638

Goodkind Terry - Miecz Prawdy 01 Pierwsze Prawo Magii

Embed Size (px)

Citation preview

T ERRY G OODKINDP IERWSZE P RAWO M AGIITom I serii Miecz Prawdy

SPIS TRESCI SPIS TRESCI. . . . . . . . Podzi kowania . . . . . . . e Rozdzia pierwszy . . . . . . Rozdzia drugi . . . . . . . Rozdzia trzeci . . . . . . . Rozdzia czwarty . . . . . . Rozdzia piaty . . . . . . . Rozdzia szsty . . . . . . . Rozdzia sidmy. . . . . . . Rozdzia smy . . . . . . . Rozdzia dziewiaty. . . . . . Rozdzia dziesiaty . . . . . . Rozdzia jedenasty . . . . . . Rozdzia dwunasty . . . . . . Rozdzia trzynasty . . . . . . Rozdzia czternasty . . . . . Rozdzia pi tnasty . . . . . . e Rozdzia szesnasty . . . . . . Rozdzia siedemnasty. . . . . Rozdzia osiemnasty . . . . . Rozdzia dziewi tnasty . . . . e Rozdzia dwudziesty . . . . . Rozdzia dwudziesty pierwszy . Rozdzia dwudziesty drugi. . . Rozdzia dwudziesty trzeci . . Rozdzia dwudziesty czwarty . Rozdzia dwudziesty piaty . . . Rozdzia dwudziesty szsty . . Rozdzia dwudziesty sidmy . . Rozdzia dwudziesty smy . . Rozdzia dwudziesty dziewiaty . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2 3 4 9 19 33 42 61 68 81 86 97 114 122 132 144 154 169 182 189 196 207 220 229 239 253 260 273 288 301 316

Rozdzia trzydziesty . . . . . Rozdzia trzydziesty pierwszy . Rozdzia trzydziesty drugi . . . Rozdzia trzydziesty trzeci. . . Rozdzia trzydziesty czwarty . . Rozdzia trzydziesty piaty . . . Rozdzia trzydziesty szsty . . Rozdzia trzydziesty sidmy . . Rozdzia trzydziesty smy . . . Rozdzia trzydziesty dziewiaty . Rozdzia czterdziesty . . . . . Rozdzia czterdziesty pierwszy . Rozdzia czterdziesty drugi . . Rozdzia czterdziesty trzeci . . Rozdzia czterdziesty czwarty . Rozdzia czterdziesty piaty . . Rozdzia czterdziesty szsty . . Rozdzia czterdziesty sidmy . Rozdzia czterdziesty smy . . Rozdzia czterdziesty dziewiaty.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

330 347 359 376 388 406 420 447 456 468 482 499 520 542 559 571 580 592 607 615

Podzi kowania eChc podzi kowa kilku szczeglnym osobom: e e c Mojemu ojcu, Leo, ktry nigdy nie zap dza mnie do lektur, lecz sam wiele e czyta, przez co rozbudzi moja ciekawoc i zarazi mnie ta pasja. s Moim dobrym przyjacikom, Racheli Kahlandt i Glorii Avner, za to ze pod j y trud przeczytania pierwszej wersji tej ksia ki i poczyniy wiele wnikliwych e z uwag, oraz za to ze wierzyy we mnie wwczas, kiedy tego najbardziej potrzebo waem. Mojemu agentowi, Russellowi Galenowi, za to ze odwa nie przyja miecz z i urzeczywistni moje marzenia. Wydawcy, Jamesowi Frenkelowi, nie tylko za wyjatkowy talent edytorski, po rady i poprawki do tej ksia ki, lecz rwnie za niezmiennie dobry humor i cierz z pliwoc, jakie wykazywa, uczac mnie rzemiosa pisarskiego. s Wszystkim dobrym ludziom z wydawnictwa Tor za ich entuzjazm i ci zka e prac . e I wreszcie dwojgu bardzo szczeglnym ludziom, Richardowi i Kahlan, za to ze mnie wybrali, bym opowiedzia ich histori . Ich smutki i zwyci stwa poruszyy e e moje serce. Ju nigdy nie b d taki jak przedtem. z e e

Rozdzia pierwszyTo byo jakie dziwaczne pnacze. Ciemne, pstre licie jakby przycupn y na s s e odydze, ciasno oplatajacej gadki pie zywicznej jody. Ze skaleczonej kory drze n wa wolniutko saczy si sok, dramatycznie sterczay suche konary zupenie e jakby joda usiowaa doby gosu i przeszy j kiem chodne, wilgotne powietrze c c e poranka. Z odygi pnacza tu i tam sterczay straki, zupenie jakby si rozgladao e niespokojnie, czy nie ma jakich swiadkw jego sprawek. s To zapach najpierw przyciagna uwag chopaka, osobliwa wo , jakby rozka e n du czego, co i dawniej niezbyt przyjemnie pachniao. Richard przeczesa wosy s palcami, gdy na chwil oderwa si od ponurych myli, i wtedy te dostrzeg owo e e s z dziwaczne pnacze. Rozejrza si wok, szukajac nast pnych, lecz ich nie zna e e laz. Wszystko inne wygladao jak zwykle. Klony grnego lasu Ven, nakrapiane purpura, dumnie prezentoway nowe szaty na lekkim wietrzyku. Noce byy coraz chodniejsze, wi c kuzyni z dolnych Lasw Hartlandzkich pewno wkrtce pjda e w ich slady i zmienia wyglad. D by zdobia jeszcze ciemna ziele one ostatnie e n poddaway si zmianom pr roku. e Richard wi kszoc zycia sp dzi w lesie, zna wi c wszystkie roliny jee s e e s sli nie ich nazw , to przynajmniej wyglad. Ju kiedy by may, Zedd zabiera go e z na poszukiwania specjalnych zi. Pokaza chopcu, jakich rolin szuka , gdzie s c rosna i dlaczego wanie tam, uczy go nazw wszystkiego, co widzieli. Wiele ra s zy po prostu rozmawiali. Starzec traktowa chopca jak rwnego sobie: nie tylko opowiada, ale i sam pyta. Zedd rozbudzi w Richardzie pragnienie zdobywania wiedzy, uczenia si . e Takie pnacze Richard widzia przedtem tylko raz, a i to nie w lesie. Znalaz ka waek tej roliny w b kitnym glinianym dzbanie w domu ojca, w dzbanie, ktry s e sam zrobi, kiedy by niedorostkiem. Ojciec Richarda by kupcem i cz sto poe dr owa, poszukujac egzotycznych i rzadkich towarw. Odwiedzao go wielu z zamo nych wspobywateli, ciekawych tego, co przywozi. Wygladao na to, ze z woli szuka , ni znajdowa ; zawsze si ch tnie rozstawa ze swoja ostatnia zdoc z c e e bycza, bo wwczas mg wyruszy na poszukiwanie nowej. c Richard od najmodszych lat lubi sp dza czas z Zeddem, kiedy ojca nie byo e c w domu. Starszy o par lat Michael, brat Richarda, nie interesowa si ani lasami, e e 5

ani naukami Zedda; wola sp dza czas z bogaczami i innymi wa nymi lud mi. e c z z Richard odszed na swoje jakie pi c lat temu, lecz cz sto przebywa w domu ojca, s e e natomiast Michael by stale zaj ty i mia mao czasu na takie odwiedziny. Kiedy e ojciec wyje d a, zostawia Richardowi wieci w b kitnym dzbanie: najnowsze z z s e wiadomoci, ploteczki, znaleziska. s Kiedy trzy tygodnie temu Michael powiedzia Richardowi, ze ich ojca zamor dowano, ten natychmiast poszed do ich dawnego wsplnego domu, cho starszy c brat twierdzi, ze to zbyteczne, ze nie ma tam czego szuka . Ju dawno min y c z e czasy, kiedy robi to, co mu poleci starszy brat. Sasiedzi chcieli oszcz dzi Ri e c charda i nie pokazali mu ciaa ojca. Zobaczy jednak zaschni te plamy i rozbryzgi e krwi na deskach podogi. Ludzie milkli, kiedy si do nich zbli a; ich wspczue z cie tylko wzmagao bl. A przecie i tak sysza, jak szeptem przekazuja sobie z niesamowite opowieci z pogranicza. s O magii. May domek ojca Richarda wyglada, jakby si w nim rozszalaa burza. Nie e wiele rzeczy ocalao. B kitny dzban wcia sta na pce i to wanie w nim Rie z s chard znalaz kawaek pnacza. Mia go teraz w kieszeni. Nie mg si jednak e domyli , co ojciec chcia mu w ten sposb przekaza . s c c Chopaka ogarna smutek i przygn bienie; pozosta mu jeszcze brat, lecz mi e mo to czu si samotny i opuszczony. Dorosoc nie ocalia go przed poczuciem e s osierocenia i dominujacej samotnoci; ju raz dowiadczy czego takiego kie s z s s dy zmara matka. Ojca cz sto nie byo, niekiedy caymi tygodniami, lecz Richard e wiedzia, ze jest i ze wrci. Tym razem mia ju nie wrci , nigdy. z c Michael nie chcia, zeby modszy brat bra udzia w poszukiwaniach zabjcy ich ojca. Mwi, ze ju si tym zaj li najlepsi tropiciele i ze Richard powinien z e e si trzyma z dala od caej sprawy, dla swego wasnego dobra. Chopak wi c nie e c e pokaza mu owego kawaka pnacza i co dnia chodzi po lesie, szukajac tajemni czej roliny. Przez trzy tygodnie przemierza szlaki Lasw Hartlandzkich nie s z pomina ani jednej scie ki, zbada nawet te, o ktrych wiedziao niewielu lecz nie znalaz liany. W ko cu, wbrew rozsadkowi, Richard uleg podszeptom wkradajacym si n e w jego myli i znalaz si w grnym lesie Ven, w pobli u granicy. Dr czyo go s e z e przeczucie, ze jednak wie, dlaczego zamordowano ojca. Owe tajemnicze gosy przekomarzay si z Richardem, dr czyy go mylami tu na granicy swiadomoe e s z sci, a potem wymieway si z niego, ze nie zdoa owych myli pochwyci . Chos e s c pak tumaczy sobie, ze to nie sa zadne gosy, lecz bl i smutek po smierci ojca. Uwa a, ze je eli tylko znajdzie tajemnicze pnacze, to tym samym zyska i odz z powied . Teraz je wreszcie znalaz. . . i dalej nie wiedzia, co myle . Gosy z s c ju z niego nie kpiy, teraz dumay nad czym. Richard zdawa sobie spraw , ze z s e to wytwr jego wasnego umysu, ze nie powinien uwa a ich za co odr bnego. z c s e Zedd go tego nauczy. 6

Chopak spojrza na umierajaca jod . Znw pomyla o smierci ojca. Pnacze e s tam byo. Teraz zabijao drzewo; to jakie paskudztwo. Ojcu ju nie mg pomc, s z lecz nie mia zamiaru pozwoli , by liana spowodowaa kolejna smier . Mocno c c uchwyci odyg i szarpna, odrywajac wasy od pnia drzewa. e Wwczas pnacze ugryzo Richarda. Jeden ze strakw odskoczy i uderzy w lewa do chopca, ktry ze zdumie n nia i blu uskoczy. Obejrza maa rank w rozci ciu skry tkwi kolec. A wi c e e e wszystko jasne. Owo pnacze to nic dobrego. Richard si gna po n , chcac wydu e z ba kolec, lecz no a nie byo. Zdziwi si , potem zrozumia, co si stao, i zbeszta c z e e sam siebie za to, ze pogra ony w zalu i smutku zapomnia zabra n . Spr z c z bowa wyciagna kolec paznokciami. Lecz w, jak zywy, wbi si jeszcze g biej. c e e Chopak przeciagna po ranie paznokciem kciuka, lecz i to nie pomogo. Im bar dziej drapa, tym g biej wchodzi kolec. Szarpna ran , a poczu fal mdoci, e e z e s wi c przesta. Saczaca si krew przykrya kolec. e e Richard rozejrza si wok, dostrzeg purpurowoczerwone, ju jesienne lie z scie niewielkiej kaliny, d wigajacej mnstwo ciemnoniebieskich owocw. U stp z drzewka, w zakolu korzenia, roso ziele, ktrego szuka. Ostro nie zerwa rolinz s k i wycisna na ran g sty, lepki sok. Z wdzi cznocia pomyla o starym Zede e e e s s dzie to on go nauczy, jakie roliny przyspieszaja gojenie si ran. Mi kkie, s e e k dzierzawe licie rolinki zawsze przypominay Richardowi starego przyjaciela. e s s Sok ziela zagodzi bl, ale chopak wcia si martwi, ze nie zdoa wyrwa kolz e c ca. Czu, jak wbija si g biej i g biej. Przykucna, wygrzeba w ziemi jamk , e e e e wo y w nia ody k ziela i obetka mchem teraz znowu mogo si ukorzeni . z z e e c Las nagle ucich. Richard spojrza w gr i a drgna ponad ziemia przemye z ka jaki cie . Co szumiao i swistao. To by przera ajaco olbrzymi cie . Ptaki s n s z n wyfrun y spod osoni tych drzew i rozpierzchy si na wszystkie strony, krzyczac e e e przera liwie. Chopak patrzy w gr , poprzez zota i zielona kopu lici; stara z e e s si wypatrzy , co rzucao w straszliwy cie . Przez chwil widzia co wielkiego. e c n e s Wielkiego i czerwonego. Nie mia poj cia, co to mogo by , przypomnia sobie za e c to opowieci o dziwach z pogranicza i zdr twia. s e Pnacze to na pewno jakie diabelstwo, pomyla, a to co w powietrzu to ko s s s lejne paskudztwo. Przypomnia sobie powiedzonko, ze kopoty chodza trjkami, i uzna, ze nie ma ochoty na spotkanie z tym trzecim. Odp dzi strachy i ruszy bie e giem. To tylko takie gadanie przesadnych ludzi, pocieszy si . Zastanawia si , co e e te to mogo by , to co du ego i czerwonego. Nie zna niczego, co by latao i byo z c s z a tak wielkie. Mo e to bya chmura albo gra swiata? Nie mg si jednak oszuz z e kiwa i przyzna, ze to wcale nie bya chmura. Bieg, zerkajac niekiedy w gr c e z mo e jeszcze raz dojrzy to tajemnicze co? Kierowa si ku scie ce okra ajacej z s e z wzgrze. Wiedzia, ze po drugiej stronie teren opada i ze tam nic nie zasoni mu nieba. Wilgotne po nocnym deszczu gaazki smagay go po twarzy, przeskakiwa powalone drzewa i mae potoczki o kamienistym dnie. Kolczaste krzewy czepiay 7

