445
MARONA Piaskowy Gołąb Nie bój się cieni. One świadczą o tym, że gdzieś znajduje się światło.

MARONA - Piaskowy Gołąb

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Opowiadanie Adommy.

Citation preview

Page 1: MARONA - Piaskowy Gołąb

MARONA

Piaskowy Gołąb

Nie bój się cieni. One świadczą o tym, że gdzieś znajduje się światło.

Page 2: MARONA - Piaskowy Gołąb

Autor Marona Konwersja i dokumentacja Marcin Korzycki Korekta Marcin Korzycki Tytuł oryginału: Piaskowy Gołąb Copyright © 2011 by Marona Wszelkie prawa zastrzeżone. Warszawa 2013. Wydanie I www.piaskowy–golab.blogspot.com

Page 3: MARONA - Piaskowy Gołąb

Spis treści

Od autora ............................................................................................................................................... 5

1. Prawie perfekcyjny ............................................................................................................................ 7

2. Strach budzi ekscytację.................................................................................................................... 10

3. Niedosyt ........................................................................................................................................... 15

4. Kości zostały rzucone ....................................................................................................................... 20

5. Totalny kontrast .............................................................................................................................. 25

6. Nim połknie mnie noc ...................................................................................................................... 29

7. Wszystkiego najlepszego ................................................................................................................. 34

8. Eksperyment .................................................................................................................................... 39

9. Spragniony wędrowiec .................................................................................................................... 44

10. Ekspresja ........................................................................................................................................ 50

11. Czas ................................................................................................................................................ 55

12. Decyzja ........................................................................................................................................... 60

13. Moja tajemnica .............................................................................................................................. 65

14. Ani brat, ani swat ........................................................................................................................... 70

15. Pod twoim wpływem ..................................................................................................................... 76

16. Truex .............................................................................................................................................. 81

17. Droga, której szukam ..................................................................................................................... 86

18. Epitafium niewinności ................................................................................................................... 90

19. Biały znak ....................................................................................................................................... 95

20. Ukojenie ....................................................................................................................................... 100

21. Niespodziewany gość .................................................................................................................. 105

22. Nowy rok...................................................................................................................................... 111

23. Wieczne światło ........................................................................................................................... 116

24. Troska i Nadzieja .......................................................................................................................... 122

25. Gorzki nektar ............................................................................................................................... 127

26. Ocal mnie ..................................................................................................................................... 133

27. Horyzont mego życia ................................................................................................................... 139

28. Podjęta decyzja ............................................................................................................................ 147

29. Otwarte bramy sekretu ............................................................................................................... 153

30. Śledztwo ...................................................................................................................................... 160

31. Szczekająca niespodzianka .......................................................................................................... 166

32. Pół tonu niżej ............................................................................................................................... 172

33. Utarte frazesy .............................................................................................................................. 178

34. Rozwiązanie ................................................................................................................................. 184

35. Spotkanie po latach ..................................................................................................................... 189

36. Żywe wspomnienia ...................................................................................................................... 194

37. Walka ........................................................................................................................................... 198

38. Przegrana ..................................................................................................................................... 202

40. Pajęcza nić.................................................................................................................................... 212

41. Ponad siły ..................................................................................................................................... 218

Page 4: MARONA - Piaskowy Gołąb

42. Czas na oddech ............................................................................................................................ 224

43. Pierwszy raz ................................................................................................................................. 230

44. Najlepszy ze światów ................................................................................................................... 235

45. Słodko–gorzkie pożegnanie ......................................................................................................... 243

46. Wołanie o pomoc ......................................................................................................................... 248

47. Prezent ......................................................................................................................................... 254

48. Disneyland ................................................................................................................................... 261

49. Vocanda ....................................................................................................................................... 266

50. Dobranoc ..................................................................................................................................... 270

51. Ku jutrzence dnia ......................................................................................................................... 277

52. Piaskowy Gołąb ........................................................................................................................... 282

53. Nieporozumienia ......................................................................................................................... 289

54. Whole lotta love .......................................................................................................................... 296

55. Zaczekaj na mnie ......................................................................................................................... 301

56. Ostatnia noc ................................................................................................................................. 311

58. Spełnione zamiary ....................................................................................................................... 322

59. Czas zmian.................................................................................................................................... 329

60. Przełamując fale .......................................................................................................................... 335

61. Poza czasem ................................................................................................................................. 343

62. Ostatnie życzenia ......................................................................................................................... 351

63. Coming out................................................................................................................................... 357

64. Marzyciele .................................................................................................................................... 363

65. Isaac ............................................................................................................................................. 368

66. To, co najcenniejsze ..................................................................................................................... 374

67. Najdłuższa noc ............................................................................................................................. 380

68. Między słowami ........................................................................................................................... 386

69. Wspomnienia młodości ............................................................................................................... 392

70. Powrót ......................................................................................................................................... 397

71. Ostatni dzień ................................................................................................................................ 402

72. Coma ............................................................................................................................................ 410

73. Życie w twoich rękach ................................................................................................................. 416

74. Let me out of this dream ............................................................................................................. 423

75. Ślad pamięci ................................................................................................................................. 428

76. Walka do samego końca. ............................................................................................................. 436

EPILOG ............................................................................................................................................... 441

DODATEK I – KOMENTARZE............................................................................................................... 443

Page 5: MARONA - Piaskowy Gołąb

Od autora

Krótki wstęp, jak już zapewne mnie znacie, musi się pojawić przed rozpoczęciem

odcinka. Tym razem rozpoczyna cały zapis historii, którą nazwałam Piaskowym Gołębiem.

Pierwsze odcinki były eksperymentem, próbą moich sił literackich wobec wymagających

czytelników. Brakowało mi pewności siebie, ale Wasza obecność sprawiła, że zaangażowałam

się w opowiadanie i ze wszystkich sił starałam się systematycznie dostarczać wam

weekendową porcję soczystej treści.

Cała Nasza wspólna podróż okazała się wspaniałym doświadczeniem. Poznałam wiele

wspaniałych osób, przeczytałam mnóstwo słów od serca, do których nadal wracam, tak jak

niektórzy z Was powracają do Piaskowego - stąd pomysł utworzenia jednego zapisu. Liczę, że

ponowny powrót do tego opowiadania znów przeniesie Was do świata, z którym związaliście

się na ponad rok.

Pragnę podziękować moim czytelnikom, wszystkim komentującym, którzy dawali mi

motywację do dalszej pracy. Również chcę podziękować Rogogon - za stworzenie Fanpage'u

"Piaskowy Gołąb" aktywnego po dziś dzień oraz za stworzenie wspólnych fanfictions,

będących dla nas samych dużym wyzwaniem.

Kolejne podziękowania wędrują do Marcina, który poświęcił swój czas na stworzenie

tego e-booka. Dziękuję, Skarbie!

Page 6: MARONA - Piaskowy Gołąb

Dedykowane Światłu, które rozświetla Mrok.

Page 7: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

7

1. Prawie perfekcyjny

Księżyc, niczym biały nóż, rozcinał granatowe sklepienie i oświetlał zaspane miasto. Deszcz odbijał się

cicho od szklanej tafli szyby, należącej do bogatego apartamentowca. Brązowe tęczówki wpatrywały

się w bezkresną dal, pokój wypełniały dwa miarowe oddechy i zawodzące „tik–tak–tik–tak–tik…”

Tommy Joe przesunął chłodnymi palcami po jedwabnej, kremowej pościeli, czując pod opuszkami

przyjemny, śliski materiał. Zerknął na znajdującą się u jego boku postać. Czarnowłosa dziewczyna

tworzyła wokół siebie dymną zasłonę, zaciągając się papierosem.

– Prosiłem. Rzuć.

Wbiła w niego swoje zimne, niebieskie oczy i parsknęła cynicznie

– Prosiłam. Kochaj mnie?

Ratliff błądził wzrokiem po pokoju, po chwili znów spojrzał na Keri.

– Wytłumaczysz mi, co jest nie tak? – Spytał, próbując uchwycić jej rozbiegane oczy.

– Ty się jeszcze pytasz? Ty chyba żyjesz w innym świecie. Widzimy się raz w tygodniu, ba, raz

na dwa tygodnie, a sprawiasz wrażenie marionetki, która ma na plecach wyszyte „zrób ze mną

cokolwiek, wszystko mi jedno, nie zapomnij odłożyć na miejsce”.

Tommy czuł na sobie kpiący wzrok niewiele młodszej dziewczyny, która wydmuchnęła mu na policzek

suchy, papierosowy dym.

Page 8: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

8

– Zastanów się, czego chcesz. Jeśli nie umiesz zdecydować, co jest dla ciebie ważniejsze – bas

czy ja, pomogę ci i to szybciej niż myślisz. – Dodała i sięgnęła po telefon.

Ratliff nie wiedział, co ma powiedzieć. Chociaż nie, wiedział – jednak prawda mogła być zbyt bolesna

dla tak młodej kobiety. Usiadł i spojrzał na Keri.

– Jestem zmęczony. Mieliśmy trzy koncerty w tym tygodniu, zrozum to. Hej? – Ujął ją za

podbródek i skierował jej twarz ku sobie.

Uległa jego przepraszającemu spojrzeniu i zatraciła się w nim. Po chwili jednak spytała

– Trzy koncerty, a ile imprez i przypadkowych przygód z nieznajomymi?

– Żadnej Keri. Żadnej. – Odparł i próbował się do niej zbliżyć.

Oparła dłoń o jego nagą klatkę, zatrzymując go, tworząc znaczny dystans między nimi. Bez słowa

wstała, okryła się cienkim szlafrokiem i zniknęła w łazience. Tommy przewrócił oczami i zaczął się

ubierać. Czuł się okropnie, odkąd rozpoczął swoją pracę w zespole Adama Lamberta, jego relacje z Keri

uległy znacznemu pogorszeniu. Z tygodnia na tydzień było coraz gorzej. Choć starał się być idealnym

partnerem, czasami miał ochotę wszystko rzucić – nie otrzymywał niczego przyjemnego. Zapomniał już

jak to jest być kochanym – słuchać ciepłych słów, powodować uśmiech tej jedynej, tulić ją całymi

godzinami, cieszyć się z drobnych prezentów, którymi witała go na lotnisku. Teraz wiedział tylko, czym

jest zimny seks, pozbawiony pocałunków i namiętności. Włożył czarne spodnie, szarą koszulkę i buty.

Chwycił bluzę leżącą na szafce oraz walizkę ustawioną przy wyjściu. Podszedł do drzwi łazienki i zapukał

dwukrotnie. Serce w jego piersi uderzyło mocniej.

– Keri? Kochanie, pożegnasz się ze mną? – Drugie ze słów z trudem przeszło mu przez gardło,

jednak postanowił dać, choć mały wyraz faktu, że zależy mu na utrzymaniu tej znajomości.

W odpowiedzi otrzymał milczenie. Krew uderzyła mu w skronie i nacisnął klamkę. Dziewczyna stała

przed lustrem, jej twarz była bez wyrazu.

– Wyjdziesz stąd?

Podszedł i chwycił ją za nadgarstek – jak długo to będzie trwać?! Każde nasze spotkanie będzie miało

podobny scenariusz?!

Uderzyła go w policzek. Poczuł palący ból na swojej twarzy, malowała się na niej złość. Przez jego palce

przeszło mrowienie i gdyby nie fakt, że stoi przed nim kobieta, za chwilę użyłby swojej pięści. Chwycił

swoje rzeczy, by nie dopuścić do czegoś głupiego i opuścił pokój, nie reagując na dochodzące z oddali

„Tommy! Czekaj! Wariat!”.

Page 9: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

9

Wyszedł z budynku, zimny wiatr dał ulgę jego rozgrzanemu ciału. Telefon w jego kieszeni wibrował już

czwarty raz, wyciągnął go i przyłożył do ucha.

– Co, do cholery?! – Wrzasnął, zwracając na siebie uwagę kilku przechodniów. Czuł mocniejsze

niż zwykle pulsowanie w swoich tętnicach.

– Hej, spokojnie. Taksówka na Ciebie czeka pod blokiem. Za godzinę mamy samolot, więc…

Tommy, znowu?

W jego głowie rozbrzmiewały nuty spokojnego tonu, który powodował ukojenie dla rozszalałych

zmysłów. Westchnął cicho i otarł mokre od deszczu policzki.

– Porozmawiamy w drodze… Boże, Adam, ten świat jest nienormalny…

Choć Tommy nie mógł zobaczyć twarzy Lamberta, wiedział, że ten właśnie się uśmiecha. Zapanowało

krótkie milczenie, które Ratliff odebrał, jako zakończenie konwersacji. Wsunął telefon do kieszeni i

ruszył w stronę lotniska. Ta noc trwała wieki.

***

Zajął miejsce przy szybie. Oparł o nią skroń i zmrużył oczy. Myśl, że lot do Europy będzie trwał blisko

dwanaście godzin usypiała go jeszcze mocniej. W jego uszach dzwoniły jeszcze wysokie tony głosu

dziewczyny. Żałował, że wrócił do niej w tę krótką przerwę. Znacznie lepiej bawiłby się w

towarzystwie zespołu, dla którego coś znaczył. Miał ochotę zagłuszyć ciągle powracające do niego

słowa "wariat! Na tym świecie są lepsze niż ja, więc mnie rzuć Mr. Tommy Joe!". Muzyka Mansona

brzmi lepiej niż jakiekolwiek babskie gadanie. Poczuł dłoń na swoim udzie.

– Tommy, witaj glitterbaby. – Ratliff odwrócił głowę i ujrzał radosną twarz Adama, który

poklepał go po ramieniu, po chwili szperał już w swojej torbie – masz ochotę coś zjeść? Jest po

pierwszej w nocy, a ja będę pakował w siebie węglowodany. Nie powinienem, trener mnie za…

Tommy zaśmiał się do siebie i pokręcił głową. Choć każdy człowiek poczułby się zignorowany i totalnie

olany, Ratliffa zawsze śmieszyły błahe problemy Lamberta, kręcące się wokół mody, jedzenia i facetów.

– Śmiejesz się ze mnie? – Adam zaczął grozić chłopakowi ręką, w której trzymał batona. Tommy

skierował ku niemu swoje radosne oblicze.

– Żeby Keri miała twój charakter. Byłbym w siódmym niebie – zabrał Adamowi kaloryczny

posiłek i poczuł, jak jego żołądek domaga się czegoś słodkiego.

– Mówiłem, zrezygnuj z dziewczyn. To…

– Nie ma mowy – przerwał mu Tommy – Zrezygnuj z facetów – dodał i poczuł powracający

humor.

Page 10: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

10

– Sam wiesz, że to niemożliwe.

–To, czemu sam mi to proponujesz? – Tommy skierował wzrok na Adama, domagając się

odpowiedzi.

– Bo ciągle masz z nimi problemy.

– Nie z nimi, a z nią. Z nią, Adam. Ona mnie wykańcza – powiedział cicho Tommy, zwracając

uwagę na osoby siedzące przed nim. – Daję jej wszystko, ale ona nie chce nic. Ile mam się starać? Co

jest we mnie nie tak? – Wpatrywał się w niebieskie oczy Adama, jego usta pozostały rozchylone, jakby

nadal chciał mówić, ale coś stanowiło przeszkodę. Lambert lekko potarmosił jego blond grzywę i

przesunął dłonią po jasnym policzku.

– W tobie wszystko jest…

– Jest…? – Powtórzył Tommy Adam zamyślił się i cofnął dłoń. Uśmiechnął się szczerze – prawie

perfekcyjne.

2. Strach budzi ekscytację

Tommy uśmiechnął się.

– Dobra, bez przesady. Co robiłeś przez te dwa dni, gdy nie mogłem cię pilnować? – Sięgnął po

butelkę wody i ponownie zwrócił twarz ku Adamowi.

– Pilnować? Mnie? Panie Joe, kto odbył godowy taniec pingwinów i zasnął na balkonie? – Spytał

Adam, przeczesując palcami kruczoczarne włosy. Kiedy zobaczył przerażony wyraz twarzy Tommy’ego,

wybuchnął śmiechem.

– Spokojnie, nic takiego nie miało miejsca. Mam na ciebie oko w każdej chwili. Ze mną nie

zginiesz w tym…

– Chorym świecie. – Dopowiedział Ratliff i lekko uderzył towarzysza w ramię. Wziął łyk chłodnej

wody, która nieprzyjemnie trafiła do żołądka, roznosząc po ciele lodowaty dreszcz. Jego ciało zadrżało.

Cholera, na co im w październiku klimatyzacja?! Zamarznę w drodze… Moje ciuchy są przemoczone od

tego… deszczu!

– Przepraszam, czy można zamówić herbatę? – Spytał stojącej blisko stewardessy.

Page 11: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

11

Młoda brunetka posłała mu życzliwy uśmiech i odpowiedziała z jankeskim akcentem – Napoje podamy

najwcześniej za pół godziny, proszę pana.

Tommy mruknął z niezadowoleniem i wcisnął się w miękki fotel, pocierając przy tym nagie ramiona.

Jego skóra rzeczywiście była nieprzyjemnie chłodna. Że też musiałem zostawić tę przeklętą bluzę w

taksówce! Zimno. Boże, ile ja narzekam. I kłócę się ze sobą w myślach. Naprawdę mam coś z

wariata. Spojrzał na Adama, który zatracił się w książce o nienormalnie długim tytule. Nieuzasadniona

złość kumulowała się głęboko w głowie Ratliffa i wciąż powstrzymywał się, by nie wybuchnąć. Jak

niewiele potrzeba, by zepsuć człowiekowi nastrój! Przeklęta noc. Przeklęty deszcz i Keri. Uśmiechnął się,

gdy w wyobraźni zobaczył swoją dziewczynę, jako postać z kreskówki, nad którą wiecznie ciąży szara,

deszczowa chmurka. Abstrakcyjne myśli pochłonęły go do reszty i zaprowadziły do krainę snów.

– Tommy… Tom. Hej, Tommy…, Ratliff. Glitter, jesteśmy na miejscu. – Spokojny szept

spowodował, że basista powoli podniósł powieki. Już jasno. Europa? Przespałem całą noc? Miałem

zamarznąć w drodze. Słyszę głosy, dobry znak. Ziewnął leniwie i patrzył z dołu na twarz Adama, który

trzymał go w ramionach.

– A… Adam? Co ty?! – Poderwał się nagle i usiadł na swoim miejscu, zrzucając na kolana bluzę,

która nie była jego własnością.

– Spłynąłeś na mnie z oparcia. Szczękałeś zębami całą noc. To znaczy, dzięki mnie, tylko część

nocy. – Wytłumaczył się spokojnie i zabrał ogrzane ciałem Tommy’ego okrycie.

Blondyn patrzył sceptycznie, ale po chwili jego twarz przybrała łagodny wyraz. Co prawda, kiedy

przystąpił do zespołu, ustalili pewne normy panujące w jego strukturze – żadnych związków pomiędzy

muzykami, pomiędzy tancerzami także nie. Ewentualne kłótnie mogłyby negatywnie wpłynąć na

sukces grupy. Poza tym, Monte, Longineu i Tommy, jednogłośnie przyznali się do swojego

zainteresowania kobietami i zawarli z Adamem porozumienie, ze ten nie będzie traktował żadnego z

nich w sposób ponad koleżeński. Chociaż fakt, że Adam trzymał Tommy’ego w ramionach przez kilka

godzin, wydał się Ratliffowi podejrzany, odebrał to jako wyraz przyjacielskiej troski i postanowił nie

kontynuować tematu, który mógł stworzyć większy dystans między nimi.

Kiedy opuścili samolot, zajęli się grupką fanów. Rozdawali autografy, pozowali do wspólnych zdjęć,

przyjmowali prezenty. Największym powodzeniem cieszył się lider zespołu, reszta pozostawała nieco

w jego cieniu, ale nie stanowiło to dla nich problemu. Wiedzieli, kto w tej grupie jest „glam” i nie chcieli

tego zmieniać.

Tommy automatycznie dawał podpisy i odpowiadał półsłówkami na liczne pytania fanów. Wciąż czuł

na sobie zapach Adama. Czuł się…, co najmniej dziwnie na myśl, że przytulał go mężczyzna. I to

mężczyzna, który może w nim widzieć nie kolegę, a kochanka. Nie, nie, nie. Po prostu ma dobre serce i

Page 12: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

12

było mu mnie żal. Nie chciał mnie budzić i pewnie też nie chciałbym się rozchorował, przecież pełnię

ważną funkcję w tym zespole. Tak, Adam po prostu troszczy się o wszystkich i o wszystko w swoim

otoczeniu. Na przykład jak Monte był chory, to Adam… no w sumie to nic, ale jak Taylor skręcił kostkę,

to… a jak Longineu przepadł w dniu swoich urodzin… , a jak Tommy się trząsł, to się Adam zlitował.

Boże, w którego nie wierzę, zlituj się nade mną tak jak Adam i przestań napełniać mnie chorymi

wątpliwościami. Najbardziej przerażający był fakt, że inny mężczyzna chce podarować mu więcej

czułości niż jego własna kobieta. Wzdrygnął się na tę myśl, jednak silny ogień zapłonął pod jego skórą,

a krew mocno uderzyła w skronie. Nie było to najprzyjemniejsze uczucie, ale bardzo gwałtowne i

porywcze. Wiedział, że nieujarzmiony temperament, kiedyś go zgubi.

Z chaosu, w którym się zatracił, wyrwał go głos jednej z fanek

– Tommy, masz nadal dziewczynę?

Słowa te ponownie spowodowały powrót wspomnień, a także ból wewnątrz klatki piersiowej. Basista,

już na samym początku obiecał sobie nie mówić o życiu prywatnym, więc odpowiedział suchym

uśmiechem, za którym skrywał się smutek. Zerknął na Adama, który poczuł na sobie wzrok brązowych

tęczówek, po czym mówiąc coś do jednej z osób, zwrócił roześmianą twarz ku Ratliffowi, kiwnął głową

i posłał mu przyjacielski uśmiech. Chłopak natychmiast poczuł, jak smutek rozbija się na tysiąc małych

części, a jego miejsce zajmuje nuta radości.

Adam podpisywał ostatnie plakaty i telepatycznie odebrał odczucia blondyna.

Chciałbyś, bym z tej jednej nuty, utworzył całą sonatę? Ponownie spojrzał na Tommy’ego, który usiadł

na walizce i skrzyżował ręce, pokryte licznymi tatuażami. Adam uśmiechnął się ciepło, przywołując do

siebie wspomnienie, które rozlewało pozytywne emocje w jego sercu. Zmrużył oczy, by choć na chwilę

przypomnieć sobie, jak to jest czuć bliskość z drugim człowiekiem.

***

Hala koncertowa była pusta, członkowie zespołu stroili swe instrumenty, przygotowując się na

jutrzejszy koncert. Longineu, zmęczony i zdekoncentrowany nucił coś pod nosem. Monte rozprawiał z

Lisą o swojej nowej gitarze, a Adam rozmawiał z dyrektorem artystycznym na temat zbliżających się

koncertów, obejmujących zasięgiem nie tylko zachodnią, ale także środkową i wschodnią część

kontynentu. Siedział na krawędzi sceny i oglądał przeróżne projekty, czytał dokumenty.

Tommy przesuwał palcami po grubych, metalowych strunach, wpatrywał się przy tym w dal, rozmyślał

o niektórych problemach.

Najbliższe dwa tygodnie bez Keri. Dzięki Bogu, może bardziej zatęskni i zmieni podejście do mojej osoby.

A to oznacza… całe, piękne, długie dwa tygodnie z zespołem Adama. Drugiego artystę może zrozumieć

Page 13: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

13

jedynie artysta. Człowiek to dziwna istota... Obserwuje świat i wyciąga wnioski, a mimo to nie potrafi

pomóc sobie samemu. Jeśli byłbym…

Silna dłoń spoczęła na jego ramieniu. Podniósł głowę i ujrzał twarz Adama.

– Tommy, chcę z tobą pomówić. Możemy już wyjść?

Ratliff pozostawił swą gitarę w bezpiecznym miejscu, żegnając ją w myślach słowami „do jutra, moja

mała”. Wielu muzyków widzi w swoich instrumentach coś więcej, niż zespół elementów, składających

się na pewną całość. Mężczyzna pospiesznie włożył skórzaną kurtkę i opuścił pomieszczenie.

Powietrze było wyjątkowo suche i chłodne jak na tę porę roku. Adam zjawił się tuż obok. Tommy nie

podnosił na niego wzroku. Oczy to zwierciadło duszy. Nie chcę by ktoś w nią zaglądał, sam też nie chcę

się pakować głębiej, niż powinienem. Poza tym nie muszę się na niego gapić. Wystarczy, że jest.

– Możemy iść w stronę hotelu, przez park to będzie jakieś… piętnaście minut? Właściwie to

możemy ob…

Tommy pchnął go lekko do przodu, a znudzony wzrok mówił „skończ gadać. Za dużo się dziś ciebie

nasłuchałem”. To była jedna z niewielu cech, która nie odpowiadały Adamowi – izolacja. Ratliff

niekiedy mówił więcej, czasami był wręcz wylewny i przychylny, choć takich chwil zdecydowanie

brakowało czarnowłosemu. Z drugiej strony uważał, że skrytość i tajemniczość, które prezentował

Tommy, stwarzają go bardziej intrygującym, może nawet atrakcyjnym?

Ciemny park nie wyglądał zachęcająco. Rozpadające się ławki, gęste gałęzie, karłowate krzewy, ciemny

grunt bez trawy bez wątpienia przypominały zapomniane rejony cmentarza. Choć Adam, wyrażający

skrajne uwielbienie estetyzmu, czuł się źle w tym miejscu, Tommy – wręcz przeciwnie. Mroczne

środowisko od zawsze wydawało mu się enigmatyczne i pociągające. Było w tym coś budzącego strach,

a strach budził ekscytację.

Kiedy Adam zdobył się na pierwsze słowa, zagłuszyły go okrzyki dochodzące zza bliskich drzew. Po

chwili trzy osoby kroczyły tuż za nimi.

– E! Nocne randki? – Obrzydliwe śmiechy wypełniły przestrzeń, a Ratliff pohamował się w

ostatniej chwili przed odszczeknięciem na zaczepkę. Zwyczajne nawoływania powoli zmieniały się w

groźby i słowne ataki ze strony nieznajomej grupy młodych ludzi. Piętnaście minut drogi przed nimi,

trzech bandytów za plecami. Sytuacja powoli wychodziła spod kontroli – napastników denerwował

obojętny stosunek Adama i Tommy’ego wobec nich.

Liceum. Lekcja, biologia. Stres. Czynniki, nie. Objawy. Myśli w głowie Tommy’ego przewijały się jak

klatki filmowe, jedna za drugą. Próbował utworzyć w głowie jakiś porządek, zachować spokój, pozostać

przy zdrowych zmysłach. Głośny tupot przybierał na sile. Tommy patrzył przed siebie jak sparaliżowany.

Page 14: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

14

Jego wargi były suche, zmysły wyostrzone. Źrenice powiększyły się, by ciemne oczy wychwyciły więcej

szczegółów w panującym mroku. Obecność Adama nie uspokajała go, wręcz przeciwnie. Myśl, że może

mu się coś stać, była bardziej przerażająca niż wyobrażenie własnych cierpień. Docierał do niego

jedynie odgłos swojego przyspieszonego oddechu i mocnego stąpania grupy trzech podpitych

agresorów. Zimne palce mimowolnie zaciskały się w pięść. Był zbyt przerażony, by zwrócić uwagę na

Adama, idącego obok.

Lambert przeklinał w myślach swoją własną nieodpowiedzialność. Powinienem nie rezygnować z

ochrony. W ogóle nie powinienem wybierać tej przeklętej drogi! Cholera, jaki ja jestem głupi! Poczuł

silne mdłości i spojrzał na Tommy’ego. Wiedział, że tli się w nim ciągły ogień, a sytuacje takie jak ta, są

niczym cały kontener benzyny. Choć Adam nie czuł się tchórzem, wolał unikać konfliktów. Tommy

natomiast czasami reagował zbyt gwałtownie i mimo niskiego wzrostu oraz drobnej postury atakował

niczym wygłodniałe zwierzę. Jeśli oczywiście była taka potrzeba.

– DAWAJCIE ICH – rozległ się przerażająco głośny krzyk i nim drugie ze słów dotarło do ich

pobudzonych umysłów, czuli pod dłońmi zimny beton.

Nienawiść, kumulująca się wewnątrz Adama eksplodowała, choć nie widział twarzy napastników wśród

nocnej scenerii, miał ochotę, by nigdy już nie miały tak dobrego wyrazu jak dotąd. Kiedy pojedynkował

się z rozwścieczonym bandytą, usłyszał przeraźliwy okrzyk bólu, który najprawdopodobniej należał do

Tommy’ego. Złość w tym momencie osiągnęła kulminacyjny moment – zerwał się z zimnego chodnika

i zaatakował mężczyznę, znajdującego się w obecności jego przyjaciela. Tommy wstał i przycisnął dłoń

do piekącej rany na udzie. Choć ostrze noża nie weszło głęboko pod skórę, zostawiło znaczną,

umiarkowanie krwawiącą ranę. Przed oczami Ratliffa błysnął przedmiot, odbijający srebrzyste światło.

Choć nie był pewien, co napastnik trzyma w dłoni, szarpnął Adama za nadgarstek i porwał się do

ucieczki. Nie wiedział, czy strzały, które usłyszał były jedynie wytworem jego wyobraźni, czy

rzeczywistością. W tej chwili różne wymiary krzyżowały się ze sobą, dając wyobrażenie fantasmagorii.

Adam miał wrażenie, że jego serce wali niczym mosiężne wahadło, odbijając się od kręgów kręgosłupa

oraz obolałych żeber. Tommy natomiast nie koncentrował się na bólu, adrenalina rozmyła obraz

przenikającego na wskroś bólu nogi. Piętnaście minut zamknęło się w niespełna czterech; wybiegli z

parku i wskoczyli do przypadkowej taksówki.

– Son… Boże, ten hotel… – bełkotał Adam, czując pulsujący ból i żar w żyłach. Nie myślał

racjonalnie, chciał jak najszybciej pomóc cierpiącemu przyjacielowi.

– Radisson? – Spytał kierowca i nie czekając na odpowiedź ruszył z miejsca.

Page 15: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

15

Adam skierował swój wzrok ku bolącej dłoni. Tommy ściskał jego rękę, którą chwycił w chwili ucieczki.

Powoli oderwał od niego sztywne palce i odsunął się. Żadnego nie było stać na jakiekolwiek

słowa. Próbowali zapanować nad rozszalałymi emocjami, spowolnić bieg rozszalałych serc.

– Ty… – powiedział cicho Adam, jednak Tommy nie zwrócił na niego uwagi. Ból rozpalał znaczną

część jego uda, zmuszając niemal do krzyku. Przygryzał dolną wargę prawie do krwi i czekał, aż trafi na

łóżko, gdzie będzie mógł rozluźnić napięte, twarde jak beton mięśnie.

– Jesteśmy na miejscu! – Powiedział kierowca, zwracając uwagę na pasażerów, którzy spiesznie

opuścili jego samochód.

– W porządku Tommy? Powinniśmy jechać do szpitala – Adam wyciągnął telefon, natomiast

kulejący basista mocno zaprotestował – Ty mi pomożesz. I zamknij się, jeśli masz zamiar się kłócić –

głos blondyna był wyjątkowo opanowany i stanowczy. Lambert odetchnął z ulgą, nie zdając sobie

sprawy, że w ciągu najbliższej godziny jego serce oszaleje jeszcze bardziej.

3. Niedosyt

Weszli do hotelu i powoli przemierzali korytarz.

– Zaraz będziemy na miejscu. Dojdziesz sam? – Spytał Adam, obserwując jak przyjaciel z

zespołu z trudem pokonuje każdy kolejny metr.

Tommy starał się nie okazywać bólu – Adam, wszystko w porządku. Po prostu… nie zostawiaj mnie

teraz.

Lambert spojrzał na towarzysza, który nie zastanowił się jak te słowa zabrzmiały. Dla Ratliffa była to

jedynie prośba o czuwanie nad nim, gdyby miało dziać się coś złego – Adam odebrał tę wypowiedź

bardziej metaforycznie. Basista oparł się o ścianę i otarł zimny pot z czoła. Jego mięśnie drżały, cienka

stróżka krwi powoli spływała wzdłuż łydki. Zacisnął palce na materiale nasiąkniętym jeszcze ciepłą,

czerwoną cieczą. Adam patrzył ze zdenerwowaniem, kiedy ponownie zaproponował wezwanie

pomocy, usłyszał wulgarny sprzeciw. Tommy powoli zsunął się po ścianie, zagryzając wargi. Uczucie

płonącego ognia pod skórą było nie do wytrzymania. Kiedy usiadł i rozluźnił mięśnie, bolesne uczucie

zelżało, odetchnął i spojrzał na Adama, który stanął przy nim.

– Jeszcze pół korytarza. Tommy, dasz radę.

Page 16: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

16

Blondyn niechętnie podniósł się, lecz nie mógł swobodnie iść. Potworne mrowienie przebiegało od

kolana aż po biodro, raz po raz, nie dając możliwości normalnego stąpania. Adam czuł się bezsilny

wobec cierpienia przyjaciela. Widział, że dwadzieścia metrów to dystans nie do pokonania. Zbliżył się

do chłopaka.

– Obejmij mnie za szyję – rzekł i złapał go w pasie.

– Adam, przest…

– Po prostu to zrób. Wiele dziś wytrzymałeś i twoja duma nie ucierpi, jeśli przyjmiesz pomoc.

Tommy, zachowaj się dojrzale.

Popatrzyli na siebie przez chwilę. Tommy przystał na prośbę Adama, który wziął go na ręce. Ratliff czuł

się nieswojo, jednak milczał. Po chwili znaleźli się w małym, ciemnym pokoju, oświetlonym jedynie

jedną, słabą żarówką. Półmrok wypełniał pomieszczenie, nadając mu tajemniczy, nieco mroczny klimat.

Lambert położył blondyna na środku łóżka. Basista poczuł niesamowitą ulgę, delektował się nią i

zamknął oczy, które nie chciały już widzieć dziś niczego więcej poza ścianami tego pokoju.

Adam zbliżył się powoli.

– Powinniśmy się tym zająć, w łazience muszą być bandaże i… Tommy, słuchasz mnie? – Adam

odniósł wrażenie, że chłopak zasnął, jednak ten pokiwał znacząco głową. Wydawał się teraz kruchy i

niewinny, w przeciwieństwie do tego, jak zaprezentował swoją osobę w parku – zdecydowany,

odważny i odporny na wszelki ból. Teraz leżał bezwładnie, zmęczony, czekając jedynie na sen. Dobrze,

że chociaż nie protestuje pomyślał Adam i przyniósł apteczkę, położył ją przy stole. Zbliżył się do

Tommy’ego.

– Hej. Pięć minut i ci daruję, obiecuję. Nie chciałeś do szpitala, to, chociaż pozwól mi to

opatrzeć.

Tommy nie podnosząc powiek, powiedział spokojnym, cichym głosem – Rób co chcesz…

Adam popatrzył na niego i klęknął między kolanami chłopaka, który zaprosił go do siebie powolnym

rozchyleniem nóg. Czarnowłosy sięgnął do klamry paska i powoli ją rozpinał. Następnie rozpiął guzik i

rozporek. Jego dłonie zadrżały, kiedy zsuwał Tommy’emu spodnie. W chwili, gdy ten podniósł biodra,

by ułatwić Adamowi zadanie, Lambert poczuł, jak krew niespodziewanie uderzyła w obolałe skronie, a

następnie, równie gwałtownie powróciła w dół, kumulując się w podbrzuszu. Nie, nie teraz, cholera!

Nigdy wcześniej nie widział Tommy’ego w swoich snach ani fantazjach. Nigdy też nie był dla niego

obiektem pożądania, dlatego sytuacja, w której się znalazł, wywołała tak silne emocje. Serce w piersi

Adama biło mocno i szybko, przyjemne ciepło rozlewało się po pełnym gotowości ciele. Widok zupełnie

uległego, bezbronnego, półnagiego chłopaka, był tak pociągający, że Lambert odchodził od zmysłów.

Page 17: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

17

Choć zmuszał się, by przestać myśleć o Tommym w jednoznacznych kategoriach, nie mógł się

powstrzymać. Ludzkie żądze i pragnienia przychodzą w najmniej oczekiwanych momentach – mając

świadomość, ze powinniśmy się tego wstydzić, nie możemy przestać, póki ten stan nie zostanie

zaspokojony.

– Cholera, Tommy… – wyszeptał powoli i przesunął dłońmi po jego jasnych udach, zatrzymując

palce na szczupłych biodrach. Przeniósł wzrok na twarz chłopaka– blondyn pogrążony był w głębokim,

spokojnym śnie. Jego klatka piersiowa unosiła się powoli, zmierzwione wiatrem włosy leżały rozsypane

na białej pościeli. Adam zajął się chorą nogą w możliwie najlepszy sposób. Po kilku minutach spoczął

tuż obok, wspominając prośbę, brzmiącą „nie zostawiaj mnie teraz”. Melodyjny głos Tommy’ego

wypełniał jego głowę, nie dając możliwości odejścia w krainę snów. Minęło dużo czasu, a słońce powoli

wkraczało na horyzont nieba, kiedy Adam padł w objęcia Morfeusza.

Tommy otworzył oczy. Leżał na środku łóżka, tuż przy nim spał Adam, miał na sobie kurtkę i buty.

Musieliśmy być wykończeni, skoro tak szybko zasnęliśmy. Nawet nie pamiętam, kiedy pomyślał Ratliff.

Usiadł, czując przy tym mrowiący ból. Miał założony bandaż, obok stała otwarta apteczka z

wykorzystanym w połowie wyposażeniem. Westchnął cicho i wpatrywał się w ścianę.

Co właściwie wczoraj…? Adam chciał pogadać, poszliśmy do parku, potem… dwóch czy trzech… nóż,

ból, ucieczka, taksówka. Ciekawe, o czym chciał porozmawiać. Kiedy zasnąłem? Patrzył na mnie ciągle

i pytał o coś. Adam. Zgodziłem się? Nie wiem nawet, czego chciał…

Pamięć Tommy’ego była niczym pajęcza nić, naruszona przez silniejszy wiatr. W niektórych częściach

brakowało elementów, wyraźny i stabilny był jedynie szkielet pajęczyny. Nóż–ból–ucieczka–taksówka.

Nagle poczuł delikatne głaskanie. Odwrócił głowę i spojrzał na Adama, który leniwie gładził jego ramię.

– Wszystko w porządku, Tommy? – Spytał zaspanym głosem i mrugał leniwie.

– Dziękuję za opiekę i… pomoc. – Powiedział blondyn i spróbował wstać – po chwili opadł z

powrotem na łóżko.

– Boli? – Adam podparł się, spoglądając w oblicze chłopaka.

– Trochę. I tak jest znacznie lepiej. – Odpowiedział po chwili i przesuwał palcami po opatrunku

założonym ostatniej nocy. Adam wpatrywał się w towarzysza No tak, a jednak to nie był sen…

Rozebrałem Tommy’ego i podobało mi się to. Ratliff nigdy mi się nie podobał, nigdy też nie chciałem

widzieć tego wyalienowanego buntownika nago! A wtedy? Pragnąłem go. To nie było przesiąknięte

erotyzmem, namiętne uczucie. To było czysto seksualna żądza. Ty jesteś naprawdę…

– Jaki? – Spytał Tommy.

Adam podniósł gwałtownie wzrok

Page 18: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

18

– Co?

– No… Ty jesteś naprawdę, tak powiedziałeś, więc pytam – jaki?

Wypowiedziałem te słowa na głos?! Ty jesteś…

– Dzielny.

Tommy nie spuszczał z niego wzroku – Adam, kłamiesz.

Skąd ten mały niewdzięcznik wie?! No tak, nie umiem się kłócić, kłamać jak widać też nie. Poczuł silny

skurcz żołądka i odpowiedział krótko:

– Piękny.

Ratliff lekko otworzył usta, nie wiedział, co odpowiedzieć. Atmosfera zdawała się być coraz bardziej

napięta.

– Adam, umawialiśmy się…

– Wiem. Po prostu, obiektywna ocena. – Wzruszył ramionami, próbując wybrnąć z zaistniałej

sytuacji.

Tommy chciał już sprowokować kłótnię, jednak zastanowił się chwilę i spytał:

– Co się składa na moje „piękno”? Keri nigdy mi tego nie powiedziała.

Lambert zmierzył go wzrokiem i zwlekał z odpowiedzią.

– Ty sam dobrze to wiesz.

– Powiedz mi – nalegał.

Adam usiadł i próbował uniknąć kontaktu wzrokowego – Twoja samotność. Tajemniczość, która wlecze

się za tobą jak cień. Odwaga, którą nosisz w sercu. Cechy, które tworzą twoją osobę, czynią cię pięknym

człowiekiem, Tommy. Keri jest ślepa, po prostu. Nie pozwól, by zniszczyła w tobie to, co najlepsze.

Niewielu zostało na tym świecie ludzi, którzy… są choć w połowie tak dobrzy, jak ty. – Adam posłał mu

życzliwy uśmiech i powoli opuścił pokój.

Ratliff poczuł się głupio, był pewien, że czarnowłosy patrzy na niego przez pryzmat cielesny, tymczasem

– to nie miało znaczenia. On widział w nim duszę, nie ciało. Tommy zwrócił uwagę na swoją jasną dłoń,

pokrytą zaschniętą krwią, wspomnienie ostatniej nocy. Nagle do pokoju wpadł Monte.

– Hej, Tommy, miałeś zgrać mi zdjęcia z ostatniego wypadu na miasto. O, skaleczyłeś się?

– T…tak, nic poważnego – odpowiedział blondyn, wstając z łóżka. Połknął dwie tabletki

przeciwbólowe. Powinienem wypić litr wódki i zamknąć się tutaj na najbliższy tydzień.

Page 19: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

19

– Tak w ogóle to po koncercie widzimy się w Bravado. Klub muzyczny. Każdy z nas potrzebuje

odetchnąć, posiedzimy przy piwie, rozchmurzysz się. Tylko nie mów „nie”!

Tommy odpowiedział nikłym uśmiechem – Postaram się przyjść. A tak poza tym… czy rozmawiałeś dziś

z Adamem?

Pittman zapiął swoją bluzę i zagłębił palce w kieszeni – Nie. Nie widziałem go. Pewnie znowu pojechał

na próbę wcześniej od reszty. Nie zawracam głowy, do zobaczenia wieczorem – rzekł, po czym opuścił

pokój.

***

– Za pięć minut wychodzicie na scenę! – Wspólną garderobę zespołu wypełnił kobiecy głos.

Adam spoglądał w lustro i dopracowywał makijaż. W odbiciu widział Tommy’ego, wpatrzonego w swój

bas. Dopracowywał solówkę, którą miał zamiar zaprezentować w trakcie „If I had you”. Jak ja mogłem

myśleć o nim w ten sposób... Chwila słabości, na szczęście. Wszystko wróciło do normy. Lambert

uśmiechnął się delikatnie i podszedł do Cam. Zostali w pomieszczeniu we troje. Kiedy wokalista wraz z

dziewczyną kierowali się do wyjścia, Ratliff odezwał się:

– Adam? Zostań, mam do ciebie pytanie.

– Hm? – Lambert zbliżył się powoli. Tommy wstał, przeklinając w myślach swój wzrost.

– Przez to całe zajście nie zdążyłeś mi powiedzieć o czym chciałeś porozmawiać. Coś zacząłeś o

trasie, naszym show i… na tym stanęło. Dokończysz teraz? – spytał, zakładając na ramię pas od basu.

– A… Za chwilę musimy być na scenie, więc… – Adam zająkał się i wsunął dłonie w ciasne

kieszenie.

Ratliff wzruszył ramionami – idziesz do klubu po koncercie? Monte wspominał…

– Tak. Jeśli zamierzasz zaszyć się w pokoju i przepłakać noc z powodu Keri, to nawet nie mów

o tych planach na głos.

Tommy popatrzył na niego lekceważąco – Widziałeś kiedyś, żebym się mazał? Przyjdę. – Mruknął i

wyszedł z garderoby. Nienawidził sposobu, w jaki Lambert z nim igrał. Dupek.

Adam zaśmiał się cicho O, jak ja lubię się z tobą drażnić, dzieciaku… pomyślał i szedł korytarzem, słysząc

coraz głośniejsze krzyki i nawoływania ze strony fanów. Ciekawe jak zareagujesz na niespodziankę,

którą ci sprezentuję przy „Fever”, Tommy…

Page 20: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

20

4. Kości zostały rzucone

Gdy cały zespół znalazł się na scenie, a pierwsze nuty wypełniły koncertową halę, okrzyki fanów

przybrały na sile. Każdy z muzyków skoncentrowany był jedynie na swoim instrumencie. Razem

tworzyli niezwykłą armię nut, dowodzoną przez głównego wodza – Adama. Jego głos pobudził tłum do

szalonej zabawy.

– Jak się bawicie tej nocy? – Zawołał do fanów, którzy odpowiedzieli mu donośnym krzykiem.

Uśmiechnął się, wyrażając swoje zadowolenie i rozpoznał intro zapowiadające kolejny utwór – długo

wyczekiwane „Fever”.

Słowa piosenki sprawiały my coraz większą trudność, kiedy myślał o tym, co zamierza zrobić –

pocałować Tommy’ego. Zbliżył się do niego, lecz blondyn nie podnosił wzroku. No dalej, współpracuj

ze mną… Zobaczysz, jakie zrobimy show. Adam przesunął palcami po jasnych włosach chłopaka, który

zwrócił twarz w jego stronę.

Yeah, I know we both know

It isn't time…

Próbował utrzymać wzrok Tommy’ego na sobie, lecz chłopak unikał widoku Adama jak ognia. Nie chciał

na niego spoglądać, myśleć o nim, nie teraz.

But would you be m–mine?

Choć miał go w tej chwili brutalnie chwycić za kark i przyciągnąć do siebie, zatapiając się w

prowokacyjnie rozchylonych ustach, zrezygnował. Gdy już stał naprzeciw basisty, ogarnęło go uczucie,

które dobrze pamiętał. Pierwszy pocałunek. W swoim życiu całował już wielu mężczyzn, jednak nigdy

nie towarzyszył temu tak przeszywający, dziwny strach. Przed Tommym czuł wstyd. Strach, że Ratliff

podziękuje mu za to środkowym palcem, albo pięścią. Będzie lepsza okazja. Zdobył się jedynie na

poczochranie długiej grzywki, co wywołało śmiech ze strony fanów. Sam Tommy uśmiechnął się pod

nosem i zerknął na Adama, który znajdował się już na drugim końcu sceny.

Koncert trwał blisko dwie godziny. Po odegraniu ostatniej piosenki, członkowie zespołu udali się do

wspólnej garderoby, gdzie czekał na nich menadżer. Pochwalił wszystkich, przypomniał o zbliżającym

się koncercie w Amsterdamie i zniknął. Muzycy rozmawiali ze sobą, poza Tommym, który nie odczuwał

potrzeby dzielenia się swoimi przeżyciami. Czuł się zmęczony, lecz obiecał Adamowi pojawić się w

klubie. Posiedzę z nimi godzinę, zwinę się, gdy będą po kilku drinkach. W to, że Adam, czy dziewczyny,

Page 21: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

21

wyskoczą na parkiet, nie wątpię. Poczuł dłoń na swoim ramieniu. Westchnął mimowolnie i odwrócił

się. Stała przed nim Camila.

– Pozwolisz, że postawię ci dziś drinka? – Spytała.

– A… z jakiej okazji?

– No tak… jakby… z udanego, pierwszego koncertu w Europie? – Odwzajemniła uśmiech i

patrzyła, jak Ratliff zapina kurtkę.

– Nie zamierzam dziś brać alkoholu do ust. Ale obiecuję, że następnym razem ja stawiam i to

podwójną kolejkę. – Dał jej przyjacielskiego buziaka w policzek i jako pierwszy opuścił garderobę.

Adam rozmawiał z jednym ze swoich tancerzy, kiedy Tommy go minął. Lambert nagle przerwał swoją

wypowiedź.

Taylor uśmiechnął się mimowolnie

– Adam? Halo, tu Ziemia…

Lambert spojrzał na niego

– Więc… ach, o czym my… tak, przyda nam się próba. Taneczna próba.

Patrzyli na siebie wzajemnie, tancerz uśmiechał się coraz szerzej.

– Ani słowa, Taylor.

Chłopak opuścił pomieszczenie, natomiast Adam usiadł przed lustrem. Przemierzył wzrokiem pokój –

został sam. Uderzał palcami w ciemny blat i wpatrywał się w odbicie. Gdybym go dziś pocałował…, co

by powiedział? Co mógłby zrobić? Cholera, znam go już tyle czasu, a nie potrafię odgadnąć tak prostej

rzeczy! Kim ty jesteś, Tommy? Są ludzie, o których można powiedzieć wiele już po jednym, wspólnie

spędzonym dniu. Są tacy, których zachowania potrafimy przewidzieć po pół roku przyjaźni. No i są tacy,

których myśli potrafisz odgadnąć, jeśli znacie się ładny kawałek czasu. Sam zaklasyfikowałbym się do…

nie, nie chcę się klasyfikować. Jednak wśród wielu opinii, o które ciągle się ocieram, wiele z nich jest

prawdziwych. A ty, Tommy? Znam cię już tyle czasu, a prócz suchych faktów z twojego życia, kilku

twoich poglądów, nielicznych zwierzeń, mogę powiedzieć, że… dobrze grasz na basie i lubisz być

samodzielny. Jesteś jak labirynt bez wejścia. Jak świątynia strzeżona zaklęciem. Jak… Jak żaden inny

człowiek, którego kiedykolwiek poznałem. Dlaczego nie mogłem cię dziś pocałować? Nadal nie znam

odpowiedzi na to pytanie. Chyba, dlatego, że nie mogłem przewidzieć twojej reakcji. Mógłbyś mnie za

to poniżyć, zwaliłbym na ciebie obowiązek zapewniania wszystkich, że jesteś hetero. Poza tym

całowanie faceta, bez względu na okoliczności, może być dla ciebie… odpychające. Albo zamknąłbyś się

zupełnie na mnie, na zespół i straciłbym przyjaciela. Małomównego, ale bliskiego. Albo odszedłbyś z

Page 22: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

22

zespołu, i tak wiele poświęciłeś, dołączając do mojej grupy. Nie wiem Tommy, nie wiem. Popatrzył

ponownie w lustro, zabrał swoje rzeczy i opuścił garderobę.

Niespełna pół godziny później zajęli stolik w klubie nocnym. Muzyka była na tyle głośna, że

porozumiewanie stało się niemal niemożliwe. Tommy obserwował jedną z tancerek, wijącą się na rurze

w rytm piosenki „straight to numer one”. Siedział pomiędzy Adamem oraz Cam, którzy natychmiast

zaczęli komentować jego utkwiony w nieznajomej wzrok.

– Niegrzeczny chłopiec, niegrzeczny. – Powiedział ironicznym tonem Adam.

– Dziwisz się? Zawsze chodzimy do gejowskich klubów. – Mruknął Tommy, na co reszta

zareagowała śmiechem.

– No i co gadasz, jak z nami nie chodzisz? –Adam uśmiechnął się, biorąc łyk słabego drinka.

– No bo co ja mam tam, przepraszam, robić? Raz prawie padłem ofiarą jakiegoś napakowanego

Filipińczyka. Wierz mi, że nie chcę powtarzać takich sytuacji.

Grupa ponownie zaczęła się śmiać. Adam przypomniał sobie tę niezręczną sytuację, gdy musiał

przepraszać nieznajomego za dość wybuchową reakcję Ratliffa.

– Monte dobrze znosi takie miejsca.

Tommy podniósł brew i zerknął na Lamberta. – Monte nie jest uroczym blondynem, więc czego ma się

bać?

Trójka wymieniła cyniczne uśmiechy. Adam uwielbiał manierę, jaka często towarzyszyła osobie

Tommy’ego. Ironia, nienaturalny ton głosu i rozpaczliwe strzelanie oczami, gdy coś mu się nie

podobało. Oczywiście, basista nie był typem wiecznie naburmuszonego, rozpieszczonego,

wyrośniętego dzieciaka. Czasami po prostu lubił podrażnić się z innymi. Lambert stanowił zupełne

przeciwieństwo – mówił wiele, dzieląc się swoimi spostrzeżeniami, przemyśleniami, uczuciami. Częściej

się śmiał. Objął blondyna i delikatnie pocałował w skroń. Tommy w końcu się uśmiechnął.

– Nie wiem, jak ja z tobą wytrzymuję, Adaś. – Rzekł i odsunął się, spływając powoli na Cam.

Dziewczyna poczochrała mu włosy. Warknął i wyprostował się ponownie.

Po chwili zjawił się barman – Na koszt lokalu – rzekł i postawił na stole pół litra czystej wódki. Sasha i

Taylor podziękowali w imieniu zespołu, natomiast Adam zmierzył młodego mężczyznę wzrokiem.

Wszyscy zwrócili uwagę na Tommy’ego, który otworzył butelkę i wziął kilka łyków napoju. Drażniące

uczucie gorąca wypełniło jego klatkę piersiową.

– Ten, co miał dziś nie pić! – Cam uderzyła Ratliffa w ramię.

Page 23: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

23

Tommy wstał i zmierzał w stronę tancerki. Nie potrafił wyjaśnić przed samym sobą, czemu to robi –

brakowało mu namiętności? Chciał jednoznacznie dać Adamowi do zrozumienia, że interesują go tylko

i wyłącznie kobiety? Chciał udowodnić, przed samym sobą, że…? Zawołał brunetkę skinieniem głowy,

która zeszła ze sceny, widząc pokaźną sumę banknotów w dłoni Tommy’ego. Opadł na skórzany fotel,

wodząc wzrokiem za zwinnymi biodrami dziewczyny, wijącej się tuż przed nim. Alkohol zaczął rozpalać

krew w jego żyłach, powodując przenikliwy ból w skroniach, zakończony stopniowym rozmazywaniem

się obiektów, w stronę, których kierował swój wzrok. Dziewczyna odważnie usiadła na jego udach,

wabiąc chłopaka swoim apetycznym ciałem. Jakie to obrzydliwe…płacę obcej pannie za odstawianie

obscenicznego show… Powoli rozejrzał się po sali. Był w tej chwili obiektem pożądania wielu kobiet.

Patrzyły na niego, szepcąc między sobą, wabiąc go zmysłowym tańcem, wołając palcem. Zwrócił uwagę

na młodą dziewczynę, nie mogła mieć więcej niż siedemnaście lat. Przeciągnęła ponętnie językiem po

swych wargach i zamrugała do niego, sącząc krwistoczerwonego drinka. Uśmiechnął się do niej i

obserwował, jak nastolatka zbliża się w jego stronę. Zamiast siedzieć nad książkami, czekają, aż ktoś

się nimi zainteresuje… nimi? Ich odkrytymi ciałami. Wysoka, mocno umalowana blondynka dołączyła

do tancerki i wspólnie odgrywały przed muzykiem wyuzdaną grę. Popatrzył na nie z pogardą, jednak

nie upierał się, by wstać. Poczuł dłonie spływające po jego klatce piersiowej. Czerwone paznokcie

powoli przesuwały się w górę i w dół, a seksowny szept zagościł w jego uchu.

– Jak się czujesz, ze świadomością, że jesteś oblegany jednocześnie przez trzy atrakcyjne kobiety?

Choć nie widział twarzy dziewczyny stojącej za nim, po głosie ocenił, że jest nieco starsza od niego.

Uśmiechnął się i napił drinka, myśląc przy tym wolę sam przyrządzić deser, niż dostać go na tacy.

Kolejna? Czyjeś dłonie spoczęły na jego ramionach. Odchylił głowę i zamknął oczy.

– A ty, co masz mi do powiedzenia? – Spytał.

– Że ktoś tutaj nie powinien więcej pić. – Męski głos rozbrzmiał tuż przy jego uchu.

Tommy nagle otworzył oczy, ujrzał twarz Adama.

– Tak przy okazji… twoja dziewczyna czeka przy barze i lepiej, by nie zdążyła zobaczyć, jak

dobrze się bawisz.

Ratliff wstał i choć zakręciło mu się w głowie, chciał sprawiać wrażenie zupełnie trzeźwego. Dostrzegł

swoją dziewczynę, rozmawiała z kelnerem. Poprawił zmierzwione włosy i usiadł obok.

– Witaj Keri, co za… miła… – czuł, jak bezczelne przekleństwo próbuje wydostać się z jego ust

– niespodzianka. – Pocałował ją – Krwawą dwa razy – Zawołał do barmana.

Dziewczyna patrzyła na niego

– Chyba wybrałam złą porę. Jesteś pijany. Nigdy nie widziałam cię w takim stanie. Rockman…

Page 24: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

24

– Jakim uroczym kociaczkiem nagle się stałaś, moja droga. Zupełne przeciwieństwo tej

nieczułej diablicy, która strzeliła mnie w twarz. – Odpowiedział z ironicznym uśmiechem – Twoje

zdrowie, piękna.

– Widzę, że praca… nazwijmy tą wieczną zabawę pracą, sprawia ci wiele przyjemności.

Koncerty, kluby… pięknie panie Ratliff, pięknie. Zarabiaj na nasz dom i nasze dziecko.

Tommy popatrzył na nią – Chyba za wcześnie na takie plany.

– Przestań pieprzyć. Zatańcz ze mną, bo zasnę. – Odstawiła drinka i wstała, ciągnąc go na

parkiet.

– Daj spokój, ja nie tańczę. – Przewrócił oczami i odwrócił się w stronę baru.

– Tylko jedna piosenka… twoi przyjaciele też tańczą, z resztą chętnie ich poznam. – Powiedziała

uroczym głosem i objęła chłopaka od tyłu.

Tommy niechętnie ruszył się z miejsca i dołączył wraz z nią do reszty.

– To Keri. Opowiadałem wam o niej wiele… – Uśmiechnął się do członków zespołu, którzy nie

mieli bladego pojęcia, kim stojąca przed nimi dziewczyna jest. Adam nie zwrócił uwagi na jej obecność.

Tańczył z kelnerem, który zrobił małą przerwę w pracy. Tommy tańczył natomiast z Keri, która mimo

ciągłego mówienia na temat swojej miłości do tańca, nie była w tym tak dobra jak Lambert. Ratliff coraz

częściej spoglądał na wokalistę, obserwując jego prowokujące ruchy. Ich spojrzenia spotkały się w

pewnym momencie. Zwracali na siebie uwagę coraz częściej.

Jak on seksownie się rusza! Nie wiem, czy którakolwiek z obecnych tu kobiet to potrafi pomyślał Tommy.

Ten blondyn jest naprawdę uroczy. Jego spojrzenia mówią więcej niż jego usta. Jak ja pragnę cię poznać,

takim, jakim naprawdę jesteś. Poznać, tę cholerną, zaklętą duszę, którą skrywasz przed całym światem.

Paktowałbym z samym Diabłem, żebyś zdradził mi kilka ze swoich tajemnic. Kilka najgłębiej skrywanych

pragnień. Tommy, co ty ze mną robisz… Adam wpatrywał się w Ratliffa, który rozmawiał z Keri.

– Pójdźmy do hotelu kociaku, chcę pobyć z tobą na osobności. – Poprosiła go grzecznie i

opuściła lokal. Blondyn szedł w stronę wyjścia, traktując jej prośbę jak kolejny obowiązek do spełnienia,

jednak obejrzał się jeszcze raz na Adama. Uśmiechnęli się do siebie. Tommy wyszedł chwiejnym

krokiem z klubu, pełen sprzecznych myśli, niezrozumiałych pragnień, dziwnych wątpliwości. Nie był do

końca świadomy, jaką nazwę nosi gra, której się podjął. Jednego był pewien. Kości zostały rzucone.

Page 25: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

25

5. Totalny kontrast

Obrazy w jego głowie tworzyły zniszczoną taśmę filmową. Niektórych scen nie odbierał, inne z trudem

stawały przed jego oczami. Jedne przemijały w zwolnionym tempie, drugie się zawieszały. Para znalazła

się w hotelowym pokoju. Dziewczyna rozpięła spiesznie koszulę blondyna, zsunęła z jasnych ramion.

Lekki materiał opadł na podłogę.

– Tęskniłam, skarbie.

Położył się na niej, ciepłe dłonie oparł o ramy wąskiego łóżka, myślami wciąż był w klubie, blisko

pogrążonego w namiętnym tańcu Lamberta. Patrzył na mnie. Patrzył, tak jak nigdy. Jakby chciał znaleźć

się we mnie, swoimi zmysłami, pragnieniami. Dotykała jego nagich ramion, zaraz wodziła palcami po

wilgotnych plecach, zatapiała opuszki w jasnych włosach przesiąkniętym papierosowym dymem. Woń

mocnego alkoholu wypełniała pomieszczenie, upijając ostatnie, trzeźwe zmysły. Czy to spełnienie było

wystarczająco dobre, by tak się w nim zatracić? Po chwili rozpoczęli erotyczna grę. Żadnych pieszczot,

ciepłych słów, porywczych emocji, barier, których przekraczanie jest jak potajemne popełnianie

drobnych grzechów. Jedynym wykroczeniem przeciw moralności, była ich nagość. Tommy wpatrywał

się beznamiętnie w niebieskie tęczówki Keri. Niebieskie. Błękitne jak…oczy Adama. Nagle stracił

poczucie, że jej oczy są zimne niczym lód. Teraz ta barwa kojarzyła mu się w pozytywny

sposób. Niebieskie oczy Adama… kocie, wyraziste oczy, wygłodniałe spojrzenie. Wilgotne, rozchylone

usta, spragnione kolejnych pocałunków. Dotyk. Silne, męskie dłonie. Zamknął oczy, lecz nie mógł

odpędzić od siebie obrazów, które go nachodziły. Jego umięśnione ręce, ciało… nagie… o tak, gdyby

leżał teraz pode mną… o mój Boże, Adam… Tommy nawet nie zwrócił uwagi jak dzikie żądze rozpętały

seksualne piekło w tym małym, hotelowym pokoju, odkąd zaczął fantazjować na temat Lamberta.

Dziwne uczucie przepełniało go do reszty. Myśl o tym, co zakazane, rozpalała krew w jego żyłach.

– Tommy, jesteś nieziemski! – Westchnęła dziewczyna, czując, że Ratliff zmierza ku końcowi

drogi prowadzącej do największego spełnienia.

Żebrałbyś o więcej, ciągle mocniej i szybciej myśli skupione wokół czarnowłosego wokalisty z każdym

ruchem były odważniejsze, jeszcze mocniej przesączone niezdrowym erotyzmem, momentami tak

ordynarnym i wulgarnym, że tracił poczucie rzeczywistości. Zacisnął powieki, a jego ciało przebiegł

niezwykle silny dreszcz podniecenia.

Page 26: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

26

– Adam! – krzyknął, czując jak każda komórka jego ciała zatraca się w intensywnej ekstazie. Po

chwili opadł bezwładnie na poduszkę, nie podnosząc powiek. Chciał jak najdłużej zatrzymać w pamięci

obrazy, które przed chwilą doprowadziły go na szczyt.

***

Obudził się w hotelowym pokoju. Usiadł i rozejrzał się – jego ubrania można było dostrzec niemal

wszędzie. Wiedział, że to nie będzie najlepszy dzień – kac nie da mu dziś żyć. Ziewnął ospale i próbował

przypomnieć sobie wydarzenia z poprzedniej nocy. Całkiem nieźle pamiętał klub, rozmowę z Keri

widział jakby przez gęstą mgłę, miał świadomość, że pomiędzy nimi do czegoś doszło, ale to nie miało

znaczenia. Fantazje dotyczące Adama były tak wyraźne, że poczuł silne mdłości. Poszedł do łazienki,

przecierając oczy pochylił się nad umywalką i spojrzał w lustro. Wyglądał fatalnie i równie fatalnie się

czuł. Wszedł pod prysznic, licząc, że zimna woda nieco mu pomoże. Roztrzeźwił się, poczuł przypływ

energii, doprowadził włosy do ładu. Kiedy wyszedł z łazienki zerknął na szafkę, licząc, że Keri zostawiła

wiadomość. Orzechowy blat pokrywała jedynie warstwa tygodniowego kurzu. Wziął swoje rzeczy i

pojechał na próbę.

– TOMMY! Umawialiśmy się na dziesiątą, mógłbyś czasem odebrać telefon! – Menadżer

zaatakował blondyna, gdy ten niewzruszony kroczył w stronę sceny.

– Nawaliłem, wybacz. – Odpowiedział obojętnym głosem i wskoczył na deski. Chwycił swój bas

i przewiesił go przez ramię. Przywitał członków zespołu, którzy nie byli zdenerwowani – poradzili sobie

bez Ratliffa. Choć Tommy wiedział, że Adam znajduje się kilka metrów przed nim, nie chciał się z nim

witać, patrzeć na niego, rozmawiać. Za każdym razem, gdy niechcący podniósł wzrok, powracały do

niego myśli zeszłej nocy. Kiedy podłączył swój bas do pieca, skoncentrował się jedynie na grze.

Po zagraniu trzech utworów, muzycy nalegali na zrobienie krótkiej przerwy. Menadżer, choć

poirytowany zachowaniem Tommy’ego, zgodził się na wspólną kawę z Monte i Cam.

Ktoś majstrował przy tej gitarze. To pewnie znowu…

– Ciężka noc? – Spytał Adam, podchodząc bliżej chłopaka. Ten nie podnosząc wzroku, mruknął.

– Ta. Jak… – Zajął się strojeniem swojego basu, prosząc w myślach Daj mi trochę spokoju,

błagam. Adam usiadł przed blondynem i uśmiechnął się do niego – Szybko wczoraj zniknęliście z Keri.

Dziś tak późno przyjechałeś… Chyba już pogodzeni, co?

– Lambert, to naprawdę nie twoja sprawa. – Odparł sucho Tommy, przekręcając klucz na gryfie

coraz częściej.

– Uuu, po nazwisku… AŁA – Krzyknął Adam, gdy zerwana struna odbiła wprost na jego rękę –

No Panie Ratliff, gratuluję wyczucia! Muzyk od... Siedmiu boleści!

Page 27: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

27

– Mogłeś się nie podstawiać i nie denerwować. Nie urządzaj ciotodramy, sam dostałem nie raz

i nigdy nie piszczałem.

Adam popatrzył na przyjaciela i po chwili zaczął się uśmiechać. Potarmosił blond grzywkę.

– Zgoda. Czemu ty jesteś dziś taki zgryźliwy?

Tommy zbladł i powoli wstał. Wskazał na Keri, idącą w ich stronę. Na jej twarzy malowała się złość.

– Oto powód… – skierował twarz Adama, ku wściekłej dziewczynie.

Menadżer i ochroniarze spojrzeli na niską, atrakcyjną dziewczynę, która czym prędzej chciała znaleźć

się na scenie. Skupiła na sobie uwagę wszystkich obecnych, którzy nie mieli pojęcia, do czego urocza

brunetka zmierza. Tommy znał ten wzrok i wiedział, że zaraz rozegra się całkiem widowiskowa walka.

Zbliżył się do niej.

– Nie powinnaś tu być. Porozmawiamy jak skończę. – Powiedział cicho, lecz nim zdążył

skończyć, dziewczyna odepchnęła go.

– Ty wstrętna, nędzna kreaturo! Pieprzony egoisto! – Wrzeszczała.

Adam, Cam i Monte zamarli, patrzyli, jak Tommy ściska dziewczynie nadgarstki, która za wszelką cenę

próbowała go uderzyć.

– Uspokój się! Przestań krzyczeć, do cholery! Chodź. – Ze zdenerwowaniem pociągnął ją w

stronę garderoby, lecz szarpnęła się i cofnęła, krocząc tym razem w stronę Adama.

– No, co kochanie, boisz się, że ktoś się dowie? – Patrzyła na blondyna, a podstępny uśmiech

wkraczał na jej twarz. – Boisz się przyznać, co ze mną wczoraj robiłeś?!

– Tego już za wiele. Wychodzisz stąd. – Syknął Ratliff i wskazał na drzwi – Teraz.

Zatrzymała się. Widział jak silne emocje nią miotają. Patrzył w jej oczy, zachowując kamienny wyraz

twarzy. Przeniosła wzrok na Adama, który czekał na jakieś wyjaśnienia. Dostrzegł drżenie jej warg i

dłoni.

– Poszliśmy do hotelu. Rzucił się na mnie. Pieprzyliśmy się jak zwierzęta. Nie powiedział ci jak

wspaniale mu było, gdy fantazjował o facecie?

Adam patrzył w osłupieniu i czuł jak jego żołądek w jednej chwili skurczył się, roznosząc po ciele mocne

uczucie pieczenia. Podobnie poczuł się Tommy, który zrozumiał, że stracił kontrolę nad sytuacją.

– Tak Adam. Zaraziłeś go tym zboczeniem! – Spojrzała na Tommy’ego, który nie był w stanie

wydusić z siebie ani słowa. Zażenowany, wściekły, głupi. Taki właśnie się czuł. Keri podeszła do

chłopaka, w oczach którego płonął ogień nienawiści.

Page 28: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

28

– Gardzę tobą. Miałeś mnie ostatni raz. Koniec z nami, ty... – Pchnęła go ramieniem i opuściła salę.

Tommy z wielkim trudem spojrzał na Camilę, która sprawiała wrażenie będącej w zbyt wielkim szoku,

by zareagować. Monte stał wciąż w tym samym miejscu, trzymając pod palcami złapany wcześnie

akord. Ostatnią osobą, na którą spojrzał, był Adam. Na jego twarzy malowało się wiele emocji, jednak

najgłębsze barwy miało współczucie. Lambert zbliżył się do Tommy’ego i powoli położył ręce na jego

ramionach. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, Ratliff odsunął się jak oparzony, zrzucił z ramienia gitarę,

która z głośnym hukiem uderzyła o deski dużej sceny, wyszedł. Członkowie zespołu stali pogrążeni w

niezręcznym milczeniu, wsłuchując się w długi, niski dźwięk, jaki wydał z siebie ostatnim tchnieniem

czarny bas.

***

Trójka spędzała wolny wieczór w pokoju Camili. Dziewczyna wraz z Monte siedzieli na łóżku i jedli

kolację w czasie, gdy Adam po raz czwarty dzwonił do Tommy’ego.

– To jest jasne, że nie odbierze. W jego sytuacji też wolałbym przepaść i nie wdawać się w jakieś

rozmowy. – Rzekł Monte, odkładając pusty talerz na nocną szafkę. – Daj mu spokój.

– Tak w ogóle to nie jest nasza sprawa. Tommy nawet się nie spodziewał, że ta wariatka

wpadnie tu jak burza i zrobi coś tak podłego. W ogóle to myślałam, że on…

– Cam – Zwrócił się do niej Adam – Tommy interesuje się tylko kobietami. Nie przepada nawet

za tym, że czasem chcę go przytulić. Wielu facetów fantazjuje o różnych, nietypowych przygodach, tym

bardziej, że Tommy opuszczał lokal nie wiedząc, jak się nazywa. Ona chciała go poniżyć i sprawić, że

będziemy mieć go za bóg–wie–kogo, tak? Więc nie okazujmy mu…, że w taki sposób to odebraliśmy.

Ludzie, jesteśmy dorośli, nie wracajmy do tego tematu. Porozmawiam z nim… Jasne, porozmawiam.

Na pewno wypłacze mi się w rękaw i powie wszystko, co leży mu na sercu. Prędzej rzucę karierę, niż to

nastąpi. Pójdę do siebie, jestem zmęczony. Jeśli da wam znać, będę w dwadzieścia osiem. Cześć. –

Wyszedł, żegnając się z przyjaciółmi i gdy tylko przekroczył próg swojego pokoju, rzucił się na łóżko.

Patrzył w sufit, zastanawiając się gdzie teraz może być basista. W dużym mieście nietrudno znaleźć kąt

dla siebie. Natłok myśli wprowadził chaos w jego głowie. Sen nadszedł wcześniej, niż mógł się tego

spodziewać. To miejsce przypominało cmentarz. Złowroga ciemność panowała na bezludnym obszarze.

Nagrobki – stare, kamienne, spróchniałe posiadały łacińskie sentencje, staroangielskie aforyzmy.

Drzewa szeleściły i gubiły suche liście, bluszcz oplatał porośniętą mchem korę starego dębu. Ciemny

strumień, niczym ściek, czy gęsta krew, spływał między rzędami kamieni, zalewając je lepką cieczą.

Żadnego odgłosu życia. Adam zobaczył przed sobą wielkie łoże, ustawione na samym środku

cmentarnego rewiru. Piękne, metalowe wykończenia, śnieżnobiała, satynowa pościel. Totalny kontrast.

Zbliżył się, a woń zgnilizny przeobraziła się w liliowy, słodki zapach. Zajął miejsce na samym środku,

Page 29: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

29

pragnąc uciec jak najdalej od wszechobecnej atmosfery przesiąkniętej śmiercią i strachem. Nagle zza

zasłony ciemności wyłoniła się prawie naga postać, o skórze trupio bladej, spojrzeniu przenikliwym,

strasznym. Jej wzrost był niski, ciało szczupłe, posiadające liczne rany, zadrapania. Nagle istota znalazła

się na Adamie, wciskając zabrudzone ziemią, ostre szpony w jego klatkę piersiową. Uczucie, którego

doznał nie było bolesne, lecz ekscytujące. Istota rozchyliła wargi, ukazując swe białe, wampirze kły.

Piękne, nieśmiertelne monstrum było gorzkim zbawieniem, błogim zniewoleniem, najbardziej

wyidealizowanym, zmaterializowanym Strachem, jaki mógł kiedykolwiek znaleźć się tak blisko

człowieka. Adam odchylił głowę, a niepewność w jego głowie mieszała się z pożądaniem. Stwór zatopił

swe kły tak głęboko, że sięgnął niemal duszy, a uczucie, które wywołał, było nieporównywalne z niczym

innym. Z niczym, czego człowiek może doświadczyć. Krew sączyła się po pokąsanej szyi, brudząc jasną

pościel, a Adam trzymając istotę za blond grzywę, powtarzał „jeszcze!”. Choć wił się na łożu agonii,

czuł, że odradza się na nowo.

Adam krzyknął i gwałtownie się poderwał. Otarł zimny pot z czoła i dyszał, przesuwając palcami po szyi.

Odetchnął i opadł na poduszkę, wsłuchując się w dźwięk deszczu. Był sam w łóżku, sam w pokoju.

Telefon wciąż milczał. Lambert wiedział, że nie zaśnie z powrotem. Zamknął oczy i przesunął palcami

ponownie po swej szyi, wolał upewnić się, czy to na pewno tylko sen. Zegarek wskazywał godzinę drugą

trzydzieści sześć.

– Chodź tu. – Mruknął i sięgnął po telefon. Wśród pięciu nowych wiadomości nie było żadnej

od basisty. Adam przewrócił się na bok i wtulił w poduszkę. Wspominał mroczny sen, wsłuchując się w

tykanie zegara. Tej nocy Tommy przyśnił mu się po raz pierwszy w skórze nieśmiertelnej postaci z

legend.

– Gdzie ty teraz jesteś… – Wyszeptał Adam. W głuchej ciszy brakowało czegoś. Brakowało

odpowiedzi, bo pytań było aż za nad to.

6. Nim połknie mnie noc

Adam dobrze rozumiał sens słowa „bezsenność”. Choć nie towarzyszyła mu zbyt często, zdarzały się

noce, w ciągu, których nie mógł zmrużyć oka. Teraz dręczony myślami na temat tego, co dzieje się z

Tommym, przekręcał się z boku na bok i wzdychał pod nosem. A jeśli coś mu się stało? Może ktoś go

zaatakował? Albo leży pod drzewem i czeka, aż ktoś się pojawi? Nie, to duży chłopiec. Poradzi

Page 30: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

30

sobie. Choć próbował stwarzać w głowie pozytywne scenariusze, podświadomie kumulowały się w nim

ciemne obawy. Nadal nosił widoczne ślady zajścia z parku. Zerknął na zegarek.

– Dopiero czwarta? – Mruknął, spoglądając na wciąż ciemne niebo pozbawione tej nocy

jakichkolwiek gwiazd.

Usiadł i przetarł zmęczone oczy. Usłyszał szepty w pokoju obok. Choć uważał podsłuchiwanie za coś

zupełnie wrednego i niewłaściwego, zbliżył się do ściany, za którą mieszkał Monte. Słychać było także

kobiecy głos należący do Camili.

– Jest w związku. Z resztą… chciałam z nim porozmawiać przy drinku, odmówił mi.

– Hej, kto zakłada, że od razu masz snuć jakieś plany? Tak w ogóle to dobrze się znacie? –

Między słowami Monte słychać było brzdąkanie gitary. Nawet z rana musi sięgać po ten instrument.

– Znam się z nim tak, jak każdy. Czyli praktycznie wcale. Myślę, że najwięcej wie o nim Adam,

chyba spędza z nim najwięcej czasu w tym zespole. Może porozmawiamy przy najbliższej okazji. –

Odpowiedziała Cam.

– Wybacz, zostawię cię i zajrzę do pubów na mieście. Gdzieś musi się kręcić, nie chcę, by komuś

stała się krzywda. – Głos Monte był dość mocny. – Zostań Cam. Na wypadek jakby wrócił.

Adam szybko włożył spodnie, narzucił kurtkę, zawiązał buty i wybiegł z pokoju, licząc, że Pittman nie

odszedł daleko.

– Monte! – Zawołał, widząc gitarzystę idącego w stronę przejścia dla pieszych.

Niebo szarzało, zimny wiatr hulał po opustoszałym mieście, a krople jesiennego deszczu tworzy rozległe

kałuże.

– Adam? Co ty tu robisz? – Spytał zaskoczony Monte, czekając na towarzysza.

– Usłyszałem, że wychodzisz. Nie mogłem spać. Pomogę ci. – Odrzekł i tuż po chwili odwiedzali

czynne o tej porze lokale.

Pijani bankruci bawili się w hazard przy lepkich od piwa stołach, a zaspane kelnerki wycierały do sucha

kufle.

– Prawie jak nasze rodzinne Stany. – Uśmiechnął się Adam, szukając wzrokiem niskiego

blondyna.

Szli ramię w ramię, odwiedzając różne kluby i puby, pytali kelnerów i pijanych starców o swojego

przyjaciela. Każdy twierdził, że tej nocy nikt taki się tutaj nie pojawił. Żaden z muzyków nie miał zamiaru

Page 31: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

31

wracać do hotelu, woleli moknąć na przedmieściach Amsterdamu, niż spędzać resztę poranka w

niewygodnych łóżkach.

– Adam, co tak właściwie łączy ciebie i Ratliffa? – Spytał Monte, idąc środkiem chodnika,

wiodącego wprost do odległego parku.

Lambert spojrzał dość niepewnie. Nie wiedział czemu, ale ogarnęło go dziwne uczucie, którego nie

potrafił wytłumaczyć. – Łączy? Przyjaźń. Chociaż nie… nie wiem. Nie da się tego zdefiniować. To się

czuje, tego nie da się ubrać w słowa. Z jednej strony jesteśmy sobie niemal obcy, z drugiej możemy

liczyć na wzajemne zrozumienie.

Monte wsunął ręce w kieszenie, temperatura była niska jak na późną jesień. – Bo wiesz, on się trochę

alienuje od grupy. Kiedy wychodzimy, zostaje w pokoju, w ogóle się z nami nie komunikuje.

– Pittman, nie gadaj głupot. Przecież często razem żartujemy, spotykamy się na próbach, w

garderobach, czasem wybiera się z nami do różnych miejsc. No a to, że nie jest rozmowny...

Przeszkadza wam to?

Monte pokręcił głową – No oczywiście, że nie… Jednak wolałbym, byśmy tworzyli zgrany team.

Lambert nie odpowiedział. Dostrzegł w oddali postać, która przypominała Ratliffa. Pobiegł przed siebie,

wpadając w głębokie kałuże, nie martwiąc się o to, jak wygląda po nieprzespanej nocy, ubrany w to, co

znalazł przy łóżku. I tak paparazzi zasnęli już w swoich samochodach, stojących pod hotelem.

Dobiegł do Tommy’ego, zatrzymał się i próbował opanować przyspieszony oddech.

– Tommy…? Dobrze, że jesteś, szukamy cię, o tam idzie Monte. Tommy? – Adam spojrzał na

twarz chłopaka, który utkwił w nim swoje brązowe oczy. – Tommy, wszystko gra?

– Jestem skończony. – Wydusił z siebie blondyn, zbliżając się do wokalisty. Ponownie zagłębił

się w jego źrenicach, licząc, że Adam zareaguje. Czarnowłosy nie wiedział co powinien zrobić. Tommy

powoli przylgnął do mokrego ciała Adama. Objął go w pasie i oparł głowę o klatkę piersiową wokalisty.

Poczuł bliskość, której brakowało mu od tak dawna. Lambert wtulił go w siebie, lewą dłonią głaszcząc

ociekające kroplami deszczu włosy. Były delikatne, przyjemne w dotyku.

– Tommy… nie jesteś sam.

Monte dyskretnie zasugerował, że wolałby już wrócić, marudząc pod nosem, że zbiera się na burzę.

Poczuł się jednak zignorowany, machnął ręką i zniknął w wielkomiejskiej mgle.

– Już w porządku? – Spytał Adam, gdy Tommy niechętnie się odsunął.

Blondyn pokiwał głową i powoli ruszył w stronę hotelu.

Page 32: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

32

– Kiedyś wspomniałeś, że łączy nas tylko przyzwyczajenie. Mnie i Keri – zaczął Tommy – że

między nami nie ma miłości. To tylko schematyczne tworzenie czegoś bez jakichkolwiek fundamentów.

Adam spojrzał na chłopaka – Nie wiem. Takie odniosłem wrażenie. Zachowywałeś się bardzo

automatycznie, nie przemawiały przez ciebie żadne emocje, kiedy mieliście się spotkać po długiej

przerwie. Wracałeś zwykle zdenerwowany, uśpiony. Tommy, nie chcę ci w niczym doradzać, bo sam

nie potrafiłem utrzymać związku, ale ta dziewczyna to chodząca, destrukcyjna siła. Zimna taka,

despotyczna. Dziwisz się, że ciągle walczycie ze sobą? Też jesteś porywczy.

Tommy milczał przez cały czas, trawiąc w myślach słowa, które wypływały z ust Adama.

– Tak w ogóle to ktoś jest tobą zainteresowany. – Rzekł Adam, a Ratliff niemrawo podniósł

wzrok.

– Mną? Kto?

Choć Lambert chciał w żartach powiedzieć „ja”, uznał, że po ostatnich wydarzeniach, lepiej nie

wprowadzać aluzji, świadczących o niejasnościach między nimi.

– Cam.

Ratliff zwolnił i podniósł brew.

– Camila. – Wyjaśnił Adam i zaśmiał się, widząc zdziwiony wyraz twarzy Tommy’ego.

– To, że często się do mnie uśmiecha, nie znaczy, że jest zainteresowana. – Westchnął, mając

dosyć myślenia o kolejnych potencjalnych partnerkach.

– Ładna, mądra, utalentowana…

– Adam. – Rzekł stanowczo Tommy, patrząc w szary chodnik pod swoimi stopami.

– Zabawna, ułożona… – kontynuował Lambert.

– I co z tego? – Tommy zatrzymał się i oparł ręce o biodra. – No słucham cioto–swatko?

Adam uśmiechał się z lekką ironią, która wkradła się w jego ton. – Nie powiem, kto rozkoszował się

fantazjami na temat facetów, gdy miał w łóżku kobietę. – Choć wiedział, że nie powinien tego mówić,

nie mógł się powstrzymać od zgryźliwego komentarza.

Ratliff złapał go za kurtkę, lecz zrobił to łagodnie i powoli. – To się nie stało. Nie mów o tym, nie

wspominaj. Wymaż to z pamięci, tak jak ja to zrobiłem. – Rzekł. Przemawiało przez niego nienaturalne

zdenerwowanie. Adam zacisnął palce na jego nadgarstkach.

– Spokojnie. Wiesz, że ze mną możesz rozmawiać o wszystkim. To, co zaszło na scenie między

tobą a Keri nie ma żadnego wpływu na postrzeganie twojej osoby przez członków zespołu. Proszę cię,

Page 33: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

33

nie zachowuj się w ten sposób. Po pierwsze nie zraniłeś swojej dziewczyny, bo człowieka bez serca

zranić się nie da. A po drugie… to tylko fantazja, jest w porządku.

– Nie Adam, to nie jest w porządku! – Krzyknął Tommy, a ktoś stojący na balkonie zaczął się

przyglądać mężczyznom. – Zamknij ten temat. To wbrew mojej naturze. – Dodał i ruszył przed siebie.

– Wbrew twojej naturze jest właśnie to, co robisz, wmawiasz sobie kłamstwa, w które chcesz

wierzyć. – Powiedział Adam, doganiając basistę – Kim był ten wybranek ze snu?

Tommy poczuł gorzki smak w ustach i na moment zakręciło mu się w głowie. Nie odpowiedział. Adam

po raz kolejny zdenerwował się z bariery, która uniemożliwia im swobodną rozmowę.

Stanął przed Tommym.

– O nie Ratliff, nie będziesz mnie zbywał w ten sposób. Niech do ciebie dotrze, że wkurwia mnie

sposób, w jaki mnie traktujesz. Raz jesteś w porządku, później traktujesz mnie jak obcą osobę. Ty

ustalasz granice, których ja nie mogę przekroczyć. Pieprzę to, nie ma żadnych granic. Ty i ja stoimy po

tej samej stronie. Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię. – Choć Adam wiedział, że blondyn wszystkie

rozkazy traktuje jak rozleniwiony szczeniak, chciał wyrazić swoją dominację. – Jest mi kurewsko zimno,

nie zmrużyłem oka tej nocy, jestem cały mokry i jeszcze walczę z tobą w jakimś cholernie opustoszałym,

zaćpanym mieście.

Ratliff spojrzał chłodno.

– Nikt ci nie kazał szwendać się o piątej rano. Mogłeś siedzieć w hotelu.

Adam położył dłonie na jego ramionach i zacisnął palce na błyszczącej od deszczu kurtce

– Ale martwiłem się o ciebie. Niech w końcu do ciebie dotrze, że są ludzie, którym zależy na

twoim życiu.

Basista nie odpuszczał

– Nie jestem dzieckiem, które wymaga ciągłego nadzorowania.

Lambert miał wrażenie, że zaraz wybuchnie. Postanowił jednak wziąć głęboki oddech i uważać na to,

co mówi.

– Ale jesteś moim przyjacielem. I to wystarczy, bym bez proszenia szukał cię choćby na drugim

końcu tego pieprzonego świata. Kiedy Monte nie wraca na noc, mam to gdzieś. Wiem, że bawi się na

jakimś koncercie. Gdy tancerze bez słowa znikają, mogę zgadnąć, że poszli na piwo, albo zwiedzają

miasto. A kiedy znikasz ty, nie mam bladego pojęcia co się z tobą dzieje. I to nie daje mi spokoju.

Rozumiesz mnie, Tommy?

Page 34: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

34

Blondyn spuścił wzrok, lecz po chwili spojrzał w oczy Adama. Nie odzywał się dłuższą chwilę, w końcu

z jego ust wyrwało się ciche

– Przepraszam.

Na twarzy Adama zagościł delikatny uśmiech. To jedno słowo wystarczyło, by poczuł się lepiej. Widział,

że basista poczuł się zakłopotany, po tej fali szczerości, na jaką zdobył się Lambert. Nie szkodzi, na

pewno przemyśli to wszystko jeszcze raz.

– Nie chcę, byś się zmienił, Tom. Ja… chcę, byś czuł, że jestem blisko i nie musisz nigdzie uciekać,

by znaleźć zrozumienie.

Szli w milczeniu, przejęci tą nocą, lecz jednocześnie spokojni, że nie muszą spędzać tak koszmarnej

doby samotnie.

7. Wszystkiego najlepszego

Tommy, gdy tylko wrócił do hotelu, pożegnał Adama i dziękując Bogu za spokój, jaki zastał w

hotelowym pokoju, położył się do łóżka. Zdziwił się, że nie zgubił kluczy, co ostatnio zdarzało mu się

zbyt często. Odkąd rozpoczął podróżowanie z zespołem, słowa „o nie. Adam. Znowu.” Wypowiedział

nie mniej niż trzy razy. A Adam wtedy patrzy z zażenowaniem, które przeradza się w śmiech.

Potrzebował jedynie dwóch minut, by popaść w głęboki sen. Czarny pies szczekał nad przepaścią. Keri

stała obok niego. Zapatrzyła się w dal i skoczyła. Keri! Nie! Biegłem, pies nie pozwalał mi zbliżyć się do

krawędzi, dziko przy tym szczekając, jak w szaleńczym obłędzie. Keri! Odpowiadało mi echo. Pies miał

zakrwawiony pysk, a łańcuch, do którego był przywiązany, zdawał się mieć zbyt słabe ogniwa, by

utrzymać stworzenie choćby chwilę dłużej. Keri! Silne ramiona objęły mnie od tyłu, ziemia w jednej

chwili się zstąpiła, a pies po prostu rozmył. Jestem tu, usłyszałem od mężczyzny, stojącego za mną. Przy

nim nie groziło mi niebezpieczeństwo. Kiedy odwróciłem głowę, by upewnić się, kim on jest,

odetchnąłem. Tego, co czuję, nie zabierze mi nikt.

– Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam! – Pokój basisty wypełniło osiem głosów. Ratliff, kiedy

tylko podniósł powieki, poczuł pulsujący ból w skroniach. Adam, Longineu, Monte, Camila i

tancerze. Co do cholery…

Stali z tortem i kolorowymi paczkami, wszyscy zadowoleni i uśmiechnięci. Kiedy Tommy patrzył na nich

w osłupieniu, zaczęli spoglądać po sobie. O Boże. Mam dziś urodziny! Wstał z łóżka.

Page 35: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

35

– Zapomniałem…

Grupa zaczęła się śmiać, tuż po chwili rzucili się blondynowi w ramiona, składając mnóstwo życzeń.

Adam podszedł jako ostatni, a kiedy objął Tommy’ego, ten zadrżał. Poczuł delikatny zapach opium, a

także ciepło bijące od mężczyzny.

– Zaskoczyliście mnie.

Lambert uśmiechnął się szerzej i podarował mu czerwoną paczkę. – Zbieraj się i to szybko. Za pół

godziny musimy być w klubie. Tam czeka główny prezent.

Tommy nie pytał o nic więcej. Zniknął w łazience, by się umyć i zmienić ubranie. Wszyscy nerwowo go

pospieszali, a kiedy tylko uchylił drzwi, zabrali go ze sobą do czarnego vana. Spoglądał co chwilę na

inną osobę, wszyscy przeżywali ten dzień bardziej niż on sam. Paranoja. Pogłupieli, czy co?

***

Znaleźli się przed wejściem do klubu, do którego wstęp mieli tylko zaproszeni goście. Adam stanął

przed basistą z czarną chustką i wbrew protestom chłopaka, zawiązał mu ją na oczach. Weszli,

przepychając się w drzwiach, prowadzili blondyna za sobą. Panowała względna cisza.

– Zgadnij kto to. – Powiedziała Camila, zbliżając się do basisty.

Reach out and touch faith! Rozbrzmiał charakterystyczny głos, a Tommy, nie wierząc w to co słyszy,

zerwał czarną chustkę.

– Marylin Manson! – Krzyknął.

Wszyscy zaczęli się śmiać, obserwując reakcję Ratliffa, który stał jak wryty. Odwrócił się do przyjaciół.

– Niemożliwe!

– Ale to nie koniec. – Rzekł Monte. – Na scenie czeka bas. Czeka na ciebie.

– Ty chyba nie mówisz poważnie. – Powiedział podekscytowanym głosem Tommy, lecz w

chwili, gdy Pittman pchnął go w stronę sceny, blondyn od razu wskoczył i sięgnął po gitarę. Zaczął grać

bez patrzenia w nuty, które dla niego przygotowali.

– Spisaliśmy się na medal, co nie? – Uśmiechnęła się Sasha i objęła stojących obok Adama i

Taylora.

– W końcu widzę uśmiech na jego twarzy. – Stwierdził Lambert, po czym wszyscy podeszli

bliżej, by zapewnić swojemu muzykowi wsparcie w chwili, gdy spełniał jedno ze swoich największych

marzeń.

Page 36: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

36

Tommy nieprzerwanie uśmiechał się, jego palce w obłędnym tempie sunęły po metalowych strunach

ulubionego basu. Ten instrument widział niemal wszystko, co dotyczyło jego właściciela. Chłopak miał

w głowie wszystkie tabulatury do utworów Mansona, a granie dla tego kontrowersyjnego muzyka było

marzeniem, w które nawet nie śmiał wierzyć. Teraz stali na tej samej scenie, uzupełniając się nutami

swoich instrumentów – głosu i gitary. Adam stał w pierwszym rzędzie, wpatrując się w postać Ratliffa.

Kiedy obserwował go z tej pozycji – widza, Tommy zdawał mu się być nieosiągalny. Z drugiej strony

wiedział, że kiedy tylko nacieszy się graniem dla ulubionego muzyka, zejdzie na dół i z wdzięcznym

uśmiechem będzie dziękował i śmiał się. Adam wziął łyk zimnego napoju, który nawilżył suche gardło i

choć stał naprzeciw jednej z najważniejszych postaci ciężkiej muzyki, swój wzrok skupiał na niskim,

blondwłosym rówieśniku, z którym ostatnio grał każdy koncert.

– Dawno nie widziałam go tak szczęśliwego. Wpadłeś na genialny pomysł. – Powiedziała

Camila, opierając się o barierkę.

Adam uśmiechnął się i objął dziewczynę.

– Cieszy się jak dziecko. Tak mogłoby być wiecznie.

Cam zerknęła na Lamberta.

– On jest idealny. – Wydusiła z siebie, jej głos był nienaturalnie cichy.

– A ty zakochana. – Odpowiedział całkiem obojętnym tonem i spotkał się z dłuższą chwilą ciszy.

– Co ty wygadujesz? Bzdury. – Rzekła Camila, zsuwając rękę z jego biodra.

Adam spojrzał na nią z szyderczym uśmiechem.

– W zespole miało nie być tajemnic, prawda? Cam, ty możesz oszukiwać Longineu, który

uwierzy we wszystko. Ale nie mnie.

Dziewczyna stanęła tyłem do sceny i stukała paznokciami w sprzączkę swojego paska.

– Skąd taki wniosek?

Lambert parsknął śmiechem.

– Mówimy o zaborczym, kłótliwym, porywczym świrze. Jeżeli ktoś pomimo tych cech jest dla

ciebie idealny, to oznacza tylko jedno.

– Adam… Nie chcę łamać zasad, które narzuciłeś. Miało nie być związków w zespole i nie ma.

Ale nie możesz mieć mi za złe tego, że on naprawdę mi się podoba. Tylko tyle.

Lambert westchnął cicho – Niczego nie mam ci za złe, kochana. Po prostu to nienajlepszy moment. W

jego życiu ostatnio są same huragany. Nie chcę, byście wzajemnie cierpieli. Spróbuj go poznać, nim

Page 37: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

37

zdecydujesz się dążyć do czegoś więcej. Z resztą, co ja będę ci tłumaczył, to nie jest typ człowieka,

którego można łatwo zrozumieć. Zrobisz, co zechcesz, jest wolny. – Powiedział, ucałował dziewczynę

w policzek i wyszedł na dwór. Potrzebował zimnego powietrza i chwili ciszy. Usiadł na betonowym

stopniu schodów i objął kolana ramionami. Wpatrywał się w ciemne niebo, pod sklepieniem którego

fruwały wrony. Błogi spokój…

– O Boże, Adam, to było niesamowite! – Radosny głos rozbrzmiał tuż za jego plecami. – Wybacz

mi szczerość, ale gdyby przyjął mnie do swojego zespołu na stałe, odszedłbym od naszej grupy. –

Zaśmiał się Tommy i usiadł tuż obok.

– I z kim bym mógł się wtedy kłócić? – Adam uśmiechnął się i zerknął na blondyna, który wciąż

był podekscytowany.

– No racja, to jedyny powód, dla którego jednak zdecydowałbym się dostać. Możesz, co

najwyżej strzelić focha, nie rzucisz na mnie diabelskiej klątwy. – Zaśmiał się ponownie i głośno

westchnął. – Smutno ci. Czemu?

Adam już nie raz przekonał się, że jego basista jest mistrzem w odgadywaniu ludzkich emocji. To

najlepszy obserwator, jakiego znał.

– Ja? Nie. Skądże.

Tommy odgarnął swoją grzywkę do tyłu.

– Oszukiwać to możesz Longineu, on by uwierzył.

Lambert zaczął się śmiać.

– Biedny, naiwny Longineu. Oj Tommy. Wszystko w porządku, po prostu czasami czuję się

trochę samotny.

– Każdy ma ten problem, naprawdę.

– Tylko single.

– Nieprawda. – Zaprzeczył Tommy. – Miałem Keri, a samotność była mi bliższa niż własna

dziewczyna. To dziwne uczucie, ale zawsze kiedy ty byłeś blisko, czułem się lepiej. Poza tym, nie znasz

całej prawdy. Ja nie byłem jej jedynym. Sam też nie zachowywałem się w porządku przez cały ten czas.

Chyba nie potrafię tworzyć związków.

Adam spojrzał na chłopaka i delikatnie się uśmiechnął.

– Nie trafiłeś na odpowiednią osobę. Lubię, kiedy jesteś taki szczery, wiesz?

Ratliff zaśmiał się cicho.

Page 38: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

38

– To mój szczęśliwy dzień. Możesz mnie spytać o cokolwiek, wykorzystaj to. – Podwinął rękawy

i spojrzał na Lamberta. Ten nie zastanawiał się długo. Skierował swój wzrok ku

blondynowi.

– O kim myślałeś, gdy kochałeś się z Keri?

Tommy rozchylił usta i niepewnie spojrzał na Adama, który nie spuszczał z niego wzroku choćby na

moment. – Adam, nie. To może mieć zły wpływ na naszą znajomość i współpracę.

Lambert uśmiechnął się przyjaźnie – Obiecuję, że nie. No dalej, jestem ciekaw czy chociaż warto było

poświęcić związek. – Potarmosił basiście włosy, który ponownie odgarnął jasne kosmyki do tyłu.

Tommy miał wrażenie, że jego serce zatrzymało się już na stałe. Zimny dreszcz spotkał się z porażającą

falą gorąca, przez co na jego bladej skórze pojawiły się drobne krople potu. Przecież mogę skłamać.

Palnąć cokolwiek. Ale… nie. Muszę mu to powiedzieć. Muszę się z kimś podzielić tym, co mnie trapi, a

on jest jedyną osobą, która może mnie zrozumieć.

– No Tommy. Odwagi. – Lambert bawił się plastikowym kubkiem, który szeleścił pod jego

palcami.

– Adam…

– No Ratliff, dalej. Chłodno mi się robi. – Rzekł czarnowłosy i zerknął na speszonego chłopaka,

który zdobył się na krótkie – Już powiedziałem.

– Nie powiedziałeś, mruknąłeś „Adam” i nie skończ… co? Co… ty… – Źrenice Lamberta niemal

zupełnie zasłoniły niebieskie tęczówki, a głos mimowolnie się zawiesił. Chwilowa cisza była na tyle

bolesna, że każdy dźwięk mógł być wybawieniem.

– Tak, myślałem o tobie, Adam. Wtedy, w tym klubie, nie wiem czemu, ale zacząłem cię

obserwować. Wstyd mi za to. Patrzyłem nieprzerwanie, myślałem o tobie, o twoim ciele, o tym jak

całujesz, jak… – Kiedy zobaczył wyraz twarzy Adama, uznał, że na tym skończy swe zwierzenia.

Mężczyzna nadal patrzył w szoku, był wyraźnie zakłopotany. Chciał zadać teraz kolejne pytania, lecz

nie mógł wydusić z siebie słowa. Choć wiedział, że najlepszym rozwiązaniem będzie wspólny powrót

na salę, nie mógł przestać patrzeć na blondyna. Jedna chwila, jeden moment, jedno słowo – sprawiły,

że postrzegał przyjaciela nie jako muzyka i swojego powiernika. Zobaczył w nim fizyczne piękno, a kiedy

dotarło do niego, że ma ochotę pocałować usta obecnego obok towarzysza, odezwał się w jego głowie

głos. On nie jest taki jak ty. Każda jego część pragnie być blisko kobiety. Zapomnij. Poza tym Camila,

twoja przyjaciółka zobaczyła w nim „to coś” już wcześniej. Zapomnij Adam i puknij się w ten chory łeb.

– Zaskoczyłeś mnie… – Powiedział po dłuższej chwili milczenia.

Page 39: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

39

Tommy odpowiedział nikłym uśmiechem

– Tak jak ty mnie. Chodźmy do środka, czekają na nas. – Nie czekając na Lamberta, zniknął w

pełnej dymu sali.

– Z tej drogi może już nie być powrotu, Tommy… – Powiedział Adam ze świadomość, że blondyn

go nie usłyszy i wkroczył do dużego lokalu, przesiąkniętego atmosferą zabawy i zgubnych, ale jakże

szybko narastających uczuć.

8. Eksperyment

Ten wieczór należał do najbardziej udanych w życiu grupy Adama Lamberta. Tancerze podbijali parkiet,

prezentując swe najlepsze solówki, na scenę wchodzili muzycy zaprzyjaźnieni z jubilatem, Monte i

Longineu postanowili bawić się do upadłego. Tommy zajął miejsce na skórzanej pufie w ciemnym kącie

klubowej sali i trzymając w palcach niemal wypalonego papierosa obserwował perkusistę, który prawie

spadł z krzesła zaraz po wysłuchaniu żartu swego przyjaciela. Ratliff uśmiechnął się pod nosem i wodził

wzrokiem po zaciemnionym pomieszczeniu. Zauważył, że Camila zmierza w jego kierunku. Wskazał na

fotel obok siebie i przyjaźnie na nią spojrzał.

– Jak się bawisz, mała? – Spytał. Jego głos brzmiał nadzwyczaj łagodnie.

Dziewczyna zajęła wygodne miejsce i przejęła papierosa z dłoni przyjaciela.

– W porządku. Tommy, wszystkiego najlepszego… – Powiedziała i zbliżyła się do chłopaka. Jej

wzrok jednoznacznie świadczył o tym, że przesadziła z alkoholem.

– Dziękuję za ten wieczór. To naprawdę niesamowite przeżycie. – Mówił z uśmiechem. –

Manson to super gość.

– Byłeś bezbłędny… – Szepnęła mu do ucha, zupełnie ignorując jego słowa. Jej głos brzmiał

ciepło i pociągająco. – Zatańcz ze mną.

Tommy wziął łyk zimnego piwa. Zmierzył dziewczynę wzrokiem. Gdzie się podziała ta dama, którą

zawsze jesteś? Królewna odeszła wraz z piątym drinkiem. – Ja nie tańczę Cama i wiesz o tym. – Rozejrzał

się po sali, szukając wzrokiem Adama.

Page 40: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

40

Dziewczyna pociągnęła go za rękę i wyprowadziła na sam środek parkietu. Od razu skupili na sobie

wzrok gości. Nie czekając dłużej oplotła basistę swoimi ramionami i zbliżyła się do niego na

niebezpieczną odległość.

– Ratliff, jesteś taki gorący… – Szepnęła mu do ucha i zaczęła zsuwać skórzaną kurtkę z ramion

chłopaka. Tommy roześmiał się.

– Kochanie, chyba za dużo wypiłaś. Wróćmy na miejsce, nie lubię, gdy się na mnie gapią.

Camila odpowiedziała uśmiechem i wsunęła dłonie pod koszulkę chłopaka, dotykając przy tym jego

wilgotnych pleców. Blondyn nie protestował. Czuł się źle w zaistniałej sytuacji i nie wiedział jak

najłagodniej z niej wybrnąć. Goście zaczęli gwizdać i klaskać, kiedy zobaczyli Camilę odważnie tańczącą

przed basistą. Ten zaśmiał się i odgarnął swoje włosy do tyłu. Nim zdołał przywołać dziewczynę do

porządku, złapała go za kark i pocałowała, zagłębiając język w jego ustach. Zrobiła to tak gwałtownie,

że Tommy nie zdążył zaprotestować i automatycznie złapał ją za biodra. Czuł zapach alkoholu i woń

delikatnych perfum, lecz nie przeszkadzało mu to, wręcz przeciwnie – lubił kontrasty. Całe zajście nie

dłużej niż kilka sekund, bo tuż po chwili stanął między nimi Adam, który jak w amoku wrzeszczał na

Camilę, która również zaczęła atakować wokalistę.

– Zgłupiałaś?! Rozmawialiśmy o tym do jasnej cholery i ustaliliśmy pewien porządek, tak?! –

Krzyczał Adam, stojąc tyłem do Ratliffa.

– Nie wpieprzaj się, nic ci do tego! – Odkrzyknęła Camila, próbując zbliżyć się do basisty. Adam

nie pozwalał jej na to, broniąc chłopaka niczym hiena. Choć wszyscy znali go, jako wrażliwego i ciepłego

człowieka, w tej chwili wstąpił w niego istny demon.

– Jak wytrzeźwiejesz to sama nie uwierzysz w to, co teraz robisz! – Wrzasnął Adam, ignorując

Tommy’ego, który wyraźnie próbował się wtrącić. Odepchnął go, nie siląc się na żadne słowa.

– Bo co? Bo sam byś go przeleciał! – Krzyknęła Camila, która sprawiała wrażenie, jakby miała

za chwilę wybuchnąć płaczem. Do tego jednak nie doszło.

Adam złapał ją za ramiona.

– Przestań kompromitować mnie i siebie!

Dziewczyna poczuła ból i szarpnęła się, jednak czarnowłosy nie pozwolił jej uwolnić się z własnego

uścisku. Tommy nie wytrzymał. Odepchnął Adama i podszedł do niego.

– Zwariowałeś? Nie krzycz na nią. Jeśli chcesz kogoś winić, wiń siebie, że nie kontrolowałeś jej

stanu.

Page 41: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

41

Adam poczuł jeszcze większą złość. Miał ochotę wykrzyczeć wiele gorzkich słów, jednak postanowił

milczeć. Patrzył na dziewczynę z ogniem w oczach.

– Adam, co ci odbiło? – Syknął Tommy. – To nasza przyjaciółka, do jasnej…

– Jedną pożegnałeś i już chcesz nacieszyć się kolejną?! Tak w ogóle to… To… – Choć na jego

usta cisnęły się słowa „powiedziałeś mi coś tam, na zewnątrz, lubisz bawić się moimi emocjami?!”

postanowił wyrzucić blondynowi zupełnie nieważną sprawę sprzed tygodnia.

Tommy ze stoickim spokojem przyjmował słowotok, który do niego docierał. Cholernie głupio być

jedynym trzeźwym wśród samych pijanych i kłócących się ludzi.

– Przymknij się Adam, bo osobiście wywalę cię z tej imprezy. – Warknął z poirytowaniem.

– Twój wybór. Jeśli chcesz ponownie cierpieć, cierp. Mam to naprawdę głęboko gdzieś. – Rzekł

sucho Adam i wyszedł z klubu. Pomimo licznych nawoływań, nie wrócił. Tommy patrzył w ciemność za

drzwiami i poczuł ból, narastający smutek, który przepełnił go do reszty. Jeśli chcesz ponownie cierpieć,

cierp. Mam to naprawdę głęboko gdzieś. Silna, fala przykrych emocji ponownie zalała jego ciało. Mam

to naprawdę głęboko gdzieś. Ratliff spojrzał na gości, którzy pogrążeni w milczeniu skupili na nim

wzrok. Uśmiechnął się smutno i opuścił klub. Podążał drogą do hotelu, w ciszy i spokoju. Zupełnie

zignorował fakt, że przyjaciele rozbili jego imprezę. Nieczęsto zawracał sobie głowę głupotami.

Adam szedł szybkim tempem przed siebie i ocierał łzy, będące skutkiem silnych emocji, jakie wybuchły

tuż przed chwilą. Zaczął żałować tego, co zrobił, bo nie rozumiał nawet powodu. Nie był w stanie o

niczym myśleć, nie mógł poukładać w głowie wydarzeń, które rozegrały się tuż przed chwilą. Na ławce

spostrzegł trzech zakapturzonych mężczyzn. Nienawidzę tego słowa. Sami popaprani bandyci. Jeden z

nich wstał i zmierzał ku Adamowi. Kurwa mać! Złość w tym momencie wyparła strach. Choć wiedział,

że najrozsądniej będzie odwrócić się i uciec, szedł dzielnie przed siebie. Niech mnie wykończy. Wszystko

mi jedno. Choć chciał wyminąć nieznajomego, ten błysnął nożem tuż przed twarzą Adama.

– Używacie tutaj, chociaż pistoletów? Wszystko załatwiacie cholernymi nożami. – Rzucił ze

zdenerwowaniem. Nieznajomy złapał go za kark i kopnął w brzuch. Ból w okolicy żołądka był nie do

zniesienia, Adam zaczął nerwowo łapać powietrze i upadł na kolana, a gdy uniósł wzrok zobaczył

klęczącego przed nim chłopaka. Mógł mieć nie więcej niż dziewiętnaście, dwadzieścia lat. Jego głos

drżał ze zdenerwowania, jednak mimo to ściskał w dłoni krótki sztylet. A więc starsi koledzy znaleźli

nowego członka do jakiegoś żałosnego gangu? Nie zdasz tego testu.

– Słuchaj mnie, dobrze na tym wyjdziesz. Wyciągaj portfel. – Powiedział nieznajomy. Adam

zmierzył go wzrokiem.

Page 42: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

42

– Wiesz, że gdybym teraz cię popchnął i wyrwał nóż, zamienilibyśmy się rolami? – Stwierdził

czarnowłosy, przez co twarz bandyty przybrała wyraz zdziwienia. Wstał i cofnął się. Adam nadal czując

ból w okolicach tym razem mostka, podniósł się – W takim razie żegnam. – Rzekł, lecz kiedy miał zrobić

krok w stronę, w którą zmierzał, chłopak złapał go od tyłu, przytykając zimną stal do jego gardła.

– Przesadziłeś. – Powiedział młody chłopak i prowadził Adama w stronę wysokich krzaków –

Znajdą cię tu rano, a będziesz tak zmasakrowany, że nikt nie rozpozna w tobie wielkiej gwiazdy, szmato.

Adam poczuł szybsze bicie serca, kiedy usłyszał te słowa. Ostrze już stykało się z jego skórą. Nie mam

do czego wracać. Nic już nie mam, nic nie stracę. Tommy, ty cholerny dupku.

– Niech się dzieje, kurwa, co chce. Jeśli mnie zamordujesz, wyświadczysz mi przysługę. – Rzekł

spokojnym tonem Adam, widząc, że dwudziestolatek jest bardziej przerażony niż on sam. Czuł się

wygranym w tej sytuacji mimo przepełniającej go adrenaliny. Bandyta przylegał swoim ciałem do

pleców Adama, nadal przyciskając nóż do jego pulsującej tętnicy. Lambert powoli położył dłoń na udzie

chłopaka, w tym samym momencie usłyszał przerwanie oddechu. Kiedy przesuwał palce wyżej

uśmiechnął się do siebie i wsłuchiwał w ciche, nieregularne dyszenie. Milczenie oznaczało zgodę na

więcej. Wsunął dłoń między ich ciała i zacisnął ciepłe palce na kroczu chłopaka, który wydał z siebie

ciche, rozkoszne westchnienie.

– Chcesz więcej, prawda? – Wyszeptał Adam, a kiedy zimny nóż zaczął oddalać się od jego szyi,

zrozumiał, że to on ma w tej chwili władzę. Stanęli przodem do siebie, nie do końca znając położenie,

w jakim się znaleźli. Lambert przybił chłopaka do drzewa i ściągnął mu kaptur. Popatrzył w jego ciemne

oczy, które przepełnione były strachem, zdziwieniem i podekscytowaniem.

– Nie lubię się denerwować. – Powiedział czarnowłosy i przesunął dłonią po klatce piersiowej

nieznajomego. – Teraz to ty jesteś ofiarą. Dwudziestolatek złapał Adama za kark i wpił się w jego usta

z dzikim pożądaniem, powalając go na mokrą od deszczu trawę. Całował wokalistę łapczywie i

natrętnie, przygryzając jego rozchylone wargi, wodząc dłońmi po koszuli, którą zaczął rozpinać.

***

Mimo późnej, wieczornej godziny, Tommy spędzał samotnie czas w hotelowym pokoju. Nikt nie miał

odwagi pokazać mu się na oczy, po tym co zaszło w klubie. Nie miał im tego za złe – cieszył się, że w

ciszy i spokoju może odpisać na liczne wiadomości od znajomych ze Stanów oraz rodziny.

– O, Jake. – Mruknął pod nosem, widząc wiadomość od menadżera zespołu.

„Mamy problem z organizacją koncertu w Amsterdamie. Szczegóły omówię, kiedy do was dotrę.

Amsterdam leci na koniec trasy.” Parsknął pod nosem i odpisał „ok.” Sięgnął po szklankę z kończącym

się piwem i nerwowo podniósł wzrok na otwierające się drzwi. Stał w nich Adam.

Page 43: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

43

– Tommy. – Powiedział i zamknął je. Milczał dłuższą chwilę. – Przepraszam. Wiem, że teraz

pewnie masz ochotę mi wpieprzyć, a…

– Bo mam – Odrzekł spokojnym tonem Ratliff. – Ale jestem zbyt zmęczony, by zwlec się z łóżka.

Gdzie byłeś?

Adam patrzył na blondyna i zamrugał dwukrotnie.

– Co? Nie wściekasz się? Nie gniewasz?

– Nie jestem tobą. – Odpowiedział z uśmiechem basista. – Jestem wdzięczny za ten dzień mimo

nieporozumienia, które zaszło. – Zerknął na zegarek, dochodziła północ. – Gdzie się podziewałeś tyle

czasu? Wyglądasz jak owczarek, który uciekł właścicielowi i wybrał suczkę zamiast miski pedigree.

Adam westchnął głośno i z tajemniczym uśmiechem podszedł do łóżka, na którym leżał Tommy. Usiadł

tuż przy nim.

– Wyszedłem z klubu, to wiesz. Chciałem odetchnąć i trafiłem na typa, który groził mi nożem.

Złapał mnie, szantażował, straszył. Ale wiesz, widać było, że to młody, głupi dzieciak, który raczej nie

ma pojęcia o takich akcjach. W końcu trafiliśmy na ziemię, rzucił się na mnie jak zwierzę, o jasna

cholera… – Powiedział Adam, głośno przy tym wzdychając. – Leżał na mnie, całowaliśmy się, no i…

– O nie. – Mruknął Tommy, patrząc na Adama. – Nie zrobiłeś tego.

Adam zaśmiał się

– Nie. Nie zaszliśmy tak daleko, jak ja i ty w twoich fantazjach. – Popatrzył na Tommy’ego, który

poczuł, że się czerwieni – Ale, mówię ci Tom, czegoś takiego jeszcze nie przeżyłem.

Ratliff wpatrywał się w Adama

– Zabawiałeś się z kolesiem, który chciał ci poderżnąć gardło? Powiedz kiedyś, że to ja jestem

nienormalny.

Lambert zaśmiał się i wzruszył ramionami.

– Musiałem się jakoś bronić. Poza tym powiedziałem, na tym się skończyło, nic więcej.

Tommy patrzył wciąż na Adama i pogrążył się w myślach. O Boże. Całował się z kimś. Ciekawe, w jaki

sposób. Gdzie znalazły się jego ręce w pierwszej chwili? Zazdroszczę temu kolesiowi. CO?! To

obrzydliwe. Nie chcę o tym myśleć. Chociaż… ciekawie jak to jest całować się z facetem?

– Jak to jest całować się z facetem? – Spytał i dopiero po chwili zorientował się, że zaczął głośno

myśleć. Adam popatrzył na niego z delikatnym uśmiechem.

– Normalnie.

Page 44: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

44

Tommy nie spuszczał wzroku z Lamberta i sięgnął po niemal pustą szklankę – To znaczy? Delikatnie,

gwałtownie, mocno, szybko?

– Tommy, po co w ogóle o to pytasz? – Spytał z szerokim uśmiechem Adam. Ten wyraz twarzy

przyjaciela zawsze denerwował blondyna.

Ratliff, niby zupełnie obojętnie wzruszył ramionami.

– Po prostu to dla mnie obcy temat.

Adam zmierzwił blondynowi grzywkę, na co ten mruknął „no weź się”. Czarnowłosy zaśmiał się i

przechylił głowę.

– Możemy spróbować, jeśli chcesz poznać to uczucie.

Tommy zachłysnął się ostatnim łykiem piwa, które spłynęło po jego gardle. Zapadło chwilowe

milczenie.

9. Spragniony wędrowiec

– To może pozostać naszą tajemnicą. Jeśli uznasz, że coś jest nie tak, przestanę. – Powiedział

Adam, który sam nie wierzył we własne słowa. Zgódź się Tommy, od kilku godzin nie marzę o niczym

innym niż o pocałowaniu ciebie. Cholera jasna, co ja wyprawiam? Nie, nie gódź się, walnij mnie w twarz

i nazwij ciotą. Błagam.

Tommy parsknął śmiechem

– Adam, Ty chyba żartujesz. – Powiedział, odstawiając pustą szklankę.

– Jasne. – Odparł Adam, który sam nie wiedział, co powinien w tej chwili zrobić. Popatrzył na

Tommy’ego, który usiadł blisko i sprawiał wrażenie czekającego na jakiś znak. Wokalista objął go w

pasie i przyciągnął do siebie jednym, silnym ruchem. Ratliff poczuł falę gorąca zalewającą jego ciepłe

ciało. Co ja robię, co ja robię, co ja tutaj robię?! Kiedy spostrzegł rozchylone wargi Adama, przestał

myśleć o tym co powinien, a czego nie powinien teraz robić. Serce waliło mu w piersi mocno, jak nigdy

dotąd. Adam powoli przysuwał się, a gdy ich usta dzieliły zaledwie centymetry, Tommy spuścił głowę i

zaśmiał się nerwowo.

– Nie Adam, nie dam rady.

Page 45: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

45

Czarnowłosy uśmiechnął się i cierpliwie przeciągnął palcami po policzku chłopaka. Czuł pod palcami

ciepło. Odczekał chwilę. Wiedział, że jego przyjaciel tego chce, lecz nie ma odwagi się przyznać.

– No. Gotowy? – Spytał, patrząc na poważny wyraz twarzy Tommy’ego. Spróbował zbliżyć się

ponownie. Tommy powoli zmrużył oczy i rozchylił wargi, lecz znów nie wytrzymał i wybuchnął

śmiechem.

– Wybacz Adam, ale to jest takie sztuczne, że nie mogę się…

Adam pchnął Tommy’ego na plecy, przyparł swoim ciałem i nie dając mu dokończyć zdania złączył z

nim swe usta. Dłonie wsunął pod głowę blondyna i powoli, lecz zdecydowanie rozdzielił językiem jego

wargi, badając nim podniebienie. Choć chciał być delikatny, zważając, że to dla blondyna nowa

sytuacja, nie mógł opanować swojego uczucia, które nakazało mu natychmiastowo działać. Nie

potrzebował czuć magii tej chwili, ta sytuacja była niczym bogata studnia dla spragnionego wędrowca,

niczym gniazdo dla ptaka ze złamanym skrzydłem. Rozkoszne wybawienie, w stronę, którego chciało

się zmierzać. Nie było to pożądanie, ani miłość – to całkiem nowe, ekscytujące uczucie przepełniało ich

umysły do reszty. Tommy odruchowo chciał odepchnąć Adama, lecz ten złapał nadgarstki chłopaka i

przycisnął do ram łóżka, czując przy tym jak Ratliff przestaje się szarpać i zaczyna ulegać. Lambert

zagłębiał język w ustach Tommy’ego, który nie pozwalał mu na penetrację, wprowadzał wtedy swój

język między rozchylone usta Adama, który czuł jak ręce chłopaka błądzą na oślep po jego plecach i

ramionach. Podobał mu się sposób, w jaki blondyn walczy z nim o dominację. Z ust obojga, co kilka

chwil wydobywały się rozkoszne pomruki, które potęgowały ich wzajemne doznania. Tommy wplótł

szczupłe palce w czarne włosy Adama i odciągnął go od siebie. Kiedy usłyszał ciche jęknięcie, będące

wyrazem bólu, popatrzył w oczy wokalisty, moment ten zdawał się trwać wieki; Tommy przyciągnął

Adama do siebie i po zaczerpnięciu głębokiego oddechu pocałował go delikatnie i spokojnie, czując

miękkość delikatnych ust. Ciche westchnienia wypełniały pokój, nadając sytuacji niepowtarzalny klimat

przesiąknięty dawką namiętności.

– Wariacie... – Szepnął i patrzył w milczeniu na twarz Lamberta, starając się opanować drżenie

swych dłoni.

Lambert patrzył na Tommy’ego, który był zarazem zmieszany, zakłopotany i podekscytowany. Adam

położył dłoń na karku Ratliffa i spokojnie przysunął się do niego. Basista zaczął się uśmiechać i zamknął

oczy.

– Adam, nie zapędzaj się. – Wyszeptał z ciągłym uśmiechem i delikatnie odwrócił głowę.

Czarnowłosy uśmiechnął się także i przesunął wargami po gładkim policzku blondyna, zatrzymał się

przy uchu, do którego wyszeptał:

Page 46: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

46

– Podobało ci się… – Tommy poczuł gorący oddech w okolicach bardzo wrażliwej na dotyk

strefy.

– To tylko jeden, jedyny raz…

Do pokoju wbiegli Monte oraz tancerz Taylor. Adam i Tommy siedzieli blisko siebie, śmiali się cicho,

wargi Adama niemal stykały się ze skórą basisty. Spojrzeli jednocześnie na nieproszonych gości.

Monte pchnął Taylora, który również zamarł, widząc przyjaciół w takich okolicznościach.

– Tommy, ktoś coś od ciebie chciał, ale nie pamiętam kto i co…

Adam z tajemniczym uśmiechem spojrzał na zakłopotanego tancerza – Idź i dowiedz się jeszcze raz.

– Ja pójdę. – Ratliff wstał z łóżka i minął Montego oraz Taylora, którzy powiedli za nim

wzrokiem. Kiedy tylko blondyn zniknął z pola widzenia, gitarzysta popatrzył na Adama, który wzruszył

ramionami.

– Co to ma być, cholerny wyścig, ty czy Cama? Ludzie, opanujcie się. – Powiedział i wyszedł,

ciągnąc za sobą tancerza.

Lambert opadł na łóżko i cicho westchnął, zatracając się w myślach. Ten facet zaskakuje mnie coraz

bardziej. Nie spodziewałem się, że do tego dojdzie. Kiedy się szarpał, miałem jeszcze większą ochotę go

całować. On też. Niełatwo go zdominować… Istna walka.

***

Tommy, mimo późnej godziny, sięgnął po bas i zaczął na nim grać. Gitara była jego jedyną odskocznią

od realnego życia. Po chwili rozległo się ciche pukanie. Ludzie, odwalcie się choć na dziesięć minut.

– Proszę. – Mruknął i wodził wzrokiem za palcami, które przesuwały się wzdłuż gryfu.

– Mogę zająć ci kilka minut? – Rozbrzmiał kobiecy głos. Tommy nie miał ochoty podnosić

wzroku. – Ta.

Camila powoli podeszła do blondyna, który sprawiał wrażenie zimnego sukinsyna. Z resztą, to nie

nowość.

– Nie chciałam, by to wszystko tak wypadło. Po prostu, rozumiesz… – Zawahała się.

– Nie rozumiem. – Odpowiedział chłodno Ratliff, który nadal pozostawał obojętny.

– Przepraszam. Nie wiem, jak mogę to naprawić? – Spytała łagodnie, przyciskając struny do

gryfu, przerywając tym chłopakowi grę. Spojrzał na nią.

– Camila, nie zrozum mnie źle, ale to było głupie. Nie wiem co przez ciebie przemawiało,

brakuje ci faceta? Chciałaś jedynie się zabawić, nie wiem, poczuć adrenalinę? Jesteśmy w jednym

Page 47: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

47

zespole i takie sytuacje są niedopuszczalne, sama widzisz co się teraz dzieje. C o za hipokryta ze mnie,

o Boże.

Dziewczyna patrzyła coraz bardziej speszona.

– Nie, Tommy, przecież wiesz, że nie traktuję cię w ten sposób. Z resztą, najlepiej zapomnijmy

o tym. To był przypływ emocji, po prostu…

W drzwiach stanął Adam. Kiedy Tommy na niego spojrzał, machinalnie się uśmiechnął. Camilę

zaintrygowała ta skrajna zmiana zachowania i nastawienia.

Adam oraz Camila wymienili mordercze spojrzenia. Basista zaśmiał się cicho, kiedy ich zobaczył.

– Ale zaraz będzie walka! Cholera, popcorn! – Zawołał i sięgnął po otwartą paczkę chipsów,

śmiejąc się przy tym.

– Zamknij się, Ratliff! – Wykrzyknęli jednocześnie i nim Adam zdążył zbliżyć się do drzwi, Camila

zrobiła to pierwsza. Lambert wzruszył ramionami i spojrzał na blondyna, który rzucił od niechcenia

puste opakowanie za łóżko.

– No co chcesz, panie Glam?

Adam popatrzył z ironicznym uśmiechem

– Nic panie Kitty, po prostu przyszedłem.

Tommy wrócił do poprzedniej pozycji

– Kitty? Żarty sobie robisz?

– Pretty Kitty. – Zaśmiał się Adam i zbliżył do łóżka swojego przyjaciela. Tommy patrzył z

zażenowaniem. Mimo wszystko spodobało mu się to określenie.

– Czego ty nie wymyślisz… – Mruknął i potarmosił Adama po czarnych włosach. – Przepraszam,

ale wynoś się, bo idę spać. – Rzekł i wtulił się w poduszkę, napawając się przy tym jej miękkością.

Podniósł powieki, gdy Adam wszedł na łóżko i położył się tuż obok – Chciałem powiedzieć dobranoc.

– No to powiedziałeś. Pa. – Odburknął blondyn i cicho westchnął – Kocham łóżko.

Lambert patrzył na wątłe ciało chłopaka i nachylił się nad nim.

– Dobranoc. – Szepnął do jego ucha. Tuż po chwili zniknął za drzwiami, pozostawiając

Tommy’ego samego. Ratliff wpatrywał się w ścianę, a jego ciało przeszedł zimny dreszcz. Poczuł

wzbierającą się w jego sercu złość, która mieszała się z uczuciem spokoju. Nie rozumiał skąd takie

skrajności biorą się w jego sercu. Usiadł i przetarł oczy. Może to sen. Niech to będzie tylko sen. Wszystko

w pokoju było na swoim miejscu, a on nadal w poczuciu totalnej beznadziei siedział na krawędzi

Page 48: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

48

hotelowego tapczanu. Kiedy od niechcenia wstał i powolnym krokiem skierował się w stronę drzwi, do

pokoju wparował Monte.

– Gdzie ta błyszcząca królowa? Adam?! – Krzyknął i rozglądał się. Tommy wzruszył ramionami

– Wyszedł. Polecam zajrzeć do jego pokoju. – Powiedział z nutą ironii w głosie i uśmiechnął się

zadziornie. Monte spojrzał na niego.

– Skoro tak lubisz eksperymentować, to może jednak znajdę go w twoim pokoju? – Powiedział

zdenerwowany Monte, który po chwili opuścił pokój, uznając, że to najbardziej racjonalne wyjście.

Tommy znów zatrzymał wzrok na martwym obiekcie, a przed jego oczami wyobraźni stanęła postać

Adama. Znów ta fala nieprzyjemnego uczucia, budzącego strach i frustrację.

***

Wszyscy członkowie zespołu zajęli już miejsca w samolocie. Adam podsłuchiwał rozmowę swoich

tancerzy, Sashy i Taylora.

– Proponuję zmienić układ na Fever. Nie nadążam w tej czterdziestej sekundzie.

– Boże, Taylor. – Mruknęła Sasha – Jest w porządku. Ćwicz więcej, to się wyrobisz.

– Ale to nie moja wina, że zawsze stajesz mi na drodze.

Dziewczyna uderzyła dłonią w czoło

– Czy każdy facet jest taką narzekającą zrzędą?

– Nie każdy – Wtrącił Adam, na co kilka osób zareagowało śmiechem. – A ty z czego się cieszysz,

Ratliff? – Trącił sąsiada łokciem, który oparł głowę o szybę.

– Jesteś najgorszą, jęczącą wiedźmą, jaką znam. – Powiedział i po chwili zaczął się śmiać z

samego siebie.

– Ty… żałosne. – Mruknął Adam i wyciągnął ze swojej czarnej torby przypadkową książkę.

– O, królowa będzie uczyć się rządzenia we własnym królestwie – Rzekł Tommy, zerkając na

książkę zatytułowaną „jak urządzić kuchnię?”

Adam wbił wzrok w fotel przed sobą i znów brakowało mu słów, żeby zripostować śmiejącego się

przyjaciela.

– Jeden do zera dla mnie. – Powiedział z dumą blondyn, wpatrując się w oblicze obrażonego

Adama. Lambert zbliżył się do chłopaka, tak, że ten spłynął z fotela. Patrzyli sobie w oczy, dzieliło ich

zaledwie dziesięć centymetrów.

– Przymknij się Ratliff, bo zaraz będzie dziesięć do jednego. – Wycedził Adam.

Page 49: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

49

Tommy prowokacyjnie przygryzł wargę i podniósł brwi

– To, że raz ci się udało nade mną zawładnąć, nie znaczy, że uda ci się kolejnym razem. – Rzekł,

odsuwając Lamberta od siebie i poprawiając jasną grzywkę.

Adam popatrzył na chłopaka i poczuł jak serce w jego piersi momentalnie przyspiesza. Uwielbiał ten

zaczepny wzrok, który był zarazem tak tajemniczy oraz radosny, że nietrudno było się zapomnieć.

Zatrzymał wzrok na ustach Tommy’ego i przywołał wspomnienie pocałunku. W tym momencie, patrząc

na twarz blondyna, po raz pierwszy, na trzeźwo i będąc tego całkowicie pewnym, pomyślał „Jesteś

najcudowniejszym mężczyzną, jakiego znam”.

Ciszę przerwał dźwięk telefonu. Tommy zobaczył na wyświetlaczu imię brata swojej dziewczyny Keri, z

którym nigdy nie żył w dobrych stosunkach.

– Słucham? – Spytał tak nienaturalnie zimnym głosem, że Adam zerkną na basistę.

– Niedługo się zobaczymy. Przyjadę z Keri i wszystko wyjaśnimy. Jasne? – Spytał chłopak.

– Mogę rozmawiać z nią, ale nie z tobą. – Na jego usta cisnęły się wulgarne słowa, jednak

postanowił milczeć.

– Żegnam. – Odparł chłopak i rozłączył się.

Tommy wsunął telefon do kieszeni i spojrzał na Adama.

– Znów ten pajac będzie ratował wasz związek? – Spytał czarnowłosy.

– Tu już nie ma czego ratować. – Odparł Tommy i zerknął na dyskutujących przyjaciół, nie

zwracali na niego uwagi. Przysunął się do Lamberta i wyszeptał mu na ucho – Boję się.

Adam poklepał chłopaka po ramieniu

– Nie ma czego, ten świr nie stanowi zagrożenia.

– Nie jego się boję – Odparł blondyn – Boję się tego, że zaczynam robić rzeczy, których nie

powinienem.

– Położył palec na ustach Adama, dając mu do zrozumienia, co ma na myśli.

Page 50: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

50

10. Ekspresja

Jesień należała do jednej z tych pór roku, które Adam uwielbiał. Szybko zapadający zmrok wiązał się z

wczesnym wyruszeniem na podbój najlepszych imprez. Z drugiej strony miał wystarczająco dużo czasu

na melancholię i skupianie się nad pisaniem nowych utworów, na które czekali najwierniejsi fani.

– Tommy, mogę zadać osobiste pytanie? – Spytał Lambert, przeplatając między palcami czarny

długopis.

– No…? – Mruknął blondyn, usilnie wpatrując się gazetę.

– Gdybym zaczął się z kimś spotykać, jak byś zareagował? – Spytał Adam, zawieszając wzrok na

basiście.

– Ta… Coś tam, nie wiem.

– Tommy! – Krzyknął Adam – Słuchasz mnie czy nie?

Blondyn spojrzał na oburzonego przyjaciela i dopiero teraz wrócił do rzeczywistości

– Coś mówiłeś?

– Wrr… nic już. – Odburknął Adam, rzucił długopis i przeciągnął się leniwie. – Czym taki zajęty

jesteś? – Spytał.

Tommy znów wydał odgłos znudzenia i nie dając odpowiedzi próbował zdecydować się, którą z gitar

powinien kupić.

Adam, wpatrując się w chłopaka, powoli podszedł do niego i klęknął na podłodze.

– Ignorujesz mnie – Wyszeptał wprost do jego ucha ciepłym, stonowanym głosem. Blondyna

przeszedł dreszcz podniecenia. Przełknął ślinę, która z trudem przeszła przez jego gardło.

– Nie. Po prostu jestem zajęty. – Odpowiedział, choć miał wrażenie, że jego głos drży. Cholera,

co się ze mną dzieje?!

– Może lepiej by ktoś się zajął tobą, co? – Wyszeptał Adam, obejmując Ratliffa w pasie i

przyciągając go do siebie.

– Do czego, że tak spytam, zmierzasz? – spytał Tommy, odwracając głowę, by spojrzeć na

uśmiechniętego wokalistę.

– Akurat w tej chwili nie planuję niczego szczególnego – Wzruszył ramionami.

Page 51: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

51

Tommy wodził wzrokiem za dłonią Adama, która przesuwała się w górę i w dół wzdłuż jego boku,

rozgrzewając przy tym ciało chłopaka. Westchnął cicho i postanowił zignorować czuły gest. W sumie

Adam lubił nawiązywać bliskie kontakty z ludźmi, których darzył sympatią, dlatego też Tommy

odetchnął z ulgą.

Ciszę przerwało donośne, gwałtowne pukanie. Adam odsunął się, na wypadek, gdyby Monte znów

chciał mu docinać, jednak w drzwiach stanęły dwie inne postacie.

– Tommy! – Krzyknęła Keri, która podbiegła do blondyna i bez wahania klęknęła tuż przy nim,

obejmując go z całej siły mocniej i gwałtowniej niż zrobił to Adam. Przez głowę Ratliffa przeszła myśl,

że zdecydowanie wygodniej było mu opierać się o klatkę piersiową Lamberta i słuchać spokojnego

szeptu, niż być ściskanym przez krzyczącą dziewczynę.

Adam, widząc tę sytuację, poczuł narastający gniew, lecz wiedział, że nie może nic zrobić. Przeniósł

wzrok na wysokiego, groźnie wyglądającego rówieśnika i wstał.

Brat Keri wyminął go i zdecydowanym krokiem ruszył w stronę Tommy’ego, który natychmiastowo się

podniósł. Przez moment patrzyli na siebie niczym hieny, gotujące się do ataku. Dziewczyna stanęła

między nimi, by załagodzić sytuację.

– Spokojnie, Jake – Rzekła dziewczyna. – Wszystko w porządku. Tommy? – Spytała, wpatrując

się w brązowe tęczówki swojego chłopaka. Położyła dłonie na jego ramionach i stanęła na palcach, by

ucałować jego usta. Zmrużył oczy, jednak nie poczuł niczego poza jej delikatnymi wargami. Żadnej

więzi, czułości, pragnienia, totalna pustka. Miał wrażenie, że jego serce zatrzymało się na kilka chwil w

momencie, gdy uświadomił sobie jak silne miotały nim emocje podczas pocałunku z Adamem. Spojrzał

na niego.

Lambert stał blisko nich i z pełnym gniewu wzrokiem śledził każdy ruch Keri. Tommy odwrócił od niego

wzrok i spojrzał na dziewczynę.

– Zaraz porozmawiamy. – Rzekł, dając do zrozumienia dwóm mężczyznom, by opuścili pokój.

Jake zacisnął dłonie w pięści i opuścił małe pomieszczenie, Adam natomiast, niechętnie kierując się do

wyjścia popatrzył na Tommy’ego, stojącego w objęciach dziewczyny. Blondyn powiódł wzrokiem za

Adamem, który przypominał dziecko pozbawione najcenniejszej zabawki. Wyszeptał coś pod nosem i

opuścił pokój. Ratliff, obejmując roześmianą dziewczynę, miał wrażenie, że jedno ze słów

wypowiedzianych przez czarnowłosego brzmiało „kochanie”. Może po prostu się mylił.

***

Próba w Madrycie miała rozpocząć się o czwartej po południu. Choć było już dwadzieścia po, na wielkiej

scenie stała jedna osoba. Camila uderzała w klawisze swoimi szczupłymi palcami, rozmyślając o

Page 52: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

52

ostatnich wydarzeniach w jej życiu i życiu grupy. Jakby nie było – jedno i drugie przeplatało się

wzajemnie. Jeden reflektor oświetlał jej drobną postać, a kiedy usłyszała uchylające się drzwi, jej palce

zwolniły.

– Adam, to ty? Zawsze jesteś wcześniej niż my wszyscy. – Powiedziała i zamarła, gdy zobaczyła

przed sobą postać blondyna. – O, Tommy. Ja właściwie już skończyłam, więc masz całą halę dla siebie

– Rzekła i odstąpiła od klawiatury.

Podszedł do niej powolnym krokiem i śmiało oparł dłonie o jej ramiona.

– Cam, nie chcę się z tobą kłócić. Nic się nie stało. Zapomnijmy o naszej sprzeczce.

Dziewczyna patrzyła na chłopaka i po dłuższym zastanowieniu odparła

– Dzięki. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.

Tommy uśmiechnął się serdecznie i klęknął przed swoim basem. Dostrzegł na jego korpusie zdarty

lakier i ślady obicia. Po chwili przypomniał sobie, że w ataku furii cisnął instrumentem o ziemię.

Wydarzyło się tuż po ostatniej aferze z Keri, kiedy zdradziła całemu zespołowi, co wydarzyło się w ich

sypialni. Adam, ciągle mieszasz.

Camila wróciła do instrumentu i grała, zerkając co kilka chwil na mężczyznę. Delikatne brzmienie

elektronicznego pianina zgrywało się z niskim tonem basu i choć dźwięki te były skrajnie odległe, razem

tworzyły niesamowity duet. Tommy, wpatrując się w metalowe struny, rozmyślał o rozmowie z Keri. O

tym, że mu wybaczyła, choć w głębi duszy tego nie potrzebował. Choć spędził z nią wiele czasu w swoim

barwnym życiu, nie wracał do tego we wspomnieniach, jedyna myśl, na której się skupiał dotyczyła

pocałunku z mężczyzną. Pierwszego i jedynego, jakiego w życiu doświadczył. Nie potrafił rozumieć

swoich uczuć, ciągle kumulowały się w nim jednocześnie złość i radość.

– Tommy, możemy porozmawiać? – Spytała łagodnie dziewczyna, zbliżając się do blondyna.

Odłożył instrument i znacząco pokiwał głową.

Dziewczyna starała się uchwycić jego wzrok – Nie chcę wkraczać w intymne sfery twojego życia, ale

widziałam, że twoja była, Keri, wróciła. Jesteście razem?

Słowa te spowodowały, że ciężar na jego sercu nie spadł, lecz przybrał na sile. Keri, Adam, Keri czy

Adam…

– Nie wiem. Chyba tworzymy coś w rodzaju luźnego związku. – Odparł, spuszczając głowę,

jakby powiedział coś, czego się wstydzi. – Cama, zastrzel mnie… – Wycedził przez zaciśnięte zęby i

zacisnął powieki, pod którymi czuł narastające pieczenie. Łzy beznadziei napływały do jego oczu,

wprawiając go w niewytłumaczalne poczucie winy.

Page 53: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

53

– Tommy? Co się dzieje? – Spytała troskliwie i zajęła miejsce blisko swojego kolegi.

Blokada została zniesiona. Wszystkie uczucia, które przez ostatnie dni kumulowały się w środku jego

serca, eksplodowały i musiały znaleźć swoje ujście.

– Camila… – Rozejrzał się po sali, by mieć świadomość, że nikogo tam nie ma – Całowałem się

z Adamem. – Wyszeptał. Dziewczyna patrzyła, jakby nie do końca rozumiała treść przekazu. Nie mógł

pohamować swojej potrzeby podzielenia się najbardziej skrytą tajemnicą – To miała być tylko

zwyczajna próba, eksperyment. Od tamtej pory mam w głowie jakiś niezrozumiały chaos. Z resztą to

zaczęło się już wcześniej, Adam, on… on nie chce opuścić mojej głowy. Wiele razy całowałem się z

kobietami, lecz to, co zaszło między mną a Adamem było nieporównywalnie silniejsze. Ja…

Camila patrzyła coraz bardziej zszokowana. Nie wiedziała czy bardziej dziwi ją treść przekazu, czy to, że

blondyn jest taki wylewny. Wykonała gest, który miał zachęcić Ratliffa do dalszych zwierzeń.

– Ja go… nie wiem, ja go pragnę. Kiedy go widzę, mam ochotę… – Słowa z coraz większym

trudem przechodziły przez jego gardło – przytulić się do niego, czuć jego bliskość. I to wszystko przez

ten cholerny pocałunek! Nie mogę przestać o nim myśleć. Nie jestem gejem. Żaden inny facet nie robi

na mnie wrażenia, serio. Nie rozumiem, skąd to się bierze, ale chyba chcę, by teraz się skończyło.

Camila, po długiej przerwie, zaczęła mówić – To, że podoba ci się Adam, nie znaczy, że jesteś gejem.

Wiesz… ludzka natura nie jest jednoznaczna do określenia. Nie możesz powiedzieć, że jesteś

stuprocentowym hetero, bo wszystko zależy od okoliczności, w jakich się znajdziesz. Adam jest całkiem

atrakcyjnym facetem, ma w sobie coś, co przyciąga uwagę. Myślę, że ta fascynacja mimo wszystko ci

przejdzie – Powiedziała. I mam taką nadzieję.

Tommy westchnął smutno i popatrzył na dziewczynę

– Ja chcę być blisko niego. Z drugiej strony go nienawidzę. Nienawidzę, bo dla niego to jest

tylko igranie ze mną, luźny i bezpieczny flirt. Staram się go ignorować, nie patrzeć, nie potrafię tak

długo. Dla mnie to istna walka. Nie mogę dopuścić do kolejnej sytuacji, w której ja i on…

Na sali pojawili się Monte i Adam, którzy rozmawiając o dzisiejszym koncercie, nie zwrócili większej

uwagi na basistę i keybordzistkę. Rzucili tylko spieszne „cześć” i trzymając w rękach kubki smakowicie

pachnących expresso i latte, usiedli na schodach.

– Nie kłamiesz, Tommy – Rzekła Camila, widząc wzrok blondyna, który od kilkunastu sekund

nie namierzył innego obiektu prócz postaci Adama.

Ratliff uśmiechnął się posępnie – Dzięki, że mogłem ci o tym powiedzieć. Kochana jesteś. – Rzekł i oparł

głowę na ramieniu Cam, która pogłaskała jego jasne włosy.

Page 54: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

54

– Zawsze możesz na mnie liczyć – Rzekła, przeczesując blond pasma – Jakbyś to nazwał?

Miłość? Zauroczenie?

Obserwując postać Adama, mruknął pod nosem

– Żadne z powyższych. Będę w garderobie, muszę się przebrać – Powiedział. Był zadowolony,

że mógł szybko znaleźć wygodną wymówkę, by uniknąć głębszego dociekania.

– Cześć Adam. – Rzucił, kiedy przechodził obok czarnowłosego, lecz ten zawołał – Hej, Tommy,

czekaj!

Ratliff przez chwilę pomyślał, że Lambert mógł podsłuchać jego rozmowę z Camilą, co wywołało w nim

paraliżujący strach.

– Hm?

Adam odgarnął zmierzwioną grzywkę i zbliżył się do basisty – Wiesz, niedługo mamy Halloween.

Tommy parsknął śmiechem

– Adam, ile ty masz lat? Halloween w twoim życiu skończyło się wraz z ukończeniem szkoły

średniej.

Adam zignorował słowa chłopaka, odpowiadając jedynie ironicznym uśmiechem

– Mój przyjaciel robi wielką imprezę. No i ja… nie mam z kim iść, więc stwierdziłem…

Nie ma mowy pomyślał Tommy, lecz coś nie pozwoliło mu wydusić z siebie tych słów.

– …, że zaproszę ciebie.

– Czemu nie pójdziesz sam? – Spytał blondyn, krzyżując ręce na piersi.

Adam przewrócił oczami

– Nie będę nikogo znał. Poza tym zwykle każdy przychodzi z kimś, a że ja jestem samotny, to…

no jesteś moim przyjacielem i chciałbym spędzić z tobą noc.

– Słucham? – Uśmiech wstąpił na twarz Tommy’ego.

– To znaczy noc w znaczeniu imprezy. Będzie świetnie, obiecuję ci to. No Tommy…

Adam zaczął żałować, że w ogóle zaczął ten temat. Nie dość, że to brzmi prawie jak zaproszenie na

randkę, to jeszcze się skompromituje. Odetchnął, gdy usłyszał.

– W porządku. Ale będę miał u ciebie dług wdzięczności, jasne?

Adam roześmiał się

Page 55: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

55

– Jasne. Jest tylko jeden warunek – Rzekł – Musimy się przebrać.

Tommy nie był zachwycony tym pomysłem, jednak odpowiedział

– Coś wymyślę.

Uśmiechnęli się wzajemnie i nim Adam zdążył podziękować, Ratliff zmierzał już w stronę garderoby.

Lambert zauważył Camilę, jednak nie miał ochoty z nią rozmawiać. Monte zajął się już swoją gitarą,

Longineu stał w korku i co chwilę przeklinał Hiszpanię na twitterze, co spotkało się z oburzeniem fanów.

Adam, dopijając kawę, zaczął rozmyślać o koncercie i swoich muzykach. Starał się nie skupiać na postaci

Tommy’ego, jednak przychodziło mu to z trudem. Obserwował cienie tańczące na podłodze i westchnął

cicho, czując narastającą tęsknotę. Choć wiedział, że Tommy jest dla niego zakazany i łączy ich bariera

nie do przeskoczenia – heteroseksualna orientacja blondyna, często wracał myślami do pocałunku, na

który obaj się zdobyli. Chwilę potem myślał już o Keri i nieprzyjemne uczucie zalało jego ciało. Choć

wiedział, że nie może mieć Ratliffowi za złe bycia w związku, czuł niechęć do dziewczyny. Nie chodziło

tu o to, że był zazdrosny, przynajmniej tak mu się wydawało – nie znosił jej za to, że raniła chłopaka,

który wcale na to nie zasługiwał. I choć Tommy nieczęsto okazywał smutek i inne uczucia, obrazujące

stan jego duszy, Adam wiedział, że w głębi serca cierpi jak każdy człowiek. Nieważne, że szanse są

niemal równe zeru. Najwyższy czas wziąć sprawy w swoje ręce.

11. Czas

Dochodziła godzina dwudziesta trzecia i wszyscy członkowie zespołu opuścili już scenę. Tancerze

szybko się przebrali i wybiegli bocznym wyjściem upominając Adama, by zaczekał na nich. Lambert

przewrócił oczami i mruknął coś pod nosem.

– A ci, dokąd znowu? – Spytał Monte, który wyglądał na wyjątkowo zmęczonego.

