11
Gazeta Mieszkańców Wydaje RTSK www.rtsk.pl/glos [email protected] ISSN 1505-8247 rok XXI cena: 1,50 zł Radzionkowski Głos Nr 10/471 Listopad 2011 List do redakcji zszokował prezesa Zielonej Ziemii i nas. To może być skandal na miarę wszystkiego złego, co działo się wokół oczyszczalni „Centralna” SUSZARNIA, EMITER I KOCIOŁEK MOŻE NAM JESZCZE BARDZIEJ ZAŚMIERDZIEĆ MIASTO! URZĄD MILCZĄCĄ STRONĄ POSTĘPOWANIA. Koniecznie czytaj na str. 3 Ostatni zajazd na Stroszku? Burmistrz zamiast powiedzieć kibicom – sor- ry – nie da rady na razie wybudować stadio- nu i wspólnie zastanowić się nad sytuacją prowokuje dziś kibiców mówiąc o tym, iż bu- dując stadion trzeba by zamknąć jakąś szkołę czy przedszkole, albo zrezygnować z budowy dróg(?), że są jak dzieci, a najlepiej byłoby przyłączyć Stroszek do Radzionkowa?! Czytaj na str. 7 Radzionkowskie rody KALINOWSCY Zanim powstanie saga o kolejnym radzionkowskim rodzie, chciałabym zwrócić uwagę na niezwykłą specyfikę Kalinowskich ze względu na zamiłowanie do zawodu stolarza, które przewija się przez cztery pokolenia. To piękna profesja, która korzeniami swymi sięga początku pierwszego wieku naszej ery i święte- go człowieka, skromnego i prostego, patrona stolarzy, św. Józefa, męża Maryi, Matki Bożej i opiekuna Syna Bożego… Całość na str. 15 ZAPRASZAMY NA „BARBÓRKĘ” Wszystkich ludzi ciężkiej pracy górniczej, emerytów – zaprasza- my na tradycyjną – już 9 biesiadę górniczą organizowaną przez Radzionkowskie Towarzystwo Społeczno – Kulturalne, która odbędzie się w dniu 02.12.2011 w restauracji „U Letochów”…

Gazeta Mieszkańców Wydaje RTSK Listopad 2011 Głosrtsk.pl/wp-content/uploads/2017/05/Glos_Radz_2011_Nr10_Pazdziernik.pdf · cena: 1,50 zł Radzionkowski Głos Nr 10/471 Listopad

  • Upload
    lynhan

  • View
    220

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

Gazeta MieszkańcówWydaje RTSK

www.rtsk.pl/glos [email protected] 1505-8247rok XXI

cena: 1,50 zł

RadzionkowskiGłos

Nr 10/471Listopad 2011

List do redakcji zszokował prezesa Zielonej Ziemii i nas. To może być skandal na miarę wszystkiego złego, co działo się wokół oczyszczalni „Centralna”

SUSZARNIA, EMITER I KOCIOŁEK MOŻE NAM JESZCZE BARDZIEJ ZAŚMIERDZIEĆ MIASTO! URZĄD MILCZĄCĄ STRONĄ POSTĘPOWANIA.

Koniecznie czytaj na str. 3

Ostatni zajazd na Stroszku?

Burmistrz zamiast powiedzieć kibicom – sor-ry – nie da rady na razie wybudować stadio-nu i  wspólnie zastanowić się nad sytuacją prowokuje dziś kibiców mówiąc o tym, iż bu-dując stadion trzeba by zamknąć jakąś szkołę czy przedszkole, albo zrezygnować z budowy dróg(?), że są jak dzieci, a  najlepiej byłoby przyłączyć Stroszek do Radzionkowa?!

Czytaj na str. 7

Radzionkowskie rody

KALINOWSCY Zanim powstanie saga o kolejnym radzionkowskim rodzie, chciałabym zwrócić uwagę na niezwykłą specyfikę Kalinowskich ze względu na zamiłowanie do zawodu stolarza, które przewija się przez cztery pokolenia. To piękna profesja, która korzeniami swymi sięga początku pierwszego wieku naszej ery i święte-go człowieka, skromnego i prostego, patrona stolarzy, św. Józefa, męża Maryi, Matki Bożej i opiekuna Syna Bożego… Całość na str. 15

ZAPRASZAMY NA „BARBÓRKĘ”

Wszystkich ludzi ciężkiej pracy górniczej, emerytów – zaprasza-my na tradycyjną – już 9 biesiadę górniczą organizowaną przez Radzionkowskie Towarzystwo Społeczno – Kulturalne, która odbędzie się w dniu 02.12.2011 w restauracji „U Letochów”…

Głos Radzionkowski Nr 10/471 Listopad 20112 Głos Radzionkowski Nr 10/471 Listopad 2011 3

RadzionkowskiGłos Wydawca:

Radzionkowskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne

ul. Św. Wojciecha 15, 41-922 RadzionkówRedaguje zespół, red. nacz. Grzegorz BylicaDruk – Mikopol Radzionków, www.mikopol.com.pl Dział łączności z czytelnikami: 32 286 64 73 Dział ogłoszeń: 696 926 287 Za treść ogłoszeń redakcja nie odpowiada

"MAG" s.j.

Przerób złomu, handel wyrobami hutniczymi, roboty ślusarskie, tokarskie i spawalnicze, wykonywanie zbrojeń,

demontaż konstrukcji przemysłowych, złomowanie samochodów, roboty budowlane, usługi dla ludności.

Zakład przetwarzania sprzętu elektrycznego i elektronicznego.

41-922 Radzionków, ul. Nieznanego Żołnierza 26a, tel. 32 289-04-53, fax 32 389-83-69

POŁOŻENIE I WIELKOŚĆ DZIAŁEKDziałki położone są w Radzionkowie przy ulicy M. Dąbrowskiej w rejonie skrzyżowania

z ul. Miłą. Teren nachylony jest w kierunku południowo-wschodnim. Wjazd na teren projek-towanego osiedla prowadzi bezpośredni z ul. M. Dąbrowskiej a dojazd do poszczególnych działek z wydzielonych dróg dojazdowych stanowiących własność Gminy. Teren znajduje się w otoczeniu zabudowy jednorodzinnej w bliskiej odległości rekreacyjnych terenów Księżej Góry w skład których wchodzą: otwarte kąpielisko z placem zabaw, boiskiem do gry w piłkę nożną sztuczną nawierzchnią i oświetleniem, kortami tenisowymi, placem zabaw dla dzieci oraz terenami spacerowymi. Działki przeznaczone do zabudowy posiadają powierzchnię od 400m2 dla zabudowy bliźniaczej do 700m2 dla zabudowy wolnostojącej.

DOM DLA CIEBIE!

Inwestor: Devevloper i Recykling Sp. z o.o. ul. Młodego Górnika 2d, 41-808 Zabrze,

tel. 032 376 16 10, www.developer-recykling.pl

PROJEKTOWANY RODZAJ ZABUDOWYW celu zróżnicowania oferty przewiduje się budowę domów wolno-

stojących i domów w zabudowie bliźniaczej. Będą to domy dwukondyg-nacyjne z garażem znajdującym się wewnątrz budynku. Wykonane będą z bloczków ceramicznych Porotherm (Poromur) lub bloczków gazobetono-wych w zależności od decyzji klienta oraz ocieplone styropianem gr 14cm. Dach płaski lub pochyły kryty dachówką. Przewidywana wielkość domu od 120m2 do 150m2. Na obecnym etapie dla budynków wolnostojących istnieje możliwość wyboru projektu domu z oferty przedstawionej przez developera. Działki wyposażone będą w sieć wodno-kanalizacyjną, elek-tryczną i gazową oraz ogrodzone.

OFERTA DEVELOPERAZabudowa osiedla znajduje się w fazie projektowania, dlatego istnieje

możliwość wprowadzenie zmian w jego zagospodarowaniu w zależności od wymagań i upodobań przyszłych klientów. Wszystkich zainteresowanych zakupem nieruchomości w tym rejonie Radzionkowa prosimy o kontakt te-lefoniczny pod numerem 32 376 16 10 lub 608 504 716 w celu przedstawie-nia swoich wizji przyszłego domu a my postaramy się do nich dostosować. Planowany czas realizacji inwestycji od 01.08.2011r. do 31.07.2013r

Naprawa zawieszeńGeometria kółWulkanizacja

TłumikiMechanika

Sprzedaż oponi inne

poleca sięinż. Damian Tyczka TYCZKA

FIRMA USŁUGOWO-HANDLOWA

Radzionków, ul.Nakielska 12

ROK ZAŁOŻENIA 1984

tel. 32 286 66 77

Zupełnie przypadkiem wpadł mi w ręce dokument podpisany przez wiceprezydenta Bytomia o tym, iż w Rojcy oczekuje przedsięwzięcie w postaci „budowy suszarni osadów ściekowych w obrębie oczyszczalni „Centralna”” na Rojcy. Przypomi-nam, że jest to skrawek Radzionko-wa przyłączony do Bytomia w 2002 r. mamy następujące pytania:

– Dlaczego mieszkańcy Rojcy nic o tym fakcie nie wiedzą? Dzi-siaj budowa suszarni osadów ście-kowych, a jutro budowa spalarni?!

– Dlaczego Urząd rutynowo ogłosił to tylko na tablicy ogłoszeń w Urzędzie Miasta i gdzieś tam na tablicach ogłoszeń?

– Czy mieszkańcy Rojcy zno-wu obudzą się jutro w kolejnym smrodzie?

– Dlaczego nie zrobiono konsul-tacji społecznych w tej sprawie?

--------Opisujemy wiec co ustaliliśmy:Bytomskie Przedsiębiorstwo

Komunalne Sp. z o.o. przystąpi-ło do realizacji nowej inwestycji na terenie Oczyszczalni Ścieków „Centralna” przy ulicy Sikorskie-go pod nazwą: Budowa suszar-ni osadów ściekowych w ramach modernizacji oczyszczalni ścieków „Centralna” w Bytomiu w części dotyczącej zagospodarowania usta-bilizowanych osadów ściekowych na działce o numerze ewidencyj-nym 1711/23 położonej na terenie przeznaczonym pod zabudowę przemysłową.

Planowane przedsięwzięcie bę-dzie polegać na budowie suszar-ni osadów ściekowych nisko lub średniotemperaturowej o wymia-rach 42 x 13,5 x 9 m, zabudowy dodatkowego zbiornika Zbiorczej Komory Fermentacyjnej (ZKF) o pojemności 4,5 tys. m3 i średni-cy 20 m z zapleczem technicznym oraz kotłem opalanym biogazem i biomasą z emiterem o wysokości 12 m. Realizacja obiektu wymagać będzie przełożenia istniejącej w tym rejonie technicznej infrastruktury podziemnej oraz dostosowania ist-

niejącego układu dróg dojazdowych i placów manewrowych. Planowane przedsięwzięcie, kwalifikuje się do rodzaju przedsięwzięć mogących potencjalnie znacząco oddziaływać na środowisko, dlatego Prezydent Miasta Bytomia uruchomił w lutym tego roku procedurę zmierzającą do przeprowadzenia oceny oddzia-ływania na środowisko inwestycji, kończącą się uzyskaniem decyzji administracyjnej o środowiskowych uwarunkowaniach planowanego przedsięwzięcia.

Inwestor złożył wymagany prawem raport oddziaływania na środowisko planowanego przedsię-wzięcia i po konsultacjach, także z Urzędem Miasta Radzionków(?!), 30 września br. uzyskał wymaganą prawem decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach otwierającą szybką ścieżkę do realizacji planów. Tym szybszą, że ze względu na brak protestów społecznych i ważny in-teres strony, decyzji nadano klauzu-lę natychmiastowej wykonalności, motywując to ważnym interesem inwestora i brakiem uwag ze strony społeczeństwa. Jedna tylko w tym miejscu dygresja, naszym zdaniem nie można mówić o „konsultacjach” z UM w Radzionkowie – by mówić o konsultacjach – czyli relacjach dwustronnych zakładających przy-najmniej potocznie czynne działanie stron, Tymczasem inwestor prze-słał radzionkowskiemu urzędowi niezbędny pakiet dokumentów nie otrzymując w zamian uwag! To jest interesujące.

Ze względu na charakter spra-wy redakcja poprosiła o komentarz prezesa Stowarzyszenia Zielona Ziemia Teresę Bryś-Szczygieł:

Inwestor wybrał idealny dla siebie moment na konsultacje spo-łeczne – sam środek wakacji i ur-lopów. Sama mieszkam w pobliżu Oczyszczalni i nie mogę zrozumieć, że nikt w trosce o nas, mieszkań-ców Rojcy nie zapoznał się z doku-mentami sprawy, nie mówiąc już o próbach rzeczywistej konsultacji. Już po pobieżnej analizie raportu i wydanej decyzji widać ile straci-liśmy nie będąc stroną tego postę-powania, pomijając najważniejszą

kwestię – możliwości wpływu na przyjęte rozwiązania technologicz-ne, albo możliwość zablokowania inwestycji.

Po pierwsze wydano zgodę na suszenie 14 tys. Mg/rok przefer-mentowanych osadów ściekowych, podczas gdy w raporcie inwestor zapowiedział chęć przetwarzania „tylko” 12 tys. Mg/rok (8000 ton/rok osadów z oczyszczalni „Cen-tralna” oraz 4000 ton/ok. z oczysz-czani Bobrek i Miechowice, raport, str. 22). Po drugie: nie będzie moni-toringu pylenia i hałasu, ani w cza-sie budowy inwestycji, ani potem. Po trzecie: zwolniono inwestora z obowiązku przedstawienia anali-zy porealizacyjnej przedsięwzięcia.

Smutne, bo wszyscy pamiętamy kłopoty z rozruchem oczyszczani. Po czwarte: nadano wydanej decy-zji o uwarunkowaniach środowi-skowych klauzulę natychmiastowej wykonalności co w praktyce ozna-cza, że wszystkie zgłoszone teraz uwagi nie zostaną uwzględnione.

Raport wykonany na zlece-nie inwestora analizuje wszystkie potencjalne zagrożenia w grani-cach administracyjnych gminy Bytom i tylko Bytomia. Zawyżone są odległości inwestycji od zabu-dowy mieszkalnej. Raport na str. 11 podaje,„W bezpośrednim są-siedztwie (inwestycji, przyp. red.)zlokalizowana jest firma branży przemysłowej, w dalszej odległości znajdują się budynki mieszkalne, od których teren inwestycji odgra-dza ogrodzenie”. Te odległości zo-stały zdefiniowane jako 650 m dla ul. Magdaleny i 750 m dla zabudo-wy wielorodzinnej, a mieszkańcy osiedla po drugiej stronie ulicy Si-korskiego?

Osady ściekowe poddaje się suszeniu, dlatego, że w tym stanie uzyskują właściwości palne. Mogą być spalane np. w cementowniach. Planowana inwestycja będzie więc

kurą znoszącą złote jajka. Rozu-miem zarząd oczyszczalni i urząd miasta w Bytomiu, że sięga po roz-wiązania technologiczne umożli-wiające jednocześnie pozbycie się kłopotów z odpadami i powiększe-nie zysku. Jak to jest jednak możli-we, że bez uwzględnienia interesów mieszkańców Radzionkowa?

--------Od red. Wszystko wskazuje na

to, iż szykuje nam się niezły pasz-tet i naszemu Czytelnikowi, któ-ry dał sygnał sprawie należeć się będzie pomnik. Ten lekki ton nie pasuje nawet do powagi sytuacji. BPK „jest w prawie” zbudowania suszarni ścieków oraz kotła, w któ-rym będzie ściekowy susz spalać a nieczystości wydalać za pomocą 12 metrowego komina, zwanego naukowo – emiterem! Powtarzamy – 12 metrowego! Konsekwencje tej wysokości są oczywiste…

Na dodatek bytomska firma do-pełniła wszelkich formalności nie napotykając ze strony Radzionkowa na jakikolwiek sprzeciw. Urząd do-kumenty przyjął, także Obwieszcze-nie prezydenta Bytomia o planowej inwestycji oraz możliwości protestu – i zgodnie z pragmatyką wywiesił go na tablicach ogłoszeniowych. Nikt z mieszkańców nie zwrócił na to uwagi, ale do diabła! – mamy przecież prawo mieć przekonanie, że urząd działa w interesie miesz-kańców miasta! Czy tak!? Podejrze-wamy więc coś, co możemy nazwać urzędniczym zaniechaniem i bra-kiem nadzoru godzącym w interes mieszkańców.

