Upload
jerryrun
View
167
Download
4
Embed Size (px)
Citation preview
TAVW,
IL US TR O W A NA
HISTORJA WOJNY ŚWIATOWEJ
WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
ILUSTROWANA HISTORJA WOJNY
SwiA TO WE] (1914 — 1920)
WYDAWNICTWO ZBIOROWE
Pod Redakcją D-ra RUDO LFA K O D Ż I A.
PRZY ZAPEWNIONEJ WSPÓŁPRACY:
Gen. bryg. TADEUSZA KUTRZEBY, Mjr. TADEUSZA BALABANA, WŁ. MROCZKOWSKIEGO, JERZEGO
DANIELEWSKIEGO i innych.
II.
NA KŁADEM
SPÓŁKI WYDAWNICZEJ „WIEDZA WSPÓŁCZESNA", Sp. z o.
W A RS Z A W A 1932.
•••:
Macedonja. Ochrida.
WARSZAWSKIE Z A K Ł A D Y GRAFICZNE WILCZA 60. TELEFON 893-47.
WALKI O K
Hegemon ja nad światem — o t o był cel, który przyświecał Niemcom, kiedy w 1914 roku, wykorzystywując zatarg serbsko-austrjac-ki, rozpętali straszliwy żywioł: nowoczesną wojnę. W celu tym widząc przeznaczenie swojego narodu przygotowywali się Niemcy do swojego krwawego dzieła począwszy od zwycięskiej wojny nad Francją w 1871 roku, a przygotowania swoje czynili planowo, starannie, z wielkim rozmachem i ogromnym nakładem wiedzy, energji i niezłomnej woli. We wszystkich dziedzinach życia pracowali Niemcy na rzecz przyszłej wojny, przyszłych podbojów i przyszłego zwycięstwa. Zapatrzone w swój cel krzepły Niemcy wewnętrznie, równocześnie obejmując kulę ziemską mackami swojej potęgi politycznej i gospodarczej, na wszystkich polach torując drogę przyszłym zwycięstwom.
Wytknąwszy sobie tak gigantyczny cel musiały dążyć Niemcy przedewszystkiem do posiadania kolonij zamorskich. Tylko kolon-je, rozsiane po całym świecie, mogły były stworzyć trwałe bazy gospodarczych i politycznych wpływów w rozmiarach światowych, równocześnie umacniając militarną potęgę Niemiec na oceanach, skierowaną przedewszystkiem przeciwko głównemu konkurentowi Niemiec do hegemonji nad światem — a więc przeciwko Anglji. Z drugiej znów strony posiadanie ko-lonij było koniecznym warunkiem psychologicznym i gospodarczym dla rozwoju nacjonalistycznego imperjalizmu narodu niemieckiego. Kolonje miały zaostrzyć apetyt Niemców na hegemonję nad światem, chociażby zdobycie tej hegemonji miało kosztować morze krwi własnej i cudzej.
W okresie pół wieku, poprzedzającego wojnę światową, dzięki swojej zręcznej polityce i rosnącej potędze Niemcy, najmłodszy naród na morzu, potrafiły wytargować i opano-
NIEMIECKIE.
wać szereg kolonij, stając w nich mocną sto pa na dalekich kontynentach.
Ale kolonje niemieckie nietylko dla Niemców stały się symbolem ich rosnącej potęgi i drogowskazem ich światoburczych zamiarów. Szczególnie Anglja i Francja, najbardziej zagrożone przez Niemców mocarstwa kolonjalne, kosem okiem spozierały na rosnącą potęgę ko-lonjalną Niemiec, gotowe w każdej chwili chwycić za gardło kolonje niemieckie z chwilą, kiedy staćby się one miały bazą pruskiego podboju świata.
W tym wypadku los kolonij niemieckich, wobec przewagi angielsko-francuskiej na morzach oraz wobec odcięcia ich od metropolji, byłby przesądzony. Ale, jak wiemy, rozpoczynając wojnę sądzili Niemcy, że zdołają uniknąć narazie wmieszania się Anglji, co równoważyłoby szanse niemieckie na morzu i pozwalałoby im obronić swoje kolonje przeciwko Francuzom. Rozprawa z Anglja z kolei odosobnioną miała być następnym etapem wielkiego planu.
Los chciał inaczej. Rachuby Niemców zawiodły. Anglja nie ulękła się ogromu potęgi militarnej Niemców. Brutalne pogwałcenie neutralności Belgji, najazd na bezbronny ten kraj, bestjalstwa Niemców i bohaterska obrona małego lecz dzielnego narodu — wszystko to sparaliżowało wpływy niemieckie w Anglji. Już w pierwszych dniach wojny Anglja rzuciła całą swoją potęgę na szalę wypadków dziejowych, stając do walki obok Francji. Z biegiem czasu do Koalicji przeciwniemieckiej przyłączały się coraz nowe państwa. To też od początku wojny z punktu widzenia militai nego sprawa kolonij była dla Niemiec przegra na. Odcięte od metropolji przez potęgę mor ską Koalicji, osaczone przez kolonje przeciwni ków — kolonje niemieckie musiały wcześniej lub później ulec w nierównej i beznadziejnej
269
•alce, sprowadzając do zera dotychczasowy i e-zultat polityki kolonjalnej Rzeszy Niemieckiej, która kolonjc swoje mogła już była odzyskać jedynie dzięki zdecydowanemu zwycięstwu na głównym europejskich teatrze wojny Jak wiemy zamiast zwycięstwa — poniosła klęskę.
W czasie pokoju utrzymywały Niemcy w swoich kolonjach nieliczne siły, składające sie z oddziałów wojskowych, tak zwanych „Schutetruppen", oraz z oddziałów policji kolonjalnej. Zadaniem tych sił było utrzymanie porządku wewnętrznego i trzymanie w karbach plemion murzyńskich. Zadanie to wypełniały bez zarzutu. Były jednak zbyt słabe i w innym celu zorganizowane, aby oprzeć się nieprzyjacielowi zewnętrznemu w regularnej wojnie nowoczesnej, tembardziej zaś, jeśliby nieprzyjaciel korzystał z doskonałej łączności morskiej z metropolją i innemi swojemi koion-jami, podczas gdy kolonje niemieckie pozba-wioneby były wszelkiej łączności ze swoją metropolją. A tak właśnie się stało: do kolonij swoich Niemcy od pierwszych już dni wojny nie mogli dowozić ani ludzi, ani broni, ani amunicji, ani sprzętu wojennego. Oddziały niemieckie w kolonjach zostały pozostawione własnym siłom, własnym środkom i własnej ener-gji, porzucone w morzu tubylczej ludności, przeważnie wrogiej białemu człowiekowi, szczególnie gdy jest słaby, w najlepszym zaś razie doskonale obojętnej dla sprawy dalekiego Vaterlandu niemieckich „białych djabłów".
W tych warunkach kolonje niemieckie ulegały przeciwnikowi jedna po drugiej, a każdy dzień przedłużającego się ich oporu należy w imię sprawiedliwości zapisać na dobro bohaterstwa, energji i poświęcenia tych Niemców, którzy w dalekich kolonjach walczyli już nie dla zwycięstwa, lecz dla honoru swojej ojczyzny, reprezentowanej na tych straconych placówkach kolon jalnych.
Ze względu na małą wagę z punktu widzenia wojskowego walk o kolonje niemieckie zapoznamy się z niemi w ogólnym tylko zarysie. Ze względu zaś na szczupłość materjału pominiemy tu względy chronologji całości wojny światowej i odrazu wyczerpiemy cały okres walk kolon jalnych.
Zacznijmy od Kiao-czou. Jest to miasto liczące około 70.000 mieszkańców, położone w chińskiej prowincji Szan-Tung. Przed wojną Kiao-czou wraz z miastem Tsing-tau i otaczającym je obszarem, wynoszącym 515 km2,
270
;awione od Chin przez Niemcy, E żac tym ostatnim, jako baza polityczna i gospodarcza na Dalekim Wschodzie. Dzięki posiadaniu Kiao-czou mogły były Niemcy z powodzeniem rywalizować z mocarstwami europejskie-mi i Japonją na terenie gospodarczego podboju Chin, tego najpojemniejszego rynku na świecie. Sukcesy Niemiec stanowiły szczególną groźbę dla Japonji, dla której celem dziejowym oddawna już była hegemon ja nad kolosem chińskim, sparaliżowanym wewnętrzną słabością.
To też kiedy wybuchła wojna światowa dla Japonji zjawiła się cudowna okazja zlikwidowania niemieckiego stanu posiadania w Chinach. Fakt, że do Koalicji przeciwniemieckiej od początku przystąpiła Anglja, wykluczał dla Japonjf jakiekolwiek ryzyko. Nawet ewentualna klęska Koalicji nie mogła była być groźną dla dalekiej i potężnej już Japonji. W razie zaś zwycięstwa Koalicji Japonja, jako jej aktywny członek, musiała mieć widoki znacznych korzyści politycznych i gospodarczych.
Z tem wyrachowaniem mikado japoński w dniu 15-go sierpnia 1914 roku wystosował ultimatum do Niemiec, żądając opuszczenia Kiao - czou i innych kolonij wschodnio - azjatyckich przez siły niemieckie oraz rozbrojenia floty niemieckiej, znajdującej się na wodach Dalekiego WTschodu i to do dnia 15-go września.
Zarówno godność własna, jak i interes nie pozwalały Niemcom przyjąć podobnych warunków, a nawTetwogóle odpowiadać'ha ultimatum. W przeciwnym bowiem razie oznaczałoby to ruinę niemieckiego prestige'u na Dalekiem Wschodzie oraz okazanie słabości w oczach świata i to w chwili, kiedy potęga niemiecka była pewna szybkiego i druzgoczącego zwycięstwa w Europie, gdzie ważyły się losy świata. To też Niemcy ultimatum japońskie pozostawiły bez odpowiedzi. Dyplomacja niemiecka miała jeszcze nadzieję, że piorunujące zwycięstwo nad Francją i Angiją w Europie złagodzą ton dyplomacji japońskiej, pozwalając na puszczenie w niepamięć śmiałych żądań mikada. I te rachuby, jak wiele innych, zawiodły Niemców. Japonja, nie otrzymawszy odpowiedzi na swoje ultimatum, wypowiedziała wojnę Rzeszy Niemieckiej w dniu 23-go sierpnia 1914 roku.
w J a .^ i e ż byty s i ły niemieckie w Kiao-czou? Wynosiły one wszystkiego około pięciu tysięcy ludzi uzbrojonych wobec całej potęgi japoń-sKiej. Dowództwo sprawował gubernator ko-
% : / H ^ \M. \M. ''fZ&sr/ *
1*0^
Kis&OKS!^ * ^ ! p ' 1*0^ ^" >- - i f^ * ^ ! p '
7*
5#%/c' . T
7*
"%L jL f<r~
7* "i
| 7*
"i | B 5 %>ą^ £
7* t , LVnP- * n 7 ^k<'%*»«A '~ f^
'jĘ/fy "-K^ł^y rĘp*.
* « *
* *
Atak ?
lonji Komandor von Meyer-Waldeck. Siły swoje gubernator skoncentrował w Tsing-tau, które leży na półwyspie, oddzielającym zatokę Kiao-czou od morza Żółtego. Zarówno od strony lądu, jak i od morza miasto było bronione przez fortyfikacje, które całkowicie mogły były wystarczać przeciwko Chińczykom, ale w żadnym razie nie mogły obronić miasta przeciwko nawskroś nowocześnie uzbrojonym, wyposażonym i zorganizowanym wojskom japońskim, rozporządzającym w dodatku dowolną przewagą liczebną.
Jednakże Japończycy, pomimo całej beznadziejności położenia Niemców w Kiao - czou, postępowali niezwykle ostrożnie i metodycznie, zgodnie z tradycją swojej wojskowości.
Pierwsze oddziały japońskie ukazały się w Kiao - czou w dniu 2-go września. Wkrótce potem dokładnie osaczyły Tsing - tau, gdzie zamknęła się szczupła załoga niemiecka. Wreszcie po długich i starannych przygotowaniach w końcu września Japończycy rozpoczęli właściwe oblężenie. Z tą chwilą los Kiao-czou był przesądzony. Jednakże pomimo wszystko Niemcy bronili się do ostatka. Japończycy systematycznie powiększali swoją artylerję. Począwszy od dnia 26-go października aż do 5-go listopada bez przerwy trwał straszliwy ogień
japońskiej artylerji ciężkiej lądowej i morskiej, burząc ostatecznie słabe fortyfikacje niemieckie. Dopiero po tak metodycznem przygotowaniu ogniowem ruszyła do szturmy piechota japońska. W ciągu dwudniowych zażartych walk zostały zdobyte niektóre forty, wobec czego w dniu 7-go listopada komandor von Meyer - Waldeck poddał twierdzę Japończykom po zgórą dwumiesięcznem oblężeniu!
Znacznie łatwiej poszło Japończykom, wspomaganym przez wojska australijskie, na wyspach niemieckich, rozsianych na oceanie Spokojnym. Wyspy te, niemal zupełnie bezbronne, prawie że bez walk zostały opanowane już w pierwszym miesiącu wojny.
Równie łatwo wojska kolonjalne Anglji i Francji opanowały kolonję niemiecką Togo, położoną w Afryce zachodniej w Górnej Gwinei na Wybrzeżu Niewolników. Kolon ja ta posiadała wprawdzie znaczny obszar, gdyż 72.200 kma, oraz dość liczną ludność tubylczą, wynoszącą około miljona głów, lecz wyposażona była wyłącznie w słabe oddziały policyjne, w dodatku rekrutujące się głównie z tubylców. To też po krótkiej walce niemieckie Togo upadło już w końcu sierpnia 1914 roku.
Inaczej przedstawiała się sprawa w Kamerunie, którego opanowanie wymagało wielu
271
wysiłków i dłuższego czasu. Kamerun, poło-żonj w Afryce zachodniej nad zatoką Gwinej-ską, był pokaźną kolonją niemiecką. Zajmował obszar 790.000 km.2 i liczył około dwóch milionów tubylców. Pod panowaniem Niemiec znajdował się od 1884 roku. Siły niemieckie w Kamerunie wynosiły 1000 białych i 6000 tubylców.
Już na początku wojny do Kamerunu ze wszystkich stron wdarły się wojska kolonjalne francuskie i angielskie, a nawet belgijskie z pobliskiego Konga. Niemcy stawili opór w południowej części Kamerunu pomiędzy Ja-
Austrjacy, rzucający granaty ręczne.
unde i Duala. Pomimo rozpaczliwej obrony ogromna przewaga liczebna i techniczna wojska Koalicji zmusiła w końcu Niemców do powolnego ustępowania w kierunku hiszpańskiej kolonji Muni, która stanowiła jedyną łączność walczących Niemców ze światem, którędy przemycano (może zresztą i nie bez wiedzy władz hiszpańskich) skąpe transporty broni i amunicji. W niezwykle ciężkich warunkach, ustę-
272
pując krok za krokiem, oddziały niexnie< walczyły na obszarach Kamerunu do stycznia 1916 roku, a więc w ciągu półtora roku! Wszystko jednak ma swój kres. Brak ludzi, broni i amunicji, a nawet środków sanitarnych (w afrykańskim klimacie stanowiło to dla białych śmierć!) zmusił wreszcie niedobitków niemieckich do zaprzestania walki i przekroczenia granicy hiszpańskiej Muni, gdzie ich rozbrojono.
W kolonji niemieckiej tak zwanej Afryce Południowo-Zachodniej (835.800 km.2) na początku wojny mieli Niemcy względny spokój. Przeciwko sobie mieli wojska Unji Południo-wo-Afrykańskiej (dominjurn angielskie), których działania narazie powstrzymało powstanie Burów, skierowane przeciwko Anglji. Kilkanaście lat upłynęło zaledwie od czasu wojny z Anglikami i utracenia niepodległości. Dążenia niepodległościowe Burów, umiejętnie wyzyskane i podsycane przez propagandę niemiecką, wywołały z początkiem wojny światowej to powstanie, które zresztą nie przybrało, pomimo usilnych starań Niemców, poważniejszych rozmiarów. W krótkim czasie stłumiono powstanie Burów i od tej chwili położenie Niemców stało się ciężkie, gdyż Unja swobodnie już mogła była skierować swoje wojska przeciwko Afryce Południowo-Zachodniej.
W październiku 1914 roku wojska Unji zdołały wylądować w zatoce Liideritz i Swa-kopmund. Odtąd poczęły się posuwać wgłąb kraju wzdłuż linji kolejowej. Równocześnie wojska Unji wkroczyły na obszary niemieckie i drogą lądową od południa, przeprawiwszy się przez rzekę Oranję. Grupa ta posuwała się na północ ku Keetmanshoop. Siły Unji liczyły zgórą 60.000 żołnierzy, podczas gdy Niemcy rozporządzali nie więcej, niż 5.000 ludzi, przeważnie krajowców.
W tym stanie rzeczy o obronie całej tak rozległej kolonji nie mogło być nawet mowy. To też dowództwo niemieckie postanowiło bronić się jedynie wewnątrz kraju na linji kolejowej Swakopmund - Windhuk. Do rejonu tej kolei ściągali też Niemcy wszystkie swoje siły z zachodu i południa, co nie było rzeczą łatwa, gdyż oddziały niemieckie musiały wśród przeważających sił przeciwnika torować sobie drogę w ciągłych i żmudnych walkach.
_ Zamierzoną koncentrację oddziały niemieckie uskuteczniły dopiero w końcu kwietnia w ^°}U- W o k o l i c y s t o l i c y c a ł e3 kolonji Windhuk główne siły niemieckie zostały zaatakowane równocześnie od zachodu i od południa.
W dniu 12 maja Niemcy zmuszeni byli opuścić stolicę. Mocno przerzedzone i straszliwie wyczerpane oddziały niemieckie wśród ciągłych walk cofały się wzdłuż kolei do Otawi. Wreszcie dalej cofać się było niemożliwe. Niemcy znaleźli się już na krańcu linji kolejowej pod Korale, natarcie zaś przeciwnika przybierało na sile. Dalsza walka była już bezcelowa. To też w dniu 15-go lipca 1915 roku resztki oddziałów niemieckich złożyły broń. Niemiecka Afryka Południowo-Zachodnia została ostatecznie opanowana przez Koalicję.
Najdłużej, bo do końca wojny światowej, bronili się Niemcy w kolonji swojej, zwanej niemiecką Afryką Wschodnią (955.000 km2
i ponad trzy mil jony tubylczej ludności). W kolonji tej na początku wojny siły Niemców liczyły kilkuset oficerów i podoficerów białych oraz 5.000 żołnierzy kolorowych. Dzięki niespożytej energji dowódcy niemieckiego generała von Lettow - Vorbeck, który potrafił skąd się dało skupiać przy sobie Niemców, przebywających w Afryce, siły niemieckie w ciągu wojny nietylko nie topniały, ale przeciwnie pod koniec wynosiły już 3.000 Niemców i kilkanaście tysięcy żołnierzy kolorowych.
Na samym początku wojny Niemcy czuli się w swojej Afryce Wschodniej całkowicie panami położenia. W listopadzie 1914 roku Anglicy, pragnąc za wszelką cenę opanować tę najbogatszą kolonję niemiecką w Afryce, kilkakrotnie czynili próby wylądowania wojsk angielsko-hinduskich pod Tauga. Wszystkie jednak wysiłki dowództwa angielskiego były bezskuteczne. Opór Niemców nie dał się przełamać. Mało tego! Generał von Lettow - Vor-beck nie ograniczał się tylko do działań obronnych, ale i sam czynił częste wypady na obszary angielskiej Afryki Wschodniej, przyczyniając nie mało kłopotu Anglikom, ponad wszystko ceniącym sobie swój dotychczas niezachwiany prestige wobec kolorowych tubylców.
To też Anglicy po szeregu smutnych doświadczeń postanowili z początkiem 1916 roku zorganizować wielką armję ekspedycyjną. Główne siły dostarczyła Unja Południowo-Af-rykańska, która uporała się już była z niemiecką Afryką Południowo-Zachodnią. Ponadto dołączono pomocnicze wojska angielskie, hinduskie, transportowane z pobliskich Indyj, belgijskie, przewożone z Konga, oraz portugalskie z sąsiedniego Mozambiku. Dowództwo angielskie planowało równoczesne natarcie od strony morza i od strony angielskiej Afryki Wschodniej.
Wobec nowego i zgoła niekorzystnego dla Niemców położenia generał von Lettow - Vor-beck ściągnął swoje siły na korzystny pod względem obrony teren Kilimandżaro (masyw wulkaniczny, dochodzący do 6.010 m. wysokości ponad poziomem morza)!. Poważne walki rozpoczęły się w marcu 1916 roku. Wojska koalicyjne, posiadające znakomitą przewagę liczebną, poprowadziły energiczne natarcie od wschodu i od północy. Szczupłe siły niemieckie, nie mogąc wytrzymać miażdżącego natarcia liczniejszego przeciwnika, wycofały się pomimo wszystko w kierunku południowym, bynajmniej nie pobite. W wyniku bitwy na wyżynach Kilimandżaro Niemcy utracili całą północną część swojej kolonji wraz z linją kolejową z Daressalam do jeziora Tanganiki. Pomimo tego, daleko było jeszcze do ostatecznych rozstrzygnięć! Wojska koalicyjne były wyczerpane, co nie pozwoliło im na pościg za ustę-pującemi oddziałami niemieckiemi. W dodatku nastąpiła pora deszczowa, która wszelkie prymitywne drogi afrykańskie przemieniła w jeziora i cuchnące bajora. Sama przyroda narzuciła obu stronom przerwanie działań wojennych.
Pod koniec 1916 i na początku 1917 roku siły niemieckie do tego stopnia okrzepły i uzupełniły się, że rozpoczęły ponownie działania zaczepne. W tym czasie Niemcy odzyskali całą południową część wybrzeża i zajęli ponownie zachodnią połać kraju aż po jezioro Niassa.
Latem 1917 roku zdobycze te utracili Niemcy ponownie. Przewaga wojsk koalicyjnych stawała się coraz bardziej groźną. Wobec tego generał von Lettow - Vorbeck wycofał się na południowo-wschodni skraj kolonji i zajął okolice Makonde w pobliżu rzeki Rovuma, która stanowiła granicę pomiędzy niemiecką Afryką Wschodnią i portugalskim Mozambikiem. Tu wojska koalicyjne usiłowały ponownie, jak to było ich zamiarem i na Kilimandżaro, otoczyć wojska niemieckie. Tym razem dowództwu angielskiemu udało się otoczyć Niemców dokładnie zamkniętym pierścieniem swoich wojsk. Można było sądzić, że zbliża się koniec ostatnich wojsk kolonjalnych Rzeszy Niemieckiej.
Jednakże stało się inaczej. W ostatniej niemal chwili Niemcy zdołali się przeprawie przez rzekę Rovumę, odrzucili wojska portugalskie, stanowiące tam odcinek obręczy wojsk koalicyjnych, i wkroczyli do północnej części portugalskiego Mozambiku. Tani Niemcy zdo-
273
przy zakładaniu miny pod nieprzyjacielskiemi okopami.
łali się utrzymać na obcym obszarze do połowy 1918 r.
Warunki, w jakich znaleźli się Niemcy w Mozambiku, były niezwykle ciężkie. Odcięci od własnych baz operacyjnych, w obcym sobie i nieprzyjacielskim kraju, pozbawieni dosłownie wszystkiego, co wojsku koniecznem jest do walki, — pomimo wszystko Niemcy nie dali za wygraną, nadal zaciekle walcząc, tym razem jednak zgoła innemi metodami. Wszystkie działania Niemców w tym czasie mają na celu nie względy strategiczne, lecz... aprowizacyjne..., materjałowe. Aby przetrwać, musieli Niemcy zdobywać sobie wszystko na przeciwniku: aprowizację, broń, amunicję i wszelki sprzęt wojenny. Ówczesne walki Niemców — to ustawiczne drobne potyczki, wypady i zasadzki, mające na celu zdobywanie środków na małych oddziałach koalicyjnych, lub opanowywanie składów żywnościowych i amunicyjnych Wreszcie, kiedy w połowie 1918 roku wszelkie zapasy portugalskie w północnym Mozambiku wyczerpały się, generał von Lettow - Vorbeck
274
przerzucił się nagle forsownemi marszami zpo-wrotem do niemieckiej Afryki Wschodniej, okrążył północny skraj jeziora Niasa i wkroczył tym razem do angielskiej kolonji Rodezji Północnej.
Jednakże talent i energja tego znakomitego dowódcy niemieckich wojsk kolonjalnych, jak i niezwykły hart i ofiarność garstki jego rodaków - żołnierzy, utrzymujących przez cztery lata zgórą tej fantastycznej wojny kolonjal-nej w karbach żelaznej dyscypliny swoich półdzikich kolorowych żołnierzy — poszły na marne. Bowiem dowódca niemiecki w świeżo opanowanej angielskiej Rodezji otrzymał w dniu 13-ym listopada 1918 roku wieść o zawieszeniu broni tam, w Europie, na głównym i decydującym teatrze wojny. Dłużej walczyć nie było juz poco: Niemcy zostały zwyciężone. Wobec tego wschodnio-afrykańskie oddziały niemieck o ^ ^ ^ Z ł ° Ż y ł y b r ° ń ' P ° d d a ^ c s i§ A n "
Dziwnem zrządzeniem losu, ostatnimi żołnierzami niemieckimi, walczącymi i — praw-
Gołębie pocztowe nu froncie.
dopodobnie—marzącymi jeszcze o zwycięstwie, była garstka Niemców, zgubionych gdzieś o tysiące kilometrów od ojczyzny, wśród podzwrotnikowych puszcz angielskiej Rodezji. Zarówno wśród swoich, jak i wśród przeciwników zasłużyli sobie na piękną pamięć w świątyni ogólnoludzkiego bohaterstwa i tężyzny.
Jednakże kolonje swoje utraciła Rzesza Niemiecka całkowicie i — sądzimy — na zawsze. Bowiem dzieje obrony tych kolonij w czasie wojny światowej najwymowniej świadczą o tern, jak głęboko w psychikę narodu niemieckiego wżarła się ideologja panowania nad światem niemieckiego imperjalizmu!
275
USTALENIE
W rozdziale V podany był przebieg działań wojennych na Zachodzie aż do chwili załamania się niemieckiego natarcia, opartego na przedwojennych planach niemieckiego sztabu generalnego, w słynnej bitwie nad Marną, ochrzczonej przez Francuzów mianem „cudu nad Marną".
Zwycięstwo Francuzów nad Marną powstrzymało straszliwe natarcie przeciwnika, który mniemał się już być zwycięzcą, i odrzuciło Niemców od wrót Paryża, którego los wahał się w ciągu kilku, tragicznych dla narodu francuskiego dni. Odwrót Niemców stał się punktem zwrotnym w dziejach całej wojny światowej i w gruncie rzeczy zadecydował o jej późniejszym, tak fatalnym dla Niemców, wyniku. Ale o skutkach bitwy nad Marną pomówimy później.
Jak już wiemy, klęska niemiecka stała się oczywistą w dniu 9 września, kiedy generał von Biilow, dowódca 2 armji niemieckiej, zarządził jej odwrót w kierunku północno-wschodnim, ustępując przed 5 armją francuską. Stało się to pod naciskiem podpułkownika Hentscha, posiadającego dalekoidące pełnomocnictwa generała von Moltkego, szefa wielkiego sztabu generalnego. Tego samego jeszcze dnia podpułkownik Hentsch wywarł analogiczny nacisk na gen. von Klucka, który również wydał rozkaz odwrotu dla swojej 1 armji, partej od zachodu na prawym brzegu Marny przez 6 armję francuską, broniącą Paryża, i od południa z lewego brzegu Marny niepokojonej przez armję angielską.
Odwrót 1 i 2 armij niemieckich w niewielkim stopniu był niepokojony przez przeciwnika, który dopiero 10-go września zdecydował się na pościg, wykonywany zresztą dość powoli i ostrożnie, jakgdyby po tylu druzgoczacych triumfach oręża niemieckiego Francuzom i An-
276
NA ZACHODZIE.
glikom trudno było pogodzić się z faktem, że fch potężny przeciwnik naprawdę rozpoczął odwrót.
Samodzielny odwrót obu prawoskrzydło-wych armij niemieckich z pod Paryża niezwykle zaskoczył niemieckie dowództwo naczelne. Wiadomość o tern zachwiała równowagę duchową nietylko faktycznego wodza gen. von Moltkego, ale spowodowała istną panikę wśród jego współpracowników sztabowych. Nastrój psychiczny naczelnego dowództwa niemieckiego pogorszył jeszcze objazd frontu, dokonany przez gen. Moltkego w dniu 11-ym września. Początkowo łudzono się, że odwrót prawego skrzydła niemieckiego ma charakter tymczasowego manewru i że jeszcze będzie można naprawić położenie przeciwnatarciem 3, 4 i 5 armij niemieckich. Kiedy jednak gen. von Biilow, którego 2 armja znajdowała się już w odwrocie, doniósł, że prawemu skrzydłu 3 armji bezpośrednio zagraża przerwanie frontu przez prawe skrzydło 5 armji i lewe skrzydło 9 armji francuskich, ostatecznie załamały się nerwy gen. von Moltkego, który bez dalszej zwłoki nakazał odwrót i pozostałych 3, 4 i 5 swoich armij. Gen. Moltke poprostu nie wiedział, co mu wypada czynić, wobec załamania się planu wojny w chwili, kiedy zwycięstwo zdawało się być już tak bliskie. Nakazany odwrót miał się zatrzymać na linji Reims — Suippes — Sainte Menehould. Tak więc poza 6 i 7 armjami nie-mieckiemi, które stanowiły lewe skrzydło, cała masa uderzeniowa niemieckich sił zbrojnych we Francji w dniu 11-ym września znajdowała się w odwrocie. Od tej chwili należało Niemcom oprzeć wojnę na nowej koncepcji strategicznej.
A tymczasem gen. von Biilow , ciągle będąc pod wrażeniem możliwości przerwania irontu 3 armji na wschód od Reims, zmienił
pierwotny kierunek odwrotu swojej 2 armji, przesuwając ją znacznie w lewo, w stronę tego miasta, aby nawiązać bezpośrednią łączność z prawem skrzydłem 3 armji, rzekomo tak poważnie zagrożonej. W wyniku swojego manewru gen. von Biilow zażądał również od podległego sobie gen. von Klucka, dowódcy 1 armji, aby i on zkolei przesunął się w lewo w celu zamknięcia tej luki, która od szeregu już dni stawała się coraz groźniejszą pomiędzy obu prawoskrzydłowemi armjami niemieckiemi. Ale generał von Kluck, zawsze samowolny i nic sobie nierobiący z rozkazów, wręcz odmówił temu żądaniu, sadowiąc i reorganizując swoje korpusy pomiędzy Compiegne a Soissons poza osłonę Aisne'y. Zresztą położenie jego nie było zbyt świetne, gdyż 6 armja francuska oraz samodzielna grupa jazdy francuskiej poważnie
osiągnąć cel swoich marszów, wszelka pomoc mogłaby juć być spóźnioną. Stało się jednak inaczej.
W okolicach Saint Quentin, jak wiemy, tworzyli Niemcy nowe ugrupowanie 7 armji. Pierwsze korpusy tej armji uratowały położenie. Mianowicie VII korpus rezerwowy pod dowództwem generała von Zwehla dokonał wspaniałego forsownego marszu, dzięki czemu uprzedził Francuzów i zajął wzgórza Cerny — Craonne na północny-zachód od Reims. Na wzgórzach tych Niemcy zdołali powstrzymać znaczne siły Francuzów, dopóki nie nadciągnęły dalsze posiłki od strony Saint Quentin. W rezultacie zaciętych i krwawych walk' udało się Niemcom zamknąć groźną lukę pomiędzy Soissons a Reims.
Jakkolwiek Niemcy nie dopuścili do odcię-
Walka na ulicach.
nacierały na jego prawe skrzydło, grożąc z tej strony obejściem.
Tak więc owa luka pomiędzy 1 i 2 armją niemiecką, której zamknięcie było właściwym celem odwrotu z nad Marny, w dalszym ciągu była otwartą, stanowiąc ustawiczną groźbę dla prawego skrzydła niemieckiego, które w każdej chwili mogło być rozdarte ostatecznie. I istotnie armja angielska wraz z częścią 5 armji francuskiej, przekroczywszy pod Brai-sne i Fismes rzeczkę Vesle, po raz już drugi wżarły się pomiędzy 1 i 2 armje niemieckie. Położenie było tak groźne, że naczelne dowództwo niemieckie nakazało swoim armjom 3, 4 i 5 wydzielenie ze swoich składów po jednym korpusie i pchnięcie ich pośpiesznemi marszami na zachód. Jednakże, zanim korpusy te mogły
cia 1 armji i przełamania frontu, które groziło począwszy od 8-go września, jednakże położenie ich w dalszym ciągu było poważne. Bowiem 6 armja francuska generała Maunoury, nacierająca od 13-go września na linję rzeki Aisne'y> wciąż zagrażała oskrzydleniem 1 armji niemieckiej i w tym celu przygotowTywała obejście na zachód od Compiegne w kierunku północno-wschodnim na Noyon.
W dniu 15-ym września Niemcy zdołali powstrzymać swój odwrót i ustalić swój front, który biegł od Compiegne aż do Reims prawym brzegiem rzeki Aisne'y i rzeczki Vesle'i. Samo miasto Reims zostało opuszczone przez 2 ar-mję niemiecką, która jednak unieruchomiia swój front w małej odległości od tego miasta. Dalej front niemiecki zatrzymał się na linji,
277
biegnącej prosto od Reims przez Varennes aż do północnego odcinka frontu pod twierdzą Wrdun, nie zaś, jak przewidywało poprzednio naczelne dowództwo niemieckie, bardziej na południe, przez Suippes do Sainte Menehould. Dzięki przesunięciu frontu w rzeczywistości bardziej na północ, twierdza Verdun, zajmowana przez 3 armję francuską i będąca poprzednio prawie całkowicie osaczoną, ponownie nawiązała mocną łączność z sąsiedniemi odcinkami francuskiego frontu oraz z tyłami, co odrazu niezwykle wzmocniło jej siłę obronną.
Rychło naczelne dowództwo niemieckie spostrzegło fatalne skutki odwrotu, który był nakazany w chwili paniki, bez należytej rozwagi i oceny istotnego położenia na froncie, co zresztą było utrudnione odległością kwatery głównej, znajdującej się w Luksemburgu, oraz wadliwem działaniem środków łączności. Wobec tego, po uspokojeniu nazbyt rozstrojonych nerwów, dowództwo niemieckie postanowiło za wszelką cenę naprawić swoje błędy, przede-wszystkiem więc odebrać ponownie Francuzom opuszczone Reims i poprzez Argony ponownie osaczyć Verdun, stanowiący nieruchomą dotychczas oś obrotu francuskiego frontu.
W tym celu 16-go września lewe skrzydło 1 armji oraz całe 2 i 7 armje niemieckie rozpo
częły przeciwnatarcie, które jednakowoż wśród ciężkich walk i z dużemi stratami, poza czysto lokalnemi sukcesami, nie dało żadnych poważniejszych wyników. Kiedy oczywistem się stało, że o przełamaniu frontu niema już mowy, wszystkie trzy armje, biorące udział w przeciwnatarciu, zpowrotem przybrały postawę obronną.
Był to moment zaiste tragiczny dla niemieckiego imperjalizmu. Niemiecki plan wojenny, dzieło życia Schlieffena, opracowany tak wszechstronnie i skrupulatnie, załamał się, nie doprowadziwszy Niemców do zwycięstwa, stawiając ich natomiast w obliczu zupełnie nowych warunków, wymagających nowej koncepcji, nowego planu strategicznego, który z natury rzeczy należało tworzyć niejako „na kolanie". Było to oczywistem dla każdego, wtajemniczonego w arkana sztuki wojennej. Straszliwa odpowiedzialność spadała oczywiście na tego, kto faktycznie kierował akcją wojenną, a więc na szefa wielkiego sztabu generalnego, generała Helmutha hrabiego von Moltke, bratanka wielkiego feldmarszałka, pogromcy dwóch cesarzów: austrjackiego i francuskiego w latach 1866 i 1871! Odpowiedzialność ta nabierała tern większej wagi, gdyż generał von Moltke, zajmując swoje stanowisko od 1906 r.,
•
•
lligggHMfll^^^H
Meczet w Bagdadzie.
278
Jeńcy francuscy w szpitalu niemieckim.
do schlieffenowskiego planu wojny wprowadził szereg istotnych i, jak się okazało, zgubnych dla niemieckiego oręża zmian.
W tym stanie rzeczy dalsze pozostawanie generała Moltkego u steru działań wojennych było niemożliwe. Nazbyt już osoba jego stała się niepopularną, szczególnie wśród wyższych wojskowych. W dodatku Moltke moralnie i fizycznie był całkowicie zdruzgotany swojemi niepowodzeniami, których dziejową doniosłość całkowicie oceniał. W rezultacie Moltke otrzymał dymisję, jego zaś stanowisko objął generał Erich von Falkenhayn (1861 — 1922), poprzednio piastujący od 1913 roku stanowisko ministra wojny. Generał von Moltke zmarł w 1916 roku, mając lat 68, nie dożywszy ostatecznej klęski Niemiec, która była oczywistym wynikiem jego własnych błędów. Często tak okrutny los, tym razem okazał się łagodniejszym wobec tego, który błędami swojemi ocalił ludzkość przed hegemonją niemieckiego impe-rjalizmu.
Rola generała von Falkenhayna bynajmniej nie była do pozazdroszczenia. Jego dzie
łem miało być uratowanie armji niemieckiej od utraty wiary w swoje siły i w zwycięstwo. Musiał wprowadzić ład i dyscyplinę do silnie zdezorganizowanej armji, przedewszystkiem zaś ukrócić samowolę wyższych dowódców niemieckich, rozpuszczonych w zbyt słabych dłoniach Moltkego. Musiał ratować położenie wojenne na Zachodzie i na Wschodzie, gdzie równoczesne klęski Austrjaków również doprowadziły do załamania się planu wojny przeciwko Rosji. Musiał wreszcie stworzyć nowe koncepcje wojenne, zastosować nowe metody, nieprzewidziane zgóry i nieprzygotowane. Trzeba przyznać, że w tych ciężkich dla Niemców chwilach generał von Falkenhayn zdobył się na maksimum woli, energji i osobistego wysiłku, by z głęboką wiarą w ostateczne zwycięstwo, żelazną ręką pochwycić nadwyrężony ster działań wojennych.
Powróćmy jednak do działań wojennych. Jak już powiedzieliśmy wyżej, w pierwszych chwilach Francuzi i Anglicy, jakgdyby nie dowierzali własnemu zwycięstwu, co powodowało nadmierną ostrożność w ich działaniach. Kiedy
279
wreszcie dostatecznie uświadomili sobie, ze istotnie sa zwycięzcami, — było juz za pozno, nbv niepowodzenia armij niemieckich zamienić w 'rozstrzygającą klęskę. .
Dopiero w dniu 12-ym września genera Joffre wódz naczelny Francuzów, zdecydował sie na'energiczne działania zaczepne, wydając rozkaz natarcia na czoło i na skrzydła czterech prawoskrzydłowych armij niemieckich, a to
dań w dodatku żołnierz był ostatecznie wy< pany w ciągłych walkach i uciążliwych pochodach. Jak wiemy już, i manewr w luce pomiędzy 1 i 2 armja niemiecką nie udał się, dzięki pośpiesznej pomocy 7 armji niemieckiej, która zdążyła na czas podciągnąć się z rejonu Saint Ouentin. ,
Widząc, że oporu Niemców, którzy zdołali umocnić się na nowym froncie, przełamać nie
F
V
Niewidomi jeńcy utworzyli w obozie orkiestrę.
w celu odcięcia ich od dróg odwrotu i wypchnięcia na północ, gdzie mogły być całkowicie zniszczone.
Na skrzydłach miały uderzyć 6 i 3 armje francuskie: 6 od strony Compiegne, 3 zaś z rejonu twierdzy Verdun. Armja angielska oraz 5 armja francuska miały wedrzeć się w lukę pomiędzy 1 i 2 armją niemiecką, 9 zaś i 4 armje francuskie miały nacierać od frontu.
Jednakże manewr Joffre'a nie dał spodziewanych wyników. Siły francuskie na skrzydłach były za słabe w stosunku do swoich za-
zdoła, generał Joffre zdecydował się na nowy manewr. Terenem tego manewru miały być północne obszary Francji, pomiędzy morzem i prawem skrzydłem armij niemieckich, które to obszary pozostawały dotychczas poza teatrem działań wojennych. Poprzez te obszary widział możność dalekiego i głębokiego oskrzydlenia armij niemieckich.
Jednakże podobny manewr Francuzów niewątpliwie zagrażałby okupowanym przez Niemców terenom w Belgji i we Francji. Wyrzec się tych terenów, których zdobycie koszto-
280
Ruiny fortu iv Laon, zajętego przez Niemców.
wało tak wiele krwi i wysiłków, Niemcy nie chcieli i nie mogli. W dodatku nowy szef sztabu generalnego generał von Falkenhayn za wszelką cenę pragnął ponownie przerzucić w ręce Niemców inicjatywę działań wojennych. Z tego względu i jego również musiał nęcić wolny obszar na północy, świetnie nadający się dla wszelkiego rodzaju manewrów.
W wyniku analogicznych dążeń przeciwników powstał tak zwany „wyścig do morza", w którym obie strony za wszelką cenę pragnęły uzyskać swobodę manewru na północnych obszarach Francji. Ów krwawy „wyścig" trwał przez pozostałe dni września, przez cały październik, aż zakończył się w bitwie pod Ypres w pierwszych dniach listopada 1914 r.
W „wyścigu" tym obie strony ściągały możliwie znaczne siły swoje ze środkowego i południowego frontu bojowego, przerzucając je na północ i ciążąc do wyprzedzenia przeciwni-
W „wyścigu" tym szanse Francuzów i An-ów były znacznie wi<;ksze, gdyż w rozporzą-
ich znajdowała się bogata i sprawnie
działająca sieć przyfrontowych kolei francuskich. Niemcy natomiast zmuszeni byli korzystać z zdezorganizowanej, a nawet częściowo niezdatnej do użytku sieci kolei francuskich i belgijskich, świeżo opanowanej przez wojska niemieckie.
Położenie Niemców uratowało poddanie się twierdzy francuskiej Maubeuge w dniu 7-m września. Twierdza ta, znajdująca się już na tyłach Niemcówr, a broniona przez 30.000 ludzi, wymagała poważnych sił oblężniczych, które po upadku twierdzy dowództwo niemieckie mogło było szybko zużytkować na swojem pół-nocnem skrzydle. Przy pomocy tych sił 1 ar-mja niemiecka von Klucka uniknęła oskrzydlenia przez 6 armję francuską generała Maunou-ry, co pozwoliło jej utrzymać się na prawym brzegu Aisne'y. Zkolei, dzięki utrzymaniu si§ 1 armji niemieckiej, <> armja, ściągnięta na czas z południowego skrzydła, mogła była bez przeszkód przedłużyć front na północ od 1 armji aż do okolic Lille. Na pomoc 0 armji niemieckiej bez przerwj nadchodziły dalsae po
281
siłki, ściągane z całego dotychczasowego frontu. Zadaniem tej armji było zkolei obejście lewego skrzydła francuskiego w celu otworzenia od "północy drogi do ponownego wielkiego natarcia niemieckiego, o którem marzył generał von Falkenhayn. Lecz, podobnie jak Francuzom, i Niemcom nie udał się ten manewr. Działania 6 armji niemieckiej nie dały spodziewanych rezultatów.
Działania Francuzów rozpoczęły się w dniu 16-ym września natarciem znacznych sił 6 armji z Compiegne w kierunku na Noyon. Jednakże natarcie to zostało przez Niemców powstrzymane dzięki posiłkom z pod Maubeuge. Wówczas dowództwo francuskie utworzyło w okolicach Amiens specjalną armję pościgową („armee de poursuite") pod dowództwem generała de Castelnau. Armja ta ruszyła w dniu 21-ym września w kierunku Saint Quentin, jednakże została powstrzymana przez Niemców siłami 6 armji na linji Koye — Bapaume. Szukając nowych dróg natarcia, armja pościgowa przesunęła się ku północy i ponownie natarła na zachód od Arras. I tym razem na
tarcie Francuzów powstrzymali Niemcy na linji Bethune — Lens — Arras. Tak więc linja frontu bojowego szybko przedłużała się ku.morzu, przyczem żadna z obu stron nie mogła uprzedzić przeciwnika i obejść go od północy. W połowie października, na zachód od Lille, a więc na północ od francuskiej armji pościgowej, zjawiła się armja angielska, którą w międzyczasie zwolniono z odcinka nad rzeką Aisne'ą i pośpiesznie przewieziono na północ. Bardziej jeszcze na północ wysunięto nową grupę bojową, złożoną z mieszanych oddziałów belgijskich, francuskich i angielskich. Grupa ta nareszcie przedłużyła front sprzymierzeńców aż do morza. „Wyścig do morza" był skończony, jakkolwiek obu przeciwnikom nie udało się wzajemnie wyprzedzić.
W tern miejscu należy zaznaczyć, że po stronie sprzymierzonych w „wyścigu" tym grały rolę nietylko względy natury ogólnostrate-gicznej. Poza temi względami chodziło tu jeszcze o coś innego. W tym czasie potężna twierdza belgijska Antwerpja broniła się jeszcze przeciwko niemieckiej armji oblężniczej. Po-
Przybycie generała Maud do Bagdadu.
mijając już znaczne siły belgijskie, zamknięte w Antwerpji, sprzymierzonym musiało niezwykle zależeć na ocaleniu tej twierdzy również ze względów natury psychicznej i politycznej. Ocalenie Antwerpji oznaczałoby przypływ^ nowych sił belgijskich na froncie, zdobycie potężnej bazy operacyjnej na północy, a tem samem odebranie Belgji Niemcom i zagrożenie od północy całemu frontowi niemieckiemu. A ocalić Antwerpję można było jedynie, przeciągając front sprzymierzeńców aż do morza i zagrażając tyłom niemieckiej armji oblężni-czej. Tak więc Antwerpja, broniąca się wciąż po bohatersku, stanowiła dla sprzymierzonych jeszcze jeden cel, przyświecający działaniom na północy.
Położenie Antwerpji było ciężkie. Dwukrotnie Belgowie czynili bohaterskie i na wielką skalę zakrojone wypady, aby wT działaniach polowych chwycić inicjatywę w swoje ręce. Po raz pierwszy uczynili wielki wypad w dniu 25-ym sierpnia, po raz drugi w dniu 9-ym września, podczas bitwy nad Marną. Jednakże w obu wypadkach wysiłki Belgów były bezskuteczne: nie mogli przełamać pierścienia niemieckich wojsk oblężniczych i zmuszeni byli po krwawych ofiarach z powrotem chronić się poza fortyfikacjami twierdzy.
Dotychczas Niemcy słabo nacierali na twierdzę, ograniczając się głównie do jej dokładnego odcięcia od własnego kraju i przypierając ją niejako do granicy holenderskiej. W miarę jednak, jak sytuacja na froncie stawała się dla Niemców mniej korzystna, tem ważniej szem i pilniej szem stawało się zdobycie twierdzy antwerpskiej, która wymagała zbyt poważnych sił oblężniczych, co uszczuplało -zasoby ludzkie, których niedostateczna ilość dawała się z dnia dzień coraz dotkliwiej odczuwać. To też dowództwo niemieckie jeszcze w dniu 9-ym września wydało generałowi von Beselerowi, późniejszemu generał - gubernatorowi warszawskiemu, a wówczas dowódcy antwerpskiej armji oblężniczej, rozkaz rozpoczęcia właściwego oblężenia twierdzy. Beseler natarł na południowy wyłącznie front, nie posiadając dostatecznych sił do działań na całej długości olbrzymiej twierdzy, jaką była Antwerpja.
Wkrótce potem rozpoczęły swoje straszliwe działanie słynne 42-centymetrowe działa niemieckie, tak zwane „grube Berty", rujnując najpotężniejsze żelazno-betonowe fortyfikacje belgijskie. W dniu 24-ym września rozpoczął się generalny atak niemiecki, który bez
przerwy trwał do dnia 8-go października. Pomimo niezwykłego bohaterstwa Belgów, fort po forcie, pozycja po pozycji przechodziły w ręce Niemców, krwawo okupujących każdą zdobywaną piędź ziemi. Wreszcie dalszy opór był już bezcelowy: twierdza musiała upaść. Wówczas Belgowie, korzystając z tego, że od północy Antwerpja nie była osaczona przez Niemców, tą drogą i przy pomocy floty angielskiej zdołali wyprowadzić swoją bohaterską armję, by jej siłami wzmocniwszy oddziały belgijskie na północnym froncie, przez długie jeszcze lata walczyć z najeźdźcą swojej ojczyzny aż do ostatecznego zwycięstwa, triumfu i wyzwolenia kraju, który przez cztery zgórą lata jęczał pod żelaznym butem niemieckich rządów okupacyjnych. '
Zdobycie Antwerpji, pomimo wypuszczenia broniących ją Belgów, było nielada sukcesem dla Niemców właśnie w tej chwili, kiedy sprzymierzeni w „wyścigu do morza" osiągnęli już ostatni swój etap, zagrażając ponownie prawemu skrzydłu niemieckiemu. Upadek Antwerpji był moralnym ciosem dla sprzymierzonych, którzy nie zdążyli na czas z odsieczą. Poza tem zaś znaczne siły niemieckie, uwiązane pod twierdzą antwerpską, zostały nagle zwolnione i mogły być wprowadzone do walk na froncie niemieckim, na skrajnej północy, zanim jeszcze belgijska załoga Antwerpji mogła była zreorganizować się i wziąć udział w walkach frontowych.
Siły oblężnicze z pod Antwerpji oraz cztery nowe korpusy, świeżo sprawowane w Niemczech, utworzyły bezpośrednie odwody naczelnego dowództwa niemieckiego. Były to pierwsze odwody, jakiemi dowództwo niemieckie dysponowało od czasu bitwy nad Marną. Korzystając z tego, generał Falkenhayn raz jeszcze zdecydował się pokusić o uchwycenie inicjatywy w swoje ręce. Chodziło mu o wprawienie w ruch frontu, który zdążył już zaskrzepnąć i znieruchomieć, i w ten sposób dać możność oparcia działań na szeroko zakrojonych manewrach. Uderzeniem, które miało wyprowadzić front z jego skostnienia, miało być potężne i gwałtowne natarcie na odcinku pomiędzy morzem a Lille.
Do tego natarcia generał Falkenhayn przeznaczył 4 armję, przesuniętą na skrajną północ i przegrupowaną do nowych zadań. Ar-mja ta rozpoczęła swoje gwałtowne natarcie w dniu 17-ym października. Jednakże nad Yser'ą natarcie niemieckie zderzyło się z po-ważnemi siłami angielskiemi, francuskiemi i belgijskiemi. Siły te, tworzące oddzielną mie-
283
szaną grupę bojową, o której już wspominaliśmy, akurat dokonywały próby oskrzydlenia Niemców od północy, co, jak wiemy, było od początku „wyścigu do morza" głównym celem sprzymierzonych. W wyniku tego zderzenia się dwóch przeciwnych sobie działań zaczepnych o analogicznych zamierzeniach, wywiązały się niezwykle zacięte i krwawe bitwy nad Yser'ą i pod Ypres.
Przez pewien czas zwycięstwo wahało się na obie strony i, jak to mówią, wisiało na włosku. Obie strony walczyły z wyjątkowem bohaterstwem, zacięciem i ofiarnością. Po jednej i po drugiej stronie rozumiano, że od wyniku tych walk może zależeć nowy zwrot w wojnie, pozwalający ją zakończyć rychłem i decydują-cem zwycięstwem.
Najsłabiej napór Niemców wytrzymywały wojska angielskie. To też był moment, kiedy wódz naczelny Anglików, marszałek French, był już zdecydowany na odwrót swoich wojsk. Oznaczałoby to klęskę sprzymierzonych i oddanie inicjatywy w ręce przeciwnika.
Dopiero nieugięte stanowisko generała
Foch'a, późniejszego marszałka Francji, An-glji i Polski, dowodzącego poprzednio 9 armją w czasie bitwy nad Marną, obecnie zaś pełniącego z ramienia francuskiego dowództwa naczelnego funkcje łącznika, w celu uzgadniania działań wojsk sprzymierzonych na północy, zmieniło decyzję marszałka French'a: Anglicy utrzymali swoje pozycje.
Powoli bitwa, jakgdyby, się dopalała, rówT-noważąc siły i szanse obu stron. W pierwszych dniach listopada straszliwe wyczerpanie obu stron doprowadziło do zaniechania wTalk. Bitwa przekształciła się w typową wojnę pozycyjną.
Zawiodła Niemców ostatnia straszliwa próba rzucenia na szalę wojny decydujących i szybkich rozstrzygnięć, tak bardzo zalecanych przez twórcę niemieckiego planu wojennego, generała Schlieffena, wielkiego poprzednika nieudolnego i słabego Moltkego!
Nadludzki wysiłek dowTódców i żołnierzy niemieckich nie przyniósł rezultatu: ani front nie został przełamany, ani inicjatywa działań nie powróciła już do rąk Niemców, ani też nie zostały przez nich opanowane porty francuskie
Pierwszy punkt opatrunkotoy 284
Badanie jeńców.
to OD U l
-/«"! /
. #
>*
:zms^~ ~
Rzucanie poeisków z samolotu.
Dunkierka i Calais, stanowiące wrota do najbliższej i najdogodniejszej komunikacji morskiej z Anglją!
Jak wiemy już, po klęsce nad Marną cofające się armje niemieckie zatrzymały się na wyznaczonej sobie linji obronnej i, pomimo wszelkich wysiłków sprzymierzonych, linję tę zdołały utrzymać, zakorzeniając się na niej i przechodząc do metody walk pozycyjnych na coraz to doskonalej umacnianych pozycjach. Siłą rzeczy i sprzymierzeni musieli przejść do walk pozycyjnych. Front znieruchomiał i za-skrzepł.
Wówczas po obu stronach pojawiła się koncepcja „wyścigu do morza", który był niczem innem, jak dążeniem do zyskania wolnych terenów, na których mogłyby się rozwinąć potężne manewry strategiczne, co w ostatecznym wyniku musiałoby poruszyć skostniały po obu stronach front bojowy. Ale obie strony, mając
te same zamiary, nie dały się wzajemnie uprzedzić. Zamiast wielkich manewrów — poprostu front bojowy przedłużał się po obu stronach ku północy, przybierając stopniowo te same cechy frontu pozycyjnego, dla złamania którego rozpoczęły obie strony ów niesamowity „wyścig". Ostatnią stawką była dla obu stron wielka bitwa nad Yser'ą i pod Ypres. Albo tam, albo też nigdzieindziej obie strony mogły się przebić ku wolnym do manewrowania terenom. Dalej na północ iść było nie można: obu przeciwnikom przerwało „w7yścig" morze. Ale, jak wiemy, i tę ostatnią stawkę obie strony przegrały. Na tym ostatnim ruchomym odcinku frontu bitwa stopniowo przekształciła się w walki pozycyjne, dzięki jednakowo nieustępliwej postawie obu stron.
Tak więc od listopada 1914 roku wojna na Zachodzie w całości już przekształciła się na wojnę zdecydowanie pozycyjną. Z biegiem cza-
286
su wojna pozycyjna zapanowała wszechwładnie i na Wschodzie — potem i na Południu.
Zdarzył się po raz pierwszy, nieznany przedtem, wypadek: państwa centralne, olbrzymi obszar, zajmujący całą środkową Europę, przekształciły się w monstrualnych rozmiarów twierdzę, której obronne pozycje rozciągnęły się na tysiące kilometrów zaskrzepłego frontu, gdzie bez przerwy toczyła się niesamowita, nieludzka — raczej krecia — walka — w ziemi — o każdą piędź zrytego pociskami terenu — wśród straszliwych warunków, gdzie najmniejszy sukces okupywano hekatombami ofiar ludzkich i niewiarogodnym kosztem materjalnym i gdzie zdumiewające nawet sukcesy zaledwie dawały się zaznaczyć na mapie, tak nikłe były ich rezultaty terytorjalne!
Początkowo nowa zupełnie forma wojny— wojna pozycyjna zdawała się powiększać szanse mocarstw centralnych. Dzięki niej mocarstwa te przez długie lata mogły się były bronić w swojej olbrzymiej twierdzy przeciwko coraz silniejszemu przeciwnikowi, pomimo, że własne ich siły topniały w straszliwych ofiarach na wszystkich frontach.
Ale od chwili, kiedy wojna stała się pozycyjną, ostateczny jej wynik mógł być tylko je
den: klęska mocarstw centralnych. Bowiem powtórzyło się z nimi to, co zawsze dzieje się z załogą oblężonej twierdzy, kiedy i wśród broniących i wśród oblegających jest jednaka wola wytrwania i zwycięstwa: zwycięża ten, kto ma łączność ze światem. Bo łączność ta — to żywność, to materjalne środki prowadzenia walki, to wciąż nowe posiłki, idące do walki ze świe-żemi siłami.
Taki właśnie los musiał oczekiwać mocarstwa centralne. Izolowane od świata ziejącemi ogniem frontami pozycyjnemi i dokładną blokadą morską potężniejszych flot wojennych sprzymierzonych — mocarstwa centralne wyczerpywały się moralnie, fizycznie i gospodarczo, podczas gdy sprzymierzeni mieli za plecami cały świat, który był ich zasobnemi tyłami, pracującemi na ich potrzeby wojenne i dostar-czającemi coraz świeższy materjał ludzki.
Położenie Niemiec i ich sprzymierzeńców z biegiem czasu stało się tem groźniejsze, że Koalicja zrozumiała wszystkie korzyści, płynące dla niej z wojny pozycyjnej. Koalicja miała czas, nie śpieszyła się. Czas bowiem pracował dla niej i na zgubę Niemcom. Należało tylko jak najdokładniej zaciskać ogniwa straszliwego łańcucha, opasującego kraje przeciwnika.
Wygodny punkt obsei-wucyjny.
287
Ubytek w ludziach, przemęczenie moralne i fizyczne, głód i brak materjalny — oto najpotężniejsi sojusznicy Koalicji, powoli łamiący opór obrońców twierdzy, w której zamknięto niemiecki imperjalizm.
Wojna pozycyjna zrodziła nowe pojęcia wojenne. Mówiło się o wojnie na wyczerpanie i na ogłodzenie. Mówiło się, że ten wygra wojnę, kto zachowa nerwy w lepszym stanie. Mówiło się o „wojnie sprzętu". Oczywiście, zrodzone pod wpływem wojny pozycyjnej określenia, były tragicznem memento dla Niemiec.
•Jedynem, co mogło jeszcze uratować mo
carstwa centralne — to przerwanie dławiącego pierścienia frontów pozycyjnych i zmuszenie tem sojuszników do wojny ruchowej. Tylko w możności manewrowania leżał ratunek Niemiec. Dowództwo niemieckie doskonale zdawało sobie sprawę z tego, że tylko gwałtowne, piorunujące manewry, które tak po mistrzowsku umieli Niemcy wykonywać, mogły przynieść szybkie i decydujące rozstrzygnięcia. Manewr i szybkość — były sojusznikami Niemców. Wojna pozycyjna i czas — pracowały z dokładnością maszyny na rzecz Koalicji.
Wszak genjalny Schlieffen już rozumiał to na przełomie XIX i XX stuleci, kiedy cały swój plan wojny oparł na manewrze i szybkości, mających wyrównać szanse liczebnie słabszych Niemiec.
Po pierwszych jednak klęskach w wojnie manewrowej, w czem główną winę ponosił gen. Moltke, nieudolny korektor schlieffenowskiego planu, powrócić do zasady manewru — oznaczało to przerwać front pozycyjny, z miesiąca na miesiąc krzepnący coraz bardziej.
To też od listopada 1914 roku wszystkie wysiłki Niemców zdążają do tego celu. Jednakże na Zachodzie, gdzie decydowały się przede-wszystkiem losy wojny, wszelkie próby Niemców nie dały rezultatu, aż „twierdza" niemiecka upadła..., bo upaść musiała.
268
Powracając do działań na Zachodzie, widzimy tam późną jesienią 1914 roku dziwne zjawisko. Front jakgdyby „ustabilizował" się, przekształciwszy się w łańcuch umocnionych pozycyj polowych, z całą energją po obu stronach w dalszym ciągu umacnianych. Walki zacichły i nabrały charakteru lokalnych potyczek pozycyjnych, których rezultaty nie wprowadzały żadnych poważniejszych zmian, ani w linji frontu, ani w położeniu na poszczególnych odcinkach.
Obie strony były wyczerpane. Nowe zupełnie warunki wojny pozycyjne zmuszały obie strony do niezwykłych wysiłków, aby armje swoje i sposoby walki przystosować do nich, zanim wiosna pozwoli na powzięcie jakichś nowych decyzyj strategicznych. Narazie zima, niezależnie od wszystkich innych czynników, paraliżowała działania.
Obie strony nie były zadowolone z wyników dotychczasowych: rozwiała się nadzieja szybkiego zakończenia wojny. Należało liczyć się z wojną długotrwałą i należycie do niej przygotować.
Punkt ciężkości na Zachodzie przeniósł się zimą 1914/1915 roku na tyły. Tam wrzała praca, tam reorganizowano się, przygotowywano się, tworzono nowe środki komunikacyjne, odpowiadające linji frontu, tam wreszcie gromadzono olbrzymi sprzęt wojenny, konieczny w wojnie pozycyjnej.
Na froncie zachodnim aż do wiosny 1915 roku panowała względna cisza. W ogólnym zarysie do wiosny przetrwał front z listopada 1914 roku.
Główne zainteresowanie przeniosło się zimą na Wschód, gdzie armja rosyjska, ów osławiony „walec parowy", po raz ostatni próbowała „zmiażdżyć" Niemców i Austrjaków, skoro nie udało się tego dokonać na Zachodzie.
R o z d z i a ł IX.
DALSZY ROZWÓJ DZIAŁAŃ WOJENNYCH NA WSCHODZIE.
Zwycięstwo sprzymierzonych we Francji nad Marną początkowo*- wywołało nieopisany entuzjazm w Rosji. Zbiegało się ono z klęską armji austro-węgierskiej w Galicji, co pozwalało mieć nadzieję, że zarówno na Zachodzie, jak i na Wschodzie zbliża się wojna do końcowych ostatecznych rozstrzygnięć na korzyść Koalicji.
Wkrótce jednak początkowy entuzjazm i nadzieje Rosjan zostały zmrożone dalszym biegiem wypadków na Zachodzie. Jak już wiemy, armjom sprzymierzonym nie udało się odrzucić Niemców poza ich własne granice. Zwycięstwo nad Marną nie zostało całkowicie i ostatecznie wykorzystane. Niemcy umocnili się na nowej linji obronnej, biegnącej przez ziemie francuskie. Nastąpiło ustalenie się frontu. Wojna na Zachodzie przybrała charakter pozycyjny.
Ambasador rosyjski w Paryżu Izwolskij informował Petersburg, że generał Joffre już wkrótce po bitwie nad Marną zakomunikował swojemu rządowi, że sukcesy jego armji „odtąd będą się mierzyły nie na dziesiątki kilometrów, nawet nie na poszczególne kilometry, lecz jedynie tylko na metry!". Dostatecznie jaskrawo charakteryzowało to Rosjanom położenie na froncie zachodnim, gdzie nastąpiło zrównoważenie sił w wojnie pozycyjnej, wskutek czego stopniowo walki poczęły zacichać.
Cisza, jaka zapanowała na tym froncie po bitwach na północy, kończących tak zwany „wyścig do morza", była konieczną dla Francji i jej zachodnich sprzymierzeńców, całą bowiem uwagę i energję należało skupić na pracy tyłowej.
Armje sprzymierzonych, szczególnie zaś armja francuska, stanowiąca gros sił we Francji, w ciągu pierwszych miesięcy wojny, głównie zaś w bitwie nad Marną i w bitwach na
północy, poniosły olbrzymie straty. Szczególnie wielkie i dotkliwe straty dotknęły korpus oficerski. Za wszelką cenę należało uzupełnić straty armji francuskiej, co szczególnie w składzie oficerskim wymagało dłuższego czasu i względnego spokoju na froncie bojowym.
Nietylko jednak skład ludzki armji francuskiej wymagał koniecznych uzupełnień, które mogłyby podnieść jej wartość bojową do poprzedniego co najmniej poziomu. Okazały się również bardzo poważne braki i w jej uzbrojeniu oraz wyposażeniu.
Jakkolwiek pierwsze już miesiące wojny wykazały doskonałość francuskiej artylerji polowej, a jej 75 mm. działo zdecydowanie święciło swój triumf, jednakże z drugiej strony niemiecka artylerja ciężka bezsprzecznie górowała nad francuską, zarówno jakościowo, jak i ilościowo. A artylerja ciężka, która wykazała już swoją wartość w czasie wojny ruchowej, teraz, wraz z ustaleniem się wojny pozycyjnej, nabierała znaczenia niemal decydującego z chwilą, kiedy miało się do czynienia z umocnionemi pozycjami przeciwnika. Koalicja musiała więc uczynić wszystko, co było w jej mocy, aby zreorganizować i powiększyć znakomicie swoją ar-tylerję ciężką. To samo tyczyło się wojsk technicznych oraz technicznego wyposażenia armji. Poza tem już od czasu bitwy nad Marną sprzymierzeni odczuwali coraz dotkliwiej brak amunicji, szczególnie zaś pocisków artyleryjskich, co paraliżowało ich działania wojenne. Zapasy mobilizacyjne, tworzone w czasach, kiedy nie przewidywano, iż wojna osiągnie tak ogromne rozmiary, jak się to stało w rzeczywistości, wkrótce wyczerpały się, a przemysł nie mógł nadążyć wciąż rosnącemu zapotrzebowaniu.
Wszystko to wymagało ogromnego wysiłku gospodarczego, organizacyjnego i wojskowego, których powodzenie mógł był zapewnić je-
289
Czołóioka sanitarna.
dynie spokój na froncie w czasie zimy 1914/15 roku.
Ale spokój ten mógł być osiągnięty tylko wtedy, gdyby Niemcy nie usiłowali, korzystając z osłabienia sprzymierzonych i ich prac organizacyjnych, wznowić walk w celu przerwania frontu i rozpoczęcia nowego, wielkiego natarcia. A właśnie natarcie takie było bardzo możliwe wobec tworzących się w głębi Niemiec nowych jednostek bojowych.
Licząc się z podobną możliwością, sztab francuski uważał za konieczne narazie odwrócić uwagę Niemców od Francji, a skierować ją na Rosję. To też rząd francuski już w połowie września 1914 roku zwrócił się do rosyjskiego ministra spraw zagranicznych, Sazono-wa, wyrażając swoją nadzieję, że Rosjanie, po osiągniętem już zwycięstwie nad armją austro-węgierską, zatrzymają się nad Sanem w Galicji i zkolei przerzucą swoje działania zaczepne na lewy brzeg Wisły, tym razem przeciwko
Niemcom, prowadząc natarcie, którego celem miałby być Berlin.
To stanowisko rządu francuskiego wywołało pierwsze poważniejsze starcie dyplomatyczne w łonie Koalicji, niezwiązanej jeszcze w organiczną całość. Rosjanie bowiem wystąpienie rządu francuskiego potraktowali jako mieszanie się Francji do kierownictwa działaniami wojennemi armji rosyjskiej. To też Sa-zonow w odpowiedzi swojej stwierdził, że nie uważa za możliwe wywieranie jakiegokolwiek nacisku na decyzję wodza naczelnego, wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza, z drugiej zaś strony osobiście wyraził pewność, że na-pewno armja rosyjska, po ostatecznem zniszczeniu armji austro-węgierskiej, zwróci się przeciwko Niemcom całą swoją potęgą, ale kiedy to nastąpi, niemożliwem jest określić, gdyż zależeć to będzie od okoliczności wojny. Od siebie zaś zwrócił uwagę rządu francuskiego, że uważa za bardzo celowe upoważnić wodzów naczel-
290
nych obu mocarstw sprzymierzonych do wymiany zdań na temat uzgadniania działań wojennych.
Odpowiedź Sazonowa nie zadowoliła sfer politycznych i wojskowych we Francji. Ambasador rosyjski, Izwolskij, pisał przeto, że nie czuje się uprawnionym do ukrywania faktu niezadowolenia rządu francuskiego z rosyjskich działań wojennych, co sparaliżowaćby mogło zagwarantowanie Francji znacznego powiększenia wojsk rosyjskich, skierowanych przeciwko Niemcom.
Problem wielkiego natarcia rosyjskiego przeciwko Niemcom w połowie września 1914 roku był dla Rosjan niezwykle ciężki. Jakkolwiek, co wiemy już z poprzednich rozdziałów, rosyjski sztab generalny zawsze natarcie to uważał za ostateczny cel swoich działań wstępnych, jednakże uzależniał jego realizację od powodzenia działań, mających go poprzedzić. Natarcie, prowadzące Rosjan w głąb Niemiec i grożące Berlinowi, mogło być poprowadzone jedynie na lewym brzegu Wisły, pomiędzy jej górnym i dolnym biegiem, poprzez ów
czesne prowincje niemieckie, Śląsk i Wielkie Księstwo Poznańskie. W tym wypadku, jakkolwiek natarcie Rosjan odbywałoby się na szerokim froncie, jednakże byłoby narażone na poważne niebezpieczeństwo oskrzydlenia od północy z Prus Wschodnich i od południa z Galicji. Gdyby skrzydła te zeszły się — cała masa armji rosyjskiej, prowadzącej natarcie w głąb Niemiec, znalazłaby się w worku bez wyjścia.
Aby więc poprowadzić natarcie w środku przeciwko Niemcom, uważali Rosjanie za konieczne sparaliżować niebezpieczeństwo, grożące im na obu skrzydłach. W tym celu rozpoczęta była kampanja przeciwko Prusom Wschodnim na północy i na południu wielkie natarcie przeciwko Austro-Węgrom w Galicji. Kampanja w Prusach Wschodnich całkowicie zawiodła, gdyż nie usunęła z tej strony grożącego niebezpieczeństwa, pochłonęła zaś olbrzymie ofiary w ludziach i sprzęcie bojowym. Kampanja przeciwko Austro-Węgrom , jakkolwiek dała Rosji zdecydowane zwycięstwo, jednakże nie osiągnęła również • ostatecznych swoich celów. Osaczenie i zniszczenie armij austrjackich nie
Przygotowania wojenne w Turcji pod kierunkiem Niemcom
291
Armja francuska. Indyjski* wojska pomocnicze.
miało sio Rosjanom: armje te wymknęły się i zajęły dogodną pozycję w trójkącie Wisły, Wisłoki i Karpat, oparte ztyłu o twierdzę Krakowa Wojska austrjackie były wprawdzie wyczerpane, zdezorganizowane i zdemoralizowane kieska, ale i wojska rosyjskie nie były w o wiele'lepszym stanie, narazie również niezdolne do poważniejszych zadań. W dodatku Austra-cy, korzystając ze swojej bogatej sieci komu-
Mikołaja Mikołajewicza. Poza tern rosyjskie dowództwo naczelne bądź co bądź rozumiało wspólność interesów rosyjsko-francuskich i koleżeństwo broni, musiało przeto brać pod uwagę względy koniecznej pomocy, której oczekiwali od Rosji Francuzi.
Mikołaj Mikołajewicz uważał jednak, ze działania przeciwko Niemcom ze względu na ich ryzyko mogą być rozpoczęte dopiero z tą
Ttircja. Przed, wyruszeniem derwiszów na świętą wojnę.
nikacyjnej, z łatwością mogli byli przerzucać swoje siły na inne odcinki teatru wojny, podczas gdy środki komunikacyjne Rosjan znajdowały się w znacznie gorszym stanie.
W tych warunach działania zaczepne przeciwko Niemcom musiały przedstawiać dla Rosjan znaczne ryzyko, z którym liczyło się naczelne dowództwo. Jednakże, wbrew oświadczeniu Sazonowa, względy polityczne wywierały coraz silniejszy wpływ na wielkiego księcia
chwilą, kiedy Francuzi dadzą dostateczne gwarancje, że, o ile możności, usiłować będą związać jak największe siły niemieckie na zachodnim froncie.
Wobec tego zwrócił się Mikołaj Mikołajewicz do generała Joffre'a z zapytaniem, co — po pierwsze — uczynią Francuzi na wypadek, gdyby Niemcy pozostawili przeciwko Francji zaledwie minimum swoich sił obronnych, i — po drugie—czy generał Joffre, w myśl instruk-
292
cyj swojego rządu, za ostateczny cel swoic' działań uważa jedynie oswobodzenie francuskich terytorjów od nieprzyjaciela, oraz odebranie francuskich Alzacji i Lotaryngji, czy też dotarcie do linji Renu, czy wreszcie wkroczenie daleko w głąb Niemiec?
Odpowiedź francuska z ostatnich dni września wskazywała na toczące się wówczas bitwy na północy nad Yser'ą i pod Ypres, które uniemożliwiają Niemcom poważniejsze przerzucenie wojsk z frontu zachodniego na wschodni, oraz stwierdzała, że w razie powodzenia w tych bitwach oręża sprzymierzonych, Francja nie ma zamiaru zatrzymać swTojego natarcia na jakiejkolwiek zgóry wyznaczonej linji, lecz będzie dążyła do zdecydowanego zwycięstwa.
Przyjrzyjmy się teraz położeniu na froncie rosyjskim.
W miarę postępów ofensywy rosyjskiej w Galicji, front Rosjan coraz bardziej zwężał się, ściskany od północy górnym biegiem Wisły, od południa zaś pasmem gór karpackich. W tych warunkach oczywiście wypływała konieczność zużytkowania nadmiaru sił rosyjskich w Galicji na innym odcinku frontu. Z poprzedniego rozdziału o froncie wschodnim wiemy już, że z chwilą odwrotu armij austrjac-kich pod Kraków na froncie bojowym wzdłuż Wisłoki wysunęli Rosjanie jedną tylko 9 ar-mję. Pozostałe cztery armje chwilowo zatrzymano nad Sanem.
Jeszcze w dniu 20-ym września sztab rosyjskiego południowo-zachodniego frontu zwrócił się do dowództwa naczelnego z tern, iż uważa za możliwe przerzucić z Galicji na lewy brzeg Wisły od 12 do 16 korpusów, które początkowo mogłyby zająć front wzdłuż rzeczki Nidy, a następnie front Miechów — Piotrków, aby stąd rozpocząć ofensywę przez Kraków na Wiedeń, lub też na Berlin, drogą pomiędzy Poznaniem i Wrocławiem. Uważano przytem, że korpusy te mogłyby znaleźć się na Nidzie już w połowie października. W wypadku, gdyby plan ten uzyskać miał aprobatę dowództwa naczelnego, sztab południowo-zachodniego frontu zalecał ubezpieczenie prawego skrzydła przez armje północno-zachodniego frontu, które przesunęłyby swoje główne siły początkowo na front Modlin (Nowo - Gieorgjewsk)—Łomża, a stąd rozwinęłyby natarcie przez Płock na Poznań.
Jednakże plan ten, słuszny z punktu widzenia wykorzystania zbędnych sił, skoncentrowanych w Galicji, nie był realnym, gdyż nie brał pod uwagę całkowitej dezorganizacji i wy-
ltu. czerpania armij północno-zachodniego fron które same musiały liczyć się z poważnemi trudnościami nawet w działaniach obronnych przeciwko Niemcom.
To też dowództwo naczelne uważało, że dla ubezpieczenia prawego skrzydła trzebaby wzmocnić północno-zachodni front wojskami 5 armji, ściągniętej z południowo-zachodniego frontu, ten zaś zkolei zasilić nowemi korpusami, które były już w drodze na front, dążąc z głębin Rosji. Uważano też, że przerzucenie wojsk z Galicji na lewy brzeg byłoby bezpieczniejsze przez Dęblin (Iwangorod), gdzie były stałe przeprawy, chronione przez fortyfikacje twierdzy, niż w górnym biegu Wisły, powyżej Sandomierza, gdzie tymczasowym przeprawom zagrażaliby nietylko Austrjacy, ale i kapryśny stan wód jesiennych Wisły.
W dodatku położenie na północno-zachodnim froncie, po wycofaniu się 1 armji generała Rennenkampfa za Niemen, a 10 i 2 armij za Bóbr i Narew, było nad wyraz niejasne. Wywiad rosyjski nie umiał wyśledzić przegrupowań niemieckich, to też liczono się z możliwością poważniejszego natarcia Niemców w kierunku Mławy.
Również i sztab południowo - zachodniego frontu błądził w ciemnościach z powodu niedostatecznego funkcjonowania wywiadu. Dzięki temu musiano się liczyć z kursującemi pogłoskami o rzekomem skierowaniu sił niemieckich na front austrjacki. Nie sądzono, aby siły niemieckie wystąpiły w kierunkach na Przemyśl i Jarosław, uważano jednak za rzecz zupełnie możliwą zjawienie się ich po obu stronach Wisły w celu poprowadzenia natarcia ku ujściu Sanu do Wisły. Licząc się z tą ewentualnością, sztab południowo - zachodniego frontu jeszcze podczas walk nad Sanem usiłował przerzucić na lewy brzeg Wisły część swojej 9 armji, jednakże zamiaru swojego nie zrealizował ze względu na ówczesną poważną sytuację w Galicji.
Dowództwo naczelne, biorąc te możliwości pod uwagę, zastanawiało się jedynie, skąd wezmą Niemcy wojska swoje na pomoc pobitej armji austrjackiej: czy użyją do tego nowych, świeżo utworzonych w Niemczech jednostek bojowych, czy osłabią front zachodni we Francji, czy też przerzucą część swoich wojsk z Prus Wschodnich?
W dniu 22-ym września odbyła się na ten temat w Chełmie narada Mikołaja Mikołaje-wicza z dowódcami obu frontów. Na naradzie tej zdecydowano, wobec chwilowej bezsilności
293
północno-zachodniego frontu, aby front połud-niowo-zachodni własnemi siłami ubezpieczył swoje prawe skrzydło, któremu mogło zagrażać nadejście znaczniejszych posiłków niemieckich.
W tym celu 4 armja generała Everta miała być przerzucona z Galicji w okolice twierdzy dęblińskiej, skąd w każdej chwili mogła była rozpocząć odciążające działania na lewym brzegu Wisły.
Zamierzone w pierwszych dniach października przegrupowania 4 armji zostało opóźnione, gdyż w tym czasie nastąpił gwałtowny przy-
Rosyjskie dowództwo naczelne stai sprzeciwiło się tym planom, nakazując generałowi Iwanowowi za wszelką cenę utrzymać linię Sanu, równocześnie jednak polecając prz rzucić pod Dęblin i do ujść Sanu nie jedną, lecz dwie armje, osłaniające prawe skrzydło działań galicyjskich.
W rzeczywistości siły niemieckie, zgrupowane wzdłuż granicy śląskiej i przeznaczone do działań na lewym brzegu Wisły, składały się z czterech korpusów, zabranych z Prus Wschodnich, pewnej ilości oddzielnych dywizyj i bry-
4--.
bór wody na Sanie, co spowodowało znaczne szkody w tymczasowych przeprawach.
Fakt ten, zarówno jak i rosnące pogłoski o poważnych siłach niemieckich, które mają być przerzucone na pomoc Austr jakom (co zresztą nie było dostatecznie sprawdzone i prawdopodobne) do tego stopnia stropił generała Iwanowa, dowódcę południowo-zachodniego frontu, że z początkiem października był już zdecydowany ,w razie natarcia austrjacko-niemieckie-go, na odwrót na linję Dęblin—Jaworów z wydzieloną grupą pod Lwowem, aby dopiero z nowego frontu przejść do przeciwnatarcia.
294
gad, ściągniętych z różnych odcinków frontów, jednego korpusu landwery generała Woyrsch'a, zabranego z prawego brzegu Wisły, oraz części 1 armji austro-węgierskiej generała Dankla. Ale wywiad rosyjski skłonny był do przesady, to też siły te znacznie wyolbrzymiał.
Ofensywa niemiecka na lewym brzegu Wisły poczęła rozwijać się z wielką szybkością. Z początkiem października Niemcy i częściowo Austrjacy zajęli już front Łask — Rozprza — Włoszczowa — Jędrzejów — Pińczów. W tym czasie na prawym brzegu Wisły Austrjacy zajmowali front Dunajca, oraz utrzymywali prze-
Niemiecki cmentarz wojskowy.
łęcze górskie od Gorlic aż do przełęczy Użockiej. Austrjacki wódz naczelny, arcyksiążę Fryderyk, oraz szef jego sztabu, generał Conrad von Hotzendorf, dokładali wszelkich starań, aby rozgromione, ale niezniszczone armje austro-węgierskie doprowadzić do takiego stanu, który i im, za przykładem Niemców, pozwoliłby na działania zaczepne. Biorąc więc pod uwagę i Austrjaków, siły ofensywy przeciw Rosjanom wynosiły po obu brzegach Wisły ponad 20 korpusów.
Bardziej niebezpiecznem dla Rosjan było oczywiście natarcie na lewym brzegu Wisły. Raz, że prowadziły je głównie wojska niemieckie, po drugie zaś, że zagrażało ono prawemu skrzydłu sił rosyjskich w Galicji. Ale i położenie Niemców na lewym brzegu Wisły nie było nazbyt korzystne, gdyż i oni zkolei łatwo mogli byli być zaskoczonymi na lewem, odsłonię-tem skrzydle.
Na lewe przeto skrzydło Niemców zdecydowali się Rosjanie skierować swoje przeciw
natarcie, które miało sparaliżować całą ofensywę niemiecką. Nowe zadanie Rosjan polegało na utrzymaniu lingi Sanu i środkowej Wisły, wzmocnieniu się na szerokich przedpolach na lewym brzegu Wisły pod Warszawą i Dęblinem i skoncentrowaniu na swojem prawem skrzydle silnej grupy uderzeniowej.
W związku z powyższem dowództwu po-łudniowo-zachodniego frontu polecono przerzucić na linję Wisły środkowej trzy armje (4, 9 i 5), w składzie 9 — 10 korpusów, przyczem najpierw miały być przesunięte na front Dęblin — ujście Sanu 4 i 9 armje, co zresztą było zgodne jeszcze z poprzedniemi rozporządzeniami. Północno-zachodni front miał skoncentrować pod Warszawą swoją 2 armję, narazie w składzie 4 korpusów, w tern ze świeżo przybyłym na front Il-im korpusem syberyjskim. W skład tej armji miał być następnie wcielony i I korpus syberyjski, znajdujący się jeszcze w drodze na front.
Realizacja tego przegrupownaia była dla
295
wojsk południowo-zachodniego frontu dosc trudna. 4, 9 i 5 armje miały opuścić Galicję i zająć nowy front. Tymczasem pod koniec września, po przekroczeniu Sanu, zdążyły juz znacznie zaawansować się w kierunku Krakowa. 9 armja zajęła już linję rzeki Wisłoki. Na południe od niej posuwała się 4 armja, póki nie
przepraw na Sanie. 3 armja, zajęta dotychczas wyłącznie oblężeniem twierdzy Przemyśla, musiała rozciągnąć się teraz na północ, aby objąć front Sanu po wycofanych z Galicji armjach. Jedynie tylko 8 armja miała pozostać na starym swoim froncie na południe od Przemyśla do Starego Miasta nad Dniestrem. W tym cza-
Pierwsi jeńcy tureccy.
powstrzymał jej rozkaz przerzucenia się pod Dęblin. Jeszcze bardziej na południe 5 armja zajmowała front Rzeszów — Jarosław, zaś jej jazda wysunęła się już na linję Pilzno — Jasło — Dukla. Tym trzem armjom należało więc wykonać uciążliwy marsz na północ po drogach zniszczonych już i rozmiękłych od jesiennych deszczów, korzystając z lichych, tymczasowych
296
sie jej jazda zajęła drogi górskie na froncie od Sanoka do Jabłonicy.
Ponieważ wojska niemiecko-austrjackie, prowadząc swoje natarcie na front Sandomierz — Dęblin — Warszawa, miały na lewym brzegu Wisły znacznie krótsze i dogodniejsze drogi, niż Rosjanie na prawym brzegu, dlatego tez naczelne dowództwo rosyjskie po-
leciło generałowi Nowikowowi, który znajdował się wraz ze swoim korpusem jazdy, składającym się z kilku dywizyj jazdy, w okolicach rzeczki Nidy, aby nie ograniczał się do służby wywiadowczej, ale postarał się również za wszelką cenę powstrzymać pochód Niemców w celu zwiększenia szans rosyjskich w tym wyścigu obu przeciwników po obu stronach Wisły.
Doceniając doniosłą wagę zamierzonego przeciwnatarcia Rosjan na lewym brzegu Wisły (względy obronne oraz polityczno-strate-
ny do partykularnego traktowania działań na swoim froncie, musiała zwrócić się na odcinek lewego brzegu Wisły, gdzie miała działać decydująca masa uderzeniowa, zagadnienia zaś frontu galicyjskiego, skupione w rękach generała Brusiłowa, z natury rzeczy odchodziły na plan drugi. A o to właśnie chodziło rosyjskiemu dowództwu naczelnemu, pragnącemu punkt ciężkości przerzucić na lewy brzeg Wisły.
Zadaniem północno - zachodniego frontu, pozbawionego obecnie od dnia 2 października
• - • .
\n Atak nocny Francuzów na okopy niemieckie.
giczne wobec Francji!), naczelne dowództwo rosyjskie zdecydowało się oddać dowództwo 2-ej armji w ręce gen. Iwanowa, który w ten sposób rozciągnął swój południowo-zachodni front od Modlina aż do Karpat, z tern, że dowództwo obu armij (3 i 8), które pozostawały w Galicji, oddano znów w jedne ręce, a mianowicie dowódcy 8 armji, generała Brusiłowa. Dzięki tej decyzji generał Iwanow skupiał w swoich rękach kierownictwo nad całością zamierzonych opera-cyj, co uniemożliwiało potraktowanie przez niego całego przeciwnatarcia wyłącznie z punktu widzenia osłony prawego skrzydła południowo-zachodniego frontu. W tych warunkach uwaga generała Iwanowa, który zawsze był skłon-
swojej 2 armji, w składzie 5 kropusów (w U dwa syberyjskie, zupełnie świeże), była osłona prawego skrzydła całej zamierzonej operacji. Linję demarkacyjną pomiędzy obu frontami poprowadzono przez Przasnysz — Maków — Wyszków. Do rozporządzenia dowództwa po-łudniowo-zachodniego frontu przechodził również miński wojenny okręg, a ponadto północno-zachodni front miał w najbliższym czasie oddać jeszcze dwa dalsze swoje korpusy dla działań pod Warszawą.
Tak więc generał Iwanow, którego front przedłużył się aż pod Modlin, otrzymał dodatkowo narazie 5 korpusów wraz z obietnicą dalszych 2 korpusów. Ale zato miał uzupełnić gru-
297
j uderzeniową pod Warszawą siłami swojej 5 armji w składzie 3 korpusów.
Tak więc pod dowództwem generała Iwanowa skupiono 6 armij w składzie 25 korpusów, zajmujących front od Modlina az do Karpat, z czego 10 korpusów (2 i 5 arnrje), a więc 40°/ wszystkich sił miało być skupionych na lewym brzegu Wisły pod Warszawą w celu wykonania potężnego uderzenia na odsłonięte lewe skrzydło wojsk niemieckich, prowadzących ofensywę w kierunku Sandomierz — Dęblin — Warszawa.
Zamierzone przez Rosjan olbrzymie przegrupowanie swoich sił odbywało się w niezwykle ciężkich warunkach komunikacyjnych, przy wciąż pogarszającej się pogodzie jesiennej i powodziach na Wiśle i Sanie. To też za wszelką cenę należało powstrzymać do czasu ukończenia przegrupowania ofensywę niemiecką na lewym brzegu Wisły. Jak wiemy, zadanie to powierzono korpusowi jazdy generała Nowikowa. Wkrótce jednak dowództwo rosyjskie odwołało go, nakazując pozostawienie części sił na lewym brzegu Wisły na przedpolach Dęblina, resztą zaś sił pośpieszny marsz prawym brzegiem ku Warszawie i tworzącej się grupie uderzeniowej. Był to doniosły w skutkach błąd. Bowiem rolę korpusu gen. Nowikowa powierzono specjalnej grupie, utworzonej z dwóch brygad strzeleckich pod Opatowem, i jednej gwardyjskiej brygady jazdy, wzmocnionej następnie przez jedną jeszcze brygadę piechoty, pod Klimontowem.
Grupa ta w dniach 3 i 4 października stoczyła pod Opatowem szereg ciężkich walk, w wyniku których zaledwie uniknęła osaczenia, poniósłszy jednak niezwykle dotkliwe straty. Oczywiście ta słaba grupa nie mogła powstrzymać ofensywy, którą na szerokim froncie prowadziły 9 armja niemiecka i 1 armja austro-węgierska.
Po bitwie pod Opatowem główne siły rosyjskiej grupy cofnęły się do Sandomierza, który jednak już po dwóch dniach był zdobyty przez Austrjaków, gdyż Rosjanie musieli pośpiesznie wycofać się, wobec zagrożenia drogom ich odwrotu na prawym brzegu Wisły, gdzie równocześnie rozwijało się również natarcie Austrjaków na froncie od Wisły aż do Sanoka i Liska. Armje austro-węgierskie jakgdyby ożyły. Energja dowództwa austrjackiego osiągnęła rezultat. Rosjanie znów mieli do czynienia ze wszystkiemi siłami Austro-Węgier, jednakże tym razem położenie Rosjan w Galicji
298
było znacznie gorsze. Z pięciu działających tam poprzednio armij rosyjskich, jak wiemy, pozostały tylko dwie. W dodatku obok Austrjaków po drugiej stronie Wisły postępowali Niemcy, przeciwnik niepomiernie groźniejszy od swojego sojusznika.
Położenie Rosjan w Galicji komplikowało jeszcze trwające wciąż oblężenie Przemyśla, które nazbyt absorbowało siły 3 armji rosyjskiej, mającej ponadto za zadanie utrzymywanie całego frontu na Sanie. Aby ulżyć tej armji, dowództwo rosyjskie poczęło pośpiesznie tworzyć nową armję oblężniczą, która w następstwie otrzymała nazwę 11-ej. Jądrem tej armji miały być dwa korpusy, tworzone z dywizyj rezerwowych. Jednakże, pomimo utworzenia armji oblężniczej, dość zresztą słabej i mało-wartościowej, ofensywa austrjacka łatwo mogła uwolnić twierdzę przemyską, wzmacniając się siłami jej garnizonu.
Zależało na pośpiechu. To też generał Iwanow w początkach października rozkazał zdobyć Przemyśl szturmem. W walkach na bagnety, w których Rosjanie ponieśli kolosalne straty, wyparto Austrjaków z paru fortów Przemyśla, próby jednak dalszego rozszerzenia początkowych sukcesów, pomimo straszliwych ofiar, nie udały się Rosjanom. W rezultacie Rosjanie musieli opuścić nawet forty, chwilowo opanowane, i powrócić na swoje poprzednie pozycje oblężnicze. Dzięki tym niepowodzeniom, oraz postępom ofensywy austrjackiej, Rosjanie zmuszeni byli zaniechać oblężenia Przemyśla, pozostawiając sobie jedynie obserwację wschodniego frontu tej twierdzy. W tym czasie 3 armja, przeciwko której Austrjacy koncentrowali znaczne siły, powoli wycofywała się na pozycje wzdłuż Sanu.
W początkach października 9 armja rosyjska zajęła już wyznaczony sobie front wzdłuż prawego brzegu dolnego Sanu i Wisły od ujścia Sanu do ujścia rzeczki Iłżanki. Po bitwie pod Opatowem Niemcy bez przeszkód już prowadzili swoją ofensywę i wkrótce zajęli lewy brzeg Wisły, nawprost 9 armji rosyjskiej, ograniczając się jednak do intensywnego artyleryjskiego obstrzału pozycyj rosyjskich na drugiej stronie rzeki. Natomiast Austrjacy na prawym brzegu Wisły prowadzili natarcie energiczniej, usiłując nawet przeprawić sie przez San, co jednak okazało się niemożliwe pod ogniem artylerji rosyjskiej.
_ Na północ od 9 armji, prawy brzeg Wisły zajęła 4-ta armja rosyjska, wysuwając swoje
w
Ą
jgp 2
Scas^^ "2^A£j&
"sr^J% --^
SPi:
^ > R * ^
1 ^
Lazaret rosyjski w Suwałkach.
awangardy na lewy brzeg pod Kazimierzem i Puławami (Nowo - Aleksandrja), gdzie zbudowano przeprawy, osłaniane umocnionemi przedmościami. Odcinek 4 armji obejmował również Dęblin (Iwangorod), która to twierdza do tego czasu została już doprowadzona do stanu znacznej obronności. Główna lin ja obronna Dęblina znajdowała się na lewym brzegu Wisły, oddalona o 6 do 8 kilometrów od mostów, stanowiąc dostateczną dla nich osłonę. Przestarzałe forty właściwej twierdzy stanowiły dopiero drugą linję obronną. Nowa główna lin ja obronna została wyposażona kilkudziesięciu działami fortecznemi, sprowadzonemi z Dęblina, i posiadała swój własny garnizon. Tak więc Dęblin stanowił silną osłonę stałych przepraw przez Wisłę i wpadający do niej w tern miejscu Wieprz. Ze składu garnizonu dęblińskiego wydzielono jedną brygadę piechoty, którą wysunięto w stronę Radomia. Jednakże w pierwszych dniach października w czasie bitwy pod Opatowem, brygada ta stoczyła niefortunną bitwę z Niemcami, co zmusiło ją do wycofania się w stronę Kozienic. Niemcy w pościgu zajęli Garbatkę, Zwoleń i Ciepielów, podchodząc do pierwszej linji obronnej Dęblina pod Zajezierzem.
5 armja rosyjska, która powinna była zająć odcinek Wisły na północ od 4 armji, to zna
czy od Dęblina aż do Jabłonny za Warszawą, znacznie opóźniła swój pochód. Dopiero około 9-go października korpusy tej armji skoncentrowały się pod Lublinem, skąd miały być przewiezione dalej koleją. Dzięki temu spóźnieniu w pierwszych dniach października musieli Rosjanie obsadzić odcinek Wisły pomiędzy Dęblinem i Warszawą dwoma korpusami (II i XIII) , pośpiesznie ściągniętemi z pod Warszawy, co znacznie osłabiało główną tworzącą się tam grupę uderzeniową.
Grupa uderzeniowa, składająca się z korpusów 2 armji, w tym czasie zgrupowała się już na lewym brzegu Wisły pod Warszawą, wysuwając silną awangardę w stronę Grójca. Siły 2 armji wynosiły trzy gotowe korpusy (II syb., I i XXVII). Poza tern I korpus syberyjski kończył już podwóz swoich oddziałów, natomiast IV korpus opóźniał się z winy dowództwa 1 armji, ze składu której był zabrany.
Tak przedstawiały się sprawy w dniu 10 października, kiedy dowódca południowo-za-chodniego frontu, generał Iwanow, wydał rozkaz rozpoczęcia działań zaczepnych. 4 armja miała przeprawić się na lewy brzeg Wisły i poprowadzić natarcie na froncie Kozienice — ujście Iłżanki. II i XIII korpus miały przeprawić się pod Górą Kalwarją i poprowadzić natarcie na froncie Grójec — Warka. 2 armja miała
299
osłaniać przeprawę « * o n a n t ™ J ^ wszystkie swoje siły pod Warszawą. Następnie wraz z nadciągnięciem 5 armji miała się rozpocząć ogólna, decydująca ofensywa na front Skierniewice — Radom — ujście rzeczki Iłżanki. Równocześnie wzmocniona grupa jazdy generała Nowikowa miała prawym brze-o-iem Wisły przerzucić się na prawe skrzydło całego frontu i, przeprawiwszy się na lewy brzeg poniżej Warszawy, zjawić się nad Bzurą.
Rzeczywistość pomieszała plany rosyjskie. Jeszcze w dniu 9 października Niemcy roz
poczęli atak na linję obronną Dęblina. Odrzuceni, cofnęli się i w niedalekiej odległości zatrzymali się, energicznie okopując swoje pozycje. Odtąd nie czynili żadnych prób ataku na główna linję obronną Rosjan, ograniczając się jedynie do silnego ognia artyleryjskiego przeciwko starym fortom Dęblina oraz mostom na Wiśle.
W ciągu nocy z 9 na 10 października 4 ar-mja, zgodnie z rozkazem, rozpoczęła przeprawę swoich korpusów pod Puławami i Kazimierzem. Jednakże postawa Niemców nie pozwoliła im na dalsze posuwanie się lewym brzegiem Wisły. W ciągu całego dnia 10 października Rosjanie toczyli tam beznadziejne walki, wreszcie jednak, poniósłszy dotkliwe straty, rankiem I I-go musieli wycofać się z powrotem na prawy brzeg, częściowo zdejmując i niszcząc swoje przeprawy. Niemcy, spędziwszy Rosjan z lewego brzegu, podprowadzili swoją artyle-rję ciężką i rozpoczęli energiczny obstrzał po-zycyj rosyjskich pod Puławami, zagrażając swoim ogniem linji kolejowej na Dęblin, po której posuwały się w tym czasie eszelony z oddziałami 5 armji rosyjskiej.
Wobec tego, że Niemcy zagrodzili swoje-mi, silnie umocnionemi pozycjami drogi, prowadzące na lewy brzeg Wisły przez twierdzę dęblińską, rosyjski III kaukaski korpus, znajdujący się na tyłach Dęblina, rozpoczął w dniu 12-ym października przeprawę na lewy brzeg pod Kozienicami, w celu zajścia od lewego skrzydła na tyły Niemców pod Dęblinem. Jakkolwiek przeprawa udała się całkowicie, a siły w tern miejscu wzmocniono ponadto oddziałami XVII korpusu ze składu 5 armji, jednakże Rosjanie trafili na obszerne mokradła nadwiślańskie, co, wobec energicznego przeciwdziałania Niemców, ostatecznie sparaliżowało cały manewr.
Rankiem 10 października rozpoczął swoją przeprawę rosyjski XXIII korpus pod Górą
300
Kalwarią. Ale już w dniu następnym ,}<> sie że od strony Pilicy nacierają na pół, znaczne siły niemieckie przez Warkę i Białobrzegi Również od strony Skierniewic nacierali Niemcy energicznie. Awangarda 2 armji rosyjskiej poniosła duże straty w bitwie pod Grójcem i pośpiesznie cofnęła się pod Warszawę Niemcy dalej prowadzili swoje natarcie na Piaseczno i Nadarzyn, zagrażając przebiciem się na Warszawę.
Według danych rosyjskich, siły niemieckie, prowadzące natarcie przeciwko 2 armji rosyjskiej, mia~ły wynosić od 3 do 4 korpusów. W rzeczywistości zresztą były znacznie słabsze. Wobec tego dowódca 2 armji rosyjskiej, generał Scheidemann, nie decydując się na obronę poprzednio wyznaczonego frontu Błonie — Grod e k — Nadarzyn — Piaseczno, nocą 12 października, wycofał swoje wojska na linję dawnych fortów warszawskich (zniszczonych przez Rosjan na krótko przed wojną). Niemcy natychmiast zajęli opuszczone przez Rosjan pozycje, na których rozpoczęli energicznie się umacniać. Szczególną energję wykazali Niemcy w umocnieniu Piaseczna i Pruszkowa, który, znajdując się o 20 kilometrów od Warszawy na linji kolei warszawsko-wiedeńskiej, posiadał wielkie i zasobne warsztaty kolejowe.
Odwrót 2 armji na linję fortów Warszawy pozostawił w całkowitem odosobnieniu XIII korpus rosyjski, który przeprawił się na lewy brzeg pod Górą Kalwarją. To też już w nocy z 11-go na 12 października korpus ten wycofał się zpowrotem na prawy brzeg Wisły, niszcząc za sobą wszystkie mosty i inne środki przeprawy.
Tak więc plany rosyjskie całkowicie załamały się już w pierwszych dwóch dniach ofensywy. Rosjanie nietylko, że nie zdołali przerzucić działań zaczepnych na lewy brzeg Wisły, ale ponadto stracili szereg mostów, których budowa kosztowała wiele czasu i wysiłków przy braku środków technicznych, któiy stale dotkliwie dawał się we znaki wojskom rosyjskim.
_ To niepowodzenie, wywołane przedewszyst-kiem zbytnim pośpiechem generała Iwanowa, który niedostatecznie przygotował natarcie, wywołało istną burzę w dowództwie rosyjskiem. W dniu 13 października w Chełmie, siedzibie dowództwa południowo-zachodniego frontu, odbyła się osobista konferencja wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza z generałem Iwanowem, który wykazał przy tern niezwykłe zde-
nerwowanie, przygnębienie i zdezorientowanie. Jakkolwiek wielkiemu księciu udało się ostatecznie przełamać nastrój generała Iwanowa, równocześnie zalecając mu przyśpieszenie transportów 5 armji, aby wespół z nią 2 armja mogła ponownie przejść do natarcia, jednakże, powróciwszy do kwatery głównej w Baranowiczach, Mikołaj Mikołajewicz sam nie mógł
jącym manewrem grupy uderzeniowej (2 i 5 armje), wzmocnionej ponadto podciągniętemi zpowrotem pod Warszawę XIII i II korpusami, natomiast generałowi Iwanowowi pozostawała pośledniejsza rola wzdłuż średniego biegu Wisły t związania jak największych sił niemieckich w celu odciążenia zadania grupy uderzeniowej. Celem tej ostatniej miał być, po daw-
Tak kończy szpieg swoją ryzykowną karjerę...
otrząsnąć się z wrażenia, wyniesionego z chełmskiej konferencji. W rezultacie, obawiając się o dalsze losy tak fatalnie rozpoczętej ofensywy, jeszcze w dniu 13 października wydał rozkaz, mocą którego 2 i 5 armje przechodziły pod rozkazy dowódcy północno-zachodniego frontu, generała Ruzskiego, linję zaś demarkacyjną pomiędzy obu frontami określał bieg Pilicy. Generał Ruzskij miał przeto pokierować decydu-
nemu, manewr na lewe skrzydło frontu niemieckiego.
Początek ponownej ofensywy wyznaczono na 18-go października. Należało zaczekać, aż 5 armja obejmie odcinek Wisły od Dęblina do Warszawy, zwolnione zaś korpusy II i XIII będą mogły wzmocnić 2 armję. Ponieważ jednak sztab południowo-zachodniego frontu, tym razem aż nadto ostrożny, alarmował o nieukoń-
301
ezeniu przygotowań, ostatecznie termin pr, sunTęto m 21-go października. Korzystając z tego, 2 armja miała rozszerzyć swoje przedpole^ warszawskie, nacierając na Piaseczno co pozwalałoby umocnić związek z 5 armja, Której główne siły koncentrowały się na prawym brzegu Wisły, nawprost Góry Kalwarji. Poza tern dwóm korpusom 10 armji nakazano przesunąć się do Pułtuska, aby zbliżyć tę ostatnią do prawego skrzydła 2 armji.
Począwszy od dnia 13 października, 2 armja rozpoczęła swoje lokalne natarcie, odzyskując w ciężkich walkach Pruszków dnia następnego i powoli posuwając się naprzód. Równocześnie z poza prawego jej skrzydła poczęły wysuwać się masy jazdy w kierunku na Łowicz i na Sochaczew nad Bzurą.
Tymczasem 5 armja pomiędzy Warszawą a Karczewem zdołała przeprawić na lewy brzeg Wisły jeden swój korpus, który miał prowadzić natarcie na lewem skrzydle 2 armji. Reszta 5 armji, z braku środków przeprawy, pozostała na prawym brzegu, wspomagając tamten swoim ogniem i strzegąc Wisły aż do ujścia Pilicy.
W dniu 20 października 2-ej armji nakazano przy współudziale 5 armji opanować swój poprzedni front, przebiegający przez Grodzisk. Następnego dnia miała się rozpocząć ogólna ofensywa.
Tymczasem w ciągu poprzedzającej nocy Niemcy rozpoczęli odwrót na całym froncie pod Warszawą na północ od Pilicy. Równocześnie pod Kozienicami i Dęblinem znacznie zmniejszyły się siły Niemców. Odwrót Niemców z pod Warszawy był wywołany obawą przed obejściem jazdy rosyjskiej od strony Bzury oraz ogólną ofensywą Rosjan, w tych warunkach niebezpieczną dla Niemców.
Wobec tego, że położenie uległo zasadniczej zmianie, rosyjskie dowództwo naczelne natychmiast wydało rozkaz obu swoim frontom przejścia do energicznej ofensywy w kierunku linji Łódź — Piotrków — Opoczno—Opatów— Sandomierz, przy równoczesnem rozwijaniu manewru uderzeniowego na prawem skrzydle.
Odwrót Niemców odbywał się planowo i w nadzwyczajnym porządku. Nie był to odwrót przymusowy, lecz nowy manewr strategiczny, polegający na błyskawicznem uchyleniu się z pod zamierzonego i długo przygotowywanego uderzenia przeciwnika. W odwrocie tym Niemcy, zresztą, jak i w c i ą g u c a ł e j wo-_ ny, wykazali zdumiewającą zdolność manewrowania wielkiemi masami swoich wojsk, których
302
nawet najbardziej pospieszny odwrót demoralizował, ani nie pozbawiał ich. normal-nei zdolności bojowej. W każdej chwili wojska niemieckie nagłym zwrotem mogły przejść z odwrotu do natarcia, tern niebezpieczniejszego dla przeciwnika, że całkowicie niespodziewanego.
Odwrót Niemców z pod Warszawy osłaniały, dość słabe zresztą, oddziały, które pozostawiono narazie na poprzednim froncie. Pozwoliło to Niemcom niezwykle starannie i wszechstronnie przeprowadzić olbrzymie dzieło zniszczenia wszelkich środków komunikacyjnych, co w następstwie w dużej mierze przyczyniło się do sparaliżowania natarcia Rosjan i bez tego znacznie mniej ruchliwych i pozbawionych dostatecznej ilości wojsk i środków technicznych.
Ustępując, Niemcy niszczyli wszystko, co mogło było współdziałać ofens^ wie rosyjskiej. Wszystkie mosty i przepusty, zarówno kolejowe, jak i drogowe wysadzane w powietrze. Ten sam los spotkał wszelkie budynki kolejowe, zwrotnice, wieże ciśnień i pompy. Szosy niszczono, jak się dało, włącznie do rozkopywania i wysadzania w powietrze całych odcinków nawierzchni, przeważnie w szachownicę. Nawet słupy telegraficzne padły spiłowane. Izolatory porcelanowe, tak zwane fajki, rozbijano, druty zaś przecinano przy każdym nieledwie obalonym słupie. Nacierające wojska rosyjskie posuwały się z trudem wśród całkowitej ruiny środkówT komunikacyjnych.
Stopniowo odwrót Niemców ogarnął obcinki frontu pod Dęblinem i Puławami, a następnie rozszerzał się coraz bardziej na południe. W rezultacie również i wojska austro-węgierskie powoli przechodziły do odwrotu.
Wślad za cofającym się przeciwnikiem postępowały wojska rosyjskie, wśród ciężkich walk przeprawiając się na lewy brzeg Wisły i Sanu i przechodząc do ofensywy na olbrzymim froncie, rozciągającym się od Bzury aż do Karpat.
Tak zakończyła się tak zwana bitwa warszawska, w której strateg ja rosyjska święciła swój triumf, zanim jeszcze doszło do decydujących walk. J J"
_ Aby należycie ocenić zwycięstwo rosyjskiej strategji, należy sobie uświadomić, jakie cele przyświecały Niemcom w ich ostatniej otensywie która załamała się pod Warszawa?
_ Nie ulega kwestji, że dowództwo niemieckie dostatecznie zdawało sobie sprawę z wielkich przygotowań rosyjskich do ofensywy na
Odparcie ataku niemieckiego przez Anglików.
lewym brzegu Wisły, przedewszystkiem przeciwko Niemcom. Jak wiemy, ofensywa rosyjska miała odciążyć Francuzów na Zachodzie i zmusić Niemców do przerzucenia na Wschód części swoich sił we Francji. Ale właśnie toczyły się wówczas zażarte walki na północnym odcinku zachodniego frontu, które w razie zwycięstwa Niemców, miały znów oddać w ich ręce inicjatywę na Zachodzie w dalszych działaniach zaczepnych, które znów mogły być sparaliżowane ofensywą rosyjską. Niemcy więc pragnęli uprzedzić plany koalicyjne i sparaliżować aktywność Rosjan, zanim jeszcze ta aktywność mogła była stać się groźną.
