Upload
vodung
View
218
Download
0
Embed Size (px)
Citation preview
FRANCISZEK HUBERT LEŚNY
OBLICZA
MYŚLIWEGO, MYŚLISTWA
I ŁOWIECTWA
2016
2
SPIS TREŚCI
WSTĘP
OBLICZA MYŚLIWYCH
Wyniki sondażu – Badania ankietowe – Obrzydliwość nęcisk – Niemożliwość dialogu –
Myśliwskie opowieści – Niewiarygodność myśliwych
MYŚLIWY A UZASADNIENIA
Racjonalność a pseudouzasadnienia – Uzasadnienia użytkowością – Uzasadnienia zarobkowe
– Uzasadnienia tradycją – Uzasadnienia biograficzne – Uzasadnienia religijne – Uzasadnienia
biologiczne – Uzasadnienia psychologiczne – Uzasadnienia rozrywką – Uzasadnienia sportem
– Uzasadnienia wspólnotowością – Pseudouzasadnienia polowania
MYŚLIWY A CZASY
Od łowcy do myśliwego – Od sensu do bezsensu – Od zaślepienia do refleksji – Od
człowieczości do zwierzości – Od zabijania do niezabijania – Od mięsiarzy do naturalistów -
Od solidarności do konfliktów
MYŚLISTWO A TRADYCJA
Różnorodność treści tradycji – Opaczność tradycji myślistwa – Wypieranie złej tradycji –
Tradycja ideologią myślistwa – Polska tradycja myślistwa – Krajowe tradycje myślistwa –
Zasada uczciwego polowania
ZABOBONY MYŚLIWSKIE
Źródła zabobonów myśliwskich – Widmo łowieckich zabobonów – Nieskuteczność
zabobonów myśliwskich – Zabobony myśliwskie w lecznictwie – Zwierzęta w zabobonach
myśliwskich – Zabobonne prognostyki łowów
BEZZASADNOŚĆ WSPÓŁCZESNEGO ŁOWIECTWA
Nieudolne uzasadnienia – Fałszywość prołowiectwa – Antyłowieckie treści nauk –
Łowiectwo tożsame z okrucieństwem
MYŚLIWY A KAT
Porównywalność myśliwego z katem – Nazwy i definicje – Myśliwi partaczami uśmiercania
– Myśliwi okrutnikami dobijania – Myśliwi poza normami – Przewagi kata nad myśliwym –
Prymitywne obyczaje i ubiory – Rosnąca pogarda myśliwych
MYŚLIWY A RZEŹNIK
Myśliwy obrzydliwym rzeźnikiem – Myśliwy partaczem rzeźnictwa – Myśliwy upaprany we
krwi – Dziczyzna tragiczną padliną – Myśliwi masowymi zabójcami
3
MYŚLIWY A GRABARZ
Myśliwi prymitywnymi grabarzami – Cmentarze wolnych zwierząt – Pseudopogrzeby
wolnych zwierząt – Prymitywizm zachowań myśliwych – Myśliwskie cmentarzyska trofeów
– Hipokryzja ideologii łowieckiej – Bezecność turystyki łowieckiej
CZŁOWIECZEK OBRZYDLIWY
Dlaczego reaguję – Dlaczego obrzydliwy – Dlaczego kłamliwy – Dlaczego bezmyślny –
Dlaczego głupi
POLOWANIE A JĘZYK
Założenia tekstu – Temperatura sporu – Zwodniczość gwary łowieckiej – Łowiectwo a
myślistwo – Zabijanie jako przyjemność – Dociekania sensu polowania – Łowca czy myśliwy
POLOWANIE UŚMIERCANIEM
Metody uśmiercania zwierząt – Przypomnienie kilku pojęć – Niehumanitarność prawa
łowieckiego – Niehumanitarność praktyk łowieckich – Zróżnicowanie niehumanitarnych
zabijaczy – Nadzieje na delegalizację łowiectwa
POLOWANIE W PORÓWNANIACH
Polowania pierwotne a późniejsze – Polowania a zachowania – Polowanie niekonieczne –
Polowanie a sport – Porównywanie organizacji
MYŚLIWY A NORMY
Opisy, oceny, normy – Rzeczywistość polowania – Zakłamania prawa łowieckiego –
Przestępstwa kłusownicze – Krytyka prawa łowieckiego – Projekty niegodne realizacji –
Urojony kodeks etyczny – Porzucone zwyczaje myśliwych
POLOWANIA A DZIECI
Wspomnienia z dzieciństwa – Udział dzieci w polowaniach – Udział dzieci w nagonkach –
Łowieckie deformacje psychiki dzieci
MYŚLISTWO A EKOLOGIZM
Zasadniczo sprzeczne cele – Myśliwi groźnymi szkodnikami – Myśliwi najgroźniejszymi
drapieżnikami – Myśliwskie mity o nadpopulacji – Dokarmianie dla zabijania –
Współsprawcy zagłady gatunków – Zakłamania gospodarki łowieckiej – Ekologizm a prawo
łowieckie
POLOWANIE A RELIGIE
Punkty wyjścia – Polowanie a religie pierwotne – Relikty religii pierwotnych – Polowanie a
hinduizm – Polowanie a buddyzm – Polowanie a judaizm
4
POLOWANIE A CHRZEŚCIJAŃSTWO
Uwagi wprowadzające – Biblia o polowaniu – Nadużywanie chrześcijaństwa – Łagodzenie
zakazów dla kleru – Krytyki prołowieckiego kleru
MYŚLIWI A ICH ŚWIĘTY
Sakralizacja ideologii myśliwych – Dwóch wcześniejszych patronów – Legenda o św.
Hubercie – Profanowanie wiary religijnej – Kłamliwe wykorzystywanie legendy
WYPADKI NA POLOWANIACH
Groźni obrzydliwi – Specyfika wypadków na polowaniach – Statystyki wypadków na
polowaniach – Zwierzęta chronione ofiarami myśliwych – Samoobrona zwierząt przed
myśliwymi – „Pozyskują” ludzi – Bezprawie i bezkarność myśliwych
MYSLIWI W ANEGDOCIE
Nieco o anegdocie – Myśliwy na polowaniu – Duchowni myśliwymi – Pijaństwo i obżarstwo
myśliwych – Ignoranci, tchórze, strzelacze – Prymitywna chytrość myśliwych – Zwierzęta
mądrzejsze od myśliwych – Myśliwskie brednie – Myśliwi a rodzina
ZAKOŃCZENIE
Podstawy ochrony istot żywych – Uzasadnienia ochrony – Człowieczość a człowieczeństwo –
Źródła powinności – Koncepcje ochrony zwierząt – Powinności wobec zwierząt – Czas na
delegalizację myślistwa
5
WSTĘP
Współczesne myślistwo, szczególnie łowiectwo, wywołuje wielorakie wątpliwości
toteż jest przedmiotem mnożących się sporów. Są to spory zwolenników myślistwa z jego
przeciwnikami, mające zasięg ogólnoświatowy. Myśliwi coraz bardziej kurczowo i bezradnie
bronią swej łowieckiej aktywności natomiast antymyśliwi coraz bardziej zdecydowanie
potępiają ją w oparciu o mocno i rzetelnie ugruntowane uzasadnienia.
Niniejszy zbiór 22 esejów oparty został na osobistych doświadczeniach, obserwacjach,
lekturze i przemyśleniach. Jako naganiacz w dzieciństwie, później myśliwy tylko jednego
polowania, z bólem doświadczałem okrucieństw myśliwych. Mieszkając w śródleśnym,
bogatym w zwierzęta wolne rejonie łowieckim, na co dzień obserwujemy z Żoną przejawy
barbarzyństwa myśliwych. Swoje doświadczenia i obserwacje uzupełniam różnorodną lekturą
publikacji na tematy myśliwych, myślistwa i łowiectwa. Wszystko to poddaję uczciwemu,
rzetelnemu i uzasadnionemu przemyśleniu. Liczne powtórzenia tych samych myśli, chociaż w
różnych kontekstach, wynikają z przekonania, że powtarzanie jest matką pamięci.
Ugruntowana wiedza o myśliwych, myślistwie i łowiectwie nie pozwala rozsądkowi,
sumieniu i wrażliwości istoty z poziomu człowieczeństwa na obojętność. W sporze
myśliwych z antymyśliwymi, bez poważniejszych już wątpliwości, opowiada się ona po
stronie przeciwników niekoniecznego już współcześnie uśmiercania wolnych zwierząt.
Współczesny myśliwy bowiem łączy w swej praktyce łowieckiej po partacku cechy trzech
zawodów kojarzonych z rozterkami moralnymi – kata, rzeźnika i grabarza. Jego mentalność
pozostaje na padole człowieczości, bliskiej zwierzości, nie osiągając poziomu
człowieczeństwa i często nawet poziomu zwierzęcości, odróżnianej od zwierzości.
Praktyki myśliwych niemal zupełnie wymykają się regulacjom normatywnym. Czynna
aprobata łowiectwa przez duchowieństwo niektórych religii kłóci się z fundamentami wiary
niemyśliwych. Tak zwane prawo łowieckie jawi się niczym kpina z prawa, a tak zwana etyka
łowiecka zakrawa na szyderstwo z moralności. Stowarzyszenia myśliwych, w szczególności
Polski Związek Łowiecki, do złudzenia przypominają organizacje mafijne korumpujące
władze państwowe w swoim interesie. Współczesne myślistwo wywołuje głęboką pogardę
domagającą się jego delegalizacji.
Zebrane tutaj eseje wyrażają przekonania antymyśliwych. Oparte zostały m.in. na
lekturze wielu publikacji poświęconych myśliwym, łowiectwu i myślistwu. Jednakże w
tekście powoływane i cytowane są jedynie te, które wiążą się najściślej z tematami
przewodnimi niniejszych tekstów. Są to głównie publikacje występujące pod hasłem
„literatura antyłowiecka i antymyśliwska” (Anti-hunting Literature). Świadomie nie zostały
przytoczone tytuły olbrzymiej literatury spod hasła „literatura łowiecka”. Chodzi bowiem o to
aby nie propagować opisów, środków, sposobów i technik uśmiercania wolnych zwierząt.
Franciszek Hubert Leśny
6
OBLICZA MYŚLIWYCH
Los zwierząt jest ważniejszy niż
strach przed ośmieszeniem.
Emil Zola
Wyniki sondażu
Społeczne oblicza myśliwych ostro kontrastują z ich wyobrażeniami o sobie. Te
pierwsze stają się coraz bardziej negatywne, te drugie zaś, z coraz większymi trudnościami,
usiłują objawiać się jako pozytywne. Te pierwsze nie są krzewione z taką metodyczną
konsekwencją, jak te drugie, z powodu braku bezpośredniej interesowności, występującej w
przypadku tych drugich. Te społeczne są tłumione i wypaczane w ich spontaniczności przez
bardziej zorganizowane i bezwzględne kręgi myśliwych.
Zarysem społecznego oblicza myśliwych w Polsce są wyniki sondażu zrealizowanego
w 2008 roku przez Pentor, będący ośrodkiem badania opinii publicznej. Sondaż
przeprowadzono na reprezentatywnej próbie 1025 osób, a jego wyniki opublikowano w
streszczeniu na łamach promyśliwskiego periodyku „Łowiec Polski”.
Uczestnicy sondażu, 79% ankietowanych, pojęcie myśliwego kojarzyli z polowaniem,
zwierzyną, przyrodą, lasem, leśniczym i gajowym. Aż 21% spośród nich nie miało z tym
pojęciem żadnych skojarzeń. Osobiście znało przynajmniej jednego myśliwego 36%
badanych, głównie osoby starsze, powyżej 60 roku życia. Zdecydowanie negatywne opinie o
myśliwych wypowiadało 8% ankietowanych. Kojarzyli oni myśliwego z zabijaniem,
snobizmem, alkoholizmem, kompleksami rekompensowanymi myślistwem i kłusownictwem.
Tylko, co należy mocno podkreślić, 2% uczestników sondażu podzielało promowany przez
myśliwych ich pozytywny wizerunek wiązany z historią, tradycją, kulturą, dokarmianiem
dzikich zwierząt i troską o środowisko naturalne. Aż 93% spośród nich, co znowu zasługuje
na podkreślenie, nigdy nie chciało być myśliwymi, ponieważ nie dostrzegało potrzeby
zmniejszania liczby dzikich zwierząt, ingerowania w naturalne ich proporcje, naruszania
naturalnego rytmu przyrody. Dla 10% badanych całkowity zakaz polowań byłby najlepszym
rozwiązaniem dylematów, które wywołuje łowiectwo. Podobny też jest trend
ogólnoświatowy.
Ocena wyników sondażu przez myśliwego Aleksandra Tarasa nie była zaskakująca.
Oparła się na powtarzanym uporczywie przez myśliwych domniemaniu, że badani, a nawet
całe społeczeństwo, poza samymi tzw. myśliwymi, charakteryzuje niewiedza o łowiectwie.
Postulował aby wiedza taka była krzewiona i upowszechniana podczas specjalnych imprez i
pikników organizowanych przez myśliwych. Wiadomo już jednak co się na nich dzieje, takie
imprezy i pikniki to przede wszystkim trywialna i prymitywna zachęta dla niemyśliwych do
mięsożerstwa i pijaństwa oraz usiłowania ukazywania łowiectwa w pozytywnym świetle.
Wieją przy tym obłudą ponieważ oficjalnie myśliwi krytykują tzw. mięsiarzy czyli polujących
dla jedzenia dziczyzny. Propagowanie mięsożerstwa padliny dzikich zwierząt zalewanej
alkoholem nie jest jednak w stanie łagodzić coraz bardziej negatywnego oblicza myśliwych w
oczach społeczeństwa.
Badania ankietowe
Bardziej wnikliwe i wszechstronne badania ankietowe postaw polskich myśliwych,
wśród samych tylko myśliwych, przeprowadzili pracownicy naukowi Uniwersytetu
Gdańskiego. Wyniki tych badań zawiera książka Doroty Rancew-Sikory Sens polowania.
Współczesne znaczenie tradycyjnych praktyk na przykładzie analizy dyskursu łowieckiego,
Warszawa 2009, s. 156-179. Autorka nie wyjaśniła jednak, dlaczego badania te
7
przeprowadzono dopiero po uzyskaniu na nie zgody Polskiego Związku Łowieckiego. Łatwo
się domyślić, że chodziło o wyniki badań możliwe do akceptacji przez myśliwych. W
załączonych tabelach wyniki badań podano w zupełnie niezrozumiałych dla większości
czytelników współczynnikach Pearsona. Książkę tę przenika brak dostatecznego uzasadnienia
i powiązania wyszukanej uczoności z realiami. Wyniki badań mają znikomą wartość
poznawczą, ponieważ ciąży na nich oczywista uległość autorki wobec myśliwych mających
na celu kształtowanie jak najbardziej pozytywnego wizerunku samych siebie.
W badaniu uczestniczyło najwięcej emerytów, rencistów i leśników, mniej
prywatnych przedsiębiorców a najmniej rolników, wojskowych i policjantów. Takie są też
proporcje zawodowe wśród ogółu polskich myśliwych. Wśród badanych, 97% to myśliwi,
63% mieszkańcy miasteczek i wsi, 50% ludzie z wykształceniem wyższym, a 44% z
wykształceniem średnim. Więcej niż połowa z nich kontynuowała rodzinne tradycje
myśliwskie w 10% spośród nich wywołujące konflikty rodzinne. Niemal wszyscy nie
przyznawali się do chęci zdobywania dziczyzny i trofeów, odcinając się od tzw. mięsiarzy,
konkurowania o łowieckie sukcesy oraz czerpania jakichkolwiek korzyści materialnych.
Chlubili się natomiast butnie posiadaniem broni, wyimaginowanymi dążeniami do kontaktów
z pięknem przyrody, nienaturalnymi potrzebami odprężenia i wypoczynku, pokusami
przeżywania silnych emocji łowieckich, nierzeczywistą realizacją poczucia obowiązku wobec
ochrony przyrody, nawet jakoby za cenę walki z jakimiś wymyślonymi przeciwnościami.
Wyniki badań potwierdzają, że można i należy mówić o ideologii łowieckiej,
graniczącej z propagandą, niemającej wiele wspólnego z faktycznymi stanami rzeczy. Pogląd,
że tylko „prawdziwi mężczyźni” są zdolni do polowania nie popada jednak w sprzeczność z
poglądem, że obecnie, w czasach korzystania z doskonałej broni i jej wyposażenia, również
kobiety bywają nie mniej skutecznymi myśliwymi. Jedni i te drugie w swych deklaracjach
potwierdzają tradycyjny charakter łowiectwa, przejawy pierwotnych instynktów człowieka,
dominację silniejszego nad słabszym w przyrodzie oraz przewagi strat finansowych nad
korzyściami z uprawiania myśliwskiego procederu. Nie wszyscy z nich rozumieją, że
chcącemu nie dzieje się krzywda. Niektórzy starsi myśliwi przyznają, że rozmyślają o
rezygnacji z polowań z różnych powodów, często już w przekonaniu o szkodliwości
ingerencji człowieka w naturalne funkcjonowanie przyrody. Wszyscy natomiast ankietowani
na ogół przeceniają znaczenie tradycji w łowiectwie. Unikają wspominania o wypadkach
podczas polowań. Ukrywają występowanie jawnych i skrywanych konfliktów między
samymi myśliwymi, myśliwymi a naganiaczami, rolnikami, leśnikami i właścicielami
gruntów zawładniętych przez łowieckich dysponentów.
Tak więc przytoczone tutaj ogólnie wyniki badań są poprawne z punktu widzenia
promyśliwskich założeń ideologii łowieckiej, ale nie oczekiwań rzetelności poznawczej o
charakterze naukowym. Oczekiwania poznawcze spełniają natomiast fakty przenikające poza
mafijne kręgi myśliwych. Dotyczą one ich sporów m.in. o nęciska, stosunek do przyrody i
nawiązywanie do łowieckiej tradycji narodowej.
Obrzydliwość nęcisk
Nęciska są zazwyczaj obrzydliwym procederem uprawianym chyba przez większość
myśliwych. Ze względu na owe obrzydlistwo napotykają na sprzeciwy pewnej ich części. Jak
ukazuje już sama nazwa, nęciska to miejsca, w których myśliwi wykładają karmę aby znęcić,
zwabić, przyciągnąć tam zwierzęta w celu łatwiejszego, bo chytrego, podstępnego ich
uśmiercania. Przypomina zaproszenie gościa do domu w celu zabicia go podczas
poczęstunku. Nęciska teoretycznie odróżniane są od miejsc dokarmiania zwierząt, gdzie
zakazuje się ich zabijania. Praktycznie jednak jest to lekceważone przez wszystkich
myśliwych. Pazerni myśliwi z wyrachowaniem ustawiają swoje śmiercionośne ambony
8
zarówno w sąsiedztwie nęcisk jak i miejsc dokarmiania. Nęciska sytuują w sąsiedztwie miejsc
dokarmiania. Gdy zdarzy się, że z nęciska przypadkowo odchodzi żywe zwierzę pokrętnie
chlubią się, iż spełnili powinność dokarmiania. Wpisują to w rubrykę „polepszanie warunków
bytowania zwierząt”. Gdy zabijają zwierzę w miejscu dokarmiania kłamliwie bełkoczą, że
pomylili je z nęciskiem.
Oczywiście, zwierzęta nie rozróżniają nęcisk od miejsc dokarmiania, co zupełnie
naturalne. Jeśli natomiast nie rozróżniają ich myśliwi, to już nienaturalne. Świadczy to o tym,
że nie wyrastają oni ponad poziom zezwierzęcenia. Ocenę tę łagodzi nieco legalizacja
polowania na dziki i drapieżniki przy nęciskach, ale nie w miejscach dokarmiania dzikich
zwierząt. Owa wyjątkowość legalizacji bywa jednak nieistotna dla tych pseudomyśliwych,
często podchmielonych, którzy nie są w stanie rozróżniać gatunków zwierząt, a nawet
niekiedy i ludzi od zwierząt. Pospiesznie i pochopnie zabijają to, co się porusza w zasięgu ich
śmiercionośnej broni. Nie mają czasu do namysłu i zdolności do właściwego rozpoznania
celu.
Niemożliwości dialogu
Nie sposób rozsądnie rozmawiać o jakichkolwiek normach szczególnie etycznych i
prawnych obowiązujących podczas polowania z myśliwymi. Porażeni emocjami zabijania
pozostają oni na poziomie zwierzości. Tym bardziej nie sposób z nimi rozmawiać o
złożonych, skomplikowanych relacjach łowiectwa z przyrodą. Jest to temat dostępny tylko
nielicznym myśliwym, którzy znają założenia ekologizmu. Ale z istoty uprawianego przez
nich procederu zabijania, nawet oni nie są zdolni do praktycznego ich przestrzegania.
Ekolodzy twierdzą, że procesy przyrodnicze powinny przebiegać samoistnie. Natomiast
myśliwi utrzymują, że niezbędna jest ich ingerencja w te procesy. Jedni i drudzy mienią się
zwolennikami ochrony przyrody. Gdy jednak ci pierwsi mogą być bezinteresowni w ochronie
życia, ci drudzy nie mogą nie być interesowni gdyż owładnięci są pasją zabijania.
Owa bezinteresowność bądź interesowność nierzadko przeplata się z wykształceniem
zawodowym, sprawowanymi urzędami i orientacjami politycznymi. Ma to kluczowe
znaczenie w procesach decyzyjnych faworyzujących procedury myśliwych, bądź
skłaniających się ku szczerej i uczciwej ochronie życia w przyrodzie. Dla tego rodzaju
ochrony najbardziej niebezpieczni są myśliwi sprawujący urzędy państwowe i zasiadający w
ławach parlamentarnych. To oni najskuteczniej krzewią propagandę promyśliwską, uchwalają
korzystne dla siebie normy i uprawiają procedery łowieckie ze szkodą dla ochrony
środowiska naturalnego.
Dla ugruntowania prawa łowieckiego, etyki łowieckiej, zwyczajów i w ogóle
ocieplenia swego oblicza społecznego, myśliwi czynią obecnie wiele. Tendencyjnie
przypominają tradycje łowieckie, u nas szczególnie tradycję łowiectwa polskiego. Nawiązują
pretensjonalnie do etosu szlacheckiego, w tym względzie obnażając swoje pragnienia
przynależności do elit - obce demokratycznemu duchowi współczesnego liberalizmu.
Sentymenty promyśliwskie wspiera bezkrytyczne odwoływanie się do niektórych dzieł z
kanonu literatury pięknej, zwłaszcza Mickiewicza i Sienkiewicza oraz malarstwa, szczególnie
Fałata i Wierusz-Kowalskiego. Znawcy literatury nisko oceniają współczesną literaturę
myśliwską z publikacji Wincentego Pola, Juliana Ejsmonda, Józefa Waysenhoffa i innych.
Jest ona w tych ocenach infantylna, aspirująca usilnie, ale bezzasadnie, do włączenia jej do
kanonu kultury narodowej. Natomiast Sławomir Mrożek, Czesław Miłosz, Witold
Gombrowicz i inni współcześni literaci, nie schlebiają gustom łowieckiego plebsu.
9
Myśliwskie opowieści
„Łże jak myśliwy” to powiedzenie znane w wielu krajach. Już ono samo może
całkowicie zniechęcać do poznawania pełnych bzdur różnych opowieści myśliwskich.
Poznawanie to ma jednak o tyle uzasadnienie, o ile poznając myśliwskie łgarstwo poznajemy
sposoby kłamliwego osłaniania niekoniecznego już zabijania. W opowieściach myśliwskich
prawda wstydliwie ukrywa się przed niemyśliwymi. Przejawy tego łgarstwa, występując
najwyraźniej we wspomnieniach publikowanych przez myśliwych.
Każde wspomnienie, każdego myśliwego ma oczywiście subiektywny, osobisty,
jednostkowy, niepowtarzalny charakter. Wszystkie one jednak, w ostatecznym rozrachunku,
sprowadzają się do tego samego jednoznacznego wyboru - pozbawienia życia wolnego
zwierzęcia, niekoniecznego zabijania. Owa niekonieczność rzuca ponurą smugę cienia na
wszystkie treści myśliwskich prób jej narracyjnego ubarwiania. Zmyślane ubarwianie
niekoniecznych faktów zabijania podważa wiarygodność myśliwskich opowieści już w
samych ich założeniach.
Polowanie, co oczywiste, pozostaje zawsze w centrum myśliwskich opowieści.
Dotyczą one własnych lub cudzych zachowań i przeżyć, w których, także zawsze, nader
przesadnie podkreślana jest rzekoma ich autentyczność. Owa przesadność natychmiast jednak
rozbudza różnorakie wątpliwości. Rozbudza je już porównywanie polowań z przeszłości z
polowaniami obecnymi. Największe zaś wątpliwości rozbudza wyolbrzymianie
niecodzienności, nadzwyczajności i niepowtarzalności niesprawdzalnych przecież
rzeczywistych zachowań i faktycznych przeżyć bajdurzącego myśliwego. W opowieściach
myśliwskich polowania w przeszłości były wspaniałe ze względu na obfitość uśmiercanych
zwierząt. Tworzyły liczne pokoty martwych ofiar układanych u stóp ich zabójców. Były
polowaniami myśliwego należącego do jakiejś określonej klasy lub warstwy społecznej.
Polowania prominentów politycznych, zawsze były, i nadal takimi pozostają, lepszymi niż
polowania myśliwych z plebsu.
Niemal z każdej opowieści myśliwskiej wyłania się oblicze ze wszech miar
wzorowego myśliwego – moralnie dobrego, w celności śmiercionośnych strzałów
doskonałego, w kolekcjonowaniu rzadkich, medalowych trofeów i wspomnień
niezrównanego. Tylko bowiem nadzwyczajność niepowtarzalności polowania, wykraczająca
poza jego zwykłą rutynowość, może nadawać opowieści myśliwskiej cechy wyolbrzymianej
atrakcyjności dla odbiorcy, satysfakcji dla opowiadającego, zaczynu uznania, podziwu,
zawiści, zazdrości, konkurencji dla innych – myśliwych i niemyśliwych.
Czym bardziej bogata w koloryzowane szczegóły polowania opowieść zmyślającego
ją gawędziarza, tym większe doraźne wrażenie jej adresatów ale i większa ich do niej
nieufność po namyśle. Starsi myśliwi, w swych opowieściach, chętnie ukazują własne
przewagi nad myśliwymi początkującymi. Podkreślają jak często doznają ci młokosi
bolesnego szoku na widok kałuży krwi postrzelonego zwierzęcia, przeraźliwie płaczącego w
agonalnym bólu, błagającego o dobicie „strzałem litości”. Niekiedy nawet rezygnują z tych
powodów z łowiectwa. Opowieści myśliwskie służą więc, w gruncie rzeczy, unicestwianiu
naturalnych uczuć empatycznej wrażliwości. Stają się sposobem edukacji młodszych
myśliwych, integrowaniem ich ze starszymi myśliwymi w myśliwskie grupy beznamiętnych
zabójców i oswajaniem z tym niemyśliwych.
Tylko naiwni adresaci myśliwskich opowieści mogą oczekiwać od myśliwych
rzetelności co do rzeczywistego przebiegu polowań. Tylko także naiwni wierzą, że typowy
myśliwy jest zdolny do jakichś rozterek, szczególnych dialogów wewnętrznych podczas
polowania. Nie ma na to bowiem czasu. W przebiegu polowania rozróżniane są trzy fazy:
pierwsza najkrótsza – decyzji o strzale, druga dłuższa – sprawdzenia rezultatu strzału i trzecia
najdłuższa – oceny pierwszej i drugiej fazy. We wspomnieniach myśliwych przewijają się
10
fałszywe wywody, że jakoby każda z tych faz bywa przedmiotem ich przemyśleń. Jednakże
głęboką nieufnością napawają opowieści o rozterkach w rodzaju „strzelić czy nie strzelić”,
oczywiście w celu zabić albo nie zabić. Gdyby rzeczywiście myśliwi wybierali się na
polowania aby nie strzelić, z zamiarem aby nie zabić – upadłby przecież sens polowań. Każdy
rozumny człowiek wie, że myśliwi polują, aby strzelać w celu zabijania.
Momenty, krótkie chwile trwające od zauważenia zwierzęcej ofiary do
natychmiastowego oddania mniej lub bardziej ostatecznie śmiercionośnego strzału, nie
pozostawiają czasu na jakiekolwiek zastanawianie się, jakieś wymyślone rozterki czy też
wyimaginowane dialogi wewnętrzne. Typowy myśliwy kierowany jest na ogół pochopną
pazernością, łapczywą, emocjonalną, bezrefleksyjną pogonią za mięsem, skórą, trofeum. Jeśli
tego nie osiąga – odczuwa porażkę. Brak powodzenia na polowaniu przyjmowany jest przez
„brać łowiecką” jako uszczuplenie prestiżu myśliwego. Ogarnięci pasją zabijania myśliwi
pospiesznie strzelają nierzadko do źle rozpoznanych celów. Stają się nimi osobniki gatunków
chronionych zwierząt, uczestnicy polowania, osoby im towarzyszące a nawet oni sami.
Niewiarygodność myśliwskich opowieści
Na rozterki czy też dialogi wewnętrzne myśliwego pozostaje więcej czasu po
zranieniu lub zabiciu zwierzęcia. Przede wszystkim, mogą one dotyczyć bardzo dręczącego
pytania dlaczego zabiłem, mimo że nie nęka mnie głód, nie muszę okrywać się skórą
zwierzęcia, a moje zbiory trofeów przypominają szczególne cmentarzysko. W próbach
odpowiedzi na to pytanie wyłaniają się rozległe pola dla łgarstwa, zmyśleń, kłamstw, którymi
przesycone są opowieści i wspomnienia myśliwskie. To tam tylko, ale nie w rzeczywistości,
jest miejsce dla niezrozumiałych i nieprawdopodobnych opowiastek o rezygnacji z oddania
strzału, jakoby niechęci do zabijania a więc o zupełnym, nieprawdopodobnym zaprzeczeniu
celowości uprawiania łowiectwa. To tam tylko pojawiają się bajeczne marginalia
bezrefleksyjnego polowania dla rozrywki, odprężenia, sportu. Nie opowiada się natomiast o
mafijnych układach, okazjach do pijaństwa, przejawach nieuczciwości międzyludzkich,
zdradach małżeńskich i innych niegodziwościach obnażających rzeczywiste, ponure oblicza
typowego myśliwego.
Niektórzy leśnicy i jednocześnie myśliwi traktują polowanie jako obowiązek
powiązany z ich zawodem. Nie brzmi to zbyt poważnie gdyż uśmiercania nie można
traktować jako obowiązku. Mało prawdopodobne są leśniczych zamiary uśmiercania dzikich
zwierząt ze względów na troskę o ochrony przyrody. Są to względy gospodarskie, hodowlane,
selekcjonerskie, z myślą o przyszłych korzyściach myśliwych. Bajeczny również charakter
mają myśliwskie opowieści o ich rzekomej wrażliwości dostrzegania w potencjalnej
zwierzęcej ofierze cech podobnych do cech człowieka. Wierutne kłamstwa przenikają
opowieści o dopatrywaniu się w polowaniu cech piękna. Jakie to piękno, na przykład w
obowiązku pomazania krwią początkującego myśliwego na cały czas polowania po zabiciu
przez niego pierwszego zwierza. Porażają makabrycznym „pięknem” fotografie myśliwych
przy pokocie, nad ciałami zabitych zwierząt, czy też wśród cmentarzysk trofeów
myśliwskich.
Słuchanie, czy też czytanie myśliwskich opowieści skłaniać musi do sceptycyzmu,
nieufności i krytycyzmu. Realistyczne opisy polowań przez niemyśliwych jednoznacznie
potwierdzają ich podobny, rutynowy, przygnębiający przebieg. Zwykle to przygnębiające
widowisko wyzbyte cech zasługujących na koloryzowanie, samochwalstwo i będących
jakimkolwiek pozytywnym wyróżnikiem. Wszyscy, nawet najbardziej fantazjujący w swych
wspomnieniach myśliwi, w rzeczywistości nie wyrastają ponad prymitywną aktywność,
realizowaną poprzez niekonieczne już obecnie zabijanie. Opowieści myśliwskie – oceniając
to ogólnie - spełniają dwojakie funkcje perswazyjne. Z jednej strony mają podtrzymywać
11
samych myśliwych w stanie wyzbytej empatycznej wrażliwości woli zabijania, z drugiej zaś
strony dezorientować niemyśliwych, co do rzeczywistego tego okrucieństwa i drastyczności.
Myśliwi więc to nieuczciwi manipulanci wielością interpretacyjnych znaczeń, które
występują w ich opowieściach o niekoniecznym zabijaniu. Nie dorównują im w tym ani
grzybiarze, ani wędkarze, także skłonni do nieprawdopodobnych opowieści. Dorównują im
tylko niektórzy bajkopisarze. To istoty o człowieczych kształtach, które emocjonalnie
grzęznąc w zabójczym procederze, nie mogą mieć racjonalnego dystansu do siebie. Ogarnięci
obsesją uśmiercania temu podporządkowują swoje życie, hierarchię spraw i kalendarz ich
realizacji. Ludzie z poziomu człowieczeństwa, potępiający łowiectwo, nie znajdują
zrozumienia dla poczynań myśliwych, ani też nie dają wiary ich nieprawdopodobnej
bełkotliwości.
MYŚLIWY A UZASADNIENIA
Tak długo jak człowiek będzie zabijał
zwierzęta, ludzie będą zabijali się nawzajem.
Pitagoras
Racjonalność a pseudouzasadnienia
Działania racjonalne i dobre są powszechnie uznawane jako oczywistość. Nie
potrzebują powtarzających się, gorączkowych uzasadnień. Myśliwi natomiast, świadomi
nierozumności i zła niekoniecznego już procederu zabijania wolnych zwierząt, mnożą
wydumane pseudouzasadnienia polowania. Targani wewnętrznymi rozterkami i spotykający
się z coraz bardziej surową krytyką, odczuwają konieczność samousprawiedliwienia swego
niegodnego działania. Dla stłumienia głosu sumienia, jeśli je mają, otaczają się zasiekami
notorycznie niestosowanych przepisów. Nawet jednak ci, którzy sumienie mają powinni
pamiętać o przestrogach św. Tomasza z Akwinu o możliwości karygodnego błądzenia
sumienia. Dla ludzi rozumnych i prawego sumienia, zatroskanych o dobro,
samousprawiedliwienia myśliwych są nieprzekonywujące. Grzeszą stronniczością,
chciwością, przestarzałością, pretensjonalnością i żenującą infantylnością. Jako takie, nie
zasługiwałyby wcale na uwagę, gdyby nie usiłowały uzasadniać niewątpliwego zła, jakim jest
już obecnie niekonieczne zabijanie pragnących życia wolnych zwierząt.
Myśliwskie pseudouzasadnienia procederu niekoniecznego już zabijania wolnych
zwierząt nie trudno kwestionować. Nie zasługują też na obszerne rozważania. Można bowiem
je wyrazić zwięźle i w ten sam sposób odrzucać. Istota zagadnienia sprowadza się do
odpowiedzi na pytanie „dlaczego myśliwy poluje?” Odpowiedzi są liczne i rozproszone w
wielu źródłach – mitach, bajkach, wspomnieniach, opowieściach, przysłowiach oraz innych
przekazach ideologii myśliwskiej. Z tymi źródłami powiązane są różnorako poglądy zasadnie
kwestionujące sensowność ideologii myśliwskiej. Myślistwo jest zjawiskiem
wieloaspektowym. Charakteryzują je cechy jednostkowe i społeczne, materialne i duchowe,
religijne i świeckie, biologiczne i psychiczne, ekologiczne i ekonomiczne, moralne i prawne.
W celu zwięzłego przeglądu myśliwskich uzasadnień polowania, jako procederu
niekoniecznego już zabijania wolnych zwierząt i ich krytyki, należy uwzględniać to, co
najbardziej istotne. Jak się wydaje są to następujące aspekty łowiectwa: użytkowe,
historyczne, biograficzne, religijne, biologiczne, psychologiczne, rozrywkowe, sportowe i
jakoby wspólnotowe. Inne tego aspekty, szczególnie etyczne i jurydyczne, zostały
uwzględnione w innych częściach niniejszego opracowania.
12
Uzasadnienia użytkowością
W myśliwskiej pseudoideologii, poszukującej chlubnych racji dla niecnych poczynań,
najbardziej uzasadnione było polowanie w celach użytkowych. To polowanie dla zdobywania
mięsa, skór, kości i innych części zwierzęcych ofiar. Zabijanie wolnych zwierząt dla mięsa,
skór i kości spotykało się ze zrozumieniem tam i wtedy, gdzie i kiedy było ono gospodarczą
koniecznością. Obecnie ludzie rozumni i wrażliwi odnoszą się z wyrozumiałością jedynie do
polowań w nielicznych już tylko zakątkach świata, zamieszkałych przez ludność zachowującą
pierwotny tryb życia. Nie mają natomiast wyrozumiałości dla niekoniecznego zabijania
wolnych zwierząt w krajach dostatku żywności i artykułów, z powodzeniem zastępujących
skóry zwierzęce. Polowanie dla zdobywania mięsa i skór to najbardziej prymitywna forma
polowania, bardzo podobna do polowania dzikich drapieżników.
Spożywanie dziczyzny i użytkowanie skór wolnych zwierząt w krajach
cywilizowanych przetrwało z jednej strony z powodu ograniczonego praktykowania
wegetarianizmu i weganizmu, z drugiej zaś strony propagowania przez żarłocznych
myśliwych potraw z dziczyzny i użytkowej atrakcyjności skór wolnych zwierząt. Tutaj też
kryje się pułapka dla tych, którzy nawet gdy sprzeciwiają się polowaniom, łakomią się na
spożywanie dziczyzny albo (i) wykorzystują skóry wolnych zwierząt. Aby mogli powściągać
swoje łakomstwo powinni pamiętać, że mięso dziczyzny jest szczególnym rodzajem padliny –
zwierząt padających w ogniu śmiercionośnych strzałów, pochodzi ze zwierząt umierających
w panicznym strachu, niepotrzebnych cierpieniach, śmiertelnie postrzelonych, brutalnie
dobijanych i przenikniętych wielkim stresem. Konsekwentni przeciwnicy polowania na wolne
zwierzęta gardzą menu z dziczyzną, bojkotują dania kuchni myśliwskiej, omijają restauracje z
wystrojem łowieckim. Nie uczestniczą w wystawach i różnych imprezach łowieckich, coraz
bardziej natrętnie propagowanych przez mafie myśliwskie.
Uzasadnienia zarobkowe
Obecnie bardzo wątłe są już uzasadnienia polowania dla zarobku, zarówno legalne i
nielegalne przez myśliwych jak i nielegalne przez kłusowników. W uboższych krajach
Afryki, ale cieszących się bogactwem najcenniejszych, coraz rzadszych gatunków wolnych
zwierząt, rozwinęła się niespotykana wcześniej w tak dużych skalach turystyka łowiecka.
Nawet wielu urzędowych strażników miejscowej wolnej zwierzyny nie jest w stanie opierać
się zyskownej pokusie współpracowania z kłusownikami i czerpania korzyści z
organizowania polowań dla bogatych myśliwych zagranicznych. Łupem niekoniecznego
zabijania, jako trofea myśliwskie, stają się zwłaszcza kość słoniowa, wykorzystywana do
wyrobu ozdób, skóry lampartów, zebr i krokodyli, służące dekoracji mieszkań, modzie
damskiej i produkcji pamiątek oraz rogi nosorożców przetwarzane na afrodyzjaki i inne cenne
produkty.
Nazywanie tego rodzaju uśmiercania polowaniem nie znajduje uzasadnienia, ponieważ
jest ono stosunkowo bardzo łatwe z organizacyjnego i technicznego punktu widzenia.
Władze Botswany i Zambii zakazały już polowania na lwy, lamparty i niektóre inne gatunki
najbardziej zagrożone wyginięciem. Polowania na foki w Kanadzie oceniane są przez
niezależnych ekspertów jako największa, najbardziej brutalna i najokrutniejsza współcześnie
rzeź ssaków na świecie. Zachłanni zabójcy, bo nie myśliwi, zabijają tam, płaczące niczym
dzieci foki pałkami, półżywe pospiesznie odzierają ze skóry a porzucone ciała
zmasakrowanych ofiar długo umierają w straszliwych cierpieniach. Mimo obowiązującego od
1986 roku międzynarodowego zakazu komercyjnych połowów wielorybów, japońska flota
wielorybnicza zabija na Oceanie Południowym, pod pretekstem badań naukowych, kilkaset
tych zwierząt rocznie. Barbarzyńskie masakry dla zarobku odbywają się co roku w różny
13
sposób na przelatujących sezonowo stadach ptaków. We Francji i Meksyku - kaczek. W
krajach Europy Południowej i Afryki Północnej - słonek, bocianów i innych gatunków.
Ohyda polowań dla zarobku polega na dążeniu do zabijania jak największej liczby zwierząt i
ptaków, ponieważ zgodnie z prawami rynku zapewnia to największy zysk.
Uzasadnienia tradycją
Przebrzmiałe jest już odwoływanie się myśliwych do historii – tradycji jako
pielęgnowania kultury krajowej i jej składnika – kultury łowieckiej, sięgających jakoby
czasów pierwotnych. Nawet najbardziej zagorzały i otępiały myśliwy powinien dostrzegać
różnice pomiędzy sytuacją człowieka pierwotnego a sytuacją człowieka współczesnego. Ten
pierwszy zabijał wolne zwierzęta z konieczności, dla swego przeżycia, ten drugi zabija je bez
żadnej konieczności. Ten pierwszy spełniał warunki sensu polowania jako szczególnej
konkurencji między agresywnym człowiekiem a obronnym instynktem zwierzęcia. Pierwotny
myśliwy miał szansę zabicia zwierzęcia, ale i groźne zwierzę miało również szansę ucieczki
albo nawet uśmiercenia myśliwego.
W miarę udoskonalania broni myśliwskiej, polowanie zatracało stopniowo charakter
walki człowieka ze zwierzęciem. Współczesny myśliwy ma już taką wielką przewagę nad
zwierzęciem, że nie występuje w roli zwycięskiego wojownika lecz jedynie wyzbytego
empatii jego egzekutora, mordercy, kata. Jak zauważył jeden z dyskutantów na internetowym
forum, obecnie myśliwy to najczęściej „stetryczały dziad z lunetą, noktowizorem, strzelający
z ambony o 20 metrów od wabiska do byka kryjącego łanię na rykowisku”. Według
naukowych ustaleń archeologów, polowanie nie było pierwotnie głównym źródłem przeżycia
człowieka; poprzedzało je zbieractwo. Obecnie łowiectwo w kulturze krajowej i kulturze
łowieckiej należy już w zasadzie do ich historii. Sztuczne wyolbrzymienie znaczenia
łowiectwa dla kultury współczesnej jest dla niej obrazą. Kultura ta bowiem, przeniknięta
duchem humanitaryzmu i ekologizmu, bez zawachań odrzuca zabijanie istot żywych jako
wartość kulturową. Obnażając okrucieństwa niekoniecznego zabijania wolnych zwierząt,
polowanie ocenia jako przebrzmiałe barbarzyństwo a nie jakąkolwiek tam współczesną
kulturę.
Uzasadnienia biograficzne
Do często spotykanych uzasadnień parania się łowiectwem należą względy
biograficzne. Bywa to częściej kontynuacja rodzinnych tradycji myśliwskich, rzadziej zaś
własny i samodzielny wybór procederu polowania. Według publikowanych wyników badań
ankietowych, znacznie więcej niż połowa polskich myśliwych z początków XXI stulecia
wskazuje na taką kontynuację. Ale dla ponad 10% spośród nich, kontynuowanie owego
procederu wywołuje konflikty rodzinne. Wyjazd męża na polowanie wiele żon odczytuje jako
wątpliwy pretekst do beztroskiego wyrwania się z domu. Często uprawianiu tego procederu
przez ojca gwałtownie sprzeciwiają się jego dzieci.
Powiększają się, w miarę upływu czasu, dysproporcje liczbowe między myśliwymi
starymi, powyżej 60 roku życia, a myśliwymi młodymi. Dominują ci pierwsi, a
zainteresowanie uprawianiem łowiectwa szybko spada wśród młodzieży większości krajów
świata. Z tego względu władze łowieckie wielu krajów usilnie propagują ideologię myśliwską
wśród młodzieży. Wciskają ją nachalnie do programów nauczania przedszkolnego i
szkolnego. Podczepiają sztucznie do publikacji prasowych, audycji radiowych i programów
telewizyjnych. Kuszą walorami kuchni myśliwskiej. Współpracując przy tym z leśniczymi,
często jednocześnie myśliwymi, zwodniczo osłaniają zabójczą istotę polowania treściami
pseudoekologicznymi. Trend jest wszakże wyraźny, jednoznaczny i napawający
14
optymizmem. Coraz mniejsza liczba ludzi młodych chciałoby mieć jakiekolwiek związki z
procederem niekoniecznego już zabijania wolnych zwierząt.
Uzasadnienia religijne
W uzasadnieniach niektórych myśliwych uprawianie łowiectwa ukazywane bywa jako
szczególna religia. Świadomie zastępują oni pseudoracjonalne świeckie uzasadnienia
polowania uzasadnieniami wiary.. Łudząc się jakby religijną wiarą, zabijają w celu
polowania, a polują w celu zabijania. Jak to wyraził Eric K. Fritzell, amerykański profesor
rybołówstwa, fauny i flory Oregon State University „uczestnictwo w polowaniu jest dla mnie
formą ekologicznego nabożeństwa” (www.ool.com/widlife-forever/symposium/fritzell.html).
Z kolei James A. Swan, amerykański zwolennik polowania, wyznał że zabijanie wolnych
zwierząt doprowadza go do „szczytowych doświadczeń... może być drogą do uduchowienia
nie obciążonego winą”, porównywalną z instytucjonalna religią (In Defense of Hunting, New
York 1995, s. 35 i n.).
Natomiast myśliwi chrześcijanie starają się uzasadniać proceder polowania
dominującą pozycją człowieka wśród istot żywych. Powołują się przy tym na biblijną Księgę
Rodzaju. Księga ta stwierdza: „Władajcie rybami morza i ptactwem nieba i wszelkim
zwierzęciem, ruszającym się na ziemi”. Myśliwi jednostronnie, stronniczo i interesownie
utożsamiają owo władanie jedynie z zabijaniem jako niesprzeczne z ich poczynaniami.
Odmiennie rozumiał wymowę przytoczonych słów Biblii św. Franciszek i jego zwolennicy.
Sprzeciwiali się zabijaniu wolnych zwierząt. W odróżnieniu od judaizmu, chrześcijaństwa i
islamu, inne wielkie religie świata jak hinduizm, buddyzm i konfucjanizm, skłaniają
człowieka do harmonijnego współżycia ze zwierzętami. Uznają to za ważny warunek
przetrwania gatunku ludzkiego i przyrody. Piętnują wyniszczający, eksploatatorski stosunek
ludzi Zachodu do przyrody. Są szczerymi rzecznikami założeń ekologizmu.
Uzasadnienia biologiczne
Uzasadnienia biologiczne polowania podkreślają, że posiadanie testosteronu, jako
męskiego hormonu płciowego, skłania część mężczyzn do walki, zabijania, myślistwa.
Biologowie wprawdzie przyznają, że testosteron spełnia wiele żywotnych funkcji, ale nie
wspominają przy tym ani słowem o konieczności uprawiania myślistwa. Najbliższą
uprawianiu myślistwa funkcją testosteronu mogłoby być kształtowanie męskiej
emocjonalności dominującej nad jej racjonalnością. Występuje to w odniesieniu do
niektórych mężczyzn, gdy testosteron wpływa na przerost takich ich cech jak zdecydowanie,
brawura, niezależność, ryzykanctwo, wybuchowość i agresywność. Pewne z tych cech mogą
się odnosić do typowych myśliwych. Ze studiów Ericha Fromma nad agresywnością, wynika
że motywy myśliwych są odmienne od motywów przestępców i bardziej pokojowe niż
motywy zbrodniarzy wojennych. Współcześnie nie charakteryzuje już ich zapewne brawura i
ryzykanctwo lecz raczej tchórzostwo i zadufanie w konfrontacjach ze zwierzętami, na które
polują.
Pogląd, że tylko obdarzeni testosteronem „prawdziwi mężczyźni” są zdolni do
zabijania podczas polowania osłabia uprawianie tego procederu przez niektóre kobiety.
Doświadczenia praktykujących lekarzy wykazały, że testosteron podawany kobietom
ciężarnym może wywoływać w ich żeńskich płodach objawy maskulinizacji. Jednakże, gdy
ideologia maskulinizmu nie odcina się wyraźnie od myślistwa, to większość nurtów ideologii
feminizmu czyni to otwarcie, jasno i zdecydowanie. Nurty te należą do najsilniejszych
ugrupowań ruchów antymyśliwskich w świecie.
15
Uzasadnienia psychologiczne
W pretensjonalnie wzniosłych psychologicznych uzasadnieniach myśliwych,
polowanie objawia się jako sens ich życia, poezja doświadczenia, szczególna religia, forma
świętowania. Powodując silne przeżycia polowanie miałoby wynosić myśliwych ponad
rutynę codzienności. Według jednak naukowych ustaleń psychologów, owa jakoby
wzniosłość to nic innego jak tylko trywialna dewiacja psychiczna, chorobliwe uzależnienie,
nałóg wymagający leczenia odwykowego. Ludzie zniewoleni nałogiem poddani są bezwolnie
dyktatowi przedmiotu pożądania: alkoholik – alkoholu, narkoman – narkotyków, seksoholik –
seksu a myśliwy – zabijania wolnych zwierząt. Życie staje się dla nich bezwartościowe gdy
nie ulegają uzależnieniu, bez względu na poważne tego szkody – osobiste i społeczne,
rozsądkowe i emocjonalne, małżeńskie i rodzicielskie, rodzinne i zawodowe.
Dla myśliwego polowanie staje się głównym motywem i regulatorem jego
psychopatycznych emocji, wyzbytych trzeźwego rozsądku. Doznaje on przyjemnej, radosnej
i odprężającej ulgi gdy zabija, popada w smutek, rozpacz i złość gdy nie zabija. Z powodu
uzależnienia zatraca zdolność do zdrowych ocen i wrażliwość na okrucieństwo
niekoniecznego zabijania. Zniewalający przymus nałogu zabijania domaga się coraz częstszej
powtarzalności polowania. Uzależnienie od zabijania wspomagane bywa alkoholem i seksem,
wszak wszystko to w zdegenerowanej psychice myśliwego wzajemnie się wspiera. Nałogowy
myśliwy to jednowymiarowa człowieczość bez wielowymiarowych cech człowieczeństwa.
Uzasadnienia rozrywką
Myśliwi polujący dla rozrywki zwykle opływają w dobrobycie. Zabijają wolne
zwierzęta, ponieważ wybrali sobie takie kosztowne hobby. Często i chętnie licytują się swoim
bogactwem we własnym gronie: najdroższymi kalibrami śmiercionośnej broni,
najnowocześniejszym jej wyposażeniem optycznym, podstępnymi wabikami węchowymi i
głosowymi, wszędobylskimi samochodami terenowymi czy też bardzo kosztownymi
polowaniami „typu safari” i w fermach hodowlanych. Wobec uboższej części „braci
myśliwskiej” z trudem ukrywają pogardę. W społeczeństwie uważają się bezzasadnie za elitę,
wbrew sprzeciwom większości ludzi, szczególnie zaś ruchów antymyśliwskich,
ekologicznych, wegetariańskich, wegańskich i antyfutrzarskich. Poprzez polowanie zmierzają
do bezpośredniego, aktywnego i rozrywkowego kontaktu z przyrodą, którą rzekomo miłują.
Forma rozrywki, polegająca w ostatecznym rozrachunku na niekoniecznym zabijaniu,
nie może nie razić ludzi rozsądnych i obdarzonych ciepłymi uczuciami. Pytają, dlaczego
myśliwi nie są w stanie zastąpić swojej zabójczej rozrywki tak zwanymi bezkrwawymi
łowami – fotografowaniem, filmowaniem i obserwowaniem życia wolnych zwierząt. Dla
ludzi rozsądnych i wrażliwych niekonieczne zabijanie nie kojarzy się z rozrywką lecz z
mordowaniem, rzeźnictwem i grzebaniem pragnących życia wolnych zwierząt. Jak zauważył
Herbert Kalchreuter, polujący dla rozrywki najczęściej nie posiadają dostatecznych
kwalifikacji łowieckich: ranią zwierzęta, nie dochodzą postrzałków, porzucają swoje ofiary
bez ich podejmowania (Rzecz o myślistwie. Za i przeciw, Warszawa 1983, s.59 i n.). W
sofistycznych uzasadnieniach polowania dla rozrywki, myśliwy poluje nie w celu zabijania
lecz zabija w celu polowania. (Tak np. Jose Ortega y Gasset, Meditations on Hunting, New
York 1985, s. 96 i n.). Stephen King wykpił polowanie dla przyjemności w następujących
słowach: “Zabijanie dla przyjemności jest jak pieprzenie dla cnoty”.
16
Uzasadnienia sportem
Część myśliwych traktujących polowanie jako rozrywkę upatruje w tym cechy sportu.
„Myślistwo to sport wymagający – napisał autor ukrywający się pod nazwą mianiaogg –
zarówno pod kątem wytrzymałości fizycznej jak i zasobności portfela. Akcesoria myśliwskie
nie należą do najtańszych, a polowanie z ambony w mroźny zimowy poranek potrafi
zniechęcić nawet wytrawnego myśliwego. Z drugiej strony satysfakcja po ustrzeleniu pięknej
zwierzyny nie ma sobie równych”. (http://archiwum.info/myslistwo-jako-hobby). Trzeba
jednak zauważyć, że traktowanie polowania jako obszaru rywalizacji o indywidualny sukces
w sprawnym zabijaniu jak największej liczby bezbronnych i niewinnych zwierząt zupełnie
pozbawione jest ambicji bliskich sportowi.
Ze sportem nie ma nic wspólnego zabijanie zwierząt dla jakichkolwiek celów –
zdobywania mięsa, skór czy też trofeów. W sporcie obowiązują normy wymierne,
rygorystyczne, otwarte, kontrolowalne i pozytywnie oceniane. W myślistwie zaś wręcz
przeciwnie. Zarówno wprawdzie sport jak i polowanie łączą się z ryzykiem sukcesu albo
niepowodzenia, ale w sporcie sukces nie polega na konieczności zabijania konkurentów.
Stopniowa utrata użytkowego znaczenia myślistwa mogła mieć wpływ na kształtowanie się
takich konkurencji sportowych jak na przykład rzut oszczepem, łucznictwo czy strzelectwo.
Dla ludzi nie zniewolonych nałogiem zabijania mogłaby nawet w zupełności wystarczać. Z
pewnością polowanie nie jest w stanie poprawiać sprawności fizycznej w takim stopniu jak
uprawianie sportu. Współcześnie polowanie może się kojarzyć ze sportem jedynie już tylko
myśliwym, jako ludziom z wypaczoną osobowością.
Uzasadnienia wspólnotowością
Zadziwiać muszą wyznania myśliwych, że jedynie polowanie stwarza im właściwe
warunki dla grupowego współżycia i doświadczania wspólnotowych przeżyć. W świetle
krytyki myślistwa owo współżycie i doświadczenie przypomina bardziej mafie niż
organizacje godne aprobaty. Polowanie to w rzeczywistości wypróbowana forma ucieczki od
naturalnych i pozytywnie ocenianych wspólnot, jak małżeństwo, rodzina, sąsiedzi,
współpracownicy czy też wyznawcy określonej religii. Ucieczkowy charakter polowania
potwierdzają żony myśliwych i ich dzieci, rodziny, sąsiedzi, współpracownicy i
współwyznawcy, osoby świeckie i duchowni nieskażeni procederem łowiectwa. Wspólnoty
myśliwych to jakby mafijne grupy osobników pragnących niekoniecznego zabijania wolnych
zwierząt, pijackiego biesiadowania, seksualnego rozpasania, tworzenia korupcyjnych klik
wpływów i koterii władzy na różnych ich szczeblach. Takie niby wspólnoty kształtują w ich
uczestnikach butę i pychę, poczucie mocy i bezkarności, skłonność do szantażowania innych
posiadaniem broni i władzy.
Myśliwi motywowani jaskrawo egoistycznymi celami, usiłują pozorować swoje
zabójcze działania dla wspólnot pozamyśliwskich jak zwłaszcza dla leśników i rolników.
Rzetelne dane statystyczne dowodzą, że straty w uprawach leśnych i rolnych powodowane
przez wolne zwierzęta są stosunkowo małe. Zabójcza interwencja myśliwych w naturalne
układy przyrody jest więc zbyteczna, a nawet szkodliwa. Myśliwy okazał się najgroźniejszym
drapieżnikiem wśród wszystkich drapieżników. Wyniszczył i wyniszcza zwierzęta drapieżne
jako jego konkurentów. Spowodował zagładę wielu gatunków wolnych zwierząt. Uśmiercenie
bądź drastyczna redukcja liczby wolnych zwierząt to apokalipsa dla środowiska naturalnego.
Zamiast tego myśliwy „powinien dokładniej poznać potrzeby życiowe swoich
współmieszkańców Ziemi i w odpowiedniej mierze je uwzględniać” (Kalchreuter, dz. cyt., s.
211).
17
Pseudouzasadnienia polowania
Nawet ogólne przedstawienie uzasadnień polowania przez ideologię myśliwską
wystarcza dla wykazania, że opiera się ona na pseudoargumentach. Wyraża interesy
myśliwych, zwykle sprzeczne z interesami ogólnospołecznymi. Ujawnianie konfliktów
polowania z innymi wartościami mobilizuje mafie myśliwskie do mnożenia kruchych jego
uzasadnień. Zabójcze polowania ograniczają i zakłócają niemyśliwym dostęp do oglądania
żywych zwierząt, nie zastraszonych, nie uciekających w wielkim popłochu na widok
człowieka. Taki dostęp powinien zyskać rangę praw człowieka. Byłoby to realne po
zapewnieniu właściwej ochrony wolnym zwierzętom. Myśliwi powinni być pozbawieni
prawa do polowania. Godzi ono bowiem w najwyższą prewartość i prenormę jaką jest
ochrona wszelkiego życia. Coraz bardziej dojrzewa konieczność wywlekania myśliwych z
padołu człowieczości i kierowania ich ku poziomom człowieczeństwa.
MYŚLIWY A CZASY
Jeśli o mnie chodzi, nigdy nie mogłem
patrzeć bez gniewu, jak prześladuje się
i zabija niewinne i bezbronne zwierzę,
które nie wyrządza nam żadnej krzywdy.
Michael de Montaigne
Od łowcy do myśliwego
Myśliwy albo łowca, jako osoba polując uśmiercająca wolne zwierzęta w celach
zdobycia mięsa, skór i trofeów myśliwskich, ulegał w dziejach poważnym przeobrażeniom.
Okoliczności czasu i miejsc, w których polował wywierały i nadal wywierają przemożne
wpływy na charakter jego aktywności i jej oceny. Świadczą o tym chociażby dwie różne jego
nazwy, specjalizacje, pomocnicy, odróżnianie od kłusownika, wyobrażenia o sobie i oceny
społeczne przez ludzi nie zajmujących się łowiectwem. Wraz z upływem czasu zmienia się
świadomość społeczna. Mimo okresów zastoju, a nawet wstecznictwa, w ostatecznym
rozrachunku rozum przeważa nad głupotą a rozsądek nad emocjami. Zniesiono niewolnictwo,
porzucono krucjaty, ośmieszono czarownictwo, zrezygnowano z palenia na stosach
heretyków, zrównano w prawach ludzi - różnych ras, dwojakiej płci i setek religii. W
większości krajów świata zrezygnowano już z wykonywania kary śmierci. Przeciwnicy
polowań, uznając je w czasach współczesnych za proceder niegodny ludzi racjonalnych i
wrażliwych, oczekują na kres łowiectwa w przyszłości.
Zmieniał się sens nadawany wyrazowi „myśliwy” przez czasownik „myśleć”. Aż do
niemal czasów współczesnych przymiotnik „myśliwy” miał ten sam sens co przymiotnik
„myślący”, czyli skłonny i zdolny do rozmyślań, rozmyślający, skupiony, uważny. Miał więc
sens czynnościowy. Później ten sens przeobraził się w sens rzeczownikowy – tego, kto poluje
na wolne zwierzęta, łowi je, czyli łowca. Obecnie łowiectwo interpretowane bywa jako
zajęcie myśliwego. Natomiast osobę skłonną i zdolną do rozmyślań określa się już od tego
czasu mianem myśliciela, filozofa, teoretyka bądź uczonego. To prawda, że w czasach
niedoskonałej broni i braku jej dodatkowego wyposażenia, jakaś zdolność polującego do
myślenia była warunkiem pomyślnych łowów. Przed rozpoczęciem łowów należało obmyśleć
ich przebieg aby agresywnym, ludzkim rozumem, posługującym się śmiercionośnymi
narzędziami, móc przechytrzyć obronne instynkty zwierząt uznawanych za łowne. Człowiek,
chociaż nie jest jedynym łowcą wśród istot żywych, pozostaje wśród nich łowcą
najgroźniejszym, ponieważ potrafi myśleć. Dzięki myśleniu i narzędziom zawsze ma
18
przewagę nad instynktami zwierząt. Od czasu wynalezienia broni łowieckiej - łuku, kuszy,
strzelby – nazywano go niejednoznacznym określeniem „strzelec”. Nie każdy bowiem
strzelec bywa łowcą w sensie myśliwego, tak jak nie każdy łowca czy myśliwy bywa
strzelcem. Historycznie myśliwy to strzelec zajmujący się łowiectwem aby podczas polowań
uzyskiwać mięso, skóry, kości, poroża i inne trofea.
Do czasu nasilającej się krytyki polowań na wolne zwierzęta pojęcie „myśliwy” było
więc synonimem pojęcia „łowca”, tak jak pojęcie „myślistwo” pojęcia „łowiectwo”. Pod
wpływem tej krytyki, w obecnych interpretacjach i regulacjach, myślistwo uznawane jest za
składnik łowiectwa obejmującego wszystkie zagadnienia związane z polowaniem. W
ideologii i propagandzie łowiectwo objaśniane jest jako pojęcie szersze niż myślistwo. Ma
ono polegać na gospodarowaniu zwierzętami łownymi poprzez ich ochronę, hodowlę i
zabijanie, w zwodniczej gwarze łowieckiej łagodzone wyrazem „pozyskiwanie”. Powinno
być zgodne z etyką łowiecką i prawem łowieckim.
Obecnie osoby uśmiercające wolne zwierzęta podczas polowania nie mienią się
otwarcie i jednoznacznie zabójcami. Twierdzą, że „strzelają”. Tym samym sugerują fałszywie
jak gdyby brak zamiaru zabijania. Wprawdzie nie każdy ich strzał jest śmiercionośny, ale ci
którzy często chybiają celu, jakim są wolne zwierzęta, narażają się na ośmieszenie przez
„brać myśliwską” epitetem „pudlarz”. Współcześnie wszyscy chyba dostrzegają, że doskonała
broń i wyposażenie, którymi myśliwi dysponują podczas polowania nie wymaga już jakichś
szczególnych zdolności do myślenia. Z tego względu, bardziej niż zdolnością do myślenia,
myśliwi przechwalają się pseudowiedzą ekologiczną i hodowlaną dotyczącą gatunków
zwierząt łownych, łowisk, broni i amunicji myśliwskiej, strzelectwa i psów myśliwskich.
Natomiast niechętnie opowiadają o regułach samego polowania jako o tropieniu, ściganiu,
zabijaniu bądź dobijaniu ich ofiar. Na owe, tak rozległe, deklarowane zakresy aktywności
osób polujących, zbyt wąska jest, także w ich przekonaniu, nazwa „łowca”. Krzewiona
ideologia i propaganda tych niby nadludzi usiłuje więc zwodzić społeczeństwa, że są oni po
części ekologami i hodowcami, leśnikami i łowcami, strzelcami i kynologami, rzekomo
dobroczyńcami a nie jawnymi złoczyńcami. Przemilcza zatem najważniejszy zapewne fakt,
że niezmiennie myśliwi pozostają przede wszystkim zabójcami, katami, rzeźnikami i
grabarzami wolnych zwierząt.
Wiadomo, że poziom wiedzy osób polujących, którą przesadnie się przechwalają,
bywa zwykle bardzo mizerny. Formalne wymagania prawne stawiane kandydatom na tak
zwanych myśliwych, w praktyce są często lekceważone i zaniżane. Jak przyznają to sami
łowcy, niektórzy członkowie „braci łowieckiej” nie odróżniają na przykład sarny od jelenia,
ponieważ wydaje im się, że jeleń to samiec, a sarna to samica. Nie wszyscy także, tak zwani
myśliwi, potrafią rozpoznawać właściwe gatunki zwierząt łownych, na przykład dzikich gęsi
czy kaczek. Dużego, karygodnego rozgłosu nabrały w Polsce przypadki zabicia przez
myśliwego wytresowanego osiołka zamiast psa, czy też chronionego żubra zamiast dzika.
Ofiarami „strzelaczy” z nijaką wiedzą o normatywnych uwarunkowaniach polowania, padają
ptaki, zwierzęta i ludzie – myśliwi, naganiacze, inne osoby oraz zwierzęta niełowne. Oto
jeden z myśliwych ugodził w Polsce śmiercionośnym strzałem własną żonę, w której
rozpoznał dzika. Myśliwi zbyt szybko i zwykle bezmyślnie strzelają do niemal wszystkiego
co się porusza. Nader trafne jest przeto polskie porzekadło, które mówi o ich bezmyślności:
„Myśliwy nie myśli lecz strzela”. W naturze tego osobnika nie myślenie lecz zabójczy
instynkt troglodyty nie koniecznego już zabijania wolnych zwierząt bywa najsilniejszy.
Osiąga on radosne, ale psychopatyczne, samospełnienie gdy bezbłędnie trafi w serce
pragnącej życia ofiary.
19
Od sensu do bezsensu
Opisy i oceny sensu polowania zależą od okoliczności czasu i miejsca, w których
przebiega. Nie kwestionowano zasadniczo tego sensu wtedy i tam, kiedy i gdzie było ono
głównym sposobem zdobywania pożywienia i skór przydatnych ludziom. Jako takie, należało
do odwiecznych tego sposobów. Jedni badacze przeszłości gatunku ludzkiego twierdzą, że
było sposobem najstarszym, inni natomiast, głównie archeolodzy, utrzymują iż wcześniejsze
było zbieractwo. W miarę rozwoju rolnictwa, hodowli zwierząt domowych i pasterstwa,
myślistwo stopniowo traciło znaczenie głównego źródła żywności i także, chociaż wolniej, w
mniejszym stopniu, skór użytkowych. Pozostając źródłem dodatkowym, zaczęło się
przeobrażać w formę rozrywki dla ludzi z kręgów władzy i bogactwa. W czasach
średniowiecza europejskie rycerstwo i szlachta traktowały łowiectwo jako formę
rozrywkowego przygotowywania do rzemiosła wojskowego. Spośród myśliwych
rekrutowano wojowników wyspecjalizowanych jednostek wojskowych - łuczników,
strzelców czy też jegrów. Rozwój gospodarki spowodował zarówno pomnożenie zasobów
żywności jak i zastępowanie skór zwierzęcych tworzywami sztucznymi. Tym samym osłabił
użytkowe znaczenie myślistwa. Poprzez wytwarzanie doskonałej broni myśliwskiej i
dodatkowego jej wyposażenia ugodził również w samą istotę polowania. Nie pozostawiają
one zwierzęciu łownemu niemal żadnych szans przeżycia w jego konfrontacji z uzbrojonym
myśliwym. Szansa taka zawsze i wszędzie pojmowana była, i taką pozostaje, jako właśnie
istota pojęcia uczciwego (fair) polowania.
W czasach współczesnych przekonywujące uzasadnienia myślistwa zachowały
aktualność tylko na marginesach świata. Przetrwały jedynie w regionach najuboższych, z
niedostatkami żywności i użytkową przydatnością skór zwierząt łownych. Dotyczy to
Eskimosów i plemion pierwotnych żyjących jeszcze w Afryce, Ameryce Południowej oraz na
niektórych wyspach rozproszonych po oceanach. Natomiast krzewienie w tych regionach
turystyki łowieckiej dla bogaczy z krajów wysoko rozwiniętych z wielu różnych względów
spotyka się z ocenami krytycznymi. Bogaci myśliwi z krajów rozwiniętych ulegają żądzy
trofeów egzotycznych gatunków zwierząt. Narażając się na krytykę w ich krajach swobodnie,
z przepychem i uznaniem uprawiają wielkie łowy w krajach ubogich. Mnożą przy tym
irracjonalne i błahe argumenty. Oto, na przykład, starają się przywrócić właściwy odwieczny
sens polowania. W tym celu nowoczesną i doskonałą broń myśliwską z morderczym
wyrachowaniem zastępują przestarzałą i mniej doskonałą bronią jak zwłaszcza łuki i kusze.
Takie okrutne nawiązywanie do przeszłości myślistwa uznają za przejaw kontynuacji tradycji
łowieckich. Nie byłoby więc wielkim zaskoczeniem gdyby powrócili także do polowania przy
pomocy maczug i oszczepów. Jako okrutni i bezwzględni, myśliwi lekceważą wymagania
nowych czasów. W ocenach społecznych pozostają niezmiennie ludźmi pazernymi i
agresywnymi, chytrymi i chciwymi, uległymi atawizmom otępiałymi troglodytami. Z
wyrachowaniem lekceważą wymagania dominującego już we współczesności humanitaryzmu
i ekologizmu.
Od zaślepienia do refleksji
Według amerykańskiego podręcznika dla myśliwych (California Hunter Education
Manual, California Department of Fish and Game, Sacramento 1995) ponadczasowy niejako
charakter mają stadia przeobrażeń typowego myśliwego. Jakkolwiek nietrudno podważać ten
pogląd, należy on do samego rdzenia ideologii myślistwa, podtrzymującej jego sens bez
względu na różne okoliczności czasów. Otóż, w świetle owego poglądu, typowy myśliwy
miałby zmieniać się w miarę upływu lat jego wieku. Miałoby tak być mimo, że w każdym z
20
pięciu stadiów, poprzez które jakby przechodzi, kierowany jest tym samym głównym
motywem udanego polowania (succesful hunting).
W pierwszym stadium największą wartość ma dla niego duża liczba oddanych
strzałów, bez względu na ich celność, do ptaków czy też innych zwierząt, jakoś tam
użytecznych czy nawet zupełnie bezużytecznych (shooter stage). Taki strzelec bez
opamiętania bywa groźnym bo nieprzewidywalnym osobnikiem zarówno dla towarzyszącej
mu „braci myśliwskiej” jak i jego codziennego otoczenia zewnętrznego. Spośród tego rodzaju
zagorzałych strzelców wywodzi się część sprawców wielu groźnych i głośnych w świecie
masakr przypadkowych ludzi w amerykańskich miejscach publicznych. W drugim stadium,
typowy myśliwy jest zadowolony z siebie, gdy osiągnie założoną normę jako określony limit
liczby i gatunków zastrzelonych ptaków i zwierząt (limiting out stage). W trzecim stadium
taki myśliwy skupia swoją uwagę na selektywnym pozyskaniu wymarzonego trofeum
łowieckiego (trophy stage). W czwartym stadium, wyposażony we wszelaki znakomity sprzęt
myśliwski, zmierza do doskonalenia metod polowania (method stage). Wreszcie, w stadium
piątym, po wielu latach myśliwskich doświadczeń, łagodnieje. Zaczyna dostrzegać piękno
natury, wśród której uprawia swoją zabójczą grę. Nie zawsze zabija, mimo takich możliwości.
Niekiedy zupełnie porzuca myślistwo oceniając już je jako niecne (reflection stage).
Od człowieczości do zwierzości
Polowanie bywa pojmowane bardzo szeroko. Niekiedy objaśnia się je jako
pozyskiwanie różnych organizmów wolnych, dzikich lub niebezpiecznych zwierząt przez
ludzi. Innym zaś razem jako zwierzęcą zdobycz zwierząt. Ludzie, czynią to z wyrachowania,
dla żywności, skór, trofeów, rozrywki i handlu. Natomiast kierowane instynktem zwierzęta,
zwane zwierzętami drapieżnymi, zabijają inne zwierzęta z konieczności własnego
przetrwania. Zabijanie zwierząt przez ludzi poddawane jest ocenom celowości, moralności i
prawości, w przeciwieństwie do oceny zabijania zwierząt przez inne zwierzęta. Drapieżne
zwierzęta, jak na przykład wilki, niekiedy potrafią powściągnąć swój instynkt zabijania.
Znane są przypadki karmienia i opieki przez wilczyce ludzkich niemowląt. Myśliwi, jako
najgroźniejsi drapieżnicy wśród wszystkich drapieżników, nie są w stanie osiągać takiego
poziomu bezinteresowności.
Z wielu względów stronę fizyczną zwierząt i ludzi określają trafnie odpowiednio
wyrazy zwierzość i człowieczość, zaś ich stronę psychiczną, także odpowiednio, wyrazy
zwierzęcość i człowieczeństwo. Jest to wielce upokarzające rozróżnienie dla myśliwych.
Dosadnie podkreśla bowiem, że nie osiągają oni w swoim człowieczym niedorozwoju
poziomu człowieczeństwa. Sytuują się na padole jakby zwierzości, niższym od poziomu
zwierzęcości. Do zwierząt nie odnosi się pojęcie kłusownika, jak wiadomo także nierzadko
myśliwego, jako osoby polującej wbrew prawu.
W szeroko pojmowanym pojęciu polowania mieszczą się także traperzy i wędkarze.
Odrębną w nim grupę tworzą tępiciele szkodników polujący na małe zwierzęta z dużych
odległości. Uprawiają tak zwany w języku angielskim verming jako połączenie elementów
sportu i łowiectwa. Verming jest dość rozpowszechniony w Stanach Zjednoczonych Ameryki.
Spotyka się tam z ostrą krytyką, ponieważ powoduje masowe, nie zawsze uzasadnione,
masakrowanie drobnych zwierząt. Strzelający na zbyt duże odległości zwolennicy vermingu
to na ogół zwykli popaprańcy tylko raniący zwierzęta. Narażają je w ten sposób na bolesne,
okrutne, mniej lub bardziej długotrwałe cierpienia, umieranie w męczarniach i później gnicie,
gdyż najczęściej nie są podejmowane.
21
Od zabijania do niezabijania
Do szlachetnych rodzajów polowania we współczesnym świecie zaliczane są coraz
bardziej jego imitacje. Należą do nich fotografowanie, filmowanie i obserwowanie dzikich
zwierząt bez zamiarów ich zabijania. W odczuciu typowych myśliwych nie jest to polowanie.
Dla nich bowiem nie ma polowania bez zabijania. W swych wewnętrznych dyskusjach
licytują się snajperskim uśmiercaniem, strzelbami, karabinami, łukami i kuszami. Jednak
jednych z nich martwi ich zbyt mała śmiercionośna energia łuków i kusz. Drugich zaś
wprawia w zakłopotanie nadmierna energia strzelb i karabinków osłabiająca sadystyczny sens
polowania. Myśliwi łakną dostępu do broni zarówno małokalibrowej jak i dużego kalibru.
Wielu z nich nie wystarcza broń długa. Cierpią z powodu braku legalności polowania przy
pomocy broni krótkiej - rewolwerów. Jeśli już ją posiadają, dobijają nią postrzelone ofiary i
wykorzystują w polowaniach na króliki. Niektórzy polscy myśliwi domagają się legalizacji
nawet wyrafinowanej w okrucieństwie broni lewarowej. Mimo, że dobre przyrządy optyczne
do broni myśliwskiej „kosztują majątek”, zachłanni na zdobycz myśliwi nie skąpią jednak na
nie wydatków. Chodzi bowiem o to „aby nic im nie zeszło z lufy”. Myśliwi krajów
europejskich wytykają myśliwym amerykańskim prymitywizm w polowaniach, polegający na
braku szczególnego posmaku pseudoarystokratycznej kultury. Twierdzą także, z pogardą, że
traper jako myśliwy z krajów Ameryki Północnej, polujący przy pomocy różnych pułapek
(traps) na zwierzęta futerkowe, nie różni się w zasadzie od kłusującego wnykarza.
Zanikły niemal zupełnie popularne w przeszłości wśród elit myśliwskich polowania
charciarzy z chartami a gończarzy z ogarami. Z powodu przetrzebienia wielu gatunków
ptaków i zwierząt łownych, myśliwi nie mogą już obecnie rozprawiać o swoich łowieckich
specjalizacjach jak na przykład wcześniej dropiarz, gęsiarz, głuszczarz, kaczkarz,
kuropatwiarz, lisiarz, wilczarz i tak dalej.
Od mięsiarzy do naturalistów
Dość aktualne, chociaż budzące wątpliwości, są klasyfikacje myśliwych ze względu
na deklarowany przez nich główny cel procederu polowania. Oto, w świetle badań
amerykańskiego profesora Stephena Kellerta z Uniwersytetu Yale, przeprowadzonych w
Stanach Zjednoczonych, tamtejsi myśliwi deklarują swoją przynależność do trzech grup.