Nie zostawimy tak tej sprawy! We współpracy z Zieloną Ziemią, która zbada faktyczne zagrożenia dla miasta tej inwestycji zrobimy wszystko, by wykorzystać jakikol-wiek cień szansy przeciwdziałania, gdy obawy okażą się słuszne… Nie-stety, to zdanie piszemy tylko i wy-łącznie z „ostrożności procesowej”.

List do redakcji zszokował prezesa Zielonej Ziemii i nas. To może być skandal na miarę wszystkiego złego, co działo się wokół oczyszczalni „Centralna”

SUSZARNIA, EMITER I KOCIOŁEK MOŻE NAM JESZCZE BARDZIEJ ZAŚMIERDZIEĆ MIASTO. URZĄD MILCZĄCĄ STRONĄ POSTĘPOWANIA.List do Redakcji

Głos Radzionkowski Nr 10/471 Listopad 20114 Głos Radzionkowski Nr 10/471 Listopad 2011 5

„Osobiście doceniam to, co wa-sza gazeta zrobiła dla naszej przy-chodni. Ja leczę się w niej już od 27 lat. Leczyłam się u kilku lekarzy i zwykle byłam bardzo zadowolona. U nas było tak rodzinnie. Wiem, że to nie jest reprezentacyjny budy-nek, wokół są nowe przychodnie, gdzie wszystko lśni i się błyszczy, ja jednak wolę „u siebie”. Niepokoją mnie te wszystkie sprawy, które do-tyczą przychodni a przede wszyst-kim jej przyszłość. Powiedzcie mi – czy jest jakaś przyszłość, bo ja ze słów pana burmistrza w „Kurierze” niewiele mogłam zrozumieć. Nie ro-zumiem dalej – czy będzie przychod-nia, przekształcona, czy nie, ale czy będzie? Kilka dni temu chciałam iść do dentysty – drzwi zamknięte – nie ma przyjęć. Przyjdzie mi pójść do płatnego nie wiem ile zapłacę? Zna-jomi namawiają mnie do przejścia na Stroszek. Ja jeszcze waham się. Proszę zachować moje dane osobo-we do wiadomości redakcji.”

Od red. Szanowna Pani, dzięku-jemy za słowa uznania skierowane do nas, ale nam już powoli opadają ręce. Od 5 lat w kółko o to samo py-tamy władze miasta z rzadka otrzy-mując jakąś odpowiedź. Do tekstu pana burmistrza z Kuriera ustosun-kowaliśmy się w sierpniowym wy-daniu „GR”. I my go nie rozumie-my, nie znamy także faktycznych

intencji władz Radzionkowa w spra-wie przyszłości przychodni oprócz mglistych zapowiedzi o jej komer-cjalizacji. Pytamy też retorycznie – dlaczego przez 5 lat nie zdołano niczego w sprawie przychodni ura-dzić?! Gdzie są radni? Gdzie Spo-łeczna rada przy przychodni – niko-go to już nie obchodzi?..

A jak się gospodarzyło w przy-chodni niech powiedzą „papiery”. Poniżej przedstawiamy uchwałę rady miasta w sprawie zakupów sprzętu. Wydano 70 tysięcy złotych a tymczasem: unit dentystyczny, czyli fotel dentystyczny z wyposa-żeniem stoi odłogiem, bo nie posta-rano się efektywnie o kontrakt dla stomatologii, stomatolodzy zaś po-szli na L-4, nie wiemy czy nadal… Co się stało z wirówką laboratoryj-ną i aparatem do oznaczania morfo-logii krwi także nie wiemy, wiemy za to, że panią laborantkę będącą tuż przed emeryturą zwolniono z pracy a nasza krew badana jest w labora-toriach zewnętrznych.

Uchwała Nr X/65/2007

Rady Miasta Radzionkówz dnia 27 kwietnia 2007 roku

w sprawie wyrażenia zgody na zakup aparatury i sprzętu medycz-nego przez Samodzielny Publiczny Zakład Opieki Zdrowotny w Ra-

dzionkowieDziałając na podstawie art. 18 ust. 2 pkt 15 ustawy z dnia 8 marca 1998 roku o samorządzie gminnym (Dz. U. z 2001 roku, Nr 142, poz. 1591 z późn. zm.), w związku z art. 42 ustawy z dnia 30 sierpnia 1991 r. o zakładach opieki zdrowotnej (Dz. U. z 2007 roku, Nr 14, poz. 89),Rada Miasta Radzionkówuchwala, co następuje:

§ 1.W związku z pozytywną opinią Rady Społecznej przy Samodziel-nym Publicznym Zakładzie Opieki Zdrowotnej w Radzionkowie wyraża się zgodę na zakup aparatury i sprzętu medycznego w postaci:1) unit dentystyczny;2) wirówka laboratoryjna;3) aparat do oznaczania morfologii krwi.

§ 2.Łączna wartość aparatury i sprzętu medycznego wynosi 70 000,00 zł.

§ 3.Wykonanie uchwały powierza się Bur-mistrzowi Miasta Radzionków.

§ 4.Uchwała wchodzi w życie z dniem podjęcia.

PRZEWODNICZĄCY RADY/-/ Bernard Skibiński

RTSK 2020 to projekt działają-cego od 20 lat Radzionkowskiego Stowarzyszenia Społeczno – Kul-turalnego adresowany do młodych mieszkańców poniżej 30 roku życia. Celem projektu jest przeprowadzenie zdolnych i wykształconych młodych ludzi (głównie studentów i absolwen-tów szkół wyższych) przez szczeble kariery w samorządzie lokalnym.

Punktem docelowym projek-tu jest rok 2020. Wtedy okaże się, czy ich praca przyniesie efekty gminie Radzionków. Młodzi będą poznawać, czym jest samorząd, jak wygląda praca w organizacjach. Opiekunem projektu będzie prezes stowarzyszenia Paweł Bomba.

Pierwszym sukcesem była orga-nizacja koncertu „Dobry Rock Eu-ropo”, czym młodzi ludzie tacy jak: Dawid Dzionsko, Wojtek Tobor, Krzysiek Banek, Piotrek Hajda, Adam Sznajder, Karol Pietryga pokazali, że są w stanie odmienić ob-licze naszego miasta. Teraz czekają może właśnie na Ciebie abyś dołą-czył do nich. Współpraca obejmuje również starsze pokolenie RTSK, które swoim doświadczeniem po-zwala na promocję i działanie tej grupy. Od samego początku projekt cieszy się zainteresowaniem, dosta-

jemy maile a strona stowarzyszenia jest bardzo dobrze odbierana, jej oglądalność rośnie.

Przypominamy, że RTSK jest organizacją całkowicie otwartą. Wy-starczy wypełnić deklarację człon-kowską, by przystąpić do tej presti-żowej organizacji. Wysokość rocz-nej składki to jedynie 35 zł. Dekla-rację członkowską można pobrać na stronie internetowej. Kolejną propo-zycją dla osób starszych jest projekt wspierania przedsiębiorczości po-pierany ideowo przez RTSK. Jeżeli interesuje Cię tematyka gospodarcza lub prowadzisz lokalny biznes, zgłoś zainteresowanie projektem pisząc do nas na: [email protected].

Serdecznie dziękuję,wszystkim mieszkańcom Okręgu Wyborczego nr 29 Gliwice,

którzy w dniu 9 października 2011 roku oddali głos na moją osobę. Dziękuję bardzo mieszkańcom mojego rodzinnego Radzionkowa, w szczególności tym, którzy obdarzyli mnie swoim zaufaniem. Ta kampania była dla mnie niezwykle trudna. Pomimo wielu przeciw-ności losu, po raz kolejny cieszę się z tego, że największe uznanie i poparcie otrzymuję w Radzionkowie. Zapewniam, że nie zawiodę pokładanego we mnie zaufania. Mam nadzieję jak większość wy-borców, że Platformie Obywatelskiej RP uda się zrealizować wizję solidarnego, sprawiedliwego i rozsądnie zarządzanego państwa.

Z poważaniemJózef Korpak

Dziękuję.Tomasz Głogowski

Pani Janina ma się czym po-chwalić, a najbardziej swymi ucz-niami, wśród których jest na przy-kład 5 laureatów olimpiady woje-wódzkiej a także 6 finalistów. Dy-rektor Marek Napieraj nie może się nachwalić swej pracownicy, opowiadał nam, jak trudno mu było zmieścić na jednej stronie wniosku o wyróżnienie zasług pani Janiny.

Sama o sobie mówi, że jest bar-dzo „czynnym nauczycielem”, bie-rze udział we wszystkich szkolnych przedsięwzięciach typu: „Szkoła z klasą”, Comenius, a także w ak-cjach autorskich np. pozostawianie po sobie przez odchodzące ze szko-ły trzecie klasy żywych symboli, czyli drzewek, które zdrowo rosną

w przyszkolnym ogródku.Potrafi zainteresować uczniów

biologią, która to dyscyplina nauki wcale do najłatwiejszych nie nale-ży. Ale jak jej nie lubić skoro w kla-sie biologicznej jest tak kolorowo, zawsze śpiewają ptaki, coś tam biega po klasie, jak teraz, bo właś-nie uciekły chomiki i żyją sobie na wolności… W ten sposób młodzież oswaja się z biologią.

– Współpracuję z wieloma in-stytucjami, bardzo cenię sobie kontakty z zabrzańskim Centrum Chorób Serca, współpracujemy z Międzynarodowym Miastecz-kiem Ekologicznym w Rogoźniku, gdzie jeździmy na warsztaty eko-logiczne, znakomicie rozwijają się

nasze kontakty z Nadleśnictwem w Świerklańcu – takie lekcje bio-logii są zwykle niezapomniane. Generalnie mogę powiedzieć, że młodzież lubi biologię, lubi się jej uczyć, na egzaminach wychodzimy bardzo dobrze – może dlatego, że pani jędza?

Ja ustalam na samym początku jasne zasady – i wedle nich konse-kwentnie pracujemy – ja i ucznio-wie. I powiem szczerze, że ten mo-del wzajemnych relacji między na-uczycielem i uczniem po prostu się

sprawdza. A poza tym jest …wesoło i w szkole i na wycieczkach.

Ja nadal zaś chodzę do szkoły, to jest bardzo ważne, aby nauczyciel chodził do szkoły a nie do pracy. To decyduje o tym, iż nauczyciel czuje się związany ze swą szkołą…

mb

Ceny wody u nas nie są małe, słyszałem jednak, że w Bytomiu ko-rzystają właśnie z „efektów” wiel-kiego remontu sieci wodociągowej.

Oni jednak się nie cieszą, bo to mia-sto ma najdroższą wodę w Polsce ok. 14 zł za metr sześcienny. I po co im to było? Za 250 milionów złotych wyremontowali sobie sieć i teraz bulą…

hanys

Oto wyniki wyborów do sejmu i senatu RP w naszych okręgach.

Przypominamy, iż radzionkowianie wybierali:Do sejmu – okręg wyborczy nr 29 obejmujący: powiaty: gliwicki, tarno-górski, miasta na prawach powiatu: Bytom, Gliwice, ZabrzeFrekwencja wyniosła w głosowaniu na posłów – 46.19 %, w powiecie tarnogórskim – 47,32%, w Radzion-kowie -51,43%.Do senatu – okręg nr 70, powiaty: gliwicki, tarnogórski oraz miasto na prawach powiatu: Gliwice.Frekwencja – 48,69, tarnogórskie – 47,31, Radzionków -51,43.Kandydaci na posłów z Radzionko-wa uzyskali następujące wyniki:Józef Aleksander Korpak – 2 594 gło-sów w – 1003 głosów w Radzionkowie,Tomasz Kazimierz Stchlerowski – 410 głosów, w Radzionkowie 354 głosówKatarzyna Teresa Zachtej – 166 gło-sów, w Radzionkowie – 21 głosów.Najwięcej głosów w naszym mieście zdobył Tomasz Głogowski – 1 186, przed Jerzym Polaczkiem 1180 i Józefem Korpakiem 1003.

Mandaty poselskie w naszym okręgu otrzymali:Szumilas Krystyna Maria – KW Platforma Obywatelska RP – 42 200 głosówPolaczek Jerzy Jan – KW Prawo i Sprawiedliwość 22 310 głosówGłogowski Tomasz Marian – KW Platforma Obywatelska RP – 15 649 głosówStolarski Marek Janusz – KW Ruch Palikowa – 12 739 głosówPyzik Piotr Mieczysław – KW Pra-wo i Sprawiedliwość -12 039 głosówGałażewski Andrzej Józef – KW Plat-forma Obywatelska RP – 11 746 głosówBrzezinka Jacek Piotr – KW Platfor-ma Obywatelska RP – 10 775 głosówBudka Borys Piotr – KW Platforma Obywatelska RP – 10 260 głosówKaźmierczak Jan Piotr – KW Plat-forma Obywatelska RP 8 155 głosySenatorem została wybrana Maria Pańczyk – Pozdziej otrzymując 81 206 głosów.

Serdecznie gratulujemy wybranym, słowa podziękowania należą się także radzionkowskim wyborcom

WSZYSTKIM NAUCZYCIELOM I WYCHOWAWCOM NASZYCH DZIECI

Z OKAZJI DNIA EDUKACJI NARODOWEJDOCENIAJĄC CODZIENNY TRUD TEJ MISJI

SKŁADAMY SERDECZNE ŻYCZENIA SATYSFAKCJI Z PRACY I SUKCESÓW

Zarząd i członkowieRTSK

Janina Heczko – Sapota – laureatka Medalu Komisji Edukacji Narodowej

Ja chodzę do szkoły a nie do pracy…Janina Heczko – Sapota, nauczyciel biologii w Gimnazjum im, Ojca L. Wrodarczy-ka została udekorowana ministerialnym Medalem Komisji Edukacji Narodowej. Uroczystość odbyła się we wspaniałym anturażu, w uroczych wnętrzach pałacu w Pszczynie, a okazją był Dzień Edukacji Narodowej, dawniej Dzień Nauczyciela.

WYBRALIŚMY ...

KOMUNIKAT MOSPOśrodek Pomocy Społecznej w Radzionkowie informuje o możliwo-

ści otrzymania dodatkowych świadczeńNa podstawie uchwały Rady Ministrów z dnia 27 września 2011r

stworzona została możliwość, iż osoby mające w listopadzie i grud-niu 2011 r. prawo do świadczenia pielęgnacyjnego na podstawie usta-wy z dnia 28 listopada 2003 r. o świadczeniach rodzinnych (Dz. U. z 2006r., Nr 139, poz. 992, z późn. zm.), otrzymają dodatkowe świad-czenie w wysokości 100 zł miesięcznie. Pomoc będzie przyznawana na wniosek ww. osób.

Pomoc będzie przyznawał i wypłacał Dyrektor Ośrodka Pomocy. Oso-ba mająca ustalone prawo do świadczenia pielęgnacyjnego musi złożyć do ww. organu wniosek o przyznanie pomocy w terminie do 31 paździer-nika 2011 r. Osoby, którym świadczenie pielęgnacyjne za miesiąc listo-pad lub grudzień 2011 r. będzie przyznane po 31 października 2011 r., wniosek o przyznanie pomocy powinny złożyć w terminie 7 dni od dnia, w którym decyzja o przyznaniu prawa świadczenia pielęgnacyjnego stała się ostateczna.

List do Redakcji

e-mail do Redakcji

JESZCZE SIĘ WAHAM

Głos Radzionkowski Nr 10/471 Listopad 20116 Głos Radzionkowski Nr 10/471 Listopad 2011 7

KLUB SPORTOWY „RUCH” RADZIONKÓW41-922 Radzionków, ul. Św. Wojciecha 15tel/fax (+48) 032 387 04 56stadion: Bytom – Stroszek ul. Narutowicza 11www.ruchradzionkow.com e-mail: [email protected]

L.dz.276/N/2011 Radzionków, dnia 19.09.2011 roku.

Szanowny PanGabriel Tobor

Burmistrz Miasta Radzionków

Czas decyzji.Niedawno, bo w pierwszej de-

kadzie września br., głośno zapro-testowali kibice Klubu Sportowego „Ruch” Radzionków. Ich zdaniem władze samorządowe Radzionkowa w niewystarczający sposób zabez-pieczają byt „ich” Klubu. W sposób autonomiczny – kibice i sympatycy „Ruchu” przygotowali i przeprowa-dzili swój protest. Nie czas i miej-sce, aby relacjonować tutaj jego przebieg. Działacze Klubu wraz z Zarządem Klubu Sportowego „Ruch” Radzionków podkreślają, po raz kolejny i zdecydowany, że formy protestów kibiców i sympa-tyków „Ruchu”, jak również zakres tych protestów oraz ich treść, nie są i nigdy nie były inspirowane przez działaczy, a tym bardziej przez członków Zarządu Klubu. Celem Zarządu Klubu nie jest organizacja manifestacji i protestów ulicznych

oraz podsycanie niepokojów spo-łecznych w Gminie Radzionków, ani w żadnej innej gminie. Zarząd Klubu uważa, że używanie „argu-mentu ulicy” i burzenie porządku publicznego przez kibiców nie jest dobrym rozwiązaniem dla naprawy i uzdrowienia sytuacji, w jakiej zna-lazł się Klub.

