i e c h nie obrazi się ktoś, k o g o w tej wyli

    czance p o m i n ą ł e m , a kto też nie raz wziął. Wielu ludzi, którzy

    m o g ą coś załatwić, którzy m a j ą dostęp do c e n n y c h dla innych in

    formacji, u lega korupcj i . M a j ą oni swoją c e n ę . T a k j e s t w Polsce,

    w Izrae lu, w A m e r y c e - na całym świecie. Tylko od możliwości

    i stanowiska zależy wysokość tej ceny. Dzięki skłonności ludzi do

    przekupstwa m o g ę do dzisiaj skutecznie ukrywać się p r z e d poli

    cją. I n f o r m a t o r z y na najwyższych szczeblach urzędnicze j drabin

    ki na bieżąco udzielają mi informacj i o kole jnych r u c h a c h poli

    cji i o ich zamierzeniach. I c h b e z k a r n o ś ć będzie trwała tak dłu

    go, j a k d ł u g o będzie trwało m o j e ukrywanie się.

    39

  • O c e n ę czynu u r z ę d n i k ó w P r e z y d e n t a Wałęsy pozostawiam

    i n n y m . W ś r ó d tych ludzi o n ieposz lakowanej opinii, bojowni

    ków o wolność Polski, walczących o państwo sprawiedliwe i de

    m o k r a t y c z n e , znajdują się ludzie gotowi zdradzić te ideały.

    Ś m i e s z n e wydaje mi się t ł u m a c z e n i e P a n a Prezydenta , że

    ktoś p o d s u n ą ł M u d o p o d p i s a n i a stosowny d o k u m e n t , ż e O n

    o niczym nie wiedział, że n ie p o n o s i za to żadnej odpowiedzial

    ności . Zasłanianie się niewiedzą wydaje mi się n i e g o d n e osoby

    na tak im stanowisku.

    Pan P r e z y d e n t Wałęsa zawsze był dla m n i e w z o r e m prawo

    ści, uczciwości i konsekwenc j i w dążeniu do celu. Zamiast tłu

    maczyć się niewiedzą, P a n P r e z y d e n t powinien dołożyć wszel

    kich starań, żeby całą tą his tor ię wyjaśnić.

    T ł u m a c z e n i e się możl iwością p o m y ł k i przy b a r d z o dużej ilo

    ści podpisywanych ułaskawień nie zwalnia P a n a P r e z y d e n t a

    z m o r a l n e j odpowiedzia lności za czyny p o p e ł n i a n e przez J e g o

    współpracowników, ludzi, k tórych sam d o b i e r a ł do współpracy.

    J a k o ich p r z e ł o ż o n y p o n o s i osobiście odpowiedzia lność za ich

    wykroczenia . W tym kontekśc ie publ iczne nazywanie m n i e ła j

    d a k i e m uważam za wielką p o m y ł k ę . C a ł a ta sprawa rzuca cień

    na osobę P a n a Prezydenta , a precyzyjnie mówiąc na j e g o kan

    celar ię .

    41

  • „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią ka

    mień" - to według Ewangel i i W e d ł u g Św. J a n a słowa J e z u s a do

    z e b r a n y c h na G ó r z e Ol iwnej u c z o n y c h w Piśmie i faryzeuszy,

    którzy przyprowadzi l i do N i e g o kobie tę p o c h w y c o n ą na cudzo

    łóstwie ... Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli

    odchodzić, poczynając od starszych, aź do ostatnich. Pozostał

    tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku. Wówczas Jezus podnió

    słszy się rzekł do niej: „Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie po

    tępił? A ona rzekła: „Nikt, Panie!" Rzekł do niej Jezus: „I Ja cie

    bie nie potępiam. - Idź, a od tej chwili już nie grzesz!"

    W tym mie j scu nasuwa mi się j e s z c z e j e d n a refleksja. Czy

    p a n Wałęsa p a m i ę t a kłopoty, j a k i e sprawiał M u j e g o niezdyscy

    pl inowany syn Przemysław?. Czy n ie m i a ł m o r a l n y c h rozterek,

    kiedy k p i o n o sobie z wymiaru sprawiedliwości, kiedy m ł o d y

    Wałęsa był p o z a p r a w e m ? . M n i e wtedy p r z y p o m n i a ł się wypa

    d e k samochodowy, który s p o w o d o w a ł e m j a k o m ł o d y c h ł o p a k

    i to, w j a k i sposób zos tałem p o t r a k t o w a n y przez sąd. Dzieci pro

    m i n e n t ó w u n i k n ę ł y kary tylko dlatego, że ich rodzice byli kimś,

    miel i „układy" .