Najliczniejszą, ponad czterdziestoprocentową grupę tworzą tak zwani mięsiarze, głównie
ludzie dość ubodzy i starsi wieśniacy, często jako doświadczeni rzeźnicy hodowlanych
zwierząt domowych (meet hunters). Niewiele mniejsza, prawie czterdziestoprocentowa ogółu
amerykańskich myśliwych, miałaby być grupa uprawiająca polowania dla rozrywki, w formie
udoskonalania swojego zabójczego celowania. To głównie władczy mieszkańcy miast, w
większości związani zawodowo z wojskiem albo innymi siłami paramilitarnymi. Nie
deklarują oni pogoni za dziczyzną, ani też umiłowania obcowania z przyrodą (recreational
hunters). Wreszcie, myśliwi zaliczający się do trzeciej grupy to na ogół ludzie dobrze
wykształceni i zamożni, polujący w celach głębszego poznawania tajników życia dzikich
zwierząt w ich środowisku naturalnym (nature hunters). (Szerzej por. Stephen Kellert,
Attitudes and Characteristics of Hunters and Antihunters, Transaction of the Forty-third
North American Wildlife and Natural Resources Conference 1978).
Zapewne bliższe prawdy jest przekonanie, że myśliwi należący wyłącznie do jednej ze
wspomnianych grup, tak w Stanach Zjednoczonych jak i poza granicami tego kraju są
nieliczni. Trudno byłoby chyba znaleźć myśliwego, który gardziłby zupełnie mięsożerstwem
upolowanej dziczyzny. Podobnie sceptycznie należałoby oceniać, jako rzekomo wyłączne,
inne motywy polowania. Z różnych względów, motywy uzewnętrzniane przez myśliwych w
ich wyjaśnieniach celowości polowania są mało prawdopodobne. Porzekadło – Łże jak
22
myśliwy – wynikło zapewne z dogłębnej znajomości cech tego typu osobnika. Typowy
myśliwy charakteryzuje się, z jednej strony, przesadą w opisywaniu swoich trofeów, kunsztu
strzeleckiego, zasług dla „braci łowieckiej”, przejawów rzekomej dobroczynności dla
środowiska, z drugiej zaś strony, ukrywaniem wszelakich oznak niecności tego, co czyni
podczas polowania. Wiadomo powszechnie, że w samochwalstwie, zakłamaniu, obłudzie i
hipokryzji myśliwym nie dorównuje nikt, nawet wędkarze czy grzybiarze.
Od solidarności do konfliktów
Ze względu na wzrastającą krytykę społeczną i rozwój ruchów antymyśliwskich,
myśliwi są bardzo drażliwi w sprawach procederu zabijania, który uprawiają. Wobec
społeczeństwa usiłują przedstawiać się jako solidarna i wzorcowa pod każdym względem
korporacja, z miłym dla niezorientowanego ucha określeniem „myśliwska”. Faktycznie
jednak, wewnątrz tej korporacji – w Polsce Polskiego Związku Łowieckiego i jego kół –
występują liczne konflikty. Poważne jest zróżnicowanie statusu społecznego myśliwych.
Rozbudowana jest ich hierarchia - z łowczymi, selekcjonerami, dewizowcami, zapraszanymi
bonzami i wreszcie szeregowymi członkami. Zaczynem sporów są wewnętrzne podziały
myśliwych na „prawdziwych”, rzekomo zawsze przestrzegających norm prawa łowieckiego i
etyki łowieckiej i naruszające je „czarne owce”. Sami jednak niektórzy myśliwi, na przykład
na forach internetowych, zaprzeczają aby w Polsce można było znaleźć „prawdziwych”
myśliwych. Oto, co stwierdził myśliwy podpisujący się na forum internetowym jako p.
szpakowski: „Spotkać ładnego byka graniczy z cudem a jak się jakiś jeszcze ostał to go zaraz
dewizowiec załatwi... myśliwi polscy to banda hipokrytów, znam to towarzystwo doskonale,
jeden na stu jest w porządku reszta to banda pijaków i kłusownicy jakich mało. Już dawno
zapomniano kim jest w lesie myśliwy. Prawdziwymi myśliwymi byli traperzy i Indianie”
(http://forum.bocian.org.pl...)
W przeszłości tak zwane wielkie polowania, trafniej byłoby powiedzieć wielkie rzezie
wolnych zwierząt, urządzane dla panujących i możnowładców, stanowiły ogromną
uciążliwość dla mieszkańców okolicznych wsi. Opisuje to hasło „Łowy” w dziele Zygmunta
Glogera Encyklopedia staropolska. „Cała ludność musiała dopomagać myśliwym, zwoływana
na obławę czyli »przełają«. Liczne były w tej mierze powinności... Każda wieś polska miała
obowiązek żywić psy, sokoły, podejmować łowców, albo opłacać »psiarskie«. Tak wszędzie
wspierani, przeciągali myśliwi królewscy, biskupi, magnaccy od »łowiska« do »łowiska« z
psami, z mnogim przyborem sieci, pęt, sideł, oszczepów, łuków, kusz, z narzędziami
zwanemi »kłodą«, »stępicą« itd.” (tom III, Warszawa 1978, s. 165).
Głównym prowadzącym wielkie łowy był łowczy. Jego polecenia wykonywali
wyspecjalizowani uczestnicy takich łowów – ptaśnik, sokolnik, bażantnik, osacznik,
dojeżdżacz, szczwacz, stanowniczy, sietniczy, kotłowy, psiarczyk, zwiernik i polownik.
Mianem strzelca określano każdego kto posiadał broń palną. Ludność plebejską obowiązywał
karny zakaz polowania na grubą zwierzynę. Do takiej oto tradycji wzdychają współcześnie
polscy myśliwi. Wyposażeni w doskonałą broń z dodatkowymi przyrządami nie potrzebują
już masowego zaplecza i licznych pomocników jak ich poprzednicy z przeszłości. Z łatwością
uśmiercają wolne zwierzęta z wież strzelniczych zwanych obłudnie ambonami. Podczas
polowań zbiorowych, masakrując wiele zwierząt, manifestują swoją śmiercionośną
solidarność.
Myśliwi uporczywie zwalczają kłusowników. Wyniszczają też do cna zwierzęta
drapieżne jako ich konkurentów. Za kłusowników uznają ludzi nielegalnie polujących na
wolne zwierzęta. Kłusownikom wytykają zadawanie zwierzętom wielkich cierpień przy
pomocy tresowanych psów, różnorodnych przemyślnych wnyków, pętli, łapek, sideł,
samołówek, samotrzasków i samopałów zakładanych na ich ścieżkach i w siedliskach.
23
„Najwięksi kłusownicy to sami myśliwi – stwierdza jednak jedna z myśliwych – A skąd o
tym wiem? Bo sama przez osiem lat byłam myśliwym” (Joe Monster, Kwiatki profesorskie...,
Vesper 2006, s. 251). W ostatecznym rozrachunku zarówno myśliwi jak i kłusownicy zabijają
zwierzęta. Najczęściej czynią to bez świadków, toteż nie sposób niepodważalnie stwierdzić,
którzy z nich bywają większymi okrutnikami. Jako zabójcy z wyboru jedni i drudzy nie mają
argumentów aby mienić się miłośnikami przyrody. Trudno byłoby dokładnie określić w
Polsce, podobnie jak w innych krajach, liczbę kłusowników i kłusujących myśliwych. Tylko
bardzo nieliczne przypadki kłusownictwa przenikają do tak zwanej opinii publicznej. Opinia
ta na ogół łagodniej ocenia ubogich kłusowników niż zamożnych myśliwych, zważając na ich
motywacje. „Kłusownik zabija dla chleba, myśliwy dla zabawy” – mówi jedno z porzekadeł.
Przesadną wyrozumiałość dla wszelakich kłusowników objawiają niestety polskie sądy.
Sprawy o kłusownictwo osądzają najczęściej jako działania „o niskiej szkodliwości”.
Pospiesznie je umarzają albo wymierzają tylko rażąco łagodne kary.
W czasach współczesnych nawet już sami myśliwi nie łączą więc procederu zabijania
podczas polowania z myśleniem, jak sugeruje ich nazwa. Chętniej już mieniliby się łowcami.
Także w opinii społecznej zdecydowanie dominuje przekonanie o bezrozumności i
niewrażliwości działania współczesnych myśliwych. W świetle tych opinii, polują ludzie
wyzbyci empatii i rozumności. To po części mordercy, kaci, rzeźnicy i grabarze z wyboru i
upodobania. To prymitywni atawiści, tkwiący w okowach przestarzałej tradycji, ślepi na inne
już wymagania czasów obecnych. To nałogowcy porażeni chorobą uzależnieniową, podobnie
jak – pijacy, narkomani, seksualni dewianci i im podobni. To neurotycy wyobcowani z
przyrody, niezdolni do harmonijnego z nią współżycia. To osobnicy o człowieczym
wyglądzie pozbawieni cech człowieczeństwa. To psychopaci bez ciepłych uczuć empatii.
Współcześnie łowiectwo, to już marginalna patologia. Nie ma ono nic wspólnego z
jakąkolwiek kulturą. Współcześnie łowiectwo, to barbarzyństwo a myśliwi to barbarzyńcy.
MYŚLISTWO A TRADYCJA
Człowiek może przywyknąć do wszystkiego,
nawet do zabijania.
Yann Martel
Różnorodność treści tradycji
W czasach obecnych myśliwi nie mają już racjonalnych uzasadnień polowania,
którego istota polega niemal zawsze na niekoniecznym zabijaniu umierających w panicznym
strachu i ogromnym stresie dzikich zwierząt. Wśród mętnych, słabych, nieprzekonywujących
uzasadnień barbarzyńskiego procederu myśliwskiego zabijania, którymi się oni nadal
nieudolnie osłaniają, odrębne miejsce przypisują zachowywaniu tradycji łowiectwa czy też
myślistwa. Każdy jednak rozsądny człowiek, nie zaślepiony emocjonalnym, patologicznym
pragnieniem niekoniecznego już w czasach współczesnych zabijania bezbronnych wolnych
zwierząt, bez najmniejszych nawet wątpliwości, nie może nie zauważać przebrzmiałego
znaczenia tej tradycji.
Aby to było jeszcze bardziej oczywiste, przypomnijmy sens przypisywany tradycji,
rozwinięty zwłaszcza w myśli i praktyce konserwatyzmu. Tradycję, w sensie zespołu wartości
darzących szacunkiem moralną jednostkę ludzką, rodzinę, religię, hierarchię społeczną,
własność prywatną i rodzime państwo, najbardziej pochwalają zachowawcze grupy
społeczne, przypisujące sobie, nierzadko bez dostatecznego uzasadnienia, cechy elity. W
24
konfrontacjach z tym, co nowe i dostosowane do czasów współczesnych, pewne treści
tradycji niekiedy rażą stęchłym anachronizmem. Zróżnicowany jest wewnętrznie sens
tradycji; w jednych jej wersjach usiłuje ona idealizować czasy zamierzchłe, w innych zaś
wyniosły arystokratyzm z niedoścignionymi jego wzorami angielskimi, a jeszcze w innych
jakiekolwiek inne wartości, byle były one rodzime. Wszystkie te treści, w różnym jednakże
zakresie i natężeniu, pobrzmiewają w wątłych, ze wszech miar, współczesnych
uzasadnieniach myślistwa. Mimo, że proceder polowania należy bardziej do przeszłości niż
teraźniejszości, nie zanika on jednak zupełnie, nawet w wysoko cywilizowanych krajach i
zróżnicowanych pod względem orientacji ideologicznych. Jest bowiem usilnie, kurczowo i
wszelkimi, najczęściej nieuczciwymi sposobami, podtrzymywany przez kręgi myśliwych
posiadających władzę i koterie różnych osobników ściśle z nimi powiązanych.
Opaczność tradycji myślistwa
Dla społeczeństw krajów cywilizowanych, myślistwo utraciło już funkcje użytkowe.
Cieszą się one dostatkiem żywności, nie potrzebują zwierzęcych skór na ubrania czy też i
innych, kiedyś wcześniej użytkowych, części wolnych zwierząt. Ludzie obdarzeni zdrowym
rozsądkiem przecierają oczy ze zdumienia, gdy słyszą, że myśliwi w zabijaniu dostrzegają
tradycyjny styl życia, przejaw ludzkiej natury, elementy sportu, realizację męskości czy też
jakieś niezapomniane, jakoby przyjemne widowisko. Dla ludzi wrażliwych i nie porażonych
patologią zabijania, myśliwskie zabójcze poczynania to jaskrawy, niepotrzebny przejaw
bezlitosnego barbarzyństwa, wyraz wyrachowanego okrucieństwa, przeżytek oczekujący na
zdecydowane odrzucenie.
Ludzie zdolni do empatii kojarzą myśliwski proceder zabijania z działaniami
mordercy, kata, rzeźnika i grabarza, czyli rzemiosłami, które określano ongiś jako
„niegodne”. Gdy jednak zawody kata, rzeźnika i grabarza są nadal niezbędne, bo uzasadnione
społeczną koniecznością, dobrowolny wybór tego rodzaju „niegodnych” czynności w ich
połączeniu przez myśliwego nabiera szczególnie obrzydliwie drastycznego wyrazu. Musi
budzić wstręt, odrazę, niepokój i strach. Obnaża cechy myśliwych, jako ludzi wyzbytych
przyjaznych, ciepłych uczuć w stosunku do szczególnie wrażliwych przecież istot żywych -
wolnych zwierząt. Dlatego też, w przeszłości właśnie myśliwym bez zawahań powierzano
role kata – egzekutora wyroków śmierci na ludziach. Myśliwi czasów współczesnych
zachowują w sobie ten śmiercionośny, ponury, gorzki, napawający odrazą sens zamierzchłej
już tradycji.
Ludzie roztropni dostrzegają zmienność znaczenia treści tradycji w miarę upływu
czasu. Odrzucają z niej to, co aktualnie już nie znajduje społecznego uzasadnienia. Takie
natomiast pojmowanie tradycji jest zupełnie obce zastygłej w przeszłości mentalności
myśliwych. Dla nich uśmiercanie istot żywych pozostaje wciąż jeszcze nienaruszalnym
składnikiem niehumanitarnej tradycji. Myśliwi nie chcą zauważać, że ludzie racjonalni
porzucili już wiele przejawów okrucieństwa należących ongiś do tradycji. Porzucili: ofiary ze
zwierząt dla bóstw, pokazowe walki ludzi z dzikimi zwierzętami, organizowanie walk
zwierząt, mordowanie zwierząt z powodu zabobonów i przesądów. Obecnie uzasadnione
sprzeciwy wywołuje wykorzystywanie zwierząt w eksperymentach naukowych, niektóre
formy ich tresury i posługiwanie się nimi w cyrkach. Obca myśliwskiej tradycji okrucieństwa
nowoczesność przenikana jest coraz bardziej racjami wrażliwego humanitaryzmu,
ekologizmu, praw zwierząt i zdrowej ludzkiej emocjonalności. Ludzie szanujący tylko dobre i
aktualne składniki tradycji, oczekują na zmianę naskórkowej człowieczości myśliwych na
cechy człowieczeństwa objawianego empatyczną duchowością.
Zniewolenie myśliwych przestarzałą tradycją zabijania wolnych zwierząt trwa nadal z
różnych powodów. Przeciwnicy procederu łowiectwa nie są jeszcze dostatecznie
25
zorganizowani w takim stopniu, jak broniący go myśliwi, wspierani przez część polujących
leśników i bezmyślnych mięsożerców dziczyzny. Myśliwi uszczuplają prawa człowieka
należne niemyśliwym. Wbrew prawu każdego człowieka – niemyśliwego do czerpania z
uroków kontaktów z wolnymi zwierzętami niezakłócanych zabójczą obecnością w przyrodzie
myśliwych. Są oni, niestety, monopolistami w dysponowaniu naturalnymi zasobami tych
zwierząt. Wyzbyci wrażliwości na cierpienia wolnych zwierząt, zubażają przyrodę poprzez
wyniszczanie kolejnych gatunków, zmniejszenie liczebności i obniżania ich jakości. Chełpią
się przy tym jak gdyby zniewoleniem przez opacznie pojmowaną przez nich tradycję.
Lekceważą odwieczny, trwały trend tradycji, polegający na coraz silniejszym, stopniowym
potępianiu procederu jakiegokolwiek niekoniecznego zabijania. Proceder ten osłaniają
oszukańczą, zwodniczą i archaiczną gwarą myśliwską. Oto, na przykład, okrutne zabijanie
nazywają niewinnym jakoby „pozyskiwaniem” a śmiercionośny „strzał” jakoby zawsze
uzasadnionym „odstrzałem”. Zabijanie oplątują dziwacznymi ceremoniałami, w rażący
sposób uwłaczającymi tradycji godnej podtrzymywania. Rażącym tego przykładem jest
chociażby upatrywanie w św. Hubercie patrona myśliwych. Był to bowiem człowiek, który
przecież porzucił myślistwo. Mógłby być jedynie patronem niemyśliwych.
Wypieranie złej tradycji
Polowanie, któremu już brak racjonalnych uzasadnień, podtrzymywane jest więc
kurczowo przez uległych niegodnej afektacji myśliwych opacznie pojmowaną tradycją.
Zanikająca akceptacja tej tradycji przez większość społeczeństw wzmaga ich emocjonalne
zacietrzewienie. Nieuchronna modernizacja świata wartości, jak to pokazują doświadczenia z
dziejów ludzkości dowodzi, że musi on ulegać detradycjonalizacji. Pretensjonalna i butna
rzekoma elitarność myśliwych obca jest duchowi współcześnie dominującego demokratyzmu.
Wyzbyte empatii traktowanie wolnych zwierząt przez myśliwych nabiera coraz bardziej sensu
zbiorowej traumy, obciążającej moralnie przede wszystkim cywilizację Zachodu.
Trauma ta, przede wszystkim przybrała już formę ruchu wyzwolenia zwierząt,
dostrzegającego i podkreślającego doznawanie przez nie cierpienia porównywalnego z
cierpieniem ludzkim. Uczestnicy tego ruchu, pod pewnymi racjonalnymi względami
przyznają wolnym zwierzętom prawo do zachowywania własnego życia, niemal na równi z
takim prawem gatunku ludzkiego. Odrzucają tym samym tradycyjne uzasadnienia
przedmiotowego i instrumentalnego traktowania zwierząt dla różnych niegodnych celów:
ofiarnictwa, łowiectwa, żarłoczności, zabawy, eksperymentów i innych wobec nich
oburzających nadużyć. Spontaniczne, jak i zorganizowane ludzkie odruchy współczucia
zwierzętom padającym ofiarą myśliwych, zastępowane są racjonalnie uzasadnionymi
programami prawnej ochrony ich życia w przyrodzie.
Przyznanie zwierzętom praw niemal analogicznych do praw człowieka, bynajmniej
nie obniża, nie degraduje pozycji człowieka wśród innych istot żywych. Wręcz przeciwnie –
podkreśla jego rozumność polegającą na nienadużywaniu swej przewagi nad zwierzętami. To
zdrowe, humanitarne, moralne i racjonalne objawy ludzkiego odrzucania gatunkowizmu i
antropocentryzmu. To objawy samoświadomości człowieka, że posiada on nie tylko
uprawnienia, ale i obowiązki wobec zwierząt. Polowanie, polegające na zabijaniu zwierząt,
nawet jeśli jest wciąż jeszcze niestety zgodne z prawem, zawsze charakteryzuje się jaskrawo
interesowną jednostronnością. Myśliwy czerpie w ostatecznym rozrachunku jedynie z
zabójczych uprawnień, nie bacząc na obowiązki poszanowania życia wolnych zwierząt.
Omamiony m.in. przestarzałą tradycją, egocentryzmem, chciwością bezkrytycznie ulega
archaicznemu procederowi polowania. Pytany o sens tego, co robi, zwykle reaguje tępą butą i
wyniosłą pychą, upatrując w tym atak na to, co zabójczo praktykuje. Należy jednak
myśliwych o to pytać bowiem pytanie takie staje się dla nich kłopotliwe. Wyrywa ich z
26
morderczego marazmu i zmusza do poszukiwania właściwej oceny tego, co nałogowo czynią.
Odbiera im sens oczywistości ich niecnych działań, osadzonych w mgławicach
niehumanitarnej tradycji. Komunikowanie się ludzi racjonalnych z nawiedzonymi
irracjonalnością myśliwymi jest jednak trudne, na ogół niemal niemożliwe. Mimo to jednak,
należy uporczywie nękać zniewolonych procederem polowania aby ich wydobywać z
grzęzawiska zeskorupiałej tradycji myślistwa.
Tradycja ideologią myślistwa
Nietrudno myśliwym, jako osobnikom zniewolonym tradycją, wytykać
niekonsekwencję także z powodu ich łapczywego podchwytywania tego, co wprawdzie nowe
ale im przydatne. Klasyczny tradycjonalizm bowiem, jako trwały składnik konserwatyzmu
podkreśla, że to, co nowe musi uchodzić za coś gorszego, niższego i spotykającego się z
pogardą. Myśliwi jednak, wbrew temu, są wprost porażeni gonitwą za nowościami w
środkach i sposobach uśmiercania wolnych zwierząt. Zabijają je przy pomocy coraz
doskonalszej broni, naładowanej coraz bardziej skutecznymi zabójczymi ładunkami,
opatrzonej coraz lepszymi przyrządami optycznymi przydatnymi za dnia i w nocy, godzącymi
w wabione podstępnie na nęciska ofiary wyrafinowanymi wabikami głosowymi i
zapachowymi. Wrażliwemu człowiekowi zwierzę zabijane podczas posiłku na nęcisku może
kojarzyć się z gościem przy zastawionym stole zaproszonym tylko po to, aby mógł go
uśmiercić gospodarz. Z owego poplątania tradycji z nowoczesnością w myśliwskim
procederze zabijania, nie należy jednak wysuwać wniosku, że bliższe archaicznej tradycji
zabijanie przy pomocy łuku lub kuszy jest czymś lepszym od zabijania nowoczesnymi
środkami. Jedno i drugie jest złem; różnią się tylko stopniowaniem wyrachowanego
okrucieństwa w zabijaniu.
Polowanie należy do najbardziej kontrowersyjnych reliktów tradycji. Z tego względu
potępia je jawnie, bądź we własnym wnętrzu, zdecydowana większość społeczeństw. Obecna
dominacja liberalizmu sprawia, że w procesach decyzyjnych należy przychylać się do głosów
większości. Gdyby bowiem pojawił się zatem projekt ustawodawczy delegalizujący
wstydliwy przeżytek jakim jest już myślistwo, jego los byłby zapewne niepewny, a być może
nawet przesądzony. Tymczasem jednak potrzebna jest rzetelna i uczciwa oświata na
wszystkich poziomach szkolnictwa i we wszystkich mediach, ukazująca myślistwo nie tylko z
perspektywy interesowności myśliwych, lecz również perspektyw ich, coraz liczniejszych,
przeciwników.
Badacze tradycji podkreślają, że często jest ona rezultatem procesu „wymyślania
tradycji”. W znacznym stopniu odnosi się to także do snobistycznego myślistwa, jako
składnika tradycji. Odnosi się zwłaszcza do nasilającej się coraz bardziej krytyki myślistwa,
wypierającej je ze zbiorowej świadomości. Zagrożeni tym myśliwi, kierowani poczuciem
zbiorowej tożsamości, na różne sposoby ubarwiają przeszłość myślistwa, aby jakoś usiłować
utrwalać jego sensowność w teraźniejszości. Napawają się przy tym żenująco prymitywną
ideologią myślistwa, w której treści tradycji mają jakoby stanowić niepodważalne jej
fundamenty. Zatrzymajmy się więc nieco przy tych „fundamentach” występujących na
różnych kontynentach i w różnych krajach.
Polska tradycja myślistwa
O polskiej tradycji myślistwa wspominaliśmy już w innych różnych kontekstach.
Osadzona w staropolskich obyczajach, rozwinęła się przy ogromnym współudziale rozpasanej
polskiej szlachty. Do myśliwskich procederów zabijania wolnych zwierząt zaprzęgła
sokolnictwo i kynologię. Ukształtowała oszukańczą gwarę łowiecką, mającą utrudniać
27
niemyśliwym poznawanie różnych przejawów zła niekoniecznego już obecnie procederu
polowania. Usiłuje chlubić się kuchnią myśliwską ze wstydliwym jej wielkim obżarstwem
padliną i notorycznym pijaństwem.
Do tradycji myśliwskiej zaliczana jest tzw. kultura łowiecka, coraz bardziej jednak
lekceważona nawet przez samych współczesnych myśliwych. Trzeba podkreślić, że jest to
bardzo pozytywny objaw, ponieważ kruszy fundamenty tradycji myśliwskiej. Owa, tzw.
kultura łowiecka w rzeczywistości, ograniczana jest już do minimum. Wyczerpuje się w
otrzymaniu uprawnień łowieckich, niekiedy odbytym stażu, zdaniu egzaminu, otrzymaniu
pozwolenia na odstrzały i łatwej akceptacji przez tępawe gremia „braci łowieckiej”. Niemal
zupełnie natomiast porzucane są już różne odwieczne składniki tej tradycji jak np. stare
rytuały łowieckie, pozorujące ongiś jakieś przejawy szacunku myśliwych dla swych ofiar jako
uśmiercanych wolnych zwierząt. W zubażanej coraz bardziej tradycji i tzw. kulturze
myśliwskiej pozostaje więc niezmiennie tylko chłodna, oziębła, nieludzka niewrażliwość na
zabijanie wolnych zwierząt.
Myśliwi polscy obłudnie pojękują, że polowania przynoszą im więcej strat niż
korzyści. Przeto zasadne jest pytanie, po co uprawiają ten coraz bardziej już potępiany
proceder skoro tak bardzo kosztowny. Wskazywaliśmy wcześniej na różne wymyślne tego
motywy. Rozciągają się one w rozległym ich spektrum, od prymitywnej, atawistycznej żądzy
zabijania, po brzmiące wzniośle, ale fałszywie, akty przyjemności obcowania z przyrodą
poprzez zabijanie. Dla części myśliwych, zwłaszcza tych pełnych kompleksów z powodów
niższego statusu społecznego, pewną prestiżową rolę odgrywa przynależność do mafii
myśliwskiej. Ów wydumany prestiż miałby wynikać z powiązania poprzez łowiectwo
wyższych warstw społecznych, w Polsce głównie z tradycją szlachecką. Polowania
szlacheckie, tym bardziej polowania królewskie, nadal są kultywowane przez współczesnych
myśliwych polskich, gdy chodzi o tradycję myśliwską. Patos nadzwyczajnych polowań
podtrzymywany jest w kręgach prominentów i plebejuszy ugrupowań prołowieckich. To one
cenią sobie dawne klimaty kulturowe, dzisiaj już tylko naskórkowe i wywołujące śmieszność.
Krajowe tradycje myślistwa
Zależnie od zróżnicowanych uwarunkowań lokalnych, w poszczególnych krajach
świata ukształtowały się pewne specyficzne dla nich tradycje łowieckie, opisywane obszernie
w specjalistycznych opracowaniach. Tutaj poprzestajemy jednakże tylko na dość
ogólnikowych wzmiankach, ukazujących jedynie niektóre ich odrębności od polskiej tradycji
łowieckiej. Na owo zróżnicowanie krajowych tradycji łowieckich duży wpływ mają, niekiedy
decydujący, żyjące w nich rodzaje gatunków zwierząt wolnych, uznawanych za łowne.
Odrębnie należałoby więc obszerniej omawiać tradycje łowieckie zwłaszcza Rosji, Mongolii,
Chin, Japonii czy też kształtującej się dopiero tradycji krajów afrykańskich głównie
uprawianymi tam polowaniami typu safari.
W Wielkiej Brytanii, aż do czasów współczesnych, utrzymywała się tradycja
polowania konnego. Polowano tam bez używania broni, na lisy przy pomocy psów, bez
żadnych nawet specjalnych kwalifikacji łowieckich. W gruncie rzeczy polowanie (hunting)
bez takich kwalifikacji oznaczało tam tylko polowanie na lisy. To, co w innych krajach
nazywane jest polowaniem (hunting), w Wielkiej Brytanii nazywane jest „strzelaniem”
(shooting) do ptaków albo „tropieniem” (stalking) zwierzyny płowej. Ze względu na
nieuzasadnione cierpienia lisów, koni i psów podczas owych tradycyjnych polowań na lisy,
zostały one zakazane prawem przez Hunting Act z lutego 2005 roku. To ważny wyłom w
tradycji myślistwa sygnalizujący oczekiwania na kolejne w niej wyłomy.
Rozwiniętą tradycją łowiecką chlubi się Nowa Zelandia i podobnie Australia, mimo że
ich cywilizacje kształtowały się znacznie później od cywilizacji krajów innych kontynentów.
28
Osiedlający się w Nowej Zelandii i Australii Europejczycy sprowadzili do nich wiele
nieżyjących tam wcześniej gatunków zwierząt łownych aby uczynić z polowania popularną
formę użytkową – konsumpcji, rekreacji, turystyki i sportu. Ze względu na znaczną obfitość
miejscowej zwierzyny łownej, prawo tych krajów dopuszcza polowania nawet w parkach
narodowych. W 1980 roku ustanowiono akt prawny o nazwie Recreational Hunting Areas,
zaś w 1987 roku The Conservation Act, umożliwiające polowania na terenach parków
narodowych objętych ochroną prawną. Dużą popularnością cieszy się turystyka łowiecka do
Nowej Zelandii, zwłaszcza polowań na antylopy, różne gatunki zwierzyny płowej, dziki i
bawoły himalajskie. W tradycji łowieckiej tego kraju przeważa użytkowe, oziębłe,
niehumanitarne, przedmiotowe traktowanie wolnych zwierząt. Traktowane są one podobnie
jak martwe towary, które można importować, pomnażać i handlować nimi zarówno w kraju
jak i poza jego granicami.
Na długo przed powstaniem Stanów Zjednoczonych Ameryki, na jej ziemiach
panowała kultura łowiecka Indian. Po powstaniu tego kraju, amerykańskie prawo federalne
ograniczyło możliwości polowań przez Indian na objęte ochroną orły i na Alasce na niektóre
gatunki ssaków. Polowania w Stanach Zjednoczonych uregulowane są głównie przez bardzo
zróżnicowane prawa poszczególnych stanów i nadto federalne prawo ochrony środowiska.
Wyłączone są tam spod ochrony prawnej gatunki zwierząt uznawane za szkodniki (vermin,
vermints). We wszystkich stanach wymagane jest aby myśliwi posiadali licencję łowiecką
(hunting license). Ze względu na treści regulacji prawnych obowiązuje tam kilka odrębnych
kategorii polowań, określanych ogólnym i wieloznacznym wyrazem game. Owe game w
szczególności to: big game (polowanie na zwierzynę grubą), small game (polowanie na
zwierzynę drobną), furbearers (polowanie na zwierzęta okryte futrem), predators (polowanie
na drapieżniki – górskie lwy, pantery, wilki, kojoty), upland game bird (polowanie na ptaki
żyjące na wyżynach), waterfowl (polowanie na ptaki wodne).
Polowanie na zwierzynę grubą uwarunkowane jest posiadaniem licencji łowieckiej i
limitowanego pozwolenia odstrzału (tag) na każdą jednostkę zwierzyny. Łowy w Stanach
Zjednoczonych nigdy nie były, bo nie mogłyby być, jakoś ściślej związane z kulturą klasową,
szlachecką, arystokratyczną czy też królewską jak w krajach europejskich. Większość
Amerykanów, oswojonych z brutalnością zabijania nie tylko zwierząt, lecz i ludzi, nadal bez
większych oporów aprobuje proceder polowania, ale liczba myśliwych zmniejsza się tam
dość szybko i regularnie. Amerykańskie prawne regulacje polowania mają swoje początki w
XIX wieku. Myśliwi amerykańscy chętnie mienią się konserwanistami, zachowawcami i
sportsmenami. Za swoje wzory uznają polującego prezydenta Teodora Roosevelta i
prołowiecki Boone Crockett Club. Lokalne amerykańskie kluby myśliwskie i organizacje
ogólnokrajowe myśliwych prowadzą edukację myśliwych. Oficjalnie deklarują też troskę o
racjonalne wykorzystywanie krajowego stanu zwierzyny łownej. Podobnie jak w Polsce,
wiele grup amerykańskich myśliwych uprawia prołowiecki lobbing we władzach federalnych
i stanowych. Swoje myśliwskie poczynania dość obłudnie osłaniają zasadą polowania
etycznie uczciwego (fair chase). Miałoby ono jakoby polegać na możliwości poszukiwania
jakiejś, rzekomo istniejącej, równowagi sił i szans z jednej strony myśliwego, z drugiej zaś
strony jego zwierzęcej ofiary, na którą on poluje. Wiadomo jednak powszechnie, że
współcześnie takiej równowagi już brak.
Zasada uczciwego polowania
Myśliwi tradycjonaliści wszystkich krajów z odrazą odnoszą się do imitacji polowań
w Internecie. Oceniają je jako absurdalne i sprzeczne z zasadą uczciwego polowania (fair
chase). Jak to wyraziła amerykańska National Rifle Association (NRA) „Siedzenie w fotelu
przed twoim komputerem, klikanie myszką, nie ma nic wspólnego z polowaniem”. Jeden z
29
amerykańskich klubów łowieckich skonkretyzował zasadę uczciwego polowania w
następujących zakazach: rezygnacji z polowania na bezradne i bezbronne zwierzęta przy
pomocy sideł, wnyków, w głębokim śniegu lub wodzie albo na lodzie; polowania z lądowych
albo pływających wehikułów zbrojnych; stosowania wszelakich lewarów bądź podnośników i
świateł nocą; używania środków uspokajających, usypiających albo trucizn; w zamkniętych
pomieszczeniach; z wszelakich ruchomych naziemnych, nawodnych i powietrznych
wehikułów; przy pomocy urządzeń elektronicznych lokalizujących zwierzynę i
naprowadzających na nią myśliwego. Z zakazami owymi, zasługującymi na aprobatę,
popadają jednak w sprzeczności polowania organizowane przez Indian w Teksasie na
hodowaną w specjalnych ranczach (ranchas) zwierzynę grubą. Przeznaczają ją na polowania
za bardzo wysokimi opłatami, sięgającymi kilku tysięcy dolarów. Są to jednak rzekome
„łowy”, podobnie jak afrykańskie safari. Wywołują większe oburzenie i bardziej surową
krytykę niż polowania na zwierzęta dzikie nie pochodzące z hodowli i nie osaczane na
niechybne uśmiercanie podczas safari.
ZABOBONY MYŚLIWSKIE
Łże jak myśliwy.
Każdy strzelec Waligóra.
przysłowie
Źródła zabobonów myśliwskich
Wiadomo powszechnie, że myśliwych charakteryzuje patologiczna skłonność do
łgarstwa, mającego ukazywać ich nadzwyczajne, ale nierzeczywiste sukcesy łowieckie.
Polskie powiedzenia „Łże jak myśliwy” i „Każdy strzelec chwaligóra” są w tym względzie aż
nadto jednoznaczne. Wysiłki Polskiego Związku Łowieckiego aby podtrzymywać tradycje
łowieckie, mimowolnie jednak obnażają ich przestarzałość, okrucieństwo i obłąkańczą
głupotę. Do największych skupisk owej głupoty należą zabobony myśliwskie, zebrane m.in.
we wznowionym wydaniu książki Juliana Ejsmonda Zabobony myśliwskie. Dla kształtowania
sobie pojęcia, czym były tak pochwalane przez myśliwych polskie tradycje łowieckie, warto
poświęcić nieco uwagi właśnie zabobonom myśliwskim.
Z wyrozumiałością przyjmujemy do dzisiaj konieczność polowania w odległej
przeszłości. Jak napisał Ejsmond „powodzenie w łowach dla pierwotnego człowieka było
wszystkim: od powodzenia owego, bowiem zależało zaspokojenie dojmującego głodu,
ochrona przed straszliwym zimnem, zdobycie materiału do broni. Myśl ludzka poczęła od
chwili swoich narodzin zagłębiać się w tajemnice powodzeń i niepowodzeń łowieckich, klęsk
i zwycięstw, triumfów i upadków, nadziei radosnych i bolesnych zwątpień. Stajemy u źródeł
magii łowieckiej – u źródeł myśliwskiego zabobonu, nieśmiertelnego jak samo
myślistwo”.(Cytuję fragmenty dostępne w Internecie).
Słowniki języka polskiego definiują zabobon, jako bezzasadny, błędny przesąd,
przypisujący komuś lub czemuś nadprzyrodzone właściwości. Gdy wiara myśliwych w
zabobony przetrwała niekiedy do czasów obecnych, to niemyśliwi – ludzie obdarzeni
zdrowym rozsądkiem, zwalczają zabobony i wyśmiewają wszelakie strzeleckie zabobony,
zwłaszcza obłąkańcze zabobony myśliwskie. Myśliwi, wierzący przesadnie w zabobony,
objawiają zabobonne zachowania i podtrzymują zabobonne zwyczaje. Zabobonne zachowania
i zwyczaje myśliwskie, według niegrzeszących i tutaj nadmiarem rozsądku myśliwych,
miałyby jakoby przesądzać o skutkach ich zabójczego procederu, jakim były kiedyś łowy,
a współcześnie jest polowanie. Przeto, podkreślił Ejsmond „Myśliwski przesąd, narodzony w
30
puszczy odwiecznej, z podszeptów drzew, z westchnień wiatru leśnego – żyje po dziś dzień w
myśliwskim sercu”.
Widmo łowieckich zabobonów
„Od onych czasów zamierzchłych przez całe dzieje ludzkości- opowiada Ejsmond –
snuje się widmo łowieckich zabobonów. Całą przyrodę zaludnia rój duchów, wil i brzegiń,
dziwożon i dzikich mężów. W dziecięctwie Słowiańszczyzny, zaczarowane łowy napełniają
puszcze zgiełkiem i wrzawą. Polują duchy leśne – duchy zmarłych wojowników – dawno
zaginionych łowców. Polują nocą przy księżycowej poświacie, a kto posłyszy gon psów i
głosy trąb łowieckich – ten zginie. Jeśli zaś żyć będzie – nigdy szczęścia nie zazna na łowach.
Po młakach i mszarach, po bagnach i błotnych borach złe duchy wodzą zbłąkanego łowcę.
Zwodnicze ogniki tańczą na przepastnych topielach – światełka złudne zapalają się tam, gdzie
grozi śmierć niechybna śmiałemu myśliwcowi. Tysiącem czarów i podstępów duchy puszczy
bronią dostępu do swojej dzikiej, dziewiczej krainy...”.
Na tle barwnego i sugestywnego opisu widma łowieckich zabobonów łatwiej
poznawać już ich obłąkańczość. „Broń myśliwska, oszczep, rohatyna, topór, sidło, dół i
pułapka – to oręż bez duszy, wyjaśnia Ejsmond – to półśrodek łowiecki, który nie osiągnie
powodzenia i nie da pewnej zdobyczy, o ile mu będzie brakowało niezbędnego dopełnienia
magicznej formułki lub zaklętego środka. Triumfujący zabobon podbija dusze myśliwskie i
poczyna wszechwładnie panować. Staje się bóstwem łowców, potężnem i groźnem, któremu
składają krwawe ofiary po szczęśliwych łowach”. Z widma łowieckich zabobonów wyrosła
gwara łowiecka, ponieważ nazywanie składników łowiectwa „imieniem właściwem”
wywołałoby fatalne skutki, natomiast wystarczy nazwać je inaczej „by w ten sposób
zniweczyć czar ukryty w brzmieniu jego imienia”.
Zastępowanie właściwych nazw wymyślnymi nazwami stanowi zarówno klucz do
źródeł podtrzymywanej do dzisiaj gwary łowieckiej jak i język obłąkańczych zabobonów
myśliwskich. Ejsmond podaje liczne tego przykłady. Oto, gdyby po zachodzie słońca
myśliwy nazwał szczura słowem „szczur”, wywołałoby to tragiczne skutki, toteż aby tego
uniknąć nazywa on szczura „paskudnikiem”. Z przysłowia „Nie wywołuj wilka z lasu” dla
myśliwego wynika nakaz nazywania wilka basiorem, lupurem, lupką, dzikim psem,
kobylarzem, zbójem, a wilczycę – waderą, aby w ten sposób osiągnąć „czarodziejską moc
ochronną przed tym straszliwym drapieżnikiem”. Aby jeszcze bardziej wzmocnić ową moc
ochronną myśliwy nazywa: oczy basiora – lampami, zęby – kęsami albo kłasicami, ogon –
wiechą lub polanem, głowę latarnią. Analogicznie, ale innymi nazwami, czyni to w
odniesieniu do innych gatunków wolnych zwierząt.
Nieskuteczność zabobonów myśliwskich
Według wspomnianego tutaj myśliwego Ejsmonda, zabobony myśliwskie okazywały
się nieskuteczne dla myśliwych, ale miały być, co całkowicie urojone, skuteczne w walce z
kłusownictwem i ochronie zwierzostanów. Powraca on jednak do głównego i prawdziwego
nurtu myśliwskiej zabobonności, gdy bajdurzy za innymi bajdarzami, że ongiś wielkie łowy
na grubego zwierza poprzedzano wróżbami. Z „wróżby kapłanów z jelit i zlotu ptaków, z
parskania łowieckich rumaków wnoszono o triumfach lub klęskach myśliwych, które były dla
śmiałych łowców równie bolesne jak klęski wojenne... Nie pomogła maczuga, oszczep ani
bystra strzała giętkiego łuku – gdy głos wyroczni przepowiadał niepowodzenie na łowach”.
Powodzenie lub niepowodzenie na łowach brano też za pomyślną lub niepomyślną wróżbę
zdarzeń politycznych, wojen, sojuszów i klęsk.
Zabobon ostrzegał myśliwego, aby uniknął grożącego mu niechybnie
niebezpieczeństwa na łowach. „Jeżeli koń się potknie – winien zawrócić z drogi!” Nie
31
ustrzegł się niebezpieczeństwa zabobonny Sieciech z orszaku na łowy władcy Bolesława
Wstydliwego. Gdy Sieciech zastawił się oszczepem przed atakiem potężnego żubra „zwierz,
srożony w gniewie, stratował go naprzód kopytami, potem zaś porwawszy na rogi, jak piłkę
podrzucał kilka razy, wreszcie stratowanego i na wpół umarłego wrzucił pomiędzy krzaki i
ciernie...”. Nie miał też szczęścia łowieckiego, co krzepi niemyśliwych, książę Bolesław
Wstydliwy, ponieważ z powodu swej wstydliwości nie poprzedzał polowania oglądaniem
żeńskiego kolanka o uznanym przez myśliwych zabobonnej mocy. Natomiast Paweł
Przemankowski, biskup krakowski sekretarz albo kanclerz królewski, trawiąc czas „na
sprośnym wszeteczeństwie i na myślistwie” niewątpliwie obejrzał niejedno kolanko, co
zapewniało mu wielkie powodzenie na łowach.
Od poczatków chrześcijaństwa utrzymywała się na ziemiach polskich wiara, że
polowanie podczas kościelnych świąt przynosi nieszczęścia. Ejsmond był przekonany, że
„Pierwotna wiara w nieszczęścia płynące z polowania w uroczyste święta trwa po dziś dzień
przez całe nasze dzieje”. Wierze tej nie ulegali jednak, co niektórzy duchowni. Oto, na
przykład ks. Czarnecki, proboszcz parafii w Czernięcinie w latach międzywojnia z XX wieku,
nie wahał się wyjeżdżać na polowanie nawet podczas świąt (R. Tokarczyk, Gródki. Dzieje wsi
roztoczańskiej, wyd. II, Lublin 2000, s.177). Znał zapewne polskie przysłowie „Kto w
niedzielę poluje, diabłu usługuje”.Tragicznie zakończyła się wyprawa łowiecka dla króla
Kazimierza Wielkiego, niepomnego na złowróżebny zabobon. W dniu 10 września 1370
roku, podczas uroczystego święta Narodzenia Matki Boskiej, „nie słuchając przestrogi
nabożnych ludzi”, gdy „jelenia pierzchającego dojechać usiłował”, został tak mocno
potłuczony przez upadającego swego konia, że wskutek tego wkrótce potem umarł.
Nie polegali już tylko na zabobonach polujący królowie w czasach saskich, czyniąc z
polowania bestialski „wyrąb mięsa”. Tchórzliwi niby myśliwi, w gruncie rzeczy krwawi
mordercy, w specjalnych zwierzyńcach zabijali wypuszczane z klatek zwierzęta zasiadając
bezpiecznie w altanie. Stanisław Poniatowski, swego czasu król polski, tak oto opisuje
zorganizowaną rzeź wolnych zwierząt: „Dziki, wilki i niedźwiedzie zwieziono w klatkach...
ścieżki obrzucono sieciami i zawieszkami. Wypuszczoną zwierzynę parła nagonka na te
właśnie ścieżki, schodzące się na ruchomym pomoście, zwieszonym nad kanałem. Pomost
pod naciskiem wypieranej na niego zwierzyny zwężał się, a zwierz zakreślając wielki łuk
wpadał do wody z wysokości 30 stóp... Brzegami kanału uganiały psy, prześladując
przerażoną i otumanioną zwierzynę na lądzie i wodzie, póki tym widokiem zabawiający się
król nie uznał za odpowiednie ustrzelić”. To podczas królewskich i szlacheckich polowań
wytrzebiono całkowicie tury, dzikie konie i suhaki. Zabijając na jednym polowaniu dziesiątki
a nawet setki żubrów, jeleni i łosi bezwzględnie wyniszczali łowiska i zaburzali równowagę
zwierzęcych populacji.
Zabobony myśliwskie w lecznictwie
Wszechwładne panowanie zabobonów myśliwskich przez stulecia było obecne w
lecznictwie z „czarnoksięskich remediów”, „dziwnych misterjów” i innych „mirandów”
środki czerpiące. Każda część upolowanej zwierzyny miała rzekomo mieć jakieś niezwykłe,
cudotwórcze, uzdrawiające „cnoty i zalety”. Za najbardziej reprezentatywne polskojęzyczne
dzieło tego dotyczące od połowy XVII stulecia i później uchodzi Skład albo skarbiec
znakomitych sekretów Oekonomiey Ziemiańskiey autorstwa Haura. Przytoczmy przykłady
zawartych w nim „sekretów rozmaitych”, aby ukazać bezmiary myśliwskiej głupoty.
Jeleni róg utarty na proch, według diagnozy Haura, należy „kadzić dla przygody od
jadowitej gadziny”. Taki zaś róg palony, mocno wódkami gatunkowymi zalewany, „na różne
choroby jest dobry”, nawet „na wielką chorobę”. Było owemu medykowi myśliwych
wiadomo, że „W sercu jelenim znajduje się kamyk, którego zażywają do proszków na
32
mdłości y słabości. Wódka z jeleniego serca destylowana serce posila” a „mięso jelenia febry
oddala”.
Bez wątpienia łosia „kopyto... jest pomocne na wielką chorobę człowiekowi, którego
gdy ta napadnie afektacja, dać mu kopyto w garść trzymać”. Skuteczność leczniczą części
łosia potęguje sadystyczne okrucieństwo myśliwego w trakcie dobijania ofiary zwierzęcej.
Jest zalecane, aby zabić łosia w chwili „kiedy się zadnią skrobie nogą” lub konającemu,
„zdychającemu odrąbać prawą tylną nogę”, gdy ją „przy zdychaniu rozciągać będzie”. Rogi
żubra oczyszczają z trucizny inne organizmy i nawet „puchary i drogie metale” w nie
oprawne.
Dla wielu leczniczych zabobonnych powodów warto uśmiercać niedźwiedzie. Oto
bowiem „Niedźwiedzia żółć jest pomocna przeciw padaiącey niemocy y paraliżowi”.
Natomiast „Oczy niedźwiedziowi wyłupione na lewym ramieniu powieszone febrę
kwarantane uśmierzą. Sadło przepukliny goi, parchy czyści, włosy bieli, przez smarowanie
czoła pamięć naprawia”. Ale mózg niedźwiedzi jest szkodliwy, ponieważ powoduje
„szaleństwo y od rozumu odejście”.
Części dzika zapewniają uzdrawiającą skuteczność tylko wraz z litrami mocnej wódki.
Mięso dzika z wódką czystą „krew czystą mnoży”. „Krew warzona z iakem pokarmem
zdrowa y posilna, z wódką zmieszana pomocna w suchotach. Zęby wieprzowe tarte w wódce
z makiem polnym na kolki y parcia w bokach bardzo pomocne. Łayno ususzone i podane w
trunku leczy plucie krwią. Mocz wieprzowy pity z pietruszczaną wódką kamień w człowieku
kruszy”.
Zbiornikami „sekretów” zabobonnego myśliwskiego lecznictwa są także części innych
ofiar zabójczego łowiectwa. Gnój sarni w winie rozrabiany leczy „koleryczność”
(gniewliwość, choleryczność); spalony, utarty, zmieszany z octem i miodem goi parchy;
rozrobiony na maść z wieprzowym sadłem leczy podagrę i łamanie w kościach. Smarując się
mózgiem pieczonym z zająca leczymy w ten sposób skutecznie „rąk trzęsienie” i wielką
chorobę. Lisie „płucka w winie opłukane, wysuszone, na proszek utarte w cukrze zaprawny”
leczy wiele chorób płuc a krew lisia „wysuszona utarta na proszek pita z wódką
łamikamieniczą kruszy kamień w nerkach i pęcherzu”.
Borsuk obłupiony ze skóry „y na proch spalony”, „z piwem tetnym dobry jest tym
ludziom, którzy mają zepsowane płuca, nawet y tym, którzy krwią plują”. Destylowana krew
borsuka na klarowną wódkę pijają przeciw morowi. Sadło bobra leczy „żyły zerwane” i
chroni „nawet od nagłej śmierci”. Strój bobrowy, czyli brunatna, silnie cuchnąca, maziowata
ciecz, uchodził za uniwersalny środek leczniczy: i na „wiatry” i na „wypędzenie zadanej
trucizny”, i na „białogłowską chorobę miesięczną” i „od nagłej śmierci broni” i „ruch
naprawia” i „macice białym głowom wzmacnia”, nie wspominając już nawet szerzej o tym, że
i „boleści zębów mityguie”.
Powieszony na szyi śpiącego dziecka wilczy ząb chroni je „przed lękaniem”. Wilcze
serce ususzone i sproszkowane w piwie uśmierza wielką chorobę. Wnętrzności tego
zwierzęcia ususzone w trunku kolki uśmierzają, podobnie skóra. „Łayno wilcze w chustkę y
kędy kolki prą na to mieysce przyłożone znaczną czyni pomoc”. „Krew wilcza distyllowana,
gdy będzie z niej wódka, trzeba pić ludziom, którzy krwią plują...”. A wystarcza patrzeć „na
ubitego wilka pijąc stale wódkę, aby choroby wypędzać”.
Jak łatwo zauważyć, wszechbalsamem lecznictwa myśliwskiego jest wódka, wódka i
jeszcze raz wódka z dodatkiem różnych części zmasakrowanych zwierzęcych ofiar. Części to
nad wyraz „smakowite”, jak zwłaszcza zwierzęcy mocz, łajno, gnój. Medykamenty zalecane
przez Haura są więc straszniejsze od chorób, które jakoby mają leczyć. Nie odstraszały jednak
myśliwych, wciąż jeszcze należących do największych „wódczanych opijusów”,
konsumentów padliny, osobników przesądnych, ufających bezdennie głupim zabobonom, bo
33
myśliwy nie ma zdolności i czasu na myślenie, ponieważ przede wszystkim strzela aby
zabijać.
Zwierzęta w zabobonach myśliwskich
Niemożliwa do zliczenia moc zabobonnych bzdur dotyczy również opisów
zachowania wolnych zwierząt. Albert Wielki, znawca ornitologii z XIII wieku, upierał się, iż
„ibis często na zatwardzenie cierpi; gdy mu choroba dokuczy idzie nad morski brzeg, nabiera
wodę długim dziobem i sam sobie daje lewatywę”.
Wspomniany już Haur to nie tylko znawca lecznictwa myśliwskiego, ale i także życia
zwierząt łownych. „Pardus – dowodził on – od którego pantera, ryś pochodzi, znajduje się w
Murzyńskiej ziemi, ma postać wołu, wielkością i rozłożeniem rogów jako jeleń głowę
podobną mający, szyję ma jako niedźwiedź i sierść takową. Zbiegają się ze sobą oraz Lwice,
z któremi ten Pardus łączy się. Bywa ich jeszcze trzeci rodzaj z Wielbłądzice, gdy się
pomieniony z nią łączy Pardus i zowią się Wielbłądorysie”.
Zdaniem Haura, jeleń zrzucając rogi „kilka dni przedtym wężami się pasie”.
Dopędzony przez myśliwych „puszcza gnój gorący i jadowity, a nogami rzucając oczy nim
psom goniącym zapryskuje i oraz je tym oślepia”. Niedźwiedzie „potomstwo swoje płodzą
bez formy, na kształt sztuki pieczenia, którą potym lizaniem samica do swojej dopiero
formuje postaci. Górskie sarny, „gdy od strzelców swoje widzą niebezpieczeństwo, z
wysokich skał naprzeciwko drugim skałom nad głębokimi przepaściami i dolinami
przeskakują i tam się na swych rogach zawieszają”.
Roi się od przesądów dotyczących obyczajów zwierząt w piśmidle ks. Benedykta
Chmielowskiego z połowy XVIII wieku - Nowych Atenach albo Akademii wszelkiej scjencji
pełnej, na różne tytuły jak na classes podzieloneja, mądrym dla memoryału, idiotom dla
nauki, politykom dla praktyki, melancholikom dla rozrywki erygowanej. Według tego
światłego duchownego, królik dziki „rączości ekstraordinaryjnej, jelenie i inne ściga
zwierzęta, samym tylko liże językiem, a tym samym ślepotę im przynosi, drugie całe zabija
jadem swoim. Wiele tak pobitych zwłóczy na jedno miejsce, darniem pokrywa, na drzewo się
wychwyciwszy, głosem zwoływa zwierzęta do swego mięsiwa nagotowanego. Jak się
naiadłszy zwierzęta rozejdą, królik zstępuje z drzewa, owe pozywa ostatni, wprzód
nietknąwszy zębami, aby zwierząt owych nie potruł swoim iadem”. Myśliwy wyruszający na
fortunne łowy powinien za radą ks. Chmielowskiego spożyć „jeszcze drygające” serce krecie.
Ks. Chmielowski dzielił się z myśliwymi swoją niespotykaną wiedzą o zwyczajach
zwierząt egzotycznych. Nie miał żadnych wątpliwości, że „Lampard” to „zwierz do charta
podobny... ludzkie lubiący excrementa, które w lesie w jakim wysoko zawiesiwszy naczyniu
zwabisz lamparda”. Tygrys „zwierz okrutnie siadły, gdy głos usłyszy bębna, to takie pobudza
się złości, iż samego siebie szarpie”. Cincon – ptak, żyje jedynie „rosą i zapachem kwiatów”.
Także ptak – czerwonak „czystość ściśle obserwuje, a jeśliby do cudzołóstwa był
przymuszony, sam sobie śmierć zadaje”.
Zabobonne prognostyki łowów
Z natury rzeczy polowania to przeplatanki powodzeń i niepowodzeń, triumfów i
porażek, pogody i niepogody, napotkanej zwierzyny i coraz większego jej braku wyniszczanej
zabójczymi procederami łowców. „Prawdziwi” łowcy upatrywali jednak źródła myśliwskich
niepowodzeń w niedochowaniu łowieckich przesądów, czarów i „mirabiljów”.
Zapewnia powodzenie obejrzenie pięknego kolanka młódki przed wyruszeniem na
polowanie, zaś spotkanie starej baby to nieuchronne tam niepowodzenie. Wyjeżdżając na
polowanie nie należy wracać po rzeczy zapomniane, nawet po broń czy też psa. Zabobonny
34
myśliwy może coś upolować samym zabobonem. Pechem grozi zderzenie się pojazdu łowcy z
samochodem albo pociągiem. Lekceważąc złe prognostyki myśliwy może ustrzelić
naganiacza, biorąc go za zająca, własną żonę zamiast dzika, psa a nie wilka, osła pomylonego
z żubrem, etc, etc, etc.
Także dla myśliwego „w piątek zły początek”, szczególnie trzynastego dnia miesiąca.
Wszelka lewicowość uchodzi za fatalny prognostyk dla łowców. Przy wstawaniu z łóżka
przeto powinien pamiętać, aby najpierw postawić prawą a nie lewą nogę. „Kto lewą nogą
wstaje, temu Pan Bóg daje... pecha”. Włożenie lewą stroną skarpetki na nogę oznacza
powinność pozostania w domu, wszak nic nie zdoła zabić. Włożenie na lewą stronę futra
stwarza pozór dzikiego zwierzęcia, toteż łatwo być wówczas upolowanym śmiertelnymi
strzałami.
Znakomitą wróżbą łowieckiego powodzenia jest spotkanie Żyda podczas drogi na
polowanie. Pewne natomiast nieszczęście po otrzymaniu jakichkolwiek życzeń powodzenia
na polowaniu. Rosyjskie życzenie głosi zatem „Ni puchu, ni piera – ani sierści, ani pierza”.
Tylko sami myśliwi powinni się między sobą pozdrawiać polskim hasłem „Myśliwym cześć”,
przejętym z niemieckiego „Weidmannsheil”. Życzą sobie „Darz bór” co w ich poczynaniach
obraca się w „Srasz w bór”. „Prawi” myśliwi, jeśli w ogóle tacy gdzieś istnieją, co bardzo
mało prawdopodobne, powinni jednak życzyć powodzenia przede wszystkim kłusownikom,
tym samym upatrując w zabobonach najskuteczniejszy oręż walki z kłusownictwem.
Ludzi rozumnych muszą wprawiać w osłupienie idiotyczne zachwyty myśliwych
zabobonami. Oto jak swój zachwyt wyraził współczesny myśliwy, upojony zapewne nie tylko
wódką, ale i głupkowatą tradycją łowiecką. „Przesądy mają swoje prawdziwe piękno i
chwytający za serce urok. Dlatego, póki łowieckie serca bić będą – zabobon nie zginie. Jego
piękno tkwi w tej dzielnej pierwotności, która jest czarem łowiectwa... Powoli po tysiącach i
tysiącach lat ludzkość wyszła na światło dzienne z mrocznych otchłani jaskiń i ciemnych grot.
Lecz nieraz, gdy mrok zapadnie, lub jakiś zakątek myśli ludzkiej cienie pokrywają, człowiek
bierze do rąk pierwotną żagiew – zabobon prastary – celem rozświetlenia ciemności... I w tej
pierwotnej niespożytej mocy przesądu jest jego urok i dzikie piękno” (tekst na stronach
Internetu Zabobony myśliwskie).
BEZZASADNOŚĆ WSPÓŁCZESNEGO ŁOWIECTWA
To co oczywiste nie
potrzebuje uzasadnień.
sentencja łacińska
Nieudolne uzasadnienia
Łowiectwo miało uzasadnienie w odległych czasach, gdy mięso, skóry i nawet kości
upolowanych zwierząt były niezbędne dla życia ludzi. Były to czasy gospodarki zbieracko-
rybacko-łowieckiej. Wraz z rozwojem gospodarki rolnej i hodowlanej uzasadnienie
gospodarcze łowiectwa słabło. Utrzymywało się dość wątpliwe jego uzasadnienie jako
wyrafinowanej rozrywki przede wszystkim dla ludzi z kręgów władzy, bogactwa i nadmiarów
wolnego czasu. Obecnie łowiectwo utraciło niemal zupełnie jakiekolwiek poważniejsze
uzasadnienie ponieważ uznawane jest za jedną z głównych przyczyn wymierania kolejnych
gatunków wolnych zwierząt, mniej trafnie zwanych także zwierzętami dzikimi, a przez
myśliwych zwierzętami łownymi. Jako atawistyczny relikt, łowiectwo podtrzymywane jest
kurczowo przez zwarte ugrupowania myśliwych, którzy usiłują je nieudolnie uzasadniać. Nie
wytrzymują krytyki podnoszone przez nich względy rzekomej ochrony środowiska
naturalnego, w szczególności zwierząt wolnych.
35
Obowiązujące polskie prawo łowieckie, podobnie prawo łowieckie wielu innych
krajów sugeruje, że celem łowiectwa współczesnego jest ochrona zwierząt łownych jako
ważny składnik ochrony środowiska naturalnego. Dziwna to wszakże ochrona. Jak bowiem
zabijanie tych zwierząt, jako przecież istota łowiectwa, miałoby być przejawem ich ochrony.
To tak jakby powiedzieć, że złodziejowi przyświeca troska o mienie okradzionego a bandycie
zamiary bezpieczeństwa napadniętego. Analogie myśliwego ze złodziejem i bandytą nie są
bynajmniej wydumane. W kontekście bowiem uszczuplania niemyśliwym niezakłóconego
dostępu do bogactwa fauny jawi się on niczym złodziej, zaś w kontekście zbrojnej i zabójczej
inwazji w ostoje wolnych zwierząt jako niczym bandyta. Jak świat światem, przyroda
przyrodą, zwierzęta wolne zwierzętami wolnymi, możliwa jest w nich naturalna równowaga
zapewniana obiektywną koniecznością działania praw natury. Współcześni natomiast
myśliwi, w swej pseudoideologii i bezsensach prawa łowieckiego, ową obiektywną
konieczność wypierają wyimaginowaną przez nich niby koniecznością, jak najbardziej jednak
subiektywną. Według polskiego, zakłamanego prawa łowieckiego jest to rzekoma
konieczność utrzymywania „właściwej liczebności populacji poszczególnych gatunków
zwierzyny przy zachowaniu równowagi środowiska przyrodniczego” (art. 3 pkt 3 ustawy
Prawo łowieckie z 13 października 1995 r.).
Fałszywość prołowiectwa
Wbrew propagandzie prołowieckiej, łowiectwo w poważnym stopniu dewastuje
środowisko naturalne. W Polsce tzw. samozwańczą przez myśliwych gospodarkę łowiecką
objętych jest aż ponad 80% całego kraju. Ostatnio, każdego roku, polscy myśliwi zabijają
około półtora miliona sztuk wolnych zwierząt. Jeśli jest ich około 116 tysięcy, to na jednego
zabójcę przypada około 15 śmiertelnych ofiar. Uśmiercają je głównie dla mięsożerstwa i
trofeów. Padające „w ogniu”, jak to bełkoczą myśliwi, wolne zwierzęta, a więc padlina,
mimowolnie nabiera więc odrażającego znaczenia kulinarnego. Obliczono, że średnioroczne
spożycie dziczyzny na jedną osobę w Polsce nie przekracza 8 dekagramów. Tak zwana, zbyt
pretensjonalnie, kuchnia myśliwska przesycona jest tak bardzo wieloma różnego rodzaju
przyprawami i dodatkami, aby stłumić posmak padliny, że nie ma ona już niemal nic
wspólnego z naturalnością. Obok padliny pazerni łowcy uśmiercają najokazalsze sztuki
wolnych zwierząt dla trofeów. Wśród zaś trofeów najwyżej sobie cenią odrąbane głowy
jeleni, żubrów, lwów i innych najbardziej okazałych gatunków.
Regulacje prawa łowieckiego osłaniają mafie samych myśliwych, dla interesów
samych myśliwych, według bezzasadnych już, obiektywnie rzecz biorąc, wydumanych przez
ich samych kryteriów. Dzierżąc broń najgroźniejszych drapieżników w środowisku
naturalnym, myśliwi bezwzględnie uśmiercają drapieżniki naturalne. Nie baczą na to, że są
one, co oczywiste, niezbędne w naturalnym łańcuchu pokarmowym wolnych zwierząt.
Uśmiercają z bezlitosnym wyrachowaniem ponieważ upatrują w nich konkurentów w łowach.
Tępiąc drapieżniki naturalne, niweczą naturalne proporcje liczbowe pomiędzy
poszczególnymi gatunkami wolnych zwierząt. W konsekwencji stają się więc wichrzycielami
równowagi w środowisku naturalnym. W swej zabójczej zapalczywości tępią nie tylko
drapieżniki, ale także gatunki niedrapieżne, nieszkodliwe ani dla środowiska naturalnego ani
też gospodarki rolnej i leśnej. Jakie jest bowiem obiektywne uzasadnienie zabijania ptaków
uznawanych arbitralnie za łowne czy wielu gatunków zwierzyny drobnej. Na to pytanie
istnieje tylko jedna odpowiedź – żadne. Myśliwi ignorują przy tym niepodważalne ustalenia
naukowe ekologii, biologii i zoologii, które obalają prołowiecką propagandę o jakoby
korzystnym wpływie łowiectwa na ekosystem. Według naukowych ustaleń, populacje
wolnych zwierząt odwiecznie najlepiej same regulują swoje stany liczbowe i kondycyjne,
zależnie od różnych uwarunkowań środowiska, w którym żyją.
36
Każdy, kto wie jak przebiegają polowania zbiorowe, to ich wyspekulowane przez
myśliwych związki z ochroną środowiska naturalnego musi uznawać za przejaw niepokojącej
choroby umysłowej albo psychicznej. Wówczas to bowiem zgraja zachłannych myśliwych,
tępawych naganiaczy i nadto nierzadko bardzo agresywnych psów wdziera się brutalnie
wielkim hałasem w spokojne ostoje bytowania wolnych zwierząt. Dziwaczne okrzyki
prymitywnych naganiaczy i szczekanina wytresowanych do atakowania psów wypłaszają
otumanione tym zwierzęta i zmuszają je do beznadziejnej zwykle ucieczki. Dosięgają je
śmiercionośne strzały tych, którzy obłudnie twierdzą, że je chronią. Owa „ochrona” polega na
tym, że część osaczanych zwierząt jest zabijana natychmiast a część zraniona. Zwierzęta
postrzelone cierpią, niekiedy długo, bez zapewne oczekiwania na „śmierć łaski” myśliwskich
strzelaczy. Każdy, kto poznał kulisy tego barbarzyństwa wie, że po polowaniu zbiorowym
środowisko naturalne, w którym się ono odbywało, długo wygląda jak obumarłe.
Antyłowieckie treści nauki
Bezzasadność utrzymywania współczesnego łowiectwa potwierdzają mimowolnie
nawet sami myśliwi. Z jednej bowiem strony obwieszczają urojoną przez nich konieczność
redukcji liczb osobników określonego gatunku wolnych zwierząt, a z drugiej strony, przez
zbędne w gruncie rzeczy dokarmianie i nawet sztuczną hodowlę, wzmacniają ich rozrodczość
i je pomnażają. Niekwestionowane wyniki badań nauk przyrodniczych potwierdzają
bezpośredni, niepożądany związek między dokarmianiem dzików i obniżaniem się ich wieku
dojrzałości do rozrodu, wydłużaniem okresu godowego i zwiększaniem liczby potomstwa.
Natomiast dokarmianie jeleni osłabia ich samodzielność w zdobywaniu pokarmu i zdrowotną
odporność na trudności wynikające z warunków środowiska naturalnego, w którym zawsze
potrafią radzić sobie same. Uzasadnienie dokarmiania w wielu krajach, z powodu bardzo
mroźnych zim, straciło znaczenie ze względu na ocieplenie się klimatu – brak ostrych zim. W
sumie więc, mamienie przez myśliwych wymysłem celowości dokarmiania nie może ludziom
rozumnym trafiać do przekonania. Wiadomo bowiem, że myśliwym chodzi o jak największe
liczby ofiar ich polowań z lepszą po dokarmianiu tuszą niż ta, która byłaby bez dokarmiania.
Wątłe są myśliwskie pojękiwania o konieczności utrzymywania łowiectwa aby
poprzez zabijanie wolnych zwierząt ograniczać tzw. szkody łowieckie, czyli niewielkie
stosunkowo w gruncie rzeczy szkody wyrządzane przez nie w rolnictwie i leśnictwie. W
całości krajowej produkcji rolnej szkody wyrządzane przez wolne zwierzęta w płodach i
plonach rolnych nie mają większego znaczenia. Są one o wiele mniejsze niż na przykład
straty w przechowalnictwie i transporcie tych płodów i plonów. Żerowanie natomiast
zwierzyny grubej w młodnikach leśnych, jak twierdzą przyrodnicy, ma korzystny wpływ na
ekosystemy leśne ponieważ wzmaga intensywność ich odmładzania się i przyrostów. W wielu
nadleśnictwach młodniki leśne są ogrodzone siatką, która skutecznie chroni je przed
zwierzętami. Nasuwa się również dość zasadnicze pytanie dlaczego zabijanie zwierząt na
polowaniach miałoby być czymś lepszym niż ich rzeczywista ochrona przy pomocy środków
sztucznych – weterynaryjnych, medycznych, chemicznych, agrotechnicznych i
mechanicznych. Myśliwi oczywiście uporczywie unikają odpowiedzi na to pytanie. Gdyby na
nie odpowiedzieli musieliby krytykować samych siebie i rezygnować z uśmiercania wolnych
zwierząt.
Hipokryzja bezzasadności współczesnego łowiectwa objawia się także w łudzeniu
naiwnych przez myśliwych, że polują przede wszystkim na zwierzęta chore i najsłabsze. W
rzeczywistości jednak konkurują ze sobą o najlepsze trofea toteż zabijają te zdrowe i
najokazalsze. Przyrodnicy tego rodzaju praktyki myśliwych krytykują bezwzględnie.
Wyjaśniają, że przyczyniają się oni do tzw. odwrotnej ewolucji tych gatunków zwierząt
łownych, które wyróżniają się częściami ciała uznawanymi za trofea. Odwrotna ewolucja
37
charakteryzuje się tym, że eliminowanie zabijaniem najokazalszych osobników zwierzęcych
negatywnie wpływa na jakość potomstwa danego gatunku zwierzęcego. Pozostawiane słabsze
osobniki płodzą coraz to słabsze potomstwo. Tym samym myśliwi stopniowo, w miarę
upływu czasu, coraz bardziej obniżają jakość upolowanych trofeów. Szkodzą samym sobie.
Świadczą o tym niezbicie statystyki coraz niższej jakości trofeów z ostatnich okresów
łowiectwa w Europie np. jeleni i dzików.
Łowiectwo tożsame z okrucieństwem
Odrębnym, nader poważnym, ale bagatelizowanym przez bezlitosnych i okrutnych
myśliwych zagadnieniem łowiectwa, są sposoby uśmiercania wolnych zwierząt. Jest to
uśmiercanie amatorskie toteż około 30% zwierząt podczas polowania nie umiera natychmiast
po strzale lecz zraniona staje się tzw. postrzałkami. Usiłuje uciec i schronić się przed
zabójcami, często z rozdartym ciałem, wytrzewionymi wnętrznościami i roztrzaskanymi
kończynami. Swoją tragiczną ostatnią drogę zaznacza śladami krwi, zdartej strzałami sierści i
wnętrzności wydostających się na zewnątrz z poranionego ciała. Tchórzliwi myśliwi nie
poszukują postrzałków grubej zwierzyny bezpośrednio po jej zmasakrowaniu ponieważ
niepokoją się o własne bezpieczeństwo. Wyczekują aby, według ich obrzydliwego żargonu,
zwierzę „doszło na pierwszym łożu”, czyli stopniowo wytracało swe siły, możliwości
samoobronnego ataku na myśliwego czy też dalszej ucieczki. Po wytropieniu dogorywającego
postrzałka, co nie zawsze się udaje, bywa on osaczony, oszczekany, skąsany, dławiony bądź
zagryzany przez psy myśliwskie. Dobijanie ofiary przez myśliwego kopnięciem, kolbą broni,
drągiem, siekierą, głazem to norma, gdy nie używają oni psów. Za wielką zasługę przypisują
sobie obłudnie tzw. „strzał łaski”, czyli ostateczne uśmiercenie cierpiącego zwierzęcia
dodatkowym strzałem.
Niemniejsze okrucieństwo objawiają myśliwi podczas polowań na zwierzynę drobną i
ptaki, zarówno tych polowań legalnych jak i nielegalnych - kłusowniczych. Lekceważą
rozumne sprzeciwy wobec takich bezecnych praktyk, szczególnie głośną Europejską
Kampanię Przeciw Praktykom Nielegalnego Zabijania Ptaków (European Campaign Against
Illegal Bird Killing Practices). Według informacji pochodzących od myśliwych, co czwarty
ptak jest tylko raniony strzałem myśliwego. Często jest zupełnie porzucony albo po dojściu
do niego zagryzany przez psa myśliwskiego lub uśmiercany ręcznie przez myśliwego
wykręceniem ptasiej głowy, aby przerwać rdzeń kręgowy. Polowanie na ptaki należy do
ulubionych, amatorskich rozrywek niewprawnych, początkujących myśliwych. Poluje się na
nie o świcie, zmroku lub we mgle toteż odsetki postrzelonych ptaków są bardzo wysokie.
Wypłaszane gwałtownie ptaki w strachu wzbijają się do lotu. W warunkach ograniczonej
widoczności stanowią trudny, ruchomy cel mnożący postrzałki.
38
MYŚLIWY A KAT
Przyjdzie czas gdy ludzie będą
patrzeć na mordercę zwierząt tak samo
jak teraz patrzą na mordercę ludzi.
Leonardo da Vinci
Porównywalność myśliwego z katem
Porównywanie myśliwego z katem znajduje pełne uzasadnienie, ponieważ sednem
działania ich obu jest zabijanie istot żywych. Podobieństwa tych działań nie unicestwia nawet
skostniały gatunkowizm jako słabnący już dogmat o nierównej wartości życia osobników
różnych gatunków istot żywych. Nawet jednak trwanie w okowach tego przestarzałego
dogmatu nie musi prowadzić do wniosku o jakiejkolwiek – religijnej, moralnej, prawnej –
zasadności niekoniecznego zabijania dzikich zwierząt. Dogmat gatunkowizmu pozostaje
ideologiczną i propagandową ostoją myśliwskiego procederu polowania, którego głównym
celem jest niekonieczne już w krajach dostatku pożywienia, ubrań i trofeów zabijanie
zwierząt cieszących się wolnością.
Myśliwi, świadomi bardzo przykrych i bolesnych skojarzeń, które budzi słowo
„zabijanie”, zagłuszają własne sumienia, jeśli je mają, i mamią innych zastępowaniem go
fałszywymi, zwodniczymi słowami swej godnej politowania, przewrotnej gwary. Oficjalnie
słowo „zabijanie” najczęściej zastępują słowami „strzelanie”, „odstrzał”, „pozyskiwanie”.
Natomiast podczas porozumiewania się ze sobą „brać myśliwska” posługuje się słownictwem
odsłaniającym padoły ich tak zwanej kultury łowieckiej. Po zabiciu wolnego zwierzęcia
przechwalają się zwykle takimi wielce wyszukanymi słowami jak „uziemiłem”, „powaliłem”,
„walnąłem”, „pierdolnąłem”.
Nazwy i definicje
Kata nazywano różnie, głównie przy pomocy nazw łacińskich i ich przekształceń w
językach narodowych. Zanim w języku polskim utrwaliła się nazwa „kat”, a w wojsku
„profos”, posługiwano się zamiennie takimi nazwami jak „egzekutor”, „oprawca”, „mistrz
małodobry”, „mistrz sprawiedliwości”, „suspensor”. Spośród tych nazw przeciwnicy
myślistwa na określenie myśliwego używają tylko trzech – kat, egzekutor i oprawca. Dodają
jednak wiele innych, na przykład morderca, zabójca, okrutnik, dręczyciel, sadysta, rzeźnik,
mięsiarz, grabarz, hipokryta, psychopata.
Te różne nazwy określające myśliwego potwierdzają, że zło niekoniecznego już
obecnie zabijania dzikich zwierząt ma wiele różnych stron. Powinni je dostrzegać ci, którzy
decydują się na utrzymywanie stosunków towarzyskich z myśliwymi bądź spożywanie
dziczyzny zawsze przenikniętej wielkim strachem, cierpieniem i bólem. Powinni pamiętać, że
w programach rosnącego masowego frontu antymyśliwskiego coraz ważniejszą rolę odgrywa
towarzyskie bojkotowanie myśliwych, obnażanie przestarzałości tego, co bezzasadnie
nazywane jest kulturą łowiecką i odmawianie spożywania dziczyzny.
Myśliwi, dostrzegający słabnące uzasadnienia procederu niekoniecznego już zabijania
wolnych zwierząt, gorączkowo mnożą sposoby jego podtrzymywania. Czynią to poprzez
różne festyny i pikniki, wystawy i konferencje, interesowną protekcję duchownych i
prominentów świeckich. Nachalną propagandę promyśliwską uprawiają także nieliczne media
powiązane niejasnymi konszachtami z władzami łowieckimi i nadleśniczymi. Ludzie,
szczerze kochający przyrodę i szanujący życie wolnych zwierząt odcinają się od tej
propagandy z odrazą. Opowiastki myśliwych o ich rzekomej miłości do przyrody, objawianej
39
poprzez zabijanie istot żywych zakrawa na kpinę ze zdrowego rozsądku i świadczy o braku
elementarnej wrażliwości.
Zgodnie ze słownikowymi definicjami kat jest osobą zatrudnioną przez władze
wymiaru sprawiedliwości w celu niejako zawodowego wykonywania sądowych wyroków
najsurowszej kary – kary śmierci. Myśliwy natomiast uprawia proceder uśmiercania jako
amator, tylko w niektórych krajach świata występuje nieliczna kategoria myśliwych
zawodowych. Kat więc zabija z obowiązku zawodowego, natomiast myśliwy na ogół z
własnego, dobrowolnego wyboru. Wyjątkami są leśnicy będący równocześnie myśliwymi,
gdy zabijają zwierzęta chore, kierując się narzuconymi im obowiązkami zawodowymi.
Zawodowy albo amatorski charakter zabijania ma poważny wpływ na „jakość” zabijania –
celność strzałów i czas upływający od momentu porażenia zwierzęcia strzałem do momentu
jego śmierci.