A sytuacja Klubu Sportowego „Ruch” Radzionków wymaga grun-townej reformy i naprawy na wielu płaszczyznach. Wielokrotnie i przez wiele już lat, Zarząd Klubu poruszał i nadal porusza te palące problemy Klubu, w rozmowach, wypowie-dziach i pismach kierowanych do władz miejskich Radzionkowa, Bytomia i Powiatu Tarnogórskiego. Nie mające miejsca do tej pory – w ponad dziewięćdziesięcioletniej historii Klubu – zamknięcie przez Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego, stadionu „Ruchu”, z powodu.... „usterek w ogrodze-niu”, jest charakterystycznym i ko-lejnym ostrzeżeniem dla wszyst-kich, którym zależy na rozwoju piłki nożnej w Radzionkowie. Gra idzie o historię i teraźniejszość Ra-dzionkowa, o kontynuowanie blisko stuletniej tradycji Klubu – ambasa-dora i reprezentanta Gminy daleko poza jej administracyjnymi granica-mi. Tego typu „sankcje” dla Klubu – źródłem, których są braki w ma-terialnym jego wsparciu – prowa-dzą do zawieszania, przenoszenia i oddawania walkowerem spotkań

piłkarskich w I lidze Polskiej, do rezygnacji z udziału w rozgrywkach o Puchar Polski. Nie bez znaczenia jest zawieszanie i odwoływanie za-jęć w – prowadzonych przez Klub – szkółkach piłkarskich, skutkiem których jest utrata sportowo uzdol-nionych dzieci i młodzieży – często bezpowrotnie.

Dlatego, wychodząc naprzeciw problemom Klubu, wyrażanym również – choć w nie najlepszy sposób – przez zdesperowanych kibiców, Zarząd Klubu – repre-zentujący ogół członków Klubu, zwraca się z apelem: do władz Miasta Radzionkowa i władz sa-morządowych Powiatu Tarnogór-skiego, przedsiębiorców i ludzi biznesu, działaczy społecznych, ludzi polityki krajowej i regional-nej – o wspólne podjęcie się roz-wiązania tego trudnego, ale jakże ważkiego problemu. Głos Zarzą-du Klubu, niniejszym niech zosta-nie potraktowany jako pilny apel do tych właśnie ludzi o zwołanie „okrągłego stołu”, o podjęcie i skonkretyzowanie działań, o wy-zbycie się – dla dobra wspólnego, jakim niewątpliwie jest „Ruch” Radzionków – wszelkich uprze-dzeń i szkodliwych podziałów na „my i oni”.

Bardzo istotnym czynnikiem obciążającym finansowo Klub jest brak stadionu na terenie własnego miasta. Istniejący stadion „Ruchu” w sąsiednim Bytomiu, wymaga

ciągłych i dużych nakładów pie-niężnych, koniecznych do spełnie-nia minimum wymagań stawianych tego typu obiektom przez władze PZPN i władze miasta Bytomia. W obecnej sytuacji, utrzymanie dotychczasowego poziomu dalszej działalności stanęło pod dużym znakiem zapytania. Wpływy Klu-bu, uzyskiwane z różnych źródeł wsparcia – w tym niewielka część dochodów z Targowiska miejskiego – nie dają przesłanek do stwierdze-nia, że pierwsza drużyna piłkarska będzie w stanie dotrwać do końca obecnej rundy rozgrywek. Widmo wycofania się z rozgrywek pierw-szoligowych w trwającym sezonie jest bardzo realne. Dlatego, licząc na pozytywną konkretyzację dzia-łań i inicjatywę ze strony przywo-łanych powyżej ludzi, od których w dużym stopniu zależy los Klubu, uważamy, że nadszedł najwyższy czas na podjęcie rozstrzygających dla Klubu, a ważnych również dla miasta Radzionkowa, decy-zji. I nie jest ważne tutaj miejsce spotkania i oprawa zewnętrzna „okrągłego stołu” – decydująca jest dobra wola i determinacja jego uczestników. „Gra na czas” nie może mieć dalej miejsca.

Licząc na Państwa zaintere-sowanie pozostajemy z poważa-niem.

Zarząd KlubuMarian „Ecik” Janoszka

Legenda Ruchu RadzionkówPiotr Rocki

Kapitan I ligowej drużynyRuchu Radzionków

POMÓŻ SPORTOWEJ WIZYTÓWCE REGIONU!!!

W wypowiedziach burmistrza na temat stadionu widać wyraźnie polityczny aspekt. Burmistrz chce przekonać mieszkańców Radzion-kowa, że stadion jest nie potrzebny i w ten sposób próbuje wybrnąć z trudnej dla siebie sytuacji. Po-przez tego typu wypowiedzi chce podzielić mieszkańców Radzionko-wa na tych „porządnych”, którzy nie chcą stadionu i tych „złych”, którzy domagają się od niego cze-goś, co jest nie potrzebne i tylko szkodzi naszemu miastu. Burmistrz zdaje sobie sprawę z tego, że w Ra-dzionkowie część ludzi stadionu nie chce i próbuje wykorzystać to poka-zując zwolenników budowy stadio-nu jako nieodpowiedzialnych ludzi niszczących nam miasto.

Oj nieładnie panie burmistrzu, było trzeba pomyśleć zanim się obie-cało stadion, a nie teraz uciekać się do takich metod i chwytów.

Burmistrz naszego Miasta już tak się pogubił w swoich obietnicach, że teraz w tak nieudolny sposób próbu-je z tego wybrnąć, że robi się to nie tyle śmieszne co żałosne. Jak można usprawiedliwiać fakt „nie budowa-nia” stadionu w Radzionkowie, tym, że ktoś pomalował sprayem kilka budynków w mieście. Jak można nazywać grupę osób, którzy doma-gają się od burmistrza spełnienia obietnicy wyborczej – wyrostkami. Pan burmistrz twierdzi, że stadion w naszym mieście nie jest potrzeb-ny bo gdy on powstanie na pewno zwiększy się liczba popisanych murów w mieście (sic!). A nie za-stanowił się pan burmistrz nad tym

co i kto wywołał tak skrajne emocje, że kibice posuwają się do tego typu „akcji”. Czy teraz każdy kto będzie domagał się od władz miasta speł-nienia obietnicy wyborczej będzie wyzywany od najgorszych?

Czy mieszkańcy, którzy będą domagali się wyremontowania swoich ulic, chodników itp. będą nazywani przez burmistrza „pseudo mieszkańcami”?

Niebawem w Polsce odbędą się Mistrzostwa Europy, piękne stadio-ny powstały nie tylko w miastach, gdzie rozgrywane będą mecze, tak-że w wielu innych miastach Polski, czy w tych miastach nikt nigdy nie pomalował murów w mieście? Bo gdyby iść tokiem rozumowania pana burmistrza, to Euro 2012 trze-ba by odwołać.

Na zaproszenie Tomasza Głogow-skiego wpadł na chwilę na stadion Ruchu Radzionków Minister Spor-tu i Turystyki Adam Giersz. Była to roboczo-przedwyborcza wizyta, choć krótka, to jednak ciekawa. Wspólny język z Marianem Janoszką gość zna-lazł szybko, Ecik opowiadał o swych boiskowych przygodach, Giersz jako były trener kadry narodowej w tenisie stołowym ujawnił, iż za dawnych cza-sów najlepszym pingpongista wśród naszych orłów był Kazimierz Deyna. Mówiono o kłopotach Ruchu, pierw-sze pytanie Giersza było – na ile po-maga miasto i jaki jest budżet klubu? O tym mówił Andrzej Urzędniczok. Podnoszono także kwestię zarzutów bytomskiej policji (nie chcieliby-śmy przesądzać jednoznacznie, ale chyba czasem przesadzonych), któ-re uniemożliwiają obecnie klubowi wpuszczanie na mecz więcej niż 1000 kibiców. Minister wyraził nadzieję, że nieporozumienia wkrótce uda się wyjaśnić, a w razie potrzeby zade-klarował pośrednictwo w rozmowach z Komendantem Policji.

Nasz dziennikarz skorzystał z oka-zji, by kilka pytań ministrowi zadać.

– Czy zabiera się pan z premierem Tuskiem do Warszawy? Pytanie to związane było z przerwaniem przed-wyborczego objazdu po Śląsku „Tu-skobusu” po wydarzeniach w Zielo-nej Górze.

– Na razie nie, nie jestem wraz z premierem w objeździe Polski, ale kto wie? Na razie moim zdaniem jest to problem policji i prokuratury.

– Jak pan ocenia dzisiejszą wojnę miedzy kibicami – kibolami a rządem, czy to ma sens?

– Jestem zaskoczony, do tej pory problemy były z kibolami z boisk piłkarskich. To co się stało niepokoi mnie. Ale dla mnie te sprawy winno załatwiać się na linii klub – kibice…

– Panie prezesie – tu zwróciliśmy się do prezesa Ruchu Tomasza Barana – czy mamy w Radzionkowie problem?

Prezes Baran trzeźwo ocenił sytua-cję – jest napięta ale nie ma charakteru otwartej wojny. – Rozmawiamy z ki-bicami – oczywiście nie pochwalamy niektórych działań kibiców m.in. de-monstracji pod domem burmistrza…

– Panie ministrze, proszę powie-dzieć, czy pańskie ministerstwo może wprost wspomóc aspiracje Radzion-

kowa do posiadania własnego sta-dionu? Czy jak dawniej – Totalizator Sportowy a dziś Lotto wspomaga pol-ski sport?

– Oczywiście, do kasy mini-sterstwa Sportu i Turystyki trafia 17% zysków Lotto i daje to w skali roku prawie pół miliarda złotych. Z tego 60 procent przeznaczone jest na sportowe inwestycje – środ-ki te wędrują do samorządu regio-nalnego i pozostają w dyspozycji

marszałków. Mogą oni dofinanso-wać do 33 procent każdą sportową inwestycję…

No właśnie, sugerowaliśmy taką drogę. Oczywiście w naszym regionie jest sytuacja o tyle skomplikowana, iż prawie każdą złotówkę przeznaczoną na inwestycje sportowe pożera stadion Śląski, przez chwilę zwany Narodo-wym… Ale nie zapomnijmy o tym kierunku, choć dziś, co wynika z na-szej późniejszej rozmowy z działacza-mi Ruchu podstawowy problem to – przetrwanie klubu i materialna pomoc. Miasto przeznacza za mało środków, a „duma” czyli Ruch kosztuje.

MB

Trwa „zimna wojna” między ki-bicami Ruchu Radzionków a burmi-strzem Gabrielem Toborem. Strony solidarnie obrzucają się inwektywa-mi, burmistrz z zachowaniem par-lamentarnego języka acz niezwy-kle cynicznie, kibice nie stronią od bluzgów…

Była już więc pikieta w środku miasta i pod domem Tobora, były ba-nery z hasłami: Tobor – kłamca, To-bor ty chamie itd. Kibice zwani byli kibolami, pseudokibicami i dziećmi – ci z kolei w kilku częściach miasta wymalowali na murach swe żale – w tym na murze kościelnym.

O co chodzi w tej wojnie?!O stadion, a raczej precyzyjnie –

o głoszony wszem i wobec, potwier-dzony już zamiar odstąpienia od budowy stadionu w Radzionkowie. Decyzję tę ogłosił burmistrz Tobor w mediach – po wielokroć.

Kibice poczuli się oszukani wszak w trakcie kampanii wybor-czej do samorządów on sam oraz jego były już zastępca Krzysztof Kula obiecywali szybkie przystą-pienie do budowy obiektu. Roz-taczali wizje jaki będzie piękny, snuli sny o Ekstraklasie. Byli po-noć już chętni do budowania, te-

ren, no i kasa…I chcemy to wyraźnie powie-

dzieć – nie popieramy dewastacji murów, nie popieramy chamstwa a także zakłócenia miru domowe-go burmistrza.

Nie relatywizując jednak fak-tów – praprzyczyna konfliktu leży w wycofaniu się z wyborczych obietnic szefów Inicjatywy Oby-watelskiej z burmistrzem na cze-le. Jak piszą dziś na swym forum kibice – jak byliśmy potrzebni, to nazywano nasz młodymi przyja-ciółmi – dziś jesteśmy kibolami…

Burmistrz twierdzi, że zmieniły się przepisy prawne i budowanie dziś stadionu groziłoby zarżnięciem finansów gminy. Z tematem zarżnię-cia finansów gminy burmistrz już wcześniej się zetknął, gdy Radzion-ków ogłoszony został najbardziej zadłużoną gminą na Śląsku – i to bez budowania stadionu. Przepisy, owszem zmieniły się, naszym zda-niem jednak to nie jest wystarczają-cy argument. Faktem jest także to, iż gmina ze swych środków nie jest w stanie wybudować stadionu – ale przede wszystkim nie ma władza na to pomysłu… Odsyłamy więc do na-szego tekstu w poprzednim wydaniu

„GR” lub przynajmniej do lektury relacji z wizyty ministra Giersza na stadionie Ruchu Radzionków.

Zamiast powiedzieć – sorry i wspólnie zastanowić się nad sytu-acją burmistrz prowokuje dziś kibi-ców mówiąc o tym, iż budując sta-dion trzeba by zamknąć jakąś szkołę czy przedszkole, czy zrezygnować z budowy dróg(?). Ale zupełnie ku-riozalna jest inna propozycja Tobo-ra, skierowana do kibiców i zarządu klubu a brzmi ona tak: niech kibice i zarząd oddolnie spowodują, aby do Radzionkowa wróciły północ-ne dzielnice Bytomia!

Prawdę mówiąc takiego głup-stwa już dawno nie słyszeliśmy

i właściwie trudno to komentować. Co prawda już raz tak było, że to ludzie wywodzący się z Ruchu Radzionków przywrócili miastu samodzielność, ale wyraźnie pan burmistrz sobie z kogoś kpi. A może wzywa do zbrojnego najazdu na

Stroszek i opanowanie stadionu siłą i zwasalizowanie mieszkańców tej dzielnicy? Przy okazji pytamy – jak tam sprawa powrotu do Radzionko-wa terenu, na którym wybudowano oczyszczalnię „Centralna”? Przed wyborami panowie burmistrzowie ogłaszali rychły sukces asygnując okrągłą kwotę dla jednej z renomo-wanych kancelarii prawnych. Kogo to dziś obchodzi?..

To nie jest droga do przywrócenia spokoju i próby załatwienia proble-mu. A klub chce rozmawiać, o czym świadczy publikowany przez nas apel.

Tymczasem klub ma inne proble-my – jak przeżyć w I lidze…

mb

Podczas wrześniowej sesji rady miasta burmistrz Tobor powrócił do tezy, iż na razie gminy nie stać na stadion, bo zmieniły się przepisy prawa a także – nie ma pieniędzy w kasie na tę inwestycję. Czytając apel klubu w sprawie publicznej debaty o stadionie dodał, iż miasto wydatnie pomaga klubowi – a jemu – klubowi – nigdy dość. Że klub ad-ministrujący targowiskiem i z niego czerpiący dochody nic nie inwestuje i w ten sposób mamy jedno z więk-szych a jednocześnie brzydszych i niefunkcjonalnych tego typu pla-ców w okolicy. Zarzucił klubowi także opieszałość w sprawie powo-łania sportowej spółki akcyjnej… O swych obietnicach danych przed wyborami nie wspomniał…

Lekko zdystansował się tak-że od pomysłu „okrągłego stołu” z klubem przewodniczący rady miasta Bernard Skibiński.

pk

List do Redakcji

List do Redakcji

STADION W RADZIE

FOTO „H”Radzionków, ul. Św. Wojciecha 86

tel. 502 948 561Usługi „foto” – w domu klienta.

Sprawdź promocje na: www.fotonet.info

Trwa „zimna wojna” między kibicami Ruchu Radzionków a burmistrzem Toborem o niespełnione obietnice wyborcze dotyczące budowy stadionu w mieście.

OSTATNI ZAJAZD NA STROSZKU?

MOŻE MINISTER POMOŻE?

