Upload
others
View
6
Download
0
Embed Size (px)
Citation preview
Krzysztof Romanowski
KURPIOWSKIE SKARBY MYSZYNGÓW
Część I - GRA
Mitologia Kurpiowska Tom II
Powieść nawiązuje do postaci i zdarzeń historycznych
Myszyniec Stary grudzień 2017
1
Copyright © by Krzysztof RomanowskiMyszyniec Stary 2017Powieść Kurpiowskie Skarby Myszyngów, Część I - Gra.Tom II Mitologii KurpiowskiejWszelkie prawa zastrzeżone.Kopiowanie przedrukowywanie i rozpowszechnianie całości lub fragmentów powieści Kurpiowskie Skarby Myszyngów bez zgody autora zabronione.Okładka – obraz Caravaggia (Michelangelo Merisi da Caravaggio).Pieśni i przyśpiewki kurpiowskie na podstawie Śpiewnika kurpiowskiego wydanego w 2010 r. przez Związek Kurpiów. ISBN 978-83
2
Kurpie to gra kolorów, dźwięków, zapachów i smaków. Gra, w którejdominuje najsilniejsze ze wszystkich pragnień – wolność.
3
Wstęp
W sercu Puszczy Kurpiowskiej (Skwańskiej1) zbudowano przed wiekami
tajemniczą bazylikę, mogącą pomieścić ponad 3.000 ludzi i 7 ołtarzy.
Do budowy gmachu bazyliki potrzeba kultury, wiary, ugruntowanej tradycji oraz
środków materialnych i finansowych. Kurpie wszystko to posiadali od stuleci.
Od bardzo wielu stuleci prastary Kurpiowski potężny ród władał skarbami
Galindów, Warmów, Pogezan i Polan. Bazylika z jedną wieżą dzwonną jest
widoczna na mapach z XVI wieku. SEQUA2 umieszczona na unikatowej mapie
Polski z XVI w. przez Wacława Grodzieckiego jest symboliczną południową
bramą do świata Galindów rządzącego się prawami „Ius Prussitharum”,
gwarantującymi wolność osobistą, niskie czy wręcz symboliczne podatki,
powszechny obowiązek obrony w zakresie swoich możliwości. Te właśnie
„dawne zwyczaje, ich wolności, których z dawnych lat zażywają i sobie
od przodków swoich z rąk podane mają” w 1630 r. potwierdził Kurpiom
w przywileju król Zygmunt III Waza. Kurpiowska kraina pozostawała nadal
oazą wolności.
Sequa, Seqwa na mapie autorstwa Wacława Grodzieckiego z 1562 r.
1 Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, Tom X, str. 741.2 Wg innej mapy autorstwa G. Mercatora, wydanej w latach 1585 – 1595 miejscowość w centrum puszczy Skwańskiej (później zwanej Myszeniecką) to Soqua i taką nazwę przyjmuje się w niniejszej powieści.
4
Główni bohaterowie:
Anna Maria Dobroniega – wdowa po uczestniku wyprawy kupieckiej
do Konstantynopola, mieszkanka Soqua.
Alina Lis – galindzka dziewczyna należąca do grupy kurpiowskich Nid –
rusałek.
Bolko – mieszkaniec osady Wejdo, potomek króla Weydewuto, mąż Ireny.
Dominik Kazanowski herbu Grzymała - rycerz w służbie Kazimierza
Jagiellończyka.
Dorota Gonzaga – przedstawicielka rodziny Gonzagów – włoskiego rodu
arystokratycznego panującego w księstwie Mantui.
Ewa z Dębów – słowianka z plemienia Polan zamieszkująca w miejscowości
Dęby, leżącej pomiędzy osadą Wejdo a miejscowością Soqua. Ewa należała do
grupy kurpiowskich Nid – rusałek – pomocnic Kurko.
Igor – wódz (Lech) kurpiowskich myśliwych, kupiec, mieszkaniec Soqua,
kurpiowski „Primus Inter Pares”.
Irena – żona Bolesława Weydewuto. Mieszkanka osady Wejdo.
Isabel de Solis (Izabela de Solis – Soraya) – mieszkanka Grenady (Andaluzja).
Izydor z Monemwasii – kardynał, arcybiskup Kijowa.
Jan z Kolna – Jan Skolnus (Johanes de Colno), student Uniwersytetu
Krakowskiego.
Kalikst z rodu Gedeytów – kurp z osady Krusko.
Katarzyna Mazowiecka – córka księcia mazowieckiego Siemowita IV
i Aleksandry, siostry Władysława II Jagiełły.
Kazimierz Jagiellończyk - król Polski, wielki książę litewski i dziedziczny pan
Rusi.
Kisiel Adam – kupiec kurpiowski, jeden z jego potomków będzie później
wojewodą kijowskm.
Kriwe – nobil i kapłan - mag staropruski, prokurator.
Ksymena – siostra Jana z Kolna.
5
Linka – mieszkaniec Soqua, potomek Linki, wodza Pogezan.
Mikołaj z Kolna – kurpiowski kupiec i bartnik pochodzący z Kolna,
mieszkaniec Gdańska.
Mikołaj III Klec von Pfeilsdorf – książę z Rezji (Pomezania).
Jerzy Pac – kupiec kurpiowski, późniejszy wojewoda kijowski, namiestnik
kowieński, nowogródzki i połocki, twórca potęgi rodu Paców.
Paweł Legendorf – kanonik warmiński, sekretarz papieża Mikołaja V – twórcy
Biblioteki Watykańskiej oraz papieża Kaliksta III, kuzyn Mikołaja III Kleca von
Pfeilsdorfa, sojusznik króla Kazimierza Jagiellończyka.
Piotr Dunin – rycerz w służbie Kazimierza Jagiellończyka.
Piotr z Rytra – rycerz w służbie Kazimierza Jagiellończyka.
Piotr z Szamotuł – dowódca polskich wojsk zaciężnych, wojsk gdańskich oraz
dowódca pospolitego ruszenia w Prusach.
Prespero Colonna – przedstawiciel starego włoskiego rodu arystokratycznego,
kardynał, bratanek papieża Marcina V.
Starosta Dzik – przewodniczący kurpiowskiej rady myśliwych i bartników.
Ścibor – kanonik płocki w latach 1448 – 1463, biskup płocki w latach 1463 –
1471.
Tabor Monte – potomek Herkusa Monte.
Tomasz Strzępiński – Tomasz ze Strzępina – podkanclerzy koronny.
Trojan i Nawir (Borowy) Wityngowie (z rodu Wittygów - Windyków) -
Kurpie z osady Soqua.
Wlach – kurpiowski myśliwy i bartnik, mieszkaniec osady Wach.
6
Zamek Królewski w Bydgoszczy 21 września 1454 r.
W przestronnej zamkowej komnacie siedziała dziewczyna o ciemnozłotych
długich włosach, upiętych na czubku głowy. Pozostałe włosy opadały na czoło,
uszy, szyję i plecy. Ubrana była w niebieską koszulę, czarny skórzany pas.
Na nogach miała skórzane buty z czerwonymi noskami. Jej niebieskie oczy
utkwione były w śpiącym niemalże na siedząco młodym mężczyźnie. Dotknęła
jego ust jasnoróżowymi paznokciami. Król Kazimierz Jagiellończyk obudził się.
- Co ci się śniło?
Król z grymasem bólu oparł głowę o dziewczynę.
- Nic. Długo spałem?
- Dwie, trzy godziny. Był tu Piotr z Szamotuł mówił, że chce rozmawiać
o reformach i przekonywaniu szlachty do dalszej walki, ale nie chciałam cię
budzić.
- Czemu tak na mnie patrzysz?
- Ach, jesteście tacy do siebie podobni.
- Jak go nazwałaś?
- Gabriel.
- Hawryło.
- Nie, Gabriel!
- Wiem, Alu, ale u nas na Litwie mówią Hawryło.
Król patrzył w okno.
- Wiesz, że się ożeniłem i że są sprawy, rzeczy i ludzie, którymi nie sposób się
podzielić albo można to zrobić tylko w niewielkim stopniu.
- Wiem, mój Panie, ale oddałam się najsilniejszemu ze wszystkich pragnień.
- Dałaś mi tyle euforii, ale teraz muszę się zmierzyć ze wściekłością przegranej.
Trzeba wskrzesić armię. Moje państwo mnie wzywa.
- Będzie więc nazywał się Gabiel Lis.
- Zmylimy naszych wrogów, Alu.
- Jak?
7
- Nadam ci dobra koło Lwowa. Zabierz tam ze sobą swego brata Jana. Nadam
mu herb – Lis.
- To na pewno będzie mylące?! Alina zaczęła się przy tym śmiać.
- Dobrze więc, będziecie Lisowskimi herbu Jeż.
- Rozpaczliwy szczyt nonsensu.
- Dlaczego?
- Rozpaczliwie szukałam naszych wspólnych chwil. Znalazłam cię pod
Chojnicami, a ty teraz odsyłasz mnie do Lwowa.
- Nie do Lwowa, tylko do Rohatynia koło Lwowa.
- Męka samotności.
- Wcale nie, sama zobaczysz. Jestem ci, Alu, winny życie. Jestem twój, ale nie
chcesz chyba, abyśmy zablokowali się przez własne przekonania.
- No tak, teraz musisz uwieść naród!
- Rozmawiałaś z Piotrem z Szamotuł?
- Tak. Mówił, że trzeba przyciągnąć szlachtę, wydać przywileje, statuty.
- Reformy, tak dalej się nie da rządzić. Widziałaś co zrobili pod Chojnicami. Po
prostu samounicestwienie.
- Ich czy nasz świat się skończył?
- Twój świat, Alu, dopiero się zaczyna i obiecuję ci, że będzie wspaniały.
Uratowałaś króla już jesteś wyjątkowa.
- Ty do życia nie potrzebujesz mnie, tylko demokracji szlacheckiej.
- Nie mów tak. Przepraszam. Nie można zawsze wygrywać, Alu. Nie zdołasz
przekonać króla do wspólnego życia. Kazimierz Jagiellończyk tylko
w niewielkim stopniu może decydować o sobie. Król jest zakładnikiem władzy,
pieniędzy i wpływów. Jestem królem Polski i do niej najbardziej należę.
- Nie lubię gdy tak mówisz, a co z moimi pragnieniami?
Kazimierz Jagiellończyk przytulił młodą kurpiankę. Wyglądali jak uosobienie
harmonii, piękna i młodości.
- Więc to iluzja i pozór, mój królu?
- To, co ty nazywasz kłamstwem, to gra o życie i przetrwanie. Nigdy nie zdołam
8
odwdzięczyć się Tobie za swoje uratowanie pod Chojnicami.
- Miłość to są nasze konkretne życiowe postawy. Miłość to seria decyzji.