– Poszli po szybkie żarcie. Gdyby nie oni, zapomniałbym czym jest kolacja – Odparł i ruszył w

stronę busu. Zajął miejsce na końcu i oparł głowę o szybę. Czuł narastający ból w łydkach, jego ręce

wydawały mu się niezwykle ciężkie, a palce odrętwiałe. Mimo wszystko postanowił, że przed pójściem

spać weźmie kąpiel, a jeśli nie będzie miał siły – chociaż szybki prysznic. Zmrużył oczy i przez kilka minut

napawał się atmosferą ciszy i spokoju. Zapadł w stan podobny do połowicznego snu, w którym miał

poczucie otaczającej go rzeczywistości, lecz chłonął ją jakby przez pryzmat.

Page 56: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

56

– Nie wiedziałam, że tak wspaniale grasz. W ogóle nie tylko świetnie grasz, ale też wyglądasz…

Chyba dużo czasu spędzasz na siłowni, co?

Adam miał ochotę parsknąć śmiechem, gdy usłyszał podekscytowany ton głosu Keri. Choć nie znosił jej

obecności, rozśmieszyła go swoim tekstem. Czy Tommy wygląda na kogoś, kto spędza wolny czas ze

sztangą? Pomyślał, nie otwierając oczu. Zaraz, zaraz… od kiedy ona jest dla niego taka uprzejma?

– Masz naprawdę silne ręce. Dziewczyny szaleją na punkcie takich facetów jak ty, zdajesz sobie

z tego sprawę? – Jej głos rozbrzmiał ponownie.

Co ty pieprzysz, dziewczyno? Adam podniósł powieki i między siedzeniami dostrzegł Keri siedzącą u

boku zakłopotanego Longineu.

– O cholera – Adam szepnął pod nosem, mając świadomość, że brunetka nie wie o jego

obecności. Choć miał ochotę posłuchać jak będzie przebiegał ten flirt, całą zabawę przerwał Tommy,

który wsiadł do auta. Przeszedł całą długość busu, by opaść bezwładnie na miejscu obok Adama.

– Nie za wygodny się zrobiłeś? Mogłeś, chociaż ruszyć tyłek i iść do fanów – Powiedział Tommy

jakby z wyrzutem, że lider nie potrafi zatroszczyć się o własnych wielbicieli. Oparł się o wygodne

siedzenie, biorąc przy tym głęboki oddech.

– Daj mi spokój, nie mam siły – Mruknął Adam i odwrócił się niemal plecami, przyklejając przy

tym do zimnej szyby. Tommy uśmiechnął się i obserwował członków zespołu zajmujących miejsca

dużego mercedesa.

– Suka – Rzekł cicho Adam, na co Tommy zareagował dobitnym – Słucham?

Lambert przez chwilę zastanawiał się, czy nie powiedzieć blondynowi o incydencie, który miał miejsce

tuż przed chwilą, lecz powstrzymał się.

– Nie, nic. Głośno myślę – Powiedział spokojnie i poruszył się, zmieniając przy tym pozycję.

Tommy dobrze wiedział, że chodziło mu o Keri, jednak nie miał już siły na kłótnie i dyskusje. Z

pewnością sam nie nazwałby jej w ten sposób, jednak miał świadomość, że to słowo, choć tak mocne

i wulgarne poniekąd pasuje do opisania dziewczyny.

***

Hotel nie należał do najlepszych w mieście, ale jego standardy były całkiem zadowalające jak na mało

wymagających gości. Choć muzycy nigdy tego nie ustalali, każdy brał pokój dla siebie. Adam, jako

pierwszy wziął swój klucz i poczuł falę ogarniającej go złości, wściekłości, gdy usłyszał, że Tommy i Keri

biorą wspólny pokój. Kiedy okazało się, że będą spać tuż za jego ścianą, miał ochotę wrócić do

samochodu i spędzić w nim noc, mając za poduszkę zimną, wilgotną szybę. Spojrzał na Camilę, która

Page 57: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

57

wyglądała na całkowicie przygaszoną, trzymała się u boku jednej z tancerek, jednak w ciągu całego

wieczoru wypowiedziała zaledwie kilka słów. Adam, choć nadal miał do niej pretensje, poczuł

współczucie względem keyboardzistki i przez chwilę zastanowił się, czy nie przeprosić jej za ostatnią

sprzeczkę. Postanowił jednak nie ulegać chwilom emocjom, wolał przemyśleć ten wybór jeszcze raz.

– No to chodźmy – Zawołał Monte, prowadząc grupę w stronę korytarzu na parterze, w którym

mieściły się ich pokoje. Wszyscy rzucili krótkie „dobranoc” i zniknęli za dębowymi drzwiami, by

wypocząć przed jutrzejszym śniadaniem. Adam, jako ostatni wszedł do pokoju, sprawiającego całkiem

miłe wrażenie. Jednoosobowe, choć duże łóżko stało na beżowym, miękkim dywanie, na kremowych i

oliwkowych ścianach wisiały lustra i obrazki pełne kolorowych krajobrazów. Adam usiadł na łóżku i w

tej samej chwili usłyszał za ścianą chichot dziewczyny, który doprowadzał go do białej gorączki. Zdjął

kurtkę, którą cisnął o podłogę i przekręcił klucz w łazience, decydując się ostatecznie na prysznic.

Spojrzał w lustro, lecz uznał, że nie był to najlepszy pomysł. W odbiciu widział wściekłego i zmęczonego

człowieka. Szybko pozbył się ubrań i puścił gorącą wodę, która złagodziła jego rozkołatane nerwy i

podziałała nadzwyczaj relaksująco. Opuścił łazienkę nie dłużej niż piętnaście minut później, zgasił

światło i wszedł pod miękką kołdrę, za którą tęsknił cały wieczór. Dobry Boże, w końcu święty

spokój. Głosy za ścianą ustały, pokój ogarniał mrok, lecz Adam czując nadal silny ból mięśni, nie mógł

zasnąć. Choć nie widział zegara, miał wrażenie, że jego wskazówki stoją w miejscu, ewentualnie

mozolnie się przesuwają, jednak do pobudki zostało około ośmiu godzin. Postanowił, że krótka

przechadzka po hotelowym korytarzu będzie najlepszym sposobem na zabicie nudy, która dokuczała

mu w tej chwili. Zwlókł się z łóżka, założył jasny szlafrok i opuścił pomieszczenie. Szedł powoli, mijając

kolejne drzwi, za którymi odpoczywali pogrążeni we śnie muzycy i inni goście. Na końcu zauważył taras,

zmierzał w jego stronę. Kiedy wyszedł na zewnątrz poczuł chłodne, lecz przyjemne powietrze, które

wywołało zimny dreszcz na jego plecach.

– Też nie możesz spać? – Rozbrzmiał znajomy głos.

Adam niemal podskoczył, odwrócił się i spostrzegł w ciemności Tommy’ego, trzymającego w dłoni

szklankę pełną jakiegoś jasnego trunku.

– Tak… nie spodziewałem się, że tu będziesz – Odpowiedział i oparł się o barierkę – Ta twoja

śpi?

Tommy uśmiechnął się

– Co, duma nie pozwala ci wypowiedzieć jej imienia? Śpi. Dlaczego tak jej nie znosisz? Mógłbyś

mieć chociaż dobry powód.

– Po prostu. Nie pasujecie do siebie – Powiedział sucho Adam.

Page 58: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

58

– Hej, czekaj, czegoś tu nie rozumiem – Zaczął Tommy – Spotykam się z nią od jakichś dwóch

lat, czemu dopiero teraz jesteś wobec niej taki wredny?

– Jeszcze nie jestem – Odpowiedział Lambert, a jego słowa zabrzmiały jak przestroga.

– No dalej. Powiedz otwarcie, dlaczego tak nią gardzisz.

Adam czuł wzbierającą się w nim złość. Milczał.

– Nie bądź dzieckiem, mów – Powiedział Tommy obojętnym tonem głosu.

– Ona jest głupia, a ty jesteś jeszcze głupszy. Głupszy? Jesteś skończonym idiotą – Powiedział

Adam i choć czuł, że nie są to przyjemne słowa, wypowiadał je w dobrej wierze – Dajesz sobą pomiatać

i godzisz się na wszystko, czego tej lasce się zachce. Nawet nie dostała mojej zgody na podróżowanie z

zespołem i tylko z sympatii do ciebie postanowiłem się zamknąć. Kurwa, Tommy, jesteś dorosłym

facetem, do którego wszyscy czują respekt, a dajesz tak sobą manipulować! Nie wierzę w to. Dzisiaj w

mojej obecności podrywała Longineu i to w tak prymitywny sposób, że niewiarygodne jak on zachował

powagę. Co cię przy niej trzyma, człowieku? Kochasz ją? – Mimo wielu wypowiedzianych słów, ostatnie

pytanie interesowało go najbardziej.

– No ja…

– Kochasz ją czy nie? – Powtórzył Adam, który w tej chwili nie był tym ciepłym i uroczym

wokalistą, którego wszyscy znali. Teraz miał coś do powiedzenia i wiedział, że każdy cel jest osiągalny.

– Nie – Odparł Tommy, choć wypowiedział to z wyraźnym trudem.

– To skończ tę chorą relację – Rzekł Adam.

– I tak nie zrozumiesz – Odparł Tommy.

– Wracajmy – Zaproponował Lambert, który był wystarczająco rozdrażniony, by nie zmrużyć

oka aż do bladego świtu. Szli korytarzem w milczeniu, nie patrząc na siebie wzajemnie.

– Tommy, wejdziesz do mnie? – Spytał Adam, uchylając drzwi do swojego pokoju.

Ratliff zmierzył go wzrokiem

– Nie, dzięki. Jestem zmęczony. Dobranoc – Powiedział i zniknął w cieniu.

Adam patrzył na zamykające się drzwi, poczucie beznadziei sięgnęło teraz zenitu. Wszedł do swojego

pokoju i rzucił się na łóżko. Przeklinał Keri, Tommy’ego oraz samego siebie. Zamknął oczy, wtulił się w

miękką poduszkę i liczył w myślach, mając nadzieję, że zaśnie przed tysiącem. Dwieście pięćdziesiąt

osiem…dwieście pięćdziesiąt dziewięć… dwieście kurwa sześćdziesiąt… dwieście drzwi uchyliły się,

Page 59: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

59

wpuszczając do pokoju promień światła. Adam podniósł głowę i zobaczył szczupłą postać, która zamyka

za sobą drzwi.

– Zmieniłem zdanie – Rzekł blondyn – Znajdziesz dla mnie miejsce?

Adam bez zbędnych słów cofnął się aż do krawędzi i odchylił kołdrę, pod którą wszedł basista. Choć

było ciemno, widział zarys jego ciała, twarzy i włosów. Leżeli przodem do siebie w bliskiej odległości.

– O co ci chodzi, Tom? – Spytał łagodnie Adam.

– Nie wiem… ja sam tego nie rozumiem, wiesz? – Odpowiedział szeptem blondyn i nieśmiało,

powoli przesunął opuszkiem palca po dłoni Adama. Lamberta przeszedł elektryzujący dreszcz.

– Camila jest jakaś przygaszona. Zauważyłeś?

– Nie wiem. Może. Moja dziewczyna śpi za ścianą, a ja leżę z tobą w jednym łóżku – Szepnął

Tommy, w jego głosie pobrzmiewała nuta zawstydzenia i wyrzutu.

Adam przesunął palcami po jego ramieniu i kierował dłoń wzdłuż ręki chłopaka. Czuł jego delikatną,

ciepłą skórę.

– Mam wrażenie, że Keri wcale cię nie interesuje. Że szukasz czegoś… – Wyszeptał i zsunął rękę.

– Proszę, nie mów, nie pytaj… nie mogę znieść żadnych słów – Powiedział Tommy.

Adam przesunął palcami po jego dłoni i zacisnął je delikatnie na nadgarstku – Zawsze masz taki mocny

puls?

Ratliff patrzył w kierunku Adama mimo panującej ciemności

– Nie – Odparł.

Lambert uśmiechnął się posępnie

– Czuję się samotny. Mam wrażenie, że ty też…

Tommy przeciągnął językiem po swych suchych wargach. Westchnął cicho

– Tak.

– Mogę cię przytulić? – Spytał Adam, kładąc rękę na ramieniu chłopaka. Nie otrzymał

odpowiedzi.

Tommy podparł się na łokciu

– Boże, co ja tutaj robię…

– Chcę, byś w końcu zaczął się uśmiechać… – Powiedział Adam, leżąc nieruchomo.

Page 60: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

60

Milczenie przerywało jedynie tykanie zegara, który jakby zwolnił.

– Przekładnia zębata się zaciera – Powiedział półgłosem Tommy – Zaraz wszystko się zatrzyma.

Adam przysunął się do chłopaka

– Chcesz, by czas teraz stanął? – Spytał szeptem.

Patrzyli na siebie, widząc jedynie kontury swych ciał. Ratliff objął Adama za szyję i powolnym ruchem

przyciągnął go w swoją stronę. Zbliżył się do jego ucha i cichym, ciepłym głosem wymamrotał.

– Tak…

Lambert położył się jeszcze bliżej i wtulił chłopaka w swoje ciało, obejmując przy tym. Czuł przyjemny

zapach, ciepło, szybkie bicie jego serca. Teraz długie milczenie było najprzyjemniejszą ciszą, jaka

kiedykolwiek zapadła między nimi. Adam zamknął oczy, przestał odmierzać czas. Poczuł wewnętrzny

spokój, ukojenie, na które czekał bardzo długo. Wsłuchiwał się w oddech blondyna, poczuł ogarniające

go poczucie zmęczenia. Kiedy powoli odpływał w krainę snu, usłyszał głos Tommy’ego.

Lambert nie słyszał już tykania zegara wiszącego nad drzwiami. Uśmiechnął się pogładził chłopaka po

plecach. Nim zdołali życzyć sobie dobrej nocy, usnęli wzajemnie wtuleni w ramiona.

12. Decyzja

Adam, nie otwierając oczu, złapał słuchawkę telefonu, dzwoniącego do pokoju.

– Zamawiał pan pobudkę na ósmą. Dziękujemy za skorzystanie z usług hotelu Castillete.

Czarnowłosy odsunął się od szafki z aparatem i położył rękę na miejscu, gdzie powinien być Tommy.

Otworzył oczy, lecz spostrzegł jedynie odchyloną kołdrę i zapadniętą poduszkę.

– Tommy… – Wymamrotał i położył się na plecach, wspominając ostatnią noc. Odgarnął czarne

kosmyki z czoła i wstał, by ubrać się i zejść na wspólne śniadanie.

***

Członkowie zespołu zajęli długi stół na końcu sali. Byli jednymi z nielicznych gości skromnego hotelu.

Rozmawiali, żartowali i częstowali się przysmakami. Adam niechętnie spojrzał na Keri, zajmującą

miejsce naprzeciw niego

Page 61: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

61

– Dlaczego Tommy nie przyszedł? – Spytał chłodno.

– Późno wstał. Zaraz będzie – Odparła, nie zwracając na Lamberta szczególnej uwagi.

Choć nie chciał dać tego do zrozumienia, niecierpliwił się nieobecnością basisty. Niespełna dziesięć

minut później Tommy wszedł na salę i zajął wolne miejsce pomiędzy Adamem a Camilą. Dziewczynę

przywitał buziakiem w policzek, co wywołało złość na twarzy Keri, natomiast Lamberta obdarzył

uśmiechem, który zdradzał wszystko. Adam odwzajemnił uśmiech i odwrócił wzrok, mając wrażenie,

że wszyscy wiedzą, ze muzycy spędzili ostatnią noc wspólnie.

– Adam, możesz mi podać… – Tommy rozglądał się po całej długości stołu – Ser?

Wokalista chwycił talerz pełen przeróżnego nabiału i podał chłopakowi tak szybko, że ten nie zdążył go

złapać. Smakowite kulki z koziego sera potoczyły się po stole. Monte parsknął śmiechem, reszta zajęta

była rozmową.

– Boże, zachowujesz się jak świnia – Powiedziała Keri, patrząc z odrazą na Tommy’ego. Spojrzał

na nią, lecz nie miał ochoty pyskować swojej dziewczynie. Uważał to, za niegodne.

– Świnią możesz być co najwyżej ty – Rzekła głośno Camila, która skupiła na sobie uwagę

wszystkich członków zespołu. Zapadło wymowne milczenie. Adam zerknął na Tommy’ego, który widząc

napięcie między dziewczynami, powiedział

– Hej, kochane, spokojnie.

– Zamknij się idioto – Warknęła Keri, atmosfera była coraz bardziej napięta.

– Zwracaj się do niego z szacunkiem, kretynko! – Odparła donośnym tonem Camila, stając w

obronie basisty. Nim zdążył jakkolwiek zareagować, Keri wymierzyła ciemnowłosej cios w policzek,

używając do tego pięści. Camila krzyknęła z bólu oraz przerażenia i nie reagując na krzyki Adama,

wybiegła z sali. Tommy nie zważał na wściekłość Lamberta, którą kierował w stronę jego dziewczyny;

porwał się za dziewczyną. Wybiegł na korytarz i zauważył, że drzwi damskiej toalety zamykają się.

Podbiegł i zwolnił, zastanawiając się, czy powinien tam wchodzić. Ostatecznie zdecydował się to zrobić.

Ciemnowłosa dziewczyna stała przed lustrem i płakała, starając się nie patrzeć we własne odbicie. Czuła

obecność blondyna, lecz nie wiedziała, co powinna powiedzieć. Pozwoliła mu się zbliżyć.

– Wszystko w porządku? Pokaż mi się – Powiedział łagodnie, ujął ją za podbródek i obejrzał jej

twarz – Bardzo boli?

Camila, łkając cicho, popatrzyła Ratliffowi w oczy. Czuła, że teraz jej serce wali jak oszalałe.

– Cama, czemu to zrobiłaś? – Spytał, jakby z wyrzutem i przejęciem.

Page 62: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

62

– Nie mogłam słuchać, jak cię obraża – Powiedziała półgłosem, patrząc w brązowe oczy

chłopaka.

– Cama, to tylko słowa…

– Tylko słowa? – Powtórzyła i przyparła go do ściany. Teraz zupełnie nie wyglądała na kruchą

dziewczynę, potrzebującą pomocy – Tommy, czy ty naprawdę tego nie widzisz?

Ratliff czuł, że styka się z zimną ścianą, przeszedł go nieprzyjemny dreszcz prowadzący przez wszystkie

kręgi kręgosłupa. Patrzył na nią w milczeniu, nie do końca rozumiał, w jakim położeniu się znajduje.

– Kocham cię – Rzekła, patrząc w jego oczy – Kocham cię, Tommy Joe – Powtórzyła.

Poczuł, jak jego żołądek kurczy się w mgnieniu oka

– Camila… ty chyba nie mówisz poważnie…

To był jeden z tych momentów, które pojawiają się nieoczekiwanie. Choć na te słowa wielu ludzi czeka

bardzo długo, nie zawsze wypowiada je ta osoba, od której tego oczekujemy. Tommy nigdy nie

przypuszczał, że to właśnie jego koleżanka z zespołu wypowie to hasło pełne miłości, już łatwiej było

mu wyobrazić sobie Adama na jej miejscu. Uśmiechnął się nerwowo, licząc, że to tylko żart. Dziewczyna

patrzyła na niego poważnie.

– Ja… Cholera – Westchnął i odchylił głowę do tyłu. Po chwili spojrzał na nią – Wiesz, że nie

mogę…

Patrzyła na niego. Dostrzegł w jej oczach zrozumienie

– Wiem. Wiem, ale… Tommy, spełnisz moje jedno życzenie? – Spytała, odgarniając grzywkę, z

jego czoła.

Popatrzył niepewnie, lecz pokiwał znacząco głową.

– Pocałuj mnie – Szepnęła.

Choć wiedział, że nie powinien tego zrobić, nie potrafił teraz odmówić.

– Tylko jeden, nic nieznaczący raz, w porządku? – Upomniał ją i delikatnie objął w pasie.

Pokiwała głową i złączyła z nim swe usta. Zamknął oczy i wprowadził język między wargi dziewczyny,

czując metaliczny smak krwi. Nie przeszkadzało mu to. Chwilę później zakończył pocałunek i odsunął

się.

– Już dobrze? – Spytał, gładząc ją po ramieniu.

Spuściła głowę i cichym szeptem zdobyła się na wątpliwe

– Tak…

Page 63: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

63

***

Adam pakował swoje ubrania do walizki. Pił przy tym martini, rozkoszując się wyjątkowo słodkim

smakiem. Chwilę później do jego pokoju wbiegł Tommy.

– Wiesz co?! – Krzyknął zdyszany i zamknął drzwi tak gwałtownie, że szklanka wokalisty niemal

upadła na podłogę.

Lambert podniósł wzrok

– Wyprzedaże się zaczęły?

Ratliff przewrócił oczami i uśmiechnął się

– Nie – Usiadł – Ty wiedziałeś, że Cama się we mnie zakochała? – Spytał takim tonem, jakby to

oznaczało pewien problem.

Adam wzruszył ramionami

– Nie tylko ona.

– Co? – Tommy podniósł brew.

– Nic, tak sobie gadam. No wiedziałem, przecież to było widać – Rzekł niewzruszonym tonem

głosu.

– Czy tylko ja tego nie dostrzegłem? – Mruknął blondyn i położył się na łóżku. Przeciągnął się,

wzdychając przy tym ciężko. Adam zatrzymał wzrok na prężącym się w łóżku basiście i przesunął

językiem po słodkich od napoju ustach.

– Planujesz coś z nią? – Spytał, choć nie chciał znać odpowiedzi. Bał się odpowiedzi, lecz

blondyn zdecydowanie odparł

– Nie.

Adam usiadł tuż obok chłopaka i przeczesał palcami swoje włosy. Popatrzył mu w oczy i czuł nieodpartą

chęć zbliżenia się do niego.

– Jak ci się ze mną spało? – Spytał Lambert, uśmiechając się przy tym zadziornie.

– Całkiem nieźle… – Powiedział Tommy i zmierzył Adama wzrokiem.

– Uciekłeś mi w nocy. No, albo nad ranem – Stwierdził czarnowłosy.

– Rano – Uśmiechnął się Ratliff – Bałem się, że Keri nas zobaczy.

Adam odwzajemnił uśmiech

– Trochę jak… kochankowie?

Page 64: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

64

Ratliff zaśmiał się i usiadł. Zapadło chwilowe milczenie.

***

W pokoju Adama był cały zespół. Tommy siedział blisko balkonu i patrzył w kierunku Camili, która

unikała jego wzroku jak ognia. Wyglądała na zawstydzoną i smutną, jednak blondyn nie reagował.

Przeszło mu przez myśl, że Adam na jego miejscu zaraz przejąłby się dziewczyną. Natura Tommy’ego

była po prostu inna. Nie troszczył się o wszystkich wkoło, ale jeśli ktoś miał problem, mógł na niego

liczyć. Do pokoju weszli Adam oraz Keri. Wyglądała na niezadowoloną.

– Chciałem wam coś oznajmić – Rzekł Adam – Jak wszyscy wiecie, dziś rano miał miejsce

nieprzyjemny incydent. Choć Camila czuje się dobrze, takie rzeczy są niedopuszczalne,

niedopuszczalne, podkreślam. W związku z tym uważam, że Keri nie będzie mogła dalej podróżować z

zespołem. Ktoś wyraża sprzeciw?

Wszyscy skierowali wzrok na Tommy’ego, który miał ochotę opuścić pomieszczenie. Czekali na jego

decyzję, jednak nie podniósł ręki.

– Wybacz Keri, ale nie toleruję przemocy – Rzekł, co wywołało cichy chichot wśród zespołu.

Wiedzieli, że Tommy często wdaje się w bójki, zwłaszcza po alkoholu. Nikt jednak nie powiedział tego

na głos.

– W takim razie koniec z nami. Raz na zawsze – Rzekła, patrząc na chłopaka. Czuła się

zażenowana i opuściła hotelowy pokój. Camila uśmiechnęła się pod nosem, mając świadomość, że

Tommy uwolnił się od niszczącego wpływu dziewczyny. Choć miała świadomość, że to dla niego trudne,

wierzyła, że tak będzie lepiej. Wróciła do swojego pokoju, by wszystko jeszcze raz spokojnie

przemyśleć, tancerze i muzycy rozeszli się. Adam usłyszał, jak Monte woła kogoś na piwo, lecz uznał,

że nie chce tego słyszeć, więc zamknął drzwi.

– W końcu będziemy podróżować bez niej – Rzekł Adam. Podobnie jak Camila, cieszył się, że

Keri nie będzie więcej przebywała w obecności Tommy’ego, przynajmniej do zakończenia trasy. Choć

nie traktował Keri jako konkurencji, znacznie lepiej czuł się ze świadomością, że blondyn jest singlem.

Ratliff wstał i szedł do drzwi

– Zostawię cię samego. Muszę odpocząć – Stwierdził.

Adam zatrzymał go

– Dlaczego nie protestowałeś? Naprawdę chodziło o ratowanie honoru?

Tommy popatrzył przez chwilę w jego niebieskie tęczówki

– Adam… Też. Ale nie tylko.

Page 65: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

65

– A więc?

Ratliff uśmiechnął się

– Nie chcę tego mówić. Po prostu… to moja sprawa, w porządku?

Adam przyparł chłopaka do ściany

– Dlaczego postanowiłeś zrezygnować z obecności swojej partnerki, nie walczyłeś o swoje, nie

kłóciłeś się?

Tommy czuł gorąco zalewające jego ciało. Odsunął się

– Na to nie ma racjonalnej odpowiedzi.

– Więc jaka jest nieracjonalna? – Naciskał Adam, blokując wyjście swoim ciałem. Zbliżył się do

blondyna i ujął jego twarz w swoje dłonie. Czuł pod palcami mocne tętno wpatrzonego w niego

chłopaka.

– Świat czeka na ratunek. Cześć Adam – Rzekł blondyn i opuścił pokój.

Lambert powiódł za nim wzrokiem, nadal uśmiechając się pod nosem. Nie tak łatwo cię usidlić,

dzieciaku. Tommy szedł korytarzem i roześmiał się w pewnej chwili, a gdy odwrócił się, spostrzegł

Adama, który z uśmiechem na twarzy pokazał mu środkowy palec. Tommy posłał mu buziaka i wyszedł

na dwór, ciesząc się z wolności i świadomości, że jego przyjaźń z Adamem jest najcenniejszym darem,

jaki kiedykolwiek mógł posiąść.

13. Moja tajemnica

Monte oraz Taylor zajmowali czerwoną, skórzaną kanapę w garderobie zespołu. Gitarzysta przeglądał

nowe wpisy na twitterze, komentując niektóre z nich na głos. Taylor siedział napuszony i obserwował

kolegów z zespołu.

– Zauważyłeś, że ostatnio spędzają ze sobą dużo czasu? – Spytał, zerkając w kierunku Montego.

– Zdecydowanie za dużo – Odparł, nie podnosząc wzroku.

Adam siedział przed Tommym i nakładał blondynowi czarny cień na powieki. Śmiali się i rozmawiali

szeptem, wpatrując się w siebie wzajemnie.

Page 66: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

66

– To dziś mają tę imprezę halloweenową? – Spytał Taylor, udając, że wcale go to nie interesuje.

– Na to wygląda – Odparł Monte, spoglądając na kalendarz ścienny.

Do pokoju weszła Camila

– Nasz samochód już czeka. Rozdajcie kilka autografów, jeśli macie siłę i jedziemy do hotelu.

Adam i Tommy nas dziś opuszczają, więc bawimy się sami – Rzekła i wyszła, nie chcąc skupiać na sobie

uwagi Ratliffa.

Monte oraz Taylor rzucili w stronę zajętych chłopaków krótkie „cześć” i „udanej zabawy” po czym

zostawili ich samych. Adam zanurzył końcówkę pędzelka w płynnej szmince i nakładał głęboką czerwień

na wargi blondyna, który ze śmiechem powiedział:

– Łaskocze!

Adam odpowiedział uśmiechem

– Masz cudowne usta.

Tommy popatrzył trochę speszony, momentalnie przypomniał sobie ich pocałunek. Lambert nie

przestając się uśmiechać, układał chłopakowi blond kosmyki

– Wyglądasz naprawdę wampirzo.

Ratliff spojrzał w lustro

– Świetny efekt.

Lambert stanął za nim i lekko rozczochrał włosy

– Możemy jechać.

Zabrali swoje rzeczy, wsiedli do taksówki i ruszyli w kierunku drugiego końca miasta. Zajęli miejsca na

tylnym siedzeniu i ze śmiechem komentowali szeptem przestraszony wzrok kierowcy. Obaj

ucharakteryzowani na blade wampiry, w ciemnym świetle mogli sprawiać całkiem przerażające

wrażenie.

– Cholera, zapomniałem telefonu – Mruknął blondyn.

– Spokojnie, zaopiekowałem się nim – Rzekł Adam i wyjął z kieszeni komórkę basisty.

– Złodziej! – Krzyknął Tommy i sięgnął w stronę ręki Adama, lecz nie udało mu się odebrać

własnej rzeczy – Tak się nie robi – Dodał poważnym tonem.

Adam uśmiechnął się szeroko i odchylił

– Nie dostaniesz.

Page 67: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

67

– Dostanę – Warknął blondyn i niemal położył się na Adamie, który trzymał rękę za plecami –

Nie denerwuj mnie…

– Co z tego będę miał? – Spytał Lambert unosząc brew.

Tommy popatrzył na niego jak na wariata

– Nic, przecież to moje.

Adam wzruszył ramionami i przybrał pozycję pół–siedzącą, patrząc na rozzłoszczonego Ratliffa, który

niemal się na nim pokładał.

– No Adaś…

Lambert zamruczał ochoczo i po chwili zaśmiał się – Tak możesz do mnie mówić – Rzekł i wolną dłoń

położył na plecach Tommy’ego. Ratliff, choć był odwrócony od kierowcy, sądził, że jeśli ten widzi ich w

lusterku, teraz jego mina nie może się równać z tą, kiedy zobaczył ich w swoim aucie po raz pierwszy.

Tommy opierał dłonie o rytmicznie unoszącą się klatkę Adama i siedział między jego udami. Przesuwał

dłoń wzdłuż ramienia wokalisty, kierując ją ku tyłowi, w stronę ukrytego telefonu. Choć cała ta sytuacja

zaistniała z powodu małego, elektronicznego urządzenia, teraz ten przedmiot nie miał żadnego

znaczenia, był jedynie dobrym pretekstem do wzajemnego zbliżenia się.

– Coś słabo prosisz, Tommy… – Powiedział cicho Adam, patrząc w brązowe tęczówki chłopaka

– No dalej, jesteś na dobrej drodze… – Jego głos był coraz bardziej cichy i intrygujący.

– Proszę… bardzo proszę – Odparł szeptem Tommy, bojąc się, że jego głos naruszy pewną

cienką nić intymności.

– Wiesz, jak mnie przekonać– Odparł z uśmiechem Adam, napierając dłonią na jego plecy.

Tommy przysunął głowę i delikatnie pocałował usta czarnowłosego, lecz odsunął się po chwili.

Wymienili krótkie spojrzenia i po kilku sekundach telefon wrócił do właściciela. Tommy uśmiechnął się

zwycięsko. Choć wydawać się mogło, że ten krótki pocałunek nie miał żadnego znaczenia, tak właściwie

był pewnym celem, do którego obaj dążyli od kilkunastu minut.

– Ekhm… jesteśmy na miejscu – Odezwał się taksówkarz. Samochód stał na parkingu od

dłuższej chwili, lecz ani Adam ani Tommy nie zorientowali się kiedy pojazd zajął wolne miejsce.

Dziesięć minut później weszli do dużej sali pełnej przebierańców. Muzyka wypełniała całe

pomieszczenie, stoły pełne były przeróżnych napojów, trunków i przysmaków, półmrok w połączeniu

z wydrążonymi dyniami tworzył mroczny nastrój. Chłopcy rozejrzeli się i po chwili zostali ciepło

przywitani przez resztę gości.

Tommy spojrzał na Adama

Page 68: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

68

– Idź się zabaw. Będę na kanapie, słabo się czuję – Powiedział Ratliff, którego nastrój nagle się

zmienił.

– Co się dzieje? – Lambert wyglądał na zaniepokojonego, lecz basista wzdychając głośno

odparł.

– Nic. Zakręciło mi się w głowie od tego hałasu. Zaraz do ciebie dołączę – Rzekł i nie czekając

na odpowiedź zajął miejsce na kanapie. Choć fizycznie czuł się niemal doskonale, po raz kolejny darzył

wobec siebie szczególny rodzaj niepewności, poczucia winy i nienawiści do samego siebie. Nie potrafił

zrozumieć tego stanu. Powoli oswajał się z myślą, że Adam rozbudza w nim pewne żądze i choć nie

chciał tego zaakceptować, czasami po prostu się poddawał pragnieniom, które go przerastały. Czuł, że

sytuacja wymyka się spod kontroli i często znajduje się na granicy wytrzymałości. Było coś znacznie

gorszego od cichych pragnień, które żywił wobec swojego przyjaciela. Przez ostatni okres czasu patrzył

na mężczyzn inaczej niż do tej pory. Zamknął oczy, czując jak krew mocno pulsuje mu w skroniach.

Kiedy podnosił powieki widział Adama rozmawiającego z przyjaciółmi, tańczącego z innymi gośćmi. I

mimo że Tommy uwielbiał imprezy i gardził romantyzmem, w tej chwili wolałby odpoczywać w

domowym zaciszu. Oczywiście nie sam.

– Już lepiej? – Tuż przy uchu blondyna rozbrzmiał łagodny głos, któremu towarzyszył

przyspieszony oddech. Tommy spojrzał na Adama, siedzącego tuż przy nim.

– Przepraszam, ale wrócę do hotelu – Rzekł i poderwał się, krocząc w stronę wyjścia. Adam

złapał go mocno za nadgarstek i przyciągnął ku sobie.

– Powiedz mi, w czym problem. Nie wypuszczę cię, póki nie usłyszę, co cię trapi.

Tommy spuścił wzrok. Uznał, że Adam jest ostatnią osobą, której może wyjawić swój sekret, jednak nie

byłoby żadnej, która mogłaby być tą pierwszą.

– Możemy wyjść? – Spytał Tommy, na co Adam odpowiedział skinieniem głowy. Po chwili

znaleźli się przed budynkiem. Wiatr był ciepły i przyjemny. Stali blisko siebie, lecz Tommy nie spoglądał

na swojego przyjaciela. Zawiesił wzrok na daleko oddalonym punkcie.

– Wiesz Adam… czasem robimy rzeczy, których jednocześnie pragniemy i nienawidzimy. Tak,

że chcesz, ale z drugiej strony coś w głowie mówi ci, że nie możesz. Albo…, kiedy spowiadasz się i w

tym „więcej grzechów nie pamiętam” kryje się cała prawda, którą chcesz nadaremnie ukryć nawet

przed samym sobą i Bogiem. Coś się wydarzyło, nie masz zamiaru przestać ani żałować, jednak wiesz,

że to nie jest dozwolone, czasami bywa zgubne… Rozumiesz?

Lambert znacząco pokiwał głową, zachowując przy tym milczenie. Po dłuższej chwili ciszy, Tommy

kontynuował

Page 69: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

69

– Ja... To jest coś zupełnie nowego. Jakbym dostał drugie imię czy dopisał kilka zdań do mojej

tożsamości. Takie…

Adam cicho westchnął, widząc, że Ratliff sam zaczyna plątać się w tym co mówi

– Bez metafor, Tommy. Mów, w czym problem, pomogę ci go rozwiązać.

Blondyn spojrzał na wokalistę, widząc na jego twarzy cień zrozumienia. Nadal rozważał jak wiele

powinien powiedzieć, jak dobrać słowa. Rozejrzał się i ponownie zagłębił w spojrzeniu Adama.

– Nie jestem heteroseksualny. Podobają mi się mężczyźni. Nie wiem czy to chwilowa

fascynacja, czy początek odkrywania prawdziwego ego, ale to mnie przeraża.

Adam patrzył na niego w szoku. Do tej pory sądził, że wszystkie zachowania basisty są żartem czy

popisami. Miał wrażenie, że cisza, która zapadła jest na tyle niezręczna, że należy ją natychmiast

przerwać.

– To… nie jest problem. W porządku – Rzekł Adam, nadal nie mogąc ochłonąć po szczerym

wyznaniu. Miał wrażenie, że zachował się podobnie jak jego matka.

***

Młody chłopak nerwowo spoglądał na zegarek. W obecności matki spędził już ponad dwadzieścia minut

i co chwilę wymyślał nowy temat, jakby to miało pomóc mu w wyznaniu prawdy. Nerwowo zaciskał

palce na oparciu miękkiej sofy i obserwował kobietę, która zajmowała się prasowaniem.

– Mamo… – To słowo rozbrzmiało tego wieczoru po raz ósmy.

– No co, Adasiu? – Spytała, nie podnosząc wzroku na syna.

– Jestem… jestem gejem – Rzekł, mając wrażenie, że te słowa były najtrudniejszymi, jakie

kiedykolwiek przyszło mu wypowiedzieć.

Kobieta spojrzała na chłopca, długie milczenie przerwał gwizdek czajnika.

– W porządku – Odparła. To była jej pierwsza reakcja.

***

– Naprawdę tego wcześniej nie zauważyłeś? – Spytał Tommy.

– Nieszczególnie – Odparł Adam – Po prostu nie patrzyłem na ciebie przez ten pryzmat. Ty i

kobiety… to one tworzyły w twoim życiu całe historie, zarówno te krótkie jak i długie. Mogę zadać

intymne pytanie?

Tommy poczuł ciężar w klatce piersiowej

Page 70: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

70

– Tak – Odparł.

Lambert popatrzył na basistę i przez moment wahał się

– Miałeś jakieś doświadczenia z facetami?

Ratliff zaśmiał się cicho

– No coś ty, to dla mnie nowa sytuacja.

Adam uśmiechnął się przyjaźnie. Poczuł nagły przypływ ogarniającego go szczęścia. To znaczy, że od

niego się zaczęło? To on pozwolił Ratliffowi odkryć jego prawdziwe ja? Poklepał chłopaka po ramieniu.

– Cieszę się, że mi o tym powiedziałeś. Zachowam to dla siebie. Zaskoczyłeś mnie…

Tommy uśmiechnął się delikatnie

– Wiem. Siebie też zaskoczyłem. Zazdroszczę ci, wiesz? Dla ciebie to coś zupełnie naturalnego.

Ja nie chciałem się przed sobą przyznać, jaka jest prawda.

– To wymaga czasu. Szybko to zaakceptujesz, zapewniam cię. Po prostu znalazłeś się w nowej

sytuacji i masz obawy, to zrozumiałe.

Tommy rozchmurzył się i wyglądał na zadowolonego. Adam ucieszył się z tego powodu. W końcu

poznał pewną tajemnicę chłopaka, który intrygował go od bardzo dawna. Poczuł, że ma prawdziwego

przyjaciela, który nie boi się mówić mu o swoich lękach czy pragnieniach. Poza tym teraz nie istniały

już żadne przeszkody. Tommy był teraz singlem, który przyznał się do tego, że ciągnie go w stronę

facetów. Takie były fakty.

– Wracamy? – Zaproponował blondyn, spoglądając na drzwi, za którymi wszyscy zgromadzeni

bawili się, śpiewali i tańczyli.

Adam uśmiechnął się i przekroczył próg sali, obejmując swojego niższego przyjaciela, napawając się

uczuciem błogiego stanu, który dawał poczucie, że teraz wszystko jest możliwe. Byle nie mieć planu.

Niech wszystko toczy się spontanicznie.

14. Ani brat, ani swat

Tommy leżał na kanapie i wypalając mentolowego papierosa, wpatrywał się w kartkę kalendarza.

Początek listopada. Finlandia nie działała na niego najlepiej, szybko zapadający zmrok, chłód oraz

Page 71: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

71

częste deszcze wprowadzały nutę melancholijnego nastroju, z którego ciężko wybrnąć. Cholera, jutro

mamy koncert. Trzeba będzie wrócić pomyślał, gasząc niedopałek w czarnej popielnicy. Hotelowy pokój

przesiąknięty był zapachem papierosowego dymu i wilgoci, białe ściany i jasna, mocna żarówka działały

otępiająco na jego uśpione zmysły. Zmrużył powieki i przesunął palcami po szczupłym brzuchu, nagim

torsie, kończąc na wargach, z których wydobył się cichy szept, brzmiący Adam…Tommy odłączył się od

zespołu tuż po Halloween, kiedy to wyznał Lambertowi prawdę, z którą ciężko było mu się pogodzić.

Tamtej nocy powiedział do przyjaciela „Potrzebuję samotności i spokoju. Muszę wszystko przemyśleć.

Muszę ostatecznie zamknąć mój rozdział zatytułowany Keri. Nie dzwoń, wrócę”. Westchnął cicho i

odchylił głowę, rozmasowując przy tym obolały kark.

***

Adam nie liczył ile już razy dzwonił do Tommy’ego w ciągu ostatnich pięciu dni. Brakowało mu go. Choć

chciał uszanować wolę chłopaka, tęsknił za jego głosem, zapachem, obecnością. Zerkał na Camilę, która

przysypiała na jego ramieniu. Mimo że nie przeprosili się wzajemnie, ich relacje uległy polepszeniu.

Kiedy dziewczyna zasnęła na dobre, po raz kolejny wybrał numer do basisty. Po pięciu sygnałach

odezwał się cichy głos.

– Słucham?

W słuchawce po stronie Adama zapadło milczenie. Nie było słów, wartych powiedzenia. W niektórych

sytuacjach milczenie jest najbardziej wymowną formą rozmowy. Ich oddechy uzupełniały się

wzajemnie, sekundy na wyświetlaczach telefonów komórkowych zmieniały się co chwilę. Po około

minucie połączenie zostało zerwane.

***

Następnego dnia wszyscy członkowie zespołu od rana przygotowywali się do wieczornego koncertu.

Adam z niecierpliwością oczekiwał przybycia basisty. Każda minuta dłużyła się niemiłosiernie i dopiero

około godziny osiemnastej blondwłosy chłopak wkroczył na scenę. Przywitany krótkimi uściskami,

kucnął przy swoim basie i zakładał nowe struny. Adam obserwował go przez dłuższą chwilę i

zdecydował się podejść.

– Cześć. I co, już lepiej? – Spytał z nutą nadziei w głosie. Tommy westchnął cicho i pokiwał

głową, próbował udawać, że zajęcie pochłonęło go do reszty.

– Może pójdziemy napić się kawy? Wyglądasz na zmęczonego – Stwierdził Adam, lecz coraz

bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że jest irytujący dla milczącego blondyna. Dostrzegł drżenie jego

dłoni, przez co zakładanie strun było niemal niemożliwe. Lambert zerknął na Montego, lecz nim zdołał

Page 72: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

72

do niego podejść, Tommy złapał gitarę za gryf, cisnął nią o scenę i przeklinając pod nosem zbiegł po

schodach w kierunku garderoby.

– Co mu odbiło? – Pittman wpatrywał się w drogę, którą przed chwilą wybrał Ratliff.

Adam, patrząc w dal, odparł

– Nie wiem. Ma chyba ciężki okres w swoim życiu.

Godzinę później w garderobie czuć było wysoki poziom adrenaliny i napiętą atmosferę. Tancerze

szykowali swoje stroje, muzycy ubierali się i dopracowywali makijaż. Adam, poprawiając grzywkę,

zobaczył w odbiciu Tommy’ego, który wyglądał jak zagubione dziecko. Siedział na oparciu kanapy,

stukając palcami w skórzane obicie, wodził oczami po ścianach i podłodze nie reagując na zaczepki.

Kiedy Lambert odwrócił się w jego kierunku, Tommy poczuł na sobie jego wzrok. Przez niemal

zaciśnięte zęby zdołał wypowiedzieć

– Nie dam rady dziś wejść na scenę.

Cisza, która zapadła, była bolesna dla uszu wszystkich obecnych.

– Słucham? – Spytał Monte, którego głos był jednocześnie przejęty i poirytowany – Mamy

odwołać koncert z powodu twoich humorów?

Tommy nie odpowiedział. Monte poczuł, że ma nad nim przewagę i postanowił to wykorzystać

– Wyjdziesz i zagrasz najlepiej jak potrafisz. Nie obchodzi mnie twoja dziewczyna i zapewniam

cię, że nikogo to nie interesuje. Widzimy się wkrótce – Dodał i zajął się swoimi sprawami. Adam poczuł

przypływ gniewu, lecz skierowany nie w kierunku Tommy’ego, a Montego.

– Jeśli nie czuje się na siłach by zagrać, poradzimy sobie. Puścimy podkład, fani to zrozumieją.

– Adam, czy ty siebie słyszysz? – Monte podszedł do niego, teraz jego głos był znacznie silniejszy

– Ty? Pieprzony perfekcjonista pozwala, by jeden z jego muzyków olał koncert w kraju, do

którego przybywamy po raz pierwszy w karierze? Nie ma mowy.

– W porządku. Zagram – Tommy wstał, lecz zdenerwowanie przemawiało przez niego coraz

mocniej.

– Nie, zostaniesz tutaj – Odparł Adam, który miał wrażenie, że zaraz wybuchnie.

Stanęli przed sobą i popatrzyli wzajemnie w oczy. Ich spojrzenia były chłodne, oczom Tommy’ego

dodatkowo brakowało wyrazu

– Wyjdę na scenę – Dodał spokojnym tonem i opuścił garderobę, w której po chwili wybuchła

kłótnia. Ratliff słysząc krzyki Adama, który atakował wrzeszczącego Montego, wkroczył na scenę, która

Page 73: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

73

była jeszcze ciemna. Fani, zbierający się w hali nie wiedzieli o obecności basisty stojącego w cieniu.

Przez jego głowę przeszła bolesna myśl – mimo tego, że jest wśród ludzi, którzy go kochają, nikt go nie

dostrzega. Stwierdził, że te słowa poniekąd wpisują się w jego życie. Członkowie zespołu po dziesięciu

minutach wkroczyli na scenę. Tommy nie chciał na nich patrzeć, wiedział, że są na niego zdenerwowani

podobnie jak Monte. Poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Kiedy odwrócił głowę, dostrzegł sylwetkę

Adama

– Powodzenia – Rzekł Lambert, choć nigdy wcześniej tego nie robił. Te słowa, zamiast dodać

basiście otuchy, jeszcze mocniej zbiły go z tropu. Nie potrafił znaleźć słów, które stanowiłyby

odpowiedź. Tuż po chwili reflektory rozświetliły wielką scenę, a show się rozpoczęło.

Adam, nie okazując zdenerwowania, śpiewał w kierunku bawiących się fanów, tancerze wili się wokół

niego, zespół tworzył całą armię idealnych nut wzbogaconą delikatnym tonem głosu wokalisty. Kiedy

rozpoczął się trzeci utwór, jeden z członków grupy zaczął zawodzić. Monte morderczym wzrokiem

patrzył na Tommy’ego, któremu palce odmawiały posłuszeństwa. Wpatrywał się w nie oczami pełnymi

łez i starając się nie zwrócić na siebie uwagi opuścił scenę w trakcie trwania utworu. Adam dopiero po

chwili zdał sobie sprawę z nieobecności jednego z członków zespołu, jednak jego brak nie wywołał

negatywnej reakcji. Nie potrafił zignorować tej sytuacji, jednak wiedział, że do garderoby musi wejść

nim zjawi się tam Monte. Na twarzy Pittmana malowała się nieopisana złość. Kiedy tylko utwór się

skończył i Lambert skrócił piosenkę o jeden wers, pobiegł za kulisy. Pchnął drzwi od garderoby, rozejrzał

się i dopiero po chwili dostrzegł Tommy’ego, który siedział na kanapie z twarzą skrytą w dłoniach.

Podbiegł do niego i usiadł obok

– Co się dzieje? Tommy, martwię się – Jego słowa nie były puste. O los przyjaciela martwił się

bardziej niż o własny. Kiedy blondyn zdołał unieść wzrok, do pokoju wparował Monte wraz z całym

zespołem

– Co ty do cholery odwaliłeś?! – Krzyknął, i gdyby nie fakt, że Taylor trzymał go za nadgarstek,

najprawdopodobniej ruszyłby w kierunku kanapy.

Tommy odpowiedział milczeniem, uniósł jedynie smutne oczy, które odzwierciedlały jego uczucia i

emocje. Kiedy Adam spostrzegł ten wzrok, poczuł nieprzyjemne ukłucie w sercu, głębokie współczucie

i pragnienie zbliżenia się do chłopaka. Nie był teraz tym wyszczekanym, obojętnym na wszystko

facetem, w tej chwili odsłonił swą duszę i spotkało się to z mocnym atakiem.

– Chrzanię to. Jedziemy do klubu, Adam? – Spytał Monte, kierując się do drzwi.

– Czy ty nie widzisz co się dzieje? – Adam próbował pohamować rozchwiane emocje, lecz

przychodziło mu to z trudem.

Page 74: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

74

– Każdy ma problemy i każdy musi sobie z nimi radzić. Jedziesz z nami? – Powtórzył i spojrzał

na wokalistę ponownie.

Czarnowłosy milczał. Kiedy członkowie zespołu zaczęli opuszczać garderobę, coś w nim pękło

– Co z wami się dziś dzieje?! Tommy jest naszym przyjacielem, ważniejszy jest dla was koncert

niż jego życie?! – Nie mógł powstrzymać kumulującego się w nim żalu.

Tommy w końcu się odezwał

– Daj im spokój. Spieprzyłem ten koncert i mają prawo być na mnie wściekli.

Odebrali te słowa, jako prośbę o wynagrodzenie sobie tego wieczoru. Ostatnia wyszła Camila,

oglądając się na Ratliffa, lecz po chwili drzwi się zamknęły i muzycy zostali sami.

– Nie wierzę! – Parsknął Adam, wpatrując się w jasną ścianę.

– Nie ma sprawy. To nie ich problem, powinieneś do nich dołączyć.

– Przestań – Warknął Adam i spojrzał na blondyna – Zachowujesz się, jakbyś był tu piątym

kołem u wozu. Jesteś jednym z nas. Zobaczysz, że wrócą i będą żałować – Rzekł i usiadł obok

Tommy’ego. Poczuł bliskość milczącego chłopaka. Wydawał mu się on kruchy, bezradny wobec świata

pełnego pułapek. Chociaż z drugiej strony nie był już niedoświadczonym nastolatkiem – był facetem,

który wiedział czym jest życie, choć czasami gubił drogi – jak każdy.

– Tommy… – Szepnął Adam i po chwili poczuł na sobie obecność brązowych oczu. Próbował

utrzymać na sobie to spojrzenie jak najdłużej. Blondyn opuścił powieki i łagodnie opadł na klatkę

Adama, wtulając się w jego ciało, czując bijące od niego ciepło. Przez moment wydawało mu się, że

czuje bicie jego serca, jednak okazało się to tylko złudzeniem. Przez ostatni czas rodziło się ich w jego

głowie zbyt wiele – wyolbrzymianie, wiara, w to, co być może jest tylko iluzją, zwykłą zabawą

oszukującą głupie oczy… Tommy, milcząc, układał w głowie pewne obrazy. Dłonie Adama, wodzące po

jego plecach, działały kojąco na zmęczone nerwy. Były niczym słodki lek na chorobę, sprawiającą

niesamowity ból. Lek, który wywołuje silne halucynacje, omamy, które blondyn odczytywał w

indywidualny sposób, doszukując się w nich pewnych znaków, które świadczyłyby o tym, że Adam jest

mu bliski. Bóg, niczym czarnoksiężnik zaprosił swojego naiwnego widza na pokaz, w którym poprzez

karciane sztuczki, wprawiał go w poczucie bycia oszukanym przez samego siebie. Karty te nosiły

nazwisko „Lambert” a to niepokojące uczucie brzmiało, jak „dlaczego tak mocno pragnę być blisko

niego?”. Tommy pomyślał Jest jedyną osobą, która przejęła się mną. Tylko jemu zależałoby ze mną

zostać. Nawet Camila, która – jak wyznała – kocha mnie, ruszyła za Pittmanem nie wypowiadając ani

słowa. Adam, który najbardziej troszczy się o jak najlepsze przygotowanie koncertów, nie wypowiedział

nawet słowa krytyki.

Page 75: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

75

Lambert, wsłuchując się we własny oddech, przesuwał dłoń po ramieniu blondyna. Nie chciał nalegać,

prowokować do wyznań – chciał tylko mieć poczucie, że Ratliff nie jest sam. Choć nie zdawał sobie z

tego sprawy, nigdy wcześniej nie martwił się o drugą osobę aż do tego stopnia. Czuł się dobrze,

trzymając drobnego chłopaka w swoich ramionach, wiedząc, że jest dla niego wsparciem.

– Mój przyjaciel miał wypadek – Wypowiedział cicho Tommy.

Adam cicho westchnął i poczuł zalewającą go falę smutku

– Żyje?

Ratliff nie odpowiedział. Zacisnął ramiona mocniej w pasie Adama, który zrozumiał, jak brzmi

odpowiedź.

– Tak mi przykro… – Wypowiedział szeptem. Po raz pierwszy widział na twarzy Tommy’ego łzy.

Czasami nawet zastanawiał się, czy ten chłopak ma jakieś głębsze uczucia – tym razem dały o sobie

znać.

– Adam… – Zaczął Tommy, który w obecności czarnowłosego nie wstydził się okazać

prawdziwych emocji – Dziękuję, że jesteś…

Lambert uśmiechnął się delikatnie i uwolnił blondyna ze swych objęć – Nie dziękuj mi. Ja po prostu

tego chcę. Chcę być blisko ciebie.

Tommy, po raz pierwszy tego dnia uśmiechnął się i patrzył w oczy wokaliście. Po chwili jego palce

dotknęły dłoni Adama, który odwzajemnił delikatny dotyk.

– Wrócimy do hotelu? Chcę się przespać. Jutro już będzie lepiej – Rzekł Tommy i powoli wstał.

– Jasne, wezmę pokój obok ciebie.

Tommy wziął swoje rzeczy i przed wyjściem z garderoby zwrócił się w kierunku Lamberta

– Gdybyś miał wybór z kim chciałbyś spędzić ostatni dzień swojego życia? – Spytał po chwili

zawahania.

Adam patrzył dłuższą chwilę w milczeniu. Kiedy wstał i powoli podszedł do blondyna, popatrzył mu w

oczy, które nie były już tak beznadziejnie smutne.

– Ty jesteś odpowiedzią – Odrzekł spokojnym głosem.

Tommy uśmiechnął się delikatnie i poczuł szybsze bicie swojego serca. Adam, po raz kolejny dał mu

dowód bezinteresownej przyjaźni i wyciągnął ku niemu pomocną dłoń. To wszystko musi być podszyte

jakimś sentymentem pomyślał Tommy i zmrużył oczy Ja go chyba… kocham.

Page 76: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

76

15. Pod twoim wpływem

Niebo tego wieczoru było wyjątkowo ciemne i bezgwiezdne. Śnieg sypał od samego rana, zimny wiatr

wypełniał liczne zaułki dużego miasta i rozmywał gęstą mgłę wiszącą nad zmęczonym miastem. Wysoki,

czarnowłosy mężczyzna kroczył główną aleją, prowadzącą w stronę hotelu. Co kilka chwil oglądał się

za siebie – to dawało mu poczucie bezpieczeństwa. Przed wejściem do budynku strzepał biały puch z

włosów oraz płaszcza i szybko udał się do pokoju, by w końcu odpocząć. Ostatnie tygodnie totalnie

wyczerpały go z sił. Zapalił światło, mozolnie podszedł do łóżka. Zdjął buty, okrycie wierzchnie i położył

się, głośno przy tym wzdychając. Błoga cisza panująca w pokoju była niczym rozkoszne spełnienie.

Zegarek wskazywał godzinę pierwszą w nocy i jedyną rzeczą, która nie pozwalała mu zasnąć, były wciąż

powracające i dręczące go myśli. Jak się czuje Tommy? Jest źle czy bardzo źle? Już śpi czy nie? Jest w

hotelu czy na mieście? Mnóstwo podobnych pytań wirowało mu w głowie. Choć był zupełnie

pozbawiony energii, czuł silny ból w łydkach, a powieki same opadały zmuszając go do snu, zwlókł się

z łóżka i zmierzał w stronę drzwi. Ziewnął ospale i zapukał do pokoju Tommy’ego. Jedna sekunda, dwie,

trzy… osiem. Śpi pomyślał i zmierzał w stronę swojego pokoju, lecz po chwili za plecami usłyszał ciche

– Adam?

Kiedy odwrócił się, przyjemne ciepło rozlało się po jego sercu a uśmiech wstąpił na zmęczone oblicze.

Tommy stał w drzwiach ciemnego pokoju, jego szczupłe ciało otulał mrok, źrenice błyszczały, odbijając

sztuczne promienie bijące z lampy stojącej na korytarzu. Wilgotne włosy okalały jasną, smutną twarz,

oczy patrzyły na Adama, któremu na myśl przyszło, że ten wzrok jest najlepszym zjawiskiem do

wprowadzania w stan hipnozy.

– Jak się czujesz? – Spytał spokojnym głosem Adam i zbliżył się do chłopaka. Ogarnęło go

wrażenie, że ostatnie wydarzenia nie wpłynęły zbyt pozytywnie na łączące ich relacje, czuć było pewien

dystans, niewidzialną barierę, która nie pozwalała na żaden ruch.

– Jak w klatce – Odpowiedział półgłosem blondyn i opuścił wzrok – W więzieniu własnych myśli.

Choć Adam nie przepadał za wyniosłymi porównaniami, tak poetyckie słowa brzmiały nadzwyczajnie

w ustach porywczego buntownika. Powoli odkrywał już jego naturę – Jak się okazało, Tommy nie jest

tylko zwariowanym, wiecznie nastoletnim dzieciakiem, który żyje jedynie dla muzyki. Ma w sobie wiele

cech, które ukształtowały jego duszę na obraz wrażliwego, a zarazem silnego człowieka.

Adam na chwilę wrócił do pokoju i znów stanął przed Tommym

Page 77: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

77

– Mogę wejść? – Spytał i po krótkiej chwili milczenia został wpuszczony do pokoju blondyna.

Zapalił światło, jasność przegnała przytłaczający mrok z zimnego pokoju.

– Wiem, że nie powinienem i to nie jest metodą, ale chociaż na chwilę zapomnisz o bólu – Rzekł

i usiadł na podłodze. Tommy nie rozumiał, co Adam ma na myśli, lecz powoli klęknął na czerwonym

dywanie i wpatrywał się w małą torebkę z białym proszkiem.

– Zgłupiałeś? – Mruknął, nie do końca wiedząc, czym jest jasna substancja – Skąd to masz?

Adam uśmiechnął się

– W końcu jesteśmy w kraju, gdzie o wszystko łatwiej.

– Nie jestem ćpunem. Nie chcę tego – Rzekł Tommy i patrzył zaciekawiony na operacje, które

wykonuje jego przyjaciel.

– Ja też nie. To tylko brown sugar. Chcę zobaczyć jak to jest, tylko jeden raz.

Tommy westchnął

– Zawsze to jest tylko jeden raz. Nie bierz tego gówna.

Lambert spojrzał w oczy Ratliffa

– To jest porcja dla jednej osoby. Kiedy rozdzielimy to na dwa, ledwo poczujemy. Wchodzisz

czy rezygnujesz?

Tommy patrzył dość niepewnie i choć zawsze wszelkie narkotykowe używki traktował z dystansem,

jakaś pokusa wiodła go ku spróbowaniu – Dobra… dobra, niech będzie. Jaki efekt?

Adam zajął się sypką substancją

– Błogi stan, nie czujesz bólu, w twojej głowie panuje kolorowy porządek – Wymieniał.

– Brzmisz, jakbyś był ekspertem – Mruknął Tommy i ziewnął, opierając podbródek o kolano.

– Po prostu zawsze chciałem tego spróbować. Gotowe – Rzekł, zwracając uwagę na białą

mgiełkę unoszącą się nad łyżką – Jeden wdech.

Tommy niepewnie zbliżył się, zmrużył oczy i zaciągnął się gęstym dymem. Tuż po chwili zakręciło mu

się w głowie, zmrużył oczy, a kiedy je otworzył, zobaczył jak Adam zaciąga się swoją porcją. Czarnowłosy

poczuł silny ból głowy, który zaczął powoli ustępować; mięśnie rozluźniły się i drżały lekko, białe ściany

nabrały barw, stan ten podobny był do upojenia alkoholowego, lecz przeżywało się go w większej

świadomości. Każdy zaczerpnięty oddech był niczym pierwszy; wspaniały nastrój spłynął na niego w

ciągu kilku chwil, wprawiając duszę w poczucie najwyższego stopnia spokoju oraz radości.

Page 78: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

78

Tommy lekko kiwał się i uśmiechał, czując, że jego problemy uleciały w przeciągu dosłownie kilku chwil.

Błogi spokój, wszechogarniające szczęście i poczucie wewnętrznej siły były tym, czego właśnie mu

brakowało. Otworzył oczy i patrzył na Adama, który opierał się dłonią o podłogę, jego rozchylone usta

wydawały ciche pomruki, a powieki były opuszczone. Tommy przesunął językiem po swoich suchych

wargach i wpatrywał się w pociągający obraz tuż przed swoimi oczami. W obecnym stanie Adam

pociągał go jeszcze mocniej i przestał się tego wypierać przed sobą samym.

– Och Adam… – Powiedział niskim głosem, robiąc znaczną przerwę między słowami. Świat

przed oczyma nagle mu zawirował – Wiesz, gdzie najchętniej bym cię zobaczył? – Czuł, że wychodzi

spod kontroli i podobało mu się to.

– No, gdzie? – Adam uśmiechnął się i przeczesał palcami włosy. Wziął przy tym głęboki oddech

i zaśmiał się do samego siebie, czując przepełniającą go euforię.

– W moim łóżku… – Rzekł Ratliff i prowokacyjnie przygryzł wargę. Kiedy zobaczył zdziwiony

wyraz twarzy Lamberta, roześmiał się.

– I co miałbym tam robić? – Spytał Adam, czując, że nakręca tę grę. Tommy Joe przysunął się

– Leżałbyś… a ja… – Przesunął palcem po klatce Adama, który odbierał każdy bodziec znacznie

intensywniej niż na trzeźwo – A ja będę wodził językiem tam, gdzie najbardziej lubisz…

Kiedy Adam usłyszał te słowa, poczuł podniecający dreszcz, przeszywający jego rozgrzane ciało. Choć

rozsądek postawiłby przed nim wielki znak „STOP”, teraz zdrowe zmysły nie grały żadnej roli. Wokalista

od dawna nie był w bliskich relacjach z mężczyzną, a fakt, że postrzegał Tommy’ego, jako atrakcyjnego

faceta dodatkowo burzył mur wątpliwości.

– Rozkręciłeś się… – Powiedział Adam i włączył pilotem radio stojące na orzechowej szafce.

Cały pokój wypełniło „I was made for lovin’ you” zespołu Kiss.

– Tak… – Odparł Tommy i usiadł tuż przed Adamem. Jego źrenice były znacznie powiększone,

a oddech przyspieszony – Dotykałbym cię… całego, moje ręce pragną poczuć twoje ciało – Wabił go

prowokującymi spojrzeniami i słowami, Adam nie pozostawał dłużny

– Jak chciałbyś to robić? – Spytał po chwili. Tommy położył dłonie na jego ramionach i powoli

przesuwał je w dół, kończąc na biodrach. Adam spojrzał na palce blondyna, które powoli zmierzały w

stronę rozporka. Powietrze wypełniło płuca czarnowłosego, który długo powstrzymywał oddech.

Tommy podniósł wzrok i zatracił się w spojrzeniu Adama, naciskając delikatnie dłońmi na jego krocze.

Czarnowłosy cicho westchnął, odchylił głowę, a w myślach wciąż miał jeden wers piosenki z refrenu,

brzmiący „I was made for lovin’ you ”. Tommy tuż po chwili klęknął nad nim i pochylił się nad twarzą

wokalisty, pomrukując mu do ucha, na co aktualnie ma ochotę. Adam rejestrował tylko pojedyncze

Page 79: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

79

słowa i przesuwał drżącymi dłońmi po plecach chłopaka. Ostatecznie zsunął ręce na jego pośladki

i dotykał ich. Kształty Tommy’ego były nie tyle wpisujące się w kanony ogólnie przyjętego męskiego

wzorca, co pociągające i budzące głębokie pożądanie. Kiedy przesunął paznokciami po wewnętrznej

stronie ud chłopaka, te wydał z siebie cichy odgłos podniecenia

– Tak lubię… – Wyszeptał i położył jedną ze swych dłoni na dłoni Adama. Ich ręce były ciepłe i

drżały niemal identycznie. Nie zastanawiali się czy to sprawa narkotyku czy sytuacji, do której sami

wytoczyli drogę. Tommy zacisnął palce Adama na pulsującym wybrzuszeniu pod swoim rozporkiem i

poddawał się pieszczotom, jakie sprawiał mu mężczyzna.

– Pierwszy raz dotyka mnie facet… – Wyszeptał i wił się tuż nad ciałem Adama, który miał

wrażenie, że zaraz oszaleje.

– Widzę, że podoba ci się i to nawet bardzo – Odparł Adam i silnym ruchem przycisnął ciało

blondyna do swojego brzucha. Ich twarze dzieliły centymetry, lecz pocałunek był w tej sytuacji czymś

nielegalnym, absurdalnie niepoprawnym. Dla Lamberta pocałunek oznaczał przenośne złączenie dusz;

w obecnej sytuacji przesiąkniętej atmosferą silnego pożądania, nie było miejsca na czułe gesty i słowa.

– Tak… Adam, chcę byś robił ze mną wszystko… Wszystko co ty lubisz, mi także się spodoba.

Chcę spróbować wszystkiego, uczyć się i czerpać z twojego doświadczenia. Chcę czuć jak mnie

wypełniasz… do samych granic możliwości… – Ton jego głosu działał na Adama jak czerwona płachta

na byka. Objął blondyna w pasie i przycisnął swe wargi do jego bladej szyi, wodził po niej językiem,

zębami oraz ustami, wyczuwając silne pulsowanie tętnicy. Tommy jęknął cicho i otarł biodrami o udo

Adama, który wyraźnie poczuł nabrzmiałą męskość blondyna.

– Dziś jesteśmy tymi ludźmi, przed którymi ostrzegali nas rodzice… – Wyszeptał Adam wprost

do ucha Tommy’ego. Ratliff znów poczuł zawrót głowy i falę senności, zalewającą jego ciało. Jego umysł

zadziałał tak, jakby ktoś wcisnął przycisk „Uśpij”. Nim zdążył cokolwiek wydusić, opadł na ciało Adama

i pogrążył się w stanie, który zaprowadził go w objęcia Orfeusza.

***

Kiedy Adam otworzył oczy i zobaczył na suficie lampę, zrozumiał, że nie jest u siebie w pokoju. Zły znak.

Kiedy podniósł głowę i zobaczył śpiącego przy nim blondyna, zaniepokoił się jeszcze mocniej. Gorszy

znak. W momencie, gdy spojrzał na swoje rozpięte spodnie, uznał to za znak fatalny. Opuścił głowę i

zacisnął powieki, próbując przypomnieć sobie wydarzenia z poprzedniej nocy. W jego głowie nadal

szumiało, ale wspomnienia, choć nieco zatarte, powoli zaczęły budować spójną całość. Opium było

faktycznie złym pomysłem. Co mnie skłoniło, by z nim coś…?

Page 80: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

80

– Adam…? – Tommy podniósł się i przetarł zmęczone oczy, jego głos brzmiał jak oznaka

zdziwienia. Spojrzał na jego rozsunięty rozporek, później na swój – na jego twarzy zaczęło malować się

wielkie zażenowanie.

– Chyba mieliśmy się ku sobie ostatniej nocy… – Stwierdził Adam i uśmiechnął się, próbując

wybrnąć z kłopotliwej sytuacji.

Tommy milczał dłuższą chwilę i wrócił myślami do tego, co zrobił poprzedniej nocy. Zalała go fala złości

i wstydu

– O Boże, przepraszam… – Wydukał z siebie, kiedy wspomniał swoje wczorajsze słowa i

wyznanie, że chciałby, by Adam „pieprzył go całą noc, cały dzień i przez każdą kolejną dobę aż do końca

świata” – Adam, to nie byłem ja… – Powiedział, czując się coraz gorzej.

– To były twoje myśli – Odparł Adam i uśmiechnął się – Żartuję. Nic się nie stało, też zrobiłem i

powiedziałem za wiele. Myślę, że lepiej będzie jak wrócę do swojego pokoju.

Tommy, nadal milcząc i wpatrując się w podłogę znacząco pokiwał głową

– Zobaczymy się na wspólnym obiedzie. Mogę mieć do ciebie prośbę? – Spytał, podnosząc

wzrok.

Adam również zwrócił twarz ku niemu.

– Nie wracaj myślami do tego, co mówiłem i co robiłem. Nie chcę, by to wpłynęło na naszą

znajomość.

Adam uśmiechnął się delikatnie

– Nie czuj się winny. To było przyjemne… – Zamyślił się chwilę, ale zauważył, że wprawia

blondyna w coraz większe zakłopotanie – Do zobaczenia – Dodał i opuścił pokój.

Tommy uderzył dłonią w czoło i przeklął pod nosem. Był wściekły na samego siebie, że tak zwierzęco

dał znać o swoich pragnieniach ukrytych głęboko w jego głowie. Miał ochotę zastrzelić się na myśl, że

wyszedł na głodnego dupka, szukającego w swoim przyjacielu eksperymentalnego spełnienia. Po chwili

jednak uznał, że jeśli dla Adama zaistniałe wydarzenie nie jest problemem, w takim razie wszystko

powinno być w porządku. Był jeszcze jeden powód do złości – po raz kolejny potrzebował silniejszych

środków, by w końcu odkryć całą prawdę przed Adamem. Muszę się na to zdobyć. Muszę mu

powiedzieć wprost, co się dzieje. Nie po alkoholu, dragach czy we własnych myślach. W końcu jesteśmy

dorośli – rozumiemy czym są ludzkie uczucia. Przecież na tym polega dojrzałość, a tę cechę z pewnością

można przypisać Adamowi.

Page 81: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

81

Lambert w tym czasie brał prysznic i choć obiecał blondynowi nie wspominać ich wspólnego zapędu,

nie mógł się powstrzymać. Słowa miały najmniejsze znaczenie, liczyła się atmosfera. Spragniony dotyk,

ciche pomruki, krótkie westchnienia, bliskość, wygłodniałe spojrzenia. One działały znacznie mocniej

niż bezpośrednie słowa, które płynęły z ust Tommy’ego. Adam, poddając się strumieniowi ciepłej wody,

zaczął się zastanawiać, czy stanowi dla blondyna jedynie obiekt do próbowania swej nowo odkrytej

orientacji, czy też w grę wchodzą inne, silniejsze uczucia. Zaczął wspominać wszystkie chwile spędzone

z Tommym i musiał stwierdzić jedno – ten chłopak otworzył się przed nim w ciągu ostatnich czterech

miesięcy znacznie bardziej, niż przez dwa lata trwania znajomości. W przypadku Tommy’ego to musiało

oznaczać coś więcej niż tylko dystansowe pogłębienie więzi. Woda uderzała w chłodne kafelki kabiny

prysznicowej, Adam przylgnął do ściany i cicho westchnął. Wiedział, że blondyn jest wart tego, by

powierzyć mu wszystkie swoje tajemnice, a nawet duszę. I nie chodziło tu tylko o zmysłowość, która

wybuchała między nimi co jakiś czas. Prócz wymiaru fizycznego, których ich łączył, Tommy był

obdarzony bardzo barwną i wrażliwą duszą, będącą odbiciem wielu cech Adama. Potrafili

porozumiewać się bez słów, wspierać w milczeniu, razem walczyć z całym otaczającymi ich problemami

i wspólnie się bawić. Adam zamknął oczy i stwierdził fakt, do którego powinien przyznać się od dawna

– Tommy byłby idealnym partnerem.

16. Truex

Europejskie miasto pochłonął mrok, w powietrzu unosił się ciężki zapach zmęczonej, fabrycznej

metropolii. Adam Lambert stał przed oknem hotelowego pokoju, obserwując pustoszejące ulice.

– Adam? – Usłyszał za sobą spokojny, męski głos. Działał na jego zmysły niezwykle kojąco.

– Tak? – Odparł, nie odwracając się. W odbiciu szklanej tafli widział zarys chłopaka, który pisał

na laptopie. Cichy szmer klawiatury był jedynym odgłosem, rozcinającym na wskroś błogą ciszę.

– Mogę użyć twojego komputera? Siadła mi bateria – Rzekł Tommy i nim Adam wyraził zgodę,

blondyn już trzymał na kolanach urządzenie przyjaciela. Lambert uśmiechnął się do siebie i odwrócił

głowę, spoglądając w kierunku Ratliffa. Był czarującym facetem; nie wpisywał się w żadne, odgórnie

narzucone ramy i stereotypy. Właśnie to sprawiało, że w oczach Adama był kimś więcej niż tylko kolegą

z zespołu. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, Lambert odwrócił wzrok, ponownie wpatrując się w śpiące

miasto. Choć w ostatnim czasie wydarzyło się wiele sytuacji, o których należałoby porozmawiać, ta

Page 82: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

82

aura niedomówień i tajemniczości potęgowała podniecającą świadomość, że niczego nie można się

spodziewać.

Tommy sprawdził swojego twittera oraz tumblr, a kiedy logował się na prywatną pocztę, przyszło

powiadomienie z komunikatora Adama, brzmiące „Truex przesyła wiadomość”. Tommy zignorował

ten fakt. Uważał czytanie cudzej korespondencji za sprawę wredną i podłą, jednak nieznajomy

pseudonim niezwykle go zaintrygował.

– Adam? – Cichy głos znowu wypełnił hotelowe pomieszczenie – Czy są rzeczy, o których nigdy

byś mi nie powiedział? – Liczył, że jeśli „Truex” odgrywa pewną rolę w życiu Adama, ten z pewnością

go o tym poinformuje.

Czarnowłosy rozmasował obolały kark i zmrużył oczy. Przypomniał sobie kilka przykrych czy żenujących

sytuacji ze swojego życia. Nikomu nie chciałby wspomnieć, że przez dwa tygodnie skrywał się w domu,

w strachu przed atakami silniejszej grupy chłopaków ze szkoły. Nikt też nie powinien wiedzieć, że

podczas zakrapianej imprezy w rodzinnym mieście, całował się z chłopakiem swojej znajomej.

Uśmiechnął się pod nosem wspominając inne szaleństwa wczesnej młodości i odparł

– Myślę, że każdy w swoim życiu doświadczył czegoś, co powinien zachować dla siebie.

Nie takiej odpowiedzi spodziewał się Tommy. Wcisnął przycisk „odczytaj wiadomość”. W oknie

rozmowy pojawiła się twarz młodego, uśmiechniętego chłopaka oraz treść „Nie odzywasz się od trzech

dni. Kiedy w końcu cię zobaczę? Tęsknię jak cholera. Chciałbym być teraz przy tobie, mam dosyć tej

przytłaczającej samotności”. Tommy poczuł zalewającą go falę smutku, następującą po uprzedniej fali

złości. Czytał tę wiadomość raz po raz, wpatrując się w zdjęcie uśmiechniętego, atrakcyjnego faceta. W

pewnym momencie jego nerwy puściły; zamknął laptopa, rzucił go na łóżko, zerwał się z kanapy i

wyszedł bez słowa, trzaskając przy tym wymownie drzwiami. Szedł korytarzem, zacisnął palce w pięści,

mając ochotę rzucić się na każdego, kto teraz stanie mu na drodze. Niestety w jego kierunku szła Camila

i od razu rozpoznała, że coś jest nie w porządku.

– Co jest? – Spytała, lecz Tommy totalnie ją zignorował. Gdyby mógł, chciałby wykrzyczeć całą

drzemiącą w nim złość i rzucić się na każdego, kto by mu w tym przeszkodził; największą jednak ochotę

miał na powrót do pokoju i wygarnięcie Adamowi wszystkiego, co powinien powiedzieć.

– Stój wariacie, nie będę cię ganiać – Rzekła Camila, złapała chłopaka za nadgarstek, wbijając

przy tym paznokcie w jego skórę, lecz nawet tego nie poczuł. Adrenalina krążyła wraz z krwią w jego

żyłach i znieczulająco działała na ból fizyczny. Niestety tylko na ten. Kiedy weszli do pokoju, zamknęła

drzwi i stanęła przed obliczem blondyna

Page 83: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

83

– O co chodzi? Tommy, co się dzieje? – Spytała z lekkim zdenerwowaniem. Choć była na ogół

odważną kobietą, wzrok basisty sprawił, że cofnęła się na kilka kroków.

– Pieprzę tego zakłamanego dupka – Wysyczał ze złością i nacisnął klamkę; drzwi były

zamknięte. Gdy sięgnął do zamka, zauważył, że jego palce drżą jak nigdy wcześniej.

– O czym ty mówisz? – Camila znów stanęła przed nim, jednak unikał jej wzroku.

– Chcę wyjść.

– Nie, najpierw mi powiesz, co się stało.

– Co się stało? – Powtórzył i zbliżył się do niej na niebezpieczną odległość – Przez cały ten czas

byłem pieprzoną zabawką! Nienawidzę tego skurwysyna, bo nikt, dosłownie nikt wcześniej nie igrał na

moich uczuciach, a zwłaszcza tyle czasu! – Wykrzyczał głosem pełnym złości. Camila patrzyła na niego

jak na obłąkańca, który zbiegł z zakładu zamkniętego. Wyglądał jak pies, który gotował się do ataku na

innego kundla.

– Adam? To wy jesteście razem? – Wzrok Camili wyrażał całkowite zdziwienie.

Tommy w odpowiedzi przewrócił oczami i próbował pohamować swoją złość – jedynym powodem ku

temu był fakt, że znajduje się w towarzystwie kobiety.

– Nie bądź głupia, Cam.

– Więc o co chodzi? – Powtórzyła po raz kolejny, lecz rym razem w jej głosie słychać było

znaczną irytację.

– Zakochałem się w tym palancie! – Odparł podniesionym głosem Tommy i odwrócił się w

stronę okna, by nie widzieć reakcji Camili. Odniósł wrażenie, że dla niej to również mógł być cios. Za

plecami usłyszał skrzypnięcie sprężyn materaca. Oczyma wyobraźni widział, jak dziewczyna siada na

łóżku i wpatruje się w jego plecy, zastanawiając się, czy to nie jest jedynie sen.

– Kochasz… Adama? – Spytała cicho i dopiero w tej chwili do Tommy’ego dotarło, co tak

naprawdę przed chwilą wyznał. Dziwne poczucie strachu i wstydu zalało jego umysł, lecz po chwili

poczuł delikatne ręce oplatające jego talię – Myślałam, że…

Tommy przerwał

– Ja też myślałem, że… – Kolejne słowa nie mogły przejść przez jego gardło – że jest inaczej –

Zakończył wypowiedź. Po chwili do ich uszu dobiegł odgłos z korytarza. Camila odsunęła się niechętnie

od ciała Tommy’ego i otworzyła drzwi, w których ujrzała Adama – wyraz jego twarzy był identyczny,

jak wyraz twarzy Camili kilka minut wcześniej.

Page 84: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

84

– Jest Tommy? Co mu odbiło? – Spytał po chwili, lecz kiedy chciał wejść, blondyn stanowczo

zaprotestował.

– Wynoś się – Rzekł.

Dziewczyna stojąca między Lambertem a Ratliffem nie do końca wiedziała jak załagodzić spór. Zwróciła

się w stronę Adama

– Porozmawiamy później. Chcę zostać z nim sama – Rzekła.

Blondyn miał teraz szerokie pole do popisu. Pierwszą myślą, jaka wpadła mu do głowy było

pocałowanie Cam na oczach Adama – oko za oko. Po chwili jednak zrezygnował z tego pomysłu, nie

chciał mieszać dziewczyny do ich własnych spraw. Lambert popatrzył z niezadowoleniem i opuścił

pokój, a gdy tylko to zrobił, para stanęła twarzą w twarz.

– Co on zrobił? – Spytała, licząc, że tym razem dowie się, o co poszło.

Tommy w skrócie opisał co zaszło w pokoju. Camila sięgnęła po swojego laptopa i bez proszenia weszła

na najbardziej popularny portal społecznościowy, którym jest facebook.

– Jaką ten koleś miał ksywę? – Spytała, ustawiając kursor w miejscu wyszukiwania

użytkowników– Zaraz sprawdzimy skąd jest i co ma wspólnego z Adamem.

Tommy powoli się uspokajał i rzekł

– Truex.

Camila wpatrywała się w monitor, a jej twarz zaczęła przybierać coraz bardziej zabawny wyraz.

– Nie za wesoło ci? – Mruknął z ironią i usiadł obok niej – To on – Wskazał zdjęcie, które było

identyczne jak to na komunikatorze.

– Neil Lambert – Rzekła i chrząknęła, próbując się nie uśmiechać.

– On ma męża?!

Camila uderzyła się w czoło

– Brata, głupku…

Tommy otworzył usta ze zdziwienia i ponownie spojrzał na zdjęcie przedstawiające młodego,

uśmiechniętego chłopaka; faktycznie, między nim a wokalistą istniało pewne podobieństwo.

– O… ja… – Tommy nabrał powietrza w usta i opadł na plecy, zamykając przy tym oczy. Z jednej

strony czuł się potwornie głupio, wychodząc na zazdrosnego psa ogrodnika; z drugiej miał pewne

poczucie ulgi.

Page 85: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

85

– Faktycznie ci na nim zależy, skoro taka sprawa wywołała taką furię… – Stwierdziła Camila,

spoglądając na milczącego blondyna. Nic nie odpowiedział, milczenie oznaczało potwierdzenie jej słów.

– Nie mów mu o niczym – Rzekł i usiadł, poprawiając włosy. Jeszcze pół godziny temu był zły,

kiedy Adam dał do zrozumienia, że ma tajemnice, o których nikt się nie dowie, teraz Tommy sam zrobił

głupotę o której nikt poza nim i Cam nie powinni wiedzieć, a tym bardziej sam Lambert.

– Wrócę do siebie, muszę zadzwonić do… a z resztą, nieważne – Rzekł, pożegnał się z koleżanką

i wyszedł na korytarz. Kiedy otwierał swój pokój usłyszał za plecami

– Tommy? Poczekaj.

Choć miał ochotę w tej chwili zapaść się pod ziemię lub szybko schować się w swoim pokoju, odwrócił

się. Tuż przed nim stał Adam. Jego spojrzenie nie było ciepłe jak zawsze.

– Może coś mi wyjaśnisz? – Spytał, a ton jego głosu brzmiał nadzwyczaj poważnie. Tommy

rozejrzał się i wzruszył ramionami – Nieważne, przeczytałem coś i wkurzyłem się. Przepraszam.

– A możesz być ze mną szczery? – Spytał Adam, zmniejszając znacznie dystans między nimi.

– Nie – Odparł Tommy. Adam zaśmiał się ze szczególnej szczerości blondyna, co załagodziło

sytuację.

– W porządku .Skoro przeprosiłeś, to znaczy, że wszystko gra – Odparł z uśmiechem i wracał

do pokoju.

Tommy patrzył na niego, czując przyspieszone bicie serca. Wiedział, że dzisiejsza sytuacja nic nie

znaczyła, ale w każdej chwili w życiu Adama mógł pojawić się inny mężczyzna, który zostanie jego

partnerem. Wtedy w życiu Lamberta zabraknie miejsca dla Tommy’ego. Kiedy o tym pomyślał, poczuł

ciężar uciskający jego klatkę piersiową i bez większego zastanowienia krzyknął w kierunku oddalonego

o kilkanaście metrów czarnowłosego

– Pójdziemy razem na kolację?

Zapadła chwilowa cisza. Kiedy Adam się odwrócił, odparł ze zdziwieniem

– Jest północ.

– To nic – Odparł Tommy – Za dwadzieścia minut w hotelowej restauracji?

Adam podniósł brwi i zawahał się chwilę. Tommy nigdy nie proponował posiłków we dwoje

– Niech będzie. Do zobaczenia – Rzekł i zniknął za drzwiami.

Ratliff odetchnął i zaśmiał się cicho

Page 86: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

86

– Świetnie… – Szepnął do siebie. Miał już dosyć faktu, że każde zbliżenie z Adamem można w

pewien sposób usprawiedliwiać – używki, tęsknota za związkiem, zabawa, eksperyment. Nie chciał już

szukać wymówek, dla których mógł bezpiecznie zbliżyć się do Adama. Chciał w końcu przeżyć z nim

chwile w poczuciu zupełnej umysłowej trzeźwości.

17. Droga, której szukam

Jesteś moją obsesją

Moim fetyszem, moją religią

Moim zamętem, spowiedzią

Jedynym, którego pragnę tej nocy.

– My Obsession, Cinema Bizzare

Tommy, jako jedyny gość hotelowej restauracji, zajął miejsce przy stoliku i obserwował drzwi czekając

ze zniecierpliwieniem na Adama. Co chwilę spoglądał na zegarek i nie potrafił opisać uczucia, które mu

towarzyszyło – nigdy nie oszalał na czyimś punkcie aż do tego stopnia. Czuł się naiwnym nastolatkiem,

który ma przed sobą pierwszą randkę. Kiedy zauważył Adama, jego serce zatrzymało się na

moment. Boże, jaki on jest idealny pomyślał.

– Dobry wieczór – Rzekł uśmiechnięty Adam i zajął miejsce naprzeciwko Tommy’ego, który

zaczął odchodzić od zdrowych zmysłów – Co zjemy?

Ratliff rozejrzał się po pustym lokalu

– Szczerze? Nie mam ochoty na jedzenie – Rzekł.

Adam zmarszczył brwi i zawiesił głos

– Nie? Przecież sam to zaproponowałeś.

Spoglądali sobie w oczy. W panującej ciszy wisiało coś niebezpiecznego. Coś w kolorach biblijnego

węża, który kusił do grzechu. Serce w piersi Tommy’ego waliło jak oszalałe. Wiedział, że powinien być

teraz sam, wrócić do pokoju i ochłonąć, lecz czuł, że musiałby nazwać się skończonym idiotą, gdyby

faktycznie to zrobił.

Page 87: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

87

Adam patrzył na niego, nie do końca rozumiejąc, co Ratliffowi chodzi po głowie. Tego dnia był

szczególnie drażliwy i niespokojny. Nie wiedział z czego to wynika, bo z Tommym od dawna nie

rozmawiał ich uczuciach i emocjach. To był temat, którego blondyn za nic w świecie nie chciał

podejmować.

– Tommy… – Rzekł spokojnie Adam, widząc w oczach blondyna dziwną mieszankę, której nie

dostrzegł w jego źrenicach nigdy wcześniej. Tym razem były one wyraźnie powiększone, oddech

przyspieszony, zmysły wyostrzone – Brałeś coś? – Spytał po chwili, choć czuł, że nie o to tak naprawdę

chodzi. Tak, jesteś moją heroiną.

– Nie… nie – Zaśmiał się Tommy, próbując zapanować nad rozszalałymi myślami, kotłującymi

się w jego głowie – Postanowiłem, że już dziś wyjeżdżam.

Adam patrzył ze smutkiem i rozczarowaniem

– Ale jak to? Mieliśmy dać sobie prezenty w zespole, złożyć życzenia nim wrócimy do domów

na Boże Narodzenie… Jeszcze pięć dni, a ty już chcesz uciekać?

– Przecież wiesz, że jestem ateistą. Nie chcę robić czegoś, co nie pokrywa się z tym w co

wierzę… a raczej nie wierzę – Rzekł Tommy – Jutro rano chcę wylecieć i wrócić do domu. I tak za kilka

dni wszyscy się rozstaniemy, więc to nie ma znaczenia. Poza tym ostatnio nie żyję z Monte w dobrych

relacjach i nie czuję potrzeby dłuższego przebywania z nim. Takie rozstanie oczyści atmosferę.

Lambert westchnął z niezadowoleniem

– Szkoda. Będę tęsknił… zobaczymy się dopiero w styczniu.

Tommy wpatrywał się w jego oblicze. Czuł, że musi sobie wszystko poukładać i wyleczyć się z paranoi,

w którą zaczął popadać. Choć bardzo nie chciał tracić poczucia bliskości Adama w swoim otoczeniu,

miał wrażenie, że to jedyna opcja, która pozwoli mu zadecydować, co powinien zrobić.

– Wszystkiego najlepszego Tommy. Odpocznij w tym czasie i wróć z nowymi pomysłami na

naszą muzykę – Rzekł z uśmiechem Adam.

Ratliff odwzajemnił uśmiech i poczuł jak zimne są jego dłonie. Patrzył w oczy Adama i jedyne, czego

właśnie pragnął to objąć go z całych sił i pocałować do utraty tchu, wyznając przy tym swoje uczucie.

Wciąż przekonywał siebie, że to odpowiedni czas, a mimo wszystko istniała pewna bariera, której

pokonać nie mógł. Kiedy widział Lamberta zmierzającego w stronę drzwi wyjściowych, zawołał go.

– Tak? – Adam zatrzymał się na moment i odwrócił głowę, skupiając swoją uwagę na niskim,

blondwłosym chłopaku.

– Ja… Chcę ci tylko powiedzieć… Wesołych Świąt.

Page 88: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

88

– Wesołych Świąt, Tommy – Odrzekł czarnowłosy i zniknął w hotelowym korytarzu.

Tommy westchnął i spuścił głowę, wbijając wzrok w podłogę. Cholera… gdybym to zrobił, być może

spędziłbym ten czas tuż przy jego boku. Jestem cholernym, tchórzliwym idiotą. Monte miał rację

pomyślał i udał się do pokoju, by spakować rzeczy i wrócić do rodzinnego miasta.

***

Choć od rozstania z zespołem, a właściwie z samym Adamem minął niespełna tydzień, Tommy zdążył

już zatęsknić za atmosferą panującą w czasie Glam Nation Tour. Szedł opustoszałą ulicą niedużej,

amerykańskiej miejscowości i usłyszał dzwoni bijące w kościele. Spojrzał na katedrę, co ludzie widzą w

tej całej religii? Pozbawione sensu morały. Choć miał już ruszyć dalej, wstąpił do budynku, mijając

bramę ozdobioną białymi, rzeźbionymi gołębiami. Zwrócił na nie uwagę; tuż po chwili usłyszał za sobą

męski, stonowany głos.

– Niezwykłe, prawda?

Kiedy odwrócił się ujrzał starszego od siebie mężczyznę w czarnej sutannie, który zapatrzył się na

wyjątkowo dopracowane zdobienia.

– Czemu w kościele są gołębie? Raczej spodziewałem się świętych – Rzekł Tommy

Duchowny popatrzył na blondyna, zgadując w myślach, że rozmawia z niewierzącym

– Biały gołąb symbolizuje boskość, niewinność, duchowość, Synu. To także metafora odnowy,

zwycięstwa…

Tommy patrzył zaciekawiony, lecz poczuł się niepewnie

– Powinienem już wyjść, to nie jest miejsce dla mnie – Rzekł, lecz ksiądz mu przerwał

– Skoro Bóg Cię tutaj zaprosił, chce ci pomóc. Jaki masz problem?

Tommy rozchylił usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Nie miał zwyczaju mówić o swoim

życiu, a w tej chwili zupełnie obca osoba wypytywała go o najskrytsze tajemnice.

– Kocham człowieka, którego kochać nie powinienem. I Bóg wcale mnie tutaj nie zaprosił. On

by mnie wysłał do piekła, gdyby wiedział o tym uczuciu – Rzekł od niechcenia Tommy i wsunął dłonie

w kieszenie.

– Bóg wie o tej miłości, zanim ty ją w sobie odkryłeś. To on postawił na twojej drodze tę właśnie

osobę – Odparł duchowny.

Tommy, choć chciał się powstrzymać od sarkazmu, parsknął śmiechem

– Nie wierzę w tych waszych proroków.

Page 89: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

89

– A wierzysz swojemu sercu?

Blondyn zapatrzył się w dal

– Tak.

– A swojemu umysłowi?

– Też – Dodał.

– Twoje serce i twój umysł stworzył ten prorok, w domu którego właśnie jesteś. Jeśli wierzysz

samemu sobie, to wierzysz też swojemu Bogu. Jeśli mu zaufasz, on otworzy się na twoje sprawy i

pomoże ci wyznaczyć drogę, którą masz podążać w stronę człowieka, którego kochasz. Ten labirynt ma

rozwiązanie, ale póki nie zdejmiesz opaski ze swoich oczu, nie odnajdziesz drogi wiodącej do szczęścia

– Rzekł duchowny i z tajemniczym uśmiechem podążył korytarzem, roznosząc głuche echo wewnątrz

całego budynku.

Tommy popatrzył jeszcze raz na białe gołębie i opuścił kościół. Czuł strach wymieszany z niepewnością.

Czuł się całkowicie obnażony, bezradny. Z drugiej strony jakaś mała część w jego sercu usilnie pragnęła,

by Adam był o te trzysta kilometrów bliżej, niż jest teraz i to uczucie nie było przykre ani przesiąknięte

nostalgią – budziło nadzieję i wywoływało uśmiech na twarzy blondyna.

Kiedy wrócił do domu, rzucił klucze na stół, które odbiły się od szklanej tafli. Tommy położył się na

kanapie i włączył radio, z którego popłynęły nuty delikatnej melodii. Nigdy wcześniej nie czuł tak

niebezpiecznej mieszanki uczuć, które go przepełniały. Z brązowych oczu zaczęły powoli spływać

pojedyncze łzy, a ich obecność wcale nie uspokajała. Wśród błogiej ciszy doprawionej cichą muzyką,

roznosił się cichy odgłos beznadziejnego szlochu i gorzkie „Adam, bądź tutaj, nie poradzę sobie bez

ciebie…”. Jego ciało drżało, palce zaciskały się na miękkiej, małej poduszce, a coraz gęstsze łzy

zostawiały ciemne plamy na bordowej narzucie. Myśl o tym, że ma spędzić najbliższe dwa tygodnie tak

daleko od miejsca, w którym chce być, była przytłaczająca. Liczył, że to rozstanie będzie miało

pozytywny skutek i nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo się mylił. Wiedział, że dynamit, którego

lont odpalił kilka miesięcy temu, zaraz wybuchnie. Nie mógł znieść ani chwili dłużej w poczuciu tej

beznadziejnej samotności i pustki. Złożył ręce i zszedł z kanapy, by klęknąć tuż przy niej. Choć nigdy się

nie modlił, rozpoczął monolog, który kierował wprost do Boga. Czuł, że da sobie radę; wspaniałe

uczucie rozlało się po jego sercu.

– Adam… – Rzekł do samego siebie – pokażę ci, gdzie jest niebo, przyrzekam ci to…

Page 90: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

90

18. Epitafium niewinności

Następnego dnia Tommy obudził się późnym popołudniem. Z racji tego, że był środek zimy, słońce już

dawno zaszło za linię horyzontu, a niebo zaczęło szarzeć, by wkrótce przybrać barwy granatu. Blondyn

sięgnął po telefon, na jego wyświetlaczu pojawiła się jedna nowa, nieprzeczytana wiadomość.

„Hej wampirze, co słychać? Jeśli znajdziesz chwilę wejdź na MSN, pogadamy na kam”. Uśmiechnął się,

patrząc na nazwę nadawcy, brzmiącą „Adam”. Myślami powrócił do modlitwy, którą odprawił ostatniej

nocy. Nie spodziewał się, że miłość, która roznieciła się w jego sercu, zaprowadzi w nim duchową

przemianę; nigdy wcześniej nie pomyślałby, że wstąpi do kościoła, teraz był na drodze prowadzącej ku

nawróceniu. Kiedy zamknął oczy, wyobraźnia podsunęła mu obraz dwóch białych gołębi, zdobiących

bramy katedry.

***

Adam wziął łyk ciepłej herbaty i mocniej otulił się miękkim kocem, który był zeszłorocznym prezentem

gwiazdkowym. Kiedy ładował zdjęcie z przygotowań przedświątecznych, by zamieścić je na twitterze,

w prawym dolnym rogu ekranu jego laptopa pojawił się napis

Tommy Joe jest dostępny a tuż po chwili Tommy Joe dzwoni do użytkownika: Adam

Czarnowłosy uśmiechnął się, nacisnął zielony przycisk „Akceptuj” i tuż po chwili na monitorze ujrzał

Tommy’ego, którego włosy były roztrzepane, a oczy wyjątkowo zmęczone.

– Chyba ładnie zabalowałeś ostatniej nocy? – Zaśmiał się przyjaźnie Adam i obserwował

niemrawe ruchy blondyna, który nieznacznie się uśmiechnął.

– Nie, nie… – Zaprotestował – Nie mogłem zasnąć. Dobrze cię widzieć… – Rzekł urywając temat,

wpatrując się przy tym w radosne oblicze Lamberta. Bez makijażu, scenicznych ubrań i drogiej biżuterii

wyglądał inaczej. Tommy lubił ten naturalny widok; wiedział, że sam jest jednym z nielicznych, którzy

widzą wokalistę w tej odsłonie. Choć Adam uważał, że bez tej całej otoczki jest nudnym facetem, w

oczach Ratliffa od dawna był niezwykle pociągający i atrakcyjny.

– Moja mama chyba zamieszkała w kuchni – Zaśmiał się – Nie wiem kto to wszystko zje.

– Uważaj na węglowodany – Mruknął Tommy i usłyszał śmiech Lamberta. Mimowolnie

uśmiechnął się, patrząc na niego.

– A jak jest u ciebie? – Spytał wokalista, sącząc herbatę z parującego, białego kubka.

Page 91: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

91

Tommy rozejrzał się po małym pomieszczeniu. Jego dom był pusty. Nie wiedział czy skłamać i

powiedzieć, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, czy też wyznać prawdę.

– Jestem sam. Wszyscy gdzieś przepadli i to chyba ładny kawałek czasu temu sądząc po

fiołkach, które wyglądają, jakby poddały się sile grawitacji – Rzekł Tommy.

Adam odparł

– Jeśli masz ochotę, wpadnij do mnie. Pomożesz wyjadać garmażeryjny stos.

– Dzięki, ale liczę, że do Wigilii wszyscy się pojawią. Właściwie tak jest lepiej, żadnych kłótni,

cisza i spokój – Rzekł Tommy, nieprzerwanie patrząc na oblicze Adama, skupiając wzrok na jego oczach

i ustach – Zimno ci? – Spytał, kiedy Lambert poprawiał swój koc.

– Nawet sobie nie wyobrażasz, jaką mam tu Syberię – Rzekł czarnowłosy, odstawiając kubek.

Choć Tommy przyrzekał sobie, że przez najbliższy czas powstrzyma się od prowokacji do przeróżnych

wydarzeń, nie mógł się powstrzymać

– Chciałbym podnieść temperaturę…

Adam podniósł brew i uśmiechnął się delikatnie

– W jaki sposób?

Ratliff westchnął i założył ręce za głowę. Wiedział, że ma jeszcze okazję, by obrócić wszystko w żart, ale

nie chciał tego zrobić. Widok rozchylonych warg, zmrużonych oczu i napiętych mięśni działał na niego

w sposób niezwykle silny.

– O Adam, ty wiesz jak… – Rzekł półgłosem i zaczął się uśmiechać, widząc na ekranie twarz

radosnego wokalisty – Wiesz o czym ostatnio pomyślałem? Że kiedyś może być już za późno. Że

zestarzejemy się w milczeniu, będziemy żałować niewypowiedzianych słów, niespełnionych obietnic…

– Tommy obserwował Adama, który patrzył w głębokim zamyśleniu.

– Co chcesz przez to powiedzieć? – Spytał Lambert i oparł się o ciemny fotel, na którym siedział.

– Ja… – Zaczął Tommy, który zagubił się w labiryncie własnych myśli – Boję się, że przyjdzie taki

czas, w którym będę wspominał jedynie błędy młodości. Wszystko inne zostanie zatarte, zapomniane.

Adam uśmiechnął się delikatnie. Jego oczy odbijały światło mocnej żarówki, przez co tęczówki zdawały

się lśnić – Nie warto niczego żałować. Wierz mi, każdy krok wnosi coś nowego w nasze życie.

Blondyn poczuł się lepiej. Uśmiech Adama działał na niego wyjątkowo kojąco. Westchnął i spuścił

wzrok, gładząc przy tym swoją dłoń

– Chciałbym, byś był tu obok – Rzekł.

Page 92: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

92

Wargi Adama zadrżały. W trwającej moment chwili ciszy wymienili spojrzenia.

– Czujesz się samotny? – Spytał czarnowłosy, mając wrażenie, że niewidzialna ręka zaciska

palce na jego szyi. Nie lubił pytać Tommy’ego o intymne sfery jego życia, miał wtedy wrażenie, że

próbuje usilnie obnażyć chłopaka. Z drugiej strony wiedział, że jeśli on nie podejmie inicjatywy, blondyn

cały czas będzie zachowywał odpowiedni dystans między nimi. Adam wpatrywał się w Tommy’ego,

odłożył na bok koc. Rozmasowywał obolały kark i odchylił głowę, zmrużył oczy, a kiedy ponownie

spojrzał na ekran, zamarł.

Tommy powoli zsuwał ciemną bluzę ze swoich ramion, zrzucił ją na podłogę. Jego spojrzenie było

niezwykle kusicielskie, ale nie ordynarne. Szczupłe palce skierował ku guzikom ciemnej koszuli i powoli

ją rozpinał, ukazując część swojej klatki piersiowej. Pomiędzy obojczykami błyszczał srebrno–rubinowy

wisiorek w kształcie węża. Blondyn przesunął opuszkami po swoim karku, szyi i zsunął je w dół,

prowadząc przez środek torsu, brzucha i kończąc gdzieś w dole, lecz kamera nie uchwyciła niczego, co

było poniżej linii pasa. Ratliff nieprzerwanie obserwował reakcje Adama; ten siedział niemal w

bezruchu, nieznacznie przygryzając wargi, jego źrenice były powiększone a oczy wpatrzone w ekran.

– Z Syberii zmierzamy ku równikowi… – Rzekł Adam spokojnym tonem i przestał kurczowo

zaciskać palce na ramionach. Poczuł przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele.

– Nadal ci zimno? – Spytał Ratliff, a jego głos nasycony był wyjątkową, nienaganną

zmysłowością. Szept był w tej chwili najbardziej podniecającą formą kontaktu, na jaką mogli się zdobyć.

– Tak… – Odparł bez zastanowienia Adam, ciekaw, co może wydarzyć się dalej. Przestał myśleć

o tym, że Tommy jest jego przyjacielem, z którym gra w jednym zespole. W tej chwili nie potrafił patrzeć

na niego inaczej, niż na atrakcyjnego faceta, który usiłuje go usidlić. Czuł się niezwykle dobrze w

więzieniu zdeprawowanej rozpusty, której zapach roznosił się po całym pomieszczeniu.

Tommy wsunął dłoń za materiał koszuli, dotykając swojej klatki. Przesunął językiem po suchych

wargach i zdjął zbędny element garderoby. Adam patrzył na blondyna jak zahipnotyzowany. Nie

wiedział na czym powinien skupić swój wzrok; na twarzy blondyna, szyi czy reszcie odsłoniętego ciała.

Jego skóra była bardzo jasna, ciało szczupłe do tego stopnia, że Adam widział delikatny zarys kilku

żeber. Pragnął teraz jednego – dotykać go, czuć ciepło skóry, zaciskać palce na jego ramionach,

nadgarstkach i biodrach. Przesuwać palcami po jego klatce, wyczuwając zagłębienia między żebrami,

muskać nosem linię prowadzącą od mostka aż do podbrzusza.

– Tommy, nie prowokuj mnie… – Rzekł z uśmiechem Adam, czując mocne pulsowanie w

skroniach, które wracało do tętnic i przesuwało się płynnie ku dołowi jego ciała. Blondyn nie

zareagował. Przygryzł dolną wargę i westchnął cicho, obserwując jak idealnie manipuluje Lambertem.

Page 93: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

93

Chciał być jego przewodnikiem, wejść z nim do Świątyni Zamętu i wyznaczyć mu konfesjonał, w którym

wyspowiada się ze swych pragnień.

– Jesteś teraz sam? – Spytał Tommy, a każdy jego gest, ruch, spojrzenie były tak niebezpiecznie

pociągające, że Adam miał wrażenie, że zaraz zwariuje.

– Tak, nikt nie wejdzie do mojego pokoju – Odparł czarnowłosy przeczuwając, co planuje zrobić

blondyn.

– Pokaż mi prawdziwego siebie… – Rzekł Tommy i cicho westchnął. Nienawidził momentów, w

których jego żądze biorą górę nad rozumem, z drugiej strony uwielbiał odczuwać wszystkie

towarzyszące temu emocje.

Adam zawahał się przez chwilę i spojrzał na drzwi – były zamknięte. Wykonał prośbę, a raczej rozkaz

Tommy’ego, zdjął koszulkę i oparł się ponownie, wpatrując w chłopaka. Ratliff czuł drżenie swoich

palców, które zaciskał na udach. Z jednej strony zdenerwowanie, z drugiej rozkoszne podniecenie

budziły w nim drapieżne instynkty, które kumulowały się w jego głowie. Gdyby tylko Adam był na

wyciągnięcie ręki…

– Zapomnij, że to ja, nie myśl o tym, że się przyjaźnimy, że… Adam, pieprzyć to, nie chcę się

teraz kontrolować – Rzekł Tommy, a w jego głosie słychać było zniecierpliwienie.

Adam wstał i pomimo wstydu, jaki odczuwał, przesunął dłonią po swoim ciele i zatrzymał dłoń na

sporym wybrzuszeniu w okolicach rozporka. Choć jego doświadczenia znacznie bardziej wykraczały

poza granice internetowych przygód, za którymi raczej nie przepadał, w tym momencie czuł się

niesamowicie. Zupełnie inaczej. Powoli rozpiął spodnie, w które wprowadził swoją dłoń. Tommy głośno

przełknął ślinę

– Adam…

– Hmm…? – Mruknął Lambert, który prowadził swoją rękę pod materiałem ciemnych jeansów.

– Podniecasz mnie… – Odparł Tommy, czując drażniące mrowienie w dole brzucha. Wzrok

Adama był pół–przytomny, wargi delikatnie rozchylone. Ratliff wodził wzrokiem po jego ciele,

zatrzymując wzrok na szerokich ramionach, wąskich biodrach. Adam usiadł tak, że blondyn widział

jedynie twarz, klatkę i część brzucha.

– Tommy? – Spytał Lambert. Jego głos przybrał niski ton.

– Co? – Spytał blondyn, mając wrażenie, że serce zaraz wyrwie się z jego piersi.

– Pieścisz się…? – Te dwa słowa sprawiły, że Tommy poczuł żywy ogień rozpalający całe jego

wnętrze.

Page 94: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

94

– Nie – Odparł Ratliff, wpatrując się w Adama

– Zrób to – Rzekł Lambert – Chcę widzieć rozkosz na twojej twarzy.

Tommy, uważnie obserwując reakcje Adama rozpiął czarne spodnie, uwolnił swoją męskość spod

materiału spodni i bielizny, wziął głęboki wdech i delikatnie odchylił głowę. Adam co kilka chwil zwilżał

językiem suche wargi i obserwował Ratliffa, który powoli prężył się, wzdychał, a jego skóra stawała się

wilgotna i błyszcząca. Ten widok był niezwykle apetyczny; młody, atrakcyjny mężczyzna, który dotykał

siebie, starając się utrzymać kontakt wzrokowy z Adamem, a przy tym nie obnażył w zupełności

najbardziej pożądanych sfer swojego ciała. Tommy miał świadomość, że jest w posiadaniu klucza,

którym może otworzyć wrota seksualnego piekła, myśl o tym dostarczała mu głębokiej satysfakcji, ale

też poczucia niezrozumiałego strachu.

– Adam… O czym teraz myślisz? – Z ust Tommy’ego wyrwał się cichy jęk. Miał świadomość, że

tym co robi doprowadza Adama do białej gorączki; zacisnął wargi i obserwował podniecony wyraz

twarzy Lamberta, który zaspokajał swoje pragnienia.

– Wyobrażam sobie, że jestem obok… – Odparł po chwili Adam – Całuję całe twoje gorące i

mokre ciało, a potem… – Zawiesił głos, jakby bojąc się, że każde kolejne słowo może zerwać linię

względnej przyzwoitości i intymności.

– Wchodzisz we mnie… – Dodał Tommy

– I kocham się z tobą…

– Mocno i głęboko… – Szepnął blondyn

– Czujesz jak cię wypełniam, słyszę twoje rozkoszne pomruki…

– Dochodzę… – Westchnął głośno Tommy, czując, że zbliża się upragniony moment.

Adam nie mógł oderwać wzorku od blondyna, pogrążonego w stanie zwiastującym ekstazę.

– Jest ci dobrze, czujesz moje wargi na swojej szyi… – Mówił Adam, pragnąc doprowadzić

Tommy’ego na szczyt. Sam czuł, że zaraz ogarnie go spełnienie.

– Adam… – Rozchylił usta i nim zdążył cokolwiek powiedzieć wyprężył się, jego ciało owładnęły

spazmatyczne skurcze, z gardła wyrwał się namiętny i pełen pasji odgłos. Silne fale uniesienia

następowały jedna za drugą, przeszywając jego całe ciało. W tych kilku sekundach pełnych

fantastycznych doznań, usłyszał zmysłowe brzmienie głosu Adama, które wskazywało na to, że

przeżywa szczyt w tym samym momencie. Tommy oparł się o fotel i po kilku chwilach podniósł powieki,

wpatrując się w czarnowłosego, który również otworzył oczy. Patrzyli na siebie w milczeniu i dopiero

teraz zstąpiło na nich niewygodne poczucie winy.

Page 95: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

95

– Jesteś niesamowity… – Rzekł Adam, wpatrując się w jego oblicze, na którym malowało się

zawstydzenie. Pierwszy raz spotkał u blondyna ten wyraz twarzy.

– Posunęliśmy się za daleko – Stwierdził Tommy. Wiedział, że te słowa padną prędzej czy

później. Powoli dochodził do siebie i zaczął racjonalnie postrzegać zaistniałą sytuację.

– Nie warto niczego żałować… – Powiedział Adam, cytując własne słowa sprzed kilkunastu

minut. W tej chwili uśmiechnęli się wzajemnie.

– Nie chcę, byś źle mnie zrozumiał, ale chyba powinniśmy skończyć rozmowę na dziś –

Zaproponował Tommy, na co Adam odpowiedział znaczącym kiwnięciem.

– Do usłyszenia – Rzekł Adam i posyłając blondynowi delikatny uśmiech rozłączył się, a wraz ze

zniknięciem jego twarzy, na Ratliffa spłynęły wyrzuty sumienia i poczucie smutku. Jedyne, czego

pragnął to przytulić się teraz do ciała Lamberta i zasnąć tuż przy nim.

– Kocham cię… – Rzekł wpatrując się w monitor i status Adama, który od kilkudziesięciu sekund

widniał jako Użytkownik niedostępny. Rozmowa zakończona o godzinie 18:23:04.

19. Biały znak

Zimne dreszcze przeszywające obolałe, zastygłe w bezruchu mięśnie. Poczucie gorączki przy

niezmiennej temperaturze, niewytłumaczalny lęk, przygnębienie. Skrajne emocje zawieszone na

pięciolinii zatracenia, a każda z nut zupełnie inna od poprzedniej. Diagnoza? Miłość.

Tommy nie mógł oswoić się z uczuciami, które go ubezwłasnowolniły. To, co wcześniej budziło w nim

radość, teraz zaczęło przybierać formę bezlitosnego poczucia żalu. Choć Wigilia miała być już jutro,

żaden z członków rodziny nie wrócił do domu. Brakowało mu czegoś; przystrojonej choinki,

ośnieżonych kurtek zawieszonych w przedpokoju i tej całej magicznej atmosfery. Choć nigdy nie brał

udziału w świętowaniu, lubił oglądać wszelkie przygotowania i czuć obecność najbliższych. Teraz był

sam. Myśl o tym, że spędzi ostatnie dni roku z butelką whisky nie pomagała mu wyjść z przykrego

nastroju. Poddał się – poddał i zrozumiał, że to najlepszy i jedyny moment, by wyznać Adamowi całą

prawdę. Nie potrafił do końca zaakceptować stanu, w którym jednocześnie pragnął spełnienia swego

uczucia, z drugiej za każdym razem wycofywał się, jakby w strachu przed nieznanym. To przestało się

liczyć – bezczynność nie wprowadzała niczego pozytywnego w jego życie. Zerwał się z kanapy, chwycił

torbę z dokumentami, w pośpiechu zakładał buty i wybierał numer do biura linii lotniczych.

Page 96: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

96

– Najbliższy do San Diego, jedno miejsce – Rzucił i chwycił klucze, by zamknąć mieszkanie i

zostawić w nim cały swój smutek.

***

Poranek w rodzinie Lambertów był zabiegany. Co godzinę przyjeżdżali krewni, przywożąc ze sobą

wielkie, kolorowe paczki, które ustawiali przed zielonym, pachnącym drzewkiem. Śnieg sypał tego dnia

zaskakująco długo, okrywał roślinność białą kołdrą lekkiego puchu. Adam patrzył przez okno swojego

pokoju, obserwując pustoszejące ulice i ludzi, którzy rozchodzili się do domów, by wspólnie z bliskimi

usiąść do stołu. Zawołany przez brata opuścił pomieszczenie.

Kiedy wszedł do pokoju, wszyscy członkowie rodziny zwrócili na niego uwagę.

– Adasiu, z roku na rok coraz przystojniejszy! – Powiedziała jedna z ciotek, na co grono innych

pań w średnim wieku pokiwało głowami. Lambert uśmiechnął się smutno i zasiadł do stołu.

– Co jest? – Spytał Neil, jego brat kamuflujący pod stołem kabanosa, którego miał zamiar zjeść

przed podzieleniem się opłatkiem, jednak wuj Henry bacznie go obserwował.

– Nic, za młody jesteś, żeby zrozumieć – Odparł starszy Lambert i poczuł pięść brata na swoim

ramieniu. Uśmiechnął się do siebie.

Matka Adama wstała od stołu, trzymając w jasnych dłoniach pismo święte z zaznaczonym fragmentem,

który odczytywała co roku. Zapadła absolutna cisza, a pierwsze słowo rudowłosej kobiety zgrało się z

brzmieniem dzwonka elektrycznego.

– A kto to? Wszyscy goście przybyli – Rzekła jedna z kuzynek, rozglądając się po wszystkich

zgromadzonych.

Adam spojrzał na Neila, który zerwał się z krzesła i pobiegł do drzwi. Ta reakcja zdziwiła czarnowłosego,

gdyż jego brat był największym leniem, jakiego widział świat. No tak, trzeba wykorzystać każdą okazję,

by skryć się przed wujem Henrym. Adam zupełnie znudzony panującą atmosferą udał się za bratem,

który otwierał drzwi.

– Cholerny zamek – Mruknął zdenerwowany Neil i poszedł do kuchni. Adam cicho westchnął i

przekręcił z oporem klucz w drzwiach, które delikatnie przyciągnął do siebie.

– Boże – Mruknął, a w jego głosie pobrzmiewała nuta przerażenia i zaskoczenia.

***

Lot trwał niecałą godzinę. Tommy, co chwilę zerkał na zegarek. Z jedną torbą, w której miał dokumenty

przemierzał drogę wiodącą ku postojowi taksówek.

Page 97: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

97

– Co jest, kurwa… – Zatrzymał się przed placem świecącym pustkami. Ani jednego samochodu.

Choć było mu niesamowicie zimno, fala złości rozpaliła jego ciało. Przeklął pod nosem i ruszył piechotą

wzdłuż drogi wiodącej do domu Adama. Mróz, jego jedyny towarzysz, totalnie otępiał zmysły chłopaka,

który kroczył poboczem podmiejskiej drogi. Co kilka chwil oślepiały go pary oczu przejeżdżających

pojazdów, noc pochłonęła cały zasięg pola widzenia, a śnieg musiał sypać od kilku dni, biorąc pod

uwagę grubą warstwę poszarzałego puchu.

Kiedy wkroczył na bardziej ruchliwą ulicę i w gęstej śnieżycy odnalazł chodnik, zaczął iść szybciej. Jego

skóra była chłodna, jedynie wewnętrzny cel sprawiał, że chciał przemierzyć trudną drogę. W pewnej

chwili z jego ust wyrwał się cichy jęk

– Cholera…

Tuż przed jego stopami leżał gołąb. Jego skrzydła, niczym ramiona poległego w walce rozłożone były

na obie strony ciała. Brzuch pokryty warstwą pierza zapadł się, oczy straciły swój pierwotny blask.

Tommy jeszcze dwa tygodnie temu zignorowałby ten fakt, jednak wspomniał słowa księdza, którego

odwiedził niedawno „Biały gołąb to także metafora zwycięstwa, synu…”. Teraz to całe zwycięstwo,

symbol celu, do którego zmierzał, leżało na poboczu, zapomniane, przegrane, stracone. Poczucie

beznadziei przepełniło go do reszty; cały entuzjazm opadł, siła z którą wyruszył osłabła. Porwał się

przed siebie biegiem, starając się teraz o niczym nie myśleć; żadnych wspomnień, planów. Miał

wrażenie, że zaraz straci siłę i upadnie, właściwie to było bardzo prawdopodobne; cienka bluza nie

mogła ogrzać ciała, gdy temperatura przekraczała 20 stopni Celsjusza poniżej zera.

– W końcu… – Wydyszał po kilku minutach, kiedy znalazł się przed drzwiami domu Lambertów.

Przyjemny zapach ulatywał szczelinami okien, a w środku słychać było wolną muzykę. Tommy

zadzwonił do drzwi i przechodził z nogi na nogę, mając nadzieję, że zaraz będzie mógł się ogrzać.

– Cholerny zamek – Usłyszał za drzwiami obcy głos. Po chwili otworzył mu Adam.

– Boże… – Mruknął a w jego głosie pobrzmiewała nuta przerażenia i zaskoczenia.

Tommy poczuł w tym momencie lekkie ukłucie w okolicach klatki piersiowej. Adam wyglądał

niesamowicie; ubrany w czarne, eleganckie spodnie, białą koszulę prezentował się jak ktoś zupełnie

inny, niż jeden z najpopularniejszych amerykańskich popowych muzyków. Jego oczy pełne były

niezrozumiałego zdziwienia.

– Mogę wejść? – Spytał Ratliff, który szczękał zębami z zimna.

Adam nie był w stanie nic powiedzieć, otworzył szerzej drzwi zapraszając tym blondyna do środka.

Tommy stanął w przedpokoju i usłyszał głośne rozmowy z pomieszczenia obok.

Page 98: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

98

– Chodź, później cię przedstawię. Jesteś przemarznięty i wykończony – Rzekł Adam i

poprowadził blondyna do salonu oświetlonego małymi lampkami. Jedyny odgłos, który można było

tam usłyszeć to trzaskający w kominku ogień.

Tommy usiadł tuż obok i napawał się przyjemnym ciepłem. Nie miał siły mówić, rozmawiać, pragnął

teraz tylko ogrzać się i położyć do miękkiego łóżka. Zamknął oczy i słyszał kroki Adama, który

przemieszczał się po niedużym domu i kilkakrotnie przeszedł przez salon. Po chwili Lambert kucnął tuż

obok blondyna

– Tu jest ubranie dla ciebie, możesz pójść do łazienki… – Zaczął, lecz Tommy bez zastanowienia

rozpiął bluzę, którą rzucił na dywan obok siebie i otulił się szarym kocem. Basista westchnął cicho i

oparł się plecami o nagrzany mur tuż przy kominku

– Wróć do stołu, ja muszę chwilę odpocząć – Rzekł, lecz Adam nie podniósł się. Podszedł na

kolanach i usiadł tuż przy nim. Tommy czuł ból za każdym razem, gdy próbował się ruszyć, lecz nie mógł

się oprzeć spojrzeniu w oczy czarnowłosego.

– Zostanę z tobą. Oni mnie nie potrzebują – Rzekł Adam i ostrożnie wsunął dłoń pod koc, by

dotknąć ręki Tommy’ego. Ten poczuł mocny ból na swojej skórze, jednak w tej chwili nie pragnął

niczego innego niż poczuć bliskość towarzyszącego mu mężczyzny. Lambert przesuwał palcami od

nadgarstka aż do ramienia, rozgrzewając coraz cieplejszą skórę. Tommy wypowiedział kilka

niezrozumiałych słów.

– Słucham? – Spytał łagodnie Adam i przysunął się do twarzy blondyna.

– Czy… czy możesz mnie… mnie… przytulić? – Spytał Tommy, a każde ze słów wypowiadane

było coraz ciszej. Czarnowłosy nie odpowiedział. Objął blondyna w pasie i przylgnął do niego swoim

ciałem. Tommy poczuł błogi stan bezpieczeństwa i ciepło, które biło od Adama. Objął go za kark i oparł

głowę o jego klatkę piersiową, która powoli się unosiła i opadała. Ta chwila mogła nigdy się nie kończyć,

wszystko było idealne, delikatne, pozbawione erotyzmu czy zmysłowości.

***

Adam oraz Tommy nie zjawili się na kolacji. Blondyn opowiadał o swojej podróży, która była jedną z

najkoszmarniejszych, jakie przeżył. W pewnym momencie usłyszeli podniesione głosy. W domu przez

chwilę panował zamęt.

– Wychodzimy na pasterkę! – Krzyknął Neil w stronę Adama i Tommy’ego, którzy jako ostatni

siedzieli przy stole. Tuż po chwili usłyszeli ciche trzaśnięcie drzwiami i zapadła absolutna cisza.

Wsłuchiwali się we własne oddechy. Adam spojrzał na blondyna

– Chcesz się położyć? – Spytał.

Page 99: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

99

– Tak – Westchnął Tommy i odgarnął z czoła jasne kosmyki. W jego głowie toczyła się istna

walka – wyznać prawdę i być przygotowanym na jeszcze lepszy los czy przyjąć porażkę, która może

nastąpić?

Poszedł za Adamem do jego pokoju i nieprzerwanie wpatrywał się w podłogę. Usiadł na posłanym łóżku

w małym pokoju i oglądał różne wiszące na ścianach fotografie. Dzieciństwo pomyślał jak dobrze było

nie wiedzieć czym jest odpowiedzialność. Dorosłość zaczyna się wtedy, gdy sami musimy podejmować

wybory, decydujące o naszym życiu. Spojrzał na Lamberta, który pisał wiadomość opierając się o

krawędź biurka. Tommy poczuł ciężar na sercu, jednak zdobył się na odwagę i wstał. Czarnowłosy

zwrócił na niego uwagę. Serce w piersi Tommy’ego waliło jak oszalałe, miał wrażenie, że słyszy tempo

w jakim ono bije. Raz, dwa, raz dwa, raz raz raz razrazraz…

– Adam… – Rzekł z trudem, jakby gardło chciało powstrzymać go przed wypowiedzeniem

każdego kolejnego słowa.

– Tak? – Spytał czarnowłosy odkładając telefon na biurko. Zmierzył chłopaka wzrokiem i

uśmiechnął się delikatnie.

– Ja… Jest coś o czym muszę ci powiedzieć – Kontynuował Tommy, wiedząc, że jest za późno,

by się wycofać. Wzrok Adama nie dodawał mu odwagi, wręcz przeciwnie, wprowadzał w jeszcze

większe zakłopotanie. Przez dłuższą chwilę patrzyli sobie w oczy

– Adam… – Powtórzył blondyn i na chwilę spuścił wzrok, by z powrotem zanurzyć się w szaro–

niebieskim spojrzeniu wokalisty. Położył ręce na jego ramionach i poczuł, że traci oddech – Wiele dla

mnie znaczysz… – Rzekł, próbując przygotować czarnowłosego na słowa, które dopiero zostaną

wypowiedziane

– Wiedziałem, że kiedyś te słowa padną z twoich ust – Rzekł Adam, przesuwając dłoń po

plecach szczupłego chłopaka. Jego dotyk był elektryzujący.

Blondyn poczuł, że traci siły. Nie był w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa więcej. Zbliżył się do

wyższego od siebie mężczyzny i próbował nie tracić z nim kontaktu wzrokowego. Tak, wejrzyj w moją

duszę, teraz mogę ci na to pozwolić…

– Jak wiele jesteś w stanie mi wybaczyć? – Spytał szeptem.

– Wszystko… – Odparł Adam, który objął go w pasie, nie pozwalając się wycofać.

– Kocham cię… – Rzekł Tommy i nie czekając na żaden gest czy odpowiedź zmrużył oczy i

delikatnie złączył swe usta z wargami czarnowłosego, przekazując mu wszystkie swoje uczucia. Ten

pocałunek znacznie różnił się od poprzedniego – nie był wyrazem namiętności, lecz silnego uczucia

Page 100: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

100

drzemiącego w sercu od dawna. Adam poczuł niezwykłą miękkość ust Tommy’ego, był zaskoczony

subtelnością, z jaką potraktował go blondyn, biorąc pod uwagę burzę ostatnich wydarzeń.

Kiedy ich wargi nieznacznie oddaliły się od siebie, Adam uniósł powieki i rzekł cicho – To najlepszy

prezent gwiazdkowy, jaki kiedykolwiek dostałem…

20. Ukojenie

– Tommy? – Adam zwrócił się w stronę blondyna – Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko

temu, że będziemy spać razem? Jeśli byś się uparł to pójdę na podłogę, ale wiem, że tego byś nie chciał.

Blondyn odpowiedział uśmiechem. Wpatrywał się w Lamberta, który poprawił poduszki

– Pójdę się przebrać, jestem strasznie śpiący – Rzekł Ratliff i po chwili zamknął się w łazience.

Usiadł na krawędzi wanny i zamknął oczy, nie mogąc nadal uwierzyć we wszystko, co się wydarzyło. Z

jednej strony ogarniało go niesamowite szczęście, którego dawno nie doświadczył, z drugiej miał

wrażenie, że to tylko sen. W końcu nadejdzie czas, by się obudzić i stawić czoła przeciwnościom. Rozpiął

guziki ciemnej koszuli, którą zrzucił na kafelki zimnej podłogi, oparł dłonie o porcelanową umywalkę i

spojrzał we własne odbicie. Nie mógł rozpoznać tego człowieka, który odbijał się w lustrzanej tafli.

Ostatni czas przyniósł tak wiele niespodzianek, że nie sposób o wszystkim opowiedzieć. Blondyn cicho

westchnął; wszystkie pozytywne emocje nagle obróciły się w przygnębienie. Nie znał odpowiedzi na

wiele pytań – jak długo tu zostanie, co tak naprawdę teraz będzie między nim a Adamem, co Lambert

do niego czuje, co może jeszcze się wydarzyć. Jego głowa była pełna trudnych pytań, nad którymi teraz

nie chciał rozważać. Kiedy rozebrał się i wszedł pod prysznic, puścił ciepłą wodę i zamknął oczy.

Przezroczyste krople spływały po jego nagiej, bladej skórze, dając długo wyczekiwane ukojenie.

***

Camila otrzepała swój płaszcz ze śniegu, który padał tej nocy nieprzerwanie. Bez słowa opuściła swój

dom i przyleciała do innego miasta, by spędzić ten najpiękniejszy dzień w roku u boku człowieka, który

znaczył dla niej wiele. Stanęła przed drzwiami domu Tommy’ego i zadzwoniła. Nie pragnęła niczego

innego niż spojrzeć w oczy Ratliffa i mocno go przytulić tego szczególnego wieczoru. Cisza. Zadzwoniła

po raz drugi, tym razem dłużej niż poprzednio. Klucz w drzwiach przekręcił się, miała wrażenie, że jej

serce na moment stanęło. Jej oczom ukazał się młody, obcy mężczyzna

Page 101: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

101

– Słucham? – Spytał.

– Czy zastałam Tommy’ego? – Spytała Camila

– Nie – Odparł nieznajomy i po chwili milczenia rzekł – Nie spodziewałem się tutaj gości. Wejdź

do środka.

***

Tommy opuścił łazienkę. Miał na sobie biały, miękki szlafrok należący do Adama. Czarnowłosy podniósł

wzrok i delikatnie się uśmiechnął. Nie powiedział ani słowa. Tommy natomiast zbliżył się do niego i

odwzajemnił uśmiech

– Wolisz przy ścianie? – Spytał, na co Lambert zareagował śmiechem

– Zawsze się o to sprzeczaliśmy z Neilem – Rzekł i pociągnął blondyna na łóżko. Pochylił się nad

nim i oparł dłoń o jego klatkę piersiową, skrytą za puszystym materiałem. Ratliff uśmiechnął się

delikatnie

– Hej, co ty… – Nim zdążył spytać o cokolwiek, Adam obrysował palcem kontur ust chłopaka,

który poczuł przyjemne łaskotanie w okolicy swoich warg. Oczy czarnowłosego były zmrużone, a na

twarzy malował się subtelny uśmiech. Tommy patrzył dość niepewnie, z wyraźnym zaciekawieniem.

Położył dłoń na karku mężczyzny, czując pod palcami jego gładkie, czarne włosy. Delikatnie je gładził i

zapatrzył się w tęczówki Adama, który przesunął opuszkami po jego policzku i szyi, następnie odgarnął

z czoła jasne kosmyki włosów.

– Jesteśmy sami? – Spytał szeptem Tommy, choć znał odpowiedź na to pytanie.

– Tak… – Odparł Adam – Uwielbiam, gdy nagle zmieniasz ton głosu. Za każdym razem, gdy

jesteś ze mną blisko, mówisz bardzo, bardzo cicho…

Ratliff uśmiechnął się nieznacznie i czekał na kolejny ruch Lamberta. Gdy zbliżył się, Tommy zamknął

oczy i czuł na sobie ciepły oddech Adama, który delikatnie złączył z nim swe usta. Blondynowi przyszło

na myśl, że nigdy wcześniej przy jakimkolwiek pocałunku nie towarzyszyły mu tak silne emocje.

Subtelnie rozchylił wargi, dając drugiemu do zrozumienia, że może mu pozwolić na więcej. Adam

wsunął język w jego usta, badał nim podniebienie chłopaka, który poddawał się tej szczególnej chwili.

Kiedy Adam całował go coraz głębiej i namiętniej, Tommy wplótł palce w jego włosy i bawił się nimi.

Czuł lekkie zdenerwowanie na myśl, że między nim a drugim mężczyzną zachodzą tak zbliżające

incydenty, z drugiej strony podobało mu się to. Drzewo, z którego zrywali grzech miało najsłodsze

owoce. Lambert powoli zmierzał w kierunku szyi, a kiedy zaczął ją pieścić, do jego uszu dotarły

rozkoszne pomruki, jakie wydawał blondyn. To z pewnością była najwspanialsza melodia, jaką

kiedykolwiek słyszał. Delikatnie przygryzał jego skórę, przesuwając przy tym dłonią wzdłuż torsu. Czuł

Page 102: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

102

pod palcami krople wody, które rozcierał na ciele blondyna. W pewnej chwili napotkał przeszkodę –

węzeł od szlafroku. Nie przestając całować szyi Tommy'ego, rozwiązał pasek i wsunął dłoń pod biały

materiał. Powoli masował blondynowi brzuch

– Starczy… – Wysyczał Tommy i usiadł, próbując opanować przy tym swój przyspieszony

oddech

– Coś nie tak? – Spytał Adam, uważnie obserwując swojego towarzysza

– Wszystko w porządku, ale… – Odparł i zawiesił wzrok na beżowej pościeli. Nie dokończył

zdania.

Wokalista usiadł tuż przy nim i pocałował jego policzek – ten gest wyrażał niezwykłą czułość i

przypomniał blondynowi o trasie, w której Lambert obdarowywał go takimi drobnymi prezentami.

Tommy zdjął szlafrok i położył się przy ścianie, patrzył w sufit. Po chwili Adam położył się tuż przy nim

i przytulił go do swojego ciała. Ratiff zamknął oczy, poczuł bezpieczeństwo oraz wewnętrzny spokój. W

końcu po miesiącach istnej burzy i zawieruchy nastał czas przepełniony lekkim zefirem i zapachem

porannej rosy.

– Adam…? – Rzekł cichym głosem blondyn

– Hmm…?

– Kocham cię… – Powiedział i wtulił się mocniej w ciało ukochanego mężczyzny, zastanawiając

się, czy Lambert odpowie mu kiedyś tym samym.

***

Camila usiadła w pokoju Tommy’ego. W dłoniach trzymała kubek gorącej herbaty. W niedużym

pomieszczeniu unosił się delikatny zapach męskich perfum. Dziewczyna siedziała obok obcego

chłopaka.

– Gdzie poleciał Tommy? – Spytała i spojrzała na niego.

– Do tego wokalisty, Adama – Odparł młodszy z Ratliffów. Urodą bardzo przypominał swojego

starszego brata. Jego tęczówki były orzechowe, oczy duże, błyszczące. Camila doszukiwała się wielu

cech basisty w Stevenie, podobne spojrzenie, głos, niemal identyczne rysy twarzy… Choć nie spytała go

o wiek, uznała, że nie ma więcej niż dwadzieścia jeden lat.

– Jesteś jego dziewczyną? – Spytał po chwili

– Nie – Odparła i dodała szeptem – Niestety nie.

– Skrzywdził cię?

Page 103: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

103

Camila spojrzała w jego oczy. Tak bardzo przypominał Tommy’ego…

– Zapłacę każdą cenę, by być blisko niego.

Steven uśmiechnął się do siebie i przewrócił oczami po bladoniebieskich ścianach

– Jest sam? – Spytał

Milczała dłuższą chwilę. W końcu zdobyła się na słowa

– Tak. Ale spędza za dużo czasu z Adamem. Nawet teraz do niego poleciał. Właściwie każdy

uważa to za abstrakcję, ale dla mnie to nie jest czysto przyjacielska relacja.

Przysunął się do niej na niebezpieczną odległość

– Narobimy trochę bałaganu?

Zaczęła się delikatnie uśmiechać

– Nawet wiem w jaki sposób…

Sięgnęła po swój telefon i wybrała numer do Montego. Kiedy usłyszała w słuchawce jego głos od razu

zaczęła mówić

– Spędzamy Sylwestra u Adama, wszyscy. Jeśli nie masz innych planów, bierz cały zespół i leć

do San Diego. Spotkamy się o 18 przed jego domem.

– Nie ma sprawy, nie mamy innych planów. Będziesz też? – Spytał Monte

– Będę – Rzekła Camila – I to nie sama – Dodała z uśmiechem patrząc na szatyna.

***

Kiedy Adam otworzył oczy i spojrzał w bok, uśmiechnął się do siebie. Zawsze rano przez kilka minut

wpatrywał się w ścianę, teraz u jego boku spał Tommy. Delikatnie pogłaskał go po policzku

– Jak dobrze mieć z rana taki widok… – Szepnął do siebie

– Jesteś farciarzem – Mruknął Tommy

– Rany, myślałem, że śpisz! – Adam poderwał się, a blondyn uniósł powieki

– Jeszcze nie raz cię zaskoczę… – Rzekł Tommy i okrył się kołdrą – Zimny dziś poranek.

Adam przysunął się do niego i gładził po ramieniu. Skóra chłopaka była chłodna i gładka w dotyku.

Czarnowłosy przesunął palcami po licznych tatuażach zdobiących rękę Ratliffa. Lambert uwielbiał te

wszystkie przeciwieństwa; przerażające tatuaże miały się nijak do delikatnych rysów twarzy.

– Zrobię herbatę, rozgrzejesz się.

Page 104: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

104

Tommy położył się na plecach, nie przestając się uśmiechać

– Twój widok sprawia, że robi mi się cieplej.

– Naprawdę…? – Szepnął Adam. W pewnej chwili drzwi do ich uszu dobiegł histeryczny krzyk

– Adam, nie uwierzysz, nie uwierzysz! Nie uw.. – Drzwi otworzyły się gwałtownie i stanął w nich

Neil. Jego głos stanął w gardle, gdy zobaczył, że jego brat nie jest w łóżku sam.

– Mówi się „przepraszam, zrobię śniadanie” i „przyjdę później” – Rzekł Adam, na co Neil

zareagował krzywym spojrzeniem

– Sam idź jak chcesz jeść. Ej, ale to… to twój basista, nie?

Lambert chwycił poduszkę i cisnął nią w brata

– Wynocha.

Neil chciał rzucić złośliwy komentarz, ale uznał, że podzielenie się nabytą informacją z pozostałymi

będzie świetną rozrywką.

– Mamo! – Usłyszeli głos zza drzwi – Adam zmienił formę płatności!

Lambert uderzył się ręką w czoło

– Zabiję…

Tommy zaśmiał się

– Daj mu spokój. A więc to jest Truex...

Adam spojrzał zdziwiony

– Truex? Skąd znasz jego pseudonim?

Blondyn uśmiechnął się nieznacznie

– Nieważne... Dziękuję, że pozwoliłeś mi tu zostać.

Czarnowłosy posłał mu życzliwy uśmiech

– Jeśli nie zamierzasz uciekać do domu, powitamy wspólnie nowy rok. Z tego, co pamiętam nie

miałeś żadnych planów.

Ratliff usiadł i podparł się dłońmi o poduszkę. Choć nie okazał tego, czuł się najszczęśliwszym

człowiekiem na świecie.

Page 105: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

105

21. Niespodziewany gość

– Adam! Wychodzimy do Dickensów, wrócimy jutro po południu. Bawcie się dobrze – Rzekła

mama Lamberta i po chwili wraz z ojcem opuścili mieszkanie. Adam spojrzał w kierunku Ratliffa,

którego wzrok wbity był w orzechowe drzwi. Czarnowłosy zbliżył się nieco w kierunku basisty; chciał

objąć chłopaka w pasie, lecz ten zrobił sprytny unik.

– Ej, co jest? – Spytał wokalista, a kiedy próbował powtórzyć czynność, Tommy znowu się

cofnął.

– Nie nauczyli cię, że o swoje trzeba walczyć? – Odparł blondyn, który powoli wycofywał się z

wąskiego korytarza – Może jednak zawołam twoich rodziców, by powtórzyli tę lekcję?

– A więc przyznajesz, że jesteś mój? – Spytał Adam i parsknął śmiechem – Ten wiecznie

dachowy kocur, ciągły włóczykij, który nie znosi, gdy ktoś chce mu rozkazywać przyznaje się, że teraz

należy do mnie!

Tommy uśmiechnął się wrednie i nie odpowiedział. Wokalista bez słowa porwał się za blondynem,

który pobiegł na schody. Gdy tylko udało mu się zaliczyć ostatni stopień zatrzymał się, czego Adam nie

przewidział – po chwili obaj wylądowali na podłodze.

– Żebro, noga, palec, biodro, połamałeś mi wszystkie kości! – Wrzasnął Tommy, leżąc pod

Adamem, który w ostatniej chwili podparł się dłońmi podłogi.

– Skończyłeś tragizować? Do kochania mnie potrzeba ci tylko serca – Rzekł z uśmiechem

czarnowłosy.

– Serce też mi złamałeś – Rzucił pretensjonalnie Tommy i wiercił się, próbując wydostać się

spod ciała Lamberta.

– Jeszcze nie złamałem.

Tommy popatrzył na niego i uderzył w ramię

– Tylko spróbujesz – Mruknął i przeczesał palcami grzywkę, która przysłoniła mu oczy.

– Uwielbiam je. Atut gitarzystów… – Rzekł Adam i zawiesił swój wzrok na dłoni Ratliffa,

zwracając szczególną uwagę na długie, szczupłe palce.

Po chwili rozległ się dźwięk dzwonka. Lambert odwrócił się i spojrzał na drzwi, powoli wstał.

Page 106: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

106

– Pewnie rodzice czegoś zapomnieli – Stwierdził Tommy i również się podniósł, otrzepując

ciemne spodnie z kociej sierści. Dziwne pomyślał nie widziałem tu żadnego zwierzaka. Adam

niechętnie zszedł na dół, otworzył drzwi i nieco się skrzywił. Tuż przed nim stał Neil z grupą młodych,

kolorowo ubranych ludzi. Śmiali się, przepychali, a w momencie, gdy zobaczyli Lamberta, zaczęli

śpiewać jedną z jego piosenek, w dodatku tak nieudolnie, że nawet Neil głośno chrząknął, wyrażając

swoje zażenowanie.

– Co ty, do cholery, robisz? – Spytał Adam, blokując wejście swoim ciałem. Oparł dłonie o

futryny, by dać do zrozumienia, że wstępu dla piętnastoosobowej grupy nie będzie. Bracia spoglądali

sobie w oczy; jedna para wyrażała silne zdenerwowanie, druga natomiast niesamowitą radość.

– Gdy już będziesz miał własny dom to możesz się skarżyć. Póki co jest wspólny i mam zamiar

świętować tę noc z przyjaciółmi – Rzekł Neil, przepychając brata w drzwiach i zapraszająco do środka

zgromadzonych gości. Adam miał ochotę złapać niższego od siebie chłopaka za szyję i udusić go tu i

teraz, a następnie odśpiewać hymn Stanów Zjednoczonych, jako wyraz szacunku dla poległego z nim

w walce brata. W pewnej chwili poczuł, że ktoś lekko ciągnie go za rękaw.

– Adam? – Rozległ się spokojny, ciepły głos. Kiedy czarnowłosy odwrócił się, spostrzegł niskiego

blondyna, który nie puszczał jasnego materiału bluzki – Nie denerwuj się. W dużym gronie zawsze jest

weselej.

Czarnowłosy zwrócił się w stronę swojego towarzysza i choć był skrajnie zdenerwowany, zachował

spokój – Chciałem spędzić ten dzień z tobą. Tylko z tobą.

– Zawsze możemy wybrać twój pokój – Mrugnął Tommy i objął Adama w pasie, łącząc swe

dłonie za jego plecami – Wyskoczymy po szampana, podbierzemy trochę przystawek z salonu i

zatracimy się w oazie spokoju…

– Hm… Brzmi doskonale – Rzekł rozmarzonym głosem Adam i przesunął dłonią po plecach

basisty, który po chwili sięgnął po kurtkę wiszącą przy drzwiach. Zawsze był typem, który szybko

podejmuje działania, choć tak naprawdę ten system czasami zawodził, a zwłaszcza w ciągu całej

tej zabawy w miłość.

Nim opuścili mieszkanie, Tommy spojrzał w lustrzane odbicie. Nie zobaczył w nim niczego szczególnego

– jedynie siebie oraz Lamberta. Razem. Ten widok przepełnił go uczuciem szczęścia a zarazem smutku;

nie znosił, gdy toczył się w nim jeden z rodzajów słodko–gorzkiej walki.

– Idziemy? – Spytał czarnowłosy, na co basista odpowiedział przytaknięciem.

Kiedy wyszli wspólnie na dwór ogarnął ich chłód. Niebo pełne było gwiazd, śnieg przestał sypać, a

pojedyncze osoby rozbiegały się do domów, by dołączyć do bawiących się przyjaciół. Dwaj mężczyźni

Page 107: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

107

podążali ścieżką, towarzyszyło im milczenie, jedynym odgłosem w tej beznadziejnej ciszy był skrzypiący

pod butami śnieg. Co kilka chwil Ratliff zerkał w kierunku czarnowłosego, jednak ten zachowywał się

tak, jakby jego duch był nieobecny.

– Nie jestem pewien – Rzekł nagle Tommy i zwolnił. Adam zwrócił na niego uwagę.

– Czego? – Spytał zaciekawiony i potarł zmarznięte dłonie.

– Że powinienem być tu, gdzie jestem… – Rzekł, nie wierząc w to, co mówi – Kurwa, tak długo

na to czekałem i teraz zastanawiam się czy podjąłem słuszny wybór… – W jego głowie tworzył się

potężny chaos. Adam złapał go delikatnie za nadgarstki.

– Hej, spokojne – Rzekł, gdy zauważył, że Tommy popada w ten dziwny stan, który

niejednokrotnie doprowadził do ostrej wymiany zdań między nimi. Spojrzał w oczy Ratliffa – Chodzi o

to, że nie ja jestem tą osobą, na którą czekasz czy…

– Chodzi o to, że chwilami nie potrafię się odnaleźć – Rzekł blondyn – Nie wiem jak powinienem

się zachowywać, jak wiele mogę mówić… To wszystko jest dla mnie takie dziwne, inne… Przez

dwadzieścia lat spotykałem się tylko z kobietami, a teraz zwariowałem i nie wyobrażam sobie, by mogło

cię zabraknąć. W moich snach widzę tylko ciebie, w moich marzeniach…

– Nie musisz mnie oglądać w wyobraźni. Jestem tu, obok. Chcę cię wspierać. Takie wewnętrzne

rozterki mogą cię trochę męczyć, ale niedługo poczujesz się wolny. Wiem co mówię, sam przez to

przechodziłem. A co do twojego zachowania… bądź sobą. Takiego cię poznałem i nie chcę, by to się

zmieniło.

Spojrzeli na siebie, a kiedy Adam dostrzegł uśmiech na twarzy Ratliffa, poczuł, że ciężar spada mu z

serca.

– Wprowadzę cię w ten nowy świat – Rzekł ze spokojem Lambert i odgarnął z twarzy blondyna

jasny kosmyk włosów – Wszystko jest prostsze niż ci się wydaje.

– Boję się… – Ciche słowa wyrwały się z ust Tommy’ego, który przecież nigdy nie okazywał lęku

czy słabości. Teraz przypominał zagubionego chłopca, który szuka swojej mamy na jednym z dworców

wielkiej metropolii.

Adam uśmiechnął się

– Nie masz czego się bać. Obserwuję cię i widzę, że masz wiele wątpliwości, ale tutaj – Oparł

dłoń o klatkę piersiową, w miejscu, gdzie jest serce – tutaj nie zmieni się nic, skarbie…

Tommy poczuł wszechogarniające go poczucie szczęścia i nie wynikało to ze wszystkich ciepłych słów,

które usłyszał od Adama. Chodziło o tą jedną wypowiedź, czuły gest brzmiący „skarbie”. Wpatrywał się

Page 108: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

108

w Lamberta, który zaczął dalej zmierzać w stronę sklepu. Dorównał mu kroku i zaczął uśmiechać się do

siebie.

Kiedy weszli do małego, samoobsługowego dyskontu, Tommy rozejrzał się dookoła.

– Czego właściwie potrzebujemy? – Spytał, skupiając swoją uwagę na ladzie pełnej kolorowych

słodyczy.

– Nawet nie myśl, że pozwolę ci się upić. Nie ma mowy – Rzekł Adam, który wiedział, że blondyn

czasem potrafi mocno przesadzić. Ku zdziwieniu wokalisty, nie protestował.

***

– Neil już pewnie rozniósł dom – Uśmiechnął się Ratliff, który w jednej ręce niósł butelkę

szampana.

– Nawet mi o nim nie mów. Lepiej żeby nie pokazywał mi się dziś na oczy – Odparł Adam, choć

w jego głosie niezmiennie pobrzmiewała nuta ciepła.

Tommy wziął głęboki oddech i poczuł zimne powietrze wypełniające jego płuca. Tęsknił już za gorącym

latem, pełnym słońca i ciepłego deszczu. Podniósł wzrok, by spojrzeć w ciemne niebo – miał wrażenie,

że od tamtej pory przybyło gwiazd. W pewnej chwili poczuł coś szczególnego. Kiedy spojrzał w dół

dostrzegł, że Adam złapał go za dłoń i delikatnie ścisnął.

– Ktoś może zobaczyć… – Syknął Tommy.

– Wstydzisz się mnie? – Spytał Adam, który spojrzał na blondyna z uśmiechem.

– Oczywiście, że nie – Rzekł Ratliff.