Wiedząc o tern, że główne siły Rosjan skupione są na północy, na froncie wschodnio-pru-skim i na południu w Galicji, skąd miały dopiero powolnie ściągać się na odcinek środkowej Wisły, Niemcy postanowili sami poprowadzić energiczną, piorunującą ofensywę na lewym brzegu Wisły, w wyniku której przypuszczali, że łatwo przekroczą Wisłę pomiędzy Dęblinem i Józefowem i tern rozerwą oba fronty rosyjskie, a następnie oskrzydlą lub nawet osa-
cza armje rosyjskie, znajdujące się w Galicji. Rola Austrjaków miała polegać na związaniu jak największych sił rosyjskich nad górną Wisłą, Wisłoka, a później Sanem i odwrócenia tam uwagi Rosjan od głównego natarcia niemieckiego.
Pewność sukcesu niemieckiego opierała się na tern, iż odcinek środkowej Wisły był bardzo słabo obsadzony przez Rosjan, podciągnięcie zaś tam sił rosyjskich z Galicji było niezwykle ciężkie. Do przepraw na Wiśle, słabo bronionych, Niemcy mieli krótsze i dogodniejsze drogi, niźli Rosjanie z Galicji.
Jak wiemy, stało się inaczej. Dowództwo rosyjskie tym razem należycie oceniło położenie, rozwinęło słuszną koncepcję strategiczną, a żołnierz rosyjski w trudnych warunkach dał z siebie maksimum wysiłku w olbrzymich, uciążliwych pochodach. Tym razem Niemcy przegrali wyścig. Zanim dotarli do przepraw na Wiśle, były one już dostatecznie bronione przez podciągnięte z południa siły rosyjskie. Wobec tego Niemcy przedłużyli wyścig, usiłując przerzucić główne swoje siły uderzeniowe
303
bardzie] na północ pod Warszawą Jednakże i tam zostali wyprzedzeni. W dodatku dowództwo rosyjskie zdołało przeprowadzić manewr oskrzydlający swojej jazdy nad Bzurą. W taK niepomyślnych warunkach Niemcy, nie decydując się nawet na poważniejsze starcia, porzucili swój plan ofensywy i, pośpiesznie wycofując się, zdołali uniknąć uderzenia znacznie już silniejszego liczebnie przeciwnika.
Załamanie się ofensywy niemieckiej rozwiązało ręce Rosjanom, pozwalając im rozwinąć na wielką skalę zamierzoną ofensywę własną, wymierzoną w głąb Niemiec przez Poznańskie i Śląsk na Berlin, serce i mózg Rzeszy Niemieckiej.
W miarę jednak wycofywania się Niemców z obszarów rosyjskich, szanse ich musiały się wzmagać. Im bliżej byli swojej granicy — tern zwiększała się ich zdolność manewrowania, dzięki potężnie rozwiniętej sieci kolejowej w Niemczech, co pozwalało na błyskawiczne przerzucanie oddziałów z jednego odcinka frontu na drugi. Rosjanie zaś skazani byli na działania w b. Kongresówce, wyposażonej w bardzo skromną sieć kolejową, w dodatku systematycznie niszczoną przez Niemców.
Rozumiejąc całe niebezpieczeństwo szybkiego wycofania się Niemców ku ich własnej granicy, dowództwo rosyjskie za wszelką cenę pragnęło szybkiem natarciem przytrzymać wymykającego się przeciwnika i w rozstrzygających bitwach rozbić jego żywą siłą, oczyszczając sobie w ten sposób wolną drogę na Berlin.
Jednakże, pomimo ciągłego przynaglania ze strony naczelnego dowództwa, ofensywa rosyjska z każdym dniem traciła swój impet. Fatalny stan dróg oraz wyczerpanie wojsk, szczególnie 4 i 5 armij, które już poprzednio odbyły męczące marsze z Galicji, coraz bardziej utrudniały pochód, powodując opóźnienia, co fatalnie zaważyło na rozwoju całej ofensywy rosyjskiej na lewym brzegu Wisły.
Rosyjski plan ofensywny był następujący. Główna masa uderzeniowa (40 dywizyj, 2, 5, 4 i 9 armij) miała teoretycznie nacierać na linję Gniezno — Koźle (na Śląsku), a więc obchodząc od południa silną twierdzę Poznania. Około 30 dywizyj (armje 1 i 10, ściągnięte z frontu wschodnio-pruskiego) miało osłaniać natarcie głównych sił od północy od strony niemieckiej twierdzy Torunia, posuwając się od Modlina i Bzury po obu brzegach wdół Wisły Wreszcie 25 dywizyj (3, 8 i 11 armje) miało wiązać i paraliżować armje austro-węgierskie
304
w Galicji na południe od Wisły, osłaniaj;)' lewe skrzydło całego frontu bojowego.
Ofensywa rosyjska, poza przeszkodami ko-unikacyjnemi, w początkach już swoich spot-
m kała się również z silnym oporem awangardy przeciwnika. Niemcy powstrzymali Rosjan pod Rawą oraz Nowem Miastem i Białobrzegami nad Pilicą, Austrjacy zaś na wschód od Radomia. Dopiero dn. 29 października opór oddziałów niemieckich i austrjackich złamano, i Rosjanie mogli znów posuwać się naprzód w kierunku linji Łódź — Piotrków — Kielce.
Groźniejsze jednakże następstwa miał opór Austrjaków na Sanie. Pomimo ogromnych wysiłków i ofiar, wojska rosyjskie, operujące w Galicji, nie mogły odrzucić przeciwnika od jego obronnej linji na Sanie. Było to zdumiewające zjawisko dla Rosjan, którzy po swoich świetnych poprzednich zwycięstwach w Galicji uważali armje austro-węgierskie za całkowicie już pozbawione wartości bojowej. Rosjanie przywykli już lekceważyć Austr jaków. To też naczelne dowództwo rosyjskie niemało było zaskoczone, kiedy meldunki z nad Sanu stwierdzały, że wartość bojowa wojsk austro-węgierskich znacznie podniosła się od czasów pierwszych bitew w Lubelszczyźnie i w Galicji. Raz jeszcze historja zanotowała fakt, że pobity, ale niepokonany ostatecznie przeciwnik, łatwo może stać się groźniejszym jeszcze, niźli przed swoją klęską. Ano, wiadomo : las niedocięty z powrotem wyrasta.
Położenie nad Sanem zmusiło Rosjan do ponownego przerzucenia części wojsk południo-wo-zachodniego frontu z lewego brzegu Wisły na prawy. Aby to umożliwić, nastąpiło przesunięcie całego tego frontu na południe, co zmusiło front północno-zachodni do przedłużenia się również ku południowi. Linję demarkacyj-ną pomiędzy obu temi frontami przesunięto o 50 kilometrów na południe od Pilicy. Konieczność tego nowego przegrupowania wojsk bardziej jeszcze opóźniła i tak opóźnioną ofensywę rosyjską.
W obawie nowych komplikacyj, rosyjskie dowództwo naczelne nakazało generałowi Iwanowowi jak najszybciej zakończyć operacje nad Sanem, aby, z powrotem przerzuciwszy swoje wojska, z większą energją poprowadzić mógł swoje natarcie na lewym brzegu Wisły. Do czasu odrzucenia Austr jaków z nad Sanu, dowództwo naczelne od czasu do czasu powstrzymywało natarcie swojej głównej masv uderzeniowej (2 i 5 armje), aby ta zbytnio nie wysunęła się naprzód, tracąc związek z resztą frontu.
'ównocześnie na froncie północno-zachodnim Rosjanie pozostawili tylko dość słabą 10-armję generała Siwersa (sześć niepełnych i wyczerpanych korpusów), której zadaniem miało być utrzymywanie frontu w Prusach Wschodnich przed linją jezior Mazurskich, natomiast 1. armję generała Renenkampfa (w składzie 4 korpusów w tern dwóch syberyjskich, świeżo przybyłych na front) przerzucili na front Mława—Przasnysz. Celem tego manewru było osłonięcie Warszawy od strony twierdzy toruńskiej oraz ubezpieczenie prawego skrzydła armij, działających na lewym brzegu Wisły. Rezultaty działań 1. armji wkrótce już osiągnęły znaczne rezultaty. Niemców odrzucono z linji Mława — Przasnysz na linję Działdowo — Nibork. Rosjanie ponownie zagrozili Prusom Wschodnim od południa. Szczególnie troskliwi o tę prowincję Niemcy natychmiast rozpoczęli przerzucać na ten odcinek frontu nowe siły, w tern dwie dalsze dywizje jazdy, ściągnięte pośpiesznie z zachodniego frontu.
A tymczasem współdziałanie sił rosyjskich z lewego brzegu Wisły zmusiło wreszcie Au-strjaków do odwrotu z nad Sanu. Poprzednio już rozpoczęli swój odwrót na lewym brzegu
'lsry, a nieco później na całym froncie az Karpat.
W dniu 8 listopada na lewym brzegu Wisły armje rosyjskiego południowo-zachodniego frontu osiągnęły już linję Przedbórz nad Pilicą — ujście rzeczki Nidy. W Galicji wojska rosyjskie posuwały się, ale ze znacznem opóźnieniem. Austrjacy zaś głównemi swojemi siłami cofali się w stronę Krakowa, częściowo zaś na południo-zachód od Przemyśla w Karpaty. Rosjanie po przerwie, wywołanej ofensywą austrjacką na San, ponownie przystąpili do oblężenia Przemyśla.
W tym czasie 2. i 5. armje północno-zachodniego frontu osiągnęły już linję Uniejów— Szadek — Łask — Przedbórz, pozostawiając poza swojem prawem skrzydłem jeden korpus pod Kutnem oraz mając wysunięte ku przodowi jedną kaukaską dywizję jazdy i dwie dywizje jazdy generała Nowikowa. Równocześnie jazda 1. armji przeszła na lewy brzeg Wisły w stronę Izbicy, a jej dwa korpusy zajęły Włocławek i Płock. Główne siły Niemców cofały się na Wieluń i Częstochowę, częściową zaś na Kalisz.
Ponowną ofensywę dowództwo rosyjskie nakazało dla całego frontu na dzień 14 listo-
Ypres po zbombardowaniu przez Niemców.
305
pada. W tym czasie w Galicji Rosjanie powinni byli osiągnąć linję Dunajca i podejść do przełęczy karpackich. Celem tego natarcia było rozbicie Niemców na linji Kalisz — Częstochowa i osiągnięcie linji Jarocin — Ostrów — Kępno — Kluczbork — Lubliniec — Katowice — Oświęcim, a więc już na terytor-jum niemieckim. W celu usprawnienia działań tymczasowo 4. armja przechodziła pod rozkazy dowódcy północno-zachodniego frontu generała Ruzskiego.
Ale i tym razem opóźnienie nastąpiło z winy południowo-zachodniego frontu, który nie nadążył z przygotowaniami do nowego natarcia. Mianowicie 4. armja nie zdążyła skompletować swoich zapasów sucharów, które w wojsku rosyjskiem były głównym środkiem pożywienia żołnierzy w czasie walk i marszów. Rzecz ciekawa, opóźnienie to nastąpiło wskutek nieukończenia przez front południowo-zachodni odbudowy kolei żelaznych, podczas gdy front północno-zachodni dawno się już z tą pracą uporał. Tak to wartości dowódców daleko sięgają w sprawność działania podkomendnych im wojsk! Ostatecznie trudność tę usunął osobiście wielki książę Mikołaj Mikołajewicz, organizując dowóz sucharów dla 4. armji przy pomocy samochodów, co było rzeczą wyjątkową, gdyż armja rosyjska posiadała ich bardzo niewiele.
Zanim jednak Rosjanie rozpoczęli swoją ofensywę w kierunku południowo-zachodnim— Niemcy w dniu 11 listopada rozpoczęli swoje wiasne przeciwnatarcie z kierunku północno-zachodniego na froncie Radziejów — Nieszawa w stronę Włocławka, gdzie przerzucili znaczne swoje siły. Był to początek manewru niemieckiego, który sparaliżował całą ofensywę rosyjską i doprowadził do krwawych walk pod Łodzią.
Dowódca niemieckiego frontu wschodniego generał Hindenburg oraz szef jego sztabu generał Ludendorf, aby uniemożliwić Rosjanom groźną ofensywę w kierunku południowo-zachodnim i wtargnięcie do Poznańskiego i Śląska, z piorunującą szybkością utworzyli grupę uderzeniową pomiędzy Toruniem i Inowrocławiem, która miała wtargnąć pomiędzy Wisłą i Wartą i zadać klęskę prawemu skrzydłu armij rosyjskich, działających na lewym brzegu Wisły. Grupę uderzeniową stanowiła 9. armja generała Mackensena w składzie XI, XVII i XX korpusów i 3. dywizji gwardji, oraz ponadto wzmocniona przez I i XXV korpusy rezerwowe z 8. armji, działającej w Prusach
306
Wschodnich. Na miejsce tych dwóch korpusów wprowadzono do Prus Wschodnich kilka świeżo utworzonych dywizyj rezerwowych. Do armji generała Mackensena włączono również sześć dywizyj jazdy, w tem dwie austrjackie, z których utworzono dwa korpusy jazdy generałów 'Frommela i Richthofena. Na południu granicę śląską miała osłaniać grupa generała Woyrsch'a^ składająca się z jednego rezerwowego korpusu gwardji, jednego korpusu land-wery i dwóch samodzielnych dywizyj piechoty. Na południe od tej grupy po obu stronach Częstochowy ściągały się 1. i 2. armje austrjackie, które tyłami swojemi wkroczyły na terytorjum niemieckie.
Razem sprzymierzeńcy mieli na lewym brzegu Wisły około 14 korpusów, w tem 6 korpusów austrjackich. Poza tem w każdej chwili mogli byli liczyć na pomoc 4. armji austrjac-kiej, zgrupowanej pod Krakowem. Następnie, począwszy od drugiej połowy listopada, na front ten poczęły przybywać kolejno cztery korpusy niemieckie (II, III rezerwowy, XIII i XXIV rezerwowy), ściągane z frontu zachodniego, a ponadto rezerwy twierdz Poznania, Torunia i Wrocławia oraz 1. dywizja piechoty, dodatkowo przerzucona z Prus Wschodnich, co razem wyniosło ponad 6 dalszych korpusów niemieckich. W rezultacie pod koniec zamierzonej operacji siły Niemców miały wynieść ponad 20 korpusów, w tem nie mniej, niż 14 niemieckich.
Niemcy zdecydowali się na nowy manewr w dniu 3 listopada i w ciągu tygodnia zdołali przerzucić pod Toruń główne swoje siły z pod Częstochowy. Gdyby więc Rosjanie nie opóźnili swojego zamierzonego natarcia w kierunku południowo - zachodnim, uprzedziliby, sami o tem nie wiedząc, manewr niemiecki i, wobec swojej ogromnej przewagi liczebnej na tym odcinku, mieliby poważne szanse zwycięstwa, które mogło otworzyć im drogę na Berlin i wgłąb Niemiec.
Chroniczne opóźnianie wyznaczonych terminów przez armje rosyjskie i tym razem bez walki rozbiło plany naczelnego dowództwa. Ponadto zaś wadliwie zorganizowany i licho działający wywiad rosyjski nie zdołał na czas odkryć nowego manewru Niemców, który zaskoczył dowództwo rosyjskie całkowicie nieprzygotowane.
W dniu 11 listopada, kiedy Niemcy rozpoczęli swoją ofensywę na froncie Radziejów— Nieszawa, rosyjskie armje północno-zachodniego frontu zajmowały następujące pozycję. 1,
Zasadzka.
armja generała Rennenkampfa posiadała V korpus syberyjski w okolicach Włocławka, VI korpus syb. w drodze z Płońska do Płocka, VI korpus w okolicach Sierpca i I korpus turkie-stański prowadzący natarcie od Mławy na Działdowo. Jazda 1. armji znajdowała się pod Izbicą i pod Lipnem. Jak widzimy z tego siły 1. armji były rozrzucone na znacznym obszarze, co było spowodowane brakiem informacji o groźnej koncentracji Niemców pod Toruniem. 2. armja generała Scheidemanna posiadała: II korpus nieco na północo-zachód od Kutna, pozostałe cztery korpusy (XXIII, II syb., IV i I) na froncie Uniejów — Szadek— Łask — Przedbórz. Jazda 2. armji znajdowała się w okolicach Konina nad Wartą.
Na południe od 2. armji zajmowała front 5. armja generała Plewego, posiadając: korpusy I syberyjski, XIX i V na froncie Rozprza (na południe od Piotrkowa) — Przedbórz. Dalej na połudn. 4. armja (korp. grenadjerski, XVI, III kaukaski i XVII) zajmował front od Przedborza do Pińczowa. Prawe skrzydło północno-zachodniego frontu zajmowała 10. armja w składzie sześciu korpusów (III, XX, XXII, XXVI, II kaukaski i III syberyjski)
rozciągając się przed linją jezior Mazurskich, silnie umocnionej przez Niemców.
Na południe od północno-zachodniego frontu generała Ruzskiego zajmowały front armje generała Iwanowa. Front ten przebiegał od Pińczowa wzdłuż Nidy (korpus gwardji, XXV i XIV) i dalej wzdłuż Dunajca, a następnie głęboko wciągnięty w linję Karpat.
W momencie tym na lewym brzegu Wisły posiadali Rosjanie około 16 korpusów.
Uderzenie Niemców rozpoczęło się w dniu 11 listopada na odcinku rosyjskiego V korpusu syberyjskiego. W ciągu następnego dnia w zaciętych walkach Niemcy zmusili Rosjan do odwrotu z pod Włocławka i zajęcia przez nich nowej linji pod Gostyninem.
Odwrót V korpusu syberyjskiego z pod Włocławka i to z dużemi ofiarami dowództwo rosyjskie, nic nie wiedząc jeszcze o wystąpieniu od strony Torunia potężnej masy uderzeniowej Niemców, potraktowało, jako lokalne niepowodzenie bez głębszego znaczenia i całą winę złożyło na brak dostatecznej postawy bojowej wojsk tego korpusu. To też, lekceważąc znaczenie bitwy pod Włocławkiem (jakkolwiek na froncie tym w rzeczywistości prowadziło na-
307
tarcie 5 korpusów niemieckich), generał Ruz-ikij, zgodnie z poprzedniemi planami dowództwa naczelnego, wydał rozkaz swoim 2., 5. i 4. armjom do rozpoczęcia rankiem 14 listopada wielkiej ofensywy na linję Kalisz — Będzin.
W dniu tym znaczne siły Niemców pomiędzy Wisłą i Wartą były już tak oczywiste, że generał Ruzskij, nie powstrzymując wprawdzie ofensywy, nakazał jednak 2. armji zmianę swojego frontu w kierunku północno-zachodnim, oraz jej prawoskrzydłowym korpusom nakazał współdziałanie z V korpusem syberyjskim pod Gostyninem i VI syberyjskim, który przeprawiał się na lewy brzeg Wisły pod Płockiem. Jak wiemy oba te korpusy wchodziły w skład 1. armji. Zarządzenia te pozwalały skupić na odcinku Gostynin — Kutno od 3 do 4 korpusów rosyjskich.
Wielki książę, obawiając się o ten odcinek, zalecił generałowi Ruzskiemu za wszelką cenę rozbić działające tam siły niemieckie, ze swojej zaś strony nakazał przerzucenie z Pio-trogrodu do Warszawy dwóch dywizyj rezerwowych.
W dniu 14 listopada Niemcy energicznie nacierali na południe od linji kolejowej Włocławek — Kutno. Na północ od tej linji natarcie Niemców odbywało się w kierunku Gostynina. W wyniku dość uporczywych walk wieczorem dnia 15-ego Rosjanie wycofali się na front, przebiegający na wschód od Kutna i Gostynina, opierając się prawem skrzydłem o Wisłę pod Płockiem.
Dopiero ta dwudniowa bitwa, wynik której faktycznie otworzył Niemcom drogę na Łowicz od strony Łęczycy, upewniła dowództwo rosyjskie, że na prawem skrzydle wojsk rosyjskich, operujących na lewym brzegu Wisły, znajduje się potężne ugrupowanie przeciwnika (ponad 5 korpusów), mające charakter masy uderzeniowej. Od tej chwili uwaga Rosjan z natury rzeczy zwróciła się na ten odcinek frontu.
Aby usunąć konsekwencje przerwania frontu przez Niemców, dowództwo rosyjskie skierowało do Łowicza wszystkie rozporządzal-ne rezerwy z Warszawy. Równocześnie korpusom 1. armji, które cofnęły się na wschód od Gostynina i Kutna, nakazano przejść do natarcia w kierunku zachodnim na poprzednie pozycje, zaś korpusem 2. armji poprowadzić natarcie na linje Dąbie — Łęczyca, z głównem uderzeniem na tę ostatnią.
Dzień 16 listopada nie przyniósł Rosja-
308
nom powodzenia ich własnego natarcia. Dwa korpusy 2. armji przez cały dzień toczyły ciężkie walki pomiędzy Bzurą i Wartą, pod wieczór jednak musiały się cofnąć. Niemcy natychmiast umocnili się na rzeczkach Nerze i Bzurze.
W tym samym dniu Niemcy odrzucili również korpusy 1. armji, zajęli Kutno, a ich podjazdy zapędziły się nawet na tyły rosyjskie, gdzie dostał się przypadkowo do niewoli niemieckiej gubernator warszawski baron Korf, objeżdżający samochodem okolice na tyłach wojsk rosyjskich.
Niespodziewane uderzenie Niemców pomiędzy Wisłą i Wartą zmusiło naczelne dowództwo rosyjskie do odwołania w dniu 15 listopada zamierzonej ofensywy 2., 5 i 4 armij, oraz przegrupowania tych armij. Dwie pierwsze miały być podciągnięte na północ na teren spodziewanej bitwy decydującej na przedpolach Łodzi, ostatnia zaś wróciła z powrotem pod dowództwo generała Iwanowa, któremu nakazano, wykorzystując przerzucenie wojsk niemieckich z południa na północ, energiczną ofensywę na linję Kraków — Częstochowa z tern, że twierdza krakowska miała być osaczoną, równocześnie zaś poprowadzone dalsze natarcie zachodzeniem w prawo na Lubliniec na Śląsku. Dowództwo naczelne organizowało już ruchome baterje artylerji fortecznej w Brześciu n/Bugiem (Litewskim) i innych twierdzach. Baterje te miały być użyte przy oblężeniu Krakowa.
• 4. armja rosyjska podeszła do czołowych pozycyj niemieckich na froncie Częstochowa— Koziegłowy, gdzie spotkała się z niezwykłym oporem przeciwnika. 9. armja w ciężkich walkach powoli posuwała się z nad Nidy w stronę Krakowa.
Dzięki temu, że 4. armja uczyniła zwrot na południo-zachód, zaś 5. armja na północo-zachód, pomiędzy obu armjami utworzyła się znaczna luka, którą zapełniono grupami jazdy, wydzielonej z obu armji.
Wraz z ukończeniem nowego ugrupowania armij północno-zachodniego frontu Rosja-nie_ mieli rozpocząć ogólną ofensywę, która zlikwidowałaby skutki przerwania frontu w kierunku Łowicza. Ofensywa ta nie doszła do skutku, gdyż w dniu 18 listopada Niemcy odrzucili 2. armję na wygiętą linję Brzeziny — Stryków — Zgierz — Konstantynów, otaczającą więc najbliższą okolicę Łodzi. Ten dziwaczny odwrót Rosjan rozszerzył jeszcze lukę pomiędzy 2. i 1. armją, co było tern groźniejsze,
że już poprzedniego dnia Niemcy zajęli Piątek, a więc łatwo mogli wedrzeć się w tę lukę/
Tymczasem położenie 2. armji rosyjskiej pod Łodzią coraz bardziej stawało się groźnem. Natarcie Niemców rozwijało się pomyślnie na front Zgierz — Stryków — Brzeziny — Koluszki. Już w dniu 18 listopada podjazdy niemieckie podchodziły pod Piotrków i Tomaszów, przerywając telefoniczną i telegraficzną łączność sztabu frontu ze sztabem 2. armji, której coraz bardziej groziło ostateczne osaczenie.
W dniu 19-go ponowne natarcie Rosjan spaliło na panewce. Jedynie tylko 5. armja,
Fakt, że Niemcy przerwali front pomiędzy 1. i 2. armją oraz głęboko oskrzydlili prawe skrzydło tej ostatniej pod Łodzią, wymagał ze strony Rosjan tern energiczniejszego przeciwdziałania, ile że uderzenie Niemców na lewe skrzydło 5. armji mogło było grozić osaczeniem tej ostatniej wraz z 2. armją.
Dzięki temu, że Rosjanom udało się przerzucić na lewy brzeg Wisły silne odwody, które znacznie wzmocniły lewobrzeżne korpusy 1. armji, ta ostatnia miała możność poprowadzić swoje natarcie przeciwko tym wojskom niemieckim, które osaczały 2. armję pod Łodzią.
Wojaka rosyjskie we Lioowie.
wypełniając rozkaz, jeszcze w dniu 10-go rozpoczęła natarcie na froncie Łask — Pabjanice. Natarcie to rozwijało się pomyślnie na Szadek i Lutomiersk. Z dość znacznemi stratami Niemcy cofali się na północ. Wynikiem tego natarcia było przedłużenie na zachód przez 5 armję frontu 2 armji pod Łodzią, co tę ostatnią uchroniło od bliskiego już osaczenia. Zko-lei jednak i położenie 5. armji zaczęło się stawać niebezpiecznem od chwili, kiedy nowe znaczne siły niemieckie (korpusy poznański i wrocławski, wzmocnione jazdą) zagroziły jej lewemu skrzydłu od strony Warty.
W tym wypadku osaczający Niemcy sami znaleźliby się w trudnem położeniu, mojąc z kolei na swoich tyłach korpusy 1. armji rosyjskiej. Cały problem sprowadzał się dla Rosjan do tego, aby natarcie poprowadzić w tempie błys-kawicznem, co pozwoliłoby uwolnić 2. armję zanim ta utraciłaby swoją zdolność obrony.
Grupa lewobrzeżnych korpusów 1. armji rosyjskiej miała poprowadzić natarcie swojem prawem skrzydłem z biegiem Wisły, lewem zaś od Łowicza w kierunku północno-zachodnim, odrzucając Niemców, którzy nacierali na froncie Płock — Kutno, i nie pozwalając im na
309
współdziałanie z temi wojskami niemieckiemi, które okrążały Łódź od północy, wschodu i południa. Równocześnie dwie oddzielne grupy 1 armji, a mianowicie grupy Łowicza i Skierniewic miały rozpocząć natarcie w kierunku południowo-zachodnim w celu przecięcia Niemcom dróg odwrotu z pod Łodzi.
Aby przeszkodzić działaniom kawalerji niemieckiej, która miała wolną drogę przez lukę pomiędzy 1. i 2. armją rosyjską wprost na południe na tyły południowo-zaehodniego frontu, dowództwo naczelne skierowało swoją jazdę gwardji, znajdującą się na wypoczynku w Kownie i w Wilnie, przez Dęblin na Radom, Opoczno i dalej na Tomaszów.
two mogły doprowadzić do osaczenia Niemców pod Łodzią w chwili, kiedy sami pragnęli to samo uczynić z 2. armją rosyjską.
Cały ten manewr wraz z ponownem natarciem prawego skrzydła 2. armji miał doprowadzić do osaczenia Niemców w okolicach Brzezin.
Równocześnie, aby uniemożliwić niemieckiej grupie pod Częstochową przerzucenie części swoich sił na północ, naprzykład na lewe skrzydło 5. armji, naczelne dowództwo rosyjskie' nakazało jak najbardziej energiczne natarcie prawoskrzydłowych armij południowo-zaehodniego frontu. W najgorszym razie ar-mje te powinny były wystawić przynajmniej
Przed chwilą jeszcze wrogowie...
Poza tern 5. armja rosyjska miała przerzucić część swoich sił przez Pabjanice na wschód, aby i od południa zamknąć drogi odwrotu Niemców z pod Łodzi oraz współdziałać z korpusem jazdy generała Nowikowa, który powinien był przerzucić się z lewego skrzydła 2. armji w stronę Tuszyna dla wspólnego działania z jazdą 1. armji, postępującą na lewem skrzydle grup Łowickiej i Skierniewickiej. Biorąc pod uwagę, że w tym czasie 5. armja rosyjska z powodzeniem prowadziła swoje natarcie na froncie Szadek — Lutomirsk, a więc na zachód od Łodzi — wszystkie te zarządzenia ła-
310
jeden korpus na front Szczerców — Bełchatów, aby być gotowemi do uderzenia na skrzydło Niemców, gdyby ci zamierzali nacierać od strony Warty na Łask.
Jednakże położenie 4 i 9. armij było nad-wyraz ciężkie, co niepomiernie zmniejszało szanse rosyjskie na południowo-zachodnim froncie. Armje te były wyczerpane i mocno przetrzebione, nie miały żadnej pomocy ze strony 3. armji, którą oddzielała Wisła, a ponadto zajmowały coraz bardziej rozciągnięty front w miarę, jak armje północno-zachodniego frontu ściągały się ku Łodzi. W dodatku pomimo
rozciągniętego nadmiernie frontu wciąż jeszcze pozostawała groźną luka pomiędzy 4. i 5. armją, słabo zaledwie wypełniona jazdą rosyjską. Lukę tę naczelne dowództwo pragnęło zatkać przy pomocy jednego korpusu, wziętego ze składu 10. armji, która i tak dreptała tylko w miejscu pomimo znacznych swoich sił w Prusach Wschodnich.
Ostrożność ta była nader celową, gdyż właśnie w tym czasie koło połowy listopada walki na północnym odcinku francuskiego frontu zdecydowanie przycichały, co groziło Rosjanom nowemi transportami wojsk niemieckich z zachodu. Zresztą tego właśnie pragnęło dowództwo francuskie. Ściągnięcie na siebie jak największych sił niemieckich by-
chodniego frontu z dowództwami 2. i 5. armij. Sztab tej ostatniej był zmuszony opuścić Piotrków i, dla nawiązania lepszej łączności ze swo-jemi wojskami, znacznie przybliżyć się do linji bojowej. Równocześnie zamilkły również stacje radjowe obu armij. Od tej chwili 2. i 5. armje rosyjskie stanowiły oddzielną i odciętą całkowicie grupę, składającą się z 7 korpusów. Dowództwo ogólne nad obu armjami objął generał Plewę, dowódca 5. armji.
Zdawało się już, iż powtórzy się tragiczna klęska 2. armji pod Samsonowem w Prusach Wschodnich. Ostatnie doniesienia generała Scheidemanna dowódcy 2. armji brzmiały jak najgorzej: prawe jego skrzydło było już całkowicie okrążone od tyłu... Niemcy zajęli
Mogiły żołnierskie w Łowickit m.
ło wszak głównym celem jesiennych planów rosyjskich.
Tak przedstawiał się w głównych zarysach plan rosyjski, zdążający do likwidacji łódzkiego manewru Niemców. Plan ten ostatecznie zatwierdził wielki książę Mikołaj Miko-łajewicz, równocześnie wzywając dowódców i wojsko do maksymalnego wysiłku i ofiarności. W razie niepowodzenia — przewidziany był odwrót do Wisły i Sanu z tern, że należało utrzymać zgóry umocnione pozycje na lewym brzegu Wisły oraz przeprawy i prawy brzeg na Sanie.
A tymczasem wypadki toczyły się w szyb-kiem tempie. W dniu 20 listopada ostatecznie zerwała się łączność sztabu północno - za-
szereg pozycyj na południo - zachód od Łodzi... armja musi walczyć na wszystkie strony... rezerwy są wyczerpane...
Położenie obu odciętych armij było jeszcze tem tragiczniejsze, iż groziło im ostateczne wyczerpanie amunicji i zapasów żywnościowych. O jakiejkolwiek dostawie oczywiście nie było nawet mowy. Odcięte tabory obu armij, bezczynne i zdezorganizowane, zatarasowały wszystkie drcgi na Radom. Z taborów tych rozchodziły się najbardziej nawet fantastyczne pogłoski, demoralizujące wojska rosyjskie na tyłach. Opowiadano nawet o tem, że do sztabu 2. armji przybyli parlamentarjusze niemieccy z żądaniem poddania się obu armij.
Istotnie fakt taki miał miejsce, ale bez
311
żadnych konsekwencji. Do sztabu 2. armji przybył porucznik niemiecki z białą przepaską na ramieniu i w imieniu głównodowodzącego na froncie wschodnim generała Hindenburga pragnął zaproponować Rosjanom poddanie się. Bezradnej dyskusji sztab 2. armji odesłał go do sztabu 5. armji do generała Plewego. Generał Plewę oficera niemieckiego wogóle nie przyjął, a ponieważ ten, jak się okazało, nie posiadał żadnych dokumentów, uwierzytelniających jego misję parlamentarjusza, przeto zatrzymano go, jako jeńca wojennego. Nie jest to stwierdzone, ale prawdopodobnie oficer ten postąpił całkowicie samowolnie. Zbłądziwszy w czasie wywiadu, a lękając się śmierci lub niewoli, prawdopodobnie sam wymyślił swoją misję, aby sprytnie wymigać się z przykrego położenia, a przytem — kto wie — przyczynić się do poddania się Rosjan.
Wobec położenia 2. i 5. armji cały ratunek dla nich leżał w rękach 1. armji, która ener-gicznem natarciem mogła była całkowicie pokrzyżować działania Niemców.
Ale 1. armja posuwała się niezwykle powoli, prowadząc swoje natarcie miękko i bez przekonania. Nie pomagały przynaglające rozkazy dowództwa naczelnego, ani gorące apelowanie do wojska. W odpowiedzi generał Rennenkampf ustawicznie narzekał na niedostateczną wytrzymałość bojową swoich wojsk i wciąż domagał się nowych posiłków z prawego brzegu Wisły.
Szczególnie energicznego działania dowództwo naczelne żądało od grupy Łowickiej, przeznaczonej do zajęcia tyłów wojsk niemieckich, osaczających 2. armję pod Łodzią, Jednakże grupa ta składała się z najrozmaitszych oddziałów, przypadkowo zebranych razem, na-domiar zaś złego posiadała dowódców nieobez-nanych ze swojemi oddziałami, a w dodatku ciągle zmienianych. To też wojska tej grupy, nie mając nawet przed sobą przeciwnika, nie potrafiły posuwać się naprzód szybciej, niż w tempie 10 do 15 kilometrów na dobę! Wogóle wartość całej 1. armji była niezwykle niska. Jeden z wyższych sztabowców tej armji, tak ją określił: „U nas wojsko jakoś nie chodzi, pomimo nawet najbardziej energicznego popychania" ! Równie szwankowała służba łączności do stopnia, że dowództwo naczelne było zupełnie pozbawione wiadomości o działaniach tak ważnej grupy Łowickiej. Tyczyło się to i innych oddziałów 1. armji, co było tern dziwniejsze, że armja ta była wyjątkowo starannie wyposażona we wszelkie środki łączności.
312
Dopiero w dniu 22 listopada dowiedziano się, że grupa Łowicka zdobyła Stryków i Brzeziny, poczem posuwała się naprzód, tocząc walki o każdą pozycję, o każdy dom, o każdą przeszkodę terenową, z zaciekłością bronione przez Niemców. Ci ostatni, aby uniknąć ataku na swoje tyły, musieli rozerwać pierścień swoich wojsk, otaczających Łódź, i z powrotem odgiąć go frontem ku północy. W ten sposób oderwała się część wojsk niemieckich, a mianowicie XXV korpus rezerwowy, 3. dywizja gwardji i dwie dywizje jazdy, które pozostały całkiem odcięte w okolicach Tuszyna.
Tego samego jeszcze dnia sztab rosyjskiego frontu zdołał nawiązać łączność z generałem Plewę. W następnym dniu 21 listopada zlikwidowali Rosjanie manewr zachodzący od południa Niemców pod Tuszynem. Na tę grupę niemiecką wspólnie natarły siły rosyjskie z północo - zachodu od strony Pabjanic, z po-łudnio - wschodu od strony Piotrkowa i z północo-wschodu jazda generała Nowikowa.
Zdawało się, że położenie uległo radykalnej zmianie. Zamiast Rosjan — Niemcy byli osaczeni ze wszystkich stron, a każdy dzień siły rosyjskie powinien był wzmagać, wyczerpując równocześnie odporność Niemców ciągłemi walkami oraz fatalną, mroźną, wietrzną i bez-śnieżną pogodą.
Po całej Rosji rozeszła się anonimowa wieść o wielkiem zwycięstwie pod Brzezinami, o dziesiątkach tysięcy jeńców niemieckich, o olbrzymich zdobyczach. Pogłoski te przedostawały się nawet zagranicę, budząc zrozumiałą radość w obozie Koalicji. Nie było wprawdzie jeszcze oficjalnego potwierdzenia tych wieści, w najgorszym jednak razie uważano, iż kwatera główna czeka na ostateczne uwieńczenie zwycięstwa. Zresztą nawet dowództwo rosyjskie uważało te wieści jedynie tylko za przedwczesne, ale zgodne z tern, co w najbliższym czasie musiało nastąpić.
Powszechnie w Rosji oczekiwano wspaniałego rewanżu za klęski i upokorzenia Rosjan w Prusach Wschodnich. I oto nagle...
Nocą z dnia 22 na 23 listopada generał Ruzskij połączył się telegraficznie z naczelnem dowództwem, zdając relację szefowi sztabu z położenia na froncie północno - zachodnim.
Na wąskiej wstędze białego papieru aparat telegraficzny drukował hiobowe wieści, które miały zagasić triumfujący już entuzjazm w Rosji.
„...całkowita niezdolność do działań zaczepnych V korpusu syberyjskiego... nieudana
próba natarcia VI korpusu syberyjskiego... olbrzymie straty, dochodzące do 70% całego stanu liczbowego... natarcie świeżych sił niemieckich na lewe skrzydło i tyły armji Plewego... natarcie Niemców od Piątku na Łowicz... możliwość wytworzenia się analogicznego położenia, jakie było pod Łaskiem i Łodzią, ale w znacznie większej skali... wszystko to zmusza mnie do powzięcia decyzji skoncentrowania 1., 2. i 5. armij na linji Iłów — Łowicz — Skierniewice — Tomaszów..." A więc odwrót — zamiast wspaniałego zwycięstwa!
Wielki książę Mikołaj Mikołajewicz wiele miał zastrzeżeń, co do pesymistycznego poglądu na położenie bojowe generała Ruzskiego.
Jednakże musiał liczyć się ze zdaniem tego, kto był bezpośrednio odpowiedzialny za losy frontu i w dodatku był lepiej i szybciej informowany, mając swoją kwaterę w Warszawie.
Decyzję generała Ruzskiego zakomunikowano generałowi Iwanowowi, który wobec tego zdecydował się również cofnąć na nową linję wzdłuż Pilicy i Niedzicy. W tym wypadku jednak nakazano mu uzgadniać swój odwrót z faktycznym odwrotem 2. i 5. armij.
W ciągu 23 listopada położenie Rosjan jakgdyby uległo poprawie. II korpus rosyjski oraz grupa Łowicka posunęły się w tym dniu na front Zgierz — Koluszki, łukiem zbliżając się do Łodzi. Tu i ówdzie zdołały nawet na
wiązać łączność z oddziałami 2. armji, która również przeszła do natarcia od strony Łodzi.
Również położenie 1. armji uległo poprawie. Nie było już obawy o zagrożony przedtem Łowicz, jakkolwiek Niemcy intensywnie go bombardowali. W dodatku do Łowicza podciągały się poważniejsze odwody. Odprężenie nastąpiło i w 5. armji, której zagrożone lewe skrzydło znacznie umocniło swoje położenie. Pod koniec dnia wreszcie na całym froncie 5. armji Niemcy rozpoczęli odwrót, cofając się w północnym i zachodnim kierunku.
Jeszcze lepiej dla Rosjan układało się położenie na południu od Łodzi, gdzie odcięta grupa korpusówT niemieckich rozpoczęła odwrót
w kierunku wschodnim. Poszczególne oddziały i tabory niemieckie bezładnie kręciły się na przestrzeni Tuszyn — Brzeziny, szukając wyjścia z zacieśniającej się obręczy wojsk rosyjskich. W obręczy tej znalazły się XXV niemiecki korpus rezerwowy, 3. dywizja gwardji i dwie dywizje jazdy.
Wobec tak pomyślnego obrotu sprawy wielki książę Mikołaj Mikołajewicz odwołał decyzję generała Ruzskiego, co do odwrotu, przeciwnie zaś nakazał jak najbardziej energiczny pościg za cofającym się przeciwnikiem. Również i generał Iwanow otrzymał rozkaz wykonania poprzednich zadań, a mianowicie rozpoczęcia natychmiastowej ofensywy przeciwko
Jeńcy austriaccy oprowadzają Rosjan po koszarach we Lwowie,
313
wojskom austro - niemieckim na front Kraków — Częstochowa.
Położenie Niemców, osaczonych na połud-nio-wschód od Łodzi, było tragiczne i wprost katastrofalne. Rozpoczęli swój odwrót nocą z 22 na 23 listopada w najfatalniejszych warunkach. Pogoda była wyjątkowo przykra. Niemców obciążała artyłerja, tabory i ogromne ilości rannych. Ze wszystkich stron ostrzeliwał Niemców ogień artylerji i piechoty rosyjskiej. W każdej chwili Niemcom groziła śmierć albo niewola.
W tych warunkach Niemcy zdecydowali się na bohaterski czyn przebicia się przez Brzeziny, które stanowiły ważny węzeł komunikacyjny.
Nocą z 23 na 24 listopada w wyjątkowych ciemnościach i przy fatalnej pogodzie Niemcy wykonali gwałtowny atak na to miasto. Wywiązała się zacięta i krwawa walka na ulicach Brzezin, które wreszcie zostały przez Niemców opanowane. W Brzezinach znajdowały się oddziały rosyjskiej 6. dywizji syberyjskiej, która zaskoczona niespodziewanie i poniósłszy olbrzymie straty w ludziach i w sprzęcie bojowym, po bezskutecznym oporze wycofała się z miasta.
>zy dywizje niemieckie rozerwały pii ścień wojsk rosyjskich, przebiły się i zdołały się połączyć z resztą armji generała Mackense-na. Wszystkie dalsze wysiłki Rosjan, aby ponownie je osaczyć, spełzły na niczem. Niemcy wyślizgnęli się pomyślnie z rozwartych już kleszczów 2. i 5. armij rosyjskich. Te ostatnie, ponownie prowadząc swoje natarcie, w dniu 28 listopada zajęły front Główno—Stryków— Szadek.
Jednakże przebicie się Niemców pod Brzezinami kosztowało ich drogo. Według danych niemieckich po przebiciu się trzy dywizje piechoty liczyły wszystkiego 8.000 ludzi. Reszta padła lub, rozsypawszy się, dostała się do niewoli.
Droga odwrotu Niemców zawalona była wszelkim sprzętem wojennym, porzuconym przez cofające się wojska. 'Jeszcze w kilka dni później okolice Rzgowa, Tuszyna i Brzezin roiły się od poszczególnych oddziałów niemieckich, zagubionych w odwrocie, a nawet i poszczególnych żołnierzy, napróżno szukających swoich oddziałów lub drogi ucieczki. Pomimo częstokroć zaiste bohaterskiej acz beznadziejnej obrony tych straceńców — wszyscy oni
314 Pomocnicze ivojska kolonialne.
wcześniej lub później padali ofiarą jazdy rosyjskiej, a szczególnie kozaków, polujących na samotnych niedobitków.
Tak więc manewr rosyjski pod Brzezinami zakończył się zupełnem niepowodzeniem
ców pod Łodzią, został całkowicie zrealizowany. Lecz zato żywej siły przeciwnika, dokładnie już osaczonego, nie udało się Rosjanom zniszczyć dzięki niezwykłej energji, bohaterstwu i ofiarności wojsk niemieckich.
Powitanu króla Jerzego przez Poincare.
w sensie taktycznym. Natomiast główny jej cel, a mianowicie zlikwidowanie przerwania frontu pomiędzy 1. i 2. armją rosyjską, oraz
nitu Działania pod Brzezinami były ostatnim epizodem tej wielkiej ofensywy niemieckiej, która miała uprzedzić i sparaliżować gYoźną
sparaliżowanie osaczenia 2. armji przez Niem- ofensywę rosyjską wgłąb Niemiec. 9. armja
315
niemiecka generała Mackensena, prowadząca ofensywę, la do odwrotu. Cel swój osią
gi Niemcy tylko częściowo. Sparaliżowali wprawdzie groźne plany rosyjskie, zakrojone na wielką skalę, ale, aby to osiągnąć, musieli wycofać z zachodniego frontu pełne cztery korpusy i ponadto kilka dywizyj jazdy, co fatalnie odbiło się na działaniach niemieckich we Francji. Jednakże zamierzona wielka ofensywa i o-syjska na Berlin wymagałaby większych jeszcze ofiar zachodniego frontu.
Tak więc Niemcy w rezultacie mniejszem złem sparaliżowali znacznie groźniejsze. Jednak fakt ten nie mógł ich całkowicie zadowolić.
Co do Rosjan — i oni nie czuli się zwycięzcami, ale też nie mieli powodu uważać się za zwyciężonych.
Zawiodły wprawdzie wielkie nadzieje, pokładane w zamierzonej na wielką skalę kam-panji zaczepnej przeciwko Niemcom; wprawdzie ogromne ofiary, przemęczenie fizyczne i moralne wojska oraz wyczerpanie się mater-jałów wojennych kazało na długo zaniechać szerzej zakrojonych planów; wprawdzie wartość bojowa armij rosyjskich, wystarczająca przeciwko wojskom austro-węgierskim, w dużej mierze zawiodła wobec takiego przeciwnika, jakim byli Niemcy, a organizacja i strona techniczna wojsk rosyjskich wykazały dotkliwe wady i błędy — w rezultacie jednak Rosjanie, rezygnując z własnych aspiracyj, odparowali cios Niemców ze znacznemi dla nich
stratami, oraz — co nyło najważniejsze przyczynili się w dużym stopniu do uratowania położenia swoich sojuszników we Francji, ścią-
iąc na siebie poważne siły niemieckie z zachodu.
Moment ten należy koniecznie wziąć pod uwagę, oceniając rezultat czteromiesięcznej kampanji rosyjskiej. Trzeba bowiem docenić te zasługi, jakie położyli Rosjanie dla Koalicji w momencie, kiedy ważyły się losy ofensywy niemieckiej na Dunkierkę i Calais, rozpaczliwie bronione przez Anglików i Francuzów.
Jak poprzednio niefortunna zresztą dla samej Rosji kampanja w Prusach Wschodnich zdecydowała pośrednio o losach bitwy nad Marną — podobnie i w tym wypadku przeciwnatarcie rosyjskie na lewym brzegu Wisły pośrednio uratowało wybrzeża kanału La Manche od okupacji niemieckiej. A okupacja ta mogła była istotnie zaważyć na dalszych losach wojny. Pomijając już samą kampanję we Francji — Calais i Dunkierka stworzyłyby dla Niemców wspaniałą bazę operacyjną dla ich łodzi podwodnych, które stamtąd o wiele skuteczniej mogły blokować Anglję, a nawet częściowo i wybrzeża francuskie.
Tak, to w wojnach, prowadzonych przez wielkie koalicje mocarstw, los wojny łączy najodleglejsze nawet fronty bojowe w jedną nierozerwalna całość.
316
» '
Widok Erzerumu zdobytego przez Rosjan 16 lutego 1916 r.
menderowywano ich do służby w piechocie. W utartych pojęciach oraz ze względu na cięż-
i bardziej ryzykowną służbę stanowiło to niejako degradację. Należy jednak podkreślić, że naogół wśród oficerów kawalerji panował tak wysoki poziom ofiarności, iż nierzadko sami chętnie zgłaszali się do służby w piechocie.
Równie dotkliwe straty poniosła armja rosyjska wT swoim składzie podoficerskim. Były oddziały, w których dosłownie zabrakło podoficerów. A uzupełnienie składu podoficerskiego było niezwykle trudne. Winę ponosiły tu plany mobilizacyjne, które nie przewidziały konieczności poważniejszych uzupełnień w tej dziedzinie. Podoficerów rezerwy od początku wojny wcielano do oddziałów bojowych na równi z rezerwistami — szeregowcami. W rezultacie z początku w oddziałach na froncie liczba podoficerów znacznie przekraczała etaty, dzięki czemu znaczna część podoficerów rezerwowych pełniła służbę, jako szeregowcy, i, jako szeregowcy również, bez pożytku ginęła. Po
paru miesiącach wojny zmarnowano w ten sposób bogaty skład podoficerski rezerwy, zamiast, dodatkowo go wyszkalając na tyłach, w miarę potrzeby uzupełniać nim straty na froncie.
Kiedy wreszcie stwierdzono ten stan rzeczy, usiłowano za wszelką cenę przygotować nowe kadry podoficerów, świeżo wyszkalanych w oddziałach rezerwowych na tyłach. Trud ten w większości wypadków był daremny. Świeżo „upieczeni" podoficerowie przybywali na front bez należytego doświadczenia, wychowania wojskowego i umiejętności; nie potrafili przeważnie stworzyć sobie należytego autorytetu wśród żołnierzy, a przeto nie nadawali się do zastąpienia poległych lub rannych podoficerów aktywnych.
Skład szeregowców w oddziałach na froncie nie przedstawiał się o wiele lepiej. Niedobór w ludziach był już zjawiskiem stałem, tem-niemniej jednak groźnem, gdyż paraliżującem normalną sprawność i wartość bojową armji.
Maszyna, wynaleziona przez Rosjan, do ni 318
niszczeniu dróg podczas odwrotu.
szczególnie boleśnie odczuwała ten mec piechota, ponosząca największe straty.
Jak wiemy już z poprzednich rozdziałów straty w nowoczesnej wojnie okazały się znacznie większe, niż można było przewidzieć to przed wojną. Pamiętamy, jak ciężkie straty ponieśli Rosjanie w Prusach Wschodnich i jak trudno im było uzupełnić później zdekompletowane korpusy północno-zachodniego frontu. W bitwie pod Łodzią straty niektórych oddziałów rosyjskich dochodziły do 70% ich składu. Nie niniejsze straty poniósł południowo-zacho-dni front. W 3. armji rosyjskiej w pułkach,
ułatwiało dowóz żywności w stanie świeżym i we względnej obfitości.
Według danych rosyjskich za rok 1914 liczba ranych, ewakuowanych z frontu, była czterokrotnie większą od liczby chorych. Poza stratą w zabitych, rannych i chorych, armja rosyjska boleśnie odczuła stratę swoich ludzi, zagarniętych do niewoli przez przeciwników, przedewszystkiem w czasie niefortunnej kam-panji w Prusach Wschodnich.
Groźne również były dla armji rosyjskiej straty w szeregach bojowych, wywołane zgoła innemi przyczynami. Już od pierwszych dni
Wojska na nartach. Ostrzelńoanie nieprzyjaciela.
liczących na początku wojny ponad 3000 ludzi, pozostało nie więcej, niż 1200 do 1500 bagnetów. Wiele pułków musiano przekształcić na bataljony i to skąpe, gdyż pozostało z nich zaledwie po 400 bagnetów.
Należy sobie uświadomić, że te olbrzymie straty ponosiła armja rosyjska bezpośrednio w walkach. Bowiem straty z powodu chorób, zajmujące tak poważną pozycję w dawnych wojnach, obecnie były bardzo nieznaczne'. Zapobiegała temu we wszystkich armjach wprowadzona, lepiej lub gorzej działająca organizacja sanitarna, wyposażenie oddziałów w kuchnie polowe, co zapewniało lepszą strawę, oraz udoskonalenie środków komunikacyjnych, co
wojna wykazała konieczność wprowadzenia coraz to nowych i doskonalszych środków walki, co szczególnie jaskrawo uwTypuklało się w armji rosyjskiej, nieprzygotowanej do wojny i posiadającej zupełnie niedostateczne wyposażenie bojowe. To też od pierwszych miesięcy wojny począwszy Rosjanie usiłowali za wszelką cenę uzupełnić swoje braki, co znacznie przekraczało rachuby i przewidywania przedwojenne. Ponad przewidziane w planach mobilizacyjnych etaty dodawano oddziałom karabiny maszynowe, później niinomioty i bombomioty, całkowicie nieprzewidywane w planach, zwiększano środki łączności, jak telefony polowe i polowe radj ostać je, uzupeł-
3I<)
,,uino tabory auto-kolumnami, wprowadzano auta i pociągi pancerne w nieprzewidywanej przedtem ilości, powiększono wojska techniczne i t. d. i t. d. Wszystko to wymagało ludzi do obsługi, których ad hoc odkomenderowywa-no głównie z piechoty, wskutek czego kompan-je, i tak już fatalnie przerzedzone, topniały jeszcze bardziej.
Poza wszystkiemi temi przyczynami ar-mja rosyjska cierpiała coraz bardziej na wewnętrzną, straszliwą chorobą — dezerterstwo wszelkiego rodzaju. Nerwy żołnierza rosyjskiego, prymitywnego naogół pod względem psychicznym i kulturalnym, posiadającego zalety biernej karności, ale bezideowego w gruncie rzeczy i nieuświadomionego państwowo, nie wytrzymywały długotrwałych walk wraz z ich nowoczesną grozą. Dezerterów, których na początku wojny liczyła armja rosyjska niewielu, z każdym miesiącem przybywało, aż zjawisko to stało się groźnem dla całości sił bojowych Rosji. Od dezerterstwa bezpośredniego groźniej szem jeszcze było coraz częstsze zjawisko świadomego zadawania sobie przez żołnierzy nieszkodliwych ran głównie postrzałowych w palce u rąk lub w stopy. Począwszy już od października naczelne dowództwo rosyjskie rozpoczęło energiczną walkę z tern zjawiskiem, nakazując surowe kary na tych samowolnych „palcowników", jak ich nazywano powszechnie. Walkę tę jednak utrudniał i paraliżował niemal brak energji i zdecydowania u poszczególnych dowódców.
Oczywiście na pokrycie wszystkich tych, wyliczonych powyżej strat posiadała Rosja aż nadto materjału ludzkiego, który mogła czerpać niemal dowolnie z pośród swojej olbrzymiej ludności. Poza pierwszą mobilizacją na początku wojny w ciągu października i listopada powołano w Rosji dwa kolejne roczniki rekruckie, co dało około półtora miljona ludzi. Powołano również w tym czasie kilka roczników pospolitego ruszenia z bronią.
Jeśli na froncie armja rosyjska odczuwała brak ludzi — winę tego ponosiła wadliwa organizacja środków komunikacyjnych oraz oddziałów tyłowych, które nie potrafiły w dostatecznie szybkiem tempie wyszkolić i wyekwipować materjału ludzkiego, ani go na czas dostarczyć na front, jako uzupełnienia.
Jedną z poważnych przyczyn, które opóźniały i paraliżowały sprawność organizacji uzupełnień, był powszechnie odczuwany na tyłach brak karabinów przedewszystkiem, a poza tern wogóle sprzętu bojowego.
320
Pod względem mobilizacji wojskowość syjska osiągnęła była znaczne rezultaty. Naogół mobilizacja była przeprowadzona sprawniej nawet i z lepszemi rezultatami, niż przewidywali to sojusznicy i przeciwnicy Rosji. Na tern jednak kończył się wysiłek wojskowości rosyjskiej przed wojną. Niczego nie przygotowano, aby w razie wojny podtrzymywać ustawicznie aparat bojowy na tym samym chociażby poziomie, nie mówiąc już o konieczności dalszego doskonalenia i dostosowywania do warunków toczącej się wojny. Stąd też przeciągająca się wojna, zużywająca materjał ludzki i rzeczowy w znacznie większym stopniu, niż to przewidywano, zaskoczyła wojskowość rosyjską nieprzygotowaną i nieledwie bezradną wobec gromadzących się i komplikujących wciąż potrzeb. Na froncie umiano walczyć nawet w najgorszych warunkach materjal-nyCh — tyły nie umiały stanąć na odpowiednim poziomie energji, pracy i umiejętności.
Poważną trudność przy uzupełnianiu wojsk na froncie stanowiła wadliwa i niedostatecznie rozwinięta organizacja wyszkulenia na tyłach, w głębi cesarstwa. Ogólna pojemność bataljonów rezerwowych, przeszkalających i ekwipujących rezerwistów i pospolitaków, nie przekraczała pierwotnie dwustu tysięcy ludzi. Jakkolwiek wkrótce zwiększono ich pojemność w dwójnasób, jednakże środek ten okazał się mało skutecznym. Bataljony rezerwowe przedtem już odczuwały niedostateczną ilość sił instruktorskich oraz środków wyszkolenia. Brak było nawet karabinów. Po paru miesiącach wojny dziesięciu, a nawet i więcej rezerwistów ćwiczyło jednym karabinem. W dodatku wyszkolenie na tyłach prowadzone było chaotycznie, w sposób przestarzały i nieodpowiadający nowym warunkom wojny. Wynikało to stąd, iż skład instruktorski w bataljonach rezerwowych szkolnych, oficerów i podoficerów, od początku wojny prawie zupełnie nie ulegał zmianie, a stąd instruktorowie, sami nie posiadając doświadczenia bojowego, nie mogli go dać rezerwistom. Ci zaś, z racji ogólnego niskiego poziomu kultury i wszechwładnego analfabetyzmu, w ogromnej swojej masie chłopi, do tego stopnia łatwo zatracali swoje doświadczenie z czasów służby wojskowej, że właściwie wymagali powtórnego, gruntownego przeszkolenia. Wczasie pokoju okres najbardziej nawet intensywnego wyszkolenia rekruta nigdy nie bywał krótszym od czterech miesięcy. W czasie wojny i w tych warunkach trudno było bez istotnej szkody dla wartości bojowej rezerwi
Karpaty. Transport amunicji.
stów w znaczniejszym stopniu skrócić ten okres.
W ciągu pierwszych miesięcy wojny przeciętne zapotrzebowanie armji rosyjskiej wynosiło miesięcznie od 250 do 300 tysięcy ludzi, którzy mieli pokrywać ponoszone straty. Tymczasem bataljony rezerwowe nawet przy podwójnym komplecie i skróceniu czasu wyszkolenia do dwóch miesięcy nie mogły dostarczać wojskom frontowym więcej, niż 180 do 200 tysięcy ludzi miesięcznie. Jak widzimy przeto uzupełnienia w żadnym razie nie pokrywały nawTet normalnych strat bojowych, nie mówiąc już nic o formowaniu nowych jednostek bojowych i technicznych.
Rosyjskie ministerstwo wojny, do obowiązków którego należała organizacja uzupełnień, aby nadążyć potrzebom frontu, zdecydowało się bardziej jeszcze powiększyć pojemność i tak już przeładowanych ludźmi bataljonów rezerwowych, równocześnie w dalszym ciągu
uzu-skracając czas wyszkolenia. Wrezultacie uzupełnienia przychodziły na front coraz gorzej wyszkolone, wyekwipowane i zdyscyplinowane, co obniżało stopniowo wartość bojową wojsk frontowych. Poszczególne oddziały na froncie radziły sobie, jak mogły, własnemi siłami i środkami uzupełniając wyszkolenie uzupełnień w strefie przyfrontowej. Własnemi również środkami szkolono kadry podoficerów oraz wszelkiego rodzaju specjalistów. Wymagało to stałego odkomenderowywania pewnej ilości oficerów z czołowych linji na bliskie tyły, co miało tę dobrą stronę, że pozwalało na „oszczędzanie oficerów", którzy mieli zastępować kolejno koszonych przez wojnę kolegów.
Niefortunnie również przedstawiała się sprawa składu osobowego wyższych dowódców w armji rosyjskiej. Nominacje i awansy w czasie pokoju były przeprowadzane w Rosji nader bezplanowo i ze szkodą dla wartości bojowej wojska. Grały tu rolę względy polityczne, rodo-
321
m i materjalne, zarówno, jak i wszechpotęzi protekcja, nie mająca nic wspólnego z interesem armji. Z drugiej znów strony w czasie pokoju istotnie trudno jest bez omyłek i to bardzo poważnych oceniać wartości bojowe wyższych dowódców, które w pełni ujawnia dopiero wojna.
To też w czasie wojny każda armja ponosi na początku poważne straty, dzięki działalności .niewłaściwych ludzi na niewłaściwych stanowiskach". Normalnie jednak zdrowa armja szybko przeprowadza zasadnicze zmiany i przesunięcia w składzie osobowym swojego wyższego dowództwa, nie cofając się nawet przed możliwością omyłek i skrzywdzenia w pośpiechu tego lub innego dowódcy. Wiemy już, ile szkody przynieśli Niemcom we Francji nieodpowiedni, a wyposażeni w dużą samodzielność dowódcy poszczególnych armij i korpusów, prze-dewszystkiem zaś sam szef wielkiego sztabu generalnego, generał von Moltke. Niemcy jednak po pierwszych niepowodzeniach we Francji potrafili przeprowadzić radykalne zmiany osobowe w swojej armji. Moltkego zastąpił generał von Falkenhayn. Pamiętamy również, jak radykalną zmianę w położeniu wojennem w Prusach Wschodnich spowodowało usunięcie generała von Prittwitz'a z dowództwa 8 armji niemieckiej i powierzenie jej generałowi rjinden-burgowi i jego szefowi sztabu, Ludendorffowi. Również i w armji francuskiej na początku wojny jaskrawo wystąpiło zjawisko niewłaściwego obsadzenia wyższych stanowisk w armji. Ale tu wódz naczelny, generał Joffre, okazał najmniej wahania i „miękkości", już w pierwszym okresie wojny usuwając około 60 generałów z zajmowanych przez nich stanowisk.
Natomiast w armji rosyjskiej, jakkolwiek w zasadzie decydowano się na ostry kurs zmian personalnych, w praktyce kierowano się nadmierną pobłażliwością i względnością, co w połączeniu z brakiem zdecydowania, intrygami „u góry" i wszędobylską protekcją, niemal do minimum sprowadzało końcowe rezultaty tej akcji.
Przechodząc zkolei do materjału końskiego armji rosyjskiej, należy stwierdzić, że i ten po pierwszym okresie wojny znajdował się w stanie, godnym pożałowania. Szczególnie ucierpiał skład koński 1, 4, 5, 8 i 9 armij. Służba zaś weterynaryjna w armji rosyjskiej była niedostatecznie rozwinięta i funkcjonowała nader nie-energicznie. Również brak było dostatecznej ilości polowych kuźni, brak było, głównie w piechocie i taborach, dobrych kowali, na dobitek
322
zaś złego wciąż brakowało podków, co nie jesienią, w czasie gołoledzi, kiedy na gwałt należało przekuwać konie na ostro, dotkliv, dawało się odczuwać. _
Aby zaradzić złu, wielki książę Mikołaj Mikołajewicz osobiście przyczynił się do zorganizowania na tyłach weterynaryjnych obozów, dokąd kierowano z linij czołowych i taborów ranne, wyczerpane lub odparzone konie. Środek ten okazał się bardzo skuteczny.
Jednem z najgroźniejszych zjawisk w armji rosyjskiej był dający się coraz bardziej odczuwać brak karabinów ręcznych. Jakkolwiek wszystkie regulaminy w czasie pokojowym otaczały karabin szczególną troskliwością, a żołnierzom kładziono w głowy twierdzenie, że tylko śmierć zwalnia żołnierza od odpowiedzialności za jego karabin—z chwilą wyruszenia wojsk na front cała ta pedagogiczna robota okazała się straconą na marne. Ani żołnierz nie dbał o swój karabin, ani nie dbały o broń, amunicję i wyposażenie bojowe dowództwa poszczególnych oddziałów. W obliczu śmierci nie troszczono się o martwe przedmioty. Wyraziło się w tern wrodzone niechlujstwo mas rosyjskich i ich brak kultury oraz biurokratyczna obojętność dowódców tam, gdzie nie zostawało śladów ich niedbalstwa.
Z drugiej znów strony poszczególne oddziały nie były zainteresowane w szczególnej troskliwości o broń po poległych, rannych lub zaginionych żołnierzach, gdyż kompanje marszowe, przybywające na front, jako uzupełnienia, regulaminowo przybywały z bronią i w pełnym bojowym ekwipunku.
Zapasy mobilizacyjne rosyjskie po klęskach wojny z Japonją nie były jeszcze dostatecznie skompletowane. To też z każdym miesiącem brak karabinów stawał się groźniejszym. W rezultacie ministerstwo wojny zarządziło, aby kompanje marszowe wyruszały na front bez broni. Zarządzenie to zmuszało wprawdzie poszczególne oddziały do większej dbałości o swoje uzbrojenie, ale środek ten okazał się już spóźnionym. Brak broni w oddziałach osiągnął już był takie rozmiary, że wojska frontowe, jakkolwiek straszliwie przerzedzone, me mogły wchłaniać nowych uzupełnień, gdyż dla przybywających ludzi nie było karabinów. Nierzadko też uzupełnienia pozostawały przy taborach, me mogąc przecież z pałkami' iść do boju.
W grudniu 1914 roku wytworzyło się ta-Kie paradoksalne położenie: w głębi cesarstwa óataljony rezerwowe pękały wprost od nadmia-
ru wyszkolonych już jako tako ludzi, których liczba dochodziła do 800.000, co utrudniało szkolenie dalszych roczników, a równocześnie na froncie całe pułki zwijano w bataljony, do tego stopnia były zdziesiątkowane. Ale cóż po ludziach, gdy niema ich czem uzbroić?
Na wspomnianej naradzie w Siedlcach zdecydowano przeto zastąpić karabiny nowoczesne jednostrzałowemi „berdankami" i inne-mi wszelkiego rodzaju przestarzałemi typami broni we wszystkich oddziałach tyłowych, w taborach oraz w wojskach specjalnych, jak na-przykład w wojskach technicznych, kolejowych i w artylerji fortecznej. Reforma ta zwolniła około pół mil jona karabinów, które można było przekazać oddziałom bojowym.
Środki te zaspakajały wprawdzie częściowo „głód broni" narazie, ale nie wystarczały w najmniejszej mierze na dalszy dystans, tem-bardziej, że w przyszłości nie można już było powtórzyć podobnej operacji. Należało przeto za wszelką cenę powiększyć własną produkcję broni oraz zdobyć znaczniejsze jej zapasy z za
granicy, gdyż tylko na własny przemysł nie można było rachować.
Z chwilą wybuchu wojny zapasy karabinów były w Rosji nader skromne. Obliczone były jedynie w stosunku do potrzeb jednostek bojowych, przewidzianych w planach mobilizacyjnych, w stosunku do podwójnej liczebności bataljonów rezerwowych, co w praktyce dało uzupełnienia, odpowiadające potrzebom zaledwie dwóch pierwszych miesięcy wojny, oraz pozostawała jedynie niewielka nadwyżka, wynosząca normalnie od 5 do 10% ogólnej ilości karabinów. W dodatku w ciągu lat 1912 — 1914 z nadwyżki tej znaczne ilości karabinów przekazano Serbji i Bułgarji, a powstałego w ten sposób niedoboru nie zdołano na czas uzupełnić ze względów finansowych.
Na początku wojny posiadała Rosja wszystkiego nieco więcej, niż cztery i pół mi-ljona karabinów, w tern około pół miljona starego typu w rodzaju osławionych w czasie wojny „berdanek". Zapas, który pozostał po przy-
_**
i) H&"
Karpaty. Jeńcy rosyjscy w pociągu
323
działach mobilizacyjnych, wyczerpano w całości w ciągu pierwszych trzech miesięcy wojny.
Rosyjskie fabryki broni, według przewidywań przedwojennych, powinne były produkować w czasie wojny do 60.000 karabinów miesięcznie. Do normy tej jednak doszły dopiero w połowie 1915 roku. Jednakże nawet ta wyśrubowana do ostateczności norma całkowicie nie odpowiadała rzeczywistym potrzebom. Liczba produkowanych miesięcznie karabinów powinna była odpowiadać w przybliżeniu liczbie żołnierzy, wyruszających miesięcznie w kompanj ach marszowych na front.
Jak wiemy już, równie ostry kryzys uzbrojeniowy przechodzili i sojusznicy na Zachodzie. Tam wprawdzie wywołany był raczej kolosal-nem napięciem ognia i nieprawdopodobnie wielką skalą wojny, skalą, która przekroczyła już była najbardziej fantastyczne przewidywania przedwojenne. Wojna na Zachodzie pożerała ludzi, uzbrojenie, sprzęt bojowy i amunicję w szalonem tempie, niby straszliwy, a nienasycony Moloch. W rezultacie sojusznicy, sami zaprzątnięci troską o własne środki wojny, niewiele narazie mogli pomóc Rosji w jej „głodzie broni". Rosji więc pozostawało tylko czynić ogromne zamówienia w państwach neutralnych lub tylko pośrednio biorących udział w wojnie. Nastąpiły jednak tarcia pomiędzy ministerstwem wojny a dowództwem naczel-nem. Pierwsze stało na stanowisku, że nie mo: że zamawiać zagranicą karabinów różnych typów, nienadających się dla rosyjskiej amunicji. W rezultacie postawiło na swojem, ale dzięki temu -karabiny, zamówione jeszcze w 1914 roku w Japonji i w Ameryce rozpoczęto dostarczać dopiero w połowie 1915 roku!
Obok braku karabinów, na początku wojny odczuwał się już rosnący z dnia na dzień brak amunicji, szczególnie artyleryjskiej. Tak naprzykład w dniu 20 września, czyli bezpośrednio po zakończeniu pierwszej kampanji galicyjskiej, na południowo-zachodnim froncie, poza podręcznemi zapasami bateryj, w parkach artyleryjskich pozostały już zapasy amunicji, wynoszące zaledwie po 25 pocisków na jedno działo, a jeszcze mniej na haubice. A dodać należy, że do tego czasu na front południowo-za-chodni skierowano już około czwartej części całego zapasu pocisków artyleryjskich. Równie tragicznie przedstawiała się sprawa na północno-zachodnim froncie.
> Począwszy od połowy drugiego miesiąca wojny wojska rosyjskie coraz natarczywiej domagały się znaczniejszych transportów arau-
324
mej przedewszystkiem artyleryjskiej, wództwo rosyjskie mogło w odpowiedzi powtarzać tylko bez końca, iż należy jak najbardziej oszczędzać pocisków. W rezultacie, szczególni'-w piechocie, pogłębiał się nastrój przygnębienia, rozgoryczenia i najczęściej niesłusznych oskarżeń. Trudno się jednak temu dziwić, kiedy wobec coraz częstszego milczenia dział własnych, cały ciężar walki kładł się nadmiernem brzemieniem na barki piechoty, od której wymagano ofiarności ponad siły, jakkolwiek jej samej brak było nawet dostatecznej ilości karabinów! A w tym czasie artylerja niemiecka i austrjacka pracowała intensywnie, co tem-bardziej psuło nastrój wojsk rosyjskich.
W ciągu pierwszych miesięcy wojny zapotrzebowanie amunicji artyleryjskiej było pokrywane z zapasów mobilizacyjnych. Zapasy te okazały się wkrótce niedostatecznemi i wyczerpywały się z zatrważającą szybkością. W dalszym ciągu zapotrzebowanie mogła pokrywać jedynie bieżąca produkcja rosyjskich fabryk amunicyjnych. Doświadczenie ustaliło, że minimalną normę miesięczną należy określać w stosunku 300 pocisków na jedno działo polowe. Dawało to w sumie dla całej armji 50 parków amunicyjnych miesięcznie. Takiej ilości amunicji przemysł rosyjski absolutnie nie mógł wyprodukować. Aby uniknąć więc „głodu amunicji", znów należało się zwrócić do zagranicy.
Na sojuszników Rosja w tym czasie i pod tym względem nie mogła liczyć. Francja sama borykała się z rosnącemi potrzebami amunicyj-nemi, pomimo, że dzięki nadzwyczajnym wysiłkom udało się jej kilkakrotnie powiększyć własną produkcję. Również Anglja z trudem nadążała w produkcji amunicyjnej za rosnącemi wciąż potrzebami swojej armji, która wszybkiem tempie powiększała się liczebnie i jakościowo doskonaliła. Jedyną pomocą, zresztą dosyć wątpliwej wartości, była propozycja generała Joffre'a wydelegowania do Rosji grupy francuskich fachowców, którzy pomogliby zreorganizować tam własną produkcję amunicji.
Go do rynków zagranicznych, to rynek amerykański od początku wojny był opanowany przez zamówienia Francji i Anglji z jednej strony, a Niemiec z drugiej. Dla Rosji pozostawał właściwie jedynie rynek japoński. Istotnie Japonja podjęła się wielkich zamówień broni i amunicji dla Rosjiv ale poważniejszy rezultat tych zamówienfw końcu 1914 roku był dopiero melodją dalszej przyszłości.
Artylerja w oczekiwaniu na rozkaz toymarszu na pozycję.
Pozostawało więc narazie rachować tylko na własne siły. Ale wojenny przemysł rosyjski był nader słabo rozwinięty i dostosowany był przed wojną niemal wyłącznie do pokrywania tych braków, które powstawały w zapasach mobilizacyjnych wskutek normalnego zużycia ćwiczebnego. Na wypadek wojny nie przewidziano zupełnie znaczniejszego zwiększenia produkcji. Plany mobilizacyjne pominęły całkowicie dziedzinę militarno-gospodarczą.
To też, kiedy „głód amunicji" wywołał formalną panikę wśród sfer wojskowych i politycznych, było już za późno, aby w krótkim czasie powetować błędy przedwojenne. W rezultacie od grudnia 1914 roku do wiosny 1915 roku produkcja rosyjska mogła była zaspakajać jedynie 20 — 25% zapotrzebowania. W tym okresie artylerja rosyjska skazana była na przymusową bezczynność, ograniczając się wyłącznie do roli broni ściśle odpornej.
Najgorzej przedstawiała się sprawa amunicji dla artylerji ciężkiej, co jednak nie miało poważniejszego znaczenia, gdyż armja rosyjska posiadała bardzo niewiele bateryj cięższych kalibrów i używała ich przeto w wypadkach tylko wyjątkowych.
Ostateczny cios dla rosyjskich zapasów amunicji zadał kolosalny wybuch w twierdzy w Brześciu Litewskim (Brześć n/Bugiem), którego przyczyn nigdy nie wykryto, podejrzewając w tern jednak działalność dywersyjną ajentów niemieckich.
Pod względem ładunków karabinowych kryzys amunicyjny rozpoczął się znacznie później, jakkolwiek Rosja rozpoczęła wojnę z niedoborem, wynoszącym 300 miljonów ładunków w stosunku do przewidzianej normy, a ponadto na początku wojny przekazała armji serbskiej jeszcze do 200 miljonów ładunków. Tłómaczy się to tern, że w czasie masowych operacyj w (i;i
325
licji sukcesy Rosjan głównie były dziełem wspaniałej działalności rosyjskiej artylerji polowej, wobec czego siłą rzeczy piechocie przypadła w udziale raczej drugorzędna rola, co znakomicie przyczyniło się do poważnego zaoszczędzenia ładunków karabinowych.
Jednak z początkiem 1915 roku również pod względem ładunków karabinowych zaznaczył się ostry kryzys: zapasy były na wyczerpaniu, a produkcja krajowa nie zabezpieczała normalnych potrzeb armji. Trzeba było i tu zaprowadzać daleko posunięte oszczędności, a nawet doszło wkrótce do tego, że dostarczano na front ładunki starego typu o kulach tępych, zamiast ostrych, co fatalnie odbijało się na skuteczności ognia piechoty.
Nie mniej poważnym od powyżej przytoczonych był dla armji rosyjskiej brak dostatecznej ilości karabinów maszynowych, których liczba teoretycznie powinna była sięgać 5.000 sztuk. W rzeczywistości było ich nie więcej, niż 4.000 sztuk. Niedobór ten od pierwszych dni wojny odczuwał się tem silniej, że w walkach i pochodach znaczna ilość karabinów maszynowych niszczyła się. Jedyna fabryka karabinów maszynowych w Rosji nie mogła nadążyć w stosunku do zapotrzebowania, które stale wzrastało. W ciągu roku 1915 głód karabinów7 maszynowych osiągnął największe swoje natężenie z chwilą, kiedy front wschodni powoli ustalał się, a wojna nabierała cech walki pozycyjnej.
Jedyną pomyślniejszą okolicznością dla Rosji był jej niewyczerpany nieomal rezerwuar ludzki, z którego czerpać można było, zdawało się, bez ograniczeń. To też dowództwa rosyjskie szeroko wykorzystywało tę okoliczność, szczodrze szafując krwią swoich żołnierzy, których ofiarność musiała częściowo chociażby po-wetowywać braki organizacyjne, techniczne i materjalne.
Ale poza olbrzymim rezerwuarem ludzkim, z którego można było czerpać jedynie surowy jeszcze materjał, wymagający wyszkolenia, organizacji i ekwipunku, posiadała jeszcze Rosja znaczne siły wojskowe, rozlokowane na bezkresnych obszarach cesarstwa, które powoli tylko można było podciągać ku teatrowi wojny. Oprócz tego dwie armje zajmowały wciąż stanowiska obserwacyjne zdała od teatru działań wojennych: 6 armja w stosunku do Szwecji, 7 armja — w stosunku do Rumunji. Dzięki temu na front przybywały wciąż nowe i swieze jednostki bojowe, przy pomocy których naczelne dowództwo rosyjskie zatykało wszel-
326
kie dziury na froncie i których siłami niało osłabione odcinki i grupy uderzeniom
Jednakże w początkach grudnia 1914 roku zapas świeżych sił w zorganizowanych jednostkach bojowych był już na wyczerpaniu^ Liczono już tylko na dwie strzeleckie dywizje syberyjskie (9 i 10) i 3 strzelecką brygadę turkie-stańską. Ze znacznem opóźnieniem mogły również przybyć na front oddziały zaamurskiej straży pogranicznej. Poza tem w głębi kraju nanowo formowano XIII i XIV korpusy linjo-we, ale wobec braku broni i sprzętu bojowego w lutym 1915 roku sformowano w całości tylko XV korpus, zaś z XIII sformowano zaledwie jedną mieszaną brygadę piechoty.
Tragiczny ten dla Rosji brak materjału wojennego nie pozwolił również zrealizować pierwotny projekt przekształcenia brygad strzeleckich na dywizje, oraz również na dywizje co lepszych brygad pospolitego ruszenia.
Tak więc, jakkolwiek Rosja posiadała dość ludzi nawet wyszkolonych i niewyczerpany rezerwuar surowego materjału ludzkiego, już po paru miesiącach wojny stanęła w obliczu groźnego braku ludzi na froncie bojowym. Bowiem w nowoczesnej wojnie nadmiar ludzi przy braku środków materjalnych stanowi raczej uciążliwy i niebezpieczny balast, o czem zresztą nader pouczająco przekonała się Rosja w dwa lata później z chwilą wybuchu rewolucji, opierającej się na straszliwych masach żołnierstwTa, zdemoralizowanego i rozgoryczonego, nie rozumiejącego, dlaczego oderwano je od domów tylko poto, żeby w większości wypadków bez bro ni zapełniać bliższe i dalsze tyły, a nawet wnę trze kraju!
Na konferencji w Siedlcach wodza naczelnego, wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewi-cza, z obu dowódcami frontu przestudjowano całokształt położenia armji rosyjskiej i w rezultacie zdecydowano, że narazie nie może być mowy o poważniejszych działaniach na lewym brzegu Wisły, że nawet nie jest wskazany pościg za cofającemi się po bitwie pod Łodzią wojskami niemieckiemi, przeciwnie zaś — wojska rosyjskie same wymagają zasadniczej reorganizacji, którą osiągnąć można tylko w okresie względnego spokoju na froncie. "
Wobec tego Mikołaj Mikołajewicz wydał w dniu 30 listopada rozkaz, aby w nocy na 1 grudnia „możliwem było rozpocząć odwrót armij obu frontów na lewym brzegu Wisły na
linję Iłów — Tomaszów — rzeka Nida i dalej ku rzece Wiśle". Odwrót ten miał na celu zajęcie umocnionych pozycyj, zawczasu przygotowanych na tyłach.
Równocześnie prawe skrzydło miała ubezpieczać 10 armja od strony Prus Wschodnich. Na wszelki wypadek w rejonie Warszawy miały być zgrupowane rezerwy, aby odeprzeć ewentualne natarcie Niemców od strony Mławy.
W dniu 3 grudnia w Galicji rozpoczęło się energiczne natarcie sił austrjacko-węgierskich, wzmocnionych przez oddziały niemieckiego XXIV korpusu, który świeżo przybył z zachodniego frontu. Natarcie to rozwinęło się na dwustukilometrowym froncie od przełęczy Użockiej aż po okolice Tymbarku i Limanowej. Natarcie to zaskoczyło Rosjan, których 8 armja rozrzucona była na ogromnym froncie, 3 armja
Polowa stacja 1 dc foniczna.
Lewe skrzydło miały ubezpieczać galicyjskie armje południowo-zachodniego frontu, którym nakazywano za wszelką cenę utrzymać Galicję Wschodnią oraz linję Sanu wraz z przeprawami przez tę rzekę.
W rzeczywistości nakazany odwrót w określonym terminie rozpoczęły tylko armje północno-zachodniego frontu, a mianowicie 1, 2 i 5. Natomiast lewobrzeżne armje południowo-zachodniego frontu odwrót swój jeszcze odciągały.
osłabiona odejściem części jej wojsk na lewy brzeg Wisły, a 10 armja zajęta była w tym czasie oblężeniem, a raczej obserwacją Przemyśla. Jednakże już w dniu 10 grudnia Rosjanie rozpoczęli przeciwnatarcie, którem powstrzymali napór przeciwnika.
Ponieważ równocześnie Niemcy energicznie nacierali na lewym brzegu Wisły oraz od strony Mławy w kierunku na Przasnysz, przeto po nowej konferencji w Brześciu Mikołaj
327
Mikołajewicz nakazał w dniu 13 grudnia ostateczny odwrót na lewym brzegu Wisły w celu skrócenia frontu, zajęcia przygotowanych, umocnionych pozycyj i dzięki temu wydzielenia rezerw, mogących się przydać na odcinku mławskim i w Galicji. .
Odwrót 1, 2, 5, 4 i 9 armij rosyjskich dokonano w porządku i szczęśliwie. Armje te zajęły linję rzeki Bzury, Rawki i Nidy.
Piechota turecka.
Niemcy usiłowali przerwać ten nowy front rosyjski. Szczególnie zacięte i krwawe walki toczyły się nad Bzurą i Rawką w okolicach Bolimowa. Po długotrwałych walkach, osiągnąwszy tylko nieznaczne lokalne sukcesy, Niemcy zrezygnowali z dalszej walki.
Na północy na prawym brzegu Wisły Rosjanie, dzięki podciągnięciu rezerw z lewego brzegu, odrzucili Niemców z pod Przasnysza i zmusili ich do wycofania się na własne tery-torjum w Prusach Wschodnich. Rosjanie opanowali Włocławek i stopniowo, począwszy od tego miasta, poczęli umacniać się wzdłuż granicy południowej Prus Wschodnich aż do rejonu działań 10 armji, która zajmowała front przed jeziorami Mazurskiemi i wzdłuż rzeki Angerapp w Prusach Wschodnich.
W Galicji Rosjanie ze znacznie wzmoc-nionemi siłami rozpoczęli ponowne natarcie. Nie zrażając się kolosalnemi ofiarami w ludziach, w czasie jak najbardziej niepomyślnej pogody, brnąc w głębokich śniegach i wśród zlodowaciałych gór, Rosjanie posuwali się krok za krokiem, aż pod koniec grudnia zmusili wojska austro-niemieckie do odwrotu na całym froncie. W rezultacie Rosjanie osiągnęli siłami 3 i 8 armij nowy, znacznie wysunięty, front wzdłuż Dunajca i Białej, a dalej Gorlice — Du-
328
kia _ _ Lisko. Równocześnie wzmocniona 11 ar-mja w dalszym ciągu oblegała twierdzę przemyską oraz osłaniała wschodnio-karpackie przełęcze.
Bardziej na południowy-wschód Rosjanie ponownie zajęli Czerniowce i, posuwając się dalej, wkroczyli na przełęcze, łączące Bukowinę z Siedmiogrodem i Węgrami.
W ogólnym zarysie tak przedstawiał się front wschodni w połowie stycznia 1915 r.
Na lewym brzegu Wisły fakt, że Rosjanie zajęli zimowe, umocnione zawczasu i wciąż nadal umacniane pozycje, z których nie można ich było ruszyć bez wielkich strat, zmusił zko-lei i Niemców do okopania się. Stopniowo front na lewym brzegu Wisły nabrał cech pozycyjnych. Niemcy podciągali coraz więcej artylerji ciężkiej, w odpowiedzi na co Rosjanie, nie rozporządzający nią, jak wiemy, w większej ilości, poczęli podwozić na front swoją artylerję for-teczną, najcięższych nawet kalibrów, głównie wycofując ją z twierdzy modlińskiej (Nowo Gieorgjewsk).
Nauczeni ostrożności, rozpoczęli Rosjanie budowę dalszych linij obronnych na tyłach na lewym brzegu Wisły oraz grupowanie rezerw na prawym brzegu środkowej Wisły. Również i w Galicji budowano zapasowe pozycje obronne na linji Wisłoki. Natomiast w Karpatach sprawa przedstawiała się inaczej. Tam Rosjanie zauważyli znaczną koncentrację wojsk
Turcja. Warta przy armacie górskiej.
austro-węgierskich. W dowództwie rosyjskiem przeważyło przekonanie, iż najlepsza'obroną będzie własne natarcie na przełęcze karpackie.
Myśl ta została natychmiast podchwycona przez tych, którzy, jak naprzykład generał Ruz-skij, dowódca północno-zachodniego frontu, zre-
ostatecznie ze zdobycia Prus Wschodnich, które stanowiło konieczny warunek przeniesienia wojny w głąb Niemiec. Skoro Niemcom nie można dać rady — należy uderzyć całą siłą na zdemoralizowane już armje austro-węgierskie i ostatecznie je zniszczyć. Operacje w Karpatach dawały ku temu dobrą okazję. Jeśliby udało się przekroczyć przełęcze — droga na równiny węgierskie i na Budapeszt stanęłaby otworem. Tam, na tych równi
nach, należało stoczyć ostateczną bitwę, której rezultat mógł był doprowadzić do zawarcia odrębnego pokoju z Węgrami oraz przyśpieszyć decyzję Rumunji przyłączenia się do Koalicji. Myślą tą, której autorem był generał Iwanow, dowódca południowo-zachodniego frontu, umiano zainteresować i wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza. Rozpoczęły się przygotowania do wielkiego natarcia przez Karpaty na Węgry, które doczekało się próby realizacji w 1915 r.
PRZYSTĄPIENIE TURCJI DO MOCARSTW CENTRALNYCH
Z chwilą wybuchu wojny, w której po jednej stronie stanęły Niemcy i Austro-Węgry, a po drugiej stronie Rosja i Serb ja, dla każdego myślącego człowieka stało się oczywistem, że wcześniej, czy później również i Turcja przyłączy się do wojny i to po stronie mocarstw centralnych.
Odkąd cesarstwo rosyjskie wkroczyło na drogę wielkiego imperjalizmu, zdobyczami wo-jennemi rozszerzając swoje granice na południu i na wschodzie, naturalnym jego, dziejowym przeciwnikiem stała się Turcja, która dotychczas posiadała niepodzielną hegemonję nad morzem Czarnem i którą również z ludami bliskiego Wschodu łączyła wspólnota religi jno-kulturalna. Stopniowo Rosja wypierała Turcję z nad morza Czarnego, niszcząc wszędzie ślady kultury półksiężyca. Macki imperjalizmu rosyjskiego ogarniały niejako morze Czarne z dwóch stron: od Zachodu i od Wschodu. Umocniwszy się w Besarabji i na Kaukazie, sięgała Rosja dalej. Wpływy Rosji działały na Bałkanach, ścierając się równocześnie z wpływami austro-węgierskiemi i podważając tam panowanie Turcji. Jako awangardy Rosji powstały na Bałkanach państewka Serbji, Czarnogórza, Bułgarji i Rumunji, ściśle od Rosji zależne. Na Wschodzie wpływy rosyjskie walczyły z turec-kiemi w Persji, grożąc i z tej strony poważną dywersją.
Ostatecznym celem Rosji w stosunku do Turcji było całkowite „wyrzucenie" jej z Europy i opanowanie stolicy tureckiej Konstantynopola, owego upragnionego, legendarnego wprost dla Rosji Carogrodu, którego posiadanie otwierałoby Rosji naoścież bramę na morze Śródziemne. Konstantynopol i cieśnina Darda-nelska—to był ów wymarzony od wieków owoc, ku któremu zupełnie jawnie, nawet z patetycznym hałasem, wyciągały się drapieżne ręce Rosji.
Bilans tej wiekowTej już walki był dla Turcji nader smutny. Z potężnego ongiś mocarstwa zeszła do roli państwa co najwyżej trzeciorzędnego. Ostatnia wojna bałkańska pozbawiła Turcję bezpośrednio przed wojną światową wszystkich jej posiadłości na Bałkanach za wyjątkiem małego skrawka ziemi, który jej wraz z Konstantynopolem pozostał w Europie.
Oczywistem było, że w razie zwycięstwa Rosji nad Niemcami i Austro-Węgrami przyszłość Turcji przedstawiałaby się w bardzo nie-ciekawem świetle. Rosja, wzmocniona w swoim imperjaliźmie, ostatecznie zdruzgotawszy wpływy austro-węgierskie na Bałkanach i zdobywszy tam niepodzielną hegemon ją, znalazłaby pierwszą lepszą okazję, by ostatecznie rozprawić się z Turcją i zagarnąć upragniony Ca-rogród z wolną drogą na morza. Jeśli Piotr Wielki „wyrąbał Rosji okno na Europę" w Petersburgu, napewno Mikołaj II zechciałby powtórzyć to przyjemne zajęcie w Konstantynopolu.
Czemże znów miało grozić Turcji ewentualne zwycięstwo mocarstw centralnych? Nie ulega kwestji, że w tym wypadku Turcji nie groziłoby żadne bezpośrednie niebezpieczeństwo. Terytorjalnie nie ryzykowałaby niczem. Zwycięstwo wpływów austro-węgierskich na Bałkanach narazie również nie byłoby groźnem wobec tego, że Austro - Węgry byłyby równocześnie zainteresowane na wschodzie i północy terytorjalnemi rekompensatami ze strony Rosji.
Niebezpieczeństwem dla Turcji mogły byty być jedynie wzmożone wpływy niemieckie wewnątrz samej Turcji, opanowujące niewyrobione stosunki polityczne, a bardziej jeszcze życie gospodarcze, znajdujące się dopiero w zarodku. W każdym bądź razie dla Turcji niepomiernie mniejszem ryzykiem musiało się wydawać zwycięstwo Niemiec, niż Rosji.
329
W dodatku, jeśliby Turcja wzięła udział w wojnie po stronie Niemiec i razem z nimi miałaby osiągnąć zwycięstwo — wszelkie możliwe stąd szkody byłyby znakomicie zrekompensowane wielkiemi korzyściami na Bałkanach, na morzu Czarnem i w Azji. To też Turcja w wojnie światowej niewiele miała dróg do wyboru.
Fakt, że do Koalicji wraz z Rosją, najbliższa i najgroźniejszą przeciwniczką, należała również Anglja, mógł tylko popchnąć Turcję w objęcia mocarstw centralnych. Anglja bowiem stawała się coraz groźniejszą potęgą dla Turcji, odkąd posiadała kanał Sueski i położyła swoją ciężką rękę na Egipcie, wypierając powoli Turcję z Afryki.
Niezależnie od możliwych względów istotnej racji stanu Turcji w decyzjach jej bardzo poważną rolę odgrywały wpływy niemieckie, które od dawna już zdołały opanować decydujące sfery polityczne i wojskowe cesarstwa ottomańskiego. Było rzeczą oczywistą, że poza czynnikiem politycznym i gospodarczym, wpływom niemieckim torował drogę psychologiczny kult Niemców, który szeroko rozpowszechnił się w Turcji. Turkom, którzy przeżyli już, zdawało się, największy kryzys swojej państwowej bezsilności, imponował wspaniały i błyskawiczny rozwój potęgi niemieckiej, datujący się zaledwie od wojny francusko-nie-mieckiej w 1870 roku. Sami dążąc do odrodzenia własnej niegdyś tak świetnej potęgi, Turcy, olśnieni imponującemi pozorami cywilizacji niemieckiej, widzieli w Niemcach godnych naśladownictwa nauczycieli i przewodników. Należy objektywnie stwierdzić, że Niemcy zawsze, występując w roli nauczycieli i instruktorów, pracowali z najwyższym pożytkiem dla państwowości tureckiej, szczególnie dużo wkładając energji i wiedzy w reorganizację armji tureckiej. Niewątpliwie wrodzona Niemcom solidność i lojalność w pracy niejednokrotnie już znakomicie ułatwiała drogę niemieckiej propagandzie zagranicznej.
Na długo już przed wojną Niemcy czuli się w Turcji, jak w państwie najbliżej zaprzy-jaźnionem. Turcy odnosili się do Niemców z prawdziwą życzliwością i lojalnością, należą bowiem do tych narodów wschodnich, które przyjaźń polityczną traktują zupełnie serjo, szczerze i wiernie. Przyjaźń niemiecko-turec-ka znacznie umocniła się przed wojną światową w chwilach ciężkich dla Turcji. Przegrane kolejno wojny na Bałkanach i w Trypolisie oraz znaczne straty materjalne i terytorjalne
330
zepchnęły Turcję na dno nędzy dziejowej. bardziej przeto ratunek swój musieli widzieć w rosnącej i coraz groźniejszej potędze niemieckiego militaryzmu. W dodatku Turcja na gwałt wymagała reorganizacji swojej wyczerpanej i za mało nowoczesnej siły zbrojnej, w czem znakomicie pomagali Turkom Niemcy.
Od początku wojny polityka niemiecka z podwójną energją poczęła dyskontować istniejące już wpływy w Turcji, nie szczędząc żadnych ofiar, nawet materjalnych, byleby tylko przeciągnąć Turcję na swoją stronę. Sojusz z Turcją oznaczałby bowiem ostateczną izolację cesarstwa rosyjskiego od świata przez zamknięcie cieśnin tureckich Bosforu i Dardanel-lów oraz stanowiłby poważną dywersję wojskową na Kaukazie i morzu Czarnem. Sojusz ten wreszcie musiałby wywrzeć wpływ na decyzję Bułgarji, dość skłonnej od początku do opowiedzenia się po stronie Niemiec. Jak już wiemy, polityka niemiecka miała znakomicie ułatwione pole działania w Turcji, dzięki jej naturalnemu stosunkowi do Rosji i do Anglji.
Jakkolwiek jasnem było od początku, że Turcja wystąpi po stronie Niemiec, jednakże szczególnie skomplikowane warunki zmuszały Turcję do ostrożności i powolności w działaniu.
Armja turecka musiała wpierw uzupełnić swoje główne braki i zreorganizować się po wyczerpaniu, jakie spowodowały poprzednie wojny. Należało również wzmocnić system obronny Bosforu i Dardanellów szczególnie pod względem artylerji dużego kalibru, co było koniecznem ze względu na ewentualne natarcie floty rosyjskiej na Czarnem morzu i angielsko-francuskiej na morzu Egejskiem. Pod względem finansowym stan Turcji był opłakany. Nie posiadała również dostatecznych środków komunikacyjnych ze swojemi odległemi ewentu-plnemi teatrami wojny. Drogi morskie ze względu na przewagę floty Koalicji musiały być dla Turcji zamknięte. Można było liczyć tylko_ na drogi lądowe. Linji kolejowych było niewiele i brak było bezpośrednich połączeń. Kolej bagdadzka, która miała związać ' Konstantynopol z zatoką Perską przez Mezopota-mję, była dopiero w budowie i dochodziło zaledwie do okolic Urfy i to nie bezpośrednio wobec niewykończenia wielkich tunelów w górach Amanusu i Taurusu. Poza niewykończona koleją bagdadzka do frontu kaukaskiego najbliższa Im ja kolejowa dochodziła zaledwie do Angory. Stan dróg kołowych był opłakany, co nie pozwalało rachować na poważniejsze zużytkowanie komunikacji samochodowej. Wszystko
to zmuszało Turcję do opóźnienia działań wojennych w celu jakiego - takiego przygotowania się do wojny, która musiała być prowadzoną w tak ciężkich warunkach.
W początkach sierpnia Turcja, nie wypowiadając jeszcze wojny, rozpoczęła swoją mobilizację, która była już na ukończeniu w końcu września. Wojska tureckie koncentrowały się powoli nad kaukaską granicą Rosji w Ar-
Turcja. Tabory na wielbłądach.
menji oraz w kierunku na kanał Sueski i Egipt. Gorączkowo uzupełniono również zapasy i sprzęt bojowy.
Na samym początku wojny do Bosforu wpłynęły krążowniki niemieckie, zaskoczone wybuchem wojny na morzu Śródziemnem. Krążowniki te Turcy rozbroili tylko fikcyjnie. Pod flagą turecką pozostało niemieckie dowództwo. Ponieważ zauważono wkrótce niepokojące przygotowania na krążownikach, zdające się świadczyć o zamiarach wypłynięcia na morze, posłowie mocarstw sprzymierzonych zwrócili się do Wielkiego Wezyra, przypominając o obietnicy rządu tureckiego internowania okrętów niemieckich. Oczywiście interwencja ta nie miała żadnego skutku.
Pierwszej próby wypłynięcia na morze dokonali Niemcy pod flagą turecką w dniu 21 września. Wobec tego rząd angielski wystosował do rządu tureckiego notę, w której stwierdził, że, wobec trudności odróżniania okrętów tureckich od niemieckich, wydał nakaz swojej eskadrze, strażującej przed Dardanellami, aby przeciwdziałała wypłynięciu na morze wszystkich okrętów pod flagą turecką.
Jakgdyby prowokując Anglików wkrótce po otrzymaniu przez rząd turecki noty angielskiej turecki kontr-torpedowiee wypłynął z cie
śniny Dardanelskiej na morze Egejskie, gdzie oczywiście był powstrzymany przez eskadrę angielską. W odpowiedzi na to komendant cieśniny Dardanelskiej (zresztą oficer niemieckiego sztabu generalnego) zamknął w niej wszelką nawigację.
Koalicja zaprotestowała, w odpowiedzi na co rząd turecki oświadczył, że otworzy nawigację w Dardanelach, ale dopiero wówczas, kiedy eskadra angielska odpłynie z pod Dardanel-lów ku wyspie Lemnos. Żądanie to było dla Koalicji nie do przyjęcia. Obserwacja Darda-nellów była konieczną ze względów wojennych, gdyż wciąż jeszcze istniała wówczas możliwość przedarcia się w cieśniny tureckie austro-wę-gierskiej floty z Adrjatyku, co stanowiłoby poważną groźbą dla floty rosyjskiej na morzu Czarnem.
Zresztą cały ten konflikt dyplomatyczny był grą w ślepą babkę. Wiadomo wxszak było, że Turcja w szybkiem tempie przygotowuje się do wojny, którą Kalif miał ogłosić światu muzułmańskiemu, jako „wojnę świętą", co zagrażało Anglji i Francji w ich kolonjach o ludności mahometańskiej. Tembardziej zaś obserwacja Dardanellów była konieczną, iż Turcja oczekiwała nadejścia poważnych transportów węgla z Ameryki, którego w żadnym razie nie można było wpuścić w cieśniny, gdyż oczywiście był przeznaczony dla połączonej floty tu-
Turcja. Handlarz wśród żołnierzy.
W dniu 11 października w poselstwie nie-mieckiem odbyła się konferencja, w której ze strony rządu sułtańskiego wzięli udział Enwer-Pasza i Talaat - Bej. Pierwszy z nich (1870— 1922), wódz i polityk, organizator ruchu mło-dotureckiego i zagorzały stronnik Niemiec, pia-
331
stował poprzednio w wojnie bałkańskiej stanowisko szefa sztabu generalnego, w roku zaś 1914 był ministrem wojny, w przyszłości wódz naczelny. Drugi z nich (1874—1921), kilkakrotny minister spraw wewnętrznych, w przyszłości od 1917 do 1918 r. Wielki Wezyr, był również zwolennikiem polityki filo-niemieckiej. Na konferencji ten podpisano traktat, mocą którego Turcja miała przystąpić do wojny po stronie Niemiec natychmiast po otrzymaniu znaczniejszego subsydjum na konto prowadzenia wojny. Pierwszą rolę tego subsydjum Niemcy wpłaciły natychmiast, drugą zaś w dniu 21 października.
Pomimo podpisania traktatu w interesie Turcji było możliwe dalsze odwlekanie wypowiedzenia wojny. Przeciwnie, w interesie mocarstw centralnych było sprowokowanie przystąpienia Turcji do wojny w jak najkrótszym czasie. Był to moment dla Niemiec nader niekorzystny: na Zachodzie ustalony już front wykluczał możliwość szybkiego zdruzgotania Francji, na Wschodzie armja austro-węgierska była niezwykle wyczerpana i zdemoralizowana, a Rosjanie rozpoczynali właśnie swoje wielkie natarcie na lewym brzegu Wisły.
Należało -się przeto spieszyć. Niemcy użyli więc wszystkich swoich wpływów w Turcji, szczególnie w sferach wojskowych, aby tworzyć corychlej „fakty dokonane", które wciągnęłyby Turcję w wir wojny nawet wbrew ostrożności jej polityków.
Jakoż „fakty" te wkrótce wywołały wybuch.
W dniu 29 października 1914 roku około godziny 3-ciej nad ranem dwa torpedowce tureckie wpłynęły pod flagą rosyjską do portu w Odessie, gdzie niespodziewanie storpedowały kanonjerkę rosyjską „Doniec", poczem, ostrze-
'liwując się, zdołały umknąć na morze, pomimo pewnych szkód, jakie przyczynił im ogień rosyjskiej artylerji nadbrzeżnej.
Tego samego dnia nieco później, około godziny 7-ej rano krążownik niemiecki „Soeben", który miał być internowanym w Bosforze, podpłynął od strony Eupatorji do Sewastopola, znagła rozpoczynając ogień swoich dział, skierowanych na forty, port i miasto. Ogień trwał dwadzieścia minut, poczem „Soeben" bez przeszkód odpłynął na pełne morze. W mieście liczono zabitych i rannych głównie wśród ludności cywilnej.
Równocześnie niemiecki krążownik Bre-slau" w podobny sposób obstrzelał niebronioną
352
Teodozję, a turecki krążownik „Slamidie' Noworosyjsk.
Fakty te rozpoczęły właściwie działania wojenne Turcji przeciwko Rosji, jakkolwiek Wielki Wezyr usiłował tłomaczyć je wyłącznie tylko, jako represje za rzekomy napad rosyjskich torpedowców w dniu poprzednim na flotę turecka, ćwiczącą się w ogniu artyleryjskim w pobliżu Bosforu. Jednakże rosyjski minister spraw zagranicznych Sazonow natychmiast obalił tę insunuację, co miało już tylko charakter manifestacji dyplomatycznej. Konfliktu załagodzić było już nie sposób.
W dniu 31 października poseł rosyjski przy dworze Sułtana M. Girs opuścił Konstantynopol, oświadczając, że Rosja zrywa stosunki dyplomatyczne. W ślad za posłem rosyjskim wyjechali i pozostali posłowie mocarstw sprzymierzonych.
Bez formalnego wypowiedzenia wojny z czyjejkolwiek bądź strony Turcja, niejako automatycznie, przystąpiła do wojny przeciwko Koalicji.
W dniu 3 listopada nad ranem połączone eskadry wojenne francusko-angielskie podpły nęły do wylotu cieśniny Dardanelskiej i przeprowadziły krótkotrwałe bombardowanie nadbrzeżnych fortyfikacyj tureckich, poczem cofnęły się na pełne morze. Baterje tureckie odpowiadały na ogień dział koalicyjnych dość słabo, jakgdyby jeszcze niezdecydowanie. Pamiętajmy bowiem, że wojna nie była formalnie wypowiedzianą, i Turcy liczyli widać jeszcze na pewną zwłokę w energicznych działaniach.
Wojna z Turcją nie była dla Rosji niespodzianką: przewidywano ją od początku. Ale z biegiem czasu, w miarę, jak upływały miesiące, a Turcja zachowywała swoją neutralność, groza wojny na froncie kaukaskim jakgdyby rozpływała się we mgle dalekiej przyszłości, wobec palących zagadnień i potrzeb frontu bojowego przeciwko Niemcom i Austro - Węgrom. To też, jakkolwiek na początku wojny skoncentrowano na Kaukazie odpowiednie narazie siły przeciwko Turcji, stopniowo jednak zalecano na front wschodni II i III korpusy kaukaskie, 1 kaukaską dywizję strzelecka i kaukaska dywizję jazdy.
W chwili wybuchu wojny z Turcją na Kaukazie znajdowały się jeszcze następujące siły rosyjskie: I korpus kaukaski (20 i 39 dywizje piechoty), 66 dywizja piechoty, 2 kaukaska brygada strzelecka, 1 i 2 kaukaskie dywizje kozackie. Wszystki razem stanowiło
Król Wilhelm w Bułga/rji.
wszystkiego 68 bataljonów piechoty, 48 sotni i 184 działa.
Siły te miały stanowić rdzeń armji kaukaskiej, której zadaniem miały być działania przeciwko Turcji. Dowódcą tej tak zwanej oddzielnej armji z urzędu był namiestnik Kaukazu, generał hrabia Woroncow-Daszkow. Zakres jego uprawnień był podobny do zakresu uprawnień dowódcy frontu, a więc posiadał pełną swobodę działania w ogólnym kierunku, nakreślonym przez dowództwo naczelne.
Siły armji rosyjskiej na Kaukazie uzupełniły ponadto, zgodnie z planami, następujące wojska: II korpus turkiestański, zresztą nader słaby, wszystkiego dwie turkiestańskie brygady strzeleckie, razem 14 bataljonów piechoty, i zakaspijska brygada strzelecka, należące do turkiestańskiego okręgu wojskowego, oraz z omskiego okręgu wojennego 1 syberyjska brygada kozacka. Biorąc pod uwagę oddziały, pospiesznie formowane na Kaukazie, wszystkie siły rosyjskie w momencie rozpoczynających
się działań wojennych na froncie tureckim wynosiły 86 bataljonów piechoty, 96 sotni i 258 dział.
Pod sam koniec 1914 r. siły te nieznacznie powiększyły się o jedną brygadę strzelecką, sformowaną na miejscu, o sześć ochotniczych drużyn ormiańskich i dwie baterje artylerji górskiej, przybyłe z Syberji. Ostatecznie siły rosyjskie wyniosły 100 bataljonów piechoty, 96 sotni i 300 dział, nie licząc oddziałów pospolitego ruszenia, które nadawały się wyłącznie do służby tyłowej, jak ochrona dróg, mostów i objektów wojskowych.
Z chwilą wybuchu wojny wszystkie siły rosyjskie na Kaukazie rozciągnięte były na olbrzymiej przestrzeni ponad 600 kilometrów wzdłuż granicy tureckiej od Poti i Batumu aż do Dżulfy. Siły te osłaniały przedewszystkiem stolicę Kaukazu, Tyflis, oraz niezmiernie bogate zagłębie naftowe w Baku.
Główne siły rosyjskie, wynoszące 41 bataljonów piechoty, 24 sotnie i 120 dział, skoncen-
Bułgarja. Przegląd wojska przez króla Wilhelma.
333
„e były w grupie generała Berchmanna. Z grupy tej wydzielono oddział oltyński (pod miastem Olty), liczący 8 bataljonów piechoty i 24 działa, oraz oddział pod miastem Kołyzman w sile 5 bataljonów piechoty. Pozostałe siły grupy pospiesznie przewożono przez Aleksan-dropol, Kars, Sarakamysz i Karahurt ku granicy w Czierczuku na turecki Erzerum, który stanowił ośrodek ugrupowania wojsk tureckich, Erzerum, z natury wysoce obronny, był ponadto, jako ważny węzeł komunikacyjny, silnie ufortyfikowany. Fortyfikacje te przed wojną jeszcze były doprowadzone do stanu obronnego, zgodnego z wymaganiami nowoczesnej wojny.
Druga grupa generała Akacjewa w sile 14 bataljonów piechoty, 36 sotni i 66 dział skoncentrowana była pomiędzy miastami Ery-w ań i Igdyr. Pod Dżulfą stała tak zwana grupa perska generała Czernozubowa w sile 8 bataljonów piechoty, 24 sotnie i 24 działa. W Tyf-lisie wywagonowywały się oddziały II korpusu turkestańskiego i syberyjskiej brygady kozackiej, razem 14 bataljonów piechoty, 12 sotni i 48 dział. Pozostałe 9 bataljonów piechoty stanowiły osłonę Poti, Batumu i Artwinu.
Przed wojną Rosjanie posiadali gotowy plan kampanji przeciwko Turcji, ale na wypadek wojny tylko z tern jednem państwem. Plan rosyjski przewidywał energiczne natarcie, którego celem miało być przeniesienie działań wojennych na terytorjum Turcji oraz opanowanie Erzerumu, który stanowił węzeł licznych dróg gruntowych. Przewidując, że Turcy swojemi głównemi siłami będą bronili Erzerumu, liczyli Rosjanie, że siły te bez trudu rozbiją, a następnie, korzystając z dróg, rozchodzących się z tego miasta, będą kolejno rozbijali wojska tureckie, powoli, bo w kraju, pozbawionym kolei żelaznych, podchodzących do Erzerumu.