    4 3

  • J e ż e l i d o b r z e p a m i ę t a m , syn P r e z y d e n t a Rzeczpospol i te j L e

    c h a Wałęsy - Przemysław, b ę d ą c w p o d o b n y m wieku co j a , spo

    wodował wypadek samochodowy. J a d ą c p o p i j a n e m u s a m o c h o

    d e m potrąc i ł kobie tę , k t ó r a w wyniku o d n i e s i o n y c h r a n została

    ka leką do k o ń c a życia. Za to nie poszedł do więzienia, ale dostał

    wyrok w zawieszeniu. Czując się b e z k a r n i e lekceważy prawo

    i n a d a ł j e ź d z i s a m o c h o d e m po a l k o h o l u i bez prawa j a z d y

    w wyniku czego p o w o d u j e kole jny g roźny wypadek, gdzie tym

    r a z e m ofiara m i a ł a więcej szczęścia, gdyż nie została kaleką.

    R ó w n i e ż i za t e n wypadek n ie poszedł do więzienia, ale ponow

    nie dostał wyrok w zawieszeniu. Polski K o d e k s K a r n y n ie prze

    widuje sytuacji, żeby recydywista po raz kole jny o t rzymał wyrok

    w zawieszeniu za to s a m o przestępstwo.

    44

  • Czy za spowodowanie p o d wpływem a l k o h o l u wypadku sa

    m o c h o d o w e g o i d o p r o w a d z e n i e do kalectwa n iewinne j kobiety,

    Pański syn poszedł do więzienia?

    Nie , dostał wyrok w zawieszeniu.

    Czy za prowadzenie s a m o c h o d u bez prawa j a z d y i spowodowanie

    kole jnego wypadku odwieszono mu wykonanie poprzednie j kary

    i z nowym wyrokiem posłano na piąty oddział w „Mielęcinie"?.

    Czy mus iał nauczyć się grypsować, uważać, żeby nie zostać

    „cwelem"? .

    Czy mus iał przejść „ścieżkę zdrowia"? .

    Czy leżąc w izolatce, p o g o d z o n y z życiem, umierający, mus iał

    czekać na miłos ierdzie wskrzeszenia?.

    Czy d o z n a ł tylu u p o k o r z e ń i c ierp ienia , ilu ja doświadczyłem?.

    Nie musiał, b o J e g o o jc iec był p r e z y d e n t e m państwa.

    P a n P r e z y d e n t n ie m u s i a ł n i k o m u n iczego kazać czy zabra

    niać, n ie m u s i a ł p o d e j m o w a ć działań m a j ą c y c h p o m ó c synowi.

    O n wydał mi lczące przyzwolenie n a p e w n e działania. T a k więc

    proszę P a n a , P a n i e P r e z y d e n c i e , o n ie nazywanie m n i e łajda

    k i e m n a ł a m a c h prasy.

    Proszę tylko, żeby pomyś lał Pan, c h o ć przez sekundę, j a k

    os iemnasto le tn i c h ł o p a k spod Szczecina, dwadzieścia dwa lata

    t e m u spowodował n i e g r o ź n y wypadek i co z tym c h ł o p a k i e m

    z r o b i o n o ! T o właśnie j e m u udzielił Pan aktu łaski.

    4 6

  • Zawsze na swojej drodze napotykałem ludzi, którzy próbowa

    li m n i e oceniać. Z góry zakładali, że każdy, kto był w więzieniu,

    musi być przestępcą i oszustem. Nawet nie próbowali m n i e słu

    chać. Oczekiwali tylko, że potwierdzę to, co sobie wymyślili, co by

    ło wygodne dla nich i przebiegu śledztwa. Jeszcze nie zebrali do

    wodów winy, a j u ż kogoś oskarżali.

    Ale ja j u ż byłem na to przygotowany. Wie lokrotne obcowanie

    z takimi ludźmi nauczyło m n i e ostrożności, zawsze starałem się

    przygotować do odpierania ich ataków, mieć możliwość obrony.

