Upload
wydawnictwo-sqn
View
228
Download
2
Embed Size (px)
DESCRIPTION
Stefan Szczepłek obejrzał tysiące meczów na kilku kontynentach, widział na żywo mundiale i mistrzostwa Europy. Przeprowadził setki rozmów z piłkarzami, trenerami, działaczami, sędziami. Wybrał to, co jego zdaniem jest w piłce najciekawsze i co miewa związek z polityką, kulturą oraz nauką. Tą książką prowadzi nas od stadionu do stadionu, od radości do dramatu. I – jak to przewodnik – pokazuje pamiątki i trofea.
Citation preview
Mojahistoria futbolu
Stefan Szczepłek
Świat tom1
opracowanie graficzne Bogdan Kuc
Spis treści
Wstęp ............................................................................................................................... 8
Rozdział I. Jak to się zaczęło, czyli wykopaliska ..............................................................................12
Rozdział II. Powstanie FIFA ...............................................................................................................28
Magia Wembley ..............................................................................................................35
Rozdział III. Pierwszy mundial ...........................................................................................................40
Rozdział IV. Dominacja Włochów ......................................................................................................53
Rozdział V. Świat się zmienia ............................................................................................................66
Rozdział VI. Złota jedenastka – Aranycsapat ......................................................................................80
Rozdział VII. Pierwsi galácticos ...........................................................................................................97
Tragedia w Monachium. Kwiaty Manchesteru ..............................................................106
Rozdział VIII. Sierp, młot, piłka i kwiaty .............................................................................................109
Rozdział IX. Pierwsze gwiazdki Brazylii ...........................................................................................117
Rozdział X. Pucharowa gorączka ....................................................................................................128
Rozdział XI. Raz na sto lat ................................................................................................................139
Celtic Glasgow. Chłopcy z podwórka ............................................................................152
Belfast Boy i jego Manchester ......................................................................................157
Rozdział XII. Pelé Superstar, czyli festiwal samby ............................................................................161
Rozdział XIII. Futbol totalny i niemiecki pragmatyzm ........................................................................173
Rozdział XIV. Karny Panenki i mundial generałów .............................................................................192
Rozdział XV. Nie ma sprawiedliwości ................................................................................................204
Rozdział XVI. Platini i Maradona – dwie drogi geniuszy .....................................................................216
Rozdział XVII. Sezon na tulipany .........................................................................................................235
Rozdział XVIII. Duński romantyzm, francuski horror, amerykański mit ................................................248
Rozdział XIX. Tajemnica mundialu .....................................................................................................264
Rozdział XX. Przełom wieków ...........................................................................................................281
Rozdział XXI. Piłka bez granic ............................................................................................................293
Rozdział XXII. Spełniona Hiszpania .....................................................................................................306
Rozdział XXIII. Brazylijski koszmar .......................................................................................................326
Rozdział XXIV. Znicze Hillsborough ......................................................................................................342
Nigdy nie będziesz sam ................................................................................................347
Bibliografia ...................................................................................................................354
Indeks nazwisk ..............................................................................................................358
96
ROZDZIAŁ VII 1956–1962
97
Europejskie puchary
Pierwsi galácticos
Futbol zmienił się, od kiedy Francuz Gabriel Hanot wymyślił europejskie rozgrywki klubowe.
Ściślej mówiąc nie tylko Hanot, bo takie propozycje przedstawiał też „Przegląd Sportowy”
i Holendrzy, ale zwyczajowo cały splendor spływa na niego.
Hanot (1889–1968) był dziennikarzem francuskich pism sportowych „L’Auto”, „Miroir des Sports”
i „L’Équipe”. Grał wyczynowo w piłkę, a nawet 12 razy wystąpił w reprezentacji Francji. Karierę prze-
rwała mu I wojna światowa i wypadek lotniczy, z którego cudem uszedł z życiem. Kiedy już nie mógł
grać, wziął się za dziennikarstwo, ale był też jednym z trenerów francuskiej reprezentacji.
Zaproponował nie tylko rozgrywki pomiędzy mistrzami poszczególnych krajów według zasady
– mecz i rewanż. Wymyślił też klasyfikację europejskich piłkarzy, dokonywaną na podstawie głosów
korespondentów tygodnika „France Football”, pracujących w całej Europie. W ten sposób narodziła
się Złota Piłka – najbardziej prestiżowa nagroda indywidualna w sporcie zespołowym.