si nogawek. Plamy sonecznego swiata kusiy do spojrzenia w gr , ale nieba e e nie byo wida . Richard oddycha szybko, nierwno, zimny pot spywa mu po c twarzy, serce walio mocno. Zbiega po zboczu, wreszcie wydosta si spomi dzy e e z e drzew na scie k , niemal upad, zbyt gwatownie hamujac. Spojrza na niebo hen, daleko, dostrzeg to dziwne co, zbyt daleko, zeby pozna , co to takiego, s c wydao mu si jednak, ze miao skrzyda. Zmru y oczy, patrzac w jaskrawy b kit e z e nieba; stara si dostrzec, czy istotnie byy tam jakie skrzyda. Dziwo znikn o e s e za wzgrzem. Chopak nawet nie by pewny, czy naprawd byo czerwone. e Zasapany Richard osuna si koo granitowego gazu, machinalnie obamywa e suche gaazki jakiej samosiejki i patrzy na le ace poni ej jezioro Trunt. Mo e s z z z powinien wrci i opowiedzie Michaelowi o tym, co si wydarzyo, o pnaczu c c e i o tym czerwonym stworze w powietrzu. Wiedzia, ze brat wymiaby opowiec s s o czerwonym dziwie. Sam si smia z takich historyjek. Nie, Michael tylko by si e e na niego rozzoci, ze podszed tak blisko granicy, ze nie posucha jego nakazw s i wmiesza si w poszukiwanie mordercy ojca. Wiedzia, ze brat si o niego trosze e czy, inaczej by tak nie gdera. Teraz by ju dorosy i nie musia sucha polece z c n starszego brata, ale wcia by nara ony na jego wymwki. z z Chopak uama kolejna gaazk i rzuci na ska . Uzna, ze nie powinien si e e e czu dotkni ty. W ko cu Michael wszystkich poucza, nawet ojca. Odsuna na bok c e n pretensje do brata dzi by wielki dzie Michaela. Dzisiaj mia zosta Pierws n c szym Rajca. Teraz b dzie odpowiedzialny nie tylko za Hartland, ale za wszystkie e miasta i miasteczka Westlandu, a nawet i za wieniakw. s B dzie odpowiedzialny za wszystko i za wszystkich. Michael zasugiwa na e pomoc Richarda, potrzebowa jego wsparcia. . . Przecie i on straci ojca. z Tego popoudnia w domu Michaela odb dzie si wielka uroczystoc. Zjada si e e s e znamienici gocie, z najdalszych kra cw Westlandu. Richard te si powinien s n z e tam zjawi . B dzie mnstwo pysznego jedzenia. Chopak dopiero teraz zda sobie c e spraw , jak bardzo jest godny. e Richard siedzia i odpoczywa, a przy okazji rozmyla i obserwowa przeciws legy brzeg jeziora Trunt. Z tej wysokoci wyra nie widzia poprzez przejrzysta s z wod kamieniste dno i zielone wodorosty, otaczajace g bsze wyrwy. Skrajem jee e ziora wi si Szlak Sokolnikw, czasami kryjac si wrd drzew, czasem dobrze e e s widoczny. Chopak wiele razy w drowa tym odcinkiem szlaku. Wiosna scie ka e z nad jeziorem bya wilgotna i botnista, potem wysychaa. Poudniowe i pomocne partie szlaku, biegnacego przez wy ej poo one obszary lasw Ven, znajdowa z z y si niepokojaco blisko granicy. Tote wi kszoc podr nikw unikaa Szlaku e z e s z z Sokolnikw i wolaa scie ki Lasw Hartlandzkich. Richard by lenym przewods nikiem i cz sto eskortowa podr nych na owych szlakach. Byli to przewa nie e z z rozmaici dostojnicy i nie tyle chodzio im o wskazanie waciwego kierunku, ile s o zapewnienie odpowiedniej oprawy.

8

Chopak dostrzeg co katem oka. Jaki ruch. Wpatrzy si uwa nie w punkcik s s e z na najdalszym kra cu jeziora. Potem w punkt znalaz si bli ej, scie ka biega n e z z wrd rzadko rosnacych drzew i okazao si , ze to jaki w drowiec. Pewno Chase, s e s e przyjaciel Richarda. Kto niby miaby t dy ic, jeli nie graniczny stra nik? Choe s s z pak zeskoczy ze skaki, odrzuci na bok gaazki i postapi kilka krokw. Tamta z posta pojawia si na odkrytym odcinku scie ki. To nie by Chase, lecz jaka c e s kobieta. Kobieta w eleganckiej szacie. C u licha robia kobieta i to tak ubraz na w lesie Ven? Richard patrzy, jak w drowaa brzegiem jeziora, to kryjac si e e wrd drzew, to wychodzac na otwarta przestrze . Ani si nie spieszya, ani nie s n e ociagaa. Sza rwnym krokiem wytrawnego podr nika. Jasne, po prostu t dy z e przechodzia, przecie nikt nie mieszka w pobli u jeziora Trunt. z z Znw co przyciagn o uwag Richarda uwa nie zlustrowa cienie lasu. s e e z Za kobieta szy inne postacie. Trzech. . . Nie, czterech m zczyzn w paszczach e z kapturami; szli za nia, lecz w pewnej odlegoci. Kryli si za drzewami i ska s e kami. Patrzyli. Czekali. Pokonywali kolejny odcinek. Richard si wyprostowa, e obserwowa uwa nie, zaciekawiony. z Podkradali si ku niej. e Natychmiast zrozumia, ze to wanie jest trzeci kopot. s

Rozdzia drugiRichard przez chwil sta nieruchomo, nie bardzo wiedzac, co robi . Kiedy si e c e upewni, ze oni naprawd poluja na t kobiet , mo e ju by za p no na przeciw e e e z z c z dziaanie. To w ko cu jednak nie jego sprawa. Nawet nie mia przy sobie no a. n z Jeden nieuzbrojony chopak przeciwko czterem m zczyznom? Patrzy, jak kobiee z ta w drowaa scie ka. Patrzy, jak tamci si za nia skradali. e e Co ja czekao? Chopak przykucna, napia mi snie. Serce bio mu mocno, prbowa ustali e c plan dziaania. Poranne so ce ogrzewao twarz Richarda, oddycha szybko, tron ch wystraszony. Wiedzia, ze gdzie tam, przed kobieta, jest skrt Szlaku Sokole s nikw. Pospiesznie usiowa sobie przypomnie , gdzie to waciwie jest. Gwny c s szlak, po jej lewej r ce, bieg wok jeziora i wspina si na wzgrze, docierajac e e do miejsca, w ktrym akurat sta. Je eli kobieta pozostanie na gwnym szlaku, to z mgby tu na nia zaczeka i powiedzie jej o tamtych m zczyznach. I co wtedy? c c e Zreszta to i tak za dugo by trwao, mogli jej wczeniej dopac. Richard powzia s s pewien plan. Zerwa si na nogi i pobieg w d szlaku. Je eli zda y, zanim tamci e z z ja zaatakuja i zanim ona minie skrt, to wwczas poprowadzi ja prawym odga e zieniem. Wiodo poza lasy, na otwarte, nagie zbocza gr, oddalao si od granicy e i kierowao ku miastu Hartland, ku bezpiecze stwu. Mo e zdoa zatrze slady n z c i tamci m zczy ni si nie zorientuja, ze zbiegowie wybrali odga zienie szlaku. e z e e B dzie im si zdawao, ze kobieta dalej w druje gwnym szlakiem; jeli zmyli e e e s ich cho na chwil , to doprowadzi ja w bezpieczne miejsce. c e Richard wcia jeszcze by zm czony, wi c z trudem oddycha, lecz bieg najz e e szybciej jak mg. Szlak wkrtce skr ci pomi dzy drzewa przynajmniej tamci e e nie zauwa a biegnacego chopaka. Gna, przecinajac smugi sonecznego blasku. z z Dywan z sosnowych igie tumi kroki. Zacza wypatrywa odga zienia scie c e ki. Nie wiedzia, jaka tras ju przebieg, i nie pami ta, gdzie dokadnie by ten e z e z skrt. To maa scie yna, atwo ja omina . Richard bieg i przy ka dym zakr cie c z e si udzi, ze to ju owo odga zienie. Zastanawia si , co te powie owej kobiecie, e z e e z kiedy si z nia zrwna. Mo e b dzie mylaa, ze i on ja sciga? Mo e si go wye z e s z e straszy? Mo e mu nie uwierzy? Czy b dzie mia doc czasu, zeby ja przekona , z e s c by z nim posza, wytumaczy , ze chce jej pomc? c 10

Chopak wbieg na szczyt maego wzniesienia, ale i tu nie dostrzeg skrtu. Gna wi c dalej, ci zko dyszac. Je eli nie dotrze do odga zienia przed kobieta, e e z e to tamci ich dopadna, jeli nie zdoaja uciec przed pogonia b da musieli wal s e czy . On za by zbyt zm czony i zeby ucieka , i zeby walczy . Przyspieszy. Pot c s e c c spywa mu po plecach, koszula lepia si do skry. Wysiek sprawi, ze chd poe ranka przemieni si w duszacy skwar. Richard bieg tak pr dko, ze rozmyway e e z si kontury drzew rosnacych po bokach scie ki. e Wreszcie chopak dotar do skrtu, tu przed ostrym skr tem w prawo; niemal z e go przegapi. Szybko sprawdzi, czy kobieta ju tu dotara i skr cia w w zsza z e e dr k . Nie znalaz zadnych sladw. Odetchna z ulga. Usiad na pi tach, starajac z e e si uspokoi oddech. Pierwsza cz sc planu si powioda. Wyprzedzi nieznajoma e c e e i pierwszy dotar do skrtu. Teraz tylko musi ja przekona , zeby mu zaufaa, zanim c b dzie za p no. Przycisna prawa do do bolacego miejsca w boku; zacza si e z n e zastanawia , czy nie wyjdzie na gupca. A jeli dziewczyna po prostu droczy si c s e z bra mi? Ale by si z niego smiali! c z e Richard spojrza na rank na grzbiecie doni. Bya zaczerwieniona i bolenie e s pulsowaa. Przypomnia sobie owego latajacego stwora. Pomyla, ze dziewczy s na sza pewnym krokiem w drowca zda ajacego do okrelonego celu; to nie by e z s spacerek dla zabawy. Poza tym to bya kobieta, a nie dziewczyna. No i w strach, ktry go ogarna, kiedy zobaczy tamtych czterech. Czterej m zczy ni ostro nie e z z si skradajacy za kobieta to trzeci dziw, ktry si mu przydarzy tego ranka. Trzeci e e kopot. Nie, Richard potrzasna gowa, to nie jest zabawa, dobrze to wiedzia. To nie zabawa. Oni ja osaczali. Chopak unis si nieco, pochyli, scisna kolana do mi i kilka razy g boko e n e odetchna. Dopiero potem si wyprostowa. Wcia by bardzo zgrzany. e z Zza zakr tu scie ki wysza moda kobieta. Richard na moment wstrzyma ode z dech. Miaa wspaniae, g ste, dugie, kasztanowe wosy. Bya niemal tak wysoka e jak on i chyba w tym samym wieku. Jeszcze nigdy nie widzia takiej szaty: biaa, z kwadratowym wyci ciem przy szyi, z niewielka skrzana sakiewka przy pasku. e Uszyta z delikatnej, gadkiej, niemal poyskujacej tkaniny, pozbawiona koronek i falbanek, wzorw. agodnie otulaa ksztatna posta . Strj elegancki w swojej c prostocie. Kobieta przystan a i szata uo ya si we wdzi czne fady. e z e e Richard podszed do nieznajomej, lecz zatrzyma si par krokw przed nia; e e nie chcia, zeby si poczua zagro ona. Staa spokojnie, opuciwszy r ce wzdu e z s e z bokw. Brwi miaa wygi te jak skrzyda lecacego sokoa. Zielone oczy bez l ku e e patrzyy w oczy chopaka. Niemal si w nich zatraci. Wydawao mu si , ze zna ja e e od zawsze, ze zawsze stanowia cz sc jego Ja, ze pragnie tego, co i ona. Zielone e oczy trzymay go na uwi zi rwnie pewnie jak krzepka do ; zdaway si czyta e n e c w duszy Richarda, szuka odpowiedzi na jakie pytanie. Jestem tutaj po to, zeby c s ci pomc, pomyla. To byo jego najgor tsze pragnienie. s e