Myśliwi partaczami uśmiercania
Wiadomo, że ogromna większość myśliwych to ludzie bez umiejętności celnego
strzelania, a więc i szybkiego uśmiercania zwierząt, na które polują. To tak zwani
popaprańcy, często dobrzy specjaliści w swoich zawodach, ale nie posiadający nawet
elementarnej umiejętności w zabijaniu. Nawet jednak partacze - zabójcy, zwani myśliwymi,
chętnie licytują się i przechwalają tym, kto potrafi zabijać najbardziej „elegancko” jak to sami
określają. Ale nawet najbardziej „eleganckie” zabijanie zwierząt wprowadzać musi w
osłupienie ludzi racjonalnych i wrażliwych, gdy czynią to specjaliści od ratowania i ochrony
życia, szczególnie weterynarze, lekarze, duchowni, policjanci i żołnierze.
W Stanach Zjednoczonych oficjalnie zakazano pielęgniarkom i lekarzom spełniania
roli katów, poprzez wstrzykiwanie zastrzyku trucizny bądź w jakikolwiek inny sposób,
skazanym na karę śmierci. Zabijanie zwierząt przez ludzi zajmujących się zawodowo
ratowaniem i ochroną życia zabija także ich wrażliwość na cierpienie i ból pacjentów i
podopiecznych obywateli. To dla każdego rozumnego człowieka oczywiste. Stosunkowo dość
łatwo przejmują rolę kata rzeźnicy. Nasuwają się szczególnie ponure myśli, gdy ludzie
wspomnianych profesji jako myśliwi i poniekąd rzeźnicy doskonalą swoje umiejętności
zabijania.
Przeciwnicy kary śmierci obrzucają katów inwektywami w rodzaju seryjni zabójcy,
zabójcy z urodzenia, zawodowi zabójcy. Odnoszą się one w zasadzie i do myśliwych.
Najszerszy zasięg międzynarodowy osiągnęła jednak nazwa „egzekutor”. Myśliwi różnicują
swoje egzekucje przede wszystkim zależnie od gatunków zwierząt, które zabijają podczas
różnych form polowań i przy pomocy różnej broni. Tak zwaną grubą zwierzynę zabijają przy
pomocy sztucerów i karabinków, zaś tak zwaną zwierzynę drobną przy pomocy dubeltówek i
drylingów. Wyrafinowanym potęgowaniem okrucieństwa wyróżniają się myśliwi w tych
krajach, w których występuje polowanie przy pomocy łuku i kuszy. Na ogół zwierzęta
zabijane przy pomocy broni palnej cierpią krócej niż zabijane przy pomocy łuku albo kuszy.
Same więc czynności wykonywanie egzekucji kary śmierci przez kata i poczynania
myśliwego podczas polowania są oceniane jako bardziej lub mniej sprawne, skuteczne,
świadczące o ich szczególnych kwalifikacjach. Wcześniej w dziejach do obowiązków kata
należało zadawanie skazanemu jak największego cierpienia – bólu psychicznego i bólu
fizycznego przed śmiercią. Później i obecnie jednak przeważa już dążenie do możliwie jak
największego ich pomniejszania. Myśliwy nie jest w stanie ograniczać cierpienia zwierzęcia
przed śmiercią, zwykle polegającego na panicznym strachu, rozpaczliwej ucieczce i bólu ran.
Ból ten często jeszcze potęguje bólem po ugodzeniu zwierzęcia strzałem, który nie powoduje
natychmiastowej śmierci. Ustalenia naukowe wskazują, że zwierzęta cierpią podobnie jak
ludzie, a może nawet bardziej.
40
Myśliwi okrutnikami dobijania
Jak przyznają to sami myśliwi, natychmiastowa śmierć ustrzelonego zwierzęcia bywa
czymś wyjątkowym. Najczęściej są to postrzelone zwierzęce ofiary - postrzałki cierpiące
niekiedy bardzo długo w męczarniach. Oczekujące na śmierć bez dobicia albo poprzez
dobicie w jakiś bardziej lub mniej wymyślny i okrutny sposób. Według propagandy
uprawianej przez myśliwych „strzał piękny – to strzał skuteczny – pudło to strzał smutny,
postrzałek to dramat”. Wprawdzie normy łowieckie zobowiązują myśliwego do
bezzwłocznego poszukiwania, dochodzenia i uśmiercania zranionego zwierzęcia, ale zdarza
się, że świadomie zwleka on z dobiciem. Zachowuje się tak z obawy przed konwulsyjnym
obronnym atakiem, z powodu leniwego unikania dodatkowego wysiłku bądź nawet
oszczędzania dodatkowego naboju na dobicie.
Rozpowszechniona jest praktyka przerażająco okrutnego i brutalnego dobijania
postrzelonych zwierząt. Myśliwi robią to w różny sposób, na przykład pięścią, kopnięciem,
kolbą broni, drągiem, kamieniem, nożem, uduszeniem, nakłuciem. Za objaw nadzwyczajnej
wspaniałomyślności myśliwego uznawany jest tak zwany „strzał łaski”. Gdy postrzelone
zwierzę wydaje odgłosy rozpaczy, na przykład zając bądź sarna płacze głosem
przypominającym płacz małego dziecka, wspaniałomyślny myśliwy dobija je „z łaski”.
Obłudnie mieni się jakby jego dobroczyńcą. Mógłby przecież czekać na śmierć zwierzęcia
bez dobijania albo dobić je w niełaskawy, ale bardziej oszczędny sposób. Dla kata łaska
kojarzy się zawsze z darowaniem życia skazanemu na karę śmierci. Dla myśliwego łaska to
dobijanie rannej istoty żywej. Przypisywanie przez myśliwych takiego sensu słowu „łaska” to
jeszcze jeden przykład deformowania jednoznaczności języka polskiego i zaśmiecania go
obrzydliwą gwarą łowiecką. Wskazuje to na bezmiary cierpienia i bólu zadawanego
zwierzętom przez myśliwych. Katują oni swoje ofiary bardziej niż kaci skazanych.
Tam gdzie dopuszczalne są tortury osób obwinionych, poprzedzające wykonanie kary
śmierci, należą one do obowiązków kata. Formy, narzędzia, miejsce i czas zadawanych
obwinionemu przez kata tortur są dość ściśle uregulowane prawem. Natomiast tortury jako
cierpienia zadawane zwierzętom przez myśliwego, mają niemal zawsze charakter sytuacyjny,
spontaniczny, nieprzewidywalny. Nie poddają się jakimkolwiek ścisłym regulacjom. Nawet
jednak gdyby takie regulacje były możliwe, niemożliwe byłoby ich kontrolowanie i
egzekwowanie, zwłaszcza podczas polowań indywidualnych. Powszechnie wiadomo, że
„brać myśliwska” z nadzwyczajną łatwością potrafi łagodzić i usprawiedliwiać nawet
najbardziej karygodne gwałcenie norm prawa łowieckiego i etyki myśliwego.
Aż do czasów obecnych do istoty polowania należała szansa zwierzęcia na przeżycie
w jego konfrontacji z myśliwym. Obecnie zabójcze narzędzia myśliwego, nawet w rękach
marnego strzelca, są już tak doskonałe, że potrafi on przynajmniej zranić zwierzę. Nie
uwłaczając w niczym kobietom, potrafi to zrobić nawet przysłowiowa stara i ślepa baba.
Myśliwi spotykając się z narastającą wobec nich wrogością, niechęcią i niesławą ze strony
większości społeczeństw, coraz częściej uprawiają swój proceder niejawnie. Czynią to nocą.
Zwodzą otoczenie polując z pojazdów mechanicznych. Huk strzałów eliminują tłumikami.
Ukrywają się tchórzliwie na swoich wieżach strzelniczych zwanych ambonami, co poraża
świętokradztwem. Znane są przypadki polowania z helikopterów. Kto zatem i w jaki sposób
mógłby kontrolować i oceniać legalność, nie wspominając już o moralności, myśliwskich
narzędzi, metod, czasu i miejsc zabijania. Chyba nikt. Pod tymi względami kat zachowuje
zdecydowaną przewagę moralną nad myśliwym. Moralną przewagę nad spasionym
myśliwym zachowuje nawet kłusownik, jeśli poluje z powodu swej biedy.
41
Myśliwi poza normami
Podobieństwo myśliwego do kata zaznacza się także i w tym, że obaj uprawiają swoje
procedery legalnie, co nie znaczy zawsze moralnie. Kara śmierci, egzekwowana przez
stulecia bywa oceniana jako moralna bądź niemoralna. Egzekucja, jaką jest zabijanie wolnych
zwierząt przez myśliwych, uchodzi za moralną w ich ocenach, ale nie w ocenach większości
społeczeństw. Przy porównywaniu myśliwych z katem nie można uniknąć wątpliwości
wynikających z obowiązywania praw niemoralnych. Niemoralne było prawo faszystowskie.
Dla przeciwników myślistwa niemoralne jest prawo łowieckie. Tak jak trwałym trendem jest
delegalizacja kary śmierci w świecie, a więc i upadek potrzeby kata, tak i ustanowienie
bezprawności myślistwa i eliminacja myśliwych w dotychczasowych skalach rysuje się już
wyraźnie w perspektywie przyszłości.
Kat dokonuje egzekucji kary śmierci na podstawie tytułu wykonawczego władz
sądowych i więziennych. Egzekucje dokonywane przez myśliwych na zwierzętach także
pozorowane są jakimiś uzasadnieniami. Są nimi przede wszystkim pozwolenia na zabicie
zwierzęcia wydawane przez władze kół łowieckich. Dla nikogo jednak nie jest tajemnicą, że
statystyki publikowane przez władze łowieckie dotyczące liczby zarówno żyjących zwierząt
w poszczególnych ich gatunkach jak i zwierząt zabijanych przez myśliwych są
niewiarygodne. Te pierwsze są znacznie zawyżane aby uspokajać społeczeństwa o rzekomym
dostatku dzikich zwierząt. Te drugie natomiast są poważnie zaniżane, aby ukrywać bezkarne,
ponadplanowe ich zabijanie. Tylko niekiedy te fałszywe i kłamliwe informacje są publicznie
obnażane i docierają do społeczeństwa. Nawet jeśli taka rabunkowa gospodarka kół
łowieckich staje się przedmiotem postępowanie prokuratorskiego, w ostatecznym
rozrachunku jest ono niemal z reguły umarzane pod naciskiem myśliwskich prominentów
albo tylko pozorowane zbyt łagodną karą.
W gruncie rzeczy więc myśliwi działają – zabijają – niemal zupełnie poza prawem i,
tym bardziej, poza moralnością. Tworzą grupy przypominające mafie. Mimo to w swojej
pełnej hipokryzji i oszustw propagandzie zabiegają o społeczną ich aprobatę a nawet i
poklask. Skazany, na którym dokonuje egzekucji kat jest osobą obciążoną winą, złoczyńcą,
gwałcicielem prawa. Egzekucje natomiast dokonywane przez myśliwych na zwierzętach nie
mogą być w żaden sposób uzasadnione ich winą, złoczyństwem czy też pogwałceniem prawa.
Szkody wyrządzane przez dzikie zwierzęta w rolnictwie są w skalach ogólnokrajowych
minimalne, a w uprawach leśnych dość łatwe do zapobiegania. Tylko w świetle bardzo
prymitywnych ocen, będących już reliktem, wolnym zwierzętom przypisywana jest wina.
Wilki niekiedy atakują zwierzęta gospodarskie ponieważ myśliwi przetrzebili typowe ich
ofiary. Dziki, sarny, jelenie, łosie powodują szkody w uprawach rolnych, czy też leśnych
młodnikach ponieważ ich przed tym nie zabezpieczono. Agresywna inwazja ludzi w naturalne
środowisko wolnych zwierząt naruszyła dotychczasowy naturalny sposób ich życia.
Przewagi kata nad myśliwym
Urząd kata, tam gdzie go tworzono, najczęściej obejmowali ludzie z marginesu
społecznego, o złej przeszłości i bez większych szans na dobrą przyszłość. Myśliwi to w
większości ludzie, którym powodzi się dobrze. Często chlubiący się swoją przynależnością do
elit społecznych. Niekiedy pretendują do podtrzymywania tradycji szlacheckich bądź
arystokratycznych. Dla katów zabijanie było źródłem utrzymania. Dla myśliwych jest formą
kapryśnej rozrywki, zaczynem psychopatycznego mięsożerstwa, manipulowania skórami i
chciwej pogoni za trofeami. Szczególną butą i pretensjonalnością wyróżniają się myśliwi
spośród kręgów władzy różnego szczebla. Lekceważąc społeczne potępienie myślistwa,
tworzą kliki we wzajemnej ich adoracji, poplecznictwie, niemoralności i bezprawiu.
42
Model typowego urzędu kata ukształtował się w XIII wieku, w średniowiecznych
miastach lokowanych na prawie niemieckim. Typowy myśliwy kształtował się od
pradawnych czasów przechodzenia ludów pierwotnych od roślinożernego zbieractwa do
uzupełnienia go mięsem pochodzącym z polowania. Według naukowych poglądów o
polowaniu można było mówić do czasu, gdy zwierzęta, na które polowano zachowywały
szansę na uniknięcie śmierci z rąk myśliwego. Obecnie, w czasach doskonałej broni
myśliwskiej wyposażonej w urządzenia optyczne przydatne dniem i nocą, wabików
głosowych i węchowych, podstępnych nęcisk, karmników i lizawek oraz wszędobylskich
pojazdów mechanicznych trudno już mówić o polowaniu. Można i trzeba mówić o łatwym
mordowaniu wolnych zwierząt przez katów mieniących się myśliwymi. Gdy w toku dziejów
różnorodne formy egzekucji kary śmierci redukowane są do najbardziej humanitarnych, to
zabijanie wolnych zwierząt przez myśliwych staje się coraz bardziej bezwzględne, brutalne i
niehumanitarne.
Otrzymanie urzędu kata uwarunkowane było zwykle posiadaniem odpowiednich
kwalifikacji – umiejętności sprawnego zabijania a i także nierzadko wcześniejszego
torturowania skazanej ofiary. W polskich źródłach historycznych przewijają się wzmianki o
działaniu w Bieczu specjalnej szkoły katów należących co cechu rzemieślniczego katów.
Poprzez uśmiercanie kotów i psów szkolono w niej czeladników katowania. Myśliwi, na ogół
bez jakiegokolwiek specjalnego wyszkolenia w zabijaniu, po partacku zabijają zarówno
wolne zwierzęta jak i bezkarnie koty i psy. Podobno, aby kat czeladnik mógł zdać egzamin na
mistrza katowskiego powinien umiejętnie odciąć dużym toporem główkę mrówki od jej
tułowia. Myśliwi zapewne nie zawsze są w stanie rozpoznać mrówki, ponieważ nierzadko nie
rozpoznają nawet gatunków dużych zwierząt. Trudno byłoby zliczyć przypadki, w których
polscy myśliwi zabijali bez dostatecznego rozpoznania celu. Zabili krowę zamiast łosia, osła
zamiast psa, żubra zamiast dzika, żbika zamiast kota, naganiacza, kolegę, dziecko, własną
żonę zamiast zwierzęcia. Najbardziej nieostrożni potrafią nawet zabić siebie, co najmniej
szkodliwe. Wprawdzie polskie regulacje prawne potwierdzają posiadanie kwalifikacji do
zabijania zdanym egzaminem, ale są one traktowane z przymrużeniem oka i bardzo
selektywnie. Osobistości życia publicznego, prominenci polityczni, myśliwi w sutannach i
bogacze otrzymują zwykle uprawnienia myśliwych bez żadnych egzaminów.
Prymitywne obyczaje i ubiory
Przed rozpoczęciem sprawowania swego urzędu kat był ongiś, ale tylko niekiedy
zobowiązany do złożenia uroczystej przysięgi przed powołującymi go władzami. Często taka
przysięga przesycona była treściami religijnymi czerpanymi z tendencyjnie interpretowanego
chrześcijaństwa. Namiastką tego w myślistwie jest ślubowanie myśliwego, jako warunek
chrztu myśliwskiego zwanego też pasowaniem na myśliwego, zobowiązującego go do
poszanowanie prawa łowieckiego i etyki myśliwego. Odbywa się po zabiciu przez
początkującego myśliwego pierwszej sztuki zwierzęcia zaliczanego do tak zwanej grubej
zwierzyny. Wówczas wybrany, najbardziej doświadczony myśliwy, kreśli na czole
początkującego myśliwego klęczącego na jednym kolanie znak krzyża kordelasem
umoczonym w krwi zabitego zwierzęcia. Następnie trzykrotnie potrąca adepta kordelasem po
ramieniu mówiąc: Pasuję cię na rycerza świętego Huberta, bądź prawym, mężnym i
uczciwym myśliwym. Do końca polowania nie należy usuwać śladów krwi zwierzęcej ofiary
z czoła myśliwego.
W tym obyczaju sakralizowania niecnego zabijania przedziwnie poplątały się wątki
pogańskie z religijnymi, zabójcze z niby prawymi, obrzydliwe z wątpliwym poczuciem
estetyki, oziębłości uczuciowej z brakiem oznak empatii człowieka wobec zwierzęcej ofiary.
Trzeba nie posiadać naturalnej wrażliwości normalnego człowieka, aby przez cały czas
43
długiego, niejednokrotnie wielogodzinnego polowania obnosić na swym czole krew
uśmierconej bez konieczności, niewinnej ofiary zwierzęcej. To jednak często dopiero
początek nurzania się myśliwego we krwi zwierząt. Przychodzi mu bowiem następnie
nierzadko dobijać postrzelone zwierzę, zajmować się jego patroszeniem bądź i trzebieniem. Z
tych powodów ludzie wrażliwi nie podają swej ręki ręce myśliwego skalanej krwią. Bogatsi
myśliwi wyręczają się przy tych krwawych czynnościach płatnymi pomocnikami. Także
konserwowaniem albo gotowaniem odciętych głów zwierzęcych ofiar w celu przeznaczenia
ich na trofea zajmują się najczęściej otępiałe kobiety asystujące myśliwym.
Zarówno kaci jak i myśliwi wyróżniają się swym ubiorem. W ubiorze kata dominuje
kolor czarny, rzadziej czerwony, a jeszcze rzadziej inny. Kat osłaniał twarz długim kapturem
albo maską z małymi otworami na oczy. Miało to chronić go przed rozpoznaniem, niesławą i
odwetem ze strony osób bliskich straconej ofiary. Zmienne w dziejach ubiory myśliwych są
bardziej zróżnicowane zależnie od kraju, pory roku, uroczystości i polowań. Obecnie myśliwi,
jako członkowie Polskiego Związku Łowieckiego, posiadają na ogół dwa rodzaje ubrań.
Ubiory na polowania, podobne do mundurów żołnierskich, zwykle w kolorze khaki mają
chytrze maskować obecność intruza myśliwego w domostwie wolnych zwierząt. Natomiast
ich ubrania galowe albo wyjściowe przypominają mundury sowieckich oficerów. Czego tam
oni nie umieszczają. Umieszczają odznaczenia łowieckie i sznury ozdobne złociste lub
srebrzyste, patki na ramionach munduru zależne od rangi myśliwskiej władzy i kordelas.
Mundurami obciskają bardziej lub mniej opasłe brzuchy typowych myśliwych. Kapelusik
myśliwego z piórkiem, stał się trwałym i niezawodnym źródłem różnych form satyry.
Podobnie wąsik pod różowym i napuchłym od alkoholu nosiskiem.
Rosnąca pogarda myśliwych
Niemal we wszystkich krajach, również w Polsce, dopóki obowiązywała kara śmierci,
nazwiska katów starano się zachowywać w tajemnicy. Zajęcie kata jest bowiem zawsze
otoczone infamią jako nieczyste i niegodne. „Często rolę kata spełniał rzeźnik – jak to
przekazują historycy – wykonując czynności, do których przywykł”. Wielce wymowny jest
obecnie fakt, że coraz więcej myśliwych usiłuje nie nadawać zbytniego rozgłosu procederowi
zabijania, który uprawiają. Stopniowo uprawianie myślistwa staje się przeszkodą w dostępie i
sprawowaniu władzy, przedmiotem uzasadnionych krytyk i przyczyną towarzyskiego
bojkotowania. Myśliwi więc niejako coraz bardziej „schodzą do podziemia” w sferze
świeckiej, ale pozostają wciąż na świeczniku jako ulegli sojusznicy duchownych ze sfery
sakralnej. Ludzie uprawiający myślistwo nie zasługują na wybór do władz. Wszyscy myśliwi,
szczególni ci w sutannach, są grzesznikami naruszającymi fundamentalne przykazanie „nie
zabijaj”!
Wszelkie zabijanie istot żywych, szczególnie ludzi przez kata i zwierząt przez
myśliwego, jest różnicowane ocenami, zależnie od stopnia okrucieństwa, czasokresu
umierania i innych bardziej lub mniej niezwykłych okoliczności. Oceny egzekucji kary
śmierci dotyczą zwykle zachowań i przeżyć przede wszystkim skazanego i kata. Egzekucje
zwierząt podczas polowania mogą być ocenione głównie przez zabójcę – myśliwego.
Egzekucje błędnie wydanych wyroków kary śmierci wywołują wielkie poruszenie społeczne,
powodujące zwykle wznowienie ożywionych dyskusji nad celowością jej utrzymywania w
systemach wymiaru sprawiedliwości. Trudno określić liczby błędnych egzekucji
dokonywanych przez myśliwych. Dotyczą one głównie zabijania zwierząt znajdujących się
pod całkowitą ochroną prawną, uśmiercania ich w okresach ochronnych i pozbawiania życia
źle rozpoznawanych gatunków istot żywych.
Miliony zwierząt zabijanych przez myśliwych co roku w świecie, stają się
szczególnymi męczennikami przestarzałych norm i skostniałej tradycji. Należałoby więc
44
poprzestawać na dopuszczalności zabijania jedynie zwierząt nieuleczalnie chorych i
zarażonych groźnymi chorobami epidemicznymi. Mogliby to wykonywać weterynarze z
umiejętnościami celnego strzelania. Weterynarze byliby także odpowiednimi osobami do
leczenia tych wolnych zwierząt, które zapadły na choroby uleczalne. Wówczas z polskich
lasów i pól zniknęliby myśliwi przypominający swoimi procederami zabijania proceder
katów. Niekonieczne już w krajach cywilizowanych masowe uśmiercanie wolnych zwierząt
oburza ludzi rozumnych i wrażliwych. Tworzą oni ogromne większości współczesnych
społeczeństw. Obecnie myślistwo zasługuje już na religijną anatemę, moralną naganę i
delegalizację.
W rozważaniach o kacie i myśliwym nie sposób formułować zdań wolnych od ocen.
Oczywiście, sprzeczne są ze sobą oceny z jednej strony zwolenników kary śmierci i
myślistwa, z drugiej zaś strony ich przeciwników. W ocenach społecznych kata i myśliwego
rysuje się skala od fascynacji odpornością psychiczną ludzi zdolnych do wyrachowanego
zabijania, po obrzydzenie nimi jako psychopatami mającymi z własnego wyboru na swoich
rękach niewinną krew. Obecnie przeważa już jednak zdecydowanie ich niesława łączona z
ostracyzmem społecznym. Profesja kata zaliczana bywa do niegodnych i nieczystych.
Myśliwy w znacznym stopniu kojarzony jest z przejawami tego rodzaju niegodności i
nieczystości. Skazani na karę śmierci na ogół wyżej moralnie oceniają popełnioną przez
siebie zbrodnię niż zabijanie przez kata. Zabijane przez myśliwych zwierzęta nie są w stanie
tego ocenić. Oceniają to natomiast przeciwnicy myślistwa, stawiając myśliwych niżej niż
stawiani są kaci.
MYŚLIWY A RZEŹNIK
Człowiek może zdrowo żyć nie
zabijając zwierząt dla pożywienia.
Lew Tołstoj
Myśliwy obrzydliwym rzeźnikiem
Myśliwy to człowiek, który z własnego, dobrowolnego wyboru wykonuje szereg
różnych czynności związanych z przebiegiem polowania na zwierzęta uznawane za łowne. Ze
względu na charakter tych czynności, w potocznej świadomości kojarzony jest najczęściej z
katem, rzeźnikiem i grabarzem. Każda z tych ról wywołuje szereg innych nagannych
skojarzeń, obcych ludziom racjonalnym i wrażliwym. Każda też z nich bywa przedmiotem
odrębnych rozważań. Tutaj skupimy głównie uwagę na porównywaniu czynności myśliwego
z czynnościami rzeźnika w świetle typowej ludzkiej racjonalności i wrażliwości.
Według słownikowych definicji rzeźnik pojmowany jest w zasadzie czworako. Po
pierwsze, to osoba zawodowo trudniąca się ubojem zwierząt hodowlanych, ich patroszeniem,
trzebieniem i dzieleniem tusz mięsnych na części o różnych nazwach i różnej przydatności
spożywczej. Po drugie, to masarz – osoba zawodowo przerabiająca mięso na wędliny, bądź
też sprzedająca je w stanie surowym. Po trzecie, potocznie nazywa się rzeźnikiem osobę
popełniającą bestialskie morderstwa, ze szczególnym okrucieństwem psychopatycznego
oprawcy. Po czwarte, również potocznie, ale bardziej w przenośni, rzeźnikiem określany jest
lekarz – chirurg o mizernych umiejętnościach. Podobnie, ale wyłącznie już przenośnie i
żartobliwie tak określany bywa profesor o nadzwyczaj wysokich wymaganiach
egzaminacyjnych, dokonujący podczas egzaminów rzezi studenckich niewiniątek.
Trzy pierwsze znaczenia nadane słowu „rzeźnik” zawierają treści uzasadniające
porównawcze kojarzenie charakteru czynności myśliwego z czynnościami rzeźnika. Nie
45
zawiera ich natomiast nieudolność zawodowa lekarza – chirurga, nadgorliwość profesora –
egzaminatora jak i biblijna wzmianka o rzezi niewiniątek. Jak wiadomo z Biblii nie tylko
ludziom wierzącym, król Herod rozkazał wymordowanie w Betlejem, jako miejscu narodzin
Jezusa, wszystkich chłopców w wieku poniżej trzech lat. W ten sposób, zazdrosny o swoją
władzę, despota chciał mieć pewność, że śmierć dosięgnie również Jezusa uznawanego przez
jego zwolenników za „króla żydowskiego”. Porównywanie różnych sensów określenia „rzeź
niewiniątek” z rzezią dokonywaną przez myśliwego na zwierzętach zwanych łownymi
znajdowałoby jakieś głębsze uzasadnienie gdyby zwierzętom można było przypisywać winę
albo niewinność. W przeszłości było to spotykane, natomiast obecnie rozprawianie na ten
temat miewa niemal wyłącznie metaforyczny charakter. Jednakże dla podkreślenia niecności
czynności myśliwego mówi się często o niewinnych wolnych zwierzętach jako ofiarach
myśliwego.
Ogólnie rzecz wyrażając, rzeźnik jest dla mięsożerców pośrednikiem od zwierzęcia do
mięsa surowego albo w określony sposób przetworzonego. W całych dziejach ludzkości
traktowano go z osobliwymi obawami, strachem, niesmakiem i pogardą. Pod tym względem
nie różnił się zbytnio od traktowania kata. Kojarzył się z zakrwawioną ladą, mrukliwością
ponurego człowieka o rękach oblepionych cuchnącą posoką i biegłością dorównującą
rzemiosłu kata. Bez wątpienia, to człowiek wyzbyty ciepłych uczuć dla zabijanych przez
niego zwierząt, o twardym sercu, brutalny, okrutny i otępiały. Z łatwością może podejmować
zadania kata tak, jak kat zadania rzeźnika.
Tylko nieliczni ludzie są w stanie uprawiać rzemiosło rzeźnika, podobnie jak
rzemiosło kata, z wyboru. Rzeźnikami mogą być ludzie, którzy bez litości potrafią zabijać
zwierzęta, obojętni na ich walkę o zachowanie swojego życia, objawy instynktownego
protestu, szarpanie się i rozpaczliwe odgłosy. Takie cechy charakteru nie mogą nie mieć
wpływu na stosunek rzeźników do innych dziedzin życia, toteż pomijano ich w wyborach do
władz i instytucji zaufania publicznego. Należałoby wspomnieć, że w wielkich cywilizacjach
starożytnych ubojem zwierząt, nie tylko tych ofiarnych, zajmowali się niemal wyłącznie
kapłani. Reliktem tego są obecnie duchowni uprawiający myślistwo, lekceważąc przy tym
przykazanie „nie zabijaj”. Względy humanitarne uzasadniają zdecydowane sprzeciwy wobec
archaicznego uboju rytualnego powodującego niepotrzebne wielkie cierpienia zwierząt.
Podobnie uzasadniane są krytyki archaicznego już obecnie łowiectwa.
Myśliwy partaczem rzeźnictwa
Charakterystyki typowego rzeźnika w ich większości odnoszą się do charakterystyki
typowego myśliwego. Zasadnicza między nimi różnica polega na tym, że rzeźnik zajmuje się
swoimi czynnościami zawodowo, natomiast myśliwy z wyboru. Jeśli w przewodnikach po
hańbiących zawodach rzeźnik zawsze znajduje się na czołowych miejscach, to w
przewodnikach hańbiących czynności z wyboru, myśliwy zachowuje niepodważalne
pierwszeństwo. Jeśli rzeźnik wybiera swój zawód niekiedy z konieczności, w trosce o źródła
utrzymania dla siebie i swojej rodziny, to myśliwy w czasach dostatku żywności, w wyborze
niecnego zabijania wolnych zwierząt nie jest już kierowany żadnymi koniecznościami.
We współczesnych dyskusjach przeważa opinia, że żadna praca nie hańbi jeśli się ją
lubi i wykonuje bez wstydliwości. Znacznie czymś gorszym jest brak pracy. Niemniej,
zawody dzielone są na prestiżowe i nie prestiżowe. Wśród tych drugich praca w kostnicy a za
nią praca rzeźnika obecnie zepchnęły na dalsze miejsca lekceważone wcześniej zawody
kanalarza, sprzątaczki, babci klozetowej i prostytutki. O klasie zawodu decyduje przede
wszystkim społeczne jego postrzeganie, w mniejszym zaś chyba stopniu rozbieżności między
oczekiwaniami a rzeczywistością samego pracownika. Myśliwi z reguły miewają nadmiernie
46
wygórowane, zbyt dobre wyobrażenie o swoich czynnościach kata i rzeźnika, często jaskrawo
sprzeczne z ich postrzeganiem przez większość społeczeństw.
Gdy rzeźnik zawodowo trudni się ubojem zwierząt hodowlanych, ich patroszeniem,
trzebieniem i dzieleniem tusz mięsnych na części o różnych nazwach i różnej przydatności
spożywczej, to myśliwy czyni to niezawodowo, po amatorsku, jako partacz, bez należytego
do tego przygotowania. Zwierzęta hodowlane są zabijane przez rzeźnika w miejscu ich
hodowli albo mniej lub bardziej od niego odległych rzeźniach. Śmierć zwierzęcia w
przydomowej zagrodzie poprzedzona jest na ogół mniejszym jego stresem, nawet jeśli zadaje
ją mu ktoś nie będący rzeźnikiem. Polskie prawo mówi, że „zwierzęta kopytne mogą być
uśmiercane tylko po uprzednim pozbawieniu ich świadomości przez przyuczonego
ubojowca”. Jeśli zabija zwierzę ktoś inny bywa, że ogłuszanie go nie udaje się toteż wtedy
zwierzę umiera długo i w męczarniach. Zwierzęta zabijane przez myśliwych umierają bez
pozbawienia ich świadomości, a po zranieniu ich nieśmiertelnym strzałem w
niewyobrażalnych męczarniach.
Rutyna rzeźnika sprawia, że potrafi on emocjonalnie odcinać się od swoich ofiar.
Niektórzy natomiast myśliwi zapewne obłudnie pozorują przejawy ciepłej emocjonalności
wobec wolnych zwierząt w snutych przez nich bajecznych opowieściach i wspomnieniach.
Jeśli nawet tak niekiedy mogłoby być, to ukazuje to myśliwych w jeszcze gorszym świetle
skoro potrafią zabijać istoty, które darzą ciepłymi uczuciami. Profesjonalizacja, specjalizacja,
mechanizacja i automatyzacja zabijania zwierząt w rzeźniach nadaje czynnościom rzeźnika
niemal bezosobowego charakteru. Rzeźnicy stosują różne sposoby łagodzenia strachu,
cierpienia i bólu zwierząt, czego nie są w stanie czynić myśliwi. Gdy rzeźnicy mają bardziej
bezpośredni kontakt ze swymi ofiarami podczas całego procesu ich zabijania, to myśliwi
tylko kontakt pośredni gdy do nich strzelają, bezpośredni zaś gdy je dobijają po zranieniu w
bardziej lub mniej okrutny sposób.
Myśliwi uznający swoje niekonieczne zabijanie zwierząt za pasję traktują to jako
szczególny rytuał. Ci o cechach psychopatetyków potrafią dopatrywać się w tym nawet
jakichś wyimaginowanych oznak piękna. Porównuje się niekiedy myśliwskie rytuały
zabijania wolnych zwierząt z ubojem rytualnym, praktykowanym przez wyznawców
judaizmu i islamu. Rzeźnicy tych wyznań wywodzą się z ich kręgów ortodoksyjnych lub
nieortodoksyjnych. Ci pierwsi zabijają swoje zwierzęce ofiary bez pozbawiania ich
świadomości. Natomiast ci drudzy uznają takie zabijanie za niehumanitarne. Nieortodoksyjni
Żydzi twierdzą, że Talmud nie zawiera zakazu ogłuszania zwierząt przed ich zabijaniem.
Myśliwi, w swoich rytuałach zabijania wolnych zwierząt, nie są w stanie naśladować ubojów
rytualnych praktykowanych przez rzezaków religijnych. Zabijanie rytualne, jakkolwiek
okrutne, przebiega zgodnie ze ścisłymi, odwiecznymi procedurami. Okrucieństwo zabijania
wolnych zwierząt przez myśliwych ma natomiast charakter spontaniczny, sytuacyjny,
wymykający się jakimkolwiek przewidywalnym i możliwym do realizacji procedurom. Z tych
powodów staje się ze swej istoty bardziej okrutne niż zabijanie rytualne w celach religijnych.
Myśliwy upaprany we krwi
Dla większości myśliwych określenie „mięsiarz” jako synonim myśliwego, brzmi
obraźliwie. Usiłują oni mamić osoby postronne sugestią, że „strzelają” z bardziej wzniosłych
motywów niż przyziemne mięsożerstwo. Przeczą jednak temu chociażby wszystkie
informatory i podręczniki dla myśliwych, w których oprawianie dziczyzny dla jej
użytkowania zajmuje wiele miejsca w ich najważniejszych częściach. Dla ukazania tej
myśliwskiej obłudy posłużymy się tutaj fragmentami treści przejętymi z wielokrotnie
wznawianej książki dla polskich myśliwych, autorstwa Tadeusza Pasławskiego Łowiectwo
dla leśników i myśliwych, Warszawa 1977.
47
Książka między innymi ukazuje myśliwego w rolach rzeźnika patroszącego,
trzebiącego, zdejmującego skóry ze zwierzęcych ofiar, konserwującego je i preparującego
trofea myśliwskie. Autor, jako doświadczony myśliwski rzeźnik, zaszczepia swoje rzeźnickie
umiejętności innym członkom „braci myśliwskiej”. Czyni to z pełnym chłodem, bez
najmniejszego nawet zażenowania z powodu bardzo przykrych z tym skojarzeń ludzi
wrażliwych. Zupełnie też pomija przy tym wątki rzekomego umiłowania przyrody a w niej
wolnych zwierząt przez myśliwych. Na chwilę nawet wszakże nie zapomina, że
„odpowiednie postępowanie ze zwierzyna ubitą ma… bardzo duży wpływ na jej trwałość i
użyteczność… Każda sztuka zwierzyny grubej powinna być – podkreślił on – niezależnie od
pory roku, wypatroszona niezwłocznie po ubiciu… Samca zwierzyny grubej należy przede
wszystkim wytrzebić, tzn. usunąć jądra… pozostawienie bowiem jąder przez dłuższy czas
powoduje bardzo przykry odór i psuje smak mięsa” (s. 278 i n.).
Typowy myśliwy, zgodnie z tradycją myśliwską, podczas patroszenia i trzebienia
ubitej zwierzyny powinien upaprać swoje ręce i swój ubiór w jej krwi. „Do pracy tej – napisał
Stanisław Hoppe, autor przewodnika Polski język łowiecki, Warszawa 1980 – prawy myśliwy
nie zdejmuje myśliczka (kurtki myśliwskiej – F.H.L.), ani nie zawija rękawów, pomny że
łowny zwierz nie jest świnią, którą rzeźnik oprawia” (s. 148). Nawet ten krótki wywód
ukazuje zarówno wielką pogardę myśliwego dla zwierzęcia hodowlanego jakim jest świnia
jak i szczególne poczucie „czystości i smaku estetycznego”. Dobrze jednak oddaje klimat
rzeźniczych poczynań nie przygotowanych do tego myśliwych.
„Patroszenie rozpoczyna się – naucza Pasławski – od podłużnego przecięcia skóry do
klatki piersiowej… aby wydobyć tchawicę z przełykiem, które odcina się w pobliżu głowy i
oddziela od mięśni i błon. Wskazane jest zawiązanie przełyku, przy wciąganiu bowiem
tchawicy z przełykiem do wnętrza klatki piersiowej łatwo jest pobrudzić sztukę treścią
żołądkową. Następnie rozcinamy skórę brzucha od odbytnicy do klatki piersiowej…
przebijamy… błonę brzuszną, wkładamy w otwór palec wskazujący i środkowy lewej ręki.
Odciągając w ten sposób błonę ku górze, przecinamy ją prowadząc nóż pomiędzy palcami…
Po otwarciu jamy brzusznej przecinamy kość łonową i oddzielamy nożem odbytnicę od skóry
i ścianek miednicy… przecinamy od strony jamy brzusznej przeponę (wzdłuż żeber),
wkładamy rękę do klatki piersiowej, chwytamy za tchawicę i wyszarpujemy ją wraz z
płucami i sercem do jamy brzusznej, a następnie ciągnąc ku tyłowi, usuwamy wszystkie
wnętrzności. Po dokładnym oczyszczeniu jamy brzusznej podnosimy patroszoną sztukę za
przód, aby spowodować dokładne odcieknięcie farby (krwi – F.H.L.)” (s. 279).
Jeśli czytelnik nie popadł już w mdłości po tym instruktażu Pasławskiego, przytoczmy
jeszcze rady tego wielce doświadczonego myśliwskiego rzeźnika, jak powinien postępować
myśliwy po zabiciu zająca lub królika. Otóż, przede wszystkim, po podniesieniu zabitej sztuki
za przednie skoki (nogi – F.H.L.) poprzez wielokrotne naciśnięcie dłonią brzucha wyciska
mocz znajdujący się w jej pęcherzu. Po takim zabiegu zające i króliki powinny być wożone
na specjalnym wozie, zwanym jakże trafnie karawanem, w pozycji wiszącej głowami w dół i
bez dotykania do siebie.
„W czasie polowania – nakazuje Pasławski – nie wolno zajęcy nosić w siatkach lub,
co gorsza, w plecakach czy workach, gdyż prowadzi to nieuchronnie do zaparzenia. To samo
dotyczy lisów, których zaparzenie powoduje często zmarnowanie skóry” (s. 282). Należy
przy tym zauważyć, że ten instruktaż dotyczący zajęcy traci w Polsce aktualność z powodu
niemal całkowitego ich wytrzebienia głównie przez „brać myśliwską”. Typowy myśliwy w
roli rzeźnika po wypatroszeniu zwierzęcej ofiary przystępuje niezwłocznie, „na ciepło”, gdy
jeszcze nie ostygła z resztek życia, do zdzierania z niej skóry, co w zwodniczej gwarze
myśliwskiej nazywane jest „skórowaniem” lub „obielaniem”. Gdy zdziera skórę ze zwierząt
futerkowych powinien czynić to sposobem workowym czyli ściągać ją z nich tak jak ściąga
się worek z przedmiotów martwych.
48
Pomijamy tutaj dalsze rzeźnickie zabiegi myśliwego w rolach konserwatora skór
ubitych zwierząt i wyprawiającego je dla własnego użytku. Zatrzymamy się natomiast nieco
przy jego roli preparatora trofeów myśliwskich, tworzących szczególnego rodzaju ponure
cmentarzyska. Preparowanie trofeów myśliwskich wyróżnia się niezwykłą obrzydliwością.
Bywa nieznośne nawet dla wielu myśliwych wyręczających się przy tym innymi osobami. Za
trofea uznają myśliwi poroża i szczątkowe kły (grandle, haki) jeleniowatych, ślimy muflona,
szable i fajki dzika, ogony głuszców i cietrzewi oraz niektóre pióra ptaków łownych jak na
przykład kaczory i słonki. „Poroże zwierzyny płowej – naucza Pasławski – preparuje się wraz
z całym łbem, tj. z dolną i górną szczęką… Warunkiem piękności i trwałości trofeum
uzyskanego ze zwierzyny płowej jest prawidłowe oddzielenie głowy od tułowia, należyte jej
wygotowanie, oczyszczenie z mięsa, wszelkich błon i ścięgien oraz wybielenie czaszki i
szczęk… Do oddzielenia głowy nie należy używać siekiery, gdyż łatwo jest uszkodzić
czaszkę i zmarnować trofeum” (s. 286). Jeśli człowiek wrażliwy oglądał kiedykolwiek odcięte
głowy zwierząt łownych, pokrwawione i zwykle z otwartymi oczami utrwalającymi rozpacz z
ostatnich chwil ich życia to nie jest w stanie nigdy się z tego otrząsnąć i tego zapomnieć.
Dziczyzna tragiczną padliną
Barbarzyńskie poczynania myśliwych w rolach niewykwalifikowanych rzeźników
pretendują w ich dewiacyjnych przekonaniach do rangi kultury, kultury myśliwskiej.
Ostentacyjnie, bo publicznie, pretendują do niej ich dokonania jako masarzy. „Myśliwy, który
strzela do swobodnie żyjącej zwierzyny, a następnie przerabia ją na kiełbasę – napisał ktoś
trafnie – nosi coraz częściej w społeczeństwach rozwiniętych piętno troglodyty
występującego przeciwko porządkowi naturalnemu. Rzeźnik nie musi się tego obawiać”. Gdy
pocisk uszkodził jelita lub żołądek zwierzęcej ofiary patroszeniu towarzyszy wydobywający
się nich odrażający smród. Podobnie bywa podczas trzebienia samców jako myśliwskich
ofiar, czyli usuwania z nich jąder.
Gdy rzeźnik pracuje w rzeźni odpowiednio przystosowanej do charakteru jego zajęć to
myśliwy czyni to w miejscach do tego niewłaściwych czyli na tzw. łonie natury. Rejon
łowiecki przekształca wówczas w szczególny rejon rzeźnicki. Masakruje i szlachtuje tam nie
ostygłą jeszcze w pełni z resztek życia zwierzęcą ofiarę, która padła „w ogniu”. Zdołał już
bowiem potraktować swobodnie żyjące zwierzę tak, jakby to było zwierzę rzeźne. Po takim
przetworzeniu ofiary na tusze mięsne w roli masarza usiłuje epatować nimi ignorantów nie
znających przygnębiających kulis myślistwa. Wszyscy ci, którzy decydują się na spożywanie
dziczyzny powinni pamiętać, że zwykle przenika ją ogromne wcześniejsze cierpienie, ból i
strach zwierzęcia, z którego ona pochodzi. Ani słowem nie wspominają o tym oczywiście
myśliwi podczas różnych spotkań i pikników myśliwskich z dziczyzną. Z wyrachowaniem
rozprawiają natomiast o tak zwanej kulturze łowieckiej. W gruncie jednak rzeczy
współcześnie jest to już barbarzyństwo a nie żadna tam kultura nawet myśliwska.
Myśliwi masowymi zabójcami
Także sprawców masowych morderstw ludzi nazywa się rzeźnikami. Zarówno
rzeźnicy jak i myśliwi zabijają zwierzęta w skalach masowych. W naukach przyrodniczych
rozwijany jest pogląd o podobieństwie niektórych cech zwierząt do niektórych cech ludzi i
odwrotnie. To pierwsze określane jest słowem antropomorfizacja, to drugie zaś słowem
animizacja. Antropomorfizacja bywa wyjaśniana przy pomocy pojęć człowieczości i
człowieczeństwa, natomiast animizacja przy pomocy pojęć zwierzości i zwierzęcości.
Człowieczość i zwierzość odnoszone są do fizycznych cech gatunków istot żywych, zaś
49
człowieczeństwo i zwierzęcość do ich cech psychicznych, szczególnie do zdolności
odczuwania empatii czyli współczucia istocie cierpiącej.
Myśliwi to ludzie, którzy w swym osobowościowym niedorozwoju nie osiągnęli
poziomu człowieczeństwa, pozostając niezmiennie na poziomie człowieczości. Zwierzęta
jeśli, są zdolne do osiągania poziomu zwierzęcości, wyrastającego ponad poziom zwierzości,
górują w tym względzie nad ich oprawcami – myśliwymi. Nad swymi oprawcami górowało
wiele ofiar masowych zbrodni dokonywanych na przykład przez Świętą Inkwizycję,
faszystów, stalinowskich komunistów i innych zbrodniarzy. Iracki dyktator Saddam Husajn,
uśmiercający masowo Kurdów, zasłużył sobie na przydomek „rzeźnik z Bagdadu”. Wielu
natomiast myśliwych z krajów bogatych zasługuje już obecnie na przydomek „rzeźnicy z
kniei”.
Zabójcze i rzeźnickie procedery myśliwych są liczne i bardzo zróżnicowane. Do
najbardziej okropnych należy masowe mordowanie fok, tam gdzie jest to wciąż jeszcze
praktykowane. Oto jak opisał te rzezie jeden z tego świadków: „Młode foki jedna po drugiej
uderzane okutą pałką zwijają się w skurczach przedśmiertnych i po raz ostatni podnoszą do
góry lśniące, czarne pyszczki wydając przeciągły krzyk, przeszywający piekło tej okrutnej
rzezi”. Społeczeństwa cywilizowane oczekują na zdecydowane potępienie i delegalizację
rzezi wolnych zwierząt dokonywanych przez myśliwych.
MYŚLIWY A GRABARZ
Znieczulica bywa ochronną skorupką,
gdy świat twój ogarnia szaleństwo.
Papillondenuit
Myśliwi prymitywnymi grabarzami
Przebieg procederu polowania odsłania różne strony niecności działań myśliwego,
kolejno głównie jako kata, rzeźnika i grabarza zabijanych wolnych zwierząt. We wszystkich
tych rolach jawi się jako amator, zabójca bez odpowiedniego do nich fachowego
przygotowania. Potęguje to cierpienia jego zwierzęcych ofiar, obnaża nieludzką
niewrażliwość zabójcy i przebiega w ponurej atmosferze sztucznie tłamszonej obrzędami
łowieckimi. W roli grabarza łowca kopie i usypuje groby dla wnętrzności wypatroszonych i
wytrzebionych zabitych zwierząt, bezwstydnie pręży pierś nad ich pokotem i preparuje trofea
myśliwskie jako szczególne nagrobki myśliwskich cmentarzysk.
Zawodowy grabarz zajmuje się grzebaniem zwłok zmarłych ludzi. Myśliwy, jako
niefachowy grabarz, dzieli zwłoki zabijanych zwierząt na grzebalne i niegrzebalne,
jednocześnie niejadalne i jadalne. Te pierwsze powinien pogrzebać w sąsiedztwie miejsca
wypatroszenia albo (i) wytrzebienia jego ofiar. Jeśli troszczy się o właściwą jakość tych
drugich, powinien to uczynić niezwłocznie po zabiciu zwierzęcia, gdy jeszcze jego ciało jest
ciepłe, czyli uchodzą z niego resztki życia. Oczywiście, groby z wnętrznościami zwierzęcych
ofiar myśliwego są prymitywnymi dołkami, na ogół łatwo dostępnymi wygłodniałym
zwierzętom, rozpanoszonym po rejonach łowieckich. Natomiast inne nieprzydatne mu części
zabitych zwierząt, jak na przykład odcięte nogi saren, nierzadko porzuca on bezładnie w
rejonie łowieckim, bez ich grzebania. Niektórzy łowcy wrzucają je do leśnych mrowisk,
zaburzając ich strukturę i zakłócając normalne życie mrówek.
50
Cmentarze wolnych zwierząt
Wywiedziona z greckiego słowa, łacińska nazwa coementarium, w sensie cmentarz,
oznacza miejsce spoczynku, przestrzeń trwałego snu. W niemal wszystkich kulturach świata
cmentarze są w zorganizowany sposób wydzielonymi częściami przestrzeni, w której zgodnie
z miejscowymi obrzędami grzebane są zwłoki zmarłych ludzi. Współcześnie, niektóre
najwyżej cywilizacyjnie rozwinięte kraje posiadają również cmentarze zwierząt jako miejsca
pochówku ludzkich ulubieńców, głównie psów i kotów. Rola kulturowa ogromnej
różnorodności cmentarzy jest bardzo poważna. Istnieją cmentarze sakralne i świeckie,
wiejskie i miejskie, komunalne i wojskowe, przykościelne i pozakościelne, bogate i skromne,
ostentacyjne i dyskretne, ogromne nekropolie i małe cmentarzyki. Bezładnie porozrzucane w
rejonach łowieckich prymitywne dołki z pogrzebanymi wnętrznościami bezimiennych ofiar
myśliwych nie należą do żadnej ze wspomnianych grup cmentarzy. Usytuowane w
naturalnym otoczeniu, zwykle pięknej przyrody, w odróżnieniu od typowych cmentarzy,
charakteryzują się szczególnym smutkiem, niepowtarzalną ciszą i niespotykaną gdzie indziej
wonią.
Pseudopogrzeby wolnych zwierząt
Śmierć nienaturalna i ludzi młodych w większym stopniu narusza równowagę więzi
społecznych zmarłego niż śmierć naturalna i ludzi starych. Zwierzęta łowne umierają
najczęściej w młodym wieku i umierają w sposób nienaturalny. Sami myśliwi przyznają, że
niewiele z nich żyje dłużej niż jeden rok. Śmierć ludzi przyjmowana jest z żalem, smutkiem i
rozpaczą. Myśliwi natomiast manifestują nad ciałami zwierzęcych ofiar swoją pychę,
zadowolenie i radość. W kulturach śmierci człowieka znane są różne sposoby traktowania
trupa. Najczęściej trup człowieka pozostawiany jest procesom naturalnego rozkładu, rzadziej
jest spopielany a tylko niekiedy konserwowany przez mumifikację, balsamowanie bądź
kriogenizację. Niejadalne części zabitych zwierząt najczęściej pozostawiane są procesom
naturalnego rozkładu. Trupy ludzi idealizowanych i uprzywilejowanych stają się relikwiami.
Dla myśliwych relikwiami są trofea pochodzące z zabitych zwierząt. Składają się one na
domowe lub publiczne, osobiste lub muzealne szczególne ich cmentarzyska.
Rezultaty polowania, jako finału mordowania niemal zupełnie obecnie bezbronnych
wolnych zwierząt wobec nowocześnie i przemyślnie uzbrojonych myśliwych, pokazywane są
przez nich w formie tak zwanego w ich gwarze pokotu albo rozkładu. Pokot to nadzwyczaj
żałosne widowisko nasuwające na myśl miejsca masowych egzekucji ludzi przez okrutnych
morderców podczas wojen. To zebrane razem zwierzęce ofiary polowania, ułożone na
prawym ich boku między rzędem myśliwych a rzędem naganki, w kolejności mającej
odzwierciedlać ich atrakcyjność łowiecką. W zwodniczej gwarze myśliwskiej kolejność ową
określa sierść (jeleń, daniel, sarna, tam i kiedy jest to oficjalnie legalne – duże drapieżniki jak
niedźwiedź, ryś, wilk); chyb (nastroszone włosy dzika i łosia); kita (lis i inne drapieżniki);
turzyca (zające i króliki); pióro (ptaki łowne). Oczywiście, obecnie, w latach poważnego
wytrzebienia wolnych zwierząt przez myśliwych pokoty bywają coraz uboższe, składają się
tylko z niektórych ich gatunków i nielicznych ofiar. Na niektóre z nich, z powodów
łowieckiego wyrachowania, zawiesza się nawet okresowo polowania.
Nad powalonymi śmiercią z rąk myśliwych zwierzętami prowadzący polowanie
wygłasza mowę pogrzebową w formie szczególnego podsumowania zakończonej już ich
rzezi. Dziękuje myśliwym i naganiaczom za ich mordercze wyczyny. Wskazuje i dekoruje
króla i wicekróla polowania, czyli tych zabójców, którzy uśmiercili najbardziej okazałe ofiary
zwierzęce. Ten podtrzymywany wciąż zwyczaj w dobitny sposób wskazuje, że podczas
polowania myśliwi konkurują ze sobą nie tylko co do liczby zabijanych zwierząt, ale również
51
co do ich okazałości. Na przykład cielak jelenia ma dla nich większą wartość niż nawet
dziesięć dzików. Wbrew swej pełnej hipokryzji propagandzie, usiłującej zwodzić
społeczeństwa, że są rzekomo selekcjonerami zabijającymi przede wszystkim sztuki chore i
najsłabsze, w rzeczywistości uganiają się za sztukami najlepszymi, najzdrowszymi i
najsilniejszymi, bo tylko zabijanie takich gwarantuje najcenniejsze trofea i za takie można być
obwołanym królem polowania. Na zakończenie tych jak gdyby pogrzebowych posępnych
uroczystości, sygnaliści odgrywają ponuro brzmiące sygnały myśliwskie przewidziane dla
każdego gatunku zastrzelonej zwierzyny. Najpierw brzmi sygnał „koniec polowania” a
później sygnał „Darz bór”. Ten drugi ma niejako zobowiązywać przyrodę do tego aby
myśliwi mogli nadal uprawiać swoje zabójcze procedery w przyszłości. Przeciwnicy
łowiectwa myśliwskie procedery oceniają słowami „Srasz w bór”.
Prymitywizm zachowań myśliwych
Powszechnie wiadomo, że obecnie myśliwi już coraz bardziej lekceważą obyczaje i
ceremoniały należące do tak zwanej tradycji łowiectwa. Wielu z nich redukuje polowanie do
mięsożerstwa dziczyzny, toteż po uśmierceniu zwierzęcia szybko umykają z tym łupem. Nie
oczekują na oficjalne ceremoniały, jeśli się jeszcze takie odbywają, zakończenia polowania.
Dla tych, którzy na nie pozostają zwykle ważniejsze bywa wspólne ognisko z kiełbaskami,
alkoholem i prostytutkami niż oddawanie czci uśmierconym zwierzętom. To nie obyczaje i
ceremoniały najbardziej uspokajają sumienia zabójców, jeśli w ogóle coś takiego jak
sumienie oni mają. Wyrzuty sumienia tłumi najskuteczniej alkohol, toteż trafia on obficie do
gardeł myśliwych przed, w trakcie i po zakończeniu polowania. Myśliwi ochoczo pozują do
zdjęć nad pokotem martwych zwierząt. Przypominają na nich oddziały egzekucyjne
zbrodniarzy wojennych po dokonaniu masowej egzekucji ludności podbitego kraju. Są to
zawsze zdjęcia nader typowe. Utrwalają w większości grube, nalane tłuszczem, sztucznie
uśmiechnięte mordy rzędu zabójców. Stoją oni na nich z wypiętymi brzuchami i
śmiercionośnymi narzędziami. Pozując do zdjęć często podtrzymują lub układają martwe
zwierzęta tak aby wyglądały one jak żywe. W tej przewrotnej fotograficznej ikonografii
mimowolnie przyznają, że nawet i dla zabójców w ostatecznych rozrachunku życie ma
większą wartość niż śmierć.
Myśliwi bywają nie tylko grabarzami zabitych zwierząt. Bywają także grabarzami
uczciwości i wierności małżeńskiej. Podczas zbiorowych polowań myśliwi zwykle są
oddaleni od własnego domu i rodziny. W ten sposób wymykają się z jakiejkolwiek kontroli z
jej strony. Otoczeni dziką przyrodą, odurzeni specyficznym klimatem miejsc noclegowych,
bez pohamowania ulegają obżarstwu, pijaństwu i rozpuście seksualnej. Według ideologii tej
myśliwskiej rozpusty, zdolność do zabijania istot żywych jest jakby oznaką silnej męskości.
Ta, z kolei miałaby być ważnym czynnikiem seksualnej powabności, łatwo rozbudzającej
chuć kobiecą do wyuzdanego seksualizmu. Strzelbę uznają za szczególny symbol i
przedłużenie własnego fallusa. Zabijanie podczas polowania porównują do orgazmu ze
stosunku seksualnego. Przechwalają się nie tylko pokotami zabitych zwierząt, ale i liczbami
uwiedzionych kobiet, które obcowały z nimi seksualnie w związku z polowaniami. Jedno i
drugie określają tą samą nazwą „rozkład” w sensie pokotu. Najwięksi zabójcy mają „na
rozkładzie” setki zamordowanych zwierząt i podobne liczby zdrad małżeńskich.
Kulisy tego bezhołowia są dość szeroko znane z opowieści ustnych i literatury
myśliwskiej. Opisał je bez ogródek na przykład Benedykt Czekała w książce Seks w puszczy,
Warszawa 1993. Przechwala się w niej nie tylko swoimi trofeami myśliwego, ale i przy okazji
polowań „bogactwem rozkładu kiecek”. Przeciwnicy myślistwa niecierpliwie oczekują na
kolejne tego rodzaju publikacje. Wskazują one bowiem dobitnie, że myśliwi to ludzie na ogół
bezmyślni. Bez najmniejszej żenady publicznie i ostentacyjnie odsłaniają swoją
52
nieobyczajność towarzyszącą polowaniom. Obnażanie tego rodzaju zachowań bez wątpienia
przyczynia się do coraz większego potępiania myślistwa, uchodzącego już obecnie za
chorobliwy i ze wszech miar szkodliwy relikt.
Myśliwskie cmentarzyska trofeów
W porównaniach myśliwego z grabarzem ważne miejsca zajmują trofea myśliwskie.
Na myśliwskich cmentarzyskach przypominają one nagrobki z cmentarzy ludzkich. Grecka
nazwa tropaion została przekształcona przez Rzymian na łacińską nazwę trophaum.
Najogólniej rzecz wyrażając, znaczenie nazwy „trofeum” jest dość wieloznaczne, ale zawsze
jej treść mówi o jakichś dowodach odniesionego zwycięstwa, sukcesu, zdobyczy,
wyjątkowego powodzenia w rywalizacji albo walce. Trofeami bywały dla wojowników jakieś
części ciała zabitych wrogów, tak jak części upolowanych zwierząt dla myśliwych. Uznawano
je za materialne symbole zdecydowanej przewagi wojowniczej, przypisywano im tajemne
moce magiczne, ozdabiano nimi własne ciała, ubiory i pomieszczenia mieszkalne. Trofea
myśliwskie, jako części niejadalne ofiar łowców, mają świadczyć zarówno o sile i pięknie
żywego wcześniej zwierzęcia jak i upamiętniać myśliwską zdolność do jego posiadania
poprzez zabijanie. Dla nauk przyrodniczych trofea myśliwskie mogą być przedmiotem badań
zawierającym informacje o poszczególnych zwierzęcych ofiarach i środowisku, w którym
żyły. Dla myśliwych są to jedynie przedmioty próżnej samochwały. Typowe trofea
myśliwskie to odpowiednio spreparowane niejadalne części zwierząt łownych albo całe
wypchane ich osobniki. Należą do nich głównie poroża, rogi, haki jelenia, oręża dzika,
wachlarze głuszca, liry cietrzewia, niektóre pióra ptaków, skóry, czaszki i inne. To
szczególnie ponure zbiory gorsze niż prosektoria.
Łowiectwo, w krajach materialnego dostatku nie odgrywa już zbyt ważnej roli.
Pozostaje zanikającą stopniowo przestarzałością z czasów gdy zabijanie wolnych zwierząt
było uzasadnione potrzebami ludzi. Także trofeistyka myśliwska stała się już przestarzałością.
Jest już wielce wątpliwym powodem do dumy i satysfakcji, obnażającym niewrażliwość i
próżność łowców. W ich mafijnych układach poddają oni wyspecjalizowanej wycenie trofea z
zabitych zwierząt. Czynią to po to, aby eksponować je następnie jako szczególne nagrobki z
cmentarzysk swoich ofiar we własnych pomieszczeniach domowych albo siedzibach kół
łowieckich.
Na nagrobkach cmentarnych ludzi widnieją informacje o ich nazwiskach i datach
śmierci. Podobnie myśliwi zaopatrują swoje trofealne zwierzęce nagrobki nazwami łowisk i
datami uśmiercenia ofiar. Zabijanie wolnych zwierząt przy pomocy doskonałej broni,
nadzwyczajnych przyrządów optycznych, podstępnych wabików węchowych i głosowych
stało się już banalnie proste. Dawne polowanie, gdy zwierzęta miały jakieś szanse na
uniknięcie śmierci, przekształciło się obecnie w prymitywne ich egzekucje i mordowanie.
Zwierzęta stały się bezbronne w konfrontacjach z tak wyposażonymi myśliwymi. Nie mają
oni już przeto żadnych powodów do jakiejkolwiek dumy i satysfakcji na cmentarzyskach ze
zwierzęcymi nagrobkowymi trofeami.
Hipokryzja ideologii łowieckiej
Trofeistyka, podobnie jak wybór króla i wicekróla polowania, obnaża fałsze i
hipokryzję ideologii myśliwskiej. Oficjalnie okłamuje ona społeczeństwa, że podczas
polowań myśliwi zabijają przede wszystkim sztuki najsłabsze, które nazywają selektami. W
rzeczywistości jednak uganiają się za sztukami najsilniejszymi i największymi, ponieważ
tylko takie otrzymują najwyższą wycenę jako ich trofea. Oficjalnie zasłaniają się rzekomymi
koniecznościami odstrzału określonej liczby zwierząt danego gatunku ze względu na ich
53
jakoby nadmiar bądź zły stan zdrowia. W rzeczywistości jednak nigdy takich konieczności
nie było i nie ma. Sama przyroda zawsze potrafiła najlepiej regulować stan liczebny wolnych
zwierząt i właściwe proporcje między poszczególnymi ich gatunkami.
Rezultaty polowania zwierząt jednego gatunku na zwierzęta innych gatunków mają
zawsze charakter naturalny. Natomiast cmentarzyska i nagrobki wlokące się za myśliwymi są
zawsze sztuczne. Nie mogą nie razić ludzi rozumnych i wrażliwych. Gdzieś na marginesach
międzyludzkich kontaktów ukrywa się coraz bardziej wstydliwie rynek myśliwskich trofeów.
Wiadomo, że najbardziej zagorzali łowieccy nuworysze, wraz z pierwszymi śmiercionośnymi
nabojami, pospiesznie kupują sobie cudze trofea do własnych myśliwskich prosektoriów.
Pogardzają nimi natomiast bardziej doświadczeni myśliwi utrzymując, że prawdziwych
trofeów nie można kupić. Przeciwnicy myślistwa ani nie kupują, ani też nie przyjmują w
prezencie żadnych trofeów myśliwskich. Z odrazą lokale opuszczają, w których znajdują się
trofea myśliwskie i konsekwentnie bojkotują jedzenie potraw z dziczyzny, w gruncie rzeczy
szczególnej padliny.
Bezecności turystyki łowieckiej
Poważne krytyki, zastrzeżenia, wątpliwości i potępienia wywołuje międzynarodowa
turystyka łowiecka – polowania typu safari. Ma ona głównie na celu kupowanie
nadzwyczajnych trofeów myśliwskich pochodzących z ginących gatunków zwierząt. Bogaty
myśliwy przeobraża się tutaj w klienta kupującego szybkie, wyjątkowe i pewne trofeum. Są to
często trofea obrzydliwe, zwłaszcza gdy pochodzą z uśmiercania oswojonych zwierząt w
rewirach hodowli zagrodowej czy też na farmach afrykańskich. Wraz z prawem do łatwego
zabicia oswojonej z ludźmi zwierzyny, bogaty myśliwy kupuje zwykle pełną obsługę
polowania. Płaci za pomoc miejscowych myśliwych, prace podprowadzaczy, przebiegłość
tropicieli, czas kierowców, obsługę kucharzy i kelnerów, umiejętności preparatorów trofeów i
wysiłek tragarzy łowieckiego ekwipunku. W tego rodzaju zorganizowanej i wykalkulowanej
egzekucji zwierząt trudno byłoby dopatrzeć się tradycyjnego sensu polowania. Nie ma to
także żadnego związku z kontynuacją krajowych tradycji łowieckich. Pozbawione jest
elementów spontaniczności typowego polowania. Brak w nim racjonalnego, tym bardziej
empatycznego stosunku do zwierząt i przyrody. Tego rodzaju polowania narzucają wprost
skojarzenia z czasami kolonializmu, gdy bogaty pan z odległego kraju przybywał na podbój
istot żywych do kraju ubogiego. Wysługiwał się przy tym niewolnikami, tak jak obecnie
wysługuje się myśliwy uprawiający turystykę łowiecką towarzyszącymi mu tubylcami.
Międzynarodową turystykę łowiecką interesownie propaguje organizacja Safari Club
International – Międzynarodowy Klub Safari. Kusi ona bogatych myśliwych w różny sposób.
Należy do nich obecnie m.in. aż 29 różnych nagród za najbardziej kosztowne, ale stosunkowo
łatwe osiągnięcia łowieckie. Kosztowne jest na przykład uzyskanie nagrody Africa Big Five
Grand Slam. Można ją osiągnąć po zabiciu tak zwanej wielkiej piątki zwierząt afrykańskich –
lwa, lamparta, słonia, nosorożca i bawoła afrykańskiego. Porównywalne z tym są koszty
zabicia czterech różnych gatunków niedźwiedzi, premiowane nagrodą Bears of the World
Grand Slam. Poziom brylantowy nagrody Inner Circles wymaga zabicia aż 76 osobników
różnych gatunków zwierząt. Ofiarami wspomnianych 29 różnych rodzajów nagród padają
zwierzęta należące do 322 gatunków. Ofiary te tracą życie podczas polowań wyjątkowych,
najczęściej indywidualnych, organizowanych i przeprowadzanych dla bogatych
kolekcjonerów rzadkich trofeów łowieckich. Polowania wyjątkowe jako elitarne rozbudzają
zazdrość uboższych myśliwych. Są również ostro krytykowane przez opinię społeczną.
Doświadczył tego osobiście na przykład król Hiszpanii Juan Carlos po zabiciu słonia podczas
afrykańskiego safari.
54
Tak oto kształtuje się wewnętrzne zróżnicowanie „braci myśliwskiej” w jej rolach
grabarzy, z jej podziałem na uboższych i bogatszych. Ci pierwsi tworzą cmentarzyska swoich
zwierzęcych ofiar na ziemiach rodzimego kraju, ci drudzy natomiast w krajach od niego
bardziej lub mniej odległych. Istota jednak tego pozostaje w ostatecznym rozrachunku
podobna – katowska, rzeźnicka i grabarska.
CZŁOWIECZEK OBRZYDLIWY
Myśliwy to człowieczek obrzydliwy
powiedzenie byłego myśliwego
Dlaczego reaguję
„Myśliwy to człowieczek obrzydliwy” – to słowa wypowiedziane przez mojego
dziadka na łożu śmierci, gdy wspominał swoje wieloletnie procedery myśliwskie. Pod
wpływem tych wstrząsających słów mój ojciec zrezygnował z uprawiania myślistwa.
Wprawdzie mnie wciągnięto na listę członków pewnego koła łowieckiego, ale po jednym
pobycie na tzw. polowaniu zrezygnowałem z tego z wielką ulgą. Obecnie typowe tzw.
polowanie to spotkanie hordy protegujących się nawzajem opijusów, mięsożerców i
rozpustników z towarzystwem prostytutek. Nieuzasadnione jakąkolwiek koniecznością
zabijanie zupełnie bezbronnych wolnych zwierząt traktują ci zwyrodnialcy jako sadystyczne
źródło przyjemności. Bywając naganiaczem jako dziecko, wielokrotnie obserwowałem
masakrę zajęcy przez tych specjalistów od mordowania, rzezi i jatek. Postrzelony zając,
podobnie sarna, płaczą rozpaczliwym głosem przypominającym płacz bardzo cierpiącego
małego dziecka. Mieszkamy z Żoną w puszczańskim domu, toteż okrągły rok możemy
obserwować zupełną samowolę, sobiepaństwo, tępotę, szkodnictwo i zupełny brak
wrażliwości na strach, ból, cierpienie, agonię i umieranie istot żywych jako ofiar osobników
mieniących się bezpodstawnie myśliwymi. Trafnie mówi przysłowie, że „Myśliwy nie myśli
tylko strzela”.
Piszę o tym ponieważ znam ten przestarzały już, niekonieczny obecnie i na wskroś
obrzydliwy proceder tzw. polowania z różnych stron. Rozumna wymiana opinii z tzw.
myśliwymi o ich wyrafinowanym okrucieństwie nie jest możliwa. Są to bowiem cuchnące
smrodliwą butą uzbrojone po zęby osobniki tylko z wyglądu przypominające człowieka. W
gruncie rzeczy natomiast typowy tzw. myśliwy to osobnik o kształtach człowieczości, ale z
wnętrzem bez oznak człowieczeństwa kojarzonego z wyższymi, ciepłymi uczuciami, empatią
i humanitaryzmem. To człowieczek ze skamieniałym sercem, od którego wyższe uczucia
odbijają się jak przysłowiowy groch od ściany. To zadufany z sobie zakłamany samochwał,
obłudnik i hipokryta podczepiający się pod rzekomą gospodarkę leśną, ochronę przyrody i
troskę o los wolnych zwierząt. To w gruncie rzeczy intruz przypominający bandytę, zwykle
samowolnie wdzierający się na cudze pola i posiadłości oraz grasujący bez możliwości
kontrolowania go po lasach. To zmanierowany człowieczek gorszy od kłusownika.
Kłusownik zabija dla pożywienia, tzw. myśliwy dla przyjemności, łamiąc notorycznie prawo
łowieckie i kpiąc sobie z etyki łowieckiej. To dewiant psychiczny, który w czasach dostatku
pożywienia, ubrań, etc., zabija wolne zwierzęta nie z konieczności lecz dla przyjemności. Dla
przyjemności wciela się w pogardzaną rolę mordercy, zabójcy, rzeźnika, grabarza i okrutnika.
To człowieczość człowieczka na wskroś patologicznego.
55
Dlaczego obrzydliwy
Te ogólnie podzielane przez niemyśliwych opinie o tzw. myśliwych odnoszą się w
pełni do tchnącego wielkim zarozumialstwem, bezdenną pychą i głupkowatą bufonadą tekstu
z tygodnika „Angora” A może przestać jeść kurczaki? podpisanego zapewne zmyślonym
obrzydliwie i tchórzliwie nazwiskiem Remigiusz Kowalski. Już tytuł tego tekstu usiłuje
nieudolnie przesunąć istotę rzeczy na boczny tor. Gdyby anonimowy, w gruncie rzeczy
tchórzliwy, autor tekstu był przekonany o godziwości łowieckich procederów wybrałby tytuł
A może przestać uprawiać myślistwo? Jak na ukrytego pod nieswoim nazwiskiem,
bezkrytycznego zarozumiałego tchórza przystało z odwagą już, bez pokory i jakichkolwiek
objawów zażenowania czy też zawstydzenia, wyznaje on szczerze, „że myśliwi chodzą na
polowania dla PRZYJEMNOŚCI”. Po tym sadystycznym wyznaniu znalazł jeszcze okazję
aby usiłować upokorzyć ludzi uboższych. Z wyniosłością nowobogackiego nuworysza dodał:
„i to za ciężkie pieniądze”. Zasłużył tym sobie jednak nie na jakąkolwiek wyrozumiałość lecz
na głęboką pogardę i nienawiść.
Dalej ten zupełnie zaślepiony swoim zwyrodniałym zboczeniem ignorant ma czelność
kwestionowania prawdziwości amerykańskich filmów przyrodniczych obnażających ohydę
współczesnego myślistwa. Otóż usiłuje on sugerować człowiekowi, który niepotrzebnie
stracił czas na czytanie jego irytującego tekstu, że mógłby cenzurować mądre i piękne filmy z
przyrodniczej serii National Geographic. Pamiętajcie więc twórcy tych filmów o tej
pretensjonalnej a ignoranckiej przybłędzie ze Śląska. Ileż bezlitosnej oziębłości i
niespotykanego prymitywizmu wyrażają słowa tego człowieczka: „Po celnym strzale z
kilkunastu metrów szarak nie leci do mamusi pochwalić się ranami wojennymi, bo
najzwyczajniej w świecie NIE ŻYJE”. Każde tu słowo wionie obrzydliwym zatajaniem i
kłamstwem. Ani słowa bowiem o strzałach niecelnych. Ani słowa o strzałach z dużych
odległości. Ani słowa o licznych postrzałkach. Ani też słowa o polowaniach na tzw. grubego
zwierza, gdy, jak przyznają to sami tzw. myśliwi, co trzecia ofiara wolnego zwierzęcia jest
postrzałkiem.
Dlaczego kłamliwy
Mamy też w pojękiwaniu rzekomego Kowalskiego przykłady językowego bełkotu
znaczeniowego, zwanego gwarą myśliwską. Bełkot ten stara się zwodniczo ukrywać
wymyślonymi sztucznie określeniami wielkie okrucieństwo i bolesną drastyczność
„przyjemności” mordowania bezbronnych istot żywych. Zamiast mówić wprost o
mordowaniu, rzezi, jatce, nieopisanych cierpieniach i bólu, tzw. myśliwi bełkoczą o
„strzelaniu”, „powaleniu”, „położeniu”, „łamaniu się w ogniu”, „zaznaczaniu strzału przez
zwierzynę” (sic!), wreszcie – „pierdolnięciu”. Zamiast zauważać bolesne krwawienie
postrzelonych ofiar zwierzęcych jawi im się w ich pijackich oczach „znaczenie farbą”. Krew
dla tych przytępionych nałogiem bezmózgowców to farba! Za swego patrona obrali sobie św.
Huberta, człowieka, który dlatego został obwołany świętym ponieważ zrezygnował z
wcześniej uprawianego myślistwa. Tak zwani myśliwi bełkotliwie bredzą, że tylko „strzelają”
a nie, jak gdyby zabijają. „Strzelając” tylko, a nie zabijając, „pozyskują” jednak pazernie
dziczyznę, skóry i inne trofea pochodzące z mordowanych wolnych zwierząt.
Jak najęty kłamie ów zabójca z przyjemności, gdy stwierdził, że „Zranione zwierzę nie
może być zostawione samo sobie, bo jest to zabronione”. Ileż to zabronionych rzeczy pada
ofiarą przestępstw i niecności – chciałoby się od razu zaprzeczyć temu kłamstwu. Ten
człowieczek nie jest jednak w stanie odróżniać normatywnego „nie powinien” od faktycznego
„nie może”. Okrutny zbrodniarz Trynkiewicz nie powinien był przecież mordować
56
małoletnich chłopców, ale jak powszechnie wiadomo, mógł ich zabijać. Rzekomy Kowalski
nie powinien kłamliwie bredzić o myślistwie, ale przecież może kłamać, bo wiele nakłamał.
Tak zwany myśliwy nie powinien pozostawić postrzałka bez dobicia go, w osłupiającym
bełkocie gwary myśliwskiej „strzałem łaski”, ale nie zawsze tego chce i może. Nie chce bo
oszczędza nabój, dobijając postrzeloną ofiarę kolbą strzelby, kopnięciem buta lub nawet
leżącą nieopodal pałą. Nie może w żaden sposób dobić ofiary gdy poranione zwierzę, aby
uratować swoje życie, resztami sił ucieka i ukrywa się przed bezlitosnym prześladowcą o
kształcie człowieczka.
Dalej kłamie ten budzący odrazę i wstręt człowieczek, że „Średnia upolowanych
zajęcy podczas polowań, w których byłem naganiaczem nigdy (podkreślenie moje) nie
przekraczała dwóch sztuk na osobę. Niektórzy nie ustrzelili nic”. Jeśli uwzględnić jako osoby
naganiaczy, to nie było to wcale mało. Natomiast to nigdy jest zupełnie bezrozumne. Ta
średnia bowiem często wynosi już zero ponieważ w niektórych regionach Polski tzw. myśliwi
wytłukli szaraki do cna! Gdy ja byłem naganiaczem w dzieciństwie, podczas polowania na
zające, tzw. król polowania „pierdolnął” ich 39, a inni tzw. myśliwi po kilkanaście. Mój
dziadek nie zabił wtedy ani jednego szaraka bo go o to bardzo prosiłem. Dla niego większą
przyjemnością było już uleganie prośbie wnuka niż zabijanie bezbronnego zajączka.
Dlaczego bezmyślny
Pretendujący do określenia „myśliwy”, ten bezmyślny człowieczek nie wie dlaczego
coraz większa liczba wolnych zwierząt szuka pożywienia i schronienia w sąsiedztwie miast a
nawet w samych miastach. Wiedzą to już nawet małolaty, że zwierzętom tym łatwiej tam
znaleźć zarówno pokarm jak i większe bezpieczeństwo pod okiem kontroli społecznej
zabójczej samowoli tzw. myśliwych. Mało, że on bezmyślny to chyba i on bezbożny
ponieważ obraża kurczęta epitetem „niebożęta”. A może, skąd on to może wiedzieć, są one
większymi „bożętami” od niego? Przemysłowe zabijanie kurcząt dla celów konsumpcyjnych
jest z pewnością bardziej humanitarne niż spontaniczne jatki podczas polowania. Zakaz
wjazdu pojazdów do lasów myśliwi lekceważą okrągłą dobę, szczególnie zaś nocą. Paśniki
ustawiają w sąsiedztwie wabisk, a tuż przy nich wieże strzelnicze zwane ambonami, aby tym
łatwiej zabijać zwabione podstępnie wolne zwierzęta. Ambony, przypominające budowle z
obozów koncentracyjnych, oddali duchowni w ich nazwie w pacht tzw. myśliwym, którzy nie
głoszą już z nich kazań.