Realizacja tych pomysłów była możliwa dzięki temu, że podczas mistrzostw świata w Szwajca-
rii (1954), po wielomiesięcznych rozmowach i wymianie korespondencji, doszło w Bazylei do po-
wstania Europejskiej Unii Piłkarskiej – UEFA. Miała trzech ojców chrzestnych: Ottorino Barassiego,
prezesa federacji włoskiej (to on ukrywał podczas wojny Złotą Nike) oraz dwóch sekretarzy general-
nych związków krajowych: belgijskiego – José Crahaya oraz francuskiego – Henri Delaunaya. To oni
zarazili pomysłem inne kraje, wśród których znalazła się także Polska. Jedną z osób, które miały spo-
ry udział w pracach organizacyjnych, był Leszek Rylski, jedyny Polak w Komitecie Wykonawczym
UEFA. W chwili powstania UEFA liczyła 30 państw członkowskich. W roku 2014 było ich 54, wśród
nich nie tylko państwa, ale i terytoria będące ich częściami (Wyspy Owcze, Gibraltar, zwyczajowo
federacje brytyjskie).
Dlaczego UEFA powstała dopiero pół wieku po FIFA? Trochę z powodów praktycznych, a trochę
z ambicjonalnych. FIFA została założona przez Europejczyków, miała siedzibę najpierw w Paryżu,
a od roku 1932 w Zurychu. W dawnym świecie większość jej członków stanowiły kraje europejskie,
więc organizacja zajmowała się przede wszystkim Europą. Ale i Jules Rimet trochę zazdrośnie stał
na straży pozycji FIFA, uważając, że federacja europejska mogłaby ją osłabić. UEFA narodziła się
dziewięć lat po wojnie, której efektem była nowa mapa polityczna Europy i kiedy Rimet już tak wiele
nie znaczył (zmarł w październiku 1956 roku).
< Okładka okolicznościowego wydawnictwa UEFA z okazji 50. rocznicy pierwszego finału rozgrywek o Puchar Mistrzów. Na zdjęciu z roku 1956 stoją kapitanowie: Stade Reims Robert Jonquet (z lewej) i Realu Madryt Miguel Muñoz. Między nimi sędzia z Anglii Arthur Ellis.
98
ROZDZIAŁ VII 1956–1962
UEFA powstała w czerwcu 1954 roku.
We wrześniu roku następnego rozegra-
no pierwszy mecz o europejskie puchary.
Wtedy jeszcze tylko jeden – mistrzów krajo-
wych. Na Estádio Nacional w Lizbonie miej-
scowy Sporting zremisował z Partizanem
Belgrad 3:3. Pierwszą, historyczną bramkę
strzelił w 14. minucie João Martins dla Sportin-
gu. Przez pięć pierwszych lat Puchar Europy
wygrywał Real Madryt. Bobby Charlton, który
w barwach Manchesteru United brał udział
w półfinałowym meczu z Realem w roku 1957,
powiedział: „Kiedy patrzyłem na Di Stéfano
i pozostałych piłkarzy Realu, pomyślałem
sobie – oni nie mają ludzkich cech. Zwykli
ludzie nie umieliby tak grać w piłkę”.
Alfredo Di Stéfano, Ferenc Puskás, Ray-
mond Kopa, Francisco Gento to byli galácti-
cos lat pięćdziesiątych. Ich trenerów, którzy
wywalczyli Puchar Mistrzów – José Villalon-
gę, Argentyńczyka Luisa Carniglię czy Miguela Muñoza – pamięta się mniej, mimo że przez pięć
sezonów (1955–1960), także dzięki nim puchar dla najlepszej europejskiej drużyny nie opuszczał
Madrytu. To genialni piłkarze zapracowali na legendę Realu. Ich przeciwnicy nigdy nie wiedzieli,
co ich czeka. Byli przygotowani na porażkę, nie wiedzieli tylko, jak do niej dojdzie.
Rogelio Domínguez (Argentyna) – Marcos Alonso „Marquitos”, José Emilio Santamaría
(Urugwaj), Enrique Pérez „Pachín”, José María Zárraga (kapitan, kraj Basków), José María Vidal,
Darcy Silveira dos Santos „Canário” (Brazylia), Luis del Sol, Alfredo Di Stéfano (Argentyna), Ferenc
Puskás (Węgry), Francisco Gento – w takim składzie Real rozegrał mecz finałowy z Eintrachtem
Frankfurt (1960) i mimo że telewizja jeszcze nie była wszech-
obecna, te nazwiska znała cała Europa.