Wizualizacja zamku królewskiego w Bydgoszczy, źródło: www.cbril.wsg.byd.pl
Król wstał i zaczął nerwowo chodzić po komnacie.
- Co z waszym Kriwe?
- Według naszych informatorów, Najjaśniejszy Panie, przeżył i dostał się do
krzyżackiej niewoli.
- Nawet on, to nieprawdopodobne!
- Czemu tak interesuje Cię, Panie, jego los?
- Kriwe, moja kochana Alu, to nie jest jakiś tam poddany. Gdyby tak nie daj
Boże! Kriwe ma mir u ludzi i znaczy tyle, co tysiące innych. Kriwe to Gocki
kapłan, który posiada dar tworzenia złudnych rzeczywistości.
- Zabrałam jego list. Każdy Kriwe ma obowiązek wskazać następcę.
Zwyczajowo Kriwe nosi to przesłanie dla przyszłości przy sobie. Przypadkiem
ten magiczny testament dostał się w nasze ręce.
- Kogo wskazał?
9
- No właśnie. Nie potrafimy odczytać tego pisma. Jest zapisane runami albo po
starorusku w języku używanym kiedyś za księcia Trojdena. Nawet wujaszek
Legendorf nic nie może odczytać. Chociaż pada tam imię Janus czy Jonek, ale
to za mało.
Rozległo się pukanie do drzwi. Król i Alina Lis nie odpowiadali na pukanie.
Byli pogrążeni w myślach. Alina chciała jeszcze tyle powiedzieć. Po chwili
wyczekiwania do komnaty wszedł Pan Weydewuto.
- Alu, mogę wprowadzić Isabel de Solis, Legendorfa i kardynała Colonnę, chcą
zobaczyć króla?
Bolko zapytanie skierował do Aliny Lis, która stała się dla niego jedyną osobą,
której słuchał.
Król przyłożył dłoń do ust, później zacisnął ją w pięść, którą miarowo dotykał
czubka nosa.
- Możesz. Niech wejdą. Odpowiedział król patrząc porozumiewawczo na Alinę
Lis.
Bolko zawrócił do drzwi, przez które już wchodzili Isabela de Solis, Legendorf,
kardynał Colona i Tomasz ze Strzępina.
- Wchodźcie, przyjaciele. Siadajcie. Król witał gości z otwartymi ramionami.
Był ożywiony i wydawało się, że wstąpiła w niego nowa energia. Wchodzący
goście badawczo przyglądali się królowi, chcąc ustalić, w jakim nastroju jest
król. Ze zdziwieniem odnotowywali, że młody władca tryskał energią. To nagłe
ożywienie króla ucieszyło szczególnie Alinę Lis.
- Pani Izabelo, czy kardynał wystarczająco się Panią opiekuje?
- Dziękuję, Najjaśniejszy Panie, Ekscelencja kardynał bardzo się stara.
- Mój bracie. Król tymi słowami zwrócił się do Legendorfa ściskając go na
powitanie.
- Tomaszu! Król, ściskając Legendorfa, zwracał się do podkanclerzego
koronnego.
- Tomaszu, pamiętaj, aby sekretarza papieskiego traktować jak królewskiego
syna.
10
- Siadaj, siadaj drogi książe. Król trzymając Legendorfa za ramię wskazywał mu
miejsce za stołem.
- Dobrze, że jesteście. Nawet nie wiecie, jak się cieszę. Wasza mądrość, moi
drodzy, jest teraz na wagę złota.
- Nasza mądrość, Najjaśniejszy Panie, na niewiele się nam zda, ale Tobie, królu,
a okoliczności Twojego ocalenia wskazują, że tak jest. Tobie Najjaśniejszy
Panie, sprzyja szczęście, a to oznacza, że jesteś w stanie z naszej mądrości i rad
wyciągnąć słuszne wnioski.
- Dziękuję, kardynale Colonna.
- Tomasz ze Strzępina, mój podkanclerzy koronny, przygotuje statuty dla
szlachty, w których nadam należne im przywileje, ale teraz moi drodzy,
chciałem was prosić o coś innego. Muszę odbudować armię kardynale, co ty na
to?
- Najjaśniejszy Panie, klęska pod Chojnicami stworzyła zupełnie nowy obraz
wojny. Obawiam się, że trzeba pertraktować albo przygotować się na wieloletnie
ciężkie zmagania.
- Tak, Najjaśniejszy Panie, kardynał Colonna słusznie zauważa, że pierwotny
plan szybkiej kampanii legł w gruzach - wtrącił Legendorf.
Król ciężko westchnął i oparł się o krzesło.
- Więc pertraktacje?!
- Najjaśniejszy Panie, uważam, że przywileje dla szlachty są ważne, ale to nie
przesądzi już o losach tej wojny - Legendorf wydawał się równie zrezygnowany,
co Colonna.
- A ja poznałam kiedyś kapitana najemników we Włoszech.
Niespodziewanie głos zabrała Izabela. Zebrani ze zdziwieniem patrzyli na Panią
de Solis, która wydawała się w tej chwili emanować siłą potężniejszą niż rozum,
wyglądała jak uosobienie namiętności, której nikt nie powstrzyma.
- Królu, potrzebujesz nowej armii. Tym razem armii najemników. Wyślij
Legendorfa do Bolonii i Rzymu. Tam teraz zapanował pokój, więc wielu
najemników nie ma zajęcia i chętnie się tu zjawią.
11
Król patrzył na Legendorfa, ten na Izabelę, Colonna zmrużył oczy i przytknął
palec do ust.
- A pieniądze, kto za to zapłaci? - dopytywał kardynał.
- Legendorf i jego Związek Pruski - nonszalancko odpowiedziała Izabela.
- Czemu mieliby to zrobić? - tym razem dopytywał król, wyraźnie
zainteresowany słowami Izabeli.
- Z zemsty za wymordowanie i sprzedanie w niewolę swoich pobratymców.
Z zemsty za gwałty na kobietach. Z zemsty za handel ich dziećmi. Nienawiść do
oprawców i pragnienie życia, to siły którym nie sposób się oprzeć w tej grze
o życie, którą nazywacie potocznie wojną.
- Legendorf, bracie, pojedziesz do Bolonii i Wenecji?
- Nie mam, co prawda, Najjaśniejszy Panie, aż takich funduszy, ale pomysł
może być trafiony i warto spróbować. W każdym razie nie mówię nie.
Nasi bohaterowie przystąpili do realizacji nowego planu. Alina Lis została przy
królu razem z Panem Weydewuto. Kurpie powrócili do Soqua, a Legendorf
faktycznie udał się w podróż do Włoch.
12
Soqua 1455 r.
W drewnianym kościele w Soqua zgromadzili się okoliczni mieszkańcy.
Zebranie zwołała Anna Maria Dobroniega na prośbę Igora Lecha, który chciał
przekazać wszystkim najnowsze informacje z toczącej się wojny.
- Bracia Puszczykowie, Bartnicy! Kriwe dostał się do krzyżackiej niewoli.
Jakimś cudem przeżył, ale nie to jest jednak najciekawsze. Kriwe przeszedł na
stronę Zakonu. Krzyżacy mianowali go nowym prokuratorem w Szczytnie.
Teraz Kriwe tytułuje się naszym Panem i uważa nas za kolaborantów. Ukuł już,
co dla niego typowe, nową filozofię, że „siekierę trzeba ostrzyć, a Kurpia trzeba
tępić”. Więc zyskaliśmy nowego wroga i to jakiego. Kiedyś twierdził, że
jesteśmy przyjaciółmi, teraz uważa nas za słabych fizycznie i psychicznie.
Działa w tajemnicy i kłamie. Musimy się zastanowić, co dalej. Ja sam nie jestem
gotowy na takie wyzwanie. Nie jestem adeptem medycyny i astrologii,
jasnowidztwa, niewiele wiem o hipnozie, leczniczym oddziaływaniu kształtów
i symboli (radiestezja), dyscyplinie ciała i ducha. Bycie Krwie to powołanie
i wiedza przekazywana z pokolenia na pokolenie. Jedynie w wyszkoleniu
wojskowym i sprawności mógłbym nawiązać do tradycji Kriwe, ale to
zdecydowanie za mało. Jest problem obrony naszych borów. Dotychczas
naturalnym naczelnikiem – strategiem był Kriwe, poprzez którego
kontaktowaliśmy się z innymi ludami. Nic na to nie poradzimy. Administracyjne
zadania stratega, przewodniczącego zebrań, które pełnił Kriwe, niech teraz
przejmie Starosta Bartny. Dotychczas, nasz Starosta Bartny pełnił rolę
reprezentanta bartników. Proponuję, aby wzorem innych starostów z księstwa
mazowieckiego czy królestwa polskiego nasz Starosta Bartny zyskał więcej
praw i obowiązków. Co Cesarskie, to będzie należne Staroście, a co Boskie -
kurii biskupiej. Funkcje Kriwe i Kurko przejdą do historii. Musimy, dla
odróżnienia, mieć swoje barwy i swoje zasady. Proponuję nawiązać do
symboliki krzyża i świętego Jakuba. Naszym symbolem stanie się czerwony
krzyż zakonu św. Jakuba z Camposteli, którego mistrzem jest Henryk IV, król
Kastylii. Będziemy się pieczętować muszlą pielgrzymią. Tajemnym znakiem,
13
którym przeciwstawimy się Kriwe, niech będzie podwójny krzyż Caravaca.
Odrzucimy gwiazdy, Centaura, smoki i Kriwe. Skoro jest wojna, to
przeciwstawimy się Kriwe i starym porządkom.
Miny i pomruki zebranych nie świadczyły bynajmniej o zadowoleniu
z pomysłów, które przedstawił Igor. Pomysły radykalnej zmiany, zgaszenia
prastarej pochodni oraz perspektywa walki z Kriwe podziałała na zebranych
przygnębiająco. Większość po prostu kochała Kriwe.
Krzyż św. Jakuba
Anna Maria Dobroniega widząc niezadowolenie zebranych zabrała głos.
- Wczoraj otrzymałam list od Legendorfa. Jest w drodze do Bolonii, która jest
częścią pielgrzymiego szlaku do św. Jakuba wiodącego z naszego Kijowa,
Sandomierza aż do Santiago de Compostela. Zatrzymał się razem z kardynałem
Izydorem, kardynałem Prospero Colonną oraz podkanclerzym koronnym
Tomaszem Strzępińskim w zamku Czocha. Jako sekretarz papieża Mikołaja V
w Rzymie, ma swoje obowiązki. W liście pisze, że naszą pierwszą powinnością
jest wiara, która daje wolność.
- Ile jeszcze? Ile jeszcze trzeba poświęcić? Mało naszych zginęło? – zebrani
w kościele Kurpie wspólnie kierowali pytania w kierunku Igora, Anny Marii
Dobroniegi i Jana z Kolna.