Dlaczego głupi
Wreszcie, kolejną próbką padołu człowieczka, o którym tutaj piszę, jest zwrot z jego
bredni: nie „żeby głupie mieszczuchy zwierzakom do michy zaglądały”. To on sam, co
przyznaje, jako mieszczuch ze Śląska, stwierdza nareszcie coś prawdziwego o jakości swego
intelektu, jeśli w ogóle coś takiego ma. Jest to więc ”głupi mieszczuch”. Zważywszy na
pazerność tzw. myśliwych pewnie także i on zagląda, posługując się jego wulgaryzmem „do
michy” wolnych zwierząt.
Wiadomo, że działania rozumne i dobre nie potrzebują żadnych uzasadnień. Skoro
myślistwo potrzebuje takich uzasadnień, to niechaj drażliwi tzw. myśliwi, ze wzrastającej
krytyki większości społeczeństwa ich krwawych procederów, wyciągną wreszcie właściwe
wnioski. Myślistwo jest już obecnie przebrzmiałym kulturowo przeżytkiem. Kłóci się z
racjonalnie pojętą ochroną przyrody. Należy przeto krzewić empatię do wolnych zwierząt a
nie zabijanie ich dla sadystycznej przyjemności. Nie należy głosować na myśliwych
kandydujących do jakichkolwiek władz. Należy bojkotować spożywanie dziczyzny. Trzeba
wytaczać procesy tzw. myśliwym za uszczuplanie niemyśliwym dostępu do wolnych
57
zwierząt. Dojrzewa konieczność ogłoszenia ogólnokrajowego referendum w sprawie
całkowitej delegalizacji barbarzyństwa zwanego myślistwem. Zanikło barbarzyństwo
niewolnictwa, wojen krzyżowych, inkwizycji i inne, toteż i barbarzyństwo myślistwa musi w
przyszłości zniknąć.
POLOWANIE A JĘZYK
Zarozumiałością oraz bezwzględnością człowieka
jest mówienie, że zwierzęta są nieme, tylko dlatego,
że są nieme dla jego tępej percepcji.
anonimowe
Założenia tekstu
W nasilającym się, o zasięgu ogólnoświatowym, sporze łowców mieniących się
myśliwymi, z ich przeciwnikami, ważną rolę spełniają języki, którymi posługują się
zwaśnione ze sobą jego strony. Myśliwi posługują się gwarą łowiecką usiłującą łagodzić
opisy okrucieństwa i drastyczności zabijania zwierząt żyjących na wolności. Natomiast
przeciwnicy łowiectwa używają w tym sporze języka odsłaniającego całą brutalną
niehumanitarność procederu polowania. Znajomość obu tych języków jest niezbędna dla
opisywania i oceniania tego procederu, potępianego przez ludzi osiągających poziom
człowieczeństwa.
Myśliwy nie ma dystansu ani do siebie ani do gwary, którą się posługuje. Znajdując
się zaledwie na padole człowieczości przenikniętej żądzą zabijania, kierowany jest emocjami
unicestwiającymi racjonalność postępowania. Przeto, racjonalne opisy i oceny procederu
polowania mogą być udziałem tylko niemyśliwych. Irracjonalna gwara myśliwska – jak to
opisał Julian Ejsmond w książce Zabobony myśliwskie – „niewątpliwie pochodzenie swoje
zawdzięcza magicznym zabobonom”.
Według zaślepionych łowiecką chciwością myśliwych polowanie nie jest złem,
chociaż zapewne nie może uchodzić za dobro. Przeciwnicy polowania, występując w obronie
życia wolnych zwierząt, jednoznacznie i stanowczo opowiadają się po stronie tak
pojmowanego dobra. Aby jednak można było go bronić, należy posiąść nie tylko wiedzę o
procederze polowania, ale i odwagę otwartego jego potępiania. Odwagę taką mają jednak
tylko nieliczni ludzie. Głównie z powodu obawy przed odwetem myśliwych, dysponujących
przecież bronią i gotowych do zabijania istot żywych. Odważni przeciwnicy polowania jawną
jego krytykę pojmują jako moralny obowiązek, gdyż bierność w tym względzie oznacza
zgodę na krzewienie zła. Przemilczając prawdziwą wiedzę o istocie polowania i nie wyrażając
otwarcie krytyki jego zła, stajemy się poniekąd współuczestnikami i współwinnymi tego zła.
Bierny stosunek do opisów i ocen polowania musi wywoływać dręczące rozterki wewnętrzne
ludzi z poziomu człowieczeństwa i trudne do wyparcia poczucie winy. Tylko ludzie z
poziomu człowieczeństwa są w stanie dostrzegać, że myśliwy, jako sprawca niegodziwych
praktyk, nie jest w stanie przekazywać swoim dzieciom, rodzinie, społeczeństwu szacunku
dla życia zwierząt, bo czyni z nich łup, trupy, zwłoki, trofea. Osłania to nieudolnie gwarą
łowiecką, irytującą ludzi rozumnych i wrażliwych, bezzasadnie obrażanych przez myśliwych.
Temperatura sporu
Myśliwi kurczowo i coraz bardziej nieporadnie bronią uprawianego przez nich
procederu polowania, natomiast ich przeciwnicy coraz bardziej niecierpliwie i
58
bezkompromisowo go potępiają. Przekonania obu stron sporu zderzają się ze sobą w sferach
prywatnych i sferach publicznych, na co dzień i od święta, podczas polowań i poza
polowaniami. Łowcy usiłują kreować korzystne dla siebie wyimaginowane swoje wizerunki,
podczas gdy wrogowie polowania mają ich za brutali zadających niekonieczny ból, cierpienie,
śmierć, dla zaspokojenia swojej dewiacyjnej skłonności. Pomiędzy tymi skrajnymi postawami
rozciąga się rozległe spektrum poglądów mniej zdecydowanych. Część ludzi dojrzałych z
poziomu człowieczeństwa podziela tylko niektóre argumenty jednej lub obu stron tego sporu,
ale w ostatecznym rozrachunku sprzeciwia się polowaniu.
Treści sporu wyrażane są, zasadniczo, dwoma językami: myśliwi językiem ideologii
myśliwskiej, zawartym przede wszystkim w sztucznej gwarze łowieckiej, a niemyśliwi
językiem naturalnym, wyróżniającym się niekwestionowalną uczciwością poznawczą.
Kontrowersja owa zajmuje niemało miejsca w mediach. Stronniczość nielicznych czasopism
łowieckich spychana jest coraz bardziej na marginesy czytelnictwa przez bardziej obiektywne
i liczniejsze czasopisma antyłowieckie, przeniknięte duchem humanitaryzmu i ekologizmu.
Telewizja, nawet w programach łowieckich, na ogół unika pokazywania okrutnej
drastyczności polowania; obnażają ją jednak liczne portale internetowe. Spór pobrzmiewa, raz
po raz, przed organami władzy administracyjnej, na przykład w sprawach o znikome szkody
wyrządzane przez zwierzęta w uprawach rolnych i większe szkody powodowane przez
łowców zabijających zwierzęta objęte ochroną. Wiele spraw spowodowanych przez
myśliwych rozpatrują sądy, wśród nich te dotyczące przestępstw przeciwko zdrowiu i życiu
nie tylko zwierząt wolnych i domowych, ale i ludzi. Na szczeblach władzy prawodawczej
lobby prołowieckie dość uporczywie przeciwstawia się jakiemukolwiek ograniczeniu
bezeceństw polowania.
Spór łowców z ich przeciwnikami trwa, toczy się powoli i z trudnościami. Stopniowo
jednak szala powodzenia przechyla się na rzecz przeciwników polowania. Wiadomo, że w tej
szermierce na słowa nie mogą nie zwyciężyć kiedyś przeciwnicy polowania, nie wiadomo
jednak jeszcze, kiedy. W toku dziejów bowiem, różne przejawy barbarzyństwa z wielkimi
oporami ustępowały przed naporem humanitaryzmu. Odnosi się to w szczególności, niestety,
i do polowania.
W krytyce praktyk łowieckich przeważa ciepła, uczciwa i zracjonalizowana postawa
empatii do niewinnych i bezbronnych ofiar polowań. Jednocześnie, w różny, zwykle bardzo
dosadny sposób, obnażany jest prymitywny atawizm, agresywność, oziębłość emocjonalna i
pełna hipokryzji ideologia promyśliwska. W języku polskim odwagą otwartej krytyki
łowiectwa wykazali się w ostatnich latach autorzy kilku publikacji. Zenon Kruczyński w
książce Farba znaczy krew, (Gdańsk 2008) z wielką znajomością rzeczy obnażył różne istotne
strony obrzydlistwa i makabryczności polowania. Potrafił to zrobić, ponieważ sam był
wcześniej myśliwym. Rezygnując z myślistwa, postapił tak, jak św. Hubert, bezzasadnie
obwołany przez myśliwych ich patronem. Dużą wymową perswazyjnej antymyśliwskości
wyróżnia się książka Tomasza Matkowskiego, Polowaneczko, (Warszawa 2009). W
newralgicznie słabe strony łowiectwa ugodziła książka Olgi Tokarczuk, Prowadź swój pług
przez kości umarłych, (Warszawa 2009), m.in. demaskując cała obłudę kazania kapelanów
myśliwskich.
Coraz to liczniejsze są wypowiedzi antymyśliwskie w czasopismach i na stronach
internetowych prywatnych osób i różnych organizacji, nie tylko proekologicznych. Zwykle
wywołują one gwałtowną, obłąkańczą reakcję myśliwych, obrzucających ich przeciwników
wyzwiskami i obraźliwymi słowami. Polemiczny artykuł Agnieszki Sowy, Rzeczpospolita
łowczych („Polityka” 2013, nr 46) skłonił Marka Matyska, rzecznika Polskiego Związku
Łowieckiego, do opublikowania odpowiedzi pełnej jednak krętactw (forum Internetowe.
Polski Związek Łowiecki). Odpowiedź ta wypadła więc bardzo blado, chociażby w
59
konfrontacji z mottem tekstu Sowy: „Zmieniają się ustroje i rządy, a myśliwi wciąż mają
układy z panem, wójtem i plebanem. Czy można naruszyć to imperium?”
Bełkot ideologii promyśliwskiej poruszył także wrażliwość filozofa Jana Hartmana na
tyle, że na swym blogu internetowym zamieścił on tekst Srasz bór, niepozostawiający
przysłowiowej suchej nitki na pseudoreligijnych, pseudopsychologicznych i
pseudokulturowych pseudoracjach promyśliwskich. Tekst Hartmana ukazuje karygodne
sponiewieranie przez myśliwych pięknego hasła „Darz bór!”, kierowanego przecież do
wszystkich ludzi szanujących przyrodę i życie zwierząt leśnych. Antymyśliwską dojrzałością
wyróżniają się liczne teksty Adama Wojraka, publikowane w większości na łamach „Gazety
Wyborczej”.
Atakowani przez krytyków myśliwi nie są w stanie kontrolować swoich chorych
emocji. W fanatycznym uniesieniu usiłują poniżać, wręcz wdeptywać w ziemię ich
przeciwników, w myśl jarmarcznej demagogii „Ja tylko mam rację, a ty jesteś nikim”.
Internauta, podpisujący się Wojtek, nie mając innych argumentów, obraża Hartmana za „jego
żydowskie pochodzenie”. Wtóruje mu internauta o pseudonimie narciarz2, idiotycznie
imputując temu wybitnemu myślicielowi „trwałe uszkodzenie kory mózgowej”. Niektórzy
internauci pragną przynajmniej nieco osłabić krytykę myśliwych, sytuując proceder
polowania wśród innych przejawów zła. Oto, na przykład, co napisała internautka Ala:
„irytuje mnie święte oburzenie w stosunku do myśliwych, podczas gdy na co dzień przejawy
większych potworności się lekceważy”. Nie wyjaśnia jednak, o jakie inne „potworności” jej
chodzi i jak je ze sobą porównywać i jak je oceniać.
Tylko przeciwnikom łowiectwa mogą służyć za motto słowa Witkacego: „Z głupimi
ludźmi nie ma co gadać, więc zamknąć mordy i proszę siadać!” W chaotycznych najczęściej
sporach pojawiła się propozycja, aby terminologię promyśliwskiej gwary łowieckiej zastąpić
językiem ekologicznym. Wielu przeciwników łowiectwa, jak na przykład internautkę
Magdalenę Honkisz, „najbardziej irytuje demagogia i dorabianie ideologii do zbrodniczych
inklinacji”. Internauta podpisany bib zauważa, iż chodzi o to, aby „skruszyć te zaskorupiałe
złogi myśliwskiej hipokryzji. O optymizm jednak trudno... wyznawców religii spod znaku
dwururki wciąż nie brakuje”. Ruchy antymyśliwskie informują, jak w praktyczny sposób
można utrudniać albo zupełnie nawet unicestwiać polowania. Internauta z podpisem Śleper
zachęca do ośmieszania łowców. „Wyśmiewać durni – doradza – palcem ich pokazać i wołać
za buractwem, żeby się pod ziemię ze wstydu zapadło. Nic tak człowiekowi nie dokuczy, jak
wyśmiewanie i choćby nie wiadomo jakimi argumentami humanitaryzmu wobec nich
szermować, to bardziej skuteczne będzie wołanie za dziadem w kapelusiku z piórkiem:
burak!”
Zwodniczość gwary łowieckiej
Gwara w ogólności, to mowa określonej grupy ludności jako język charakterystyczny
dla jakiegoś środowiska, grupy zawodowej, związku, stowarzyszenia bądź też innych grup,
także grup nielegalnych. Znane są gwary ludowe, regionalne, zawodowe, żołnierskie,
uczniowskie, studenckie i przestępców. Gwara łowiecka, najbardziej zbliżona swoim
charakterem do gwary przestępców, odznacza się zwodniczością mającą na celu osłanianie i
łagodzenie okrucieństw procederu polowania. Wiadomo, że tylko najgroźniejsi przestępcy
dążą do zabijania, natomiast zabijają wszyscy myśliwi. Gwara łowiecka maskuje, ułatwia i
dokumentuje porozumiewanie się myśliwych w celu zabijania. Aby móc dostrzegać
zwodniczość gwary łowieckiej, co dość oczywiste, należy wcześniej ją poznać. W Polsce
umożliwia to przede wszystkim słownictwo zebrane przez Stanisława Hoppe w książce Polski
język łowiecki (Warszawa 1980) i książce Marka P. Krzemienia 1000 słów o łowiectwie
(Warszawa 1984). Hoppe, przesadnie, chełpi się przechwalaniem rzekomo nadzwyczajnych
walorów polskiego języka łowieckiego. Według niego jest to najbogatszy, najbarwniejszy i
60
najdawniejszy język środowiskowy, niezrozumiały dla postronnych nieparających się
łowiectwem. Przechwałki owe z irytacją i zdziwieniem przyjmują nie tylko językoznawcy. Są
bezzasadne, toteż nietrudno je kwestionować i zupełnie odrzucić.
Do historii należy już obecnie dobra znajomość gwary łowieckiej przez osobników
bezzasadnie zwanych myśliwymi. W swej gorączce pospiesznego i zapalczywego zabijania
uznają ją już za zbędną stratę czasu. Inaczej było jednak wcześniej, jak wzdycha tęsknie
Hoppe. W związku z tym napisał on o języku myśliwskim: „Nie był do pomyślenia myśliwy,
który by go nie znał i nie stosował. Za przewinienia językowe wymierzano dotkliwą karę –
sforami na tuszy ubitej grubej zwierzyny ( tj. kładziono delikwenta) i chłostano go
rzemieniami służącymi do łączenia psów w pary. Toteż nikt nie chciał się narazić na tak
hańbiącą procedurę i pośmiewisko współtowarzyszy łowów” (Hoppe, s. 11).
Jakkolwiek by nie było dziwaczne karanie tak zwanych myśliwych za nieznajomość
gwary łowieckiej, to obecnie jest ona im już coraz mniej znana. Jednakże „władze łowieckie
zdecydowanie uznają potrzebę kultywowania i rozwijania języka łowieckiego, upatrując w
nim istotny element kultury łowieckiej, stwarzający więź między myśliwymi. Język ten, obok
swojego piękna, jędrności i barwności, stwarza niepowtarzalną, wynikającą z tradycji
atmosferę, stanowi ważną część naszych obyczajów łowieckich, których przestrzeganie jest
kwestią honoru świata łowieckiego” (Hoppe, s. 15). Dla ludzi roztropnych to, co myśliwi
nazywają kulturą, jest oczekującym na jak najszybsze porzucenie, reliktem prymitywnego
barbarzyństwa.
Kłamliwą mowę gwary łowieckiej odsłaniają tylko oceny niemyśliwych. Wymyślone,
dziwne, nienaturalne, sztuczne, oziębłe jej słownictwo usiłuje nieporadnie jakoś łagodzić
gorycz okrucieństw niekoniecznego już zabijania wolnych zwierząt. Jest to język pełen
fałszerstw unikających nazywania rzeczy po imieniu. Wynika z obłędnych odruchów
pazernych myśliwych. Ich wnętrze nie potrafi dostrzegać, że niekonieczne zabijanie nie jest
ani mądre ani uczciwe. Nie jest także wbrew wszelakim karkołomnym próbom językowej
niby jego racjonalizacji. Silnie zawoalowana ta gwara łowiecka pozbawia człowieczej
wrażliwości myśliwych i usiłuje nią epatować niemyśliwych. Upozorowuje przesadnie jakoby
zasadnicze różnice między śmiercią człowieka a śmiercią zwierzęcia, przemilczając że obie te
istoty należą przecież do wspólnoty obdarzonej życiem i pragnącej je zachować. Bezzasadnie
deprecjonując wartość życia wolnych zwierząt zawłaszcza sobie prawo do niekoniecznego ich
uśmiercania.
Gwara łowiecka, jak i ugruntowane na niej akty normatywne, są nośnikami
prymitywnej pogardy dla największej wartości, jaką jest ochrona życia. Utrwala zachowania
do cna przeniknięte złem. Kształtuje tępą niewrażliwość na cierpienie. Przenika do języka
potocznego tak zwanych myśliwych. Gwara łowiecka przepełnia język potoczny myśliwych
butą, agresywnością i wulgarnością. Jest to język treściowego i formalnego niechlujstwa.
Brak w nim jakiejkolwiek troski o unikanie różnych błędów. Jest to więc język dopasowany
do obrzydliwych cech osobowości typowego tak zwanego myśliwego.
Zwodniczość przenika całą gwarę łowiecką. Aby to ukazać wystarczy posłużyć się
nawet jednym chociażby przykładem. Tchnie pomrocznością kluczowe dla łowiectwa czy też
myślistwa słowa „zabijanie”. Podobnie najściślej związane z nim takie słowa jak
„polowanie”, „łowca”, „myśliwy”, „zwierzę”, „ambona”. Przed przytoczeniem sensu
nadawanego przez gwarę łowiecką tym słowom należy zatrzymać się nieco znowu przy
rozróżnieniu łowiectwa od myślistwa.
Łowiectwo a myślistwo
Łowiectwo w polskim prawodawstwie bywa oficjalnie definiowane, jako dział
gospodarki narodowej, mający na celu planowe gospodarowanie zwierzyną wolno żyjącą,
61
zgodnie z potrzebami tej gospodarki i ochroną przyrody. Głównymi działami łowiectwa,
obejmującego całokształt zagadnień dotyczących zwierzyny wolno żyjącej, jest jej hodowla,
ochrona, pozyskanie przez polowanie i odłowy oraz kontynuacja kultury łowieckiej w
różnych jej przejawach obyczajowych, literackich, muzycznych, plastycznych i innych.
Zagadnienia te reguluje jakoś prawo łowieckie i etyka łowiecka. Ma się to nijak do woli ich
praktycznego stosowania przez myśliwych.
Oficjalne natomiast definicje myślistwa, jako jednego ze składników szerzej
pojmowanego łowiectwa, podkreślają, że obejmuje ono całokształt zagadnień związanych z
wykonywaniem polowania. Gdy łowiectwem zajmują się myśliwi, dawniej zwani łowcami,
leśnicy i ekolodzy, to wykonawcami polowania bywają wyłącznie myśliwi, często
jednocześnie leśnicy. Od myślistwa zdecydowanie odcinają się ekolodzy. Odrzucają oni
bowiem pogląd aby zabijanie wolnych zwierząt podczas polowania mogło być jakimkolwiek
przejawem ochrony przyrody. W oczach ekologów, tak zwany myśliwy to prymitywny
„strzelacz”, często gorszy od kłusownika, który nadużywa swej legitymacji myśliwego jako
alibi dla woluntarnego i bezkarnego uśmiercania wolnych zwierząt.
W schizofrenicznej gwarze łowieckiej „zabijanie” wolno żyjących zwierząt to
„pozyskiwanie zwierzyny”, czyli wejście w jej posiadanie poprzez odstrzał lub odłów.
Zabijanie, nazywane krętacko pozyskiwaniem, kłóci się bez reszty z sensem nadanym przez
język polski wyrazowi „pozyskiwać”. Otóż według wszystkich słowników języka polskiego
wyraz „pozyskiwanie” oznacza zjednywanie sobie kogoś, przekonywanie do siebie,
zaskarbianie sobie czyichś uczuć, względów, sympatii, aprobaty, zaufania. Odnoszenie przeto
tego wyrazu do zabijania nie może więc nie porażać wrażliwości i kultury niemyśliwych.
Poraża je dotkliwie.
Gwara łowiecka unika wykrętnie słowa „zabijanie” jak i słowa „uśmiercanie”.
Dopuszcza przede wszystkim słowo „strzelanie”, z wieloma jego zastępczymi eufemizmami.
Obowiązuje w niej dziwaczny, interesowny i agresywny dwupodział zwierząt na te, które są
„poza strzałem” i te „dające okazję do strzału”, pozwalające „dojść do strzału”, „dojść
zwierza”, „dopaść zwierza”, „wyjść na strzał”. Zwierzę, jako cel zabijania, myśliwy ma
bezlitośnie „tropić”, „brać na cel”, „celować w nie”, „dać ognia”, „dać strzał”, „kłaść je
celnym strzałem” „ma ono padać w strzale”. Ale może on „chybić”, „popełnić pudło”,
„chybić na czysto”, bądź także „postrzelić”, „zaznaczyć strzał farbą”, bo niehumanitarna ta
gwara pozbawiła zwierzęta krwi. Myśliwy osiąga orgazm zabójcy, gdy zwierzę „pada w
ogniu”, „pada w strzale”, „łamie się w ogniu”, udało się je „położyć”, „pierdolnąć”,
„powalić”, „ustrzelić”, „uziemić”. Często uśmiercanie odbywa się przy pomocy psów i
naganiaczy, wespół zajmujących się szczuciem, wypędzeniem, wystraszaniem, płoszeniem -
„wyciskaniem zwierza na strzelbę”.
Zabijanie zwierzęcia komplikuje się, gdy zostało ono postrzelone, „miał miejsce
postrzał” pozostawiający jakiś „zestrzał”. Wówczas obowiązuje „prawego” myśliwego
ściganie zwane „tropieniem”, „dobijanie”, „dostrzeliwanie”, „oskrzydlenie”, „dojście do
zwierza, który uszedł” i gdzieś „padł” albo oczekuje na „strzał łaski” bądź „dokłucie”
kordelasem, kopnięciem, uderzeniem pięścią, „stroczeniem”, „zbarczeniem” lub jeszcze w
jakiś inny, tyleż wymyślny, co okrutny sposób ostateczne pozbawienie go życia. „Zestrzał” to
sierść, krew, treści jelit, kawałek wątroby czy kości w miejscu zranienia zwierzęcia.
„Zbarczony ptak” to ptak postrzelony, który zdołał jeszcze się gdzieś ukryć przed okrutnym
prześladowcą.
Postrzałka należy „dojść po farbie i go dobić”. Wprawdzie dobijanie „w sposób
humanitarny” grubego zwierza powinno polegać na „strzale łaski” w jego kark, a innego za
jego uchem, ale w rzeczywistości, niekiedy myśliwi nawet i tego nie czynią. Oszczędzają
naboju i unikają nadmiernego „faszerowania tuszy dziczyzny śrutem bądź ołowiem”.
Postrzelone zwierzę – „postrzałek” – w tym nieludzkim bełkocie nie umiera, lecz „zdycha”,
62
ugodzone niecelnym strzałem w jakąś jego część. W fałszywej mowie myśliwych zwierzę nie
ma trzewi tylko „miękkie”. Odstrzelenie łapy to „utrącenie cewki”. Cewka moczowa to
”pędzel”. Kozioł nie ma nóg tylko „badyle”, nie ma płuc tylko „komorę”, nie ma oczu tylko
„gały”, „lampy”, „ślepia”. Ugodzone strzałem w odbyt zwierzę to „trafione w talerz”.
Kawałki sierści to „ścianko”. Krew to tylko „farba”, „jucha”, „posoka”. Wolno żyjące
zwierzę to zwierzę „łowne” albo „niełowne”, zawsze jednak „dzikie” i tylko „sztuka”, czyli
przedmiot a nie istota żywa. Tak to „słowa mogą zabijać – zauważył Paul Auster. Mogą
odmieniać rzeczywistość, są więc zbyt niebezpieczne, żeby powierzać je człowiekowi
kochającemu nade wszystko właśnie słowa”.
Zabijanie jako przyjemność
Gwara łowiecka, w jej nieuczciwych opisach procederu polowania, jako
niekoniecznego już zabijania wolnych zwierząt, na wszelkie sposoby unika prawdy. Jest to
bowiem prawda okrutna. Jest okrutna w jej żądzy agresji i przejawach zabójczej przemocy.
Splata się z prześladowaniem, dręczeniem, tropieniem, ściganiem, osaczaniem, przerażeniem,
paniką, ucieczką, mordowaniem, uśmiercaniem, rzezią, jatką, cierpieniem i bólem istot
pragnących zachować swoje życie. Fałszywe słowa tej gwary mają łagodzić bestialstwo sensu
polowania. Nie wspominają o rozlewie niewinnej krwi, postrzałach, męczarniach
postrzelonego zwierzęcia, „łaskawym” przemyślnym dobijaniu, agonii konających zwierząt,
partackim rzeźnictwie patroszenia i trzebienia tuszy i pospiesznym grzebaniu części zwłok
uznawanych za nieużyteczne.
Człowiek wrażliwy, z poziomu człowieczeństwa potępia to w głębokim szoku.
Współczuje ofiarom łowieckich procederów. Cierpi w bólu bezradności. Myśliwy natomiast,
jako człowieczek z padołu człowieczości, swoje zabójcze czynności kata, rzeźnika i grabarza
potrafi zepchnąć w chłodną obojętność, niezrozumiałą dla ludzi rozumnych przyjemność,
emocjonalne uzależnienie, maniakalną namiętność, relikt atawizmu, wywołującą pożałowanie
pasję czy też jakże niehumanitarne hobby. Ów wyzbył się ludzkiej wrażliwości: dostrzegania
zła, poczucia winy, oznak głosu sumienia, objawów szacunku dla istot żywych, doznawania
wstydu, kontrolowania swej buty, władczości i pychy, zwalczania własnego upośledzenia
mentalnego spowodowanego „pasją łowiecką”, czy też „żyłką myśliwską”.
Dla zdrowego umysłowo i wrażliwego emocjonalnie człowieka zupełnie
niezrozumiałe jest poczucie piękna i przyjemności człowieczka, mieniącego się myśliwym.
Piękno dostrzega on wtedy, gdy u jego stóp leży pokrwawiona, zmasakrowana, martwa ofiara
polowania. Chętnie fotografuje się ze swoją ofiarą, tym bardziej, im bardziej cenna jest jej
tusza albo (i) trofeum. „Pokot” albo „rozkład”, czyli zwierzyna zabita na polowaniu
zbiorowym, położona według jej łowieckiej hierarchii, do złudzenia przypomina faszystowski
plac straceń (Umschlagplatz). Obrzydliwie kala otaczającą pokot urodę przyrody.
Wbrew kłamliwym rozróżnieniom odstrzału sanitarnego i selekcyjnego, królem
polowania zostaje nie ten, kto zabił zwierzę chore albo słabe, lecz największe, najpiękniejsze,
z najwyżej cenionym trofeum. W egzotycznej gwarze dumnych ze swych uśmierceń
strzelaczy, przewijają się pozostałości obrzędów przypominających rytualne zbrodnie.
Rytuały owe otaczają nimbem fałszywej sakralności kapelani myśliwych, celebrujący
bezwstydnie prołowieckie nabożeństwa poprzedzające polowania. „Brać łowiecka” jest już
jednak wtedy żądzami zupełnie gdzieś indziej – na polowaniu obfitującym licznymi
uśmierconymi ofiarami.
Jak dość powszechnie wiadomo, zbiorowe polowanie stwarza okazje do tworzenia
mafijnych układów, pijaństwa, niewierności małżeńskiej, wyuzdanych przygód erotycznych i
wszelakiego obyczajowego rozpasania jego uczestników. Za niemal normę uchodzi ich
otępienie alkoholem, który chleją przed, w trakcie i po polowaniu, niezależnie od jego
63
rezultatów. Myśliwy jest niezdolny do okazywania dzikim zwierzętom ciepłych uczuć, ale
egoistycznie oczekuje od partnerek bądź partnerów seksualnych uznania za swoje zabójcze
poczynania podczas procederu polowania. Zabijanie kojarzy z orgazmem w seksie, a orgazm
w seksie z zabijaniem. W ten sposób manifestuje swoją rzekomą i próżną męskość, wyzbytą
duchowości i empatii właściwej człowieczeństwu. Doskonała broń myśliwska, przyrządy
optyczne, wabiki, ambony, czatownie, karmniki, paśniki i usytuowane w ich sąsiedztwie
nęciska zupełnie odarły już polowanie z mitologii zagrożenia, walki i dumy z zabicia
bezbronnego, zwodzonego chytrze i podstępnie na niechybną śmierć, zatroskanego o swój
byt, zwierzęcia. Współcześnie myśliwi, bardzo zabiegają o zwiększenie swojej liczebności.
Do tego łowieckiego procederu zabijania wciągają także kobiety i młokosów, mających
obniżać średnią stetryczałego wieku jako typową dla myśliwego. Naganiacze to najczęściej
tępawi prostacy, spełniający rolę szczególnych pomocników w egzekucjach wolnych
zwierząt. Natomiast hejnaliści przypominają prymitywnych pogrzebowych muzykantów
niezdolnych do posługiwania się bardziej wymagającymi instrumentami muzycznymi.
Dociekanie sensu polowania
W oficjalnych definicjach, szczególnie definicjach normatywnych, polowanie jest
sednem myślistwa, dawniej zwanego łowiectwem. Współcześnie polowanie to jeden z
działów szeroko pojmowanego łowiectwa z jego różnymi działami. Pozanormatywne
dociekania sensu polowania, mając na uwadze wartości i oceny tej aktywności, zmierzają do
wyjaśnienia, czym ono jest w swojej istocie i czy godne jest uprawiania. Oczywiście, myśliwi
uznają polowanie za wartościowe i cenne, niemyśliwi – wręcz przeciwnie. Myśliwska obrona
sensu polowania jest pierwotnym złem. Wtórne wobec niego są antymyśliwskie zaprzeczania
sensu polowania wynikające z troski o dobrostan wolnych zwierząt.
Wszystkie definicje polowania – należy to konsekwentnie wbijać do tępych łbów
myśliwych – upatrują zgodnie jego główny sens w dążeniu do zabijania. Jako takie,
polowanie pojmowane jest szeroko. Obejmuje zachowania każdej żywej istoty, która z jakichś
powodów, głównie konsumpcyjnych, zabija inną żywą istotę. Poczyna się to od
mikroorganizmów, a kończy na największych ssakach, wśród nich także ludziach. W tak
bardzo rozległym sensie polowania, jakby zacierają się różnice między polowaniami w
świecie zwierząt od polowań w świecie ludzi. Jednakże w najprostszych formach życia,
przedmiot i sposób polowania jest genetycznie uwarunkowany i instynktowny. W bardziej
natomiast kompleksowych formach życia, polowanie, może być wyuczone przez kogoś
innego – rodziców myśliwych albo obcych myśliwych
W dyskusjach dotyczących poszukiwania sensu polowania powtarzają się treści
książki filozofa José Ortega y Gasset Mediations on Hunting (1942). Według niego:
„Polowanie jest tym, co pozwoli posiąść zwierzę, martwe lub żywe, innej istocie przynależnej
zasadniczo do niższego gatunku niż ono samo”. Ta ostatnia część owej definicji rodzi jednak
poważne wątpliwości. Oto bowiem, na przykład, węże polują na małpy a lwy na ludzi. A więc
gatunki uznawane za niższe polują na gatunki uznawane za wyższe. Definicja ta miałaby
zatem sens, tylko w odniesieniu do polowania ludzi na zwierzęta, jednocześnie przy aprobacie
gatunkowizmu, czyli tezy o nierówności różnych gatunków istot żywych, przewadze pod
każdym względem gatunku ludzkiego nad wszystkimi innymi gatunkami.
Do tej budzącej wątpliwości definicji polowania, y Gasset dodaje wszakże dwa
szczegółowe warunki. Po pierwsze, podkreśla, że aby można było mówić o polowaniu
konieczne jest stwierdzenie istnienia szansy obrony bądź ucieczki zwierzęcia. Po drugie, nie
jest istotne czy myśliwy osiągnie sukces poprzez uśmiercenie zwierzęcia, ważne jest samo
owe uśmiercanie. Jak wiadomo, współcześnie, oba te warunki nie są już spełniane. „Piękno
polowania – zauważył y Gasset – leży w fakcie, że jest zawsze problematyczne”. Może być
64
udane bądź nieudane, uzasadnione bądź nieuzasadnione. Istota polowania, według tego
filozofa, polega na tym, że jest ono „kontestacją lub konfrontacją między dwoma systemami
instynktów”.
Spośród licznych form dewiacji wiele z nich kojarzonych jest także z polowaniem.
Oto, na przykład motywem, chociaż dość rzadkim, udziału w polowaniu bywa dewiacja
autogonistofilii, poszukująca bodźca erotycznego w sceniczności polowania, jako
szczególnego rodzaj widowiska, przedstawienia. Oto, na przykład, motywem tego rodzaju
bywa dewiacja o nazwie doraphilia, polegająca na podnieceniu zwierzęcym futrem, skórą,
trofeum. Chyba wielu myśliwych charakteryzuje erotofonofilia jako skrajna postać sadyzmu,
w której podczas uśmiercania ofiary występuje erupcja wielkiej satysfakcji, niekiedy nawet
seksualnej. Podczas niektórych obrzędów pasowania na myśliwego objawia się dewiacja o
nazwie hygrofilia, gdy musi on pomazać swoją twarz krwią albo nawet cuchnącymi
wnętrznościami ubitego zwierzęcia. Dobijający zwierzę myśliwy porażony jest dewiacją
nekrosadyzmu. Gdy myśliwy snuje swoje wyimaginowane, zmyślone opowieści łowieckie,
przejawia w tym dewiację zelofilii. Każdy myśliwy jest sprawcą zoosadyzmu, ponieważ
polowanie nie może się obyć bez różnorakiego znęcania się nad zwierzęciem.
Bardzo liczne, negatywne są oceny myśliwych i polowania, dostępne na forach
Internetu. Internauta Tess napisał, że „argumenty myśliwych to kurioza spłodzone w chorych
łbach”. Według internauty podpisanego Lupus „Polowanie jest jednym z najbardziej
prymitywnych reliktów epoki kamienia łupanego, które zachowały się do dzisiaj”. Internauta
Jerzy Pieczul stwierdził m.in.: „To, co robią myśliwi to czerpanie przyjemności z zabijania a
wiec barbarzyństwo. To nosiciele przedpotopowej psychiki w XXI wieku. Ludzie z
prymitywnymi motywami. Powinni być obrzucani śmiertelnym wstydem, a nie szukać okazji
do stawiania nogi na zabitym bez potrzeby zwierzęciu i ryczeniu jakichś... hejnałów”.
Internauta Rafał Kochan podkreślił, że „polowanie to znieczulica”. To haniebny proceder,
który musi budzić oburzenie i obrzydzenie, czego nie chcą dostrzegać bezmyślni łowcy,
bezpodstawnie, coraz bardziej jękliwym i słabnącym głosem, usiłujący siać swoją
propagandę. To na wskroś już archaiczne hobby.
Dość odosobniony, bo wydumany i niczym nieuzasadniony jest pogląd, nawet wśród
większości samych myśliwych, że „polowanie to praca”, która może sprawiać przyjemność.
Do ulubionych argumentów myśliwych należy porównywanie masowości zabijania zwierząt
hodowlanych ze stosunkowo mniej licznym uśmiercaniem wolnych zwierząt. Łagodzą oni
jednak dość zasadnicze różnice w sposobach zabijania, z jednej strony zwierząt hodowlanych,
z drugiej zaś strony, wolnych zwierząt. Dość słabo brzmi próba obrony sensu łowiectwa przez
internautę ukrytego pod pseudonimem Hubert. „Łowiectwo jest, moim zdaniem – napisał on
– najszlachetniejszą formą relacji człowieka z przyrodą i środowiskiem... Papier wszystko
zniesie. Demokracja toleruje różne słowotoki, często o wysokim współczynniku demagogii.
Tak powstają kalambury o bezdusznych myśliwych, którzy po zabiciu zwierzęcia zalewają
wyrzuty sumienia strumieniami alkoholu. No cóż, pisać każdy może”. Pojękiwania owego
Huberta mają się jednak nijak do rzeczywistych praktyk myśliwych, które przeczą każdemu
jego słowu.
Łowca czy myśliwy
Staropolska nazwa „łowca”, zastąpiona we współczesnej gwarze łowieckiej nazwą
„myśliwy”, jest bardziej rzetelna i uczciwa. Ta pierwsza bowiem wprost wskazuje cel łowcy –
łowy, ta druga natomiast usiłuje zwodzić sugerowaniem istnienia czegoś, czego doprawdy
coraz trudniej się dopatrzyć, czyli jakiegoś tam, niby, myślenia. Prawdę odzwierciedla więc
polskie przysłowie, które głosi, że „Myśliwy nie myśli tylko strzela”. Według Jeremy
Benthama w określaniu stosunku myśliwego do zwierząt mniej ważne jest to czy myśli i
mówi, ważniejsze jest czy potrafi odczuwać cudzy ból.
65
W języku angielskim rozróżniane są dwa rodzaje polowania: o charakterze sportowym
– hunting i dla korzyści – cropping. Na gruncie tego rozróżnienia polujący dla sportu to
strzelec, strzelacz – gunner albo zabójca – killer, zaś polujący dla korzyści to cropper.
Nielegalne polowanie dla korzyści to kłusownictwo – poaching, zaś kłusownik to poacher.
W języku polskim brak rozróżnienia między hunting a cropping, gunner albo killer a
cropper. Ogólna przeto jedna nazwa kiedyś „łowca”, obecnie zaś „myśliwy”, ukrywa różne
pod względem naganności motywy polowania. Naganność owa nabiera największego
nasilenia w odniesieniu do myśliwych, którzy pod osłoną legalności uprawiają kłusownictwo.
Myśliwi polscy zaliczają do grona łowieckich sprawców zabójczych procederów także
wędkarzy, którzy jednak przed tym się bronią. Wędkarze wyjaśniają, że łowienie ryb nie
łączy się z tak licznymi przejawami okrucieństwa jak polowanie. Wyjaśniają także, iż wiele
złowionych ryb wypuszczają z powrotem do wody, gdy są one niewłaściwego gatunku bądź
rozmiarów. Myśliwi natomiast nigdy nie zrezygnują z uporczywego dążenia do uśmiercenia
zwierzęcia i zagarnięcia go jako łupu. Odrębność wędkarzy od myśliwych zaznacza się w ich
organizacjach. W Polsce wędkarze skupiają się w Polskim Związku Wędkarskim, myśliwi zaś
w Polskim Związku Łowieckim. W języku angielskim wędkarstwo to angling albo fishing,
zaś wędkarz to angler albo fisher, a więc ani gunner, ani killer, ani cropper.
W potocznym rozumieniu większości społeczeństw, łowca, bezzasadnie zwany
myśliwym, to zwykły wandal, czyli osobnik celowo wyniszczający własność
ogólnonarodową, bo za taką uznawane są formalnie wolne zwierzęta. Daleko od pochlebstwa
odbiegają w percepcji społecznej fizyczne wizerunki tak zwanych myśliwych. Anthony
Ivanovitz, w tekście Mordercy zwierząt, dostępnym w Internecie, tak oto opisał typowych
myśliwych: „Spasione, tłuste, rozradowane ryje myśliwych, pozujących dumnie do zdjęć, na
tle trupów zwierząt, przez siebie bestialsko zamordowanych. Co roku jesienią ( porze
masakry dzikich zwierząt) zdjęcia takie obiegają polska prasę”.
Na stronach Internetu i w innych mediach aż się roi od wytykania odpychających cech
psychicznych, czy też raczej psychiatrycznych, osobników mieniących się myśliwymi. Oto
niektóre z nich. „Myśliwi to debile z flintami”. To „zgraja niedorozwiniętych duchowo, choć
często sędziwych smarkaczy”. To „chmara porażonych dewiacją zakompleksionych
ludzików”. To „barbarzyńcy o mentalności jaskiniowców”. To tylko z wyglądu ludzie, bo ich
odarte z wrażliwości wnętrze okryte jest „cieniutką błonką przykrywającą mieszankę dzikiego
atawizmu”. To chciwcy uszczuplający prawo człowieka – dostępu każdemu niemyśliwemu do
niewyniszczonej zabijaniem przyrody. To hipokryci, mieniący się rzekomo miłośnikami
przyrody, której przejawy w rzeczywistości wyniszczają. To ignoranci, niekiedy nawet
nierozpoznający gatunków zwierząt, szczególnie tych chronionych od uznanych za łowne.
Wiadomo bowiem od stuleci, że „Myśliwy strzela, aby zabić, do wszystkiego co żywe i się
rusza”. Dla myśliwych „odstrzał sanitarny” i „odstrzał selekcyjny” to tylko książkowe
pojęcia. W ich zabójczej praktyce jest tylko jeden rodzaj odstrzału – uśmiercenie tego
zwierzęcia, które się właśnie znalazło w zasięgu strzału chciwego zbója.
66
POLOWANIE UŚMIERCANIEM
Okrucieństwo jest najbardziej naturalną
przyczyną tępoty umysłu.
H.W. Nevinson
Metody uśmiercania zwierząt
Życie wszystkich istot żywych jako prewartość i prenorma wszystkich innych wartości
i norm, ma swój kres w śmierci naturalnej albo śmierci nienaturalnej powodowanej
sztucznymi środkami bądź sposobami. Każda istota żywa pragnie za wszelką cenę
zachowywać swoje życie i unikać śmierci nienaturalnej. Ludzie, uśmiercając zwierzęta
sztucznie, różnicują to w odniesieniu do zwierząt hodowlanych, zwierząt wolnych i
doświadczalnych. Posługują się różnymi metodami uśmiercania, takimi zwłaszcza jak ubój,
dekapitacja, dyslokacja kręgów szyjnych, iniekcja trucizny, użycie broni palnej, łuków,
kuszy, gazów. Dopiero w zasadzie w XX wieku różne regulacje dotyczące uśmiercania
zwierząt zaczęły poważnie uwzględniać postulaty humanitaryzmu. Praktyczne ich stosowanie
jest bardziej jednak możliwe i przestrzegane w uśmiercaniu zwierząt hodowlanych niż
zwierząt łownych, zabijanych przez myśliwych na różne niehumanitarne sposoby.
Postulaty humanitaryzmu przenikają współczesne standardy uśmiercania zwierząt
zawarte w prawodawstwie obowiązującym państwa członkowskie Unii Europejskiej.
Uśmiercanie zwierząt definiowane jest w nim jako ubój i wszystkie inne sposoby
powodowania ich śmierci. Polska ustawa z 29 stycznia 2004 r. o wymaganiach
weterynaryjnych dla produktów pochodzenia zwierzęcego reguluje ubój zwierząt
hodowlanych, uznawanych za zwierzęta rzeźne. Praktykowane są trzy rodzaje uboju: 1)
najbardziej chyba humanitarny w rzeźniach, 2) mniej humanitarny w warunkach domowych i
3) jaskrawo niehumanitarny ubój rytualny, zgodny z niektórymi religiami. Dokonywany jest
bez wcześniejszego ogłuszenia zwierzęcia, przez podcięcie gardła aby konało ono długo przez
stopniowe wykrwawienie. W judaizmie to szechita, islamie – halal, hinduizmie –
jatka.Jeszcze bardziej jednak niż nawet okrutny ubój rytualny bywają niehumanitarne
uśmiercania zwierząt wolnych przez myśliwych na polowaniach.
Obowiązujące dyrektywy i konwencje prawne Unii Europejskiej podkreślają aby
uśmiercanie zwierząt domowych odbywało się przy minimalizowaniu ich cierpienia
fizycznego i psychicznego – niepokoju, trwogi, strachu i bólu. Bardziej szczegółowo stanowią
o tym zasady humanitarnego uśmiercania: niezwłoczności, doskonalenia warunków, metod i
narzędzi oraz profesjonalizacji. Zasada niezwłoczności postuluje aby uśmiercanie zwierząt
odbywało się bez zwłoki i opieszałości, a więc szybko, sprawnie i pewnie. Odnosi się nie
tylko do momentu uśmiercania ale również do transportu, wyładunku i przepędzania zwierząt
w rzeźni. Zasada doskonalenia warunków, metod i narzędzi zabijania ma skłaniać do
minimalizacji bólu i cierpienia zwierząt poprzez odpowiednie warunki techniczne – środków
transportu i urządzeń rzeźni. Transport powinien być dla zwierząt wygodny i bezpieczny, bez
powodowania ich zranień i kontuzji. Bezpośrednio przed ubojem zwierzę powinno być
unieruchomione, następnie, z nielicznymi wyjątkami, ogłuszone aby utraciło świadomość
umierania i wreszcie uśmiercone, ale bez używania puntilli czyli noża do przecinania rdzenia
kręgowego, młota lub topora. Wreszcie, zasada profesjonalizacji domaga się aby humanitarny
ubój i uśmiercanie były dokonywane przez pracowników posiadających do tego odpowiednie
kwalifikacje, szczególnie przygotowanie zawodowe. Żadna z tych zasad nie ma zastosowania
do uśmiercania zwierząt przez myśliwych. Uśmiercają oni zwierzęta łowne zależnie od
zróżnicowanych sytuacyjnie okoliczności.
67
Przypomnienie kilku pojęć
Przed opisaniem niehumanitarnego uśmiercania wolnych zwierząt przez myśliwych,
dla ogólnego ukazania jego tła, należy przypomnieć podstawowe pojęcia związane z
polowaniem. Podczas polowania myśliwi „pozyskują”, według ich gwary, osobniki
wszystkich gatunków zwierząt łownych. Obok polowania pozyskują także osobniki
niektórych gatunków poprzez odłów – drapieżniki aby je uśmiercać zaś inne, np. zające,
bażanty, daniele, żubry w celu zasiedlenia nimi pewnych terenów. Polska ustawa regulująca
prawo łowieckie definiuje polowanie jako „1) tropienie, strzelanie z myśliwskiej broni palnej,
łowienie sposobami dozwolonymi zwierzyny żywej, 2) łowienie zwierzyny przy pomocy
ptaków łownych za zezwoleniem ministra”. Ze względu na liczbę polujących myśliwych,
polowania dzielą się na indywidualne i zbiorowe. Do głównych natomiast sposobów
polowania należą: polowanie po stopie białej czyli na śniegu, bez śniegu po stopie czarnej, na
wabia, z podrywu, na deptaka, z zasiadki. Każdy z tych sposobów uśmiercania stwarza
odmienne okoliczności w łowisku dla odmiennych przejawów myśliwskiego
niehumanitaryzmu.
Polowanie indywidualne wykonuje jeden myśliwy albo mała grupa myśliwych, gdy
polują aby uśmiercać drapieżniki albo ptaki z udziałem podkładacza czyli myśliwego
pędzącego brutalnie wypłoszoną zwierzynę z psem albo psami pod lufy zabijaczy.
Warunkiem formalnym wykonywania polowania indywidualnego jest odpowiednie
upoważnienie z koła łowieckiego w formie dwóch egzemplarzy druku z piętnastoma
rubrykami. Powinny być w nim wpisane dane dotyczące tożsamości myśliwego, gatunek i
liczba sztuk zwierzyny do uśmiercenia, miejsce polowania i termin polowania na nie, zwykle
w okresie od 3-6 miesięcy. Raz po raz jednakże przenikają poza kręgi mafii myśliwskiej fakty
całkowitego lekceważenia przez polujących, wtedy bardziej kłusowników niż myśliwych,
wymogu posiadania takiego uprawnienia. Polując bez upoważnienia i nigdzie tego nie
odnotowując oczywiście z premedytacją fałszują statystyki uśmierconych zwierząt. Nawet
jednak polowanie na podstawie upoważnienia opiera się na bezgranicznym zaufaniu do
myśliwego, praktycznie zupełnie nie kontrolowanego, a jeśli tak, to tylko w jaskrawych
przypadkach przestępstw, których nie daje się zatuszować. Stwarza to okazję do wszelkich
przejawów łowieckiego niehumanitaryzmu. Polowanie zbiorowe, według prawnej definicji, wymaga udziału przynajmniej dwóch
współdziałających ze sobą myśliwych lub myśliwego i naganiacza. Organizuje je dzierżawca albo
zarządca obwodu łowieckiego a realizuje myśliwy prowadzący polowanie. Typowy scenariusz
zbiorowego uśmiercania wolnych zwierząt obejmuje: zbiórkę myśliwych, odprawę, pędzenia, przerwy
na posiłek, pokot, pasowanie na rycerza św. Huberta, chrzest myśliwski nowo przyjętych myśliwych,
dekoracje królów polowania, wieczorne ognisko, biesiadę ciężkostrawnych potraw z dziczyzny
topionych w bezmiarach alkoholu. Każdy miłośnik przyrody z oburzeniem łatwo rozpoznaje miejsca
przerw myśliwych na posiłek. Zwykle jest to pogorzelisko po ognisku a wokół niego niemal zawsze
walające się butelki po alkoholu, puszki po piwie, niedopałki papierosów i niekiedy używane
prezerwatywy. Na polowaniu zbiorowym myśliwi uśmiercają zwierzynę wypłoszoną przez naganiaczy
w tzw. miot, czyli określony teren między czekającą na rozpoczęcie pędzenia nagonką a myśliwymi.
Przeciętnie długość miotu wynosi około 1,3 km a szerokość zależy od liczby myśliwych, np. gdy jest ich
dwudziestu to jest to około 1 km. Polowania zbiorowe charakteryzuje nie tylko uśmiercanie wielu
zwierząt ale również poważne zagrożenia dla życia i zdrowia uczestników polowania oraz
przebywających w jego sąsiedztwie innych ludzi. Jest to wówczas szczególna strefa śmierci wyłączająca
jakiekolwiek względy humanitaryzmu.
68
Niehumanitarność prawa łowieckiego
Polska ustawa Prawo łowieckie nie zawiera żadnych przepisów nakazujących
humanitarne uśmiercanie zwierząt łownych. Ogólnie zwraca na to uwagę lekceważony w
praktyce procederu polowania zabójczych łowców Zbiór zasad etyki, tradycji i zwyczajów
łowieckich z 6 czerwca 1992 r. uchwalony przez Naczelną Radę Łowiecką. Zbiór ten
przenikają liczne paradoksalne, nierealne treści. Dowiadujemy się z niego np. że „myśliwy
szanuje prawo do życia zwierząt”, „przeciwdziała szkodnictwu oraz kłusownictwu”, „podczas
polowania zachowuje umiar i opanowanie, nie dopuszcza aby pasja myśliwska przerodziła się
w zachłanność”, „powstrzymuje się od strzału w warunkach wątpliwych co do
bezpieczeństwa otoczenia”. Bardziej szczegółowo o nierealnych warunkach humanitarnego
uśmiercania zwierząt mówi regulamin polowania. Zakazuje m.in. uśmiercania: licówki, czyli
łani prowadzącej stado, zwierzyny przy paśnikach, lizawkach, miejscach stałego dokarmiania
i pasach zaporowych (z wyjątkiem polowań na dziki i drapieżniki przy nęciskach), z
pojazdów silnikowych, na ogrodzonych poletkach żerowych, ptaków niebędących w locie,
zajęcy w bezruchu, strzelania do celów nierozpoznanych. Nadto zabrania wykorzystywania:
oślepionych lub okaleczonych zwierząt jako wabików, urządzeń z nagraniami głosów
zwierząt w celu ich płoszenia i wabienia, urządzeń elektrycznych lub elektronicznych dla
ogłuszania i zabijania zwierząt, luster lub innych urządzeń oślepiających, gazu i dymu do
wypłaszania zwierząt. Wiadomo jednak dość powszechnie, że wielu myśliwych notorycznie
omija te zakazy albo nawet wcale ich nie zna.
Prawo łowieckie asekurancko unika jakiegokolwiek tylko chociażby wspominania o
najbardziej drażliwych, niehumanitarnych okolicznościach zabijania przez myśliwych
wolnych zwierząt, mimo że jest to istotą łowiectwa, toteż powinno być regulowane uczciwie i
bardzo szczegółowo. Z nieprawdopodobną natomiast obłudą prawo to usiłuje zwodzić tylko
chyba ludzi niezdrowych umysłowo, że celem łowiectwa jest ochrona życia dzikich zwierząt.
Podkreślając wątki niehumanitarnego uśmiercania wolnych zwierząt przez myśliwych należy
mieć świadomość, że jest to praktyka jaskrawo sprzeczna z polskim prawem krajowym i
prawem międzynarodowym, która domaga się humanitarnego uśmiercania wszystkich
kategorii zwierząt. Humanitarne uśmiercanie zwierząt, jak co należy podkreślać, miałoby się
objawiać w ich zabijaniu natychmiastowym, szybkim, pewnym i skutecznym. Jak wynika z
ustaleń samych myśliwych, w polowaniach na zwierzynę grubą tylko część ich ofiar „pada w
ogniu”, po strzale w komorę sercową, a więc niemal natychmiast umiera. Pozostałe ofiary
myśliwskiego procederu polowania to postrzałki, zranione zwierzęta, które należy dobijać.
Nawet ten znikomy przebłysk humanitaryzmu bywa jednak nierzadko lekceważony podczas
polowań zbiorowych. „Przyczyną jest tu głównie brak czasu, pośpiech, brak psów i
myśliwych wyszkolonych w tropieniu postrzałków” (J. Woźniak, B. Michalak, Poszukiwanie
postrzałków zwierzyny grubej, „Z półki myśliwego” 2011, nr 5, s. 7).
Niehumanitarność praktyk łowieckich
Wiadomo, że statystyki i sprawozdawczość łowiecka mają się nijak do praktyki
myśliwych. Demaskują to chociażby kontrole kół łowieckich przez Najwyższą Izbę Kontroli.
Przeto fałsz tam goni fałsz: zawyżone są liczby zwierząt łownych, przeznaczonych na
uśmiercenie, postrzelonych a nie podjętych, preparowane przez kłamliwe łowieckie
statystyki, etc., etc., etc. Jeszcze niższa niż pewność skuteczności myśliwskich strzałów do
zwierzyny grubej jest pewność strzałów do ptaków bowiem waha się zaledwie w granicach
30-40 procent. Ogromna reszta to postrzelenia i, oby było ich jak najwięcej, to „pudła”, czyli
strzały chybione, niecelne. Wynika to z traktowania strzelania do ptaków jako treningu
początkujących myśliwych, polowania o świcie, zmroku, podczas mgły, kiedy ptaki są w
69
locie. Nadto ptaki są ofiarami bezmyślnych posiadaczy różnej broni możliwej do nabycia i
użytkowania bez pozwolenia. Do ptaków łownych myśliwi strzelają nabojami uwalniającymi
rozszerzającą się wzdłuż wiązkę śrutów, które powodują nie tylko uśmiercania, ale i liczne
zranienia osobników stada. W Stanach Zjednoczonych i we Włoszech, a zapewne i innych
krajach europejskich, strzelano do ogromnych stad przelatujących ptaków przy pomocy
specjalnych urządzeń jednym wystrzałem uśmiercając i raniąc ich setki.
Ustawa Prawo łowieckie lekceważy postępowanie ze zranionymi przez myśliwych
zwierzętami, pozostawiając to regulaminowi polowań, a więc aktowi normatywnemu niskiej
rangi. Regulamin ten formułuje powinność, że „myśliwy powinien poszukiwać, dochodzić i
uśmiercić ranną zwierzynę możliwie szybko i w sposób oszczędzający jej niepotrzebnych
cierpień” (par. 5 ust. 1 pkt 5). Owa możliwość szybkości, zawsze przecież zależna od
okoliczności, samowoli myśliwego, opóźniana bywa tą samą regulacją. Warunkuje ona
poszukiwanie postrzałka w obwodzie łowieckim, w którym myśliwy nie ma upoważnienia do
wykonywania polowania, uzyskaniem na to zgody dzierżawcy lub zarządcy obwodu
łowieckiego. Poszukiwanie postrzałka może się odbywać przy pomocy „ułożonego w tym
celu psa”. Przepisy regulujące polowania nie przewidują żadnych sankcji za niedbalstwo w
momencie strzału i zaniechanie poszukiwania postrzałków. Z tego powodu, każdego roku
tysiące zwierząt kona w długotrwałych męczarniach. Silący się na porażająco prymitywne
poczucie humoru myśliwi ironizują, że wówczas „zwierzę pisze testament”, Są to jeszcze inne
konteksty łowieckiego niehumanitaryzmu powiązanego z prymitywizmem myśliwych.
Zasada niezwłoczności poszukiwania i uśmiercania postrzałka obwarowana jest tak
wieloma wyjątkami i uwarunkowaniami, że faktycznie nie ma większego praktycznego
znaczenia. Nie obowiązuje w nocy, podczas złej pogody, z obaw myśliwego, warunków
odbywania polowania zbiorowego i innych okoliczności. Doświadczeni myśliwi radzą mniej
doświadczonym: „lepiej rozpocząć poszukiwania postrzałka trafionego nawet na komorę
godzinę później niż 15 minut za wcześnie. Im gorzej trafiony zwierz (tzw. spóźniona komora,
miękkie itp.) tym później rozpoczynamy poszukiwania, aby ranna zwierzyna spokojnie
doszła” (E. Dembiniak, Wyżły, Warszawa 1999; J. Woźniak, B. Michalak, dz. cyt., s. 19).
J. Steliński w poradniku anatomii uśmiercania Odstrzał zwierzyny płowej (Warszawa
1957) instruuje amatorów niehumanitarnego uśmiercania po jakim czasie należy poszukiwać
postrzałków zależnie od reakcji ciała zwierzęcia po postrzeleniu. Natomiast odnośnie do
poszukiwań postrzałków dzików swoimi obrzydliwymi doświadczeniami dzielą się
wspomniani już Woźniak i Michalak (dz. cyt., s. 51 i n.). „Wymagana zwłoka między
postrzeleniem a dobiciem zwierzęcia, w literaturze myśliwskiej umotywowana jest tym, –
wyjaśniają oni – że uciekające zwierzę wyczuwa podążających śladem jego krwi tropicieli,
uchodząc szybciej i dalej, przez co dochodzenie staje się trudniejsze. Ponadto zranione dziki,
byki i kozły bywają niebezpieczne. Ich »przedśmiertna szarża« może zagrozić życiu i zdrowiu
myśliwego oraz psów myśliwskich” (M. Michcińska-Bojarek, Łowiectwo. Aspekt
humanitarno-prawny, Poznań 2014, s. 136).
Na nieosiągalne dla wrażliwych ludzi padoły niehumanitaryzmu zepchnęli okrutni
myśliwi metody i narzędzia dobijania postrzałków i ich zamęczania ostatecznego przez
tropiące psy. Konające, w agonii, nieopisywalnie cierpiące zwierzę jest przez wytresowane
psy oszczekiwane, kąsane, gryzione, szarpane, rozszarpywane, ranione przez odgryzanie
uszu, jąder, ogona. Na internetowych forach dyskusyjnych tchórzliwi myśliwi przechwalają
się jak to ich odważne, cięte i zawzięte psy atakowały i kończyły uśmiercanie zranionych
jeleni, kozłów i dzików. Pomijane przez regulacje łowieckie ataki psów na ranne zwierzęta
pod rządami humanitarnego prawa byłyby kwalifikowane jako zabronione i karygodne
przestępstwa walki zwierząt. Jest to forma zorganizowanego przestępstwa znęcania się nad
zwierzętami, w Polsce zagrożona karą pozbawienia wolności do dwóch lat. „Natomiast wobec
żywych, aportowanych ptaków stosowane są następujące metody: skręcenie karku, skłuwanie
70
potylicy szydłem rymarskim, rozbijaniem łebka o obcas buta. Króliki, zające mogą być
dobijane z broni palnej, przy użyciu noża, ręcznie lub za pomocą kołatki. Z informacji
dostępnych na forach dyskusyjnych wynika, że wielu myśliwych »brzydzi się« dobijaniem
postrzelonej zwierzyny i ma z tym problemy praktyczne, stąd też wolą by zwierzę raczej
»własnoręcznie pisało testament«” (M. Michcińska-Bojarek, dz. cyt., s. 137 i n.). I jak tu
niemyśliwi nie mogą nie brzydzić się niehumanitarnymi obłudnikami.
Zróżnicowanie niehumanitarnych zabijaczy
Myśliwi nie różnią się od siebie chciwą pogonią za uśmiercaniem wolnych
zwierząt, ale różnią się zakresami trojakich do tego uprawnień – podstawowych,
selekcjonerskich i sokolniczych. Zakres uprawnień podstawowych rozciąga się na legalność
uśmiercania wszystkich zwierząt łownych z wyjątkiem samców zwierzyny płowej.
Uprawnienia selekcjonerskie obejmują legalność uśmiercania wszystkich zwierząt łownych. Z
punktu widzenia jednak trofeistyki każdy myśliwy jest faktycznie szczególnym legalnym albo
kłusowniczym selekcjonerem, ponieważ w celu legalnego bądź nielegalnego zdobywania
najwyżej ocenianych trofeów i uzyskanych dyplomów króla polowania selekcjonuje, wybiera
najlepsze osobniki do uśmiercania. Owo uśmiercanie odbywa się w warunkach
niehumanitarnego mnożenia cierpiących postrzałków. Jednym z tego powodów jest brak
prawnego egzaminacyjnego wymagania potwierdzenia umiejętności strzeleckich myśliwych i
okresowych badań lekarskich stanu ich zdrowia. Po uzyskaniu uprawnienia myśliwego są one
aktualne bezterminowo, praktycznie dożywotnio, bez względu na zgrzybiałość starczego
umysłu i osłabione zmysły uzbrojonego niezdarnego bufoniastego strzelacza. W Polsce około
25% myśliwych to emeryci. „Pytam, ile zwierzyny oni nakaleczyli, która poszła po strzale i
gdzieś w męczarniach padła?” – nie znajdując dotąd odpowiedzi pytał łowczy wojewódzki
Piotr Ławrynowicz (Z. Kruczyński, Farba znaczy krew, dz. cyt., s. 128). Trudno więc często
dostrzegać w łowieckich procederach uśmiercania jakichkolwiek przejawów zasady
profesjonalizacji.
Bestialstwo traktowania rannych dzikich zwierząt opisano na przykładzie zachowania
43 letniego myśliwego z Koła Łowieckiego „Rogacz” pracującego jako leśniczy w Leśnictwie
Tuczepy. „Zdarzenie to miało miejsce 13 kwietnia 2016 roku w Tuczepach (gm. Mircze).
Czesław P. zauważył rannego kozła na łące... Ruszał się. Miał bezwładną tylko tylną część
ciała... Gdy spotkał znajomego zadzwonił do myśliwego. Po kilkudziesięciu minutach
myśliwy przyjechał swoim autem. – Wyjął siekierę i walnął kozła obuchem w łeb. Później
poprawił bo nogi mu jeszcze drgały... Miał przyjechać wieczorem i zabrać koziołka pod
lasem. Ale gdy byłem na drugi dzień, to zwierzę dalej tam leżało. Było rozszarpane przez lisy
– relacjonował świadek... Prokuratura Rejonowa w Hrubieszowie wszczęła dochodzenie w
kierunku niehumanitarnego uśmiercenia kozła. 15 czerwca zostało umorzone” (au, Kto
kłamie? „Tygodnik Zamojski” 16 sierpnia 2016 r., s. 15).
W porównaniach do uśmiercania innych kategorii zwierząt, zwłaszcza hodowlanych,
uśmiercanie zwierząt łownych jest najbardziej niehumanitarne i nie poddane odpowiednim
regulacjom prawnym. Uśmiercaniem tych innych kategorii zwierząt zajmują się ludzie z
odpowiednim do tego przygotowaniem zawodowym, wykształceniem, kwalifikacjami,
doświadczeniem i zdrowiem potwierdzonym obowiązkowymi, okresowymi, stosownymi
zaświadczeniami. Są oni regularnie kontrolowani, natomiast procedery myśliwskiego
uśmiercania pozostają, szczególnie podczas polowań indywidualnych, poza jakąkolwiek
kontrolą. Tak to Skarb Państwa, jako rzekomy właściciel dobra ogólnonarodowego, za które
uznawane są dzikie zwierzęta, pozbawiony jest mocy wykonawczej. Pozbawiony jest, mimo
istnienia licznych organów administracji publicznej zobowiązanych do faktycznego
nadzorowania, kontrolowania i karania rozpowszechnionych plag myśliwskiego
71
niehumanitaryzmu, niemoralności i bezprawia. Myśliwskie procedery uśmiercania byłyby
karalnym okrucieństwem w regulacjach dotyczących zwierząt domowych czy gospodarskich.
Karalne jest pozostawienie rannego zwierzęcia po potrąceniu go przez pojazd, ale nie
postrzałka przez myśliwych. W łowiectwie elementarne wymagania humanitarnego
traktowania zwierząt są tylko zwodnicza fikcją.
Nadzieje na delegalizację łowiectwa
Aż do początków epoki Oświecenia, a więc około końca XVIII stulecia, nie znane
były zasady humanitaryzmu. Panowało okrucieństwo w traktowaniu poddanych, kobiet,
dzieci, innowierców, Murzynów a przestępców karano wymyślnymi karami kwalifikowanymi
i mutylacyjnymi. Na tym tle niehumanitarne traktowanie zwierząt nikogo specjalnie nie
raziło. Dominował eksploatacyjny stosunek do przyrody a szczególnie do dzikich zwierząt.
Idee Oświecenia wniosły zmianę stosunku ludzi do zwierząt w duchu humanitaryzmu.
Najpierw zwierząt gospodarskich a później innych – domowych, laboratoryjnych, używanych
w cyrkach i sporcie ale wciąż jeszcze nie zwierząt dzikich. Duch humanitaryzmu przenikał
stopniowo do regulacji prawnych postulujących ochronę zwierząt. Jednakże ochrona zwierząt
dzikich, aż do chwili obecnej, pozostaje enklawą odrębnych regulacji prawa łowieckiego,
które daleko niekorzystnie odbiega od ochrony wszystkich zwierząt wynikającej z prawa
powszechnego. Prawo łowieckie uwarunkowane jest wyrachowaną świadomością, że
rzeczywista ochrona życia dzikich zwierząt unicestwiałaby całkowicie uzasadnienie
łowiectwa. Jego istota bowiem, co znowu należy tu podkreślić, przejawia się w uśmiercaniu.
Ostatnie dekady zapisują się w dziejach postulatami i regulacjami coraz większej
humanitarnej ochrony zwierząt. Utrwala się prawna zasada nierzeczowego, derefikacyjnego
traktowania zwierząt. Pogłębiane są postulaty nawet podmiotowego ich traktowania. Jednakże
zwierzęta dzikie ciągle jeszcze pozostają poza ową zasadą i tym bardziej wspomnianymi
wcześniej postulatami ich ochrony. Wynika to z wielu przyczyn, przede wszystkim jednak z
zastygłej tradycji okrucieństw łowiectwa, zbyt wolno jeszcze podważanej przez narastającą
humanitarną świadomość społeczeństw. Anachroniczne regulacje prawa łowieckiego, usilnie
podtrzymujące trwanie łowieckich atawizmów, wyrażają płytkie interesy myśliwych ale nie
jakiekolwiek humanitarne względy ochrony dzikich zwierząt. To sami myśliwi, pod
pręgierzem narastającej krytyki łowiectwa, zwierają coraz bardziej swoje szeregi, na wzór
mafii. W kręgach władz działają jako grupa nacisku, czy też lobby, nie dopuszczając do
chociażby minimalnego zracjonalizowania i unowocześnienia prawa łowieckiego, a
zwłaszcza wprowadzenia doń chociażby deklaracji zasad humanitaryzmu. Wydaje się jednak,
że kierunek ewolucji świadomości społecznej wieszczy kres snobistycznego hobby jakim jest
już irracjonalne współczesne łowiectwo. „Naszym celem musi być – zachęcał Albert Einstein
– wyzwolenie się poprzez rozszerzenie kręgu współczucia na wszystkie żywe istoty i na cały
cudowny świat natury”.
72
ŁOWIECTWO W PORÓWNANIACH
Wszystko to, co człowiek zwierzęciu wyrządził,
spadnie z powrotem na człowieka.
Pitagoras
Polowania pierwotne a późniejsze
Porównywanie, tam gdzie to możliwe i uzasadnione, należy do najlepszych metod
poznawczych. Możliwości porównywania stwarza istnienie przynajmniej dwóch obiektów
należących do tej samej grupy rodzajowej, występujących w różnych kontekstach.
Rezultatami porównywania jest stwierdzenie tożsamości, podobieństwa i różnic między
porównywanymi obiektami. Porównywanie myśliwych w perspektywach czasowych,
indywidualnych i krajowych jest ze wszech miar uzasadnione, ponieważ odsłania ono istotę
polowań, motywacje myśliwych i krajowe specyfiki łowiectwa, przyczyniając się do obalania
wielu mitów i fałszerstw podtrzymywanych przez myśliwych. W odrębnych esejach myśliwy
był porównywany z katem, rzeźnikiem i grabarzem.
W perspektywie czasowej interesujące treści wnosi porównywanie polowań w
pierwotnych grupach łowieckich z późniejszymi polowaniami w krajach cywilizowanych.
Gdy w tych wcześniejszych czasach myśliwy był postacią główną, ponieważ polowanie było
koniecznością dla zapewnienia mięsa na pożywienie i skór na okrycie ciała ludzkiego, w tych
czasach późniejszych polowanie, w miarę upływu czasu, coraz bardziej nabierało cech
niekoniecznego zabijania, marginalizując miejsce i znaczenie myśliwych w społeczeństwie.
Pierwotnie przeważały polowania grupowe, gdyż w grupie, dzięki współpracy kierowanej
przez najzaradniejszych jej członków, łatwiej upolować duże, płochliwe, zwinne zwierzęce
ofiary. Grupy myśliwych podpatrywały sposoby stadnego polowania przez dzikie drapieżniki,
jak zwłaszcza wilki i usiłowały je dla siebie stosować. W miarę udoskonalania broni
myśliwskiej, myśliwy stawał się najgroźniejszym drapieżnikiem, zdolnym do polowania
indywidualnego, w pojedynkę.
Polowania a zachowania
Brak zgodności poglądów na temat wpływu polowań na kształtowanie się zachowań
ludzi, szczególnie myśliwych. Oczywiście, myśliwi chełpią się rzekomo cennymi
umiejętnościami zdobywanymi podczas polowania jak udoskonalanie narzędzi zabijania i
przechytrzanie zabójczym intelektem instynktów obronnych zwierząt oraz innymi
wydumanymi osiągnięciami. Natomiast przeciwnicy myślistwa upatrują w polowaniu cechy
na wskroś złe, takie jak przede wszystkim zakłócanie naturalnych układów w środowiskach
zwierzęcych, krzewienie agresywności ludzkiej, upatrywanie w niekoniecznym zabijaniu celu
niegodnego jakichkolwiek wysiłków. Zabijanie zwierząt przez myśliwych oswaja ich niejako
także z zabijaniem ludzi, toteż myśliwi dość łatwo podejmowali i mogą podejmować role
katów. Myśliwska rutyna celowania do uciekających zwierząt przenosi się na odruch
celowania do wszystkiego, co się porusza, a więc również do poruszających się ludzi. Trudno
przeto przesądzić ostatecznie, czy wcale liczne wypadki podczas polowań, gdy giną
naganiacze, myśliwi, a nawet osoby nie uczestniczące w polowaniach, są ofiarami
nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, czy też tego groźnego, nabytego odruchu celowania.
W całych dziejach łowiectwa, jak wykazują porównania, uprawiali je niemal
wyłącznie mężczyźni. O znikomym udziale kobiet w polowaniach decydowały głównie takie
czynniki jak mniejsza ich siła fizyczna, większe obowiązki związane z prowadzeniem domu,
rodzenie dzieci i opieka nad nimi i wreszcie na ogół wyższy stopień empatii w stosunku do
zwierząt, niż u mężczyzn. Kobiety wyróżniają się nadto większą cierpliwością w zdobywaniu
73
i przygotowywaniu pokarmów niż mężczyźni. Ci drudzy zmierzają poprzez zabijanie dzikich
zwierząt do korzyści natychmiastowych i możliwie największych, nawet jeśli prowadzi to do
szybkiego wyniszczenia całego gatunku. Myśliwy, jako najgroźniejszy drapieżnik wśród
wszystkich drapieżników, nie należy do drapieżników rozważnych; należy do drapieżników
najbardziej chciwych, pazernych, emocjonalnych, bezlitosnych, marzących o tym, aby zostać
królem każdego polowania. Zresztą, podtrzymywanie zwyczaju króla polowania stwarza
wielką zachętę do lekceważenia jakiejkolwiek rozwagi selekcyjnej czy też innej, o której
przebąkują normy etyki łowieckiej, prawa łowieckiego i podręczników łowieckich.
Wyniszczający stosunek myśliwych do zasobów dzikich zwierząt występował aż do
czasów najnowszych. Obecnie, z powodu narastającej krytyki polowań i szybkiego kurczenia
się, a nawet całkowitego zanikania niektórych gatunków zwierząt łownych, myśliwi
wzmagają nieco samodyscyplinę i dyscyplinę w liczbach ich zabijania i coraz częściej
przyjmują programy łowiectwa hodowlanego. Owa hodowla przynosi jednak dość mizerne
rezultaty w środowisku naturalnym. Gdy jedni myśliwi usiłują prowadzić taką hodowlę, inni
pospiesznie uśmiercają jej rezultaty. Natomiast hodowla wyglądać może bardziej okazale w
specjalnych gospodarstwach hodowli dzikich zwierząt, hodowanych po to, aby mogły one
padać następnie ofiarą polowań za odpowiednią odpłatnością. Gdy w środowisku naturalnym
niemożliwością okazuje się realizacja tzw. planów odstrzałów, gdyż pazerni myśliwi, z jednej
strony zabijają większą ilość od zaplanowanej najbardziej atrakcyjnych dla nich zwierząt jak
na przykład byki i rogacze, z drugiej zaś strony mniej chętnie zabijają zwierzęta stanowiące
dla nich mniejszą wartość. Zatem, tzw. plany odstrzałów są jedną z wielu fikcji, którymi
myśliwi usiłują mamić ludzi mniej zorientowanych.
We współczesnym świecie zawodowi myśliwi są już bardzo nieliczni, zdecydowanie
przeważają amatorzy uprawiający je w czasie wolnym od pracy zawodowej. Wybór
niekoniecznego zabijania, jako pasjonujący sposób spędzania czasu, zadziwia ludzi zdrowych
umysłowo i emocjonalnie. Myśliwi natomiast z pychą i wyniosłością upatrują w tym
wyróżnik społeczny, rzekomo o posmaku romantycznym, arystokratycznym, bogactwa,
umiłowania przyrody i szczególnej jakby misji kulturowej hołdującej tradycji. Żaden z tych
argumentów nie zyskuje już jednak szerszego uznania. Znajduje zaś uznanie pogląd, że ludzie
polujący – myśliwi nie są w stanie panować nad swoimi emocjami w niekoniecznym już
zabijaniu. Usiłują nadawać tym emocjom pozytywne zabarwienie, podczas gdy niekonieczne
zabijanie nigdy nie może nabrać takiego zabarwienia. Nie mają odwagi przyznawać wprost,
że ogarnięci pasją zabijania lubią zabijać, chociaż jest to istotą tego, co czynią. Niepomni są
tego, że rola agresji, przemocy, zabijania słabnie w miarę rozwoju kultury i człowieczeństwa.
Oceniana jest źle, a więc tylko dla dewiantów pozostaje przyjemnością i atrakcją. Posiadając
broń myśliwi ciągle rozglądają się za różnymi okazjami jej używania, jakby tym samym
mimowolnie obnażając swoją słabość bez broni.
