1
nr 192 - LIPIEC 2011 21 Telewizja by³a winna. Telewizja i prasa. Ale winne by³o te¿ radio – tak, winne by³o radio. Tak jak spo³eczeñ- stwo. Zdegenerowane przez œrodki masowego przekazu spo³eczeñstwo. Wiêc winna te¿ by³a szko³a. Bo szko- szko³a zawsze jest winna. A jak szko- ³a to i rodzice. Czemu rodzice? Nie wiadomo. Ale oni zawsze czegoœ nie dopilnuj¹. Winny by³ Internet, otocze- nie, moda, podwórko, globalizacja. McDonald, propaganda, komuna, fa- szyzm, hitleryzm, bieda, konsump- cjonizm, zacofanie, postêp technolo- giczny, ciasnota umys³owa, krema- toryjna œmieræ humanizmu, brak per- spektyw i nadziei, og³upiaj¹ca rekla- ma, przera¿aj¹ca nuda, degrengolada kultury, szar¿uj¹cy patriotyzm, ciemny fanatyzm i internacjonalizm. Wszel- kie -izmy. Niewinny by³ chyba tylko œwiêty koœció³ – jakbym œmia³ kry- tykowaæ koœció³. W rzeczywistoœci koœció³ te¿ by³ winny. Wszyscy byli winni. Ale zanim nadesz³a pomoc, zanim cokolwiek zrobiono, by³o za póŸno. Któ¿by zreszt¹ t¹ pomoc mia³by za- oferowaæ. Nie próbowano nawet za- pobiec rozwojowi wypadków. A jeœli próbowano, nie czyniono tego widaæ w wystarczaj¹cy sposób. Nieporadny- mi próbami chyba jeszcze pogorszo- no sytuacjê. Kto? Oczywiœcie telewi- zja, prasa, szko³a, rodzice, spo³eczeñ- stwo... Na nic siê zdaj¹ resentymenty i ¿ale. Mamy do czynienia z faktem, z fak- tem rzeczywistym. „Co siê sta³o to siê nie odstanie” powtarzaj¹ nam matki. Zosta³o wspomnienie. Jeœli ju¿ nie bezpoœrednie, to przynajmniej zapo- œredniczone. Zapoœredniczone i zmi- tologizowane. Dlaczego dwudziestolatkowie dorastają, czyli rzecz o szkodliwości palenia papierosów PIOTR KOZAK Pewien Pan w Œrednim Wieku na- rzeka³ ostatnio, ¿e sztuka umar³a. WeŸmy Rok Sartre’owski (2005) we Francji. Nie by³oby to zdarzenie znacz¹ce – Sartre`a Europa porzuci³a – gdyby nie powracaj¹ca fala rozliczeñ. Z Sartrem Europa ma problem. Prob- lem z Sartrem maj¹ dzisiejsi czterdzie- stolatkowie. Pokolenie roku 1968, po- kolenie rewolucji, prze³omu, buntu i odrzucenia. Pokolenie, z którym sam Sartre siê nie uto¿samia³, ale którego filozofia mia³a wspólne Ÿród³o z filo- zofi¹ wspó³czesnej mu generacji. Tu- zowie rewolucji, obroñcy barykad, zasiadaj¹ teraz w szefostwach korpo- racji. Cohn-Bendit, przywódca lewi- cy, walczy ju¿ nie na ulicy, ale w Par- lamencie Europejskim. Dwudziesto- latkowie dorastaj¹. To jest charakte- rystyczne dla dwudziestolatków. Dla ka¿dego przychodzi czas kariery i sta- bilizacji. To jedno z dobrodziejstw rozwiniêtej demokracji i kapitalizmu. Wspomnia³em o Pewnym Panu w Œrednim Wieku. Pan w Œrednim Wie- ku wspomina³ ostatnio Sartre’a. Sart- re’a i jego wyznawców. Wspomina³ ich z ¿alem ów Pan w Wieku Œrednim. Ubranych w czarne swetry m³odych intelektualistów. Z ¿alem, bo umar- li, bo odeszli, a wraz z nimi odesz³o œwiêto. Pewien Pan do filharmonii ju¿ ra- czej nie chodzi³. Umar³o pokolenie. Umar³ Fellini, Bergman, Kieœlowski. Literaturê za- st¹pi³a literaturka. Odesz³y panie. Ode- szli panowie i nasz Pan. Zdjêli czarne swetry, z³o¿yli w szufladach, w zaku- rzonych komodach, w ofierze molom i zapomnieniu. Zapomnieli, sprzedali. Czarne swetry nosz¹ ju¿ tylko skoœ- noocy klienci sklepów z zachodni¹ odzie¿¹ u¿ywan¹. Kolor wyp³owia³, materia³ siê wypra³. Zamienili. Za- mienili na czarne krawaty, czarne skó- rzane buty, czarne marynarki, czarne koszule, garnitury. Przestali namiêtnie paliæ papierosy. Papierosy szkodz¹, szczególnie te bez filtra. Nie wspo- minaj¹c nawet o wieku. Chroñ nas Bo¿e od mia¿d¿ycy, zawa³u i raka p³uc. Wielu przyty³o. Przybra³o na wadze, zasiad³o w fotelach, przy sto- ³ach, biesiadach, zebraniach, biurkach, na sofach, krzes³ach, ³awach. Stanie na barykadach jest mêcz¹ce. Stanie na barykadach szkodzi na nerki. Umar³o ostatnie