Upload
dangkiet
View
214
Download
0
Embed Size (px)
Citation preview
Nasza KsięgarNia
86
– Jasna cholera! – wściekał się Marcus. – Miałem przyprowadzić ż y w e g o kandydata, a popatrz, ty wiel-ka zielona pokrako, co się stało! Widzisz, co narobiłeś?! Wielkie dzięki, Croy! Ona była naszym ostatnim konsul-tantem! Poczekaj, aż złożę raport Severianowi! – zagroził, machając Croyowi palcem przed nosem. – Miałeś się nie pokazywać! – Marcus – powiedział łagodnie Croy – to był jedyny
sposób, żeby ją ostatecznie przekonać, bo te twoje ckliwe opowieści jakoś specjalnie nie zrobiły na niej wrażenia. A poza tym ona żyje, tylko zemdlała.Przysunął swój ogromny zielony pysk do twarzy Ariel
i polizał ją końcem rozwidlonego języka za uchem. – Croy! Jesteś obrzydliwy! – rzucił z niesmakiem Mar-
cus, jednocześnie zdumiony, że smok tak swobodnie do-tyka kobiety.„Nie!!! Jesteś uroczy!” – zaprotestowała Ariel w my-
ślach. Otworzyła oczy i zobaczyła wpatrzone w nią uważ-nie piękne zielono-złote ślepia z pionową źrenicą. Zanim pomyślała, co robi, wyciągnęła rękę i… pogłaskała smo-ka po zielonym pysku. Uśmiechnęła się. Był ciepły i miły w dotyku. Croy przymknął oczy z rozkoszy, a Marcus omal nie
zemdlał na widok kobiety dotykającej smoka. W jego świecie to było nie do pomyślenia! Ariel podniosła się z ziemi. Stała teraz naprzeciw Croya
i wpatrywała się w niego z zachwytem. Był ogromny. Zielono-złote łuski układały się w fantazyjny wzór. Miał dwie pary błoniastych skrzydeł, krótki i zaokrąglony pysk z ogromnymi nozdrzami, a na głowie otwory uszne
87
i wyrostki przypominające kolce. Dwie pary łap – małe z przodu i ogromne z tyłu – były uzbrojone w potężne szpony, a ogon zakończony czymś w rodzaju szyszki na-jeżonej kolcami. Jak się potem Ariel dowiedziała, była to bardzo groźna i skuteczna broń.– Mam na imię Croy – przedstawił się smok. – Ty
musisz być Ariel. Wybacz Marcusowi, że nas sobie nie przedstawił. To dość gburowaty typ. Zawsze muszę myś-leć o wszystkim za niego – powiedział i zaśmiał się z włas-nego dowcipu.No, t e g o to już na pewno się nie spodziewała! Smok
opowiadający dowcipy? Ariel również wybuchnęła śmie-chem – w przeciwieństwie do Marcusa, który najwyraź-niej zszokowany całą tą sytuacją, gapił się to na smoka, to na nią.„Ariel – smok przeszedł teraz na przekaz telepatyczny
– jesteś nam niezmiernie potrzebna. To, co mówili Mar-cus i Fabien, jest szczerą prawdą. Nawet nie wiesz, jak bardzo potrzebujemy twojej pomocy. Populacja smoków jest zagrożona. Nie mamy już takich umiejętności jak nasi przodkowie, a bez nas te biedne maleństwa zwane ludźmi i elfami nie pożyją za długo. Każde miasto ma kilkaset tysięcy ludzi, którzy zginą, jeśli ich nie obronimy. Wiel-kie nieba, przyrzekaliśmy Wielkiemu Xaviere’owi D’O-rionowi obronę miast, przyjaźń z ludźmi i lojalność po wsze czasy, ale jeśli tak dalej pójdzie, nasze życie szybko dobiegnie kresu. Nie przejmuj się domem. Marcus mówił prawdę. Wrócisz tutaj tego samego dnia o tej samej porze i nikt nawet nie zauważy, że zniknęłaś”.