Polowanie niekonieczne
Niekonieczne zabijanie dzikich zwierząt jest jawnym aktem agresji i przemocy,
kojarzącym się zawsze z mordowaniem, rzezią, jatką, cierpieniem, paniką, ucieczką. Ale nie
w języku myśliwskim, zwodniczo osłaniającym przed niemyśliwymi drastyczność i
okrucieństwo owego niekoniecznego zabijania. W języku myśliwskim to ledwie „strzelanie”,
„położenie”, „powalenie”, „pierdolnięcie”, „łamanie się w ogniu”, „zaznaczanie strzału przez
zwierzę”, „znaczenie farbą”, „pozyskiwanie”. To takie zastępcze słowa mają łagodzić
najgłębszy sens polowania, nierozłącznie związanego z rozlewem krwi, przerażeniem, bólem,
ranami, rozpaczliwymi próbami ucieczki, postrzałami, dobijaniema, często kilkakrotnym, nie
zawsze „strzałem litości”, częściej w bardziej brutalny i „oszczędny” sposób. Wspomniane
tutaj akty muszą wywoływać szok, ból, współczucie i głębokie rozterki człowieka
74
wrażliwego. W myśliwych przekształciły się w chłodną obojętność, zadowolenie zdobywcy,
emocjonalne uzależnienie, zdziczałą namiętność, godną pożałowania pasję czy też
patologiczne hobby. Myśliwy musi sprawiać wrażenie człowieka bez sumienia, poczucia
winy i objawów wstydu.
Karkołomne są zwidy myśliwych, że w niekoniecznym zabijaniu kierują się oni
miłością do zwierząt. Dla ludzi rozumnych i wrażliwych, miłość i zabijanie nigdy nie dadzą
się ze sobą pogodzić. Zabijanie, jako źródło pasji, zadowolenia, radości, satysfakcji, objaw
miłości to objawy głębokiego upośledzenia mentalnego. Polowanie stwarza okazje do
przygód erotycznych myśliwych otępionych alkoholem podczas biesiad, urządzanych
niezależnie od rezultatów łowów, ale bynajmniej nie dla jakiejkolwiek miłości do zwierząt.
Myśliwy oczekuje od kobiet seksualnego uznania za swoje wyczyny, zabijanie podczas
polowania kojarzy z orgazmem w seksie i w takie także sposoby manifestuje swoją wyzbytą
duchowości męskość. W czasach doskonałej broni myśliwskiej i przyrządów optycznych,
sukcesy łowieckie odarte już zostały z mitologii zagrożenia, walki i dumy z zabicia
bezbronnego zwierzęcia. Dostrzegają to zapewne najbardziej nawet rozpustne kurtyzany
towarzyszące myśliwym. A i te niekiedy decydują się również na zabijanie – uczestniczenie
w polowaniach.
Polowanie a sport
W mitologii myślistwa przewija się wątek porównywania polowania do sportu. Od
około początków czasów nowożytnych, wspólnotę polowania ze sportem upatrywano w
poprawianiu sprawności fizycznej. Obecnie już jednak traktowanie myślistwa, jako sportu
oceniane jest, jako przejaw wypaczenia charakteru, zasługujący na zdecydowaną naganę. Dla
bliższego poznania relacji polowania ze sportem zatrzymajmy się nieco przy ich
porównywaniach. Po pierwsze, w obu obowiązują określone normy, tyle że w sporcie
wymierne, rygorystycznie wymagane i kontrolowane, zaś w łowiectwie wprawdzie
deklarowane, ale niezbyt wymierne, częściej naruszane niż przestrzegane i trudne do
kontrolowania. Po drugie, sport jest widowiskiem otwartym dla szerszej publiczności, gdy
natomiast polowanie charakteryzuje się dostępnością jedynie dla jego uczestników. Po
trzecie, otwartość sportu zapewnia mu powszechność akceptacji, podczas gdy hermetyczność
polowania jest ważnym zaczynem społecznej nieufności do procederów myśliwskich,
niedostępnych dla bezpośredniej obserwacji. Po czwarte, zarówno sport jak i polowanie
wywołują emocje, tyle że ten pierwszy pozytywne, zaś to drugie zarówno pozytywne –
myśliwych, jak i negatywne – przeciwników myślistwa. Po piąte, tak sport jak i polowanie
łączą się z ryzykiem sukcesu albo niepowodzenia. W sporcie przegrana, jako niepowodzenie,
nie musi pociągać za sobą uszczerbku na zdrowiu bądź nawet utraty życia, co zdarza się
wyjątkowo rzadko. Podczas polowania sukces polega zawsze na zdobyciu ofiary w postaci
zabitego zwierzęcia, ale bywa przyćmiewany zranieniem bądź nawet zabiciem uczestnika
polowania. Po szóste, stopniowa utrata użytkowego znaczenia polowań przyczyniła się do
przekształcenia niektórych elementów myślistwa w odrębne konkurencje sportowe, jak np.
strzelectwo, łucznictwo i rzut oszczepem.
To myśliwi, przede wszystkim, wymyślili wiele krwawych sportów polegających na
organizowaniu walk zwierząt bądź rozmyślnym ich zabijaniu, będących przejawami
wyrafinowanego okrucieństwa ludzi wobec zwierząt. Należą do nich m.in. szczucie psami
niedźwiedzi, dzików, lisów, zajęcy i kaczek na stawach, chwytanie zwierząt na lasso, rzucanie
kogutów, urywanie głów gęsiom powieszonym na gałęzi przez rozpędzonych na koniach
jeźdźców, strzelanie do ptaków wodnych podstępnie zwabionych, sokolnictwo, walki
kogutów, walki psów i inne wymyślne okrucieństwa. Wprawdzie, większość z tego jest już
prawem zakazana, ale tu i ówdzie nadal występuje nielegalnie. W przeciwieństwie do epok
minionych, obecnie bardzo nikła jest już atrakcyjność przyglądania się okrutnemu zabijaniu
75
zwierząt w cyrkach czy też byków podczas corridy. Świadczy o tym chociażby delegalizacja
w Wielkiej Brytanii konnego ścigania lisa ze sforą psów, które na oczach myśliwych, po
dłuższym pościgu, rozszarpują jego ciało na strzępy. Takimi to widokami w ciągu wielu
stuleci zachwycała się jednak angielska arystokracja.
Porównywanie organizacji
Do trwałych wątków porównawczych w myśli i praktyce antyłowieckiej i
antymyśliwskiej należy zestawianie ich organizacji, kół i związków, jak na przykład Polski
Związek Łowiecki, z takimi grupami jak horda, banda, mafia, kolesiostwo, naziści i inne
grupy oceniane negatywnie przez większość społeczeństw.
Według słownikowych wyjaśnień, horda to zarówno grupa zwierząt tego samego
gatunku, na przykład wilków, jak i także grupa, zgraja, hałastra, hołota, sfora, stado, dzicz,
sitwa agresywnych i hałaśliwych złoczyńców, tutaj, w naszym przypadku, mieniących się
bezpodstawnie myśliwymi. Cechy grupy tak zwanych myśliwych, jako rozpijaczonej hordy,
rozpasanej, nieodpowiedzialnej, objawiają się w pełni podczas polowań zbiorowych.
Zewnętrzny ogląd widoku i zachowań łowców określających się pretensjonalnie
myśliwymi, przypomina do złudzenia bandę, zwykle lekceważącą obowiązujące ich przepisy
prawne, mimo że usiłują oni się nimi z hipokryzją osłaniać. Ta banda, w istocie
barbarzyńców, podobnie jak inne bandy, nachalnie niweczy granice nienaruszalności spokoju
przyrody, ciszy lasu, prywatności pól i urody zbiorników wodnych.
Wbrew obłudnym pojękiwaniom porażonych chciwością łowców, analogie między
cechami mafii, a na przykład Polskim Związkiem Łowieckim, są liczne. I mafie i PZŁ
bowiem, to w zasadzie tajne, wpływowe organizacje, które różnymi przekrętnymi metodami
starają się o uzyskiwanie wpływów aby osiągać korzyści dla swoich członków. Obie te
struktury działają na granicach bezprawia albo nawet wprost bezprawia. Obie także potrafią
dość długo, albo nawet całkowicie, unikać karalności. Jak zauważył internauta, podpisujący
się Potter, „mafia myśliwych dewiantów jest wszędzie. A że jest to lobby nie tylko liczne, ale
i wpływowe, trzeba odwagi, aby publicznie wygłosić krytykę pod ich adresem i się pod nią
podpisać”.
Kolesiostwo polskich myśliwych próbował niezbyt udolnie uzasadniać internauta,
podpisujący się narciarz2, w obraźliwej polemice z profesorem Janem Hartmanem. „A jeśli
idzie o kolesiostwo – napisał ten prymitywny osobnik – to może Pan Profesor huknie się w
swój durny łeb, otworzy oczy i przyjrzy się wszystkim środowiskom w Polsce. Myśliwi nie są
inni od polityków czy biznesmenów. Kolesiostwo jest wszędzie. Obchodzenie praw i
przepisów to polska specjalność. Myśliwi kręcą, oszukują i wykorzystują rozmaite luki w
przepisach nie z powodu sadyzmu, tylko z powodu norm i zwyczajów Polaków. Są tacy sami
jak inni Polacy. Taka odkrywcza myśl mogłaby przyjść do głowy średnio rozgarniętego
licealisty”. Oczywiście, na poziomie takiej agresywnej bezdenności, spokojna i racjonalna
wymiana opinii nie jest możliwa.
Jakże sugestywne są porównawcze podobieństwa myśliwych do nazistów, ukazywane
w literaturze antyłowieckiej. Po pierwsze, jedni i drudzy nie mają żadnej litości dla swoich
ofiar. Po drugie, czerpią przyjemność z zadawania cierpienia i zabijania. Po trzecie, są dumni
ze swoich zbrodni. Po czwarte, posługują się rytuałami i hasłami; dla nazistów było to hasło
sieg heil, dla myśliwych upodlone przez nich hasło „darz bór” do, w gruncie rzeczy, jego
obrazy – „srasz w bór”. Po piąte, posługują się własnymi językami ukrywającymi
makabryczność zabijania; dla faszystów było to „ostateczne rozwiązanie”, dla myśliwych jest
to tylko zupełnie niewinne „pozyskiwanie”. Po szóste, tworzą hierarchiczne struktury, w
całości jednak pretendujące do elitarności. Po siódme, posługują się pseudoideologią
rozmywaną w bogactwach tradycji. Po ósme, odmawiają prawa do życia istotom, które żyć
76
pragną. Po dziewiąte, idealizują swój wizerunek. Po dziesiąte wreszcie, słowem dla nich
kluczowym jest zabójcza „selekcja”, w gruncie rzeczy jednak masowe zabijanie.
Myśliwi a antymyśliwi
W ostatnich dziesięcioleciach, w poszczególnych krajach świata trwają różne spory
między myśliwymi a ruchami antymyśliwskimi. W przenikniętej promyśliwskim
tradycjonalizmem współczesności, ruch antymyśliwski osiągnął duże sukcesy. Podkreśla je w
prawie brytyjski Hunting Act z 2004 roku, zakazujący tradycyjnych polowań na lisy,
ograniczający prawa łowieckie, odsłaniający drastyczność okrutnych polowań i w sumie
ukazujący myślistwo w złym świetle. W Norwegii trwa spór między hodowcami owiec,
niektórymi rolnikami i myśliwymi a ich przeciwnikami, w sprawie ochrony wilków. Także w
Polsce, nawet pojedyncze przypadki zagryzania domowych zwierząt przez nieliczne u nas
wilki, ośmielają myśliwych do krzykliwego domagania się legalizacji ich zabijania. Wilka
otacza fałszywa i niebezpieczna dla niego aura kulturowa, ukazująca go, jako zwierzę
agresywne, bezwzględne, przebiegłe i nienasycone. Przeciwnicy myślistwa – znawcy natury
tego zwierzęcia – coraz skuteczniej temu zaprzeczają.
W Stanach Zjednoczonych ciągle obniżają się liczby polujących, szczególnie wśród
ludzi z miast i młodzieży. Duży na to wpływ ma zdecydowanie negatywny obraz polowań w
literaturze i filmach dla dzieci oraz wymowne racje uczestników ruchów ekologicznych, z
reguły jednocześnie ruchów antymyśliwskich. Większość Niemców obecnie nie akceptuje
polowań a słabnące myślistwo w tym kraju uzgadniane jest z postulatami ekologii i
wskazaniami planowej gospodarki hodowlanej.
Rozwojowi międzynarodowej turystyki myśliwskiej towarzyszy rozwój jej krytyki i
sprzeciwów. Odpłatne polowania, na prywatnych łowiskach w obwodach hodowli
zagrodowej w niektórych krajach europejskich bądź farmach afrykańskich, jaskrawo
kontrastują z tradycyjnymi elementami łowiectwa. Krzewi je międzynarodowa organizacja
łowiecka o nazwie Safari Club International, przyznająca aż 29 różnych nagród za duże
osiągnięcia myśliwskie. Kosztowne jest zdobycie nagrody Africa Big Five Grand Slam po
zabiciu wielkiej piątki zwierząt afrykańskich – lwa, lamparta, słonia, nosorożca i bawoła
afrykańskiego. Porównywalne z tym są koszty zabicia czterech różnych gatunków
niedźwiedzi, premiowane nagrodą Bears of the World Grand Slam. Poziom brylantowy
nagrody Inner Circles wymaga zabicia zwierząt aż 76 różnych gatunków. Zwierzęta aż 322
różnych gatunków padają ofiarą wszystkich wspomnianych 29 nagród. Są to elitarne
polowania dla trofeów, wzbudzające zazdrość uboższych myśliwych i potępiane przez opinię
społeczną, jako zupełnie sprzeczne z tradycyjnym sensem myślistwa.
Wśród argumentów przeciwko zabijaniu zwierząt futerkowych zwraca się głównie
uzasadnienie, że służy to już tylko kaprysom mody. Ongiś posiadanie naturalnego futra
wskazywało na bogactwo, władzę i prestiż. Obecnie publiczne noszenie naturalnych futer jest
w bardzo złym tonie, nawet niekiedy niebezpieczne i krytykowane w licznych ruchach i
kampaniach antyfutrzarskich. Nielegalny jest handel wieloma gatunkami dzikich zwierząt,
zagrożonych wyginięciem. Zła atmosfera panuje wokół hodowli zwierząt futerkowych,
okrucieństw w trakcie ich hodowli i zabijania. Powroty mody na naturalne futra pobudza
reklamowanie produktów naturalnych – skór, wełny, jedwabiu, służących przemysłowi
kosmetycznemu, farmaceutycznemu i dietetycznemu.
Ogromne są rzesze zagorzałych przeciwników polowań na ptaki. Polowania na ptaki
zapisały się w tradycji myśliwskiej i kłusownictwa wielością form okrucieństwa – sieci, pętli,
skrzynek, klatek, lepów i wabików. Niemal powszechnie potępiane jest zabijanie ptaków
przelatujących z Europy do Afryki, szczególnie trzebionych nadal na Malcie, wbrew nawet
77
zaleceniom władz Unii Europejskiej. Gdy na przykład w Polsce bocian jest ptakiem wprost
kultowym, na Malcie pada ofiarą myśliwskiej strzelaniny.
Na gruncie rozróżnienia między człowieczeństwem a człowieczością, zwierzęcością a
zwierzością, dość wyraziście rysują się porównawcze podobieństwa człowieczego łowcy –
myśliwego ze zwierzęcymi drapieżnikami. Bez wątpienia, człowieczy łowca jest
największym drapieżnikiem wśród wszystkich drapieżników. Tylko on, z wyboru już tylko, a
nie konieczności, łączy w sobie cechy kata, rzeźnika i grabarza. Zwierzęta, zabijając z
konieczności przeżycia, zachowują się przy tym naturalnie, kierowane instynktem. Natomiast
człowieczy łowca porażony jest wyuczoną nienaturalnością, sztucznością, patologią zabijania.
Gdy zabijanie z konieczności należy przyjmować z wyrozumiałością, to zabijanie
niekonieczne, dla przyjemności, jest, co niewątpliwe, wyrachowanym wyborem zła. Zabijanie
przez zwierzęta nie może być odnoszone do jakichkolwiek norm religijnych, etycznych,
moralnych czy też prawnych. Natomiast zabijanie przez myśliwych popada w nieusuwalne
sprzeczności ze wszystkimi tymi normami.
Sami myśliwi, w miarę upływu czasu, mają coraz bardziej zróżnicowane opinie i
oceny o sobie samych. W ich rozlicznych sporach wewnętrznych ścierają się myśliwi legalni
z myśliwymi kłusownikami, myśliwi moralni z myśliwymi niemoralnymi, myśliwi
„mięsiarze” z myśliwymi rekreacjonistami, myśliwi „prawdziwi”, rzekomo bezinteresowni z
interesownymi myśliwymi, zwłaszcza „dewizowcami”, organizującymi dochodowe
polowania dla cudzoziemców. Tego rodzaju zróżnicowania można by jeszcze mnożyć.
Oczywiście, są one zasobnym źródłem do ukazywania łowiectwa w porównaniach, dosadnie
odsłaniających jego odrażające oblicza.
MYŚLISTWO A EKOLOGIZM
Los zwierząt jest nierozerwalnie
związany z losem człowieka.
Emile Zola
Zasadniczo sprzeczne cele
Rozważanie relacji myślistwa z ekologizmem jest zasadne, ponieważ zarówno
ekolodzy jak i myśliwi mienią się zwolennikami ochrony środowiska naturalnego – przyrody
w bogactwie jej przejawów. Jednakże już nawet samo rozpoznanie zasadniczo odmiennych,
sprzecznych ich celów, nie może usuwać niepodważalnego naukowo przekonania, że
ekolodzy i myśliwi należą do dwóch obcych sobie i wrogich obozów. Główny bowiem cel
ekologizmu polega na ochronie życia, podczas gdy głównym celem łowiectwa, jako sedna
myślistwa, jest zabijanie życia dzikich zwierząt, będącego bardzo istotnym składnikiem życia
całej przyrody. Gdy dla ekologa kardynalne przykazanie brzmi „Nie zabijaj”, to bandziorów z
flintami zniewala patologiczna żądza z hasłem „Zabijaj”. Zgodnie z biblijnym nakazem „Nie
czyń drugiemu tego, co tobie niemiłe”, ekolog głosi, że nie należy ani ludziom, ani
zwierzętom zadawać niepotrzebnych cierpień, tym bardziej bez dostatecznego uzasadnienia
pozbawiać ich życia. Myśliwi zupełnie lekceważą to przykazanie toteż ich łowieckie
procedery nie mają związków z ekologizmem.
Ekologizm (environtalism) jest ideologią opartą na nauce ekologii ukazującej główne i
centralne znaczenie środowiska naturalnego dla wszystkich organizmów żywych, szczególnie
dla ludzi i zwierząt. Autentyczni ekolodzy myślą i działają zgodnie z ustaleniami nauki
ekologii, podczas gdy myśliwi odrzucają je interesownie, zabijanie życia dzikich zwierząt
wynosząc ponad ich ochronę. Proekologiczny stosunek autentycznych ekologów opiera się na
78
traktowaniu przyrody jako samoregulującego się egalitarnego biosferycznego organizmu, w
którym harmonijna stabilność jej składników zależy od unikania interesownej i
niszczycielskiej ingerencji człowieka owładniętego zaborczą hierarchicznością i stratyfikacją.
Zabójczy stosunek myśliwego do zwierząt dzikich jest z jego istoty antyekologiczny i
niehumanitarny. Pozostaje ledwie na padole fizycznej człowieczości, a nie poziomie
duchowego człowieczeństwa. Obce są mu rzeczywiste wartości ochrony życia – łagodność,
ostrożność, pokora, skromność, współodczuwanie, powściągliwość, wrażliwość i
odpowiedzialność z poziomu duchowego człowieczeństwa. Zatem, przy rozważaniu relacji
myślistwa, i całego łowiectwa, z ekologizmem należy przyjmować jedynie naukowe ustalenia
ekologii a odrzucać bajdurzenia myśliwych jako prostacką interesowną propagandę.
Najbardziej dojrzałe nurty ekologizmu opowiadają się za przyznawaniem zwierzętom,
przynajmniej niektórym ich gatunkom, praw analogicznych do praw należnych ludziom.
Antyekologiczna interesowność myśliwych natomiast nie wykracza poza deklaratywną,
selektywną, okresową i zmienną ochronę tylko niektórych gatunków dzikich zwierząt. Na
ogół z trudnościami ukrywają oni żądzę aby jak największa liczba gatunków była zwierzętami
łownymi. Prołowiecka propaganda antyekologiczna razi skrajnym antropocentryzmem.
Butnie uznaje człowieka za bezwzględnego władcę przyrody mogącego dowolnie szafować
życiem dzikich zwierząt traktowanych jako mu podległe. W propagandzie prołowieckiej
przeważają względy utylitaryzmu gdy kalkulacja maksymalizacji myśliwskiego szczęścia –
uśmiercanie dzikich zwierząt – oceniane jest wyżej niż ochrona ich życia. Antyłowieckie i
proekologiczne rozumienie ekologii przenika zaś biocentryzm, dążenie do rzeczywistego
poszanowania życia dzikich zwierząt i unikania kompromitującego już współcześnie
racjonalnego człowieka gatunkowizmu. Założenia ekologizmu stały się kanwą dla licznych
programów ruchów ekologicznych i koncepcji obrony zwierząt, praw zwierząt i innych. To z
nich wyrastają nadzieje na całkowitą delegalizację łowiectwa.
Propaganda łowiecka, wypacza właściwy, racjonalny, naukowy i dość oczywisty sens
ekologizmu. Opiera się na fałszywych i obłudnych deklaracjach gawiedzi myśliwych, że są
oni miłośnikami przyrody. Tylko jednak hipokryci, wśród których przodują myśliwi, mogą
nieudolnie usiłować aby trupim wyrazom nadawać pozory miłości. Gdyby bowiem im
naprawdę nie chodziło o zabijanie lecz jakiś ciepły, emocjonalny kontakt z wolnymi
zwierzętami, mogliby przecież prowadzić bezkrwawe łowy z kamerą filmową albo aparatem
fotograficznym. Jakiż to miłośnik przyrody z myśliwego, który sieje w niej strach, panikę,
przerażenie, ból, cierpienie i okrutne niekonieczne uśmiercanie. Myśliwi to nie miłośnicy
przyrody lecz specjaliści od morderczych nagonek, podczas których zziajane, zagonione,
zaszczute, osaczone, wymęczone zwierzęta padają ofiarą ich ohydnych procederów. Dla
ekologa długość życia to duża wartość, natomiast dla myśliwego skracanie życia dzikich
zwierząt jest patologiczną przyjemnością.
Ekolog wśród trofeów myśliwego, czuje się gorzej niż w prosektorium. Nigdy nie
będzie potrafił pojąć jak można zachwycać się trupimi czaszkami, martwymi rogami,
odciętymi głowami, wyrwanymi kłami i zdartymi skórami. Humanitarny stosunek człowieka
do zwierząt dzikich należy do ważnych miar poziomu ludzkiej kultury. Dla ludzi
humanitarnych i kulturalnych przyroda z jej mieszkańcami przypomina naturalną świątynię
przenikniętą harmonią, bogactwem przejawów życia, tajemniczą ciszą i niepowtarzalnym
pięknem. Myśliwi rozgardiaszem polowania i hukiem śmiercionośnych strzałów kalają
naturalną sakralność przyrody. Uszczuplają tym prawa niemyśliwych do bezpiecznego,
spokojnego i bezkrwawego obcowania z przyrodą. Zapewne zwierzęta byłyby mniej dzikie
gdyby nie odczuwały zagrożenia dla swojego życia. Zwierzęta łowne dla myśliwych, dla
niemyśliwych to zwierzęta wolne. Wiadomo, że nawet te najgroźniejsze, gdy są właściwie
traktowane przez ludzi, pozwalają się oswoić. Potwierdza to przekonania ekologizmu o
możliwości harmonijnego współżycia istot ludzkich z istotami zwierzęcymi.
79
Sprzeczności ekologizmu z łowiectwem są zasadnicze i nieusuwalne. Na racjonalnym
gruncie zdrowego rozsądku przenikającego ekologizm, łowiectwo nie może liczyć nawet na
warunkową akceptację. Pogłębiony ekologizm skłania do całkowitej eliminacji łowiectwa
poczynając od jego delegalizacji. Wyraża marzenie prawdziwych miłośników przyrody o
bezkrwawym układaniu relacji ludzi ze zwierzętami. Domaga się odrzucenia przestarzałej i
prymitywnej propagandy łowiectwa, która rzekomą zgodnością z ekologizmem nieudolnie
osłania barbarzyńskie poczynania myśliwych. Wytyka myśliwym niezdolność do wyzwolenia
się od przywary jaką jest już obecnie żądza niekoniecznego zabijania wolnych zwierząt.
Łowiectwo funkcjonuje w ścisłych związkach z mafijnymi układami władzy politycznej
ustanawiającej prawa wyrażające interesy myśliwych.
Myśliwi groźnymi szkodnikami
Obłudnicy z flintami bełkoczą, że dzisiejsze łowiectwo nie kłóci się z ochroną
przyrody. Jednakże wiadomo, że przyroda zawsze najlepiej radzi sobie sama. „Ekosystem nie
wymaga tak dużej ingerencji, jaką przewiduje gospodarka łowiecka, co da się wyczytać także
z myśliwskich podręczników”. Obserwacja regionów we Włoszech i Szwajcarii, gdzie
obowiązuje całkowity zakaz jakiejkolwiek ingerencji myśliwskiej potwierdza, że osiągnięto
tam samoregulacyjny i naturalny stan równowagi populacji dzikich zwierząt. Także
kompleksy leśne, przejściowo zagrożone plagą szkodników drzew, potrafią się odradzać bez
konieczności ich wycinania. W Polsce, pod rządami Prawa i Sprawiedliwości, fakty te
lekceważy Jan Szyszko – minister ochrony środowiska naturalnego, zagorzały myśliwy i
rzecznik interesów przemysłu drzewnego. Szkodliwość myślistwa, dla ochrony środowiska
naturalnego, nietrudno wykazywać poprzez ukazywanie szkód jakie myśliwi wyrządzają
przyrodzie. Należą do nich szkody łowieckiego drapieżnictwa, mity o nadpopulacji
niektórych gatunków dzikich zwierząt, łowieckie współsprawstwo w zagładzie kolejnych
gatunków zwierząt, dokarmianie zwierząt i oczywista interesowność tzw. gospodarki
łowieckiej.
O szkodliwości łowiectwa dla środowiska naturalnego przekonują liczne publikacje w
literaturze światowej już chociażby samymi ich tytułami. Wymowny jest tytuł dzieła
włoskiego profesora Carlo Consiglio O absurdzie polowania. Zgodnie z wynikami badań
ekologów najbardziej niekorzystne zmiany w środowisku naturalnym powodują ludzie.
Czynią to poprzez emisję dwutlenku węgla, powiększanie pól pod uprawy, hodowlę zwierząt,
grabieżcze wycinanie lasów, chaotyczną zabudowę, śmiercionośne polowania i nadmierne
połowy ryb. Wbrew propagandzie prołowieckiej myśliwi bezzasadnie przypisują sobie
zasługi konserwacjonistów (conservationists) i środowiskowców (environmantalists). Według
myśliwych dzikość (wildlefeness) przyrody to jedynie okoliczności atrakcyjnego polowania.
Myśliwskie obietnice ochrony przyrody mają wymowę przede wszystkim propagandową. Nie
mogą być traktowane jako poważne w świetle ich szkodliwych praktyk.
W świetle ustaleń ekologów ani rolnicy, ani leśnicy, ani tym bardziej myśliwi, nie są
zainteresowani obiektywnym szacowaniem rzeczywistych szkód wyrządzanych przez
zwierzęta dzikie w uprawach rolnych i leśnych. To zmechanizowane rolnictwo jest
poważniejszym wrogiem dzikich zwierząt niż te szkodnikiem w rolnictwie. Uprawy rolne
może skutecznie chronić przed tymi zwierzętami chociażby elektryczny pastuch, a uprawy
leśne ich ogradzanie, praktykowane przez niektóre polskie nadleśnictwa. Relatywnie rzecz
biorąc, oba te rodzaje szkód wyolbrzymianych przez myśliwych są niewielkie toteż dość
łatwo można im zapobiegać. Rolnicy często świadomie godzą się na takie szkody ponieważ
kalkulując liczą na wyższe odszkodowania od kół łowieckich i władz lokalnych niż wynoszą
rzeczywiste szkody. Ofiarami tych kalkulacji są upolowane dzikie zwierzęta. Ekolodzy
podkreślają, że polowanie, po zmechanizowanym rolnictwie, jest drugim najgroźniejszym
80
wrogiem populacji dzikich zwierząt. Szkody wyrządzane przez myśliwych w przyrodzie, jako
poważną część ogółu szkód w niej występujących, można zwięźle wyrazić w kilku punktach.
Po pierwsze, niekonieczne zabijanie dzikich zwierząt przez myśliwych jest
hołdowaniem irracjonalnej tradycji, objawem dekadencji kultury i totalną znieczulicą na ból,
cierpienie i śmierć. Są do tego zdolne jedynie istoty o kształcie fizycznym człowieczości, ale
bez ducha człowieczeństwa. Często łowiectwo jest kojarzone z faszyzmem.
Po drugie, szkodnicy mieniący się myśliwymi stale powiększają w glebie i wodach
tony ołowiu zanieczyszczające całą przyrodę. Ołów jest metalem ciężkim, wysoce
szkodliwym dla zdrowia ludzi, zwierząt i innych składników środowiska naturalnego.
Po trzecie, myśliwi pazernie konkurując o najlepsze trofea, w pierwszej kolejności
zabijają najlepsze sztuki dzikich zwierząt, najbardziej pożądane ze względu na jakościową
reprodukcję ich gatunków. Naiwnym natomiast wmawiają, że są jakoby selekcjonerami
przede wszystkim uśmiercającymi sztuki chore i najsłabsze.
Po czwarte, uprawiając proceder łowiecki, myśliwi wnoszą niepokój i strach do
środowiska przyrodniczego i środowiska społecznego. W środowisku przyrodniczym
sprawiają, że zwierzęta wolne są dzikie, zaś w środowisku społecznym ludzie i zwierzęta
udomowione padają ofiarami wypadków w czasie polowań. Myśliwi niweczą więc poczucie
bezpieczeństwa zarówno zwierząt jak i ludzi.
Po piąte, utrzymywanie legalizacji procederu łowiectwa pozostaje w oczywistej
sprzeczności z prawami człowieka niemyśliwych tworzących ogromną większość
społeczeństw. Legalizacja ta obnaża także fikcyjność formalnego uznawania dzikich zwierząt
za dobro ogólnonarodowe. Jest to bowiem faktycznie dobro głównie myśliwych
ograniczających niemyśliwym szanse niezakłóconego obcowania z dzikimi zwierzętami i
czerpania z tego przyjemności.
Po szóste wreszcie, wśród szkód wyrządzanych przez myśliwych, należy uwzględniać
także szkody ekonomiczne wyrządzane niemyśliwym. Wykorzystując mafijne układy w
sferach władzy przerzucają oni odszkodowania za szkody łowieckie na budżet państwa, a
więc na dodatkowe opodatkowania obywateli.
Myśliwi najgroźniejszymi drapieżnikami
Największym drapieżnikiem wśród wszystkich drapieżników jest człowiek, a wśród
ludzi najgroźniejszym z nich myśliwy. W naturalnym łańcuchu pokarmowym zwierzęta
dzikie są drapieżnikami naturalnymi, podczas gdy konkurujący z nimi o zdobycz myśliwi to
drapieżnicy nienaturalni. Myśliwi, dostrzegając w zwierzętach konkurentów w polowaniach,
tępią je bezlitośnie, wbrew naturalnym i odwiecznym prawom odpowiednio regulującym
właściwe relacje miedzy gatunkami zwierzęcymi i ich proporcje liczbowe. Myśliwi jako
nienaturalni drapieżcy wyposażeni są w przemyślne i różnorodne narzędzia pomocne w
uśmiercaniu, zdecydowanie przeważające nad naturalnym, obronnym wyposażeniem zwierząt
dzikich – łapami, kłami, pazurami i ucieczką. Dla drapieżników naturalnych zdobycz w
łańcuchu pokarmowym jest koniecznością warunkująca ich przeżycie. Natomiast dla
myśliwych, jako drapieżników nienaturalnych, ofiary zwierzęce giną w wyniku
niekoniecznego już na ogół zabijania. Wynikają z niskich pobudek złoczyńców, żądzy
uśmiercania, patologicznych przyjemności, żarłocznego konsumpcjonizmu i oślepienia za
trupimi trofeami.
Myśliwi mamią naiwnych, że jakoby chronią ludzi przed groźnymi zwierzęcymi
drapieżnikami redukując nadmierne ich liczby. Średnio, wykazują biolodzy, około połowy
młodych dzikich zwierząt łownych nie dożywa nawet jednego roku, ponieważ są wcześniej
zabijane przez myśliwych. Później ich szanse przeżycia niewiele wzrastają, ponieważ coraz
bardziej istotne stają się również przyczyny naturalne śmierci zwierząt. Śmierć dzikich
81
zwierząt zbiera swoje żniwo także z powodu chorób, wyniszczania kryjówek, ruchu
komunikacyjnego i chaosu budowlanego. Wbrew wszelkim zakazom niektórzy myśliwi
zabijają zwierzęta dzikie nawet w okresach ochronnych, nie różniąc się przy tym od
zwalczanych przez nich kłusowników. Myśliwi wybijają naturalne drapieżniki aby nie
pomniejszały im liczb zwierząt, które sami chcą zabijać. Dla kłusowników naturalne
drapieżniki są mniej atrakcyjnym celem niż dla myśliwych. Myśliwi poprzez uśmiercanie
zmniejszają stany naturalnych drapieżników aby potem, wybijając je nadal, twierdzić
obłudnie, że z powodu ich niedostatku sami z konieczności, niejako w zastępstwie, muszą
spełniać role naturalnych drapieżników. Myśliwi bezwzględnie wyniszczają naturalne
drapieżniki bo polują one na to samo co i oni. Przesadnie, w swojej prołowieckiej
propagandzie, podsycają obawy i lęki społeczeństwa przed wyolbrzymianą agresywnością
dzikich zwierząt. Po zabiciu naturalnego drapieżnika owi myśliwscy nienaturalni drapieżnicy
otaczają się irracjonalną, egocentryczną i niezasłużoną chwałą. Żaden to jednak w gruncie
rzeczy przyczynek do chwały jeśli zważyć na łatwość i pewne bezpieczeństwo i niemal
pewność uśmierceni naturalnego drapieżnika przez myśliwego. Uzbrojeni po zęby, zwodzą
swe ofiary wabikami i przynętami, tchórzliwie wysiadując w swych ohydnych ambonach.
Skłóceni z ekologizmem krwawi drapieżcy myśliwi, bredzą że prowadzą tzw.
gospodarkę łowiecką. „Pozyskują” czyli zabijają zgodnie z planami łowieckimi niby to jakoś
tam normatywnie ograniczonymi. Sami między sobą toczą jednak spory o treści tych norm a
swoimi poczynaniami normy ośmieszają. Nie znając rzeczywistego stanu liczbowego dzikich
zwierząt poszczególnych ich gatunków arbitralnie decydują ile należałoby ich zabijać.
Zawyżają zwykle szacunkowo stany liczbowe tych zwierząt po to, aby móc więcej ich
zabijać. Nie potrafili uzgodnić czy zabijać tylko przyrost naturalny tych zwierząt aby można
było nadal i ciągle zabijać, czy też jakoś inaczej ustalać papierowe liczby zwierzęcych stanów
i ofiar. Wiadomo, że w praktyce łowiectwa jakiekolwiek planowane papierowe założenia w
praktyce biorą w łeb, ponieważ zachłanni myśliwi w żaden sposób nie są w stanie oprzeć się
atawizmowi zabijania zawsze, gdy tylko pojawia się tego szansa. Łowiectwo bowiem wciąż
jeszcze pozostaję oazą niemal bezkarnego braku szacunku dla jakichkolwiek ograniczających
je norm. Giną więc zwierzęta gatunków chronionych i niechronionych. W Polsce, są to
zwłaszcza żubry, niedźwiedzie, wilki, lisy, kuny, rysie, kruki, orły, sowy i różne
jastrzębiowate. Media, Internet i potoczne komunikaty przesycone są tego rodzaju
bulwersującymi doniesieniami.
Myśliwskie mity o nadpopulacji
Nauki biologiczne, i nawet tylko zdroworozsądkowa wiedza, upewniają że zwierzęta
dzikie zawsze potrafią same zatroszczyć się o swoje bytowanie i regulowanie swojej
liczebności w naturalnej walce gatunków osobników słabszych z osobnikami silniejszymi.
Natomiast myśliwska propaganda podtrzymuje mit o rzekomych nadpopulacjach dzikich
zwierząt aby tym ignorancko osłaniać celowość łowieckiego procederu zabijania. Łowiecki
mit o nadpopulacjach wspierany jest nader wątłymi argumentami. Przesadnie wyolbrzymia
szkody wyrządzane przez dziki na uprawach rolnych, jelenie na leśnych młodnikach, wilki,
lisy, borsuki, kruki w zwierzynie drobnej. Propaganda ta przemilcza możliwości stosowania
innych sposobów regulacji stanu dzikich zwierząt niż poprzez zabijanie. Liczebność populacji
dzików można regulować poprzez umieszczanie w ostępach, w których żyją środków
antykoncepcyjnych. Jelenie żerujące w leśnych młodnikach przyczyniają się do odmładzania
lasów i zwiększania ich różnorodności biologicznej. Jeśli ktoś tego nie chce można przecież
ogradzać leśne młodniki, jak praktykują to niektóre nadleśnictwa. Mimo, że nie ma
jakiejkolwiek nadpopulacji wilków, to i tak padają one ofiarami myśliwych, którzy przesadnie
uznają ich za nadzwyczaj groźnych drapieżców. Po załamaniu się futrzarskiego popytu na
82
lisie skórki myśliwi zgotowali temu gatunkowi nadzwyczaj tragiczny los. Lisy polujące na
zwierzynę drobną, zabijane są przez myśliwych przez okrągły rok. Podobnie dziki, kruki i
inne ptaki szponiaste. Myśliwi trują jastrzębiowate i orły, a winę za to przerzucają kłamliwie
na innych.
Motywem zagrożenia dla życia najbardziej okazałych zwierząt dzikich jest zabójcza
łowiecka żądza czynienia trofeami tego, co najrzadsze. Za najcenniejsze uznają trofea
zwierząt wyjątkowo dorodnych, co oczywiście ma szkodliwe konsekwencje dla
zachowywania stale wysokiej jakości gatunków. To głównie myśliwi i kłusownicy są
sprawcami zupełnego zanikania tych gatunków dzikich zwierząt, które są dla nich
najcenniejsze. Biorąc pod uwagę całe dzieje łowiectwa, trudno już byłoby zliczyć gatunki,
które zostały przez nich całkowicie zgładzone. Obecnie, co roku, zanika wiele gatunków
dzikich zwierząt a na skraju zupełnego zaniku stoją kolejne, m.in. nosorożce, tygrysy, małpy
człekokształtne i inne gatunki. W pomroczności myśliwych zwierzęta z cennymi trofeami
jawią się jako drapieżniki i szkodniki groźne dla ludzi i szkodliwe dla środowiska
naturalnego.
We włoskich i szwajcarskich parkach narodowych, także na greckiej wyspie Tilos,
gdzie obowiązuje całkowity zakaz polowania, nie występuje jakakolwiek nadpopulacja
jakiegokolwiek gatunku dzikich zwierząt. Na gruncie rzetelnych wyników badań naukowych
kategoria nadpopulacji jest kwestionowana. Podkreśla się, że ani w Polsce, ani też innych
krajach nie znamy dokładnie liczb osobników poszczególnych gatunków dzikich zwierząt.
Dane polskiego Głównego Urzędu Statystycznego są bardzo ogólnikowe i oparte na
wątpliwych podstawach. Stosowane przez nadleśnictwa metody liczenia po tropach są już
przestarzałe i niedokładne. Koła łowieckie zwykle interesownie zawyżają liczby dzikich
zwierząt w swoich rejonach łowieckich aby można było dowolnie manipulować ich
odstrzałami. W celu zwiększenia swoich dochodów podczas polowań dewizowych
organizowanych dla bogatych cudzoziemców, władze kół łowieckich bez wahań godzą się na
zabijanie najlepszych osobników. Ostatnie dziesięciolecia zapisują się w Polsce ogromnymi
spadkami liczb zwierzyny drobnej, zwłaszcza zajęcy i kuropatw. Szacuje się, że w 2016 roku
było ich ponad dwukrotnie mniej niż około 1990 roku Przyczyny tego są różne: mechanizacja
rolnictwa, drapieżniki naturalne i najgroźniejszy wśród wszystkich drapieżników drapieżnik
nienaturalny – myśliwy.
Amerykańskie badania naukowe zupełnie odrzucają wiarygodność łowieckich mitów
o jakiejkolwiek nadliczebności czy też nadpopulacji (overabundant) jeleni, niedźwiedzi i
innych gatunków z grupy tzw. wielkich łowów (game). Myśliwi krzewią takie mity
interesownie po to aby zwiększać swoje możliwości polowania. Podobnie jak w Polsce i
innych krajach, także w Stanach Zjednoczonych Ameryki, agendy rządowe powoływane do
zarządzania środowiskiem naturalnym i decydowania o losach dzikich zwierząt są
zdominowane przez myśliwych działających przede wszystkim w interesie myśliwych.
Lobbują oni na rzecz publicznego statusu gruntów polnych i leśnych, ponieważ wtedy łatwiej
polować na nich bez ograniczeń. Przyrodnicy amerykańscy wyjaśniają, że jeśli nawet na
jakimś obszarze występuje przejściowo nadmierna liczba osobników określonego gatunku,
np. jeleni to z powodu chociażby naturalnej walki o przetrwanie, najsłabsze z nich umrą
pozostawiając lepsze szanse przeżycia innym, wzmocnienia tych silnych i najsilniejszych.
Nadpopulacja ma poznawczy sens tylko wtedy gdy określony gatunek zwierząt dzikich
liczbowo przekracza zmienne możliwości jego przeżycia na danym terenie w określonym
czasie. W propagandzie natomiast myśliwskiej pojęcie nadpopulacji funkcjonuje jako trwałe
oszukańcze określenie mające przysparzać sympatii polowaniom i stwarzać iluzję, że są one
nie tylko pożądane ale nawet konieczne.
Myśliwym bajdurzącym o nadpopulacjch dzikich zwierząt nie sposób więc nie
przypisywać cech drapieżników, łupieżców, grabieżców, rabusiów i szkodników w
83
środowisku naturalnym. Wprost roi się od tego rodzaju ich określeń w rozmowach
potocznych niemyśliwych, mediach i Internecie. Przytoczmy kilka tego przykładów. „Debile
z flintami – czytamy w jednym z wpisów – doprowadzili do tego, że w mieście trzeba zmykać
przed dzikami, a w polu nie uświadczysz zająca i kuropatwy”. „Szelest kosy dawał szanse
ucieczki... kombajn takich szans nie daje”. Internautka Krzysia: „Jestem wegetarianką i
wszystkim myśliwym, czyli mordercom zwierząt z »pierwszym myśliwym Rzeczypospolitej«
Komorowskim na czele życzę, żeby ich szlag trafił jak najszybciej”. „Z prawa do panowania
nad stworzeniami nie wynika prawo do tyranizowania i znęcania się... Bycie władcą a
tyranem w bezsensownym okrucieństwie to różne rzeczy”.
Dokarmianie dla zabijania
Wśród różnych niedorzeczności paplanych przez myśliwych znajduje się dokarmianie
dzikich zwierząt jako wyimaginowana, rzekomo bezinteresowna, troska o ich przeżycie w
trudnych warunkach niedostatków naturalnego pokarmu, szczególnie podczas zimy.
Powszechnie jednak wiadomo, że dokarmianie to stosunkowo niedawny wymysł myśliwych
aby mogli oni zabijać zwierzęta z lepszą jakościowo tuszą. Wbrew temu wymysłowi, przez
epoki całe, dzikie zwierzęta zawsze dobrze radziły sobie same, nawet w najtrudniejszych
warunkach, bez jakiegokolwiek czyjegokolwiek dokarmiania. Ocieplenie klimatu, zanikanie
surowych zim, zupełnie niweczy łowiecką niedorzeczność dokarmiania. W śmiertelnych
statystykach zwierząt skazanych na myśliwskie egzekucje znamieniem „zwierzęta łowne”,
dokarmianie ich jawi się jako interesowna kalkulacja obłudnych chciwców. Jest to z piekła
rodem jakby perpetum mobile: więcej karmy – więcej lepszych zwierząt do zabicia, więcej
dochodu z zabitych zwierząt – więcej pieniędzy na karmę – więcej lepszych zwierząt do
zabicia, etc. etc. etc.
Dokarmianie, jak wyjaśniają przyrodnicy, jest jedną z przeszkód w procesach
naturalnego funkcjonowania przyrody. Jako prawny obowiązek dzierżawcy obwodu
łowieckiego, ujęty w patologicznym polskim prawie łowieckim, pozostaje w sprzeczności z
naturalnymi prawami przyrody. Zbędne na gruncie tych naturalnych praw dokarmianie
przyczynia się do naruszania a nawet unicestwiania naturalnej równowagi liczbowej i
jakościowej populacji dzikich zwierząt. W kilku krajach europejskich, wśród nich w Polsce,
najbardziej występuje to w odniesieniu do populacji dzików. Z powodu m.in. dokarmiania,
dziki rozmnażają się częściej, w nietypowych porach roku i z większym liczbowo
potomstwem. W poszukiwaniach pokarmu trafiają do zamieszkałych okolic i nawet miast.
Nadmierne rozmnażanie się dzików, do którego przyczyniają się myśliwi, wykorzystywane
jest przez ich propagandę jako konieczność uprawiania łowiectwa. Oczywiście, owa
wydumana konieczność zanikłaby po zaniechaniu dokarmiania i ewentualnie, w razie
potrzeby, wspomnianego już umieszczania w środowisku naturalnym środków
antykoncepcyjnych ograniczających rozmnażanie się dzików. Zauważono także również, że
im więcej myśliwi polują na dziki tym intensywniej się one rozmnażają. Intensywne
polowania pobudzają płodność dzików a myśliwi są tego współsprawcami.
Bezsens dokarmiania objawia się w chytrym zacieraniu przez myśliwych granic
między paśnikami i lizawkami a nęciskami. Ponieważ przy paśnikach obowiązuje formalny
zakaz zabijania wabionych tam dzikich zwierząt, to usytuowanie bezpośrednio przy nich
nęcisk zakaz ten praktycznie już eliminuje. Myśliwi wabią na paśniki swoje ofiary aby bez
większego trudu, z łatwością leniwych spasibrzuchów, na sąsiadujących z nimi nęciskach
dokonywać na zwierzętach chaotycznych egzekucji, krwawych i bezlitosnych jatek, gorszych
od zorganizowanego uboju zwierząt w rzeźni. W centrum nęciska sytuują wieżę strzelniczą,
zwaną zwodniczo amboną, dokładnie skopiowaną z eksterminacyjnych obozów jenieckich,
aby zabójcy w kapelusikach mieli jak najbardziej ułatwione uśmiercanie. Na nęciskach polują
84
dniem i nocą. Z pojazdów lądowych i helikopterów. Podczas ciemności oślepiają ofiary
ostrym sztucznym światłem. Zwodzą je symulowaniem zwierzęcych głosów i zapachów.
Największe natężenie tego okrutnego bezeceństwa miewa miejsce podczas polowań
dewizowych, kiedy władze kół łowieckich dążą do uzyskania dochodu od cudzoziemców.
Należy zauważyć, że celowość dokarmiania jest przedmiotem sporów nawet wśród samych
myśliwych.
Współsprawcy zagłady gatunków
Ktoś rozsądny trafnie zauważył, że „wielkość człowieka polega na niezbijaniu, gdy
mógłby zabić”. Zatem, praktyki myśliwych zabijających w nieuzasadnionych
okolicznościach, obnaża ich małostkowość. Myśliwi niewątpliwie są współsprawcami
zagłady kolejnych gatunków dzikich zwierząt. Potępiane to współsprawstwo usiłują łagodzić
przyczynianiem się do restytucji ginących gatunków, np. W Polsce bobra czy też rysia. W
porównaniu jednak z poważnymi szkodami, które łowiectwo powoduje w środowisku
naturalnym zasługi to nader wątpliwe i nikłe. Polowania bowiem są ostatnim, przysłowiowym
gwoździem do trumny danego gatunku. Świadczą o tym fakty dotyczące zagłady
poszczególnych gatunków dzikich zwierząt opisywane w dziejach łowiectwa przez znawców
fauny.
Zanim człowiek zaczął „czynić ziemię sobie poddaną”, a więc do początków
chrześcijaństwa, ustalono że jeden gatunek dzikich zwierząt wymierał w okresie około 1000
lat. Dogmat o prymacie człowieka nad zwierzętami przyczynił się znacznie do gwałtownego
wzrostu tempa wymierania kolejnych gatunków dzikich zwierząt. Obliczono, że w ostatnich
trzech stuleciach wyginęło około 300 gatunków dzikich zwierząt a tempo ich wymierania
coraz bardziej rośnie, w przeważającej części z winy myśliwych i kłusowników. To myśliwi
polscy zabili ostatniego tura, myśliwi południowoafrykańscy wybili do ostatniej sztuki
gatunek zebry zwanej kwaggą a myśliwi amerykańscy wyniszczyli do cna bizona
amerykańskiego, tamtejszego gołębia wędrownego i kulika północnego. Myśliwi polscy
skazują obecnie na zagładę niektóre gatunki dzikich zwierząt. Na stronach Internetu, jako
ekologiczne oskarżenie, dostępny jest tekst Polscy myśliwi zabijają chronione zwierzęta –
rysie, żubry, wilki, niedźwiedzie. Publikowane są tam również teksty o bestialstwach
myśliwych w wielu innych krajach.
Living Planet Raport, alarmuje że gatunki i liczby populacji dzikich zwierząt maleją w
dramatycznie szybkim tempie. Dane z 2015 roku informują, że w ciągu ostatniego 40. lecia
liczebność tych zwierząt w świecie zmniejszyła się o około 52%, chociaż ze znacznym
zróżnicowaniem w poszczególnych jego strefach. Największe straty poniosła Ameryka
Południowa i Środkowa, bo aż o 83%, następnie Australia i strefa indopacyficzna o 67%,
kraina paleoarktyczna, do której należy Polska o 30%, kraina neoarktyczna o 20% i Afryka na
południe od Sahary o 19%. Najmniejsze spadki zanotowano na obszarach wyłączonych z
rejonów łowieckich. Dzięki inicjatywie władz Nepalu bezwzględnie zwalczających
kłusownictwo, w latach 2009-2013 populacja tygrysa zwiększyła się tam o 63%. Natomiast
do największych porażek należą usiłowania ochrony nosorożców afrykańskich, niemal już
całkowicie wytrzebionych przez myśliwych i kłusowników. Także lwy przegrywają tam
konkurencję o zdobycz z największymi drapieżnikami jakimi są myśliwi. Pół wieku temu
jeszcze było ich w Afryce około 450 000, obecnie zaś zaledwie około 20 000. Kary za
zabijanie zwierząt chronionych są w większości krajów relatywnie niskie i często nawet
zupełnie umarzane. Zdarzają się jednak chlubne wyjątki. Oto, np. sąd w Chinach w 2009 roku
za zabicie tygrysa skazał sprawcę mężczyznę na 12 lat więzienia. Jak wiadomo w Polsce
zabójcy osobników chronionych gatunków dzikich zwierząt traktowani są zbyt łagodnie przez
uległe mafiom łowieckim organy wymiaru sprawiedliwości.
85
Kruszeje myśliwska mitologia otoczonego fałszywymi emocjami wilka jako jakoby
zwierzęcia nadzwyczaj agresywnego. Jako kaci gatunków podtrzymujących życie wilków,
myśliwi zmuszają je do poszukiwania pokarmu wśród zwierząt hodowlanych. Jednakże
poważne zagrożenie zwierząt domowych przez wilki, hałaśliwie rozgłaszane przez
propagandę myśliwską, przyrodnicy uznają za bałamutny mit. Myśliwi nie są w stanie w
żaden sposób zastąpić wilka w roli selekcyjnego mięsożercy, ponieważ zarówno człowiek –
myśliwy jak i zwierzę – wilk reprezentują zupełnie różne ekotypy. Lekceważą to, mimo
gwałtownych sprzeciwów społecznych, myśliwi norwescy. Polscy zaś myśliwi, po
ukartowanym zapewne zabiciu wilka, bronią się w ośmieszający ich sposób - mało
prawdopodobną koniecznością obrony koniecznej. Sami myśliwi toczą ze sobą spory
dotyczące zasadności polowań na niektóre gatunki dzikich zwierząt. Wielu z nich potępia
polowanie par force, czyli krwawe okrucieństwo rozrywania na żywo ciała lisa przez hordę
psów, oglądane przez pędzących za nimi na koniach brytyjskich pseudomyśliwych.
Polowanie na lisa par force wprawdzie zostało już zdelegalizowane formalnie, ale faktycznie
tu i ówdzie, nadal jest praktykowane w Wielkiej Brytanii. Całoroczne polowania na lisy m.in.
w Polsce powodują, że wiosną małe liski umierają z głodu, ponieważ myśliwi zastrzelili
karmiące je matki.
Związana z intratnym interesem turystyka łowiecka w formie różnych łowieckich
safari, przebiegająca głównie od zachodu na wschód i raczej z północy na południe naszego
globu, spotyka się z coraz większym potępieniem społecznym. Słabnie bestialskie masowe
wybijanie ptaków, szczególnie na Malcie, podczas ich przelotów z Europy do Afryki.
Ekolodzy bezustannie wzywają myśliwych do całkowitego zaprzestania zabijania ptaków.
Podkreślają, wprost błagają, że czas już najwyższy na przyrodę bez polowania. Policzono, że
w Niemczech obecnie około 320 000 myśliwych zabija rocznie około 5 000 000 dzikich
zwierząt – 13 700 każdego dnia, 370 na godzinę, prawie 10 zwierząt na każdą minutę. Co 6
sekund ginie tam zwierzę od strzału myśliwego.
Fałszywie brzmią głosy myśliwych mieniących się selekcjonerami czyli zabijającymi
rzekomo z namysłem tylko sztuki nie objęte ochroną gatunkową a wśród nich najsłabsze.
Głównymi wszakże selekcjonerami mogą być tylko zwierzęta jako naturalni selekcjonerzy,
których łupem padają osobniki stare, chore i słabe. Dla rzekomych natomiast selekcjonerów
nienaturalnych, czyli myśliwych, najbardziej atrakcyjnym łupem są okazy najwspanialsze,
młode, zdrowe i silne, z najlepszymi i najwyżej ocenianymi trofeami. Według opinii
ekologów myśliwi są złoczyńcami. Są sprawcami „odwrotnej ewolucji” (evolution in reverse)
ukierunkowanej na „przetrwanie słabych i wynędzniałych” (survival of the weak and
scrawny) osobników dzikich zwierząt. Z tego powodu, w przeciągu ostatnich dziesięcioleci,
trupie trofea myśliwskie są coraz mniej okazałe – odcięte głowy, zdarte poroża, wyrwane kły
i inne części zwierzęcych ofiar myśliwych.
Zakłamania gospodarki łowieckiej
Płytkie samopochlebstwa myśliwych o ich jakoby pozytywnej roli w ochronie
przyrody, szczególnie zaś ochronie dzikich zwierząt, obnaża jednoznacznie jako zakłamania,
deklarowana przez nich tzw. gospodarka łowiecka. Jeśli więc miałaby być to gospodarka
wówczas już to samo jej określenie świadczy, że łowiectwo kieruje się względami
ekonomicznymi a nie ekologicznymi. Ekologia potwierdziła, że naturalne systemy
przyrodnicze mają wartość autonomiczną, nierynkową, nieinstrumentalną. Same
uwzględniają jakość przyrody, w sensie nieingerencji w jej prawa naturalne. Wynikające z
tego założenia ekologizmu traktowane są jako aktualny i nowoczesny przejaw rozwoju
humanizmu – doskonalenia człowieczeństwa zdolnego do harmonijnego współżycia z
przyrodą. Na tym tle myślistwo jawi się jako relikt przebrzmiałej i gorszącej tradycji.
86
Współczesne myślistwo to szczególny zorganizowany przemysł uśmiercania dzikich zwierząt.
Funkcjonowanie kół łowieckich oparte jest na zasadach podobnych do zasad funkcjonowania
przedsiębiorstw toteż względy ekologiczne pozostają w nich na zupełny marginesie.
Zabite legalnie dzikie zwierzęta, gospodarujący nimi myśliwi, powinni przekazywać
do punktów skupu dziczyzny, aby uzyskiwać za to pieniądze wykorzystywane przez nich
m.in. na dokarmianie wolnych zwierząt. Ofiary myśliwskiego kłusownictwa natomiast
przeznaczają na swoje i najbliższych obżarstwo oraz prezenty. Za jednego zabitego jelenia,
średnio rzecz biorąc, otrzymują zapłatę w wysokości ceny przynajmniej kilkunastu ton
ziemniaków przeznaczonych na interesowne dokarmianie przyszłych ofiar polowań. Aby
czynić polowania bardziej atrakcyjnymi, wprowadzają obce polskiemu środowisku
naturalnemu, gatunki zwierząt – muflony, daniele czy jelenie osika. W wyścigu za trofeami,
nagrodami, medalami i wyróżnieniami np. króla polowania, w pierwszej kolejności zabijają
osobniki najpiękniejsze i najsilniejsze, a więc o największym pozytywnym potencjale
genetycznym. Gdy z tych powodów obniża się jakość trofeów, winą za to obciążają innych
ale nie siebie samych. Elementem tzw. gospodarki łowieckiej są m.in. zakłamane plany
odstrzału gatunków łownych zwierząt. Zakłamanie polega na zawyżaniu rzeczywistego stanu
liczbowego tych gatunków aby myśliwi mogli więcej zabijać należących doń osobników. W
gruncie rzeczy jednak, plany te są oderwane od realiów, ponieważ z jednej strony trudno
dokładnie obliczyć stany liczbowe dzikich zwierząt, z drugiej zaś strony zachłanni myśliwi
zabijają ile chcą, kiedy chcą i gdzie chcą. Przewrotne uzasadnienie tej samowoli zawiera
prawo łowieckie przewidujące kary dla kół łowieckich, które nie wykonały planów odstrzału.
Aby nie zmniejszać planowanych liczb ofiar myśliwskich odstrzałów, nie zaliczają oni do
planów odstrzału liczb zwierząt uśmiercanych w sidłach, wnykach i innych zabójczych,
kłusowniczych pułapkach.
Bałamutne są propagandowe przebąkiwania łowieckie o tzw. ekologizacji łowiectwa,
czyli jakoby uwzględnianiu zasad ekologii nakazującej ochronę dzikich zwierząt w
środowisku naturalnym. Gospodarka, zwana łowiecką, polega jednak na typowo
ekonomicznej kalkulacji, doraźnym porównywaniu co się, w pewnym okresie czasu,
myśliwym bardziej opłaca – chaotyczne wybijanie czy też jednak jakieś częściowe,
przynajmniej, zachowywanie osobników określonego gatunku dzikich zwierząt. Ponieważ na
ogół przeważa to pierwsze, myśliwi są szczególnie groźnymi wrogami środowiska
naturalnego, kurczowo podtrzymującymi przestarzałą już antropocentryczną tradycję,
sprzeczną z nowoczesnymi celami ekologizmu. Należy mieć na uwadze, że tzw. gospodarka
łowiecka to nie tyle ochrona środowiska naturalnego, ile przede wszystkim pokaźne interesy
nie tylko samych myśliwych ale i przynajmniej czterokrotnie większej od nich liczby ludzi
pracujących na rzecz łowiectwa. To producenci broni myśliwskiej i różnorodnego sprzętu
łowieckiego, to sprzedawcy tegoż, to fachowcy od preparowania i oprawiania trofeów, to
naganiacze, to przetwórcy i handlarze dziczyzną, to właściciele leśniczówek, zajazdów i
hoteli myśliwskich, to organizatorzy polowań dla cudzoziemców, przynoszących władzom
kół łowieckich krociowe zyski.
Autentyczni ekolodzy i zagorzali myśliwi – powtórzmy to – należą więc do wrogich
sobie obozów. Bywa jednak, że zdarzają się obłudnicy: rzekomy ekolog nie rezygnuje z
łowiectwa a myśliwy mieni się rzekomym ekologiem. Uczciwymi ekologami mogliby być w
zakresach ochrony dzikich zwierząt leśnicy, gdyby nie było wśród nich myśliwych. Nawet
jednak leśnicy nie będący myśliwymi ulegają naporowi ekonomicznej polityki władz
państwowych narzucających im przestarzałe gospodarowanie agronomiczne bądź rolnicze,
kosztem ekologicznego bogactwa leśnej przyrody. Polityka tego rodzaju sprzyja myśliwym
ale spotyka się ze sprzeciwem ekologów i ogromnej większości społeczeństw. Bywają okresy,
w których minister ochrony środowiska naturalnego jest myśliwym a więc w gruncie rzeczy
przeciwnikiem proekologicznego zarządzania zasobami naturalnymi.
87
Obliczono, że po 2000 roku, polscy myśliwi zabijają około 1 500 000 dzikich zwierząt
rocznie. Kierowani „umiłowaniem” Puszczy Białowieskiej zabijają w niej co roku około 1000
dużych zwierząt. Zniewoleni nałogiem zabijania nie mogą żyć bez polowania na bezbronne
leśne istoty, bezsilne wobec potęgi nowoczesnej broni. Myśliwska hałastra jest okrutna, toteż
nie jest wrażliwa na krew, sierść, kawałki kości, płuc, wątroby ofiar w miejscach strzałów.
Zabijają ciężarne samice, a potem gdy je patroszą, z ich wymion leje się mleko pomieszane z
krwią a w pęcherzu płodowym są żywe maleństwa. Są one odrzucane na bok a następnie
grzebie nawet gdy są jeszcze półżywe. Myśliwi rozbudzają histerię związaną z afrykańskim
pomorem świń. Zabijają nawet te lochy, które prowadzą i karmią mlekiem młode dziczki.
Polowania zbiorowe to jatki i mnóstwo postrzałków. Powodują, że długo po nich las wygląda
jak wymarły. Aby potęgować jeszcze istniejące okrucieństwo myśliwi domagają się
legalizacji polowania z łukiem i używania pistoletów.
Ekologizm a prawo łowieckie
Pseudoekologiczna organizacja jaką jest Polski Związek Łowiecki i należąca do niego
pseudoekologiczna mafia myśliwska w gruncie rzeczy wyniszczają przyrodę. Z uzbrojonymi
myśliwymi, którym przyświeca zabijanie, musi przegrywać życie każdej istoty, której
ochrony domaga się ekologizm. Zgodnie ze zwodniczymi zapewnieniami polskiego prawa
łowieckiego, ma ono jakoby być jednym z elementów ochrony środowiska naturalnego. W
rzeczywistości jednak, myśliwym chodzi o to aby mogli zabijać osobniki dużej różnorodności
gatunków łownych. Głoszą przeto interesownie w prawie łowieckim, że „zachowanie dużej
różnorodności gatunków zwierząt jest jednym z podstawowych warunków funkcjonowania
łowiectwa w przyszłości”.
Według polskiego systemu ochrony środowiska ochrona jego zasobów może polegać
na całkowitym bądź częściowym wyłączeniu ich z użytkowania albo jakiejś ochronie w
czasie procesu użytkowania. Oba te sposoby dotyczą ochrony gatunkowej zwierząt, roślin i
grzybów. Ochronę dzikich zwierząt ma zapewniać prawodawstwo o ochronie przyrody i
prawo łowieckie z nim uzgodnione. Ustawa o ochronie przyrody (dalej U.O.P.) w art. 4 pkt 1
definiuje dzikie zwierzęta jako zwierzęta wolno żyjące (dzikie), czyli zwierzęta
nieudomowione żyjące w warunkach niezależnych od człowieka. Nadto rozróżniane są
zwierzęta: bezdomne, domowe, gospodarskie i laboratoryjne. Zapewne nawet samym
myśliwym nie może trafiać do przekonania zwodniczość prawa łowieckiego, które jawnie
zwodzi, że „łowiectwo jako element ochrony środowiska przyrodniczego w rozumieniu
ustawy oznacza ochronę zwierząt łownych (zwierzyny) i gospodarowanie ich zasobami w
zgodzie z zasadami ekologii oraz zasadami racjonalnej gospodarki rolnej, leśnej i rybackiej”
(Dz.U. 1995, nr 147, poz. 713).
W Polsce, według prawa o ochronie środowiska (w skrócie POŚ), za zwierzęta dzikie
odpowiedzialne są władze administracji publicznej. Ochrona środowiska, w jej ramach
ochrona dzikich zwierząt, „to podjęcie lub zaniechanie działań umożliwiające zachowanie lub
przywracanie równowagi przyrodniczej; ochrona ta polega w szczególności na: a)
racjonalnym kształtowaniu środowiska i gospodarowania zasobami środowiska zgodnie z
zasadą zrównoważonego rozwoju, b) przeciwdziałaniu zanieczyszczeniom, c) przywracaniu
elementów przyrodniczych do stanu właściwego” (POŚ, art. 3, ust. 13). W polskiej praktyce
łowieckiej trudno byłoby wszakże dopatrzeć się nawet tylko prób realizacji tych regulacji.
Według prawa polskiego każdy obywatel ma obowiązek dbałości o stan dzikich zwierząt i
ponosi odpowiedzialność za sprowadzanie pogorszenia ich stanu. Regulacja ta jest zaczynem
ostrego konfliktu niemyśliwych z myśliwymi, gdy porównywany jest ich rzeczywisty
stosunek do ochrony dzikich zwierząt. Pierwsi rzeczywiście skłaniają się do ochrony, drudzy
zaś mają za główny cel ich zabijanie.
88
Śmiercionośne praktyki myśliwych są poważnym wyłomem w powszechnym
obowiązku dbałości wszystkich polskich podmiotów publicznych i prywatnych o dzikie
zwierzęta jako przyrodniczego elementu dziedzictwa i bogactwa narodowego. Wyjątki od
ochrony zwierząt dzikich należą do kompetencji Generalnego Dyrektora Ochrony
Środowiska, Straży Parku Narodowego i niektórych innych władz administracyjnych. Są to
wyjątki zarówno od ochrony całkowitej zwanej ścisłą jak i częściowej. Wśród ich uzasadnień
dominuje dążenie do usuwania rzeczywistego i bezpośredniego zagrożenia dla życia i zdrowia
ludzi ze strony dzikich zwierząt poprzez ich umyślne zabijanie, chwytanie i izolowanie,
niszczenie postaci młodocianych, jaj lub form rozwojowych. Konieczność schwytania
zwierząt dzikich prawo legalizuje w trzech przypadkach: 1) gdy zwierzę dzikie przemieściło
się z terenu naturalnego występowania na teren zabudowany; 2) gdy zwierzę jest chore, ranne
lub osłabione i wymaga udzielenia mu pomocy; 3) gdy pojawienie się dzikiego zwierzęcia
wnosi niebezpieczeństwo dla zdrowia bądź życia ludzi.
Zgodnie z Rozporządzeniem Ministra Środowiska z 11 marca 2005 roku lista
gatunków zwierząt łownych obejmuje zwierzynę grubą i zwierzynę drobną. Zwierzęta te,
żyjąc w stanie wolnym, formalnie uznawane są za dobro ogólnonarodowe i stanowią
własność Skarbu Państwa. W rzeczywistości jednak należą do zabójców z flintami. Domagają
się oni nadto aby za szkody w uprawach i płodach rolnych wyrządzane przez dzikie zwierzęta
oraz szkody wyrządzane podczas polowania pokrywane były ze środków budżetu państwa a
więc podatków obciążających niemyśliwych. Prawo łowieckie pozostaje w sprzeczności z
wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 2014 roku nakazującym konsultacje z prywatnymi
właścicielami gruntów przy tworzeniu obwodów łowieckich i podczas polowań.
Proekologiczne regulacje prawne stosunku ludzi do dzikich zwierząt to z pewnością
nie polskie prawo łowieckie. To, jak dotychczas, jedynie świadomość konieczności
humanitarnego traktowania istot słabszych od człowieka jako miara jego kultury. To
tworzenie i utrzymywanie w sieci dróg korytarzy ekologicznych dla dzikich zwierząt. To
ograniczenie chaotycznej zabudowy zakłócającej poważnie swobodną migrację dzikich
zwierząt. To azyle i szpitale dla dzikich zwierząt. To wreszcie zakaz używania dzikich
zwierząt w cyrkach i badaniach laboratoryjnych. Wiele więc jeszcze do zrobienia w zakresach
relacji myślistwa z ekologizmem.
POLOWANIE A RELIGIE
Kto jest okrutny w stosunku do zwierząt,
ten nie może być dobrym człowiekiem.
Artur Schopenhauer
Punkty wyjścia
Głównym punktem wyjścia rozważań dotyczących ocen polowania na wolne
zwierzęta w świetle religii pozostają postulowane przez nie zakresy ochrony życia
poszczególnych gatunków istot ożywionych. Owe zakresy różnią się na gruncie
poszczególnych religii, ale wspólna dla wielu z nich ostra granica rysuje się z jednej strony
między ochroną życia gatunku ludzkiego, z drugiej zaś strony między niejednolitą ochroną
innych gatunków istot ożywionych. Taki rodzaj zróżnicowania został ujęty w koncepcji
zwanej gatunkowizmem wyjaśniającej, że status aksjologiczny istot ożywionych, określany
zakresami ochrony normatywnej, zależy wyłącznie od ich przynależności do określonego
gatunku. Gatunkowizm, obecny w wielu religiach, przeniknął również do świeckich
poglądów określających zakresy ochrony życia poszczególnych gatunków istot ożywionych.
89
Zakresy tej ochrony zmieniały się w dziejach, łatwiej jednak w poglądach świeckich, trudniej
zaś w religiach z istoty swej obciążonych trudnym do przezwyciężenia dogmatyzmem.
Gatunkowizm nie poprzestaje na potwierdzeniu przynależności określonej istoty
żywej do określonego gatunku. Dociekając istoty życia określonych istot żywych określonych
gatunków za warunki ewentualnego zakresu ochrony przyjmuje przynajmniej jedną z
następujących ich cech: wrażliwość zmysłową zwłaszcza na cierpienie i ból, przejawianie
pragnień i samozachowawczych wyborów, zdolności do wewnątrz albo i zewnątrz
gatunkowego komunikowania się, posiadanie duszy zakładające możliwość nie tylko życia
doczesnego, ale i po śmierci ciała życia wiecznego. Religie, mimo polegania jedynie na
niemożliwej do weryfikacji wierze, przyjmują dogmat o istnieniu życia wiecznego.
Możliwość życia wiecznego przypisują religie tylko istotom obdarzonym duszą, a
więc wyłącznie ludziom. Z tego właśnie głównie powodu dopuszczają lekceważenie wartości
życia innych gatunków istot ożywionych. Wyrażają zgodę na poniżanie, degradowanie,
cierpienie, eksploatowanie i uśmiercanie zwierząt, szczególnie zwierząt wolnych, dzikich,
nieudomowionych. Objawia się to z całą, niespotykaną gdzie indziej jaskrawością w
polowaniach. Gatunkowizm, powołując się na niepotwierdzalną racjonalnie i empirycznie
wiarę religijną zbyt łatwo usprawiedliwia cierpienia, ból i śmierć wolnych zwierząt podczas
polowań przez tzw. myśliwych. Osłabia albo nawet zupełnie unicestwia ich naturalną
wrażliwość, zastępując ją atawistyczną i nabytą niewrażliwością łowiecką. Gdy z naturalną
wrażliwością człowieka na cierpienie, ból i śmierć wolnych zwierząt łączy się uduchowione
człowieczeństwo to z jej brakiem jedynie fizjologiczna człowieczość podobna do zwierzości.
Bez żadnych wątpliwości, istotą polowania jest zawsze zabijanie, uśmiercanie
wolnych zwierząt, bez względu na zwodniczy język łowiecki usiłujący to naiwnie i nieudolnie
łagodzić. Z uwagi na uzasadniania owego zabijania należy odróżniać zabijanie konieczne od
zabijania niekoniecznego. Odróżnienie to stwarza podstawę dla diametralnie odmiennych ich
ocen. Łagodne oceny zwolenników ochrony życia wolnych zwierząt wywołuje zabijanie z
konieczności - przeżycia człowieka kosztem utraty życia zwierzęcia, czy też niekiedy obrony
koniecznej tego pierwszego przed śmiercionośną agresją tego drugiego.
Uzasadnione względy użytkowego zabijania wolnych zwierząt dominowały w
przeszłości. Zachowały swoją aktualność obecnie już tylko w nielicznych enklawach, w
których żyją ludzie w pierwotnych, prymitywnych warunkach. Współcześnie polowania w
celu uśmiercania wolnych zwierząt nie wynikają już na ogół z jakiejkolwiek konieczności.
Uzasadniane są, w sposób mało przekonywujący albo zupełnie nieprzekonywujący, różnymi
względami: rytualnymi, zachowywania tradycji łowieckich, rzekomej troski o ekologię
regulowaną kontrolowanym stanem liczbowym poszczególnych gatunków wolnych zwierząt,
komercyjnego pozyskiwania dziczyzny i futer, formy spędzania wolnego czasu, traktowania
zabijania jako sportu, poszukiwania silnych emocji mających jakoby być oznaką męskiej
tożsamości.
Przy rozważaniu sensu polowania w świetle różnych religii wspomniane wcześniej
względy należy mieć na uwadze. Pomagają bowiem, oceniać na ile polowanie pozostaje w
bezrozumnej zgodności albo rozumnej niezgodności z gatunkowizmem jako jego stosunkiem
do ochrony życia. Zmierzając ku temu w kontekście relacji religii do polowania można
oceniać to na gruncie głównych religii świata swoimi różnymi zasięgami pretendujących do
rangi religii wielkich. Zaliczane są do nich religie: pierwotne albo pogańskie, hinduizm,
buddyzm, konfucjanizm, judaizm, chrześcijaństwo i islam. Jednoznaczność religijnych ocen
polowania utrudniają rozbieżności miedzy niezmiennymi treściami świętych ksiąg religijnych
a zmienną ich interpretacją przez interesownych teologów i duchownych. Rozbieżności owe
składają się na niejako oceny wewnętrzne samych religii, którym przeciwstawiane są oceny
zewnętrzne, wynikające z porównywania ze sobą samych religii i religii z odpowiednimi
poglądami świeckimi. Należy zaznaczyć, że stosunek konfucjanizmu do polowania jest na
90
tyle podobny do buddyzmu, podobnie islamu do judaizmu, że nie musiałyby być omawiane
odrębnie.
Odrębnie natomiast rysuje się stosunek chrześcijaństwa do polowania ze względu na
niespotykaną w innych religiach jego kategoryczność. Religie, jakoś niemal zawsze
interesowne w ich interpretacjach, gdy przyzwalają na zabijanie wolnych zwierząt grzeszą
ludzką pychą zwaną antropocentryzmem. Usiłując uzasadniać wyjątkową pozycję człowieka
w świecie, bezlitośnie, czy też niemiłosiernie, godzą się na cierpienia i zabijanie zwierząt.
„Niemiła jest nam myśl – zauważył trafnie Karol Darwin – że zwierzęta, które uczyniliśmy
naszymi niewolnikami mogłyby być nam równe”. Oto, na przykład, tendencyjne pojmowanie
Biblii, z której wysnuwane jest bezwzględne i eksploatatorskie panowanie człowieka nad
przyrodą, prowadzi do jej wyniszczania i katastrof ekologicznych. Wynikałoby więc wprost z
takiej tendencyjności, że miłosierny i wszechmogący ze swej natury Bóg miałby jakoby
przyrodzie i żyjącym w niej istotom szkodzić.
Polowanie a religie pierwotne
Religie pierwotne, z punktu widzenia późniejszych religii, zwłaszcza
monoteistycznych, są świadomie przez ich teologów deprecjonowane. Jako religie pogańskie,
a więc jakoby gorsze, ukształtowały dość wyrazisty stosunek do polowania na wolne
zwierzęta. Trudne warunki bytowania plemion pierwotnych uzasadniały polowanie jako
konieczność warunkującą ich przetrwanie. Polowanie nie było jednakże dla nich jedynym
źródłem przeżycia. Przeżycie było zależne od lokalnych roślinnych i zwierzęcych zasobów
naturalnych żywności zróżnicowanych znacznie od miejsca do miejsca. Prymitywna,
niedoskonała broń, którą posługiwano się wówczas podczas polowań, musiała skłaniać do
polowań prowadzonych przez grupy łowieckie, do złudzenia przypominających grupowe
zachowania wielu gatunków zwierząt drapieżnych. Grupa łowiecka dawała większe
prawdopodobieństwo bardziej udanego polowania zwłaszcza na duże, silne, odporne i szybkie
zwierzęta niż wysiłki pojedynczego łowcy. Polowania zbiorowe, w krajach mieniących się
cywilizowanymi, trącą więc pierwotnym prymitywizmem porównywalnym z drapieżnością
dzikiego stada zwierząt.