Cały ten plan mógł być realnym tylko pod warunkiem swobody działań Rosji, niezaanga-żowanej gdzieindziej, co pozwalałoby jej na szybszą od Turcji koncentrację poważniejszych sił na Kaukazie. W rzeczywistości było inaczej. Siły rosyjskie były niedostateczne, w przedwojennej koncepcji nie gwarantowało powodzenia.
Dzięki przeciągającej się niezdecydowanej postawy Turcji Rosjanie część swoich sił zabrali z Kaukazu na front wschodni. Przeciwn i - Turcy systematycznie promadzili swoje wojska pod Erzerumem, co oddawało inicjatywę w ich ręce. W dodatku Rosja do tego stopnia zaprzątnięta była na głównym teatrze woj-
334
ny że mowy nie było nietylko o znaczniej:-zasileniu armji kaukaskiej, ale nawet okazało się niemożliwem, poza jedyną kaukaską dywizją jazdy, odesłać z powrotem na Kaukaz 1 ły,Ł które stamtąd były zabrane.
W tych warunkach znacznie zwężono zadania armji kaukaskiej, której za główny cel postawiono obronę terytorjum rosyjskiego. Ponieważ jednak obrona ta wzdłuż granicy na Sałianługskim łańcuchu górskim była dość trudna ze względu na łatwość obejścia, przeto zadecydowano bronić się na pozycjach z natury bardzo obronnych na linji Ardost — Delibaba, to znaczy na terytorjum już tureckiem. Pozycje te, wysunięte wprzód w środku całego frontu, stanowić miały doskonałą osłonę dla całego Kaukazu, tembardziej, że od południowschodu, od strony doliny Ałaszkiertskiej osłaniać miała działania grupy środkowej grupa erywańska.
W pierwszych działaniach bojowych Rosjanie osiągnęli widoczną przewagę i zmusili oddziały tureckie do odwrotu na całym froncie.
W bitwie dnia 6 listopada Rosjanie zdobyli silną pozycję turecką pod Kepri - Kej, osłaniającą drogę na Erzerum. Do dnia tego również zajęli Rosjanie Bajazet oraz wyparli Turków z doliny Ałaszkiertskiej. Natarcie swoje prowadzili Rosjanie w niezwykle ciężkich warunkach, w kraju niemal zupełnie pozbawionym dróg i ubogim. W tych warunkach dostawy dla wojska opóźniały się znacznie tak, że już pod Kapri - Kej Rosjanie odczuwali dotkliwy brak żywności, a nawet amunicji.
Pomimo wszystko grupa generała Berchmanna, którego zasugest jonowały początkowe sukcesy, posuwała się dalej, aż pod Hassan-Ka-ły natknęła się na znaczniejsze siły tureckie. Był to XI korpus turecki. Szczęście odwróciło się od Rosjan. Po szeregu walk musieli cofnąć się na pozycje Ardost — Delibaba, gdzie grupę generała Berchmanna wzmocnił podciągnięty już II korpus turkiestański generała Judeni-cza. Tymczasem Turcy przeszli do energicznego przeciwnatarcia, równocześnie obchodząc prawe skrzydło Rosjan.
Jakiemiż siłami rozporządzali Turcy? Na froncie przeciwrosyjskim działała 3.
armja turecka pod dowództwem samego En-wer - Paszy, którego szefem sztabu byfzdolny oficer niemieckiego sztabu generalnego Bron-sar von Schelendorf. W skład 3 armji tureckiej wchodziły IX, X i XI korpusy, co stanowiło siłę ponad 80 bataljonów piechoty, nie licząc oddziałów pospolitego ruszenia oraz znaczniej-
szej ilości Kurdów, tworzących nawpółregular-ne oddziały, analogiczne swoim charakterem do kozaków rosyjskich.
Turcy poprowadzili swoje natarcie głów-nemi siłami na tyły Rosjan, a mianowicie na ich bazę czołową Sarakamysz. XI korpus turecki miał za zadanie związać główne siły rosyjskie na froncie w kierunku Erzerumu, podczas gdy główne siły tureckie, IX i X korpusy, rozpoczęły obchodzić prawe skrzydło rosyjskie, kierując się drogą tak zwaną „Ton-juł", wijącą się po szczytach górskich pomiędzy drogą erzerumską i doliną Seuri-Czaj. Droga ta prowadzi ku przełęczy Bardusskiej, którą Rosjanie niesłusznie uważali za niemożliwą do przebycia większych oddziałów wojskowych w czasie zimy.
Marsz dwóch korpusów tureckich po tej górskiej drodze, która nawet latem nie należała do wygodnych traktów dla wojska, teraz zaś zasypana była śniegiem i lodem, stanowi jeden z piękniejszych epizodów bohaterstwa i ofiarności w czasie wojny światowej. Pomimo szalonych trudności terenowych i klimatycznych, ponosząc ogromne ofiary, pośród nadludzkich wysiłków posuwali się Turcy krok za krokiem, aż niespodziewanie dla Rosjan około 20 grudnia osiągnęli przełęcz Bardusską i poczęli zstępować w doliny. Bez odpoczynku natychmiast poprowadzili Turcy energiczne natarcie na Sarakamysz, gdzie znajdowały się wówczas tylko słabe siły rosyjskie, główmie złożone z oddziałów rezerwowych.
W tych warunkach położenie Rosjan było niezwykle ciężkie. Z przodu mieli XI korpus turecki, tyły zaś zajmowały IX i X korpusy tureckie. Jeśliby Rosjanie zmuszeni byli cofać się ku Sarykamyszowi, wówczas okrążenie strategiczne przekształciłoby się w taktyczne, co już poważnie groziłoby katastrofą.
W tern położeniu gen. Judenicz, dowódca II korpusu turkestańskiego i późniejszy głównodowodzący armją kaukaską, kategorycznie zażądał za wszelką cenę utrzymania pozycji na froncie Ardost—Delibaba przy równoczesnem wydzieleniu z rezerw specjalnej grupy, która wysunęłaby się ku Sarakamyszowi. Jednocześnie gen. Judenicz skomunikował się przy pomocy radjo-telegrafu z namiestnikiem hrabią Woroncowem-Daszkowem, prosząc go o natychmiastowe skierowanie posiłków dla garnizonu Sarakamysza, a mianowicie formującej się na tyłach 3 kaukaskiej brygady strzeleckiej. Zgodnie z prośbą generała Judenicza brygada ta natychmiast wyruszyła ku Sarykamyszowi.
W tym samym kierunku wysłano na pomoc ponadto kadry, z których w przyszłości miały się rozwinąć trzecie bataljony pułków II korpusu turkestańskiego, które dotychczas posiadały tylko po dwa bataljony.
Wszystkie te oddziały utworzyły jądro sił, przeznaczonych do obrony Sarakamysza.
W ciągu długotrwałych zażartych walk aż do dnia 5 stycznia Turcy czynili rozpaczliwe bezskuteczne wysiłki, aby zdobyć pozycje rosyjskie pod Sarakamyszem, jakkolwiek ten broniony był przez względnie słabe i przygodnie zebrane oddziały rosyjskie. W imię sprawiedli-
Najnowszy amerykański kostjum dla nurków.
wości należy jednak stwierdzić, że Turkom nie udało się zdobyć Sarakamysza nie z winy własnych wojsk, które dokazywały cudów boha-terstw i poświęcenia. Poprostu zadanie to było ponad siły wojsk, które w straszliwych warunkach dokonały marszu wśród gór, śniegów i lodów, do ostateczności zaś wyczerpane musiały walczyć w niekorzystnych dla siebie warunkach, zdała od własnej bazy, w kraju nieprzyjacielskim, głodne i przemarznięte. Po stronie Rosjan była świeżość ich wojsk, zasobne własne tyły, dostateczne zapasy żywnościowe, odzieżowe i amunicyjne, nie mówiąc już o ko-rzystniejszem położeniu broniącego się. Turcy walczyli pomimo wszystko do upadłego, rozumiejąc, że w tych warunkach, zdała od własnej
335
rjnej, oddzielonej śnieżnemi górami, odwrót równałby się zupełnej klęsce.
Wreszcie wyczerpanie wojsk tureckich osiągnęło już swój kres. Rosjanie, którym i ymczasem nadciągnęły posiłki, zdołali z łatwością odrzucić Turków od Sarakamysza i zmusić do odwrotu. Jak było do przewidzenia odwrót ben odrazu przekształcił się w bezładną, rozpaczliwa ucieczkę. Turcy uciekali głodni i wyczerpani, często zupełnie bezbronni wobec braku amunicji. Znaczna część wojsk tureckich poprostu zamarzła wśród straszliwych śniegów bezdroży górskich. Z dwóch korpusów tureckich tylko drobna część niedobitków zdołała przedrzeć się poza granicę na terytorjum tureckie. W ręce Rosjan dostała się znaczna liczba
FLOTA ANGIELSKA
gani roch.
Batum z doliny Olt - czaj oraz rzeki Czo-
Kontradmirał sir Robert Keith Arbuthuch.
jeńców tureckich, wśród których znalazł się dowódca jednego z korpusów oraz trzech dowódców dywizyj wraz ze swojemi sztabami. Również i bogata zdobycz wojenna stała się łupem Rosjan.
O rozmiarach klęski tureckiej, w której niemal doszczętnie wyginęły IX i częściowo X korpusy, świadczyć może fakt, że w ciągu zimy w jednej tylko okolicy Sarakamysza Rosjanie stopniowo wykryli ponad 30.000 (wyraźnie trzydzieści tysięcy!) trupów zamarzniętych Turków.
Podczas, gdy cały IX korpus oraz część X korpusu tureckiego prowadziły swoje natarcia przez przełęcz Bardusską na Sarakamysz, inna grupa turecka rozpoczęła natarcie na Arda-
336
W skład tej grupy wchodziły oddziały X korpusu oraz świeżo przybyłe I korpusu konstantynopolitańskiego, a ponadto oddziały nieregularne baszybuzuków, przewiezionych z Turcji europejskiej.
Grupa ta odrzuciła bez trudu rosyjski oddział z pod Olty i niespodziewanie wyłoniła się pod Ardaganem z przełęczy Pantureckiej i Jałaguzczamskiej, wzmocniona jeszcze rosyjskimi oddziałami Łazów i Adzarców, którzy przeszli na stronę Turków.
Wojska rosyjskie, które juz poprzednio wycofały się pod Ardagan, stoczyły o to miasto zacięte walki w dniach 29 i 30 grudnia, ale, nie mogąc wytrzymać natarcia Turków, cofnęły się i odeszły jeszcze bardziej na wschód. Ardagan zajęli Turcy.
Odwrót Rosjan z pod Ardaganu wywołał panikę w samej stolicy Kaukazu, Tyflisie. Uważano powszechnie, że Kwatera Główna pozostawiła lekkomyślnie Kaukaz bez dostatecznych sił i że całemu zakaukaskiemu krajowi (części Kaukazu na południe od gór Kaukaskich) grozi najście Turków.
Jednakże panika ta nie była uzasadnioną. W krótkim czasie z Tyflisu podesłano na front znaczne posiłki, przy pomocy których Rosjanie przeszli do przeciwnatarcia, odebrali w dniu 4 stycznia Ardagan, zmuszając Turków do odwrotu. Odwrót Turków był ciężki, gdyż wciąż mieli na plecach swoich ścigające pułki kozakówT syberyjskich.
Zwycięstwa Rosjan pod Sarakamyszem i Ardaganem radykalnie zmieniły położenie na kaukaskim froncie, które narazie było dla Rosjan nad wyraz niekorzystne. Należało jednak zwycięstwo te wyzyskać do końca, a więc rozbić XI korpus turecki, który pozostał, jako jedyna już poważniejsza grupa wojsk tureckich na całym froncie. Gdyby się to udało Rosjanom, sprawa bezpieczeństwa Kaukazu byłaby na długo rozstrzygnięta pozytywnie.
XI korpus turecki, jak wiemy, działał wzdłuż drogi Erzerum—Sarakamysz, usiłując odepchnąć Rosjan ku temu ostatniemu w przewidywaniu całkowitego otoczenia sił rosyjskich Początkowe sukcesy Turków na innych odcinkach teatru wojny dodawały energji działaniom XI korpusu, który, chociaż"powoli, uparcie jednak wypierał Rosjan z ich stanowisk.
Od chwili, kiedy wiadomem się stała klęska oskrzydlających wojsk tureckich, wysiłki
Xl korpusu stały się bardziej jeszcze energiczne, niemal że rozpaczliwe. Chodziło teraz o osiągnięcie chociażby chwilowego zwycięstwa, które ułatwiłoby odwrót wojsk tureckich z pod Sarakamysza.
I tu szczęście nie dopisało Turkom. Rosjanie, których siły wzmocniły się znacznie oddziałami z pod Sarakamysza, pomimo mrozu i śnieżycy sami przeszli do przeciwnatarcia. W dniach od 8 do 16 stycznia 1915 roku Rosjanie toczyli ciężkie walki, w rezultacie jednak zepchnęli Turków z ich doskonałych naturalnych pozycyj. Turcy rozpoczęli pospieszny odwrót, zrzucając swoje działa w przepaście górskie i pozostawiając znaczne ilości rannych, wszelakich zapasówT, amunicji i sprzętu bojowego.
Tak więc właściwie cała 3. armja turecka przestała istnieć, jako groźna dla Rosjan siła. Enwer - Pasza, śmiały i energiczny wódz, ale hołdujący ślepo zasadom niemieckiej strategji, nie miał szczęścia w wojnie z Rosją. Widocznie na tak bardzo swoistym teatrze wojny, jakim był front kaukaski, strategja niemiecka nie miała większej racji bytu. Wspaniałe niemieckie marsze strategiczne, dające tak świetne rezultaty w Europie, tam, w kraju bezdroż-nym i dzikim, wśród niedostępnych gór i to w czasie surowej zimy były ponad siły nawet dla tak wytrzymałego i dzielnego żołnierza, jakim byli Turcy. To też Turków bardziej zwyciężyły ich własne marsze, niźli oręż rosyjski. A dodać jeszcze należy, że po stronie rosyjskiej były tyły zasobniejsze w drogi gruntowe, a nawet koleje, łączące front z całem cesarstwem, po stronie zaś tureckiej armja odcięta była od kraju olbrzymim obszarem kraju bezdrożnego i pozbawionego kolei. W tern dziś świetle należy rozpatrywać pierwsze klęski tureckie, za które żołnierz turecki winy nie ponosi.
Powracając do działań wojennych należy zaznaczyć, że równocześnie ze zwycięstwami Rosjan w kierunku Sarakamysz — Erzerum szczęście dopisywało im również w kraju nacl-czorochskim, skąd powoli wypierali coraz bardziej wycieńczone i zdemoralizowane oddziały tureckie.
Na innych odcinkach kaukaskiego teatru wojny również nie powodziło się Turkom.
W końcu listopada i początkach grudnia w dolinie górnego Eufratu oraz w okolicach jeziora Wan Turcy rozpoczęli koncentrować znaczniejsze swoje siły, częściowo przybyłe
z Mesopotamji, częściowo zaś składające się z nowych formacji i półregularnych Kurdów.
O koncentracji tej Rosjanie otrzymali dość dokładne dane przez swój wywiad. Aby więc
Wiceadmirał sir Dawki Beatty.
nie dać czasu Turkom na przygotowanie jakichś poważniejszych danych Rosjanie sami rozpoczęli działania zaczepne w tych kierunkach. W rezultacie stoczono szereg krwawych bitew, w których obie strony ze zmiennem szczęściem usiłowały uchwycić inicjatywę w swoje ręce. Ogólnie biorąc wynik tych działań był dla Rosjan o tyle korzystny, iż przeszko-
Kontradmirał Horacy Horch.
dził na długo Turkom w rozwinięciu nowej koncepcji strategicznej na kaukaskim froncie.
Należy tu zaznaczyć, że wojna turecko-ro-syjska nie pozostała bez konsekwencyj dla neu-
337
tralnej Persji, która, jakgdyby, klinem wchodziła pomiędzy terytorja obu zapaśników. Persja była zbyt słabą militarnie, aby strony walczące potrzebowały się liczyć z jej neutralnością. To też od początku wojny, zarówno oddziały tureckie, jak i rosyjskie zapuszczały się głęboko na terytorjum perskie, usiłując tą drogą obejść i zaskoczyć przeciwnika. Ponieważ obie strony czyniły to same, przeto Persja była widownią ciągłych, naogół jednak drobnych starć pomiędzy Turkami i Rosjanami. Turcy zapędzili się nawet aż po Tebryz, ale i tam szczęście im nie dopisało.
Poza kaukaskim teatrem wojny Turcja prowadziła również wojnę w Mesopotamji oraz na półwyspie Synaj a.
W samem założeniu konpepcji wojennej Turcji, a może bardziej jeszcze jej potężnych protektorów i przewodników — Niemiec, tkwił zasadniczy błąd, który fatalnie zaważył na losach cesarstwa Otomańskiego.
Fakt, że w rękach Turcji znajdował się potężny autorytet sułtana, Kalifa, najwyższego zwierzchnika religijnego świata muzułmańskiego, następcy proroka, nawrócił wojenną koncepcję Turków i Niemców ku dalekiej i, jak się okazało, bezpowrotnie straconej już tradycji „wojen świętych" przeciwko „niewiernym giaurom".
Sztabowcy niemieccy, zasugerowani wspomnieniami historycznemi, sądzili błędnie i w sposób jaskrawo bezkrytyczny, że wystarcza, gdy Kalit ogłosi światu muzułmańskiemu nową „świętą wojnę", gdy podniesie się wielka chorągiew Proroka, aby wyznawcy jego na całym świecie chwycili za broń i stanęli przeciwko „niewiernym"... w jednym szeregu z pro-testanckiemi Niemcami i... apostolsko - katolic-kiem cesarstwem Austro-Węgier!
A przecież kolonje Anglji i Francji liczą wiele, wiele miljonów poddanych wyznania muzułmańskiego... Marzyło się przeto Niemcom, że „wojna święta" wywoła olbrzymie powstania w kolonjach przeciwników Niemiec, marzyło im się, że Koalicja będzie sparaliżowana w swoich bogatych posiadłościach zamorskich, że po stronie Niemiec opowiedzą się wszystkie państwa mahometańskie, od Afganistanu i Persji począwszy, kończąc zaś na dzielnem Marokku!
Niemcy — naród, który wydał tylu filozofów, uczonych i myślicieli — nigdy nie byli dobrymi psychologami w polityce. Przykład ich stosunku do Turcji jest jeszcze jednym tego przykładem. Zapomnieli bowiem, że, po pierw
szo, siła atrakcyjna wszelkich religij w cii ostatnich wieków zmniejszała się wśród narodów, w chwili zaś wybuchu wojny ateizm i ma-terjalizm osiągnęły były bodaj że najwyższy swój poziom, po drugie, że nowoczesne metody rządzenia znacznie łatwiej dają sobie radę z wszelkiego rodzaju buntami i powstaniami, szczególnie w czasie wojny, kiedy milknie nazbyt wyczulony pokojowy „liberalizm" i, po trzecie — a było to najważniejsze — że „wojna święta" w swojem religijnem założeniu jest wojną przeciwko „niewiernym", a więc nie może być prowadzoną w sojuszu również... z „niewiernymi"! Ludy muzułmańskie w XX stuleciu były już za mało naiwne, aby tak swoiście pojęta „wojna święta" mogła była porwać je i kazać im chwycić za oręż... w imię Niemiec... przeciwko Anglikom i Francuzom...
Oczywiście „wojna święta" po raz pierwszy w dziejach całkowicie zawiodła. Poza epi-zodycznemi wypadkami, nie mającemi istotnego wpływu na los wojny i kolonij, przeminęła niemal bez echa wśród ludówT muzułmańskich, które przez cały czas wojny walczyły w szeregach obu stron, również pod sztandarami angielskimi i francuskimi, jak i pod wielką chorągwią Proroka.
Ale na początku działań wojennych Turcji iluzje niemieckie miały jeszcze całkowity wpływ na strategję turecką, której wyznaczyły ambitny cel zdobycia kanału Sueskiego, a jeśli się da i całego Egiptu.
Jak wiadomo, przez kanał Sueski prowadzi z Europy najbliższa droga morska na Wschód, łącząca Anglję i Francję ze wschodnią Afryką, z Indjami, Cejlonem, Indochinami archipelagiem Malajskim i Australją, czyli z naj-bogatszemi i najzasobniejszemi w ludność posiadłościami zamorskiemi. - Zamknąć angielskie „wrota" Suezu — znaczyłoby to nieledwie odciąć te kraje od metropolij, które w czasie wojny czerpały stamtąd nietylko bogate środki żywnościowe i konieczne dla przemysłu surowce, ale również i dość pokaźne kontyngenty pomocniczych wojsk „kolorowych".
Z drugiej znów strony zakorkowanie kanału Sueskiego oraz odzyskanie przez Turcjo bogatego Egiptu, najwspanialszej perły ma-hometanskiej Afryki północnej, stanowiłyby epokowe wydarzenie dla świata, stanowiąc pony " w ^ j " C P1"Zy r e a H Z a C J i P ° w s z e c h n e i »W°J-
}» ^ T w s ^ v s t k i e m wyprawa na Egipt miała ui atowac polityczny autorytet Turcji w Egipcie, który znajdował sie de iure pod
-
J8r> s»? • ~ii^~L :-*"*1*' - • i jap
F/o£« wśród lodów i śniegu.
zwierzchnością Turcji, de facto jednak był opa-nowany przez Anglję. W rezultacie stało się i naczej. W grudniu 1914 r. w czasie walk o kanał Siieski AngTja za zgodą mocarstw sprzymierzonych ogłosiła zniesienie zwierzchnictwa tureckiego nad Egiptem, który oficjalnie juz przeszedł pod protektorat Anglji!
Z punktu widzenia wojskowego wyprawa na Egipt przez pustynny półwysep Synaj a była niezwykle ryzykownem przedsięwzięciem dla Turcji.
' Należy sobie zdać sprawę z tego, ze synaj-ski teatr wojny oddalony był o wiele setek kilometrów nietylko od wnętrza kraju, ale nawet od najbliższej stacji normalnotorowej kolei żelaznej, która dochodziła w tym kierunku zaledwie do Alepu. Stąd na południe przez Syrję i Palestynę prowadziła jedynie licha lin ja kolejki wąskotorowej do Medyny, tak zwana „kolej. Hedżasu".
O transportach morzeni nie było oczywiście mowy wobec całkowitego panowania na morzu śródziemnem potężnych flot Anglji i Francji, które posiadały u brzegów tureckich wspaniałą bazę operacyjną na angielskim Cyprze.
Turcji więc pozostawała do komunikacji z półwyspu Synaj jedynie kolejka hedżaska, a wobec jej skromnej wydajności, właściwie tylko liche drogi gruntowe na przestrzeniach setek kilometrów. W tych warunkach trudno było o dostateczne i regularne zaopatrzenie frontu synajskiego, gdzie w dodatku wojska tureckie musiały pokonywać ciężkie warunki klimatyczne i geograficzne.
Przeciwnie, położenie Anglików było nad wyraz wygodne. Ich front bojowy opierał się tyłami o bogaty Egipt z jego nowoczesnemi już środkami komunikacyjnemi. Drogi morskie stały dla nich otworem na wszystkie strony, a sam kanał Sueski pozwalał zużytkować do jego obrony liczne statki wojenne, rozporządzające potężną artylerją i stanowiące wspaniałe bazy operacyjne dla wojsk lądowych.
Jednak pomimo wszystko Turcy za podu-szczeniem Niemców zdecydowali się na to śmiałe acz nazbyt już ryzykowne i awanturnicze przedsięwzięcie. Niewątpliwie, że animuszu dodawała im wiara w skutki „wojny świętej", która na tyłach Anglików, w Egipcie, miała wywołać potężny oddźwięk wśród miljonów „wiernych".
Z ogromnym nakładem energji i wytrwałości przygotowali Turcy korpus ekspedycyjny przeciwko kanałowi Sueskiemu, składający się
340
z kilku przedniejszych dywizyj i wspaniałej jazdy arabskiej. , • - , « - , , i
Korpus ten w listopadzie 1914 roku rozpoczął wspaniały przemarsz wśród walk prz. pustynny półwysep Synaja i poprowadził energiczne natarcie na froncie kanału Sueski ego. W pierwszych chwilach los kanału, zdawał się wisieć na włosku, wywołując zrozumiałe zaniepokojenie w Paryżu, przedewszystkiem zaś w Londynie. Kulminacyjnym momentem tej kampanji był luty 1915 roku, kiedy dywizje tureckie częściowo dotarły już do wschodniego wybrzeża kanału Sueskiego.
W miarę jednak ciągnących się zażartych walk stosunek sił obu stron ulegał wyraźnej zmianie. Wojska tureckie wyczerpywały się i wykruszały w walkach, posiłki przybywały im w niedostatecznej liczbie, wyczerpywały się również zapasy bojowe, nawet amunicja. Przeciwnie — siły angielskie wzrastały ustawicznie, wzmacniane świeżemi oddziałami, przyby-wającemi głównie z Indyj i sąsiedniej Afryki, a w miarę, jak front bojowy przybliżał się do kanału, powiększało się znaczenie i skuteczność współdziałania okrętów wojennych.
Pomimo bohaterskich wysiłków wojsk tureckich nie udało im się ani przekroczyć kanału i przenieść wojnę do Egiptu, ani nawet utrzymać wschodniego brzegu, co byłoby już wystarczaj ącem zakorkowaniem kanału Sueskiego. Wreszcie po wielu krwawych a bezskutecznych natarciach wojska tureckie wyczerpały się ostatecznie. Rosnącym w siły Anglikom udało się WT końcu odrzucić Turków na wschód od kanału w pustynie półwyspu synajskiego. Turcy rozpoczęli odwrót, który wkrótce przekształcił się w bezładną i paniczną ucieczkę. Wojska brytyjskie z energją prowadziły pościg, same z kolei zdecydowane przenieść wojnę z tej strony na terytorjum tureckie, jako rewanż za chwile trwogi o losy kanału Sueskiego i jako skuteczne antidotum na skutki ogłoszonej „wojny świętej".
Straszliwie zdziesiątkowane wojska tureckie zatrzymały się dopiero na froncie, biegnącym nieco na wschód od linji El Arisz — Aka-ba. Front ten utrzymali Turcy do końca 1915 roku. Koalicja jednakże nie zamierzała poprzestać na uzyskanym już sukcesie. Powoli i systematycznie przygotowywali Anglicy dalsze natarcie, którego celem miała być pierwotnie Palestyna oraz przecięcie kolei hedżaskiej, łączącej Turcję z Hedżasem, z Mekka i Medv-ną, kolebką całego Islamu. Być może,'że w planach angielskich odegrał rolę i moment psycho-
ogiczny zdobycia Palestyny — Ziemi Świętej dla świata chrześcijańskiego, jako przeciwwaga znaczenia muzułmańsko - niemieckiej „wojny świętej".
Ale cel ten osiągnęli Anglicy znacznie później, bo dopiero w końcu 1918 roku, w którym to roku opanowali całą Palestynę i Syrję, docierając aż do Alepu (25.10.1918) i kładąc kres panowaniu Turków na tych ziemiach, tak bardzo od wieków zraszanych krwią chrześcijańską i muzułmańską.
dowództwo angielskie, by w Mesopotamj i rozpocząć działania wojenne. Przemawiało za tern i to, że wobec nieukończenia wielkiej kolei bagdadzkiej mesopotamski teatr wojny byłby najodleglejszym dla Turcji, co niewątpliwie musiałoby znacznie utrudniać jej działania wojenne. W dodatku Anglikom bezsprzecznie przyświecała nadzieja posunięcia się aż do źródeł Tygrysu i Eufratu, co pozwoliłoby zetknąć się i połączyć armjom angielskiej i rosyjskiej. A fakt taki, poza ewentualnemi korzy-
I
Obrona Dardaneli przez Turków.
Trzecim z kolei tureckim teatrem wojny była Mesopotamj a, dolina Tygrysa i Eufratu, prastara kolebka wielu przemijających w ciągu tysiącleci cywilizacyj i państw, odwieczny teren zmagaż się narodów i ras.
W Mesopotamji inicjatywa wojny wyszła ze strony angielskiej. Bliskość Indyj, ułatwiona komunikacja w głąb kraju po wodach Tygrysu i Eufratu — wszystko to musiało mącić
ściami wojskowemi, posiadałby niewątpliwie olbrzymie znaczenie moralne i polityczne. Kto wie, może, gdyby cel ten został osiągnięty, czy Turcja nie musiałaby zawrzeć odrębnego pokoju z Koalicją, co otworzyłoby wrota Darda-nelów i Bosforu, tak złośliwie i boleśnie zamknięte dla Rosji przez Niemców? Poza względami wojennemi przyświecały Anglji w jej działaniach na Bliskim Wschodzie i względy
341
rie to
polityczne, sięgające znaczniej dalej. Anglja zawsze dążyła do opanowania swojemi wpływami Bliskiego Wschodu, jako bloku, leżącego na drodze na" Daleki Wschód, gdzie wpływy \n»lji miały już charakter hegemonji politycz
nej To też oddawna już Anglja rywalizowała na Bliskim Wschodzie nietylko z Niemcami, ale również i z Francją, posiadającą tam ustalone już wiekową tradycją wpływy. Wojna, przeniesiona w głąb Bliskiego Wschodu, mogła była łatwo utrwalić tam wpływy angielskie. Jak wiemy, istotnie tak też się stało w rzeczywistości. W listopadzie 1914 roku wojska angielsko-indyjskie wylądowały bez większych przeszkód w zatoce Perskiej u ujścia Tygrysu z Eufratem. W końcu tego miesiąca marsz na Bagdad wzdłuż rzeki osiągnął już Bascę, a w początkach grudnia Gurnę w miejscu, gdzie Tygrys zlewa się z Eufratem. Opór Turków, dotychczas dość słaby i niezdecydowany, począł nabierać energji w miarę, jak wojska angielskie zapuszczały się w głąb naogół pustynnego kraju, którego jedyną drogą komunikacyjną była rzeka. Wreszcie pod Gurną wytworzyła się taka sytuacja, że Anglicy dalej nie ryzykowali narazie posuwać się, Turcy zaś nie czynili poważniejszych starań, aby Anglików z powrotem odrzucić do morza. Obaj przeciwnicy stanęli w miejscu, powoli i systematycznie przygotowując się na wszczęcia poważniejszych działań na wiosnę 1915 roku. Jasnem było, że walka toczyć się będzie o Bagdad.
Na wiosnę jednak siły angielsko-indyj-skie dzięki wygodniejszym środkom komunikacyjnym w przygotowaniach swoich osiągnęły znacznie lepsze rezultaty. To też w ciągu lata i jesieni poprowadziły energiczne natarcie wzdłuż obu rzek na Bagdad. W końcu września 1915 roku zdobyli Anglicy Kut-el-Amarę, w listopadzie zaś poprowadzili natarcie dalej, bezpośrednio już na Bagdad. W pobliżu Bagdadu, nieco na południe, na historycznem, pra-starem polu bitwy pod Ksesifonem, wśród ruin dawnej przeszłości, Turcy stawili zacięty opór. Krwawa bitwa zakończyła się zupełną klęską wojsk angielsko-indyjskich, które, zdziesiątkowane i zdemoralizowane, w bezładnym odwrocie cofnęły się do Kut-el-Amarę. Tu w grudniu Anglicy zostali całkowicie osaczeni. W ciągu czterech miesięcy ekspedycyjny korpus an-gielsko-indyjski bronił się rozpaczliwie, ale w końcu wobec wyczerpania zapasów zmuszony był poddać się Turkom w całości, co stało się w kwietniu 1916 roku.
342
Zwycięstwo tureckie pod Bagdadem i wzi< cie do niewoli całego korpusu ekspedycyjr: pod Kut-el-Amara nie na długo jednak zapewniły spokój Turkom w Mesopotamji. Anglicy, z właściwa sobie wytrwałością i równowagą ducha, niezrażeni klęską pierwszego korpusu ekspedycyjnego nietylko zdołali utrzymać dolną Mesopotamję w swoich rękach, ale i rozpoczęli natychmiast organizację nowego korpusu.
Jakoś w 1917 roku poprowadzili Anglicy powtórne natarcie na Bagdad. W marcu tegoż roku po zaciętych walkach Bagdad upadł, i Anglicy poprowadzili swoje natarcie dalej w kierunku górnego Tygrysu na Mosul. Jednak do końca 1918 roku, a więc do końca wojny nie udało się Anglikom dotrzeć do Mosulu, jakkolwiek byli już stosunkowo niedaleko.
Należy tu jeszcze dodać, że Mosul, który leżał na drodze do połączenia się z Rosjanami, nęcił Anglików nietylko, jako epizod tego przedsięwzięcia wojskowo-politycznego. Mosul bowiem — to jedne z najbogatszych na świecie terenów nafcianych. A przed wojną już rywalizacja o nieliczne tereny nafciane nabierać poczęła pomiędzy państwami nader ostrych i zdecydowanych form. Wojna tembardziej zaostrzyła tę rywalizację, gdyż wrraz z wojen-nem orzeczeniem zastosowania nafty i jej produktów pośrednich, wraz z kolosalnym rozwojem automobilizmu i lotnictwa udowodniła, że po wojnie rola terenów nafcianych bardziej jeszcze wzrośnie w gospodarstwie światowem.
Kto wie przeto — czy głównym motorem całej ekspedycji angielskiej w Mesopotamji nie był właśnie ów daleki i egzotyczny Mosul, eldorado nafty, ów Mosul, ku któremu jeszcze przed wojną zachłannie wyciągały dłonie Niemcy, budując kolej bagdadzką i pod płaszczykiem życzliwej opieki nad Turcją umacniając się pokojowo nad górnym Tygrysem.
Że Mesopotamja stanowiła dla Niemców teatr wojny wyjątkowo interesujący—świadczy o tern fakt, iż dowódcą działającej tam 4. ar-mji tureckiej był wybitnie uzdolniony wojskowy niemiecki marszałek von der Goltz, wielki „przyjaciel" Turcji i reorganizator armji tureckiej przed wojną jeszcze, który, mimo sędziwego wieku, stawił się „do rozporządzenia"... „umiłowanego"... sułtana. Zresztą von der Goltz przygotowywał tylko ostateczne zwycięstwo Turków w 1916 roku, gdyż umarł przed samem poddaniem się Anglików pod Kut-el-Amara.
_ Czwartym z kolei tureckim teatrem wojny miał byc półwysep Galipoli, stojący na straży
Defilada oddziałów kanadyjskich przed gen. Joffre.
cieśniny dardanelskiej. Ale o tem pomówimy oddzielnie. Narazie zajmiemy się jeszcze nie-któiemi konsekwencjami politycznemi przystąpienia Turcji do wojny.
Jak już wspomnieliśmy poprzednio, fakt, że serce i mózg Turcji, jej stolica Konstantynopol, leżały nad Bosforem, w zupełności wystarczał, aby od wieków uczynić z Rosji nieprzejednanego wroga Turcji nawet poza tak zwaną kwest ją bałkańską, WT której Rosja maczała swoje zaborcze szpony pod pretekstem słowia-nofilstwa.
Cieśniny Bosforu i Dardanellów dotąd, dopóki nad niemi panować miała Turcja, zagradzały drogę Rosji na morza południowe. Roztoczyć panowanie rosyjskie nad legendarnym już Carogrodem, pod murami którego już tysiąc lat temu wygrażali mieczem pogańscy jeszcze książęta rosyjscy, opanować cieśniny i swobodnie z Czarnego morza wyjść na Śródziemne — oto było odwieczne dążenie imperja-lizmu rosyjskiego, drażliwy punkt ambicji każdego nieomal Rosjanina.
Ale nawet orężne pokonanie Turcji nie oznaczałoby jeszcze dla Rosji panowania nad Bosforem. Łatwiej byłoby Rosji oderwać od Turcji raczej Armenję i Kurdystan, raczej wnętrze Azji Mniejszej, niźli zatknąć swój sztandar na minarecie meczetu Aja — Sofji. Bowiem w tem zainteresowane były również mocarstwa Europy. Nie z miłości dla Turcji — bynajmniej. Ale posiadanie cieśnin przez Rosję oznaczałoby wyjście jej na morze Śródziemne, gdzie rywalizacja coraz potężniejszego mi
litarnie cesarstwa rosyjskiego bynajmniej nie była pożądana ani przez Anglję, ani przez Francję, ani przez Włochy, trzy mocarstwa, panujące głównie na morzu Śródziemnem.
Bez zgody mocarstw zainteresowanych nie było oczywiście mowy o pozbawieniu Turcji jej cieśnin, tembardziej, że od dłuższego czasu w polityce europejskiej zapanował dogmat o dalszej nienaruszalności cesarstwa Otomań-skiego. Wszelkie wysiłki dyplomacji rosyjskiej, aby życzliwie nastroić mocarstwa zachodnie dla rosyjskiego problemu cieśnin, były bezowocne. Nikt nie pragnął zwiększania i tak już groźnej potęgi rosyjskiej kosztem słabej już Turcji.
I oto wojna światowa z chwilą przystąpienia do niej Turcji otwierała dla dyplomacji rosyjskiej szerokie i wdzięczne pole działania. Jakoż z możliwości swoich wywiązała się nadspodziewanie udatnie.
Wkrótce już po rozpoczęciu przez Turcję kroków wojennych przeciwko Koalicji minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanji, głównie zainteresowanej i decydującej na morzu śródziemnem, sir Edward Grey, oświadczył w imieniu swojego rządu rosyjskiemu ambasadorowi w Londynie, hrabiemu Benkendorfo-wi, że w razie pokonania mocarstw centralnych rząd angielski zajmie stanowisko w sprawie Konstantynopola i cieśnin tureckich ściśle zgodnie z postulatami Rosji. Oczywiście rząd rosyjski oświadczenie to przyjął z radosną wdzięcznością, uważając je za swój sukces polityczny o historycznem znaczeniu.
343
W wyniku tych posunięć dyplomatycznych rosyjski minister spraw zagranicznych, Sazo-now, polecił swojemu przedstawicielowi przy kwaterze głównej wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza, N. Bazylemu, opracować wespół ze współpracownikami sztabu generalnego obszerny memorjał w sprawie Konstantynopola i cieśnin z punktu widzenia wojskowych potrzeb Rosji na wypadek rozbioru Turcji. Memorjał ten, szczegółowo opracowany, w początkach 1915 roku złożono radzie ministrów, która pod przewodnictwem I. Goremykina zaakceptowała go, jako materjał przy pertraktacjach międzysojuszniczych, które odtąd prowadzono na temat przyszłych losów Turcji.
Memorjał ten w przyszłości otrzymali Niemcy z rąk bolszewików i nie omieszkali go opublikować. Miał on świadczyć o tern, co zresztą dla nikogo i nigdy nie było wątpliwem — to znaczy o zaborczych celach wojny, jakie przyświecały Rosji od początku.
Nie ulega wątpliwości, że, gdyby carat rosyjski przetrwał wojnę i doczekał się zwycięstwa, żadna już siła nie uratowałaby Konstantynopola dla Turcji. Niewątpliwie ruch uliczny w egzotycznym Konstantynopolu, przemianowanym na Carogród, regulowałby dziś rosyjski „gorodowoj", a pancerniki rosyjskie swobodnie krążyłyby po wodach morza Śródziemnego. Turcję uratował rosyjski holsze-wizm.
Wystąpienie Turcji przeciwko Rosji rozbudziło w tej ostatniej nadzieje na rychłe i korzystne wyjaśnienie się sytuacji na Bałkanach, gdzie zostawione samym sobie krwawiły się mała Serbja i minjaturowe Czarnogórze. Istotnie, napaść turecka na „słowianofilską" Rosję, „oswobodzicielkę" narodów bałkańskich, wywołała wśród narodów bałkańskich oburzenie, nie tak wielkie jednak, poza Serbją i Czarnogó-rzem, aby zaważyć to miało na polityce. Pomimo, że sędziwy i bohaterski premjer rządu serbskiego, Mikołaj Pasicz, czynił wszelkie starania, by wystąpienie Turcji wyzyskać, jako bojowe hasło do zjednoczenia się narodów bałkańskich przeciwko Turcji i jej sojuszników austro-niemieckich — narazie jego idea nie znalazła wdzięcznego echa u rządów pobratymczych i sąsiedzkich, które raczej obliczały szanse obu walczących stron i własne korzyści, niźli myślały o zakończeniu wiekowej walki na śmierć i życie z Turcją.
Stanowisko Bułgarji w dalszym ciągu było dwulicowe, ale raczej skłaniało się na stronę mocarstw centralnych, a stąd i Turcji. Sam
344
król Ferdynand, Niemiec z kiwi i ducha, hołdował oczywiście polityce filoniemieckiej, nie zapominając przytem o szansach możliwych osobistych korzyści. Również i rząd bułgarski bardziej skłaniał się ku Niemcom ideowo, a każdy zresztą z jego członków rachował własne możliwe korzyści, które po stronie mocarstw centralnych wydawały się większe i bardziej prawdopodobne. Opinja publiczna w Bułgarji była, naogół biorąc, zasugerowana wypadkami ostatnich lat, krwawym zatargiem z Serbją i Rumun ją, który zakończył wspólnie prowadzoną wojnę bałkańską przeciwko Turcji. Bułgarzy nie mogli przeboleć, jak zresztą nie przeboleli i dotąd, ani straty Macedonji na rzecz Serbji, ani Dobrudży na rzecz Rumunji. Wszystko to, razem wzięte, polityce niemieckiej otwierało szerokie możliwości i paraliżowało wysiłki Pasicza.
Jeśli nie poskutkowały bezpośrednie starania Pasicza, tern mniej szans miały kroki dyplomatyczne mocarstw sprzymierzonych. Aby przeciągnąć na swoją stronę wszystkie państwa bałkańskie, należałoby wprzód uzgodnić ich interesy i zagwarantować im ich realizację. A Bałkany były i są po dziś dzień istnem złośli-wem wężowiskiem sprzecznych i przedziwnie poplątanych interesów, w których trudno jest rozgraniczyć nawet, gdzie kończy się nienawiść, a gdzie zaczyna się rzeczywista racja stanu.
Co do Bułgarji naprzykład, to przystąpienie jej do Koalicji możliwe było tylko pod warunkiem natychmiastowego — dosłownie: natychmiastowego — zwrotu Macedonji i Dobrudży, co znów było nie do przyjęcia przez Ser-bję i Rumunję.
Istotne oblicze tej ostatniej było w dalszym ciągu zagadką dla Koalicji. Związana przed wojną konwencją wojskową z Austro-Węgrami, skłaniała się w czasie wojny raczej na stronę Rosji i Koalicji. Król Ferdynand (Hohenzollern) i sfery dworskie były wprawdzie nastrojone filoniemiecko, ale zato sfery polityczne i wojskowe bliższe były Koalicji. Rumunja, stojąc na rozdrożu, prowadziła wprawdzie pertraktacje z Koalicją, ale wyraźnie przeciągała sprawę, iżby wyjaśniła się sytuacja wojskowa w Galicji. Wobec braku zdecydowania wolała połączyć się z tym, za którym przemawiałyby większe szanse zwycięstwa. Narazie tłumaczyła się przed Koalicją trudnością kampanji zimowej, nieprzygotowaniem amiji i koniecznością uzupełnień w zakresie artylerji i służby sanitarnej. Obiecywała, że z wiosną 1915 ro-
ku sytuacja się zmieni i Rumun ja będzie mogła przystąpić do Koalicji.
Co do Grecji, to i tu walczyły ze sobą przeciwne orjentacje. Na czele partji filonie-mieckiej stał sam król Jerzy ze sferami dwor-skiemi i wojskowemi, na czele partji prokoali-cyjnej — wytrawny polityk Venizelos. Obie partje namiętnie zwalczały się wzajemnie. Sytuację mogły wyjaśnić jedynie wypadki wojenne, jakkolwiek oczywisty interes Grecji leżał po stronie Koalicji. Wszak w rękach Turków spoczywał główny obszar terenów, do których Grecy rościli sobie pretensje z tytułu zamieszkującej je ludności greckiej. I tu jednak wza-
Co do Rosji, to francuski punkt widzenia w stosunku do Bałkanów znajdował całkowite poparcie w sferach politycznych. Natomiast naczelne dowództwo oraz ministerstwo wojny stało na odrębnem stanowisku, które opierało się na przeświadczeniu, że zarówno Rosji, jak i jej sprzymierzeńcom nie braknie materjału ludzkiego, natomiast brak jest środków materjalnych do prowadzenia wojny. A przeto przystępowanie do wojny małych i ubogich państewek obarczy tylko Koalicję no-wemi obowiązkami pod względem materjalne-go wyposażenia nowych armji, ze szkodą dla głównych armji na decydujących teatrach woj-
Piechota angielska.
jemne rozdarcie polityczne społeczeństwa greckiego niezmiernie utrudniało działania dyplomacji koalicyjnej.
Tak więc, jakkolwiek wystąpienie Turcji napozór powinno *byłoby przerzucić państwa bałkańskie, jej odwiecznych wrogów, na stronę Koalicji, w rzeczywistości częściowo stało się odwrotnie, częściowo zaś ze znacznem opóźnieniem.
Zresztą i w łonie Koalicji poglądy na sprawę bałkańską były różne. Francja była zdecydowaną zwolenniczką przyciągnięcia wszystkich państw bałkańskich na stronę Koalicji. Wchodziło to w jej konsekwentnie realizowaną koncepcję opasania państw centralnych nie-przerwanem pasmem frontów bojowych, jed-nem słowem zamknięcia niemieckiego imperja-lizmu niejako w olbrzymiej twierdzy i zgniecenia go przy pomocy czasu, wyczerpania i głodu.
ny. Oczywiście, grała tu rolę świadomość n syjskiego dowództwa co do kompletnej bezrad ności wobec własnego przemysłu i całokształtu życia gospodarczego. Francja i Anglja miały prawo inaczej sądzić, wierząc w twórczą tężyznę własnego życia gospodarczego i w rozumną energję własnych rządów.
To rozdwojenie w Rosji w sprawie zasadniczego stosunku do państw bałkańskich do reszty utrudniało, i bez tego ciężką, sytuację dyplomacji koalicyjnej.
A tymczasem w chwili przystąpienia Turcji do wojny położenie jedynego dotychczas sprzymierzeńca Koalicji na Bałkanach, Serbji z maleńką Czarnogórą, pewnie było poważnie zagrożone. O początkowych losach kampanji w Serbji wiemy już z poprzednich rozdziałów (tom I, str. 229). Obecnie, w końcu października, armje austro-węgierskie, a mianowicie 5 i 6, rozpoczęły ponowne wielkie natarcie na
,
345
Serbów. tym razem KieruneK natarcia Austriaków zamiast prowadzić przez Belgrad, stolice Serbji, w dolinę rzeki Morawy, poprowadził ponownie z północno-zachodniego kąta Serbji, na Valievo. Jak i poprzednim razem wojska austro-węgierskie musiały walczyć wśród niezwykle ciężkich warunków terenu górskiego i' bezdrożnego.
Po wielu wysiłkach i ciężkich walkach w początku grudnia 1914 roku wojska Austro-Węgier zdobyły z wielkiemi ofiarami Valjevo, następnie dotarły do Kolubavy, a po przekroczeniu jej zajęły bez walki w dniu 2 grudnia opuszczoną przez Serbów stolicę,' Belgrad. Jednakże siły Austrjaków były już ostatecznie wyczerpane.
To też, kiedy już w dniu następnym Serbowie wszystkiemi swojemi siłami rozpoczęli bohaterskie przeciwnatarcie, wojska austro-węgierskie, zdemoralizowane, pomimo dotychczasowego powodzenia, nie wytrzymały impetu Serbów. Prawe skrzydło austrjackie, najbardziej osłabione i zdemoralizowane, cierpiące ponadto na fatalny rozstrój swoich tyłów wskutek straszliwego stanu dróg górskich, pękło, poczęło się cofać i odwrotem swoim pociągnęło wtył cały front austrjacki.
OdwTrót armij austro-węgierskich przekształcił się odrazu w bezładną, paniczną ucieczkę zdemoralizowanych i rozbitych wojsk. Wojska serbskie ani na chwilę nie ustawały w pościgu, wypierając wroga ze swojej ziemi. Również i ludność serbska, odważni, patrjo-tyczni i zaprawieni do rzemiosła wojennego górale, powszechnie brała udział w pogromie znienawidzonych Austr jaków i Węgrów. Niejeden też przykład heroicznego bohaterstwa i ofiarności złożyły wówczas i kobiety serbskie, walcząc obok swoich mężów, synów, ojców i braci.
Armje austro-wTęgierskie, po straszliwej klęsce, powstrzymały swój odwrót dopiero nad Sawą i Dryną, na własnem już terytorjum, poniósłszy ogromne straty w ludziach i sprzęcie wojennym. Po jakiem takiem zreorganizowaniu wojsk austro-węgierskich, powoli poczęte je przerzucać na front przeciwrosyjski, nad Dryną, Sawą i Dunajem, pozostawiając zaledwie konieczne siły do odparcia ewentualnego natarcia Serbów.
Bohaterska, maleńka Serbja była znów wolna po drugiem już zkolei zwycięstwie nad potężną monarchją habsburgską. W rękach Serbów pozostało kilkadziesiąt tysięcy austrjac-kich jeńców, olbrzymie zapasy wojenne i sprzęt bojowy oraz prawie cała austrjaeka artylerja.
Nie sprawdziły się, pełne przechwałek, zapewnienia austrjackiego głównodowodzącego ar-mjami przeciw Serbji, generała Potjorka, że będzie to już ostatnia i ostateczna ofensywa wojsk Jego Cesarsko-Apostolskiej Mości Cesarza Austrji i Króla Węgier, Franciszka Józefa I! Już to ten sędziwy monarcha nigdy nie miał szczęścia do swoich wodzów, zarówno ar-cvksiążęcych, jak i nieutytułowanych!
A pamiętać jeszcze trzeba, że w początkach wojny Serbja niemal zupełnie odcięta była od swoich sprzymierzeńców, a armja jej cierpiała wszelkie braki, nadewszystko zaś brak jej było amunicji. To też, kiedy w końcu listopada udało się Francji dostarczyć armji serbskiej zaledwie kilkadziesiąt tysięcy pocisków armatnich, dzielni Serbowie, nie zwlekając, przeszli do przeciwnatarcia, które zakończyło się tak świetnem i owocnem zwycięstwem.
Tak oto bohaterski naród, posiadający dzielną i zdecydowaną armję, umie zwyciężać, gdy tylko ma czem strzelać. Biada mu jednak, gdy osatecznie zabraknie ładunków.
Pomimo świetnego zwycięstwa i entuzjazmu Serbów, o dalszych działaniach zaczepnych narazie nie mogło być mowy. Poza wyczerpaniem ludzi, dalsze natarcie byłoby dla Serbów równoznaczne z wyczerpaniem szczupłych zapasów amunicji. Należało więc czekać poprawienia się sytuacji w tej dziedzinie. Na froncie bałkańskim narazie zaległa względna cisza.
Przy okazji rozpatrzenia tylu teatrów wojny naraz, nie od rzeczy będzie omówić pokrótce tę rolę, jaką to rozprzestrzenienie się wojny odegrało w koncepcjach wojennych obu stron.
Z końcem 1914 roku, z chwilą, kiedy zima mniej lub więcej sparaliżowała działania wojenne, wszystkie państwa wojujące musiały się zastanowić nad sprawą dalszego prowadzenia wojny od wiosny.
_ Jak wiemy, przed wojną istniało przytłaczające mniemanie, podzielane zarówno przez wojskowych, polityków i ekonomistów, że nowoczesna wojna stanowi tak kolosalne i piorunujące wyładowanie się materjalnej i ludzkiej energji państw wojujących, iż trwać może zaledwie parę do kilku miesięcy, poczem strona bardziej wyczerpana bezapelacyjnie musi ulec silniejszemu. To też wszystkie armje wyruszając na wojnę, żegnały swoje strony ojczyste optymistycznem zdaniem: „Do Bożego Narodzenia ! . Z pierwszemi śniegami wojna miała
być zakończona zwycięstwem, albo klęską. Jedyny bodaj generał angielski lord Herbert Ki-tchener, ówczesny minister wojny Wielkiej Brytanji, od pierwszego dnia jawnie przewidywał, że wojna przeciągnie się na szereg lat i że ten zwycięży, kto będzie miał silniejsze nerwy, sprawniej działający przemysł i lepiej zorganizowane tyły.
Biorąc powyższe pod uwagę, jasnem jest, że wszelkie przedwojenne koncepcje strategiczne obliczone były na podstawie przesłanek, że wojna będzie krótkotrwała. A tymczasem czas krwawo płynął, wojna się przeciągała, powstawały nowe fronty bojowe, a nie widać było, aby któraś ze stron zdradzała objawy bezwzględnego wyczerpania. Żadna też ze stron nie próbowała na serjo pojednać się z przeciwnikiem, nadal wierząc wT swoje zwycięstwo. Trzeba więc było przerabiać cały skomplikowany mechanizm wojny, aby działanie jego uzgodnić z przedłużającym się czasem trwania wojny i dostosować go do nowych, nieprzewidywa-nych, a wciąż wypływających potrzeb.
Dla mocarstw centralnych zagadnienie to było o wiele prostsze i łatwiejsze do rozwiązania. Wewnętrzne położenie geograficzne ułatwiało im zmontowanie jednolitego mechanizmu. Łatwiej też było zapewnić mu sprawne działanie dzięki tym właśnie geograficznym warunkom, oraz dzięki temu, że zdecydowane przodownictwo Niemiec, niejako automatycznie oddawało w ich ręce zdecydowane kierownictwo całością. Pierwsze niepowodzenia Au-stro-Węgier i konieczne ich zabieganie o pożądaną pomoc Niemiec przeciwko Rosji znakomicie stępiły wygórowane ambicje wodzów i polityków austrjackich, ostatecznie i bezapelacyjnie wprzęgając ich w niemiecki rydwan wojenny na złą, czy dobrą dolę. Turcja przystępowała do mocarstw centralnych w momencie, kiedy bezwzględne przewodnictwo wojenne Niemiec było już bliskie urzeczywistnienia. Turcja musiała przystosować się do wytworzonych w łonie sojuszników stosunków, co przyszło jej tern łatwiej, że wpływy niemieckie odda wna opanowały już państwo tureckie, nade-wszystko zaś armję otomańską. Tak więc dostosowanie mechanizmu wojennego państw centralnych do nowych form wojny było znakomicie ułatwione jednolitem mniej więcej kierownictwem i to państwa i narodu, które od-dawna już wyspecjalizowało się w rzemiośle wojennem, dochodząc w tej dziedzinie do nieznanej przedtem doskonałości.
Znacznie gorsze było położenie Koalicji przeciwniemieckiej. Geograficznie rozłożona nazewnątrz mocarstw centralnych aż na trzech kontynentach, chociażby już z tego względu miała utrudnione zadanie jednolitego i usprawnionego nastawienia swojego mechanizmu wojennego, co wypływało, jako konieczność, wobec coraz doskonalszej centralizacji mechanizmu przeciwników.
A poza tern, rozdzielona terytorjalnie, nie posiadała jeszcze Koalicja w swojem łonie żadnego mocarstwa, które mogłoby odegrać siłą
Stary i mowy francuski system bomb lotniczych.
swojego autorytetu rolę przodowniczą. Trzy główne mocarstwa Koalicji: Anglja, Francja i Rosja, każde zosobna pragnęło zachować swój autorytet mocarstwowy i swoją samodzielność, mając zresztą na poparcie poważne i sobie tylko właściwe, odrębne atuty. Dopiero w przyszłości, na skutek gorzkich doświadczeń i straszliwych ofiar, wysunęła Koalicja na czoło Francję i to tylko ściśle pod względem wojskowym.
Narazie zimą 1914/15 roku była Koalicja daleką jeszcze od realizacji problemu jednolitego kierownictwa wojną. Zresztą nawet i pod względem politycznym nie przedstawiała jeszcze Koalicja formalnie i praktycznie jednolitego bloku państw sprzymierzonych. Bez-
347
Front włoski. Trentino.
ecznie istniało tylko dwuprzymierze Francji i Rosji, do którego cicho, bez formalnego umocnienia przyłączyła się i Wielka Brytan ja, niejako zachowując sobie do pewnego stopnia „wolną rękę", której wymagało tradycyjne już angielskie „wspaniałe odosobnienie". Serbja i Czarnogóra przynależność swoją do Koalicji wykazywały poprostu tern, że wojna rozgorzała formalnie z ich powodu. Serbję nie łączył z Rosją właściwie żaden zresztą sojusz formalny. RoVja była jej „protektorką" dla swojej racji stanu — oto i wszystko. Belgja weszła w skład Koalicji zupełnie automatycznie, dzięki pogwałceniu jej neutralności przez Niemców. Japonja zaś poprostu dlatego, że rozpoczęła działania wojenne przeciwko kolonjom niemieckim na Dalekim Wschodzie.
Jedynem dotąd spoidłem, łączącem Koalicję nietylko praktycznie, ale i formalnie, była konwencja, zawarta przez sojuszników we wrześniu 1914 roku, o niedopuszczalności zawierania odrębnego pokoju przez którekolwiek z mocarstw.
W tych warunkach międzysojusznicze pertraktacje na temat wspólnego i jednolitego dowództwa przeciągały się bez końca; bez widocznych rezultatów. Zdobywano się na najrozmaitsze, dorywcze kompromisy, mające na celu raczej względy moralne, raczej efekt polityczny, niźli istotne korzyści wojskowe. Tak więc, na-przykład, Rosja miała oddać pod dowództwo angielskie jakąś grupę swoich wojsk. Począt
kowo miał być wysłany do Anglji lekki pułk kozaków dońskich. Zaniechane tego, gdyż Anglicy woleli brygadę piechoty, na co znów nie chciało się zgodzić rosyjskie dowództwo naczelne. To znów z inicjatywy Francji rozpoczęły się pertraktacje w sprawie przewiezienia do Francji wojsk japońskich. Ale Japonja to grała na zwłokę, to wyraźnie wykręcała się od tego zaszczytnego obowiązku, to wreszcie zasłaniała się trudnościami technicznemi przewiezienia poważniejszej jednostki bojowej na tak olbrzymiej przestrzeni. I ten projekt spełzł na niczem. Nie udało się nawet uzgodnić kierownictwa wojskowego najbliżej związanych Francji i Rosji. Osiągnięto tylko tyle, że wzajemnie wydelegowano sobie informatorów i łączników przy kwaterach głównych.
W tych warunkach tylko z wielkim trudem, w sposób często przypadkowy i dorywczy mogła była Koalicja doskonalić i ujednostajniać swój, coraz bardziej komplikujący się, mechanizm wojny. I trzeba było długiego okresu trwania wojny, aby dzieło to wreszcie doprowadzić do owocnego końca.
Oczywiście, ta powolność w konsolidacji wojskowej i politycznej Koalicji i tak rozdzielonej geograficznie, była przez długi czas zjawiskiem niezwykle korzystnem dla Niemiec i bezwzględnie im podporządkowanych soju-sznikówT, w dodatku tworzących zwarty torjalnie blok państw7 wojujących.
WOJNA NA MORZU.—WIDMO BLOKADY NIEMIEC.
Sytuacja na morzach od pierwszych już dni wojny była zupełnie jasna. Charakteryzowała ją oczywista przewaga Koalicji, której połączone floty panowały wszechwładnie na morzach i oceanach świata, za wyjątkiem jedynie mórz Bałtyckiego, Czarnego i częściowo Adrjatyckiego.
Jakkolwiek w ciągu ostatnich paru dziesiątków7 lat przed wojną Niemcy osiągnęły zdumiewające wprost rezultaty, stwarzając swoją nową potęgę morską, opartą na licznej i sprawnej flocie handlowej, oraz groźnej już ilościowo i jakościowo flocie wojennej, jednakże siły morskie Niemiec nie mogły się były jeszcze równać z siłami samej tylko Wielkiej Brytanji, słusznie ochrzczonej mianem „królowej mórz", tembardziej zaś, jeśli siły morskie Anglji połączyły się z siłami Francji i Japonji,
348
mając w dodatku sojusznicze floty rosyjskie o charakterze dywersyjnym na morzach Bał-tyckiem i Czarnem.
W dodatku flota niemiecka z chwilą upadku własnych kolonij posiadała zbyt szczupłą bazę operacyjną w postaci swojego niewielkiego i słabo ukształtowanego wybrzeża, aby móc się pokusić o poważniejsze działania zaczepne na pełnem morzu.
Jedynemi wodami, na których niepodzielnie panowała flota niemiecka, było morze Bałtyckie, do którego dostęp eskadry angielskie i francuskie miały zamknięty przez cieśniny neutralnej Danji, w dodatku dobrze strzeżone od strony bałtyckiej przez Niemców.
W tych warunkach na morzu Bałtyckiem była wprost zamknięta wojenna flota rosyjska, zdana na łaskę i niełaskę o wiele potężniejszej
floty niemieckiej. Ta ostatnia miała na Bałtyku wyjątkowo korzystne położenie, gdyż, rozporządzając swobodnie własnym kanałem Ki-lońskim, mogła dowolnie i w każdej chwili przerzucać swoje siły morskie z Bałtyku na morze Północne i odwrotnie. Dzięki temu, osłabiona od czasu niefortunnej wojny z Japonją, wojenna flota rosyjska miała na Bałtyku do czynienia z całą potęgą morską Niemiec. To też rola jej przez cały okres wojny była nader skromna i poświęcona wyłącznie zadaniom obronnym własnych wybrzeży Bałtyku, szczególnie zaś zatoki Fińskiej, przez którą prowadziła droga morska do stolicy cesarstwa, Petersburga, przemianowanego zresztą w czasie wojny na Pio-trogród.
Poza morzem Bałtyckiem flota niemiecka musiała się sama ograniczać do roli czysto obronnej własnych wybrzeży i portów, stale trzymając się w pobliżu własnych fortyfikacyj nadbrzeżnych, które mogły były stanowić osłonę przeciwko potężniejszym eskadrom koalicyjnym.
Oprócz floty niemieckiej mocarstwa centralne rozporządzały jeszcze flotą austro-wę-gierską. Ta jednak, dość słaba i nieliczna, nie mogła nawet marzyć o wypłynięciu poza morze Adrjatyckie, które, do czasu wystąpienia Italji, stanowiło jakgdyby terytorjalne wody Austro-Węgier. Stąd też rola floty austro-węgierskiej ograniczyła się również do panowania na szczupłych wodach Adrjatyku, co zresztą miało poważniejsze zadania ze względu na blokadę Serbji, pozbawionej połączenia ze swoimi sprzymierzeńcami.
Z państw koalicyjnych jedynie Rosja pod względem morskim znajdowała się w wyjątkowo ciężkiem położeniu. Jedna jej flota uwięziona była na Bałtyku przez Niemców i odcięta dokładnie od świata, druga zaś była uwięziona na morzu Czarnem, zamknięta wrotami Bosforu, będącemi w posiadaniu z początku neutralnej, później wrogiej Turcji. Pomimo wszystko, jednak sytuacja floty rosyjskiej na morzu Czarnem była o tyle wygodniejsza, że za jedynego przeciwnika miała tylko słabą flotę turecką, nieznacznie wzmocnioną niemieckiemi pancernikami, o czem już wiemy z poprzedniego rozdziału.
Sama Rosja skazana była na bierność na morzu. O odkorkowaniu własnemi siłami obu mórz, o przywróceniu komunikacji ze światem i zachodnimi sprzymierzeńcami — sama myśleć nie mogła. Musiała też liczyć tylko na po
moc z zewnątrz, ze strony potężnych sił morskich swoich sprzymierzeńców.
Poza Rosją, pozostałe państwa Koalicji czuły się na morzach zupełnie swobodnie. Własne ich siły morskie gwarantowały im względny spokój ze strony floty niemieckiej, potężne zaś bazy morskie, rozproszone po całym świecie, dawały im możność swobodnego poruszania się i manewrowania, co znów zapewniało własnej flocie handlowej bezkarne krążenie po morzach i oceanach.
Niemcy, od pierwszych dni wojny wyparte z morza, odtąd mogły już były tylko liczyć na komunikację ze światem przy pomocy okrętów państw neutralnych. W każdej chwili groziło to, oczywiście, całkowitem zamknięciem dróg morekich w razie zdecydowanej blokady ze strony Koalicji. Niemcy rozumieli to doskonale.
Świadomość własnej bezsilności na morzach i pełnej swobody ruchów przeciwnika doprowadzało Niemców do istnego szału nienawiści przedewszystkiem wobec Anglji, której Niemcy głównie zawdzięczali unieruchomienie ich floty wojennej. W swoim szale i zaślepieniu za wszelką cenę pragnęli Niemcy, chociaż częściowo, powetować sobie własną bezsilność.
O działaniach zaczepnych przeciwko wojennej flocie koalicji nie było oczywiście mowy. Przeto zdecydowali się Niemcy w miarę możności sparaliżować swobodę ruchów handlowej floty przeciwnika, która stanowiła największą groźbę dla Niemiec, dając Koalicji nieograniczone warunki materjalne.
Już w pierwszych dniach wojny zdecydowali się Niemcy na partyzancko-kossarską wojnę na morzach przeciwko okrętom handlowym przeciwników.
W chwili wybuchu wojny wiele niemieckich okrętów wojennych znajdowało się na wszystkich morzach świata. Los ich odrazu był jasny: wobec olbrzymiej przewagi morskiej Koalicji przebicie się ich do kraju było bardzo mało prawdopodobne, pozostawało więc tylko schronić się do portówT państw neutralnych, co jednak groziło nieuchronnie, według praw międzynarodowych, internowaniem do końca wojny.-
Wobec tego przeważnej ilości okrętów niemieckich wyznaczono zadanie zgoła nieprakty-kowane w czasach naszych, a mianowicie wojnę korsarską.
Inaczej stało się w niewielu tylko wypadkach. Tak naprzykład dwa krążowniki niemieckie, stanowiące dywizjon śródziemnomor-
349
ski, zdołały umknąć do Konstantynopola, gdzie pod życzliwa, chociaż nazewnątrz dwuhcową opieka Turcji doczekały się, aż ta przystąpiła do wojny, i weszły w skład jej floty czarnomorskiej.
Do kraju usiłowała się przebić jedynie eskadra Dalekiego Wschodu pod dowództwem admirała hrabiego Spee, która wybrała ku temu drogę naokoło Ameryki Południowej, gdzie wobec wpływów niemieckich, mogła była liczyć na cichą acz życzliwą pomoc z tej lub innej strony.
W dniu 30 października 1914 roku, kiedy eskadra niemiecka w drodze do przylądka Hor-na znajdowała się w pobliżu małego portu chilijskiego Coronel niedaleko Concepcion, zastąpiła jej drogę angielska eskadra krążowników. Po zaciętej walce eskadrze niemieckiej udało się odrzucić okręty angielskie i utorować sobie dalszą drogę.
Po bitwie tej płynęli Niemcy dalej, w barbarzyński sposób topiąc wszystkie spotkane okręty handlowe, płynące pod flagą państw koalicyjnych.
Dopiero w dniu 8 grudnia 1914 roku doszło do ponownej bitwy morskiej w pobliżu wysp Folklandzkich, gdzie Anglicy skoncentrowali swoje przeważające siły. Bitwa ta zakończyła się zupełną klęską Niemców i zniszczeniem ich okrętów.
Poza temi wypadkami naogół biorąc okręty niemieckie na wszystkich morzach rozpoczęty wojnę korsarską, którą prowadzili Niemcy z całą barbarzyńską bezwzględnością, z pominięciem wszelkich praw i zwyczajów międzynarodowych, podstępnie, często pod cudzemi flagami — jednem słowem po bandycku. Ofiarą tych nowoczesnych korsarzy padały setki okrętów handlowych i tysiące niewinnych istnień ludzkich. Ta metoda wojny doczekała się już dostatecznego potępienia ze strony cywilizowanych narodów świata. Jednakże, doceniając należycie całą ohydę podobnej wojny korsarskiej, nie sposób jest jednak pominąć milczeniem tego ogromu odwagi, przedsiębiorczości i ofiarności, jakie wykazali marynarze niemieccy, w imię potęgi Niemiec prowadząc ten haniebny proceder na dalekich morzach, zagubieni wśród bezmiaru wód na swoich straceńczych okrętach, które, same ścigane i osaczane, odgryzały się na wszystkie strony, a, mimochodem topiąc po drodze wszystko, co dało się zatopić.
Niemieckie korsarstwo narazie zaskoczyło Koalicję. Walka z niem, mimo oczywistej prze-
350
wagi własnej, mimo doskonałych wszędzie baz własnych, była z niem bardzo utrudniona, jako że Niemcy nie gardzili żadnym podstępem ani chytrościa, korzystając szeroko ze swoich wpływów na całym świecie i z pomocy swoich rodaków, rozsianych po wszystkich kontynentach.
'Powoli jednak admiralicje państw koalicyjnych uporały się ze swojem zadaniem, kolejno niszcząc niemieckich korsarzy. Tak, na-przykład w'dniu 9 listopada 1915 roku uległ zagładzie w pobliżu wysp Kokosowych słynny krążownik niemiecki „Emden", jeden z najgroźniejszych i najbardziej bezwzględnych niemieckich okrętów korsarskich. Do końca 1915 roku korsarstwo niemieckie na dalekich morzach zostało ukrócone. Okręty handlowe Koalicji odetchnęły z ulgą.
Z kolei przyjrzyjmy się, jakie cele postawiły sobie floty wojenne Koalicji poza pilnowaniem floty niemieckiej.
Po pierwszym okresie wojny dla Koalicji istniały dwa główne problemy na morzu: blokada Niemiec i utorowanie drogi do Rosji. Przeciągająca się wojna i nabierająca zgoła nowych cech kolosalnego zużycia materjalnego szczególnie Rosję wtrąciła w nader ciężkie położenie. Pozbawiona własnego dość rozwiniętego przemysłu mogła była rachować przede-wszystkiem na dowóz z zagranicy materjalnych środków wojny. Drogę lądową na zachód zamykał doszczętnie blok państw centralnych. Najbliższe drogi morskie przez Bałtyk i morze Czarne były również zamknięte. Pozostawała tylko okrężna droga przez Syberję i Daleki Wschód, dająca z racji nadmiernych odległości zbyt nikłe korzyści. Droga częściowo lądowa^ częściowo morska przez neutralną, ale raczej nieżyczliwa Szwecję nie mogła być poważniej brana w rachubę.
Utorować więc drogę morską do Rosji znaczyło dla Koalicji nietylko oswobodzić z zamknięcia flotę rosyjską, ale również zapewnić Rosji dostateczne środki materjalne, co przy jej niezmierzonych zasobach ludzkich mogło było stworzyć z niej groźna dla Niemców potęgę wojskową.
Pierwotnie w Anglji przemawiał pogląd TQE , ™ e c z n o ś ć sforsowania drogi na Bałtyk. Pogląd ten gorąco popierał angielski pierwszy lord admiralicji admirał Fisher. Utorowanie drogi przez Bałtyk dawałoby Koalicji znaczne Korzyści nawet poza kwestją rosyjska, a mianowicie umożliwiałoby obsady wojskowe na dalekich tyłach niemieckich w głębi kraju.
Odpowiedź Francuzów na pociski Niemieckie U20 m.
351
Ale sforsować drogę przez iiaityj-było dopiero wówczas, kiedy przestałaby istnieć bądź co bądź potężna wojenna flota Niemiec, rozporządzająca wewnętrznym kanałem Kilon-skim, znacznie zwiększającym jej szanse. Frze-ciwnicy tego poglądu obawiali się właśnie ryzyka walnej rozprawy na morzu, uważając, ze przymusowa bezczynność floty niemieckiej stanowi wystarczający atut w rękach Koalicji.
Przeciwny pogląd, któremu patronował angielski minister wojny lord Kitchener, zalecał utworzenie raczej drogi na morze Czarne przez sforsowanie tureckich cieśnin,_ przede-wszystkiem więc cieśniny Dardanelskiej. Zwolennicy tej koncepcji wskazywali na korzystny fakt, że w zadaniu tem Koalicja mieć będzie do czynienia z samą Turcją, której siły morskie wogóle nie wchodziły w rachubę w tym wypadku, zaś siły lądowe pozbawione były koniecznych nowoczesnych środków technicznych i potężnej artylerji fortecznej. Sądzono, że pomoc Niemców w tej dziedzinie nie może być ani dostateczną, ani tembardziej rychłą. Pogląd lorda Kitchenera ostatecznie zwyciężył, i koalicja rozpoczęła gorączkowe przygotowania do sforsowania cieśniny Dardanelskiej. Ale o tem obszerniej pomówimy na innem mieis^u.
Drugiem zadaniem morskiem Koalicji była blokada państw centralnych. Grały tu rolę te same względy, które nakazywały utorowanie drogi morskiej do Rosji. Jeśli Koalicji zależało na jak największej swobodzie własnego handlu na morzach w celu zaspokojenia rosnących potrzeb wTojny — tem samem musiało jej zależeć na jak najbardziej skutecznem sparaliżowaniu handlu morskiego Niemiec, przy pomocy którego te ostatnie czerpały żywność, surowce, na początku zaś wojny nawet amunicję i broń z państw neutralnych.
Im bardziej zaciągała się wojna — tem oczywistszem stawało się, że jest to wojna „na wyczerpanie", wojna materialnych środków, a jak to wówczas określono „bitwa sprzętu". Wygodne pod względem strategicznym wewnętrzne położenie geograficzne państw centralnych pod względem gospodarczym było dla nich katastrofalne. Przy potędze morskiej Ko-
.alicji jakżeż łatwo było zorganizować ścisłą blokadę, która zamknęłaby państwa centralne i skazała je na prowadzenie wojny tylko o własnych siłach gospodarczych i własnemi środkami materjalnemi.
To też konieczność blokady Niemiec od początku wojny dojrzewała w umysłach kierowników państw koalicyjnych i wkrótce już zo-
352
stała urzeczywistniona, stając się coraz bardziej zdecydowaną i bezwzględną. Państwa centralne zostały izolowane od świata zewnętrznego i zdane na własny swój los.
Blokada Niemiec nabierała dla nich straszliwego znaczenia. Jedynie tylko szybkie zwycięstwo mogło zaradzić złu. Ale o tem na-razie nie można było jeszcze marzyć. Przeto Niemcy zdecydowali się zneutralizować skutki własnej blokady przez częściowe chociażby sparaliżowanie morskiego handlu państw koalicyjnych. Raz zdecydowawszy się na to szukali Niemcy tylko najskuteczniejszego środka, zmierzającego do celu szybko i bez nadmiernych ofiar własnych.
Wojna korsarska i partyzantka na morzu, jakkolwiek obfitowała w ogromną ilość czynów bestjalskiego bohaterstwa, nie dały Niemcom pożądanego rezultatu. Zniszczono wprawdzie znaczną ilość handlowych okrętów^ nieprzyjacielskich, sam handel jednak nietylko przetrwał groźny okres korsarstwa, ale rozwijał się szybko i pomyślnie.
Wobec tego Niemcy zwrócili uwagę na łodzie podwodne, tę zupełnie nową i jeszcze nie-wypróbowaną broń w wojnie morskiej. Raz zwróciwszy na nie swoją uwagę z całą energją poświęcili się Niemcy powiększaniu liczby swoich łodzi podwodnych i doskonaleniu ich wartości bojowej. W pierwszym półroczu wojny ilość ich była jeszcze zbyt małą, aby można je było zastosować w szerszeni znaczeniu. To też narazie rola ich ograniczała się niemal wyłącznie do pomocniczych zadań wojskowych.
W dodatku należało jeszcze rozważyć wszystkie za i przeciw stosowania wojny łodzi podwodnych przeciwko okrętom handlowym. Niemcy uważali, że skuteczność takiej wojny byłaby ściśle zależną od stosowania jej w najostrzejszej formie, to znaczy zatapiania wszelkich okrętów handlowych, nawet neutralnych z chwilą, gdyby się znalazły na wodach państw koalicyjnych. Niemcom bowiem chodziło o ste-roryzowanie handlu wrogich im państw koalicyjnych. Nie ulega kwestji, że w rozumowaniu Niemców była pewna doza słuszności. Łódź podwodna całą swoją użyteczność bojową wywodzi ze swoich możliwości nagłego zaskoczenia przeciwnika. Ale, jako jednostka bojowa bardzo drobna i bezbronna na powierzchni, nie posiada ani dostatecznego autorytetu, ani nie może ryzykować dłuższem pozostawaniem na powierzchni w obliczu nieprzyjaciela, nawet pozornie bezbronnego. Stąd też trudno jej giac rolę statku strażniczego, który może sobie
pozwolić na dłuższe ceregiele, ostrzeżenia, a wreszcie eskortowanie i ewentualne odprowadzenie okrętu handlowego. Sama istota łodzi podwodnej, w dodatku na wodach nieprzyjacielskich, wskazuje na to, że może się ona tylko wychylić na krótko na powierzchnię, by storpedować przeciwnika, poczem musi znów kryć się pod wodę. Z chwilą, kiedy się decyduje na wojnę łodziami podwodnemi jest to już nieunikniona konsekwencja.
Ale tak prowadzona wojna jest sprzeczna ze wszelkiemi prawami i zwyczajami międzynarodowymi państw cywilizowanych. Rozumieli to również Niemcy. Wojna taka musiałaby niewątpliwie wywołać powszechne na świecie oburzenie, co groziłoby poważnemi konfliktami politycznemi, które wszak nie leżały w interesie Niemiec, mających i bez tego już aż nadto przeciwników. Szczególnie chodziło w tym wypadku o Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, których neutralność za wszelką cenę pragnęli Niemcy podtrzymać.
.W rezultacie jednak zaślepienie w skuteczność niewypróbowanej zresztą wojny łodziami podwodnemi oraz zwykła krótkowzroczność, buta i lekceważenie sobie wszystkiego, co jest niewygodne, przeważyły w Niemczech szalę decyzji-
W dniiu4 lutego 1915 roku Niemcy ogłosiły, że całe morze dookoła Wielkiej Brytanji uważają za obszar wojenny. Równocześnie niemieckie łodzie podwodne wyruszyły przeciwko okrętom handlowym, rozpoczynając od-razu swoje krwawe rzemiosło. Wywołało to na całym świecie zrozumiałe oburzenie. Natomiast w Niemczech panował entuzjazm, spowodowany wiarą w skuteczność tej nowej formy wojny.
Pod koniec lutego szlachetny, ale jakżeż nieżyciowy prezydent Stanów Zjednoczonych A. P. Wilson samorzutnie wziął na siebie rolę pośrednika, proponując Niemcom, aby w wojnie łodziami podwodnemi zastosowali szereg ograniczeń, dozwalających topić okręty handlowe tylko pod pewnemi ściśle określonemi warunkami, wzamian za co Angija ograniczy z kolei blokadę Niemiec w zakresie dowozu środków żywnościowych, co odbywałoby się pod kontrolą Ameryki.
Oczywiście Niemcy zgodzili się na takie postawienie sprawy. Pewne ograniczenie w topieniu okrętów koalicyjnych, zresztą w praktyce dające się zawsze ominąć i dające pole do wykrętów dyplomatycznych post factum, byłoby małą ceną wzamian za otwarcie blokady
dla środków żywnościowych, których brak odczuwały Niemcy dotkliwie. W dodatku ten gest humanitarny Niemiec podnosił je w opinji amerykańskiej, na czem bardzo Niemcom musiało zależeć.
Natomiast dla Anglji propozycja Wilsona była nie do przyjęcia z tych samych względów, które Niemcom nakazywały zgodę. Tak więc wojna łodziami podwodnemi, pomimo interwencji Wilsona, trwała nadal w ciągu wiosny i lata 1915 roku.
Ale Niemcom nie udało się złamać handlu angielskiego. Rozporządzali jeszcze nazbyt
^P*C"
Lord Kitchener.
małą liczbą łodzi podwodnych, Anglicy zaś nazbyt energicznie zorganizowali odpowiednie przeciwdziałanie, tworząc nowe typy małych a szybkobieżnych jednostek bojowych do walki z łodziami podwodnemi, używając wT tym celu lotnictwa oraz wyposażając okręty handlowe w odpowiednie środki ochronne, a nawet lekkie uzbrojenie. Szły na dno jednostki handlowe, ale handel pracował sprawnie, jako całość.
Natomiast coraz bardziej po barbarzyńsku stosowana wojna łodziami podwodnemi wywoływała coraz większe oburzenie na świecie, ostatecznie po pierwszych okropnościach okupacji niemieckiej w Belgji dyskredytując moralnie Niemców.
35 3
Wreszcie zatopienie olbrzymiego transoceanicznego okrętu pasażerskiego „Lusitanji", które pociągnęło ogromną ilość ofiar, wsrod których było wielu obywateli amerykańskich, wywołało w Stanach Zjednoczonych tak bardzo nieprzychylną dla Niemiec atmosferę, ze było oczywistem, iż powtórzenie się podobnego wypadku sprowadziłoby Niemcom na kark nową wojnę z potężną republiką północno-amery-kańską.
Wobec znikomych wyników dotychczasowych z punktu widzenia wojskowego, a ogromnych strat politycznych, w końcu 1915 roku zdecydowały się Niemcy oficjalnie zaprzestać wojny łodziami podwodnemi, co zresztą na mniejsza skalę prowadzono w sposób partyzancki. Posunięcie to zapewniło chwilowo pokój ze Stanami Zjednoczonemi, zresztą nie na długo. Również niedługo trwał ten pozorny „humanitaryzm" Niemiec.
BITWY ZIMOWE NA WSCHODZIE.
Jakkolwiek stan armji rosyjskiej z początkiem 1915 roku nietylko nie był świetny, ale nawet zadawalający, temniemniej jednak siła militarna Rosji nie była jeszcze złamaną. Dowództwo rosyjskie, spoczywając w rękach energicznego, śmiałego i zdecydowanego wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza, rozporządzało jeszcze ogromnemi masami wojsk, które, z racji wrodzonych sobie małych potrzeb, ofiarności i ślepego posłuszeństwa, stanowiły nadal groźne niebezpieczeństwo dla Niemiec, a w szczególności dla Austro-Węgier.
Rosjanie rozumieli, że.ich ogromne braki materialne i organizacyjne nie dadzą się usunąć w krótkim czasie. Jasnem przeto było, że za wszelką cenę usiłować będą nowemi natarciami, kosztem największych nawet ofiar w ludziach (Rosję stać było na to!) uzyskać korzystniejsze warunki na swoim froncie, a przede-wszystkiem ostatecznie pozbawić się swojego nawpół już rozbitego austrjacko - węgierskiego przeciwnika.
Z drugiej znów strony Niemcy, korzystając ze względnego spokoju na froncie zachodnim, musieli również dołożyć wszelkich starań, aby, jeżeli już nie uda się „wykończyć" Rosji, to przynajmniej ostatecznie unieruchomić rosyjski „walec parowy", który znów łatwo mógł ruszyć z miejsca. Dla Niemców było to koniecznością nietylko ze względu na uratowanie swojego niedołężnego sprzymierzeńca, ale i ze względu na czynione energicznie przez Anglję i Francję przygotowania do „bitwy sprzętu". Niemcy musieli mieć wolne ręce na Wschodzie aby sprostać w przyszłości nowym zadaniom na Zachodzie.
Obu stronom chodziło również o wywarcie nacisku moralnego na niezdecydowane Rumu-nję i Italję, co najlepiej zapewniało chociażby chwilowe zwycięstwo na Wschodzie,
Tak więc z początkiem 1915 roku jasnem było, że znów rozgorzeje na Wschodzie nowy okres wielkich bitew.
Jak przedstawiała się po krotce sytuacja na wschodnim froncie w połowie stycznia 1915 roku?
W Prusach Wschodnich 10. armja rosyjska, licząca w swoim składzie 15 dywizyj piechoty, stała na linji jezior Mazurskich przed niezwykle umocnionemi pozycjami 8. armji niemieckiej, składającej się z 8 dywizyj piechoty. Na froncie tym Rosjanie, nie mając możności swobodnego manewrowania, musieli ograniczać się do mozolnej wojny pozycyjnej o każdą piędź ziemi, o każdą pozycję nieprzyjaciela. Niemcy stosowali wyłącznie metodą walki obronnej.
Na mławskim odcinku cztery dywizje piechoty rosyjskiej, stanowiące garnizon twierdzy modlińskiej (Nowo-Georgjewsk), toczyły bez większego powodzenia drobne utarczki ze sła-bemi siłami Niemców, liczących dwie dywizje piechoty.
Na odcinku lewego brzegu Wisły do Pilicy 1., 2 i 5. armje rosyjskie, licząc razem trzydzieści trzy i pół dywizyj piechoty, po ciężkich walkach zdołały opanować pozycje za rzekami Bzurą i Rawką, mając następnie około miesiąca czasu pozycje te dostatecznie umocnić. Przeciwko tym armjom działała 9. armja niemiecka, licząca około 25 dywizyj piechoty, i usiłująca z ogromnemi stratami przełamać front rosyjski. Ataki te do tego stopnia wy-czei-pały siły Niemców, że bez otrzymania nowych odwodów nie mieli wielkich szans przełamania rosyjskiego frontu.
N a odcinku od Pilicy do górnego biegu Wisły działały 4. i 9. armje rosyjskie, liczące ao 18 dywizyj piechoty. Po stronie niemieckiej siły były nieco słabsze, ponadto zaś skła-
dające się przemówienie z oddziałów pod względem bojowym drugo i trzeciorzędnych. Jednakże Niemcy na odcinku tym starannie umocnili swój front, w dodatku mając na swoich tyłach potężnie umocnioną linję zapasową Częstochowa — Kraków, broniącą dostępu do Śląska.
W Galicji działały 3., 8. i 11. armje rosyjskie, mające razem około 30 dywizyj piechoty, które po odparciu ostatniego natarcia austrjac-kiego skutecznie umacniały się w okupowanej części Galicji i Bukowiny, w dalszym ciągu oblegając Przemyśl. Siły austrjackie były mniej więcej zrównoważone z rosyjskiemi.
Ogólnie biorąc na całym froncie wschodnim Rosjanie mieli około stu dywizyj piechoty, Niemcy zaś i Austrjacy mniejwięcej po czterdzieści dywizyj, razem więc ośmdziesiąt. Nie należy zresztą zapominać o tern, że dywizje rosyjskie były znacznie liczniejsze od niemieckich i austrjackich, ponadto zaś Rosjanie roz
porządzali dużemi masami jazdy, nielicznej u ich przeciwników.
W dodatku naczelne dowództwo rosyjskie posiadało na tyłach, jako odwody, dwa pełne korpusy (gwardyjski i IV syberyjski), liczące około pięciu dywizyj piechoty.
Położenie Rosjan nie byłoby najgorsze pod warunkiem, że siły przeciwników, szczególnie zaś Niemców, nie zostałyby wzmocnione. Ale to znów zależało od położenia na froncie zachodnim. Wobec braków w zaopatrzeniu armji rosyjskiej, co miało ulec poprawie dopiero począwszy od połowy lutego, istotnie zaś dopiero w kwietniu (transporty z Japonji), dla Rosjan narazie nie było wskazanem przyspieszanie swoich działań zaczepnych.
Zawczasu jednak naczelne dowództwo rosyjskie przystąpiło do opracowania planów zamierzonych działań zaczepnych. Przedewszyst-kiem należało rozstrzygnąć zasadnicze pytanie, w którym kierunku ma być poprowadzone na-
Gallipoli. Krajobraz.
355
tarcie, gdyż o działaniach zaczepnych na całym froncie oczywiście nie mogło być mowy.
Od początku wojny w wojskowych sferach rosyjskich zwalczały się dwie koncepcje. Jedna*— uderzenia w Austro-Węgry, druga — uderzenia przeciwko Niemcom. Za pierwszą opowiadały się sfery polityczne oraz dowództwo południowo-zachodniego frontu wraz z jego głównodowodzącym generałem Iwanowem, za drugą opowiadały się raczej wyższe sfery wojskowe, rozumiejące konieczność międzyso-juszniczej solidarności, naczelne dowództwo oraz z natury rzeczy sztab północno-zachodniego frontu wraz z jego głównodowodzącym generałem Ruzskim.
I tym razem znów wypłynęła kwestja: na Berlin czy na Wiedeń? Wielki książę Mikołaj Mikołajewicz kwestję tę rozstrzygnął na korzyść natarcia, którego celem miało być tery-torjum niemieckie. A więc Berlin.
Wobec tego należało przygotować uprzednie niejako pomocnicze ponowne natarcie na Prusy Wschodnie, których posiadanie było koniecznym warunkiem, jak to już parokrotnie zaznaczaliśmy w poprzednich rozdziałach, wielkiej ofensywy na Berlin.
Działania zaczepne w Prusach Wschodnich miały się zacząć w połowde lutego, to znaczy z chwilą jakiego takiego uzupełnienia zaopatrzenia armji, szczególnie zaś amunicji artyleryjskiej, oraz ostatecznego wcielania do szeregów poborowych 1914 rocznika. Moment ten wydawał się również korzystnym i z tego względu, że naturalne przeszkody terenowe w Prusach Wschodnich zimą były łatwiejsze do pokonania. Lód czynił mniej groźnemi jeziora i mokradła wschodnio-pruskie.
Równocześnie jednak z przygotowywania-mi rosyjskiemi do natarcia na północy generał Iwanow samodzielnie i samowolnie czynił przygotowywania do natarcia w Karpatach, wciąż marząc o utorowaniu sobie drogi na Wiedeń via Buda-Peszt przez Węgry. Przygotowania te było powodem wielu tarć pomiędzy generałem Iwanowem a Kwaterą główną na temat posiłków, których wciąż domagał się front połu-dniowo-zachodni wbrew tendencjom zdecydowanej już kampanji zimowej w Prusach Wschodnich.
O rosyjskich planach i przygotowaniach dowództwo niemieckie było zawsze dokładnie na czas poinformowane. To też i tym razem wywiad niemiecki dostarczył potrzebnych danych, zdaje się, jedynie z pewna przesada w stosunku do zamierzonego natarcia Rosjan
356
przez Karpaty na Węgry, co wówczas miało jeszcze charakter raczej lokalnego zadania frontu południowo-zachodniego.
W odpowiedzi na zamierzenia rosyjskie i po drugiej stronie zdecydowano się na wielkie przeciwnatarcie, które miało uprzedzić działania Rosjan. Szef sztabu austro-węgier-skiego dowództwa naczelnego generał Conrad von Hótzendorff zwrócił się do dowództwa niemieckiego, przedkładając mu swój plan równoczesnego natarcia Niemców w Prusach Wschodnich i wojsk austro-węgierskich, wzmocnionych przez Niemców, w Karpatach. Plan Conrada zyskał usilne poparcie feldmarszałka Hin-denburga. Spodziewano się, że w razie powodzenia niebezpieczeństwo wtargnięcia Rosjan na Węgry będzie nadługo odsunięte, broniący się wciąż, ale już bliski upadku Przemyśl — odbity, na północy Prusy Wschodnie oswobodzone, w wypadku zaś wyjątkowo szczęśliwym potężne natarcie na oba skrzydła Rosjan mogłoby doprowadzić do otoczenia całego frontu rosyjskiego, który, jak wiemy, był dość daleko wysunięty w środku na zachód. W dodatku Niemcy liczyli na to, że powodzenie tych nowych wielkich zamierzeń może przerzucić decyzję wahającej się Rumunji na stronę mocarstw centralnych, lub chociażby powstrzymać ją od przyłączenia się wogóle do wojny.
Niemcy, którzy wcześniej od Rosjan zdołali przeprowadzić uzupełnienia sw7oich wojsk, przerzucili z lewego brzegu Wisły do Galicji pięć swoich dywizyj piechoty i jedną jazdy, które, jako „Armja Południowa" pod dowództwem generała von Linsingena, utworzyły rdzeń austro-węgierskiej grupy uderzeniowej. „Armja Południowa", znajdująca się pod rozkazami austro-węgierskiego dowTództw-a naczelnego, została wysunięta pod Munkacz.
Równocześnie głównie siły austrjackie skoncentrowano w Karpatach w najkrótszym kierunku, prowadzącym przez Sanok i Sambor do Przemyśla, któremu za wszelką cenę chciano przyjść z odsieczą. Na front galicyjski przerzucono również znaczne siły z serbskiego teatru wojny.
Poza temi przygotowaniami w Galicji dowództwo niemieckie znacznie zwiększyło swoje siły w Prusach Wschodnich, podwożąc tam z głębi Niemiec trzy świeżo sformowane korpusy, przeznaczone pierwotnie do wielkiego na-t a r c i a we Francji na wiosnę, oraz jeden korpus (XXI), zabrany wprost z .zachodniego trontu. Ten ostatni, rekrutujący się z pośród francuskiej ludności Alzacji i Lotaryngji, uwa-
żany był przez Niemców za bardziej użyteczny na froncie wschodnim. We Franci i zastąpiono go czwartym świeżo sformowanym korpusem.
Temi nowemi korpusami wzmocniono 8. armję niemiecką w Prusach Wschodnich (XXXX R.), równocześnie tworząc na jej lewem skrzydle nową uderzeniową " 10. armję, której trzon utworzyły trzy świeże korpusy, a mianowicie XXI, XXXVIII R. i XXXIX R. Niezależnie od tego z lewego brzegu Wisły przerzucili Niemcy około sześciu dywizyj piechoty i jedną dywizję jazdy na odcinek Działdowo — Szczytno na południowy front Prus Wschodnich. Wszystkie te siły były przeznaczone do natarcia na środkowy bieg Niemna, na Bóbr i Narew.
Tak więc znów, jak i wiele razy poprzednio, inicjatywa działań przechodziła w ręce Niemców. Rosjanie, których armje, jak wie
my, znajdowały się w stanie bardzo niezadawa-lającym, musieli zająć postawę obronną, ściągając na swoje oba skrzydła jak najwięcej wojsk z lewego brzegu Wisły i nie mogąc na-razie marzyć o wyrwaniu przeciwnatarciem inicjatywy z rąk Niemców.
W końcu stycznia 1915 roku Niemcy rozpoczęli swoje działania gwałtownem demon-stracyjnem natarciem na lewym brzegu Wisły nad Bzurą i dolną Rawką.
Po raz pierwszy w dziejach Niemcy zastosowali nową broń, straszliwą w swojem śmier-cionośnem działaniu — gazy trujące, wobec których Rosjanie przez dłuższy czas byli zupełnie bezsilni, kolosalnemi ofiarami okupując nieznajomość tego nowego sposobu prowadzenia wojny. Trzeba było w następstwie wiele czasu i wysiłków, aby jako - tako nauczyć się
r*SŁ- -
c< M
ifrif *:>•
Karpaty. Odpoczynek po długim marszu.
357
rzeciwdziałać i chronić się przed straszliwem nowem bóstwem pola bitew — gazami.
Równocześnie na pozycyjnych odcinkach frontu zastosowali Niemcy równie straszliwą, ale ogólnie biorąc mniej groźną broń — mio-
Gallipoli. W okopach.
tacze ognia, wyrzucające strumienie płonącej cieczy.
W początkach lutego na prawym brzegu Rawki w okolicach Woli Szydłowskiej nieco na wschód od Bolimowa wywiązały się ponownie kilkudniowe walki, niezwykle zacięte i krwawe. W tym samym czasie rozpoczęli Niemcy również demonstracyjne natarcie na odcinku Nar-
sie około sześciu dywizyj piechoty i ponad dwie dywizje jazdy. Niemcy zajmowali umocnioną linję jezior Mazurskich i rzeki Angerapp. Stopniowo jednak na swojem lewem skrzydle, poczynając od Darkizywa. Niemcy zdołali przesunąć swój front znacznie bardziej na wschód. Specjalny oddział niemiecki bronił w tym czasie Tylży.
W początkach lutego rosyjska 10- armja w Prusach Wschodnich liczyła cztery korpusy, a mianowicie III, XX, XXVI i III syberyjski, w ogólnym składzie 11 dywizyj piechoty i dwóch dywizyj jazdy. Równocześnie na skrajnem prawem skrzydle Rosjan operował pod Tylża oddział generała Apuchtina w składzie jednej dywizji. Wojska rosyjskie były przeważnie nieskompletowane, głównie składa-
Gcdlipoli. Odpoczynek.
wi. Było to preludjum do głównego uderzenia Niemców w Prusach Wschodnich przeciwko 10. armji rosyjskiej.
Armja ta początkowo walczyła z siłami samej 8. armji niemieckiej, liczącej w tym cza-
358
Turecka baterja. Gó)'$ka haubica.
ły się z dywizyj rezerwowych i odczuwały wiele braków materjalnych.
Dowódca 10. armji rosyjskiej generał Si-wers, obawiając się przesunięcia się lewego skrzydła Niemców na wschód, gdzie umocnili się w znajdujących się tam ogromnych lasach, polecił swojemu prawoskrzydłowemu III korpusowi wyrzucić Niemców z tych lasów. Ponieważ jednak siły tego korpusu okazały się odrazu_ nazbyt szczupłe, przeto powoli zwiększano je, aż wreszcie wszystkie wojska całej armji były już zaangażowane na froncie bojowym, jako zaś rezerwa dowództwa armji pozostał już jeden tylko pułk.
Na tyłach 10. armji nie. zdołano na czas przygotować zapasowych linij obronnych, a nawet odległe twierdze Kowna i Grodna wyposażono nader słabo, przyczem garnizony ich skła-
dały się przeważnie z oddziałów pospolitego ruszenia.
Wzmocnienie sił niemieckich w Prusach Wschodnich o całe cztery korpusy umknęło się uwadze dowództwa rosyjskiego, którego wywiad zawsze działał bardzo mało skutecznie i powoli. To też gwałtowne natarcie Niemców w dniu 7 lutego na południe od jeziora Warzno w kierunku Białej było dla Rosjan zupełna niespodzianką. Na odcinku tym znajdowała się jedna tylko rosyjska dywizja rezerwowa. Dowództwo 10. armji, nic nie wiedząc o tern, że
pus rosyjski wraz z liczną tam jazdą zostały odrzucone z wielkiemi stratami, w bezładnym odwrocie cofając się na Kowno i Marjampol, jazda zaś na Olitę. Dzięki temu odwrotowi Rosjan Niemcy mieli wolną drogę na skrzydło i tyły pozostałych korpusów 10. armji rosyjskiej, znajdujących się bardziej na południu.
Jak widzimy z tego Niemcy wykonali swój ulubiony manewr na oba skrzydła przeciwnika, pragnąc osaczyć jego główne siły. 10. ar-mja niemiecka pod dowództwem generała von
fi f ^ f l
• i -m
B1 f ^ f l
• i -
11 ft m\ f ^ f l
• i -
i v 1 xm mr ••im-w ~mt 1 L ! ' •
""~r*3ate
IM; *^&~®*m~
•4 f f ; ^ H B ^ C i -1
;"<U|
Wielki most w Niszu (Serbja).
na odcinku tym naciera cały XXXX korpus niemiecki, wzmocniony ponadto jedną dywizją piechoty, a sądząc, że ma się do czynienia z nie-wielkiemi siłami przeciwnika, poleciło swojej dywizji rozpocząć natychmiast własne przeciwnatarcie. Próba ta zakończyła się dla Rosjan fatalnie, gdyż z ogrom nem i stratami zostali odrzuceni pod twierdzę Ossowca. Niemcy nacierali dalej na Ełk i Rajgród, usiłując obejść lewe skrzydło rosyjskiej 10. armji.
Rankiem dnia 10 lutego rozpoczęło się również wielkie natarcie Niemców na prawe skrzydło rosyjskie na odcinku Tylża — Inster-burg, gdzie działały trzy świeże korpusy 10. armji niemieckiej. Na odcinku tym III kor-
Eichhorna uderzyła na północy, zaś 8. armja generała von Belowa na południu. Pomimo fatalnej pogody, mrozu i śnieżycy wykazali Niemcy zdumiewającą energję i ruchliwość, dezorganizując front rosyjski piorunującemi uderzeniami.
W tych warunkach jedynym ratunkiem dla Rosjan był pośpieszny odwrót głównej siły z nad jezior Mazurskich, Ale Rosjanie w czasie pokoju nie byli przyzwyczajeni traktować odwrót, jako manewr. W dodatku tyły 10. armji były całkowicie nieuporządkowane, środki komunikacyjne zdezorganizowane, co wobec mrozu i śnieżycy tembardziej utrudniałoby celowy odwrót, wykonany w porządku. Przeto
359
Bosfor.
Rosjanie zdecydowali się na rozpaczliwą obronę, wyzyskując każdą wygodniejszą pozycję.
Dowódca północno-zachodniego frontu generał Ruzskij polecił dowódcy 10. armji generałowi Siwersowi powstrzymać natarcie Niemców na linji Ossowiec — Augustów — Suwałki — Sejny — Kowno, skąd miało następnie rozwinąć się przeciwnatarcie, równoczesne z działaniami zaczepnemi Rosjan pod Łomżą. W tym czasie istotnie w rejonie Przasnysza, Ciechanowa i Ostrołęki koncentrowała się 12. armja rosyjska w składzie pięciu korpusów7, które, przechodząc do przeciwnatarcia, powoli wypierały Niemców ku północy ku ich własnej granicy z okolic prawego brzegu Wisły i Narwi.
Tymczasem na froncie 10. armji położenie korpusów rosyjskich XX, XVI i III syberyjskiego stawało się coraz gorsze. Oba skrzydła niemieckie, prąc naprzód, tworzyły jakgdyby olbrzymie kleszcze, które powoli zamykały się,
grożąc osaczeniem Rosjan, powoli cofających się na linję Augustów — Suwałki.
Odwrót Rosjan odbywał się w rozpaczliwych warunkach. Staczając ciągłe walki z napierającym wciąż przeciwnikiem cofali się Rosjanie wśród trwającej nadal burzy śnieżnej, która WT lasach tworzyła olbrzymie zaspy, trudne do przebrnięcia, na odkrytych zaś miejscach zwiewała śnieg, tworząc groźną gołoledź. Położenie Niemców było o tyle lepsze, że posuwali się oni drogami, jako tako utorowanemi już przez cofające się oddziały rosyjskie. Wojska rosyjskie szły i walczyły głodne, gdyż wkrótce utraciły większość swoich taborów, kraj zaś słabo zamieszkany był w dodatku doszczętnie wyludniony. Pomimo tego udało się Rosjanom uratować swoją artylerję ciężką z pod niemieckiej twierdzy Lecu i przewieźć ją do Ossowca.
Obejście prawego skrzydła rosyjskiego, dokonywane przez Niemców, poważnie już za-
360
grazaio uncie, a nawet Grodnu, którędy przechodziły najważniejsze linje komunikacyjne całego północno-zachodniego frontu. To też dowództwo naczelne pośpiesznie przerzuciło z lewego brzegu Wisły III korpus kaukaski pod Olitę i swiezo przybyły z głębi Rosji XV korpus z Homla do Grodna.
W dniu 17 lutego korpusy 10. armji rosyjskiej, wycofane na front Augustów — Suwałki, znajdowały się w tragicznem położeniu: Niemcy, okrążywszy od wschodu lasy augustowskie, zajęli już tyły rosyjskie, przecinając wszystkie drogi ku Niemnu i Grodnu. Wolną pozostała jedynie droga, ku górnemu Bobru na
Sztabin i Lipsk. W tym kierunku wśród walk i z wielkiemi stratami wycofały się XXVI i III korpus syberyjski, zajmując pozycje poza górnym Bobrem. Jedna z dywizyj XX korpusu wycofała się do Dąbrowy. Cały ten korpus zresztą, począwszy od 15 lutego, toczył beznadziejne walki w lasach augustowskich, całkowicie osaczony przez Rosjan.
W obawie o losy tego korpusu dowództwo 10. armji rosyjskiej wykonało w dniu 21 lutego niefortunne natarcie na froncie Sopoćki-nie — Lipsk, które w niczem zresztą nie zmieniło położenia osaczonego XX korpusu, który odtąd zdany był wyłącznie na własne siły.
Tymczasem Niemcy, pragnąc doprowadzić do końca tragedję Rosjan w lasach augustow
skich, nie wypuszczali inicjatywy z rąk swoich, z niemalejącą energją i ofiarnością nacierając na główne siły rosyjskie, które wycofały się za Niemen i Bóbr.
Z rozpaczliwą wprost energją atakowali Niemcy względnie słabemi siłami czołowe fortyfikacje Grodna, poniżej tej twierdzy usiłowali sforsować Niemen, podobne krwawe próby powtarzali i nad górnym Bobrem i pod Ossowcem.
A tymczasem tragedja XX korpusu rosyjskiego zbliżała się do końca. Korpus ten cofał się z nad Angerappu pod Darkizymem przez Gołdap na Suwałki, gdzie skoncentrował się
w dniu 12 lutego. W skład korpusu wchodziły 27, 28, 29 i 53 dywizje piechoty. Dalszy odwrót miał prowadzić przez Sejny na Merecz, gdzie skierowano już wszystkie tabory korpusu.
Pomimo, że w dniu tym jasnem już było, że korpusowi grozi obejście od północy, dowódca armji, który przebywał właśnie w Suwałkach, nie pozwolił dowódcy XX korpusu generałowi Bułhakowowi na zmianę początkowego kierunku odwrotu, oddając mu jedynie do dyspozycji znaczniejsze siły jazdy, która zresztą nie zdążyła już połączyć się z korpusem.
Następnego dnia 1 lutego jazda niemiecka zajęła Sejny, przez które zdążyła już przejść znaczniejsza część taborów i parkówT artyleryj-
Piechota angielska.
361
skich Rosjan. Od tego też dnia XX korpus został pozbawiony prawie zupełnie taborów i zapasów amunicji. 14 lutego dowódca korpusu zdecydował się na nowy kierunek odwrotu na Sopoćkinie i Grodno. Dla osłony tego odwrotu wysłał część swoich oddziałów ku północnym i północno - wschodnim wyjściom z lasów augustowskich, skąd spodziewał się nadejścia oskrzydlających sił niemieckich. Manewr ten został powstrzymany przez dowództwo armji, które przeciwnie nakazało XX korpusowi osłonę odwrotu XXVI korpusu, cofającego się bardziej na południe, oraz wyjście na szosę Suwałki — .Augustów nieco na południe od Raczek. Wypełniając to nowe zadanie XX korpus przez cały dzień 14 lutego pozostawał w okolicach Suwałk, a w ciągu dnia następnego toczył ciężką walkę pod Józefowem o kilka kilometrów na południe od Suwałk.
W ciągu tych dni Niemcy osaczyli korpus już tak dokładnie, że wojska ich znalazły się na tyłach Rosjan pod Sejnami. W dodatku korpus rosyjski w czasie nowego napadu Niemców na pozostałe tabory utracił swoją polową radjo-stację, co dowództwo korpusu pozbawiło wszelkiej możliwTości znoszenia się z sąsiednie-mi korpusami i dowództwem armji.
Odwrót korpusu na Sopoćkinie mógł rozpocząć, się dopiero 16 lutego. Pomimo, że oddziały czołowe korpusu, odrzuciwszy zastępujące im oddziały 41 niemieckiej dywizji piechoty, oczyściły drogę na Sierski Las, jednakże cały odwrót mógł się odbywać jedynie bardzo powoli i z dużemi trudnościami. W dodatku rozpoczęła się odwilż, która drogę gruntową, po której odbywał się odwrót Rosjan, zamieniła w istne jeziora i bagna, w których grzęzły wozy i działa. W tych warunkach nie mogli Ro
sjanie mieć nadziei, aby udało im się wyjść z lasów augustowskich wcześniej, niż rankiem 18 lutego. A tymczasem Niemcy zajęli już czołowe pozycje twierdzy grodzieńskiej, umocnili je i zwrócili się frontem nietylko ku Grodnu, ale i w stronę północno-zachodnią, skąd mieli nadciągać Rosjanie z lasów augustowskich.
Wobec tego dowództwo XX korpusu zdecydowało się uderzyć wszystkiemi siłami na pozycje niemieckie przed Grodnem, aby utorować sobie dalszą drogę odwrotu. Atak ten wykonali Rosjanie w dniu 19 lutego. Ale Niemcy z olbrzymiemi dla Rosjan stratami odrzucili ich ponownie w lasy augustowskie, gdzie okazało się, że niektóre oddziały rosyjskie zachowały zaledwie do 10% swojego początkowego składu. Reszta padła lub całemi masami dostała się do niewoli.
Następnego dnia położenie Rosjan było jeszcze gorsze. Od frontu o przełamaniu linji pozycyj niemieckich pod Grodnem nie było już
marzyć. A tymczasem od tyłu i na obu co skrzydłach Niemcy wypierali wciąż oddziały rosyjskie, spychając je na coraz mniejszy obszar lasu. Rosjanom brak było żywności dla ludzi i paszy dla koni. Brak było również amunicji. Stan XX korpusu przedstawiał się wprost katastrofalnie: liczył już nie więcej, ponad kilka tysięcy bagnetów przy 22 baterjach polowych. W tym stanie rzeczy piechota stanowiła już tylko słabą osłonę dla artylerji, której dotychczas korpus jeszcze nie utracił.
