12
Zgrzyt Zgierska Gazeta Niezależna Piaszczyste ścieżki donikąd Jeszcze trwają wakacje - dla większości dzieci czas odpoczynku i beztroski. Ale już niekoniecznie dla ich ro- dziców. Bo już tylko miesiąc, i po wakacyjnych wojażach czekają ich kolejne, znaczne wydatki na wyprawki dla swoich pociech. Karolina Miżyńska pyta rodziców o koszt zbliża - jących się zakupów. Ze - staw książek potrzebnych w klasach I-III to wydatek w granicach 200-250zł i to mając na uwadze obecne teraz w księgarniach rabaty i zachęty. A do tego docho- dzą przecież jeszcze torni - stry, piórniki i inne szkolne przybory... W obliczu wyjątkowo niskich zasiłków i trudów właściwego zbilansowania domowego budżetu, infor- mujemy również o dostępnej rodzicom pomocy. Strona 5 Egzemplarz bezpłatny Sierpień, nr 7/2012 Urząd Miasta Zgierza chwali się na monitorach zainstalowanych w au - tobusach milionowymi wydatkami na infrastruk- turę.. Postanowiliśmy sprawdzić, jak przekła - dają się one na komfort poruszania się po mieście pieszych i rowerzystów. Fotoreportaż Mateusza Mirysa. Strona 9 Witaj szkoło! Czyli tornister albo wakacje Tymczasowa praca ma ostatnio bardzo kiepską prasę. Jak najbardziej zasłużenie zresztą. Brak stabilności sta- nowi zmorę bardzo wielu ludzi z trudem próbujących sklecić z serii śmieciowych kontraktów odrobinę bezpieczeństwa, pew- ności i kawałek zrównoważo- nego życia. Jak to jednak czę- sto bywa, to co dla jednych jest przekleństwem dla innych sta- nowi nie lada okazję. Ucznio- wie i studenci masowo ruszają do tymczasowej pracy w waka- cje. Niektórzy z konieczności, aby dopiąć roczny budżet na studiach lub też wesprzeć go- spodarstwo domowe rodziców, inni chcąc zarobić na lepsze wakacje, zdobyć doświadcze- nie, czy też choćby i po to aby poznać coś nowego i przeżyć przygodę. Niezależnie od ich motywacji korzystają z okazji jakie daje możliwość krótko- terminowej i niezobowiązującej pracy z jej wszystkimi wadami i zaletami. Rodzaje wakacyjnych prac są tak różne jak historie opo- wiadane przez pracowników. Młodzi ludzie decydują się na pracę u rodziny (często na wsi), na pobliskich budowach, w magazynach, w kawiarniach lub barach, wyjeżdżają do tu- rystycznych miejscowości w kraju, bądź też decydują się na pracę za granicą. Według wielu moich rozmówców dużą zaletą wakacyjnych prac w kraju jest ich dostępność. Choć według informacji zebranych przez Ga- zetę Prawną sytuacja zaczyna się zmieniać i w tym roku chęt- nych do tymczasowej waka - cyjnej pracy, oferowanej przez agencje i portale pośrednictwa, jest więcej niż czekających sta- nowisk. O ile znalezienie stabil- nej, „dorosłej” pracy z pensją pozwalającą na spokojne życie jest w Polsce niezwykle trudne, to byle jaka tymczasowa praca wydaje się być dostępna od ręki. Najważniejsze, że ta praca była i nie było problemu z jej znale- zieniem – powiedział nam Ra- fał ze Zgierza, który wielokrot- nie i w różnych rolach pracował w wakacje. Rzut oka na formy zatrudnienia wakacyjnych pra- cowników i ich deklaracje od- nośnie warunków pracy i płacy wystarczy, aby zrozumieć ta- jemnice łatwej dostępności po- dobnych fuch. Raz z umową, a raz bez Umów nie widziałem prawie wcale. Raz dostałem umowę o dzieło, która dotyczyła innego zajęcia niż to które wykonywa- łem i służyła pracodawcy jako podkładka na wypadek kon - troli. W pozostałych wypad - kach umowy nie było w ogóle – relacjonuje Tomek ze Zgie- rza, który pracował wakacyjnie wielokrotnie, między innymi na budowie i w gastronomii. Nie- którzy pracodawcy nie liczą się z tobą bo przyszedłeś pracować na wakacje, masz zapieprzać za małe pieniądze bo i tak ci nikt więcej nie da – opowiada Rafał i dodaje – a my się godziliśmy Tymczasowa praca ma ostatnio bardzo kiepską prasę. Jak najbardziej zasłużenie zresztą. Brak stabilności stanowi zmorę bardzo wielu ludzi z trudem próbujących sklecić z serii śmieciowych kontraktów odrobinę bezpieczeństwa, pewności i kawałek zrównoważonego życia. Jak to jednak często bywa, to co dla jednych jest przekleństwem, dla innych stanowi nie lada okazję. Dziecięcy reporterzy Redakcja Zgrzytu miała przyjemność od - wiedzić letnie półkolonie trwające w Centrum Kul- tury Dziecka. Cel: prze- prowadzenie warsztatów dziennikarskich. Czyli trójka redaktorów i redak- torek oraz 28 energicz - nych chłopców i dziew- czynek. Dowiedzcie się, co z tego wyszło. Strona 11 Zamknąć lato w słoiku, str. 4 Oferta dla najmłodszych, str. 7 Kręte drogi partycypacji, str. 8 Ciąg dalszy na stronie 3 Wakacje w robocie Na licencji CC BY-NC-ND 2.0 aut. Franck Vervial

Gazeta Zgrzyt, wydanie: sierpień, 07/2012

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Sierpniowe wydanie Zgrzytu

Citation preview

Page 1: Gazeta Zgrzyt, wydanie: sierpień, 07/2012

ZgrzytZ g i e r s k a G a z e t a N i e z a l e ż n a

Piaszczyste ścieżki donikąd

Jeszcze trwają wakacje - dla większości dzieci czas odpoczynku i beztroski. Ale już niekoniecznie dla ich ro-dziców. Bo już tylko miesiąc, i po wakacyjnych wojażach czekają ich kolejne, znaczne wydatki na wyprawki dla swoich pociech.

Karolina Miżyńska pyta rodziców o koszt zbliża-jących się zakupów. Ze-staw książek potrzebnych w klasach I-III to wydatek w granicach 200-250zł i to

mając na uwadze obecne teraz w księgarniach rabaty i zachęty. A do tego docho-dzą przecież jeszcze torni-stry, piórniki i inne szkolne przybory...

W obliczu wyjątkowo niskich zasiłków i trudów właściwego zbilansowania domowego budżetu, infor-mujemy również o dostępnej rodzicom pomocy.

Strona 5

Egzemplarz bezpłatny

Sierpień, nr 7/2012

Urząd Miasta Zgierza chwali się na monitorach zainstalowanych w au-tobusach milionowymi wydatkami na infrastruk-turę.. Postanowiliśmy sprawdzić, jak przekła-dają się one na komfort poruszania się po mieście pieszych i rowerzystów. Fotoreportaż Mateusza Mirysa.

Strona 9

Witaj szkoło! Czyli tornister albo wakacje

Tymczasowa praca ma ostatnio bardzo kiepską prasę. Jak najbardziej zasłużenie zresztą. Brak stabilności sta-nowi zmorę bardzo wielu ludzi z trudem próbujących sklecić z serii śmieciowych kontraktów odrobinę bezpieczeństwa, pew-ności i kawałek zrównoważo-nego życia. Jak to jednak czę-sto bywa, to co dla jednych jest przekleństwem dla innych sta-nowi nie lada okazję. Ucznio-wie i studenci masowo ruszają do tymczasowej pracy w waka-cje. Niektórzy z konieczności, aby dopiąć roczny budżet na studiach lub też wesprzeć go-spodarstwo domowe rodziców, inni chcąc zarobić na lepsze wakacje, zdobyć doświadcze-nie, czy też choćby i po to aby poznać coś nowego i przeżyć przygodę. Niezależnie od ich motywacji korzystają z okazji jakie daje możliwość krótko-terminowej i niezobowiązującej pracy z jej wszystkimi wadami i zaletami.

Rodzaje wakacyjnych prac

są tak różne jak historie opo-wiadane przez pracowników. Młodzi ludzie decydują się na pracę u rodziny (często na wsi), na pobliskich budowach, w magazynach, w kawiarniach lub barach, wyjeżdżają do tu-rystycznych miejscowości w kraju, bądź też decydują się na pracę za granicą. Według wielu moich rozmówców dużą zaletą wakacyjnych prac w kraju jest ich dostępność. Choć według informacji zebranych przez Ga-zetę Prawną sytuacja zaczyna się zmieniać i w tym roku chęt-nych do tymczasowej waka-cyjnej pracy, oferowanej przez agencje i portale pośrednictwa, jest więcej niż czekających sta-nowisk. O ile znalezienie stabil-nej, „dorosłej” pracy z pensją pozwalającą na spokojne życie jest w Polsce niezwykle trudne, to byle jaka tymczasowa praca wydaje się być dostępna od ręki. Najważniejsze, że ta praca była i nie było problemu z jej znale-zieniem – powiedział nam Ra-fał ze Zgierza, który wielokrot-

nie i w różnych rolach pracował w wakacje. Rzut oka na formy zatrudnienia wakacyjnych pra-cowników i ich deklaracje od-nośnie warunków pracy i płacy wystarczy, aby zrozumieć ta-jemnice łatwej dostępności po-dobnych fuch.

Raz z umową, a raz bez

Umów nie widziałem prawie wcale. Raz dostałem umowę o dzieło, która dotyczyła innego zajęcia niż to które wykonywa-łem i służyła pracodawcy jako podkładka na wypadek kon-troli. W pozostałych wypad-kach umowy nie było w ogóle

– relacjonuje Tomek ze Zgie-rza, który pracował wakacyjnie wielokrotnie, między innymi na budowie i w gastronomii. Nie-którzy pracodawcy nie liczą się z tobą bo przyszedłeś pracować na wakacje, masz zapieprzać za małe pieniądze bo i tak ci nikt więcej nie da – opowiada Rafał i dodaje – a my się godziliśmy

Tymczasowa praca ma ostatnio bardzo kiepską prasę. Jak najbardziej zasłużenie zresztą. Brak stabilności stanowi zmorę bardzo wielu ludzi z trudem próbujących sklecić z serii śmieciowych kontraktów odrobinę bezpieczeństwa, pewności i kawałek zrównoważonego życia. Jak to jednak często bywa, to co dla jednych jest przekleństwem, dla innych stanowi nie lada okazję.

Dziecięcy reporterzy

Redakcja Zgrzytu miała przyjemność od-wiedzić letnie półkolonie trwające w Centrum Kul-tury Dziecka. Cel: prze-prowadzenie warsztatów dziennikarskich. Czyli trójka redaktorów i redak-torek oraz 28 energicz-nych chłopców i dziew-czynek. Dowiedzcie się, co z tego wyszło.