„Większość antropologów jest zgodna co do tego, że zdobywanie i jedzenie mięsa
odegrało istotną rolę w ewolucji zachowań człowieka. Jedni przypisują polowaniom udział w
zdobyciu cennych umiejętności, takich jak wzrost inteligencji, wynalezienie narzędzi oraz
zbiorowe współdziałanie, a nawet skłonność do altruizmu, inni wiążą z aktywnością łowiecką
wykształcenie cech zdecydowanie negatywnych, takich jak zwiększenie agresywności i
wzbudzenie u człowieka silnego »instynktu« zabijania. Są także tacy antropolodzy, którzy
pomniejszają znaczenie spożywania mięsa w ewolucji człowieka i odmawiają mężczyznom
kluczowej roli w kształtowaniu ludzkich cech gatunkowych, podkreślając znaczenie kobiet w
dostarczaniu i gotowaniu pokarmów roślinnych” (Rancew-Sikora, Sens polowania, Warszawa
2009, s. 54). Skoro nawet rysują się tak znaczne rozbieżności naukowych ocen polowania z
czasów, gdy było ono koniecznością, to rozbieżności tych ocen potęgują się w czasach gdy
nie jest już ono koniecznością. Z tego powodu współcześni myśliwi odwołują się do
jakichkolwiek jego nawet banalnych uzasadnień, czy też raczej pseudouzasadnień.
Według jednej z hipotez łowieckich, polowanie niemal zawsze było udziałem
wyłącznie mężczyzn. Działo się tak z powodów ich przewag fizycznych nad kobietami a
także zajęć kobiet w czynnościach rodzenia dzieci i prowadzenia gospodarstw domowych. Na
ogół kobietom przypisywana jest także większa łagodność usposobienia, a wiec mniejsza
agresywność niż mężczyzn. Oczywiście, ukazuje to w przygnębiająco złym świetle te
nieliczne kobiety, które uległy negatywnym procederom niekoniecznego zabijania wolnych
zwierząt. Negatywnej oceny kobiet, decydujących się na niekonieczne zabijanie, nie usuwa
91
bynajmniej inna hipoteza nazywana przez antropologów hipotezą szczodrości. Otóż, według
jej przypuszczeń, męskie grupy łowieckie niekiedy dzieliły się zdobyczą łowiecką z tymi
żeńskimi grupami, które nie miały powodzenia w łowach albo nie prowadziły ich wcale.
Liczyły na wzajemność i solidarność, gdyby im przydarzyło się coś podobnego.
Znana jest także hipoteza, że ludzka mięsożerność rozpoczęła się od spożywania
resztek padliny pozostawionej przez zwierzęcych padlinożerców. Nietrudno zauważać, co
należy podkreślać, że do dzisiaj spożywanie mięsa wolnych zwierząt jest w pewnym sensie
spożywaniem padliny. Przyznaje to nawet wprost gwara łowiecka gdy stwierdza, że ofiara
zwierzęca „padła” od śmiercionośnych strzałów myśliwych jako osobników pazernych na
taką padlinę. Również i w innych interpretacjach jest to w gruncie rzeczy padlina. Jest to
bowiem mięso pochodzące od zwierzęcia padającego w okropnych okolicznościach.
Umierającego w panicznym strachu, przesiąkniętego ogromnym stresem, często
postrzelonego, nieopisanie cierpiącego, oczekującego na dobicie w jakiś brutalny najczęściej
sposób. Gdyby nie była to padlina, to przetwarzanie według przepisów kuchni myśliwskiej
nie zmierzałoby do usunięcia jej naturalnego smaku niezliczonymi przyprawami. Wśród nich
znajduje się także, co musi budzić śmieszność – czekolada (sic!).
Wszelakich łowców charakteryzuje bezgraniczna pazerność skupiona na uzyskaniu
natychmiastowej korzyści w postaci ofiary zwierzęcej, jaskrawo kontrastująca z długimi na
ogół okresami produkcji innego rodzaju żywności. W społecznościach typowo myśliwskich
rzadko występują strategie ochrony zwierzyny. Strategia łowiecka polega na osiąganiu
maksymalnej, natychmiastowej korzyści niezależnie od długoterminowych negatywnych
efektów, takich jak spadek obfitości zasobów pokarmowych. (dane potwierdzające te
tendencje we współczesnych społecznościach łowieckich podaje cytowana już wcześniej
Rancew-Sikora, s. 57). Wśród zwierząt natomiast dostrzegalna jest, niemal zupełnie obca
chełpliwym myśliwym, instynktowna strategia rozważnego drapieżnika, zabijającego zawsze
w pierwszej kolejności osobniki najsłabsze i o najniższej wartości reprodukcyjnej.
Obrzydliwie pazerni myśliwi działają wręcz przeciwnie: w emocjonalnej pogoni za
nadzwyczajnymi trofeami najpierw zabijają osobniki najsilniejsze i o największej zdolności
reprodukcyjnej. Z tego, m.in. powodu całkowicie wyniszczyli już bardzo wiele gatunków
wolnych zwierząt i łapczywie nadal wyniszczają następne. Ich rzeczywiste motywacje
eksploatacyjne zdecydowanie więc przeważają nad deklaratywnymi, oszukańczymi tylko ich
motywacjami ochronnymi. Oficjalne zachęty do samodyscypliny w wykonywaniu
selekcyjnych odstrzałów są jedynie fikcją. Żaden bowiem przeniknięty chciwością myśliwy,
nie jest zdolny do rezygnacji ze strzału na widok wolnego, łownego zwierzęcia.
Relikty religii pierwotnych
Nieodłącznym składnikiem religii pierwotnych, w ich odniesieniach do polowania,
były rytuały jako symboliczne, rygorystyczne formalnie czynności przed polowaniem i po
polowaniu, podkreślające jego doniosłość dla społeczności. Były to zarówno rytuały
ukazujące zabijanie, jako akt ofiarniczy jak i akt zdobywania pożywienia i części ciała ofiar
zwierzęcych przydatnych różnym celom. Reliktami owych rytuałów są współczesne pozory
sakralizacji łowiectwa poprzez specjalne, pospieszne, płytkie i obłudne nabożeństwa,
nieudolnie bardziej jednak ukrywające poczucie winy zabójców niż uświęcające niewinne ich
ofiary. Współcześnie uderza przy tym bezwstydna obłuda. „Normą w kręgach myśliwskich
jest traktowanie rytuałów łowieckich z pewnym dystansem, dalekim od poważnego
(religijnego) namaszczenia i lęku, które są właściwe dla pierwotnego klimatu spełniania
obrzędu i ewentualnego łamania zakazów rytualnych” ( Rancew-Sikora, s. 290). Ludzi
rozumnych i uczciwych nie może więc nie żenować to, że i w tym względzie współcześni
tzw. myśliwi stoją niżej niż ich pierwotni poprzednicy z bardzo odległych od nich czasów.
92
Religie pierwotne należą do religii animistycznych, opartych na wierze, że duch
rodowodu boskiego, w języku greckim anima, przenika życie wszystkich istot ożywionych,
także więc zwierząt łownych. Zatem łowcy z plemion pierwotnych dość szczerze, z
przekonaniem religijnym, dostrzegali wspólne wartości właściwe zarówno ludziom jak i
zwierzętom. Czynili ofiary z życia wolnych zwierząt, ale byli również gotowi do składania
bogom w ofierze własnego życia. Ofiarując siebie Bogu - negowali przekonania
gatunkowizmu, pretensjonalnie wynoszącego wartość życia istot gatunku ludzkiego ponad
wartość życia istot gatunków zwierzęcych. Praktykowanie w wielu plemionach pierwotnych
ludożerstwa także w dobitny sposób zaprzeczało jakiemukolwiek gatunkowizmowi w
uzyskiwaniu pożywienia mięsnego. Pierwotni łowcy nie dopuszczali przy tym pogwałcenia
rytuałów czy też plemiennych tabu. Karali za nie surowo, nawet karą śmierci. Na tym tle na
ogół bezkarność współczesnych tzw. myśliwych, ostentacyjnie często łamiących wszelkie
normy łowiectwa, ma charakter porażający i wielce dla nich wstydliwy.
O równowagę ekologiczną potrafili troszczyć się wyznający animizm Indianie, dopóki
nie podbili i zniewolili ich chrześcijanie. „Przy indiańskich wierzeniach całe chrześcijańskie
bajędy – stwierdził internauta lonefather – o panowaniu nad wszelką ziemią, zwierzęciu czy
ptakiem latającym są za przeproszeniem majaczeniem...”. W kontekstach polowania
prostolinijny animizm góruje więc bez wątpienia nad wielce pretensjonalnym
chrześcijaństwem.
Polowanie a hinduizm
Politeistyczna religia hinduizmu odznacza się jej współistnieniem z ogromną liczbą
innych religii, także z buddyzmem i muzułmanizmem. Można odczytywać w nich zarówno
aprobatę polowania jak i jego zdecydowane i bezwarunkowe potępienie i odrzucenie. Na
pierwszy rzut oka aprobacie polowania przez główny nurt hinduizmu mogłaby sprzyjać
negacja wartości doczesnego życia. Wszak wartością ostateczną, przynoszącą niczym
nienaruszony spokój, jest w hinduizmie pośmiertne włączenie się doczesnej powłoki cielesnej
w wieczny obieg żywiołów wszechświata. Jednakże hinduistyczna idea reinkarnacji, czyli
ciągłego odradzania się życia w zmiennych ludzkich albo zwierzęcych ucieleśnieniach,
skłania do poszanowania wszelkich form życia warunkującego wysoką jakość kolejnych jego
wcieleń. Żywe zwierzęta, również zwierzęta wolne, uznawane są zatem za kolejne wcielenia
wcześniejszych istot żywych, być może również istot ludzkich, mających szansę na kolejne,
podobne wcielenie przyszłe. Zabijanie zwierząt byłoby więc lekkomyślną zgodą na zabijanie
ewentualnych ich ludzkich poprzedników albo takich następców.
Pisma należące do kanonu literatury hinduizmu dopuszczają polowanie zarówno jak
zawód, jak i królewski sport. Nawet takie boskie postacie, jak Śiwa, uwikłane są w czynności
polowania. Jednym z imion boga Śiwa jest Mrigavyadha, co w tłumaczeniu na język polski
oznacza „myśliwy na zwierzynę płową”. „Mriga” oznacza zwierzynę płową, zaś „vyadha”
myśliwego. Jednakże słowo „mriga” w wielu językach hinduskich odnosi się nie tylko do
zwierzyny płowej, lecz także do wszystkich zwierząt i instynktów zwierzęcych (mriga
thrishna). Śiwa, jako Mrigavyadha, jest kimś, kto przekształca instynkty zwierzęce w istoty
ludzkie. W eposie Ramajana Dasharatha, ojciec Rama, obdarzony został zdolnością
polowania w ciemności. Podczas jednej z wypraw łowieckich przypadkowo zabił Shravana
omyłkowo uśmiercając go za nieodpowiedzialną grę. Podczas wyprawy Rama do lasu,
Ravana porwał jego żonę Sita z jej szałasu. Rama prosiła go, aby wraz ze swym bratem
Lakshamanem upolował dla niej złotego jelenia. Według Mahabharata, Pandu, ojciec
Pandavas, nieumyślnie zabił strzałą mędrca Kindama i jego żonę biorąc ich błędnie za jelenia.
Także Krishna zmarł przypadkowo po zranieniu go strzałą przez myśliwego. Opisy te
93
wskazują na poważne i śmiertelne niebezpieczeństwa polowania powodującego zagrożenia
dla życia nie tylko łowców.
Z literackich opisów polowań w hinduizmie wynikają ostrzeżenia przed zagrożeniami
nie tylko dla ludzi, lecz także i dla bogów. Nie odnoszą się one wszakże do dżinizmu, jako
nurtu hinduizmu. „Dżinizm przetrwał do dzisiaj w okolicach Bombaju i Gudżaratu, skupiając
około 4 mln wyznawców krańcowej ascezy, pełnej dyscypliny wewnętrznej, surowego
stosowania ahimsy – zakazu wyrządzania krzywdy jakiejkolwiek żywej istocie. Dżiniści
chodzą boso, zasłaniają usta specjalną zasłoną (mukha wastrika), aby przypadkowo nie
połknąć jakiegoś drobnego owada, noszą miękkie miotełki aby nimi delikatnie usuwać
napotkane na drodze owady” (R. Tokarczyk, Współczesne kultury, Warszawa 2012, s.236).
Zakaz polowania i spożywania jakiegokolwiek mięsa należy do fundamentalnych wymagań
stawianych wyznawcom dżinizmu.
Polowanie a buddyzm
„Buddyzm, zanim zaznaczył swoją odrębność, był silnie związany z hinduizmem,
toteż podobieństwo między nimi jest duże. To samo można by powiedzieć o niektórych
innych wielkich systemach religijnych, zwłaszcza dżinizmie. Odrębności buddyzmu od
hinduizmu w zakresie pojmowania życia są jednak liczne, mimo podobieństwa
podstawowych założeń. Buddyzm, w porównaniu do hinduizmu, przede wszystkim
pomniejszył znaczenie rytuałów w życiu, ale jednocześnie powiększył znaczenie filozoficznej
interpretacji życia. Interpretacja ta silnie podkreśliła przemijalność zjawisk, nieuchronność
cierpienia i potrzebę wyrzeczenia się własnej osobowości w imię zespolenia się ze
wszechświatem przynoszącego niewzruszony spokój duchowy” (R. Tokarczyk, Współczesne
kultury, s. 257).
Skoro ogólnym założeniem buddyzmu jest unikanie zabijania jakiejkolwiek istoty
żywej, nie może być w nim dopuszczalności polowania. Budda nauczał, że wszystkie istoty
żywe obawiają się śmierci. Porównując przy tym własne życie z życiem innych istot powinny
je traktować z równym szacunkiem. Nie należy przeto zabijać ani przyczyniać się do tego.
Nie należy zatem, oczywiście, polować ani w jakikolwiek sposób czynnie w nim
uczestniczyć. Powszechność cierpienia, powodowana w szczególności przez łowców, wynika
głównie z ich egoizmu i pożądania. Na ścieżce usuwania cierpienia ważne miejsce zajmuje
powstrzymywanie się od czynienia krzywdy jakiejkolwiek istocie żywej. Pamiętać o tym
powinni prawi ludzie aby nie stać się myśliwymi.
„Mądrość życiowa powinna służyć nienaruszalności, a więc ochronie świętości życia
(ahimsa), zarówno ludzi, jak i zwierząt. Pod wpływem buddyzmu i dżinizmu, hinduizm
odrzucił czynienie ze zwierząt ofiar w rytuałach religijnych, jako okrutne i barbarzyńskie.
Krwawe obiaty zostały wyparte przez obiaty niekrwawe – warzywa, owoce, mleko. Z tych
względów intencjonalne niszczenie życia uchodzi za poważne naruszenie kultury buddyzmu.
Ochrona świętości życia, poprzez jego nienaruszalność, przybiera niekiedy formy skrajne.
Mnisi dżinijscy cenią na równi życie drobnych robaczków i nawet insektów – pluskiew, wszy,
pcheł, nie mniej niż życie człowieka; zwierzęta domowe traktują jak własne dzieci. Aby nie
unicestwiać życia mikrobów – przecedzają wodę przez sitka. Aby przypadkiem nie połknąć
fruwających muszek – zasłaniają usta kawałkami płótna. Aby nie zabijać istot żywych w
ziemi – niechętnie odnoszą się do rolnictwa. Aby uniknąć zabijania ludzi, odrzucają krucjaty i
wojny – aprobują walkę bez stosowania przemocy i wszelaki pacyfizm. Aby polepszyć los
cierpiących chorych – budują szpitale, hospicja i różnorodne instytucje charytatywne” (R.
Tokarczyk, Współczesne kultury, s. 257 i n.).
94
Polowanie a judaizm
Podstawą judaistycznej koncepcji życia jest Stary Testament ukazujący Boga jako
jedyne źródło życia, które zarówno „ożywia jak i zabija”. Do życia odnoszą się w nim nazwy
basar, nefes i ruah. Basar oznacza konstytutywną cielesność jednostek zarówno ludzkich jak
i zwierzęcych. Nazwa nefes zawiera w sobie sens oddechu, tchnienia, krwi, jako
konstytutywnego składnika ludzi i zwierząt. Zabrania przelewania i spożywania krwi,
ponieważ „krew to życie”. Natomiast ruah odnosi się już tylko do człowieka, jako życiodajne
tchnienie, siła żywotna, witalność, czyli moce po jego śmierci kierujące go do Boga.
Tradycyjna żydowska odraza do polowania rozpoczyna się w Starym Testamencie
opowieściami na temat człowieka o imieniu Nemrod. Opowieści te, złożone są z pięciu
wersetów Księgi Rodzaju, należącej do Starego Testamentu (10:8-12), w których jest on
jednym z potomków Noego, władcy Babilonu, „pierwszym mocarzem na ziemi” i
„najsławniejszym na ziemi myśliwym”. Z uwagi na niedostateczność źródeł, interpretatorzy
toczą spory, kim był w istocie Nemrod – człowiekiem czy bogiem, uosobieniem cech wielu
ludzi czy też osobą niepowtarzalną, godną szacunku, czy też zasługującą na potępienie. Gdy
w tradycji judaizmu myśliwska pasja Nemroda jest potępiana, to w tradycji chrześcijańskiej,
nawiązującej przecież do judaizmu, wręcz przeciwnie – jest pochwalana.
Księga Rodzaju głosi więc, że pierwszym człowiekiem, który polował był Nemrod.
Rabini potępiali go, upatrując w tym wypaczenie ludzkiego charakteru. W jednej z
rabinicznych ocen można przeczytać, że Nemrod „swoją mocą polowania grzeszył przed
Bogiem”. Św. Izaak Syryjczyk nazywa go „wojowniczym gigantem” a teolog Jonatan ben
Uzziel napisał: „Od powstania świata nie było nikogo takiego jak Nemrod; władczy podczas
polowania i zbuntowany przeciwko Panu”. Wraz z nałogiem polowania Nemrodowi
przypisywana jest zasługa założenia miasta Babel, w którym zbudowano niesławną wieżę
językowego chaosu. Egotyzm i arogancja myśliwska, wśród chaosu jej gwary, doprowadziły
do zabijania istot boskich, do których należą wolne zwierzęta.
Obok Nemroda, z rabinicznym go potępieniem jako myśliwego, spotkał się także
biblijny Ezaw. Biblia opisuje Ezawa jako człowieka spędzającego swój czas w terenie przy
wypatrywaniu zwierząt do zabicia (Księga Rodzaju 25:27). Jego bliźniaczy brat Jakub
natomiast, patriarcha dwunastu plemion Izraela, jest ukazywany jako podtrzymujący
naturalne życie rolnik, zbierający plony dla utrzymania swej dużej rodziny. Ezaw, podobnie
jak Nemrod, w oczach rabinów jawią się jako charaktery pogardzane.
Encyklopedia Judaica potępia ich obu. Oto ten tekst: „Dwaj sławni w Biblii myśliwi,
Nemrod i Ezaw zostali ukazani w poniżającym świetle, jako zbuntowanych przeciwko Bogu i
zdecydowanie zaprzeczający duchowi judaizmu”. Encyklopedia ta nadto dodaje, że
„rabiniczny stosunek do myślistwa jest całkowicie negatywny. Wypowiada się surowe osądy
nawet o tych, którzy polują dla zachowania własnego życia”. Według Majmonidesa,
największego autorytetu wśród rabinów, „osoba która poluje dla sportu nie zasługuje na
miano Żyda”.
Różnego rodzaju potępienia polowania i myśliwych przenikają cały judaizm. Nabrały
dużego nasilenia w czasach Średniowiecza. W czasach nowożytnych odnoszone są zarówno
do myślistwa jako zawodu, jak i sportu. W rabinicznej interpretacji S. Morpurgo można
znaleźć stwierdzenia pełne emfazy. Według niego ci, którzy polują „podtrzymują zdziczałe
czynności Ezawa i są winni okrucieństwa nierozumnego uśmiercania istot boskich” jakimi są
wszystkie zwierzęta. Zwierzęta powinny być traktowane z szacunkiem. Księga Przysłów
(12:10) głosi, że „prawy człowiek szanuje życie nawet zwierzęcia drapieżnego”.
Żyd powinien unikać tzar baalei chayim, czyli powodowania cierpienia każdej żywej
istoty ponieważ Bóg przyrzekł im to tak samo jak ludziom. W Talmudzie i Torze – świętych
tekstach judaizmu – występuje wiele opowieści związanych z łagodnym traktowaniem
95
zwierząt przez człowieka. Dopuszczalne jest jedynie zabicie w lesie zwierzęcia nieuleczalnie
cierpiącego. Wynika to z biblijnego prawa człowieka do sprawowania rozumnej ale nie
zbójeckiej kontroli nad zwierzętami (Księga Rodzaju, 9:1-3). Polowanie dla sportu jest
kategorycznie zakazane przez judaizm i także islamizm, ponieważ uchodzi za szczególnie
hańbiące (Levita, 17:3). Natomiast polowanie w celu zdobywania pożywienia kłóci się z
rygorystycznymi rytualnymi formami pozyskiwania żywności. Według judaizmu żywność
może być koszerna dopiero po odpowiednim wykrwawieniu zwierzęcia przez
przygotowanego do tego rezaka - wykwalifikowanego rzeźnika. Myśliwi przelewają krew
swych zwierzęcych ofiar bez poszanowania sacrum rytualnego uboju. Podobna zasada
religijna obowiązuje w islamie: tylko rytualnie zabijane zwierzęta mogą być dopuszczane do
spożycia (halal).
POLOWANIE A CHRZEŚCIJAŃSTWO
Zaiste chciałoby się powiedzieć, że
ludzie są diabłami na ziemi, a zwierzęta
dręczonymi przez nich duszami.
Artur Schopenhauer
Uwagi wprowadzające
Poszukiwanie jednoznacznego i niepodważalnego wyjaśnienia wielu zagadnień
społecznych, wśród nich polowania, na gruncie chrześcijaństwa skazane jest na
niepowodzenia z powodu wielości jego źródeł pomnażanych przez wielość ich rozbieżnych
interpretacji. Wielorakie są i zróżnicowane pod wieloma względami źródła Biblii jako świętej
księgi chrześcijaństwa, złożonej z Nowego Testamentu i nawiązującego do judaistycznego
Starego Testamentu. Biblia to zbiór 39 ksiąg Pism hebrajskich nazwanych Starym
Testamentem i 27 ksiąg Chrześcijańskich Pism Greckich określanych jako Nowy Testament.
Te łącznie 66 ksiąg napisało około 40 mężczyzn, w długim okresie aż około 1600 lat,
dokładnie od 1513 r. p.n.e. do 98 r. n.e. Odmienne okoliczności, w których powstawały te
poszczególne księgi nie mogły nie wpływać na rozbieżności ukazywania takich samych
zagadnień, w szczególności zaś polowania. Na gruncie Biblii nie trudno znaleźć opisy
sprzyjające polowaniu jak i temu przeciwne.
Ponieważ chrześcijaństwo przejęło z judaizmu idee dotyczące życia, przeto Nowy
Testament, jako jego główne źródło, nie może nie być powiązany ze Starym Testamentem
pozostającym analogicznym źródłem judaizmu. Podobieństwa chrześcijaństwa do judaizmu
są nader liczne; ci sami są w nich bohaterowie i ich wrogowie. Autorzy obu tych części Biblii
swoje przekonania przypisują Bogu a jej interpretatorzy – duchowieństwo, teologowie i za
nimi wierzący – różnią się w ich pojmowaniu. Owe różnice zaznaczają się z dużą
wyrazistością odnośnie do polowania. Judaizm przeniknięty jest, na różnych poziomach jego
percepcji, sprzeciwem wobec polowania. Natomiast w chrześcijaństwie, z powodu
interesownych interpretacji Biblii, przede wszystkim części przenikniętego chciwością i
niewrażliwością kleru, polowanie ukazywane jest jako w zasadzie niesprzeczne z jej
wymową. Jednakże liczni święci chrześcijańscy, część kleru i przeważające liczby wiernych,
sprzeciwiają się polowaniom trafnie podkreślając, że kłóci się ono z biblijnym zakazem
zabijania, boskim nakazem miłosierdzia i miłości wobec godnych tego przejawów życia.
96
Biblia o polowaniu
W opowieściach biblijnych przy rozważaniu zagadnienia zabijania zwierząt,
szczególnie podczas polowania, istnieje wyraziste rozróżnienie dwóch okresów: przed
grzechem pierworodnym człowieka i po tym wydarzeniu. W tym pierwszym okresie, gdy
ludzie byli wyłącznie wegetarianami, mógł obowiązywać biblijny boski zakaz zabijania
zwierząt na pokarm i dla innych celów (Księga Rodzaju 1:24, 29, 30). Opisująca ten okres
Księga Rodzaju, zwana inaczej Księgą Początków, od łacińskiej jej nazwy Genesis, dość
jasno i jednoznacznie określała stosunek człowieka do jego „mniejszych braci” – zwierząt – w
środowisku naturalnym. Wyobrażając człowieka „na obraz” Boga, a więc istotę miłosierną, w
takim duchu poleca mu: „Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym,
nad bydłem, nad całą ziemią i nad wszelakim zwierzęciem naziemnym” (1,26; 1,28).
Przyzwolenie na panowanie w żadnym jednak przypadku nie może być tutaj pojmowane jako
oczywista zgoda na zabijanie. Jednocześnie bowiem Bóg postanowił: „Oto wam daję wszelką
roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie
nasienie: dla was będą one pokarmem” (1,29).
W drugim zaś okresie, po grzechu pierworodnym człowieka i potopie, autorzy Księgi
Mądrości przypisują Bogu radykalną zmianę stosunku do zwierząt. Rzekomo wyrażając wolę
boską stwierdzili: „Wszystko co się porusza i żyje, jest przeznaczone dla was na pokarm”
(9,2-3). Owa zmiana miała wynikać z powodu przekleństwa węża, który skusił pierwszych
ludzi do grzechu, a za nim i nimi „wszystkich zwierząt domowych i polnych” (3,14). Nie
wspominając wprost o zwierzętach wolnych, dzikich, leśnych Księga Mądrości tylko
domyślnie, przy pomocy interesownej interpretacji, dopuszcza polowanie na inne zwierzęta
wolne. Wprost natomiast nakazuje, aby człowiek „panował nad stworzeniami, co przez Boga
się stały, by władał światem w świętości i sprawiedliwości, i w prawości serca sprawował
sądy” (9,2-3). Jeśli Bóg dopuszczał zabijanie zwierząt na pokarm, to pod warunkiem
należytego ich wykrwawienia, czyli „bez duszy ich – krwi ich” (9:3,4). Chrześcijanie, w
przeciwieństwie do Żydów, lekceważą warunek wykrwawienia, jako niemożliwy do należytej
realizacji podczas polowania.
Biblia nakazuje traktowanie krwi jako świętości będącej darem boskim na równi dla
wszystkich istot ożywionych. Żydzi, wierni temu nakazowi, przekształcili go w religijny
rytuał obowiązujący podczas zabijania zwierząt. Ograniczyli to do rytualnego wykrwawiania
jedynie zwierząt domowych, jednocześnie rezygnując z polowania na zwierzęta wolne z
powodu niemożliwości dochowania owego rytuału. Ci chrześcijanie, którzy potępiają
żydowski rytuał wykrwawiania zwierząt za jego okrucieństwo, nie uwzględniają jeszcze
większego okrucieństwa wykrwawiania się postrzelonych zwierząt podczas polowania.
Liczne postrzelone zwierzęta wykrwawiają się w niekontrolowany sposób często długo i w
straszliwych mękach. Gdy Żydów powstrzymuje przed polowaniem także ich koszerna dieta,
to dieta chrześcijan nie zniechęca nawet do rozpasanego mięsożerstwa.
Pogardliwy stosunek do krwi zabijanych wolnych zwierząt przez myśliwych
mieniących się chrześcijanami obnaża ich obłudna gwara łowiecka. W swej pogardliwości
świętej według Biblii krwi ich zwierzęcych ofiar nazywają ją „juchą”, „posoką”, ale
najczęściej „farbą”. Zranione zwierzę w gwarze tych brutali nie krwawi lecz „farbuje”.
Ociekając w straszliwym bólu krwią jest w oziębłych oczach chrześcijańskich myśliwych
jedynie „sfarbowane” albo „ofarbowane”. Tropiąc postrzałka owi rzekomo prawowierni
depczą na jego tropach świętą krew, którą broczy bezsilna, agonalna, umierająca ich ofiara.
Posługują się przy tym pomocą wytresowanych do agresji psów-posokowców. Gdy myśliwy
wreszcie dobija postrzałka „kordelasem zanurzonym w dziczej farbie znaczy... krzyż na czole
wzruszonego myśliwego. I znowu trąbią fanfary-radosne” (S. Hoppe, Polski język łowiecki,
97
Warszawa 1980, s. 176). Bardzo trudno zrozumieć, dlaczego jest tolerowane takie
bezczeszczenie największego symbolu chrześcijaństwa jakim jest krzyż.
Nadużywanie chrześcijaństwa
W chrześcijańskiej propagandzie wspierającej myślistwo nadużywany jest wątpliwy
dogmat o możliwości życia wiecznego człowieka po życiu doczesnym jakoby niedostępnego
zwierzętom. Wszystkie dogmaty religijne są wątpliwe, nie tylko dla ateistów i agnostyków,
ale i wielu wierzących wśród nich także chrześcijan. Dogmat teologów chrześcijańskich
głoszący brak duszy u zwierząt, jako rzekomego warunku życia wiecznego, jest tylko
hipotezą niemożliwą przecież do empirycznego sprawdzenia. Mimo to, jest ona nadużywana
w celu nieprzekonywujących usiłowań uzasadnienia zabijania zwierząt, szczególnie podczas
polowania. Narzuca wierzącym przekonanie, że wartość człowieka obdarzonego duszą jest
wyższa niż jakoby pozbawionego jej zwierzęcia. Jest to jeden z przejawów antropocentryzmu
i jednocześnie gatunkowizmu, godzących w jedność i nierozłączność losów człowieka i
zwierząt w środowisku naturalnym, uzasadnianych i dosadnie podkreślanych przez myśl i
praktykę ekologizmu. Także w chrześcijaństwie, od czasów Soboru Watykańskiego II,
rozwija się nurt ekologizmu obejmujący świętym zakazem „Nie będziesz zabijał!” zarówno
ludzi, jak i wolne zwierzęta. Jest on jednak ignorowany przez łowców mieniących się
chrześcijanami, wśród nich także tych w sutannach.
Księga Powtórzonego Prawa zawiera nakazy szczególnej ochrony ptaków. Zakazuje
uśmiercania ptasiej matki podczas wysiadywania przez nią jaj bądź już z pisklętami. Biblia
nigdzie nie uznaje ptaków drapieżnych za konkurentów myśliwych w zdobyczach łowieckich.
Wbrew tym świętym księgom, oślepieni pogonią za zdobyczą chciwcy zwani myśliwymi,
uśmiercają ptaki, nie tylko te należące do gatunków ptaków drapieżnych. W Polsce, na
przykład, ich ofiarą padają nie tylko kruki i inne ptaki szponiaste. Także gatunki ptaków
niedrapieżnych jak cietrzewie i głuszce myśliwi wytrzebili już niemal całkowicie. Oto co
czynią myśliwi włoscy, w kraju mieniącym się ważną ostoją chrześcijaństwa: „Myśliwi
wyposażeni we wszelką możliwą broń od sztucerów do siatek i potrzasków, zabijają w ciągu
roku około 200 milionów ptaków... więc owady mogą się... mnożyć bez przeszkód. Oznacza
to, że rolnicy są zmuszeni rozpylać wielkie ilości środków owadobójczych, żeby uchronić
swoje pola, ale w ten sposób zakłócają równowagę w naturze” (Internet). Chlubiący się
chrześcijańskim rodowodem myśliwi wielu krajów europejskich uprawiają mordercze
masowe polowania na trasach przelotów stąd ptaków do Afryki.
Do nadużywanych pseudouzasadnień chrześcijańskich dogmatyków przyzwalających
na polowanie należą biblijne opisy niektórych zachowań Jezusa kierowanego realizmem.
Przypisują mu intencje, że zanim odkupienie ludzkości przekształci się w jej zbawienie musi
upłynąć wiele czasu wymagającego dużej wyrozumiałości dla cierpienia ludzi i zwierząt.
Owa wyrozumiałość miałaby obejmować zgodę na spożywanie mięsa pochodzącego z
zabijania zwierząt. Sam Jezus miał spożywać ryby, baraninę, mięso zwierząt wolnych, ale
również szarańczę i miód leśny. Jak każdy wierzący Żyd, uczestniczył podczas składania w
świątyniach krwawych ofiar baranka paschalnego. W sąsiedztwie miasta Gadana poświęcił
życie stada świń, aby wyprowadzić ze stanu opętania dwóch ludzi (Mt 8,28-43). Nie wahał się
używać sił męczącej się oślicy, aby na jej grzbiecie wjechać w mury świętego miasta (Mt
21,1-10). Dla przeciwników polowania opisy te wcale nie świadczą o przyzwoleniu Jezusa na
polowania, lecz jedynie na zabijanie zwierząt domowych. Według wszakże św. Augustyna –
jednego z najbardziej wpływowych Ojców Kościoła – były to działania rozmyślne,
wskazujące „jak wielkim zabobonem jest wzdraganie się przed zabijaniem zwierząt i
niszczeniem roślin”. Podobnie złowrogo wobec chrześcijańskiego ducha miłosierdzia i
późniejszych postulatów ekologizmu wypowiadał się św. Tomasz z Akwinu, także bardzo
98
wpływowy Ojciec Kościoła. Usiłował przekonywać, że rośliny istnieją dla zwierząt, a te na
pożywienie dla człowieka. Taka sprzyjająca łowiectwu hierarchia wartości życia istot
ożywionych ciąży na chrześcijaństwie do dzisiaj.
Nie mogą służyć za uzasadnienia uprawiania polowania przekonania wielu świętych
chrześcijańskich. Św. Jan Chryzostom nauczał, że wrażliwi ludzie powinni okazywać nie
mniejszą łagodność i dobroć zwierzętom niż ludziom. „Z wielu powodów – uzasadniał to –
ale przede wszystkim dlatego, że ich pochodzenie jest takie samo jak nasze” – boskie.
„Czymże jest serce miłosierne? – pytał św. Izaak Syryjczyk i odpowiadał: „Jest sercem, które
płonie miłością do całego stworzenia; do ludzi, ptaków i zwierząt... i do wszystkiego co
istnieje” (Homilia, 71).
Zasługuje na wnikliwą uwagę wielki szacunek św. Franciszka z Asyżu dla ochrony
wolnych zwierząt i pogarda polowania. Jako jeden z najbardziej znanych świętych Kościoła,
obdarzony został wieloma wspaniałymi określeniami: Patriarcha ubogich, Seraficki Ojciec,
Brat wszystkich stworzeń, Trubadur Boży, alter Chrystus. Utożsamiając świat cały z
boskością, nawoływał do jego poszanowania w harmonii opartej na miłości człowieka do
Boga, człowieka do człowieka i człowieka do zwierzęcia. W jednym ze swoich Napomnień
podkreślił przewagę zwierzęcości nad człowieczością niezdolną do osiągnięcia poziomu
człowieczeństwa. Jakby wprost zwracając się do myśliwego, zawstydzał go napomnieniem: „I
wszystkie stworzenia, które są pod niebem, służą na swój sposób swemu Stwórcy, uznają Go i
słuchają, lepiej niż ty”. Prosił łowcę, aby zatrzymał się chociażby na chwilę w swoim
zapędzie zabójcy, rozejrzał się dookoła siebie w celu dostrzeżenia pragnienia zachowania
życia przez każdą istotę obdarzoną nim przez Boga, zastanowił się nad niezmierną niecnością
zabijania aby z niego ostatecznie zrezygnować.
Łagodzenie zakazów dla kleru
W toku dziejów chrześcijaństwa jego kler coraz bardziej odchodził od początkowego
w nim kategorycznego zakazu polowania przez duchownych aż do jego przyzwolenia. Czasy
wczesnego chrześcijaństwa zapisały się stanowczym zakazem polowania przez kleryków
wyznania rzymsko-katolickiego. Corpus Iuris Canonici, jako fundamentalny zbiór prawa
kanonicznego, głosi: „zakazujemy wszystkim sługom Boga polowania i wypraw do lasu z
psami; zakazujemy również posiadania sokołów lub ptaków drapieżnych” (C.ii. X, De cleric
venat). Zakaz ten podtrzymał Czwarty Sobór Laterański z czasów pontyfikatu papieża
Innocentego III (Canon XV). Jednakże został złagodzony dekretem Soboru Trydenckiego:
„Niech klerycy zachowują wstrzemięźliwość w zakazanych polowaniach i z sokołami” (Sess.
XXIV, De reform, c. XII). Wynikało z niego, że tylko polowania hałaśliwe (clamorosa) są
bezprawne, natomiast polowania ciche (quieta) są legalne.
Zapisy chrześcijańskiego prawa kanonicznego, regulujące zakresy legalności
polowania przez duchownych, stały się przedmiotem sporu teologów. Oto Ferraris, mieniący
się znawcą prawa kanonicznego wywodził, że polowanie jest dopuszczalne dla kleryków jeśli
odbywa się rzadko, z uzasadnionego powodu, jako konieczność, dla celów użytkowych albo
„uczciwego” wypoczynku i z umiarem przystającym do stanu duchownego (Clericus, art. 6).
Zaprzeczał temu zdecydowanie kalwinista Ziegler wyrażając głębokie przekonanie, że
jakiekolwiek polowanie przez kleryków niewątpliwie kłóci się z literą i duchem praw
Kościoła (De episc., 1.IV, c.XIX). Niezależnie od tego sporu wiadomo, że biskup może
całkowicie zakazać polowania w swej diecezji. Kompetencje te przyznały biskupom dekrety
synodów w Mediolanie, Awinionie, Liege, Kolonii i innych miastach. Papież Benedykt XVI
deklarował, że tego rodzaju dekrety synodalne nie są dostatecznie surowe, ponieważ zakaz
polowania przez kleryków harmonizuje z miłosierną ogólną wymową prawa kościelnego. Na
te dekrety synodalne i ich papieski komentarz pozostają głusi biskupi chrześcijańscy.
99
W czasach współczesnych popieranie, tym bardziej uprawianie polowania przez
kleryków chrześcijańskich, nawet w niedzielę, woła o pomstę do nieba. Za nic oni mają
przykazanie „Nie zabijaj” czy też przestrogę „Kto w niedzielę poluje diabłu usługuje”.
Kapelani myśliwych bredzą o rzekomej zgodności polowania z chrześcijańskimi wyznaniami
w swych kazaniach gdy odprawiają myśliwych na łowy w dniu św. Huberta. Godzą się na
bezrozumne uznawanie patronem myśliwych człowieka - właśnie św. Huberta - który
osiągnął swoją świętość dzięki rezygnacji z polowania. Z bezwstydną hipokryzją poświęcają
łupy łowieckie, usiłując tym otępiać rozterki myśliwych, jeśli, co dość wątpliwe, oni je
kiedykolwiek mają. W związku z tym należy przypomnieć, że św. Tomasz z Akwinu snuł
rozległe i głębokie rozważania na temat błądzącego sumienia. Także sumienia myśliwych nie
mogą nie błądzić. Religijne rytuały duchownych, uwikłanych w aprobatę bezbożnego
uprawiania polowania, są odrażającymi przejawami kalania chrześcijańskich norm: zabijania
bez konieczności i miłosierdzia wobec wszystkich istot obdarowanych przez Boga życiem.
Grzesznicy w sutannach opuścili należące kiedyś do nich ambony w świątyniach.
Godzą się na nazywanie ambonami wież strzelniczych myśliwych, do złudzenia
przypominających wieże strażników z obozów koncentracyjnych. Nazwiska i wyczyny tych
przenikniętych hipokryzją bezbożników raz po raz przewijają się na stronach Internetu.
Ludzie głęboko wierzący i wrażliwi muszą odnosić się do nich ze wstrętem i pogardą.
Ekologowie zwalczający myślistwo krzewią hasło „Nasraj w ambonie!” (myśliwskiej).
Przyczynili się do takiego kalania kojarzonej z sacrum ambony myśliwi w sutannach.
Dla ludzi uczciwych przekonań uwikłanie chrześcijaństwa w obrzydliwie bezbożny
proceder polowania jest naganne w świetle samego nieskażonego dezinterpretacjami
chrześcijaństwa, wielu innych religii i wszystkich świeckich nurtów antyłowieckich.
Uwikłania owe wynikają głównie z interesowności wpływowych ugrupowań części
prołowieckiego kleru kaleczącego Biblię, wyrwane epizody z życia Jezusa, pamięć o
niektórych świętych i normy prawa kanonicznego. Wynikają z chciwości części kleru
uprawiającego bądź popierającego polowania. Uprawianie myślistwa jest kwestią wolnego
ludzkiego wyboru, toteż musi nasuwać różne pytania w odniesieniu do takiego wyboru przez
duchownego. Dlaczego duchowni myśliwi wybierają niekonieczne już obecnie zabijanie
wolnych zwierząt zamiast ich ochrony. Dlaczego powierzoną im przez Boga opiekuńczość
nad wolnymi zwierzętami pojmują jako śmiercionośną dominację. Mięsożerstwo dziczyzny
nie musi już należeć do pożywienia ludzi w sutannach, jak dość powszechnie wiadomo,
zwracających nierzadko uwagę swoją opasłością. Polowania niewątpliwie naruszają naturalny
rytm przyrody i harmonię współżycia ludzi ze zwierzętami. Nie są w stanie temu zaprzeczyć
nawet najbardziej wymyślne i obłudne kazania duchownych przeniknięte dawkami
przekrętnej teologiczno-blubrystycznej prołowieckiej paplaniny. „Zwierzęta do świata mają
takie samo prawo jak ludzie – stwierdził Wiesław Myśliwski – skoro na nim są. Noe do
swojej arki wziął nie samych ludzi”.
Krytyki prołowieckiego kleru
Ze względu na niewrażliwą agresywność osobników bezzasadnie określających się
myśliwymi, niewielu ludzi ma odwagę otwarcie ich krytykować ujawniając swoje nazwisko.
Są to bowiem niebezpieczni osobnicy posiadający różną broń i noże, które, jak to się zdarza,
wykorzystują do ranienia bądź uśmiercania nie tylko wolnych zwierząt ale i ludzi. Do wielu
znanych osobistości, odważnie krytykujących mizerię mentalności łowców, dołączył także
filozof Jan Hartman. Pod hasłem „Srasz bór” ukazał hipokryzję pozdrowienia myśliwskiej
sitwy „Darz bór”. Z głebokim oburzeniem potępił rozkosz czerpaną z zabijania zwierząt jako
wyczyny, „które wołają o pomstę do pustego nieba”. Jako ateista i rozumny obywatel,
zakwestionował „prawo do folgowania... sadystycznym instynktom... poza wszelką realną
100
kontrolą władz... w XXI wieku wielką hańbą... dowód kompletnej moralnej anonii... godny
pożałowania zabobon”. Wytknął myśliwym ich rozpasaną obyczajowość: „Bigosik,
wódeczka, msza święta z zabitym dzikiem przed ołtarzem”. Zwracając się wprost do
myśliwych mieniących się wierzącymi wyjaśnił im, że męka konającej od kuli łowcy sarny
bywa większa od męki Chrystusa na krzyżu. Chrystus konał dla zbawienia świata, a sarna dla
podłej rozkoszy bezwrażliwego łowcy. Cierpienie sensowne zderzył więc z cierpieniem
bezsensownym. Ugodził tym zarówno w obłudną bezwstydność myśliwych mieniących się
chrześcijanami jak i w te dezinterpretacje chrześcijaństwa, które tolerują polowania.
Tekst Hartmana Srasz bór wywołał wściekłość myśliwych i rozważne komentarze ich
przeciwników dostępne na forach Internetu. Ks. Maciej Grześ, proboszcz parafii św.
Antoniego w Lesznie, z butą obwieścił, że będąc myśliwym „nawet przez chwilę nie przestaje
być księdzem”. W jego płytkim myśleniu łowiectwo niesie wiele dobrego zarówno dla ludzi
jak i dla zwierząt. Witold Hyła, proboszcz parafii św. Wawrzyńca w Czerninie, zabójców-
myśliwych okrzyknął najlepszymi ekologami. Wtórował mu z tej samej gminy Góra ksiądz
Jarosław Grabarek, proboszcz parafii św. Michała Archanioła w Chróścinie. Księża Grabarek
i Grześ to kapelani myśliwych okręgu leszczyńskiego. Propagują także łowiectwo w
programie promyśliwskim „Na tropie” emitowanym w katolickiej Telewizji Trwam. Chlubią
się oni posiadaniem lokali myśliwskich z trofeami przypominającymi tchnące śmiercią
ponure cmentarzyska. Jakby tego nie było dość, proboszcz z Chróściny nadto produkuje
specjalne noże dla łowców i prowadzi wykłady reklamujące ich wysoką śmiercionośną
jakość. Reklamuje bezwstydnie, że komplet takich noży „wystarczy myśliwemu do końca
życia”.
W komentarzach do przytoczonych przykładów bezeceństwa polujących księży
podkreśla się, że to tylko nieliczne przejawy „sadyzmu i zwyrodnialstwa panoszącego się w
Polsce watykańskiego kleru”. Tych trzech „sutannowych palantów to między innymi sprawcy
zacofania i zaściankowości Polaków, z których ponad 100 000 jako myśliwi zabija dla
przyjemności i z czynnym udziałem swoich kapelanów” – napisał jeden z internautów. Jak
zauważył internauta podpisujący się g-ww „gdyby w kołach łowieckich było mniej klechów a
więcej psychologów i psychiatrów sprawa by się unormowała”. Klechowie odprawiają
promyśliwskie gusła w świątyniach w imię przyjemności, która w kulturze chrześcijańskiej
kojarzona jest z grzesznością. Szczególnie „groteskowo wyglądała msza celebrowana przez
prymasa Kowalczyka z zabitym dzikiem przed ołtarzem”, z wielką pogardą podkreślił to
internauta z podpisem Prowincjusz. Jerzy Szatkowski, także internauta, wyraził swoje
intencje dosadnie: „Niech tych mieniących się katolikami myśliwych, co w niedzielę pierwsze
ławki w kościele zajmują – diabli wezmą!”
Interesujące oceny chrześcijańskich łowców opublikował internauta o pseudonimie
Tanaka. „Religie judeochrześcijańskie wyrosły – napisał on – na fundamencie świadomości i
jej prymatu nad resztą psyche... zapchniętą w czeluść pogardy... jakie to fatalne w skutkach...
widzimy szokującą sprzeczność w kanonach religii i jej działaniu...; religia gada miłuj, a
judeochrześcijanin nienawidzi, gardzi, bulgocze z zawiści; religia nawija: nie zabijaj a
judeochrześcijanin zabija i jeszcze to chytrze tłumaczy na setki sposobów...; religia pierniczy:
nie czyń drugiemu krzywdy a klecha (bo nie ja) pedofil gwałci przedkomunijne dziecko...
Rzecz w tym by nie realizować atawizmów”. I dalej ten sam autor: „Zabijanie zwierząt przez
człowieka to podkorowy atawizm... Traktowanie zwierząt jako przedmiotu do dowolnego
używania przez człowieka, jest esencją katolicyzmu, tak jak krwawa ofiara z człowieka, by
rzekomo odkupić rzekome winy popełnione przez człowieka wobec rzekomego Boga”.
Jerzy Pieczul przypomniał na forum internetowym, że „w Watykanie dopiero
niedawno zakazano uprawiania stosunków seksualnych z 12-latkami. Czyli jednak idzie
nowe. Może i do zabójców - pasjonatów mordujących dla rekreacji dojdzie”. Według
internauty Krzysia 52, duchowni „są liczni wśród myśliwych, ponieważ przyjmuje się ich do
101
mafii osobników z zaburzoną seksualnością, szczególnie pedofilią a nawet i zoofilią jak u
pewnego pijackiego biskupa z Gdańska”. Wspomniany Tanaka wyjaśnia to tak: „Księża
zabijają dla chwały bożej... nie tylko podkreślają swoją męskość, co próbują ją sobie
wytworzyć, albo zamaskować swoją niemęskość męskim zajęciem. Typowy ksiądz nie ma
płci”. Dostosowywanie się chrześcijaństwa do zmieniającej się rzeczywistości zawsze
następowało powoli i z opóźnieniem. Odnosi się to w szczególności do agresywności
charakteryzującej chrześcijaństwo, którego przejawem jest przyzwolenie na polowanie nie
tylko wierzącym ale, co oburza w najwyższym stopniu, i duchownym. „Jak to jest, że Kościół
chrześcijański – pyta Janusz Leon Wiśniewski – akceptuje zabijanie zwierząt? Czy ich
cierpienie nie ma żadnego znaczenia dla Boga?” Wierzyć należy jednak, że chrześcijaństwo
zrezygnuje kiedyś z tego oczywistego przejawu barbarzyństwa, jaskrawo sprzecznego z jego
religijnym duchem humanitaryzmu i miłosierdzia.
Paranie się duchownych zabijaniem wolnych zwierząt podczas polowania, a nawet
tego religijną aprobatę, należy przyjmować z oburzeniem. Jest to bowiem rażąco sprzeczne z
charakterem powołania, czy też zawodu duchownego, skierowanego ku bezwzględnej
ochronie życia wynikającej z kategorycznego nakazu Dekalogu „Nie zabijaj” bez
konieczności. Należy do takich grzechów głównych jak pycha, chciwość, pożądliwość,
łakomstwo i nieprzyzwoite bogactwo. Konieczność wytykania duchownym chrześcijańskim
ich grzeszności jest tyle czymś niezwykłym, co wstydliwym. Łakomstwo duchownych na
dziczyznę bywa kojarzone z opasłością wielu z nich. „Ten więcej czcił, kto więcej zjadł –
zauważył Henry Salt – istot dużych i małych. Oto dewiza jest rekina, wilka i kanibala”.
Zastanawia, dlaczego biskupi nie korzystają z należnego im prawa zakazu polowania
przez duchownych ich diecezji. Nikłe nadzieje w tym względzie, ale zapewne lekceważone
przez choroby moralne, patologię władzy i „duchowego Alzheimera” hierarchów
chrześcijańskich, wiązane są z pontyfikatem papieża Franciszka. Papież ten, w swym
przemówieniu do kardynałów z Kurii Rzymskiej, wymienił 15 chorób Kurii i całego
Kościoła, wśród nich gromadzenie dóbr materialnych i pogoń za zyskiem, z którymi związane
jest myślistwo. Imię papieża – Franciszek – powinno skłaniać go do kontynuacji ochrony
zwierząt wolnych głoszonej przez jego wielkiego poprzednika św. Franciszka z Asyżu.
MYŚLIWI A ICH ŚWIĘTY
Nie zabijaj!
przykazanie Dekalogu
Sakralizacja ideologii myśliwych
Myśliwi usiłują uzasadniać niekonieczne już współcześnie zabijanie wolnych zwierząt
przy pomocy własnej ideologii. Jest to ideologia przestarzała, zupełnie nie przystająca do
współczesności przenikanej coraz bardziej przekonaniami o konieczności porzucenia
myślistwa w imię ochrony wszelkiego życia jako warunku harmonijnych stosunków ludzi z
innymi gatunkami istot ożywionych. W ideologii myśliwych odrębne miejsce zajmuje
legenda o świętym Hubercie, obwołanym przez nich, zupełnie bezzasadnie, ich patronem.
Jego święte imię jest bezczeszczone w różny sposób – dla otwarcia sezonu polowań,
rozpasanych biesiad, krzewienia opacznego kultu, a nawet modlitwy i celebrowania mszy
zwanej hubertowską.
To prawda, że polemiki z myśliwymi są niemal niemożliwe. Są to bowiem na ogół
zarozumiałe uzbrojone bufony, rozpierane pychą, przeniknięte obłudą, tchnące hipokryzją i
102
ugrzęzłe w zamierzchłej tradycji. Ich patronem powinien być król psychopatów, a nie
jakikolwiek święty. Polemiki z myśliwymi są wszakże obowiązkiem moralnym każdego
rozumnego i wrażliwego człowieka. Mądrość głosi bowiem, że krople drążą nawet skały.
Dwóch wcześniejszych patronów
Zanim święty Hubert został jedynym patronem myśliwych, wcześniej patronowali im
św. Eustachy i św. Egidiusz, określany także imieniem Idzi. Wiadomości o tych świętych
pochodzą tylko z legend toteż należą bardziej do bajeczności historycznej niż wiedzy o
walorach prawdziwości.
Zanim Eustachy porzucił pogaństwo i przeszedł na chrześcijaństwo prawdopodobnie
nazywał się Placidus i był generałem cesarza Trajana. Gdy polował na jelenia w jego porożu
miał jakoby zobaczyć krzyż Jezusa i usłyszeć aby przyjął jedynie prawdziwą wiarę czyli
chrześcijaństwo. Wtedy właśnie ochrzcił się wraz z całą swoją rodziną i przyjął imię
Eustachy. Po wielu nieszczęściach sprawdzających jego wiarę, dotykających mu najbliższych,
wiary jednak nie stracił. Za odmówienie powrotu na pogaństwo został z żoną i synami
skazany na śmierć przez pożarcie przez lwy. Jednakże lwy nie chciały ich pożreć toteż zostali
uśmierceni w rozżarzonym byku z brązu. Św. Eustachy był uważany za patrona myśliwych,
leśników, traperów, strażaków, osób torturowanych i niektórych miast, wśród nich Madrytu.
Dotycząca św. Egidiusza legenda głosi, że pochodził z Aten, był pustelnikiem w
Prowansji i szanował życie zwierząt. Gdy zasłonił swoim ciałem karmiącą łanię, myśliwi
przestrzelili mu rękę. Porzuconego rannego znalazł w grocie król i poruszony jego losem
rozkazał w tym miejscu wznieść świątynię. Kult Egidiusza krzewili przede wszystkim
benedyktyni. Uznawano go za patrona myśliwych, pasterzy, handlarzy końmi, żebraków,
trędowatych, matek karmiących piersią i miasta Norymberga. Miał skutecznie chronić przed
bezpłodnością, suszą, ogniem i burzą.
W legendach o patronach myśliwych, mniej lub bardziej prawdopodobne zdarzenia
świeckie, uwikłane zostały w otoczki religijne. Głównym przesłaniem tych legend jest
podkreślenie wielkiej siły sprawczej wiary religijnej, szczególnie chrześcijańskiej.
Legenda o św. Hubercie
Święty Hubert jest postacią historyczną, legenda o nim czymś tylko mało
prawdopodobnym, zaś jej wykorzystywanie przez myśliwych i niektórych duchownych musi
oburzać ludzi rozumnych i wrażliwych. Hubert to piękne, starogermańskie imię oznaczające
człowieka sławnego z rozumności. W ideologii myśliwych poniżane jest natomiast do padołu
brzydoty i bezrozumności. Współcześnie ludziom rozumnym i wrażliwym niekonieczne
zabijanie dzikich zwierząt przez myśliwych kojarzy się już tylko z ich bezrozumnym
okrucieństwem, sadyzmem, mordowaniem, rzeźnictwem, chciwością i innymi zasługującymi
tylko na potępienie zachowaniami.
Hubert, obwołany później świętym, urodził się w 656 roku we francuskiej
miejscowości Brabancja. Jako diuk Akwitanii żył w dostatku, życie upływało mu lekko,
przyjemnie i radośnie podczas niezliczonych zabaw i częstych polowań. Jako już mężczyzna
trzydziestodziewięcioletni, w Wielki Piątek roku 695, podążył jak zwykle na polowanie.
Wówczas to, mówi o tym już legenda, miał ukazać się mu nadzwyczajnie piękny biały jeleń
ze wspaniałym porożem, a wśród jego odnów świetlistym krzyżem. Widokowi takiego jelenia
miał towarzyszyć głos nakazujący Hubertowi rezygnację z pogańskich uciech życia,
porzucenie barbarzyńskich krwawych łowów i oddanie się służbie Bogu. Hubert uklęknął,
potraktował to z całą powagą i dosłownie – przestał polować, przyziemne uciechy materialne
zamienił na wyższe wartości duchowe. Poddał się naukom biskupa św. Lamberta, mającego
103
biskupstwo w południowoholenderskim Maastricht. Przejął je po śmierci tego biskupa i
przeniósł do Liège na terytorium dzisiejszej Belgii. Poświęcił się z oddaniem
chrześcijańskiemu duszpasterstwu misyjnemu w lesistych okolicach Arden. Zmarł w 727
roku.
Według jednej z interpretacji historyków, legenda spotkania Huberta z jeleniem
została dopisana dopiero w XI stuleciu na wyraźne potrzeby Kościoła. Przejęto wątek takiego
spotkania z legend przypisywanych dotąd św. Eustachemu i św. Idziemu dla zobrazowania
alegorii przejścia poganina, tutaj Huberta, do grona wiernych Jezusa Chrystusa. To
znamienne i godne szczególnego podkreślenia, że owo przejście wymagało zupełnego
porzucenia myślistwa i konieczność rezygnacji z niego jako niezbędnego warunku przyjęcia
chrześcijaństwa. Kult świętego Huberta powstał jednak bardziej dzięki przypisywaniu mu
przez wiernych uzdrowicielskich mocy niż porzuceniu myślistwa. Wierzono, że dotknięcie
biskupiej stuły Huberta mogło uleczać zarówno ludzi jak i zwierzęta. A więc należy przede
wszystkim zauważyć, że chodzi tutaj o leczenie, a nie zabijanie zwierząt, jak to usiłują mamić
niezorientowanych myśliwi. Biskup Hubert prawdopodobnie w szczególności posiadł duże
zdolności leczenia, szczególnie psów z wścieklizny. Wykorzystywali to miejscowi myśliwi
posiadający psy myśliwskie dla obdarzenia Huberta kultem należnym świętemu. Tak oto
miały wyglądać początki świętości Huberta i jego biskupiego rozstania się z myślistwem.
Profanowanie wiary religijnej
Myślistwo zawsze miało, ma i będzie miało przeciwników tworzących większości
społeczeństw, dopóki nie przepadnie z kretesem. Hołdujący pogańskiemu, a więc
niechrześcijańskiemu jego charakterowi myśliwi na wszelkie możliwe sposoby poszukiwali i
poszukują uzasadnień dla swych zabójczych poczynań. Czynią to za cenę fałszowania prawdy
historycznej i profanowania wiary religijnej. Od około XV wieku zaczęli nieuczciwie
wykorzystywać dla takich barbarzyńskich i pogańskich celów kult świętego Huberta. Czynili
to najpierw we Francji i francuskojęzycznych Niderlandach a później i innych krajach
Europy. Przeniknięcie tego kultu do Polski świadczy o wtórności kultury polskiej wobec
kultury europejskiego Zachodu. Kult tego świętego wsparła część duchowieństwa, głównie
katolickiego, pazerna na obżarstwo dziczyzną i unikalne skóry.
Myśliwi, mając wsparcie duchownych, sakralizują pogański proceder uśmiercania
dzikich zwierząt: tworzą bractwa religijne, budują kapliczki, uczestniczą w mszach
hubertowskich, wymyślają dyplomy, odznaczenia, medale, emblematy, ozdoby i znaczki
myśliwskie dla kultywowania zbrojnej ich przemocy nad bezbronnymi wolnymi zwierzętami.
W Polsce kult świętego Huberta krzewili królowie z dynastii saskiej, niesławni z powodu
swego niesłychanego rozpasania obyczajowego i myśliwskiego. To oni doprowadzili do
rozbiorów i upadku naszej ojczyzny. Nałogowi myślistwa ulegli niektórzy prezydenci -
Ignacy Mościcki i Bronisław Komorowski, przejawiając tym swoje kompleksy
pseudoarystokratycznej pychy. Polowania odegrały niechlubną rolę w polskiej dyplomacji,
gdy na rozrywkowe zabijanie polskich dzikich zwierząt zapraszano zaborców i dygnitarzy
hitlerowskich. Wpływało to niewątpliwie na kojarzenie myślistwa przez społeczeństwo z
polityką, przemocą, zabijaniem, okrucieństwem i zaborczością a więc czymś zupełnie obcym
poszanowaniu życia i ochronie przyrody. Także i obecnie bogaci cudzoziemcy ograbiają
Polskę z dzikich zwierząt podczas tak zwanych polowań dewizowych.
Nietrudno wyjaśniać dlaczego legenda o świętym Hubercie zdominowała inne legendy
należące do ideologii łowieckiej. Otóż, trafne jest przekonanie, że myśliwych zaślepiło i
zaślepia nadal wyobrażenie niespotykanie pięknego i nietypowego białego jelenia z
nadzwyczajnie okazałym pięknym porożem jako najcenniejszym trofeum. Ze względu na
chorobliwie chciwą pogoń myśliwych za wspaniałymi trofeami, nie są oni w stanie
104
dostrzegać istoty w wymowie tej legendy. Jej sedno polega na porzuceniu ślepej chciwości
myśliwego i jego zasadniczej przemianie w niemyśliwego, poganina w wierzącego, człowieka
świeckiego w duchownego. Jest to szczególny przypadek chrześcijańskiej idei nawrócenia,
zaś w interpretacji świeckiej osiągnięcie wyższego poziomu moralnego. We wszystkich
uczciwych wykładniach legenda o świętym Hubercie może służyć ukazywaniu wyłącznie
tego jak niższe zło ustąpiło miejsca dobru wyższemu, profanum uległo sacrum. Fałszywa
interpretacja tej legendy przez myśliwych zepchnęła na marginesy inne legendy i mity
ideologii myśliwskiej. Dotyczy to zwłaszcza legendy o Nemrodzie, potomku Noego, władcy
Babilonu, „najsłynniejszym na ziemi myśliwym” oraz greckich mitów o Artemidzie i
rzymskiej Dianie jako żeńskich patronkach myśliwych.
W naiwnych opowieściach myśliwskich o polowaniach przewija się wątek tyleż
religijnych co świeckich rzekomych rozterek myśliwego podczas spotkania z dzikim
zwierzęciem. Rzekomo, mimo możliwości zabicia zwierzęcia rezygnuje on niekiedy ze
śmiercionośnego strzału. Zupełnie natomiast czymś wyjątkowym bywa całkowita rezygnacja
z myślistwa jak wspomnianego już św. Huberta. W Polsce na wzór św. Huberta zrezygnował
chlubnie z myślistwa Zenon Kruczyński, autor znakomitej książki karcącej myśliwych Farba
znaczy krew. Mój dziadek, po takiej rezygnacji, podkreślił, że myśliwy to człowieczek
obrzydliwy a myślistwo to obrzydlistwo. Opowieści myśliwych o rzekomych ich rozterkach
związanych z niekoniecznym zabijaniem dzikich zwierząt należy przyjmować z
niedowierzaniem i wkładać między bajki. Świadczy o tym chociażby paradoksalność
wykorzystywania przez nich legendy o świętym Hubercie. Nie chcą w niej dostrzec
moralnego i religijnego potępienia myślistwa i zachęty do całkowitego porzucenia tego
zabójczego procederu. Co najwyżej przebąkują o jakimś abstrakcyjnym, ale nierzeczywistym,
umiarze w pasji niekoniecznego zabijania. Wypaczone wykorzystywanie legendy o świętym
Hubercie zadziwia i poraża ludzi rozumnych i wrażliwych. Nawet z tego tylko powodu nie
mogą oni kojarzyć określenia „myśliwy” ani z myśleniem, ani z wrażliwością. Dostrzegają to
zapewne i sami ci myśliwi, którzy pragną aby określenie „myśliwy” było wyparte przez
określenie „łowca”.
Kłamliwe wykorzystywanie legendy
Dla ludzi myślących wprost nieprawdopodobne wydaje się uznawanie przez
myśliwych za ich patrona świętego, który osiągnął świętość dzięki całkowitemu porzuceniu
myślistwa. Kłamliwość, obłuda i bezrozumność myśliwych jednak są tak wielkie, że tylko oni
są w stanie zupełnie przeinaczać właściwy sens legendy o świętym Hubercie. Kierowani są
przy tym niskimi pobudkami niekoniecznego zabijania. W swoim myśliwskim procederze
uśmiercania ulegają pogoni za dziczyzną, trofeami, zarabianiem dewiz, rozrywką, silnymi
wrażeniami, zaspokajaniem prymitywnych atawistycznych żądz. Świętemu Hubertowi
kłamliwie wkładają w usta komunał „Święty Hubert zdarzył”. W ich przewrotnym,
zwodniczym i kłamliwym języku miałoby to znaczyć, że święty Hubert dał im rzekomo
przyzwolenie na niekonieczne już obecnie zabijanie.
Zabijanie przez myśliwych dzikich zwierząt miało jakieś uzasadnienie do czasu
niedostatków żywności i ubrania. Mówi o tym polskie przysłowie wypaczające jednak
legendę o świętym Hubercie „Kiedy w gospodarstwie goły las nastaje, ,święty Hubert obiad
na stół daje”. Obecnie, w krajach dostatku żywności, dziczyzna na stole to już tylko przejaw
wyrafinowanego mięsożerstwa, a ubrania ze skór dzikich zwierząt oceniane są jako brak
poczucia piękna i szacunku dla przyrody. Zdobywanie mięsa dzikich zwierząt pozostało już
tylko wątpliwym uzasadnieniem dla tych wyłącznie kłusowników, którzy cierpią biedę. Jeśli
Hubert przestał zabijać podczas polowania, jeśli zupełnie porzucił myślistwo, jeśli dzięki
temu mógł przejść z pogaństwa na chrześcijaństwo to jak można go obwołać patronem
105
zabijania?! Zestawienie treści legendy o świętym Hubercie z przeinaczaniem ich przez
myśliwych jest wystarczająco absurdalne dla ludzi rozumnych, którzy tworzą zdecydowane
większości społeczeństw w porównaniu z marginalnymi mniejszościami mafii myśliwskich.
Podtrzymywanie kultu świętego Huberta, jako patrona myśliwych, dobitnie podkreśla
ubożuchną przewrotność ideologii prołowieckiej. W uczciwym jego pojmowaniu Hubert
swoim zachowaniem podczas legendarnego polowania stał się świadomie, patronem
przeciwników polowania i myślistwa. Myśliwi swoim procederem uśmiercania wolnych
zwierząt profanują słowa modlitwy zarówno do świętego Eustachego jak i świętego Huberta.
W modlitwie do świętego Eustachego proszą o wspomożenie „bym nie krzywdził ludzi i
innych żywych istot”. Zaprzeczają jednak temu gdy polują. Krzywdzą ludzi gdy niekiedy
zabijają uczestników polowań i bez konieczności pozbawiają życia żywe istoty jakimi są
dzikie zwierzęta. Modlitwa natomiast do świętego Huberta, zawiera błaganie przed Bogiem:
„Wyjednaj mi łaskę naśladowania Twoich cnót… Abym wypełniał swoje zadania zgodnie z
prawem Stwórcy”. Modlitwy te objawiają podwójną hipokryzję myśliwych: prosząc o łaskę
naśladowania świętego Huberta powinni zrezygnować z myślistwa. Deklarując się
podporządkowanie się prawom Stwórcy uprawianiem śmiercionośnego myślistwa łamią
główne jego prawo „Nie zabijaj!”.
Profanują pamięć o świętym Hubercie ci duchowni, którzy polują albo (i) celebrują
msze hubertowskie, zwykle w dniu świętego Huberta czyli 3 listopada lub podczas dni
sąsiadujących z tą datą. Swego czasu, w województwie włocławskim, ksiądz podczas
polowania postrzelił ciężko rolnika, który musiał przejść dwie kosztowne operacje. Myśliwy
w sutannie był wówczas pijany a przed sędziami prowadzącymi proces karny kłamał, że
wypił tylko jedno piwo. Ludzie rozumni i wrażliwi nie mają najmniejszego nawet
zrozumienia dla celebrowania przez niektórych duchownych mszy hubertowskich
błogosławiących niecne zabijanie. Duchowni ci nie chcą dostrzec w legendzie o świętym
Hubercie tego co święte. Nie chcą dostrzec i uszanować z niej tego, że Hubert w krzyżu
poroża objawionego mu jelenia odczytał boskie pochodzenie zwierzęcia, obecność w nim
Boga, świętość jego życia, wezwanie do porzucenia niekoniecznego zabijania. Nie chcą
zrozumieć, że biblijny dogmat o podporządkowaniu zwierząt ludziom wcale nie musi być
bezczeszczony dopuszczalnością niekoniecznego ich zabijania. Świat współczesny oczekuje
odejścia chrześcijaństwa od tego dogmatu. Papież Jan Paweł II wzywał do zastępowania
cywilizacji śmierci cywilizacją ochrony życia. Pewne nadzieje w potępieniu myślistwa należy
wiązać z pontyfikatem obecnego papieża Franciszka. Obrał sobie przecież imię nawiązujące
do kultu świętego Franciszka będącego, jak od stuleci wiadomo, gorącym obrońcą wszelkiego
życia, także i życia dzikich zwierząt.
Sakralizacja przez duchownych okrucieństwa myśliwych woła o pomstę do nieba. W
dniu świętego Huberta duchowni powinni odprawiać nabożeństwa w intencji porzucenia
polowań przez tak zwanych myśliwych. Tylko bowiem w ten sposób można uszanować
prawdę o tym świętym, bez profanowania o nim pamięci. Profanacją są pospiesznie
odprawiane msze hubertowskie. Liturgia tych mszy jest zwykle zdawkowa, krótka i płytka,
„aby myśliwym czasu zbytnio nie zabierać” jak to napisał Henryk Rzewuski w tekście
Listopad. Podobne intencje wyraził sędzia w eposie Adama Mickiewicza Pan Tadeusz „Do
księdza plebana dał znać – dodał pan sędzia – żeby jutro z rana Mszę miał w kaplicy leśnej:
króciuchna oferta. Za myśliwych, msza zwykłą świętego Huberta”. Kult świętego Huberta
może być więc pojmowany tylko i jedynie jako zdecydowane zaangażowanie na rzecz
moralnego i religijnego potępienia i zupełnego wykluczenia myślistwa ze sfer jakichkolwiek
wartości duchowych.
106
WYPADKI NA POLOWANIACH
Nie mierz strzelbą do nikogo,
bo możesz przypłacić drogo.
przysłowie
Groźni obrzydliwi
To zdecydowana większość ludzi, którzy nie podają ręki myśliwym i nie jadają
dziczyzny. Nigdy bowiem nie znajduje ona racjonalnych uzasadnień dla myśliwskiego
wyboru bez konieczności zespolonych ról kata, rzeźnika i grabarza. Role te znane są na tyle
dobrze z bezpośrednich obserwacji, różnych relacji i wielu lektur, że tworzą legitymację do
opisywania i oceniania myśliwych jako człowieczków obrzydliwych a myślistwa jako
obrzydlistwa. W niniejszym tekście zajmujemy się jedną ze stron owego groźnego
obrzydlistwa uprawianego przez owych obrzydliwców. Zagrożenia, które powodują to
postrzelenia, okaleczenia, wypadki śmiertelne oraz różnorodne i liczne nadużycia oraz
przestępstwa przez nich powodowane. Rozważamy przeto ryzyko, niebezpieczeństwa i
tragiczne skutki używania broni przez chciwców mieniących się pretensjonalnie i
bezpodstawnie myśliwymi, a więc jakoby myślącymi. Każdego roku media informują o tylko
części, znikomej niestety, jakże wielu tragedii spowodowanych przez tych opętanych
uśmiercaniem. Uprawiane przez nich krwawe zajęcie godzi w bezpieczeństwo istot żywych.
Jak zauważył amerykański znawca tematu Ray Brock „jest to tak bardzo niebezpieczne, że
nawet prezydent Stanów Zjednoczonych nie jest bezpieczny podczas spaceru wśród leśnych
drzew” (How Dangerous is Hunting Really, tekst na stronach Internetu).
Zapewne myśliwi, we wszystkich krajach świata, budzą większe lub mniejsze
obrzydzenie. O bezprawiu i bezkarności polskich myśliwych do świadomości ogółu
społeczeństwa przenikają tylko nieliczne ich poczynania. Nieliczne również są publikacje na
te tematy. Niektóre zawierają strony Internetu pod bardzo wymownymi tytułami jak Nie
podaję ręki myśliwym, Patologie i nadużycia w Polskim Związku Łowieckim, Ludzie przeciw
myśliwym czy też Polowanie na myśliwych. Celną ironią godzi w tych barbarzyńców
internetowy tekst W obronie myśliwych. Sami myśliwi, oczywiście, głoszą o sobie tyleż
zmyślane, co fałszywe bzdury. Przodują w tym dobrze opłacani rzecznicy Polskiego Związku
Łowieckiego. Przeto wyjątkiem, zasługującym na poważniejsze potraktowanie, jest książka
Tadeusza Andrzejczaka Wypadki na polowaniach. To nie musiało się zdarzyć (Warszawa
2010). Jest to wyjątek ponieważ napisał ją Główny Rzecznik Dyscyplinarny Polskiego
Związku Łowieckiego. Opisał, żałować należy, że niektóre tylko, ujawnione, „wypadki jeżące
włosy na głowie... wywołujące przejmujący dreszczyk”, jak to sam on stwierdził na stronie
102 książki. Podobnie ocenił ją na stronach Internetu myśliwy z Warszawy ukrywający się
pod ksywą baskila69. „Przeczytałem – wyznał on - książkę autorstwa kol. Andrzejczaka.
Włos się jeży na głowie, jak łatwo stracić życie na polowaniu”. Treści książki niejako jakby
podsumował to Adam Wajrak, autor licznych publikacji ukazujących nieprawdopodobne dla
ludzi rozumnych bezeceństwa dewiantów z wąsikiem i kapeluszem z piórkiem na
bezmyślnym łbie: „Boję się ich. Nie wiadomo czy wiedzą i słyszą, ale wiadomo, że strzelają”.
Zarówno polowanie jak i polujący na bezbronne wolne zwierzęta nie zasługują na
szacunek. Polowanie to wcale nie konieczna i nie szlachetna już pasja jak usilnie i nieudolnie
pojękują myśliwi. Jest to bowiem strach, ból, krew i śmierć. Są to bowiem patologiczne
emocje wykluczające rozsądek. To ryzyko niebezpieczeństw znaczone tragicznymi
wypadkami, których można by było uniknąć gdyby nie było polowań. Nie bez powodów
funkcjonują takie powiedzenia: „głupi jak myśliwy”, „nie zachowuj się jak myśliwy w lesie”.
Foux pas to synonim zwrotu „strzelił myśliwego”. Odrażające zachowanie nasuwa zwrot
107
należysz „do kolegów myśliwych”. Dziwaczny wygląd uzasadnia porównanie „wygląda jak
myśliwy zza krzaka”. Opój to „pijemy jak myśliwy na polowaniu”. Bezmózgowiec to „taki
głupi, że tylko wąsów i dubeltówki brak” a skrajny wstyd to „wstyd jak kapelusz z piórkiem”
(Internet, W obronie myśliwych). Jakże można byłoby więc szanować takich tępawych,
agresywnych, wąsiastych, opasłych i śmiesznie ubranych obrzydliwców. Jakże można było by
ich traktować poważnie gdy mylą gatunki zwierząt, strzelają do ludzi, nie zawsze sylwetkę
dzika odróżniają od sylwetki kobiety, pospiesznie uśmiercają psy i kłusują na chronione
gatunki zwierząt. Nawet niektórych, płyciutkich moralnie, pożal się Boże teologów, pociąga
to obrzydlistwo. Toteż „znam kilku klechów, którzy są myśliwymi”, wyznaje ktoś na stronach
Internetu i dodaje: „najpierw idzie do lasu mordować a potem na pasterkę”. Niepomny, że
„kto dla zabawy zabija ten w piekle skona”.
Posłużmy się znowu cytatami ze stron Internetu opisującymi przejawy potępienia
oblicza myśliwych. „Ludzie postrzegają myśliwych jako zabójców”. W swej pełnej fałszerstw
gwarze niczym ognia unikają oni słowa „zabijanie” w odniesieniu do wolnych zwierząt.
Zwykle gaworzą, że jedynie „strzelają” jakoby niewinnie, ale jednak „pozyskują” zwierzęce
ofiary. Także wspomniany już, w nienajgorszym kontekście, Andrzejczak posługuje się
jednak zmyślonymi eufemizmami w rodzaju „amunicja unieruchamiająca zwierza” (s. 36),
„zwierz zaznaczył przyjęcie kuli”, myśliwy „posłał kulę” (s. 76), „właściwe ulokowanie kuli”
(s. 108). Przeto, skoro według myśliwych zabijanie to pozyskiwanie, niech będą
konsekwentni i o swoich sukcesach na polowaniach informują zwrotami: „pozyskał żonę”
gdy „zabił żonę”, „pozyskał syna” gdy „zabił syna”, „pozyskał kolegę” gdy „zabił kolegę”.
Tylko wtedy byliby w pełni wierni swej zwodniczej gwarze. Przytoczmy znowu kilka opinii o
myśliwych ze stron Internetu. „To prymitywni łowcy z epoki kamienia łupanego”. „Żądni
krwi myśliwi strzelają do wszystkiego, co się rusza”. „Z powodu tego porąbanego tałatajstwa
normalni ludzie mają bardzo ograniczone szanse zobaczyć dzikie zwierzęta w lesie, które
reagują paniką na widok lub zapach człowieka. Hołota ta zwozi do lasu brukiew, kapustę,
buraki, topinambur i inne odpady... Wierzę, że kiedyś (chyba za późno) myślistwo zniknie,
uznane za akt barbarzyństwa”. „Nie mam żadnego szacunku dla czubów, którzy... zabijają
głodne i wystraszone zwierzęta, często osierocając młode zwierzęta... niedowartościowane
dupki”. „Drżę na samą myśl o sezonie łowieckim, bo mam szczęście mieszkać w miejscu
obfitującym w zwierzynę. Panowie zajadą pod moje ogrodzenie, pójdą wzdłuż płotu
rozbawieni po kilku kieliszkach postrzelać... i do moich psów albo do mnie samej. Poskarżyć
się? A komu? Przecież to właśnie śmietanka władzy wybrała się na polowanie”.