11

Zielone oczy uwolniy chopaka. Dostrzeg w nich co, co go jeszcze bardziej s urzeko. Madroc. Inteligencj . Prawoc i uczciwoc. Richarda ogarn y spokj s e s s e i poczucie bezpiecze stwa. W jego umyle bysn o ostrze enie, przypomnia son s e z bie, po co si tu znalaz. e Byem tam wskaza w kierunku wzgrza i zobaczyem ci . e Spojrzaa w tamta stron . On te i zda sobie spraw , ze wskaza na platani e z e n pni drzew. Wzgrza nie byo stad wida . Richard opuci r k ; jak mg o tym e c s e e zapomnie ! Znw spojrzaa mu w oczy, czekaa. c Byem na wzgrzu, ponad jeziorem podja cichym gosem Richard. z Zobaczyem, jak idziesz scie ka wzdu brzegu. A za toba kilku m zczyzn. z e Ilu? spytaa, patrzac mu w oczy i nie zdradzajac zadnych emocji. Czterech odpar, cho zdziwio go to pytanie. Zblada. c Odwrcia gow , uwa nie si przyjrzaa g stwinie za swoimi plecami i znw e z e e spojrzaa chopakowi w oczy. Postanowie mi pomc? zapytaa. Tylko bladoc pi knej twarzy zdras s e dzaa jej uczucia. Tak odpowiedzia, zanim zda y si zastanowi . z e c Jak mylisz, co powinnimy zrobi ? zagodniaa. s s c z Za tamtym zakr tem jest niewielka scie ka. Je eli nia pjdziemy, a oni e z zostana na tej, to im uciekniemy. Co, je eli pjda za nami? z Zatr nasze slady. Prbowa jej doda otuchy, przekona ja. Nie pjda e c c za nami. Suchaj, nie ma czasu na. . . A jeli pjda? przerwaa mu. Co wtedy zrobisz? s Czy sa bardzo niebezpieczni? Uwa nie obserwowa jej twarz. z Bardzo. Ton jej gosu sprawi, ze Richard a wstrzyma oddech. z W oczach dziewczyny zamigotao przera enie. z z Hmm, to waziutka scie ka powiedzia, przeczesujac wosy palcami. Przynajmniej nas nie okra a. z Masz jaka bro ? s n Potrzasna przeczaco gowa. By wcieky na siebie za to, ze zostawi n s z w domu. Wi c si pospieszmy. e e Kiedy ju podj li decyzj , umilkli, nie chcac, zeby tamci ich usyszeli. Richard z e e pospiesznie zatar slady i da znak dziewczynie, zeby sza pierwsza chcia si e znale c pomi dzy nia a tamtymi m zczyznami. Usuchaa bez wahania. Sza szybz e e ko, fady szaty koysay si w rytm jej krokw. Mode iglaki lasu Ven toczyy si e e po obu stronach dr ki, dwie zielone sciany wytyczay waski i ciemny szlak. W z e drowcy nie widzieli, co si dzieje po obu stronach traktu. Richard niekiedy si e e 12

oglada, lecz to niewiele dawao. Przynajmniej by pewny, ze nikogo nie ma tu z za nimi. Dziewczyna sza szybko, nie musia jej pop dza . e c Po pewnym czasie grunt zacza si wznosi , sta si kamienisty, drzewa si e c e e przerzedziy. Dr ka wia si brzegiem g bokich, mrocznych zapadlisk, przeciz e e naa zasane suchymi licmi parowy. Przesuszone licie szeleciy i podlatyway, s s s kiedy tamt dy przechodzili. Sosny i swierki ustapiy miejsca drzewom liciastym, e s przewa nie brzozom. Wysokie pnie koysay si i na ziemi ta czyy plamy soz e n necznego blasku. Czarne plamki na biaych pniach brzz wygladay jak oczy tysiace oczu obserwowao dwoje w drowcw; tysiace oboj tnych oczu, a nie zad e e nych upw slepi, bya to wi c spokojna i cicha okolica. e Teraz trakt bieg u podn a granitowej skay. Richard poo y palec na warz z gach, dajac tym znak, ze powinni stapa bardzo ostro nie i cicho, zeby ich nie c z zdradzi zaden d wi k. Ilekro zakraka kruk, nioso si to echem wrd wzgrz. z e c e s Chopak dobrze zna to miejsce: ksztat skay sprawia, ze ka dy odgos nis si z e caymi milami. Wskaza na poroni te mchem okrage kamienie i gestami da s e dziewczynie do zrozumienia, ze powinni ic wanie po nich, aby nie zatrzeszcza s s a jaka sucha gaazka, ukryta pod dywanem lici. Nieznajoma skin a potakujaco s s e gowa, uniosa nieco szat i wesza na kamienie. Richard dotkna ramienia dziew e czyny, wykona nowa pantomim : ma ic ostro nie, bo mech jest sliski. Umiech e s z s n a si do , znw potakujaco skin a gowa i szybko posza naprzd. w niee e n e oczekiwany umiech doda chopakowi otuchy, zagodzi jego niepokj. Richard s uwa nie stapa z kamienia na kamie . Pozwoli sobie mie nadziej , ze ucieczka z n c e si powiedzie. e Dr ka pi a si pod gr , drzewa jeszcze bardziej si przerzedzay. Skaliste z e e e e podo e mao gdzie pozwalao zapuci korzenie. Ju wkrtce rosy wyacznie z s c z w szczelinach ska, zdeformowane, pokrzywione i niskie, zeby wiatr nie mg ich wyrwa z cieniutkiego spachetka ziemi. c W drowcy wyszli z lasu na skalne stopnie. Trakt nie by tu zbyt wyra ny. e z Dziewczyna cz sto si odwracaa ku Richardowi, a on wskazywa jej drog gee e e stem r ki lub kiwni ciem gowy. Ciekawy by, jak te brzmi jej imi , lecz milcza, e e z e bojac si , ze usysza ich owi czterej m zczy ni. Scie ka bya stroma i trudna, ale e e z z nie zwolnili ani na chwil . Nieznajoma sza pewnie i szybko. Chopak dopiero e teraz zauwa y, ze miaa wygodne buty z mi kkiej skry buty dowiadczonego z e s w drowca. e Wyszli spomi dzy drzew ju ponad godzin temu i ciagle wspinali si ku so e z e e n cu. Kierowali si na wschd, dopiero potem trakt skr ci ku zachodowi. Je eli e e z tamci wcia ich sledzili, to musieli teraz patrze prosto w so ce, zeby dostrzec z c n uciekinierw. Richard i dziewczyna szli pochyleni, skuleni, by trudniej byo ich wypatrzy . Chopak cz sto spoglada za siebie, czy nie wida pogoni. Nad jezioc e c rem Trunt dobrze si maskowali, ale tu nie mieli takich mo liwoci. Nikogo nie e z s dostrzega, wi c nabra otuchy. Nikt za nimi nie szed, tamci prawdopodobnie zoe 13

stali na Szlaku Sokolnikw, cae mile stad. Im bardziej si oddalali od granicy e i zbli ali do miasta, tym Richard czu si pewniej. Jego plan si powid. z e e Pogoni nie byo wida i chopak ch tnie zatrzymaby si na krtki odpoczyc e e nek, bo skaleczona do bardzo go bolaa, lecz nic nie wskazywao na to, ze i nien znajoma chciaaby odpocza . Sza pospiesznie, jakby pogo nast powaa im na c n e pi ty. Richard przypomnia sobie, jaka miaa przera ona min , kiedy spyta, czy e z e tamci sa niebezpieczni, i porzuci wszelka myl o odpoczynku. s Mijay godziny i dzie stawa si bardzo ciepy, jak na t por roku. Niebo byo n e e e lniace i b kitne, pyn y po nim nieliczne, mae, biae oboczki. Jedna z chmurek s e e przybraa ksztat w za, ktry gow mia opuszczona ku ziemi, a ogon uniesiony e e ku grze. Richard przypomnia sobie, ze ju wczeniej widzia t chmurk ; a mo z s e e ze to byo wczoraj? Powinien o tym powiedzie Zeddowi, kiedy znw go zobaczy. c Zedd potrafi czyta z ksztatw chmur. Je eli chopak zapomni mu opowiedzie c z c o owej chmurce, to b dzie musia wysucha dugiej tyrady o doniosym znaczee c niu obokw. Starzec na pewno obserwowa t chmurk i duma, czy te Richard e e z zwrci na nia uwag , czy nie. e Dr ka zawioda w drowcw na stromy poudniowy stok Urwistego Wierchu. z e Przecinaa skalista stromizn mniej wi cej w poowie jej wysokoci. Roztacza si e e s e stad wspaniay widok na poudniowa parti lasu Ven, a po lewej, niemal e ju za e z z stokiem gry, mo na byo dostrzec wysokie i poszarpane szczyty granicy, otulone z mga i chmurami. Richard zauwa y brunatne, obumierajace drzewa, odcinajace z si od sciany zielem. Im bli ej granicy, tym wi cej byo takich drzew. To sprawka e z e pnacza, pomyla. s Dwoje uciekinierw spieszyo skalnym traktem. Byli na otwartej przestrzeni, pozbawieni mo liwoci ukrycia si ka dy mg ich atwo dostrzec, lecz z s e z z za owym zboczem Urwistego Wierchu scie ka powinna opada ku Lasom Harc tlandzkim i ku miastu. Nawet je eli czterej m zczy ni spostrzegli swoja pomyk z e z e i poda yli za nimi, to i tak zbiegowie b da bezpieczni. z e z Zbli ali si do przeciwlegego kra ca stoku. Scie ka stawaa si coraz szerz e n e sza, mogli ic obok siebie. Richard nie odrywa prawej doni od skalnej sciany, s dodawao mu to pewnoci, spokojniej patrzy na gazy le ace kilkaset stp ni ej. s z z Odwrci si nikt za nimi nie szed. e Nieznajoma zatrzymaa si w p kroku, szata zafalowaa wok jej ng. e Dr ka przed nimi jeszcze przed sekunda bya pusta, teraz stali tam dwaj m zz e czy ni. Richard by wy szy ni wi kszoc ludzi, lecz ci dwaj byli wy si od niego. z z z e s z Kaptury ciemnozielonych paszczy osaniay ich twarze, ale w strj nie zdoa zamaskowa pot znego umi snienia cia. Chopak si zastanawia, jakim cudem c e e e zdoali ich wyprzedzi . c Richard i nieznajoma odwrcili si , gotowi ucieka . Ze skay opady dwie liny e c z e i pozostali dwaj m zczy ni zsun li si po nich na scie k . Zablokowali jedyna e z e e

14

drog ucieczki. Byli rwnie pot zni jak tamci. Pod paszczami mieli cay arsena e e broni, ktra zalnia w so cu. s n Chopak odwrci si ku pierwszej dwjce. Odrzucili kaptury. Mieli g ste jae e sne wosy i masywne karki, wyraziste urodziwe twarze. Mo esz odejc, chopcze. Nas interesuje tylko ona. z s Gos mwiacego by g boki, niemal przyjacielski, lecz brzmiao w nim wy e ra ne ostrze enie i gro ba. Zdja skrzane r kawice i zatkna je za pas, nawet nie z z z e raczy spojrze na Richarda. Najwyra niej uwa a, ze chopak to zaden przeciwc z z nik. Chyba by dowdca, bo tamci trzej milczeli, kiedy mwi. Richard jeszcze nigdy nie by w takiej sytuacji. Zawsze post powa tak, zeby e unikna kopotw. Nigdy nie traci opanowania i zwykle udawao mu si uagoc e dzi oponenta. Je eli owa taktyka zawioda, mia doc siy, by zako czy zwad , c z s n c e zanim komu si staa krzywda, w razie potrzeby za potrafi po prostu odejc. Tes e s s raz wiedzia, ze ci m zczy ni nie sa zainteresowani pertraktacjami i widzia, ze si e z e go ani troch nie boja. Szkoda, ze nie mo e sobie pjc. Chopak spojrza w ziee z s lone oczy nieznajomej dumna kobieta bez sw bagaa go o pomoc. Pochyli si ku niej i rzek zdecydowanym tonem: e Nie zostawi ci . e e Na twarzy dziewczyny odmalowaa si wyra na ulga. e z Leciutko skin a gowa i dotkn a ramienia chopca. e e Stj pomi dzy nimi. Nie pozwl, by wszyscy czterej ruszyli na mnie jednoe czenie szepn a. I nie dotykaj mnie, kiedy zaatakuja. Mocniej zacisn a s e e do i wpatrzya si w oczy chopaka, szukajac potwierdzenia, ze zrozumia jej zan e lecenia. Richard nie mia poj cia, o co jej chodzi, ale kiwna potakujaco gowa. e Oby dobre duchy byy z nami dodaa nieznajoma. Opucia r ce i odwrcia s e z si ku m zczyznom w tyle scie ki. Na jej twarzy nie maloway si zadne uczucia. e e e Id swoja droga, chopcze powiedzia twardszym gosem dowdca z czwrki. Wi cej tego nie powtrz . e e Richard przekna slin . Postara si , zeby jego gos zabrzmia pewnie, cho e e c serce mu walio jak szalone. Obydwoje pjdziemy. Nie tym razem zimno odpar przywdca i wyciagna zakrzywiony n . z Jego towarzysz wyszarpna krtki miecz z pochwy przymocowanej do plecw. Z obrzydliwym umieszkiem przejecha nim po swoim umi snionym przedramies e niu, barwiac ostrze czerwienia krwi. Richard usysza, jak szcz kn a bro , ktrej e e n dobyli m zczy ni stojacy za nim. Zdr twia ze strachu. To wszystko dziao si e z e e zbyt szybko. On i dziewczyna nie mieli zadnej szansy. Najmniejszej. Przez chwil nikt si nie porusza. Richard drgna, syszac bitewny okrzyk e e m zczyzn, gotowych zgina w walce. Zaatakowali gwatownie. Towarzysz przye c wdcy unis wysoko swj krtki miecz i runa na chopaka. Jeden z tamtych dopad nieznajomej. 15