Strona 11

Zamknąć lato w słoiku, str. 4 Oferta dla najmłodszych, str. 7 Kręte drogi partycypacji, str. 8

Ciąg dalszy na stronie 3

Wakacjew robocie

Na licencji CC BY-NC-ND 2.0aut. Franck Vervial

Page 2: Gazeta Zgrzyt, wydanie: sierpień, 07/2012

2

Adres redakcji: ul. Rembowskiego 36/40, 95-100 Zgierz, tel. 511 202 214, www.gazetazgrzyt.pl, e-mail: [email protected] zespół: Michał Bykowski (DTP), Karolina Gierszewska (korekta), Weronika Jóźwiak (koordynatorka projektu), Bartosz Tyrcha (grafika),Ilona Majewska (administracja www), Mateusz Mirys (redaktor naczelny), Jan Świeczkowski (grafika)Współpraca: Hanna Łuczak, Alina Łęcka-Andrzejewska (Zgierski Uniwersytet Trzeciego Wieku), Karolina Miżyńska, Patrycja Malik

Wydawca: Stowarzyszenie Wielokulturowy Zgierz, ul. Rembowskiego 36/40, 95-100 ZgierzPartnerzy: WOZ - Die Wochenzeitung, Stowarzyszenie Homo Faber, Młodzi SocjaliściNakład: 7 000 egzemplarzy

Dzieci i Ryby

Stowarzyszenie Inicjatyw Obywatelskich EZG już po raz drugi zachęca do włączenia się w akcję „Paka dla Uczniaka”. Od 20 do 26 sierpnia wolon-tariusze zbierać będą artykuły szkolne dla potrzebujących uczniów. Finałowi w ogrodzie MOK towarzyszyć będzie mecz siatkówki „Zgierscy Artyści kontra Zgierscy Politycy”.

W dniach 20-24 sierpnia wolontariusze Stowarzyszenia będą czekać na zgierzan w róż-nych punktach w mieście przy oznakowanym samochodzie SIO EZG i zbierać będą arty-kuły szkolne:

20.08 (poniedziałek) - par-king przy Polo Markecie (ul. Parzęczewska)

21.08 (wtorek) - Plac Kilińskiego

22.08 (środa) – parking przy Przychodni Rejonowej nr 1 (ul. Fijałkowskiego)

23.08 (czwartek) - parking przy D.H. Sezam (ul. Tuwima)

24 .08 (p ią tek) - pa r -king przy Centrum Zakupów (ul. Łódzka)

– Tak jak w roku ubiegłym potrzebne są plecaki, zeszyty, przybory do pisania i malowa-nia, teczki, bloki rysunkowe i inne rzeczy, które potrzebne są uczniom w szkole – mówi Ad-rian Skoczylas ze Stowarzysze-

nia Inicjatyw Obywatelskich EZG. – Tym razem zebrane rzeczy przekażemy dzieciom z ośrodka dla uchodźców w Grot-nikach, a także potrzebujących uczniom, których zaproponują zgierscy pedagodzy.

F i n a ł a k c j i o d b ę d z i e się w niedzielę, 26 sierpnia w Ogrodzie MOK. - Propo-nujemy na zakończenie „Paki dla Uczniaka” sportowo-rekre-acyjny finał dla mieszkańców naszego miasta – mówi Justyna Zielińska, prezeska SIO EZG.

– Zaczynamy od godziny 15 za-bawami piłkarskimi dla dzieci z instruktorami z Włókniarza Zgierz. O 17.00 rozpoczniemy główny punkt programu, czyli mecz siatkówki „Zgierscy Ar-tyści kontra Zgierscy Politycy”, który w zeszłym roku przyniósł tak wiele emocji. Udział po-twierdziło już kilku zawodni-

ków z obu stron, którzy rywali-zowali w poprzednim spotkaniu. Na zakończenie przygotowu-jemy koncert, ale o tym kto za-gra będziemy informować nieco później. Zapraszamy na to po-południe do ogrodu MOK!

W trakcie finału, tak jak przez cały tydzień trwania ak-cji będzie można przynosić ar-tykuły szkolne także do Miej-skiego Ośrodka Kultury.

W zeszłym roku stowarzy-szenie zgromadziło 36 paczek,

które zostały przekazane pod-opiecznym Stowarzyszenia Po-mocna Dłoń oraz Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.

Nie zamierzałam w ogóle o to pytać. Ale wakacyjne półkolonie, podczas których zgierskie dzieciaki zabijają wakacyjną nudę spowodowały, że jednak porozmawialiśmy o wypoczynku. I jak zawsze myślałam, że usłyszę coś innego... Liczyłam na konwersację o pięknych okolicznościach przyrody, wycieczkach do Disneylandu, czy spacerach po plażach. Tymczasem, nie dość, że dzieci brutalnie odkrywają nasz, dorosłych, zupełnie niewłaściwy sposób odpoczywania, to jeszcze same ulegają takim wzorcom… Dobrze chociaż, że uważają, że mamy prawo do wypoczynku...

Rys. Blanka Pustelnik

Co to znaczy wypoczywać?Nikola: To znaczy, że można leżeć.Oliwia: Można też wtedy oglądać telewizję i jeść różne rzeczy.Wiktoria: Albo spać!Asia: Można czytać. No i np. gdzieś wyjechać.No właśnie. A gdzie można wypoczywać?Marta: W górach, nad morzem, nad jeziorem.Oliwia: Można też w domu. I wtedy spać na dworze, grać na komputerze albo opalać się.

Jak wypoczywają dzieci?

Marta: Chodzą na podwórko, albo kapią się w basenach.Oliwia: Biegamy, bawimy się w berka i tak dalej…

A dorośli jak odpoczywają?

Nikola: Leżą na kanapie.Asia: Oglądają telewizje i jedzą czipsy.Wiktoria: I obiady!Marta: Rozmawiają o dziwnych rzeczach. Np. gdzie wyjechać na wakacje.Asia: Albo jeszcze o czymś rozmawiają… Ale nie powiem (śmiech).Oliwia: Rozmawiają o ta-kich rzeczach dla dorosłych (śmiech).

A komu należy się wypoczy-nek?

Oliwia: Dzieciom! Bo chodzą

do przedszkola i do szkoły i tam się męczą.Asia: Najbardziej męczące są wf, czytanie i odrabianie lekcji.Marta: Ja w ogóle nie rozu-miem po co są prace domowe, skoro równie dobrze w tym cza-sie można oglądać telewizję….

Wiemy już, że dzieciom wypoczynek się należy. A dorosłym?

Wszyscy: Taaaaak!!!Nikola: Bo zarabiają pieniądze a to jest męczące. Wiktoria: Najbardziej męczące jest pisanie na komputerze.Oliwia: Ale też mycie aut. Wiem, bo mój tata tak pracował.Nikola: I budownictwo. Marta: Moja mama pracuje w biurze i to też jest męczące. Najbardziej to szkolenia. No i jeszcze bycie szefem tak jak mój tata.

A jaki jest według was wy-marzony sposób na wypo-czynek dla dzieci?

Marta: Chodzenie do McDo-nalda! Za darmo! (entuzjastycz-nie potwierdzone przez wszyst-kie dziewczynki)Asia: Oglądanie telewizji i gra-nie na komputerzeNikola: Chodzenie na Malinkę.Oliwia: Ja to bym jeszcze chciała wtedy być Hannah Montaną…Wiktoria: Można by jeszcze pływać w takim wieeeelkim ba-

senie. Tylko żeby rekiny go nie jadły.Marta: Marzyłabym jeszcze, żeby mieć kawałek swojego morza.

To w takim razie powiedz-cie, o jakim wypoczynku najbardziej marzą dorośli?

Nikola : Żeby dz iec i n ie hałasowały.Oliwia: Bo wtedy boli ich głowa.Marta: Jak ostatnio byłam z mamą w markecie to widzia-łam taki materac z daszkiem. Byłby idealny dla dorosłych.Wiktoria: Wyjazd za darmo za granicę byłby jeszcze wyma-rzony. Do jakiś tropikalnych krajów.

Czy wypoczynek coś kosz-tuje?

Wiktoria: Nie.Marta: Ale na ekstra wypoczy-nek to już trzeba sobie pienią-dze przygotować.Asia: Tak jak np. dzieci w SKO w szkole mają.Wiktoria: No. To dość często w szkole reklamują!Asia: A dorośli jak pracują to kierownik daje im wypłatę, np. 1200 zł. I oni to zaoszczędzają. Jak dostają kolejną wypłatę to już mają na wakacje.

Karolina Miżyńska

Paka dla uczniaka!

Page 3: Gazeta Zgrzyt, wydanie: sierpień, 07/2012

3

bo nie było innego wyjścia. Po-dobnie mówi Tomek - najczę-ściej pracodawcy uważają, że zatrudniając nas w okresie wa-kacyjnym wyświadczają nam przysługę i zapytani o kwotę wynagrodzenia albo umowę mówią „powinieneś się cieszyć, że w ogóle masz pracę”. Ali-cja z Wejherowa, która wiele razy pracowała wakacyjnie nad polskim morzem, ujęła sprawę tak – Moim problemem nie było to że zarabiałam śmieszne pie-niądze, jak jesteś młody to kasa nie ma takiego znaczenia. Je-żeli dodać do tego fakt, że za-trudnianie osób uczących się w ogóle opłaca się bardziej, ze względu na niższe składki, to możemy dojść do wniosku, że wakacje dla pracodawców to okres niebywale atrakcyjnych promocji i przecen taniej siły roboczej. Dwóch studentów w cenie jednego „dorosłego” pra-cownika, któż by się nie skusił.

Cóż, kiedy młody człowiek musi zarobić i żeby się utrzy-

mać na studiach zgodzi się na niemal każde warunki. Lub też przeciwnie, kiedy tak do końca to nie musi, bo nie ma rachun-ków do zapłacenia i również może sobie pozwolić na wzię-cie niemal każdej pracy. Kłopo-tem tutaj jest również to, że bę-dąc zatrudnionym tylko przez chwilę, wakacyjny pracownik nie ma specjalnie sposobu, ani motywacji aby o swoje prawa walczyć. Stąd liczne i prze-ważnie bezkarne są nadużycia pracodawców. Miałam praco-wać w pensjonacie jako osoba sprzątająca pokoje, w prak-tyce między innymi smołowa-łam dach – opowiada Alicja

- jeżeli to miało mnie zachęcić do uczciwej pracy to ogólnie słabo. Z tego co wiem więk-szość prac wakacyjnych nad morzem to wyzysk młodych lu-dzi. Problemem była nie tyle kasa ile warunki w jakich mu-sieliśmy przebywać. Możesz spać w dziurawym namiocie lub baraku, a prysznic mieć ki-

lometr dalej. Pracodawcom jest wszystko jedno, a ty czujesz się jak zero. Większość moich zna-jomych ma podobne historie.

Rafał pracował przez po-średnika w Agencji Restruk-turyzacji i Modernizacji Rol-nictwa. W oparciu o umowę o dzieło miał skontrolować w wakacje 25 gospodarstw w związku z dopłatami unij-nymi. Okazało się, że w umo-wie był zapis umożliwiający zwiększenie tej liczby o kolejne 25 – opowiada – miałem 19 lat, niewiele doświadczenia i nie wczytałem się dokładnie, a oni to świetnie wykorzystali. Na koniec okazało się że według nich nie dotrzymałem warun-ków umowy i otrzymałem 100 złotych. Tomek zwraca uwagę na kolejne niedogodności zwią-zane z pracą wakacyjną - zdecy-dowana większość pracodaw-ców płaciła z opóźnieniami, od tygodnia nawet po miesiąc i więcej. Czasami nie otrzymy-wałem wynagrodzenia w usta-lonej wcześniej formie, pod pre-tekstem trudności finansowych i poniesionych przez pracodawcę dodatkowych kosztów. Jeżeli chodzi o bezpieczeństwo pracy to problem był zawsze. Najczę-ściej z ubraniami ochronnymi (okulary, rękawiczki, spodnie). Zazwyczaj były w bardzo złym stanie, bo dość szybko się zuży-wają, a pracodawca nie od razu wymienia je na nowe, sprawne i bezpieczne. Kiedy na jednej z budów inspektor BHP zabro-nił mi wejścia na budowę do momentu, aż nie otrzymam od pracodawcy butów ochronnych, dostałem w końcu buty. Jednak ich cena, moim zdaniem za-wyżona, została mi odjęta od wypłaty.