Specyfika wypadków na polowaniach
Wypadki na polowaniach zdarzają się tak bardzo często, że sami myśliwi uznają je za
niemal normę. „Kto z kolegów nie był nigdy świadkiem chociażby drobnego wypadku na
polowaniu? – zapytuje retorycznie jeden z myśliwych. Chyba nie ma takiego” (Mateusz
Garbacz, Wypadek na polowaniu, „Brać Łowiecka” 2005, nr 12). Nie bez powodu przeto
mnożą się w mediach takie tytuły tekstów jak właśnie Wypadek na polowaniu, czy też
Kolejny wypadek na polowaniu albo nawet Śmiertelny wypadek na polowaniu.
Wypadek jest definiowany jako nagłe, niespodziewane zdarzenie powodujące szkodę
materialną, uszczerbek na zdrowiu, całkowitą utratę zdrowia a nawet tragiczną śmierć. Różne
bywają przyczyny, rodzaje i skutki wypadków. Przyczyny obiektywne i subiektywne,
niezawinione i zawinione, losowe i możliwe do przewidzenia. Wśród rodzajów wypadków
przeważają liczbowo wypadki komunikacyjne na lądzie, wodach i w powietrzu. Często
zdarzają się także wypadki podczas niektórych rodzajów pracy. Jednakże na tym tle liczby
wypadków podczas polowań są niepokojąco duże o czym świadczą dane statystyczne.
108
Znawcy łowiectwa uznają wypadki na polowaniach za nieuchronne fatum. „Wypadki
zdarzały się, zdarzają się i będą się zdarzać” – stwierdził stanowczo i bezradnie Tadeusz
Andrzejczak. Polowanie bowiem, realizowane przy użyciu broni, zawsze stwarza duże
zagrożenie dla posługującego się nią myśliwego, innych ludzi i wszystkich istot żywych.
Trudno byłoby nawet tylko wymienić wszystkie zróżnicowane przyczyny wypadków na
polowaniach. Ograniczając je do tych typowych, najczęstszych i o najpoważniejszych
skutkach, wystarczy wspomnieć o kilku. Są nimi: pijaństwo, niewiedza, emocje, ambicje,
łamanie regulaminu polowań, bezmyślne bagatelizowanie zagrożenia oraz zbyt młody lub
zbyt podeszły wiek myśliwego. Najpoważniejsze rodzaje wypadków na polowaniach to
postrzały ludzi z broni powodujące ich zranienia albo śmierć. Zdarzają się skręcenia kończyn,
zwichnięcia, złamania, stłuczenia, omdlenia. Znani z nałogowego pijaństwa i obżarstwa
myśliwi sami sobie prokurują różne choroby: zatrucia pokarmowe, bóle brzucha, biegunki
etc. Do przyczyn wypadków na polowaniach zaliczane są także wszelkie przejawy obrony
zagrożonych bądź rannych zwierząt przed myśliwskimi agresorami: pogryzienia, ukąszenia,
kopnięcia, poturbowania a nawet uśmiercenia.
Do najbardziej oburzających i karygodnych przyczyn wypadków na polowaniach
należy notoryczne pijaństwo. Dość powszechna i uzasadniona jest opinia, że typowy łowca z
wąsikiem i w kapelusiku z piórkiem pije alkohol przed polowaniem, w trakcie polowania i
często do nieprzytomności po polowaniu. Przyznaje to Andrzejczak w swych opiniach o
przyczynach wypadków na łowach. Mówią o tym liczne wypowiedzi internautów na stronach
Internetu. Oto niektóre ich cytaty: „w polowaniach biorą udział tępe buraki pijane w trzy
dupy. Więc chyba nie dziwota, że strzelają do siebie”. Myśliwi to „pijane prymitywy z
zabójczą bronią”; „nachla się, a potem strzela do krowy bo według niego podobna do jelenia”.
Podczas polowań często „zdarza się alkohol... Włos się jeży i strach jest wejść do lasu”.
Wśród przyczyn wypadków na polowaniach odrębne miejsce zajmują brak
umiejętności strzeleckich myśliwych, ich niewiedza o warunkach i skutkach używania broni
palnej, bądź też lekkomyślne tego lekceważenie. Niewiedzą wyróżniają się negatywnie
wszelkiego autoramentu osobistości, głównie politycy, ochoczo i bez żadnych warunków
wstępnych przyjmowani do kół łowieckich. Wielu myśliwych to tzw. niedzielni myśliwi,
niewprawni, polujący od przypadku do przypadku toteż nawet jeśli posiadają oni jakąś
teoretyczną wiedzę z zakresu regulaminu polowań to nie mogą jej być skutecznie realizować
w praktyce. „Analiza wypadków wykazuje, że ich źródło z reguły tkwi w błędach i
zaniedbaniach myśliwych. Spora część wypadków spowodowana jest brakiem ostrożności i
umiejętności obchodzenia się z bronią i nieznajomością lub naruszaniem dyscypliny
łowieckiej” (Andrzejczak, s. 3).
Pazerni myśliwi za wszelką cenę dążą do „pozyskania”, jak to oni eufemistycznie
stwierdzają, nie tylko uśmiercanego zwierzęcia ale i podczas polowań zbiorowych
wątpliwego tytułu króla polowania. Lekceważą trudne warunki atmosferyczne. Strzelają
pospiesznie, do źle rozpoznanych celów. Strzelają wzdłuż linii myśliwych albo w kierunku
nagonki. Lekceważą możliwości tragedii z powodu rykoszetów brenek. Nie troszczą się o
bezpieczeństwo otoczenia. Z obawy przez narastającym potępieniem łowiectwa przez
społeczeństwo, Polski Związek Łowiecki nie prowadzi statystyk dotyczących
nieprzestrzegania regulaminu polowań. Większość przewinień myśliwych jest przez nich
skwapliwie ukrywana toteż nie wychodzi poza koła łowieckie. Mnożą oni przeto postrzelone
zwierzęta i groźne wypadki godzące w ludzi - zranienia i śmierć. Tak więc „najbardziej
elementarne zaniedbania, których łatwo uniknąć, prowadzą do najdotkliwszych strat”
(Andrzejczak, s. 32).
W czasie polowań emocje górują nad rozumem a nawet zupełnie go unicestwiają,
powodując tragiczne skutki. Przyznaje to Andrzejczak pisząc: „przed pociągnięciem za spust
emocje górują nad rozsądkiem” (s. 123). „Podczas polowań... nie ma czasu na dłuższe
109
zastanowienie się, a decyzję musimy podejmować niezwłocznie” (s. 54). Niekwestionowaną
przesłanką tragicznych wypadków na polowaniach „są nadmierne emocje wywołane nagłym
pojawieniem się długo wyczekiwanego zwierza, a także nieuzasadnione ryzykanctwo i chęć
zaimponowania” (s. 10). Zachłanni, pazerni i rozgorączkowani myśliwi, to powtarzana często
opinia, „ładują do wszystkiego co się rusza”. „Zdarza się często, że myśliwi dążąc za wszelką
cenę do przechytrzenia zwierza, posuwają się do karkołomnych działań. Nie zważając na
obowiązujące regulacje prawne, zasady etyki, obmyślają przedziwne sposoby polowania”(s.
71). Wśród nich znajduje się paradoksalna regulacja dotycząca wyboru króla polowania
podczas polowań zbiorowych. Myśliwi usilnie dążą do tego korporacyjnego zaszczytu. Jako
„ludzie z chorymi ambicjami” nie baczą na to, że „wówczas pasja łatwo może przerodzić się
w zachłanność, a stąd już tylko krok do nieszczęścia”(s. 23,9).
Badacze przyczyn ludzkich i zwierzęcych tragedii analizują je także w kontekstach
ryzyka, czyli wskaźników prawdopodobieństwa strat powodowanych określonymi
zachowaniami. Szacowanie ryzyka strat powodowanych polowaniami prowadzi do wniosku,
że można by było ich uniknąć tylko po całkowitym zaniechaniu polowań. Przyznaje to w
pełni Andrzejczak wyjaśniając: „Wydaje się, że tylko odpowiednio zaprogramowany
komputer, a nie człowiek ogarnięty emocjami, jakie zawsze występują przy takich
spotkaniach (tj. polowaniach – F.H.L.), mógłby spełnić wszystkie warunki niezbędne dla
należytej i zgodnej z obowiązującymi kryteriami oceny prawidłowości odstrzału oraz
bezpiecznego wykonywania go” (s. 139).
Statystyki wypadków na polowaniach
Dokładne liczby wypadków na polowaniach zdarzających się corocznie w Polsce nie
są znane. Polski Związek Łowiecki unika prowadzenia takiej statystyki aby nie pogłębiać
wrogości społeczeństwa wobec tego tyleż groźnego co już niekoniecznego procederu.
Niektóre tylko te wypadki przenikają do wiadomości ogółu wtedy, kiedy już nie udało się ich
ukrywać, zgodnie z utrwaloną praktyką kół łowieckich. Pod hasłem Biblia Curiosa, na
stronach Internetu, odnotowywane są tylko niektóre wypadki śmiertelne z bronią myśliwską
w Polsce. Na podstawie różnych źródeł udało się ustalić, że w latach 1999-2014 w naszym
kraju myśliwi zabili przynajmniej 32 osoby, a więc zabijają około 3 osoby rocznie. Ogromne
rozbieżności występują w tym względzie między danymi niemieckich władz łowieckich a
niemieckim związkiem antyłowieckim. Te pierwsze przyznają o zaistnieniu corocznie w
Niemczech około 2 wypadków śmiertelnych, a ci drudzy około 40. We Włoszech zdarza się
około 20-30 wypadków śmiertelnych rocznie spowodowanych przez myśliwych.
Andrzejczak, w cytowanej tutaj książce, stwierdził: „W łowiectwie zdarza się rocznie
kilka postrzeleń śmiertelnych, kilka osób doznaje ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz
kilkadziesiąt niegroźnych okaleczeń” (s. 3). I dalej napisał: „Coroczne raporty o wypadkach
dowodzą, że do ciężkich obrażeń ciała dochodzi częściej w czasie polowań zbiorowych niż
polowań indywidualnych” (s. 42). Zauważył: „główną przyczyną postrzeleń podczas polowań
indywidualnych jest strzelanie do nierozpoznanych celów, a na zbiorowych strzelanie po
linii” (s. 43). Tragedie powodowane strzelaniem łowców do nierozpoznanych celów mają
miejsce z reguły podczas nocnych zasiadek i podchodów” (s. 59). Jak policzył to w 2014 roku
January Weiner „Liczba osób (i myśliwych) zabitych przez myśliwych w ciągu ostatnich
pięciu lat jest nieskończenie razy większa od liczby osób zabitych przez wilki albo
niedźwiedzie, i nadal jeszcze wyższa niż liczba osób zabitych w wypadkach drogowych z
udziałem łosi” (W obronie myśliwych, blog Januarego Weinera, 24 czerwca 2014).
Ponury obraz wyłaniający się z łowieckich wyczynów polskich myśliwych niepokoi
nawet niektórych spośród niech. Oto jak Andrzejczak ukazuje oblicze tych, którzy nie
wiadomo czy widzą i słyszą ale wiadomo, że strzelają by posłużyć się jakże trafnym
110
sformułowaniem Adama Wajraka: „liczba nieszczęśliwych wypadków na łowach nie maleje,
a wszelkie apele o zwiększenie bezpieczeństwa nie docierają do potencjalnych sprawców” (s.
19). Wśród różnych danych dotyczących wypadków z bronią palną niechlubny prym należy
do Amerykanów. Łatwy dostęp do broni w Stanach Zjednoczonych, nadal jeszcze
legalizowany drugą poprawką do Konstytucji powoduje, że zarówno sprawcami tragedii jak i
ich ofiarami są ludzie w różnym wieku – od niepełnoletnich po sędziwych. Znaną
obrończynię tej poprawki Jamie Gilt postrzelił w 2016 roku jej 4-letni syn, gdy kobieta
prowadziła samochód. Z broni myśliwskiej m.in. giną tam często w szkołach i uczelniach
wyższych, na ulicach i publicznych pomieszczeniach zamkniętych duże grupy ludzi. W
ostatnich 45 latach broń palna w rękach Amerykanów zabiła więcej Amerykanów niż
wszystkie wojny. Przeto nie bez powodów prezydent Obama opowiedział się za dość
radykalnym ograniczeniem prawa Amerykanów do posiadania broni palnej.
W przeciwieństwie do władz polskich, uległych myśliwskiemu krętactwu, władze
amerykańskie zobowiązują tamtejsze związki łowieckie do skrupulatnego prowadzenia
statystyk wypadków powodowanych przez myśliwych. Statystyki te, publikowane w skalach
każdego kolejnego roku, dostępne są na odpowiednich stronach Internetu. W 2010 roku, na
przykład, w USA wypadki z bronią obejmowały około 0,5% wszystkich wypadków. Oto
procentowy udział z tego roku różnych przyczyn amerykańskich wypadków wśród ich ogółu:
drogowe (27,9%), otrucie (27%), upadki (21,5%), uduszenie (5,1%), utonięcie (3,1%), pożary
(2,4%), siły natury (1,3%), transport inny niż lądowy (0,7%), zamknięcie w obiekcie (0,7%),
inne (9,5%). Wśród wspomnianych 0,5% wypadków z bronią znajdują się wypadki na
polowaniach jako ich znaczna część. Według statystyk amerykańskich z 2015 roku wypadki
śmiertelne z użyciem broni obejmują około 1% wszystkich wypadków śmiertelnych, czyli
około 700 wypadków rocznie w tym kraju. Zgodnie z danymi National Safety Council
(Narodowej Rady Bezpieczeństwa) typowy Amerykanin narażony jest na tragiczną śmierć w
następujących skalach prawdopodobieństwa: w jakimkolwiek wypadku 1 na 23; w wypadku
drogowym 1 na 56; podczas spaceru przez wehikuł 1 na 612; spadając z jakiegoś mebla 1 na
4745; z powodu użycia broni 1 na 4888.
W świetle International Hunter Education Association każdego roku w Stanach
Zjednoczonych i Kanadzie ginie z rąk myśliwych około 100 osób, a około 1000 jest
postrzelonych. W samych Stanach Zjednoczonych jest to odpowiednio około 80-90 osób i
około 800-900 osób. Organizacje łowieckie tego kraju jak Mundatory Hunter Safety Chasse,
Hunter Incident Clearinghouse czy też National Shooting Sport Foundation w swych opisach
starają się łagodzić społeczny odbiór skutków tragicznego używania broni przez myśliwych.
Czynią to poprzez różne porównania liczb wypadków na polowaniach z innymi rodzajami
wypadków. Osiągają przy tym duże wrażenie gdy np. podkreślają, że w USA ginie corocznie
ponad 33 tysiące osób w wypadkach drogowych i z powodu otruć. Chełpią się, że człowiek
jest narażony na śmierć 14 krotnie bardziej podczas gry w siatkówkę, 34 krotnie jako
rowerzysta, 50 krotnie jako koszykarz i 127 krotnie jako piłkarz wodny niż polując. Są to
dość naciągane porównania toteż powątpiewają w nie miliony ludzi i oficjalnie członkowie
Commeettee To Abolish Sport Hunting.
Wśród ogółu wypadków powodowanych przez amerykańskich myśliwych aż około
48% stanowią wypadki powodowane przez osoby młode w wieku 10-29 lat. Ze względu na
rodzaj broni najbardziej niebezpieczna jest broń śrutowa, ale i broń kulowa zbiera liczne
krwawe żniwo. Wypadki ze współsprawstwa są dwukrotnie bardziej częste niż te z winy
jednej osoby. Z uwagi na stopień niebezpieczeństwa najbardziej niebezpieczne są kolejno
polowania na: jelenie, bażanty, ptaki wodne, gołębie, króliki i wiewiórki. W USA corocznie
zdarza się około miliona wypadków drogowych wynikających ze zderzeń pojazdów z
jeleniami. Szkody z tego tytułu powodują około 19500 zranień ludzi i straty materialne około
111
1,5 miliarda dolarów. Przeciwnicy łowiectwa twierdzą, że w większości tych wypadków
faktycznymi ich sprawcami są myśliwi, którzy płoszą na drogi jelenie z ostoi leśnych.
Zwierzęta chronione ofiarami myśliwych
Każda zdrowa istota żywa broni swojego życia przed godzącymi w nie agresorami.
Mimo, że współczesna gawiedź łowiecka wyposażona jest w doskonały zabójczy sprzęt,
niemal nie pozostawiający żadnych szans na przeżycie wolnym zwierzętom, na życie których
uporczywie i podstępnie czyha, to jednak nie wszystkie one padają ich ofiarami. Mimo, że
nawet owa gawiedź dzieli zwierzęta wolne na tzw. łowne i chronione, to jej zabójcze odruchy
strzelania do wszystkiego żywego co się porusza, powoduje iż uśmierca także zwierzęta
spośród tych uznawanych formalnie, a więc tylko pozornie, za chronione. Jest tajemnicą
poliszynela, że w swych nieludzkich hierarchiach wartości różnych trofeów ceni sobie
szczególnie wysoko te pochodzące z ofiar zwierząt chronionych. Kiedyś, pewien beztroski
nemrod, chcąc błysnąć oryginalnym prezentem, usiłował mi wręczyć skórę ze skłusowanego
wilka. Gdy odrzuciłem to z oburzeniem - był bardzo tym zdziwiony; pomrukiwał pod nosem
„my myśliwi cenimy sobie takie trofea najwyżej”.
Ekolodzy alarmują ludzkość o całkowitym, coraz szybszym i bezpowrotnym
wyniszczaniu kolejnych gatunków wolnych zwierząt. Karygodny w tym współudział mają
obłudnicy z flintami z jednej strony mieniący się strażnikami fauny, z drugiej zaś strony bez
skrupułów zabijający nawet już ostatnie osobniki chronionych jej gatunków. Mnożyć można
przykłady tego rodzaju bezeceństwa uprawianego w Polsce i poza jej granicami. W zwięzłym
tekście jak ten jest miejsce tylko na uwagi ogólne. Bardziej natomiast szczegółowe opisy
mnożą się zwłaszcza w mediach i na forach Internetu. Każdy przeto bliżej zainteresowany
łamaniem prawa chroniącego zwierzęta przed pochopnymi strzelaczami może przeczytać w
Internecie teksty zbioru pod hasłem Wypadki/Przestępstwa/Nie podaję ręki myśliwym.
Poniżej przytoczone są przykłady tytułów spośród tego obfitego i jakże ponurego zbioru.
Oto niektóre tytuły ze wspomnianego zbioru o polskich myśliwych. „Polscy myśliwi
zabijają chronione gatunki zwierząt. Rysie, żubry, wilki, niedźwiedzie”; „Zachowania i
poglądy kłusownicze wśród myśliwych, Trucie ptaków”; „Śledczy na tropie gangu myśliwych
– kłusowników zabijających wilki”; „Skłusowany wilk w Bieszczadach – myśliwi przyłapani
podczas ściągania skóry ze zwierzęcia przez przypadkowego spacerowicza. Zwierzę miało 2
rany postrzałowe”; „Czeski orzeł zastrzelony przez polskiego myśliwego”; „Myśliwy zabił
sarnę w okresie ochronnym”. W opiniach Internautów to bezmózgowcy w kapelusikach z
piórkiem, wąsikiem, wzdętym brzuszyskiem i flintą uśmiercają nawet nierozpoznane cele.Do
najbardziej przykrych moich doświadczeń należy napotkana kiedyś w Puszczy Solskiej
śmiertelnie postrzelona, dogorywająca sarna a obok niej bezbronne popłakujące, niezdarne
malutkie sarniątko.
Realne i poważne zagrożenia dla chronionych gatunków wolnych zwierząt niesie
każda nominacja myśliwego na ministra ochrony środowiska naturalnego. To oni zwykle nie
tylko samowolnie i zupełnie bezkarnie polują i kłusują na wszystko na co tylko mają ochotę,
ale i forsują coraz bardziej liberalne prawo dopuszczające zabijanie chronionych wcześniej
gatunków zwierząt. Na szczególne potępienie zasługuje w tym względzie wyjątkowo krwawy
minister o nazwisku Jan Szyszko specjalista nie tylko od wyniszczania fauny ale i
puszczańskiej flory. Kiedyś zabiegał on usilnie o legalizację uśmiercania wilków, następnie
zaś łosi. Dupuścił wycinkę setek hektarów Puszczy Białowieskiej. W takiej sytuacji bezkarnie
„71-letni Norweg zastrzelił chronione obecnie w Polsce łosie”. Zapewne uczynił to nie bez
czyjegoś przyzwolenia i z łatwością ponieważ łosie darzą ludzi dużym zaufaniem i poruszają
się dość wolno.
112
Karygodnie lekkomyślne, czy też zupełnie bezmyślne, strzelanie do nierozpoznanych
celów to alibi dla myśliwskich hipokrytów. Dzielny krakowski nemrod zabił własną żonę bo
mu się pomyliła z sylwetką dzika. Inny myśliwski chwat jak napisał Andrzejczak „Nie
wiedział jak wygląda sarna” więc „ustrzelił żubra... Rozemocjonowany wyjaśniał, że był
przekonany o celowaniu do dużego dzika” (s. 38 i n.). I jeszcze ze stron Internetu: „Dobrze
zaplanowana zbrodnia na żubrze”; „Puszcza Białowieska: Myśliwy przez pomyłkę zastrzelił
żubra”. „Myśliwi to pijanice, które nie umieją odróżnić jelenia od myśliwego i sami zabijają
się na polowaniach”. Wspomniany minister na samym tylko Podlasiu zalegalizował
uśmiercenie hurtem wiele żubrów jak i aż 41 000 dzików.
Myśliwi nie poprzestają na zabijaniu wolnych zwierząt lecz uśmiercają również
zwierzęta domowe. Oto przykłady tytułów tekstów z Internetu: „Zabójstwa psów i nienawiść
do zwierząt domowych. Tylko dlatego, że »mogą zagrozić zwierzynie«, której sami zabijają
setki razy więcej”; „Karmiąca zastrzelona klacz. Weterynarz stwierdza ranę postrzałową,
myśliwi wypierają się”; „Myśliwy ustrzelił konia”,– bo pomylił; „Myśliwy zastrzelił kucyka”.
„Wybitny polski łowczy” zastrzelił cudzoziemcom ulubionego osiołka, z którym
przewędrowali świat, bo będąc w pijanym obłędzie pomylił mu się z jakimś zwierzęcym
potworem.
Ustawa z dnia 21 sierpnia 1997 roku o ochronie zwierząt legalizowała odstrzał
zdziczałych psów i kotów, nie odróżnianych często przez bezmyślnych z flintami od zwierząt
niezdziczałych. Uśmiercali je więc masowo. Dopiero nowela do tej ustawy z dnia 1 stycznia
2012 roku wprowadziła zmiany: „Dzierżawca lub zarządca obwodu łowieckiego może podjąć
działania zapobiegające wałęsaniu się psów na terenie obwodu poprzez: 1) pouczenie
właściciela psa o obowiązku sprawowania kontroli nad zwierzęciem; 2) odłowienie psa i
dostarczenie go właścicielowi, a jeżeli ustalenie tej osoby nie jest możliwe dostarczenie do
schroniska dla zwierząt”. Andrzejczak mało skutecznie poucza kolegów niegodziwców gdy
stwierdza: „Każdy przypadek bezprawnego zastrzelenia psa rodzi nieodwracalne następstwa.
Szkodzi wizerunkowi nas wszystkich” (s. 142).
Trudno byłoby mówić o jakimkolwiek zachowywaniu godziwego wizerunku
myśliwych. W społeczeństwie tego już zupełnie brak. Na stronach Internetu Guest 28 stycznia
2016 roku napisał, nie wychodząc ze zdziwienia: „jak pomylić LABRADORA z dzikim
zwierzęciem? Pomyślał, że to co? Wilk albinos? Czy dziki albinos? A może sarna bez
sterczących uszu i z długim ogonem?”; „Egzekucja psa – myśliwy z samochodu zastrzelił
zwierzę przy właścicielce, po czym odjechał”; „Włoski myśliwy zakopał żywcem własnego
psa, bo ten nie spełniał jego oczekiwań na polowaniu”. A więc nie szczędzą nawet własnych
psów. W próżnię przeto trafiają słowa Internauty: „Jebana »elita«, wieśniaki jakich mało.
Niech strzela do własnego psa jak taki żądny krwi... Jakby to był mój pies to bym chuja sam
zastrzelił”.
Światowym echem rozbrzmiewają uśmiercenia wyjątkowo już rzadkich gatunków
zwierząt afrykańskich, tak bardzo atrakcyjnych dla ludzi szanujących ich życie. W ogniu
światowej krytyki znalazł się hiszpański król Juan Carlos gdy opublikowano jego zdjęcie
przed zabitym słoniem podczas polowania w Botswanie w 2006 roku. Z trudem przenikają do
publicznej wiadomości przypadki zabijania przez różnych bonzów w Rosji chronionego
gatunku tygrysa. Na amerykańskich formach internetowych o wyczynach tamtejszych ,pożal
się boże nemrodów, można m.in. przeczytać: „aresztowany za zabicie aligatora” (arrested for
hunting killy aligator), czy też „ukarany za zabicie niedźwiedzia grizzly” (fined for killing
grizzly bear).
I jeszcze komentarz Internauty podpisanego dkrzyszton: „Drodzy myśliwi! Przestańcie
wciskać ten kit o ochronie środowiska przyrodniczego. Ono istniało bez was i było świetne, a
teraz ledwo dyszy. Właśnie przez was. Nóżkami już przebieracie, by powalić do łosi, które
ledwie, ledwie udało się rozmnożyć na tyle, by ten gatunek nie zginął z powierzchni ziemi.
113
Dokarmianie zimą? Ktoś to widział? Raczej walenie z broni do głodnych saren przy
karmnikach. Widzimy też trupy, którymi obwieszacie sobie ściany (psychiatra się tu kłania),
mękę zaszczuwanych dla rozrywki lisów (u mnie na podwórko przychodzi taki słodki maluch
podjadać kocią karmę i zarąbałbym każdego myśliwego, który chciałby »uratować« mnie
przed tymi odwiedzinami), kretyńskie rytuały itd. Powinno się was karać tak samo jak
znęcających się nad zwierzętami. Oby was spotkało samo zło”.
Samoobrona zwierząt przed myśliwymi
Zwierzęta wolne są bezpodstawnie nazywane zwierzętami dzikimi ponieważ gdy
wyczuwają przyjazne wobec nich intencje człowieka dość łatwo dają się oswoić. To, co
nazywane jest dzikością to w gruncie rzeczy płochliwość wolnych zwierząt powodowana
wyczuwaniem przez nie ludzkiej agresywności grożącej im śmiercią. Wiadomo, że nawet
najbardziej groźne gatunki wolnych zwierząt jak np. niedźwiedzie, tygrysy, czy też nawet
wilki, po ich oswojeniu, mogą stawać się ulubionymi przyjaciółmi ludzi. Znane są przypadki
macierzyńskiej opiekuńczości wilczyc nad porzuconymi ludzkimi niemowlętami karmiącymi
je własnym mlekiem.
Jeśli już rozważamy jakieś analogie między zachowaniami zwierzęcymi a
zachowaniami ludzkimi w trudnych dla nich sytuacjach, to samoobronne reakcje wolnych
zwierząt, wobec czyhających na nie podczas polowania bezdusznych zabójców, można
porównywać do obrony koniecznej. Udane, żałować należy że bardzo nieliczne, przypadki
samoobrony wolnych zwierząt przed atakującymi je bezmyślnymi z flintami, wywołują jakieś
przebłyski zadowolenia ludzi z poziomu człowieczeństwa, a nie tylko człowieczości. Znane
są sytuacje, analogiczne do obrony koniecznej, gdy zaatakowane przez uzbrojonego agresora
wolne zwierzę rani go albo nawet zabija swoją naturalną zbroją – kłami, rogami, pazurami,
łapami czy też w inny sposób. Gdy zwierzyna okazuje się sprytniejsza niż myśliwy, role
mogą się odwrócić. Wówczas myśliwy staje się jakby zwierzyną.
W Polsce tego rodzaju samoobrona przed łowieckimi zabójcami udaje się niekiedy
dzikom. W Internecie opublikowano np. tekst pod tytułem Przerażający wypadek na
polowaniu. Rozjuszony dzik zabił pomocnika myśliwego – był nim znany piłkarz. I komentarze
do tego Internautów: „To nie dzik wszedł mu na boisko. Wręcz przeciwnie on wszedł na jego
teren”. „Dzik bronił życia. Miał prawo”. „Jak się nie ma w głowie to ma się w nogach”. W
czasie samoobrony dzik „ugodził kłem Daniela Malinowskiego w tętnicę udową. Nim
przyszła pomoc – mężczyzna wykrwawił się”. Zmyśloną albo może i prawdziwą szarżę dzika
na siebie opisywał pozujący bezwstydnie na bohatera były prezydent i bezrefleksyjny łowca
Bronisław Komorowski. Utrzymywał, że wtedy syn, także myśliwy, jak to bywa w takich
rodzinach, uratował mu życie. Komorowski nie został nawet wówczas zraniony. Zdarzyło się
to zaś w sytuacji opisanej w Internecie pod tytułem Wypadek na polowaniu w Smolarni. Dzik
zranił mężczyznę idącego w nagonce.
Inny budujący przykład samoobrony wolnego zwierzęcia, to tym razem lisica.
„Według relacji białoruskiego myśliwego, trafił on lisicę z dubeltówki. Kiedy chciał dobić
ranne zwierzę kolbą, lisica machnęła łapą i wyzwoliła spust. W ten sposób lisica miała
postrzelić Białorusina w biodro”. Wśród komentarzy Internautów dominują zachwyty nad nie
tylko przysłowiową tym razem chytrością lisa. Z ustnego przekazu znam przypadek
płonącego bezmyślnego, czyli niby myśliwego, który podpałkami nasyconymi benzyną
wypędzał lisa z jego nory aby łatwo zgładzić go strzałem z bliska. Lis, wyskakując w
śmiertelnym przerażeniu z nory, przerzucił iskry ognia na przesiąknięte benzyną ubranie
okrutnika, które płonąc poparzyło mu ciało i pozbawiło resztek włosów na łysawym już łbie.
Wiadomo także, że opasłe leniuchy z flintami bezkarnie polują strzelając z auta. Na stronach
114
Internetu pod tytułem Łoś zdemolował mu auto można przeczytać o samoobronie łosia przed
takim niegodziwcem.
Psy bywają znakomitymi pomocnikami łowieckich spasibrzuchów, ale i niekiedy
przypadkowymi i także, jak się może wydawać, niemal świadomymi sprawcami ich śmierci.
Oto tego przykłady dostępne w Internecie. „Wypadek na polowaniu: pies nadepnął na cyngiel
myśliwy nie żyje...podczas polowania na gęsi w okolicy miasteczka Stowell w południowym
Teksasie... Postrzelony w udo mężczyzna zmarł”. Pies zastrzelił człowieka – kara dla
właściciela. „Pies... wpadł na leżący na ziemi karabin i zawadził łapą o cyngiel broni.
Wystrzelona kula śmiertelnie zraniła... znajomego myśliwego”. Wypadek na polowaniu. Pies
postrzelił swojego właściciela. Podczas polowania na jelenie „gdy myśliwy miał już
naładowaną strzelbę... basset wskoczył na niego... zahaczył łapą o spust strzelby a
wystrzelony nabój przebił na wylot dłoń mężczyzny”. Dotyczy tego rodzajów przypadków
także tekst Pies zastrzelił myśliwego.
Internauci, i nie tylko oni, ubolewają, że to nie hiszpański król Carlos lecz słoń zginął
podczas polowania w Afryce. Jednakże, wielu władczych i bogatych strzelaczy ginie w
polowaniach typu safari z powodu udanej samoobrony słoni, lwów i nosorożców. Informacje
o tym występują częściej na anglojęzycznych stronach Internetu niż stronach
polskojęzycznych. Czytamy: „Hunter killed by bull elephant in Africa” (Myśliwy zabity
przez słonia w Afryce). W Ameryce Północnej: „killed by bufflo illegal – hunting he was
trying to shoot”(został zabity przez bizona nielegalnie polując, którego usiłował zastrzelić).
W Ameryce Południowej Two Hunters attacked and killed by giant anteaters in Brazil (Dwaj
myśliwi zaatakowani i zabici przez olbrzymie mrówkojady w Brazylii).
Bez wątpienia myśliwi obciążeni są cechami pospolitych szkodników, corocznie
uśmiercających setki tysięcy wolnych zwierząt, które nie są szkodnikami. Obrońcy zwierząt
bywają radykalni gdy wyrażają żal, że tych pierwszych ginie zbyt mało a tych drugich zbyt
dużo podczas ich konfrontacji na polowaniach. „Kiedy człowiek zabija tygrysa, nazywa to
sportem, ale jeśli tygrys zabija człowieka, nazywa to okrucieństwem” – zauważył trafnie
George Bernard Shaw.
„Pozyskują” ludzi
W hipokrytycznym szwargocie, zwanym zbyt wyniośle i obraźliwie dla gwary, gwarą
łowiecką zabijanie wolnych zwierząt to „pozyskiwanie”, ale odnośnie do ludzi to już właśnie
zabijanie. Skutki zabijania każdej istoty zdrowej i żywej, zarówno wolnych zwierząt jak i
ludzi są tożsame – nieodwracalne pozbawienie życia. Przeto, aby utrzymywać się w
konwencji językowej zabójców bez konieczności należałoby wszelkie zabijanie istot żywych
określać słowem „pozyskiwanie”. Zabójcy ci, co należy w tym kontekście podkreślać,
„pozyskują” nie tylko wolne zwierzęta lecz również siebie, najbliższych, kolegów i osoby
przypadkowe. (Por. np. maw, Śmiertelny strzał. Celował do dzika, kula trafiła w człowieka,
„Tygodnik Zamojski”, 26 sierpnia 2016).
Wielcy i sławni obrońcy wszelkiego życia, jak zwłaszcza św. Franciszek i także inni,
za najbardziej udane polowanie uznaliby takie, podczas którego wybiliby się, czyli
„pozyskali”, do ostatniego sami myśliwi. Jedni „pozyskiwaliby” zabójczo drugich, a ten
ostatni pozyskałby samobójczo samego siebie. Literat Andrzej Majewski zauważył smętnie:
„Myśliwy czasem staje się zwierzyną, zwłaszcza gdy powieje przeciwny wiatr”. Andrzejczak
informuje: „samobójstwa popełniane z broni myśliwskiej. Każdego roku zdarza się kilka
takich zgonów” (s. 125). Wymowne są tytuły tekstów w Internecie: „Schodził z ambony i...
osierocił trójkę dzieci i pozostawił cierpiącą żonę”. I komentarz Internauty: „Oby taki los
spotkał KAŻDEGO myśliwego. I to w głębi lasu, tak żeby się męczył co najmniej parę godzin
zanim zdechnie! A na pogrzebie radosne tańce i śpiewy...”.
115
Samobójcze „pozyskiwanie” siebie przez myśliwych miewa miejsce zarówno z ich
własnej zawinionej głupoty, świadomego samobójstwa jak i innych przyczyn. O własnym
zawinieniu, obok już wspomnianych, traktują teksty w rodzaju: Turkey hunter accidently
shoot himself (Polujący na bażanty przypadkowo zabił siebie) czy też liczne z tytułem Hunter
death (Śmierć myśliwego). I polskojęzyczne tytuły ze stron Internetu: Makabryczne odkrycie
w siedzibie koła łowieckiego w jednej z miejscowości pod Sulechowem (lubuskie). Znaleziono
ciało myśliwego, który umarł od postrzału z broni; Szykany i psychiczne nękanie koleżanki z
koła łowieckiego, co doprowadziło pokrzywdzoną do samobójstwa; Myśliwy postrzelił się na
polowaniu. Ponad pół wieku temu sławny pisarz Ernest Hemingway, wieńcząc swoje
łowieckie sukcesy, popełnił samobójstwo przy pomocy broni myśliwskiej.
Zadeklarowani zabójcy „pozyskują” najbliższych. W tekście z Internetu Myśliwych
śmiertelne zabawy z bronią można przeczytać: W Polsce „tragedii jest kilka rocznie. Zdarzają
się rodzinne dramaty... Pod Krotoszynem w Wielkopolsce 61-latek polując na dzika, zastrzelił
swojego syna. W 2011r. koło Dzierżoniowa myśliwy ostrzelał grupę osób, bo myślał, że to
wataha dzików i zabił własną żonę”. Deweloper z Krakowa zastrzelił żonę na polowaniu, bo
wziął ją za dzika. Ale „pozyskiwani” są także mężowie przez żony. Husband shoot by wife
while hunting in Maine (Mąż zabity przez żonę podczas polowania w Maine). I znowu z
Internetu: „Podczas powrotu z polowania pijany syn myśliwy nieumyślnie odstrzelił ze
sztucera głowę swojemu ojcu myśliwemu. Auto... jechało z kierowcą bez głowy zanim
zjechało na pobocze i uderzyło w drzewo... myśliwi strzelają z auta do zwierzyny”.
W ramach koleżeńskich uprzejmości, strzelacze „pozyskują” trofea w formie trupów
swoich kolegów. Na stronach Internetu: Myśliwi strzelają do... myśliwych; Myśliwy
śmiertelnie postrzelony na polowaniu zbiorowym. To nie rykoszet. Myśliwy z zarzutami za
zabicie kolegi; W Stanach Zjednoczonych wiceprezydent Chaney postrzelił kolegę na
polowaniu. W tym kraju również: hunter kills himself moments ofter accidently shooting his
friend dead (myśliwy zabił siebie chwilę po przypadkowym strzale, którym zabił kolegę). W
2015 roku w Niemczech: „Podczas sobotnich polowań na dziki zginęło... w odrębnych
wypadkach dwóch mężczyzn”. I tam także: „Dwie osoby straciły życie w następstwie
tragicznego wypadku... na polowaniu w okolicach Fryburga Bryzgowijskiego”. Pozyskują
również niepełnoletni: 12 latek śmiertelnie postrzelił kolegę bawiąc się bronią myśliwską.
Broń należała do jego ojca.
Z rąk strzelców, którzy nie wiadomo czy widzą i słyszą, giną ludzie przypadkowo.
Killed in hunting accident (Zabity podczas wypadku na polowaniu) w Stanach
Zjednoczonych. W Polsce „60-letni myśliwy oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci
21-latka, którego postrzelił ze swojego sztucera. Ofiara siedziała w samochodzie
zaparkowanym na leśnym parkingu, oddalonym kilkaset metrów od myśliwego”. Andrzejczak
ostrzega wszystkich zbieraczy runa leśnego: myśliwy „musi zachować szczególną ostrożność
w posługiwaniu się bronią w okresie zbiorów runa leśnego” (s. 63). Padają jednak groźne dla
zbieraczy Strzały podczas... grzybobrania i jagód. Jest to jaskrawe i na ogół zupełnie bezkarne
ograniczanie przez strzelaczy prawa ludzi do niezakłóconego dostępu do przyrody. Zgodnie z
polskim kodeksem karnym za nieumyślne spowodowanie śmierci grozi kara do 5 lat
pozbawienia wolności. Myśliwi potrafią jednak unikać tego rodzaju odpowiedzialności.
Bezprawie i bezkarność myśliwych
Bez żadnych wątpliwości myślistwo jest przykładem zalegalizowanego bezprawia i
bezkarności oburzających ludzi uczciwych. Wielorakie przykłady bezprawia niemal
bezkarnych łowów przynoszą kolejne dni każdego roku. Warunki do tego stwarza już
chociażby samo prawo łowieckie. Stanowią je sami myśliwi skupieni w parlamentarnych
klikach lekceważących racjonalne głosy domagające się faktycznej ochrony życia wolnych
116
zwierząt. W praktyce, podczas polowań, prawo to jest łamane, lekceważone i omijane na
różne sposoby. Jeśli już nawet jest stosowane w przypadkach trudnych do ukrycia
przestępczych wyczynów hołoty z flintami, to większość spraw kończy się w łowieckich
komisjach dyscyplinarnych, które czynią wszystko aby zminimalizować winę i uniknąć kary
przez podsądnych kolegów. Także, gdy sprawa winnego myśliwego trafi nawet do sądu
powszechnego, to i tam nie doznaje on zwykle należnych mu przykrości.
Bezprawie i bezkarność myśliwych wynika w decydującym stopniu z samego
charakteru procederu polowań. W przypadku polowań indywidualnych myśliwy pozostaje
poza jakąkolwiek kontrolą z punktu widzenia legalności tego co wówczas czyni. Tym
bardziej, że zwykle lekceważy on „konieczność odnotowania swej bytności w obwodzie” jak
zauważył Andrzejczak (s. 121). Autor ten wyjaśnił, że „polowaniem indywidualnym jest
polowanie wykonywane przez jednego myśliwego, działającego niezależnie od innych
myśliwych znajdujących się w tym samym obwodzie... Chęć pozyskania zwierza za wszelką
cenę sprawia, że zbyt często polowanie indywidualne zmienia się w nielegalną zbiórkę” (s. 39
i n.). Niewiele lepiej dzieje się podczas polowań zbiorowych. Tylko niekiedy można
wówczas jednoznacznie określić sprawcę wypadku. Jeśli już tak, to triumfuje na ogół
fałszywa, bezprawna i niemoralna solidarność korporacyjna, ukrywająca i pomniejszająca
zaistniałe zło. Andrzejczak: „Zarówno podejrzani, jak i obwinieni umniejszają swoją winę,
często obciążają innych uczestników polowania za nieszczęśliwe wypadki, do których
dochodzi w następstwie nieprzestrzegania... reguł” (s. 17).
Do typowych nieprawości popełnianych przez otumanionych łowców należy ich
alkoholizm i także zażywanie narkotyków. Oto tytuły tekstów z Internetu: Alkohol na
polowaniu; Pijany myśliwy uciekał samochodem przed policją; Pijany myśliwy wiózł broń.
Zgubił się w lesie; Sentenced for drunk hunting (Skazany za polowanie po pijanemu). W
próżnię trafiają słowa Andrzejczaka: „Spożywanie alkoholu, spożywanie narkotyków bądź
leków psychotropowych to totalna ucieczka od rzeczywistości, a tego z całą pewnością nie da
się pogodzić z łowiectwem” (s. 126). O przekonaniu myśliwych, że nie ma polowania bez
otępienia umysłu alkoholem, Andrzejczak napisał: „Mylne jest interpretowanie przez
myśliwych zasady stanu nietrzeźwości i stanu po spożyciu alkoholu” (s. 120).
„Istotnym problemem zgłaszanym przez rzeczników dyscyplinarnych – biada
Andrzejczak – jest rosnąca liczba wypadków i zdarzeń kłusowniczych popełnianych, niestety,
przez członków Związku podczas nocnych eskapad” (s. 156). Liczne są „nielegalne
polowania zbiorowe, głównie w lutym” (s. 172). W Internecie opisuje to bezprawie tekst
Prali brudne mięso na szeroką skalę. Podczas nielegalnych polowań szerzy się barbarzyństwo
łowców. Niekiedy czynią oni to ostentacyjnie. Przykładem tego jest tekst w Internecie
Myśliwy próbował utopić lisa, a potem poderżnął mu gardło na oczach ludzi. Niczym głos na
przysłowiowej puszczy brzmią słowa Andrzejczaka „Etyczny myśliwy dbający o swój
wizerunek na pewno nie kupuje noktowizorów ani lofteli” (s. 116). Nie łamie też zakazu
polowania z auta. I znowu Andrzejczak: „myśliwy może również ponosić konsekwencje za
takie zachowania jak na przykład oddanie strzału w sposób przypadkowy, nieświadomy” (s.
26). Komentarz Internauty podpisanego Guest: „Etyczny myśliwy? Niedzielny morderca,
każdy myśliwy to zakompleksiony psychopata”. Opinia Internauty PTICA: „Większość
zasłania się ETYKĄ a to GÓWNO PRAWDA. Mają tyle wspólnego z etyką co ten co ich do
koła przyjął za parę zł”.
Jako swego rodzaju podsumowanie, zbyt jednak zwięzłe w porównaniu do bezmiarów
myśliwskiego bezprawia w obecnej Polsce, niech posłużą nam znowu fragmenty książki
Andrzejczaka. W Słowie wstępnym: „wciąż zdarzają się naruszenia podstawowych
paragrafów regulaminu polowań” (s. 4). I dalej: „Dane statystyczne potwierdzają, że liczba
prowadzonych dochodzeń dyscyplinarnych w ostatnich latach nie zmniejsza się. Niewątpliwie
jest to skutek pewnego rozluźnienia dyscypliny organizacyjnej” (s. 145). O tzw. czarnej
117
liczbie, przestępstwach zaistniałych, ale nieznanych bądź i nieujawnionych: „Znaczna część
tych wypadków nigdy nie trafia do rzeczników dyscyplinarnych” (s. 149). „Pewną
prawidłowością jest, że okręgowi rzecznicy dyscyplinarni rejestrują każdego roku ponad 500
spraw, z czego prawie 40 proc. trafia do sądów łowieckich, a pozostałe dochodzenia są
umarzane bądź postępowanie wyjaśniające kończone postanowieniami o odmowie
wszczęcia” (s. 28). Dodać należy, że w osądzonych sprawach zwracają uwagę zbyt niskie
kary, zwykle zawieszane bądź też umarzane.
MYŚLIWI W ANEGDOCIE
Głupi jak zając po ponowie.
przysłowie
Nieco o anegdocie
Definicje, przedmiot, formę i społeczne znaczenie anegdoty m.in. zawiera
Wprowadzenie do książki Romana Andrzeja Tokarczyka Antologia Anegdoty Akademickiej
(wyd. 3, Polihymnia, Lublin 2015).
Oto, zawarta tam definicja anegdoty: „Typowa, klasyczna anegdota składa się z trzech
części: lakonicznego i szczerego opisu zdarzenia, błyskotliwego dialogu i zaskakującej
mądrością albo komizmem puenty. Wbrew niektórym przekonaniom, anegdota nie ogranicza
się do treści komicznych, satyrycznych czy żartobliwych; ogarniając swoim zakresem to, co
charakterystyczne, może wyrażać treści jak najbardziej poważnych obserwacji i rozmyślań.
Obecnie anegdota jest już na tyle dojrzałą formą literatury, dość ulotnej – ustnej i bardziej
trwałej – pisanej, że tworzy samodzielny gatunek prozy narracyjnej występujących w
pojedynczych jej przejawach i zbiorach – antologiach” (s. 9).
Przedmiotem niezliczonych anegdot o myśliwych są treści wyrażające przekornie i
dobitnie to, co nieoficjalne w tzw. kulturze myśliwskiej. Odsłaniają mniej normy niż wyjątki
od nich, współtworzą i wyrażają jakby kontrkulturę myślistwa. „Jako takie potrafią zarówno
zachowywać samodzielność formy literackiej, jak też wzbogacać i ubarwiać inne formy
literackie – dzienniki, pamiętniki, kroniki, autobiografie, biografie, nowele, powieści, a nawet
teksty filozoficzne i naukowe” (Antologia, s. 10). Źródłem wielu anegdot o myśliwych są
opowieści myśliwskie, najczęściej mało prawdopodobne, ale wpisujące się w formułę
anegdoty, przede wszystkim swoim prostactwem, dosadnością, często wprost wulgarnością.
Polowanie i jego uczestnicy – myśliwi oraz naganiacze – jest wdzięczną nad wyraz scenerią
dla powstawania i funkcjonowania anegdot. Są to na ogół ludzie niewrażliwi na cierpienie,
ból, śmierć ich zwierzęcych ofiar w bagatelizującej to anegdocie znajdując samooszukańcze
pozory samousprawiedliwienia swoich niegodnych poczynań.
„Anegdoty spełniają liczne funkcje: poznawcze, krytyczne, wychowawcze, zdrowotne,
integracyjne. Niemal każda anegdota może skłaniać do zastanowienia się, na ile jest ona
prawdziwa” (Antologia, s. 11). W anegdotach o myśliwych tworzonych przez samych
myśliwych nigdy nie chodzi o prawdziwość. Chodzi natomiast o podkreślenie najczęściej
urojonych cech pozytywności tego, co oni czynią, przy jednoczesnym ukrywaniu
niewątpliwie cech negatywności tego. Z całą zaś bezwzględną otwartością i prawdziwością
obnażają urojenia myśliwych anegdoty pochodzące od niemyśliwych, obdarzonych
zdrowymi, krytycznymi ocenami procederu myślistwa. Dlatego też te pierwsze należy
przyjmować z przysłowiowym „przymrużeniem oka”, gdy te drugie można traktować bardziej
poważnie.
Oczywiście, anegdoty należą do najlepszych i najciekawszych sposobów wzbogacania
rozmowy i przyciągnięcia uwagi każdego audytorium. Wśród samych myśliwych są
118
nieocenionym dla nich źródłem zachowywania jakiejś tam równowagi psychicznej, narażonej
stale przez akty niekoniecznego przecież zabijania wolnych zwierząt. Każdy, kto
przynajmniej jeden raz znalazł się w otoczeniu myśliwych, zwłaszcza po polowaniu, w
oparach alkoholu i bezmyślnego obżarstwa, nie mógł nie być porażony atmosferą
niespotykanego gdzie indziej prymitywizmu i wulgaryzmu. Prymitywizmem porażać musi ich
pijaństwo i obżarstwo, gorsze nawet od konsumpcji plemion pierwotnych. Wulgaryzm
podpitych myśliwych stacza się na padoły wielości przekleństw, „dosadnych” słów i
zwrotów, ubóstwa językowego oraz przygnębiającej karykaturalności wypowiedzi. Ci, którzy
mieli szczęście nie uczestniczenia w tego rodzaju odstręczających konwentyklach, mogą
jednak w zdrowej i normalnej atmosferze poznać je za pośrednictwem anegdot o myśliwych.
Myśliwy na polowaniu
Wiele charakterystycznych cech myśliwego i polowania, w anegdotycznym ujęciu,
zawiera tekst Wiktora Budzyńskiego Spotkanie z myśliwym, z cyklu: Dialogi Aprikozenkranca
i Untenbauma z radiowej Wesołej lwowskiej fali, [w:] Janusz Wasylkowski, Obyś żył w
ciekawych czasach, Warszawa 1991, s. 270-277.
Untenbaum: Ha! Ha! Ha! Co ja widzę, panie Aprikozenkranc, gdzie pan niesie
te skrzypce w futerale?
Aprikozenkranc: To nie żadne skrzypce, panie Untenbaum, to gwintówka, fuzja,
flobert, lankastrówka, flinta -co pan woli... słowem -broń palna i
cuchnąca.
Untenbaum: O, na taki kawał mnie pan nie weźmie. Aprikozenkranc z
gwintówką! Nie! Nie! Panie Aprikozenkranc, ja w to wszystko nie mogę
uwierzyć!
Aprikozenkranc: Pokazać panu moją lufę z futerału?
Untenbaum: Rzeczywiście, no, no! A kapelusik z piórkiem tyż pan masz?
Aprikozenkranc: Naturalnie. Poluję, wdepnąłem w brać łowiecką.
Untenbaum: W co pan wdepnął?
Aprikozenkranc: W brać łowiecką. Poniosła mnie łowcza ochota, knieje, czaty.
Porwały mnie stare opowiadania myśliwego przy ognisku, stara bujda
myśliwska i stary bigos.
Untenbaum: U kogo był pan na polowaniu?
Aprikozenkranc: Bylismy na polowaniu w trójkę – z obławą.
Untenbaum: Policyjną?
Aprikozenkranc: Nie z policją, a ze sforą – z naganiaczami!
Untenbaum: Nu, nu – kto to był?
Aprikozenkranc: Zitronenhalt, jako właściciel kniei w Zagórzu koło Brodów,
następnie byłem ja i był ogar.
Untenbaum: Przepraszam, kto był trzeci, bo nie dosłyszałem?
Aprikozenkranc: Ogar – pies. Naprzód my robili trochę na zasiadkę,...
Untenbaum: Robiliście na zasiadkę? Rozumiem, brak komfortu...
Aprikozenkranc: A potem my robili na wychodzącego.
Untenbaum: To bardzo nieładnie, panie Aprikozenkranc, naprzód za siatkę, a
potem na wychodzącego... Czy nie mogliście poczekać, aż on wyjdzie?
Aprikozenkranc: Panie Untenbaum, pan w ogóle nic nie rozumie, pan jesteś
119
zupełny laik. To jest polowanie na wychodzącego zwierza! Jak tylko
wyszliśmy w gąszcz, to Zitronenhalt wyciągnął swojego kordelasa...
Untenbaum: Co wyciągnął? Przepraszam, nie dosłyszałem.
Aprikozenkranc: Kordelas to jest broń zza pasa.
Untenbaum: Aha, zrozumiałem. To Zitronenhalt jest taki odważny?
Aprikozenkranc: Tak – i poszliśmy na nęcisko.
Untenbaum: Na dziewczynki, znaczy się?
Aprikozenkranc: Nęcisko, to placówka myśliwska. Zitronenhalt, jak się tylko
ozwało granie sfory, dał od razu strzał na połeć!
Untenbaum: Komu? Panu?
Aprikozenkranc: Co mnie?
Untenbaum: Ta mówi pan, dał strzał na połeć... Strzelił na pańska połeć?
Aprikozenkranc: Uś, nie przerywaj pan! Z kolei strzelił w słabiznę!
Untenbaum: Ujajaj! Jak nie w połeć, to znowu strzelił panu w słabiznę!
Aprikozenkranc: W zwierzostan strzelił!
Untenbaum: I co zwierzostan na to?
Aprikozenkranc: Zwierzostan zaczął rwać z kopyta.
Untenbaum: Hm! To musiał być duży zwierzostan, bo miał kopyta... No i co
dalej?
Aprikozenkranc: Wówczas nasz gryfon za zającem...
Untenbaum: Pan nie mówił, że był z wami i jakiś Gryfon?
Aprikozenkranc: Gryfon, to też pies.
Untenbaum: Mów pan trochę wyraźniej, nic tylko same nazwiska, nie wiadomo,
kto człowiek, kto pies.
Aprikozenkranc: Szarak w nogi! Złożyłem się do strzału, Zitronenhalt jeszcze
krzyknął do mnie: - Panie Aprikozenkranc, uważaj pan, to co leci na
przodzie to zając, a w tyle leci pies. Niestety, było już za późno, strzeliłem
w to, co było bliżej...
Untenbaum: Nu! I co się stało?
Aprikozenkranc: Całe moje szczęście, zraniłem tylko psa.
Untenbaum: I to dobre.
Aprikozenkranc: Co dobre?! Co?! Na gwałt musieli szukać we wsi innego
ogara, a Zitronenhalt si wściekał na mnie, że mu popsułem
reprezentacyjne polowanie w tym dniu.
Untenbaum: Ładne było całe polowanie?
Aprikozenkranc: Śliczne – trwało cztery dni. Zitronenhalt dołożył, ma się
rozumieć, wszelkich starań w staropolskiej gościnności. Ponieważ dzików
chwilowo zabrakło, więc wszystkie świnie w folwarku kazał pomalować
na czarno, no tak na kolor dzików... I puścili wszystkie w knieję.
Untenbaum: Gdzie? Gdzie?
Aprikozenkranc: W ustęp! W ostęp, w dziewiczą gąszcz!
Untenbaum: No, nareszcie dodał pan komentarz, tak że zrozumiałem. Bo jakby
pan powiedział tylko pierwsze słowo, to znowu bym się pytał. A jak się
w ogóle goście bawili?
Aprikozenkranc: Dziękuję. Ale najlepiej to bawiła się zwierzyna.
Untenbaum: Zwierzyna? Dlaczego?
Aprikozenkranc: Bo nikt jej nie mógł trafić.
Untenbaum: Nu i co było dalej?
Aprikozenkranc: W środę pokazał się nawet jeden prawdziwy dzik, ale on taki
był smutny, bidaczysko, że ludziom ręce opadały z litości i nikt do niego
120
nie miał siły strzelać.
Untenbaum: Czego coś taki smutny był ten dzik?
Aprikozenkranc: Powiedz pan, z czego taki dzik ma się cieszyć? Ojciec –
świnia, matka – świnia, cała familia – same świnie... Z czego un ma się
cieszyć?
Untenbaum: Ta niby racja, bidne stworzonko...
Aprikozenkranc: Halla! Horlala!
Untenbaum: Co to jest?
Aprikozenkranc: Lala! Lalala!
Untenbaum: Uś, co się panu stało, panie Aprikozenkranc?
Aprikozenkranc: Kot – sasa, kot – sasa!
Untenbaum: Kto? Kogo? Co za kot?
Aprikozenkranc: Wabias! Wabias!
Untenbaum: Ludzi! Co si dzieje?!
Aprikozenkranc: Tak krzyczała nagonka i sforowała. Stary leibjeger
Zitronenhalta, poczciwy Grzegorz Kohn grał na rogu...
Untenbaum: Na ulicy?
Aprikozenkranc: Na rogu, na fanfarze: „Cześć łowcom!“
Untenbaum: Aha!
Aprikozenkranc: No i zaczął się czwarty dzień polowania.
Untenbaum: Jak panu szło?
Aprikozenkranc: Świetnie. Stałem samotrzeć na placówce. Pan rozumie – czaty!
Szarawary moje łopotały na wietrze, mój szczwacz stał za plecami...
Untenbaum: Szczwacz i to za plecami? Nie z przodu? Kto to znowu?
Aprikozenkranc: Nie przeszkadzaj pan tak! Naokoło nic, tylko wilcze doły,
chrapy chartów, od czasu do czasu mignie w krzakach comber sarny, a
poza tym głusza. Sztucer mój oparłem na pniu. Właśnie wycierałem mój
wycior, gdy stary strzelec Kohn zawołał: - Pilnuj!
Untenbaum: Pan był z nim na ty?
Aprikozenkranc: Wszyscy są wtedy per ty!
Untenbaum: Ja bym sobie na to nie pozwolił!
Aprikozenkranc: Ja się patrzę, a przede mną siedzi szarak i je kapustę.
Untenbaum: Nu, nu!
Aprikozenkranc: Strzeliłem, wynik był dwa zero. Jeden wywrócony, jeden
skoziołkowany, jeden zdrów.
Untenbaum: Kto był wywrócony?
Aprikozenkranc: Ja! Ze strachu!
Untenbaum: A kto wywrócił koziołka?
Aprikozenkranc: Zając!
Untenbaum: Pan go zabił?
Aprikozenkranc: Wręcz przeciwnie. Zając wywrócił koziołka z radości, że nie
został trafiony.
Untenbaum: Kto był w takim razie trup?
Aprikozenkranc: Trupa nie było, tylko kapusta wyrwana z korzeniami.
Untenbaum: Czego pan strzelał do kapusty?
Aprikozenkranc: Bo wisz pan, ja jestem wegetarianin!
Untenbaum: Aha!
Aprikozenkranc: Nie miałem tego dnia szczęścia, bo mi się pies wciąż ślinił!
Untenbaum: Ajajaj! Skąd on miał tyle śliny?
Aprikozenkranc: Ależ on miał węch, ten pies! Pi, pi, pi! On mnie znalazł po
121
pięciu godzinach w lesie samym tylko węchem. Co pan na to?
Untenbaum: Dawno panu mówiłem, panie Aprikozenkranc, że trzeba się
częściej kąpać!
Aprikozenkranc: Uś, laik! Wieczorem chodziliśmy na polowanie przez
podejście. Co się nie działo! Zwierzostan szedł na dym, psy farbowały,
stadka kluczyły, bażanty kicały, kwiczoły cirkały... Po prostu straszna noc!
Untenbaum: Wi pan? Ja pana nie poznaję!
Aprikozenkranc: Pan by tak potrafił, co?
Untenbaum: Nie! Nie! Tak bujać ja nie potrafię!
Aprikozenkranc: A pan we w ogóle polował?
Untenbaum: Owszem, jesienią polowałem na szaraki.
Aprikozenkranc: Pierwszy raz coś takiego słyszę!
Untenbaum: I pan wi, jak to się robi bez jednego strzału?
Aprikozenkranc: Nie!
Untenbaum: Robi się tak: w środek kamienia młyńskiego, na polu, kładzie się
główkę kapusty, a brzeg kamienia posypuje się tabaką. Zając przychodzi do
kapusty, obwąchuje sobie kamyczek i zaczyna kichać. Jak kicha – to uderza
głową o kamień, aż wreszcie jest trup!
Aprikozenkranc: Brawo! To ja widzę, że pan tyż troszkę łowiec.
Untenbaum: Troszkę!? Ja jestem cały łowiec. Ale słuchaj pan jak polowałem w
Afryce na lwy – to świetne polowanie!
Aprikozenkranc: Niemozliwe!
Untenbaum: Pan wi, jak to się robi?
Aprikozenkranc: Nie! Nie! Broń Boże! Nie!
Untenbaum: Bierze się na polowanie gołą deskę, na której w czterech rogach
wbija się cztery mocne gwoździe, a pod spodem przymocowuje się ruchome
kółka...
Aprikozenkranc: Nu, nu! Pierwszy raz coś takiego słyszę!
Untenbaum: Potem szuka się lwa. Jak się go spotyka, to drażni się go. Lew z
początku nic, udaje że nic nie widzi, ale potem, jak się rozzłości, to rzuca
się na myśliwego – ten zasłania się deską, a lew nabija się czterema łapami
na te gwoździe. Polowanie skończone! Myśliwy przyczepia tylko sznurek
do deski i odwozi sobie lwa na kółkach, jak dziecinną zabawkę, do domu.
Aprikozenkranc: Ale z pana kłusownik! Ha. ha, ha! Tylko powidz pan, panie
Untenbaum, gdzie pan to wszystko wyczytał?
Untenbaum: To już moja rzecz! Ja też umiem czytać. Ale jak w końcu
skończyło się pańskie polowanie u Zitronenhalta, panie Aprikozenkranc?
Aprikozenkranc: Świetnie!
Untenbaum: W końcu trafił pan tego zająca?
Aprikozenkranc: Trafił.
Untenbaum: Gratuluje pana!
Aprikozenkranc: Dziękuję! Ale właściwie to nie ma do czego! Bo to był chłop z
nagonki. On się nazywał Walenty Zając...
Duchowni myśliwymi
W krytycznym świetle ukazywani są wszyscy myśliwi, a szczególnie myśliwi w
sutannach i habitach – duchowni. Według bowiem utrwalonego, odwiecznego przekonania
duchowni, jak podkreśla chociażby już sama ta nazwa, powołani są do krzewienia wyższych
wartości duchowych, a nie prostackiego owładnięcia cielesnością niekoniecznego już
122
zabijania wolnych zwierząt. Oblicza duchownych w kontekstach polowania obrazuje m.in.
Julian Tuwim w książce Polski Słownik Pijacki i Antologia Bachiczna (Warszawa 1991),
opartej aż na 434 tekstach źródłowych, niemal z całych dziejów Polski.
Już w Słowie wstępnym tej książki Julian Tuwim wprowadza wątki sakralne, jakby
wprost adresowane do duchownych, jak szeroko wiadomo nierzadko grzeszących nie tylko
pijaństwem. „Jest więc ta książka – napisał jej autor – jakby >>pieśnią łabędzią<< bardzo
niegdyś gorliwego sługi Bachusowego, co długie lata zaprawiał się w winnicy i piwnicy
Pańskiej, aż mu przyszło gorzko za Pismem świętym powtarzać: >>Nie bywaj na biesiadach
pijaniców... bo którzy się pijaństwem bawią, zniszczeją. Komu biada? Czemuż ojcu biada?
Komu swary? Komu doły? Komu płynie z oczu? Iżali nie tym, którzy zasiadają na winie i
bawią się kubków wstrząsaniem” (s. 5).
Z książki Tuwima zaczerpnąłem nieco ze słownictwa, nieco z piosenek i pieśni oraz
nieco z poezji dedykowanej pijakom, tutaj szczególnie duchownym myśliwym, jednocześnie
nieuchronnie nie gardzącym pijaństwem. Zanim jednak do tego przejdę, rozpocznę od
przytoczenia anegdoty o polującym pastorze.
Pozwolenie na polowanie
Pewien właściciel ziemski z Marchii Brandenburskiej skarżył się królowi pruskiemu
Fryderykowi II (1712-1786) na pastora we wsi. Widziano go bowiem, jak w polu rzucał grubą
księgą w zająca, a w przypadku pastora musiała to być z pewnością Biblia. Właściciel
ziemski przyszedł więc prosić króla, by zechciał ukarać pastora za kradzież dziczyzny.
Fryderyk II napisał na marginesie podania o ukaranie: „Dziczyzna, którą pastor
upoluje Biblią, należy odtąd do niego”.
Modlitwy klechy
Jak głosi tekst starej piosenki Pochwała butelki „proboszcz niźli przeczyta Biblii
straszny plik, wprzód się z butelką przywita, czerpiąc myśli łyk, łyk, łyk”. Zwykł bawić się
kielichem i przy ołtarzu, nie znając błogosławieństwa i także bezeceństw myśliwych, bez
łyków wina, nie wiedzieć z Biblii dlaczego, chyba jednak dla zmylenia wiernych – nazywając
je winem mszalnym. Niekiedy „nasz miły klecha tak się więc oleje, że się na nogach swoich
jako trzcina chwieje”. Wtedy potrafi najlepiej modlić się do Bachusa „gotów z wrogiem buzi
z dubeltówki kropić”. A gdy z myśliwskiej flaszy raz i drugi stuknie, gawędzi szczerze”,
„potem in ordine braci klasztornych, stuknąwszy crematum (gorzałki)”.
Słudzy Boga
Podczas polowania dwóch duchownych myśliwych z alkoholowymi piersiówkami
kroczy obok siebie i wychwalając urodę świata – udane dzieła Boże. Kiedy jednemu z nich na
głowę spadają ptasie odchody ten mówi głośno do siebie „Pięknie Bóg urządził świat”, a ten
drugi zauważa: - Należy podziękować Bogu, że nie dał skrzydeł żubrom.
Wóda dla nich to „gaduła” albo „rozmowna woda”, bo się po niej dużo gada. „W
rejonie mazowieckim pacierzem ją zowią”. „Bodaj to słyszeć rozmowę braci duchownych,
gdy im spirytualizm zaszmera lekko w głowie”. Łykając ochoczo tażbierek piekielny
wychwalają ją jako Wszechmogączkę i Zbawicielkę. Mnichowie celują w produkcji i spijaniu
wybornej bernardynki, miodu jezuickiego, piwa jezuickiego, piwa klasztornego, tudzież
kapucynki zwanych „katolickimi charakteryzowanymi”, gdyż pije się je w dni świąteczne,
szczególnie podczas myśliwskiego święta Hubertusa.
Poczuł kapustę
Jak opowiada anegdota Zając za kościelnym filarem pewien tyleż misjonarz, co
myśliwy był nadzwyczaj dumny ze swoich kazań. Opowiadał kiedyś kardynałowi Bertrama z
123
Wrocławia o swoich wielkich sukcesach na misji, gdy opiekował się wioską liczącą trzy
tysiące dusz. Do kościoła przychodzili wszyscy, zarówno trzeźwi jak i pijani, toteż był on
często tak wypełniony, że najbardziej pijani musieli leżeć za drzwiami.
I wtedy, gdy misjonarz pociągnął sobie mszalnego wina, wydarzyło się coś
osobliwego. Zapewniał, że na własne oczy widział z ambony jak za filarem zając polny
wsłuchiwał się nabożnie w jego kazanie. Znany z ciętego dowcipu kardynał uśmiechnął się ze
zrozumieniem i powiedział do zakonnika: Tak, ojcze, zając niechybnie poczuł kapustę.
Pijatyka drybusem
Produkują także mnichowie trunek o nazwie „drybus” ponętny dla myśliwych. Oto co
nieco na ten temat: „O.O.Paulini raz nam myśliwym antał młodego słodkiego wina darowali –
niech im tam Pan Bóg tego nie pamięta! – takie ono było wino, jak ja patryjarcha wenecki.
Otóż ten cieńkusz niepoczciwy, ta okrajkowa płukanina, ten dryblus ostatni – bodajby go
szewcy konienieckie piły! – tak mi szpetnie łeb zakręcił”.,
Pewien młody mnich po pijatyce drybusem w kompanii myśliwych zapytał przeora: -
Dlaczego, dobry ojcze, zawsze po nim mam tyle zmysłowych snów? Przeor odpowiedział: -
W snach łakomego kocura, zawsze jest pełno myszy.
Duchowni żłopakami
Myśliwy duchowny potrafi „zalać się jak anioł w Boże Narodzenie”, zyskując dzięki
temu „błogosławionemu stanowi” nadzwyczajną dzielność bachiczną, ale nie łowiecką.
Wówczas popija ochoczo z każdego naczynia, toteż nie unika i „w kubku Boga chwalić”,
upijając się „jak niestworzenie boskie”. Towarzyszy mu wtedy „śpiew aniołów”, który on
sam tylko słyszy jako niebłogosławiony „spirytysta” czy też „spirytualista” – „żłopak
myśliwskiego bractwa żłopospirytystycznego”. Jak nikt inny dobrze wie, raczej
szklanicowego Boga widząc niż innego, że „Pan Bóg patrzy” zawsze, toteż nie marnuje ani
odrobiny żadnego trunku, pomimo nawet najdokuczliwszej nękającej go czkawki.
To każdy myśliwy duchowny, a najlepiej kapelan duchownych, wlewa w swoje gardło
„pogrzebowe”, czyli „kieliszek wódki, który przepijają do siebie myśliwi po pomyślnym
polowaniu”. Jest to kieliszek „przedostatni”, bo wśród myśliwych ostatniego nigdy nie ma.
Nieraz też „pijał zdrowie przenajświętszej Trójcy”, po przepiciu „na druga nogę” i także
„zdrowie Pana Boga podchmieliwszy już sobie dobrze” nie zapominając o sobie po pijacku
wykrzykując „Daj Boże zdrowia”!
Łyktus Benedyktus
Przodujący w pijaństwie myśliwy duchowny z zakonu benedyktynów może sobie
zasłużyć na wielce zaszczytny wśród rozpijaczonej braci myśliwskiej „Łyktus Benedyktus”.
Wierny nakazowi celibatu bez żadnych oporów dołącza się do toastu „nasze kawalerskie!”.
Wyrzeka się ślubować kobietom, ale przyrzeka „nie ślubować od wódki”. Jak to zanotował
Oskar Kolberg myśliwy duchowny dobrze wie, że pić musi Wszystko, co żyje na świecie.
Zatem: ,
„Pobożni księża i mnichy,
gdy ukończą święty krzyk,
potem biorą za kielichy,
dobrze trąbią: łyk, łyk, łyk”.
124
Pijaństwo i obżarstwo myśliwych
Przysłowiowe cechy
Pijaństwo i obżarstwo myśliwych jest już przysłowiowe. Aby nie ulegać empatii
wobec cierpień wolnych zwierząt, jako ich niezawinionych ofiar, piją alkohol przed
polowaniem, w jego trakcie i po zakończeniu tegoż, często aż do nieprzytomności. Upojenie
alkoholowe rozwiązuje języki dla nieograniczonego myśliwskiego bajdurzenia. Unikają
upijania się „pod język”, gdy nie ma zakąski, toteż hołdują obżarstwu jak też nie obżerają się
„na sucho” czyli bez obfitego zalewania „żarła” alkoholem. Są łatwo rozpoznawalni z
powodu ich wzdętych, opasłych brzuchów, czerwonych od nadmiaru alkoholu pysków i
cuchnącego odorem potu i prochu oraz uniformów typu khaki. Znają tylko jeden myśliwski
sposób na odchudzanie: żreć bez umiaru upolowaną dziczyznę kiedy nie uszło jeszcze całe
życie wolnego zwierzęcia.
Myśliwskie „strzelanie”
Oczywiście, po zakończeniu polowania myśliwi zabawiają się na różne sposoby
„strzelając” sobie najpierw „po jednym”, następnie „po drugim”, „trzecim”, „czwartym”... i
tak dalej, ponieważ pijackie zakończenie polowania, bez względu na jego wyniki, powinno
rozpoczynać niekończącą się niemal pijatykę i często seksualne orgie.
Co upolował
Mąż telefonuje z polowania do domu:
- Kochanie, będę za jakiś czas, nie wiem jaki, w domu.
- A jak tam łowy?
- Przez miesiąc nie będziemy kupować mięsa.
- A co upolowałeś? Jelenia?
- Nie.
- Dzika?
- Przepiłem całą pensję...
Bernardyn z benedyktynem
Aby pojemność żołądka myśliwego była dość chłonna „Każdy dobry myśliwy, który
idzie w knieje, zanim coś upoluje, zazwyczaj nic nie je”.
Oto, „dwóch myśliwych polowało na kozice. Pewnego razu, w górskim lesie spotkali
psa bernardyna z baryłeczką zawieszoną na karku.
- Popatrz, to najlepszy przyjaciel człowieka!
- No, i ma ze sobą benedyktyna...”
Rozpoznanie celów
Wśród wielu przejawów ignorancji myśliwych do najgroźniejszych należy
niewątpliwie błędne rozpoznanie celów. Podczas myśliwskich pijatyk bywa ono niekiedy
zabawne, innym zaś razem tragikomiczne, podczas zaś samych polowań już wprost tragiczne.
Rozpoznał bezbłędnie
„Po ostatnim polowaniu w roku koło łowieckie zrobiło sobie imprezkę na świeżym
powietrzu. Jest bigosik, wódeczka i dziczyzna, jak to zwykle na takich imprezkach. W
pewnym momencie jeden z myśliwych wpada na pomysł, że upolowaną zwierzynę zbiorą na
stos i po kolei wszyscy myśliwi z zawiązanymi oczami będą wyciągać zwierzaki z tego stosu
125
i poprzez macanie zgadywać co to za zwierz i w jaki sposób został zabity. Podchodzi
pierwszy myśliwy, mocno zawiany, zawiązują mu oczy, idzie do stosu ze zwierzakami, łapie
kawał futra, ciągnie, zaczyna macać i mówi:
-Hmm... sarna... zabita ze sztucera z 50 metrów.
Ludzie bija brawo, bo zgadł bezbłędnie. Podchodzi drugi myśliwy z zawiązanymi oczami,
troszkę bardziej zawiany od pierwszego, wyciąga kawał futra i mówi:
- Ten tego... zając... zabity ze śrutówki z 25 metrów.
Wszyscy biją brawo, bo też zgadł. Podchodzi trzeci myśliwy, tak pijaniutki, że ledwie się na
nogach trzyma. Z ledwością mu oczy zawiązali i puścili w kierunku stosu zwierzaków. Bidula
po drodze się potknął i wpadł między nogi żony gajowego. Twardo jednak staje na kolana,
wyciąga ręce, maca i mówi radosnym głosem:
- To jest jeż!
Wszyscy osłupieli, a ten po chwili zastanowienia dodaje:
- Zabity saperką...”.
Bestialcy i erotomani
Utrata świadomości zapitych myśliwych łatwo uwalnia przejawy ich barbarzyńskiego
bestialstwa wobec wolnych zwierząt. Uczestnicy polowań bywają tego naocznymi
świadkami. Niektóre tego przejawy trafiają do mediów, mimo skwapliwych usiłowań
myśliwych aby je ukrywać.
Oto, w lutym 2015 roku, na przykład, obiegła polskie media wstrząsająca wiadomość
jak to raczej zbrodniarze niż myśliwi pastwili się nad postrzelonym jeleniem.
Upojenie zwykle rozbudza także apetyty myśliwych na nieokiełznany, często za cenę
zdrady małżeńskiej, seks. Otępienie myśliwych bywa przy tym tak duże, że przechwalają się
sukcesami erotomanów podczas polowań nawet w chwilach trzeźwości. Niechże przykładem
tego będą pisarskie wypociny bezrozumnego autoreklamiarza, ale jednocześnie
antyreklamiarza myślistwa, Benedykta Czekały zatytułowane Seks w puszczy (Warszawa
1993).
Królowie polowania
Myśliwi konkurują ze sobą w niekoniecznym zabijaniu nie tylko o wątpliwy i urojony
tytuł „króla polowania”, ale i ilość wychlanego alkoholu. Przykład tego zrelacjonowało pismo
humorystyczne „Kolce” z 1879 roku w numerze 5.
„Jeden wlał w siebie kwartę wódki – można tam przeczytać – i drugi wlał w siebie
kwartę wódki. Jeden i drugi pochłonął garniec browara, jeden i drugi zmordował kufel
benedyktyna”. Myśliwy pudlarz rekompensuje to sobie „strzelaniem” alkoholem. „Skarży się
myśliwy przed nami, że pudłuje co niedziela, choć mu przyznać możem sami, że on z czarki
tego strzela”. „Pijany jak baran” w ośle potrafi rozpoznać barana, w żubrze jelenia, we
własnej żonie dzika, w psie wilka etc. etc.
Właściwe określenia
Jeśliby można było porównać koło łowieckie do cechu, to każdy chyba jego członek
zasługuje na wiele wyróżniających go określeń w rodzaju: cechowy pijak, czciciel Bachusa,
deliryk, dobropij, doligardło, dusipiwo, dybidzban, gardzielnik, gorzałkoś, kimak, kropiwąs,
kwartopij, łykacy, łykacz, moczygęba, monopolista, obłojca, ochlasta, opijec, opilca, opój,
parskań, pompa, popijała, popijbrat, rzygulec, saczykwaterka, sznapsiarz, trąbochlaj,
trunkolubiec, winofil, wódkichciel, wódkolubny, wódkolubski, wstawiak, wypijacz,
zalewajło, żłopak i liczne jeszcze inne.