    Zawsze b ę d ę pamiętał przesłuchania, na j a k i e wzywał m n i e znany

    warszawski prokurator J e r z y Mierzewski. Na j e g o prowokacje za

    wsze znalazłem odpowiedź: „Panie prokuratorze, niech Pan nie

    traktuje m n i e j a k o przestępcę, bo nie wszyscy, którzy siedzieli na

    tym krześle, na k t ó i y m ja teraz siedzę, byli przestępcami. Niech

    Pan nie traktuje m n i e j a k o przestępcę tak na dzień dobry. W tej

    chwili Pan ma tylko nadzieję, a nie pewność, że ja j e s t e m winien,

    że j e s t e m przestępcą. A ja b y m chciał, żeby Pan miał pewność. Nie

    m o ż e m y zaczynać naszej rozmowy od tego, że Pan kieruje się tyl

    ko nadzieją. Niech Pan m n i e od razu z góry nie skazuje. Od tego

    j e s t sąd a nie Pan. Pan ma nadzieję rozwiązać kole jną sprawę,

    a k o m u Pan swoje zarzuty przypisze, to dla Pana j u ż nie j e s t waż

    ne. Po m n i e przyjdą do Pana następni i Pan będzie im to „przy

    klejał", aż w k o ń c u k o m u ś Pan to „przyklei,,. C z y j a odpowiadam

    za m o j ą przeszłość czy za zarzuty, którymi teraz Pan mnie oskar

    ża? Bo jeże l i mówimy o przeszłości, to może porozmawiamy

    o Pańskiej. To Pan był zdegenerowanym alkoholikiem, wielokrot

    nie „zaszywanym". C u d e m uratował się Pan od rynsztoka. To Pa

    na żona wygoniła z d o m u i mieszkał Pan kątem w hotelu proku

    ratorskim. A m o ż e porozmawiamy o Pańskim wykształceniu? T a k

    prawdę mówiąc między nami, to m a m y p o d o b n e wykształcenie.

    To znaczy, że ani j a , ani Pan nie ukończyliśmy szkoły. I to również

    znaczy, że albo będziemy rozmawiali j a k mężczyzna z mężczyzną,

    47

  • albo j a k magister z magistrem. Tylko że ja nie opowiadam niko

    mu, że m a m dyplom magistra, a Pan chwali się dyplomem, które

    go Pan nigdy nie zdobył. Niech Pan sam wybierze, j a k m a m y ze

    sobą rozmawiać! Niech Pan na m n i e nie napada. Nie zakłada z gó

    ry, że j e s t e m winny. Niech Pan mi pozwoli swobodnie się wypowie

    dzieć. Niech Pan porozmawia ze m n ą swobodnie i dopiero uzy

    ska Pan pewne informacje. Ale j a k ja m o g ę z takim człowiekiem

    rozmawiać j a k równy z równym kiedy wiem, ile w Pańskim życiu

    j e s t kłamstw i matactwa. Pan m n i e oskarża. Ale o co? C z e m u Pan

    siebie nie oskarży? Ja wiem, że Pan wielokrotnie b r a ł łapówki.

    Chociażby ostatnia sprawa zabójstwa gangstera n u m e r j e d e n

    w Polsce, tak zwanego „Wariata". Co w j e g o notesie znaleziono?