Bardzo wiele podobnych, nieprzyjemnych historii oszu-stwa i wyzysku można usłyszeć od młodych, pracujących tym-czasowo ludzi, w ich opowie-

ściach nie brakuje jednak pozy-tywów. Podstawową zaletą jest możliwość zdobycia życiowego doświadczenia – stwierdza To-mek – można nauczyć się wielu ciekawych rzeczy dotyczących nie tylko wykonywanej pracy. Po pewnym czasie uczymy się odróżniać uczciwego praco-dawcę od oszusta. Uczymy się jak z nimi postępować. Dla Rafała zaletą był niezobowią-zujący charakter zatrudnienia

– Do pracy szło się ze znajo-

mymi najczęściej. Niekoniecz-nie trzeba było codziennie przy-chodzić. Po prostu traciło się pieniądze jeżeli się nie przyszło. Najmilej wspominam pracę na wsi gdzie mam dziadków. Tam nigdy nie brakowało pracy dla młodego chłopaka. Gdy ktoś stawiał dom można mu było po-móc za 50 złotych dziennie. Na wsi wszyscy się znają. Wiedzia-łem dla kogo stawiamy ten dom, pani domu przygotowywała obiad dla wszystkich, kawę się dostawało, no i kasa była. Luźny układ generalnie, aż mi się uśmiech na twarzy pojawia jak przypominam sobie tamten okres.

Za granicą większa kasa

Głównym powodem pod-jęcia wakacyjnej pracy są jed-nak bez wątpienia pieniądze, a te większe zarobić można za granicą. Parę miesięcy waka-cji może w zupełności wystar-czyć na opłacalny wyjazd za-robkowy czy to na własną rękę, czy też w oparciu o agencję

czy też inną instytucje pośred-nictwa pracy. Stosunkowo naj-bezpieczniejszą, choć niezbyt tanią opcją, są tutaj zorganizo-wane wyjazdy zarobkowe dla studentów, na przykład w ra-mach programu Work and Tra-vel. Przede wszystkim młodzi ludzie wyjeżdżali ze względu na możliwość zarobku. Spra-wiło to, że program przestał być programem wymiany kulturalnej, którym miał być z założenia. Liczył się przede

wszystkim zarobek. Wielu mo-ich uczestników pracowało w dwóch, trzech miejscach naraz, ich dzień pracy liczył po 16-18 godzin, byle tylko zarobić jak najwięcej - powiedziała nam Anna Wittek wieloletnia pra-cownica firm zajmujących się Work and Travel oraz innymi formami międzynarodowego pośrednictwa pracy. Jednocze-śnie dodaje, że podczas swojej pracy spotkała się ze stosun-kowo niewielką liczbą proble-mów związanych z nieuczciwo-ścią pracodawców.

Inną, być może bardziej atrakcyjną opcją, która stała się łatwo dostępna po otwar-ciu dla Polaków większości europejskiego rynku pracy, są samodzielne wyjazdy zarob-kowe. Choć w mediach nie brakuje dramatycznych historii rodaków, którzy za granicą zo-stali oszukani bądź też popadli w poważne problemy finan-sowe, o co faktycznie nie

„Zdecydowana większość pracodaw-ców płaciła z opóźnieniami, od tygodnia nawet po miesiąc i więcej. Jeżeli chodzi o bezpieczeństwo pracy to problem był zawsze.”

Na licencji CC BY-NC 2.0aut. Bread for the World (www.bread.org)

Ciąg dalszy na stronie 4Na licencji CC BY-ND 2.0aut. ninasaurusrex

Page 4: Gazeta Zgrzyt, wydanie: sierpień, 07/2012

4

trudno w związku z większymi kosztami życia na Zachodzie oraz nowym, nieznanym środo-wiskiem pracy i zamieszkania. Dla większości młodych osób zetkniecie się z zachodnimi standardami pracy i płacy sta-nowi kontakt z lepszym świa-tem, po którym często trudno pogodzić się im z realiami lo-kalnego rynku pracy w Pol-sce. Ogromne wrażenie zrobiło na mnie, na ile było mnie stać po pierwszej wypłacie. Nawet nie tutaj w Polsce, ale tam na miejscu. Pracodawcy byli bar-dziej uważni, na mniej sobie pozwalali, nie z dobroci, mam wrażenie, ale raczej z obawy przed konsekwencjami łama-nia prawa - opowiedział nam Maciek, który pracował tym-czasowo w Walii, po czym do-dał - parę razy spotkałem się z sytuacją, że Polacy pracujący na tych samych stanowiskach co Walijczycy zawyżali normy. Potrafili pracować po 12 go-dzin dziennie przez miesiąc bez dnia przerwy, bili rekordy,

zgarniali nadgodziny i grubą kasę, wiedząc że za miesiąc czy dwa wracają do kraju. Niestety, w związku ze światowym kry-zysem gospodarczym i falą bez-robocia ogarniającą wszystkie niemal rozwinięte gospodarki, o wakacyjną pracę za granicą coraz trudniej. Ryzyko zwią-zane z wyjazdem na przykład do Wielkiej Brytanii znacząco wzrosło, podobnie niestety jak i niechęć tamtejszych pra-cowników wobec konkurencji z Polski.

Przestrogi i wnioski

Świat pracy wakacyjnej wyłaniający się z historii mło-dych pracujących osób to świat, w którym reguły są płynne, prawo średnio działa, a bardzo wiele zależy od szczęścia i oso-bistej zaradności. Tymczaso-wość relacji oraz często niewiel-kie pieniądze jakie wchodzą w grę sprawiają, że przestęp-stwa i nieprawidłowości naj-częściej uchodzą pracodaw-com płazem. Agencje pracy

tymczasowej, poza tym, że z pewnością zgarną sporą część naszego wynagrodzenia, mogą równie dobrze okazać się tutaj gwarantem wypłaty i obrońcą pracownika, jak i oszustem czyhającym jedynie na możli-wość pozbawienia pracownika należnych pieniędzy. Bywa, że umowa, która powinna gwaran-tować pracownikowi ochronę bywa pułapką, a luźny niefor-malny układ oparty na znajomo-ści wydaje się najbezpieczniej-szą opcją. Przed pokładaniem nadmiernej wiary w pracy „na gębę” przestrzega jednak prze-wodniczący Ogólnopolskiego Pracowniczego Związku Za-wodowego Konfederac ja Pracy Grzegorz Ilka - To fajne i szczytne, że młodzi ludzie w wakacje zarabiają na życie i wypoczynek. Natomiast fatalne jest to, że najczęściej pracują

„na czarno” w szarej strefie, bez jakiejkolwiek umowy o pracę. Gdyby się zdarzył wypadek przy pracy (odpukać), to zostają w fatalnej sytuacji. Zgoda na

pracę bez jakiejkolwiek umowy stwarza pole do wykorzystywa-nia przez pracodawcę, który po sezonie zwija interes i znika. Czyli: młody człowieku - pracuj, ale z sensem.

Chciałbym również prze-strzec młodych ludzi którzy mają małe doświadczenie w pracy albo nie mają go wcale przed pracodawcami którzy oferują nam umowę o dzieło

- deklaruje natomiast Tomek - Jeżeli umowa jest zawiła i nie do końca rozumiemy czego tak na prawdę dotyczy nie podpi-sujmy jej od razu. Skonsultujmy to z kimś kto takie doświadcze-nie ma, w przeciwnym wypadku możemy być narażeni na kary finansowe bądź niewypłacenie wynagrodzenia jeśli nie dotrzy-mamy wszystkich zawartych w umowie elementów. To bardzo niebezpieczne.

Warto pamiętać również, że wakacyjna praca młodych jest częścią większego obrazka i wpływa na charakter zatrud-nienia w ogóle. Młodzi ludzie,

którzy pracują jedynie przez pewien okres i niekoniecznie utrzymują się samodzielnie mogą sobie pozwolić na niższe pensje, mniej stabilne formy zatrudnienia, a także mniej zrównoważony tryb życia, na przykład pracując niemal bez przerwy. Jest to trudna i niebez-pieczna konkurencja dla pra-cowników, którzy potrzebują stałego zatrudnienia dającego się pogodzić z komfortową co-dzienną egzystencją w perspek-tywie wiele dłuższej niż parę wakacyjnych miesięcy. Winą za taki stan rzeczy z pewno-ścią nie należy jednak obarczać młodych ludzi, pracujących, za-rabiających i zdobywających doświadczenie w wakacje, ale system który nie gwarantuje stałym pracownikom elemen-tarnej stabilności. Problemem nie jest tutaj istnienie pracy wa-kacyjnej, ale to że każda niemal praca w Polsce zaczyna się do wakacyjnej upodabniać.

Maciej Konieczny

Żaden sos do spaghetti nie smakuje jak ten z świeżych, polnych pomidorów, a maliny, jagody czy morele nawet bez żadnej obróbki są dobrym po-mysłem na deser.

Smażyć czy mrozić?

Ciesząc się tym, nie sposób nie pomyśleć, że jak wszystko, ten wspaniały czas przeminie, przyjdą chłody, a jedynym oży-wieniem naszych kanapek będą smutne, prawie przezroczyste pomidory z marketu. I tu warto przypomnieć sobie mądrość na-szych mam i babć, które całe lato nie próżnowały, przerabiały kilogramy owoców i warzyw produkując konfitury, kiszonki, soki i kompoty, a kiedy nad-chodziły zimowe chłody półki w spiżarniach były namiastką letniego straganu – pyszniły się na nich słoiki pełne zieleni, żółci, pomarańczy, czerwieni i fioletów…

Jako pierwszy argument, który podajemy, tłumacząc się czemu nie robimy przetworów jest brak czasu. O ile trudno zaprzeczyć, że przygotowanie konfitur z wiśni wiąże się z wie-

logodzinnym, brudzącym całą kuchnie drylowaniem, doglą-daniem smażących się owoców przez kilka dni, możemy z po-wodzeniem sięgnąć po przepisy prostsze, którym wystarczy po-święcić mniej czasu, a efekt jest równie zadawalający. Naszym sprzymierzeńcem w przecho-wywaniu wakacyjnych sma-ków jest również zamrażarka – mrożąc oczyszczone owoce (maliny, truskawki, jagody) możemy przygotować porcję konfitur/kompotu/koktajlu w każdej wolnej chwili.