pokolenie, bo i um- rzeæ musia³o. Wczeœniej, czy póŸniej i tak by leg³o na choroby p³uc, a naj- pewniej na serce. Ono nie mia³o pra- wa prze¿yæ. Nie mia³o prawa do¿yæ czterdziestki. Pewien Pan w Œrednim Wieku myli³ siê. Sztuka nie umar³a. Umar³ Pewien Pan. Z ostatnim pokoleniem odesz³o tak¿e œwiêto. Œwiêto mistyczne. Œwiê- to romantyzmu. Œwiêto zat³oczonych, a pogr¹¿onych w ciszy i skupieniu ga- lerii. Klêcz¹cych w szeregach krzese³ wiernych. Zatopionych w oparach ni- kotynowych kadzide³. Umieraj¹cych na gruŸlicê i choroby weneryczne mê- czenników sztuki. Œwiêto najœwiêtsze. Œwiêto intelektu i nabo¿eñstwa. Œwiê- to pielgrzymek, mêki twórcy kap³ana, pokuty, namaszczenia, hostii – dzie³a, o³tarza rozumu, najœwiêtszych arte- faktów – relikwii. Odeszli Ojcowie. Nasta³ czas karnawa³u. Na ulice wy- szli artyœci ciekawi nowego zgie³ku. Kuglarze, linoskoczkowie, t³uœci sprze- dawcy odpustów, mimowie, klauni, egzotyczne stwory, kar³y, atleci, tru- py, przebierañcy, piêknie ubrane pa- nie o niesta³ych sercach, kolorowi panowie. Wylegli t³umnie na ulice. Koœcio³y opustosza³y. Opad³ dym ka- dzide³. W koœcio³ach pozostali tylko turyœci. Oni siê ju¿ nie modl¹. Klêcz¹, lecz jak oni klêcz¹? Patrz¹, lecz co to za patrzenie? Nie modl¹ siê, tylko gadaj¹. Gadaj¹ i gadaj¹ i gadaj¹, i ga- daj¹. Pokutê zast¹pi³ œmiech. G³oœny, cichy, ironiczny, lekcewa¿¹cy, pysz- ny, rubaszny. Turysta nie pielgrzymu- je. Turysta zwiedza. Zwiedza i ogl¹- da. Odznacza tylko kolejne œwi¹tynie w swoim notesie. Czasem zrobi zdjê- cia, które potem poka¿e przy okazji spotkañ towarzyskich. Pochwali siê. Opowie rzeczy nader ciekawe. Bo Turysta nie mo¿e istnieæ bez swoich s³uchaczy. Bo Turysta nie mo¿e istnieæ bez swoich opowieœci. Turysta zwiedza, rejestruje prze¿y- cia. Im wiêksze, rzadkie, trudno osi¹- osi¹galne i egzotyczne prze¿ycie. tym wiêksza jego wartoœæ. Przeœciga siê w zwiedzaniu. Rywalizuje. Walczy z innymi mu podobnymi. Walczy o uznanie. Zreszt¹ nie wiadomo, o co walczy. Zreszt¹ nie jest to wa¿ne. Tu- rysta zaw³aszczy³ sobie sztukê. Ale nie Turysta by³ winien. Telewi- zja, prasa, szko³a, rodzice, spo³eczeñ- stwo... Przestano jej s³u¿yæ. Zbuntowano przeciw swej roli poddañczej. Zbun- towano przeciwko roli biernego od- biorcy. Sztuka sta³a siê odt¹d pod- dana cz³owiekowi. Zesz³a z wy¿yn Olimpu, zst¹pi³a zza chmur. Zdobyto j¹ dla swych celów. Dla swych ko- lekcji, zaw³aszczono dla spektakular- nych wniosków, ironicznych prze- chwa³ek, lekcewa¿¹cych s¹dów za- dziwiaj¹cych opowieœci. Przeniesiono j¹ ze œwiata sacrum jej nale¿nego. Wyniesiono z salonów, koœcio³ów, szacownych galerii, filharmonii, ope- ry, sal teatru. Wyniesiono na ulice. Z zamiarem szlachetnym, w du¿ej mierze s³usznym. Zgodnie z za³o¿eniami, z którymi trudno siê nie zgodziæ. Zgodnie z Ide¹. Powszechnoœci, Egalitaryzmu, Sprawiedliwoœci W zgodzie ze Œwiatem Nowoczes- nym. A jednak chyba nie w zgodzie z sa- mym sob¹, zapewne wbrew sobie. Keith Richards w latach 60. O nim na następnych stronach Brian Patten Rzeczy niewa¿ne Co koty pamiêtaj¹ z dni? Pamiêtaj¹, jak wraca siê z zimna, i miejsce najcieplejsze, i gdzie dostaj¹ jeœæ. I gdzie zadano im ból, pamiêtaj¹ wrogów, nerwowoœæ ptaków, ciep³e opary ziemi, u¿ytecznoœæ kurzu. Pamiêtaj¹ skrzypienie ³ó¿ka, krok w³aœciciela, smak ryby, cudown¹ œmietanê. Koty pamiêtaj¹ z dni to, co wa¿ne. Wspomnieniom bez wartoœci pozwalaj¹ odejœæ i zapadaj¹ w sen mocniejszy ni¿ my, którym pêka serce, bo pamiêtamy tyle rzeczy niewa¿nych. prze³o¿y³ Piotr Sommer W ³ódce œwitu zbudziwszy siê w ³ódce œwitu, zobaczy³em ¿e l¹d jest pusty, i musia³em o tym pomyœleæ, pomyœla³em o wszystkich ostrze¿eniach, o wszystkich znakach, z których ¿aden mnie st¹d nie wywiedzie, ¿aden mnie tam nie zawiedzie. prze³o¿y³ Andrzej Szuba