I wtedy, zanim napastnik uderzy na Richarda, zadr ao powietrze, jakby udez rzy milczacy grom. Chopak poczu ostry bl. Py unis si w gr i rozchodzi e e kr giem. e Czowiek z mieczem tak e poczu bl i spojrza na kobiet . Richard wykoz e rzysta to, opar si o skalna scian i z caej siy uderzy stopami w pier nadbiee e s gajacego przeciwnika. Tamten spad ze szlaku. Z oczami szeroko rozwartymi ze zdumienia, wcia sciskajac w doni miecz, runa na znajdujace si w dole gazy. z e Chopak ze zdziwieniem ujrza, ze jeden z tamtych m zczyzn rwnie spada, e z z rozdarta i zakrwawiona piersia. Nie zda y si nad tym zastanowi , bo przy z e c wdca unis n i zaatakowa dziewczyn . W p dzie uderzy pi scia w pier Riz e e e s charda. Cios sprawi, ze chopak polecia na skalna scian i uderzy w nia gowa. e Stara si nie zemdle i myla tylko o tym, zeby powstrzyma tamtego, zanim doe c s c si gnie dziewczyny. O dziwo, znalaz w sobie doc si, aby zapa przeciwnika za e s c krzepki nadgarstek i okr ci ku sobie. Teraz n celowa w Richarda. Ostrze lnie c z s o w so cu. W b kitnych oczach obcego pon o bezlitosne pragnienie mordu. n e e Chopak przerazi si , jak nigdy przedtem. e Zda sobie spraw , ze grozi mu smier . e c Nagle, jakby znikad, pojawi si czwarty m zczyzna i wbi krtki, pokryty e e skrzepa krwia miecz w brzuch swojego dowdcy. Atak by tak gwatowny, ze obaj spadli z urwiska. Wcieky wrzask owego napastnika ucich dopiero wtedy, s kiedy obydwaj uderzyli o gazy u stp gry. Osupiay ze zdumienia Richard patrzy w slad za nimi. Potem z ociaganiem odwrci si ku nieznajomej ba si , ze ujrzy ja le aca bez zycia. Tymczasem e e z siedziaa na ziemi, wsparta o skalna scian , wyczerpana, lecz nie ranna. Jakby e nieobecna, zapatrzona w co odlegego. Wszystko rozegrao si tak szybko, ze s e Richard nie pojmowa, co i jak si stao. Teraz on i kobieta byli sami, dokoa e panowaa cisza. Chopak przysiad obok nieznajomej, na rozgrzanej so cem skale. Gowa bon laa go przera liwie; to skutek zderzenia z kamiennym urwiskiem. Wiedzia, ze z kobiecie nic si nie stao, nie zadawa wi c zb dnych pyta . Oboje byli zbyt znue e e n zeni, zeby rozmawia . Nieznajoma spostrzega krew na swojej doni i wytara ja c o ska , ju upstrzona czerwonymi plamami. Richard o mao nie zwymiotowa. e z Nie mg uwierzy , ze zyja. To byo zbyt nieprawdopodobne. I co to za bezgoc sny grzmot? Czemu poczu wwczas taki bl w caym ciele? Nigdy przedtem nie dowiadczy czego takiego. A si otrzasna na samo wspomnienie. Cokolwiek s s z e to byo, ona miaa z tym co wsplnego i ocalia mu zycie. Wydarzyo si co s e s niesamowitego i Richard wcale nie by pewny, czy chce wiedzie , co to waciwie c s byo. Nieznajoma, oparszy gow o skalna scian , spojrzaa na chopaka. e e

16

Nawet nie wiem, jak ci na imi . Ju przedtem chciaam zapyta , ale baam e z c si mwi . Wskazaa urwisko. Bardzo si ich baam. . . Nie chciaam, zeby e c e nas znale li. z Richard pomyla, ze mo e jest bliska paczu. Ale nie, nie bya. To raczej on s z ch tnie by si rozpaka. Skinieniem gowy potwierdzi, ze i on chcia unikna e e c spotkania z czterema m zczyznami. Potem rzek: e Nazywam si Richard Cypher. e Zielone oczy uwa nie go obserwoway; lekki wiaterek zwia pasemka wosw z na twarz kobiety. Umiechn a si . s e e Niewielu jest takich, ktrzy stan liby u mego boku powiedziaa i choe pak uzna, ze gos jest rwnie atrakcyjny jak posta i ze harmonizuje z byskiem c inteligencji w oczach nieznajomej. Jeste niezwykym czowiekiem, Richars dzie Cypher. Richard, ku swemu niezadowoleniu, poczu, ze si rumieni. Patrzya w prze e ciwna stron , odgarniajac z twarzy kosmyk wosw i udaa, ze nie dostrzega ru e mie cw chopca. n Jestem. . . chciaa co powiedzie , ale si rozmylia. Odwrcia si ku s c e s e Richardowi. Mam na imi Kahlan. Z rodziny Amnell. e Dugo patrzy jej w oczy. Ty tak e jeste niezwyka osoba, Kahlan Amnell. Niewielu by walczyo tak z s jak ty. Nie zarumienia si , lecz obdarzya go jeszcze jednym umiechem. To by e s dziwny, specyficzny umiech. Wargi kryy biel z bw, jak przy wymianie tajems e nic. W oczach dziewczyny zata czyy iskierki. Umiech zaufania i wsplnoty. n s Richard dotkna bolesnego guza z tyu gowy, obejrza palce. Nie byy popla mione krwia, a przysiagby, ze powinien krwawi . Znw spojrza na kobiet , po c e raz kolejny si zastanawia, co te ona zrobia i jak tego dokonaa. Najpierw by e z ten bezgony grom, a potem on straci z urwiska jednego z napastnikw; jeden s z tamtych dwch (tych bli ej kobiety) zabi swego towarzysza zamiast niej, po z czym umierci dowdc i samego siebie. s e I c , Kahlan, przyjaciko, czy mi powiesz, jak to si stao, ze to my z e zyjemy, a tamci czterej nie? Mwisz serio? zdziwia si . e O co ci chodzi? Nazwae mnie przyjacika odpara z wahaniem. s Pewnie. Richard wzruszy ramionami. Sama dopiero co powiedziaa, ze stanaem u twego boku. Tak post puje przyjaciel, czy nie? Umiechna s e z s si do niej. e Sama nie wiem. Kahlan odwrcia gow , dotkn a r kawa swojej szae e e ty. Nigdy przedtem nie miaam przyjaciela. Z wyjatkiem mojej siostry. . . Chopak wyczu w jej gosie bl. 17

Teraz wi c masz rzek ochoczo. W ko cu par chwil temu prze ylie n e z smy razem straszliwa przygod . Pomoglimy sobie nawzajem i wyszlimy z tego e s s cao. Kahlan przytakn a. Richard popatrzy na Ven, na lasy, w ktrych czu si e e jak w domu. Ziele pysznia si w blasku so ca. Spojrza w lewo, na brazowe n e n plamy to umierajace drzewa, stojace wrd zdrowych pobratymcw. Kiedy s rankiem znalaz Owo pnacze, ktre go ukasio, nie mia poj cia, ze dostao si e e tu od granicy, przenoszac si lasem. Rzadko chodzi do Ven, w pobli e granicy. e z Starsi omijali ja o cae mile. Niektrzy podchodzili bli ej, jeli podr owali Szla z s z kiem Sokolnikw lub podczas polowa , lecz ka dy uwa a, by si nie znale c n z z e z zbyt blisko. Granica oznaczaa smier . Mwiono, ze wejcie w pas graniczny to c s nie tylko smier , ale i nara anie duszy. Stra nicy nie zaniedbywali niczego, by c z z trzyma ludzi z daleka. c A co z reszta? Zerkna na Kahlan z ukosa. Ze prze ylimy. Jak to si z s e stao? Sadz , ze chroniy nas dobre duchy. Nie spojrzaa mu w oczy. e Richard oczywicie w to nie uwierzy. Bardzo chcia zna odpowied na swoje s c z pytanie, lecz nie mia zwyczaju zmusza innych do zdradzenia tego, co woleli c zatai . Ojciec nauczy go, ze ka dy ma prawo do swoich tajemnic. Kahlan sama c z mu wszystko powie, jeli i kiedy zechce; nie b dzie jej do tego zmusza . s e c Ka dy ma swoje sekrety. Richard te mia. Tkwiy jak zadra w jego mylach z z s (wraz z morderstwem ojca i wydarzeniami tego poranka). Przyjaciele nie musza sobie mwi tego, co chca zachowa w tajemnicy, c c Kahlan. I dalej pozostaja przyjacimi oznajmi Richard, chcac ja uspokoi . c Nie spojrzaa na , lecz skin a potakujaco. n e Chopak wsta. Gowa go bolaa, do te i dopiero teraz poczu, jak dokucza n z mu slad po uderzeniu pi scia. Na domiar wszystkiego poczu gd. Michael! Zae pomnia o przyj ciu u brata! Spojrza na so ce i ju wiedzia, ze si sp ni. Mia e n z e z nadziej , ze zda y chocia na mow Michaela. Zabierze ze soba Kahlan, opowie e z z e wszystko bratu i uzyska dla niej ochron . Wyciagna r k , by pomc jej wsta . e e e c Patrzya na niego ze zdumieniem. Richard nie cofna r ki. Kahlan spojrzaa mu e w oczy i przyj a pomoc. e Zaden przyjaciel nie poda ci nigdy doni? Umiechna si chopak. s e Nie. Kobieta odwrcia oczy. Richard dostrzeg jej zmieszanie i zmieni temat. Kiedy ostatnio jada? s Dwa dni temu odpara oboj tnie. e To musisz by o wiele bardziej godna ni ja. Unis brwi ze zdumiec z niem. Zabior ci do mojego brata doda, patrzac w d urwiska. Musi e e si dowiedzie o tych ciaach. Czy wiesz, kim byli ci m zczy ni, Kahlan? Zielone e c e z oczy patrzyy twardo. 18

To bojwka. Sa. . . Sa zabjcami. Wysya si ich, by zabili. . . Ugryza e si w j zyk. Morduja ludzi poprawia si . Jej twarz znw bya spokojna e e e i powa na, jak wtedy, kiedy si spotkali. Uwa am, ze im mniej ludzi b dzie z e z e o mnie wiedzie , tym b d bezpieczniejsza. c e e Richard by wstrzani ty. Nigdy przedtem nie sysza o czym takim. Przeczes e s sa wosy palcami, prbujac to przemyle . Znw zawiroway ciemne, mroczne s c myli. Z jakiego powodu ba si tego, co Kahlan moga powiedzie , lecz musia s s e c zapyta . c Skad przysza bojwka, Kahlan? Patrzy stanowczo w jej oczy i ufa, ze tym razem odpowie. Kobieta przez chwil wpatrywaa si w twarz Richarda. e e Musieli mnie sledzi ju w Midlandach i przez granic . c z e Richard zdr twia, poczu mrz, wstrzasn y nim dreszcze. Obudzi si w nim e e e g boko ukryty gniew, niespokojnie poruszyy si sekretne myli. e e s Ona na pewno kamie. Nikt nie mo e przekroczy granicy. z c Nikt. Nikt nie mo e przejc do Midlandw ani si stamtad zjawi . Granica odci a z s e c e owe ziemie, jeszcze zanim on, Richard, si urodzi. e Midlandy byy kraina magii.

Rozdzia trzeciDom Michaela, solidna budowla z biaego kamienia, wznosi si w pewnym e oddaleniu od drogi. Fantazyjnie powyginane dachy, kryte upkowymi dachwka mi, zbiegay si u szczytu ze wzmocnionego oowiem szka. Swietlik znajdowa e si nad gwnym holem. Wielkie biae d by ocieniay dr k wiodaca do domu, e e z e chroniac ja przed jaskrawym popoudniowym so cem. Biega poprzez rozlege n aki i docieraa do ukwieconych ogrodw. Richard wiedzia, ze kwiaty wyhodo wano w cieplarniach specjalnie na t okazj przecie bya ju p na jesie ! e e z z z n Wystrojeni gocie przechadzali si wrd ak i po ogrodach. Richard poczu s e s si nieswojo. Na pewno fatalnie si prezentowa w swoim brudnym, przepoconym e e ubraniu, ale nie chcia traci czasu na pjcie do wasnego domu i przebranie si . c s e Poza tym by akurat w ponurym nastroju i mao go obchodzio to, jak wyglada. Mia wa niejsze sprawy na gowie. z Za to Kahlan swietnie tu pasowaa, strojna w swoja dziwna, elegancka szat . e Wcale nie byo wida , ze i ona dopiero co wysza z lasw. Na Urwistym Wierchu c polao si tyle krwi, a szata dziewczyny bya czysta, dziwi si Richard. Jako e e s unikn a poplamienia krwia, kiedy tamci si nawzajem zabijali. e e Chopak bardzo si zdenerwowa, usyszawszy, ze przybya z Midlandw, poe przez granic , Kahlan wi c ju o tym nie mwia. Musia to sobie przemyle , e e z s c powolutku si z tym oswoi . Za to wypytywaa go o Westland, o mieszkajacych e c tu ludzi, o jego dom. Richard opowiedzia jej o swojej chatce w lesie, o tym, ze woli mieszka z dala od miasta, ze jest przewodnikiem w Lasach Hartlandzkich. c Masz w domu palenisko? spytaa Kahlan. Tak. Korzystasz z niego? Tak, wcia co gotuj . Dlaczego? z s e Po prostu zapomniaam posiedzie przed ogniem odpara, wzruszajac c ramionami i odwracajac wzrok. Tyle si ju tego dnia wydarzyo, myla chopak, ze dobrze mie z kim pogae z s c da , nawet jeli ten kto nie zdradza swoich sekretw, cho stale o nich napomyka. c s s c Zaproszenie, sir? rozleg si czyj bas z cienia przy wejciu. e s s