– I ja niby mam ci wierzyć? – Odparł kpiąco Adam. Lubił się droczyć z blondynem. Tommy

jednak nie miał na to w tej chwili siły ani ochoty – objął Adama za szyję i bez większego zastanowienia

pocałował go w usta w obecności kilku przechodniów, którzy nawet nie zwrócili na nich większej uwagi.

Po chwili cofnął się o krok.

– Teraz nie masz powodów, by nie wierzyć – Uśmiechnął się Tommy i poczuł przypływ

pozytywnej energii. Lubił ten wpływ, jaki wywierał na nim młody wokalista. Mógł przyznać, że tęsknił

za chodzeniem z kimś za rękę – Keri nie była na tyle uroczą i ciepłą osobą, by sobie na to pozwolić.

Po chwili znaleźli się przed domem i weszli do środka. Na korytarzu klęczał jedynie Neil, który wycierał

ciemną plamę z beżowego dywanu. Na jego twarzy malowało się totalne zrezygnowanie, ten widok

doprowadził Tommy’ego oraz Adama do głośnego śmiechu.

– Udanej zabawy! – Parsknął Lambert, a Neil obrzucił go morderczym spojrzeniem.

Page 109: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

109

– Mógłbyś mi chociaż pomóc! – Rzekł pretensjonalnie i energiczniej szorował dywan.

– Wybacz, mam przyjemniejsze plany na ten wieczór… – Rzekł z uśmiechem, zwracając uwagę

na Tommy’ego i przyciągając go zdecydowanym ruchem do swojego ciała – Choćby się waliło i paliło,

nie przeszkadzaj nam – Dodał i nie słuchając marudzenia brata, zaprowadził basistę do swojego

niedużego pokoju. Tommy rzucił na oparcie fotela skórzaną kurtkę i wsunął zmarznięte dłonie w

kieszenie czarnych spodni. Dom był zdecydowanie najlepszym miejscem do spędzania zimnych

wieczorów i nocy.

– Którą mamy godzinę? – Spytał, podchodząc do Adama i wbijając przy tym wzrok w brązowy

dywan.

Ten spojrzał na zegarek

– Chwila po osiemnastej. Tyle godzin do rana… – Rzekł Adam i usiadł na łóżku. Blondyn spoczął

obok. Wsłuchiwali się w słowa piosenki, której nuty wypełniały cały dom. W pewnej chwili Adam

zaśmiał się do samego siebie.

– Mój brat, a taki pacan… Cały czas widzę, jak szoruje ten dywan i co godzinę wpada w coraz

większą rozpacz.

Tommy uśmiechnął się

– Może jednak dołączymy do niego i jego przyjaciół?

– Oczywiście, ale na pewno nie teraz… – Stwierdził Adam, który popchnął Tommego na łóżko i

przycisnął jego nadgarstki do łóżka. Pod palcami wyczuwał mocny puls w jego żyłach. Ratliff zaśmiał się

cicho.

– O nie, chyba śmieszny jesteś – Rzekł i próbował wyrwać się z uścisku.

– Za późno… nikt cię tutaj nie usłyszy i nie znajdzie… – Powiedział Adam i zaczął delikatnie

wodzić wargami po szyi blondyna. Każdy jego gest był niezwykle delikatny. Tommy wyczuwał dobrze

znany mu zapach perfum, od zawsze kojarzący się właśnie z postacią czarnowłosego muzyka.

– Ja wcale nie chcę, by ktoś mnie znalazł… – Wymruczał i odchylił głowę, by ułatwić

czarnowłosemu dostęp do wrażliwego fragmentu swojego ciała. Czuł się na tyle spełniony i szczęśliwy,

nie chciał niczego przerywać ani kończyć. Opuściły go wszelkie wątpliwości.

Adam całował jego twarz, wplótł palce w jasną grzywkę, którą lekko pociągnął do tyłu, odsłaniając

znaczną część twarzy chłopaka.

– Ała – Jęknął cicho blondyn.

Page 110: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

110

– Podoba ci się…? – Spytał szeptem czarnowłosy, zbliżając się do ucha Tommy’ego i

przeciągając po nim językiem. Kolejny elektryzujący dreszcz przebiegł po jego nerwach.

– Tak… – Odparł Ratliff, poczuł, że znów ulega. Nigdy wcześniej nikt nie potrafił go tak usidlić i

ubezwłasnowolnić. Nie da się ukryć – to uczucie było szczególnie podniecające i na swój sposób

wyjątkowe. Gdy Adam przesuwał dłońmi po biodrach blondyna, ten poczuł silny impuls i przewrócił

czarnowłosego na plecy. Natychmiastowo go dosiadł i pochylił się, zatapiając w jego miękkich ustach.

– Myślisz, że wszystko zawsze będzie w twoich rękach? Nie licz na to – Rzekł Tommy i składał

pocałunki na jego twarzy i szyi, a w pewnej chwili wykorzystał swoje zęby, co było dość bolesną, lecz

mimo wszystko przyjemną formą pieszczoty.

– Tommy! – Syknął Adam i zacisnął palce na udach blondyna. Miał wrażenie, że zaraz oszaleje.

Przewrócił blondyna z powrotem na plecy i położył się na nim, ponownie odzyskując kontrolę. Basista

objął go i delikatnie pocałował w czoło. Magia tej chwili kryła się w przeplatających się wzajemnie

gestach, wśród których niektóre wyrażały szczególną czułość, inne – bezgraniczną namiętność. W

pewnej chwili drzwi się otworzyły się, wpuszczając do środka promień światła.

– Cholera jasna, zajmij się sobą ty wredny pajacu! – Krzyknął Adam, widząc w drzwiach Neila –

Jak się wchodzi to się puka! – Dodał podniesionym tonem.

– Jak się puka, to się zamyka – Odparł ze spokojem Neil – Jacyś ludzie do ciebie.

– Co? Kto? – Adam usiadł obok, totalnie zapominając o obecności Tommy’ego.

– Pajac idzie zająć się sobą – Odparł z wyrzutem Neil, który po chwili zniknął. Adam wyszedł z

pokoju i zbiegł po schodach. Był tym wszystkim wystarczająco poirytowany, by roznieść cały dom w

puch. Zatrzymał się na ostatnim stopniu i złapał beżowej, lakierowanej poręczy.

– Niespodzianka – Rzekła Camila, która stała obok obcego Adamowi chłopaka. Tuż za nią stali

Monte, Longineu, Sasha oraz Taylor, trzymając w rękach napoje i paczki z jedzeniem. Wszyscy

członkowie zespołu byli zadowoleni i radośni, prócz Camili oraz nieznajomego, na twarzach których

malowały się podejrzane uśmiechy.

Page 111: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

111

22. Nowy rok

Adam patrzył na nich z wyraźnym zaskoczeniem i choć nie widział Tommy’ego, poczuł jego obecność

za swoimi plecami.

– Dobrze was widzieć – Rzekł po chwili i przywitał każdego osobno – A ty? – Spytał stając przed

obcym chłopakiem.

– Jestem Steven – Rzekł szatyn trzymając Camilę za rękę. Poczuł ogarniające go uczucie strachu,

gdy Adam bacznie mu się przyglądał.

– To nie miejsce dla ciebie – Rzekł Tommy, nie schodząc z ostatniego stopnia schodów –

Powinieneś stąd wyjść.

Adam spojrzał na blondyna

– Nie bądź taki nieprzyjemny dla nowego gościa. Zaraz zaraz…

Spojrzał na młodego chłopaka a potem na basistę, dostrzegł między nimi duże podobieństwo

– Czemu nie mówiłeś, że masz brata?

– Bo nie mam – Warknął Tommy, obrzucił Stevena groźnym spojrzeniem i ignorując kolejne

słowa Adama zamknął się w pokoju na górze. Lambert przez chwilę odprowadzał go wzrokiem, a gdy

blondyn zniknął za drzwiami, czarnowłosy wzruszył ramionami

– Rozgośćcie się – Rzekł i z uśmiechem wrócił do salonu.

***

– Plan jest prosty – Rzekła ze spokojem Camila, bawiąc się srebrnym pierścionkiem – Adam i

Tommy mają nas za parę.

– Myślisz, że uwierzyli? Nie sądzę – Rzekł Steven, wodząc wzrokiem po ciemnym, opustoszałym

pomieszczeniu, przypominającym zapomnianą część domu.

– Nie mają podstaw, by nie wierzyć. Teraz wszystko pójdzie łatwo. Będziesz uwodzić Adama,

aż ulegnie. Jesteś podobny do Tommy’ego, w dodatku młodszy, bardziej czarujący… Ja będę ofiarą.

Kiedy Tommy się dowie, że Adam z tobą flirtuje, a w dodatku, że ja przez to cierpię, zbliży się do mnie.

– To podłe – Rzekł Steven, gasząc niedopałek papierosa w białej popielnicy. Ton jego głosu był

mimo wszystko obojętny i chłodny.

Page 112: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

112

– Przecież nienawidzisz Tommy’ego – Rzekła dziewczyna i powoli wstała z ciemnej kanapy.

– Nienawiść to zbyt silne słowo. Po prostu nie jesteśmy ze sobą blisko i nie chcemy być. Mam

nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.

– Dostaniesz konkretne wynagrodzenie, więc nadzieje przełóż na realizacje. Powodzenia –

Rzekła i opuściła pokój. W pewne chwili ogarnęło ją nieprzyjemne uczucie; by móc uszczęśliwić

ukochanego chłopaka, najpierw musiała go zranić. Szybko odsunęła od siebie tę myśl i wkroczyła do

salonu pełnego gości, by zająć miejsce tuż obok Neila.

***

Wybiła godzina dwudziesta druga. W domu panował duży hałas, na który składały się rozmowy i głośna

muzyka. Tuż przy wejściu do pokoju stali Ratliff oraz Lambert, który z boku obserowali bawiących się

ludzi.

– Adam? – Rzekł półgłosem niski blondyn i rozejrzał się wkoło, upewniając się, że nikt go nie

słyszy – Nie chcę, by ktokolwiek dowiedział się, że ty i ja…

Adam spojrzał na niego

– Czemu?

Ratliff westchnął cicho i przewrócił oczami

– Nie jestem na to gotowy. Jeszcze nie. W porządku?

Lambert wzruszył ramionami

– W porządku. Zajmę się gośćmi, bo Neil chyba uznał, że to wszystko go przerasta – Dodał z

uśmiechem i wszedł w grupę tańczących, młodych ludzi. Tommy usiadł w fotelu i obserwował Taylora

oraz Sashę, których tańce wyróżniały się spośród tłumu.

– Cześć – Rzucił Monte, który usiadł tuż obok – Pomóż mi rozwiązać pewną zagadkę.

Tommy spojrzał na gitarzystę i obrysował palcem krawędź swojej szklanki pełnej bezalkoholowego

napoju

– Słucham – Rzekł od niechcenia.

– Wyobraź sobie chłopaka. Faceta. Taki tam przeciętniak, który jest nudziarzem i zamierza

spędzać sylwestra w domu. I nagle znajduje się w domu swojego kumpla z zespołu. I mieszka u niego.

– Monte, o co ci chodzi?– Spytał Tommy, który był już wyraźnie poirytowany – Gdzie widzisz

problem?

– O co ci właściwie chodzi? Czemu jego traktujesz inaczej niż nas?

Page 113: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

113

– To nie jest temat na rozmowę – Rzekł Ratliff i dopił napój, a kiedy próbował wstać, Monte

przybił go do fotela.

– Znowu unikasz wyjaśnień. Cholera, w zespole miało nie być tajemnic, więc czemu żyję w

błogiej nieświadomości? – Spytał Monte, tym razem łagodniej.

Tommy wstał i pociągnął go za nadgarstek. Miał dosyć ciągłego marudzenia Pittmana. Wprowadził go

do niedużego pokoju, następnie zapalił światło i zamknął drzwi.

– Jeśli powiesz komukolwiek choćby słowo na ten temat, połamię ci wszystkie palce i pożegnasz

się z karierą – Ostrzegł go

– No dobra – Mruknął Monte i założył ręce na klatce.

– Będziesz żył z marnych wywiadów dla TMZ albo The Sun – Dodał

– Dobra, wiem! – Warknął Monte – Do rzeczy.

Tommy rozejrzał się po pustym pokoju i dopiero do niego dotarło w jak idiotycznej sytuacji się znalazł.

Stał twarzą w twarz z drugim facetem, kumplem z zespołu, który nawet nie podejrzewał co mogło się

do tej pory wydarzyć.

– To jest bardziej skomplikowane niż się wydaje – Rzekł i cofnął się, zbliżając w stronę drzwi.

Monte podniósł brew wyrażającym tym swoje niezrozumienie

– No, Tommy?

Blondyn westchnął cicho i przewrócił oczami. Nie lubił się dzielić swoimi prywatnymi sprawami, ale

uznał, że sytuacja tego wymaga.

– Ja i Adam… jesteśmy razem – Ostatnie słowa z trudem wyrwały się z jego gardła. Bolesny

skurcz złapał jego krtań i przesuwał się w dół, aż do samego żołądka.

Wyraz twarzy Montego pozostawał niezmienny; wyglądał całkiem zabawnie z szeroko otwartymi

oczami oraz ustami.

– Co? – Mruknął po chwili – Co? – Powtórzył i oparł się plecami o ścianę – Pieprzysz głupoty –

Dodał, czekając aż Tommy wybuchnie śmiechem i przyzna mu rację. Wbrew oczekiwaniom Ratliff

pozostał poważny.

– Tylko pamiętaj, nikt nie może się teraz o tym dowiedzieć – Rzekł blondyn i odstawił pustą

szklankę na stół.

Monte odsunął się od ściany, na jego twarzy nadal malowało się zdzwienie

Page 114: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

114

– Ale jak to się stało? Tommy, przecież ty jesteś najbardziej heteryckim stworzeniem, jakie

chodzi po tym świecie. Kiedy Ty i on…?

– To zaczęło się kilka miesięcy temu. A niecałe dwa tygodnie powiedziałem mu o tym co czuję

– Rzekł Tommy, a na tę myśl na jego twarz wstąpił uśmiech.

– Wyznałeś mu miłość?! – Monte niemal krzyknął – Nie wierzę w to, co słyszę!

– Po prostu to czuję. Chcę być blisko niego. Potrzebuję czuć jego dotyk. Jedyne czego pragnę

to nieustannie go widzieć i mieć świadomość, że mogę mu zaufać.

– A Keri? Przecież ją kochałeś.

– To nie była miłość – Stwierdził Tommy – Dopiero teraz widzę, że ten związek nie miał sensu.

Z Adamem jestem szczęśliwy. On jest dobrym człowiekiem. Niczego więcej mi nie trzeba.

– No dobra… – Rzekł Monte – Ale nie wyobrażam sobie, że będę was oglądał trzymających się

za ręce.

– Teraz nie będziesz miał okazji – Uśmiechnął się Tommy – Dopiero, gdy wrócimy na trasę,

poinformujemy zespół o tym co jest między nami. Choć niektórzy pewnie się domyślali… – Uznał

Tommy, wspominając liczne sytuacje, w których we dwoje znikali z pola widzenia reszty członków

grupy – Pójdę już – dodał blondyn i opuścił pokój, by rozładować napięcie zaistniałe pomiędzy nim a

innym muzykiem. Tuż po chwili w jego ramiona wpadła Camila, która bełkotała coś zrozpaczonym

głosem.

– Co się stało? – Spytał Tommy i objął ją w pasie.

– Steven… on… on… – Załkała – Zdradził mnie z Adamem – Rzekła, mocniej wtulając się w wątłe

ciało blondyna. Jej teatralny szloch nie przekonał Ratliffa, ale mimo tego, gdy usłyszał te słowa, poczuł

ciężar spadający na jego serce.

– Camila, uspokój się – Rzekł, delikatnie odsuwając dziewczynę od siebie – Jak zdradził? Co

takiego zrobił?

Camila nadal cicho łkała

– Całowali się, tańczyli razem… To było okropne… – Rzekła, opierając dłonie na jego klatce

piersiowej i delikatnie wbiła paznokcie w materiał koszulki.

Basista poczuł falę ogarniającej go złości, wściekłości, która pozbawiała go kontroli. Miał już dosyć tego

wieczoru, wszystkich wydarzeń i widoku kilkunastu dobrze bawiących się osób. Jedna chwila ponownie

zrujnowała wspaniałą atmosferę względnego spokoju.

Page 115: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

115

– Proszę, nie zostawiaj mnie teraz… – Wyszeptała, nie wykonując żadnego ruchu.

– Chodźmy do kuchni – Zaproponował i zaprowadził dziewczynę do jasnego pomieszczenia

oświetlonego jedną słabą żarówką. Wyjął z lodówki butelkę wódki, bez uprzedzenia odkręcił korek i

wziął trzy konkretne łyki, które rozpaliły jego gardło oraz klatkę piersiową. Zacisnął powieki i odstawił

butelkę na bok. Poczuł silny zawrót głowy a po chwili zobaczył delikatne, kobiece dłonie, obejmujące

jego pas.

– Jak on mógł to zrobić… – Wyszeptała wprost do ucha blondyna – Ty na pewno jesteś inny…

Ratliff wziął jeszcze jeden łyk gorzkiego trunku, a myśli w jego głowie przewijały się w przyspieszonym

tempie. Poczuł miękkie usta na swoim policzku, okolicach karku oraz obojczyków, lecz nie miał siły

podnieść powiek, by upewnić się, czy nie jest to snem.

– On jest tak podobny do ciebie. Ten sam kontur ust, te same oczy, rysy… Tommy… – Usłyszał

ciepły głos, a gdy otworzył oczy ujrzał Camilę, która głaskała go po włosach. Nie obchodziły go jej słowa,

gesty, prowokacje. W tej chwili był wściekły i musiał rozładować drzemiące w nim uczucie. Wyszedł z

kuchni nie zważając na nawoływania dziewczyny i zdecydowanym krokiem wszedł do salonu,

przeciskając się przez kilkanaście tańczących osób. W pewnej chwili dostrzegł Adama siedzącego

samotnie na skórzanej kanapie. Miał ochotę się na niego rzucić, jednak duża dawka świeżo przyjętego

alkoholu pozbawiła go stabilności – usiadł na jego udach twarzą w twarz i spojrzał błędnie w oczy.

– Całowałeś się z tym pieprzonym kretynem? – Spytał, opierając dłonie o krawędź kanapy–

Wybaczyłbym ci nawet Neila, Montego, ale nie tego gówniarza!

Adam patrzył zdziwionym wzrokiem

– Słucham?

– Pytam się czy całowałeś Stevena – Rzekł szorstko Tommy i zatracił się w spojrzeniu Adama.

– Skąd taki pomysł? Rozmawialiśmy chwilę, chciał ze mną zatańczyć, ale nie mam już siły –

Odparł Lambert i objął blondyna, odgarniając jego jasną grzywkę do tyłu.

– A więc… – Rzekł Tommy. Znał Adama na tyle dobrze, że potrafił ocenić, które z jego słów są

fałszywe. Odetchnął z ulgą, widząc ten niewinny wyraz twarzy i bezgraniczne niezrozumienie w jego

oczach.

– Głuptasie, po co miałbym to robić? – Spytał Lambert, uśmiechając się delikatnie.

– Chodźmy stąd, brakowało mi ciebie tego wieczoru – Rzekł Tommy i zszedł z kolan

czarnowłosego. Wszedł do małego pokoju i nie zapalając światła zamknął za Adamem drzwi. Przyparł

go do ściany i przesunął dłońmi po ciepłych oraz gładkich ramionach.

Page 116: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

116

– Jesteś pijany – Rzekł Lambert, przyciągając blondyna do siebie.

– Całą noc się oszczędzałem, by później przez głupią zagrywkę Camili złapać alkohol…

Przepraszam.

– Nie przepraszaj – Rzekł Adam i wplótł palce w jasne włosy Ratliffa – Zapal światło, chcę na

ciebie popatrzeć…

– Nie teraz… – Odparł Tommy i złapał Adama za ręce, przeplatając swoje palce z jego palcami.

Ścisnął je i po chwili puścił, by przytulić czarnowłosego.

Adam milczał uśmiechając się do siebie. Przez chwilę przez jego głowę przeszła myśl, że to idealny

moment, by wyznać Tommy’emu swoje uczucie – nie był jednak pewien czy to miłość czy stan

pomiędzy zauroczeniem a pożądaniem. Jednak ta cisza potrzebowała kilku słów, które przekażą to, co

najważniejsze. Nim Adam zdecydował się na jakikolwiek ruch, spojrzał w okno. Niebo zostało

rozświetlone przez liczne, kolorowe fajerwerki, które wybuchały jeden po drugim tworząc barwną łunę

pod sklepieniem. Wpatrywali się razem w niezwykły pokaz, nadający kolorów tej nocy. Adam przytulił

Tommy’ego, czując bijące od niego ciepło i czule ucałował jego skroń.

– Właśnie tutaj powinieneś teraz być. I cieszę się, że gdy to mówię, możesz mnie usłyszeć i stać

tuż przy mnie skarbie – Rzekł Lambert, przesuwając dłonią po plecach Tommy’ego, który nie

potrzebował mówić niczego więcej. Uwielbiał ten zwrot, którego Adam czasami używał. Jedno, krótkie

słowo „skarbie” zawierało w sobie troskę, tęsknotę, radość i pełnię uczuć. Zamknął oczy i oparł głowę

o ramię Adama.

– Szczęśliwego Nowego Roku… – Rzekł na tyle cicho, że nie był pewien czy Adam usłyszy jego

słowa. Kiedy poczuł mocniejszy uścisk nie miał już wątpliwości.

23. Wieczne światło

Słoneczne promienie wypełniły mały pokój. Chłodny, styczniowy wiatr przepływał przez szczelinę w

oknie, które zostało na noc niedomknięte. Adam otworzył oczy i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w

jasny sufit. W domu panowała absolutna cisza i wbrew oczekiwaniom unosił się przyjemny zapach.

Westchnął cicho i usiadł, przeciągając się przy tym ospale.

Page 117: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

117

– Tommy? – Mruknął, a wypowiadane imię przerwało jego własne ziewnięcie. Cisza. – Tommy?

– Powtórzył Adam i odwrócił się, by zobaczyć kto zajmuje miejsce obok niego. Zamiast szczupłego

blondyna, u jego boku leżał Neil. Chrapał cicho i tulił do siebie poduszkę. Odburknął coś cicho i odwrócił

się stronę ściany. Adam uśmiechnął się do siebie i opuścił pokój, by zbadać sytuację panującą w jego

domu. Gdy przechodził obok salonu, zauważył, że drzwi są zamknięte. Czuł, że nie powinien tam

zaglądać, bał się widoku kilkunastu osób leżących na podłodze zdemolowanego pokoju. Przesunął

palcami po szyi i skierował się w stronę kuchni, licząc, że upoluje chociaż jedną szklankę wody. Im bliżej

pomieszczenia się znajdował, tym przyjemny zapach narastał na sile. Gdy tylko Lambert wszedł do

kuchni, jego oczom ukazał się wspaniały widok.

Tommy stał ubrany w koszulkę, która sięgała mu do połowy ud. Zapewne miał coś pod nią, lecz ciemny

materiał świetnie ukrywał bieliznę, której obecność pozostawała dla Adama zagadką. Jasne kosmyki

włosów niemal całkowicie zasłaniały część twarzy, a zamyślone spojrzenie powędrowało wzdłuż ściany

aż do postaci Adama, który zamilkł na dłuższą chwilę.

– Dzień dobry – Rzekł czarnowłosy i podszedł do Ratliffa. Objął go w pasie i delikatnie przysunął

do siebie – Nie spodziewałem się, że potrafisz sam przygotować śniadanie.

Tommy zmarszczył brwi

– Za kogo ty mnie masz? – Po chwili jednak delikatny uśmiech wstąpił na jego twarz. Delikatnie

ucałował wargi Adama – Wszyscy śpią? – Spytał.

– Nie wiem – Odrzekł Lambert – Kiedy przechodziłem obok salonu, było cicho. Nawet nie wiem

czy ktoś z nami został. No, oprócz Neila, z którym spałem tej nocy. Gdzie się podziałeś?

Tommy zsunął potrawę na dwa talerze i otworzył szufladę ze sztućcami

– Musiałem wyjaśnić pewną sprawę z Camilą i Stevenem. Nie wracajmy do tego.

– Słucham? – Rzekł Adam i zasłonił ciałem mebel – Opowiedz mi.

Tommy popatrzył chwilę w oczy Adama. Wrócił wspomnieniami do zeszłej nocy.

Blondwłosy chłopak leżał w łóżku. Zegarek wskazywał godzinę pierwszą w nocy. Właściwie zbliżała się

już druga. Pewna myśl nie dawała mu tej nocy spokoju. Wstał i wyruszył w stronę salonu, gdzie zostało

zaledwie kilka osób. Na skórzanej kanapie dostrzegł Camilę oraz Stevena. Nie miał ochoty się kłócić.

Chciał po prostu usłyszeć słowa wyjaśnienia. Podszedł do nich zdecydowanym krokiem

– Steven, jesteś hetero. To zagranie z Adamem było zupełnie pozbawione sensu. Poza tym

rozmawiałem z Monte. Ty i Camila nie jesteście razem. Słabo to rozegraliście, ale chociaż powiedzcie

mi, o co chodzi w tej cholernej grze?

Page 118: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

118

Dziewczyna milczała. Steven odwrócił wzrok i nerwowo stukał palcami w powierzchnię stołu. Camila

wstała i zbliżyła się do blondyna

– Tutaj nie ma miejsca na wyjaśnienia. Ja i Steven jesteśmy razem. Był pijany i sprawy potoczyły

się za daleko. Ale to nie ma już znaczenia.

Tommy patrzył na nią w milczeniu. Nie znosił kłamstwa, ale nie chciał już dalej drążyć tego tematu.

Zwrócił swą twarz ku twarzy swojego brata

– Już raz spieprzyłeś mi życie. Drugi raz ci na to nie pozwolę.

Nie czekając na odpowiedź, wrócił do pokoju Adama. Liczył na to, że po tej krótkiej wymianie zdań

poczuje się lepiej; było wręcz przeciwnie. Kiedy chciał zająć miejsce, usłyszał głos Neila

– Nie mam siły już wstać. Przekimaj się u mnie.

– Tak to było – rzekł Tommy i skończył opowiadać co przydarzyło mu się ostatniej nocy. Para

unosiła się nad dopiero co zaparzoną herbatą, roznosząc po pomieszczeniu owocowy aromat.

– Będę musiał porozmawiać z Camilą i uprzedzić ją, że kolejna zagrywka oznacza pożegnanie z

zespołem. Takie rzeczy są niedopuszczalne – Stwierdził Lambert i delikatnie przyparł Tommy’ego do

ściany. Blondyn poczuł chłód bijący od jasnych kafelków zdobiących ścianę kuchni.

– Nie kuś… – Uśmiechnął się i objął Lamberta za kark. Jego dłonie spłynęły po klatce piersiowej

wokalisty – Śniadanie czeka – Dodał i wymknął się spomiędzy ramion silniejszego mężczyzny. Adam

odwrócił się

– Za co tak właściwie nie znosisz się z własnym bratem? Nigdy nie wspominałeś o Stevenie.

Tommy obojętnie wzruszył ramionami, udając, że to mało interesujący temat.

– No powiedz, nie daj się prosić – Rzekł Adam i czule pocałował skroń Ratliffa.

Tommy spojrzał w okno i zawiesił wzrok na sypiącym śniegu

– Kiedy byłem nastolatkiem, spotykałem się z pewną dziewczyną. Miałem około osiemnastu

lat, ona była starsza. Dużo starsza, o siedem lat. Byłem szczęśliwy. Pierwszy alkohol, pierwsza miłość,

pierwszy seks. Imponowała mi. Była jak ptak, który w każdej chwili może pofrunąć gdzie chce. Steven

wiedział o naszym związku. Wiedział, że ta dziewczyna pije, ćpa, kradnie. Ale to nie było tak… To nie

było tak, jak każdy wtedy myślał. Zabroniła mi sięgać po narkotyki, choć sama niekiedy przepadała na

kilka dni i sypiała w jakichś norach z umierającymi amfetamenami. Chroniła mnie przed tym, co

ciągnęło ją na dno, a ja nie umiałem jej powstrzymać. Rodzice dowiedzieli się o mnie i Pauli. Zabronili

mi się z nią spotykać, przeszukiwali mój pokój, nałożyli areszt domowy. Wtedy wszystko zaczęło się

sypać, nasz kontakt był ograniczony. Zwierzyłem się Stevenowi, że planuję uciec z tą dziewczyną. Że

Page 119: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

119

znalazłem dla nas bezpieczne miejsce, gdzie nikt nas nie odnajdzie. Zaufałem mu. Paula była już ścigana

przez policję, miała za dużo przestępstw na koncie. Chciałem ją uchronić przed więzieniem. Przecież

wolny ptak nie przeżyje w klatce. Spędziliśmy dwa dni w naszej norze. W naszym azylu, o którym

dowiedzieli się rodzice. To on. Steven powiedział im z kim się spotykam, a później wyjawił im sekret o

tym, gdzie przebywamy. Paulę aresztowali. Ostatnie, co do mnie powiedziała to „trzymaj się kochany

dzieciaku”. Nie zobaczyłem jej nigdy więcej. Ona nie wierzyła w mój plan. To prawda, był pozbawiony

sensu, czasem odnoszę wrażenie, że uciekła ze mną, tylko po to, by dać mi, choć szczyptę szczęścia.

Gdyby Steven nie trzymał strony rodziców, pewnie wszystko potoczyłoby się inaczej. Choć wiedział, że

byłem szczęśliwy, wszystko spieprzył i nie robił tego dla mojego dobra. Robił to dla własnej satysfakcji.

Adam patrzył w zamyśleniu na niższego od siebie blondyna

– Nie sądziłem, że to tak poważna sprawa… Ile czasu to trwało?

– Niecały rok – Odparł Tommy – Tuż po całej tej gehennie wyprowadziłem się i niemal zupełnie

zerwałem kontakt z rodziną. Ta dziewczyna nie miała na mnie złego wpływu. Wiele się od niej

nauczyłem.

– Czego? – Spytał Lambert.

– Że życie jest za krótkie, by tkwić w jednym miejscu. Że jeśli się kogoś kocha, chce się go

chronić przed wszystkim, co złe. Że nie można klasyfikować uczynków, dzieląc ich na dobre i złe. Że…

że wszystkie tajemnice trzeba nosić w sercu, nie na ustach.

Adam delikatnie się uśmiechnął i przesunął palcami po gładkiej twarzy basisty

– To dlatego jesteś taki tajemniczy i małomówny. Od tamtej pory minęło dziesięć lat. To

wystarczający czas, by pogodzić się z bliskimi.

– Nie Adam – Rzekł Tommy i spojrzał w oczy Lamberta w taki sposób, jakby chciał przekazać

mu coś niezwykle ważnego – Jeśli ktoś jeden raz zawiedzie twoje zaufanie, zdradzi cię, jakkolwiek zrani

– nie zasługuje na drugą szansę. Proszę, zapamiętaj to.

Lambert objął Tommy’ego i popatrzył w jego brązowe tęczówki

– Wiesz, że cię nie skrzywdzę.

– Wiem… – Odparł blondyn i powoli się odsunął – Chciałbym z tobą porozmawiać.

– Mamy teraz czas – Rzekł czarnowłosy.

– … Na osobności – Dodał basista, zwracając uwagę na Pittmana, który chwiejnym krokiem

wszedł do kuchni.

Page 120: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

120

***

Dom opustoszał. Goście pozostawili po sobie niesamowity bałagan. Neil kręcił się między pokojami,

zrzędząc i marudząc. Co kilka chwil wołał swojego brata, prosząc o pomoc w sprzątaniu, jednak Adam

był w tym czasie zamknięty w swoim pokoju wraz z blondwłosym basistą.

– Nie chcę wracać na trasę. O której mamy samolot? – Spytał Tommy i zajął miejsce w kanapie.

Przez okno wdzierał się styczniowy, chłodny wiatr.

– Wieczorem. Lot do Paryża jest o 19. Na miejsce dotrzemy nad ranem.

Tommy mruknął coś pod nosem i westchnął od niechcenia

– Mam nadzieję, że teraz już będzie w porządku.

– Co masz na myśli? – Zwrócił się do niego Adam rzucił na łóżko średniej wielkości walizkę, w

którą zaczął wrzucać przypadkowe ubrania.

– Atmosferę w zespole. Ostatnio nie dogadywałem się z Monte, Camilą. Z Pittmanem jest już

w porządku, natomiast…

– Nie martw się tym – Rzekł Lambert i zbliżył się do Ratliffa i kucnął na podłodze tuż przed nim.

Dłonie oparł o jego wątłe kolana i przesunął palcami po ciemnym, szorstkim materiale jeansów –

Jestem ciekaw jak zareaguje zespół na wieść o tym, że jesteśmy razem. To będzie chyba największa

niespodzianka, jaką w życiu usłyszeli.

Tommy uśmiechnął się delikatnie i przesunął palcami po dłoniach Adama. Ciepły dreszcz przeszedł ciało

Lamberta i zakończył swą podróż w chwili, gdy Ratliff ścisnął jego nadgarstki. Po chwili rozluźnił ucisk i

cofnął ręce, a czarnowłosy w tej samej chwili podniósł się i objął blondyna za kark. Patrzył w jego oczy,

które zdawały się być przestraszone.

– Tommy? – Spytał Adam – Wszystko w porządku?

Ratliff poczuł silny ból w okolicach skroni. Po chwili nieprzyjemne uczucie ustąpiło, by wrócić ze

zdwojoną siłą. Cichy jęk wydobył się z jego ust. Do głowy zaczęły napływać różne, abstrakcyjne, nie

mające ze sobą nic wspólnego myśli.

Światło. Wieczne światło. Tommy. Baletowa uwertura. Tim, tam, tam, tarararadam, tim, tam…

rekwiem. Tommy, co się dzieje? Tim, tam, tam! Rekwiem.

Adam patrzył coraz bardziej przestraszony na blondyna, który przestał reagować na swoje imię. Patrzył

tępo w ścianę i co kilka chwil wzdrygał się, jakby niewidzialny bodziec wbijał igły w okolice jego klatki

piersiowej. Choć bardzo nie chciał tego zrobić, wymierzył Tommy’emu policzek. Reakcja była

natychmiastowa.

Page 121: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

121

– Zgłupiałeś? – Warknął blondyn i wypadł z rytmu, który zawodził dźwięcznie w jego głowie.

– Wyłączyłeś się – Rzekł Adam i odetchnął z ulgą – Sprawiałeś wrażenie, jakby coś cię porwało

na drugą stronę.

Druga strona. Tim tam, tarararam.

– Ostatnio mało spałem – Rzekł Tommy i głośno westchnął. Otworzył okno szerzej, by świeże

powietrze wypełniło jego płuca – Potrzebuję trochę odpoczynku – Stwierdził i położył się, spoglądając

wciąż na Adama.

– Zostanę z tobą – Rzekł czarnowłosy i choć spodziewał się protestów, nie usłyszał ich. Położył

się tuż za Tommym i objął go w pasie.

Straszliwe myśli ustąpiły. W głowie basisty zapanował spokój. Poczuł wszechogarniające go

bezpieczeństwo; to zapewne za sprawą Adama, który tulił go do swojego ciała. Choć każdy miał go za

zimnego sukinsyna, Tommy potrzebował czułości i miłości, nawet, jeśli sam czasem w to nie wierzył.

– Chciałbym tu zostać na wieki. W twoim domu, w twoim łóżku – Rzekł – I w twoim życiu –

Ostatnie słowa dopowiedział w myślach.

Adam uśmiechnął się i wodził nosem po jasnej skórze szyi basisty

– Powrót na scenę też będzie wspaniały. Poza tym koncert trwa dwie godziny, resztę czasu

mamy dla siebie – Rzekł.

– Wiesz, że tak nie będzie – Zaprzeczył Tommy – Mamy próby, wywiady, sesje. Czasem

przyjeżdżasz na godzinę przed koncertem.

– W Europie jest spokojniej. Poza tym, chyba nie chcesz się mną znudzić, co? – Rzekł Adam i

przewrócił blondyna na plecy, pochylając się nad nim.

– Nigdy mi się nie znudzisz – Uśmiechnął się Tommy i poczuł jak dłoń czarnowłosego wślizguje

się sprytnie pod jego koszulkę i przesuwa się z dołu do góry i z powrotem; od podbrzusza aż po tors.

Pogłaskał włosy Adama i zawiesił dłoń na jego karku. Lubił czuć dotyk wokalisty, jednak, gdy myślał o

czymś poważniejszym, z jednej strony czuł podekscytowanie, z drugiej strach.

– Czy to da się znieść? – Spytał, choć był pewien, że zna odpowiedź na zadane pytanie. Adam

znieruchomiał na dłuższą chwilę.

– Co masz na myśli? – Spytał.

– No… seks z drugim mężczyzną – Wydukał Tommy.

Adam uśmiechnął się delikatnie

Page 122: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

122

– Przecież to najbardziej ekscytująca forma zbliżenia, czemu miałaby być nie do zniesienia?

Ratliff spojrzał na czarnowłosego – Wiesz jak się mówi na temat kontaktów męsko–męskich. Że są

bolesne, pozbawione romantyzmu...

– No właśnie, tak mówią ludzie, którzy nie mają na ten temat żadnego pojęcia. Zapewniam cię,

że nigdy wcześniej nie przeżyłeś czegoś równie ekscytującego, nawet z kobietą. Jeśli zdecydujesz się na

ten krok, zadbam o to, by twój pierwszy raz był niezapomnianym przeżyciem.

– A więc… w tym co powiedziałem nie ma prawdy? – Spytał nieśmiało Tommy.

– Absolutnie – Odparł Adam i pogłaskał chłopaka po włosach – Ale teraz jest czas na sen.

Tommy’ego przeszedł elektryzujący dreszcz na myśl o zbliżeniu z ukochanym mężczyzną. Choć było to

zupełnie nowe, nieznane doświadczenie, pragnął zasmakować go jak najprędzej. Zamknął oczy i

próbował zasnąć. Już niedługo trzeba będzie opuścić rodzinne strony, by udać się na drugi kontynent.

24. Troska i Nadzieja

Tommy siedział w garderobie, trzymając bas na kolanach. Co kilka chwil odgrywał melodie

przypadkowych piosenek, które zespół miał zaprezentować tego wieczoru. Jego palce zwinnie

przesuwały się po metalowych strunach. Kiedy podniósł wzrok, zauważył Adama stojącego tuż przed

nim.

– Gotowy, by dać dziś czadu? – Spytał z uśmiechem na ustach i dał chłopakowi kubek świeżo

zaparzonej kawy. Tommy wziął go, czując mocny aromat działający pobudzająco na ospałe zmysły.

– To ty jesteś od dawania czadu. Ja tylko stoję gdzieś w cieniu – Rzekł z uśmiechem.

– Fani cię kochają – Odparł Adam i usiadł tuż obok ze swoim kubkiem.

– Chyba nie tylko oni – Rzekł Tommy i zerknął porozumiewawczo na Adama. Nie usłyszał

odpowiedzi. Uśmiech spłynął z jego twarzy. Adam spojrzał na Ratliffa i patrzył przez dłuższą chwilę w

jego brązowe tęczówki.

– Wiele dla mnie znaczysz. Wiesz o tym, prawda? – Rzekł i niemal niezauważalnie przesunął

palcami po policzku blondyna.

Page 123: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

123

– Wiem – Odparł Tommy, zerkając w kierunku Taylora, który odwrócony tyłem rozmawiał przez

telefon.

Adam przysunął się do ucha blondyna

– Jesteś taki piękny… – Rzekł cicho i delikatnie musnął nosem policzek basisty.

***

Wychodzicie na scenę za pięć minut rozbrzmiał głos menadżera, który rozmawiał co kilka chwil z kimś

innym. Adam stał oparty o ścianę tuż obok swojego basisty. Obserwował go dłuższą chwilę.

– Dłonie ci się trzęsą – Rzekł po chwili.

– Co? – Spytał Tommy. Sprawiał wrażenie zamyślonego.

– Drżą ci palce – Powtórzył innymi słowami Adam i wskazał na ręce Tommy’ego, które błądziły

po korpusie jasnej gitary.

– Zawsze tak mam – Rzekł Ratliff – Kiedy zaczniemy grać, będzie już w porządku – Dodał, by

uspokoić wokalistę – Nie zawiodę.

– W to nie wątpię – Uśmiechnął się Adam i bawił się mikrofonem. Wrzaski dochodzące zza

drzwi wiodących na scenę przybierały na sile z każdą chwilą.

Tommy zmrużył oczy i wziął głęboki oddech. Wieczne światło, tam tam, tarararam, rekwiem. Marsz,

marsz, rekwiem. Jego serce biło szybciej. Te myśli, one już się wcześniej pojawiły. Zimny pot pokrył jego

bladą skórę. Za dwie minuty wychodzicie na scenę! Ponownie rozbrzmiał głos. Tommy zapatrzył się w

obrazek na ścianie. W jego głowie rodziło się dziwne uczucie, po którym zapanował chaos. Nie potrafił

nawet zarejestrować kształtów, w które się wpatrywał.

– Adam – Wyszeptał i złapał wokalistę za nadgarstek – Daj mi mocnego kopniaka.

Czarnowłosy miał przez chwilę wrażenie, że Tommy robi sobie żarty. Szybko odsunął od siebie tę myśl

i wszedł z blondynem do najbliższego otwartego pokoju; na szczęście było tam pusto.

– Co się dzieje? – Spytał i zamknął drzwi.

– Nie wiem. Dawno nie graliśmy. To chyba trema.

Lambert zbliżył się i popatrzył w oczy Ratliffa. Jego źrenice były tak powiększone, że prawie zupełnie

przysłaniały tęczówki. Powieki uniesione były wysoko. Adam dotknął dłoni basisty, której palce były

strasznie zimne.

Page 124: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

124

– Zagrałeś już tyle koncertów, że kolejny nie powinien cię stresować. Wyluzuj się – Rzekł Adam

i pocałował usta Tommy’ego. Te były ciepłe, jednak wyjątkowo suche. Adam nie spotkał się z żadną

zwrotną reakcją – Musimy wracać. Już czas – Rzekł, lecz Tommy patrzył na niego nieprzerwanie.

Adam przytulił go mocno do swojego ciała i pogłaskał plecy skryte za ciemnym materiałem koszuli.

– Wieczorem weźmiesz kąpiel i odpoczniesz – Rzekł i pocałował ukochanego w czoło. Nigdy

wcześniej nie widział, by Tommy tak szczególnie stresował się koncertem. Przecież był typem, który

niczym się nie przejmuje. Ratliff odetchnął i przewrócił oczami.

– Przepraszam.

– Nie przepraszaj – Odparł Adam i otworzył drzwi, zza których powiał chłód – Zagraj dziś

najlepiej jak potrafisz – Uśmiechnął się i wyszedł z garderoby, zostawiając w niej jedynie zapach swoich

perfum.

Tommy uspokoił się. Myśl o tym, że zaraz spotka fanów napawała go szczególnym poczuciem szczęścia.

Wyszedł z małego pokoju i podążył śladami Adama, który odważnie kroczył przed siebie.

Wkroczyli na scenę. Kiedy rozbrzmiały pierwsze nuty i kilka chwil później rozbłysnęły światła, Adam

poczuł się rewelacyjnie. Uwielbiał śpiewać i dzielić się tym z fanami. Gdy rozpoczął pierwszy wers

Voodoo, odwrócił się w stronę Tommy’ego, który był skupiony na grze. Lambert poczuł ogarniające go

szczęście. Przebywał w jednej hali z kilkoma tysiącami osób, a tylko on, jego partner oraz Monte

wiedzieli co tak naprawdę dzieje się w sercach obu muzyków. Niecierpliwie czekał na część

instrumentalną, a kiedy ta nastąpiła, podszedł do blondyna i spytał krótko.

– Okay?

Na co Tommy pokiwał znacząco głową i uśmiechnął się ciepło do Adama. Czarnowłosy podszedł do

krawędzi sceny.

– Jesteście gotowi na więcej?! – Krzyknął w stronę fanów, którzy odpowiedzieli donośnym

krzykiem. Zaśmiał się do siebie i dał znak, że czas na kolejny utwór. Głośna muzyka wypełniała potężną

halę i wprawiała w drgania zimne, betonowe ściany. Deski sceny skrzypiały bezdźwięcznie, a kurz unosił

się aż do reflektorów zawieszonych pod samym górnym stelażem sceny. Drobinki migotały w mocnym,

żółtym świetle, a duże grono ludzi spotkało się tego wieczoru w starej sportowej hali, by razem bawić

się przy muzyce ulubionego wokalisty i zespołu. Adam szedł powoli wzdłuż sceny, patrząc co chwilę na

krawędź i zebrany tłum. Krzyki zgromadzonych zmieniły swój charakter. Od radosnych, wysokich

pisków przeszły do histerycznych i pełnych paniki. Ludzie zaczęli szamotać się pod sceną. Choć Adam

nie mógł dostrzec wyrazu ich twarzy, widział, jak wielki chaos zapanował tuż przed nim. Brakowało

czegoś. Jakiegoś instrumentu. Basu.

Page 125: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

125

Adam odwrócił się machinalnie i ujrzał Tommy’ego, który stał nieruchomo na swoim miejscu. Był

pochylony do przodu i wyglądał tak, jakby wpatrywał się w niewidzialny punkt na deskach sceny.

Oddychał głęboko; jego klatka piersiowa unosiła się i opadała. Jedną dłoń zaciskał na gryfie, trzymając

pod palcami konkretny akord, a drugą opierał o krawędź gitary. Po korpusie białego basu spływała

szeroka struga rzadkiej, jasnej krwi, a czerwone krople kapały na ziemię jedna po drugiej. Dłoń

Tommy’ego zsunęła się po gitarze, zostawiając krwisty ślad, który przeciął płynącą jednym szlakiem

strużkę. Adam otworzył szeroko oczy i rzucił się w kierunku Ratliffa.

– Tommy?! – Wrzasnął, próbując przedrzeć się przez krzyki z sali. Wszystkie instrumenty

przestawały grać, jeden po drugim – Tommy?! – Krzyknął ponownie Adam, biegnąc przez długość całej

sceny. Nie zdążył; Blondyn nieoczekiwanie upadł na ziemię, wprost na ciężki instrument, który go

przeważył i w tej chwili znalazł się między nim a podłogą. Zawył z całych sił, gdy metalowe struny otarły

o jego postrzałową ranę na brzuchu. Adam rzucił się na kolana, uwolnił Tommy’ego od ciążącego na

jego ramieniu basu i przewrócił go ostrożnie na plecy. Dłoń Ratliffa zatoczyła półokrąg za głową,

zostawiając na beżowych deskach czerwony ślad w kształcie łuku.

– Lekarza! Karetkę! – Krzyczał Adam w stronę muzyków. Brakowało jedynie Pittmana, który

kilka chwil wcześniej wybiegł, by zwołać pomoc.

– Boże, Tommy! – Wrzasnął Adam i zatrzymał wzrok na brzuchu. Materiał koszuli był w jednym

miejscu ubrudzony krwią, która tworzyła koło o nieregularnych kształtach. Nie docierało do niego co

się stało – Tommy! – Krzyknął i spojrzał w oczy blondyna. Przeraziło go, że są tak spokojne i mętne –

Tommy! – Tym razem z jego ust wyrwał się paraliżujący okrzyk, łzy napływały do oczu a dłonie drżały

równie mocno jak głos – Odpowiedz mi! – Krzyczał i przyłożył dłoń do brzucha blondyna, próbując

zatamować krwawienie. Opuszczająca ciało dusza była w tym momencie metaforą; z Tommy’ego życie

ulatywało przez jedną ranę, która pojawiła się w chwili gdy ołowiana kula przebiła jego skórę w

okolicach mostka i z łatwością przemknęła przez naprężone mięśnie.

– Tutaj… – Wydukał Tommy, lecz jego głos był zbyt cichy, by Adam mógł go usłyszeć.

Odczytywał jedynie z ruchu warg – Za głośno, żeby słyszeć… Broń, jest tu… Adam, uciekaj…

Na scenę wpadło trzech lekarzy z ratownictwa medycznego. Monte odsunął Adama, który wiernie

trwał przy blondynie. Nie kontrolował, że gęste łzy spływają po jego twarzy. Mężczyźni wykonali kilka

czynności, położyli chłopaka na noszach i tuż po chwili zniknęli za drzwiami kulis. Adam wyrwał się z

rąk Pittmana i pobiegł drogą, którą podążyli ratownicy. Na dworzu było tłoczno; ochrona i policja

odgradzała tłum rozhisteryzowanych fanów od ambulansu, w którym po chwili znalazł się Ratliff.

Ratownicy rozerwali materiał koszuli w chwili gdy Adam wskoczył do auta, które już ruszało. Zobaczył,

że skóra zabrudzona jest przez jasną krew, która w niektórych miejscach już zasychała, tworząc rozległe

Page 126: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

126

plamy. Tommy był nadzwyczajnie spokojny; milczał, jego oddech stawał się coraz płytszy, powieki

unosiły się tak powoli, że Adam za każdym ich opadnięciem modlił się, żeby Tommy znów otworzył

oczy. Świat przestał istnieć. Lekarze rozmawiali rzucając krótkie frazy, wykonywali czynności, które były

niezbędne, by Tommy przeżył drogę do szpitala oddalonego o kilka minut stąd.

Blondyn zwrócił swą twarz ku Adamowi i wpatrywał się w niego.

– Płaczesz… – Rzekł półgłosem i próbował unieść rękę, która w pewnym momencie bezwładnie

opadła na nosze. Adam nie kontrolował swoich emocji, wzięły nad nim górę. Ścisnął dłoń Tommy’ego,

która była chłodna. Zaskomlał i otarł łzy, które spływały po jego twarzy. Ścisnął palce basisty, w których

krew przestawała już krążyć.

– Nie umieraj, błagam cię – Powiedział zawodząco, pokładając nadzieje w tym, że blondwłosy

chłopak jest panem życia i śmierci. Jakby sam mógł decydować, na którym świecie chce zostać.

Karetka pogotowia pędziła najszybciej jak było to możliwe. Wyprzedzała sznury samochodów, mijała

czerwone światła, jednak każda sekunda zdawała się być wiecznością, męczarnią od której nie ma

ucieczki. W tej chwili bogiem był tylko czas; od niego wszystko zależało.

– Adam… – Wyszeptał Tommy i popatrzył w zaczerwienione od płaczu oczy Lamberta. W jego

głowie panował pewien chaos; przed oczami stawały różne wydarzenia, w większości te przyjemne.

Ponad połowa dotyczyła czarnowłosego mężczyzny, którego głos słyszał teraz jakby przez mgłę. Czuł

jak słabnie i nie potrafił z tym walczyć – Umieram…

– Nie umierasz, skarbie… – Głos Adama drżał – Zaraz będziemy na miejscu, wszystko będzie w

porządku, Tommy… musisz żyć, dla mnie – pochylił się nad twarzą blondyna i popatrzył w jego oczy.

– Adam… – Szepnął blondyn i zmrużył oczy – Szybciej… – Spojrzał niemrawo na ratowników a

potem znów na Adama. Chciał jak najlepiej zapamiętać jego twarz przed zapadnięciem w otchłań.

Lambert ujął jego twarz w dłonie i zapatrzył się w brązowe tęczówki jasnowłosego chłopaka.

– Kocham cię – Powiedział cicho, lecz wystarczająco donośnie, by Tommy usłyszał

wypowiedziane słowa. Ucałował jego lekko ciepłe wargi i zacisnął powieki, łkając przy tym – Kocham

ciebie, Tommy Joe… i wybacz mi, że mówię o tym dopiero teraz…

Ratliff otworzył oczy. Miał wrażenie, że jego serce zabiło szybciej, że to pomoże mu przetrwać. Nie

mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał.

– Teraz jestem już gotów na wszystko… – Rzekł z nutą nadziei w głosie i delikatnie się

uśmiechnął. Lambert odwzajemnił uśmiech i ścisnął mocniej dłoń Tommy’ego.

– Wytrzymaj, proszę… – Wyszeptał Adam, przeplatając swoje palce z palcami chłopaka.

Page 127: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

127

– Nie biały, nie szary… ptak… to jak piaskowy gołąb jest… – Powieki blondyna powoli opadły, a

palce zwolniły uścisk.

– Co? Tommy! – Wrzasnął z przerażeniem Adam. Drzwi karetki otworzyły się, przybyli lekarze

wynieśli ciało Tommy’ego, którego czym prędzej zawieźli na przygotowaną salę operacyjną. Adam

został sam w opuszczonym samochodzie, gdzie jedynym śladem Tommy’ego były jego zapach i

zaschnięte ślady krwi. Wyszedł na plac tuż przed szpitalem, nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Upadł

na kolana w płytką kałużę. Zimne krople deszczu zmieszały się ze słonymi łzami na jego twarzy. Woda

zmywała czerwone ślady z jego dłoni, które przycisnął do piersi. Nie miał siły krzyczeć; niewidzialna

moc odebrała mu w tej chwili głos i wszelką siłę. Usłyszał ciężkie kroki za swoimi plecami. Tuż przy nim

klęknął Monte, objął go z całej siły.

– To silny facet, przeżyje. Nie wolno ci tracić nadziei. Nie wolno ci, Adam.

Adam pragnął teraz stracić przytomność, zasnąć i ocknąć się dopiero, gdy będzie wiadomo, który ze

światów wygrał walkę o duszę Tommy’ego. Pragnął teraz przytulić go do siebie. Żałował, bardzo

żałował, że wcześniej nie wyjawił mu swych uczuć. W tej chwili nie wiedział jak mógł się wahać nad

tym, co czuje do Tommy’ego. Kochał go już od dawna, lecz bał się do tego przyznać.

– Monte… – Wydusił z siebie Adam nie podnosząc wzroku. Nie dokończył rozpoczętego zdania,

nie wiedział co ma powiedzieć. Wsłuchiwał się w krople deszczu uderzające o stojący obok ambulans.

Światło, wieczne światło. Baletowa uwertura. Tim, tam, tararararam, rekwiem. Marsz, marsz, czarne

konie. Tim, tam, tam! Rekwiem.

25. Gorzki nektar

Adam wpatrywał się w oświetlone, szklane drzwi największego szpitala w mieście. Klęczał w zimnej

kałuży, na jego twarzy malowała się totalna pustka; brak emocji, nicość. Monte nie spuszczał ręki z jego

ramienia i milczał wymownie, a każda sekunda ciszy była jak kolejny cierń wbijający się pod zranioną

skórę. Czarnowłosy mężczyzna spuścił wzrok i zamknął oczy. Czarna melancholia gasiła żar w jego

żyłach i roznosiła się po całym zmęczonym ciele. Czuł, że po jego policzkach spływają ciepłe krople.

– Jesteś wyczerpany. Odwiozę cię do hotelu, wrócę tutaj.

Page 128: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

128

Adam milczał. Nagle zerwał się z betonu i pobiegł za lekarzami; jego reakcje były nieprzewidywalne.

Woda pod stopami rozchlapywała się na wszystkie strony, a odbijający się w gładkiej tafli księżyc

rozbijał się na tysiące małych kropli. Czarnowłosy wbiegł do głównego hallu szpitala. Wokół

nieprzytomnego ciała Tommy’ego zebrał się kilkuosobowy zespół lekarzy.

– Mocno krwawi, stracił przytomność! Grupa zero, potrzebujemy jednego litra grupy zero!–

Zawołał najstarszy z ratowników, gdy dwóch pozostałych zmierzało ku blokowi operacyjnemu.

– Jasna cholera, nie mamy zero w tej chwili! – Krzyknął jeden z lekarzy – Dostaniemy ją za co

najmniej dziesięć minut, to za długo!

Adam go dogonił, dyszał ciężko

– Ja mam grupę zero, mogę pomóc – Rzekł drżącym głosem i oparł się o ścianę, czując, że coraz

bardziej traci kontrolę nad swoim ciałem.

Lekarz patrzył a wokalistę

– Jesteś z rodziny? – Spytał po chwili zawahania.

Adam spojrzał na Tommy’ego, żar ponownie rozpalił krew w jego żyłach

– Nie, jestem jego partnerem.

Mężczyzna rozchylił usta i milczał krótką chwilę

– Kodeks zabrania pobierania krwi od homoseksualistów. Przykro mi.

– Co?! – Wrzasnął Adam i gdyby nie Monte, który właśnie znalazł się za nim, rzuciłby się na

człowieka w kitlu – Kodeks?! Kurwa mać, on umiera! – Krzyczał w histerii i próbował się wyrwać z

uścisku Montego.

– Proszę wybaczyć, nie możemy. Musimy zrobić badania.

Jeden z lekarzy spojrzał na chirurga, który rozwścieczył Adama

– Mamy minutę na decyzję, nie zdążymy – Rzekł – Albo tracimy pracę i zdolność do

wykonywania zawodu albo ten chłopak umrze.

Główny lekarz zwrócił uwagę na Lamberta

– Na salę operacyjną, teraz – Rzekł szybko, a ratownicy podążyli w tamtym kierunku.

Czarnowłosy szedł za nimi, a nim wkroczył do pomieszczenia włożył zielony fartuch. Trzech chirurgów

zebrało się wokół stołu, na którym położyli blondyna i bez planowania rozpoczęli przygotowania do

operacji. Przeróżne srebrne narzędzia operacyjne błyszczały w świetle żółtego reflektora, ich zimny

szczęk wywoływał dreszcze pod skórą Adama. Lambert siedział w odległości metra od Ratliffa i odsłonił

Page 129: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

129

swoje ramię; jego skóra była sucha i zimna. Co kilka chwil powtarzał sobie Bądź silny, bądź silny. Weź

się w garść do cholery, on przeżyje. Walczył o resztki nadziei ostatkami sił; jedynie silne uczucie jakim

darzył blondyna pozwalało mu patrzeć jak Ratliff stoi po tej stronie, lecz zmierza w kierunku ciemności,

nie światła – światłem jest miłość, której owoc można skosztować jedynie w życiu na ziemskim padole.

– Jesteś pewien, że chcesz to zrobić? Przy niewiele ponad pół litrze oddanej krwi stracisz

przytomność. Wiesz jakie są konsekwencje? Możesz stracić…

– Przestań pieprzyć i zrób to! – Krzyknął Lambert i podsunął rękę – Ściągnij tyle ile będzie

potrzeba.

Lekarz zamilknął i przytaknął. Tuż po chwili rozpoczęto proces transfuzji. Wszystko odbywało się

niezgodnie z normami panującymi w szpitalach, ale to była jedyna droga do ocalenia życia młodego

mężczyzny. Adam wpatrywał się w ciało ukochanego, który teraz zupełnie bezbronnie leżał pod mocną

lampą. Jeden z chirurgów przeciągnął ostrym skalpelem po linii brzucha, zostawiając czerwony,

kilkucentymetrowy ślad. Czas, tak ważny do tej pory, teraz przestał istnieć. Stan, w którym znajdował

się Adam był jednym z najgorszych, jakich można doświadczyć; wyobraźnia mieszała się z realnymi

wydarzeniami; momentami tracił świadomość tego gdzie jest, dlaczego tu trafił. Lambert czuł łzy

napływające do jego oczu i zacisnął pięść prawej ręki, w której stopniowo tracił czucie. Widział rurkę

łączącą jego ramię z ramieniem Tommy’ego, wpatrywał się w czerwoną ciecz, która w szybkim tempie

opuszczała jego ciało i wędrowała wprost do krwioobiegu Tommy’ego; gorzki nektar życia.

– Teraz część mnie będzie krążyć w Twoim ciele… – Wyszeptał, wpatrując się w zamknięte oczy

Tommy’ego.

– W porządku? – Spytał lekarz stanąwszy obok Adama. Ten znacząco pokiwał głową. Opuścił

powieki i czuł jak słabnie – Nie pozwólcie mu odejść.

– Zrobimy wszystko co w naszej mocy – Rzekł jeden z lekarzy. Adam nie chciał już otwierać

oczu. Nie chciał patrzeć na to jak obcy ludzie zagłębiają w brzuchu Ratliffa zimne narzędzia, jak nieczule

patrzą na swoje palce. Polecenia lekarzy docierały do jego uszu jakby przez mgłę.

– Tracimy go – Rzekł jeden z nich. Adam był już zbyt słaby, by zareagować na usłyszane słowa.

Nie wiedział czy minęło dziesięć minut, dwadzieścia czy już sześćdziesiąt. Osunął się na czuwającego

przy nim lekarza.

***

Kiedy obudził się, leżał na szpitalnej sali. Zamrugał kilkukrotnie, miał przed oczami mgłę.

– Monte? – Spytał szeptem, widząc znajomą sylwetkę. Przetarł oczy – Monte, co z nim…

Page 130: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

130

– Nie wiem, trwa operacja – Odparł gitarzysta – Jeśli dobrze się czujesz możemy pojechać do

hotelu.

Adam czuł się fatalnie, lecz nie chciał się do tego przyznać. Spuścił nogi z łóżka i podparł się dłońmi i

białe, metalowe ramy, zakręciło mu się w głowie, poczuł jak zawartość żołądka wraca do gardła.

– Jedźmy stąd, nie chcę tu być – Rzekł bezbarwnym tonem. Monte patrzył na niego dłuższą

chwilę. Miał świadomość, że Adam jest w szoku, ale to co się z nim działo było na skraju wariactwa.

Opuścili szpital, Adam szedł przed siebie, nie oglądając się za siebie. Mokre, sceniczne ubranie

przykleiło się do jego ciała, ciemny makijaż rozpłynął się pod wpływem deszczu i łez. Pittman westchnął

– Dasz sobie radę? – Zawołał do wokalisty, który szedł kilka metrów przed nim. Jadące

samochody przecinały panującą ciszę na wskroś.

Lambert zwolnił, zamyślił się dłuższą chwilę. Nie wiedział co powinien robić. Chciał zniknąć; nie

odpowiedział na zadane pytanie i intuicyjnie wybrał drogę wiodącą w kierunku hali, na której znajdował

się jeszcze pół godziny temu. Ulice pustoszały, księżyc rozświetlał czarne niebo, na którym migotało

kilka samotnych gwiazd. W pewnej chwili Adam poznał najgorsze ze wszystkich możliwych uczuć;

pustkę, żal, ból, nienawiść. Zacisnął dłonie w pięści i przyspieszył kroku. Musiał być silny; po raz kolejny

w swoim życiu nie mógł dać się złamać. Tommy, mój kochany Tommy. Wybuchnął płaczem i zatrzymał

się tuż przy jezdni. Jego głośny szloch niósł się po całej okolicy.

– Tommy, nie odchodź… – Zaskomlał zawodząco, wpatrując się w ciemność na swej drodze.

***

Hala była pusta. Monte wszedł na scenę wejściem przez kulisy. Za każdym razem, gdy spoglądał pod

nogi, widział pojedyncze krople krwi. Nieprzyjemne uczucie ukłucia w żołądku ponownie wróciło. Gdy

podniósł wzrok dostrzegł Camilę, która siedziała przy swoim instrumencie i tępo wpatrywała się w

leżący na deskach bas.

– Gdzie wszyscy? – Spytał i ominął instrument szerokim łukiem, wcisnął dłonie w kieszenie.

Oczy Camili były zaczerwienione, powieki spuchnięte.

– W garderobie – Wymamrotała zmęczonym głosem i zmrużyła oczy

Monte wziął głęboki oddech. Jego dłonie nadal drżały – Patrzyłem na niego. W pewnej chwili cofnął się

tak, jakby ktoś zadał mu mocny cios. Od razu zobaczyłem krew, wybiegłem. Dobrze, że ambulanse są

pod halami. Ktoś musiał do niego strzelić, nie było słychać tego dźwięku, ale jestem pewien, że to był

pistolet.

– Co z nim? – Spytała po chwili i otworzyła szerzej oczy.

Page 131: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

131

– Nie wiem. Pojechałem za Adamem, lecz ten był w takim szoku, że zupełnie się wyłączył.

Cholera, nie powinienem zostawiać go samego. W każdym razie nie można dopuścić, by siedział teraz

w szpitalu. On tam zwariuje, a jeśli zobaczy Tommy’ego to będzie histeryzował.

Camila nie odezwała się ani słowem. Opuściła scenę, a jej kroki były jedynym odgłosem, jaki

pobrzmiewał. Pittman wsłuchiwał się we własny oddech i zamknął oczy. Bał się, po raz pierwszy od

dawna czuł niesamowity strach. Nie wyobrażał sobie tego, jak zniesie śmierć Tommy’ego. Jeszcze

większym strachem napawała go myśl o tym jak tę wiadomość odebrałby Adam. W pewnej chwili na

korytarzu wybuchła żarliwa kłótnia. Kiedy usłyszał głos Lamberta, od razu pobiegł w kierunku, z którego

dochodził jego głos.

– Jak mogliście na to pozwolić?! Jak?! – Krzyczał histerycznie w stronę ochroniarzy. Monte

podbiegł do niego.

– Adam, uspokój się. Uspokój się! – Wrzasnął i rzucił Lamberta na ścianę – Nikt nie jest temu

winny!

– Jeszcze powiedz, że tak chciał Bóg! – Wykrzyczał pretensjonalnie Adam i patrzył na gitarzystę.

W jego oczach nie malował się smutek ani złość – to była nienawiść.

– On przeżyje! – Monte próbował go przekrzyczeć. Zespół wyszedł z garderoby i obserwował

zajście.

– Umarł, kiedy przy nim byłem! Nie żyje, rozumiesz to?! – Odepchnął Pittmana z całych sił i

poszedł w kierunku sceny. Monte nie wiedział co ma robić; Adam był w szoku i co chwilę miotały nim

różne emocje.

Lambert szybko wbiegł na scenę, a gdy zobaczył leżący na podłodze instrument, zatrzymał się.

Wpatrywał się w bas niczym otępiałe zwierzę. Zbliżył się powoli i klęknął. Przesunął palcami po jasnym

korpusie, zabrudzonym krwią, miał wrażenie, że czuje pod palcami ciepło. Uniósł ciężki instrument i

oparł go o swoje udo. Gryf był w połowie złamany i trzymał się jedynie poluzowanych, grubych

strunach, które nie były w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Nie wiedział co się z nim dzieje;

nie wiedział co dzieje się z Tommym. Przycisnął instrument do piersi i trząsł się. Na scenę weszli wszyscy

członkowie zespołu. Byli przygnębieni, a widok Adama napawał ich jeszcze większym smutkiem.

Wiedzieli, że tych dwóch zawsze trzymało razem, byli dla siebie jak bracia. Teraz ten duet został rozbity

przez jedną, ołowianą kulę. Adam czuł obecność przyjaciół, jednak nie miał odwagi na nich spojrzeć.

Zbliżyli się ostrożnie, jakby przed ich stopami drzemał lew.

– Adam? – Wycedziła Camila i kucnęła tuż przy wokaliście pogrążonym w myślach –

Zarezerwować ci pokój w hotelu?

Page 132: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

132

Lambert spojrzał na nią półprzytomnym wzrokiem

– Mówisz tak, jakby nic się nie stało…

– Musimy zachować spokój, póki nie będzie wyjaśnień… – Rzekła ze spokojem i wzięła jego

dłoń –Martwimy się o ciebie, Adam…

Milczał dłuższą chwilę. Miał ochotę rzucić się na nią i rozszarpać na strzępy. Monte usiadł tuż obok

– Prześpisz się, a kiedy zadzwonią ze szpitala, od razu cię obudzę. Nasz menadżer jest na

miejscu, Tommy jest na sali operacyjnej.

– Kiedy dostałeś tę wiadomość? – Spytał Lambert.

– Pół godziny temu – Odpowiedział ze spokojem Monte i wstał, spojrzał na resztę zespołu –

Zajmę się nim. Jedźcie do hotelu, dotrzemy tam niedługo.

Adam wstał, nie wypuszczając instrumentu z rąk. Monte poklepał go po ramieniu i westchnął do siebie.

Opuścili halę tylnym wyjściem i skierowali się wprost do taksówki.

***

Czarnowłosy mężczyzna leżał na niedużym łóżku w przytulnym pokoju. Obserwował Pittmana, który

siedział obok i opierał łokcie o kolana. Trwał w tej pozycji od piętnastu minut, a jedyną oznaką życia

były jego unoszące się i opadające powieki.

– Monte? – Spytał, lecz gitarzysta nie zareagował. Kopnął go kolanem w plecy.

Pittman spojrzał na przyjaciela

– Co?

– Nie zasnę. Nie dam rady. Proszę, jedźmy do szpitala…

– Nie – Rzekł sucho Monte – Czekam na telefon, na razie nie ma żadnych nowych informacji.

Śpij, będę czuwał.

– Kurwa mać, nie zasnę… – Westchnął cicho Adam i przewrócił się na plecy. Skrył twarz w

dłoniach – Boże, jak do tego mogło dojść…

Kiedy Monte usłyszał cichy szloch, zbliżył się do czarnowłosego. Choć nigdy tego nie robił, wziął go za

rękę – Trzymaj się, jesteś dzielny. Tommy nie chciałby byś płakał z jego powodu.

Adam ścisnął dłoń Pittmana i niechętnie otarł łzy. Wpatrywał się w jasny sufit

– Dlaczego doceniamy największe skarby dopiero, gdy je tracimy… – Wymamrotał przez cichy

płacz.

Page 133: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

133

– Bo jesteśmy beznadziejni – Odparł Monte i położył się obok – Życie pisze chore scenariusze.

Za dużo w nich błędów. Tak właściwie to… Jak to się stało, że jesteście razem? – Spytał, choć czuł, że

to nienajlepszy moment na sielankowe wspomnienia.

Adam zamyślił się dłuższą chwilę

– Nie wiem. Dochodziło między nami do różnych sytuacji, w których okazywaliśmy sobie

wzajemne zainteresowanie. Traktowałem to jako flirt, bo Tommy mi się podobał, ale był nieosiągalny…

a on się we mnie zakochał. Nie byłem na to gotowy, nigdy bym się tego nie spodziewał. Wiedziałem,

że jest dobrym człowiekiem, czułem, że jesteśmy ze sobą blisko, jednak nie byłem pewien co tak

naprawdę do niego czuję.

– Czy gdybyś miał wybór i mógł o tym zadecydować… wolałbyś teraz leżeć na stole operacyjnym

zamiast niego?

– Tak – Odparł bez wahania Adam.

– A gdybym spytał cię o to miesiąc temu? – Dopytywał Pittman i spojrzał na czarnowłosego

wokalistę.

– Odpowiedź brzmiałaby identycznie – Rzekł Lambert i zamknął oczy.

– To dowód na to, że kochałeś go od zawsze.

Ich rozmowę przerwał dźwięk telefonu. Stary Samsung leżał na szafce obok łóżka i w wyniku wibracji

przesuwał się po blacie. Adam patrzył na małe, elektroniczne urządzenie. To ono ma być pośrednikiem,

który sprawi, że jego życie wróci do normy bądź całkowicie legnie w gruzach.

26. Ocal mnie

Adam sięgnął po telefon i przycisnął zieloną słuchawkę. Miał wrażenie, że jego serce uderzyło w kręgi

kręgosłupa a następnie uparcie wcisnęło się między żebra.

– Monte? – Usłyszał w słuchawce znajomy głos.

– Adam z tej strony – Rzekł Lambert i czuł jak żołądek podchodzi mu do gardła. Po drugiej

stronie zapadła chwilowa cisza, która zaniepokoiła wokalistę – Żyje? – Spytał zaciskając palce na

elektronicznym urządzeniu.

Page 134: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

134

– Żyje – Rzekł menadżer. Adam odetchnął, a uśmiech niekontrolowanie pojawił się na jego

twarzy.

– Boże, to cud. To cud! – Roześmiał się i zaczerpnął powietrza – W końcu… – Opuścił zmęczone

powieki, a cudowne uczucie rozpłynęło się w jego sercu i rozlało po całym ciele. Było jak balsam, który

ukoi ból po ciężkim dniu.

– Nie Adam, to nie cud. Uratowałeś mu życie – Rzekł mężczyzna, ton jego głosu nie wyrażał

żadnych emocji – Tommy obudził się i dochodzi do siebie. Wszystko jest w porządku poza dwoma

rzeczami.

– No słucham – Rzekł czarnowłosy nie przestając się uśmiechać. Nie wierzył, że na jego niebie

znów pojawi się tęcza.

– Jest w szoku pourazowym. Nie jest to głęboki stan, ale mogą nachodzić go przeróżne lęki w

nieoczekiwanych momentach, senne koszmary. To minie w przeciągu około miesiąca, bądź

wyrozumiały. I druga sprawa… Został postrzelony dwukrotnie. Jeden z pocisków trafił w jego dłoń, na

szczęście kula nie roztrzaskała kości. Mimo wszystko przez najbliższy czas nie będzie mógł grać na basie,

musimy znaleźć kogoś na zastępstwo, jeśli wspólnie uznamy, że kontynuujemy trasę.

– To jest teraz najmniej istotne. Zawieś najbliższe trzy koncerty, zabiorę Tommy’ego do hotelu

i zaopiekuję się nim. Poza tym wszystko w porządku?

– Tak – odparł menadżer – Teraz przyjedź do nas. Ktoś na ciebie czeka.

– Mogę mieć do ciebie jedną prośbę? – Spytał Adam i spojrzał na Pittmana, który wymachiwał

rękami chcąc się dowiedzieć czegoś więcej. Ostatecznie oparł dłonie o swoje kolana skryte za

materiałem grubych jeansów i pochylił się uważnie do przodu.

– No słucham? – W głosie menadżera słychać było zmęczenie i spokój.

Adam zamilknął na moment

– Tommy wie, że dostał moją krew?

Menadżer zamyślił się chwilę

– Chyba nie. Nie – Odparł, a drugie ze słów wypowiedział dobitnie.

– Nie mówcie mu tego. Nie chcę by wiedział.

– Adam, ty żartujesz? Ocaliłeś jego życie! Sam ryzykowałeś utratę zdrowia. Niemal dosłownie

skoczyłeś za nim w ogień – Rzekł menadżer, a w jego głosie pobrzmiewała nuta złości.

Page 135: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

135

– Nie chcę, by wiedział, że coś mi zawdzięcza. By myślał, że ma wobec mnie dług wdzięczności.

Każdy by to zrobił w takiej sytuacji. Po prostu uszanuj moją prośbę – Rzekł oschle i zastukał palcami w

obudowę telefonu.

– Zawsze myślałem, że świetnie cię rozumiem, ale chyba się myliłem. Mimo wszystko skoro tak

bardzo ci na tym zależy, w porządku. Do zobaczenia niedługo.

Adam zerwał połączenie i roześmiał się

– Monte! – Krzyknął i rzucił się na przyjaciela. Ten objął go i odetchnął – Boże, jak dobrze…

Jedźmy szybko. Musimy nadrobić stracony czas.

***

Adam szedł korytarzem obok gitarzysty. Mijali personel w białych kitlach, lekarze wędrowali między

salami.

– Nic mu nie kupiłem. Wiesz, kwiatki, figurki.

– Figurki?! – Zaśmiał się Monte – Na pewno Tommy zemdlałby na widok porcelanowej wydry.

Adam zmierzył go morderczym wzrokiem

– Zupełnie wyleciało mi z głowy – Dodał i rozglądał się. Ostatnio nie zapamiętał tego miejsca

wystarczająco dobrze. Skupiony był na widoku nieprzytomnego i drobnego ciała, którego dusza

opuszczała ziemski wymiar.

– Myślę, że Ty będziesz dla niego najlepszym prezentem – Rzekł z uśmiechem Monte i wskazał

na zieloną parę drzwi – To tutaj – Rzekł i nacisnął zimną klamkę, która z lekkim uporem uległa silnej

dłoni gitarzysty. Drzwi z cichym skrzypnięciem uchyliły się. Adam wszedł do środka i zobaczył

Tommy’ego leżącego w jasnej pościeli. Jedna z dłoni leżała na cienkiej kołdrze, owinięta w śnieżnobiały

bandaż. Wzrok chłopaka był bardzo spokojny, wyjątkowo leniwy. Ratliff rozmawiał z menadżerem, a

kiedy zobaczył czarnowłosego wokalistę zamilknął i natychmiast się uśmiechnął.

– Adam! – Zawołał i usiadł gwałtownie. Pojedyncze kosmyki jasnych włosów opadły na jego

blade policzki, gdy podskoczył w miejscu.

– Tommy, kochanie – Adam podszedł do niego niepewnym krokiem, jakby nie wierzył w

fizyczność znajdującego się na sali mężczyzny. Usiadł obok i przytulił go ostrożnie, by nie wywołać bólu.

Miał świadomość, że rana na brzuchu jeszcze się nie zagoiła i niewiele potrzeba, by Ratliff zaraz zaczął

wić się pod wpływem cierpienia. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, zbliżył się do jego ust i delikatnie je

pocałował. Były naturalnie ciepłe i miękkie – tak właśnie je zapamiętał. Menadżer patrzył w osłupieniu,

jednak powstrzymał się od komentarzy. Jego mina pytała jednak dość konkretne „co tu się, do jasnej

Page 136: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

136

cholery, dzieje?!”. Kto jak kto, ale Monte był typem faceta, który wszystkie powierzone tajemnice

zachowuje dla siebie i nie było możliwości, by ktoś dowiedział się o uczuciu wiążącym basistę z

wokalistą w tym barwnym zespole. Tommy zamknął oczy i z uśmiechem wtulił się w ciało Lamberta.

Przyłożył głowę do jego klatki piersiowej, czując bijące od niej ciepło. Adam głaskał jego włosy, plecy,

przesuwał palcami po dłoniach basisty, nie wierząc w to, co się dzieje. Ścisnął jego zdrową rękę.

– Masz szczęście, że udało ci się wygrać walkę – Rzekł Lambert – Jak mi ciebie brakowało… Nie

ma słów, które mogą to opisać.

Tommy uśmiechnął się i zobaczył jak menadżer wraz z Pittmanem opuszczają salę. Zrozumiał, że chcieli

dać im chwilę wytchnienia. Blondyn odsunął się od ciała czarnowłosego mężczyzny i spojrzał w jego

oczy. Uwielbiał chłodny odcień tych niebieskich tęczówek; znał je na pamięć. Uwielbiał w Adamie

wszystko – jego bujne, czarne włosy, delikatne i ciepłe wargi, duże dłonie, silne, męskie ciało, jednak

oczy były tym, co najmocniej przykuwało jego uwagę.

– Było aż tak źle? – Spytał niepewnie.

– Było fatalnie – Odparł Adam i odetchnął – Jakie szczęście, że tak to się skończyło – Dodał i

uśmiechnął się – Boże, jak dobrze widzieć cię znów zdrowego i uśmiechniętego! To wszystko było jak

okropny, senny koszmar, bardzo realistyczny sen. Byłem na granicy wariactwa, gdy patrzyłem na ciebie

jak na zwyczajny, biologiczny organizm. Umierające ciało. Dusza nie mogła walczyć o twoje

przetrwanie, wszystko zależało od grupy mięśni i litrów krwi.

Tommy patrzył w milczeniu. Nie wiedział co odpowiedzieć, sam nie pamiętał wielu wydarzeń tego

pełnego rozgoryczenia wieczoru. Nie pamiętał nawet bólu; adrenalina tak mocno uderzyła w jego żyły,

że nie był w stanie czuć głębokiej rany.

– Porozmawiamy, gdy trochę odpocznę. Mogę mieć dwie prośby? – Spytał Tommy z niewinnym

uśmiechem, starając się uciec od przykrego tematu.

Lambert natychmiast odzyskał humor i zaśmiał się

– Co tylko zechcesz.

– Mam ochotę na mocną kawę. I zabierz mnie stąd najszybciej jak to możliwe. Nienawidzę

szpitali.

Adam chciał spakować rzeczy basisty, lecz nie było obok niczego, co do niego należało – poza parą

starych jeansów. Lambert przypomniał sobie koszulę, którą miał na sobie tamtego wieczoru Tommy,

zabrakło jej na małej szafce stojącej przy niedużym łóżku. Do jego głowy zaczęły napływać

wspomnienia; czerwona plama w okolicach mostka zaczęła się powiększać z każdą sekundą.

Page 137: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

137

– Adam? – Spytał Ratliff, który był gotowy do wyjścia – Możemy już iść?

Lambert znacząco pokiwał głową i wyszedł na korytarz. Do jego uszu dobiegł odgłos nadjeżdżającej

karetki; chciał jak najszybciej opuścić to miejsce, które było przedsionkiem bram niebios. Uderzył go

zapach mocnego płynu do dezynfekcji. Zdecydowanie bardziej wolał czuć słodką woń skóry

Tommy’ego. Nie wiedział czy to sprawa płynu do kąpieli czy perfum, ale mieszanka róż, mleka i miodu

z dodatkiem silnego, męskiego akcentu powodowała, że odchodził od zmysłów.

– Adam? Czy ja nie mam szans wrócić do zespołu? – Spytał Tommy, patrząc na swoją dłoń.

Lambert wiedział, że blondyn pytał o to lekarza, co najmniej cztery razy, ponieważ ton jego głosu był

wyjątkowo spokojny i pozbawiony jakichkolwiek obaw.

– Przecież wiesz, że tak.

– Wiem.

Adam parsknął śmiechem i objął blondwłosego chłopaka za ramię. Pokręcił głową i westchnął. Nigdy

nie czuł się tak szczęśliwy. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że są w jego życiu pierwiastki, bez

których nie można żyć – woda, tlen, miłość.

Gdy dotarli do hotelowego pokoju blondyn westchnął ze spokojem

– W końcu – Rzekł i rzucił lekką torbę na kanapę. Rozejrzał się – Przytulnie tu – Mruknął i

odgarnął jasną grzywkę do tyłu.

Ściany pokryte były beżową tapetą, meble w kolorze orzecha zajmowały jedną ze ścian, duże łóżko

stało tuż przy balkonie, z którego rozciągał się widok na piękną panoramę miasta. Ratliff przeciągnął

się i uśmiechnął na widok bogatego posłania. Szpitalne kozetki nie spełniały jego oczekiwań.

– Zadbasz o obiad? – Spytał, wpatrując się w przyjemny widok za oknem.

– Nie ma sprawy – Mrugnął Adam i usiadł obok hotelowego telefonu.

Tommy mrugnął przyjaźnie i zniknął w łazience, by wziąć prysznic, którego bardzo mu brakowało. Nie

ma nic lepszego niż poczuć ciepłe krople na zmęczonej, chłodnej skórze. Lambert wciągnął z szuflady

kartę menu i przerzucił kilka stron by dotrzeć do zakładki z obiadami. Przesuwał palcem po długiej

liście, zastanawiając się na co ma ochotę. W tej samej chwili usłyszał głośny krzyk Tommy’ego, który

był przerażający i nie ustawał przez kilka sekund. Serce w piersi czarnowłosego stanęło, zerwał się,

podbiegł, szarpnął klamkę i wbiegł do łazienki.

– Co się dzieje? – Krzyknął i spojrzał jak Tommy cofa się pod ścianę, a dłonie przyciska do twarzy

zasłaniając nimi oczy. Podszedł i złapał go za nadgarstki – Tommy, co jest? – Spytał ze

Page 138: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

138

zdenerwowaniem. Blondyn uderzył plecami na zimną ścianę i przywarł do niej, jakby chciał przejść

przez nią do drugiego pomieszczenia.

– Moje oczy! – Wykrzyczał blondyn przerażonym i wystraszonym głosem – One krwawią,

Adam, pomóż mi! – Krzyczał z przerażeniem i oddychał astmatycznie. Pochylił się i skomlał jak zbity

pies.

– Pokaż mi to – Rzekł z opanowaniem czarnowłosy i kucnął tuż przed chłopakiem, jednak

Tommy nie chciał odsunąć dłoni. Lambert odciągnął jego ręce siłą i spojrzał w jasne, błyszczące i czyste

oczy.

– Tommy…? Wszystko jest w porządku – Rzekł spoglądając raz na jego dłonie, raz na oczy,

których źrenice były mocno rozszerzone.

– Widziałem to! – Krzyknął Tommy – Są czerwone, widziałem w lustrze! – Wykrzyknął i

skierował palec w stronę małej, lśniącej tafli. Trząsł się, jego wargi były rozchylone.

– Spójrz na swoje dłonie – Rzekł ze spokojem Adam – No dalej.

Ratliff powoli przysunął ręce przed siebie; Lambert miał rację.

– Ja naprawdę widziałem… – Wymamrotał nieco spokojniejszym głosem i przetarł powieki,

licząc, że zobaczy na palcach czerwone ślady. Nie było ich.

Lambert przytulił chłopaka do siebie, nadal czując drżenie jego ciała. Zrozumiał w tej chwili, jak bardzo

potrzebny jest Ratliffowi.

– To tylko skutki szoku pourazowego. Wszystko jest w porządku – Rzekł wokalista i głaskał

miękkie, jasne włosy. Ten zawsze wyszczekany, głośny i kłótliwy samotnik był teraz jak małe dziecko,

które boi się ciemności. Adam po raz pierwszy widział, jak blondwłosy chłopak nie boi się ukazać

słabości. Ratliff objął czarnowłosego w pasie i powoli się uspokajał. Stanął na palcach, by wyjrzeć zza

ramienia Adama i zobaczyć w lustrze swe odbicie.

– To było straszne… – Rzekł cicho do jego ucha i mocniej objął za szyję – Nie zostawiaj mnie

samego.

– Nie musisz się niczego bać. Jestem obok – Powiedział Adam i po chwili odsunął się –

Przeraziłeś mnie – Dodał i odgarnął z jego twarzy jasną grzywkę.

Tommy westchnął i spojrzał w niebieskie oczy Adama

– Mógłbyś być teraz w klubie, albo z jakimś fajnym, przebojowym facetem… a jesteś ze mną i

to w pokoju w jakimś podrzędnym hotelu. Czy to naprawdę jest twoja definicja szczęścia? – Spytał

Ratliff i nie spuszczał wzroku z szarawych tęczówek czarnowłosego wokalisty.

Page 139: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

139

Lambert nie odpowiedział. Ucałował basistę w czoło i przytulił go do swojego ciała. Niekiedy gesty

mówią znacznie więcej niż słowa. Zarówno Adam jak i Tommy wiedzieli, że zbliża się czas wyjaśnień.

Tyle pytań i nadal żadnych odpowiedzi: kto usiłował złamać piąte przykazanie dekalogu, czy „kocham

cię”, które usłyszał Tommy było szczerym wyznaniem Adama czy wytworem zamierającej wyobraźni

basisty, czym jest piaskowy gołąb, który pojawił się w głowie blondyna tuż przed jego zasłabnięciem.

Nie wiem… Westchnął w myślach Adam i spojrzał na dłoń owiniętą białym bandażem. Nie wiem –

pomyślał Tommy.

27. Horyzont mego życia

Stary zegar wiszący na ścianie wskazywał godzinę drugą w nocy. Adam słyszał szum wody dochodzący

z łazienki i tępo wpatrywał się w ekran telewizora. Najpopularniejsza stacja puściła tani horror, który

nie robił na Lambercie żadnego wrażenia. Nie skupiał się na idiotycznym scenariuszu, nie chciał po

prostu tkwić w ciszy. Bał się odstąpić Tommy’ego choćby na moment, nawet, jeśli ten był w łazience

znajdującej się w tym samym pokoju. Adam odetchnął; ogarnęło go poczucie błogiego spokoju i

bezpieczeństwa. Tommy żył, był zdrowy, jego zachowanie przez większość czasu nie odbiegało od

normy. Wokalista stracił poczucie czasu, nie zarejestrował momentu, w którym szum wody ustał.

Poczuł wilgotne dłonie spływające po jego ramionach i klatce piersiowej, następnie mokre kosmyki

włosów przyklejające się do ciepłego karku. Nie zauważył momentu, w którym Tommy opuścił łazienkę.

– Nie śpisz, kochanie? – Spytał szeptem blondyn, a jego głos był delikatny i przyjemny dla ucha.

Adam ścisnął jego dłoń, by mieć namacalny dowód, że chłopak naprawdę znajduje się tuż obok. Poczuł

ulgę na myśl, że palce Ratliffa są ciepłe, nie tak zimne jak w tamtej fatalnej chwili.

– Nie. Nie mogę uwierzyć w to, że jesteś obok. Że kiedy odwrócę głowę zobaczę twoją twarz,

że trzymam twoją dłoń. Jesteś tak szlachetnym skarbem, że boję się ciebie dotknąć. Boję się, że

wypuszczę cię z rąk i rozbijesz się na tysiąc małych części – Rzekł, nadal tępo wpatrując się w kineskop.

Tommy uśmiechnął się pod nosem

– Nie jestem porcelanową lalką – Rzekł i zaczął składać drobne pocałunku na szyi Adama

kierując się w stronę karku. Pragnął wyrwać go z hipnozy, niemal mu się to udało; Lamberta przeszedł

przyjemny dreszcz.

Page 140: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

140

– Od dziś będę cieszył się każdą minutą spędzoną przy tobie. Nie chcę spać, nie chcę tracić

czasu. Boję się, że gdy zamknę oczy, ciebie nie będzie, że znikniesz – Rzekł Adam i zmrużył oczy, gdy

Tommy delikatnie przygryzł płatek jego ucha. Obchodził się z nim jak drapieżnik z ofiarą, którą najpierw

dystansowo skubie, podsyca tym swój apetyt, aż w końcu gwałtownie atakuje.

– Adam, to nie sen, jestem tutaj naprawdę… I nie zamierzam odejść… Nie zamierzam pójść spać

– Rzekł i usiadł obok. Gdy Lambert go zobaczył, poczuł ukłucie w żołądku. Przesunął palcami po jasnej

twarzy blondyna. Tommy poczuł delikatne palce dotykające jego policzka, ostatecznie zatrzymały się

one na jego wątłym ramieniu.

– Zawsze myślałem, że szczęście to pieniądze, sława, moja praca, wsparcie fanów. Wiesz, jakie

to było naiwne? Teraz, gdy pomyślę, że mógłbym siedzieć w tej chwili sam ściskając w dłoni twoje

zdjęcie, wspominając to, co razem przeżyliśmy… płakać w czterech ścianach, skazany na samotność.

Boże, Tommy… – Westchnął Adam, w jego głosie słychać było całą gamę różnych emocji, od

depresyjnego smutku, aż po bezgraniczną radość.

Ratliff patrzył na wokalistę z lekkim zdziwieniem. Dla niego te wszystkie wydarzenia były jak dziesięć

minut, w których się zasypia, a rano nie pamięta sennych marzeń, dla Lamberta to był najgorszy z

dramatów. Choć wiedział, że czarnowłosy wokalista jest wrażliwym człowiekiem, rzadko kiedy mówił

tak osobiste rzeczy.

– Tommy… – Kontynuował i spojrzał w brązowe oczy blondyna, przysuwając się do niego

powoli – Powinieneś roztrzaskać mi ten głupi łeb w chwilach, gdy cię przytulałem i milczałem. Gdy cię

całowałem i nic nie mówiłem.

Ratliff uśmiechnął się delikatnie i przeplótł swoje palce z palcami Adama. Ten czuły gest spowodował,

że poczuli się jak para nastolatków na jednej z pierwszych randek

– Czemu? – Spytał łagodnie

– Bo nasz świat był zamknięty w mojej głowie. Byłem strasznym dupkiem, gdy prowokowałem

cię do różnych zachowań, w których się zbliżaliśmy. Rozniecałem twoje uczucia, a kryłem się ze swoimi,

ciągle rozważając czy są słuszne. Tommy, jeśli ci coś powiem, obiecasz, że zapamiętasz to na zawsze?

– Spytał czarnowłosy, nie spuszczając wzroku z orzechowych tęczówek blondyna, uwielbiał je. To

właśnie jego oczy pokochał w pierwszej kolejności.

– Oczywiście, że tak… – Odparł Ratliff i poczuł ogarniający go strach przed tym co usłyszy.

– Jesteś moim światem. Jesteś kimś, kogo chcę widzieć w moim życiu. Tobie chcę powierzać

moje sekrety, z tobą się śmiać, chronić ciebie. Z tobą się śmiać, płakać, cieszyć się, cierpieć. Tommy…

pamiętasz, co powiedziałem ci tego dnia w ambulansie?

Page 141: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

141

Ratliff niepewnie pokiwał głową, przez jego ciało przeszedł paraliżujący strach Boże, Adam, czy

nadszedł czas, byś mi to teraz powiedział? Zacisnął palce na jasnej, satynowej pościeli, jego serce biło

mocno jak nigdy dotąd.

– Kocham cię – Rzekł Adam i przesunął palcami po miękkich i jasnych włosach blondyna, który

nieprzerwanie patrzył w oczy Lamberta; wyrażały one niebanalną szczerość – Jestem tego pewien. Nie

boję się prawdziwego związku, nie potrzebuję jednorazowych zabaw. Potrzebuję stabilizacji, bo

zakochałem się w tobie, Tommy Joe – Powiedział ze spokojem i powagą, wpatrując się w twarz

chłopaka – Jesteś słońcem, które każdego dnia wznosi się ponad horyzont mojego życia.

– Nawet nie wiesz jak długo na to czekałem… – Rzekł szeptem Tommy i przysunął się do

mężczyzny, znacznie zmniejszając dystans między nimi. Nieraz słyszał „kocham cię” wypowiedziane z

ust bliskich czy obcych ludzi. Ani jedno z ich wyznań nie spowodowało mocnego ukłucia w jego sercu,

jak to, które usłyszał przed chwilą. Był wrażliwy; ta miłość rozbudziła w nim wiele cech, w obecność

których wątpił całe swoje życie. Złożył na ustach Adama delikatny pocałunek – Ja ciebie także kocham

Adamie Mitchelu… – Wyszeptał wprost do jego ust i delikatnie uśmiechnął się – Nikt nam nie uwierzy…

że ty i ja… razem – Dodał i uniósł powieki, a w jego oczach nadal igrała iskra radości.Adam, to jest sen…

To najpiękniejszy sen, jaki kiedykolwiek miał odbicie w realnym życiu.

Lambert uśmiechnął się, a cudowne uczucie przepełniło go do reszty. Pochylił się nad Tommym, który

miękko opadł na łóżko. Blondyn otworzył szerzej oczy, objął ukochanego za kark i przyciągnął go do

siebie. Czuł zapach jego mocnych, męskich perfum, które pobudzały zmysły. Ich twarze nieśmiało

zbliżały się do siebie; panująca atmosfera była zakłócana przez krzyki głównej bohaterki podrzędnego

horroru, jednak ani Adam, ani Tommy nie zwracali na to uwagi. Byli zbyt pochłonięci sobą, by rozpaczać

nad młodą dziewczyną, która zaraz trafi do żołądka potężnego węża. Tommy delikatnie całował wargi

wokalisty i wplótł palce w jego czarne, gęste włosy. Adam leżał na nim, podpierając się dłońmi, które

po chwili wsunął pod głowę chłopaka i zatopił język w jego ustach, badając nim podniebienie

jasnowłosego. Ich oddechy uzupełniały się wzajemnie, bicie serc brzmiało jak tętent rozpędzonej

maszyny.

– Jesteś najpiękniejszą istotą, jaką kiedykolwiek widziałem – Wyszeptał Adam i musnął nosem

miękkie wargi blondyna, który roześmiał się cicho. Adam ponownie zamknął jego usta długim

pocałunkiem. Czuł na swoich łopatkach dłonie basisty, które płynnie przesuwały się w górę i w dół.

Ich pocałunek był powolny i głęboki, lecz z każdą chwilą zaczynał nabierać coraz większego tempa i

żaru. Adam przesunął wargami po policzku Tommy’ego, szczęce i zakończył swą podróż na jego szyi.

Pieścił wrażliwą skórę na wszelkie sposoby, całował ją, przygryzał i ssał, wsłuchując się w głośny,

nieregularny oddech blondyna. Miał ochotę zatopić zęby w jego miękkiej skórze; tak bardzo brakowało

Page 142: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

142

mu intensywnych doznań z drugim mężczyzną. W pewnej chwili czarnowłosy poczuł, że szczupłe palce

Tommy’ego nieśmiało przesuwają się wzdłuż jego uda, zmierzają ku ich wewnętrznej stronie i kończą

swą podróż na jego wybrzuszeniu w okolicach rozporka. Fala gorąca natychmiastowo uderzyła w

okolice podbrzusza, gdy czuł na sobie dłoń ukochanego chłopaka. Przygryzł wargę i patrzył w oczy

basisty, który zaczął masować jego członka przez materiał spodni. W oczach Ratliffa błyszczała iskra

niepohamowanej żądzy, którą ostatkami sił trzymał na wodzy.

– Adam…? – Wydyszał cicho Tommy, gdy Lambert intensywnie ssał fragment jego szyi. Odchylił

głowę dając znak, że uwielbia ten rodzaj pieszczoty.

– Hmm…? – Wymruczał Lambert rozwiązując jedną ręką węzeł szlafroka Tommy’ego. Nie

wiedział, do czego zmierza – czuł się jak dziecko w ciemnym pokoju, które po omacku szuka

upragnionej zabawki, do której od lat jest przywiązany. Miał świadomość, że blondyn pragnie

doświadczyć czegoś szczególnego, ale z drugiej strony każdy jego ruch otulony jest płaszczem

nieśmiałości.

– Chcę posunąć się dziś dalej niż zwykle… – Rzekł zmysłowym tonem Tommy i zatracił się w

spojrzeniu Lamberta, które wyrażało teraz nie tylko pragnienie, ale jednocześnie zdziwienie i radość.

Adam poczuł falę gorąca zalewającą jego ciało. Co?! Tommy, ty chcesz… być ze mną blisko? TAK bardzo

blisko…? Miał pod sobą uległego i spragnionego go chłopaka, na punkcie, którego oszalał.Boże szepnął

w myślach; nie spodziewał się, że Ratliff jest już gotów na więcej.

– Jesteś zbyt pociągający, by być moim facetem… – Zamruczał Adam, całując jego wysoko

unoszącą się klatkę piersiową. Przez dłuższą chwilę drażnił wilgotnymi wargami i językiem jego sutki,

czując jak twardnieją pod wpływem przyjemnego dotyku. Zwrócił uwagę na srebrny kolczyk zdobiący

miejsce, którym właśnie się zajmował. Chwycił go w zęby i muskał czubkiem języka jego okolice.

Tommy wyprężył się i zamruczał przeciągle, wyrażając tym swoje zadowolenie. Adam położył dłoń na

miękkim materiale jasnego szlafroka, kierując ją w dół. Gdy zatrzymał palce w miejscu, gdzie pod cienką

warstwą materiału znajdowała się twarda męskość Tommy’ego, usłyszał z jego ust ciche westchnięcie.

Odsunął się powoli i chwycił brzegi jasnego szlafroka. Rozchylił je powoli i poczuł jak jego puls staje się

coraz mocniejszy. Tommy, jaki ty jesteś seksowny! Serce w jego piersi waliło jak oszalałe. Badał

wzrokiem każdy fragment szczupłego i podnieconego ciała blondyna, chcąc jak najdłużej napawać się

tym wspaniałym widokiem. Ze wszystkich sił wzbraniał się, by zaraz nie wtargnąć w jego ciało; zamiast

tego chciał wypieścić go w najcudowniejszy ze wszystkich sposobów.

Tommy przeciągnął językiem po swoich suchych wargach i wpatrywał się w Adama, który po chwili

pochylił się nad nim i przesunął językiem przez linię mostka, opatrunek na brzuchu, kończąc w dole

podbrzusza. Blondyn odchylił głowę do tyłu, czując ciepły oddech we wrażliwych sferach swojego ciała.

Page 143: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

143

Czarnowłosy delikatnie rozchylił uda Tommy’ego i całował ich wewnętrzną stronę, a im dalej przesuwał

wargami, tym intensywniej angażował swój język. Chwilami zamykał oczy, by pozwolić działać innym

swoim zmysłom, które w tym momencie były szczególnie wyostrzone. Blondyn nie stawiał oporów;

krew spływała w dół jego ciała, coraz mocniej wypełniając okazałą część ciała. Adam dotykał jego nóg

i bioder, czując pod palcami delikatną i miękką, ciepłą skórę, czuł jej słodki zapach. Nie docierało do

niego, że jest tak blisko ze swoim basistą, czuł jak Tommy drży i czeka na moment, gdy Adam rozpocznie

tę pieszczotę, do której zmierzał. Lambert zacisnął palce na udach Ratliffa i całował jego podbrzusze,

czując ciepło bijące od pobudzonej, pulsującej męskości. Miał ją kilka centymetrów od swoich warg.

Uniósł wzrok i z zadziornym uśmiechem spojrzał w oczy chłopaka.

– Adam, nie znęcaj się nade mną – Jęknął Tommy i wpatrywał się w czarnowłosego mężczyznę,

który uśmiechnął się zawadiacko.

– Jak się czujesz, skarbie? – Spytał spokojnym tonem, który kontrastował z poddenerwowanym

głosem Ratliffa. Adama podniecała świadomość, że każdy najdrobniejszy ruch wprowadza Tommy’ego

w uczucie narastającego pożądania. Blondyn czuł ciepłe powietrze, które opuszczało usta Adama i

otulało jego sztywnego członka.

– Ja…a… – Zająkał się Tommy i złapał Adama za jedwabiście miękkie włosy, które zaczął powoli

głaskać.

– No powiedz to… na głos… – Uśmiechnął się szeroko Adam i czubkiem języka przesunął wzdłuż

twardego skarbu ukochanego. Z ust Ratliffa wyrwał się cichy jęk, zmrużył oczy i mocniej pociągnął

czarne włosy wokalisty

– Tak bardzo mnie podniecasz… Boże, zaraz chyba oszaleję… – Powiedział z nutą nieśmiałości i

przygryzł dolną wargę. Adam ponownie się uśmiechnął i zatopił sztywnego członka w swoich ustach,

poddając go pieszczotom, które sam uwielbiał. Okrążał czubek penisa ciepłym językiem, ssał go

zmieniając stopień nasilenia i pomagał ręką, przesuwając ją w górę i w dół.

– Och… Adam… – Wydyszał głośno blondyn, wyprężył się i zacisnął mocno palce na materiale

kołdry. Opuścił powieki i zgiął nogi w kolanach, wzdychał głęboko i pomrukiwał. Nigdy nie porównywał

swoich kochanek, jednak żadna z nich nie potrafiła wzbudzić w nim tak silnego pożądania jak Adam.

Bez oporów ssał on każdy najwrażliwszy fragment, nie zapominając o głaskaniu wargami najbliższych

okolic jego pobudzonej męskości. Wokalista wodził ustami po całej długości okazałego narządu, co

chwilę poddając go innym, coraz bardziej wymyślnym pieszczotom. Wolną dłonią wodził po brzuchu i

klatce Tommy’ego, czuł jak jego skórę pokrywa ciepły pot, jak ciało drży za każdym razem, gdy sam

zaciskał wargi mocniej bądź zwiększał tempo. Gdy uniósł wzrok zobaczył, że Tommy jest w błogim

stanie, co kilka chwil cicho wzdychał, mrużył oczy i przesuwał ślepo dłońmi po satynowej pościeli.

Page 144: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

144

Blondyn cicho szeptał „tak kotku… mmm, tak…”, uczucie delikatnego, ciepłego i wilgotnego języka na

najbardziej wrażliwej strefie jego ciała wywoływało gęsią skórkę. Gdy ich spojrzenia się spotkały,

blondyna przeszedł silny dreszcz podniecenia. Widok czarnej głowy między jego rozchylonymi udami

działał niezwykle prowokująco. Adam wpatrywał się w chłopaka swoimi niebieskimi oczami, które

wyrażały uległość.

– Masz ochotę na eksperyment? – Spytał po chwili Adam i zwolnił

– Tak… – Odparł Tommy, choć nie był do końca pewien czy powinien się na to godzić. Jego oczy

były zamknięte, słyszał jedynie ciche szmery i dwukrotne skrzypnięcie łóżka. Adam założył jego szczupłe

uda na swoje ramiona, jego palce były wilgotne i śliskie od lubrykantu. Lambert przesuwał opuszkami

po najwrażliwszych strefach ciała blondyna, obserwując, jak co kilka chwil chłopak spazmatycznie

miota się na łóżku. Podniecenie Tommy’ego sięgało zenitu, palce przesuwające się między jego

członkiem, udami a pośladkami drażniły go coraz bardziej. Adam wywoływał swoim dotykiem delikatne

łaskotanie, które sprawiało, że blondyn unosił biodra, błagalnie prosząc o więcej

– Adam… działaj… – Jęknął błagalnie Tommy i choć nie znał smaku tej pieszczoty, pragnął jej

doznać. Ta fantazja była jedną z łagodniejszych, jednak bardzo podniecających. Za każdym razem, gdy

samotnie leżał w hotelowym pokoju i spragniony dotyku pieścił się, myślał o Adamie, który wsuwa w

niego swoje ciepłe palce i wykonuje nimi płynne ruchy, doprowadzając go do ekstazy. Nie musiał długo

czekać; czarnowłosy ostrożnie zagłębił w basiście jeden z palców. Uwielbiał w ten sposób rozpoczynać

grę wstępną. Nawet gdyby nie wiedział, że Ratliff ma zerowe doświadczenie w kontaktach z

mężczyznami, mógł teraz sam świetnie to wywnioskować. Tommy jęknął cicho i napiął wszystkie

mięśnie.

– W porządku? – Spytał troskliwie Adam, upewniając się, czy basista na pewno chce brnąć dalej

w labirynt zguby i rozkoszy.

– Tak kotku… – Wymruczał Tommy i wyprężył się jak rozbudzona ze snu puma. Uczucie na

początku nie było przyjemne, lecz na tym się nie skończyło. Wokalista bezbłędnie odnalazł punkt

rozkoszy i zaczął go masować. Tommy krzyknął, a jego ciało wygięło się w łuk Boże! Nigdy wcześniej

nie doznał czegoś równie przyjemnego. Czarnowłosy powrócił do pieszczot jego skarbu, drażniąc przy

tym miejsce wewnątrz ciała chłopaka, o istnieniu którego Tommy nie miał do tej pory pojęcia. Zagłębiał

w nim palec, następnie cofał i wprowadzał ponownie.

– Adam, nie! – Z jego ust wyrwał się zduszony okrzyk, który przerwał ciche pojękiwanie – Nie!

– Powtórzył, miał wrażenie, że nie wytrzyma tak silnej dawki mocnych i niesamowicie ekscytujących

doznań. Wił się na kanapie, wplótł palce we włosy czarnowłosego i pociągał je gwałtownie co kilka

chwil. Adam uwielbiał to uczucie, obserwował jak Ratliff traci kontrolę nad swoim ciałem. Nie zamykał

Page 145: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

145

oczu, by widzieć reakcje Tommy’ego, który oddychał szybko i szamotał się w przypływie emocji.

Lambert miał wrażenie, że oszaleje; blondyn zwolnił wszelkie hamulce, zapomniał czym jest wstyd,

kiedy patrzył na swojego chłopaka pragnął go jeszcze bardziej niż we wszystkich swoich fantazjach.

– Mocniej… Adam, mocniej… – Pojedyncze słowa Tommy’ego przerywały zduszone stęknięcia.

Jego ciało pokryte było licznymi słonymi kroplami potu. Wokalista zwiększył tempo obu pieszczot i

wsłuchiwał się w narastające na sile jęki Tommy’ego. Jego słodki, niski głos wypełniał całe hotelowe

pomieszczenie; to był najdoskonalszy, najseksowniejszy, najbardziej pociągający dźwięk, jaki

kiedykolwiek dotarł do uszu Adama. Ciało blondyna było rozpalone i gotowe na osiągnięcie szczytu,

Adam czuł pulsowanie jego penisa w swoich ustach. Stan, którego blondyn doświadczał nie równał się

nawet z przysłowiowym siódmym niebem. Pieszczota, którą stosował Adam wobec Tommy’ego była

łudząca; chłopak zaczął głośno pojękiwać i już po raz czwarty miał wrażenie, że zaraz dojdzie. Napiął

twarde mięśnie i zacisnął palce na oparciu łóżka. Przez jego ciało przebrnęła gorąca fala silnego

podniecenia, która wstrząsnęła szczupłym ciałem – westchnął ciężko, mając wrażenie, że szczytuje

kolejny raz, choć tak naprawdę nie przeżył jeszcze ani jednego orgazmu. Ratliff pragnął, by ta chwila

się nie kończyła; nigdy wcześniej nie było mu tak przyjemnie. Nigdy wcześniej nie wydawał z siebie

żadnych odgłosów, prócz końcowego, głębszego westchnięcia. Adam był jak czarnoksiężnik; rzucił na

niego zaklęcie pragnienia, przeklął go na demona pożądania, oddając mu przy tym swą magiczną

różdżkę.

– Nadal uważasz, że zbliżenia z facetem są bolesne i nieprzyjemne? – Spytał Adam w

nawiązaniu do dawnej rozmowy z blondynem. Nacisnął mocniej na jego stercz, a w odpowiedzi usłyszał

głośne, pożądliwe zawycie; Tommy poderwał się, jakby wstrząsnął nim prąd

– O Boże! – Krzyknął i dyszał ciężko. Lambert położył się na nim i namiętnie pocałował usta, z

których ciągle wydobywały się kolejne, urocze odgłosy. To był zdecydowanie najseksowniejszy widok,

jaki w życiu stanął przed jego oczami; spowity w ekstazie, blondwłosy basista, który swego czasu

upierał się, że woli kobiety; teraz oddał się w ręce mężczyzny, który miał wprowadzić go w nieznany

świat. Tommy w pewnej chwili poczuł się egoistycznie. Chciał sprawić, że Adam na długo nie zapomni

tej chwili. Wiedział, że Lambert jest mocno podniecony, o czym świadczyło chociażby mocne

wybrzuszenie w jego spodniach. Poderwał się z łóżka i dosiadł biodra Adama, który usiadł i wygodnie

oparł się o kanapę. Tommy zajął miejsce na jego udach, objął Lamberta za szyję i popatrzył w jego oczy,

w których pożądanie przybierało najróżniejsze kolory. Ratliff rozpiął pasek jego spodni

– Jesteś jak zwierzę… – Powiedział Adam, głaszcząc jedną dłonią wilgotne plecy blondyna.

Przesunął ją po linii kręgosłupa i zatrzymał na biodrze.

Page 146: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

146

– Chcę z tobą szczytować – Odparł blondyn, którego dłonie drżały ze strachu i podniecenia. To

najbardziej drażniące ze wszystkich uczuć – pragnąć nieznanego. To były jego pierwsze doświadczenia

z mężczyzną; nie wiedział na jak wiele może sobie pozwolić. To Adam. Moja miłość, mój facet. Mój

własny symbol seksu, który ma ze mną ochotę spróbować wszystkiego. To będzie najbardziej

eksperymentalny związek, w jakim kiedykolwiek był… Gwałtownie rozpiął spodnie Adama i zanurzył w

nich dłoń, by uwolnić twardego członka spod materiału jeansów. Lambert uniósł brew, a jego kąciki ust

delikatnie się uniosły. Choć to on był dominatorem, lubił, gdy ktoś przejmował inicjatywę. Gdy Tommy

dopiął swego, lekko rozchylił usta i patrzył na męskość swojego chłopaka. Nie spodziewał się, że jego

skarb jest tak duży. Przełknął głośno ślinę i poczuł przeszywający go dreszcz wielkiego strachu

przeplatającego się z podnieceniem na myśl, że pewnego dnia będą się kochać, najostrzej jak to

możliwe. Tommy uwielbiał dziki seks i wierzył w to, że Adam podziela jego zdanie. Zacisnął palce na

pulsującym członku swojego chłopaka i poruszał dłonią w górę i w dół. Po raz pierwszy dotykał penisa

innego mężczyzny, nie spodziewał się, że to tak bardzo podniecające uczucie. Miał ochotę szarpnąć

Adama za włosy i wykrzyczeć w jego twarz „pieprz mnie!” lecz obiecał sobie, że ich pierwsze zbliżenia

będą bardziej zmysłowe. Adam złapał chłopaka za pośladki i przycisnął go do swojego ciała, najbliżej

jak było to możliwe. Ich klatki piersiowe, brzuchy przywarły do siebie, uda blondyna zaciskały się tuż

ponad biodrami Adama. Lambert zaczął całować delikatną szyję Tommy’ego, wodził rozgrzanymi

wargami po jego obojczykach a w pewnej chwili wbił paznokcie w jego pośladki. Usłyszał głośny jęk

bólu i podniecenia. Tommy wplótł palce we włosy Adama i zaczął wykonywać ruchy, przy których

ocierał swoim twardym członkiem o nabrzmiałą męskość Adama. Jego biodra wykonywały płynne,

mocne ruchy, czuł jak momentami skarb czarnowłosego naciska na jego podbrzusze, co dodatkowo

wzmagało doznania. Lambert zamknął oczy i wpił się mocniej w skórę blondyna. Przyciskał biodra

chłopaka do swoich; Tommy napierał na jego ciało i poruszał biodrami zataczając koła, unosił się i

opadał, cały czas poddając ich pulsujące członki wzajemnemu masażowi. Adam cicho wzdychał, unosił

powieki, by patrzeć jak Tommy zmaga się z zadaniem dostarczającym im wielkiej przyjemności. Z jego

ust wyrwał się pierwszy, głośny jęk.

– Tommy… – Powiedział cicho i przesunął paznokciami po plecach Ratliffa, który nie

przestawał. Przesunął dłońmi po bokach basisty, okrągłych pośladkach i znów przesunął je ku górze.

Adam spodziewał się, że ich związek będzie dla Tommy’ego spełnieniem na płaszczyźnie tylko i

wyłącznie uczuciowej. Było wręcz przeciwnie; nigdy wcześniej nie widział większego pożądania w

oczach żadnego ze swoich byłych mężczyzn. Żaden nie wyrażał tak głębokiej pasji w każdym pocałunku,

dotyku.

– Jesteś blisko? – spytał niskim tonem Adam, czując, że sam jest na granicy szaleństwa

– Dochodzę – Wyszeptał Tommy wprost do jego ucha i przygryzł jego płatek.

Page 147: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

147

Adam zadrżał. Wpił się gwałtownie w usta basisty, tłumiąc tym jego głośne westchnięcia.

Zdecydowanie, lecz łagodnie wprowadził język między jego wargi i całował go w najbardziej namiętny

ze wszystkich możliwych sposobów. Ich języki wirowały w dzikim tańcu, a ręce ślepo wędrowały po

rozgrzanych ciałach. Niespełna kilka sekund później blondyn krzyknął i wyprężył się, a jego ciało

przeszedł niezwykle silny dreszcz, którego fala powtórzyła się kilkukrotnie. Z jego rozchylonych,

wilgotnych warg wydobywały się pojedyncze odgłosy ekstazy, która ogarnęła całe jego ciało i umysł.

Wytrysnął na brzuch Adama, pociągnął go mocniej za włosy i odchylił głowę, wdychając przy tym

głośno. Niemal w tym samym momencie spojrzał na twarz Adama, który oddychał równie donośnie

oraz ciężko i zalał przezroczysto–białym nektarem brzuch swojego ukochanego. Wtulili się wzajemnie

w swoje mokre, spocone ciała, czuli rozszalałe bicia ich serc.

– To było wspaniałe… – Szepnął Adam i nadal szybko oddychając uniósł powieki – Tommy?

Blondyn mruknął niemrawo i mocniej objął szyję wokalisty. Powoli dochodził do siebie.

– Wróciłeś już d naszego świata? – Spytał z uśmiechem Adam i delikatnie odsunął od siebie

Ratliffa, by spojrzeć w jego oczy

– Nie… jestem w piekle rozkoszy i wrócę za pół godziny… albo za tydzień– Rzekł, ponownie

wtulając się w ciało Lamberta. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech w chwili, gdy Adam się

roześmiał.

– Jesteś ucieleśnieniem wszystkich moich pragnień… – Rzekł Tommy i nieśmiało pocałował

krawędź ucha swojego partnera – Kocham cię ponad wszystko w świecie – Dodał szeptem

– Ja też ciebie kocham… – Uśmiechnął się Adam i zamknął oczy.

Za oknem niebo zaczęło zmieniać swe barwy od granatu po ciemny błękit. Budzące się ptaki wesoło

świergotały. Dla Adama i Tommy’ego tej nocy świat się zatrzymał. Tej nocy zawarli ze sobą

nierozerwalny pakt podpisany rozpalonymi ciałami i zakochanymi sercami.

28. Podjęta decyzja

Adam otworzył oczy. Jedyną rzecz, którą w pierwszej chwili zarejestrował był fakt, że jest już jasno. To

musi być poranek pomyślał i zdał sobie sprawę ze słodkiego ciężaru, który naciskał na jego tors. Tommy

spał wtulony w jego ciało, był zupełnie nagi. Czarnowłosy uśmiechnął się delikatnie i przesunął

Page 148: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

148

opuszkami palców po plecach Ratliffa. Wróciły do niego wspomnienia ostatniej nocy; choć wszystko

zakończyło się na wzajemnych pieszczotach, myślał o tym zajściu w jak najbardziej pozytywnych

kategoriach. Nie spodziewał się, że młody mężczyzna będzie tak pełen pożądania w pierwszych swoich

kontaktach z tą samą płcią. Przeszedł go ekscytujący dreszcz podniecenia na myśl o jeszcze większym

zbliżeniu. Z Tommym to musi być coś cudownego. Pełnego pasji, wyobraźni. Miłości.

– Zasnęliśmy? – Mruknął cicho muzyk, nie otwierając oczu. Czuł ciepłe dłonie na swoich

plecach. Kto ostatni raz ktoś witał ze mną dzień w ten sposób? Na pewno nie Keri. Nie przykryli się tej

nocy; przez szczupłe ciało chłopaka przeszedł zimny dreszcz.

– Tak. Nawet nie wiem kiedy – Odparł Adam, który był wystarczająco rozbudzony, by darować

sobie poranną kawę. Już dawno nie budził się u czyjegoś boku i musiał przyznać, że bardzo mu tego

brakowało.

– Zimno – Mruknął z niezadowoleniem blondyn i wiercił się chwilę, by ogrzać swoje

ciało. Adam poczuł miękkie, pachnące włosy basisty, które znajdowały się na jego szyi. Uwielbiał je;

dodawały Ratliffowi mnóstwo uroku.

– Dać ci trochę ciepła? – Spytał Lambert i objął chłopaka, przesuwając dłońmi po skórze jego

pleców. W pewnej chwili przeciągnął paznokciami po linii jego kręgosłupa i poczuł, jak Tommy

momentalnie się wyprężył.

– Ciepła? Może… – Uśmiechnął się basista i delikatnie pocałował wargi Adama. Przesunął

palcami po jego policzku – Cama, moja matka i brat rozerwaliby mnie na strzępy, gdyby wiedzieli, że

tutaj z tobą jestem – Dodał i wtulił się w ciało czarnowłosego.

– Ty się nimi przejmujesz? – Uśmiechnął się Adam, choć znał odpowiedź na to pytanie.

– Chrzanić ich – Mruknął obojętnie basista, na co Lambert zareagował śmiechem. Cały Tommy.

– Pomogę ci zmienić opatrunek. Boli cię brzuch? – Spytał wokalista, głaszcząc przy tym

delikatną skórę Ratliffa. Lubił czuć jego bliskość; to jedyne czego potrzebował.

– Tylko trochę. Dla ciebie wytrzymam wszystko – Rzekł z uśmiechem – Adam, jak sądzisz, kto

mógł to zrobić? – Spytał blondyn i spojrzał w oczy wokalisty, które odbijały w sobie blask

przedpołudniowego słońca.

Lambert w pierwszej chwili nie zrozumiał do czego ma odnieść zadane pytanie

– Masz na myśli strzały? – Dodał, uznając, że to ostatni, świeży i jeszcze niewyjaśniony temat.

Chłopak w milczeniu pokiwał głową, oczekując odpowiedzi.

Page 149: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

149

– Nie wiem. Ja się mogę tylko domyślać – Westchnął Adam i nie przestawał głaskać pleców

Tommy’ego – Jutro spotkamy się policjantem, który poprowadzi śledztwo, menadżer już nas umówił.

Nie chcę wydawać pochopnych opinii, dużo nad tym rozmyślałem – Im więcej słów wypowiadał, tym

wyraz twarzy Ratliffa zdawał się być coraz smutniejszy.

– Tommy? – Rzekł wokalista i delikatnie pocałował chłopaka w czoło – Chciałbym dzisiaj

spotkać się z całym zespołem i uczcić ten dzień. Uczcić fakt, że do nas wróciłeś. No i przy okazji… –

Zawahał się – Poinformować ich o czymś ważnym.

Ratliff uniósł wzrok

– O czym? – Spytał i zamyślił się chwilę – Planujesz wydać kolejny singiel? – Uśmiechnął się

delikatnie – Nie, ja wiem! Piszesz nową piosenkę?

Lambert rozchylił delikatnie wargi, z których wydobył się stłumiony odgłos zawodu.

– Chciałbym dziś wieczorem zaprosić wszystkich do klubu i oznajmić im, że jesteśmy razem.

Tommy szeroko otworzył oczy, serce podskoczyło mu aż do gardła, a przez ciało przeszedł paraliżujący

dreszcz. Ty chyba żartujesz.

– Ale… to już? – Spytał, a w jego głosie pobrzmiewała nuta wątpliwości.

– Może nie jesteśmy ze sobą zbyt długo, no ale… ale się kochamy, a w zespole nie powinno być

tajemnic, prawda? – Rzekł Adam, starając się przekonać basistę do swojej racji.

– Ale… – Westchnął Ratliff i pogłaskał policzek Lamberta – Oni mogą nie być z tego zadowoleni.

Pamiętasz, sam powtarzałeś, żadnych związków w zespole. Poza tym oni niezbyt za mną przepadają no

i… Ja… Oni pomyślą, że jestem gejem, a nie jestem i…

Adam uśmiechnął się

– Nie jąkaj się. Wstydzisz się mnie? Tego uczucia? No powiedz szczerze.

Ratliff wplótł palce w czarne włosy wokalisty i bawił się pojedynczymi kosmykami

– Oczywiście, że nie. Ja wiem, oni prędzej czy później się dowiedzą. Pozwolisz mi się jeszcze

zastanowić?

Adam ucałował czoło chłopaka i ogrzał jego ramiona swoimi dłońmi

– Oczywiście, Tommy Joe.

Blondwłosy muzyk uśmiechnął się, gdy usłyszał te słowa. Poczuł niesamowity spokój.

– Ach, Lambert, jesteś dla mnie taki dobry… – Zamruczał, usiadł na biodrach wokalisty i pochylił

się, by złożyć kilka drobnych pocałunków na jego szyi. Adam przygryzł wargi i skierował je wprost na

Page 150: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

150

usta Ratliffa. Patrzyli sobie w oczy przez krótki moment, w którym wokalista przesunął dłonią po nagiej

skórze basisty, wodząc palcami po boku brzucha a kończąc na udzie. Ostrożnie złapał go za kark i

przyciągnął do siebie, by wprowadzić język w usta Tommy’ego, z których wydobył się rozkoszny

pomruk. Narkotyk miłości tak mocno uderzył w ich głowy, że nie zdołali się zorientować, że drzwi

hotelowego pokoju z hukiem otworzyły się, a do ich oazy spokoju wbiegli Monte, Taylor oraz Terrance.

– Tommy, w końcu do nas wró…! – Trzymali w rękach paczki z prezentami, lecz zamarli, gdy

zobaczyli Adama oraz basistę w jednym łóżku.

– O mój Boże – Jęknął Monte i odwrócił się – Nie widziałem tego, nie widziałem tego, nie

widziałem.

Tancerze spojrzeli po sobie i w tym samym momencie wybuchnęli głośnym śmiechem. Adam oraz

Tommy czuli się coraz bardziej zażenowani zaistniałą sytuacją. Basista szybko zanurzył się pod kołdrą i

naciągnął ją niemal na oczy.

– Terrance, widziałeś to?! – Krzyknął Taylor, z ręki którego wypadła mała paczka, a następnie

głucho uderzyła w błyszczącą podłogę.

– Tommy źle się czuł, więc go przygarnąłem i zaopiekowałem się nim – Rzekł Lambert, próbując

się usprawiedliwić – Jesteście bezczelni i nieczuli, żal mi was.

– Zaopiekowałeś… – Powiedział Terrance z nutą złośliwości i założył ręce na klatce piersiowej

– W nocy aż do rana słyszeliśmy jak się nim opiekowałeś. Aż wył z radości.

– Terrance! – Wrzasnął ze zdenerwowaniem Adam, na co Monte się odwrócił i spojrzał na

basistę, którego policzki znacznie się zaróżowiły.

– To nie tak, Tommy jest przecież hetero. Co miałby robić ze mną w łóżku? No dajcie spokój –

Próbował bronić się Lambert, jednak Taylor uniósł brew i patrzył na niego kpiąco.

– Żeby życie miało smaczek…

Adam warknął na niego

– Wywalę cię z zespołu.

– Raz dziewczynka, raz chłopaczek… – Spojrzał na Ratliffa i wraz z Pittmanem zaczęli się śmiać.

– Nieważne, przyszliśmy tutaj po coś innego – Wtrącił Terrance – Cisza, cicho już. Może byli

pijani. Na pewno byli nawaleni jak Longineu na swojej osiemnastce.

Page 151: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

151

– Cholera, nasz szef sypia ze swoim muzykiem! – Oburzył się Taylor – Już nigdy nie piję na

imprezach z Lambertem, nie ma mowy. Ewentualnie, jeśli będę miał własnego szofera na koszt

zespołu. A jeśli padnie to na ciebie, to co zrobisz?

Terrance uśmiechnął się szeroko

– Chyba tylko głupi by się zawahał – Rzekł, na co Monte, Taylor oraz Tommy wybuchnęli

śmiechem, a Adam otworzył szeroko czy i nie był w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa.

– Faceci, trzymajcie poziom – Mruknął w końcu Lambert – Myślę, że w zaistniałej sytuacji

powinniście pójść do pokoju i czekać aż do was dojdziemy.

Monte nadal stał odwrócony tyłem

– Prędzej chyba dojdziecie na szczyt niż do pokoju. Ratliff, ja wiele już widziałem, ale jesteś

jedynym widokiem, którego chcę sobie zaoszczędzić.

Tommy chwycił małą poduszkę i cisnął nią w tancerzy, którzy ze śmiechem wybiegli z pokoju. Pittman

odwrócił ostrożnie głowę i uśmiechnął się pod nosem.

– Chyba zostanę waszym nadwornym kamerzystą. Niech świat zobaczy co się dzieje, gdy nikt

nie widzi.

– Mogę mieć do Ciebie prośbę? – Spytał Adam, patrząc na gitarzystę – Właściwie to dwie.

Pierwsza to… załatw nam klub na dzisiejszy wieczór, tylko dla naszego zespół. A druga sprawa… Nie

rozpowiadajcie, że ja i Tommy jesteśmy razem. Chcę, by to była dla nich niespodzianka.

Monte uśmiechnął się i zamrugał radośnie

– Nie ma sprawy, wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Ale ja też mam prośbę.

Lambert uniósł brwi

– Słucham?

– Nie pokazuj mi więcej swojego faceta nago.

Adam zaśmiał się i przytulił Tommy’ego do swojej piersi

– Nie ma sprawy. Ten widok zostawię tylko dla siebie.

***

– Tommy, już po dwudziestej, co ty tam robisz! – Krzyknął Adam, zapinając czarną koszulę. Nie

wiedział jak mogli przez cały dzień nie pokazać się nikomu na oczy.

– Zaraz no! – Odparł Tommy, który zajmował łazienkę od blisko trzydziestu minut.

Page 152: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

152

Adam usiadł przed lustrem i ponownie spojrzał na zegarek

– Musimy wziąć taksówkę. Cały zespół czeka już w klubie. Mam nadzieję, że o tej porze nie

będzie korków – Rzekł i odwrócił głowę, by spojrzeć na basistę – O… Tommy… – Zająkał się i wstał z

łóżka.

Ratliff miał na sobie czarne, dopasowane spodnie, śnieżnobiałą koszulę idealnie pasującą do jego jasnej

skóry. Wyglądał naturalnie bez scenicznego makijażu, jego włosy były ułożone w ten sposób, że nie

zasłaniały delikatnej twarzy chłopaka

– Jestem gotowy – Rzekł i zmierzył wzrokiem Adama.

Lambert stanowił totalne przeciwieństwo swojego muzyka. Na ten wieczór założył czarną koszulę,

poeksperymentował z ciemnym makijażem i użył perfum o kilka tonów mocniejszych niż te, w których

gustował jego partner. Już na pierwszy rzut oka można było z łatwością ocenić, kto jest dominującą

stroną w tym związku.

– Jesteś taki… – Powiedział Adam i zbliżył się do basisty, kładąc mu dłonie na ramionach –

Śliczny.

Ratliff roześmiał się. Zawsze uważał, że to określenie dotyczy jedynie kobiet, ale w ich własnym świecie

nie było odgórnie narzuconych norm.

– Adam? – Tommy podniósł wzrok i zatracił się w niebieskich tęczówkach wokalisty.

Lambert sięgnął po klucz leżący na szafce i objął ramieniem blondyna, kierując się z nim do drzwi.

– Tak?

– Jestem gotowy – Odparł z uśmiechem basista – Chcę to zrobić.

– Gotowy na co? – Lambert zatrzymał się i stanął przed Ratliffem, poprawiając kołnierz jego

białej koszuli. W eleganckim wydaniu wyglądał co najmniej czarująco.

– Gotowy, by powiedzieć zespołowi o naszym związku – Rzekł basista, a w jego oczach

malowała się radość.

Lambert uniósł wysoko powieki. Nie spodziewał się, że Tommy dokona tego wyboru w przeciągu kilku

godzin. Uśmiechnął się szeroko i przesunął palcami po gładkiej twarzy chłopaka. Ta słodka, mała

tajemnica powoli zaczyna wyłaniać się z ciasnych pokojów naszych serc.

Page 153: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

153

29. Otwarte bramy sekretu

Kiedy opuścili pokój i zmierzali w stronę taksówki, Adam wpatrywał się w basistę jak w obrazek. Nie

mógł nacieszyć swoich oczu widokiem basisty w całkowicie nowej odsłonie. Musiał przyznać, szczupły

chłopak wyglądał bardzo pociągająco w białej koszuli i dopasowanych, czarnych spodniach. Tommy

nieprzerwanie czuł na sobie wzrok Lamberta, w pewnym momencie roześmiał się głośno.

– No co jest? – Rzekł ze szczerym uśmiechem na twarzy i uniósł brwi.

Adam również mimowolnie się uśmiechnął i wcisnął dłonie w kieszenie

– Chyba pierwszy raz widzę cię w takim wydaniu.

Ratliff wzruszył ramionami i śmiało szedł przed siebie. Nadal czuł na sobie wzrok Adama. Nie mógł

ukryć, podobało mu się to. Wiedział, że wystarczy jeden gest, jedno skinienie palcem, by Lambert

zgodził się na każdą propozycję. Postanowił jednak jeszcze tego nie wykorzystywać.

Wieczór był ciepły i pogodny, w sam raz na zamkniętą, klubową imprezę, w której mieli dziś

uczestniczyć, jako główni goście. Taksówka czekała przed hotelem od dziesięciu minut. Wąsaty

kierowca dopalał papierosa, gdy w lusterku zobaczył swoich klientów.

– Tommy? – Spytał Adam i złapał swojego chłopaka za biodra, przyciągając go do swojego ciała.

Blondyn uniósł wzrok, by spojrzeć czarnowłosemu w oczy

– Na pewno jesteś gotowy na to wszystko?

Ratliff oparł dłonie o klatkę piersiową Adama i uśmiechnął się delikatnie. W jego oczach igrała wesoła

iskierka. Delikatnie ucałował policzek Lamberta, uwolnił się z jego uścisku, następnie wsiadł do

samochodu. Adam zajął miejsce tuż obok na tylnym siedzeniu, wskazał kierowcy kurs i tuż po chwili

ruszyli pod dany adres.

Wokalista siedział blisko blondwłosego chłopaka, który patrzył w szybę. Tommy zawiesił wzrok na

potężnym biurowcu, w oknach których nadal paliły się światła.

– Jak można pracować o tej porze? – Spytał Adama, nie odrywając wzroku od wieżowca.

– Sam pracujesz w takich godzinach. A koncerty? – Spytał Adam i powoli zbliżył się do niego.

Przesunął opuszkami palców po gładkiej szyi chłopaka i zsunął je na biały kołnierz koszuli.

Page 154: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

154

– To nie praca, to moja pasja. A zwłaszcza koncerty z tobą, kotku… – Powiedział szeptem i

zwrócił twarz ku Lambertowi, przesuwając przy tym palcami po jego ciepłym policzku. Napięcie

narastało stopniowo wraz z każdym spojrzeniem i oddechem.

– Wiesz jak mocno na mnie działasz? – Szepnął Lambert wprost do ucha Ratliffa, którego

momentalnie przeszedł mocny dreszcz. Uśmiechnął się do siebie i niewzruszony patrzył w szybę,

okazując fałszywą obojętność. Poczuł, że dłoń Adama gładko spoczęła na jego kolanie – Wyglądasz

idealnie w białej koszuli… – Wyszeptał Adam podniecającym tonem – Ale zdecydowanie lepiej ci bez

niej… – Rzekł, zwrócił twarz Tommy’ego ku sobie i uśmiechnął się, obezwładniając tym gestem Ratliffa.

– Adam, przestań… – Szepnął basista i z uśmiechem obserwował jak dłoń Adama przesuwa się

coraz wyżej. Przełknął głośno ślinę i spojrzał w lusterko kierowcy, by sprawdzić czy ten ich obserwuje.

Na szczęście patrzył przed siebie, zupełnie nieprzejęty sytuacją na tylnym siedzeniu czarnego

mercedesa.

Lambert zbliżył się do ucha blondyna i delikatnie rozchylił wargi

– Nawet nie jesteś w stanie wyobrazić sobie, co chciałbym robić z tobą na tylnym siedzeniu

tego auta… – Wyszeptał intrygująco i zacisnął palce na kroczu Tommy’ego, którego oddech był

przyspieszony – Ciasno tutaj i gorąco, prawda…?

– Stop… – Szepnął niemal bezgłośnie, czując gorący oddech Adama na swojej szyi. W jego

umyśle rozpętał się istny huragan.

Wokalista uśmiechnął się i dotknął czubkiem języka krawędzi ucha chłopaka, co wywołało przyjemną

falę podniecenia

– Czułbyś mój język wszędzie… wszędzie – Podkreślił czarnowłosy i rozkosznie westchnął

wprost do ucha basisty. Skuję twoje ręce kajdankami i będę robił z tobą złe rzeczy. Bardzo niegrzeczne

i bardzo nieprzyzwoite. Ale w tym cała zabawa, że to lubisz. Uwielbiasz.

– Adam… – Z ust Ratliffa wyrwał się rozkoszny pomruk; odchylił nieznacznie głowę i zacisnął

wargi, by nie jęknąć. Lambert masował jego twardniejące wybrzuszenie między udami. Uczucie

napiętego materiału spodni pod palcami działało na niego niezwykle mocno.

– A kiedy wybadam cię całego moimi ustami i dłońmi, wtedy wejdę w ciebie głęboko… – Szeptał

mu do ucha, nadal nie odrywając dłoni od materiału jego obcisłych, czarnych spodni – Będę kochał cię

tak namiętnie, że zapomnisz o całym świecie… Zatracę się w twoim koncercie westchnień i rozkosznych

jęków…

– Boże… – Szepnął Tommy i przygryzł dolną wargę – Nie rób tego, wiesz, że nie potrafię ci się

oprzeć… – Rzekł i spojrzał w niebieskie oczy Adama.

Page 155: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

155

– Czas ochłonąć kochanie… – Uśmiechnął się Lambert i niemal niezauważalnie pocałował

czubek nosa Ratliffa. Z przesiąkniętego erotyzmem gestu płynnie przeszedł do takiego, który pełen był

uroczej subtelności. Przez szybę dostrzegł szyld z nazwą klubu, do którego zmierzali.

Tommy odetchnął i położył dłoń na dłoni Adama. Zerknął na niego, czując, że jego policzki są bardziej

różowe niż zwykle. Brakowało mu słów, by cokolwiek powiedzieć.

***

Adam stanął tuż przed dużymi drzwiami, za którymi słychać było taneczną muzykę. Zwrócił się w stronę

basisty, który wziął głęboki wdech i uderzał palcami w udo, wybijając rytm jednej z ulubionych

piosenek. To był jego uniwersalny sposób na walkę z drżącymi dłońmi.

– To co Tommy, wielkie wejście? – Spytał z uśmiechem Adam i położył dłoń na ramieniu

chłopaka, by dodać mu otuchy. Ten znacząco pokiwał głową i bez słowa nacisnął klamkę. Nie wiedział

co myśleć, bał się pierwszej reakcji, chciał mieć już to wszystko za sobą.

– Tommy! – Rozległ się radosny okrzyk. Muzycy i tancerze zgromadzili się wokół nowo

przybyłych gości. Po kolei brali Ratliffa w ramiona; nigdy wcześniej nie został przez nich tak ciepło

przyjęty.

– W końcu wróciłeś – Rzekł Longineu i uścisnął jego zdrową dłoń – Dobrze cię widzieć –

Uśmiechnął się i ustąpił miejsca Montemu. Pittman i Tommy wymienili znaczące spojrzenia. Wiedzieli

więcej niż wszyscy zgromadzeni.

– Ty wiesz pajacu co mam ci do powiedzenia. Poza tym masz szczęście, że już się nam

pokazałeś. Tęskniliśmy – Rzekł gitarzysta i poklepał Ratliffa po plecach.

– Powinnam się do ciebie nie odzywać! – Powiedziała oburzona Brooke i oparła dłonie na

biodrach – Ani jednego telefonu do nas, żadnej wiadomości, co to ma znaczyć?

– Przepraszam, mamo – Uśmiechnął się Tommy, ucałował dziewczynę w policzek i przytulił do

swojego ciała. Odwzajemniła uścisk i zmierzwiła jego długą grzywkę.

– Nie wyobrażasz sobie jak bardzo się martwiliśmy. Musimy później cię wypytać o szczegóły.

Tommy pokiwał znacząco głową i odwrócił się, by spojrzeć na uśmiechniętego Adama, który stał

niedaleko za jego plecami. Lambert zostawił przyjaciół i udał się do baru. W jego głowie pojawiały się

dwie, kontrastujące ze sobą sceny.

Klub, noc. Głośna muzyka, moi przyjaciele i ukochany mężczyzna. Cały zespół entuzjastycznie wita

Tommy’ego i niedługo dowiedzą się, że ja i on jesteśmy razem.

Page 156: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

156

Cmentarz, środek dnia. Wszyscy zapłakani, zapatrzeni w wieko mahoniowej trumny. Rzucam garść

piachu na lakierowaną powierzchnię drewna i ocieram łzy, które niosą ze sobą wszystkie emocje.

– Co podać? – Ochrypły, męski głos wyrwał go z przemyśleń. Adam uniósł nieprzytomny wzrok.

– Wodę poproszę. Niegazowaną – Rzekł i spojrzał w kierunku basisty, który z uśmiechem na

twarzy rozmawiał z tancerkami. W pewnym momencie ich spojrzenia się spotkały. Przyjemne ciepło

rozlało się w sercu Adama, który uniósł szklankę na znak toastu. Tommy uderzył palcami w klatkę

piersiową, pod którą znajdowało się serce i niemal niezauważalnie skierował dłoń wprost na

Lamberta. Bez ciebie nie ma życia, Tommy.

***

Duże wskazówki czarnego, oszklonego zegara wskazywały godzinę pierwszą dwadzieścia osiem.

Koncertowy tryb życia sprawił, że o tej porze wszyscy członkowie zespołu zaczynali dopiero żyć nawet,

jeśli byli wyczerpani po wieczornym graniu.

– Denerwujesz się? – Spytał Adam, trzymając lampkę szampana. Uśmiechał się delikatnie do

blondwłosego basisty, którego dłonie mimowolnie drżały.

– Nie – Odparł Tommy, westchnął cicho i rozejrzał się po sali, próbując się zorientować czy

skupia na sobie wzrok gości.

Adam uniósł brew i zaśmiał się cicho, przeczesując przy tym swoje sztywne od lakieru, czarne włosy.

– Z czego się cieszysz, baranie? – Rzekł niemal szeptem Tommy, na co Adam zareagował

głośniejszym śmiechem. Objął basistę od tyłu i ostrożnie pogłaskał jego brzuch – Stresujesz się. Boisz

się jak przedszkolak – Rzekł wprost do jego ucha i niespodziewanie pocałował delikatną skórę szyi

chłopaka. Poczuł zapach łagodnych perfum i usłyszał jak Tommy rozchyla wargi, następnie nabiera

powietrza.

– To jest podniecający strach. Ciekaw jestem, jakie będą mieli miny – Rzekł z uśmiechem i

przesunął palcami po policzku Adama.

– Uwielbiam twoje palce. Są takie delikatne… – Wyszeptał Lambert i złapał basistę za dłoń,

którą przyłożył do swoich warg i pocałował.

Ratliff uśmiechnął się i odwrócił głowę, by spojrzeć na Adama

– Nigdy nie sądziłem, że jesteś taki wrażliwy. Wiesz, zawsze myślałem, że jesteś takim typem

faceta, dla którego liczy się szybki seks bez zobowiązań, a reszta może stanowić ładne tło. Żadnych

związków, tylko przyjemność. Zawsze to ja stanowiłem silniejszą stronę, teraz jest nieco inaczej. To

wspaniałe uczucie, że jest ktoś, kto tak bardzo się o mnie troszczy.

Page 157: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

157

Lambert poczuł jak jego serce zabiło mocniej. Cały czas go to bawiło; choć on i Tommy stanowili parę

od niedawna, wiele już razem przeżyli, a mimo to nadal czuli niesamowitą ekscytację przy każdym

dotyku.

– Czas trochę namieszać – Rzekł Tommy i wyszedł na środek sali wraz z Adamem, który wiernie

podążył za nim. Stanęli obok siebie i wymienili znaczące spojrzenia.

– Będzie orędzie? – Krzyknął Monte, na co kilka osób z zespołu zareagowało śmiechem. Gdy

Tommy znacząco pokiwał głową, wszyscy zebrali się tuż przed wokalistą i basistą. Zaciekawionym

wzrokiem wodzili po twarzach dwóch najpopularniejszych członków grupy. Tommy podniósł wzrok i

zatrzymał go na chwilę na szaro–niebieskich tęczówkach Adama. Po chwili skierował swój wzrok ku

gościom zgromadzonym w tym lokalu, serce wyrywało się z jego piersi.

– Wszyscy? – Spytał Adam, wodząc wzrokiem po sali, a gdy uznał, że każdy z członków grupy

znajduje się tuż przed nim, wziął głęboki oddech. Gęste od dymu powietrze wypełniło jego płuca

gorzkim zapachem. Choć zaplanował ten wieczór, teraz w jego głowie nie zostało nic z wcześniejszych

oczekiwań wobec słów, które chciał wypowiedzieć. Zbliżył dłoń do dłoni Tommy’ego i przeplótł z nim

swoje palce. Ratliff miał wrażenie, że odpalili lont dynamitu, który zaraz rozniesie cały ten klub w puch.

Wzrok muzyków i tancerzy od razu powędrował we wskazanym kierunku, w pomieszczeniu zapadła

absolutna cisza przerywana cichymi oddechami.

– Nie dosłyszałem, możesz powtórzyć? – Spytał Longineu i oparł się o ścianę, przy której stał.

Zaczął przeczuwać, co może zaraz nastąpić.

– Ty chyba nie chcesz nam powiedzieć, że… – Głos w gardle Sashy zawiesił się. Zaczęła się

uśmiechać, podobnie jak Longineu, wymienili spojrzenia.

Adam zaśmiał się cicho i spojrzał z miłością na niższego od siebie blondyna

– Ja i Tommy jesteśmy razem.

Wszyscy zgromadzeni otworzyli szeroko oczy, nie wierzyli własnym uszom. Monte założył ręce na piersi

i stał zadowolony, śmiejąc się z wyrazu twarzy pozostałych. Terrance poderwał się z krzesła i przybił

piątkę Taylorowi, który sprawiał wrażenie zawiedzionego.

– Widzisz? Stawiałem, że są razem – Rzekł jeden z tancerzy i oparł się o Camilę, która w

milczeniu patrzyła na blondyna. Ratliff zamknął na moment oczy i w wyobraźni zobaczył krzak pustynny

przemierzający środek sali. Miał tendencję do przywoływania abstrakcyjnych myśli w najmniej

odpowiednich momentach.

– Nie wrobicie nas. Nie ma mowy. Tommy przecież miał tam jakąś pannę. Jeszcze pamiętam

jak ściągaliśmy go z klubów. Nie ma mowy, ja się nie dam nabrać – Rzekł z przekonaniem Longineu.

Page 158: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

158

Tommy zaśmiał się i wzruszył ramionami – Co w tym niewiarygodnego?

– Dowód, albo odchodzę – Rzekła Brooke podpierając się o krzesło, na którym siedziała druga

tancerka. Sasha patrzyła na chłopaków, jakby właśnie zakomunikowali, że spodziewają się dziecka.

Ratliff spojrzał na Adama i puścił jego dłoń. Czując narastające napięcie, ujął jego twarz w dłonie i

popatrzył w zaciekawione, niebieskie oczy. Namiętnie zatopił się w jego ustach, wprowadzając płytko

język między jego wargi. Lambert objął chłopaka w pasie i przysunął do siebie jednym, zdecydowanym

ruchem po czym zakończył pocałunkiem cichym „moje kochanie”.

– Widziałeś to?! – Terrance niemal krzyknął i złapał Pittmana za ramię – O cholera! Oni się

pocałowali!

Gdy Tommy nieznacznie odsunął się od Adama, Brooke podskoczyła w miejscu.

– To było przesłodkie! Chłopcy, tak się cieszę! – Krzyknęła, podbiegła do nich i przytuliła

jednocześnie. Gdy Tommy otworzył oczy, zobaczył, że wszyscy zgromadzeni zbliżyli się do nich.

– Zaskoczyłeś nas, stary – Rzekł Longineu i poklepał basistę po plecach – Kto jak kto, ale ty?

Taylor oraz Terrance podeszli do Adama

– Nie wiem jak ci się to udało, ale gratulacje. Już od dawna widzieliśmy, że się na niego czaisz

– Rzekli, na co Lambert zareagował śmiechem.

Sasha zmierzwiła Tommy’emu grzywkę

– W hotelach biorę pokój obok was, nie ma innej opcji, potrzebujecie ciotki przyzwoitki –

Powiedziała, wywołując tym śmiech drugiej tancerki.

– Może tobie się uda. Taylor, Terrance i Monte nie spisali się najlepiej, gdy wpadli do naszego

pokoju – Rzekł z uśmiechem mierząc wzrokiem każdego z wymienionych członków zespołu.

Monte poklepał Ratliffa po ramieniu

– Adam dał nam solidną lekcję tolerancji. Masz szczęście.

– Czas świętować odskoczenie Tommy’ego od kobiecych tyłków na rzecz klaty Adama! –

Krzyknął wesoło Taylor i pobiegł do lady, gdzie zamówił kolejkę dla wszystkich.

Tommy poczuł bolesne ukłucie w środku brzucha, gdy zobaczył zawiedziony wzrok Camili. Miał wyrzuty

sumienia, choć było to tak bardzo niedorzeczne. Niestety, każdy walcząc o swoje dobro, nieświadomie

może skrzywdzić innych.

– Cama, wszystko w porządku? – Spytał i zawiesił dłonie na jej ramionach. Choć obiecał sobie,

że będzie trzymał dystans wobec dziewczyny, w tej sytuacji nie mógł być wierny swoim

Page 159: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

159

postanowieniom. Spuściła wzrok i znacząco pokiwała głową – Przepraszam – Szepnął wprost do jej

ucha, tak by nikt tego nie słyszał.