czyli rzecz o szkodliwości palenia papierosów Dlaczego ... · znacz¹ce – Sartre`a Europa porzuci³a – gdyby nie powracaj¹ca fala rozliczeñ. Z Sartrem Europa ma problem

  • Upload
    doandan

  • View
    218

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: czyli rzecz o szkodliwości palenia papierosów Dlaczego ... · znacz¹ce – Sartre`a Europa porzuci³a – gdyby nie powracaj¹ca fala rozliczeñ. Z Sartrem Europa ma problem

nr 192 - LIPIEC 2011 21

Telewizja by³a winna. Telewizja i prasa. Ale winne by³o te¿ radio – tak, winne by³o radio. Tak jak spo³eczeñ-stwo. Zdegenerowane przez œrodki masowego przekazu spo³eczeñstwo. Wiêc winna te¿ by³a szko³a. Bo szko-szko³a zawsze jest winna. A jak szko-³a to i rodzice. Czemu rodzice? Nie wiadomo. Ale oni zawsze czegoœ nie dopilnuj¹. Winny by³ Internet, otocze-nie, moda, podwórko, globalizacja.McDonald, propaganda, komuna, fa-szyzm, hitleryzm, bieda, konsump-cjonizm, zacofanie, postêp technolo-giczny, ciasnota umys³owa, krema-toryjna œmieræ humanizmu, brak per-spektyw i nadziei, og³upiaj¹ca rekla-ma, przera¿aj¹ca nuda, degrengolada kultury, szar¿uj¹cy patriotyzm, ciemnyfanatyzm i internacjonalizm. Wszel-kie -izmy. Niewinny by³ chyba tylko œwiêty koœció³ – jakbym œmia³ kry-tykowaæ koœció³. W rzeczywistoœci koœció³ te¿ by³ winny. Wszyscy byli winni. Ale zanim nadesz³a pomoc, zanim cokolwiek zrobiono, by³o za póŸno. Któ¿by zreszt¹ t¹ pomoc mia³by za-oferowaæ. Nie próbowano nawet za-pobiec rozwojowi wypadków. A jeœli próbowano, nie czyniono tego widaæ w wystarczaj¹cy sposób. Nieporadny-mi próbami chyba jeszcze pogorszo-no sytuacjê. Kto? Oczywiœcie telewi-zja, prasa, szko³a, rodzice, spo³eczeñ-stwo... Na nic siê zdaj¹ resentymenty i ¿ale. Mamy do czynienia z faktem, z fak-tem rzeczywistym. „Co siê sta³o to siê nie odstanie” powtarzaj¹ nam matki.Zosta³o wspomnienie. Jeœli ju¿ nie bezpoœrednie, to przynajmniej zapo-œredniczone. Zapoœredniczone i zmi-tologizowane.