Rosjanom pozostawało jedno tylko wyjście — przebić się mocą ku Grodnu. Znalazł się nawet przewodnik, który podjął się przeprowadzić korpus błotnistą ścieżką leśną, znana tylko miejscowej ludności. Ale dowództwu nie udało się zorganizować tego trudnego marszu
Grupy jeńców różnych narodowości w obozach monieckich. 362
za-dla całego korpusu. Nocą z 20 na 21 lutego ledwie szczupły oddział czołowy, liczący kilka set bagnetów bez artylerji, potrafił niezauwa zony przez Niemców przemknąć się wśród la
Żołnierz prowadzi przed sobą .Maskotę".
sów i bagien i bez przeszkód dotrzeć do Grodna drogą okrężną, omijając pozycje niemieckie.
Pozostałe główne siły korpusu znalazły się rankiem dnia 21 lutego otoczone całkowicie przez Niemców na zupełnie już szczupłym kawałku lasu, wokół samotnego młyna, stojącego już u krańców lasów augustowskich. Tu rozegrał się epilog augustowskiego dramatu. Rosjanie walczyli z wTyjątkowem męstwem do ostatniego ładunku. W końcu jednak, po straszliwych stratach, resztki XX korpusu poddały się Niemcom około trzeciej godziny po południu.
Warto tu nadmienić, że zorganizowana przez Rosjan odsiecz, prowadzona zresztą niedbale i bez energji, była i tak już spóźnioną.
Próby natarcia garnizonu Grodna oraz oddziałów rosyjskich pod Lipskiem w kierunku Sopoćkiń i" bardziej na południe wykonane były dopiero w dniu 21 lutego, to znaczy w chwili, kiedy odbywał się ostatni akt krwawej tragedji XX korpusu.
Po ostatecznem zniszczeniu tego korpusu Niemcy poprowadzili dalej swoje natarcie na froncie Grodno—Ossowiec, mając nadzieję sforsowania linji Bobra, a następnie dalszego
obejścia skrzydła i tyłów armij rosyjskich, znajdujących się na prawem brzegu Wisły, nad Narwią i Bobrem. Celem natarcia niemieckiego był Białystok, przez który szła kolej z Warszawy w głąb cesarstwa i którego posiadanie zagroziłoby wszystkim siłom rosyjskim, znajdującym się na terenie b. Królestwa Polskiego.
Jednakże Rosjanie zdołali obsadzić twierdzę grodzieńską świeżemi siłami XV-go korpusu, wzdłuż Bobra zaś skoncentrowali XXVI i III korpus syberyjski. Na linji tej nie pomogły najbardziej nawet zacięte ataki Niemców, którzy przeciwko sobie mieli nietylko żywy mur wojsk rosyjskich, ale i niezwykle obronne naturalne pozycje przeciwnika, który zdążył już otrząsnąć się z wrażenia ostatniej swojej klęski w Prusach Wschodnich.
Równie bezskuteczne były ataki Niemców na twierdzę Ossowca od strony Grajewa. Ta mała i niedostatecznie wyposażona twierdza rosyjska, ale chroniona rozległemi bagnami i posiadająca dzielnego komendanta w osobie generała Brzozowskiego, zdołała się już po raz drugi obronić przy współdziałaniu wojsk polowych. I tym razem zawiodła nawet ciężka artylerja oblężnicza Niemców. Również zalana wiosennemi wodami dolina Biebrzy była nie do sforsowania.
Widząc, że dalsze wysiłki są bezcelowe, Niemcy zrezygnowali ze swoich dalszych planów i stopniowo wycofali się w początkach mar-
Dzialo prze<ńwlotnicz(.
ca w kierunku północno-zachodnim. Tak zakończyło się wielkie natarcie zimowe Niemców w Prusach Wschodnich.
Jakiż był rezultat tego natarcia, nazwanego „Bitwą na Mazurach"? Rosjanie ponieśli
363
Front wioski. Trudności transportowe.
nów olbrzymie straty w ludziach i sprzęcie bojowym. Szczególnie dużo jeńców rosyjskich wpadło w ręce Niemców. Prusy Wschodnie zostały całkowicie uwolnione od Rosjan, których ostatecznie już opanowała „psychoza Prus Wschodnich", rzekomo feralnych dla wojsk rosyjskich. Naczelne dowództwo rosyjskie na długo musiało w tych warunkach wyrzec się wszelkiej myśli ponownego opanowania Prus Wschodnich, co znów rozbijało wszystkie plany rosyjskie wielkiego natarcia na Berlin. Wszystko to było świetnym sukcesem Niemców," ale raczej w charakterze taktycznym.
ła się swojemu szybkiemu rozwojowi, drugi pokusiła się nawet o działania zaczepne w Szampanji, które, rozpoczęte w połowie lutego, trwały przez cały miesiąc, jednak bez większych rezultatów.
W tym czasie, kiedy główne siły 10. armji rosyjskiej wycofywały się z Prus Wschodnich na front Grodno — Ossowiec, pozostałe armje północno - zachodniego frontu dokonywały swojego nowego przegrupowania. 12. armja umacniała się na linji dolnego Bobra i Narwi aż do rzeczki Orzyc, a 1. armja na froncie Przasnysz — Ciechanów — Płońsk — Wyszogród.
Obóz ieńców.
Natomiast zawiodły wielkie plany obejścia od północy wszystkich sił rosyjskich w Kongresówce, co równocześnie z zamierzonem ana-logicznem obejściem od południa przez Austrja-ków miało przypieczętować ostateczną klęską Rosji i zdruzgotanie ciągle groźnego rosyjskiego „wTalca parowego", jak przyzwyczajono się określać armję rosyjską.
W dodatku natarcie na północy dokonali Niemcy kosztem czterech korpusów, w tern trzech świeżych, dopiero co sformowanych, których pozbawiono front zachodni. To znów pozwoliło odetchnąć armjom angielskiej i francuskiej. Pierwsza z nich z całą energją oclda-
Na całym tym froncie Niemcy energicznie nacierali na Łomżę, Nowogród, Ostrołękę i Przasnysz. Robiło to wrażenie, że Niemcy usiłują przerwać front rosyjski i zająć Warszawę od wschodu, od strony Pragi.
Wszystkie jednak wysiłki Niemców, aby przebić się przez Narew, spełzły na niczem, chociaż zajęły im drugą połowę lutego. Tylko Przasnysz chwilowo znalazł się w ich rękach. Jednakże już 27 lutego przeciwnatarcie Rosjan wyrzuciło Niemców z Przasnysza, przy-czem oddziały niemieckie poniosły znaczne straty, nawet w jeńcach, co Niemcom zdarzało się naogół w wyjątkowych tylko wypadkach.
DALSZY CIĄG WALK
W końcu lutego 1915 roku, w tym czasie, kiedy ofensywa niemiecka na północy ostatecznie załamała się pod Ossowcem, rosyjskie 1 i 12 armje, ukończywszy swoją koncentrację, miały zkolei wraz z 10 armją rozpocząć własne natarcie. Jednakże okazało się w ostatniej chwili, iż, jak to często zdarzało się u Rosjan, obu tym armjom nie zdążyły nadejść na czas ani dostateczne uzupełnienia materjału ludzkiego, ani też zapasy amunicji i środków technicznych. Z konieczności więc musiano znacznie zwęzić początkowy plan operacyj na północy. Rolę wszystkich tedy trzech armij ograniczono do zadań czysto lokalnych, a mianowicie obrony Narwi, Bobra i środkowego Niemna i w tym celu nakazano im zająć najbardziej dogodne pozycje.
Na zwężenie pierwotnego planu nowej rosyjskiej ofensywy na północy, poza względami materjalnemi, wpłynęły również względy natury czysto politycznej. Niejednokrotnie już Czytelnik zauważył, że w naczelnem dowództwie rosyjskiem ścierały się dwa wrogie sobie kierunki polityczne, których wykładnią były sztaby obu frontów: północno-zachodniego i po-łudniowo-zachodniego. Jeden z tych kierunków politycznych, bliżej związany z tendencjami francusko-angielskiemi, ustawicznie wywierał nacisk w kierunku wzmożenia aktywności działań wojennych przeciwko Niemcom, głównemu przeciwnikowi, drugi zaś, realizujący czysto rosyjski program imperialistyczny — dążył do unikania decydujących rozgrywek z Niemcami, natomiast za cel wojny uważał pogrom monar-chji austro-węgierskiej. Trzykrotne już klęski, jakie ponosili Rosjanie w Prusach Wschodnich, oczywiście w dużej mierze zwiększały wpływy kierunku przeciwaustrjackiego. Tern łatwiej więc w końcu lutego udało się przygwoździć
wielkiego natarcia plai północy, co byłe
NA WSCHODZIE.
równoznaczne z wykonaniem jej na południu przeciwko Austrjakom. W tym też celu poważnie uszczuplono siły północno-zachodniego frontu na korzyść południowo-zachodniego.
Pomimo wszystko jednak dowódca rosyjskiego północno-zachodniego frontu, generał Ruzskij, uzyskał od wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza osobiste zezwolenie na częściową ofensywę, której celem byłoby opanowanie południowej części jezior Mazurskich w Prusach Wschodnich, a to dla zajęcia przez Rosjan wygodniejszej pozycji obronnej na wypadek wiosennego natarcia Niemców. Ofensywę tę rozpoczęli Rosjanie w dniu 2 marca.
10 armja rosyjska generała Radkiewicza poprowadziła natarcie w kierunku na Kalwa-rję, do- której zbliżyła się pod koniec marca po zaciętych i krwawo okupionych walkach z Niemcami, którzy ustawicznie przechodzili do przeciwnatarcia. Specjalna grupa kowieńska posuwała się powoli w kierunku Marjam-pola. Grupa generała Apuehtina, rozporządzająca znaczniejszemi siłami kawalerji, stanowiła osłonę pod Taurogami na prawym brzegu Niemna. Wreszcie pod Płungianami znajdowała się rezerwowa grupa gen. Potapowa, który samorzutnie w końcu marca dokonał brawurowego, acz mało skutecznego natarcia na Kłajpedę, którą zresztą natychmiast zmuszony był opuścić i zpowrotem schronić się w głąb te-rytorjum rosyjskiego.
Pomimo wszelkich wysiłków Rosjan i ich ogromnej ofiarności, Niemcy w dalszym ciągu byli w posiadaniu Marjampola, Suwałk, Kal-warji i Augustowa, pośpiesznie umacniając obronę tych miast.
Pozostałe armje północno - zachodniego frontu, a więc 1 i 12, miały zadanie trudniejszo jeszcze, niż 10 armja. Na froncie tych dwóch armij Niemcy skoncentrowali znaczno siły.
ściągnięte z lewego brzegu Wisły, oraz z odcinka środkowego Niemna, gdzie powoli odstępowali. To też na froncie Przasnysz — Ostrołęka — Łomża toczyli Rosjanie jałowe, acz niezwykle krwawe, walki. Tutaj zetknęły się natarcia obu przeciwników i długo ważyły się losy bitwy. Dopiero około połowy marca, na skutek znaczniejszego powodzenia Rosjan pod Przasnyszem, Niemcy zrezygnowali z dalszych walk i prób przełamania rosyjskiego frontu i powoli rozpoczęli odwrót ku swoim południo-wo-pruskim granicom. Ale i Rosjanie nie mo
gli dalej prowadzić swojego natarcia. Wyczerpanie ich bowiem osiągnęło już tę granicę, poza którą każde działanie zaczepne nieuchronnie groziłoby katastrofą. W rezultacie w początkach kwietnia 1915 roku na całym froncie Prus Wschodnich walki przycichły, wytworzyła się bardziej stała równowaga sił i obaj przeciwnicy musieli narazie zrezygnować z poważniejszych działań.
Równocześnie z końcowym etapem walk na rosyjskim północno-zachodnim froncie nastąpiła zmiana na stanowisku dowódcy tegoż frontu. Generał Ruzskij, powołując się na fatalny stan swojego zdrowia, podał się do dymisji. Na jego miejsce naznaczono generała Aleksiejewa, dotychczasowego szefa sztabu po-
366
łudniowo-zachodniego frontu. Zkolei stanowisko to objął generał Dragomirow, posiadający zaufanie generała Iwanowa, dowódcy tegoż frontu.
Trudno jest dziś rozstrzygnąć kwestję, czy dymisja generała Ruzskiego wywołana była istotnie złym stanem jego zdrowia. Jakkolwiek-by tam było — pewnem jest natomiast, że nominacja generała Aleksiejewa miała charakter wybitnie polityczny i dowodziła zwycięstwa kierunku przeciwaustrjackiego. Generał Aleksie-jew, który sam, jako zaufany szef sztabu do
wódcy południowo-zachodniego frontu, generała Iwanowa, był gorącym zwolennikiem decydującej rozgrywki z Austro-Węgrami przy równoczesnej pozycji obronnej wobec Niemiec, rzecz oczywista, jako dowódca północno-zachodniego frontu, musiał ograniczyć znaczenie tego frontu do roli czysto obronnej i osłony prawego skrzydła decydującego południowo-zachodniego frontu.
Nominacja generała Aleksiejewa była ukoronowaniem tych zabiegów politycznych, które już na tydzień przedtem skłoniły wielkiego księcia do wydania następujących dyrektyw dowódcom obu frontów:
„Odtąd Wódz Naczelny uważa za swój zasadniczy cel przejście na całym północno-zacho-
Atak u- maskach.
dnim froncie do działań o charakterze czysto obronnym przy równoczesnem powierzeniu po-łudniowo-zachodniemu frontowi głównego zadania w przyszłej kampanji. Ogólna koncepcja sprowadza się do tego, aby prowadzić działa-nia zaczepne, naciskając od lewego skrzydła południowo-zachodniego frontu i posuwając się w kierunku na Budapeszt i dalej, oskrzydlając całą linję Kraków — Poznań — Toruń".
Czyżby dyrektywa ta była przyczyną „choroby" generała Ruzskiego, który był gorącym zwolennikiem wielkiej ofensywy na Berlin, wierząc, że klucz tej ofensywy — Prusy Wschodnie — dadzą się jednakże opanować wcześniej lub później! ?
Bardziej jeszcze mogły były wpłynąć na stan zdrowia generała Ruzskiego dalsze ustępy tych dyrektyw wodza naczelnego. Mówiło się tam o tern, iż plan powyższy jest już zakomunikowany wodzowi naczelnemu armji francuskiej, generałowi Joffre, i że wreszcie plan ten uzyskał aprobatę samego cesarza, który miał się wyrazić, „iż jest to właśnie to, co on samby uczynił!".
Tak więc w ostatnich dniach marca 1915 roku Rosja radykalnie zmieniła swoje strategiczne cele wojny. Bezpośrednie uderzenie na Niemców zostało poniechane. Zdecydowały o tern wpływy tych polityków rosyjskich, którzy po dawnemu pielęgnowali w sobie tradycyjny kult dla Niemców i ich materjalistycz-nej kultury, zadecydowały panujące wciąż na dworze cesarskim wpływy germanofilskie, zadecydował wreszcie w dużej mierze uzasadniony lęk przed potęgą militarną „żelaznych" Niemiec. Zamiast przeciwko Niemcom — odtąd oręż rosyjski miał być skierowany przede-wszystkiem przeciwko Austro-Węgrom. Zamiast hasła „na Berlin!", głoszonego od pierwszych dni wojny — rzucono hasło „na Budapeszt i na Wiedeń!". Była w tern podświadoma może nawet wiara w ostateczne zwycięstwo Niemców, z którymi dałoby się zawrzeć korzystny pokój... kosztem Austro-Węgier... na platformie „faktów dokonanych".
Generał Aleksiejew objął stanowisko dowódcy północno-zachodniego frontu w dniu 30 marca i natychmiast zajął się przystosowaniem tegoż do nowych zadań. W momencie tym Rosjanie na całym tym froncie aż do Pilicy posiadali już znaczną przewagę liczebną. Siły Niemców wynosiły zaledwie 41 dywizyj, podczas gdy Rosjanie rozporządzali blisko 60 dywizjami piechoty, ponadto posiadając olbrzymią przewagę w kawalerji. Ta przewaga Ro
sjan (pomimo niedoboru w ludziach, wynoszącego ponad 350 tysięcy) oczywiście znacznie zwiększyłaby się, o ile zdołanoby doprowadzić stan dywizyj do pełnych etatów. Temu to zadaniu przedewstkiem poświęcił się generał Aleksiejew, równocześnie reorganizując swoje ar-mje, umacniając pozycje i tworząc poważniejsze odwody, aby stan obronny północno-zachodniego frontu pozwolił na przerzucenie stamtąd poważniejszych sił na decydujący front po-łudniowo-zachodni.
Jeszcze w grudniu 1914 roku w dowództwie południowo-zachodniego frontu powstała myśl sforsowania przełęczy karpackich i przedarcia się na nizinę węgierską. Rzucono wówczas hasło: „Droga na Berlin prowadzi przez Budapeszt i Wiedeń!". Myśl ta stopniowo zyskiwała sobie zwolenników zarówno w sferach wojskowych, jak i politycznych, aż, jak wiemy, w marcu 1915 roku w kierunku tym skłoniło się naczelne dowództwo.
Począwszy od początku stycznia Rosjanie rozpoczęli przygotowania na wielką skalę, które jednak — oczywiście — nie dały się ukryć przed wszystkowiedzącym w Rosji wywiadem niemieckim. Przygotowania rosyjskie poważnie zaniepokoiły dowództwo niemieckie, które dość pesymistycznie, zresztą na skutek smutnych doświadczeń, oceniało wartość bojową ar-mij austro-węgierskich. Jeśliby te nie sprostały zadaniu—zjawienie się Rosjan na Węgrzech łatwo mogłoby się stać śmiertelnym ciosem dla naddunajskiego sprzymierzeńca Niemiec. Tembardziej, że w monarchji austro-węgier-skiej, poza rdzennymi Austrjakami, najmocniejszą podporą w wojnie było właśnie społeczeństwo węgierskie i jego bitni żołnierze.
Aby więc nie pozostawiać losów Węgier w niepewnych rękach samych tylko Austrja-ków, dowództwo niemieckie poczęło pośpiesznie koncentrować w okolicach Munkacewa świeżo sformowaną grupę Beskidską z zamiarem poprowadzenia ofensywy na Stryj, co mogłoby znakomicie pokrzyżować rosyjskie plany ofensywne w Karpatach. Równocześnie i Austrja-cy, dopingowani przez dowództwo niemieckie i podniesieni na duchu pomocą Niemców, skąd się dało ściągali do Galicji swToje siły, przygotowując własne przeciwnatarcie.
Przygotowania austro - niemieckie zkolei zaskoczyły niemile dowództwo rosyjskie, które słusznie obawiało się o losy swojego lewego
skrzydła w Galicji, gdzie od przełęczy Użockiej aż do granicy rumuńskiej posiadali Rosjanie zaledwie kilka dywizyj piechoty, wzmocnionych kawalerją. To też jeszcze w końcu stycznia naczelne dowództwo rosyjskie wzmocniło swój po-łudniowo-zachodni front, kierując XII korpus w okolice Stryja. Równocześnie polecono wszystkim armjom w Galicji, aby skierowały w Karpaty swoją artylerję górską, która wyjątkowo dotąd zachowała w doskonałym stanie
elono również lewoskrzydłowe korpusy 3 armji, co dawało razem pięć korpusów. Rezultat austro-niemieckiego przeciwnatarcia sprowadził się do tego, że własna ofensywa Rosjan rozwijała się niezwykle powoli i z wielkiemi ofiarami. Dopiero w początkach lutego Rosjanie podeszli do Bardyjowa, Zborowa i Medzi Laborce. Na południowy-wschód od tego odcinka frontu aż do granicy rumuńskiej Rosjanie wogóle nie mogli porzucić sta-
Wyuriad niemiecki.
zapasy swojej amunicji i środków technicznych.
W końcu stycznia rozpoczęło się niemiec-ko-austrjackie przeciwnatarcie, mając za punkty wyjścia następujące miejscowości: Bardy-jów (Bartfeld), Medzi Laborce, Munkacewo i Kirlibaba. Na tym ostatnim odcinku dość słabe siły Rosjan odrazu zmuszone były wycofać się na Seletyn.
Jednakże lokalne sukcesy austro-niemieckiego przeciwnatarcia w Karpatach nie zdołały pokrzyżować planów rosyjskich. Niemal równocześnie Rosjanie rozpoczęli swoje natarcie, które prowadziła 8 armja generała Brusiłowa,
368
nowiska obronnego. Na Bukowinie wreszcie, jak to już wyżej wspomnieliśmy, cofali się nawet Rosjanie przez Seletyn ku Seretowi.
Generał Iwanow alarmował kwaterę główną, prosząc ustawicznie o nowe uzupełnienia swoich wojsk, jakkolwiek świeżo otrzymał XXII korpus. Pomimo, że w pierwszej połowie lutego dowództwo naczelne coraz bardziej skłaniało się już ku koncepcji decydujących działań na froncie południowo-zachodnim, jednakże położenie ówczesne na froncie północno-zachodnim nie pozwalało na dalsza ekspedycję rezerw do Galicji. Generałowi Iwanowowi polecono, aby radził sobie własnemi siłami. Wobec
tego generał Iwanow, wciąż mając na myśli niespodziewane wtargnięcie na Węgry, zdecydował się na stanowisko czysto obronne na całym swoim froncie, prócz odcinka Bardyjów— Medzi Laborce, tam właśnie przerzucając z lewego brzegu Wisły XVII korpus i 2 brygadę strzelecką. Aby ubezpieczyć prawe skrzydło nadal nacierającej 8 armji, generał Iwanow nakazał lewemu skrzydłu 3 armji wykonywać demonstracyjne uderzenia w kierunku Nowego Sącza i Lubowli.
W straszliwych warunkach atmosferycznych, wśród śniegów i lodów, w ciężkim terenie górskim wojska 8 armji rosyjskiej prowadziły bezustanne czołowe ataki na odcinku Bardyjów — Medzi Laborce, krwawo okupując zaledwie drobne lokalne sukcesy, bez żadnego poważniejszego znaczenia. Natomiast na połu-dniowy-wschód, na odcinku w kierunku Mun-kacewa, Rosjanie zaledwie wytrzymywali gwałtowne natarcie niemieckiej grupy Beskid-skiej. Jeszcze gorzej dla Rosjan układała się sytuacja na ich skraj nem lewem skrzydle, gdzie cofali się w stronę Dniestru i Prutu.
Równocześnie poczęło się komplikować położenie Rosjan pod twierdzą Przemyśla, którego garnizon czynił ustawiczne i gwałtowne wypady na oblegające wojska rosyjskiej 11 armji. Wysiłki te garnizonu Przemyśla nie dały jednak rezultatu. Przeciwnie, nawet po ciężkich walkach udało się Rosjanom znacznie zacieśnić pierścień wojsk oblężniczych.
W połowie lutego generał Iwanow ponownie zwraca się do dowództwa naczelnego o pomoc, wskazując na to, że prawe skrzydło wojsk rosyjskich w Karpatach znacznie opóźnia wykonanie swoich zadań, na lewem zaś skrzydle położenie staje się wręcz groźne. Oczywiście wobec braku poważniejszych rezerw w rozporządzeniu naczelnego dowództwa prośba generała Iwanowa mogłaby być wypełnioną jedynie kosztem sił północno-zachodniego frontu. I tym razem jeszcze wielki książę Mikołaj Mikołaje-wicz nia dał się wciągnąć w osobistą koncepcję generała Iwanowa i poradził mu, aby, wobec ciężkiego położenia na północy, sam sobie wystarczał, przerzucając stopniowo wojska z lewego brzegu Wisły na prawy.
Wobec tego generał Iwanow, uparcie dążący do ofensywy na Budapeszt, ostatecznie zadecydował zasadnicze przegrupowanie swoich wojsk. Tak więc na lewym brzegu Wisły na południe od Pilicy miała pozostać sama tylko 4 armja generała Ewerta w składzie czterech korpusów. Dowódca dotychczasowej 9 armji, ge-
^eczyckij, miał objąć dowództwo nowej armji na lewem skrzydle karpackiego frontu, sformowanej z czterech korpusów i jednego korpusu jazdy, zabranych z lewego brzegu Wisły. Armja ta miała zająć front od Bolechowa do granicy rumuńskiej. Zadaniem jej było uderzyć na przeciwnika, który prowadził natarcie na Nadworne, 8 armja oraz 3, której ta pierwsza zpowrotem miała oddać swoje dwa prawo-skrzydłowe korpusy, miały w dalszym ciągu prowadzić natarcie na Humenne, równocześnie powstrzymując przeciwnika, nacierającego od strony Użhoroda, Munkacewa i Huste. Całe to przegrupowanie powinno było być ukończone w końcu lutego.
Jednakże już z początkiem marca generał Iwanow, konsekwentny w swoim uporze, znów zwraca się o pomoc do naczelnego dowództwa, powołując się na słabość 9 armji i prosząc o nadesłanie „chociażby" jednego korpusu na odcinek Żurawno — Halicz. Oczywiście była znów mowa o poważnych siłach przeciwnika, zaobserwowanych przez wywiad, oraz o jego rzeko-mem dążeniu do „głębokiego obejścia" lewego skrzydła Rosjan.
Tym razem prośba generała Iwanowa odniosła lepszy skutek: skierowano mu na pomoc świeżo sformowany XXXIII korpus, obiecując przy najbliższej okazji dalszą pomoc. Cóż się stało? Oto z jednej strony wytrwałość generała Iwanowa, z drugiej wpływy polityczne, które ten umiał pozyskać, wreszcie względy natury dyplomatyczno-politycznej coraz bardziej skłaniały wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza do odstąpienia od początkowego planu wojny i przyjęcia koncepcji generała Iwanowa. Był to moment, w którym Koalicji zabłysła nadzieja sforsowania cieśniny Dardanelskiej. Jeśliby równocześnie i Rosja uzyskała jakieś bardziej decydujące zwycięstwo nad Austro-Węgrami, wówczas zwiększyłyby się znacznie szanse przystąpienia do Koalicji wciąż wahających się i wyczekujących państewek bałkańskich, co znów przerwałoby swobodne połączenie Turcji z mocarstwami centralnemi, z których czerpała wszystkie swoje techniczne środki do prowadzenia wojny.
W ciągu całego marca trwały zacięte walki na froncie lewego skrzydła 3 armji i całej 8 armji rosyjskiej.
Walki te posiadały specjalny charakter. Tereny górskie, gęsto zalesione i pokryte jeszcze śniegiem i lodem, nie pozwalały naogól stosować nowoczesne środki techniczne na szerszą skalę. To też walczono na bliskich odlegli
ściach, ustawicznie przechodząc do walki wręcz, która niejednokrotnie z obu stron nabierała cech wprost heroicznych. A przytem wszyst-kiem z natury rzeczy szwankowały dostawy nietylko amunicji, lecz nawet i żywności. I nieraz oddziały głodne, wycieńczone, bez ładunków, odpierały natarcia przeciwników gołym bagnetem, szablą, łopatą, nawet kamieniami. W tych warunkach walki były niezwykle krwawe, a dające mało efektywne sukcesy, niejednokrotnie mierzone na metry kwadratowe zdobytego obszaru.
Wywiadowcy oglądają okolicę z wysokiego drzewa.
Szczególnie krwawe i bohaterskie walki toczono na przełęczy Łupkowskiej, pod Smole likiem i Kozłówką. Z obu stron dokonywano wprost cudów bohaterstwa i poświęcenia. Wojska austro-węgierskie, pomiędzy które coraz bardziej rozprowadzano oddziały niemieckie, nie ustępowały Rosjanom ani pod względem wytrzymałości fizycznej, ani odwagi. W rezultacie wielkie natarcie Rosjan w Karpatach powoli załamywało się, a przeciwnatarcia austro-
27H
memiecKie wciąż zmuszały Rosjan do obrony. Również i zamierzone natarcie 9 armji rosyjskiej wciąż opóźniało się, co pozwalało Austra-kom nadal utrzymywać w swoich rękach Nadworne, Delatyn i Kołomyję. Ale i wysiłki Au-strjaków, zmierzające do przerwania frontu rosyjskiego w Karpatach w celu dania odsieczy ledwie już broniącemu się Przemyślowi, nie udały się. Nie doczekawszy się odsieczy, po półrocznej bohaterskiej obronie twierdza Przemyśla poddała się w dniu 22 marca 1915 roku, głównie z braku środków żywnościowych. W ciągu ostatnich dni przed poddaniem się Przemyśl „wystrzeliwał" swoje zapasy amunicji artylerji fortecznej. Następnie na trzy dni przed poddaniem się garnizon twierdzy przedsięwziął decydującą wycieczkę, mając nadzieję przebić się ku swoim. Wycieczka ta nie udała się. Garnizon zmuszony był zpowrotem cofnąć się do twierdzy. Wówczas komendant Przemyśla, generał Hermann Kusmanek (urodzony w 1860 r., powrócił z niewoli w 1918 r.) zdecydował poddać twierdzę. Świtem dnia 22 marca Austrjacy poczęli wysadzać w powietrze poszczególne forty. Kiedy zaś Rosjanie rozpoczęli generalny szturm — nad twierdzą wywieszono białą flagę — znak poddania się.
Upadek Przemyśla był dotkliwym ciosem dla armji austro-węgierskiej. Rosjanie zagarnęli do niewoli olbrzymi garnizon, który składał się z 9 generałów, 2.500 oficerów i około 120.000 podoficerów i szeregowców. Trzon tego garnizonu stanowiła 23 dywizja Honwedów\ W ręce Rosjan dostało się ponad 900 dział wszelkiego kalibru oraz ogromne zapasy środków technicznych i ręcznej broni.
Z chwilą upadku Przemyśla oswobadzała się rosyjska 11 armja, zajęta dotąd oblężeniem. To dało możność generałowi Iwanowowi bardziej jeszcze rozwinąć swój plan ofensywny na Węgry. Korpusy 11 armji wcielono w skład 3 i 8 armij, którym nakazano teraz osiągnąć linję Vranov — Csap — Użhorod — Turka, czyli klinem rozbić środek frontu karpackiego, aby później uderzyć na Satmar Nemeti — Hu-ste, czyli zajść tyły siłom austro-niemieckim, działającym na południowym-wschodzie. Galicji i na Bukowinie. Związać te siły miało być zadaniem 9 armji, która zkoiei powinna była rozpocząć swoje natarcie od strony Zaleszczyk. Plan ten był zresztą niezgodny z wyraźną dyrektywą naczelnego dowództwa z dn. 19 marca, które zalecało działania zaczepne, nacierając od lewego skrzydła południowo-zaehod-niego frontu.
Z niezwykłym uporem generał Iwanow prowadził swoje działania wojenne. 3 i 8 armje rosyjskie prowadziły wściekłe ataki, nie szczędząc straszliwych, krwawych ofiar. Wreszcie w początkach kwietnia 3 armji udało się opanować główne szczyty Beskidów. Równocześnie i wojska 8 armji, przekroczywszy przełęcze, poczęły schodzić wśród walk na południowe stoki. Jakkolwiek Rosjanie posunęli się przeważnie o jeden przemarsz dzienny, jednakże sukces ten nie posiadał jeszcze znaczenia decydującego, tembardziej, że wojska austro-węgierskie stawiały niezwykle zacięty opór, na którym znów załamało się rosyjskie natarcie. W dodatku na front karpacki przybywało coraz więcej oddziałów niemieckich, ściąganych nietylko z nad Pilicy, ale i z zachodniego frontu. Natarcie Rosjan zostało nietylko powstrzymane, ale nawet tu i ówdzie, jak naprzykład pod Koziów-ką, udało się Niemcom powtórnie zepchnąć Rosjan ze szczytów górskich. Na odcinku 9 armji rosyjskiej udało się tej posunąć nieco naprzód tylko na prawem skrzydle, natomiast na lewem przeciwnie posunęli się Austrjacy, czasowo nawet przeprawiwszy się przez Dniestr i odrzuciwszy Rosjan ku granicy. Wprawdzie i oni nie mieli trwałego powodzenia, gdyż jazda rosyjska wkrótce zadała im dotkliwą porażkę, zmuszając do cofnięcia się poza swoje poprzednie linje obronne.
Wspominając o tym, lokalnym zresztą, sukcesie rosyjskiej kawalerji, warto zaznaczyć, że niemało przyczyniła się do tego tubylcza kaukaska dywizja jazdy, w skład której wchodziło sześć pułków ochotniczych, werbowanych wśród sześciu głównych plemion kaukaskich, których przywileje zwalniały od przymusowej służby wojskowej. Dywizja ta, pospolicie zwana „dziką", niejednokrotnie w ciągu wojny składała dowody niezwykłego bohaterstwa, właściwego wojowniczym plemionom Kaukazu, oraz wysokiej wartości bojowej swoich ochotników, od dziecka nawykłych do konia, broni i walki. Mniej pięknie może wyglądał stosunek tych wschodnich wojowników eon amore do ludności cywilnej i jeńców, co może przyczyniło się do powstania popularnej nazwy „dzikiej" dywizji. W Rosji patrzono na to przez palce, jako że dowódcą „dzikiej" dywizji był brat samego cesarza, wielki książę Michał Aleksandrowicz. Oficerowie składali się napoły z Rosjan, napoły z Kaukazczyków. Ta szczególna dywizja, będąca pupilką społeczeństwa rosyjskiego, wchodziła w skład II korpusu jazdy, dowodzonego
również przez napoły egzotycznego generała Chana Nachiczewańskiego.
Pomimo tych lokalnych sukcesów, dalsze natarcie 9 armji rosyjskiej załamało się na umocnionych pozycjach austrjackich.
Już w początkach kwietnia można było zrozumieć, że wielka ofensywa rosyjska na Węgry załamała się ostatecznie. Opór wojsk aur stro-węgierskich, coraz bardziej nasycanych oddziałami niemieckiemi, nietylko nie malał, lecz przeciwnie, wyraźnie wzrastał. Warunki klimatyczne były okropne: podczas gdy na szczytach i na przełęczach leżały jeszcze głębokie śniegi — w dolinach panowała odwilż, ostatecznie rozstrajająca wszelkie możliwe środki komunikacyjne. A przytem wszystkiem wojska rosyjskie, źle zaopatrywane we wszystko, zdradzały już ostateczne wyczerpanie fizyczne i moralne. Nawet generał Iwanow doszedł był do przekonania, że chociażby chwilowo należy powstrzymać ofensywę, aby dać odpoczynek wojskom, zreorganizować służbę tyłową i doczekać się posiłków.
Ale tym razem samo dowództwo naczelne nakazywało dalsze prowadzenie ofensywy, by wreszcie za wszelką cenę wtargnąć na równinę węgierską i tam zadać ostateczną klęskę ar-mjom austro-węgierskim. Dowództwo naczelne uważało, że, skoro armje rosyjskie dały się wciągnąć w góry i zaangażować w poważne walki, które je wiążą w miejscu, jedynem wyjściem z tej sytuacji jest pomyślne zakończenie całej kampanji górskiej i uwieńczenie jej pogromem przeciwnika. W przeciwnym razie każde poważniejsze natarcie Austrjaków od strony Krakowa łatwo może grozić armjom rosyjskim w Karpatach nietylko oskrzydleniem, ale i całkowitem obejściem ich tyłów. To też dowództwo naczelne wciąż kierowało nowe posiłki w Karpaty.
A tymczasem, począwszy już od połowy lutego, w rejonie Krakowa poczęły koncentrować się istotnie wojska austro-niemieckie. Wiadomości o tern przedostawały się na stronę rosyjską, która jednak nabrała co do tego pewności dopiero w połowie kwietnia.
Generalny kwatermistrz rosyjskiego naczelnego dowództwa, generał Daniłow, czynił energiczne zabiegi,—nie wierząc zresztą w sukces kampanji karpackiej — aby zorganizować silne odwody, co najmniej w sile dwóch korpusów (z tego jeden zabrany z północno-zachodniego frontu), na wypadek ofensywy austrjac-kiej od strony Krakowa.
W tym czasie plany naczelnego dowództwa mocno pokrzyżowała podróż cesarza do Galicji. Podróży tej był przeciwny wódz naczelny, wielki książę Mikołaj Mikołajewicz, obawiając się, iż wpływy imperialistycznych polityków rosyjskich podróży tej nadadzą charakter bomba-stycznej manifestacji politycznej. Podobno obawiał się tego również i generał-gubernator Galicji, hrabia Bobryńskij. Obaj uważali to za co najmniej przedwczesne i szkodliwe, narażające prestige Rosji na poważne ryzyko.
Istotnie. Obawy te okazały się słuszne. Podróży Mikołaja II nadano charakter uroczystego wjazdu monarchy nie do kraju „okupowanego" prawem wojny, lecz już „wcielonego" do cesarstwa rosyjskiego. Podróż ta stała się wymownym dowodem po pierwsze tego, że decydujące czynniki Rosji uważały już (jakżeż bardzo przed czasem!) Galicję za kraj bezapelacyjnie „przyłączony" do cesarstwa, po drugie zaś, że „przyłączeniu" temu nadawały cechy czysto nacjonalistyczne, uważając ową „Gali-czynę" za rdzennie rosyjską (!) ziemię, powró-coną na łono prawowitej macierzy!
Mikołaj II przyjechał do Brodów wraz ze swoją świtą, wodzem naczelnym, szefem jego sztabu i generalnym kwatermistrzem w dniu 22 kwietnia. Stąd samochodami udano się do Lwowa. We Lwowie cesarz zatrzymał się w pałacu, zajmowanym przez generał-gubernatora. Pierwszego dnia odbyło się oficjalne przyjęcie i obiad. Cesarz rozdawał ordery i nominacje. Hrabia Bobryńskij otrzymał nominację na ge-nerała-adjutanta. Następnego dnia udano się koleją, specjalnym pociągiem, do Sambora, gdzie kwaterował sztab 8 armji. Tu, na dworcu, cesarz przyjął raport kompanji honorowej
„żelaznej" Drygady strzeleckiej, Którą to kom panję specjalnie, nagwałt, sprowadzono z frontu w Karpatach. Znów uroczyste śniadanie w kwaterze sztabu 8 armji. Znów sypią się nominacje i ordery. Generał Brusiłow otrzymuje nominację na generała-adjutanta w dowód zasług, jakie cesarzowi przedstawiono w jego ofensywie. Zkolei nastąpiła wycieczka do Chy-rowa, gdzie odbył się przegląd i parada III korpusu kaukaskiego. Wieczorem tegoż dnia dojechano do Przemyśla, gdzie odbyły się znów najrozmaitsze uroczystości oficjalne, parady wojskowe i polowe nabożeństwa. Następnego dnia 24 kwietnia zwiedzanie zniszczonych ogniem artyleryjskim fortów, raporty i wspominki, wspaniały obiad w gmachu kasyna au-strjackiego — znów ordery, mowy i pochwały. Wreszcie odjazd samochodami do Lwowa, a stąd już koleją zpowrotem do Brodów. A wszędzie po drodze ciągłe postoje, wywołane nibyto „spontanicznie" urządzanemi manifestacjami wojska, władz i ludności cywilnej. Były to dni, w których parady, uroczystości i bojowe przemówienia nie pozwalały czuwać tym, którzy w rękach swoich dzierżyli losy armji rosyjskiej, tern samem zaś całego cesarstwa rosyjskiego.
Gdzież tu było myśleć o sytuacji na froncie, skoro cesarz w dowód swojej łaski i uznania zasług ofiarował wodzowi naczelnemu, wielkiemu księciu Mikołajowi Mikołaj ewiczo-wi, „szablę św. Jerzego", wysadzaną bezcen-nemi brylantami, z napisem triumfalnym: „Za oswobodzenie Czerwonej Rusi".
A równocześnie, właśnie w tych dniach rosyjskich uroczystości triumfalnych w Galicji, niemieckie dowództwo naczelne przystąpiło do realizacji swojego nowego planu, który zasad-
,^
Ł
Cesarz Mikołaj II na linji frontu.
372
niczo zmieniał wzajemne ustosunkowanie się frontów zachodniego i wschodniego.
Przekonawszy się, że na Zachodzie dostatecznie posiadają umocnione położenie, zdecydowali się Niemcy na działania czysto obronne przeciwko zachodnim członkom Koalicji, aby ostatecznie rozwiązać sobie ręce w stosunku do Rosji. W dniach uroczystości galicyjskich w drodze już były z Zachodu na Wschód nieprzeliczone pociągi niemieckie, wiozące świeże wojska, potężną artylerję ciężką i bogaty sprzęt wojenny. A wszystko to, aby dokonać przerwania frontu rosyjskiego. Siły te kierowały się
w klin między Wisłą, Dunajcem i Karpatami, którego podstawę stanowił Kraków. Wkrótce już nawet niemiecka kwatera główna zjechała na front wschodni.
Przygotowywała się wielka ofensywa nie-miecko-austrjacka, która miała tak fatalnie zakończyć się dla Rosji. A wielki książę Mikołaj Mikołajewicz przypasywał właśnie do boku, wśród „żywiołowych" okrzyków i oklasków brylantami sadzoną szablę z napisem „Za oswobodzenie Czerwonej Rusi". Tak oto los bywa złośliwy, a Nemesis dziejowa nieubłaganą...
173
Rozdział XII. WALKA 0 DARDANELE.
W początkach 1915 roku zrodziła się w An-glji śmiała myśl opanowania cieśniny Darda-nelskiej, która stanowiła zamknięte dla Koalicji wrota od chwili przystąpienia Turcji do mocarstw centralnych. Myśl tę gorąco podchwycono również we Francji. Jedynie generał Jof-fre był zdecydowanym przeciwnikiem tego przedsięwzięcia, nie wierząc w jego skuteczność. Ale generał Joffre nie był wodzem naczelnym wszystkich sił zbrojnych Francji: pod jego rozkazami znajdowały się jedynie siły lądowe na froncie przeciwniemieckim. To też nie odniosły skutku jego przestrogi, kiedy twierdził, że utworzenie poza frontami zachodnim, wschodnim i serbskim w samej tylko Europie czwartego zkolei samodzielnego frontu, dającego zbyt małą gwarancję powodzenia, i to wobec braku ogólnokoalicyjnego naczelnego dowództwa, bardziej jeszcze skomplikuje technikę prowadzenia wojny, grążąc je w chaosie nieuzgod-nionych dostatecznie, a często nawet sprzecznych posunięć na poszczególnych frontach i poszczególnych armij koalicyjnych.
Z drugiej jednak strony należy stwierdzić., abstrahując od względów czysto wojskowych, że opanowanie Dardanelów istotnie byłoby dla Koalicji nielada sukcesem politycznym i gospodarczym, który łacno mógł był przyśpieszyć bieg wypadków wojennych na korzyść Koalicji.
Opanowanie cieśniny Dardanelskiej otwarłoby drogę połączonym siłom morskim Anglji i Francji do serca Turcji — Konstantynopola. Zdobycie Konstantynopola i sforsowanie Bosforu po upadku Dardanelów byłoby już sprawą krótkiego tylko czasu. A posiadanie obu cieśnin utorowałoby wolną i wygodną drogę morską pomiędzy zachodnimi członkami Koalicji a Rosją, niemal całkowicie odciętą od swoich sojuszników od chwili przystąpienia Turcji do wojny.
Wobec zamknięcia cieśnin tureckich jedyne wolne i bezpośrednie drogi łączyły Rosję ze światem przez Archangielsk na morzu Białem oraz przez Władywostok na Dalekim Wschodzie. Droga przez Archangielsk dawała niezwykle mało korzyści, przedewszystkiem dlatego, iż morza Białe zamarza na przeciąg wielu miesięcy zimowych, to też komunikacja po niem rzadko tylko bywa zupełnie normalną. Droga przez Władywostok była znów nazbyt długą, szczególnie wobec małej sprawności kolei transsyberyjskiej, aby mogła była zapewnić Rosji regularny i dostateczny dowóz z zewnątrz. Jedyna poza tern droga lądowa przez Szwecję z wojskowego punktu widzenia nie dawała żadnych korzyści, wobec neutralności Szwecji i to raczej nieżyczliwej.
NieuprzemysłowTiona Rosja od początku wojny dotkliwie cierpiała z powodu braku dostatecznego dowozu z zewnątrz. Armja odczuwała wciąż rosnący brak broni, amunicji i sprzętu wojennego, a życie gospodarcze i całe społeczeństwo cierpiało na brak zagranicznych wyrobów przemysłowych. Braki te wyczerpywały wartość bojową armji rosyjskiej, podrywając równocześnie wytrzymałość psychiczną całego społeczeństwa. W Anglji i we Francji rozumiano jednakowo, że utorować do Rosji drogę dla wytworów ich potężnych przemysłów znaczy tyleż, co wzmocnić niepomiernie siłę militarną olbrzymiego, lecz osłabionego sojusznika.
Ze swojej strony we Francji i w Anglji odczuwano dotkliwe również braki w surowcach i w środkach żywnościowych. I jedno i drugie mogła była dostarczyć Rosja nieomal że w nieograniczonych ilościach.
Nie same tylko względy gospodarczo-woj-skowe pociągały Anglję i Francję ku myśli opanowania cieśnin tureckich. Grały tu rolę
-,<*t
. * > J »
&JB% 4
j #
" i
i Ranni Rosjanie.
rówTnież względy polityczne. Zdobycie cieśnin i Konstantynopola zmusiłoby Turcję do wycofania się z wojny, gdyż, poza utratą stolicy, byłaby zupełnie odciętą od mocarstw centralnych, skąd czerpała materjalne środki do prowadzenia wojny. Taki obrót rzeczy musiałby niezwykle podnieść autorytet Koalicji zarówno w Europie, jak i na Wschodzie, przeszkodziłby przystąpieniu nowych państw do sojuszu prze-ciwkoalicyjnego, zlikwidowałby ewentualne skutki ogłoszonej przez Kalifa „wojny świętej" w kolonjach angielskich i francuskich, wreszcie ułatwiłby przystąpienie do Koalicji państw dotąd wahających się, jak Włochy, Ru-munja, Bułgarja i Grecja.
W połowie lutego 1915 roku Anglja i Francja zawiadomiły rząd rosyjski o zamierzonej operacji połączonych swoich sił morskich przeciwko Dardanelom. Plan operacyj przewidywał, poza działaniami obu flot wojennych, wysadzenie na wyspie Lemnos wojsk francusko-angielskich w sile 85.000 bagnetów. Wojska te miały być przeznaczone do umocnienia się na opanowanych przez flotę pozycjach i do dalszego wyzyskania sukcesu morskiego. Plan przewidywał, że wykonanie całej operacji nie zabierze więcej czasu, niż trzy do czterech tygodni. W planie tym zalecano Rosji, aby jej flota czarnomorska rozpoczęła równoczesne działania przeciwko cieśninie Bosforu, co pozwoliłoby, w razie powodzenia w Dardanelach, na opanowanie Bosforu i Konstantynopola
równocześnie z obu stron przez flotę angielską, francuską i rosyjską. Ze strony angielskiej wysuwano również żądanie współdziałania rosyjskich wojsk lądowych, które miałyby poprowadzić energiczną ofensywę z Kaukazu wzdłuż wybrzeża Azji Mniejszej ku Konstantynopolowi.
Rosyjskie dowództwo naczelne odniosło się dość sceptycznie do planu francusko-angielskiego, uważając go za mocno już spóźniony, gdyż instruktorzy niemieccy mieli już dostateczny czas, aby zreorganizować i wzmocnić turecką obronę brzegową. Co do własnych działań przeciwko Bosforowi od strony morza Czarnego — uważano w Rosji, że siły rosyjskie na tern morzu są zbyt słabe dla takiego przedsięwzięcia, tembardziej zaś, aby wysadzić i ochronić desant lądowych wojsk w okolicach Konstantynopola. To też rosyjskie dowództwo naczelne radziło liczyć się z możliwością odstąpienia Turcji od wojny i otwarcia jej cieśnin raczej na skutek biegu wypadków na głównych teatrach wojny.
Dowództwo rosyjskie zgadzało się z tern, że bezpośrednie połączenie Rosji z Zachodem posiadałoby ogromne znaczenie z wojskowego i gospodarczego punktu widzenia. Jednakże wskazywało ono raczej na konieczność utorowania wolnej i dogodnej drogi na Północy. Ku temu miało służyć wybudowanie kolei żelaznej przez półwysep Kola do Murmanu, gdzie morze już nie zamarzało. Nawiasem mówiąc, do bu-
dowy tej kolei przystąpiła Rosja ze zwykłem dla siebie opóźnieniem, gdyż dopiero w październiku 1915 roku, ukończyła zaś budowę dopiero w listopadzie 1916 roku, na parę miesięcy przed rewolucją.
Poza względami wojskowemi — niechęć Rosji do forsowania cieśnin tureckich miała i inne, znacznie głębsze powody polityczne.
W rozdziale I „Historji" dostatecznie były wyjaśnione podstawy rosyjskiej polityki bałkańskiej, której trzonem była zawsze sprawa cieśnin. Uchwycenie w swoje drapieżne ręce cieśnin Bosforu i Dardanelów, zatknięcie sztan-
skich Anglji chodziło bowiem o jak najenergi-czniejsze działania wojenne Rosji przeciwko Turcji, która zagrażała angielskim posiadłościom, przedewszystkiem zaś kanałowi Suezkie-mu i Egiptowi. Chodziło również o szybkie sparaliżowanie tych skutków, które wśród mahometan angielskich mogła była wywołać ogłoszona przez Kalifa „wojna święta".
I oto zbliżamy się do istotnego powodu niechęci, jaka panowała w Rosji wśród sfer polityczno - wojskowych do działań aktywnych przeciwko Dardanelom. W tym wypadku bowiem zwycięstwo angielsko-francuskie, otwie-
Artylerja rosyjska u: ucieczce w stronę Brześcia,
daru rosyjskiego w odwiecznym „Carogrodzie" i utrwalenie swojej hegemonji na półwyspie Bałkańskim i na bliskim Wschodzie — oto był cel, który Rosja zawsze uważała za swoje „posłannictwo" dziejowe. Z chwilą przystąpienia Turcji do mocarstw centralnych cel ten zdawał się być dla Rosji bliskim urzeczywistnienia. Został też on oficjalnie uznanym za jeden z podstawowych celów wojennych Rosji. Pod tym względem Rosja otrzymała dostateczne gwarancje od swoich sojuszników. Angielski minister spraw zagranicznych sir Edward Grey złożył nawet, w chwili przystąpienia Turcji do wojny, oficjalne oświadczenie, że Anglja nie wyobraża sobie w razie zwycięstwa załatwienia sprawy cieśnin tureckich inaczej, niźli po myśli odwiecznych i „słusznych" (?) dążeń rosyj-
1 7 ^
rające bramy cieśnin, pod koniec wojny mogło by fatalnie zaważyć na ich dalszych losach. Raz utwierdziwszy się w cieśninach „prawem wojny" ani Anglja, ani Francja nie miałyby wielkiej ochoty oddawać wspaniałego owocu swoich krwawych zwycięstw w niepodzielne władanie Rosji tembardziej, że ta, z chwilą ukończenia wojny, byłaby już mniej potrzebna, a bardziej raczej niebezpieczną dla niedawnych swoich sojuszników. Rozumiano to w Rosji doskonale. A Rosja nie życzyła sobie żadnego condomi-nmm nad cieśninami, uważając je za dojrzewający owoc, przeznaczony dla jej niepodzielnego użytku.
Rozumiano również w Rosji, że w razie przegrania przez Koalicję wojny na głównych jej teatrach, niezależnie od wyniku operacji
dardanelskiej, sprawa cieśnin byłaby i tak przekreśloną dla Rosji. Natomiast zwycięstwo w wojnie z mocarstwami centralnemi w wyniku swoim oraz na podstawie zobowiązań mię-dzysojuszniczych i bez zdobywania cieśnin oddałoby ich posiadanie w ręce Rosji.
Na temat ekspedycji dardanelskiej blisko przez miesiąc toczyły się ciche pertraktacje, raczej polityczne niźli wojskowe, pomiędzy Rosją a jej zachodnimi sojusznikami. Wreszcie, wobec ogólnej sytuacji wojennej oraz nieustępliwości Anglji i Francji, Rosja musiała ustąpić, przynajmniej pozornie.
Wielki książę Mikołaj Mikołajewicz wydał rozkaz dowódcy rosyjskiej floty czarnomorskiej, admirałowi Eberhardtowi, aby uczynił wszystko możliwe w kierunku współdziałania z flotami sojuszniczemi, mającemi rozpocząć swoje działania w Dardanelach. Równocześnie wydano rozkaz, aby jeden z korpusów armji kaukaskiej, a mianowicie V korpus kaukaski, został przewieziony do północnych portów morza Czarnego, gdzie miał pozostać, jako strategiczna rezerwa, posiadająca również charakter polityczny. Korpus ten w każdej chwili mógł był być wysadzonym, jako desant, pod Konstantynopolem, stanowił jednocześnie groźbę pod adresem wahających się Rumunji i Buł-garji, a wreszcie można go było zużyć, jako posiłki, na dowolnym odcinku frontu przeciwnie-mieckiego lub przeciwaustrjackiego.
Niezależnie od tych zarządzeń, skoro ekspedycja dardanelska została przesądzona, uczyniła Rosja wysiłek, aby ze względów politycznych przyjąć chociażby drobny tylko udział w tej ekspedycji. W tym celu do eskadr francuskiej i angielskiej dołączono krążownik rosyjski „Askold", przybyły z Dalekiego Wschodu. Ponadto w szybkiem tempie zakupiła Rosja w Ameryce Południowej dwa okręty wojenne, które pod flagą rosyjską i z rosyjską załogą pośpiesznie wyruszyły na morze Śródziemne, aby wziąć udział w walkach o Dardanele. W ten sposób pragnęła Rosja uniknąć w przyszłości zarzutu, że cieśniny zdobyto bez jej udziału. Pragnąc jeszcze dalej posunąć się w swojej „dobrej woli" zaproponowała Rosja również, iż gotowa jest oddać do dyspozycji dowództwa ekspedycji dardanelskiej specjalny oddział lądowy, skoncentrowany we Władywo-stoku, składający się z pułku piechoty, jednej baterji artylerji polowej i pół sotni kozaków, razem do sześciu tysięcy ludzi. Jednakże ze strony Koalicji zapewniono Rosję, że, jakkolwiek Anglikom i Francuzom byłoby niezwykle
miło walczyć o Dardanele ramię przy ramieni ze swoimi bohaterskimi przyjaciółmi rosyjskimi, jednakże ani Anglja ani Francja nie rozporządzają chwilowo swobodnym tonażem dla przewozu tych syberyjskich wojaków. Widocznie bynajmniej nie życzono sobie, aby obok Anglików i Francuzów również i żołnierz rosyjski obejmował w posiadanie forty, panujące nad cieśniną Dardanelska. Kto wie — może polityczne obawy Rosji nie były znów tak bardzo nieuzasadnione?...
W rezultacie Rosja zmuszona była złożyć swoim sojusznikom oficjalne oświadczenie, które miało sparaliżować ewentualne komplikacje polityczne w sprawie cieśnin. Rosja stanęła na stanowisku, że w wojnie, toczącej się w skali światowej na wielu oddzielnych teatrach wojny, nie może być mowy o późniejszem zafikso-waniu w traktatach tych zdobyczy, jakie po-czynią poszczególne armje na poszczególnych teatrach wojny. Jedynie tylko suma poniesionych w ogólnym interesie ofiar i wysiłków może być podstawą do przyznawania zdobyczy wojennych, a stąd też sprawa cieśnin tureckich, niezależnie od tego, kto je opanuje, musi być rozstrzygnięta na korzyść Rosji.
Wobec tak jasnego postawienia sprawy przez Rosję sojusznikom nie pozostawało już nic innego uczynić, jak przyznać jej słuszność. W dniu 12 marca pierwszy Grey w imieniu Anglji polecił ambasadorowi angielskiemu w Petersburgu złożyć oficjalne oświadczenie rosyjskiemu ministrowi spraw zagranicznych Sazonowowi, które uroczyście potwierdzało poprzednią obietnicę rozstrzygnięcia sprawy cieśnin po myśli dążeń rosyjskich. Pod koniec marca również i francuski minister spraw zagranicznych Teofil Delcasse (t 1923 r.) polecił uczynić to samo swojemu ambasadorowi w Petersburgu. Na terenie dyplomatycznym Rosja uzyskała bezsprzeczny sukces, który jednak na przyszłość nie o wszystkiem mógł był decydować.
Jak widzimy przeto sprawa ekspedycji dardanelskiej o wiele przekroczyła ramy normalnej operacji wojennej, budząc powszechne zainteresowanie i poruszając całe wężowisko zawiłych a często i spornych zagadnień politycznych. Nie upolowawszy jeszcze już dzielono skórę na niedźwiedziu, jak to określił wów i jeden z dyplomatów zachodnich.
Naogół w sferach politycznych na ekspedycję dardanelska zapatrywano się skrajnie optymistycznie. Posuwano sio nawet do i że uważano ją za początek końca mocarstw cen-
tralnych. Nikt nie dopuszczał nawet myśli, że ekspedycję sojuszników może spotkać niepowodzenie. Nazbyt powszechną była bezkrytyczna wiara we wszechpotęgę połączonych sił morskich Anglji i Francji oraz w słabość wycieńczonej poprzedniemi wojnami i chaosem wewnętrznym Turcji.
Zanim jeszcze przystąpiono do działań wojennych w Dardanelach już toczono skomplikowane dyskusje dyplomatyczne, których rezultatem było dokładne sprecyzowanie tych warunków zawieszenia broni, jakie podyktuje Koalicja błagającej o pokój Turcji. Mało tego — szczegółowo opracowano nawet ceremonjał wkroczenia wojsk koalicyjnych do Konstantynopola, co miało nosić charakter olbrzymiej manifestacji polityczno-wojskowej.
Sprawa dardanelska odbiła się głośnem echem w sąsiedniej Grecji, naturalnym i nieprzejednanym wrogu Turcji, spadkobierczyni prastarych tradycji bizantyjskich i stąd roszczącej sobie pretensje do znacznego spadku po Turcji, która miała zginąć bezpowrotnie. Do ceremonjalu wkroczenia wojsk koalicyjnych do Konstantynopola była włączona uroczystość w dawnej świątyni Św. Zofji, przekształconej przez Turków na słynny meczet Aja Sofja, a pamiętającej jeszcze Czasy cesarzów bizantyjskich. W tej to świątyni modlili się ongiś krzyżowcy, przybyli z Zachodu, by walczyć z muzułmanami o Ziemię świętą i Grób Chrystusa, świątynię Św. Zofji uważano zawsze w Grecji za wydartą przez Turków relikwję
narodową. Nic też dziwnego, że sprawa tej świątyni była tym bezpośrednim powodem, który poruszył szerokie masy społeczeństwa greckiego.
Poruszenie opinji w kraju pośpiesznie wykorzystał rząd Venizelosa (urodzony w 1864 roku, wielki polityk grecki, wielokrotny minister i premjer), który był zagorzałym zwolennikiem Koalicji, czyniąc przygotowania do współdziałania floty greckiej i wojsk lądowych w działaniach ekspedycji Dardanelskiej. Był to moment, w którym zdawało się, że Grecja lada chwila przyłączy się do wojny po stronie Koalicji. Jednakże król Konstanty (pochodzący z dynastji duńskiej i ożeniony w 1889 r. z rodzoną siostrą cesarza niemieckiego Wilhelma II) zadeklarował się, jako bezwzględny zwolennik ścisłej neutralności Grecji. Wpływy niemieckie zwyciężyły. Rząd Venizelosa upadł. Wydawało się, że w Atenach wybuchnie zamach stanu, stanowiący zresztą tak częste zjawisko na Bałkanach. Nie doszło jednak do tego, gdyż opór Turków i trudności, z jakiemi spotkała się Koalicja w Dardanelach, mocno osłabiły zapał patrjotyczny społeczeństwa greckiego i ochłodziły jego aspiracje państwowe.
Podczas, gdy z takim powszechnym rozgłosem przygotowywała Koalicja swoją wyprawę dardanelska — cóż się działo w Turcji? Jak przygotowywali się Turcy do obrony?
System obrony cieśniny Dardanelskiej pozostawiał wiele do życzenia. Zarówno po stro
fo bnoowym boju. Namioty szpital* polowego zupeMone
378
nie europejskiej na półwyspie Galipoli, jak i po stronie azjatyckiej istniały wprawdzie liczne fortyfikacje, ale mocno przestarzałe, słabo wyposażone w artylerję ciężką i nowoczesne środki techniczne. Znając zamiary Koalicji musieli Turcy w jak najkrótszym czasie fortyfikacje te przystosować do oczekujących je zadań.
Dzieła tego dokonali Turcy w zdumiewająco krótkim czasie i w niezwykle ciężkich warunkach technicznych i transportowych, pod kierownictwem niemieckiego generała Limana von Sandersa i przy współudziale licznych instruktorów niemieckich oraz oficerów niemieckiego sztabu generalnego.
Fortyfikacje doprowadzono do jako tako zadawalniającego stanu. Uzupełniono ich artylerję ciężką (głównie austrjackiemi i nie-mieckiemi działami „szwarcowanemi" przez Rumunję i Bułgarję) i zapasy amunicji. Całą cieśninę pokryto doskonałą siecią przeszkód minowych. Garnizony fortów starannie uzupełniono i przydzielono do nich oficerów niemieckich.
Poza tern jednak należało skoncentrować poważniejsze również siły lądowe, które miały przeciwdziałać koalicyjnemu desantowi na półwyspie Galipoli. Pośpiesznie zewsząd skąd się dało ściągnięte wojska tureckie utworzyły nad Dardanelami 2. i 5. armje, do których również przydzielono licznych oficerów niemieckich.
W połowie marca 1915 r. Koalicja uznała, że wyprawę dardanelską przygotowano już dostatecznie. . W dniu 18 marca potężna flota angielsko - francuska podpłynęła ku południowemu wylotowi cieśniny Dardanelskiej i rozpoczęła bombardowanie fortów tureckich ze swoich potężnych dział okrętowych. Początkowo wydawało się, że bombardowanie to odniosło dostateczny skutek i że forty tureckie nie stanowią już poważniejszej przeszkody przy forsowaniu południowej części cieśniny. Wobec tego flota Sprzymierzonych w ciągu następnych dni przystąpiła do usuwania zagród minowych, posunąwszy się o kilkanaście kilometrów w głąb cieśniny (ogólna długość cieśniny Dardanelskiej — starożytny Hellespont — wynosi 65 km., szerokość od 2 do 7 km., głębokość od 50 do 60 m.). Ale tu pod fortami azjatyckiemi Erenkoi flota angielsko - francuska spotkała się z niezwykle energicznym i zaciekłym oporem. Forty tureckie jakgdyby przebudziły się, ziejąc straszliwym ogniem swojej artylerji na ciasno zgrupowane okręty koalicyjne. Po beznadziejnej walce, poniósłszy bardzo poważne straty, flota Sprzymierzonych po
śpiesznie wycofała się z cieśniny. Pierwsza próba sforsowania Dardanelów zakończyła się kompletnem fiaskiem. Moment ataku był już spóźniony. Turcy zdołali już doprowadzić obronność cieśniny do tego stopnia, że opanowanie jej stawało się bardzo problematycznem.
Ale Koalicja nie dała za wygrane. Zbyt wiele nadziei związanych już było z wyprawą dardanelską, aby można było łatwo od niej odstąpić bez znacznego i bolesnego uszczerbku prestig'u mocarstw koalicyjnych na całym świecie, a szczególnie na bliskim Wschodzie.
Przekonawszy się, że o sforsowaniu cieśniny siłami morskiemi nie można nawet marzyć, zdecydowano się na wysadzenie potężnych desantów po obu stronach cieśniny, którą w następstwie miano opanować od strony lądu. W tym celu rozpoczęto w Egipcie pośpieszne formowanie mieszanej armji ekspedycyjnej, którą wyposażono w najnowsze środki techniczne i bojowe.
Wczesnym rankiem dnia 25 kwietnia u wejścia do cieśniny Dardanelskiej pojawiła się ponownie flota angielsko - francuska, tym razem eskortując ogromną flotę transportową, na której znajdowały się wojska lądowe.
W tym samym czasie rosyjska flota czarnomorska rozpoczęła bombardowanie fortyfikacji, zamykających wstęp do cieśniny Bosfor-skiej.
Pod osłoną huraganowego ognia dział okrętowych oddziały angielskie, australijskie i nowozelandzkie zdołały wylądować na południowym cyplu półwyspu Galipoli pomiędzy Sid ul Bahr i Ari Burnu. W ciągu następnych paru dni wojska te wśród ciężkich, nieprawdopodobnie krwawych walk zdołały umocnić się na niewielkim skrawku lądu. Dalsze jednak posuwanie się Anglików zostało zdecydowanie powstrzymanie przez Turków, którzy rozumieli, że, gdyby przeciwnik przebył wąską przestrzeń półwyspu i dotarł w okolice na północ od Maidos, wówczas los Dardanelów byłby już przesądzony i droga do Konstantynopola stałaby otworem. Wojskom tureckim pozostawałoby tylko wycofać się z półwyspu, co zresztą nie byłoby sprawą łatwą, ponieważ półwysep Galipoli łączy z lądem wąski przesmyk pod Bulair, który mógłby się w każdej chwili znaleść pod ogniem dział okrętowych nieprzyjacielskich i od strony zatoki Saros i od strony morza Marmara. Turkom pozostawało więc tylko walczyć, na krok nie odstępując więcej przed wojskami koalicyjnemi. I istotnie walczyli z godnem podziwu i uznania bohaterstwem
Wojska indyjskie w annji koalicyjnej.
i ofiarnością, wznawiając najpiękniejsze tradycje rycerskie narodu tureckiego.
' Gorzej jeszcze powiodło się Koalicji na egu azjatyckim. Tam usiłowały wylądować
oddziały francuskie pod Kum Kale, ale zacięty ,,por, jaki stawili Turcy, zmusił Francuzów po wielu krwawych próbach zaniechać tego przedsięwzięcia i wycofać się z powrotem na okręty.
Po wycofaniu się Francuzów z pod Kum Kale przewieziono ich na półwysep Galipoli dla wzmocnienia walczących tam wojsk angielskich, które ponosiły ogromne straty. _ Mimo tego jednak i jakkolwiek uparte ataki wojsk
u brzegów tureckich, jednakże zaopatrywanie z okrętów oddziałów na lądzie było niezwykle trudne ze względu na ogień artylerji tureckiej oraz na działalność specjalnych małych łodzi podwodnych, któremi posiłkowali się Turcy.
Ponowne zaciekłe ataki ponowili sprzymierzeni w dniach 4 i 24 czerwca. I tym razem nie opłacił się wielki wysiłek i całe hekatomby ofiar. Poszczególne odcinki przechodziły wciąż z rąk do rąk, a ilekroć oddziały Sprzymierzonych zdołały wedrzeć się nieco głębiej, natychmiast były odrzucane przeciwnatarciem Turków i zmuszane do chronienia się na swoich
Ludność polska opatruj,' rannych.
sprzymierzonych trwały bez przerwy do 8 maja nie uczyniono dalszych postępów terytorialnych. Równie bezskuteczne walki toczyli Sprzymierzeni na małym skrawku lądu pod Anafor-tą, gdzie również udało im się wylądować i umocnić.
Po serji gwałtownych acz bezskutecznych walk początkowych na półwyspie Galipoli zaległa względna cisza, którą obie strony wykorzystywały w celu umocnienia swoich pozycyj, uzupełnienia i reorganizacji swoich oddziałów oraz dowozu materjału wojem lego. Jakkolwiek Koalicja rozporządzała u brzegów Galipoli potężną flotą, która zdecydowanie panowała
380
umocnionych pozycjach, znajdujących się w sferze ognia własnych dział okrętowych, tworzących nieprzebytą zaporę ogniowTą dla Turków.
W połowie sierpnia Sprzymierzeni raz jeszcze ponowili swoje ataki, tym razem pod Ana-fortą. Ale i tu krwawa bitwa, poza olbrzymie-mi stratami po obu stronach, nie dała żadnych pozytywnych wyników.
Wówczas stało się oczywistem, że opanowanie półwyspu Galipoli stanowi zadanie ponad siły Koalicji. Jeszcze liczono na jakieś okoliczności nieprzewidziane. Łudzono się nawet nadzieją wybuch w Konstantynopolu rewo-
łucji lub zamachu stanu, nad czem usilnie pracowali ajenci Koalicji. I ta nadzieja zawiodła.
Kiedy wreszcie jesienią 1915 roku Bułgar-ja przystąpiła do wojny po stronie mocarstw centralnych, a kampanja przeciwko Serbji połączonych wojsk niemiecko-austrjacko-bułgar-skich zakończyła się decyduj ącem zwycięstwem — położenie wojsk koalicyjnych na Ga-lipoli stało się niezwykle ciężkie. Teraz mocarstwa centralne miały już otwartą bezpośrednią drogę do Konstantynopola. Odtąd Niemcy rozpoczęli na wielką skalę dowóz broni, amunicji i środków technicznych. Wojska koalicyjne na Galipoli miały już przeciwko sobie Turków nietylko uzbrojonych w bohaterstwo i ofiarność, ale wyposażonych ponadto w nowoczesne środki walki.
Dla Koalicji pozostało jedno tylko wyjście: jak najprędzej i z jak najmniejszemi ofiarami przerwać beznadziejną operację wojenną.
To ciężkie zadanie wojska koalicyjne wykonały z niezwykłą sprawnością i naogół ze szczęśliwym rezultatem. W dniu 20 grudnia Sprzymierzeni wycofali się na okręty z Anaforty i Ari Burnu, zaś 8 stycznia 1916 roku z Si-di ul Bahr. Okazało się, że bez poważniejszych strat.
Tak zakończyła się niefortunna wyprawa dardanelska, która przysporzyła Koalicji tak wiele kłopotu, ofiar, powikłań i rozczarowań. Autorytet Turcji znacznie podniósł się na bliskim Wschodzie, czego nie można powiedzieć o Koalicji, a szczególnie o Anglji.
Jako ciekawy szczegół, który charakteryzował bezkrytyczny optymizm sfer decydujących Koalicji, należy zaznaczyć, że w rosyjskich portach Czarnego morza przygotowano transporty zboża, wynoszące 15 miljonów pudów, które miało być przewiezione do Francji i Anglji natychmiast po sforsowaniu cieśnin!
Operacja Dardanelska stanowi rzadkie zjawisko w dziejach wojen gigantycznych i długotrwałych walk, toczonych na niezwykle szczupłym terenie, gdzie stosami ciał poległych okupywano każdy nieledwie kamień, każdą grudę ziemi. Galipoli stało się wielkiem cmentarzyskiem wielu narodów.
1 rzecz ciekawa. Na Galipoli, u wrót Dar-danelskich, Turcy stoczyli zwycięsko swoją ostatnią wielką walkę z Zachodem właśnie tam, gdzie przed pięciu wiekami po raz pierwszy postawili swoją stopę na ziemi europejskiej. Szczególny zbieg okoliczności...
381
PRZYSTĄPIENIE
Od początku wojny królestwo włoskie było terenem nieustannych i niewyczerpanych zabiegów obu ugrupowań walczących mocarstw europejskich. Politycy włoscy dobrze rozumieli, jak bardzo obu stronom zależy na armji włoskiej, to też uprawiali dość dwulicową grę, targując się na obie strony i powoli, nie spiesząc się, gromadząc jak największe szanse ewentualnych dla siebie korzyści.
Formalnie Włochy należały w chwili wybuchu wojny wraz z Austro-Węgrami i Niemcami do tak zwanego Trójprzymierza, do którego przystąpiły jeszcze w 1883 roku. Ale już w dniu 2 sierpnia 1914 roku ogłosiły Włochy swoją neutralność wbrew zobowiązaniem sojuszniczym, które wiązały je z mocarstwami centralnemi. Nie była to jednak zdrada formalna, Włochy bowiem wykorzystały umiejętnie błędy polityczne mocarstw centralnych, co pozwoliło im ze względów formalnych wycofać się ze swoich zobowiązań sojuszniczych.
Po pierwsze Trójprzymierze zawarte zostało formalnie w celach obronnych. Oczywiście nikt nigdy nie brał tego na ser jo. Ale Włochy były w porządku, kwalifikując wojnę, jako napastniczą ze strony Austro-Węgier i Niemiec wobec Serbji i Rosji, i ogłaszając swoją neutralność. W dodatku artykuł 7 Trójprzymierza wyraźnie nakładał obowiązek wzajemnego informowania się sprzymierzeńców w ważniejszych posunięciach dyplomatycznych, które mogłyby wywołać wojnę. Tymczasem Austro-Węgry w swoim konflikcie z Ser-bją nie uczyniły tego w stosunku do Włoch. Dawało to poważny atut w ręce neutralnych Włoch.
Niezależnie jednak od tych okoliczności, które pozwoliły Włochom zachować neutralność^ istniały jeszcze i inne czynniki, które zgóry przesądzały sprawę na niekorzyść mocarstw
382
ITALJ1 DO WOJNY.
centralnych. Oto jeszcze w 1902 roku Włochy zawarły ściśle tajną umowę z Francja, na mocy której obowiązane były do neutralności na wypadek wojny francusko-niemieckiej. Jak widzimy, dwulicową polityka Włochów z czasów wojny oparta była na najświeższej nawet tradycji!
W chwili wybuchu wojny na czele rządu włoskiego stał stary polityk Giovanni Giolitti (1842 — 1928), gorący stronnik neutralności. Giolitti uważał, że za cenę wojny Włochy nie uzyskają większych korzyści, niżli za cenę neutralności, znacznie i bez tego korzystniejszej z punktu widzenia gospodarczego. Do wojny decydowałby się przystąpić dopiero wówczas, gdyby zawiodły targi o neutralność, a wojna obiecywałaby większe korzyści.
O jakich korzyściach myślały Włochy, targując się wówczas, kiedy już obficie lała się krew WT Europie i poza Europą?
Włochom chodziło o rozszerzenie swoich terytorjów oraz o zwiększenie wpływów międzynarodowych. Jak wiadomo, poza granicami królestwa włoskiego znajduje się jeszcze wiele mil jonów Włochów, tworzących mniej lub więcej zwarte etniczne grupy narodowe wśród innych narodów wokół morza Śródziemnego. Grupy te, owa „irredenta" włoska, wytworzyły się częściowo w długim procesie dziejowym, częściowo zaś na skutek licznej w ostatnich czasach emigracji Włochów z przeludnionej ojczyzny.
Główne ośrodki „irredenty" włoskiej znajdowały się w bezpośredniem sąsiedztwie Włoch w obrębie południowej Francji i w nadadrja-tyckich prowincjach Austro-Węgier. Włochom chodziło o włączenie tych prowincyj do swojego państwa. Uważali to za swoje posłannictwo dziejowe. Tak więc aspiracje' Włochy godziły naraz w obie walczące strony.
Gdyby Włochy odrazu opowiedziały się po jednej ze stron — oczywiście musiałyby ograniczyć swoje aspiracje mocarstwowe do jednego tylko kierunku. Ale Włosi w polityce swojej pragnęli tego uniknąć, i stąd ta ich opieszałość, dwulicowość i bez końca trwające targi. Chwilowo zadowoliły się Włochy wyprawą wojenna do chwilowo bezpańskiej Albanji, gdzie usadowił się garnizon włoski w porcie Vallona.
Wyprawa ta była w związku z innym rodzajem aspiracyj włoskich. Chodziło tu o wpływy. Włosi, w miarę, jak odbudowywali
Zarówno Koalicji, jak i mocarstwom centralnym niezwykle zależało na królestwie włoskiem. Armja włoska, jakkolwiek nigdy nie przeceniano jej wartości bojowej, dla każdej ze stron walczących byłaby bądź co bądź poważnym plusem, gdyż związałaby na swoim froncie pewną część sił przeciwnika.
Dla Koalicji przyłączenie się Włoch stanowiłoby ponadto jedno jeszcze ogniwo w łańcuchu, który opasywał, niejako oblężone, mocarstwa centralne; unieruchomiałoby na Adrja-tyku wciąż jeszcze nienaruszoną flotę austrjac-
Paląca się wieś polska.
na półwyspie Apenińskim nowożytne mocarstwo Italji, coraz bardziej — jeszcze i przed wojną — uważali się za prawowitych spadkobierców starożytnego cesarstwa rzymskiego. Stąd ich aspiracje do odegrania dominującej roli w całym układzie państw śródziemnomorskich, aspiracje, które posiadały ponadto zupełnie realne i aktualne uzasadnienie w rosnącej wciąż emigracji włoskiej, która kolonizowała wybrzeża morza Śródziemnego.
Przedewszystkiem wpływy włoskie parły na półwysep Bałkański, pragnąc zamknąć morze Adrjatyckie, jako wewnętrzne morze włoskie, i widząc na Bałkanach szerokie pole dla kolonizacji i ekspansji gospodarczej.
ką oraz stanowiłoby uzyskanie wygodnej bazy dla działań wojennych na Bałkanach i przeciw Turcji.
Dla mocarstw centralnych zachowanie chociażby tylko neutralności Włoch stanowiło zagadnienie pierwszorzędnej wagi. Pomijając już stronę czysto militarną neutralne Włochy odgrywały rolę dogodnego łącznika ze światem, co przy wpływach niemieckich, wciąż jeszcze dość silnych we Włoszech, pozwalało na znaczny dowóz przedewszystkiem produktówT spożywczych, których import zawsze był znaczny we Włoszech.
Rokowania i targi z Włochami równocześnie toczyły się w Londynie i w Berlinie.
383
Po stronie Koalicji inicjatywę rokowań z Włochami zatrzymali w swoich rękach Anglicy, zupełnie wyraźnie odsuwając od tej sprawy przedewszystkiem rząd rosyjski. Włosi stawiali wielkie żądania. Poza gwarancją przyłączenia do Włoch nadadrjatyckich prowmcyj Austro-Węgier, poza znacznemi korzyściami w kolonjach — żądali ponadto Włosi pewnego „wyregulowania"Vanicy włosko-francuskiej, oczywiście na niekorzyść Francji, oraz utrwalenia swoich wpływów politycznych i gospodarczych na Bałkanach, co godziło w najżywotniejsze interesy bałkańskich państw słowiańskich, których wszak protektorką była Rosja. Ani Francja, ani Rosja zgodzić się na to nie mogły.
Wówczas Włochy zwęziły swoje pretensje wobec Francji, co odrazu życzliwiej nastroiło zarówno rząd angielski, jak i francuski. Natomiast rząd rosyjski nie ustępował żądaniom włoskim w stosunku do Bałkanów. Rokowania zaciągały się bez końca, budząc nawet pewien rozdźwięk wśród Koalicji. Uważano, że Rosja utrudnia położenie.
W rokowaniach w Berlinie oczywiście inicjatywa spoczywała w rękach Niemców, którzy pragnęli za wszelką cenę zagwarantować sobie chociażby neutralność Włochów ...kosztem Au-stro - Węgier. Jako honorarjum za swoją neutralność żądały Włochy odstąpienia przez Au-stro - Węgry Trydentu i Triestu, oraz zagwarantowania znacznych koncesyj politycznych i gospodarczych w Albanji. Niemcy wywierali nacisk na Wiedeń, aby ten zdecydował się na konieczne ofiary w imię ogólnego zwycięstwa. Kusili Austriaków mirażem kolosalnych zdobyczy na Rosji, które dziesięciokrotnie powetują stratę na rzecz Włochów. Ale Wiedeń był oporny.
Należy tu sobie przypomnieć całokształt ostatnich dziejów włosko-austrjackich, które istotnie pozwalały Austro-Węgrom z lekceważeniem odnosić się do Włochów i ich armji. Wszak przed wojną pospolite było złośliwe powiedzonko, że „Pan Bóg poto stworzył Włochów, aby i Austrjacy mogli kogokolwiek bić". To też decydujące sfery austro-węgierskie nie uznawały potrzeby tak bolesnych ustępstw na rzecz Włochów, z którymi wojny nie obawiano się w Wiedniu. Przeciwnie, sfery wojskowe, na czele ze wszechpotężnym szefem sztabu generalnego generałem Conradem von Hoetzen-dorf, pragnęły nawet wojny z Włochami, widząc w niej możność uzyskania w niej łatwych laurów i powetowania sobie haniebnych klęsk na froncie rosyjskim i serbskim,
384
Pod naciskiem jednak Berlina coraz bardziej bezwłasnowolny Wiedeń zgodził się na pewne, dość zresztą znaczne ustępstwa na rzecz Włochów. Ale ci twardo stali przy swoich żądaniach, nie chcąc nawet słyszeć o żadnych kompromisach. I Wiedeń również, wbrew naciskowi Berlina, dalej postąpić już nie chciał, coraz bardziej zdradzając swoją wobec Włochów wojowniczość, znajdującą zresztą żywy oddźwięk w społeczeństwie i armji. Tak więc rokowania ciągnęły się bez rezultatu.
Nie mogąc dać sobie rady w bezpośrednich rokowaniach z Włochami obie strony walczące rozpoczęły intensywną propagandę wewnątrz społeczeństwa włoskiego, które wkrótce wyraźnie podzieliło się na trzy odłamy: stronników ścisłej neutralności, oraz stronników Koalicji i mocarstw centralnych.
Począwszy od grudnia 1914 roku walka polityczna we Włoszech poczęła nabierać coraz ostrzejszych form. Dwoma potokami płynęło zzewnątrz złoto. Przedstawiciele mocarstw walczących, akredytowani przy rządzie włoskim, zarówno, jak i zwykli ajenci kaptowali polityków, parlamentarzystów, sfery dworskie, wyższych wojskowych i urzędników7, prasę i sfery intelektualne. Była to formalna orgja propagandy.
Powoli jednak począł się krystalizować nastrój, życzliwy dla Koalicji. Stronnicy mocarstw centralnych tracili grunt pod nogami, Stronnicy neutralności tonęli w morzu namiętności, rozżarzonych już widmem wojny. Te nastroje społeczne wywierały oczywiście silny nacisk na rządy. Giolittiemu zarzucano filoger-manizm. Rząd jego upadł. Nowy rząd był już zdecydowanie prokoalicyjny i wojenny, jako że upór Austro - Węgier przekreślał korzyści, które mogłaby zapewnić neutralność, zaś osobista interwencja prezydenta Poincare'go u cesarza Mikołaja II ostatecznie przełamała nieustępliwość Rosji, co pozwoliło Koalicji zgodzić się niemal na wszystkie żądania Włochów w stosunku do Austro-Węgier i Bałkanów. Na czele nowego rządu stanął Antonio Salandra (urodzony w 1853 r.), piastując swój urząd do 1916 roku.
W rezultacie w dniu 26 kwietnia 1915 roku nowy rząd włoski podpisał tajny układ z Koalicją, na mocy którego zobowiązał się w ciągu miesiąca przystąpić do wojny przeciwko Austro -Węgrom. I istotnie, uporawszy się ostatecznie z przeciwnikami politycznymi, rząd włoski wypowiedział wojnę Austro - Węgrom w dniu 24 maja 1915 roku. Był to moment,
w którym fakt ten przyjęła Koalicja z radością. Właśnie w tym czasie zwycięstwo austro - niemieckie pod Gorlicami w Galicji cały los armji rosyjskiej zawiesiło na włosku. Można się było spodziewać, że, z chwilą odejścia z frontu wschodniego poważniejszych sił austrjackich na nowy front włoski, armja rosyjska będzie mogła odetchnąć. Rzeczywistość zresztą rozwiała te nadzieje.
Niema róży bez cierni. Radość Koalicji została nieco zmącona zadziwiającym faktem, że Włochy, wypowiadając wojnę Austro - Wę
grom, nie uczyniły tego samego w stosunku do Niemiec. Widocznie politycy włoscy pragnęli pozostawić sobie na wszelki wypadek jakąć wygodną furteczkę w oblężonym obozie mocarstw centralnych, Ambasador niemiecki von Biilow pozostał w Rzymie i nadal poprzez Włochy rozciągał misterną pajęczynę niemieckich intryg i wywiadu. Dopiero w rok później w dniu 26 sierpnia 1916 roku zdecydowały się Włochy, pod naciskiem Koalicji, na wypowiedzenie wojny również Niemcom.
Natomiast Niemcy z punktu zamanifestowały swoją solidarność i braterstwo broni z Austro - Węgrami. Ze względów praktycznych nie zrywając wprawdzie swoich stosun
ków dyplomatycznych z Włochami równocześnie jednak natychmiast wysłali Niemcy swój „korpus alpejski" na przeciwwłoski front w Tyrolu.
Przystąpienie Włoch do Koalicji, które i tak miało charakter połowiczny narazie, było z punktu widzenia wojskowego spóźnione co-najmniej o miesiąc. Tajny układ kwietniowy z Koalicją oczywiście był znany w Berlinie na czas i dokładnie. Już to wywiad niemiecki działał z matematyczną nieledwie sprawnością. Znając zamiary Włochów, a mając przed sobą
cały miesiąc czasu, ze zwykłą sobie szybkością zdecydowali się Niemcy na zadanie piorunującego ciosu armji rosyjskiej, wobec czego zjawienie się na arenie wojny nowej armji włoskiej nie odniosło tego skutku, jakiego spodziewano się powszechnie. Chybiono odpowiedni moment, a momentem tym była zajadła ofensywa rosyjska w Karpatach.
Zanim jeszcze Włochy wypowiedziały wojnę formalnie doszło do podpisania wT dniu 21 maja 1915 roku w rosyjskiej Kwaterze Głównej konwencji wojskowej rosyjsko-włoskiej. Konwencja ta — ze względu na wspólnego przeciwnika austro - węgierskiego — uzgod-niała ogólne cele wojny i plany operacyjne obu
Przemarsz rosyjskiej artylerji polowej.
sojuszniczych armij oraz ustalała metody wzajemnej współpracy w kierownictwie działań wojennych. Konwencja ta — zresztą bardzo jeszcze niedoskonała — była pierwszą próbą po stronie Koalicji usystematyzowania działań tak bardzo różnorodnego i skomplikowanego aparatu wojennego, jaki posiadała Koalicja. Konwencja ta do współpracy wciągała również dowództwo armij serbskiej i czarnogórskiej.
Do nowego frontu mocarstwa centralne ustosunkowały się następująco. Poza drobne-mi siłami, rozlokowanemi nad granicą włoską, przeciwko armji Włoskiej skierowano stosunkowo szczupłe siły austro - węgierskie, częściowo zdjęte z frontu serbskiego, częściowo z rosyjskiego oraz z nad granicy rumuńskiej, gdzie zajmowały stanowisko obserwacyjne. We wszystkich tych wypadkach Austrjaków zluzowali Niemcy, ściągnięci znów przeważnie z frontu zachodniego. Tak więc przystąpienie Włoch
Zrujnowany kościół w Rokitnie.
do wojny ulżyło raczej Sojusznikom na Zachodzie, nie zaś armji rosyjskiej na Wschodzie, jak to przewidywała Koalicja.
Jak wiemy, moment przystąpienia Włoch do wojny przypadał na wielką ofensywę au-
386
stro-niemiecką przeciw Rosji. Aby ofensywy tej nie hamować nadmiernie dowództwo austr jackie zdecydowało się narazie prowadzić wobec Włochów wojnę czysto obronną, angażując do niej swoje minimalne siły.
Podjazd kozacki.
Warunki terenowe niezwykle ułatwiały Austrjakom zadanie. Większa część frontu rozciągała się w pośród wysokich gór i na południowych stokach Alp, co przez większą część roku niemal uniemożliwiało poważniejsze działania wojenne. Tylko front nad Isonzo po obu stronach Gorycji przedstawiał dogodniejszy teren do działań wojennych, gdyż w okolicach tych góry znacznie zniżają się i przypłaszczają.
Początkowo dowództwo austro-węgierskie zdecydowane było wycofać się z nad Isonzo i umocnić się na grzbietach górskich. Ale sami Włosi ułatwili Austrjakom zadanie. Generał Cadorna, szef włoskiego sztabu generalnego, faktycznie kierujący działaniami wojennemi, od początku wykazał zdumiewającą powolność działań i ostrożność, którą łacno można było poczytać za obawę przed armją austro-węgierską. To, jak również znaczne i łatwe sukcesy, jakie osiągnęły przednie straże austr jackie, odpierając pierwsze natarcia Włochów pod Gorycją, kazały dowództwu austrjackiemu, ze względów chociażby na swój prestige, zaniechać wszelkiej myśli cofania się. Jako teren głównego frontu pozostawiono więc wysunięte stanowiska nad Isonzo.
Włosi rozpoczęli wojnę niezbyt szczęśliwie. W dodatku nadmierna ich ostrożność i powolność rozbudziła nieznaną przedtem ambicję wojenną w armji austro-Węgierskiej. Wojska austro-węgierskie, które tak bardzo gdzieindziej przywykły już do rzadkich zwycięstw, a częstych klęsk, tu, wobec zawsze lekceważonych
lochów, poczuły własną wyższość bojową. To zaważyło bodaj na losach frontu włoskiego przez całą wojnę. Wytworzyła się zdumiewająca sytuacja. Oddziały austrjackie, które całkowicie nie sprostały zadaniu na froncie rosyjskim lub serbskim, które częstokroć tam sromotnie i panicznie uciekały, bezpośrednio potem przewiezione na front włoski, dokonywały tu cudów męstwa i wytrzymałości, ofiarnie powstrzymując najbardziej energiczne ataki przeważnie znacznie liczniejszych i lepiej wyekwipowanych Włochów.
Tak oto początek wojny, pierwsze nawet drobne sukcesy lub niepowodzenia, wreszcie dziejowe antagonizmy rasowe, znajdujące potwierdzenie swoich tradycyj — wszystko to częstokroć decyduje o losach całej przyszłej wojny.
Generał Cadorna, nie mogąc forsować frontu górskiego, główną masę swoich wojsk skupił nad Isonzo, gdzie usiłował przełamać front austro-węgierski.
Aż do wielkiej ofensywy niemiecko-austrjackiej w 1917 roku prawie bez przerwy ponawiali Włosi natarcie za natarciem na front austrjacki atakując przedmieście Gorycji, Tol-mino, i płaskowzgórze Doberdo. Ale przełamać frontu nie udało się Włochom, co znakomicie
przyczyniło się do podniesienia ducha w całej armji austro-węgierskiej. A nad Isonzo rosło powoli jedno z największych z czasów wojny światowej cmentarzysko.
W ciągu 1915 roku stoczono nad Isonzo cztery bitwy. Pierwsza i druga, z małą przerwą, wypełniły czas od końca czerwca do początków sierpnia. Włosi atakowali głównie płaskowzgórze Doberdo, Gorycję i masyw górski Monte Nero na północ od Tolmina. Te same punkty atakowali Włosi w ciągu trzeciej i czwartej bitwy od połowy października do połowy grudnia. Poza drobnemi, lokalnemi sukcesami, pomimo olbrzymich strat, niczego więcej nie osiągnęły wojska włoskie.
Był to gorzki zawód dla Koalicji, a przede-wszystkiem dla Rosji, która przystąpienie Włoch do wojny okupiła narażeniem na szwank swojego autorytetu protektorki słowiańskich narodów bałkańskich.
E. O. VoIkmann w swojem dziele „Wojna Światowa" pisze: „Front włoski był jedynym teatrem wojny, na którym Austrja przez długi czas obeszła się bez istotniejszej pomocy niemieckiej". W ustach oficjalnego autora niemieckiego brzmi to, jak pochwała dla armji austro-węgierskiej, tak bardzo „innej" nac Isonzo.
367
ŻYCIE
Od czasu wojny francusko-niemieckiej w 1870 roku, ostatniej wielkiej wojny w Europie przed wojną światową, widmem przyszłej wojny zajmowali się nietylko zawodowi wojskowi, ale również politycy i ekonomiści.
Szczególnie ci ostatni poświęcali całe traktaty naukowe dociekaniom na temat gospodarczych możliwości nowoczesnej wojny, która coraz bardziej groziła państwom europejskim. Te czysto teoretyczne dociekania budziły powszechne zainteresowanie ze względu na kolosalny rozwój przemysłu i handlu w ostatniem pięćdziesięcioleciu przed wojną światową oraz, w związku z tern, z racji utrwalającego się gospodarczego nastawienia najszerszych mas społeczeństw cywilizowanych. Owo zainteresowanie było wywołane poniekąd lękiem społeczeństw na wskroś zmaterializowanych o utratę tego dobrobytu i pomyślności gospodarczej, które osiągnięto w okresie długotrwałego pokoju.
Stąd też przeciętny obywratel przedwoJenny niewiele poświęcał uwagi stronie moralnej przyszłej wojny, nie wtajemniczał się też w tajniki nowoczesnej wojskowości, traktując je nawet (co się okazało na początku wojny) z zadziwiającą naiwnością, niejako po literacku, wedle dawno przestarzałych i zupełnie już nieaktualnych wzorów powieściowych. Natomiast ten sam obywatel interesował się opinją ekonomistów na temat przyszłej wojny i, zachęcony ich przykładem, gorąco dyskutował te zagadnienia gospodarczo-wojenne.
To też szkoda, jaką przyniosły ludzkości teoretyczne i, jak się okazało, zupełnie błędne dociekania ekonomistów, była tern większa, iż błąd zakorzeniono wśród najszerszych mas, zarówno wśród maluczkich, jak i wśród wielkich świata przedwojennego. I to właśnie stało się przyczyną, iż nikt, dosłownie nikt, nietylko na-
3&8
A WOJNA.
leżycie nie przygotował się gospodarczo do wojny, ale nawet nie przewidział konieczności planowego, gospodarczego przystosowania się do warunków wojennych. Pod względem gospodarczym wojna światowa była wielką improwizacją, przeprowadzoną mniej lub bardziej udatnie, ale zawsze z zupełnie niepotrzebnemi ofiarami, które niemało przyczyniły się do wytrącenia na długo z równowagi gospodarczej życia ludzkości.
Na czemże polegał błąd przedwojennych doktrynerów ekonomicznych?
Wywodzili oni niezbicie, że wojna nowoczesna nie może trwać dłużej ponad kilka miesięcy, a to ze względu na nowoczesną strukturę gospodarczą świata. Jak wiemy — wojna światowa trwała w rzeczywistości zgórą cztery lata. Jakżeż bardzo omylili się panowie ekonomiści !
Twierdzenie swoje uzasadniali ekonomiści zgrubsza w ten sposób. Życie gospodarcze skomplikowało się do tego stopnia, iż wytworzyło kolosalny, precyzyjny a delikatny aparat gospodarki państwowej. Poszczególne te aparaty najistotniejszemi swojemi funkcjami zazębiają się tak, iż jeden nie może istnieć bez drugiego. Wymiana dóbr objęła cały świat i to w skali olbrzymiej. Spożycie i wytwórczość osiągnęły niebywałe rozmiary. System kredytowy przeniknął całokształt życia gospodarczego i stał się jego kośćcem. A system ten żyje z powszechnego zaufania i musiałby zginąć wraz z załamaniem się tego zaufania. W tych warunkach długotrwała wojna musiałaby spowodować niebywałe zaburzenia w życiu gospo-darczem, które załamałoby się w straszliwej katastrofie. I im na większą skalę byłaby prowadzona wojna — tern szybciej musiałaby spowodować katastrofę gospodarczą, która znów straszniejszą byłaby od największej klęski mi
. li taniej. Stąd też groza przed tą katastrofą powstrzyma państwa od przedłużania wojny i zmusi państwa, które w pierwszych już miesiącach wojny poniosły klęskę wojenną, do pośpiesznego zawierania chociażby uciążliwego pokoju. Jednem słowem, ekonomiści starali się dowieść, że nowoczesne życie gospodarcze stanowi aparat tak delikatny, że pracować może tylko w idealnych warunkach pokoju, a stąd okres wojny może być tylko krótką pauzą w normalnej pracy tego aparatu, nie przekraczającą kilku miesięcy.
Z drugiej znów strony powoływali się ekonomiści na gospodarcze możliwości samego aparatu wojennego w naszych czasach. Aparat ten w całym swoim ogromie był rezultatem żmudnej i kosztownej pracy państw europejskich w ciągu paru dziesiątków lat. Aparat ten, rozwijając odrazu wojnę na niebywałą przedtem skalę, wyczerpie się i zużyje poprostu materjalnie w ciągu paru już miesięcy wojny. A wszak tworzono go dziesiątkami lat, stąd też
nikogo „nie będzie stać" odnowić tego aparatu dla dalszego prowadzenia wojny. Wyczerpią się zapasy mobilizacyjne — i stop! wojna się skończy z takim rezultatem, jaki osiągnięto w ciągu pierwszych paru miesięcy wojny.
Doktryna o krótkotrwałości nowoczesnej wojny obałamuciła całą ludzkość włącznie ze sferami zawodowych wojskowych. Nawet ci w swoich przygotowaniach i przewidywaniach wychodzili z założenia, że wo]na będzie miała niezwykle gwałtowny, żywiołowy, ale krótkotrwały przebieg. Kto wie, czy ci wszyscy, którzy wojnę światową spowodowali tak lekkomyślnie, uczyniliby to, gdyby nie owo naukowe bałamuctwo?
Wojna wisiała oddawna w Europie na włosku. Wszystkie państwa żyły pod znakiem przygotowywania się do niej. Zbrojono się od stóp do głów, aż wytworzył się monstrualny „wyścig zbrojeń". A równocześnie ani ci, którzy lękali się, że będą napadnięci, ani ci, którzy o napadzie przemyśli wali, nie przewidzieli, że
Dragoni niemieccy wkraczają do opuszczonego miasta.
389
najenergiczniejszego przygotowania wymaga życie gospodarcze, na którem spocznie całe brzemię nowoczesnej wojny.
Jedynem państwem, które wogóle o tej stronie przygotowań wojennych pomyślało, były Niemcy. Jak zawsze, systematyczni i skrupulatni Niemcy, planowo przygotowując swój podbój świata, nie mogli ominąć wszak zagadnień gospodarczych, które przed wojną już dominowały ponad wszystkiem w polityce międzynarodowej. Ale i oni, jeśli nawet dotykali się zagadnień gospodarczych w związku z planowaną wojną, czynili to raczej przez skrupulatność'i wszechstronność zainteresowań, niźli z racji doceniania wagi tego zagadnienia.
W każdym bądź razie ta skrupulatność wyszła im na korzyść, gdyż znacznie łatwiej, niż innym, przyszło Niemcom zorganizowanie życia gospodarczego dla celów wojny i oni pierwsi zrozumieli potrzebę tego. Z drugiej znów strony im najbardziej tego było potrzeba. Ż tego też względu w rozdziale niniejszym na-razie zajmiemy się życiem gospodarczem w pierwszym okresie wojny wyłącznie w Niemczech.
Pozycja gospodarcza mocarstw centralnych, a przedewszystkiem Niemiec, od początku wojny była nadwyraz niekorzystna, dalszy zaś przebieg wojny pozycję tę stale pogarszał.
Niemcy wraz ze swoim austrjackim sojusznikiem, już geograficznie położone w środku Europy, od początku wojny znalazły się w położeniu oblężonego. Nieliczne punkty styczne ze światem zewnętrznym na lądzie z biegiem wojny zmniejszały się ponadto liczebnie i jakościowo, aż wkońcu małe lufciki na świat pozostały Niemcom tylko w Szwaj car j i, Holandji i Danji, poniekąd również i w Szwecji, dzięki panowaniu floty niemieckiej na Bałtyku.
Te skromne i wciąż zmniejszające się (kolejne przystąpienie do wojny Włoch i"Rumunji) drogi zewnętrzne Niemiec były w dodatku zatarasowane dalej blokadą morską Anglji, Francji, a później Włoch i Stanów Zjednoczonych, których floty, potężniejsze od niemieckiej, bezwzględnie panowały na morzach.
Życie gospodarcze Niemiec nagle zostało izolowane od rynków światowych i skazane na zamknięcie się wewnątrz oblężonej twierdzy mocarstw centralnych. A proszę sobie przypomnieć, że Niemcy, które przed wojną z takiem
powodzeniem walczyły o gospodarczą hegemo-nję na rynkach całego świata, były właśnie organizmem gospodarczym jak najbardziej związanym z gospodarką światową. Świadczy o tern bilans handlowy Niemiec, który w ostatnich latach przed wojną wahał się około sumy 12 mi-ljardów marek rocznie! Fakt ten był już dostatecznym powodem fatalnego kryzysu, jaki natychmiast wywołała wojna w Niemczech. Ustały niemal zupełnie kolosalne obroty zagraniczne, zamarł eksport i import, a w związku z tern unieruchomiły się potężne gałęzie przemysłu i handlu, pracujące w tej dziedzinie. W ciągu pierwszego już miesiąca wojny liczba bezrobotnych (pomimo powołania pod broń około 4 miljonów mężczyzn!) wzrosła z 2,9% do 22,4%! W życiu gospodarczem Niemiec zapanował odrazu zupełny chaos, rozprzężenie i panika. Przewidywania ekonomistów narazie sprawdziły się dokładnie.
Z drugiej znów strony życie gospodarcze Niemiec zachwiało się wskutek braku surowców oraz środków żywnościowych. Przemysł niemiecki, oparty o potężny handel, ogarniający cały świat, dostosowany był przeważnie do przetwarzania obcych surowców, których dowóz z chwilą wybuchu wojny ustał niemal zupełnie. Oczywiście, przez państwa neutralne przedostawały się surowce do Niemiec, ale w ilościach niedostatecznych nawet w stosunku do wewnętrznych potrzeb pokojowych, nie mówiąc nic o rosnących potrzebach wojennych.
Jeszcze gorzej, niż sprawa surowców przedstawiała się sprawa środków żywnościowych. Przed wojną już rolnictwo niemieckie nie pokrywało wewnętrznego zapotrzebowania. Import produktów spożywczych był ogromny. Oczywiście i tu wojenna izolacja poczyniła straszliwe zmiany. Import kurczył się w sposób zatrważający w miarę, jak Koalicja obostrzała swoją gospodarczą blokadę.
O ile katastrofalne załamanie się całokształtu niemieckiego życia gospodarczego groziło w przyszłości ruiną dobrobytu dla Niemiec — o tyle fragment tej katastrofy, a mianowicie przerwany dopływ surowców i środków żywnościowych bezpośrednio godził w życie społeczeństwa niemieckiego i w bojową wartość armji, zużywającej nieprawdopodobne wprost ilości środków materjalnych.
Poza tern wszystkiem w obliczu Niemców odrazu stanęło palące zagadnienie skarbowe, skąd zdobyć, przy ogólnym zastoju gospodarczym, odpowiednie środki pieniężne na prowadzenie wojny, o której już Napoleon I mawiał,
390
•
Pionjerzy niemieccy budują most.
że potrzebuje pieniędzy, przedewszystkiem pieniędzy i wciąż pieniędzy.
Z tern uporali się Niemcy najprędzej. Już w dniu 4 sierpnia 1914 roku parlament niemiecki uchwalił szereg ustaw skarbowych o gospodarce wojennej, przekazując równocześnie na czas wojny ustawodawstwo w sprawach skarbowych Radzie Związkowej (Bundesrat). Zarządzenia te narazie całkowicie były wystarczające, zresztą pomówimy o tern na innem miejscu. Tutaj zaznaczymy tylko, że sprawność, z jaką Niemcy przystosowały się w dziedzinie skarbowości do warunków i potrzeb czasów wojennych, była wynikiem w dużej mierze przygotowawczych prac przedwojennych Banku Rzeszy Niemieckiej, który był bodaj jedyną instytucją gospodarczą na świecie, posiadającą systematycznie opracowane plany mobilizacyjne. Ta wyjątkowo przewidująca polityka Banku Rzeszy była o tyle zrozumiałą na tle ogólnego w życiu gospodarczem braku przewidywania, iż ścisły związek pieniądza z prowadze
niem wojny znanym był od niepamiętnych czasów. Bank Rzeszy nie odkrył przeto Ameryki, jedynie zaś systematycznie dostosował dawne doświadczenia skarbowe do nowych warunków gospodarczych i wojskowych. Tern niemniej jednak dobrze przysłużył się Niemcom w czasie wojny.
W innych dziedzinach gospodarczych Niemcy nie przygotowali się tak skrupulatnie i planowo. Jakkolwiek odzywały się przed wojną wśród sfer głównie wojskowych pojedyncze głosy, nawołujące do stworzenia planów mobilizacyjnych dla życia gospodarczego, i jakkolwiek głosy te nigdy nie były całkowicie zlekceważone, jednakże poza bardzo ogólne rozważania organizacja niemiecka nie posunęła się naprzód w tej dziedzinie. Do skonkretyzowania planów wojenno-gospodarczych nie doszło.
Powodem tego było wszechwładnie panujące przeświadczenie o krótkotrwałości wojny i bezwzględna wiara w planowo przygotowywane piorunujące zwycięstwo oręża ńiemiec-
kiego na Zachodzie. Wprawdzie doktryna woj skowa przewidywała, iż po zwycięstwie piorunu jaceni nad Francją może znacznie dłużej czasu'zabrać pokonanie Rosji na jej bezmiernych obszarach, jednakże uważano w Niemczech, że szybko osiągnięty pokój na Zachodzie odrazu przywróci życiu gospodarczemu w Niemczech poprzednią równowagę, wojna zaś z Rosją, chociażby wymagała dłuższego czasu, nie pociągnie za sobą nazbyt wielkich ofiar materialnych z racjf gospodarczo słabego przeciwnika.
Pogląd ten fatalnie odbił się na wojennych przygotowaniach Niemiec w dziedzinie gospodarczej. Wszystko czyniono pod kątem widzenia krótkotrwałej potrzeby. W rezultacie nie przemyślano sposobu wyzyskania całokształtu życia gospodarczego dla celów wojny, lecz tworzono w czasie pokoju gotowy aparat gospodarczy, pracujący jedynie lub głównie dla wojskowości. W tej dziedzinie osiągnęli Niemcy olbrzymie rezultaty, które znakomicie pomogły im w prowadzeniu wojny, a może nawet wprost ją umożliwiły. Ale bądź co bądź było to jeszcze dalekiem od nowoczesnych, powojennych pojęć mobilizacji życia gospodarczego.
W chwili wybuchu wojny Niemcy posiadali wspaniale rozwinięty przemysł wojenny, głównie w Nadrenji, a więc w bliskości teatru wojny we Francji, gdzie miało być skierowane pierwsze uderzenie niemieckiego militaryzmu. Mieli również Niemcy kolosalnie rozwiniętą sieć komunikacyjną, tworzoną częstokroć (pogranicze francuskie i belgijskie oraz Prusy Wschodnie, Pomorze i Poznańskie) wyłącznie z punktu widzenia wojskowego. W połączeniu z olbrzymiemi zapasami mobilizacyjnemi oraz doskonałą organizacją gospodarki w wojsku zapewniało to Niemcom swobodne dysponowanie środkami materjalnemi w ciągu pierwszych miesięcy wojny.
Poza tern świadomem i planowem przygotowaniem się do wojny okazało się w następstwie, że Niemcy były również przygotowane gospodarczo w sposób niejako naturalny.
W chwili rozpoczęcia wojny Niemcy posiadały olbrzymi, sprawny i doskonale zorganizowany przemysł. Posiadały niezliczoną ilość fachowców pierwszorzędnych we wszystkich gałęziach gospodarczych. Pozwoliło to Niemcom później bez większych trudności ująć życie gospodarcze w jeden system wojenny, wytworzyć zeń jeden celowo i sprawnie pracujący aparat. W dodatku przemysł niemiecki posiadał bardzo silnie rozwinięte gałęzie metalurgiczną i chemiczną. Obie te gałęzie stały się
392
itawą wojennej produkcji, przemysł za chemiczny umożliwił Niemcom nietylko wprowadzenie nowych środków bojowych i masową produkcję materjałów wybuchowych, ale w równej mierze okazał się pożytecznym w wytwarzaniu wszelakiego rodzaju koniecznych „namiastek", wobec braku surowców. Nawet doskonale postawione przed wojną rolnictwo niemieckie oraz wysoko rozwinięta zawodowa oświata rolnicza pozwoliły potem, kiedy narodowi niemieckiemu głód zajrzał w oczy, dokonywać istnych cudów w powiększaniu plonów, wykorzystywaniu wszelkich nieużytków oraz odbudowywaniu rolnictwa na obszarach okupowanych. Krótko mówiąc, niezwykle rozwinięte w Niemczech życie gospodarcze oraz powszechna oświata zawodowa okazały się dojrzałe w zupełności, aby sprostać tym niebywałym potrzebom, które przed Niemcami postawiła wojna.