Myśliwska pijatyka także zastanawia bogactwem określeń: chlaja, dolewka, dopitka,
duszkiem, frywołty, klin klinem, libacja, łykawka, na desperę, na dzień dobry, na krzyż, na
126
pompkę, na rezon, na wiwat, oblewanie, ochlaj,od zarazy, pijactwo, pijasy, pijawa, pitka,
płukanie zębów, popijawa, pod coś, przedostatni, przepitka, rozgrzewka, rzędem, stawiana, w
kratkę, walka kieliszkowa, walka ze szkłem, wstawa, wstawianie kła, wylew, wypitka,
zapitek, zapoiny, zaprawic się, zdrówkować i jeszcze inne.
Obłąkańcze zabobony
Także, jak można przeczytać w tekście Obłąkańcze zabobony myśliwskie,
„wszechbalsamem” lecznictwa myśliwskiego jest wódka, wódka i jeszcze raz wódka z
dodatkiem różnych części zwierzęcych ofiar. Części to nad wyraz „smakowite”, jak
zwłaszcza zwierzęcy mocz, łajno, gnój. Medykamenty zalecane przez Haura - myśliwskiego
„medyka” - są więc straszniejsze od chorób, które jakoby mają leczyć. Nie odstraszały jednak
myśliwych, wciąż jeszcze należących do największych „wódczanych opijusów”,
konsumentów padliny, osobników przesądnych, ufających bezdennie głupim zabobonom, bo
myśliwy nie ma zdolności i czasu na myślenie, ponieważ przede wszystkim strzela aby
zabijać.
Myśliwskie gaworzenie
Wśród pogwarków i pijackich okrzyków myśliwych oczywiście dominuje „bach,
bach!” imitujące odgłos strzelaniny. Pudlarze pocieszają się toastem „do trzech razy sztuka!”
Nad coraz to już uboższymi pokotami pobrzmiewa „gloryja! – niechże się ta wódeczka
wypija!”
Sporym też powodzeniem cieszy się wśród nich okrzyk „żeby nam się dobrze działo, a
że działo to armata żeby nam się więc armatało w dzień wisiało w nocy stało!”. Aby stale
obracać się w klimacie polowania, nie wypite naczynia to dla nich „dziczki” a pojemne i
wypijane mają kształty kaczki.
Ignoranci, tchórze, strzelacze
Ssak łowny
Ignorancja dotycząca łowiectwa panuje nie tylko wśród niemyśliwych, ale i wśród
samych myśliwych. Oto na przykład budzący sympatię przeciwników łowiectwa dialog
nauczycielki z uczniem:
W szkole nauczycielka zwraca się do ucznia:
- Jasiu, proszę wymienić jakiegoś ssaka łownego.
- Ssaka... ssaka... – zastanawia się Jaś – No, na przykład myśliwy!
Nazwa jeża
Niekiedy myśliwi toczą spory z zakresu gwary łowieckiej, jak ci poniżej opisani
górale – myśliwi toczący spór o nazwę jeża.
Szli dwaj myśliwi Staszek Jawor z Józkiem Kocańdą przez hale. Nagle im coś pod
nogami zaszurało i zniknęło w kępach bliźniaczki. A był to piękny jeż.
- Patrzoj! – krzyknął Staszek. – Ale piykny iglok.
- Wej,iglok! – zezłościł się Józek. – Cyś ty ślepy, cy co? Przecie to był kolcok.
- Jak godos? Kolcok? Hej, ty głupi berysie! Przecie to był iglok.
- A jo ci godom, ze to był kolcok. I gymby wiyncy nie strzymp. Wiym, co godom.
- Iglok!
- Kolcok!
- Iglok!
- Kolcok!
- Wiys co, podźmy do bacy, do Jaśka Plewy, on od nos mondrzejsy. Niek rozsondzi...
127
Poszli.
- Baco, co to było? Iglok cy kolcok?
- Ani jedno, ani drugie – powiedział baca. – Nie widzieliście, bejdoki, ze to był
śpilok?!
Korzystanie z lornetki
Współcześni myśliwi, po przysłowiowe zęby, wyposażeni są w różne przyrządy
pomocne w zabijaniu wolnych zwierząt. Niekiedy jednak nie potrafią umiejętnie korzystać
nawet z tych, wydawałoby się, najprostszych.
Dwaj myśliwi zatrzymują się na łące. Jeden z nich, ten mniej doświadczony, długo
patrzy przez lornetkę w stronę pobliskiego lasu, po czym mówi:
- Do tego lasu mamy jeszcze kawałek drogi.
- Będzie bliżej, jeśli odwrócisz lornetkę i będziesz patrzył od właściwej strony.
Polowanie na safari
Najbogatsi myśliwi, mieniący się wątpliwą wśród „braci łowieckiej” elitą, chętnie
polują poza granicami kraju, szczególnie na afrykańskim safari.
Oto „Polak, Niemiec i Rusek jadą na safari. Po powrocie pytają się:
- Niemiec, co upolowałeś?
- 10 surykatek i 1 bawoła afrykańskiego, a ty?
- Ja zabiłem 2 lwy, 20 surykatek, 5 bawołów afrykańskich i 1 żyrafę. A Ty Polaku co
upolowałeś?
- 50 surykatek, 5 lwów i 9 nokilli.
- Co to?
- Takie czarne, wymachuje rękami i wrzeszczy: >>no kill, no kill<<”.
Trafna odpowiedź
Na egzaminie łowieckim egzaminator pyta kandydata na myśliwego:
- Po co słoń ma trąbę?
- Żeby się tak nagle nie zaczynał – padła odpowiedź.
Znajomość Afryki
Po zdanym egzaminie łowieckim pyta jeden szczęśliwiec, już myśliwy, drugiego już
także szczęśliwca myśliwego:
- Wymień sześć dzikich zwierząt żyjących w Afryce.
- Aż sześć? – zaniepokoił się pytany.
- Sześć – powtórzył pytający.
- Jeżeli aż sześć, to niech będą dwa lwy i cztery słonie.
Odważne trunki
Przed polowaniem dla dodania sobie kurażu myśliwy musi otępić się „odważnymi
trunkami”.
„Było nas tam ze strzelbami czterech
a piąty niósł za nami wiktuały i odważne trunki”.
Odważny tata
Jasio pyta ojca wyruszającego na polowanie:
- Tato, dlaczego ty się boisz zajęcy?
- Wcale się nie boję.
- To czemu zabierasz ze sobą strzelbę i psa?
128
Polowanie na niedźwiedzia
Myśliwy opowiada koledze o swoim polowaniu na niedźwiedzia:
- Biegnę za nim przez krzaki, nagle zatrzymał się i ruszył w moją stronę! To ja fuzję z
pleców i w nogi! Niestety, poślizgnąłem się i upadłem na ziemię.
- O rety, ja to bym ze strachu w spodnie narobił!
- A ty myślisz, że ja na czym się poślizgnąłem?
Nie znają litości
Myśliwy wpadł do niedźwiedziej jaskini. Rozgląda się – pusto, tylko pośrodku jaskini
siedzi na nocniku mały niedźwiadek.
- Tata w domu? – zapytał myśliwy lękliwie.
- Nie.
- A mama – w domu?
- Też nie.
- No to szczeniaku po tobie! – mruknął złowieszczo myśliwy, ściągając fuzję z
ramienia.
- BAAAAAABCIAAAAAA!!!
Tchórzliwe kłamstwo
Idzie myśliwy przez dżunglę na polowanie. Spotyka go lew i pyta:
- Co, wybraliśmy się na polowanko?
- Jak Boga kocham, na ryby!!!
Na szczęście pudłują
Skłaniani pazernością myśliwi nierzadko łamią kardynalny nakaz dokładnego i
niewątpliwego rozpoznania celu jakim powinna być dla nich wyłącznie zwierzyna łowna w
okresach nieobjętych jej ochroną. Łamiąc ten nakaz, zabijają nielegalnie różne zwierzęta
zarówno domowe jak i wolne, powodują wypadki na polowaniach, ale na szczęście także
pudłują.
Rozpoznał lisa
Początkujący myśliwy tłumaczy swojemu sąsiadowi:
- Nie ma bardziej chytrych zwierząt od lisa. Wczoraj przez cały dzień tropiłem
jednego lisa, a gdy w końcu go zastrzeliłem, okazało się, że to pies!
Żadna różnica
- Jak udało ci się ostatnie polowanie?
- Świetnie! Ustrzeliłem kozę!
- Przecież u nas nie ma dzikich kóz.
- A kto powiedział, że ona była dzika?
Nareszcie trafił
Fąfara wybrał się na polowanie i upolował krowę.
Zirytowany właściciel krowy mówi:
- Czy pan pierwszy raz w życiu miał strzelbę w ręku?
- Skądże! Ale pierwszy raz trafiłem!
129
Dzika właścicielka
Fąfara chwali się sąsiadowi:
-Podczas ostatniego polowania ustrzeliłem trzy kaczki.
-Dzikie kaczki?
-Dzikie to one nie były, ale ta ich właścicielka...
Uratował życie
Fąfara zwierza się sąsiadowi:
- Ludzie to niewdzięcznicy! Widzi pan tego niewysokiego
faceta, który nas minął? Udaje, że mnie nie zna, nawet się
nie przywitał, a przecież w zeszłym roku uratowałem mu życie.
- Naprawdę? Jak to było?
- W czasie polowania pomyliłem go z dzikiem i strzeliłem
do niego. Trafiłem w czapkę. Gdybym trafił kilka centymetrów
niżej, byłoby po nim!
Chwała Bogu
Przy ognisku, po polowaniu jeden z myśliwych pyta:
- Czy wszyscy wrócili z polowania?
- Wszyscy.
- Byli cali i zdrowi?
- Tak.
- Chwała Bogu, wiec to jednak był jeleń...
Spóźnieni naganiacze
Początkujący myśliwy przed swoim pierwszym polowaniem pyta gajowego:
- Dlaczego naszych naganiaczy nie ma tak długo?
- Żegnają się ze swoimi rodzinami!
Strachliwy ojciec
Gajowy spotyka w lesie śliczną dziewczynę i mówi:
- Maleńka, chyba się mnie nie boisz?
- Ja nie, ale ojciec się boi, bo chodzi w nagonce, a pan mu już trzy razy śrutem w tyłek
strzelił!
Łowiecki pokot
Po polowaniu główny łowczy skrupulatnie podlicza upolowaną zwierzynę:
- Czterdzieści zajęcy, sześć lisów, trzy dziki, jeden jeleń i jeden naganiacz.
Zagorzały myśliwy
W pociągu Jasio jedzie obok mężczyzny mającego blizny po ospie. Przygląda mu się,
w końcu mówi:
- Pan, to musi być wyjątkowo zagorzałym myśliwym!
- Dlaczego tak sądzisz?
- Widzę, że ma pan ślady śrutu na twarzy.
Ciążenie śrutu
Dziennikarz pyta starego leśniczego:
- Słyszałem, że kłusownicy wielokrotnie strzelali do pana.
- To prawda.
- I nie przeszkadza panu, że ma pan tyle śrutu w organizmie?
- Nie, tylko pływać nie mogę, bo po wskoczeniu do wody natychmiast idę na dno!
130
Psy myśliwego
Początkujący myśliwy wyrusza na polowanie z dwoma psami. Po godzinie wraca.
- Co się stało? – pytają koledzy. – Wróciłeś po nowe naboje?
- Nie, po nowe psy.
Myśliwy pudlarz
- Byłeś na polowaniu?
- Byłem.
- Upolowałeś coś?
- Oczywiście!
- A dlaczego twoja torba jest pusta?
- Przecież nie jestem ludożercą!
Na pewno nie żyje
Dwaj myśliwi idą przez las. W pewnej chwili jeden z nich osuwa się na ziemię. Nie
oddycha, oczy zachodzą mu mgłą. Drugi myśliwy wzywa pomoc przez telefon komórkowy.
- Mój przyjaciel nie żyje! Co mam robić? - woła do słuchawki. Po chwili słyszy
odpowiedź:
- Proszę się uspokoić. Przede wszystkim proszę się upewnić, że pański przyjaciel
naprawdę nie żyje.
Po chwili rozlega się strzał.
- W porządku - woła do telefonu myśliwy. - I co dalej?
To tragikomiczne
Zramolali myśliwi niekiedy spadają z drabin ambon z różnymi przykrymi skutkami.
Znane są przypadki, że nawet ze śmiertelnymi, gdy włażą niezdarnie na nią z załadowanymi
strzelbami.
Obrażenia a szczeble
- Darz Bór sąsiedzie, co tam słychać?
- Ach kiepsko, kiepsko. Wczoraj wieczorem spadłem z drabiny ambony.
- No i co, jakieś poważne obrażenia?
- No nie całkiem. Stałem na pierwszym szczeblu.
Kierunki spadania
Fąfara opowiada koledze:
- Byłem na polowaniu. Siedziałem na drzewie i czekałem na jelenia. Nagle gałąź złamała się
pode mną i wpadłem w błoto.
- Głęboko? - pyta kolega.
- Po kolana.
- To nic strasznego.
- Tak, ale ja spadłem głową w dół!
Dość typowy nekrolog
Ogłoszenie z rubryki żałobnej w szkockiej gazecie:
„Wczoraj Henry McSimpson brał udział w polowaniu na zające. Pozostawił po sobie żonę,
dwoje dzieci i zająca”.
131
Okoliczność łagodząca
W sądzie:
- A więc oskarżony przyznaje się, że w czasie polowania postrzelił gajowego?
- Tak, przyznaje się.
- Czy oskarżony może podać jakieś okoliczności łagodzące?
- Tak, gajowy nazywa się Zając!
Dwa pudła
„Myśliwy miał amunicji całe duże pudło, lecz niestety, gdy strzelał zawsze było
pudło” – głosi, tylko chyba nieco przesadnie, jedna z fraszek profesora Wenceslasa Josepha
Wagnera.
Zwykły rezultat
Fafara wybiera się na polowanie. Żona dziwi się:
- Idziesz bez naboi?
- Tak będzie znacznie taniej, a rezultat będzie taki sam jak zwykle.
Przeraźliwe początki
Początkujący myśliwy, z przerażeniem woła do stojącego obok kolegi:
- Co to było? Kto strzelał? Do czego?
- Nikt nie strzelał, to tylko gajowy kichnął.
Cud na polowaniu
Myśliwy przechwala się na polowaniu swoją pewną ręką i niezawodnym okiem. Aby
zademonstrować swoje umiejętności strzeleckie, strzela do przelatującej gęsi. Gęś leci dalej.
- Koledzy, cud, cud! – woła do kolegów. – Pierwszy raz w życiu widzę lecącą martwą
gęś!
Poleciał nienaruszony
Na polowaniu Fąfara strzela do bażanta, który właśnie poderwał się do lotu.
- Trafiłem! – cieszy się Fąfara. – Nawet pióra poleciały!
- To prawda – potwierdza jakiś myśliwy. – Pióra poleciały... ale razem z bażantem.
Typowy „strzelacz”
Fąfara mówi do znajomego myśliwego:
- Ja do zajęcy strzelam z czterystu metrów!
- Z takiej odległości nie można trafić.
- Przecież nie mówię „trafiam”, tylko „strzelam”.
Wyjaśnianie oczywistości
Dlaczego myśliwy zamyka jedno oko mierząc do zająca?
- Bo gdyby zamknął oba, to by nic nie widział.
Prezes pudlarz
Na polowaniu myśliwy mówi do kolegów:
- Co ten Fąfara wyprawia? Pudłuje, ilekroć strzela do jakiegoś zająca.
- On to robi specjalnie. Tydzień temu został prezesem Towarzystwa Opieki nad
Zwierzętami.
132
Notoryczny pudlarz
Na polowaniu:
- Do licha, spudłowałem już dziesiąty raz! Chyba palnę sobie w łeb!
- A trafisz?
Wątpliwy tryplet
Myśliwy chwali się kolegom, że za jednym strzałem upolował trzy zające.
- Jak to możliwe? – pytają koledzy.
- Jednego trafiłem w brzuch, drugi zemdlał ze strachu, a trzeci udawał zabitego, więc i
jego też wziąłem ze sobą.
Ułaskawiony zając
Podczas polowania dyplomatycznego prezydent zwraca się do gajowego:
- Czy dobrze trafiłem tego zająca?
Na to gajowy:
- Wasza prezydencka dostojność raczyła go ułaskawić.
Skarga na myśliwego
Idzie zajączek lasem i kuleje na jedna nogę. Spotyka go drugi zajączek i pyta:
- Co się stało?
- Myśliwy.
- Postrzelił?
- Nie, nadepnął.
Zając u notariusza
Fafara celując do nadbiegającego zająca, mówi do stojącego obok gajowego:
- Ten zając może już szykować testament.
W chwilę później strzela i pudłuje. Zając znika w zaroślach.
- Niech się pan nie martwi – pociesza go gajowy – na pewno pobiegł z testamentem do
notariusza.
Łamigłówka matematyczna
Na polu siedziały trzy lisy. Myśliwy zastrzelił jednego. Ile zostało?
- Ten jeden, bo pozostałe uciekły.
Głucha na strzały
Myśliwy opowiada znajomym swoje wspomnienia z ostatniego polowania:
- Nagle wprost na mnie idzie sarna. Stanęła 10 metrów ode mnie. Strzelam, ona ani
drgnie. Strzelam drugi raz, trzeci... Strzeliłem 15 razy, a ona dalej stoi. I wiecie dlaczego ona
tak stała? Bo była głucha jak pień!
Niewłaściwie ustawiony cel
Na polowaniu Fąfara pyta stojącego obok myśliwego:
- Jak strzeliłem?
- Znakomicie! Gdyby tylko ten jeleń stał trochę bardziej w lewo...
Narzędzie polowania
Państwo Fąfarowie wrócili z safari. Fąfara przywiózł nogi gazeli, a jego żona głowę
ogromnego lwa. Znajomy pyta Fąfarę:
133
- Czym ona go upolowała? Tym sztucerem Magnum, który niedawno kupiłeś?
- Nie, naszym Land-Roverem.
Lekarz na polowaniu
Lekarz wybrał się na polowanie. Niestety, szczęście mu nie dopisało, więc skarży się
gajowemu:
- Już kilka godzin strzelam, a żaden zwierz nie padł!
- Jest na to jedna rada. Niech pan któremuś z nich przepisze jakieś lekarstwo.
Astrologia a Strzelec
Fąfara wraca z polowania i mówi do żony:
- Nie wierzę w astrologię! Urodziłem się w znaku Strzelca, a jeszcze nigdy nic nie
upolowałem...
Prymitywna chytrość myśliwych
Zawodny pies
Abba Makary miał psa, który zawsze wiernie mu towarzyszył. Pewnego dnia, gdy
szedł z nim przez pustynię, spotkał chłopa, który powiedział:
- Abba, dzisiaj twój pies zjadł mi kurę!
- Dobrze, że mi to powiedziałeś – odpowiedział strzelec. – Dzięki temu dziś
wieczorem nie będę musiał go karmić.
Zachęta do jedzenia
- Wiesz, uczyłem swego pinczera szczekać, kiedy chce jeść. Sto razy pokazywałem
mu, jak to należy robić.
- I co, nauczyłeś go wreszcie?
- Nie. Pinczer teraz nie dotyka jedzenia, póki ja nie zaszczekam.
Zagrożony doberman
Z zoo uciekł goryl. Wezwano myśliwego specjalistę od chwytania goryli. Po godzinie
zjawia się ze strzelbą, kajdankami i prowadzi na smyczy dobermana. Dyrektor zoo pyta go:
- Jak pan zamierza schwytać tego goryla?
- Zwyczajnie. Pracownicy zoo zlokalizują drzewo, na którym siedzi. Pójdę tam razem
z panem i dam panu strzelbę oraz kajdanki. Potem wejdę na drzewo i strącę goryla na ziemię.
Doberman zaatakuje mu jadra, goryl zasłoni się rękami, a wtedy pan do niego doskoczy i
założy mu kajdanki.
- W porządku. Ale po co strzelba?
- Gdybym ja pierwszy spadł z drzewa, strzelaj pan do dobermana.
Strzelali, nie gryźli
Jedzie Rusek i Niemiec na polowanie. Zabili niedźwiedzia. Zanoszą go do Polaka i
Polak mówi:
- GRIZZLI??????
A Rusek na to:
- Nie, ustrzelali.
134
Częściowy sukces
Dwaj myśliwi wybrali się na polowanie i gdy byli już w lesie rozdzielili się. Po
godzinie jeden z nich wraca uśmiechnięty, niosąc piękne poroże jelenia.
- Ale masz szczęście! – mówi drugi. – A gdzie jeleń?
- Jeleń? Jelenia przy rogach nie było!
Mylenie zajęcy
Sąsiad pyta myśliwego:
- Dlaczego pan idzie na polowanie w stroju wędkarza?
- Dla zmylenia zajęcy. Będą myślały, że idę na ryby!
To byłby cud
- Czy to jeziora Państwowych Gospodarstw Rybackich? – pyta przyjezdny wędkarz
przechodzącego rolnika.
- Tak jest!
- A co by było, gdybym tu złowił parę rybek?
- To byłby cud.
Prymitywizm myśliwej
Tomek Matkowski w książce Polowaneczko przytacza opisy prymitywizmu kobiet
jako myśliwych.
Oto jedna pani myśliwa podekscytowana powiada:
- I ten lisek tak piszczał, tak jazgotał i kręcił się w kółko, pewnie dostał śrutem w
jądra! Ha, ha, ha!!!
Prostytutka na polowaniu
Wynajęta do towarzystwa na polowaniu prostytutka słysząc, że gęś odleciała, bo ktoś
jej urwał strzałem nogi, zapytała:
- To jak będzie mogła kopulować?
Wiek nieistotny
Na rynku w Śniatynie spotykają się dwaj przyjaciele myśliwi. Jeden z nich jest mocno
wzburzony.
- Co ci się stało? – pyta drugi.
- Ty masz pojęcie, Izydor, co za łajdak z tego Zylbermachera? On wczoraj nazwał
mnie starym osłem!
- A to dopiero łobuz! – powiada szczerze oburzony przyjaciel myśliwy. – Przecież ty
nie masz jeszcze czterdziestki...
Jedno z trofeów
Sławny myśliwy pokazuje znajomemu swoje trofea. Gość zachwycony widokiem
licznych poroży, szabli i kłów, nagle woła:
- W rogu salonu widzę na ścianie głowę uśmiechniętej kobiety!
- To głowa mojej teściowej. Do ostatniej chwili biedaczka myślała, że chcę ją
sfotografować!
Idą w parze
Myśliwy miał na polowaniu dobre stanowisko,
tak jak wysokie w firmie stanowisko.
135
Dwie pozycje
Zajął na polowaniu dogodna pozycję,
A w urzędzie miał zawsze intratną pozycję.
Kuchnia myśliwska
Myśliwi w dość prostacki sposób usiłują krzewić tzw. kuchnię myśliwską na
organizowanych przez nich piknikach i poprzez media. Programy tych pikników wypełnia
rozbudzanie pokusy obżarstwa padliną zabitych wolnych zwierząt obficie zalewaną różnego
rodzaju alkoholami. To typowe tam przygotowanie do „ bezpiecznego” powracania do
domów samochodami.
Danie z dziczyzny
W sklepie myśliwskim sprzedawca pyta Fąfarową:
- Po co pani śrut? Przecież pani nie poluje.
- Wepchnę go do cielęciny, a jak jeszcze posypie ja przyprawa do dziczyzny, to goście
uwierzą, że mój mąż w końcu coś upolował!
Zając w śmietanie
W restauracji:
- Kelner! Czy ten zając w śmietanie jest świeży?
- Świeżutki, proszę pana. Jeszcze wczoraj widziałem go, jak w piwnicy łowił myszy.
Kot zamiast zająca
Właściciel przydrożnej gospody mówi do żony:
- Porcja zająca dla tego starszego pana!
- Może lepiej zaproponować mu coś innego?
- Dlaczego?
- Słyszałem, jak mówił do faceta, który siedzi za nim przy stoliku, że jest myśliwym.
Jeszcze pozna, że nasz zając to kot!
Gatunkowizm myśliwych
Myśliwi przepojeni są głęboką i nieuzasadnioną pogardą do zwierząt, szczególnie
tych, na które polują. Są przeto propagatorami przebrzmiałego już w świetle ekologii poglądu
zwanego gatunkowizmem – zarozumiałego wywyższania gatunku ludzkiego w świecie
różnych istot żywych ponad inne ich gatunki.
Wyjaśnienie okrutnika
Pewien mnich ze Sketis był wezwany na sąd za to, że zabił psa trójzębem.
- I to ty bracie, który powinieneś być uosobieniem łagodności! – skarcił go sędzia. – A
poza tym, czy nie mogłeś uderzyć go trzonkiem tego trójzębu?
- Zrobiłbym to – odparł starzec – gdyby ten pies gryzł mnie ogonem, a nie zębami.
Ujadanie psa
U wybrzeży Morza Czerwonego pewien brat poszukiwał starca. Zapukał do drzwi
jego celi i przerażony usłyszał wściekłe ujadanie psa.
Z wnętrza zapraszał go głos starca:
- Wejdź, bracie...
- Ale pies?
- Czyż nie znasz przysłowia: „Pies, który szczeka nie gryzie?”
136
- Ja znam. Ale czy zna je twój pies?
Paradoksalny dialog
Dwaj myśliwi dostrzegają w krzakach zająca. Jeden z nich mówi:
- Założę się, że nie zastrzelisz tego zająca!
- Dlaczego tak sądzisz?
- Bo twoja strzelba nie jest naładowana.
- I co z tego? Przecież zając o tym nie wie!
Wiadomo kto pogłupiał
Po polowaniu Fąfara zwraca się do gajowego:
- Co robią te zające, że nigdzie ich nie widać? Albo one tak zmądrzały, albo to myśmy
– myśliwi pogłupieli!
- Proszę pana, zające z pewnością nie zmądrzały.
Nieudane polowanie
Jan i Piotr popłynęli z psem polować na kaczki. Wieczorem zniechęceni i zmęczeni
wracają z niczym do domu.
- Może psa należało jednak wyżej podrzucać? – smutno zapytał Jan.
Nie ma różnicy
Myśliwy nazajutrz po powrocie z polowania mówi do sąsiada:
- Wczoraj na polowaniu zabiłem dzika świnię.
- Dziwię się, że pan poluje na takie zwierzęta!
- Dzika czy oswojona – świnia zawsze jest świnią!
Kłamliwy myśliwy
Antylopę zobaczył – strzelił – trafił w rogi;
Szkoda! Niszczył przyrodę, choć kłamał, że nie był jej wrogi.
Dlaczego nie zabił
Myśliwego ukąsiła pchła. Złapał ją i wypuścił na ubranie kolegi myśliwego.
- Co ty tu robisz? – wrzasnął, widząc to, kolega. – Dlaczego ty tej pchły nie zabiłeś?
- Jakże mogłem ją zabić? – usprawiedliwia się kolega. – Przecież w jej żyłach płynie
moja krew...
Zwierzęta mądrzejsze od myśliwych
Podupadek kultury
Zebrawszy się raz w lesie Wszechzwierzęca rada orzekła, że kultura w świecie
podupada.
A przyczyna?
Kłapouch stwierdził na początku:
„Człowiek przestał korzystać z mojego rozsądku.
Byle smyk w oczach własnych uchodzi na znawcę,
no i coraz to rzadziej siedzi w >>oślej ławce<<”...
Wielbłąd splunął z pogardą: „Ludzkie plemię wraże
panoszy się w ojczyźnie mojej, na Saharze.
Wszak >>okrętem pustyni<< ochrzczono mnie ongi!
137
Czy zastąpią mnie auta, pompy, rurociągi?”
Niedźwiedź rzekł: „Powód nieszczęść? Bracia, widzi mi się,
to mędrkowie, co płodzić jęli sztuczne Misie...”
Koń zarżał: „Ten sam jeździec, com go słuchał ślepo,
pragnie mnie na samochód zamienić z przyczepą!”
Audiencja u monarchy
Pod naciskiem opinii publicznej, rad nierad,
lew przy Radzie Koronnej utworzył Referat
Życzeń, Skarg i Zażaleń – zaś w przededniu myśliwych święta
przyrzekł sam wysłuchiwać każdego petenta.
Wieść o tym doszła osła. Długo się rozczulał
i nazajutrz wyruszył do jaskini króla.
Za uchem miał memoriał – a w tym memoriale
zawarł mądre pomysły, uwagi i żale`:
żeby osły i konie, jak inne zwierzęta
mogły sobie odpocząć w niedziele i święta,
by równe były prawa oraz obowiązki,
by przed lisem i kuną nie truchlały gąski,
by myśliwych miłości bliźniego uczono,
a bodłaki i osty były pod ochroną...
Władca najmiłościwiej przyjął kłapoucha,
zerknął okiem na papier, oznajmił, że słucha,
po czym nabazgrał, marszcząc srogo brew:
„Ob. Wilk! Załatwić! – Manu propria: Lew”.
nikt już skargi nie słyszał z ust starego osła.
Co było dalej, nie wiem, lecz jak fama niosła,
Zamilkł pono na wieki. „Padł – stwierdziła sowa –
ofiarą nie myśliwych lecz uczoności swej – i lwiego słowa”.
Spóźnialska stonoga
Zwierzęta miały w lesie zebranie. Przybyły wszystkie z wyjątkiem stonogi. Czekano
na nią kwadrans, po czym rozpoczęto zebranie. Już w trakcie jego trwania wchodzi stonoga.
- Co za cymbał wywiesił na drzwiach kartkę: „Przed wejściem na salę proszę
dokładnie wytrzeć nogi!”.
Rozdwojenie niemożliwe
Spotkanie w lesie – lew zbiera towarzystwo i mówi:
- Teraz się podzielimy: mądre zwierzaki na prawo, a ładne na lewo.
I tak sowa biegnie na prawo, niektóre zwierzaki za nią, inne na lewo, a żaba została na
środku.
- No i co ty, żaba, robisz?
- Przecież się, kur..., nie rozdwoję!
Sukces wirusa
Wirusy miedzy sobą:
- Nie masz pojęcia, jaka piękną kobietę udało mi się położyć do łóżka!
Ośle kwalifikacje
W państwie zwierząt – jak nieraz na świecie się zdarza –
138
opróżnił się dość nagle fotel dygnitarza.
Dowiedziawszy się o tym, pełen dufnej wiary,
przed obliczem monarchy stanął osioł stary:
„Z biegiem czasu osłabłem, coraz bardziej chudnę,
miałem życie niełatwe i dzieciństwo trudne,
obarczonym ponadto oślątek gromadą...
Toteż zwól, bym do śmierci służył tobie radą!”
Na to lew: „Zanim dam ci posadę państwową,
powiedz ośle co umiesz?”
„Umiem kiwać głową...”
Dwoje ślepych
Pewnego razu, nie wiedzieć dlaczego,
kret nominacje dostał na sędziego.
Fakt tren wywołał wśród zwierząt sensację.
Kret – jakież może mieć kwalifikacje?!
A władca orzekł, racji swej świadomy:
„Temida ślepa jest i on niewidomy”.
Wiarygodny pies
Myśliwy do kolegi:
- Podobno sprzedałeś psa, którego tak bardzo lubiłeś?
- Niestety, w ostatnim czasie był nie do użycia! Zawsze gdy opowiadałem historie z
polowania, przecząco kręcił głową.
Edukowanie myśliwego
Piesek mówi do swego kolegi:
- Wiesz, nauczyłem swojego pana myśliwego nowej sztuczki. Podaje łapę!
Pies na pustyni
Biegnie pies przez pustynię, widzi drzewo i mówi:
- Jeśli to znowu fatamorgana, to mi pęcherz pęknie!
Uciecha pchły
Kto się cieszy, gdy schodzi na psy?
- Pchła.
Wakacje pchły
Pchła pyta pchłę:
- Gdzie byłaś w czasie wakacji?
- Na krecie.
Pies jako taksówka
Dwie pchły wyszły na ulicę.
- Zbiera się na deszcz, weźmy taksówkę.
- Świetnie, właśnie zbliża się pies...
Tempo żółwia
Żółw idzie pod górę i śpiewa:
139
Za rok, może dwa.
Schodzi z góry i śpiewa:
Czterdzieści lat minęło...
Żółw na jeżu
Przychodzi żółw do jeża-fryzjera i mówi:
- Poproszę na jeża.
Jeż na to:
- No to wskakuj!
Obrażony jeż
Natknąwszy się na kaktus, oczom nie dowierza:
„Proszę, co za bezczelność! Kwiat udaje jeża!
Za wzór sobie ideał biorąc niedościgły –
mnie co z gracją prawdziwą umiem nosić igły”.
Dezorientacja zajączka
Zajączek miał ochotę na seks. Idzie przez las i szuka partnera. Spotyka zwiniętego w
kłębek jeża. Obchodzi go dookoła i nie może się zorientować, gdzie jest przód, a gdzie tył.
Wreszcie mówi:
- Ty, jeż, mógłbyś chociaż puścić bąka, to miałbym jakiś punkt odniesienia.
Strach w genach
Jeżyk widzi w krzakach trzęsącego się ze strachu zajączka.
- Co się stało?
- Cudem uniknąłem śmierci z rąk myśliwych!
- Przecież dziś nie ma polowania.
- Ale mogło być!!!
O wrogach
Przyczajone pod miotłą, wśród wieczornej ciszy
rozmawiały ze sobą dwie sędziwe myszy.
Jedna drugiej się szeptem tajemniczym zwierza:
„Z naszych wrogów najbardziej nienawidzę jeża,
co uśmierca nas w sposób bezwzględny i dziki...”
„Od takiego potwora wole naszą Kizię.
Ta ma łapki pulchniutkie, łechcące wąsiki
i pobawi się z tobą, zanim cię zagryzie!”
Przechwałki myszy
Trzy myszy przechwalały się w barze, która jest większym chojrakiem.
Pierwsza mówi:
- Ja to biorę sobie trutkę na szczury, dziele na porcje i wciągam nosem. Druga rzecze:
- Ja podchodzę do pułapki, chwytam ją i ćwiczę sobie na niej bicepsy.
Trzecia mysz nie mówi nic i szykuje się do wyjścia.
- A ty gdzie idziesz?
- Do domu, pobzykać kota.
140
Sprawcy trzęsienia
Przez most idą razem słoń i mysz. Mysz mówi z pychą:
- Czujesz, jak to się trzęsie pod nami?
Spacery po suficie
Dwie muchy spacerują po suficie.
- Jacy ci ludzie są głupi! – mówi jedna z nich. – Najpierw gromadzą latami kupę
pieniędzy, żeby wybudować mieszkania z takimi wspaniałymi sufitami, a potem sami chodzą
po podłodze!
Kawały zajączka
Idzie zajączek przez las. Mówi coś do siebie i macha łapką. Spotkał misia. Miś się mu
przez chwile przygląda, aż w końcu mówi:
- Co robisz?
Zajączek na to:
- Opowiadam sobie kawały.
- A po co machasz łapką?
- Bo niektóre już znam.
Przyczyna niepłodności
Zajączek, mimo iż był już z żoną długo po ślubie, nadal nie miał potomka. Któregoś
razu poszedł więc po radę do niedźwiedzia.
- Co robić, żeby mieć dzieci?
- A jesz marchewkę?
- Nie jem.
- To jedz.
Po roku zajączek znów przychodzi do niedźwiedzia.
- Nadal nie mam dzieci.
- A jesz marchewkę?
- Jem.
- Tartą?
- Nie.
- To jedz tartą!
Po roku zajączek przychodzi znów.
- Nic z tego, dalej nie mam dzieci.
- A jesz marchewkę?
- Jem.
- Tartą?
- Tartą.
- Z cukrem?
- Nie.
- To jedz z cukrem.
Znów mija rok. Zajączek jeszcze raz odwiedza niedźwiedzia.
- Wciąż nie mam dzieci...
- A jesz marchewkę?
- Jem.
- Tartą?
- Tartą.
- Z cukrem?
- Z cukrem.
141
- A z żoną współżyjesz???
Zmiana zakupu
Przychodzi zajączek do sklepu i mówi do niedźwiedzia:
- Poproszę marchewkę!
- Nie ma marchewki!
Nazajutrz zajączek przychodzi znów.
- Poproszę marchewkę!
- Nie ma marchewki!! Jak jeszcze raz tu przyjdziesz i zapytasz o marchewkę, to ci
zęby powybijam!!
Trzeciego dnia zajączek przychodzi do sklepu i pyta o marchewkę. Niedźwiedź
wściekł się, złapał go za uszy i tak trzepnął zajączka w szczękę, że wybił mu wszystkie zęby!
Po tygodniu zajączek zjawia się w sklepie i mówi:
- Poplosę socek z malchewki!
Podstęp królika
Przychodzi królik do sklepu i pyta:
- Czy są zgniłe marchewki?
Sprzedawca odpowiada:
- Nie ma.
Następnego dnia królik przychodzi ponownie i pyta:
- Czy są zgniłe marchewki? Sprzedawca znów odpowiada:
- Nie ma.
Trzeciego dnia sprzedawca myśli sobie: „pewnie dzisiaj też przyjdzie” i przyszykował
dla królika trochę zgniłych marchewek. Królik faktycznie przychodzi do sklepu i pyta:
- Czy są zgniłe marchewki?
Sprzedawca oświadcza:
- Są.
Na to królik:
- SANEPID!
Za darmo
Przychodzi zajączek do sklepu i mówi:
- Dzień dobry, przepraszam pana bardzo – po ile jest makowiec?
- Po trzynaście osiemdziesiąt za kilogram, zajączku.
- Hmmmm, drogo, a po ile są okruszki?
- Okruszki? Okruszki są za darmo.
Na to zajączek uradowany:
- To poproszę dwa kilo okruszków.
Zdradliwy niedźwiedź
Dwaj przyjaciele – zajączek i niedźwiedź jadą pociągiem. Niedźwiedź widząc
konduktora przypomniał sobie, że nie kupił biletu. Uradzili więc, że zajączek da
niedźwiedziowi swój bilet, a niedźwiedź weźmie zajączka do łapy i wystawi go za okno – tak,
żeby konduktor nie zobaczył, że trzyma zajączka. Po chwili konduktor wchodzi do przedziału
i mówi:
- Bileciki do kontroli!
- Proszę - niedźwiedź podaje konduktorowi bilet zajączka.
- A co ty tam, misiu, trzymasz za oknem w drugiej łapie?
- Aaaa, teraz już nic! – mówi niedźwiedź i pokazuje konduktorowi pustą łapę.
142
Krawat przyjaciela
Zajączek wchodzi ze swoim przyjacielem – niedźwiedziem do snack-baru. Po chwili
siadają przy stoliku i zaczynają jeść hamburgery. Przy sąsiednim stoliku podpity wilk głośno
komentuje fragment ubioru zajączka:
- Patrzcie, jaki ten zając ma ohydny krawat!
Niedźwiedź wstaje z krzesła i mówi:
- Wilku, pozwól no tu na chwilę! Pogadamy na zewnątrz!
Po minucie do snack-baru wraca niedźwiedź i otrzepując łapy, mówi:
- No komu jeszcze nie podoba się krawat mojego przyjaciela?!
Źródło dostatku
Pijany niedźwiedź idzie drogą. Widzi zajączka jadącego na rowerze.
- Skąd masz rower?- pyta z zazdrością niedźwiedź.
- Jak się nie pije, to się ma... – odpowiada filozoficznie zajączek i odjeżdża.
Nazajutrz pijany niedźwiedź widzi, jak zajączek jedzie nowym mercedesem.
- Skąd masz mercedesa?
- Jak się nie pije, to się ma...
Trzeciego dnia pijany niedźwiedź widzi, jak zajączek płynie pięknym jachtem. Znów pyta:
- Skąd masz ten jacht?
-Jak się nie pije, to się ma...
Czwartego dnia zajączek jedzie najnowszym modelem porsche. Nagle widzi nadlatującego
odrzutowcem niedźwiedzia, więc krzyczy:
- Skąd masz tego odrzutowca?
Niedźwiedź:
- Jak się sprzeda butelki, to się ma...
Potęga pijanego zająca
Nawalony zając wraca po nocy do domu. W pewnym momencie fiknął kozła i zasnął.
W międzyczasie znalazły go dwa wilki i nie mogąc dojść do zgody, poobijały sobie mordy aż
do utraty przytomności. Rano zając się budzi, rozgląda się po pobojowisku i mówi:
- Ja to kiedyś po pijaku cały las rozwalę!
Romantyczny zajączek
- Zajączku, dlaczego masz takie krótkie uszy?
- Bo jestem romantyczny.
- Nie rozumiem.
- Wczoraj siedziałem na łące i słuchałem śpiewu słowika. Tak się zasłuchałem, że nie
usłyszałem kosiarki.
Wulgarność myśliwego
Mama mówi do zajączka:
- Teraz zatkaj sobie uszy.
- Dlaczego?
- Za tamtym drzewem zaczaił się myśliwy.
- Boisz się,. że trafi?
- Nie. Nie chcę, żebyś słyszał co powie, kiedy spudłuje!
143
O humanitarności
Zarzucała wężowi jadowita żmija,
że niehumanitarnie człowieka zabija:
„Ty oplatasz go cielskiem, jak wisielczym strykiem,
ja zaś, w imię postępu, zgładzam go – zastrzykiem...”
Żmija o sobie
„Mnie – oświadczyła wyniośle żmija-
wszyscy się boją! Z wyjątkiem kija.”
O płotkach i plotkach
Obmawiały znajomych dwie urocze płotki.
„Ten szczupak taki brzydki, że patrzeć nań przykro!”
„Sum wąsaty, karp tłusty...” – „Węgorz nazbyt wiotki...”
„Jesiotr mi się podoba. Wiesz, to facet z i k r ą!”
Mezalians
Raz szczupak, co pod pyszczkiem wąsik miał niewielki
- „Pokochałem dziewczynę!” – rzekł do rodzicielki.
- „Chociaż w pasie szeroka i na ogół płaska,
ma prześliczne oczęta, buzię jak z obrazka...”
Tu przerwała mu matka: „Porzuć myśl niemądrą!
Czyś oszalał, mój synu?... Chcesz się żenić z flądrą?!”
Dwie ryby
Abba Herakliusz i abba Agaton, dwaj najbardziej czcigodni starcy z pewnego
klasztoru na brzegach Morza Czerwonego, poszli pewnego dnia łowić ryby w tym tak
niebezpiecznym morzu, aby zapewnić pożywienie swoim braciom.
Wieczorem abba Herakliusz powrócił z wielką rybą na ramionach.
- Jak wielką rybę złowiłeś, bracie – wykrzyknęli uszczęśliwieni bracia.
- Dość dużą – odparł starzec. – Ale znacznie większa była ta, która zjadła Agatona.
Trzy ryby
Pewien starzec łowił ryby na brzegu Morza Czerwonego, gdy podchodzi do niego
jakiś wędrowiec.
- Dużo ryb, złowiłeś bracie? – zapytał zaciekawiony.
- Jeśli złowię tę, co bierze teraz, a potem jeszcze dwie, to razem będę miał trzy.
Danie rekina
Mały rekin na swoim pierwszym polowaniu widzi człowieka na desce
windsurfingowej. Wraca do domu i chwali się mamie:
- Nie uwierzysz co widziałem! Pyszny kąsek i w dodatki na talerzu i z serwetką!
Pocieszenie wieloryba
Wokół samicy pływa wieloryb i narzeka:
- Dziesiątki organizacji ekologicznych, setki aktywistów, tysiące polityków i
naukowców, dziesiątki tysięcy ludzi na manifestacjach, rządy w tylu krajach robią wszystko,
by zachować nasz gatunek, a ciebie boli głowa...
144
Różnice zamiarów
Idzie stary jeleń z młodym byczkiem po łące. W pewnym momencie młody woła do
starego na widok stadka łań:
- Chodź, pobiegniemy szybciutko i przelecimy parę!
Na co stary:
- Po pierwsze, nie pobiegniemy, tylko podejdziemy, po drugie, nie szybciutko, tylko
powoli, a po trzecie, nie parę, tylko wszystkie.
Troskliwość matczyna
Łania cnotę straciła dziewiczą.
„Jak się czujesz?” – spytała jelenia mama.
„Byczo”.
Stołówkowe jedzenie
Zima. Dwa jelenie stoją przy paśniku i żują ospale siano nałożone tu przez
podstępnych myśliwych. W pewnej chwili jeden mówi:
- Chciałbym, żeby już była wiosna.
- Tak ci mróz doskwiera?
- Nie, tylko już mi obrzydło to stołówkowe jedzenie!
Śliska pustynia
Idą dwa niedźwiedzie polarne przez pustynię. Jeden mówi do drugiego:
- Zobacz, ale tu musiało być ślisko!
Na to drugi:
- Czemu tak uważasz?
- No zobacz, ile tu piasku nasypali.
Podenerwowany niedźwiedź
Zima, las, pada śnieg. Po lesie chodzi podenerwowany niedźwiedź. To złamie
choinkę, to kopnie w drzewo, to pogoni wilka – ogólnie: mocno wściekły. Chodzi i gada:
- Po jaką cholerę piłem tę kawę we wrześniu!?
Słoń i słowik
Słoń wysłuchał słowika koncert kameralny
i przyznał: „Bez wątpienia – to ptak muzykalny!”
Słowa do powtórzenia
Słoń spojrzał z pogardą na mysz i powiedział:
- Jesteś najmarniejszym stworzeniem, jakie kiedykolwiek spotkałem!
- Niech pan to powtórzy, błagam pana- zapiszczała mysz. – Chcę zapamiętać te słowa,
żeby je powiedzieć znajomej pchle.
Zakochany słoń
Słoń wdziękami żyrafy długo się zachwyca.
„Cóż? Puściłeś mnie w trąbę...” – skarży się słonica.
Słoń i mrówka
Słoń i mrówka wloką się przez pustynię. Skwar, żar i ani kropli wody.
- Już nie mogę – jęczy słoń. – Umrę z pragnienia!
145
- Weź się w garść, słoniku! – pociesza go mrówka. – Na najbliższym postoju dam ci
łyk wody z mojej manierki.
Małżonka z plamami
Lampart idzie do okulisty, by zasięgnąć jego rady:
- Proszę pana, co to jest, że gdy patrzę na moją małżonkę, widzę plamy przed oczyma.
- Nie znajduje w tym nic niepokojącego – powiada okulista. – Przecież pan jest
lampartem.
- Tak, ale moja żona jest zebrą...
Nerwowy leniwiec
Dżungla. Na gałęzi wiszą dwa leniwce. Mija pierwszy dzień i nic. Mija drugi i też nic.
To samo trzeciego dnia. Czwartego dnia jeden z leniwców powoli ruszył głową. Na to drugi:
- Kolego, aleś ty nerwowy!
Kulturalne jedzenie
Afryka. Rodzina pawianów zjada obiad. W pewnej chwili matka zwraca się do synka:
- Jedz tego banana kulturalnie, nożem i widelcem, a nie tak jak ludzie - łapami.
Rezygnacja z powtórki
Po wybuchu jądrowym na uschniętym kikucie ocalałego drzewa siedzą dwa
szympansy.
- Masz coś do jedzenia? – pyta samiec.
Samica podaje mu jabłko.
- O nie! – protestuje samiec. – Nie będziemy tej idiotycznej historii powtarzać od
początku!
Irytacja koguta
Przyleciał bażant z pola do miasta. Idzie sobie ulicą i widzi, jak kurczaki kręcą się na
rożnie. Patrzy na nie i mówi:
- No proszę, karuzela, opalanko, a na polu nie ma co posuwać.
Alkohol zabija
Kogut wpadł przez okno do pokoju i zobaczył upieczonego kurczaka, obficie polanego
czerwonym winem. Roztrzęsionym głosem zapiał:
- A jednak to prawda: alkohol zabija!
Trofeum myśliwego
Wystąpiłem po wielu latach ja też z Kółka
Myśliwskiego. Została wypchana jaskółka.
Ośla ambicja
Pocieszał się raz osioł: „Cokolwiek się zdarzy,
będę zawsze tematem dla myśliwskich bajkopisarzy”.
Podsłuchane u myśliwych
Na polanie siedzi zając i ostrzy nóż. Przechodzi borsuk i pyta:
- Na kogóż to ostrzysz nóż, zajączku?
- Na niedźwiedzia!
Przechodzi lis.
146
- Na kogo ten nóż?
- Na niedźwiedzia – odpowiada buńczucznie zajączek.
Przechodzi niedźwiedź:
- Co robisz zajączku?
- A nic... nic... tak sobie siedzę, nożyk ostrzę i takie tam pierdoły podsłuchane u
myśliwych opowiadam.
Myśliwskie brednie
Niewypita ćwiartka
Trzech kolegów założyło się o grubszą forsę, który z nich przeżył najbardziej
nieprawdopodobną przygodę myśliwską. Opowiada pierwszy:
- Razu pewnego pies wystawia mi koguta, kogut się zrywa a z nim z trawy lis skacze,
więc ja strzelam pomiędzy nich i jednym strzałem kładę i lisa i bażanta, w tej chwili nadciąga
mi nad głową tabun dzikich kaczek, mierzę do pierwszej z drugiej lufy, strzelam i spadają trzy
ostatnie – takim sposobem strzeliłem dwoma nabojami kwinduplet.
Drugi opowiada:
- Polowałem na kaczki w pobliżu mego domu. Nagle patrzę, a z kępy trzcin wystaje
łeb szablastego odyńca. Nie miałem brenek, więc mówię do psa – przynieś – a ten pobiegł do
domu, ja w tym czasie zaczajony pilnowałem dzika, pies przyniósł w kufie dwie breneki,
załadowałem, strzeliłem i tym sposobem upolowałem swego największego odyńca.
Trzeci opowiada:
- Wasze historie to pikuś, ja miałem przypadek. Wybraliśmy się na polowanie, ale lało
jak z cebra, więc tak stoimy pod wiatą i stoimy, więc ja wyciągnąłem ćwiartkę i mówię do
jednego – chlapniesz, a on że nie, no to do drugiego czy chlapnie, a on że nie chlapnie. Trzeci
też nie chciał to schowałem do torby i tyle.
I wygrał zakład.
Skuteczne prztykanie
Pan Abramowicz przyszedł do rabina po poradę. Po długiej rozmowie wychodzi,
wręcza szamesowi, którym jest Herszełe, opłatę i pyta:
- Herszełe, dlaczego wasz rabin ciągle prztyka palcami? Czy ma takie
przyzwyczajenie?
Herszełe widząc, że ma przed sobą prostaka i chcąc z niego zakpić, odpowiada:
- O nie. Rabin chroni w ten sposób Żydów przed dzikimi zwierzętami.
- Nie może być! – wątpi pan Abramowicz.
- Jak to nie może być – oburza się Herszełe. – Czy słyszeliście ostatnio, żeby na
jakiegoś Żyda napadł lew, tygrys, niedźwiedź czy wilk?
- Nie.
- No więc sami widzicie, że to skutkuje.
Ryba a budka
Pan Baruch – wędkarz powrócił właśnie do Lwowa z Gdyni i dzwoni do swego
przyjaciela z automatu telefonicznego.
- Wiesz, Beniek, złowiłem w morzu rybę, coś bajecznego!
- Nie gadaj! Duża?
- Ogromna. Szkoda, że ci nie mogę pokazać, jak była wielka, bo dzwonię z bardzo
małej budki telefonicznej.
147
Bez postrzałów
Myśliwy pyta swego kolegę:
- Jak ty to robisz, że na upolowanych przez ciebie kaczkach nigdy nie widać śladów
postrzału!
- Zawsze bardzo delikatnie naciskam spust strzelby!
Tropiciel Wermachtu
Leśniczy spotyka w lesie dziadka skradającego się w krzakach z naładowaną
dubeltówką.
- Dopadłem cię wreszcie kłusowniku! Co tu robisz z dubeltówką w rękach?
- Tropię oddziały Wermachtu.
- Co? Przecież wojna już dawno się skończyła!
- O, cholera! To co ja tu jeszcze robię?
Pimpuś myśliwy
Małe miasteczko, obok siebie mieszka dwóch myśliwych. Po każdym polowaniu jeden
targa zawsze do domu niedźwiedzia, drugi przeważnie nic. Koleś w końcu nie wytrzymał i
poszedł zapytać sąsiada o co chodzi z tymi niedźwiedziami, kolega nie chciał zdradzić
tajemnicy, ale umówili się na drugi dzień na wspólne polowanie. Wyruszyli rano, specjalista
od niedźwiedzi zabrał ze sobą psa – Pimpusia. Idą przez las, nagle zauważyli niedźwiedzia
siedzącego na drzewie. Ten od Pimpusia mówi:
- Teraz uważaj, ja wchodzę na drzewo, strącam niedźwiedzia, a Pimpuś zar*cha go na
śmierć.
Drugi na to:
- Dobra stary, tylko po co nam w takim razie strzelby?
- Po to, że jakby się zdarzyło, że niedźwiedź strąci mnie, to od razu zastrzel Pimpusia.
Zwyczaj psa
Właściciel mastifa skarży się weterynarzowi:
- Panie doktorze, mój pies bardzo lubi biegać za samochodami.
- Ależ proszę pana, wiele psów lubi gonić samochody. To chyba nie jest żaden
problem.
- Tak, ale mój pies je dogania, a potem zakopuje w ogródku.
Olbrzymie kłamstwo
- Czy pan uwierzy, że w czasie ostatniego polowania zabiłem 999 zajęcy?
- Już lepiej powiedzieć od razu, że tysiąc.
- Sądzi pan, że dla jednego zająca będę kłamał?!
Dwa czy trzy
Fąfarowa do męża:
- Ile zajęcy zastrzeliłeś na ostatnim polowaniu?
- Dwa.
- To czemu handlarz dziczyzną przysłał rachunek za zakup trzech?
Latający zając
Myśliwy opowiada koledze swoją przygodę łowiecką:
- Tego dnia polowałem na zająca. Juz miałem go na muszce, gdy nagle z krzaków
wyskoczył lis i wbił zęby w kark zająca. Nie zdążyłem wystrzelić, gdy nagle z góry jak
pocisk spada jastrząb, chwycił w szpony lisa oraz zająca i uniósł ich w powietrze.
148
- I co, i co?
- Mierzę dokładnie ze sztucera. Strzelam – spada lis. Mierzę drugi raz, strzelam –
spada jastrząb.
- A zając, co z zającem?
- Zając, jak to zając, poleciał dalej...
Potrafią oszukiwać
Myśliwy chwali się koledze:
- Ostatnio miałem wyjątkowe szczęście! Jednym strzałem położyłem dwa zające,
kuropatwę i dzika!
- Wielka sztuka! Ja też tak potrafię!
- Strzelać?
- Nie, oszukiwać!
Upolował żywego
Myśliwy bierze strzelbę i oświadcza żonie, że idzie upolować dzika. Po godzinie
wraca zziajany, krzycząc:
- Zabarykaduj drzwi, prowadzę go żywego!
Polowanie w tunelu
Na sąsiednich łóżkach leżą w szpitalu dwaj myśliwi. Jeden z nich pyta:
- Słyszałem, że został pan poturbowany na polowaniu?
- Tak.
- Jak to się stało?
- Idę sobie lasem, patrzę: dziura. Strzelam, a tu wyskakuje z niej martwy zając. Idę
dalej, patrzę: jeszcze większa dziura! Strzelam, wyskakuje martwy lis. Idę dalej, patrzę:
olbrzymia dziura! Strzelam, a tu wyjeżdża z tunelu pospieszny do Katowic.
Niezbity dowód
Spotykają się dwaj myśliwi. Jeden mówi:
- Tydzień temu pojechałem na polowanie. Ledwo wyszedłem z samochodu, gdy ze
wszystkich stron obskoczyło mnie sto wilków!
- Nie opowiadaj głupot!
- Przesadziłem, było ich najwyżej dziesięć.
- Kłamiesz.
- Kłamię?! A co twoim zdaniem tak gwałtownie poruszało się wtedy w krzakach?
Podróże myśliwych
Dwóch myśliwych z Teksasu polowało na łosie nad jeziorem na Alasce. Obaj
upolowali piękne sztuki. Wrócili do samolotu, którym przylecieli, a pilot mówi, że nie ma
mowy, żeby wystartowali z dwoma upolowanymi łosiami, jeden musi zostać.
- Bzdury – krzyczy jeden z myśliwych. – Kiedy byliśmy tu w zeszłym roku pilot
zabrał nas stąd a wcale nie miał większego samolotu niż twój. Tamten miał jaja i nie bał się
polecieć.
Pilot się zdenerwował i powiedział:
- Jeżeli on to zrobił, to ja też potrafię. Nie latam gorzej niż inni!
Załadowali się, silnik na pełną moc i startują. Niestety nie wznieśli się nad drzewa na
końcu jeziora. Zahaczyli o wierzchołki, samolot spadł i rozbił się. Żywi, ale trochę połamani
wyczołgują się z krzaków, a pilot potrząsnął głową i pyta:
- Gdzie jesteśmy?
149
Jeden z myśliwych podnosi się z ziemi i mówi:
- Powiedziałbym... że przynajmniej sto metrów dalej niż w zeszłym roku...
Słoń w siatce
Myśliwi dobrze już popili, więc zebrało im się na opowieści. Jeden mówi:
- Idę ze strzelbą po sawannie. Nagle patrzę: dwa metry przede mną stoi tygrys! Pif-
paf! Tygrys leży martwy, więc ja go do torby! Idę dalej, patrzę: Przede mną żyrafa. Pif-paf!
Żyrafa leży, to ja za skórę i do torby! Idę dalej. Patrzę: słoń! Pif-paf! Słoń leży, więc ja go za
skórę...
- Nie kłam! Nie kłam, żeś go tez do torby włożył!
- Nie, torba już była pełna. Ale miałem jeszcze ze sobą siatkę!
Dyskretna małpa
- Coś taki smutny – pyta myśliwy myśliwego.
- Właśnie wróciłem z Afryki. Wyobraź sobie, że współżyłem tam z małpą.
- Nie martw się, nikomu o tym nie powiem. Ona też nikomu nie powie.
- No właśnie! nie powie, nie napisze, nie zadzwoni...
Niebezpieczny czy bezpieczny
Myśliwy opowiada o swoich wrażeniach z pobytu w Afryce:
- Tam najniebezpieczniejszym zwierzęciem jest jaguar. Kiedy ofiara przed nim ucieka, on ją
zawsze dogoni, kiedy się wspina na drzewo, on zawsze będzie szybszy, kiedy dopadnie do
rzeki, on zawsze popłynie z nią.
- A jeśli ofiara się schowa? - pyta jeden ze słuchaczy.
- Jaguar także się schowa!
Jabłoń na Saharze
Myśliwy po powrocie z Afryki opowiada swoje przygody:
- Idę sobie przez Saharę, a tu biegnie w moja stronę lew! To ja w nogi i hop, na najbliższą
jabłonkę!
- Przecież na pustyni nie rosną jabłonie!
- Właśnie! Z wrażenia nawet tego nie zauważyłem!
Upolowane morze
Dwaj myśliwi przechwalają się:
- Czy wiesz, że ostatnio w Afryce z odległości 500 metrów jednym strzałem położyłem
trupem słonia?
- A ja ostatnio płynąc przez Morze Koralowe własnoręcznie udusiłem wieloryba!
- Tak, tak...A skoro już mowa o morzu... Czy słyszałeś coś o Morzu Martwym?
- Oczywiście.
- To właśnie ja z bratem zabiliśmy je!
Uważne krokodyle
Pewien myśliwy opowiada, jak będąc na polowaniu w Afryce przeprawiał się wielką
łodzią przez Nil.
- To straszne! - woła słuchająca go kobieta.-Przecież mógł pan utonąć!
- Wykluczone, droga pani! Krokodyle nigdy by do tego nie dopuściły!
150
Gotujący się ugotowanym
Fąfara opowiada znajomym:
- Nagle patrzę: z sawanny wyłazi lew i gotuje się do skoku!
- I co, i co?
- Jak już się ugotował to myśmy go zjedli!
Sposób na okularnika
Myśliwy opowiada swoją przygodę z wężem okularnikiem:
- Bestia zaatakowała mnie, gdy spałem. Błyskawicznie oplotła mnie swoim cielskiem.
- Jak się od niego uwolniłeś?
- Zrzuciłem mu z nosa okulary i zanim je znalazł, byłem już daleko!
Polowanie na fiordy
Przechwala się trzech myśliwych.
- Jak byłem w Afryce, to polowałem na lwy!-zaczyna pierwszy.
- A ja na Alasce i polowałem na łosie!-dodaje drugi.
- Hmm, kochani, a ja byłem w Norwegii-mówi trzeci.
- i co?! Fiordy widziałeś?
- Fiordy? Fiordy to mi z ręki jadły.
Myśliwi a rodzina
Hierarchia myśliwego
- Co i w jakiej kolejności jest najważniejsze dla myśliwego?
- Strzelba, pies i żona.
Dwoje inteligentnych
Żona pyta męża:
- Kiedy wrócisz z polowania?
- Kiedy wrócę, to wrócę!
- To dobrze, ale nie później!
Motywacja myśliwego
Fąfara wybrał się z kolegą na polowanie. - Nareszcie jesteśmy na miejscu, zaraz zaczniemy strzelać. - Strzelać? Po co? - Cóż za pytanie! A po co zostałeś myśliwym? - Bo chciałem chociaż raz w tygodniu uciec przed żoną.
Polowanie w młodości
W parku na ławeczce rozmawia ze sobą dwóch starszych panów: - Jakie hobby miał pan w młodości? - Kobiety oraz polowanie. - A na co pan polował? - Na kobiety!
Żona myśliwego
Ze śpiewek myśliwskich:
Do młodej żony stary mąż
Rzekł mknąc na polowanie:
151
- Jelenia muszę ubić dziś,
Spudłować jam nie w stanie!
A żonka na to zaraz w śmiech:
- O, pewnie, ty mój drogi,
Zobaczysz, jakie będziesz miał –
gdy wrócisz – piękne rogi!
Kretyn na polowaniu
Wczesnym rankiem myśliwy wybrał się na polowanie. Przeszedł kawałek i myśli:
- Tak zimno, dziś na pewno nic nie upoluję.
Wrócił więc do domu, rozebrał się i wszedł do łóżka.
- To ty kochanie? – spytała w półśnie żona myśliwego.
- Tak, skarbie.
- Zimno?
- Oj, bardzo.
- No widzisz, a ten kretyn poszedł na polowanie.
Wzajemność myśliwych
Hozenkopf i Filchenduf polują w towarzystwie żon. Nagle pada strzał. Hozenkopf
krzyczy:
- Ty paskudniku! O mały włos nie zabiłeś mojej żony!
Na to Filchenduf:
- Uj, przepraszam! Po co ten gwałt? Czy ja ci zabraniam strzelać do mojej?
Po połowie
Pojechali na ryby. Potem, po połowie,
polowali; zgodzili się wczoraj po łowie,
by podzielić się zgodnie, równo po połowie,
każdy zaniósł, co dostał swej lepszej niemałżeńskiej połowie.
Przysłonięty rozsądek
Lubił w lasach polować na sarnę, na dzika,
Zwłaszcza tam, gdzie część boru była bardzo dzika.
Kochał rozpustę bez granic; niestety ta dzika,
Namiętność przysłoniła rozsądek polownika.
Trzeźwy pan
Spotykają się dwa psy.
- Burku, jak ty wyglądasz? Kto ci skroił skórę?
- Mój pan myśliwy!
- Jak to możliwe? Przecież on po pijanemu bije tylko żonę.
- To prawda, ale wczoraj wyjątkowo wrócił z polowania do domu trzeźwy.
Litościwy synek
Mama do Jasia:
- Dlaczego chowasz strzelbę taty?
- Żal mi dziewczynek.
- Nie rozumiem...
152
- Słyszałem, jak tata rozmawiał przez telefon z kolegą i mówił, że pójdą zapolować na
dziewczynki.
ZAKOŃCZENIE
Podstawy ochrony istot żywych
Biojurysprudencja, rozwinięta w publikacjach profesora Romana Tokarczyka, jest
jedynym nurtem myśli, który wyraża kompleksowe, uzasadnione i niepodważalne podstawy
dla ochrony istot żywych, szczególnie ludzi i zwierząt. Swoją kompleksowość zawdzięcza
porównawczemu uwzględnianiu w skali globalnej opisów, ocen i norm życia w religiach,
moralności i prawie. Uzasadnienia czerpie z potwierdzonych wyników badań różnych
dyscyplin naukowych, stwierdzających zarówno podobieństwa jak i różnice między ludźmi i
zwierzętami. Opiera się na fundamentalnym i niepodważalnym założeniu, że obecność życia
jest prewartością wszystkich innych wartości i prenormą wszystkich innych norm. Nazwa
„biojurysprudencja” łączy w sobie treści trzech pojęć: greckiego bios - życie, łacińskiego ius
– prawo i także łacińskiego prudentia – mądrość.
Według biojurysprudencji prewartość i prenorma życia mają charakter holistyczny,
wykraczający swoim biocentryzmem ponad jednowymiarowość z jednej strony
antropocentryzmu, z drugiej zaś strony animocentryzmu. Biojurysprudencja podkreśla
konieczność odróżniania wartości życia od jakości życia. Życie jako wartość, ma różną jakość
na rozległych skalach religijnej czystości i grzeszności, moralnego dobra i zła, prawnej
sprawiedliwości i niesprawiedliwości. Każde życie ma wewnętrzną, naturalną, samoistną
wartość ale odmiennie uświadamianą sobie przez poszczególne istoty obdarzone życiem.
Odmiennie także jest odczuwana przez nie sama jakość życia i porównawczo oceniana przez
inne istoty. Wartość i jakość życia splatają się w różnorodnych potrzebach istot żywych,
będących przedmiotem naukowych dociekań i klasyfikacji. Najbardziej dojrzale bilansuje ich
dobrostan utylitaryzm, poprzez uwzględnianie zarówno przyjemności jak i cierpień.
Biojurysprudencja opowiada się za ideą przyrodzonej, wywodzącej się z samej natury
wartości zwierząt (intrinsic value). Taka wartość posiada każde zwierzę jako jej własne
prawo, cel sam w sobie. Idea ta przeciwstawia się instrumentalnemu traktowaniu wartości
zwierząt przez inne istoty żywe, szczególnie przez ludzi. Aprobują ją obrońcy praw zwierząt.
Odwołuje się do niej holenderski Animal Health and Welfare Het z 1981 roku. W debacie nad
sensem idei przyrodzonej wartości zwierząt wyłoniły się cztery stanowiska. Po pierwsze,
stanowisko behawiorystyczne podkreślające moralną neutralność zachowań zwierząt. Po
drugie, stanowisko utylitarystyczne z wrażliwości zwierząt wysnuwające uzasadnienia i
obronę ich interesów przez ludzi. Po trzecie, stanowisko deontologiczne uwzględniające
dążenia zwierząt do zachowania własnego życia jako ich cel. Po czwarte wreszcie,
stanowisko szacunku dla wszystkich istot żywych. Stanowiska te stały się zaczynem bardziej
rozwiniętych koncepcji ochrony życia zwierząt, zwłaszcza koncepcji Petera Singera i
koncepcji Toma Reagana.
Uzasadnienia ochrony
Problematyka ochrony normatywnej zwierząt wynika z zadawania im cierpienia przez
ludzi w procesach hodowli na mięso, eksperymentowania, rozrywki i polowania.
Biojurysprudencja, w swych opisach, ocenach i normatywnych powinnościach, posługuje się
naukowymi ustaleniami dotyczącymi układu limbicznego, jako części mózgu wszystkich
ssaków, odpowiadającej za doznawanie przez nie uczuć strachu, bólu, paniki i cierpienia.
153
Doznania te są podobne u ludzi i wielu gatunków zwierząt, toteż podobnie powinny być
oceniane i normowane. Warunkiem tego jest posiadanie empatii, czyli zdolności do
emocjonalnego wczuwania się w sytuację innej istoty żywej, zwłaszcza cierpiącej. Na ogół
empatia rozwija się wcześniej niż racjonalna świadomość i trwa przez całe życie ssaków.
Obecność empatii odgrywa dla ochrony zwierząt większą rolę niż ludzka racjonalność.
Okrucieństwo ludzi wobec zwierząt wynika z niedorozwoju empatii, szowinizmu
gatunkowego i pseudoideologii posługujących się argumentami nie wytrzymującymi już
obecnie druzgocącej je krytyki.
Człowieczość a człowieczeństwo
Ze względu na obecność lub brak empatii w osobnikach ludzi i zwierząt,
biojurysprudencja posługuje się opisowo i porównawczo rozróżnieniami z jednej strony
między człowieczością a człowieczeństwem, z drugiej zaś strony miedzy zwierzością a
zwierzęcością. Człowieczość przejawia się głównie poprzez fizyczne i fizjologiczne cechy
jednostki ludzkiej, ale bez empatii i uwarunkowanej nią wrażliwości moralnej.
Człowieczeństwo natomiast to dojrzałość jednostki ludzkiej pod względami racjonalności i
emocjonalności wyróżniającej się wrażliwością moralną. Rozróżnienie między zwierzością a
zwierzęcością nasuwać może wnioski niemal analogiczne do rozróżnienia między
człowieczeństwem a człowieczością; zwierzęcość uzewnętrznia się empatią zaś zwierzość jej
brakiem. Wyniki badań naukowych dowodzą, że niekiedy zwierzęcość obdarzona empatią
wykazuje wyższy poziom wrażliwości moralnej niż sama tylko człowieczość, nie dorastająca
do poziomu człowieczeństwa. Przykładem tego jest myśliwy, pod względem wrażliwości
moralnej pozostający na padole zwierzości.
Źródła powinności
Z podobieństwa układu limbicznego ludzi i zwierząt wynikają powinności
normatywne – religijne, moralne i prawne – nie zadawania cierpień przez tych pierwszych
tym drugim. Sama tylko przynależność człowieka do gatunku ludzkiego, jedynie już w
przesądach, dogmatach i fałszywych ideologiach, arbitralnie przyznaje wyższą wartość jego
życiu. Posiadanie rozumu przez człowieka przestaje być moralnie pozytywnym wyróżnikiem,
gdy rozum jest nadużywany dla wyboru i uzasadnienia oczywiście niegodnych
człowieczeństwa celów. Tylko rozumność zharmonizowana z empatią jest w stanie
dostrzegać i wspierać rozwój postępu moralnego kruszącego bastiony tradycji zastygłej w
ślepocie i obojętności moralnej. Podtrzymują je irracjonalnie i uporczywie duchowni, bez
skrupułów moralnych poświęcający ubojnie zwierząt i celebrujący nabożeństwa z intencjami
aprobaty dla okrucieństwa myśliwych. Porażają hipokryzją nabożeństwa i rozpasane biesiady
z okazji dnia świętego Huberta, który porzucił polowanie, ale wbrew jakiejkolwiek logice,
uznawany jest za patrona myśliwych. Pozostaje wszakże nadzieja, że w ślad za upadkiem
uprzedzeń niewolnictwa, stanowych nacjonalistycznych, rasowych i płciowych upadną i
uprzedzenia ludzi wobec zwierząt.
Koncepcje ochrony zwierząt
Biojurysprudencja wykazuje swoją oryginalność i przewagę w konfrontacjach z
mnożącymi się koncepcjami ochrony zwierząt. Wbrew koncepcji Petera Singera odrzuca
kategorie interesów zwierząt i wysuwanie ich cierpienia na plan pierwszy w ochronie
zwierząt. Kategoria interesów jest zbyt wyrafinowana intelektualnie i nienaturalna, aby mogła
być poznawczo adekwatna i konkurować z bardziej adekwatną kategorią potrzeb naturalnych
154
zwierząt uzasadnianych przez biojurysprugdencje. Natomiast cierpienie traci
pierwszoplanowe znaczenie gdy jest uśmierzane, przede wszystkim w nowoczesnych
technikach przemysłowego uboju zwierząt na mięso. Nie traci takiego znaczenia odnośnie do
wykorzystywania zwierząt dla eksperymentowania, rozrywki i polowania. Niemniej,
kategoria potrzeb zwierząt, w tym kontekście unikania cierpienia, jest bardziej adekwatna
ponieważ ogarnia swoim zasięgiem ogół ich doznań. Odmiennie od Toma Regana koncepcji
praw zwierząt, biojurysprudencja postuluje tworzenie i stosowanie bioprawa w sensie praw
ludzkich dla ludzi zobowiązanych ochroną zwierząt. Jeśli Regan zauważa podobieństwo praw
zwierząt do praw człowieka, to biojurysprudencja wskazuje na przestarzałość już praw
człowieka i niezwłoczną konieczność transformacji ich w prawa ochrony życia. W świetle
biojurysprudencji zamiary przyznania zwierzętom jakiejkolwiek podmiotowości są
iluzoryczne, toteż i Regana rozważania o aktywnych – ludziach i pasywnych – zwierzętach
jako podmiotach zawieszone są w myślowej próżni.
Powinności wobec zwierząt
Skoro, na gruncie biojurysprudencji, potrzeby zwierząt, wśród nich zaś oczekujące na
normatywną definicję ich cierpienie, należą do praw ludzkich, a nie jakichś
wyimaginowanych praw zwierząt, to nie może być trudności z wykorzystywaniem do tego
celu teorii kontraktualizmu. Racjonalni i obdarzeni empatią ludzie społeczeństw liberalnych i
demokratycznych mają nieograniczone normatywnie możliwości zawierania umów
dotyczących ochrony życia zwierząt przed niekoniecznym ich cierpieniem i zabijaniem.
Wydumana jest rzekoma odrębność tak zwanego welferyzmu od utylitaryzmu ponieważ ten
pierwszy należy do istoty tego drugiego. Oczywiście, zamiana ludzkiej diety z mięsnej na
wegetariańską unicestwiłaby jednocześnie powinność ochrony zwierząt hodowlanych z tej
prostej przyczyny, że by już ich nie było. Powstawałaby taka powinność wobec zwierząt
wykorzystywanych dla eksperymentowania, rozrywki i polowania. Otwarte byłoby,
oczekujące na uzasadnioną odpowiedź pytanie, czy zupełny brak życia zwierząt
pochodzących z hodowli byłby moralnie czymś lepszym niż jednak życie obciążone
ewentualnym cierpieniem i przeznaczeniem zabijania.
Promowanie przez beefizm, whalizm, cemelizm i fishizm spożywanie mięsa zwierząt
dużych rozmiarów, jako bardziej uzasadnionego moralnie niż zwierząt mniejszych, nie jest
jeszcze dostatecznie uzasadnione. Dotychczasowe bowiem uzasadnienia mają charakter tylko
ilościowy, ale nie jakościowy. Zakłada się w nich, że suma liczby zabijanych na mięso
zwierząt przekłada się wprost na wielkość sumy ich cierpienia. Należałoby jednak rozwiać
także wątpliwość czy wielkość cierpienia jednego zabijanego zwierzęcia dużych rozmiarów
nie jest większa od sumy cierpienia zabijanych zwierząt mniejszych. Wątpliwość tę łagodzi
jednak uznawanie samoistnej, wewnętrznej, wrodzonej wartości każdej istoty żywej, nawet
bez sięgania po wyspekulowaną kategorię jakiejkolwiek podmiotowości zwierząt.
Czas na delegalizację myślistwa
Obecnie w krajach dostatku żywności i nadmiaru rozrywki, utraciły już całkowicie
przekonywującą moc argumenty na rzecz utrzymywania legalności myślistwa. W percepcji
ludzi myślących i obdarzonych empatią, nazwa „myśliwy” jest już zwodnicza. Sugeruje
bowiem jakieś nieobecne związki tak zwanego myśliwego z myśleniem. Jeśli tak zwany
myśliwy usiłuje nieudolnie dowodzić, że swoim okrucieństwem zabijania dzikich zwierząt
reguluje stan ich populacji, to przemilcza fakt większej skuteczności w tym względzie np.
tabletek antykoncepcyjnych. Jeśli tak zwany myśliwy w zabijaniu zwierząt znajduje rozrywkę
i patologiczną przyjemność, to zapewne bywają one największe gdy zabija naganiacza,
155
innego myśliwego, czy też nawet taki nierozpoznawalny przez niego cel jak własna żona. W
naszych czasach, w ocenie zdecydowanej większości społeczeństw, myśliwy to jednocześnie
wyrafinowany morderca, kat, rzeźnik i grabarz. To pazerny mięsożerca obciążony
chorobliwym uzależnieniem, podobnie jak pijak i narkoman, którymi zresztą nierzadko także
bywa. To wyobcowany z harmonii piękną naturalnej przyrody neurotyk, psychopata, pozorant
i barbarzyńca, jękliwym głosem powołujący się na przebrzmiałą już kulturę łowiecką i
należącą do lamusa historii tradycję.
Z rozważań nad odpowiedziami na dotyczące zwierząt pytanie „takie jak my?”
wynikają konkretne postulaty. Po pierwsze, jest to postulat krzewienia wobec nich empatii. Po
drugie, jest to postulat reformowania treści edukacyjnych w rodzinie, kościele, szkole,
mediach i polityce w kierunku kompleksowej ochrony normatywnej zwierząt. Po trzecie, jest
to postulat nie głosowania w wyborach do jakichkolwiek władz na kandydujących do nich
myśliwych. Kuriozalna jest publiczna wypowiedź polskiego byłego prezydenta, przed
wyborami deklarującego obłudnie porzucenie myślistwa, że „myślistwo jest najpiękniejszym
sposobem zdobywania przez człowieka białka”. Wygląd tego prezydenta i jego żony
potwierdzają dobitnie – to ironia - jak bardzo ich ciała potrzebują białka. Po czwarte, jest to
postulat, wynikający z naruszania przez mniejszość społeczeństwa, jaką są myśliwi, praw
obywatelskich i praw człowieka większości społeczeństwa, wytaczania im procesów
sądowych za ograniczenie dostępu do nienaruszonego stanu dzikich zwierząt. Wreszcie, po
piąte, jest to postulat przeprowadzenia ogólnopolskiego referendum pod hasłem delegalizacji
myślistwa.