    T a m j e s t n u m e r Pańskiego telefonu, a obok napisane: 2 0 0 0 $. Ła

    pówka, którą Pan dostał! Ja się pytam, skąd taka szumowina mia

    ła P a n a prywatny n u m e r telefonu? Ja teraz m a m ufać, że z moimi

    zeznaniami postąpi Pan uczciwie? T a k j a k z innymi sprawami, ze

    swoim alkoholizmem, tytułem magistra? C z e m u taki bandzior j a k

    „Wariat" miał Pana n u m e r telefonu, a ja nie m a m ? I Pan, Panie

    prokuratorze, chce rozmawiać na t e m a t przypisywanego mi prze

    stępstwa? Pan się zajmował zabójstwem generała Papały. I co Pan

    zrobił w tej sprawie? I le Pan ukrył dowodów? Niech się Pan z te

    go wytłumaczy! Ja na ten temat dużo wiem, ale nie Panu to po

    wiem. Jeże l i Pan rozlicza m n i e teraz z moje j przeszłości, a nie z te

    go, co robię teraz, to ja nie m o g ę traktować Pana j a k prokuratora,

    ale j a k alkoholika i oszusta! Ja m o g ę się wypowiedzieć na łamach

    prasy, m o g ę napisać list otwarty do jakie jś gazety. I wtedy powiem,

    co Pan zrobił w sprawie zabójstwa generała. Dlaczego Pan b r o n i

    swojego ulubieńca „Masę"? . Niech Pan j e g o zapyta, dlaczego Pa-

    pała zginął! A właściwie Pan go nie musi pytać, bo Pan w czasie

    śledztwa doszedł do jakie jś wiedzy, tylko Pan z tej wiedzy szybko

    zrezygnował. Dlaczego? Niech się Pan z tego wytłumaczy!,,

    To tylko n i e k t ó r e zdania, k t ó r e wypowiedziałem w trakcie

    rozmowy z p r o k u r a t o r e m Mierzewskim.

    48

  • Prowadzę wystawne życie. D u ż o podróżu ję , zwiedzam świat.

    S tać m n i e na wiele. Po latach s p ę d z o n y c h w więzieniach, gdzie

    o d p o k u t o w a ł e m za swoje przestępstwa, prowadzę życie uczci

    wego obywatela. Prowadzę lega lną f i rmę, zarab iam pieniądze,

    płacę państwu podatki . Nie j e s t e m złodzie jem, nie o k r a d a m

    państwa. J e ż e l i kiedyś to r o b i ł e m , to j u ż d a w n o za to odpowie

    działem.

    N i e c h nikt n ie myśli, że m o j e bogactwo wzięło się z okrada

    nia banków, n a p a d ó w na sklepy, wymuszania haraczy. B y ł e m

    świadkiem powstawania wielkich fortun w sposób nieuczciwy.

    Wie lu polskich b iznesmenów, którzy u c h o d z ą za uczciwych oby

    wateli, ludzi z a r a d n y c h i przeds iębiorczych, na m o i c h oczach

    b o g a c i ł o się w sposób nielegalny. M ó g ł b y m p o d a ć kilka nazwisk

    powszechnie szanowanych b iznesmenów, którzy potrafil i prze

    mycić do Polski kilkadziesiąt cystern spirytusu czy T I R - ó w pa

    pierosów mies ięcznie . Ale o d p u ś ć m y sobie nazwiska, przynaj

    mnie j w m o j e j książce. T a k powstawały ich fortuny. I ja ich

    o k r a d a ł e m . Z a b i e r a ł e m im ich transporty. N i e mogli iść na po

    licję, bo to, co sami robili, było o k r a d a n i e m państwa. O n i nie

    miel i skrupułów, żeby o k r a d a ć państwo. Z a r o b i o n e nieuczciwie

    p ieniądze lokowali w uczciwe interesy. Dzisiaj są szanowanymi

    obywatelami, a nawet n iektórzy z n i c h s e n a t o r a m i i posłami

    o podwójne j m o r a l n o ś c i . Potrafili o k r a d a ć państwo na wielkie

    p ieniądze, w tak zwanych „białych rękawiczkach,,. Nie powiem,

    że to, co r o b i ł e m j a , to była k a r a za ich nieuczciwość. Nie takie

    m a m poczucie sprawiedliwości. J a p o pros tu korzys tałem z nie

    uczciwości innych.

    Na granicy o p ł a c e n i celnicy przepuszczal i T I R - y z nielegal

    n ie wwożonym spirytusem czy p a p i e r o s a m i . P r z e m y t n i k a taka

    usługa kosztowała trzydzieści tysięcy m a r e k . J a d o p ł a c a ł e m

    dziesięć tysięcy i od tego s a m e g o p r z e m y t n i k a m i a ł e m „cynk"

    4 9

  • o przepuszczanych s a m o c h o d a c h z k o n t r a b a n d ą . Wystarczyło

    tylko zatrzymać taki s a m o c h ó d , „ n a m ó w i ć " k ierowcę do odda

    nia kluczyków i zabrać t r a n s p o r t . Z czasem zacząłem płacić cel

    n i k o m drug ie tyle, co przemytn ik . T a k więc bywało tak, że za j e

    d e n przepuszczony s a m o c h ó d ce ln ik dostawał sześćdziesiąt ty

    sięcy m a r e k . Wszyscy byli zadowoleni z wyjątkiem właściciela

    t ranspor tu , k tóry n i e dość, że zapłacił za towar i opłac ił celnika,

    to j e szcze w konsekwenc j i t racił wszystko. Czasami bywało tak,

    że o p ł a c o n y ce lnik na m o j ą p r o ś b ę zatrzymywał przez ki lkana

    ście godzin T i R - a na granicy, żebym m i a ł czas zorganizować

    o d p o w i e d n i ą e k i p ę i dot rzeć na mie j sce .