– Nie przepraszaj mnie za to, że jesteś szczęśliwy – Odparła i spojrzała na Adama

rozmawiającego z Monte – Adam, mogę na chwilę wyjść z Tommym?

Lambert poczuł ogarniającą go niepewność. Choć chciał powiedzieć stanowczo „nie”, spojrzał w oczy

Ratliffa. Jego proszący wzrok całkowicie pozbawił go całej złości.

– Jasne – Odparł, lecz nie silił się na uśmiech.

Tommy oraz Camila wycofali się w stronę drzwi i opuścili lokal. Ratliff nabrał w płuca świeżego

powietrza i dopiero teraz zrozumiał jak bardzo mu tego brakowało. Jego zmysły nadal były rozszalałe,

w głowie panował totalny chaos. Spojrzał w kierunku keyboardzistki, która przypaliła papierosa i

zaciągnęła się jego dymem. Duszący zapach rozniósł się ponad ich głowami.

– Powinnam rozmawiać teraz z tobą i Adamem, ale nie mam na to odwagi – Rzekła i zapatrzyła

się w dal. Wyraz jej twarzy nie zdradzał w tej chwili żadnych emocji.

Basista przejął papierosa z jej dłoni i zaciągnął się. Od dawna nie palił, nawet nie zorientował się, kiedy

przestał to robić. Ostre, mentolowe powietrze przez chwilę gryzło jego gardło. Nie chciał nic mówić,

nie potrafił znaleźć odpowiednich słów. Dziewczyna podeszła bliżej i spojrzała w jego brązowe oczy.

– Przepraszam – Rzekła – Nie chciałam cię ranić. Nie chciałam siać między nami nienawiści.

Rozumiem, że kochasz Adama, że dla nas nie ma przyszłości. Obiecuję, że będę pracowała nad tym, by

wszystko uległo poprawie.

Tommy patrzył na nią w milczeniu i zamyśleniu. Nie spodziewał się takich słów; liczył raczej na mocne,

gorzkie wyznania, które mogłyby go złamać. Dziewczyna odebrała papierosa z jego dłoni. Nie wiedział

co odpowiedzieć, żałował, że Adama nie było obok, że jego partner nie usłyszał tego szczerego

„przepraszam” na które czekał od dawna. Basista zbliżył się i przytulił dziewczynę. Odwzajemniła jego

uścisk i przesunęła palcami po materiale koszuli.

– Jak się czujesz po wypadku? W porządku? – Spytała z troską.

Tommy odsunął się, przyłożył dłoń do brzucha i pogłaskał materiał, pod którym znajdował się bandaż

założony tuż przed wyjściem.

– Tak. Trochę boli – Uśmiechnął się – Ale poza tym wracają mi siły. Jest coraz lepiej – Odparł i

spojrzał w oczy keyboardzistki. Nie do końca ufał jej słowom, postanowił jednak nie stawiać wobec niej

żadnych obciążających zarzutów, póki nie będzie wyjaśnień ze strony policjantów prowadzących

szczegółowe śledztwo.

Page 160: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

160

30. Śledztwo

– Karaoke! – Padło hasło, na które wszyscy zareagowali entuzjastycznym okrzykiem. To z

pewnością najlepsza rozrywka do obserwowania, najgorsza do brania w niej udziału – zwłaszcza gdy

umiejętności wokalne sprowadzają się do nucenia pod prysznicem.

– Adam, lecisz na pierwszy ogień! – Zaśmiał się Tommy i poklepał wokalistę po plecach,

usuwając się w cień.

– Hej, zostawiasz mnie? Taki z ciebie facet? – Rzekł pretensjonalnie Lambert, lecz mimowolnie

uśmiechnął się do zadowolonego blondyna, który znalazł sobie miejsce między tancerzami. Adam

przeniósł wzrok na Pittmana, który nieśmiało wcisnął ręce w kieszenie starych jeansów.

– Na mnie nie patrz, ja nie śpiewam – Mruknął mężczyzna i sięgnął po swojego drinka.

– Monte! Monte! Monte! – Rozległ się wiwat i klaskanie, nawołujące gitarzystę do podjęcia

duetu z Lambertem, który wiedział, że wygraną ma już w kieszeni. Kiedy rozbrzmiał wysoki ton

przypominający dźwięk dzwonka, muzycy spojrzeli na ekran; po chwili został wyświetlony tytuł

piosenki do zaśpiewania.

– Co?! To jakaś kpina! – Oburzył się Adam i opuścił dłoń, w której trzymał czarny mikrofon.

– Sorry, ja tego nie znam – Zaświergotał Monte i zaczął schodzić ze sceny.

– Boże, to moja piosenka! – Krzyknął Tommy, który dopiero zorientował się, że na dużym

ekranie widnieje „Enrique Iglesias – Tonight”. Cała sala wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem w

chwili, gdy basista pędził na scenę i po drodze potknął się o grube, niebieskie kable. Adam otworzył

szeroko oczy.

– Nie żartuj sobie ze mnie. Kiedy Manson się o tym dowie, rzuci karierę. Nie Tommy, nie

zaśpiewasz tego – Mówił Adam, lecz Ratliff sięgnął już po swój mikrofon i uderzał dłonią w udo

wybijając rytm pierwszych sekund piosenki. Adam uderzył dłonią w czoło, gdy usłyszał głośny śmiech

wszystkich zgromadzonych gości.

W pomieszczeniu panował niebezpieczny półmrok; powietrze szare było od gęstego papierosowego

dymu. Tommy powolnym krokiem zbliżył się do Adama, spojrzał w niebieskie oczy i przesunął dłonią

po klatce piersiowej wokalisty. Nacisnął paznokciami na jego klatkę piersiową, która zapadła się pod

wpływem długiego wydechu.

Page 161: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

161

Wiem, że mnie pragniesz

I myślę, że to oczywiste, że ja ciebie też,

Znieśmy tę blokadę między nami

Adam spojrzał na niego i zaczął się uśmiechać, widząc bezgraniczną radość w oczach blondyna. Każde

słowo wypływające z jego ust brzmiało intrygująco i zachęcająco. Był mistrzem manipulacji.

Cholera, jak ja lubię sposób, w jaki się poruszasz

Więc chodź tu do mnie

Ponieważ wiem, na co masz ochotę.

Blondyn złapał Adama za kark i musnął czubkiem nosa policzek wokalisty, następnie chwycił zębami

jego dolną wargę i złagodził ból dotykiem ciepłego, wilgotnego języka. Serce w piersi Lamberta na

moment się zatrzymało; nie wiedział co wstąpiło w młodego blondyna, lecz podobało mu się to.

Zawiesił dłonie na jego biodrach, czując jak nieznacznie, a mimo wszystko bardzo seksownie się kołyszą.

Powoli wsunął palce pod cienki materiał koszulki i zacisnął palce na skórze basisty. W ogóle nie myślał

o śpiewaniu; ten uroczy dzieciak wiedział jak wypełnić sobą głowę Adama w przeciągu kilku chwil. Z

jednej strony Lambert wiedział, że ma kontrolę nad drobnym ciałem blondyna, z drugiej nie wiedział

czego może się po nim spodziewać.

Masz takie ciało,

Że chcę dostać się na parkiet tylko po to,

By patrzeć jak tańczysz.

Tommy pchnął Adama na skórzaną kanapę stojącą tuż za nim. Jego wzrok był przenikliwy, brązowe

oczy błyszczały w świetle białego reflektoru. Lambert rozchylił drżące wargi, a delikatny uśmiech nie

schodził z jego twarzy. Podobał mu się sposób, w jaki Tommy go wabił. Blondyn złapał Adama za czarne

włosy i gwałtownie przyciągnął jego twarz do swoich bioder, następnie delikatnie ujął go za podbródek,

a jego twarz skierował ku górze, by spojrzeć w niebieskie tęczówki. Całkowicie zdominował wokalistę,

co było dla Lamberta nowym doświadczeniem.

Page 162: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

162

Proszę, wybacz mi, nie chciałem być niegrzeczny,

Ale tej nocy będę cię kochał,

Ty wiesz, tej nocy będę cię kochał.

Tommy nie zamierzał przestać; padł na kolana tuż przed Adamem, drobinki kurzu uniosły się w

powietrze. Przesunął dłońmi i mikrofonem wzdłuż jego ud i zarzucił jasną grzywką, która powoli

spływała na smukłą twarz. Jego oczy powoli znikały za jasnymi kosmykami włosów, przesiąkniętymi

zapachem alkoholu i papierosów. Ostrożnie wspinał się ku Adamowi opierając dłonie o jego uda, prężąc

się przy tym i spoglądając prowokująco w jego zaciekawione oczy. W pewnym momencie Lambert

poczuł, że traci kontrolę nad zaistniałą sytuacją. Choć chciał traktować tę chwilę jako zabawę, nie

potrafił pohamować myśli, które wybiegały aż na tyły tego lokalu. Tommy przeciągnął językiem po

swoich wargach i spoczął na kolanach Adama, a gdy piosenka dobiegła końca, roześmiał się głośno.

Muzycy i tancerze zaczęli gwizdać, śmiać się i żartobliwie komentować występ Ratliffa. Adam patrzył w

jego oczy z pewną dozą niedowierzania i odetchnął głośno.

– Gorący z ciebie kociak, Pretty Kitty – Rzekł Adam i przesunął dłonią po plecach basisty, który

odłożył czarny mikrofon na szafkę stojącą tuż przy kanapie.

– Tej nocy będę cię kochał – Zanucił cicho Tommy, zaśmiał się i zszedł z kolan mężczyzny. Podał

mu dłoń – Napiłbym się.

– To ty jesteś całkowicie trzeźwy?! – Zdziwił się Lambert, jednak po chwili dodał – Prawidłowo.

Bierzesz lekarstwa.

Tak naprawdę wiedział, że Tommy przyjął już trochę procentów. W pewnym momencie blondyn ruszył

w stronę lady. Po drodze zachwiał się i chwycił stojący obok wieszak.

Na scenę odważnie wkroczył Monte

– Savage Garden, teraz ja śpiewam! – Chwycił mikrofon i uginał kolana w rytm uderzeń

perkusji. Brooke i Sasha leżały na kanapie i śmiały się z widoku masywnego, poważnego muzyka, który

sprofanował największy hit grupy, próbował tańczyć, a każdy jego ruch wywoływał jeszcze większą falę

śmiechu ze strony zespołu.

Adam zajął miejsce na wysokim, barowym krześle tuż obok Tommy’ego. Zarysował palcem krawędź

szklanki pełnej bezbarwnego trunku. W pewnym momencie spojrzał na scenę i jęknął.

Page 163: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

163

– Boże, nigdy więcej nie dopuszczę go do chórków.

Ratliff zaśmiał się do siebie i wziął łyk zimnego napoju, który zwilżył jego suche gardło

– Mogło być gorzej.

– MONTE! – Wrzasnął Adam, a jego głos przeciął panujący hałas – Odejdź od mikrofonu! –

Krzyknął, lecz Pittman wyśmiał go, odwrócił się i nadal podrygiwał w rytm muzyki.

Lambert pokręcił głową i oparł ją o ręce leżące na blacie. Ziewnął przeciągle; zegar wskazywał już

godzinę trzecią nad ranem. Ratliff pogłaskał plecy wokalisty i pochylił się nad jego uchem.

– Posiadam bilet do świata, do którego będziemy należeć… – Wyśpiewał wprost do jego ucha

ciepłym głosem.

Adam po chwili podniósł głowę i spojrzał w oczy blondyna. Po raz pierwszy były one pełne spokoju,

radości – jakby Ratliffa opuścił zły duch. Tej nocy wzniesiono blisko osiem toastów za zdrowie i wieczną

miłość.

***

To miejsce z pewnością należało do tych, które chce się odwiedzać jak najrzadziej. Blade, błękitne

ściany, ciemne metalowe kraty, stare biurka z dębowego drzewa sprawiały, że stary komisariat nie

sprawiał pozytywnego wrażenia.

Niska blondynka otworzyła drzwi na końcu korytarza, gdzie znajdowała się wraz z parą mężczyzn

– Detektyw zaraz do panów przyjdzie – Rzekła i wpuściła Adama oraz Tommy’ego do małego

gabinetu. Zamknęła drzwi, pozostawiając ich sam na sam z ciszą.

– Powinniśmy wynająć prywatnego detektywa. Nie wiem czy ten gość nam pomoże – Rzekł

Adam i usiadł przy dużym stole. Uderzał palcami w drewniany blat i zapatrzył się w wystający na brzegu

gwóźdź. Tommy stanął tuż za nim, oparł ręce o ramiona Lamberta i pochylił się ostrożnie.

– Mam wrażenie, że. Przejmujesz się tym bardziej niż ja – Rzekł do jego ucha i ucałował ciepły

policzek wokalisty

Nim Adam zdążył odpowiedzieć, drzwi gwałtownie się otworzyły. Stanął w nich wychudzony, wysoki

mężczyzna. Wąsy i zarost dodawały mu lat, ciemny znoszony garnitur był, co najmniej o dwa rozmiary

za duży.

– Witam, nazywam się John Poster. Musimy przeprowadzić wstępny wywiad z panem… –

Zawiesił głos i zerknął w plik dokumentów – …Ratliffem.

Adam wskazał na szczupłego blondyna, który skinął głową

Page 164: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

164

– To ja.

Detektyw uniósł wzrok

– Czy ma pan wrogów, kogoś, kto mógłby panu zaszkodzić? – Spytał i wyjął z kieszeni paczkę

Chesterfieldów. Usiadł po drugiej stronie stołu i chrząknął ciężko.

Tommy wzruszył ramionami

– Chyba nie. Nie.

– Proszę się zastanowić – Rzekł niewzruszonym tonem i przesunął opuszkiem palca po jednej z

kartek. Zmrużył oczy, by rozczytać drobne pismo, które opisywało zajście podczas niefortunnego

koncertu.

Basista założył ręce na piersi i dłuższą chwilę wpatrywał się w poszarzały sufit

– Moja była dziewczyna – Mruknął – I mój brat. Właściwie to jeszcze dziewczyna z zespołu.

– Faktycznie, nie ma pan wrogów – rzekł z ironią detektyw i zaciągnął się papierosowym

dymem, który stopniowo wypełniał całe ciasne pomieszczenie. Adam miał ochotę złapać Ratliffa za

nadgarstek i w mgnieniu oka opuścić ten gabinet, lecz w ostatniej chwili powstrzymał się.

– I antyfani – Dodał Tommy, pocierając dłońmi swoje nagie ramiona.

Detektyw John nie odrywając wzroku od papierów zaczął mówić – Wykluczam ostatnią możliwość już

na początku. W tym zespole najbardziej kontrowersyjną postacią jest pan Adam – Rzekł, unosząc bystry

wzrok – W chwili, gdy padły strzały, Adam znajdował się, co najmniej piętnaście metrów dalej. Nie ma

mowy o pomyłce czy nietrafieniu, bo broń, której użył sprawca jest bardzo precyzyjna. Trzeba dodać,

że ze wstępnej analizy pocisku, możemy ocenić rodzaj broni. Zakładam, że to jakaś Beretta, codziennie

sprzedaje się kilkaset sztuk tych pistoletów na całym świecie. Wymaga jednak zezwolenia prawnego,

weźmiemy to pod uwagę w dalszym postępowaniu.

– To niemożliwe, by ktoś przemycił broń. Przy wejściu na koncert są ustawione bramki. Nie ma

mowy o wniesieniu scyzoryka, co dopiero pistoletu – Rzekł Adam i oparł łokcie o blat drewnianego

stołu.

Detektyw uśmiechnął się pod nosem i zgasił niedopałek papierosa w kryształowej popielnicy

– To już wiem. Po przesłuchaniu świadków, wywiadzie z opieką medyczną i menadżerem

wnioskuję, że są dwie możliwości.

– Jakie? – Spytał Tommy, który zajął miejsce obok Adama. Stare krzesło groźnie skrzypnęło.

John zmierzył wzrokiem obu mężczyzn

Page 165: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

165

– Sprawca musiał być w zmowie z ochroną, bądź druga opcja.

Serce w piersi Tommy’ego na moment się zatrzymało. Spodziewał się jakie słowa zaraz padną.

– Sprawca w tej sprawie jest pośrednio związany z waszym zespołem – Rzekł i chwycił w dłoń

srebrny długopis, którym złożył podpis w dolnym rogu kartki.

Adam wziął głęboki wdech i zacisnął dłonie w pięści. Tommy spojrzał przez okno; sprawdziła się jego

największa obawa.

– Na razie nie mogę nic więcej panom powiedzieć. Proszę nie stawiać obciążających zarzutów,

bo nie mamy żadnych dowodów. Będziemy informować o przebiegu sprawy, z pewnością jeszcze

będziemy potrzebowali pomocy pana Ratliffa. To dopiero początek postępowania, musimy zachować

cierpliwość.

Adam bez zastanowienia opuścił pomieszczenie i trzasnął drzwiami. Basista wybiegł zaraz za nim i

chwycił go mocno za ramię.

– Czekaj! – Rzekł próbując nadążyć za Lambertem, który szedł wzdłuż korytarza.

– Mam tego dosyć. Rozumiesz? Ona chciała cię zabić! – Z jego gardła wyrwał się krzyk, który

sprawił, że kilka osób obejrzało się za parą muzyków.

– Adam, co ty pieprzysz, nie ma żadnych dowodów! – Krzyknął Tommy i wybiegł za Lambertem,

który opuścił komisariat i szedł wzdłuż jednej z głównych ulic dużego miasta.

– Wychrzanię ją z zespołu jeszcze dziś. Jak to nie ma dowodów?! – Zatrzymał się tuż przed

basistą – Sprawa jest jasna, tylko kretyn by się wahał! – Krzyknął, nie zważając na paparazzich, którzy

włączali swoje aparaty.

– W takim razie nazywasz mnie kretynem?! – Odparł Tommy, który czuł jak krew gwałtownie

uderza w jego skronie.

Adam parsknął śmiechem

– Nie bądź naiwny. Proszę cię, nie mów, że wierzysz w niewinność Camili, bo chyba cię

wyśmieję.

Ratliff zaczął tracić nerwy

– Nie znasz jej. Ona nie jest do tego zdolna. Nie znasz jej do jasnej cholery, więc nie oceniaj

przez pryzmat jej uczucia!

– Jej uczucie jest chore – Warknął Adam i patrzył z góry na basistę.

Page 166: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

166

– A może to moje uczucie jest chore? Jesteś hipokrytą, najpierw twierdzisz, że każda miłość

jest piękna, potem znajdujesz wyjątki, najpierw mówisz, że w zespole nie ma związków, a sam

decydujesz się, by ze mną być – Odparł Tommy, na co Lambert uniósł brwi i zaniemówił dłuższą chwilę.

– Może warto było wybrać tę pieprzoną morderczynię? – Spytał z ironicznym uśmiechem na

twarzy – Żal mi ciebie Tommy. Niczego się nie nauczyłeś, mimo że dostałeś porządnego kopa.

Ratliff milczał. Nie wiedział już co ma odpowiedzieć; choć sam nie wierzył w zupełną niewinność Camili,

nie przyjmował faktu, że mogła się przyczynić do spiskowania w sprawie śmierci, której cudem uniknął.

W pewnym momencie poczuł, że brak mu argumentów a do jego brązowych oczu cisną się łzy.

– Wiesz co, Lambert? – Spytał cicho i opuścił ręce z klatki piersiowej – Pieprzę cię… – Odparł,

odwrócił się i szybkim krokiem udał się w przeciwnym kierunku. Nie miał siły ani ochoty, by

kontynuować tę napiętą rozmowę. Nie lubił czuć się przegranym, ale w tym momencie musiał zawiesić

broń lub wywiesić białą flagę.

Adam stał na środku ulicy, wpatrując się w plecy odchodzącego chłopaka. Westchnął głośno i przeklął

pod nosem.

– Ratliff, wracaj! – Krzyknął ze zdenerwowaniem, jednak chłopak w ramach odpowiedzi

podniósł prawą rękę i wymownie pokazał mu środkowy palec.

31. Szczekająca niespodzianka

Dasz radę. Dasz radę, możesz to zrobić. Weź się w garść, nie możesz siebie zawieść. Nie czujesz bólu,

nawet nie znasz tego uczucia. Graj.

Tommy siedział samotnie na deskach małej sceny. Na udzie opierał jedną ze swoich gitar i mimo

opatrunku na prawej ręce, próbował zagrać, chociaż jeden utwór. Za każdym razem, gdy przyciskał

dłoń do twardego gryfu czuł nieprzyjemne ciarki, a im dłużej naciskał palcami na grube struny, tym

przykre doznanie przybierało na sile. Przeklął w myślach i po raz kolejny zaczął grać refren jednej z

piosenek Adama; nim doszedł do drugiej zwrotki, jego palce całkowicie zdrętwiały.

– Kurwa mać! – Krzyknął i cisnął gitarą o podłogę. Skrył twarz w dłoniach; jeszcze nigdy nie czuł

się tak beznadziejnie. Każdy kolejny dzień sprawiał, że jego wiara w powrót do zdrowia wycofywała się

w cień. W wolnych chwilach pod pretekstem wyjścia na zakupy brał swoją gitarę i próbował ćwiczyć,

Page 167: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

167

coraz dłużej i intensywniej. Popatrzył na drżącą dłoń owiniętą w śnieżnobiały bandaż i zacisnął ją w

pięść, wbijając paznokcie w delikatną skórę. Ten sposób masochistycznej zemsty sprawił, że zaskomlał

cicho i potrząsnął ręką.

Na scenę wkroczyli Longineu, Monte, Camila i na samym końcu Adam, który trzymając w dłoni kubek

świeżo zaparzonej kawy, rozejrzał się po pustej Sali.

– Duża publiczność, Tommy – Rzekł z sarkazmem, kierując wzrok ku basiście. Podszedł do niego

pewnym krokiem i kucnął tuż przy kolanach chłopaka, złapał go za podbródek i uniósł głowę do góry –

Chcę dla ciebie jak najlepiej, zrozum to.

Ratliff patrzył w jego oczy z istną wściekłością, wyglądał jak zwierzę przygotowujące się do ataku – Sam

wiem co jest dla mnie dobre, nie jestem dzieckiem – Wycedził przez zaciśnięte zęby.

Adam wzruszył ramionami, spojrzał z politowaniem na Ratliffa i wziął łyk ciepłego, aromatycznego

napoju. Wszyscy zwrócili uwagę na menadżera, który nagle wkroczył na scenę. Nie był sam; tuż obok

szedł wysoki, szczupły brunet. Nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia pięć lat. Jego przedramię zdobił

duży, czarny tatuaż z napisem, którego nikt nie potrafił rozszyfrować. Menadżer zatrzymał się tuż przed

członkami zespołu i poklepał nieznajomego po plecach.

– Alex zagra z wami pięć najbliższych koncertów. Niestety chwilowa niesprawność Tommy’ego

nie pozwala mu na pracę, a trasy zawieszać dłużej nie możemy. Alex zapoznał się już ze wszystkimi

utworami, teraz musi zagrać z wami kilka prób – Rzekł z uśmiechem, a na sali zapadła głucha cisza.

– Ustaliliśmy, że to najbardziej rozsądna decyzja w zaistniałej sytuacji – Rzekł Adam i podał rękę

nieznajomemu muzykowi – Witaj w naszym zespole.

– Nie sądzisz, że powinieneś mnie o tym wcześniej poinformować? – Spytał Tommy, który nie

wierzył własnym uszom. Spojrzał na Pittmana, który wyglądał na równie zdziwionego.

Lambert spojrzał na blondyna

– Przecież nie wyrzucamy cię z zespołu.

Uśmiech natychmiastowo spłynął z twarzy Alexa. Z jednej strony liczył na to, że zostanie ciepło przyjęty,

z drugiej miał świadomość, że takie sytuacje nie zawsze spotykają się z pozytywnym odbiorem. Tommy

westchnął i wstał, podpierając się zdrową ręką o deski sceny. Odłożył instrument i zbiegł po schodach

wiodących na korytarz. Krew w jego żyłach wrzała, zacisnął dłonie w pięści i uderzył jedną z nich o

ścianę. W obecnej chwili nawet gdyby wybił wszystkie palce, nie poczułby bólu; miał ochotę roznieść

wszystko w puch. Tak mnie wspierasz?! Kopnął drzwi należące do garderoby i wparował do pustego

pomieszczenia; jego wściekłość nie znała w tym momencie granic. Kopnął leżącą na podłodze torbę

Adama, z której wypadło kilka przedmiotów takich jak portfel i telefon. Gdybym leżał już w piachu,

Page 168: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

168

nadal martwiłbyś się o swoją karierę?! Jego dłonie drżały; były gotowe by zniszczyć wszystko, co stanie

na jego drodze. Kiedy odwrócił się i spojrzał w lustro, poczuł jeszcze silniejszą falę gniewu. Żebyś

wiedział jak bardzo cię nienawidzę! Podbiegł i uderzył pięścią z całej siły w gładką taflę, która głośno

rozbiła się na tysiąc małych części. Tommy poczuł, że traci siły, oparł dłonie o blat, opuścił głowę i nabrał

powietrza w płuca. Usłyszał jak drzwi otwierają się z cichym skrzypnięciem.

– Spierdalaj stąd – Rzucił i uniósł wzrok; zobaczył fragment swojej twarzy w kilku kawałkach

lustra, które nadal trzymały się ramy.

– Tommy… – Kobiecy, delikatny głos wypełnił garderobę. Zadziałał niezwykle kojąco na zmysły

Ratliffa.

Camila podeszła bliżej i zacisnęła palce na nadgarstku basisty

– To nie było mądre. Chcesz jak najszybciej powrócić do zdrowia, a jeszcze bardziej się

kaleczysz… – Rzekła, przesuwając palcami po bandażu, na którym pojawiły się świeże, czerwone plamy.

Tommy spuścił wzrok i popatrzył na duże rozcięcie między dwoma palcami; widok krwi przywrócił mu

trzeźwość zmysłów. Scena, strzał, wypadek, szpital. Spojrzał na keyboardzistkę, która wyciągnęła z

zielonego pudełka dwie chusteczki.

– Chyba powinieneś pojechać do lekarza. Masz rozciętą skórę, spójrz – Rzekła i skierowała palec

na wewnętrzną stronę jego dłoni.

Tommy spojrzał na dziewczynę i zatrzymał wzrok dłużej niż zwykle. Ujął jej twarz w swoje dłonie;

zamilkła i spojrzała w jego czekoladowe oczy. Zbliżył do niej swoją głowę i z dużą dozą delikatności

ucałował jej czoło. Chciał tym gestem przekazać jej całe podziękowanie za troskę, przeprosić za słowa,

których nie mógł wobec niej nigdy wypowiedzieć. Dziewczyna przesunęła dłońmi po jego bokach i

zawiesiła je na szczupłych biodrach.

– Powinnam już iść… – Powiedziała szeptem i cofnęła się w chwili, gdy do pokoju wszedł Adam.

Zmierzył wzrokiem swoich muzyków i prychnął z niezadowoleniem.

– Chcę zostać z Tommym sam na sam – Rzekł, a Camila natychmiastowo opuściła

pomieszczenie. Choć Lambert był bardzo przyjaznym człowiekiem, nie należało mu się stawiać. On był

szefem i liderem.

– Słuchaj – Rzekł wokalista i skierował swój wzrok wprost na Tommy’ego, który założył ręce na

klatkę piersiową – W porządku, nie będę nikogo pochopnie osądzał. Jeżeli mamy dojść do

porozumienia, musimy współpracować, jasne? – Spytał Ratliffa, który odwrócił głowę w bok –

Tommy? – Szepnął i pogłaskał basistę po gładkim policzku – Zrozum, martwię się o Ciebie. W

moim życiu nigdy jeszcze nie pojawił się ktoś tak ważny i wartościowy… – Szepnął mu do ucha.

Page 169: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

169

Ratliff poczuł, jak przemija cała jego złość. Za każdym razem, gdy słyszał wyciszony głos Adama tuż przy

swoim uchu, tracił zmysły. Choć chciał nadal udawać obojętność, nie potrafił; objął Lamberta i wtulił

się w jego ciepłe ciało.

– Przepraszam, kochanie. Jestem już zmęczony całą tą sytuacją tak samo jak ty – Rzekł ze

spokojem Adam i pogłaskał jasne włosy swojego chłopaka – Nie chciałem cię zranić. Przecież wiesz, że

to wszystko w dobrej wierze.

Tommy westchnął i leniwie przewrócił oczami

– W porządku, ale zrozum, że potrafię sam siebie upilnować. Nie musisz bez przerwy mnie

kontrolować i podejmować za mnie decyzji. Powiem nawet, że nie możesz tego robić. Jakie rozwiązanie

proponujesz?

Adam milczał dłuższą chwilę

– Detektyw przesłucha wszystkich członków zespołu. Musi to zrobić. Nie posądzam nikogo,

prócz…

– Adam…

Lambert westchnął

– Musimy być pewni. Tęskniłem za tobą całą noc, gdzie się podziewałeś? – Spytał zmieniając

temat i cofnął się na krok, by spojrzeć w twarz chłopaka.

– Spałem w pokoju obok – Odparł Tommy i wzruszył ramionami – Szkoda, że wczoraj cię to nie

interesowało.

– Musimy nadrobić stracony czas… – Adam uśmiechnął się prowokująco i jednym ruchem

złapał Tommego za biodra, po czym posadził go na krawędzi lady. Ratliff cicho jęknął, gdy zderzył się z

zimnym blatem, odruchowo złapał Lamberta za ramiona i przyciągnął go do siebie. Adam stanął między

nogami blondyna, przylgnął biodrami do jego ud, objął go i delikatnie ucałował w skroń. Basista poczuł

przyjemny dreszcz, przemierzający drogę wzdłuż jego kręgosłupa.

– Nie denerwuj się, nadal jesteś częścią naszego zespołu. Nadal jesteś częścią mojego życia –

Dodał szeptem i oparł czoło o czoło Ratliffa, który cicho westchnął i wplótł palce w czarne włosy

wokalisty.

– Ten Alex… – Mruknął Tommy i spojrzał w oczy Lamberta.

– Nie, nie podoba mi się, jeśli o to pytasz – Odparł wokalista i zaczął się uśmiechać. Tommy

odepchnął Adama, zeskoczył z lady, po czym przybił go do ściany naciskając kolanem na jego krocze.

Page 170: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

170

– Tylko spróbuj z nim flirtować – Rzekł stanowczym głosem. Jego ostrzeżenie brzmiało bardzo

poważnie.

Adam podniósł brwi i uśmiechnął się delikatnie. Lubił, gdy ten skryty blondyn pokazywał, że ma pazur.

– Nie wiedziałem, że jesteś taki stanowczy – Powiedział Lambert i czekał na kolejny krok.

– Po prostu nie dzielę się tym, co do mnie należy – Odparł basista i opuścił garderobę, trzaskając

przy tym drzwiami.

***

– Miło było was poznać, do zobaczenia! – Krzyknął Alex, który wziął swoją kurtkę i nim usłyszał

ostatnie „cześć”, opuścił garderobę zespołu. Tancerze czekali już pod halą, Monte rozmawiał przez

telefon i krążył po pomieszczeniu, w którym był również Adam. W pewnej chwili Pittman wsunął

Samsunga do kieszeni swoich spodni i chrząknął głośno.

– Adam? – Spytał i oparł się o drzwi.

Lambert skierował swój wzrok ku gitarzyście i przerwał na chwilę pakowanie swoich rzeczy

– Słucham?

– W zespole rozeszła się plotka, że podejrzewacie Camilę o zamieszanie w sprawę strzelaniny

– Jego głos przybrał mocny, poważny ton – Jaki miałaby motyw? – Spytał i usiadł na starym fotelu.

Adam wrzucił kilka kosmetyków do dużej, czarnej torby. Obojętnie wzruszył ramionami

– Wiesz, że czasami była nieobliczalna, wybuchowa. Pobiła się z Keri przy stole, nie pamiętasz?

Uparcie walczyła o Tommy’ego. Z resztą przypomnij sobie naszą imprezę noworoczną. Zjawiła się z

bratem mojego Ratliffa. Steven i Tommy nienawidzą się, Camila musiała o tym wiedzieć. Być może

razem od dawna spiskowali przeciwko Tommy’emu? – Spytał, przypominając sobie po kolei wszystkie

wydarzenia.

Monte stukał palcami w ciemny blat, na którym nadal znajdowały się kawałki stłuczonego lustra.

– To delikatna, wrażliwa i skromna dziewczyna. I tak zbyt wiele złego ją dotknęło, by

dodatkowo odbierać jej radość płynącą z gry w zespole – Rzekł i obracał w palcach czarny lakier do

paznokci.

– Monte, nie rozumiesz – Westchnął Lambert i stanął tuż przed gitarzystą – Ostatnio

przeprosiła Tommy’ego za wszystko, co złego zrobiła. No sam powiedz, czy to tylko zbieg okoliczności,

że właśnie teraz ma wyrzuty sumienia? Tuż po tym, jak Tommy trafił do szpitala, nie przemawiały przez

nią żadne emocje.

Page 171: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

171

Pittman zaniemówił. Wpatrywał się w niebieskie oczy Adama i wstał niechętnie.

– Oszczędź ją. Ja rozejrzałbym się nieco dalej – Zasugerował i poklepał Lamberta po ramieniu

– Chodźmy, czekają na nas. Umieram z głodu.

Po kilku minutach mężczyźni opuścili ciasną garderobę, przemierzyli korytarz i wyszli na dwór. Zimne,

świeże powietrze rozbudziło Lamberta, który od jakiegoś czasu bardzo pragnął znaleźć się w ciepłym,

miękkim łóżku u boku swojego basisty. Gdy zauważył dwie taksówki stojące przy głównej ulicy,

uśmiechnął się mimowolnie.

– Idziemy? – Spytał Longineu, który nie czekając na odpowiedź ruszył w stronę samochodu.

Cały zespół podążył jego śladami. Adam również zrobił krok do przodu i rozejrzał się.

– Zaraz, a Tommy? – Powiedział głośno i wytężył wzrok – Gdzie on jest?

Wszyscy natychmiastowo zatrzymali się i skupili wzrok na Lambercie. Jego serce zaczęło bić dwukrotnie

szybciej.

– Tommy? – Powtórzył donośnym tonem i spojrzał w stronę tancerzy – Wychodził z wami?

Terrance zbliżył się do muzyków

– No tak. Stał na parkingu, kilkanaście metrów od nas, chyba rozmawiał przez telefon.

– Boże… – Szepnął Adam, na myśl, że mogło stać się coś złego – Tommy?! – Wrzasnął i pobiegł

w stronę placu pełnego ciężarowych samochodów – Tommy?! – Powtórzył i rozejrzał się. Starał się

zachować zimną krew, jednak z każdą kolejną sekundą był bliższy histerii. Wszyscy rozbiegli się w

różnych kierunkach, nawołując basistę. Odpowiadała im jedynie głucha cisza. Drogę oświetlał szereg

latarni, dających jasną poświatę.

Adam poczuł ból rozpalający jego klatkę piersiową oraz łzy, które mimowolnie cisnęły się do oczu.

Wbiegł w kolejny rząd mercedesów, a na jego końcu ujrzał blondwłosego chłopaka, który klęczał na

betonie i pochylał się do przodu. Jego ręce znajdowały się na wysokości brzucha, grzywka zasłaniała

twarz. Boże, tylko nie to, Tommy, nie rób mi tego po raz kolejny. Lambert poczuł, jak jego ciało drży.

Nie był w stanie wydusić z siebie słowa, porwał się w kierunku skulonego chłopaka.

– Tommy, co ci jest? – Zaskomlał z przerażeniem i delikatnie ujął podbródek basisty. Ratliff

uniósł wzrok i z delikatnym uśmiechem spojrzał w oczy Adama. Malowała się w nich niewytłumaczalna

radość wymieszana z odrobiną współczucia i miłości.

– Usłyszałem jak piszczy. Zobacz, chyba ktoś go porzucił – Rzekł Tommy, tuląc do piersi małego

szczeniaka, który wystawiał czarny nos spod skórzanej kurtki basisty i potrząsnął długimi uszami na

widok Adama.

Page 172: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

172

32. Pół tonu niżej

Hotelowy pokój z pewnością należał do najlepszych, w jakich zespół Adama nocował podczas trasy

Glam Nation Tour. Duże łóżko pokryte jedwabną narzutą w kolorze królewskiego rubinu stało na

miękkim dywanie typu shaggy. Drewniana podłoga błyszczała w słabym świetle małej lampki. Adam

usiadł w fotelu i obserwował jak mały szczeniak ostrożnie odkrywa nowe zakamarki. Wokalista

napawał się atmosferą pełną spokoju i ciszy. Gdy czuł obecność Tommy’ego, za każdym razem spływało

na niego wyciszające ukojenie.

– Mamy szczęście, że udało nam się go przemycić. Gdyby recepcjoniści wiedzieli, że jesteśmy z

psem, wyrzuciliby nas do slumsów na drugim końcu miasta – Rzekł Lambert i wziął łyk mocnego drinka,

który rozpalił jego klatkę piersiową.

Tommy obserwował beżową kruszynę, która cicho zapiszczała, gdy usłyszała szczekanie za oknem.

– Wygląda jak mały labrador. Hej, psiaku – Zawołał i klasnął w dłonie, a mały piesek już po

chwili zjawił się tuż przy jego nogach. Ratliff uśmiechnął się, wziął zwierzę na kolana i łagodnie

pogłaskał po grzbiecie. Poczuł pod palcami delikatną, miękką sierść, która w żółtym świetle przybrała

miodowy odcień. W pewnej chwili podniósł wzrok i uśmiechnął się niepewnie – Jest taki kochany.

– Wyglądacie razem… – Adam zawiesił głos, szukając odpowiedniego słowa. Obrysował palcem

kontur szklanki pełnej mocnego trunku – Niesamowicie. Mój facet, silny, zdecydowany artysta

przygarnął szczeniaka. To w tobie lubię, te przeplatające się skrajności. Męski dorosły typ, który

uwielbia, gdy delikatnie go przytulam. Uroczy blondyn o delikatnej urodzie z przerażającymi tatuażami,

które zajmują całe jego ręce. To cholernie seksowne.

– Adam… – Tommy roześmiał się, lecz po chwili nieco spoważniał – A gdybyśmy go, no wiesz,

tak jakby zaadoptowali? – Spytał niepewnie i spojrzał w błyszczące, ciemne oczy szczeniaka, który

pisnął radośnie.

– No przecież jest twój. Chyba, że ktoś go zgubił, wtedy będziesz musiał oddać tego malucha

właścicielowi – Odparł wokalista i postawił pustą szklankę na małej szafce. Poczuł ból w dole pleców;

zsunął się po oparciu fotela i przeplótł swoje palce na wysokości bioder.

Ratliff wydał z siebie pomruk, starając się zebrać myśli

– Ale miałem na myśli, że ty i ja. Razem. Że to będzie nasz pies – Uśmiechnął się i przesunął

palcami po gładkiej sierści szczeniaka – Będziemy go wyprowadzać, karmić, opiekować się…

Page 173: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

173

Adam na moment zaniemówił i wbił wzrok w twarz basisty

– Budzi się w tobie instynkt macierzyński? – Zaśmiał się, jednak w jego głosie nie było

złośliwości – Najpierw musimy pojechać z nim do weterynarza, później wywiesić ogłoszenia. Poza tym

mamy trasę, podróżowanie z psem będzie dla niego i dla nas męczące.

– Adam, no… – Mruknął Ratliff, brzmiąc przy tym jak małe dziecko proszące o lizaka.

– Porozmawiamy o tym jutro, dobrze? – Czarnowłosy uśmiechnął się i powoli podszedł do

łóżka. W jego oczach malował się spokój podszyty zmęczeniem. Zaczął rozwiązywać biały, miękki

szlafrok – Czas spać, zrób mi miejsce.

Tommy ostrożnie postawił na ziemi młodego labradora, który pobiegł do łazienki, wykorzystując fakt,

że Adam nie zamknął drzwi. Ratliff pozwolił uciec szczeniakowi; mimo że strasznie go polubił, znacznie

większą sympatią darzył wokalistę. Podparł się dłońmi o łóżko, rozchylił wargi i powoli uniósł wzrok,

badając nim każdy fragment ciała Lamberta; dopiero w tym momencie poczuł dużą tęsknotę za jego

ciałem.

– Lubię na ciebie patrzeć z dołu… – Rzekł cichym, prowokującym tonem.

Adam zawiesił ręce na biodrach i uśmiechnął się. Uwielbiał, gdy druga osoba wyrażała uległość; Tommy

odkrył tę słabość Lamberta i nie przestając wpatrywać się w niebieskie tęczówki partnera, złapał go za

pasek od szlafroka.

– Tommy, chętnie bym pozwolił twoim dłoniom na nowy zestaw ćwiczeń, biorąc pod uwagę

fakt, że obecnie nie grasz na basie, ale menadżer się upierał, bym do niego zajrzał nim pójdziemy spać.

Ratliff uniósł wzrok a w jego oczach malowało się rozczarowanie

– No nie mów, że zostawiasz mnie dla spraw zawodowych… No przestań, nawet nie żartuj.

Lambert ujął twarz ukochanego w dłonie i złożył delikatny pocałunek na jego czole, zakrytym jasnymi

kosmykami włosami

– Nie będę się rozgadywał. Zajmij się psiakiem i nadaj mu imię, wrócę nim się obejrzysz – Rzekł

z uśmiechem, pogłaskał miękką grzywkę chłopaka i opuścił pokój, zostawiając Ratliffa sam na sam z

biszkoptowym szczeniakiem, który szczeknął z dezaprobatą.

– Zostawił nas łobuz, widziałeś to? – Powiedział Tommy i oparł łokcie o swoje kolana.

Pies przechylił głowę i usiadł tuż przy stopach blondyna. Podniósł lewą łapę i zadrapał łydkę basisty.

Ratliff uśmiechnął się delikatnie i opuścił dłoń, by podrapać kundelka za uchem.

***

Page 174: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

174

Adam wszedł do pokoju menadżera. Już w pierwszej chwili poczuł, że nie będzie to przyjemna

rozmowa. Dorosły mężczyzna ubrany w ciemne jeansy i kraciastą koszulę siedział w fotelu, a gdy

zobaczę wokalistę, natychmiast wstał i wbił w niego trzeźwy wzrok.

– Musimy coś sobie wyjaśnić, Adam – Rzekł, a jego głos brzmiał ostrzegawczo i poważnie.

Lambert podszedł bliżej i wsunął dłonie w kieszenie szlafroka

– Jestem zmęczony, nie mam siły na długie rozmowy. Załatwmy to szybko, proszę.

Mężczyzna westchnął i zaczął mówić wszystko, co chciał przekazać Lambertowi już poprzedniego dnia

– Nie powinniście być razem. To powinno być absolutnie wykluczone. Przecież wiesz, że każda

twoja decyzja wpływa na losy grupy i twojej kariery. Otwarcie przyznałeś, że jesteś gejem, w porządku,

ale nie prowokuj jeszcze bardziej. Nie możesz budować swojej sławy na skandalach.

Adam zaśmiał się i zawiesił dłonie na biodrach

– Będziesz mi wybierał partnerów? Daj spokój, to nie jest przelotny romans, którego będę za

miesiąc żałował. Związałem się z Tommym świadomie i nie będę się z nim żegnał bez powodu. To nie

są skandale, to moje życie.

Mężczyzna pokręcił głową

– Będziesz niewiarygodny w swej muzyce i tekstach. Zdecyduj się czy jesteś szczęśliwy czy nie.

– Nie jesteś w stanie zrozumieć tego, co nas łączy – Rzekł oskarżycielsko Adam i założył ręce na

piersi.

– W porządku, nie potrzebuję niczego rozumieć. Ale nikt, absolutnie nikt z zewnątrz nie ma

prawa się dowiedzieć o tym, że jesteście razem, rozumiesz? – Odparł menadżer i westchnął ze

zdenerwowaniem.

Lambert uniósł wysoko brwi

– Słucham?

– Żadnych gestów w miejscach publicznych, ani na występach ani po, ani nawet w busie do

hotelu. Zespół o was wie, to i tak zbyt wiele. Jeśli wytwórnia trafi na zdjęcie, gdzie trzymacie się za ręce,

a nie daj Boże całujecie się to szef dostanie szału.

– Moi fani będą się cieszyli moim szczęściem – Rzekł Lambert, czując, że traci kontrolę i chęć

rozmowy.

– Chyba mam tutaj jakieś słowo, prawda? – Menadżer zbliżył się na niebezpieczną odległość –

Ja was prowadzę i absolutnie nie trzymam na smyczy. W porównaniu do innych zespołów, macie

Page 175: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

175

totalny luz. Ale są pewne granice, które muszę ustalać. Jestem w tym biznesie dużo dłużej niż ty i wiem

co jest dla mnie i dla was najlepsze. Skorzystaj z mojej rady, bo nie chcę mieć później nieprzyjemności.

Lambert nie spuszczał wzroku z oczu menadżera. Choć miał ochotę powiedzieć, co myśli, wiedział, że

nie powinien. Miał świadomość, że choć czuł się niezależnym artystą, są ludzie, których po prostu musi

słuchać. Menadżer kontynuował.

– Powinniście dać sobie spokój, chociaż do zakończenia śledztwa. Myślisz, że wasz romans nie

miał wpływu na próbę zabójstwa Tommy’ego? I co, nadal chcesz go narażać?

Adam zaniemówił. Nigdy wcześniej nie czuł się winnym w całej tej sytuacji; teraz ta myśl zaczęła coraz

szybciej wirować w jego głowie. Tego wieczoru padło jeszcze wiele innych, gorzkich słów. Gdy Adam

spojrzał na zegarek a znużenie wzięło górę, wstał z sofy i bez wahania ruszył w stronę drzwi.

– Dobranoc – Rzucił niechętnie i opuścił pokój. Nagle zaczęły prześladować go abstrakcyjne

myśli, które wywoływały lęk i przerażenie. Detektyw ze smutnym uśmiechem przekroczył próg pokoju,

w którym znajdował się zespół. Skierował wzrok na Camilę, chwilę zapatrzył się na Tommy’ego. „Wśród

was jest morderca. Ktoś, kto przyczynił się do próby zabójstwa. To Adam, który bezmyślnie naraził

swojego basistę na ataki homofobii”. Szybkim krokiem ruszył wprost do swojego pokoju, gdy drogę

zagrodził mu Monte.

– Nie chcę cię denerwować, bo ktoś już chyba to zrobił, co? Chodź na piwo – Uśmiechnął się i

otworzył szerzej drzwi. W jego pokoju zebrała się męska część zespołu, która nawoływała

czarnowłosego do dołączenia.

Lambert westchnął

– Nie, dzięki. Wybacz, ale nie mam ochoty, jutro porozmawiamy.

Pittman ze współczuciem poklepał wokalistę po ramieniu

– W porządku, uciekaj. Po prostu przyznaj, że masz ciekawsze pomysły na spędzenie tej nocy –

Uśmiechnął się i puścił Adama wolno. Wokalista odpowiedział smutnym uśmiechem i tuż po chwili

stanął przed drzwiami swojego pokoju. Delikatnie nacisnął klamkę, biorąc pod uwagę możliwość, że

Tommy mógł już spać. Kiedy przekroczył próg pokoju, okazało się, że rzeczywistość odbiegała od jego

przypuszczeń. Basista siedział na łóżku i głaskał pogrążonego we śnie szczeniaka, który zajął miejsce na

jednej z dużych poduszek. Lambert uśmiechnął się, przekręcił klucz w drzwiach i spokojnie podszedł do

blondyna.

– Już jestem – Szepnął i pogłaskał jasne włosy Ratliffa, gdy stanął tuż przed nim.

– Myślałem, że się nie doczekam – Uśmiechnął się blondyn i wziął głęboki oddech.

Page 176: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

176

Adam odwzajemnił delikatny uśmiech i zamrugał radośnie. Widok zadowolonej twarzy ukochanego

odpędził od niego przykre myśli – A jednak nie zasnąłeś.

– Może w takim razie nauczysz mnie dzisiaj nowych sztuczek, mistrzu? – Spytał Tommy i

uśmiechnął się, pokazując rząd białych zębów. Adama przeszedł przyjemny dreszcz, który zakończył

swą podróż w dole podbrzusza. Bez chwili zawahania usiadł na łóżku tuż obok swojego chłopaka.

Zawiesił dłoń na jego karku i spojrzał mu w oczy. Nie mógł uwierzyć, że tak długo widział w Tommym

jedynie swojego muzyka i przyjaciela. Nigdy wcześniej nie postrzegał go, jako pięknego, interesującego

chłopaka, z którym chciałby spędzić pewną część życia. Przesunął opuszkiem palców po miękkich

wargach Ratliffa.

– Jesteś tak strasznie seksowny, Tommy… – Wyszeptał mu wprost do ucha i przygryzł jego

płatek. Ratliff zadrżał i zmrużył oczy, całkowicie poddając się zgubnemu wpływowi.

Blondyn uniósł powieki i przesunął palcami po policzku Adama. Momentalnie zbliżył się do niego i

zaczął składać delikatne pocałunki w okolicach szyi. Lambert cicho westchnął pod wpływem

zmysłowego dotyku i wplótł palce w jasną grzywkę Tommy’ego. Chłodne, wieczorne powietrze

wypełniło pokój zajęty przez dwa ciała, w których serca podjęły się szalonego wyścigu. Ratliff powoli

rozwiązywał szlafrok drugiego mężczyzny; podniósł wzrok i przygryzł dolną wargę. Widział pożądanie

w oczach Lamberta, w tym momencie dopiero zaczynało nabierać ono przeróżnych barw. Basista

sięgnął po czarną chustkę, którą przewiązał oczy Adama.

– Jesteś mój… – Wyszeptał wprost do jego ucha i pozwolił mu opaść na jedną z wolnych

poduszek. Jego pocałunki tworzyły drogę wiodącą ku dołowi, a każde muśnięcie skóry Adama,

powodowało delikatne dreszcze, których pragnęło się coraz bardziej. Lambert cicho westchnął i

próbował chłonąć wszystkimi zmysłami sytuację, którą zainicjował jego partner. Wokalista poczuł

rozgrzane wargi Tommy’ego na swoich udach. Po chwili usta ukochanego znalazły się w okolicach

podbrzusza, a wilgotny język basisty przesunął się aż do ostatecznej granicy.

– Kotku… – Syknął Adam, czując narastające podniecenie. Chwilę później poczuł jak basista

delikatnie drażni zębami najbardziej wrażliwe na dotyk sfery ciała wokalisty. Gdy dłonie Tommy’ego

powędrowały w górę, zwilgotniały pod wpływem mikroskopijnych kropli potu, które pokryły ciało

Lamberta. Przygryzł wargę i poczuł jak szczupłe, ciepłe palce basisty zaciskają się na jego męskości, a

dłoń płynnie przesuwa się w górę i w dół. Z ust Adama wydobyło się ciche westchnienie.

– Pozwól mi siebie zobaczyć… – Wyszeptał i głośno przełknął ślinę – Chcę widzieć twoją śliczną

twarz, kochanie…

Gdy w odpowiedzi otrzymał milczenie, powoli sięgnął do swoich skroni, z których ściągnął czarną

chustkę, dotąd zasłaniającą jego oczy. Kiedy nawiązali kontakt wzrokowy, Tommy nie pozwalał, by ta

Page 177: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

177

więź została zerwana. Powoli opuszczał swoją głowę, a na jego twarzy zagościł tajemniczy uśmiech.

Wysunął czubek języka, by dotknąć nim nabrzmiałej męskości Adama, który zamruczał ochoczo. W

pewnej chwili zatopił w ustach skarb czarnowłosego i poddał go przeróżnym pieszczotom. Ciało

Lamberta wygięło się w łuk; jęknął cicho. Już dawno nie znał smaku tak przyjemnej formy bliskości, a

widok głowy blondyna między jego udami działał na niego wyjątkowo podniecająco. Palce Ratliffa

wędrowały po najbliższych okolicach strefy, którą pieścił ustami i choć robił to pierwszy raz, nie

brakowało mu odwagi. W pewnej chwili zacisnął mocno wargi, na co Adam w odpowiedzi wplótł palce

w jego jasną grzywkę i pociągnął ją lekko.

– Tommy… – Westchnął czarnowłosy, czując, że finał tego zajścia jest coraz bliższy. Przesunął

palcami po ciepłym policzku przystojnego chłopaka i ponownie pociągnął go za włosy.

Ratliff czuł drżenie ciała swojego partnera, słyszał jego przyspieszony oddech wymieszany z cichymi

pomrukami. Delektował się smakiem twardej i pulsującej męskości, która utwierdziła go w

przekonaniu, że zaraz doprowadzi ukochanego na szczyt. Wzmocnił intensywność dawanych doznań,

zacisnął palce i zaangażował swój język, by sprawić jak najwięcej rozkoszy. W pewnej chwili zacisnął

powieki, by wsłuchać się w symfonię złożoną z najdoskonalszych odgłosów, jakie wydawał z siebie

Adam. Czarnowłosy zacisnął palce na włosach Tommy’ego i odchylił głowę do tyłu, wydając z siebie

kilka długich, pełnych pasji i namiętności jęków. Ratliff poczuł w ustach smak, którego nie zaznał nigdy

wcześniej. Połknął nasienie ukochanego, który oddychał ciężko i powoli próbował dojść do siebie.

Wyraził tym bezgraniczne zaufanie i akceptację, jaką darzył Adama. Tommy położył się tuż obok i z

pełnym nieśmiałości wzrokiem spojrzał w oczy wokalisty, który zwrócił ku niemu wzrok.

– Jesteś niesamowity… – Rzekł Lambert, po czym przyjął na swe usta delikatny pocałunek.

– Cała przyjemność po mojej stronie… – Odparł Ratliff i zwrócił uwagę na dłoń Adama, która

zawędrowała pod materiał bielizny, którą Tommy miał na sobie. Lambert polizał rozchylone usta

basisty i zaczął poruszać ręką w taki sposób, by jak najlepiej zadowolić ukochanego. Tommy zacisnął

nabrzmiałe wargi, wbił paznokcie w ramię Adama, wyczuwając pod skórą twarde, napięte mięśnie. Tuż

po chwili z jego gardła wyrwało się kilka niekontrolowanych, głośnych odgłosów uniesienia. Wtulił się

w ramiona Lamberta i zadrżał.

– Adam...? – Spytał nieśmiało.

– Tak? – Szepnął wokalista i przesunął obie dłonie na brzuch Tommy’ego, przytulając go do

siebie.

– Wszystkiego najlepszego… – Odparł Ratliff, wtulając się w jego tors.

Page 178: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

178

Adam patrzył na blondyna z niezrozumieniem, dopiero oznaczona okienkiem data w kalendarzu dała

mu do zrozumienia, że od dwudziestu pięciu minut obchodzi swoje urodziny.

– O Boże, zapomniałem – Zaśmiał się i z niedowierzaniem pokręcił głową – Niesamowity

prezent… Nie spodziewałem się tego. Dziękuję, skarbie…– Szepnął Lambert i z uśmiechem ucałował

Ratliffa w skroń.

– Nie dziękuj mi za miłość… Zasłużyłeś na nią – Odparł Tommy i po chwili pogrążyli się w

głębokim śnie, zamykając owym czynem ten długi, trudny dzień.

33. Utarte frazesy

Słońce wzniosło się ponad wieżowce, a jego promienie zaczęły docierać do wszystkich okien.

Tommy’ego obudziły cichy pomruk i poczucie wilgotnego języka na policzku.

– Adam – Zaśmiał się i odwrócił w stronę ściany. Gdy poczuł zęby zaciskające się na jego uchu,

krzyknął i poderwał się gwałtownie.

– Co ty! – Patrzył na małego szczeniaka, który radośnie pomachał ogonem – Tak się nie robi! –

Dodał blondyn i rozmasował obolałe miejsce – Adam, pies mnie pogryzł.

Lambert naciągnął kołdrę na głowę i odpowiedział cichym, niezrozumiałym pomrukiem.

– Adam no… – Szepnął blondyn i przysunął się do pleców swojego mężczyzny. Przylgnął do

niego nagim ciałem i składał na karku pojedyncze pocałunki.

– Daj mi pospać chociaż pół godziny – Rzekł Lambert i zatonął w miękkiej pościeli, nie zważając

na Ratliffa, który za wszelką cenę próbował skupić na sobie uwagę. Tuż po chwili rozległo się głośne

pukanie.

– Policja, otwierać! – Rozbrzmiał głos Terrance’a, który nieprzerwanie uderzał pięścią w

drewniane drzwi.

– Otwórz wariatowi, bo nie przestanie… – Westchnął Adam i otworzył oczy, które zostały

oślepione przez mocne, poranne słońce. Przeczesał palcami kruczoczarne włosy i przetarł powieki,

ziewając przy tym głośno. Czasami żałował, że nie pracuje w zespole z grupą emerytów.

Blondyn energicznie wyskoczył z łóżka, otulając się miękkim szlafrokiem Adama i tuż po chwili otworzył

drzwi, za którymi stał tancerz.

Page 179: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

179

– Jak ty wyglądasz! – Terrance wybuchnął niekontrolowanym śmiechem i zmierzwił Ratliffowi

mocno potarganą grzywkę. Wparował do pokoju i zatrzymał się tuż przed łóżkiem Adama – Mamy dziś

próbę taneczną.

Lambert uniósł wysoko brwi i przesunął palcami po gładkiej kołdrze. Po drodze natknął się na sierść

drzemiącego obok szczeniaka, który przewrócił się na bok

– O której?

– Bus już czeka – Rzekł z uśmiechem tancerz.

– Boże – Westchnął Lambert i usiadł – Zaraz zejdę na dół. Pozwól mi się rozbudzić – Rzekł

zaspanym głosem i wbił wzrok w stojącą obok szafkę. Nie znosił pracowitych poranków, a zwłaszcza

momentów rozstania z basistą. Nim zdążył się zorientować, Terrance wybiegł, zostawiając

czarnowłosego sam na sam z Tommym.

Blondyn z delikatnym uśmiechem zbliżył się do Lamberta. W jego oczach igrała radosna iskierka

– Powodzenia – Rzekł i kucnął tuż przed ukochanym, kładąc dłonie na jego kolanach – Może

zajrzę na wasz trening – Dodał i obdarzył Adama uroczym uśmiechem. To był zdecydowanie jeden z

tych elementów, którego Lambert potrzebował każdego poranka bardziej niż mocniej kawy.

***

There he goes

My baby walks so slow

Sexual tic–tac–toe

Yeah I know we both know

It isn't time, no

But could you be m–mine?

– Taylor, weź się do roboty, bo urwę ci ten zakuty łeb! – Wrzasnęła Brooke, za którą wstawiła

się Sasha.

– W tym zespole nie ma miejsca dla facetów. Co za słaba, beznadziejna i leniwa płeć –

Westchnęła, gdy Green zaczął skarżyć się na brak klimatyzacji w sali ich prób.

– Wypraszam sobie – Prychnął Adam, który tego dnia pracował nadzwyczaj intensywnie.

Tommy potrafił naładować go tak pozytywną energią, że o zmęczeniu i narzekaniu nie było mowy – To

Page 180: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

180

co dziewczyny, kolejne podejście? – Zaproponował wokalista i po raz dziewiąty włączył w odtwarzaczu

„Fever”.

Brooke zamilkła na moment i zawiesiła ręce na biodrach

– Zróbmy przerwę – Rzuciła od niechcenia – Inaczej ten pajac nie weźmie się do pracy – dodała

i potrąciła Taylora. Tuż za nią podążyła Sasha a także Green, który minął się z Terrancem. Ciemnoskóry

tancerz lekkim krokiem podążał w stronę Adama, który nie krył rozczarowania.

– Jeśli nadal będziemy ćwiczyć w podobnym tempie to zamiast wielkiej kariery czeka nas wielka

porażka – Sięgnął po szklankę zimnej wody, która po chwili zwilżyła jego suche gardło. Rozejrzał się po

sali, skupiając wzrok na odbiciu w lustrze. Nie mógł ukryć, że chętnie znalazłby się w tym dużym,

dusznym pomieszczeniu z Tommym. Sam na sam.

– Możemy rozegrać naszą partię w duecie – Zaproponował Terrance. Adam przygryzł dolną

wargę i otarł wilgotne czoło – W porządku. Wykorzystajmy ten czas.

Gdy rozbrzmiały pierwsze słowa piosenki, tancerz zbliżył się do czarnowłosego i wykonywał przy nim

swoją solową partię. Lambert nie zwracał na niego uwagi; śpiewał utwór, jednak obecność mężczyzny

sprawiała, że czuł się bardziej roztargniony niż zwykle. W pewnym momencie poczuł zapach perfum

Spencera; nigdy wcześniej nie zwracał uwagi na takie detale. Mocna mieszanka uderzyła w niego ze

zdwojoną siłą, gdy ciemnoskóry zjawił się bardzo blisko. Adam zawiesił wzrok na jego biodrach, które

płynnie kołysały się w takt piosenki. W pewnej chwili dłonie tancerza zatrzymały się na ramionach

czarnowłosego; gwałtownie spłynęły po jego klatce skrytej za materiałem bawełnianej koszulki.

Lambert wziął głęboki wdech i zmrużył oczy. Jego zmysły zaczynały popadać w szaleństwo. Próbował

skupić się na tańcu, jednak wejście w interakcję z Terrancem nie zakończyło się pomyślnie. Tancerz, nie

zdając sobie z tego sprawy uwodził Adama swoimi ruchami, spojrzeniami i gestami. W pewnej chwili

przyciągnął Adama do siebie i uderzył biodrami w jego udo, na co Lambert zareagował

niekontrolowanym uśmiechem.

– Tańcz – Rzucił Terrance, wykonując obrót.

Lambert wpatrywał się w lustrzane odbicie i wodził wzrokiem za ciałem tancerza; miał wrażenie, że

pod jego skórą pracuje każdy mięsień. Nie mógł zaprzeczyć; uwielbiał, gdy jego show obfitowało w

gorące momenty.

***

Tommy trzymał w dłoni kubek świeżo zaparzonej kawy. Zaciągnął się gorzkim zapachem ciemnego

napoju i stukał palcami w porcelanowe naczynie. Uniósł wzrok, by spojrzeć na detektywa.

Page 181: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

181

– Proszę pana, sprawa wygląda następująco – Rzekł starszy mężczyzna i wyjął plik dokumentów

, które położył na stole – Nie znamy lokalizacji pańskiej byłej dziewczyny, Keri. Została wymeldowana

ze swojego mieszkania prawie dwa miesiące temu.

Tommy uniósł brwi

– Przecież to niemożliwe, to było jej własnościowe mieszkanie. Sprzedała je?

Mężczyzna wzruszył ramionami

– Według naszych ustaleń znajduje się u swojego brata w Toronto. Jej paszport jest czysty, nie

opuszczała Stanów Zjednoczonych, co daje jednoznaczną odpowiedź, że nie wzięła czynnego udziału w

zamachu na pańskie życie.

Blondyn upił łyk gorącej kawy

– Proszę kontynuować.

– Jesteśmy jednak skłonni przypuszczać, że sprawca zadbał o swoje alibi. Musiał odznaczać się

dużą precyzją i perfekcyjnie znać broń, z której mierzył. Musiał zająć miejsce przeznaczone dla ekipy;

mam na myśli dystrykt dźwiękowca, bądź też któryś z zamkniętych balkonów.

– Ale przecież dotarcie w te miejsca jest niemożliwe – Zauważył Tommy.

– Słusznie. Dlatego sprawca wykazał się dużym sprytem bądź też znał się z ekipą organizującą

koncert.

– To nonsens – Westchnął blondyn i podparł czoło o zimne dłonie – Sugeruje pan, że Camila

próbowała mnie zastrzelić?

– Nie ona, gdyż grała wtedy koncert – Mężczyzna sięgnął po swój kubek – Ale ktoś, kto działał

na jej zlecenie. Dotarliśmy do jej kartoteki, co prawda jest czysta, ale Pani Gray otrzymała zezwolenie

na broń w 2005 roku. Berettę nabyła w 2008 roku. Dokładnie z tego typu broni otrzymał pan oba

strzały.

Tommy milczał; zapatrzył się w okno

– A mój brat?

– Pański brat odmówił składania zeznań. Powiedział, że nie czuje się członkiem rodziny

Ratliffów i nie chce mieć z Panem nic wspólnego. Nie możemy wykluczać jego winy, jednak nie mamy

przeciwko niemu żadnych dowodów. Żadnych wykroczeń z przeszłości poza jazdą pod wpływem

alkoholu.

Page 182: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

182

– Więc jedyną podejrzaną jest wrażliwa kobieta, nasza przyjaciółka? – Tommy parsknął

ironicznym śmiechem i pokręcił głową.

– Niestety, na razie nic więcej nie mogę Panu powiedzieć. Kiedy dotrzemy do Keri i wyjaśnimy

sprawę pańskiego brata, odezwę się – Rzekł detektyw i wstał wyciągając dłoń w kierunku basisty –

Jesteśmy na dobrej drodze.

Tommy uścisnął rękę siwiejącego mężczyzny, który opuścił hotelową restaurację. Basista przetarł

palcami zmęczone oczy i podążył w kierunku swojego pokoju. Gdy kroczył korytarzem, zatrzymał się

przed pokojem Camili i dwukrotnie zapukał do drzwi.

– Proszę! – Usłyszał jej delikatny głos. Nacisnął klamkę i wszedł do środka. W jego głowie

panował absolutny chaos.

– Cama – Westchnął i oparł się o ścianę – Powiedz mi prawdę, to ty? – Spytał, unosząc wzrok.

Patrzyła na niego w milczeniu

– O czym ty mówisz?

– Rozmawiałem z detektywem – Powiedział, wstrzymując oddech – Wszystkie ślady wskazują,

że stoisz za próbą dokonania morderstwa. Wiem, nie powinienem tego mówić dla dobra śledztwa, ale

ja nie wierzę… – Przerwał, gdy spojrzał w jej oczy; wyrażały one smutek i niedowierzanie – Nie wierzę,

że chciałaś odebrać mi życie.

Dziewczyna spojrzała w ścianę, jej dłonie drżały. Nie miała odwagi spojrzeć na basistę.

– Nie odzywasz się do mnie, traktujesz moją osobę jak powietrze. I nagle pojawiasz się z

pytaniem czy… – Rzekła półgłosem i wpatrywała się nieprzerwanie w mały obrazek zawieszony na

ścianie.

– Nie chciałem…

– Tommy – Uniosła wzrok i niepewnie spojrzała w oczy chłopaka – Przyjmujesz do siebie

wszystko co mówi Adam, nie biorąc pod uwagę, że może się mylić. On ma wobec mnie uprzedzenia,

bo jest o ciebie zazdrosny.

Ratliff przylgnął plecami do zimnej, białej ściany

– Spróbuj mnie zrozumieć. Nie czuję się bezpieczny nawet w otoczeniu najbliższych mi ludzi.

Cóż, chyba nie powinienem tutaj przychodzić. Pójdę już do siebie.

Page 183: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

183

Choć liczył na jakąkolwiek odpowiedź, nie otrzymał jej. Nie sądził, że kiedykolwiek to nastąpi – że stanie

się wobec Camili obojętny. Teraz nie próbowała ani go pocałować, ani przytulić, nawet nie zdobyła się

na to, by spojrzeć w jego oczy.

– Dobranoc – Rzekł oschle i opuścił pokój, by wrócić do siebie. Pchnął drzwi własnego pokoju i

zobaczył Adama, który oglądał serial oraz sączył drogiego drinka. Lambert uniósł wzrok na chłopaka,

który od niechcenia rzucił torbę na podłogę, a tuż obok wylądowała jego skórzana kurtka.

– Ktoś jest nie w humorze? – Spytał Adam i przełączył kanał, gdy zobaczył pojawiąjące się

reklamy.

– Wyłącz to – Powiedział Ratliff, a jego głos brzmiał wyjątkowo groźnie.

– Daj spokój – Mruknął Adam – Miałem dzisiaj ciężką próbę, należy mi się odpoczynek.

Basista poczuł jak krew uderza w jego skronie

– Wyłącz ten pieprzony telewizor – Podniósł głos.

– Ale…

– Przestań pierdolić i wyłącz to gówno! – Wrzasnął, a mały szczeniak uciekł pod łóżko. Adam

bez zastanowienia nacisnął czerwony przycisk na pilocie i patrzył na swojego chłopaka.

– Co się dzieje? – Spytał podchodząc do niego – Kochanie?

Tommy czuł, że cała sytuacja przerasta jego siły. Niekontrolowanie z jego oczu potoczyły się pierwsze

łzy, a cały pokój wypełnił beznadziejny szloch i zawodzenie. Adam zbliżył się i wziął blondyna w swoje

ramiona.

– Spokojnie… – Szepnął do jego ucha. Poczuł silne współczucie na widok ukochanego, który nie

mógł powstrzymać się od płaczu. Przecież zawsze jesteś taki silny…

Ratliff objął czarnowłosego i wtulił się w jego ciało. Choć wiedział, że żadne słowa pocieszenia nie

pomogą w tej sytuacji, obecność Adama była tym, co sprawiało, że nie stracił ostatnich zmysłów.

– Wszystko się ułoży. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – Powiedział spokojnym głosem

Adam i przesuwał dłonie po plecach basisty.

– To tylko utarty frazes – Westchnął Tommy i tępo wodził wzrokiem za małym szczeniakiem,

który spacerował przed drzwiami balkonowymi.

Adam uniósł podbródek Ratliffa, by spojrzeć w jego brązowe oczy.

– Nie. To nadzieja. Chcę, by ona zajęła stałą pozycję w twoim sercu, tuż obok miejsca, gdzie

znajduję się ja – Gdy wypowiedział ostatnie ze słów ujął twarz blondyna w swoje dłonie i zobaczył jak

Page 184: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

184

powieki chłopaka powoli opadają. Pocałował jego miękkie usta, przekazując mu całą swoją troskę i

miłość – Nie bój się. Nie zostawię cię z tym wszystkim samego.

Na twarz Tommy’ego wstąpił delikatny uśmiech. Zacisnął wargi i przesunął opuszkami palców po

policzku czarnowłosego, który również się uśmiechnął. Czasami jeden gest wyraża więcej niż tysiąc

słów.

34. Rozwiązanie

Podobno każdy we śnie wygląda niewinnie. Adam zdecydowanie mógł potwierdzić te słowa. Słońce

dopiero się rozbudzało; pierwsze promienie wpadły do hotelowego pokoju i oświetliły spowite w

mroku ściany. Wokalista podpierał się na łokciu i obserwował blondwłosego chłopaka. Tommy

oddychał spokojnie i otulony był cienką kołdrą. Jedynym ruchem, jaki wykonywał była jego unosząca

się i opadająca klatka piersiowa. Czarnowłosy nie chciał budzić ze snu przemęczonego chłopaka, jednak

nie mógł odmówić sobie przyjemności pogłaskania go po bladym, gładkim policzku. Przesunął palcami

po ciepłej skórze, pragnąc ją ucałować. Zamiast tego zwrócił wzrok w kierunku dłoni basisty; nadal

owinięta była bandażem. Powoli rozwiązał śnieżnobiały materiał, by obejrzeć rękę muzyka. Nie

wyglądała najlepiej; choć Tommy stosował różnego typu środki, rana nie goiła się. Lambert cicho

westchnął i opadł na miękką poduszkę. Było mu żal; wiedział jak ważną sprawą była dla Ratliffa gra na

ulubionym instrumencie. Teraz basista tracił poczucie przynależności do zespołu i każdy dobrze o tym

wiedział. Przepraszającym gestem ucałował ukochanego w czoło i podszedł do okna, chwytając przy

tym swój telefon. Po dłuższym wahaniu postanowił wybrać numer do Montego. Nim upłynął czwarty

sygnał, rozbrzmiał zmęczony głos gitarzysty.

– No co tam? – Ziewnął do telefonu, a oprócz jego głosu można było usłyszeć także spokojną

muzykę i śmiech Longineu.

– Nic… – Westchnął Adam i zacisnął palce na zimnej klamce balkonowych drzwi – Mam ochotę

do was zajrzeć. Pewnie znowu imprezujecie? – Spytał szeptem, by nie rozbudzić Tommy’ego.

– Wpadaj. Trzydzieści osiem.

Adam wsunął telefon do kieszeni szlafroka i opuścił pokój, by powalczyć z bezsennością wraz z

członkami zespołu. Bez uprzedzenia wkroczył do pokoju, rozglądając się dookoła. Monte wpatrywał się

w szklankę whisky i stukał palcami w korpus akustycznej gitary; Terrance wraz z Sashą dopijali drinki

Page 185: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

185

na tarasie, natomiast Brooke i Camila leżały na puszystym dywanie i oglądały zdjęcia na laptopie

należącym do perkusisty.

– Tak w ogóle to… – Zaczął Monte i pochylił się do przodu – Witaj Adam, ty stary wyjadaczu.

Lambert uśmiechnął się pod nosem i zajął miejsce obok Pittmana, odbierając mu szklankę pełną

brunatnego trunku.

– Powinniście robić coś bardziej konstruktywnego niż conocne picie w hotelowych pokojach –

Rzekł Adam i wziął łyk alkoholu.

– Konstruty… – Monte zawiesił głos i uderzył dłonią w czarną gitarę, która wydała z siebie niski

ton – To ty z Tommym powinieneś robić konstruktywne rzeczy.

Adam uśmiechnął się pod nosem

– O nas nie musisz się martwić – Nagle poczuł czyjeś dłonie na swoich ramionach. Gdy uniósł

wzrok, zobaczył uśmiechniętą twarz tancerza.

– Nie powinieneś spać o tej porze? – Spytał Terrance i popychając Montego na bok, zajął

miejsce obok Adama – Chyba ostatnio nie najlepiej między wami, co?

Lambert poczuł nieprzyjemne ukłucie w żołądku

– Przechodzimy ciężki czas. Musimy w końcu rozwiązać problem śledztwa, bo któryś z nas

niebawem się wykończy. Nie mogę już patrzeć w te przestraszone, beznadziejnie smutne oczy.

Camila uniosła na moment wzrok, jednak nie miała odwagi spojrzeć Adamowi w oczy. Westchnęła

cicho na myśl o basiście.

Tancerz wziął czarnowłosego za rękę i delikatnie pogładził jej wierzchnią stronę.

– Nie martw się. Jesteśmy z wami.

***

– Adam, oszalałeś?! – Wrzasnął Tommy i cisnął swoją bluzę w kierunku fotela – To są tylko

podejrzenia, rozumiesz? Po–dej–rze–nia! – Poszedł za Adamem, który próbował opuścić hotelowy

pokój.

– Rozwiążemy ten problem raz na zawsze – Rzekł Lambert, ściskając w dłoni plik dokumentów.

– To nie jest rozwiązanie tylko dziecinada. Proszę cię, nie dokonuj pochopnych decyzji, bo

będziesz ich żałował – Rzekł Tommy i oparł się plecami o drzwi, blokując tym ruchem wyjście z

pomieszczenia.

Lambert westchnął i oparł rękę o biodro

Page 186: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

186

– Odsuń się, Ratliff.

Basista przylgnął do drewnianej powierzchni jeszcze mocniej

– Nie zwracaj się do mnie po nazwisku – Warknął – Nie musiałem ci mówić o przebiegu

śledztwa, bo to moja sprawa. Nie spraw, bym żałował tej decyzji, Adam, jest tylu innych podejrzanych!

Lambert złapał basistę za ramiona i próbował odsunąć, jednak Tommy zaparł się z całej siły.

– Tak będzie bezpieczniej – Rzekł Adam, przeglądając dokumenty dotyczące umowy z

zespołem.

Basista odgarnął z czoła jasne kosmyki włosów

– Nienawidzisz Camili, bo jesteś o mnie zazdrosny i wykorzystasz każdy pretekst, by ją ode mnie

odseparować.

Adam uniósł wzrok; słowa Ratliffa, choć nie sprawiały bólu, były tak dobitne w swojej treści, że

zaniemówił. Wokalista nie potrafił przyznać racji Tommy’emu z prostego powodu – bał się przyznać do

prawdy przed sobą samym..

– A teraz zrób mi miejsce – Rzekł Adam nie dając za wygraną.

– Przestań!

Lambert przycisnął Tommy’ego do brązowych drzwi i zatopił język w jego ustach z taką gwałtownością,

że Ratliffa przeszedł paraliżujący dreszcz. Adam przesunął dłońmi po policzkach basisty i łapiąc go za

ramiona zdecydowanym ruchem przyciągnął muzyka wprost do siebie.

– Uszanuj wolę człowieka, który oddał ci krew i pozwolił Ci dziś stać tutaj, obok mnie. Bądź

mądry, chociaż ze względu na jego poświęcenie – Rzekł Adam, kładąc dłonie na szczupłych biodrach

basisty.

– Przecież i tak go nie znam – Odparł Tommy i spojrzał w niebieskie oczy Adama.

A więc stary, poczciwy Monte nie zdradził Tommy’emu mojej tajemnicy.

– Nie czas na wygłupy – Rzekł Lambert i opuścił pokój. Żwawym krokiem wparował

do pomieszczenia, w którym znajdował się Monte – Chcę cały zespół widzieć za pół godziny w sali

konferencyjnej. Cały zespół – Powtórzył dobitnie i zagrodził drogę Tommy’emu, który usiłował wejść

do salonu.

Pittman odłożył butelkę wódki i oparł się plecami o framugę.

– Pan Lambert wygłosi przemowę.

Page 187: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

187

Adam nie odpowiedział. Wyraz jego twarzy wpisywał się w kanon sztuki starożytnej; spojrzenie ani usta

nie zdradzały żadnych emocji.

***

Sala konferencyjna była z pewnością jednym z najładniejszych pomieszczeń hotelu, w którym

przebywał zespół. Wszyscy członkowie grupy zajęli miejsce na pół–okrągłej kanapie i rozmawiali o

ostatniej nocy, wspominając kilka wydarzeń. Tommy, jako jedyny odstawał od reszty; siedział w

skórzanym fotelu, drażniąc się z uroczym szczeniakiem, który podskakiwał na jego kolanach. Mimo że

odkąd stał się partnerem Adama nawiązał z zespołem lepszy kontakt, nadal nie czuł się integralną

częścią grupy. Nie lubił ludzi, nie wierzył w nich – wierzył tylko w muzykę. Blondyn pogłaskał lśniącą

sierść psa, który zaszczekał na widok Adama, wchodzącego do sali.

Żwawym krokiem zbliżył się do swoich przyjaciół. Zmierzył ich obojętnym wzrokiem, najdłużej jednak

zapatrzył się na Tommy’ego. Choć wiedział, że Ratliff jest przeciwny decyzji, która miała zapaść, nie

potrafił postąpić inaczej.

– Przykro mi, ale dokonałem wyboru – Rzekł Lambert i złączył za plecami drżące dłonie – Camila

musi odejść od naszego zespołu.

Choć można było spodziewać się, że zapadnie głucha cisza, natychmiast zawrzało.

– Oszalałeś? – Brooke wstała ze swojego miejsca.

Sasha pociągnęła ją za rękę, jednak tancerka nie dała za wygraną. Choć zawsze była największą

sojuszniczką Lamberta, teraz całkowicie się z nim nie zgadzała.

– Taką decyzję musiałem podjąć – Odparł chłodno i spojrzał na keyboardzistkę. Dziewczyna nie

była w stanie wydusić z siebie słowa.

– Tommy? – Brooke zwróciła się w stronę basisty – Nic nie powiesz?

Ratliff poczuł coraz bardziej ciążące nad nim wyrzuty sumienia

– To nie była moja decyzja, a wybór Adama. Choć nie zgadzam się z nim, to on jest tutaj szefem.

– To twój partner! – Wtrącił Taylor, stając po stronie przyjaciółek.

– Jeśli mówimy o zespole, nie ma miejsca na sentymenty. Życie to nie liceum. Jedno podanie

do dyrektora, nie zwolni cię z obowiązkowych zajęć – Rzekł obojętnym głosem Tommy.

Monte oparł łokcie na kolanach

Page 188: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

188

– A może oddzielimy życie prywatne od zawodowego i nie będziemy tracić dobrego muzyka z

powodu waszych osobistych spraw, co? – Spytał, spoglądając na Lamberta, który czuł, że traci grunt

pod nogami.

– Śledztwo, które jest prowadzone, daje dowody przeciwko Camili. Nawet, jeśli nie są one

potwierdzone, ja kieruję się moimi odczuciami i intuicją. Chcę chronić Tommy’ego, to on jest dla mnie

najważniejszy – Rzekł i odetchnął.

– Rozumiem cię – Rzekła cichym głosem brunetka – Ale nie powinieneś mnie oceniać przez

pryzmat tak zamierzchłych incydentów. Kochasz Tommy’ego – Camila spojrzała wokaliście w oczy – A

więc mógłbyś go skrzywdzić?

Lambert poczuł mocniejszy ucisk w żołądku na dźwięk tych słów.

– Ja również nie – Dopowiedziała – Proszę, nie skreślaj mnie – W jej głosie pobrzmiewały strach

i obawa

Adam zmrużył oczy i westchnął cicho

– Nie mogę zmienić zdania. Przykro mi.

– Chociaż poczekaj aż śledztwo się rozwinie! – Wtrącił Terrance, jednak każda próba

przekonania Adama do zmiany decyzji szybko traciła swą moc. Tego dnia wzrok Lamberta był zupełnie

inny niż dotychczas – tak zimnego spojrzenia nie sposób przeoczyć.

Wszyscy zwrócili uwagę na brunetkę, która powoli wstając z kanapy chwyciła swoją torbę. Niepewnie

odwróciła się w stronę muzyków i tancerzy.

– Wyjadę jutro rano – Rzekła, patrząc na wszystkich po kolei – Cieszę się, że spędziliśmy

wspólnie tak wiele czasu – Rzekła półgłosem. Brooke, Sasha oraz Taylor bez chwili zawahania wzięli ją

w ramiona i mocno przytulili. Akceptowali wybór Adama, bo mieli świadomość jak ważną osobą jest

dla niego Tommy. Camila podała rękę reszcie muzyków i podchodząc do wokalisty złapała go za dłoń.

– Powodzenia – Rzekła i ucałowała go w policzek. Przez ciało wokalisty przebrnął lodowaty,

nieprzyjemny dreszcz. Miał wrażenie, że przez jego żyły przelewa się śrut.

Ostatnią osobą, do której Camila się zwróciła, był basista. Blondyn zdjął szczeniaka z kolan i wstał,

podchodząc do keyboardzistki. Nie znosił pożegnań; doświadczył ich w swoim życiu zbyt wiele.

– Żegnaj Tommy – Rzekła, ściskając w dłoniach skórzany pas od torebki.

– Trzymaj się… – Odparł szeptem i przytulił ją do swojego szczupłego ciała – Odprowadzę cię –

Zaproponował. Nie martwił się teraz o zdanie Adama ani o przyszłą karierę dawnej, zakochanej w nim

przyjaciółki. Potrzebował izolacji; izolacji, od której uciekł, angażując się w związek z Lambertem.

Page 189: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

189

Gdy znaleźli się na zewnątrz, ujrzeli sypiący z nieba śnieg. Na ich twarzach natychmiast pojawił się

uśmiech. Tommy wpatrywał się w ciemne niebo, z którego prószył biały puch.

– Będzie mi tego brakowało – Rzekła Camila, wpatrując się w twarz Ratliffa. Spojrzał na nią –

Twojego uśmiechu. Twojej obecności, głosu – Pogładziła blondyna po jasnym, chłodnym policzku – Nie

dziwię się, że Adam tak bardzo chroni drogocenny skarb – Dodała po chwili zawahania.

– Nie zawsze możemy dostać to, czego pragniemy – Rzekł Tommy i chwycił dziewczynę za rękę.

– Nie pragnę niczego więcej poza twoim szczęściem. Twoim i Adama.

Ratliff poczuł coraz silniej narastające przygnębienie.

– On nie potrafi mówić o uczuciach tak pięknie jak ty.

Camila spojrzała w oczy basisty

– Dziękuję ci, że pojawiłeś się w moim życiu.

– Dobranoc, Camila – Rzekł Tommy, a jego słowa zabrzmiały jak nuty wyjęte z ponurej

uwertury.

– To będzie długa noc – Odparła, opierając czoło o jego podbródek oraz zaplatając ręce za

karkiem mężczyzny.

– Po każdej nocy budzi się poranek – Powiedział cicho, kładąc dłonie na jej talii.

Uniosła wzrok, by spojrzeć w jego brązowe tęczówki. Zatraciła się w nich ostatni raz. Złożyła na jego

ustach chłodny pocałunek i odeszła, zatracając się w mroku ciemnej ulicy.

Poczuł pustkę. Dopiero w tym okresie swojego życia spostrzegł, jak wielu puzzli brakuje w jego

układance. Im więcej błędów popełniamy w przeszłości, tym trudniej odkryć sens całej wędrówki, której

się podjęliśmy.

35. Spotkanie po latach

Camila, przed ostatecznym rozwiązaniem umowy z zespołem Lamberta, spędziła z przyjaciółmi cały

dzień zakończony huczną imprezą w samym sercu Berlina i po długim pożegnaniu rozstała się ze

wszystkimi, by wrócić do rodzinnych Stanów. Z głową pełną pomysłów postanowiła rozpocząć nowy

rozdział w swoim życiu i kilku osobom obiecała pozostać w stałym kontakcie.

Page 190: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

190

Mimo że rozstanie upłynęło w ciepłej atmosferze, wszyscy odczuwali brak ciemnowłosej dziewczyny.

Oprócz dwóch tancerzy, którzy prowadzili wesołą rozmowę, cały zespół ograniczał się do słów, które

dotyczyły spraw zawodowych. Kiedy nowy basista testował jedną z gitar poprzednika, Tommy wkroczył

na scenę i podszedł do Adama. Wsłuchiwał się w dźwięk skrzypiących desek sceny.

– Napijesz się kawy? – Zaproponował, podchodząc do pleców wokalisty. Oparł podbródek na

jego ramieniu i westchnął cicho, czując nieprzyjemne mrowienie na dźwięk ulubionego instrumentu,

którym w tym momencie bawił się Alex.

Czarnowłosy nie zareagował. Obracał w palcach czarny mikrofon, czując na sobie wzrok pozostałych

muzyków. Zastanawiał się nad decyzją, którą podjął – kiedy emocje opadły, zaczął rozważać czy

postąpił słusznie.

Blondyn pogładził nagie ramię Adama

– Wrócę do hotelu, szczeniak musi dostać obiad.

Lambert odwrócił się w stronę chłopaka i spojrzał w jego oczy

– Jeśli szybko skończymy próbę to wrócę na dwudziestą pierwszą. Do zobaczenia – Rzekł

spokojnym, jednostajnym tonem i ucałował Tommy’ego w czoło. Takie zachowanie można było

najczęściej odczytywać jako kocham–cię–ale–daj–mi–teraz–spokój.

Ratliff uśmiechnął się i zbiegł ze sceny. Chwycił skórzaną kurtkę rzuconą na szafkę stojącą przy wyjściu

i opuścił halę tylnymi drzwiami prowadzącymi na parking. Wykorzystując nieobecność Adama odpalił

ostatniego Chesterfielda, po czym ruszył piechotą w stronę oddalonego o dwa kilometry hotelu.

Ulice świeciły pustkami, co w tej dzielnicy nie było nowością; ciemne, wysokie kamienice pamiętające

czasy NRD sprawiały klaustrofobiczne wrażenie. Niebezpieczne szmery, koty przeskakujące po

zadaszeniach kontenerów oraz migoczące światła przejeżdżających samochodów tworzyły nastrój,

niesprzyjający wieczornym spacerom. Tommy naciągnął na głowę kaptur bluzy ukrytej pod kurtką,

wcisnął ręce w kieszenie luźnych spodni i przyspieszył kroku, by jak najszybciej znaleźć się w przytulnym

pokoju.

– Cześć, kotku – Usłyszał zachrypnięty kobiecy głos, a gdy spojrzał w kierunku bramy dostrzegł

dwie dziewczyny. Mimo że nie mogły mieć więcej niż dwadzieścia pięć lat, wyglądały na dużo starsze.

Ubrane w wyzywające, stonowane kolorystycznie komplety ubrań opierały się o mur i sączyły trunek z

ciemnej butelki po Brandolino. Blondyn nie zareagował, a gdy ruszył dalej spostrzegł inną kobietę, która

wyszła mu naprzeciw. Wysokie obcasy dodawały jej centymetrów, długie, cienkie pasma włosów

okalały jej szczupłą, dojrzałą twarz. Ciemne oczy pełne były tajemniczości i odwagi, którą dzieliła się za

kilkadziesiąt euro.

Page 191: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

191

– Spieszę się – Mruknął pod nosem i wyminął kobietę, która zawołała.

– Ty, czekaj!

Tommy zatrzymał się i odwrócił głowę w stronę ordynarnie ubranej rudowłosej. Gdy zbliżyła się

ponownie, poczuł zapach papierosowego dymu, alkoholu i potu. Choć na pierwszy rzut oka nie

wyglądała atrakcyjnie, jej nogi i oczy przyciągały uwagę. Ratliff spojrzał w tęczówki kobiety; znał ten

wzrok.

– Stówa i godzina dla ciebie – Powiedziała sucho, z jej twarzy nie spływał zadziorny uśmiech.

– Nie za wysoko się cenisz? – Odparł, a w jego głosie pobrzmiewał sarkazm.

Kobieta zmrużyła oczy

– A kim ty do cholery jesteś, że będziesz ze mnie szydzić?

Choć miał ochotę wdać się w kłótnię, postanowił nie zniżać się do podjęcia dyskusji z prostytutką.

Zaśmiał się pod nosem.

– Wybacz, raczej pociągają mnie młodsze.

– Kiedyś nie przeszkadzało ci, że jestem starsza – Rzekła rudowłosa, a na jej twarz wstąpił

szeroki uśmiech.

Blondyn poczuł mocny dreszcz przeszywający całe jego ciało. Wzdrygnął się.

– Wyrosłeś na konkretnego faceta. Pyskaty, przystojny, odważny. Zapamiętałam cię jako

strachliwego gówniarza, który buntuje się przeciwko rodzicom – Roześmiała się i poklepała chłopaka

po twarzy – Witaj po latach, Tommy.

– Nie sądziłem, że kiedykolwiek cię spotkam – zająkał się i patrzył na jej twarz; nie mógł

uwierzyć, że tak bardzo zmieniła się w ciągu dziesięciu lat.

– Niedawno skończyłam odsiadkę – Ruszyła przed siebie, roznosząc po okolicy stukot obcasów

– Chodź.

Tommy ruszył jej śladem

– Kiedy cię wypuścili?

Dziewczyna przeczesała bujne loki

– Nie wiem, przestałam liczyć czas. Rok, może dwa. Rozstaliśmy się, gdy zapadł wyrok,

pamiętasz? – Uśmiechnęła się posępnie i sięgnęła po lusterko, by poprawić rozmyty przez mżawkę

makijaż.

Page 192: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

192

Nie sposób zapomnieć. Ty. Przyczyna mojej wiecznej niezgody z bratem, z rodzicami. Ty, moja pierwsza,

wielka miłość. Sprawczyni zamętu, nigdy niezasypiająca królewna, wypędzona z łóżka niewinności.

Ratliff zawahał się

– Nie sposób zapomnieć. Tak wiele się zdarzyło w tym czasie. Nie, to nie może być prawda… To

nie może być prawda – Zatrzymał się i rozejrzał. Usłyszał za plecami pusty śmiech.

– Kto ci pokazał czym jest życie? No kto, dzieciaku? – Zawiesiła dłonie na jego szczupłych

ramionach.

Zmrużył oczy i wziął głęboki oddech. Poczuł niebezpieczeństwo tkwiące w jego głowie; wszystkie myśli,

wspomnienia zaczęły gwałtownie wracać.

– Muszę już iść – Powiedział prędko i ruszył dalej, próbując uporządkować chaos tkwiący w

jego głowie. Nie mógł poukładać myśli; przed chwilą, po blisko dwunastu latach stanął twarzą w twarz

ze swoją pierwszą partnerką; kobietą, która dała mu najpoważniejszą lekcję w życiu. Pobiegł w stronę

Radisson Sas i wyjmując z kieszeni kartę magnetyczną otworzył drzwi swojego pokoju. Spojrzał na

szczeniaka, który uroczo drzemał na poduszce Adama. Tommy usiadł na łóżku i podparł czoło o dłonie,

wyczuwając ich drżenie. Chwycił swój telefon i wybrał numer do Lamberta.

***

– Postąpiłeś źle. Dokonałeś fatalnego wyboru. Cholera, jak mogłeś to zrobić? – Menadżer

chodził po pokoju i finalnie zawiesił ręce na biodrach.

Adam spuścił wzrok

– Nie chcę nikogo narażać.

– To absurd! – Krzyknął i odwrócił się w stronę mężczyzny – Camila ma wrócić i nie obchodzi

mnie to jak ją przeprosisz. Jeśli chcesz naprawdę uszczęśliwić Tommy’ego, odizoluj go od siebie.

Ściągasz na niego wszystkie nieszczęścia i winisz innych, bo sam nie potrafisz się przyznać do tego, że

pieprzysz mu życie.

– Mam tego dość – Warknął czarnowłosy i opuścił ciasną garderobę, trzaskając przy tym

drzwiami.

– Kochany, czekaj! – Zawołała z korytarza Brooke, która podbiegła do Adama i złapała go za

ramię. Wokalista odwrócił się i spojrzał w jej oczy.

– Mam tego dość, wszystko się niszczy… – Nim zdążył wypowiedzieć ostatnie ze słów, tancerka

mocno go przytuliła.

Page 193: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

193

– Słyszałam, co mówił ten pajac. Nawet nie myśl brać sobie tego do serca – Odgarnęła czarne

kosmyki z jego czoła – Tommy cię kocha i potrzebuje. To nie ulega wątpliwościom. Nie próbuj sobie

wmówić, że jest inaczej – Uśmiechnęła się delikatnie i przechyliła głowę – Kiedy jesteś smutny, nie

mogę cię rozpoznać.

Adam przytulił tancerkę mocniej i pogładził jej brązowe loki.

– Tak sądzisz? – Spytał ciepłym głosem.

Uśmiechnęła się szerzej i pogłaskała jego policzek

– No pewnie, że tak. Uciekaj do niego, my z Terrancem, Taylorem i Sashą przećwiczymy nasz

układ i wybierzemy się do klubu.

– Miłej pracy, do zobaczenia, kochana – Ucałował jej policzek i ruszył w stronę drzwi. Zrobiło

mu się lżej na sercu; Brooke była jedyną osobą obok Ratliffa, która potrafiła w mgnieniu oka przywrócić

mu dobry nastrój. Gdy wsiadł do zamówionej wcześniej taksówki, poczuł wibracje w prawej kieszeni.

Wysunął telefon i natychmiastowo odebrał połączenie.

– Zawsze dzwonisz, gdy o tobie pomyślę, co za zbieg okoliczności – Rzekł z uroczym śmiechem

– Jak sobie radzisz?

– Myślisz o mnie bez przerwy, przyznaj się. Przyjedź do mnie jak najszybciej – Rzekł Tommy.

– Wszystko w porządku? – Spytał wokalista, przeczuwając, że mogło stać się coś złego.

– Tak, Adam. Po prostu potrzebuję cię. Chcę, byś był obok mnie – Powiedział ze spokojem i gdy

wymienili słowa pożegnania, rozłączył się.

***

Mimo późnej godziny, ruch na drogach niemieckiej stolicy nie ustawał. Mimo że dystans do pokonania

był krótki, objazdy i korki nie pozwoliły na swobodne przemieszczenie się między dwoma budynkami.

Po dwudziestu minutach Adam zapukał do hotelowego pokoju, licząc, że nie będzie musiał poszukiwać

w torbie małego czytnika. Drzwi otworzyły się, stanął w nich blondwłosy chłopak.

– A pan do kogo? – Spytał Tommy, podpierając się o framugę.

– Do najseksowniejszego chłopaka, jakiego kiedykolwiek widziałem – Uśmiechnął się Adam,

patrząc w czekoladowe oczy Ratliffa.

– Właściwy adres – Blondyn otworzył drzwi szerzej, złapał Adama za kurtkę i przyciągnął do

siebie. Lambert zamknął oczy i poczuł na swoich ustach rozgrzane wargi Tommy’ego, które zaczęły

błądzić między twarzą a szyją.

Page 194: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

194

– Co za powitanie… – Zamruczał Adam, ściągając kurtkę, która upadła na podłogę.

Ratliff otworzył oczy, wpatrując się w tęczówki Adama. Nie potrzebował niczego więcej.

– Chodź ze mną – Rzekł i wkroczył do dużej, jasnej łazienki. Dominującymi kolorami były biel i

wiele odcieni szarości. Tonalne oświetlenie wprowadzało romantyczny nastrój, a ponad umywalkami

zawieszone były potężne lustra. Adam zbliżył się do basisty i jednym ruchem posadził go na

marmurowym blacie. Blondyn zaplótł palce za karkiem ukochanego i delikatnie przechylił głowę.

– Wspólny prysznic? – Zaproponował Adam, uśmiechając się przy tym.

Tommy znacząco pokiwał głową i wplótł palce we włosy Lamberta.

Nie chcę wracać do wspomnień. Chcę żyć tym, co dzieje się teraz. Tym, co jest między nami. Nigdy nie

popełnię błędu. Nigdy.

36. Żywe wspomnienia

Księżyc tej nocy schował się za chmurami, a granatowe sklepienie sprawiało wrażenie opustoszałego.

Chłodne powietrze wpływało szczeliną do hotelowego pokoju, wprawiając cienką kołdrę w drżenie.

Tommy przewrócił się na bok i wziął głęboki oddech; gdy uchylił powieki spostrzegł, że wskazówki

zegara wskazują godzinę trzecią w nocy. Zatrząsał się, gdy zimny podmuch owiał jego odsłonięte ramię.

– Adam? – Odwrócił głowę, licząc na to, że jego partner śpi. Odpowiedzią była cisza.

W jego głowie kłębiło się mnóstwo myśli; nie mogąc ich poukładać, zdecydował się inaczej rozwiązać

ten problem. Powoli zwlókł się z łóżka, naciągnął na biodra wąskie spodnie, a na ramiona zarzucił

skórzaną kurtkę. Pochylił się nad ciałem Adama i złożył na jego czole delikatny pocałunek. Nim słońce

wzeszło na sklepienie jaśniejącego nieba, Tommy znajdował się już na drugim końcu miasta.

***

– Och Adamie, dla Pana jak zawsze najświeższa kawa – Powiedziała z uroczym uśmiechem

siwiejąca kobieta i postawiła na ladzie filiżankę aromatycznego napoju. Czarnowłosy wokalista

odwzajemnił ciepły uśmiech, chwycił białe, porcelanowe naczynie i ruszył w kierunku garderoby.

– Przepraszam? – Usłyszał za plecami głos Alexa. Nowy basista trzymał w dłoni pudełko

kolorowych kostek gitarowych.

Page 195: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

195

– Słucham? – Spytał spokojnie Adam, ogrzewając dłonie ciepłą filiżanką.

Młody mężczyzna odgarnął z czoła kosmyki włosów i zbliżył się do wokalisty, który poczuł zapach

mocnych, męskich perfum.

– Mam umowę na miesiąc. Istnieje szansa, że zostanę tutaj dłużej? – Spytał Lamberta,

podpierając się ściany.

Adam poczuł jak wzbiera się w nim złość

– Porozmawiamy o tym przy innej okazji – Rzekł, a gdy gwałtownie się odwrócił w przeciwnym

kierunku, zderzył się z Terrancem. Zawartość filiżanki znalazła się na kurtce Lamberta, który krzyknął

ze wściekłością.

– Idioci!

Nim zdążył posłać konkretną wiązankę, tancerz wciągnął go do garderoby.

– Przymknij się – Mruknął i chwycił przypadkową bluzkę, by wytrzeć aromatyczną kawę z kurtki

wokalisty.

Lambert zmrużył oczy i fuknął obrażony

– Gdzie ten dupek?

Tancerz podniósł wzrok

– Dupków mamy tutaj pełno.

Czarnowłosy przewrócił oczami

– Mam na myśli Tommy’ego – Rzucił ze zdenerwowaniem i rozpiął kurtkę, którą rzucił na fotel.

– Nie wiem, nie odzywał się. Myślałem, że jesteście nierozłączni.

– Ostatnio nie łapiemy zasięgu – Mruknął Adam i przeczesał roztrzepane włosy.

– Co? – Terrance spojrzał ze zdziwieniem.

Lambert przewrócił oczami – Chodź – Chwycił tancerza za ramię i ruszył w kierunku pustej sceny

– Jeśli położymy dzisiejszy koncert, czeka nas beznadziejny los.

***

– To mój świat – Rzekła rudowłosa, wychudzona prostytutka, obracając się w ciasnym,

brudnym mieszkaniu.

Page 196: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

196

– Trochę bałaganu… – Mruknął niepewnie Tommy, starając się nie zahaczyć o wiszące pod

sufitem kable.

– Gdybyś uprzedził, wyprałabym pościel – Rzuciła chłodnym głosem i odpaliła papierosa,

zaciągając się jego dymem. Tommy obserwował jej finezyjne ruchy; choć nie miała klasy, było w niej

coś, co dodawało atrakcyjności.

– Palisz? – Spytała, podsuwając basiście papierosa do ust – To tylko tytoń – Dodała. Przejął

papierosa z jej dłoni i usiadł w fotelu.

– Teraz jesteś już dużym chłopcem. Nie można ci niczego zabronić – Uśmiechnęła się,

zakładając nogę na nogę – A więc co mi dziś powiesz, mój drogi? – Tajemniczy uśmiech nie spływał z

jej twarzy.

Blondyn wzruszył ramionami i niepewnie uniósł wzrok. Dziewczyna zbliżyła się do niego i przeczesała

palcami jasne włosy – Lubisz eksperymentować?

– Co masz na myśli? – Spytał głośnym szeptem, wbijając paznokcie w skórzane, przetarte

oparcie.

– Widziałam na tapecie w twoim telefonie zdjęcie jakiegoś faceta. Zdaje się, piosenkarza, dla

którego pracujesz. Coś was łączy?

Tommy nie wiedział co odpowiedzieć; choć ich związek miał pozostać dla świata tajemnicą, nie chciał

wypierać się wszystkiego, co razem zbudowali.

– Tak.

Uśmiechnęła się pod nosem i poprawiła zsunięte do połowy ud pończochy. Każdy gest, nawet

najbardziej banalny, był niebezpiecznie prowokujący.

– Próbowałeś jednocześnie z kobietą i mężczyzną? – Usiadła na jego kolanach. Przez ciało

basisty przeszedł elektryzujący dreszcz, który zakończył swą podróż na wrażliwej skórze karku.

– Nie.

Na jej twarz wstąpił szeroki uśmiech

– Stałeś się bardzo małomówny. Nie wiedziałam, że kręcą cię faceci – Dopaliła papierosa i

zgasiła go na poszarzałym dywanie. Popiół przybrudził ciemnokremowy fragment szorstkiej

powierzchni.

Tommy wzruszył ramionami

– Sam dowiedziałem się o tym niedawno.

Page 197: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

197

Pochyliła się nad jego uchem; poczuł zapach ciężkich, kobiecych perfum.

– Chciałabym zobaczyć was razem. To musi być gorące – Wyszeptała zmysłowo, nie kryjąc

zainteresowania, jakim wciąż darzyła Tommy’ego.

Ratliff uniósł wzrok

– To wszystko skończyło się tak nagle.

Ujęła jego podbródek i spojrzała mu w oczy

– Więc czas to kontynuować – Zbliżyła się do niego tak bardzo, że czuł jej oddech na swojej

twarzy.

***

– Idzie nam świetnie – Uśmiechnął się Adam, wypijając duszkiem całą szklankę wody, po czym

zerknął na zegarek – Trzy minuty i wracamy na scenę.

– Te przerwy są zdecydowanie za krótkie – Wydyszał Monte, spoglądając na dziewczynę, która

zastępowała Camilę – Dajesz radę?

– Jasne – Uśmiechnęła się i spojrzała na nowego basistę – A ty, Alex?

Chłopak znacząco pokiwał głową i uderzał palcami w blat, na którym siedział Adam.

Drzwi gwałtownie się otworzyły; ku zaskoczeniu wszystkich stanął w nich Tommy. Oddychał szybko; na

jego twarzy malowało się silne zdenerwowanie. Bez wahania podszedł do Alexa, który otarł wilgotne

czoło.

– Zagram za ciebie resztę koncertu – Powiedział do chłopaka, który ze zdezorientowaniem

zwrócił wzrok w kierunku Adama.

– Tommy, nie możesz – Rzekł Lambert, lecz basista stanął przed nim i spojrzał głęboko w oczy;

jego wzrok był przeszywający.

– Pocałujesz mnie. Dzisiaj, na tym koncercie. Pokaż, że należę do ciebie. Żadnych słów, po

prostu zrób to dla mnie – Rzekł w chwili, gdy w pomieszczeniu zapadła cisza.

– Tommy… – Zająkał się Adam. Bicie jego serca gwałtownie przyspieszyło – Nie możemy.

– Zrób to – W jego głosie słychać było nutę beznadziei, strachu i pragnienia ucieczki. Opuścił

garderobę, jako pierwszy i ruszył w stronę sceny. Adam czuł na sobie wzrok pozostałych; starając się

nie dopuścić do sytuacji, w której rozpoczną rozmowę udał się za basistą, rzucając do reszty muzyków

krótkie.

– Czas na nas.

Page 198: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

198

Gdy wszyscy znaleźli się na scenie i kolejne utwory rozbrzmiały w koncertowej hali, wszystko

rozpoczęło się na nowo. Tommy, czując silny ból w prawej dłoni starał się grać idealnie; nie chciał

ponieść porażki w chwili, gdy szykował się na zwycięstwo. Teraz nie liczyło się nic innego; oślepiające

światła zaczęły mieszać w jego umyśle. Zaczęły przywoływać przeróżne, zgubne obrazy. To był ostatni

moment. Ostatnia chwila, by zapobiec zatraceniu się w odmętach przeszłości. Krawędź przed

przepaścią, gdzie jak żywe czekały wszystkie zdarzenia z młodych lat. Zacisnął powieki, a do jego uszu

dopływały dźwięki gitary Montego. Nie mógł ocenić, jaki utwór obecnie jest rozgrywany; w jego głowie

rozbrzmiewały jednocześnie Sleepwalker, Voodo oraz Whataya want from me. Palce machinalnie

sunęły po grubych strunach ciężkiego basu. Zarejestrował moment, w którym krzyki przybrały na sile;

odważył się uchylić powieki. Adam stał tuż obok i jedną dłonią chwycił podbródek chłopaka. Tommy

ufnie spojrzał w jego oczy; melodyjna solówka zdawała się nie mieć końca.

– Pocałuj mnie – Wyszeptały bezgłośnie wargi Tommy’ego. Adam zbliżył do niego głowę, mając

świadomość, jak wiele ryzykuje w tym momencie. Objął chłopaka i złączył z nim swe usta w najbardziej

namiętny, uroczy i pełen miłości sposób, na jaki było go stać. Dłonie Tommy’ego powędrowały na

ramiona wokalisty, który przyciągnął do siebie ciało niższego chłopaka. Świat przestał się liczyć; krzyki,

wrzaski, flesze, omdlenia – nie sposób opisać słowami, jaką burzę może wywołać jeden pocałunek.

Adam odsunął nieznacznie głowę i uśmiechnął się do swojego chłopaka.

– Cały świat zaraz się dowie.

– I dobrze… I tak powinno być – Delikatny, lecz niepewny uśmiech wstąpił na onieśmielone

oblicze Tommy’ego.

37. Walka

– Boże drogi, co wy zrobiliście! – Krzyknęła Brooke, która jako ostatnia wbiegła do garderoby i

rzuciła się Adamowi na szyję, całując go przy tym w policzek. Tommy nieśmiało się uśmiechnął, gdy

Lambert posłał mu buziaka.

– Lepiej nie zaglądaj do internetu, tam na pewno jest już burza. LiesAngeles i Twitter już

zdominowane przez najbardziej uroczy homo–pocałunek – Uśmiechnęła się Sasha, siadając na

wygodnej kanapie.

Monte jako jedyny spośród członków zespołu nie skomentował zajścia, jakie miało miejsce na scenie.

Dwa razy zaśmiał się pod nosem i powrócił do swoich spraw.

Page 199: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

199

– Zaraz wrócę – Tommy wyminął Adama, po czym opuścił garderobę. Przeszedł całą długość

wąskiego korytarza, by znaleźć się w toalecie, która na szczęście okazała się być pusta. Oparł się o zimną

ścianę i spojrzał na wyświetlacz telefonu; jedno nieodebrane połączenie. Zimny dreszcz przebiegł linię

jego kręgosłupa. Skasował listę połączeń przychodzących i szukał numeru do Camili; wcisnął zielony

przycisk.

– Słucham? – W telefonie rozbrzmiał nieśmiały, dobrze znany mu głos.

– Cześć Cam. Tu Tommy – Blondyn wbił wzrok w jasną terakotę – Jak się masz?

Na moment zawiesiła głos; zastanawiała się, co skłoniło Ratliffa do wykonania tego telefonu.

– Wszystko w porządku. Mam w planach założenie własnego zespołu. A co u ciebie?

Tym razem cisza zapadła po drugiej stronie. Blondwłosy basista oparł obolałą dłoń o kamienny parapet

i westchnął cicho – Camila, jeśli zrobię coś głupiego, proszę, obiecaj, że zapewnisz każdego, że wszystko

jest w porządku.

– Tommy?

Blondyn milczał; czuł, że jego żołądek przesuwa się w stronę gardła. Zaczął gubić się we własnych

myślach i słowach

– Pocałowaliśmy się dziś. Na scenie.

Grey roześmiała się serdecznie

– To musiał być niezwykły widok. Liczę, że zobaczę was w sieci.

– Z pewnością youtube już dysponuje jakimś nagraniem… – Cały entuzjazm Tommy’ego

natychmiastowo opadł. Ich rozmowa przypominała pierwszą gadkę nowo poznanych,

niezainteresowanych sobą dzieci – Przepraszam, że marnuję twój czas.

– Nawet tak nie mów. Jak toczy się śledztwo? Wiesz już coś więcej?

– Nadal nic. Chciałbym zamknąć ten rozdział, ale Adam na to nie pozwoli. Dziękuję ci, Camila.

Trzymaj się – Rzekł w chwili, gdy do łazienki wszedł obcy mężczyzna. Zamknął się w jednej kabinie i

mruknął pod nosem kilka słów, przeklinając swoją pracę.

***

Miejskie latarnie zaczęły świecić, a ich blask w połączeniu z wieczorną mgłą sprawiał, że powietrze

zdawało się przybrać mleczny odcień. Adam pakował swoje rzeczy do torby, gdy usłyszał za plecami

dźwięk uchylanych drzwi

Page 200: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

200

– Jest Alex? – Spytała Brooke, zaglądając do garderoby. Lambert przecząco pokiwał głową, nie

odwracając się za siebie. Tuż po chwili poczuł delikatne, kobiece dłonie na swoich plecach – Co się

dzieje?

Nie dało się ukryć; młoda dziewczyna zawsze potrafiła wyczuć zmianę nastroju swojego najlepszego

przyjaciela.

– Ostatnio rozmawiałem z menadżerem – Rzekł Adam i odwrócił się w stronę Brooke –Wini

mnie za postrzelenie Tommy’ego.

Dziewczyna uniosła brwi

– Nie rozumiem.

Czarnowłosy wokalista cicho westchnął i usiadł, opierając się plecami o skórzany fotel

– Myślę, że ma trochę racji. Ludzie są wściekli, nietolerancyjni, nie chcą takich jak ja czy on.

Powinienem był go chronić, nie pozwolić mu się ze sobą związać…

Brooke wymierzyła wokaliście policzek

– Cofnij to, co powiedziałeś.

Adam jęknął cicho i przyłożył dłoń do piekącej skóry

– Co ty…

– On nie jest dzieckiem i świadomie zdecydował się na wszystko, co może się wydarzyć –

Powiedziała tancerka, kucając przed Lambertem – Cholera, słyszysz samego siebie? Mógłbyś od niego

teraz odejść?

Lambert poczuł nieprzyjemne ukłucie w żołądku

– Nie. Ale ten pocałunek może mieć zgubne skutki.

– Przestań się przejmować, przecież to praca. Paparazzi was na niczym nie przyłapali w tak

zwanym życiu prywatnym – Rzekła dziewczyna, biorąc dłoń Adama w swoje ręce – Tommy jest teraz

bezpieczny i bardzo cię potrzebuje. Dobrze sobie radzi, zagrał pół koncertu. On to wszystko robi dla

ciebie.

– I tak sądzę, że powinienem dać na wstrzymanie. Nie wiem, zawiesić nasz związek do czasu aż

wyjaśni się, kto stał za próbą zabójstwa. Być dla niego chłodniejszy. Nie rozniecać większych emocji.

– Wstyd mi za ciebie, że to mówisz – Brooke wstała i pokręciła głową – Przestań się

zastanawiać, czasu nie cofniesz. Jeśli teraz się od niego odsuniesz, całkowicie straci w tobie wsparcie,

a przecież tego nie chcesz – Rzekła, przeczesując wokaliście włosy.

Page 201: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

201

Lambert delikatnie się uśmiechnął

– Kocham go.

– Wiem o tym – Odwzajemniła subtelny uśmiech – On też to wie.

– Brooke? Chciałbym ci wyjawić moją tajemnicę, ale… – Zawiesił głos – Ale przyjdzie na to czas.

***

Mimo wczesnej godziny, Adam oraz Tommy znaleźli się już w łóżku.

– Fani nas kochają – Zaśmiał się Lambert, przeglądając najświeższe wpisy na twitterze. W

międzyczasie zaglądał na pocztę, oczekując maila od menadżera, który o zajściu miał się dowiedzieć z

innych źródeł; ostatnie dwa dni spędzał poza miastem i nie miał czasu osobiście zadbać o zespół. Mike;

wychudzony, zezowaty zastępca, będący chłopcem na posługi nawet bał się wykonać telefon do szefa.

Wolał udawać, że takie zajście jak pocałunek uszło jego uwadze.

Tommy nie silił się na uśmiech; wiedział, że Adam i tak jest zbyt pochłonięty swoim zajęciem. Blondyn

obracał w palcach telefon

– Boisz się ciemności?

Lambert na moment oderwał wzrok od laptopa

– Chyba każdy ma przed tym lęk. Nigdy nie wiesz co może cię spotkać.

Tommy przygryzł dolną wargę i wpatrywał się w podłogę. Adam zbliżył się do niego

– Za to ty przy mnie nie musisz się niczego bać – Uśmiechnął się i przesunął palcami po bladym

policzku basisty, który sprawiał wrażenie nieobecnego – Jesteś zmęczony, to był ciężki dzień. Idziemy

spać?

Ratliff uśmiechnął się i pokiwał głową. Zszedł z łóżka, by zgasić światło i wrócił tam ponownie, kładąc

się obok wokalisty. Lambert odłożył laptopa i wziął głęboki wdech, wtulił się w poduszkę i zamknął

oczy, mówiąc ciche „dobranoc”.

– Dobranoc – Odparł szeptem basista i zamknął oczy.

W jego głowie szumiało; czuł narastające napięcie, którego nie potrafił opanować. Zamknął oczy i wtulił

się w ciało Adama, który w odpowiedzi objął go ramieniem. Czuł się bezpieczniej; mimo natłoku myśli

i powracających mdłości, udało mu się zasnąć.

***

Obudził się w środku nocy. Gdy otworzył oczy, silny ból przeszył jego skronie na wskroś. Metaliczny

posmak w ustach stał się jeszcze bardziej intensywny niż przed kilkoma godzinami. W pewnej chwili

Page 202: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

202

poderwał się i pobiegł do łazienki, czując, że zaraz zwymiotuje. Klęknął nad ceramiczną obudową

toalety i przycisnął dłoń do żołądka, który od jakiegoś czasu zachowywał się, jakby wędrował po całym

brzuchu. Stres; potworny strach, który wplątał się w jego życie wraz z powrotem byłej dziewczyny

stawał się coraz trudniejszy do zniesienia. W duchu modlił się, by nie obudzić Adama, który zaraz

postawiłby na nogi całe miasto. Tommy zacisnął powieki i poczuł jak nieprzyjemne uczucie stopniowo

słabnie. Oparł się o ścianę i odetchnął. Miał ochotę krzyczeć; zburzyć wszystkie ściany, wybić okna i

wyrazić bezgraniczną wściekłość, jaką kierował wprost na samego siebie. Zsunął się na podłogę i

bezwładnie opadł na posadzkę, czując na policzku chłód. Po jego twarzy spłynęła ciepła łza, która

wytyczyła wilgotną ścieżkę na bladym policzku.

***

– Frajerze, spieprzyłeś sprawę, mam gliny na ogonie! – Wrzasnęła młoda kobieta, wrzucając do

torby przypadkowe ubrania.

– Nie wiń mnie za to – Odwarknął mężczyzna, gorączkowo szukając biletów – Stacje lotnicze

jeszcze są wolne. Mamy kilka godzin na lot do USA.

Dziewczyna spojrzała szatynowi w oczy. Z całych sił uderzyła go w policzek

– Jesteś żałosny. Żałosny.

38. Przegrana

Budzik w telefonie rozbrzmiał punktualnie o dziewiątej rano. Adam ziewnął ospale i uniósł powieki

– Tommy, miałem świetny sen – Rzekł z nieustającym uśmiechem, wpatrując się w sufit.

Poklepał pościel, by znaleźć dłoń basisty.

– Opowiedz – Rzekł cicho Ratliff i zacisnął palce na dłoni Lamberta, który przeciągnął się,

wydając cichy pomruk.

–Było niesamowicie romantycznie – Uśmiechnął się Adam – Ty, ja, luksusowy domek poza

miastem… – Zaczął mówić i zbliżył się do basisty, delikatnie muskając czubkiem nosa jego policzek –

Może powinniśmy się gdzieś udać, by odpocząć od wielkiego miasta?

Tommy wpatrywał się w niebieskie tęczówki Adama. Uwielbiał optymizm, którego aż nadmiar

dostrzegał w spojrzeniu ukochanego

– Na razie nie mamy na to czasu…

Page 203: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

203

Lambert przesunął palcami po miękkich włosach blondyna

– Niedługo będziesz mógł wrócić na scenę – Rzekł Adam, patrząc na dłoń basisty, która goiła

się coraz lepiej.

Tommy szybko się odwrócił, dosiadł biodra wokalisty i pochylił się nad nim, składając na ciepłych ustach

delikatny pocałunek. Bez uprzedzenia zaczął składać drobne pocałunki na jego szyi, wsłuchując się w

ciche westchnienia i tłumione pomruki. Ręce czarnowłosego natychmiastowo znalazły się na bokach

Ratliffa, przesuwały się do góry i w dół i wbiły się w jasną skórę w chwili, gdy Tommy przygryzł dolną

wargę Adama.

– Muszę jechać na wywiad… – Mruknął niechętnie wokalista chwilę przed tym, gdy szczupły

muzyk zatopił język w jego ustach. Fala gorąca natychmiast przeszyła jego ciało; nie pamiętał, kiedy

ostatni raz pozwolił sobie na intymny moment ze swoim chłopakiem. W pewnej chwili Ratliff

nieoczekiwanie ścisnął nadgarstki silniejszego od siebie mężczyzny i przybił je do łóżka. Adam rozchylił

usta zdziwiony postawą uległego dotąd chłopaka, który właśnie starał się przejąć inicjatywę. Tommy

zmrużył oczy i obrysował czubkiem języka kontur warg Adama, kończąc ten gest muśnięciem nosem

jego nosa. Lambert roześmiał się cicho

– Naprawdę muszę iść – Rzekł, przesuwając palcami po policzku basisty. Odsunął go i

pospiesznie wstał. Udał się do łazienki i zamknął za sobą drzwi. Oparł się o zimną ścianę i zacisnął

powieki.

– Adam…? – Głos basisty brzmiał delikatniej niż zwykle. Lambert usłyszał ciche stuknięcie

palców w drewniane drzwi.

– Spieszę się, kochanie. Gdy wrócę, porozmawiamy – Odparł. Bolały go słowa, które musiał

wypowiedzieć. Ślepo wierzył w ich słuszność, ale miał w tym cel – chronić Tommy’ego, nawet, jeśli

logika jego postępowania pozbawiona była sensu. By nie dopuścić do dyskusji, odkręcił ciepłą wodę i

wszedł pod prysznic.

***

Biuro prasowe znajdowało się na drugim końcu miasta. Lambert sięgnął po gazetę leżącą w pokoju, by

choć na moment się czymś zająć. Nie miał najmniejszej ochoty rozmawiać z menadżerem, który

zapewnił Adama, że na najświeższy, drażliwy temat porozmawiają niebawem. Westchnął pod nosem

i pokręcił z niechęcią głową. Pomyślał o wieczorze, który miał niebawem nastać; włączył twittera i

rozesłał do wszystkich członków zespołu wiadomość o treści

„bawimy się w Minodigo o 8”

Page 204: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

204

Wiadomości zwrotne przyszły natychmiastowo; jedynie Taylor odmówił uczestniczenia w zabawie,

tłumacząc się randką, w którą i tak nikt nie uwierzył.

– Panie Lambert? – Wysoka blondynka weszła do pokoju – Proszę wybaczyć mi spóźnienie –

Rzekła, siadając na kanapie tuż obok wokalisty – Zajmę Panu nie więcej niż godzinę – Uprzedziła,

włączając dyktafon. Adam uśmiechnął się i odłożył kolorowy magazyn.

– Kiedy zamierzasz wrócić do Stanów? – Spytała, otwierając niebieski notes.

Wokalista oderwał się od myśli skupionych wokół Tommy’ego

– Trasa przewiduje kilka koncertów w Europie, ostatni zagramy w Holandii. Myślę, że za niecały

miesiąc wrócimy do domu i zrobimy kilka miesięcy przerwy.

Blondynka uśmiechnęła się niepewnie i wygładziła beżową spódnicę tuż przed tym, gdy fotograf zaczął

robić serię zdjęć

– Ostatnio na scenie doszło do pocałunku między tobą a jednym z muzyków. Czy coś was łączy?

Wzrok menadżera mówił jedno. Wyrażał mniej więcej „zginiesz nim stąd wyjdziesz, Lambert”. Adam

zwrócił się ku dziennikarce

– To tylko praca, prowokacja. Tak naprawdę jesteśmy przyjaciółmi. Tommy nie jest w moim

typie, z resztą on woli kobiety. To nie miałoby sensu i szans – Uśmiechnął się w odpowiedzi i oparł

plecami o kanapę.

– Czy może nas pani zostawić sam na sam? – Spytał menadżer. Ton jego głosu sprawił, że

wysoka, młoda dziewczyna opuściła pokój w kilka sekund, a niski, starszy mężczyzna z aparatem udał

się za nią. Opiekun zespołu podszedł do Adama

– Tego nam kurwa trzeba było! – Wrzasnął, ciskając dyktafonem w ścianę – Kto uwierzy w te

brednie?!

Lambert wstał

– Nie będziesz podnosił na mnie głosu!

– Jeśli jesteś gejem i wszyscy o tym wiedzą to nie wzbudzaj większych sensacji! Pracujesz dla

mnie i jeśli nie będziemy osiągać kompromisów, pożegnasz się z karierą już w tym tygodniu –

Powiedział, a w jego oczach malowała się wściekłość. Czarnowłosy zacisnął zęby i wyszedł z pokoju,

trzaskając przy tym drzwiami. Zignorował dziennikarkę, która próbowała go zatrzymać.

Nienawidzę was. Nienawidzę was wszystkich. Już dawno nie poczuł się tak poirytowany. Opuścił

budynek redakcji i wsiadł do najbliższej, wolnej taksówki

Page 205: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

205

– Do najbliższego baru, proszę – Powiedział, zamykając za sobą drzwi. Choć nigdy nie pochwalał

impulsywnego, nieprzemyślanego działania, tym razem nie dbał o to.

***

Tommy stał na balkonie, wypalając kolejnego papierosa. Jest mi ciężko, czemu mi nie pomagasz? Nie

zależy ci na mnie? Rzucił niedopałek za barierkę i odwrócił się tyłem do panoramy miasta. Wrócił do

laptopa i rzucił się na łóżko, które niebezpiecznie skrzypnęło. Odświeżył pocztę, by sprawdzić nowe

wiadomości. Jego skrzynka była pełna, choć przeczytał wszystkie e–maile niecałe pół godziny temu.

Otworzył pierwszego z nich; był tam tylko jeden krótki link do strony internetowej. Kliknął; jego oczom

ukazało się zdjęcie Adama i młodej dziennikarki.

– Czy coś łączy ciebie i Tommy’ego?

Jego wzrok od razu powędrował na pogrubione litery, składające się na odpowiedź Adama.

– To tylko praca, prowokacja. Tak naprawdę jesteśmy przyjaciółmi. Tommy nie jest w moim

typie, z resztą woli kobiety. To nie miałoby sensu i szans.

Nie odrywał wzroku od monitora; zimny dreszcz przeszył jego plecy, a uczucie zakończyło się mocnym

uciskiem w klatce piersiowej.

To tylko prowokacja. Przygryzł wargi, próbując wytłumaczyć sobie, że Adam zmuszony był do tej

wypowiedzi. Tak naprawdę jesteśmy przyjaciółmi. Po tym wszystkim? Po tym co razem przeżyli, tyle ile

przeszli, by stać się parą? To nie miałoby sensu i szans. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek same słowa

wywołają u niego tak gwałtowną zmianę nastroju. Pomyślał o dziewczynie; Pauli, swojej byłej,

wyśnionej miłości. Żołądek podskoczył mu do gardła; kiedy zszedł z łóżka upadł na kolana i poczuł ucisk

w gardle. Mocne pieczenie pod powiekami narastało, lecz mimo tego nie był zdolny do uronienia choć

jednej łzy. Przełknął ślinę i wstał, podpierając się ściany. Nogi odmawiały mu posłuszeństwa, nie

potrafił panować nad swoim roztrzęsionym ciałem. Wziął najbardziej potrzebne rzeczy i wyszedł z

pokoju, zatrzaskując drzwi.

***

Zapukał do drzwi. Otworzyła mu rudowłosa kobieta. Na jej twarzy malował się uśmiech

– Nie spodziewałam się ciebie, kotku – Rzekła, przesuwając palcami po twarzy chłopaka. Poczuł

ostre paznokcie na swoim policzku.

– Przegrałem – Rzekł, wchodząc do jej mieszkania. W pokoju unosił się zapach tanich, męskich

perfum i spermy. Powietrze pełne dymu drażniło jego gardło; pomieszczenie było tak duszne, że

oddychanie sprawiało trudność.

Page 206: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

206

– Co przegrałeś? – Spytała, biorąc butelkę wina. Wzięła kilka łyków i stanęła przed basistą.

Patrzył na nią nieprzerwanie, skupiając uwagę na oczach, wokół których dostrzegł rozmazany makijaż

– Nie wierzę, że znowu stoisz przede mną.

Uśmiechnęła się

– O dziesięć lat starsza.

– O dziesięć lat doskonalsza… – Westchnął, cofając się do drzwi – Nie mogę tu zostać…

– Tommy. Dokąd ty pójdziesz? – Spytała, nie ruszając się z miejsca.

– Mam faceta. Kocham go. Jest nam dobrze.

– Gdyby było wam dobrze, nie stałbyś teraz w tym pokoju – Rzekła – Nie wracałbyś. Nie walcz

ze sobą, kochany. Rób to, co czujesz, to czego chcesz. Nie zmienisz koloru nieba, nie zmienisz swoich

uczuć.

– Nie chcę tu być – Rzekł, zaciskając dłonie w pięści. Nie wierzył, że poddaje się w walce z

samym sobą.

– Więc wyjdź.

Odwrócił się w jej stronę. Podszedł zdecydowanie, złapał ją za ramiona i pocałował najmocniej jak

potrafił. Nie był to słodki pocałunek, pełen niewinności i uroku, jak miało to miejsce za każdym razem,

gdy całował usta Adama. Tym razem czuł gorzki smak; nieprzyjemny, odpychający, a mimo to taki,

który przywołuje wszystkie najpiękniejsze wspomnienia.

***

Zbliżała się godzina dwudziesta pierwsza. Niemal cały zespół zajmował jeden ze stolików w

ekskluzywnym klubie. Adam zamówił trzecią szklankę tequili i spojrzał na Montego.

– Nie przyszedł – Mruknął i wyciągnął z kieszeni telefon, by zadzwonić do basisty.

– Daj mu spokój, może potrzebuje od ciebie odpocząć – Odparł Monte, wracając do rozmowy

z Sashą. W pewnej chwili druga strona odebrała połączenie.

– Tommy? Co się dzieje, gdzie jesteś? – Adam przyłożył dłoń do ucha, by lepiej słyszeć Ratliffa.

– Przepraszam. Nie czekaj dziś na mnie – Odparł Tommy.

– Halo? Co? Co masz na myśli? – Lambert wstał i udał się w stronę drzwi, które pchnął i opuścił

budynek. Mimo że jego skóra była rozgrzana, poczuł zimno panujące na zewnątrz.

– Wszystko będzie dobrze. Pozwól mi odejść.

Page 207: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

207

Adam poczuł jak bicie jego serca przyspiesza

– Co ty chrzanisz? Tommy, gdzie jesteś? Piłeś?

Nim zdążył wypowiedzieć ostatnie ze słów, połączenie zostało przerwane.

– TOMMY?! – Wrzasnął do telefonu, nie zauważając, że Brooke wyszła za nim.

– Co się dzieje? – Spytała, stając przed wokalistą. Dostrzegła w jego oczach żal i przerażenie.

Adam wpatrywał się w wyświetlacz telefonu. Nie był w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa.

Uczucie, którego doświadczał nie miało sobie równego; było jak cios zadany tępym nożem.

Chciałbym znaleźć rozwiązanie

Wymazać wszystkie wspomnienia

Bo stale mnie prześladują

Ale nie jest mi tak łatwo powiedzieć żegnaj

Całym sobą chce cię z powrotem w moim życiu

39. Gradient szarości

Wskazówki ściennego zegara wskazywały godzinę pierwszą w nocy. Błoga cisza była w tym momencie

największym przekleństwem; wprowadzała w stan smutku. W hotelowym pokoju numer trzydzieści

osiem znajdowała się jedna osoba.

Adam wpatrywał się w ekran wyłączonego telewizora. Oddychał spokojnie, próbując się wyciszyć;

telefon leżał na szafce, milcząc od ponad godziny. Czarnowłosy westchnął cicho, gdy poczuł przyjemne

otarcie o swoją łydkę. Kiedy otworzył oczy dostrzegł szczeniaka, który pisnął cichutko i ułożył się tuż u

jego stóp.

– Też tęsknisz? – Spytał kundelka, biorąc go na kolana. Mimowolnie uśmiechnął się na widok

błyszczących oczu i pogładził palcami miękką sierść – Pamiętam wieczór, w którym cię znalazł. Kuliłeś

się pod jego kurtką –Dopowiedział szeptem, przytulając ciało pieska do swojej klatki piersiowej.

Brakowało mu bliskości kogoś ważnego.

Page 208: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

208

Szczeniak polizał policzek Adama i ułożył się na jego kolanach, wydając zawodzący pomruk. Wokalista

zacisnął wargi, oparł dłonie o materac. Było już na tyle późno, że jego myśli i emocje zaczęły się

rozmywać w świetle mrugającej lampki, która powinna w pewnym momencie zgasnąć. Tuż po chwili

bez żadnej zapowiedzi drzwi otworzyły się, a stanął w nich Monte.

– Jak się trzymasz? – Spytał, niepewnie przekraczając próg pokoju.

– Jest dobrze – Odparł krótko Adam, powstrzymując drżenie swojego głosu – Gdzie zespół?

– Za drzwiami – Odpowiedział gitarzysta i usiadł obok –Wiem, że nie jestem dobrym

materiałem do rozmów na takie tematy… – Zawiesił głos, gdy zobaczył, że Adam zacisnął powieki – Nie

wierzymy w to, że odszedł. To niemożliwe. Jednego dnia cię kocha, drugiego znika?

– Zastanawiam się, co zrobiłem źle – Odparł szeptem Adam –Dawałem mu za mało ciepła i

miłości. Nie otworzyłem się przed nim tak bardzo jak on otworzył się przede mną. Monte, czemu on

jeszcze nie wrócił… – Rzekł Lambert, spoglądając na wskazówki zegara, które ledwo drgnęły. Nadal

naiwnie wierzył, że zaraz wszystko się odmieni, wróci do normy; to wina miłości. Jej potężna moc

sprawia, że liczymy na drugą osobę, nawet, jeśli inni w nią wątpią.

– Może to chwilowy kryzys – Rzekł Pittman – Kiedy ochłonie, wróci i porozmawia z tobą.

Przecież nie zamknął tego rozdziału kilkoma słowami– Gitarzysta pogłaskał szczeniaka, który zamruczał

cicho – Brooke chce z tobą porozmawiać.

– Nie – Rzekł Adam – Chcę być dzisiaj sam. Proszę.

Monte popatrzył na wokalistę i po chwili znacząco pokiwał głową. Opuścił pokój, zamykając za sobą

drzwi; rozumiał, że każdy potrzebuje czasami pobyć sam na sam z własnymi myślami. Gdy Adam miał

pewność, że przyjaciel oddalił się, o co najmniej kilkanaście kroków, położył się na środku łóżka i

przytulił śpiącego szczeniaka. Ciepłe krople mimowolnie spływały po jego twarzy. Opuścił powieki,

przypominając sobie twarz Tommy’ego. Tak, jakby miał go więcej nie zobaczyć. Jakby każdy dzień

rozmywał wspomnienia dotyczące ich wspólnie spędzonego czasu.

***

– Często to robiliśmy, pamiętasz?– Spytała szczupła, rudowłosa kobieta, spoglądając w

gwieździste niebo. Biały księżyc oświetlał ciemne, poszarzałe chmury, unoszące się nad zasypiającym

Berlinem.

– Z tym, że leżeliśmy w bardziej przytulnym miejscu niż na dachu taniego burdelu na

przedmieściach miasta –Tommy zaciągnął się dymem ostatniego papierosa, którego znalazł w paczce

– Jestem cholernym dupkiem – Rzekł i westchnął, zasłaniając ręką zmęczone oczy.

Page 209: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

209

– Kiedyś było łatwiej – Rzekła rudowłosa, rozglądając się dookoła – Dziecięca niewinność,

niewiedza. Myśl, że na świat składa się opieka rodziców, a najwyższą stawką są zabawki kupione za ich

pieniądze.

– A potem dorastasz – Dodał Tommy – I widzisz, że to bajki, które miały dodać nam odwagi.

Jeśli poznajesz uczucie smutku, pustki, wiesz, że już dorastasz.

– A gdy dodasz do tego poczucie samotności, już dorosłeś – Powiedziała Paula, bawiąc się

bransoletką.

Ratliff milczał długą chwilę

– Czasami jesteśmy samotni z wyboru.

– Ale to nie czyni nas dorosłymi. To sprawia, że możemy nazwać się głupcami – Wstała i

podeszła do krawędzi –Zastanawiałeś się jak cienka linia dzieli nas od życia? Jeden krok i zostawiasz za

sobą cały ten paskudny świat – Rzekła, patrząc na pojedynczych przechodniów.

Tommy podparł się na łokciach

– Świat nie jest zły. To wina ludzi.

– Odszedłeś od swojego faceta. Jesteś jednym z tych, którzy niszczą nasz świat – Odparła,

zwracając się kuniemu. Na jej twarzy malował się niewytłumaczalny uśmiech.

Tommy poczuł silny ucisk w klatce piersiowej na myśl o Adamie. Nie był w stanie powiedzieć ani słowa.

Panująca cisza wprawiała go w coraz silniejsze poczucie winy

– Będę musiał wrócić. Wyjaśnić mu to wszystko… – Westchnął i pochylił się – Chciałbym być

tak silny jak on. Tak szczery i odważny.

– Chodź, Raffi. Muszę wyrwać cię z tej melancholii – Rzekła, biorąc Tommy’ego za rękę i

prowadząc do schodów. Poczuł się jak nastoletni dzieciak, który na nowo przeżywa swój pierwszy

poryw serca; poryw, który był niebezpieczny jak huragan nadciągający w kierunku ogromnego miasta.

Serce, niebędące synonimem rozbudzonych nadziei miłości, a maszyną pompującą ściek zamiast

świeżej krwi.

***

Adam obudził się wczesnym popołudniem. Przesunął palcami po kołdrze, aż dotarł do sąsiedniej

poduszki – pustej i chłodnej. Choć nadal nie docierały do niego wydarzenia z poprzedniego wieczoru,

miał świadomość, że jest sam. Jego jedynym towarzyszem w ciągu tej nocy był mały szczeniak.

Page 210: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

210

Niechętnie postawił stopy na miękkim dywanie i udał się do łazienki. Odkręcił zimną wodę i podstawił

dłonie pod kran, następnie przyłożył je do twarzy. Lodowate igiełki zaszyły się pod jego skórą. Kiedy

uniósł głowę i spojrzał w lustro, zobaczył opuchnięte powieki, smutne oczy, zmęczone oblicze. Zacisnął

wargi i spuścił wzrok

– Tommy – Szepnął, licząc, że zaraz do jego uszu dotrze odpowiedź ukochanego. Cisza.

Wrócił do pokoju i rozejrzał się dookoła. Wszystko zostało nienaruszone; ubrania, osobiste rzeczy

basisty, jedna z jego gitar, którą miał przy sobie non stop. Te wszystkie drobiazgi sprawiały, że Adam

wyczuwa obecność Ratliffa, chociażby za sprawą zapachu jego perfum, które można było poczuć na

jednym z jego szalików. W pewnej chwili rozległo się ciche pukanie

– Proszę – Rzekł Adam, zawieszając dłonie na biodrach. Ujrzał Brooke przekraczającą próg

pokoju

– Cześć – Uśmiechnęła się delikatnie – Jutro jedziemy do innego miasta, pomyślałam, że

pomogę ci się spakować – Zaproponowała, podchodząc do wokalisty.

– Jeśli masz wolną chwilę, to chętnie skorzystam – Odparł Adam, biorąc na ręce szczeniaka –

Słabo się znacie.

Tancerka zaśmiała się cicho i pogłaskała pyszczek pieska

– Jedzie z nami w trasę?

– Podszkolimy go w grze na basie i wygryzie Alexa – Adam całował czubek głowy kundelka i

postawił zwierzę na podłodze.

– Alexowi za dwa tygodnie wygasa umowa – Rzekła Brooke, mając świadomość, że rozmowa

zaczyna poruszać drażliwy temat – Wiesz co to oznacza?

Adam odgarnął włosy do tyłu i westchnął głęboko

– Tommy będzie musiał wrócić do pracy. Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie naszego

spotkania, jeśli do tego czasu nie dojdzie do żadnych wyjaśnień – Usiadł na krawędzi łóżka. Dziewczyna

zajęła miejsce obok przyjaciela

– Wiesz co mogło się stać?

– Nie wiem – Odparł – Ostatnio mieliśmy dużo pracy, przez co odsunęliśmy się od siebie. Ja

ciągle przyjeżdżałem na próby, on chodził swoimi drogami. Nie wiem w co wpadł. Przejdę się,

potrzebuję zaczerpnąć oddechu… – Rzekł Adam i narzucił na ramiona czarny płaszcz. Zerknął na

wyświetlacz telefonu, licząc na choćby jedną wiadomość.

Page 211: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

211

***

Tommy leżał na małej kanapie ustawionej w rogu pokoju. Śledził wzrokiem Paulę, która ze spokojem

przeliczała pieniądze.

– Wypłacę jutro pięćset euro. Opłacisz zaległy czynsz – Rzekł Ratliff, wodząc wzrokiem po

ciemnych ścianach pokoju. Dawno nie miał okazji znajdować się w pomieszczeniu o tak niskich

standardach.

– Pięćset? Chcesz wykupić sobie karnet na numerki? –Uśmiechnęła się chłodno. Basistę

przeszła fala zniechęcenia.

– Po prostu chciałbym, byś z tym skończyła – Rzekł – I tu nie chodzi o zazdrość, ale o twoją

godność.

– Godność? – Schowała pieniądze do szuflady – A co to znaczy?

Nim Tommy zdążył cokolwiek powiedzieć, rozległo się pukanie do drzwi. Kobieta przekręciła klucz w

drzwiach i przywitała podstarzałego mężczyznę w zniszczonym, przybrudzonym garniturze.

– Chcesz zabawić się w większym gronie? – Spytał rudowłosej, gdy dostrzegł Tommy’ego. Ratliff

poczuł jak zawartość żołądka niebezpiecznie przesuwa się ku górze.

– To mój klient – Rzekła do blondyna – Możesz zostać – Dodała, gdy basista udał się w stronę

pomieszczenia, pełniącego rolę kuchni.

„Dziś pół godziny”. „Pół godziny? Nie opłaca mi się nawet rozpiąć bluzki”. „Pół godziny szmato, masz u

mnie dług”.

Tommy odkręcił kurek z zimną wodą i wziął kilka łyków, które załagodziły pieczenie w jego gardle. Do

jego uszu dobiegł odgłos rozsuwanego rozporka. Oparł się o ścianę i uderzył paznokciami w szklankę,

którą trzymał w dłoni. Każdy dźwięk dochodzący z pokoju miał w sobie coś odpychającego, brudnego,

pozbawionego uczuć. Niespełna pięć minut później słyszał ciężkie sapanie, które spowodowało, że

poczuł mdłości. W tamtej chwili zrozumiał jak bardzo brakuje mu wrażliwości i delikatności, które

znalazł u boku Adama.

***

Pub, kawiarnia, klub, kino. Adam nie odnalazł się w żadnym z tych miejsc, choć tak bardzo chciał, choć

na moment oderwać się od dręczących go myśli. Mimo że ulice pełne były przechodniów i

imprezowiczów, Adam postanowił wrócić na piechotę. Wcisnął dłonie w kieszenie płaszcza, by ogrzać

zmarznięte palce i zatrzymał się przy jednej z wąskich ulic, na końcu, której ujrzał część szyldu

Page 212: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

212

znajdującego się przy hotelu, w którym mieszkał. Ruszył skrótem i przyspieszył kroku, gdy ulica zaczęła

sprawiać klaustrofobiczne wrażenie.

– Stówa za noc, chętny? – Usłyszał za sobą kobiecy głos, a zaraz po nim okrzyk innej osoby.

– Interesują mnie tylko faceci – Odparł obojętnym tonem, nie odwracając się za siebie.

– To dokładnie jak ten blondyn od Pauli – Rzekła jedna z kobiet, rozpoczynając rozmowę z inną

prostytutką.

Adam zatrzymał się i zwrócił w stronę jednej z kobiet

– O czym mówisz?

– Mój czas kosztuje – Rzekła szatynka, biorąc łyk słodkiego wina.

Adam wyciągnął z kieszeni kilka banknotów

– Mów wszystko, co wiesz na ten temat.

40. Pajęcza nić

Adam wszedł do budynku przypominającego rozpadającą się piwnicę. Przemierzał długi korytarz, na

środku, którego świeciła jedna, ostra żarówka. Przybrudzone ściany sprawiały klaustrofobiczne

wrażenie zwłaszcza o tej porze nocy, gdy wszystko zdawało się być ciemne lub całkowicie czarne.

Lambert doszedł do drzwi oznaczonych numerem sześć i uderzył w nie pięścią. Każda kolejna sekunda

sprawiała, że złość przybierała na sile. Uderzył trzykrotnie w drewnianą płytę, jednak zrobił to znacznie

mocniej niż poprzednio. Gdy usłyszał metalowy szczęk przekręcanego w zamku klucza, jego serce zabiło

szybciej.

Trudno ocenić czyje zaskoczenie było większe. Adam patrzył na Tommy’ego, jakby ten był postacią z

kreskówki, wrysowaną do świata realnego. Basista natomiast rozchylił usta, otworzył szeroko oczy, a

głos nie mógł wydostać się z jego gardła.

– Co ty tu, kurwa, robisz? – Syknął Adam, opierając dłoń o zimną framugę. Patrzył wprost na

niższego od siebie blondyna, którego przeszył paraliżujący dreszcz strachu.

– Nie powinieneś tutaj przychodzić – Rzekł Ratliff.

Page 213: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

213

– Bierz swoje rzeczy i wychodź. Zabieram cię do siebie – Powiedział sucho Adam i cofnął się na

krok – Bez gadania.

– Nie – Warknął blondyn – Nie mogę wrócić. Nie teraz.

Spojrzeli sobie w oczy. Nie trwało to dłużej niż trzy sekundy; nim Tommy zdołał wykonać jakikolwiek

ruch, Adam pchnął drzwi i wszedł do środka. Zatrzymał się gwałtownie, gdy ujrzał Paulę z podstarzałym

mężczyzną, którzy nie zdążyli jeszcze opuścić łóżka. Nie zamierzali również przestać; Lambert uniósł

wysoko brwi i odwrócił się w stronę basisty

– Popieprzyło cię?! Sypiasz z dziwkami? – Niemal krzyknął, gdy Tommy pociągnął go za koszulę

i wyprowadził z pokoju. Drzwi trzasnęły głośno.

– Nie, to moja przyjaciółka. Nie spłycaj wszystkiego – Odparł, opierając się o ścianę.

Adam uśmiechnął się złośliwie

– Zostawiasz mnie bez słowa, nie odbierasz telefonów a to wszystko po to, by sypiać w

opuszczonej ruderze pełnej alfonsów? Co ty tu w ogóle robisz? Skąd ją znasz?

Blondyn westchnął i rozejrzał się, upewniając, że wszystkie pokoje są zamknięte

– Paula. Ta, z którą byłem dziesięć lat temu. Adam, to nie jest tak, że ja od ciebie odchodzę.

Czarnowłosy wpatrywał się w brązowe oczy basisty

– Myślisz, że przywitam cię z otwartymi ramionami, kiedy już nacieszysz się posuwaniem

prostytutki?

– Przestań – Warknął Tommy. Zaczął tracić cierpliwość.

– Nie mam racji? – Ton głosu Adama był coraz mocniejszy.

– Spierdalaj stąd – Uciął krótko Ratliff. Był zbyt wyczerpany i wystarczająco przygnębiony, by

silić się na wyjaśnienia. W tej chwili brakowało mu jednie solidnego sznura.

Lambert podniósł brwi; nie dowierzał własnym uszom. W tej chwili duma, honor i pogarda wyparły

wszystkie uczucia, jakimi darzył basistę. Pokręcił głową, patrząc na chłopaka.

– Twój wybór – Odwrócił się i bez słowa ruszył w stronę drzwi wyjściowych.

***

– Cześć, kochanie. Zestaw twoich ulubionych Jin Jin Jelly – Rzekła z uśmiechem Sasha,

wkraczając do pokoju Adama. Nim do niego podeszła, zatrzymała się – Co jest?

Page 214: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

214

Lambert ze wszystkich sił cisnął telefonem w podłogę, a po pomieszczeniu rozniósł się głuchy odgłos

pękającego szkła

– Zdradza mnie. Odszedł do dziwki. Sukinsyn. Pieprzony gówniarz – Udał się do łazienki,

trzaskając przy tym drzwiami. Dziewczyna podążyła za nim i oparła się o zimną ścianę

– Po prostu?

– Bez wyjaśnień.

Nie zdobyła się na żadne słowa pocieszenia. Podeszła do Adama i przytuliła go od tyłu

– Ludzie odchodzą, pogódź się z tym. A Tommy… nie pierwszy, nie ostatni.