W wielu domach z prze-tworów zrezygnowano na rzecz kupnych dżemów i konfitur - możemy wybierać spośród bo-gatej oferty, ale w większości słoików znajdziemy więcej che-mii, żelatyny i cukru niż praw-dziwych owoców. Na kupne dżemy powinny uważać osoby na diecie wegetariańskiej, kon-trolując czy substancją zagęsz-czającą jest pektyna (pocho-dzenia roślinnego) czy żelatyna wieprzowa. Trudno dyskuto-wać czy domowe przetwory to oszczędność pieniędzy – cena wyprodukowania słoika kon-

fitury jest z pewnością wyższa niż zakup gotowego produktu w sklepie. Jeśli zaś spojrzymy na mrożenie warzyw, ziół i owoców – tutaj zdecydowanie możemy zaoszczędzić – kilo-gram fasolki szparagowej w

sezonie to ok. 2zł, a za o po-łowę mniejszą paczkę mrożonki zapłacimy 6zł. Za domowym przetwórstwem przemawiają argumenty, które trudno przeli-czyć na pieniądze – po pierwsze nieporównywalnie lepszy smak, po drugie nasza pewność co do jakości składników, dodatkowo dla tych, którzy w kuchni lu-bią spędzać czas atutem będzie przyjemność z własnoręcznie przygotowanych specjałów.

Jak to się robi?

Debiutanci i debiutantki powinni rozpoczynać od prze-pisów prostszych, z owoców nie wymagających długotrwa-łego i męczącego przygotowa-nia jak np. wiśnie, czereśnie. Im mniej soczyste owoce, tym proces smażenia jest krótszy (maliny, jagody). Przy owocach

jak śliwki możemy uprościć pracę wstawiając posypane cu-krem owoce w naczyniu żaro-odpornym na ok. 2 godziny do piekarnika, od czasu do czasu mieszając. Dużo inspiracji znaj-dziemy na kulinarnych blogach jak Every cake you bake czy Bea w kuchni, których autorki podają wiele sprawdzonych przez siebie przepisów i porad. Warto każdy przepis dostoso-wywać do własnego smaku – zmniejszając/ zwiększając ilość cukru.

Przepisy na przepyszne owocowe dania i przetwory do tekstu Ilony Majewskiej znaj-dziecie na ostatniej stronie

Zamknąć lato w słoikuNa straganie w dzień targowy o tej porze roku można dostać oczopląsu – feeria barw – zielenie, żółcie, pomarańcze, czerwienie i fiolety… Nawet nie mając w planie zakupów miło jest spacerować między skrzynkami i cieszyć oczy ich zawartością, jeszcze przyjemniej kupować tanie owoce i warzywa, przygotowywać z nich ulubione potrawy.

Na licencji CC BY-ND 2.0aut. Meanest Indian

Page 5: Gazeta Zgrzyt, wydanie: sierpień, 07/2012

5

Witaj szkoło! Czyli tornister albo

wakacje

Upalne dni przełomu lipca i sierpnia, słoneczko, urlopowa beztroska… Grill na działce, może spacer brzegiem plaży, brzęczące muchy i radośnie chlapiące się wodą dzieci. Żyć nie umierać – wakacje! I te cu-downe okoliczności mogłyby trwać niezmącone przez ko-deksowe czternaście dni, za-kładając, że owe chlapiące się dzieci nie wchodzą właśnie w wiek szkolny. No niestety, ro-dzicom dzieci powyżej lat sze-

ściu zaczyna się nieco mącić ów sielankowy klimat sierp-nia – nieubłaganie nadchodzi czas zakupu wyprawki szkol-nej! Jak bardzo jest to bolesne dla budżetu domowego, czyli dla rzeczonej urlopowej bez-troski – wiedzą zwłaszcza ro-dzice pierwszoklasistów. Mam w tym roku do wyprawienia do szkoły, po raz pierwszy, dwójkę dzieci – do trzeciej i do pierw-szej klasy. Szczerze mówiąc zro-biłam rozeznanie w kosztach już po zebraniu w szkole u mojego

pierwszoklasisty. Niby miałam świadomość wydatków, bo star-szemu synowi dwukrotnie ku-powałam książki i całą resztę, ale kiedy policzyłam co mnie czeka, okazało się, że trzeba bę-dzie zrezygnować z niektórych wakacyjnych planów. Muszę kupić obu chłopcom tornistry, buty i książki. Obawiam się, że 1000 zł na to wszystko może być mało. – mówi Agnieszka, mama Szymona i Kacpra.

Nie ma się co dziwić przera-

żeniu rodziców. Zestaw książek potrzebnych w klasach I-III to wydatek w granicach 200-250zł i to mając na uwadze obecne teraz w księgarniach rabaty i zachęty. Warto z nich skorzy-stać, bo dodatkowo zyskujemy komfort zakupów. Końcówka sierpnia i początek września to kolejkowy dramat w księgar-niach. Skoro i tak wydatku nie unikniemy, zwłaszcza rodzice młodszych szkolniaków po-winni zaopatrzyć się w książki, bo znają tytuły i wydawnictwa,

które muszą nabyć. Niestety zakup pakietu pod-

ręczników (tzw. pudełka) za 250 zł to nie koniec wydatków. Pozostałe niezbędne ćwiczenia, książki do nauki języków czy religii to kolejne 100-200 zł. A gdzie tu jeszcze zeszyty, piór-nik z wyposażeniem, tornister (!), buty na zmianę, strój na za-jęcia sportowe, obowiązkowe dzisiaj pudełko na kanapki i bidon? Jeśli nie zaszalejemy z tornistrem i piórnikiem (co nie jest łatwe, bo i rodzic chce er-gonomiczny i ładny plecaczek, i dziecko marzy o ulubionym bo-haterze na tornistrze) może wy-starczy 250 zł. Wydaję ok 400 zł. Książki kupuję przez inter-net, żeby było taniej. Kupujemy większą grupą rodziców, żeby dodatkowo zaoszczędzić na kosztach przesyłki. Część zeszy-tów mam z zeszłego roku, resztę artykułów biurowo - plastycz-nych kupię zapewne w jakimś supermarkecie. Na razie jesz-cze oszczędzać na wyprawkę nie muszę - starczy z bieżących wydatków. Ale wszystko zmieni się, gdy za dwa lata moja druga córka pójdzie do szkoły. Wtedy trzeba będzie z czegoś zrezy-gnować albo oszczędzać 1/2 roku, żeby wysłać dzieci do

„bezpłatnej” szkoły. – ocenia Agata, mama Zuzi, tegorocznej trzecioklasistki.

400 zł może faktycznie wy-

starczy, jeżeli skorzystamy z marketowych promocji z ko-sza lub oferty sklepu „Po 5 zł”. Tam wszystko jest dużo tańsze, ale niestety też często gorsze, śmierdzi podejrzanie chemika-liami, kredki się łamią i dziwnie blado kolorują. Warto pamię-tać o jeszcze jednym, o czym zazwyczaj nie chcemy pamię-tać. Wiele z tanich produktów to niestety efekt… niewolni-czej pracy dzieci młodszych niż

te, które wysyłamy właśnie do szkoły. Dane ONZ szokują. We-dług nich niewolniczą pracę na całym świecie wykonuje około 150 milionów dzieci. Między-

narodowa Organizacja Pracy mówi wręcz o pladze wyzysku dzieci, szczególnie w krajach Afryki i Azji. Dzieci najczę-ściej pracują tutaj od dwunastu do szesnastu godzin dziennie, przez co bardzo często ulegają wypadkom. Za tak ciężką pracę przeważnie otrzymują bardzo niewielkie (lub żadne) wy-nagrodzenie i pozbawione są wszelkich należnych im praw. Były Sekretarz Generalny ONZ

Kofi Annan powiedział kiedyś: Nie ma zadania ważniejszego niż budowa świata, w którym wszystkie dzieci mogą rozwijać się w zdrowiu, pokoju i godno-

Już za miesiąc początek szkolnych zmagań najmłodszych zgierzan i zgierzanek. To także czas wydatków na szkolne wyprawki i stresu rodziców. Specjalnie dla nich prezentujemy trzy strony na temat edukacji: cen szkolnych wyprawek oraz problemów z przedszkolami.

Wiele z tanich produktów to niestety efekt… niewolniczej pracy dzieci młodszych niż te, które wysyłamy właśnie do szkoły..

Niestety, rodzicom dzieci powyżej lat sześciu zaczyna się nieco mącić ów sielankowy klimat sierpnia – nieubłaganie nadchodzi czas zakupu wyprawki szkolnej!

Page 6: Gazeta Zgrzyt, wydanie: sierpień, 07/2012

6

ści. Byłoby zatem wspaniale gdyby jedynymi kryteriami wy-boru piórnika nie były rysunek bajkowego bohatera czy boha-terki i... najniższa cena.

Gdzie szukać wsparcia?

Taniej czy drożej – wypra-wienie dziecka do szkoły to dla niektórych rodzin sytuacja nie do przeskoczenia. Czy można liczyć na jakąś pomoc? Ro-dziny w trudnej sytuacji mate-rialnej i życiowej oraz rodziny wychowujące uczniów niepeł-nosprawnych mogą ubiegać się o dofinansowanie zakupu podręczników dla uczniów szkół podstawowych oraz klas I szkół ponadgimnazjalnych: zasadniczej szkoły zawodo-wej, liceum ogólnokształcącego oraz technikum. Na wsparcie mogą liczyć też uczniowie z niepełnosprawnością. Niestety trzeba pozbyć się złudzeń, że uda się kupić za to całą wy-prawkę. Kwota dofinansowania w klasach I-III to 180 zł, 210

zł w klasach IV-VI i 352 zł w klasach pierwszych szkół po-nadgimnazjalnych. Głównym kryterium przyznawania tych pieniędzy jest kryterium do-chodowe, czyli gdy dochód na jednego członka w rodzinie nie przekracza… 351 zł lub 504 zł w rodzinach uczniów klas I. Łatwo policzyć, że aby skorzy-stać z powyższego wsparcia w

np. czteroosobowej rodzinie nie może być więcej miesięcznego dochodu niż 1404 zł. Co wię-cej – owe wsparcie finansowe ma charakter refundacji ponie-sionych wydatków. Zatem i tak rodzice muszą znaleźć te kilka-

set złotych na podręczniki, piór-nik czy kredki. Jak zapewniają urzędnicy, refundację otrzy-muje się w przeciągu zaledwie kilku dni, do tygodnia od mo-mentu złożenia wniosku.

W naszej rodzinie na szczę-ście nie musimy jeszcze rezy-gnować z innych rzeczy z bu-dżetu, żeby kupić wyprawkę, bo w pracy wezmę nadgodziny. Ale współczuję rodzinom, które mają czworo dzieci i wszyst-

kim wyprawkę muszą kupić, a pracuje tylko jedno z rodziców - mówi Agnieszka, mama czwar-toklasistki.Takie przypadki nie są odosobnione. Dane z raportu UNICEF są zatrważające - w Polsce 1,3 miliona dzieci nie ma tego, co im jest niezbędne do prawidłowego rozwoju. I chociaż w naszym kraju naj-młodsi nie umierają z głodu, co

piąte dziecko nie ma dostępu do podstawowych dóbr, mają gorsze wyniki w nauce i sytu-ację zdrowotną. Mianem ubo-gich określa się w Polsce osoby, których budżet miesięczny pozwala tylko na przetrwanie,

bez szans na rozwój czy jakie-kolwiek dodatkowe atrakcje i przyjemności. W 2011 roku kwota minimum egzystencji wynosiła zaledwie 425,74 zł na członka czteroosobowej ro-dziny. Minimum socjalne, które gwarantuje środki niezbędne do przeżycia i nie znalezienia się na marginesie społecznym wynosiło prawie dwa razy tyle, bo 805,37 zł. Jak podaje Insty-tut Pracy i Spraw Socjalnych w 2011 roku skrajnie uboga, czteroosobowa rodzina potrze-bowała na miesięczne utrzyma-nie 1,7 tys. zł., rodzina „mama, tata plus dziecko” - 1,3 tys. zł, czyli więcej niż wynosi w Pol-sce pensja minimalna (ok. 1,1 tys. zł netto). Jeśli w rodzinie z taką pensją pracuje jedna osoba, to widać, że nie da się utrzymać.Jeżeli dwie – nadal jest drama-tycznie ciężko, ale pomoc m.in. na zakup wyprawki szkolnej już się nie należy.

Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej z uwagi na ograni-czone środki (poza wyjątko-wymi sytuacjami) nie przyznaje dotacji celowej dla uczniów, ale osoby pobierające zasiłek ro-dzinny otrzymują wrześniowy

dodatek z tytułu rozpoczęcia roku szkolnego (o ile mają dzieci w wieku szkolnym) w wysokości 100 zł. Podopieczni MOPS mogą też liczyć na ewentualną hojność sponsorów fundujących wyprawki. Trzeba też być czujnym, bo zazwyczaj pojawiają się bardziej lub mniej systematyczne akcje organiza-cji pozarządowych, instytucji charytatywnych, czy np. lokal-nych polityków, które dzięki zbiórkom materiałów biuro-wych, plastycznych, przyborów

szkolnych udzielają wsparcia dzieciom idącym do szkoły. Wśród nich jest np. „Wyprawka dla żaka” organizowana przez Zarządy Okręgowe i Rejonowe PCK, „Paka dla uczniaka” Sto-warzyszenia Inicjatyw Oby-watelskich EZG, czy np. akcja biura poselskiego Artura Du-nina. O wszystkich zazwyczaj informują lokalne media, więc warto śledzić te inicjatywy i nie wstydzić się szukać wsparcia.

Karolina Miżyńska

Dane z raportu UNICEF są zatrwa- żające - w Polsce 1,3 miliona dzieci nie ma tego, co im jest niezbędne do prawidłowego rozwoju.

Jak podaje Instytut Pracy i Spraw Socjalnych w 2011 roku skrajnie uboga, czteroosobowa rodzina potrzebowała na miesięczne utrzymanie 1,7 tys. zł.

Na licencji CC BY-NC-SA 2.0aut. Snaxboy

Na licencji CC BY-NC 2.0aut. carlaarena

Page 7: Gazeta Zgrzyt, wydanie: sierpień, 07/2012

7

„Mam trzy latka, trzy i pół. Głową sięgam ponad stół, do przedszkola chodzę z workiem i mam znaczek z muchomor-kiem.” Niestety dużo mniej niż połowa polskich trzylatków będzie mogła od września wy-deklamować ów nieśmiertelny wierszyk Ireny Suchorzewskiej. Raport NIK-u alarmuje, że Pol-ska jest w ogonie Europy, jeśli chodzi o liczbę miejsc w przed-szkolach. Choć każdego roku samorządy tworzą nowe miej-sca, nadal rośnie liczba dzieci, którym odmówiono możliwo-ści uczęszczania do placówki przedszkolnej. Rodzice zaczy-nają uciekać się do coraz to bar-dziej wymyślnych sposobów, aby ich pociecha jednak poszła do przedszkola. Łącznie z fik-cyjnymi rozwodami, bo dzieci samotnych rodziców mają pra-wie stuprocentowe szanse do-

stania się. Winą za taką sytuację możemy obarczyć, choć czę-ściowo, demografię. Od kilku lat do przedszkoli trafiają dzieci rodziców z wyżu przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdzie-siątych. Sytuację miała nieco poprawić reforma oświaty i obowiązkowe wysłanie sze-ściolatków do szkół, co realnie zwolniłoby miejsca dla trzy i czterolatków. Ponieważ sprawa, kolokwialnie mówiąc, się prze-ciąga, samorządy próbują jak mogą radzić sobie z problemem - tworzą nowe oddziały w szko-łach i przedszkolach, „upycha-jąc” jak najwięcej dzieci. Tego niestety nie widać, bo liczba dzieci nieprzyjętych nie maleje.

W Zgierzu w roku szkolnym 2012/2013 do placówek przed-szkolnych oraz przedszkolnych oddziałów w szkołach pod-stawowych zostało przyjętych

1 629 dzieci w wieku 3-6 lat. To więcej niż planowano, bo miejsc zgierski samorząd przy-gotował 1 575. Stworzono też jeden nowy oddział w Miej-skim Przedszkolu nr 2 na Osie-dlu 650-lecia. Mimo tego nie starczyło miejsc dla 145 trzy- i czterolatków.

Alternatywą dla nich są dwa niepubliczne przedszkola – „Promyczek” oraz „Bim Bam Bom” oraz dwa punkty przed-szkolne. Punkty przedszkolne to jedna z alternatywnych form wychowania przeszkolonego wprowadzona rozporządze-niem Ministra Edukacji Naro-dowej w 2008 roku, co miało ułatwić dostęp do wychowania przedszkolnego dzieciom do lat pięciu. Punkt przedszkolny z założenia realizuje zajęcia we wszystkie dni robocze w tygo-dniu przez cały rok szkolny, z

wyjątkiem przerw ustalonych przez organ prowadzący - w tym przypadku – Gminę Mia-sto Zgierz. Czas pracy punktu powinien być elastyczny, uza-leżniony od lokalnych potrzeb i możliwości, dostosowany do liczebności grupy dzieci oraz do potrzeb i oczekiwań rodzi-ców, aby zapewnić możliwość zrealizowania wymagań, wy-nikających z podstawy pro-gramowej wychowania przed-szkolnego. W Zgierzu jest to: „Kurczaczek” mieszczący się ul. A. Struga 13-21 oraz działa-jący pod patronatem Towarzy-stwa Przyjaciół Zgierza – punkt przedszkolny „Słonik” na ul. Leśmiana 1.

Zarówno dla placówek nie-publicznych jak i punktów przedszkolnych organem pro-wadzącym jest Gmina Miasto Zgierz, natomiast poza kuratelą Wydziału Oświaty UMZ, na ul. Żytniej 1 w Zgierzu działa jeszcze Akademia Malucha „Wesoły Skrzat”. Tutaj rów-nież można pozostawić dziecko od wczesnych godzin rannych aż do powrotu z pracy. Nato-miast rodzicom niepracującym lub szczęśliwie posiadającym babcie, dziadków, czy nianie, a którym zależy by ich maluch rozwijał się społecznie w gro-nie rówieśników, uczył śpie-wać, tańczyć i rozwijał manu-alnie ciekawą propozycje mają domy kultury. W MDK-u na ul. Długiej od kilku lat z powo-dzeniem działało mini przed-szkole oraz Akademia Mało-

lata. Niestety skomplikowana sytuacja placówki, o której pisaliśmy ostatnim numerze, stawia pod znakiem zapytania pełne funkcjonowanie tej oferty w nadchodzącym roku szkol-nym. Zmniejszenie budżetu MDKu o 40% niestety może spowodować zlikwidowanie miniprzedszkola.

Podobną ofertę dla dzieci w wieku przedszkolnym ma rów-nież Centrum Kultury Dziecka mieszczące się na ul. Rem-bowskiego 17. Tam najmłodsi mogą uczęszczać na poranne zajęcia o wdzięcznej nazwie „A KuKultura” oraz po południu na plastykę, zajęcia taneczne oraz „Muzykowanie, granie i śpiewanie”.

Patrząc na powyższe pro-pozycje w zestawieniu z liczbą dzieci nieprzyjętych do przed-szkoli, sytuacja w Zgierzu nie wydaje się być tragiczna. Jest to szeroki wachlarz alternatyw-nych ofert dla najmłodszych dzieci. Wszystko zależy tylko od zasobności portfela rodzi-ców oraz dobrej woli babć, dziadków lub innych opieku-nów, którzy zechcą maluchy prowadzać kilka razy w tygo-dniu na kilkadziesiąt minut do-brej i wartościowej zabawy.

Karolina Miżyńska

Oferta dla najmłodszychPolska jest w ogonie Europy, jeśli chodzi o liczbę miejsc w przedszkolach. Choć każdego roku samorządy tworzą nowe miejsca, nadal rośnie liczba dzieci, którym odmówiono możliwości uczęszczania do placówki przedszkolnej. Rozpoczęty już przez nas temat przedszkolnych problemów kontynuuje Karolina Miżyńska. W y d z i a ł O ś w i a t y

UMZ, ul. ks. J. Popiełuszki 3a  (I piętro nad Strażą Miejską), tel. 42 714 31 70-73

Przedszkole Niepu-bliczne „Promyczek”, ul. 3 Maja 26, tel. 42  716 23 82, www.promyczek-zgierz.prv.pl

P r ze d s z ko l e N i e -publiczne „Bim Bam Bom”, ul. Parzęczewska 8, tel. 42 611 13 42, 6 0 4 6 4 4 4 4 4 , 5 0 1 746 282, www.bimbam-bom.info

Punkt Przedszkolny „Kurczaczek” , u l . A . S t ruga 13-21 (wej -ście od ul. Chemików),

tel . 503 129 533,   501 254 945, www.pkurczaczek.pl

Punkt Przedszkolny „Sło-nik”, ul. Leśmiana 1, tel. 42 716 16 68, 535 720  999, www.przedszkolewzgierzu.pl

Akademia Malucha „We-soły Skrzat” , ul. Żytnia 18, tel. 601 158 857, www.dzie-ciaki-skrzat.pl

Młodzieżowy Dom Kul-tury, ul. Długa 42, tel. 42 719 08 52, www.mkd.miasto.zgierz.pl

Centrum Kultury Dziecka, ul. Rembowskiego 17, tel. 509 719 665, www.ckd.mia-sto.zgierz.pl

Dokąd się udać?

Na licencji CC BY-NC 2.0aut. carlaarena

Na licencji CC BY-SA 2.0aut. Ania i Artur Nowaccy

Page 8: Gazeta Zgrzyt, wydanie: sierpień, 07/2012

8

Może nie znajdujemy się jako miasto na szczycie party-cypacyjnej drabiny, ale wbrew pozorom jest już trochę narzę-dzi, z których możemy skorzy-stać. Trzeba ocenić te, które są już nam dostępne oraz te, które dopiero (być może niedługo) możemy mieć.

…konsultować …

„Wreszcie jest!” – można wykrzyknąć, jeśli pomyślimy o regulaminie konsultacji spo-łecznych z mieszkańcami. Dla przypomnienia: konsultacje społeczne to proces, w którym lokalne instytucje władzy za-sięgają opinii mieszkańców i mieszkanek w istotnych dla nich tematach. Odbywa się to najczęściej poprzez otwarte, moderowane spotkania i for-mularze ankiet. Na jednej z ostatnich sesji swój pomysł na konsultacje przedstawił Klub Radnych PO. Zapomniał jed-nak, że… musi go wpierw skonsultować z zainteresowa-nymi. W międzyczasie powstał również projekt przygotowany przez Wydział Zdrowia, Mło-dzieży i Spraw Społecznych UMZ. Został on niedawno upubliczniony i do 14 sierpnia może być konsultowany przez mieszkańców. Szkoda, że infor-macja o tej możliwości jest pro-mowana bardzo oszczędnie – dalej niż na stronę internetową miasta dostaje się wyłącznie za sprawą prywatnego zaintereso-wania. Obrazuje to w pewnym stopniu, jak miastu „zależy” na promocji konsultacji.