- Bracia, nie jesteśmy sami. Mamy poparcie naszych braci z rodu księcia
14
Windyka, mieszkających w Dylewie od czasów książąt mazowieckich
Ziemowita (Siemowita), Kazimierza Trojdenowiczów i księcia Janusza I.
- Ta, wiadomo, Wittigowie – szlachta (staropruski: Witingis – szlachcic) są tak
zazdrośni, jak sam Książe Ziemowit3. Do nich się nawet na zabawę wybrać nie
można – wtrącił jeden z Kurpiów, co na chwilę nieco rozluźniło atmosferę
zebrania.
W kierunku kościoła, w którym odbywało się zebranie, pędził jeździec.
Zatrzymał się w otwartych na oścież drzwiach świątyni. Mężczyzna o blond
włosach zeskoczył z mokrego od potu i sapiącego ze zmęczenia konia. Zdjął
kapelusz. Przyklęknął i w tej samej chwili popatrzył w kierunku zebranych,
odbywających wiec w kościele. Wszedł do środka, przerywając wiec. Zebrani
utkwili wzrok w mężczyźnie, który patrząc na nich wskazał ręką na wejście do
kościoła i zrezygnowany powiedział:
- Kriwe, … Kriwe z knechtami zmierza w naszym kierunku.
- Przeszedł od teorii do działania.
- Teraz nam zademonstruje, co to znaczy sztuka.
- Sam się pcha w nasze ręce. Mów, co jeszcze widziałeś, Linka.
- Jest ich bardzo dużo. Nie mam pojęcia, jak i skąd Kriwe zebrał taką armię. To
jakiś koszmar. Nie obronimy Soqua.
- Musimy spowolnić ich marsz. Potrzebujemy, czasu aby wycofać się z Soqua
do lasu i dalej w kierunku Dylewa. Zatrzymamy ich przy browarze koło rzeki.
Starosta ewakuuje kobiety i dzieci. Jeśli jest tak, jak mówi Linka i nie uda się
ich powstrzymać, to wycofamy się i oddamy Soqua. Będziemy później
atakować ich z lasu. Będziemy wszędzie. Jako Lech – wódz, na dowódcę
barykady koło browaru wyznaczam Borowego - Nawira z rodu Wityngów.
Wszyscy zebrani osłupieli, bo Borowy był typem odludka, leśnego człowieka,
3 Chorobliwa zazdrość Siemowita III (Ziemowita III) mazowieckiego wobec żony Anny była inspiracją dla Zimowej opowieści Williama Szekspira. Synem Anny i Siemowita III był Henryk – biskup płocki, mąż Ryngałły – siostry wielkiego księcia litewskiego Witolda).
15
który kocha drzewa i zwierzęta jeszcze bardziej niż ludzi. Borowy nigdy
wcześniej nie dowodził w walce. Nikt jednak nie protestował. Borowy był silny
i wielki jak niedźwiedź, a wysoki i dostojny jak łoś. Jego nienaturalnie biała
cera kontrastowała z brązową brodą i czarnym owłosieniem na rękach.
- Panowie bracia, zbieramy się, nie ma na co czekać – zagrzmiał głos Borowego.
Igor skierował się do bocznej nawy kościoła i dalej do przyległej kaplicy,
z której prowadziły małe drzwi, przez które wchodziło się do piwnic kościoła.
Po drodze podbiegł do niego Jan z Kolna.
- Pójdę z Borowym.
- Dobrze, idź, ale uważaj na siebie.
- Jedziesz do Asgardu?
- Nie, idę teraz do podziemi. Muszę ukryć kronikę biskupa Chrystiana -
odpowiedział Igor, wyciągając z szafy stojącej w kaplicy grubą księgę
i skórzaną saszetkę.
Do kaplicy energicznym krokiem weszła Anna Maria Dobroniega.
- Rozpoczyna się gra o skarby Myszyngów, a kronika biskupa Chrystiana jest
najcenniejsza – Anna Maria wskazała na księgę, którą trzymał Igor.
Igor rozejrzał się i podszedł bliżej do Jana z Kolna i Anny Marii Dobroniegi.
- Gra? Wiecie, jakie mamy karty? Alina w Chojnicach przechwyciła
korespondencję skierowaną do Kriwe napisaną staropruskimi runami w języku
Getów, a może greką, na jedno wychodzi. Nikt nie wie, co tam jest napisane.
Przecież od wieków używamy łaciny. Dziwna sprawa, w liście jest czytelne
słowo „Jónek”, ale jeszcze do tego wrócimy. Legendorf zrobił kopię, to wkrótce
ktoś to odczyta. W Asgardzie nie ma nic znaczącego. Wszystkie nasze aktywa
zgromadziłem tutaj w podziemiach. Jest tego tyle, że nie zdążę tego wywieźć
i ukryć. Wszystko zostawię więc w podziemiach. Zamaskuję tylko wejście do
skarbca. Brońcie wjazdu do Soqua, ale jak będziecie się wycofywać, to
w kierunku Asgardu. Niech Kriwe myśli, że tam jest skarbiec. Poddajcie Soqua
16
i kościół, tak jakby nie było tu czego bronić.
- Blefujemy?
- Idźcie już. Idź już, Janku. Nie ma czasu.
Jan odwrócił się i wyszedł z kaplicy. Wzrokiem odprowadzała go Anna Maria
Dobroniega.
Igor zniknął za kotarą i za moment wrócił do Anny Marii Dobroniegi, która stała
na środku kaplicy.
- Anno, kocham Cię jak tylko można.
- Przestań. Nie wystarczy kochać, szczególnie teraz.
- Co powinienem zrobić?
- Rób to, co ja, Igorze.
- To znaczy, co?
- Ja Ci tego nie powiem, ale przepraszam, coś mnie zainteresowało, czy to
czytelne słowo „Jónek” może dotyczyć naszego Janka?
- Nie wiem, ale podobno Kriwe i matka naszego Janka byli kiedyś razem.
Anna Maria zamyśliła się przez chwilę. Igor był zbyt zajęty, aby zauważyć, jak
jego informacja zmieniła Annę Marię. To, co dla Igora było częścią układanki,
której pełnego obrazu nie potrafił jeszcze złożyć w logiczną, całość dla kobiety
było niemal oczywiste.
- No idź już i spraw się dobrze.
- Uważaj na siebie Anno.
Anna Maria uśmiechając się do Igora wyszła z kaplicy. Pobiegła za Janem
z Kolna. Dogoniła go tuż za kościołem.
- Janku!
Jan z Kolna zatrzymał się i odwrócił do Anny Marii.
- Porozmawiaj ze mną. Wiesz, że chciałabym … Wtedy w browarze, wydawało
17
mi się, ze nie jestem ci obojętna.
- Nie jesteś.
Anna Maria energicznym krokiem zbliżyła się do Janka i pocałowała go
w policzek. Rozstali się. W kierunku Soqua zbliżał się prawdziwy Demon.
Tego samego dnia rozgorzała bitwa na przedpolach Soqua. Kurpie pod
dowództwem Borowego stawiali zacięty opór oddziałom Kriwe. Jeden
z oddziałów Kriwe obszedł od południa pozycje obrońców miasta i wszedł do
Soqua. Obrona Soqua i utrzymanie pozycji przez obrońców stawało się
dramatycznie trudnym zadaniem, żeby nie powiedzieć beznadziejnym. Osada
opustoszała. Po paru godzinach Kriwe był witany w Soqua przez wałęsające się
psy i opustoszałe budynki, które były plądrowane przez knechtów. Nie
wiadomo, czy przypadkiem czy też celowo najemnicy Kriwe wzniecili pożar
w Soqua. Zabudowania płonęły. Kriwe niewzruszony rozmiarami zniszczeń
zmierzał w kierunku kościoła, a gdy dotarł na plac przed świątynią, zsiadł
z konia, a raczej powoli zsunął się z wierzchowca. Pomimo szalejącego pożaru
schweiken (koń trakeński)4 Kriwe stał spokojnie. Był niewzruszony, tak jak jego
jeździec. Kriwe po bitwie pod Chojnicami nie był już tak energiczny. Przytył
i wydawał się być ociężały. Z trudem ukrywał grymas bólu, który sprawiało mu
każde poruszenie lewą ręką czy też szyją. Miał teraz nieco spuszczoną głowę,
przez co wydawał się przygarbiony. Jedynie oczy Kriwe pozostały niezmiennie
ruchliwe, a teraz dodatkowo pełne ognia. Po kościele biegali już knechci,
szukając łupów. Kriwe zwrócił się do jednego z nich:
- Macie coś ciekawego?
- Nic a nic, Wasza Ekscelencjo. Wszystko zabrali. Zdążyli uciec do lasu.
- Byłeś w piwnicach?
- Też nic, Wasza Ekscelencjo.
Kriwe szedł dalej w głąb kościoła i skręcił w kierunku kaplicy, dalej skierował
się do małych drzwi za kotarą. Jeden z knechtów podał mu pochodnię.
Kriwe przemierzał powoli podziemne korytarze ciągle skręcając, to w prawo, 4 Rasa konia pochodzenia staropruskiego.
18
to w lewo. Po kilkunastu minutach takiego marszu za plecami usłyszał:
- Wasza Ekscelencjo, Wasza Ekscelencjo!
Kriwe zatrzymał się.
- Znalazłeś coś?
- Wasza Ekscelencjo, kościół się zajął, pali się!
Kriwe z obojętną miną wysłuchał informacji. Odwrócił się i szedł dalej. Po kilku
metrach natknął się na podziemną komnatę, w której stało mnóstwo skrzyń. Jak
się po chwili okazało, część była zupełnie pusta, natomiast w kilku znajdowały
się bursztyn, płótno, wosk i przyprawy korzenne. Kriwe bacznie przyglądał się
ścianom pomieszczenia. Na jednej ze skrzyń widać było ślady butów. Nagle całą
komnatą targnął gwałtowny wstrząs wywołany przez upadek belki z płonącego
kościoła. Na kapelusz Kriwe posypał się piach i tynk. Wstrząsowi towarzyszył
dziwny dźwięk upadających metalowych przedmiotów.
- Wasza Ekscelencjo!
Kriwe odwrócił się do knechta.
- Co tu robisz? Myślałem że już jesteś na górze.
- Wasza Ekscelencjo! Nie mogę znaleźć wyjścia!
Przerażony knecht patrzył błagalnie na Kriwe.
Kriwe podniósł pochodnię, znowu się odwrócił i oświetlając skrzynie i ściany
szukał dalej.
- Czego szukamy, Wasza Ekscelencjo!
- Znaku Hipocentaura. Galindowie w ten sposób pieczętują swój skarbiec.
- A co to jest?
- Jak by ci to najprościej powiedzieć, koń po prostu, taki znak przypominający
konia w biegu.
- A to widziałem.
- Gdzie?! Nagle Kriwe bardziej zainteresował się osobą knechta.