Real składał się z wielkich indywidualności,
ale grał zespołowo, zawodnicy często zmie-
niali pozycje, robili zamieszanie w jednej
części boiska, po czym natychmiast
przerzucali piłkę na drugą. Strze-
lali gole czasami po dwóch–trzech
podaniach. „Jesteśmy piłkarzami
– mówił Di Stéfano – więc powinni-
śmy być przygotowani do gry na każ-
dej z jedenastu pozycji na boisku”.
Kiedy powstawały federacje kontynentalne1916 – Ameryka Południowa (Confederación
Sudamericana de Fútbol, CONMEBOL)
1954 – Azja (Asian Football Confederation, AFC)
1954 – Europa (Union des Associations Europeennes de Football, UEFA)
1957 – Afryka (Confederación Africaine de Football, CAF)
1961 – Ameryka Północna, Centralna i Karaiby (Confederation of North, Central American and Caribbean Association Fottball, CONCACAF)
1966 – Oceania (Oceania Football Confederation, OFC)
Przewodniczący UEFAEbbe Schwartz (Dania),1954–1962
Gustav Wiederkehr (Szwajcaria), 1962–1972
Artemio Franchi (Włochy), 1973–1983
Jacques Georges (Francja), 1983–1990
Lennart Johansson (Szwecja), 1990–2007
Michel Platini (Francja), od 26 stycznia 2007
< Koszulka reprezentacji UEFA z meczu pożegnalnego Stanleya Matthewsa w roku 1966. Należała do najlepszego piłkarza Europy Joséfa Masopusta. Jest rozpinana od góry do dołu, jak w pionierskich czasach futbolu.
99
Europejskie puchary
Spadochroniarz z Wembley
Bert Trautmann był jednym z ostatnich ludzi futbolu, których życie wplotło się w wielką historię.
Walczył przeciw Anglii, a później dla niej. Na front wysłał go Adolf Hitler, a 60 lat później królowa Elżbieta udekorowała go Orderem Imperium Brytyjskiego. Anglicy najpierw na niego pluli, a potem nosili go na rękach. Bernhard – Bert Trautmann miał życie jak film fabularny.
Urodził się 22 października 1923 roku w Bremie i chcąc nie chcąc, przez całe dzieciństwo odczuwał problemy, z jakimi borykali się jego rodzice. Niemcy z trudem odradzały się po przegranej wojnie, chleb kosztował miliony marek. Rodzice musieli sprzedać dom w dzielnicy Walle i przenieśli się w gorsze warunki, do dzielnicy robotniczej. Rodzący się nazizm zyskiwał coraz więcej zwolenników. Młody Trautmann wyżywał się na boisku, ale wstąpił też do Jungvolk, organizacji zrzeszającej chłopców w wieku 10–14 lat, którzy później wstępowali w szeregi Hitlerjugend. Nie było tam miejsca dla Słowian ani Żydów. Mieli hasło „Krew i honor”, wzrastali w poczuciu wyższości rasy niemieckiej. A potem, jak innych Niemców, wchłonęła go wojna.
We wrześniu 1939 roku miał niecałe 16 lat i bardzo ubolewał, że nie może walczyć za Führera na froncie. Ale to się zmieniło dwa lata później. Najpierw pracował w obsłudze naziemnej Luftwaffe w Schwerinie, nie miał jednak talentu do obsługiwania radiostacji. Był wysoki, wysportowany, pięknie zbudowany. Mógłby znaleźć się na plakatach propagandowych jako typowy przedstawiciel rasy nordyckiej. Te cechy sprawiły, że w marcu 1941 roku przydzielono go do grupy spadochroniarzy, stacjonującej w Berlinie. Po dwóch miesiącach przeniesiono go do Zamościa, jednego z wielu miejsc, w których Niemcy przygotowywali się do agresji na Związek Radziecki. Dla niego wojna zaczęła się wraz z operacją Barbarossa, 22 czerwca 1941 roku. Spadochroniarze mieli za zadanie likwidowanie tych oddziałów wojskowych, a później partyzanckich, którym udało się zbiec przed SS i Wehrmachtem.
Następną bazą oddziału Trautmanna był Berdyczów na Ukrainie. Stąd z grupą mechaników samochodowych udał się w trwającą kilkanaście dni podróż do Warszawy po części do zniszczonych pojazdów wojskowych. Potem przeniesiono go do Dniepropietrowska, gdzie odczuł grozę rosyjskiej zimy. Sytuacja na froncie zmieniła się radykalnie po przegranej przez Niemców bitwie o Stalingrad. Trautmann już nie skakał ze spadochronem, żeby na tyłach wroga opanować mosty, bo zaczął się odwrót na zachód.