Adam zacisnął wargi i spojrzał w lustro

– Ale nie jeden z wielu, a ten jedyny. Cholera, ten wyjątkowy…

***

4 dni później.

Słońce zaszło kilka godzin temu. Śnieg prószył z nieba, rozświetlając szare ulice dużego europejskiego

miasta. Adam oraz Brooke zajmowali stolik w jednej z kawiarni i napawali się ostatnim wieczorem,

który spędzali w Berlinie. Kolejne komplikacje związane z trasą koncertową sprawiły, że utknęli w tej

metropolii na dłużej. Adam spojrzał w pustą filiżankę

– Wrócimy do hotelu? Muszę się spakować – Wycedził Adam, nie podnosząc wzroku. Bardzo

nie chciał opuszczać tego miasta.

– Jasne.

Starał się. Starał się pokazywać, że jest obojętny na wszystko, co się dookoła dzieje, jednak każdy

widział w nim przygnębionego, przegranego człowieka. Ostatni tydzień był jak oczekiwanie na cud; cud,

który nie miał szans zająć miejsca w życiu Adama. Co prawda rozmawiał i zachowywał się normalnie,

ale w jego spojrzeniu brakowało radosnej iskierki, do której wszyscy byli przyzwyczajeni; teraz

wokalista był nieobecny, przezroczysty. Zupełnie, jakby nie istniał.

Przyjaciele ruszyli w stronę hotelu. Towarzyszyła im cisza przerywana przecinającymi skrzyżowania

samochodami. Choć droga nie była długa, mróz doskwierał na tyle mocno, że ani Adam ani Brooke nie

mieli ochotę szukać tematów do rozmowy.

Lambert uniósł wzrok i dostrzegł w oddali znajomą sylwetkę; przyspieszył kroku, gdy miał pewność, że

przy głównym wejściu do Sheratonu stoi Tommy. Potrafił rozpoznać każdy detal jego ciała; oczy, wargi,

dłonie nie stanowiły już żadnej tajemnicy, którą tak długo odkrywał. Nie mógł się powstrzymać;

Page 215: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

215

podbiegł i ze wszystkich sił przytulił blondyna, który odwzajemnił uścisk. W tej chwili nie liczyło się nic

innego.

– Skarbie, tęsknię za tobą... – Wyszeptał Adam wprost do ucha Ratliffa, który zacisnął powieki

– Wytłumacz mi to. Proszę – Powiedział łagodnie i cofnął się na krok, by spojrzeć w czekoladowe oczy

ukochanego.

– Spotkałem ją. Widzieliśmy się kilka razy – Tommy zaczął uciekać wzrokiem przed pytającymi

oczami Adama – Nie potrafię tego zrozumieć. Ciągle wracam myślami do tego co wydarzyło się dziesięć

lat temu. Wtedy było inaczej… – Westchnął cicho, tracąc pewność w głosie. Wiedział, że jego

tłumaczenia brzmią jak zwyczajna wymówka; nie potrafił jednak inaczej zebrać wszystkich myśli i uczuć,

które towarzyszyły mu od jakiegoś czasu. Sypiący śnieg topił się na ich ciepłych policzkach i dłoniach,

powodując dreszcze chłodu za każdym razem, gdy zimna kropla spływała po gładkiej skórze.

– Ukrywałeś to przede mną? – Spytał Adam, czując, że smutek i żal przybierają na sile.

– Nie chciałem do tego dopuścić. Walczyłem ze sobą – Tommy ponownie spojrzał w oczy

Adama – Myślałem, że to przejdzie, minie. Ale z każdym dniem było coraz gorzej i ja…

– I odszedłeś do niej – Rzekł Lambert – Najpierw rozbudziłeś we mnie miłość, teraz chcesz ją

zgasić?

– Adam, to nie tak… – Blondyn zbliżył się do wyższego od siebie wokalisty – Kocham ciebie, ale

muszę zostać przy niej. Nie chcę cię oszukiwać.

Słowa, które wypowiedział brzmiały wiarygodnie, jednak były pozbawione kolorów. Szczerość, troska,

przeplatające się z gorzkim smakiem rozstania. Ciche słowa, będące w swej mocy silniejsze niż trucizna.

– Nie przemyślałeś tego, popełniasz błąd – Rzekł Adam – Cholera, Tommy… a to wszystko, co

wspólnie przeżyliśmy? Czy to nic już nie znaczy…? – Wyszeptał do ucha basisty, przeplatając między

palcami kosmyk jego jasnych włosów.

– Ona mnie potrzebuje, Adam – Rzekł Tommy. Jego głos niebezpiecznie zadrżał, gdy poczuł

ciepły podmuch powietrza na swojej szyi. Uwielbiał te momenty, w których tracił zmysły za każdym

razem, gdy wargi Adama pokonywały drogę od jego ust poprzez szyję aż do klatki piersiowej, a wraz z

nimi niósł się przyjemny, delikatny oddech; teraz to wszystko stawało się coraz bardziej odległe.

– Ja potrzebuję ciebie bardziej, kochanie… – Adam zbliżył się do blondyna i przesunął palcami

po jego bladym policzku – Tak bardzo nie chcę, żebyś odchodził…

Tommy spuścił głowę. Nie miał odwagi spojrzeć Adamowi w oczy. Do jego uszu dobiegał cichy szept,

brzmiący „proszę, zostań. Proszę cię…”. Zacisnął powieki i cofnął się na krok

Page 216: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

216

– Powiedz mi chociaż kiedy cię zobaczę, gdzie cię znajdę, gdzie będziesz… – Mówił Adam, a

Brooke poczuła krótkie, bolesne ukłucie w klatce piersiowej – Chcę cię chronić, ale nie dajesz mi na to

szans…

Blondyn podniósł wzrok, by spojrzeć w niebieskie tęczówki Lamberta. Widok jego smutnych oczu był

najsilniejszym ciosem, jaki mógł w tej chwili zostać zadany

– Dałeś mi wystarczająco dużo siły, bym przetrwał – Zamilkł w chwili, gdy zobaczył, że z oczu

Brooke płyną pierwsze łzy.

– Nie spodziewałem się, ja… – Adam zmrużył oczy i wziął głęboki oddech. Wiedział, że prośby,

błagania, a nawet płacz nie skłonią Tommy’ego do zmiany decyzji. Zawiesił dłoń na jego karku i

zapatrzył się w czekoladowe oczy blondyna. Patrzył dłuższą chwilę, by zapamiętać ten wzrok na jak

najdłuższy czas.

– Jeśli nie można czegoś zmienić, trzeba z tym żyć… – Powiedział spokojnym tonem Tommy, a

każdy jego gest wskazywał na to, że nie chce odejść. Dobrze wiedział, że zdarzają się sytuacje, w których

trzeba postępować inaczej niż nakazuje serce; a te decyzje należą do najtrudniejszych i najbardziej

bolesnych.

– Proszę, chociaż pozostań ze mną w kontakcie… – Adam czuł mocne pieczenie pod powiekami.

W tej chwili całe szczęście było niczym piasek przesypujący się między jego palcami.

– Odezwę się, obiecuję – Rzekł Tommy i położył dłonie na ramionach Lamberta – Dałbym

wszystko, żeby cofnąć czas… – Zacisnął palce na ramionach wokalisty. W tej chwili uświadomił sobie

jak wiele zawdzięczył Adamowi. Jak wiele szczęścia ten uśmiechnięty człowiek wprowadził w jego życie.

Jak wielu piękna przed nim odkrył. Ale teraz było za późno; przed jego oczami wznosiło się imperium

przetartych marzeń.

– Pozwól mi się pocałować… – Szepnął Adam wprost do ucha Ratliffa. Tommy’ego przeszedł

dreszcz na dźwięk tych delikatnych, nieśmiałych słów. Zmrużył powieki, gdy poczuł ciepły oddech na

swoich wargach. Tuż po chwili Adam złączył z nim swe usta w długim, przesiąkniętym smutkiem

pocałunku. Chłonął go wszystkimi zmysłami, bojąc się, że niebawem zapomni tych wszystkich

szczegółów, które tak bardzo kochał w Tommym.

– Wrócę… – Szepnął niemal bezgłośnie Ratliff ponownie spuszczając wzrok – Żeby przywitać

poranek, trzeba najpierw przetrwać noc… Zamknij oczy i spróbuj zasnąć. Kiedy się obudzisz, będę przy

tobie.

– Uważaj na siebie… – Rzekł Adam, całując ukochanego w czoło – Jeśli będziesz potrzebował

pomocy – Nim skończył zdanie, poczuł palec na swoich wargach. Tommy popatrzył w jego oczy, a jego

Page 217: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

217

usta wyszeptały bezgłośnie „przepraszam”. Ostatni gest, ostatnie spojrzenie. Odwrócił się i niepewnym

krokiem ruszył przed siebie, jakby bał się zostać bez opieki silniejszego mężczyzny i jedynego człowieka,

którego darzył bezgranicznym zaufaniem. Adam patrzył na plecy Ratliffa, czując uścisk kobiecej dłoni

na swoim nadgarstku

– Goń go, pozwolisz mu tak odejść?! – Syknęła przez łzy Brooke – Jeszcze jest szansa…

– Nie – Uciął krótko Adam – Miłość to także akceptacja wyborów drugiej osoby, nawet jeśli się

z tym nie zgadzamy. Nawet jeśli to boli… – Ścisnął jej dłoń i przytulił dziewczynę do swojego ciała – Nie

płacz kochana, proszę… – Powiedział szeptem biorąc głęboki oddech. Wsłuchiwał się w jej cichy szloch

i zerknął w dal, widząc rozmazującą się już sylwetkę Tommy’ego – Nigdy nie pokochałem nikogo tak

mocno jak jego… – Szepnął do przyjaciółki, której ramiona unosiły się od cichego płaczu – To

najpiękniejsze pół roku mojego życia… – Dodał, odsuwając się od Brooke – Odprowadzę cię do pokoju

– Rzekł delikatnym głosem i wziął dziewczynę za rękę. Otarła łzy

– Poradzisz sobie? – Spytała, spoglądając na Adama. Nie siląc się na uśmiech pokiwał znacząco

głową. Ucałował ją w policzek i bez słowa ruszył do swojego pokoju. Obraz przed jego oczami stawał

się coraz bardziej mglisty. Przyspieszył kroku i wszedł do swojego pokoju. Trzasnął drzwiami i oparł się

o nie plecami. Nie daj się złamać. Trzymaj się, cholera, weź się w garść! Wybuchnął głośnym płaczem,

osuwając się na podłogę. Wszystko wkoło przypominało mu utracony, najcenniejszy skarb.

***

Tommy wszedł do mieszkania Pauli. Rzucił torbę na łóżko i usiadł, wzdychając cicho. Nigdy wcześniej

nie czuł się tak fatalnie. Po raz pierwszy w życiu miał wrażenie, że osobą, której nienawidzi najbardziej

na świecie, jest on sam. Absolutna cisza powodowała coraz większy szum w jego głowie; gdy odwrócił

się zobaczył butelkę wódki stojącą na stole. Usiadł na skrzypiącym, starym krześle, odkręcił korek i

popatrzył na przezroczysty trunek

– Twoje zdrowie, Adam – Rzekł do samego siebie. Jednego był pewien; każdy dzień bez

Lamberta będzie stopniowo przybijał deski do jego trumny. Zamknął oczy i odetchnął ciężkim,

wieczornym powietrzem, wsłuchując się w monotonny pomruk wydawany przez migoczący neon.

Stay with me

Don't let me go

Cause I can’t be without you.

– Danity Kane – Stay with me

***

Page 218: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

218

Camila spoglądała na wyświetlacz swojego telefonu. Kiedy wybrała numer do Adama, zaraz zerwała

połączenie. Czy sprawiedliwość i prawda powinny w końcu zdominować cały ten chaos? Tak, to chyba

odpowiedni czas na podjęcie słusznych decyzji.

41. Ponad siły

Jedna, słaba żarówka rozświetlała ciemne pomieszczenie, w którym znajdowali się Paula oraz Tommy.

W ciasnym pokoju panowała absolutna cisza; kobieta leżała na sofie, zaciągając się papierosem, kiedy

blondyn wpatrywał się tępo w ścianę pokrytą szaro–brunatną tapetą. W pewnej chwili od myśli

oderwał go dźwięk wibrującego telefonu; odebrał.

– Witaj, Ratliff – Rozbrzmiał nieprzyjemny głos menadżera – Nie dostałem żadnego

zaświadczenia od lekarza, więc rozumiem przez to, że jesteś zdolny zagrać najbliższy, piątkowy koncert.

– Zgadza się – Westchnął blondyn, przeczesując palcami kosmyki włosów. Parszywa świnia, nie

odpuści nawet, gdy będzie groził nam armagedon.

– Świetnie. W takim razie Alex może się pakować. Za trzy dni gramy w Szwajcarii. Szczegóły

wyślę ci na mail. Swoją drogą, nie jesteś już z Adamem? – Spytał z nutą ciekawości w głosie.

Tommy zacisnął wargi i milczał dłuższą chwilę

– To nasza osobista sprawa. Do zobaczenia – Rzekł i zerwał połączenie. Masz szczęście, że nie

znajdujesz się obok, dupku pomyślał.

– Kto to? – Spytała Paula, siadając przy stole. Zawiązała krótki, przetarty szlafrok i wzięła łyk

gorzkiego napoju.

– Mój szef. Za dwa dni mam koncert – Rzekł i usiadł obok niej, zrzucając z krzesła kilka bluzek

– Dałem ci pieniądze na hotel.

– Nie mam ich – Odparła po chwili zawahania.

Tommy otworzył szeroko oczy

– Co zrobiłaś z tą całą forsą?

Paula otworzyła szufladę i wyciągnęła torebkę białego proszku. Z uśmiechem pomachała Tommy’emu

przed nosem.

Page 219: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

219

– Popieprzyło cię? – Warknął – Zwrócisz to i odzyskasz pieniądze.

– Nie denerwuj się, dostaniesz połowę – Rzekła, wysypując proszek na ciemny blat – Najlepszy

towar w mieście.

Ratliff podszedł do łóżka i rzucił na nie swoją torbę. Nie miał wielu rzeczy ze sobą, postanowił jednak

zabrać portfel i bluzę – To twoja decyzja. Chciałem ci pomóc.

– Dokąd się wybierasz? – Spytała, nie podnosząc wzroku.

– Do baru. Potrzebuję trochę samotności– Rzekł oschle i zarzucił torbę na ramię. Kobieta

podeszła do niego i założyła ręce na szczupłe ramiona basisty. Poczuł woń mocnego alkoholu. Spojrzał

jej w oczy

– Nie złość się. Zaczekam na ciebie.

Westchnął i pokiwał głową. Liczył, że teraz będzie inaczej, że życie znów stanie się kalką dzieciństwa.

Rzeczywistość coraz brutalniej odsłaniała przed nim swe mroczne, pełne pułapek zaułki. Wyciągnął z

kieszeni dwa banknoty i zatopił palce w kieszeni szlafroka rudowłosej kobiety

– Przed wyjazdem wypłacę trochę pieniędzy – Rzekł, przytulając jej wątłe ciało do siebie. Nie

czuł się bezpieczniej, wręcz przeciwnie; niewidzialna siła ścisnęła jego serce, gdy przypomniał sobie

wszystkie chwile spędzone w ramionach Adama.

– Miłej zabawy, złotko.

Opuścił mieszkanie, słysząc trzask zamykanych drzwi. Po drodze minął niskiego, tęgiego mężczyznę.

Założył na uszy słuchawki, by pozostać w błogiej nieświadomości, dokąd nieznajomy zmierzał.

***

Krzyki wypełniły koncertową halę. Monte kiwnął głową do Adama, przypominając tym samym o części

akustycznej, która miała zaraz nastąpić. Whataya want from me. Czarnowłosy uśmiechnął się w stronę

zgromadzonej publiczności, która nie mogła się doczekać odegrania jednego z najlepszych utworów

amerykańskiego wokalisty. Rozbrzmiały pierwsze nuty, a z ust Adama popłynęły pierwsze słowa. Każdy

wers śpiewany był z głębi serca; był to najdłuższy i najbardziej szczery monolog w jego życiu. Świat

przestał istnieć, obecność tysięcy ludzi nie miała teraz znaczenia. Był tylko on i jego tęsknota.

Page 220: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

220

There might have been a time

When I would let you slip away

I wouldn’t even try

But I think you could save my life…

Głos w jego gardle niebezpiecznie zadrżał, gdy ostatnie słowa opuściły jego usta.

Tommy, kocham cię, tak bardzo cię kocham.

W tej chwili pragnął jedynie dobrnąć do końca refrenu, by odetchnąć na solówce granej przez

Montego. Nie dał rady; jego głos złamał się między wersami, a z oczu popłynęły pierwsze łzy. Zacisnął

palce na mikrofonie. Wsłuchując się w brzmienie gitary i donośne krzyki dochodzące spod sceny,

wyobrażał sobie, że Tommy jest tuż za nim. Że wszystko jest jak dawniej…

***

Basista wrócił przed północą. Trzy piwa wystarczyły, by wszystkie problemy odsunąć na bok, chociaż

na ten jeden wieczór. Blondyn przełączał pilotem kanały, wpatrując się w migoczące obrazy. Nie zważał

na to, że za jego plecami odgrywa się kolejna ze scen, których nie chciał oglądać; teraz było mu już

wszystko jedno. Zastanawiał się jak będzie wyglądał jego krótki powrót do zespołu, a szczególnie – do

Adama. Jak go przywita? Co powie? Parsknął śmiechem i pokiwał głową. Tuż po chwili rozległo się

donośne pukanie do drzwi

– Tommy, otwórz! – Krzyknęła Paula, nie reagując na irytację swojego klienta.

Ratliff całkowicie zrezygnowany podszedł do drzwi, przekręcił klucz i przyciągnął klamkę w swoją

stronę. Cholerny syf mruknął, gdy drzwi skrzypnęły głośno

– Co ty tutaj robisz? – Spytał, opierając się o framugę. Przed nim stała Brooke; nie spodziewał

się tych odwiedzin – W końcu normalne towarzystwo.

– Tommy – Rzekła poważnym tonem – Muszę z tobą porozmawiać. Natychmiast – Dodała,

pociągając blondyna za rękę.

– Wejdź do środka – Zaproponował, jednak w odpowiedzi otrzymał ciche chrząknięcie – Dobra,

chodź za mną – Zaproponował i ruszył w stronę drabiny. Podciągnął zawieszone na biodrach ciemne

jeansy i wrzucił pustą butelkę do jednego z koszów ustawionych na korytarzu. Oswoił się z tym

miejscem, choć ostatni rok spędził w hotelach o zadowalających standardach. Do wszystkiego można

przywyknąć mawiał Monte. Tym razem trzeba było się zgodzić z jego słowami.

Page 221: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

221

Tuż po chwili znaleźli się na dachu. Wiatr, mimo że chłodny, był dość przyjemny.

Brooke usiadła na chłodnym betonie, uprzednio kładąc kurtkę na małym fragmencie czarnego dachu.

– Tommy, nie będę w porządku. Zaraz wyjdę na parszywą zołzę, która zdradza sekrety

przyjaciół. Ale jeśli to ma zmienić twój tępy tok myślenia, zaryzykuję utratę zaufania Adama – Podniosła

wzrok na blondwłosego basistę, który usiadł tuż obok.

– Słucham – Rzekł, starając się zachować obojętny ton głosu. Wyjął z paczki jednego

chesterfielda i przypalił koniec, zaciągając się gęstym, papierosowym dymem.

Popatrzyła na niego, wahając się czy aby na pewno postępuje słusznie.

– Adam uratował ci życie – Powiedziała, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

Powoli skierował ku niej wzrok i uniósł powieki

– Kochanie, możemy darować sobie metafory?

Bez wahania uniosła dłoń, na co Tommy gwałtownie się odchylił

– Dobrze, kontynuuj.

Opuściła rękę i oparła ją o krawędź dachu

– Kiedy zostałeś postrzelony na scenie, straciłeś ponad litr krwi – Uniósł wzrok i popatrzył z

zainteresowaniem – Kiedy trafiłeś do szpitala, straciłeś przytomność. Personel nie posiadał

wystarczającej ilości krwi twojej grupy, musieli wstrzymać akcję na dziesięć minut. Stałeś na granicy

życia i śmierci – Rzekła poważnym tonem, patrząc chłopakowi w oczy.

– Pierwsze słyszę. Adam zawsze uciekał od tego tematu – Rzekł, wdychając szary obłok – No

więc jaki cud się stał, że nadal oddycham?

Milczała krótką chwilę

– Adam rozkazał przetoczyć swoją krew. Mimo świadomości, że ryzykuję utratę zdrowia, a

może nawet życia, pozwolił wbić pod swoją skórę plastikową rurkę, której drugi koniec znalazł się w

twoim ramieniu. Miałeś wątpliwości czy on cię kocha, bo przeczytałeś bzdury w wywiadzie? Człowieku,

on wyrwał śmierci kosę z rąk, zasłonił ci kierunek światła i zasadził porządnego kopa w tyłek,

uprzedzając, byś tam nie szedł – Wstała i okrążyła Ratliffa – Tommy, przejrzyj na oczy. Kogo byłoby na

to stać? Jego krew płynie w twoich żyłach. Trzymał to, jako sekret, wiedzieliśmy tylko ja i Monte.

Tommy wstrzymał oddech; popiół spadł z końca jego papierosa. Patrzył na Brooke w milczeniu, na jego

twarzy malowało się bezgraniczne zdziwienie.

– Brooke, pieprzysz.

Page 222: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

222

– Mówię poważnie, idioto – Westchnęła i spojrzała w niebo pełne gwiazd – Cholera, nie

powinnam o tym mówić.

– Ale… – Głos w jego gardle stracił swoją siłę. Żaden z dotychczasowych momentów, które

spędził w ciągu ostatnich dni, nie zadał mu takiego bólu. Poczuł się jak najgorszy sukinsyn.

Brooke uniosła wysoko powieki

– Zaskoczony? Świat ma wielu milczących bohaterów. Trafiłeś na jednego z nich, ale odszedłeś

dla jakiejś…

– Dajcie spokój, to nie tak, ona jest…

– Nieważne – Tancerka przerwała wypowiedź Ratliffa – Wracasz do nas? – Spytała, odwracając

się w jego stronę.

Tommy westchnął cicho. Nadal czuł drżenie swoich dłoni

– Tak, ale tylko na koncerty. Muszę zaglądać do Pauli.

– Najbliższy występ mamy w Szwajcarii. Mam nadzieję, że będziesz zadowolony,

zarezerwowałam domek dla dwojga pół godziny drogi od stolicy – Rzekła Brooke, na twarzy której

zagościł uśmiech – pierwszy tego wieczoru.

– Słucham? – Spytał kpiąco Tommy i wstał – To nie wchodzi w grę.

– Decyzja zapadła, za późno. Nie będę patrzyła jak wasz związek się rozpada – Powiedziała,

siadając obok – Ten jednorazowy wypad dobrze wam zrobi. A tak poza tematem…, chociaż nie, to ma

coś wspólnego. Powiedz mi, jak to się stało, że będąc facetem największej seksbomby show–biznesu,

nie zaznałeś z nim konkretnej intymności? – Spytała, uśmiechając się coraz szerzej.

– O czym mówisz? – Uniósł brwi; czuł, że rozmowa zmierza na zły tor.

– Że nie uprawiałeś z nim seksu.

– Nie było ku temu okazji! – Oburzył się – Z resztą, czemu on ci opowiada o takich rzeczach?

Westchnęła z uśmiechem

– Znam go dłużej niż ty. On nie chce naciskać, ty masz jakieś uprzedzenia. Na co jeszcze czekasz?

Tommy zająkał się – Dobra, koniec tematu.

– A, widzisz! – Zaśmiała się – Największy podrywacz w Stanach Zjednoczonych od ponad pół

roku nie może znaleźć okazji, by znaleźć się w łóżku ze swoim facetem.

– Brooke! – Krzyknął, czując, że jego policzki stają się coraz bardziej czerwone – Ja… Nie wiem,

po prostu to… to się nie stało.

Page 223: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

223

– A bierzesz pod uwagę tę ewentualność? – Spytała, poprawiając długie loki.

Blondyn poczuł się nieco zakłopotany

– No jasne, że biorę. Ale… to wszystko brzmi abstrakcyjnie. Nawet nie wiem czy on… no…

Brooke uniosła brwi

– Czy?

– No czy wiesz… – Rzekł, gestykulując.

– Zwykle jest górą – Uśmiechnęła się, zgadując co Ratliff ma na myśli.

Tommy spojrzał w dal

– Tak blisko jeszcze nie byliśmy – Dodał cicho, siadając obok dziewczyny – Nie chciałem, by

pomyślał, że liczę głównie na seks.

– Myślę, że on czeka na ten moment od dawna. Prócz tego, że cholernie mu się podobasz, jest

w tobie szalenie zakochany.

Uśmiechnął się delikatnie

– Nie mogłem trafić na kogoś lepszego, jednak to wszystko jest skomplikowane… Spróbuję z

nim porozmawiać, gdy dotrzemy na miejsce.

– Czyli zgadzasz się na wyjazd do uroczego, drewnianego domku, otoczonego łąkami,

pagórkami i stadami owiec? – Uśmiechnęła się szeroko. Tommy w odpowiedzi nieśmiało pokiwał

głową.

***

Adam wbiegł do garderoby i rzucił ręcznik na kanapę. Nie chciał patrzeć w lustro; wiedział, że to

rozbudzi w nim jeszcze większy gniew i ból. Rzucił się na kanapę i wziął głęboki oddech; nim zdołał

zmrużyć oczy, rozbrzmiał dźwięk jego telefonu. Pulsowanie w skroniach przybierało na sile, miał

wrażenie, że jego głowa zaraz eksploduje. Odebrał połączenie

– Słucham?

– Cześć, z tej strony Camila. Nie chcę wprowadzać zbędnych wstępów, więc powiem krótko. W

niedzielę odwiedzę was razem z detektywem. Wiem kto próbował zabić Tommy’ego.

Adam poczuł złość na dźwięk brzmienia ostatniego ze słów, jednak automatycznie spytał

– Kto?

– To nie jest rozmowa na telefon. Adam, ja wiedziałam o tym od początku.

Page 224: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

224

Zacisnął zęby i cisnął telefonem o podłogę. To wszystko brzmiało jak cholerna groteska. Oddałby

wszystkie pieniądze za kilkadziesiąt minut odpoczynku od świata; całego świata. Skulił się na skórzanej

sofie i zacisnął powieki; pragnął zasnąć. Zasnąć i obudzić się dopiero wtedy, gdy obok znajdzie się

blondwłosy basista. Żeby przywitać poranek, trzeba najpierw przetrwać noc wspomniał słowa swojego

chłopaka.

– Nie opuścisz mnie. Nie potrafiłbyś – Szepnął bezgłośnie Adam, zaciskając palce na obiciu

czerwonej kanapy.

Miał rację – bo miłość znaczy więcej niż łańcuch zespolonych ogniw „odchodzę” i „żegnaj”.

42. Czas na oddech

Tommy czekał na telefon od Brooke; tego dnia mieli razem wrócić do zespołu. Blondyn wpatrywał się

w sufit, wracając myślami do słów, które usłyszał od przyjaciółki.

Adam rozkazał przetoczyć swoją krew. Uratował mnie i nawet o tym nie wspomniał. Co powinienem

zrobić? Opieprzyć go, że to przede mną ukrywał? To niedorzeczne. Podziękować mu? Ale wtedy wydam

Brooke. Nic nie powiedzieć… o nie, na pewno nie dam rady trzymać języka za zębami.

Do pomieszczenia weszła szczupła, rudowłosa kobieta. Całkowicie zignorowała obecność Tommy’ego.

Sięgnęła po kubek wczorajszej kawy i upiła gorzką, zimną ciecz.

Reach out and touch faith! Dźwięk telefonu rozbrzmiał w najlepszym momencie.

Tommy wcisnął przycisk z zieloną słuchawką – Zaraz będę – Rzekł bez słów powitania. Chwycił torbę i

spojrzał na Paulę. Zbliżył się do niej ostrożnie

– Uważaj na siebie – Powiedział, spodziewając się chłodnego uśmiechu. Wcisnął w jej dłoń

dwieście euro – Zrób sobie trzy dni wolnego. Wrócę niedługo.

– Obietnice – Prychnęła i spojrzała w brązowe oczy basisty – Daj najlepszy występ w swoim

życiu, dupku.

Uśmiechnął się i po chwili wyszedł z pokoju. Brak zobowiązań w tej relacji dawał mu poczucie wolności;

tak jak przed wieloma laty. Przemierzał długi korytarz, poprawiając przy tym zsuwające się z bioder

spodnie. Kiedy opuścił budynek ujrzał Brooke w towarzystwie dwóch podstarzałych mężczyzn; nie była

zadowolona z ich obecności, o czym świadczył wyraz jej twarzy

Page 225: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

225

– Proszę wybaczyć, nie będę z panem rozmawiać – Rzekła i cofnęła się na krok, gdy drugi z

mężczyzn gestykulował i mówił w obcym języku.

Tommy podszedł zdecydowanym krokiem, objął dziewczynę w pasie i ucałował w policzek

– Chodź kochanie – Rzekł, biorąc ją za rękę i śmiałym krokiem idąc w stronę głównej ulicy.

Spojrzała na niego

– Ładne zagranie.

– Zawsze chciałem uratować kobietę – Uśmiechnął się i puścił jej oczko.

– Ach, ci super bohaterowie.

***

Lotnisko Bazylea – Mulhouse – Freiburg w Szwajcarii było miejscem, gdzie miał się spotkać cały zespół.

– Wiesz Tommy, trochę cię okłamałam, że będziecie tam sami – Rzekła z zakłopotaniem

tancerka, ciągnąć jedną z walizek – Jedziemy tam wszyscy. Z tym, że wy będziecie mieli osobny domek

w drugiej części osady. Tam jest malowniczo, zapewniam cię.

Blondyn zwrócił twarz w kierunku dziewczyny

– Mam problem, bo nie wiem jak się przywitać z Adamem, a Ty mówisz o czymś tak

abstrakcyjnym jak spędzenie z nim jednej doby.

Dziewczyna przewróciła oczami

– Wieczorem zrobimy ognisko, atmosfera trochę się rozluźni. O, już są! – Uśmiechnęła się,

widząc w oddali część zespołu. Pełna entuzjazmu ruszyła w ich stronę; basista starał się nie podnosić

wzroku. Nie potrafił po tym wszystkim spojrzeć Adamowi w oczy. Kiedy zbliżył się do przyjaciół

uśmiechnął się i rzucił krótkie

– Cześć – Nie liczył nawet na odpowiedź.

Adam spojrzał w kierunku blondyna; mimowolnie uśmiechnął się na widok jego onieśmielonego

wzroku. Speszonego i pełnego nieśmiałości. Podszedł do Ratliffa, nie zważając na rozmowy pozostałych

– Jak podróż? – Spytał, stawiając torbę na podłodze.

Basista delikatnie uniósł głowę

– W porządku – Odwzajemnił uśmiech i odgarnął z czoła łaskoczące kosmyki włosów – Dobrze

cię widzieć – Rzekł, nie mogąc się powstrzymać przed spojrzeniem w niebieskie tęczówki mężczyzny.

Page 226: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

226

Adam nadal się uśmiechał, lecz w jego oczach malował się smutek. Mimo że prawie nie rozmawiali, ich

krótkie spojrzenia spotykały się w czasie drogi do wspólnego busa.

***

– Bierzemy ten drugi! – Krzyknął Taylor i wraz z Terrance’em porwali się w stronę małego,

uroczego domku. Monte pokręcił głową i oddalił się w stronę głównej drogi, by złapać zasięg w swoim

telefonie. Cholerna wieś mruknął, gdy minął Adama oraz Tommy’ego. Jednocześnie parsknęli

śmiechem i odprowadzili wzrokiem gitarzystę, który nie przepadał za urokami wsi.

– Idziemy? – Zaproponował Adam, wyjmując z kieszeni odpowiedni klucz. Blondyn znacząco

pokiwał głową i ruszył w stronę ostatniego domku, stojącego na skraju łąki. Chodź pola straciły swą

zieleń i skryły się pod puszystym śniegiem, a owce pozostawały jedynie wytworem wyobraźni, zarówno

Lambert jak i Ratliff czuli, że są w tym momencie w jednym z najpiękniejszych zakątków świata.

Klucz szczęknął w metalowym zamku; mężczyźni weszli do środka.

– Wow… – Szepnął Adam, rozglądając się po pomieszczeniu; wnętrze urządzone zostało w biało

– brązowej tonacji, kanapy i łóżka pokryte były wełnianymi tkaninami, podłogę przyozdabiał kremowy,

puszysty dywan, a w powietrzu unosił się zapach palonych świec. Tommy stanął tuż obok wokalisty

– Brooke robiła rezerwację? Postarała się – Mimowolnie uśmiechnął się – W końcu

odpoczniemy od hoteli.

Adam zwrócił twarz w jego kierunku

– Powinieneś nocować w takich miejscach. Nie w bur…

– Przestań – Uciął Tommy i rzucił torby w przedpokoju. Powoli udał się w stronę kuchni – Dziś

ognisko? – Spytał, zaglądając do szafek.

Adam znacząco pokiwał głową i podszedł do blondyna. Usiadł na drewnianym krześle i sięgnął po

porcelanową miskę orzechów

– Nie wiem co przygotowali w ramach kolacji. Jadłem w samolocie, za to ty pewnie jesteś

głodny – Rzekł, podnosząc wzrok – Nie ma cię dwa tygodnie a wyglądasz jakbyś głodował od miesięcy.

Basista wzruszył ramionami i oparł się o szafkę. Ciszę przerywał szmer wirującego pod sufitem

wiatraka.

– Nie miałem czasu – Odparł blondyn i wyciągnął z tylnej kieszeni spodni paczkę

Chesterfieldów.

Adam śledził jego ruchy

Page 227: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

227

– Co robisz w jej domu?– Spytał – Szczerze. Bez owijania w bawełnę.

Ratliff przypalił koniec papierosa i zaciągnął się gęstym, drażniącym dymem. Odetchnął, wpatrując się

tępo w kolorowy obrazek zawieszony na jednej ze ścian

– Leżę na kanapie, gdy pieprzy się z klientami. Daję jej forsę, którą przewala na prochy i towar.

Oglądam telewizję, dwa kanały, bo tylko tyle jest. Jem chemię z torebek, czasami fast–food na mieście.

Adam uniósł brwi

– Pijesz?

Tommy zawiesił na moment głos

– Tak, czasami – Obojętnie wzruszył ramionami.

– Uprawiasz z nią seks?

Basista poczuł, jak niewidzialna ręka ściska jego gardło. Szczerość.

– Nie – Odpowiedział krótko i dopalił papierosa, odwracając się plecami.

Lambert stukał palcami w blat

– Myślałem, że jesteście kochankami.

– Nie będę sypiał z kimś, kto gościł w swoim łóżku pół miasta. Poza tym… – Ton jego głosu

osłabł – Poza tym nie mógłbym kochać się z nikim innym, prócz z tobą.

Adam poczuł silny dreszcz, który przeszył linię jego kręgosłupa. Zacisnął wargi i spojrzał za okno

–Nie spodziewam się, że wróciłeś na długo, ale cieszę się, że jesteś.

Basista zgasił niedopałek w srebrnej popielnicy i pochylił się nad blatem

– Bałem się z tobą spotkać. Wszystko spieprzyłem.

– Pomogę chłopakom, chyba nie idzie im najlepiej – Rzekł czarnowłosy, obserwując tancerzy,

którzy próbowali rozniecić ogień.

Tommy znacząco pokiwał głową. Nie dziwił się, że Adam jest na niego wściekły. Popełnił błąd, jednak

sprawy zabrnęły za daleko, by wszystko od tak wróciło do normy.

***

– Jak to zapomniałeś?! – Krzyknęła Sasha, stojąc przed Taylorem – Miałeś kupić coś do jedzenia!

Chłopak przewrócił oczami

– Zamknięte było!

Page 228: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

228

– Świetnie – Warknął Monte, dorzucając do ognia kilka patyków – Nie dość, że musieliśmy

rozpalać ognisko w grillu, zajęło nam to prawie dwie godziny, to teraz nie mamy karkówki. Nawet

kawałka kiełbasy.

Tommy zapiął kurtkę pod samą szyję i wcisnął dłonie w kieszenie kurtki. Spojrzał w kierunku Adama,

który liczył, że ktoś znajdzie szybkie rozwiązanie.

– Ogrzejmy się wódką i najedzmy orzechami – Zaproponował Terrance, co spotkało się z

wymownymi spojrzeniami rzucanymi w jego kierunku – Spokojnie, chciałem dobrze – Mruknął i usiadł

między tancerkami.

– To może wpadki z koncertów? – Zaproponowała Brooke – Ochroniarz z Niemiec ukradł

Adamowi buty – W tej chwili wszyscy zaczęli się śmiać, oprócz Lamberta, wpatrującego się w ogień,

oraz Tommy’ego, który zaczął odczuwać doskwierający mu głód.

– Największa wpadka była, gdy Adam odegrał teatralną tragedię na scenie – Rzekł Monte,

skupiając na sobie uwagę pozostałych.

– Jaką tragedię? – Spytała Sasha.

Pittman spojrzał na Tommy’ego

– Kiedy zamiast śpiewać, zaczął płakać. Najbardziej spieprzone Whataya Want From Me, jakie

odegraliśmy na żywo.

– Monte… – Szepnęła Brooke – Przymknij się – Rzekła, zerkając w kierunku pary muzyków.

Wyglądali na równie zakłopotanych.

– Niech gówniarz wie, ile chaosu narobił – Dopowiedział gitarzysta – Lubię cię Tommy, ale

schrzaniłeś sprawę.

Adam wstał i bez słowa ruszył w stronę domu. Ratliff spojrzał na pozostałych członków zespołu;

zapanowało wymowne milczenie. Blondyn, nie siląc się na uśmiech opuścił przyjaciół i podążył za

czarnowłosym do domu. Kiedy stanął na schodach zawahał się; nacisnął klamkę i wszedł do środka.

Poczuł przyjemny zapach świec i świeżej wełny; rozpinając kurtkę, wszedł do pomieszczenia będącego

kuchnią.

Lambert otworzył lodówkę; znalazł w niej jedynie konfitury i sosy. Gdy obejrzał się, dostrzegł barek;

nie było w nim nic poza alkoholem i kilkoma słodkimi przekąskami. Basista zrzucił kurtkę i oparł się o

blat, niepewnie zerkając w kierunku Adama

– Uratowałeś mi życie. Dziękuję ci – Rzekł bez zastanowienia.

Adam odwrócił się gwałtownie

Page 229: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

229

– O czym mówisz? – Spojrzał na wiatrak, który zawarczał niebezpiecznie.

– Wiem o tym, że oddałeś mi swoją krew – Rzekł Tommy, biorąc głęboki oddech.

Lambert miał ochotę wybuchnąć

– Mieli ci o tym nie mówić. Cholera jasna, przyjaciele… – Warknął, siadając na krześle.

Ratliff zacisnął wargi

– Wstydzisz się tego, że mnie ocaliłeś? Powinieneś mi o tym powiedzieć. Naraziłeś swoje życie,

żeby ratować mnie. Nawet moja rodzina nie odważyłaby się na coś takiego.

Adam spojrzał w kierunku chłopaka

– Po prostu cię kocham – Rzekł, odwracając się w kierunku blondyna, który znieruchomiał.

Zacisnął palce na blacie; muzycy wpatrywali się w siebie dłuższą chwilę, nie wiedząc jak zareagować.

Szczęk pękającego metalu; głośny, dudniący ton. Adam gwałtownie spojrzał w górę, widząc, że wiatrak

traci śruby, którymi przymocowany był do sufitu. Całe zajście nie trwało dłużej niż trzy sekundy;

Lambert z całych sił rzucił się w kierunku Tommy’ego, przewracając się z nim na podłogę i osłaniając

go swoim ciałem; duże, elektryczne urządzenie runęło zaledwie metr dalej, a drewniane i metalowe

elementy konstrukcji rozsypały się po zimnej, ceramicznej posadzce.

Ratliff niemal krzyknął, gdy zderzył się plecami z twardą podłogą; zakaszlał kilka razy, próbując złapać

oddech. Serce w jego piersi biło jak oszalałe. Adam czuł drżenie swojego ciała, a jego klatka unosiła się

szybko i rytmicznie. Spojrzeli na siebie wzajemnie; Lambert złapał chłopaka za miękkie włosy i bez

zastanowienia wpił się w jego usta, wsuwając język między suche i ciepłe wargi basisty. Tommy

odpowiedział tym samym; ich pocałunek przesiąknięty był wszystkimi ciężkimi emocjami, uczuciami,

jakimi siebie darzyli i niesamowitą tęsknotą, którą odczuwali przez dwa minione tygodnie. Gest

przybierał na sile; Tommy podciągnął się do pozycji siedzącej i po omacku odnalazł krawędź blatu; gdy

próbował wstać, strącił dwa talerze, które z hukiem rozbiły się o podłogę. Adam przygryzł dolną wargę

basisty, słysząc cichy jęk, który wyrwał się z jego rozpalonych ust; złapał go za uda i podsadził na stół.

Powędrował wargami po ciepłym policzku blondyna, następnie przygryzł podbródek i kość policzkową,

ostatecznie trafiając na delikatną skórę szyi; wyczuwał pod językiem mocne tętno basisty. Gdy na

moment oderwali się od siebie, by pozwolić złapać choć trochę powietrza, spojrzeli sobie w oczy

– Nie zapomnisz tej nocy – Rzekł szeptem Tommy, zaciskając palce na ramionach

czarnowłosego.

Page 230: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

230

43. Pierwszy raz

Wszyscy odwrócili się gwałtownie w stronę domu, gdzie znajdowali się Adam oraz Tommy.

– Słyszeliście ten huk? – Spytała z niepokojem Sasha – Powinniśmy sprawdzić co się dzieje.

– Zaraz – Rzekła Brooke, wstała i ruszyła w stronę drewnianej chaty. Kiedy stanęła przed

drzwiami, usłyszała głośne westchnięcie i słowo brzmiące jak „Adam”. Zmarszczyła brwi i podeszła

bliżej, tym razem do jej uszu dobiegły słowa „cholernie mocno cię pragnę!”. Otworzyła szeroko oczy i

biegiem wróciła do przyjaciół

– Wszystko gra, wszystko gra. Testują nowy… telewizor.

***

– Adam! – Z ust blondyna wyrwało się zduszone westchnięcie. Wokalista całował szyję

chłopaka z pełnią namiętności, a robił to tak intensywnie i doskonale, że Tommy nie potrafił opanować

swojego oddechu. Pierwszy raz czuł, że potrzebuje być z kimś tak blisko – z potrzeby ciała i silniejszej,

podświadomej potrzeby serca.

– Cholernie mocno cię pragnę… – Powiedział Adam, wodząc dłońmi po udach Ratliffa. W tej

chwili nie liczyło się nic innego – trzaskający w zerwanych kablach prąd, ogień buchający w kominku,

dzwoniący nieprzerwanie telefon Adama. Najważniejsze było to, co działo się między nimi – fala

namiętności, przed którą dziś nie chcieli się wzbraniać. Basista rozchylił kolana, pozwalając

czarnowłosemu poprowadzić ręce wyżej. Lambert poczuł pod palcami twardą wypukłość i bez

zawahania zacisnął na niej palce; Tommy westchnął głośno i odchylił głowę. Tuż po chwili Adam

ściągnął go z lady i przybił do jednej ze ścian. Blondyn zderzył się z twardą, pokrytą deskami ścianą i

zaczerpnął powietrza. Zacisnął powieki, kiedy Lambert rozpinał mu koszulę, a gdy to zrobił, zaczął

dotykać jego klatki piersiowej. Odważnie zsuwał ręce na brzuch, zacisnął palce na biodrach i przyparł

chłopaka swoim ciałem. Dotykał jego szczupłego i drobnego torsu z niepohamowaną żądzą i

uwielbieniem. Każdy gest przerywany był gwałtownym, mocnym pocałunkiem pozbawiającym tchu.

Nie sposób opisać tego, co działo się między nimi; pragnienia były jak setki mew podrywających się do

lotu. W ich głowach panował totalny chaos, każdy ruch był intuicyjny, pewny i odważny. Żadnych pytań,

próśb, rozmyślań – wszystko toczyło się krok po kroku, jak fabuła powieści pisanej od kilku miesięcy.

Wiele błędów, nanoszonych poprawek, a mimo to ciąg wydarzeń pisany z uporem, strona po stronie.

Pokój wypełnił dźwięk rozpinanego, skórzanego paska; Adam poradził sobie z tym zadaniem doskonale.

Page 231: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

231

Zsunął ciemne spodnie z wąskich bioder basisty i spojrzał w jego brązowe oczy. Podniecenie i strach

mieszały się w jego spojrzeniu. Lambert złożył na ustach Tommy’ego pocałunek – dużo bardziej

subtelny i delikatny niż przedtem. Gestem pełnym uległości klęknął przed nim na kolana i przesuwał

dłońmi po mlecznej skórze podnieconego chłopaka. Zaczął całować blondyna przez cienki materiał, na

co Ratliff odpowiedział delikatnym pomrukiem. Wplótł palce w czarne włosy Lamberta, gdy poczuł jego

wargi na swoich bokserkach.

– Chodźmy do łóżka – Zaproponował kusząco, pociągając Adama za włosy. Wokalista jęknął z

bólu i poddał się sile z jaką Tommy odepchnął go do tyłu. Lubił agresywne i zadziorne gesty. Lambert

nie pozostał dłużny; pociągnął blondyna na siebie, objął go z całej siły i zaczął namiętnie całować,

penetrując językiem wnętrze jego ust. Uwielbiał go całego; jego smak, zapach, głos. Nie dane było mu

wcześniej pozwolić sobie na taki zawrót głowy jak w tej chwili – ściągnął z jego ramion czarną koszulę,

przewrócił go na plecy i bez chwili zawahania pochylił się nad jego klatką, by pieścić wargami i językiem

wrażliwe sutki. Co kilka chwil drażnił je zębami, na co Tommy reagował gwałtownym, porywczym

wierzgnięciem. Adam przesunął języka po linii brzucha szczupłego chłopaka, otoczył pępek i przesunął

czubkiem wzdłuż krawędzi bielizny. Przestał na chwilę, wpatrując się w czarny znak na biodrze

blondyna; nie wiedział wcześniej o skrywanym tatuażu, przedstawiającym nieznany mu symbol. Czuł,

jak ciało Ratliffa drży z pragnienia i pożądania; jak każda jego komórka błaga o mocniejsze doznanie.

Na gładkim, jasnym brzuchu pojawiła się gęsia skórka.

Wstał i podał chłopakowi rękę; ten nie odmówił. Adam złapał go w pasie i przez dłuższą chwilę patrzył

w brązowe oczy blondyna

– Jesteś pewien?

Ratliff bez zawahania pokiwał głową. Przesunął dłońmi po ramionach Adama. Przeciągnął językiem po

suchych wargach i wziął głęboki oddech. Krew w jego żyłach wrzała; miał wrażenie, że przez jego

pulsujące tętnice przelewają się litry trucizny, skłaniającej go ku czarnowłosemu.

– Chcę być twój. Spraw, bym zapomniał o całym świecie – Przesunął palcami po policzku

czarnowłosego – Kochaj mnie, jakby miało nie być jutra. Jakbym był najlepszym mężczyzną, którego

spotkałeś.

Wargi Adama wygięły się w delikatnym uśmiechu

– Jesteś nim, Tommy.

Nie przerywając pocałunków, dotarli do dużego, miękkiego posłania. Tommy poczuł pod plecami

chłodną, jedwabną pościel. Przesunął palcami po gładkim materiale i opuścił powieki. Od bardzo

dawna nie zbliżył się do nikogo tak, jak miało nastąpić to w tej chwili.

Page 232: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

232

– Wszystko w porządku? – Spytał Adam, pochylając się nad blondwłosym chłopakiem. Ten

spojrzał w oczy wokalisty; chciał pogłaskać jego włosy, lecz obawiał się, że Lambert wyczuje

drżenie jego palców. Nieznacznie pokiwał głową i zwilżył językiem suche wargi. Adam

uśmiechnął się delikatnie – Kochanie, widzę, że się boisz...

Tommy zaśmiał się cicho

– Nie, ja tylko…

Adam pogładził gładki policzek basisty i patrzył na niego zaciekawionym wzrokiem.

– Boję się, że nie dam rady… – Rzekł z zakłopotaniem.

Lambert złożył delikatny pocałunek na ustach basisty

– Moje tempo zależy od ciebie. Jeśli coś będzie nie tak, przestanę – Dodał i ostrożnie pieścił

szyję blondyna. Tommy odchylił głowę i zamruczał rozkosznie – Tak długo czekałem na ten moment…

– Przygotuję cię – Zaproponował Adam, wodząc dłonią po brzuchu basisty. Jego palce zaczęły

zmierzać ku dołowi, aż zacisnęły się na pulsującym członku Tommy’ego. Ratliff przygryzł dolną wargę,

czując dużą, męską dłoń w najbardziej wrażliwych na dotyk okolicach. Westchnął na znak niesamowitej

rozkoszy, jaką dawał mu Adam. Palce Lamberta, zwilżone naturalną wydzieliną przesunęły się w dół, a

jeden z nich zaczął zanurzać się w ciele blondyna. Ratliff wygiął się w łuk i wcisnął policzek w poduszkę.

– Rozluźnij się – Usłyszał ciepły, męski głos, który zawsze kojarzył mu się z ukojeniem i

spokojem. Posłuchał rady czarnowłosego i pozwolił mu na to, na co nigdy nie pozwoliłby innemu

mężczyźnie.

Chwilowe poczucie dyskomfortu ustało; choć sam się nie spodziewał, podobało mu się. Jego oddech

był znowu szybszy i nieregularny.

– Mam się zabezpieczyć? – Spytał Adam, całując ciepłą szyję blondyna.

– Nie. Ufam Ci… sam też jestem zdrowy – Odpowiedział Ratliff. Adam spojrzał w jego oczy.

Uśmiechnął się na usłyszane ufam ci.

Adam, nie mogąc dłużej czekać, położył się na chłopaku i podparł się, by nie napierać na jego ciało.

Wsunął dłonie pod głowę chłopaka i złączył z nim swe usta. Tommy powoli rozchylił uda, zapraszając

tym mężczyznę do siebie. Założył nogi na jego biodra i zamknął oczy, by chłonąć ten moment

wszystkimi zmysłami, by zapamiętać tę chwilę na całe życie. W końcu połączy się ze swoim ukochanym.

Poczuł, że członek Adama powoli i z dużym oporem zanurza się w jego wnętrzu. Zacisnął powieki i

wygiął ciało w łuk, napinając przy tym wszystkie mięśnie. Wstrzymał oddech, czując, że Lambert nie

przestaje. Po chwili zacisnął wargi, wbił paznokcie w miękką poduszkę, a z jego gardła wydobył się

Page 233: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

233

zduszony krzyk. Adam natychmiast przestał i spojrzał na twarz Tommy’ego. Nigdy nie wydawał mu się

tak piękny, jak w tej chwili; pogrążony w bólu, który jednocześnie jest tym, czego od dawna pragnął.

Należał do niego; oddał mu swoje ciało, powierzył mu wszystkie sekrety, zdecydował się na krok,

którego nigdy nie miał okazji poczynić.

– Tommy, kocham cię… – Szepnął Adam wprost do ucha Ratliffa, który odpowiedział cichym

jęknięciem. Miał wrażenie, że do jego oczu napływają łzy; jak się okazało, było to złudne odczucie.

– Wejdź we mnie do końca… i kochaj mnie, najmocniej jak potrafisz… – Wyszeptał blondyn,

choć jego ciało nie było jeszcze gotowe na gwałtowny poryw namiętności.

Adam uśmiechnął się delikatnie i odgarnął włosy z jego spoconego czoła. Wiedział, że nie może w tym

momencie użyć siły. Wycofał się nieco, obserwując na twarzy chłopaka ulgę.

– W porządku? – Spytał wprost na ucho, upewniając się, że wszystko jest jak należy.

– Tak… – Odparł Ratliff, zaciskając powieki – Jesteś wspaniały.

Adam wykonywał płynne ruchy w przód i w tył, obserwując reakcje Tommy’ego. Pierwsze minuty były

dla niego trudnym doświadczeniem. Co kilka chwil zaciskał powieki i wargi, jednak każde kolejne

pchnięcie przynosiło mu więcej ulgi. W pewnej chwili uchylił powieki i spojrzał w oczy Adama.

Czarnowłosy uśmiechnął się i w odpowiedzi otrzymał to samo – delikatny, nieśmiały, pełen radości

uśmiech.

Rozpierający ból zaczął ustępować miejsca stonowanej rozkoszy. Blondyn wbił biodra w materac

miękkiego łóżka a w pewnej chwili z jego ust wydobył się niespodziewany jęk. Adam uśmiechnął się i

pocałował chłopaka. Wiedział, że najtrudniejsze już za nimi, teraz każda kolejna minuta będzie coraz

przyjemniejsza. Adam zaczął się powoli wycofywać, aż do momentu, w którym Ratliff gwałtownie się

poderwał

– Adam! – Jęknął cicho i odchylił głowę.

Znalazł właściwe miejsce; jego członek ocierał o prostatę wewnątrz ciała blondyna, na co Ratliff

reagował spontanicznymi jęknięciami, a jego mięśnie kurczyły się w rytmie ruchów Adama.

Lambert zwiększył tempo swoich pchnięć, wyczuwając, że Tommy jest już swobodny, a ból całkowicie

odpuścił.

– Szybciej – Wydyszał Tommy, czując, że nie może dłużej odwlekać finałowego momentu. Nie

spodziewał się, że ten sposób zbliżenia zapewni mu tak intensywne doznania.

Adam oparł głowę o ramię chłopaka, wsłuchując się w jego odgłosy, przesiąknięte pasją i ekstazą.

Naciskał brzuchem na jego biodra, powodując przyjemne ocieranie.

Page 234: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

234

– Nie przestawaj – Wydyszał, zaciskając kurczowo palce na ramionach Adama.

Powietrze unoszące się ponad nimi było gorące, przesiąknięte zapachem męskich perfum

wymieszanych ze sobą. Głośne oddechy i westchnięcia wypełniały małe pomieszczenie, w którym

jedynym obcym dźwiękiem był bijący zegar. Zarówno Adam jak i Tommy wyczuwali, że ich ciała są

wilgotne, bardziej wrażliwe na jakikolwiek dotyk. Ostatnie dwie minuty pozbawione były słów. Tommy

przygryzał dolną wargę; gdy naprowadził na nią język, poczuł metaliczny posmak krwi. Jego skóra była

zaróżowiona, usta nabrzmiałe od pocałunków i zatapiania w nich zębów za każdym razem, gdy Adam

pozwalał sobie na więcej. Czarnowłosy zaciskał wplecione w blond kosmyki palce, czuł przyjemne

dreszcze przemierzające drogę jego boków, kumulujące się w podbrzuszu. Jedną dłonią wodził po ciele

Tommy’ego, patrząc przy tym na jego twarz. Nie mógł uwierzyć, że ten długo wyczekiwany moment w

końcu znalazł miejsce – w tym małym, wiejskim domku na północy pięknej Szwajcarii.

Adam poczuł, że zbliża się właściwy moment. Jego oddech palił policzek blondyna. Przyjemne, nagłe

skurcze zaczęły obezwładniać jego ciało. W pewnej chwili czarnowłosy wygiął się w łuk i wzdychając

ciężko opadł na drżące ciało kochanka. Każda komórka jego ciała przeżywała silny, długo wyczekiwany

orgazm. Niespełna kilka sekund później czarny wsunął dłoń między ich wilgotne podbrzusza i pieścił

blondyna najlepiej jak potrafił. W pewnej chwili zobaczył, że Tommy zacisnął powieki, chwilę później

rozchylił wargi i kurczowo zacisnął palce na poduszce. To musi być ten moment. Tuż po tym, gdy

czarnowłosy usłyszał serię zduszonych, nieśmiałych jęków, poczuł, że jego dłoń pokryła się ciepłą, gęstą

zawiesiną. Uśmiechnął się i delikatnie pocałował wargi basisty, który otworzył oczy kilka sekund

później. Zawsze chciał sprawić mu jak największą przyjemność, teraz już to uczynił.

Adam wpatrywał się w niego ze spokojem. Z twarzy nie schodził delikatny uśmiech; czarnowłosy

odgarnął jasne kosmyki z twarzy blondyna i przytulił go do swojego ciała.

– Boże… – Wymruczał Tommy, wtulając się w tors Adama. Westchnął cicho – To najlepsze

doświadczenie, jakiego zaznałem… – Dodał z uśmiechem.

– Było wspaniale… Raffi, jesteś jedynym, który zna mnie lepiej niż ja znam samego siebie… –

Wyszeptał Adam, zamykając oczy.

Ta noc przełamała wszelkie bariery i wstyd. Przypieczętowali swój związek niematerialnym gestem,

jakim był ich pierwszy wspólny raz.

***

Adam uchylił powieki o poranku. Ziewnął głośno i podparł się łokciami o poduszkę, rozglądając się przy

tym po pomieszczeniu. Drewno w kominku spróchniało, metalowe i drewniane części obudowy

urządzenia rozsypane były po całej kuchni, dwa pokruszone porcelanowe talerze ozdabiały ciemną

Page 235: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

235

terakotę. Lambert zaśmiał się pod nosem, uświadamiając sobie jak spontanicznie zbliżyli się do siebie

minionej nocy. Spojrzał na miejsce obok – Tommy nadal spał, oddychając spokojnie. Wyglądał uroczo

i niewinnie – niestety tylko wtedy, gdy spał. Mój mały awanturnik. Adam znalazł swoje spodnie i nie

martwiąc się o brak bielizny, naciągnął jeansy na biodra. Otworzył drzwi i zaczerpnął świeżego

powietrza. Zobaczył swoich przyjaciół – siedzieli przy grillu, zajadając się pieczonymi ziemniakami.

– Adam! – Zawołali – Chodź!

Czarnowłosy uśmiechnął się, całkowicie zapominając o wczorajszej sprzeczce. Włożył buty nie

martwiąc się o rozwiązane sznurówki, narzucił ciepły koc na ramiona, zamknął drewniane drzwi i ruszył

w kierunku przyjaciół. Usiadł między nimi i rozejrzał się za pustym talerzem. Kiedy poczuł na sobie

wzrok wszystkich, podniósł głowę

– Co ty taki uśmiechnięty? – Rzuciła Brooke, na co kilka osób zaczęło się podśmiewać.

Lambert uniósł kąciki ust i bez słowa sięgnął po stojącą na stole wodę

– Powiedzmy, że to mój mały sekret – Odpowiedział tajemniczo.

Wszyscy zwrócili wzrok ku czarnemu vanowi, wjeżdżającemu na teren posesji. Tylne drzwi otworzyły

się i wysiadła z nich Camila. Bez witania się z członkami zespołu, podeszła do Adama

– Bierz Tommy’ego. Musimy porozmawiać.

Adam nie martwiąc się o burczenie w żołądku kiwnął głową i ruszył w kierunku domku. Nie mógł

doczekać się chwili, w której usłyszy nazwisko sprawcy strzelaniny na swoim koncercie.

44. Najlepszy ze światów

– Zaczekaj moment, obudzę go – Rzekł Adam, zostawiając Camilę przed drzwiami. Wkroczył do

małego domku, zamykając za sobą drzwi. Ostrożnie zbliżył się do dużego posłania, na którym nadal

drzemał Tommy. Adam mimowolnie uśmiechnął się na ten widok; od dawna nie budził się u czyjegoś

boku, teraz dzielił łóżko z mężczyzną swoich marzeń. Usiadł na krawędzi i dotknął ciepłego policzka

chłopaka.

– Kochanie, budź się – Powiedział głośnym szeptem, pochylając się nad blondynem. Poczuł

zapach jego delikatnych perfum, których intensywność znacznie osłabła po ostatniej nocy.

Page 236: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

236

Ratliff mruknął coś niezrozumiałego i uchylił powieki. Jego oczom ukazała się uśmiechnięta twarz

czarnowłosego.

– Ale jestem zmęczony… – Rzekł szeptem, wtulając się w miękką poduszkę.

Adam położył się tuż za nim i przylgnął ciałem do jego pleców. Pocałował nagie ramię i przesunął

palcami po gładkim brzuchu basisty

– Jak ci się podobał pierwszy raz? – Spytał cicho, by nie naruszać cudownej granicy spokoju.

Tommy mimowolnie się uśmiechnął i złapał dłoń Adama, spoczywającą na jego biodrze.

– Niesamowicie. Nigdy nie byliśmy ze sobą tak blisko… – Odwrócił głowę, by spojrzeć w

radosne, niebieskie tęczówki – To przerosło moje wyobrażenia i oczekiwania.

Adam uśmiechnął się delikatnie

– Następnym razem będzie przyjemniej, obiecuję – Rzekł, całując rozchylone wargi chłopaka.

Każdy drobny gest przypominał mu wczorajsze przeżycia.

– A… kiedy mogę liczyć na następny raz? – Spytał blondyn, odgarniając z czoła jasną grzywkę.

Sprytnym, zwinnym ruchem wynurzył się spod pościeli, przewrócił Lamberta na plecy i dosiadł jego

biodra. Adam roześmiał się onieśmielony odważnym gestem u uniósł wysoko brwi.

– No cóż, nie spodziewałem się takiego entuzjazmu… – Odparł, wpatrując się w zupełnie nagie

ciało ukochanego. Jasną skórę jego rąk przyozdabiały liczne, kolorowe tatuaże, co wyraźnie

kontrastowało z delikatnym typem urody Tommy’ego – Prowokujesz – Dodał po chwili Adam,

odsuwając od siebie nieprzyzwoite myśli.

Wargi Ratliffa wygięły się w delikatnym uśmiechu. Pochylił się nad twarzą czarnowłosego, muskając

kosmykami włosów jego zaróżowione policzki. Pocałował go krótko i delikatnie

– Mam nadzieję, że zadbałeś o śniadanie?

– A… – Jęknął Adam, obserwując zmianę wyrazu twarzy Tommy’ego.

– Jak to nie? – Warknął blondyn, łapiąc Lamberta za nadgarstki – Nie dbasz o mnie – Zaczął

obsypywać jego twarz pocałunkami, na co Adam zareagował śmiechem.

– Hej! Czekaj, Camila stoi przed drzwiami.

Blondyn odsunął się nieznacznie i popatrzył ze zdziwieniem

– Co ona tutaj robi?

Adam westchnął cicho i podparł się łokciami o materac łóżka – Zna sprawcę. Informacja potwierdzona,

śledztwo zostało…

Page 237: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

237

– Jakiego sprawcę? – Wtrącił Ratliff – Przecież kazałem zamknąć tę sprawę.

Adam otworzył szerzej oczy

– Zgłupiałeś? Masz szczęście, że to ja złożyłem pozew i tylko ja mogę go wycofać.

Tommy przewrócił oczami

– W porządku, przejdź do konkretów.

– Jeszcze nic nie wiem – Rzekł Lambert, dając do zrozumienia, że chce wstać – Wpuszczę ją.

Kiedy Tommy zaczął szukać swoich ciemnych spodni, czarnowłosy piosenkarz stał już przy drzwiach.

Ostatecznie blondyn zdecydował się narzucić szlafrok zwisający z krawędzi łóżka. Zawiązał luźno pasek,

a po chwili usłyszał kobiecy głos, wypełniający przytulne pomieszczenie.

– Przeszedł tędy huragan? – Spytała, rozglądając się po pokoju – Cześć Tommy – Rzuciła,

podchodząc do basisty. Choć sprawa dotyczyła Adama jedynie pośrednio, zwróciła się w jego kierunku

nim rozpoczęła mówić wszystko, co powinien widzieć. Westchnęła cicho, denerwując się coraz

bardziej. Choć Adam sprawiał wrażenie spokojnego i pogodnego człowieka, czasami potrafił

wyładować swoją złość w bardzo ekspresyjny sposób.

– Proszę cię, tylko nie reaguj nerwowo.

Adam spoczął na krawędzi łóżka. Obawiał się, że owa wieść wyprowadzi go z równowagi.

Dziewczyna zmierzyła wzrokiem zamyślonego blondyna

– Brat Keri działał na jej zlecenie.

Adam natychmiastowo wstał

– Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? – Mimo upływu czasu, nie odzyskał zaufania do byłej

znajomej.

Uniosła wzrok

– Umawiałam się ze Stevenem, bratem Tommy’ego. Spędzaliśmy z wami Sylwestra. Kiedy Keri

usilnie próbowała zdobyć namiary Tommy’ego, przyjeżdżała do jego domu i rozmawiała ze Stevenem.

Zainteresowała się nim i próbowała wciągnąć go w spisek; wiedziała, że Steven nie znosi Tommy’ego.

Ten wszedł w układ tylko dla kasy. Kiedy się wycofał, Keri została sama, była wściekła, że stchórzył.

Ściągnęła więc swojego brata, który nie miał oporów.

– Co?! – Wrzasnął Adam i gdyby nie natychmiastowa reakcja basisty, czarny rzuciłby się na

dziewczynę – Skąd Steven o tym wiedział, skoro się wycofał?!

Camila odsunęła się

Page 238: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

238

– Decyzja została podjęta, wiedział, że do tego dojdzie.

– Wiedziałaś, że planuje zabić Tommy’ego?! – Rozłożył ramiona, wpatrując się w ciemnowłosą.

– Oczywiście, że nie! Mnie poinformował już po strzelaninie! Nie mogłam go wydać skoro

byliśmy razem!

– Co?! – Krzyknął Adam – Ukrywałaś to przed nami tyle czasu?! Wiedziałaś jak cholernie nam

na tym zależy! – Sytuacja nie mogła ujść uwadze zespołu. Po chwili wszyscy zjawili się w domu,

zaciekawieni dochodzącymi z domu wrzaskami..

– Musiałam być lojalna! – Odkrzyknęła Gray i również wstała – Obiecałam, że jeśli poznam jego

największy sekret, nikomu go nie wydam! Brat Tommy’ego również byłby pociągnięty do

odpowiedzialności za wyposażenie Keri w pistolet, który niemal uśmiercił Riffa. Musiałam być lojalna…

Adam podszedł do niej

– Lojalna wobec obcego faceta, nielojalna wobec przyjaciół i Tommy’ego, którego podobno tak

bardzo kochałaś?!

Zacisnęła wargi i spojrzała w stronę blondyna. Milczał, a na jego twarzy malowały się smutek i zawód.

Żadne, najcięższe i najbardziej bolesne słowa nie mogły wzbudzić w dziewczynie większego poczucia

winy.

– Co ja mogłam zrobić? – Spytała Ratliffa, nie licząc na zrozumienie – Nie potrafiłam się

odnaleźć w tej sytuacji. Wierz mi, to było dla mnie bardzo trudne…

Blondyn spojrzał w stronę zespołu

– Wyjdźcie, proszę – Rzucił oschle.

Wszyscy patrzyli nieprzerwanie na odgrywaną scenę. Postanowili się wycofać; Monte opuścił

pomieszczenie jako ostatni i jeszcze chwilę stał za drzwiami, by nasłuchiwać kontynuację rozwoju

wydarzeń.

Adam odwrócił się, zaciskając dłonie w pięści. Krążył po całym pomieszczeniu, miał ochotę wybuchnąć,

jednak biorąc pod uwagę reakcję blondyna postanowił się pohamować. Tommy stał na środku pokoju,

milczał, zbierając myśli.

– Wasz detektyw zna już sprawę, przekazałam mu dowody w postaci prywatnych wiadomości,

biletów podróżnych, zdobyłam wszystkiego tak dużo, jak było to możliwe. Nie chciałam by was

informował przed tym, aż sama to zrobię. Niedługo dostaniecie zawiadomienie o stawienie się w sądzie

na procesie. Brat Keri, ona i Twój brat będą oskarżonymi w tej sprawie – Rzekła, odsuwając się od

Ratliffa.

Page 239: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

239

Blondyn spojrzał na Adama

– W końcu sfinalizujemy tę sprawę – Jego głos był stłumiony. Blondyn wycofał się w kierunku

kuchni, by sięgnąć po szklankę wody.

– Idź do zespołu. Muszę z nim pogadać – Powiedział półgłosem Adam, zwracając się do Camili.

Dziewczyna kiwnęła głową i opuściła pomieszczenie, dając parze chwilę prywatności. Lambert podszedł

do Ratliffa i stanął tuż obok niego. Nie wiedział jak powinien się zachować. Zerknął na dłoń Tommy’ego;

drżała.

– Tommy, ja wiem, że to nic nie…

– Milcz – Uciął starszy z dwojga, wpatrując się w ceramiczne płytki, znajdujące się na metr

przed jego twarzą. Lambert zacisnął wargi i stanął przodem do Ratliffa.

– Nie możesz…

– Milcz… – Szepnął Tommy, odkładając szklankę pełną zimnej wody. Oparł dłonie o zlew i

zaczerpnął powietrza. Keri, moja była dziewczyna. Partnerka, z którą spędziłem tyle lat. Najbliższa mi

osoba w tamtym czasie. Mój brat, członek rodziny, ktoś z kim się wychowywałem i dorastałem. Oni

chcieli mojej śmierci. Chcieli mnie martwego. Bym nie żył; chcieli trupa, nie mnie.

– Nienawidzę ludzi… – Rzekł cicho blondyn, unikając ramion Adama – Nie potrafię już ufać –

Minął go i ruszył w kierunku drzwi, pragnąc jak najszybciej opuścić dom.

– Tommy – Zatrzymał go ciepły, męski głos – Zaczekaj.

Choć jeszcze kilka sekund temu przyrzekł sobie, że nic nie będzie w stanie go zatrzymać, nogi odmówiły

mu posłuszeństwa. Nie zrobił ani jednego kroku naprzód. Choćby próbował wmówić sobie, że nikt nie

jest szczery w swych intencjach, nie wierzył w potencjalną fałszywość Adama.

Czarnowłosy zbliżył się od tyłu; podszedł ostrożnie i objął chłopaka w pasie, prowadząc palce po jego

torsie – Zawsze jestem przy tobie. Zawsze. Wtedy, gdy byłeś na krawędzi życia i śmierci. Wtedy, gdy

postanowiłeś odejść do Pauli. Gdy zmarznięty zadzwoniłeś do mych drzwi w wigilijny wieczór i wyznałeś

mi miłość.

Tommy zadrżał na dźwięk tych słów. To była prawda, prawda, przed którą nie chciał i nie potrafił się

wzbraniać. Uczucia Adama nie sprowadzały się jedynie do wielkich słów.

– Powinieneś mnie zawieść. Zranić, odejść, zrobić to, co wszyscy. Taki sukinsyn jak ja zasługuje

na podobne traktowanie.

Czarnowłosy odwrócił blondyna przodem do siebie. Chwilę przeszył go swym chłodnym, błękitnym

spojrzeniem.

Page 240: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

240

– Nigdy więcej tego nie mów, rozumiesz? – Powiedział, ściskając jego szczupłe ramiona –

Zasługujesz na to, co najlepsze. Znasz zasadę „żadnych obietnic – żadnego żalu?”

Tommy nieznacznie pokiwał głową.

– Nie potrafię przewidzieć tego, co się stanie. To się nie liczy; liczy się to, że nigdy, ale to

przenigdy nie pozwolę ci cierpieć. Choćbyśmy mieli zostać rozstrzelani, osłoniłbym cię, by ocalić chociaż

pięć sekund twojego życia. Kocham cię i gotów jestem poświęcić dla ciebie wszystko, więc błagam, nie

dopuszczaj do siebie myśli, że mógłbym cię zranić. Obdarzyłeś mnie uczuciami, a to najcenniejszy dar,

na jaki stać drugiego człowieka – Powiedział, przesuwając palcami po bladym policzku basisty. Tommy

zacisnął wargi i spuścił wzrok.

Adam wplótł palce w jego włosy

– Odkąd cię poznałem byłeś outsiderem. Prawie z nami nie rozmawiałeś, wycofywałeś się, nie

nawiązywałeś stałych kontaktów. Nie miałeś przyjaciół – Mówił, przeczesując jasne i miękkie kosmyki

Ratliffa – Dopiero, gdy poczułeś, czym jest miłość, zacząłeś wpuszczać mnie do swojego świata. Nie

chcę go opuścić, bo to najlepszy świat, w jakim mogłem się znaleźć. Nawet, jeśli uznasz moje słowa za

wybitnie kiczowate, są one prawdziwe i mam świadomość, że o tym wiesz.

Nieśmiały uśmiech wstąpił na oblicze Tommy’ego; uniósł on wzrok i spojrzał w duże oczy Lamberta.

– Pierwszy raz powiedziałeś coś tak… – Zawiesił głos – Niezwykłego.

Adam zaśmiał się radośnie

– Niezwykłego? Dla mnie to podstawa wszystkich uczuć, jakimi cię darzę – Rzekł, całując

blondyna w czoło – Ubierz się ciepło, dziewczyny próbowały przygotować jakieś ziemniaki.

Tommy parsknął śmiechem i pokręcił głową

– Subtelna zmiana tematu… wolałbym inne danie.

– Hm?

Ratliff odwrócił głowę w stronę Adama; zmierzył całe jego ciało bystrym wzrokiem. Lambert poczuł jak

oblewa go fala gorąca. Nim zdążył zareagować, basista zamknął się w łazience.

***

Choć Adam nadal żywił urazę do Camili, uznał, że nie może zabronić jej pojawienia się na

popołudniowej imprezie w zespołowym gronie. Kroił warzywa na sałatkę, wsłuchując się w spokojną

melodię. Miękki, biały puch nadal przyozdabiał wysokie świerki, ginące w ciemnościach wyjątkowo

pięknego krajobrazu. Gdy odwrócił głowę od okna, spostrzegł Tommy’ego. Basista siedział na

Page 241: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

241

drewnianej podłodze, przygotowując różne smakołyki. Adam uśmiechnął się pod nosem, obserwując

Ratliffa. Chłopak spokojnie kiwał się i co kilka chwil próbował innego przysmaku. Na moment uniósł

wzrok, a jego spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Lamberta. Uśmiechnęli się wzajemnie.

Lambert wytarł mokre od wody ręce i spokojnym krokiem podszedł do Ratliffa. Kucnął tuż przed nim

– Dostałem propozycję sesji zdjęciowej.

Tommy obojętnie wzruszył ramionami

– To nie nowość.

Adam zawiesił na moment głos

– Tylko, że… nagiej.

Chrząknął, gdy Tommy wybuchnął dzikim śmiechem

– Co?! Chyba się nie zgodzisz?

Lambert uśmiechnął się delikatnie, uwielbiał rozbawiony wyraz twarzy basisty

– Nie. Za to pomyślałem, że moglibyśmy wykonać taką sesję amatorsko, ty i ja… – Powiedział

zbliżając się do jego ucha – Będziesz najwspanialszym modelem…

Ratliffa przeszedł gorący dreszcz w chwili gdy poczuł zęby na płatku swojego ucha. Uśmiechnął się

nieśmiało

– Ale teraz brakuje nam martini, wódki i piwa. Przejedź się do sklepu, to niedaleko stąd.

Adam wydał z siebie pomruk niezadowolenia

– Obędzie się…

– Nie mamy alkoholu – Zauważył Tommy – A sam nazwałeś to wydarzenie imprezą, pamiętasz?

Monte i Taylor nie dadzą ci żyć, jeśli nie zaleją się w trupa.

Adam przewrócił oczami –

Czego się dla ciebie nie robi – Mruknął, narzucając czarny płaszcz na ramiona – W takim razie

będę za dwadzieścia minut – Rzekł i niechętnie opuścił ciepły dom. Jego oczom ukazała się paczka

znajomych z zespołu, postanowił wybrać kogoś na kozła ofiarnego. Podszedł do jednej z dziewczyn,

obdarzając ją rozbrajającym uśmiechem

– Brooke, kochanie? – Spytał z proszącym wzrokiem – Przejedź się ze mną do miasta.

Dziewczyna odpowiedziała uśmiechem

Page 242: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

242

– Mi to pasuje, potrzebuję znaleźć baterie do ładowarki – Ruszyła w stronę srebrnego

mercedesa. Adam w duchu podziękował Bogu za jedyną bezproblemową i pomocną osobę w zespole.

Po chwili znaleźli się już w środku, gdzie mimo wszystko było cieplej niż na zewnątrz. Adam ogrzał swe

dłonie pocierając je o materiał jeansów i ziewnął, obserwując bezgwiezdne, granatowe niebo.

– Pojedziemy do miasta, wszystko po drodze jest zamknięte – Rzekła brunetka, przekręcając

kluczyk w stacyjce. Adam kiwnął głową i przetarł palcami zmrożoną szybę. Opuszki jego palców pokryły

się zimnymi kroplami wody.

Podróż upływała spokojnie, co kilka chwil mijały ich pojedyncze samochody z naprzeciwka, w radio

pobrzmiewała łagodna melodia. Brooke chrząknęła

– Tommy zostaje z nami na dłużej czy wraca do Pauli po zagraniu koncertu? – Spytała,

przerywając panującą między nimi ciszę. Adam spojrzał w jej kierunku

– Zakładam, że po koncercie wróci do niej. To nie może trwać wiecznie – Podparł głowę – Na

początku byłem przekonany, że się w niej zakochał. Byłem w błędzie. W końcu to minie i przestanie

krążyć między Stanami a Berlinem.

– Coś mu odbiło – Rzekła brunetka, wjeżdżając w zakręt. Zacisnęła palce na zimnej kierownicy.

– Nie dziwię mu się, dopiero co zaczął się godzić ze swoją orientacją, prawie zginął z ręki brata

byłej dziewczyny, a jego pierwsza miłość wyszła z więzienia po dziesięciu latach odsiadki. Sam bym

zwariował – Zmienił stację na inną, słynącą z grania mocniejszych klimatów.

– Skoro to tylko przyjaźń, nie ma się czym martwić – Rzekła.

– Nie nazwałbym tego przyjaźnią. Raczej chwilowa fascynacja. Nie zerwałby ze mną. A na

pewno nie teraz. Trafiłaś w setkę z tym wyjazdem, nie mogłaś znaleźć dla nas lepszej terapii – Rzekł z

uśmiechem. Brooke odpowiedziała tym samym.

Po dwudziestu minutach dotarli do rynku miasta. Choć ulice nie świeciły pustkami, poruszanie się było

całkiem wygodne. Adam spojrzał w stronę tancerki i podsunął jej swoje rękawiczki, które bez

zawahania przejęła i naciągnęła na szczupłe palce.

– Potrzebujesz czegoś do jedzenia czy sam monopolowy nam wystarczy? – Spytała, idąc przed

siebie.

– Nie używaj tego słowa, brzmi jak byśmy byli rozpitym, pozbawionym moralności zespołem.

Brooke uniosła brew

– Chłopcy imprezują co dwa dni, a ty urządzasz na scenie seksualne ekscesy, jak nie sam to z

Tommym.

Page 243: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

243

Lambert zaśmiał się pod nosem i spojrzał na rozbawioną dziewczynę.

– Jeszcze wcześnie, wszystko otwarte – Rzekła, przemierzając drogę wiodącą do najbliższego

sklepu – Dobrze, że wzięłam ze sobą wszystkie karty, nie wymieniłam gotówki w kantorze. Właściwie

jeśli… Adam? – Zatrzymała się, rozglądając dookoła. Kiedy spojrzała za siebie ujrzała Lamberta

stojącego przed wystawą sklepu jubilerskiego. Podeszła i skierowała swój wzrok tam, gdzie utkwił go

Adam – na półkę pełną złotych i srebrnych obrączek, zarówno prostych jak i wybitnie zdobionych

szlachetnymi kamieniami.

– Żartujesz…? – Szepnęła zaskoczona.

Adam uśmiechnął się szerzej i spojrzał na dziewczynę. Nie dało się ukryć – nigdy wcześniej w jej oczach

nie malowało się tak wielkie niedowierzanie.

45. Słodko–gorzkie pożegnanie

Ostatni wieczór upłynął w przyjaznej atmosferze. Tamten czas nie zaskoczył nikogo; Monte, Taylor oraz

Terrance upili się do nieprzytomności, żeńska część grupy zajęła się tematem muzyki i postanowiła

zrobić ranking najseksowniejszych tancerzy (wykluczając panów Green oraz Spencer), a Adam i Tommy

siedzieli w objęciach na kanapie, popijając średniej klasy wino. Nie zważając na pozostałych, obdarzali

się raz po raz pijanymi, namiętnymi pocałunkami, czując wzajemnie gorzki smak dobrego trunku.

Następny dzień wypełniły długie próby. Kilkanaście minut po dwudziestej zespół zagrał koncert; jeden

z lepszych w tym miesiącu. Prawie bez żadnych pomyłek, z rozmachem i zacięciem. Półtorej godziny

upłynęło błyskawicznie; na twarzach fanów pojawiły się łzy, gdy Adam śpiewał ostatni tego wieczoru

utwór.

Tommy pojawił się w garderobie, jako pierwszy. Zdjął z ramion ciężką marynarkę i rzucił się na

obrotowy fotel, by spojrzeć w swoje odbicie. Chciał darować sobie zmywanie makijażu, jednak wizja

długiej podróży sprawiła, że postanowił wykonać tę czynność. Zmęczenie dawało mu się we znaki;

ziewnął ospale i przetarł zmęczone oczy, czując pod powiekami delikatne szczypanie. Zbyt mało snu

robiło swoje; nie sposób funkcjonować dzień w dzień, odpoczywając jedynie cztery godziny na dobę.

Drzwi uchyliły się, a po chwili trzasnęły cicho. Blondyn wpatrywał się w lustrzane odbicie, a jedyną

osobą, jaką ujrzał, był Adam. Jego skóra błyszczała od ciepłego potu, oddech nadal był przyspieszony,

Page 244: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

244

włosy zadziornie roztrzepane. Czarnowłosy rzucił się na kanapę, biorąc głęboki oddech. Omiótł

wzrokiem ciasne, słabo oświetlone pomieszczenie

– Zakładam, że nie wrócisz ze mną do hotelu? – Spytał Adam, przewidując plan swojego

chłopaka.

– Obiecałem Pauli, że wrócę do niej po koncercie – Rzekł z niechęcią Ratliff – Przepraszam.

Lambert sięgnął po butelkę wody – Nie musisz mnie przepraszać – Rzekł obojętnym tonem.

Tommy rzucił szczotkę, którą trzymał w ręku

– Możesz się tak nie zachowywać?

Piosenkarz podniósł wzrok i zamilknął na moment

– Daję ci pełną swobodę, nie robię wyrzutów, a w dodatku nie gniewam się. W czym widzisz

problem?

Wargi Ratliffa zadrżały nim zdołał wypowiedzieć kilka słów

– Brzmisz, jakbyś totalnie ignorował wszystko, co się ze mną dzieje. Jakbym był ci obojętny.

Lambert uniósł wzrok i zaniemówił na moment. Nie spodziewał się, że jego wypowiedź wprowadzi

blondyna w podobny nastrój

– Czemu tak pomyślałeś? Raffi, ja po prostu chcę, byś sam podejmował wybory, a następnie

oceniał, które z nich są słuszne. Nie mogę cię zmuszać do zostania przy mnie, jeśli ktoś inny cię

potrzebuje – Rzekł, wpatrując się w lustro, gdzie widniała sylwetka basisty – Gdybym ja o tym

decydował, kazałbym ci być obok mnie. Nie mogę tego zrobić, bo znam cię. Jeśli coś postanowisz i tak

zrobisz wszystko, by dopiąć swego.

Blondyn westchnął cicho i odwrócił się w stronę czarnowłosego. Poczuł ogarniający go smutek, falę

niepewności i strachu

– A jeśli pewnego dnia wrócę, a ciebie już nie będzie?

Lambert uniósł brwi i milczał dłuższą chwilę

– Wszystko pozostawiam twojej wierze i zaufaniu.

Tommy wpatrywał się w Adama. Spuścił na moment wzrok, jednak zrozumiał, że okazuje tym swoje

tchórzostwo. Spojrzał ponownie w chłodne tęczówki Lamberta, a jego wargi nie drgnęły, choć bardzo

chciał wypowiedzieć kilka znaczących słów.

– Odwiozę cię na lotnisko – Rzekł Lambert, po czym wstał i udał się za parawan. Tommy nie

znosił takich momentów – gdy wszystko było klarowne, wyjaśnione, a mimo to w powietrzu unosiła się

Page 245: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

245

ciężka atmosfera. Nie dbając o prysznic zmienił sceniczne ubranie, które bez składania wrzucił do

stojącej przy drzwiach walizki, chwycił ją i opuścił garderobę, trzaskając przy tym drzwiami.

Adam na pewno odebrał ten gest, jako wyrzut w jego stronę. I po co ja to robię? Udowadniam mu winę,

kiedy to ja sam wszystko chrzanię? Zamiast wrócić z nim do hotelu jadę do hedonistycznej szmaty, która

będzie wyciągała ze mnie pieniądze i pieprzyła się z każdym, kto rzuci jej jakikolwiek banknot. Z całych

sił kopnął w walizkę, która stoczyła się mozolnie ze schodów wiodących na parking. Basista przysiadł

na jednym stopniu, wplótł palce w jasne włosy i wziął głęboki oddech zastanawiając się dokąd

właściwie zmierza. Zimny wiatr wywołał dreszcz na jego skórze, a ciężki zapach benzyny i zmęczonego

miasta wypełnił nozdrza

– Ratliff? – Usłyszał za plecami kobiecy głos. Odwrócił głowę w stronę Sashy – Menadżer kazał

przekazać, że wyśle ci dokumenty dotyczące przedłużenia umowy z zespołem po zakończeniu trasy

Glam Nation Tour.

Nim zdążył się zorientować, przygoda z koncertami dobiegała końca. Miniony występ był

przedostatnim wpisanym do GNT. Przed zespołem Adama już tylko podróż do Holandii, która będzie

miała miejsce za kilkanaście dni.

Kiwnął głową, totalnie ignorując ten fakt. Gdyby miał możliwość rzuciłby pracę i uciekł na drugi koniec

świata; drażnił go cały chory układ, w którym się znalazł. Tuż po chwili minęła go para nóg; Adam

schodził po schodach, nie odzywając się ani słowem. Zarzucił kaptur na głowę, i zniknął w ciemności

między rzędami samochodów. Jego sylwetka pojawiała się za każdym razem, gdy znajdował się w

świetle latarni. Tommy wstał niechętnie i ruszył za Lambertem, który zajął miejsce w czarnym aucie.

Basista wrzucił ciężką walizkę do bagażnika, po czym usiadł na miejscu pasażera, zamknął drzwi i czekał

aż wspólnie ruszą w stronę lotniska.

Adam przez dłuższą chwilę przeglądał płyty z muzyką, wahając się pomiędzy U2 a AC/DC. Ostatecznie

zdecydował się włączyć radio, nie dbając o nadającą stację. Wcisnął sprzęgło i gaz, silnik zaczął ciężko

pracować, a delikatne wibracje przeszyły obicia kremowych foteli. Blondyn wpatrywał się w widok za

oknem; wysokie budynki, park, wieżowce skąpane w pół–mroku, oświetlone kolorowymi neonami.

Westchnął cicho i dyskretnie zerknął na Adama; czarnowłosy wpatrywał się w drogę przed sobą,

reagując jedynie na znaki i innych kierowców. Zignorował nawet swój ulubiony utwór i nie zanosiło się

na to, by zaczął go nucić. W miarę oddalania się od centrum, samochodów na jezdni było coraz mniej.

– Adam?

– Co? – Spytał Lambert, a na jego twarzy nie malowały się żadne emocje. Basista obserwował

Adama i położył dłoń na jego szczupłym udzie. Lamberta przeszedł elektryzujący dreszcz – Co chciałeś?

– Powtórzył w tym samym tonie co wcześniej.

Page 246: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

246

– Przepraszam – Rzekł Tommy, spuszczając wzrok. Wiedział, że zbędne tłumaczenia tylko go

pogrążą; postanowił darować sobie zrzucanie winy na niewiadome siły. Cofnął dłoń i poczuł silne

przygnębienie na myśl, że zaraz pożegna Adama i wróci do upadającej rudery, by być biernym

uczestnikiem orgii organizowanych przez jego byłą dziewczynę. Zaczął tracić wiarę, że cudowna,

radosna wizja przeszłości powróci.

– Powinieneś pozwolić mi zdechnąć. Wyświadczyłbyś mi przysługę, sobie i Keri też.

Adam zacisnął zęby, jednak nie wytrzymał długo

– Mówisz to po to, bym się nad tobą litował? Mam cię pocieszać i wspierać, bo chcesz wrócić

do Pauli? – Po raz pierwszy imię dziewczyny opuściło jego usta.

Tommy czuł się coraz gorzej. Nie oczekiwał współczucia; chciał jedynie mieć wiadomość, że jest dla

Adama kimś ważnym.

– Może to ja powinienem umrzeć – Rzucił oschle piosenkarz – Nie musiałbyś dokonywać tak

ciężkich wyborów – Rzucił z sarkazmem, nie kryjąc rozczarowania.

Zapadła cisza. Najdłuższa i najbardziej drażliwa cisza, jaka kiedykolwiek pojawiła się w ich rozmowach.

Gdy dotarli na parking lotniska, Adam przekręcił kluczyk; silnik zgasł z cichym pomrukiem. Czarnowłosy

zerknął w stronę basisty

– Odprowadzić cię? – Spytał, zamierając. Tommy wpatrywał się w swoje kolana, jego wzrok był

uśpiony. Spokojnym ruchem odgarnął włosy i pokiwał przecząco głową.

– Tommy.. – Szepnął Adam, opierając dłoń o fotel pasażera – Co się z tobą dzieje, takie

zachowanie nie jest do ciebie podobne… – Rzekł łagodnie – Zawsze byłeś twardym dupkiem, teraz

wszystko może cię złamać…

Brązowe tęczówki spotkały się z szaro–niebieskimi.

– Czuję, że oddalamy się od siebie. I to z mojej winy – Choć z jego oczu nie płynęły łzy, głos

drżał. Adam przesunął palcami po chłodnym policzku

– Przeczekamy to – Rzekł Lambert, siląc się na uśmiech – Nie żegnaj mnie w smutku, bo nie

zasnę przez najbliższy tydzień, martwiąc się o ciebie. I tak denerwuję się wystarczająco dużo. Dzielnica,

w której mieszkasz nie należy do bezpiecznych, z resztą towarzystwo, w jakim się obracasz również nie

sprzyja spokojnemu nastrojowi.

Tommy westchnął cicho. Podniósł głowę i spojrzał za szybę. Na moment zapatrzył się na startujący

samolot, który po chwili przebił się przez kłęby ciemnych chmur. Gdy maszyna zniknęła z pola widzenia,

basista zwrócił się w stronę Adama

Page 247: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

247

– Kochaj się ze mną – Rzekł, patrząc w jego oczy.

Adam rozchylił wargi, nie wiedząc co powiedzieć. Nie spodziewał się, że znajdzie się w takiej sytuacji.

Patrzył dłuższą chwilę na chłopaka, spodziewając się, że ten obróci wszystko w żart bądź rzuci, że to

głupi pomysł i wysiądzie – tak się jednak nie stało. Blondyn siedział w tym samym miejscu, czekając na

jakąkolwiek reakcję.

Nie trzeba było powtarzać; Lambert zgasił światło wewnątrz pojazdu i odsunął fotel

– Chodź do mnie, skarbie – Rzekł szeptem, gdy ostatnia lampka spowiła wnętrze pojazdu w

pół–mroku. Tommy sprytnie zajął miejsce na udach Adama i zapatrzył się w jego oczy. Po chwili pochylił

się nad nim i złożył na ciepłych wargach długi, delikatny pocałunek. Dłonie czarnowłosego

powędrowały na plecy Tommy’ego, którego droga pocałunków zmierzała od warg aż do szyi.

– Boję się, tak strasznie się boję, że wszystko spieprzę… – Rzekł cicho Tommy, przesuwając

dłońmi po klatce Adama – Gdybym tylko mógł cofnąć czas, o jakiś miesiąc…

Czarnowłosy położył palec na ustach chłopaka

– Nie mów nic. Jeśli kiedykolwiek się zgubisz, pomogę ci wrócić na właściwą drogę. Nigdy nie

zostawię cię samego.

Blondyn złożył na ustach Lamberta kolejny pocałunek. Po chwili zaczęli wzajemnie pozbawiać się

kolejnych części garderoby, by zostać prawie nago. Parking świecił pustkami; co kilka minut w oddali

pojawiała się ludzka sylwetka, samochody przyjeżdżały jeszcze rzadziej. Startujące co chwilę samoloty

przerywały panującą błogą ciszę. Tommy zbliżył się do Adama najbardziej jak się dało. Lambert objął

jego szczupłe ciało i wtulił twarz w ramię chłopaka. Nastała krótka cisza, którą przerwał zduszony jęk

basisty. Gdy Adam wypełnił go do końca, zamknął oczy i zsunął dłonie na biodra partnera.

Nie martwili się o zaparowane szyby, pojedynczych przechodniów mijających ich samochód dziesiątki

metrów dalej, o czas, jaki mieli dla siebie. Ciche westchnienia i stonowane jęki raz po raz opuszczały

ich wilgotne od pocałunków wargi. W tym momencie nie liczyła się namiętność czy żądze; silniejsza

była potrzeba bliskości, której w ostatnim czasie doświadczali za mało.

Tommy uniósł powieki, by spojrzeć na Lamberta. Ten mrużył oczy co kilka chwil, jego usta były

rozchylone, na jego twarzy malował się błogi wyraz. Adam, jesteś piękny…

– Uwielbiam cię… – Wyszeptał do ucha blondyna, przywierając do jego ciała mocniej. Tommy

uległ mocnym pieszczotom, wydał z siebie serię cichych jęków i nie przestając poruszać się na biodrach

Adama, złączył z nim swe usta w długim pocałunku. Chwilę później Adam westchnął głośno wprost

między rozchylone wargi Ratliffa. Wspólne spełnienie znalazło miejsce w ciasnym samochodzie, które

Page 248: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

248

było ostatnim miejscem, w jakim widzieli się tego wieczoru. Odsunęli się do siebie nieznacznie, by w

milczeniu patrzeć na swe twarze. Ich oddechy stopniowo zwalniały, bicie serc wracało do normy.

– Wrócę na rozprawę. Będziesz na mnie czekał? – Spytał blondyn, opierając czoło o czoło

Adama.

– Będę. Przyrzekam.

Siedzieli w ciszy jeszcze kilka minut. Ich ciała stopniowo traciły ciepło, przez co przytulili się do siebie

mocniej. Gdy zegarek wskazał godzinę dwudziestą trzecią dwadzieścia, Adam szepnął do ucha

blondyna, że odprawa już się zaczęła. Blondyn niechętnie wrócił na swoje miejsce, by ubrać się i

pozwolić na to Adamowi.

Tommy otworzył drzwi, a zimne powietrze wywołało na jego ciele mocne dreszcze. Wysiadł i podszedł

do bagażnika, wyciągnął walizkę i postawił ją na mokrym asfalcie. Zarzucił kaptur na głowę i zapiął

skórzaną kurtkę. Adam podszedł do blondyna i przytulił go do swojego ciała. Nie znosił pożegnań; nie

chciał używać słów, które miały ich rozdzielić. Ratliff odwzajemnił uścisk i cofnął się. Spojrzał w oczy

Lamberta, który szepnął

– Proszę, uśmiechnij się.

Tommy, choć próbował to zrobić, nie dał rady. Zbliżył się ponownie do Adama, wtulając twarz w jego

tors. Przez moment zawahał się czy powinien wracać do Niemiec. W ramionach ukochanego było mu

tak dobrze…

– Może powinienem zostać… – Uniósł wzrok.

– Bardzo bym chciał – Odparł Adam – Ale nie łam obietnic, bez względu na to komu je składasz.

46. Wołanie o pomoc

Księżyc oświetlał ciemne, bezgwiezdne niebo. Ulice pustoszały, a wzdłuż Elberfelder Strasse szedł tylko

jeden mężczyzna. Poruszał się niemal bezgłośnie, jakby bał się, że za rogiem spojrzy śmierci w oczy.

Przez jego głowę przelewało się wiele wspomnień. Ciągnął za sobą walizkę i raz po raz spoglądał na

granatowe tabliczki z numerami poszczególnych budynków; gasnące latarnie nie ułatwiały mu tego

zadania.

Page 249: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

249

Po kilku minutach wszedł na teren słabo oświetlonego podwórza i pchnął drewniane drzwi jednej z

kamienic. Słabe, żółte światło oświetlało obdrapany tynk. To niedorzeczne. Żadnych bazgrołów na

ścianach? Pomyślał mężczyzna i po chwili doszedł do wniosku Racja. Żadna matka nie chciałaby tu

wysyłać swoich dzieci. A co dopiero ich tutaj wychowywać. Przemierzał drogę wzdłuż korytarza, a przed

oczami cały czas widział twarz Adama. Jego uśmiechnięte oblicze, wesołe iskierki w niebieskich

oczach… Westchnął głośno i pchnął drzwi do mieszkania Pauli.

– Jestem – Rzucił i podszedł do łóżka, siadając na jego krawędzi. Przetarł dłońmi zmęczone oczy

i spojrzał w kierunku okna. Ostatnie podróże między kontynentami i odległymi krajami poprowadziły

go do skrajnego wycieńczenia. Przez zaciągnięte żaluzje wlewały się światła kolorowych neonów,

rozmywały się na podłodze i ginęły w mroku – Paula? – Spytał, rozglądając się. Zwrócił wzrok w

kierunku toalety – Jesteś tam?

– Jestem – Rozbrzmiał przytłumiony, kobiecy głos.

Blondyn, wyczuwając, że coś jest nie w porządku wstał i podszedł do łazienki. Bez pukania wszedł do

pomieszczenia. Ujrzał tam rudowłosą, która siedziała na krawędzi wanny i tępym wzrokiem

wpatrywała się w podłogę. Na jej twarzy oraz dłoniach widniały smugi zaschniętej krwi, źrenice były

mocno zwężone. Na szafce oddalonej o metr znajdowały się dwie igły do strzykawek. Tommy złapał

dziewczynę za podbródek i uniósł jej twarz ku sobie

– Nie będę tego znosić. Co ty wyprawiasz? – Rzekł ze złością i zrezygnowaniem.

Patrzyła na niego tępo, a po chwili uśmiechnęła się. Pokiwała głową i ziewnęła ospale.

– Idź na dworzec ZOO i odwołaj moich klientów – Mruknęła niezrozumiale, próbując wstać.

Nim zdążyła się wyprostować, złamała się w pół i upadła na kolana. Ratliff westchnął cicho, wziął

dziewczynę na ręce i zaniósł ją do pokoju. Ułożył jej wychudzone ciało na środku łóżka

– Co brałaś? Wezwać lekarza? – Spytał, siadając tuż obok. Odwróciła się od niego i wtuliła w

poduszkę. Zamknęła oczy i zignorowała basistę, który nie wiedział jak powinien zareagować.

Blondyn pokręcił głową i wybrał numer do Adama. Wiedział, że to jedyna osoba, na którą może liczyć.

***

–… nie! – Rzekła Brooke, sięgając po kolejnego drinka – Ale wiesz co? Zaskoczyłeś mnie tym

incydentem w Szwajcarii.

Adam spojrzał w kierunku Pittmana, a potem ponownie przeniósł wzrok na tancerkę

– Co masz na myśli?

Page 250: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

250

– Kiedy zatrzymałeś się przed jubilerskim. Zamierzasz się oświadczyć? – Spytała z nutą

ciekawości w głosie.

Adam roześmiał się i obrysował palcem krawędź szklanki

– To poważny krok. Z resztą nawet, gdybyśmy byli na to gotowi, to nie jest najlepszy czas.

Tommy ma sporo problemów, nie chcę naciskać. Chociaż nie ukrywam… – Zawahał się i uśmiechnął –

Widzę nas w przytulnym domku. Być może nawet w większym gronie…

– Za dużo wypiłeś – Poklepał go po ramieniu Monte – Dopiero co się zeszliście, stary, nie świruj.

Żadnych dzieci, żadnych ślubów, nawet sobie nie żartuj.

– Zazdrościsz, bo sam jesteś starym kawalerem – Mruknęła Brooke, dopijając drinka – To

bardzo udana i świetnie dobrana para. O, patrzcie! – Pomachała w kierunku drzwi, w których stanął

Kris.

Adam otworzył szeroko oczy i roześmiał się

– Rany, nie widzieliśmy się ze sto lat! – Podbiegł do przyjaciela i rzucił mu się na szyję. Szczupły

piosenkarz odwzajemnił uścisk

– Mam już bilety na twój koncert w Amsterdamie – Rzekł z uśmiechem Allen.

– Chodź, dosiądź się do nas – Rzekł czarnowłosy, prowadząc muzyka w stronę zespołu –

Widziałeś te zdjęcia Allison w najnowszym GQ?

Kris uśmiechnął się i znacząco pokiwał głową

– Niesamowita jest. Ostatnio wyruszyliśmy na podbój Londynu.

Lambert roześmiał się i delikatnie szturchnął Krisa w ramię

– Później pogadacie – Rzekł do członków zespołu, którzy zaczęli witać piosenkarza – Chodź

zatańczyć – Rzucił Lambert, nie czekając na odpowiedź.

– Hej, miałem się dosiąść, a nie biec na parkiet, robiąc z siebie pośmiewisko! – Zaśmiał się Kris.

– Muszę się tobą nacieszyć – Adam złapał mężczyznę za nadgarstek i starając się zachować

trzeźwość wyszedł na środek sali. Mimo że kręciło mu się w głowie, nie był pijany; w czasie trasy rzadko

sobie na to pozwalał. Dał się ponieść muzyce i co kilka chwil otwierał oczy, by uśmiechnąć się do

swojego przyjaciela.

– Brooke wygląda prześlicznie – Rzekł, mierząc Adama wzrokiem – A ty z tygodnia na tydzień

stajesz się coraz seksowniejszy.

Lambert roześmiał się i przewrócił oczami

Page 251: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

251

– Tobie chyba tego mówić nie muszę. Byłeś najgorętszym facetem w Idolu i masz tego

świadomość.

Allen uśmiechnął się i pokiwał głową

– Nie będę się sprzeczał, bo wiem, że nie odpuścisz.

– Bo mam rację! – Zaśmiał się Lambert i zmierzwił Krisowi włosy – Lubisz tańczyć do Gagi? –

Spytał, gdy z głośników popłynęły pierwsze nuty You and I

– Niespecjalnie, ale żadna impreza nie obyła się bez jej kawałków – Mrugnął Kris, upijając

słodki, alkoholowy napój, który rozpalił jego gardło.

– Ktoś sobie o mnie przypomniał – Uśmiechnął się Adam, wyciągając telefon z kieszeni –

Przepraszam na moment – Rzekł, gdy zobaczył, że dzwoni do niego Tommy. Bez wahania odebrał

połączenie

– Cześć – Rozbrzmiał głos basisty – Pomóż mi.

Adam opuścił salę i ruszył w kierunku szatni

– Co się dzieje? – Spytał, gdy zszedł na parter. Usiadł pod ścianą; na jego szczęście w

pomieszczeniu znajdował się jedynie przysypiający pracownik ochrony.

– Paula coś brała. Nie wiem co robić, jeśli wezwę pogotowie to zaraz wezwą policję, wiesz czym

to się skończy. Adam, co ja mam robić… – Westchnął do telefonu. Jego głos drżał.

– Co z nią teraz? – spytał Lambert – Nie wiesz co wzięła? – Choć nie interesował go los

dziewczyny, wiedział, że Tommy bardzo się nią przejmuje. Postanowił więc odepchnąć od siebie dumę

i własne odczucia, by dać oparcie swojemu chłopakowi.

– Śpi, była półprzytomna, gdy wszedłem. Nie wiem, widziałem tylko igły, ale to o niczym nie

świadczy. Mogłaby otworzyć sklep z prochami.

– Sprawdź jej ramię – Rzekł Adam, patrząc na zegarek. Wskazówki zatrzymały się na godzinie

drugiej trzydzieści. Chwilowa cisza została przerwana

– Sina skóra w okolicach ramienia i chyba ślady po nakłuciach. Od czego to może być?

Adam zacisnął wargi i westchnął cicho

– Nie wiem, pewnie heroina. Mocno widoczne te ślady?

Tommy milczał dłuższą chwilę

– Nie. Coś jej grozi?

Page 252: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

252

– Tommy, do jasnej cholery, nie jestem lekarzem ani ćpunem – Warknął Adam i przeczesał

palcami włosy – Nie chcę, żebyś miał przez nią problemy. Jeśli bierze od dawna to widocznie przywykła.

Menadżer mówił, że z twojego konta ubywa coraz więcej pieniędzy. Skończ z tym wolontariatem, bo

sam widzisz, do czego to prowadzi. Chcesz dobrze, ale w tej sytuacji to słowo nie istnieje, zrozum to.

Blondyn przestał się odzywać. Wpatrywał się w ścianę i poczuł zalewającą go falę strachu oraz

przygnębienia. Zacisnął powieki, słysząc po drugiej stronie jedynie dudniące echo rozrywkowej muzyki.

Dotarło do niego po raz kolejny; mógł bawić się na mieście ze swoim ukochanym, odkrywając uroki

kolejnej stolicy, w której zawitali. Mógł wracać z Adamem do hotelu i wraz z nim pod wpływem

alkoholu zdemolować pokój, śmiejąc się przy tym jak dziecko. Mógł spędzać z nim romantyczne chwile

na rynku starówki, wrócić do kwatery na skromną, ale romantyczną kolację, a później kochać się do

białego rana. Gdy otworzył oczy widział znów szare, obdrapane z tapety ściany, a obok śpiącą,

heroinową królewnę.

– Jestem masochistą… – Rzekł po długiej chwili milczenia, wsłuchując się w wszechobecną ciszę

– Chciałbym obudzić się z tego koszmaru. Przytulić się do ciebie i uwierzyć, że to tylko zły sen…

Adam zacisnął powieki, czując jak zimny dreszcz przemierza drogę jego kręgosłupa

– A ja chcę, byś już nigdy się nie bał. Nie rozumiem twoich decyzji.

– Na cokolwiek się zdecyduję, popełnię błąd… – Szepnął Tommy, zsuwając się z łóżka na

podłogę – Jeśli zostawię ją, zginie, jeśli zostawię ciebie, odejdziesz, a ja nie wybaczę sobie tego do końca

dni… ani tego, że pozwoliłem komuś upaść, ani tego, że odebrałem nam szansę na szczęście.

Lambert uniósł wzrok, wpatrując się w duże okno

– Wiesz… w szachach nazywa się to zugzwang. Gdy jedynym dobrym ruchem jest brak ruchu.

Każde posunięcie prowadzi do porażki.

– Nie można zatrzymać się w miejscu na dłużej – Rzekł półgłosem Tommy, zaciskając powieki.

– Wiem. Ale dopóki nie dokonasz wyboru, wszystko wydaje się być możliwe. Masz przed sobą

dwie drogi, a wybierzesz tylko jedną. Liczę, że podejmiesz słuszną decyzję.

Tommy otworzył oczy i położył się na zimnej podłodze

– Jeśli zostaniesz ze mną, utoniesz… Prowadzę cię na samo dno, Adam. Zostaw mnie, ocal

chociaż siebie.

Adam przygryzł wargi i spuścił wzrok

– Nauczymy się pływać.

Page 253: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

253

– Dlaczego ty się na to godzisz… – Adam usłyszał ciche łkanie po drugiej stronie. Poczuł ucisk w

klatce piersiowej, lecz milczał, pozwalając drugiemu mówić dalej, jednak nie padały żadne ze słów.

– Bo kocham cię tak bardzo, że nie wyobrażam sobie dnia, w którym cię zabraknie – Odparł,

powstrzymując się od łez. Nie było to łatwe, gdy słyszał płacz swojego chłopaka. Tommy zawsze był

silnym, twardo stąpającym po ziemi facetem, który sprawiał wrażenie gówniarza pozbawionego uczuć.

Teraz, zupełnie bezbronny i zagubiony skomlał do słuchawki telefonu, robiąc bilans ostatnich tygodni

swojego życia.

– Tommy, nie płacz – Rzekł Adam, zaciskając wargi – Za trzy dni mamy rozprawę w Paryżu, to

już zaraz. Zobaczymy się, porozmawiamy, spędzimy ze sobą dużo czasu. Zwiedzimy to piękne miasto,

zaproszę cię na romantyczną kolację… – Wymieniał, starając się znaleźć jak najwięcej pozytywnych

akcentów – Może w końcu wyrwiemy się do Disneylandu, będziemy oglądać głupie komedie przez całą

noc, jedząc Haagen Dazs, przywiozę ci twojego psiaka… – Płacz ucichł, nastąpiła długa cisza.

– Co z nim? Gdzie jest? – Spytał i nagle poczuł duże wyrzuty sumienia. Zupełnie zapomniał o

uroczym szczeniaku, którego przygarnął jakiś czas temu.

– Spokojnie, zawiozłem go do rodziców. Szybko rośnie – Rzekł Adam, wpatrując się w ścianę.

Tak naprawdę dawno nie dzwonił do domu, a Neila widział ostatni raz, gdy spotkali się pod hotelem,

by przekazać zwierzę do jego rąk.

– Nie mogę się doczekać dnia, w którym znowu cię zobaczę – Rzekł Ratliff.

– Wyjadę po ciebie na lotnisko, jeśli mnie uprzedzisz.

– Muszę kończyć.

– Trzymaj się, Tommy – Rzekł Adam, a po chwili usłyszał sygnał przerwanego połączenia.

Pokręcił głową i wsunął telefon do kieszeni, po czym opuścił klub. Usiadł na ławce nieopodal budynku

i zacisnął powieki, zastanawiając się, co powinien zrobić. Całą ta sytuacja zaczęła go przerastać; nie

wiedział na czym stoi. Chwilę później usłyszał ciche i powolne kroki. Obok niego usiadł nieco niższy

mężczyzna

– Problemy? – Spytał Kris, kładąc dłoń na ramieniu Adama, który jedynie pokiwał głową –

Adam, nie łam się. Jestem z tobą. Może to nie zabrzmi właściwie w tej chwili… – Zawiesił na moment

głos – Ale zazdroszczę ci takiej miłości. Nie zawsze jest kolorowo, ale właśnie te trudne momenty

umacniają was w wierze, że nie możecie bez siebie żyć. Wielu innych na twoim miejscu machnęłoby

ręką i odeszło. Dajesz mu niesamowitą siłę.

Adam ścisnął dłoń przyjaciela i uśmiechnął się delikatnie

Page 254: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

254

– Myślę, że Tommy ucieszy się, gdy cię zobaczy. Jeśli masz trochę czasu, pojedź z nami do

Paryża.

Allen uśmiechnął się w odpowiedzi

– Pewnie, chętnie spędzę z wami imprezowy wieczór. Myślę, że każdy z nas tego potrzebuje.

Spojrzeli na siebie, kierując wzajemnie wzrok w stronę oczu. Adam oparł dłoń o ramię Krisa i przywarł

do niego, trwając kilka sekund w długim uścisku. Allen uśmiechnął się, przytulając się do ciepłego ciała

Lamberta.

– Będzie dobrze. Wiem, że to brzmi banalnie, ale… zaufaj mi.

***

Tommy kończył już półlitrową butelkę wódki, gdy sięgnął po kolejną paczkę papierosów. Czuł się

żałośnie; miał wrażenie, że wylewa z siebie cały żal, nie mając siły stawić się rzeczywistości. Szary dym

unosił się w pomieszczeniu. Ratliff omiótł pijanym wzrokiem wnętrze pokoju i chwiejnym krokiem

ruszył w stronę łóżka, na którym siedziała dziewczyna. Spojrzała w oczy blondyna, a jej ciało drżało.

Otuliła się kocem, a jej wargi wyszeptały niemal bezgłośnie

– Chyba jestem w ciąży.

47. Prezent

– W ciąży? Co ty pieprzysz? – Tommy odzyskał trzeźwość zmysłów.

Dziewczyna wzruszyła ramionami

– Nie mam okresu od trzech miesięcy.

Tommy rozchylił wargi, spomiędzy których wyrwał się cichy jęk

– Co?

Przewróciła oczami

– Nie twoje, przecież nawet ze mną nie spałeś – Rzuciła i udała się do toalety. Ratliff westchnął

cicho i poszedł za rudowłosą.

– Przestań ćpać i pić. Poronisz.

Page 255: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

255

– Przecież na to czekam, nie stać mnie na zabieg – Mruknęła, przemywając zmęczoną twarz

zimną wodą.

Blondyn nie wierzył własnym uszom

– Ty chyba nie słyszysz, co mówisz.

– Obrońca życia się znalazł – Westchnęła, sięgając po ręcznik – Nie mam czasu, pieniędzy ani

faceta, odpieprz się.

– To jest chore. Jesteś nienormalna – Rzekł bez zawahania i wziął swoje rzeczy. Opuścił

mieszkanie, ściskając w dłoni bilet podróżny do Paryża. Kawałek papieru, który sprawiał, że Tommy

miał siłę przetrwać kolejny dzień.

***

Samolot lądował niespełna dwie godziny od chwili wystartowania. Tommy patrzył w szybę na

najbardziej romantyczne w świecie miasto. Uwielbiał Paryż i wcale nie sądził, że pełno w nim przepychu

czy kiczu, jednak to w tej chwili nie miało najmniejszego znaczenia. Czuł narastające emocje, które

wiązały się z faktem, że zaraz spotka Adama. Uśmiechnął się na tę myśl i czekał cierpliwie na moment,

w którym samolot usiądzie na płycie lotniska.

Nie musiał martwić się o bagaż; wziął ze sobą tylko podręczną torbę z rzeczami, które wystarczyły mu

na trzy dni. Choć zarabiał zdecydowanie mniej niż jego partner, mógł pozwolić sobie na spontaniczne

zakupy w mieście mody. Gdy wszedł na główny hall Roissy – Charles de Gaulle zaczął się rozglądać w

poszukiwaniu znajomej twarzy. Westchnął ze zrezygnowaniem; nie sądził, że to miejsce skupia w sobie

tak wiele osób. Zaczął powoli iść przed siebie, poklepując kieszeń, w której powinien znaleźć telefon.

Kiedy już miał dzwonić do Adama, dostrzegł go przy głównym wejściu. Uśmiechnął się szeroko i pobiegł

w stronę czarnowłosego. Lambert na ten widok uśmiechnął się pod nosem i ruszył w stronę blondyna.

Basista rzucił się na szyję Adamowi i przytulił go z całej siły, wyrażając tym całą swoją tęsknotę. Nie

martwił się o przechodniów, którzy zwracali uwagę na szczęśliwą parę.

– Adaś! – Rzekł z uśmiechem, patrząc w oczy piosenkarza – Nie zdajesz sobie sprawy z tego jak się

cieszę – Dodał, ponownie przytulając wokalistę. Uwielbiał czuć bijące od niego ciepło.

Lambert zaśmiał się ponownie i gładził plecy blondyna, skryte za materiałem skórzanej kurtki

– Chciałbym zrealizować wszystkie plany, o których mówiłem ci przez telefon… – Rzekł

szeptem, przesuwając ręce na ramiona Tommy’ego – Disneyland, komedie, lody, Ty i ja… ale to nie

wszystko, mam dla ciebie niespodziankę.

Tommy uniósł brwi i zaniemówił na moment

Page 256: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

256

– Niespodziankę?

– Dowiesz się, gdy dotrzemy do hotelu – Rzekł z uśmiechem Adam, nie odpowiadając na

zadawane pytania.

40 minut później.

– Niemal zwariowałem bez ciebie. Zwłaszcza po twoim ostatnim telefonie, odchodziłem wtedy

od zmysłów – Rzekł Adam, ściskając w jednej dłoni dłoń Tommy’ego, a w drugiej jego skromny bagaż.

– Przepraszam, nie chciałem cię smucić. Ale sam wiesz, że to wszystko jest cholernie

niewygodne.

Adam w odpowiedzi ucałował policzek Ratliffa i otworzył drzwi, zapraszając go do pokoju

– Dziś odpocznijmy od poważnych rozmów.

Tommy przekroczył próg pokoju i otworzył szeroko oczy

– Kris! – Krzyknął, widząc piosenkarza siedzącego na krawędzi łóżka. Allen uniósł wzrok,

uśmiechnął się serdecznie i podszedł do basisty, obejmując go w pasie.

– Cześć młody, w końcu się widzimy – Poklepał go po plecach – Zawołajcie resztę zespołu, czas

się rozerwać – Rzekł z uśmiechem, biorąc do ręki butelkę Blanc des Blancs.

***

Nikt nie wiedział, kiedy w radio pojawił się pierwszy dubstepowy utwór. Mrok panujący w

pomieszczeniu sprawiał, że sylwetki znajdujących się osób były słabo widoczne. Członkowie zespołu

tańczyli, pili drinki i przekazywali sobie jointa, pragnąc bawić się tej nocy najlepiej jak tylko było to

możliwe.

Adam, Kris oraz Tommy siedzieli na dużym, miękkim łóżku i pili gorzkie whisky. Allen uśmiechnął się

radośnie

– Mam coś dla was, kochani – Rzekł i sięgnął po swoją torbę. Błądził w niej dłonią, aż w końcu

wyjął małe pudełeczko.

Tommy otworzył szeroko oczy

– Co to? – Spytał, odkładając szklankę.

Adam uśmiechnął się i przejął z dłoni przyjaciela prezent. Gdy podniósł wieczko, dostrzegł wisiorek w

kształcie litery A, na spodzie której widniał drobny napis TJR. Szybko sięgnął do drugiej paczuszki, gdzie

na złotej literze T znajdowały się inicjały AML.

Page 257: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

257

– Boże, Kris! – Zaśmiał się Adam – To jest genialne, dzięki! – Rzekł, kładąc wisiorek na dłoni.

Zerknął w stronę Ratliffa i ucałował go w policzek – Widzisz? Już mnie nie zostawisz – Rzekł z

uśmiechem.

– Nie zamierzam – Odparł z uśmiechem Tommy, biorąc swój prezent do ręki – Śliczne... –

Zapatrzył się – Niesamowity gest – Uśmiechnął się w stronę Krisa, mierzwiąc mu włosy.

Piosenkarz uśmiechnął się na widok rozweselonych muzyków

– Trzeba było uczcić waszą półrocznicę.

Adam i Tommy spojrzeli po sobie. Po chwili zażenowania wybuchnęli śmiechem

– Szkoda, ze my sami o tym zapomnieliśmy... – Zaśmiał się Adam, odkładając prezent na szafkę

– Dolać Krisowi! – Rzekł w stronę Montego, który zataczał się z butelką wina.

– Będę mieć kaca do końca roku – Mruknął Allen, podsuwając szklankę, która po chwili

zapełniła się zawartością czerwonego trunku.

– Czasami trzeba się zabawić – Adam mrugnął do Krisa, który uniósł szklankę na znak toastu –

A ty co tak milczysz? – Spytał Tommy'ego, który patrzył tępo w ścianę.

– Ktoś upieprzył tapetę – Rzekł, wpatrując się w ciemną smugę.

– Powinniśmy zagrać w butelkę – Zaproponował Adam, starając się zakręcić szkłem na kołdrze.

– Trochę nie wyszło – Zaśmiał się Allen – Okej, pierwsze pytanie Adam kieruje do Tommy'ego.

Czarnowłosy uśmiechnął się w stronę blondyna

– Hmm… – Zamyślił się, wodząc palcami po gładkiej pościeli – Jaka jest twoja największa,

niezrealizowana fantazja? – Spytał z uroczym uśmiechem.

Tommy omiótł wzrokiem pokój i uśmiechnął się szeroko. Nie zastanawiał się długo

– A jeśli powiem, zrealizujemy ją?

Adam przygryzł wargę i zaśmiał się

– No jasne. Przecież wiesz, że jestem otwarty na eksperymenty.

– W takim razie – Rzekł, wpatrując się w partnera – Chciałbym zobaczyć jak całujesz się z

Krisem.

Allen otworzył szeroko oczy

– Słucham?

Ratliff wzruszył ramionami

Page 258: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

258

– Jesteś gorącym facetem, tak samo jak Adam – Rzekł z uśmiechem i podparł się krawędzi łóżka.

Adam oraz Kris spojrzeli niepewnie po sobie.

– Zaskoczyłeś mnie… – Uśmiechnął się Allen, nie wiedząc jak zareagować. Odłożył alkohol na

stolik stojący obok łóżka. Obrazy przed jego oczami rozmywały się, a w głowie panował przyjemny

chaos.

– Spodoba ci się... – Odparł uwodzicielskim tonem Tommy i kiwnął głową w stronę Adama –

Całuj go – Rzekł stanowczo, sięgając po szklankę pełną soku i wódki.

Allen próbował się wycofać, jednak Lambert zbliżył się do niego i położył dłoń na jego policzku. Kris

spojrzał w niebieskie tęczówki przyjaciela, a na jego twarzy pojawił się niepewny uśmiech. Adam zbliżył

głowę do muzyka i musnął czubkiem nosa jego policzek. Kris zmrużył oczy i rozchylił wargi, opierając

dłoń o udo Adama. Zacisnął palce, wyczuwając pod nimi naprężone mięśnie. Zerknął w stronę

Tommy’ego, który wpatrywał się w nich sącząc drinka. Wymienili znaczące uśmiechy, które budowały

podniecającą atmosferę. Adam wplótł palce w ciemne włosy piosenkarza, opuścił powieki i przeciągnął

językiem po jego wardze, przygryzając ją. Kris wydał z siebie cichy jęk, lecz po chwili odpowiedział tym

samym, sprawiając Adamowi delikatny i przyjemny ból. Wargi Lamberta wygięły się w subtelnym

uśmiechu; choć traktował Krisa jedynie w kategoriach przyjacielskich, uważał go za niezwykle

pociągającego mężczyznę. Świadomość, że jego partner obserwuje ten pocałunek, sprawiała mu

jeszcze większą rozkosz.

– Wyglądacie cholernie seksownie… – Rzekł, zwilżając językiem suche wargi.

Adam wziął oddech i otworzył oczy. Zacisnął palce na karku Krisa

– Podoba ci się?

Allen uśmiechnął się i znacząco pokiwał głową

– Bardzo … – Rzekł, tym razem samemu aranżując pocałunek. Wsunął język między rozchylone

wargi Adama. Nie wiedział co w niego wstąpiło, jednak nie zamierzał przestać; ich języki wirowały w

namiętnym tańcu, dłonie błądziły po rozpalonych ciałach, aż w końcu Adam odsunął się nieznacznie,

spoglądając w kierunku swojego chłopaka

– Menage et trois…? – Rzucił, czując mocny zawrót głowy.

Tommy uśmiechnął się nieznacznie i nie zważając na obecność kilku innych osób, podszedł na kolanach

do mężczyzn

– Sometimes... – Podparł się dłońmi, gdy poczuł, że traci kontrolę nad swoim ciałem. Znalazł

się przed Krisem, patrząc mu w oczy. Allen poczuł przeszywający go dreszcz podniecenia; Ratliff patrzył

Page 259: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

259

na niego jak wygłodniałe zwierzę, które zaraz rzuci się do ataku. Adam zacisnął palce na swoich

kolanach. Przez jego głowę przeszła myśl, że to co robią jest chore; w tej chwili moralność i wielkie

uczucia nie miały znaczenia. Ciekawość oraz podniecenie wspierane silnym alkoholem wyparły

wszystko, co zwane jest powinnością.

Tommy klęknął nad udami Krisa, a gdy opuścił swoje biodra uśmiechnął się prowokująco

– Czuję, że się podoba… – Rzekł, czując twardego członka naciskającego na jego udo – Pięknie…

– Rzekł, patrząc na Adama. Objął go i przyciągnął za kark do siebie, całując namiętnie. Kris nieczęsto

był świadkiem homoerotycznych pocałunków i właściwie nigdy nie zwracał na nie uwagi. Ten, który

miał miejsce na dziesięć centymetrów przed jego twarzą sprawił, że Allen czuł pulsowanie w skroniach

i drażniące mrowienie w dole brzucha. Tommy po chwili spojrzał na Krisa, złapał go za włosy i wpił się

w jego usta najmocniej jak potrafił. Allen jęknął cicho i objął szczupłe ciało basisty, wyczuwając pod

palcami jego ciepłe plecy. Kiedy wargi Ratliffa powędrowały na szyję piosenkarza, Adam zaczął całować

usta Krisa, zatapiając w nich swój język. Wzajemnie czuli mieszankę przeróżnych alkoholi wymieszany

z gorzkim smakiem perfum przeniesionych z delikatnej skóry szyi wprost do rozpalonych i spragnionych

pocałunków ust.

– Słodki hedonizm… – Czyiś głos wyszeptał Adamowi do ucha te słowa. Zgadywał, że ten

prowokujący szept należy do Tommy’ego. W pewnej chwili dopadło go silne znużenie.

***

Adam uchylił powieki i szczerze bał się rozejrzeć po pokoju. Czuł na swojej klatce piersiowej ciężar. Gdy

przetarł oczy, ujrzał Tommy’ego, leżącego na jego torsie. Po ich lewej stronie spał Kris, a na podłodze

ulokowała się reszta zespołu.

– Słodki Jezu – Rzekł Adam, przykładając dłonie do twarzy. Zaczęło do niego docierać, co

zdarzyło się minionej nocy.

– Nie śpisz? – Usłyszał głos Krisa, który otworzył oczy. Spojrzeli na siebie.

– To wszystko przez niego – Rzekł z zakłopotaniem Adam, przesuwając palcami po blond

kosmykach basisty.

Kris uniósł brwi

– Co?

– Pocałunek – Rzekł półgłosem Lambert.

Allen patrzył niepewnie

– Jaki?

Page 260: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

260

– Nie pamiętasz? – Zdziwił się Adam.

– Wiesz… – Zaśmiał się Kris – Około pierwszej zacząłeś majaczyć i położyliśmy cię spać. Tommy

coś ci szeptał na ucho.

– Nie mów, że to tylko moja wyobraźnia – Jęknął z przerażeniem – Boże…

Tommy uniósł głowę i ziewnął głośno

– Jaka wyobraźnia?

– Nieważne – Uciął Adam, nie mogąc uwierzyć, że całe zajście rozegrało się jedynie w jego

głowie – Ciekawe co z resztą – Rzekł podpierając się na łokciach.

– Apokalipsa – Odparł Kris, widząc rozbity telewizor, całkowicie opróżniony bar i czerwoną od

wina jedwabną pościel.

– Epicki melanż – Rzucił Monte, próbując dostać się do toalety. Zakołysał się nad ciałem

Taylora.

– Ja zajmuję! – Krzyknął Tommy, podpierając się klatki Adama, by wstać. Przetarł zmęczone

oczy i ziewnął głośno, podając rękę czarnowłosemu – Chodź ze mną kochanie.

Lambert uśmiechnął się delikatnie i podał dłoń blondynowi, po czym wspólnie udali się do łazienki.

– Ślicznie tu – Powiedział czarnowłosy, przesuwając dłonią po marmurowym blacie. Oparł

dłonie o zimną umywalkę i spoglądał w duże lustro. Wpatrywał się w Tommy’ego, który pozbywał się

kolejno części swojej garderoby. Odsłaniał szczupłe i blade ciało stopniowo, nie mając świadomości, że

jest obserwowany. Serce Adama zaczęło bić mocniej; Tommy został zupełnie nagi. W jasnym świetle

wyglądał idealnie; naturalnie i uroczo. Taki właśnie był. Adam zdjął koszulkę, i zabrał się za pasek od

spodni, gdy basista zniknął za drzwiami kabiny prysznicowej. Czarnowłosy zdjął z siebie całe ubranie i

usłyszał szum wody; podszedł do miejsca, w którym znajdował się jego ukochany, odsunął jedno

skrzydło drzwi i dołączył nieśmiało. Ciepła, niemal gorąca woda zwilżyła jego ciało, kosmyki włosów

oblepiły uśmiechniętą twarz. Tommy uniósł wzrok, by spojrzeć w oczy piosenkarza

– Chcę spędzić ten dzień tylko z tobą, od początku do końca… – Rzekł, zbliżając się do Adama.

Przylgnął do jego ciała, czując każdy jego fragment. Unoszącą się klatkę piersiową, wilgotną i delikatną

skórę brzucha.

– Tak wiele dla mnie znaczysz… – Powiedział Lambert, przesuwając palcami po policzku Ratliffa

– Czemu jesteś taki piękny… – Dodał, przygryzając dolną wargę. Przyjemny dreszcz przeszył jego ciało

na widok uśmiechu basisty.

Page 261: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

261

– Adam… – Rzekł cicho, opuszczając powieki. Przylgnął do jego rozgrzanego ciała, czując każdy

jego fragment. Wyczuwał ciepło bijące od zaczerwienionej skóry, pełnię uczuć, podniecenie –

Uwielbiam, gdy jesteś tak blisko mnie… – Wyszeptał do ucha.

Dłonie Lamberta przesunęły się wzdłuż pleców, zatrzymały się na szczupłych biodrach chłopaka, a

następnie ostrożnie zsunęły się na pośladki. Fala gorąca zalała jego ciało; pokusił się dotknąć palcami

jego ud, poprowadzić opuszki aż do nabrzmiałej męskości.

Jedno spojrzenie wystarczyło, by komunikat miał jasny przekaz; woda spływała po ich rozgrzanych

ciałach, ciche, niemal nieme westchnienia wypełniły przestronną łazienkę, spojrzenia przenikały się

wzajemnie, spragnione dotyku dłonie błądziły naprzemiennie po gorących ciałach i zimnych kafelkach.

Nie mogli pohamować namiętności; nie chcieli wzbraniać się przed falą uczuć, która napłynęła ich po

długiej rozłące. Słowa były zbędne; najbardziej liczyło się to, co nosili w swoich sercach.

48. Disneyland

– Jesteśmy! – Zawołał Adam, przekraczając bramę Disneylandu. Zaśmiał się do siebie i objął

niższego blondyna – Spodoba ci się, zobaczysz.

– Już mi się podoba – Odparł Tommy, rozglądając się dookoła. Tuż po chwili u ich boku znalazła

się reszta zespołu.

– Nie wystarczy nam całego dnia, żeby to zwiedzić – Rzekła Brooke, oglądając plan parku

rozrywki. Lambert zamyślił się chwilę i pochylił, by ucałować Tommy’ego w skroń

– Proponuję zacząć od Labiryntu Alicji w Krainie Czarów – Rzekł do pozostałych członków

zespołu. Tylko Tommy mógł zauważyć intrygujący uśmiech Lamberta – Chodźmy tam wszyscy –

Zaproponował, łapiąc basistę za dłoń. Mijali przechodniów, wśród których najliczniejszą grupę

stanowili dzieci i młodzież; chłopcy biegali po całym placu, ganiając się i przedrzeźniając, a ławkę obok

sklepu Disneya zajęły cztery, uroczo wystrojone dziewczynki. Jedna z nich posłała Adamowi nieśmiały

uśmiech, który wokalista odwzajemnił.

– Ciekawe kiedy przyjedziemy tutaj z naszym brzdącem – Rzucił czarnowłosy, całkowicie nie

zastanawiając się nad tym, co mówi. Do rzeczywistości przywrócił go przerażony jęk Tommy’ego

– Co ty powiedziałeś? – Spojrzał na Adama – Jakie dziecko?

Page 262: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

262

Lambert zmierzwił blondynowi włosy i wzruszył ramionami

– Nie jestem w ciąży.

Tommy wydał z siebie szept

– Jeszcze – Rzekł, na co reszta zareagowała śmiechem.

Cała grupa udała się w wyznaczonym kierunku, a ich celem stał się Alice’s Curious Labyrinth. Miejsce

było bajkowe – wysokie żywopłoty sięgały poziomu pierwszego piętra, przez co odnalezienie drogi

wyjścia stanowiło nie lada wyzwanie. Adam uśmiechnął się pod nosem na myśl o swoim planie; zbliżył

się do Tommy’ego i szepnął mu coś na ucho. Po chwili nieoczekiwanie zniknęli w korytarzach labiryntu.

– Gdzie oni są? – Spytał Monte, rozglądając się dookoła. Rozmowa z resztą zespołu pochłonęła

go na tyle, że nie zorientował się o ucieczce pozostałej dwójki – nie on jeden.

– Nieważne, później się z nimi znajdziemy – Taylor nie wyraził chęci poszukiwania Lamberta

oraz jego basisty – Chodźmy, muszę dotrzeć do najbliższego gastro punktu.

Cały zespół zgodził się z tancerzem; potrzeba zjedzenia porządnego posiłku była silniejsza niż zabawa

w chowanego.

***

Głośny śmiech wypełnił jeden z pustych korytarzy. Tommy wpadł w ścianę żywopłotu i nie mogąc się

podeprzeć, niemal zsunął się na trawnik. Adam przyparł go swoim ciałem, zanurzając się w krzewie

pokrytym zielenią.

– To boli! – Zaśmiał się Tommy, nie zważając na ostre, równo przycięte gałęzie. Objął Adama

za kark i upadł na trawę – Zgubiliśmy się? – Spytał, rozglądając się dookoła.

Adam uniósł wzrok i zaniemówił na moment

– Na to wygląda – Uśmiechnął się i po chwili spuścił wzrok, by spojrzeć w brązowe tęczówki

chłopaka. Po dłuższej chwili milczenia zbliżył się do niego i przechylił głowę, by złączyć z nim swe usta

w długim pocałunku.

– Idźmy dalej – Zaproponował Ratliff, próbując wstać. Adam uniemożliwił mu to zadanie;

przycisnął chłopaka do ziemi i ponownie zatracił się w jego spojrzeniu – Czego ty ode mnie chcesz? –

Spytał szeptem Tommy, przesuwając palcami po twarzy Adama. Na jego dłoni widniały zadrapania i

czerwone ślady od skaleczeń, które przed chwilą odniósł.

– Żebyś był przy mnie zawsze – Odparł czarnowłosy, podpierając się dłońmi zielonej trawy.

Page 263: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

263

– Zaraz ktoś tutaj może przyjść, wstańmy – Rzekł Tommy, podpierając się na łokciach. Uniósł

wzrok, by spojrzeć w niebieskie oczy Adama.

– Nie będę dłużej czekał – Rzekł Lambert.

Ratliff przygryzł dolną wargę i westchnął cicho

– Podjąłem już decyzję.

– Więc mi ją przekaż – Nalegał Adam – Słucham.

Blondyn wziął głęboki oddech, starał się nie uciekać przed wzrokiem czarnowłosego

– Odchodzę od niej.

Lambert poczuł spływające na niego poczucie ulgi. Niekontrolowany uśmiech wstąpił na jego oblicze

– Nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo się cieszę… – Pogładził palcami jasne kosmyki

Tommy’ego.

Ratliff westchnął cicho

– Po rozprawie zobaczę się z nią tylko raz, odbiorę moje rzeczy i się pożegnam. Nie chce zniknąć

bez słowa.

Adam znacząco pokiwał głową

– Jestem z ciebie dumny… – Rzekł, opierając czoło o głowę Tommy’ego – Wiem, że to nie było

dla ciebie łatwe, ale teraz już wszystko wyjdzie na prostą.

Ich rozmowę przerwał dziecięcy gwar

– Tam! – Usłyszeli głos, a po chwili głośne tupanie.

– Zmywamy się stąd – Syknął Adam, poderwał się i chwycił Tommy’ego za rękę. Nie przestając

się śmiać dotarli do baśniowego zamku otoczonego fosą.

– Nie sądzisz, że jesteśmy na to za starzy? – Uśmiechnął się blondyn, idąc za Adamem. Nigdy

wcześniej nie zwiedzał równie uroczego miejsca.

– Źle ci? – Spytał czarnowłosy, obejmując Ratliffa w pasie. Wyczuwał zapach delikatnych

perfum, które uwielbiał.

Basista roześmiał się i przewrócił oczami

– W porządku, Zamek Śpiącej Królewny?

Lambert odwrócił głowę, by spojrzeć na budynek do złudzenia przypominający logo Walt Disney

Pictures

Page 264: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

264

– Zgadza się. Chodź, książę.

– Lukier, słodkości i różne śliczności – Mruknął pod nosem Tommy – Nie wiem jak mnie do tego

przekonałeś.

– Przestań marudzić, podoba ci się – Rzekł Adam, przemierzając szybkim tempem różne sale.

– Może byśmy się zatrzymali i cokolwiek zobaczyli? – Tommy zwolnił i odgarnął włosy do tyłu

– To nie wyścigi!

– Nie chcę trafić na tych pajaców – Powiedział Lambert, mając na myśli przyjaciół z zespołu.

Pokonywał schody wiodące na jedną z wież. Tommy mimo zadyszki i zmęczenia szedł za nim.

– Dajmy sobie chwilę na odpoczynek.

Czarnowłosy zatrzymał się i przewrócił oczami

– Zamień się na posadę z Brooke. Pokręcisz trochę tyłkiem i poprawisz kondycję.

– Chciałbyś – Mruknął z niezadowoleniem muzyk i starał się opanować oddech.

Adam spojrzał na niego zatrzymując się przed jedną z par drzwi

– Oczywiście, że chciałbym zobaczyć jak się wywijasz pod moimi nogami – Gdy padły te słowa,

otrzymał kuksańca w ramię. Przekręcił klucz w drzwiach i wkroczył do pomieszczenia – Zapraszam.

Tommy przekroczył próg pokoju stylizowanego na komnatę. Rozejrzał się dookoła i parsknął śmiechem

– Jesteś niemożliwy… – Rzekł, czując silne ramiona oplatające go od tyłu. Po chwili zbliżyli się

do okna, by podziwiać cały Disneyland z góry. Basista poczuł miękkie usta w okolicach swojego policzka

– Należy ci się wszystko, co najlepsze… – Adam przesunął palcami po ramieniu blondyna i

zacisnął dłoń ponad jego łokciem.

– Wynająłeś ten pokój tylko dla nas? – Spytał z niedowierzaniem, wpatrując się w liczne grupy

ludzi, którzy nie mieli pojęcia o ich obecności w jednej z wież Sleeping Beauty Castle.

– Wiem, że zaraz nazwiesz to totalnym kiczem, ale chciałem byś się uśmiechnął. Nawet z

zażenowania.

Tommy roześmiał się i pokręcił głową. Spuścił wzrok i zamyślił się dłuższą chwilę, spoglądając w stronę

dużego posłania.

– Królewskie łóżko? – Spytał z uśmiechem, powoli zsuwając z ramion skórzaną kurtkę, która

bezdźwięcznie upadła na purpurowy dywan.

Page 265: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

265

Adam uniósł brwi i pokiwał znacząco głową. Przybił blondyna do jednej z kamiennych ścian i zatracił

się z nim w długim pocałunku.

***

– Słonko? Budź się. Musimy jechać do Centrum i kupić ci garnitur na rozprawę.

Blondyn mruknął coś pod nosem, wtulił się w poduszkę i odwrócił plecami do Adama. Nie miał zamiaru

wychodzić z łóżka po tak długiej nocy. Po chwili poczuł, że stracił kołdrę.

– ADAM! – Wrzasnął i poderwał się – Oddawaj to, skubańcu.

Lambert pokręcił przecząco głową i z uśmiechem cofnął się w stronę drzwi

– Ubieraj się, taksówka będzie za pół godziny.

Ratliff przetarł zmęczone powieki i ziewnął głośno. Potarł dłońmi chłodne i nagie ramiona, czując na

sobie wzrok Lamberta.

– Mógłbyś się tak bezczelne nie patrzeć tylko podać mi spodnie? – Spytał bezbarwnym tonem.

Jasna grzywka zasłaniała połowę jego twarzy.

Adam zbliżył się do chłopaka, usiadł obok i silnym ruchem przyciągnął go do siebie

– Obiecuję, że jutro będziesz spał dowoli. Możesz nie wychodzić z łóżka przez tydzień, ale

proszę, postaraj się dziś ze sobą powalczyć. To ważne panie Ratliff.

– W porządku panie Lambert–Ratliff – Rzucił Tommy i zaczął się ubierać. Spojrzał na Adama;

był niezwykle ciekawy wyrazu jego twarzy.

– Tommy? – Spytał Adam, stając przed blondynem.

Ratliff niepewnie uniósł wzrok.

– Chciałbym przedstawić cię mojej rodzinie – Rzekł z nutą nieśmiałości.

– Żartujesz… – Szepnął basista, otulając się kocem, który leżał na poduszce – Poważnie?

Adam uśmiechnął się delikatnie i zwilżył językiem suche wargi

– Tak. Może na razie powinniśmy załatwić wszystkie ważne sprawy, ale później…

Ratliff rozchylił wargi, nie wiedząc co powiedzieć. O mój Boże. On chce się oświadczyć.

–… chciałbym Cię poznać z moimi rodzicami.

Page 266: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

266

49. Vocanda

– Gotowy? – Spytał Adam, przekraczając próg łazienki. Poczuł zapach męskich perfum i zbliżył

się w kierunku jego źródła. Objął Tommy’ego od tyłu i złączył z nim swe dłonie. Milczał, gładząc

delikatną skórę chłopaka.

– Taksówka czeka? – Spytał blondyn, jeszcze raz patrząc w swoje odbicie. Choć chciał ukryć

zdenerwowanie, nie potrafił opanować drżenia rąk.

Adam westchnął cicho i odgarnął z czoła czarne kosmyki. Odwrócił basistę przodem do siebie i przytulił

go do swojego ciepłego ciała – Już niedługo będziemy mieć to za sobą – Rzekł łagodnym głosem, a na

jego twarz wstąpił uroczy uśmiech.

Tommy uśmiechnął się mimowolnie. Uwielbiał widzieć radość w oczach ukochanego.

– Boję się. Boję się spotkać Keri, brata… – Gdy Ratliff zaczął wymieniać, czarnowłosy przyłożył

palec do jego warg

– Ciii… – Szepnął, patrząc w orzechowe tęczówki – Będę cały czas przy tobie.

Basista westchnął cicho i ponownie wtulił się w Lamberta. Adam uśmiechnął się pod nosem i objął ciało

niższego od siebie chłopaka.

***

– Witam po przerwie. Przypominam, sygnatura akt 245, powodem w sprawie jest Adam

Mitchel Lambert oraz Tommy Joe Ratliff urodzony osiemnastego października 1981 roku. Pozwanymi

są Keri Blacksut, Tom Blacksut oraz Steven Ratliff – Rzekła blondwłosa kobieta ubrana w ciemną togę.

Adam złączył swe dłonie, przeplatając palce. Wziął głęboki oddech. Zmierzył wzrokiem ławę

oskarżonych i poczuł silne mdłości na widok całej trójki. Każda minuta dłużyła się niemiłosiernie.

– Czy któraś ze stron chce coś dodać? – Spytała sędzini, spoglądając w kierunku dziewczyny.

Brunetka wstała i spojrzała w stronę Tommy’ego.

– Gdybyś nie zaczął mnie zdradzać z tym gejem… – Obrzuciła Adama chłodnym spojrzeniem –

Wszystko potoczyłoby się dobrze. Przez ciebie wszyscy jesteśmy winni – Łzy cisnęły się do jej dużych

oczu. Ratliff również wstał

Page 267: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

267

– Dorosłość polega na tym, że musimy pogodzić się z wyborami nawet tymi, wobec których

mamy obiekcje. Nie mogłaś mi dać szczęścia – Westchnął – I ja tobie również nie.

Po chwilowej ciszy, wysoka kobieta ubrana w togę wstała i zaczęła przemowę.

– Będą po naszej stronie – Szepnął Tommy’emu do ucha jego adwokat.

– Wydział karny sądu w stanie Kalifornia podjął decyzję w sprawie numer 245 – Rzekła kobieta,

trzymając w dłoni dokument.

Adam miał wrażenie, że robi mu się słabo; zacisnął powieki i wziął głęboki oddech, czekając na decyzję.

– Zgodnie z paragrafem pierwszym artykułu piętnastego nie podlega karze za usiłowanie, kto

dobrowolnie odstąpił od dokonania lub zapobiegł skutkowi stanowiącemu znamię czynu

zabronionego. Tym samym uznaję Stevena Ratliff niewinnym dokonania wykroczenia.

Tommy milczał, wpatrując się w swojego brata. Zobaczył na jego twarzy znikomy uśmiech.

Kobieta kontynuowała

– Skazuję Keri Blacksut za podżeganie i spiskowanie przeciwko Tommy’emu Ratliff na karę

pozbawienia wolności na okres trzech lat. Zgodnie z artykułem numer 148 kodeksu karnego sąd stanu

Kalifornia uznaje Toma Blacksut winnym dokonania zbrodni i skazuje na piętnaście lat pozbawienia

wolności za próbę usiłowania zabójstwa przy użyciu broni palnej, narażając na niebezpieczeństwo

świadków zajścia oraz za spowodowanie uszczerbka na zdrowiu, uniemożliwiającego czasowe

wykonywanie zawodu. Sprawę uważam za zamkniętą – Rzekła kobieta, zamykając teczkę z

dokumentami.

Ratliff odetchnął i przymknął oczy, a tuż po chwili poczuł silną dłoń na swoim ramieniu

– Powinni im dać dożywocie – Rzekł Lambert, zaciskając palce na barku chłopaka – Jak się

czujesz?

Tommy nie odpowiedział. Zacisnął wargi i bez słowa udał się w stronę drzwi wyjściowych. Pchnął je i

szedł korytarzem nie zważając na innych ludzi. Po chwili silne ramiona powstrzymały go przed

wykonaniem kolejnego kroku; nie znosił tego, odwrócił się.

– To dla nas wszystkich jest bardzo trudne, ale staraj się opanować emocje – Powiedział cicho

Lambert, nie chcąc wzbudzać sensacji. Poluzował krawat pod szyją i rozpiął guzik białej, eleganckiej

koszuli.

Tommy zwrócił wzrok ku Stevenowi, który po chwili znalazł się tuż przy parze mężczyzn. Rozpiął

marynarkę od garnituru. W jego oczach malowała się niewytłumaczalna radość.

Page 268: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

268

– Przykro mi – Rzekł, wpatrując się w oczy blondyna. Ten zacisnął dłonie w pięści

– Powinieneś siedzieć w jednej klatce z tymi szczurami, sukinsynu – Rzekł półgłosem przez

zaciśnięte zęby.

Mężczyzna wzruszył ramionami i wyciągnął rękę

– Zgoda?

Na twarz blondyna wstąpił nieznaczny, sarkastyczny uśmiech

– Dowcipny.

– Jak zawsze – Odparł chłopak i odwrócił głowę – Tym razem sprawiedliwości nie stało się

zadość… Chyba masz z kimś do pogadania – Rzucił, by po chwili zniknąć w końcu korytarza.

Tommy zamarł, gdy stanęła przed nim para dorosłych ludzi. Zarówno kobieta jak i jej partner byli

niskiego wzrostu, oboje posiwieli, o smutnych twarzach. Adam nie musiał pytać; choć widział tych ludzi

po raz pierwszy, nie miał wątpliwości, kim oni są. Reakcja blondyna przeświadczyła go w przekonaniu.

– Witaj – Rzekł mężczyzna, poklepując basistę po ramieniu. Chłopak był wyraźnie zaskoczony

– Dzień dobry – Rzekł po chwili, sprawiając wrażenie, jakby małżeństwo stanowiło parę

intruzów.

Wymowna cisza trwała nie dłużej niż kilka sekund.

– Jak się czujesz? – Spytała w końcu kobieta, ściskając w dłoni skórzaną, brązową torebkę.

Odgarnęła z czoła kosmyk włosów – identycznie jak robił to Tommy.