Projekt regulaminu, two-rzony na bazie wzorca z Sopotu, zawiera dokładne instrukcje do-tyczące inauguracji konsulta-cji poszczególnych projektów uchwał i działań władz miasta, przebiegu rozmów oraz tworze-nia sprawozdań z ich efektów. Skonsultowanie danej uchwały może zaproponować m. in. prezydent miasta, radni lub mieszkańcy. Niestety, wysokim progiem dla propozycji miesz-kańców jest minimalna liczba podpisów wynosząca 200, która zapewne ma ochronić władze miasta przed zbyt częstymi rozmowami z mieszkańcami. Można spróbować zmniejszy tę liczbę np. do 100 – o ile oczy-wiście pojawi się wystarczająco dużo głosów optujących wła-

śnie za takim rozwiązaniem. A także pod warunkiem, że zo-staną one przez osoby tworzące regulamin konsultacji wzięte pod uwagę.

Konsultacje nie są niestety wiążące dla prezydenta – to akurat reguła w naszym kraju. Zatem to od władzy zależeć bę-dzie, czy z mieszkańcami po-rozmawia i czy ich posłucha, czy nie. Pozostaje mieć na-dzieję, że konsultacje (jeśli już się odbędą) nie będą jedynie przykrym obowiązkiem, o któ-rym trzeba szybko zapomnieć.

…doradzać…

W czerwcu Urząd Miasta Zgierza zdecydował się po-wołać nowy zespół doradczy. Do tego działania zaproszono ok. 45 osób z różnych środo-wisk w mieście, które podzie-liły się na trzy grupy doradcze, mające zajmować się kolejno: sprawami społecznymi, kul-turą i sportem; finansami; in-frastrukturą i inwestycjami. Nie wiadomo jednak dokładnie jaki charakter mają mieć owe grupy, ani jak duży wpływ będą posia-dać – okaże się to na kolejnych, powakacyjnych spotkaniach. Zastrzeżenia budzi głównie sposób powołania wspomnia-nych grup. Informacji czy za-proszeń próżno było szukać w zgierskich mediach - bezpo-średnie zaproszenia otrzymy-wały wybrane odgórnie osoby czy organizacje. Jeśli władze miasta zdecydowały się na taki sposób konstruowania zespołu, powinny były to odpowiednio uzasadnić i przedstawić kryteria wyboru zaproszeń.

…inicjować…

Inicjatywa lokalna oraz uchwałodawcza to dwie formy uczestnictwa w życiu lokal-nym miasta, których głównym inicjatorem mogą być sami mieszkańcy. W Zgierzu pod tym względem jest wyjątkowo źle. Inicjatywa lokalna jako na-rzędzie partycypacji społecznej obecna jest w Polsce od końca lat 90. W Zgierzu – dopiero na mocy tegorocznej kwietniowej uchwały radnych. Dzięki tej inicjatywie mieszkańcy danego osiedla lub pasjonaci jakie-goś tematu mogą przygotować swoją koncepcję rozwiązania problemu i realizacji ważnego

dla nich przedsięwzięcia (zbu-dowania placu zabaw, skwerku i tym podobnych). Zamiast mó-wić „zróbcie”, wreszcie mo-żemy powiedzieć „zróbmy!”. Pomysł w odpowiednim trybie przedstawiamy miastu, precy-zując jednocześnie czego bę-dziemy oczekiwać (pieniędzy, materiałów, itd.). Ze strony społeczności lokalnej pozo-staje wykonanie wspomnianego przedsięwzięcia. Jest to jedna z najbardziej wartościowych form współpracy na linii wła-dza-mieszkańcy - głównie dla-tego, że inicjatywa leży w pełni po stronie obywateli. Urząd je-dynie im pomaga. Oczywiście kluczowa będzie tu kwestia odpowiedniej promocji inicja-tywy lokalnej, informacji jak z niej skorzystać oraz nakładów na realizację poszczególnych pomysłów.

Inną formą uczestnictwa jest inicjatywa uchwałodaw-cza. To, co znamy na poziomie ogólnopolskim jako inicjatywę ustawodawczą, możemy stoso-wać na szczeblu lokalnym. Ale nie w Zgierzu. W marcu radny Andrzej Mięsok przedstawił projekt uchwały wprowadza-jącej tę inicjatywę w naszym mieście. Większość radnych uznała jednak, że wystarczająco dobrze reprezentuje swoich wy-borców, a więc ci nie potrzebują przedkładać własnych projek-tów uchwał. Narzędzie to jest o tyle cenne dla społeczności lokalnej, że bez oglądania się na niekiedy trudno dostępnych „przedstawicieli” można samo-dzielnie przedłożyć pod obrady własne pomysły zmian. Radni, zapominając, że to i tak oni de-cydowaliby o przyjęciu danego projektu, obawiają się tłumów „oszołomów”, którzy działaliby

na „szkodę miasta”.Choć projekt tej uchwały

został odrzucony, to środowiska pozarządowe chcą do pomy-słu wprowadzenia inicjatywy uchwałodawczej w Zgierzu wrócić. Wydaje się jednak, że będzie to możliwe dopiero wtedy, gdy uda się wspólnie wypracować kształt zgierskiej wersji pomysłu. Pomoże to z pewnością w przezwyciężeniu obaw i uprzedzeń w kwestii otwarcia możliwości stanowie-nia prawa przez mieszkańców.

…współdecydować…

Konsultacje, które są wią-żące – taki charakter ma pro-gram „Decydujmy razem”, w którym bierze udział Zgierz. W partycypacyjnym zespole wy-pracowuje się zarówno założe-nia, jak i projekt danej strategii, będącej elementem miejskiej polityki. W naszym mieście jest to… program przeciwdziałania narkomanii. Problem niewątpli-wie istotny, jednak z punktu wi-dzenia przeciętnego mieszkańca dość abstrakcyjny. Nie sposób bezpośrednio zobaczyć efektów

tej pracy, a dyskusja nad nim nie spowoduje zwiększenia za-interesowania uczestnictwem. A szkoda – bliższa tematycz-nie i angażująca zgierzan płasz-czyzna współpracy byłaby dla nich dużo ciekawsza, a przez to efektywniej oswajałaby z poję-ciem partycypacji.

O szczycie uczestnictwa i zaangażowania, czyli budżecie obywatelskim, w Zgierzu bę-dziemy zapewne marzyć jesz-cze bardzo długo. Zakłada on, że to mieszkańcy bezpośrednio decydują o pewnej części wy-dawanych z budżetu pieniędzy – w zależności od dobrej woli miejskich włodarzy, może być to procent, albo większa część gminnych pieniędzy. W Łodzi nad skonstruowaniem konkret-nych ram wprowadzenia bu-dżetu obywatelskiego pracuje od miesiąca powołany przez Hannę Zdanowską zespół. W

naszym mieście władze prze-konane są, że mieszkańcy nie mają pojęcia na temat zasad funkcjonowania miejskiego bu-dżetu – chociażby wysokości wydawanych środków. I pew-nie – niestety – niewiele się w tym punkcie mylą, bo lokalnej strategii informowania i uświa-damiania w tym zakresie zwy-czajnie nie ma. Nikt natomiast – poza miejskimi urzędnikami, radnymi oraz najbliższym oto-czeniem magistratu – nie po-święci naprawdę dużej ilości godzin potrzebnych do zrozu-mienia uchwał budżetowych i przekopania się przez niewiele mówiące tabelki.

…współuczestniczyć.

Podstawą myślenia o par-tycypacji społecznej jest jej bezpośrednie tłumaczenie: „uczestnictwo”. Bez niego trudno mówić czy to o konsul-towaniu działań władz, czy po-dejmowaniu własnych inicja-tyw. Mieszkańcy powinni więc domagać się włączania ich w proces decyzyjny oraz dawania im narzędzi do „współtworze-

nia miasta”. Same organizacje pozarządowe skupiające tych najaktywniejszych nie są w sta-nie wyciągnąć ludzi z domów, by podyskutować o miejskiej kulturze czy funkcjonowaniu seniorów w mieście (czego przykładem są spotkania orga-nizowane przez Fundację Twór-czy Aktywni, na które osób spoza organizacyjnego środo-wiska przychodzi bardzo mało). To sami obywatele muszą prze-konać się, że warto korzystać z przysługujących im narzędzi. Tylko wtedy władze Zgierza zrozumieją, że partycypacyjny wachlarz możliwości nie musi ograniczać się do ustawowego minimum.

Adrian SkoczylasRedaktor portalu ezg.info.pl

Partycypacja społeczna w Zgierzu to temat dość drażliwy. Władza niekoniecznie chce się dzielić swoimi kompetencjami z mieszkańcami. A gdy już zechce, to realizacja tego przebiega w co najmniej mało przejrzysty i zrozumiały sposób.

Kręte drogi partycypacji

Page 9: Gazeta Zgrzyt, wydanie: sierpień, 07/2012

9

Piaszczyste ścieżki donikąd

Trasa, jaką jechałem, prowa-dziła od wjazdu do miasta ulicą Łódzką, aż do zgierskiego Sta-rego Miasta, ulicą Piotra Skargi i Parzęczewską na Osiedle 650-lecia, wokół Osiedla uli-cami Gałczyńskiego, Tuwima i Staffa. Następna część trasy składała się z ulic: Gałczyń-skiego, Piątkowskiej – aż do Parku Miejskiego, stamtąd zaś ulicą Dąbrowskiego do „Miasta Tkaczy”. Swoje krótkie „bada-nie” kończyłem jadąc ulicami 1 Maja i Piłsudskiego, aż do osiedla Rudunki. Około 2-go-dzinny przejazd wysłużonym rowerem marki Heidemann przyniósł ze sobą dość dużo ne-gatywnych wrażeń i kilka wy-jątkowych absurdów.

Po pierwsze, ogólną uwagą, dotyczącą ogromnej większo-ści ulic na przebytej trasie, jest

fatalna kondycja chodników: nierównych, pełnych ponisz-czonych płyt oraz hałd piachu. O ile dla rowerzysty nie jest to tak duży problem, o tyle znacz-nie gorzej mają rodzice z wóz-kami dziecięcymi oraz osoby mające – ze względu na wiek bądź niepełnosprawność – pro-blemy z poruszaniem się. Stan chodników jest wynikiem po-tężnego, wieloletniego zanie-dbania ze strony rządzących. Za wszechobecne hałdy piachu należy natomiast podziękować niechlujstwu obecnych władz i miejskich służb oczyszczania miasta.

Po drugie, stan pobocza zgierskich jezdni. Można to moim zdaniem mówić o tra-gedii – nie tylko przez wspo-mniany już piasek, ale przede wszystkim przez niesamowi-

tej wielkości koleiny znajdu-jące się na poboczu. Niektóre wybrzuszenia są tak duże, że można w nich zmieścić całą szerokość koła. W dodatku, tak jak na jednokierunkowej ulicy ks. Piotra Skargi, niektórzy kierowcy mają w poważaniu ograniczenie prędkości i mkną z prędkością ok. 70 km/h. Do kolein dochodzą okazjonalnie (a na niektórych odcinkach czę-ściej) znaczne wyrwy i dziury w jezdni.