Pierwszem zarządzeniem w Niemczech o charakterze wojenno-gospodarczym było utworzenie w dniu 6 sierpnia 1914 roku przy ministerstwie spraw wewnętrznych Centrali do spraw rejestracji pracy (Reichszentrale fur Arbeitsnachweis), czyli centralnego urzędu do spraw bezrobocia, które poczęło się szerzyć z zatrważającą szybkością. Rząd niemiecki zrozumiał, że bezrobocie to jest wynikiem nie braku pracy (cztery mil jony mężczyzn powołano pod broń), lecz chaosu, jaki zapanował na rynku pracy w związku z unieruchomieniem tych przedsiębiorstw, które pracowały w związku z obrotem zagranicznym. Ale wojna stwarzała już nowe potrzeby, wymagała nowych rąk do pracy. Jedne fabryki zamykały się, ale inne zato powiększały godziny pracy, nie mogąc nadążyć zamówieniom wojskowym. Na roli również odczuwał się brak powołanych do wojska mężczyzn. Intensywniejsza praca kolei żelaznych wymagała też nowych ludzi. Utworzona Centrala miała więc uporządkować te stosunki, równomiernie rozprowadzając żywą siłę po przekształcającym się życiu gospodarczem. Zadanie to wypełniła szybko i sprawnie, z biegiem wojny rejestrację pracy udoskonalając coraz bardziej w myśl zasady: w czasie wojny nikt nie może próżnować, gdyż potrzeby są nieograniczone. Ł _
Poza bezrobociem, szybko zresztą opano-wanem, drugim problematem wojenno-gospodarczym stało się nadspodziewanie szybkie zu-
żywanie materjału wojennego w walkach, które odrazu przybrały nieprzewidywane przedtem rozmiary. Przy rzeczywistem tempie zużywania materjału wojennego oczywistem stało się, że metody dotychczasowe nie wystarczą na pokrycie zapotrzebowania armji nawet wówczas, gdyby wojna nieznacznie tylko zaciągnęła się, że zaś się zaciągnie — o tern pouczyły pierwsze już dwa miesiące i załamanie się we Francji niemieckiego planu wojny.
Istniejący już „pokojowy" przemysł wojenny nie mógł już wystarczyć. Niewiele również znaczył potajemny dowóz z państw neutralnych. Trzeba było uciec się do rozdzielania zamówień pomiędzy te fabryki, które z przyczyn gospodarczych samorzutnie przekształcały dla celów wojska swoją zahamowaną poprzednio produkcję.
Ale wkrótce już, bo jesienią 1914 roku, wypłynęła sprawa surowców, których brak odczuwał się coraz dotkliwiej, a zapotrzebowanie z racji wojny rosło.
W związku z tern rozpoczęło się w Niemczech planowe organizowanie przemysłu dla celów wojny. Zaczęło się od reglamentacji surowców i przydzielania ich przemysłowi. Oczywiście w przydziałach uwzględniano przede-wszystkiem potrzeby wojska, stąd też uprzywilejowane były fabryki, pracujące dla wojska. Z biegiem czasu niektóre cenniejsze surowce wogóle były wycofane z produkcji „prywatnego" przemysłu.
Reglamentacja i przydział surowców wystarczyły tylko przez pewien czas. W miarę, jak surowców było coraz mniej, a potrzeby rosły, na plan pierwszy wysunęło się zagadnienie zwiększenia ogólnej ilości surowców. Pokonywano niebywałe trudności, aby co się dało wyciągać z zagranicy przez państwa neutralne. Przedewszystkiem zorganizowano produkcję surowców krajowych, dążąc do jej maksymalnego rozwinięcia. Wreszcie, aby otrzymać większe ilości surowców na potrzeby armji, ograniczano ich spożycie do minimum, oraz sto-
Jcńcy rosyjscy, zabroni wrots fculofn&otiiini, nutszerfiją przez ijorltt
393
sow sowano system bezwzględnej oszczędności materiałowej. Wkońcu, kiedy wojna zaciągała się na okres, niedający się przewidzieć, zaczęto stosować system planowego i równomiernego używania surowców z rachunkiem na dłuższy okres czasu.
Pierwszym, który zwrócił uwagę na sprawę surowców, był wybitny polityk niemiecki Walter Rathenau (ur. w 1867 r., zamordowany przez nacjonalistów w 1922 r.), z zawodu elektrotechnik. Rathenau był autorem memo-rjału, złożonego w dn. 9 sierpnia 1914 roku ówczesnemu ministrowi wojny, generałowi von Falkenhayn, w którym to memorjale uzasadniał swoje przewidywanie, iż wojna potrwa lat parę, a w związku z tern wyłuszczał projekt zabezpieczenia surowców, potrzebnych dla produkcji wojennej. Warto nadmienić, że po stronie Koalicji takim przewidującym mężem stanu był generał lord Herbert Kitchener, który również był przekonany co do długotrwałości wojny światowej.
Memorjał ten odniósł pożądany skutek. RathenauWi powierzono zorganizowanie przy ministerstwie wojny Wydziału Surowców Wojennych, którego zadanie polegało na sporządzaniu wykazów surowców, potrzebnych dla armji, zarówno znajdujących się wewnątrz Niemiec, jak i na terenach okupowanych, oraz ich posiadaczy, ilości i miejsca. Wydział dysponował również zużyciem tych surowców oraz przydzielaniem ich przemysłowi, początkowo z szerokiem uwzględnianiem potrzeb całokształtu życia gospodarczego, wkońcu niemal wyłącznie dla potrzeb wojska. Wydział regulował ponadto ceny maksymalne surowców.
W miarę rosnących zadań i piętrzących się coraz większych trudności, Wydział Surowców Wojennych rozwijał swój, skromny na początku, aparat i rozszerzał swoją działalność. Rzecz prosta w tych warunkach trudno było jeszcze myśleć o tworzeniu bardziej przemyślanych i szerszych planów gospodarczo-wojennych, tembardziej, że wypadki wojenne raz po raz wytwarzały nieoczekiwane sytuacje, które przekreślały jedne plany, łagodziły jedne zagadnienia, przeciwnie, zaostrzały inne. Praca więc miała charakter improwizacyjny.
Wielką trudnością był kompletny brak statystyk w dziedzinie surowców. Trudno było ustalić, czem dysponują Niemcy. Na dokładne poszukiwania^ nie było czasu. Postąpiono więc w ten sposób, że sporządzono najpierw inwentarz na podstawie lustracji większych przedsiębiorstw. Metoda ta okazała się słu-
394
szną. Po upływie dwóch tygodni zn-przybliżoną ilość surowców, a po trzech miesiącach posiadano już dokładne cyfry.
Kiedy w pierwszych miesiącach wojny sporządzono statystykę zapasu surowców w Niemczech, okazało się, że prawie we wszystkich wypadkach zapasy te, uwzględniając ówczesne tempo zużywania ich, nie wystarczą nawet na rok dla przemysłu wojennego. Należy zaś uświadomić sobie, że od czasu sporządzenia tej statystyki tempo zużycia stale wzrastało.
Początkowa już działalność Wydziału Surowców Wojennych wykazała, że w tej skomplikowanej dziedzinie nie można liczyć wyłącznie na sprawność aparatu państwowego i że koniecznem jest przyciągnięcie do tych, tak bardzo pożytecznych, prac inicjatywy prywatnej, która współdziałałaby z państwowemi organami centralnemi. W dalszej swojej działalności Wydział Surowców Wojennych szeroko uwzględnił swoje początkowe doświadczenia, powołując do współpracy prywatnych fachowców i prywatne przedsiębiorstwa. Rezultat tej współpracy wydał jak najlepsze owoce, gdyż całokształt działalności Wydziału nosił charakter nie biurokratyczny, ale życiowo-gospodar-czy. W rezultacie nawet całe gałęzie przemysłu powołano do współpracy w zbiorowej gospodarce surowcami, czyniąc z nich organy zbiorcze i rozdzielcze.
W ten sposób w krótkim czasie zorganizowano pod kontrolą Wydziału Surowców Wojennych „towarzystwa surowcowe" dla poszczególnych surowców. W skład takich „towarzystw" wchodzili przemysłowcy i kupcy, a więc ludzie fachowi pod względem gospodarczym i reprezentujący tężyznę inicjatywy prywatnej. Towarzystwa — niezależnie nawet od form prawnych, na których się opierały — były zorganizowane na zasadach samorządowych i użyteczności publicznej. W mowie potocznej nazywano je przeważnie „towarzystwami wojen-nemi".
Początkowo „towarzystwa surowcowe" były tylko inspirowane i kontrolowane przez Wydział Surowców Wojennych, działalność ich jednak opierała się o interesy prywatno-gospodar-cze. Z biegiem czasu, konieczności wojenne zmuszały rząd niemiecki do coraz większego ograniczania swobody w życiu gospodarczem i do jego etatyzacji. Odbiło się to również i na „towarzystwach", które z czasem stały się właściwie organami wykonawczemi Wydziału, łącząc w swojej działalności wszystkie zalety ini-,
rcjatywy prywatnej ze sprawnością i dyscypliną aparatu państwowego.
Działalność Wydziału Surowców Wojennych opierała się na sekwestrowaniu surowców narazie w wypadkach indywidualnych, a później w sposób ryczałtowy. Sekwestr surowców nie znosił tytułu własności, lecz ograniczał prawo swobodnego rozporządzania niemi.
Poza sprawą reglamentacji, sekwestru i rozdziału surowców wkrótce wypłynęła paląca sprawa ich ceny. Zdecydowano ująć również w ręce rządu, a ściślej Wydziału Surowców Wojennych, i sprawę kształtowania się cen, które z niepokojącą szybkością wzrastały. Winę ponosiła w tern poniekąd nieuzgodniona działalność przeróżnych instytucyj wojskowych, które w miarę rosnących potrzeb polowały wprost na surowce, niejednokrotnie wzajemnie podbijając ceny i przyczyniając się tern do wzrostu typowo wojennej lichwy, szczególnie uprawianej przez pokątnych pośredników. Sprawę tę rozwiązano w ten sposób, że Wydział
Wkroczenie Niemców do Polski Kongresowej.
Surowców Wojennych, nakładając sekwestr na dany surowiec, odrazu określał maksymalne ceny, których przekroczenie pociągało za sobą dotkliwe kary. Lichwa w dziedzinie surowców ustała niemal zupełnie.
Przyczyną dalszej militaryzacji życia gospodarczego w Niemczech była sprawa amunicji, broni i wszelakiego sprzętu wojennego. Przed wojną, jak już mówiliśmy, Niemcy wspaniale rozbudowali swój przemysł czysto wojenny, który stanowił też chlubę niemieckiego mi-litaryzmu.
Z początkiem wojny okazało się jednak, że zapotrzebowanie armji o tyle przewyższa najśmielsze nawet przewidywania, iż przemysł wojenny nie może podołać włożonym nań obowiązkom. Z początku próbowano rozwiązać palący problem przekroczenia przewidywanych norm zaopatrzenia armji drogą rozbudowy istniejących zakładów przemysłu wojennego, intensyfikacji pracy, oraz pośpiesznem budowaniem nowych zakładów.
le rosnące wciąż w błyskawicznem tempie potrzeby armji rychło drogę tę uczyniły nierealną. Wszelkie wysiłki powiększenia produkcji przemysłu wojennego dawało zbyt nikłe rezultaty, które rażąco odbiegały od najbardziej nawet palących potrzeb. Trzeba było poszukać innej drogi zaradzenia złemu.
Zdecydowano się przyciągnąć przemysł prywatny. Początkowo ograniczano się do pomniejszych zamówień, ale kiedy okazało się, że organizacja i poziom techniczny prywatnego przemysłu niemieckiego pozwalają mu w zdumiewająco krótkim czasie przystosowywać swoją produkcję do potrzeb wojny, poczęto rozwijać system zamówień prywatnych do olbrzymich rozmiarów. Powoli przemysł niemiecki militaryzował się, co znów pociągało zwiększanie się kontroli ze strony wojskowości i rządu oraz ograniczanie swobody w dziedzinie gospodarczej.
Przystosowywanie się przemysłu niemieckiego do potrzeb wojny było jedną wielką improwizacją zarówno ze strony przemysłu, jak i ze strony niemieckiej wojskowości. Obie strony zdały ten ciężki egzamin celująco. Rezultaty, do których doszli Niemcy w dziedzinie produkcji wojennej, istotnie mogą zdumiewać każdego bezstronnego obserwatora!
Najtrudniejszym do rozwiązania problemem była sprawa produkcji prochu i materja-łów wybuchowych, których zużycie wkrótce już wyczerpały, ogromne zresztą, zapasy niemieckie. Nie zadawalała również zapotrzebowania bieżącego już jesienią 1914 roku pięciokrotnie powiększona produkcja. Trzeba ją było w dalszym ciągu rozszerzać, a tymczasem możliwości w tej dziedzinie były ściśle ograniczone szczupłym zapasem surowców. Jak wiadomo, w produkcji prochu podstawowym surowcem jest saletra, której wwóz do Niemiec był niesłychanie utrudniony, a z czasem wprost uniemożliwiony.
To też już jesienią 1914 roku uczeni niemieccy zaprzągnięci zostali do pracy nad rozwiązaniem tragicznego problemu saletry. Rozwiązano go przy pomocy rozpoczętego tejże jesieni wydobywania azotu z powietrza. Jakkolwiek problem był rozwiązany—jednakże w sposób niedoskonały, który w dalszym ciągu hamował produkcję prochu i innych materjałów wybuchowych, co znów wyznaczało nieprzekraczalną granicę rozwojowym możliwościom w dziedzinie produkcji pocisków, szczególnie artyleryjskich.
396
Niezależnie od sprawy prochu i sama masowa produkcja pocisków artyleryjskich była mocno utrudniona. Przed wojną nikt nie przewidywał tej kolosalnej roli, jaką w rzeczywistości odegrała artylerja, szczególnie cięższych kalibrów. Stąd też dział amunicji artyleryjskiej w niemieckim przemyśle wojennym był najmniej przygotowany do zadań w czasie wojny. Brak było dostatecznej ilości maszyn oraz fachowych robotników. To też produkcja amunicji artyleryjskiej najwolniej rozwijała się. A tymczasem zapasy wkrótce już były na wyczerpaniu. W rezultacie zimą 1914/15 roku artylerja niemiecka poczęła odczuwać brak pocisków, oczywiście nawet w przybliżeniu nie w tak ostrej formie, jak to się działo w tym samym czasie po stronie rosyjskiej.
Niezależnie od powołania przemysłu prywatnego również i do produkowania amunicji artyleryjskiej, sprawę tę rozwiązano ostatecznie dopiero przez wprowadzenie pocisków nowego typu. Przedwojenne pociski były wyrabiane z ciągnionej stali prasowanej, teraz zaś rozpoczęto ich wyrób ze stali zlewnej i z szarego żelaza lanego. Wprowadzenie nowego typu pocisków zmniejszyło nieco skuteczność ognia artyleryjskiego, co jednak było mniej ważne wobec znacznie łatwiejszej i szybszej produkcji nowych pocisków „wojennych"
-Prawdziwa planowa gospodarka wojenna
została wprowadzona w Niemczech dopiero na wiosnę 1915 roku. W tym to czasie dowództwo i rząd niemiecki porzuciło mrzonkę rychłego zakończenia wojny i zdecydowało się na prowadzenie długotrwałej wojny aż do zwycięstwa. W dniu 1 kwietnia 1915 roku ze stanowiska kierownika Wydziału Surowców Wojennych ustąpił polityk Rathenau, jej twórca, a jego miejsce zajął major Koeth, mający zaufanie naczelnego dowództwa. RathenauWi zarzucono, iż, jako polityk, nazbyt liczy się w swojej działalności z potrzebami ludności cywilnej. Major Koeth reprezentował nieprzejednane stanowisko supremacji potrzeb wojennych nad wszyst-kiemi innemi. Stanowisko to opierało się na przeświadczeniu, że długotrwała wojna o tyle tylko nie wyczerpie zapasów surowców, co spowodowałoby konieczność zawarcia z tego powodu pokoju, równającego się klęsce, o ile każdorazowe zapasy surowców będą jak najściślej uzgadniane z zapotrzebowaniem i planowo zu-żytkowywane w granicach dłuższych okresów
czasu, z jak najdalej posuniętą oszczędnością, aby tymczasem gromadzić nowe zapasy na następny okres wojny. Rozrzutność, czy tylko lekkomyślność w dziedzinie surowców równałaby się dla Niemiec śmierci.
Nowy kierunek gospodarki wojennej począł coraz bardziej ograniczać potrzeby ludności cywilnej, posuwając się w swoich ograniczeniach aż do zupełnego zastąpienia niektórych cenniejszych surowców przeróżnemi „namiastkami", wyrabianemi w kraju i środkami kra-jowemi.
lakiego rodzaju, nadające się jeszcze do przeróbki, odpadki, starzyznę, żelastwo, a nawet przedmioty codziennego użytku. Aby zbiórka ta mogła dać poważniejsze rezultaty, nieuniknione było daleko posunięte ograniczenie prawa własności i swobód obywatelskich, przekraczające nawet częstokroć z punktu widzenia „pokojowego" granice wprost rozsądku i wytrzymałości psychicznej społeczeństwa. Ale Niemcy wówczas nie wahali się ani chwili, zapatrzeni w jeden tylko cel — zwycięstwo. Se-kwestrowano więc dzwony kościelne, miedziane
Ostrzeliwanie niemieckiego samolotu przez Rosjan.
Aby stale być poinformowanym o stanie posiadanych jeszcze zapasów surowców, o prze-widywanem ich powiększeniu się oraz o przewidywanych rozmiarach ich zużycia i rozdziału — Wydział Surowców Wojennych stworzył szereg precyzyjnych planów gospodarczych, obliczonych początkowo na przeciąg dwóch, zaś później trzech lat.
Zorganizowano następujące sposoby możliwego zachowania i uzupełnienia wciąż malejących zapasów surowców.
Przedewszystkiem zorganizowano olbrzymi aparat zbiorczy i mobilizacji materjałowej, który dostarczał przemysłowi wojennemu wsze-
i cynkowe pokrycia dachów, klamki, okucia i ozdoby mosiężne, obręcze rowerowe, naczynia kuchenne miedziane, skórę, materjały podszewkowe, bieliznę i dziesiątki innych przedmiotów codziennego użytku, których brak częstokroć zatruwał i bez tego niewesołe życie cywilnej ludności. Ale rezultaty tej zbiórki przymusowej były istotnie zdumiewająco wielkie. Tylko niemiecka bezwzględność, systematyczność i sprawność mogły osiągnąć tak poważne rezultaty drogą tak drobiazgowej działalności.
Wydział Surowców Wojennych akcję tę rozciągnął również i na kraje okupowane. W imię jednak bezstronności należy stwierdzić,
di iałalność w tym kierunku w krajach ok powanych, a między innemi i w Polsce, była o wiele mniej ostra, niż w Niemczech. Znacznie
w mniejszym zakresie wtrącano się do gospodarstw prywatnych, jakkolwiek i to, co czyniono, wystarczało, aby zatruwać życie codzienne ludności tych krajów.
Scentralizowano również cały handel zagraniczny, który również, unormowany, kontrolowany i kierowany przez rząd, pracować musiał na potrzeby wojny. Dzięki etatyzacji handlu zagranicznego zorganizowaną planową wymianę zbędnych produktów krajowych na potrzebne surowce z państwami sprzymierzonemi i neutralnemi. Kierownictwo nad całym systemem zorganizowanego handlu objął specjalny wydział w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, wspópracujący jak najściślej z Wydziałem Importowo -' Eksportowym przy Ministerstwie Wojny.
Z biegiem czasu tą drogą wpływało zresztą coraz mniej surowców. Gospodarcza blokada Niemiec, stosowana przez Koalicję, dawała coraz lepsze dla niej wyniki. Państwa neutralne, stanowiące z początku dogodne i zamaskowane furtki Niemiec na świat, powoli zostały „zakorkowane" i w drobnej tylko mierze mogły przemycać dla Niemiec potrzebne im surowce. Również i państwa sprzymierzone, a więc Au-stro-Węgry, Turcja i Bułgaria, z biegiem czasu przestały być dostawcami surowców, których brak same poczęły odczuwać, natomiast w coraz większej mierze wymagały pomocy ze strony potężnego przemysłu niemieckiego, często nawet w dodatku na koszt Niemiec, będących przewodnikiem, duchem i rozumem obozu centralnego. Raczej wńęc w rezultacie miały Niemcy ze sprzymierzeńcami więcej kłopotu pod względem gospodarczym, niźli jakiejkolwiek pomocy.
Na początku wojny polityka gospodarcza Niemiec szła w kierunku zdobywania i gromadzenia gotowych surowców. Od wiosny 1915 roku zrozumiano, że dotąd przedewszystkiem należy zwrócić uwagę na sprawę możliwego wyzyskania źródeł surowców w kraju przez zwiększenie ich produkcji. Poczęto więc udoskonalać metody pracy, zwiększano ilość zatrudnionych rąk roboczych oraz maszyn, równocześnie wprowadzając udoskonalone maszyny nowych typów. Zajęto się również sprawą tych kopalń, które unieruchomiono jeszcze przed wojną, gdyż produkcja ich wobec konkurencji zagranicznej nie opłacała się. Kopalnie te przejmowano albo pod bezpośredni zarząd
398
ydziału Surowców Wojennych, cz< warzystw surowcowych", albo wreszci-siębiorstw prywatnych, wspomaganych i u-przywilejowywanych przez rząd, i uruchomiono bez względu na koszta produkcji i rentowność, byleby tylko powiększać zapasy surowców. Geologowie niemieccy niemało też przyczynili się do odkrycia zgoła nowych kopalni, które natychmiast uruchomiono.
Również i w dziedzinie rolnictwa pobudzano krajową wytwórczość brakujących surowców. Tak naprzykład wznowiono produkcję rolnych surowców tkackich, jak len i konopie, których uprawa w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat niemal zupełnie została poniechana ze względu na nierentowność tego działu rolnictwa wobec konkurencji zagranicznej.
Walka Niemców na polu gospodarczem ze straszliwem widmem blokady bodaj że nie była mniej bohaterska, niźli najświetniejsze wyczyny wojenne na polach walk. Do walki ze skutkami blokady, a więc z brakiem surowców stawały karne i ofiarne szeregi niemieckich uczonych, przedewszystkiem chemików, których praca i sukcesy zasługują na szczególne wyróżnienie. W miarę, jak zapasy coraz to innego surowca ostatecznie wyczerpywały się, uczeni niemieccy odkrywali sposoby produkowania zastępczych surogatówT pospolicie zwanych „namiastkami" (Ersatz).
Największym w tej dziedzinie wyczynem było wydobywanie azotu z powietrza, co niemiecką produkcję amunicji uniezależniło od dowozu zagranicznej saletry. Wspaniałym również wyczynem było produkowanie syntetycznej gumy wTobec zupełnego braku kauczuku. Dalej warto wymienić produkcję syntetycznej kamfory, siarki i gipsy, gliceryny z cukru, spirytusu z odpadków i ługów przemysłu drzewnego, z węgla i z wapna, żywicy z pochodnych węgla kamiennego i wiele innych, których brak dotkliwie dawał się odczuć. Poza tern chemicy niemieccy dokonali licznych zdobyczy w dziedzinie smarów i stworzyli nowe metody produkowania tłuszczów^ z grafitu i produktów zwierzęcych.
Słusznie tedy mówi szwocki chemik Cy-ren: „Żaden genjusz strategiczny świata nie zdołałby uchronić kraju od potężnego naporu z zewnątrz, który odgrodził Niemcy niemal zupełnie od wszystkich środków pomocniczych świata — bez pomocy niemieckich chemików".
Cała dziedzina produkcji surogatów została również zorganizowana na podstawach gospodarki wojennej. Było to tembardziej ko-
niecznem, że bez pomocy państwa żaden przedsiębiorca prywatny nie mógł o własnych siłach uruchamiać zupełnie nowe gałęzie przemysłu, których przyszłość leżała częstokroć w rękach jednego uczonego, kierującego się częstokroć jedynie nikłemi rezultatami swoich laboratoryjnych doświadczeń. A tymczasem budowa nowych fabryk i instalowanie nowych urządzeń technicznych wymagały w czasie wojny ogromnych kosztów, podczas gdy rentowność takiej nowej produkcji, jak i cała jej przyszłość po wojnie były zawsze mocno problematyczne. W dodatku wszelkie inwestycje wojenne, oparte o liche materjały, z natury rzeczy były nietrwałe i niepewne. Jeżeli pomimo wszystko dokonywano istnych cudów w dziedzinie wytwórczości surogatowej — była WT tern nie mała zasługa niemieckich przedsiębiorców, którzy wszelkie trudności zdecydowanie pokonywali swoją gospodarczą tężyzną oiaz istotnie wiel-kiem poczuciem odpowiedzialności zbiorowej i indywidualnej.
Również w dziedzinie metali zmuszeni byli Niemcy do coraz częstszego stosowania su-rogatów. Tak więc miedź i cynę zastępowano żelazem, stalą laną, cynkiem, twardem drzewem, wreszcie nawet tekturą, żelazo i cynk zastępowano aluminjum, przy fabrykacji stali mangan zastąpiono karbidem wapnia i sodu i t. d. i t. d.
System surogatowy zastosowano również w przemyśle tkackim, którego zapasy surowTca, a przedewszystkiem bawełny, bardzo szybko wyczerpały się wśród rosnących potrzeb. Z początku radzono sobie wznawianiem uprawy lnu i konopi, kiedy zaś i to nie dawało już koniecznych wyników, przystąpiono do udoskonalenia i masowej organizacji przędzalnictwa papierowego. Używano również coraz częściej tych krajowych surowców przędzalniczych, które w czasie pokoju były zupełnie nieznane, jako zbyt mało wartościowe, jako to pokrzywy, włókna torfowego i trzcinowego, łyka wierzbowego, chmielu, janowca i wielu innych. W tej
v*u-3
t>„-
..»_ JCt XŁfflflBiif.
„-.-<-*?*-
Rosyjskie ciężkie działo •!() cm. po, ostawiorn podczas odwrotu.
dziedzinie nieocenione usługi oddały Niemcom przed wojną już potężne rozwinięte gałęzie przemysłu celulozowego, papierniczego i drzewnego, które w czasie wojny przystąpiły do masowej produkcji nitek papierniczych, jako su-rogatu przy produkcji sztucznego jedwabiu i sztucznej bawełny.
Już w 1916 roku przemysł niemiecki nie-ledwie we wszystkich dziedzinach uległ radykalnym zmianom systemu produkcji, dostosowując się do nienormalnych warunków wojennych i blokady, wykazując niezwykłą swoją tężyznę, wysoki poziom techniczny i handlowy oraz świetną organizację. Tylko to pozwoliło Niemcom w ciągu czterech lat walczyć z Koalicją, która na swoje usługi miała potęgę mater-jalną niemal całego świata.
I rzecz ciekawa — wszystkie te zdumiewające rezultaty gospodarcze osiągnęli Niemcy przy znacznie większem pozostawieniu swobody własnemu przemysłowi i handlowi, niźli to działo się naprzykład w Anglii, której ustawa o amunicji wojennej z dnia 2 lipca 1915 roku („Munition of War Act") znacznie bardziej paraliżowała swobodę i poddawała pod zupełny rygor wojenny te gałęzie przemysłu, które kwalifikowano, jako przemysł wojenny. W Niemczech zwyciężyła zasada samopomocy i swobodnego przystosowywania się producentów do warunków wojennych i potrzeb armji. Państwo sprawowało tylko ogólną kontrolę i, zgodnie z szerokiemi planami wojennemi, regulowało całokształt życia gospodarczego, pozostawiając swobodę inicjatywie prywatnej wszędzie, gdzie się to dało uczynić. Dość wcześnie bowiem zrozumiano w Niemczech, że drogą automatycznego przymusu niewiele można osiągnąć, a łatwo i wiele popsuć, E. O. Volkmann pisze: „Przymus i nadzór, te specyficzne środki działania państwa, nie dopisały przy urzeczywistnieniu celu, które zależało w dużej mierze od objektywnych warunków ogólnych, a prócz tego od nastroju i dobrej woli osób zainteresowanych". Rolą tego ostatniego czynnika ilustruje chociażby statystyka strajków w pierwszych trzech latach wojny w Niemczech. W 1914 r. brało udział w strajkach zaledwie 2.084 robotników, w 1915 r. już 12.860, zaś w 1916 r. aż 124.188 robotników. Tak to maleje odporność społeczeństwa, nadmiernie przeciążonego obowiązkami wobec państwa i własnym niedostatkiem, z czem musiano się w Niemczech liczyć ze względu na nastrój społeczeństwa, prowadzącego beznadziejnie ciężką wojną.
400
Niesłychanie intensywne tempo oraz ci kie warunki pracy przemysłu niemieckiego wysunęły palące zagadnienie m2szyn i sił roboczych. W tym celu powołano w całem państwie urzędy do wyrównywania stanu maszyn (Ma-schinenausgleichstellen), które zajęły się przydzielaniem przemysłowi, pracującemu dla celów wojny, z początku tych obrabiarek znajdujących się w kraju, które pracowały w mniej ważnych gałęziach przemysłu lub zgoła były bezrobotne, później zaś obrabiarek, masowo zabieranych z fabryk na terenach okupowanych, między innemi boleśnie dezorganizując przemysł polski w b. Kongresówce. Niezależnie od ewidencji i przydziału już pracujących obrabiarek pośpiesznie produkowano nowe maszyny o udoskonalonej, a przedewszystkiem uproszczonej konstrukcji.
Większej jeszcze bodaj energji wymagało rozwiązanie zagadnienia ludzkich sił roboczych. Bezrobocie, które chwilowo zapanowało na początku wojny, bardzo prędko przekształciło się w boleśnie odczuwany brak rąk roboczych. Przyczyniło się dc tego powoływanie pod broń wciąż nowych roczników mężczyzn oraz gwałtownie rozwijająca się produkcja przemysłowa, rozwój środków komunikacyjnych oraz rozrost aparatu państwowego. Zwłaszcza coraz trudniej było o robotnika wykwalifikowanego. Przy Ministerstwie Wojny utworzono przeto specjalny Wydział Robotniczy, który zwalczał brak rąk do pracy, pośpiesznem szkoleniem niewykwalifikowanych robotników, wciąganiem do wszystkich dziedzin pracy kobiet i małoletnich oraz wszechstronnem zużyt-kowywaniem pracy jeńców wojennych, a nawet inwalidów. Wydział ten zajmował się również przydziałem sił roboczych przemysłowi i innym dziedzinom pracy dla celów wojny.
W pierwszych dwóch latach wojny utrzymywano bezwzględną zasadę wolności pracy, a stąd_ nawet i strajków. Projekty zmilitaryzowania całego społeczeństwa i narzucenia mu pracy przymusowej Ministerstwo Wojny konsekwentnie odczuwało, uważając, iż praca przymusowa zawsze ustępuje pod względem jakości pracy wolnej, a w gospodarce wojennej przedewszystkiem powinno chodzić o wysoką wartość indywidualnej pracy oraz o bezwzględnie dobrą wolę każdego robotnika, czy pracownika umysłowego. Dlatego też Ministerstwo Wojny stosowało raczej metody zachęcenia do wydajnej pracy drogą powiększania zarobków i stosowania dodatków żywnościowych tak cen-
nych w czasie wojny w wygłodzonych Niemczech.
A teraz zilustrujemy danemi statystycz-nemi (według Wurtzbachera i Wrisberga) te rezultaty, jakie w okresie 1914 — 1916 roku osiągnął niemiecki przemysł wojenny.
Niemieckie plany mobilizacyjne przewidywały dzienną produkcję karabinów ręcznych w ilości 1.200 sztuk — w roku 1916 produkcja ta osiągnęła 8.000 sztuk dziennie. Produkcję karabinów maszynowych przewidywano w ilości 200 sztuk miesięcznie — w 1916 r. osiągnię-
ce cyfry. Na początku wojny zapas amunicji wynosił: dla artylerji polowej około 3.300.000 pocisków, dla lekkich haubic polowych około 750.000 pocisków. Do dnia 1 lipca 1916 roku od początku wojny wyprodukowano: dla artylerji polowej około 38.250.000 pocisków i dla lekkich haubic polowych około 14.510.000 pocisków.
W lecie 1916 roku miesięczna produkcja pocisków dla artylerji polowej osiągnęła już rekordową cyfry około 4.000.000 sztuk, co odpowiadało dwudziestokrotnemu (!) wzrostowi
Uciekinierzy z okolic Warszawy otrzymują chwilowe schronienie w kościołach.
to około 2.300 sztuk miesięcznie. Produkcja miotaczy bomb w kwietniu 1915 roku wynosiła ogółem (wszelkich kalibrów) — 62 sztuki, w kwietniu 1916 roku już 255 sztuk, a w lipcu tegoż roku aż 896 sztuk!
O wzroście produkcji dział świadczy chociażby fakt, że w połowie" 1915 roku produkowano około 270 dział polowych miesięcznie, zaś w końcu roku produkcja miesięczna wynosiła już 480 dział tegoż kalibru.
O produkcji amunicji świadczą następują-
wydajności przemysłu wojennego w stosunku do norm, przewidzianych w pierwotnych planach mobilizacyjnych.
Miesięczna produkcja ciężkich dział wynosiła: w 1914 roku — 20 sztuk, w 1915 roku — 60 sztuk, w 1916 roku — 300 sztuk!
Na początku wojny zapas amunicji dla ciężkich haubic polowych, moździerzy, dział 10 cm., 13 cm., 15 cm. oraz dział najcięższych wynosił 2.676.00 pocisków, zaś dla dział fortecz-nych dawniejszych systemów 1.626.000 pocisków. Od początku wojny do dnia 1 lipca 1916
roku wyprodukowano dla artylerji ciężkiej około 21.094.000 pocisków!
Ciekawie przedstawia się również produkcja prochu. W czasie pokoju wynosiła ona miesięcznie około 200 tonn, jesienią 1914 roku około 1000 tonn, w kwietniu 1915 roku około 2000 tonn, w październiku 1915 roku 4.300 tonn, w styczniu 1916 roku 5.000 tonn i wreszcie w czerwcu 1916 roku 6.000 tonn!
Wszystkie te dane dają pojąć, jak wielki musiał być wysiłek Niemców, aby osiągnąć tak wielkie rezultaty gospodarcze w czasie uciążliwej wojny i w obliczu straszliwej blokady, która pozbawiała Niemców surowców i pomocy
techniczno - gospodarczej z zagranicy. W tym olbrzymim wysiłku całego społeczeństwa niemieckiego leży główna tajemnica zdumiewającej wytrzymałości wojennej armji niemieckiej, która w ciągu czterech lat nie dała się złamać, a przeciwnie sama jeszcze podtrzymywała wartość bojowych swoich sojuszników.
W innych dziedzinach gospodarczych osiągnęli Niemcy nie mniej zdumiewające rezultaty. Szczytem zaś tężyzny gospodarczo-wojennej były już ostatnie dwa lata wojny 1917 i 1918. Ale tern zajmiemy się w przyszłości, parokrotnie jeszcze powracając do tematów gospodarczo - wojennych.
SPRAWA POLSKA W PIERWSZYM
To, o czem tylko marzyły całe pokolenia Polaków, ofiarnie walczących o niepodległość ojczyzny, stało się rzeczywistością — wybuchła wojna, w której po obu stronach stanęły wszystkie trzy mocarstwa rozbiorowe.
Niezależnie od kierunków politycznych, dzielących naród polski, były one zgodne w rozumieniu, iż nadszedł moment wyjątkowo pomyślny dla rozwiązania sprawy polskiej z mniejszą lub większą korzyścią dla Polaków.
Od początku wojny walki trzech zaborców toczyły się na ziemiach polskich i — co było oczywiste — również o te ziemie. Wzajemny antagonizm zgodnych przedtem w sprawie polskiej państw rozbiorowych, oraz konieczności wojny, narzucające się im nawet wTbrew tendencjom i tradycjom politycznym, pozwalały mieć nadzieję, że politykom polskim uda się wykorzystać te okoliczności i odpowiednio wpłynąć na kształtowanie się sprawy polskiej w czasie wojny i po wojnie, kiedy nastąpi zafi-ksowanie prawne nowego układu stosunków europejskich.
Poza koniecznością wojenną podnoszenia sprawy polskiej w łonie wszystkich trzech mocarstw rozbiorowych, społeczeństwo polskie ożywiła ponadto nadzieja poruszenia sprawy polskiej na forum międzynarodowem, gdzie od dłuższego już czasu panowała na ten temat zabójcza dla nas cisza, świadcząca o tem, iż Europa pogodziła się trwale z istniejącym stanem rzeczy i zniknięciem Polski z mapy i z życia europejskiego. A poruszenie sprawy polskiej właśnie na terenie międzynarodowym pozwoliłoby politykom polskim pozyskać życzliwsze poparcie z zewnątrz, mogące wywrzeć poważny wpływ na ukształtowanie się dalsze spraw polskich. Bowiem mało prawdopodob-nem było, aby sprawy polskie mogły powrócić
OKRESIE WOJNY ŚWIATOWEJ.
po wojnie do poprzedniego, tak fatalnego dla nas status quo.
Wojna i związane z nią nadzieje wywołały w społeczeństwie naszem niezwykłe ożywienie polityczne. Wszystkie stronnictwa polityczne rozwinęły energiczną działalność w kierunku realizowania swoich programowych wskazań na czas wojny. Wszystko, co stanowiło w Polsce jakąkolwiek elitę, było poruszone, roznamiętnione i wciągnięte w wir polityki wojennej.
Niestety — Polska, pozbawiona własnej państwowości, rozdarta na trzy zabory, szarpana wewnętrzną walką sprzecznych kierunków społecznych i politycznych, nie mogła była zdobyć się na wytworzenie jednolitej, zwartej ide-ologji oraz jednolitego programu praktycznego działania politycznego w czasie wojny, w której ważyły się przyszłe losy polskie. Nie było w Polsce przedwojennej żadnego czynnika naczelnego, któryby mógł zsyntetyzować opinję narodu i ująć kierownictwo jego spraw w swoje ręce, a któremuby z kolei ten naród mógł zaufać, karnie oddając swoje siły do jego rozporządzenia.
W o ileż lepszem położeniu znalazł się w czasie wojny pobratymczy naród czeski, nie-rozdarty granicami, uświadomiony i zdyscyplinowany już w szkole demokracji i parlamentaryzmu, posiadający już instytucje, stanowiące doskonałe tworzywo dla przyszłej organizacji państwowej, i wreszcie już przed wojną wyposażony w zdecydowaną politykę niepodległo-ściowo, skierowaną przeciwko jedynemu wrogowi — Austro - Węgrom. Nic też dziwnego, że w tych warunkach potrafili Czesi wytworzyć w czasie wojny jednolity i zwarty front polityczny, który niemało im pomógł w ukształtowaniu się niepodległej Czechosłowacji.
403
%HUittUteUttUM^^^M^k,
Ł >\h
/ . / s
Ludność przygląda się samolotom niemieckim, które rzucają bomby.
W Polsce w chwili wybuchu wojny istniały liczne zwalczające się wzajemnie stronnictwa polityczne, w których programach naogół niewiele było wskazań konkretnych, dających się zastosować w warunkach wojny. Stąd też wojenna polityka stronnictw polskich była skazaną na mniejszą lub większą improwizację w obliczu wypadków w olbrzymiem znaczeniu, które pędziły z zawrotną szybkością.
Pomiędzy zaborami z chwilą wybuchu wojny łączność była w dużej mierze utrudniona. Pomiędzy znów stronnictwami porozumienie było niezwykle utrudnione, jeśli zgoła nie uniemożliwione wskutek braku jakichś czynników ponadpartyjnych lub wspólnego terenu dyskusji. W dodatku czas i wypadki nagliły, zmuszając do pośpiesznych decyzyj. W tych warunkach polska myśl polityczna w czasie wojny już w niepodległej Polsce wyzwolonej.
Przy kształtowaniu się poszczególnych odłamów polityki narodowej polskiej w czasie wojny dominujący wpływ wywarły, oczywiście, istniejące już przed wojną ideologje i programy. Wszak środki, któremi się posługujemy, nieuchronnie wywierają swój wpływ na krystalizowanie się osiąganego przy ich pomocy celu. Dla stronnictw politycznych nie było więc
404
rzeczą obojętną wybór tych lub innych dróg działania w czasie wojny, gdyż one przesądzały poniekąd charakter ostatecznego rezultatu. A wszak chodziło o Polskę, której obraz odrębnie rysował się w świetle poszczególnych ideo-logji i programów.
Oto były przyczyny, dla których w polityce narodowej polskiej powstały tak zwane „or-jentacje wojenne", które były środkami działania poszczególnych kierunków. Owe „orjentację", dzięki wojnie i jej namiętnościom, na długo rozdzieliły naród polski na zwalczające się odłamy, bardziej w stosunku do siebie antagonisty czne, niźli pokojowe part je polityczne. Boć przecież ważyły się losy świata, a wraz z nim i Polski. Każdy Polak, kto z pełną wiarą, a nie dla względów praktycznych, wyznawał tą lub inną „orjentację", musiał uważać ją za „jedyną" drogę do uzyskania przez zgnębiony naród polski jaśniejszej przyszłości. A więc— w jego mniemaniu — ten, kto wyznawał przeciwną orjentację, gubił Polskę! Nie chodziło tu bowiem o drobne szczególiki, zabarwienia i charakter spraw, ale o ich najgłębszą istotę. To rozdarcie ideowe było nieuchronną konsekwencją braku wspólnych nadrzędnych czynników politycznych i społecznych, które w normalnie żyjącem społeczeństwie regulują antagonizmy,
sy syntetyzują opinję i krystalizują zasadnicze wytyczne polityczne, wspólne dla wszystkich.
Dziś, niejako już z perspektywy dziejowej, możemy stwierdzić, że napięcie tych antagonizmów świadczyło o żywotności i tężyźnie narodu, który, w tragicznych warunkach wojny i wewnętrznego rozdarcia, chciał, chociaż może często nie umiał, walczyć w imię swoich niezniszczalnych praw do życia i wolności.
Zasadniczo w polityce polskiej mogły były istnieć dwie tylko główne „orjentację". Polska, pozbawiona własnej państwowości, własnej armji i własnej reprezentacji międzynarodowej, nie dawała politykom polskim pola do samodzielnego działania. Polityka polska musiała szukać oparcia i środków działania w obcych, a nawet wrogich państwowościach. Że zaś cała niemal Europa podzieliła się na dwa wrogie obozy — przeto polityka polska miała do wyboru albo „orjentację koalicyjną", albo
też „orjentację centralną". Tertium non datur. Dopiero w ramach tych zasadniczych „orjenta-cyj" mogły istnieć mniejsze lub większe odcienie i różnicy. A więc w pierwszym wypadku „orjentacja" ściśle rosyjska lub raczej zachodnio - koalicyjna (Francja i Anglja), w drugim zaś wypadku austrjacka lub niemiecka. W ten właśnie sposób poczęła różniczkować polityka polska w czasie wojny.
Tragiczną konsekwencją trójzaborowości Polski przedwojennej, oraz istnienia przeciwnych orjentacyj był udział Polaków w wojnie. Setki tysięcy Polaków, powołanych pod broń przez wrogie sobie i nam armje, stanęły naprzeciw siebie po obu stronach frontu. I nie rzadko zdarzało się, że żołnierz — Polak strzelał do przeciwnika również żołnierza — Polaka, że brat godził w brata, bo tak mu nakazywał wraży przymus, złożona przysięga żołnierska i honor rycerskiego narodu. Fakt ten był-
W porcie.
40!
, v , już dostateczną tragedją narodu. Ale „01 jentacje" tragedję tę musiały bardziej jeszcze pogłębić: nietylko Polacy musieli walczyć po obu stronach frontu pod obcemi i wrogiemi soli ie sztandarami, ale ponadto w pewnej mierze musieli czynić to dobrowolnie, pod własnemi sztandarami, radośnie, bo w imię Polski, za którą z pełną miarą walczyli i umierali.
Konieczność nieuniknionej w warunkach wojennych bratniej walki była tą najmniejszą tragedją, przed którą nie mogła się powstrzymać polska myśl polityczna pod grozą utraty tych możliwości, które — być może po raz osta-
Dla państw rozbiorowych zagadnienie polskie wypłynęło w nowem zabarwieniu na dwóch odrębnych płaszczyznach: politycznej i wojskowej.
Pod względem politycznym sprawa polska nie mogła być obojętną ani dla Rosji, ani dla Niemiec i Austro - Węgier, ponieważ ich ewentualne zdobycze wojenne dotyczyłyby przede-wszystkiem ziem polskich. Tak więc Rosja miała apetyt na Poznańskie. Pomorze i Śląsk, Niemcy zaś i Austro - Węgry na b. Kongresówkę, a nawet i wschodnie kresy polskie. Realizacja tych aspiracji naruszyłaby istniejący
Sztuczne kończyny.
tni historja odkryła przed narodem polskim, duszącym się i kruszejącym w okowach potrójnej niewoli.
Na początku wojny sprawa polska była zagadnieniem, które interesowało wyłącznie trzy mocarstwa rozbiorowe: Rosie. Niemcy i Au-stro-Węgry. Na forum międzynarodowem w sprawie polskiej panowała jeszcze cisza, która jednak wcześniej czy później musiała być zakłóconą wydarzeniami wojennemi i stanowiskiem mocarstw zainteresowanych.
406
stan rzeczy w Polsce, zachwiałaby równowagą wpływów obcych w Polsce i zniszczyłaby system trójzaborczości, tak znakomicie ułatwiający zadanie poszczególnym państwom rozbiorowym. W nowych warunkach sprawa polska, wytrącona z tradycyjnej już polityki państw rozbiorowych, wymagałaby od nich poważniejszej rewizji i zajęcia nowego stanowiska, odpowiadającego nowym warunkom.
W czasie wojny na czoło oceny państwowej z natury rzeczy wysuwają się wojskowi, którzy we krwi budują przyszłość swego państwa. Jednakże politycy i dyplomaci, zepchnie-
ci na plan drugi, niejako bezrobotni, bynajmniej nie rezygnują ze swoich zawodowych na-wyknień, a niewiele mając do gadania na temat wojny, tern chętniej i z tem większym zapałem oddają się pracom, dyskusjom i intrygom na temat przyszłego, powojennego ukształtowania stosunków, w których znów oni będą rej wodzili. Przeważnie działalność ta bywa dość jałowa i mało skuteczna, zawsze jednak niezwykle komplikuje bieg samej wojny, narzucając jej coraz nowe tendencje i cele.
gowana, wywołała w końcu rozgłośne echo n forum międzynarodowem.
Pod względem wojskowym sprawa polska była dla państw rozbiorowych zagadnieniem pierwszorzędnej wagi.
Wojna toczyła się na ziemiach polskich. Stosunek polskiej ludności cywilnej do stron walczących nie mógł być obojętnym dla wodzów. Wiemy wszak, jak wielką rolę stosunek ten może odegrać w wojnie, że wymieniony chociażby przykład belgijski i serbski. Każda ze
Pociąg wojskowy wśród zasp śnieżnych.
Zawsze tak bywało, że politycy i dyplomaci sieją wojnę i pożywają jej plany, wojskowym pozostawiając same tylko krwawe żniwo, podczas którego czynią jałowe obrachunki ewen-
I t u a l n y c h plonów i ich rozdziału. Tak też się działo i w czasie wojny świa
towej w państwach rozbiorowych. Zjawisko to było bezsprzecznie korzystnem dla nas, gdyż politycy, od początku wojny debatując nad podziałem polskich plonów wojny, sami tego nie pragnąc, poruszyli sprawę polską, która, umiejętnie przez Polaków podchwytywana i propa-
stron pragnęła zapewnić sobie życzliwość Polaków, a nienawiść ich skierować na przeciwnika. Poza tem była sprawa Polaków — żołnierzy we wszystkich trzech armjach walczących, których lojalność była szczególnie ważną ze względu na to, że wojna toczyła się na terenach, dobrze im znanych. I znów doświadczenie poucza, jak wielkie szkody może przynieść armji nielojalność i solidarność jej żołnierzy jednej narodowości, za przykład czego może służyć masowe łamanie wierności żołnierskiej przez Czechów w armji austrjackiej, co niemało
407
przyczyniło się do niepowodzeń tej ostatniej. Wreszcie z wojskowego punktu widzenia nie było rzeczą obojętną przyciągnięcie ochotników polskich, powszechnie i oddawna uznanych, jako świetny materjał wojskowy, oraz wywołanie na tyłach przeciwnika jakiej polskiej rewolucji czy chociażby ruchawki. Te ostatnie względy nabrały szczególniejszej wagi w późniejszym okresie wojny, kiedy obie strony odczuwały już dotkliwe wyczerpanie co lepszego materjału ludzkiego.
Jak widzimy przeto zarówno względy polityczne, jak i wojskowe zmusiły państwa zaborcze do zajęcia się sprawą polską i wynalezienia dla niej najkorzystniejszego dla siebie rozwiązania. Na tej konieczności orjentacje polskie borowały przedewszystkiem swoje nadzieje i w tym kierunku poprowadziły swoje pierwsze kroki polityczne.
Pozwolimy tu sobie na małą dygresję. W casie wojny, zarówno jak po wojnie, może nawet do dnia dzisiejszego, istniało wielkie nieporozumienie wśród szerokich mas społeczeństwa, niewtajemniczonego w arkana polityki, na temat orjentacyj polskich.
Masy społeczeństwa, zawsze skłonne do uproszczeń i symboliki, przeważnie nie orjen-towały się w charakterze orjentacyj politycznych. Nie rozumiały, że taka czy inna orjen-tacja jest tylko środkiem do osiągnięcia rezultatów politycznych, do których polityka polska dążyła wTbrew interesom wszystkich trzech państw zaborczych, a w imię szerzej lub węziej pojmowanych odbudowy Polski niepodległej.
W wyniku tego masowego nieporozumienia, które przez długi czas nie mało przyczyniało szkody samej sprawie polskiej, wytwarzało się w dołach społeczeństwa błędne przeświadczenie, że Polska opowiada się „za Rosją" — „za Niemcami" lub „za Austro - Węgrami". A Polska tymczasem opowiadała się w istocie za swoją pogwałconą wolnością.
A teraz, zanim przystąpimy do przeglądu szczegółowego orjentacyj polskich, chociaż -pobieżnie zapoznajemy się z tymi kierunkami po-litycznemi, które wytworzyły się w samych państwach rozbiorowych dookoła sprawy polskiej.
Najgłośniej debatowano sprawę polską w sferach decydujących monarchji austro-wę-gierskiej. Nie było jednak jednolitego na tę sprawę poglądu. Przeciwnie nawet — wyraźnie zaznaczały się od początku wojny rozbież-
408
ne, a nawet wrogie sobie tendencje polityko austrjackich i węgierskich.
Oficjalnie Austro - Węgry aspirowały do samodzielnego rozwiązania sprawy polskiej, które rozumiano, jako połączenie całego b. Królestwa Polskiego (zabór rosyjski) z całą b. Galicją w jeden organizm o nieokreślonej strukturze i charakteru pod berłem Habsburgów.
Rozwiązanie takie było ambicją sędziwego cesarza Franciszka Józefa oraz polonofilskich kół wśród politycznych sfer austrjackich, którym przewodził znany polonofil arcyksiążę Karol Stefan (z Żywca).
Ale takie rozwiązanie mogło być rozwiązane trzema sposobami. Jak wiadomo Austro -Węgry były państwem dualistycznem. Cesarz austrjacki był równocześnie królem węgierskim. W ramach dualistycznej monarchji Au-strja i Węgry posiadały odrębne organizmy państwowe, złączone jedynie osobą wspólnego monarchy i szeregiem wspólnych instytucyj i organów państwowych. Wobec takiej struktury Austro - Węgier istniały trzy możliwości. Albo Polska, składająca się z b. Kongresówki i b. Galicji, utworzyłaby trzeci organizm państwowy pod władzą zwierzchnią cesarza Au-strji, króla Węgier i powiedzmy równocześnie króla Polski i weszłaby, jako trzeci członek do monarchji Habsburgów, przekształconej z dualistycznej na trialistyczną; albo Polska weszłaby tylko w stosunek dualistyczny (analogiczny do Austro - Węgier) z cesarstwem austrJackiem, a dopiero wraz z niem w nienaruszony dualistyczny system Austro - Węgier; albo wreszcie przyłączone ziemie polskie wraz z b. Galicją utworzyłyby poprostu prowincję au-strjacką, analogicznie do położenia dotychczasowego b. Galicji.
Zdecydowanie się na jedną z tych możliwości nie było sprawą łatwą dla decydujących czynników Austro - Węgier.
Z koncepcją trialistyczną bezwzględnie nie zgadzają się Węgry, które dotychczas w sprawach ogólnych były równouprawnione z Austr ją, zaś przy równowadze wpływów austr jac-ko-węgiersko-polskich łatwo mogłyby być zma-joryzowane przez większość polsko-austrjacką. Koncepcję tę uważali Węgrzy za pomniejszenie ich praw suwerennych.
Koncepcja znowuż niejako subdualizmu polsko - austrjackiego — poza Węgrami — nikomu nie mogła dogodzić. Austrjacy kategorycznie odrzucali ją ze względu na pomniejszenie w tych warunkach własnego wpływu w monarchji na korzyść Węgrów (M + V± + V->)
Walka do <
Polacy widzieli w niej to samo niebezpieczeństwo, a poza tern nie mogli się zgodzić na niejako drugorzędne stanowisko w monarchji nadal Austro - Węgier. Pozostali Słowianie au-strjaccy widzieli w niej zakłócenie dotychczasowej równowagi wpływów w obrębie Austrji, w której, po wyłączeniu Galicji, Austrjacy uzyskaliby przewagę.
Pomysł włączenia Polski, jako prowincji na poprzednich prawach Galicji, dla Polaków byłby za mało korzystny, jak na wynik wojny światowej, zaś dla Austrjaków niemożliwy do przyjęcia ze względu na całkowite już ich zma-joryzowanie przez żywioł słowiański, wzmocniony przez polską ludność Kongresówki.
Jak widzimy przeto, oficjalnie lansowane w Wiedniu rozwiązanie sprawy polskiej napotykało na poważne trudności przy bliższej jego analizie.
Poza tern jakkolwiek potraktowane powyższe rozwiązanie sprawy polskiej napotykało na zasadniczo wrogie koncepcje.
Tak więc obok kierunku polonofilskiego istniał wśród decydujących sfer poważny kierunek rutenofilski (filorusiński), któremu
niej chwth.
przewodził arcyksiążę Wilhelm, syn polonofilskiego Karola Stefana, przezywany wśród Rusinów „Wasylem Wyszywanym". O ile ojciec chętnie przywdziewał w czasie uroczystości staropolski kontusz szlachecki, przypasując do boku polską karabelę, o tyle syn w podobnych okolicznościach lubiał prezentować się w ludowym stroju rusińskim.
Austrja posiadała w Galicji zarówno ludność polską, jak i ruską (dziś zwaną zresztą „ukraińską"). W sąsiedztwie Galicji na tery-torjum rosyjskiem na północy leżały ziemie polskie, na wschodzie zaś ruskie (Ukraina, Podole i Wołyń). Kierunek polonofilski parł na północ, kierunek rutenofilski — na wschód. Koncepcji polsko - trialistycznej czy dualistycznej przeciwstawiano analogiczną koncepcję ruską. Arcyksięciu Wilhelmowi uśmiechało się prawT-dopodobnie conajmniej jakieś wielkie hetmań-stwo ukrainne.
Należy jednak stwierdzić, że koncepcje ruskie w sferach decydujących miały znacznie mniejszą wagę od polskich, jednakże samo ich istnienie mocno komplikowało wytworzenie się jednolitego poglądu na sprawę polską.
Były wreszcie poważne tendencje poprostu wyrzeczenia się b. kongresówki na rzecz Niemiec Tendencje te były w związku z pomysłami ruskiemi, przedewszystkiem zaś wypływały z nieugiętego stanowiska Węgier. Wyrzeczenie się takie odrazu przecinałoby dla Au-stro - Węgier skomplikowaną sprawą polską, pozwalając im zwrócić całą uwagę w innym, łatwiejszym kierunku.
W tym kierunku parł potężny w monar-chji Habsburgów prezes węgierskiej rady ministrów hrabia Tisza, o którym Czernin (minister spraw zagranicznych za ostatniego cesarza Austrji Karola) pisze: ,,chciał on Polskę, jeżeli wogóle, uznać najwyżej za prowincję au-strjacką... a najchętniej zostawić Polskę Niemcom".
O tern, aby w wyniku wojny utworzyć całkowicie niezależne państwo polskie — oczywiście nikt poważnie nie myślał, za wyjątkiem samych Polaków, w Austro - Węgrzech. Było to absolutnie niemożliwe z punktu widzenia interesów monarchji Habsburgów, bowiem po stu kilkudziesięciu latach posiadania albo trze-baby się było wyrzec Galicji, albo też cierpieć
w niej irredentę polską, podsycaną przez sąsiednią Polskę niepodległą, która nigdy nie wy-rzekaby się swojego ostatecznego zjednoczenia.
Niezależnie od tych trudności, które rozwiązanie sprawy polskiej napotykało wewnątrz samych Austro - Węgier, decydujące znaczenie miał bezwzględny opór Niemiec, niezgadzają-cych się z żadną koncepcją austrjacką.
Zarówno niemieckie sfery polityczne, jak i wojskowe były na początku wojny bezwzględnie przeciwne radykalnemu rozwiązaniu sprawy polskiej, przedewszystkiem zaś jakiejkolwiek formie włączenia Kongresówki do Austro-Węgier, co sprowadzałaby się w rezultacie do otoczenia niemieckich prowincyj polskich śląska i Poznańskiego przez zwarty żywioł słowiański czeskopolski, posiadający w tych warunkach zwiększone wpływy w Austro - Węgrzech, Nawet za cenę podsuwanych przez Wiedeń Niemcom północnych części Kongresówki nie chciał Berlin myśleć o podobnej możliwości. Niemcy dobrze rozumieli, że podział Polski pomiędzy Niemcy (drobniejsza część) i Austro - Węgry (znaczniejsza część) utrudniłby Niemcom ich eksterminacyjną polityką wobec Polaków, któ-
410
Sygiiały marynarzy.
rzy ciążyliby ku Austro - Węgrom, posiadającym większy obszar Polski, wyposażony w większe swobody i przywileje narodowe.
A głos Niemiec był od początku wojny coraz bardziej rozkazującym dla Wiednia, w miarę, jak zanikał prestige armji austro-węgier-skiej, której niską wartość bojową coraz bardziej ratowały „żelazne" wojska niemieckie.
W Niemczech nad sprawą polską od początku wojny dyskutowano w sposób mniej
I jawny, niż w Austro - Węgrzech, ale zato bodaj że z większem zrozumieniem wagi tego zagadnienia. Jednakże sposób, w jaki Niemcy zapatrywali się na sprawę polską, był przede-wszystkiem znacznie bardziej nieszczery, perfidny, wprost cyniczny. O ile Austro - Węgry dążyły do wyzyskania na swoją korzyść Polski, jako pewnej dodatniej dla nich wartości na szachownicy politycznej — o tyle znów Niemcy uważali Polskę za wartość dla siebie bezwzględnie ujemną, którą należało jeśli już nie zniszczyć zupełnie, to w każdym razie na dłuższy czas unieszkodliwić. Austro - Węgry uważały naród polski za materjał do budowy potężnego gmachu Habsburgów — Niemcy widzieli w niem jedynie zaporę dla ekspansji swojej na wschód.
Wojska kolonjalne.
Austro - Węgry były państwem, mozolnie zbudowanem z różnych elementów narodowych, były typowem państwem narodowościowym. Stąd też teoretycznie w Austro - Węgrzech mogło się było znaleźć odpowiednie miejsce i dla narodu polskiego nawet w większej, niż dotychczas masie. Rzesza niemiecka była państwem typowo jednolicie — narodowem i w tern leżała jej potęga, co dokładnie rozumieli Niemcy, bynajmniej nie pragnąc jakiejkolwiek poważniejszej zmiany w dotychczasowym charakterze swojego państwa. Równocześnie zaś będąc państwem o tendencjach zaborczych, widząc swoje przeznaczenie w ciągłej ekspansji nazew-nątrz, przedewszystkiem zaś na wschód („Drang nach Osten") — musiały Niemcy dążyć do obalania i niszczenia wszelkich zapór narodowych na drodze swojej ekspansji. A naród polski, niedający się dotąd pomimo wszelkich wysiłków ani zniszczyć, ani wynarodowić, stanowił od wieków naturalną przeszkodą na drodze ku wschodowi, hamującą niszczycielski pochód niemczyzny. Na tern tle wytworzona rasowa, odwieczna nienawiść Niemców do wszystkiego, co polskie, kształtowała podczas wojny poglądy niemieckie na sprawę polską.
Oczywiście, mając, zupełnie zdecydowane
411
W: *-£ £?•?.
g&S-
/ ^ ^ • ^ S * ;
. M
fr » < . •
' • * » *» ,
t f l**W»£-g»~
Aiislrjacka artylerja wśród gór.
niszczycielskie zamiary względem Polski, nie mogły Niemcy w czasie wojny nazbyt odsłaniać swojej przyłbicy, aby nie rzucić całego narodu polskiego na stronę przeciwną i nie popsuć sobie perfidnych taktycznych posunięć w sprawie polskiej. W tym też celu od początku wojny istniał w Niemczech surowy zakaz poruszania sprawy polskiej publicznie i w prasie. Jednakże zakaz ten, jakkolwiek wiele razy był ponawiany, nie w pełni osiągnął rezultaty. Właściwa Niemcom gruboskórność i nietaktowność w połączeniu z zajadłym a powszechnym nacjonalizmem, roznamiętnionym w dodatku wojną i wiarą w zwycięstwo, nie pozwoliły Niemcom, zwykle tak dyscyplinowanym, zastosować się do obowiązujących zakazów. To też, jakkolwiek tłumione, odzywały się jednak liczne głosy w sprawie polskiej, uzewnętrzniając mimo-woli istotne cele polityki niemieckiej względem Polski i narodu polskiego.
Na początku już wojny ujawniły się w Niemczech trzy kierunki rozwiązania sprawy polskiej. Pierwszy z tych kierunków, reprezentowany przez Rathenan'a, Deutschera, Thyssena i wielu innych, odzwierciadlał poglądy sfer gospodarczych. Sfery te były zasadniczo przeciwne włączaniu do Niemiec Kongresówki, zalecały zaś oddanie jej z powrotem w posiadanie Rosji, a to z następujących powodów. Po pierwsze niemieckie sfery gospodarcze obawiały się konkurencji przemysłu polskiego Kongresówki, korzystającego ze znacznie tańszej, niż w Niemczech robocizny. Następnie obawiały się, że tak znaczny wzrost liczbowy żywiołu polskiego w Prusach w szybkim czasie przyczyni się do odniemczenia Śląska, Poznańskiego, Pomorza, Prus i Warmji, przekreślając tern wieloletnie wysiłki eksterminacyjne i germanizacyjne Niemców. Wreszcie sfery te, wśród których znaczne wpływy posiadali Żydzi niemieccy, obawiały się napływu do
412
Niemiec mas żydowskich z Kongresówki, i I nieuchronnie wywołałoby wzrost tendencyj an- I tysemickich w społeczeństwie niemieckiem. A tego sfery przemysłowe bynajmniej sobie nie życzyły. Kierunek ten posiadał świetnego propagatora naukowo - politycznego w osobie profesora Anschutz'a z Berlina. •
Mając tak skrystalizowany pogląd na sprawę polską, niemieckie sfery gospodarcze zalecały równocześnie niesłychanie perfidną politykę aktualną wobec Polaków\ Chodziło mianowicie o szantaż polityczny na wielką skalę, którego ofiarą padłaby Polska. Drogą nieszczerych obietnic i przy pomocy zręcznej propagandy oraz tworzenia zamaskowanych faktów dokonanych zalecano wciągnięcie społeczeństwa polskiego w aktywną politykę germa-nofilską poto, aby po wojnie oddać to społeczeń- I stwo Rosji, której nienawiść do Polaków dzięki temu manewrowi wzrosłaby jeszcze, powodując zwiększenie ucisku, polityki rusyfikacyjnej i wywłaszczeniowej. To znów pozwoliłoby po wojnie Niemcom również nacisnąć śróbę swojej polityki eksterminacyjnej, równocześnie wzmacniając z Rosją przyjacielskie stosunki na podstawie wspólnego zagadnienia polskiego.
Wyłożony powyżej początkowy pogląd sfer gospodarczych na sprawę polską okazał w czasie wojny dość znacznym zmianom w zależności I od ogólnych „konjunktur" wojennych i politycznych. Istota jednak poglądu pozostała bez zmiany. Zresztą i inne kierunki ulegały ciągłej fluktuacji w zależności od położenia ogólnego, co im nie przeszkadzało zawsze traktować -prawą polską, jako zagadnienie w gruncie rzeczy czysto niemieckie, z punktu widzenia jak najbardziej egoistycznych i wrogich interesów Rzeszy Niemieckiej.
SPRAWA POLSKA W PIERWSZYM OKRESIE WOJNY ŚWIATOWEJ.
II.
Drugi kierunek polityki niemieckiej w sprawie polskiej był reprezentowany przez stronnictwo wojskowe, które uwiło sobie gniazdo w sztabie generalnym, a więc miało w czasie wojny niejako decydujący wpływ na bieg wypadków również politycznych. Za stronnictwem tern opowiadały się nietylko sfery wojskowe, ale również sfery ziemiańsko-junkierskie, sfery dworskie, część wielkiej finansjery czysto niemieckiej, a wreszcie cały odłam szo-winistyczno-nacjonalistyczny narodu niemieckiego, który to odłam, jak wiemy, do dziś stanowi wielką potęgę w Niemczech.
Stronnictwu wojskowemu przewodził niemiecki następca tronu (Kronprinz), generał Falkenhayn, minister wojny, a następnie szef sztabu generalnego, słynny admirał Tirpitz, były kanclerz Bulow i wiele innych wybitnych osobistości z pośród wszystkich sfer społeczeństwa niemieckiego.
Stronnictwo wojskowe, ślepo wierzące w zwycięstwo oręża niemieckiego, było nastrojone wybitnie aneks jonistycznie. Jakkolwiek stronnictwo to żądło swoich apetytów imperialistycznych kierowało przede wszy stkiem przeciwko Francji i Anglji, z Rosją zaś pragnęło — po pierwszych niepowodzeniach we Francji — jak najprędzej zawrzeć pokój separatystyczny, jednakże uważało za niecelowe całkowite rezygnowanie ze zdobyczy terytorjalnych na koszt Rosji. Jedynie tylko wahało się w zależności od konjunktur wojennych pojęcie obszaru tych zdobyczy.
O odbudowaniu państwowości polskiej w tej lub innej formie, nawet w formie jakiegoś trializmu czy subdualizmu z Austro - Węgrami, oczywiście stronnictwo wojskowe nie chciało nawet myśleć. Zasadniczo stało na stanowisku zachowania nadal systemu trójzabo-rowości w Polsce, dopuszczając jedynie zmianę
stosunku wzajemnego obszarów zaborczyc oczywiście na korzyść Niemiec, a chociażby ze stratą dla Austro - Węgier. Ostatecznie sfery militarystyczne uważały za możliwy nowy podział Polski wyłącznie pomiędzy Niemcy i Austro - Węgry, pozostawiając sobie najlepsze uprzemysłowione części b. Kongresówki, z których miałaby być utworzoną oddzielna prowincja Rzeszy Niemieckiej (Reichsland), jak to się stało z Alzacją i Lotaryngją po wojnie 1871 roku. Nie cofano się również w Berlinie przed koncepcją ugłaskania i odszkodowania Rosji kosztem Austro - Węgier, od których miałaby być oderwaną na rzecz Rosji b. Galicja Wschodnia i Bukowina.
Z czasem konieczności wojny wpływały na znaczne zmiany w polityce imperjalistów niemieckich w sprawie polskiej. Na początku jednakże wojny, jak to widzimy, decydujące sfery w Niemczech widziały rozwiązanie sprawy polskiej w anektowaniu ile się da zaboru rosyjskiego przy równoczesnem zachowania samego systemu rozbiorowego. Równocześnie aneks-jonistyczny program niemiecki na wschodzie przewidywał włączenie do Rzeszy Litwy i Kur-landji, co pozwoliłoby rozszerzyć panowanie niemieckie na Bałtyku, na przyszłość dawałoby Niemcom wygodniejszą jeszcze pozycję strategiczną wobec Rosji, a wreszcie stanowiłoby potężne, daleko na północny wschód wysunięte ramię niemieckie, stale grożące swoją żelazną pięścią stolicy Rosji — Petersburgowi.
Domagając się całkowitego lub częściowego chociażby włączenia do Rzeszy Niemieckiej zaboru rosyjskiego — stronnictwo wojskowe w Niemczech, poparte zgodną opinją wszystkich sfer nacjonalistycznych, w przedziwny sposób pragnęło zrealizować i wykorzystać swoje zdobycze na ziemiach polskich. Imper-jalizm niemiecki od tysiąclecia parł zawsze na
413
wschód. Ale również tysiącletnie doświadczenie pouczyło Niemców, że naród polski stanowi dla nich straszliwe niebezpieczeństwo. W cią-gu całych stuleci nigdzie nie udało się Niemcom ani zniszczyć całkowicie, ani wynarodowić Polaków. Zato przeciwnie — naród polski parokrotnie już wchłaniał w siebie niemiecki żywioł narodowy, szybko i dokładnie polonizując go. Dla Niemców, którzy całą swoją potęgę państwową zawdzięczali niezwykłej zwartości i jednolitości narodowej, nie do pomyślenia było' rezygnowanie z polityki eksterminacyjnej na nowo zdobytych ziemiach polskich. Ale polityka ta znów w ostatecznych swoich wynikach była bardzo niepewna, pewnem zaś było, że wzmocniony liczbowo i terytorjalnie żywioł polski w Niemczech większą jeszcze wykazywać będzie odporność narodową i gospodarczą.
Wobec rosnących od chwili wybuchu wojny apetytów imperjalistycznych oraz świadomości tych trudności, które nieuchronnie wypłynęłyby po zaspokojeniu pierwszego głodu szowinistycznej bestji — niemieckie stronnictwo wojskowe i nacjonalistyczne wpadło na cyniczny, barbarzyński, godny azjatyckich władców mongolskich pomysł anektowania ziemi... ale bez ludzi!
Już w pierwszym miesiącu wojny rzucono hasło: „Land ohne Leute!" Hasło to zyskało sobie aprobatę wśród najszerszych mas społeczeństwa niemieckiego, znajdując również gorących jego wyznawców i realizatorów w armji na wschodzie. Miano ziemie polskie „wyplenić" z Polaków, oczyszczając grunt dla kolonistów niemieckich po wojnie. Wyobrażano sobie, że jest możliwem do wykonania wyzucie z ziemi ojczystej kilkunastomiljonowej ludności tubylczej! Miał to być „eksperyment", zakrojony na wielką skalę! W realizacji jego mieli się Niemcy posługiwać wywłaszczeniem, konfiskatą, terrorem i wprost wypędzaniem na wschód całych mas ludności.
Podobne pomysły nietylko przewijały się na kartach urzędowych memorjałów, referatów i planów, ale znajdowały swój wyraz nawet w jawnych publikacjach i przemówieniach. Wiara _ w zwycięstwo zabijała w Niemczech wszelki strach przed opinją świata i sądami historji. Za przykład służyć może petycja, złożona na ręce kanclerza, a uchwalona i podpisana w dniu 20 czerwca 1915 roku w Berlinie na wielkiem zgromadzeniu w Kiinstlerhausie przez 352 profesorów uniwersytetów i wyższych uczelni, 158 nauczycieli i duchownych, 145 wyższych urzędników państwowych, 148
414
sędziów i adwokatów, 40 posłów do parlamentów, 182 wybitnych przedstawicieli życia gospodarczego, 52 przedstawicieli rolnictwa, 252 publicystów, dziennikarzy, artystów i literatów oraz 18 generałów. Petycja ta pomiędzy inne-mi oświadczała: „o ile chodzi o przesunięcie granicy wschodniej Poznańskiego i Śląska, jako też granicy południowej Prus Wschodnich, musi być stworzony pas graniczny, możliwie wolny od właścicieli ziemi i dostępny dla kolonizacji niemieckiej." Ów „pas graniczny" — to był minimalny program nacjonalizmu niemieckiego jeszcze w 1915 roku, program, który, jak to widzimy z powyższej petycji, miał za sobą opinję całej niemal elity społeczeństwa niemieckiego.
Również sfery gospodarcze domagały się jak najdalej posuniętej i wyzyskanej aneksji ziem polskich, o czem świadczy memorjał złożony kanclerzowi w dniu 20 maja 1915 roku przez sześć najpoważniejszych organizacyj gospodarczych.
W parlamencie Rzeszy Niemieckiej wszystkie stronnictwa prawicowe stały na stanowisku bezwzględnie aneksjonistycznem, mając za sobą ciche poparcie nawet stronnictwT lewicowych i radykalnych. Przejawiało się to w licznych mowach posłów, cynicznie bezwstydnych w swoim imperjaliźmie i szowinizmie, a planujących już konkretnie przyszłe posunięcia wywłaszczeniowe i kolonizacyjne. Wreszcie w grudniu 1915 roku nastroje parlamentarne znalazły wyraz w słynnej deklaracji stronnictw prawicowych w Reichstagu, domagającej się przyjęcia zasady powiększenia terytor-jalnego Rzeszy Niemieckiej.
Wreszcie trzeci kierunek w sprawie polskiej reprezentował kanclerz Rzeszy Bethmann Hollweg, popierany przez sfery wyższej biurokracji i dyplomacji niemieckiej. Bethmann Hollweg nie był zwolennikiem szeroko zakrojonej aneksji ziem polskich zaboru rosyjskiego. Uważał on, że przyrost żywiołu polskiego w Rzeszy Niemieckiej raczej ją osłabi, a nie wzmocni, nie wierzył zaś w możliwość zrealizowania apetycznego hasła „ziemia bez ludzi". Uważał, że wystarczy dla Niemiec aneksja południowo - zachodniej części Królestwa Polskiego, najbardziej uprzemysłowionej i zasobnej w bogactwa naturalne. Co do losu reszty ziem polskich zaboru rosyjskiego zajmował stanowisko dość chwiejne. Wogóle takiego lub innego rozwiązania sprawy polskiej wyraźnie lękał się, gdyż, jak sam o tem mówi, każde rozwiązanie musiało być dla Niemiec niekorzyst-
ne. Szukał więc wciąż jedynie najbardziej znośnego rozwiązania, nie widząc istotnie dobrego. Być może, jak to mu wytykali jego przeciwnicy polityczni, od początku wojny kiełkowała w umyśle kanclerza koncepcja utworzenia z części zaboru rosyjskiego jakiegoś buforowego państewka polskiego, ściśle uzależnionego od Rzeszy Niemieckiej politycznie i gospodarczo, a stanowiącego przegrodą od strony Rosji. Jednakże przedewszystkiem wciąż poszukujący rozwiązań umysł kanclerza skłaniał się ku myśli oddania Rosji znacznej części jej zaboru polskiego wzamian za uzyskanie odrębnego z Rosją pokoju, co było marzeniem jego od początku 1915 roku. Dopiero znacznie później,
wienia się polskich posiłkowych dywizyj na arenie wojny.
Znając już stosunek decydujących czynników w mocarstwach centralnych do sprawy polskiej przyjrzyjmy się z kolei, jakie posunięcia taktyczne poczyniły one w tej sprawie na początku w^ojny, w jaki sposób zamanifestowały one wobec Polaków swoje stanowisko
Zarówno w Niemczech, jak i w Austro -Węgrzech najwyższe autorytatywne czynniki polityczne wogóle wstrzymały się od zadeklarowania oficjalnego swojego stanowiska. Wypływało to, jak wiemy, z braku skrystalizowanego i jednolitego programu w sprawie polskiej zarówno pomiędzy obu sojusznikami, jak rów-
* Krążownik niemiecki „Franciszek - Karol" zatopiony na Bałtyku przez flotę rosyjską.
kiedy przekonano się w Niemczech, że starania o zawarcie odrębnego pokoju z Rosją nie mają żadnych widoków powodzenia, wojna zaś przeciągała się i groziła Niemcom ostatecznem wyczerpaniem materjału ludzkiego — Bethmann Hollweg ostatecznie zdecydował się na jedno rozwiązanie sprawy polskiej, a mianowicie aneksję Zagłębia Dąbrowskiego i północno-zachodniej części Kongresówki, wprowadzenie pewnych korzystnych „poprawek" w linji granicznej, zaś z pozostałych ziem zaboru rosyjskiego na utworzenie buforowego państewka polskiego wzamian za wystawienie polskiej siły zbrojnej, która pomogłaby Niemcom uzyskać zwycięstwo i odebrać Rosji tyle polskich ziem na wschodzie, ileby tylko Polacy zapragnęli!
' Jak przekonamy się później i kierunek wojskowo - imperialistyczny przychylił się w końcu do koncepcji kanclerza, znęcony nadzieją zja-
nież w łonie ich własnej polityki. Obawiając się wypowiedzieć przedwcześnie jakieś „ważkie słowo" milczeli o sprawie polskiej obaj monarchowie, milczały rządy, milczały parlamenty.
Ale wojna od początku miała swoje konieczności, a czas naglił. Nie wdając się w zasadnicze rozstrzygnięcia sprawy polskiej, mocarstwa centralne pragnęły w rozgrywce wojennej wytrącić z rąk Rosji ewentualną kartę polską, w społeczeństwie polskiem wywołać przeciwro-syjski ferment, a nawet rewolucję lub zbrojne powstanie, podsycone i zorganizowane przez ruch strzelecki w b. Galicji. Już to mocarstwa centralne wiele swoich nadziei bazowały na rucha wce polskiej, która miała niemało przyczynić kłopotu wodzom i politykom rosyjskim.
Najaktywniejszą rolę w wywołaniu ru-chawki polskiej, według opinji sfer austro-nie-mieckich, miała spełnić polska organizacja
ilecka, nastawiona ideowo przeciwko Rosji. w •\bv jednak własnemu polskiemu ruchowi prze- stio - w§gjeii ciwrosyjskiemu nadać większą wagę i autory- sprawiedliwość tet moralny - mocarstwa centralne zdecydowały się na posunięcia polityczne, wykonywane jednak nie przez czynniki polityczne, ale wojskowe.
Takie postawienie sprawy przez mocarstwa centralne nie stanowiło dla nich żadnego ryzyka na przyszłość. W razie zwycięstwa, gdyby wypadło przeciwstawiać się dążeniom i żądaniom Polaków, łatwo byłoby przekreślić wszelkie, zresztą i tak dość mętne deklarację czynników wojskowych, jako niepowołanych do decydowania w sprawach politycznych i pality-cznie nieodpowiedzialnych.
Okręt admiralski „Ewstafij" po wake z krążownikiem „Gaeben", w dniu 5 listopwLa 1915 r.
Tak więc Niemcy zredagowali pod datą „sierpień 1914 r." odezwę do Polaków, wydaną w imieniu „Naczelnego Dowództwa Niemieckich i Austro-Węgierskich Armij Wschodnich". W odezwie tej, naogół dość naiwnej i mętnej, dwukrotnie powtórzono frazes: „Wolność niesiemy Wam i niepodległość", apelując do ludności polskiej zaboru rosyjskiego: „Połączcie się z wojskami sprzymierzonemi! Wspól-nemi siłami wypędzimy z granic Polski azjatyckie hordy!". Austrjacy, mniej perfidni od Niemców i lękający się wszelkiej krytyki Berlina, a nawet własnego Budapesztu, byli bardziej oględni w szafowaniu wolnościowemu frazesami. „Naczelna Komenda c. i k. Wojska Austro - Węgierskiego" w wydanej dnia 9 sierpnia 1914 roku odezwie obiecuje ogólnikowo: „i Polakom wyzwolenie z pod jarzma moskiewskiego". Lękając się obietnic odezwa austro - węgierska puszcza się na naiwną blagę, mówiąc: „Naród polski przez półtora przeszło
416
ieku rozwija się wspaniale pod berłer stro - Węgier i Niemiec", a więc... „zawierzcie
"iwości i wielkoduszności naszych władców, spełnijcie swą powinność, spełnijcie obowiązek utrzymania ziemi rodzinnej, spełnijcie obowiązki, jakie nakłada na Was wola Boga Wszechmogącego"! W tej redakcji odezwa ta bardziej pasowała do Polaków, poddanych cesarza austrjackiego, niźli do ludności polskiej zaboru rosyjskiego.
Poza temi dwoma odezwami zarówno Niemcy, jak Austrjacy nie żałowali papieru i farby drukarskiej, rozrzucając wszędzie, gdzie dotarły wojska sprzymierzone, masę propagandowych ulotek, odezw i broszur, które zrzucano nawet z aeroplanów na tyłach wojsk rosyjskich.
Pomimo tej propagandy mocarstwom centralnym nie udało się rozbudzić do siebie w społeczeństwie polakiem zaboru rosyjskiego dostatecznego zaufania. Nie pomogły nawet takie grube „kawały", jak broszura częstochowska, wydana przez niemiecki sztab generalny, na której widniała ilustracja Matki Boskiej Częstochowskiej, mającej po lewicy papieża Leona XIII a po prawicy samego cesarza Wilhelma II. Już w pierwszym miesiącu wojny oczywistem się stało, że poważniejsza ruchawka polska spaliła na panewce, zawodząc pokładane w niej nadzieje polityków i wodzów7 w Berlinie i w Wiedniu.
Przeciwnie nawet — bieg wypadków, jeśli chodzi o masy ludności polskiej zaboru rosyjskiego, przyczyniał się raczej do zobojętnienia Polaków, jeśli nawet nie do jawnej niechęci szczególnie wobec wojsk niemieckich. Tu i ówdzie zdarzały się nawet sporadyczne wypadki przeciwdziałania wojskom niemieckim ze strony ludności polskiej. Wypadki takie zdarzyły się już w pierwszych dniach sierpnia 1914 roku w Kaliszu i Częstochowie, gdzie padły nieliczne wprawdzie strzały do żołnierzy niemieckich. W odpowiedzi na to słynny odtąd major Preusker steroryzował ludność Kalisza zbombardowaniem części miasta oraz groźbą „rozstrzelania każdego dziesiątego obywatela w razie powtórzenia się zajść". W Częstochowie znów pułkownik Zollem steroryzował ludność groźbą „natychmiastowego zburzenia domów i dzielnic miasta i zrównania ich z ziemia zapomocą armat i min podziemnych".
Oczywiście wypadki te, oraz wyuzdanie i łupiestwo młodszych pułków niemieckich (starsze roczniki zachowywały się ogólnie biorąc dosc poprawnie), jak również" brutalne
i bezwzględne zachowywanie się władz niemieckich — wszystko to razem wzięte bardziej jeszcze nastrajały nieufnie społeczeństwo polskie, w którem wyraźnie powstawał rozłam na arjentacje wojenno - polityczne.
Przyjrzyjmy się z kolei, jaką postawę wobec sprawy polskiej zajęło z początkiem wojny cesarstwo rosyjskie, pod którego panowaniem znajdowała się największa część ziem polskich i narodu polskiego?
Wojna zaskoczyła Rosję w chwili, kiedy czyniła ona wszelkie wysiłki, aby odrobić i powetować sobie te nieznaczne zresztą ustępstwa, które przyniosła Polakom rewolucja 1905 roku. W chwili wybuchu wojny w Rosji istniały trzy kierunki w sprawie polskiej. Dominującym był kierunek reakcyjny, który uważał naród polski za odwiecznego znienawidzonego wroga, którego należy zniszczyć, wynarodowić i zrusyfikować wszełkiemi środkami przy pomocy administracji, prawodawstwa, korupcji, prawosławia, szkoły i polityki gospodarczej. Kierunek ten w zasadzie był analogiczny do stanowiska nacjonalizmu niemieckiego, w praktyce zaś odbiegał od swojego niemieckiego wzoru jedynie z racji większej masy Polaków w Rosji, z powodu chaotyczności, niedołęstwa i zdemoralizowania rosyjskiego aparatu państwowego, oraz z braku konsekwencji i sprężystości carskiego rządu. Kierunek reakcyjny w stosunku do Polaków miał za sobą sfery dworskie, biurokrację, duchowieństwo, znaczną część sfer wojskowych, oraz poważny odłam społeczeństwa rosyjskiego.
Drugi kierunek, znacznie słabszy i WÓWT-czas jeszcze mało wpływowy, reprezentowali demokraci, liberałowie i co najzagorzalsi słowia-nofile. Stosunek ich do sprawy polskiej był całkowicie oparty na wewnętrznem zakłamaniu się i masowem nieporozumieniem. Jako bardziej „umiarkowani" politycznie przeciwni byli zasadniczo wszelkim brutalnym przejawTom ru-syfikatorstwa, policyjnym metodom ucisku, wyzyskowi gospodarczemu i odmawianiu Polakom praw do swobodnego rozwoju kulturalnego. Ale z drugiej strony — jako demokratów i liberałów, oburzał ich polski „nacjonalizm" i „szowinizm" (tak określano dążenie Polaków do wolności i samoistnego bytu państwowego!), zaś, jako słowianofile, nie mogli pojąć, dlaczego Polacy w imię ogólnego dobra i potęgi słowiańszczyzny nie chcą się zgodzić na to, aby
„polski strumyczek" na zawsze zlał się z „ro-syjskiem morzem", do którego powinny wszak dążyć wszystkie rzeczki i strumyczki słowiańskie! W praktyce więc ten „umiarkowany" kierunek, w zasadzie bardzo życzliwy dla narodu polskiego (słowianie!), był niemal zupełnie biernym widzem rusyfikatorskich wyczynów kierunku reakcyjnego, zrzadka tylko roniąc łzy nad niedolą polską, potępiając polski bezrozumny upór i oburzając się na „metody" rosyjskiej biurokracji.
Trzeci wreszcie kierunek, reprezentowany przez najbardziej radykalne i światłe elementy, który zresztą nie grał właściwie żadnej roli w życiu rosyjskiem, stosunek swój do sprawy polskiej opierał już to na ogólnoludzkim humanitaryzmie, już to na głęboko wyrozumowanyeh przesłankach istotnej rosyjskiej racji stanu. Kierunek ten zalecał skończyć z bezcelową, a półtora już wieku trwającą walką polsko-rosyjską, która obu stronom przynosi tylko straty, nadając w ramach cesarstwa rosyjskiego autonomję czy samorząd zaborowi rosyjskiemu, co stworzyłoby dla PolakówT możliwe warunki do pogodzenia się raz na zawsze z rosyjsko-pol-skiem współżyciem. Czy ktokolwiek wśród Rosjan brał pod uwagę możliwość odbudowy samodzielnego bytu państwowego Polski — należy wątpić.
Tak więc wszystkie kierunki polityki rosyjskiej uważały sprawę polską za czysto wewnętrzne zagadnienie cesarstwa rosyjskiego, pilnie przestrzegając tego, aby sprawa ta, broń Boże, nie wypłynęła na forum międzynarodowe, gdzie oddawna już była pogrzebana.
Z chwilą wybuchu wojny sprawa polska nabrała w Rosji szczególnie aktualnego zabarwienia. Wojna miała się toczyć na ziemiach i o ziemie polskie. Na ziemiach polskich, bezpośrednio zagrożonych najazdem przeciwników, miała się odbywać mobilizacja i koncentracja wojsk rosyjskich. Postawa ludności miejscowej musiała być brana pod uwagę przez sfery wojskowe Rosji, tembardziej, że w armji rosyjskiej miała walczyć poważna masa żołnierzy Polaków.
W stosunku do społeczeństwa polskiego Rosja nie mogła mieć czystego sumienia. A pamiętano dobrze rewolucję polską 1830—31 roku i powstanie styczniowe z 1864 roku. Miano też świeże doświadczenia rewolucyjnej ruchaw-ki polskiej w czasie rewolucji 1905 roku. To też wraz z wybuchem wojny zamajaczyło przed oczami Rosjan groźne widmo polskiego powstania czy rewolucji, a chociażby masowego sabo-
strony ludności polskiej i żołnierzy polskich, szczególnie rezerwistów. Należało za wszelką cenę uprzedzić i sparaliżować podobne niespodzianki.
Pierwsze dni wojny nie potwierdziły wprawdzie przewidywanych zaburzeń w Kongresówce. Mobilizacja odbywała się w porządku, rezerwiści bez szemrania stawiali się do szeregów, a ludność lojalnie wypełniała swoje obowiązki wobec państwowości rosyjskiej. Było to prawdziwą niespodzianką dla Rosjan, dla samego nawet cesarza Mikołaja II, który przewidywał powstanie polskie. Rosjanie niedowierzali. Budziła się w nich nieufność i podejrzliwość.
Większą jeszcze niespodzianką były deklaracje posła Jarońskiego w imieniu przedstawicielstwa polskiego w dumie państwowej (ciało quasi parlamentarne w carskiej Rosji) i Meysztowicza w radzie państwa (izba wyższa), złożone w dniu 8 sierpnia 1914 roku, które,
wskazując na „zderzenie słowiaństwa mańskim światem, wiedzionym przez Prusy", stawały na stanowisku zgody polsko-rosyjskiej w obliczu wspólnego odwiecznego wroga. Poseł Jaroński w patosie swojej mowy rozsnuł nawet wizję nowego Grunwaldu, wyrażając nadzieję, że w wyniku wojny dojdzie do „zjednoczenia rozerwanego na trzy części narodu polskiego", oczywiście pod berłem cara rosyjskiego. W ślad za temi oficjalnemi deklaracjami poczęły nadchodzić z Kongresówki zadziwiające wiadomości o lojalności Polaków, tu i ówdzie przechodzącej w objawy wyraźnej życzliwości dla wojsk rosyjskich.
Ale Rosjanie nie mogli wciąż pozbyć się nieufności i podejrzliwości w stosunku do tej niespodziewanej postawy społeczeństwa polskiego i jego oficjalnych w Rosji reprezentantów. Nieufność ta była tembardziej uzasadnioną, że w Rosji dokładnie zdawano sobie sprawę z możliwości poważnych posunięć
Czat •nogorze. Graniczne ubezpieczenia Yirbazaru
w sprawie polskiej ze strony mocarstw centralnych, szczególnie zaś Austro - Węgier, które przed wojną już sprawę polską wyzyskiwały przeciwko Rosji. Jeśliby mocarstwa centralne uczyniły wobec Polaków jakieś konkretne a ponętne obietnice, poparte przez oficjalne czynniki Berlina i Wiednia, dotychczasowy nastrój społeczeństwa polskiego w zaborze rosyjskim łatwo mógłby prysnąć w jednej chwili, rzucając masy polskie przeciwko Rosji. Obawy te potwierdzała działalność polityków polskich w Austro-Węgrzech, oraz wkroczenie do Kongresówki legjonu polskiego Józefa Piłsudskiego.
Należało więc spieszyć się, aby początkowy korzystny dla Rosji nastrój Polaków wyzyskać jak najszerzej i utrwalić na czas działań wojennych, tembardziej, że pod naciskiem Francji i Anglji zdecydowała się Rosja na równoczesne działania wojenne zaczepne przeciwko Austro - Węgrom i Niemcom, co wymagało maksymalnego wysiłku.
Wówczas znagła wypłynęła w Rosji sprawa trwałego przeciągnięcia Polaków na swoją stronę drogą takich lub innych obietnic.
Minister spraw zagranicznych SazonowT, człowiek rozsądny i zręczny polityk, wysunął koncepcję najbardziej przed wojną niepopularną, a mianowicie zagwarantowania Polakom w ramach cesarstwa rosyjskiego jakiejś auto-nomji lub samorządu. Perspektywa ta miała być dla Polaków tern ponętniejsza, iż łączyła się ze zjednoczeniem wszystkich trzech zaborów w razie zwycięstwa Koalicji. Pod tym względem Rosja, która zdobyczami swojemi z nikim niepotrzebowała się dzielić, była w położeniu znacznie korzystniejszym, niż państwa centralne, które w żadnym razie nie mogły obiecywać Polakom zjednoczenia bez poważnego uszczerbku terytorjalnego dla jednego chociażby sojusznika, co znów w razie zwycięstwa byłoby nie do pomyślenia.
Sazonow sądził, że taki lub inny samorząd w połączeniu ze zjednoczeniem wystarczy Polakom, aby ich przeciągnąć na stronę Rosji, i pozwoli im przełknąć inną, niemiłą pigułkę, spreparowaną znów dla ugłaskania nacjonalistycznej opinji rosyjskiej. Pigułką tą miało być ograniczenie Polski samorządowej, czy autonomicznej jedynie do ziem bezsprzecznie etnograficznie polskich i to według statystycznych pojęć rosyjskich. Bezpośrednio więc do cesarstwa miały być włączone wschodnie części Kongresówki oraz Galicja Wschodnia aż po San.
jazonow dla koncepcji swojej pozyskał naczelne dowództwo rosyjskie, a w szczególności wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza, wodza naczelnego, któremu niezwykle leżała na sercu sprawa życzliwości ludności polskiej i wierności polskiego żołnierza. Do koncepcji Sazonowa, jakkolwiek nie bez trudności, przychylił się również cesarz.
Chodziło teraz o sposób w jaki zostanie zrealizowane podanie do wiadomości Polakom obmyślonej przez Sazonowa obietnicy. Kto ma ją dać narodowi polskiemu po stu kilkudziesięciu latach niewroli i ucisku? Rozwinęła się gorąca dyskusja, w której wyszła na jaw cała nie-szczerość pomysłu rosyjskiego, słusznie później ochrzczonego w kołach wojskowych, jako „podstęp wojenny" — „wojennaja chitrost'." Podpis cesarza posiadałby zbyt wielką wagę, aby można było później wycofać się z danych obietnic, kiedy zwycięstwo wzmocni pięść i knut rosyjski. A jeśli wojna nie da pozytywnych wyników, jeśli pozostanie status quo antę? Czyż i w tym wypadku ma Rosja robić prezent Polakom? Wymyślono więc perfidną grę. Odezwę do Polaków miał podpisać wielki książę Mikołaj Mikołajewicz, jako wódz naczelny. W gruncie rzeczy do niczego to nie zobowiązywało Rosji na przyszłość, tembardziej, że wielki książę w każdej chwili mógł przecież popaść ,,w niełaskę", któraby przekreślała wszystkie jego „osobiste" posunięcia, za które on tylko sam ponosił odpowiedzialność. Sądzono jednakże, że Polacy łatwo dadzą się nabrać na ten „kawał".
Redakcji odezwy dokonali pod kierownictwem Sazonowa książę Trubeckij, urzędnik ministerstwa, Struwe, wybitny publicysta, książę Lwów, poseł do dumy, oraz z Polaków, jak podają źródła rosyjskie, Wielopolski.
W dniu 11 sierpnia tekst odezwy zatwierdziła rada ministrów (kilku ministrów zgłosiło swoje zastrzeżenia), następnie aprobował tekst cesarz i wielki książę. W dniu 13 sierpnia Sazonow poufnie zakomunikował treść odezwy ambasadorowi francuskiemu w Petersburgu Paleologue'owi, informując go, że odezwę podpisze wielki książę, jako wódz naczelny, ponieważ cesarz został przekonany przez prezesa rady ministrów Goremykina i ministra spraw wewnętrznych Makłakowa, że zdobycie Galicji i Poznańskiego „jest tylko przewidywaniem — nadzieją", oraz, że „nie odpowiada godności cesarza, by się obecnie osobiście zwr do przyszłych swoich poddanych", że natomiast wielki książę „nie przekroczyłby swojej roli ro-
419
Turecka piechota w Jerozolimie przed wymarszem.
syjskiego generalissimusa, zwracając się do ludów słowiańskich, które wyzwolił". Jak widzimy przeto, nawet w stosunku do sojuszników rząd rosyjski usiłował pomniejszyć i zatuszować sprawę odezwy, aby na przyszłość z tej strony mieć wolne ręce.
Niemałą rolę w decyzji wydania do Polaków odezwy rosyjskiej odegrał fakt wkroczenia w dniu 6 sierpnia na ziemie Królestwa Polskiego strzelców Piłsudskiego. Rosjanie mieli zupełnie uzasadnione powody do przypuszczania, iż za faktem tym kryją się ważne posunięcia polityczne mocarstw centralnych w sprawie polskiej, co znakomicie zwiększało rosyjskie obawy powstania polskiego w Królestwie, którego widmo i bez tego nie ustępowało z przed oczu Rosjan, nieczystych w swojem sumieniu. Przeciwdziałać temu miała wielkoksiążęca odezwa.
W dniu 14 sierpnia ogłoszono wreszcie odezwę do Polaków, podpisaną przez „zwierzchniego wodza naczelnego, generała adjutanta Mikołaja". Odezwa ta stwierdzała, że „przed półtora wiekiem żywe ciało Polski rozszarpano na kawały, ale dusza jej nie umarła", że „żyła ona nadzieją, iż nadejdzie godzina zmartwychwstania dla narodu polskiego i dla pojednania się braterskiego z Wielką Rosją!". Odezwa nawoływała: „Niechaj się zatrą granice, rozcinające na części naród polski! Niech naród polski połączy się w jedno ciało pod berłem cesarza rosyjskiego! Pod berłem tern odrodzi się Polska, swobodna w swej wierze, języku i samorządzie'1. Odezwa dalej podkreśla, że „Rosja spodziewa się (po Polakach) takiego samego poszanowania praw ludów, z któremi związały (ich) dzieje". Oczywiście, ma tu na myśli prawdopodobnie Żydów i Niemców, oraz Rosjan, gdyż przewidywano ziemie, chociażby częściowo zamieszkałe przez Rusinów, odłączyć od Polski samorządowej. Wreszcie odezwa, apelując do dumy narodowej Polaków, rzuciła hasło
420
bojowe: „Nie zardzewiał miecz, który porazi wroga pod Grunwaldem!".
Bezpośrednio po tej odezwie posypał się szereg nieobowiązujących enuncjacyj rządowych, których celem było rozegzaltowanie społeczeństwa polskiego i niedanie mu czasu na zorjentowanie się w perfidnej grze rosyjskiej. I tak tegoż samego dnia komunikat kwatery głównej podaje do wiadomości publicznej, że „wódz naczelny rozkazał powiadomić wszystkie stopnie armji czynnej i ludność, że Rosja prowadzi wojnę, celem wyzwolenia słowiańszczyzny od ogólnego jej wroga". W dalszym ciągu komunikat ten zapewniał, że „Polacy tak na terytorjum rosyjskiem, jak i w granicach Niemiec i Austrji, którzy dowiedli swojej lojalności, będą pod specjalną opieką naszej armji". oraz, że „wszelkie pogwałcenie osobistych i majątkowych praw Polaków, którym nie dowiedziono wrogich wobec Rosji czynów, będzie karane podług całej surowości praw czasu wojennego".
Następnego dnia cesarz telegraficznie polecił generał-gubernatorowi warszawskiemu wyrazić mieszkańcom Królestwa Polskiego (już nie Nadwiślańskiego Kraju) „swoją wdzięczność za gotowość, jaką okazali wobec zarządzonej mobilizacji". Wojenny zaś generał-guber-nator Warszawy, generał Turbin, w dniu 6 października wyraża ludności w imieniu wodza naczelnego „szczerą wdzięczność" za to, że „przy przejściu oddziałów wojskowych przez Warszawę i okolice ludność miejscowa darzyła je względami, które chwilami przybierały charakter wzruszający".
Odezwa wielkiego księcia, poza jej małą wagą, jako zobowiązanie polityczne, w gruncie rzeczy oprócz frazesów, obliczonych na bezkrytyczny entuzjazm mas, zawierała bardzo niewiele. Zjednoczenie ziem polskich i bez tej odezwy byłoby logicznem następstwem zwycięskiej dla Rosji wojny. Obietnica swobody religijnej
.
i językowej dawała bardzo niewiele i mogła być naj rozmaiciej interpretowana. Obietnica „samorządu" była już zgoła mętnym i równoznacznym frazesem. Natomiast wzmianka o „poszanowaniu praw" innych „ludów" dawała szerokie pole do interpretacji na przyszłość, pozwalającej tą drogą znakomicie sparaliżować i ową obiecaną swobodę religijną i językową, i nieokreślony bliżej samorząd.
Nic też dziwnego, że odezwa wielkiego księcia naogół zamierzonego celu nie osiągnęła. Przelotny entuzjazm Polaków, którym od tak dawna po raz pierwszy mówiono oficjalnie takie dziwne rzeczy, rychło, ogólnie biorąc, ustąpił sceptycyzmowi i nieufności, które znajdowały coraz więcej danych w praktyce realizowania szumnych obietnic.
Tu należy się maleńkie wyjaśnienie. O ile tacy, naprzykład, Czesi od pierwszych dni wojny zdecydowanie, gdzie i jak mogli z pobudek ideowo-politycznych, zdradzali państwowość austro-węgierską, łamiąc nawet żołnierski obowiązek i przysięgę — o tyle znów Polacy we wszystkich trzech zaborach wykazywali, ogólnie biorąc, bezwzględną lojalność obywatelską i wierność żołnierską, ale... bynajmniej nie z pobudek ideowo-politycznych. Poprostu zadecydował tu narodowy charakter Polaków, posiadających silnie zakorzenione poczucie lojalności i honoru żołnierskiego. Nigdy wszak Polak zdradzać nie umiał..., nawet w dobrej sprawie. Ta rasowa właściwość polska przejawiła się w czasie wojny światowej niezwykle jaskrawo i zupełnie niezależnie od kierunków i orjenta-cyj politycznych. A rządy zaborcze, jakżeż po-hopnie polską lojalność i wierność brały za objaw życzliwości!
Poniżej podajemy w dosłownem tłumaczeniu ciekawe ustępy, wyjęte z dzieła generała J. N. Daniłowa „Rosja w wojnie światowej", w ciekawy sposób charakteryzujące genezę i rolę, jaką odegrała odezwa rosyjskiego wodza naczelnego do Polaków. Należy zaznaczyć, iż generał Daniłow zajmował na początku wojny stanowisko generał - kwatermistrza kwatery głównej, a więc był wówczas jednym z najbliższych współpracowników wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza. Daniłow pisze:
„W przewidywaniu szerokiego rozwinięcia działań wojennych na obszarach Polski wielki książę Mikołaj Mikołajewicz, w charakterze wodza naczelnego rosyjskich sił zbrojnych, uznał za celowe, za zgodą Najjaśniejszego Pa-
~na, już w samych początkach wojny, a mianowicie dn. 14 sierpnia, zwrócić się do narodu
polskiego w specjalnej odezwie. Projekt odezwy był opracowany w ścisłej współpracy z S. D. Sazonowem i z członkiem Rady Państwa Wielopolskim".
Następnie przytacza Daniłow tekst odezwy, a dalej mówi: „Należy zanotować niepowodzenie tej odezwy. Nie wywołała ona entuzjazmu wśród ludności Polski. Kierownicze sfery polskie uznały, że treść jej zredagowana była w sposób nazbyt ogólnikowy i za mało konkretny. Z drugiej strony — nie bez podstaw — objawiano wątpliwości i co do tego, czy i o ile było szczere i jednomyślne przyjęcie tej odezwy przez nasz rząd, znajdujący się wówczas u władzy, oraz niektóre sfery naszego społeczeństwa, przedewszystkiem prawicowych kierunków. Agencja Havas'a, podając zagranicą treść tej odezwy, przetłumaczyła wyraz „samorząd" („samouprawlenje" — przyp. wł.), użyty przez Wodza Naczelnego, jako „autonomie" (autonomja — przyp. wł.). Wyraz ten wywołał w Paryżu pewne zainteresowanie wśród Polaków i nawet dał powód A. P. Izwolskiemu (ambasador rosyjski w Paiyżu — przyp. wł.) do zwrócenia się z odpowiedniem zapytaniem do Petersburga. Jednakże na zapytanie to nadeszła odpowiedź nader wykrętna, w której rząd nasz wskazywał na to, że narazie jeszcze przedwcześnie jest oblekać „ogólne obietnice" odezwy w bardziej konkretne formy. Polakom zalecano „zaufanie i cierpliwą gotowość", oraz odłożenie wszelkich zagadnień, wywołanych odezwą, do czasu ukończenia wojny. Dano nawet do zrozumienia, że oświadczenia Wodza Naczelnego należy rozumieć, jako złożone na wypadek zawojowania Poznania. W ten sposób wytwarzało się wrażenie, że odezwie tej sądzonym jest los „zgubionego dokumentu" i że w każdym razie wśród naszych sfer decydujących istnieją nastroje, jawnie nieżyczliwe dla autonomji polskiej. Wydaje się, że nastroje takie rzeczywiście istniały; podstawą ich, o ile mi wiadomo, była obawa, iż autonomja, podarowana Polsce, może się stać zaraźliwym przykładem dla innych narodowości Rosji i w przyszłości wywołać konieczność zasadniczych reform w wewnętrznym ustroju całego państwa, które to reformy uważano w pewnych kołach za niepożądane. Słyszało się, że osoby skrajnie prawicowego kierunku, zajmujące w rządzie eksponowane stanowiska, bardziej były skłonne do całkowitego oddzielenia Polski od Rosji, niźli ofiarowania jej swobód politycznych, widząc w pierwszem rozwiązaniu mniejsze zło i niebezpieczeństwo dla zachowania wewnętr
nego układu życia rosyjskiego; interesowało ich, rzekomo, jedynie zagadnienie utrwalenia w przyszłej, niezależnej Polsce rządów, odpowiadających ich politycznym poglądom".
„Tak więc odezwa Wodza Naczelnego z jednej strony znalazła się, jakgdyby, poza nastrojami rządowych kół rosyjskich i pewnych sfer społeczeństwa, z drugiej zaś strony obietnicami swojemi nie zadowoliła mas polskich. Z tych, pomimo woli ujawnionych, rozbieżności wypływała nawet, być może, jej szkodliwość. Najbardziej aktywne elementy narodu polskiego, w większości grupujące się w Austrji i niezaspokojone odezwą, bardziej zdecydowanie odsunęły się od Rosji i wkroczyły na drogę otwarcie wrogą w stosunku do niej. Szeregi Legjo-nów Piłsudskiego, walczących po stronie Austrji, poczęły dobrowolnie zapełniać się Polakami, marzącymi o odbuo^owie swojej Ojczyzny na zasadzie całkowitego oddzielenia się od bratniej Rosji".
Tyle mówi Daniłow, carski generał rosyjski, bliski współpracownik wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza, a więc człowiek, daleki od posądzenia, iż tendencyjnie mieszał się do sprawy takich lub innych orjentacyj polskich.
Ciekawy również ustęp, dotyczący tej sprawy, znajduje się w dziele Thomasa Masaryka, prezydenta republiki czesko-słowackiej, „Rewolucja światowa". Masaryk, który, jak wiadomo, w czasie wojny był zdecydowanym, gorącym zwolennikiem Koalicji i reprezentantem antyaustrjackiej polityki czeskiej, pisze:
„Piękna była odezwa do Polaków (14 sierp
nia) i Polacy sami przyjęli ją ze wzruszenia i z wdzięcznością. Dowiedziałem się później, autorem jej był Sazonow. Ale zdumiewało mnie do pewnego stopnia, że odezwa ta przemawiała w imieniu cara, a podpisana była tylko przez Mikołaja Mikołajewicza, zupełnie tak ; jak cesarz austrjacki przemawiał do Polaków przez swego naczelnego wodza. W rzeczywistości sam Sazonow zabronił Izwolskiemu dawania jakichkolwiek wyjaśnień o następstwach odezwy Polakom, mieszkającym w Paryżu. Niezadługo wznowiła się dawna nieprzyjaźń między Polakami a Rosjanami, a to wcale nie z winy samych Polaków. Carska Rosja na każdym kroku wykazywała, że nie myślała o prawTdziwej niepodległości Polski, lecz tylko o pewnej auto-nomji, aż wyraźnie oświadczył to Trepów, a car za nim powtórzył. Nie podobały mi się odezwy Mikołaja Mikołajewicza. Były napuszone i nieokreślone, zwłaszcza zaś odezwa do ludów Au-stro-Węgier".
W sprawie tej ostatniej odezwy, również niezwykle charakterystycznej dla polityki wojennej carskiej Rosji, pisze prezydent Masaryk:
„Jak dalece niejasną była prasa rosyjska w sprawie Słowian, za przykład tego niech posłuży artykuł w piśmie „Russkoje Słowo" z dn. 20 września (1914 r.) . . . Komentować miało ono w następny sposób odezwę Mikołaja Mikołajewicza do ludów austrjackich (a więc i do Polaków w b. Galicji — przyp. w ł . ) : „Nastaje wielka chwila. Różnoplemienne narody Austro-Węgier powołane są do nowego życia. Bośnia
<£!,»•»
.'<" V<*,*# : . • *
Dolina Jordanu pod Jerychem, z lewej strony obóz turecki.
i Hercegowina, Dalmacja i Chorwacja zleją się z Serbją; Transylwanja i Bukowina południowa — z Rumunją; Istrja i południowy Tyrol— z Włochami. Bardziej skomplikowaną staje się kwestja losu Czechów, Słowaków, Madyarów i Niemców austrjackich. Nic nie można zarzucić przeciw Austrji niemieckiej w granicach etnograficznych; ale nie można dopuścić, aby kraje niemieckie połączyły się z Niemcami, gdyż przez to Niemcy wyszłyby z wojny wzmocnione. Niepodległa Austrja musi oddzielać Niemcy od bliskiego Wschodu. Na drodze ku utworzeniu Czech niepodległych staje zagadnienie wyjścia ku morzu, nie dające się rozwiązać w obrębie granic etnograficznych lub historycznych narodowości czeskiej. Węgrzy uzyskają niepodległość i fatalny błąd z 1849 r. zostanie naprawiony. Węgrzy jednak muszą się zamknąć w obrębie krajów madyarskich". Nie potrzebujemy tłumaczyć artykułu czasopisma rosyjskiego. Jest kusy i nieokreślony, zwłaszcza w stosunku do losów naszego narodu. Dlacze-goby miał brak „wyjścia ku morzu" stać na przeszkodzie naszej niepodległości? Kwestji słowackiej komentarz wyraźnie nie dotyka; kwestja słoweńska odłączona jest od jugosłowiańskiej, przez co rzecz się komplikuje; kwestja polska ani nie zaznaczona. Wyraźniejsze-mi są tylko program serbski i rumuński". Tak oto oceniał szczerość i realność obietnic rosyjskich prezydent Masaryk, wierny sprzymierzeniec Koalicji!