- Zaraz za zejściem do podziemi w korytarzu leżała taka pieczęć odciśnięta
w wosku. Koń, tak jak Wasza Ekscelencja mówi. Widocznie coś wynosili i się
oberwało od skrzyni.
19
- Coś jeszcze? Jakiś napis?
- Był napis. Był coś jakby. Coś tak. Był, był, ale ja nie potrafię czytać.
Powiedział z głupawą dumą knecht.
Kriwe zawsze się irytował, gdy ludzie prezentowali zadowolenie ze swojej
niewiedzy. Wyszedł z komnaty do wiodącego do niej korytarza. Odwrócił się,
podniósł pochodnię i wskazując na napis nad wejściem powiedział do knechta:
- Taki jak tu – „MONI EMVASIS”5.
Knecht spojrzał na napis oświetlony przez Kriwe.
- Tak, Wasza Ekscelencjo. Dokładnie tak. Pamiętam - M…. S – były tam takie
litery.
- Choć za mną, wychodzimy! - rozkazującym tonem zakomunikował Kriwe.
Gdy wrócili do kaplicy, w kościele szalał pożar. Była to ostatnia chwila na
ucieczkę z płonącego budynku.
Kriwe mijał kolejnych knechtów i do każdego powtarzał to samo:
- Natychmiast zbieramy się na placu przed kościołem.
Po 15, a może nawet 20 minutach, koło Kriwe stało czterech jego oficerów.
- Skarbiec zdążyli zabrać. Musimy szybko ich odnaleźć. Opuszczamy Soqua
i skierujemy się do Starego Pałacu. Po drodze przeszukamy Asgard Igora Lecha.
Znam drogę.
Kriwe wydawał instrukcje i rozkazy, a na koniec wsiadając na konia zapytał:
- Mamy jakiś jeńców?
- Tak jest, Wasza Ekscelencjo.
- Pokażcie natychmiast.
Jeden z knechtów wskazywał drogę Kriwe do miejsca, gdzie zgromadzono kilku
jeńców.
Kriwe z konia przyglądał się ich postaciom i twarzom.
- Wasza Ekscelencjo, ci ratowali ludzi z pożaru.
Knecht prezentował Kriwe dwóch pojmanych ludzi. Mężczyźni byli osmaleni
przez ogień.
5 moni emvasis – jedno wejście
20
Spojrzenia Kriwe i jednego z mężczyzn spotkały się. Kriwe był zaskoczony.
Wyprostował się w siodle. Nabrał powietrza do płuc. Wiedział. Był pewien, że
gdyby kurpiowski skarb był w Soqua, odnalazł by go bez trudu, ale tym razem
coś mu przeszkadzało. Ktoś zakłócał jego pewność siebie. Ktoś neutralizował
jego umiejętność przyciągania. Teraz miał go przed oczami.
- Puśćcie go! Zanim was pozabija – dodał już zniżonym głosem Kriwe.
- Tak jest, Wasza Ekscelencjo.
Kriwe siedział na koniu i patrzył na uwalnianego mężczyznę. Mężczyzna
spojrzał na jeźdźca i lekko skinął głową. Odwrócił się i odszedł w kierunku
pobliskich drzew. Gdy jego postać oddaliła się Kriwe, zeskoczył z konia
z grymasem bólu na twarzy. Poszedł w kierunku gdzie skierował się jeniec.
Zatrzymał się, stał i patrzył. Po chwili westchnął i opuścił głowę. Uwolniony
mężczyzna zatrzymał się i odwrócił.
- Nie jesteś już pewny?
- Jestem! Jestem pewny! - odpowiedział Kriwe podnosząc głowę.
- Ta siła fatalna, co pozostała po nich (Galindach), tobie jest już na nic.
- Jest tylko jeden sposób by to sprawdzić! - odpowiedział Kriwe.
Kriwe krótkimi szybkimi krokami zbliżał się do młodego mężczyzny. Trzymając
miecz w prawej ręce wykonał obszerny, sygnalizowany zamach. Młody
mężczyzna cofał się. Atakujący źle wymierzył odległość i miecz ciął korę i pień
starej lipy. Obie dłonie jeńca wylądowały na prawym nadgarstku Kriwe,
wykręcając mu prawą rękę. Miecz pozostał utkwiony w pniu drzewa. Kriwe
błyskawicznie wykonał przewrót przez prawe ramię. Jeniec puścił uścisk,
chwycił za rękojeść miecza i odskoczył w lewo. W stronę walczących biegli
knechci z pochodniami. Kriwe, ciężko oddychając, powiedział do jeńca:
- Idź już.
- Co z Borowym?
- Uciekaj, proszę.
Młody mężczyzna odwrócił się i z mieczem w ręku zniknął w ciemnościach.
Uwolnionym jeńcem był Jan z Kolna.
21
Najemnicy Kriwe zgodnie z jego instrukcjami ruszyli na Asgard – siedzibę rodu
Igora Lecha. Czekała ich przykra niespodzianka – wszechobecni kurpiowscy
łucznicy i strzelcy. Napastnicy, pomimo kilkukrotnej przewagi, nie mogli się
przebić do Asgardu. Knechtom Kriwe nie sprzyjał podmokły lesisty teren, ale po
dwóch dniach walk zajęli siedzibę Igora. Kurpie zdążyli przedtem odpłynąć
kanałami zwanymi Ditwo na łodziach. Pomimo drobiazgowych poszukiwań
w Asgardzie Kriwe nie odnalazł ani skarbca Galindów, ani też kroniki
biskupa Chrystiana.
Igor Lech zdołał jeszcze zorganizować obronę Starego Pałacu. Przed atakiem
najemników Pana Prokuratora, Kurpie ku zdziwieniu knechtów odśpiewali swój
hymn:
Kłaniamy się tobie, ziemio ojców naszych.
Tyś wołaniem wszystkich Kurpiów,
tyś pragnieniem naszym.
Gdzie bory, gdzie lasy, gdzie przecudne gaje.
Lud co wolny od pokoleń pokłon ci oddaje.
Tyś nadzieją wszystkich Kurpiów, co z tej ziemi.
Taka byłaś przed wiekami, dziś tu nic nie zmieni.
Knechtom udało się z najwyższym trudem zdobyć i zająć Stary Pałac, gdzie do
niewoli wzięto Annę Marię Dobroniegę i jej gości, Dorotę Gonzagę oraz Isabel
de Solis (Soraya), które Kriwe określał jako „Kurpiowski Skarb”. Do niewoli
trafił również najbardziej wytrwały obrońca Starego Pałacu - Igor Lech.
Wyprawa Kriwe zakończyła się spaleniem domów i kościoła w Soqua.
Natychmiast po opuszczeniu terenu Puszczy Skwańskiej (Kurpiowskiej) przez
Kriwe i jego najemników, w Soqua, pod przywództwem Jana z Kolna zebrał się
22
wiec myśliwych i bartników, który postanowił o odbudowie Soqua.
Uzgodniono, że w miejsce drewnianej świątyni zostanie zbudowana trójnawowa
bazylika z murowaną wieżą dzwonną. Na przedłużeniu naw bocznych miały
przylegać do wieży dwie kaplice. Jan z Kolna zobowiązał się, że sfinansuje
wieżę z pozłacaną kopułą zwieńczoną krzyżem. Dodatkowo miano na czterech
rogach świątyni umieścić pozłacane krzyże.6 Kurpie od czasu pamiętnej wizyty
z 1440 roku kiedy, to Soqua odwiedził metropolita Kijowa i Rusi, patriarcha
Konstantynopola – Izydor z Monemwasii - legat papieski na Polskę, Litwę
i Ruś, byli bardzo religijni i odbudowę świątyni uważali za oczywistą
konieczność.
Zamek Czocha, marzec 1455 r.
Po zamkowym kamiennym dziedzińcu niósł się miarowy odgłos końskich
kopyt. Na widok jeźdźca Żyd prowadzący stragan wyszedł na środek dziedzińca
i przyglądał się przybyszowi.
- Z Pragi?
- Do Pana von Dohn.
- Nie ma go.
- To do Pana von Kluks.
- Też nie ma, ale masz, Panie, szczęście, bo jest sam Pan Legendorf.
- A ty kto?
- Jego sługa, Żyd z Anglii, Lewi Selig Sunderland.
Jeździec zeskoczył z konia i rozglądał się po dziedzińcu.
- Zajmijcie się moim koniem.
- Jesteś, Panie, sam?
- Nie, zaraz wjedzie mój tabor. Wyprzedziłem ich.
W międzyczasie do przybysza podszedł brat zakonny – franciszkanin.
- Witaj, Panie. Dobrze, że jesteś.
6 Bazylika w takim kształcie przetrwała do 1708 r. kiedy to została zniszczona przez Szwedów.
23
Jeździec zrobił bardzo zdziwioną minę, ale po chwili zaskoczenia chwycił
obiema dłońmi za ramiona mnicha w geście powitania.
- Benedykt Polak7, a więc faktycznie jest tu Legendorf. Zmieniłeś się bracie.
Pisali do mnie von Dohn i von Kluks.
- Wiem, Panie. Wezwali cię Condottiere na polecenie Legendorfa. Zapraszam
do środka.
- No, jak tam, nie ciągnie cię znowu na Ruś braciszku?
- Oh, mój Condottiere, oczywiście, że chcę się tam jeszcze wybrać, ale na razie
czas nie pozwala.
Mnich i przybysz weszli razem do sali kominkowej (rycerskiej) zamku Czocha.
Franciszkanin z wysoko podniesiona głową donośnym głosem przedstawił
zebranym gościa.
- Condottiere, Bartolomeo Colleoni, kapitan naczelny Republiki Weneckiej8.
Paweł Legendorf przestąpił kilka kroków w kierunku gościa i wyciągnął prawą
rękę do powitania. Kondotier pochwycił rękę Legendorfa i energicznie
przyklęknął.
- Przywożę złe wieści, Panie, sekretarzu Legendorf, zmarł nasz ojciec święty
papież Mikołaj V.
Wiadomość o śmierci papieża Mikołaja V zastała Legendorfa i jego gości:
kardynała Izydora z Kijowa, kardynała Prospero Colonnę oraz podkanclerzego
koronnego Tomasza Strzępińskiego na zamku Czocha w górach Izerskich.
Kardynałowie i Legendorf podróżowali do Rzymu. Zamek Czocha był
przystankiem przed dalszą podróżą w kierunku Pragi. Dla Pawła Legendorfa
było to dodatkowo miejsce, w którym miał rozpocząć realizację królewskiej gry
Kazimierza Jagiellończyka.