Głos Radzionkowski Nr 10/471 Listopad 20118 Głos Radzionkowski Nr 10/471 Listopad 2011 9

Druga połowa sierpnia i począ-tek września to jak na razie najlep-szy okres dla Ruchu w tym sezonie, gdyż radzionkowianie w pokonanym boju pozostawili m.in. spadkowicza z ekstraklasy drużynę Arki Gdynia.

Po emocjonującym derbowym spotkaniu z GKS-em Katowice, który zakończył się remisem 2:2 podopiecznych Artura Skowronka czekało starcie z rewelacyjnie spisu-jącym się beniaminkiem z Bydgosz-czy. „Cidry” w dramatycznych oko-licznościach przegrały z miejsco-wym Zawiszą 2:1. Ruch długo prze-grywał 1:0 po bramce w 12 minucie wypożyczonego z Zagłębia Lubin Adriana Błąda. Kiedy w 83 minucie wyrównał wypożyczony również z tego klubu Szymon Skrzypczak wydawało się, że radzionkowianie wywiozą cenny punkt ze stadio-nu im. Zdzisława Krzyszkowiaka. Tak się jednak nie stało, gdyż już w doliczonym czasie gry po błędzie naszego bramkarza zwycięskiego gola dla Zawiszy zdobył Paweł Za-wistowski. Podopieczni Artura Sko-wronka i sam trener do Radzionko-wa wracali zawiedzeni, gdyż punkt był na wyciągnięcie ręki, jednak po raz kolejny potwierdziła się zasada, że dopóki piłka w grze, to wszystko może się zdarzyć.

Okazją do zrehabilitowania się za niekorzystny wynik uzyska-ny w Bydgoszczy piłkarze Ruchu mieli już tydzień później, kiedy to podejmowali na własnym obiekcie kolejnego beniaminka. Tym razem rywalem radzionkowian była druży-na Wisły Płock. Po dobrym meczu i sporej przewadze w całym spotka-niu „Cidry” ograły „Nafciarzy” 1:0. Zwycięską bramkę z rzutu karnego zdobył najstarszy na boisku Piotr Ro-

cki. Swojej przewagi radzionkowia-nie nie udokumentowali kolejnymi bramkami, choć swoje okazje mieli m.in. Michał i Mateusz Makowie, którzy w tym spotkaniu zagrali w … przerwie pomiędzy testami w Hercie Berlin, a TSG 1899 Hoffenheim.

Sprawdzianem formy dla młodej drużyny Ruchu miało być kolejne spotkanie, w którym to rywalem „żółto – czarnych” była drużyna, która jeszcze w poprzednim sezonie występowała w Ekstraklasie, a więc zespół Arki Gdynia. Test ten radzion-kowianie zdali w stu procentach, po-konując Arkę na jej terenie 3:1. Już do przerwy Ruch prowadził 2:0, po bramkach Adama Giesy i Marcina Krzywickiego, a zaraz po wznowie-niu gry na 3:0 podwyższył Michał Nalepa. Ostatecznie skończyło się na wyniku 3:1, gdyż w 53 minucie honorową bramkę dla gospodarzy zdobył Janusz Surdykowksi.

Po tych meczach miało odbyć się najważniejsze spotkanie w tym sezonie. Najważniejsze dla wszyst-kich: działaczy, piłkarzy, trenerów, a przede wszystkim dla kibiców. Niestety tylko Ci pierwsi nie stanęli na wysokości zadania i po tasiemcu pt. „Derby” z działaczami Ruchu, Policją oraz Powiatowym Inspek-toratem Nadzoru Budowlanego w rolach głównych – spotkanie nie odbyło się w zaplanowanym termi-nie. Dzisiaj już wiemy, że mecz po-między Ruchem Radzionków, a Po-lonią Bytom zostanie rozegrane 26 listopada o godz. 14:00 na stadionie przy ul. Olimpijskiej w Bytomiu, a gospodarzem spotkania będzie drużyna Polonii. Gdzie odbędzie się rewanż wiosną przyszłego roku, tego na razie nie wiadomo.

Nieoczekiwana przerwa w roz-

grywkach nie wyszła piłka-rzom Ruchu na dobre, bo-wiem w na-stępnej ko-lejce polegli w Szczecinie z miejscową

Pogonią, przegrywając aż 5:1. Ra-dzionkowianie wybrali się w podróż w zachodniopomorskie z nadzieją na odniesienie korzystnego rezul-tatu, jednak ich plany zostały szyb-ko zweryfikowane przez mających wysokie aspiracje piłkarzy szcze-cińskiej Pogoni. Już do przerwy Ruch przegrywał trzy do jednego po bramkach: Słowaka Petera Hricka, Japończyka Takafumi Akahoshie-go oraz Brazylijczyka Ediego An-driadiny. Bramkę dla Ruchu zdobył w 42 minucie Michał Mak. Po prze-rwie szczecinianie dołożyli jeszcze dwa trafienia; swoją drugą bramkę dołożył Edi, a wynik w 84 minucie ustalił Piotr Petasz. Wynik ten spra-wił, że około sześćset kilometrowa podróż do Radzionkowa nie należa-ła do najprzyjemniejszych.

Podłamani radzionkowianie już cztery dni później mierzyli się z ko-lejną drużyną marzącą o awansie do Ekstraklasy. Na Narutowicza zawi-tała drużyna Warty Poznań, a z nią trener Artur Płatek – syn Andrzeja, który wprowadził Ruch Radzionków do Ekstraklasy w 1998 roku. Pod-opieczni Artura Skowronka w tym spotkaniu zaprezentowali dwie ob-licza: w pierwszej połowie zapre-zentowali się słabo, bezbarwnie, bez wyrazu, natomiast druga połowa obfitowała w piękne akcje strzały i bramki. Tak grającego Ruchu jak ten z drugiej połowy kibice nie oglą-dali już dawno. Co rusz na bramkę Dominika Sobańskiego sunęły ataki Michała Maka, Adama Giesy, a póź-niej Mateusza Maka. Na pochwa-ły zasłużyła jednak cała drużyna. Bramki dla Ruchu zdobyli: Bartosz Kopacz i wspomniany Mateusz Mak.

Po tak dobrym meczu kibice mogli oczekiwać kolejnych takich w wykonaniu swoich ulubieńców, zwłaszcza, że piłkarzy Ruchu cze-kały trzy mecze (dwa ligowe i jeden pucharowy) na własnym obiekcie. Stało się tak, gdyż spotkanie z gli-wickim Piastem pierwotnie mające odbyć się w Gliwicach, na prośbę gliwickich działaczy przeniesione zostało na Stroszek. Ten „trójmecz” nie wyszedł jednak Naszym piłka-rzom. O przegranym meczu w Pu-charze Polski w innym miejscu, natomiast ligowe spotkania z Pia-stem Gliwice i Sandecją Nowy Sącz w sumie przyniosły radzionkowia-nom zaledwie jeden punkt.

Spotkanie z Piastem Gliwice za-kończyło serię nie przegranych spot-

kań przez Ruch na własnym boisku. „Żółto – Czarni” ulegli gliwiczanom 2:1 po bramkach Łukasza Kzyckie-go i Rudolfa Urbnana. Dla Ruchu bramkę zdobył Mateusz Mak. Wy-nik mógł być korzystniejszy jednak tego dnia w słabszej dyspozycji był niezawodny do tej pory Piotr Rocki, który m.in. nie wykorzystał znako-mitej okazji w końcówce meczu.

W czwartym w ciągu dwóch ty-godni meczu na własnym stadionie Cidry podejmowały drużynę Sande-cji Nowy Sącz. Drużyna z Beskidów wywiozła z Radzionkowa cenny punkt, natomiast radzionkowianie stracili dwa. Podopieczni Artura Sko-wronka nie po raz pierwszy w tym sezonie zagrali bardzo słabo w pierw-szej odsłonie meczu, przegrywając w niej 1:0. Po przerwie piłkarze Ru-chu obudzili się, jednak wystarczyło to tylko na zdobycie wyrównującego gola, którego autorem był po raz trze-ci w tym sezonie Mateusz Mak.

Po słabszych wynikach w me-czach u siebie, na kolejne spotkanie piłkarze z Narutowicza udali się do wsi liczącej 726 mieszkańców. Star-cie z Termalicą Bruk – Bet Nieciecza zakończyło się bezbramkowym re-misem, z którego na pewno bardziej zadowoleni powinni być piłkarze Ruchu, gdyż to gospodarze byli stro-ną przeważającą w tym spotkaniu.

Humory kibicom, piłkarzom i trenerom poprawiły się po meczu z Olimpią Elbląg. Spotkanie to Cidry wygrały przekonywująco, przewa-żając przez 90 minut. Mecz ułożył się dobrze dla Ruchu, gdyż już w 20 minucie za zagranie ręką w polu kar-nym gości, arbiter główny tego spot-kania pan Jacek Małyszek z Lublina podyktował jedenastkę dla Ruchu, a z boiska usunął Ukraińca Mykoła Dremluka. Karnego na bramkę za-mienił niezastąpiony tego dnia Piotr Rocki. W drugiej połowie najstarszy na boisku „Rocky” asystował dwu-krotnie, najpierw przy golu Mateu-sza Maka na 2:0, a następnie przy bramce Szymona Skrzypczaka. Na cztery do zera wynik podwyższył Mateusz Mak, zdobywając drugą bramkę w tym meczu, a piątą w tym sezonie.. Gdy wydawało się, że spot-kanie zakończy się takim wynikiem, honorowe trafienie dla gości zaliczył Bartłomiej Bartosiak.

Radzionkowianie w rundzie je-siennej grają w kratkę, dobre mecze, a czasami bardzo dobre przeplatają słabszymi. Widać, że jest to młody ze-spół, który potrzebuje zgrania i nabra-nia niezbędnego doświadczenia, aby osiągać coraz lepsze rezultaty. Czy bę-dzie to jednak możliwe? Wydaję się, że przy obecnej fatalnej kondycji fi-nansowej i organizacyjnej klubu, tylko kwestią czasu pozostaje, kiedy z klubu odejdą wyróżniający się piłkarze.

Adam, Sznajder

I choć nigdy nie rozumiałam i nie zrozumiem polityki, oczyma wyobraźni widzę ten maleńki skra-wek na mapie zamieszkiwany przez ludzi pragnących wyłącznie spoko-ju, którzy przez chęć zdobycia wła-dzy przez własnych rodaków żyją w ciągłej niepewności i biedzie.

I jedna i druga reakcja uczniów jest podobna. „Współczuję im!” – stwierdza polski uczeń. „Biedni – nie mają naprawdę w tym cza-sie możliwości uczenia się?” – ze szczerym zdziwieniem i współ-czuciem zadaje pytanie nastolatka nepalska. Takie sytuacje skłaniają mnie do refleksji.

Czy naprawdę my tutaj, mając prawie wszystko i pragnąc ciągle czegoś więcej, jesteśmy bardziej szczęśliwi? To trudne pytanie. Wi-dok biedy, brudu, śmieci na ulicy, zaniedbanych dzieci przytłacza mnie. Szczególnie, kiedy zmuszo-na jestem funkcjonować większość dnia bez prądu, jedząc ryż trzy razy dziennie i mając świadomość, że mam szczęście być w jednej z naj-wyższych kast. Jak wygląda w do-mach tych biednych ludzi?

Z drugiej strony, widzę i czuję tutaj spokój. Po raz pierwszy w ży-ciu aż tak intensywnie. Taki naj-prawdziwszy. Spokój ten wypisany jest też w oczach ludzi. Nie sposób czuć się tutaj inaczej. Ci ludzie nie znają innego życia. Większość z nich nie ma telewizji więc skąd mogą wiedzieć cokolwiek o świe-cie? Żyją dniem dzisiejszym. Nie spieszą się. Mają co jeść. Mają ro-dzinę, kawałek pola, dach nad gło-wą. To im wystarcza.

Mój ostatni dzień we wsi jest dla mnie smutny. Żegnam się z dzie-ciakami i z ludźmi, z którymi w tak krótkim czasie zdążyłam się zżyć. Pomimo ogromnych różnic kultu-rowych, pomimo wcześniejszych wątpliwości i ogromnej tęsknoty za rodziną, czuję smutek. Obiecu-ję moim wakacyjnym uczniom, że pewnego dnia, być może, wrócę do nich. Z aparatem i głową pełną myśli, udaję się na ostatni spacer po tym niezwykłym miejscu. Żegnam się z wolontariuszkami – Izą i Ju-lią. Później ruszam na samotne po-

żegnanie wioski. Przechodzę przez las, podziwiam przepiękne górskie widoki, widzę staruszkę doglądają-cą swoich kóz. Zwracam uwagę na jej niezwykle spokojną twarz. Taki sam spokój emanuje z oczu każdej napotkanej osoby. Wszystko dzieje się tu jakby w zwolnionym tempie. Niby ta sama planeta. A może jed-nak nie? W Nepalu obowiązuje ka-lendarz księżycowy. Jest rok 2068.

Może my też będziemy żyć tak spokojnie w przyszłości?

Idąc jakiś czas w milczeniu, po-równuję moje życie do tutejszego. Dziwię się, że w ciągu pierwszych dni mojej nepalskiej przygody ża-łowałam tych ludzi. Współczułam brudnym, zaniedbanym dzieciom. Przemywałam brudne rączki, wy-cierałam zakatarzone nosy. Ser-ce kroiło mi się na widok małego brzdąca idącego w jednym buciku, bo drugi się zepsuł… Obdarowy-wałam słodyczami wszystkie bieg-nące za mną, umorusane dzieciaki. Zabawki przywiezione z Polski zostawiłam w szkole – niech służą tym najmłodszym. Chciałam dać im choć namiastkę radości! Owszem – udało się. Dzieciaki piszczały z uciechy, przytulały mnie, całowa-ły. Szczerze? Byłam pewna, że je-stem dla nich dobrą wróżką z innej, lepszej planety. Że są nieszczęśliwe, a ja Europejka, uchylam im skra-wek nieba. Że gdyby nie moje po-darunki, te biedne dzieci nie byłyby w tym momencie tak uśmiechnię-te… Teraz, pod koniec mojego po-bytu rozumiem znacznie więcej…

Oczyma wyobraźni widzę dzie-cko siedzące w kolorowym pokoju, otoczone mnóstwem przedmiotów. Maskotki, zabawki, fotelik, stolik – wszystko czyste, zadbane. Dziecko ma obojętną minę. Nudzi się. Kręci nosem bo nie lubi tego, co dziś ma na obiad. Tupie nogą bo nie lubi tej bluzeczki, którą musi założyć. Obok inne dziecko. Siedzi przed domem, boso. Układa z patyków i błota bu-dowlę. Nieopodal niego koza sku-bie siano. Kilka kur dziobie bose stopy dziecka. A ono się śmieje do rozpuku. Jest szczęśliwe. Daję li-zak pierwszemu dziecku. Grzecznie dziękuje, kosztuje i za moment lizak

ląduje na stole. Drugie dziecko na widok lizaka otwiera szeroko oczy. Dotyka go z niedowierzaniem. Składając ręce mówi „namaste”. Biegnie podzielić się swoim szczęś-ciem z rodziną. Słyszę piski, okrzy-ki szczęścia.

Przychodzi mi do głowy w tym momencie refleksja, przypominam sobie sławne słowa Paula Coelho:

„Jak może mi brakować czegoś, czego nigdy nie miałam? Rodzimy się w miejscu dla nas przeznaczo-nym. Zaczynamy naszą drogę słabi, delikatni, gdy nawet liść zdolny jest wstrzymać nasz ruch. Z czasem, gdy z szacunkiem donosimy się do ta-jemnicy źródła, które nas zrodziło,

i ufamy jego wiecznej mądrości, zdobywamy wszystko, co jest nam potrzebne do przebycia drogi.”

Przecież nie mamy wpływu na to, gdzie żyjemy. Hinduiści wie-rzą, że muszą zaakceptować swoje miejsce w życiu. Bowiem miejsce urodzenia jest nagrodą albo karą za działania z poprzedniego życia. Ich wiara w reinkarnację mobilizuje do pracy nad sobą. Dzięki temu hindu-iści swoim dobrym postępowaniem starają się o jak najlepszą pozycję w kolejnym życiu. W ich religii jest wiele bóstw, bożków, bogini. Nie mają oficjalnie sformułowanych zasad wiary ani też organizacji za-rządzającej. Ważne jest dostosowa-nie się do swojej rodziny i grupy społecznej. Buddyści natomiast nie mają żadnych bożków. Podążają za naukami Buddy, który nauczał, że należy iść drogą umiaru, odrzucając zarówno cierpienia, jak i przyjem-ności. Buddyzm to nie tyle religia, co filozofia i po prostu życie buddy-stów. Kręcąc młynkami modlitew-nymi, wypowiadając wciąż te same słowa, dążą w ten sposób do nir-wany. Niestety, mija się to z religią chrześcijańską, gdzie zarówno przy-jemność i szczęście, jak też cierpie-nie to uczucia towarzyszące nam na co dzień. Cierpienia przybliżają nas do Boga, więc trzeba je przyjąć z pokorą. Tylko czy my, chrześcija-nie, wierząc w życie wieczne, przyj-mujemy z pokorą nasz los?