Ówczesny ambasador francuski w Petersburgu, Paleologue, opisuje ciekawą rozmowę, jaką miał z Wittem, b. prezesem rady ministrów, człowiekiem bardzo wiele znaczącym w Rosji i, jak mało kto, wtajemniczonym w kurs polityczny czynników decydujących. Witte stanowczo potępiał odezwę Mikołaja Mikołajewi-cza, twierdząc, że „z chwilą, gdybyśmy zaanektowali austrjackie i pruskie ziemie polskie, stracilibyśmy Polskę rosyjską, albowiem... Polska, wskrzeszona w swej integralności teryto-rjalnej, nie zadowoliłaby się autonomją, którą jej niemądrze przyrzeczono, domagałaby się i uzyskałaby niepodległość całkowitą".
Z tego wszystkiego, cośmy dotychczas przytoczyli, jasnem jest, że odezwa Mikołaja Miko-łajewicza wywołana była względami natury czysto wojskowej w obliczu konieczności prowadzenia wojny na ziemiach polskich, że została ona zredagowana pod wpływem dowództwa naczelnego przez sfery dyplomacji rosyjskiej, dla której odezwa ta miała posłużyć naze-wnątrz do wytyczenia rosyjskich celów wojny,
że cesarz dał swoją zgodę pod naciskiem i niechętnie oraz, że odezwa do Polaków najbardziej zaskoczyła same decydujące sfery rosyjskie, które od tej chwili czyniły wszystko, aby znaczenie odezwy zbagatelizować i przygotować grunt do jej całkowitego zanulowania siłą faktów dokonanych.
Z końcem sierpnia 1914 roku skończyła się już idylla polsko-rosyjska, zapoczątkowana odezwą Mikołaja Mikołajewicza. Od tej chwili kurs polityki rosyjskiej w stosunku do sprawy polskiej coraz wyraźniej oddalał się od tej linji, która logicznie powinna była wypływać z treści odezwy.
Przedewszystkiem znamienne było stanowisko biurokracji rosyjskiej, która pierwsza zatrąbiła na odwrót w sprawie polskiej. Postępowanie jej w stosunku do ludności polskiej cechpwrało jawne lekceważenie wszelkich obietnic, zawartych w odezwie. Widocznem było, że nic się właściwie nie zmieniło w Rosji dla Polaków i na zmianę jakąkolwiek bynajmniej się nie zanosiło.
Władze rosyjskie posunęły się aż tak daleko, że, pomimo istnienia oficjalnego tłumaczenia, samą odezwę Mikołaja Mikołajewicza roz-plakatawano w Warszawie ze znacznem opóźnieniem i wyłącznie w języku rosyjskim. Był to już wyraźny policzek dla społeczeństwa polskiego, któremu w samej odezwie obiecywano swobodę językową! Mało tego — politycy warszawscy, pragnąc jak największą wagę nadać odezwie, po rozplakatowaniu jej postanowili spowodować iluminację Warszawy i wywieszenie polskich sztandarów narodowych. Tylko tyle — ale i to dla władz rosyjskich było za dużo. Zakazano wszelkich manifestacyj w związku z odezwą, chociażby manifestacje te miały być jak najbardziej dla Rosjan życzliwe.
W Petersburgu znów politycy polscy pragnęli zainicjować audjencję u cesarza delegacji polskiej, któraby złożyła podziękowanie cesarzowi za odezwę do Polaków i wyrażone w niej obietnice. Spodziewali się Polacy — i słusznie — że audjencja taka podkreśli znaczenie odezwy wodza naczelnego, niejako pośrednio potwierdzonej przez cesarza. Sam cesarz zgodził się na przyjęcie delegacji polskiej i dał w tym kierunku konkretną obietnicę Wielopolskiemu. Ale wkrótce już nastąpiła zmiana kursu politycznego. Długi czas zwlekano z wyznaczeniem audjencji, aż wreszcie minister dworu oświadczył Wielopolskiemu, że narazie audjencja taka byłaby przedwczesna i że cesarz przyjmie Polaków i sam chętnie do nich
przemówi..., ale dopiero w Warszawie... i po wycięstwie! Tak to cesarz Mikołaj II wykrę-cił się od wszelkiej możliwości poparcia odezwy do Polaków swoim autorytetem.
Nawet sam Mikołaj Mikołajewicz, mając dość przykrości ze strony sfer rządzących na temat swojej niefortunnej odezwy, wyraźnie zmienił swój stosunek do Polaków, przechodząc do porządku dziennego nad własnemi swojemi słowami'. Było w tern oczywiste ustępstwo kwatery głównej dla Petersburga. Pierwszą okazja do oblania Polaków zimną wodą była sprawa strzelców Piłsudskiego, biorących udział
władze rosyjskie na terenach, objętych wojn Nawiązując do swoich, smutnej pamięci, tra-dycyj z czasów powstania styczniowego władze rosyjskie wydały rozporządzenie wójtom gminnym wzywające ludność polską do tropienia i mordowania „bez litości" polskich strzelców, harcerzy i sokołów („biesposzczadno lstre-blat'").
Perfidja polityki rosyjskiej jaskrawo uwydatniła się w okólniku ministra spraw wewnętrznych Makłakowa, rozesłanym do gubernatorów „Priwiślinja", czyli Królestwa Polskiego. Okólnik tłumaczył gubernatorom iz
Piechota turecka.
w wojnie po stronie austrjackiej. Już pod koniec sierpnia wielki książę oficjalnie potępił i wypowiedział się przeciwko „udziałowi galicyjskich sokolich organizacyj polskich", w dodatku rzucając na strzelców oszczercze oskarżenie, iż używają kul rozrywających! W zakończeniu swojego oświadczenia Mikołaj Mikołajewicz stwierdził, iż wydał swoim wojskom rozkaz „nie uważać sokolich i podobnych im organizacyj za stronę walczącą i ze wszystkimi uczestnikami tych organizacyj, wziętymi do niewoli, postępować z całą surowością praw czasu wojennego". Było to oczywiście równoznaczne z wydaniem rozkazu rozstrzeliwania lub wieszania polskich strzelców.
Stanowiska wodza naczelnego nie omieszkały natychmiast wyzyskać administracyjne
424
odezwa wielkiego księcia „nie dotyczy kraju przywiślańskiego i że ma tylko na oku ziemie polskie, nienależące do cesarstwa rosyjskiego, a które wielki książę Mikołaj Mikołajewicz może zdobyć w przebiegu operacyj wojennych... Póki to nie nastąpi, nic się nie zmieni w poli-tycznem położeniu kraju przywiślańskiego; należy tylko stosować obowiązujące przepisy do ludności polskiej z możliwie największą życzliwością".
Władze rosyjskie w Polsce, zagrzane okólnikiem samego ministra, tembardziej więc dokładały wszelkich starań, aby ludności polskiej wybić z głowy wszelkie nadzieje, związane z odezwą wodza naczelnego. Jakoż cel swój Rosjanie osiągnęli w czasie dość krótkim, szcze golnie zaś przy pomocy tych metod, jakie ad
ministracja rosyjska poczęła stosować w okupowanej części Galicji, co wywołało powszechne w Polsce oburzenie i rozczarowanie.
Cytowany już przez nas generał rosyjski J. W. Daniłow pisze o działalności generał - gubernatora galicyjskiego hr. Bobryńskiego: „Administracja jego poczęła szybko i zupełnie nie na miejscu rusyfikować kraj, a duchowieństwo (rosyjskie) szczepić prawosławie". — To wszystko spowodowało, że „nieufny stosunek do mas ludności miejscowej, niestety, pozostał i przejawił się przy wycofaniu się naszem w tymże roku z Galicji".
Dalszym etapem polityki rosyjskiej, zmierzającej do przekreślenia znaczenia odezwy do Polaków z dn. 14 sierpnia 1914 roku była działalność i stanowisko władz rosyjskich zarówno w okupowanej przez wojska Galicji, jak i na ziemiach wschodnich, w krajach, jak się to mówiło przed wojną, „zabranych" (na wschód od Bugu), a nawet w integralnej części Królestwa Polskiego, w Chełmszczyźnie.
Już w dniu 2 sierpnia przy sztabie dowódcy południowo-zaehodniego frontu, generała Iwanowa, zawiązał się Komitet Karpacko-Ru-skiego Oswobodzenia o charakterze społecznym, którego celem było współdziałanie z władzami i wojskiem w utrwaleniu panowania Rosjan w Galicji i rusyfikowaniu kraju pod hasłem oswobodzenia z pod polsko-austrjackiego jarzma „braci - Rusinów".
Podstawią tej działalności była odezwa do Rusinów wielkiego księcia Mikołaja Mikołaje-wicza z dnia 18 sierpnia (a więc datowana zaledwie WT cztery dni po odezwie do Polaków). W odezwie tej wielki książę stwierdził, że „nie-masz siły, któraby powstrzymała naród ruski w jego porywie ku zjednoczeniu", a wobec tego wzywał „dziedzinę Włodzimierza Świętego, ziemie Jarosława Osmomysła, książąt Daniela i Romana", aby „zrzuciwszy pęta", zatknęły „sztandar jedynej, wielkiej, niepodzielnej Rosji", gdyż dla „oswobodzonych braci ruskich „znajdzie się miejsce na łonie matki Rosji".
Odezwa „do narodu ruskiego w Galicji" w sposób cynicznie jawny przekreślała frazes z przed paru dni o „połączeniu się narodu polskiego w jedno ciało".
Dalsze postępowanie władz rosyjskich w Galicji wobec ludności polskiej było już nie-tylko zaprzeczeniem słów odezwy do Polaków, ale nawet do ludów Austro - Węgier, którym obiecywano „przywrócenie prawa i sprawiedliwości", które miało doprowadzić do tego, „aby każdy... mógł się rozwijać i cieszyć się pomyśl
nością, zachowując drogocenny skarb ojców; język i wiarę". Tymczasem wobec Polaków w Galicji, natychmiast po przekroczeniu granicy, poczęli Rosjanie stosować swoje wypróbowane oddawna metody ucisku właśnie i przedewszystkiem... językowego i religijnego, na każdym kroku forytując Rusinów.
Zresztą czułość rosyjska wobec Rusinów również miała szczególny charakter, gdyż wkrótce już Rosjanie poczęli i wobec nich stosować swoje metody, jakkolwiek ze słowami miłości na ustach. Wraz z wojskami rosyjskie-mi wkroczyła do Galicji cała falanga duchownych prawosławnych, spędzonych z całej Rosji, pod kierownictwem naczelnem osławionego biskupa Eulogjusza, któremu synod prawosławny zlecił „arcypasterską pieczę nad czynieniem zadość potrzebom duchownym prawosławnych w Galicji". Jak wiadomo, w Galicji niemal zupełnie nie było prawosławnych, wobec czego duchowieństwo prawosławne swoją „arcypasterską pieczę" wykonywało w ten sposób, że wszelkiemi siłami i z gorączkowym pośpiechem rozpoczęło prześladowanie kościoła i religji katolickiej, równocześnie w sposób godziwy i mniej godziwy starając się przeciągnąć na prawosławie grecko - katolickich (unickich) Rusinów.
Cały zarząd administracyjny rząd rosyjski powierzył hrabiemu J. Bobryńskiemu, którego mianował generał - gubernatorem dla Galicji z rezydencją we Lwowie. Bobrynskij z własnej chęci, przedewszystkiem zaś pod naciskiem rządu i opinji rosyjskiego społeczeństwa, począł realizować odrazu szeroko zakrojony program włączenia do Rosji całej Galicji wschodniej aż po San oraz części Bukowiny wraz z natychmiastową rusyfikacją całego tego kraju, nie czekając nawet na ostateczny wynik wojny. Co do tego nie pozostawiono ludności miejscowej żadnych złudzeń, kiedy bowiem prezydent Lwowa wygłosił swoje przemówienie w dn. 23 września, prosząc o względy i życzliwość władz rosyjskich w stosunku do ludności, generał - gubernator Bobrynskij wT odpowiedzi swojej oświadczył, że „Galicja wschodnia i Łemkowszczyzna jest odwieczną częścią jednej Wielkiej Rusi. Na ziemiach tych ludność rdzenna była zawsze rosyjska (a więc nawet nie rusińska! przyp. wł.). Administracja tych ziem powinna być oparta na zasadach rosyjskich. Będę tu wprowadzał rosyjski język(!), rosyjskie prawo i ustrój... Sejm (krajowy — przyp. wł.) nie podlega zwołaniu. Posiedzenia zebrań ziemskich, rad miejskich i zebrań
425
innych są zakazane. Do chwili zakończenia ojennyeh zamknięte będą wszystkie
wyjątku stowarzyszenia (a więc także i ru-sińskie — przyp. wł.), związki i kluby. Otwarcie ich może nastąpić tylko za specjalnem mo-jem każdorazowem pozwoleniem". W dalszym ciągu swojego przemówienia hr. Bobrynskij uczynił piękny gest w stosunku do Polaków, ale.'., z zachodniej Galicji, która bynajmniej nie była jeszcze zdobyta przez wojska rosyjskie, mówiąc, że kiedy wojska rosyjskie zdobędą Ga-
Ttircja, wywiadowcy.
licję zachodnią, której „przeszłość historyczna jest inna, a skład ludności polski", pan generał-gubernator „zastosuje tam z radością zasady, ogłoszone w odezwie naczelnego wodza, wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza". Wreszcie przemówienie zakończone było pod adresem ludności szeregiem brutalnych gróźb „prawami wojennemi i sądami polowemi".
Zgodnie z tern, co zapowiedział, Bobrynskij natychmiast zamknął wszystkie szkoły na terenach okupowanych (uniwersytet, politechnikę, blisko sto szkół średnich i około dwóch tysięcy szkół powszechnych). Galicję zalała fala czynowników, sprowadzanych pośpiesznie z całej Rosji, gubernatorów, naczelników powiatu i gradonaczalników (rządowych zarząd-
426
ców miast). Zjechała również aż w nad. nej ilości policja i żandarmerja rosyjska osławiona policja polityczna („ochrana").
O niedwuznacznych zamierzeniach rządu rosyjskiego świadczyło również masowe sprowadzanie do Galicji nauczycieli Rosjan, oraz organizowanie na miejscu nauczycielskich kursów rosyjskich głównie dla Rusinów, co było tembardziej jaskrawe, że narazie całe szkolnictwo i polskie, i ruskie zamarło.
Temu, co się działo w pierwszych już miesiącach wojny w Galicji, trwale „urządzanej" przez Rosjan, towarzyszyła w głębi Rosji niezwykle enrgiczna propaganda, tłumacząca powody i konieczność rusyfikacji Galicji, propaganda, która, kierowana z Petersburga przez „Związek Halicko - Rosyjski", spotykała się z wielką życzliwością czynników decydujących i zyskiwała sobie znaczne poparcie w7śród społeczeństwa rosyjskiego.
Jeśli dodamy do tego znamienne fakty, które wskazywały na rosnący ucisk i rusyfikację w oderwanej od Królestwa Chełmszczyźnie i na ziemiach wschodnich — będziemy mieli obraz szczerości polityki rosyjskiej wobec Polaków oraz realności odezwy wielkiego księcia, która stanowiła jeszcze jeden przykład odwiecznej „chytrości wojennej".
Pewien przypływ ponownych nadziei rozbudziła w społeczeństwie polskiem nominacja ks. Engałyczewa na stanowisko generał - gubernatora warszawskiego. Mniemano i łudzono się, że oznaczać to będzie „zmianę kursu rządowego" w myśl słów, głoszonych w odezwie. Wkrótce jednak nastąpiło ponowne rozczarowanie. Nowy gubernator, którego nikt nie znał w Polsce, ale który również sam o Polsce nie miał pojęcia, administrował krajem podług starych, przedwojennych metod, niczem nie zdradzając ustępliwości wobec Polaków. Przeciwnie nawet, sam chętnie głosił publicznie, że przybył do Warszawy, aby „deziluzjować Polaków co do przyszłości".
Na ter enie Królestwa Polskiego, coraz częściej zwanego po dawnemu krajem Przywiślań-skim, zachowywanie się władz rosyjskich było wprost prowokacyjne. Tak naprzykład na opróżnione stanowiska rządowe przez Rosjan systematycznie i wbrew wszelkim przedłoże-niom działaczów polskich mianowano również Rosjan, co z racji wojny było zjawiskiem raa-sowem, a co odrazu narzucało ludności polskiej nowe falangi czynowników, zupełnie obcych i nieznających Polski, gdyż sprowadzanych z głębi Rosji.
Ostatecznie wszelkie złudzenia rozwiały się, kiedy uchwałą rady ministrów, zatwierdzoną przez samego cesarza, definitywnie przesądzono w dniu 30 marca 1915 r. sprawę Chełmszczyzny — „wyłączonej ze składu gu-bernij Królestwa Polskiego" oraz rozciągnięto rosyjski statut samorządu miejskiego z pewne-mi zmianami na królestwo, które dotychczas ze- statutu tego nie korzystało. Jakkolwiek w urzędowaniu tego samorządu dopuszczono częściowo posiłkowanie się językiem polskim (za wyjątkiem miast gubernji suwalskiej, a mianowicie Władysławowa, Szak, Wyłkowy-szek, Wierzbołowa, Kalwarji, Marjampola, Pren i Sejn, co było wstępem do oddzielenia również i tej gubernji od Królestwa Polskiego, oraz za wyjątkiem całej gubernji chełmskiej, zunifikowanej już z cesarstwem) oznaczało to w praktyce dalszą unifikację z cesarstwem ro-syjskiem, a wszak te resztki odrębności, jakie pozostały jeszcze Królestwu, w dziedzinie prawa i instytucyj były kardynalnym warunkiem samoobrony narodowej dla Polaków.
W dodatku w „Dniewniku Warszawskim" oficjalnym organie rządowym, opublikowano artykuł, który, w związku z możliwością wprowadzenia również samorządu ziemskiego na zasadach ogólnorosyjskich, fakty te starał się wytłumaczyć, jako realizację odezwy Mikołaja Mikołajewicza.
Tymczasem z początkiem 1915 roku wypłynęły poważne zagadnienia międzynarodowe na terenie Koalicji. Przygotowywano ekspedycję dardanelską, w której powodzenie nikt nie wątpił wśród polityków Paryża, Landynu i Petersburga (zresztą przemianowanego właśnie z racji wojny z Niemcami na Piotrogród słowiański — „Pietrograd"). Wypłynęła sprawa dalszych losów cieśnin i samego Konstantynopola. Rozpoczęły się żmudne i zacięte targi. w łonie Koalicji. Dzielono już za życia skórę na tureckim niedźwiedziu (patrz rozdział, poświęcony ekspedycji dardanelskiej!) Dla Rosji była to okazja do zrealizowania odwiecznych jej dążeń, mających za sobą tysiącletnią już tradycję w polityce rosyjskiej. Ale ani Francja, ani Anglja nie były skłonne do ustępstw na rzecz Rosji, która w dodatku w projektowanej ekspedycji miała odegrać rolę widza. Sa-zonow, usiłujący za wszelką cenę wyjednać zgodę sojuszników na oddanie Rosji Konstantynopola wraz z cieśninami, uważał za konieczne uczynić sojusznikom pewne ustępstwa na innym terenie, zalecając, jako kompromis, ścisłe dopełnienie obietnic odezwy do Polaków.
Sądził, że osłabienie wpływów rosyjskich na chodnich jej rubieżach (zresztą tylko w pojęciu sojuszników) wyrówna wzmocnienie się jej na bliskim Wschodzie.
Z tego punktu widzenia przedstawił Sazo-now sprawę polską na radzie ministrów. Ale tu spotkał się z wielkiemi trudnościami, jakkolwiek decydujące sfery rosyjskie były skłonne do najdalej idących ofiar, byle zagarnąć dla Rosji upragniony Carogród. Wreszcie opracowano dwa projekty. Dzięki interwencji wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza ostał się w ogólnych zarysach projekt Sazonowa, bardziej dla Polaków korzystny. Kiedy jednak cesarz ponownie polecił przedyskutowanie go, zwężono go jeszcze bardziej, pozostawiając z pierwotnego projektu Sazonowa jeno smutne resztki. W dodatku realizacja miała się rozpocząć dopiero po wojnie.
Ostateczny projekt zrealizowania odezwy wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza wyłączał z pojęcia autonomji Polski następujące sprawy ogólno-państwowe, w których nie przewidywano żadnych zmian: ustawodawstwo i sądownictwo, armję i flotę, sprawy zagrani czne, finanse, monetę, cła i taryfy, pocztę i komunikację, policję oraz zarząd polityczny.
Autonomja, a raczej samorząd Królestwa Polskiego miał polegać na pewnej swobodzie kościoła katolickiego, na uprawnieniu ludności polskiej do zwracania się po polsku do miejscowych instytucyj sądowych i administracyjnych, jednakże z pozostawieniem języka rosyjskiego w wewnętrznem urzędowaniu i w biurowości, na uprawnieniu instytucyj samorządowych do używania języka polskiego z uwzględnieniem jednak i rosyjskiego w stosunku do władz państwowych i Rosjan, na dopuszczeniu do szkolnictwa języka polskiego z zachowaniem rosyjskiego, jako wykładowego dla pewnych przedmiotów.
Zarząd kraju miał spoczywać wT rękach namiestnika (a więc, jakgdyby, nawrót do ustroju Królestwa Kongresowego), przy którym zbierała się w charakterze doradczym rada, składająca się częściowo z członków, mianowanych przez cesarza, częściowo z wirylis-tów, częściowo zaś z delegatów samorządu wiejskiego i ziemskiego, zatwierdzonych przez namiestnika. Wreszcie znamiennem było zastrzeżenie, iż dla objęcia urzędu wymagana by łaby znajomość języka polskiego, co i nadal po zwalałoby na obsadzanie stanowisk przez Ro sjan, którym masowo wydawanoby „świadec two" takiej umiejętności.
427
• *$m
H''
5PJB&^',.-«.'^?^
•ŚŚ*C
* * *
Adrja. Korfu. Ar ileon.
W tom ujęciu ostatecznem autonomja przekształcała się właściwie w skromny samorząd prowincjonalny z pewnem, nieznacznem zresztą uprzywilejowaniem języka polskiego i religji katolickiej. Oczywiście tak pojęta realizacja obietnic, danych Polakom, szczególnie wobec sprawy Galicji wschodniej oraz Chełmszczyzny, nie mogłaby nigdy zadowolić społeczeństwa polskiego.
W związku ze sprawą Konstantynopola projekt powyższy dojrzał już do tego stopnia, iż w szybkiem tempie miał być wydany manifest cesarza o zasadach realizacji odezwy i obietnic Mikołaja Mikołajewicza.
Jednakże manifest ten nie ukazał się, a to dzięki interwencji polityków polskich z obozu
samorządu, Polacy znów opierali się przy szeroko pojętej autonomji politycznej. W pewnym momencie przewodniczący prezes rady ministrów Goremykin oświadczył: „Zadaniem komisji jest wskazać sposób, w jaki mają być zrealizowane zasady odezwy wielkiego księcia do Polaków. W odezwie istnieją dwie kwestje: zjednoczenie ziem polskich i samorząd, i dwie te sprawy są ze sobą ściśle związane. Otóż zjednoczenie Polski jest w ręku Boga — to też uważam za konieczne powiedzieć panom, że, jeżeli dojdzie do zjednoczenia Polski, będzie także istniał samorząd, a jeżeli do zjednoczenia Polski nie dojdzie, nie będzie też samorządu!" A właśnie wówczas, kiedy słowa te były wypowiedziane, armja rosyjska (lipiec 1915 r.) po-
Artylerja turecka w boju.
koalicyjnego, którzy udowodnili, że wywołałby on w tej redakcji jak najfatalniejsze wrażenie w społeczeństwie polskiem i pozwoliłby na łatwe przelicytowanie go ze strony mocarstw centralnych.
Naskutek interwencji Polaków cesarz zarządził w czerwcu 1915 roku powołanie specjalnej komisji, która miała opracować dokładniej zagadnienia polskie. Do komisji tej powołano niejako w charakterze rzeczoznawców polityków polskich, a mianowicie Dmowskiego, Dobieckiego, Wł. Grabskiego, Haruse-wicza, Szebeko i Wielopolskiego.
Komisja odbyła wiele posiedzeń, ale do żadnych pozytywnych rezultatów nie doszło. Rosjanie nie chcieli wycofać się ze swojego poprzedniego stanowiska skromnego lokalnego
nosiła klęskę za klęską i utraciła już była Przemyśl i Lwów oraz znaczną część Królestwa! W tych warunkach jedynym rezultatem obrad komisji było to, że jej członkowie Rosjanie złożyli rządowi memorjałpod tytułem „Główne zasady ustroju miejscowego Królestwa Polskiego" (skromny samorządzik), natomiast członkowie Polacy opracowali memorjał „Główne zasady ustroju Królestwa Polskiego", opierający się na pojęciu nie samorządu, lecz szerszej autonomji.
Tak oto przedstawiała się w Rosji sprawa polska aż do momentu, kiedy Rosjanie ostatecznie, raz na zawsze opuszczali Polskę pod naciskiem wojsk austro - niemieckich latem 1915 roku.
428
A teraz, zanim będziemy mówili o samych orientacjach politycznych Polaków, przyjrzyjmy się jeszcze, jak przedstawiała się sprawa polska wśród zachodnich sojuszników Rosji, a więc w Anglji, Francji w pierwszym roku wojny.
W chwili wybuchu wojny światowej na terenie międzynarodowym sprawa polska wo-góle nie istniała. Europa — ta oficjalna i decydująca — nietylko dopuściła do wymazania Polski ze swojej mapy politycznej, ale posunęła się dalej jeszcze w życzliwości swojej dla państw rozbiorowych: poprostu zapomniała o nas, zapomniała o całym wielkim narodzie w samym środku Europy mieszkającym, rozdartym, gnębionym, szamoczącym się w potrójnych okowach i napróżno wyczekującym skądziś ratunku.
Złożyło się na to wiele przyczyn. Przede-wszystkiem przemożny czas. Okres stu pięćdzie sięciu lat — to bardzo dużo, nawet, jak na życie Europy. Po drugie zgodne pod tym względem współdziałanie państw rozbiorowych, które zarówno w polityce oficjalnej, jak i w swojej szeroko po świecie rozgałęzionej propagandzie nie pomijały żadnej okazji, aby sprawę polską tłumić, gdziekolwiekbądź zjawiłaby się ona chociażby w zarodku, aby bagatelizować jej znaczenie, a sam naród polski w najpotworniejszy sposób oczerniać i zniesławiać. To też istotnie, jeśli nawet przed wojną tu i ówdzie wiedziano coś o nas, to przeważnie raczej w sensie dla nas niepochlebnym, uważają naród polski za lekkomyślny, warcholski, nieudolny, zarozumiały i intrygancki, ba! nawet poprostu „zgniły" i „zapity"! Nic też dziwnego, że, pomijając nawet czynniki oficjalne, mieliśmy w Europie przedwojennej bardzo nielicznych przyjaciół (i to zwykle z pośród tych najmniej znaczących idealistów), bardzo dużo nieżyczliwych i wrogów, a najwięcej ludzi doskonale dla nas obojętnych i o niczem niewiedzą-cych.
Winy tego smutnego stanu rzeczy nie można jednak zwalać wyłącznie na rządy państw zaborczych. Zawiniliśmy i my sami. Umieliśmy „wojażować" kosztownie i z hałasem po stolicach Europy, po modnych badach i plażach, umieliśmy „w pojedynkę" olśniewać cudzoziemców lekkomyślnym a rujnującym nas zbytkiem i pięknemi manjerami towarzyskiemi, bywaliśmy dumni, kiedy nas komplementowano mianem „Francuzów Północy" — ale nie potrafiliśmy się zdobyć (szczególnie właśnie ci z pośród nas, którzy mieli ku temu odpowiednie
środki materjalne i rozległe stosunki zagranicą) na trwały, systematyczny ideowy wysiłek, aby rządom zaborczym przeciwstawić własną propagandę na terenie międzynarodowym. Już to Polska nigdy nie miała szczęśliwej ręki w propagandzie zagranicznej, a ponoć i dzisiaj pod tym względem nie o wiele jesteśmy szczęśliwsi.
Nawet we Francji, złączonej z nami tylu więzami wspólnej i pięknej przeszłości, w tej Francji, która sama siebie chętnie kreowała na strażniczkę wolności i sprawiedliwości, nie umieliśmy, lub może nie mogliśmy rozbudzić żywszego zainteresowania się naszemi sprawami. Społeczeństwo francuskie zajęte było robieniem pieniędzy i lokowaniem swoich oszczędności w sprzymierzonej carskiej Rosji, zaś rządy i politycy widzieli w Rosji jedynego potężnego (jakżeż przesadzali, co do tej potęgi!) sojusznika przeciwko Niemcom, drżąc ustawicznie, aby Rosja nie pokazała Francji swoich olbrzymich pleców.
Jeśli nawet rząd francuski od czasu do czasu coś tam szeptem perswadował w Petersburgu na temat spraw polskich — czynił to zawsze bardzo oględnie, bardzo nieśmiało i zawsze natychmiast wycofywał się grzecznie, ilekroć usłyszał, że sprawa polska — to wewnętrzne zagadnienie cesarstwa rosyjskiego.
I oto w tych warunkach nagle, zaraz po wybuchu wojny ukazuje się odezwa wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza do Polaków! Od niepamiętnych już czasów w enuncjacji oficjalnej i to samej Rosji zjawiło się nietylko miano Polski i narodu polskiego, ale nawet łaskawe przypomnienie sobie o tych prawach do życia wielkiego narodu, o których wszyscy już zapomnieli.
Zdawało się, że odezwa ta wywoła na terenie międzynarodowym, szczególnie zaś wśród zachodnich sojuszników Rosji jakieś żywsze zainteresowanie, które nieuchronnie wyciągnie znów na światło dzienne sprawę polską, dawno złożoną do lamusa rzeczy bezużytecznych i zapomnianych. Wszak odezwa do Polaków poruszyła sprawę zjednoczenia ziem polskich, a więc przekreślenia rozbiorów, zgórą od stu lat powszechnie (za wyjątkiem Turcji) usankcjonowanych! Zjednoczenie Polski w ten sposób stawało się jednym z celów wojny, a przez konieczność zmiany mapy Europy tern samem wkraczało w zakres spraw międzynarodowych, nie zaś wewnętrznych państw zaborczych, jak to było dotychczas. Logika faktów wymagała, aby — wbrew nawet najgłębszym intencjom,
g a m e j Rosji _ odezwa do Polaków i dane im prawy polskiej uczyniły między
narodową. . Ale tak się nie stało. Czynniki oficjalne
u Paryżu i Londynie, jakgdyby, przeszły do porządku nad odezwą wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza, nie zdradzając zgoła żywszego zainteresowania tą sprawą. Powód tego był oczywisty. Francja i Anglja, na których barki zwalił się główny ciężar wojny i przeciwko którym przedewszystkiem skierowana była agresywność niemieckiego militaryzmu, żyły z dnia na dzień w ustawicznej obawie, aby Rosja, gdzie wciąż potężne i aktywne były wpływy germanofilskie, nie wycofała się z wojennej
ski, tragiczny w swojem osamotnieniu, pi ceniu f bohaterstwie, nawet nieliczni Czarn górcy budzili podziw i zachwyt obroną gór niedostępnych. Przedewszystkiem jednak modni byli Rosjanie i wszystko, co rosyjskie. Wszak rosyjski „walec parowy" miał wkrótce już zmiażdżyć państwa centralne i, wypuściwszy parę na ulicach Berlina, zwycięsko zakończyć tę przerażającą wojnę. Gdzież tu był czas i chęci na interesowanie się Polakami, tembar-dziej wobec tego, że jakiś „monsieur Piłsudski", jak to szeroko głosiła podstępna propaganda rosyjska, na czele polskich strzelców połączył się z Niemcami przeciwko „bratniej" i „wspaniałomyślnej" Rosji!
"
Artylerja turecka, w marszu.
awantury, zawierając pokój separatystyczny z Niemcami, pozostawiając swoich sojuszników zachodnich w tragicznem położeniu. Nie chciano więc niczem drażnić kolosa rosyjskiego, starannie unikając wszystkiego, co mogłoby wywołać w łonie Koalicji niepożądane rozdźwięki. A Rosja nie omieszkała kogo należy poinformować na Zachodzie, iż nie życzy sobie, aby odezwie i wogóle sprawie polskiej nadawano jakikolwiek rozgłos, że w dalszym ciągu sprawa polska należy wyłącznie do wewnętrznych zagadnień rosyjskich, a wogóle jest jeszcze przed czasem... nic nie wiadomo... melodja przyszłości i t. d. I sojusznicy zachowali dyskretną obojętność.
Co do samych społeczeństw zachodnich nie o wiele lepiej przedstawiała się sprawa polska. Propaganda polska dopiero była w powijakach. Narody zachodnie co innego miały do roboty, do myślenia, do interesowania się. Modny był naród belgijski z jego bohaterskim i niezłomnym królem Albertem, modny był naród serb-
430
Zresztą, co do oficjalnych czynników An-glji i Francji, należy im oddać sprawiedliwość, że milczenie ich w sprawie polskiej i powolność wobec Rosji były jak najzupełniej szczere, bynajmniej nie wymuszone, gdyż odpowiadały ówczesnym poglądom polityki europejskiej na dawno już przesądzoną sprawę polską.
Ówczesny minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanji lord Edward Grey nawet w swoich późniejszych pamiętnikach z czasów pierwszych lat wojny sprawę polską zupełnie pomija, co wydaje się świadczyć o kompletnym braku jego zainteresowania na ten temat w początkach wojny. Nie inaczej odnosił się do sprawy polskiej ambasador angielski w Petersburgu Buchanan. Dla niego zagadnienie to było wyłącznie wewnętrznem dla Rosji, dlatego też obserwował je tylko pod tym kątem widzenia. Wiedział, że Sazonow miał w sprawie polskiej pewien określony pogląd, wiedział, że Sazonow jest gorącym zwolennikiem Koalicji i nie dopuści do zawarcia odrębnego pokoju, obser-
wował przeto intrygi zakulisowe, lękając się o jego tekę i uważając sprawę polską, jako jedną z tych, które mogą zaszkodzić Sazonowowi.
Z pamiętników ambasadora francuskiego w Petersburgu Paleologue'a zupełnie jasno przebija rówmież, poza grzecznościowemi komplementami w stosunku do Polaków, zupełna jego ówczesna obojętność dla sprawy polskiej, ba! nawet dokładna jej nieznajomość, zadziwiająca, jak u wybitnego dyplomaty.
Kiedy w przeddzień opublikowania odezwy wielkiego księcia Sazonow poufnie zakomunikował jej treść PaleologueWi, ten, jak sam pisze, był mocno zaskoczony i zdobył się tylko na słowa: „Brawo! oto gest wspaniały, który odbije się ogromnem echem nietylko w Polsce, ale i we Francji i w Anglji!"
Paleologue chętnie i często bywał na dworze cesarskim, gdzie zawsze był mile widzianym gościem, z czego zresztą wyraźnie był dumnym ten przedstawiciel „republikańskiej i demokratycznej" Francji. Ale, jak sam to stwierdza, starannie unikał wszelkich rozmów na temat sprawy polskiej, a kiedy sam cesarz poruszył bezpośrednio tę sprawę w przyjacielskiej pogawędce, Paleologue zręcznie wykręcił się, nie dając żadnej konkretnej odpowiedzi i zbywając cesarza frazesami i komunałami. Zręczny dyplomata wiedział, że przy dworze jest wielu wrogów Sazonowa, cesarz jest zmienny i chwiejny, jak dziecko, bał się więc rzucać słowa, któreby później wypadło dementować.
Zato w stosunku do Sazonowa trzymał się odrębnej taktyki. I tu unikał sprawy polskiej, ale kiedy wykręcać się było niemożliwe, gorąco podtrzymywał punkt widzenia Sazonowa, którego nie chciał drażnić, sam nie przywiązując zresztą wagi do sprawy polskiej.
Jedyną oficjalną wzmianką na Zachodzie o sprawie polskiej było oświadczenie lorda Grey'a, złożone w dniu 2 marca 1915 roku w parlamencie w związku z interpelacją posła Kinga, który zapytywał, czy odezwa do Polaków, podpisana przez wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza, była uprzednio aprobowana przez rządy sprzymierzone Anglji i Francji? Lord Grey, nie bawiąc się w długą dyskusję, krótko i dość powierzchownie wyjaśnił, że, jakkolwiek właściwej aprobaty nie było, jednakże rządy sprzymierzone przyjęły odezwę do wiadomości, co się zaś tyczy rządu angielskiego, to „odnosi się do niej z sympatją". Jak na pierwsze półrocze wojny oświadczenie lorda Grey'a było nazbyt słabem echem, jakie odezwa
/budziła na forum międzynarodowem.
Tak oto wyglądała sprawa polska na Zachodzie Europy w pierwszym okresie wojny. Z tego tytułu nie mieliśmy powodów do zbytnich nadziei. Trzeba było długiego dopiero czasu, bezsprzecznych a ogromnych wysiłków prokoalicyjnych polityków polskich, kolosalnych wypadków wojennych, a wreszcie rewolucji rosyjskiej i upadku cesarstwa romano-wych, bolszewizmu i pokoju w Brześciu — aby Zachód innemi oczyma spojrzał na Polskę, jej rację istnienia i jej ogromną rolę historyczną w życiu państw i narodów europejskich. Ale o tych przemianach będziemy mówili przy innej okazji.
Zanim rozpoczniemy pobieżny przegląd poszczególnych odłamów polityki polskiej w pierwszym okresie wojny światowej, czyli tak zwanych orjentacyj — zastanówmy się przedewszystkiem nad samym faktem dwutorowości tej polityki, która to dwutorowość na długi czas rozdzieliła naród polski na dwa zwalczające się, nieledwie wrogie sobie obozy.
Zarówno obcy, jak i my sami czyniliśmy często, a i dziś jeszcze czynimy ciężki zarzut pod adresem narodu polskiego, iż nie potrafił się zdobyć na jednomyślność swojej polityki w momencie, który powinien był przynieść nam wolność. Niejednokrotnie przeciwstawia się Polakom Czechów, którzy od pierwszych dni wojny aż do jej zakończenia prowadzili politykę narodową niemal zupełnie jednolitą i konsekwentną.
Przedewszystkiem należy stwierdzić, że w czasach wojennych, nawet tam, gdzie grozi bezpośredni najazd wroga, ogólnie biorąc jest rzeczą nader trudną skupić żywioły polityczne w jednym i konsekwentnym kierunku. Co innego bowiem jest patrjotyzm, a co innego polityka. Patrjotyzm nakazuje narodom walczyć i ponosić ofiary w zbiorowym, jednolitym porywie dotąd, dopóki istnieje w masach zaufanie do czynników kierowniczych państwa, które nakazują i prowadzą tę walkę. Naród pa-trjotyczny solidarnie walczy od chwili, kiedy walka jest rozpoczęta, i w stopniu jego ofiarności i poświęceń niema różnic politycznych, które go dzielą. Obowiązkiem społeczeństwa jest czynić, obowiązkiem polityki myśleć. Stąd też polityk, obciążony odpowiedzialnością wobec własnego narodu, nie może pozostać biernym w obliczu walki, w której pożytek albo zgoła i w powodzenie nie wierzy, widzi zas
e inne środki ratunku. Stąd też często się darzą, że w łonie narodu, który solidarnie pro
wadzi walkę, toczy się z kolei walka polityczna pomiędzy jej zwolennikami i przeciwnikami. Sprawa komplikuje się jeszcze, jeśli dobrą wolę polityków wyzyskuje obca i wroga propaganda, działająca często środkami aż nazbyt niemoral-nemi.' Wówczas wojna toczy się właściwie na dwóch frontach: bojowym i politycznym. Tak bywa z narodami, które posiadają własne państwa, własną tradycję polityczną, własną ar-mję. Cóż dopiero mówić o narodach wydziedziczonych, pozbawionych tego wszystkiego, których polityka z natury rzeczy rozwija się karłowato, w sposób ułomny?
Weźmy przykłady z wojny światowej.
Turcja. Transport wojskowy.
Od początku wojny ścierały się w Rosji dwa kierunki polityczne: zwolenników i przeciwników Niemiec. O ile pierwsi za wszelką cenę dążyli do wytiwałego prowadzenia wojny aż do zwycięstwa, drudzy — przeciwnie — czynili wszystko, aby wojnę tę przerwać, nie wierząc w możliwość zwycięstwa, mając zaś przeświadczenie, że jakiekolwiek jej rozwiązanie będzie dla Rosji szkodliwe. Walkę tą prowadzono tak namiętnie, że germanofile w zaślepieniu swojem bliscy byli poprostu zdrady wobec własnej ojczyzny, w każdym zaś razie dawali szerokie pole do uprawiania prawdziwej zdrady przez ajentury niemieckie, przenikając cały ustrój i społeczeństwo rosyjskie.
Włochy, zanim przystąpiły do wojny, a nawet i później, były areną zażartych walk politycznych, aż między trzema wrogiemi kierunkami: zwolenników wojny, dzielących się na prokoalicyjnych i proniemieckich, oraz zwolenników pokoju i neutralności. A wszak obce
432
złoto i propaganda mogły tam tylko bróźdz mniej lub więcej, nie można jednak znaczenia wpływów zagranicznych rozciągać na ogół polityków włoskich, których dzieliła przedewszy-stkiem różnica poglądów na istotę misji dziejowej ich ojczyzny i na możliwości jej sukcesów.
We Francji, przytłumiony wprawdzie opinją zwartej większości narodu, jednakże przez cały czas wojny istniał i działał kierunek germanofilski, który po wojnie tak szybko nabrał rozmachu i śmiałości w oficjalnej polityce.
Nawet w bohaterskiej Belgji znalazł się jednakowoż kierunek polityczny, który, zwątpiwszy o zwycięstwie, pragnął ratować swój kraj w oparciu o Niemców. Była to już formalna zdrada, ogólnie jednak biorąc dyktowana dobrem ojczyzny w ten sposób pojmowanem.
Jeśli tak się działo wśród narodów, wyposażonych w to wszystko, czego brak było narodowi polskiemu — czyż można się dziwić, że i społeczeństwo nasze rozpadło się na dwa obozy, z których każdy szczerze wierzył w skuteczność swojej polityki?
Wojna światowa rozwierała przed Polską wszelakie możliwości. Naród polski chciał i musiał działać, aby niczego nie uronić z tych możliwości, które — kto wie? — może miały być ostatnią stawką historji o naszą wolność! Działać samodzielnie było niemożliwe, gdyż nie byliśmy samodzielni, w dodatku zaś oznaczałoby to neutralność, która znów przeczyła naszemu przymusowemu udziałowi w wojnie w ramach trzech państw zaborczych. Pozostawało przeto działać w oparciu o jedną ze stron walczących w przeświadczeniu, że jej zwycięstwo przyniesie korzyści narodowi polskiemu, jako dobrowolnie i przymusowo sojuszniczemu.
Były więc dla Polski dwie i tylko dwie możliwości: albo oprzeć swoją polityę o mocarstwa centralne, albo też o Rosję, a przez nią o całą Koalicję. Wybór był trudny i niemożliwy do uzgodnienia przez wszystkie kierunki polityczne społeczeństwa polskiego. Bowiem wybór musiał wypływać po pierwsze z wiary w zwycięstwo jednej ze stron walczących, po drugie zaś z przeświadczenia o rozmiarach korzyści, które to zwycięstwo może Polsce przynieść. O ile to drugie prędzej dało się wydedukować na drodze znajomości faktów historycznych i logicznego rozumowania, o tyle pierwsza wypływała oczywiście raczej z wewnętrznego przeczucia, niźli z wyrozumowania. Wszak zwycięstwo zawsze jest mniejszym lub większym znakiem zapytania. Inaczej nie byłoby wojen.
Wydedukowanie ewentualnych korzyści ze zwycięstwa jednej ze stron walczących nie mogło być podstawą orjentacyj. Bowiem nawet największe możliwe korzyści równałyby się klęsce w razie zwycięstwa strony przeciwnej. Pozostawało więc kierować się tylko przeczuciem, a raczej przewidywaniem losów wojny, co znów wypływało z indywidualnego rodzaju umysłowości, z nabytych pojęć, zasobu óbser-wacyj i wielu innych czynników natury mentalno - psychicznej. Stąd musieli być i tacy, którzy wierzyli bezwzględnie w zwycięstwo mocarstw centralnych, i tacy, którzy wierzyli w zwycięstwo Rosji. Inne rozwiązanie (właśnie, które przyniosła rzeczywistość) trudno, o ile wprost nie absurdem było przewidywać w 1914 roku.
Jak wiemy z rozdziału II początki orjentacyj wojennych sięgały czasów przed wojną światową, kiedy jednak oczekiwano jej powszechnie pod tą lub inną postacią.
Już wówczas wyraźnie zaznaczyły się w Polsce dwa przeciwne kierunki: przeciwro-syjski i przeciwniemiecki. Każdy z nich uzasadniał oczywiście swoją słuszność wywodami logicznemi na temat większych dla Polski korzyści, płynących ze zwycięstwa jednej strony, ale w gruncie rzeczy wypływał z wiary w to zwycięstwo.
Kierunkowi przeciwrosyjskiemu aktywność nadawał polski ruch radykalny i socjalistyczny. Ruch ten ze względów ideowo-socjal-nych widział w carskiej i reakcyjnej Rosji wroga groźniejszego, niż demokratyczne bądź co bądź Niemcy, o silnie rozwiniętym socjalizmie, i bardziej jeszcze liberalne Austro - Węgry, gdzie również pomyślnie rozwijał się socjalizm. Z drugiej znów strony socjaliści i radykałowie polscy, wychowani w doktrynie ma-terjalizmu dziejowego, mający żywy kult i wiarę w potęgę techniki, postępu i organizacji, a dobrze znający Niemcy, musieli wierzyć w ich zwycięstwo nad uwstecznioną, nawpół jeszcze barbarzyńską Rosją. W dodatku kierunek ten miał żywą łączność z tradycją walk wolnościowych, skierowanych wszak przede-wszystkiem przeciwko Rosji.
' Kierunkowi przeciwniemieckiemu ton nadawała narodowa demokracja. Dla niej, jako bardziej społecznie umiarkowanej i posiadającej w swoich szeregach przedstawicieli arystokracji, ziemiaństwa i życia gospodarczego, reakcyjny charakter Rosji nie posiadał tego groźnego oblicza, jak dla socjalistów. Przeciwnie zaś Niemcy, którzy w swoim zaborze prowa
dzili politykę wywłaszczeniową, godzącą w raa-terjalny byt społeczeństwa polskiego, musieli stanowić istotną groźbę dziejową. Wreszcie narodowa demokracja, której podstawą była Kongresówka, nie mogła nie ulec sugestji kolosa rosyjskiego, który, nawet w opinji polityków i wojskowych zachodnio - europejskich, uchodził za potęgę nie do złamania z racji swoich bezmiernych obszarów i niewyczerpanego rezerwuaru ludzkiego. Narodowa demokracja wierzyła w zwycięstwo Rosji tak, jak elementy lewicowe wierzyły w zwycięstwo Niemiec.
Przedstawiciele kierunku przeciwniemiec-kiego rozumowali jeszcze przed wojną w ten sposób.
Zwycięstwo Rosji przyniesie zjednoczenie Polski. Znikną zabory, znikną granice, dzielące żywe ciało Polski. Chociażby nawet zasadniczo stosunek Rosji do Polski nie zmienił się po wojnie, to sam fakt skupienia się całego narodu polskiego zwiększy jego wagę polityczną, co w następstwie ułatwi Polakom wywalczanie od Rosji ustępstw, które WT drodze ewolucyjnej doprowadzą kiedyś do wolności.
Niezależnie od tych minimalnych możliwości postawa Polaków w czasie wojny oraz ich zręczność polityczna mogą wykorzystać nieoczekiwane okazje, które w najlepszym razie mogą nawet sprawę polską wytoczyć na arenę międzynarodową w czasie konferencji pokojowej, co zmusi Rosję do większej ustępliwości. Stąd też narodowa demokracja pragnęła wojny w jak najszerszej skali międzynarodowej, nie zaś pomiędzy samemi tylko państwami za-borczemi.
Poza względami politycznemi poważną rolę odgrywały względy gospodarcze. Polska w stosunku do bezmiernych rynków rosyjskich była bardziej uprzemysłowiona, bardziej sprężysta pod względem handlowym, bardziej przedsiębiorcza. Stąd też związek z Rosją pozwoliłby Polsce wspaniale rozwinąć się gospodarczo, otwierając jej olbrzymie pole ekspansji na bezmiernych obszarach rosyjskich, gdzie nawet nadwyżka ludności polskiej mogłaby znaleźć dogodne pole dla kolonizacji. Położenie Królestwa Polskiego było przykładem, ilustrującym wymownie ten punkt widzenia.
Przeciwnie—w stosunku do Niemiec, a nawet Austro - Węgier życie gospodarcze Polski stało o wiele niżej, zarówno, jak i gospodarcza aktywność Polaków. Związek więc z tern i państwami raczej więc im otwierałby korzyści gospodarcze w Polsce, czego przykładem była przed wojną Galicja. W dodatku w tych wa-
runkach problem przeludnienia Polski mógłby być rozwiązanym tylko przez zamorską emigracje, znacznie 'mniej korzystną z narodowego i gospodarczego punktu widzenia.
Narodowa demokracja, opierając się na przykładzie Poznańskiego, dążyła przede-wszystkiem do zapewnienia Polsce dobrobytu materjalnego, który, według jej doktryny, stanowi konieczny warunek świadomości i odporności narodowej.
Z drugiej znów strony, co widziała narodowa demokracja w zwycięstwie Niemiec i ich sojusznika Austro-Węgier? W tym wypadku o zjednoczeniu nie byłoby mowy. Niemcy nigdy nie dopuściłyby, aby liberalne Austro-Wę-gry zagarnęły cały zabór rosyjski, co stwarzałoby dla Niemiec poważne niebezpieczeństwo na przyszłość w ich polityce eksterminacyjnej w Poznańskiem, na Pomorzu i na Śląsku. W dodatku wzmożone wpływy polskie w Austro-Wę-grzech groziłyby Niemcom utratą powolnego naddunajskiego sprzymierzeńca. Same Niemcy całego zaboru rosyjskiego nie chciałyby nawet zagarnąć, unikając, jako państwo narodowe, nadmiernego u siebie wzrostu elementu obcego. To też prawdopodobnie sięgnęłyby po rosyjskie prowincje nadbałtyckie, gdzie posiadały historyczne i znaczne wpływy kultury niemieckiej, ograniczając się do podziału Królestwa
Turcja. Koło wodne dla eelów napędowych.
pomiędzy siebie i Austro-Węgry. Prawdopodobnie zaś, aby Rosja nie mogła w przyszłości szachować Niemców sprawą polską, pozostawiono-by jej wschodnią część Królestwa, aby i ona podawnemu była państwem rozbiorowem.
Taki wynik wojny narodowa demokracja uważała za klęskę, nowy rozbiór Polski, który, niczego nie zmieniając zasadniczo, rozbiłby
434
konsolidujące się, najliczniejsze Bpołeczeń polskie Królestwa, zniszczyłby Polskę gospodarczo, znaczną jej część skazał na beznadziejną walkę ze zwycięskim germanizmem, a nawet w liberalnej Austrji pogorszył położenie Polaków. Bowiem Austro-Węgry, otrzymując tyl-
: • •
tm f
Turcja. Tragarz.
ko południową, najmniej uprzemysłowioną część Królestwa, rekompensowałyby to sobie aneks ją Wołynia, Podola, a może i części Ukrainy, ku którym oddawna spozierały łakomie. To znów zwiększyłoby wypływy ruskie w Wiedniu, co fatalnie odbiłoby się na położeniu Polaków, czego przykładem już przed wojną była Galicja wschodnia, gdzie Austrjacy wygrywali Rusinów przeciwko Polakom.
Powyżej przytoczoną w zarysie tezę reprezentował Roman Dmowski, jeden z czołowych przywódców narodowej demokracji, już pod koniec 1912 r., kiedy z racji alarmów wojennych odbyła się w Krakowie konferencja polityków polskich z trzech zaborów. Odczytany przez Dmowskiego memorjał kończył się słowami: „...Orjentacja antyrosyjska wobec możliwego konfliktu austrjacko-rosyjskiego, w warunkach dziś możliwych, nie może być uważaną za orjentacja narodową polską. Ta ostatnia wskazuje nam raczej utrzymanie na dziś status quo na ziemiach polskich, do czasu, dopóki kwestja polska, dzięki rozwojowi wypadków międzynarodowych i postępom polityki polskiej, nie dojrzeje do poważniejszego rozwiązania". _ Kiedy też rzeczywiście wybuchła wojna i to odrazu w skali światowej, narodowa demokracja oraz pokrewne jej kierunki polityczne konsekwentnie i bez wahania opowiedziały się za orjentacja przeciwniemiecka. Do poprzed-
nich argumentów przybył nowy, a mianowicie udział w wojnie pc stronie Rosji Anglji i Francji, co pozwalało mieć nadzieję, że tern łatwiej uda się sprawę polską wytoczyć na forum międzynarodowe, oraz, a to bodaj było najważniejsze, znakomicie powiększało szanse zwycięstwa rosyjskiego.
Raz zdecydowawszy się na orjentację an-tyniemiecką, narodowa demokracja wkroczyła na drogę działalności politycznej, opartej o ścisłą lojalność wobec Rosji, a mającej na celu wykorzystywanie po stronie Koalicji każdej okazji, któraby chociaż na krok posuwała sprawę polską. Zaznaczyć tu należy, że orjentacja an-tyniemiecka na początku wojny bynajmniej nie liczyła się z możliwością wielkich sukcesów politycznych. Raczej brała pod uwagę możliwości minimalne. Później dopiero bieg wypadków siłą rzeczy rozszerzał możliwości polityczne an-tyniemieckiej orjentacji, aż ją doprowadził do Traktatu Wersalskiego i Polski niepodległej poprzez wypadki dziejowe, których nikt przewidzieć nie śmiał i nie mógł.
Pierwszym aktem orjentacji antyniemiec-kiej była deklaracja posła Wiktora Jarońskie-go, złożona w Dumie rosyjskiej już w dniu 8 sierpnia 1914 roku. Brzmiała ona następująco:
„Moment historyczny nieodzownego zderzenia słowiaństwTa z germańskim światem, wiedzionym przez Prusy, naszego wroga odwiecznego, uwydatnia tragiczne położenie narodu polskiego, pozbawionego niepodległości oraz możności swobodnego ujawnienia swej woli. Tragizm ten polega nietylko na przeistoczeniu kraju naszego w widownię wojny i wszystkich jej okropności, lecz w dodatku na fakcie, iż rozdarty na trzy części naród polski ujrzy swe dzieci we wrogich sobie obozach. Mimo podziału naszej ziemi, winniśmy stanowić jedną całość przez uczucie i życzliwość dla słowian. Poza słuszną sprawą, dyktuje nam zajęcie tego stanowiska także zmysł nasz polityczny. Światowa doniosłość chwil, które przeżywamy, musi odsunąć na dalszy plan wszelkie porachunki wewnętrzne. Niech za pomocą Bożą sło-wiaństwo pod egidą Rosji odeprze Teutonów, podobnie, jak pięć wieków temu uczyniły to pod Grunwaldem Polska i Litwa! Oby krew, przez nas wylana oraz okropności tej bratobójczej dla nas wojny doprowadziły do zjednoczenia rozerwanego na trzy części narodu polskiego!".
Tego samego dnia jeszcze Aleksander Meysztowicz złożył w radzie państwa analogiczne oświadczenie, wyrażając ponadto nadzieję, że
krew polska, która „spłynie w imię słusznej sprawy..., poleje się także dla usunięcia wiekowych nieporozumień i na ostateczne utrwalenie zgody rosyjsko-polskiej".
Odezwa wielkiego księcia Mikołaja Miko-łajewicza do Polaków z dnia 14 sierpnia znacznie wzmocniła pozycję polityczną antyniemiec-kiej orjentacji, zarówno wewnątrz społeczeństwa polskiego, jak i wobec czynników rosyjskich. Nie wszyscy zapewne politycy tego obozu łudzili się, co do szczerości rosyjskich inten-cyj. W każdym jednak razie, był to już poważny atut w rękach Polaków, o których prawach po raz pierwszy oddawna powiedziano w Rosji nietylko otwarcie, ale nawet oficjalnie.
To też zaraz po opublikowaniu odezwy cztery stronnictwa polskie w Kongresówce, a mianowicie demokratyczno-narodowe, polska partja postępowa, stronnictwo polityki realnej i polskie zjednoczenie postępowe, wszystkie, stojące na stanowisku orjentacji antyniemiec-kiej, ogłosiły „z powodu aktu pierwszorzędnej wagi historycznej" wspólny komunikat, który podkreślał niezłomną wiarę, „że po ukończonej wojnie istotnie urzeczywistnią się wyrażone w odezwie przyrzeczenia i spełnią się marzenia ojców i dziadów naszych, że rozszarpane przed półtora wiekiem ciało Polski, złączy się znowu, że znikną granice, dzielące naród polski". Równocześnie kilkudziesięciu najwybitniejszych przedstawicieli orjentacji antyniemieckiej wysłało do wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewi-cza depeszę, wyrażającą radość z powodu danych w odezwie przyrzeczeń oraz gorące życzenia zwycięstwa oręża rosyjskiego. Od tej chwili politycy polscy tego obozu, nawet wbrew intencjom samego rządu rosyjskiego, starali się dookoła odezwy uczynić jak najwięcej radosnego hałasu, manifestując nazewnątrz znacznie więcej wiary w realizację jej haseł, niż to było naprawdę. Chodziło bowiem o utrwalenie w Rosji i zagranicą wrażenia, jakie musiała wywrzeć odezwa, aby nie dopuścić do jej zapomnienia i zbagatelizowania.
Niezależnie od posunięć politycznych, rozpoczęto działalność społeczną, tworząc w Warszawie Centralny Komitet Obywatelski i lokalne komitety na terenie całego Królestwa. Oficjalnie komitety te, poza działalnością humanitarną i dobroczynną, miały dbać o utrzymanie ładu w tych okolicach, które opuszczali Rosjanie. Niewątpliwie tworzący komitety politycy widzieli w nich zaczątek organów administracyjnych na wypadek życzliwego potraktowania przez Rosję sprawy autonomji polskiej.
W dniu 28 sierpnia stronnictwa polityki realnej i narodowej demokracji w Królestwie powzięły znamienną rezolucję, która była odpowiedzią na odezwę Koła Polskiego w parlamencie austrjackim i Naczelnego Komitetu Narodowego w Galicji, a która to odpowiedź ostatecznie nadała kierunek całemu obozowi anty-niemieckiej orjentacji. Rezolucja ta brzmiała:
„Zważywszy, że: 1) zwycięstwo Koalicji rosyjsko - francusko - angielskiej daje narodowi polskiemu widoki zjednoczenia wszystkich ziem polskich z dostępem do Bałtyku, podczas gdy zwycięstwo przymierza niemiecko-austrjackiego musi doprowadzić do nowego rozbioru Polski, podyktowanego przedewszystkiem przez Prusy; 2) że nawet w chwili obecnej Ro-
Turcja. Uliczni pisarze listów.
sja wystąpiła z programem w kwestji polskiej w odezwie wielkiego księcia, przyjętej entuzjastycznie przez opinję francuską i angielską, podczas gdy Austrja kwestji polskiej wcale nie postawiła, co zresztą uwydatnia się w odezwie galicyjskiego Koła Polskiego; 3) że dzisiejsza wojna nie jest lokalną wojną między Austrja i Rosją, w której stanowisko Polaków galicyjskich po stronie Austrji, aczkolwiek politycznie nieracjonalne, mogłoby być psychologicznie zrozumiałe, ale jest powszechną wojną narodów przeciw panowaniu prusactwa, mającego na swe usługi Austrję, że zatem rola Polaków, jako obrońców największego wroga naszej narodowej przyszłości, jest wprost potworną; 4) że Legjony polskie, uzbrojone przez Austrję, nie mogą żadną miarą mieć samodzielnego znaczenia militarnego, a są jedynie przeznaczone do odegrania roli narzędzia politycznego, mającego służyć do pozyskania ludności Królestwa na rzecz Austrja, a tern samem Nie-
436
mieć; 5) że kraj nasz, z natury swego położenia, ponosi w tej wojnie największe klęski, że klęski te zmniejsza rozkaz naczelnego wodza armji rosyjskiej o poszanowaniu życia i mienia Polaków wszystkich dzielnic, że zaś tworzenie Legjonów polskich w Galicji prowokuje armję rosyjską do postępowania wręcz przeciwnego wobec ludności polskiej tej dzielnicy, — niżej podpisane stronnictwa uznają stanowisko, zajęte w odezwie Koła Polskiego i komunikacie Naczelnego Komitetu Narodowego w Galicji za zgubne dla sprawy polskiej. Stronnictwa te nie mogą sobie inaczej wytłumaczyć faktu ukazania się tej odezwy, jak obałamuceniem społeczeństwa galicyjskiego fałszywemi z gruntu wiadomościami o przebiegu wojny i towarzyszących jej wypadkach, a przedewszystkiem o usposobieniu społeczeństwa polskiego w Królestwie i zaborze pruskim. Stwierdzając wreszcie, że społeczeństwo polskie w Galicji stanowi zaledwie piątą część narodu polskiego, że zatem występowanie jego przedstawicieli w tak ważnej chwili w imieniu całego narodu i narzucanie innym dzielnicom, bez porozumienia się, faktów dokonanych jest uzurpacją, niżej podpisane stronnictwa, zajmujące stanowisko, zgodnie z wolą olbrzymiej większości narodu, wzywają Naczelny Komitet Narodowy w Galicji do natychmiastowego zaprzestania wszelkiej akcji, której program nakreślony jest w jego komunikacie". Dn. 28 sierpnia 1914 r. Podpisane : Stronnictwo Polityki Realnej — Stronnictwo Demokratyczno-Narodowe.
Z natury rzeczy podstawą działalności kierunku antyniemieckiego było Królestwo Polskie z Warszawą dotąd, dopóki latem 1915 roku Rosjanie nie opuścili nazawsze ziem polskich. Później kierunek ten działalność swoją przeniósł do Rosji, a kiedy tam wybuchła rewolucja — na zachód Europy, do Paryża i Londynu i dalej przez Ocean, aż do Stanów Zjednoczonych i Kanady.
Po tamtej stronie frontu oczywiście działalność kierunku antyniemieckiego musiała być bardzo ograniczoną i miała charakter konspiracyjny raczej. Pomimo tego orjentacja anty-memiecka zdobyła sobie niemal wyłączne wpływy w dzielnicach zaboru pruskiego, a jej nieoficjalną kwaterą główną po stronie austro-niemieckiej był Poznań.
W Galicji pole dla szerszej działalności otwarło się wraz z okupacją Galicji Wschodniej przez Rosjan. Poza tym kilkomiesięcznym okresem wpływy orjentacji antyniemieckiej były najsłabsze w Galicji, gdzie ograniczały się ra-
czej do przeciwdziałania orjentacji antyrosyjskiej, która tam właśnie miała swoją bazę operacyjną i skąd rozchodziła się po całej Polsce i zagranicę.
A teraz zkolei przyjrzyjmy się tym motywom politycznym i ideowym, które wytworzyły w Galicji orjentację antyrosyjską.
Na orjentację antyrosyjską złożyły się dwa odrębne czynniki: oficjalny i nieoficjalny^ Pierwszy był reprezentowany przez politykę polską w Galicji, ukształtowaną i wyrobioną dzięki parlamentaryzmowi austrjackiemu oraz dzięki tym swobodom politycznym, które posiadała Galicja już od lat kilkudziesięciu. Drugi czynnik był reprezentowany przez nieoficjalny ruch niepodległościowy, wyrosły w czasie rewolucji 1905 roku w Królestwie z Polskiej Par-tji Socjalistycznej, a który po upadku rewolucji znalazł schronienie i pole do działania w Galicji, nie tracąc jednakże łączności z konspira-cyjnemi organizacjami Królestwa. Na czele tego ruchu stał Józef Piłsudski, twórca ochotniczych formacyj wojskowych w Galicji, bohater ruchu niepodległościowego w Kongresówce.
Oficjalni politycy galicyjscy, zaangażowani w orjentacji antyrosyjskiej, rozumowali w ten sposób:
Zwycięstwo Rosji może wprawdzie dać Polsce zjednoczenie pod berłem carskiem, ale przedewszystkiem zahamuje rozwój kultury polskiej, ostatecznie niszcząc jej łączność z kulturą zachodnią i topiąc ją w morzu azjatycko-rosyjskiej, tworzącej się dopiero cywilizacji. To, jak również zniszczenie jedynego wolnościowego ośrodka myśli polskiej w Galicji osłabi świadomość narodową Polaków i ich odporność wobec nawały wschodniego barbarzyństwa, niosącego w dodatku w darze, być może, istotnie większy dobrobyt materjalny, który zabije ostatecznie polskiego ducha walki o wolność i godność narodu.
Argument, że zjednoczenie Polski ludnościowe i terytorjalne zwiększy wagę zagadnienia polskiego w Rosji jest zupełnie niesłuszny wobec rażącej dysproporcji pomiędzy ludnością nawet całego narodu polskiego i ludnością całego cesarstwa oraz pomiędzy obszarem Polski i Rosji, rozsiadłej w dwóch częściach świata, tembardziej, że zwycięstwo skonsoliduje również naród rosyjski, wzmocni jego imperja-]izm i nacjonalizm, a tern samem zwiększy autorytet cara i reakcyjnych rządów.
Zwycięstwo Rosji na długo zapewni jej spokój w Europie i dominujące stanowisko na
ynencie, co pozwoli na systematyczną pra
cę rusyfikacyjną, która w dodatku o tyle będzie ułatwioną, że sprawa polska dosłownie już stanie się sprawą wewnętrzną zwycięskiej i potężnej Rosji, której nikt nie ośmieli się w tern przeszkadzać. Polsce może zabraknąć czasu i okazji, aby wyrwać się ze szponów Rosji, zanim ta nie dokończy swojego dzieła na trupie narodu polskiego.
Przeciwnie — zwycięstwo niemieeko-austrjackiego przymierza otwiera dla Polski ogromne możliwości. Jeśli cały lub w połowie zabór rosyjski przypadnie Austro-Węgrom nieuchronnie ta część Polski wraz z Galicją w najgorszym razie otrzyma dawną pozycję tej ostatniej, a przez zwiększoną poważnie liczbę Polaków odgrywać będzie ważką rolę w pstrym zespole narodów cesarstwa habsburgskiego, co pozwoli na systematyczne zwiększanie przywilejów polskich. Poza tem są i inne możliwości: wejście Polski, jako państwa trialistycznego, w skład monarchji całej lub dualistycznego w stosunku do samej Austrji. W najgorszym jednak wypadku swobody narodowe Galicji rozciągną się na Królestwo, co samo przez się stanowić będzie poważny krok naprzód i w sensie politycznym i kulturalnym.
Co do zaboru pruskiego — gdyby nawet Niemcy zabrały część Królestwa — to położenie jego musi ulec zmianie na korzyść, raz ze względu na wzmocnienie elementu polskiego, rozsadzającego jednolitość narodu niemieckiego, po-drugie zaś ze względu na znakomicie powiększone znaczenie Polaków w Austro-Węgrzech, z czem Niemcy musieliby się liczyć, pragnąc zachować z nimi nadal stosunek sojuszniczy.
Wreszcie zwycięstwo niemiecko-austrjac-kie nad Rosją, ze względu na szczególne warunki, które ta posiada, nie może być natyle decyduj ącem, aby na długo utrwalić stosunki w środkowej Europie, co pozwala oczekiwać dalszych powikłań międzynarodowych, zawsze korzystnych dla sprawy polskiej.
Wniosek stąd wrypływa, iż naród polski powinien jak najbardziej aktywmie współdziałać przeciwko Rosji, nadewszystko tworząc w oparciu o mocarstwa centralne własną siłę zbrojną, która zagwarantuje odpowiednie polityczne wyzyskanie zwycięstwa.
Kierunek ściśle niepodległościowy, reprezentowany przedewszystkiem przez Józefa Piłsudskiego, uzasadniał swoją orjentację antyrosyjską nieco odmiennie:
Sprawa polska nigdy nie wypłynie na forum międzynarodowe z łaski państw zaborczych, chociażby im naród polski złożył szc
złoto swojej lojalności i wierności w czasie wojny. Złudzeniem również jest liczyć na wdzięczność zaborców. Żadne obietnice, czy zobowiązania, dane Polakom w czasie kłopotów i niepowodzeń wojennych, nie będą ich obowiązywały po zwycięstwie, to znaczy, kiedy będą silniejsze jeszcze, niż były przed wojną. Należy liczyć jedynie na własne siły.
Korzystając z wojny europejskiej, do której wmieszane są wszystkie trzy państwa zaborcze, należy za wszelką cenę tworzyć polską siłę zbrojną, opartą i wyrosłą z powstania mas polskich przeciwko jednemu z ciemięzców. Tylko objawiona w obliczu Europy własna siła ma-terjalna i moralna narodu polskiego zdobędzie mu prawa na forum międzynarodowem nawet wbrew intencjom tego z zaborców, z którym Polska w sojuszu osiągnie zwycięstwo. Histo-rję pisze się krwią i mieczem, a nie papierowe-mi odezwami, czy memorjałami.
Czy po stronie rosyjskiej możliwem byłoby stworzenie polskiej siły zbrojnej i rozbudzenie powstania mas? Nie! Reakcyjne rządy rosyjskie nigdy nie zgodzą się na to, aby, nawet ramię przy ramieniu z żołnierzem rosyjskim, stanął żołnierz polski. Nie zgodzi się na to również i wojskowość rosyjska, której nie brak ludzi, lecz broni i ekwipunku dla nich. Sama myśl powstania narodowego, uzbrojenia mas
proletarjatu i chłopstwa obudziłaby w carskiej Rosji odrazę i przerażenie., a ludzi, którzyby myśl podobną wyjawili, natychmiast powleczo-noby do katorgi. A więc w związku z Rosją niema żadnej, nadziei uzbrojenia narodu polskiego pod własnemi sztandarami.
A po stronie mocarstw centralnych? Te nietylko godziły się na wywołanie po
wstania zbrojnego w Królestwie przeciwko Rosji, ale nawet koncepcję takiego powstania włączały w swoje plany wojenne. Ani w Niemczech, ani w Austro-Węgrzech ruch socjalistyczny, organizujący proletarjat, nie był nowością i nie budził przerażenia. Na początku wojny Niemcy co innego miały do roboty, niż pomagać i wspierać armję austro-węgierską, gdyż miały być zajęte przedewszystkiem na Zachodzie. Powstanie w Królestwie byłoby wielką pomocą dla armji austro-wTęgierskiej, której wypadało przez pewien czas utrzymywać na sobie całą armję rosyjską.
Stąd też państwa centralne odnosiły się życzliwie jeszcze do przedwojennego ruchu niepodległościowego w Galicji, który przygotowywał to przyszłe powstanie przeciwko Rosji, w początkach zaś wojny, chociaż w skromnym zakresie, ale zgadzały się na udział polskich for-macyj ochotniczych. Możliwości te decydowały o antyrosyjskiej orjentacji niepodległościow-
Libaioa. Most.
eow. Stanęli po tej stronie, która umożliwiałg im zapoczątkowanie akcji zbrojnej. Reszta pozostawała w rękach losu i narodu polskiego, który z tych skromnych zaczątków polskiego wojska mógł rozwinąć wielką armję, wyrosłą z powszechnego powstania. Dalsze perspektywy były już mniej ważne. Jeśli zaistnieje ar-mja polska, w każdych warunkach, jakie wytworzy wojna, nie pozwoli ona zamilknąć raz rozbudzonej sprawie polskiej.
Podstawą koncepcji ruchu niepodległościowego, opowiadającego się po stronie mocarstw centralnych, był rewolucyjny, a nie polityczny sposób myślenia, wiara w utajone siły mas ludowych, wiara w skuteczność entuzjazmu, bohaterstwa i poświęcenia, wiara w potęgę „faktów dokonanych" — lekceważenie chłodnej kalkulacji politycznej i lęku przed ryzykiem — jednem słowem romantyczna, rycerska rewolu-cyjność.
Oba te odłamy orjentacji antyrosyjskiej, w gruncie rzeczy obce sobie, spotkały się przy wspólnym warsztacie wojny i, zresztą wciąż się zwalczając wzajemnie, musiały odtąd przez długi czas kroczyć tą samą drogą.
Politycy polscy w Galicji od pierwszych chwil wojny czynili energiczne zabiegi, aby spowodować decydujące czynniki w Austro -Węgrzech do jasnego wypowiedzenia się w sprawie polskiej. Zabiegi te miały o tyle pewne szanse powodzenia, iż, jak wiadomo, Polacy brali żywy udział w życiu politycznem Austro - Węgier i stąd posiadali dość znacznie nawet wpływy w monarchji.
Wiele nadziei pokładano w zabiegach Leona Bilińskiego, ówczesnego wspólnego ministra skarbu Austro - Węgier, który nawet zredagował już manifest cesarza do Polaków zaboru rosyjskiego. Manifest ten miał być ogłoszony w chwili zajęcia Warszawy przez wojska niemieckie i austrjackie, czego spodziewano się już w pierwszym miesiącu wojny. Manifest podkreślał sympatyczny stosunek Polaków zaboru austrjackiego do sędziwego cesarza Franciszka Józefa i kończył się następującem przyrzeczeniem: „Jeżeli Bóg Wszechmocny obdarzy zwycięstwem wojska sprzymierzone, to kraj Wasz będzie nierozerwalnie wcielony do rzeszy Moich państw w ten sposób, by wespół z krajem Moim, zamieszkałym przez Waszych rodaków, tworzył jednolite Królestwo Polskie, którego administrację, z uwzględnieniem najwyższych interesów i potrzeb całej monarchji, powierzę rządowi narodowemu, odpowiedzialnemu przed Sejmem w Warszawie".
tanifest cesarza miał stworzyć „fakt dokonany" przedewszystkiem wobec Niemców. Ale Wiedeń, jak wiemy, od pierwszych chwil wojny całkowicie uległ wpływowi i kontroli Berlina. Niemcy nie życzyły sobie jakichkolwiek zdecydowanych i jasnych posunięć w sprawie polskiej. Wobec tego rząd Austro-Węgier, jak i sam cesarz nie zdecydowali się na krok samodzielny. W rezultacie starania Bilińskiego i innych polityków polskich nie powiodły się, Nie udało się spowodować ogłoszenia manifestu cesarza, ani żadnej nawet bardziej ważkiej deklaracji czynników oficjalnych.
W dniu 2 sierpnia 1914 roku Koło Polskie parlamentu wiedeńskiego złożyło deklarację, zresztą analogiczną do enuncjacyj Czechów7, Włochów, Rumunów i Słoweńców i dość powściągliwą, w której to deklaracji oświadczyli Polacy swoją gotowość „do największych ofiar", oraz wyrazili nadzieję, że „nasz naród, który tyle przecierpiał, wróci do swych praw ciągle żywych i jednakich, jak żywem i stałem jest poczucie sprawiedliwości".
Niezależnie od posunięć politycznych oficjalnych działaczów galicyjskich w dniu 6 sierpnia Józef Piłsudski stworzył pierwszy „fakt dokonany" w sprawie polskiej, przeszedłszy pod Krakowem granicę i wkraczając na czele swoich strzelców do Królestwa Polskiego. Maleńka odosobniona grupa strzelców, pozbawionych nietylko artylerji, ale nawet nowoczesnej broni ręcznej, rozpoczęła swój marsz na Miechów, Jędrzejów i Kielce, depcząc po piętach wycofujących się oddziałów rosyjskich. Od tej chwili rozpoczęła się historja legjonów polskich, walczących przeciw Rosji po stronie państw centralnych. Kości zostały rzucone, zanim jeszcze w polityce oficjalnej powzięto zasadnicze decyzje. Wkroczenie strzelców do Królestwa było tym faktem, który miał skonsolidować obóz przeciwrosyjskiej orjentacji i przyspieszyć krystalizację sprawy polskiej, siłą rzeczy narzuconej Austro - Węgrom, a przez nie i Niemcom.
Jakoż w dniach 9 i 10 sierpnia prezes Koła Polskiego Juljusz Leo zwołał w Krakowie szereg konferencyj najwybitniejszych polityków i osobistości, których opinje — jak pisze Srokowski — „nie pozostawiały wątpliwości, że wszyscy oni uznają konieczność politycznego i organizacyjnego działania w kierunku predestynowanym już przez wystąpienie oddziałów strzeleckich, i że inicjatywy do tego działania oczekują od prezesa Koła Polskiego",
439
s Leo wyjechał natychmiast do Wiednia i tam przedłożył czynnikom decydującym koncepcję sformowania z partyzanckich oddziałów strzeleckich, walczących już z Rosjanami w Kielecczyźnie, ściśle regularnej formacji wojskowej, a mianowicie leg jonów polskich, które pod własną komendą i własne-mi sztandarami współdziałałyby z armją au-strjacko-węgierską.
Koncepcję prezesa Koła Polskiego przyjęto w Wiedniu nader życzliwie, niczego jednak konkretnego nie obiecując zarówno w zakresie wojskowym, jak i politycznym. Ale wówczas sprawa manifestu cesarza do Polaków była na
obecnie głos zabrać, zdoła skupić wszystkich Polaków, zdolnych do noszenia broni, do zwycięskiej walki z Rosją. Tylko jedność zdoła zgromadzić zasoby materjalne, potrzebne do zorganizowania polskiej siły zbrojnej, która wkroczy na uciskane ziemie polskie dla wyzwolenia ich z pod jarzma carskiego".
„Aby tę myśl jedności narodu w czyn wprowadzić, jednoczą się na wezwanie Koła Polskiego dotychczasowe odrębne organizacje: Centralny Komitet Narodowy i Komisja Skon-federowanych Stronnictw Niepodległościowych, oraz te grupy, które do żadnej z tych organizacji nie należały, tworząc Naczelny Ko-
Libaica. Fort.
tyle aktualną, że dr. Leo powrócił do Krakowa z jak najlepszemi horoskopami na przyszłość.
Po swoim powrocie zorganizował Leo nowy szereg konferencyj z przywódcami demokratycznych i konserwatywnych ugrupowań polskich, które doprowadziły w dniu 16 sierpnia do historycznego posiedzenia sejmowego Koła Polskiego z udziałem posłów polskich z poza tego Koła, oraz przedstawicieli Centralnego Komitetu Narodowego i Komisji Skonfedero-wanych Stronnictw Niepodległościowych.
Uchwała, powzięta na tern posiedzeniu, powołała do życia Naczelny Komitet Narodowy, który odtąd stał się organem kierowniczym całego obozu przeciwrosyjskiego. Uchwała ta brzmiała:
„Połączyło nas wszystkich w tej doniosłej chwili dziejowej to głębokie przeświadczenie, że zjednoczenie wszystkich stronnictw polskich w czasie toczącej się wojny światowej jest konieczne. Tylko jedność całej Polski, mogącej
mitet Narodowy i uznając ten Komitet za najwyższą instancję WT zakresie wojskowej, skarbowej i politycznej organizacji zbrojnych sił polskich".
„Każda z grup składa wyraźne, publiczne oświadczenie, że z chwilą utworzenia Naczelnego Komitetu Narodowego przestaje istnieć rząd narodowy, ogłoszony w dniu 3 sierpnia 1914 r. (konspiracyjny, powstały w Warszawie z łona ugrupowań niepodległościowych i opowiadających się przeciwko Rosji—przyp. wł.), że w przyszłości nie podda się żadnemu tego rodzaju tajnemu związkowi, nieutworzonemu za wspólnem porozumieniem Naczelnego Komitetu Narodowego z organizacjami w Królestwie".
„Stanowienie o politycznych sprawach Królestwa może nastąpić tylko w porozumieniu z organizacją w Królestwie Polskiem, zbudowaną na podobnych zasadach, co organizacia wspólna w Galicji".
„Na podstawie tego zjednoczenia przystępuje się do utworzenia narazie dwóch legjonów polskich, jednego w zachodniej, drugiego we wschodniej Galicji, pod komendą polską, opierając się na istniejących już zbrojnych organizacjach polskich. Oddziały polskie użyte być mają do walki przeciw Rosji na ziemiach polskich, w związku z monarchja austro-węgier-ską".
„Wszyscy walczący w szeregach oddziałów polskich muszą mieć prawa kombatantów i muszą otrzymać uzbrojenie i wyekwipowanie wojsk regularnych, a oddziały obejmować winny wszystkie gatunki broni".
„Komitet Naczelny wejdzie w porozumienie z rządem monarchji austro-węgierskiej, oraz naczelną komendą wojskową armji au-strjackiej, celem utworzenia naczelnego dowództwa nad Legjonami i omówienia stopnia i jakości ich zależności od komendy naczelnej armji austro-węgierskiej. Istniejące obecnie komendy nad oddziałami wojsk polskich w Królestwie, oraz nad oddziałami, organizującemi się w Galicji, pozostają w mocy aż do ostatecznej decyzji Naczelnego Komitetu Narodó-wego".
„Dotychczas istniejące instytucje skarbowe zlewają się w jeden Polski Skarb Wojenny pod zwierzchnictwem Naczelnego Komitetu Narodowego".
„W skład Naczelnego Komitetu Narodowego wchodzą, pod przewodnictwem prezesa Koła Polskiego, Dr. Juljusza Leo, z wszystkich grup politycznych, pp.: Tadeusz Cieński, zastępca Dr. Stanisław Kasznica, — Witold ks. Czartoryski, zastępca Andrzej ks. Lubomirski, — Jan Dąbski, zast. Andrzej Średniawski, — Ignacy Daszyński, zast. Dr. Zygmunt Marek, — Dr. Ludomir German, zast. Dr. Władysław Stesłowicz, — Józef Hudec, zast. Artur Hau-sner, — Dr. Władysław Leopold Jaworski, zast. Dr. Tadeusz Starzewski, — Józef Neumann, zast. Edmund Riedl, — Leon hr. Piniński, zast. Aleksander Vogel, — Dr. Szymon Przybyło, zast. Franciszek Wójcik, — Dr. Jan Rozwadowski, zast. Dr. Stanisław Głąbiński, — Aleksander hr. Skarbek, zast. Stanisław Grabski, — Hipolit Śliwiński, zast. Władysław Sikorski, — Konstanty Srokowski, zast. Dr. Roman Krogulski, — Dr. Ignacy Stenhaus, zast. Józef Sarę, — Dr. Stanisław Stroński, zast, Dr. Stefan Surzycki, — Zdzisław hr. Tarnowski, zast. Stanisław hr. Badeni, — Dr. Bolesław Wicher-kiewicz, zast. ks. Dr. Józef Zajchowski,—Win
centy Witos, zast. Władysław Długosz, — Edmund Zieleniewski, zast. Jan Federowicz".
„Naczelny Komitet Narodowy wybierze wydział wykonawczy. Naczelny Komitet Narodowy dzieli się na dwie sekcje: krakowską i lwowską, z których każda zarządza autonomicznie w działach organizacyjnych, wojskowym i skarbowym".
Tymczasem rząd wiedeński, a tern bardziej berliński, nie czyniły niczego, coby sprawę polską popychało na drogę konkretnej realizacji. Czas naglił polityków polskich. To też Naczelny Komitet Narodowy wydał w dniu 20 sierpnia odezwę, wzywającą do tworzenia Legjonów i w dalszym ciągu usiłującą, siłą faktów, zmusić państwa centralne do rzeczowego zajęcia się sprawą polską. Odezwya ta imputowała, iż „szlachetny monarcha... i cała jego potężna armja, ruszająca do boju o najwznioślejsze ideały kultury, patrzą na naród polski, jako na wypróbowanego obrońcę tych ideałów, który dziś zyskuje możność dotąd niebywałą wyswobodzenia się z niewoli, która gnębiła ciało, kalała duszę".
W dniu 22 sierpnia rozkazem swoim do żołnierzy - strzelców Józef Piłsudski przystąpił do Naczelnego Komitetu Narodowego i poddał się jego zwierzchnictwu.
Po długich tymczasem zabiegach w dniu 27 sierpnia Naczelnemu Komitetowi Narodowemu zakomunikowano rozkaz naczelnego wodza austro-węgierskiego, arcyksięcia Fryderyka, w sprawie utworzenia Legjonów polskich. Rozkaz ten był dalekim od tych nadziei, jakie żywili politycy polscy. Przedewszystkiem ar-cyksiążę Fryderyk żądał bezwzględnie, aby le-gjoniści polscy składali zwykłą, obowiązującą w Austrji przysięgę pospolitego ruszenia lub obrony krajowej, to znaczy na wierność cesarzowi. Rozkaz powoływał do życia dwa Legjo-ny, wschodni (we Lwowie) i zachodni (w Krakowie). Każdy Legjon miał się składać z dwóch pułków piechoty i paru szwadronów jazdy (około 10 tysięcy ludzi, razem do 20 tysięcy), przy-czem strzelcy Piłsudskiego mieli sformować 1-y pułk I-go Legjonu (zachodniego). Legjon zachodni miał być oddany pod komendę austrjac-kiego generała Baczyńskiego, wschodni zaś — Pietraszkiewicza, którzy bezpośrednio byli poddani austrjackiemu naczelnemu dowództwu. Oba Legjony miały stanowić niezależne od siebie formacje ochotnicze. Kompetencje Naczelnego Komitetu Narodowego ograniczał rozkaz arcyksięcia do roli organu doradczego i wnio-skodawczego w zakresie spraw wojskowych.
Mundury miały być zachowane strzeleckie, z czamo-żółtą (kolory habsburgskie) opaską na ramieniu. O wyżywienie i wyekwipowanie Le-gjonów miała się starać wojskowość austrjac-ka. Broń nowego typu tylko w miarę możności miała być przydzielana Legjonom, które zasadniczo miały otrzymywać przestarzałe, nierepe-tjerowe karabiny Werndla.
Nie pomogły wszelkie starania i zabiegi. Rząd austrjacki zarówno, jak i naczelne dowództwo nie chciały słyszeć o dalszych ustępstwach. Nie czas było się już cofać. To też Le-gjon zachodni w pierwszych dniach września złożył wymaganą przysięgę według formuły austrjac^iego pospolitego ruszenia. Równocześnie Naczelny Komitet Narodowy w odezwie
stało i złożyło przysięgę około tysiąca legjoni-stów. Fakt ten zadecydował o ostatecznym rozbracie pomiędzy obu orjentacjami wojennemi, które odtąd rozdzieliły naród polski na dwa wrogie sobie obozy.
Oto pobieżny przegląd genezy i powstania politycznych orjentacyj polskich w czasie wojny światowej, których sam fakt istnienia był bodajże ostatnią tragedją Polski, rozdartej trzema wrażemi zaborami, przykutej do rydwanów wojennych swoich wrogów i ciemięzców!
Jakkolwiek tragicznym w latach wojny był
R M I H H M n B K : Libawa. Fort po ataku samolotów.
swojej zwrócił się do legjonistów: „Legjoniści! Z Wami honor, z Wami przyszłość narodu, z Wami wolna Polska!" Zaznaczyło to, że, wbrew wszystkiemu i wszystkim chociażby, żołnierz polski wywalczy wolność Ojczyźnie, cokolwiek miałoby się wydarzyć.
Inne były losy Legjonu wschodniego, który tymczasem, z racji klęsk austrjackich, ewakuowano do zachodniej Galicji. W Legjonie tym narodowa demokracja posiadała znaczne wpływy. Fakt zmuszenia legjonistów do złożenia przysięgi na wierność cesarzowi austrjackiemu dał pole do szerokiej agitacji przeciwko antyrosyjskiej orjentacji. W rezultacie w ostatnich dniach września znaczna część legjonistów (ponad pięć tysięcy ludzi) odmówiła złożenia wymaganej przysięgi i opuściła szeregi Legjonu wschodniego. Wraz z Józefem Hallerem pozo-
442
ten rozłam społeczeństwa polskiego, walczącego z dobrą wiarą w lepsze jutro Ojczyzny — jednak dziś, z historycznej już niejako perspektywy, powinien w nas wzbudzić zgoła odmienne refleksje, niźli to działo się wówczas. W czasie wojny pożytek własnej orjentacji, szkodliwość zaś przeciwnej oceniało się przedewszystkiem pod kątem tych przewidywań, które kazały wierzyć w zwycięstwo tej lub innej strony: albo Niemiec i Austro-Węgier, albo Rosji. Tymczasem rzeczywistość daleko odbiegła od wszelakich przewidywań, bowiem wszystkie trzy państwa zaborcze wyszły z wojny straszliwie zdruzgotane. Na ziemiach polskich nie było w rezultacie zwycięzcy, byli sami zwyciężeni. Stad tez rzeczywistość, która powołała do życia Polskę niepodległą, nie może służyć nikomu ,ex post" do uzasadniania słuszności jakiejkolwiek
tezy politycznej polskiej z czasów wojny światowej.
W razie zwycięstwa wojennego Rosji lub Austro-Węgier i Niemiec, zwyciężyłaby również jedna z dwóch tez polityki polskiej. A to znów nieuchronnie pociągałoby za sobą potępienie części społeczeństwa polskiego, opowiadającej się po stronie przeciwnej orjentacji, która przegrała swoją wielką stawkę i utrudniła orjentacji zwycięskiej wyciągnięcie wszystkich możliwych dla Polski korzyści z wojny światowej. Tego najtragiczniejszego wyniku wojny oszczędziła nam Historja, jak-gdyby rozumiejąc, że dobra wola narodu polskiego była po obu stronach frontu.
Orjentacje wojenne zakończyły więc swój
żywot w podwójnym znaku zapytania, jaki wyrósł z klęski wszystkich naraz państw rozbiorowych. Jedyny zaś ich konkretny rezultat, który pozwolił Polsce odbudować się na gruzach państw zaborczych — to było rozbudzenie powszechnej świadomości narodowej nawet wśród tych, którzy jakgdyby spali przedtem, wskrzeszenie w narodzie polskim świetnych tradycyj rycerskich, wspaniały rozwój myśli politycznej, a wreszcie siłą faktów wydobycie sprawy polskiej na formu międzynarodowe. A rezultat ten pomimo wszystko wyrósł z obu orjentacyj politycznych. O tern należy dziś pamiętać, rozpatrując dawne wypadki wojenne, które zdążyły już utracić swoją gorącą i namiętną aktualność.
żołnierze bawarscy na nartach.
WIELKA KLĘSKA ROSJAN NA
Poprzednio już opisane próby Rosjan przełamania frontu austrjackiego w Karpatach i przedarcia się na równinę węgierską, które zresztą, jak wiemy, nie udały się, zamknęły jak-gdyby pierwszy okres wojny światowej, dla którego charakterystyczną była wojna ruchowa, wielkie operacje strategiczne, oraz wiara w możliwość osiągnięcia tą drogą zdecydowanych rezultatów.
Ostatnia próba Rosjan stanowiła przeto nietylko o załamaniu wiary w żywą potęgę rosyjskiego „walca parowego", ale wogóle kazała Koalicji poddać gruntownej rewizji całokształt dotychczasowych metod prowadzenia wojny. Stało się oczywistem, że wojny nie uda się prędko zakończyć, gdyż pomiędzy przeciwnikami wyraźną była, ogólnie biorąc, równowaga sił. Fakt ten jeszcze jaskrawiej uwydatnił się z chwilą załamania się ekspedycji dardanel-skiej i wszelkich z nią związanych nadziei. Trzeba się było liczyć z wojną długotrwałą, a jak to określono na Zachodzie, z „wojną na wyczerpanie i na zużycie". W strategji powstało nowe pojęcie „bitwy sprzętu", czyli militarne licytowanie się przeciwników pod względem technicznego wyposażenia wojsk. Logiczną już konsekwencją tak radykalnej zmiany metod była blokada gospodarcza, przy pomocy której pragnęła Koalicja przyśpieszyć „wyczerpanie" Niemców i „zużycie" ich środków materjal-nych, niezbędnych do prowadzenia długotrwa-ej wojny, zakrojonej na tak ogromną skalę.
Wobec nowych zagadnień, jakie wojna wysunęła, zmieniły się również role, jakie poszczególne armje sprzymierzone miały odgrywać w najbliższej przyszłości. Rola Francji i An-glji narazie była bierna wobec wypadków wojennych. Nadzieje, rozbudzone po „cudzie Marny", całkowicie zawiodły. Niemców odrzucono
1
ZIEMIACH POLSKICH W 1915 R.
wprawdzie od Paryża i złamano impet ich kolosalnego natarcia, ale z ostatecznego pogromu wojsk niemieckich trzeba było na długo zrezygnować. Ustalił się front, powodując za-skrzepnięcie wojny w walkach pozycyjnych. Przełamanie nowego frontu pozycyjnego w danych warunkach było niemożliwe. To też narazie nie zakładając sobie żadnych innych celów wojny na Zachodzie, poza ustawicznem trzymaniem wojsk niemieckich w napięciu i oczekiwaniu, Francja i Anglja z całą energją i poświęceniem oddały się olbrzymiej pracy organizacyjnej, która w przyszłości miała im zapewnić ostateczne zwycięstwo. Dzięki wielkiemu uprzemysłowieniu swoich państw, dzięki ogromnym zasobom i środkom gospodarczym, oraz wysokiemu poziomowi kulturalnemu swoich społeczeństw — Francja i Anglja miały zapewnione powodzenie swoich ogromnych przedsięwzięć gospodarczo-organizacyjnych i wojskowych. Równocześnie organizowano blokadę Niemiec, oraz starano się pozyskać nowych sprzymierzeńców, przedewszystkiem królestwo włoskie, co, jak wiemy, doprowadziło do wypowiedzenia wojny Austro-Węgrom przez Włochy. Poza tern Anglja, która na początku wojny posiadała bardzo skromne siły° lądowe, w pierwszym już roku sformowała ponad trzydzieści nowych dywizyj, nie licząc znacznych korpusów ekspedycyjnych kolonjalnych, co było zasługą lorda Kitchenera.
Jak widzimy przeto, obaj sojusznicy zachodni mieli aż nadto powodów, aby uzyskać na dłuższy okres czasu względny spokój na swoim froncie, umożliwiający wykonanie olbrzymich przygotowań wojennych na przyszłość. W tym tez celu, począwszy od jesieni 1914 roku az do jesieni 1915 roku, cały ciężar wojny przerzucono na Rosję. Rosja, oddzielona od re-
szty sojuszników geograficznie, izolowana gospodarczo, pozbawiona gospodarczych możliwości, koniecznych do przygotowania wojny „na wyczerpanie", budziła zainteresowanie sojuszników wyłącznie z racji jej ogromnego rezerwuaru ludzkiego, zdawało się, wprost niewyczerpanego. W tym więc czasie, kiedy Francja i Anglja miały przygotowywać się do podjęcia wojny dopiero w przyszłości, ale odrazu na kolosalną skalę, Rosja miała ściągnąć na siebie całą uwagę i potęgę Niemiec, którym miała przeciwstawić żywy mur swoich niezliczonych żołnierzy.
Punkt widzenia angielsko-francuski pokrywał się niejako z punktem widzenia niemieckiego sztabu generalnego. Podobnie, jak Koalicja, i Niemcy zrozumiały te przemiany, jakie wojna wywołała w pojęciach, związanych z prowadzeniem wojny. Ale „wojna na wyczerpanie" równałaby się dla Niemiec wcześniej czy później klęsce z racji wyczerpania skromnych zasobów ludzkich i materjalnyeh. Niemcy rozumieli, że, równocześnie przeciwdziałając blokadzie wojną łodziami podwodne-mi i przeciwstawiając jej własny wysiłek gospodarczo - organizacyjny, tembardziej muszą dążyć do przywrócenia wojnie jej poprzedniego tempa, aby tą drogą uzyskać zdecydowane zwycięstwo, zanim sam czas i wyczerpanie nie staną przeciwko armjom mocarstw centralnych.
Próby niemieckie przełamania frontu we Francji nie powiodły się. Na froncie tym na-razie trudno było marzyć o nowych, szerzej zakrojonych operacjach, a to z tego względu, iż klęski wojsk austro - węgierskich zmuszały dowództwo niemieckie do przerzucania swoich dywizyj na wschód. O powrocie ich na front zachodni nie było więcej mowy. Wobec tego generał Falkenhayn, szef sztabu generalnego, zdecydował się na przeprowadzenie w ciągu wiosny i lata 1915 roku wielkiego natarcia przeciwko Rosji, równocześnie zachowując pozycję obronną na froncie zachodnim, skąd miały być przerzucone przeciwko Rosjanom nowe znaczne siły Niemców.
Celem tego zamierzonego natarcia było kolejne rozbicie frontów: najpierw wschodniego, później zachodniego. Była to więc całkowicie odwrócona koncepcja z początków wojny.
Wiosną 1915 roku, jak już wiemy, Rosja była już na tyle wyczerpana wojną, że złamanie jej było dla Niemców rzeczą zupełnie możliwą. A złamanie Rosji, z racji silnych prądów germanofilskich w łonie jej czynników decydu
jących, mogło być równoznaczne z wycofaniem się Rosji z wojny, co rozwiązałoby ręce mocarstwom centralnym na wschodzie. Klęska Rosji mogła była również oddziałać na stanowisko państewek bałkańskich, co znów było ważne ze względu na połączenie z Turcją, a nawet i tej ostatniej pozwoliłoby uporać się ostatecznie z ekspedycją dardanelską i zagrozić posiadłościom samej Wielkiej Brytanji.
Raz zdecydowawszy się na wielką ofensywę przeciwko Rosji musieli Niemcy zdecydować z kolei, do jakiego stopnia mogą ogołocić front zachodni ze swoich wojsk. Jakoż wypadki na tym froncie, począwszy od stycznia
Austrjacko-węgiersko-niemieckie tabory na tylach armji, operującej w Galicji.
1915 roku, dawały możność zorjentowania się w sytuacji. Poważniejszego narazie wzmocnienia się sił francusko - angielskich nie przewidywano. Trzeba się było liczyć przedewszy-stkiem z temi siłami, któremi tam rozporządzali już sojusznicy. A siły te nie były wystarczające, aby nawet z największemi ofiarami przełamać front niemiecki.
Tak więc w ciągu lutego i marca wojska francuskie i angielskie na szeregu odcinków ponawiały zacięte ataki, szczególnie uparcie prowadzone przez Francuzów pod Perthes na południo - wschód od Reims. Te ostatnie walki nazwano „bitwą zimową w Szampanji". Anglicy znów atakowali pozycje niemieckie pod Neuve-Chapelle na północ od kanału La Bas-see. Wysiłki sprzymierzonych nie dały właściwie rezultatów strategicznych, pomimo, że przeciwko Niemcom skoncentrowano przeważające siły i że ataki prowadzono, nic licząc sit;
445
ogromnemi stratami. Bowiem opanowanie tu i ówdzie wąziutkiego pasa terenu nieprzyja-cielskiego nie było dla sprzymierzonych dosta
na rekompensatą wielkich ofiar w ludziach i materjale wojennym. To też dowództwo niemieckie mogło uważać,, że system wojny obronnej na zachodzie wytrzymał pierwszą próbę znakomicie, pozwalając utrzymywać front siłami stosunkowo dość nieznacznemi.
Zburzony most nad rzeką Białą pod Tarnowem.
koniec kwietnia małemi siłami, ale z zastosowaniem po raz pierwszy nowego straszliwego środka wojny — gazów trujących (22.IV. 1915 r . ) ! Pod Ypres front angielski tworzył wypukły łuk, głęboko wrzynający się w linję frontu niemieckiego, stanowiąc dla sprzymierzonych doskonałą pozycję wypadową. Niemcom chodziło więc — od chwili zdecydowania się na walkę obronną — o wyrównanie na tym odcinku swojego frontu.
Działanie gazów okazało się nadspodziewanie skutecznie. Anglicy, zaskoczeni i niepo-siadający jeszcze żadnych środków ochronnych, zostali złamani. Łuk angielski dookoła Ypres zacieśnił się, a chociaż samo miasto, dzięki niezwykłej wytrzymałości i poświęceniu Angli
ków, pozostało w ich rękach — dowództwo niemieckie miało prawo uważać bitwę pod Ypres za znaczny sukces, gdyż dokonany szczupłemi siłami i na wąskim odcinku frontu. Fakt nie-tylko utwierdzał zaufanie do własnej wytrzymałości obronnej, ale ponadto pozwalał przewidywać nawet lokalne, w miarę możliwości wy-
Dzięki położeniu na froncie zachodnim wiosną 1915 roku zdecydowano się wreszcie zabrać żutego frontu na Wschód początkowo tylko ośm dywizyj, co wobec mas rosyjskich było jednak zbyt słabem wzmocnieniem sił austrjac-ko - niemieckich w projektowanej wielkiej ofensywie przeciwko Rosji. Brak sił trzeba więc było nadrobić strategją i techniką.
Generał von Falkenhayn posiadał umysł niezwykle krytyczny i trzeźwy, w charakterze zaś jego leżała wielka ostrożność. Starannie też unikał wszelkich planów wojennych, zakrojonych na szerszą skalę. Zwykle stawiał sobie cele dość ograniczone, zato zupełnie realne do wykonania, z tern, że w miarę operacji pomyślnie rozwijających się coraz dalej rozwijał i pogłębiał cel pierwotny. Tak też było i z planem ofensywy przeciwko Rosji, co w dodatku było o tyle bardziej zrozumiałe, że pomimo wszystko istniała w tym wypadku ogromna dysproporcja sił i zamierzeń.
W rezultacie pierwotny plan za cel stawiał sobie wyłącznie odciążenie armji austro-węgier-skiej ze względu na jej nowe zadania na froncie włoskim, zabezpieczenie frontu karpackiego od nowych prób rosyjskich przedarcia się na Węgiy, oraz chwilowe chociażby ogólne sparaliżowanie zdolności bojowych armji rosyjskiej, aby z kolei przerzucić gros sił niemieckich na Zachód i tam przełamać front francusko - rosyjski. Dalszych możliwości narazie gen. Falkenhayn nie brał pod uwagę, działając ostrożnie i systematycznie, aby w każdej chwili móc przerwać operacje przeciwko Rosji, gdyby sytuacja pogorszyła się w jakimkolwiek miejscu na innych frontach. To też na całej wielkiej ofensywie austrjacko-niemieckiej znamienne piętno wycisnęła ta ostrożność naczelnego dowództwa, co być może nawet ograniczyło znaczenie i ogólne sukcesy tej ofensywy, pomimo, że daleko przekroczyła pierwotnie jej wyznaczone granice.
Po porozumieniu się obu szefów sztabów generalnych, a mianowicie niemieckiego generała von Falkenhayna i austro-węgierskiego generała Conrada von Hótzendorf, ustalono, że przełamanie frontu rosyjskiego będzie dokona-
ne u północnych stóp Beskidów pod Gorlicami, w wyniku czego nastąpi wypad na wschód, który zwinie cały front karpacki.
Do _wykonania tego zadania w jak największej tajemnicy sformowano grupę uderzeniową, w skład której wchodziła 4 armja au-stro - węgierska i świeżo sformowana 11 armja niemiecka. Dowództwo ogólne nad grupą uderzeniową objął niemiecki generał von Mac-kensen (bohater bitwy pod Łodzią), któremu przydzielono w charakterze szefa sztabu również Niemca pułkownika von Seeckta.
Przygotowania te stanowiły zwrotny punkt w prowadzeniu wojny przez mocarstwa centralne. Przejawiło się w nich po raz pierwszy zdecydowane ujęcie kierownictwa całości działań wojennych przez dowództwo niemieckie, któremu armje Austro - Węgier, zdyskredytowane poprzedniemi klęskami, musiały się podporządkować, rezygnując ze swojej samodzielności i ambicji narodowej. Wzamian za to pogrzebaną została również zasada rozdzielności frotnów niemieckiego i austrjackiego. Siłą rzeczy Niemcy, od pewnego już czasu podtrzymując wojska austro-węgierskie swojemi oddziałami, rozciągnęły swoje wojska na całym froncie przeciwrosyjskim, co na przyszłość miało się stać w mniejszym lub większym stopniu ogólną zasadą.
Jak już powiedzieliśmy, dowództwo niemieckie pragnęło braki liczebne swoich wojsk wyrównać na innem polu. Przedewszystkiem cały plan ofensywy wypracowano niezwykle dokładnie, systematycznie wprost precyzyjnie. Poza tern starano się zachować przygotowania w jak największej tajemnicy, aby szanse ofensywy wzmocnić momentem zaskoczenia Rosjan.
Aby lepiej zamaskować przygotowania na froncie karpackim i tembardziej zaskoczyć tam Rosjan gwałtownem uderzeniem, na tydzień przed rozpoczęciem właściwej operacji wykonali Niemcy natarcie dywersyjne na swojem skraj nem lewem skrzydle w Prusach Wschodnich. Natarcie to miało za cel wyłącznie odwrócenie uwagi dowództwa rosyjskiego z południa na północ, co też powiodło się Niemcom znakomicie.
Pod koniec kwietnia dość znaczne siły niemieckiej kawalerji samodzielnej, poparte od tyłu kilku dywizjami piechoty, wykonały gwałtowne natacie na niemal odsłonięty bok skrajnego prawego skrzydła Rosjan, słabe na tym odcinku siły rosyjskie odrazu zostały odrzucone bez poważniejszego nawet oporu z ich stro-
ley zdobyli Szawle i bez walki nawet zajęli Libawę. Oddziały jazdy niemieckiej docierały już do Mitawy. Powoli jednak zaskoczeni Rosjanie organizowali opór, ściągając poważniejsze siły na zagrożony odcinek, sądząc zresztą błędnie, że mają do czynienia z poważ-niejszemi siłami niemieckiemi i że zamiarem Niemców jest zdobycie Rygi i ujścia Dźwiny. Przy pomocy znacznych posiłków udało się wreszcie Rosjanom powstrzymać natarcie Niemców. W rezultacie utworzył się nowy odcinek frontu w dorzeczu Dubissy i Windawy, oparty aż o morze Bałtyckie. W ten sposób działania wojenne na Wschodzie ogarnęły już całe terytorjum od morza aż do Karpat. Powstrzymanie natarcia niemieckiego na północy nie wyszło Rosjanom na dobre. Zajęci tern zadaniem przeoczyli nieomylne zapowiedzi wielkich zdarzeń na południu. I tym jeszcze ra-
Tyrol. Patrole austrjackie na nartach.
zem wywiad rosyjski wystawił sobie jak najgorsze świadectwo.
Ze względu na doniosłą wogóle wagę historyczną ofensywy niemieckiej przeciw Rosji w 1915 r., szczególnie zaś z punktu widzenia polskiego, przytoczymy tu w skróceniu szereg dokumentów, które ilustrują genezę i przeprowadzenie tej ogromnej operacji, która tak fatalnie zaciążyła na losach całej wojny, pozwalając jej przeciągnąć się na długie lata, która zaś dla Polski okazała się później zbawienną, gdyż uwolniła ziemie polskie od bezpośredniego niszczycielskiego wpływu wojny, a następnie uchroniła nas od skutków rewolucji rosyjskiej.
W dniu 1 kwietnia 1915 r. niemiecki pełnomocnik wojskowy przy austro-węgierskiej kwaterze głównej Cramon pisze do swojego dowództwa naczelnego:
„2 armja, zaatakowana ponownie i w róż-
447
nych miejscach odrzucona, cofa się —^nie mogąc utrzymać przedniej linji — na ogólną linję Virava — przełęcz Użocka. Skrzydła pozostają na wysokości sąsiednich armij. Ekscelencja Conrad potrzebuje bardziej, niż kiedykolwiek dalszego wsparcia, bądźto przez oddanie mu do rozporządzenia jednej dywizji celem poparcia 2. armji, bądź przez ofensywę poważniejszych sił przeciw skrzydłu i komunikacjom rosyjskiego natarcia z kierunku Gorlic. Ofensywa na wschodniem skrzydle (Pflanzer) w obecnych warunkach ze względu na trudności transportowe — niemożliwa".
W dniu 4 kwietnia generał von Falken-hayn komunikuje Cramonowi: „Kwestja silnego uderzenia z okolic Gorlic w kierunku Sanoka zajmuje mnie od dłuższego czasu. Wykonanie zależy od ogólnego położenia i możności dostarczenia potrzebnych sił, to znaczy czterech korpusów. Wielkie trudności sprawi prawdopodobnie słaba przelotność linij kolejowych, idących do Tarnowa i przez Nowy Sącz. W każdym razie byłoby mi miło, gdybym wkrótce otrzymał od Pana propozycję, jak Pan sobie wyobraża to działanie. Byłoby dobrze, aby nie brakło danych, co do przelotności kolei, a również co do możliwości używania naszych wozów na tamtejszych drogach".