Był dzieckiem szczęścia. Kilkakrotnie zatrzymywany przez wrogów, zawsze im uciekał. Pierwszy raz na Zaporożu, gdzie schwytali go Rosjanie. Po raz drugi – we Francji, gdzie – już w stopniu sierżanta – został zrzucony w roku 1944. Wymknął się francuskim partyzantom. Pod Arnhem brał udział w polowaniu na spadochroniarzy brytyjskich,
polskich i kanadyjskich. Mówił we wspomnieniach (pisze o tym Alan Rowlands w wydanej w Anglii książce „Trautmann: The Biography”), że dopiero wtedy, stając twarzą w twarz ze swoimi pojmanymi rówieśnikami, zaczął rozumieć bezsens wojny.
W Krefeld został instruktorem zmobilizowanych oddziałów ostatniej szansy. Powołano do nich mężczyzn w wieku 16–60 lat, nie mających nic wspólnego z woj-skiem. Uczył ich metod sabotażu, dywersji i podkładania min. Jego przyjacielem z tych czasów był Heinz Schnabel, bratanek słynnego austriackiego pianisty Artura Schnabla.
Jako jeden z niewielu żołnierzy przeżył bombardowanie niemieckiego miasteczka Kleve. Kiedy jego jednostka przestała istnieć, postanowił wrócić do domu w Bremie. Stracił dokumenty i teraz musiał strzec się Waffen SS, rozstrzeliwujących żołnierzy podejrzewanych o dezercję. Złapali go Amerykanie, ale nie stanowił dla nich żadnej wartości. Puścili go, a on z podniesionymi rękami uciekał, nie mając pewności, czy nie zechcą strzelić mu w plecy. Biegł w nocy, w deszczu, przez las, byle dalej. Aż wpadł do obozu Anglików. Podobno pierwszy z nich, telefonista, wcale nie zdziwiony, przywitał go słowami: „Cześć Fryc. Chcesz filiżankę herbaty?” Wtedy, pierwszy raz od wielu tygodni, zaczął normalnie jeść i pić.
Bernhard Trautmann (1923–2013)
100
ROZDZIAŁ VII 1956–1962
To wszystko działo się w pobliżu granicy niemiecko- -holenderskiej. W marcu 1945 roku w grupie około trzech tysięcy innych Niemców trafił do obozu koło Ostendy, a potem wszystkich przewieziono do Anglii. Stał się PoW – Prisoner of War. Miał 22 lata i wtedy zaczęło się jego nowe życie.
Dopiero na Wyspach zaczął na poważnie grać w piłkę. Najpierw w drużynie PoW, wkrótce w małym klubie St. Helens Town (niedaleko Liverpoolu), znanym bardziej z dokonań rugbistów, niż piłkarzy. Przestał być postrzegany jako jeniec, wzrastała jego popularność, ożenił się z córką sekretarza klubu. Z Bernharda stał się Bertem. Mógł wrócić do domu, ale wolał pozostać z nową rodziną w Anglii.
Dopóki grał w St. Helen, wszystko było w porządku. Jednak w roku 1949 po 16 latach gry w Manchesterze City karierę zakończył legendarny bramkarz Frank Swift (dziewięć lat później poniesie śmierć w katastrofie lotniczej Manchesteru United, któremu towarzyszył w podróży jako dziennikarz) i klub podpisał kontrakt z Trautmannem.
Tego było już za wiele. Dla Anglików to był „Traut the Kraut” (Trautmann Szkop). Zorganizowali demonstrację w mieście i zagrozili oddaniem karnetów. Dla mieszkają-cych w Manchesterze Żydów Trautmann był pospolitym nazistą. Rabin Manchesteru w imieniu społeczności żydowskiej wystosował do władz miasta list protestacyjny. Los angielskiego klubu nie nie powinien leżeć w niepewnych niemieckich rękach. Przybysz nie mógł liczyć na wsparcie prasy.
Także nowi koledzy patrzyli na Trautmanna nienawistnie lub przynajmniej z niechęcią. Doszło jednak do sytuacji niecodziennej, od której, być może, można mówić o próbie nawiązywania dobrych stosunków między Anglią a Niemcami, przynajmniej na poziomie boiska. Kapitan Manchesteru City, weteran walk w Normandii, znany gracz Eric Westwood powiedział publicznie: „Nie ma wojny w naszej szatni”.
Trautmann stał w bramce Manchesteru City przez 15 lat, aż do roku 1964. Rozegrał w tym czasie 508 meczów ligowych, a razem z pucharowymi i towarzyskimi – 639.