Ratliff wskazał na swoją dłoń, przywołując przykre wspomnienia

– Jest lepiej. Coraz lepiej.

Mężczyzna powoli uniósł wzrok na Adama. Lambert ubrany w grafitowy garnitur prezentował się

niezwykle elegancko.

– Pan pracuje z naszym Tommym, tak?

Czarnowłosy poczuł nieprzyjemny dreszcz, przemierzający linię jego kręgosłupa

– Tak. Jest moim gitarzystą – Rzekł Lambert, siląc się na uśmiech.

– Basistą – Poprawił go Tommy – I nie tylko.

– Klawiszowcem okazjonalnie też – Dodał Adam, uciekając od tematu związanego z

prywatnością. Niestety; złośliwość i szczerość Tommy’ego wygrały z oczekiwaniami Lamberta.

Page 269: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

269

– Adam to mój partner – Rzekł Ratliff, ujmując dłoń Adama. Przeplótł swoje palce z jego

palcami, obserwując reakcję rodziców. Niezręczna cisza zapadła po raz kolejny – tym razem na dłużej

niż poprzednio.

– Partner – Powtórzył ojciec, kiwając głową. Wzruszył ramionami, patrząc na kobietę.

– Myślałam, że spotykasz się z jakąś dziewczyną.

Tommy uniósł brwi

– Z moją dziewczyną spotkałem się przed chwilą na sali sądowej.

Państwo Ratliff spojrzeli po sobie, spodziewając się, że to kiepski żart. Nikomu jednak nie było do

śmiechu.

Mężczyzna wyciągnął dłoń w kierunku Lamberta, który wyglądał na zmieszanego

– Joe Timer, miło pana poznać – Rzekł w chwili, gdy ich dłonie uścisnęły się wzajemnie. Adam

przeniósł wzrok na kobietę, ujął jej dłoń i uchylił się

– Adam Lambert – Przedstawił się grzecznie.

– Joanna Timer, miło cię poznać. Tommy, Adamie – Rzekła, patrząc na mężczyzn – Może w

czasie powrotu do USA spotkamy się na wspólnym obiedzie? – Spytała łagodnym głosem. Czarnowłosy

zwrócił się ku blondynowi, który wzruszył ramionami

– Nie widzieliśmy się od dziesięciu lat, a teraz jak gdyby nigdy nic mamy razem usiąść do stołu?

– Spytał, a w jego głosie pobrzmiewało rozgoryczenie.

Joe Timer chrząknął i złączył swe ręce za plecami

– Być może to właściwy czas, by naprawić relacje?

Tommy zacisnął wargi, by po chwili odetchnąć. Uniósł wzrok, patrząc na Adama

– Nie masz nic przeciwko?

– Będzie mi bardzo miło – Rzekł z uśmiechem Adam, choć jego zdenerwowanie sięgało zenitu.

Nie spodziewał się, że rodzice Ratliffa z takim spokojem przyjmą wiadomość o orientacji swojego syna,

z którym zupełnie stracili kontakt. Choć dla wielu to uczucie było czymś naturalnym i pięknym, Lambert

oraz Tommy mieli świadomość, że nie każdy postrzega ich miłość w podobny sposób.

– Pozwolicie, że już się pożegnamy – Rzekł mężczyzna – Nasz samolot odlatuje za dwie godziny.

Miło było poznać – Uśmiechnął się do Adama i poklepał Tommy’ego po ramieniu – Trzymaj się.

Ratliff kiwnął głową i bez słowa wpatrywał się w oddalające się sylwetki.

Page 270: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

270

– Nie spodziewałem się – Rzekł czarnowłosy, obejmując blondyna w pasie – Wrócimy do

hotelu?

– Wolałbym raczej lecieć do Berlina, wziąć swoje rzeczy i… – Westchnął cicho – Pożegnać się z

Paulą. Czas zamknąć ten rozdział.

Adam pokiwał znacząco głową

– W porządku. W takim razie zobaczymy się w Amsterdamie.

– Do zobaczenia – Rzekł Tommy i wspiął się na palcach, by ucałować miękkie wargi Adama.

Uśmiechnął się do niego.

– Cześć, skarbie – Odparł cicho Adam i przesunął palcami po plecach blondyna.

Ratliff uśmiechnął i odwrócił się, by ruszyć w stronę wyjścia. Czuł na plecach wzrok Adama.

Świadomość, że ktoś wiecznie przy nim czuwa dodawała mu siły; siły, której tak brakowało w trudnych

chwilach.

*Artykuły w rozprawie sądowej zaczerpnięte z polskiego kodeksu karnego*

50. Dobranoc

Dworzec ZOO nigdy nie cieszył się dobrą sławą. Choć w ciągu ostatnich dwudziestu lat władze zadbały

o to, by miejsce to stało się jednym z bardziej pozytywnych symboli Berlina, wieczorne i nocne spacery

w tym rejonie należały jedynie do odważnych.

Tym razem Tommy nie miał wyboru; utrudnienia spowodowane strajkami sprawiły, że opuścił dworzec

długo po północy. Ruszył w kierunku postoju taksówek. Otworzył drzwi srebrnego mercedesa i zajął

miejsce obok podstarzałego kierowcy

– Elberfelder Strasse, bitte – Rzekł z amerykańskim akcentem i zatrzasnął drzwi samochodu.

– Nummer?

– Drei – Dodał i odwrócił wzrok, wsłuchując się w pomruk silnika. Westchnął cicho i przetarł

dłońmi zmęczone oczy, pragnąc jak najszybciej znaleźć się w łóżku. Niespełna dwadzieścia minut

później wyjął z portfela banknot, zostawił go na masce rozdzielczej i dziękując grzecznie opuścił auto.

Przewiesił torbę przez ramię i wszedł na klatkę schodową, która za każdym razem mroziła krew w jego

Page 271: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

271

żyłach. Wzdrygnął się, zimny dreszcz przeszył jego ciało; przyspieszył kroku. Pchnął drzwi mieszkania

Pauli i zatrzasnął je, przekręcając klucz w drzwiach. Cel osiągnięty.

– Jestem – Rzucił bez entuzjazmu. Odetchnął i usiadł na najbliższym krześle, nie zważając na

dziewczynę tępo wpatrującą się w ekran telewizora – Przyjechałem się pożegnać. Wracam do Adama.

Na stałe – Ku jego zaskoczeniu nie miał problemu z wypowiedzeniem tych słów.

Rudowłosa spojrzała na blondyna

– To już ostateczna decyzja?

– Tak. Rano mam pociąg do Holandii. Tam się z nim spotkam – Rzekł, zmierzając w kierunku

szafy. Wyciągnął walizkę i zaczął wrzucać do niej swoje ubrania.

– Twój wybór.

***

Blondyn ziewnął i spojrzał na zegarek. 02:31.

– Starczy na dziś – Rzekł do siebie, wyłączając notebooka. Odwrócił głowę, by spojrzeć w stronę

rudowłosej.

– Śpisz? – Spytał, patrząc na dziewczynę. Nie odpowiedziała. Jej ciało drżało nieznacznie.

Zaniepokojony wstał i podszedł, siadając tuż obok – Paula? – Spytał, przykładając dłoń do jej czoła. Nie

poczuł niczego nadzwyczajnego.

Spojrzała na niego

– Tommy – Jej wargi wyszeptały bezgłośnie.

– Tak? – Spytał, wpatrując się w jej oczy. Kolejne długie milczenie zaniepokoiło go – Nie mów,

że znowu brałaś…

Dziewczyna wymamrotała coś pod nosem i odwróciła głowę, biorąc głęboki oddech. Ratliff wstał i

szybkim krokiem ruszył w stronę toalety. Zapalił światło i zaczął się rozglądać. Dostrzegł na podłodze

pasek i strzykawki.

– Kurwa mać – Syknął i opuścił pomieszczenie – Paula, słyszysz mnie? – Klęknął nad nią i ujął

jej twarz w dłonie – Pola, spójrz na mnie.

Po dłuższej chwili rudowłosa zwróciła wzrok w kierunku blondyna

– Idź… – Wymamrotała niemal niezrozumiale, a po chwili zakaszlała ciężko.

Ratliff poczuł falę przerażenia; jego ciało zostało sparaliżowane

Page 272: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

272

– Co się dzieje? – Spytał drżącym głosem – Co to było?

Westchnęła, kuląc się na brzegu łóżka. Opuściła powieki, pozostawiając go bez odpowiedzi. Co kilka

chwil traciła oddech, dusząc się.

Tommy rzucił się w kierunku biurka, po chwili zaczął poklepywać kieszenie. Nigdzie nie mógł znaleźć

swojego telefonu. Wybiegł na klatkę schodową i walił pięścią w drzwi sąsiadów. Głuchy odgłos rozniósł

się po korytarzu. Otworzył mu podstarzały, markotny mężczyzna

– Wezwij pogotowie – Rzekł przerażonym głosem Tommy – Szybko!

– Kto to? – Słychać było żeński głos w głębi pomieszczenia.

– Znowu te ćpuny – Warknął nieznajomy i trzasnął drzwiami.

Ratliff kopnął w nie i wrócił biegiem do dziewczyny. Rzucił się na kolana tuż przy łóżku i ścisnął rękę

Pauli

– Słyszysz mnie? Halo, Pola, słyszysz mnie?! – Krzyknął, pochylając się nad nią. Dziewczyna

łapała oddech, jej wzrok był nieobecny. Ratliff usłyszał dźwięk swojego telefonu; leżał na podłodze.

Sięgnął po niego, odbierając połączenie

– Adam, pomóż mi – Tommy patrzył na dziewczynę, kontrolując jej oddech. Jego dłonie trzęsły

się do tego stopnia, że nie był w stanie utrzymać telefonu. Nie docierały do niego żadne słowa; rozłączył

się i wybrał numer na pogotowie.

– Guten Tag, wie kann ich Ihnen helfen?

Ratliff zaczął się jąkać. Mimo że próbował uczyć się niemieckiego, w tym momencie nie potrafił skleić

ani jednego zdania.

– Elberfelder Str., szybko! – Rzucił prostymi, angielskimi zwrotami, licząc, że to wystarczy.

Kobieta zaczęła zadawać kolejne pytania, na które Tommy nie był w stanie odpowiedzieć. Zacisnął

palce na obudowie telefonu, nie potrafił opanować narastającej paniki

– Pomóżcie, błagam! – Krzyknął, gdy dziewczyna zsunęła się z krawędzi łóżka na podłogę.

Upadła wprost na kolana Ratliffa, który cisnął telefonem w kąt pomieszczenia.

– Wytrzymaj, Pola, wytrzymasz to – Ścisnął jej dłoń i odgarnął z czoła kosmyk włosów.

Dziewczyna powoli unosiła powieki, jej oddech był coraz płytszy, skóra stawała się coraz bardziej blada.

– Tommy… – Szepnęła, próbując unieść dłoń. Jej ręka opadła, poddając się wycieńczeniu –

Bądź szczęśliwy… – Na jej twarzy pojawił się niewytłumaczalny uśmiech.

Page 273: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

273

– Dlaczego… – Odparł szeptem, zaciskając dłonie na jej ramionach. Opuścił głowę i zaczął cicho

skomleć. Zaczął tracić nadzieję na ratunek. Nadzieję, że wszystko będzie dobrze.

– Tak chciałam… – Wymamrotała, a jej powieki unosiły się coraz wolniej – Ktoś musiał kończyć…

zakończyć…

– Jak mam ci pomóc, powiedz, chcę ci pomóc – Mówił błagalnym tonem, nie przestając ronić

łez.

Patrzyła na niego w milczeniu. Jakby chciała zapamiętać każdy fragment jego twarzy. Do jej głowy

zaczęły napływać wspomnienia; zatarte przez czas, wyblakłe niczym stare fotografie. Ratliff trzymał jej

dłoń, zaciskając zęby, by nie wybuchnąć płaczem. Liczył, że pogotowie zaraz przyjedzie. Że pomogą jej

tak, jak pomogli jemu w dniu, w którym miał stracić życie. Że sprawiedliwość istnieje. Uśmiechnęła się

nieznacznie i opuściła powieki. Mijały kolejne sekundy, w których klatka piersiowa przestała się unosić.

***

– To tutaj, tutaj! – Krzyknął jeden z niemieckich ratowników i wraz z ekipą wpadł do mieszkania.

Zobaczyli chłopaka i dziewczynę. On; całkowicie wypłukany z emocji leżał na środku podłogi,

przytulając do siebie jej zimne ciało. Wpatrywał się w drzwi. Jego wzrok nie miał w sobie nadziei.

Nieprzerwanie zaciskał palce na nadgarstku rudowłosej, jakby chciał mieć świadomość materii,

spoczywającej u jego ciała. Lekarze zbliżyli się do nich

– Proszę pana… – Rzekł najmłodszy z nich.

Tommy nie reagował. Opuścił powieki, spod których popłynęły pojedyncze łzy. Ze stanu apatii wyrwał

go znajomy głos. Ciepły głos, który kojarzył mu się z miłością. Usłyszał swoje imię i otworzył oczy, widząc

w drzwiach czarnowłosego, wysokiego mężczyznę. Zamrugał; to tylko wyobraźnia podsunęła mu ten

obraz. W tym momencie czas stanął w miejscu. Nie było po co iść dalej.

Sumienie. „Idź do toalety. Daj sobie w żyłę.”

„Ja mam dla kogo żyć. Ona nie miała.” Rozum.

– Ona nie miała… – Wyszeptał do siebie.

– Słucham? – Ratownik klęknął tuż za plecami mężczyzny. Nie otrzymał odpowiedzi.

***

Szpitalny korytarz był niemal pusty. Mimo późnej godziny personel aktywnie przemieszczał się między

salami, czuwając nad zdrowiem swoich pacjentów. Adam przekroczył frontalne drzwi i rozejrzał się

nerwowo. Przyspieszył kroku, gdy ujrzał postać szczupłego blondyna siedzącego przed jednym z

gabinetów. Serce w piersi Adama biło jak oszalałe; bał się. Bał się spotkania, spojrzenia, słów. Zajął

Page 274: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

274

miejsce obok chłopaka i przytulił go do siebie z całych sił. Chciał przekazać mu, chociaż namiastkę

czułości, poczucia bliskości.

– Masz strasznie zimne dłonie – Rzekł szeptem, przyciągając delikatnym gestem ręce chłopaka

ku swojemu płaszczowi.

Tommy przełknął ślinę i nie przestawał wpatrywać się w podłogę. Pokręcił nieznacznie głową i zacisnął

powieki. Brakowało mu łez. Jego emocje były zamrożone.

– Nie chcę tu być. Nie chcę z nikim rozmawiać. Proszę, jutro, nie dziś… – Powiedział cicho,

zaciskając palce na nadgarstku Adama.

– Dobrze, Tommy – Odparł czarnowłosy, ponownie przytulając do siebie ciało blondyna. Czuł

panujący strach, smutek, ból. Z gabinetu wyszedł lekarz

– Przepraszam panów, ale chcę zamienić tylko słowo – Rzekł, zakładając okulary – To nie zajmie

dużo czasu.

Lambert spojrzał w kierunku Ratliffa

– Pod szpitalem czeka taksówka. Przyjdę tam zaraz – Rzekł, kładąc mu dłoń na ramieniu. Po

chwili wszedł wraz z mężczyzną w białym kitlu do małego pomieszczenia.

Lekarz zajął miejsce w fotelu i położył dłonie na biurku

– Pan Tommy obawiał się, że zmarła była w ciąży. Mamy wyniki badania. Otóż nie, nie była –

Rzekł, starając się nie odczytywać emocji z twarzy Adama – Przyjmowanie niektórych narkotyków

zaburza pracę organizmu, przez co można błędnie odczytywać różne symptomy.

Adam odetchnął; oparł dłonie o blat

– Czy to wszystko?

– Obawiam się, że nie mam dobrych wieści. Czy coś łączy pana z panem Ratliff?

– Tak, jesteśmy partnerami, w czym rzecz? – Spytał, czując, że jego serce bije szybciej.

Lekarz położył na stole dwie kartki

– To jest stan zdrowia pacjentki. Była zarażona wirusem HIV.

Adam poczuł szum w głowie, rozchylił wargi i wpatrywał się w młodego mężczyznę

– Słucham? – Spytał niemal szeptem, wierząc w to, że się przesłyszał.

– Zalecamy panom wykonanie testów na obecność wirusa – Rzekł, chowając dokumenty.

Page 275: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

275

– Do widzenia – Rzucił spiesznie Adam, wychodząc z gabinetu. Ruszył szybkim tempem przed

siebie, aż opuścił budynek szpitala. Podszedł do taksówki, przy której stał Tommy. Złapał go za ramiona

i przycisnął do karoserii samochodu. Ratliff zacisnął powieki, gdy jego plecy zderzyły się z mokrym od

deszczu, zimnym metalem.

– Co między wami było? – Spytał nerwowo Adam, ściskając ramiona chłopaka.

Tommy uniósł wzrok

– Przecież wiesz, puść mnie.

Lambert ścisnął nadgarstki basisty

– Przyznaj się, zaszło coś między wami? – Jego głos brzmiał groźnie.

Ratliff westchnął cicho

– Zostaw, boli…

– Tommy, do jasnej cholery! – Adam nie wytrzymał, emocje wzięły górę. Odwrócił się,

zaciskając dłonie w pięści. Złość kumulowała się w jego głowie. Poczuł dłonie na swoich ramionach

– Nie – Rzekł cicho Ratliff – Naprawdę. Zaufaj mi.

Lambert spojrzał w ciemne niebo. Pokręcił głową i odwrócił się w stronę Tommy’ego.

– Przepraszam – Rzekł łagodnym głosem. Poczuł do siebie żal; nie powinien teraz robić

awantur. Ufał mu; nie bez podstawnie. Ściągnął z ramion płaszcz i narzucił go na ramiona basisty,

ubranego jedynie w cienką bluzę

– A co się stało? – Spytał cicho. Nie zważał na to, że jego ciało przemarzło.

– Nic – Odparł Adam. Nie brzmiał wiarygodnie. Nie znosił kłamać, ale w tym wypadku kłamstwo

było jedyną ucieczką przed nieprzespaną nocą – Jedźmy do hotelu – Zaproponował, otwierając drzwi

taksówki.

***

Zimne krople deszczu spływały po szybie samochodu. Adam wpatrywał się w śpiące miasto. Gdy

zobaczył w oddali szyld przedstawiający nazwę hotelu, do którego zmierzali, zwrócił się w stronę

Tommy’ego. Słodki ciężar napierał na jego ramię.

– Jesteśmy – Rzekł, gładząc palcami jasne włosy.

Cisza.

Page 276: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

276

– Tommy? – Spytał, spoglądając w kierunku chłopaka. Ten spał snem sprawiedliwego,

oddychając spokojnie.

– Piętnaście euro – Rzekł taksówkarz.

Adam wyciągnął z kieszeni kilka banknotów

– Dobranoc – Rzekł, mimo nadchodzącego poranka. Nie chciał budzić Tommy’ego. Ostrożnie

wziął go na ręce i ruszył w stronę drzwi. Zastanawiając się, do której kieszeni wsunął kartę, przywitał

ochronę hotelu. Po chwili szczupłe ręce otuliły jego szyję

– Gdzie jesteśmy… – Szepnął Ratliff, nie unosząc powiek.

– Zaraz będziesz w łóżku – Rzekł Adam, pozwalając basiście stanąć na nogi. Ten zachwiał się i

przetarł oczy. Złapał Lamberta za rękę i wraz z nim podążył w głąb hotelowego korytarza. Lambert

wpatrywał się w klamkę do chwili, gdy Ratliff zatrzymał się. Złamał się; przylgnął do ściany i zacisnął

powieki, wzbraniając się przed płaczem. Czarnowłosy patrzył chwilę na chłopaka. Położył ręce na jego

szyi i kciukami gładził blade policzki

– Wszystko wróci do normy. Pomogę Ci.

Wargi Tommy’ego zadrżały nieznacznie

– Nienawidziłeś jej. Nie chcę, by twoje działania były nieszczere.

Lambert pokiwał znacząco głową

– Ale kocham ciebie i to wystarczający powód, byś nie został z tym sam.

Brązowe tęczówki spotkały się z niebieskimi. Tommy opuścił powieki i pokiwał głową. Oparł ją o klatkę

piersiową Adama, westchnął cicho. Ciepłe ręce otuliły jego chłodne ciało.

Slackerbitch, faghag, whore

looks real cute, her lips are sore.

slackerbitch, faghag, whore

always comes back for more.

– Slackerbitch, Placebo

Page 277: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

277

51. Ku jutrzence dnia

– Jak z nim? Trzyma się czy jest źle?

– Wczoraj było źle. Lekarz powiedział, że to w wyniku szoku.

– Myślisz, że to minie?

– Na pewno. Kwestia czasu. Nie byli ze sobą na tyle zżyci, by długo to przeżywał. Jeśli nic nie

pomoże, poproszę o pomoc psychologa.

Głosy Brooke i Adama docierały do jego uszu. Pozorując sen, wsłuchiwał się w rozmowę.

– A ty? Jak się z tym czujesz?

– W porządku. Nie znałem jej, nie lubiłem. No ale Tommy nie jest mi obojętny, to jasne. To o

niego się martwię. Jest silny, myślę, że niebawem się otrząśnie.

– Adam, ja wiem, że to może nie jest najlepszy czas, ale niebawem są walentynki.

– Nawet nie wiem, czy Tommy je obchodzi. Pomożesz mi coś zorganizować?

– No jasne!

Tommy uniósł powieki, po chwili usiadł i ziewnął ospale. Brooke i Adam zwrócili się w jego stronę.

– Długo spałem? – Spytał, spuszczając nogi z łóżka. Czuł się źle, szumiało w uszach, zimne

dreszcze dokuczały mu przez całą noc.

Adam uśmiechnął się

– Jest dwunasta. Należał ci się odpoczynek.

Ratliff przetarł oczy i podszedł do czarnowłosego. Nieśmiało oparł głowę o jego ramię

– Jedźmy do domu Pauli. Chcę zabrać moje rzeczy.

***

Tommy przekroczył próg mieszkania, a wszystkie wspomnienia ponownie otworzyły świeże rany w jego

sercu. Rozejrzał się dookoła i wziął głęboki oddech. Wiedział, że musi być twardy, nie chciał sprawiać

Adamowi problemów i przykrości. Spojrzał na wokalistę, który stał przy oknie, wpatrując się w

przejeżdżające samochody. Tommy podszedł do najbliższej szafki i otworzył ją.

– Chcę złożyć dokumenty do domu pogrzebowego. Poczekasz, aż znajdę?

Page 278: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

278

– Jasne – Odparł Adam, siadając na krawędzi łóżka. Sięgnął po leżącą tam książkę.

Ratliff znalazł dwie teczki i usiadł przy biurku. Nie znosił tego miejsca; było ciemne, ponure i kryło w

sobie wiele przykrych tajemnic. Czuł jednak, że ciążyły nad nim obowiązek i swego rodzaju powinność.

Wyjął kilkanaście kartek, przeglądając ich tytuły. Na szczęście były zapisane w języku angielskim;

musiały być wydane jeszcze przed zamieszkaniem w Niemczech.

– Odpis skrócony aktu urodzenia jest potrzebny? – Spytał Tommy, sięgając po dokument.

Ziewnął cicho, nie kryjąc zmęczenia.

– Chyba tak – Odparł Adam, przeglądając książkę. Rozpiął płaszcz; w pomieszczeniu było

wyjątkowo ciepło.

Ratliff przeglądał dokument

– Tu jest chyba błąd – Stwierdził, wczytując się ponownie – Tiffany Joe Hardwick urodzona w…

co do jasnej… – Podszedł do okna, by lepiej przyjrzeć się zapisom. Adam uniósł wzrok znad

ilustrowanego podręcznika dla mechaników

– Co jest? Coś nie tak?

Tommy rozchylił wargi

– Urodzona 15 maja 2002 roku w zakładzie karnym w stanie Kalifornia… – Usiadł na parapecie,

nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Zbladł.

Adam wstał, podchodząc do basisty

– Kto to?

– Wygląda na to, że moja córka.

Panującą ciszę przerwał nerwowy śmiech Lamberta

– Co? Co…?

Tommy milczał wpatrując się w kartkę

– Rozstaliśmy się ponad pół roku wcześniej. Nigdy nie mówiła na ten temat… Z resztą… Tiffany

Joe, po co nadałaby córce… nie, to nie może być prawda – Wstał i zaczął krążyć po pokoju. W jego

głowie panował totalny chaos, paraliżujące zimno przeszyło jego ciało. Podszedł do teczki

dokumentów, próbując znaleźć coś jeszcze. Po chwili w jego ręce wpadła kolejna kartka

– Raport z domu dziecka. Czyli ta dziewczynka żyje – Rzekł Tommy, opierając się o fotel – I ma

dziesięć lat.

Page 279: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

279

Adam był w takim szoku, że nie potrafił wydusić z siebie żadnego słowa. Po chwili jednak zdobył się na

zwięzły komentarz

– Pewnie jest podobna do ciebie – Podszedł do Ratliffa, kucając przed nim – Tommy, ja nie

wiedziałem…

– Ja też nie – Blondyn pokiwał głową – To wcale nie musi być moja… jak to brzmi – Pokręcił

głową – moja córka, nie wiem czy byłem jedynym facetem Pauli w tamtym czasie.

Na twarzy Adama pojawił się radosny uśmiech

– Być może jesteś ojcem…

Ratliff roześmiał się

– Nie, nie wierzę w to. Po prostu nie wierzę – Odchylił głowę, rozmasowując kark.

– To bardzo prawdopodobne – Odparł Adam, przeglądając dokument – Rubryka dotycząca

danych ojca jest niewypełniona. Pewnie nie chciała zwalać na ciebie problemów. Sam jeszcze byłeś

dzieckiem.

Blondyn pokiwał głową i podparł się łokciami o kolana. Po chwili wstał, podszedł do szafki i zaczął

szukać czegoś jeszcze. Liczył na znalezienie jakichkolwiek fotografii; niestety, w jego ręce nie wpadła

nawet jedna. Adam rozejrzał się po pomieszczeniu i wsunął palce w kieszenie spodni

– Chodźmy stąd, nie lubię tego miejsca. Wolę porozmawiać w hotelu.

***

Tommy po omacku wybadał klamkę i ulegając pocałunkom Adama objął jego kark. Gdy drzwi otworzyły

się, wpadli do pokoju. Lambert trzasnął drzwiami, przyciskając do nich szczupłe ciało blondyna, który

zacisnął powieki. Poczuł miękkie wargi na swojej szyi, po chwili silne dłonie łapiące go za biodra.

Uwielbiał mocny uścisk Adama. Złapał bruneta za włosy i wpił się zachłannie w jego usta, prowadząc

go w stronę łóżka. Upadli na miękką pościel, nie przerywając gry. Po chwili rozbrzmiał dźwięk

rozpinanego zamka błyskawicznego; Adam ściągnął z ramion Ratliffa skórzaną kurtkę i zaczął dotykać

jego ciała, wprowadzając chłodne od mrozu dłonie pod ciemną, cienką koszulkę. Gdy ich spojrzenia

spotkały się, wpadli w kolejny, gorętszy pocałunek rozpalający ich ciała.

Po chwili rozległo się głośne pukanie, przerwane wejściem Brooke oraz Montego.

– Jezu, wychodzę – Rzekł gitarzysta, lecz po chwili tancerka złapała go za ramię.

Adam wraz z Tommym spojrzeli na nieproszonych gości

– Słucham? – Lambert starał się zachować grzeczny ton głosu mimo silnego poirytowania.

Page 280: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

280

– Longineu odchodzi – Rzekł Monte, zakładając ręce na piersi.

– Jak to odchodzi? – Adam usiadł, odgarniając potargane włosy – Tak po prostu?

Brooke westchnęła

– Czemu wytwórnia i menadżer o tym wiedzą, a my nie?

Czarnowłosy pokręcił głową

– Zaraz wracam – Rzekł do Ratliffa, który westchnął pod nosem, wpatrując się w sufit. Monte

wyszedł za Adamem, dogadując na temat zespołu.

***

– Jesteśmy dorosłymi ludźmi, którzy rozwiązują problemy i podejmują decyzje otwarcie czy

traktujemy tę pracę jak banda gówniarzy?!

– Adam, spokojniej! – Przerwała mu Sasha – Wyrzuciłeś Camilę za to, że dobierała się do

twojego faceta, a oceniasz Longineu?

Lambert roześmiał się

– Słucham? Wyleciała, bo nas okłamywała – Rzekł silnym tonem.

– W takim razie gratuluję takiego traktowania przyjaciół – Mruknęła, siadając na kanapie.

Adam westchnął i założył ręce na biodra

– Kochanie, przepraszam. Mam wystarczająco dużo problemów w prywatnym życiu, żeby

dodatkowo denerwować się pracą. Nie chcę dłużej dyskutować na ten temat, musimy znaleźć

perkusistę i grać dalej.

– Podobno już go mamy – Rzekła Brooke – Isaac, ma doświadczenie. Menadżer ustawi nas na

wspólną próbę po najbliższym koncercie.

Brunet zacisnął wargi

– Czemu ja się dowiaduję tego od ciebie a nie od człowieka, który prowadzi moją karierę?

– Naszą – Rzekł Monte.

– Naszą – Sprostował Adam – Ta rozmowa nie ma sensu. Muszę skontaktować się z wytwórnią.

Dobranoc wszystkim – Poklepał Longineu po plecach i opuścił pomieszczenie. Wypuścił z ust powietrze

i pchnął drzwi swojego pokoju

– Czasami mam wraż… – Nie zdążył dokończyć zdania. Tommy rzucił mu się na szyję, objął go z

całych sił i dał się porwać namiętności, która nim zawładnęła. Adam miał wrażenie, że jego ciało zostało

Page 281: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

281

sparaliżowane; poddał się dotykowi, za którym tak bardzo tęsknił. Gdy dłonie blondyna sięgnęły paska

spodni, Adam uchylił powieki

– Tommy, jest coś o czym muszę ci powiedzieć.

Ratliff uniósł wzrok, czując nieprzyjemne ukłucie w żołądku

– Co jest?

Lambert westchnął i przez chwilę wpatrywał się w sufit. Spojrzał w brązowe tęczówki

– Paula była zarażona.

Patrzyli na siebie w milczeniu

– Adam, nie…

Wokalista złapał chłopaka za dłonie

– Jestem pewien, że jesteśmy zdrowi, ale powinniśmy zrobić test. Dla pewności i komfortu.

Powiedz mi szczerze, zastanów się dobrze – Odgarnął jasny kosmyk z czoła basisty – Czy mogła

potencjalnie zaistnieć sytuacja, w której mieliście kontakt?

Ratliff nie odzywał się. Patrzył tępo w ścianę, po dłuższej chwili wzruszył ramionami

– Nie.

– A jest możliwe, że była chora, gdy spotykaliście się już dawno temu?

Tommy westchnął cicho

– Kilka lat temu robiłem test. Wynik był negatywny. Nie powinniśmy się martwić… chyba.

Adam pokiwał znacząco głową

– Za dużo się dzieje w ostatnim czasie.

– Boję się.

– Nie musisz. Jestem przy tobie.

Brązowe tęczówki spotkały się z niebieskimi

– Ja się boję o ciebie. Że to cię przerośnie. Ja dam radę ze wszystkim, wierz mi. Ale… – Zaśmiał

się cicho – Wiem, że to absurdalne, ale może uznasz, że twoje życie było kiedyś weselsze. Ciekawsze,

beztroskie.

– Tommy… – Na twarzy Adama pojawił się uśmiech. Pogładził delikatną, szczupłą dłoń –

Przestań, proszę.

Page 282: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

282

Ratliff zaśmiał się

– Wiesz, że w oczach wielu ludzi powinniśmy się leczyć?

Lambert przewrócił oczami i odwzajemnił uśmiech

– Ja wiem swoje.

– No to się podziel.

Ujął dłoń basisty i przesunął opuszkami palców po jego palcu serdecznym

– Wiem, że tutaj czegoś brakuje.

Tommy rozchylił wargi. Wpatrywał się w Adama, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Po chwili roześmiał

się

– Chyba muszę się przewietrzyć – Zmierzwił brunetowi włosy i sięgając po paczkę papierosów

ruszył w stronę balkonu.

52. Piaskowy Gołąb

Siedzieli na szpitalnym korytarzu, pochłonięci w myślach. Wpatrywali się w białe drzwi gabinetu. Gdy

otworzyły się i stanął w nich lekarz, poczuli ciężar i mdłości.

– Zapraszam panów.

Adam ruszył za blondynem i wkroczył z nim do pomieszczenia. Wpatrywali się w mężczyznę, biorącego

do ręki dwie kartki. Uniósł wzrok, zdjął okulary.

– Wyniki obu testów na obecność wirusa HIV negatywne.

Odetchnęli jednocześnie i spojrzeli po sobie.

***

– Adam – Tommy uniósł brew i wpatrywał się w bezkresną dal – Nie uważasz, że jesteśmy

troszkę za… starzy na obchodzenie walentynek?

Lambert uśmiechnął się szeroko, nie spuszczając wzroku z jezdni

– Okej, potraktuj to, jako kolejny dzień spędzony ze mną. Tylko ze mną.

Page 283: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

283

– Mam nadzieję, że warto – Ziewnął, przeczesując blond włosy.

Niebo zaczęło szarzeć, przepuszczając gdzieniegdzie ostatnie promienie czerwonej tarczy. Tommy

wpatrywał się w ten widok niczym zahipnotyzowany. Zamyślił się i uchylił okno. Chłodne powietrze

wypełniło wnętrze samochodu, orzeźwiając jego senny umysł. Oddychał spokojnie, zatracając się w

błogim milczeniu. W pewnej chwili poddał się wszechogarniającej senności; opuścił powieki i

niespodziewanie zasnął.

Uchylił powieki. Za oknem było już zupełnie ciemno. Miejsce kierowcy było puste; jak się domyślił,

Adam grzebał pod maską samochodu, który stał na drodze. Na polnej drodze.

Basista wyszedł z samochodu i ziewnął przeciągle. Rozejrzał się – ku jego zaskoczeniu nie znajdowali

się na podwórzu pięknej chaty, o której mówił Adam. Znajdowali się na szosie, przecinającej puste pola.

– Adam? – Rozbrzmiał stonowany głos. Cisza. Metalowy szczęk, świst, ciche syknięcie – Adam?

– Powtórzył, przełykając ślinę. Zaczął się denerwować – To jest nasz dom z marzeń?

Po chwili Lambert wynurzył się spod maski samochodu

– Tommy, tylko się nie denerwuj.

Ratliff zacisnął wargi i założył ręce za głowę. Zrobił dwa kółka dookoła dużego głazu. Wiedział, że te

słowa nie zwiastują niczego dobrego. Podszedł do Adama stojącego po drugiej stronie auta, trzasnął

maską i oparł o nią dłonie

– Może byś pomyślał o zakupie nowego samochodu, co? – Spytał, przechylając głowę na bok.

Nie krył zdenerwowania.

– Ale on jest dob…

– Adam, siadł już trzeci raz w tym miesiącu – Przerwał basista – A my znajdujemy się na zadupiu.

Rozumiesz? – Obrócił się dookoła.

– Tu nie ma zasięgu a do najbliższej stacji benzynowej jest osiem kilometrów – Wycedził Adam,

wciskając dłonie w kieszenie.

Tommy stał tyłem, opierając się o karoserię. Kopnął w oponę i ruszył przed siebie

– Tommy! – Krzyknął Adam i pobiegł za chłopakiem – Nawaliłem, ale musimy sobie jakoś

poradzić.

Ratliff zacisnął wargi i pokiwał głową. Odwrócił się przodem do Adama

– Mam ochotę zrobić ci krzywdę. Ale to nie będzie miła krzywda. To będzie sadystyczny objaw

wkurzonego do granic partnera czarnej, nieogarniętej glam queen – Założył ręce na piersi.

Page 284: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

284

Lambert, choć próbował zachować powagę, zaczął się śmiać. Sytuacja była na tyle beznadziejna, że

szukanie wyjścia zdałoby się na nic.

– Jesteś cholernie seksowny, gdy się denerwujesz – Rzekł z szerokim uśmiechem na twarzy –

Samiec.

Tommy pokręcił głową

– Żałosne – Mruknął, siadając na masce auta. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów – Należy

ci się skopanie tyłka. Porządne.

– No przepraszam… – Adam stanął przed Ratliffem – To nie tak miało być.

– Odejdź – Rzekł blondyn, odwracając głowę.

– No to co robimy?

– Rekonesans – Rzekł Tommy i ruszył polną drogą wiodącą donikąd.

– Co? – Adam założył ręce na biodra. Blondyn zatrzymał się i odwrócił

– Zapraszam – Rzekł, wyciągając rękę.

***

– To miejsce, w którym mógłbym umrzeć – Westchnął Lambert, siadając na miękkiej trawie.

Znajdowali się na krańcu polany otoczonej gęstymi drzewami. Adam sięgnął po leżący obok patyk i

dorzucił do niskiego ogniska.

– Wolałbym umrzeć w swoim łóżku – Rzekł Tommy, sięgając po butelkę whisky. Jedyne, co

znalazł na tylnym siedzeniu.

Adam obserwował go poprzez smugi dymu unoszące się nad ogniem. Uśmiechnął się pod nosem

– Jest ci zimno?

Blondyn wzruszył ramionami. Ta noc należała do wyjątkowo ciepłych

– Nie, w porządku.

Lambert wstał i powoli podszedł do basisty. Przejął z jego ręki butelkę alkoholu i wziął kilka łyków,

rozpalających gardło. Klęknął tuż przed nim

– Gdyby było lato…

– … zaproponowałbyś kąpiel w jeziorze – Rzekł Tommy, uśmiechając się kąśliwie. Sięgnął po

alkohol.

– Skąd wiedziałeś? – Adam rozpiął kurtkę i przeciągnął się leniwie.

Page 285: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

285

– Znam cię – Ratliff podkulił nogi i wpatrywał się w dal – Jeśli tej nocy pożrą mnie wilki, nikt

nawet nie dowie się, gdzie jest moje ciało.

Adam chrząknął głośno i zbliżył ręce do ognia, czując pod palcami przyjemne ciepło

– W tym miejscu może cię pożreć jedynie stonka ziemniaczana.

Basista zaśmiał się i złapał Adama za nadgarstek

– Sparzysz się, uważaj. Ciągnie cię do gorącego.

– Dlatego z tobą jestem – Odparł z uwodzicielskim uśmiechem.

Tommy wpatrywał się w niego, aż parsknął śmiechem

– Tani podryw – Westchnął głośno i zmrużył oczy – Tak normalnie nie było od dawna.

Zwyczajnie. Cicho, z dala od świata…

– Świat jest pół kilometra stąd, jeśli masz na myśli główną drogę – Odparł Adam, podpierając

się na łokciach. Po chwili otrzymał kuksańca w ramię.

Blondyn zawiesił dłoń na swoim karku

– Pamiętasz tę scenę w Brokeback, gdy Ennis i Jack spotkali się po czterech latach, leżeli razem

w łóżku w jakimś tanim hostelu i wspominali stare czasy?

– Jasne – Odparł Adam – Zwariowałbym w takim związku. Widywać się kilka razy w roku i to

gdzieś w górach… – Zamyślił się i zwrócił wzrok ku Tommy’emu – Czekaj, ty chcesz powiedzieć, że to

pole jest naszym Brokeback?

Ratliff zaczął się śmiać

– Nie ma gór, owiec i kowbojskich kapeluszy, ale mogę uznać, że mi się podoba.

Adam rozejrzał się dookoła; rozciągał się przed nim widok jeziora i pomostu. Byli odgrodzeni od pól

gęstymi, niskimi drzewami, których liście szeleściły cicho na łagodnym wietrze. Wpatrywał się w

blondyna przez dłuższą chwilę; gdy nawiązali kontakt wzrokowy, ani jeden ani drugi nie odezwał się ani

słowem.

Blondyn uśmiechnął się delikatnie

– Nie wiem czy zaśnięcie będzie bezpieczne. Wschodu doczekamy się około szóstej, mamy

jeszcze kilka godzin.

– Postaram się, by ten czas zleciał błyskawicznie… – Odparł Adam, rozsuwając kolana basisty.

Klęknął tuż przed nim, spoglądając w jego oczy. Ucałował gładki policzek chłopaka i objął go w pasie –

Kupię ci stado owiec, dom w górach, co tylko zechcesz.

Page 286: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

286

Tommy zacisnął wargi, uśmiechając się przy tym delikatnie

– To, czego właśnie chcę, nie ma ceny – Rzekł cicho, zbliżając się do twarzy Adama.

***

Gorące oddechy uzupełniały się wzajemnie, a ciche westchnienia przerywały nieustannie trwającą

ciszę. Krótkie spojrzenia spotykały się co kilka chwil.

Adam zacisnął ręce na nadgarstkach Tommy’ego i całując jego rozchylone wargi wsłuchiwał się w

subtelne, rozkoszne pomruki.

– Tommy – Szepnął do ucha, kąsając jego płatek – Kocham cię – Dodał cicho, zwalniając uścisk.

Poczuł delikatne, ciepłe dłonie na swoich plecach. Paznokcie, przesuwające się po linii kręgosłupa

wywoływały przyjemne dreszcze. Wpatrywał się w twarz chłopaka, na obliczu którego malowało się

pragnienie. Choć nie był w stanie mówić, wyszeptał „ja ciebie też” a jego słowa zamieniły się w ciche

jęki. Przygryzł wargę, wyczuwając, że jego ukochany zbliża się do kulminacyjnego momentu. Wpił się

w jego usta, czując całym swoim ciałem jego szczyt rozkoszy, wsłuchując się w tłumione westchnienia,

które tak bardzo uwielbiał. Po dłuższej chwili otworzył oczy i uśmiechnął się do Adama, który powoli

wracał do rzeczywistości. Czarnowłosy położył się obok blondyna i przytulił go do swojego nagiego

ciała. Chłopak sięgnął po kurtkę wokalisty i okrył się nią, zamykając oczy. Po chwili usłyszał swoje imię;

uniósł powieki. Spojrzał w niebieskie tęczówki. Adam przesunął dłonią po jego boku

– Chciałbyś spróbować w drugą stronę?

Tommy patrzył w milczeniu, nie do końca rozumiejąc, co Adam ma na myśli. Kiedy do niego dotarło w

czym rzecz, podparł się na łokciu

– Ale przecież… – Zaczął mówić, choć nie wiedział co dokładnie chce przekazać – Ty zawsze

jesteś górą.

– Więc może pora to zmienić? – Uśmiechnął się czarnowłosy, nie tracąc kontaktu wzrokowego

z basistą – Chyba, że nie chc…

Nim zdążył dokończyć, Ratliff znalazł się już nad nim i zaczął całować miękkie i wilgotne wargi. Wplótł

szczupłe palce we włosy Adama i położył się na nim. Jasne kosmyki włosów łaskotały delikatnie policzki

Lamberta, który uśmiechnął się; co za entuzjazm pomyślał.

– Czemu sam nigdy nie zaproponowałeś, skoro miałeś ochotę? – Spytał, wodząc dłońmi po

ramionach basisty.

– Myślałem, że nasze role są z góry ustalone – Rzekł, czując jak uda Adama oplatają go w pasie.

Lambert obserwował nienasycenie w brązowych oczach. Rozpierającą żądzę w każdym geście. W

Page 287: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

287

pewnej chwili doświadczył nieznanego mu wcześniej uczucia – strachu podszytego podnieceniem.

Choć nie wiedział jak Tommy odnajdzie się w tej roli, wszystko wskazywało na to, że nie będzie

problemów. W końcu Ratliff miał za sobą związki z kobietami i bycie górą nie było mu obce.

Tommy, używając śliny oraz naturalnej wydzieliny zaczął zagłębiać się w ciele Adama, który syknął cicho

i zatrzymał powietrze w płucach. Przygryzł wargę i otworzył oczy, mając przed sobą oblicze Ratliffa, na

twarzy którego malowała się nieziemska rozkosz. Kiedy zanurzył się w całości otworzył oczy, a ich

spojrzenia spotkały się.

Gdy wszystko się rozpoczęło, Adam opadł na miękką trawę i odchylił głowę, zatracając się w doznaniu,

za którym tęsknił od dawna. Widok Tommy’ego powodował silne mrowienie w dole brzucha na tyle

przyjemne, że nie mógł sobie odmówić, z drugiej strony – na tyle drażniące, że zaciskał powieki co kilka

chwil. Silne dłonie przesunęły się po jego ramionach i dotarły aż do szyi, ściskając ją lekko.

Natychmiastowy skok adrenaliny – mimo że ufał Ratliffowi bezgranicznie, poczuł strach, który rozpłynął

się w narastającym napięciu, podnosząc jednocześnie intensywność doznań. Niezwykła delikatność, a

zarazem wyczucie i zdecydowanie były tym, czego teraz potrzebował. Atmosfera stawała się coraz

gorętsza; Tommy zachłannie wpił się w usta Adama, sięgając językiem niemal jego gardła, a brutalny

pocałunek zakończył uściskiem zębów na dolnej wardze Lamberta, który jęknął z bólu. Silny dreszcz

podniecenia przeszył jego ciało, kumulując się w dole brzucha. Coraz silniejsze pchnięcia doprowadzały

go do obłędu. Nie mogąc dłużej kontrolować siebie, zaczął wzdychać imię ukochanego,

niekontrolowanie pociągając go za włosy.

Tommy zdusił swój krzyk poprzez zatracenie się w głębokim, namiętnym pocałunku. Ekstaza ogarnęła

całe jego ciało; każda komórka jego ciała przeżywała orgazm. Opadł bezwładnie na wilgotne ciało

Adama, jego rytmicznie unoszącą się klatkę piersiową. Milczenie trwało kilka minut; żaden z nich nie

potrafił dobrać właściwych słów. W pewnej chwili Ratliff poczuł ciepłe wargi na swoim policzku,

gestowi towarzyszył cichy szept „dobranoc, skarbie”. Uśmiechnął się i wtulił ufnie w tors Adama. Na

moment uchylił powieki; niebo przybierało barwy w odcieniach oranżu i różu. Gdy nieco spuścił wzrok

ujrzał niebieskie tęczówki patrzące wprost na niego.

– Piaskowy gołąb – Mruknął pod nosem Tommy.

Adam zamrugał dwukrotnie

– Co? Już kiedyś to powiedziałeś. Wiem, wtedy jak jechałeś do szpitala w dniu wypadku!

Ratliff zaśmiał się cicho

– Poważnie?

– Co to znaczy?

Page 288: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

288

Tommy uniósł powieki, wpatrując się w jaśniejące niebo

– Poszedłem kiedyś z mamą do miasta. Na zakupy i do kina. Usiedliśmy na ławce, karmiliśmy

ptaki, rozmawialiśmy. Przeżywałem pierwszy zawód miłosny, powiedziałem jej o tym.

Spojrzała na ptaki, wskazując liczną grupę szarych, miejskich gołębi. Spytała „widzisz je? Bezbarwne,

nudne, tak oczywiste, że nie zwraca się na nie uwagi.” Potem spojrzała na białe, których było już mniej.

Przeniosła wzrok na chłopca „Te są zupełnie inne, a mimo to należą do jednej rodziny. Biel, czystość,

niewinność.” Spytała wtedy „Jak sądzisz, czy miłość może być taka jak te szare gołębie bądź te białe?”.

Nie wiedział co odpowiedzieć. Wzruszył ramionami „chyba nie. Przecież miłość nie może być zupełnie

nudna, ale nie może być też w zupełności niewinna”. Poprosiła go, żeby poszli na spacer. Odeszli od

tego tematu, aż do momentu, w którym zatrzymała się przy ławce. „Widzisz go?” spytała, wskazując

palcem w dal. Nic nie widział. Gdy podeszli bliżej, okazało się, że chodziło jej o gołębia takiego, jak

tamte poprzednie. Z jedną różnicą – nie był szary, ani biały. Był brązowy czy beżowy, może piaskowy.

Spytała chłopca, co może o nim powiedzieć. Nie wiedział – przecież z tym kolorem nie ma skojarzeń. W

ogóle pierwszy raz widział takiego ptaka. „Nie wiem. Ma w sobie cechy jednego i drugiego, ale jest

inny”.

„Widzisz Tommy” Rzekła „Tych szarych, miejskich było bardzo dużo, nie wyróżniają się niczym

szczególnym. Białych – mniej, ale widujesz je od czasu do czasu. Ten piaskowy tylko jeden, szukaliśmy

go długo, ale w końcu na niego trafiliśmy. Tak samo jest w miłości; z szarym gołębiem nie będziesz

szczęśliwy. Z białym również – stawia ograniczenia, którym nie sprostasz z prostego powodu – jesteśmy

tylko ludźmi. Piaskowy jest inny, wyjęty spod kanonów, trudny do opisania. Trudny do znalezienia. Ale

to ten, który da ci wszystko, czego potrzebujesz. Przy nim nie będziesz czuł się skrępowany, ani gorszy.

Oto definicja miłości.”

Adam wpatrywał się w blondyna przez dłuższą chwilę

– Znalazłeś go?

Tommy opadł na trawę, uśmiechając się do niebieskich oczu

– Ty nim jesteś, my sand dove.

Page 289: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

289

53. Nieporozumienia

Adam poprawił włosy i opuścił łazienkę. Przeciągnął się, rozluźniając napięte mięśnie. Ostatnie występy

i taneczne treningi sprawiły, że zaczął zastanawiać się nad wizytami u masażysty.

Tommy, będziesz zazdrosny, jeśli Nick zostanie moim prywatnym masażystą?

Nie.

Na pewno?

…zjeżdżaj.

Roześmiał się; choć Ratliff był dorosłym facetem i wypierał się zazdrości, czasami denerwował się z byle

powodu. To dodawało mu uroku.

Adam przekroczył próg salonu i usiadł na sofie, zakładając ręce za oparcie. Spojrzał na Tommy’ego –

ten tępo wpatrywał się w ekran telewizora. Czarnowłosy miał wrażenie, że Ratliff jest jakby nieobecny.

Sięgnął po pilota i nieoczekiwanie wcisnął czerwony guzik. Basista ani drgnął.

– W czym problem? – Spytał, zbliżając się do chłopaka.

Tommy wzruszył ramionami

– Ksiądz odmówił pogrzebu. Nie chce, żeby Paulę pochowano na cmentarzu.

Adam westchnął cicho i oparł dłoń o ramię basisty

– Wiesz, niektórzy dewoci nadal się upierają przy swoim.

– Adam, ja chcę, żeby chociaż teraz potraktowano ją z szacunkiem… – Odparł, unosząc wzrok.

Zatracił się w błękitnym spojrzeniu.

Lambert po chwili opuścił powieki. Co chciał powiedzieć? Skoro nie szanowała się za życia, czemu teraz

trzeba to zmienić? Nie zasłużyła na to, o co walczysz.

– Zostaw mi numer do biura pogrzebowego. Rozwiążę ten problem – Odparł niechętnie.

– Ja wiem, że jej nie znosiłeś…

– Tommy – Rzekł, zwracając się w stronę blondyna – Tu nie chodzi o nią, a o ciebie.

Patrzył w brązowe oczy, po czym wstał. Udał się do kuchni, by zaparzyć kawę.

– Adam, a co z Tiffany?

Page 290: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

290

Lambert odwrócił z zaciekawieniem głowę

– Z kim?

– Z moją córką…

– To nie jest twoja córka – Uciął brunet, otwierając lodówkę.

– Tego nie wiadomo – Basista nie ruszał się z miejsca. Wziął do ręki pilota i zaczął się nim bawić

– Chciałbym ją odwiedzić, nim zrobię badania na ojcostwo. Nawet jeśli okaże się, że nie mam z nią nic

wspólnego, chciałbym ją poznać. Choć nie wiem kim jest, czuję taką potrzebę.

Czarnowłosy postawił karton mleka na blacie i wyjął filiżankę

– Kawy?

– Słuchasz mnie do jasnej cholery? – Tommy wstał, odwracając się w stronę wokalisty. Ten

zamarł na chwilę i wzruszył ramionami

– A masz wątpliwości?

Cisza. Nie znosili chwil, gdy zapadała w podobnych momentach. Coś ciężkiego wisiało w powietrzu, w

ich głowach kłębiło się mnóstwo niedopowiedzeń i gorzkich słów, które mogły zranić. Czarne niebo

zostało rozświetlone przez jasny piorun, któremu towarzyszył złowrogi grzmot. Burza nadciągnęła nad

miasto.

Adam oparł dłonie o blat

– I co, będziesz niedzielnym tatusiem? Pozwolisz dziecku się do siebie przywiązać, ale uznasz,

że jednak wolisz koncertować, pić do nieprzytomności i prowadzić życie beztroskiego trzydziestolatka?

– To lepiej, żeby spędziła kolejne lata w domu dziecka?

– Lepiej – Odparł sucho Adam, wsypując łyżkę cukru do filiżanki.

– Nie masz serca…

Uderzył cukiernicą o stół, białe drobinki rozsypały się po błyszczącej powierzchni

– I co, rzucisz karierę, żeby zaadoptować obce dziecko? Przecież ty nie jesteś na to gotowy. A

ja tym bardziej.

– Jesteś materialistą – Tommy odwrócił się w stronę okna.

– Jestem realistą – Poprawił go Lambert – Dziecko to nie zabawka, którą rzucisz w kąt, gdy

przyjdą obowiązki. Jeśli chcesz wyciągnąć kogoś z bagna, to myśl przyszłościowo. Pozwolisz się poznać

tej dziewczynce, będziesz ją rozpieszczał, w końcu zupełnie o niej zapomnisz. Wiem, że jesteś za młody.

Page 291: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

291

– Słucham? – Tommy parsknął śmiechem – Ty mi mówisz, że jestem za młody, gówniarzu?

Adam uśmiechnął się pod nosem i odwrócił

– No tak, młodszy o trzy miesiące to już gówniarz. Dojrzalszy od ciebie. Chociaż zajął się psem,

którego znalazłeś, gdy postanowiłeś zostawić mnie dla tej dziwki.

Granica została przekroczona, padło o kilka słów za dużo. Czarnowłosy odwrócił się w stronę bas isty i

oparł ręce o blat – Przepraszam. Nie chciałem.

– Spierdalaj! – Warknął, rzucając pilotem w ścianę; przedmiot uderzył w lustro, roztrzaskując

je na drobne kawałki – Od kiedy jesteś takim zimnym sukinsynem?!

– Co, boli cię prawda?! – Adam podniósł ton głosu. Żałował, że przez tak długi czas nie

rozmawiali szczerze i otwarcie. Teraz wszystko się skumulowało i przybrało mocniejszego wyrazu.

Ratliff rozchylił wargi; w tym momencie chciał wygarnąć Adamowi wszystko, co ten zrobił źle. Chociaż

jedną rzecz, jeden błąd; czuł narastające poczucie winy. Choć minęło już tak wiele czasu, Lambert nigdy

go nie zawiódł. Nigdy nie kierował się egoizmem, nie szukał profitów.

– Boli – Odparł Tommy, tym razem łagodniej. Cofnął się na krok, przykładając dłoń do ust.

Zrozumiał jak wielka dzieli ich przepaść. Ciągle brał, dając zbyt mało. Adam nigdy nie prosił o więcej.

Czerpał całą radość i siłę z miłości, będącą tym, czego naprawdę potrzebował.

– Przepraszam – Rzekł cicho basista. Nieczęsto potrafił przyznać się do winy. Podszedł do

czarnowłosego, by spojrzeć w jego niebieskie oczy. Malował się w nich ból – Zraniłem cię…

– Nie, kochanie – Dłonie Adama spoczęły na szczupłych ramionach – Poniosło mnie. Przytul się

– Rzekł spokojnie.

Tommy bez wahania wtulił się w ciało Adama, czując ciepło, zyskując poczucie bezpieczeństwa. To

jedyne miejsce, w którym czuł się dobrze. Żałował, że nigdy wcześniej nie potrafił tego docenić.

***

Chłodne wieczory powróciły i stały się prześladującym koszmarem. Wiatr hulał za oknami, jasne

błyskawice rozświetlały granatowe niebo.

Adam wczytywał się w artykuł dotyczący ostatnich lat kariery Maroon 5. Zapatrzył się dłuższą chwilę

na zdjęcie wokalisty i uśmiechnął się pod nosem.

– Mam być zazdrosny? – Usłyszał cichy szept w okolicy swojego ucha. Ciepłe ręce spłynęły po

jego nagim torsie, a miękkie usta zetknęły się z delikatnym policzkiem. Ostry, trzydniowy zarost drażnił

Page 292: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

292

go wywołując przyjemne dreszcze. Ścisnął dłoń, która znalazła się na jego klatce piersiowej i odwrócił

głowę.

– Może tylko troszeczkę – Uśmiechnął się Adam i odgarnął włosy blondyna za ucho – W czym

mogę panu pomóc?

Ratliff oparł dłonie o kanapę i pochylił się nad Lambertem

– Chcę porozmawiać.

– Hm?

– Nie chcę dłużej grać na basie. Daj mi gitarę.

Adam roześmiał się

– Co to za fanaberia? Ty żartujesz, prawda?

Tommy pokręcił przecząco głową

– Mówię poważnie. Chcę grać w zespole na elektrycznej.

– Przecież Monte gra – Adam usiadł przodem do blondyna – Jak ty sobie to wyobrażasz?

– Możemy grać w zespole na dwie gitary. Albo zamienić się na instrumenty – Odparł Ratliff.

Lambert uśmiechnął się ciepło

– Skarbie, a możesz mi chociaż podać powód?

Tommy uniósł brew

– Mam większe umiejętności niż Monte, a to on zawsze jest najbardziej doceniany. Bas w ciągu

ostatniej trasy był jedynie skromnym dodatkiem. Chcę dać z siebie sto procent i pokazać, że stać mnie

na więcej.

Adam patrzył w brązowe oczy i pokręcił głową. Nie mógł opanować powracającego uśmiechu

– Moich utworów nie rozpisuje się na dwie gitary. Nie wyrzucę Pittmana z powodu twoich

zachcianek. Jestem gotów na wiele poświęceń, ale są pewne granice.

Na twarzy Tommy’ego również pojawił się uśmiech

– Kontrakt wygasa po koncercie w Amsterdamie. Dostałem propozycję grania u Raviego Dhar.

Rozpatrz moją prośbę – Rzekł, cofając się na krok.

Adam zmarszczył czoło i wstał

– Ty chyba nie zamierzasz odejść?

Page 293: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

293

Blondyn wzruszył ramionami

– Chcę się rozwijać. Stać mnie na więcej niż prezentuję u ciebie. Jeśli chcesz grać ze mną na

następnej trasie…

– Co ci dziś odbiło? Jesteś nie do zniesienia – Lambert rozłożył ramiona – Jak ty sobie to

wyobrażasz? Nie będziemy się widzieć przez całe tygodnie, bo oddasz się niszowemu zespołowi tylko

dlatego, że da ci jedną czy dwie struny więcej?

– Rozdziel życie prywatne od zawodowego – Rzekł Ratliff – To, że zmienię pracę, nie znaczy, że

z nami koniec.

Adam założył ręce na biodra i zacisnął wargi

– Nie. Nie zrobisz tego. Jesteś częścią naszego składu.

Tommy przewrócił oczami

– Naszego składu… Longineu odchodzi, Cama odeszła…

– Przestań.

– Taka prawda! – Nie mogąc pohamować emocji, krzyknął

– Naprawdę było ci ze mną tak źle? Czego ci brakowało?

– Nie będę w ten sposób rozmawiać – Rzekł, opuszczając salon. Miał dość kłótni na ten dzień.

Adam zacisnął zęby i usiadł na krawędzi kanapy

– W Amsterdamie cię przekonam do tego, że zostaniesz w moim zespole.

– Zobaczymy – Rzucił Ratliff, znikając w cieniu kuchni.

***

Zegarek stojący na szafce wskazywał godzinę dwudziestą trzecią piętnaście. Adam odpisywał na

ostatnie maile. Obiecał zrobić to już tydzień temu. Ziewnął ospale, przeciągając się. Poprawił koszulkę

oraz poduszkę znajdującą się za jego plecami. Uwielbiał hotelowe łóżka; komfortowe, duże, luksusowe.

Podkulił nogi, by oprzeć laptopa o kolana i powrócił do pisania wiadomości, na którą czekał jeden z

fotografów.

Drzwi uchyliły się, Adam odruchowo uniósł wzrok. Do pomieszczenia wszedł Tommy. Miał na sobie

szlafrok sięgający niemal podłogi. Lambert powrócił do swojej poczty, jednak pokusa zerknięcia na

Ratliffa była silniejsza. Dłonie blondyna powędrowały w kierunku węzła szlafroka. Kąciki ust

Page 294: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

294

czarnowłosego mimowolnie się uniosły. Gdy biały, bawełniany materiał zaczął zsuwać się z jasnych

ramion, Czarny nie mógł oderwać wzroku od chłopaka. Przygryzł dolną wargę i kontynuował treść,

podjętą wcześniej. Nie potrafił się skupić, zapach owocowego balsamu i widok niemal nagiego ciała

swojego chłopaka rozkojarzył go wystarczająco. Ziewnął cicho, sięgając po szklankę wody stojącą na

szafce. Spojrzenie niebieskich oczu znowu trafiło na basistę, mającego na sobie jedynie bieliznę.

Czarną. Taką, jak uwielbiał Adam. Zimna woda zwilżyła jego suche gardło oraz wargi. Prowokuje mnie.

Celowo. Lambert próbował zignorować fakt, że basista zajął miejsce na kanapie. Chłopak sięgnął po

leżącą na podłodze gazetę i zaczął ją przeglądać.

Adam poprawił się. Z tego miejsca mógł idealnie obserwować Tommy’ego. Jego szczupłe nogi, wąskie

biodra, drobne ciało, pokryte tatuażami ręce. Fala gorąca zalała jego ciało; czuł narastające napięcie w

dole brzucha. Wyobrażał sobie wszystkie gorące sceny, które mogłyby rozegrać się na tej małej sofie.

Nie chciał dać Ratliffowi satysfakcji. Odłożył laptopa i odrzucił na bok kołdrę. Sięgnął po swój telefon,

by przejrzeć ostatnie wpisy na Twitterze. Po kilku sekundach czuł na sobie wzrok basisty i wzbraniał się

przed mimowolnym uśmiechem. Tommy odsunął gazetę od twarzy i spojrzał na silne uda Adama, jego

mocne ramiona, badał wzrokiem całą męską, pociągającą sylwetkę. Dłuższą chwilę przypatrywał się

twarzy; później jego wzrok mimowolnie powędrował w stronę znacznej wypukłości pod cienkim

materiałem bielizny. Przełknął ślinę; czuł, że już przegrał. Z udawaną obojętnością odwrócił wzrok.

– Przyjdziesz do łóżka? – Spytał kusząco Adam. Ratliff nie chciał odmówić, choć honor mu

nakazywał zostać tam, gdzie siedział. Lambert uśmiechnął się pod nosem – Twardo się trzymasz.

– Dobranoc – Rzucił Tommy, gasząc światło. Adam pokręcił głową i wtulił ją w miękką

poduszkę.

***

Uniósł leniwie powieki. Wskazówki zegara nieznacznie drgnęły od czasu ostatniej próby zaśnięcia.

Westchnął głośno i wstał, idąc powoli w kierunku kuchni. Denerwował się przed ostatnim koncertem,

a dzisiejsze kłótnie nie pomogły mu się rozluźnić. Zapalił pojedyncze światło nad barem i rozejrzał się

w poszukiwaniu wody mineralnej. Nie znalazł ani jednej butelki; pokręcił z niezadowoleniem wodą i

podsunął szklankę pod kran. Lodowata ciecz wypełniła przezroczyste szkło. Gdy przyłożył krawędź do

rozgrzanych warg, poczuł silny ucisk na swoich biodrach. Szczupłe palce przesunęły się po brzuchu ,

następnie zmieniły swój kierunek i spoczęły w okolicach lędźwi.

– Chcę się z tobą kochać, Adam… – Cichy szept skierowany do jego ucha sparaliżował jego

zmysły do reszty. Ręka drgnęła nieznacznie, a część zawartości szklanki znalazła się na nagiej klatce.

Strużka lodowatej wody spowodowała silny dreszcz przeszywający całe ciało. Miał wrażenie, że

balansuje na krawędzi snu; spragnione dłonie błądziły po jego ciele, na pośladkach czuł twardą

Page 295: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

295

wypukłość. Odwrócił się gwałtownie, w słabym świetle ujrzał zarys twarzy i ciała Tommy’ego. Z

wyczuciem przybił go do jednego z filarów i obdarzył namiętnym pocałunkiem, pożerając resztki

nieśmiałości. Gdy sięgnął ręką do bioder chłopaka, okazało się, że ten nie ma na sobie żadnej części

garderoby. Fala gorąca uderzyła w podbrzusze Adama, który podsadził basistę na blat baru. Ratliff

sięgnął po stojącą butelkę whisky i wziął porządny łyk gorzkiego trunku. Podsunął alkohol w stronę

bruneta, który delikatnie pociągnął Ratliffa za włosy, zmuszając go do rozchylenia ust. Ruda ciecz

wpłynęła między jego rozpalone wargi, po czym spłynęła po szyi. Kolejny, większy strumień popłynął

po brzuchu i udach Tommy’ego, który wzdychał, mrużąc oczy. Ostra woń powodowała szum w jego

głowie, poczuł ciepły, silny język wodzący po ścieżce naznaczonej brązowym trunkiem. Opadł na blat,

całkowicie poddając się silnym francuskim pieszczotom. Ciało wygięło się w łuk, a gorące powietrze

wypełniło pragnące tchu płuca. Adam złapał chłopaka za biodra i przyciągnął ku sobie. Cały blat mokry

był od alkoholu, którego krople pojedynczo spływały z krawędzi blatu. Jeden moment sprawił, że

Lambert został doprowadzony do progu wytrzymałości; krótkie, zmysłowe spojrzenie, jakim obdarzył

go blondyn. Skąpane w półmroku, zmrużone, nienasycone oczy pozwalające pójść krok naprzód. Widok

rozchylonych, pełnych warg, zaciskających się z wyczekiwaniem. Drżące ciało, przygotowujące się na

nieunikniony scenariusz.

– Pożałujesz teraz tych kłótni – Rzekł cicho Adam, a na jego twarzy pojawił się uroczy uśmiech.

Tommy zaśmiał się, zsuwając ręce ze śliskiego od whisky blatu – Pragnę cię, tak bardzo…

Z ust Ratliffa wyrwał się niemal niekontrolowany krzyk, gdy okazało się, że słowa Lamberta nie zostały

rzucone na wiatr. Wbił się w Tommy’ego znacznie gwałtowniej niż zwykle. Ostrzej. Jednocześnie

kontrolował każdą z jego reakcji; podkręcenie temperatury nie miało znaleźć się na równi z bólem.

– O tak… – Szepnął cicho, gdy jego ciało po dłuższej chwili zaakceptowało silne rozpoczęcie gry

– Adam…

Namiętna konfrontacja zaczęła przybierać coraz intensywniejszych kolorów. Głębokie westchnienia

zamieniły się w donośne pojękiwanie, subtelne ruchy przypominały teraz zwierzęcą walkę z

pożądaniem. Tuż po chwili znaleźli się na podłodze, czując pod rozgrzanymi ciałami lodowatą posadzkę.

Kolejny grzmot uderzył blisko budynku; niebo stało się białe w ciągu jednej chwili. Gorące, namiętne

pocałunki zdawały się nie mieć końca. Rozległo się głośne pukanie do drzwi, poprzedzone kobiecym

zawołaniem. Nie usłyszeli; zbyt pochłonięci sobą, zapomnieli o rzeczywistości.

Page 296: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

296

54. Whole lotta love

– Adam… Adam… Adam no!

Czarnowłosy uniósł powieki i przeciągnął się leniwie. Odszukał wzrokiem blondyna, który pakował się

w popłochu.

– Jeszcze wcześnie, zdążymy – Rzekł, wtulając głowę w miękką poduszkę. Wspominał ostatni,

miły sen.

– Jesteśmy spóźnieni na próbę już półtorej godziny! – Rozległ się krzyk, który rozbudził

czarnowłosego. Wokalista usiadł na łóżku i omiótł wzrokiem cały pokój w poszukiwaniu zegara. Ku jego

zaskoczeniu Tommy miał rację. Bał się sięgnąć po telefon komórkowy; liczba nieodebranych połączeń

z pewnością przekroczyła liczbę dwudziestu.

– Będziemy mogli jutro porozmawiać na temat tej… ostrzejszej wymiany słów? – Spytał

Tommy, usiłując uniknąć słowa kłótnia. Wrzucił czarną bluzę do wypchanej po brzegi walizki i poklepał

kołdrę w poszukiwaniu słuchawek.

– Oczywiście, gdy tylko będziemy mieć chwilę dla siebie. Kochanie, jedź beze mnie, muszę

spakować swoje rzeczy i wziąć prysznic – Rzekł Lambert, niechętnie zwlekając się z łóżka. Nim zdążył

się zorientować, otrzymał słodkiego buziaka w policzek. Tuż po chwili drzwi trzasnęły, a po blondynie

nie zostało ani śladu. Adam odwrócił głowę i uśmiechnął się pod nosem

– Za tobą nie da się nadążyć.

***

Tommy przemierzał długi korytarz. Ziewnął ospale i zwolnił; zauważył kanapę, na której siedział obcy

mu mężczyzna. Miał ciemne włosy, przeglądał magazyn muzyczny. Ratliff zupełnie ignorując

nieznajomego usiadł tuż obok i podsunął do ust kubek świeżej kawy. Gorzki, intensywny zapach powoli

rozbudzał jego zmysły. Gdy opuścił powieki, przed jego oczami ukazywały się sceny zeszłej nocy.

Kuchenny blat zamieniający się w podłogę, ta – w prysznic, kabina w łóżko. Ach, Adam…pomyślał,

uśmiechając się do siebie. Ziewnął, tym razem głośniej.

– Ciężka noc, co? – Spytała Brooke, zmierzając w kierunku blondyna – Pukałam do waszego

pokoju od bladego świtu. To przez ciebie Adam jest tak nieodpowiedzialny. Wstyd mi za was!

Ratliff zaśmiał się pod nosem

Page 297: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

297

– Dziewczyno, spasuj. Idź potańczyć… ała! – Złapał się za ramię – Za co?!

– Idź pograć. Ostatni koncert, weź się w garść – Rzuciła od niechcenia i pobiegła w stronę

Taylora stojącego przy swojej garderobie. Zamienili kilka słów i zniknęli w cieniu sceny.

Ratliff ponownie zamknął oczy; tym razem cudowną ciszę przerwał męski, obcy mu głos. Łagodny,

mający w sobie nutę optymizmu.

– Ona tak zawsze?

Tommy spojrzał w stronę nieznajomego mężczyzny, który uśmiechał się serdecznie. Basista kiwnął

głową

– Nasza mama – Odparł, opierając się wygodnie – Mimo to ją uwielbiam.

– Ciepło o tobie mówi. Jesteście razem?

Blondyn roześmiał się

– Hej, bez przesady, z nią? Święty by nie wytrzymał.

Brunet kiwnął z uśmiechem głową

– Z resztą chyba w zespole panuje zasada, że związki nie wchodzą w grę?

Ratliff uśmiechnął się szeroko i przewrócił oczami

– Ten, który wprowadził tę zasadę, złamał ją jako pierwszy.

– Adam? – Mężczyzna wyprostował się i założył ręce na oparcie.

Basista powstrzymywał się przed uśmiechem

– Masz okazję go zapytać – Rzekł, gdy Lambert kroczył środkiem korytarza. Rozpiął czarny

płaszcz i poprawił włosy stając przed lustrem zawieszonym nad jednym ze stolików.

– Grać, już – Wskazał palcem na drzwi wiodące w kierunku sceny. Chłopak bez wahania ruszył

przed siebie. Mimo niewyspania miał niesamowitą ochotę zagrać dzisiejszy koncert. Wszystkimi swoimi

zmysłami czuł, że ten wieczór będzie niezapomniany.

***

Emocje rosły. Nikt nie miał dla siebie ani minuty wolnego czasu, gdy menadżerowie zapowiedzieli

otwarcie hali. Zespół zebrał się w ciasnej garderobie Terrance’a, który nie kryjąc swojego

niezadowolenia postanowił zająć całą kanapę, zmuszając pozostałych członków zespołu do

podpierania ścian.

Page 298: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

298

– Cisza! – Zawołał Monte wychodząc na środek. Trzymał dłoń na ramieniu Longineu, który

stanął tuż obok – Nasz przyjaciel chce się pożegnać.

Perkusista uśmiechnął się smutno i pokiwał głową. Zmierzył wzrokiem każdego po kolei.

– Współpraca z zespołem Adama to jeden z najlepszych okresów mojej kariery. Jesteście

naprawdę świetnymi ludźmi, ale postanowiłem nieco zmienić kierunek. Adam – Zwrócił się do

czarnowłosego, wysokiego wokalisty – Dzięki tobie świetnie się bawiłem. Dzisiaj po raz ostatni gramy

w tym składzie – Rzekł, po czym nastąpiła chwilowa cisza – To nie wszystko – Dodał, prowadząc na

środek pomieszczenia nieco speszonego, niższego od siebie bruneta – To jest Isaac. Isaac Carpenter.

Wraz z menadżerem postanowiliśmy dać mu szansę rozwoju w waszym składzie.

– Isaac! – Uśmiechnął się szeroko Tommy, zdając sobie sprawę, że niedawno rozmawiał z tym

muzykiem – Cholera, nie wiedziałem, że to ty!

Brunet zaśmiał się i serdecznie przywitał basistę

– W ogóle się mnie spodziewałeś?

– Ktoś wspominał, że Isaac będzie nowym perkusistą. Głupio wyszło, nawet się nie

przedstawiłem. Świetnie, że obejrzysz nasze show – Rzekł z zadowoleniem. Niemal od razu uznał, że z

nowym członkiem zespołu znajdzie wspólny język.

***

Dźwięki elektrycznej gitary wypełniły całą halę. Paradiso, holenderska hala koncertowa zebrała w sobie

tysiące fanów. Wielu z nich zjawiło się tego wieczoru w Amsterdamie, by wspólnie pożegnać Adama

przed dłuższą przerwą. Koncert oczekiwany jak żaden inny – już na samym początku został przesunięty

na koniec, by zamknąć całą trasę Glam Nation Tour.

Adam pewnym krokiem wszedł na scenę, gdy rozbrzmiały pierwsze nuty Purple Haze. Czuł się

swobodnie mimo świadomości, że skupia na sobie wzrok tak licznej grupy fanów. Odrzucił głowę do

tyłu i wystukiwał rytm, który siedział mu w głowie od samego rana. Tommy ukradkiem przyglądał się

swojemu partnerowi. Nie narzekał, że stoi nieco w cieniu i nie skupia na sobie uwagi; z tego miejsca

mógł obserwować wszelkie ruchy, jakie wykonuje Lambert. Basista uśmiechnął się, wpatrując w ciało

Adama. Nie znał mężczyzny, który potrafił równie uwodzicielsko ruszać się na scenie. Spocona skóra

wokalisty delikatnie błyszczała w czerwonych i żółtych reflektorach, a tajemniczy uśmiech nie spływał

z rozmarzonej twarzy.

Actin' funny but I don't know why

Page 299: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

299

'Scuse me… while I kiss this guy

Zupełnie nieoczekiwanie odwrócił się w stronę blondyna, posyłając mu jednoznaczny uśmiech. Ratliff

wykonał krok w stronę bruneta, który wpił się zachłannie w jego usta, oddając gwałtowny pocałunek.

Krzyki tłumu przybrały na sile; Tommy roześmiał się i pokiwał głową, nie przestając grać. Lubił

poddawać się tym drobnym momentom, w których mógł pozwolić sobie na publiczne zagrania z

Lambertem. Oficjalnie – wynikało to z charakteru Adama, który lubił odgrywać wielkie show. Tak

naprawdę wszyscy członkowie grupy wiedzieli, że brunet nie może powstrzymać się przed całowaniem

swojego faceta, nawet gdy ten znajduje się na scenie. Nieraz także niepostrzeżenie znikali wspólnie w

czasie przerwy, wracając jeszcze bardziej zmęczonymi niż tuż po wejściu za kulisy.

Adam niemal wił się na scenie, wodził dłonią w okolicach swojego krocza, prowokował; jeśli chodzi o

jawne uwodzenie, nie miał sobie równych. Jednocześnie świadomość, że jego chłopak obserwuje każde

zajście dodawała mu więcej odwagi. Niejednokrotnie przy zupełnie „przypadkowym” ocieraniu się o

niego podczas występów zauważał, że Ratliff wolałby pobyć z nim chwilę sam na sam.

Utwór zdawał się nie mieć końca; gdy na scenie pojawił się pierwszy skręt, pewne już było, że nie

wszystko pójdzie zgodnie z planem. Tommy wykorzystując chwilę przerwy zamienił swój instrument

na inny bas. Zignorował moment, w którym wokalista wsunął do ust mikrofon. Nagłówki wielokrotnie

nazywały go skandalistą. To określenie idealnie pasowało do jego osoby.

Whole Lotta Love. W trakcie utworu Adam zbliżył się do podestu, by zaczerpnąć łyk wody. W jego

głowie panował przyjemny chaos. Powolnym, kocim ruchem wszedł na kolejne stopnie, by znaleźć się

na metr ponad sceną. Powoli uklęknął, rejestrując wrzawę i krzyki. Podparł się dłonią o podłogę, by

swobodnie usiąść i zaśpiewać przejście, którego zwykle unikał. Dopiero po chwili zorientował się, że

tuż obok znajduje się basista. Tommy denerwował się, wyczuwając za plecami obecność Adama. Choć

nie widział go, potrafił wyobrazić sobie wszelkie ruchy i gesty, obserwując jedynie reakcje fanów. Starał

się ignorować Lamberta aż do chwili, gdy ten nie wychylił się tuż przed jego oblicze. Wokalista całą

swoją uwagę skupił na uroczym blondynie, który wodził palcami po strunach jak zaczarowany.

Odruchowo zbliżył się w stronę bruneta, nie odciągając wzroku od gryfu.

Uhmmyeeh…Ayeh... Jedno spojrzenie było na tyle wymowne, że słowa przestały mieć jakiekolwiek

znaczenie. Adam odsunął od twarzy mikrofon i powoli zbliżał swą twarz do basisty. Dzielący ich dystans

zaczął się stopniowo zmniejszać, aż do chwili, gdy ciepłe wargi zetknęły się ze sobą. Choć zawsze jeden

albo drugi gwałtownie urywał pocałunek, będący jedynie publiczną rozrywką, tym razem żaden nie

odpuszczał. Tommy nie był w stanie kontrolować swojej gry. Odsunął dłoń od strun, a gdy ciepły język

płynnie wsunął się w jego usta, opuścił powieki. Silne, niesamowicie ekscytujące podniecenie

Page 300: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

300

zawładnęło jego ciałem. Poddając się ruchom Adama odchylił swoje ciało, ulegał. Lambert zignorował

fakt, że pozwala sobie na zbyt wiele. Krzyki rozgorączkowanego tłumu były przerywane pojedynczymi

dźwiękami gitary elektrycznej. Wokalista zatopił się w wargach chłopaka głęboko i namiętnie, zupełnie

jak ostatniej nocy. Całowali się nieprzerwanie, czując jak bardzo pragną siebie wzajemnie. Dłoń Adama

w której trzymał mikrofon zaczęła przesuwać się wzdłuż strun, halę wypełnił niski ton basowego slide’u.

Uderzenie perkusji, przerwany pocałunek; Adam zeskoczył z podestu prosto na kolana. Zaczął wić się

na deskach sceny, klęczeć, wprawiając fanów w ekstazę a menadżera – w osłupienie. Z pewnością ten

koncert przejdzie do historii.

***

Brooke przebierała się w swojej garderobie. Zerknęła w stronę lustra, by upewnić się, że jej włosy

zostały doprowadzone do ładu. Rozległo się pukanie, drzwi uchyliły się powoli. Uśmiechnęła się, gdy

ujrzała w nich Adama.

– To co, jedziesz ze mną? – Spytał z uśmiechem, opierając się o ladę.

Tancerka podskoczyła i zaśmiała się

– Czyli decyzja podjęta?

Adam nieśmiało kiwnął głową.

– Jasne, że tak! To jaki mamy plan działania?

Lambert zamyślił się na chwilę i spoczął na krześle

– Wyślę Isaaca z zespołem na wieczór zapoznawczy. Powiem, że muszę z tobą jechać do

szpitala, bo masz kontuzję po koncercie. Jestem umówiony z facetem, przyjechał specjalnie dla mnie.

– Szykujesz coś specjalnego? – Usiadła Adamowi na kolanie. Objął ją w pasie

– Topaz ślicznie się prezentuje, ale wolałbym coś znacznie bardziej szlachetnego. Morganit jest

za to chyba zbyt delikatny. Porozmawiamy na miejscu z mistrzem fachu, teraz muszę przegonić tego

dzieciaka do klubu.

Brooke roześmiała się

– Niech korzysta z życia, póki jeszcze może!

Adam odpowiedział uśmiechem i opuścił garderobę. Zmierzał w kierunku kanapy, na której zgromadzili

się wszyscy członkowie zespołu. Oczywiście tematem numer jeden był gorący pocałunek, który nie

uszedł uwadze nawet ochroniarzom. Lambert klasnął w dłonie, chciał załatwić sprawę szybko i sprytnie

Page 301: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

301

– Jedziemy do Display, pan Carpenter też się nie wywinie – Uśmiechnął się zalotnie do nowego

perkusisty – Ja i Brooke mamy coś do załatwienia, dołączony niebawem.

Tommy momentalnie wstał z oparcia i podszedł do Lamberta, wtulając się w jego tors. Wokalista

uśmiechnął się ciepło, obejmując chłopaka. Zignorował mężczyznę, któremu udało się zrobić zdjęcie.

– Ciebie nie bierzemy.

Ratliff uniósł głowę, wpatrując się w niebieskie tęczówki

– No chyba żartujesz…

Czarnowłosy ucałował chłopaka w czoło

– Wrócę najszybciej jak będzie to możliwe. Do zobaczenia, Raffi – pogłaskał jego policzek i

ruszył w stronę drzwi. Odwrócił się, czując na plecach wzrok basisty. Brązowe oczy mimo wszystko

śmiały się; pomachał na „do widzenia” i wrócił do rozmowy na temat pijanego fana, który po ostatnim

koncercie usiłował zaprosić Adama na chrzest swojego dziecka. Tommy po dłuższej chwili zerknął na

Isaaca, który posłał mu szczery uśmiech

– Żebyś widział miny dziewczyn w pierwszym rzędzie…

Blondyn roześmiał się

– Wiem, co lubią nasze fanki. Chodźcie, taksówka już czeka.

55. Zaczekaj na mnie

Choć muzyka tego wieczoru była świetna, a didżej wykonywał swoją robotę najlepiej jak potrafił,

Tommy nie bawił się najlepiej. Siedział na krawędzi skórzanej kanapy, przysłuchując się rozmowie

pozostałych członków zespołu. Wpatrywał się w bezbarwny trunek wypełniający szklankę i podparł się

łokciami o kolana, zerkając na zegarek. Po chwili Sasha wstała i zaczęła wyciągać przyjaciół na parkiet;

choć ci byli oporni, zdecydowali się zatańczyć do kilku piosenek. Basista został sam i zacisnął powieki,

czując w głowie niesamowity szum. Pragnął zanurzyć się w ciepłej, świeżej pościeli i wtulić zmęczone

ciało w tors Adama. Po chwili obca dłoń spoczęła na jego szczupłym ramieniu.

– Lecimy do hotelu?

Page 302: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

302

Gdy uniósł głowę zobaczył Isaaca, podpierającego się o ścianę. Tommy kiwnął głową i nie bacząc na

zostawione przez przyjaciół torby, ruszył w stronę drzwi wyjściowych. Pchnął je resztkami sił i

przekroczył próg. Niesamowita cisza była ukojeniem dla jego przytępionych zmysłów, a chłodne

powietrze nieco roztrzeźwiło pijany umysł. Słysząc za sobą kroki perkusisty, wsiadł do taksówki.

– Kinkerbuurt – Rzekł, opuszczając powieki.

***

Isaac przepchnął się i wszedł do pokoju, jako pierwszy. Po omacku dotarł do włącznika światła,

namierzył łóżko i ruszył w jego stronę. Bezwładnie opadł na kremową pościel, wzdychając przy tym

głęboko.

– Nie zaśnij, Adam wróci i nie będzie miał się gdzie położyć… – Powiedział Tommy, odgarniając

do tyłu grzywkę. Czuł w nogach potworny ból, będący wyrazem zmęczenia. Usiadł na łóżku i pochylił

się do przodu, by rozwiązać buty. Zakołysał się niebezpiecznie.

Isaac ułożył się na boku i przyciągnął do siebie poduszkę, wtulając w nią głowę

– Ty śpisz z Adamem?

Ratliff odwrócił głowę i zamrugał dwukrotnie. Uniósł brwi

– Co w tym dziwnego?

Carpenter wzruszył ramionami i otworzył oczy

– Ja nie kładę się do łóżka z moimi kolegami.

– Ale to nie jest mój kolega – Wybełkotał Tommy, kładąc się obok perkusisty – To mój facet.

Brunet podparł się na łokciach

– Nie ma mowy, przecież ty jesteś hetero.

– Na początku zgrywałem hetero, a całowaliśmy się dla zabawy – Uśmiechnął się Tommy, tępo

patrząc w sufit – Później wszystko się zmieniło. Cholera, uwielbiam go. Jest niesamowity.

Isaac pokręcił głową

– Najpierw kobiety, a potem nagle facet?

Ratliff roześmiał się i przyłożył dłoń do czoła

– Żebyś wiedział, że tak było. Bałem się związków, miałem uprzedzenie do kobiet, Adam stał

się moim przyjacielem, później górę wzięły emocje. Walczyłem ze sobą, ale okazało się, że

Page 303: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

303

niepotrzebnie. Sam powiedz, nigdy nie myślałeś o mężczyźnie? – Spytał basista, zwracając wzrok w

kierunku perkusisty.

Isaac speszył się nieco

– Chyba nie.

Tommy uśmiechnął się pod nosem

– Muszę pilnować Adama. Jesteś w jego typie.

Isaac uniósł brwi i zaniemówił na moment. Ratliff zaśmiał się i opadł na poduszkę.

– Żartowałem.

Wpatrywał się w białą jak kartka papieru ścianę. Zerknął na swojego towarzysza

– Weź się wynieś do drugiego pokoju, chyba nie będziesz spał w jednym łóżku z potencjalnym

sprawcą napadu na twój tyłek.

Perkusista odwrócił się plecami do blondyna i ziewnął głośno

– Zgaś światło, jestem zmęczony – Po chwili zdecydował się odwrócić twarzą w stronę

blondyna, na co ten zareagował głośnym śmiechem.

– Tak Isaac, prawidłowo, widzę ten strach w oczach, zbliża się godzina zero.

Carpenter teatralnie pokręcił głową i westchnął pod nosem. Nie mogąc znieść nic nieznaczącej

paplaniny, zasłonił wrażliwe uszy poduszką.

***

– Witam – Rzekł podstarzały mężczyzna, wyłaniając się zza lady – Pan Lambert, mam rozumieć?

– Spytał, zakładając na nos duże okulary.

Adam uśmiechnął się i kiwnął głową

– Zgadza się.

– Świetnie, otworzyłem dziś zakład, by być do pańskiej dyspozycji. Czego szukamy? –

Mężczyzna zaczął się rozglądać po ladach pełnych imponującej biżuterii.

Brunet uśmiechnął się dumnie

– Pierścionka zaręczynowego.

Page 304: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

304

– Dla tej uroczej damy? – Spytał z uśmiechem mężczyzna, chyląc się przed Brooke, na

policzkach której pojawiły się rumieńce.

Adam delikatnie objął dziewczynę

– Niestety nie – Ucałował ją w policzek – Dla mojego chłopaka.

Mężczyzna kiwnął głową i stanął przed jedną z gablot. Przypatrywał się biżuterii i milczał zamyślony.

Przeczesał palcami swoje siwe włosy i zastukał w grube szkło.

– Ceni luksus?

– Jest raczej skromny – Odparł Adam, podchodząc do mężczyzny, gdy ten oddalił się od

rubinów.

– Otwarty, rozrywkowy?

Lambert pokiwał głową

– Zupełnie przeciwnie.

Starzec minął dwa filary i stanął przed oszkloną ścianą wielokolorowych kamieni

– W takim razie łagodny i ciepły? Znalezienie właściwego pierścionka zaręczynowego to

poważna sprawa. Gdy jest dopasowany indywidualnie, ma znacznie większą wartość.

Lambert zacisnął na moment wargi i zamyślił się

– Łagodny…? Raczej impulsywny.

Mężczyzna oparł się dłonią o ladę, na jego twarzy pojawił się wyraz poirytowania

– Panie, z kim pan się związał?

Adam roześmiał się

– Może pomogę? Silny, porywczy, sentymentalny. Ciężki, zadziorny charakter. Za to szlachetny,

wierny.

– Kłótliwy, ale ma dobre serce – Dodała Brooke, zbliżając się do przyjaciela.

Mężczyzna usiadł na krześle i wziął głęboki oddech. Wpatrywał się w drzwi, co zaniepokoiło Adama.

Lambert zerknął porozumiewawczo na tancerkę i nieznacznie wzruszył ramionami.

Zmęczony głos przerwał panującą ciszę

– Czerwony spinel. Królewski, niezwykle rzadki. Niepopularny, za to mający wielką wartość.

Page 305: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

305

– Wolałbym ciekawszą kombinację – Rzekł Adam, zbliżając się do lady. Zatrzymał wzrok przy

najmniejszej z gablot – Czarna perła.

Mężczyzna roześmiał się serdecznie

– Proszę się nie gniewać, ale to już duży wydatek.

– Cena nie gra roli – Rzekł Lambert, czując narastające podniecenie na myśl, że niebawem

przedmiot jego wyboru znajdzie się na jednym z palców Ratliffa – Spinel, perła i brylant.

– Adam! – Syknęła Brooke i założyła ręce na piersi. Czarnowłosy uśmiechnął się do niej i

wzruszył ramionami – Srebrna szyna i trzy kamienie. To będzie świetna kombinacja.

Jubiler z aprobatą pokręcił głową

– Tajemniczość, namiętność i szlachetność. To pan wybrał.

– Idealnie – Czarnowłosy kiwnął głową – Tak właśnie miało być. Kiedy go dostanę?

Staruszek sięgnął po stary notes i otworzył na jednej z ostatnich stron. Mruknął coś pod nosem i

zastukał palcem w kartkę.

– Do dwóch tygodni. Zadbam o priorytet.

***

Brooke szła środkiem korytarza, raz po raz zerkając w stronę wokalisty.

– Wiesz już, kiedy to nastąpi? – Spytała z zaciekawieniem.

Adam uśmiechnął się ciepło

– Wybiorę właściwy moment. Nie martw się, będziesz przy tym obecna. Kochanie, pójdę już do

pokoju, jestem wykończony – Zatrzymał się przed drzwiami i zerknął na zegarek. Wskazówki złotej

tarczy pokrywały się z cyfrą numer trzy.

– To będzie piękny pierścionek. Raffi wpadnie w zachwyt – Rzekła, przytulając się do

czarnowłosego – Dobranoc, do zobaczenia jutro – Dodała i z uśmiechem ruszyła w głąb korytarza.

Adam wziął głęboki oddech i nacisnął klamkę, która ugięła się bez oporu. Wszedł do pomieszczenia.

Znieruchomiał, gdy ujrzał swojego chłopaka oraz nowego perkusistę w jednym łóżku. Choć dzielił ich

dystans i obaj byli ubrani, pierwsze wrażenie było zaskakujące. Lambert rzucił torbę na podłogę, zdjął

po drodze buty i usiadł na krawędzi łóżka, biorąc głęboki oddech. Przed oczami nadal błyszczały mu

szlachetne kamienie, jeden piękniejszy od drugiego. Wiedział, że przed nim najtrudniejsze –

zaaranżowanie oświadczyn. Skromne i przypadkowe? Czy może zapadające w pamięci i całkowicie

Page 306: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

306

zaskakujące? Odwrócił się, by spojrzeć na Isaaca; ten spał odwrócony plecami. Po chwili poczuł

delikatny dotyk na swej dłoni; Tommy uniósł powieki.

– Dopiero wróciłeś? – Spytał niemal szeptem, ziewnął przy tym cicho.

Brunet z uśmiechem odgarnął grzywkę z twarzy chłopaka i przypatrywał się mu

– Tak. Wszystko w porządku. Mam spać z wami? – Choć nie była to przyjemna wizja, stał się na

tyle śpiący, że z chęcią padłby nawet na dywan.

– Jasne, kładź się – Rzekł blondyn, robiąc trochę miejsca z brzegu łóżka. Gdy jego skóra zetknęła

się z nagimi plecami Isaaca, poczuł elektryzujący dreszcz. Gdy Adam zgasił światło i dotarł do łóżka,

basista przytulił się do jego ciała i zmrużył oczy. Kąciki jego ust wygięły się w delikatnym uśmiechu;

właśnie tego rodzaju bliskości potrzebował. Kolejne minuty upływały spokojnie i powoli, okrywając ich

pokój aurą senności.

Adam ziewnął ospale i wtulił się w poduszkę. Był zmęczony tak długim dniem. Jego telefon zawibrował

dwukrotnie. Sms. Zastanawiał się, czy rozbudzić się, by przeczytać i tak mało znaczącą wiadomość.

Ciekawość była silniejsza. Sięgnął po telefon i przeczytał krótki tekst.

Kris Allen: Adam! Brak mi słów! Co to miało być?

Lambert uśmiechnął się do siebie. Wiedział co jego przyjaciel ma na myśli. Odpisał po chwili.

Adam Lambert: Trawka, emocje i mój gorący facet. Nie mogłem się powstrzymać.

Opuścił powieki, wzbraniając się przed przywoływaniem wspomnień minionej nocy. Po chwili otworzył

oczy; Tommy oddychał spokojnie. Wyglądało na to, że spał. Odpowiedź przyszła szybciej niż mógł się

tego spodziewać.

Kris Allen: Patrzę na was trzeci raz. Allison niemal wpadła w rozpacz, że nie mogła się zjawić w

Amsterdamie i zobaczyć tego na żywo.

Adam uśmiechnął się szeroko. Lubił niewinny flirt.

Adam Lambert: A ty? Chciałbyś to zobaczyć na żywo?

Zaśmiał się cicho. Wyobraził sobie minę Krisa, który w takich chwilach zwykle wpadał w zakłopotanie.

Brunet westchnął, mając przed oczami sceny z ostatniego koncertu. Każdy moment ściśle dotyczył jego

blondwłosego chłopaka. Przygryzł wargę, czując jak podniecenie powoli rozpływa się po jego

zmęczonym ciele. Telefon zawibrował.

Kris Allen: Chciałbym w tym uczestniczyć.

Page 307: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

307

Adam otworzył szeroko oczy i wpatrywał się w kilka słów, których absolutnie nie śmiał przewidywać.

Odpowiedź na zaczepkę czy szczere wyznanie?

Adam Lambert: Jesteś pijany…

Brunet przetarł dłonią zmęczone oczy i ziewnął, ponownie wtulając się w poduszkę. Jego próba

zaśnięcia ponownie została przerwana. Choć bardzo nie chciał widzieć przed oczami Krisa, jego obraz

pojawiał się nieprzerwanie. Uśmiechnięta twarz, idealne rysy, świetna sylwetka… Przypomniał sobie

fantazję, którą miał w głowie w dniu ostatniego spotkania z finalistą Idola. On, Kris i Tommy.

Perwersyjna, gorąca kombinacja. Podniecające, długie pocałunki, impulsywny dotyk w trójkącie

przystojnych facetów.

– Ta noc nie ma końca… – Rzekł zaspanym głosem blondyn – Isaac się rozpycha…

– Zrzuć go… – Mruknął Adam, wyczekując odpowiedzi. Poczuł dreszcz niepewności, gdy telefon

zawibrował po raz kolejny.

Kris Allen: Tylko trochę ;) Ale na poważnie, czasami mam ochotę spędzić trochę czasu sam na sam z

mężczyzną. Strasznie mnie to kusi…

Adam westchnął cicho i odłożył telefon. Poczuł dłoń blondyna w okolicy swojego brzucha. Czuł, że to

niebezpieczne. Delikatne palce powoli przesuwały się w dół, aż natrafiły na linię bielizny.

– Przyznaj się o czym piszesz, bo widzę, że bardzo się podoba – Rzekł bezpretensjonalnie Ratliff.

Lambert nie miał ochoty owijać w bawełnę – Krisa ciągnie do facetów.

Tommy otworzył oczy

– I to tak cię podnieca?

– Nie – Odparł wokalista – Podnieca mnie wizja, w której widzę siebie, jego i ciebie – Tak bardzo

chciał odpędzić od siebie wizję nagich ciał, wijących się spazmatycznie we wszechogarniającej ekstazie.

Każda próba zmiany toru myślenia stawała się nieudolna; przeklął w myślach, że nie potrafi się

opanować.

Zapadła długa cisza, którą przerwał głuchy jęk.

– Zaskoczyłeś mnie… – Rzekł Ratliff, sprawiając wrażenie całkowicie rozbudzonego – Nigdy nie

wspominałeś o trójkącie.

– Bo nie potrzebuję nikogo innego – Odparł – Ale niedoświadczony, pociągający hetero,

ciekawy świata, do którego wstęp mają tylko faceci obcujący ze sobą… Wybacz, nie powinienem. To

tylko fantazja.

Page 308: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

308

Odpowiedzią Tommy’ego był gest. Zwinna dłoń wślizgnęła się pod materiał bielizny; ciszę panującą w

pokoju przerwało głośne syknięcie przypominające zachłyśnięcie się powietrzem.

– Kochanie, Isaac jest obok… – Szepnął, spoglądając na perkusistę.

– Przecież lubisz ryzyko… – Na twarzy basisty zagościł nieprzyzwoity uśmiech. Ten, który

oznacza, że przygoda dopiero się zaczyna. Zbliżył się do twarzy Adama; czarnowłosy poczuł palący

oddech w okolicach swojej szyi. Zmrużył oczy, gdy do jego uszu zaczęły dobiegać ciche szepty,

szczegółowo i pikantnie opisujące zdarzenie, które właśnie miał w głowie. Zatrzymał powietrze w

płucach i uchylił powieki, by zerknąć w stronę Tommy’ego. Tak bardzo lubił zatracać się w odmętach

swoich pragnień.

***

Nim wybiło południe, przyjaciele byli już po obiedzie. Większość zespołu wyruszyła na przedmieścia

Amsterdamu, by skorzystać z ostatnich dni spędzanych w Europie. Niektórzy jednak musieli wyjaśnić

kilka spraw, co zmusiło ich do pozostania w hotelu.

Tommy usiadł tuż obok Adama i westchnął cicho. Wiedział, że to nie będzie przyjemna rozmowa. Uniósł

wzrok, by spojrzeć w niebieskie tęczówki.

– Miałeś rację, zachowałem się trochę bezmyślnie. Możemy zacząć od Tiffany? –

Zaproponował, wspominając imię dziewczynki. Adam zgodnie kiwnął głową.

Blondyn zacisnął wargi i rozejrzał się po pomieszczeniu

– Jest duża szansa na to, że jestem ojcem. Wiem, że zrobienie testów będzie nieuniknione, ale

wstrzymam się z tą decyzją. Na razie nie chcę znać prawdy. Jednak jest coś, na czym bardzo mi zależy.

Adam uniósł brwi – No słucham.

– Chciałbym wystąpić o czasową opiekę.

Lambert westchnął głośno

– To do niczego nie prowadzi. Dasz jej szansę, a później wszystko odbierzesz. Wierz mi, lepiej

żebyś w ogóle nie pojawił się w życiu tego dziecka niż miał dać namiastkę szczęścia, a potem zniknąć.

– Nie, to nie tak – Odparł blondyn – Będę quazi–opiekunem. Zabierzemy ją czasami na koncert,

pójdziemy na spacer, do kina…

– Tommy – Adam zacisnął dłonie w pięści – Nie.

– Ale czemu jesteś taki oporny?

Page 309: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

309

– W życiu trzeba być konsekwentnym. Kochanie – Rzekł, biorąc chłopaka za rękę – Nie dorosłeś

do tego, wierz mi. To nie jest ten czas. Masz wystarczająco wiele problemów.

Ratliff westchnął cicho

– Dobrze. Odłożę tę decyzję. Chciałbym wierzyć w to, że masz rację.

– Mam – Rzekł zdecydowanym tonem Adam – Zaufaj mi. Odłóżmy na razie ten temat –

Przedłużysz kontrakt z moim zespołem?

– Nie – Odparł Tommy.

Czarnowłosy wstał z kanapy i zrobił kółko po pokoju. Jego zdenerwowanie stopniowo sięgało zenitu

– Świetnie.

– Ja się po prostu źle czuję w centrum uwagi – Westchnął blondyn – Chciałbym grać krzykliwą,

gitarową muzykę w małych, zatęchłych klubach. Nie odchodzę dlatego, że Monte trzyma pozycję, na

którą liczyłem. Po prostu chcę spróbować czegoś nowego.

– To może mnie wymień na inny model, co? – Adam rozłożył ręce – Jak na tak nieśmiałego i

zamkniętego faceta dość szybko nawiązałeś z nim kontakt.

– Masz na myśli Isaaca? – Spytał niepewnie Ratliff, po czym zaśmiał się nerwowo – Ty żartujesz,

prawda?

– Już nie wiem czym jeszcze możesz mnie zaskoczyć – Rzekł cicho Adam, udając się do kuchni.

Basista założył ręce na biodra i wpatrywał się tępo w ścianę. Odwrócił się, by spojrzeć na

czarnowłosego. Wyciągnął z kieszeni telefon, wybrał numer i przyłożył urządzenie do ucha.

– Isaac? Pokój czterdzieści pięć, przyjdź tu.

Adam odwrócił głowę i oparł ręce o ladę. Wpatrywał się w blondyna z zaciekawieniem.

– Tak bardzo lubisz kusić los? – Rzucił pretensjonalnie – Nie ufasz mi? Może utwierdzę cię w

przekonaniu, że faktycznie na to zaufanie nie zasługuję?

Adam przewrócił oczami i westchnął

– Tommy, cholera jasna, opanuj się…

Klamka drgnęła, a drzwi uchyliły się nieśmiało. Carpenter przekroczył próg pokoju i uśmiechnął się do

Adama, który kiwnął do niego głową na znak przywitania. Lambert zerknął na Tommy’ego; na jego

twarzy malował się zawistny uśmiech. Blondyn pewnym krokiem podszedł do perkusisty, złapał go

odważnie w pasie i wpił się w jego usta, całkowicie pozbawiając bruneta tchu. Momentalnie się od

Page 310: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

310

niego odsunął, obrzucił Adama prześmiewczym spojrzeniem i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami.

Wokalista przeklął pod nosem. Poczuł jak wzbiera się w nim bezgraniczna wściekłość.

– Kurwa mać! – Krzyknął, opuszczając pokój. Dogonił Ratliffa i w przypływie agresji przybił go

do jednej ze ścian. Tracił nad sobą panowanie.

– No dalej, uderz mnie! – Wrzasnął blondyn, całkowicie poddając się silnym gestom Adama –

Udowodniłem ci, że ciągle szukam nowych przygód, jeszcze ci mało?!

Lambert wpatrywał się w brązowe oczy pełne strachu i niepewności. Czuł pod palcami drżenie

szczupłego ciała, histerię. Wiedział, że on ma kontrolę w tym zajściu.

– Musisz panować nad emocjami.

– Kiedy ty mnie ciągle wyprowadzasz z równowagi! – Rzucił Tommy, próbując wyszarpać się z

silnego uścisku. Czuł ból w okolicach ramion, którego nie dał po sobie poznać – Nie da się z tobą

rozmawiać o poważnych sprawach! Ciągle to ty masz, kurwa, rację! – Wrzasnął, gdy jedna ze

sprzątaczek wyjrzała zza rogu.

– Mam dosyć twoich durnych wybryków, więc albo…

Przerwał, gdy Tommy próbował się szarpnąć.

– Słuchaj mnie, gdy do ciebie mówię.

– Odpieprz się i mnie puść.

– ZACZNIJ ZACHOWYWAĆ SIĘ DOJRZALE, GÓWNIARZU, BO TRACĘ CIERPLIWOŚĆ – Wrzasnął

wściekle Adam. Wiedział, że może sobie na to pozwolić. Że słowami nie zrani Ratliffa, a jedynie

przywróci go do porządku. Spodziewał się, że zostanie odepchnięty i zignorowany, a stało się zupełnie

inaczej. Basista wbił wzrok w podłogę i przestał się szamotać. Uścisk zelżał. Nie stać go było na

jakiekolwiek słowa. Stał przed Adamem, sprawiając wrażenie zbitego szczeniaka. Choć Lambert pragnął

go teraz przytulić, postanowił nie odpuszczać tak łatwo. Cofnął się i ruszył w przeciwnym kierunku. Nie

mógł jednak iść dalej. Ciche „Adam, zaczekaj” sprawiło, że momentalnie się zatrzymał.

Page 311: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

311

56. Ostatnia noc

Adam wezwany przez menadżera, udał się w kierunku jednego z pokojów. Tommy natomiast stał na

środku korytarza i w milczeniu wpatrywał się w dal. Westchnął i uderzył się w czoło.

Isaac.

Odwrócił się na pięcie i pchnął drzwi swojego pokoju, gdzie ujrzał bruneta, siedzącego na krawędzi

łóżka. Ten trzymał w dłoniach telefon i najwyraźniej pisał wiadomość. Uniósł wzrok i wyprostował się,

gdy ujrzał basistę.

Ratliff poczuł się jak ostatni idiota. Nie wiedział co powiedzieć.

– Przepraszam cię, Isaac, jestem skończonym palantem – Rzekł, a przemawiała przez niego

wyjątkowa szczerość – Nie chciałem potraktować cię w ten sposób i wiem, że to żadne wytłumaczenie,

ale Adam sugerował, że ty i ja… – Zawiesił głos, gdy ujrzał, że Carpenter wpatruje się w niego z

głupawym uśmiechem.

– Nie szkodzi – Wzruszył ramionami i zerknął na wyświetlacz swojego telefonu w chwili, gdy

urządzenie zawibrowało w jego rękach – Zaskoczyłeś mnie.

Blondyn pokręcił głową i opuścił powieki. Zrobił kółko wokół pokoju i rzucił się na skórzany fotel, stojący

pod ścianą.

– Nie wiem, co się dzieje – Rzekł z nutą rozgoryczenia – Kiedyś dogadywaliśmy się niemal

idealnie, teraz non stop są kłótnie, pretensje – Spojrzał za okno, gdzie stado wielkomiejskich ptaków

poderwało się do lotu.

– Tak jest w każdym związku – Stwierdził Isaac, poprawiając poduszkę – Ale to nie znaczy, że

się nie układa. Po prostu trzeba przez to przejść.

***

Adam przygryzł wargę, czując w skroniach narastające pulsowanie. Drzwi pokoju uchyliły się, a do

pomieszczenia wszedł Tommy. Podciągnął ciemne spodnie zsuwające się z jego wąskich bioder i

nieśmiało kroczył w stronę kanapy. Usiadł na krawędzi, podpierając łokcie o kolana, przygryzł dolną

wargę. Zerknął w stronę czarnowłosego, który zajął się czytaniem gazety.

– Nie chciałem.

– Który raz ja to słyszę?

Page 312: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

312

Poczucie winy przybrało na sile. Przysunął się bliżej, wyczuwając zapach męskich perfum. Uwielbiał to.

– Zdenerwowałeś mnie.

– Vice versa.

Westchnął i przewrócił oczami

– Adam, nie będziemy tak rozmawiać – Wyrwał gazetę z rąk czarnowłosego, cisnął nią o

podłogę i zajął miejsce na udach wokalisty, który spojrzał na niego lekceważąco. Skrzyżował ręce na

klatce piersiowej i przechylił głowę.

– Chciałem ci dogryźć – Rzekł Ratliff, przesuwając się z ud na biodra mężczyzny.

– No cóż, przynajmniej jesteś szczery – Odparł chłodno czarnowłosy, spoglądając w brązowe

tęczówki – Jestem na ciebie zły. Wściekły. Na moich oczach całowałeś się z nowym perkusistą.

Tommy zawiesił na chwilę głos

– Ale gdy mówiłeś o Krisie…

– To inna sprawa – Zauważył Adam i założył ręce za głowę.

Zapadło milczenie, które przerwał stonowany głos wokalisty.

– Wyglądałeś gorąco. Wściekły, agresywny. Do tego z facetem. Ale nie licz, że tak szybko ci to

wybaczę.

– A jednak chodzi ci to po głowie… – Tommy uśmiechnął się, widząc zakłopotanie na twarzy

Adama.

– Daj spokój, to tylko gdybanie.

Tommy położył się obok Lamberta, który patrzył w sufit. Palce czarnowłosego znalazły się na policzku

Ratliffa, który obdarzył partnera subtelnym pocałunkiem.

– To ty budzisz we mnie takie myśli… – Głośny szept opuścił wargi Adama i spowodował, że

silny dreszcz przeszył plecy blondyna.

– Od kiedy masz tę fantazję? – Spytał, wpatrując się w niebieskie oczy.

– Pamiętasz, gdy Kris przyjechał do nas ostatnim razem? Byłem tak pijany, że nad ranem nie

wiedziałem, czy to co się działo było snem czy faktem. Okazało się, że w mojej głowie pojawił się taki

obraz – Rzekł Adam, urywając temat. Miał wrażenie, że się czerwieni, co nigdy wcześniej mu się nie

zdarzało.

– Kontynuuj…

Page 313: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

313

– Wyobrażałem sobie, że się całujecie i dotykacie, to wyglądało tak cholernie seksownie i

pociągająco… Macie wiele wspólnego, jesteście w moim typie – Poprawił poduszkę pod głową – Taka

kombinacja jest zabójcza. Nie zniósłbym tego widoku na żywo.

Tommy rozchylił wargi, spomiędzy których wydobył się zduszony jęk.

– A ty?

Lambert uśmiechnął się pod nosem

– Przystojny facet, który przez całe życie umawiał się z kobietami, odkrywa, że pociągają go

faceci. Nie miałbyś ochoty wprowadzić go w ten świat?

Tommy poczuł falę gorąca, zalewającą jego ciało. Ku jego zaskoczeniu oczyma wyobraźni widział nie

Krisa, a Isaaca.

– Adam, powiedz szczerze, czy w czasie Idola wydarzyło się coś, o czym świat nie powinien

wiedzieć? – Spytał z zaciekawieniem Tommy. Zapanowało wymowne milczenie.

– Musisz mi wybaczyć , ale nie mogę.

– Adam, no! – Syknął blondyn, pochylając się nad Lambertem.

– Spokojnie, nic poważnego nie zaszło. Czasami się z nim drażniłem spodziewając się, że

odbierze to jako zaczepkę.

Tommy miał przeczucie, że coś jest na rzeczy

– No dalej…

– Po prostu… – Adam zwrócił wzrok w stronę blondyna – Raz byliśmy po kilku mocnych

drinkach, oglądaliśmy film w jego domu. Miałem u niego przenocować, co z resztą zdarzało się często.

Zacząłem mu opowiadać o przeżyciu z moim byłym facetem. Choć próbował nie dać tego po sobie

poznać, był tak podniecony, że z trudem powstrzymał się od wsunięcia ręki w swoje spodnie. Przy mnie.

–… nie byliśmy w nastroju na czułość. Chcieliśmy się pieprzyć. Bez kontroli. Pozwolił zrobić to

najostrzej jak potrafię. Słyszało go chyba pół bloku; musiałem odbiegać myślami od tego co się dzieje,

bo w innym razie doszedłbym od razu.

Kris nieznacznie przygryzł wargi i kiwnął głową. Upił łyk przezroczystego trunku. Dyskretnie sięgnął po

kołdrę, by ukryć pod nią swój silny wzwód.

– Wiecznie nienasycony i spragniony. Kochaliśmy się kilka razy dziennie; nie ma się czemu

dziwić. Byliśmy głupimi dzieciakami – Rzekł Adam, widząc, że Kris z trudem przyjmuje natłok tych

informacji.

Page 314: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

314

Oddech Allena był nieznacznie przyspieszony, skóra zaróżowiła się, a wargi stawały się suche od razu

po zwilżeniu ich językiem.

– Idźmy już spać – Zaproponował z zakłopotaniem, okrywając się kołdrą aż po szyję – Dobranoc.

– Zaspokajał się, śpiąc tuż obok mnie – Rzekł Adam.

Kris zaczerpnął powietrza, które wypełniło jego spragnione tlenu płuca. Nieznacznie prężył się pod

okryciem i wzdychał cicho, mając pewność, że jego towarzysz zasnął. Lambert wpatrywał się w ścianę.

Jego plecy niemal stykały się z ramieniem Krisa, które poruszało się w regularnym tempie. Czuł ból w

podbrzuszu; powstrzymywał się, by nie dać znaku świadczącego o tym, że jest całkowicie rozbudzony.

Ciche, niemal bezgłośne, krótkie jęki wypełniły ciasny pokój.

– Była noc, tak cicho, że słyszałem każdy dźwięk. Westchnienia, nieregularny oddech. Był

strasznie nakręcony… Słyszałem jego orgazm. Czułem to. Choć nie mogłem go zobaczyć, potrafiłem

wyobrazić sobie nawet wyraz jego twarzy. Nigdy się do tego nie przyznał, ja nie chciałem poruszać

tematu, by nie wprawić go w zakłopotanie.

Tommy nie mógł wydobyć z siebie żadnego słowa. Wpatrywał się w Lamberta z istnym

niedowierzaniem.

– To było trzy lata temu i po alkoholu, odeszło w niepamięć – Uśmiechnął się Adam – Nie

wygadaj się, bo obiecałem sobie, że nikt się nie dowie.

– Jasne… – Odparł Ratliff, uśmiechając się pod nosem. Pokręcił głową i odetchnął.

***

Aleje tego dnia świeciły pustkami. Dwie osoby szły główną z nich, towarzyszył im szelest gałęzi

ocierających się o siebie ponad ich głowami. Zapach dymu i świeżo ciętych kwiatów unosił się niczym

nostalgiczna łuna. Dwie, splecione ze sobą dłonie dawały im poczucie bezpieczeństwa. Powietrze

przesiąknięte aurą smutku podrywało do lotu samotne, suche liście, będące pozostałością ostatniej

jesieni.

Tommy uniósł wzrok, zaczął wpatrywać się w oddalony kościół cmentarny. Przeszył go dreszcz strachu.

Zacisnął mocniej palce na dłoni Adama, który oddał ten sam gest.

– Nie znoszę takich miejsc.

– Wiem.

Na końcu drogi dostrzegli starszego mężczyznę ubranego w sutannę. Wyszedł im naprzeciw.

Page 315: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

315

– Proszę za mną – Rzekł cicho i powolnym krokiem ruszył za mury kaplicy. Tommy wraz z

Adamem podążyli za nim, gdzie ujrzeli dół w ziemi, trumnę oraz dwóch grabarzy. Ubrani byli w czarne

swetry i ciemne jeansy, co dodatkowo rozzłościło blondyna, o ile takie emocje w podobnym momencie

mogły się pojawić; spodziewał się, że mężczyźni włożą tego dnia pracy odświętne garnitury. Widząc

mahoniową pokrywę trumny, zebrało mu się na mdłości; dostrzegał cały ten brak poszanowania;

pogrzeb będący jedynie formalnością, odbywający się poza dystryktem cmentarza na tyłach małego

kościoła. Żadnego nagrobku poza mierzącym metr krzyżem. Mimo to Tommy był wdzięczny Adamowi.

Lambert postarał się o wszystko, co było możliwe. Dzięki niemu ta ceremonia mogła się odbyć.

– Niech spoczywa w pokoju, amen – Rzekł ksiądz, wykonując znak krzyża ponad głową, po czym

objął pismo święte, z którego uprzednio przeczytał krótki fragment.

Pogrzeb, w którym uczestniczyły dwie osoby. Czy aż tak bardzo samotna była Paula? Tommy odwrócił

wzrok. Zastanowił się jakby wyglądało jego spotkanie z małą Tiffany. „Cześć kochana, twoja mama nie

żyje, bo przećpała, a ja nie wiem czy jestem twoim ojcem, ale moglibyśmy się poznać, co ty na to?”.

Wyobrażenie to było na tyle absurdalne, że chciał zapomnieć o samym imieniu, błąkającym się po jego

głowie. Być może Adam miał rację? Może lepiej odsunąć pomysł spotkania z córką Pauli?

Głuchy dźwięk odbitej od dna betonowego fundamentu trumny oderwał go od myśli. Wpatrywał się w

dwie łopaty przesypujące czarną ziemię z niskiego pagórka wprost do głębokiego dołu. Ostatnie

pożegnanie.

– Chodźmy stąd – Rzekł z przygnębieniem i cofnął się w stronę głównej alei. Adam nie oglądając

się za siebie ruszył za blondynem. W duchu prosił, by Tommy nie zaczął mówić. On sam nie potrafił

rozmawiać na drażliwe tematy, wywołujące emocje. Cisza w tym momencie była najbardziej

właściwym dialogiem, na jaki mogli się zdobyć.

***

Dwa dni później.

– Kochanie, w końcu wracamy do domu! – Tommy nie mógł pohamować entuzjazmu na myśl,

że za kilkanaście godzin będzie leciał ponad oceanem. Podszedł do bruneta i zawiesił ręce na jego

ramionach – Zaproszę cię na obiad do moich rodziców – Spojrzał w niebieskie tęczówki – Może

wybierzemy się na krótkie wakacje?

Adam z uśmiechem na twarzy objął szczupłe ciało basisty i przyciągnął go do siebie, obdarzając długim

pocałunkiem.

– Muszę szukać inspiracji do dalszego tworzenia.

Page 316: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

316

– Adam, musisz odpocząć od pracy – Stwierdził muzyk, odsuwając się od Lamberta. Podszedł

do szafy, z której wyjął przenośny odtwarzacz filmów dvd – Daliśmy z siebie naprawdę wszystko. To był

udany czas – Rzekł, podchodząc do biurka, gdzie leżał biały wycinek kartki. Wziął papier do ręki.

– Chryste! – Krzyknął – Pogrzało cię?!

Adam odwrócił się, podbiegł i momentalnie wyrwał rachunek t z rąk Ratliffa.

– Na co ty wywaliłeś dziesięć tysięcy euro?! – Tommy rozłożył ręce.

– Jeśli mam nie kłamać, to nie każ mi odpowiadać na to pytanie – Lambert uśmiechnął się

szeroko na myśl, że niebawem otrzyma od kuriera zamówiony pierścionek.

– Znowu nakupowałeś ciuchów? Adam, dorośnij – Mruknął Ratliff, dopinając ostatnią walizkę

– Nieważne. Może pożegnalna, popołudniowa kawa w ramach pożegnania z Europą?

Adam zawahał się chwilę. Zerknął przez okno. Złociste słońce oświetlało blade chmury unoszące się

ponad miastem. Nic nie mogło zmącić jego szczęścia. Odwrócił się, by spojrzeć w błyszczące oczy

swojego chłopaka. Wiedział, że właśnie z nim pragnie spędzić resztę swego życia.

57. Powrót do domu

Widok rozświetlonego miasta zasypiającego pod sklepieniem granatowego nieba sprawiał

niesamowite wrażenie. Adam uśmiechnął się na myśl, że wraca do domu. Po długim czasie spędzonym

w Europie, zatęsknił za Stanami.

– Do Amsterdamu wrócimy na pewno – Usłyszał głos po swojej lewej stronie. Uśmiechnął się

do siebie.

– Podobało ci się Purple Haze, co? – Brunet zwrócił się w kierunku Tommy’ego, posyłając mu

uwodzicielski uśmiech.

– To wymiękło przy Whole Lotta Love – Rzekł, zanurzając dłoń w torbie. Uśmiechnął się na myśl,

że zamknęli wszystkie sprawy, które miały miejsce na „starym świecie”. Wiele miast darzył wielkim

sentymentem; to głównie tam jego związek miał szanse rozkwitać i dojrzewać.

– Na kolejnej trasie koniecznie musimy odwiedzić Polskę – Rzekł Ratliff – Podobno jeśli tam

zaimprezujesz w poniedziałek, obudzisz się najwcześniej w weekend.

Page 317: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

317

– Hmm, brzmi kusząco – Uśmiechnął się Lambert – Ale czy ty przypadkiem nie miałeś odejść

od zespołu?

Spojrzenia spotkały się. Tommy chrząknął i teatralnie odwrócił wzrok.

– Jeszcze nie podjąłem decyzji.

Lambert roześmiał się i złapał chłopaka za kark, przechylając się w jego stronę. Ucałował miękkie usta.

Gdy odsunął się, poczuł uderzenie gorąca; zacisnął powieki i syknął z bólu.

– Adam? – Usłyszał głos basisty – Wszystko w porządku?

– Tak… – Odparł czarnowłosy – To przez ciśnienie, czasami mam z tym problem – Odsunął się,

przykładając dłoń do czoła.

– Nigdy wcześniej się nie skarżyłeś. Na pewno wszystko gra? – Spytał Tommy.

– Jasne, że tak – Adam kiwnął głową – Wypiłem za dużo kawy. Pójdę do toalety, zimna woda

dobrze mi zrobi – Rzekł, po czym udał się w stronę kabiny na końcu korytarza. Wszedł do pomieszczenia

i stanął przed umywalką; zimne krople popłynęły strumieniem po jego dłoni. Zwilżył lodowatą cieczą

suche wargi i zmrużył oczy. Westchnął cicho, czując jak pulsowanie w skroniach słabnie. Po chwili czyjeś

dłonie znalazły się na jego biodrach, przesunęły się w stronę brzucha, by w końcu objąć go w pasie.

Znał ten dotyk doskonale; uśmiechnął się mimowolnie i uniósł powieki. W odbiciu ujrzał swojego

chłopaka, z troską wpatrującego się w jego własne oblicze.

– Zobaczymy się rano? – Spytał Ratliff, nieśmiałym wzrokiem podążając w kierunku niebieskich

tęczówek.

Adam zmarszczył brwi

– Czemu rano?

– Przenocuję w hotelu. Twoi rodzice nie byliby szczęśliwi, gdybym miał zostać na noc.

Lambert przewrócił oczami i niemal roześmiał się

– Jesteśmy dorośli. Przecież nie wyrzucę cię do hotelu. Pójdziemy spać, jutro oficjalnie

przedstawię cię rodzinie.

Tommy uśmiechnął się nieznacznie i oparł czoło o ramię Adama

– Wróćmy na miejsca. Zaraz będziemy lądować.

***

Page 318: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

318

Podążali piechotą w stronę domu. Pogoda była na tyle sprzyjająca, że długi spacer znacznie umilał im

ten wieczór.

– Jestem tak bardzo zmęczony… – Rzekł Adam, obejmując basistę w pasie – Rzucę się na łóżko

nim zdążysz zgasić światło.

– A prysznic?

– Kto by się tym martwił – Czarnowłosy przekręcił klucz w drzwiach, po czym pchnął je do

środka – Zapraszam, skarbie.

Tommy przekroczył próg domu Adama. Uśmiechnął się; tak bardzo kochał to miejsce. Tutaj wyznał

Lambertowi swoją miłość, miał okazję spędzić z nim Święta oraz Nowy Rok. Zdjął buty, zawiesił kurtkę

na wieszaku i potarł dłońmi nagie ramiona. Zerknął w stronę bruneta, który zaczął cicho się skradać w

stronę schodów. Blondyn ruszył za nim; gdy miał wejść na pierwszy stopień, usłyszał ciche szuranie

pazurami o terakotę. Odwrócił się momentalnie.

– Adam, to pies! – Niemal pisnął i kucnął, przytulając wysokiego kundelka, przypominającego

labradora.

– Z pewnością nie chomik – Odparł Lambert, schodząc ze stopni. Kucnął tuż obok blondyna i

położył dłoń na grzbiecie merdającego ogonem przyjaciela. Uniósł wzrok, spoglądając w oczy Ratliffa,

w których odbijał się blask słabego światła dochodzącego zza okien. Nie mogąc się powtrzymać przed

czułym gestem, dotknął palcami bladego policzka – Tommy, chciałbym coś zaproponować, ale

obawiam się, że to za wcześnie.

Basista na moment znieruchomiał, odsunął się od psa, by spojrzeć w kierunku Adama.

Czarnowłosy zacisnął wargi i chwilę zastanawiał się czy to właściwy czas.

– Chcę z tobą zamieszkać. Na stałe – Rzekł niemal szeptem.

Spomiędzy warg Tommy’ego wydobył się głuchy jęk; spojrzenia spotkały się, a ciche powarkiwanie

czworonoga przerywało panującą ciszę. Ratliff przeczesał palcami jasne kosmyki włosów.

– Ja nie wiem, czy to jest…

– Tommy – Adam westchnął i pokręcił głową – Zaczynam wątpić w to, czy na prawdę traktujesz

mnie poważnie.

Brązowe oczy zaczęły błyszczeć

– Jak ty możesz mówić coś…

Przerwał po raz kolejny

Page 319: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

319

– Odszedłeś do Pauli, chcesz odejść z zespołu, nie chcesz by świat się o nas dowiedział. Mam

wrażenie, że ciągle przede mną uciekasz, za każdym razem, gdy powiem coś zobowiązującego – Rzekł

Lambert, wpatrując się w oblicze ukochanego.

– To nie tak… – Odparł cicho Ratliff, wyciągając szczupłe palce w kierunku Lamberta, który

uścisnął wątłą dłoń – Boję się.

– Tommy, czego…

– Dla ciebie to wszystko jest tak naturalne i oczywiste. Dla mnie nie. Związek z tobą odmienił

moje życie na każdej płaszczyźnie. Myślałem, że jesteś wyjątkiem, że jesteś jedynym mężczyzną,

którego widzę w moim świecie.

– Jest ktoś jeszcze? – Spytał Adam. W jego głosie dało się wyczuć nutę strachu i niedowierzania.

– Nie, oczywiście, że nie – Druga dłoń Ratliffa przykryła ciepłą dłoń wokalisty – Po prostu ciągle

utrzymywałem, że nie kręcą mnie faceci. Okazuje się, że tak nie jest. Dziś w towarzystwie mężczyzny

czuję się inaczej niż kiedyś. Z trudem przyszło mi zaakceptowanie uczuć. Boję się, że świat nas nie

zaakceptuje. Że będziemy cierpieć z powodu ludzi. Że nas wykluczą i będą traktować jak psy.

Adam westchnął i odwrócił wzrok. Co miał odpowiedzieć? Zwierzyć się, że w szkole był wyśmiewany i

prześladowany? Że nie ma prawa do podjęcia legalnego związku małżeńskiego? Że został zaatakowany

w parku tylko dlatego, że jest gejem?

– Nie jesteśmy zwierzętami. Jesteśmy kochającymi się ludźmi, kiedy ty w końcu przestaniesz

postrzegać nas jako boże przekleństwo…

– Adam. Wiesz, że nie używam słów na wyrost, prawda? – Spytał Tommy.

Lambert znacząco kiwnął głową. Wpatrywał się w skąpane w mroku drzwi pokoju.

– Jesteś całym moim światem. Po prostu nie jestem tak dzielny jak ty.

Lambert usiadł na stopniu schodów

– Tommy. Musisz w końcu stać się samodzielny, silny. Jestem dla ciebie oparciem w każdym

momencie, ale musisz liczyć się z tym, że któregoś dnia mnie zabraknie. Nie, nie zamierzam odejść –

Rzekł, widząc w brązowych oczach niepewność – To tylko życie, niczego nie przewidzisz. Chcę, byś przy

mnie dorósł i potrafił zmagać się z przeciwnościami. Nie obiecuję, że będzie łatwo. Ale jeśli w głębi

serca jesteś szczęśliwy, podziel się tym szczęściem.

Ratliff zacisnął wargi. Poczuł dreszcz zimna

– Nie brzmisz pocieszająco.

Page 320: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

320

– Bo nie chcę cię pocieszać, nie jesteś dzieckiem. Chcę, byś docenił swoją wartość. To, że nie

jesteś taki sam jak reszta, nie znaczy, że wszyscy staną przeciwko tobie. Jest rodzina, są fani, jestem ja.

Przecież to my się liczymy, prawda?

Tommy uśmiechnął się i uniósł wzrok. Poczuł jak przyjemne ciepło rozlewa się w jego sercu.

Adam również się uśmiechnął

– Chcę widzieć ciebie, wracając z pracy. Mieć poczucie, że gdzieś znajduje się ostoja spokoju,

do której mogę się udać. Budzić się przy tobie, jeść śniadanie przy jednym stole. Obserwować cię. Jesteś

moją największą inspiracją.

Delikatny uśmiech nie znikał z twarzy basisty

– Też tego chcę. Ale porozmawiamy o tym przy najbliższej okazji, teraz pragnę dotrzeć do łóżka

i przespać trzy doby z rzędu.

Lambert zaśmiał się radośnie i przytulił blondyna, całując go przy tym w policzek.

***

Noc wyjątkowo dłużyła się. Blondyn uchylił powieki i odruchowo spojrzał na zegarek. Trzecia

dwadzieścia. Westchnął cicho, przewracając się na bok plecami do Adama. Jasna smuga światła

wlewała się przez uchylone okno. Przez krótką chwilę wpatrywał się w sufit, po czym postanowił udać

się do toalety. Zsunął nogi z łóżka i powolnym krokiem ruszył w stronę drzwi. Przetarł zaspane oczy i

szedł korytarzem, gdy w pewnej chwili zderzył się z czymś – a raczej kimś, kto niespodziewanie krzyknął.

– Tommy?! Wróciliście?! Adam śpi? – Nie podołał całej liście pytań. Wytężył wzrok i ujrzał przed

sobą Neila.

– Tak, śpi u siebie – Choć nie chciał zabrzmieć niegrzecznie, marzył tylko o tym, by dotrzeć do

łazienki i zaraz znaleźć się w swoim łóżku.

– Wy nadal jesteście razem? – Spytał Lambert, na co Tommy chrząknął z niezadowoleniem –

Wybacz, źle to zabrzmiało. To znaczy cieszę się, bardzo.

Ratliff wymusił uśmiech na swojej twarzy

– Wiesz, bardzo chętnie bym pogadał, ale padam z nóg. Do zobaczenia rano – Poklepał

mężczyznę po ramieniu i zawrócił, by znaleźć się w swoim pokoju. Potrzeba, za którą się udał, przestała

mieć znaczenie w obliczu spotkania z nadpobudliwym bratem Adama. Gdy przekroczył próg niedużego

pomieszczenia, przywarł plecami do zimnej ściany. Westchnął cicho i drgnął, gdy poczuł dotyk dłoni na

swej szyi. W panującym mroku zdołał dostrzec parę dużych, niebieskich oczu.

Page 321: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

321

– Pewnego dnia zejdę na zawał z powodu Lambertów. Lubicie straszyć – Rzekł niemal szeptem,

uśmiechając się w stronę bruneta. Ten odpowiedział podobnym gestem. Skierował palce wzdłuż klatki

piersiowej, a gdy dotarł do linii bioder, oparł dłoń o plecy na wysokości lędźwi. Przyjemne mrowienie

przeszyło ciało Tommy’ego, który zmrużył oczy.

– Nie mogę zasnąć. Nie znoszę zmiany stref czasowych. To wykańczające.

– Wróćmy do łóżka – Rzekł melodyjnym tonem Adam. Wsunął palce pod cienki materiał

bielizny Tommy’ego.

– Adam, chcę sp… – Nim zdołał cokolwiek powiedzieć, zatracił się w długim, głębokim

pocałunku przesiąkniętym namiętnością. Zadrżał, gdy poczuł dłonie Adama, ślepo błądzące po jego

ciele. Oparł nadgarstki o silne ramiona bruneta, który podsadził Tommy’ego, przypierając go do ściany.

Objął chłopaka i trzymając go w ramionach dotarł do łóżka. Upadli na miękką, chłodną pościel,

przyjemnie ocierającą się o ich spragnione dotyku ciała. Choć próbowali walczyć ze zmęczeniem,

poddali się mu; po kilku minutach rozkosznych, subtelnych pieszczot, zasnęli wtuleni w siebie.

Nie potrafił zlokalizować tego miejsca. Widział przed sobą jedynie parę dużych oczu oraz kosmyki

ciemnych włosów, częściowo zakrywających czoło. Uśmiechnął się; uwielbiał go. Tak bardzo pragnął

być blisko. Nie rozumiał czego pragnął. Wiedział jedynie, co chce posiąść. Jego blond grzywka

przysłoniła niemal całą twarz.

Poczuł dotyk ciepłych dłoni na swoim ciele. Atmosfera pozbawiona była seksualnego napięcia; liczyło

się coś innego. Coś nie do zdefiniowania.

– Kocham cię… – Wyszeptał między rozchylone wargi Isaaca.

Tommy poderwał się, a jego reakcja mogła świadczyć o tym, że przed chwilą śnił mu się koszmar.

Zerknął za siebie; dostrzegł tam Adama, pogrążonego w głębokim śnie. Blondyn opadł na poduszkę,

przykładając dłoń do czoła. Wpatrywał się tępo w sufit, słuchając przy tym śpiewu budzących się o

poranku ptaków. Nie potrafił się przyznać przed samym sobą, że nowo poznany członek zespołu

pojawiał się w jego myślach.

– Kurwa mać – Przeklął pod nosem, zakrywając dłońmi zmęczone oczy. Nie rozumiał czemu tak

się dzieje. Kochał tylko jedną osobę. Nie chciał popełnić żadnego błędu. To tylko myśli, do niczego

nieprowadzące myśli. Głupie sny. Usprawiedliwianie się przyszło mu nietrudno. Choć wyrzuty sumienia

dały mu spokój, nie mógł zmrużyć oka do bladego świtu.

Page 322: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

322

58. Spełnione zamiary

– Tommy! – Krzyknął Adam do chłopaka, znajdującego się w salonie – Trzeba zrobić zakupy na

obiad i kolację. Zrób listę! – Dodał, zamykając lodówkę. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu czegoś

do picia.

– Nie chcę nic! – Odkrzyknął basista. Lambert pokręcił głową i udał się do pokoju.

– A wieczorem będzie „głodny jestem, głodny jestem, zamów coś”. Nie, tym razem nie będzie

pizzy o północy, rób…

– Adam, brzmisz jak moja matka – Mruknął basista, rozkładając się na kanapie.

– A teraz na mnie spadło to brzemię wychowywania cię – Uciął krótko, na reakcje nie musiał

długo czekać. Wyszedł z salonu nim Tommy rozpoczął swój długi, pełen nic nieznaczących frazesów

monolog – Masz plany na ten wieczór? – Spytał, gdy ponownie znalazł się w kuchni.

– Isaac chciał nas odwiedzić, ale to nic pilnego – Basista wypowiedział te słowa z trudem. Nadal

czuł się obco, gdy wspominał miniony sen. Na szczęście Adam nie zauważył różnicy w tonie głosu

Ratliffa – A czemu pytasz?

– Poważnie? – Spytał czarnowłosy, odwracając się w kierunku salonu – Kris chciał wyjść ze mną

do baru.

Bystry wzrok zmierzył Lamberta, przeszywając go niemal na wskroś

– Zaproś go do nas – Rzekł blondyn, nie mogąc powstrzymać drżenia swojego głosu. W

milczeniu udał się do kuchni, by wziąć kilka łyków orzeźwiającej, zimnej wody. Poczuł chwilowy ból w

gardle, który ustąpił, gdy tylko lodowata ciecz spłynęła do żołądka.

– Chcę w końcu spędzić z tobą wieczór sam na sam… – Usłyszał rozkoszny szept przy swoim

uchu. Uśmiechnął się i odwrócił głowę, widząc za sobą czarnowłosego.

Nagle do kuchni wpadła dojrzała kobieta wraz z mężczyzną, wyraźnie od niej starszym. Trzymali w

dłoniach reklamówki pełne zakupów. Adam powoli cofnął ręce z pośladków Tommy’ego i z

zakłopotaniem objął chłopaka w pasie.

– Neil mówił, że wrócicie po południu – Rzekł Lambert, przeklinając w myślach brata.

– W hurtowni mają inwentaryzację. Nie dostaliśmy tych materiałów – Rzekł ojciec, podejrzliwie

wpatrując się w blondyna.

Page 323: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

323

– No, w końcu mamy okazję zobaczyć was razem – Rzekła z uśmiechem mama Adama – Wiele

o tobie słyszeliśmy, Tommy. Cieszę się, że zechciałeś nas odwiedzić.

Ratliff spojrzał na bruneta. Nie spodziewał się, że ten zdążył już poinformować rodzinę o związku.

– Proszę wybaczyć okoliczności… – Zaczął mówić, gdy przerwał mu ojciec.

– Ależ nie szkodzi – Uśmiechnął się pogodnie i uścisnął dłoń chłopaka – W końcu możemy cię

poznać. Czuj się jak w domu, my zwykle znikamy na całe dnie, więc korzystaj z naszej nieobecności.

– Chociaż wspólna kolacja w sobotę to dobry pomysł – Zauważyła z uśmiechem Leila,

przypatrując się uroczej parze – A może zechcecie się z nami zabrać do kuzynów? Mielibyśmy okazję

porozmawiać – Dodała, nie kryjąc, że chciałaby dowiedzieć się czegoś więcej o partnerze swojego syna.

– Mamo, to miłe, ale mamy inne plany na ten wieczór. I nie jest to randka – Rzekł, widząc

uśmiech wstępujący na twarz kobiety – Wpada do nas przyjaciel.

– W każdym razie, bawcie się dobrze – Poklepała Tommy’ego po ramieniu i zaczęła

rozpakowywać reklamówki.

Ratliff odpowiedział uśmiechem. Nie spodziewał się, że Leila i Eber są tak sympatycznymi i otwartymi

ludźmi. Poczuł się dobrze; jego rodzice nie dali mu tak dużej swobody w wyrażaniu siebie, nie byli

sympatycznie nastawieni do jego nielicznych przyjaciół. Nauczony doświadczeniami z dzieciństwa

wiedział, że ludziom nie można ufać. Choć trudno było mu otworzyć się przed Adamem, dokonała tego

siła jego uczuć.

***

Lambert zajął miejsce tuż przy kartonie z płytami. Przeglądał okładki filmów; liczył, że trafi na tytuł

adekwatny do atmosfery luźnego wieczoru, spędzonego w towarzystwie chłopaka i przyjaciela. W

domu panowała cisza; jedynym odgłosem było chrapanie beżowego psa. Zegar wskazywał godzinę

dziewiątą dwadzieścia; słońce już dawno zgasło pod sklepieniem ciemniejącego nieba.

Ratliff spędzał ostatnie trzy kwadranse w kuchni. Wczytywał się w książkę zatytułowaną „101 drinków

na każdą okazję”. Co najmniej piętnaście szklanek było wypełnionych kolorowymi trunkami. W całym

pomieszczeniu unosił się ciężki zapach whisky, wódki i tequili.

– Nie wróżę ci kariery barmana – Rzucił Lambert, patrząc na istne pobojowisko; rozlany alkohol,

stłuczone szkło, kawałki owoców rozrzucone po blacie – Nie lepiej było zrobić Cosmopolitan albo

chociaż Mojito?

– Trzeba spróbować nowych smaków. Jesteś ograniczony – Rzucił pretensjonalnie blondyn. Po

chwili cisnął ścierką o podłogę – Pieprzę to, jestem beznadziejny.

Page 324: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

324

Adam szedł wzdłuż rzędu kolorowych alkoholi i wziął jedną ze szklanek. Zbliżył ją do twarzy; uderzył go

orzeźwiający, słodki smak. Spróbował ostrożnie jednego z napojów.

– Ten jest dobry – Zauważył.

– Który? – Tommy zbliżył się z zaciekawieniem w chwili, gdy Adam złapał go w pasie i mocno

przyciągnął do siebie. Pocałował go gwałtownie i głęboko, oddając nieznaczną ilość smacznego trunku,

który wpłynął do ust blondyna. Basista niemal zakrztusił się i otworzył szeroko oczy – T–…tak–… miałeś

rację.

Gdy Lambert spróbował kontynuować podjęte działanie, rozbrzmiał dzwonek do drzwi, a pies zaczął

hałaśliwie ujadać.

– Kojak! Cisza! – Krzyknął Ratliff.

– Nadałeś imię swojemu chomikowi? – Spytał prześmiewczo Adam, sięgając po szklankę

stojącą na krawędzi stołu.

Tommy pokiwał ze znużeniem głową i udał się do przedpokoju. Nacisnął klamkę i uśmiechnął się

delikatnie.

– Cześć Kris. Miło cię widzieć.

Do uszu Adama dotarł ciepły, męski głos. Gdy wokalista udał się do przedpokoju, ujrzał przystojnego

bruneta ubranego w skórzaną, brązową kurtkę i dopasowane jeansy. Na nogach miał długie, czarne

kozaki, których niewielki obcas dodawał wokaliście kilka centymetrów wzrostu.

– O, Adam – Uśmiechnął się i podszedł do przyjaciela, serdecznie uścisnął jego dłoń – Zimna

dziś noc, co? – Spytał głosem pełnym optymizmu. Potarł ramiona i syknął cicho, po czym spojrzał na

Lamberta i Ratliffa. Zmarszczył czoło – Coś się stało? – Spytał po chwili niezrozumiałej ciszy. Niemal

jednocześnie wzruszyli ramionami.

– Chodźmy do salonu, znalazłem Notting Hill.

***

Zapach maślanego popcornu wypełniał całe pomieszczenie. Puste szklanki zajęły niemal cały, mały

stolik. Drinki stworzone przez Ratliffa, choć nie były wybitne, nadawały się do spróbowania. Blondyn

oparł policzek o ramię Lamberta, oglądającego film. Spoglądał w stronę Krisa, widząc jego profil. Musiał

przyznać Adamowi rację; Allen był pociągającym mężczyzną, nie tylko pod względem wizualnym. Jego

głos elektryzował, spojrzenie subtelnie uwodziło. Zamknął oczy, czując perfumy Adama; Hugo Boss,

połączenie klasy, elegancji i stylu. Wspomniał swojego faceta ubranego w garnitur; pożerał go

Page 325: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

325

wzrokiem przez cały wieczór spędzony na After Party. Powrót do domu był na tyle szybki, że całą noc

mieli dla siebie.

– Tommy, jak będziemy sami – Szepnął Adam wprost do ucha blondyna, który zamroczony

alkoholem i podnieceniem zaczął odchodzić od zmysłów.

– Chodźmy do pokoju na dziesięć minut, proszę… – Choć starał się odpowiedzieć szeptem,

powiedział te słowa na tyle głośno, że Kris doskonale usłyszał każdy wyraz. Poczuł delikatne mrowienie

w dole pleców na myśl o tym, co zaraz może wydarzyć się między parą jego przyjaciół.

– Mamy gościa, zachowaj trochę kultury – Powiedział Adam, choć to totalnie nie pokrywało się

z jego zamiarami. Pragnął pospiesznie ściągnąć ze swojego chłopaka wszystkie ubrania i w przypływie

gwałtowności kochać się z nim tu i teraz.

– Tak bardzo mnie podniecasz… – Rzekł do ucha Adama, który poczuł jak fala gorąca zalewa

jego ciało. Westchnął i zmrużył oczy; tak trudno było mu ze sobą walczyć.

– Nie przeszkadzajcie sobie – Rzekł z zakłopotaniem Kris, uśmiechając się do Adama – Możecie

zniknąć, nie będę miał wam tego za złe.

Dłużący się film nie był przedmiotem zainteresowania blondwłosego chłopaka. Przysunął się on do

wokalisty, by ucałować jego miękkie wargi. Gdy pocałunek został oddany, uśmiechnął się do

niebieskich oczu. Z dużą dozą ostrożności smakował ciepłych ust, czując smak wytrawnego wina. Jego

dłonie zaczęły powoli badać odkryte, umięśnione ramiona.

Kris, choć próbował skupić się na ekranie telewizora, jego wytężone zmysły odbierały wszystkie bodźce,

dochodzące z lewej strony kanapy; od cichego oddechu do odgłosu walczących o dominację

języków. Adam już się poddał pomyślał, gdy kątem oka ujrzał dłoń bruneta, błądzącą po udzie jego

chłopaka. Odwrócił się, by sięgnąć po pilota; jego wzrok powędrował w stronę palców Tommy’ego,

który dyskretnie zacisnął rękę na pokaźnym wybrzuszeniu pod materiałem jeansów Adama.

Allen westchnął cicho, zawieszając wzrok na fragmencie ściany. Miał wrażenie, że to czysta, ustawiona

prowokacja. Nie martwił się o to. Bardziej przejął się faktem, że nie ruszył się z miejsca i nie zostawił

tej pary samej.

– Kris… – Usłyszał ciche westchnienie, wypływające spomiędzy rozchylonych warg Adama.

Choć wyczekiwał tego momentu, poczuł falę strachu zalewającą jego ciało – Masz teraz okazję

przekonać się…

Allen spojrzał w bok, wprost w przymrużone oczy Adama. Długą chwilę wahał się, nie był w stanie

podjąć żadnej decyzji, wypowiedzieć ani jednego słowa. Dobrze wiedział, co jego przyjaciel ma na

myśli.

Page 326: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

326

– Zbliż się do mnie – Usłyszał. Ktoś musiał przejąć inicjatywę; ktoś starszy, bardziej

doświadczony. Kris znowu spojrzał w oczy przyjaciela; pełne spokoju, a zarazem niepohamowanej

żądzy. Dłoń Adama powędrowała na kark piosenkarza, który czuł narastające napięcie. Do jego oczu

docierał widok rozchylonych, spragnionych warg, które niebezpiecznie się zbliżały. Ciało drżało

nieznacznie otulone siłą podniecenia i emocji. Gorący oddech palił jego wargi, które po chwili złączyły

się z wilgotnymi ustami Adama. Elektryzujący dreszcz uderzył w jego podbrzusze, powodując

gwałtowny, rozkoszny skurcz. Długi, delikatny pocałunek spowodował w jego umyśle istną euforię; gdy

poczuł ciepły język wypełniający jego wnętrze, otworzył oczy. Zdał sobie sprawę z tego, że całuje się z

mężczyzną. Pierwszy raz w życiu.

Zamroczony całą atmosferą pełną pragnień nie dostrzegł, że basista zajął miejsce po jego prawej

stronie. Kris zamknął oczy i wziął głęboki wdech. Poczuł stonowany atak z obu stron; ciepłe wargi kąsały

go naprzemiennie. Otuliły jego szyję krótkimi pocałunkami, następnie jego zaróżowione pol iczki, by w

końcu zawalczyć o usta. Drapieżna walka zakończyła się agresywnym pocałunkiem między Tommym a

Adamem, którzy oderwawszy się od siebie, oddychali szybko i nieregularnie. Ich gorące, władcze

spojrzenia wzajemnie zabraniały dotarcia do ust Krisa.