Po trzecie, w temacie po-ruszania się rowerem. Nie licząc kawałka trasy rowero-wej zaczynającej się na terenie ośrodka „Malinka”, w Zgierzu w zasadzie nie ma ścieżek ro-werowych. Jedna, która ist-nieje, ma długość jednego kilo-metra i prowadzi wzdłuż ulicy Parzęczewskiej. Choć wzdłuż

Tuwima i Staffa połowa chod-nika wyłożona jest kostką in-nego koloru – co sugerowałoby istnienie ścieżki rowerowej – brak jakichkolwiek znaków poziomych i pionowych ozna-cza, że mamy do czynienia z „niby-ścieżką”.

Po czwarte, „Miasto Tka-czy” i rowery. Wojciech Ma-kowski pisał o świetnym rozwiązaniu, jakim jest wypo-sażenie ulic w Parku Kulturo-wym w wąskie pasy specjalnie dla rowerów. Pasy faktycznie są, jednak – jeśli chcemy prze-strzegać przepisów – będziemy mogli skorzystać tylko z części z nich. Organizacja ruchu za-brania bowiem wjazdu na jed-nokierunkową Narutowicza od strony Dąbrowskiego oraz za-brania skrętu w prawo, z Na-rutowicza w jednokierunkową Rembowskiego. Kuriozalne w tej sytuacji jest nie tylko wy-budowanie pasów, służących za przestrzeń do parkowania dla samochodów, ale także to, że część ulicy Narutowicza, na którą wjazd jest zabroniony, oznaczona jest niebieskim szla-

kiem rowerowym wojewódz-twa łódzkiego.

Podsumowując wrażenia z przejazdu, nie można nie zgo-dzić się ze zdaniem łódzkiego Rzecznika Niezmotoryzowa-nych. Zgierz nie tylko jest ab-solutnie niedostosowany do poruszania się rowerem (brak ścieżek, o innej infrastruktu-rze rowerowej nie mówiąc) – wyraźnie brakuje także troski o komfort przemieszczania się osób: starszych, z wózkami in-walidzkimi albo dziecięcymi. Niektóre zaniedbania wyma-gają poważniejszych nakła-dów, inne są do naprawienia od ręki. Być może wystarczyłoby, gdyby nasi polityczni decydenci wsiedli na rowery, wzięli wózki dziecięce albo kule inwalidzkie i zrobili kilka tras po Zgierzu. Jak głosi przecież znane przy-słowie: „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia...” - w ro-werowym siodełku albo samo-chodowym fotelu.

Mateusz Mirys

Rower jest doskonałym środkiem przemieszczania się po mieście. Okazuje się jednak, że często miejska zabudowa nie służy jego wykorzystywaniu. Podobnie zresztą jest z ruchem pieszych - poniszczone chodniki i nierówne krawężniki utrudniają

Page 10: Gazeta Zgrzyt, wydanie: sierpień, 07/2012

10

Ogień z filmowej taśmy

W zależności od upodobań, zasobności portfela możemy uczestniczyć w imprezach du-żego kalibru jak Open`er w Gdyni, Off festiwal w Katowi-cach czy kameralniej i taniej odwiedzić łódzką Targową. Wśród wielu propozycji nie powinniśmy przeoczyć zgier-skiego Ognia w głowie, który po raz ósmy zapłonie w naszym mieście. Ogólnopolski Przegląd Filmów Amatorskich jest nieba-nalną propozycją na spędzenie ostatniego weekendu wakacji w Zgierzu.

Nie ma ognia bez wiatraka

Na początku był „Wiatrak” – nieformalna grupa zgierskich studentów i studentek, którym brakowało w zgierskiej ofer-cie kulturalnej wydarzeń odpo-wiadających ich zainteresowa-niom filmowym i muzycznym. Wśród związanych z inicjatywą były Anka Perek i Justyna Zie-lińska z Teatru Art. 51, Przemek Typiak – wokalista Pali się!, Marcin Goździk.

Z pomysłem na przegląd fil-mów amatorskich przyszli do Miejskiego Ośrodka Kultury „To była chyba wiosna – wspo-mina Justyna Zielińska – po-mysł się spodobał, ale zachę-cano nas, żeby wpisać przegląd do kalendarza przyszłorocznych imprez, a my chcieliśmy dzia-łać od razu. Dopięliśmy swego i już na pierwszą edycję zna-jomy przysłał film ze Słowenii – śmialiśmy się, że zadebiuto-waliśmy imprezą międzynaro-dowego kalibru”. Rok później pracę w Miejskim Ośrodku Kultury rozpoczęła Magda Kło-sowska, która pracuje przy im-prezie od drugiej edycji. Obec-nie Ogień w głowie prowadzą wspólnie MOK, dziewczyny z Teatru Art. 51 oraz Klub AgRafKa, a do jego współtwo-rzenia zapraszają zaprzyjaźnio-nych artystów i artystki, którzy projektują plakaty, a w ramach wydarzeń towarzyszących wy-stawiają swoje prace, prowadzą warsztaty. Tegoroczne warsz-taty filmowe z ramienia Funda-

cji Rozwoju Sztuki Filmowej poprowadzą Piotrek Maszorek oraz Maciek Kruk - filmowcy, laureaci poprzednich edycji. Efekt kilkudniowych warszta-tów zostanie zaprezentowany publiczności.

Alternatywnie i egalitarnie

Bardzo często ciekawe im-prezy kulturalne mają mocno elitarny charakter – wysoka cena biletów, wejścia na za-proszenia zamykają dostęp dla osób mniej zamożnych, takich, które z jakichś względów nie mają możliwości czy nawyków korzystania z tego typu wyda-rzeń. Warto pochwalić twórców festiwalu za wychodzenie z fil-mem do lokalnej społeczności, docieranie do tych, którzy mają utrudniony dostęp do kultury - w czasie piątej edycji filmy z poprzednich lat prezentowano w takich instytucjach jak Dom dziecka, zakład poprawczy, MONAR w Ozorkowie czy szpital. W ramach tegorocznej edycji planowane są projekcje w przestrzeni miasta, na ścia-nach budynków. To okazja za-

prezentowania kina futurystycz-nego z oprawą na żywo zespołu Skaffander, a także forma pro-mocji VII edycji wśród miesz-kańców i mieszkanek Zgierza.

„Z roku na rok Ogień pło-nie intensywniej, zgłasza się coraz więcej twórców z róż-nych stron Polski. Trzymamy się zasady, że filmy muszą być dziełem amatorów, z udziału w konkursie wyłączeni są na-wet studenci szkół filmowych. Konkurs adresujemy do tych, którzy tworzą na własną rękę. To często bardzo dobrej jakości filmy, zdarza się, że laureaci do-

stają się później do szkół filmo-wych – tak było w przypadku Jaśka Groblińskiego, który dziś studiuje na wydziale operator-skim łódzkiej filmówki” - mówi Magda Kłosowska.

Mocną stroną przeglądu są też zapraszani do jury goście – operatorzy, reżyserzy filmowi np. Leszek Dawid autor „Ki”, aktorzy jak Marcin Brzozow-ski z „Alei Gówniarzy”. Dzięki współpracy z Muzeum Bajki Se-Ma-For nie brakuje działań adresowanych do najmłodszych – pokazów bajek, warsztatów. Dla tych, którzy nie samym fil-mem żyją proponuje się kon-certy artystów sceny niezależ-nej jak Małe instrumenty, Von Zeit, City Bum Bum, a na te-gorocznym „Ogniu” wystąpi Pogodno. Tradycją festiwalu są także wystawy fotograficzne

– oglądaliśmy już zgierskie mamy w stylu pin up, a z oka-zji 5 urodzin Festiwalu zdjęcia równolatków i równolatek im-prezy. Na tegoroczną wystawę organizatorzy zapowiadają sen-tymentalną podróż w czasie - modele i modelki (zgierscy seniorzy) wcielą się w wyma-rzone w dzieciństwie role i za-wody. Autorami zdjęć są Piotr Tołłoczko i Michał Sikora.

Bywalcy festiwalu wiedzą, że co roku czeka na nich nie-spodzianka – fireshow, pokaz sztucznych ogni czy wspólne puszczanie lampionów. „To zawsze niespodzianka, takie symboliczne odniesienie się do nazwy festiwalu, największa frajda to lampiony - niesamo-wity klimat - sierpniowa noc, filmy, ciekawi ludzie – mówi Kaśka, która na publiczności zasiada prawie co roku – to bar-dzo fajna, dobrze przygotowana impreza, jedna z lepszych w mieście. O ile na myśl o potań-cówkach w parku, koncertach disco polo i świętach chleba i golonki płonęłam wstydem, o tyle myśląc, że Ogień w gło-wie dzieje się w Zgierzu, jestem dumna”.

Władza ognioodporna

Mimo, że festiwal funk-cjonuje już 8 lat, pomysł aby uczynić z niego wizytówkę kulturalną miasta nie zapłonął w głowie żadnego z trzech ko-lejnych Prezydentów ani ekip Wydziału Promocji Urzędu Miasta. Jedyne i to dość nega-tywne, bo trącące cenzurą iskry, pojawiły się za kadencji Karola Maślińskiego, który stanow-czo sprzeciwił się występowi w czasie Festiwalu Tymona Ty-mańskiego. Kolejni Prezydenci do imprezy mieli stosunek neu-tralny. A szkoda - Ogień w gło-wie ma duży potencjał – z roku na rok konkurs wzbudza więk-sze zainteresowanie twórców, wydarzenia towarzyszące są na wysokim poziomie, organiza-torzy mają fajne pomysły co do oprawy, Festiwal wychodzi do lokalnej społeczności, angażuje różne grupy odbiorców. Być może dorzucając odpowiednią pulę pieniędzy na promocję im-prezy i słuchając zapaleńców, którzy festiwal wymyślili jak je wydawać, coraz więcej osób planując swój urlop zakreśla-łaby ostatni weekend sierpnia jako zarezerwowany na wizytę w Zgierzu?

Ilona Majewska

Lato to idealny czas na festiwale - filmowe, muzyczne, teatralne. Z powodzeniem można poświęcić cały urlop i według klucza festiwalowego zwiedzić Polskę. Wśród wielu propozycji nie powinniśmy przeoczyć zgierskiego Ognia w Głowie, który po raz ósmy zapłonie w naszym mieście.

Page 11: Gazeta Zgrzyt, wydanie: sierpień, 07/2012

11

Dziecięcy reporterzy

Dawno temu żyła sobie dziewczynka, która zaczęła budować ra-

dość. Zły czarodziej zniszczył całą radość na świecie – zatrzy-mał wszystkie zegary i poszedł spać. Dziewczynka miała sio-strę, która była królową – jej królestwo znajdowało się w lesie. Królowa bardzo lubiła jeść, szczególnie mrożoną mar-chewkę pochodzącą z odległej planety zwanej Parasolką.

Pewnego dnia dziewczynka

poznała kota, który chciał jej pomóc zniszczyć czarodzieja. Kiedy myśleli, że im się to udało zaczęli wędrować, a Słońce zaczęło świecić jasno. Kiedy usłyszeli, że czarodziej powrócił, założyli czapkę nie-widkę, dzięki której go po-konali. Radość wróciła, ale królowa poczuła zazdrość. Wy-puściła smoka, któremu kazała zjeść siostrę i kota. Smok gonił ich ulicą, ale przyjechał jego autobus, więc wsiadł do niego

i odjechał gdzie pieprz rośnie. Obserwował to kucharz, który poczuł smutek i zaczął płakać, ponieważ planował ugotować zupę smokową. Wsiadł do ko-lejnego autobusu i pojechał za smokiem. Kucharz zamiast za-bić smoka wielkim toporem pocałował go, a smok zamienił się w księżniczkę. Po ślubie za-mieszkali w jaskini.