Był pierwszym Niemcem występującym w lidze angiel-skiej i jednym z pierwszych obcokrajowców w ogóle. Jeśli już kluby angielskie dopuszczały obcych do gry, to byli to obywatele Imperium Brytyjskiego, a więc formalnie swoi. Zdobywanie zaufania, a potem i sympatii, trwało tygodniami, miesiącami, latami. Apogeum popularności Trautmann przeżył w roku 1956. W drugim z rzędu finale rozgrywek o Puchar Anglii, na Wembley, w obecności stu tysięcy widzów, City walczyło z Birmingham. Partnerem Trautmanna był m.in. późniejszy trener reprezentacji Anglii Don Revie. Na 17 minut przed końcem, kiedy City prowadziło 3:1, Trautmann rzucił się pod nogi szarżują-cego Petera Murphy’ego. Złapał piłkę, ale rozpędzony napastnik uderzył go kolanami w kark.
Bramkarz leżał nieruchomo, sędzia przerwał mecz, wszyscy na boisku i trybunach mieli świadomość, że stało się coś strasznego. Mimo potwornego bólu Trautmann stał w bramce do końca, a potem, poklepywany po bolących plecach przez kibiców, wspiął się do loży królewskiej, gdzie Elżbieta II wręczała zwycięzcom medale.
„Jak się czujesz – spytała bramkarza. „W porządku, Wasza Wysokość. Jeszcze żyję” – odpowiedział, siląc się na żart. Prześwietlenie wykazało, że miał naruszonych lub pękniętych siedem kręgów szyjnych. Od paraliżu, a nawet śmierci dzieliło go niewiele. Pół roku spędził w szpitalu, unieruchomiony w gorsecie.
Kilka miesięcy po tym wypadku doszło do jeszcze straszniejszego. Na drodze koło domu zginął pięcioletni syn Trautmanna, potrącony na oczach matki przez samochód, kiedy przebiegał przez jezdnię. Do wyrazów otuchy dla bramkarza doszły kondolencje, składane przez kluby i kibiców z całej Wielkiej Brytanii. Ale to był też początek końca jego małżeństwa.
Był wtedy nie tylko Piłkarzem Roku w Anglii, wybranym przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Piłkarskich (jako pierwszy gracz zza kanału La Manche), ale i najpopularniejszym zawodnikiem. Kiedy w roku 1964 w wieku 41 lat kończył karierę, pożegnalny mecz na Maine Road oglądało 48 tys. kibiców. Ku czci Trautmanna w jedną drużynę połączyli się zawodnicy Manchesteru City i United (z Bobbym Charltonem i Denisem Lawem), którzy zmierzyli się z reprezentacją Anglii.
Nie mógł grać w tej reprezentacji, ponieważ miał obywatelstwo niemieckie. W drużynie Niemiec także nie, bo ówczesny trener Sepp Herberger powoływał do kadry wyłącznie zawodników występujących w klubach niemieckich. Dlatego Trautmannowi przeszedł koło nosa tytuł mistrza świata w roku 1954. A mimo to twórca Adidasa Adi Dassler podpisał z nim kontrakt, na mocy którego Trautmann był pierwszym Niemcem w lidze angielskiej grającym z trzema paskami na butach. I to jeszcze w latach pięćdziesiątych.
Kiedy w roku 1966 reprezentacja Niemiec przyjechała do Anglii na mistrzostwa świata, Trautmann pomagał w treningach i pełnił funkcję oficera łącznikowego. To był też początek jego pracy trenerskiej. Prowadził Stockport, Preussen Münster, związał się z federacją niemiecką. Z jej poręczenia wyjeżdżał do pracy w Birmie, Tanzanii, Liberii, Pakistanie i Jemenie. Pod koniec lat osiemdziesiątych osiadł na stałe w La Llosa koło Walencji i tam 19 lipca 2013 roku zmarł. W roku 2004 wraz z niemieckim dziennikarzem sportowym Matthiasem Paskowskym założył fundację na rzecz rozwoju stosunków angielsko-niemieckich. W tym samym roku został odznaczony przez królową Elżbietę Orderem Imperium Brytyjskiego.