W trzy dni później generał von Falken-hayn otrzymuje od generała Conrada von
Tyrol. Patrole austrjackie w górach.
Hotzendorf następujący wniosek: „Na Zachodzie nawet użycie bardzo poważnych sił nie sprawi zapewne szybkiej, istotnej ulgi, pomimo dotychczas osiągniętych powodzeń. Sądzę, że użycie gotowych do boju i na Zachód skierowanych już sił niemieckich zapewnia skuteczne odparcie ponownych natarć przeciwnika. Należy również zważyć, że nawet poważne po
wodzenie niemieckie na Zachodzie o wieit mniej wpłynie na zachowanie się Włoch (jak wiemy, wypowiedziały one wojnę Austro - Węgrom w dn. 24 maja 1915 r. — przyp. wł.), ni-źli powodzenie wobec Rosji. Pozwalam sobie już zatem teraz poddać pod rozwagę Waszej Ekscelencji myśl, aby najbliższych nowych for-macyj niemieckich jednolicie użyć przeciw Ro-
iAO.
Tyrol. Wspinanie się patrolu po prostopadłej ścianie góry.
sji. W ten sposób uzyska się tak często zamierzoną, a dotychczas jeszcze nie osiągniętą decydującą przewagę, wyzyskując ją do wyrzucenia nieprzyjaciela za linję Wisła — San — Dniestr. To też uważam za wskazane użycie większości nowych formacyj na froncie wschodnim, aby silnem pchnięciem osiągnąć i przerwać linję kolejowe Warszawa — Białystok i Warszawa — Siedlce — Wołkowysk na tyłach Warszawy; równocześnie, przyjmując, jako przesłankę, utrzymanie frontu karpackiego, inna poważna część wojska miałaby natrzeć w łączności z armją południową i grupą armji Pflanzera poprzez południową^ część ^Galicji Wschodniej na lewe skrzydło posuwającego się przez Karpaty nieprzyjaciela. Tylko przez posunięcie się naprzód obu skrzydeł olbrzymiego frontu dałby się osiągnąć ten cel i to w najkrótszym czasie. Wówczas mielibyśmy obaj wolne ręce do innych zadań, a może zyskalibyśmy możliwość dojścia z Rosją do ugody". Jak widzimy z tego myśl generała Conrada była niejako interpretacją poprzednich koncepcyj równoczesnej ofensywy na obu skrzydłach wschodniego frontu, koncepcyj, tak ulubionych przez sztabowców niemieckich i austrjackich.
i W dniu 8 kwietnia gen. von Falkenhayn pisze z kolei do gen. Conrada: „Jeżeli Wasza Ekscelencja sądzi i nadal, że powinniśmy przy pomocy odwodów, które teraz właśnie tu s^
tworzą (to znaczy w Niemczech — przyp. wł.), podjąć znowu stary plan, zmierzający do przełamania rosyjskich skrzydeł — to'muszę zauważyć, że dla takiej operacji, chociażby jeszcze 10 niemieckich dywizyj było użytych dla wsparcia frontu karpackiego, potrzebnych sił nigdy więcej nie będzie do rozporządzenia. Operacja ta jest podwójnem okrążeniem i ma widoki powodzenia tylko w razie wielkiej przewagi. Z drugiej strony nie ulega wątpliwości, że nasze najbliższe użycie sił, za którem nie tak prędko może pójść dalsze, tam musi być zastosowane, gdzie spodziewamy się szybkiego i pewnego powodzenia. Do tej kategorji nie można zaliczać proponowanej przez Waszą Ekscelencję operacji ani w czasie i przestrzeni, ani wobec stanu dróg i kolei żelaznych".
Nieco później dn. 13 kwietnia generał von Falkenhayn ponownie pisze do generała Conrada, który rezydował wówczas ze swoją kwaterą główną w Cieszynie: „Wasza Ekscelencja wie, że nie uważam za wskazane powtórzenie próby okrążenia zewnętrznych skrzydeł rosyjskich. Również nie wydaje mi się korzystne dalsze przydzielanie wojska niemieckiego do frontu karpackiego, jedynie w tym celu, aby go wesprzeć. Natomiast chciałbym następującą myśl strategiczną oddać pod Pańską rozwagę. Zauważam jednak, że ze względu na niezbędną poufność nie dałem jeszcze tej myśli do opracowania nawet memu sztabowi. Armja o co najmniej 8 niemieckich dywizjach zostałaby tu na zachodzie oddana do rozporządzenia i odtransportowania w okolice Mączyn — Grybów — Bochnia, aby mniej więcej z linji Gorlice —, Gromnik natrzeć w ogólnym kierunku na Sanok. W skład tej armji musiałaby wejść dywizja Bessera, w czas ze swoich pozycji przez c. i k. (to znaczy austro-węgierskie — przyp. wł.) odziały zluzowana, jako też jedna c. i k. dywizja jazdy. Również trzebaby tę armję wraz z c. i k. 4. armją złączyć pod jednem dowództwem, a mianowicie, w tym wypadku, oczywiście dowództwem niemieckiem. Gdyby podczas koncentracji grupy uderzeniowej c. i k. 2. i 3. armje (które wówczas znajdowały się na froncie karpackim — przyp. wł.) krok za krokiem, ciągnąc za sobą wroga, mogły wycofać się na linję mniej więcej Użok — Perecze-ny — Homonna — Varanno — Zborów (a więc na południowe już stoki Karpat — przyp. wł.), wówczas ruch taki ulżyłby i wzmógł skuteczność działań. Warunkiem przeprowadzenia działań jest oczywiście, prócz najściślejszej poufności, również i to, aby skłonić Włochy za-
pomocą jak najdalej idących ustępstw do zachowania pokoju, przynajmniej dopóty, aż uderzenie nasze będzie wykonane. Poza tern przecież wiadomem jest Waszej Ekscelencji, że nie uważałbym żadnej ofiary za zbyt wielką, gdyby przez nią udało się Włochy powstrzymać od wojny... Przypuszczam zgóry z całą stanowczością, że Wasza Ekscelencja podziela ten pogląd i, nie zrzekając się planu strategicznego, w tym samym duchu wywrze cały swój wpływ WT Wiedniu".
Wiemy już z innego rozdziału, że nacisk, jaki Berlin i naczelne dowództwo niemieckie wywierały na rząd austro-węgierski w kierunku ustępstw na rzecz Włoch, nie odniósł należytego skutku. Austro - Węgry, dufne w swoje historyczne zwycięstwa nad Włochami i lekceważące ich armję, posunęły się w swoich ustępstwach nie tak daleko, aby przeważyć wpływ koncesyj koalicyjnych i powstrzymać Włochy od wojny:
Temniemniej jednak raz zdecydowana ofensywTa przeciwko Rosji, pomimo sprawy włoskiej, została rozpoczęta w dniu 2 maja 1915 r. W trzy tygodnie później, to znaczy dnia 24 maja, w czasie, kiedy ofensywa niemiecko - austrjacka rozwijała się pomyślnie, Włochy wypowiedziały wojnę Austro-Węgrom. Narazie jednak, ze względu na niezwykłą ostrożność i powolność działań Włochów, fakt ten nie zaważył na los operacyj przeciwrosyj-skich.
Pod koniec kwietnia 1915 roku położenie przedstawiało się w sposób następujący. Na lewem skrzydle sprzymierzonych wojsk począwszy od Wisły wzdłuż Dunajca rozciągały się aż do podnóży Beskid 4 armja austro - węgierska arcyksięcia Józefa Ferdynanda oraz świeżo sformowana 11 armja niemiecka, w skład której wchodziło 9 dywizyj piechoty (w tern słynna gwardja pruska!), ściągniętych z zachodniego frontu. Obie te armje, liczące około 16 dywizyj piechoty i 2 dywizje jazdy, pod na-czelnem dowództwem niemieckiem generała von Mackensena, stanowiły grupę uderzeniową, przygotowaną do natarcia w najgłębszej tajemnicy. Dalej w Beskidach znajdowały się 3. i 2. armje austro - węgierskie, wzmocnione niemieckim korpusem beskidzkim generała von Marwitza, ściągnięty również z zachodniego frontu, oraz niemiecka armja „południowa" generała von Linsingena, licząca kilka dywizyj
Krajobraz górski.
piechoty. Cała ta grupa wytrzymywała zażarte ataki Rosjan, pragnących za wszelką cenę przedrzeć się na równinę węgierską. Położenie obu armij austro-węgierskich ratowała jedynie obecność na tym odcinku wojsk niemieckich. Wreszcie prawe skrzydło na Bukowinie stanowiła 7. armja austro - węgierska generała Pflanzer - Baltina, w skład której również wchodziły oddziały niemieckie, a mianowicie oddziały jazdy generała Marschala. Co się tyczy lewego brzegu Wisły — to na tym odcinku stała 1. armja austro - węgierska oraz niemiecka grupa generała Woyrscha, zajmująca front aż do Pilicy.
Jak widzimy z powyższego Niemcy starannie przygotowali front galicyjski do przewidywanej ofensywy. Wszędzie pomiędzy wojska austro - węgierskie wprowadzone były oddziały niemieckie, podnoszące ducha i wartość bojową swoich sprzymierzeńców, najtrudniejsze zaś zadania wogóle były powierzone wyłącznie wojskom niemieckim.
Oczywiście taka troskliwość Niemców w stosunku do Austro - Węgier, a która dowództwo niemieckie pozbawiła na Zachodzie znacznej ilości dywizyj, nie płynęła z życzliwości, lecz z potrzeby nietylko militarnej, ale również i politycznej. Austro - Węgry były już dostatecznie złamane dotychczasowemi wynikami wojny. Groza nowych frontów ze strony Włoch, a nawet Rumunji, oraz ewentualność korzystnych dla Koalicji wyników współczesnej ekspedycji dardanelskiej — kazały liczyć się politykom wiedeńskim z możliwością wycofania Austro - Węgier z wojny i zawarcia odrębnego pokoju z Koalicją. Tendencje te nie uszły uwagi Niemców, którzy też za wszelką cenę dążyli do zdecydowanego powodzenia na froncie austro - węgierskim przeciw Rosji, co dodałoby ducha wiedeńskim sferom decydującym, oraz. powstrzymało od przystąpienia do wojny nowych przeciwników.
W dniu 1 maja 1915 roku na odcinku pomiędzy Wisłą a Beskidami, gdzie po stronie ro-
450
syjskiej znajdowały się jedynie brygady pospolitego ruszenia, oraz IX i X korpusy (główne masy wojsk rosyjskich, jak wiemy, zajęte były forsowaniem przejść górskich na Węgry), rozpoczęło się natarcie połączonych pod dowództwem generała Mackensena wojsk austrjacko-niemieckich. Od samego świtu artylerja wojsk sprzymierzonych, wyposażona w działa najcięższych nawet kalibrów polowych, sprowadzone z frontu zachodniego, poczęła zasypywać pozycje rosyjskie ogniem huraganowym, wobec którego bezsilną była własna artylerja rosyjska, skromna liczebnie, nie posiadająca prawie zupełnie ciężkich dział i słabo zaopatrzona w amunicję. W krótkim czasie okopy rosyjskie były już zrujnowane, a zasieki z drutu kolczastego, jakgdyby zmiecione z powierzchni ziemi. Dopiero po tak straszliwem przygotowaniu artyleryjskiem wojska niemieckie ruszyły do ataku, pociągając za sobą swoich sprzymierzeńców.
Po południu dnia 2 maja Niemcy przerwali front rosyjski w styku IX i X korpusów, pomiędzy Tarnowem a Gorlicami. Pomimo ściągnięcia znacznych rezerw nie udało się Rosjanom zlikwidować tej klęski. Przedział pomiędzy obu korpusami wzrastał z każdą chwilą. Wobec tego dowództwo 3. armji rosyjskiej, w której skład wchodziły oba korpusy, wycofało X korpus w okolice Biecza. Ponadto na pomoc skierowano na Jasło i Żmigród III korpus kaukaski, przydzielony obecnie do 3. armji, a który znajdował się właśnie w Krośnie, kierując się w góry.
Wódz naczelny rosyjski wielki książę Mikołaj Mikołajewicz, zaskoczony wprawdzie, dzięki fatalnej działalności swojego wywiadu i braku dostatecznej ilości samolotów, temnie-mniej jednak wykazał w tym momencie wiele zdolności strategicznych, szybką orjentację i stanowczość decyzyj. Odrazu zorjentował się w całej grozie położenia. Potężne natarcie nie-miecko-austrjackie, mające za punkt wyjścia odcinek pod Gorlicami, kierując się prosto na wschód na Przemyśl i Lwów, zagrażało tyłom skoncentrowanych wojsk rosyjskich w Karpatach, które w ten sposób łatwo mogły być okrążone, zważywszy trudność szybkiego wycofania się w uciążliwych warunkach terenu górskiego, pozbawionego dróg i dogodnych szlaków odwrotu.
To też przedewszystkiem wielki książę z energją przeprowadził zarządzenia, zmierzające do koncentracji odwodów i posiłków na U'zpośrednio zagrożonym odcinku, równocześ
nie w szybkiem tempie przygotowując pośpieszny odwrót wojsk rosyjskich z frontu karpackiego, który dotychczas kosztował Rosjan tak wiele ofiar i wysiłków.
Do składu 3. armji, bezpośrednio zagrożonej natarciem niemieckiem, przydzielono poza III korpusem kaukaskim dalsze jeszcze trzy dywizje, w tern dwie pośpiesznie ściągnięte z północno - zachodniego frontu. W ten sposób skład 3. armji wzrósł ogółem do 20 dywizyj piechoty, 6 dywizyj jazdy i 5 brygad pospolitego ruszenia. Była to już siła, z którą można było liczyć na powstrzymanie niemieckiego natarcia. Jednakże wszystkie te dywizje, za wyjątkiem świeżego III korpusu kaukaskiego, znajdowały się w opłakanym stanie i to zarówno pod względem stanów liczbowych, jak i zapasów amunicyjnych, uzbrojenia i wyekwipowania. To też równocześnie nakazano pośpieszny dowóz do 3. armji uzupełnień oraz amunicji.
Ogólne położenie 3. armji rosyjskiej, pomimo wszystkich zarządzeń dowództwa naczelnego, było niezwykle ciężkie. Front jej rozciągał się od Wisły aż do przełęczy Łupkowskiej, na przestrzeni około 175 kilometrów, przyczem lewoskrzydłowe XXIV i XII korpusy były głęboko wciągnięte w góry, częściowo znajdując się nawet na południowych węgierskich stokach, co, jakgdyby, izolowało je od całości frontu armji, znajdującego się na podgórzu i równinie nadwiślańskiej. W dodatku zarządzone posiłki mogły były nadejść dopiero po pewnym czasie, narazie zaś nie było mowy o jakimkolwiek poważniejszem przeciwnatarciu, które jedynie mogło uratować położenie Rosjan. Nie małą również rolę odgrywał w tym wypadku moment psychiczny, żołnierz rosyjski, o ile dość lekceważył zawsze austro - węgierskich przeciwników, o tyle znów żywił podziw i zabobonny nieledwie lęk przed wojskami niemieckiemu. A tu właśnie okazało się, że natarcie prowadzą przedewszystkiem Niemcy.
Wobec tego wszystkiego dowódca 3. armji generał Radko Dmitrjew zdecydował się na odwrót na prawy brzeg Wisłoki. Dowódca zaś całego południowo - zachodniego frontu generał Iwanow zalecił za wszelką cenę utrzymać się 3. armji na linji wzdłuż Wisłoki od jej źródeł w przełęczy Dukielskiej do Pilzna i dalej aż do Szczucina, aby nie być zmuszonym do poruszenia również frontów 8. i 4. armij.
W tern miejscu pozwolimy sobie na małą dygresję, dotyczącą osoby generała Radko
w i
Dmitrjewa, jednej z ciekawszych i tragiczniej-szych postaci wojny światowej.
Radko - Dmitrjew (1859 r. — 1919 r.) był Bułgarem. Jak wielu jego rodaków kształcił się w Rosji i ukończył, również jak wielu Bułgarów, rosyjską Akademję Sztabu Generalnego, poczem dla ostatecznego wyszkolenia się dłuższy czas służył w wojsku rosyjskiem na Kaukazie. Następnie powrócił do ojczyzny i tam oddał się z zapałem pracy organizacyjnej w armji, równocześnie będąc gorącym propagatorem idei słowianofilskiej i wiary w jej protektorkę Rosję. W czasie wojny bałkańskiej w 1912 roku generał Radko - Dmitrjew staje na czele jednej z armij bułgarskich, osiągając szereg wspaniałych zwycięstw nad Turkami. Zwycięstwa te uczyniły zeń narodowego bohatera, z której to pozycji Radko - Dmitrjew korzystał, aby tern skuteczniej propagować swoją ideologję.
Kiedy wybuchła wojna światowa Radko stał się gorącym propagatorem udziału w niej
Bułgarii po stronie Koalicji. Już od pierwszych dni dążył do tego, aby wojska bułgarskie w un solidarności słowiańskiej pospieszyły na pomoc zagrożonym przez Austro - Węgry Serbom. Jak wiemy Bułgar ja pozostała neutralną pomimo starań i zabiegów Radka i jego przyjaciół politycznych. Mało tego — z biegiem czasu zyskiwał sobie coraz większe wpływy w Bułgarj i kierunek germanofilski, co raczej wskazywało na przystąpienie jej do wojny po stronie mocarstw centralnych.
Wobec tego Radko - Dmitrjew rzuca na szalę polityki cały swój autorytet i sympatje wśród społeczeństwa bułgarskiego i wojska. Decyduje się wstąpić, jako ochotnik, ponownie w szeregi armji rosyjskiej, mając nadzieję, że w jego ślady wstąpi wielu wybitnych oficerów bułgarskich. Tak też uczynił. Jednakże przykład jego nie znalazł wielu naśladowców.
Dowództwo rosyjskie, doceniając znaczenie polityczne deklaracji tej miary wojskowego bułgarskiego, a chcąc bardziej jeszcze uwypu-
Front wioski. Pasmo wysokogórskie .pod Nago i Monte Brione.
452
klić to znaczenie, powierzyło generałowi Rad-ko-Dmitrjewowi dowództwo nad 3. armją rosyjską. Był jedyny bodaj wypadek w czasie wojny światowej, iż odpowiedzialne stanowisko wojskowe zajmował obywatel obcego, a jak później i wrogiego państwa!
Radko - Dmitrjew po raz pierwszy wsławił się w Rosji, jako zdobywca twierdzy Przemyśla. Jego koledzy rosyjscy wystawili mu świadectwo wybitnych zdolności wojskowych, energji, śmiałości decyzyj i niezwykłej odwagi osobistej. Ale również wspominają i o poważnym jego braku, jako dowódcy większej jednostki strategicznej. Radko - Dmitrjew do końca nie mógł zrozumieć i docenić należycie tej roli, jaką coraz bardziej odgrywała na wojnie technika. Dla niego wciąż decydującym momentem był żołnierz, koń, karabin i bagnet. Przejawiło się w tern bałkańskie pochodzenie tego generała, jego namiętny, żywiołowy charakter oraz poprzednie doświadczenia wojny na Bałkanach, przez wszystkie armje prowadzonej w sposób nader prymitywny, dziki i namiętny, acz wysoce bohaterski.
I oto los zdarzył, jakgdyby kierowany rękoma złośliwej Nemesis, że właśnie ten patrjo-ta bułgarsko - rosyjski na froncie swojej armji poniósł pod Gorlicami —• zresztą nie ze swojej winy — straszliwą klęskę, która zaważyła na losach całej kampanji 1915 roku, a tern samem zadecydowała, być mcże, nietylko o losach wojny na froncie wschodnim, ale i całej Rosji, jako cesarstwa, mającego aspiracje przodownictwa wśród narodów słowiańskich!
Zresztą dowództwro rosyjskie należycie oceniło dobrą wolę Radka - Dmitrjewa. Niepo-zbawiono go dowództwa, lecz oddano mu później 12. armję »a północy pod Rygą.
Tragedja Radko - Dmitrjewa zaczęła się ocl chwili, kiedy Bułgar ja przystąpiła do wojny po stronie mocarstw centralnych. Musiał wybierać pomiędzy obowiązkiem wobec własnej ojczyzny i ojczyzny przybranej, pomiędzy honorem oficera bułgarskiego i oficera rosyjskiego. Oczywiście — jeśli już nie dokonał wyboru na rzecz bliższej ojczyzny, powinien był wycofać się i pozostać nadal tylko widzem wielkich wydarzeń. Ale namiętna natura poprowadziła Radko-Dmitrjewa po innej, tragiczniej-szej może drodze.
Nie mogąc przejść nawet w szeregach ojczystych na stronę dotychczasowych wrogów,
-wnocześnie będąc tylu węzłami całego swo-i życia, ostatnio zaś braterstwa broni zwią-
v. wojskiem rosyjskiem — powstał na
stanowisku generała rosyjskiego, unikając jedynie możliwości zetknięcia się na froncie z rodakami - wrogami. Dlatego też przeniesiono go na północ. A w kraju ogłoszono go za zdrajcę i dezertera.
I oto przyszła wreszcie rewolucja rosyjska w 1917 roku. Armja rosyjska powoli, ale stale rozkładała się, grzebiąc wszelkie nadzieje zwycięskiego zakończenia wojny przez Rosję, Był to straszliwy cios dla Radko - Dmitrjewa, który wszak wierzył bezwzględnie w zwycięstwo Rosji i, pozostając w szeregach jej armji, wierzył ponadto, że autorytet jego i wpływy pozwolą mu w przyszłości ratować pod względem politycznym zwyciężoną ojczyznę, którą zdradził. Wobec jednak rewolucji i tego, co za nią nadciągało, tragedja Radko - Dmitrjewa była zupełnie bezcelowa. Dopiero wówczas prawdopodobnie zrozumiał, że jest zdrajcą swojej ojczyzny. Załamał się moralnie i odtąd coraz bardziej podupadał na duchu i na ciele.
Jako dowódca 12. armji nie miał już ani chęci, ani energji przeciwstawiać się tej gangrenie rewolucyjnej, która toczyła jego wojska. Biernie znosił nawet upokorzenia, jakich go nie pozbawili rewolucjoniści. Ale stanowiska swojego nie opuszczał. Nie chciał również uciekać zagranicę. Aż wreszcie w 1919 roku bolszewicy przecięli pasmo tego tragicznego żywota. Radko - Dmitrjew, Bułgar, patrjota i zdrajca, generał rosyjski zginął, bestjalsko zamordowany przez własnych zrewoltowanych żołnierzy.
Powróćmy jednak do zdarzeń wojennych pod Gorlicami.
Wbrew kategorycznym rozkazom dowództwa naczelnego i dowództwa frontu 3. armja rosyjska nie potrafiła zatrzymać się i umocnić na linji Wisłoki. Z jednej strony nie pozwolili na to Niemcy, z niesłabnącą energją nacierający od przodu, z drugiej zaś strony tyły rosyjskie nie nadążyły ze zorganizowaniem zapasowych pozycyj obronnych i nie mogły sobie dać rady z transportami zapasów i uzupełnień. Raz jeszcze dezorganizacja i niesumienność tyłów naraziły wojska rosyjskie na straszliwe klęski, których można było uniknąć.
W czasie odwrotu 3. armji rosyjskiej w najcięższem położeniu znalazł się XXIV korpus, który formalnie musiał wyszukiwać sobie możliwych dróg odwrotu w górach i to mając ciągle na karku wojska nieprzyjacielskie, obficie zasypujące cofających się Rosjan pociskami artylerji górskiej. Nie obeszło się też be ogromnych ofiar i strat w ludziach.
453
Niemiecki wojskowy oddział łączności na rowerach.
Odwrotowi tego korpusu, jednemu z najcięższych i najkrwawszych w czasie wojny światowej, warto poświęcić nieco więcej uwagi.
W chwili, kiedy wojska niemiecko - au-strjackie rozpoczęły swoje wielkie natarcie, dywizje XXIV korpusu rosyjskiego zajmowały następujące pozycje pod Zborowem: po jednej stronie szosy, prowadzącej z Bardyjowa do żmigrodu, stała jedna, po przeciwnej stronie druga dywizja. Z lewej strony korpus ten sąsiadował z XII korpusem, z prawej strony z X. Ten ostatni, jak wiemy, był pod bezpośredniem uderzeniem Niemców. Poza wymienioną szosą XXIV korpus posiadał jeszcze na lewem skrzydle drugą szosę, prowadzącą na tyły, a mianowicie ze Świdnika przez przełęcz Dukielską na Duklę i dalej na Krosno. Ale szosa ta, po której znaczna część wojsk XXIV korpusu mogła była wycofać się dogodnie, została oddana do rozporządzenia sąsiedniego XII korpusu, któremu również nakazano odwrót.
Do dnia 4 maja XXIV korpus bez wysiłku utrzymywał jeszcze swoje pozycje. Oddziały austro - węgierskie, należące do 3. armji generała Borojewicza, prawie zupełnie były bezczynne.
Jednakże już wieczorem tegoż dnia położenie zaczęło się psuć na prawem skrzydle. Są
siedni X korpus, nacierany przez Niemców, począł szybko cofać się w kierunku północno -wschodnim, wytwarzając groźną lukę pomiędzy obu korpusami, co odsłaniało zupełnie szosę na Żmigród, jedyną drogę odwrotu XXIV korpusu. Wobec tego dowództwo armji nakazało odwrót również XXIV i XII korpusom, wyznaczając im nowy front od przełęczy Dukielskiej wzdłuż źródeł Wisłoki do Żmigrcda.
W południe dnia 5 maja Niemcy zdobyli Żmigród, a, wysunąwszy swoje oddziały bardziej jeszcze na południowy - wschód, rozpoczęli ostrzeliwać ogniem artyleryjskim szosą Zborów — Dukla, tern samem zajmując tyły znacznej części wojsk XXIV korpusu rosyjskiego, które nie zdążyły jeszcze przejść przez odcinek szosy, zajętej obecnie przez wojska niemieckie.
Prawoskrzydłowa dywizja tego korpusu (49) w całości zdołała prześlizgnąć się tuż przed nosem Niemców , poczem zebrała się pod Krosnem. Natomiast lewoskrzydłowa 48 dywizja została odcięta od swoich tyłów wówczas, kiedy równocześnie wojska austro - węgierskie, dotychczas bezczynne, rozpoczęły energiczne natarcie od południa.
_ Następnego dnia 6 maja Austrjacy zadali tej dywizji ciężką porażkę nieco na północ od przełęczy Dukielskiej. Pod wieczór prawie ca-
454
ła 48 dywizja rosyjska była już okrążona pod Duklą, mając od północy Niemców, od południa Austrjaków. Pomimo rozpaczliwych wysiłków nie udało się Rosjanom przebić przez wojska niemieckie. Rankiem dn. 7 maja cała niemal dywizja wyginęła od straszliwego ognia artyleryjskiego i karabinów ręcznych i maszynowych. Niedobitki zabrano do niewoli.
W ciągu wielu jeszcze dni następnych resztki ocalałych Rcsjan wałęsały się wśród gór i lasów, szukając napróżno wyjścia. Powoli wyłapywano ich, biorąc do niewoli. W ten sposób dostał się również do niewoli ranny dowódca dywizji generał Korniłow wraz ze swoim sztabem długi czas ukrywający się w górach.
W tem miejscu znów pozwolimy sobie na dygresję ze względu na historyczną już dzisiaj postać tego generała.
Generał Korniłow przebył w 'niewoli austriackiej więcej, niż rok, przez cały czas obmyślając sposób ucieczki i powrotu do kraju.
W lipcu 1916 roku, przebywając w szpitalu dla jeńców, zaznajomił się i pozyskał dla swoich planów sanitarjusza Czecha. Jak wszyscy niemal Czesi sprzyjał on bezwzględnie Rosji i z radością gotów był na zdradę wobec znienawidzonej Austrji. Czech ów dostarczył generałowi Korniłow owi mundur żołnierza austr jac-kiego. W mundurze tym generał rosyjski bez przeszkód dotarł pociągiem do granicy rumuńskiej, którą zdołał przekroczyć nielegalnie, przeprowadzony przez przemytników. Cała ta eskapada aż nadto wymownie świadczy o ener-gji i odwadze tego wybitnego generała i pa-trjoty rosyjskiego.
Powróciwszy do Rosji, gdzie spotkał się z entuzjastycznem przyjęciem, generał Korniłow otrzymał dowództwo XXV korpusu. Rewolucja 1917 roku początkowo przyniosła mu wspaniałą karjerę wojskową. Wkrótce jednak jego energja i bezwzględna wola utrzymania w armji rosyjskiej karności i innych koniecz-
•m^-
f*S*'lte"*»
fr-tei Sti, *V
£%,
Mezopotamia. Tabory.
455
ła 48 dywizja rosyjska była już okrążona pod Duklą, mając od północy Niemców, od południa Austrjaków. Pomimo rozpaczliwych wysiłków nie udało się Rosjanom przebić przez wojska niemieckie. Rankiem dn. 7 maja cała niemal dywizja wyginęła od straszliwego ognia artyleryjskiego i karabinów ręcznych i maszynowych. Niedobitki zabrano do niewoli.
W ciągu wielu jeszcze dni następnych resztki ocalałych Rcsjan wałęsały się wśród gór i lasów, szukając napróżno wyjścia. Powoli wyłapywano ich, biorąc do niewoli. W ten sposób dostał się również do niewoli ranny dowódca dywizji generał Korniłow wraz ze swoim sztabem długi czas ukrywający się w górach.
W tem miejscu znów pozwolimy sobie na dygresję ze względu na historyczną już dzisiaj postać tego generała.
Generał Korniłow przebył w 'niewoli austriackiej więcej, niż rok, przez cały czas obmyślając sposób ucieczki i powrotu do kraju.
W lipcu 1916 roku, przebywając w szpitalu dla jeńców, zaznajomił się i pozyskał dla swoich planów sanitarjusza Czecha. Jak wszyscy niemal Czesi sprzyjał on bezwzględnie Rosji i z radością gotów był na zdradę wobec znienawidzonej Austrji. Czech ów dostarczył generałowi Korniłow owi mundur żołnierza austr jac-kiego. W mundurze tym generał rosyjski bez przeszkód dotarł pociągiem do granicy rumuńskiej, którą zdołał przekroczyć nielegalnie, przeprowadzony przez przemytników. Cała ta eskapada aż nadto wymownie świadczy o ener-gji i odwadze tego wybitnego generała i pa-trjoty rosyjskiego.
Powróciwszy do Rosji, gdzie spotkał się z entuzjastycznem przyjęciem, generał Korniłow otrzymał dowództwo XXV korpusu. Rewolucja 1917 roku początkowo przyniosła mu wspaniałą karjerę wojskową. Wkrótce jednak jego energja i bezwzględna wola utrzymania w armji rosyjskiej karności i innych koniecz-
•m^-
f*S*'lte"*»
fr-tei Sti, *V
£%,
Mezopotamia. Tabory.
455
ych warunków zdolności bojowej wojska przy-ly się do tego, iż popadł w niełaskę Rzą-
u Tymczasowego i samego Kiereńskiego, pragnącego za wszelką cenę utrzymać swoją popularność w armji chociażby kosztem jej wartości bojowej, na której zresztą, jako adwokat, nic a nic się nie rozumiał. W rezultacie Kor-niłow dostał się nawet do słynnego więzienia bychowskiego, gdzie po zgórą dwumiesięcznym pobycie poct koniec 1917 roku, w czasie rewolucji bolszewickiej uciekł nad Don. Tam stanął na czele przeciwbolszewickiej Armji Ochotniczej, którą formował był generał Aleksiejew. W czasie beznadziejnych acz bohaterskich walk tej pierwszej przeciwkobolszewickiej armji ge-
austrjackiej pomiędzy Wisłą i Karpatami , 3. armji rosyjskiej był rozpaczliwy. Poniosła ona tak straszliwe straty, że w niektórych dywizjach pozostało nie wiele więcej, ponad tysiąc bagnetów! Również brak było amunicji, a żołnierz był już do ostateczności przemęczony i zdemoralizowany ciągłemi porażkami.
Wobec takiego położenia wielki książę Mikołaj Mikołajewicz zdecydował się na nowy plan kampanji, rezygnując z dalszego, beznadziejnego, a krwawo kosztującego oporu. Nakazał mianowicie armjo.m frontu galicyjskiego umocnić się na dogodnej linji Sanu i Dniestru, aby na tych nowych pozycjach powstrzymać ofensywę przeciwnika, zasłaniając resztę Ga-
Na święta u-o jur.
nerał Korniłow zginął nad Kubania, nie doczekawszy się ostatecznego zwycięstwa bolszewików.
Ale powróćmy do rzeczy. Wobec tego, że odwrotu 3. armji rosyjskiej
nie udało się powstrzymać, dowództwo południowo - zachodniego frontu zmuszone było zarządzić również odwrót sąsiedniego prawego skrzydła 8. armji, znajdującej się w Karpatach, oraz 4. armji na lewym brzegu Wisły. Wskutek ogólnego już odwrotu trzech armij znacznie skrócił się wygięty poprzednio ich front. To pozwoliło na wycofanie pewnej ilości dywizyj i utworzenie z nich odwodów, które następnie rzucono do przeciwnatarcia na odcinku 3. armji. Ale i to nie dało rezultatu wobec niebywale energicznego nacierania Niemców.
Po dziesięciu dniach ofensywy niemiecko-
456
licji Wschodniej wraz ze Lwowem. Zadanie to miały wypełnić 3., 8 i 9. armje oraz 11. armja generała Szczerbaczewa, świeżo uformowana początkowo w składzie dwóch korpusów (XVIII i XII).
Skoro Rosjanie mieli wycofać się na linję Sanu — to siłą rzeczy wypływała sprawa twierdzy Przemyśla, tak niedawno zdobytej. Ponieważ forty Przemyśla jeszcze przed poddaniem się garnizonu Austrjacy częściowo wysadzili w powietrze, oraz wskutek braku dostatecznej artylerji ciężkiej, a nawet odpowiedniego garnizonu zadecydowało dowództwo rosyjskie nie traktować Przemyśl, jako twierdze, lecz jako umocnioną pozycje polową, której obrona miała byc scisle dostosowana do działań na sąsiednich odcinkach frontu.
i Dniestrze wielki książę Mikołaj Mikołajewicz
Gorlice. Postój oddziałów niemieckich.
zwrócił się do generała Joffre'a, wodza naczelnego armji francuskiej, z prośbą, aby ten uczynił wszystko możliwe, iżby uniemożliwić Niemcom dalsze przerzucanie swoich wojsk z zachodniego frontu przeciwko Rosji. Nawet czysto lokalna ofensywa sojuszników na dowolnym odcinku zachodniego frontu mogła była przerwać przypływ nowych sił niemieckich na froncie wschodnim. A naczelne dowództwo rosyjskie doskonale zdawało sobie sprawę z tego, że chwilowe podniesienie się na duchu wojsk austro - węgierskich i wzrost ich wartości bojowej wywołane były bezpośredniem współdziałaniem wojsk niemieckich.
Armjom rosyjskim wydano rozkazy; 4. ar-mja miała wycofać się na lewym brzegu Wisły na linję, stanowiącą przedłużenie Wisłoki, a więc mniej więcej Połaniec — Staszów — Łagów — Skarżysko; 3. armja miała wycofać się poza San i tam umocnić się na prawym brzegu. Pomiędzy Sanem i Dniestrem miała umocnić
n-nie podgórskim 8. armja; 11. i 9 ar-
mje miały bronić linji Dniestru aż do granicy neutralnej Rumunji.
Odwrót nad San 3. armji, wzmocnionej dodatkowo ściągniętym z północno-zachodniego frontu XV korpusem, zakończył się w połowie maja. W tym samym mniej więcej czasie dokonały odwrotu i pozostałe armje południowo zachodniego frontu. Odwrót ten drogo Rosjan kosztował. Dzięki źle zorganizowanym tyłom odbywał się w najfatalniejszych warunkach. Z tych również względów oraz z racji bardzo słabej przelotności kolei rosyjskich wszelkie uzupełnienia nadchodziły powoli i drobnemi grupami, co nie pozwalało na racjonalne ich stosowanie w przeciwnatarciach. Poprostu wsiąkały one w masę cofających się wojsk i razem z nimi topniały bez żadnego pożytku. Tak naprzykład stopniał cały III korpus kaukaski. Już to wojska niemiecko - austrjackie nie dawały Rosjanom chwili wytchnienia, prowadząc bez przerwy zajadłe natarcie.
Z jednego tylko naczelne dowództwo rosyj-
457
skie mogło było być zadowolonem: że uchroniło armje swoje od większej jeszcze klęski, na czas w ycofując z Karpat swoje wojska, które wskutek natarcia niemiecko - austrjackiej grupy uderzeniowej od Gorlic na Przemyśl i dalej na Lwów jakżeż łatwo mogły być osaczone w niebezpiecznym górskim terenie. Że się tak nie stało — było zasługą Wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza, który w porę spostrzegł i zrozumiał groźne niebezpieczeństwo, z największą energją i pośpiechem wycofał swoje armje z Karpat, nad San i Dniestr, w czem
dla Rosji? W połowie 1915 roku armja fra cuska nie ukończyła jeszcze swojej reorganizacji na skutek tych straszliwych strat, jakie poniosła w pierwszych miesiącach wojny, kiedy powstrzymywała nieledwie u wrót Paryża całą nawałę niemiecką, paraliżując na Zachodzie raz na zawsze aktywność niemieckiego imper-jalizmu. Poza olbrzymiemi ofiarami w ludziach, jakie poniosła armja francuska, a których dotąd nie dało się jeszcze dostatecznie uzupełnić i wyrównać, odczuwała ona nadal dotkliwy brak amunicji i sprzętu bojowego. Wszak
Egipt. Artylerja v pałacu.
znów przyczyniło się szybkie zorganizowanie odwodów, chociaż zużytkowanych na froncie w sposób daleki od doskonałej celowości. Aby stworzyć te odwody wielki książę nie zawahał się przerzucić do Galicji tych wojsk, które, skoncentrowane w Odessie, oczekiwały na wynik ekspedycji dardanelskiej, aby wysadzić się na wybrzeżu tureckiem i pomaszerować na Konstantynopol. Zresztą miały one i inne ewentualnie zadanie: wylądować na wybrzeżu bułgarskiem i tern zadecydować przyłączenie się Bułgarji do Koalicji.
Wspomnieliśmy już o prośbie wielkiego księcia pod adresem generała Joffre'a. Cóż jednak zachodni sojusznicy mogli byli uczynić
458
główne ośrodki przemysłu francuskiego były albo zajęte przez Niemców, albo też dokładnie przez nich zniszczone. Trzeba było dłuższego czasu, aby szkody naprawić oraz przemysł w pozostałycn częściach Francji przekształcić dla celów wojny, a nawet wprost tworzyć całe nowe gałęzie przemysłu. Tymczasem zaś Francja musiała ograniczać się do zamówień zagranicą, głównie w Ameryce, co wymagało również czasu na organizację. To też wiosna 1915 roku armja francuska właściwie nie była zdolną do poważniejszych działań zaczepnych.
m Co do armji angielskiej — to ta, chociaż osiągnęła juz była ogromne rezultaty w swoiei organizacji i zwiększaniu stanu liczebnego jed-
s
- • • • ' - •
- -- -
angiels
-•
-
-
a char?. i
na pla: 3
na fro]
W dn. i
I
v. xv: 3 xxv i xx: -
— Tarnol 3LV IX; Xi III : XXXIV korj
I i dalej wzdłuż pra1 s
XXI. XII. VIII. XVII. XX" - mno —
i P
"
•
>
Marynarze niemieccy ostrzełitoują aeroplan nieprzyjacielski.
emyśl — Koniuszki — Sosułów nad Dniestrem; H. armja (XVIII i XII korpusy), Stryj — Dolina i wreszcie 9. armja (XI, XXX, XXXIII i XXXII korpusy) odcinek Nadworna — Kołomyja — Śniatyn, gdzie, osiągnąwszy wówczas chwilowy sukces, miała go nadal rozwijać. Jak widzimy z tego 11. i 9. armje rosyjskie pozostawały jeszcze na prawym brzegu Dniestru, mając go na tyłach, jako linję ewentualnego odwrotu.
Jednakże już 17 maja oddziałom niemieckim udało się przeprawić na prawy brzeg Sanu pod Jarosławiem, gdzie przerwali front w styku III kaukaskiego i XXIV korpusów rosyjskich. Z wielkim zaledwie trudem udało się Rosjanom zlokalizować to niepowodzenie.
Następnego dnia Niemcy poprowadzili gwałotowne natarcie nieco na południe od Przemyśla w kierunku na Mościska. Położenie było tak groźne, że Rosjanie przygotowywali już dalszy odwrót na wschód od Sanu. W ciągu jednak następnych dni dzięki odwodom udało się Rosjanom powstrzymać napór Niemców i narazie zaniechano myśli dalszego odwrotu.
W dniach tych wielki książę Mikołaj Mi-kołajewicz zdecydował się na poważniejsze przeciwnatarcie, które mogłoby złamać „falangę Mackensena", jak poczęto nazywać jego grupę uderzeniową (11. armja niemiecka i 4. au-stro-węgierska), która od Gorlic, nacierając na wschód równolegle do łańcucha karpackiego, zdołała już podejść do Przemyśla. Rosyjski wódz naczelny zamyślił śmiałą operację. W wi
dłach Wisły i Saun miała syjska grupa uderzeniowa, sformowana z sąsiednich" wojsk 4. armji, przerzuconych z lev go na prawy brzeg Wisły. Grupa ta poprowadziłaby gwałtowne natarcie na południe w kierunku Dębicy i Rzeszowa, to znaczy w lewy bok „falangi' Mackensena", zkolei grożąc jej odcięciem od tyłów i przyparciem do grzbietów górskich.
Myśl tę jednak musiano zaniechać, gdyż dowództwo południowo -• zachodniego frontu kategorycznie stwierdziło brak odpowiednich środków do przerzucenia poważniejszych sił z lewego na prawy brzeg Wisły. Wobec tego więc, że 4. armja, jakgdyby, straciła organiczną łączność z pozostałem! armjami południowo-zachodniego frontu, przydzielono ją pod koniec maja do frontu północno-zachodniego pod dowództwo generała AleksiejewTa.
Tern niemniej jednak wielki książę bynajmniej nie godził się na te metody przeciwdziałania, które stosował generał Iwanow na SWTO-im południowo-zachodnim froncie. Jak to już wspomnieliśmy, metody te polegały na ustawi-cznem wsączaniu w szeregi cofających się ar-mij świeżych uzupełnień i odwodów, które, chwilowo nawet powstrzymując przeciwnika, szybko topniały i, pociągane przez ogólny odwrót, zdziesiątkowane cofały się również bez pożytku. W ten sposób generał IwanowT zmarnował już wszystkie niemal wdasne odwody, a ponadto siedem dywizyj, nadesłanych z północno-zachodniego frontu.
l i n n-&W - i H m
Łódź podwodn no.
460 Druk. Wars
WIELKA KLĘSKA ROSJAN NA ZIEMIACH POLSKICH W 1915 R.
II.
Rosyjski wódz naczelny, wielki książę Mikołaj Mikołajewicz, wykazał wiele hartu i ener-gji w tych najcięższych dniach dla armji rosyjskiej. Chętnie przyznają to nawet jego przeciwnicy, słusznie oceniając charakter wielkiego księcia. Kiedy plan przeciwnatarcia w widłach Wisły i Sanu okazał się nierealnym, wielki książę zdecydował się na inny manewr, a mianowicie na potężne przeciwnatarcie swojego lewego skrzydła w Galicji (9 armja), które miało być poprowadzone z linji Halicz — Stanisławów — Nadworna na skrzydło i na tyły niemieckiej, tak zwanej, armji południowej generała von Linsingena. Jak wiemy, armja ta prowadziła forsowne natarcie poprzez góry od strony Mun-kacewa w kierunku Doliny i Stryja. Plan rosyjski opierał się na poprzednio jeszcze zamierzonej ofensywie 9 armji, która z początkiem maja była już przygotowaną do tego zadania. Oczywiście w czasie, poprzedzającym przerwanie frontu przez Niemców pod Gorlicami, ofensywie 9 armji przypisywano zgoła odrębne znaczenie: miała to być jeszcze jedna próba przełamania frontu karpackiego, której celem była równina węgierska. Teraz, w obliczu już poniesionych klęsk i w przewidywaniu następnych, wielki książę w ofensywie 9 armji widział tylko przeciwnatarcie, które miało stępić groźne ostrze niemieckiej armji południowej i usunąć niebezpieczeństwo flankowego jej natarcia na linję Przemyśl — Lwów.
W pierwszych dniach maja rozpoczęła się ofensywa 9 armji rosyjskiej. Gwałtowne natarcie Rosjan odrzuciło 7 armję austrjacką, zajmującą skrajne prawe skrzydło frontu au-stro-niemieckiego aż do granicy rumuńskiej. Rosjanie zdobyli Nadworne i dotarli do Prutu w okolicach Delatyna, Kołomyi i Śniatyna. Od tej miejscowości front rosyjski biegł dalej, omijając od północy Czerniowce, aż do granicy ru
muńskiej. Sukces Rosjan, jakkolwiek narazie miał znaczenie czysto lokalne, był jednakże znaczny. Około 20.000 żołnierzy austrjackich dostało się do niewoli. Rosjanie zdobyli ponadto znaczną ilość dział i karabinów maszynowych oraz wszelakiego sprzętu wojennego. Ale sukces ten był jedyny, jaki zdołała osiągnąć 9 armja. Poza drobnemi wypadami bez większego znaczenia, nie udało się Rosjanom poprowadzić dalej swojego natarcia i przekroczyć linji Prutu, na której umocniła się odrzucona poprzednio 7 armja austrjacko-węgierska. Tak więc działania rosyjskie ograniczyły się wyłącznie przeciwko tej armji, wobec zaś ogólnego już odwrotu Rosjan na całym froncie, nawet te lokalne sukcesy nie uratowały 9 armji rosyjskiej, która wkońcu również musiała cofnąć się. Wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza zawiodła więc ostatnia nadzieja szybkiego zlikwidowania skutków straszliwej klęski pod Gorlicami.
Kiedy na skutek przerwania frontu pod Gorlicami znajdujące się w odwrocie 3 i 8 ar-mje rosyjskie zatrzymały się na froncie poza Sanem i nad górnym Dniestrem, naczelne dowództwo rosyjskie ostatecznie zrozumiało, że ofensywę austrjaeko-niemiecką zakrojono na szeroką skalę, i że na nowych pozycjach czeka Rosjan ponowne natarcie przeciwnika. W położeniu tern szczególnie zagrożony był Lwów, ku któremu przeciwnik dążył od zachodu i od południa. Wysunięto przeto nowy plan, tym razem już nie w celu likwidacji klęski pod Gorlicami, ale ratowania Lwowa i okupowanej przez Rosjan Galicji Wschodniej. Zdecydowano utworzyć nową armję w okolicach Rawy Ruskiej i Tomaszowa w składzie pełnych czterech korpusów. W razie dalszego odwrotu Rosjan z nad Sanu armja ta miała uderzyć od północy na skrzydło i tyły wojsk austrjacko-niemiee-kich, które nacierałyby na umocnione pozycje
461
Przybyły do Francji pierwszy transport wojsk rosyjskich pod dow. gen. Łochwickiego, przywitany w porcie rosyjskim hymnem narodowym.
pod Gródkiem, stanowiące klucz Lwowa. Tak więc nowa armja miała spełnić zadanie manewrowe, zakrojone na poważniejszą skalę.
Nowa armja miała być gotowa w ciągu dwóch tygodni. Do składu jej przeznaczono pięć dywizyj piecnoty z frontu północno-zachodniego, 20 dywizję piechoty, pośpiesznie przewożoną z Kaukazu, oraz cały V korpus kaukaski, który, jak wiemy, znajdował się pod Odessą na wypadek dessantu pod Konstantynopolem (ekspedycja dardanelska), ponadto zaś dwie dywizje kawalerji. Dowódcą nowej armji mianowano generała Plewego, dowodzącego wówczas 12 armją, który w początkach wojny poznał okolice Rawy Ruskiej, Tomaszowa i Gródka, prowadząc tam operacje, uwieńczone powodzeniem.
Jednakże szczęśliwa myśl utworzenia silnej grupy uderzeniowej, która przeciwstawiła
by się niemieckim zdolnościom manewrowania, nie dała się zrealizować. Dowództwo północno-zachodniego frontu czyniło wszelkie starania, aby nie pozbawiano go poważniejszych jednostek bojowych, co zmuszałoby do wielkiego wysiłku w celu utrzymania dotychczas zajmowanych pozycyj przez armje tego frontu. W rezultacie nie zabrano jednorazowo z północno-zachodniego frontu większej ilości dywizyj, natomiast wraz z biegiem wypadków wycofywano je kolejno, by wzmacniać niemi zagrożone punkty na południowo-zachodnim froncie. Ostatecznie front północno - zachodni i tak został pozbawiony znacznych sił, ale bez istotnego pożytku dla frontu południowo-zachodnie-go. To samo powtórzyło się z wojskami, pośpiesznie ściąganemi na front zachodni z Kaukazu, portów czarnomorskich i z głębi cesarstwa. Zamiast utworzyć silną, samodzielną grupę ude-
462
rzeniową, jak to pierwotnie projektowano, wsiąkały one bez pożytku w cofające się armje rosyjskie, w najlepszym razie przyczyniając się zaledwie do lokalnych, drobnych sukcesów, które nie mogły były zaważyć na losach całości działań wojennych. Generał Plewę został więc dowódcą armji, której nie sądzonem było zorganizować się.
Charakterystyczny ten przykład dowodnie świadczy o tern, do jakiego stopnia rozprzężenia po roku wojny doszło dowództwo rosyjskie. Chaos w organizacji i kierownictwie armji rosyjskiej tragicznie pogłębiał się dzięki, jakgdy-by, zanikowi zmysłu strategicznego wśród dowódców. W miarę prowadzenia wojny, jak stwierdza to generał Daniłow7, dowódcy rosyjscy coraz bardziej tracili wiarę w manewr strategiczny, dobrowolnie rezygnując z niego na rzecz wzmacniania bezpośrednio zagrożonych odcinków frontu. Była to jedna z poważniejszych przyczyn straszliwych klęsk wojska rosyjskiego w 1915 roku.
Zaledwie wojska rosyjskie jako tako wzmocniły się na prawym brzegu Sanu, kiedy w dniu 24 maja (dzień wypowiedzenia wojny przez królestwo włoskie) wojska austrjacko-
Iniemieckie gwałtownie ponowiły swoje natarcie na odcinku Jarosław — Przemyśl. Po zaciętym oporze Rosjanie zmuszeni byli wycofać się poza rzeczkę Lubaczówkę, przeciwnik zaś ulokował się na prawym brzegu Sanu, likwidując tem znaczenie nowej umocnionej linji rosyjskiej. Przerwanie ponowne frontu pomiędzy Jarosławiem a Przemyślem coraz bardziej pogłębiało się. Wojska rosyjskie wycofywały się wciąż dalej na wschód i na południe ku twierdzy przemyskiej. Dowódca południowo-zacho-dniego frontu, generał Iwanow, uczynił wysiłek, aby wyrwać inicjatywę z rąk austrjacko-niemieckiego dowództwa. Jednakże próba ogólnego przeciwnatarcia Rosjan zawiodła, rozbita i zahamowana impetem przedewszystkiem oddziałów niemieckich. Nie udało się również Rosjanom uratować położenia na odcinku Jaworów — Sądowa Wisznia, gdzie przeciwnik systematycznie posuwał się na wschód, okrążając w ten sposób twierdzę Przemyśla, jakkolwiek właśnie na ten zagrożony odcinek generał Iwanow skierował trzy zupełnie świeże korpusy, które pierwotnie miały utworzyć nową grupę uderzeniową generała Plewego. Korpusy te, pozbawione wspólnego dowództwa i samodzielności, wsiąkły bez pożytku w masę cofających się i zdemoralizowanych wojsk rosyjskich, szybko
ulegając wyniszczeniu moralnemu i fizycznemu.
W tem miejscu należy się kilka słów rosyjskiej próbie przeciwnatarcia, dokonanego w ostatnich dniach maja. Moment ku temu był niezwykle stosowny. W dniu 24 maja Włochy wypowiedziały wojnę Austro-Węgrom. Mocarstwa centralne liczyły się wprawdzie z podobną możliwością, jednakże, bądź co bądź, fakt ten zaskoczył je w sposób nieprzyjemny. Szczególnie dowództwo austrjacko-węgierskie narazie straciło głowę, jakkolwiek ono właśnie stanowiło przedtem czynnik najbardziej bojowy wobec uroszczeń włoskich dyplomatów, nie zgadzając się na żadne ustępstwa ze strony Austro-Węgier i lekceważąc groźbę wojny z Włochami. Wśród wojsk austrjacko - węgierskich wiadomość o przystąpieniu do wojny nowego przeciwnika wywołała jakgdyby ponowne załamanie się psychiczne, nie tak wprawdzie groźne, jak w pierwszych miesiącach wojny, jednakże wystarczające, aby osłabić siłę ofensywy. A ofensywę tę dowództwa niemieckie i austrjacko - węgierskie zdecydowane były pomimo wszystko prowadzić nadal, rozumiejąc, że decydujące zwycięstwo nad Rosją pośrednio wpłynie na przebieg wojny na innych frontach, a więc i na nowym froncie włoskim. Sytuację pogarszał jeszcze fakt, że dowództwo austrjacko - węgierskie musiało pośpiesznie wycofać z Galicji kilka swoich najlepszych dywizyj, aby je pchnąć na front włoski. Przeciwnie zaś, Rosjanom przybywały wciąż nowe posiłki, zużyt-kowywane wprawdzie chaotycznie i niecelowo, tem niemniej jednak mocno dające się we znaki oddziałom przeciwników, które od miesiąca bez przerwy były w walce. Tak więc moment przeciwnatarcia był wybrany przez Rosjan nader szczęśliwie.
Przeciwnatarcie rosyjskie rokowało duże nadzieje na tych odcinkach, gdzie Rosjanie mieli przeciwko sobie samych Austrjaków, natychmiast zaś załamywało się w obliczu oddziałów niemieckich, a nawet węgierskich. W rezultacie zachwiał się front austrjacki w widłach Wisły i Sanu. Położenie znów musieli ratować Niemcy, a ich interwencja była tak skuteczną, że nietylko powstrzymano przeciwnatarcie Rosjan na całym froncie galicyjskim, ale nawet, jak już wiemy, przerwano ich front pomiędzy Jarosławiem i Przemyślem. 11 armja niemiecka generała von Mackensena, ciężko pracująca od początku maja, w dalszym ciągu okazywała się dla Rosjan straszliwą, wszystko miażdżącą „falangą". Doświadczenia z ostatnich dni ma-
Ał~> A
[a utwierdziły dowództwo niemieckie w przeświadczeniu o konieczności ścisłego współdziałania oddziałów niemieckich z wojskami au-strjacko-węgierskiemi, oraz brania przez Niemców na siebie wyłącznie najcięższych zadań bojowych.
Po przerwaniu frontu na Sanie, Przemyśl znalazł się okrążony przez wojska austrjacko-niemieckie z trzech stron. Jedynie od wschodu
teren był jeszcze wolny od przeciwnika. Dowództwo rosyjskie długo wahało się w wyznaczeniu odpowiedniej roli twierdzy Przemyśla. W rezultacie jednak, biorąc pod uwagę, że po zdobyciu tej twierdzy przez Rosjan forty znajdowały się w stanie nawpół tylko nadającym się do obrony, że twierdza pozbawiona była odpowiedniej artylerji ciężkiej, środków technicznych i zapasów, zdecydowano traktować ją wyłącznie, jako umocniony odcinek frontu, nie zaś samodzielną twierdzę. Rozpoczęto też jej
464
Po upadku Przemyśla linja Sanu straciła do reszty znaczenie strategiczne dla Rosjan. To też opór ich słabł z dnia na dzień, wreszcie zaś pod naporem Niemców 11 armja rosyjska wycofała się na linję Mikołajów — Halicz poza Dniestr. Na nowych pozycjach Rosjanie, znacznie wzmocnieni nowemi posiłkami, ściągnięte-mi z północno-zachodniego frontu, zdołali powstrzymać narazie ofensywę niemiecką. W_ związku z nowym frontem 11 armji rosyjskiej i 9 armja, która, jak wiemy, osiągnęła
Skutki bombardowania Paryża w dn. 28 i 29 stycznia 1916 r. przez Zeppeliny.
była nawet znaczne sukcesy nad 7 armja au-strjacko-węgierską, zmuszona była cofnąć się swojem prawem skrzydłem na linję Halicz — Tyśmienica — Ottynia, podczas gdy jej lewe skrzydło pozostało na poprzednich pozycjach nad Prutem.
Klęski Rosjan w Galicji zachodniej, nade-wszystko zaś utrata Przemyśla i linji Sanu, wywołały przygnębiające wrażenie w Paryżu i w Londynie. Nie należało się spodziewać rychłego rozpoczęcia się ofensywy Włochów, którzy przygotowywali się do niej niezwykle ostrożnie i powoli. Armje sojusznicze we Francji były nazbyt jeszcze wyczerpane po poprzedniej kampanji 1914 roku, aby można było liczyć na ich wydatniejszą pomoc dla Rosji, to znaczy na przełamanie ustalonego już frontu pozycyjnego, wspaniale przez Niemców umocnionego i strzeżonego. Tak więc Rosja zdana była na własne tylko siły, które ją widocznie zawodziły.
W kołach polityków francuskich przewalało mniemanie, że armja francuska nie wytrzyma drugiej kampanji zimowej w okopach, wobec czego konieczne jest złamanie potęgi niemieckiej przez Rosjan, chociażby największym nawet kosztem. Należy tu dodać, że wojna pozycyjna, która ugruntowała się na Zachodzie, była w 1915 roku czemś tak nowem, a równocześnie tak niewiarygodnie potwornem, iż trudno było przypuścić, aby ludzie długo wytrzymali w straszliwych warunkach walk pozycyjnych, niby krety zagrzebani w ziemi, miesiącami całemi tkwiąc w błocie lub śniegu okopów, wśród nieznanych przedtem niewygód, pod przerażającym ogniem huraganowym arty-lerji, nieledwńe twarzą w twarz bliskiego, a groźnego przeciwnika. Na froncie wschodnim było inaczej. Tam wojna po dawnemu zasadniczo miała charakter ruchowy. To też we Francji nie rozumiano klęsk rosyjskich, zarzucając rządowi i dowództwu rosyjskiemu nieudolność, a nawet nierzadko świadomą złą wolę. Wszak Rosja miała tak niewyczerpane zasoby ludzkie, z których obficie mogła była czerpać swoje „mięso dla armat" i chociażby zatopić Niemców we krwi własnych wojsk!
Ambasador rosyjski w Paryżu, Izwolskij, alarmował wciąż Petersburg nastrojami zachodnich sprzymierzeńców, uważając, że jedynym ratunkiem byłoby szybkie przystąpienie do Koalicji Rumunji, z którą od dłuższego czasu prowadzono pertraktacje w Petersburgu. W imieniu Rumunji pertraktacje te prowadził jej poseł przy dworze rosyjskim, Diamandi. Sprawa jednak posuwała się nader powoli. Ru-
munja stawiała nadmierne żądania terytorjal-ne, bezpośrednio godzące w samych sprzymierzeńców, a mianowicie w Serbję i Rosję. Ale i pertraktacje mocarstw centralnych, prowadzone w Sofji, nie miały lepszych widoków. Problem pogodzenia interesów Bułgarji i Rumunji na terenie Dobrudży (jak wiemy, spornej od czasu wojny bałkańskiej w 1912 roku) nie był łatwy do rozwiązania.
W rezultacie pertraktacje z Rumun ją utknęły na martwym punkcie. We Francji i w Anglji winę tego składano na rząd rosyjski, który wykazał za mało dobrej woli w stosunku do całej Koalicji, nie chcąc rezygnować ze swoich ewentualnych zdobyczy na rzecz Rumunji, której nadewszystko chodziło o Bukowinę. Należy jednak oddać Rosji sprawiedliwość, że chodziło jej nietylko o własne interesy, ale i o interesy sprzymierzonej Serbji. Rumu-nja żądała bowiem ponadto oddania jej Banatu, co zbliżałoby granice rumuńskie do samego Bia-łogrodu, stolicy Serbji, która z tern nigdy nie mogłaby się pogodzić. Jakkolwiek pod koniec lipca Rumunja ma tyle zdeklarowała się, że można było liczyć teoretycznie na jej udział w wojnie po stronie Koalicji, jednakże postępowanie jej było tak ostrożne, że, praktycznie biorąc, wystąpienie Rumunji było możliwe jedynie w razie zwycięstwa Rosji na froncie wschodnim.
Powróćmy jednak do wypadków, które rozgrywały się w Galicji. Po upadku Przemyśla i wycofaniu się Rosjan na wschód od górnego Sanu i za Dniestr armje rosyjskie znajdowały się już w stanie pożałowania godnym. Straty w ludziach i sprzęcie bojowym, oraz upadek ducha i dezorganicja czyniły z nich jednostki bardzo mało wartościowe pod względem bojowym. W dodatku dowództwo całego frontu południo-wo-zachodniego, spoczywające w nieudolnych i słabych rękach generała Iwanowa, wykazywało kompletny brak inicjatywy i wiary w powodzenie, fatalną bierność, a nawet wprost apatję wobec rozgrywających się działań. Generał Iwanow stracił wszelką nadzieję uratowania Lwowa i reszty Gelicji Wschodniej, z takim triumfem zdobywanej przed rokiem ,,na wieczne władanie cara rosyjskiego"!
W rezultacie działalność dowództwa frontu sprowadziła się właściwie do podsyłania wciąż nowych posiłków na zagrożone odcinki bez planu i ładu, co powodowało ich szybkie topnienie bez pożytku w masie wyniszczonych i zdemoralizowanych wojsk. Równocześnie generał Iwanow nie czynił żadnych innych wysił-
kow dla ratowania zagrożonych pozycyj i na wniosek poszczególnych dowódców chętnie i bezkrytycznie akceptował każdorazowa odwrót poszczególnych oddziałów. Wkońcu, kiedy dowództwo naczelne zwróciło mu uwagę, bierność swoją generał Iwanow posunął tak daleko, że bez komentarzy przekazywał naczelnemu dowództwu wszystkie raporty, domagające się zezwolenia na odwrót.
W połowie czerwca, kiedy położenie w Galicji wydawało się generałowi Iwanowowi cał-
podległego bezpośrednio dowództwu 3 armji. W razie dalszego odwrotu 3 armji na północny-wschód w kierunku Włodzimierza Wołyńskiego, zaś 8 armji w kierunku Lwowa, grupa generała Ołochowa miała zająć wytwarzającą się pomiędzy temi armjami lukę, skąd łatwo mogłaby uderzyć na skrzydło wojsk austrjacko-niemieckich, gdyby te natarły na 8 armję rosyjską pod Gródkiem.
W dniu 15 czerwca wojska austrjacko-niemieckie z niemniejszą, niż przedtem gwał-
kowicie beznadziejne, decydując się już na ogólny dalszy odwrót z nad Sanu i górnego Dniestru na północny-wschód ku granicom Królestwa i na wschód pod Lwów, ten niefortunny dowódca zaniechał wreszcie zgubnego swojego systemu podsyłania na front poszczególnych oddziałów posiłkowych i powrócił do pierwotnej myśli naczelnego dowództwa utworzenia z rezerw specjalnej grupy uderzeniowej, czemu zresztą w swoim czasie był przeciwny i co sam sparaliżował.
Tak więc w okolicach Lubaczowa powstała grupa uderzeniowa w składzie czterech korpusów piechoty i jednego korpusu kawalerji. Dowódcą grupy mianowano generała Ołochcwa,
townoscią ponowiły natarcie, podchodząc pod Rawę Ruską i do stawów pod Gródkiem, gdzie Rosjanie zajmowali silnie umocnione pozycje. Już w następnym dniu 16 czerwca grupa manewrowa generała Ołochowa znalazła się niespodziewanie w pierwszej linji bojowej, silnie związana z oddziałami nacierającego nieprzyjaciela. W tych warunkach grupa ta, przedwcześnie związana z przeciwnikiem, straciła wszelką zdolność manewrową i nie mogła wypełnić swojego zadania, schodząc do roli jednego z ogniw rwącego się łańcucha rosyjskiego frontu. Było to skutkiem fatalnego błędu generała Iwanowa, który, przewidując dalszy odwrót, równocześnie wyznaczył grupie manew-
466
rów Błac
k
sl w
w
owej zbyt bliski od frontu rejon koncentracji. ttąd ten zemścił się, być może, na losach całej ampanji rosyjskiej w 1915 roku.
W dniu 18 czerwca straż przednia 11 ar-mji niemieckiej generała Mackensena ponownie zaciekłym atakiem przerwała front rosyj-ki pod Magierowem, nieco na południu od Rafy Ruskiej, obchodząc Lwów od północnego-za
chodu i torując drogę na Lwów wojskom au-strjacko-węgierskim. Tak więc po raz trzeci już od początków maja Niemcy swoją straszliwą „falangą Mackensena" druzgotali opór Rosjan, swojemi zwycięstwami i inicjatywą pociągając za sobą sojusznicze wojska austrjacko-
ęgierskie. Na skutek zwycięstwa Niemców pod Ma
gierowem, oraz natarcia sprzymierzeńców na całym froncie wszystkie armje rosyjskie po-łudniowo-zachodniego frontu rozpoczęły ponowny odwrót, miejscami przybierający charakter bezładnej ucieczki. W tych warunkach nie można było mieć nadziei, że pozostałą część Galicji Wschodniej uda się utrzymać w rękach Rosjan. To też rosyjskie dowództwo naczelne już w dniu 20 czerwca wydało rozkaz ewakuacji Lwowa i całego terytorjum okupowanego. Równocześnie, przewidując dalszy odwrót na linję Dęblin — Lublin — Chełm — Włodzimierz Wołyński, poinformowano dowództwa obu frontów, że w tym wypadku prawe skrzydło wojsk południowo-zachodniego frontu przejdzie pod rozkazy dowództwa północno-zachodniego frontu wraz z twierdzą Brześć n/Bugiem (Litewski), oraz całym mińskim okręgiem wojennym. W tym wypadku dowództwo południowo-zachodniego frontu miało zatrzymać tylko te wojska, które wTycofają się na granicę kijowskiego okręgu wojennego, należącego do tegoż frontu, a więc mniej więcej od Chełma do granicy rumuńskiej.
W dniu 22 czerwca wojska austrjacko-węgierskie wkroczyły do Lwowa, Rosjanie zaś cofali się nadal ku swoim granicom i dalej na terytorjum Królestwa Polskiego. 3 armja rosyjska, która, jak wiemy, zajmowała w Galicji prawe skrzydło, cofała się wraz z grupą generała Ołochowa na linję Lublin — Chełm — Włodzimierz Wołyński. Sąsiednia od północy na lewym brzegu Wisły 4 armja musiała dzięki temu cofać swoje lewe skrzydło w kierunku Józefowa, 8 i 11 armje rosyjskie miały sobie polecone cofać się na wschód ku granicom rosyjskim, w miarę możności powstrzymując przeciwnika na zgóry umacnianych pozycjach. Wreszcie 9 armja, jak wiemy, z powodzeniem
działająca na Bukowinie, miała cofać się tylko 0 tyle, aby wyrównywać linję frontu w związku z odwrotem sąsiedniej od północy 11 armji.
Sukces niemiecko - austrjackich wojsk był ogromny, jednakże powinien był być jeszcze większy i zupełniejszy. Przypomnijmy sobie pokrótce plan i przebieg dotychczasowej ofensywy. W momencie jej rozpoczęcia się w dniu 1 maja front biegł od Wisły wzdłuż Dunajca, na zachód od Tarnowa i Gorlic, a następnie wzdłuż grzbietów karpackich aż do granicy rumuńskiej. Rosjanie zagrażali bezpośrednio Krakowowi, a, zeszedłszy już na południowe stoki Karpat, w każdej chwili mogli byli znaleźć się na obszernej równinie węgierskiej, w samem sercu monarchji austro-węgierskiej. Plan niemiecki, chociaż realizowany przez dowództwo austrjacko-węgierskie, przewidywał następujący manewr w Galicji. Główną grupę uderzeniową miała stanowić niemiecka 11 armja generała Mackensena, mająca na lewem skrzydle 4 armję austro-węgierską, na prawTem zaś skrzydle 3 armję austrjacko-węgierską. Li-nja natarcia generała Mackensena, pociągającego za sobą obie sąsiednie armje austrjacko-węgierskie, miała prowadzić prosto na wschód równolegle do łańcucha karpackiego od Gorlic poprzez Przemyśl na Lwów. Front karpacki stanowiły 2 i 7 armje austrjacko-węgierskie, pomiędzy któremi w środku znajdowała się tak zwana południowa armja niemiecka, stanowiąca drugorzędną grupę uderzeniową. Zadaniem tej armji południowej było natarcie w kierunku północnym prostopadłym do łańcucha karpackiego na Stryj i Lwów. Natarcie to powinno było w okolicach Lwowa wyprowadzić armję południową na tyły wojsk rosyjskich, cofających się pod miażdżącemi uderzeniami „falangi Mackensena". W tym wypadku armje rosyjskie znalazłyby się w potrzasku, z którego nie mogłyby się już wydostać bez straszliwych ofiar i utraty zdolności bojowej. Jakże łatwo mogła się była powtórzyć tragiczna historja klęski rosyjskiej w Prusach Wschodnich!
„Falanga Mackensena" całkowicie wypełniła swoje zadanie, miażdżąc opór Rosjan na przestrzeni od Gorlic poprzez San i Przemyśl aż do Lwowa. Natomiast armja południowa tylko w części wypełniła swoje zadanie. Jej wściekłe wprost natarcie nie zdołało posunąć się poza Stryj. Nie udał się zamierzony potężny manewr na skrzydło i na tyły Rosjan w Galicji. Przyczyną tego niepowodzenia była 7 armja austrjacko-węgierską generała Pflanzer-Baltina, która o własnych siłach nie mogła spro-
467
stać energicznemu natarciu 9 armji rosyjskiej na Bukowinie, o czem mówiliśmy już w swoim czasie. Niemiecka armja południowa nietylko nie miała pomocy od swojej austrjackiej sąsiadki, ale przeciwnie, sama musiała wciąż ratować niedołężne wojska generała Pflanzer - Baltina, który, niby kula u nogi, uniemożliwiał Niemcom swobodę działania!
Jakkolwiek zwycięstwo austrjacko-nie-mieckie w Galicji mogło było osiągnąć większe jeszcze rezultaty — i to, co osiągnięto już, było olbrzymim sukcesem. Napór Rosjan, trwający już blisko od roku, został ostatecznie złamany. Ważny strategicznie węzeł krakowski uratowano, równośczenie usuwając wszelkie niebezpieczeństwo wkroczenia Rosjan na równinę węgierską. Niemal cała okupowana i nieledwie anektowana przez Rosjan Galicja była odzyskana. Wojska austrjacko-węgierskie, pociągnięte przez Niemców do zwycięstwa, w dużej mierze odzyskały wiarę w powodzenie własnego oręża, a co za tern idzie, jaką taką wartość bojową, mogącą się już mierzyć z wartością wojsk rosyjskich. Równocześnie zaś armje rosyjskie w Galicji, a więc niemal cały południowo-zacho-dni front, poniosły straszliwe ofiary: wojska rosyjskie w ciągu dwóch miesięcy utraciły zgó-rą pół miljona ludzi w zabitych, rannych i jeńcach, oraz ogromną ilość broni, sprzętu i wszelakich zapasów wojennych, których nie zdołano na czas ewakuować. Poniesione klęski zdezor-
Kolonje niemieckie w
ganizowały ponadto cały aparat wojenny Rosji, czyniąc go ostatecznie niedołężnym i rozprzę-żonym.
Do wszystkich klęsk wojennych Rosji poczęła się dołączać straszliwa nowa klęska, powoli i pocichu nadciągająca, niby chmura gradowa: rewolucja. W owym wprawdzie czasie mało kto w Rosji zdawał sobie w pełni sprawę z tego nowego niebezpieczeństwa. Najmniej wiedział o tern sam rząd i dowództwo. Ale i wtedy już byli ludzie, którzy wyraźnie odczuwali pierwsze objawy nadciągającej burzy. W głębi cesarstwa w napoły rozwalonych po roku 1905 podziemiach konspiracji rewolucyjnej znów zawrzała intensywna robota. Propaganda rewolucyjna drążyła cesarstwo rosyjskie, podsycana bezsprzecznie przez agentury niemieckie i znajdująca podatny grunt, który przygotowywały klęski, nieudolność aparatu państwowego i wojskowego, zła wola carskiego biurokratyzmu, a wreszcie coraz cięższe warunki życia wojennego. Wciąż ponoszone przez armje rosyjskie ogromne straty w ludziach zmuszały Rosję do ciągłego ich uzupełniania coraz bardziej surowym materjąłem ludzkim, którego zresztą było pod dostatkiem. Ale coraz nowe uzupełnienia przychodziły na front w coraz gorszym stanie bojowym, obniżając ogólną wartość wojsk rosyjskich, co zaś najważniejsze — przychodziły na front zarażone już na tyłach propagandą rewolucyjną. Oczywiście
Afryce wsehodniej.
zjawisko to z początku było ledwie spostrzegal-ne, ale z biegiem czasu dawało się coraz lepiej obserwować. Klęski w Galicji i odwrót ku granicom zjawisko to w dużej mierze spotęgowały.
Jedynym bodaj czynnikiem w Rosji, który nietylko nie stracił wiary w ostateczne zwycięstwo, ale zachował ponadto rozwagę, trzeźwość i niczem nieugiętą wolę — był wódz naczelny, wielki książę Mikołaj Mikołajewicz. Ale wielki książę, o którym wrogowie nawet mówią, jako o wielkiej indywidualności, na nieszczęście dla Rosji, był, jakgdyby, osamotniony i spętany fatalną organizacją wojsk rosyjskich, która pozostawiała mu nader szczupły zakres inicjatywy i czyniła bezsilnym wobec nieudolności, a nawet wobec złej woli dowódców drugiego i trzeciego stopnia.
Pomimo wszystko jednak, nawet po upadku Lwowa wielki książę Mikołaj Mikołajewicz wierzył jeszcze wT zdumiewającą wytrwałość i karność żołnierza rosyjskiego i na tern gruntował swoją wiarę w ostateczne zwycięstwo. To też za wszelką cenę pragnął utrzymać się w coraz bardziej zwężającej się, niebezpiecznej wypukłości, jaką twrorzył nowy front na linji Grodno — Warszawa — Dęblin — grupa twierdz wołyńskich Łuck, Równo i Dubno. Na tym froncie wielki książę pragnął zreorganizować i wzmocnić swoje wojska, aby samemu zkolei przejść do potężnej ofensywy.
W dniu 25 czerwca wielki książę dokonał nowego podziału swoich wojsk. 3 armja, wycofująca się z Galicji do Lubelszczyzny, została przydzielona dowódcy północno-zachodniego frontu, generałowi Aleksiejewowi, który w ten sposób miał pod swojemi rozkazami siedm ar-mij, a mianowicie 10, 12, 1, 2, 5, 4 i 3. Armje te zajmowały głównie obszary Królestwa Polskiego. W rękach dowódcy południowo-zacho-dniego frontu, generała Iwanowa, pozostały wszystkiego trzy armje: 8, 11 i 9, które cofały się do granic kijowskiego okręgu wojennego, mającego stanowić ich bazę operacyjną, podobnie, jak okręg miński był bazą dla północno-zachodniego frontu. W razie dalszego odwrotu na wschód oba fronty, oddzielone w tym wypadku małodostępnem Polesiem, stanowiłyby niejako dwa odrębne teatry wojny. Przewidując tę możliwość, w okolice Brześcia n/Bugiem (Litewskiego) ściągano pośpiesznie z obu frontów wielkie masy kawalerji, która miała spełniać zadanie utrzymywania łączności pomiędzy obu frontami.
Do dowództwa frontu północno-zachodniego należały również te wojska, które znajdo
wały się na rosyjskiem skrajnie prawem skrzydle nad Bałtykiem na terenach dzisiejszej Litwy kowieńskiej. Wojska te, składające się początkowo z dość słabych jednostek bojowych, należały do dowództwa 10 armji, której sztab znajdował się o paręset kilometów, w Grodnie. W tych warunkach oczywiście nie mogło być mowy ani o prawidłowej organizacji tych oddziałów, ani o ich planowem działaniu, kiero-wanem zazdrośnie z tak wielkiej odległości i to przy rosyjskich słabych środkach łączności. Wszystko było dobrze dotąd, dopóki Niemcy nie zwrócili uwagi na ten niezwykle słaby odcinek rosyjskiego frontu. Ale, jak wiemy, dnia 26 kwietnia właśnie w Kurlandji (dzisiejsza Litwa) rozpoczęli Niemcy natarcie dywersyjne, które miało odwrócić uwagę Rosjan od przygotowującej się pod Gorlicami wielkiej ofensywy w Galicji. Napotkawszy niezwykle słaby opór, niemiecka armja Niemna natarcie swoje znacznie rozszerzyła poza pierwotne cele dywersyjne, opanowując twierdzę Libawę i pod koniec czerwca podchodząc pod Szawle, skąd zagrażała już Rydze i Wilnu.
Rosjanie pośpiesznie, ale niezwykle chaotycznie poczęli wzmacniać swoje wojska w Kurlandji, wciąż kierowane drobiazgowo przez sztab 10 armji, kwaterujący aż w Grodnie. Oczywiście rezultaty były fatalne. Zorjen-towawszy się w sytuacji generał Aleksiejew, wykorzystał odwołanie generała Plewego wraz ze sztabem 12 armji, który miał, jak wiemy, stanąć na czele grupy uderzeniowej pod Rawą Ruską, co nie doszło do skutku. Ze wszystkich wTojsk, znajdujących się w Kurlandji, utworzono nową 5 armję pod dowództwem generała Plewego. Dowództwo 12 armji objął zkolei były dowódca 5 armji, generał Czurin, ta zaś ostatnia została rozformowana na lewym brzegu Wisły i włączona do 2 armji generała Smirno-wa. Tak więc dzięki inicjatywie Niemców Rosjanie nareszcie zorganizowali swoje skrajne prawe skrzydło pomiędzy Niemnem a wybrzeżem morskiem. Początkowo w skład nowej 5 armji weszły trzy pełne korpusy i siedm dy-wizyj kawaleryjskich. W przyszłości siły te znacznie wzmocniono. Bazami operacyjnemi tej armji była Ryga i Dźwińsk. Równocześnie dowództwo naczelne nakazało flocie bałtyckiej za wszelką cenę utrzymywać dojście do zatoki Ryskiej pomiędzy lądem a wyspami Ozylją i Dago, oraz zablokować wejście do zatoki Ryskiej od strony morza zagrodami minowemi. Poza tern flocie rosyjskiej udało się wprowadzić do zatoki Ryskiej krążownik „Sława", który miał
469
współdziałać z wojskami lądowemi w wypadku odwrotu na linję Dźwiny.
Wszystkie te zarządzenia narazie o tyle uratowały położenie Rosjan w Kurlandji, że natarcie Niemców zostało powstrzymane na linji Apriken — Hazenpot — Kurszany — Kiel-m y — Rossienie — Średniki nad Niemnem. Ale o odrzuceniu Niemców z tej linji nie było mowy. Wojska niemieckie szybko umocniły swoje pozycje, tworząc istne fortyfikacje, trudne do
wojenną, na której miano zastanowić się nad środkami uratowania tragicznego położenia wojsk rosyjskich. Jak już wiemy, wielki książę pragnął za wszelką cenę utrzymać Warszawę i nową linję frontu, skąd w przyszłości dałoby się poprowadzić wielkie przeciwnatarcie. Ale stan armij rosyjskich, według relacji uczestników narady, nie pozwalał mieć tak daleko sięgającej wiary w zwycięstwo.
Armje obu frontów dotkliwie odczuwały
Królowa Rumunji Marja.
zdobycia dla Rosjan wobec słabości ich artylerji ciężkiej. Na tyłach Niemcy zorganizowali również ze zdumiewającą szybkością doskonałe środki komunikacyjne i łączności, co w przyszłości pozwoliło im na rozpoczęcie ponownej ofensywy, zakrojonej na szerszą skalę.
W ostatnich dniach czerwca wielki książę Mikołaj Mikołajewicz zwołał w Chełmie naradę
470
brak ponad pół miljona ludzi w swoim składzie. Uzupełnienia podchodziły na front coraz bardziej zdezorganizowane, źle wyćwiczone i pozbawione broni. W momencie tym dowództwo naczelne rozporządzało zaledwie 40.000 wolnych karabinów, która to ilość była zupełnie niewystarczająca nietylko dla uzupełnień, ale nawet dla zaspakajania normalnego zużycia broni na froncie. O nowych uzupełnieniach wielki książę tak komunikował oficjalnie cesa-
rzowi: „Jakość uzupełnień, pod względem wyszkolenia — niżej wszelkiej krytyki, ponieważ wszystko to materjał półsurowy, a w dodatku, ze względu na brak karabinów, prawie zupełnie niewyszkolony w strzelaniu". Coraz dotkliwsze braki odczuwano również w składzie oficerskim, znakomicie przetrzebionym w czasie ostatniej ofensywy niemiecko - austrjackiej w Galicji. Zniszczeniu i brakom podlegało również całe techniczne wyposażenie wojska, prawie zupełnie nie uzupełniane od początku wojny. Szczególnie było to dotkliwe dla artylerji, taborów, kuchen polowych, telefonów i t. p. Wszelkie zapasy bojowe i amunicja, szczególnie na froncie południowo-zachodnim, były na wyczerpaniu i obliczano je nie więcej, niż na 40% stanu normalnego.
Najgroźniejszym zjawiskiem, notowanym na naradzie wojennej, było znaczne obniżenie się moralnej postawy zarówno żołnierzy, jak i oficerów, przedewszystkiem zaś wśród świeżych uzupełnień. Działało tu wyczerpanie moralne na skutek ciągłych klęsk i niepowodzeń, utrudzenie fizyczne wśród coraz gorszych warunków bytu żołnierskiego, a wreszcie propaganda rewolucyjna, która wsączała się do ar-mji wraz ze świeżemi uzupełnieniami. Na tyłach włóczyły się całe bandy dezerterów. Nawet kompanje marszowe dochodziły na front nie w pełnym składzie. W czasie walk wojska rosyjskie traciły coraz więcej ludzi, zabieranych do niewoli przez przeciwników i to coraz częściej w warunkach bynajmniej nie przymusowych. W dniu 1 kwietnia 1915 roku liczba jeńców, znajdujących się w głębi Rosji, a pochodzących głównie z armij austrjacko-węgier-skich (masowe poddawanie się Czechów), wynosiła ponad pół miljona ludzi — równocześnie dowództwo rosyjskie obliczało liczbę swoich żołnierzy, zabranych do niewoli przez Niemców i Austrjaków, na zgórą miljon ludzi, która to liczba, według danych państw centralnych, była zresztą znacznie wyższą.
Groźnem również zjawiskiem była szczególna psychoza, która opanowała całe społeczeństwo rosyjskie, a nawet biurokrację, ofi-cerstwo i sfery polityczne. Wszędzie doszukiwano się zdrady, wpływów niemieckich i ich propagandy. Nadwyraz przykrem i ciężkiem było położenie tych Rosjan, którzy, zajmując poważniejsze stanowisko w wojsku, administracji czy polityce, mieli nieszczęście nosić nazwiska o brzmieniu niemieckiem, a których tak wielu było w carskiej Rosji jeszcze od czasów Piotra Wielkiego. Oczywiście — wobec istot-
Rosji musiały się zdarzać tu i ówdzie poszczególne wypadki zdrady, nie można ich było jednakże rozciągać na wszystkie wypadki nieudolności, czy też wypadkowych błędów. To samo da się powiedzieć o propagandzie niemieckiej i działalności sabotażowej i szpiegowskiej jej agentów. Propaganda ta niewątpliwie odgrywała pewną rolę, może nawet dość poważną, ale przedewszystkiem winnym był cały system organizacji wojska i administracji państwowej i samo społeczeństwo rosyjskie bardziej nawet, niż jego poszczególni członkowie.
Tem niemniej jednak wbrew zdrowemu rosądkowi, a nawet wbrew elementarnej sprawiedliwości psychoza zdrady i osobistych oskarżeń szerzyła się coraz bardziej, stwarzając wdzięczne pole dla wszelkiego rodzaju ciemnych intryg. Zwalczał je wielki książę Mikołaj Mikołajewicz, ale bez skutku. Przeciwnie — sam padał coraz częściej ich ofiarą, jako człowiek bezpośrednio odpowiedzialny za prowadzenie działań wojennych.
Ta psychoza histeryczna, obejmująca coraz szersze masy, poczęła się kojarzyć z nastrojami rewolucyjnemi, które coraz bardziej podnosiły głowę po wielkich miastach i ośrodkach przemysłowych, wykorzystywując rosnący niedostatek wśród proletarjatu i dotkliwy brak środków spożywczych, co było spowodowane wyłącznie wadliwą organizacją zaopatrywania miast i rozprzężeniem środków komunikacyjnych, gdyż Rosja, której przerwano wielki przed wojną eksport, wciąż jeszcze była krajem, posiadającym w bród wszelkich środków wyżywienia swojej ludności.
Już w połowie maja 1915 roku wynikły w Moskwie bardzo poważne zaburzenia uliczne, w których brały udział wielotysięczne tłumy proletarjatu, żołnierzy i mętów społecznych. Ponieważ jednak zaburzenia te odbywały się pod hasłami antyniemieckiemi, ponieważ tłumy szukały rzekomo zdrajców i szpiegów — przeto władze państwowe zachowywały się na-razie w sposób zdumiewająco bierny, którego wytłomaczeniem może być tylko ogólna psychoza i lęk poszczególnych dygnitarzy przed posądzeniem ich o sprzyjanie agentom niemieckim. W gruncie rzeczy w zaburzeniach tych przejawiał się już duch rewolucyjny, narazie zręcznie okrywający się pod hasłami hurra-patrjotyz-mu. W rezultacie rozbestwione tłumy wymordowały bezkarnie znaczną ilość osób, wśród których zapewne nie było ani jednego prawdziwego zdrajcy lub szpiega! Demolowano gma-
471
' I I I I
* * 4»
Następca tronu rumuńskiego Karol defilujący na czele swego pułku.
chy i sklepy, należące do ludzi o niemieckich nazwiskach, a ofiarą tłumu padło również wiele przedsiębiorstw czysto rosyjskich. Straty materjalne wyniosły kilkadziesiąt miljonów rubli złotych.
Wypadki moskiewskie, które rząd rosyjski usiłował napróżno przedstawić, jako wybuch gniewu ludu, skierowany przeciwko Niemcom, wywołały fatalne wrażenie w Londynie i w Paryżu. Uważano tam, że zaburzenia w Moskwie były wywołane nienawiścią ludu wogóle do cudzoziemców (istotnie — wielu Francuzów i Anglików padło ofiarą tłumów), co pogłębiało między sojusznikami wzajemną nieufność. Oskarżano się o wzajemne ukrywanie niepowodzeń i strat, czemu miała służyć nietylko gra dyplomatów, ale i cenzura prasy i korespondencji nawet wewnątrz własnych społeczeństw. Coraz częściej odzywały się przeto głosy o konieczności bliższej współpracy sojuszników i rzetelnego wzajemnego informowania się dla dobra wspólnej sprawy.
Jakkolwiek położenie Rosji pod każdym względem było niezwykle ciężkie, jednakże w społeczeństwie rosyjskiem wciąż jeszcze przeważało poczucie konieczności doprowadzenia wojny do ostatecznego zwycięstwa. Niełatwo ustępuje z areny dziejów buta czy też duma narodu, który od setek lat zżył się wśród wielkich zwycięstw ze swoim imperjalizmem i nacjonalizmem! Tylko skrajna lewica ugrupowań socjalistycznych od początku wojny zdecydowanie przeciwstawiła się jej, widząc w zwycięstwie Rosji zwycięstwo caryzmu.
W lutym 1915 roku odbyła się w Londynie międzysojusznicza konferencja partyj socjalistycznych. Przedstawiciel rosyjskich par-tyj socjalistyczno-rewolucyjnych złożył na konferencji w formie zapytania- następującą deklarację: „Zwycięstwo Francji, Anglji i Belgji przyniesie Europie pokój i dobrobyt, ale to oznaczać będzie również, że zwycięzcą będzie i Rosja. Czy konferencja sądzi, że Rosja, rządzona obecnie przez carat, będąc zwycięzcą, umocniona w swoim ustroju państwowym, przyjmie w tych warunkach udział w reformach, czy też bardziej jeszcze zakuje w okowy swój kraj, a ponadto nowozdobyte ziemie, korzystające dotąd ze względnej swobody? „Ponieważ przedstawiciele partyj socjalistycznych Anglji, Francji i Belgji przedtem jeszcze jednogłośnie wypowiedzieli się za prowadzeniem wojny aż do zwycięstwa, przeto uchylili się od odpowiedzi na deklarację przedstawicieli rosyjskiego skrajnego socjalizmu. Dało to w Rosji powód temu ostatniemu do wszczęcia energicznej propagandy przeciwko tak nazwanemu „socjal-patrjotyzmowi".
Konsekwencją ogólnych nastrojów w społeczeństwie rosyjskiem było gorące oczekiwanie zmian w rządzie, któremu przypisywano główną odpowiedzialność za wszystko zło, panujące w Rosji. Od nowego rządu oczekiwano wprost cudów. Ot, zwykłe nieporozumienie, tak często w dziejach mącące zdrowy rozsadek narodów! Wciąż rozchodziły się coraz nowe na ten temat pogłoski. Dyplomacja międzysojusznicza ze swojej strony wywierała nacisk
472
na cesarza w sensie ustępstw na rzecz opinji społecznej. W Londynie i w Paryżu sądzono, że zaspokojenie ambicji społeczeństwa " rosyjskiego uratuje rozkładającego się kolosa rosyjskiego. Nowe nieporozumienie, tak właściwe wszelkiej dyplomacji, sądzącej zderzenia na-ogół płytko i formalnie.
Pierwszym kompromisem ze strony cesarza była dymisja niepopularnego ministra spraw wewnętrznych Makłakowa i nominacja na to stanowisko księcia Szczerbatowa, mającego zaufanie w sferach samorządu ziemskiego (instytucja analogiczna do naszych sejmików powiatowych). Następnie przyszła dymisja ministra wojny generała Suchomlinowa, którego zastąpił generał Poliwanow, osobiście nie-lubiany przez cesarza, ale popularny w sferach politycznych i w Dumie Państwowej (namiastka rosyjskiego parlamentaryzmu). Było to już wielkie ustępstwo cesarza na rzecz opinji społecznej. Wreszcie na stanowisko oberprokura-tora Św. Synodu mianowTał cesarz popularnego działacza społecznego z Moskwy Samarina, któremu ogólnie przypisywano dążenie do uzdrowienia stosunków w cerkwi prawosławmej.
Jednakże na czele rządu nadal pozostał prezes rady ministrów Goremykin, osobistość nadwyraz słaba i nieudolna, a bezwzględnie niepopularna w społeczeństwie. Kompromis więc i ustępstwa cesarza nie były zbyt daleko posunięte.
W dniu 24 czerwca w Kwaterze Głównej w Baranowiczach odbyło się posiedzenie nowego składu rady ministrów' pcd przewodnictwem samego cesarza i z udziałem wodza naczelnego wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza. Na posiedzeniu tern roztrząsano położenie Rosji, i w rezultacie zadecydowano szereg ważnych posunięć, które miały udoskonalić aparat wojenny i przyspieszyć ostateczne zwycięstwo. Posiedzenie to, dookoła którego uczyniono odpowiednią propagandę, w znacznym stopniu wzmocniło nastrój optymistyczny społeczeństwo i armji.
Optymizm ten dopomógł wielkiemu księciu w parę dni później do przeforsowania swojej koncepcji na naradzie wojennej, która odbyła się pod przewodnictwem cesarza w dniu 27 czerwca w Brześciu n/Bugiem. Większość uczestników narady była zdania, iż natychmiast należy ewakuować Warszawę i wycofać się z niebezpiecznej wypukłości, jaką nad środkową Wisłą tworzyła nowa linja frontu. Wielki książę, powołując się na względy strategiczne w przewidywaniu własnego przeciwnatar
cia, oraz na podniesienie się na duchu armji i społeczeństwa po ostatnich zmianach w rządzie, zdołał uzyskać aprobatę dla koncepcji utrzymania się na linji Hazenpot — Kursza-ny — Rossienie — Wyłkowyszki — Osowiec— Łomża — Przasnysz — Skierniewice — Radom — Kraśnik — Zamość — Złoczów—Ober-tyn — granica rumuńska, czyli na linji, gdzie chwilowo zatrzymały się naogół cofające się wojska rosyjskie.
W momencie tym armje rosyjskie na zachodnim froncie bojowym liczyły w swoim składzie 49 korpusów, czyli 108 dywizyj piechoty, 16 oddzielnych brygad i 35 dywizyj kawaleryjskich. Siły te powinny były wynosić około dwóch mil jonów ludzi, jednakże w istocie liczebność ich była conajmniej o pół miljona mniejszą na skutek poniesionych ostatnio strat. Nierzadko zdarzały się całe dywizje, liczące po parę zaledwie tysięcy bagnetów, i pułki po kilkuset ludzi. Tych należało szczególnie oszczędzać, jako konieczne kadry jednostek bojowych. Począwszy od dnia 25 czerwca nowy podział armji przedstawiał się następująco: generał Aleksiejew na swoim północno-zachodnim froncie posiadał 37 korpusów, czyli dw7ie trzecie wszystkich sił, zaś generał IwanowT zaledwie 12 na całym froncie południowo-zachodnim. W ten sposób oczywiście wszelka inicjatywa mogła była wyjść jedynie od generała Aleksie-jewa.
Wielki książę, jako główne narazie zadanie dla obu frontów, postawił zachowanie sił i odporności wojsk rosyjskich, które nikły wprost w oczach. Wielkiemu księciu chodziło o zachowanie armji istniejącej jeszcze, jako kadrów, i przetrzymanie koniecznego okresu czasu, w ciągu którego miały być wyszkolone w głębi Rosji nowe uzupełnienia, sprowadzone z zagranicy wielkie zamówienia na broń, amunicję i środki techniczne, oraz reorganizowana i zwiększona produkcja własnego przemysłu dla celów wojny. Rosyjski wódz naczelny wierzył, że wejście do rządu popularnych i mających duże wpływy w społeczeństwie jednostek zapoczątkuje ścisłą współpracę czynników społecznych z rządem i z wojskiem, co znakomicie podniesie bojowe zdolności Rosji, jako państwa, i rozbudzi entuzjazm w społeczeństwie, które podniesie moralną wartość armji. Wielki książę liczył również na wTciąż odciąganą pomoc, którąby mogli okazać sojusznicy własnem natarciem na Zachodzie, liczył na ofensywę Włochów, a wreszcie na jesienno roztopy, które w sposób naturalny sparaliżują aktywność
sciwnika na froncie wschodnim, pozbawionym dogodnych środków komunikacyjnych.
W sensie zyskania na czasie najprostszym rozwiązaniem sprawy był dalszy odwrót w głąb Rosji, wciągnięcie przeciwnika w bezgraniczne obszary cesarstwa. Ale to rozwiązanie, do którego większość dowódców rosyjskich skłaniała sie życzliwie, powołując się na przykłady od Piotra Wielkiego aż do klęski Napoleona w 1812 roku, budziło poważne obawy, przekreślające względy czysto strategiczne. Dalszy bowiem odwrót wewnątrz Rosji nieuchronnie
i Grodnem na skrzydłach i w środku z uforty fikowanem przedmościem w Olicie, dalej skręcający na południe wzdłuż rzeczki Swisłoczy, przez puszczę Białowieską, górny Narew z dopływami aż do twierdzy Brześć n/Bugiem (Litewski) ; stąd biegnący wzdłuż górnego Bugu, a następnie z biegiem dowolnego dopływu Dniestru w Galicji Wschodniej, a dalej wzdłuż odcinka granicznego Rosji do granicy rumuńskiej. Na linji tej front rosyjski skróciłby się prawie do 1000 kilometrów. Na tyłach równolegle do frontu biegła dogodna linja kolejowa
Front turecki. Trudności transportowe w górach.
byłby poczytany za nową klęskę, co ponownie osłabiłoby odporność moralną społeczeństwa rosyjskiego i zniszczyło w zalążku rodzący się bojowy odruch społeczeństwa, w który tak bardzo wierzył wielki książę.
Nie porzucając więc decyzji utrzymania obecnego frontu w miarę możności zawczasu już przygotowywano nową linję oporu, najdogodniejszą z punktu widzenia strategicznego i jak najmniej cofniętą w głąb tery tor j urn rosyjskiego ze względów psychologiczno-polity-cznych. Linją tą mógł być front, biegnący od zatoki Ryskiej nieco na zachód od Rygi do średniego biegu Niemna z twierdzami Kownem
Ryga — Dź wińsk — Wilno — Baranowicze— Równo — Staro-Konstantynów — Kamieniec Podolski z licznemi rozgałęzieniami na zachód ku frontowi i na wschód wgłąb Rosji. Wreszcie oba skrzydła planowanej linji frontu były należycie ubezpieczone: prawe skrzydło opierało się o zatokę Ryską, gdzie panowała wciąż jeszcze flota rosyjska, zaś lewe opierało się o granice neutralnej dotychczas Rumunji.
Wobec korzyści strategicznych, jakie dawała projektowana linja frontu, sprawa Warszawy musiała być przesądzoną. Dalsze pozostawanie Rosjan w „worku warszawskim" mało dawało szans utrzymania tych pozycyj, by-
ło natomiast niezwykle ryzykowne: oba skrzydła frontu niemiecko-austrjackiego znacznie wysunięte ku wschodowi w każdej chwili zagrażały Rosjanom osaczeniem środka ich frontu i zepchnięcia w błota pińszczyzny. Jedynem wyjściem z tego przykrego położenia wydawało się wycofanie wojsk rosyjskich na przewidzianą i zawczasu przygotowaną linję nowego frontu. To też nawet wielki książę uważał Warszawę za straconą, pragnął jedynie odciągnąć jej ewakuację licząc jeszcze na jakieś nieoczekiwane a pomyślne zdarzenia.
Pod koniec czerwca 1915 roku, to znaczy w tym czasie, kiedy w Rosji poważnie zastanawiano się nad wytworzonem położeniem i szukano sposobów uratowania armji i dania nowego oporu przeciwnikowi, również i po stronie mocarstw centralnych toczyły się gorączkowe narady nad koncepcją dalszych działań wojennych na Wschodzie.
Na obu skrzydłach frontu wschodniego wojska państw sprzymierzonych uzyskały bardzo poważne zwycięstwa nad armją rosyjską, którą doprowadziły do ogromnego osłabienia i rozprzężenia. Wobec tego wypływało pytanie, czy prowadzić wielką ofensywę przeciw Rosji nadal, czy też zadowolić się już uzyskanemi sukcesami, umocnić się na nowej linji frontu, a działania zaczepne przenieść na inny teatr wojny? Ale położenie na innych frontach było narazie i na dłuższy jeszcze okres czasu zupełnie pomyślne dla państw centralnych. Na froncie zachodnim we Francji próba letniego natarcia sprzymierzonych na pozycje niemieckie została odparta i zlikwidowana bez większego wysiłku. Nie było prawdopodobnem, aby przed wrześniem wojska francusko-angielskie mogły były ponowić swoje działania zaczepne tak wielkiem jeszcze było ich wyczerpanie. W dodatku dowództwo niemieckie coraz bardziej upewniało się, co do skuteczności swojego systemu obrony, którą zastosowano na całym froncie zachodnim, gdzie wojna skostniała w walkach pozycyjnych. Również pierwsze walki na froncie włoskim uspokoiły obawy mocarstw centralnych. Okazało się, że wojska włoskie nie są groźnym przeciwnikiem dla wojsk austrjacko - węgierskich, które na tym froncie od początku doskonale dawały sobie radę nawet bez pomocy Niemców.
Wobec takiego położenia na innych teatrach wojny niemiecki szef sztabu generalne
go, czyli faktyczny kierownik działań wojennych Niemiec, generał von Falkenhayn zadecydował dalszą ofensywę przeciw Rosji w celu zadania jej ostatecznej klęski i zniszczenia aktywności jej armji, Naczelne dowództwo Austrjacko-węgierskie, coraz bardziej podporządkowujące się dyrektywom niemieckim, zaakceptowało plan dalszej ofensywy tembar-dziej, że odtąd główny jej ciężar miał spoczywać na barkach armij niemieckich, zaś austrjacko-węgierskim wyznaczono rolę drugorzędną, zresztą, jak to się już działo faktycznie od dłuższego czasu.
Dalszą ofensywę generał von Falkenhayn postanowił prowadzić według zupełnie nowego planu. Pierwszy okres ofensywy, trwający przez maj i czerwiec, był charakterystyczny natarciem na oba skrzydła rosyjskie: na północy w Kurlandji i na południu w Galicji. Teraz główne natarcie miało być skierowane na środek frontu rosyjskiego. Jak sobie przypominamy, środek ten był znacznie wygięty ku zachodowi, gdzie pomiędzy mniej więcej Modlinem a Dęblinem wychylał się na lewy brzeg Wisły, obejmując Warszawę i Radom, podczas gdy oba skrzydła rosyjskie były bardzo znacznie cofnięte ku wschodowi. Położenie to, niekorzystne dla Rosjan, postanowił wyzyskać generał Falkenhayn, uderzając na wypukły środek frontu równocześnie od północy na Łomżę, Różany i Pułtusk, czyli na tyły Warszawy, i od południa na Chełm i Lublin, czyli na tyły Dęblina. Przy takiem koncentrycznem natarciu można było liczyć na przecięcie dróg odwrotnych Rosjan na wschód, co musiałoby spowodować osaczenie niektórych chociażby oddziałów rosyjskich, szczególnie z lewego brzegu Wisły, a nadewszystko utrudniłoby Rosjanom prawidłową ewakuację opuszczanego terytor-jum i samej Warszawy.
Natarcie na południu miała poprowadzić grupa armij generała von Mackensena, w skład której wchodziła sławna już 11. armja, zwana „falangą Mackensena", i nowoutworzona niemiecka armja Bugu. Natarcie Mackensena miało być poprowadzone pomiędzy Wisłą i Bugiem z ogólnym kierunkiem na Brześć n/Bugiem (Litewski). W pierwszych dniach lipca grupa Mackensena uszykowała się pomiędzy Wisłą a Rawą Ruską, gotowa w każdej chwili do rozpoczęcia ofensywy.
Na północy natarcie miała wykonać grupa uderzeniowa generała Gallwitz'a. W skład tej grupy wchodziła poprzednia grupa tego generała, obecnie przekształcona na 12 armję,
475
Front wioski. Goryca. Most, który przetrwał straszliwe bombardowanie okolicy.
oraz prawe skrzydło 8. armji generała von Scholtz'a. 12. armja skoncentrowała się w okolicach Mławy, zaś 8. nieco na północ od średniego biegu Narwi. 12. armja miała uderzyć na Pułtusk i dalej na bliskie tyły Warszawy, 8. zaś przez Łomżę na dalsze tyły, przerywając ewentualnie linje kolejowe, prowadzące przez Białystok i Bielsk na wschód.
Należy tu omówić pokrótce te tarcia, jakie w łonie dowództwa niemieckiego wywołał
aionego przez Niemców strategicznego schematu kamieńskiego, ale zakrojonego na znacznie szerszą skalę, niż plan Falkenhayna.
Powodzenie planu Hindenburga stworzyłoby dla Rosjan położenie wprost tragiczne. Aby uratować swoje wojska w Królestwie Pol-skiem od całkowitego okrążenia musieliby Rosjanie wykonać „potężny skok wtył", aby zdążyć wycofać swoje armje po obu stronach bagien poleskich, zanim te jedyne drogi odwrotu
<ft3L> M* ^ H R X
m:Ą S >'•'
h tUNttt*
im V*
1) Stacja węglowa na kanale Sueskim.
2) Brzeg kanału. 3) Parowiec VJ Port-Saidui 4) Widok Kairu z cytadeli
!> £-44
Turcja.
plan Falkenhayna. Oto generał von Hindenburg, dowódca niemieckiego frontu wschodniego, oraz jego szef sztabu generał von Luden-dorff byli zdania, że plan Falkenhayna zupełnie niepotrzebnie i przez zbytnią ostrożność ogranicza te możliwości, które dawało Niemcom zupełne chwilowe wycieńczenie armij rosyjskich.
Hindenburg pragnął wielkiego manewru, a mianowicie manewTru oskrzydlającego przez Kowno i Wilno na Baranowicze i Mińsk przy równoczesnem natarciu Mackensena na prawym brzegu Bugu w kierunku Brześcia n/Bugiem i Kowla. Byłaby więc to realizacja ulu-
476
nie byłyby odcięte przez Niemców. Ale ten „potężny skok wtył" drogo kosztowałby armje rosyjskie, które po takim wysiłku i po nieuniknionych w podobnym wypadku dotkliwych stratach materjalnych niewielką już musiałby przedstawiać wartość bojową. Gdyby jednak Rosjanie nie zdążyli na czas wycofać się z Królestwa groziłoby im zepchnięcie w bagna poleskie, czego jeszcze przed wojną obawiał się rosyjski sztab generalny, ewentualność taką nazywając „grobem rosyjskiej siły zbrojnej".
Pomimo tak nęcących perspektyw generał t alkenhayn kategorycznie odrzucał plan Hindenburga, uważając go za zbyt ryzykowny wo-
bec stosunkowo słabych sił niemieckich, które mogły być użyte do tak wielkiego manewru. Generał von Falkenhayn był z natury człowiekiem niezwykle ostrożnym. Cechy te znacznie bardziej jeszcze rozwinęło doświadczenie pierwszego roku wojny. Jako następca generała Moltkego na stanowisku szefa wielkiego sztabu generalnego, Falkenhayn przyczynę pierwszego tragicznego dla Niemiec niepowodzenia we Francji widział w lekkomyślnem realizowaniu zbyt szeroko zakrojonego manewru bez dostatecznych sił do pomyślnego zakończenia całej operacji. Odtąd też generał Falkenhayn, jako następca niefortunnego Moltkego, kierował się aż nadmierną ostrożnością, zawsze stawiając sobie cele mniejsze, ale bezsprzecznie realne i zadawalając się mniejszemi sukcesami, kolejno osiąganemi. W stosunku do frontu wschodniego ponadto kierowała generałem Falkenhaynem niewiara w możliwość całkowitego zniszczenia armji rosyjskiej, której siły stanowczo przeceniał, będąc wciąż jeszcze pod wpływem przedwojennej sugestji na temat „kolosa" rosyjskiego.
Generał von Hindenburg, nie mogąc przekonać Falkenhayna, odniósł się do samego cesarza Wilhelma, przedkładając mu swoją własną koncepcję. Ale cesarz przechylił się na stronę Falkenhayna, wobec czego Hindenburgowi nie pozostało nic innego, jak podporządkować się planom szefa wielkiego sztabu generalnego.
Dla lepszej orjentacji w całokształcie mających się odbyć działań, przyjrzyjmy się układowi frontu wschodniego mocarstw centralnych.
Całość frontu była podzielona na dwa obszary: obszar niemieckiego dowództwa frontu wschodniego (dowódca generał von Hindenburg, szef sztabu generał von Ludendorff) i obszar austrjacko-węgierskiego dowództwa naczelnego (wódz naczelny arcy-książę Fryderyk, szef sztabu generał Conrad von Hotzen-dorf). Linją rozgraniczającą oba obszary była rzeka Pilica.
Obszar niemieckiego dowództwa frontu wschodniego obejmował: na skrajnem lewem skrzydle pomiędzy morzem i Niemnem w Kur-landji tak zwaną „armję Niemna", która, jak wiemy, osiągnęła już była znaczny sukces w pierwszym okresie ofensywy; na froncie średniego Niemna 10. armję; wzdłuż południowej granicy Prus Wschodnich 8. armję i 12. armję Gallwitz'a, oraz na froncie warszawskim na lewym brzegu Wisły 9. armję.
Obszar austrjacko-węgierskiego dowództwa naczelnego obejmował: pomiędzy Pilicą a Skarżyskiem niemiecką grupę generała Woyrsch'a, dalej aż do Wisły 1. armję austrjac-ko-węgierską, pomiędzy Wisłą a Rawą Ruską niemiecką grupę armij generała von Macken-sena (11. armja i „armja Bugu") oraz 4. armję austro-węgierska, na froncie na wschód od Lwowa 3. i 2. armje austrjacko-węgierskie, pomiędzy Przemyślanami i Haliczem niemiecką „armję południową" i wreszcie na Bukowinie aż do granicy rumuńskiej 7. armję austrjacko-węgierską.