20

Zaproszenie? Richard si odwrci, chcac zobaczy , kto go tak wita i ujrza e c psotny umieszek. Te si umiechna. To by Chase, jego przyjaciel, stra nik gras z e s z niczny. Przywitali si serdecznie. e Chase by wielkim m zczyzna, gadko wygolonym, o jasnobrazowych, siwiee jacych na skroniach wosach. G ste brwi ocieniay uwa ne, piwne oczy, ktre e z zawsze wszystko widziay, strzelajac na boki, nawet podczas rozmowy. Tote lu z dzie cz sto mieli wra enie cakowicie mylne! ze nie zwraca uwagi na to, co e z mwia. Richard swietnie wiedzia, jaki jego przyjaciel potrafi by szybki w razie c potrzeby. Chase mia u pasa par no y i bojowa maczug , znad prawego ramiee z e nia sterczaa mu r kojec krtkiego miecza, na lewym zawiesi uk i koczan ze e s strzaami o kolczastych, metalowych grotach. Wygladasz, jakby zamierza wywalczy swoja dziak pocz stunku za s c e e zartowa Richard. Nie jestem tutaj jako goc. Chase przesta si umiecha i spojrza na s e s c Kahlan. Zakopotany chopak uja rami dziewczyny i przyciagna ja bli ej. Podesza e z spokojnie, bez l ku. e To moja przyjacika, Kahlan, Chase. Richard umiechna si do niej. s e A to Dell Brandstone. Wszyscy mwia do niego Chase. Jest moim starym przy jacielem. Przy nim nic nam nie grozi. Odwrci si do tamtego. Mo esz jej e z zaufa . c Kahlan przyjrzaa si wielkiemu m zczy nie, umiechn a si do i skin a e e z s e e n e przyja nie gowa. Odwzajemni si jej. Wystarczyo mu sowo Richarda, uzna z e spraw za wyjaniona. Uwa nie obserwowa tum, zatrzymujac wzrok na niekte s z rych osobach, sprawdza, kto si zbytnio zainteresowa ich trjka. Odsuna tame tych dwoje na bok, w cie , nie chcac, by stali na zalanych so cem stopniach. n n Twj brat zwoa wszystkich granicznych stra nikw. Chase przerwa z i rozejrza si wkoo. Mamy by jego ochrona. e c Co takiego?! To bez sensu! zdumia si Richard. Ma przecie gware z dzistw i wojsko. Po co mu jeszcze graniczni stra nicy? z Wanie. Chase poo y do na r kojeci no a, a jego twarz nie zdras z n e s z dzaa zadnych emocji (jak zwykle zreszta). Mo e po prostu chce nas mie z c w pobli u, zeby zaimponowa . Ludzie si boja stra nikw. Kiedy zamordowano z c e z twojego ojca, niemal si przeniose do lasw; nie twierdz , ze na twoim mieje s e scu nie postapibym tak samo. Chciaem tylko powiedzie , ze ci tutaj nie byo. c e A dziay si dziwne rzeczy, Richardzie. Jakie osoby przychodziy noca i noca e s odchodziy. Michael nazywa ich zaanga owanymi obywatelami. Opowiada te z z jakie banialuki o spisku przeciwko rzadowi. Stra nicy sa wsz dzie naokoo. s z e Richard si rozejrza, ale nie dostrzeg zadnego stra nika. Wiedzia jednak, ze e z to o niczym nie swiadczy. Je eli stra nik graniczny chce pozosta w ukryciu, to z z c go nie dostrze esz, cho by ci nadepna na odcisk. z c 21

Moi chopcy tu sa, mwi ci. Chase b bni palcami po r kojeci no a e e e s z i patrzy, jak chopak uwa nie si rozglada. z e A skad wiesz, ze Michael nie ma racji? Przecie zamordowano ojca Pierw z szego Rajcy i w ogle. Sam wiesz, ze znam wszystkie grzeszki Westlandu. Chase skrzywi si e z niesmakiem i oburzeniem. Nie ma zadnego spisku. Przynajmniej co by si tu s e dziao, gdyby by, miabym jaka rozrywk , a tak jestem tylko dla ozdoby. Michas e el zapowiedzia, ze mam si rzuca w oczy. Spowa nia. A co do zamordo e c z wania twego ojca. . . C , George Cypher i ja znalimy si na dugo przedtem, z s e zanim przyszede na swiat, jeszcze zanim ustanowiono granic . Jestem dums e ny z tego, ze by moim przyjacielem. W oczach Chasea zapona gniew. Wykr ciem kilka paluszkw rzuci i przenoszac ci zar ciaa na druga nog , e e e uwa nie obserwowa otoczenie. Mocno wykr ciem. Tak, ze ich waciciele z e s wydaliby nawet wasna matk , gdyby ona to zrobia. Nikt o niczym nie wiedzia, e a mo esz mi wierzy na sowo, ze z radocia by mi wszystko opowiedzieli. Byle z c s tylko zako czy nasza konwersacj ! Po raz pierwszy mi si zdarzyo, ze scigam n c e e kogo, a nie mog zapa najl ejszego sladu. Skrzy owa r ce i przyjrza si s e c z z e e Richardowi z umiechem. Hmm, jeli ju mowa o grzeszkach, to gdzie si s s z e wczye? Wygladasz jak jeden z tych moich typkw. s Bylimy w grnym Ven odpar chopak, spojrzawszy najpierw na Kahs lan. Sciszy gos i doda: Napado na nas czterech m zczyzn. e Znam ich? Chase unis brew. Richard przeczaco potrzasna gowa. I gdzie oni teraz sa? spyta stra nik, marszczac brwi. z z Znasz szlak przez Urwisty Wierch? Jasne. Le a na skaach pod urwiskiem. Musimy pogada . z c Rzuc tam okiem. Chase opuci r ce, przyjrza si uwa nie Richardowi e s e e z i Kahlan. Znw zmarszczy brwi. Jak tego dokonalicie? s Tamtych dwoje wymienio spojrzenia i chopak odpar niewinnie: Chyba chroniy nas dobre duchy. Ach tak. . . Chase przyjrza si im podejrzliwie. C , lepiej teraz nie e z mwi o tym Michaelowi. Co mi si zdaje, ze on nie wierzy w dobre duchy. c s e Uwa nie obserwowa twarze obydwojga. Mo ecie si zatrzyma u mnie, jeli z z e c s chcecie. B dziecie w miar bezpieczni. e e Richard pomyla o dzieciach Chasea. Nie chcia ich nara a , lecz uzna, ze s z c to nie pora i nie miejsce na dyskusj , wi c po prostu si zgodzi. e e e Lepiej wejdziemy do srodka. Michael pewno sadzi, ze ju nie przyjd . z e Jeszcze jedno powstrzyma go Chase. Zedd chce ci zobaczy . Co e c s go ostatnio gryzie. Mwi, ze to naprawd wa ne. e z Richard zerkna przez rami i zobaczy t sama w zowata chmurk . e e e e 22

Co mi si wydaje, ze i ja powinienem si z nim zobaczy stwierdzi s e e c i odwrci si , by odejc. e s Co robie w grnym Ven, Richardzie? spyta Chase, ypiac gro nie. s z Ka dy ugiaby si pod tym spojrzeniem, lecz nie Richard. z e To samo, co ty. Szukaem sladu. I co, znalaze? Tamten zagodnia, niemal znw si umiechna. s e s Chopak skina gowa i unis czerwona, obolaa lewa do . n Tak. I to kasajacy. Richard i Kahlan wmieszali si w tum goci wchodzacych do domu. Po biae s ych marmurowych stopniach weszli wraz z innymi do gwnego holu. Marmu rowe sciany i kolumny lniy w promieniach so ca, wpadajacych przez swietlik s n w dachu. Chopak zawsze wola przytulnoc drewna, lecz Michael uwa a, ze s z z drewna ka dy sam mo e zrobi , co zechce, a zeby mie marmury, trzeba wynaz z c c ja ludzi mieszkajacych w drewnianych domach i oni wykonaja dla ciebie robot . c e Richard przypomnia sobie, ze kiedy zya jeszcze ich matka, wtedy on i Michael bawili si razem, budujac z patyczkw domy i forty. Brat mu wwczas pomaga. e Tak by chcia, zeby i teraz mu pomg. Witali go ludzie, ktrych zna, a Richard odwzajemnia si krtkim uciskiem e s doni lub sztywnym umieszkiem. Kahlan bya tu obca, lecz swobodnie si czua s e wrd tych wa niakw. Chopak poja, ze i ona musi by kim wa nym. W ko cu s z c s z n mordercy nie poluja na pierwszego lepszego. Richardowi trudno si byo umiecha do wszystkich. Je eli pogoski o tym, e s c z co idzie od granicy, sa prawdziwe, to Westland jest w niebezpiecze stwie. Wie n sniacy z obrze y Hartlandu i tak ju si bali wychodzi noca z domw. Opowiaz z e c dali mu historie o cz sciowo zjedzonych ludziach. Uspokaja ich, ze owi biedacy e pewno zmarli naturalna smiercia, a dzikie zwierz ta znalazy ciaa. Odpowiada e li, ze to dzieo bestii spadajacej z nieba. On za uzna, ze to bajdy przesadnych s prostaczkw. I sadzi tak a do dzi. z s Richard czu si przera liwie samotny, cho wok byo mnstwo ludzi. Nie e z c mia poj cia, jak sobie z tym poradzi . Nie wiedzia, do kogo si zwrci . Tylko e c e c przy Kahlan lepiej si czu, cho jednoczenie go przera aa. Walka na urwisku e c s z wytracia go z rwnowagi. Chcia wraz z dziewczyna odejc z domu brata. Zedd s wiedziaby, co robi . Mieszka w Midlandach, zanim si pojawia granica, ale nic e gdy nie opowiada o tych czasach. I jeszcze to dziwaczne uczucie, ze to wszystko ma co wsplnego ze smiercia jego, Richarda, ojca, a owa smier jako si aczy s c s e z sekretami, ktre ojciec powierzy tylko jemu. Tak mi przykro, Richardzie. Kahlan poo ya do na ramieniu chopaz n ka. Nie wiedziaam. . . Nie wiedziaam o twoim ojcu. Wspczuj ci. e Dzi ki. e

23

Niebezpiecze stwa minionego dnia sprawiy, ze Richard niemal o tym zapon mnia, dopiero sowa Chasea. . . Niemal zapomnia. Zaczeka, a minie ich kobiez ta w niebieskiej jedwabnej sukni, ozdobionej koronkowymi mankietami i takim e z konierzem. Patrzy w podog nie mia ochoty odwzajemnia ewentualnego e c umiechu. s To si wydarzyo przed trzema tygodniami doda i opowiedzia Kahlan, e co si stao. e Ogromnie ci wspczuj , Richardzie. Mo e wolaby zosta sam? e z s c Nie, nie, w porzadku. Zmusi si do umiechu. Ju wystarczajaco e s z dugo byem sam. Dobrze jest mie przyjaciela, z ktrym mo na pogada . c z c Kahlan umiechn a si do niego i skin a gowa. Richard zastanawia si , s e e e e gdzie jest Michael. Dziwne, ze si jeszcze nie pokaza. Nie czu godu, ale pa e mi ta, ze dziewczyna nie jada od dwch dni. Wspaniale si kontroluje, myla e e s Richard, przecie tyle tu pysznoci. Zach cajace aromaty sprawiy, ze i jemu poz s e cieka slinka. Pochyli si ku dziewczynie. e Godna? O, tak. Poprowadzi ja do dugiego stou zastawionego rozmaitymi potrawami. Sta y tam pmiski dymiacych mi s i kiebasek, misy goracych ziemniakw, talerze e z r nymi suszonymi rybami, tace z pieczonymi na ruszcie rybami, kurczakami z i indykami, cae mnstwo warzyw; wazy z kapuniakiem, zupa cebulowa i zupa s korzenna, pmiski z chlebem, serami, owocami i ciastkami, no i oczywicie be s czuki wina i piwa. Su ace dbay o to, by potraw nie ubywao. Kahlan przyjrzaa z im si . e Niektre z nich maja dugie wosy. U was tak wolno? Tak. Zdumiony Richard rozejrza si wok. Ka dy nosi taka fryzur , e z e jaka chce. Popatrz. Pochyli si ku niej i dyskretnie wskaza grupk kobiet. e e To radne. Jedne maja dugie wosy, inne krtkie. Jak im si podoba. Zerkna na e Kahlan. Czy by kto ci powiedzia, zeby sci a wosy? z s s e Nie. Nikt mnie nigdy o to nie prosi. Po prostu tam, skad pochodz , dugoc e s wosw kobiety mwi o jej spoecznym statusie. To znaczy, ze jeste kim wysoko postawionym? Umiechem zagodzi s s s szorstkoc pytania. Bo masz takie pi kne, dugie wosy. s e Niektrzy tak sadza odpara ze smutnym umiechem. Mylaam, ze s s dzisiejszy poranek czego ci nauczy. Mo emy by tylko tym, czym jestemy, s e z c s niczym wi cej i niczym mniej. e No c , kopnij mnie, je eli spytam o co, co przyjaciel powinien przemilz z s cze . c Umiechn a si do jak na Urwistym Wierchu. Odwzajemni umiech. Wys e e n s patrzy swoja ulubiona potraw : zeberka w korzennym sosie. Nao y troch na e z e talerz i poda dziewczynie. 24

Sprbuj najpierw tego. To moje ulubione danie. Z jakiego stworzenia pochodzi to mi so? Trzymaa talerz w wyciagni e e tej r ce i przygladaa mu si podejrzliwie. e e To wieprzowina odpar nieco zdumiony chopak. No wiesz, ze swini. Sprbuj, to najsmaczniejsze z tych da . n Kahlan odetchn a z ulga i zjada mi so. Richard nao y sobie hojnie ulubioe e z nej potrawy i paaszowa z apetytem, rozkoszujac si ka dym k sem. e z e Teraz to. Nao y Kahlan i sobie kiebasek. z Z czego je zrobiono? znw si zaniepokoia. e Z woowiny i wieprzowiny, plus jakie przyprawy. Nie wiem dokadnie s jakie. Dlaczego pytasz? Czy by nie jadaa niektrych potraw? z s Tylko niektrych odpara wymijajaco. Czy mgby mi poda zupy s c korzennej? Richard nala zupy do delikatnej biaej miseczki ze zocista obwdka i przy nis Kahlan. Uj a miseczk w donie i sprbowaa. e e Pyszna, zupenie jakbym ja sama przyrzadzia stwierdzia z umie s chem. Co mi si wydaje, ze nasze krainy nie r nia si a tak, jak si tego s e z e z e obawiasz. Wypia reszt zupy. e Richard, ucieszony sowami dziewczyny, wzia kromk chleba i obo y ja e z mi sem kurczaka; poda kanapk Kahlan. Wzi a ja i odesza od stou, zajadajac e e e po drodze. Richard odstawi pusta Miseczk i poda y za dziewczyna, wymienia e z jac z tym i owym scisk doni. Ludzie, z ktrymi si wita, zerkali krytycznie na e jego strj. Kahlan zatrzymaa si w pobli u kolumny i odwrcia ku Richardowi. e z Czy mgby mi przyniec kawaek sera? s s Oczywicie. Jakiego? s Oboj tnie odpara, obserwujac ci b . e z e Chopak przecisna si przez tum do stou z zywnocia i wzia dwa kawaki e s sera. Jeden z nich pogryza w drodze powrotnej, drugi poda dziewczynie. Wzi a e ser, lecz wcale go nie zjada. Opucia r k wzdu boku i upucia w kawaek s e e z s sera na podog , jakby zapominajac, ze go trzyma w doni. e Wolaaby inny? s Nienawidz sera powiedziaa dziwnym tonem, patrzac na co za plecami e s chopaka. To po co o niego prosia zirytowa si Richard. s e Nie odwracaj ode mnie oczu. Znw spojrzaa na chopaka. W g bi e pokoju, za toba, stoja dwaj m zczy ni. Obserwowali nas. Chciaam si przekona , e z e c czy patrza na mnie, czy na ciebie. Nie spuszczali ci z oka, kiedy szede po ser e s i kiedy wracae. Na mnie w ogle nie zwrcili uwagi. To ciebie obserwuja. s Richard poo y donie na ramionach dziewczyny i okr ci ja dookoa; zamiez e nili si miejscami. Popatrzy nad gowami goci w najdalszy kat komnaty. e s