To czego się tu dowiaduję i czego doświadczam, ta podróż i wszystko

co mnie tu spotyka ma jakiś cel. Rozumiem teraz znacznie więcej. Wiemy, że niezależnie od tego gdzie żyjemy i w co wierzymy, wszyscy jesteśmy równi. Każdy z nas jest dostosowuje się do warunków życia i każdy ma taką samą, odgórną szan-sę, żeby niezależnie od tego gdzie się urodził, żył jak najlepiej, postępu-jąc zgodnie z własnym sumieniem. Każdy ma swoje radości i smutki. Przeciętny Europejczyk martwi się na co dzień niepowodzeniem w pra-cy czy też wysokimi rachunkami. Nepalczycy z niższych kast martwią się o swoją krowę, której coś dolega. Nie wyobrażam sobie natomiast ży-cia w skrajnej biedzie. A przecież są miliony głodujących ludzi, nie tylko w Nepalu – na dalekim wschodzie, ale na całym świecie! Wiedziałam o tym, jakżeby nie? Ale to była teo-ria. Nepal to dla mnie „zajęcia prak-tyczne”. Wiedzieć o czymś, nigdy nie doświadczywszy, to zupełnie coś innego niż być w danej rzeczywisto-ści, być jej częścią.

Po tradycyjnym pożegnaniu przez Kalpanę, która namaściła mnie tiką oraz wykonała nepalski rytuał pożegnalny, wracam do hote-lu w Katmandu. Czeka mnie jeszcze podróż do dżungli Chitawan, a póź-niej powrót do rodziny.

Bez jakiegokolwiek lęku udaję się na samotną wyprawę do dżun-gli. Po sześciogodzinnej przeprawie nepalskim busem wita mnie tropi-kalne, wilgotne i gorące powietrze. Mimo że mój mały jednopiętrowy hotelik znajduje się poza dżunglą, już na samym początku mam szczęś-cie widzieć słonia, a jedząc lunch, obserwuję dziwnego gada łypiącego na mnie oczami. Zafascynowana, spokojnie i cichutko sięgam po apa-rat. Niestety, stworzenie widocznie nie lubi zdjęć. Zmyka. Przygoto-wana na dalszą samotną przygodę, słyszę nagle kobiecy głos: „Aga-aaaaa!”. Zdziwiona rozglądam się wokół. Podbiegają do mnie cztery osoby. Znamy się? – mam to pytanie na końcu języka, kiedy rozpoznaję w nich hiszpańskich wolontariuszy, z którymi spotkałam się na począt-ku mojego pobytu. Robi się wesoło! Udajemy się wspólnie na wyprawę po dżungli na grzbiecie słonia, wie-czorem podziwiamy zachód słońca nad rzeką, z której raz po raz wyła-niają się grzbiety krokodyli.

Noc upływa spokojnie, nie przeszkadzają mi nawet jaszczur-ki biegające po ścianach pokoju i wydające dziwne dźwięki. Jestem zdziwiona sobą. Wcześniej zwykły pająk był dla mnie powodem pani-ki. Teraz obojętnie znoszę obecność nie tylko ogromnych pająków. Sama nie wiem, jak to możliwe? Potwier-dza się stwierdzenie, że człowiek jest w stanie przyzwyczaić się do

Agnieszka Jochlik*

Zapach Nepalu (cz.II)Kiedy trzy lata temu w  jednym z  czasopism podróżniczych natknęłam się na artykuł o  wolontariacie w różnych krajach, zaczęłam powoli zgłębiać ten temat. Po roku wysłałam zgłoszenie do jednej z organizacji zrzeszających grupy nauczycieli, lekarzy i  pielęgniarek, chcących charytatywnie pracować w  jednym z podanych krajów. Niestety za pierwszym razem nie było odpowiedzi. Po jakimś czasie spróbowałam ponownie, wcześniej nawiązałam kontakt z innymi wolontariuszami i zasięgnęłam informacji o różnych organizacjach. W  styczniu otrzymałam pozytywną odpowiedź od koordynatora międzynarodowej organizacji VSSN. Od tego czasu rozpoczęłam zaznajamianie się z tym krajem i próbowałam jak najwięcej dowiedzieć się o organizacji. Wybrałam najkrótszą wersję pracy – 14 dni i miesiąc lipiec, jako że w Polsce są wakacje. Potem zakup biletu, zalecane szczepienia i... wyjazd.

Ruch Radzionków

Ligowy średniakŚledząc poczynania radzionkowskiego Ruchu w  rozgryw-kach o mistrzostwo I ligi można pokusić się o stwierdzenie, że „Cidry” w obecnym sezonie stać jedynie na pojedyncze zrywy. Gołym okiem widać, że młoda i tworzona w pośpie-chu drużyna nie jest w stanie regularnie wygrywać z silniej-szymi personalnie drużynami, a  co za tym idzie walczyć o czołowe miejsca w tabeli. Na chwilę obecną Ruch Radzion-ków to typowy pierwszoligowy średniak.

Głos Radzionkowski Nr 10/471 Listopad 201110 Głos Radzionkowski Nr 10/471 Listopad 2011 11

każdych warunków. Jestem tego przykładem! Rankiem razem z prze-wodnikiem udaję się na wyprawę łódką na „krokodylą” rzekę, a potem spacerem przez dżunglę, w stroju uniemożliwiającym atak pijawek. Brniemy przez gęste zarośla do far-my słoni. Nagle staję jak wryta na widok czegoś, co przypomina mi di-nozaura. Przewodnik uspokaja mnie. To pancernik jakich tutaj mnóstwo. Zupełnie niegroźny! Pomimo zasko-czenia i strachu jestem na siebie zła. Bo nie zdążyłam zrobić zdjęcia!

Po krótkim, ale za to pełnym

wrażeń pobycie w najprawdziwszej dżungli, wracam do Katmandu. Cie-szę się i smucę. Przede mną długa podróż. Przede mną radosne spot-kanie z rodziną. Ale za mną moja przygoda życia. Za mną Kalpana i jej rodzina, szkoły, wioska, dzieci, Himalaje. Za mną Nepal. Tak krótki czas. A tak wiele wspomnień i pozy-tywnych emocji!

Po co tam jechałam? Nadal słyszę to pytanie. W czym pomogłam tak krótkim pobytem? Owszem, chcia-łam zobaczyć to cudowne miejsce. Przede wszystkim, chciałam jednak przekonać się jak wygląda życie bez udogodnień. Jak można być szczęś-liwym bez tego wszystkiego, co my mamy. Teraz już rozumiem. Poza tym moje doświadczenie w naucza-niu języka angielskiego, pomogło nepalskim pedagogom, którzy nie mają możliwości udziału w szkole-niach i warsztatach, tak popularnych w Polsce. Starałam się dać z siebie jak najwięcej podczas prowadzenia zajęć. Dzięki mojemu pobytowi kil-kadziesiąt osób wie gdzie leży Pol-ska i potrafi powiedzieć coś o Euro-pie. Dzięki mojemu wolontariatowi aż dziesięciu dzieciom zapewniłam naukę do ukończenia szkoły śred-niej. Dzieje się tak dlatego, że każ-dy wolontariusz wpłaca określoną

kwotę na ten cel. Jednak chyba naj-cenniejszy jest pomysł nawiązania stałej współpracy mojej szkoły ze szkołą w Nepalu. Nie chodzi tylko o systematyczną pomoc materialną, ale przede wszystkim o wymianę korespondencji uczniów. Dzięki temu, i jedni i drudzy, poznają kul-turę i obyczaje swoich korespon-dencyjnych przyjaciół.

Muszę tu wrócić – jeśli los po-zwoli! Póki co, marzę o moim domu i o bliskich.

Jestem szczęściarą! Przeżyłam niesamowitą przygodę! Tylko… tyl-

ko że ilekroć doświadczam czegoś nowego, tym bardziej odczuwam głód kolejnych przygód. Czas po-każe, czy będzie mi dane przeżyć jeszcze kiedyś coś równie ekscytu-jącego. Nepal był jeszcze niedawno tylko marzeniem. Teraz został wspo-mnieniem. Nawet jeśli coś wydaje nam się zupełnie nierealne, to jednak według słów: „W przeszłość prze-noszą nas wspomnienia, a w przy-szłość – marzenia” – warto marzyć!

*Agnieszka Jochlik jest nauczycielką w Gimnazjum

im. Ojca L. Wrodarczyka

Głos Radzionkowski Nr 10/471 Listopad 201112 Głos Radzionkowski Nr 10/471 Listopad 2011 13

Andrzej Grajewski, „Prawda i prawda „Wyborczej”, „Gość Nie-dzielny” w wydaniu 38/2011 „Goś-cia Niedzielnego” pisze:

„Gazeta Wyborcza” sugeruje, że metropolita katowicki interwe-niował u prokuratora generalnego w sprawie sprzedaży ziemi.../ Środ-ki ze sprzedaży ziemi, którą parafia w Radzionkowie otrzymała jako re-kompensatę od Komisji Majątkowej zostały przeznaczone m.in. na re-mont kościoła pw. św. Wojciecha../

----Sprawa, o której pisze GW, za-

częła się od śledztwa wszczętego we wrześniu 2008 r. przez Prokuraturę Okręgową w Gliwicach (sygnatura V Ds. 101/08/Sp). Chodziło o po-dejrzenie poświadczenia nieprawdy w operacie szacunkowym, oceniają-cym wartość rynkową nieruchomo-ści rolnej położonej w Świerklańcu.

Komisja Majątkowa przyznała ją krakowskiemu Towarzystwu św. Brata Alberta jako rekompensatę za mienie zagrabione w czasach PRL. W trakcie tego postępowania po-jawił się wątek uboczny, związany z obrotem ziemią przez parafię św. Wojciecha w Radzionkowie. Parafia za mienie zabrane w czasach PRL otrzymała rekompensatę, 173 hekta-ry położone w Czekanowie. Według operatu szacunkowego, przygotowa-nego dla Komisji Majątkowej przez biegłych, wartość tej ziemi wynosiła 5,1 mln zł. Proboszcz parafii ks. Da-mian Wojtyczka otrzymał pisemną zgodę arcybiskupa katowickiego na sprzedaż ziemi za konkretną kwotę, co wiązało się z pilnymi potrzebami finansowymi parafii, jak i innych podmiotów z terenu archidiecezji. Dlatego ziemię sprzedano nabywcy, który natychmiast chciał ją kupić. Można zapytać, czy nie należało po-szukać nabywcy gotowego zapłacić więcej. Tylko wówczas, aby sfinan-sować remonty, parafia i archidiece-zja musiałyby wziąć kredyt w ban-ku, a wtedy odsetki przekroczyłyby wartość ziemi, nawet według wyce-ny z operatu…/

Podejrzenie prokuratorów wzbu-dził fakt, że ziemię, której wartość oszacowano na 5,1 mln zł, Domo-gała nabył za 3,4 mln zł. Należy podkreślić, że uczestnikami trans-

akcji były podmioty prywatne, Skarb Państwa nie poniósł żadnej straty. Nie wzbudziła ona również wątpliwości ani notariusza, który sporządził akt notarialny, ani Urzę-du Skarbowego, który otrzymał należne z tytułu sprzedaży opłaty i podatki, ani sądu, który dokonał odpowiednich wpisów w księgach wieczystych…/.

Nie czy, ale jakTej interpretacji nikt ze strony

kościelnej nigdy nie kwestionował. Także faktu przesłuchania w związ-ku z tym proboszcza parafii św. Wojciecha w Radzionkowie ks. Damiana Wojtyczki oraz dyrekto-ra Wydziału Gospodarczego Kurii Metropolitalnej w Katowicach ks. Krzysztofa Gajdy. Wątpliwości wzbudziła forma przesłuchania duchownych, do którego doszło w grudniu 2009 r. oraz na począt-ku lutego 2010 r. Według relacji duchownych, prokurator miał kwe-stionować uprawnienia metropolity katowickiego co do podejmowania decyzji w sprawie sprzedaży ziemi przez parafię w Radzionkowie oraz sugerował, że został on wprowadzo-ny w błąd przez swych współpra-cowników…/ Kwestionował przy tym prawo właściciela, czyli para-fii w Radzionkowie, do sprzedaży swojej własności po niższej cenie. Zdumieni duchowni dowiedzieli się od przesłuchującego ich prokurato-ra, że reprezentuje on wymiar spra-wiedliwości, co upoważnia go do nadzoru nad przestrzeganiem prze-pisów zarówno prawa kanoniczne-go, jak i dyscypliny kościelnej.

../Miesiąc później w tej spra-wie wypowiedziała się także Pro-kuratura Generalna.../, odpowiedź w imieniu prokuratora generalnego przysłał w kwietniu 2010 r. jeden z dyrektorów departamentu Proku-ratury Generalnej RP. Uzasadniał w nim konieczność przesłuchania obu duchownych, podkreślając jed-nocześnie, że celem tych działań nie było ingerowanie w wewnętrzne sprawy Kościoła katowickiego ani kwestionowanie ważności umowy sprzedaży ziemi przez parafię w Ra-dzionkowie. Przyznał także, że oce-na sprzedaży ziemi przez parafię, nawet po cenie niższej niż ustalona

w operacie szacunkowym, jest spra-wą wewnątrzkościelną, a procedura zbycia nieruchomości przez pod-mioty kościelne jest regulowana przepisami prawa wyznaniowego oraz art. 5 Konkordatu.

----28 grudnia 2010 r. w sprawie

sprzedaży własnej ziemi przez pa-rafię w Radzionkowie przesłuchany został ekonom archidiecezji kato-wickiej ks. prałat Mirosław Piesiur. Pytano go m.in. o potrzeby finanso-we archidiecezji oraz parafii, przy-czyny sprzedaży nieruchomości przez parafię w Radzionkowie i me-tody wyłonienia nabywcy…/

Tymczasem 28 lutego br. proku-ratura w Gliwicach umorzyła śledz-two w tej sprawie, stwierdzając, że sprzedaż ziemi przez parafię w Ra-dzionkowie nie zawiera znamion czynu zabronionego. W połowie marca br., a więc już po umorzeniu, odezwał się prokurator generalny z informacją, że przekazał skargę arcybiskupa do zbadania właści-wemu prokuratorowi, który nie do-patrzył się w swoim postępowaniu niczego niewłaściwego. …/do akcji wkroczyło CBA, stawiając tezę, jak pisze GW, że wycena ziemi prze-kazywanej parafii przez Komisję Majątkową mogła być zaniżona. Trudno uwierzyć, że państwo, ini-

cjując w 1989 r. powstanie Komi-sji Majątkowej, deklarowało, że chodzi o szybki i polubowny zwrot mienia zagrabionego przez PRL. Te intencje zostały całkowicie wypar-te z debaty publicznej, a Kościół – poddany medialnemu ostracyzmowi – z ofiary, którą okradziono, stał się winnym, który sięga po cudze. I na dodatek powinien się tłumaczyć, jaki użytek robi ze swej własności.

xxxDziennik Zachodni, dodatek

tarnogórski – 2011-09-13Rezygnacja Krzysztofa Kuli

z funkcji zastępcy burmistrza Ra-dzionkowa była wielkim zaskocze-niem. Radzionków nie ma wicebur-mistrza od połowy sierpnia. Zapy-taliśmy Krzysztofa Kulę, dlaczego pożegnał się z radzionkowskim samorządem – pisze DZ w swym wydaniu internetowym.

Krzysztof Szendzielorz „DZ” – Dlaczego zrezygnował pan ze stano-wiska? Za mało pan zarabiał?

Krzysztof Kula – Dżentelmeni o pieniądzach podobno nie rozma-wiają. Ale to nie tak. Pięć lat temu umówiłem się z Gabrielem Tobo-rem, że będę pracował przez jed-ną kadencję. Zostałem rok dłużej. Najpierw pojawiły się inne plany polityczne. Chciałem kandydować do parlamentu, ale zrezygnowałem. Pojawiło się też kilka ofert zatrud-nienia z firm i z jednej skorzystałem. Rozwiązałem umowę w urzędzie za porozumieniem stron i żadnej od-prawy nie dostałem.