101
Europejskie puchary
To banalne dziś twierdzenie wtedy nie
było całkiem prawdziwe, bo Di Stéfano,
a zwłaszcza Ferenc Puskás nie za-
przątali sobie głowy obroną swojej
bramki. Chodziło bardziej o to,
że Real łamał schematy tak-
tyczne. W tamtych czasach
zawodnicy mieli określone
miejsca i się ich zazwyczaj trzy-
mali. Ale piłkarze Realu krążyli po
całym boisku, więc kiedy przeciwnik spo-
tykał środkowego napastnika na lewej pomocy,
to nie bardzo wiedział, co ma zrobić. A kiedy cof-
nięty i teoretycznie mniej groźny z dala od bramki
Di Stéfano kopał piłkę na odległość 30-40 me-
trów, wprost pod nogi Puskása czy Gento, było
zbyt późno, żeby zapobiec nieszczęściu. Po czym
sam Di Stéfano nagle wbiegał w pole karne i zno-
wu obrońcy ogłaszali alarm. Na ogół też za późno.
W finale rozgrywek o Puchar Mistrzów
w roku 1960 Real wygrał z Eintrachtem Frank-
furt 7:3. Puskás strzelił cztery gole, a Di Stéfano
trzy. Mecz na Hampden Park oglądało ponad 127
tysięcy ludzi (to do dziś rekord tych rozgrywek).
Widowisko było takie, że wielu kibiców domagało się dogrywki, bo żal im było opuszczać stadion.
Napastnik Tottenhamu i Chelsea Jimmy Greaves wspominał: „Kiedy oglądałem finał
Real – Eintracht, czułem się przed telewizorem, jakbym przez półtorej godziny odkrywał jednocze-
śnie Szekspira, Picassa i Beatlesów.”
Ten finał otworzył Anglikom oczy na piłkę, w którą na Wyspach grało się inaczej. Stał się inspi-
racją dla angielskich trenerów, utworzono ośrodek szkoleniowy federacji w Lilleshall, a wszystko
to pośrednio przyczyniło się do zdobycia przez Anglię tytułu mistrza świata w roku 1966.
Real pobił wszelkie rekordy. Zdobył Puchar pięć razy z rzędu, a w sumie dziesięć razy – więcej
niż jakikolwiek inny klub. Francisco Gento wywalczył to trofeum sześciokrotnie – to rekord. Alfredo
Di Stéfano strzelał bramki w pięciu kolejnych finałach. Ferenc Puskás jest jedynym graczem, który
zdobył w finale cztery gole i dwa razy popisał się hat-trickiem. A do tego drużyna nie poniosła poraż-
ki na swoim boisku przez osiem sezonów (1957–1965).
O trenerach Realu dlatego mówi się mniej, bo trenerem na boisku był Di Stéfano. To on składał
drużynę z poszczególnych zawodników. On prosił prezesa Santiago Bernabeu, żeby sprowadził
z Urugwaju Argentyńczyka Héctora Riala. On się dogadał z Puskásem i przyczynił do tego, że Didi
nie znalazł miejsca w drużynie.
≥ Francisco „Paco” Gento pozostaje od roku 1966 rekordzistą pod względem liczby zdobytych Pucharów Mistrzów. Dokonał tego sześciokrotnie. Powyżej autograf Gento na koszulce Realu, którą w połowie lat siedemdziesiątych działacze tego klubu zostawili na pamiątkę Kazimierzowi Deynie. Nie udało im się podpisać z nim kontraktu. Deyna chciał, władze nie wydały zgody na transfer.
102
ROZDZIAŁ VII 1956–1962
Didi był mózgiem reprezentacji Brazylii, która
bez niego nie zdobyłaby Złotej Nike. Został ku-
piony przez Real w roku 1958, ale po kilkuna-
stu miesiącach wrócił do Botafogo. Faktem jest,
że brazylijscy mistrzowie nie opuszczali wtedy
ojczyzny. Zdecydowana większość broniła barw
rodzimych klubów i u siebie w domu czuła się
najlepiej. Najbardziej znanym wyjątkiem był
José João Altafini (znany także pod pseudoni-
mem Mazzola), który zrobił wielką karierę we
Włoszech. Wydawało się, że Real z Didim będzie
jeszcze mocniejszy, tak się jednak nie stało. Jed-
na z plotek, mających jakoby świadczyć o przy-
czynach jego niepowodzenia, mówi, że kiedy do
szatni wszedł prezes Santiago Bernabéu, wszy-
scy piłkarze natychmiast poderwali się z miejsc
i tylko Didi nie przestał sznurować butów.
Według innej pogłoski, na początku pobytu
Didiego w Realu Di Stéfano zwrócił mu uwa-
gę, żeby nie wycierał się przepoconą koszulką
z herbem w koronie, a on demonstracyjnie to
zrobił, podważając autorytet przywódcy. Didi
miał na boisku te same zadania, co Di Stéfano.