25

To tylko dwaj pomocnicy Michaela. Znaja mnie. Pewno si zastanawia e ja, gdzie si podziewaem i czemu si nie przebraem. Spojrza dziewczynie e e w oczy i doda cichutko: Wszystko w porzadku, Kahlan. Uspokj si . Ludzie, e ktrzy ci napadli rankiem, nie zyja. Jeste bezpieczna. e s Moga si pojawi nast pni. Potrzasn a gowa. Nie powinnam z toba e c e e zosta . Nie chc ci znw nara a na niebezpiecze stwo. Jeste moim przyjaciec e e z c n s lem. Druga bojwka ci ju nie wyledzi, nie tu, w Hartlandzie. To niemo lie z s z we. Sporo wiedzia o tropieniu, by wi c przekonany, ze mwi prawd . e e Kahlan uj a go za konierz i przyciagn a twarz chopaka do swojej. W zieloe e nych oczach bysna gniew. Szepn a chrapliwie: e Kiedy opuszczaam mj rodzinny kraj, pi ciu czarodziei rzucio specjalne e uroki, zeby nikt nie wiedzia, dokad si udaj , i nie mg za mna ic. Potem si e e s e zabili, aby nie mo na ich byo zmusi do wydania caej sprawy! Zacisn a z c e gniewnie z by, w oczach pojawiy si zy. Dr aa. e e z Czarodzieje! Richard zesztywnia. Potem odzyska oddech, agodnie zdja r e k Kahlan ze swojego konierza i przytrzyma w doniach. Ledwo dosyszalnie e szepna: Tak mi przykro. Wspczuj ci. e Strasznie si boj , Richardzie! Dziewczyna znw dr aa. Nawet nie e e z wiesz, co by si ze mna stao, gdyby mi wtedy nie pomg. Smier to najlepsze, e s c co mogoby mnie spotka . Nic nie wiesz o tych ludziach. Trz sa si coraz c e e bardziej, nie mogac opanowa przera enia. c z Richard dosta g siej skrki. Przesuna Kahlan za kolumn , by nikt ich nie e e widzia. Tak mi przykro. Przecie w ogle nie mam poj cia, o co tu chodzi. Ty przyz e najmniej cho troch si w tym orientujesz, a ja nic a nic. Te si boj . Dzi na c e e z e e s urwisku. . . Jeszcze nigdy nie byem tak przera ony. I naprawd niewiele zrobiz e em, by nas ocali . Wiedzia, ze dziewczyna bardzo potrzebuje pocieszenia. c Zrobie to, co trzeba odpara z trudem. Akurat tyle, by nas ocali . s c Mo e ci si wydawa , ze niewiele uczynie, lecz wanie swoim wtraceniem si z e c s s e zmienie sytuacj na nasza korzyc. Gdyby mi nie pomg. . . Nie chciaabym, s e s s zeby przeze mnie wpad w tarapaty. s Nic mi nie b dzie. Richard mocniej scisna do dziewczyny. Mam e n przyjaciela, nazywa si Zedd. Mo e on nam powie, co powinnimy zrobi . Jest e z s c troch dziwny, ale to najmadrzejszy czowiek, jakiego znam. Jeli w ogle kto e s s mgby nam doradzi , to na pewno Zedd. Skoro wsz dzie moga ci wyledzi , to c e e s c nie masz dokad uciec. I tak by ci znale li. Chod ze mna do Zedda. Pjdziemy e z z do mnie, kiedy tylko Michael wygosi t swoja mow . Posiedzisz sobie przed e e ogniem, a rankiem zaprowadz ci do Zedda. Umiechna si i skina w stron e e s e e okna. Spjrz tam. 26

Popatrzya. Za wysokim, kolicie sklepionym oknem sta Chase. Stra nik gras z nicy zerkna przez rami i umiechna si do Kahlan. I znw uwa nie obserwowa e s e z otoczenie. Dla Chasea taka bojwka to kaszka z mlekiem. Rozprawiby si z nia e gadko, opowiadajac jednoczenie historyjk o prawdziwych kopotach. Strze e s e z ci , od kiedy mu opowiedzielimy o tamtych m zczyznach. e s e Na ustach Kahlan pojawi si saby umiech, lecz zaraz znik. e s Jest jeszcze co, Richardzie. Mylaam, ze w Westlandzie b d bezpieczna. s s e e I powinnam by . Przedostaam si przez granic tylko dzi ki pomocy magii. c e e e Wcia dr aa, lecz powoli odzyskiwaa samokontrol . Czerpaa siy od chopaz z e ka. Nie wiem, jak im si udao przedosta tu za mna. To si nie powinno sta . e c e c Mieli w ogle nie wiedzie , ze opuciam Midlandy. Co si musiao zmieni . c s s e c Jutro si nad tym zastanowimy. Na razie jeste bezpieczna. Poza tym i tak e s b da potrzebowali kilku dni, zeby tu dotrze , nieprawda ? Zda ymy co wymye c z z s c sli . Dzi ki ci, Richardzie Cypherze. Skonia gow . Mj przyjacielu. e e Wiedz jednak, ze odejd , gdyby moja obecnoc miaa sprowadzi na ciebie nie e s c szcz scie. Cofn a do i otara oczy. Wcia jestem godna. Mo e jeszcze e e n z z co zjemy? s Jasne. A co by chciaa? Richard umiechna si . s s e Kolejna porcyjk twojego ulubionego przysmaku? e Wrcili do stou i zajadali, czekajac na Michaela. Richard by w o wiele lep szym nastroju, bo cho czego si dowiedzia i sprawi, ze Kahlan czua si bezc s e e pieczniej. Znajdzie rozwiazanie jej problemw i dowie si , co te si waciwie e z e s dzieje z granica. Dowie si , o co chodzi, cho by nawet wieci nie byy zbyt przy e c s jemne. Tum zaszemra, wszystkie gowy zwrciy si ku odlegemu kra cowi pokoe n ju. Pojawi si Michael. Richard uja do Kahlan i poprowadzi dziewczyn bli ej e n e z brata. Michael wszed na podwy szenie i chopak dopiero teraz zrozumia, dlaczego z brat tak p no si zjawi. Czeka, zeby so ce owietlio t cz sc holu, by mg z e n s e e stana w penym blasku i chwale. Starszy brat by nie tylko ni szy, ale grubszy c z i nie tak umi sniony jak Richard. Niesforna czupryna lnia w sonecznych proe s mieniach. Nad grna warga pyszni si wasik. Ubrany by w lu ne biae spodnie e z i biaa tunik z r kawami bez mankietw, przepasana zocistym pasem. Michael e e lni w sonecznym blasku, roztacza chodny przepych, zupenie jak jego marmus ry. Jania na ciemniejszym tle. s Richard unis r k , by przyciagna uwag brata. Michael zauwa y go e e c e z i umiechna si do niego, przez chwil patrzy mu w oczy, potem przenis spojs e e rzenie na tum goci i zaczai przemow . s e

27

Panie i panowie, dzisiaj przyjaem stanowisko Pierwszego Rajcy Westlan du. Zabrzmiay okrzyki. Michael sucha przez chwil , potem wyrzuci r ce e e w gr , proszac o cisz ; zaczeka, a wszyscy umilkli. Wybrali mnie wszyscy e e z rajcy Westlandu, zebym przewodzi w tych trudnych czasach, bo mam odwag e i wizj wprowadzenia zmian. Zbyt dugo patrzylimy w przeszoc, zamiast si e s s e zwrci ku przyszoci. Zbyt dugo op dzalimy si od dawnych strachw, gusi c s e s e na zew nowego! Zbyt dugo suchalimy tych, ktrzy parli do wojny, i lekcewa ys z limy tych, ktrzy wybraliby pokj! s Tum oszala. Richard osupia. O czym ten Michael gada? Jaka wojna? Niby z kim mieliby walczy ?! c Michael znw unis r k i podja, nie czekajac tym razem na cisz : e e e Nie b d si bezczynnie przyglada, jak owi zdrajcy prowadza kraj do zgue e e by! Poczerwienia z gniewu. Tum zarycza, uniosy si zacini te gniewnie pi sci, wykrzykiwano imi Mie s e e e chaela. Richard i Kahlan spojrzeli po sobie. Zaanga owani, swiadomi obywatele ustalili to samoc owych tchrzy z z s i zdrajcw. I wanie teraz, kiedy, chronieni przez stra nikw granicy, zebralis z smy si tutaj, by wytyczy nowa drog post powania, nowe cele, wojsko izoluje e c e e owych konspiratorw, spiskujacych przeciwko wadzy. A nie sa to wcale pospolici przest pcy, lecz ludzie szacowni i wysoko postawieni! e Rozlegy si pomruki. Richard by zdumiony. Czy by to jednak bya prawe z da? Spisek? Michael nie rzucaby sw na wiatr. Ludzie wysoko postawieni. To dlatego Chase o niczym nie wiedzia. Michael sta w blasku so ca, czekajac, a zapanuje cisza. Potem podja ju n z z cichym, penym zaru gosem: Ale to ju przeszoc. Teraz pjdziemy nowa droga. Wybrano mnie na z s Pierwszego Rajc tak e dlatego, ze jestem hartlandczykiem i cae dotychczasowe e z zycie sp dziem w cieniu granicy. Cieniu, ktry pada na zycie nas wszystkich. e Tak byo w przeszoci. Lecz blask nowych dni odp dza precz mrok nocy i pokas e zuje nam, ze owe l ki to wytwory naszych wasnych umysw. Musimy patrze e c w przyszoc, bo nadejdzie dzie , kiedy granica zniknie. Nic przecie nie trwa s n z wiecznie, nieprawda ? Gdy w dzie wreszcie nadejdzie, powinnimy wyciagna z n s c r k na zgod , a nie potrzasa donia zbrojna w miecz, jak by to nam niektrzy e e e c doradzali. I co doprowadzioby do wojny, do niepotrzebnej smierci wielu ludzi. Czy mamy marnowa siy i srodki, sposobiac si do walki z tymi, od ktrych tak z c e dugo oddzielaa nas granica? Z przodkami wielu z nas? Czy mamy zada gwat z c naszym siostrom i braciom tylko dlatego, ze ich nie znamy? C by to byo za z marnotrawstwo! Wszelkie dost pne srodki nale y przeznaczy na zaspokojenie e z c pilnych potrzeb wspobywateli. A kiedy nadejdzie czas by mo e nie stanie c z si to za naszego zycia, lecz w czas na pewno nadejdzie powinnimy by gotoe s c wi na powitanie naszych dawno nie widzianych braci i sistr. Musimy zjednoczy c 28

nie tylko te dwa kraje, ale wszystkie trzy! Bo pewnego dnia zniknie rwnie graniz ca mi dzy Midlandami i DHara, tak jak przedtem rozwiaa si granica pomi dzy e e e Midlandami i Westlandem i wszystkie trzy krainy znw si zespola w jedna! Zyjee my wi c, oczekujac dnia, kiedy ogarnie nas radoc zjednoczenia! Niech dziaanie e s na rzecz poaczenia zacznie si ju dzisiaj, wanie tu, w Hartlandzie! To dlatego e z s postanowiem powstrzyma tych, ktrzy wp dziliby nas w wojn z naszymi bra c e e c mi i siostrami odzyskanymi po znikni ciu granic. Nie znaczy to jednak, ze nie e potrzebujemy wojska. Nigdy nie wiadomo, jakie przeszkody czekaja nas na owej drodze do pokojowego istnienia, lecz jedno jest jasne: nie ma potrzeby sztucznie ich stwarza ! Michael wyrzuci w gr r k . To my jestemy przyszocia! c e e e s s Waszym obowiazkiem, obowiazkiem rajcw Westlandu, jest poniec owo posa s nie przez kraj. Zaniecie dobrym ludziom posanie pokoju. Dostrzega szczeroc s s w waszych sercach. Wspom cie mnie, prosz . Chc , by wasze dzieci i wnuki odz e e niosy korzyci z tego, co teraz tu postanowimy. Wybierzmy drog pokoju, a kiedy s e nadejdzie czas, przysze pokolenia skorzystaja na tym i b da nas za to bogosa e wi . Michael pochyli gow , zwini te w pi sci donie przyciska do piersi. Sta c e e e w snopie promieni sonecznych. Nikt si nie odezwa, tak ich poruszya jego przemowa. M zczy ni mieli zy e e z w oczach, kobiety pakay. Wszyscy wpatrywali si w Michaela stojacego nierue chomo jak kamienny posag. Richard by zdumiony. Jeszcze nigdy nie sysza, by starszy brat przemawia tak przekonujaco i elokwentnie. Wszystko to brzmiao cakiem sensownie. W ko cu on sam, Richard Cypher, przyszed tutaj z kobieta spoza granicy, z Min dlandw, z kobieta, ktra staa si jego przyjacika. Lecz tamci czterej chcieli go e zabi . Nie, nie cakiem tak, pomyla, to ja chcieli zabi , za on tylko wszed im c s c s w drog . Przecie obiecali, ze puszcza go wolno, a on postanowi zosta i wale z c czy . Zawsze dotad ba si tych spoza granicy, lecz teraz si zaprzyja ni z kim c e e z s stamtad, dokadnie tak, jak mwi Michael. Chopak zacza postrzega brata w in c nym swietle. Sowa Michaela poruszyy tych wszystkich ludzi jak nigdy przedtem. Starszy brat or dowa za pokojem i przyja nia z innymi ludami. C si e z z e w tym mogo kry zego? c Dlaczego on, Richard, czu si tak nieswojo? e Przejd my teraz do innych spraw podja Michael. Do nieszcz sc, ktz e re dotkn y naszych wspobywateli. Martwilimy si o granice, ktre nie wyrzae s e dziy nikomu za, a w tym samym czasie wielu naszych krewnych, przyjaci czy sasiadw cierpiao i zmaro. Tragiczne to i niepotrzebne smierci, smierci w ogniu. Tak, wanie tak. W ogniu. s Rozlegy si zdumione pomruki. Michael zacza traci kontakt z tumem. Wye c dawao si , ze liczy si z czym takim. Przenosi wzrok z jednej twarzy na druga, e e s pozwalajac, by roso zdumienie i zmieszanie, a potem nagle dramatycznym ge stem wskaza kogo. s 29