– A więc znudziła się panu praca w samorządzie?

Ja przyszedłem do samorządu z biznesu. Tutaj są innego rodzaju wyzwania, nawet większe niż w sa-morządzie. Nie rezygnuję jednak z pracy społecznej. Nadal jestem członkiem Inicjatywy Mieszkańców Radzionkowa i będą ją wspierał…/

W swym pamiętniku Paweł Michna zapisał: „w 1912 zbudo-wano szkołę za Dworem kosztem 100 tys. marek. W tym czasie rządy w gminie sprawował Waner – mąż silnego charakteru, który urzędował w latach 1.04.1900 – 15. 04. 1912. Budowniczym szkoły był Wigasz”. Ks. Dr Józef Knosala w „Parafii Radzionkowskiej” podaje, że jej bu-dowę rozpoczęto w roku 1911, zaś uroczyste poświęcenie nastąpiło 29 sierpnia 1912 roku. Kierownikiem nowej szkoły zwanej pierwszą był nauczyciel seminarium Jozef Alach, a sam gmach był prawdziwym „pa-łacem szkolnym” wśród czterech innych szkół Radzionkowa.

Już wkrótce „Jedynka” będzie obchodziła stulecie istnienia. Jaki jest fenomen „jedynki”, jaka była jej historia od powstania po dzień dzisiejszy, kim są absolwenci i jakie są ich losy, jakie dziejowe zdarzenia przechodziła szkoła, jak widzą ją i wspominają żyjący jeszcze nauczyciele, dyrektorzy i dawni uczniowie, jaka jest dzi-siaj stara „jedynka” i wiele innych pytań nasuwa się, gdy obchodzić się będzie tak piękną rocznicę.

Możemy też o niej powiedzieć – szkoła dwóch wieków. To ogrom czasu, podczas którego ukończyła ją niezliczona ilość uczniów. Nie-

którzy z nich przeszli do historii miasta, inni przeszli przez jej mury zapomniani, jeden z nich o. Ludwik Wrodarczyk OMI to kandydat na ołtarze. Sto lat to czas kształtowa-nia się i rozkwitu talentów wielu radzionkowian.

Od dziewięćdziesięciu dzie-więciu lat stoi dumnie przy dro-dze prowadzącej do Tarnowskich Gór, wciąż remontowana i upięk-szana „jedynka” – Twoja szkoła i szkoła Twoich przodków. Jej mury pamiętają wszystko. A co Ty pamiętasz o niej?

Chcemy zaproponować czy-telnikom nowy cykl wspomnień o starej „jedynce”, stulatce, by wydobyć na światło dzienne pięk-ne momenty z jej życia i stworzyć swoistą stuletnią kronikę jej dzie-jów, aby to co było jej udziałem przetrwało na kolejne stulecia…

Mówi Bożena Łukawska – dy-rektor szkoły: nasz jubileusz siłą rzeczy będzie rozłożony w czasie, to między innymi zależeć będzie od ilości chętnych, którzy będą chcieli wziąć w nim udział. Przygotowania już czynimy – w październiku tego roku zostanie powołany komitet or-ganizacyjny a promocję obchodów rozpoczniemy już od stycznia przy-szłego roku – chcemy wtedy rozwie-sić na szkole okolicznościowy baner,

by wszystkim przypominał nasze stu-lecie. W grudniu tego roku będziemy tez rozprowadzać kalendarze z wize-runkiem szkoły, niebawem będą też stosowne foldery. Natomiast co do daty zasadniczej uroczystości, która przypada na 13 października 2012 roku, to trzeba będzie pomyśleć – okazało się bowiem, iż terminy na-szej uroczystości mogą nałożyć się z 60 rocznicą powstania radzion-kowskiego liceum. Tak więc mu-szę uzgodnić tę kwestię z dyrekcją ogólniaka, w razie czego wchodzi w rachubę ostatnia sobota września. De facto nasz jubileusz przypada na 31 sierpnia – rocznica poświęcenia szkoły, ale raz – nie będzie wtedy

dzieci, dwa – muszą się one na taką uroczystość przygotować a przecież wakacje są po to, by wypocząć.

Data więc jeszcze do ustalenia ale oczywiście wiadomo – będzie zjazd koleżeński, zwiedzanie szko-ły, msza, akademia w Karolince i wspólna zabawa. Spodziewamy się wielu zacnych gości, z całego świa-ta, bo nasi absolwenci porozjeżdżali się po świecie. To będzie poważne zadanie – jak do nich wszystkich dotrzeć. Przeglądamy źródła, prak-tycznie posiadamy je od czasów po-wstania szkoły – cześć jest w języku niemieckim. Przygotowujemy też okolicznościową wystawę, będą też wystawy tematyczne – mamy trochę ciekawych zdjęć, jak choćby takie, na którym uwieczniono uczniów i nauczycieli sprzed stu lat! Mamy kontakt z absolwentami pierwszych roczników „jedynki”!

xxxW przyszłym roku jubileusz 60

– lecia powstania obchodzić będzie też radzionkowskie liceum ogól-nokształcące. Mamy jeszcze w pa-mięci uroczystości sprzed 10 lat, 50-lecie było obchodzone bardzo uroczyście. Jak nas poinformowa-ła dyrektor Danuta Minas szkoła świętować będzie 6 października 2012 roku. Jeszcze w minionym roku szkolnym powołano do życia komitet organizacyjny obchodów. Tego dnia m.in. odbędzie się msza święta, spotkanie koleżeńskie a po-południu raut w ‘Figaro”.

MKC, gb

NASZE SZKOLNE JUBILATKIPrasa pisze…

SPRAWA FARSKICH PÓL – ANNO DOMINI 2007-2011W  poprzednim numerze „GR” opublikowaliśmy fragment teksty z „GW” dotyczący radzion-kowskiej parafii. Dziś publikujemy fragmenty korespondujące z  tezami „Wyborczej”. Mimo wielokrotnych prób nie udało się naszej redakcji skontaktować z  proboszczem Damianem Wojtyczką. Chcieliśmy go poprosić o komentarz w sprawie…

Kwiaciarnia na ul. Ks Knosały 61a (obok Żabki) ZapraszaOferujemy:

- bukiety- kwiaty doniczkowe- wiązanki i wieńce pogrzebowe- upominki- pocztę kwiatową oraz dostawę na telefon (664 432 703)

A oto opis dramaturgiczny spotu:Do Radzionkowa zjeżdża – przyla-

tuje na latającym dywanie, albo w my-śliwcu „zero” Japończyk. Jak każdy Japończyk ma w kabzie kilka milio-nów dolarów – dolarów – nie jenów. Usłużni, jak zwykle urzędnicy z bur-mistrzem na czele i jego rzecznikiem oprowadzają go po zielonych terenach miasta – tylko czemu po pas brodzą w błocie?! Jak można budować fabry-kę Hondy na mokradłach? Durni ci Japończycy?! Japończyk rozgląda się, urzędnicy skrupulatnie notują fanabe-rie skośnookiego, spijają mu słodycz z ust, by na końcu usłyszeć pochwałę – „te urzędasy we wszystkim pomagają, przenosimy tu cały biznes”.

– Jasne, że pomagamy! – pado,

z lekkim śląskim akcentem ale po ja-pońsku burmistrz Gabriel Tobor i już nie mamy wątpliwości, iż mamy bur-mistrza nie tylko doktora ale i celebry-tę. Na szczęście Japończyk nie ma przy sobie samurajskiego miecza więc za kaleczenie rodzimego języka szoguna nasz burmistrz ocala głowę. I to jest happy end.

Nad tą produkcją mającą na celu promocję radzionkowskich terenów inwestycyjnych rozpływają się w po-chwałach fachowcy od filmowych reali-zacji. I będzie pewnie znów nagroda na kolejnym festiwalu „reklamożerców”.

Wcześniej Radzionków otrzymał nagrodę w kategorii „Kampania re-klamowa” za kampanię „Radzionków – miejsce moich inwestycji” oraz wy-

różnienie specjalne magazynu Elle za kampanię promocyjną „Radzionków – miasto ludzi z pasją”. W gali miasta uczestniczył Bernard Skibiński, prze-wodniczący Rady Miasta Radzionków i Jarosław Wroński, rzecznik prasowy Urzędu Miasta.

Na akcję „Inwestuję w Radzionko-wie”, gmina pozyskała środki unijne w wysokości ponad 600 tysięcy zło-tych – z budżetu miasta wysupłano kolejne 100 tysięcy złotych i tak po-wstały dwa sławiące miasto spoty –

jeden z lektyką, drugi z samurajem.Musieliśmy się wyróżnić – Mówi

rzecznik prasowy urzędu miasta Jaro-sław Wroński. I ten cel bez wątpienia się udał. Co jak co, ale lansowanie tej władzy idzie dobrze.

W rezultacie pierwszego spotu z lektyką sprzedano wedle naiwnych mediów ziemie za 5 milionów zło-tych, teraz spodziewają się zlecenio-dawcy podobnego wyniku. Ratusza nie sprzedamy?

mat

Hollywood, Bollywood,czyli nasze rodzime gwiazdy filmowe.

Radzionków znów stał się sławny. Od 17 września w różnych telewi-zjach spot zostanie 24 razy wyemitowany w telewizji TVN 24 (pierw-sza emisja już 17 września). W wersji radiowej mogliśmy go słuchać w RMF, Radio Plus czy Radio Zet. Planowane jest wytworzenie całej serii gadżetów reklamowych, rozbudowa strony poświęconej inwe-stycjom, a w największych miastach Polski pojawią się billboardy. Przedstawiciele miasta z  burmistrzem Gabrielem Toborem wzięli też udział w tegorocznych Targach Expo Real w Monachium.

JEŚLI ŚNIEG WPIERW NIE PRZYKRYJETrwa coroczna nieodpłatna zbiórka liści z terenu miasta od mieszkań-

ców, organizowana przez Urząd Miasta, oto terminy:– 26 października,– 16 listopada.Worki z liśćmi należy wystawić przed posesję do godziny 10.00 w wy-

znaczonych dniach. Każdy mieszkaniec powinien zaopatrzyć się w worki we własnym zakresie (dowolna wielkość i kolor). Zbiórka zakończy się w kolejnym dniu od daty wyznaczonej do wystawienia worków.

Głos Radzionkowski Nr 10/471 Listopad 201114 Głos Radzionkowski Nr 10/471 Listopad 2011 15

Na piękną opowieść o rodzinie zaprosili mnie Państwo Kalinowscy Roman z żoną Gizelą oraz jedyny brat Romana Józef Kalinowski. Udaję się więc z moją misją na Górkę, na ulicę Zejera, by zaciekawić czytelników ko-lejną historią z cyklu „Radzionkowskie rody”. Z warsztatu stolarskiego do-chodzi zapach żywicznego drewna… W domu, pamiętającym dawne dzieje, odzywają się wspomnienia z przeszło-ści, by ożyć w sercach potomków, dla których myśl o przodkach jest swoi-stym wrażeniem i przeżyciem. Z nie-zwykłą uwagą słucham pięknej histo-rii, wczuwając się w klimat dawnych lat i przeżyć. Ukażę sagę, począwszy od dziadka moich rozmówców Teo-dora Kalinowskiego, który to w Ra-dzionkowie odnalazł miejsce, gdzie rozwinął swoją pasję, umiejętnie prze-kazywał ją swoim synom, a ci dalszym pokoleniom. Drzewo genealogiczne zamieszczone w artykule świadczy o zainteresowaniu przeszłością i do-chodzeniu do źródła swojego pocho-dzenia. Jej autorką jest Jolanta Majow-ska z Tarnowskich Gór – siostra oblata Jerzego Kalinowskiego.

Nestor Teodor KalinowskiTeodor Kalinowski urodził się

w Woźnikach w roku 1871. Rzemieśl-nicy szukali pracy, otwierały się ko-palnie i tak Teodor znalazł się w Ra-dzionkowie. Wynajął warsztat u Haj-dów, naprzeciw apteki na dzisiejszej ulicy św. Wojciecha i tam zaczął roz-wijać swoje umiejętności stolarskie.

Później wybudował dom i warsztat naprzeciw starego dworca kolejo-wego. To nie był koniec poszukiwań dobrego miejsca na zamieszkanie i prowadzenie warsztatu. Ostatecznie sprzedał dom Krubasikom i kupił inny na ul. św. Wojciecha od Zdebla. Na domu umieścił piękny, ogromny krzyż i ogrodził go. Krzyż ten po dziś dzień jest ozdobą domu i nie tylko. To było jego swoiste wyznanie wiary stola-rza Teodora. Wspomina niezwykłego człowieka, dla którego najistotniejszą myślą w życiu było motto „Bóg, Ho-nor i Ojczyzna”. W tym domu miesz-kał aż do śmierci.

Małżeństwo z RozaliąTeodor ożenił się z Rozalią z domu

Greinert urodzoną w 1875 roku. Z małżeństwa wyszło siedmioro dzie-ci, czterech synów i trzy córki. To Marcin, Helena, Józef, Jerzy, Antoni, Jadwiga i Łucja. Warto nadmienić, iż wszyscy synowie byli stolarzami. Teodor i Rozalia zaczynali dzień od mszy świętej. Tak było zawsze. Byli niezwykle pobożni i zdali się na Bożą opiekę, wiedząc, że bez Boga nic uczynić nie można. Tę pobożność

przekazywali swoim dzieciom, które zapamiętały, że Bóg, Honor i Ojczyna są naczelnym drogowskazem w ich życiu a pobożność, skromność i pa-triotyzm wyznaczają cele życiowe. Teodor należał też do Ochotniczej Straży Pożarnej i był jej aktywnym członkiem. Dziadek miał wielu ucz-niów – wspomina wnuk Roman. Wie-lu z nich pochodziło z innych miejsco-

wości. Przez cały tydzień mieszkali u Teodora i tam też spożywali posiłki. Tak dbał o nich majster Kalinowski. Na niedzielę udawali się do swoich domów. Było to z pewnością bardzo wygodne dla uczniów, którzy nie mu-sieli tracić czasu na dojazdy i mogli więcej czasu poświęcić praktycznej nauce zawodu. Za to cenili sobie bar-dzo swojego majstra.

Synowie i córki Teodo-ra i Rozalii

Antoni – nigdy się nie ożenił. Jako młodzieniec należał do „Sokoła” – sek-cji patriotyczno – spor-towej, jak wszyscy jego bracia razem z ojcem. Był z zamiłowania gimnasty-kiem a z zawodu wspania-łym stolarzem i rzeźbia-rzem, wręcz artystą. Sto-larka kościelna była jego hobby. Bracia wspominają historię, która zdarzyła się po wojnie, kiedy to nasz kościół był bez szyb, na skutek wybuchu z powodu uderzenia granatu w dom Ścigałów. Wszystkie wi-traże zostały zniszczone. Wujek Antoni Kalinowski zaszklił wszystkie okna. Była to bardzo żmudna i uciążliwa praca, któ-rą wykonał bez zarzutu. Starsi Radzionkowianie wspominają kunszt stolarski Antoniego. Po dziś dzień można podziwiać wiele z jego prac w naszej wspaniałej świątyni, między innymi piękną oprawę obra-zu Matki Boskiej Częstochowskiej. Wiele czasu poświecił również na odrestaurowanie głównego ołtarza podczas jego remontu. Wówczas to wypełnił brakujące fragmenty ołtarza na miarę prawdziwego artysty rzeź-biarza. Antoni potrafił też tworzyć meble, które były ozdobione pięknymi rzeźbami w stylu rococo. Miałam oka-zje zobaczyć takie cudo. Jego samot-ność była powołaniem. Mógł zająć się pracami w kościele ale nie tylko. Był bardzo pomocny swojej siostrze Ja-dwidze, której mąż nie wrócił z wojny i sama musiała wychowywać dzieci. Zatrudnił siostrę do pracy w swoim warsztacie do malowania mebli. Córki Jadwigi wspominają wujka Antonie-go i są bardzo wdzięczne, bo był dla nich jak ojciec. Jego życie było więc spełnione, a radzionkowska świątynia

ukrywa jego artystyczny kunszt.Marcin ożenił się z Marią Urban.

Też był stolarzem i pracował w bu-dowlance. Z małżeństwa narodziły się dzieci: Franciszek, Bernard, Monika, Józef, Anna, Teresa i Ignacy.