Brazylijczyk w swoich drużynach był rozgrywa-
jącym, a jego strzały z rzutów wolnych stały się
zmorą bramkarzy. Dla Di Stéfano to była konku-
rencja, a to, że Didi, bądź co bądź mistrz świata,
nie chciał się podporządkować, działało na jego
niekorzyść. W efekcie, jeden z najlepszych piłka-
rzy świata spędził kilkanaście miesięcy na ławce
rezerwowych, nie wystąpił w żadnym ważnym
meczu Realu i wrócił do ojczyzny. A w roku 1962
zdobył ponownie tytuł mistrza świata. Di Stéfa-
no, który był graczem porównywalnym z Pele,
nie rozegrał na mundialu ani minuty. Oto jeden
z największych paradoksów futbolu.
Di Stéfano był przywódcą na boisku i w szat-
ni (podobno nie zdarzało mu się podnosić głosu,
a i tak wszyscy wykonywali jego polecenia), ale
o tym, co dzieje się w klubie decydował Santiago
Alfredo Di Stéfano (1926–2014) Piłkarz, który mógłby rywalizować o miano najlepszego w historii futbolu, nigdy nie zagrał na mistrzostwach świata. W barwach rodzinnej Argentyny nie mógł, a kiedy w roku 1962, mając już obywatelstwo hiszpańskie, pojechał do Chile, doznał kontuzji na treningu i w żadnym meczu nie wystąpił.
Di Stéfano nazywano Saeta Rubia – „Płowa strzała”, ze względu na rzadkie u Argentyńczyków włosy blond i szybkość, z jaką mijał obrońców. Kiedy zaczęła go pokazywać telewizja, Di Stéfano był już eksblondynem, ale szybkości nie stracił.
Don Santiago Bernabéu budował wielki Real w zaciszu gabinetów i banków, a Di Stéfano tworzył go na boisku. Z nim trenerzy konsultowali skład, on jednych akceptował, a innych nie. Grał genialnie jako środkowy napastnik i pomocnik. Wyprzedził epokę. Przez kilka dziesięcioleci z 49 bramkami, był najskuteczniejszym piłkarzem europejskich rozgrywek pucharowych. Dla Realu w meczach ligowych i pucharowych strzelił 305 goli. Te rekordy pobił dopiero Raúl, urodzony wiele lat po tym, jak Di Stéfano zakończył karierę.
Kiedy w roku 2002 Real obchodził setną rocznicę istnienia, w uroczystości brało udział dwóch honorowych prezesów klubu. Jednym był król Juan Carlos, a drugim Alfredo Di Stéfano. Po przekroczeniu osiemdziesiątki co pewien czas trafiał do szpitala, lecząc rozmaite dolegliwości, jakie nie omijają nikogo w tym wieku. Ale niemal zawsze przy prezentacji nowego zawodnika Realu to on wręczał mu białą klubową koszulkę.
Mały stadion w Ciudad Real Madrid, ośrodku treningowym Realu nazywanym potocznie Valdebebas (od dzielnicy w Madrycie, w pobliżu lotniska Barajas), nosi imię wielkiego piłkarza. Jest tam też jego pomnik. Stadion otwarto tuż przed 80. urodzinami Di Stéfano, meczem Real Madryt – Stade Reims zakończonym wynikiem 6:1. To właśnie te dwa kluby pięćdziesiąt lat wcześniej, spotkały się w pierwszym finale rozgrywek o Puchar Mistrzów.
Alfredo Di Stéfano zmarł 7 lipca 2014 roku w wieku 88 lat. Trumna z jego ciałem wystawiona została na stadionie Santiago Bernabéu, obok niezliczonych trofeów, jakie przez całą karierę piłkarz dla Realu i siebie zdobywał. Honorową wartę pełnili gracze Realu, wśród nich mistrzowie świata i Europy, ale jeszcze nie legendy. I pewnie żaden z nich pozycji Di Stéfano nie osiągnie.
≥ Z Alfredo Di Stéfano autor spotkał się podczas mistrzostw świata, na lotnisku w Nowym Jorku.
103
Jedna z najlepszych par w historii futbolu: Argentyńczyk Alfredo Di Stéfano i Węgier Ferenc Puskás, po finale Pucharu Mistrzów Real – Eintracht Frankfurt, w którym strzelili siedem bramek. >
104
ROZDZIAŁ VII 1956–1962
Bernabéu de Yeste (1895–1978). To on stworzył Real. Był w nim piłkarzem, trenerem, sekreta-
rzem, dyrektorem, wreszcie prezesem przez 35 lat, aż do śmierci. Hiszpania podczas wojny ogłosiła
neutralność, rozgrywki toczyły się bez przeszkód, życie, w porównaniu z tym, co działo się w krajach
pod niemiecką okupacją, było w miarę normalne.