- Dobry Boże - Legendorf zamyślił się na chwilę, po czym dodał kierując swoje
słowa do mnicha: Benedykcie przygotuj wszystko, co trzeba. Ruszamy zaraz do
Rzymu. Kardynałowie jadą z nami. Poproś, natychmiast niech wejdzie Kaspar7 Franciszkanin, polski podróżnik, który odkrył królestwa wschodniej Azji i dotarł do stolicy imperium mongolskiego.8 Kopie pomnika Bartolomeo Colleoniego znajdują się w Szczecinie i przed Akademią Sztuk Pięknych w Warszawie.
24
Nostitz.
Legendorf zwrócił się teraz do zebranych.
- Panowie, w obecnej sytuacji musimy się szybko rozmówić. Jako papieski
sekretarz muszę być jak najszybciej w Rzymie. Ekscelencje kardynałowie tym
bardziej.
Legendorf zasiadł na centralnie ustawionym, bogato zdobionym krześle.
- Panie Colleoni. Mam dla Pana ofertę. Kazimierz Jagiellończyk, król Polski,
chce zatrudnić 10.000 Pańskich najemnych rycerzy na wojnę, którą
prowadzimy.
Gdy tylko na sali pojawił się Kaspar Nostitz, zwrócił się ponownie do
wenecjanina.
- Zgoda?
- To honor i zaszczyt służyć Kazimierzowi Jagiellończykowi - odparł Colleoni.
- Dobrze. Więc się dogadamy.
Patrząc na Kaspara Nostitza, na którym widok Colleoniego zrobił piorunujące
wrażenie, Legendorf kontynuował.
- Miejsce najemników, jak widzisz Panie Nostitz, jest teraz u boku króla Polski.
Porzuć Pan służbę dla niemieckiego zakonu i przyjmij moją ofertę współpracy.
- Mam z nimi umowy, zobowiązania.
- Nie muszą wiedzieć aż tyle. Będziesz Pan pod moją dyskretną opieką.
- Jak się rozliczymy?
- Aby nie padło na ród Nostitzów podejrzenie król nie wypłaci Ci nic, ja też nie
wypłacę żadnych pieniędzy, ale za twoją tajną służbę dla mnie i naszej polskiej
sprawy przejmujesz Pan od rodu von Kluks ten oto zamek Czocha. Ja zaś będę
się rozliczał z Panem von Kluks. Condottiere, Bartolomeo Colleoni poświadczy
transakcję pomiędzy rodami von Kluks i von Nostitz.
- Co, jeśli się zgodzę?
- Jak mówiłem, będziesz pod moją opieką i będziesz sprzyjał sprawie polskiej.
- Więc, Najjaśniejszy Panie zgadzam się. Kaspar von Nostitz przyklęknął przed
Legendorfem.
25
- Biorę kardynała Izydora z Kijowa, kardynała Prospero Colonnę oraz
podkanclerzego koronnego Tomasza Strzępińskiego na świadków twojej
przysięgi wierności. Witaj w tajnej służbie, Panie Nostitz. Naglą nas
okoliczności, muszę ruszać do Rzymu. Będziemy się kontaktować z tobą przez
mojego Benedykta Polaka. Po prostu czekaj i nie bądź nadgorliwy. Masz
sprzyjać Kazimierzowi Jagiellończykowi.
Legendorf podał nowo przyjętemu tajnemu najemnikowi rękę z pierścieniem do
ucałowania.
- Benedykt, jak idą nasze przygotowania do wyjazdu?
- Za pół godziny wszystko będzie gotowe, Panie.
- Bo widzisz w Rzymie będę musiał zostać na dłużej niż pierwotnie
planowałem. Pomyślałem więc, że będzie dobrze, jak zostaniesz w Polsce.
Będziesz moimi oczami i uszami. Udaj się do Gdańska i tam skorzystaj
z gościny rodziny Colno.
Legendorf wskazał mnichowi drogę do zamkowej biblioteki.
- Przekażę ci kopię listu napisanego w staroruskim lub staropruskim języku.
Byłoby dobrze, gdybyś go przetłumaczył na łacinę.
- Kto będzie odbiorcą przetłumaczonego listu?
- Jeszcze nie przeczytałeś. Skąd ta pewność?
Mnich uśmiechnął się z dumą.
- Jeśli to jest napisane runami albo po starorusku, to nie będzie problemu.
- Odbiorcą będzie Igor Lech z Soqua lub Anna Maria Dobroniega.
Mnich nagle sposępniał. Z zakłopotaną miną patrzył na Legendorfa. Wyglądał
na człowieka, który właśnie zdał sobie sprawę, że coś przeoczył, pospieszył się
w zapewnieniach, mógł coś wytargować, a jednak zgubiła go chęć
zademonstrowania swojej pewności siebie.
- Co jeszcze, Benedykcie?
- Może pomocna w tłumaczeniu byłaby jednak Kronika Biskupa Chrystiana.
Choć nie wiadomo, czy ….
- Wiadomo, wiadomo, mój drogi Benedykcie. Kronikę ma właśnie Igor Lech.
26
- Gdybym dostał list do niego, że ma mi ją pokazać - nieśmiało i zniżonym
ledwie słyszalnym głosem prosił mnich.
- Zrób na razie co możesz, a do sprawy Kroniki jeszcze wrócimy. Lepiej nie
rozpowiadaj o tym, co wiesz na jej temat.
Legendorf wręczył dwie zapisane karty papieru mnichowi.
- Wracaj ze Strzępińskim. On wszystko, co tu ustaliliśmy, ma przekazać
królowi.
Mnich pokłonił się Legendorfowi i wyszedł.
Liturgiczne nakrycie głowy biskupa Tomasza Strzepińskiego. Na wstążce Krzyż Południa (Crux) półtora krzyż.
27
Sztynort – siedziba Pawła Legendorfa, czerwiec 1455 r.
Po wyjeździe Pawła Legendorfa do Rzymu jedną z jego rezydencji – Sztynort –
zajął Kriwe. Położenie Sztynortu daleko na północ od Galindii odpowiadało
planom Kriwe, który uważał, że nie może przetrzymywać Anny Marii
Dobroniegi w pobliżu Puszczy Kurpiowskiej. Kriwe, jako krzyżacki prokurator
w Sztynorcie, nie przebywał na stałe. Panią Pałacu w Sztynorcie została Anna
Maria Dobroniega. Było to osobliwe władanie niejako pod przymusem i - jak
argumentował nowo mianowany prokurator - w trosce o bezpieczeństwo Anny,
bowiem na Kurpiach jego zdaniem groziło jej niebezpieczeństwo, przed którym
on ją w ten sposób chroni.
Umieszczenie Anny Marii Dobroniegi w Sztynorcie było demonstracją swego
rodzaju intelektualnej i fizycznej wyższości prokuratora nad wolą Anny Marii.
Spryt i inteligencja miały odegrać w tej grze rolę zasadniczą. Takie było podłoże
uprowadzenia Anny Marii.
Nasz ochroniarz (Kriwe) po załatwieniu swych prokuratorskich obowiązków
pojawił się w Sztynorcie razem ze swoimi knechtami. Pana i władcę witała
Anna Maria Dobroniega. Kriwe zeskoczył z konia. Rozkazywał, dopytywał,
rozmawiał, gestykulował, czym prezentował swój dowcip, pozycję i żywotność.
Wreszcie uznał prezentację za wystarczającą i skierował się w stronę Anny
Marii Dobroniegii oraz stojących za nią Doroty Gonzagi i Izabeli de Solis.
- Pozwolę sobie Panie przywitać. Przepraszam, że się nie zapowiedziałem
wcześniej.
- Witamy waszą Ekscelencję.
- Jest ze mną cała grupa asów i weteranów. Bardzo dobrze wyszkoleni żołnierze
- czempiony. Zrobimy zawody w pływaniu łodziami. Z paniami oczywiście.
- Menażeria – odpowiedziała Anna Maria spoglądając w kierunku żołnierzy
Kriwe.
28
- Pani tak nie mówi Anno, nie ma się co obrażać.
- Nie … nie ma, a jak to wygląda. Pomyślałeś chociaż jak ludzie to odbiorą?
A dowiedzą się prędzej czy później, że wielki Kriwe, kapłan staropruski,
przetrzymuje niewinnych ludzi w pałacu ukradzionym Legendorfowi.
- O, tam – Kriwe ściągnął brwi, uśmiechnął się i zaczepił najbliższego knechta.
Zaczął wydawać następne rozkazy i pod pretekstem, że właśnie jest rozrywany
i zajęty, zakończył rozmowę z Anną Marią Dobroniegą. Pod tą skorupą
pozoranctwa zaczęła jednak tykać obawa, że Dobroniega ma rację i jak to
ucierpi jego reputacja, gdy okaże się tylko bawidamkiem.
Anna Maria odwróciła się i powoli śpiewając, tak aby Kriwe ją słyszał,
zmierzała do Pałacu.
A cóż to za Pan, co go cekać mam
Wszystka jego fortunecka ten bury sukman
Po mym zianusku perły latajo
A po jego sukmanisku wsy się nijajo.
Stało się tak jak zaplanował Kriwe. Zorganizowano zawody w pływaniu
łodziami połączone z wręczaniem stopni i dekoracją wygranych oraz wieczorną
biesiadą.
Uczestnictwa w pływaniu łodziami odmówiła Anna Maria Dobroniega. Kriwe
interweniował osobiście, nakazując obowiązkowe przyjście na przystań.
- Pani Anno, cóż tam znowu?
- Przepraszam, ale nie mogę uczestniczyć w waszych kwalifikacjach. To nie jest
rejs wycieczkowy. Przecież te łodzie nawet trzeba będzie przenosić. W dodatku
źle się czuję.
- Przydzielimy Pani człowieka, który wszystko za Panią zrobi – Krwie wskazał
na wysokiego barczystego knechta.
29
Taki czarny niedźwiedź – pomyślała Anna Maria, ale się nie odzywała.
Tak za sprawą Kriwe rozpoczął się spływ łodziami. Anna Maria usiadła z przodu
łodzi, była odwrócona plecami do swojego sternika i wioślarza. Podczas rejsu
śpiewała kurpiowskie melodie:
Descyk pada rosa siada
Po drobnej brzezinie. Kochaj mnie
Mój Janulku, scerze, niezdradlizie.
Szcerze, Szczerze, nie zdradliwie
Zidzi Bóg na niebzie.
Bodaj mój koń syje złamał,
Jadący do ciebie.
Jek wyjechał, tak wyjechał
Na rozstajne drogi
Konicek padł, złamał
Jónek łobzie onogi.
Ciężko strapiona Anna Maria śpiewała dalej:
Mój Boze, Mój Boze,
Mój Boze jedyny.
Wyprowadź mnie Boze z tej pruskiej krainy.
Z tej pruskiej krainy na kurpśowskie pole.
Niech się rozweseli, smutne serce moje.
30
Łodzie wypłynęły na otwarte jezioro. Na środku jeziora była wyspa, na której
wznosił się budynek.
- Jak się nazywasz? - zapytała Anna Maria wioślarza.