Wskaza Richarda. Oto on! krzykna, a setki oczu spojrzao na Richarda. Tam stoi mj ukochany brat! w brat ch tnie by si zapad pod ziemi . Mj ukochany e e e brat i ja tu Michael upna si z rozmachem w pier rwnie prze ylimy e s z z s tragedi : utracilimy w ogniu matk ! Ogie zabra nam matk , kiedy jeszcze bye s e n e limy mali i musielimy dorasta bez niej, pozbawieni jej troskliwej opieki, mis s c oci i porad. Zabra ja nie jaki wyimaginowany wrg spoza granicy, lecz ogie ! s s n Nie byo jej przy nas, kiedy si skaleczylimy, nie pocieszaa nas, gdy pakalie s smy w nocy. Owa tragedia wcale nie musiaa si wydarzy . Swiadomoc tego e c s boli najbardziej. Po twarzy Michaela pyn y zy, lniace w sonecznych proe s mieniach. Przepraszam was, przyjaciele, zechciejcie mi wybaczy . Otar c zy chusteczka. To wszystko przez to, ze dzisiejszego ranka dowiedziaem si e o kolejnej tragedii: modzi rodzice zgin li w ogniu, osierocajac creczk . Przypoe e mniaem sobie wasny bl i tragedi i nie mogem zmilcze . e c Ka dy z obecnych znw by po stronie Michaela. Ludzie pakali. Jaka kobieta z s obj a odr twiaego Richarda i szepn a, jak bardzo mu wspczuje. e e e Zastanawiam si , ilu z was dowiadczyo tego blu, ktry co dnia dr czy e s e mego brata i mnie. Niech podniosa r k ci, ktrych najbli si zgin li w ogniu lub e e z e zostali poparzeni wezwa Michael. Tu i tam uniosy si w gr r ce. e e e Oto cierpienie wrd nas, przyjaciele rzek ochryple Pierwszy Rajca, s rozrzucajac szeroko ramiona. Wcale nie musimy szuka dalej ni w tej kom c z nacie. Dawno prze yty koszmar znw scisna Richardowi gardo. Jaki czowiek poz s dejrzewa, ze ich ojciec go oszuka, wciek si i zrzuci lampk ze stou; obaj s e e bracia spali w sypialni na tyach domu. w m zczyzna wywlk ich ojca, bijac go e przy tym, a matka wyniosa obu synkw. Potem pobiega z powrotem, zeby co s uratowa z po aru nigdy si nie dowiedzieli, po co wrcia i spon a zywc z e e cem. Obcy m zczyzna oprzytomnia, syszac jej krzyki. On i ojciec prbowali ja e ratowa , lecz byo za p no, ju nic nie mogli zaradzi . Sprawca caego nieszcz c z z c e scia uciek z paczem, przera ony tym, co uczyni, i peen poczucia winy. Oto, z do czego prowadzi utrata panowania nad soba, powtarza im tysiace razy ojciec. Michael zlekcewa y sowa ojca, uzna je za bana, Richard za to wzia je sobie do z serca. Zacza si l ka skutkw swojego gniewu i odp dza od siebie owo uczucie, e e c e ilekro si pojawiao. c e Michael by w b dzie. To nie ogie zabi ich matk , ale gniew. Starszy brat e n e opuci bezwadnie r ce, zwiesi gow i odezwa si cicho: s e e e Jak mo emy uchroni nasze rod my przed ogniem, przyjaciele? Smutno z c z potrzasna gowa. Nie wiem. Nie wiem. Mam jednak zamiar utworzy komi c sj , ktra si zajmie owym problemem, i wzywam wszystkich swiatych, zaangae e zowanych obywateli zeby przedstawili swoje sugestie. Moje drzwi zawsze stoja 30

tworem dla takich ludzi. Wsplnie na pewno co wymylimy. Wsplnie zaradzis s my wszelkim kopotom. A teraz, drodzy przyjaciele, zechciejcie mi wybaczy c i pozwlcie, bym pocieszy mojego brata. Na pewno si zdumia, ze publicznie e opowiadam o naszej tragedii. Musz go za to przeprosi . e c Michael zeskoczy z podwy szenia, a tum si rozstapi, aby go przepuci . z e s c Kiedy szed wrd goci, dotkn o go kilka rak. Uda, ze tego nie zauwa y. s s e z Richard patrzy, jak brat idzie ku niemu. Tum si odsuna. Jedynie Kahlan e zostaa u jego boku, palcami delikatnie muskajac rami chopaka. Gocie wrcili e s do stou z pocz stunkiem, rozmawiali z o ywieniem, zapomnieli o Richardzie. On e z za sta dumnie wyprostowany i prbowa odp dzi gniew. s e c Umiechni ty Michael klepna brata w rami . s e e Wspaniaa przemowa! pogratulowa sam sobie. Co o tym sadzisz, bracie? Po co opowiedziae o jej smierci? Richard uparcie patrzy w marmus rowa podog . Musiae wszystkim o tym powiedzie ? Musiae wykorzysta e s c s c pami c naszej matki? e Wiem, ze to ci zabolao. Michael otoczy brata ramieniem. Prze e praszam, ze ci zraniem. Uczyniem to dla dobra sprawy. Widziae zy w ich e s oczach? Zapoczatkowaem tu co, co poprowadzi nas ku lepszemu zyciu i sprawi, s ze Westland uronie w si . Wierz w to, co mwiem. Z radocia powinnimy s e e s s czeka na to, co niesie nam przyszoc. . . Z radocia, nie ze strachem. c s s Co miae na myli, mwiac o granicach? s s Wszystko si zmienia, Richardzie. Musz by przewidujacy. Umiech e e c s znikna z twarzy Michaela. To wanie miaem na myli. Granice nie b da s s e trway wiecznie. I chyba nigdy tego nie zakadano. Powinnimy si oswoi z ta s e c myla, przygotowa na ich znikni cie. s c e Czego si dowiedziae w sprawie smierci ojca? Richard zmieni tee s mat. Czy tropiciele co wykryli? s Doronij wreszcie, Richardzie. Michael cofna rami . George by s e starym gupcem. Zawsze zbiera rzeczy, ktre wcale do niego nie nale ay. Pewno z natkna si na co, co nale ao do niewaciwej osoby. Do kogo porywczego, e s z s s zbrojnego w wielki n . z To nieprawda! I swietnie o tym wiesz! Richard nie znosi, gdy Michael nazywa ojca George. Nigdy w zyciu niczego nie ukrad! Je eli bierzesz rzecz nale aca do kogo dawno zmarego, to wcale nie znaz z s czy, ze masz do niej prawo. Kto inny na pewno chce ja mie z powrotem. s c Skad o tym wiesz? Czego si dowiedziae? e s Niczego! To po prostu zdrowy rozsadek. Cay dom by zdemolowany! Kto s czego szuka. Niczego nie znale li. George nie chcia im powiedzie , gdzie to s z c ukry, wi c go zabili. Tak musiao by . Tropiciele nie znale li zadnych sladw. e c z

31

Prawdopodobnie nigdy si nie dowiemy, kto to zrobi. Michael si rozzoe e sci. Lepiej si naucz z tym zy . e c Richard odetchna g boko. Mo e i tak byo: kto czego szuka. Nie powinien e z s s si zoci na brata, dlatego ze ten nie potrafi wykry , kto to by. Michael na e s c c pewno bardzo si stara. Lecz jak mogo nie by zadnych sladw? e c Wybacz, Michaelu. Pewno masz racj . Nagle co sobie przypomnia. e s A wi c to nie miao nic wsplnego z owym spiskiem? To nie ci ludzie, ktrzy e prbowali dotrze do ciebie? c Nie, nie i nie. Michael machna r ka. Jedno z drugim nie ma nic e wsplnego. Ta druga sprawa ju si zaj to. Nie martw si o mnie. Nic mi nie z e e e zagra a, wszystko w porzadku. z Richard skina gowa. Na twarzy starszego brata odmalowaa si irytacja. e C to, braciszku? Czemu si pojawie w takim stanie? Nie moge si z e s s e przebra ? Przecie od tygodni wiedziae o tym przyj ciu! c z s e Zanim Richard zda y odpowiedzie , wtracia si Kahlan. Chopak cakiem z c e zapomnia, ze stoi obok niego. Wybacz, prosz , swemu bratu, to nie jego wina. Mia mnie przeprowadzi e c do Hartlandu i dlatego si sp ni. Bagam, nie oceniaj go zle, to wszystko przeze e z mnie! Kim jeste? spyta Michael, zmierzywszy ja wzrokiem od stp do gw. s Jestem Kahlan Amnell odpara, prostujac si dumnie. Umiechna si e s e i lekko skoni gow . e A wi c nie jeste towarzyszka mojego brata. Skad przybywasz? e s To niewielkie miasteczko, daleko stad. Jestem pewna, ze o nim nie sysza e. s Michael nie prbowa wymusi odpowiedzi, za to spojrza na Richarda. c Zostaniesz na noc? Nie. Musz ic do Zedda. Szuka mnie. e s Mgby sobie znale c lepszych przyjaci. Umiech znik z twarzy s z s starszego brata. Towarzystwo tego zgry liwego starucha na pewno nie wyjdzie z ci na dobre oznajmi i zwrci si , Kahlan: Za to ty, moja droga, b dziesz e e dzi moim gociem. s s Mam inne plany odpara wymijajaco. Michael poo y donie na jej poladkach i mocno przycisna biodra dziewz s czyny do swoich. Wpar nog pomi dzy jej uda. e e Wi c je zmie . Umiech mia mro ny jak zimowa noc. e n s z Zabierz swoje r ce wycedzia twardym, gro nym tonem. Mierzyli si e z e oczami. Richard osupia. Nie mg uwierzy w to, co widzia. c Michael! Przesta ! n

32

Lecz tamtych dwoje zignorowao chopaka, mocujac si wzrokiem. Bezradnie e sta z boku. Czu, ze nie chca, zeby si wtraca. Mimo to gotw by zareagowa . e c Nieza jeste szepna Michael. Mgbym si w tobie zakocha . s e c Nawet nie wiesz, co mwisz. Kahlan oddychaa z trudem, lecz gos miaa spokojny, opanowany. A teraz zabierz r ce. e Nie usucha, poo ya wi c palec wskazujacy u podstawy szyi Michaela. Paz e trzyli na siebie gniewnie, a dziewczyna wolniutko przesuwaa paznokie w d, c rozcinajac skr . Zacz a si saczy krew. Po chwili w oczach m zczyzny poja e e e c e wi si wyraz blu. Michael puci Kahlan i chwiejnie si cofna o krok. e s e Dziewczyna wypada z domu. Richard rzuci bratu wcieke spojrzenie (nie zdoa si powstrzyma ) i pos e c spieszy za nia.