Choć to zupełnie nie było w stylu Lamberta, uległ. Odsunął się nieznacznie, by pozwolić Tommy’emu

spełnić swój zamiar. Allen zmierzył blondyna wzrokiem, jego dłonie mimowolnie znalazły się na

ramionach chłopaka, który uśmiechał się nieskromnie. Ciepły czubek języka przesunął się wzdłuż

policzka Krisa, który westchnął głośno. Ratliff wiedział jak mocno ten widok działa na Adama, pokusił

się, by na niego spojrzeć. Lambert sprawiał wrażenie obserwatora czekającego na najlepszy, długo

wyczekiwany moment w najlepszej hollywoodzkiej produkcji. Tommy powoli zatopił język w ustach

piosenkarza, pieszczotliwie badał nim podniebienie mężczyzny, odpowiadając na każdy, nawet

najdrobniejszy gest. Allen poddawał się. Wszystkie fantazje były niczym w porównaniu do przełożenia

ich na realne życie. Ucisk w spodniach stał się nie do zniesienia; mężczyzna przywarł do blondyna całym

swoim ciałem, zacisnął dłonie na jego biodrach, następnie na pośladkach i pozwolił sobie zasmakować

jego szyi. Gorzki posmak perfum sprawił, że niemal zatopił zęby w alabastrowej skórze chłopaka, który

jęknął cicho. Ratliff otworzył oczy i spojrzał na Adama. Ujrzał na jego twarzy walczące naprzemiennie

pożądanie i potężną zazdrość, które zaczęły się ze sobą zazębiać. Jakby chcąc go sprowokować,

okazywał całą swoją rozkosz; od wydawania z siebie cichych pomruków, aż do prężenia się na udach

Allena. Adam westchnął cicho i zatopił palce w ciemnych włosach piosenkarza, który zaprzestał

pieszczenia Tommy’ego.

– Pamiętam tę noc, w czasie której zabawiałeś się, leżąc obok mnie – Szepnął przyjacielowi do

ucha, na nowo rozpalając w nim pełnię pożądania.

Page 327: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

327

Kris głośno przełknął ślinę i zbliżył się do twarzy Adama. Ujął jego wargę swoimi zębami i pociągnął

delikatnie. Silne dłonie objęły go mocno i przesuwały się wzdłuż ciała. Allen poczuł, że klamra jego

paska zwalnia ucisk; po chwili suwak pokonał krótką drogę i ułatwił dostęp do bielizny piosenkarza.

Tym razem role się odwróciły; Adam zajął pierwszorzędne miejsce, skazując Tommy’ego na

bierność, na którą ten nie zamierzał się godzić. Kris poczuł na swojej szyi, obojczykach oraz klatce

piersiowej krótkie pocałunki Tommy’ego. Patrzył na blondyna, czując przyjemne mrowienie w

podbrzuszu. Basista pociągał go równie mocno jak Adam; ci dwaj byli w oczach piosenkarza

niesamowitym duetem.

W pewnym momencie spojrzenia Ratliffa i Lamberta spotkały się; tym razem uśmiechnęli się

wzajemnie. Podniecał ich fakt, że mają okazję pozwolić heteroseksualnemu przyjacielowi zasmakować

tego, co dla nich jest największym spełnieniem. Podzielić się częścią, budującą ich erotyczne relacje.

Cały gwałtowny wymiar zajścia zaczął stopniowo słabnąć. Mimo zamroczonych pragnieniami umysłów,

mieli świadomość, że ten etap był ostatnim, do którego mogli dotrzeć. Przynajmniej tego wieczoru.

Kris otworzył oczy i odetchnął. Jego serce biło w piersi mocno, jak nigdy dotąd. Potężna dawna

adrenaliny i podniecenia zaczęła ulatniać się z jego ciała.

– Wow… – Westchnął, przecierając twarz dłońmi.

***

Gdy pożegnali się zaledwie pół godziny później, taksówka podjechała pod dom Lamberta. Alkohol

powoli zaczął tracić swe działanie, przez co powrót do normalnej rozmowy był coraz trudniejszy. Adam

zamknął drzwi, przekręcił klucz i odwrócił się.

– Tommy! – Zawołał, zmierzając w stronę swojego pokoju – Och, Tommy… – Oparł się o

framugę, gdy ujrzał swojego chłopaka całkowicie nago. Nie spodziewał się tak apetycznego widoku;

blade, szczupłe ciało oświetlone mocnym światłem spowodowało, że Adam na moment zaniemówił.

Kuszące spojrzenie basisty i wymowne, nieznaczne przygryzienie wargi było jasnym sygnałem. Adam

jednym ruchem pozbył się koszuli, podszedł do chłopaka i objął go mocno, zatracając się w głębokim

pocałunku.

– Adam, przejdź do rzeczy… – Wyszeptał blondyn, zaplatając ręce na karku Lamberta, który

uśmiechnął się delikatnie. Widział tę głęboką żądzę, czuł niesamowite podniecenie swojego chłopaka.

Tommy szybko poradził sobie z rozebraniem Adama; wyciągnął skórzany pasek ze szlufek jego spodni.

Złapał bruneta za włosy i spojrzał głęboko w jego niebieskie oczy.

Na twarzy Tommy’ego pojawił się wyraz pasji spowitej w odmętach długo wyczekiwanego spełnienia.

Zamknął oczy, wodząc wargami po policzku Adama, który usiadł na kanapie, pociągając Ratliffa na

Page 328: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

328

swoje biodra. Objął jego nagie ciało, przytulając je do siebie. Usilnie pragnął spojrzeć w brązowe

tęczówki, które ciągle chowały się pod osłoną powiek. Dłonie czarnowłosego spłynęły po nieznacznych

zaokrągleniach ciała chłopaka. Ten powoli przyjmował członka Adama do swojego ciała; nieznaczny ból

połączony z silnym pragnieniem i głębią uczuć sprawił, że blondyn ucałował miękkie wargi,

niekontrolowanie szeptając między nie melodyjne „kocham cię”. Lambert odchylił głowę i westchnął

cicho; Tommy narzucił regularne tempo, w którym jego biodra unosiły się i kołysały. Dłonie spotykały

się w połowie drogi, by w końcu palce wzajemnie się przeplotły. Blondyn wpatrywał się w przymglony

wzrok, nieznacznie rozchylone wargi, opadającą klatkę piersiową, na której leżał srebrny wisiorek.

Adam złapał chłopaka za biodra i położył go na środku kanapy; znalazł się tuż nad nim i wplótł palce w

jasne włosy. Zanurzył się w jego ciele do samego końca; do jego uszu dobiegł odgłos, będący wyrazem

bólu. Powieki uniosły się leniwie, odsłaniając błyszczące, brązowe oczy.

– Nie przestawaj, Adam… – Wyszeptał Tommy, zaplatając dłonie na karku Lamberta. Wtulił

głowę w jego ramię i poddał się silnym, głębokim lecz powolnym pchnięciom. Czarnowłosy czuł

paznokcie wbijające się w jego łopatki; ciało, impulsywnie drżące w spazmach rozkoszy. Ramiona,

obejmujące jego szyję na tyle mocno, że zatrzymywał powietrze w płucach. Idealnie zgrani i złączeni ze

sobą smakowali słodkiego posmaku tej długiej, wiosennej nocy.

***

Następnego ranka.

Czarnowłosy pochylił się nad kubkiem, czując aromat świeżo zaparzonej kawy. Promienie słońca wlały

się przez okno przestronnej kuchni, zalewając światłem całe pomieszczenie. Lambert ziewnął cicho i

przycisnął telefon do ucha.

– Adam. Wiesz, że to kłamstwo? – Usłyszał poważny ton głosu Brooke.

– Pomijanie niektórych faktów nie jest kłamstwem. Tak po prostu będzie lepiej.

Dziewczyna westchnęła do słuchawki telefonu

– Im szybciej, tym lepiej. Proszę, to nie jest czas na ukrywanie się.

Adam omiótł wzrokiem pokój

– Nie dziś.

– Jutro. Jesteś dorosły.

Zamknął oczy i zamilkł. Nie wiedział, jakie powinien dobrać słowa, by wyrazić swoje odczucia. Wiedział,

że teraz wiele się zmieni; on był na to gotowy. Jedyne, czego się bał to reakcja najważniejszej osoby w

jego życiu. Odnosił wrażenie, że nie uczynił Tommy’ego na tyle silnym, by móc mieć w nim silne

Page 329: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

329

oparcie. To będzie próba twojej miłości. Masz prawo się poddać; choć w głębi serca wiem, że będziesz

dzielnie walczył. Razem będziemy, Tommy. Do samego końca.

59. Czas zmian

Do kuchni wszedł Tommy. Przetarł zmęczone oczy i uśmiechnął się w stronę Adama.

– Muszę kończyć – Rzekł do telefonu Lambert i wsunął urządzenie do kieszeni. Był wyraźnie

rozdrażniony.

Ratliff sięgnął po butelkę wody i przycisnął ją do torsu. Podszedł do bruneta i ufnie wtulił się w jego

klatkę piersiową.

– Jak spa… – Nim zdążył zadać pytanie, stało się coś, czego nigdy by nie przewidział. Wokalista

odtrącił go. Odsunął się, jakby miał do czynienia z trędowatym.

– Mógłbyś się w końcu zająć czymś pożytecznym? – Adam poszedł do przedpokoju, by włożyć

buty – Ciągle się opierdalasz.

Blondyn zmrużył oczy, zastanawiając się, czy aby na pewno się już obudził. Przechylił głowę i odkręcił

butelkę wody, którą trzymał w dłoniach. Podszedł do Lamberta i oparł się o framugę.

– Coś się stało? – Spytał łagodnie.

– Jestem spóźniony na wywiad – Odparł Adam, zarzucając płaszcz na plecy.

Tommy zmierzył go wzrokiem

– Przecież do końca przyszłego tygodnia masz wolne.

Wokalista nie odpowiedział. Wyszedł z mieszkania i zamknął za sobą drzwi. Ratliff nadal wpatrywał się

w nie; usiadł na krześle i zaczął zastanawiać się, co jest nie tak.

Usłyszał swój telefon. Poderwał się i pobiegł do salonu, by znaleźć komórkę.

– Tak?

– Tommy Joe? – Rozbrzmiał męski głos – Potwierdza pan dzisiejsze spotkanie o godzinie

czternastej?

Blondyn zacisnął palce na szklance, która wpadła mu w ręce

Page 330: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

330

– Będę na pewno.

– W takim razie do zobaczenia.

***

Adam zadzwonił do drzwi niedużego, uroczego domku na końcu ulicy sąsiedniego miasta. Kilka chwil

później otworzyła mu niższa od niego, młoda kobieta.

– Wejdź – Rzekła Brooke, szerzej otwierając drzwi – Chodź do kuchni, zrobię ci herbaty.

Po chwili znaleźli się w chłodnym pomieszczeniu. Wzrok Lamberta zlustrował jedną z półek, na której

stał rząd drogich alkoholi. Podszedł, sięgnął po do połowy pełną butelkę wódki i wziął kilka łyków, które

spowodowały w jego gardle istny żar.

– Adam, do jasnej cholery! – Wrzasnęła tancerka – Opanuj się!

– Chciałbym! – Odparł równie głośno.

– Nie podnoś na mnie głosu! – Przekrzyczała go, próbując doprowadzić do porządku – Usiądź.

Lambert złagodniał; zajął miejsce przy stole i oparł łokcie o blat.

– Zaczęło się – Powiedział na tyle cicho, że Brooke ledwo usłyszała wypowiedziane słowa.

Usiadła obok w niemal tej samej pozycji co jej przyjaciel.

– To znaczy? – Spytała, patrząc w stronę twarzy Adama.

– Budzę się nad ranem. Nie pamiętam swoich snów.

– To o niczym nie świadczy…

– Zaatakowałem Tommy’ego.

Brooke otworzyła szerzej oczy

– Zrobiłeś mu krzywdę?

– Nie – Westchnął i uniósł wzrok – Poczułem wściekłość, gdy tylko go zobaczyłem. Bez powodu.

Wcześniej było kilka kłótni, więc mogłem sobie to tłumaczyć zdenerwowaniem. Tym razem wszedł do

kuchni, gdy skończyłem z tobą rozmawiać. Odepchnąłem go, gdy chciał się do mnie przytulić, rozumiesz

to?

– Adam, to nie twoja wina…

– A czyja? Jeśli go skrzywdzę, odejdzie.

– Dlatego powinieneś powiedzieć mu prawdę – Spojrzała w niebieskie oczy przyjaciela – On w

końcu się domyśli. Myślisz, że nie będzie zadawał ci pytań po tym jak wrócisz do domu?

Page 331: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

331

Wzruszył ramionami

– Brooke, on nie jest wystarczająco silny. Gdybym nie ja, już dawno siedziałby na oddziale

zamkniętym w pokoju bez klamek.

Wendle uniosła brwi

– Zawdzięczasz sobie zbyt wiele. Nim się z nim związałeś, dobrze sobie radził. Wiele już

przeszedł.

– Dlatego nie chcę go pogrążać. Dopiero uwolnił się od tej całej chorej sytuacji z Paulą…

– Nie szukaj sobie wymówek, Lambert – Położyła dłoń na jego ramieniu skrytym pod

materiałem czarnej koszuli.

Czarnowłosy westchnął i wstał, by wyłączyć gaz. Zalał obie torebki herbaty wrzątkiem i odstawił czajnik.

– Pojedźmy do mnie. Jego i tak nie ma, pojechał na rozmowę z zespołem i managementem do

Raviego.

***

Tommy znalazł się na miejscu przed czasem. Korzystając z ładnej pogody, postanowił zaczekać przed

budynkiem. Odpalił papierosa, zaciągając się ostrym dymem. Gęste chmury leniwie przesuwały się pod

sklepieniem błękitnego nieba. Kucnął obok drzwi wejściowych i spojrzał na wyświetlacz telefonu; zero

wiadomości i nieodebranych połączeń. Nagle w jego głowie zaświtała myśl; wczorajsze zbliżenie z

Krisem. Pewnie o to Adam ma taki żal; jest po prostu zły i zazdrosny. Chociaż jaki miałoby to sens, skoro

sam się na to godził i zaaranżował całe zajście?

Tommy wystukał na klawiaturze telefonu „chodzi o wczorajszą noc? Wiesz, że to nic nie znaczyło.

Odezwij się, proszę” po czym wysłał wiadomość do Adama. Dostarczono o 13:47.

– A my to się chyba znamy – Usłyszał męski głos. Uniósł wzrok.

– Isaac? – Spomiędzy warg Ratliffa wyrwał się szept pełen zaskoczenia. Chłopak wstał –

Przyszedłem na próbę do Raviego.

Carpenter roześmiał się

– Na bas?

Blondyn pokręcił głową

– Elektryczna. Zaraz… – Spojrzał w oczy chłopaka.

– Tak, ja mam dziś przesłuchanie na miejsce perkusisty – Rzekł z szerokim uśmiechem na

twarzy.

Page 332: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

332

Tommy rozchylił wargi, wpatrując się w mężczyznę. Miałem uwolnić się od zespołu Lamberta, a teraz

trafiam z jego muzykiem do innej grupy. Na blisko dwadzieścia tysięcy amatorskich bandów w samych

Stanach, musieliśmy trafić akurat do tej samej grupy. I to w dodatku z Isaaciem. Kurwa.

– Czemu milczysz? – Spytał brunet, rozpinając kurtkę – Wejdźmy do środka.

Blondyn kiwnął głową i podążył za mężczyzną. Przeklinał w myślach cały ten dzień. Pragnął jedynie

wziąć dobę w hotelu na przedmieściach, by odpocząć od wszystkich ludzi i sytuacji, w jakie został

zamieszany. Z przemyśleń wyrwał go dźwięk obcego, męskiego głosu. Naprzeciw nim wyszedł wysoki,

chudy mężczyzna, którego czarne włosy leżały rozrzucone na ramionach i plecach.

– Chodźcie i pokażcie na co was stać, chłopcy – Rzekł, witając się z muzykami uściskiem dłoni.

Przekroczyli próg sali prób. Tommy rozejrzał się w poszukiwaniu odpowiedniego sprzętu. Wybrał jeden

z Fenderów ustawionych pod ścianą i usiadł, opierając gitarę o kolano. Czuł pod palcami gładką,

lakierowaną powierzchnię korpusu; przyjemne mrowienie w opuszkach przybrało na sile.

– Tak szybko przechodzisz do rzeczy? – Spytał Ravi, gdy reszta członków zespołu wychyliła się

zza jego ramienia.

– Riff, solo, akord, wybrany utwór? – Spytał, bawiąc się przypadkowymi dźwiękami. Nigdy nie

lubił oficjalnych rozmów, a w obecnej sytuacji nie silił się nawet na udawaną grzeczność.

– Zagraj, co chcesz – Rzekł z uśmiechem – Menadżer cię chwalił, pokaż na ile cię stać.

Ratliff nie odpowiedział. Miał świadomość, że jego umiejętności wykraczają poza standardy, jakich

wymagano od gitarzystów w tego typu zespołach. Rozpoczął od solówki z Music Again. Oczyma

wyobraźni ujrzał Adama. Dzisiejsze zajście w kuchni. Odepchnięcie.

– Wow, Tommy – Rzekł Ravi, z aprobatą kiwając głową – Nieźle, naprawdę nieźle.

– Wiem – Odparł Ratliff, odkładając gitarę. Było mu wszystko jedno; przewiesił torbę przez

ramię i wstał.

– Tylko tyle? Liczyłem na co najmniej trzy kawałki, nie półminutowy teaser czegoś, co słyszę

pierwszy raz w życiu.

Basista wzruszył ramionami

– Zaproś mnie na próbę całego składu. Granie wyuczonych kawałków to zabawa dla

dzieciaków.

Page 333: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

333

– Strasznie zuchwały jesteś – Zauważył Ravi i poklepał Tommy’ego po plecach, odwracając się

do reszty – Chcę tego chłopaka. Urodzony rockman. Pewnie życie też wiedziesz kolorowe, co? –

Wyszczerzył się, ukazując rząd białych zębów.

Uśmiechnął się pod nosem i odwrócił wzrok.

– Wódka, kobiety, muzyka?

– Poza punktem drugim. Jestem pedałem – Rzekł, czując jak kumuluje się w nim złość. To Adam

wprowadził go w ten świat, a teraz brutalnie odsunął go od siebie, pozostawiając samemu sobie. Bez

jawnego powodu.

– Okej, nie ma sprawy – Rzekł Ravi – To twoja prywatna sprawa. Masz talent, chcę cię mieć w

moim zespole, ale najpierw zagrasz z nami w Nowym Jorku. Jeśli potrafisz improwizować, podsunę ci

papiery pod nos w garderobie po pierwszym występie.

Tommy uśmiechnął się nieznacznie i spojrzał na Isaaca

– Zostanę z wami, jeśli przyjmiecie także jego.

Nie rozumiał swoich zachowań. Choć uciekał od bruneta, niewidzialna siła raz po raz przyciągała go ku

jego osobie. Cóż, z przeznaczeniem nie da się wygrać. Nie warto nawet podejmować tej nierównej

walki.

– W takim razie sprawdźmy także tego chłopaka. Siadaj za talerzami – Rzekł wokalista,

wskazując brunetowi pełny zestaw bębnów.

***

– Co za zbieg okoliczności – Uśmiechnął się Isaac, biorąc do ręki szklankę wody – Pewnie

pierwszy koncert zagramy wspólnie prędzej u Raviego niż u Adama – Dodał, siadając na kanapie obok

blondyna. Jego mieszkanie, mimo że skromniejsze, posiadało urok, zdawało się być ostoją spokoju.

Tommy nie odzywał się; oczy tępo wpatrywały się we wzorzysty dywan.

– Ravi wydaje się być w porządku – Rzekł, odwracając głowę w bok. Spojrzał na Isaaca. Spuścił

wzrok, wpatrując się w szczupłe dłonie perkusisty. Zastanawiał się skąd mężczyzna bierze siłę na granie

długich koncertów przy tak wątłej sylwetce.

Po chwili obie dłonie

– Tommy’ego oraz Isaaca złączyły się; Carpenter spojrzał w stronę Ratliffa, który nie miał

odwagi unieść wzroku. Zacisnął palce i zmrużył oczy, przytulając się do muzyka. Objął go i westchnął

cicho. Nie rozumiał czemu to robi; czuł niewytłumaczalną potrzebę bliskości z tym człowiekiem. Choć

Page 334: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

334

był w jego oczach atrakcyjny, nie czuł potrzeby smakowania jego ust. Przeżywania z jego ciałem

największych uniesień. Teraz, gdy czuł samą obecność, wsłuchiwał się w spokojne tempo oddechu,

wiedział, że nie potrzebuje niczego więcej. Niczego, poza wrażliwością Adama, której tego poranka

zabrakło.

– Zrobić ci herbaty? – Rozbrzmiał głos perkusisty – Potrzebujesz czegoś? – Spytał nieco

speszony.

Tommy uniósł głowę i spojrzał w ciemnoszare oczy. W czarnych, perłowych źrenicach widział swoje

odbicie. Szczupłe palce basisty splotły się na karku Isaaca, który coraz bardziej zdezorientowany zamarł

w bezruchu.

– Znasz to uczucie, gdy pewnie stąpasz po gruncie, wkraczasz na most i nagle zaczynają mijać

cię samochody? Czujesz to drżenie pod stopami, chwytasz się barierki, za którą znajduje się przepaść

w rwącą rzekę. Masz do wyboru, iść dalej mimo strachu bądź sko…

– Idź do przodu – Przerwał mu głos Isaaca. Mężczyzna od razu odgadnął tę aluzję.

Tommy czekał na te słowa; musiał mieć pewność, że jeśli przepadnie w czarną otchłań przeznaczenia,

czyjaś ręka wyswobodzi go z cierniowego kokonu samotności.

***

Doskonały skład jakościowy i średnia mineralizacja stanowią o jej wyjątkowych walorach smakowych.

Brooke wyłączyła telewizor, po dłuższej chwili wpatrywania się w reklamy. Zastukała palcami w pilot i

zerknęła w stronę Adama.

– Jeśli chcesz, zostanę na noc.

– To nie będzie konieczne – Odparł Lambert, podpierając czoło o dłonie. Chwilę później

rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi. Adam podniósł się energicznie i ruszył w stronę przedpokoju.

Nacisnął klamkę; ujrzał obcego mężczyznę w kurierskim uniformie. Trzymał paczkę zaklejoną szarym

papierem.

– Przesyłka, proszę potwierdzić odbiór – Rzekł rudy chłopak, podając Adamowi długopis.

Wokalista złożył podpis – Dziękuję – Rzekł automatycznie i przejął pakunek z rąk dostarczyciela. Powoli

zamknął drzwi i udał się do salonu. Brooke skupiła uwagę na niewielkim pakunku, skrytym w dłoniach

przyjaciela. Podeszła do niego.

– Nadawca z Amsterdamu? – Spytała – Adam… – Szepnęła – Otwórz, pokaż go, szybko.

Lambert zaczął powoli ściągać szary papier z kwadratowej kostki. Jego oczom ukazało się białe,

błyszczące opakowanie, na którym widniało purpurowe logo jubilera. Drżącymi palcami otworzył je

Page 335: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

335

ostrożnie, by dotrzeć do białego, miniaturowego, pokrytego zamszem pudełeczka. Serce w jego piersi

biło jak oszalałe; uniósł górną część.

– Dzieło… – Usłyszał głos Brooke, która wpatrywała się w pierścionek niczym w fantastyczny,

zaczarowany artefakt – Wygląda niezwykle szlachetnie. Nie spodziewałam się tak dobrej roboty.

Adam usiadł w milczeniu i położył ostrożnie biżuterię na środku dłoni. Na jego twarzy pojawił się

niekontrolowany uśmiech; ten mały przedmiot miał odmienić jego życie. Ich życie.

– Kiedy planujesz się oświadczyć? – Spytała tancerka, zajmując miejsce obok przyjaciela.

Uśmiechnęła się promieniście. Zapadło długie milczenie.

Lambert zacisnął pierścionek w dłoni, zbliżył obie ręce do twarzy. Westchnął cicho, próbując zebrać

myśli.

– Po tym wszystkim. Po wszystkim, jeśli będzie jeszcze okazja.

– Ale… – Spojrzała z rozczarowaniem – Czemu nadal zwlekasz?

– Wiesz Brooke… – Zacisnął wargi, walcząc z drżeniem swojego głosu – On ma dopiero

trzydzieści lat. Jeśli przyjmie oświadczyny, zacznie zastanawiać się nad ślubem. To naturalne.

– Przecież o to chodzi…

– Nie chcę uczynić go wdowcem – Uciął, a cała rozmowa zamarła.

Wymowne milczenie z obu stron było potwierdzeniem obaw Adama.

60. Przełamując fale

Czarne niebo pozbawione było gwiazd. Tommy wpatrywał się w bezkresną dal , stojąc na balkonie

należącym do domu Isaaca. Spuścił wzrok, zatapiając go w niskich drzewach, których gałęzie

bezdźwięcznie poruszały się na wietrze.

Perkusista zjawił się tuż obok ze szklanką wypełnioną słabym drinkiem. Mężczyzna zmierzył chłopaka

wzrokiem.

– Już po drugiej.

– Zaraz będę się zwijał – Rzekł basista, nie tracąc kontaktu z nieokreślonym punktem.

Page 336: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

336

– Możesz zostać na noc – Zaproponował Carpenter, stając bokiem do blondyna – Coś cię

dręczy?

Tommy znacząco pokiwał głową

– Nie rozumiem co się dzieje z Adamem. Co prawda to tylko jeden incydent, ale… – Zawiesił

głos – Był dla mnie zimny. Obcy. Odepchnął mnie, gdy rano chciałem go przytulić.

– Coś musi być na rzeczy – rzekł Isaac – Ukrywasz coś przed nim? Coś, o czym mógłby się

dowiedzieć?

Blondyn pokręcił przecząco głową

– I w tym leży problem.

– Kochasz go? – Spytał po chwili milczenia Isaac. Tommy nie miał problemu z odpowiedzią na

to pytanie.

– Jest całym moim życiem. Kocham go ponad wszystko.

– Jak to jest kochać mężczyznę? – Spytał upijając łyk alkoholu. Oparł się o barierkę, zawieszając

wzrok na bladym księżycu, przecinającym swym nożem czerń nieba.

Ratliff wzruszył ramionami

– Każdy mnie o to pyta. Tak samo – Stanął przed perkusistą – Wrócę do Adama.

– Możesz tu zostać, to nie problem.

Westchnął cicho, wpatrując się w szare oczy. Pragnął zostać; z drugiej strony w domu czekał na niego

ktoś znacznie ważniejszy.

I wish that I was stronger, I’d separate the waves

Słowa znienawidzonej przez Tommy’ego piosenki docierały do jego uszu, pozostawiając dźwięczną

melodię. Każdy wyraz coraz silniej chwytał się jego otępiałych zmysłów.

– Tommy? – Usłyszał swoje imię i nieznacznie cofnął się w stronę drzwi.

Not just let the water take me away…

– Co się dzieje? – Spytał Isaac, zbliżając się do blondyna. Złapał go za nadgarstek.

– Nic, ja po prostu… – Zacisnął powieki, nie dopuszczając do siebie obrazów, które podsuwała

mu wyobraźnia – Nie znoszę tej piosenki.

Isaac uniósł wysoko brwi

– Dobrze się czujesz?

Page 337: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

337

– Muszę wracać – Rzekł, opuszczając balkon.

– Tommy! – Znów obca dłoń na jego nadgarstku.

Blondyn poddał się rażącej sile. Zatrzymał się, obejmując chłopaka za kark. Patrzył w jego szare oczy.

Niepewne, wystraszone spojrzenie Isaaca przeszywało Ratliffa na wskroś.

– Wyglądasz, jakbyś się bał… – Tommy mimowolnie się uśmiechnął. Znał to spojrzenie.

– Czego? – Spytał po chwili perkusista.

– Że się na ciebie rzucę – Ratliff odsunął się z prowokującym uśmiechem.

– Zrobiłbyś to?

Roześmiał się i wzruszył ramionami

– Nie.

Isaac spoglądał w dalszym ciągu dość niepewnie.

– No nie – Potwierdził z uśmiechem blondyn– Która jest godzina?

– Dochodzi trzecia – Rzekł Isaac, spoglądając na zegarek.

– Zostanę do rana, ale pod jednym warunkiem – Basista zapatrzył się na ekran telewizora, w

którym pojawił się jego ulubiony teledysk.

– Słucham?

– Nie śpimy w jednym łóżku – Rzekł Tommy, odwracając się tyłem do perkusisty. Nie chciał

dopuszczać do sytuacji, w których pojawiłyby się jakiekolwiek niejasności. Ziewnął ospale i przeciągnął

się. Niemal podskoczył w miejscu, gdy poczuł dłonie, obejmujące go w pasie.

– Jak sobie życzysz.

***

Tommy zbudził się o poranku. Rozejrzał się dookoła; znajdował się w salonie. Przetarł zmęczone oczy i

ruszył w kierunku sypialni. Zatrzymał się przy zdjęciu młodej kobiety; uśmiechnął się pod nosem.

Spodziewał się, że może być to siostra lub ukochana Carpentera. Nacisnął klamkę pokoju, w którym

spał Isaac. Nie chcąc go budzić ubrał się i opuścił mieszkanie, nie zostawiając żadnej wiadomości.

Pół godziny później.

W domu Lambertów panowała absolutna cisza. Tommy zamknął za sobą drzwi i ruszył w kierunku

kuchni, gdzie spodziewał się spotkać kogoś z członków rodziny. Zawiesił dłoń na karku, czując napięcie

wszystkich mięśni. Tej nocy spał stanowczo za krótko.

Page 338: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

338

– Adam? – Zawołał. Cisza.

Gdy ruszył w stronę salonu usłyszał swoje imię. Odwrócił się w stronę przedpokoju; ujrzał tam

czarnowłosego, który wyszedł mu naprzeciw. W jego oczach malowała się złość.

Tommy przeczesał rozczochrane włosy

– Adam, cześć… – Zwolnił – Myślę, że powinniśmy porozmawiać – Rzucił bez zastanowienia,

wspominając miniony dzień.

– W porządku – Rzekł Adam, zatrzymując się przed Ratliffem – To może dowiem się, gdzie

spędziłeś ostatnią noc?

Drażliwy temat. Niezrozumienie.

Tommy nie zamierzał kłamać

– U Isaaca – Powiedział łagodnie i dopiero po chwili zaczął żałować, że przyznał się do prawdy.

Adam szarpnął blondyna i przyparł go do najbliższej ściany

– Co?! – Krzyknął, zaciskając ręce na jego ramionach.

Blondyn poczuł przejmujące zimno i ból rozchodzący się po wszystkich kościach, cofnął się

– Nie spałem z nim! – Odparł równie głośno.

– Odechce ci się pieprzenia z kim popadnie – Ton głosu Adama zmienił charakter. Czarnowłosy

złapał Ratliffa za kark i zaprowadził go do kanapy, popychając szczupłe ciało na miękki materac.

– Adam, co ci odbiło?! – Krzyknął basista, a w jego głosie słychać było przerażenie. Nigdy

wcześniej nie był tak wystraszony a zarazem wściekły.

Czarnowłosy przyparł go do obicia, ściskając chude nadgarstki. Uwięził go pod sobą, całkowicie tracąc

kontrolę. Złość, niesamowita wściekłość przysłoniła mu trzeźwe patrzenie. To nie był on. To był potwór

uwięziony w jego umyśle.

– Adam! – Krzyknął basista, szarpiąc się. To wszystko działo się tak błyskawicznie, że nie zdążył

jakkolwiek zareagować. Miał wrażenie, że traci kontrolę, staje się słabszą stroną. Po chwili usłyszał

dźwięk rozsuwanego rozporka.

Lambert szarpnął go za włosy, zmuszając do milczenia. Urwany krzyk wypełnił przestronny salon.

– Za długo pozwalałem ci na taką samowolę – Warknął, przewracając chłopaka na brzuch.

– Co ty odpierdalasz?! Puść mnie! – Krzyknął Tommy, gdy poczuł, że spodnie zsuwają się z jego

bioder. Każda próba walki kończyła się mocnym gestem ze strony Adama. Jeszcze agresywniejszym

Page 339: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

339

zachowaniem. Gdy silna dłoń zacisnęła swe palce na jego szyi, chłopak przestał się szamotać. Czuł

strach. Wolał się poddać; przecież Adam to jego partner. Jego miłość. Nie skrzywdzi go.

Silny ból w głowie Adama ustąpił po gwałtownym pulsowaniu. Westchnął kilka razy; jego dłoń była

zdrętwiała, palce samoistnie drżały. Obraz przed jego oczami pojawił się jakby na nowo; dopiero do

niego dotarło, co tak naprawdę się dzieje. Ratliff, ogarnięty strachem i przybity bólem trwał w

bezruchu. Jego ciało drżało, palce kurczowo zaciskały się na małej poduszce. Co mogło mieć większą

moc? Złamanie męskiej dumy? Przekroczenie granicy zaufania?

– Spodziewałem się po tobie wszystkiego… oprócz tego… – Odepchnął Adama, obrzucając go

pogardliwym spojrzeniem. Zsunął nogi z kanapy i ubrał się w pośpiechu.

Lambert nadal nie mógł wyrwać się z amoku

– Tommy, zaczekaj chwilę! – Przyłożył dłoń do czoła – Tommy, do jasnej cholery, stój!

Basista stanął do niego przodem i cofnął się na krok

– Nie zobaczysz mnie w tym domu już nigdy – Starał się nie okazywać emocji, choć nie było to

łatwe. Każdy jego gest przesiąknięty był poddenerwowaniem. Ruszył w stronę drzwi.

– Ty…

Basista zatrzymał się. Stanął przed Lambertem. Cisnął w niego swoją kurtką

– Popieprzyło ci się w głowie. Zadzwoń, gdy ochłoniesz.

Czarnowłosy westchnął. Nie miał odwagi przyznać się do prawdy. Przełknął ślinę i zacisnął powieki, gdy

drzwi trzasnęły głośno, jak nigdy wcześniej. Został sam; tak bardzo bał się samotności. Z drugiej strony

większym strachem napawała go myśl, że może zranić swojego partnera.

***

Gdy Ratliff opuścił mieszkanie Lamberta, zastanawiał się, gdzie powinien się udać. Isaac? Nie. To nie

wchodziło w grę. Ruszył przed siebie, licząc, że znajdzie jakikolwiek postój taksówek. Poklepał obie

kieszenie, by znaleźć swój telefon; niemal automatycznie wybrał numer do Brooke, w tym samym

czasie szukając paczki papierosów.

– Słucham cię, skarbie? – Usłyszał delikatny głos, należący do tancerki.

– Powiedz mi, wiesz coś na temat Adama? – Spytał, otwierając paczkę Chesterfieldów. Była

pusta.

– A co masz na myśli?

– Kurwa – Przeklął, wyrzucając opakowanie do śmietnika – Zachowuje się jak skończony dupek.

Page 340: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

340

Chwilowa cisza. Ciche szmery po drugiej stronie.

– Brooke?

– Telefon mi siada. Oddzwonię za jakiś czas.

Ratliff zatrzymał się na środku chodnika

– Mów co wiesz na ten temat.

– Zwariowałeś.

– Mów, czekam – Rzekł zdecydowanie, łapiąc nadjeżdżającą taksówkę. Zajął miejsce z tyłu i

machnął ręką, gdy podstarzały mężczyzna spytał o kierunek kursu.

– To nie jest twoja sprawa.

Tommy roześmiał się nerwowo

– Jeśli nie moja, to czyja? To jest mój facet do cholery i jeśli on mi nie powie co się dzieje, to

powie mi ktoś inny.

– To nie jest rozmowa na telefon – Rzekła krótko.

– Nie mam czasu łamać utartych frazesów, mów jasno o co chodzi.

– Ma problem.

Ratliff wpatrywał się w plac za oknem. Zamrugał dwukrotnie

– To już zdążyłem zauważyć.

– Jest chory. Poważnie chory.

Pochylił się, opierając łokcie o kolana

– Czemu ja o niczym nie wiem?

– Nie chciał cię denerwować.

– Ja pieprzę… – Westchnął cicho, zasłaniając oczy dłonią – Chory? Na co?

– Porozmawiaj z nim o tym osobiście. Nie mieszajcie mnie w swoje sprawy – Powiedziała, po

czym nastąpiła długa cisza. W przypływie gniewu rozłączył się i rzucił telefon na siedzenie obok. Nie

wiedział co powinien zrobić. Jego ciało drżało, powietrze rozpychało płuca, sprawiając ból. Nerwy.

Strach.

– Dokąd jedziemy? – Spytał wąsaty mężczyzna, przekręcając klucz w stacyjce.

Page 341: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

341

Tommy był wściekły na Adama. Czuł do niego nienawiść podszytą obrzydzeniem; z drugiej strony

Lambert nadal był dla niego najważniejszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkał na swej drodze.

To nie mogło się zmienić.

– Gdziekolwiek. Jedź do centrum – Wyszeptał, czując drżenie swego głosu.

***

Dzwonek do drzwi wyrwał Adama z przemyśleń. Wstał, ruszył do przedpokoju i nacisnął klamkę. Nie

spodziewał się gościa, którego właśnie ujrzał.

– Cześć – Rzekł Kris, wciskając dłonie w kieszenie – Można?

Adam nie odpowiedział. Nie był w nastroju na rozmowy, plotki i śmiech. Otworzył szerzej drzwi,

zapraszającym tym gestem do środka. Allen przekroczył próg domu i podążył w stronę salonu. Usłyszał

za sobą ciche kroki.

– Adam? – Odwrócił się, patrząc w niebieskie oczy.

Odpowiedział milczeniem. Patrzył pytająco w stronę piosenkarza.

– To co ostatnio zdarzyło się między nami…

– To nie ma znaczenia – Uciął Lambert, opierając się o framugę. Nie interesowało go nic poza

zajściem, które miało miejsce kilka godzin temu. Czuł ból; taki, którego nie dało się załagodzić nawet

najsilniejszym trunkiem.

Kris zacisnął wargi i wzruszył ramionami.

– Wybacz, ale pokłóciłem się z Tommym – Rzekł szorstko Adam – Chciałbym zostać dzisiaj sam.

– W porządku – Rzucił Kris i ruszył w stronę drzwi. Poczuł silny uścisk na swym ramieniu;

zatrzymał się.

– Po co przyszedłeś? – Ton głosu Adama złagodniał. Zagubione, brązowe oczy wpatrywały się

w jego oblicze. Lambert nie mógł zapominać, że przecież są przyjaciółmi. Allenowi należała się chociaż

krótka chwila uwagi.

– To nic pilnego. Wpadnę innym razem – Rzekł z zakłopotaniem.

– Kris… – Westchnął Adam, opierając się o ścianę – Co się stało?

Piosenkarz odwrócił wzrok. Przeciągnął językiem po suchych wargach. Po chwili odnalazł błękitne

tęczówki, patrzące na niego z przejmującą obojętnością.

– Nic. Po prostu myślałem o tym, co wydarzyło się ostatnio między nami, a właściwie naszą

trójką – Powiedział łagodnie.

Page 342: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

342

– No i co w związku z tym? – Spytał brunet, unosząc brwi.

Wcisnął dłonie głębiej w kieszenie swych ciemnych spodni

– Jaki miałeś w tym cel?

Brunet wzruszył ramionami

– Chciałem, żebyś się dobrze bawił.

– Tylko tyle?

– A co więcej?

Kris milczał, wpatrując się w błyszczące, niebieskie oczy. Ich głębia zawsze go hipnotyzowała. Nigdy

wcześniej nie spodziewał się, że będzie czuł taką potrzebę. Walczące w nim sprzeczności musiały

znaleźć ujście. Zbliżył się do Lamberta i łagodnie, lecz zdecydowanie ucałował jego wargi. Jego powieki

opadły swobodnie, gdy czuł na sobie dotyk miękkich ust. Nie był to agresywny i gwałtowny pocałunek;

miał w sobie dużą dozę czułości, emanował głębokim zaufaniem.

– I to – Szepnął między rozchylone wargi Lamberta. Nie stać go było na więcej słów. Nie

wiedział, co dzieje się na dnie jego serca; jednego był pewien. Tamten wieczór zmienił wiele.

Czarnowłosy wpatrywał się przed siebie

– Kris? – Spojrzał na niższego od siebie chłopaka.

Allen wpatrywał się w niego z wyczekiwaniem .

Adam milczał. Zawiesił dłoń na karku piosenkarza

– Nie bądź niemądry. Katy czeka na ciebie w domu.

– Więc czemu cokolwiek zaczynałeś? – Uniósł wzrok – Nie pomogłeś mi ze sobą walczyć. Miałeś

świadomość tego, że mnie pociągasz.

– Bo jeśli w twojej głowie pojawiają się takie pragnienia, prędzej czy później im ulegniesz –

Adam patrzył w zagubione oczy – A wolę, byś uległ ze swoim najlepszym przyjacielem niż obcym

skurwysynem z klubu, który przeleci cię nim się obejrzysz.

Kris spuścił wzrok. Oparł czoło o ramię Adama i zmrużył oczy

– To nie jest wytłumaczenie.

Czarnowłosy pokręcił głową

– Twoja niewinność i naiwność mnie czasami przerastają. Choć to zabrzmi brutalnie, nie dasz

rady uciec przed tym, czego naprawdę potrzebujesz. Nie możesz oszukiwać samego siebie.

Page 343: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

343

– To był tylko jeden incydent – Zauważył Allen.

Adam patrzył na niego. Po chwili uśmiech pojawił się na jego twarzy . Zbliżył się do mężczyzny, niemal

stykając swoje wargi z jego skórą.

– Czuję twój przyspieszony oddech. Słyszę, jak głośno bije ci serce. Bądź szczery, Kris. Ale

najpierw przyznaj się przed samym sobą – Rzekł szeptem, powoli się odsuwając.

Allen nie odpowiedział. Zacisnął wargi i spiesznie wyszedł z domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Adam

uchylił powieki; przed jego oczami cały czas stawała postać Tommy’ego. Jego wystraszone oczy. Pełne

nienawiści i niezrozumienia.

– Czemu… – Szepnął do siebie, uderzając pięścią w ścianę. Odpowiedzią była cisza.

61. Poza czasem

Tommy czuł się rozbity. Siedział w jednej z miejskich kawiarni i kończył pierwszą tego dnia kawę.

Przesunął palcami po chłodnej porcelanie i zmrużył oczy; jego dłoń drżała, nie potrafił nad tym

zapanować. Westchnął cicho i wstał, opuszczając lokal. Szedł samotnie ulicami wiodącymi w stronę

domu. Choć droga była długa, postanowił iść pieszo. Potrzebował czasu na przemyślenia, na ułożenie

w głowie pytań, które zechce zadać. Wsunął zimne dłonie do kieszeni skórzanej kurtki, wbił wzrok w

betonowe płyty i w zupełnym milczeniu pokonywał metr za metrem.

***

Adam nie miał ochoty z nikim się widzieć. Choć ból ustał, a kolejne ataki nie miały już miejsca, nie

potrafił pogodzić się z tym, do czego dopuścił. Siedział przy stole, wpatrując się w dwa talerze, spośród

których jeden był pusty. Ciężkie powieki opadły, a głowę podparły zmęczone dłonie. W pewnej chwili

do jego uszu dobiegł szmer klucza przekręcanego w zamku. Uniósł wzrok, spodziewając się Neila. W

oczekiwaniu wpatrywał się w otwartą przestrzeń łączącą kuchnię z przedpokojem. Kilka sekund później

ujrzał niskiego blondyna, który zatrzymał się w połowie drogi. Jego oczy wyglądały na smutne, wargi

nawet nie drgnęły. Niczym zahipnotyzowany ruszył powolnym krokiem w stronę Adama, pochylił się

nad nim i przytulił go do swojego ciała, najmocniej jak potrafił. Lambert odetchnął i zawiesił dłonie na

ramieniu Tommy’ego. Tak bardzo potrzebował jego dotyku, bliskości, świadomości, że nie jest sam.

Blondyn spokojnie usiadł na kolanach partnera, ujął jego twarz w dłonie i głęboko spojrzał w niebieskie

oczy. Zanurzył się w tej toni; chłonął widok przerywany regularnym opuszczaniem powiek.

Page 344: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

344

– Nie chciałem cię skrzywdzić. Wybacz mi, proszę – Rzekł brunet, obejmując Tommy’ego w

pasie. Tak bardzo bał się go stracić. Ratliff widział w chłodnych tęczówkach ból, potrzebę

odpokutowania. Ucałował Adama w czoło i wtulił jego głowę w swoje ramię.

– Powiedz mi prawdę. Bądź ze mną szczery, pozwól mi siebie zrozumieć – Powiedział spokojnie.

Długą ciszę przerwał głos bruneta.

– Jest coraz gorzej. Diagnozę postawiono niedługo po zakończeniu trasy koncertowej. Objawy

się nasilają, liczyłem, że proces się zatrzyma. To było możliwe – Mówił cicho. Poczuł, że jego palce

przeplatają się z palcami Tommy’ego.

– Co ci dolega? – Spytał Ratliff, odsuwając się, by spojrzeć w oczy ukochanego – Nowotwór?

– Choroba Huntingtona.

Tommy zmrużył oczy, wyrażającym tym swoje niezrozumienie

– Nie słyszałem o niej.

Adam zacisnął wargi i westchnął cicho

– Drżą mi ręce, coraz częściej boli mnie głowa. Mam problemy ze snem, zaczęły się problemy z

panowaniem nad sobą. Jeśli to będzie postępowało tak szybko jak teraz, niedługo zaczną się problemy

z pamięcią, oddychaniem, normalnym funkcjonowaniem. Już teraz nastąpił etap zaburzeń tożsamości.

Ratliff patrzył w milczeniu. Zastygł w bezruchu.

– To, czego się dzisiaj dopuściłem… – Spuścił wzrok – Ja nigdy, przecież wiesz…

Blondyn westchnął i znacząco pokiwał głową

– To nie byłeś ty. Nie wracajmy do tego.

– Ale ja… – Czarnowłosy uniósł głowę, jednak basista mu przerwał.

– To nie twoja wina.

Adam milczał dłuższą chwilę

– Nie wiem jak to opisać. To jest jak krótka pauza w życiu. Dopiero po chwili orientujesz się, co

tak naprawdę się dzieje. Nigdy sobie nie wybaczę, że prawie cię…

– Hush… – Przerwał mu Tommy. Ujął jego twarz w dłonie i skierował ku swojemu obliczu –

Przejdziemy przez to.

Adam spojrzał w brązowe oczy. Przytulił szczupłe ciało

– Obawiam się, że zostało nam niewiele czasu, a ty nie jesteś gotowy, by to znosić.

Page 345: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

345

Ratliff zacisnął wargi, starając się powstrzymywać od łez. Przeczesał palcami miękkie, czarne włosy.

– Czemu wcześniej mi nie powiedziałeś…

– Liczyłem, że wszystko się zatrzyma – Rzekł cicho, odgarniając z czoła chłopaka jasne włosy –

Ostatni miesiąc utwierdził mnie w przekonaniu, że jest coraz gorzej.

Tommy zacisnął powieki, czując pod nimi silne pieczenie

– Proszę, powiedz, że to nieprawda. Proszę cię, Adam… – Oparł czoło o ramię mężczyzny, czując

zapach jego perfum. Chłonął go wszystkimi swoimi zmysłami. Uczył się go na pamięć. Silne dłonie

znalazły się na jego plecach.

– Powinienem być szlachetny – Odparł czarnowłosy – Pozwolić ci odejść już teraz, dla twojego

dobra. Nazwij mnie egoistą, ale chcę, byś został przy mnie. Cokolwiek się stanie, nie odchodź… –

Wyszeptał, zamykając oczy.

– Nie zostawię cię – Odparł równie cicho – Dlaczego mówisz o tym z takim spokojem?

Adam spojrzał w błyszczące oczy chłopaka. Uśmiechnął się smutno

– Bo byłeś ostatnią częścią, której potrzebowałem do bycia szczęśliwym. Teraz moje życie stało

się już kompletne. I… dziękuję, że wróciłeś.

Obie dłonie wzajemnie splotły się ze sobą, spojrzenia natomiast mijały się.

– A lekarstwa? Co z nimi?

Adam wzruszył ramionami

– To choroba genetyczna. Mogę przyjmować jedynie środki łagodzące objawy. Nauczyłem się

żyć z tą myślą, Tommy. Jeszcze zdążymy przeżyć wiele wspólnych, niezapomnianych chwil – Wymusił

na swojej twarzy łagodny uśmiech.

– Uratowałeś mi życie. Chciałbym uratować twoje. Powiedz tylko, że jest taka szansa. Powiedz

tylko jak… – Choć walczył ze sobą, nie był w stanie dopuścić do siebie myśli, że któregoś dnia zapomni

tych niebieskich oczu, pełnych radości uśmiechu. Znajomego zapachu, kojarzącego się z domem.

– Wiele już przeszliśmy. Przejdziemy i przez to – Rzekł Adam, ocierając policzki chłopaka – Chcę

jeszcze z tobą zamieszkać, pójść na koncert Raviego, zobaczyć Tiffany, nagrać płytę – Zawiesił głos, gdy

przypomniał sobie o pierścionku zaręczynowym – A to jedynie mała część tego, co razem zrealizujemy.

– Wierzysz, że jest szansa na wyzdrowienie? – Spytał Tommy.

Adam spojrzał w smutne oczy. Nie chciał ich pogrążać. Znacząco pokiwał głową.

Page 346: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

346

– Gdybym po ostatnim nieudanym związku zwątpił w miłość, nie spotkałbym ciebie – Tym

razem jego uśmiech był szczery – Wiem, że to nienajlepszy moment, ale będziesz mógł zająć się sobą

na godzinę? Muszę zadzwonić do brata, obiecałem mu to. Jeszcze o niczym nie wie.

Tommy wstał z kolan Adama i ucałował go w głowę. Bez słowa opuścił salon i napisał krótką wiadomość

do najbliższego mu przyjaciela.

„Przyjedź do mnie jak najszybciej”.

***

Siedzieli w milczeniu wpatrując się w siebie wzajemnie. Tommy wziął łyk zimnej wody i poczuł jak

lodowate igiełki wbijają się w jego przełyk. Zacisnął powieki; po chwili nieprzyjemne uczucie odpuściło.

– Bóg wybrał sobie ciebie na Hioba – Rzekł Isaac, wtulając się w koc, którym był owinięty –

Śmierć przyjaciela, Pauli, sam niemal zginąłeś z ręki byłej dziewczyny.

– To wszystko razem wzięte nie może równać się chorobie Adama – Odparł, wbijając wzrok w

kominek – Bóg to synonim demona.

– Przeklinasz – Odparł Carpenter – A przecież miałeś próbę nawrócenia, prawda?

Tommy zmierzył wzrokiem przyjaciela

– Ktokolwiek ma się za miłosiernego nie daje ci wszystkiego, czego potrzebujesz, by zaraz ci to

odebrać i zadać niewyobrażalny ból.

Perkusista zacisnął wargi i pokiwał głową.

– Jeśli w ogóle istnieje – Dodał szeptem blondyn – Może pozbawić mnie wszystkiego. O Adama

będę walczył do samego końca. Nie oddam go bez walki. Żadna pieprzona, nadludzka moc nie będzie

decydować o naszej miłości.

– Rozumiem, że się buntujesz, ale któregoś dnia ta cała sytuacja może cię przerosnąć – Odparł

Isaac – Adam jest teraz zdolny do wszystkiego. A jeśli zacznie cię bić? Zdradzać? Poniżać i ranić?

Blondyn wbił wzrok w płomienie ognia. Miał wrażenie, że iskry zagnieżdżają się w jego nerwach

– Zniosę wszystko. Wybaczę wszystko. To nie on, znam go. Wiem, kiedy jest sobą – Dokończył

szklankę wody i położył głowę na oparciu fotela.

– Boisz się?

Spodziewał się tych słów. Zwlekał z odpowiedzią. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego jak beztroskie

było całe jego życie.

– Boję się jedynie dnia, w którym zajdzie słońce nad horyzontem mojego życia.

Page 347: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

347

– Po każdej nocy przychodzi poranek. Jesteś strasznie sentymentalny – Isaac uśmiechnął się,

widząc jak kąciki warg Tommy’ego naturalnie się unoszą. Opuścił powieki i zanurzył się w głębi

wszelkich myśli. Słyszał jedynie cichą rozmowę dochodzącą z pokoju obok.

Po chwili ujrzeli jak Adam wchodzi do salonu. Uśmiechnął się promieniście i oparł dłonie o stół przy

którym siedziała pozostała dwójka.

– Cześć, Isaac. Mieliście już wspólną próbę u Raviego?

Tommy obserwował całą sytuację. Czuł narastające napięcie; bał się, że to tylko cisza przed burzą.

– Nie – Odparł brunet – W przyszłym tygodniu gramy w jego sali. Właściwie chyba już jesteśmy

przyjęci.

Adam kiwnął znacząco głową

– Jesteście zdolni, to żadne zaskoczenie. Zjecie kolację?

Isaac przecząco pokiwał głową

– Dzięki, ale muszę wracać. Dziewczyna składa mi dziś wizytę.

– Romantyczny wieczór we dwoje? – Adam mrugnął, na co Carpenter odpowiedział

uśmiechem. Poszedł do przedpokoju, by zarzucić kurtkę na nagie ramiona. Westchnął pod nosem,

żałując, że nie może spędzić tego wieczoru z Ratliffem. Tommy poszedł za nim, by pożegnać przyjaciela.

Oparł się ścianę i ziewnął, nie kryjąc zmęczenia.

Perkusista uśmiechnął się do basisty i podszedł do niego. Złapał go za ręce; blondyn poczuł dreszcz

rozpoczynający się w opuszkach palców i niknący w dole klatki piersiowej.

– Trzymaj się. I bądź dzielny, bo jeszcze nic nie jest przekreślone – Puścił szczupłe dłonie i cofnął

się na krok. Po chwili milczenia objął chłopaka i ucałował jego policzek. Tommy otworzył szerzej oczy,

nie spodziewając się tego gestu.

– W takim razie do zobaczenia.

– Cześć.

Gdy Isaac opuścił dom Adama, a żółte reflektory samochodu zniknęły w oddali, Tommy poczuł dłonie

zaplatające się przed jego brzuchem. Ciepłe ciało złączyło się z jego plecami, a do ucha dotarł cichy,

niemal bezgłośny szept.

– Bez ciebie bym zwariował.

Page 348: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

348

Panująca cisza pogłębiła milczenie między nimi. Miarowe tykanie zegara stało się na tyle monotonne,

że przestali zwracać na nie uwagę. Kojak smacznie drzemał w kojcu otoczony stosem zabawek

kupionych przez Neila. Co kilka chwil nerwowo poruszał łapami, będąc pogrążonym w głębokim śnie.

– W takich chwilach jak ta, mam wrażenie, że czas się zatrzymuje. Że ta noc nigdy się nie

skończy – Rzekł Tommy, kładąc dłoń na dłoni Adama. Poczuł ciepło jego skóry, przyjemną gładkość. Po

chwili gorące powietrze zaczęło drażnić jego szyję i płatek ucha, do którego dostał się kolejny, subtelny

szept

– W takim razie niech upłynie nam w taki sposób, w jaki chcielibyśmy spędzić wieczność.

Tommy zmrużył powieki, gdy poczuł jak Adam staje przed nim. Brunet zaczął smakować miękkich ust

z taką dozą delikatności, na jaką nie zdobył się nigdy wcześniej.

– Boisz się mnie? – Spytał po chwili, czując nieznaczne drżenie ciała swojego kochanka.

Ratliff zacisnął wargi i uniósł wzrok, spoglądając w niebieskie oczy

– Nie chcę więcej słyszeć takich pytań – Przesunął palcami po policzku Adama – Chodź – Złapał

jego dłoń i powoli ruszył w stronę przestronnej sypialni, będącej pokojem dla gości – Możemy

przenocować tutaj? – Spytał, zapalając światło.

Potężne, czarne łóżko otoczone było drobnymi lampkami, które oświetlały pomieszczenie subtelnym

półmrokiem. Kremowy, miękki dywan pachniał bawełną. Śnieżnobiała pościel kusiła swoją gładkością

i połyskiem.

– W porządku. Jeśli ci się podoba, nie mam nic przeciw – Uśmiechnął się Adam, zasłaniając

żaluzje. Cenił sobie prywatność.

Tommy cofnął się na krok

– To ja… wezmę prysznic.

Lambert nie odpowiedział. Wpatrywał się w basistę.

Blondyn uniósł brew

– Co jest?

Adam pokiwał głową

– Nic. Idealnie pasujesz do tego domu.

Ratliff uśmiechnął się i zniknął za dębowymi drzwiami łazienki.

***

Page 349: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

349

Adam przeczesał palcami czarne włosy i wymieniał wiadomości z Neilem. Bardzo tęsknił za swoim

bratem. Zgiął nogi w kolanach i włożył rękę za głowę, wpatrując się w wyświetlacz. Musiał przyznać;

nowe łóżko było bardzo komfortowe. Choć bardzo chciał zasnąć, postanowił zaczekać na swojego

chłopaka. W końcu u słyszał ciche kroki; uniósł wzrok. Jego serce zabiło mocniej.

Tommy podszedł do niego i usiadł na krawędzi łóżka. Miał na sobie długi, cienki szlafrok, będący

własnością Adama.

– O… – Westchnął Lambert, biorąc głęboki oddech.

Tommy uśmiechnął się delikatnie, opierając dłoń o tors czarnowłosego.

– Powinieneś odpocząć.

Adam podparł się na łokciach, chłonąc widok swojego chłopaka. Zadziwiało go, że blondyn fascynuje

go z każdym dniem coraz bardziej; na każdej płaszczyźnie. Usiadł i zbliżył się do niego, ujmując twarz w

dłonie. Ucałował miękkie, rozchylone wargi i objął szczupłe ciało, przyciągając je do siebie. Pragnął

zaznać z nim szczególnej bliskości. Nadać głębszego wymiaru temu, co mogło złączyć ich w wymiarze

fizycznym.

Powoli rozwiązał niedbale spleciony supeł szlafroka i rozchylił obie części materiału, a jego dłonie

zakradły się pod miękką bawełnę, by spocząć na jeszcze wilgotnych od wody plecach. Zbliżył się do

rozchylonych warg chłopaka

– Zdominowałeś moje życie… – Pocałował go łagodnie. Tommy nieśmiało zsunął ze swych

ramion szlafrok i pozwolił mu opaść na krawędź łóżka. Został całkowicie nagi; dla Adama ten widok był

najbardziej pociągającym, jak kiedykolwiek pojawił się nawet w jego wyobraźni. Nagie ciała zaczęły

ocierać się o siebie wzajemnie, ich temperatura rosła z każdą kolejną sekundą. Adam opadł na plecy i

poczuł jak szczupłe ciało basisty powoli opada na jego klatkę piersiową i brzuch. Po chwili miękkie usta

całowały wrażliwą na dotyk szyję oraz delikatnie zaznaczone obojczyki. Masywne palce zanurzyły się w

jasnych włosach chłopaka, który kilkoma zwinnymi ruchami pozbawił Adama bielizny. Usiadł na jego

biodrach i pochylił się, by poczuć na drżących wargach usta Adama. Ich spojrzenia w pewnej chwili

spotkały się; po raz pierwszy w takiej sytuacji Adam poczuł wstyd. Onieśmielenie spowodowane

spojrzeniem swojego chłopaka, jego drobnymi gestami, budującymi całą pełną miłości i niewinności

atmosferę.

Czarnowłosy objął chłopaka i łagodnie pieścił jego szyję, wodząc wargami po wilgotnej jeszcze skórze,

która delikatnie się zaróżowiła. Uniósł powieki, patrząc w brązowe oczy. Po chwili stracili kontakt,

zaciskając powieki; ich ciała zaczęły łączyć się w namiętnym uścisku. Mocno, intensywnie, ale powoli i

z wyczuciem.

Page 350: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

350

– Tommy… – Spomiędzy warg Adama wydobył się głęboki szept. Zacisnął palce na łopatkach

chłopaka, który przygryzł wargi, czując całym sobą bliskość czarnowłosego. Szczupłe ciało wyprężyło

się pod wpływem silnego, rozpierającego doznania, którego tak bardzo potrzebowali. Spojrzenia

ponownie spotkały się, tym razem na dłużej. Lambert obserwował ciało swojego chłopaka, który

łagodnie unosił się i opadał na jego biodrach, opierając dłonie o klatkę piersiową czarnowłosego.

Wyglądał niesamowicie; otulony półmrokiem, wijący się subtelnie na jego podbrzuszu, ze wszystkimi

emocjami wymalowanymi na zarumienionej twarzy. Poddali się impulsywnym emocjom, które

rozpierały ich dogłębnie.

W tej chwili cisza była najwspanialszym uzupełnieniem tego wieczoru. Słyszeli każdy, najmniejszy

szmer, mogli skupić się na dawaniu oraz czerpaniu rozkoszy, zaangażować się do głębi w tak miłosne

uniesienie. Dłonie Adama spłynęły po ramionach chłopaka, wyczuwał jego napięte mięśnie, wygięte w

strunę ciało, które co chwile prężyło się i poddawało fizjologii. Drżało z emocji i ze zmęczenia.

Kiedy usłyszał, że oddech Tommy’ego spłyca się, a ciało odbiera intensywniej każdy gest, usiadł,

obejmując go i przytulając do swojego ciała. Ich klatki piersiowe ocierały o siebie, oddechy kierowane

były wzajemnie między rozchylone wargi, krótkie pocałunki stawały się coraz rzadsze z wagi na

niemożność skoncentrowania się na niczym innym niż nadchodząca ekstaza. Niemal w tej samej chwili

przywarli do siebie, tworząc symfonię rozkosznych dźwięków. Złączyli się w długim, mocnym

pocałunku, który był przerywany poprzez impulsywne skurcze ich ciał. Dłonie ześlizgiwały się ze

spoconej skóry, a spojrzenia gubiły się, nie mogąc odnaleźć żadnego punktu zaczepienia. Istny chaos i

szum w głowie spowodował, że nie byli w stanie wydusić z siebie ani słowa. Ciężkie oddechy

uzupełniały się naprzemiennie, napięte mięśnie trzymały ich w mocnych objęciach. Tommy czuł jak

tors Adama nadal poddaje się coraz łagodniejszym spazmom uniesienia. Za każdym razem, gdy

nieznacznie odrywał się od jego ciała i wstrzymywał oddech, Ratliff czuł głębsze przywiązanie do jego

osoby. Wzajemnie doprowadzili się do tak podniosłego uczuciowo stanu. Poddając się silne zmęczenia,

opadli na środek łóżka. Adam uniósł powieki, czekając aż Tommy odwzajemni leniwe spojrzenie.

Przysunął jego dłoń ku swoim wargom i ucałował ciepłą skórę. Przesunął palcami po zaróżowionym

policzku chłopaka, który zaczął dochodzić do siebie. Otworzył oczy, wpatrując się w tęczówki Lamberta.

Wtulił głowę w jego tors i nie mówiąc ani słowa pozwolił mu zasnąć.

Choć był bardzo zmęczony, nie pozwolił sobie zmrużyć oka. Czuwał przy Adamie do samego rana;

jedynie kilka razy wpadł w krótką drzemkę. Lambert przespał tę noc do bladego świtu. Dla Ratliffa to

był dobry znak; żadnej pobudki. Westchnął, okrywając się kołdrą. Sięgnął po telefon; mocne światło

wyświetlacza oślepiło jego oczy. Mruknął z niezadowoleniem i wysłał wiadomość adresowaną do

Isaaca.

Page 351: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

351

To była najlepsza noc w moim życiu. Nigdy wcześniej nie zakochałem się na nowo w kimś, kogo przecież

kocham cały czas.

62. Ostatnie życzenia

Pomieszczenie zgromadziło blisko pięćdziesiąt, może sześćdziesiąt osób. Neil był jednym z niewielu

znajomych gości – tylko jego Tommy kojarzył na tym dziwnym spotkaniu. Nim zdążył do niego podejść

poczuł dłoń, zaciskającą się na nadgarstku. Zamarł w bezruchu. „Nie idź tam. Zostań ze mną” usłyszał

znajomy głos. Po chwili ciepłe wargi zetknęły się z jego skórą, jakby ze wszystkich sił pragnęły nie

pozwolić mu na wykonanie żadnego ruchu. „wołał mnie” – „poczeka”. Blondyn objął Adama i uchylił

powieki; Neil stojący na końcu sali już nie przypominał siebie. Był kimś innym. Nie, nie znowu…

Tommy poderwał się, gdy usłyszał sygnał swojego telefonu. Chwycił urządzenie i odebrał, opadając na

poduszkę.

– Słucham?

– Tutaj Ravi. Wieczorem gramy w klubie w waszym mieście. Wpadnijcie, jeśli macie ochotę.

Posłuchacie jak brzmimy na żywo, zobaczysz w jakim kierunku chcemy zmierzać, przy okazji będziemy

mogli posiedzieć przy piwie.

Tommy zasłonił oczy, starając się odsunąć od siebie nieprzyjemny sen. Westchnął cicho.

– Jesteś tam?

– Tak. W porządku, przyjadę, daj mi tylko namiary.

– Wyślę zaraz. Mam jedną prośbę – Rzekł Ravi – Weź ze sobą umowę, którą podpisałeś dla

Sony Music. My należymy do innej wytwórni i chcę wiedzieć, czy tymczasowo możesz podlegać

zarówno im jak i nam.

– Żaden problem – Pochylił się, podpierając łokcie o nagie kolana – Do zobaczenia.

Zsunął nogi z łóżka i dłuższą chwilę wpatrywał się w ścianę. Zarzucił na ramiona szlafrok i zerknął na

godzinę; zegar wskazywał jedenastą przed południem. Nie chcąc zwlekać z szukaniem dokumentów,

podszedł do jednej z szuflad, wyciągnął cały folder i wrócił z nim na duże łóżko.

Sięgnął do teczki Sony Music Adam Lambert i z irytacją przerzucał kolejne kartki.

Page 352: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

352

– Mógłbyś w końcu zrobić z tym porządek – Mruknął pod nosem, nie zważając, że

czarnowłosego nie ma w pokoju. Po kilku minutach wyciągnął właściwy dokument, odłożył go na bok i

złapał plik, by wrzucić go z powrotem do szuflady. Zauważył tam kopertę, leżącą na samym dnie.

Dłuższą chwilę zastanawiał się, czy zajrzeć do środka. Nie miał zwyczaju szperać w cudzych rzeczach, a

tym bardziej nie chciał kontrolować Adama. Gdy miał już wrzucić teczki, zawahał się. Ciekawość

wygrała. Wyjął kopertę i oparł się o szafkę, wyciągając jedną kartkę ze środka.

Ja, Adam Mitchel Lambert, syn Leili oraz Ebera, urodzony w dniu 29 stycznia 1982 roku w San

Diego, oświadczam, że:

1.Powołuję rodziców do spadku, którym będą zyski z mojej kariery muzycznej od dnia śmierci do daty

nieokreślonej.

Zastygł w bezruchu. Jego wzrok powędrował linijkę niżej.

2.Powołuję brata, Neila do otrzymania całego sprzętu muzycznego wraz z zapisami architektonicznymi

oraz notarialnymi, związanymi z planem realizacji budowy własnej wytwórni muzycznej.

3.Powołuję mojego partnera, Tommy’ego Joe Ratliff do otrzymania spadku, w który wliczają się:

a) Posiadane dochody osobiste.

b) Plany architektoniczne, kosztorys oraz umowę z firmą budowlaną realizującą budowę domu

w Morro Bay.

We wszechogarniającej ciszy słyszał jedynie przyspieszone bicie swojego serca. Nie był w stanie ruszyć

się nawet na krok. Odsunął kartkę sprzed oczu i wziął głęboki oddech, starając się opanować swoje

zdenerwowanie. Strach. Wściekłość. Sam nie wiedział, które emocje biorą górę. Spiesznie opuścił

pokój.

– Adam? – Zawołał głośno i wkroczył do kuchni, gdzie czarnowłosy przygotowywał śniadanie.

– Cześć – Brunet uniósł kąciki ust, jednak uśmiech jak szybko pojawił się na jego twarzy, tak

szybko zniknął.

– Możesz mi to wytłumaczyć? – Tommy uniósł dłoń, w której trzymał kartkę ręcznie zapisaną

przez Adama. Zapadła chwilowa cisza.

– To tylko na wszelki wypadek…

Page 353: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

353

– Wszelki wypadek nie istnieje, rozumiesz? Nie istnieje! – Wykrzyczał blondyn i ścisnął kartkę,

którą po chwili rozerwał na dwie części. Cofnął się na krok, gdy zobaczył, że Adam zmierza w jego

kierunku. Poczuł uderzającą dawkę adrenaliny. Popełnił błąd.

Lambert wypuścił z ręki nóż, którego przed chwilą używał. Pchnął chłopaka na ścianę z taką siłą, że

Tommy na moment stracił oddech. Silne ręce zacisnęły się na jego ramionach. Po chwili jedna dłoń

cofnęła się i zacisnęła w pięść, przygotowując się do uderzenia.

– Nie! – Tommy odwrócił głowę, przywierając do ściany. Czuł drżenie ręki Lamberta – Proszę,

nie…

Czarnowłosy gwałtownie cofnął się o metr

– Wyjdź z domu.

Tommy uniósł wzrok i spojrzał z niezrozumieniem.

– Wyjdź – Powtórzył Adam – Nim zrobię coś, czego będę żałował.

Blondyn nie ruszył się nawet na krok. Cisza pełna była napięcia. Niepewnie przysunął się i złapał

Lamberta za obie dłonie.

– Nie zostawię cię w takim stanie – Spojrzał w jego niebieskie oczy – Nie boję się ciebie.

– Przepraszam…

– Nic się nie stało – Tommy przesunął dłonią po przedramieniu bruneta.

Niebieskie oczy powędrowały po ścianie, by ostatecznie zatrzymać wzrok na podłodze. Mężczyzna

cofnął się do kuchni i oparł o blat wpatrując w widok za oknem. Westchnął cicho; po chwili poczuł

delikatny dotyk rąk, obejmujących jego talię.

– Będę przy tobie na dobre i złe… – Powiedział cicho blondyn wprost do ucha czarnowłosego.

Adam zaniemówił, czując ukłucie w dole klatki piersiowej.

– Nie składałeś mi obietnic. Nie mogę tego od ciebie wymagać.

Tommy westchnął, opierając czoło o łopatkę Adama

– Czemu próbujesz mnie od siebie odsunąć? To nie jest przyjemne.

– Robię to dla twojego dobra.

– Ranisz mnie, bym był szczęśliwy?

Adam odwrócił się i oparł ręce na ramionach niższego od siebie chłopaka. Patrzył w jego oczy.

– Nic nie mówiłeś o budowie domu – Zauważył Tommy – Skąd ten pomysł?

Page 354: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

354

Czarnowłosy zawahał się chwilę nad odpowiedzią. Oparł dłonie o blat za swoimi plecami.

– Bo chcę zamieszkać w niedużym mieście nad oceanem. Być tam tylko z tobą.

Blondyn uniósł brwi

– Ale Kalifornia? To tak daleko…

Adam odpowiedział uśmiechem

– Niedaleko od Los Angeles. Spędzimy tam niezapomniany czas.

– Chcę zobaczyć ten dom – Tommy uśmiechnął się szeroko i niemal podskoczył w miejscu –

Masz projekty?

Lambert roześmiał się i pokręcił głową

– Może mam.

– Adam, no! – Basista oparł dłonie o tors wyższego od siebie mężczyzny – Proszę.

– Przyjdzie na to czas – Odparł brunet – Im więcej będziesz prosił, tym później ci pokażę.

Zamykam ten temat do odwołania.

Wargi Tommy’ego wykrzywiły się w grymasie

– Ravi zaprosił nas dziś na wieczór do klubu – Rzekł – Chcę, żebyś poszedł.

Delikatny uśmiech po chwili pojawił się na twarzy Lamberta. Był dumny z osiągnięć swojego partnera

– A zagrasz z nimi?

– Nie, jeszcze nie. Ale ty i ja będziemy mieć chwilę dla siebie – Blondyn mrugnął, wymuszając

uśmiech na swojej twarzy.

– Muszę dziś popracować z managerem. Zobaczymy się wieczorem na miejscu, dobrze? –

Brunet ujął twarz chłopaka w dłonie i spuścił je po gładkiej szyi.

– Mogę mieć do ciebie jedną prośbę? – Spytał po chwili Ratliff. Na jego twarzy malował się

łagodny uśmiech – Nie przemęczaj się. I załóż garnitur. Dawno nie widziałem cię w eleganckim wydaniu.

Adam kiwnął głową

– Jak sobie życzysz.

***

Bar, w którym miał odbyć się występ zespołu Ravi and The Heartless sprawiał sympatyczne wrażenie.

Utrzymany w folkowym klimacie był miłym miejscem na wieczorne rozmowy przy piwie w gronie

Page 355: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

355

przyjaciół. Tommy siedział na kanapie, obserwując niszowy, holenderski band, który prezentował

nikomu nieznane covery. Blondyn podparł łokcie o stolik i wpatrywał się w szklankę piwa stojącą przed

nim. Nie miał ochoty na alkohol, ale coś musiało wypełnić jego czas spędzony na oczekiwaniu.

Nie wiem czy powinienem podpisać umowę z Ravim. Adam bardzo liczył na to, że zostanę w jego

zespole. Gdybym odszedł, prawie w ogóle byśmy się nie widywali w czasie promocji trasy koncertowej.

Z drugiej strony…

Poczuł zimną dłoń na swoim ramieniu. Uniósł wzrok.

– Camila? – Spytał zaskoczony, po czym wstał – Nie spodziewałem się ciebie tutaj.

Brunetka uśmiechnęła się łagodnie

– Można? – Spytała, wskazując na wolne miejsce obok blondyna.

– Jasne, siadaj. Przynieść ci coś z baru? – Zaproponował, ponownie zajmując swoje miejsce

– Co wogóle tutaj robisz?

– Moja dziewczyna zrobiła sobie urlop i przyjechała do znajomych. Zabrałam się z nią,

pomyślałam, że przy okazji jutro się z tobą zobaczę.

Tommy roześmiał się

– Dziewczyna?

Camila z uśmiechem wzruszyła ramionami

– Jak widać.

Blondyn odgarnął włosy do tyłu i założył ręce za kark

– Jak się trzymasz? Radzisz sobie?

– I to całkiem nieźle – Uśmiechnęła się ciepło – A ty? Wasz związek ma się dobrze?

Tommy kiwnął głową

– Jak najbardziej. Jeśli chcesz, możesz spędzić z nami wieczór. Niedługo podejmę współpracę z

nowym zespołem, posłuchasz jak grają.

Brunetka zawahała się chwilę

– Wiesz, chyba będzie lepiej jeśli znajdę swoich ludzi. Po ostatnich wydarzeniach źle się czuję

w obecności Adama. Zadzwonię któregoś dnia – Rzekła, kładąc dłoń na ramieniu basisty. Nim zdążył

cokolwiek odpowiedzieć, zwrócił uwagę na wysokiego, przystojnego mężczyznę.

Westchnął cicho, unosząc wzrok

Page 356: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

356

– Robisz niesamowite wrażenie… – Rzekł, mierząc Lamberta od stóp do głów.

Czarnowłosy miał na sobie czarny garnitur, białą koszulę i podwiązany pod kołnierzem wąski, grafitowy

krawat. Uśmiechnął się do chłopaka, darząc go subtelnym pocałunkiem. Znajdowali się w cieniu sali,

gdzie mogli uciec przed wścibskimi spojrzeniami.

– Spóźniłem się? – Spytał uprzejmie, zajmując miejsce obok basisty.

– Tylko dziesięć minut – Odparł chłopak, nie mogąc oderwać wzroku od pełnych warg Adama.

Czuł na sobie wzrok bruneta.

Nim Adam zdążył odpowiedzieć, Ravi wraz z członkami zespołu znaleźli się na niedużej scenie, gdzie

każdy zajął się swoim instrumentem.

– To oni? – Spytał wokalista, spoglądając w kierunku muzyków, którzy po krótkiej wymianie

zdań rozpoczęli grać pierwszy utwór. Gitarowe dźwięki wypełniły nieduży bar.

– Świetni są, wierz mi – Stwierdził Ratliff, zbliżając się do swojego partnera. Oparł rękę o jego

ramię – Myślisz, że będę do nich pasował?

Lambert roześmiał się ciepło

– Nie mam żadnych wątpliwości, skarbie.

Tommy dokończył swoje piwo i wpatrywał się w wokalistę, który charyzmatycznie poruszał się na

niedużej scenie. Jego uwagę przyciągał jednak ktoś inny. Niezwykle przystojny mężczyzna, siedzący tuż

obok. Spojrzał na Adama i zbliżył się do niego, czując, jak silna ręka obejmuje go w pasie. Uwielbiał ten

dotyk; zdecydowany, pewny, a zarazem delikatny. Jeśli można by ułożyć definicję poczucia

bezpieczeństwa, z pewnością byłoby to trwanie w ramionach Lamberta. Złożył na szyi delikatny

pocałunek, smakując gorzkiego posmaku perfum.

– Chcę przywitać i zaprosić do nas faceta, który zagra z nami kilka najbliższych koncertów.

Tommy, chodź do nas – Rozbrzmiał głos Raviego, na co wszyscy zareagowali oklaskami. Ratliff przeklął

pod nosem. Spodziewał się tej ewentualności.

– To sprawdzian dla ciebie – Uśmiechnął się Adam – Idź i pokaż im co potrafisz.

Ratliff wstał z kanapy i podążył w stronę podestu. Był wściekły; nie znał twórczości zespołu na tyle

dobrze, by zagrać tak, jak tego oczekiwali. Nie zamierzał jednak odmówić. To było nie w jego stylu.

Zamienił się z gitarzystą, przejmując instrument na swoje ramię.

– Czego sobie życzysz? – Spytał Ravi, szczerząc się do blondyna.

Page 357: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

357

– Killer – W brązowych oczach pojawił się znajomy błysk. Tommy zerknął na Adama, który z

dumą wpatrywał się w swojego chłopaka. Kiedy uderzył w struny, a pierwsze akordy rozbrzmiały w

ciemnym pomieszczeniu, kilka atrakcyjnych dziewczyn podbiegło do sceny, rozpoznając w blondynie

słynnego Tommy’ego Joe Ratliff.

***

Adam z szerokim uśmiechem na twarzy podszedł do sceny i klasnął kilka razy w dłonie.

– Hej! – Zawołał, podchodząc do muzyka.

Tommy odłożył instrument i podszedł do krawędzi sceny, uśmiechając się do Lamberta.

– Chyba wspaniale się czujesz, grając z nimi, co? –Zasugerował brunet; stało się coś, czego nie

przewidział. Blondyn pochylił się nad nim i z dużą dozą czułości ucałował jego usta. Nie dbał o gości,

członków zespołu, możliwych paparazzi; po raz pierwszy pozwolił sobie na publiczny, miłosny gest.

Adam rozchylił delikatnie wargi wpatrując się w chłopaka. Wiedział, jak wiele go kosztowało do

przyznania się przed samym sobą, przed przyjaciółmi i światem. Tak wiele musiało się zdarzyć, by

Tommy docenił ten związek. Przestał się go wstydzić, pragnąc podzielić się tym niesamowitym

szczęściem, jakim była bliskość Adama.

63. Coming out

Adam wpatrywał się w ekran telewizora od blisko dwudziestu minut. Zastanawiał się kiedy, o ile w

ogóle blondwłosy chłopak odwiedzi sypialnię. Wokalista nie był w stanie ruszyć się z łóżka; ból głowy

od samego rana nie pozwalał mu na normalne funkcjonowanie. Położył się na boku i wtulił głowę w

miękką poduszkę, zaciskając wargi. Zimny dreszcz wstrząsnął jego ciałem; syknął z bólu, kuląc się pod

materiałem cienkiej kołdry.

Po chwili drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Tommy znieruchomiał.

– Wybacz, myślałem, że śpisz – Rzekł szeptem – Wezmę dokumenty i nie będę przeszkadzał –

Dodał, podchodząc do szafki.

– Możesz… na chwilę? – Spytał z trudem. Odwrócił głowę, by spojrzeć na blondyna. Reakcja

była natychmiastowa; basista znalazł się obok czarnowłosego mężczyzny. Odgarnął ciemne kosmyki z

jego czoła.

Page 358: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

358

– Potrzebujesz czegoś?

Niebieskie oczy patrzyły na niego przez długi czas. Przeszywały na wskroś. Zanurzały się w odmętach

jego duszy. Tommy spuścił wzrok, nie mogąc podołać temu wymownemu spojrzeniu.

– Jesteś w stanie zaakceptować każdy mój wybór? – Spytał po chwili Adam.

Ratliff bez zastanowienia znacząco pokiwał głową. Te słowa nie zwiastowały niczego dobrego.

– Każdy? – Powtórzył – Spójrz na mnie, Tommy.

Brązowe tęczówki po chwili spotkały się z niebieskimi.

– Lekarze z Nowego Jorku będą potrzebowali mojej pomocy – Rzekł Adam – Przygotowują się

do opracowania terapii genowej dla chorych na Huntingtona. Opracowanie medykamentów zajmie

pewnie wiele czasu. Zbyt wiele niż mogę im dać.

Tommy zacisnął wargi. Nie chciał przerywać Adamowi.

– Chcę, żeby testowali na mnie swoje eksperymenty.

Ratliff uniósł wzrok

– Popieprzyło cię? – Żałował wypowiedzianych słów, jednak nie potrafił inaczej wyrazić swoich

emocji w tym momencie.

– Wiedziałem, że nie będziesz zachwycony.

– Chcesz być królikiem doświadczalnym? – Ton głosu Ratliffa przybrał na sile, jednak chłopak

starał się nie reagować krzykiem. Samokontrola sprawdzała się ostatnio coraz lepiej.

Adam pokiwał głową

– Jeśli istnieje dla mnie jakaś szansa, to ta jest jedyną.

Blondyn skrył twarz w dłoniach i westchnął ciężko. Nie odzywał się blisko minutę. Zacisnął dłonie w

pięści i podparł o nie podbródek.

– Wiesz, że to niebezpieczne?

Lambert kiwnął głową

– Nie chcę pozwolić ci patrzeć na to, jak wygasam. Podejmę się wszystkiego, by spędzić przy

tobie tak wiele czasu, ile będzie mi dane.

Blondyn ułożył się na środku łóżka tuż za plecami Adama. Nie był w stanie wypowiedzieć nawet kilku

słów. Czuł bolesny ucisk w gardle, który całkowicie odbierał mu możliwość rozmowy. Łagodnie objął

czarnowłosego w pasie i wtulił się w jego plecy, czując ciepło i ten znajomy zapach. Przypomniał sobie

Page 359: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

359

moment, gdy zraniony po ucieczce w parku dał się ponieść Adamowi do hotelowego pokoju. Wtulił

wtedy twarz w jego ramię i chłonął jego obecność wszystkimi swoimi zmysłami. To był pierwszy raz,

gdy uwierzył w to, że może w nim zakochać.

Adam wpatrywał się w ścianę. Łagodnie gładził dłoń Ratliffa. W takich chwilach miał poczucie, że czas

staje się zamrożony.

– Czytałeś Różę dla Emilii? – Spytał po chwili zawahania – Historia miłosna. Zapewne uznasz ją

za niezwykle romantyczną.

– Jeśli ocieka tragedią i horrorem to na pewno – Rzucił Tommy, starając się, by jego wypowiedź

zabrzmiała ironicznie.

Czarnowłosy kiwnął znacząco głową, jednak nie kontynuował rozpoczętego wątku.

– Zajrzyj do tego. Gdy będę w szpitalu, a ty wspomnisz ten moment, który właśnie trwa – Rzekł,

wpatrując się w ścianę. Opuścił zmęczone powieki.

– Adam, czy to ostateczność? – Spytał blondyn – Twój stan może się pogorszyć. Słabniesz. Nie

powinieneś się na to godzić. Nie chcę, żebyś cierpiał.

– O mnie się nie martw, zniosę to – Powiedział łagodnie czarnowłosy – Jeśli poddam się tej

próbie, będziesz musiał radzić sobie sam. Zamieszkasz w moim domu, Neil i rodzice będą Ci pomagać

– Oparł dłoń o biodro chłopaka. Wsunął palce pod cienki materiał koszulki.

– Jak długo to potrwa?

– Od miesiąca do trzech.

Tommy westchnął i podparł się na łokciu

– Adam… – Szepnął, próbując zdobyć się na jakiekolwiek słowa. Nie był w stanie dodać nic

więcej.

***

Mimo późnej, popołudniowej godziny, w domu panowała cisza. Tommy przygotowywał obiad. Kroił

kolejną porcję warzyw, ściskając w dłoni ostry nóż. Jego ręce drżały ze zdenerwowania. W pewnej

chwili oparł ręce o blat stołu i pochylił się nad nim, biorąc głęboki oddech. Adam od rana nie wstawał

z łóżka. To było do niego niepodobne.

Krótkie rozmyślania przerwał dźwięk dzwonka do drzwi. Blondyn rzucił ścierkę na jedno z wolnych

krzeseł i ruszył w stronę przedpokoju, by powitać nieproszonego gościa.

– Spodziewałem się listonosza – Rzekł do Krisa, gdy ten kiwnął głową na znak przywitania.

Page 360: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

360

– Chciałem zająć Adamowi kilka minut.

Tommy zacisnął palce na framudze drzwi

– Obawiam się, że w tym momencie nie jest w stanie z kimkolwiek rozmawiać.

– To ważne – Rzekł piosenkarz – Proszę.

Tommy wahał się dłuższą chwilę. Cofnął się w głąb korytarza, wracając do kuchni. Wrzucił pokrojone

warzywa do gotującej się wody i usiadł na blacie obok zlewu. Kątem oka zauważył, że finalista Idola

wkracza do pomieszczenia.

– Wiem, że Adam jest chory.

Ratliff odgarnął włosy przysłaniające mu twarz

– Znajdziesz go w sypialni na piętrze. Załatw co musisz i spadaj.

Allen nie silił się na uśmiech. Cisza panująca w całym domu była przerywana niemal niesłyszalnym dla

ucha skrzypieniem drewnianych schodów.

***

Mężczyzna nacisnął klamkę drzwi, wiodących do sypialni. Przekroczył próg pomieszczenia i uśmiechnął

się ciepło do przyjaciela. Mimo ostatnich niepowodzeń, nie stracił do niego sympatii.

– Jak sobie radzisz? – Spytał po chwili Kris, zajmując miejsce na łóżku obok Adama.

Wokalista wzruszył ramionami

– Bywało lepiej. Ale nie chcę narzekać, jest w porządku.

Zapadła chwilowa cisza, którą przerwał Lambert

– Przepraszam za nasze ostatnie spotkanie. Powinniśmy o tym porozmawiać.

Piosenkarz od niechcenia machnął ręką

– Daj spokój, to nie ma znaczenia.

– Owszem, ma i to duże. Wybacz, że tak się do ciebie odniosłem – Czarnowłosy ujął dłoń Krisa

w swoje dłonie, wyczuwając przyjemne ciepło – Powiedz mi, co się dzieje.

Allen wzruszył ramionami

– Zapomnij. Nie ma o czym mówić.

Lambert uśmiechnął się łagodnie

– Jesteśmy przyjaciółmi. Bądź szczery. Zakochałeś się we mnie?

Page 361: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

361

Kris poczuł nieprzyjemny ciężar w dole klatki piersiowej

– Nie. Po naszej wspólnej nocy z Tommym po prostu… nie wiem, czułem się dziwnie.

– To nadal trwa czy już minęło?

Allen spojrzał w niebieskie oczy. Wielu ludzi uwielbiało to tajemnicze, a zarazem odważne spojrzenie.

Oparł dłonie o ramiona mężczyzny

– Mogę cię o coś spytać i liczyć, że odpowiesz zgodnie z prawdą?

Lambert bez zawahania znacząco kiwnął głową.

– Byłeś mną kiedyś zainteresowany?

Adam uśmiechnął się łagodnie. Westchnął cicho

– Przecież wiesz. Ale była twoja Katy, więc nie chciałem stwarzać niepotrzebnych problemów.

Przyznam, że oczarowałeś mnie, gdy pozwoliłeś się poznać. Jesteś wspaniałym facetem, Kris – Rzekł,

gładząc umięśnione ramię mężczyzny – Nie zniszcz swojego małżeństwa. Bardzo ci go zazdroszczę.

Allen uniósł wzrok, gdy dotarł do niego sens słów piosenkarza

– Chciałbyś wziąć ślub?

Lambert uśmiechnął się znacznie

– Mam już nawet pierścionek.

– Nie żartuj…

Adam pochylił się nad nocną szafką i wysunął środkową szufladę. Zanurzył dłoń pod plikiem osobistych

dokumentów. W jego palcach znalazło się małe pudełeczko, które ostrożnie otworzył.

Kris wpatrywał się w zdobioną szlachetnymi kamieniami małą obręcz

– Na co ty jeszcze czekasz?

Adam przekazał drobny przedmiot w ręce przyjaciela

– Jeśli wszystko ułoży się po mojej myśli, oświadczę się.

– Zaskoczyłeś mnie – Roześmiał się Allen – Tommy się spodziewa?

Brunet przecząco pokiwał głową

– Nic a nic.

Piosenkarz zamknął pudełko i oddał w ręce Adama

– Ty i ślub. To jest nie do pojęcia.

Page 362: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

362

Lambert zaśmiał się ciepło i przechylił głowę

– Za kogo ty mnie masz?

Jednocześnie zwrócili wzrok w kierunku telefonu, leżącego na łóżku. Adam zerknął na wyświetlacz.

– Brooke – Rzekł na głos i odebrał połączenie – Tak, kochana?

– Znasz magazyn OUT? – Spytała z poddenerwowaniem – Miałeś dla nich sesję i wywiad,

prawda?

Adam nieco zaniepokojony zmrużył oczy

– A co się dzieje?

– Chodzi o Tommy’ego…

Nie dotarły do niego żadne słowa poza imieniem, które usłyszał. Obraz przed jego oczami się rozmył.

– Brooke? – Spytał, siadając na środku łóżka – Powtórz, ale wolniej.

– Nie mów, że nic nie wiesz? Te zdjęcia są zabójcze! I cały wywiad również. Nie wierzę, w to co

widzę, a mam ten numer przed oczami.

Adam milczał. Wpatrywał się w Krisa, który próbował gestami dopytać się o co chodzi.

– Potwierdził, że jesteście razem.

Czarnowłosy rozchylił wargi, spomiędzy których wydobył się cichy szmer

– Nie – Zaprzeczył temu, co usłyszał. Nie był w stanie uwierzyć w prawdziwość tych słów.

Tommy nie byłby do tego zdolny. To pomyłka.

– To nie on.

– Adam, do jasnej cholery, przecież wiem jak wygląda twój facet! – Ton jej głosu przybrał na

sile – Zaraz wyślę ci skany.

Lambert czuł przyspieszone bicie swojego serca. Chwycił laptopa i momentalnie wpisał adres strony

magazynu. Kris pochylił się nad Adamem i wpatrywał w ekran monitora.

Na stronie głównej znajdował się link odnoszący do artykułu. Towarzyszyło mu zdjęcie oraz podpis

„Finally in love”. Lambert przyłożył dłoń do ust, nie mogąc wydobyć z siebie nawet słowa. Wpatrywał

się raz po raz w fotografię i towarzyszący niej nagłówek. Allen uśmiechnął się łagodnie i poklepał

przyjaciela po ramieniu.

– Doczekałeś się.

Page 363: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

363

64. Marzyciele

– Zaczekaj – Rzekł Adam, spoglądając w kierunku Krisa. Opuścił sypialnię i zbiegł ze schodów.

Trzymał się barierki; czuł drżenie swoich kolan.

– Tommy – Podszedł do blondyna, który przygotowywał kawę. Chłopak cofnął się nagle i

przywarł plecami do ściany, znajdującej się tuż za nim.

– O co…

– Dałeś wywiad? – Spytał Adam, podpierając się o ladę. Spotkał się z chwilą ciszy.

Ratliff wzruszył ramionami i uśmiechnął się łagodnie

– Nie spodziewałeś się, że mnie na to stać?

Czarnowłosy pokiwał przecząco głową. Wziął głęboki oddech

– Muszę to zobaczyć.

– Chodź – Rzekł blondyn. Zaprowadził Adama do salonu i wyciągnął z jednej z szuflad Neila

najnowszy numer magazynu. Wręczył go w ręce Lamberta. Czarnowłosy usiadł na kanapie i omijając

spis treści przerzucał kolejne kartki. Czuł narastające w nim podniecenie.

– Czterdziesta siódma – Rzekł Tommy, stając za kanapą. Oparł dłonie o ramiona Lamberta,

który trafił na wywiad oraz serię zdjęć przygotowanych specjalnie do magazynu.

– O boże – Szepnął, przyglądając się jednej z fotografii podpisanej „My life is complete”.

Skierował wzrok w stronę wywiadu, nie czytał go jednak od początku.

OUT: Który moment w twoim życiu był najbardziej niebezpieczny?

TJR: Było ich wiele. Zawsze żyłem na krawędzi. Najbardziej w pamięci zapadł mi jeden z koncertów,

podczas którego zostałem postrzelony.

OUT: Bałeś się śmierci?

TJR: Śmierć jest dla mnie synonimem utraty wszystkiego, z czym wiązałeś się za życia. Jeśli ta definicja

jest słuszna, mogę powiedzieć – tak, bałem się.

OUT: Gdy trafiłeś na blok operacyjny, byłeś na chwilę przed zabiegiem, o czym myślałeś?

Page 364: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

364

TJR: Powtarzałem w głowie „Adam, przepraszam”.

Czarnowłosy przygryzł dolną wargę; poczuł pieczenie pod powiekami. Doskonale pamiętał każdą

sekundę tamtego wieczoru. Przykrył swoją dłonią dłoń blondyna, stojącego za jego plecami. Odnalazł

inny fragment rozmowy.

OUT: Czego dziś żałujesz?

TJR: Popełniłem wiele błędów, ale obiecałem sobie, że niczego nie będę żałował.

OUT: A gdybyś mógł zmienić jedno wydarzenie z przeszłości?

TJR: Zakończyłbym swój poprzedni związek na rzecz prawdziwych uczuć.

OUT: Jak wiele razy byłeś zakochany?

TJR: Kilka. Ale to co czuję teraz, wykracza poza definicje miłości.

Adam zacisnął wargi i zamknął magazyn.

– Nie podoba ci się? – Usłyszał cichy szept tuż przy swoim uchu.

– Nie jestem w stanie teraz tego przeczytać – Odparł czarnowłosy, odwracając głowę w

kierunku blondyna. Patrzył na niego w milczeniu – Naprawdę się tego nie spodziewałem. To

najpiękniejszy gest, który został kiedykolwiek skierowany w moją stronę. Przeczytam całość jutro,

obiecuję. Zdjęcia też są niesamowite…

Ratliff uśmiechnął się szeroko

– Wiedziałem, że będziesz zachwycony.

Adam odpowiedział uśmiechem i wziął głęboki oddech

– Wiesz, że ta noc będzie ostatnią, jaką spędzimy przed długą przerwą?

Ratliff pokiwał znacząco głową

– Już rano musisz być w szpitalu?

– Niestety tak – Odparł Adam, spoglądając w brązowe oczy – Liczę na przepustki. Nie ma to jak

własne łóżko – Uśmiechnął się, opierając czoło o ramię blondyna – Porozmawiam chwilę z Krisem,

został na górze.

Page 365: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

365

– Nie ma sprawy – Odpowiedział z uśmiechem Tommy, siadając na krawędzi oparcia –

Zadzwonię do rodziców, chcę się z nimi niedługo zobaczyć.

Adam odpowiedział łagodnym uśmiechem. Udał się do sypialni, by dokończyć rozmowę z przyjacielem.

Po drodze zajrzał jeszcze raz na czterdziestą siódmą stronę gazety, którą trzymał w ręku. Z

niedowierzaniem pokręcił głową.

***

Kiedy Kris opuścił dom Adama, na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło. Z salonu rozbrzmiewała

łagodna melodia, wypełniająca przestronne pomieszczenie. Czarnowłosy wkroczył do pokoju i rozejrzał

się dookoła, wciskając dłonie w kieszenie starych jeansów. Opadł na miękki fotel, zasłuchując się w

klimatycznej muzyce. Pokój spowity w półmroku pozwolił mu na odprężenie i odsunięcie od siebie

złych myśli. Po chwili na udach Lamberta spoczął słodki ciężar.

– Chcesz już spać? – Spytał Tommy, zakładając ręce na ramiona Lamberta. Uśmiechnął się

delikatnie, gdy ciepłe dłonie spoczęły na jego biodrach.

– Muszę wcześnie wstać – Odparł bez entuzjazmu Adam i nieprzerwanie wpatrywał się w

oblicze swojego chłopaka – A jakie miałeś plany?

– Kolacja i wspólna kąpiel – Zaproponował blondyn, całując wargi ukochanego – Jesteś

zainteresowany?

– Nie mam ochoty jeść, kąpiel zajmie dużo czasu, za to szybki prysznic…

Ratliff roześmiał się pod nosem i pokręcił głową

– Omijasz punkt A, żeby znaleźć się w punkcie B?

Adam odpowiedział uśmiechem

– Kolację dostanę w sypialni – Zaczął łagodnie kąsać płatek ucha blondyna – Chciałbym poczuć

w ustach każdy fragment twojego ciała. To najlepszy posiłek.

Szczupłe ciało wyprężyło się pod wpływem niespodziewanego dreszczu.

– Zapraszam do łazienki – Szepnął do ucha czarnowłosego, po czym wstał, biorąc go za rękę.

Wpadli w szaleńczy pocałunek, powoli zmierzając w stronę pomieszczenia. Kolejne części garderoby

trafiały na podłogę, ciche westchnienia wypełniły przedpokój. Adam ściągnął z ramion Ratliffa czarną

koszulę i przyparł go do jednej ze ścian. Wsłuchiwał się w przyspieszony oddech. Spojrzenia spotkały

się; patrzyli na siebie w milczeniu.

Page 366: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

366

Gdy przekroczyli próg łazienki i zapalili światło, Adam objął blondyna w pasie i łagodnie całował jego

policzek. Uniósł powieki, by spojrzeć w taflę lustra; w odbiciu ujrzał szczupłe plecy swojego chłopaka

oraz swoją twarz. Uśmiechnął się łagodnie i przesunął palcami wzdłuż linii kręgosłupa Tommy’ego.

Ciało drgnęło gwałtownie.

– To zaskakujące – Rzekł, odsuwając się nieco. Brązowe oczy patrzyły na niego z

zaciekawieniem.

– O czym mówisz?

– Lubisz mocny dotyk, a na odbiór delikatnych gestów reagujesz znacznie intensywniej –

Uśmiechnął się, skradając czuły pocałunek.

Powieki przysłoniły brązowe tęczówki. Tommy oparł swoją głowę o tors Adama

– Nie chcę się z tobą rozstawać na tak długo. Nigdy wcześniej nie byłem do nikogo tak bardzo

przywiązany.

– Będziemy w stałym kontakcie. Raz ty będziesz wpadał, czasami ja zabiorę cię na obiad czy za

miasto. Nie znikam na zawsze – Uśmiechnął się smutno i odgarnął jasne włosy z twarzy chłopaka –

Masz do załatwienia wiele pilnych spraw. Potrzebujesz na nie czasu. A mi przyda się odpoczynek i

zbieranie pomysłów na nową płytę.

Ratliff westchnął

– Nie chcę podejmować decyzji za ciebie.

– Przez wiele czasu przygotowywałem cię do tej samotnej podróży. Od ciebie zależy, który

kierunek wybierzesz – Spojrzał w brązowe oczy – Liczę, że kiedy wrócę, wszystko wróci do normy.

– Chcę tylko, żeby odszedł strach. I niepewność – Rzekł Tommy – Obiecaj mi coś.

– Tak?

– Nie będziesz kłamał, nawet w dobrej wierze.

Adam uśmiechnął się, jednak w niebieskich oczach malował się smutek.

– Nie łamię obietnic, Tommy.

– Obiecaj mi to.

– Obiecuję, że wrócę. Wszystko będzie dobrze.

***

Page 367: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

367

Gdy dotarli do łóżka i zgasili światło, zapadła chwilowa cisza. Ostatnio towarzyszyła im często; gdy zbyt

wiele myśli wypełniało głowę lepiej jest zachować umiar w słowach. Adam przeczesał palcami swoje

czarne włosy i wpatrywał się w okno. Poczuł jak dłoń Tommy’ego gładzi jego brzuch i klatkę piersiową.

Spojrzał w kierunku blondyna.

– Chciałbym spędzić ten wieczór bardziej romantycznie, ale nie mam dziś na to siły.

– Nie szkodzi – Odparł Tommy, gdy silne ramię objęło go i przysunęło do siebie – Nie chcę

zasnąć.

– Nocą czas płynie inaczej. Staje w miejscu – Rzekł Adam, po czym cicho westchnął – Spróbuj,

musisz wypocząć.

Tommy raz po raz uchylał powieki, by patrzeć na Adama. Na jego zmęczone oblicze, nieznacznie drżące

dłonie nieustannie przypominające o chorobie. Wiedział, że on sam jest jedyną ucieczką od problemów

swojego partnera. Choć spodziewał się, że od teraz wszystko ulegnie zmianie, postanowił podjąć się tej

walki. Stawka była warta więcej niż życie. Bał się zasypiać sam. Nie wiedział, czy jeszcze potrafi zmrużyć

oczy, będąc pozbawionym świadomości obecności kogoś ważnego.

– Dobranoc – Powiedział po kilku minutach, jednak nie usłyszał odpowiedzi. Adam odpłynął w

krainę sennych marzeń, będących chwilową ułudą szczęścia.

***

Słońce od kilku godzin widniało ponad linią horyzontu. Świat budził się do życia; ptaki śpiewały,

zwiastując wyjątkowo słoneczną pogodę. Tommy nie otwierając oczu, położył się na boku; miejsce

obok niego, dotąd zajęte każdej nocy, tym razem było puste. Podniósł głowę i przetarł powieki, po

czym dostrzegł karteczkę leżącą na poduszce. Przysunął ją do swojej twarzy.

„Nie chciałem cię budzić, więc spakowałem się sam. Zaraz przyjedzie po mnie taksówka. Wyglądasz tak

niewinnie, kiedy śpisz. Uwielbiam ten widok. Do zobaczenia, skarbie :)”

Mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. Wpatrywał się w charakter pisma, szybkie pociągnięcia

piórem, które zostawiły na papierze asymetryczne kreski. Opadł na poduszkę, zaciskając powieki. Nim

zdążył ponownie zasnąć wspominał wybrane chwile spędzone z Adamem oraz rozmyślał o tych, których

tak bardzo pragnął doświadczyć zanim zły los ponownie zapuka do jego drzwi.

Page 368: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

368

65. Isaac

– Nie spodziewałem się, że zaczną tak prędko – Westchnął Tommy, opierając się plecami o

ścianę – Pewnie sami nie są pewni produktów, nad którymi pracują. Wykorzystają Adama do własnych

eksperymentów, o których on sam nawet nie ma pojęcia.

Brooke zbliżyła się do blondyna

– Wszystko musi być załatwiane zgodnie z prawem – Nim zdążyła dokończyć, do ich uszu dotarł

przerażający krzyk. Ratliff poczuł ucisk w sercu. Zadrżał ze zdenerwowania. Słyszał rozmowę,

dobiegającą z sali, na której Adam znajdował się wraz z lekarzami.

– Podałeś zastrzyk, Nick?

– Pół dawki. Dwie minuty temu.

Krzyki zamieniły się w ciężkie, lecz ciche zawodzenie. Tommy zacisnął powieki i przygryzł wargi,

powstrzymując się przed okazaniem rozpaczy. Miał świadomość faktu, że Adam odczuwa niesamowity

ból, a on sam nic nie może z tym zrobić.

– Słyszałaś to? – Szepnął w stronę Brooke, zawieszając ręce na karku. Usiadł na krześle i pochylił

się, kryjąc twarz w dłoniach. W myślach błagał, by nie usłyszeć po raz kolejny okrzyku cierpienia.

– Wróć do domu. On nie chce, byś był świadkiem tego, co się teraz dzieje – Powiedziała

dziewczyna. Położyła dłoń na ramieniu niewysokiego chłopaka – Zostanę z nim. Powiem, że dostałeś

ważny telefon od Raviego.

Pokręcił głową

– Tak Brooke, pogrążajmy się w kłamstwie.

– Ja tylko chcę, by był szczęśliwy – Odpowiedziała szczerze. Nie spotkała się z żadną

odpowiedzią. Blondyn boleśnie przygryzł wargi i wstał, kierując się w stronę wyjścia. Być może

dziewczyna miała rację. Przecież zawsze trzymała stronę Adama, bez względu na okoliczności.

***

Czarnowłosy mężczyzna wziął głęboki oddech i opadł na poduszki. Próbował dojść do siebie; z każdą

minutą było coraz lepiej. Nie odpowiedział na ciche pukanie do drzwi. Spojrzał jednak w ich kierunku,

z nadzieją, że zobaczy tam kogoś bliskiego jego sercu.

Page 369: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

369

– Cześć – Uśmiechnęła się Brooke, podchodząc do łóżka. Usiadła na jego krawędzi i pochyliła

się nad Adamem, całując go w policzek – Co się wydarzyło? Słyszałam niepokojące odgłosy.

Niebieskie oczy omiotły pokój

– Zastrzyk. Bolało, jakby wprowadzili mi kwas do żył.

Dziewczyna syknęła cicho

– Wiesz, co to za substancja?

Pokiwał przecząco głową

– Mój lekarz prowadzi dokumentację. Gdzie jest Tommy? – Spytał po chwili, zwracając wzrok

ku przyjaciółce. Zawahała się nad odpowiedzią.

– Nie wiem. Przyjedzie. Na pewno – Próbowała wymusić na swojej twarzy uśmiech. Czuła się

źle; nie lubiła okłamywać bliskich sobie osób. W tej sytuacji nie miała wyboru.

Czarnowłosy zamyślił się. Patrzył tępo w ścianę i oddychał miarowo, wsłuchując się w tempo bicia

własnego serca. Po chwili uśmiechnął się i odwrócił, sięgając pod poduszkę. Tancerka patrzyła z

zaciekawieniem. Na kołdrze znalazł się ostatni numer magazynu OUT. Uśmiech rozjaśnił smutną twarz.

– Obiecałem mu, że dziś przeczytam ten wywiad, ale szczerze mówiąc nie chcę tego zrobić.

Lubię odkładać przyjemności na później – Rzekł Adam, otwierając konkretną stronę.

Kąciki ust tancerki delikatnie się uniosły

– Przeczytałam cały. Naprawdę warto. To zaskakujące, że jeden wywiad powiedział mi o

Tommym więcej niż on sam o sobie przez cały czas naszej znajomości.

– Nigdy nie lubił mówić zbyt dużo – Odparł Adam, przypatrując się zdjęciom – Niektórych ludzi

warto poznać lepiej. Mamy tendencję do wydawania oceny na podstawie pozorów, które nas mylą.

Kiedyś miałem go za zimnego sukinsyna, który włóczy się po klubach i ściąga do toalet pijane panienki

– Roześmiał się i pokiwał głową – Naprawdę.

– A kto o nim myślał inaczej?

***

Ratliff obserwował cały proces zmian, jakie w nim zaszły w ciągu kilku ostatnich miesięcy. Otworzył się

na ludzi, przestał od nich stronić. W tym momencie zajmował tylne siedzenie starej taksówki i jechał

pod adres zapisany w telefonie. Wpatrywał się w szarość za oknem. Gałęzie uginały się pod naporem

dużych kropli wiosennego deszczu. Ludzie biegali wzdłuż budynków, próbując znaleźć schronienie

przed nieoczekiwanym opadem atmosferycznym.

Page 370: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

370

– Jesteśmy na miejscu – Rzekł starszy mężczyzna, zatrzymując się na poboczu – Dziesięć

dolarów.

Tommy podał banknot wąsatemu kierowcy, po czym wysiadł, kierując się w stronę wieżowca. Zrzucił

kaptur z głowy i stanął przed windą. Westchnął pod nosem i opuścił powieki, myśląc o ostatnich

wydarzeniach. Miał wyrzuty sumienia; zostawił Adama samego już podczas pierwszego dnia jego

pobytu w szpitalu. Wsiadł do windy i pojechał na dwunaste piętro, gdzie mieściło się mieszkanie Isaaca.

Przemierzał drogę wiodącą przez ciemny korytarz. Ciężkie, zimne powietrze i zapach klatki schodowej

były na tyle nieprzyjemne, że chłopak przyspieszył kroku. Zapukał do drzwi oznaczonych numerem 145.

Ciche kroki, szmer przekręcanego klucza w zamku; perkusista otworzył, zdziwienie na jego twarzy nie

mogło równać się niczemu innemu.

– Nie spodziewałem się ciebie – Rzekł z uśmiechem, po czym gościnnym gestem cofnął się na

krok – Wejdź, zapraszam.

Tommy przekroczył próg mieszkania Isaaca i rozejrzał się skromnie. Zrzucił kurtkę ze swoich ramion,

zdjął buty i wszedł do salonu. Odgarnął długą grzywkę do tyłu i zawiesił dłonie na szczupłych biodrach.

– Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić – Rzekł blondyn, odwracając się przodem do

przyjaciela – To chyba zaczyna mnie przerastać…

Isaac powoli podszedł do Ratliffa. Spojrzał w jego oczy

– Nie jesteś sam. Masz nas.

Basista pokręcił głową

– Ty nie wiesz, jakie to uczucie. Mam wrażenie, że go tracę.

Carpenter oparł dłonie o ramiona basisty. Tommy poczuł na sobie znajomy, przyjazny dotyk. Widmo

ostatnich wydarzeń zaczęło nad nim ciążyć, dodatkowo przysparzając problemów, na brak, których nie

mógł narzekać. Zaczął tracić swe poczucie do przynależności komukolwiek.

– Isaac, powiedz mi prawdę – Blondyn spojrzał w szare tęczówki, czując nieprzyjemny ucisk w

dole brzucha – Kim dla ciebie jestem?

Perkusista wzruszył ramionami i zawahał się chwilę.

– Przecież wiesz, że przyjacielem.

– Nie wierzę ci – Odparł Tommy, po czym gwałtownie naparł na ciało bruneta. Przybił go do

jednej ze ścian i brutalnie zasmakował jego ust. Wcisnął język między jego wargi, całkowicie

pozbawiając go możliwości złapania oddechu. To był jedyny sposób, by przekonać się, jaka jest prawda.

Page 371: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

371

Silne dłonie spotkały się z oporem; nie zamierzały jednak poprzestać. Zacisnęły się na ramionach

szczupłego perkusisty, który szarpnął się gwałtownie, lecz nie mógł zwolnić uścisku. Gwałtowny dreszcz

sparaliżował jego ciało; mimo wszystko rozsądek wziął górę nad jego ciałem.

– Tommy! – Krzyknął, odsuwając od siebie blondyna. Obydwaj oddychali szybko i gwałtownie.

Patrzyli w swoje oczy – Nie wolno ci tego robić – Rzekł ostrzegawczo, zaciskając palce na koszulce

basisty – Nie wolno ci, rozumiesz? – Jego głos drżał nieznacznie. Ciałem miotały pełne żaru emocje.

Ratliff nie zdobył się na odpowiedź. Patrzył przepraszająco w szare oczy. W ich spojrzeniu kryła się

pewna niewytłumaczalna tajemnica. Nie potrafił przewidzieć biegu dalszych wydarzeń, teraz mógł

spodziewać się wszystkiego.

– Gdybyś miał okazję, przespałbyś się ze mną? – Spytał Tommy, nie ruszając się nawet na krok.

Isaac zamarł w bezruchu – Przecież ja mam dziewczynę. Nie interesują mnie faceci. Zaczynasz

świrować, potrzebujesz odpoczynku – Rzekł, biorąc go za rękę. Szedł w stronę sypialni, nie mogąc

powstrzymać drżenia swoich kolan.

– Podobało ci się to. Przyznaj – Usłyszał za swoimi plecami. Zatrzymał się w połowie drogi,

okazując poirytowanie.

– Próbujesz mnie uwieść.

Tommy wzruszył ramionami

– Wiem. Chcę tylko mieć świadomość, czego naprawdę ode mnie oczekujesz.

– To niczego nie zmieni.

– Wiem.

Isaac pokiwał głową

– Po prostu cię lubię. Jesteś fajnym, przyjaznym facetem. Mam kobietę, ty masz swojego

faceta. Ani razu nie przeszło mi przez myśl, że moglibyśmy skończyć w łóżku.

Ratliff uniósł brwi i zamyślił się chwilę

– Poważnie?

Perkusista kiwnął znacząco głową. Nie wiedział, co może dodać w tej kwestii. Rozpiął bluzę, czując falę

gorąca zalewającą jego ciało.

– Ale… – Tommy oparł się ramieniem o ścianę wąskiego korytarza w przedpokoju – Nie

wyglądałeś na zniesmaczonego.

Isaac przeczesał palcami czarne włosy. Westchnął cicho i przewrócił oczami.

Page 372: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

372

– Przypomniałeś mi grzechy młodości.

– Miałeś faceta? – Ratliff uniósł brwi – Żartujesz?

Isaac wzbraniał się przed odpowiedzią. Spojrzał w oczy Tommy’ego

– Nie prowokuj do takich sytuacji, bo wiem, że mogę stracić nad sobą kontrolę. A żaden z nas

tego nie chce. Nigdy więcej… – Zbliżył się do blondyna, kładąc dłoń na jego ramieniu – Nigdy więcej nie

próbuj takich sztuczek – Przytulił do siebie szczupłe ciało i westchnął cicho, opuszczając powieki.

Przerwał chwilę milczenia

– Lepiej będzie, jeśli prześpisz się i ochłoniesz. Dobranoc.

Ratliff niechętnie wszedł do pomieszczenia i usiadł na krawędzi łóżka. Dopiero dotarło do niego jak

nieprzemyślanego czynu się dopuścił. Przeklinał siebie w myślach. Zajął miejsce na środku łóżka i

naciągnął kołdrę na zmęczone ciało. Jestem skończonym idiotą. Jutro odwiedzę Adama i jakie będą

moje pierwsze słowa? „Cześć, jak się czujesz? Bo ja wczoraj rzuciłem się na naszego wspólnego kumpla,

kiedy ty czekałeś na moje odwiedziny.” Chyba lepiej będzie puścić to wszystko w niepamięć. Czasami

kłamstwo czy zatajenie prawdy jest jedynym słusznym rozwiązaniem.

***

Tommy obudził się z samego rana. Tej nocy nie mógł spać. Ciągle powracające koszmary dręczyły go

do bladego świtu. Przetarł dłońmi zaspane oczy i zsunął nogi z łóżka. Nadal miał na sobie ubrania z

zeszłego dnia. Nie dbał o to; podobne drobiazgi nie miały w tym momencie najmniejszego znaczenia.

Wiedział jedno – czuł silną potrzebę zdobycia alkoholu. Z drugiej strony miał świadomość, że Adam z

niecierpliwością oczekuje na jego odwiedziny. Westchnął ciężko, nie dając sobie chwili na wybranie

priorytetów. Ruszył do salonu, odgarniając z twarzy jasne kosmyki włosów.

– Jadę do domu – Rzekł w stronę Isaaca, który oglądał poranny przegląd wiadomości. Carpenter

spojrzał w stronę przyjaciela.

– Zrobię ci kawę i śniadanie – Zaproponował, jednak Tommy w odpowiedzi machnął ręką.

– Dzięki za przenocowanie – Zapiął suwak za dużej bluzy – I przepraszam za ten nieprzyjemny

incydent. Sam ostatnio nie rozumiem swojego zachowania.

Brunet uśmiechnął się ciepło

– Nie ma sprawy, o wszystkim zapomniałem. W razie problemów wiesz, gdzie mnie szukać.

Ratliff kiwnął głową, po czym opuścił mieszkanie. Uderzył w niego znajomy chłód i zapach klatki

schodowej. Zatrzymał się tuż obok windy i wszedł do środka wciskając guzik oznaczony cyfrą zero.

Oparł się o jedną ze ścian i zmrużył powieki, pragnąc jedynie wrócić do swojego łóżka i odpocząć nim

Page 373: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

373

pojedzie do szpitala. Zmęczenie miało jedną zaletę, chociaż trochę odciągało od nurtujących myśli.

Oczyszczało umysł i przełączało go w tryb uśpienia. Chłopak narzucił kaptur na głowę, wcisnął dłonie w

kieszenie czarnych, luźnych bojówek i ruszył ulicami miasta, kierując się w stronę domu Lambertów.

Chłód przeszywał jego ciało, do oczu w niewytłumaczalnym odruchu zaczęły napływać łzy. Puste ulice

sprawiały postapokaliptyczne wrażenie. Do muzyka zewsząd docierały nieistniejące komunikaty

przypominające mu o samotności, wkradającej się w jego życie. Zacisnął wargi, przymknął oczy i

szybciej szedł przed siebie, mijając kolejne ulice i skrzyżowania. Jesteś silny powtarzał w głowie słowa,

które kiedyś wypowiedział w jego stronę Adam. Nie wątpił w ich prawdziwość. Nigdy się nie złamał,

nawet w najtrudniejszych chwilach swojego życia. W tym momencie sprzedałby duszę diabłu za krótką

rozmowę z Lambertem. Puścił się biegiem przez kolejne ulice. Zimne igiełki powietrza zaatakowały jego

płuca, duże krople deszczu przyciemniły szary kolor bluzy, która przestała dawać mu schronienie przed

chłodem. Gdy tylko przekroczył próg domu, zrzucił kolejno wszystkie ubrania, pozostając jedynie w

bieliźnie. Pobiegł schodami na górę, mijając drzemiącego Kojaka i wpadł do znajomej mu sypialni, gdzie

zawsze prowadzili z Adamem długie rozmowy na tematy ważne, ale i błahe. Gdzie oglądali filmy w

nudne wieczory i kochali się do bladego świtu. Teraz kołdra miała gładką powierzchnię, a łóżko było

puste. Tak puste jak nigdy wcześniej. Blondyn powstrzymywał się od nostalgii, która coraz silniej

chwytała go w swoje szpony. Usiadł na krawędzi łóżka i pochylił się, podpierając dłońmi głowę pełną

przykrych myśli. Wziął głęboki oddech. To nie był najlepszy czas na refleksje. Odruchowo otworzył

szufladę, by wyjąć z niej ładowarkę do swojego telefonu. W jego ręce wpadł mały notatnik, którego

wcześniej nie widział. Chwycił notes i przewertował jego zawartość. Tylko jedna ze stron miała ślady

długopisu.

„Cause If I wanted to go I would gone by now, but I know I really need you near me to keep my

thoughts my mind off the edge.

You’re the one that/… better than I know myself.

You’re the only thing in this world I would die without.”

W pierwszej chwili nie zrozumiał chaotycznego ciągu wyrazów, które tworzyły nic nieznaczące frazy.

Dopiero przy trzecim odtworzeniu w głowie przeczytanych słów pojął, czym mogą one być. Jeszcze

tego samego poranka chwycił swoją gitarę i próbował przełożyć kilka wersów na melodię. Sztywne od

zimna palce przesuwały się po metalowych strunach, sprawiając fizyczny ból.

„You’re the only thing in this world I would die without.”

Page 374: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

374

66. To, co najcenniejsze

Adam powoli zaczął wracać z krainy pełnej kolorowych, sennych marzeń. Wiedział, że gdy uniesie

powieki, ujrzy rażąco jasne słońce, którego promienie od kilku godzin wlewały się do niedużej sali.

Ziewnął leniwie, otwierając oczy. Czarne źrenice natychmiastowo zmniejszyły się przy kontakcie ze

światłem dnia. Ponownie opuścił powieki, chcąc przypomnieć sobie miniony sen. Nim zdążył wrócić

myślami do choćby jednego szczegółu, poczuł miękkie wargi, które łagodnie zetknęły się z jego ustami.

Wstrzymał powietrze; nie spodziewał się, że w podobny sposób przywita ten poranek. Uśmiechnął się

łagodnie. Nie musiał otwierać oczu, by wiedzieć, z kim znajduje się na sali. Była tylko jedna osoba,

całująca w ten sposób.

– Jest tak wcześnie… – Wymruczał z uśmiechem, patrząc w stronę oblicza blondyna. Przetarł

dłonią zaspane oczy – Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha.

Tommy wymusił uśmiech na swojej twarzy. Wiedział jednak, że to zda się na nic. Nie potrafił ukrywać

emocji

– Mało spałem. Bardzo mało – Oparł łokcie o kolana, pochylając się nad ramą łóżka.

– Pewnie szalałeś na jakiejś imprezie przez całą noc? – Adam sprawiał pogodne wrażenie.

Blondyn nie wiedział już czy to maska czy jego prawdziwa twarz. Zaczął się gubić w rozumieniu tych

wszystkich reakcji.

– Nie. Byłem u Isaaca.

Czarnowłosy od razu wiedział, że coś jest na rzeczy. Poczuł ucisk w gardle, spodziewając się tego, co w

jego wizji zdawało się być najgorsze.

– Zawiodłem cię – Rzekł Tommy, spuszczając wzroku. Łagodnie ujął w swoje dłonie dłoń

Adama. Czuł jej ciepło, miękki dotyk skóry.

Brunet milczał. Wpatrywał się w brązowe tęczówki.

– Chciałbym się zmienić…

– Nie mamy już na to czasu – Wyszeptał piosenkarz, jakby bojąc się, że ktoś usłyszy jego słowa.

Zobaczył, jak wargi blondyna zaczynają drżeć. Poczuł, że dłonie stają się chłodniejsze.

– Chciałem stać się dla ciebie kimś lepszym. Jestem naiwny, głupi. Beznadziejny.

Page 375: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

375

Adam cicho westchnął, wpatrując się w ścianę. Nie odzywał się przez kilka chwil. Ponownie spojrzał w

smutne oczy Ratliffa. Spojrzenie zawsze zdradzało jego nastrój.

– Pokochałem cię takiego. Razem ze wszystkimi wadami. Nie zmieniaj się. Pozwól mi

zapamiętać siebie takim, jakim byłeś przez całe swoje życie.

Tommy z trudem powstrzymywał łzy. Obiecał sobie, że nie będzie ich ronił, a na pewno nie przy

Adamie. Chciał mu pokazać swoją siłę; chęć walki, nie wyraz poddania.

– Pocałowałem Isaaca – Powiedział z trudem. Miał wrażenie, że powoli wbija nóż w plecy

ukochanego. Niemal czuł jak srebrne ostrze zatapia się w jego skórze, a gorące krople rubinowej krwi

wartko spływają, poddając się grawitacyjnej sile.

– Spodobał ci się? – Spytał chłodno Adam, nieprzerwanie wpatrując się w brązowe oczy. Jego

wzrok przeszywał na wskroś.

– Nie – Tommy odpowiedział machinalnie – Chciałem się przekonać, czy… czy ma mnie za

swojego przyjaciela. Wysyłał mi sprzeczne sygnały.

Czarnowłosy kiwnął głową. Nie wykonał jednak żadnego gestu, którym odepchnąłby od siebie Ratliffa.

Przez to blondyn czuł coraz większe wyrzuty sumienia.

– Zraniłem cię wiele razy. Naprawdę nie chciałem, żebyś cierpiał. Przyrzekam ci, że nigdy więcej

nie sprawię ci bólu – Rzekł Tommy, biorąc głęboki oddech – Zaufaj mi. Ostatni raz.

Lambert ponownie spojrzał w brązowe oczy. Powoli usiadł, podpierając się ram łóżka. Zbliżył się do

twarzy muzyka, gładząc jego blady policzek. Opuścił powieki, opierając głowę o ramię chłopaka, który

objął go łagodnie.

– To ja odchodzę. Zadam ci tym ból większy, niż kiedykolwiek zadałeś mi ty – Powiedział powoli.

Odsunął głowę, ponownie nawiązując kontakt wzrokowy – Nie żałuję ani jednej chwili, spędzonej przy

tobie. Dlatego nie chcę byś mnie przepraszał.

Tommy znacząco kiwnął głową. Mimo usłyszanych słów, czuł się ostatnim przegranym.

– Upadł w tobie buntownik – Zauważył Adam, ponownie kładąc się na poduszkę – Godzisz się

z kolejami losu.

– Wiara ma większą wartość niż walka.

– Na pewno ma w sobie więcej nadziei – Rzekł brunet, opuszczając powieki. Westchnął cicho –

Zostań ze mną na noc. Nie mogę spać.

Page 376: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

376

– Też cierpię na bezsenność, odkąd nie ma cię przy mnie – Tommy gładził nagie ramię Adama.

Każda noc bez niego była prawdziwą udręką, nie tylko ze względu na poczucie samotności, ale także z

powodu powracających koszmarów.

Lambert wziął głęboki oddech

– Możemy przejrzeć twój wywiad?

– Jeśli tylko chcesz – Kąciki ust Tommy’ego łagodnie się uniosły – Adam, chciałbym o coś spytać

– Rzekł po chwili, zastanawiając się czy w ogóle powinien poruszyć ten temat. Niebieskie oczy spojrzały

na niego z zaciekawieniem – Zacząłeś tworzyć piosenki na nowy album?

Czarnowłosy zmarszczył brwi

– Skąd wiesz?

– Wpadł mi w ręce twój notes – Odparł z zakłopotaniem – Poruszające słowa… Kiedy je

napisałeś?

Adam milczał dłuższą chwilę. Wyraz jego twarzy złagodniał

– Dwa, może trzy tygodnie temu – Sięgnął po czasopismo, które ułożył na kołdrze. Uśmiechnął

się, jak za każdym razem, gdy wracał do wcześniej nieprzeczytanego wywiadu. Powoli przewracał

kartki, traktując magazyn jak najcenniejszy skarb, który nie może ulec zniszczeniu – To dopiero wstępne

notatki. Nie przywiązuj się do tego utworu.

– Za późno – Odparł Tommy, obserwując jak jego partner zaczyna się uśmiechać. To

najwspanialszy widok, na jaki mógł zasłużyć.

Czarnowłosy zatrzymał wzrok na jednej ze stron, zawierającej wywiad.

OUT: W sieci dostępne są zdjęcia, które świadczą o burzliwej młodości pełnej eksperymentów,

alkoholu i niedomówień. Teraz prezentujesz się, jako skromny i ułożony mężczyzna.

TJR: Adam sprawił, że moje priorytety uległy zmianie. Życie przestało być eksperymentem, a stało się

inspirującą przygodą, w której wędrujesz po wzburzonym morzu, ale posiadasz wytrzymały okręt i

zawsze masz do pomocy kapitana, który wie jak przetrwać w czasie burz i sztormów.

OUT: Jak ciężko było zerwać z przeszłością na rzecz związku?

TJR: To przyszło naturalnie. Każdego dnia budziłem się ze świadomością, że jeśli do wieczora będę miał

okazję spędzać czas w obecności kogoś, na kim mi zależy, nie potrzebowałem dodatkowych środków,

by czuć się szczęśliwym.

Page 377: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

377

OUT: Nie byłeś typem człowieka, który mógł bez obaw zaangażować się w dojrzały związek.

TJR: Adam znał mnie doskonale. Wiedział, który kierunek mi wskazać, by żaden z nas nie doświadczył

zawodu. To najbardziej fascynujący człowiek, jakiego kiedykolwiek spotkałem. Jego wrażliwość,

optymizm i dojrzałość to najpiękniejsze cechy, które posiada.

OUT: Nigdy nie okazał rezygnacji czy zwątpienia?

TJR: Jego postawa często doprowadzała mnie do ruiny. Potrzebowałem mocnego słowa, odepchnięcia,

poczucia niższości, gdy coś robiłem nie tak. Chciałem odpokutować. W rezultacie zawsze czułem jego

silne ramiona i kilka słów. „Jesteś silny. Przejdziemy przez to”.

OUT: Jakie są twoje marzenia?

TJR: Nie mogę ich zdradzić. Nie chcę, by ktokolwiek próbował działać na moją korzyść czy niekorzyść,

znając wszystkie cele, do których dążę.

Adam odwrócił wzrok od gazety i spojrzał w kierunku Ratliffa. Uśmiechnął się do niego ciepło,

przeczesując palcami jasne kosmyki włosów.

– Powiesz mi o nich? Nigdy nie zdradzałeś, czego tak naprawdę pragniesz.

Tommy wzruszył ramionami i pokiwał głową

– Mam już wszystko, czego mi trzeba. Teraz czekam tylko na dzień, w którym zabiorę cię do

domu i nie będziesz się dłużej męczył – Rzekł poważnym tonem.

Adam poczuł ciepło, rozlewające się po jego sercu. Uśmiechnął się łagodnie

– Na pewno jest coś jeszcze.

Basista roześmiał się pod nosem

– To niezbyt wiele. Chciałbym zagrać na gitarze elektrycznej w twoim zespole w czasie drugiej

trasy. Wiesz, że Monte mnie drażni.

Lambert pokiwał głową

– Mieliśmy kiedyś sprzeczkę dotyczącą właśnie tej sprawy. Nie sądziłem, że to ma dla ciebie tak

duże znaczenie.

– A Ty? – Spytał Tommy, kładąc się obok Adama – Jakie jest twoje marzenie? – Wtulił głowę w

miękką poduszkę. Ciepłe ramie przysunęło jego ciało do torsu czarnowłosego. Na twarzy Lamberta

pojawił się intrygujący uśmiech; tajemniczy i nieco rozmarzony. Powieki opadły łagodnie. Wyglądał,

Page 378: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

378

jakby delektował się ostatnimi chwilami skrywanej tajemnicy. Po chwili oczy otworzyły się, a wargi

wyszeptały cicho, lecz wyraźnie

– Chciałem, byś został moim mężem.

Tommy otworzył szerzej oczy i trwał w bezruchu. Poczuł paraliż, który zawładnął jego ciałem i nie

pozwolił na najmniejszy ruch. Jego serce nigdy nie biło mocniej; miał wrażenie, że anormalna dawka

adrenaliny rozchodzi się po jego ciele niczym najsilniejsza trucizna. Adam powoli spuścił wzrok, a

łagodny uśmiech rozświetlił jego twarz.

– Adam, ja też tego chcę…

Lambert wpatrywał się w brązowe oczy. Nie spodziewał się, że usłyszy te słowa, a na pewno nie teraz.

Poczuł jeszcze silniejszą przynależność do świata, w którym miał tak wiele do zrobienia. Nie chciał

opuszczać tego miejsca.

– Nie możemy – Powiedział cicho – Nie chcę brać z tobą ślubu, kiedy mam przed sobą wizję…

– Nie kończ – Przerwał mu Tommy – Nieważne, co się stanie.

– Nie chcę, żebyś za kilka miesięcy czy lat był wdowcem – Odparł chłodno – To racjonalne

wyjście. Nie zrobię ci tego.

– Adam!

– Kiedy wyzdrowieję. Przyrzekam ci to – Powiedział, łapiąc blondyna za rękę. Pogładził miękką

skórę dłoni – Musisz mnie zrozumieć. Chcę dla ciebie dobrze i sam któregoś dnia to zrozumiesz.

Tommy nie odzywał się. Wtulił się w tors ukochanego i zamknął oczy. Poczuł na swoim biodrze ciepłą

dłoń, która przesuwała się ku górze.

– Wyobrażasz sobie ten dzień?

Ratliff nie odzywał się przez dłuższą chwilę. W końcu zdołał wydusić z siebie kilka słów, nadal nie

panując nad drżeniem głosu.

– Wiedziałem, że znaczę dla ciebie bardzo wiele. Za to nigdy nie spodziewałem się, że będziesz

w stanie zamknąć swoją przyszłość dla innych i wpuścić do swojego świata tylko mnie. Boże… –

Roześmiał się nerwowo – Adam, nie spodziewałem się… – Spojrzał w niebieskie oczy i poczuł chęć,

pragnienie ucałowania tych różowych warg. Nieodpartą pokusę, której uległ. Jego wargi powiodły po

czole bruneta, następnie odnalazły usta, łącząc się z nimi w długim, przesiąkniętym czułością

pocałunku. Zawładnęły nimi uczucia, których doświadczyli przy pierwszym zbliżeniu. Poczuli się tak

samo jak w dniu, który odmienił ich życie.

Page 379: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

379

Po chwili drzwi otworzyły się, a na salę wszedł młody chłopak. Długi, bawełniany szlafrok niemal wisiał

na jego wychudzonym ciele. Twarz miała ostre rysy, a na obliczu malował się smutny, jednak uroczy

uśmiech. Oczy miały w sobie młodzieńczy blask, który napawał optymizmem. Blade wargi wyszeptały

niemal bezgłośnie

– Jeśli przeszkadzam, to przyjdę później.

Adam uśmiechnął się ciepło, nie przestając tulić Tommy’ego do swojej piersi

– Nie wygłupiaj się, chodź do nas.

Chłopak nieśmiało zbliżył się w stronę łóżka i wyciągnął szczupłą wąską dłoń w kierunku Ratliffa

– Jestem Tim – Przedstawił się, jednak jego twarz miała wciąż ten sam chłodny wyraz. Jedynie

oczy patrzyły żywo i ciepło.

Basista poczuł jak dłoń niemal bezwładnie zaciska się na jego dłoni. Kiwnął głową

– Tommy.

I w tym momencie coś w nim pękło. Patrzył na chłopaka, który niczym widmo przesuwa się po pokoju.

Jego dłonie były nieprzyjemnie zimne, policzki zapadnięte. Twarz pozbawiona rzęs i brwi, na głowie

ciemna chustka, zakrywająca gładką powierzchnię skóry. Chłopak usiadł na krawędzi łóżka, które

nawet nie skrzypnęło, poddając wątpliwościom fakt zmaterializowanego ciała. Jedyne, co wciąż

intrygowało Ratliffa to śmiejące się oczy. Nienaturalnie wesołe i przyjazne. Niemal martwe ciało,

którego serce bije w ogniście brązowych tęczówkach.

– Tim? – Rzekł Adam, patrząc w kierunku chłopaka. Poczuł na sobie jego spojrzenie – Pokażesz

Tommy’emu swoją siostrę?

Tych kilka słów wystarczyłoby blada twarz rozpromieniła się. Chłopak złapał swój portfel i powoli zbliżył

się do łóżka Adama, zajmując miejsce na samej krawędzi, zachowując przy tym bezpieczny dystans.

– Dzielimy z Timem jedną salę – Rzekł Adam, głaszcząc blondyna po włosach.

Przed oczami Ratliffa pojawiło się portretowe zdjęcie czarnowłosej dziewczyny. Miała pełne,

zaróżowione policzki, duże oczy w kolorze głębokiej zieleni. Pukle długich włosów leżały na

zaokrąglonych ramionach.

– Nazywa się Anette. Studiuje prawo – Powiedział z uśmiechem, podając mały postrzępiony i

pogięty wycinek w ręce basisty – Ma chłopaka w Kalifornii. Obiecała mi wakacje w Los Angeles.

Ratliff uśmiechnął się, czując wszechogarniające go wzruszenie.

Page 380: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

380

– Los Angeles jest piękne – Rzekł, przywodząc na myśl miasto, w którym był zakochany –

Planujemy zamieszkać tam z Adamem. Co prawda nie w samym centrum miasta, ale całkiem niedaleko

od przedmieścia.

– Jeśli będziesz miał ochotę, możesz nas odwiedzić w każdej chwili – Dodał Lambert. Tim

spojrzał na nich z podekscytowaniem.

– Chciałbym zobaczyć Los Angeles. Spędzić tam, chociaż jeden dzień, zobaczyć Anette –

Wpatrywał się w zniszczone zdjęcie. W jego oczach nie było smutku ani bólu, jednak dla Tommy’ego

nowo poznany chłopak był cieniem człowieka. Basista zacisnął dłoń na dłoni Adama, wtulając się ufnie

w jego tors. W ostatnim czasie każdy, najprostszy gest był dla niego tym, czym jest woda dla

spragnionego wędrowca.

67. Najdłuższa noc

Tommy obudził się około dziesiątej rano. Niewiele myśląc zwlókł się z łóżka i szybko zaczął wkładać na

siebie przypadkowe ubrania. Chciał zdążyć odwiedzić Adama tak jak obiecał – przed południem.

Wcisnął portfel do jednej z kieszeni ciasnych jeansów i pobiegł schodami w dół, gdzie spotkał Neila.

– Uou! – Zatrzymał się gwałtownie, łapiąc poręcz – Jadę do szpitala, chcesz się zabrać? –

Zaproponował spontanicznie.

Chłopak machnął ręką i ziewnął przeciągle

– Wpadnę później. Miałem długą noc.

Tommy uniósł brew i zajrzał do salonu, spodziewając się, że dostrzeże tam obcą mu dziewczynę;

kanapa jednak była pusta.

– W takim razie do zobaczenia – Ratliff uśmiechnął się, po czym spiesznie opuścił dom, kierując

się w stronę auta.

***

Na końcu korytarza dostrzegł Brooke. Dziewczyna siedziała przed drzwiami, wiodącymi w stronę

oddziału. Chłopak ruszył żwawym krokiem w jej kierunku.

Page 381: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

381

– Cześć – Rzekł z uśmiechem, jednak po chwili zaczął mieć wątpliwości, co do nastroju

przyjaciółki. Kiwnęła głową na znak przywitania, lecz nawet nie uniosła wzroku.

– Adam… – Westchnęła ciężko, jakby każde kolejne słowo było coraz trudniejsze do

powiedzenia – Miał zapaść. Nie chce nikogo widzieć.

Wargi Tommy’ego drgnęły nieznacznie

– Ale przecież… Przecież to nie dotyczy mnie.

Spojrzała w brązowe tęczówki, które odbijały w sobie strach i niezrozumienie.

– Nikogo – Powtórzyła – Możesz wejść, ale nie wiem czy to najlepszy pomysł.

Bez zawahania pchnął drzwi oddziału i ruszył w stronę sali, na której miał spotkać swojego ukochanego.

Czuł strach; potrafił jednak nad nim zapanować. Zapukał cicho i przekroczył próg pomieszczenia. Powoli

podszedł do łóżka, na którym leżał czarnowłosy. Jego oczy patrzyły w jasno określonym kierunku.

– Kochanie? – Tommy usiadł na krawędzi łóżka, które cicho skrzypnęło – Co się dzieje?

Powieki opadły leniwie, po czym ponownie się uniosły. Odpowiedzią była cisza.

Blondyn obejrzał się za siebie

– Tim już wyszedł? Nie widzę jego rzeczy – Rzekł, znowu patrząc na Adama. Położył dłoń na

jego ramieniu i nachylił się, ostrożnie składając pocałunek na bladym policzku. Przymknął oczy,

przytulając się do ciepłego ciała, które nie wykazywało żadnej reakcji.

– Adam – Szepnął cicho, wiodąc palcami wzdłuż linii torsu Adama – Przytul mnie – Poprosił

łagodnie.

Liczył, że tym razem jak zawsze silne ramie obejmie go i przysunie do swojego ciepłego ciała. Że na

twarzy zagości ten uśmiech, który znaczył bardzo wiele. Brunet ponownie mrugnął, wpatrując się w

białą ścianę.

Tommy uniósł głowę i zacisnął wargi. Nie wiedział jak powinien się zachować. Miał wrażenie, że

zwariował, a Adam jest jedynie wytworem jego wyobraźni. Wyimaginowanym przyjacielem, z którym

utrzymuje kontakt.

– Powiedz, chociaż słowo… – Poprosił, ściskając dłoń czarnowłosego. Piosenkarz nie wyrwał się

z uścisku, jednak jego palce nawet nie drgnęły. Ratliff chciał usłyszeć cokolwiek, nawet rozkaz

opuszczenia sali, na której się znajdowali. Adam mimo wszystko sprawiał wrażenie materii

pozbawionej zdolności reakcji.

Page 382: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

382

Basista ułożył się na wprost niego, wkładając ręce pod głowę. Patrzył na wyraz twarzy ukochanego. Po

kilku minutach chłodne spojrzenie niebieskich tęczówek odnalazło brązowe oczy. Patrzyli na siebie w

milczeniu, chłonąc niesamowitą ciszę, z jaką przyszło im obcować. Tommy gładził nagie ramię,

cierpliwie trwając u boku Lamberta. Zobaczył jak jedna, pojedyncza łza spływa z kącika oka mężczyzny

i niemal niezauważalnie przezroczysta kropla spada na białą poduszkę. Poczuł żal, rozpierający go ból,

nad którym nie potrafił zapanować. Zastanawiał się jak to możliwe, że Adamem targają tak silne

emocje, a mimo to trwa w letargu, który nie pozwala mu nawet na jeden, drobny gest. Nie wiedział co

powinien powiedzieć. Na jakie zdobyć się słowa, by zabrzmiały one właściwie. „Nie płacz”? Łzy

pozwalają ukoić ból. „Jestem przy tobie”? Czy to znaczy, że kiedyś mnie zabraknie? „Powiedz co się

stało”. Czy miał po raz kolejny mówić o teraźniejszości, w której przeżywa katusze, walcząc ze swoim

ciałem i umysłem, poddającymi się chorobie, czy zacząć temat przyszłości, której wizja jest bardzo

wątpliwa? Zamiast słów zdobył się na gest, którego zawsze doświadczał, lecz nigdy nie miał okazji

okazać. Przytulił Adama, lecz nie tak jak zawsze – łagodnie i machinalnie. Tym razem wziął go w

ramiona jak mężczyzna, silny i dojrzały człowiek, którego dotyk wzbudza silne poczucie

bezpieczeństwa. Chciał wiedzieć, co brunet czuje, czego oczekuje, o czym myśli. Próbował sobie

wyobrazić stan, w jakim pogrążył się jego partner. Powieki Adama opadły, a usta opuściło ciche

westchnięcie. Przywarł do szczupłego ciała i pozwolił sobie zasnąć w ramionach chłopaka.

Tommy ujrzał na szafce leżący tom nowel i opowiadań Faulknera. Z zaciekawieniem sięgnął po starą

książkę i szczegółowo przyjrzał się okładce, na której widniało jedynie nazwisko autora.

Przypomniał sobie Tima. Jego smutny wyraz twarzy i intrygująco wesołe oczy. Już dawno zapomniał jak

to jest żyć przyziemnymi marzeniami. Od dwóch lat piął się po szczeblach kariery, wciąć pragnąc coraz

więcej. Zwykłe klubowe granie nie wystarczyło; udał się na casting i wywalczył swoim talentem posadę

u Adama. Później wykłócał się o stanowisko gitary prowadzącej zamiast basu, aż ostatecznie rozważał

odejście do grupy Raviego. Dopiero teraz dotarło do niego, że nie znał umiaru we wszystkim, co robił.

Spojrzał na opuszczone powieki czarnowłosego, który spał w jego ramionach. Mimowolnie uśmiechnął

się do siebie. Nie chciał opuszczać Adama, mimo że nie był w stanie się z nim porozumieć. Wystarczyła

sama jego obecność; czuł się potrzebny i dopiero do niego dotarło, że tego uczucia brakowało mu w

życiu najbardziej.

Otworzył spis treści, gdzie znalazł tytuł, o którym wspominał Adam. „Zajrzyj do tego. Gdy będę w

szpitalu, a ty wspomnisz ten moment, który właśnie trwa” brzmiały jego słowa. Zaczytał się w krótkim

opowiadaniu, gdy drzwi pokoju otworzyły się. Rozpoznał chłopaka, który przekroczył próg sali.

Page 383: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

383

– Cześć – Rzucił nieśmiało Tim, idąc w stronę swojego łóżka. Przysiadł na jego krawędzi i przez

chwilę zaglądał do swojego portfela. Spojrzał w kierunku Adama oraz Tommy’ego zaczytanego w

lekturze.

– Udało ci się z nim porozmawiać? – Spytał chłopak, kładąc się na materacu. Okrył swoje ciało

cienką kołdrą.

Tommy przecząco pokiwał głową.

– W ostatniej szufladzie są wyniki prowadzonych badań. Jakaś nierozgarnięta pielęgniarka

zostawiła je przy łóżku. Zajrzyj, jeśli chcesz – Zaproponował Tim, sięgając po swój telefon.

Blondyn ostrożnie wychylił się poza krawędź łóżka i sięgnął po kilka spiętych ze sobą kartek. Ponownie

ułożył się na łóżku, obejmując jednym ramieniem Adama. Zgiął nogi w kolanach i wczytał się w

dokument.

Dzień pierwszy: Kroplówka wzmacniająca, obserwacja.

Dzień drugi: TDX Pharm (AMEPHARM COMPANY/USA) brak reakcji.

Dzień czwarty: Gwałtowny spadek potasu, magnezu. Kroplówka wzmacniająca. K–Docts

(CEDOCTOR/USA) osłabienie, nudności, bóle głowy.

Dzień piąty: Wstrzymanie terapii. Objawy typowe dla Huntingtona, nowe: ataki kaszlu. Obserwacja.

Dzień siódmy: Otępienie, ataki kaszlu. Icex (NURIX/GERMANY) brak reakcji. Zanik relacji z personelem.

Pacjent odmawia wizytacji rodziny.

Dzień ósmy: Brak relacji z otoczeniem. Otępienie, objawy depresyjne. Poczucie świadomości pełne.

– Wiem, że to nie zabrzmi dobrze, ale nie przejmuj się – Rzekł Tim – Nie jest najgorzej. Tylko

tobie udało się nawiązać z nim jakikolwiek kontakt.

Tommy odłożył dokumentację i westchnął cicho. Spojrzał na czarnowłosego, który spał na jego

ramieniu. Chłopak pogładził policzek ukochanego i ponownie sięgnął po książkę, którą zaczął czytać

kilka minut temu.

Nie potrafił ocenić czy w fabule odnalazł więcej tragedii czy romansu. Śmierć, która nie rozdzieliła

zakochanych. Zimny dreszcz wstrząsnął ciałem Tommy’ego, gdy wyobraził sobie sytuację analogiczną

do przeczytanej; przez lata zasypiać u boku ukochanej, lecz martwej osoby. Poczuł wzbierające się

Page 384: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

384

współczucie oraz mdłości, które nie mogły go opuścić. Ciało śpiące u jego boku nieznacznie się

poruszyło, a powieki uniosły się, odsłaniając niebieskie, pełne spokoju oczy.

Adam tracił poczucie przynależności do świata. Jego stan się pogarszał, a przyjmowane leki jedynie

pogłębiały coraz bardziej podupadający stan psychiczny. Mimo wszystko kierowała nim pewna

wewnętrzna potrzeba; potrzeba dopełnienia szczęścia.

– Zostaniesz do rana? – Spytał szeptem.

– Oczywiście. Nie zamierzam się stąd ruszyć – Odparł Tommy, ciesząc się, że w końcu usłyszał

jakiekolwiek słowa, które padły z ust czarnowłosego.

***

Pomieszczenie otulone było mrokiem i wypełnione wszechogarniającą ciszą. Poświata bladej, okrągłej

tarczy księżyca wisiała pomiędzy ciężkimi, szarymi chmurami. Tommy oraz Adam leżeli wtuleni w

siebie. Wsłuchiwali się we własne oddechy i bicie serc, a melodia ta nie pozwalała im zasnąć. Dłoń

Tommy’ego powiodła po policzku czarnowłosego i spłynęła po szyi, by ostatecznie zatrzymać się na

kołdrze. Wokalistę przeszedł przyjemny, elektryzujący dreszcz. Uwielbiał dotyk swojego ukochanego.

Spojrzał na niego; w ciemnościach ujrzał jedynie zarys twarzy oraz duże, błyszczące oczy.

Adam opuścił powieki i zbliżył się do łagodnie rozchylonych warg. Ucałował je, smakując miękkiej skóry.

Dopiero teraz poczuł się naprawdę szczęśliwy; kąciki jego warg łagodnie się uniosły. Gdy poczuł, że

szczupłe palce blondyna zmierzają ku jego bieliźnie, odsunął się nieco.

– Nie dam rady. Przepraszam – Rzekł półszeptem. Po otrzymaniu silnej dawki nietestowanych

wcześniej leków wystarczył krótki spacer po dziedzińcu, by czuł się całkowicie pozbawiony sił.