- Marcus Warsz z Warszowców herbu Rawa. Pochodzę z Mazowsza. Znalazłem
teraz pracę jako kondotier u prokuratora Kriwe, ale służę w Prusach już prawie
10 lat.
- Ach tak, to bardzo interesujące. Płyniemy na wyspę?
- Nie. Nic nie wiem, to chyba nie.
- Co tam jest?
- Więzienie.
Anna Maria wyprostowała się i utkwiła wzrok w budynku.
- Czyje więzienie?
- Jak to, nie wiesz? Prokurator osadził tam swoich więźniów.
Annie Marii wydawało się, że na wyspie ktoś śpiewa znaną jej piosenkę:
Ja ło lesie ciągle marzë,
Bo ja w lesie pragnë zyć.
Cesarskie władze mnie ścigajo.
Musë tu w lochu być.
Tam łostała w domu matka,
Śterech braci, śostry dwa,
Tam spędziłëm młode lata,
Do niech ni së serce rzie.
31
Ła gdy błyśnie dzëń wolności,
Wróce tam, do lasu som.
Ji zbuduje w lesie dom
Będë tam z miłością mą.
Oczy Anny Marii w jednej chwili odzyskały blask. Mina pełna zawziętości
ustąpiła miejsca uśmiechowi. Wody jeziora niosły głos zakochanego w niej
Igora, a do świadomości kurpianki dotarło, że skoro tak, to ma asa w rękawie.
Na nowo zawładnęło nią największe z ludzkich pragnień. Chcę uwolnić swoje
piękno – myślała.
- Mamy szansę na wygraną, Marku?
- Zaraz wpłyniemy w tamtą rzeczkę i poniesie nas prąd wody. Chyba nie damy
rady być pierwsi, ale ostatni też nie będziemy.
- Byłoby ciekawie zaskoczyć Kriwe. Ja też będę wiosłowała.
Marcus Warsz głosem potulnym i niezwykle wyrozumiałym zaczął instruować
Annę Marię, jak ma wiosłować i już po chwili stanowili zgraną parę wioślarzy.
Głos Marka zdradził młodej kurpiance, że wielki niedźwiedź będzie jej służył.
Bawiła się myślą, czy go wypróbować. Nie mogła już przestać i chyba nie
chciała. Miała plan do wykonania. Plan, który miała już gotowy od czasu
wyjazdu z Soqua, ale dopiero teraz miała możliwości i środki, aby go
zrealizować.
Po zakończonych zawodach rozpoczęło się przyjęcie dla wszystkich
uczestników.
Z piwnic pałacu Legendorfa wyniesiono kilka beczek piwa. Płonęły ogniska.
Anna była wesoła. Śmiała się i obdarowywała wszystkich wokół swoim
zadowoleniem. Szczególnie swojego kapitana Markusa.
32
- Chcę się bawić, Marku – szeptała mu do ucha.
- Kriwe nie zamówił muzyków. Pozostaje degustacja trunków. Podobało ci się
spływ?
- Z tobą bardzo, to podniecające.
Anna Maria śmiała się rozkosznie i nalewała wszystkim, tym razem czerwonego
wina. Sielankowa i hulaszcza atmosfera udzieliła się wszystkim.
Anna Maria, śmiejąc się, podeszła do Doroty Gonzagi i Izabeli de Solis.
- Dziewczyny, chodźcie ze mną do Jego Ekscelencji.
- Ma gości. Zjechało wielu staropruskich nobilów (staropruska szlachta) ze
swoimi ludźmi. Wygląda na to, że Kriwe jako prokurator to tylko poza, za którą
jest coś jeszcze - odpowiedziała Dorota Gonzaga.
- Więc rozruszamy nobilów.
Trzy piękne kobiety w kokieteryjnym nastroju ruszyły w kierunku Kriwe, który
stał otoczony grupą nobilów i energicznie gestykulował, coś im tłumacząc.
- Wasza Ekscelencjo - rozpoczęła z uśmiechem i delikatnym ukłonem Anna
Maria.
Kriwe odwrócił się w jej kierunku. Kurpianka uśmiechała się zalotnie. Była
piękna.
- Dziękuję, Kriwe, za wspaniały dzień, to było ekscytujące. Bardzo mi się
podobało.
Panie wyglądały bardzo wytwornie i elegancko. Prezentowały kulturę
i dorobek Andaluzji, księstwa Mantui oraz kurpiowskiej krainy.
- Tylko Wasza Ekscelencja potrafi tak doskonale wszystko zorganizować.
Jesteśmy zachwycone. Nawet Emir Grenady mógłby się uczyć od ciebie, Kriwe
- dodała z ukłonem Izabela de Solis.
- Poczułam się, jak w Wenecji - wtrąciła z zachwytem Dorota Gonzaga.
33
- A to jeszcze nie wszystko – Kriwe wskazał na pałac. Zapraszam Panie
i Panów na ucztę w pałacu.
Anna Maria Dobroniega, Dorota Gonzaga, Izabela de Solis – Soraya, Kriwe
oraz nobile i część kondotierów udali się do sali balowej pałacu Legendorfa.
Wszyscy zasiedli za stołami zastawionymi po brzegi dziczyzną, trunkami,
owocami i przeróżnymi wypiekami.
Kriwe zajmował najbardziej honorowe miejsce. Obok niego usiadła Anna Maria
Dobroniega oraz Tabor Monte, książe Natangii.
Gospodarz wstał i trzymając złoty kielich zaczął mowę:
- Wypijemy, bracia, za wolność naszych krain. Drodzy goście, chciałbym
ogłosić właśnie wam odrodzenie Warmów, Bartów, Pogezan, Natangów,
Sambów i innych staropruskich krain. Dziś nasi władcy toczą ze sobą krwawą
wojnę. Myli się ten, kto chce stać u ich boku. Zobaczcie tylko, jesteście
książętami tych ziem, są z nami przedstawiciele mazowieckiej szlachty, gościmy
przedstawicielki Andaluzji, księstwa Mantui, kurpiowskiej krainy. Ze mną
kontakty utrzymuje zakon krzyżacki i biskupi. Jesteśmy wolnymi ludźmi.
Staropruskie krainy były kiedyś oazą wolności i my, właśnie my, przywrócimy
do życia ideę wolności. Koniec z niewolnictwem i wyzyskiem naszych ziem.
Naszym pierwszym celem jest zajęcie Królewca, który będzie wolnym miastem.
Jutro w kierunku Królewca pod wodzą księcia Tabora Monte, potomka Herkusa
Monte wymaszeruje 5.000 ludzi. Organizuję łodzie i dołączymy do nich już
wkrótce, ale dziś, bracia, piję wasze zdrowie i złożę w naszej intencji ofiarę.
Idziemy na wojnę i wzorem naszych niezwyciężonych przodków chcemy
zobaczyć krew.
34
Do wielkiej sali balowej wprowadzono wielkiego czarnego byka. Kriwe
pochwycił długi sztylet i wstał od stołu, kierując się w stronę wprowadzonego
zwierzęcia. Staropruski kapłan wzniósł do góry ostrze i z okrzykiem „MORI
MUNDO”9 zmierzał w kierunku byka. Kriwe szedł wprost na byka i w ostatnim
ułamku sekundy opuścił sztylet i zadał jeden cios. Zwierze padło na kolana
przed staropruskim kapłanem.
Kriwe odwrócił się do zebranych.
- Nie boimy się nikogo i niczego. Bzij zabźij – dodał już po kurpiowsku Kriwe
i tak odpowiedzieli mu zebrani na sali.
Teatralna scena pokonania byka była bardzo efektowna. Jednym ciosem Kriwe
dowiódł, że posiada ogromną pewność siebie, jest precyzyjny i skuteczny.
Pełna podziwu była również Anna Maria Dobroniega.
- Potrafisz zmusić do uległości.
Anna Maria pocałowała Kriwe w policzek. Sam Kriwe promieniał i odebrał ten
drobny gest jako zadatek późniejszego szczęścia. Od wielu miesięcy marzył
o tej chwili.
Uczta trwała w najlepsze. Entuzjazm udzielił się wszystkim. Toasty były
przerywane przez wiwaty na cześć Kriwe, którego poszczególni staropruscy
nobile tytułowali nowym królem, z którym z kolei każdy chciał się napić.
Po paru godzinach kompletnie pijany Kriwe kazał swojej straży przybocznej
9 umrzeć dla świata (łac.)
35
zaprowadzić się do komnaty.
Anna Maria niechętnie, ale udała się do swojego pokoju. Wolałaby pójść
z Kriwe, ale okoliczności i rygory bezpieczeństwa, które obowiązywały
w pałacu, nie pozwalały na taką wizytę w apartamentach staropruskiego króla.
W obszernym pokoju mieszkała z Dorotą Gonzagą i Izabelą de Solis, które
jeszcze się bawiły, więc nie zamykała drzwi na klucz. Postanowiła skorzystać
z toalety i położyć się spać. W trakcie tych przygotowań do pokoju wszedł
rozweselony całą ucztą Marcus Warsz.
- Choć do nas na dół. Nie siedź tak sama.
- Nie, musiałabym się znowu przebierać.
Marcus Warsz zbliżył się do Anny Marii i napierał coraz bardziej.
- To chyba nic złego?
- Nie. To dostaje zuchwały, co kocha nieśmiały – dodała cicho Anna Maria.
Tymczasem w komnacie Kriwe samozwańczy król wzywał:
- Anno!
Kriwe zatoczył się na duże łoże. Leżał nieruchomo. Po około godzinie obudził
się.
- Anno!
- Tak, Ekscelencjo – dopytywał oficer straży przybocznej Kriwe.
- Przyprowadź mi tu natychmiast kurpiowski skarb.
- Tak jest, Ekscelencjo, kogo?
- Annę Marię – wyseplenił Kriwe.
- Tak jest - oficer odwrócił się i opuścił komnatę celem wykonania rozkazu
nowego staropruskiego króla. Po paru minutach do komnaty weszła Anna Maria
Dobroniega i Dorota Gonzaga. Oficer straży przybocznej Kriwe stał w rogu
komnaty.
36
Kriwe, który wcześniej wstał z łoża, zataczał się teraz po komnacie i usiadł na
krześle. Anna Maria usiadła mu na kolana.
- Chcesz, królu, abyśmy zostali sami? Jego królewska mość, piękna Gonzaga i
ja? Będę się opierała!
Kriwe wskazał na oficera, aby wyszedł.
- Choć z nami, nasz Panie, na łożu zmieścimy się wszyscy.
Panie tuląc się do nowo obranego króla doprowadziły go do wielkiego, bogato
zdobionego łoża. Dorota Gonzaga rozbierała Kriwe. Anna Maria Dobroniega
utkwiła w staropruskim nobilu i kapłanie dziwnie przenikliwy wzrok. Nie była
to już udawana kokieteria. Zmianę w zachowaniu Anny Marii zauważyła Dorota
Gonzaga. Wstała i zeszła z łoża. Kriwe leżał i zamglonym wzrokiem spoglądał
na kobiety.