Józef ożenił się z Gabrielą z domu Winkler. To ojciec moich rozmówców Romana i Józefa-stolarzy. Nie miał szczęścia w życiu, ponieważ jego ukochana żona zmarła w 29 roku ży-cia w szpitalu na Żeromskiego w By-tomiu. Chłopcy byli mali. Starszy brat Romana Józef przypomina sobie mamę przez mgłę. Miał zaledwie 5 lat. Mąż Józef w tym czasie przeby-wał na wojnie. Przyjechał na pogrzeb swojej żony, ale musiał wracać z po-wrotem na front do Rosji. Tam został ranny i przeniesiono go do Francji. Wskutek zaistniałej tragedii wycho-waniem zajęła się babcia Maria i Ro-zalia. Nigdy się nie ożenił. Z wojny powrócił w 1946 roku i objął mat-czyne obowiązki. Zajął się stolarką

i wychowywał swoje dzieci. W wy-chowaniu dorastających chłopców dużą rolę odegrały też ciotki-siostry Józefa -Helena i Jadwiga. Ojciec był bardzo religijny. Codziennie czytał Pismo święte, również swoim synom. To była podstawa wiary i podstawa życia. Wiedział skąd ma czerpać siły. Nie poddawał się nigdy, mimo, iż jego życie nie należało do łatwego. Sam wybudował dom na ulicy Ma-cieja (dziś Zejera) i stolarnię. I tak warsztat Józefa zaczął swoją działal-ność. W skład wykonywanej stolarki wchodziły meble, okna, drzwi, a także budowlanka. Józef zawsze miał trzech uczniów, których przygotowywał do zawodu. Wyuczył również swoich sy-nów Romana i Józefa. Po emeryturze ojca warsztat przejął Roman, a po nim przejął go syn Józef. Właśnie w tym domu słucham niezwykle intrygującej opowieści o stolarskiej rodzinie i no-tuję zdarzenia w mojej wyobraźni.

Jerzy – też stolarz – ożenił się z Różą Buchacz. I ch potomkowie to:

Radzionkowskie rody

KALINOWSCYZanim powstanie saga o kolejnym radzionkowskim rodzie, chciała-bym zwrócić uwagę na niezwykłą specyfikę Kalinowskich ze wzglę-du na zamiłowanie do zawodu stolarza, które przewija się przez cztery pokolenia. To piękna profesja, która korzeniami swymi sięga początku pierwszego wieku naszej ery i świętego człowieka, skrom-nego i prostego, patrona stolarzy, św. Józefa, męża Maryi, Matki Bo-żej i opiekuna Syna Bożego. Obecność Jezusa przy swym opiekunie w sposób niezwykły uświęciła ten zawód, który nie umniejszył i dziś swojej przydatności. Święty cieśla z Galilei patronuje stolarzom i ich uświęca. Jego wizerunek umieszczają w  swoich warsztatach i  do-mach, czczą Jego imię, niejednokrotnie to imię noszą i jak w przy-padku rodu Kalinowskich przechodzi ono na pokolenia.

Górnictwo sięga na Górnym Śląsku wczesnego średniowiecza. Już z 1136 roku pochodzi pierw-sza wzmianka o osadzie górniczej w okolicach Bytomia. Dokumenty z XIII wieku mówią o kwitnących ko-palniach w Bobrku, Miechowicach, Piekarach, Bobrownikach czy Reptach, wydobywających głównie rudę żelaza dla wielu działających na Górnym Śląsku hut. Od wczesne-go średniowiecza górnicy łączyli się też w związki, do czego zmuszały ich ciężkie warunki pracy. Ich celem było wspieranie chorych i kalekich górników i pomaganie wdowom i sierotom po śmierci górnika.

Patronką górniczego stanu jest Święta Barbara. Według legendy ta nieprzeciętnej urody dziewczyna, żyjąca na przełomie III i IV wieku, została przez swego ojca – Dioskura, władcę krainy Nikodemia, ścięta mieczem za przejście na chrześ-cijaństwo. W czasie tej okrutnej egzekucji piorun zabił jej ojca. Jak głosi legenda dlatego właśnie święta Barbara jest patronką ludzi „narażo-nych na wybuchy”: artylerzystów, górników, pracowników prochowni. Górnicy przyjęli Ją za patronkę tak-

że dlatego, że podczas jednej z ucie-czek przed prześladowaniami schro-niła się wśród skalników.

Patronat św. Barbary przyjęli górnicy prawie na całym świecie, a jej kult do Polski przybył w śred-niowieczu z terenów dzisiejszych Czech. W Polsce Święta Barbara ko-jarzona jest przede wszystkim z gór-nictwem. Jej obrazy lub figury znaj-dują się nie tylko w kopalnianych

cechowniach, ale i w górniczych do-mach i kościołach. U nas w Polsce Święto Świętej Barbary przypada w dniu 4 grudnia.

Na przełomie listopada i grud-nia każdego roku dla utrzymania tradycji górniczej organizowane są spotkania gwareckie pod nazwą „karczma piwna”. Uczestnikami karczmy piwnej są Stare Strzechy, zasłużeni gwarkowie i zaproszeni goście. Górnicy biesiadujący wraz ze Starymi Strzechami i dostojnymi gośćmi poczytują sobie to wyróżnie-nie za zaszczyt. Władzę absolutną podczas karczmy stanowi Wysokie i Nigdy Nieomylne w Sprawach Piwnych Prezydium. Takie spotka-nie gwareckie odbywa się według przygotowanych scenariuszy, pole-gających na rywalizacji w różnych konkurencjach prowadzonych na wesoło, przeplatanych śpiewem i zabawą wszystkich uczestników. Na karczmach można dać upust swojemu niezadowoleniu, wyśmiać bezkarnie innych, nawet zwierzch-ników. Tradycją jest, że piwo pije się z kufli projektowanych każdorazo-wo na określoną karczmę.

Inaczej jest u naszych południo-wych sąsiadów Słowaków tam obchody święta górników po sło-wacku „banikov” obchodzone jest w pierwszej poło-wie września.

Również gór-nictwo krusz-cowe w Górach Szczawnick ich (Słowacja) ma tra-dycję sięgającą co najmniej średnio-wiecza. Bańska Szczawnica była przez wieki jednym z największych na

świecie ośrodków wydobycia srebra i złota. W 1762 roku powstała tu i dzia-łała do 1919 roku pierwsza na świecie uczelnia górnicza. Wśród około 10 tysięcy jej absolwentów było wielu Polaków. Salamandrowe dni w Bańskiej Szczawnicy przypominają dawną sławę najpiękniejszego górniczego miasta na Słowacji, które wpisane jest na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO.

Salamandrowe dni trwają od piątku do soboty. Stanowią nie tylko święto szczawnickich gór-ników, ponieważ stopniowo stały się okazją do spotkań górników, hutników, geologów i pracowni-ków przemysłu naftowego z całej Słowacji. Salamandrowe dni są postrzegane przez całą społeczność branży górniczej za wydarzenie ran-gi ogólno słowackiej. Oprócz gości z całej Słowacji niepowtarzalne Salamandrowe dni przyciągają wi-dzów i stałych gości z zagranicy. Najważniejszym „salamandrowym” dniem jest piątek a punkt kulmina-cyjnym całej imprezy stanowi nie-powtarzalny pochód Salamander.

Na jego czele idzie baca z drew-nianą jaszczurką w dłoni, która symbolizuje legendę o powsta-niu kopalni. Za bacą idą „baniki”, górnicy w tradycyjnych strojach, orkiestra górnicza i postaci symbo-liczne (śmierć, rabin, kat, sędzio-wie). Pochód zaczyna się dopiero o zmierzchu, kiedy odpowiednią at-mosferę tworzą światła lampionów. Miałem okazję w tym roku uczest-niczyć w tym Słowackim Święcie Górnika. Pochód, który o zmierz-chu przechodzi ulicami Bańskiej

Szczawnicy jest czymś niezapo-mnianym, w pochodzie uczestniczą oprócz rodzimych górników dele-gacje górnicze z Polska, Niemiec, Czech i Węgier.

Ale teraz wróćmy na nasze Radzionkowskie podwórze.

Wszystkich górników, hutni-ków, ludzi ciężkiej pracy, eme-rytów zapraszam na tradycyjną 9 już biesiadę górniczą organi-zowaną przez Radzionkowskie Towarzystwo Społeczno – Kulturalne, która odbędzie się w dniu 02.12.2011 w restauracji „U Letochów”. Tam jak zwykle w luźnej atmosferze, przy kufelku chłodnego piwka będzie można pogadać powspominać, pośpiewać a przede wszystkim spotkać się w przyjacielskim gronie. Już teraz serdecznie zapraszam.

Górniczy Stan, hej niech nam żyje, Niech żyje nam Górniczy stan

Antoni Tomczyk

O BARBÓRCE, O SŁOWACKICH SALAMANDROWYCH DNIACH I NASZEJ BIESIADZE W RADZIONKOWIEZawód górnika, jak mało który, wyrasta z tradycji kultywowanych przez wieki.W obyczajach codziennych, jak choćby górnicze pozdrowienie – „szczęść Boże”, oraz w obchodach związanych z górniczym świętem – Barbórką, tradycje górnicze zagnieździły się w życiu wszyst-kich pracowników kopalń oraz społeczności lokalnej.

Stolarnia Teodora

Bracia Kalinowscy

Głos Radzionkowski Nr 10/471 Listopad 201116 Głos Radzionkowski Nr 10/471 Listopad 2011 17

Teodor, Salomea, Jerzy, Franciszek i Jolanta.

Syn Jerzy jest Misjonarzem Ob-latem (OMI) i obecnie przebywa od dziesięciu lat w Kamerunie. W naj-nowszym numerze „Misyjnych dróg” – czasopisma oblackiego, o. Jerzy Kalinowski umieścił bardzo ciekawy artykuł. Pisze w nim, że Bóg obdarzył go „małym talentem estetycznym”. W rozległej parafii Figuil wybudował dziewięć kaplic. Pomysły na dekora-cję wnętrz czerpie z natury, z którą „zaprzyjaźnił się, wędrując z apara-tem fotograficznym”. Zbudował też drogę krzyżową z głazów, dekoro-wanych kamieniami. Z jego projek-tu wyrosły groty maryjne: w Figuil, Mobato i Yokadoumie. Oblat przez ostatnie dwa lata współtworzył ka-tedrę w prowincji Yokadouma, gdzie biskupem jest o. Eugeniusz Jureczko z Radzionkowa – Rojcy. Jego dziełem jest jej wnętrze. „Idei dostarczały nie-przebrane puszcze tropikalne. W nich mieszkają Pigmeje, którzy też są ewangelizowani przez nas. To z nimi wędrowałem po lasach, by wybierać różne pnie i liany na wystrój katedry” – pisze. O. Jerzy cieszy się, że tamtej-si mieszkańcy chętnie modlą się przed tymi figurami.

W tym roku przybył do rodzinnego miasta Lasowice, aby tam odprawić jubileuszową mszę świętą z okazji 50 lecia profesji zakonnej. O. Jerzy praco-wał też w Brukseli i we Francji, gdzie był prowincjałem. Był też konserwato-rem kościołów we Francji. Misjonarz chętnie wraca do rodzinnego kraju, jednak rzadko ze względu na odle-głość. Jest inicjatorem zjazdu kuzy-nów, które miało miejsce w Strzebiniu.

Helena wyszła za mąż za Alfonsa Urbańczyka, Jadwiga była zamężna z Pawłem Pyką, Łucja wyszła za mąż za Ernesta Tobora. Nikt z synów ani córek Teodora i Rozalii już nie żyje.

RomanWybranką jego serca jest Gizela

(Magdalena) z domu Kurda. Pobrali się w 1960 roku. Patrząc na rok zawar-cia ślubu łatwo obliczyć, iż małżonko-wie są już razem 51 lat. W ubiegłym roku obchodzili swe Złote Gody. Była to wspaniała uroczystość rodzinna. Aż trudno uwierzyć, patrząc na Gi-zelę i Romana, że ich staż małżeński wynosi aż tyle lat. W roku 1960 po odpracowaniu wojska na kopalni, oj-ciec zaproponował mu pracę w war-sztacie. W roku 1968 ojciec przeszedł na emeryturę i Roman przejął jego zakład stolarski, który prowadził do swojej emerytury do roku 2000. Od roku 1964 Romana wspierał starszy brat Józef – też stolarz. Roman śmieje się i mówi „starszy brat jest lepszym stolarzem, bo on pracował, a ja rządzi-łem.” Roman wyuczył czterech ucz-niów, w tym dwóch synów. Z małżeń-stwa wyszła trójka dzieci: Joachim, Józef i Katarzyna. Joachim ożenił się z Henryką z domu Bies. Mają dwie córki: Agnieszkę i Iwonę. Agnieszka skończyła studia wyższe i jest zamęż-na, Iwona jeszcze studiuje. Joachim jest z wykształcenia stolarzem, lecz

nie wykonuje tego zawodu ze wzglę-dów zdrowotnych. Jest taksówkarzem

i prowadzi sklep spożywczy razem ze swoją żoną Henryką. Katarzyna skoń-czyła wyższe studia i jest magistrem logistyki. Wyszła za mąż za Michała Sztukę z Bytomia.

Brat Joachima Józef obecnie pro-wadzi warsztat stolarski ojca. Ożenił się ze Stefanią Solorz. Mają dwóch synów Dawida i Marka. Dawid jest studentem Akademii Wychowanie Fizycznego, Marek uczęszcza do ra-dzionkowskiego gimnazjum. Jest za-palonym tenisistą, bierze udział w tur-niejach tenisowych, organizowanych na obozach wyjazdowych. Odnosi już pierwsze sukcesy.

Marzenie Romana?

Czasem zapamiętuje się zdarzenia, które są wyjątkowe i być może proro-cze. Roman wspomina historię wnuka Marka, gdy ten był jeszcze dzieckiem.

Mianowicie chło-piec zainteresował się resztkami desek w warsztacie dziadka i zapytał, czy będą mu potrzebne. Ro-man odpowiedział, „zrobimy z nich kad-łubek dla ptaków”. Marek zafascynowa-ny pomysłem dziad-ka wziął się do ro-boty i przy czujnym oku mistrza stolarza i drobnej pomocy, prawie sam wykonał kadłubek. Radość była tym większa, kiedy chłopiec uj-rzał wkrótce szpaka, który przyleciał do nowego domku. To podobno rzadkość. Marek był zachwy-cony. To zdarzenie pozostanie na zawsze w pamięci, zaś prze-de wszystkim w ser-cu dziadka. Było to

spontaniczne zainte-resowanie wnuka. Czy Marek podąży śladem dziadka i ojca? To pokaże czas, jednak dla Romana samo wspomnie-nie wywołuje nieukrywaną radość.

Józef brat Romana z wykształcenia jest stolarzem. Ożenił się z Edeltrau-dą (Różą) z domu Cuda. Małżeństwo doczekało się trzech córek: Barbary, Teresy i Marii. Wszystkie mają wyż-sze wykształcenie. Barbara wyszła za mąż za Bogdana Szastoka. Z małżeń-stwa wyszły dzieci: Marek, Katarzyna, Karolina, Maria i Dominika. Maria wyszła za mąż za Artura Mrowca. Ich dzieci to Andrzej, Anna i Tomasz. Teresa jest panną. Józef jak już wspo-mniałam pracował u ojca, potem u bra-

ta a obecnie jest na emeryturze. Oprócz stolarki Józef uprawiał sport. Należał do sekcji kolarskiej Ruchu Radzion-ków, był zawodnikiem a później tre-

nerem słynnego kolarza Lucjana Lisa. Przypomnę czytelnikom, iż Lucjan Lis był wicemistrzem olimpijskim w drużynie z Monachium ‚72, mi-strzem świata w drużynie z Barcelony ‚73, brązowym medalistą mistrzostw świata w drużynie z Mendrisio ‚73, zwycięzcą Tour de Pologne. Lucjan Lis w wywiadzie do Gazety Wybor-czej wspomina „Miałem szczęście do świetnych trenerów – Józef Kalinow-ski, Mieczysław Wilczewski. To oni wpajali mi, że głowa, a nie silne mięś-nie zrobią ze mnie kolarza. Ich pod-powiedzi, trening taktyczny, szybko-ściowy pozwalały zostawić kolegów w tyle”. Nie ulega wątpliwości, jakim trenerem był Józef Kalinowski. Słowa Lisa są doskonałą opinią.