Opowieść spisałaIlona Majewska

Historia o bezimiennej dziewczynce

Dawno temu w króle-stwie Siedmiogrodu żyła sobie Królowa,

która postanowiła przeprowa-dzić spis ludności. Wybrała się więc w długą podróż po swej krainie. Czasem było jej ciężko, bo padał deszcz ale miała pa-rasol, więc była szczęśliwa. Pewnego dnia na swojej drodze spotkała Kota w butach. Kot w butach pochodził z odległej pla-nety i dlatego mógł zmieniać się w cokolwiek chciał. Wędrowali dalej razem, a Kot zamienił się w smoka. Królowa nie chciała opuszczać przyjaciela i spró-bowała się dostosować do smo-czego życia. Zamieszkała ze smokiem w jaskini. Smok nie mógł jednak zaprzeczyć swojej smoczej naturze i pewnego dnia pożarł królową i jej dzieci oraz zniszczył jaskinię.

Spalone zostało równie po-bliskie miasto. Nowe zostało wyczarowane przez Czaro-dzieja, ono z kolei zalazne zo-stało przez rzekę. Wiele lat minęło aż ludzie znów zaczęli osiedlać się w tych rejonach i nad wielkim stawem budo-wać domy. Smok jednak ciągle czaił się w pobliżu i niszczył wszystko co wybudowali lu-dzie. Dopiero pewien odważny kucharz odważył się smoka zła-

pać a gdy go zabił ugotował z niego dla wszystkich zupę. Lu-dzie mogli znów bezpiecznie tam mieszkać a na pamiątkę jedną z ulic nazwano ulicą Smoka. Wokół tej tajemniczej ulicy wyrósł las, a w nim za-mieszkali ludzie.

Okazało się, że nie był to zwykły las - ruszały się w nim drzewa, co bardzo ludzi wystra-szyło i się wynieśli. Na domiar złego zawsze o północy w lesie tym pojawiał się zły Czarodziej, który był bardzo niebezpieczny, bo miał czapkę niewidkę. Nie można go było zobaczyć, a je-dynie usłyszeć. Nikt nie miał odwagi stawić mu czoła poza małą dziewczynką. Pobie-gła ona do domu gdzie ubrała piękną zbroję miecz i wróciła do lasu by walczyć z Czaro-dziejem. Walka nie była równa - dziewczynka uderzała mie-czem wszędzie tam gdzie usły-szała dźwięk. Czarodziej zdołał rzucić na nią czar - czar zazdro-ści, przez który wszyscy bar-dzo jej zazdrościli i nikt jej nie lubił. Na końcu wyszło Słońce - jego promienie zdjęły klątwę i pokonały złego Czarodzieja... Ciąg dalszy nastąpi...

Opowieść spisałaWeronika Jóźwiak

Opowieść bez końca

Co robiliśmy w CKD?

Zespół Centrum Kultury Dziecka zaprosił nas do po-prowadzenia warsztatów dziennikarskich z dziecię-cymi uczestnikami i uczest-niczkami letnich półkolonii. Zgodziliśmy się z entuzja-zmem, licząc na zaintereso-wanie najmłodszych dzien-nikarstwem obywatelskim.

Chcieliśmy przybliżyć dzieciakom, co to właści-wie jest dziennikarstwo i jak się je robi. Pokazywa-liśmy więc, w trakcie róż-nych ćwiczeń, że pisanie artykułów ma wiele wspól-nego z tworzeniem każdych innych opowieści - na przy-kład bajek. Są przecież bo-haterowie, są miejsca w ja-kich przeżywają oni swoje przygody.

Okazało się, że dzien-nikarz każdą historię może opisać na wiele różnych

sposobów. Mając do dys-pozycji ten sam materiał, różne osoby stworzą z niego odmienne opowie-ści. Ważne jest jednak, by nie naginać zebranych fak-tów - dziennikarz/ka musi być w swojej pracy bardzo rzetelny/a!

Wspólnie zebraliśmy materiał na czytaną właśnie przez Ciebie stronę sierp-niowego Zgrzytu. Są tu więc nasze krótkie opowia-dania, jak i reporterskiego działania. Dowiadywali-śmy się, jakie trzy życze-nia dla Zgierza, skierowane do Złotej Rybki, wybraliby zgierzanie i zgierzanki oraz sami nasi podopieczni.

Dlas nas, jako dla re-dakcji, wizyta w CKD była dużą przygodą i wyzwa-niem. Mamy nadzieję, że mu sprostaliśmy.

Wspólne, pamiątkowe zdjęcie z dziennikarskich letnich półkolonii

Trzy życzenia do Złotej RybkiWspólnie wyliczyliśmy, czego najczęściej życzyliby sobie od

Złotej Rybki wypytywani przez młodych reporterów i reporterki mieszkańcy miasta. Zamieszczamy krótki obrazek podsumowujący nasze odkrycia. Wnioski każdy może wyciągnąć sam...

Page 12: Gazeta Zgrzyt, wydanie: sierpień, 07/2012

12

Nabór do Uniwersytetu Trzeciego Wieku

Zgierski Uniwersytet Trzeciego Wieku zaprasza na zajęcia w nowym roku akademickim 2012/2013

Zapisy słuchaczy pro-wadzone będą w terminie 1- 30 września br. w sie-dzibie ZU3W, w Zgierzu, ul. Długa 29A lok. 11, w poniedziałki (godz.13.00- 17.00), w czwartki (godz. 10.00-13.00).

A k t u a l n e i n f o r m a -cje można uzyskać na www.zu3w.edu.pl , lub dzwoniąc pod nr tel. 512 251 063.

V Letnia Szkoła Demokracji Społecznej

Chcesz podyskuto-wać o demokracji, two-ich prawach, możliwości wpływania na rzeczywi-stość? Poznać mnóstwo ciekawych ludzi i spędzić tydzień uczestnicząc w warsztatach, dyskusjach i dobrze się bawiąc? Jeśli tak

- zapraszamy!Letnie Szkoły Demo-

kracji Społecznej to obozy organizowane przez Mło-dych Socjalistów. W pro-gramie warsztaty, debaty, projekcje filmowe, malo-wanie koszulek i inne.

Obóz będzie trwał ty-dzień. Odbędzie się w Gac-kach (woj. świętokrzyskie). Nocujemy w namiotach, będziemy mieli dostęp do łazienek, kuchni i pomiesz-czeń do prowadzenia zajęć. Orientacyjny koszt (z wy-żywieniem) to 100 zł/osoba plus koszty dojazdu.

Zgłoszenia, pytania i inne uwagi kierujemy do:

Jus tyna Samol ińska - Sekretarz Krajowa ds. Członkowskichtel. 512 140 356. [email protected] Mana - Sekretarz Kra-jowa ds. Organizacyjnychtel. 512 140 455. [email protected]

„Wyprawka dla Żaka – edycja 2012”

Polski Czerwony Krzyż Oddział Rejonowy w Zgie-rzu mając na uwadze dobro dzieci wywodzących się z najuboższych rodzin, ogła-sza rozpoczęcie akcji „Wy-prawka dla Żaka”, która ma na celu zapewnienie uczniom klas początko-wych niezbędnych artyku-łów szkolnych oraz wyrów-nanie szans edukacyjnych najbiedniejszych dzieci.

Aby udało nam się zre-alizować ten cel zwracamy się do Państwa o wsparcie naszej akcji :

1) przekazując dary rzeczowe i dostarczając je do Biura Oddziału Rejo-nowego PCK w Zgierzu, znajdującego się na ulicy Ks. Sz. Rembowskiego 3. Biuro czynne jest od ponie-działku do piątku w godzi-nach 8:00 – 16:00.

2) dokonując dobrowol-nych wpłat na nasze konto bankowe:Bank Pekao S.A. VI Od-dział Łódź09 1240 3031 1111 0000 3426 6788z dopiskiem Oddział Rejo-nowy PCK – Zgierz

Zbiórki będziemy pro-wadzić nieprzerwanie do dnia 31 sierpnia 2012 roku.

Ogłoszenia drobne

Projekt finansowany przez Szwajcarię w ramach szwajcarskiego programu współpracy z nowymi krajami członkowskimi Unii Europejskiej

Czujesz niedosyt? Zajrzyj na stronęgazetazgrzyt.pl

Trwa akcja „Nowy Park w Zgierzu”. Do września prowadzimy badania w zakresie oczekiwań mieszkańców odnośnie terenów zielonych między ulicami 1 Maja i Piłsudskiego. Zapraszamy do pomocy - wypełniania ankiet, uczestnictwa w badaniach parku i opracowywania strategii

zagospodarowania (od początku września). Kontakt: Weronika Jóźwiak: tel. 511 202 214, [email protected]

GZamknąć lato w słoikuPrzepisy na lato ciąg dalszy

Pijane Maliny

1,5 kg malin,ok. 2 szkl. cukru,rum do smaku,Maliny oczyszczamy z listków, nie myjemy, zasypujemy cukrem aż puszczą sok, smażymy, aż konsystencja będzie przypominała konfiturę, a kolor stanie się głęboki, doprawiamy odrobiną rumu. Gorące przekładamy do słoiczków, pasteryzujemy. Ide-alny dodatek do czarnej herbaty, do przekładania tortów, a podgrzane sprawdzają się jako sos do lodów waniliowych.

Słoneczne morele z nutą cynamonu

2 kg wypestkowanych, umytych moreli½ szkl. wodyok. szkl. cukru½ łyżeczki cynamonuZ cukru i wody ugotować syrop, wrzucić do niego przepołowione morele, doprawić cyna-monem, delikatnie mieszając smażyć aż owoce się zeszklą, a łyżeczka gorącego dżemu przelana na talerzyk zastyga (ważne żeby nie straciły kształtu).Gorące owoce ułożyć w słoiczkach, następnie zalać syropem. Pasteryzować. Uzyskamy słodką konfiturę w pięknym bursztynowym kolorze – idealna do tostów, omletów, deserów lodowych.

Przy łapaniu smaków lata do słoika warto pamiętać o ulubionych przy-prawach jak wanilia, cynamon, kardamon, kakao czy odrobinie dobrego alko-holu – rumu, koniaku. Dodając ich do smażonych owoców wyostrzymy smak konfitur/ dżemu. Warto pamiętać o pasteryzacji - jeśli wlewamy do wyparzonych słoików gorący dżemy, a mocno zakręcone wieczko ‘zassie się’ – nie jest ona konieczna. W innym przypadku musimy ustawić słoiki w dużym garnku (najlepiej wyłożyć dno lnianą ściereczką), wlewam wodę (do ok. 1/3 wysokości słoików) i gotu-jemy kilka minut od momentu zagotowania wody. Pasteryzacja chroni przetwory przed zepsuciem i pozwala przechowywać słoiki znacznie dłużej. Wystudzony, podpisane słoiki powinniśmy przechowywać w chłodnym, ciem-nym miejscu.

Ilona Majewska

Nowy park w Zgierzu