Anna Maria dotknęła palcami lewej ręki jego włosów. Kręciła z nich loczki,
bawiła się włosami na głowie Kriwe, który uśmiechał się tak, jak uśmiecha się
zauroczony i zakochany mężczyzna. Gdyby Kriwe nie był tak pijany zapewne
poczułby, że Anna bardzo mocno trzyma go właśnie za włosy, a szyję przeszywa
mu zimna stal. Od tej chwili Kriwe nie mógł już prowadzić swojej gry o władzę,
którą w jednej chwili stracił wraz z własną głową.
Można powiedzieć, że Anna Maria stojąc na rozstajnych drogach (rozdrożu)
dokonała wyboru, który - o czym jeszcze nie wiedziała - da jej to, czego
pragnęła i jednocześnie będzie usposabiał innych do dociekania prawdy, która
zabierze jej wszystko.
- I co teraz? – zapytała Dorota Gonzaga.
- Wolę młodszego króla, a ten człowiek niewolił mój lud i moją kurpiowską
krainę. Już dawno stracił rozum.
W pałacu narastał ogromny harmider, który dotarł również do komnaty, w której
były Anna Maria i Dorota Gonzaga. Drzwi do komnaty otworzyły się
gwałtownie i do środka wpadła straż przyboczna prokuratora z mieczami
37
w ręku. Anna Maria i Dorota Gonzaga zasłoniły staropruskiego kapłana – maga
leżącego na łożu.
- Panie, Ekscelencjo, pałac szturmują Kurpie!
Po tych słowach knecht padł na podłogę.
Do komnaty wtargnął zakrwawiony mężczyzna, którego może ktoś inny by nie
rozpoznał, ale Anna Maria nie miała wątpliwości, to był Jan z Kolna. Posiadał
bardzo skuteczną broń – drewniane pałki zakończone metalowym ostrzem
i labrys10, który trzymał w prawej ręce. Janowi towarzyszyli Bałamutnicy,
Błędnice, Bogunki, Dziewonie, Rodzanice, Nawie, Południce, Rarogi, Mergi
i inne demoniczne postacie, które zamieszkiwały wielką zieloną równinę na
południe od bursztynowego drzewa. Szukali sprawiedliwości i zemsty, po tym
jak Borowy, opiekun lasów trafił do niewoli, ofiarowali się na służbę Janowi
z Kolna.
- Uciekajmy, nie ma czasu – krzyczał Jan z Kolna.
- Gdzie tyran?
Jan spojrzał powtórnie na Annę Marię, tym razem spojrzał na jej ręce, a później
na jej wszystko mówiący wyraz twarz i oczy.
- Anno!
Jan odwrócił się przez ramię do Kurpiów, którzy razem z nim wtargnęli do
pałacu celem uwolnienia Anny Marii.
- Zabierzcie i pokażcie go nobilom, może nie będziemy musieli uciekać.
Kriwe, staropruski kapłan - mag był centralnym punktem wielkiego pragnienia
odzyskania wolności przez staropruskie krainy na pradawnych zasadach, gdy go
zabrakło, projekt pod nazwą staropruski król upadł ostatecznie.
Rankiem Sztynort opuszczali nobile, kondotierzy i knechci. Jan z Kolna razem
ze swoja grupą popłynął na małą wysepkę na jeziorze, gdzie był więziony Igor
Lech. Uwolnienie kurpiowskiego wodza nie stanowiło problemu. Wszystko10 Staropruski topór o podwójnym ostrzu.
38
przebiegało bardzo sprawnie. Igor zaraz po opuszczeniu celi podbiegł do Anny
Marii Dobroniegi.
- Dziękuję za uwolnienie. Kocham Cię Anno.
- Dziękuj Jankowi – Anna wskazała na Jana z Kolna – to dzięki niemu tu
jesteśmy.
Igor podszedł i uściskał Jana z Kolna.
- Dzięki, bracie.
Po raz pierwszy od dawna coś ukuło Jana z Kolna, gdy patrzył na Annę Marię
i Igora. Zabolała go zazdrość. W jednej chwili uświadomił sobie, że to nie
lojalność, chęć przygody czy przyjaźń przywiodła go do Sztynortu. Siłą, która
go tam skierowała, była miłość do Anny Marii Dobroniegi.
Jan z Kolna podszedł do Anny Marii i Igora.
- Może to nie jest najlepszy czas, ale musimy wracać. Popłyniemy łodziami
przez jeziora aż do naszej rzeki Pisy. Przystanek będziemy mieli nad jeziorem
Tałty, tam rozbijemy obóz. Zostawiłem tam część ludzi. Obiecałem im turniej
w Mikołajkach.
- Turniej, ale z jakiego powodu? – dopytywała udając zaskoczenie Anna Maria
Dobroniega.
- Wszyscy czekają, Anno, na twoją decyzję. Teraz jesteś wolna – odparł Jan
z Kolna.
39
Pojedynek, Mikołajki 1455 r.
Na powracającego Jana z Kolna oczekiwało w Mikołajkach uroczyste przyjęcie.
Jan w Mikołajkach dla zabezpieczenia na tyłach w odwodzie pozostawił wojów
pochodzących z kurpiowskich osad: Charcia – Bałda, Cupel, Czarnia, Ruchaje,
Długie. Kurpie jako praktyczni ludzie nie znoszą bezczynności. W kilka dni na
rynku w Mikołajkach powstały drewniane ławy, wiaty biesiadne, trybuny
i balustrady. Okoliczne lasy obfitowały w żubry, jelenie, łosie, dziki, rysie
i niedźwiedzie. Pozostawieni przez Jana myśliwi urządzili udane polowanie
i nagromadzili odpowiednich zapasów. Wszystko było gotowe do turnieju
rycerskiego. Powracający Jan, co nikogo nie dziwiło, mógł już tylko ogłosić
otwarcie turnieju.
- Bracia, możemy rozpocząć turniej rycerski. Walki będziemy odbywać dla
zdobycia przychylności naszych, obecnych tu dam – rozpoczął Jan z Kolna
wskazując na Annę Marię Dobroniegę.
- Jako pierwsi do walki o chustę Anny Marii staną Bałamutnicy11 - Damian
i Robert – kontynuował otwarcie turnieju Jan z Kolna.
Jan z Kolna zszedł ze specjalnie ustawionej trybuny i skierował się do swojego
wozu, gdzie giermek przygotowywał zbroję.
Na widowni zasiadły piękne Błędnice, Bogunki, Dziewonie w niedźwiedzich
i rysich skórach, które wczorajszego dnia krwawo rozprawiły się z knechtami
Kriwe, dziś występowały jako nadobne białogłowy, rusałki i nimfy
z kurpiowskiej krainy.
Turniej rozpoczęły walki pieszych wojów. Wszyscy czekali jednak na
decydujący pojedynek, który mieli toczyć rycerze. Zgłosiło się dwóch obecnych
w Mikołajkach rycerzy: Jan z Kolna i Igor Lech, potomek jarla (wodza)
Segupsa – założyciela osady Soqua.
11 Bałamutnicy – szkarady występujące pod postacią urodziwych młodzieńców o silnych ramionach i gęstej czuprynie.
40
Przed pojedynkiem rycerzy Anna Maria ogłosiła deklarację, która wywołała
ogólną euforię wśród zebranych:
- Zwycięzca rycerskiego pojedynku może liczyć nie tylko na moją
przychylność, ale i na moją rękę i wianek.
Konie ruszyły. Rycerskie serca napełniło pragnienie zwycięstwa.
Kurpiowskie wesele, Wach 1455 r.
Zniszczenia kurpiowskiej krainy, które były skutkiem najazdu krzyżackiego
prokuratora były tak znaczne, że Anna Maria zatrzymała się w osadzie Wach,
wynajmując tam pokoje w zajeździe należącym do miejscowego Żyda. W ten
oto sposób zajazd w Wachu stał się świadkiem najbardziej wystawnego wesela
w historii kurpiowskiej krainy.
Przed zajazdem ustawiło się czterech kurpiów z ligawkami i drugie tyle
z bębnami. Towarzyszyła im liczna kurpiowska kapela i kilkunastu śpiewaków.
Wyprowadzenie panny młodej było tylko początkiem wielkiej uroczystości
zaślubin Anny Marii Dobroniegi z Janem z Kolna. Wielkie kurpiowskie święto
trwało przez cały tydzień.
Na wesele przybyli prawie wszyscy okoliczni mieszkańcy. Podczas wesela
pojawił się Bolko Weydewuto oraz Ksymena i Katarzyna Mazowiecka, córka
księcia mazowieckiego Siemowita IV. Wobec panującego zamieszania przezorna
Alina Lis, postanowiła że kronika biskupa Christiana powinna trafić do
królewskiego skarbca. W tym celu wysłała na Kurpie Pana Weydewuto, który
bez trudu przekonał Igora Lecha do wydania kroniki. Kurpiowski wódz co
prawda cieszył się szczęściem Anny Marii Dobroniegi, ale najczęściej był, albo
pijany albo otępiały. Weydewuto dobrze wykorzystał czas kurpiowskiego wesela
i spakował nie tylko kronikę, ale i większość kurpiowskich skarbów, które
znajdowały się w podziemiach pod ruinami i zgliszczami kościoła św.
41
Wawrzyńca.
Podczas uroczystości weselnych Weydewuto odczytał biesiadnikom list króla
Kazimierza Jagiellończyka:
„Ja król Polski, wielki książę litewski i dziedziczny pan Rusi potwierdzam
Kurpiom wolności osobiste równe nobilom i gwarantuję dawne zwyczaje, ich
wolności, których z dawnych lat zażywają i sobie od przodków swoich z rąk
podane mają. Każdy kto przyjmuje królewskie słowa i przywileje jednako bronić
powinien naszego majestatu i praw czego się oczekuje, że Kurpie bronić będą
wiary i wolności, co już czynili pod Chojnicami”.
Anna Maria, Jan z Kolna i Weydewuto wykorzystali list króla Kazimierza
Jagiellończyka do werbowania doświadczonych łuczników i strzelców
kurpiowskich na wojnę.
Tak więc ślub, wesele i uczestnictwo w uroczystościach stało się miejscem
patryjotycznej demonstracji. Kurpie poddani Kazimierza Jagiellończyka,
jednoznacznie opowiedzieli się za Polską.
Para młoda wybrała się w podróż poślubną do Gdańska.
Weydewuto osobiście zajął się transportem bezcennej kroniki i testamentu
Kriwe.
Pierwszy postój transportu Bolko zarządził zaraz po około 20 kilometrach.