Kalinowski zapisał się do klubu w 1954 roku. Miał 18 lat. Wygrał wte-dy wyścig Trybuny Opolskiej w Opo-lu i w nagrodę za I miejsce otrzymał rower wyścigowy z przerzutkami Favorit. Potem były kolejne sukcesy w Mistrzostwach Śląska w Tarnow-

skich Górach. Józef wygrał też pierw-szy wyścig w Radzionkowie „Kryte-rium Radzionkowa”, kilka razy star-tował dookoła Polski, brał też udział w wyścigu w dawnej Jugosławii. Od 1959-62 był w kadrze narodowej. Ka-linowski ma wiele dyplomów, medali i pucharów, które wspominają mło-dzieńczą pasję i wielokrotne sukcesy wspaniałego sportowca. Po ślubie nie brał już udziału w wyścigach ani w treningach.

U źródła kolarstwa…Powrócę w tym momencie do cza-

su dzieciństwa dwóch osieroconych chłopców: Józefa i Romana. W chwi-li, gdy umiera matka, skarbem w ży-ciu wnuków staje się babcia. Chłop-cy mieli to szczęście, że ją posiadali. Była to matka ich nieżyjącej matki – Maria Winkler. Mieszkała trzy-dzieści kilometrów od Radzionkowa w Piasku. Miała tam gospodarstwo rolne. Razem z mężem przyjeżdżali do Tarnowskich Gór na targ z masłem i maślanką. Chłopcy razem ze swoim ojcem odwiedzali ją często. Jedynym środkiem komunikacji w tamtych czasach był rower. Józef dostał na I Komunię rower damski. Właśnie na nim jeździł do Piasku. Dziesięcioletni

chłopiec musiał całą drogę stać, ja-dąc na takim wielkim rowerze. Trzy-dzieści kilometrów na stojąco!!! To był nie lada wyczyn. Trzeba było też zajechać z powrotem do Radzionko-wa, więc droga liczyła się podwójnie.

To były pierwsze treningi i wyczyny kolarskie Józefa. Wtedy jeszcze nie wiedział, że kolarstwo stanie się jego pasją. Wróćmy jednak do wyprawy braci Kalinowskich do babci Marii. Wyjaśnię jeszcze, iż Roman jechał na jednym rowerze ze swoim ojcem, na tzw. „rułce” (na ramie roweru). Nie miał jeszcze swojego roweru. Miał niespełna 8 lat. Otóż pierwszą metą, do której dotarli chłopcy z ojcem był ży-gliński krzyż przydrożny. Tam zrobili sobie przerwę. Roman wykorzystał ten moment, wsiadł na rower brata i poje-chał oznajmić babci, iż niedługo go-ście przybędą. Cóż to była za radość! Babcia cieszyła się, wołając: „łod ele chopcy jadą!” Ojciec z synem Józefem odpoczęli i udali się w dalszą drogę. Wtedy Józef jechał „na rułce” roweru taty. Tak było za każdym razem. Po I Komunii Roman miał już swój rower i wyprawa do babci wyglądała już ina-czej. Chłopcy kochali ją. Zastępowała im matkę. Józef z pewnością zawdzię-cza tym wyprawom swoją kondycję, którą wyrabiał i szlifował już od naj-młodszych lat dzięki babci z Piasku.

Trener wnukówZapytałam Józefa, czy dzisiaj

nadal ma rower i czy na nim jeździ. Oczywiście, to zamiłowanie nigdy nie przemija. Przemierza wyznaczo-ne szlaki z wnukami na swym gór-skim rowerze i przekazuje młodym swe umiejętności. Ma trzech wnuków i pięć wnuczek. Mówi, że wszyscy lubią jeździć z dziadkiem, nawet wnuczki. Józef ma sporo czasu, bo jest na emeryturze. Wnuk Marek Szastok (znany mi dobrze z gimnazjum) też w swoim życiu wygrał już rower za I miejsce w wyścigu zorganizowanym w ramach Ciderfestu. Drugi wnuk Andrzej Mrowiec ma lat 11 i wygrał wyścig rowerowy na Księżej Górze. Chłopcy odziedziczyli zdolności po swym dziadku i są jego dumą, jak pozostali wnukowie i wnuczki. A co będzie dalej? Pokaże czas.

Kalinowscy…Stolarski ród, w którym przewija się przez pokole-nia imię opiekuna i patrona św. Józefa, które dziedziczą i noszą z wrodzoną pokorą i radością kolejni potomkowie rodu. Być może to siła oddziaływania świętego sprawiła, że ten piękny za-wód przetrwał cztery pokolenia. To jest niesamowite, że wszyscy bracia wykształcili się na stolarzy. Byli to

synowie Teodora jak i synowie Józefa, a potem synowie Romana. Józef brat Romana nie miał syna, lecz córki, ale kto wie, może któryś z wnuków obej-mie kiedyś ten zawód. Intrygujące jest również to, że w rodzie Kalinowskich jest jeszcze inne zamiłowanie – do sportu. Antoni – gimnastyk, Józef – kolarz, jego wnuk Marek Szastok oraz młodszy wnuk Andrzej Mrowiec, a także Dawid – student Akademii Wychowania Fizycznego, Marek – tenisista. Być może w młodym po-koleniu odezwie się miłość do sportu i potomkowie Kalinowskich osiągną w tej dziedzinie sukcesy wzorem Jó-zefa – kolarza. Tego im życzę z całego serca. Jest jeszcze jedno powołanie w omawianym rodzie – do kapłań-stwa. Widzę tutaj działanie św. Józefa, który wybrał z rodu stolarskiego Je-rzego, oblata i posłał go do dalekiego Kamerunu, aby tam wykorzystując swoje zdolności głosił Chrystusa ubo-gim. „Ofiarowany Maryi”, – bo takie jest znaczenie monogramu oblackiego – służy całym sercem i zdolnościami na afrykańskim kontynencie, pamię-tając o swoich korzeniach i o swoich krewnych. Zdolności artystyczne An-toniego i zamiłowanie do sztuki oraz konserwatorstwa o. Jerzego – oblata to kolejne oblicze zacnego rodu. Do jakich zawodów będą powołani naj-młodsi potomkowie Kalinowskich, dziś nie wiemy. Z pewnością Bóg, któremu są wierni od pokoleń, tak pokieruje losami, że z upływem lat będzie można jeszcze dopisać wiele cennych faktów do rodzinnej sagi.

Dziękuję…To było przemiłe spotkanie. Za każ-

dym razem, kiedy piszę kolejną sagę, intryguje mnie, co w danym rodzie jest istotne i ważne, jak kształtowały się dzieje rodzin. Każda opowieść jest inna, choć zaistniałe podobieństwa wiążą się z czasem wojny, czy inny-mi dziejowymi wydarzeniami. Każda opowieść jest też na swój sposób ory-ginalna, tak jak spotkanie z przedsta-wicielami rodu. Notuję te wydarzenia nie tylko na papierze, ale i w pamięci i w sercu. Niejednokrotnie można się wiele nauczyć od bohaterów moich opowieści rodzinnych, niejednokrotnie też wzruszyć. Dziękuję Pani Gizeli, jej mężowi Romanowi i Józefowi za nie-zapomniane chwile w niezwykle przy-jaznej atmosferze. Odczułam wielką przychylność i wyjątkową gościnność rodziny i jestem bardzo wdzięczna za tak miłe przyjęcie. Swoista radość życia, humor a zarazem wielka skrom-ność i pokora braci Kalinowskich, któ-rą odczułam (nie pomijając szanownej małżonki Gizeli) mimo przeciwności losu, którego doświadczyli w młodym wieku, tracąc kogoś najcenniejsze-go w życiu – matkę, dosięga Boga, który w tej rodzinie zajmuje miejsce zaszczytne. Wypowiedziane kiedyś zdanie św. Augustyna „Kiedy Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko jest na właściwym miejscu” będzie mi się odtąd kojarzyło z rodziną Kalinow-skich, w której to zdanie przewijało się na przestrzeni czterech pokoleń. Jest

mi też niezwykle miło, że poznałam najmłodszych z pokolenia Kalinow-skich (wnuków Gizeli i Romana oraz wnuczki i wnuka Józefa i Edeltrudy), z którymi miałam możliwość spotkać się w szkole. To przemili, niezwykle sympatyczni i dobrze zapowiadający się młodzi ludzie, którzy przejęli wie-le po swych przodkach. Pozdrawiam ich serdecznie. Dodam jeszcze, że u Kalinowskich czuje się prawdziwie rodzinną atmosferę i poszanowanie dla rodziny. Wiele pięknych rodzinnych zdjęć jest swoistym obrazem wspólno-ty, jaką tworzy właśnie rodzina. Moż-na z nich wiele odczytać. Wśród zdjęć jest jednak jedno, najsmutniejsze, któ-re wywołuje boleść w sercu. To zdjęcie Gabrieli dwudziestodziewięcioletniej młodej i pięknej kobiety – mamusi Jó-zia i Romka, która tak wcześnie ode-szła, zostawiając pięciolatka i trzylat-ka. Chłopcy już nigdy nie zobaczyli jej otwartych oczu i matczynego uśmie-chu… Mimo, iż byli wychowywani bez matki, przeszli przez trudności takiego życia godnie, odnajdując cie-pło rodzinne u ojca, babć oraz kocha-jących ciotek. Św. Rafał Kalinowski – karmelita bosy powiedział „Bóg za-gląda w serce człowieka i zawsze jest obecny tam, gdzie człowiek sam wy-starczyć nie może.” Bożą Opatrzność i wstawiennictwo matki u Boga czuli bracia Kalinowscy i czują nadal, dzię-kując Bogu za każdy dzień życia. Dziś u boku swych żon i dzieci z rodzinami czują się szczęśliwi i cieszą się życiem. Takiej postawy życzę na dalsze długie lata, chyląc czoła z szacunku dla nich.

Maria Kielar-CzaplaPostscriptumMówi się często, że najlepsze rze-

czy zostawia się na koniec. Pośród zdjęć zamieszczonych w artykule można dostrzec herb szlachecki Za-remba rodu Kalinowskich. Bracia Roman i Józef odziedziczyli go po swoim dziadku Teodorze a ten z kolei po swoim ojcu, który był rycerzem. Pokolenie Kalinowskich sięga więc do rycerzy herbowych. Ujrzałam herb i zainteresowałam się nim. To pierw-sza rodzina z herbem, którą opisuję. Nie sposób było nie zamieścić tej in-formacji, choć nie była ona zamierze-niem moich rozmówców ze względu na ich skromność.

Drzewo genealogiczne rodu.

Rodzina Romana i Gizeli (50 lat po ślubie)

Zdjęcie ślubne Teodora i Rozalii Kalinowskich

Józef Kalinowski – senior

Kolarstwo – pasja

Marek Kalinowski – młody tenisista

Głos Radzionkowski Nr 10/471 Listopad 201118 Głos Radzionkowski Nr 10/471 Listopad 2011 19

Początki były bardzo trudne. Pierwszy rower, gdzieś w gimna-zjum, to był zwykły marketowy model za 300 zł. Nie wytrzymał 3 miesięcy. Musiała więc zarobić na nowe części. Powoli poskładała nowy rower. W tym sezonie dzięki sponsorom miała dwa; sezon za-czynała na hardtailu, czyli rowerze z twardymi kołami, wymagającym od zawodnika precyzji i sporej ma-nipulacji ciałem. Wreszcie, na ko-niec sezonu dostała rower zjazdo-wy, ułatwiający osiąganie lepszych wyników.

Sonia Skrzypnik, można powie-dzieć, że jest samoukiem, ale teraz jej mentorem, pomocną duszą jest nieco starszy zawodnik – Grze-gorz Zieliński. Warto nadmienić, że dziewczyna nadal pozostała wol-nym strzelcem i nie związała się z żadnym trenerem ani klubem.

Przygoda z rowerem nabrała nieco innego wymiaru w 2008 roku, ale intensywne zajęcia treningowe

Sonia rozpoczęła w 2010 roku. Naj-pierw zajmowała się rożnymi styla-mi, aż zdecydowała się na downhill, bo jak sama mówi: „downhill to prędkość, pokonywanie przeszkód w lesie, śliskie korzenie i umiejęt-ności techniczne w jednym”. Jak na tak krótki okres, to dziewczyna ma na swoim koncie kilka niezłych sukcesów: 1 miejsce w kategorii Women Cup Stożka w 2010 roku, 1 miejsce w kategorii Women Joy-ride Open Series. Wisła-Stożek w czerwcu 2011 roku, 4 miejsce w kategorii elita Women Mistrzostw Polski w Szczyrku w lipcu 2011 roku, 2 miejsce w kategorii Women Puchar Polski Wierchomla w lip-cu 2011 roku, 2 miejsce w katego-rii Women Puchar Polski Diverse Downhill Contest Żar we wrześniu 2011 oraz wspomniane 1 miejsce w kategorii Women Puchar Polski Diverse Downhill Contest Zawoja we wrześniu 2011. To z pewnością nie ostatnie słowo Soni zwłaszcza,

Szczegóły pod numerem telefonu 602-396-267

Grę na instrumentach na wszelkich Uroczystościach kościelnych i świeckich: Trąbka, Skrzypce, Śpiew Orkiestra Symfoniczna Orkiestra Dęta (także pogrzebowa) Zespoły Kameralne (kwartet, kwintet)

Naukę gry na instrumentach takich jak:-Fortepian, Keyboard-Trąbka, Tenorhorn - Korepetycje z Kształcenia Słuchu- Lekcje śpiewu (klasyka i pop music) - Nauka gry na organach kościelnych

♫ MUSIC PRODUCT ♪ Poleca:

Korepetycje: matematyka, chemia.Zakres gimnazjum, szkoły

ponadgimnazjalne,przygotowanie do matury.

tel. 728 535 807

A.P.D. LUBOS, spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, spółka komandytowa41-914 Bytom, ul. Strzelców Bytomskich 82c,

Salon: tel. 32 281 74 47, fax 32 281 00 43Serwis: tel. 32 281 00 41, fax 32 281 00 43,

e-mail: [email protected] www.lubos.peugeot.pl

Puchar Polski w rękach uczennicy z RadzionkowaW ostatnim finale Pucharu Polski zaliczanym do międzynarodowego cyklu zawodów Diverse Downhill Contest, który odbył się 18 września w Zawoi, wydawało się, że pewniakiem będzie do-tychczasowa Mistrzyni Polski. Ku zaskoczeniu wszystkich zwyciężczynią w kategorii kobiet została uczennica Zespołu Szkół Techniczno-Ekonomicznych w Radzionkowie – Sonia Skrzypnik. Smaczku dodaje fakt, że dwa dni wcześniej zwyciężczyni doznała bolesnej kontuzji i do ostatniej chwili wa-hała się z podjęciem decyzji o starcie. Sonia nie wzięła się znikąd, już na górze Żar 11 września za-brakło jej 4 setnych sekundy do zwycięstwa i musiała zadowolić się drugim miejscem na podium. Był to wówczas jej pierwszy start na rowerze zjazdowym, wcześniej jeździła na hardtailu. foto: Ewa Kania

foto: Max Rudnik

że podobno traktowała ten sezon jako rozgrzewkę i próbę możli-wości. Poproszona o określenie czynników, które czynią sportowca skutecznym wymieniła spełnienie własnych marzeń, chęć wygranej, ambicję, a także próbę udowodnie-nia czegoś światu i sobie. W jej ży-ciu po ostatnich sukcesach niewiele się zmieniło, zmienił się za to stosu-nek ludzi, którzy często traktują ją jak atrakcję.

W przyszłym sezonie chciała-by wziąć udział w Mistrzostwach Polski i Pucharach Polski oraz spróbować swoich sił na zawodach

organizowanych u naszych sąsia-dów – w Niemczech i Czechach, być może także w Mistrzostwach Europy, a w następnych sezonach w Mistrzostwach Świata. Nie może też zapomnieć o szkole. Obecnie rozpoczęła naukę w 3 klasie Tech-nikum organizacji reklamy, więc przed nią jeszcze dwa lata. Ale wie-rzy, że dzięki nauczycielom i dy-rekcji ZST-E i ich wyrozumiałości, z którą się spotyka na co dzień, uda jej się pogodzić starty w zawodach, treningi i zajęcia szkolne. Należy życzyć jej więc spełnienia marzeń i dalszych sukcesów.

PIOTR NYCZSALON OPTYCZNY

GABINET OKULISTYCZNYwww.optyk-bytom.pl

Bytom, ul. Piłsudskiego 70, tel. 32 282 31 77

Zamawiając okulary – ogólne badanie okulistyczne – 35 zł

Wybierając okulary progresywne – ogólne badanie okulistyczne – 0 zł!

Badanie ostrości widzenia – 0 zł!