Bernabéu zarzucano, że w swojej przyjaźni z generałem Franco poszedł za daleko, a obecność
Caudillo na meczach Realu (był jego członkiem) nie przysparzała sympatii kibiców, mających świeżo
w pamięci wojnę domową. Dzięki stosunkom Bernabéu z Franco Real na pewno zyskał.
Ale to w tamtych latach zaostrzyły się stosunki między madryckim klubem a Barceloną, czego efekty
widać do dziś. Hołubiony przez dyktatora Real kwitł, a gnębiona Barcelona miała kłopoty.
Pierwszą decyzją Bernabéu mającą duży wpływ na przyszłość była budowa nowego stadio-
nu. Powstał przy jednej z głównych ulic Madrytu – Avenida del Generalísimo Franco (dzisiaj
La Castellana). Nosił nazwę Chamartín, mieścił 120 tys.
widzów. W meczu otwarcia w grudniu 1947 roku Real po-
konał Belenenses Lizbona 3:1. Po ośmiu latach, w roku 1955,
stadionowi nadano imię Santiago Bernabéu.
Drugą ważną decyzję prezes Realu podjął w roku 1953.
Kupił z Millonarios Bogota Alfredo Di Stéfano, mimo
że Argentyńczyk wstępnie porozumiał się z Barceloną.
We wrześniu 1953 roku Di Stéfano zagrał po raz pierwszy
w białej koszulce Realu. I pozostał w tym klubie do śmierci
w lipcu 2014 roku.
Epokę pierwszego wielkiego Realu zakończył finał rozgry-
wek o Puchar Mistrzów w roku 1962. Wprawdzie po pięciu
kolejnych zwycięstwach Real przegrał w roku 1961 i zwyciężył w 1966, ale finał 1962 był dla tego klu-
bu i rozgrywek szczególny. Stało się tak między innymi za sprawą telewizji. Z Realem grała wtedy
Benfica Lizbona, a mecz w Amsterdamie oglądała niemal cała Europa. Telewizja Polska po raz pierw-
szy transmitowała finał. To był mecz, który przez wiele lat uchodził za wzorzec. Spodziewano się zwy-
cięstwa Hiszpanów, mimo że Benfica już rok wcześniej pokonaław finale Barcelonę. Kiedy Ferenc
Puskás strzelił dwa gole w pięć minut i Real prowadził 2:0, wydawało się, że jest po meczu. Ale w ciągu
kolejnych dziesięciu minut Portugalczycy wyrównali, Puskás strzelił swoją trzecią bramkę i do prze-
rwy Real prowadził 3:2. To, co stało się później, można śmiało nazwać dwoma słowami – narodziny
gwiazdy. Starsi zawodnicy Realu – Puskás (35 lat), Di Stéfano (36), Santamaría (33) – tracili siły. Pozo-
stali tracili wiarę i nikt nie był w stanie zatrzymać Eusébio.
Dwudziestoletni Portugalczyk strzelił dwie bramki, Benfica wygrała 5:3, a on w półtorej godziny
zdobył serca kibiców z całej Europy. Odchodzili wielcy bohaterowie (choć Puskás i Di Stéfano będą
jeszcze grać przez kilka lat), skończyła się dominacja Realu, a rękę do jego porażki przyłożyli piłkarze
z Afryki, kontynentu, który dopiero budził się z kolonialnej nocy. Eusébio urodził się w Mozambiku,
podobnie jak bramkarz Costa Pereira i pomocnik Mário Coluna. Kapitan Benfiki, napastnik Águas
i nie grający w finale inny świetny atakujący Joaquim Santana mieli swoje korzenie w Angoli. Minie
jeszcze sporo lat, nim Afryka zacznie grać na własny rachunek.
Szkocka oszczędnośćJack Mowatt, szkocki sędzia słynnego finału o Puchar Mistrzów Real – Eintracht, rozegranego w roku 1960 w Glasgow, zażądał od UEFA zwrotu kosztów podróży. Po zakończonym meczu wsiadł przy Hampden Park w autobus i pojechał nim do domu. Bilet kosztował jednego szylinga i sześć pensów. UEFA rozliczyła mu tę kwotę w ramach delegacji służbowej na mecz.
Koniec fragmentu.
Zapraszamy do księgarń i na www.labotiga.pl