Dlaczego dwudziestolatkowie dorastają, czyli rzecz o szkodliwości palenia papierosów

PIOTR KOZAK

Pewien Pan w Œrednim Wieku na-rzeka³ ostatnio, ¿e sztuka umar³a. WeŸmy Rok Sartre’owski (2005) we Francji. Nie by³oby to zdarzenieznacz¹ce – Sartre`a Europa porzuci³a – gdyby nie powracaj¹ca fala rozliczeñ. Z Sartrem Europa ma problem. Prob-lem z Sartrem maj¹ dzisiejsi czterdzie-stolatkowie. Pokolenie roku 1968, po- kolenie rewolucji, prze³omu, buntu i odrzucenia. Pokolenie, z którym sam Sartre siê nie uto¿samia³, ale którego filozofia mia³a wspólne Ÿród³o z filo-zofi¹ wspó³czesnej mu generacji. Tu-zowie rewolucji, obroñcy barykad,zasiadaj¹ teraz w szefostwach korpo-racji. Cohn-Bendit, przywódca lewi-cy, walczy ju¿ nie na ulicy, ale w Par-lamencie Europejskim. Dwudziesto-latkowie dorastaj¹. To jest charakte-rystyczne dla dwudziestolatków. Dla ka¿dego przychodzi czas kariery i sta-bilizacji. To jedno z dobrodziejstw rozwiniêtej demokracji i kapitalizmu. Wspomnia³em o Pewnym Panu w Œrednim Wieku. Pan w Œrednim Wie-ku wspomina³ ostatnio Sartre’a. Sart-re’a i jego wyznawców. Wspomina³ ich z ¿alem ów Pan w Wieku Œrednim. Ubranych w czarne swetry m³odych intelektualistów. Z ¿alem, bo umar-li, bo odeszli, a wraz z nimi odesz³o œwiêto. Pewien Pan do filharmonii ju¿ ra-czej nie chodzi³. Umar³o pokolenie. Umar³ Fellini, Bergman, Kieœlowski. Literaturê za-st¹pi³a literaturka. Odesz³y panie. Ode-szli panowie i nasz Pan. Zdjêli czarneswetry, z³o¿yli w szufladach, w zaku-rzonych komodach, w ofierze molomi zapomnieniu. Zapomnieli, sprzedali. Czarne swetry nosz¹ ju¿ tylko skoœ-noocy klienci sklepów z zachodni¹

odzie¿¹ u¿ywan¹. Kolor wyp³owia³, materia³ siê wypra³. Zamienili. Za-mienili na czarne krawaty, czarne skó-rzane buty, czarne marynarki, czarne koszule, garnitury. Przestali namiêtnie paliæ papierosy. Papierosy szkodz¹, szczególnie te bez filtra. Nie wspo-minaj¹c nawet o wieku. Chroñ nas Bo¿e od mia¿d¿ycy, zawa³u i rakap³uc. Wielu przyty³o. Przybra³o na wadze, zasiad³o w fotelach, przy sto-³ach, biesiadach, zebraniach, biurkach, na sofach, krzes³ach, ³awach. Stanie na barykadach jest mêcz¹ce. Stanie na barykadach szkodzi na nerki. Umar³o ostatnie pokolenie, bo i um-rzeæ musia³o. Wczeœniej, czy póŸniej i tak by leg³o na choroby p³uc, a naj-pewniej na serce. Ono nie mia³o pra-wa prze¿yæ. Nie mia³o prawa do¿yæ czterdziestki. Pewien Pan w Œrednim Wieku myli³ siê. Sztuka nie umar³a. Umar³ Pewien Pan. Z ostatnim pokoleniem odesz³o tak¿e œwiêto. Œwiêto mistyczne. Œwiê-to romantyzmu. Œwiêto zat³oczonych, a pogr¹¿onych w ciszy i skupieniu ga-lerii. Klêcz¹cych w szeregach krzese³ wiernych. Zatopionych w oparach ni-kotynowych kadzide³. Umieraj¹cychna gruŸlicê i choroby weneryczne mê-czenników sztuki. Œwiêto najœwiêtsze. Œwiêto intelektu i nabo¿eñstwa. Œwiê-to pielgrzymek, mêki twórcy kap³ana, pokuty, namaszczenia, hostii – dzie³a, o³tarza rozumu, najœwiêtszych arte-faktów – relikwii. Odeszli Ojcowie. Nasta³ czas karnawa³u. Na ulice wy-szli artyœci ciekawi nowego zgie³ku. Kuglarze, linoskoczkowie, t³uœci sprze-dawcy odpustów, mimowie, klauni,egzotyczne stwory, kar³y, atleci, tru-py, przebierañcy, piêknie ubrane pa-nie o niesta³ych sercach, kolorowi panowie. Wylegli t³umnie na ulice.Koœcio³y opustosza³y. Opad³ dym ka-dzide³. W koœcio³ach pozostali tylko turyœci. Oni siê ju¿ nie modl¹. Klêcz¹, lecz jak oni klêcz¹? Patrz¹, lecz co to za patrzenie? Nie modl¹ siê, tylko