Rozdzia czwartyRichard pobieg alejka za Kahlan. Dziewczyna sza szybko, owietlona so s n cem p nego popoudnia. Kiedy dotara do drzewa, zatrzymaa si i czekaa na z e niego. Po raz drugi tego dnia otara z doni krew. Odwrcia si , gdy dotkna jej e ramienia, na spokojnej twarzy nie maloway si zadne emocje. e Tak mi przykro, Kahlan. . . Nie przepraszaj przerwaa mu. Twemu bratu chodzio o ciebie, nie o mnie. O mnie? Jest o ciebie zazdrosny. Zagodniaa. Michael nie jest gupcem, Richardzie. Wiedzia, ze byam z toba, i by zazdrosny. Richard uja do Kahlan i poprowadzi dziewczyn alejka, byle dalej od domu n e brata. By na niego wcieky i jednoczenie si tego wstydzi. Mia uczucie, ze s s e zawid ojca. To go nie usprawiedliwia. Jest Pierwszym Rajca i ma to, o czym tylko mo na zamarzy . Zauj , ze go nie powstrzymaem. z c e Nie chciaam, by to zrobi. Sama musiaam poo y temu kres. On pragnie s z c wszystkiego, co twoje. Gdyby go powstrzyma, uznaby, ze musi mnie zdoby . s c A tak, przestaam go interesowa . Nawiasem mwiac, zrani ci znacznie bardziej, c e opowiadajac o waszej matce. Czy chciaby, zebym wwczas wystapia w twojej s obronie? Richard opuci oczy. Odp dzi gniew. s e Nie, nie chciabym. To nie twoja sprawa. Mijali coraz skromniejsze, coraz g sciej pobudowane, lecz zawsze czyciutkie e s i dobrze utrzymane domki. Tu i tam dokonywano przed zima drobnych napraw, korzystajac ze sprzyjajacej pogody. Powietrze byo przejrzyste i rzekie, suche, s co zapowiadao chodna noc, noc akurat na ogie z brzozowych szczap, pachna n cy, lecz niedajacy za du o ciepa. Dziedzi ce za biaymi ogrodzeniami ustapiy z n miejsca ogrdkom przed maymi, oddalonymi od drogi domkami. Richard zerwa lic ze zwieszajacej si nad dr ka ga zi d bu. s e z e e Sporo wiesz o ludziach. Jeste bardzo spostrzegawcza, natychmiast si s e orientujesz, czemu post puja tak, a nie inaczej. e 34

Po prostu zgaduj . Kahlan wzruszya ramionami. e Czy to dlatego ci scigaja? Chopak dar lic na kawaeczki. Poczekaa, e s a na nia spojrzy, i dopiero wtedy odpowiedziaa. z Scigaja mnie, bo si boja prawdy. Ty si jej nie obawiasz i to jeden z po e e wodw, dla ktrych ci ufam. Richard si umiechna. Spodobaa mu si odpowied dziewczyny, cho nie e s e z c cakiem ja zrozumia. O mao co mnie nie kopn a w kostk , prawda? e s e Taaak. Umiechn a si szeroko, spowa niaa i znw si umiechn s e e z e s e a. Wybacz, Richardzie, lecz na razie musisz mi zaufa . Im wi cej by wiedzia, c e s tym wi ksze niebezpiecze stwo by ci grozio. Przyja n mimo to? e n z Jasne. Chopak odrzuci resztki licia. Ale kiedy wszystko mi opos s wiesz? Jeli tylko b d moga, to na pewno. Obiecuj . s e e e Wspaniale! rzek radonie. W ko cu jestem Poszukiwaczem prawdy. s n Kahlan zatrzymaa si nagle, zapaa Richarda za rami i okr cia ku sobie. e e e Oczy miaa szeroko rozwarte. Dlaczego to powiedziae? s Co? Ze jestem Poszukiwaczem prawdy? To Zedd mnie tak zawsze nazywa. Mwi, ze w ka dym wypadku pragn pozna istot sprawy, i dlatego nazywa mnie z e c e Poszukiwaczem prawdy. Bo co? zdziwi si chopak, a oczy mu si zw ziy. e e e Niewa ne odpara Kahlan i posza dalej. z Richard wyczu, ze poruszy dra liwy temat. I, jak zwykle, zapragna si z e wszystkiego dowiedzie . Poluja na nia, bo si boja prawdy, myla, ona za si c e s s e zdenerwowaa, kiedy nazwa siebie Poszukiwaczem prawdy. Pewno dlatego tak zareagowaa, bo si o niego baa. e Mo esz mi przynajmniej powiedzie , kim oni sa? Ci, ktrzy ci? scigaja? z c Kahlan sza obok niego bez sowa, patrzac prosto przed siebie. Richard nie wiedzia, czy odpowie na jego pytanie, lecz w ko cu to uczynia. n To zwolennicy wielkiego nikczemnika. w niegodziwiec to Rahl Pos pny. e Nie pytaj wi cej, prosz . Nie chc o nim myle . e e e s c Rahl Pos pny. Przynajmniej znam jego imi , pomyla Richard. e e s So ce p nego popoudnia skryo si za wzgrza Lasw Hartlandzkich, pon z e wietrze ochadzao si powoli, a Kahlan i Richard w drowali poprzez agodne e e wzniesienia, poroni te lasem liciastym. Milczeli. Chopak i tak nie mia ochoty s e s na rozmow , r ka go bolaa i w gowie mu si kr cio; kapiel i wygodne, ciepe e e e e ko oto, czego pragna. Lepiej oddam jej ko, pomyla, a sam si przez z s e e spi w ulubionym, skrzypiacym fotelu. Te b dzie wygodnie. Dzie by dugi, z e n m czacy, wszystko go bolao. e Gdy dotarli do brzozowego zagajnika, skierowa dziewczyn na szlak, ktry e przebiega w pobli u jego domu. Richard patrzy, jak sza przed nim, rozrywaz 35

jac przegradzajace scie k paj czyny i zdejmujac porozrywane niteczki z twarzy z e e i rak. Chopak nie mg si doczeka , kiedy dotrze do domu. Zabierze n i inne e c z rzeczy, o ktrych przedtem zapomnia, i jeszcze co, co bardzo wa nego, co da s s z mu ojciec. Ojciec uczyni go stra nikiem tajemnicy, opiekunem sekretnej ksi gi. Da mu z e tak e co, co miao udowodni prawdziwemu wacicielowi ksi gi, i nie zostaa z s c s e z skradziona, lecz ocalona i bezpiecznie przechowywana: trjgraniasty, szeroki na trzy palce zab. Richard naniza go na skrzany rzemyk, zeby zawsze nosi na szyi, c lecz bezmylnie zostawi w domu, tak jak i n . Bardzo pragna znw mie przy s z c sobie w zab bez niego ojciec mgby zosta uznany za zodzieja, tak jak to c powiedzia Michael. Wy ej, za obszarem nagiej skay, swierki wypieray d by, brzozy i klony. z e Znikn o zielone poszycie lasu, ziemi pokrywa brazowy kobierzec z igie. Rie e chard uja r kaw szaty Kahlan i pociagna dziewczyn do tyu. e e Ja pjd przodem. e Popatrzya na i usuchaa bez sowa. Przez nast pne p godziny zmniejszyli n e tempo. Richard uwa nie obserwowa ziemi i ka da gaazk w pobli u scie ki. z e z e z z Zatrzyma si u stp grani, ostatniej przed jego domem; przysiedli przy k pie e e paproci. Co ci niepokoi? e Mo e to nic takiego odszepna lecz kto szed szlakiem tego popouz s dnia. Podnis spaszczona sosnowa szyszk , przyjrza si jej i odrzuci. e e Skad wiesz? z Paj czyny. Chopak popatrzy w gr stoku. Na scie ce nie ma zade e nych paj czyn. Kto szed t dy i je porozrywa. Pajaki nie miay czasu ich naprae s e wi . c Czy jeszcze kto mieszka na kra cu szlaku? s n Nie, nikt. To mg by po prostu jaki w drowiec. Lecz ten trakt nie jest c s e zbyt cz sto u ywany. e z Kahlan ze zdumieniem zmarszczya brwi. Kiedy szam przodem, byo tu mnstwo paj czyn. Wcia je musiaam zdeje z mowa z twarzy i z rak. c Wanie o tym mwi szepna Richard. Tamta scie ka nikt dzisiaj s e z nie szed. Za to tutaj nie ma zadnych paj czyn. Jak to mo liwe? e z Nie wiem. Potrzasna gowa. Albo kto nadszed z lasw za ta skalna s paszczyzna i poszed w gr szlaku; to trudna w drwka spojrza dziewczynie e e w oczy albo spadli tu z nieba. Mj dom jest za wzgrzem. Bad my ostro ni. z z Poszli w gr zbocza, uwa nie obserwujac las. Richard chciaby pobiec w ode z wrotnym kierunku, uciec stad, lecz nie mg. Nie ucieknie bez z ba, ktry dosta e od ojca, bez dowodu, ze jest stra nikiem, nie zodziejem. z

36

Dotarli na wierzchoek wzgrza i przycupn li przy wielkiej sonie. Popatrzyli e s na dom. Okna byy wybite, zawsze zamkni te drzwi stay otworem. Wok walay e si rzeczy Richarda. e Chopak wsta. Zosta spladrowany, jak dom mojego ojca. Kahlan zapaa chopaka za koszul i pociagn a w d. e e Richardzie! szepn a gniewnie. Twj ojciec te mg wrci do domu e z c i ujrze to samo co ty teraz. Mo e pobieg, tak jak ty chciae to uczyni . A oni c z s c tam na niego czekali. Oczywicie miaa racj . Richard przeczesa palcami wosy, zamyli si . Znw s e s e spojrza na dom. Tylna sciana bya zwrcona ku lasom, frontowa ku polanie. To jedyne drzwi. Ka dy by si spodziewa, ze wbiegnie wanie t dy. Tu czekaliby, z e s e gdyby byli w srodku. Tam, w domu, jest co, co musz mie szepna. Bez tego nie odejd . s e c e Zakradniemy si od tyu, wezm to i odejdziemy stad. e e Wolaby, zeby Kahlan z nim nie sza, ale nie chcia jej zostawi samej na c z scie ce. Weszli w las, z daleka omijajac dom, przedarli si przez splatane zarola. e s W ko cu dotarli do miejsca, skad Richard mg dotrze na tyy domostwa. Da n c dziewczynie znak, zeby zaczekaa. Bardzo jej si to nie podobao, lecz nie ustapi. e Jeli kto jest wewnatrz, to przynajmniej jej nie dostanie. s s Kahlan zostaa pod swierkiem. Chopak ostro nie ruszy w stron domu, staz e ra si stapa wyacznie po igliwiu, omijajac zesche licie. Wreszcie zobaczy e c s okno sypialni i zamar, nasuchujac. Wok panowaa cisza. Podchodzi wolniut ko, serce mu walio. Co si poruszyo na ziemi. Obok stopy chopaka pez wa . s e z Zatrzyma si i poczeka, a gad zniknie. e z Dotar do wysmaganej deszczem tylnej sciany domu, opar do na drewnian nej ramie okna i ostro nie zajrza do srodka. Prawie caa szyba zostaa wybita, z w sypialni panowa straszliwy baagan. Poszarpano pociel. Podarto cenne ksi gi, s e a ich karty walay si po pododze. Drzwi do frontowego pokoju byy uchylone, e lecz Richard nie mg dostrzec, co si za nimi kryje. Same si zawsze uchylay e e akurat tyle, chyba ze podo y klin. Chopak wsuna gow przez okno i spojrza z e na ko. z Tu pod oknem sta stela , na nim, tak jak je zostawi, le a plecak i rzemyk z z z z z bem. Si gna po nie ostro nie. e e z Co zaskrzypiao we frontowym pokoju, znajomy d wi k. Richard zdr twia s z e e ze strachu. Tak skrzypia jego fotel. Nigdy nie mg si zdoby na napraw , wye c e dawao mu si bowiem, ze to cz sc osobowoci mebla. Cofna si bezszelestnie. e e s e Nie ma watpliwoci kto jest we frontowym pokoju, siedzi w fotelu i czeka na s s Richarda. Katem oka dostrzeg jaki ruch i spojrza w prawo. Na prchniejacym pniaku, s przygladajac mu si , siedziaa wiewirka. Tylko nie zacznij mnie przep dza ze e e c 37

swego terytorium, baga ja w mylach. Zwierzatko spogladao na niego duga s chwil , potem przeskoczyo na drzewo i znikn o. e e Richard odetchna i znw zajrza przez okno. Drzwi byy tak samo uchylone. Si gna pospiesznie po plecak i rzemyk z z bem, z obawa nasuchujac szmerw e e z tamtego pokoju. N le a na maym stoliku przy ku. Nie dosi gnie go, trudz z z e no. Ostro nie wyciagna plecak, uwa ajac, by nim nie uderzy w resztki szyby. z z c Dzier ac zdobycz, wraca szybko i bezszelestnie ta sama trasa, ktra tu przyz szed, z trudem si powstrzymujac, by nie biec. Cz sto si oglada za siebie, e e e sprawdzajac, czy nikt za nim nie idzie. Zawiesi rzemyk na szyi, zab wsuna pod koszul . Zawsze dba o to, zeby nikt go nie widzia; mg na patrze tylko opiee n c kun sekretnej ksi gi. e Kahlan czekaa tam, gdzie ja zostawi. Widzac Richarda, poderwaa si . Cho e pak poo y palec na ustach, nakazujac jej milczenie. Zarzuci plecak na lewe z rami , prawa r ka pociagna dziewczyn za soba. Poszli inna trasa, poprzez lasy, e e e i wrcili na szlak powy ej jego domu. Przegradzajace scie k paj czyny lniy z z e e s w ostatnich promieniach zachodzacego so ca. W drowcy odetchn li z ulga n e e nikt t dy nie szed. Owa dr ka bya du sza i trudniejsza, lecz wioda tam, dokad e z z Richard zda a do Zedda. z Dom starca by zbyt daleko, zeby zdoali tam dotrze przed zapadni ciem c e nocy, a szlak wystarczajaco zdradziecki, by uniemo liwi im podr w ciemno z c z sciach. Mimo to Richard chcia jak najdalej odejc od swojej chatki i tego kogo, s s kto w niej czatowa. Musza ic, dopki nie zapadnie zmrok. s Chopak si zastanawia, czy napastnik czajacy si w jego domu zabi te jee e z go ojca. Obie chaty zostay spladrowane w identyczny sposb. Czy czekali na n tak samo jak na ojca? Czy to bya ta sama osoba? Richard wolaby stawi czoo c temu komu albo przynajmniej go zobaczy , lecz tajemniczy wewn trzny impuls s c e nakazywa mu odejc jak najdalej. Upomnia sam siebie. Zbytnio puszcza wodze s fantazji. Jasne, co go ostrzego przed niebezpiecze stwem, nakazao si wycofa . s n e c Ju raz dzisiaj cudem uszed z zyciem. Drugi raz nie nale ao kusi szcz scia, to z z c e byaby zbyt wielka bezczelnoc. Lepiej wi c si wycofa . Zaowa jednak, ze nie s e e c zobaczy tej osoby, ze si nie przekona, czy ma jaki zwiazek ze smiercia ojca. e s Czemu by kto mia przewrci do gry nogami jego, Richarda, dom, zupenie tak s c samo jak dom jego ojca? I co, gdyby si okazao, ze to ta sama osoba? Chopak e pragna si dowiedzie , kto mu zabi ojca. Za wszelka cen . e c e Richardowi nie pozwolono zobaczy ciaa, lecz chcia przynajmniej wiedzie , c c jak zgina. Chase mu p