– Zajmę się tobą. Tylko daj mi na to szansę – Wargi Ratliffa powoli przesunęły się w kierunku

szyi, powodując przyjemny dreszcz.

Adam niekontrolowanie odchylił głowę do tyłu, a spomiędzy jego ust wydobyło się ciche westchnięcie

– Tobie mogę oddać wszystko, co mam – Opadł na poduszkę i opuścił powieki. Tommy potrafił

rozpalić w jego sercu iskrę, która wzniecała ogień. Cienka kołdra powoli zsunęła się z bioder,

odkrywając nagi tors i brzuch. Adam czuł, jak miękkie, wilgotne wargi wodzą po jego skórze, a ciepły

język dopełnia przyjemne, stonowane pieszczoty. Tommy przez chwilę zajmował się sutkami, czując

jak te szybko twardnieją pod wpływem przyjemnego dotyku. Ponownie skierował swe wargi w

kierunku szyi, kąsając ją i całując najdelikatniej jak potrafił. Ciche, płytkie westchnienia docierały do

jego uszu, a melodia ta była najpiękniejszą, jaką kiedykolwiek dane było mu słyszeć. Wsunął szczupłe

palce pod materiał bielizny i zsunął ją poniżej kolan Adama, pochylając się nad jego udami. Kosmyki

jasnej grzywki przyjemnie łaskotały uda czarnowłosego, który zaczynał tracić nad sobą kontrolę.

Page 385: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

385

Pragnął maksymalnego zbliżenia, choć nie był pewien czy sprosta temu zadaniu. Jęknął cicho, gdy

miękkie i wilgotne wargi objęły jego członka, po czym zaczęły się miarowo zaciskać, pieszcząc przy tym

najbardziej wrażliwy punkt na męskim ciele. Tommy wyczuwał pulsowanie okazałego i nabrzmiałego

narządu, co wprawiało go w coraz silniejsze pożądanie. Jego język łaskotał czubek gładkiej powierzchni

członka, a gorący oddech przyjemnie drażnił okolice męskości czarnowłosego. Gdy blondyn poczuł

gorzkawy smak bezbarwnego soku uniósł się, usiadł na biodrach Adama i pochylił się nad jego torsem.

Niebieskie oczy patrzyły na niego z rozmarzeniem. Mężczyzna, oszołomiony niezwykle intensywnym

doznaniem nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Gdy poczuł, że jego członek z trudem zanurza się w

ciele jego ukochanego, zacisnął dłonie na białym prześcieradle i wpatrywał się w wyraz twarzy

chłopaka. Grymas bólu po chwili został wyparty przez rozkosz malującą się na pięknym obliczu. Biodra

szczupłego basisty łagodnie unosiły się i opadały, a po kilku próbach męskość Adama w pełni zatopiła

się w ciele Ratliffa. Oddechy wzajemnie uzupełniały się, palce przeplotły, a ciała stanowiły jakby

nierozerwalną jedność. Spojrzenia połączyła niewidzialna nić, która nie pozwalała nawet na zmrużenie

powiek. Ledwo panowali nad swoimi reakcjami, które mogły zdradzić przed innymi ich tajemne

posunięcie. Tłumili w sobie wszelkie odgłosy, które co kilka chwil kierowali wzajemnie do swych ust,

niemal czując jęki ukochanego we własnym gardle. Tommy przyspieszył swoje ruchy, ujeżdżając Adama

tak gwałtownie, że w pewnej chwili boleśnie zacisnął wargi. Paznokcie czarnowłosego przeciągnęły

wzdłuż linii jego kręgosłupa, wiodąc od łopatek aż po krągłe zakończenie pleców, po czym wbiły się w

miękką skórę. Słodki, rozkoszny ból świadczący o nieziemskiej przyjemności był tym, czego Tommy

pragnął. Jego dłonie drżały, gdy opierał je o klatkę piersiową Adama, palce ześlizgiwały się z wilgotnej

skóry, miękkie pośladki ocierały o uda czarnowłosego. Lambert chwycił chłopaka za szczupłe biodra i

przygryzł wargę, obserwując niesamowicie rozkoszne widowisko. Szczupłe, pociągające ciało prężyło

się na nim, wiło konwulsyjnie czerpiąc, a jednocześnie dając przyjemność. Wargi rozchylały się

niekontrolowanie, powieki opadały, a ciche pomruki opuszczały suche usta.

– Tommy… – Wyszeptał głośno Adam, zaciskając palce na udach chłopaka. Jego wzrok szalenie

błądził po wilgotnym, błyszczącym od potu ciele. Twarz, ramiona, brzuch, biodra, nabrzmiały, tętniący

życiem kwiat, który wypuszcza z siebie życiodajne soki, by wabić – To wszystko składało się na

niesamowity wygląd fizyczny jego chłopaka. W pewnej chwili zaczął odczuwać zupełnie nowe, dotąd

obce mu doznanie. Spodziewał się do czego może ono doprowadzić. Teraz jeszcze intensywniej

ujeżdżał Adama, który przyciągnął Ratliffa za kark i wpił się namiętnie w jego rozchylone wargi, w

obawie, że nadchodzący szczyt wymknie się spod jego kontroli. Tommy zaczął odczuwać ból, który

mógł ustąpić tylko w wyniku osiągnięcia fizycznego spełnienia. Jeszcze mocniej przycisnął usta do ust

Adama, a błogie uczucie ugodziło go niczym rozżarzony metal. Niemal wszystkie mięśnie jego ciała

Page 386: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

386

spięły się i jedynie silnie trzymające go ramiona Lamberta nie pozwoliły mu na szaleńczy podryw. Z

trudem dusił w sobie głębokie jęki i westchnienia, będąc na granicy wytrzymałości.

Adam wstrzymał oddech; czuł jak mięśnie Ratliffa mocno i miarowo zaciskają się na jego członku.

Zacisnął powieki, a gorący dreszcz, najgłębsze stadium ekstazy pochłonęło go z taką wściekłością, że

przez przypadek wbił swoje paznokcie w pośladki Tommy’ego, który jęknął z bólu, lecz odgłos ten

zmieszał się z całą gamą pomruków. Jego oczy zaszły mgłą, a wargi wydawały z siebie płytkie

westchnienia. Masywne ciało drżało i wiło się, a usta szeptały wciąż jedno i to samo imię. Tuż po chwili,

gdy trzeźwość zmysłów zaczęła powracać, przycisnęli do siebie swe rozgrzane i nadal dygoczące ciała.

Trzymali się w ramionach, nie chcąc przerywać tej wspaniałej chwili.

Adam, mimo zmęczenia, nie potrafił zasnąć. Wpatrywał się w twarz Tommy’ego i jego błogie, zatracone

w myślach spojrzenie. Po kilku minutach zapytał cicho.

– Czemu milczysz?

Ratliff zwlekał z odpowiedzią, jakby chciał właściwie dobrać słowa. Spojrzał w niebieskie oczy i

uśmiechnął się łagodnie.

– Nie ma słów, którymi mógłbym wyrazić to co czuję – Ścisnął dłoń Adama. Poczuł, jak

mężczyzna wtula się w jego ciało. Cieszył się, że w końcu mógł stać się oparciem dla swojego

ukochanego. Być dla niego jedynym celem, dla którego warto walczyć o każdy kolejny dzień.

68. Między słowami

Choć było jeszcze ciemno, czuł, że wraca ze wspaniałej krainy snów. Budził go łagodny dotyk aksamitnej

dłoni oraz delikatny, ciepły szept.

„Kochanie, musisz już wstać. Tommy… hej…”

Uniósł powieki. Uśmiechnął się łagodnie, patrząc w niebieskie oczy. Ptaki za oknem zaczęły już dawać

swój koncert, mimo że słońce nadal skrywało się za licznymi budynkami.

– Za pół godziny przyjdą lekarze. Musisz wracać – Rzekł ze smutkiem. Przesunął palcami po

bladym policzku chłopaka. Blondyn przysunął się i wtulił w ciało Adama, ziewając cicho. Tęsknił za

podobnym porankiem.

– Gdzie jest Tim?

Page 387: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

387

– W swoim łóżku.

Ratliff podniósł głowę, spoglądając na Lamberta

– Kochaliśmy się przy nim?

– Na to wygląda – Adam uniósł brwi i uśmiechnął się łagodnie – Nie obudziłaby go nawet

apokalipsa. Jesteś jego zupełnym przeciwieństwem. Budzi cię najmniejszy szmer.

– Nie wiedziałem, że zwracasz uwagę na takie szczegóły – Rzekł Tommy, wpatrując się w pełne

spokoju oczy.

Czarnowłosy roześmiał się cicho

– Odbierasz telefon lewą ręką, a kiedy rozmawiasz trzymasz go w prawej. Czeszesz włosy zanim

się ubierzesz. Przed snem zawsze patrzysz w okno. Wypijasz dwie kawy każdego poranka, jedną od

razu po przebudzeniu, drugą po śniadaniu.

Tommy zaniemówił. Uśmiechnął się i pokiwał głową

– Jesteś niesamowity.

– Tylko zakochany. Do szaleństwa – Powiódł dłońmi po nagich plecach Tommy’ego, kierując je

w stronę łopatek.

– Kiedy poruszam drażliwy temat, zawsze zaczynasz nawijać o Neilu. Ustawiasz budzik w

telefonie na dwie drzemki – Mrugnął blondyn.

Adam zaśmiał się cicho

– You know me better…

– Than I know myself – Dokończył z uśmiechem Tommy. Pochylił się nad obliczem

czarnowłosego i łagodnie ucałował jego wargi – Jeśli będziesz mnie potrzebował, dzwoń.

– Do zobaczenia – Rzekł Adam, ponownie całując miękkie usta. Wodził dłonią po ciepłym

ramieniu blondyna, po czym zsunął ją na biodro. Palce przesunęły się wzdłuż uda, by ponownie wrócić

do góry i dotrzeć do szczupłego brzucha.

***

Tommy długo rozważał pewną ważną kwestię. Bił się z myślami, analizował wszystkie za i przeciw,

rozmyślał nad konsekwencjami podjętego wyboru. Ostatecznie uznał, że jego decyzja okaże się słuszna.

Opuścił sypialnię i skierował się w stronę salonu, gdzie rodzice Adama wraz z synem zasiadali do

obiadu.

– Zjesz znami? – Zaproponowała Leila, uśmiechając się w stronę Tommy'ego.

Page 388: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

388

– Nie jestem głodny, dziękuję – Odparł łagodnie – Muszę z wami porozmawiać. Nie chcę mieć

żadnych tajemnic względem rodziny Adama, dlatego chcę was o czymś poinformować – Rzekł,

spoglądając w kierunku kobiety – Chodzi o spadek.

Zapadła grobowa cisza, którą przerwał Eber

– Chcesz z niego skorzystać?

Wiedział, że nie może liczyć na zrozumienie, lecz odparł krótko i zgodnie z prawdą

– Tak.

– Jeśli potrzebujesz pieniędzy, pomożemy ci – Zaproponował Neil.

– Nie o to chodzi – Rzekł Tommy – Chcę kontynuować budowę domu. Planuję zamieszkać tam

z Adamem, kiedy wyjdzie ze szpitala. Wiem, że on też tego chce.

Leila bez słowa opuściła pokój. Eber zwrócił wzrok w kierunku Ratliffa

– Wybacz, zostawię cię na chwilę – Rzekł, po czym zniknął w tym samym pokoju co jego żona.

Neil milczał i wytężył słuch.

– Słyszałeś to? Chodzi tylko o pieniądze Adama.

– Uspokój się. Nasz syn nie spotykałby się z materialistą.

– Moje dziecko walczy o życie, a on... jak on mógł się tak zachować?

– Chociaż postaraj się go zrozumieć.

– Nie w obliczu tej sytuacji. Adam potrzebuje wsparcia i bliskości. Kto jest teraz w stanie myśleć

o pieniądzach? Nie sądziłam, że go na to stać.

– Kochanie, ochłoń. Chociaż go wysłuchaj.

– To jest sprawa bezdyskusyjna. Nie spodziewałam się, że weźmiesz jego stronę.

Neil westchnął i wzruszył ramionami

– Wybacz, wszyscy ciężko to znosimy – Przesiadł się na krzesło obok pogrążonego w myślach

blondyna – Nie bierz tego do siebie. Rób to, co uważasz za słuszne. Jeśli mój brat ci zaufał, ja również

jestem w stanie.

Tommy spojrzał w stronę Neila i uśmiechnął się łagodnie

– Dzięki. Nie mów nikomu nic na ten temat.

– Nie ma sprawy.

Page 389: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

389

Po chwili Leila oraz Eber wyszli z pokoju. Zatrzymali się przed Tommym, który wstał od stołu.

– Nie będę wam dłużej przeszkadzał. Dziękuję za wszystko.

***

Adam od ponad godziny wpatrywał się w otwarty przed nim notes. Co jakiś czas czarny długopis kreślił

kolejne słowa.

– Piszesz pamiętnik? – Spytał Tim, kończąc swój obiad. Adam uniósł wzrok znad kartki.

– Nie – Uśmiechnął się – Pracuję nad tekstem nowego utworu.

– W końcu zacząłeś się do nas odzywać – Uśmiechnął się szczupły chłopak – Wszyscy się

martwiliśmy.

– Dopadła mnie chwilowa chandra. Za dużo myśli i psychotropowych prochów… – Mruknął z

niezadowoleniem, po czym odwrócił wzrok.

– Może masz ochotę się przewietrzyć? – Zaproponował chłopak, spoglądając za okno – Za dwie

godziny ma padać, a chciałbym się przejść.

Adam zastanawiał się chwilę, lecz wzruszył ramionami

– Nie ma problemu. Przyda mi się chwila odpoczynku.

Powietrze było świeże i lekkie. Wszędzie unosił się zapach kwitnących kwiatów, a dziedziniec świecił

pustkami. Panująca wkoło cisza była tym, czego potrzebowali najbardziej.

– Spójrz, komuś szykują się duże odwiedziny – Rzekł Tim, wskazując na grupę zmierzającą w ich

kierunku.

Czarnowłosy uśmiechnął się szeroko

– Wydaje mi się, że wiem komu – Powiedział, rozpoznając w gościach swoich przyjaciół.

Brooke, Sasha, Terrance, Taylor, Isaac a nawet brat Adama – Neil, wszyscy otoczyli go, zaczęli brać w

ramiona, ściskać i zasypywać licznymi pytaniami, na które nie nadążał odpowiadać.

– Hej , stop! – Zawołał – Poznajcie Tima – Rzekł, wskazując na onieśmielonego chłopaka, który

z uśmiechem kiwnął głową.

– Wybacz, że nie udało nam się ściągnąć tu twojego faceta, ale nie możemy się z nim

skontaktować – Rzekła Brooke.

Adam spojrzał na nią z niepokojem

– Coś się stało?

Page 390: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

390

– Nie, na pewno nie. Założę się, że odsypia, albo załatwia sprawy z Ravim. Wiesz czy w końcu

podpisał z nim umowę?

Adam przecząco pokiwał głową. Kompletnie zapomniał o tej sprawie.

– Chodźcie do kawiarni za budynkiem, stawiam co chcecie – Zaproponował.

– O nie – Rzuciła Sasha – Przyjmijmy, że to ja zapraszam, więc jedzcie i pijcie na mój rachunek.

– I bawcie się dobrze – Uśmiechnął się Adam, a widząc zdenerwowanie na twarzy Brooke dodał

– Wybacz, czarny humor to ostatnio moja działka.

Gdy wszyscy wraz z Timem ruszyli w poszukiwaniu kawiarni, Adam poczuł dłoń na swoim ramieniu.

Zatrzymał się, gdy Isaac stanął przed nim.

– Mogę zająć ci chwilę? – Spytał z dużą dozą niepewności.

Lambert znacząco kiwnął głową i wskazał na boczną aleję

– Chodźmy tamtędy.

Perkusista westchnął cicho

– Nikt nie wie co się dzieje z Tommym. Nie musisz się o niego martwić.

Czarnowłosy zerknął w stronę niskiego mężczyzny

– Wiesz więcej niż reszta?

– Raffi miał małe nieporozumienie z twoimi rodzicami. Tymczasowo zamieszka u mnie, masz

coś przeciwko temu?

Adam zwolnił

– Powiedz mi szczerze. Jest coś o czym nie wiem?

Brunet przecząco pokiwał głową

– Jeśli masz na myśli mnie i jego to nic nie ma na rzeczy. Jesteśmy ze sobą blisko, dlatego mówi

mi więcej niż innym.

– Wiesz o co poszło?

– Nie, nie chciał powiedzieć – Skłamał – Myślę, że sam powinieneś z nim o tym porozmawiać.

Szuka mieszkania do wynajęcia, w ciągu tygodnia planuje się wprowadzić do jakiegoś bloku w pobliżu

szpitala.

Adam milczał dłuższą chwilę

Page 391: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

391

– Dziękuję, Isaac. Zajmij się nim. Nikogo innego nie mogę o to prosić, bo jesteśmy jedynymi

ludźmi, przed którymi nie ma tajemnic. Jeśli działoby się z nim coś złego, od razu mnie o tym informuj.

– To jasne – Rzekł szczupły brunet – Będziesz wiedział o wszystkim.

Adam uśmiechnął się łagodnie i poklepał perkusistę po plecach

– Dołączmy do reszty. Mam ochotę na gorącą latte.

***

Wieczór upływał w wyjątkowo przyjaznej atmosferze. Słońce chowało się już za wierzchołkami

wysokich drzew, a pacjenci wracali do swoich sal. Adam nadal dyskutował z przyjaciółmi, wypytując o

szczegóły planów menadżera na kolejną trasę. Co kilka chwil patrzył w kierunku głównej alei. Choć

bardzo chciał zobaczyć Tommy’ego, wiedział, że ten prawdopodobnie się nie zjawi. Ujrzał za to

starszego mężczyznę w białym kitlu, który zbliżył się do stolika.

– Smacznego – Rzekł z uśmiechem, kłaniając się w stronę gości – Pewnie zaraz urządzicie tutaj

koncert, co?

Adam roześmiał się

– Nie mamy dziś kompletnego składu.

– Czekamy na przesyłkę medykamentów z Japonii, potrwa to ze trzy, może cztery dni. Nie

mamy po co tutaj pana trzymać, więc powiedzmy, że to takie krótkie wakacje. Zrobimy jutro badania i

po południu może pan wrócić do domu.

Czarnowłosy otworzył szerzej oczy

– Poważnie?

Lekarz kiwnął głową

– Ale teraz zapraszam do mojego gabinetu. Musimy załatwić formalności, ordynator nas

rozlicza ze wszystkich papierków.

– Będę za dziesięć minut – Odparł. Uśmiechnął się na myśl, że najbliższe dni spędzi u boku

ukochanego. Musiał nadrobić ten stracony w szpitalu czas.

Page 392: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

392

69. Wspomnienia młodości

Isaac spędzał wieczór przed telewizorem. Dopijał właśnie drugą butelkę piwa, kiedy usłyszał dzwonek

do drzwi. Niechętnie zwlókł się z kanapy, by przywitać spodziewanego gościa.

– O, cześć – Uśmiechnął się w stronę Tommy’ego, który z kilkoma walizkami stanął tuż przed

nim – W tej za dużej bluzie wyglądasz jak sierota. Wchodź do środka – Cofnął się, zapraszając przyjaciela

do własnego mieszkania.

Ratliff podążył w stronę salonu, zostawiając po drodze torby i walizki. Rzucił się na skórzany fotel i

westchnął głośno

– Jest ktoś u ciebie?

Carpenter przekręcił klucz w zamku i przecząco pokiwał głową. Usiadł na kanapie i otworzył kolejną

butelkę. Podał ją blondynowi.

– Adam jutro wychodzi ze szpitala. Wezmę moją pannę i wyjedziemy na weekend – Powiedział

perkusista – Zostawiam wam mieszkanie na tydzień.

Ratliff uniósł brew

– Weekend to trochę krócej niż tydzień.

– Jeszcze narzeka… – Westchnął brunet i zmienił stację – Nie wpuszczajcie akwizytorów i nie

uprawiajcie seksu na stole w kuchni.

Blondyn uśmiechnął się szeroko

– Czemu nie?

– Próbowałem i źle się to skończyło.

Gitarzysta zaczął się śmiać i upił łyk gorzkiego trunku

– Okej, puśćmy to w niepamięć. Myślę, że Adam potrzebuje więcej spokoju, niż może mu dać

dziki seks na każdym twoim meblu – Rozejrzał się orientacyjnie – Przytulnie tu u ciebie. Muszę poszukać

czegoś podobnego.

– Leila się nie odzywa? – Spytał Isaac, zrzucając stertę ubrań, która zajmowała znaczną część

czarnej kanapy.

Page 393: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

393

– Nie – Tommy podparł się łokciami o kolana – Jakoś to rozwiążę. Mam wystarczająco dużo

problemów, żeby przeżywać nieporozumienia z rodziną swojego faceta.

Isaac zajął miejsce na oparciu

– Ale chyba nie jest źle, co? Mam wrażenie, że Adamowi się polepszyło.

– Chciałbym w to wierzyć – Westchnął blondyn, przeczesując palcami długie włosy – Ale też to

zauważyłem. Kiedy miał tę zapaść zacząłem się denerwować, a teraz trzymał mnie na telefonie prawie

godzinę. Chyba jednak nie prześpimy tych kilku dni – Uśmiechnął się ciepło.

– I tak powinno być – Kiwnął głową Isaac – Przyniosłeś ze sobą jakieś ciekawe tematy?

– Nie. Za to ty mi opowiedz mi o swoich błędach młodości.

Isaac uniósł brew i patrzył w milczeniu

– Słucham?

– No wiesz co mam na myśli – Blondyn przewrócił oczami – Chodzi o tego faceta, z którym

przeżyłeś burzliwy okres w swoim życiu.

Perkusista machnął ręką

– Dawno i nieprawda. Nie wracajmy do tego.

– Nie myśl, że odpuszczę tak łatwo – Mrugnął w stronę bruneta – Jak na spowiedzi.

Perkusista położył się na kanapie, wziął łyk piwa i sięgnął po pilota. Wyłączył telewizor i westchnął

głośno – Miałem siedemnaście czy osiemnaście lat. Wtedy uwielbiałem sport, grałem w drużynie

piłkarskiej. Zaplanowaliśmy z przyjacielem spędzić wakacje na dwutygodniowym obozie pod Nowym

Orleanem. Żadna atrakcja, ale wszystko było lepsze od spędzenia kilku miesięcy w mieście. Warunki

były dość przeciętne, spaliśmy w namiotach, kąpaliśmy się w akademiku niedaleko od naszego

campingu. Nocowałem w namiocie z kumplem, problem w tym, że drugiego dnia wypił za dużo, spadł

ze schodów i złamał rękę. Oddelegowali go do domu.

– Biedak.

– Też było mi go żal. Gorzej, że miałem spędzać ten czas sam i to na skraju lasu. No ale, że był

to obóz, mieliśmy swoich trenerów.

Tommy zaczął się głośno śmiać

– Zaczyna się fabuła taniego porno! Jedziesz.

Isaac przewrócił oczami

Page 394: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

394

– Nami zajmował się…

– Zajmował, mmm.

– Tommy! – Warknął Isaac – Więc jak już powiedziałem, trener…

Blondyn fuknął

– Ze starym grzbietem?

– Ten stary grzbiet miał wtedy dwadzieścia trzy lata i niesamowite ciało sportowca.

Nieszczególnie za nim przepadałem. Zaproponował, że mogę się przenieść do niego, bo jako trener jest

sam i ma dwa wolne miejsca. Uznałem, że lepsze mierne towarzystwo niż żadne. Jeszcze w ciągu

pierwszego tygodnia przyszła okropna pogoda. Skończyliśmy trening wcześniej i o dziewiątej niemal

wszyscy przygotowywali się do snu. Wpadliśmy z nim w temat dziewczyn. Nietrudno się domyśleć, że

dwóch dzieciaków, no – bardzo młodych facetów będzie mówić o tym, co kręci ich najbardziej. Nie

przebierał w słowach, mówił jasno i na temat. Nie miałem jeszcze doświadczenia, więc pozostawało mi

jedynie słuchać.

– Niesamowita i gorąca. Sprawiała wrażenie ułożonej cnotki, a tak naprawdę jej temperament

świadczył o tym, że jest dziką nimfomanką. Mogliśmy się pieprzyć pięć razy w ciągu nocy i nadal było

jej mało.

– Wiesz do czego prowadzi taka rozmowa i fantazja. W mojej głowie rozpętało się istne piekło.

W pewnym momencie przestał mówić. Patrzył na mnie z kamiennym wyrazem twarzy. Wiedziałem, co

zaraz nastąpi, widziałem to w jego oczach. Sam nie wiem co czułem. Bałem się, nie wiedziałem jak

zareaguję, nie chciałem jednak uciekać. Podobało mu się, że ma mnie w garści. A ja poddałem się tym

odczuciom.

Po raz pierwszy poczułem dotyk czyjejś dłoni na swojej bieliźnie i to było oszałamiające doznanie.

Wystarczyło, że tylko położył tam rękę, a ja miałem wrażenie, że ciarki jakie przechodzą przez całe moje

ciało, zaraz doprowadzą mnie do orgazmu. Nawet się nie uśmiechnął, nie zmrużył powiek. Brutalnie i

chłodno pozbawił mnie ubrania i zaczął pieścić dłonią tak mocno, że balansowałem na granicy bólu i

rozkoszy. Miałem wrażenie, że traktuje mnie jak marionetkę. Nie pocałował mnie ani razu, nie

powiedział żadnego słowa. Za to dotykał mnie tak, jakby próbował wznieść się ze mną na wyżyny

rozkoszy. Wiesz, jakby to miało zupełnie nie zobowiązywać. Doszedłem nie dłużej niż w ciągu dwóch

minut, wiłem się w konwulsjach ekstazy, a w jego oczach widziałem jedynie satysfakcję.

– A kolejne treningi? Co było potem? – Spytał Tommy, łapiąc się za deser.

– Nadal był zimnym sukinsynem, do którego trzeba zwracać się per pan. Nawet nie wiesz jak

mnie to drażniło. Poprzedniej nocy się ze mną zabawiał, a teraz traktował mnie jak głupiego dzieciaka,

Page 395: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

395

który nie wie po co znalazł się na boisku. W nocy nic nie zaszło. Miałem wrażenie, że żałował tego, co

zrobił. Bałem się konsekwencji, jednak nie trwało to zbyt długo. O poranku zamiast budzika, obudził

mnie masaż jego miękkich i wilgotnych warg.

Tommy rozchylił wargi, po czym uśmiechnął się lekko

– Zrobił ci loda, gdy spałeś?

– Obudził mnie orgazm.

– Ja pieprzę – Roześmiał się blondyn i pokręcił głową – Jak długo byliście w takim układzie?

Isaac wzruszył ramionami

– Do końca wyjazdu. Prawie dwa tygodnie.

– Odwdzięczyłeś mu się?

– Nie za bardzo dociekasz?

– No gadaj!

Brunet uśmiechnął się z zażenowaniem

– Po co ja ci o tym mówię… Tak, obciągałem mu po każdym treningu.

– Pieprzysz…

– Poważnie. W nocy, czasami w szatni przed meczem. Nie wiem co mnie w tym pociągało. Jego

jęki, słodki i miękki głos, westchnienia i drżenie ciała. Nie mogłem przestać myśleć o tym facecie.

– Zakochałeś się w nim? – Spytał Tommy, kładąc nogi na stole.

– Nie. Myślę, że potrafiłbym zaangażować się emocjonalnie w znajomość z facetem, ale nie

mógłbym się w nim zakochać ani uprawiać normalnego seksu. Właściwie… – Spojrzał w brązowe oczy

– Względem ciebie poczułem przywiązani, jakąś dziwną więź. Lubię czuć twoją bliskość, potrzebuję

mieć ciebie blisko mnie, ale nie potrafiłbym się z tobą związać, zakochać się w tobie. Wiem, że to wysyła

sprzeczne sygnały, ale to trochę specyficzne rozumienie przyjaźni. Zresztą… – Westchnął głęboko – Nie

chciałem, żeby dochodziło między nami do poważniejszych zbliżeń takich, jak choćby ostatni

pocałunek. Jestem w stanie cię zapragnąć, ale nie chcę rozbudzać seksualnych odczuć względem ciebie.

Dla swojego dobra, dla dobra waszego związku.

Blondyn pokiwał głową

– Trochę rozjaśniłeś mi obraz tej sytuacji. Nie wiedziałem, że tak to wygląda.

Page 396: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

396

– Nie wszystko jest czarne albo białe – Odstawił butelkę na stół i przeciągnął się na kanapie –

To był szalony czas, teraz stałem się bardziej ułożony.

– No cóż, chociaż spróbowałeś jak to smakuje.

– A ty? – Spojrzał w stronę blondyna – Kiedy pierwszy raz miałeś kontakt z facetem?

Ratliff uśmiechnął się ciepło

– Nietrudno zgadnąć. To było dość banalne. Spytałem Adama jak to jest całować się z facetem,

wtedy zaproponował, że możemy spróbować. Zapierałem się, ale rzucił się na mnie tak zachłannie, że

straciłem zmysły – Pokręcił głową i westchnął głośno – Najgorętszy pocałunek, jakiego doświadczyłem.

– Najgorętszy był…

– Amsterdam, wiem – Roześmiał się blondyn – Niesamowita trasa. Kolejna będzie równie

dobra.

Perkusista kiwnął głową

– Musi być. Będę kładł się spać, o szóstej mamy samolot do Nowego Jorku.

– Ja wezmę prysznic – Blondyn wstał i wziął ostatni łyk piwa – Bawcie się dobrze.

***

Adam pakował ostatnią ze swoich toreb i usiadł na krawędzi łóżka. Westchnął głośno i uderzył dłońmi

w kolana

– W końcu.

– Pozdrów Tommy’ego – Rzekł Tim, siadając tuż obok bruneta – Będziecie komponować przez

ten czas?

Jedzenie, spanie, seks, jeszcze lepszy seks, jedzenie, spanie, se…

– Jeśli znajdziemy na to czas, z pewnością spróbujemy – Odparł z kamiennym wyrazem twarzy.

– Aż tak zapracowany będziesz? – Spytał chłopak.

Lambert zacisnął wargi, powstrzymując uśmiech

– Mamy trochę zaległości. Musimy nadrobić to i owo. Cholernie za nim tęsknię.

Tim uśmiechnął się i kiwnął głową

– Udanego długiego weekendu. Trzymaj się – Położył rękę na ramieniu Adama, który przytulił

do siebie szczupłe ciało.

Page 397: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

397

– Zobaczymy się niedługo. A w bliskiej przyszłości w lepszych okolicznościach niż ten cholerny

szpital – Odparł. Wziął drobne dłonie chłopaka w swoje ręce – Wygramy. Wierzę, że się uda.

Na twarzy Tima zagościł łagodny uśmiech

– Tak sądzisz?

– Pokonamy to wspólnie i odwiedzimy cholerne Los Angeles jeszcze w tym roku. Umowa?

– Umowa.

– Czas na mnie – Lambert wstał, czując przypływ energii na myśl o spotkaniu z ukochanym –

Cześć, dzieciaku – Zmierzwił grzywkę chłopaka, po czym z pomocą lekarzy wyniósł swoje rzeczy.

70. Powrót

– Cholerny piekarnik!

– Dopuścić faceta do kuchni, katastrofa gwarantowana.

– Jak jesteś taka mądra, to sama ustaw ten pierdolnik.

– Przestań robić dramę, bo słuchać się tego już nie da!

Wieczór w domu Isaaca pełen był krzyków i wzajemnych obelg. Tommy wraz Brooke wspólnie

próbowali przygotować obiadokolację wraz z deserem, a każde ich wspólne posunięcie przynosiło

beznadziejny efekt.

– Idź, ja się tym zajmę – Mruknął blondyn, gdy z piekarnika zaczął ulatniać się czarny dym i

zapach spalenizny. Tancerka poszła do salonu, by poszukać zastawy w barku perkusisty.

– Tommy, dzwoni twój telefon! – Krzyknęła Brooke w stronę kuchni. Na wyświetlaczu pojawił

się zastrzeżony numer.

Ratliff przeklął pod nosem, gdy część ciasta wylądowała na podłodze.

– Odbierz – Powiedział głośno i rzucił blachę na blat. Zaczął rozglądać się za ścierką, jednak

żadnej nie było w zasięgu jego wzorku. Zawiesił ręce na karku i westchnął głośno. Po chwili do jego

uszu dobiegł histeryczny wybuch płaczu. Serce w jego piersi stanęło. Pobiegł do salonu i złapał się

framugi.

Page 398: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

398

– Co jest? – Spytał, podchodząc do roztrzęsionej brunetki – Brooke? – Chwycił jej ramiona. Czuł

drżenie drobnego, kobiecego ciała. Przytulił ją do siebie – Proszę, uspokój się – Starał się mówić

łagodnie, lecz dziewczyna jąkała się i szlochała – Mów co się stało – Rozkazał poważnym tonem.

Nie odrywając się od szczupłego ciała Tommy’ego wycedziła przez łzy, gwałtownie napływające do jej

oczu

– Adam…

Pociemniało mu w oczach, oddech ustał. Nigdy nie czuł podobnego bólu w klatce piersiowej.

– Kto dzwonił?

– Doktor…

– Co mówił? – Spytał, wsłuchując się jedynie w gorzki szloch. Złapał telefon i spojrzał w spis

połączeń – Brooke, uspokój się – Przytulił ją mocniej, choć czuł, że zaraz sam osunie się na podłogę.

Imię ukochanego dźwięczało w jego uszach, wywołując paraliżujący strach, fizyczny ból, problem ze

złapaniem choćby jednego oddechu. Wiedział, że nie może pozwolić sobie na słabość. Myśl nadal nie

docierała do jego rozumu. Nim zdołał jakkolwiek zareagować, jego telefon zawibrował. Niczym

sparaliżowany próbował wcisnąć przycisk odbioru wiadomości.

Numer zastrzeżony. Wiadomość zamknięta w jednym wyrazie. „Frajer”.

– Brooke, wszystko gra – Powiedział, jąkając się – To żart…

– Żart?! – Krzyknęła i szarpnęła się, próbując go uderzyć – Ty pieprzony gówniarzu!

– Spójrz! – Wrzasnął, pokazując jej wiadomość. Emocje przestały rosnąć.

– Kto mógł…

– Ta zdzira – Westchnął Tommy – Wiedziałem, że będzie się mściła. Suka – Warknął, rzucając

telefonem o ścianę – Urwę łeb tej hydrze!

– Tommy…

– Zatłukę to ścierwo i poćwiartuję…

Nie pamiętał kiedy ostatni raz był równie wściekły. Próba morderstwa, której doświadczył na własnej

skórze nie mogła równać się podłemu wybrykowi, na jaki zdobyła się najbardziej mściwa ze znanych

mu kobiet.

Dźwięk dzwonka przywrócił go do trzeźwości zmysłów.

– Ani słowa – Rzekł do Brooke, po czym pobiegł otworzyć. Chciał obudzić się z tego sennego

koszmaru. Pociągnął klamkę i ujrzał przed sobą oblicze uśmiechniętego bruneta.

Page 399: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

399

– Jak dobrze widzieć cię w innym miejscu niż ten cholery szpital – Powiedział Adam,

przekraczając próg mieszkania. Tommy uścisnął go mocno. Jego ciało nadal drżało z przykrego

wrażenia. Miał nadzieję, że Lambert tego nie wyczuje.

– Chyba źle cię karmią – Powiedział, nie odsuwając się nawet na krok – Zrobiłem ciasto. To

znaczy… próbowałem. Przejdź do salonu, słońce – Powiedział, składając na miękkich ustach długi

pocałunek. Starał się nie okazywać emocji, które jeszcze przed chwilą targały jego ciałem. Silne dłonie

powiodły po jego plecach.

– Brooke? – Wokalista poszedł do salonu, gdzie ujrzał zapłakaną przyjaciółkę, która powoli

dochodziła do siebie – Co się stało?

Ratliff minął parę

– Zapomniała zamknąć drzwi, kot jej wczoraj zwiał.

– Kochana, wróci, przecież za każdym razem wracał – Uśmiechnął się brunet, przytulając

tancerkę. Dziewczyna wtuliła się mocno w jego ciało i bez słowa pokiwała głową.

– Chodź, muszę z tobą pogadać – Szepnął czarnowłosy, zrzucając z ramion kurtkę. Upewnił się,

że Ratliff nie podsłucha ich rozmowy. Usiadł na kanapie – Mam świetny pomysł.

Tancerka zajęła miejsce tuż obok przyjaciela, ocierając przy tym łzy

– O czym mówisz?

Lambert uśmiechnął się szeroko

– O zaręczynach – Szepnął – Pracuję nad tekstami, jestem w kontakcie z producentem. Powoli

zbieramy materiał na drugą płytę.

– Wiem, rozmawiałam o tym z Tommym.

– W ciągu pół roku będę miał wystarczający materiał, by zorganizować prywatny koncert. Dla

rodziny, przyjaciół, najbliższych… sama wiesz. Trzydzieści, może czterdzieści osób. Tommy próbował

komponować muzykę do Better than I know myself, mam wrażenie, że czuje się szczególnie związany

z tym utworem.

Tancerka uśmiechnęła się łagodnie

– No do rzeczy…

Adam rozejrzał się i pochylił w stronę dziewczyny

– Oświadczę mu się w trakcie wykonywania tej piosenki. Wiem, że to brzmi kiczowato, ale…

– Daj spokój! Za to jakie wspomnienie…. To brzmi niezwykle romantycznie.

Page 400: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

400

– Tak sądzisz? – Uśmiechnął się łagodnie – Właściwie gdyby nie muzyka…

– To nigdy byście się nie spotkali.

– Dlatego uznałem, że to dobry pomysł.

Tommy wszedł do salonu, niosąc dwie lampki wina

– Obiad zaraz będzie gotowy.

Brunetka łagodnie uśmiechnęła się w stronę Adama i ucałowała go w policzek

– Nie można wyobrazić sobie nic piękniejszego. Już nie mogę się doczekać – Wyszeptała do

jego ucha.

***

– Adam! – Roześmiał się Tommy, gdy czarnowłosy próbował zatopić nóż w pizzy, która

przybrała czarny kolor.

– Chyba trochę spaliłem – Uśmiechnął się, po czym dźgnął twardą masę widelcem – Cholera!

– Wymyślimy coś innego – Czarujący blondyn uśmiechnął się zalotnie, po czym otworzył górną

szafkę. Męskie dłonie spłynęły po jego bokach, a na szyi poczuł ciepły oddech.

– Isaac ma całkiem pokaźną spiżarnię – Adam oparł dłonie o ramiona Tommy’ego i wspiął się

na palcach, by zajrzeć do środka – Budyń, kisiel, lizaki, o… czekolada – Wyciągnął trzy tabliczki i rzucił

je na blat – Jaki smak lubisz najbardziej? – Spojrzał w brązowe oczy. Dostrzegł w nich znajomy błysk.

– Ten… – Szepnął Tommy, zbliżając się do Lamberta i składając na jego ustach łagodny

pocałunek. Poczuł jak ręce wokalisty zakradają się pod jego koszulkę. Dotyk wilgotnych warg na jego

szyi spowodował elektryzujące dreszcze, paznokcie łagodnie drażniły linię kręgosłupa. Westchnął

głośno, czując bliskość bruneta. Wyczuwał gorąco jego ciała.

– Jak ty na mnie działasz… – Szepnął Adam wprost do ucha blondyna, który westchnął

rozkosznie, zaplatając ręce na karku bruneta. Tommy odchylił się, by złapać jedną z czekolad.

– Wiśnia?

– Może być – Uśmiechnął się wokalista – Wróćmy do salonu.

– Zaraz… Adam? – Ratliff odwrócił głowę, gdy Lambert zmierzał w stronę drzwi.

– Tak?

– Blondyn nieśmiało przeczesał palcami włosy i oparł się o blat – Skoro mamy trochę czasu dla

siebie, może jest coś, co chciałbyś ze mną… to znaczy, nie. Czy jest coś, czego nie miałeś okazji…

Page 401: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

401

Adam zaczął uśmiechać się coraz szerzej

– No do rzeczy.

– Nie nudzi ci się ze mną?

Wokalista przewrócił oczami

– Ty żartujesz, prawda?

Tommy zacisnął wargi i wzruszył ramionami

– Nigdzie nie wyjeżdżamy, nie wychodzimy. Mi jest tak dobrze, ale wiem, że ty zawsze lubiłeś

intensywne życie.

Brunet uśmiechnął się ciepło i podszedł do Ratliffa

– To przeszłość. Wyrosłem z tego, skarbie.

Między nimi zapanowała krótka chwila ciszy. Adam łagodnie przeplótł swoje palce z palcami dłoni

Tommy’ego

– Kocham cię – Powiedział.

Starszy z dwojga wtulił głowę w tors Lamberta i objął go, powtarzając w głowie słowa, które tak wiele

dla niego znaczyły.

***

– Jesteś zmęczony?

Adam ziewnął i odstawił pustą szklankę po martini. Znacząco kiwnął głową i wyłączył telewizor. Wraz

z Tommym znajdowali się w sypialni Isaaca, z której nie pozwolił im korzystać.

– Poćwiartuje nas, jeśli się dowie, że spaliśmy w jego łóżku – Zakpił Ratliff, strzepując z kołdry

okruszki – Ale syf.

Lambert zaśmiał się pod nosem

– Ciekawe czyja to wina – Odruchowo odsunął się, gdy Ratliff spojrzał na niego z ukosa.

– Boisz się mnie?

– Jeszcze mnie zaatakujesz… – Adam nadal się uśmiechał. Tommy powstrzymywał się przed

uniesieniem kącików warg, jednak nie wyszło mu to zbyt dobrze.

Opadli na poduszki, wsłuchując się w szeleszczące za oknem gałęzie drzew. Leżeli otuleni mrokiem,

spowici we wszechogarniającej ciszy. Czarnowłosy zbliżył się do blondyna, przytulił go do siebie i

zamknął oczy, całując jego czoło.

Page 402: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

402

– Jak dobrze mieć ciebie tuż obok.

Chłonęli ten zwyczajny moment całymi sobą. Dotykali się opuszkami palców, unosili powieki, by

popatrzeć w tęczówki drugiego. Nigdy wcześniej nie doceniali tak banalnych chwil jak ta.

71. Ostatni dzień

You took my hand, you showed me how,

You promised me you'd be around, that's right.

I took your words, and I believed,

In everything you said to me, that's right.

– Pink – Who knew

Tommy otworzył oczy i ziewnął przeciągle. Zegarek stojący na szafce wskazywał godzinę jedenastą

czterdzieści. Blondyn przeciągnął się i przetarł wypoczęte powieki. Uśmiechnął się, widząc u swojego

boku śpiącego Adama. Przytulił się do niego łagodnie i jeszcze na moment zamknął oczy. Ucałował

miękki policzek.

– Śpisz? – Spytał szeptem. Odpowiedzią była cisza.

Wodził dłonią po klatce piersiowej Lamberta, badając każde zagłębienie i wybrzuszenie. Łagodnie

całował ciepłą skórę i badał ją wargami. Zamruczał cicho, licząc, że czarnowłosy zaraz się przebudzi.

Błądząc jedną ręką po kołdrze, wyczuł znaczną wypukłość, która przyciągnęła jego uwagę. Uśmiechnął

się do siebie, zanurzając dłoń pod kołdrę. Zatrzymał ją na brzuchu Adama, jednak pokusa stawała się

coraz silniejsza. Przygryzł dolną wargę. Nie potrafił się powstrzymać. Jego palce nieśmiało spłynęły w

dół. Uwielbiał fakt, że Adam często sypia bez bielizny. Delikatnie głaskał jego twardą męskość.

Pieszczota przypominała subtelne łaskotanie. Po chwili zaczął masować członka bruneta, przesuwając

dłonią w górę i w dół. Ponownie ucałował krawędź policzka Lamberta i odsłonił kołdrę, chcąc nacieszyć

oczy niesamowicie kuszącym widokiem. Wiedział, że ukochany nie będzie miał mu tego za złe. Zwinnym

ruchem zmienił swoją pozycję i ułożył się między udami czarnowłosego. Chwycił jego męskość w dłoń

i zaczął składać na niej miękkie pocałunki. Zwilżył językiem gładką powierzchnię członka, pieszczotliwie

kąsał go i uciskał wargami. Do jego uszu dobiegło ciche westchnięcie. Leniwie i dokładnie badał swoim

Page 403: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

403

językiem całą długość okazałego narządu, wsłuchując się w przyspieszony oddech. Poranne słońce

oświetlało ich ciała bladym, ciepłym światłem.

– Tom… – Usłyszał nieprzytomne westchnięcie. Uśmiechnął się kusząco do Adama, puszczając

mu perskie oko.

Pierwszym widokiem dla Lamberta tego dnia był Tommy, znajdujący się między jego udami. Brunet

opadł na poduszkę, biorąc głęboki wdech. Pełne wilgotne usta sprawiły, że zatrzymał powietrze w

płucach. Zwinny język badał dokładnie każdy fragment jego członka, doprowadzając Adama do białej

gorączki.

– Połóż się na boku obok mnie – Powiedział zaspanym głosem. Uniósł powieki, uśmiechając się

do blondyna – No dalej.

Tommy położył się tuż obok Adama, zatracając się z nim w długim, pełnym uroku pocałunku. Lambert

ucałował czubek nosa swojego chłopaka

– Chcesz spróbować?

– Jeszcze pytasz…? – Uśmiechnął się.

Zmienili pozycję na dogodniejszą dla zrealizowania ich zamiaru. Czarnowłosy poczuł jak jego członek

ponownie zanurza się w ustach Tommy’ego i po chwili odpowiedział tym samym. Usłyszał słodki,

stłumiony jęk, gdy jego język zaczął pieścić Ratliffa. Gładził jego uda i pośladki, zajmując się

jednocześnie pulsującą męskością. Wsłuchiwali się wzajemnie w leniwe, przeciągłe pomruki i

westchnienia raz po raz opuszczające ich wargi. Przyjemność, którą jednocześnie dawali i czerpali,

zaczęła mieszać w ich głowach. Adam czuł, że jest u progu wytrzymałości, więc sam również zaczął

wzmacniać intensywność doznań. Wiedział, w jaki sposób pieścić Tommy’ego, znał jego ciało

perfekcyjnie. Uciskał miarowo czubkiem języka jedno z wrażliwszych miejsc, aż usłyszał kilka głośnych

jęków oraz poczuł smak nektaru, który wypełnił jego usta. Przełknął nasienie chłopaka i łagodnie gładził

jego ciało, czując, że orgazm jest kwestią zaledwie kilku sekund. Zacisnął powieki i zaczął głośno

wzdychać, gdy jego ciałem wstrząsnęła seria silnych skurczów.

– Kitty… – Jęknął, opierając czoło o udo chłopaka, który delektował się właśnie smakiem

spełnienia. Blondyn sprytnie zmienił pozycję i pocałował wargi ukochanego.

– Jak spałeś? – Spytał z uśmiechem.

– Dość przeciętnie, ale obudziłem się wybitnie… – Adam uśmiechnął się szeroko, wplatając

palce w jasne włosy chłopaka – Jesteś niesamowity…

Basista pogładził ramię Lamberta

Page 404: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

404

– Masz ochotę na wspólną kąpiel?

Czarnowłosy zastanawiał się dłuższą chwilę

– W porządku. Ale za pięć minut.

Gorąca para unosiła się w ciasnym pomieszczeniu. W powietrzu mieszały się przeróżne zapachy

kojarzące się z egzotycznymi owocami oraz wonnymi kwiatami.

– Isaac mógł się postarać o większą wannę – Mruknął Tommy, przytulając się do Adama. Na

plecach poczuł chłód akrylowej obudowy.

– Pewnie i tak częściej korzysta z prysznica.

– A ty? Co wolisz?

Brunet uniósł kąciki warg, po czym zalotnie zerknął w stronę oblicza chłopaka

– A jak sądzisz?

Tommy spojrzał w niebieskie oczy i pocałował wargi Adama. Spotkał się z odpowiedzią; brunet zaczął

łagodnie pieścić jego usta.

– Póki pamiętam… – Szepnął Adam, przygryzając płatek ucha blondyna – Co z Ravim?

Ratliff westchnął rozkosznie i zajął miejsce na biodrach Adama. Poczuł jego męskość na swoich

pośladkach. Pochylił się nad torsem czarnowłosego i intensywnie całował skórę jego szyi. Głośne

westchnienia wypełniły niedużą łazienkę; wokalista pogładził mokre włosy chłopaka i odchylił głowę.

– W porządku… – Szepnął Tommy, wracając do poprzedniej pozycji – Zależy o co pytasz.

Brunet zwilżył językiem suche wargi

– No chodzi mi o… och, Tommy! – Zajęczał głośno, gdy jego członek gwałtownie zanurzył się w

ciele Ratliffa. Zupełnie nie spodziewał się tej sytuacji. Blondyn z kuszącym uśmiechem posłał mu

zalotne spojrzenie.

– Chodzi ci o…?

Brunet odetchnął i szeroko otworzył oczy

– O umowę… – Zawiesił głos, gdy szczupłe biodra zaczęły powoli unosić się i opadać. Wpatrywał

się w ciało Tommy’ego, po chwili przeniósł wzrok na jego twarz czując elektryzujące dreszcze w

okolicach swojego podbrzusza – O tę co miałeś… – Dodał po dłuższej chwili – Podpi… – Westchnął

głośno, gdy Ratliff zanurzył w sobie męskość Adama aż do samego trzonu

Page 405: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

405

– Niełatwo się z tobą dogadać… – Rzekł prześmiewczo, uśmiechając się przy tym szeroko.

Poczuł na sobie wzrok niebieskich oczu.

– Nie igraj ze mną, bo źle się to dla ciebie skończy.

Blondyn powoli uniósł biodra i wstał

– Mam się ciebie bać? – Opuścił wannę – Chyba nie mam powodów.

Adam przygryzł wargę, gdy Tommy prowokująco oparł się o framugę i bezwstydnie powiódł dłonią po

swoim ciele. Szczupłe palce znalazły się w okolicach podbrzusza. Chłopak zaczął się pieścić,

jednocześnie utrzymując z Adamem kontakt wzrokowy, co podziałało na Lamberta szczególnie

podniecająco. Czarnowłosy opuścił wannę, zupełnie ignorując fakt, że przed chwilą zdążył do niej

wejść. Przyparł Tommy’ego do drzwi i usłyszał głośny jęk; zaczął namiętnie całować rozchylone wargi.

Odwrócił Ratliffa tyłem do siebie, przywierając do jego pleców i pośladków. Silne dłonie spłynęły

wzdłuż torsu i brzucha blondyna, którego oddech stał się szybki i nierówny. Basista oparł dłonie o

zamknięte drzwi i odwrócił głowę, patrząc wprost w pełne żądzy oczy.

– Pragnę cię tak mocno, jak nigdy – Wyszeptał – Zrób to Adam, kochaj mnie mocno…

Czarnowłosy poczuł zawrót głowy na dźwięk tych słów. Zacisnął powieki i silnym ruchem wtargnął w

ciało ukochanego, spomiędzy warg, którego wyrwał się donośny krzyk. Jego kolana nieco ugięły się pod

wpływem silnego doznania, mięśnie całego ciała zaczęły drżeć. Poczuł silną dłoń pieszczącą jego

pulsującego członka. Adam nie dbał tym razem o delikatność. Wykonywał mocne, głębokie ruchy, a

każdy kolejny z nich wywoływał serię rozkosznych jęków blondyna. Tommy wbijał paznokcie w gładką

powierzchnię drzwi i uchylił powieki spoglądając w jedno z luster. Silne ręce trzymające jego biodra.

Wilgotna skóra brzucha. Masywne ciało, raz po raz uderzające w jego pośladki. Jeszcze nigdy nie

pozwolił sobie na tak głośny koncert rozkoszy. Jęczał, wzdychał, prosił o więcej. Pragnął Adama w

sposób, jakiego wcześniej mógłby się powstydzić. Czarnowłosy przestał i opuścił jego ciało, składając

na łopatce kilka miękkich pocałunków.

– Chyba ledwo stoisz na nogach… – Roześmiał się ciepło, obejmując chłopaka w pasie.

Tommy westchnął głośno, starając się opanować przyspieszony oddech

– Salon… – Zdołał wycedzić i złapał Lamberta za dłoń, prowadząc go w stronę sypialni. Wpadli

w szaleńczy pocałunek, który doprowadził ich aż do nadal niezasłanego łóżka. Opadli na nie ocierając

się o siebie, dotykając, chłonąc i przenikając.

W tym momencie nawet spojrzenia budowały seksualną, pełną napięcia atmosferę.

Page 406: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

406

– Na co czekasz? – Spytał Tommy, cofając się w stronę ściany. Adam podszedł do niego na

kolanach i pochylił się, sprawiając chłopakowi oralną rozkosz. Ratliff wyprężył się na miękkiej poduszce,

a jego ciało wygięło się w łuk. Odważnie rozchylił uda i pociągnął czarne włosy do tyłu. Adam jęknął

cicho i przewrócił chłopaka na brzuch, przeciągając językiem po całej długości jego kręgosłupa. Po

chwili powędrował nim między pośladki Tommy’ego, który zareagował rozkosznym pomrukiem.

Znaleźli się na środku łóżka. Adam położył się na boku, przywierając brzuchem do pleców Ratliffa, który

ciężko wzdychał. Odwrócił głowę, by całować zaczerwienione usta bruneta, który chłonął wszystkie

rozkoszne jęki ukochanego. Ponownie wszedł w jego ciało, przycisnął je do siebie i kochał mocno,

całkowicie oddając się temu wrażeniu. Szczupłe ciało wiło się i prężyło, oczy wpatrywały się bezwiednie

w niebieskie tęczówki, a palce ściskały wilgotną narzutę. Dłoń czarnowłosego powiodła na tors

blondyna, który wtulił głowę w ramię Lamberta i zacisnął powieki.

Drzwi gwałtownie otworzyły się, a do pomieszczenia wszedł Isaac. Szeroko otworzył oczy i wyjął z uszu

słuchawki. Pozostała dwójka w pierwszej chwili nie zauważyła Carpentera, wkraczającego do sypialni.

Tommy uchylił jedynie powieki i popatrzył nieprzytomnie w kierunku przyjaciela.

– O… cholera – Szepnął perkusista, spiesznie opuszczając pomieszczenie. Potrząsnął głową, nie

mogąc wyjść z szoku, jakiego właśnie doznał. Szybkim krokiem podszedł do swojej dziewczyny,

siedzącej w salonie – Kochanie, wróciliśmy za wcześnie.

– Czemu? – Spytała Sophie, podchodząc do bruneta. Usłyszała rozkoszne jęki dochodzące z

pomieszczenia na końcu korytarza – Och… – Westchnęła – Rozumiem.

– Może przenocujemy w hotelu? – Zaproponował muzyk, biorąc do ręki klucze – Możemy

zahaczyć o restaurację.

Dziewczyna uśmiechnęła się łagodnie i zbliżyła do Isaaca. Pocałowała go czule

– To może chwilę poczekać… – Powiodła dłonią do rozporka perkusisty, który wstrzymał

powietrze. Uśmiechnęła się zalotnie. Rozpięła jego spodnie i wsunęła szczupłe palce pod materiał

bielizny bruneta.

– Sophie… – Szepnął, odchylając głowę. Cały czas miał przed oczami obraz Adama oraz

Tommy’ego uprawiających seks w jego łóżku. Nadal do jego uszu docierały głośne jęki blondyna.

– A jednak to prawda, że kręcą cię faceci… – Wyszeptała do jego ust, całując je mocno. Isaac

zacisnął palce na szafce stojącej za nim i poczuł jak dłoń dziewczyny zaczyna intensywnie pieścić jego

członka.

Page 407: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

407

– Och tak, nie przestawaj! – Usłyszeli głośne zawołanie wplecione między rozkoszne odgłosy.

Carpneter poczuł silny dreszcz, kiedy słyszał orgazm Tommy’ego. Wzdychał głośno i przygryzł dolną

wargę, zalewając dłoń dziewczyny mlecznym nektarem.

– Och Sophie… – Szepnął i poczuł miękki pocałunek na swoich ustach.

– Ulotnijmy się, zanim wyjdą – Powiedziała rozbawionym tonem.

***

Adam wraz z Tommym leżeli na środku łóżka. Palce czarnowłosego gładziły ramię basisty, który

wpatrywał się w sufit. Przez chwilę zastanawiał się czy poruszyć temat Tiffany, jednak zrezygnował w

ostatniej chwili. Spojrzał w niebieskie oczy.

– Powiedz mi… – Adam podparł się na łokciu – Pokłóciłeś się z moją mamą?

Tommy zacisnął wargi i westchnął. Niechętnie pokiwał głową.

– O co poszło?

Wiedział, że nie może zwodzić bruneta. Prawda i tak prędzej czy później wyszłaby na jaw.

– Wykorzystałem twój testament, żeby budować dla nas dom. Leila uznała, że zależy mi tylko

na twoich pieniądzach.

– Dobrze zrobiłeś. Porozmawiam z nią o tym, gdy wróci. Załatwiłem rodzicom wycieczkę do

Europy.

Tommy wbił wzrok w oblicze Lamberta

– Nie wierzę, że wyjechała. Zapierała się, że nie opuści miasta, póki nie wyjdziesz ze szpitala.

Zapadła dłuższa cisza.

– Adam?

– Pokazałem jej sfałszowane papiery – Rzekł niechętnie Lambert –

Nie chcę, żeby się martwiła. Chcę, by myślała, że jest ze mną coraz lepiej.

Ratliff nie odzywał się. Sam nie wiedział już czy kłamstwo w dobrej wierze można wybaczyć. Przecież

sam nieraz ukrywał prawdę tylko po to, by sprawić trochę szczęścia kochanej przez niego osobie.

– Ale jest lepiej, prawda?

– Leki zatrzymały postępujące objawy, ale proces choroby się nie zatrzymuje. Tommy? – Adam

usiadł i wyprostował się – Obiecaj mi coś.

Blondyn uniósł powieki

Page 408: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

408

– Tak?

Adam milczał dłuższą chwilę, aż rzekł

– Cokolwiek się stanie, zostaniesz przy mnie.

Ratliff miał już odpowiedzieć, jednak zawahał się. Obietnica była wiążąca bez względu na okoliczności

i koleje losu.

– Dlaczego mi się nie oświadczysz? Gdybyś nie wierzył, że się uda, nie prosiłbyś, bym został…

Lambert wpatrywał się przejmująco w brązowe oczy

– Zaufaj mi.

– Obiecam, że zawsze będę przy tobie tylko wtedy, jeśli teraz pozwolisz mi przypieczętować tę

umowę.

– W porządku, ale…

Tommy opuścił sypialnię i udał się do kuchni. Brunet przetarł powieki i westchnął cicho. To ostatnia

noc, którą mógł spędzić poza szpitalem. Powrót do leczenia był najgorszym, na co mógł czekać. Uniósł

wzrok, widząc wracającego do sypialni chłopaka. Ratliff rzucił na pościel butelkę napoczętej whisky,

pudełko igieł, spirytus oraz czarny tusz. Adam otworzył szerzej oczy.

– Nie. Nie ma mowy.

Ratliff parsknął śmiechem i usiadł na łóżku

– Nie ufasz mi?

– Nie bądź głupi – Mruknął brunet, gdy zobaczył, że chłopak zakłada lateksowe rękawiczki.

Przemył mały fragment skóry po lewej stronie swojej klatki piersiowej – Tommy!

– Robiłem głupsze rzeczy, gdy byłem dzieciakiem – Rzekł z uśmiechem blondyn, biorąc dwa łyki

mocnego alkoholu.

Czarnowłosy uniósł brwi

– To będzie bolało. Nie zrobisz tego. Nie rób tego. Proszę.

– Żebyś się nie zdziwił.

Adam przyłożył dłonie do ust, gdy igła zatopiła się w skórze blondyna. Tommy zacisnął wargi i powoli

wkłuwał się w ciało, fragment za fragmentem. Czarny tusz zostawiał drobne ślady, skóra zaczerwieniła

się, na skroniach wystąpiły pierwsze krople potu. Lambert patrzył z przejęciem, nie mogąc wydusić z

siebie ani słowa. Po blisko dziesięciu minutach zmagań na wysokości serca powstała jedna mała litera.

Page 409: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

409

– Założenie pierścionka byłoby mniej bolesne – Rzekł basista, ocierając łzy, które zaczęły

napływać do jego oczu – Możesz czuć się winny – Wziął kolejny łyk whisky i odetchnął.

Lambert wyprostował się i przejął butelkę z rąk blondyna. Wypił znaczną ilość alkoholu.

– Okej. Zrób to.

Tommy roześmiał się

– Tobie nie wolno. Nie możesz narażać się na zakażenie.

– Nie pierdol… – Syknął – Zrób to. Teraz.

Blondyn przygryzł wargę i zapatrzył się w niebieskie oczy

– Jak wyjdziesz ze szpitala – Powiedział z ironią.

Adam spuścił wzrok, lecz po chwili wejrzał w brązowe oczy

– Czemu musisz być tak cholernie uparty?

– Tak mnie wychowałeś.

Czarnowłosy zmrużył oczy

– Rób ten pieprzony tatuaż, albo zrobię go sam – Rzekł, biorąc do ręki igłę.

Tommy przewrócił oczami

– W porządku, ale tylko trzy ukłucia. Trzy wierzchołki litery. Na więcej się nie godzę.

– Niech będzie. Zacznij, póki o tym nie myślę.

Ratliff uśmiechnął się łagodnie, wkładając igłę pod ogień

– Wcześniej pytałeś o Raviego. Tak, podpisałem umowę, ale będę z nimi grać tylko te koncerty,

które nie kolidują z twoją trasą. To chyba najbardziej rozsądne wyjście.

– Zadziwia mnie jak dobrze potrafisz szukać złotego środka – Odparł Adam, kładąc się

wygodnie. Igła weszła pod skórę; syknął cicho. Tommy starał się być delikatny i ostrożny. Jego dłonie

wykonywały łagodne ruchy.

– Kiedy dostaniesz kolejną przepustkę? – Spytał Ratliff, odsuwając się od torsu bruneta.

– Już?

– Już.

Page 410: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

410

– Nie mam pojęcia. Może za dwa tygodnie – Uśmiechnął się, wpatrując się w brązowe oczy –

Już po północy, zaraz muszę iść spać. Rano wracam. Nie będę cię budzić, wezmę taksówkę. Kiedy

zejdzie opuchlizna?

– Za kilka minut. Nie pierwszy raz to robię – Ratliff odpowiedział podobnym uśmiechem i

odłożył wszystkie rzeczy. Położył się obok Adama, nadal czując ból po wykonaniu znaku na wysokości

żeber. W milczeniu wpatrywał się w oczy ukochanego. Nauczył się doceniać tak zwyczajne i ciepłe

chwile.

– Dobranoc – Usłyszał zmęczony ton głosu.

– Dobranoc – Odparł, opuszczając powieki.

72. Coma

Kiedy Tommy otworzył oczy, miejsce obok niego było puste. Spodziewał się tego. Słońce widniało

ponad linią horyzontu od kilku godzin. Usiadł, otulając swoje ciało kocem. Udał się do kuchni, by

nastawić wodę na kawę. Absolutna cisza była cudownie kojąca. Niestety, po chwili została przerwana.

– Mówiłem, żebyście z sypialni nie korzystali – Usłyszał oburzony głos Isaaca. Odwrócił głowę,

wsypując do kubka łyżkę cukru.

– Wybacz. To było silniejsze ode mnie.

Perkusista wyjął z szafki paczkę kakao

– Zauważyłem. Tak silne, że nawet nie przerwaliście, gdy wszedłem.

Tommy parsknął śmiechem i usiadł na blacie

– Chyba widziałeś w życiu gorsze rzeczy.

– Na przykład ciebie roztrzepanego, niewyspanego, na kacu i w dodatku owiniętego

pogryzionym przez psa kocem.

– Ty wredna szujo – Mruknął Ratliff, uderzając bruneta w ramię – Spieprzaj – Dodał, gdy

mężczyzna zaczął się śmiać.

– Jadę dziś do ciotki, będę mijał szpital. Podrzucić cię? – Zaproponował Carpenter, zajmując

miejsce przy stole.

Page 411: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

411

– Dzięki, dam sobie radę. Wyprowadzam się do kawalerki naprzeciwko szpitala. Będę mógł

odwiedzać Adama codziennie – Rzekł Tommy, mieszając aromatyczną kawę – Tylko opróżnię twoją

lodówkę i wezmę prysznic.

Isaac uśmiechnął się i spojrzał w stronę okna

– Chyba będzie padać. Weź parasolkę, mam ich kilka.

– Co, pewnie wynosisz je imprez?

– Nie, z imprez wynoszę zapalniczki.

Roześmiali się jednocześnie. Po chwili rozbrzmiał dźwięk dzwonka w telefonie. Tommy zaczął się

rozglądać za swoją komórką.

– Sprawdzałem, Brooke się dobija od godziny.

Ratliff pobiegł do sypialni

– A do ciebie, czemu nie dzwoniła?

– Zgubiłem w nocy telefon. To znaczy, chyba mi go ukradli.

Blondyn pokręcił głową i odebrał połączenie

– Co słychać, kochana?

– Jesteś u Isaaca? – Spytała.

– Tak. Wpadniesz?

– Będę za dziesięć minut – Rzekła, rozłączając się.

Ratliff włożył na siebie przypadkowe ubranie i rzucił koc na łóżko. Położył walizkę na szafce i zaczął się

pakować. Spojrzał na butelkę whisky i uśmiechnął się pod nosem.

– Cholera, to boli! W studio robienie tatuażu jest o stokroć przyjemniejsze.

– Ostatnie wkłucie! Obiecuję – Powiedział Tommy, całując nabrzmiałe wargi. Przekazał dawkę

alkoholu ze swoich ust wprost do ust Adama, który westchnął rozkosznie.

– Sophie robiła pranie, część twoich ciuchów jest na balkonie! – Krzyknął perkusista,

przygotowując śniadanie.

Ratliff udał się we wskazanym kierunku i chwycił kilka swoich ubrań. Wrócił z nimi do sypialni. Niedługo

po tym rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi. Carpenter odłożył napoczętą kanapkę i poszedł otworzyć.

– O, cześć – Uśmiechnął się do Brooke, wpuszczając ją do środka– Właśnie mamy…

Page 412: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

412

– Muszę porozmawiać z Tommym. Zostaw nas samych – Rzekła chłodno, kierując się w stronę

pomieszczenia. Zamknęła za sobą drzwi.

Bondyn zamknął walizkę i uśmiechnął się do przyjaciółki

– Szykujesz się na zwierzenia?

Podeszła do chłopaka i stanęła z nim twarzą w twarz. Wpatrywała się w niego przez dłuższą chwilę.

– Nie wiem jak mam ci o tym powiedzieć.

Bolesny ucisk w klatce piersiowej. Mdłości

– Brooke…?

Odwróciła się, zaciskając wargi. Patrzyła w sąsiedni blok, milcząc przez kolejne sekundy. Wzięła głęboki

oddech i ponownie spojrzała w brązowe oczy.

– Adam o ósmej rano dostał dwa zastrzyki medykamentów z Japonii. Te, na które czekał w

ostatnim czasie – Powiedziała cicho.

Tommy znacząco kiwnął głową

– Wiem, że dziś miał je przyjąć.

Brunetka wzięła płytki oddech

– O dziesiątej dwadzieścia zapadł w śpiączkę.

Wpatrywali się w siebie tępym wzrokiem. Dziewczyna przyłożyła dłoń do ust i okrążyła pokój,

podchodząc do okna. Oparła dłonie o parapet i spuściła głowę. Rozumiała tę milczącą odpowiedź. Sama

nie była w stanie powiedzieć ani słowa więcej. Z kuchni dobiegały do nich dźwięki, jakie powodował

Isaac, krzątając się po kuchni. Czas stanął w miejscu.

– O Boże… – Usłyszała niewyraźny szept, oraz sprężyny materaca, które ugięły się pod ciężarem

szczupłego ciała. Niechętnie odwróciła głowę, widząc Tommy’ego, który wplótł palce w swoje włosy i

zacisnął powieki, pochylając się nad kolanami. Podeszła do niego i usiadła tuż obok.

– Prosiłam lekarza, by do ciebie nie dzwonił. Sama chciałam ci o tym powiedzieć. I być obok

ciebie w tym momencie – Uniosła podbródek chłopaka. Zobaczyła na jego twarzy łzy. Zacisnęła wargi,

powstrzymując się przed okazaniem słabości – Pamiętasz ostatnie słowa, jakie skierowałeś w jego

stronę? – Spytała szeptem.

Zaczął analizować wydarzenia z poprzedniego dnia. Poczuł silne, bolesne ukłucie w klatce piersiowej.

Nie wielkie rzeczy, a zupełne drobiazgi zaczęły wracać w myślach.

– Dobranoc – Wspomniał – Miałem pozwolić mu zasnąć na jedną noc. Tylko na jedną noc…

Page 413: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

413

Przestał się odzywać. Jego oczy wpatrywały się w białą ścianę. Nadal czuł w pokoju zapach perfum

Adama. Wszędzie czuł jego obecność. Każdy, drobny przedmiot przypominał mu o jego istnieniu.

– Zwariuję… – Wyszeptał, wbijając paznokcie w swoje ramiona. Wstał i złapał swoją walizkę.

Bez słowa opuścił pokój.

– Tommy! – Usłyszał głos dziewczyny. Odwrócił się w jej stronę.

– Zostaw mnie samego. Chcę być sam… – Otworzył drzwi i wyszedł z mieszkania, nie żegnając

się nawet z Isaaciem. Wszedł do windy i wcisnął przycisk. Przyłożył dłoń do ust, zaciskając przy tym

powieki. Próbował powstrzymywać się emocjami, usiłującymi targać jego ciałem. Opuścił klatkę

schodową i rozejrzał się dookoła. Nie wiedział, gdzie powinien się udać. Nie wiedział, gdzie zazna

ukojenia. Wsiadł do najbliższej taksówki i wrzucił swoje rzeczy na tylne siedzenie.

– Szpital miejski. Proszę się pospieszyć – Rzekł, odwracając wzrok w stronę szyby. Nerwowo

zaciskał wargi, czując metaliczny posmak krwi. Co kilka chwil opuszczał powieki, próbując nie uronić

ani jednej łzy. Zdawało się to na nic. Słone krople spływały z jego oczu jedna po drugiej. Wziął głęboki

oddech, czując wibracje telefonu. Nie liczyło się teraz nic innego. Liczył się tylko Adam.

Wcisnął kierowcy plik banknotów, zabrał swoje rzeczy i szybkim krokiem ruszył w stronę głównego

hallu szpitala. Poszedł w znajomym kierunku. Jeszcze nigdy wcześniej nie czuł się podobnie. Strach, ból

podszyte gasnącą nadzieją, która jednak mimo wszystko tliła się gdzieś w jego sercu. Wszedł na salę,

gdzie zastał lekarza wypełniającego kartę. Tim siedział w swoim łóżku, jednak bacznie przyglądał się

Adamowi.

Leżał tam. Pogrążony w spokojnym, głębokim śnie, z którego nikt nie był w stanie go wybudzić.

Regularny rytm jego serca stał się w tym momencie przytłaczającą melodią. Lekarz odwrócił się w

kierunku Tommy’ego i spuścił wzrok. Nie był w stanie zdobyć się na jakikolwiek komentarz. Chłopak

usiadł na krawędzi łóżka, wpatrując się w blade powieki, skrywające za sobą błękit pięknych oczu.

Zwierciadeł duszy, które go oczarowały.

– Będę w swoim gabinecie. Chciałbym się z panem zaraz zobaczyć – Rzekł mężczyzna w białym

kitlu, po czym opuścił pomieszczenie.

Ratliff przesunął opuszkami palców po miękkim policzku ukochanego. Poczuł silny ucisk w gardle, gdy

ujął w dłonie całkowicie bezwładną dłoń bruneta. Pochylił się, opierając czoło o jego tors.

– Błagam, powiedz, chociaż jedno słowo, wiem, że mnie słyszysz… – Wyszeptał, zaciskając

powieki – Dlaczego mi to zrobiłeś… – Emocje wzięły górę. Zaczął cicho łkać nad ciałem Adama,

kurczowo ściskając jego dłoń – Nie po to walczyłem o nas całe życie, żebyś teraz zniknął… Nie wybaczę

Page 414: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

414

ci tego… – Dodał, całując ciepłą dłoń. Jego twarz pokryła się licznymi łzami. Poczuł na swoim ramieniu

czyjąś rękę.

– Przeprosiłby cię – Usłyszał głos Tima. Uniósł wzrok, patrząc w smutne oczy. Chłopak usiadł

tuż obok – Nie płacz. On na pewno nas słyszy i rozumie. On żyje. I wróci.

Ratliff wziął głęboki oddech i spuścił wzrok.

Chłopak przypatrywał się twarzy Adama

– To tylko sen. Widzisz spokój na jego twarzy? Z dala od bólu i cierpienia.

– Niektórzy budzą się po latach, niektórzy nigdy... – Wyszeptał blondyn, gładząc miękki policzek

Adama. Drzwi sali otworzyły się, stanął w nich Isaac. Powoli podszedł do łóżka i kucnął tuż przy jego

ramie. Uniósł wzrok, spoglądając w oblicze basisty. Łagodnie wziął go za rękę i ścisnął ją.

– Lekarz chce z tobą rozmawiać.

– Nie mam na to siły – Wyszeptał Tommy, zaciskając powieki.

***

Wieczorem

Isaac przeglądał leżącą na łóżku gazetę. Właściwie był to jedynie pretekst, by zająć czymś ręce. Jego

myśli błądziły zupełnie gdzieś indziej. Spojrzał w stronę balkonu.

– Wróć już do domu. Sterczysz tam od dwóch godzin.

Brak reakcji. Odrzucił gazetę i podszedł do Tommy’ego, biorąc głęboki oddech. Objął go od tyłu, oparł

czoło o ramię blondyna i zamknął oczy.

– Nie wiem jak mam ci pomóc.

Brązowe oczy patrzyły w nieokreślony punkt zawieszony pomiędzy wysokimi budynkami. Ratliff

wypuścił z ust papierosowy dym. Nie potrafił mówić o swoich uczuciach. Czuł się uśpiony, znieczulony,

wyprany z emocji.

– Powinienem odwiedzić Leilę. Powiedzieć jej o tym, co się stało. Jutro wraca do kraju, na

pewno będzie pytać o Adama.

Isaac westchnął cicho

– Masz rację. Lepiej, by dowiedziała się o tym od ciebie niż od lekarza. Musisz się trzymać.

– Pojadę do domu – Rzekł cicho Tommy opuszczając balkon. Isaac wyszedł za nim.

– Nie powinieneś być teraz sam.

Page 415: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

415

Blondyn zatrzymał się i przez dłuższą chwilę patrzył w szare oczy.

– O samotności teraz dowiem się wystarczająco dużo. Dobranoc, Isaac – Rzekł, opuszczając

mieszkanie przyjaciela.

***

Przekroczył próg ciasnego pokoju, po czym rzucił klucze na stół. Położył się na skórzanej kanapie i

zacisnął zmęczone powieki. Miał wrażenie, że balansuje na cienkiej linii dzielącej życie od śmierci,

radość od smutku. Poczuł mdłości i skulił się, przyciskając zimne palce do chłodnych ust.

Co się dzieje?

Mam problemy. Adam zachorował. Martwię się o niego. Nie mogę spać, potrzebuję czegoś, co da mi

chwilę wytchnienia. Masz coś dla mnie, Nick?

Spróbuj tego. Dwie i śpisz jak dziecko.

Nie myśląc dłużej sięgnął po butelkę pełną białych tabletek. Połknął dwie z nich i pochylił się,

podpierając głowę. Cisza, która go otaczała stawała się nie do zniesienia. Na szczęście ta noc miała

okazać swą łaskawość. Tommy zapadł w głęboki sen. Widział w nim wszystkie obrazy, których pragnął;

chwil, które zapewne nie będą mu dane.

***

10 dni później

Tommy zaczął popadać w paranoję i właśnie to najbardziej przerażało Brooke. Jedyna ucieczka, jedyny

cel, dla którego warto było wywalczyć każdy kolejny dzień życia – ten cudowny żar gasł, dzień po dniu.

Brooke, przekraczając próg mieszkania Ratliffa, za każdym razem czuła ten strach. Ciężki zapach

chemikaliów, których woń uchodziła z nieznanego miejsca. Być może to od nich Tommy zaczął tracić

zmysły.

Najbardziej bała się go w chwilach, gdy emanował spokojem. Stonowany, milczący, uśmiechnięty.

Jakby niewidzialna siła, złośliwy poltergeist siedział pod jego skórą. Jakby jego własny bóg wymazał

pozbawił go wszelkich ludzkich odruchów.

– Herbaty? – Zaproponował i nie czekając na odpowiedź ruszył w kierunku czajnika. Dziewczyna

spojrzała na ścianę, gdzie wisiał kalendarz. Wzdrygnęła się. Chciała płakać. Kiedy była tutaj pięć dni

temu, data wskazywała ósmy dzień sierpnia. Dziś był to trzeci dzień tego miesiąca.

– Tommy, pomyliłeś daty… – Rzekła, idąc w kierunku kalendarza. Wiedziała, po co to robi, choć

tak bardzo chciała udawać, że kwestia zmiany dat jest tylko pomyłką. Przesunęła przezroczystą kratkę

na właściwą cyfrę i wpatrując się w kolorowy obrazek, cofnęła się aż do krzesła. Zapadło milczenie, tak

Page 416: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

416

drażniące i niebezpieczne, że zaczęła prosić o krzyk. Tommy ze spokojem nalał gorącej wody do

filiżanki, odstawił metalowy czajnik na kuchenkę i podszedł do kalendarza. Cofnął wskaźnik daty na

trzeciego sierpnia. Jakby usiłował cofnąć czas. Nie pozwolić biec mu do przodu. Tak bardzo chciał

oszukiwać samego siebie; zatracił się w kłamstwach, tylko one trzymały go przy chęci funkcjonowania.

Automatycznego, szorstkiego, ale mimo to – po prostu bycia.

– Isaac cię odwiedza? – Spytała obejmując dłońmi filiżankę.

Wzrok basisty utknął w martwym punkcie między szafką a ramą okna. Powoli wzruszył on

ramionami – Bywa. Bywa czasami zostaje czy idzie – Mruknął pod nosem, po czym rozejrzał się

– Słyszałaś?

Dziewczyna zmrużyła oczy i wytężyła słuch. Do jej uszu dobiegał jedynie dźwięk tykającego zegara.

Tommy podszedł do okna i zaciągnął żaluzje

– O czternastej muszę zawieźć Adamowi świeże kwiaty. Czekają już na odbiór w kwiaciarni.

Brooke wstała od stołu

– Odpocznij. Kiedy ostatni raz spałeś?

Chłopak pokiwał głową i zaczął gładzić swoje dłonie. Podszedł do kalendarza i poprawiał ramkę,

wskazującą szczególną dla jego pamięci datę

– Tak jest dobrze. Zaparzę ci herbaty, to nam dobrze zrobi – Dodał, po czym usiadł przy stole.

Jego ręce drżały mimo pustego uśmiechu malującego się na przygnębionej twarzy. Brunetka zacisnęła

wargi i przyglądała się stojącym na szafce opakowaniom haloperidolu.

Chłopak wpatrywał się w blat stołu i spuszczając głowę zaczął cicho łkać. Wplótł palce w roztrzepane

włosy, a jego ramiona unosiły się pod wpływem niemego szlochu.

73. Życie w twoich rękach

Brooke wpatrywała się w szalejącą za oknem burzę. Wzięła łyk ciepłej herbaty, po czym przeniosła

wzrok na Isaaca.

– Martwię się o niego.

– O Adama czy Tommy'ego? – Spytał Brunet, siadając tuż obok dziewczyny.

Page 417: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

417

– Sama nie wiem, o którego z nich bardziej...

Poczuła dotyk męskiej dłoni na swoim ramieniu. Spojrzała w szare oczy.

– Adamowi w tym momencie nie jesteśmy w stanie pomóc. Za to Raffi potrzebuje wsparcia.

Musimy przy nim być. Wszystko się chrzani... – Westchnął brunet, pochylając się nad stołem – Sophie

uznała, że przyda nam się przerwa. Ostatnio mieliśmy dla siebie za mało czasu, zająłem się karierą i

przyjaciółmi.

– Zająłeś się...

– To nie tak – Odwrócił wzrok, wsłuchując się w dźwięk kropli odbijających się od szklanej

powłoki szyby – Nic nas nie łączy i nigdy nie łączyło. Na pewno nie wykorzystam obecnej sytuacji. To

byłoby bestialstwo – Zlustrował wzrokiem kłęby ciemnych chmur za oknem – Nie wiem jak mam mu

pomóc. Nie wiem.

Brooke oplotła palcami ciepłą filiżankę

– Isaac, przyznaj się, to widać...

Spojrzał w błyszczące oczy dziewczyny. Wzruszył ramionami

– Co mam ci powiedzieć, skoro to i tak niczego nie zmieni?

– Gdyby nie Adam...

Westchnął z poirytowaniem

– Tommy jest teraz słaby i na prochach. Jest w stanie zrobić wszystko na jedną komendę.

Myślisz, że nie połknąłby haczyka, gdybym zaczął się do niego zbliżać? On sam, przygnębiony i

opuszczony, idealny moment. Tylko czeka na silne ramię faceta – Powiedział szorstko – Ale nie posunę

się do tego. Nie mógłbym.

– Brzmisz szlachetnie, ale już dawno przestałam wierzyć w ludzi – Brooke odstawiła pustą

filiżankę – Tommy powinien teraz z nami być. Nie chcę, żeby coś głupiego odstrzeliło mu do głowy.

Może po niego zadzwonimy?

Isaac dopił swoją szklankę piwa

– Jest druga w nocy. Pewnie śpi. Łyka tyle psychotropów, że trafia do łóżka już o dziesiątej. Sam

się dziwię, że lekarze pozwalają mu to brać, ba, sami mu przepisują nowe tabletki. Nie wiem jak on to

znosi. Nie wiem... – Poczuł jak jego dłonie łączą się z drobnymi dłońmi dziewczyny.

– Jesteśmy tym wszystkim przemęczeni. Powinniśmy dać sobie chwilę przerwy – Rzekła

półgłosem, wpatrując się w jego oczy.

Page 418: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

418

Patrzyli na siebie w milczeniu.

– To nie jest najlepszy pomysł... – Rzekł Isaac. Westchnął, gdy Brooke pochyliła się, by łagodnie

ucałować jego usta. Zupełnie obcy dotyk. Przyjemny, ale chłodny.

– Jednorazowa, przyjacielska przysługa. Jutro o tym zapomnimy. Przestaliśmy liczyć się z

własnymi potrzebami – Pogładziła policzek chłopaka – Ale mogę wrócić do domu, jeśli chcesz.

Isaac zacisnął wargi i pokręcił przecząco głową

– Zostań. Napijmy się czegoś.

– Jeśli masz to whisky – Odparła, wbijając wzrok w blat stołu.

***

– Nie wiem, o czym mam mówić, żebyś się nie zanudził. Chyba zawsze byłem nudny i marudny

– Uśmiechnął się smutno Tommy, gładząc dłoń Adama. Wpatrywał się w jego pozbawione emocji

oblicze – Jedyne, czego pragnę to rozmowa z tobą. Nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo tęsknię

za twoim głosem. To takie banalne... – Roześmiał się cicho, ściskając ciepłą dłoń – Masz niesamowitych

fanów. Dzięki nim mogę oglądać wszystkie nagrania, w których się pojawiasz. Nie wiem jak mogło mi

umknąć tak wiele zabawnych momentów. Tak wiele twoich spojrzeń...

Klatka piersiowa unosiła się w powolnym, regularnym tempie. Ciało pozbawione jakiejkolwiek reakcji

tkwiło w łóżku od kilkunastu dni. Policzki niegdyś uśmiechniętej twarzy teraz były blade i zapadnięte.

– Obudź się... – Rzekł błagalnym tonem. Zmrużył powieki i wziął głęboki oddech, biorąc dłoń

bruneta w swoje ręce – Gdybym mógł cofnąć czas, byłbym dla ciebie lepszy. Ty nigdy mnie nie

zawiodłeś. Twoi fani mają rację, jesteś ideałem. Jesteś najwspanialszym człowiekiem, jakiego

kiedykolwiek poznałem.

Drzwi powoli się otworzyły. Tommy wstał, gdy ujrzał w nich mamę Adama.

– Mogę na chwilę? – Spytała Leila, zbliżając się do łóżka. Przez dłuższą chwilę patrzyła na

swojego syna, po czym przeniosła smutny wzrok na Ratliffa – Chciałam cię przeprosić. Wiem, że źle cię

oceniłam.

Ratliff przytulił niższą od siebie kobietę

– W porządku. Powinniśmy być razem, choćby dla tego, którego kochamy.

– Tommy, czy zechcesz wrócić do naszego domu i zamieszkać z nami na stałe? – Spytała,

spoglądając w brązowe oczy. Ratliff odpowiedział nikłym, lecz ciepłym uśmiechem.

– Dziękuję, ale muszę to przemyśleć. Zadomowiłem się w nowym miejscu.

Page 419: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

419

– Chcę, byś był z nami. Jesteśmy rodziną, synu.

Twarz Ratliffa przybrała obcy wyraz. Nigdy nie czuł przynależności do kogokolwiek. Kiedy poznał

Adama, wszystko się zmieniło.

– To prawda. Zostawię cię z Adamem. Już chyba ma mnie dość – Rzekł, po czym ucałował

ukochanego w czoło. Pożegnał się z Leilą i ruszył korytarzem wiodącym w stronę wyjścia. Wcisnął rękę

w kieszeń tylnych spodni i wyciągnął parę kluczy do samochodu.

– Panie Ratliff? – Zawołał lekarz, idąc w stronę blondyna – Nie mogę się z panem

skontaktować.

– Odpoczywam od ludzi – Rzekł, zakładając ręce na piersi – Proszę korzystać, póki tutaj jestem.

Mężczyzna wskazał na swój gabinet

– Proszę za mną. To delikatna sprawa.

Tommy zawahał się i westchnął pod nosem. Ruszył w stronę pomieszczenia. Po chwili drzwi się

zamknęły.

– Zgodnie z umową, jaką podpisaliśmy z pacjentem, podajemy mu kolejne dawki

medykamentów. Proszę się nie unosić, rozmawialiśmy już na ten temat – Powiedział, wspominając

ostatnią burzliwą kłótnię – Nie mamy pewności czy aby na pewno Adam odbiera komunikaty, jakie do

niego wysyłamy.

– Kiedy się wybudzi? – Spytał Tommy opierając się o ścianę. Zapadła wymowna cisza.

– Ma szanse na wybudzenie się, jak każdy pacjent. Jego organizm jest fizycznie sprawny. Nie

jesteśmy niestety w stanie zagwarantować, kiedy miałoby to nastąpić. Pomijam wszelkie skutki

uboczne. To bardzo ciężki stan dla pacjenta.

– Proszę wybaczyć, ale ja to wszystko już wiem... – Rzekł chłopak, naciskając klamkę.

– Zaczekaj – Zawołał lekarz, wręczając mu kopię dokumentu podpisanego nazwiskiem

Adama. Tommy wziął do ręki kartkę. Przyłożył dłoń do drżących warg.

Oświadczam, że czas, jaki chcę zostać nienaturalnie przytrzymywany przy życiu w przypadku

niezależnych ode mnie wydarzeń wynosi 35 (słownie: trzydzieści pięć) dni. Po tym czasie zgadzam się,

by decyzję o dobrowolnej eutanazji podjął Tommy Joe Ratliff w porozumieniu z moim bratem, Neilem

Lambert.

– Adam Mitchel Lambert

Page 420: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

420

– To... wszystko? – Spytał, unosząc wzrok. Poczuł dławiący ucisk w gardle i zacisnął wargi. Oddał

swoje życie w moje ręce. Ode mnie zależy, czy pozwolę mu czekać. Jak mógł dopuścić do siebie myśl,

ze pozwoliłbym mu odejść? Czy byłem aż tak zły?

– Jeśli pojawią się jakiekolwiek informacje, będę dzwonił. Tylko proszę odbierać telefon – Dodał

lekarz, siadając za biurkiem.

– Do widzenia – Rzekł cicho Tommy, opuszczając gabinet. Wcisnął kartkę do kieszeni swojej

kurtki, po czym opuścił szpital, kierując się w kierunku samochodu. Usłyszał, że ktoś woła jego imię;

odwrócił się momentalnie. Dostrzegł nieliczną grupę młodych dziewczyn, które zmierzały w jego

kierunku.

– Co z Adamem? – Spytała jedna z nich – Dlaczego jest w szpitalu? Co się z nim dzieje? Nikt nie

podaje wiadomości do prasy. Czy wszystko z nim w porządku?

Ratliff oparł się o karoserię, by nie zdradzić drżenia swoich nóg – Wszystko w porządku. Musi dużo

odpoczywać. Przekażę mu, że fani na niego czekają. Ucieszy się – Wymusił na swej twarzy uśmiech,

mimo że sam bliski był łez.

– Przekażesz mu to? – Jedna z fanek podała w jego ręce skromną paczkę – To album ze

wspomnieniami minionej trasy. Odwaliliście kawał świetnej roboty.

Chłopak przejął pakunek

– Naprawdę się cieszę, że próbujecie go wspierać. Jest prawdziwym szczęściarzem. Nie każdy

ma tak wspaniałych fanów. Wybaczcie, ale mam do załatwienia wiele pilnych spraw. Do zobaczenia –

Pożegnał się, po czym wsiadł do auta. Rzucił paczkę na sąsiednie siedzenie i nie dbając o pasy

bezpieczeństwa wyjechał z parkingu wprost na skrzyżowanie. Przetarł zmęczone powieki, czując

drżenie swoich dłoni. Jego myśli błądziły wciąż wokół jednego i tego samego tematu.

Adam.

Ruszył przed siebie zjeżdżając na trasę wiodącą do domu Lambertów. W pierwszym odruchu

postanowił zmienić zdanie – nie wziął ze sobą środków uspokajających.

Jesteś silny. Przy mnie dojrzałeś. Powtarzał w głowie niegdyś usłyszane słowa. Dodawały mu odwagi i

wiary. Nikt inny nie mógł lepiej nauczyć go życia. Zawdzięczał ukochanemu tak wiele... Zapukał do

drzwi, w których po dłuższej chwili pojawił się Neil.

– W końcu cię widzę... – Rzekł, biorąc blondyna w ramiona. Tommy odwzajemnił uścisk.

Page 421: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

421

– Chcę zostać na jedną noc. Pokój Adama jest wolny, mam rację? – Spytał, rzucając torbę na

podłogę.

– Jasne. Co z nim? Mama miała go odwiedzić – Rzekł, zamykając drzwi.

– Nic nowego – Odparł cicho chłopak, pokazując Neilowi dokument, który dostał w szpitalu.

– Wiem o tym.

Tommy wszedł do kuchni i usiadł na blacie

– Jak się czujesz?

– Ech, Tommy... – Westchnął chłopak, zajmując jedno z miejsc przy stole – Nie wiem, sam już

nie wiem czy cieszyć się, że żyje czy płakać, bo nie wiadomo czy wróci...

– Wróci. Nie zostawiłby mnie. Tak bardzo mi go przypominasz... – Rzekł cicho, przyciskając dłoń

do ust. Słone krople cisnęły się do jego oczu. Nie potrafił tego powstrzymać. Bracia posiadali wiele

wspólnych cech, nic dziwnego, że patrząc na Neila widział w nim Adama.

Chłopak wpatrywał się w blondyna

– Jest coś, co mogę dla ciebie zrobić? – Wstał, podchodząc do chłopaka. Pogładził jego chłodne

ramiona i pozwolił się przytulić. Tommy zacisnął powieki, chłonąc ciepło i zapach Neila. Przed oczami

jego wyobraźni pojawił się Adam. Siedzący na kanapie w leniwe popołudnie, śmiejący się z własnych

przejęzyczeń, żartujący z przyjaciół. Tim, ich wspólny przyjaciel potrafił doceniać najbardziej banalne

chwile w swoim życiu. Teraz powoli uczył się tego i Tommy Joe.

– Co on zrobiłby na moim miejscu? – Spojrzał pytająco w niebieskie oczy.

Neil zastanawiał się dłuższą chwilę

– Zachowywałby się tak samo jak ty. Choć nieprzeciętnie się od siebie różnicie, macie taką samą

wrażliwość.

***

Noc otuliła swoim mrokiem cały zasięg widnokręgu. Brooke leżała na wprost balkonu i wpatrywała się

w granatowe niebo. Naciągnęła kołdrę na szczupłe ciało i otarła pojedyncze łzy.

– Isaac? Śpisz? – Szepnęła niemal bezgłośnie. Odpowiedzią była cisza.

Brunet wpatrywał się w przeciwległą ścianę i milczał, pozorując własny sen. Nie było tematu, który

mógł teraz poruszyć. Kim była dla niego Brooke? Dobrą znajomą. Zupełnie do siebie nie pasowali, a

mimo to trafili do łóżka, by oderwać swe myśli od wydarzeń, które pogrążyły ich w rozpaczy. Co

Page 422: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

422

powiedziałby na to Tommy? Pomyślał Isaac. Gdyby Adam wiedział...tego się po mnie nie spodziewał.

Jak mogło do tego dojść... Przeszło przez głowę tancerki.

– Po prostu do tego nie wracajmy – Rzekł cicho Carpenter, opuszczając powieki.

– Mógłbyś mnie przytulić? – Spytała szeptem. Po chwili poczuła jak silne, męskie ramiona

obejmują jej ciało. Miękkie wargi ucałowały gładką skórę policzka.

– Było aż tak źle? – Spytał po chwili.

– Nie. Było dobrze. Fantastycznie – Pogładziła jego dłoń – Tommy nie może się dowiedzieć.

– To jasna sprawa – Odparł, wsłuchując się w panującą ciszę.

– W pewnym momencie wszyscy myśleliśmy, że posiadamy już wszystko – Wyszeptała,

wpatrując się w biały nóż rozświetlający granatowe niebo.

– Przyjdzie czas, w którym odzyskamy wszystkie straty. Nie możemy przecież pozostać samotni

na wieczność.

***

Ciemność panowała w niedużym pokoju. W radio rozbrzmiewała łagodna, kojąca melodia. Blondwłosy

chłopak leżał skulony tuż przy krawędzi łóżka. Patrzył na jedną ze ścian, gdzie wisiał plakat jednego z

ulubionych zespołów Adama. Drzwi uchyliły się i ponownie zamknęły. Do uszu chłopaka dotarł odgłos

cichych kroków. Łóżko ugięło się pod naciskiem cięższego ciała.

Ten sam chód. To samo skrzypnięcie drzwi.

Słone łzy znów zamgliły jego wzrok. Męska dłoń objęła go w pasie.

– Zapal światło. I tak nie śpisz – Rzekł cicho Neil.

– Zaczekam na wschód. Nie chcę spać. Przerażają mnie moje sny.

– Odstaw leki. Przyjaciele się o ciebie martwią.

– Ja tylko staram się nie zwariować... – Powiedział gorzkim tonem. Jego głos zaczął drżeć – Nie

mów im o mnie. Nie chcę, by wiedzieli, że jestem słaby.

– To nie jest słabość – Rzekł cicho Neil, gładząc chłodne ramię Tommy'ego. Westchnął,

opuszczając zmęczone powieki.

Page 423: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

423

74. Let me out of this dream

You're everything that I want

but you don't want me.

– Sleepwalker, A.Lambert.

– Trzeba dać wieści do mediów. Ludzie zaczynają się niepokoić.

– Niech menadżer się tym zajmie.

– Ładniej byłoby, gdybyś sam to zrobił.

– Gówno mnie obchodzi, co byłoby ładne. Nie mam głowy do wpajania obcym ludziom, że

wszystko będzie w porządku.

Tommy wraz z Isaaciem spędzali późny wieczór na skarpie w okolicznego parku. Wpatrując się w jeden

z placów zabaw sączyli piwo. Blondyn włożył okulary przeciwsłoneczne, gdy złota tarcza oświetlała

zasięg widnokręgu ostatnimi promieniami sierpniowego słońca.

– Zaraz zapadnie zmierzch. Wracajmy, to nie jest przyjemna okolica – Rzekł Isaac, rzucając

kapslem w krzaki rosnące na skarpie. Wstał i otrzepał spodnie z piachu i przepalonej trawy. Wyciągnął

rękę w stronę przyjaciela, który przyjął pomoc.

Ruszyli w stronę centrum miasta. Ulice pełne były dzieciaków i nastolatków, czepiących radość z

ostatnich dni wakacji. Brunet, co kilka chwil spoglądał w kierunku Tommy'ego.

– Przespałem się z kimś – Powiedział w końcu.

– Sophie dopiero, co odeszła. Krótka piłka – Mruknął, nawet nie spoglądając w kierunku

perkusisty.

– Brooke.

– Co Brooke?

– Przespałem się z Brooke.

Tommy zwolnił i tym razem odwrócił się przodem w kierunku Isaaca. Nim zdołał cokolwiek powiedzieć,

Carpenter zaczął się tłumaczyć.

Page 424: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

424

– Naprawdę źle się z tym czuję. Nie chcę jej winić, ale namówiła mnie do tego.

Blondyn uniósł brwi i wzruszył ramionami

– Wasz przyjaciel a mój facet zniknął z naszego świata miesiąc temu, a wy już myślicie o tym,

żeby zaruchać?

– Proszę, nie dene...

– Nie znałeś Adama zbyt dobrze, nie zdążyłeś się z nim zaprzyjaźnić. Ale Brooke... – Pokręcił z

niedowierzaniem głową.

– Nie mów jej, że...

Tommy przerwał po raz kolejny

– Jego najlepsza przyjaciółka i powierniczka szuka szczęścia u boku faceta, który do niej nie

pasuje?

– Jest zagubiona, nie dziw się jej – Brunet westchnął z przygnębieniem.

– I w ten sposób ją naprowadzasz na właściwą drogę? – Tommy rozłożył ręce i cofnął się na

krok – Wstydź się. Oboje powinniście się wstydzić...

Isaac ruszył w jego kierunku

– Nie tylko jej chciałem pomóc. Sobie też. Tommy, zaczekaj! – Przyspieszył kroku – Chcę

zapomnieć o swoich uczuciach, choć na moment.

– Jesteś idiotą, Isaac! – Krzyknął Tommy, nie mogąc powstrzymać złości – Nie masz za grosz

szacunku ani do Adama ani do swojej dziewczyny. Gdybym miał taką możliwość, opiekowałbym się nią

najlepiej jak to możliwe, bo moje szczęście wygasa na szpitalnym łóżku! Jesteś takim samym palantem

jak połowa durnych osiemnastolatków, którzy próbują wsadzać swoje fiuty, gdzie popadnie!

– Nie wrócę do Sophie.

Tommy roześmiał się nerwowo i odwrócił głowę w stronę bruneta.

– Podaj mi, chociaż jeden powód! – Krzyknął i ruszył w stronę perkusisty – I co z twoją odwagą?

– Pchnął chłopaka na mur – Mógłbym ci teraz napluć w twarz i jedyne, co byś zrobił to zaczął

usprawiedliwiać swoje beznadziejne zachowanie.

Szare oczy wpatrywały się w niego.

– Puść mnie. Puść – Warknął, odpychając od siebie blondyna – Droga wolna. Im szybciej

znikniesz sprzed moich oczu tym lepiej dla ciebie.

Page 425: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

425

– Zaraz zniknę – Powiedział Tommy, cofając się na krok – Wytłumacz mi, najprościej jak to

możliwe. Dlaczego ja nie mogę być z Adamem, choć tak bardzo tego pragnę, a ty sam kończysz swój

związek, gdy masz tak wspaniałą dziewczynę?

Zapanowała długa cisza, której nic nie było w stanie przerwać.

– Brak odpowiedzi, co?

– Narobiłeś bałaganu – Rzekł mężczyzna, lustrując oblicze Tommy'ego.

– Co ty chrzanisz?

Isaac wbił wzrok w jeden z budynków, ginący w czerwonych promieniach słońca. Po chwili znów

spojrzał w brązowe tęczówki.

– Naprawdę muszę ci to tłumaczyć? – Westchnął cicho – Jesteś powodem, dla którego nie

mogę być z Sophie.

Tommy poczuł bolesny ucisk w klatce piersiowej. Wpatrywał się w szare oczy przyjaciela.

– Te słowa nigdy nie powinny paść... Nie byłem i nie jestem żadnym powodem twojego

nieszczęścia – Słyszał drżenie własnego głosu. Bał się kolejnych słów, które mogłyby paść z ust Isaaca.

Szybkim krokiem ruszył przed siebie, zostawiając przyjaciela w tyle.

3 miesiące później

Członkowie rodziny Lambertów zaczęli przyzwyczajać się do życia po stracie Adama. Wszystko zaczęło

wracać do normy, mimo panującej atmosfery smutku i żalu. Październik przyniósł chłód oraz obfite

opady. Zmrok zapadał wcześnie, telefon Tommy'ego milczał. Blondyn wrzucił na patelnię paczkę

zamrożonych warzyw i spojrzał w kierunku Neila.

– Ludzie szybko zapominają.

– Nie wszyscy zapomnieli – Rzekł Lambert, przygotowując dwa talerze – Kris, co tydzień

odwiedza Adama. Widziałem nawet Brada i Camilę. Fani, co weekend zbierają się pod szpitalem.

– Dziwisz im się? – Tommy spojrzał na chłopaka i sięgnął po butelkę wody – Kochają go.

– Solisz?

– Tak, trochę – Odpowiedział blondyn, wołając psa, którego przygarnęli wraz z Adamem.

Page 426: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

426

– Urosło mu się – Mruknął Neil, gdy duży czworonóg wbiegł do kuchni i uderzył w jego nogę

ogonem. Ratliff roześmiał się i wrzucił do miski zwierzaka okazały kawał mięsa.

– Rośnij jeszcze większy – Uśmiechnął się i zajął miejsce przy stole. Nagle rozbrzmiał dźwięk

telefonu Neila. Chłopak westchnął ze zrezygnowaniem i sięgnął po starą nokię. Wcisnął zieloną

słuchawkę.

– Tak?

Tommy wziął kilka łyków wody i nałożył sobie małą porcję przygotowanej przez przyjaciela surówki.

Uniósł wzrok, gdy cisza zaczęła niepokoić go coraz bardziej. Neil rzucił telefon na stół i pobiegł w stronę

przedpokoju.

– Ubieraj się, szybko. Szybko!

Ratliff wstał od stołu, czując jak miękną mu kolana, a głos w gardle zastyga. Spodziewał się najgorszego.

– Nie jadę...

Chłopak podbiegł i złapał mocno jego ramiona.

– Obudził się! – Krzyknął drżącym głosem – Obudził się godzinę temu!

Tommy rozchylił wargi i usiadł. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa.

– Tommy, do cholery, jedziemy! – Neil, złapał klucze od samochodu i otworzył drzwi,

wybiegając na podwórko.

– Nie możesz prowadzić w takim stanie! – Tommy dogonił roztrzęsionego chłopaka – Złapiemy

taksówkę, zbieramy sie, chodź!

***

Kiedy samochód zatrzymał się w korku wybiegli, zatrzaskując drzwi. Pędzili w kierunku szpitala,

skupiając na sobie uwagę wszystkich przechodniów. Tommy czuł, że jeśli nie zwolni, zaraz straci

przytomność. Odkąd usłyszał słowa, na które czekał tak długo. W jego głowie panował chaos. Nie mógł

złapać tchu. Wbiegli na główny hall szpitala świecącego pustkami.

Neil poklepał Tommy'ego po ramieniu i szybkim tempem ruszyli w kierunku sali. Drzwi były otwarte.

Każdy krok powodował, że serca niemal wyrywały się z ich piersi. Wpadli do pomieszczenia niemal

jednocześnie.

Tommy przycisnął dłonie do ust. Nie mógł powstrzymać łez wzruszenia, które napływały do jego oczu.

Po raz pierwszy od wielu długich miesięcy poczuł na sobie wzrok Adama.

Page 427: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

427

– O Boże, Adam... – Szepnął, ostrożnie zbliżając się do łóżka. Prawie zapomniał widoku

pięknych niebieskich oczu, które w tym momencie przeszywały go na wskroś. Ratliff rozejrzał się po

wszystkich osobach, które były na sali. Tim siedział na krześle obok nocnej szafki. Wokół czarnowłosego

zebrali się jego rodzice. Za nimi stali Brooke wraz z Isaaciem i Sashą. Monte wpatrywał się w Ratliffa,

jedynie wzruszając ramionami. Kris, spoglądając na Tommy'ego wyszeptał swej narzeczonej na ucho

kilka słów.

Coś jest nie tak przyszło mu na myśl, gdy na darmo próbował dostrzec choćby jeden uśmiech. Zacisnął

wargi i podszedł do ramy łóżka, siadając na krawędzi. Wziął dłoń Adama w swoje ręce. Poczuł jej

miękkość i ciepło.

– Tak długo czekałem na ten dzień... – Wyszeptał. Wszystkie wspomnienia zaczęły ożywać.

Adam chwilę patrzył na chłopaka, po czym zwrócił wzrok ku Leili. Kobieta położyła dłoń na ramieniu

blondyna i pokiwała nieznacznie głową.

– Przykro mi.

– Nie rozumiem... – Uczucie pełni szczęścia zaczęło się przenikać z ciemnością, w sidła popadł

już tak dawno. Przez chwilę miał wrażenie, że to tylko zły sen, z którego zaraz się obudzi. Ponownie

skierował swój wzrok w kierunku Adama – Powiedz, co się dzieje... – Zacisnął palce na jego dłoni.

Nieodwzajemniony gest.

– Nie wiem, kim jesteś. Przepraszam.

Tommy zamarł w bezruchu. Słowa kołatały się w jego głowie, nie mogąc znaleźć tam swojego miejsca.

Żart? Czy to, aby na pewno odpowiedni moment?

– Adam, to ja, twój... – Poczuł mdłości i silny ból, przeszywający jego skronie.

Czarnowłosy z przepraszającym wzrokiem pokręcił głową

– Naprawdę... Naprawdę, chciałbym. Nie rozpoznaję was. Ja... Ja prawie nic nie pamiętam... –

Powiódł wzrokiem po grupie przyjaciół, która przybyła, by radować się jego wybudzeniem. W tym

momencie pozytywne emocje nie towarzyszyły nikomu spośród gości.

Ratliff wstał, wpatrując się w niebieskie oczy. Te, w których był zakochany. Teraz patrzyły na niego z

niezrozumieniem. Każda kolejna chwila przytłaczała go jeszcze mocniej niż wszystkie spędzone w

samotności miesiące. Bez słowa opuścił salę. Czarnowłosy spojrzał w kierunku matki.

– Zraniłem go? Kim on jest?

Kobieta pogładziła miękki policzek syna

– To twój chłopak.

Page 428: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

428

– Miałem chłopaka? – Zdziwił się Adam. Spojrzał w kierunku drzwi licząc, że ujrzy w nich

blondyna, który przed chwilą opuścił salę.

– Najlepszego ze wszystkich – Rzekła Brooke, siadając obok Lamberta. Czuła łzy napływające

do jej oczu – Nie przejmuj się nim. Ważne, byś ty czuł się dobrze. Pomożemy ci. Najważniejsze, że

wróciłeś. Teraz już wszystko będzie dobrze...

75. Ślad pamięci

Isaac miał złe przeczucia. Spiesznie opuścił szpitalną salę i pobiegł za przyjacielem. Próbując złapać

oddech porwał się w kierunki drzwi ewakuacyjnych, które zostały uchylone. Członkowie personelu

powolnym krokiem ruszyli śladem Tommy'ego. Perkusista uprzedził ich i wybiegł na parking tuż przed

szpitalem. Nie musiał długo szukać; blondwłosy chłopak opierał ręce o dach samochodu, kryjąc twarz

w ramionach.

– Tommy! – Zawołał, podbiegając do niego – Najgorsze się nie wydarzyło...

Blondyn uderzył pięścią w karoserię auta i odwrócił się gwałtownie.

– Są rzeczy gorsze niż śmierć! – Wykrzyczał – SĄ RZECZY GORSZE NIŻ ŚMIERĆ! – Rozpaczliwy

krzyk przerodził się w przerażające wycie. Oparł się o samochód i płakał histerycznie, kuląc się w sobie.

Ten moment go złamał. Choć dzielnie radził sobie przez wszystkie miesiące, pobudzona, niespełniona

nadzieja sprawiła, że coś w nim pękło.

– Tommy, błagam cię... – Wyszeptał Isaac, powstrzymując łzy. Był bezsilny wobec sytuacji, w

obliczu której został postawiony.

– Jestem dla niego nikim... nikim, nie znaczę nic... – Zaskomlał cicho, gdy jego ramiona unosiły

się pod wpływem płaczu – NIENAWIDZĘ GO! Nienawidzę go... – Osunął się na zimny, mokry beton i

uderzył pięściami w ziemię. Pochylił się, by móc złapać oddech. Poczuł mdłości, zakrztusił się.

– Zajmę się nim – Rzekł Isaac, uprzedzając lekarzy, którzy zmierzali w ich stronę. Carpenter

kucnął, łapiąc chłopaka za ramiona – Wstawaj. Jedziemy stąd. Tommy, bo zamkną cię w pokoju bez

klamek, proszę cię, wstań... – Powiedział ze zrezygnowaniem. Pomógł chłopakowi stanąć na nogi, które

trzęsły się i nie pozwalały na wykonanie żadnego ruchu.

Page 429: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

429

– Nie bądź egoistą. On żyje, to jest najważniejsze. Powinieneś być za to wdzięczny. Zbierz się w

sobie, do cholery! – Krzyknął, przyciskając do siebie chude ciało.

***

Tommy zniknął na całe dwa dni. Nie odbierał telefonów. Wpatrywał się w szklany ekran telewizora,

gdy otrzymał wiadomość. Odczytał ją od niechcenia.

"Adam o ósmej rano będzie wypisany ze szpitala. Mam nadzieję, że ruszysz swój tyłek i go zabierzesz

do swojego domu albo do jego rodziców. Jeśli teraz znikniesz to przegrasz absolutnie wszystko. Pytał o

ciebie"

Brooke. Rzucił telefon za siebie. Wiedział, że nie może odpuścić. Po chwili odwrócił się, by odnaleźć

samsunga, który wpadł w stertę ubrań. Wybrał numer do Leili.

– Cześć.

– Witaj, Tommy.

– Wiem, że Adam jutro wychodzi ze szpitala. Nie wiem natomiast, gdzie będzie mu najlepiej.

Kobieta milczała dłuższą chwilę

– Adam rozpoznaje członków swojej rodziny. Uważam, że najbezpieczniej poczuje się we

własnym domu.

Tommy kiwnął głową

– Czy mogę was odwiedzić?

– Oczywiście, że tak. Przywieź swoje rzeczy. My odbierzemy Adama z samego rana, więc jesteś

mile widziany. Jak się trzymasz?

Zapatrzył się w widok za oknem. Milczał.

– Rozumiem cię, Tommy, ale on nas potrzebuje. Lekarz powiedział, że wybiórcze momenty

wrócą do jego świadomości. Nie zapewnił, że odzyska pamięć w zupełności. W tym wszystkim jest

jedna dobra wiadomość, której pewnie nie słyszałeś.

Tommy przycisnął telefon do ucha

– Słucham?

– Adam jest zdrowy.

Uśmiech mimowolnie pojawił się na jego twarzy

– Zdrowy?

Page 430: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

430

– Jeden z leków wstrzymał proces choroby. Objawy przeminęły. Nic mu już nie grozi.

– Dzięki Bogu... – Odetchnął – Nie wiedziałem. Naprawdę, nie spodziewałem się tego... –

Pokiwał głową, uśmiechając się do siebie.

***

W biegu wyskoczył z taksówki i ruszył w kierunku drzwi domu Lambertów. Przeklinał siebie w myślach

za to, że zaspał. Westchnął głośno i pokiwał głową. Nie przemyślał nawet, od czego powinien zacząć

rozmowę. Bojąc się, że stchórzy, zadzwonił dwukrotnie i wbił wzrok we własne buty.

– Witaj kochanie, wejdź do środka – Rzekła z łagodnym uśmiechem Leila. Blondyn przytulił

niższą od siebie kobietę i powoli przekroczył próg domu. Poczuł zapach perfum. Tych, które tak dobrze

znał. Rozejrzał się dookoła, jednak nie dostrzegł nikogo w zasięgu wzroku.

– Jednak przyszedłeś – Usłyszał głos za swoimi plecami. Adam wyszedł z kuchni, uśmiechając

się w stronę blondyna.

Wszystkie negatywne emocje, jakie mieszkały w jego sercu od miesięcy rozpłynęły się w ciągu jednej

chwili. Ukochany mężczyzna stał tuż przed nim, uśmiechnięty i zdrowy. Kąciki ust Ratliffa mimowolnie

się uniosły. Zrobił krok w stronę bruneta.

– Jak się czujesz? – Spytał, wpatrując się w niebieskie oczy. Pragnął rzucić się na szyję wyższego

od siebie mężczyzny, ucałować jego wargi i powtarzać wciąż dwa słowa, które wypowiadał każdego

dnia, spędzając czas przy szpitalnym łóżku. Lambert wzruszył ramionami.

– W porządku. Bardzo w porządku – Uśmiechnął się, patrząc na Tommy'ego – Zjesz coś?

– Nie jestem głodny – Rzekł, gdy Leila opuściła przedpokój. Ponownie spojrzał w stronę

bruneta. Nie potrafił nacieszyć oczu jego widokiem – Mam do ciebie pytanie, które nurtowało mnie

przez wiele miesięcy...

– Tak? – Czarnowłosy oparł się o ścianę.

– Pamiętasz cokolwiek, co do ciebie mówiłem, gdy byłeś w śpiączce? – Spytał, czując ciężar w

okolicy klatki piersiowej. Niebieskie oczy zbadały jego oblicze.

– Niestety, nie jestem w stanie sobie przypomnieć.

– Nie zdążyłem powiedzieć, kim dla ciebie...

Adam zaśmiał się cicho

– Już wiem – Powiedział z czarującym uśmiechem – Jeśli byłeś moim chłopakiem to znaczy, że

mam naprawdę świetny gust.

Page 431: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

431

Tommy poczuł, jak jego policzki zalewają się rumieńcem. Nie zdarzyło mu się to nigdy wcześniej w

czasie trwania związku.

– Tak w ogóle... przejdźmy do mojego pokoju – Rzekł czarnowłosy, wchodząc na schody.

Blondyn powiódł za nim.

Przekroczyli próg pomieszczenia, w którym panował nadzywczajny porządek. Z pewnością zadbała o

niego mama Adama. Mężczyźni spojrzeli po sobie, nie wiedząc, na jakie słowa się zdobyć.

– Dla mnie to było jak jedna noc.

– Dla mnie cała wieczność... – Tommy spojrzał w okno – Tyle strachu, smutku, bólu,

niepewności... Boże, Adam, nie jesteś sobie w stanie wyobrazić, co przeżywałem, co przeżywaliśmy

przez cały ten czas.

Czarnowłosy słuchał uważnie, jedynie kiwając głową.

– Bałem się każdego telefonu. Że usłyszę, że nie ma już szans ani ratunku – Spojrzał w niebieskie

oczy – Wierzyłem i miałem nadzieję, przez cały ten czas, ale po tych dwóch, trzech, czterech miesiącach

to było takie nierzeczywiste, żebyś wrócił... – Wyszeptał. Wiedział, że nie powinien się zbliżać. Nie mógł

naruszać granic prywatności, których po prostu nie znał. Jednak jakaś niewidzialna siła ciągnęła go ku

Adamowi. Od wielu miesięcy znał tylko chłodny, nieodwzajemniony dotyk dłoni. Pragnął ucałować

pełne, miękkie wargi, zatracić się w nich tak jak kiedyś... Zacisnął usta, walcząc ze sobą. Przeczesał

palcami czarne kosmyki włosów Adama. Szczupła dłoń spłynęła po karku i ramieniu mężczyzny. Brunet

poczuł przyjemny dotyk na swojej skórze.

– A teraz? Uciekłeś ze szpitala... – W niebieskich oczach pojawił się cień rozczarowania.

– To były emocje, przepraszam – Rzekł Ratliff – Spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego.

Po raz kolejny zapadła długa cisza. Adam westchnął cicho i zbliżył się do chłopaka. Wiedział, że to nie

będzie łatwe, ale musiał być szczery.

– Spodziewam się, czego ode mnie oczekujesz, ale nie mogę ci tego dać.

Bolesne ukłucie w klatce piersiowej. Chwilowa niemożność złapania oddechu. Chłopak spojrzał w

niebieskie tęczówki. Czuł, że zbliża się do pewnej krawędzi, nie wiedząc, co jest tuż za nią. Czarna

otchłań czy strome zbocze, które mimo spowodowania licznych, ciężkich ran przytrzyma go przy życiu?

– Powiedz mi... co ja mam teraz robić? – Spytał całkowicie bezradny. Uciekł wzrokiem, wbijając

go w podłogę. Nie potrafił patrzeć w chłodny błękit oczu.

Czarnowłosy milczał dłuższą chwilę. Położył dłoń na ramieniu blondyna.

Page 432: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

432

– Powinieneś zacząć od nowa.

Jego wargi zadrżały. Uniósł wzrok

– Mam odejść i cię opuścić?

Adam czuł, że sytuacja staje się coraz bardziej beznadziejna. Zsunął dłoń po ramieniu chłopaka.

– Tak będzie dla ciebie najbezpieczniej.

Tommy pokręcił głową. Zacisnął wargi i powoli wstał

– Kiedy ostatni raz z tobą rozmawiałem, piliśmy tanie whisky z baru Isaaca, czytaliśmy nudne

magazyny i kochaliśmy się przez cały dzień w dusznym, słonecznym pokoju. Spędziliśmy wspólnie

kilkaset dni, które były najlepszym okresem w moim życiu. Nie mogę odejść. W tym samym dniu, na

kilkanaście godzin przed tym jak zasnąłeś poprosiłeś, bym obiecał ci, że zostanę przy tobie mimo

wszystko. Nie złamię tej obietnicy.

Czarnowłosy poczuł jak łzy cisnął się do jego oczu. Spłynęło na niego poczucie winy.

– Nie mogę ci zagwarantować, jak ułoży się nasza znajomość. W moim życiu nie ma cienia

przeszłości. Chcę twojego dobra. Wiem, że nic nie jest w stanie zrekompensować ci ostatnich miesięcy,

ale...

– Jest – Rzekł chłodno Tommy, stając w połowie drogi między łóżkiem a drzwiami. Spojrzał w

stronę bruneta – Po prostu mnie przytul. O nic więcej nie proszę – Zacisnął zęby, próbując pohamować

swój smutek. Musiał być silny. Nie mógł pozwolić, by w tym momencie inny mężczyzna zajął jego

miejsce. Nie potrafiłby się z tym pogodzić.

Czarnowłosy wstał i nieśmiało zbliżł się do chłopaka. Przesunął dłonią po jego ramieniu, wyczuwając

aksamit skóry. Ten dotyk nie był mu obcy.

– Znam cię – Wyszeptał, gdy opuszki palców zakończyły swą drogę. Ponownie zaczęły badać

fakturę miękkiej skóry – Znam... Znam to uczucie.

Brązowe oczy zatonęły w niebieskiej toni. Ucisk w gardle nie pozwolił Tommy'emu na wypowiedzenie

choćby jednego słowa. Palce Adama łagodnie przesunęły się w stronę szyi. Odsunął dłoń jak poparzony.

Ciche westchnienienie.

– Lubisz, gdy... ?– Nie zdołał złożyć swych myśli w jedno pytanie, gdy Tommy znacząco pokiwał

głową.

Page 433: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

433

– Uwielbiam.

Adam ponownie powiódł palcami po gładkiej szyi chłopaka. Dotarł do jego miękkich warg.

With this fever, fever!

Zachłysnął się powietrzem, jednak przebłysk był zbyt niejasny, by mógł cokolwiek powiedzieć. Jednego

był pewien – te usta nie były mu obce. Łagodnie przytulił do siebie szczupłe ciało chłopaka, czując, jak

silne ramiona obejmują go w pasie. Tommy w końcu poczuł to ciepło i pomimo ciążącego nad nim

smutku był szczęśliwy.

– To takie nierzeczywiste... – Wyszeptał, mając wrażenie, że słyszy bicie serca ukochanego.

Spojrzał w jego oczy, chcąc powiedzieć słowa, których był pewien. Które musiały paść w nowym

życiu Adama. Ujął jego twarz w dłonie i wziął oddech.

– Kocham cię, Adam i nigdy nie przestanę, bo jesteś jedyną drogą mojego życia. Doskonale

pamiętam każdy dzień spędzony przy tobie. Jeśli ten związek miał być dla mnie lekcją, okazał się

najwspanialszym doświadczeniem. Udowodniłeś, że miłość jest uczuciem, o które warto walczyć. I ja

się w tej walce nie poddam. Będę szczęśliwy, mogąc z tobą rozmawiać, widzieć uśmiech na twojej

twarzy. Nigdy nie umiałem mówić o uczuciach, ale to jedyny słuszny moment – Patrzył w oczy Adama,

w których malowały się przeróżne, skrajne emocje.

– Nie wiem, co mam odpowiedzieć... – Wybełkotał brunet, odwracając wzrok – Ja... ech,

Tommy... Po co mi o tym mówisz?

Ratliff poczuł w jego głosie pretensje. Kolejny ucisk w klatce piersiowej, tym razem dwukrotnie

silniejszy. Łzy bezradności zaczęły napływać do jego brązowych oczu. Czym miał usprawiedliwić swoją

szczerość? Miłosnym wyznaniem? Przecież za to został skarcony. Poczuł, że przegrał na samym starcie.

Stał w miejscu, próbując wydusić z siebie jakiekolwiek słowo, chociaż w tym momencie nic nie

przychodziło mu do głowy. Wewnątrz siebie krzyczał, jego serce rozbiło się na milion kawałków,

niezagojone rany znowu zaczęły krwawić. Jego ciało tkwiło w bezruchu. Niepozorna łza potoczyła się

po bladym policzku. Zmusił się, by spojrzeć w oczy Adama. Na jego usta cisnęły się dwa słowa, jednak

nie te, które żyły w jego sercu. Inne, nacechowane negatywnymi emocjami.

Nienawidzę cię.

Page 434: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

434

Hamował się, by nie wypowiedzieć ich na głos. Wpatrywał się nieprzerwanie w niebieskie oczy, licząc,

że Adam się podda. Czarnowłosy w pewnym momencie odwrócił wzrok w stronę okna, gdzie

rozpoczynała się typowa dla jesieni burza.

Po chwili Tommy ruszył przed siebie, a drzwi otworzyły się. Adam odwrócił głowę.

– Zaczekaj.

Ratliff westchnął cicho, nie podejmując żadnego działania.

– Słucham.

– Po prostu... – Adam powoli podszedł do szczupłego blondyna – Nie powinieneś być teraz sam.

– Nie potrzebujesz mnie – Tommy oparł się o chłodną ścianę. Czuł, że jego czoło jest

rozgorączkowane.

Czarnowłosy wykonał krok w stronę chłopaka. Podszedł bliżej, zachowując nieznaczny dystans.

– To, że nie pamiętam twojej twarzy, nie znaczy, że nie chcę jej widzieć – Powiedział łagodnym

tonem.

Tommy zawahał się nad odpowiedzią. Zdołał wymusić na swojej twarzy smutny, sztuczny uśmiech. Nie

silił się nawet na podniesienie wzroku. Szepcąc ciche "dobranoc" opuścił pokój Adama.

***

Brakowało mu smaku piwa i towarzystwa uroczej dziewczyny. Adam posłał Brooke ciepły uśmiech,

trzymając w dłoniach szklankę zimnego trunku.

– Chociaż ty mi zostałaś – Rzekł, obejmując jej szczupłe ciało. Ucałował miękki policzek i oparł

czoło o jej skroń.

– Nie mnie powinieneś pamiętać – Rzekła, gładząc jego silną dłoń.

Westchnął cicho. Wiedział, co Brooke ma na myśli. Pokręcił głową i zacisnął powieki.

– To mnie przytłacza. Myśl, że ten chłopak tyle ode mnie wymaga.

Tancerka bawiła się kosmykami czarnych włosów

– Byliście wspaniałą parą. Wszyscy was kochali. Chcesz zobaczyć zdjęcia, nagrania?

– Chyba nie jestem na to gotowy – Rzekł brunet, otwierając oczy.

– Jeśli mogę coś zasugerować... W piątek Tommy będzie miał urodziny – Rzekła tancerka,

dopijając szklankę piwa.

Adam potarł chłodne ramiona. Naciągnął na plecy miękki koc.

Page 435: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

435

– Co chciałby dostać?

– Cokolwiek... – Wzruszyła ramionami – A jak myślisz? – Spytała, spoglądając w niebieskie oczy.

Adam prędko odwrócił swój wzrok.

***

Kiedy czarnowłosy zamknął drzwi i przekręcił klucz w zamku, ruszył w stronę swojego pokoju. Po drodze

życzył Neilowi oraz rodzicom dobrej nocy. Zaszył się w swoim małym świecie. Opadł na łóżko i zasłonił

oczy ramieniem. To wszystko było tak obce i nierealne. Zbyt trudne, by wyjść naprzeciw z podniesioną

głową. Położył się na boku i zawiesił dłoń na uchylonej szafce tuż obok łóżka. Sięgnął do środka, łapiąc

jeden z numerów magazynu OUT. Z kolorowej okładki, spod licznych napisów patrzyły na niego

brązowe oczy. Choć to tylko zdjęcie, biły z niego zaduma, optymizm. Drżące palce przesunęły po śliskiej

powłoce papieru. Adam zaczął przerzucać kartki. Nie wiedział, czy to słuszny krok.

Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w serię zdjęć. Prostych, zwyczajnych, czarno–białych. Nie potrafił

odnaleźć się w otaczającej go ciszy. Wzrok powiódł na rubrykę tekstu.

"Adam znał mnie doskonale. Wiedział, który kierunek mi wskazać, by żaden z nas nie doświadczył

zawodu. To najbardziej fascynujący człowiek, jakiego kiedykolwiek spotkałem."

Zamrugał dwukrotnie, nie dopuszczając łez do swoich oczu.

"Zawsze czułem jego silne ramiona i kilka słów. „Jesteś silny. Przejdziemy przez to."

Nie wiedział czemu to robi. W masochistycznym odruchu zdecydował się wyrwać kolejne zdanie z

długiego wywiadu. Ostatnie. Tak sobie obiecał.

"– Jak wiele razy byłeś zakochany?

– Kilka. Ale to co czuję teraz, wykracza poza definicje miłości".

Szybko zamknął magazyn, odrzucając go za łóżko. Wciąż miał przed oczami smutny wyraz twarzy,

zaciśnięte wargi. Jak na złość w jego głowie krzątał się głos, stonowany i tak charakterystyczny. Wplótł

palce we włosy i mocniej zacisnął powieki.

Page 436: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

436

– Przepraszam... – Wyszeptał. Jego głos zginął pośród szumu spadających liści i szalejących

piorunów. Nie wiedział czemu, ale właśnie w tym momencie chciał poczuć smak tych drżących warg,

które nieśmiało do niego lgnęły.

76. Walka do samego końca.

– Wszystkiego najlepszego – Rzekł Tommy, wznosząc toast przed dużym lustrem swojego

przedpokoju. Druga szklanka mocnego whisky sprawiła, że czuł narastający w głowie szum. Wpatrywał

się w odbicie. Nie potrafił dłużej. Spuścił głowę i westchnął, opuszczając ręce.

Ty, ja. Teraz wszystko w gruzach.

Szybsze bicie serca. Impuls smutku przeszywający jego ciało.

Bardzo mi przykro, ale nie rozpoznaję cię.

Uniósł wzrok, boleśnie przygryzając wargi. Nim zdążył odtworzyć w głowie kolejne wspomnienie,

rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi. W pierwszej chwili pomyślał, że to tylko abstrakcja wykreowana

przez jego zmącony alkoholem umysł. Mimo to podszedł do drzwi, by przywitać ewentualnego gościa.

Ciemne jeansy opinające długie nogi, biała koszulka, naszyjnik. Nie musiał widzieć więcej. Uniósł wzrok,

patrząc w niebieskie oczy. Znajome ukłucie w sercu dało o sobie znać.

– Skąd wiesz, gdzie mieszkam? – Spytał Tommy – Wejdź do środka.

Czarnowłosy przekroczył próg przedpokoju, po czym wszedł do jednego z pomieszczeń

– Rozmawiałem z Brooke – Obejrzał się na blondyna, który podążył za nim, uderzył dłonią w

przełącznik światła i zgarnął z kanapy kilka par spodni.

– Wybacz, nie spodziewałem się ciebie. Nie znoszę sprzątania – Uśmiechnął się Tommy,

wkopując pustą paczkę papierosów pod łóżko.

– Nie przeszkadza mi to – Odparł z uśmiechem Adam – Tak w ogóle, to może od tego

powinienem zacząć... – Rzekł, zbliżając się w stronę chłopaka. Wyciągnął z torby kopertę, po czym

wręczył ją w dłonie blondyna – Wszystkiego najlepszego.

Ratliff zmarszczył brwi, po czym uniósł jedną z nich

– Prezent? Dla mnie?

Page 437: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

437

Adam ochoczo pokiwał głową

– Tak. Zobacz sam.

Blondyn rozchylił białą kopertę, wyciągając z niej bilet na koncert Depeche Mode.

– O rany, one były wysprzedane już miesiąc temu. I to z wejściówką za kulisy! – Zawołał

entuzjastycznie – Dzięki! – Uśmiechnął się szeroko. Skąd wiedział? Ach... Brooke. To jej sprawa. Ale

przecież liczy się gest. Zależało mu.

Czarnowłosy uśmiechnął się, siadając na krawędzi łóżka.

– Wiesz, Adam... – Blondyn uniósł wzrok – Rok temu zaprosiłeś Mansona na prywatny koncert.

Masz żyłkę do muzycznych prezentów.

Lambert kiwnął głową

– Ale wtedy chyba jeszcze nie byliśmy razem?

– Teraz też nie jeteśmy – Odparł Tommy, momentalnie żałując wypowiedzianych słów –

Przepraszam – Dodał natychmiast – Dzięki za bilet. Naprawdę długo go szukałem.

Adam uśmiechnął się lekko

– Nie ma sprawy. Mogę zostać na noc?

Tommy przechylił głowę

– Jasne. Nie ma sprawy. Właściwie dla mnie to sama przyjemność. I...

Czarnowłosy roześmiał się

– Zmieszałeś się?

– Nie! To znaczy...

– Nietrudno wpędzić Cię w zakłopotanie – Puścił do niego perskie oko, po czym odwrócił się w

kierunku kuchni – Możemy przygotować kolację?

Ratliff poczuł nieznane mu wcześniej uczucie zawstydzenia.

Jeśli zobaczy ten pierdolnik w kuchni to będę na straconej pozycji.

– Ja o to zadbam – Rzekł z czarującym uśmiechem, po czym zaczął się wycofywać w kierunku

ciemnego pomieszczenia – Na biurku stoi mój laptop. Na pulpicie jest jakiś folder z filmami. Możesz

tam zajrzeć i wybrać coś na wieczór – Dodał, znikając w cieniu kuchni.

Page 438: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

438

Adam usiadł przy hebanowym stoliku, po czym zaczął przeglądać zawartość desktopu. Przeskakiwał

między folderami, przeglądał przypadkowe dokumenty. Zdjęcia, obrazki, koncerty... Niczego się nie

spodziewając włączył jeden z wielu niepodpisanych plików.

Jak bardzo niegrzecznym chłopcem jesteś?

Haha... Tak bardzo jak lubisz...

Otworzył szerzej oczy, gdy usłyszał swój głos. Na ekranie ujrzał Tommy'ego. Wyglądał na nieco

pijanego. Szedł na kolanach w stronę nagrywającego. Adam poczuł ucisk w gardle, gdy ujrzał nagie ciało

blondwłosego chłopaka. Wyglądał perfekcyjnie.

Jakie mamy plany na dziś, kotku?

Chłopak wspiął się na kolana czarnowłosego.

Kotek będzie całował cię tam, gdzie najbardziej lubisz czuć jego język. Zgadniesz gdzie to jest? Powiódł

ręką na krocze Adama. To nie mógł być sen.

Przewinął nagranie.

Na dwa metry przed jego oczami rozpoczęła się najbardziej namiętna gra. Pasja doprawiona szczyptą

brutalności i perwersji. Miłość eksplorująca fizyczność dwóch spragnionych siebie ciał. Odruch nakazał

mu wyłączyć amatorskie nagranie, jednak nie potrafił oderwać wzroku od nagiego, pociągającego ciała,

dużych, zaciekawionych oczu, rozkoszy malującej się na pięknym obliczu. Cała gama przeróżnych

słodkich dźwięków zapisywała się w głowie czarnowłosego.

– Błagam, zacznij, bo oszaleję!

Tommy, skuty skórzanymi kajdankami prężył się na materacu wąskiego łóżka. Poddawał się

pieszczotom Adama. Drażniącym, pełnym nienasycenia. Każdy mięsień jego ciała drżał, skóra błyszczała

od kropli potu. Włosy oblepiły wilgotny policzek, a rozpalone, czerwone wargi wciąż prosiły o więcej.

To nie było uprawianie miłości. To był pełen żądzy i namiętności seks dwojga osób, które bezgranicznie

sobie ufają. Spleceni w miłosnym uścisku dzielili się wzajemnie oddechami i westchnieniami

pomieszanymi z prośbami o więcej.

– O Boże... o mój... – Szepnął do siebie Adam. Po chwili drzwi uchyliły się, a do salonu wszedł

Tommy. Usłyszał swój ton głosu oraz głośne westchnienia.

– Nie! – Zawołał, podbiegając do łóżka. Odruchowo zamknął laptopa, przełączając go w stan

uśpienia – Nie powinieneś!

Adam zamrugał i w zamyśleniu przechylił głowę

Page 439: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

439

– Te dwie minuty były lepsze niż wszystkie premiery, jakie masz na dysku. Jestem tego pewien.

Tommy poczuł jak rumieniec oblewa jego policzki. Zwłaszcza w momencie, gdy Adam zbadał wzrokiem

jego ciało od stóp do głów. Choć brunet nie wypowiedział ani słowa, Tommy mógł zgadnąć, wokół

czego krążą jego myśli. Znał go zbyt dobrze, by przeoczyć ten fakt.

– Mam kolację... – Rzekł, stawiając na stoliku talerz kanapek. Sam usiadł tuż obok Lamberta,

biorąc głęboki oddech.

– Tommy – Zagadnął brunet, łapiąc swoją torbę leżącą na sąsiedniej poduszce – Chciałbym z

Tobą porozmawiać.

– O czym?

– O wszystkim.

***

– Następny temat?

– Twoje porażki.

Tommy przewrócił oczami

– Niemało ich było. O Pauli już ci mówiłem, prawda?

Adam znacząco pokiwał głową.

– A o wypadku?

– O tym słyszałem od Brooke – Czarnowłosy odstawił pustą szklankę wody.

– Wracając do tematu tej dziewczyny... tej Pauli – Przetarł dłońmi zmęczone oczy i wziął oddech

– Okazało się, że urodziła dziecko. Wiele wskazuje, że to ja jestem ojcem.

Adam pokiwał głową

– Czemu jeszcze nie wyjaśniłeś tej sprawy?

– Bo, wiesz... – Westchnął – Ty miałeś karierę, a ja nie nadawałem się do wychowywania

dziecka. Stchórzyłem. Za to ty... zawsze byłeś troskliwy i opiekuńczy. Zawsze stawiałeś na swoim, a

mimo to potrafiłeś powstrzymać agresję.

Lambert zacisnął wargi i pokręcił głową

– Znasz mnie lepiej, niż...

Page 440: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

440

– Niż ty znasz samego siebie – Dodał Tommy. Gdy ujrzał zaskoczenie w niebieskich oczach,

uśmiechnął się i spuścił wzrok – Musisz podjąć decyzję czy chcesz wrócić do poprzedniego życia. Czeka

na ciebie wytwórnia, czekają fani. Muzyka zawsze była twoją pasją. Nie rezygnuj z niej.

– Chyba zbyt mało czasu poświęcałem samemu sobie – Powiedział Lambert, spoglądając w

brązowe tęczówki – Gdybym mógł wynagrodzić ci ten egoizm...

– Daj spokój – Tommy machnął ręką – Byłeś najwspanialszym facetem, o jakim kiedykolwiek

mogłem marzyć.

– A teraz? – Adam powiódł dłonią po ramieniu blondyna, wyzwalając przyjemny dreszcz – O

czym marzysz?

Ratliff spojrzał w niebieskie tęczówki, nie mogąc wypowiedzieć ani jednego słowa.

– Pozwól, że odpowiem za ciebie – Wyszeptał Adam, zbliżając się do chłopaka. Zawiesił dłoń

na jego karku, łagodnie całując miękkie usta.

Tommy wstrzymał powietrze w płucach, jego powieki mimowolnie opadły. Istna euforia zawładnęła

szczupłym ciałem. Drżał, nie mogąc pohamować narastających w nim emocji. Tuż po chwili ich wargi

rozdzieliły się, a spojrzenia spotkały.

– Wszystkiego najlepszego, Tommy... – Wyszeptał czarnowłosy, wtulając w siebie szczupłe

ciało.

***

Kiedy pożegnali się i podążyli w kierunku własnych łóżek, w mieszkaniu zapanowała istna cisza. Zasnęli

błyskawicznie, mimo że nad miastem już od kilku kwadransów zaczynała wznosić się czerwona tarcza.

Kobiety w eleganckich sukniach i mężczyźni w garniturach. A przed nim ten jeden, szczególny człowiek

z nieśmiertelnym uśmiechem na zdrowym, radosnym obliczu, trzymający w dłoni jubilerskie dzieło.

– ... Póki śmierć nas nie rozłączy.

Powieki uniosły się, wypatrując słońca na pomarańczowym niebie. Blondwłosy chłopak cicho

westchnął, mocniej wtulając się w poduszkę. Zacisnął powieki, by zatrzymać wspaniały obraz przed

oczami swojej wyobraźni choćby jeszcze na kilka chwil.

Page 441: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

441

EPILOG

TRZY LATA PÓŹNIEJ

– Hej, mała! Uciekaj stąd, bo się poparzysz! – Zawołał Adam, łapiąc małą Tiffany w ramiona.

Dziewczynka roześmiała się radośnie.

– Tata mówił, że Isaac i dziadkowie są w drodze – Powiedziała, uroczo sepleniąc.

– Pobaw się z Neilem, muszę szybko przygotować obiad, bo wujek przyjdzie głodny i zły, a

potem zabierze cię na swoją wieś do stajni z krowami – Postraszył dziewczynkę Adam, głaszcząc jej

jasne włosy.

– Krowy mieszkają w oborze.

– Zmykaj, kruszyno!

Dziewczynka pobiegła do salonu dużego domu, wybudowanego przez Adama w okolicach Los Angeles.

Do pomieszczenia wszedł średniego wzrostu, krótko przystrzyżony brunet.

– Wyglądasz na zdenerwowanego... – Powiedział, obejmując Lamberta w pasie. Ucałował jego

kark – Cudownie pachniesz...

– Calvin Klein. Od ciebie – Odwrócił się przodem do chłopaka, wodząc dłonią po jego policzku.

Skarbie... Chcę dziś przedstawić cię, jako mojego narzeczonego.

Tommy rozchylił ze zdumienia wargi i cofnął się na krok

– S–Słucham...?

Adam wyjął z kieszeni marynarki małe pudełeczko, po czym otworzył je. Starszy z dwojga rozpoznał ten

pierścionek. Zakupiony w Szwajcarii, niepowtarzalny wytwór sztukmistrza. Przyłożył dłonie do ust.

– Czy mój piaskowy gołąb jest gotów opuścić gniazdo i odważyć się na wspólny lot? – Spytał

brunet, przyklękając na jedno kolano – Wyjdziesz za mnie?

Tommy przycisnął dłonie do ust, nie mogąc powstrzymać łez wzruszenia napływających do jego

brązowych oczu. Walka o tę miłość okazała się najlepszą decyzją w jego pełnym błędów życiu.

Page 442: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

442

Page 443: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

443

DODATEK I – KOMENTARZE

To była niesamowita podróż przez najróżniejsze strefy życia, skrajnie zróżnicowane emocje i uczucia.

Nigdy nie zapomnę tego opowiadania, ta historia jest wyjątkowa dzięki swojej szczerości,

prawdziwości i dzięki temu, że nie okrywa jej żadna bariera fałszywej sielanki czy nadmiernego

dramatu. Pokazuje prawdę, czasem piękną, czasem tragiczną, ale zawsze prawdę. Wszystko to, z

czym każdy z nas mógłby się zetknąć na swojej drodze. Do tego idealna oprawa w postaci

fantastycznego stylu pisania i barwnych opisów. Zakończenie uważam za idealne. Nie fałszywie

optymistyczne, nie tragicznie dramatyczne, tylko pokazujące, że ciężką pracą można osiągnąć to, o

czym się marzy, że nie warto się poddawać i trzeba zawsze iść naprzód, bez względu na to, jakie

przeszkody postawi na naszej drodze los. Dziękuję. Za wszystko.

- Kate(FutureKare)

Blog najlepszy jaki znam. Powinien być drukowany i sprzedawany za słone pieniądze. Rozbudowana

fabuła, na którą ja bym pewnie nie wpadła. Chce podziękować Ci za Piaskowego. Za to, że stworzyłaś

nam ten świat i pozwoliłaś w nim przebywać przez 76 CUDOWNYCH odcinków, które wzbudzały

prawdziwe emocje! Trudno mi się z nim żegnać, ale tak chyba bywa zawsze, gdy żegnamy się z czymś

bliskim naszemu sercu.

- pati199534

Kocham Cię za to opowiadanie, które jest najlepszą rzeczą, jaką w życiu czytałam.

- Lina

To opowiadanie tak bardzo zapadło mi w pamięć, że jeszcze nie raz będę do niego wracać. Masz

wyobraźnię, której wielu pisarzy mogłoby ci pozazdrościć. Na ostatnim rozdziale przyznam szczerze

popłakałam się, że to już koniec i muszę wyjść z tego wykreowanego przez ciebie świata. Co więcej

mogę powiedzieć, genialność i doskonałość sama w sobie. Przebiłaś wszystkie Adommy jakie dane mi

było czytać.

- Porcelanowa

Piaskowego nie da się nie kochać.

- GlitterAngel

Page 444: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

444

To jest najlepsze opowiadanie Adommy, jakie kiedykolwiek czytałam. Poruszałaś w nim prawdziwe

problemy, smutki, radości. Również u czytelników wywoływałaś różne emocje: od głupkowatego

śmiechu po łzy wzruszenia. Za to wielkie brawa! Jesteś niesamowita <3 To my dziękujemy za to cudo,

jakim jest Piaskowy Gołąb. Za Twój czas, cierpliwość. Właśnie za te emocje.

- Kasia91

To MY dziękujemy za tę historię - za tyle wzruszeń, łez szczęścia, za wszystkie emocji, które

przeżywaliśmy razem z Adamem i Tommym. Piaskowy był dla mnie niekończącym się źródłem

inspiracji i za to też jestem Ci wdzięczna. Nie ma słów, którymi mogłabym Ci wystarczająco

podziękować, kochanie. Jesteś moim mistrzem, Ad.

- Rogogon

Twój blog był moją odskocznią od codziennego życia, moim uzależnieniem. Fakt, że mogłabym nigdy

nie znaleźć tego bloga jest druzgoczący, bo odkryłam go zupełnie przypadkiem.

- =^.^=

Przyznam się szczerze, że rozpłakałam się na koniec. Nie tylko z powodu, że zakończenie opowiadania

było idealne ale, że to już koniec. Marona twoje opowiadanie zapadło mi głęboko w serce.

Przedstawiłaś historię niezwykłej miłości. Pokazałaś, że związek dwojga ludzi to nie tylko idylla ale

wzloty i upadki, radość ale i cierpienie. Czuje się emocjonalnie związana z tym opowiadaniem, więc z

trudem mi przychodzi pisanie tego ostatniego komentarza. Marona bardzo ci dziękuje za zabranie

mnie do cudownego świata Adommy. To była wspaniała i bardzo pasjonująca podróż. Nie raz

śmiałam się i płakałam przezywając z bohaterami ich losy. Jesteś niezwykłą pisarką z ogromnym

talentem, mam nadzieje, że jeszcze dasz nam jego przejawy w postaci innego opowiadania.

Poświęciłaś na to opowiadanie wiele miesięcy, wykonałaś niezwykłą pracę. Jesteś wyjątkowa!!!

Dziękuje!!!

- Kitty

Pokochałam to opowiadanie od razu. Oczarowałaś mnie swoim talentem, sposobem w jaki opisujesz

każde wydarzenie. To jest piękne. Dziękuje Ci. Za to, za te 76 rozdziałów. To opowiadanie zostanie

moim ulubionym NA ZAWSZE!, bo wiem, że żadne inne go nie pobiją. Jeszcze raz dziękuję i nawet po

ostatnim rozdziale, epilogu... Będę do tego wracała i nigdy nie zapomnę, że taka cudowna osoba jak

ty, pisała to dla nas :)

- Marchewka

To najpiękniejsze uzależnienie, jakie mogłaś mi dać. Dziękuję Ci.

Page 445: MARONA - Piaskowy Gołąb

Piaskowy Gołąb Marona

445

- GlamMonster

Rzadko to mówię/piszę (prawdopodobnie z wybrednego charakteru, albo zazdrości), ale tym razem

złamię zasadę. Trudno mi się wzruszyć czytając nawet te autentyczne historie. A czytając Piaskowego

Gołębia ''łapałam'' się na tym, że traciłam poczucie fikcji i rzeczywistości. Zazdroszczę Ci weny.

- Anonimowy

Marona, jesteś niesamowita! Jak tu Cię nie uwielbiać!? Coś pięknego! PG jest jednym z najlepszych

Adommy jaki kiedykolwiek czytałam i tak szczerze to obiecuję, że przeczytam go ponownie od

początku! Kocham Cię oraz dziękuję!

- KissAndTell.Kina

Smutno mi niezmiernie, że to już koniec, przyzwyczaiłam się do zaglądania tu co piątek i kto wie, ile

razy jeszcze będę to robić, zanim naprawdę to do mnie dotrze. Powiem tak... opowiadanie jest

genialne.

- Justyna K Lambert

Napiszę pierwszy komentarz pod ostatnim odcinkiem. Twoje opowiadanie tak mnie zafascynowało że

przeczytałam całą historię w niecałe dwa dni. Myśląc o tym teraz mam mętlik w głowie i nie cierpię

Cię za to co robisz ale jednocześnie dziękuje Ci bardzo, bo było to piękne.

- Till

Najlepsze Adommy jakie kiedykolwiek czytałam. Nie wiem co teraz będę czytać, bo po tym co

stworzyłaś chyba nie znajdę nic lepszego. Ubóstwiam "Piaskowego Gołębia".

- Anonimowy

Poryczałam się z radości, bo to było piękne, jednocześnie poryczałam się ze smutku, bo to koniec.

Naprawdę nie wiem, co mogę napisać. Maroncia, wyznaję ci miłość przez internet! Jesteś genialna!

To chyba wszystko, co w tej chwili jestem w stanie powiedzieć.

-Cuckoo