Od pierwszych już dni lipca grupa armij Mackenesena poczęła rozwijać coraz większą aktywność. 3. armja rosyjska wraz z grupą generała Ołochowa pod coraz większym naciskiem przeciwnika cofała się na Lublin. Równocześnie prawe skrzydło 8. armij rosyjskiej było coraz energiczniej wypierane na Chełm i Włodzimierz Wołyński. Dla dowództwa rosyjskiego stało się oczy wistem, że przeciwnik przygotowuje się na tym odcinku do poważniejszego natarcia, o czem sygnalizował i wywiad rosyjski, a co stanowiło poważne niebezpieczeństwo dla sił rosyjskich, znajdujących się jeszcze w Królestwie Polskiem. Jasnem było, że natarcie przeciwnika, prowadzone w kierunku bagien poleskich, może łatwo odciąć Rosjanom drogi odwrotu na południe od tych bagien.
To też wielki książę Mikołaj Mikołajewicz począł czynić energiczne starania, aby pokrzyżować plany przeciwnika. W styku obu frontów rosyjskich, północno-zachodniego i po-łudniowo-zachodniego, pomiędzy 3. armją i grupą Ołochowa a 8. armją poczęto pośpiesznie formować nową 13. armję pod dowództwem generała Horbatowskiego, równocześnie zaś na front w Lubelszczyźnie skierowano znaczne posiłki, ściągnięte z całego północno-zachodniego frontu.
Pomimo tych zarządzeń wielki książę zdawał sobie już sprawę z tego, że stawienie nowego oporu natarciu niemieckiemu ma niewielkie szanse powodzenia. Dlatego też w dniu 5 lipca udzielił generałowi Aleksiejewowi daleko idących pełnomocnictw, zgadzając się na ewentualny odwrót armij północno - zachodniego frontu, ale nie dalej, niż na linję Bobra, górnej Narwi, Brześć n/Bugiem — Ratno nad Pry-pecią. W tym wypadku Prypeć i błota Piń-szczyzny miały stanowić teren, rozgraniczający organicznie oba fronty rosyjskie.
Wobec decyzji ewentualnego odwrotu wypłynęła sprawa dwóch twierdz, znajdujących
477
się na obszarze, podlegającym ewakuacji, a mianowicie Modlina (Nowo-Gieorgjewsk) i Dęblina (Iwangorod). Co do Dęblina zdecydowano, wobec przestarzałego systemu obronnego tej twierdzy, że należy go traktować wyłącznie, jako zgóry ufortyfikowany odcinek frontu, który miał osłaniać odwrót, chwilowo powstrzymując natarcie przeciwnika. Było to równoznaczne ze zgodą na ewakuację tej twierdzy z chwilą, kiedy wojska rosyjskie szczęśliwie wycofają się z lewego brzegu poza Wisłę.
Twierdza modlińska znajdowała się w innem położeniu. Modlin nie był objęty przedwojennym planem likwidacji pogranicznych twierdz na zachodzie Rosji, przeciwnie zaś
Piechota perska.
przed samą wojną był przebudowany i pod każdym względem doprowadzony do wymagań nowoczesnej obrony. Jakkolwiek prace przy przebudowie Modlina nie były jeszcze całkowicie zakończone, jednakże dowództwa naczelne nie mogło się zdecydować na wycofanie jego garnizonu z chwilą zbliżenia się przeciwnika do twierdzy.
Żeby to zrozumieć, należy przypomnieć sobie, że przed wojną zarówno sfery wojskowe \\ Rosji, jak i całe społeczeństwo przyjęły gorący udział w dyskusji na temat rosyjskich twierdz nad Wisłą, ba! nawet opinja w sprzymierzonej Francji namiętnie zajęła się tą sprawą. Rosyjski sztab generalny stał na stanowisku likwidacji tych twierdz, aby zapewnić sobie w czasie wojny pełną swobodę manewrowania i nie być obarczonym obowiązkiem bronienia twierdz na wypadek koniecznego owrotu wrazie oskrzydlenia przez Niemców z Prus Wschodnich i przez Austrjaków z Galicji. Sze
roka opinja zarówno w Rosji, jak i we Francji przeciwnie byłą za dalszem umocnieniem tych twierdz, widząc w ich likwidacji zrezygnowanie zgóry z obrony Królestwa Polskiego („Przy-wiślańskiego kraju") i własnego „marszu na Berlin". W rezultacie powstał kompromis. Twierdzę Warszawy zlikwidowano, przystąpiono już do likwidacji twierdzy Dęblina, natomiast zachowano Modlin i przystąpiono do jego unowocześnienia.
Jak można było wobec tego opuszczać bez oblężenia Modlin, jedyną już nowoczesną twierdza w Królestwie? Co powiedziałaby o tern opinja publiczna w Rosji i we Francji? Czy nie osłabiłoby to zaufania do armji rosyjskiej? Wprawdzie doświadczenia z początków wojny we Francji i w Belgji pod znakiem zapytania postawiły skuteczność obrony izolowanych przez nieprzyjaciela twierdz, ale znów z drugiej strony za obroną gorąco przemawiała tradycja wojenna Rosji, która nie znała przykładu dobrowolnego opuszczania twierdzy w obliczu zbliżającego się przeciwnika. Działała zresztą w tym wypadku — kto wie — może i ambicja Rosjan, pragnących pokusić się o własny przykład nowoczesnej obrony twierdzy, tembardziej zachęcający, że poprzedzony dwukrotną już wspaniałą obroną Ossowca, maleńkiej i przestarzałej forteczki. Tak czy inaczej zdecydowano się na obronę Modlina, przeznaczając na jego garnizon 58, 63, 113 i 114 dywizje piechoty, z których zresztą dwie ostatnie były świeżo sformowane i to z oddziałów pospolitego ruszenia.
W początkach lipca z każdym dniem napór grupy niemieckiej Mackensena w Lubel-szczyźnie wzmagał się, w dodatku wspierany lokalnem dywersyjnem natarciem Austrjaków na linję Kryłów—Sokal. Na południe od Sokala front niemiecko-austrjacki ciągnął się wzdłuż górnego Bugu, Złotej Lipy i Dniestru.
Rozumiejąc niebezpieczeństwo naporu Niemców na Lublin, Krasnystaw i Hrubieszów generał Iwanow zezwolił generałowi Brusiło-wowi, dowódcy prawoskrzydłowej 8. armji, na odwrót prawego skrzydła jego armji z nad górnego Bugu na linję Rożyszcze — Łuck, czyli oparcia się na trójkącie twierdz wołyński (Łuck, Dubno i Równo), w tym jednak wypad-ku_pomiędzy lewem skrzydłem północno-zachodniego a prawem południowo-zachodniego frontów wytworzyłaby się luka pomiędzy Pry-pecią a trójkątem twierdz, w która zalecał generał Iwanow skierować zawczasu duże kawaler j i.
478
W dniu 5 lipca położenie Rosjan poprawiło się w Lubelszczyźnie dzięki porażce, jaką zadali pod Kraśnikiem (po raz już drugi w ciągu wojny) oddziałom austriacko-węgierskim, nacierającym w przedniej straży na Lublin.
Tymczasem na północy nad Narwią 12. i 8. armje niemieckie (generał Gallwitz)* pod wieczór dnia 12 lipca rozpoczęły gwałtownem natarciem zamierzoną wielką operację według planu Falkenhayna.
12. armja niemiecka natarła od strony Mławy pomiędzy rzeczkami Orzyc i Wkrą na odcinek Przasnysz — Ciechanów, zaś 8. armja od strony Kolna pomiędzy rzeczkami Pissą i Szkwą na odcinek Narwi Nowogród — Łomża. Dnia następnego t. j . 13 lipca natarcie Niemców stało się tak gwałtowne, że łamało wszelki opór Rosjan, stawiany zresztą z rozpaczliwym uporem.
Wdniu 17 lipca miażdżące natarcie doprowadziło już Niemców pod samą twierdzą Modlina, pod Pułtusk i Różan, to znaczy na całej długości osiągnęło już brzegi Narwi. Aż do 24 lipca pod Pułtuskiem i Różanem trwały niezwykle zacięte i krwawe walki o linję Narwi, w wyniku których Niemcy sforsowali przeprawy przez tę rzekę, kierując się z kolei w stronę Bugu. Zmusiło to Rosjan do wycofania się poza Bug, czyli na bliskie tyły Warszawy.
Warszawa była zagrożona od tyłu z prawej strony Wisły. Wobec tak groźnego położenia rozpoczęli Rosjanie niezwłoczny odwrót z lewego brzegu Wisły. 2. armja rosyjska cofnęła się wśród ciężkich walk na nową linję Błonie — Grójec, w bezpośredniej już bliskości Warszawy. 4. armja po krwawym i zaciętym oporze na rzeczce Iłżance wycofała się na linję Białobrzegi — Zwoleń -— Opole, a więc częściowo już na prawy brzeg Wisły, opierając się o prawe skrzydło 3. armji, cofającej się na Lublin.
Wślad za cofającemi się armjami rosyj-skiemi na lewym brzegu Wisły postępowała 9. armja niemiecka pod dowództwem księcia Leopolda Bawarskiego i niemiecka grupa generała Woyrsch'a, zadając Rosjanom dotkliwe straty.
Tymczasem na południu Rosjanie czynili wszelkie wysiłki, aby powstrzymać przeciwnika w Lubelszczyźnie w celu osłony własnego odwrotu z nad środkowej Wisły. Do połowy lipca naogół udawało im się to. Ale kiedy w dniu 16-go niemiecka grupa generała Mac-kensena rozpoczęła swoją właściwa ofensywę— położenie zmieniło się na niekorzyść Rosjan.
Główne uderzenie Niemców nastąpiło na lewym brzegu Wieprza. Pomimo rozpaczliwego oporu Rosjan dnia 18 lipca wojska niemieckie wkroczyły do Krasnegostawu i opanowały szereg przepraw przez Wieprz powyżej tego miasta. Równocześnie nacisk Niemców pomiędzy Wieprzem i Bugiem na odcinku Hrubieszów — Sokal wzrósł do tego stopnia, że w każdej chwili można było spodziewać się przedarcia się Niemców przez Bug i natarcia na Kowel, co byłoby równoznaczne z przecięciem drogi odwrotu z Królestwa z południowej strony błot-Pińszozyzny. A że równocześnie ofensywa Niemców, rozwijająca się pomyślnie nad Narwią, groziła oskrzydleniem również i od północy aż do Pińszczyzny — przeto nie pozostawało wielkiemu księciu Mikołajowi Mikołajewi-czowi nic innego, jak wydać rozkaz ogólnego odwrotu z Królestwa Polskiego.
W Lubelszczyźnie 3. armja rosyjska wraz z grupą generała Ołochowa poczęła wycofywać się na Lublin i Chełm, zresztą broniąc każdej piędzi ziemi, zdobywanej przez Niemców w ciągłych, uporczywych walkach.
Wobec tego, że obie niemieckie grupy uderzeniowe, na północy i na południu, staczały ciężkie walki z cofającemi się powoli Rosjanami, dowództwo niemieckie nakazało grupie generała Woyrsch'a sforsowanie Wisły pomiędzy Dęblinem a Warszawą w celu ulżenia tamtym grupom i utrudnienia odwrotu Rosjan z nad Wisły. Zadanie to było o tyle trudne, że cały prawy brzeg Wisły na tym odcinku był obsadzony przez wojska rosyjskie, strzegące przepraw. Z niemałym trudem i ze znacznemi stratami wojska generała Woyrsch'a, które w pogoni za Rosjanami dotarły do Wisły na odcinku od Dęblina do ujścia Pilicy w dniu 27 lipca, w dwa dni później nietylko sforsowały rzekę, ale, umocniwszy się w okolicach Maciejowic, wytrzymały zwycięsko rozpaczliwe przeciwnatarcie Rosjan. W rezultacie tych walk prawe skrzydło 4. armji rosyjskiej było odrzucone ku fortyfikacjom Dęblina, co spowodowało przerwanie frontu pomiędzy nią i sąsiednią 2. armją.
Wobec tego, że od północo-wschodu groziło Warszawie oskrzydlenie ze strony niemieckiej grupy Gallwitz — Scholtz (12. i 8. armje), od południo-wschcdu zaś groziło to same ze strony generała Woyrsch'a, usadowionego już na prawym brzegu Wisły, położenie 2. armji rosyjskiej, w dalszym ciągu zajmującej pozycje na lewym brzegu Wisły na odcinku Modlin — Błonie — Grójec — Pilica, stawało się tern tra-
479
że jedyna droga odwrotu prowadzi \& przez zagrożoną Warszawę. Rozpoczęto więc pośpieszne wycofywanie oddziałów tej armji na prawy brzeg Wisły.
W ostatnich dniach lipca Niemcy również złamali ostatecznie opór Rosjan nad Narwią i w Lubelszczyźnie.
Nocą z 2. na 3 sierpnia odwrót wojsk rosyjskich z lewego brzegu Wisły przez Warszawę został ostatecznie zakończony. Na lewym brzegu Rosjanie trzymali się jeszcze tylko na linji dawnych fortów warszawskich, przed samą wojną zburzonych, i to nie w celu ich poważniejszej obrony, lecz aby opóźnić wkroczenie Niemców do Warszawy, pośpiesznie ewakuowanej.
W pierwszych dniach sierpnia Niemcy zajęli Lublin i Chełm. Dowódca północno-zachodniego frontu generał Aleksiejew wydał przeto dnia 3 sierpnia rozkaz ogólnego odwrotu swoich armij, za wyjątkiem 10. i 12. armij, na nową linję Łomża — Ostrów — Siedlce — Kock — Opalin — Turzysk. Równocześnie 12. armij zalecono umocnić swoje lewe skrzydło nad Bobrem. Nowoutworzonej 13. armji polecono osłonę dróg, prowadzących od po-łudnio - wschodu na Brześć n/Bugiem i Ko-bryń. Jak widzimy z tego generał Aleksiejew wycofywał swoje wojska z worka, jaki wytworzył się pomiędzy Wisłą i Bugiem, zabezpieczając drogę ewentualnego dalszego odwrotu po stronie północnej bagien poleskich i w tym celu utrzymując w swojem posiadaniu obszar Białystok — Brześć n/Bugiem.
Na froncie Narwi w dniu 4 sierpnia Niemcy zdobyli Ostrołękę, poczem natychmiast rozpoczęli dalsze natarcie z odcinka Ostrołęka — Różan na Ostrów. W ciągu następnych dni natarcie Niemców rozwijało się pomyślnie w widłach Narwi i Bugu na froncie Łomża — Ostrów — Małkinia. Równocześnie Niemcy
onownie usiłowali zdobyć od północy twiei Ossowiec. Po przygotowaniu artyleryjski i gazowem przypuścili szturm, ale po zacięj walce na bagnety zostali odrzuceni przez ro-rosyjską załogę fortów. r
Dalsze trwanie Rosjan na froncie środkowej Wisły było już bezcelowe wobec ruchu Niemców oskrzydlającego Rosjan od północy i południa i wobec usadowienia się wojsk generała Woyrsch'a pod Maciejowicami. To też rankiem 4 sierpnia wojska rosyjskie opuściły forty Dęblina na lewym brzegu Wisły, wysadzając w powietrze mosty na Wiśle i Wieprzu. Nocą z 4 na 5 sierpnia ostatnie oddziały 2. armji rosyjskiej opuściły Warszawę i, przeszedłszy na Pragę, wysadziły w powietrze wszystkie mosty warszawskie. Data 5 sierpnia 1915 roku stała się historyczną: w dniu tym na zawsze opuścił Warszawę ostatni żołnierz, żandarm i urzędnik rosyjski! Zre"sztą opuszczenie Warszawy i lewobrzeżnych fortów Dęblina dokonało się bez żadnego ze strony Niemców nacisku, wyłącznie z ogólnych względów strategicznych.
Odwrót Rosjan z nad Wisły w dniu 11 sierpnia osiągnął już linję na wschód od Sokołowa, Siedlce i Łukowa. Nie udało się Rosjanom zatrzymać na wskazanej przez generała Aleksiejewa linji.
Z chwilą odwrotu Rosjan na wschód od Warszawy twierdza Modlin, posiadająca zresztą blisko stutysięczną załogę, utraciła łączność z armją polową. Niemcy natychmiast przystąpili do oblężenia Modlina, którem kierował zdobywca Antwerpji, późniejszy generał - gubernator Warszawy, generał von Beseler. Pod Modlin Niemcy sprowadzili z zadziwiającym pośpiechem znaczną ilość artylerji ciężkiej, a nawet działa oblężnicze najcięższych kalibrów, wypożyczone od Austrjaków. Pomimo rozpaczliwej obrony Rosjan twierdzę modlińską zdobyli Niemcy już w dniu 10 sierpnia po
, W ;
Defilada givardji Szacha Perskiego przed Gener. Baratowem iv dn. 8 stycznia 1916
480
uprzedniem, niemal doszczętnem zburzeniu fortów straszliwym ogniem swojej artylerji. W ręce Niemców dostała się ogromna ilość jeńców rosyjskich, oraz znaczna zdobycz wojenna.
W pierwszych dniach sierpnia w Lubel-szczyźnie ponownie zawrzały zacięte walki na północ od Lublina i Chełma na odcinku Lubartów — Włodawa. Rosjanie za wszelką cenę pragnęli powstrzymać Niemców, prących od południa, aby umożliwić wojskom swoim, cofającym się z pod Warszawy, bezpiecznie odejść za Bug. Również w tym celu 13. armja rosyjska rozpaczliwą obroną osłaniała na prawym brzegu Bugu węzeł kolejowy Kowel.
Ponieważ wojska rosyjskie nie zdołały zatrzymać się na linji, wskazanej przez generała Aleksiejewa w dniu 3 sierpnia, przeto wyznaczył on 10. sierpnia nową linję frontu, jako bezwzględnie już ostateczną, na której odwrót miał się zatrzymać. Linję tę stanowiły Osso-wiec — Wysokie Mozowieckie — Ciechanowiec — Drohiczyn — Międzyrzec — Włodawa — Turzysk lub nawet Ratno. Wyznaczając kierunek dalszego odwrotu równocześnie zalecał wycofywać oddziały bez pośpiechu, w miarę możności stawiając opór przeciwnikowi.
Jednakże już w połowie sierpnia wojska rosyjskie przekroczyły tę ostateczną linję odwrotu, parte przez Niemców w kierunku Białegostoku, Bielska, Wysokiego Litewskiego i Brześcia n/Bugiem, na południu zaś na prawym brzegu Bugu na Piszczę i Kowel.
Za cofającymi się z Królestwa Polskiego Rosjanami zarządzili Niemcy energiczny pościg. Trzy grupy bojowe uszykowały się dla natarcia czołowego: grupa Gallwitz — Scholz (8. i 12. armje) na froncie Ossowiec — Białystok — Bielsk, grupa księcia Leopolda Bawarskiego (9. armja i generała Woyrsch'a, od północy i od południa przed twierdzą Brześć n/Bugiem i grupa generała Mackensena (11. i „armja Bugu") na odcinku od Brześcia do Kowla.
W dniu 26 sierpnia Niemcy zdobyli twierdzę Brześć n/Bugiem, którą zresztą Rosjanie, po smutnem doświadczeniu z Modlinem, traktowali tylko, jako ufortyfikowaną pozycję frontu, i nie zamierzali bronić w izolacji od armji polowej.
Nieco później zajęli Niemcy niedostępną dotychczas twierdzę Ossowiec, którą Rosjanie opuścili bez walki wobec okrążenia jej od tyłu przez 8. armję niemiecką. Wreszcie w dniu 4 września grupa Gallwitz-Scholtz zdobyła wspa
niałą nowoczesną twierdzę Grodno, bez oblężenia, gwałtownym szturmem.
Wojska rosyjskie ostatecznie opuściły Królestwo Polskie.
Zwycięstwo oręża niemieckiego było wielkie. A jednak Hindenburg nie był zadowolony. W ciągu całego działania wciąż przedkładał konieczność gwałtownego natarcia poprzez Kowno i Wilno na południe, co odcięłoby drogę odwrotu rosyjskim armjom północno-zachodniego frontu, które mogły się wycofać z Królestwa jedynie pomiędzy błotami Pińszczyzny a górnym Niemnem, przez który to obszar biegły na wschód trzy dogodne dla odwrotu lin je kolejowe.
Lecz generał Falkenhayn nie dał się przekonać. Popełnił wielki błąd strategiczny. Opór Rosjan nad Narwią i w Lubelszczyźnie opóźnił własny manewr Falkenhayna, co pozwoliło Rosjanom bezpiecznie wycofać swoje wojska z worka, w którym się znajdowały. Jedynem racjonalnem skorygowaniem napoły tylko udanej operacji było zawiązanie tego worka dalej na wschód, a mianowicie między Niemnem i Prypecią, jak tego pragnął Hindenburg. Dzięki takiemu manewrowi znaczna część wojsk rosyjskich mogła była zostać osaczoną i zni szczoną w błotach poleskich.
Tymczasem generał Falkenhayn z uporem „wykańczał" swój plan działań w Królestwie, nacierając wciąż cd czoła na cofającego się przeciwnika, zamiast zaskoczyć go od tyłu.
Armje rosyjskie, jakkolwiek znacznie osłabione, zdezorganizowane i wyniszczone, jednakże z fatalnego położenia wyszły względnie pomyślnie, zachowując naogół swoją „żywą siłę".
-3 o l -W tym czasie, kiedy w Królestwie Pol
skiem rozwijały się opisane powyżej wydarzę nia, również i na północy na swojem lewem skrzydle prowadzili Niemcy energiczne natarcie.
Jak już parokrotnie wspominaliśmy pier wszą ofensywa niemiecka na północy osiągnęła była w ciągu maja i czerwca linję Hazen-pot — Kurszany — Kielmy — Rossienie i dalej poprzez Niemen do Wyłkowyszek. Na prawym brzegu Niemna prowadziła natarcie tak zwana „armja Niemna", na lewym zaś 10. armja niemiecka, której front ciągnął się od Niemna aż pod Ossowiec.
Ponowne natarcie rozpoczęli Niemcy z żej wymienionej linji w połowie lipca, Pierwsze
481
uderzenie nastąpiło pod Kielmami w kierunku Poniewieża w dniu 14 lipca, a więc _ nazajutrz już po rozpoczęciu wielkiego natarcia nad Narwią. Następnie niemiecka „armja Niemna" rozszerzyła swoją ofensywę, prowadząc również natarcie na Mitawę bezpośrednio, pośrednio zaś i na Rygę. Niemal równocześnie 10. armja niemiecka na lewym brzegu Niemna rozpoczęła natarcie od strony Wyłkowyszek w kierunku Kowna, stanowiącego potężną i unowocześnioną twierdzę.
W okolicach Szawli rozegrała się wielka i zacięta bitwa. Wszelkie wysiłki Rosjan stawienia oporu Niemcom okazały się bezskuteczne. Rosjanie ponieśli dotkliwą porażkę i zostali zmuszeni do odwrotu przez Poniewież dalej na wschód, gdzie zajęli front Ponedel.— Onikszty — rzeczka Święta, opierając się lewem skrzydłem o fortyfikacje Kowna. Szcze-
Czarnogórze. Król Nikita.
golnie zacięte walki toczyły się aż do końca sierpnia na wschód od Poniewieża, gdzie Niemcy bez przerwy nacierali w kierunku Dźwińska.
Położenie Rosjan w Kurlandji stawało się coraz bardziej ryzykowne. Skrajne prawe skrzydło Rosjan opierało się o Windawę, mając za placami niewielki obszar, objęty przez morze i zatokę Ryską, i jedyną drogę odwrotu przez Mitawę na Rygę wzdłuż zatoki. O ile zatoka Ryska znajdowała się w sferze działalności rosyjskiej floty, o tyle znów wybrzeża pełnego morza były wciąż zagrożona przez flotę niemiecką, panującą na Bałtyku. Stwarzało to wielką trudność obrony wybrzeży morskich przez prawe skrzydło rosyjskie pod Windawą.
To też wobec pomyślnie rozwijającej się ofensywy niemieckiej w kierunku Kielmy — Poniewież — Dźwińsk, oraz w kierunku Szaw-).e — Mitawa, co już zagrażało przez zajęcie
482
Mitawy osaczeniem prawego skrzydła rosyjskiego — Rosjanie opuścili Windawę i poczęli wycofywać się przez Mitawę na nowy front, który przebiegał pomiędzy tern miastem a Ryga na lewym brzegu Dźwiny nad rzeczkami M"issą i Ekawa. W dniu 1 sierpnia Niemcy zajęli Mitawę. Tak więc w ciągu drugiej połowy lipca Niemcy zajęli już znaczny obszar Kurlandji do końca zaś sierpnia swoje wojska wyprowadzili na linję Mitawa — Bauska (Bowsk) — pone(iel — Kupiszki — Onikszty — Kowno. _
Nowa ofensywa Niemców w Kurlandji zmusiła Rosjan, pomimo ciężkiego położenia na wszystkich frontach, do znacznego wzmocnienia swojego ponownie zagrożonego prawego skrzydła. W ciągu sierpnia wojska rosyjskie w Kurlandji wzmocniono do około 11 dywizyj piechoty i 10 dywizyj kawaleryjskich. Równocześnie twierdzę w Kownie wyposażono we własny garnizon, oraz wyjęto ją z pod rozkazów dowódcy 10. armji, przytykającej do niej swojem prawem skrzydłem, natomiast oddano ją pod bezpośrednią komendę dowódcy północno-zachodniego frontu generała Aleksiejewa.
Jeszcze w drugiej połowie lipca, zaraz po rozpoczęciu się nowej ofensywy niemieckiej w Kurlandji, rosyjskie dowództwo naczelne zwróciło uwagę na ten tak ważny odcinek swojego frontu. Natarcie niemieckie rozumiało naczelne dowództwo rosyjskie, jako przygotowanie do wielkiego oskrzydlającego manewru, mającego poprzez Wilno wyprowadzić wojska niemieckie na tyły armij rosyjskich, wycofujących się z Królestwa po drogach na północ od błot pińskich. Jak wiemy, tego właśnie pragnął generał Hindenburg wbrew ostrożnym planom Falkenhayna.
Widząc niebezpieczeństwo naczelne dowództwo rosyjskie wysunęło myśl podziału północno - zachodniego frontu na dwa samodzielne: zachodni i północny, pragnąc ten ostatni powierzyć generałowi Ruzskiemu, który w tym czasie powrócił już był do zdrowia. Dzięki takiemu podziałowi zyskiwałoby się na sprawności działań tembardziej, że front w Kurlandji posiadał zupełnie odrębny charakter od pozostałych odcinków północno-zachodniego frontu. Równocześnie dowództwo naczelne uważało za konieczne bardziej wzmocnić siły rosyjskie pomiędzy Niemnem i Dźwiną. Jednakże generał Aleksiejew nie podzielał obaw naczelnego dowództwa. Lekceważył sobie możliwość niemieckiego manewru oskrzydlającego od północy uważając siły Niemców w Kurlandji za zupełnie niewystarczające dla podobnego przed-
sięwzięcia (według danych rosyjskich siły Niemców nie przekraczały w początkach sierpnia siedmiu dywizyj piechoty i tyluż dywizji kawaleryjskich), ponadto zaś wyraźnie sprzeciwiał się podziałowi swoich armij pomiędzy dwa dowództwa. Ponieważ wielkiemu księciu Mikołajowi Mikoła je wieżowi niezwykle zależało na generale Aleksiejewie, którego uważał za wybitnego wodza, przeto, w obliczu trudności ogólnego odwrotu, i nie chcąc go sobie zrażać, ustąpił, równocześnie jednak na własną rękę podsyłając na front w Kurlandji poważniejsze posiłki, głównie ściągane z południowo-zachod-niego frontu.
Jak widzimy z powyższego, Rosjanie nie byli należycie przygotowani na potężniejsze uderzenie Niemców na północy tak, że, gdyby
.myśl Hindenburga była zrealizowana w należytym momencie, odwrót rosyjski mógłby znaleźć tragiczny epilog w bagnach poleskich!
Pomimo uporu generała Falkenhayna Hindenburg wciąż jeszcze nie rezygnował ze swojej koncepcji i własnemi siłami i we własnym zakresie władzy usiłował wytworzyć takie warunki na północy, któreby nareszcie skłoniły Falkenhayna do wielkiego manewru oskrzydlającego. Manewr ten był nie do pomyślenia dotąd, dopóki zagradzała Niemcom drogę potężna twierdza kowieńska, trzymająca niezwykle ważny punkt strategiczny u zbiegu Niemna i Wilji. Hindenburg postanowił przeto zdobyć Kowno, nie oglądając się na swoje dowództwo naczelne.
Przypominamy sobie, że równocześnie z drugą ofensywą niemieckiej „armji Niemna" w Kurlandji na prawym brzegu Niemna rozpoczęło się również natarcie lewego skrzydła 10. armji niemieckiej na lewym brzegu tej rzeki w kierunku Kowna. Natarcie to oddało w ręce Niemców pasmo lasów, położonych na południo-zachód od Kowna bezpośrednio przed fortyfikacjami twierdzy. Lasy te dały możność Niemcom ukrycia swoich przygotowań oblężni-czych. W ciągu niewielu dni Niemcy przeprowadzili w tych lasach pod nosem twierdzy kowieńskiej całą sieć kolejek wąskotorowych, urządzili umocnione pozycje i sprowadzili swoją najcięższą artylerję oblężniczą. Lasy te ukryły również koncentrację wojsk, przeznaczonych do szturmu na twierdzę.
W pierwszych dniach sierpnia odezwała się z lasów niemiecka artylerja najcięższa, kierując swój straszliwy ogień na forty kowieńskie. Po parodniowym ostrzeliwaniu ich, rozpoczęły się również ataki piechoty niemieckiej.
W dniu 8 sierpnia pomimo rozpaczliwej obrony Rosjan Niemcy zdobyli szturmem jeden z fortów na lewym brzegu Niemna i zdołali się w nim umocnić. W dniu 10 sierpnia piechota niemiecka ponownie ruszyła do szturmu, a jakkolwiek Rosjanie w zaciętych i krwawych walkach odparli ją z dużemi nawet dla Niemców stratami, tern niemniej jednak położenie lewobrzeżnych fortów Kowna stawało się coraz groźniejsze.
W dniu 15 i 16 sierpnia artylerja niemiecka ponownie zadała dotkliwe straty Rosjanom, zaś piechota zdołała ich wyprzeć z kilku ważnych pozycyj fortecznych.
Coraz gorsze położenie twierdzy kowieńskiej było zupełnie niezrozumiałe dla rosyjskiego naczelnego dowództwa. Jak wiemy już, po smutnem doświadczeniu z twierdzą Modlina Rosjanie zdecydowali, że wszystkie twierdze należy uważać jedynie za trwałe umocnione pozycje na linji frontu, że natomiast niecelową jest ich izolowana obrona w razie cofnięcia się od nich linji frontu, a to ze względu na potężne środki oblężnicze Niemców, któremi w dodatku umieli posługiwać się po mistrzowsku. Jednakże z Kownem sprawa była zupełnie inna, niż z Modlinem. Twierdza kowieńska właśnie znajdowała się na linji frontu, miała swobodną łączność z rosyjskiemi tyłami i z sąsiedniemi armjami, a mianowicie z 10. od południa na lewym brzegu Niemna i z 5. na prawym brzegu (nowa armja w Kurlandji, poprzednia 5. na lewym brzegu Wisły była rozformowana w swToim czasie, na tyłach nowej 5. armji formowała się pośpiesznie 12. armja).
W tych warunkach Kowno powinno było się utrzymać. Z łatwością można było podsyłać posiłki na zagrożone pozycje, nie było obawy wyczerpania się zapasów i amunicji, a nawet sąsiednie armje polowe mogły były przeciwnatarciami i manewrami współdziałać z obroną twierdzy. To też wielki książę Mikołaj Mikoła-jewicz, rozumiejąc, że Kowno zagradza Niemcom drogą na Wilno i dalej na południe na tyły rosyjskie, rozkazał garnizonowi twierdzy utrzymywać ją za wszelką cenę, zaś sąsiednim armjom nie dopuścić do utraty łączności z twierdzą.
Jednakże już w dniu 17 sierpnia Niemcy przypuścili generalny szturm do fortów lewobrzeżnych Kowna, a w dniu następnym, pomimo rozpaczliwej obrony Rosjan, byli już panami całej twierdzy. Kowno, znajdując się na linji frontu, upadło. Dzięki temu właściwie
463
Równocześnie z działaniami pod Kownem rozpoczęli Niemcy forsować zatokę Ryską. W dniu 11 sierpnia zjawiła się flota niemiecka w cieśninie pomiędzy lądem i wyspą Ozylją i natychmiast rozpoczęła oczyszczać wejście do zatoki z min, które ustawiła flota rosyjska, kryjąc się za nimi, jak za barykadą. Po kilku nieudanych próbach wyławiania min (nocami torpedowce rosyjskie ustawiały nowe zagrody minowe) wreszcie udało się flocie niemieckiej wedrzeć do zatoki Ryskiej nocą 18 sierpnia, a więc w tym czasie, kiedy równocześnie padło i Kowno. Jednakże flota niemiecka tylko w ciągu kilku dni mogła się była utrzymać w zato-
HHHHHHHHIHIHi^lHHHil^HHH
żołnierze czarnogórscy.
ce, bowiem ponosiła zbyt wielkie straty od min, rozrzuconych przez rosyjskie torpedowce. Po zbombardowaniu Parnawy i zatopieniu znacznej ilości handlowych statków rosyjskich okręty niemieckie wycofały się z zatoki, którą Rosjanie natychmiast ponownie zablokowali zagrodami minowemi.
Jednakże krótkotrwały pobyt floty niemieckiej w zatoce Ryskiej przyczynił nie mało kłopotów dowództwu rosyjskiemu, oraz silnie zaniepokoił opinję publiczną w Rosji i na Zachodzie. W czasie bombardowania przez Niemców Parnawy rozeszły się wieści, że Niemcy wysadzają w tem miejscu swój desant. Wiadomość ta — zresztą błędna — była niezwykle groźną. Desant taki, wylądowawszy na dalekich tyłach wojsk rosyjskich nad Dźwiną i mając przed sobą od północy słabe tylko siły rosyjskie nad zatoką Fińską, mógł był zagrozić od strony lądu twierdzy Rewia (dzisiejszy Tallin), która stanowiła bazę floty rosyjskiej, broniącej dostępu do Petersburga. W dalszej kon-
484
sekwencji mogło to zagrażać samej stolicy e sarstwa Petersburgowi, a jak go już wówczas nazywano — Piotrogrodowi.
Upadek Kowna, zjawienie się floty niemieckiej w zatoce Ryskiej, wreszcie rzekomy desant Niemców w Parnawie — wszystko to przyspieszyło decyzję wielkiego księcia, co do nowego podziału wojsk, proponowanego już poprzednio. Tym razem generał Aleksiejew ustąpił. Zamiast jednego północno-zachodniego frontu utworzono dwa nowe: zachodni pod dowództwem generała Aleksiejewa i północny pod dowództwem generała Ruzskiego. Ten ostatni miał objąć dowództwo swojego frontu nocą z 30 na 31 sierpnia.
W skład nowego frontu północnego weszły armje 5. i 10., nanowo formująca się w okolicach Wilna 12. armja, oraz 6. armja, dotychczas bezczynna, która, jak to wspominaliśmy w swoim czasie, znajdowała się w Finlandji i pod Petersburgiem na wypadek przyłączenia się Szwecji do mocarstw centralnych, czego obawiano' się na początku wojny. Formująca się 12. armja generała Horbatowskiego miała być wzmocnioną korpusem gwardji i dwoma korpusami 13. armji, którą zdecydowano rozformować wraz z dawna 12. armją nad Bobrem.
W składzie zachodniego frontu generała Aleksiejewa pozostały więc tylko cztery armje, a mianowicie 1., 2., 4. i 3. armje.
Zasadnicza rola północnego frontu sprowadzała się do osłony dróg, prowadzących z Prus Wschodnich do Petersburga, oraz obrony wybrzeży morza Bałtyckiego i współdziałania w tym wypadku z flotą rosyjską. W szczególności północnemu frontu powierzono następujące zadania: utrzymanie linji nad środkowym biegiem Niemna, co było konieczne ze względu na armje zachodniego frontu, które nie zdołały się jeszcze ostatecznie wycofać z Królestwa Polskiego, osłanianie na prawym brzegu Niemna kierunku na Wilno (obawa oskrzydlenia armij zachodniego frontu!) i linji kolejowej Wilno — Dźwińsk, oraz obrona linji Dźwiny od Dźwińska aż po Rygę i twierdzę Ujść - Dźwińsk. Dowództwu północnego frontu bezpośrednio podporządkowano rosyjską flotę bałtycką, skoncentrowaną w zatoce Fińskiej.
Rola frontu zachodniego polegała na osłonie dróg, prowadzących na Moskwę, wobec czego należało umocnić się na obszarze pomiędzy Niemnem i Narwią na linji Grodno — Białystok, na obszarze pomiędzy Narwią i Bugiem
I le na linji Białystok — Brześć n/Bugiem, a dalej na linji Brześć — Kobryń — Pińsk — Łu-niniec, to znaczy wzdłuż północnej strony błot poleskich.
Odwrót Rosjan na olbrzymim froncie od morza Bałtyckiego aż do granic neutralnej Rumun j i, oraz klęski i straty, ponoszone w czasie tego odwrotu wywołały w armji rosyjskiej, w całem społeczeństwie, a nawet w sferach rządowych niezwykle przygnębiające wrażenie. Prawdopodobnie początkowo, aby podnieść na duchu wojsko i ludność cywilną, poczęto wskazywać na przykład Napoleona w 1812 roku, który poniósł tak straszliwą klęskę właśnie dlatego, że za daleko zapuścił się w głąb Rosji. Przykład ten miał przeciwdziałać wytwarzaniu się szkodliwego pesymizmu. Ale w krótkim już czasie powoływanie się na przykład 1812 roku nabrało w Rosji takiej popularności, że stało się wprost hasłem dnia, które opanowało mózgi nawet sfer decydujących. Wprost robiło to wrażenie psychozy.
Nie mogąc sprostać natarciom niemieckim w smutnem zjawisku ogólnego odwrotu chętnie widziano system strategiczny, który miał przynieść cudowne zwycięstwo.
Wygodna teoryjka o „wciągnięciu Niemców w głąb Rosji" zyskiwała sobie coraz więcej zwolenników nawet wśród wyższych dowódców. Nie mało przyczyniła się ona do tego, że żadna z wyznaczonych kolejno krańcowych li-nij odwrotu nie mogła być utrzymaną, i odwrót nabierał charakteru bezplanowej i przypadkowej ucieczki. Wystarczało, aby na jednym odcinku cofnęli się Rosjanie pod naciskiem Niemców, a natychmiast, nawet bez próby zlikwidowania lokalnego sukcesu przeciwnika, cały front cofał się — „aby wyrównać linję". „Co tam!" — mówiono sobie — „Rosja ma dosyć ziemi, aby ją oddawać nieprzyjacielowi. Po naszej stronie jest „przestrzeń". Wyniszczymy Niemców w głębi kraju, że bez walki stracą swoją wartość bojową, jak to było z Napoleonem!"..
A tymczasem powoływanie się na system walki, stosowany przez Rosjan w 1812 roku przeciwko Napoleonowi, było zupełnie nieuzasadnione w 1915 roku w warunkach nowoczesne jwojny.
Armja Napoleona, olbrzymia, jak na owe czasy, ale niewielka z naszego punktu widzenia, z natury izeczy posuwała się na Moskwę sto
sunkowo dość wąskim frontem, utrzymując łączność na coraz większej przestrzeni wzdłuż wąskich szlaków komunikacyjnych. W tych warunkach łatwo było Rosjanom wdzierać się na tyły Napoleona, przerywając linje komunikacyjne, niszcząc nagromadzone zapasy, wycinając drobne garnizony i oddziały, znajdujące się w marszu, uprowadzając tabory, przeznaczone dla Francuzów. W tej dywersyjnej walce na tyłach Napoleona nieocenione usługi oddawali Rosjanom Kozacy, ludność miejscowa i oddziały partyzanckie, które w owych czasach mogły jeszcze być groźne dla regularnej armji.
Armja Napoleona została poprostu wygłodzona i wyczerpana, gdyż na drodze jej marszu Rosjanie pozostawiali tylko ziemię i niebo,
Rezydencja królewska w Cetynji, stolicy Czarnogór rzu.
zaś dostawy z niezwykle oddalonej bazy operacyjnej nie mogły zaspokoić potrzeb armji nie-tylko z racji dywersyjnej działalności na tyłach oddziałów rosyjskich, ale przedewszyst-kiem z racji fatalnego stanu jedynych wówczas dróg gruntowych i niepomiernej odległości. W dodatku z pomocą Rosjanom przyszła niezwykle wczesna jesień z jej roztopami, a następnie wyjątkowo surowa i śnieżna zima, która ostatecznie przecięła łączność armji francuskiej z jej odległą bazą operacyjną.
Zupełnie inaczej przedstawiała się sprawa w 1915 roku. Armje niemiecko-austrjac-kie posuwały się zwartym frontem od morza Bałtyckiego aż do Rumunji, zalewając cały zajmowany obszar swojemi wojskami. W tych warunkach na tyły przeciwnika mogli byli się dostać Rosjanie jedynie przerwawszy jego front od czoła, co było znów nie do pomyślenia. Przy nowoczesnych środkach walki i wielkich masach wojsk regularnych nie można też było mieć nadziei na skuteczną działalność oddziałów partyzanckich, gdyby nawet takie znalazły
485
się na tyłach Niemców. W dodatku na zajmowanym terenie istniała sieć kolejowa, którą Niemcy natychmiast wykorzystywali, oraz drogi bite, które wobec znacznej ilości samochodów w armji niemieckiej stanowiły doskonałe środki komunikacyjne. O wygłodzeniu więc armji niemieckiej, tembardziej zaś o pozbawieniu jej amunicji i zapasów oczywiście nie mogło być mowy. Przypuszczenie, że wojska niemieckie, posuwając się w głąb obszarów rosyjskich, utracą łączność ze swojemi bazami operacyj-n e m i l_"było absurdem. Rok 1812 nie mógł się już powtórzyć w 1915 roku!
Pomimo całkowitej jej nierealności, koncepcja „powtórzenia 1812 roku" do tego stopnia oponowała umysły w Rosji, iż poczęto realizować ją, zresztą w sposób bezplanowy, chaotyczny i przypadkowy. Zdecydowano więc niszczenie wszelkich środków żywnościowych na drodze odwrotu rosyjskiego, ewakuowanie wgłąb Rosji inwentarza żywego, maszyn, a nawet surowców, mogących się przydać Niemcom, jak naprzykład dzwony kościelne. Zdecydowano również opróżniać oddawane obszary z ludności. Na drodze pochodu Niemców miała pozostać tylko „ziemia i niebo", jak w to wierzyli politycy rosyjscy w Petersburgu.
Niefortunny pomysł powtórzenia 1812 roku stał się klęską na ziemiach polskich, które opuszczali Rosjanie. W barbarzyński sposób niszczyli Rosjanie wszystko, co zniszczyć zdążyli, a co wydawało się często nawpół dzikim kozakom ważne z punktu widzenia wojskowego. W tern dziele zniszczenia brali również żywy udział urzędnicy rosyjskiej administracji, na zawsze opuszczającej ziemie polskie, jak-gdyby przeczuwali, że więcej tam nie powrócą. Na szlakach odwrotu wojsk rosyjskich płonęły wsie i dwory, palone pod pretekstem niszczenia zapasów zboża. Pod presją władz i wojska, nierzadko zaś pod nahajem kozaka ludność, głównie wiejska, masowo opuszczała swoje strony rodzinne, pędzona wraz z inwentarzem w głąb Rosji. Po wszystkich szlakach, prowadzących na wschód, posuwały się bez końca tłumy ludności cywilnej, wytwarzając ustawicznie na drogach groźne zatory z ludzi, wozów i bydła i utrudniając ruchy kolumn i taborów wojskowych. Wśród uciekinierów wkrótce zapanowały choroby, podsycane przez głód. Ludzie i zwierzęta umierali tysiącami. Szczególnie wśród dzieci śmierć zbierała obfite żniwo. Władze rosyjskie, które same rozpętały ten żywiołowy potok ludzki, płynący bez przerwy na wschód, były zupełnie bezsilne, nie posiadając
486
ani odpowiednich środków, ani stosownej org nizacji, aby przyjść z pomocą setkom tysięcy tych nieszczęśliwych ofiar wojny. Powoli tragiczne karawany uciekinierów poczęły rozpływać się po całej Rosji, szerząc wszędzie niepokój, grozę i paniczny strach przed „Germańca-mi". Olbrzymia fala uciekinierów nie mało przysłużyła się do zachwiania równowagi moralnej społeczeństwa rosyjskiego. Możnaby się dopatrywać w tern odwetu, jaki ci nieszczęśliwcy, przeważnie Polacy i Białorusini, nieświadomie wzięli na carskiej Rosji, której jarzmo po raz ostatni krwawo zaciążyło nad Polską.
Po upadku twierdzy kowieńskiej i sukcesach natarcia niemieckiego na Mitawę i na wschód od Poniewieża na Dźwińsk Hindenburg raz jeszcze uczynił wysiłek, aby przekonać Fal-kenhayna o konieczności natarcia oskrzydlającego przez Wilno na południe. Wytworzone już warunki na północy dawały doskonałą podstawę do wykonania takiego manewru. Z drugiej znów strony była to ostatnia chwila, kiedy można było jeszcze rachować na osaczenie ar-mij rosyjskich, wycofujących się z Królestwa Polskiego po przez obszar, zawarty w trójkącie Brześć n/Bugiem — Grodno — Baranowicze. Tym razem generał Falkenhayn uległ namowom Hindenburga, zgadzając się na manewr oskrzydlający, który miał się rozpocząć z początkiem września. Ale Falkenhayn zamierzonym manewrem zajął się, jakgdyby, tylko połowicznie. Jego główna uwaga skierowała się na Serbję, gdzie planował już wielkie działania, uważając je za kolejno najważniejsze i oceniając działania na ziemiach polskich za doprowadzone właściwie do końca. Dzięki takiej postawie Falkenhayna generałowi Hindenburgo-wi udzielono zbyt szczupłych sił do przeprowadzenia natarcia na Wilno.
Nowe natarcie miała wykonać 10. armja niemiecka, wzmocniona wojskami, ściągnięte-mi z pod zdobytego już Modlina, oraz z odcinka Białystok — Brześć n/Bugiem, gdzie skupienie aż trzech zgórą armij niemieckich (8., 12., 9. i grupa generała Woyrsch'a) pozwalało na wyciągnięcie z nich pewnej ilości oddziałów. Natomiast dziewięć dywizyj piechoty, wyciągniętych z grupy generała Mackensena (11. armja i „armja Bugu"), nie oddano do dyspozycji Hindenburga, lecz skierowano je częściowo na Zachód, częściowo zaś na front serbski gdzie Falkenhayn przygotowywał już wielkie
natarcie. W tych warunkach oczywiście wielki manewr oskrzydlający nie mógł osiągnąć rezultatów, o których marzył dowódca frontu wschodniego Hindenburg i jego szef sztabu generał Ludendorff.
Upadek twierdzy kowieńskiej wywołał zupełną konsternację w rosyjskiem dowództwie naczelnem, które absolutnie nie liczyło się z podobną możliwością. Zdobycie Kowna wyprowadziło Niemców w widły Niemna i Wilji, gdzie natychmiast umocnili się i skąd w każdej chwili zagrażali bezbronnemu już Wilnu.
Jak sobie przypominamy, dowództwo rosyjskie pragnęło powstrzymać odwrót swoich armij dawnego północno-zachodniego frontu na najwygodniejszej linji, jaką posiadało na tyłach, a mianowicie na linji od zatoki Ryskiej, ściślej od ujścia Dźwiny, gdzie znajdowała się potężna twierdza nadmorska Ujść—Dźwińsk, po przez twierdze Kowna, Grodna i Brześcia n/Bugiem, opierając lewe skrzydło zachodniego frontu o błota poleskie, które miały stanowić obszar graniczny z prawem skrzydłem po-łudniowo-zachcdniego frontu. Upadek Kowna załamywał ten plan,- gdyż oznaczał przerwanie tego frontu w najniebezpieczniejszym punkcie, skąd Niemcy zagrażali natarciem na Wilno i dalej na Mińsk i Baranowicze, co byłoby równoznaczne z osaczeniem armij całego zachodniego frontu generała Aleksiejewa. Wobec wytworzenia się zgoła nowych warunków strategicznych dowództwo naczelne zdecydowało przedłużyć odwrót aż do nowej linji, na której miały wojska przezimować, zreorganizować się i uzupełnić swoje braki. Linja ta miała nieco dalej, niż poprzednia odchylić się na wschód na odcinku od Grodna do Dźwiny z tern jednak, że za wszelką cenę utrzyma się przed linją kolejową Dźwińsk — Wilno — Lida — Baranowicze — Równo, która to kolej, jako jedyna równoległa do frontu, posiadała dla Rosjan ogromne znaczenie strategiczne. Jak przekonamy się wkrótce — i na tej linji nie udało się powstrzymać odwrotu wojsk rosyjskich, a to z powodu ofensywy Hindenburga na Wilno.
Równocześnie, wobec wielkiego moralnego znaczenia upadku Kowna, wielki książę Mikołaj Mikołajewicz, jako wódz naczelny, oddał pod sąd komendanta twierdzy. Przeprowadzone śledztwo ujawniło karygodne niedbalstwo i lekkomyślność nietylko zresztą samego komendanta, ale i całego zespołu dowództwa twierdzy. Oskarżenie szło w dwóch kierunkach : brak przygotowań obronnych w ciągu ca
łego roku wojny, oraz niedostateczna obrona w czasie natarcia Niemców.
Wspominaliśmy już, że Kowno było jedną z najbardziej nowoczesnych twierdz rosyjskich. Wprawdzie ostateczna jej przebudowa nie została ukończona do czasu wojny, jednakże dowództwo twierdzy miało dość czasu, aby wszelkie braki wyrównać, a nawet wzmocnić znakomicie system obrony, korzystając z przykładów obrony twierdz na Zachodzie. W dodatku sta-
Front wioski. Walki w górach.
fste-łe fortyfikacje mogły być uzupełnione systemem umocnień tymczasowych, polowych. Tymczasem niczego nie uczyniono, aby twierdzę przygotować do obrony. Nawet połączenia telefoniczne i kable elektryczne, które przed wojną z racji przebudowy twierdzy miały charakter tymczasowy, pozostały na powierzchni ziemi, dzięki czemu ogień artylerji niemieckiej odrazu je pozrywał, niszcząc łączność pomiędzy fortami a dowództwem Kowna.
W czasie samego szturmu dowództwo twierdzy dowiodło ostatecznego braku organi-
487
ii i fachowości, co między innemi przejav lo się w działalności artylerji fortecznej, która stale ostrzeliwała własne pozycje rosyjskie! Kowno nie było oblężone przez Niemców. W widłach Niemna i Wilji posiadało połączenie z tyłami, a nawet do końca działającą linję kolejową do Wilna. Z obu stron twierdza utrzymywała łączność od północy z 5. armją i od południa z 10. armją. Wreszcie szturm niemiecki prowadzony był wyłącznie na lewym brzegu Niemna. Szturmowi temu można było łatwo przeciwstawić natarcie wojsk 10. armji na obnażone prawe skrzydło Niemców pod Kownem. Można było swobodnie dysponować odwodami. Nawet zresztą upadek fortów lewobrzeżnych, szturmowanych przez Niemców, nie powinien był spowodować upadku całej twierdzy, której główne fortyfikacje znajdowały się na prawym brzegu Niemna. Ciężkim wreszcie oskarżeniem dla dowództwa twierdzy był fakt, że, kiedy garnizon jej wycofał się w kierunku Wilna, nie uczyniono najmniejszej próby zorganizowania przeciwnatarcia, aby wyrzucić Niemców ze świeżo zajętych fortów.
Sprawa komendanta twierdzy kowieńskiej była niezwykle charakterystyczną dla całokształtu organizacji armji rosyjskiej, gdyż w gruncie rzeczy wszędzie działo się podobnie, jak w Kownie, którego komendant jedynie stał się kozłem ofiarnym ogólnego systemu.
Po upadku Kowna 10. armja rosyjska poczęła wycofywać się z nad środkowego biegu Niemna. Wślad za Rosjanami nacierali Niemcy, przeszedłszy przez Niemen w Kownie, a następnie w Olicie. Natarcie Niemców szło w kierunku Wilna i Oran. Równocześnie część sił niemieckich skierowała się prawym brzegiem Niemna na południe, obchodząc z tej strony twierdzą grodzieńską. Na południe od Grodna prowadzili Niemcy natarcie na Ossowiec, Białystok, Brześć n/Bugiem, pomiędzy zaś Bia-łymstokiem a Brześciem WT kierunkach od Bielska na Hojnówkę i od Wysokiego Litewskiego na Prużany.
W dniu 22 sierpnia Rosjanie ewakuowali małą i napoły już rozwaloną twierdzę Ossow-ca, zaś 26 sierpnia potężną twierdzę Brześcia, którego garnizon przyłączył się do ogólnego odwrotu wojsk polowych. Po doświadczeniach Modlina i Kowna nikt nie myślał o izolowanej obronie tej twierdzy. Po zajęciu Brześcia Niemcy poprowadzili szczególnie energiczne natarcie przeciwko 3. armji rosyjskiej, wypierając ją od południa na Prużany i Pińsk. Wo-
ec tego pozostałe armje zachodniego fr (4., 2. i 1.) cofały się na linję Grodno-Prużany. W 'tym czasie prawe skrzydło cofających się armij zachodniego frontu miało być osłaniana przez 10. armję, która zajmowała front na prawym brzegu Niemna od Grodna do Wilji.
A tymczasem Niemcy posuwali się na Wilno po obu brzegach Wilji. . W ostatnich dniach sierpnia natrafili na zacięty opór Rosjan na froncie tuż przed Wilnem.
W tym tragicznym dla Rosjan momencie w dniu 31 sierpnia nastąpił ostateczny podział północno-zachodniego frontu. Dowództwa nad frontem północnym objął generał Ruzskij, rozporządzając zaledwie 5. armją na froncie bojowym, 12. armję formującą się i 6. armję nad zatoką Fińską, skąd pośpiesznie przewożono wojska nad Dźwiną. Natomiast 10. armja, której odwrót skierował się bardziej na połud-nio-wschód, pozostała pod dowództwem generała Ałeksiejewa w składzie frontu zachodniego.
Armje generała Ruzskiego były rozlokowane w ten sposób, że świeża, jeszcze formująca się nadal 12. armja zajmowała front pod Rygą na lewym brzegu Dźwiny, 5. zaś armja utrzymywała front aż do Wilji, broniąc dostępu do Dźwińska. Przeciwko tym armjom natarcie Niemców kierowało się na linję kolejową Mitawa — Kreuzburg, pod Frydrychszta-tem zaś usiłowali nawet przeprawić się na prawy brzeg Dźwiny. Położenie Rosjan było o tyle jeszcze gorsze, że kolej, łącząca Rygę z Dźwińskiem, a biegnąca wzdłuż prawego brzegu Dźwiny, znajdowała się pod obstrzałem niemieckiej artylerji ciężkiej, co utrudniało łączność pomiędzy 12. a 5. armjami. Na odcinku tym ze strony Niemców działała tak zwana „armja Niemna". Na froncie od Wilji do Grodna działała 10. armja niemiecka, pośpiesznie wzmacniana i przygotowująca się do nowego natarcia według planu Hindenburga.
W tych ciężkich chwilach dla armji rosyjskiej nastąpiła zasadnicza zmiana w jej kierownictwie.
Ze względu na odwrót wielki książę Mikołaj Mikołajewicz zdecydował się na przeniesienie kwatery głównej z Baranowicz, gdzie znajdowała się od początku wojny, do Mohylowa, skąd łatwiej było komunikować się bez przeszkód z całym frontem. W dniu 20 sierpnia wielki książę wraz z całym swoim sztabem opuścił Baranowicze.
488
W ostatnich dniach sierpnia do Kwatery Głównej przyjechał minister wojny Poliwanow, przywożąc ze sobą zupełnie niespodziewany dekret cesarza. W dekrecie tym cesarz Mikołaj II stwierdzał, że nadeszła chwila, w której powinien urzeczywistnić swoje dawne marzenia i osobiście stanąć na czele armji i floty, aby ra-
Wyjazd z Moskwy rosyjskich żołnierzy do Francji.
tować ojczyznę, której znaczny już obszar uległ najazdowi wroga. Równocześnie, wobec słabego zdrowia starego hrabiego Woroncowa-Dasz-kowa i wobec konieczności energiczniejszego pokierowania działaniami wojennemi przeciwko Turcji, cesarz mianował w swoim dekrecie wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza głównodowodzącym" arm ją kaukaską i namiestnikiem Kaukazu. Na szefa swojego sztabu cesarz, jako już wódz naczelny, powoływał generała Aleksiejewa, dotychczasowego dowódcę północno - zachodniego frontu.
Już w dniu 1. września do kwatery Głównej przybył generał Aleksiejew i natychmiast objął swoje nowe stanowisko. Dowódcą frontu zachodniego mianowano generała Ewerta, poprzednio stojącego na czele 4. armji.
W dniu 5 września przybył do Mohylowa cesarz, obejmując naczelne dowództwo nad siłami lądowemi i morskiemi cesarstwa rosyjskiego. Cesarz nie zamieszkał, jak spodziewano się tego, w pałacu gubernatora, lecz na stałe pozostał w swoim pociągu.
W pierwszym rozkazie do armji, osobiście zredagowanym, cesarz Mikołaj II pisał: „Mając niezłomną wiarę w miłosierdzie Boże i nie-wzrószoną pewność w ostateczne zwycięstwo — do końca będziemy wypełniać swój święty obo
wiązek obrony ojczyzny i nie przyczynimy wstydu ziemi rosyjskiej"!
Nic też dziwnego, że komunikat Głównej Kwatery z dnia 10. września, stwierdzał: „Ogólne położenie naszych armij spokojne i pewne siebie. Inicjatywa działania w walkach lokalnych potrochu przechodzi w nasze ręce". Miało to stwierdzać korzystną zmianę w położeniu wojennem od chwili objęcia naczelnego dowództwa przez samego cesarza. Jakżeż było to niezgodne z prawdą!
Dymisja wielkiego księcia Mikołaja Miko-łajewicza ze stanowiska wodza naczelnego, jakkolwiek nastąpiła nagle i bez uprzedzenia, nie była jednak dla niego całkowitą niespodzianką. Wielki książę miał wielu wrogów i to w najrozmaitszych sferach, jak zresztą miałby ich każdy -na jego miejscu wobec stosunków, panujących w carskiej Rosji. Dopóki po stronie wielkiego księcia były takie atuty, jak okupowanie Galicji Wschodniej, uważanej już za trwałą zdobycz Rosji, jak wiecznie aktualna możliwość marszu na Berlin i Wiedeń, jak wreszcie względne chociażby uznanie ze strony zachodnich sojuszników — dotąd wrogowie Mikołaja Mikcłajewicza musieli siedzieć cicho, odkładając swoje intrygi do lepszej okazji.
Port Dalny. Transport wojsk rosyjskich.
Wszystko to uległo radykalnej zmianie. Galicja Wschodnia utracona; Królestwo Polskie opuszczone przez wojska rosyjskie; odwrót na całej linji; wreszcie wyniszczenie i rozprężenie armij i upadek jedna po drugiej twierdz rosyjskich — wszystko to ostrzem intryg skierowało się przeciwko wodzowi naczelnemu, wielkiemu księciu, który ponosił odpowiedzialność za te tak straszliwe niepowodzenia.
48^
trvei przeciwko wielkiemu księciu uwiły w wyborze terminu tej tak zasadniczej zmiany. ,obie gniazdo w bezpośredniej otoczeniu cesa- Jeśli już zmiana ta była konieczną - naleza-rza umiejętnie wyzyskując nieżyciowość, brak ło ją wyzyskać dla celów ogolno-pohtycznych,
a więc dokonać jej w momencie przełomowym w położeniu armij rosyjskich. W ten sposób zmiana dowództwa skojarzyłaby się z poprawą militarną położenia Rosji, co bezsprzecznie podniosłaby autorytet cesarza, tak bardzo chwiejący się od roku 1905, a ostatnio w czasie wojny
przygotowania fachowego, mistycyzm, oraz dumę, bliską zrozumiałości ostatniego cara Rosji. Przedkładano, że tylko „święta" osoba cesarza uratuje Rosję, że fakt objęcia przez niego naczelnego dowództwa wywoła entuzjazm wśród narodów Rosji „patrzących jak w słoń-ce w oblicze białego cara", że wreszcie Bóg łas- juz poważniej, niz kiedykolwiek zagrożony.
5 TT>- ; ^ > , ^ ;«; V'-- ^ V i s * * * £ Ś « r&
Szczątki Zeppelina L. 32, zestrzelonego w nocy z dnia 23 na 24 września 1916 r. w hrabstwie Esset.
kawszem okiem spojrzy na wojska rosyjskie, którym przewodzić będzie „pomazaniec Boży". Intrygi działały dotąd, aż cesarz uwierzył w swoje wielkie „posłannictwo". Oczywiście przedewszystkiem odegrały w tern rolę sfery dworskie i biurokratyczne, które dotychczas były odsunięte przez wielkiego księcia i nie miały nic do powiedzenia w Kwaterze Głównej. Natomiast cesarska Kwatera Główna — to było przeniesienie z Petersburga do Mohylowa całego splotu intryg, które ogarnęłyby armję, wciągając ją w orbitę kłócących się interesów najwyższych dostojników cesarstwa.
Jeśli pominąć stronę polityczno-zakuliso-wą dymisji wielkiego księcia i objęcia dowództwa naczelnego przez cesarza — to przedewszystkiem uderza fatalny błąd, jaki popełniono
Odwrót armij rosyjskich musiał zakończyć się późną jesienią 1915 roku, a to z następujących przyczyn. Wojska niemieckie były już poważnie wyczerpane i osłabione walkami i pościgiem, prowadzonym w szalonym tempie i w ciągłych utarczkach odwrotowych, w których Rosjanie byli prawdziwymi mistrzami. Im głębiej zapuszczały się wojska niemieckie, tern natrafiały na okolice coraz bardziej pozbawione wygodnych środków komunikacyjnych, większych miast i wszelakich zapasów wobec dokładnego niszczenia kraju przez cofających się Rosjan. Wreszcie jesień, a z nia długotrwałe deszcze i szarugi do ostateczności musiały wyczerpać wojsko niemieckie, utrudnić jego manewrowanie i zaopatrzenie. Było więc oczywistem, że ofensywa niemiecka zatrzyma
490
się z tą chwilą, kiedy prowadzenie jej kosztowałoby zbyt drogo, ,a Niemcy zaryją się w ziemię i otoczą drutami kolczastemi, aby ze skrom-nemi siłami przetrwać zimę na froncie pozycyjnym, czego nauczyli się już na Zachodzie. Natomiast gros sił niemieckich musiało być skierowane na inne fronty, gdzie zima nie powstrzymywała działań wojennych.
Należało więc przeczekać jeszcze jakiś czas niepowodzeń. Dopiero z chwilą, kiedy front zaskrzepłby na zimowych leżach, mógł był cesarz stanąć na czele armji, mając przed sobą całą zimę do przygotowania następnej kampa-nji latem 1916 roku.
Postąpiono jednak inaczej. Cesarz stanął na czele armij właśnie w chwili największego napięcia odwrotu, kiedy szykował się nowy cios Niemców na Wilno. Już pod dowództwem cesarza miały nastąpić dalsze klęski. W tych warunkach efekt zatrzymania się frontu rosyjskiego nie wiele już pomógł autorytetowi cesarza, zachwianemu przez złą wolę jego intryganckich doradców.
W pierwszej dekadzie września Niemcy ukończyli przygotowania do nowego natarcia oskrzydlającego poprzez Wilno. W dniach od 12 do 14 września .rozpoczęło się natarcie niemieckie na odcinku frontu 5 armji rosyjskiej, zagradzającej drogę na Dźwińsk, a mianowicie od strony Poniewieża i Wiłkomierza na Ucianę. Niemal równocześnie prawe skrzydło niemieckiej „armji Niemna" i lewe skrzydło 10. armji poprowadziły gwałtowne natarcie, oskrzydlające Wilno od północnego - zachodu i w krótkim czasie zajęły Święciany, przerywając w ten sposób ważną dla Rosjan linję kolejową Wilno — Dźwińsk.
Zajęcie Święcian przez wojska niemieckie było nowem przerwaniem rosyjskiego frontu. Lewe skrzydło 5 armji rosyjskiej odrzucono od Święcian na północny-wschód w stronę Dźwiń-ska, podczas gdy prawe skrzydło 10 armji rosyjskiej musiało wycofać się na południe w stronę Wilna i oparło swój front o Podbrodzie. Łączność pomiędzy rosyjskim frontem północnym a zachodnim została w ten sposób zupełnie zerwana.
Niemcy napierali teraz na Wilno od strony Kowna, to jest od zachodu, i od strony Święcian, a więc od północnego-wschodu. Rosjanie bronili Wilna rozpaczliwie, utrzymując swój
front na prawym brzegu Wilji i to tylko dzięki pomocy korpusu gwardji i III korpusu syberyjskiego, które wielki książę Mikołaj Mikołaje-wicz jeszcze w końcu sierpnia skoncentrował w okolicach Wilna w przewidywaniu nowego natarcia Niemców: Na prawem skrzydle wojsk rosyjskich, broniących Wilna, skoncentrowano znaczne masy kawalerji, która miała nawiązać utraconą łączność z 5 armją pod Dźwińskiem. Jednakże, wobec tego, że manewr oskrzydlający Niemców, mający za punkt wyjścia lukę pomiędzy frontami rosyjskiemi, która wytworzyła się pod Święcianami, rozwijał się nadal pomyślnie, kawaler ja rosyjska niczego nie dokonała, a nawet sama była zmuszona do wycofania się na lewy brzeg Wilji.
Swoje natarcie oskrzydlające wykonywali Niemcy z nadzwyczajną szybkością i gwałtownością. Już w dniu 15 września kawalerja niemiecka głęboko wdarła się na tyły rosyjskie, grasując w okolicach na północ od Mołodeczna i pod Głębokiem, a więc w bliskości już Połocka. Z kawalerja współdziałała piechota niemiecka, szczególnie koncentrująca się na drogach, prowadzących od Święcian na Smorgonie.
W ciągu następnych dni, podczas gdy pod Wilnem opór Rosjan wzrastał, a wysiłki Niemców dawały słabe rezultaty, oskrzydlający Wilno manewr niemiecki rozwijał się nadal w zastraszający sposób. Oddziały kawalerji niemieckiej zapuszczały się tak daleko, że zdołały nawet przerwać niezwwkle ważną dla Rosjan linję kolejową Połock — Mołodeczno, a następnie dotarły aż pod Borysów, zagrażając linji kolejowej Orsza — Mińsk. Postępy kawalerji niemieckiej na głębokich tyłach rosyjskich zagrażały już niemal wszystkim linjom kolejowym, prowadzącym od frontu zachodniego na wschód w głąb Rosji.
Plan Niemców był oczywisty. Wtedy, kiedy część sił niemieckich odrzuciła 5 armję rosyjską nad Dźwiną, część zaś sił związała silnie 10 armję rosyjską pod Wilnem, główna masa wojsk niemieckich, przerwawszy front pod Święcianami, usiłowała obejść od północnego - wschodu nietylko 10 armję rosyjską, ale i wszystkie armje zachodniego frontu (1, 2, 4 i 3), znajdujące się w odwrocie z północnej strony bagien poleskich. Od czoła pościg niemiecki za temi armjami znacznie osłabł, jakgdyby pragnąc opóźnić odwrót rosyjski, a jedynie na lewem skrzydle Rosjan (oddział generała Misa-czenko) pościg niemiecki był energiczniejszy, co również miało za cel utrudnić, a więc i opóźnić wycofanie się Rosjan z nastawionego wbr-
491
k ..a, gdyby Niemcom udało się przerwać linję kolejową, prowadzącą na wschód przez Pińsk.
Wobec groźnego położenia na tyłach rosyjskich pomiędzy Wilnem a Dźwińskiem nowy dowódca zachodniego frontu, generał Ewert, zdecydował skoncentrować znaczniejsze siły na froncie Oszmiana — Mołodeczno, a mianowicie 2 armję w składzie czterech korpusów. Jednakże przewiezienie jej z okolic Wołkowyska, gdzie się znajdowała, pod Mołodeczno wymagało tylko dla dwóch korpusów czasu od trzech do sześciu dni!
O jakiemkolwiek współdziałaniu północnego frontu generała Ruzskiego nie było mowy. Siły jego były jeszcze zbyt słabe. Jego dwie ar-mje 12 i 5 zaledwie mogły bronić linji Dźwiny i samego Dźwińska. Brak dostatecznej własnej kawalerji nie pozwalał nawet przeciwdziałać głębokim wypadom kawalerji niemieckiej, która ostatecznie rozerwała związek obu frontów rosyjskich.
W tych warunkach generał Aleksiejew, w charakterze szefa sztabu cesarza, nakazał odwrót oskrzydlanej przez Niemców 10 armji z pod Wilna z tern, aby jej prawe skrzydło opar-ło się o Smorgonie, oraz pośpieszny przewóz wojsk 2 armji na front Smorgonie — Wilejka w celu przeciwstawienia się manewrowi niemieckiemu na tyły armij zachodniego frontu.
Wojska rosyjskie, udające nie na front francuski.
Równocześnie nakazał przewieźć jeden korpus ze składu tego frontu drogą okrężną przez Or-szę pod Połock, oraz sformowanie pod dowództwem generała Oranowskiego grupy jazdy pomiędzy Mińskiem a Borysowem. Te ostatnie zarządzenia miały na celu zlikwidowanie skutków przerwania frontu pod Święcianami i na-
492
wiązanie łączności pomiędzy północnym i zachodnim frontami. Oprócz 2 armji miano również skoncentrować i 1 armję wzdłuż linji kolejowej Mołodeczno — Mińsk z tern, że powoli r<izwijałaby się ona na prawem skrzydle 2 armji.
Z początkiem drugiej połowy września przekonali się Niemcy, że doskonale pomyślany
Front wioski. Walki w górach.
plan Hindenburga nie da się doprowadzić do końca, ze względu na zbyt szczupłe siły, które niechętny temu planowi Falkenhayn oddał do jego wykonania.
Jakkolwiek przerwanie frontu pod Święcianami otwierało Niemcom ogromne możliwości oskrzydlenia Rosjan, jakkolwiek początkowo cały manewr rozwijał się pomyślnie i ogarnął ogromny obszar pomiędzy Wilnem, Dźwińskiem i Mołodecznem, jednakże z dniem każdym siły Niemców malały, osłabiając impet ich natarcia, przeciwnie zaś, Rosjanie wzmacniali się dzięki podwożonym pod Mołodeczno posiłkom. Wojska niemieckie były już do ostateczności przemęczone i osłabione ponoszonemi stratami, a zaopatrywanie coraz bardziej szwankowało wskutek fatalnego stanu dróg i braku linij kolejowych.
Równocześnie i nad Dźwiną siły Niemców okazały się niedostateczne. Wysiłki ich zdobycia twierdzy Dźwińska, co wyprowadziłoby Niemców na prawy brzeg Dźwiny, spełzły na mczem. 5 armja rosyjska obroniła twierdzę i linję Dzwmy, a 12 armja utrzymała się na przedpolach Rygi na lewym brzegu Dźwiny
W ostatnich dniach września ostatecznie załamało się natarcie Niemców. Rosjanie atakiem na bagnety odebrali utraconą poprzednio Wilejkę, poczem rozpoczęło się przeciwnatarcie
Ochrona Kanału Sueskiego.
2 armji rosyjskiej, która zdążyła na czas skoncentrować się pomiędzy Smorgoniami i Wilej-ką. Równocześnie kawaler ja rosyjska, wypierając niemiecką, znacznie od niej słabszą liczebnie, rozciągnęła się na froncie Głębokie — Wi-lejka wzdłuż linji kolejowej Połock — Moło-deczno. Pod naciskiem przeważających już sił rosyjskich wojska niemieckie poczynają się wycofywać z niebezpiecznego obszaru na wschód od jeziora Narocz, aby zaś umożliwić ten odwrót, rozpaczliwie utrzymują się pod Smorgoniami.
Z końcem września 2 armja rosyjska zajmuje już front od jeziora Miadzioł do Smorgoń. Front od jeziora Miadzioł aż po Dźwińsk początkowo obsadza kawaler ja rosyjska, a następnie 1 armja. Ta ostatnia zostaje włączona do składu północnego frontu.
Tak oto zakończył się manewr Hindenbur-ga, rozpoczęty pod Święcianami. Po dniach wielkich nadziei przyszło Niemcom zrezygnować z ambitnych zamiarów. Oskrzydlenie nie
udało się nawet w stosunku do 10 armji rosyjskiej, której musieli Niemcy odbierać Wilno frontowem natarciem. Raz jeszcze jednak należy podkreślić, że niepowodzenie to spowodował generał Falkenhayn, nie zaś wykonawca manewru, Hindenburg. W rezultacie, jako jedyny rezultat natarcia, pozostał w ręku Niemców znaczny obszar wraz z Wilnem.
Co do Rosjan — to, jakkolwiek zdołali opanować groźne położenie po przerwaniu frontu pod święcianami, jednakże ponad ich siły było kusić się o odebranie Wilna. Wobec tego pozostałe armje zachodniego frontu, które pod koniec września osiągnęły były w odwrocie linję Lida — Słonim, musiały nadal kontynuować swój odwrót nietylko już pod naciskiem Niemców, ale i w obawie ich uderzenia skrzydłowego od strony Wilna. Ostatecznie więc wycofały się bardziej na wschód, tracąc ważny węzeł kolejowy Baranowicze, doniedawna miejsce pobytu rosyjskiej kwatery głównej.
4$ 3
:
'
Równocześnie niemal z natarciem niemiec-kiem na północy na Wilno i na tyły rosyjskie i na południu rozpoczęła się ponowna ofensywa niemiecko-austrjacka, mająca na celu ostateczne wyparcie Rosjan z Galicji Wschodniej, oraz opanowanie trójkąta twierdz wołyńskich (Łuck, Dubno i Równo), które stanowiły doskonałą bazę operacyjną dla wojsk rosyjskich.
Już w ostatnich dniach sierpnia rozwinęło _ię natarcie austrjacko-niemieckie na znacznym froncie od Włodzimierza Wołyńskiego aż
o Dniestr. Na lewem skrzydle tej ofensywy 1 i 4 ar-
mje austrjacko-węgierskie, nacierające od strony Włodzimierza Wołyńskiego, w pierwszych dniach września zdołały odrzucić 8 armję rosyjską w kierunkach Czartoryska, Równego i Dubna, zaś 2 armja austrjacko-węgierska, nacierająca od strony Lwowa—w kierunku Krzemieńca. Łuck został zdobyty. Początkowo Rosjanie cofnęli się na linję Ołyka — Radziwiłów, następnie zaś poza Horyń i Ikwę.
W tym samym czasie z nad Zgniłej Lipy rozpoczęło się gwałtowne natarcie niemieckiej „armji południowej", która pociągnęła za sobą i lewe skrzydło 7 armji austrjacko-węgierskiej niefortunnego generała Pflanzer - Baltina. Rosjanie wycofali się początkowo poza Strypę, a następnie, nie zdoławszy na tej linji umocnić się, aż nad Seret.
Początkowe sukcesy ofensywy niemiecko-austrjackiej na Wołyniu i w Galicji w dużej mierze były wywołane osłabieniem armij rosyjskiego południowo - zachodniego frontu, z którego znaczne siły były przerzucone na front północny, gdzie położenie Rosjan było bardzo ciężkie. Ale i siły wojsk sprzymierzonych były coraz mniejsze. Z wojsk niemieckich wycofywano już coraz nowe oddziały, kierując je na front serbski, gdzie Falkenhayn planował wielką ofensywę, którą uważał za kolejno najpilniejsze zadanie mocarstw centralnych, zaś dowództwo austrjacko-węgierskie zmuszone było wycofać szereg dywizyj, aby je przetransportować na front włoski. To też z chwilą, kiedy Rosjanie, po pierwszych niepowodzeniach, zdołali dokonać bardziej planowej koncentracji swoich wojsk, oraz ściągnęli znaczniejsze odwody, położenie uległo radykalnej zmianie.
W dniu 8 września wojska rosyjskie zadały dotkliwą porażkę oddziałom niemiecko-austrjackim pod Tarnopolem, oraz tego samego dnia równie dotkliwą porażkę wojskom au strjackim 7 armji pod Trembowlą. Gwałtownie powstrzymane natarcie załamało się, i woj-
494
ska niemiecko-austrjackie pośpiesznie cofnęły się nad Strypę.
Nie lepiej powiodło się i armjom au&trjac-ko-węgierskim na Wołyniu, gdzie Rosjanie skoncentrowali znaczne siły pod Równem i Dub-nem. W trójkącie twierdz wołyńskich wojska austrjackie poniosły w połowie września bardzo dotkliwą porażkę, która spowodowała ich odwrót poza Styr. Położenie Austrjaków na Wołyniu stało się tak ciężkie, że groziło już przerwanie frontu przez Rosjan. Sprawę uratowały oddziały niemieckie, które pośpiesznie nadeszły z pomocą z sąsiedniej „armji Bugu". Przeciwnatarcie Rosjan powstrzymano, a nawet odrzucono ich zpowrotem pod Ołykę i Dubno. Ale na tern zakończyła się ofensywa, nie uzyskawszy zamierzonych rezultatów. Nadciągała jesień wraz ze słotami, i działania wojenne powoli poczęły zamierać. Obie strony, wyczerpane do ostateczności, wszystkie swoje wysiłki skierowały na umocnienie swich pozycyj, które miały się stać leżami zimowemi dla wojska aż do wiosny 1916 roku.
Tak zakończyła się wielka ofensywa niemiecko-austrjacka przeciw Rosji latem 1915 roku. Trwała ona od końca kwietnia do końca września, czyli równo pięć miesięcy. Sprzymierzeni popełnili szereg błędów i niedociągnięć. Wojska austrjacko-węgierskie zawiodły częściowo wszędzie tam, gdzie były pozostawione samym sobie. Wszystko to sprawiło, że rezultaty ofensywy były mniejsze od tych, które teoretycznie były możliwe. Ale i to, co osiągnięto, było zdumiewająco wielkiem zwycięstwem i słusznie może być poczytane za jedno z najświetniejszych zwycięstw wojny światowej.
Niemal cała Galicja była odebrana z rąk Rosjan, którzy uważali już ją za swoją ostateczną zdobycz. Niebezpieczeństwo wkroczenia Rosjan na Węgry oraz ponownego ich wdarcia sie do Prus Wschodnich — całkowicie zlikwidowane. Ogromny obszar cesarstwa rosyjskiego włącznie z całem Królestwem Polskiem stał się łupem mocarstw centralnych. Ogromna zdobycz wojenna oraz setki tysięcy jeńców wpadły w ich ręce. Armja rosyjska, jakkolwiek ocalona z pogromu, jednakże straszliwie osłabiona zdemoralizowana i zdezorganizowana utraciła ostatecznie swoją zdolność działania zaczepne go, schodząc na drugi plan w krwawych rozgrywkach wojny światowej. Załamała się legenda o wszystko miażdżącym „walcu paro-
wym" Rosji, rozporządzającej niezliczonem mrowiem swoich wojsk. I wszystkiego tego dokonali Niemcy, nawet razem z austrjacko-węgierskim sojusznikiem znacznie słabsi liczebnie od swojego przeciwnika — kolosa rosyjskiego, a ponadto niepomiernie zmęczeni jeszcze po pierwszej kampanji przeciwko Francji w 1914 roku!
Dalsza ofensywa ze strony Niemiec była już niecelowa. Z chwilą, kiedy wojska rosyjskie zdołały wycofać się z nastawionych pułapek, nawet dalszy pościg nie mógłby dać Niemcom poważniejszych rezultatów, przeciwnie zaś, mógł wytworzyć dla nich ryzykowne położenie z racji ogromnych tyłów, które nie mogły być zorganizowane w krótkim czasie. Zresztą siły niemiecko-austrjackie, jakie pozostały jeszcze na froncie wschodnim, były już zupełnie niewystarczające do dalszych działań ofensywnych, nie mówiąc już o wyczerpaniu fizycznem wojska. W tym bowiem czasie położenie na innych frontach zmusiło mocarstwa centralne do wy
cofania poważnych sił ze wschodu jeszcze w czasie trwania ofensywy przeciwrosyjskiej. Tak więc, położenie we Francji nakazywało odwołanie tam zpowrotem wojsk, zabranych na wschód, w oczekiwaniu poważniejszego natarcia sprzymierzonych. Dowództwo austrjacko-węgierskie musiało wzmacniać swój front włoski. Wreszcie Falkenhayn przygotowywał ofensywę przeciwko Serbji, wymagającą dużych sił niemieckich.
Z końcem września 1915 roku front wschodni zastygł i znieruchomiał na zimowych pozycjach, pośpiesznie umacnianych przez obu przeciwników. Szczególnie po stronie niemiecko-austrjackie j front nabrał charakteru nieprzerwanego łańcucha potężnych pozycyj, tworzących niezwykle precyzyjny system obronny, najeżony niezliczoną ilością dział nawet najcięższych kalibrów, zaopatrzony w tysiące karabinów maszynowych i wszelkiego rodzaju techniczne udoskonalenia, które wciąż pojawiały się z biegiem wojny, a wreszcie oparty
Szpital w pałacu francuskim. Ranni Francuzi i Niemcy.
495
,> świetnie zorganizowane tyły, poprzecinane isowemi linjami obronnemi, oraz pośpie-
lie budowanemi drogami i linjami kolejek wąskotorowych. Po stronie rosyjskiej front stanowił oczywiście tylko słabą imitację frontu przeciwnika, a to z racji braku należytej organizacji i fachowości, z braku środków technicznych i wyposażenia armji.
Stały front, który wytworzył się w rezultacie letniej kampanji, przebiegał następującą linję:
Ujście Dźwiny do zatoki Ryskiej (Ryga oraz niewielkie przedmoscie na lewym brzegu
Dźwiny pozostało w rękach Rosjan) — linja Dźwiny do Dźwińska (pod Kreuzburgiem Rosjanie posiadali również niewielkie przednr. na lewym brzegu, Dźwińsk pozostał w rękach Rosjan) — jezioro Dryświaty — jezioro Na-rocz — Smorgonie (w rękach rosyjskich) — Baranowicze (w rękach Niemców) — Pińsk (w rękach Niemców) — Czartorysk — Oły-ka — Dubno (w rękach Austrjaków) — Ole-ksiniec — Tarnopol (w rękach Rosjan) — Bu-czacz — Dniestr — granica rumuńska na wschód od Czerniowiec.
PRZYSTĄPIENIE DO WOJNY BUŁGARJI. NICKA *
Od początku wojny sprawa bałkańska żywo zajmowała obie strony walczące. Przyłączenie się do wojny państewek bałkańskich, mniej może ważne z punktu widzenia ściśle wojskowego z racji ich nielicznych i słabo wyposażonych armji, posiadało jednak ogromne znaczenie polityczne i gospodarcze. Dla Koalicji oznaczało to nawiązanie bezpośredniej łączności w Europie z Rosją, oraz opasanie państw centralnych zwartym łańcuchem frontów i od strony południowej. Ta ewentualność była właśnie bodźcem dla państw centralnych, aby przeciągnąć na swoją stronę państewka bałkańskie, z których tylko Serb ja i Czarnogórze dotychczas brały udział w wojnie.
Od chwili, kiedy do wojny przystąpiła Turcja, sprawa bałkańskich państewek, ściślej Ru-munji, Bułgarji i Grecji, dotąd neutralnych, nabrała niepomiernie większego znaczenia.
Dla Koalicji dołączał się jeszcze moment ściślejszej izolacji Turcji od państw centralnych, co groziło tej ostatniej ostateczną klęską wcześniej lub później z braku broni, amunicji i środków technicznych. Klęska zaś Turcji otwierała wrota Bosforu i Dardanelów, czyli bezpośrednią morską komunikację z Rosją, która sama cierpiała z braku własnej produkcji przemysłowej, koniecznej dla prowadzenia wojny.
Dla państw centralnych przeciwnie, przyłączenie się do nich Rumunji, a chociażby tylko Bułgarji, oznaczało podanie ręki zagrożonemu sojusznikowi tureckiemu, oraz możliwość ostatecznego „wykończenia" bohatersko broniącej się Serbji wraz z Czarnogórzem.
Bardziej jeszcze sprawa bałkańska wysunęła się na czoło dyplomacji wojennej od czasu niefortunnej wyprawy dardanelskiej Koalicji.
KLĘSKA SERBJI. — WYPRAWA SALO-
Po pierwszych już niepowodzeniach zrozumiała Koalicja, że tylko ostateczna izolacja Turcji, oraz umożliwienie desantu rosyjskiego na tery-torjum Bułgarji, skąd prowadziła już bliska droga na Konstantynopol, mogą przyśpieszyć powodzenie wojsk sprzymierzonych w Darda-nelach. W najgorszym razie chodziło o utrwalenie neutralności Bułgarji, przez terytorjum której państwa centralne tylko częściowo mogły utrzymywać łączność z zagrożoną Turcją. Oczywiście wyprawa dardanelska i jej niepowodzenie tembardziej zachęcały państwa centralne do czynienia wysiłków ze swej strony, aby pozyskać Bułgarję i przy jej pomocy ostatecznie utrwalić swoje położenie na Bałkanach i w Turcji.
Wszystko to dostarczało dostateczne powody, aby dyplomacja zainteresowanych mocarstw spowiła neutralne dotąd państwa bałkańskie misterną siecią swoich intryg.
Dla Koalicji problem bułgarski nie był łatwym do rozwiązania.
Od czasu "drugiej wojny bułgarskiej w 1913 roku, kiedy to Serbja, Grecja i Rumu-nja pozbawiły Bułgarję jej owoców zwycięstwa, odniesionego nad Turcją w roku poprzednim w pierwszej wojnie bałkańskiej, a mianowicie Serbja zabrała jej Macedonję, Rumunja Dobrudzę, a Grecja prowincje nadegejskie — Buł-garja pałała żądzą odwetu, umiejętnie podsycaną przez dyplomację austro-węgierską i niemiecką.
Aby zaspokoić żądania Bułgarji trzebaby pozbawić Macedonji Serbję, bohatersko walczącej po stronie Koalicji, a ponadto uszczuplić stan posiadania Rumunji i Grecji, na których Koalicji równie wiele zależało. Tylko na tych warunkach można było wogóle mówić o przy-
497
cniu się Bułgarji do mocarstw koalicyjnych. Ale takie rozwiązanie było oczywiście niemożliwe dla Koalicji.
Pozycja państw centralnych była o wiele korzystniejsza. Kosztem Serbj i mogły dowoli czynić obietnice Bułgarji. Raczej koalicyjna orjentacja Rumunji i jej wcześniejsze lub późniejsze wystąpienie przeciwko państwom centralnym czyniła ją możliwym objektem targów z Bułgarją. To samo tyczyło się i Grecji, gdzie wprawdzie król Konstanty był gorącym zwolennikiem niemieckim, ale znów wszechpotężny premjer Wenizelos stał jawnie po stronie Koalicji. Nawet w pertraktacjach z Bułgarją zdołali Niemcy usunąć wogóle sprawę Turcji, która dobrowolnie decydowała się oddać Bułgarji pas swojego terytorjum na południe od Adrja-nopola na zachodnim brzegu Marycy. Turcja rozumiała, że nie będzie to zbyt wielką ceną przystąpienia Bułgarji do sojuszu przeciwkoa-licyjnego. Poza tern Niemcy posiadali silnie ugruntowane wpływy wśród polityków bułgarskich, w wojsku i wT sferach dworskich. Sam
zresztą król Ferdynand był zdecydowanym g< manofilem, ponadto zaś wiązały go z Berlinem więzy natury finansowej, zręcznie zarzucone przez rząd niemiecki na nadmiernie lubiącego pieniądze monarchę.
Wszystkie szanse były po stronie państw centralnych. Ale ostrożny rząd króla Ferdynanda wyczekiwał stosownego momentu, kiedy przystąpienie do wojny nie byłoby, jak się zdawało, zbyt wielkiem ryzykiem dla Bułgarji. Moment taki nastąpił wtedy, kiedy wyprawa dardanelska okazała się fiaskiem, a zwycięstwa niemiecko-austrjackie latem 1915 roku sparaliżowały siły militarne Rosji, co zmniejszało również niebezpieczeństwo ze strony Rumunji. Pomyślnym dla Bułgarji był również rozwój wypadków na froncie włoskim, gdzie okazało się, iż siła militarna królestwa włoskiego jest w rzeczywistości o wiele mniejszą, niż sądzono przedtem.
Dyplomacja bułgarska poczęła przeto coraz jaskrawiej występować w sprawie Mace-
Koronacja Karola IV w dniu 30 grudnia 1916 r. na króla Węgier.
donji, wyraźnie pragnąc z niej uczynić „casus belli".
W tych warunkach dyplomacja koalicyjna powzięła nowy i oryginalny plan już nie wciągnięcia Bułgarji do wojny, ale zapewnienia sobie dalszej jej neutralności.
Wysunięto projekt wyładowania w Salonikach desantu wojsk angielsko-francuskich, które poprzez tery tor jum Grecji miały wkroczyć do Macedonji, okupując w ten sposób teren sporny, jakgdyby kładąc się na kości niezgody pomiędzy Serbją a Bułgar ją. Liczono na to, że Bułgarji zbraknie argumentów i śmiałości, aby sięgnąć po okupowaną przez Koalicję Macedonję, co do której zresztą wszak można było zapewnić, że los jej zostanie rozstrzygnięty po wojnie, a co znów nie mogło przesądzać pozbawienia Serbji tej prowincji na wypadek ostatecznego zwycięstwa Koalicji.
Równocześnie z zamierzoną okupacją Macedonji dyplomacja francuska i angielska czyniła zabiegi w Petersburgu, aby Rosja wysadziła pod Burgas na terytorjum Bułgarji niewielki desant swoich wojsk, któryby proklamował odezwę cesarza rosyjskiego do narodu buł
garskiego. Na Zachodzie przypuszczano, że taka demonstracja, łącznie z okupacją Macedonji, wywoła radykalną zmianę w nastrojach społeczeństwa bułgarskiego, zmuszając rząd i króla do zaniedbania wrogich kroków przeciwko Koalicji. Pomysł ten, zresztą dość fantastyczny i niecelowy, opierał się na przeświadczeniu o miłości narodów słowiańskich na Bałkanach do „białego cara Wszechrosji" i ich wierze w jego dziejowe posłannictwo, zjednoczenia wszystkich słowian. Oczywiście działała w tern sugestja umiejętnej propagandy rosyjskiej, stosowanej systematycznie od wielu już dziesiątków lat.
Zanim jednak pertraktacje z filokoalicyj-nym Wenizelosem doprowadziła Koalicja do końca, zanim wreszcie w Petersburgu zdecydowano się na manifestację w sprawie bułgarskiej — było już za późno, aby przeciwdziałać przystąpieniu Bułgarji do mocarstw centralnych.
W drugiej połowie września 1915 roku w Bułgarji zarządzono mobilizację, a w pierwszych dniach października rozpoczęła się koncentracja wojsk bułgarskich nad granicą serb-
499
ską O charakterze ofensywnym i nac
Irumuńską raczej dla obserwacji.
W dniu 5 października 1915 roku Bułgaria oficjalnie przyłączyła się do mocarstw centralnych.
Tego samego dnia w Salonikach rozpoczęło się spóźnione już lądowanie wojsk angielsko-francuskich pod dowództwem francuskiego generała Sarrail. Niemal równocześnie w wewnętrznej polityce Grecji nastąpił radykalny przełom, niekorzystny dla koalicji. Dotąd wszechpotężny Wenizelos upadł wraz ze swoim filokoalicyjnym rządem. Zwyciężyło stronnictwo filogermańskie. Powstał rząd zdecydowanie przeciwny Koalicji. Było to wielkie acz chwilowe tylko zwycięstwo polityki króla Konstantyna.
Oczywiście o przyłączeniu się Grecji do państw centralnych nie mogło być mowy z dwóch powodów. Po pierwsze w kraju istniało jeszcze nazbyt silne stronnictwo Wenize-losa, po drugie zaś Grecja, położona na wyspach i półwyspach o ogromnej linji swojego bezbronnego wybrzeża, nie mogła ryzykować ze względu na potężną flotę koalicyjną, panu-, jącą nad wybrzeżami greckiemi. Siły militarne Grecji były zupełnie niewystarczające, aby obronić ją przed potęgą morską Koalicji tern-bardziej wobec wylądowania jej wojsk wT Salonikach. Ale z drugiej strony wszelkie nadzieje Koalicji musiały się rozwiać. Było oczywistem, że Grecja zachowa neutralność, ale życzliwą dla Niemiec.
W tych warunkach zupełnie odmiennych Koalicja zdecydowała się jednak kontynuować swoją wyprawę salonicką. Uległy zmianie jedynie jej cele. Teraz chodziło już o okazanie pomocy Serbji, która znalazła się w ostatecznie tragicznem położeniu z chwilą przystąpienia Bułgarji do wojny: od strony lądu otoczona była przez potężnych wrogów i nieżyczliwą Grecję, od strony morza zaś była blokowaną przez flotę austrjacko-węgierską, wciąż jeszcze dość silną dla działania na morzu Adrjatyckiem.
Poza okazaniem pomocy Serbji, w decyzji kontynuowania wyprawy salonickiej przejawiła się nadzieja Koalicji na zaatakowanie półwyspu Dardanelskiego od strony lądu, skoro nie udało się to od strony morza. Oczywiście było to możliwe dopiero po zdecydowanem zwycięstwie nad Bułgarją i uratowaniu Serbji.
Sprawa salonicką wywołała w łonie Koalicji silne tarcia, bowiem część polityków i wojskowych była bezwzględnie przeciwną stwarzaniu jeszcze jednego teatru wojny, uszczuplają-
500
ego siły koalicyjne na innych frontach i to poważniejszych szans nawet lokalnego powodzenia. Decyzja w sprawie Salonik była bezpośrednim powodem ustąpienia francuskiego ministra spraw zagranicznych Delcasse'go, który był gorącym przeciwnikiem rozdrabniania celów wojny i nie wierzył w powodzenie na Bałkanach, szczególnie wobec położenia, jakie wytworzyło się w Grecji.
Moment przystąpienia Bułgarji do wojny był zgóry wiadomy naczelnemu dowództwu niemieckiemu, które też odpowiednio się przygotowało do nowych warunków na Bałkanach.
Generał Falkenhayn zamierzył wielką ofensywę przeciwko Serbji i Czarnogórzu, aby ostatecznie złamać bohaterski opór tych narodów. Chodziło mu w pierwszym rzędzie w odciążenie Austro-Węgier, które musiały teraz znaczną część swoich sił skierować przeciwko Włochom. Chodziło mu również o uzyskanie dogodnej komunikacji przez Serbję i Bułgarję z Turcją. Planowana „likwidacja" Serbji mogłaby również wywrzeć wpływ na niezdecydowaną Rumunję, chociażby w sensie opóźnienia jej przyłączenia się do Koalicji. Wreszcie ofensywa przeciwserbska musiała oddziałać na wewnętrzne położenie Austro-Węgier, rozsadzanych słowiańską irredentą, której patronowali Czesi. Klęska Serbów powinna była ostudzić niekorzystne dla monarchji nastroje wśród słowian.
Pod koniec września Falkenhayn zdołał już skoncentrować znaczne siły, przeznaczone do natarcia. Ogólne kierownictwo nad działaniami przeciwko Serbji powierzono na skutek porozumienia z Austro-Węgrami i Bułgarją generałowi von Mackensenowi, bohaterowi'zwycięskiego natarcia swojej „falangi" w Galicji i w Lubelszczyźnie, a przedtem już wsławionego w bitwie pod Łodzią.
Mackensenowi miały podlegać: 11 armja niemiecka, przewieziona z Lubelszczyzny, 3. armja austrjacko-węgierską oraz 1 i 2 armie bułgarskie.
Mackensen opracował plan natarcia zgoła odmienny od poprzednich niefortunnych prób austrjackich. Zamiast od strony Bośni zdecydował się na natarcie odwieczną droga wszystkich najazdów przez Belgrad wzdłuż doliny Morawy w kierunku Nisza. 3. armja austrjacko-węgierską miała nacierać z zachodniej strony Belgradu, zaś niemiecka 11. armja od strony wschodniej. Równocześnie 1
armja
bułgarska, koncentrująca się pomiędzy Dunajem a Sof ją, miała uderzyć od północo-wschodu wpoprzek doliny Morawy przez Nisz. Tak więc Austrjacy, Niemcy i Bułgarzy mieli stanowić trzy odrębne grupy uderzeniowe, które powin-ne się były połączyć pomiędzy Kruszewacem a Niszem. Wreszcie czwartą grupę miała stanowić 2. armja bułgarska, której powierzono natarcie z okolic Kustendil (na południo-zachód od Sofji) na Skopi je i Negotin, a więc wpo-
W dniu 9 października oddziały niemiec ko-austrjackie wkroczyły do Belgradu, wywieszając uroczyście swoje flagi na cytadeli stolicy serbskiej. Serbowie rozpoczęli uciążliwy odwrót w kraju górzystym i -pozbawionym należytych dróg w ogólnym kierunku na Nisz i No-wibazar. Równocześnie i obie armje bułgarskie z impetem posuwały się naprzód. Serbowie zaciekle bronili w odwrocie każdej piędzi ziemi ojczystej, wystawiając sobie wiekopomne
w ^
i
Kaukaska plastuńska dywizja w marszu na Erzerum.
przek drogi ewentualnego marszu wojsk an-gielsko-francuskich z Salonik. Terminem ogólnego natarcia był dzień 6 października, a więc już nazajutrz po wypowiedzeniu wojny przez Bułgarję.
Wykonanie ofensywy Mackensena było zgodne z planem. Austrjacy i Niemcy rzucili wielkie siły do sforsowania Dunaju. Walki o linję Dunaju były ciężkie i krwawe, ale, pomimo bohaterskiej obronie Serbów, zwycięstwo było po stronie austrjacko-niemieckiej, bogato wyposażonej w artylerję ciężką i środki techniczne.
świadectwo bohaterstwa i poświęcenia. Ale siły ich były zbyt słabe, aby mogły oprzeć się przeważającemu liczebnie przeciwnikowi. W dodatku wojska serbskie były wyniszczone już przez wojnę, a z racji braku amunicji i broni ponosiły w walkach straszliwe straty w rannych i zabitych.
W dniu 5 listopada lewe skrzydło 3. armji austrjacko-węgierskiej oraz prawe skrzydło 1. armji bułgarskiej połączyły się z 11. armja niemiecką na północ od Niszu. Smutne resztki armji Serbskiej cofały się w stronę Pristiny blisko granicy albańskiej, mając jeszcze nadzie-
50|
riAMPANJA SERBSKA J£5l£NlĄ 131S PO*" o 10 \o »," ».° '?" k«
r °
OFENSYW PRZECIW ROSJI LATEM UESIENIĄ ISIS R.
^ ~ t r e t pod k o n . e £ fcwi#t«ia J J | f ^
***** „
ię wykorzystać linję kolejową, prowadzącą stamtąd przez Skoplje i Negotin do Salonik. _
Pod Pristiną Serbowie postanowili raz jeszcze stawić czoło przeciwnikowi na historycz-nem polu bitwy — na Kosowem Polu. W dniu 23 listopada rozegrała się decydująca bitwa, w której Serbowie ponieśli ostateczną i straszliwą klęskę. Niedobitki wojska serbskiego, którego niedolę dzielił sędziwy lecz bohaterski król Piotr, zostały zepchnięte przez sprzymierzone armje w bezdroża gór albańskich, pokrytych już śniegiem.
Pocisk znaleziony w leju głębokości 10 nitr.
Serbowie jednak nie poddali się, ratując honor narodu i oręża serbskiego. W niedają-cych się opisać okropnych warunkach, pozbawieni zapasów, na rękach niosąc swoich rannych, resztki armji serbskiej, prowadzonej przez króla przedarły się poprzez góry albańskie aż do wybrzeża morza Adrjatyckiego. Armje sprzymierzone zaprzestały pościgu, nie chcąc się narażać na straty podobnych marszów zimowych w górach.
Do ostateczności wyczerpane resztki wojska serbskiego zostały zabrane na pokłady okrętów floty koalicyjnej, która pośpieszyła ratować Serbów na wody adrjatyckie. Przewie-
504
zieni na wyspę Korfu Serbowie musieli / cały rok, aby jako tako doprowadzić swoją szczuplutką już armję do poprzedniej wartości bojowej, aby natychmiast potem wziąć udział w walkach na froncie salonickim.
Co się tyczy tych wojsk serbskich, zresztą dość słabych, które walczyły z 2. armją bułgarską _ to te, częściowo wyparte pod Skoplje przyłączyły się do odwrotu przez Albanję, częściowo zaś odrzucone pod Negotin przyłączyły się do salonickiego korpusu ekspedycyjnego Koalicji. Zwycięskie natarcie 2. armji bułgarskiej odcięło główne siły serbskie od południa, uniemożliwiając im odwrót na terytorjum greckie.
Wyprawa salonickiej tak zwanej Armji Wschodniej miała następujący przebieg. Wojska francusko-angielskie, wysadzone w Salonikach, liczyły około 150.000 ludzi, a więc stanowiły armję dość liczną, jak na stosunki bałkańskie, świetnie wyekwipowaną i wyposażoną technicznie.
W ciągu października i listopada koalicyjna Armja Wschodnia zorganizowała swoją bazę operacyjną w Salonikach, co nie było rzeczą łatwą ze względu na nieżyczliwość władz greckich, następnie zaś rozpoczęła marsz na północ doliną Wardaru. Wkroczywszy do Macedonji wojska angielsko-francuskie napotkały na zacięty opór wojsk bułgarskich, które, ściągnięte również ze środkowej Serbji po wycofaniu się Serbów do Albanji, zajęły front Prilep — No-gatin — Strumica. W walkach, które się wywiązały, Bułgarzy odnieśli zupełne zwycięstwo nad Armją Wschodnią, zmuszając ją do pośpiesznego odwrotu na terytorjum greckie. Nad granicą grecką Bułgarzy powstrzymali swój pościg, aby nie stwarzać trudności życzliwemu rządowi króla Konstantyna. Przewidywania ministra Delcasse'go poczęły się sprawdzać. Od początku nie miała Koalicja szczęścia na swoim nowym salonickim froncie, który utrwalił się nad granicą serbsko - grecko - bułgarską.
Po „zlikwidowaniu" Serbji austrjacko-wę-gierski szef sztabu generalnego generał Conrad von Hotzendorf, upojony zwycięstwem, domagał się od Niemców dalszego współdziałania aby do końca doprowadzić kampanję na Bałkanach, a więc zdobyć broniąca się jeszcze w swoich górach, niby w twierdzy", Czarnogórę, okupować Albanję, oraz wyrzucić koalicyjną Armję Wschodnią z Salonik
. Ale generał Falkenhayn, który, jako szef 3 5 5 S X - a,bU / e n e r a l n e g o niemieckiego, miał bardziej decydujący głos od Conrada, był
przeciwny tym pomysłom. Zadanie swoje na Bałkanach uważał za skończone. Połączenie z Turcją było otwarte; armja serbska wiążąca tak duże siły austrjackie w ciągu zgórą roku wojny, przestała istnieć; wreszcie powstanie frontu macedońskiego wiązało poważne siły koalicyjne bez większego pożytku i „zatrudniało" armję bułgarską w sposób dla niej najbardziej właściwy. Co do Czarnogórza Falkenhayn uważał, że teraz powinny wystarczyć własne siły Austrjaków, zaś przekroczenie granicy greckiej w pościgu za Armją Wschodnią może narazić państwa centralne na komplikacje w Grecji, gdzie stosunki ułożyły się już korzystnie dla Niemiec. W dodatku wojska sprzymierzone były wyczerpane uciążliwą kam-panją w Serbji, zaś cały obszar Serbji posiadał fatalne drogi gruntowe, a na jedynej linji kolejowej Belgrad — Nisz wszystkie niemal mosty były zburzone, co wymagało dłuższego czasu, aby tę kolej doprowadzić do stanu użyteczności. Dalsze więc działania wojenne byłyby poważnie utrudnione brakiem należytych połączeń tyłowych w przeciwieństwie do koalicyjnej Armji Wschodniej, która posiadała bliską bazę operacyjną w Salonikach, połączoną dogodnemi szlakami morskiemi z całym światem.
Pod naciskiem przeto Falkenhayna zaniechano aż do wiosny działań ofensywnych przeciwko Armji Wschodniej, ograniczając się do systemu obronnego nad granicą grecką. Zresztą położenie ogólne nigdy już nie pozwoliło na poważniejsze działania na froncie macedońskim.
Co do Koalicji — to po klęsce Serbji i wła-snem niepowodzeniu w Macedonji poważnie zastanawiano się nad tern, czy nie wycofać Armji Wschodniej z Bałkanów. Ostatecznie jednak zdecydowano utrzymać front macedoński, skoro ten już powstał, miano bowiem na uwadze pertraktacje, prowadzone z Rumunją, oraz położenie w Grecji. Nawet ze strony niemieckiej przyznaje się, że decyzja ta była całkowicie słuszna. Gdyby Armja Wschodnia wycofała się była z Bałkanów — wszystkie armje bułgarskie mogłyby skierować się nad granicę rumuńską, powstrzymując ją nietylko od wystąpienia po stronie Koalicji, ale może nawet zmuszając do przyłączenia się do wojny przeciwko Rosji, której położenie i bez tego było tragiczne. A tak Rumunja miała swobodę ruchów i decyzji. W Grecji, znajdującej się dzięki Armji Wschodniej pod silnym naciskiem Koalicji, również położenie poczęło kształtować się korzystniej dla Koalicji. Wenizelos w oparciu o Koalicję ponownie podjął walkę polityczną z królem Konstantym, odzyskując powoli utracone wpływy.
Co do Czarnogórza — to generał Conrad von Hotzendorf wbrew opinji Falkenhayna przeprowadził przeciwko niej poważną operację, do której zaangażował znaczne siły, a która kosztowała Austr jaków nazbyt wiele w stosunku do rezultatów. Tak więc w dniu 11 stycznia 1916 roku wojska austrjacko-węgierskie zdobyły szturmem, kosztem wielkich ofiar, potężny masyw górski Łowczen, a 30 stycznia Skutari. Czarnogórze poddało się po bohaterskiej i długotrwałej obronie.
505
SPIS RZECZY T O M I i II.
OD WYDAWNICTWA
ROZDZIAŁ I. PRZYCZYNY DZIEJOWE, TŁO I WYBUCH WOJNY ŚWIA
TOWEJ
ROZDZIAŁ II. POLSKA W OBLICZU WOJNY ŚWIATOWEJ. ZARYS POLSKIEJ
POLITYKI NIEPODLEGŁOŚCIOWEJ 1864 — 1914 R. .
ROZDZIAŁ III. USTOSUNKOWANIE MOCARSTW EUROPEJSKICH W PRZE
DEDNIU WOJNY ŚWIATOWEJ .
ROZDZIAŁ IV. NIEMIECKI PLAN WOJNY . . . . . . . .
ROZDZIAŁ V. POCZĄTEK AKCJI WOJENNEJ. FRONT ZACHODNI .
ROZDZIAŁ VI. DZIAŁANIA NA FRONCIE WSCHODNIM
ROZDZIAŁ VII. WALKI O KOLONJE NIEMIECKIE
ROZDZIAŁ VIII. USTALENIE FRONTU NA ZACHODZIE
ROZDZIAŁ IX. DALSZY ROZWÓJ DZIAŁAŃ WOJENNYCH NA WSCHODZIE
ROZDZIAŁ X. POŁOŻENIE ARMJI ROSYJSKIEJ POD KONIEC 1914 R. . PRZYSTĄPIENIE TURCJI DO MOCARSTW CENTRALNYCH . WOJNA NA MORZU. WIDMO BLOKADY NIEMIEC . BITWY ZIMOWE NA WSCHODZIE
Str.
65
121
143
156
192
269
276
289
317 329 348 354
DALSZY CIĄG WALK ZIMOWYCH NA WSCHODZIE
ROZDZIAŁ XII. WALKA O DARDANELE
ROZDZIAŁ XIII. PRZYSTĄPIENIE ITALJI DO WOJNY
ROZDZIAŁ XIV. ŻYCIE GOSPODARCZE A WOJNA
ROZDZIAŁ XV. SPRAWA POLSKA W PIERWSZYM OKRESIE WOJNY ŚWIA
TOWEJ I SPRAWA POLSKA W PIERWSZYM OKRESIE WOJNY ŚWIA
TOWEJ II
ROZDZIAŁ XVI. WIELKA KLĘSKA ROSJAN NA ZIEMIACH POLSKICH
W 1915 R
reggBfPggSf^gli^^g^f^a^Si&Bi