    Nigdy nie zdarzyło się, żeby poszkodowany zawiadomił poli

    cję. Nie m ó g ł tego zrobić, gdyż sam nie był w porządku. W ten

    sposób rosły w Polsce fortuny, a ja przy okazji uszczknąłem z te

    go troszeczkę. B y ł to rodzaj „podatku", n a k ł a d a n y na nieuczci

    wych obywateli.

    P ieniądze to władza i szacunek. Pieniądze dają poczuc ie siły,

    pozwalają przyporządkować sobie i n n y c h ludzi. L u d z i e bogac i

    rządzą tym światem. Ja swoją pozycję i szacunek zawdzięczam

    nie tyle p i e n i ą d z o m , k t ó r e pos iadam, co p o s z a n o w a n i u zasad,

    na k t ó r e składają się h o n o r , wierność i lo ja lność w o b e c przyja

    ciół. W o b r o n i e tych ideałów b y ł e m b e z k o m p r o m i s o w y . G d y po

    wielu la tach ods iadki wyszedłem n a wolność, m i a ł e m j u ż

    u g r u n t o w a n ą o p i n i ę człowieka t w a r d e g o i n ieus tęp l iwego

    w o b r o n i e swoich zasad. Krążyła też opinia, wynies iona z wię

    zienia, o n i e p o k o n a n y m „Słowiku" i o j e g o okularach.

    A n e g d o t y c z n a j e s t j u ż his tor ia m o i c h okularów i wszystkie

    go, co z n i m i j e s t związane. Zawsze d b a ł e m o to, żeby m i e ć do

    b r e , m a r k o w e okulary. Zależało mi n ie tylko na tym, żeby do

    brze widzieć i in teresu jąco wyglądać, ale żeby poprzez okulary

    50

  • n a d a ć sobie wygląd osoby poważne j , s tatecznej . C h c i a ł e m , żeby

    p o s t r z e g a n o m n i e racze j j a k o intelektual is tę, a nie chul igana .

    O k a z a ł o się, że skutek był odwrotny. I l e k r o ć przebywałem w j a

    kimś b a r z e czy res taurac j i , zawsze na m n i e skupiała się uwaga

    „klientów", którzy szukali awantury, chciel i popisać się p r z e d

    towarzystwem, że kogoś m o g ą pobić . Wybór zazwyczaj p a d a ł na

    m n i e , j a k o że j e s t e m raczej n i e p o z o r n e j postury, a przy m o i c h

    1 7 0 cm wzrostu i złotych o k u l a r a c h wyglądam raczej na „lamu

    sa", k t ó r e g o łatwo m o ż n a zlać.

    Przebieg tak ich a w a n t u r był zazwyczaj taki sam. Podpity fa

    cet p o d c h o d z i ł do b a r u , r o z p y c h a ł się, t rącał m n i e , zaczynał mi

    ubliżać. R o z m o w a p r z e b i e g a ł a zwykle w t e n sposób:

    - S ł u c h a j , mis iu - m ó w i ę - n ie trącaj m n i e i m n i e n ie denerwuj ,

    bo cierpl iwość mi się kończy.

    - Tak, pokaż w j a k i sposób. I kiedy p o c z u ł e m rękę takiego gościa

    na m o i m r a m i e n i u , czy wręcz m n i e szarpnął, odpowiadałem:

    - Proszę u p r z e j m i e - m ó w i ł e m i z d e j m o w a ł e m okulary. Facet do

    stawał w ł e b , zamiatałem n i m bar, lub wrzucałem go na stojące

    w j e d n e j linii bute lk i za b a r m a n e m , w zależności od tego, j a k

    b a r d z o m n i e zdenerwował.

    Po p e w n y m czasie wszyscy, którzy m n i e znali wiedzieli, że j a k

    z d e j m ę okulary to będz ie a w a n t u r a i j a k najszybciej wychodzili .

    A o c h r o n i a r z e lokalu, zamiast m n i e uspoka jać, musiel i wynosić

    „ n i e g r z e c z n e g o " kl ienta.