gadaj¹. Gadaj¹ i gadaj¹ i gadaj¹, i ga-daj¹. Pokutê zast¹pi³ œmiech. G³oœny,cichy, ironiczny, lekcewa¿¹cy, pysz-ny, rubaszny. Turysta nie pielgrzymu-je. Turysta zwiedza. Zwiedza i ogl¹-da. Odznacza tylko kolejne œwi¹tyniew swoim notesie. Czasem zrobi zdjê-cia, które potem poka¿e przy okazji spotkañ towarzyskich. Pochwali siê. Opowie rzeczy nader ciekawe. Bo Turysta nie mo¿e istnieæ bez swoich s³uchaczy. Bo Turysta nie mo¿e istnieæ bez swoich opowieœci. Turysta zwiedza, rejestruje prze¿y-cia. Im wiêksze, rzadkie, trudno osi¹-osi¹galne i egzotyczne prze¿ycie. tymwiêksza jego wartoœæ. Przeœciga siê w zwiedzaniu. Rywalizuje. Walczy z innymi mu podobnymi. Walczy o uznanie. Zreszt¹ nie wiadomo, o co walczy. Zreszt¹ nie jest to wa¿ne. Tu-rysta zaw³aszczy³ sobie sztukê. Ale nie Turysta by³ winien. Telewi-zja, prasa, szko³a, rodzice, spo³eczeñ-stwo... Przestano jej s³u¿yæ. Zbuntowano

przeciw swej roli poddañczej. Zbun-towano przeciwko roli biernego od-biorcy. Sztuka sta³a siê odt¹d pod-dana cz³owiekowi. Zesz³a z wy¿yn Olimpu, zst¹pi³a zza chmur. Zdobyto j¹ dla swych celów. Dla swych ko-lekcji, zaw³aszczono dla spektakular-nych wniosków, ironicznych prze-chwa³ek, lekcewa¿¹cych s¹dów za-dziwiaj¹cych opowieœci. Przeniesiono j¹ ze œwiata sacrum jej nale¿nego. Wyniesiono z salonów, koœcio³ów, szacownych galerii, filharmonii, ope-ry, sal teatru. Wyniesiono na ulice. Z zamiarem szlachetnym, w du¿ej mierze s³usznym. Zgodnie z za³o¿eniami, z którymi trudno siê nie zgodziæ. Zgodnie z Ide¹. Powszechnoœci, Egalitaryzmu, Sprawiedliwoœci W zgodzie ze Œwiatem Nowoczes-nym.

A jednak chyba nie w zgodzie z sa-mym sob¹, zapewne wbrew sobie.

Keith Richards w latach 60. O nim na następnych stronach

Brian Patten

Rzeczy niewa¿ne

Co koty pamiêtaj¹ z dni?

Pamiêtaj¹, jak wraca siê z zimna, i miejsce najcieplejsze, i gdzie dostaj¹ jeœæ. I gdzie zadano im ból, pamiêtaj¹ wrogów, nerwowoœæ ptaków, ciep³e opary ziemi, u¿ytecznoœæ kurzu. Pamiêtaj¹ skrzypienie ³ó¿ka, krok w³aœciciela, smak ryby, cudown¹ œmietanê. Koty pamiêtaj¹ z dni to, co wa¿ne. Wspomnieniom bez wartoœci pozwalaj¹ odejœæ i zapadaj¹ w sen mocniejszy ni¿ my, którym pêka serce, bo pamiêtamy tyle rzeczy niewa¿nych. prze³o¿y³ Piotr Sommer

W ³ódce œwitu

zbudziwszy siê w ³ódce œwitu, zobaczy³em ¿e l¹d jest pusty, i musia³em

o tym pomyœleæ, pomyœla³em o wszystkich ostrze¿eniach, o wszystkich znakach, z których

¿aden mnie st¹d nie wywiedzie, ¿aden mnie tam nie zawiedzie. prze³o¿y³ Andrzej Szuba