Wozy stanęły w lesie pod dosyć dużym okolicznym wzniesieniem.12 Bolko
z czysto ludzkiej ciekawości otworzył kronikę na przypadkowej stronie i zaczął
czytać:
- „Deus Optimus Maximus …”
Bolko pogrążył się w lekturze zapisów kroniki. Po około dwóch godzinach
zamknął księgę, schował ją do skórzanej torby, którą zabrał ze sobą.
- Wilga.12 Dzisiaj to miejsce jest zwane Złotą Górą
42
- Tak.
Do Pana Weydewuto energicznie podbiegł rosły mężczyzna.
- Wykopiemy trzy doły i zakopiemy nasz dobytek. To bez sensu wozić się z tym
po całej Polsce. Tu jest wysoko, sucho, to dobre mało uczęszczane miejsce.
Oczywiście jutro pojedziemy dalej jak gdyby nigdy nic.
- Wedle rozkazu. Czegoś się doczytałeś?
- Wiesz, kto to był Piotr II Katolicki?
- No, skąd!
- Widzisz, a biskup Chrystian wiedział.
- I co?
- Prawnuk naszego Piasta - Władysława II Wygnańca, król Aragonii, hrabia
Barcelony. W kronice napisano o Galindach i rodzie Galindez z Aragonii.
Pamiętasz hrabinę Galindez?
- Pamiętam.
- Czy słyszałeś o św. Brunonie z Kwerfurtu, zakonie Cystersów i bursztynowym
drzewie?
- Czy słyszałem, a czy to pomoże w kopaniu myt i zakopywaniu skrzyń?
- Cynik, ale może i masz rację.
- Cynik! To ty odpowiedz mi lepiej, czy damie wypada nalać wódki?
- O tym biskup chyba nie miał pojęcia.
- A to szkoda.
- Co to ma do rzeczy?
- Pojawiła się twoja żona. Czeka przy wozach.
- O Jezu! – jęknął Bolko.
Mężczyźni udali się w kierunku załadowanych wozów. Pan Weydewuto
pozostawał zamyślony. Nie powiedział Wildze o najważniejszym, co wyczytał
43
z kart starej kroniki – o lojalności, na której opierało się życie Galindów. Nie
powiedział, że nieuczciwych mężów srodze karano za opuszczenie rodziny,
choć co prawda mężczyzna mógł mieć cztery żony, ale nie na raz oczywiście.
Uczciwość i lojalność mężczyzn była sprawą religijną, której symbolem była
leluja. Kobieta przedstawiana była jako drzewo życia – gernika.
Kurpiowska leluja
Gdańsk 1455 r.
Dzięki protekcji króla Kazimierza Jagiellończyka, ciężkiej pracy Mikołaja
z Kolna, znajomościom i kontaktom matki Jana z Kolna rodzina Colno stała się
jedną z szanowanych rodzin kupieckich w Gdańsku. Podróż poślubna Jana
z Kolna wiązała się z odwiedzinami ojca Jana w Gdańsku. Anna Maria
Dobroniega i Jan z Kolna na czas miodowego miesiąca zamieszkali więc
w jednej z kamienic na ul. Mariackiej w Gdańsku.
To właśnie w Gdańsku w 1455 roku Jan z Kolna nawiązał kontakty
z królem Danii oraz księciem Erykiem Pomorskim. Tymczasem w porcie
spotkał dobrego znajomego, Kaliksta z rodu Gedeytów będącego
w towarzystwie Ksymeny i Katarzyny Mazowieckiej oraz wysłannika
Legendorfa, mnicha Benedykta Polaka.
44
- Witaj, Janie. Słyszałem wspaniałe nowiny. Gratuluję małżonki.
- Dziękuję bardzo. Zamieszkaliśmy u ojca. Co tu robicie?
- Ja prowadzę rozmowy z kupcami z Danii, pomaga mi jak widzisz Ksymena
i Katarzyna, a Benedykt dopiero co przypłynął z Krakowa. Mam tu takie
zamieszanie z tym handlem, a u nas na Kurpiach wszystko wymyka mi się spod
kontroli. Janku, gdybyś mógł być tu moim przedstawicielem, ach jakby to było
dobrze. Wiesz, co tam się dzieje, w Kolnie z moimi ludźmi, jak mnie nie ma?
„Uczciwi” Walenty i Kacper Chaberkowie, uważaj teraz co ci powiem,
„szlachetnie urodzonego” mojego krewnego i stronnika Andrzeja Ładę nie tylko
złajali słownie, lecz w gębę kilka razy uderzyli przy bytności całego gminu
naszej puszczy. Kto to słyszał? No kto to słyszał?!
- To ty jesteś tym Janem z Kolna? – Benedykt Polak bardzo uważnie z ogromną
ciekawością przyglądał się Janowi.
- Co to znaczy „to ty”? Jestem i już.
- Nie zrozum mnie źle. Jestem wprost zaszczycony.
- Jaki?!
- Zaszczycony. Muszę z tobą porozmawiać, Panie.
- Panie?! – tym razem słowami Benedykta Polaka był zaskoczony nie tylko Jan
z Kolna, ale i Kalikst z Gedeytów.
- Książe Legendorf przekazał mi kopie pewnego listu, który okazuje się być
testamentem, a ty, Panie, jesteś w nim wymieniony jako jedyny spadkobierca.
Jan z Kolna, który wiedział o korespondencji Kriwe zdobytej przez Alinę Lis,
w tej jednej chwili zrozumiał bieg zdarzeń i uświadomił sobie prawdę. Od
pamiętnej nocy w Sztynorcie czuł przedziwną siłę, która go przepełniała. Czuł
się dojrzały. Tłumaczył to sobie okolicznościami ślubu z Anną Marią, ale teraz
wiedział już, że przyczyna była inna.
45
Ciekawostki:
1. Według przekazu ks. Władysława Skierkowskiego Puszczę Kurpiowską
zamieszkuje przed XIV wiekiem osiadły tu lud, Kurpiami zwany. Źródło:
Ks. Władysław Skierkowski, Puszcza Kurpiowska w Pieśni, str. 2,
Wydawnictwo Tow. Naukowego Płockiego, Płock 1928 r.
2. W sercu Puszczy Kurpiowskiej wzniesiono gotycką wieżę z pozłacaną
kopułą zwieńczoną krzyżem. Na czterech rogach przylegającego do wieży
kościoła umieszczono pozłacane krzyże. Wieża dzwonna mogła być
wzorowana na podobnej wieży dzwonnej, która powstała również w XV
w. w znajdującym się na skraju Puszczy Kurpiowskiej Przasnyszu.
W prastarej kurpiowskiej świątyni znajdował się obraz Matki Boskiej
z dzieciątkiem we wspaniałej pozłacanej ramie. Całości dopełniała bogato
zdobiona ambona oraz chór wsparty na okrągłych kolumnach. Podczas
wojen szwedzkich w 1708 r. opisywana bazylika została zniszczona. Na
jej fundamentach wzniesiono z funduszy wygospodarowanych przez
Stawskiego drewniany kościół mogący pomieścić 3.000 ludzi. Źródło:
Archiwum Rzymskie Towarzystwa Jezusowego, Historia Residentiae
Misieniss Societais Jesu, Anno 1701, Lith 44-342, t. 44, k.360 oraz ARTJ,
Historia An. 1719, 1723-1729. Jest logiczne i sensowne, że zniszczona
podczas wojen szwedzkich w 1708 roku wieża dzwonna została
odbudowana w pierwotnym stylu gotyckim (schyłek gotyku w Polsce to
czasy panowania króla Kazimierza Jagiellończyka), zaopatrzona w zegar
i włączona w obręb powstających murów. W tomie XI Sylwana wydanego
w 1835 r. w Warszawie (str. 145) zapisano, że „Stawski (…) odbudował
rzeczony Kościół, umieściwszy na wieży zegar i wszystko szerokim
w koło obwiódł murem”. Kolejna przebudowa – remont wieży
(dzwonnicy) została dokonana już przez Jezuitów i w takim kształcie jest
przedstawiana w powszechnych przekazach historycznych.
46
3. Myszyniec uzyskał prawa miejskie w 1798 r. pod rządami króla Prus
Fryderyka Wilhelma III z dynastii Hohenzollernów, w której drzewie
genealogicznym znajdujemy przedstawicieli Piastów i Jagiellonów
(np. Cymbarka mazowiecka – księżniczka mazowiecka z rodu Piastów,
Kazimierz Jagiellończyk – król Polski, Zofia Jagiellonka – córka
Kazimierza Jagiellończyka, której synem był Albrecht Hohenzollern –
ostatni wielki mistrz zakonu krzyżackiego w Prusach – siostrzeniec króla
Zygmunta Starego). Myszyniec był w tamtym czasie prężnym ośrodkiem
handlu i w naturalny sposób był przedmiotem zainteresowania króla Prus.
Prawa miejskie to porządek i większa kontrola nad życiem gospodarczym
i podatkami. Wolności Kurpiów na tym terenie były wcześniej tolerowane
przez królów Pruskich dopóki przynosiły Prusom korzyści w czasie
Rzeczypospolitej szlacheckiej (nabywanie miodu, wosku, dziczyzny, koni
i trzody bez uiszczania podatków do skarbu Rzeczypospolitej).
4. Król Kazimierz Jagiellończyk nie był pierwszym władcą Litwy, którego
poddanymi byli Galindowie. Pierwszym władcą Litwy, którego władzę
uznawali Galindowie i Prusowie, był wielki książę litewski Trojden
Litawor, dziadek książąt mazowieckich Trojdena I i Siemowita II.
5. Piotr z Szamotuł uczestniczył w opracowywaniu statutów nieszawskich
wydanych 11 listopada 1454 r., będących podstawą demokracji
szlacheckiej w Polsce.
6. Latem 1440 roku Polskę odwiedził metropolita Kijowa i Rusi, patriarcha
Konstantynopola - Izydor z Monemwasii (w Grecji) - legat papieski na
Polskę, Litwę i Ruś. Celem pobytu metropolity było wprowadzenie
w życie unii florenckiej (zob. Sobór w Florencji z 1439 r.).
7. W 523 r. w miejscowości Bałga – stolicy Natangii, Prusowie przyjęli
chrześcijaństwo w wersji ariańskiej. Do dzisiaj w miejscowości Bałga
znajdują się ruiny istniejącego tam niegdyś kościoła pod wezwaniem św.
Mikołaja, zbudowanego już po przejściu Prusów na katolicyzm w 1216
roku kiedy, to Prusowie przyjęli wiarę katolicką z rąk samego
47
papieża Innocentego III.
8. W sali rycerskiej zamku Czocha do dziś można zobaczyć herb szlachecki
Pawła Legendorfa, który znajduje się obok innych herbów właścicieli
zamku (od lewej strony – drugi herb na kominku w sali rycerskiej).
Pomnik Jana z Kolna na wałach Chrobrego w Szczecinie
48