    Do tej p o r y tylko raz zdarzyło się, żebym po zdjęciu okula

    rów nie zbił faceta. Wyjątek t e n dotyczy m o j e g o z n a j o m e g o Fi

    lipa Wyganowskiego, syna b y ł e g o p r e z y d e n t a Warszawy. Fil ip

    doprowadz ił m n i e do tak iego stanu, w k t ó r y m zde jmuję okula

    ry i daję w m o r d ę . T y m r a z e m , po zdjęciu okularów przyszła re

    fleksja, że j e d n a k On m i a ł rac ję i n ie m o g ę Go za to zbić. Zało

    żyłem okulary z p o w r o t e m . Potraf ię d o c e n i ć ludzi, którzy m ó -

    51

  • wią prawdę, patrząc mi w oczy. Ja i wszyscy świadkowie tego

    zdarzenia podal i śmy Fil ipowi r ę c e . Dzisiaj potraf imy śmiać się

    z tamte j sytuacji, a całe zdarzenie krąży po Warszawie j a k o

    a n e g d o t a .

    To Filip odkrył we m n i e i rozbudził zamiłowanie do sztuk

    p i ę k n y c h , szczególnie do malars twa. W i e l o k r o t n i e zabierał

    m n i e na wernisaże, wystawy i aukc je , odkrył bowiem, że w m o

    j e j o b e c n o ś c i rob i d o s k o n a ł e interesy. Dziwiło m n i e , dlaczego

    zawsze p r z e d r o z p o c z ę c i e m a u k c j a m i Fil ip przedstawiał m n i e

    wszystkim j a k o „Słowik". Z r o z u m i a ł e m to, kiedy zaczęła się licy

    tacja. C e n a wywoławcza. - K t o da więcej? Fil ip p o d n o s i c h o r ą

    giewkę. Wszyscy pat rzą na n i e g o i na m n i e . Widząc m n i e , rezy

    gnu ją z dalszej licytacji. Nikt nie odważył się przel icytować Fili

    pa. Za najniższą c e n ę kupował u p a t r z o n y obraz.

    P e w n e g o razu znalazł się dowcipniś, który chciał przelicyto

    wać Fil ipa. Wówczas Fil ip przekazał mi chorąg iewkę, żebym to

    ja uczestniczył w licytacji. - K t o da więcej? - słyszę pytanie pro

    wadzącego licytację. Fil ip kopie m n i e w kostkę, ja p o d n o s z ę

    chorąg iewkę i spog lądam na d ż e n t e l m e n a , który chciał m n i e

    przel icytować. D ż e n t e l m e n opuścił swoją chorąg iewkę i ani

    drgnął. I tak było wie lokrotnie .

    Ale powraca jąc do historii m o i c h okularów, po p e w n y m cza

    sie po całej Polsce rozeszła się p l o t k a o n i e p o k o n a n y m „Słowi

    ku". Gdzie się n ie po jawiłem, znajdowali się c h ę t n i do spraw

    dzenia się ze m n ą . J u ż nie tak j a k wcześniej d latego, że wyglą

    d a ł e m na „frajera", k t ó r e g o łatwo zlać i popisać się p r z e d pa

    n i e n k ą , ale d latego, że n i e j e d e n c h c i a ł u d o w o d n i ć , że j e s t lepszy

    od „Słowika" . Wszystkie p o j e d y n k i kończyły się p o d o b n i e ; krót

    kie spięcie i k a r e t k a zabierała „del ikwenta". Nigdy nie bawiły

    m n i e takie historie, po pros tu zmuszany b y ł e m do obrony, a że

    52

  • przez lata ćwiczeń n a b r a ł e m sporej wprawy, zawsze wychodzi

    ł e m z tych p o j e d y n k ó w zwycięsko. Tylko że nie zawsze pokona

    ni potrafili pogodzić się z przegraną, o czym n i e c h zaświadczy

    poniższa historia.

    M a m b a r d z o atrakcyjną żonę, z k tórą często bywam w restau

    rac jach, n a dyskotekach, n a różnych przyjęciach. J e j u r o d a po

    woduje, że bardzo często j e s t podrywana przez facetów. I lekroć j e

    steśmy w mie j scach publ icznych widzę zainteresowanie, j a k i e

    wzbudza swoją osobą. Czasami bywają z tego p o w o d u kłop