88
„Dlaczego powinnam ci wierzyć? Może jednak chcecie mnie skrzywdzić?” – zapytała.„Moja droga, smoki, podobnie jak elfy, nie potrafią
kłamać. Jesteś inteligentna i masz więcej talentów, niż myślisz. Możesz sprawdzić moją prawdomówność, kładąc mi dłoń na szyi. Ten dotyk będzie również sprawdzianem twoich umiejętności magicznych” – zachęcił ją łagodnie Croy.„Nie mam żadnych umiejętności magicznych” – zapro-
testowała. „Jaaasne! – Pysk Croya rozciągnął się w uśmiechu, uka-
zując ostre zębiska. – Oczywiście, że masz, tylko o tym nie wiesz! No, dalej, śmiało, dotknij mnie! Ja nie gryzę!”. – Znowu zaczął chichotać.– Halo! – wtrącił się zirytowany Marcus. – Czy mogli-
byście przejść na ogólnie dostępny kanał telepatyczny? Ja też chciałbym wziąć udział w tej interesującej rozmowie.– Wybacz, stary, ale to moja prywatna rozmowa z tą
damą i tobie nic do tego – skarcił go smok.„Zdaje się, że Marcus jest nieco zazdrosny, że ja po-
trafię się z tobą komunikować na innych kanałach, a on nie może nas podsłuchać. No cóż, jest tylko człowiekiem, a poza tym chyba mu trochę na tobie zależy?”. – Smok znowu się zaśmiał, a Marcus zrobił głupią minę. Mógł tyl-ko zgadywać, jaki to dowcip tak ubawił Croya i Ariel.– Ariel – poprosił smok, kiedy już przestali się śmiać –
podejdź do mnie i przyłóż dłoń do mojej szyi.Kiedy tylko dotknęła palcami jego zielonych łusek, ich
kolor się zmienił, a Croy znowu przymknął oczy z roz-koszy. Marcus nie mógł dojrzeć w półmroku, jaką barwę
89
przybrały łuski smoka, ale za to ze zdumieniem stwier-dził, że Croy składa Ariel ukłon i zaprasza ją do swojego świata. Nie mógł uwierzyć, że cały dzień jego starań nic nie dał, a wystarczyło kilka minut sam na sam z Croyem i Ariel z miejsca zgodziła się na wszystko! Wielkie nieba, o co tu chodzi? Zamyślony, podążył za nimi przez por-tal.
W drugim świecie też był wieczór, więc niewiele mog-ła zobaczyć. Marcus polecił oschle Croyowi udać się do zagród smoków – chyba nadal był na niego obrażony za tę prywatną rozmowę z Ariel – a sam zaprowadził ją wąskimi uliczkami do jakiegoś domu. Zastukał cicho do drzwi i po chwili otworzyła im starsza kobieta w długiej sukni i ze srebrnymi warkoczami.– Witaj, Marcelino – powiedział. – Jak widzisz, udało
się. To Ariel, nasza konsultantka. Zajmij się nią, proszę, do jutra, dopóki nie ustalę z Severianem, co dalej, do-brze? – Oczywiście, Marcus, tak jak było mówione. – I ko-
bieta zaprosiła Ariel do środka. – Idź. Marcelina to dobra czarownica. Zaopiekuje się
tobą lepiej niż ja – zapewnił ją Marcus. – Przenocujesz tu-taj, a rano przyjdę i powiem ci, co ustalił Naczelny Czar-noksiężnik. Dobranoc, Ariel. – Uśmiechnął się uspoka-jająco.Spodziewała się, że wszystko w tym domu będzie jak
w bajkach o czarownicach, czyli dębowe ciężkie meble, pa-
90
lenisko z wielkim kotłem, ponura atmosfera, pełno dziw-nych sprzętów, różdżek, ksiąg, słojów z nieznaną zawarto-ścią, ziół, no i obowiązkowo sowa albo czarny kot, tym-czasem trafiła do zwykłego mieszczańskiego domostwa z normalnym salonikiem, kuchnią, sypialniami.– Jesteś rozczarowana? – spytała Marcelina. – Ko-
chana, my też idziemy z duchem czasu. Już nie latamy na miotłach, teraz są terminale do teleportacji. Różdżek używają tylko dzieci, które dopiero uczą się kontrolować swoje umiejętności. A eliksiry warzą jedynie hobbyści. Po-zostali kupują gotowe, na przykład w sklepie Orestesa. Postęp cywilizacyjny bardzo nas rozleniwił. – Uśmiech-nęła się. – Chodź, pokażę ci twój pokój.Prowadząc Ariel na pięterko, czarownica mówiła da-
lej:– Pracuję w archiwach i bibliotece miejskiej i wiem,
w jakim celu zostałaś tu sprowadzona. W twoim pokoju czeka na ciebie kąpiel, kolacja i ubrania. Proszę, żebyś no- siła naszą odzież, bo Naczelnemu Czarnoksiężnikowi za-leży na dyskrecji, a w naszym świecie kobiety nie noszą spodni – dodała, patrząc krytycznie na jej dżinsy. Pokoik był mały, przytulny i czyściutki. Ariel wzię-
ła kąpiel w wannie wypełnionej wonną pianą, założyła koszulę, która już na nią czekała, i rzuciła się na kolację, mimo że od grilla upłynęło może półtorej godziny. Po-chłonęła kanapki z mięsem przypominającym w smaku indyka i popiła je pysznym winem. Chwilę później leżała w łóżku i smacznie spała. Dlatego nie słyszała, że jakiś czas potem do jej pokoju
weszły dwie osoby.
91
– Więc to jest ta nasza nadzieja? – zapytała pierwsza z powątpiewaniem, przyglądając się śpiącej kobiecie. – Tak, panie – odparł Marcus i zgasił świecę.– Chodź do mnie, musimy porozmawiać. I natych-
miast wezwij Fabiena. – Tak, panie – odpowiedział szeptem Marcus i obaj
mężczyźni wyszli.
Zalała je fala wściekłości – a jednak jeden pozostał żywy! Czerwone ślepia nie miały źrenic i nie miały też litości. Winni poniosą karę i będą cierpieć. O tak, bardzo cierpieć! Będą błagać o śmierć, ale ona nadejdzie dopiero wtedy, gdy odpokutują klęskę powierzonego im zadania! To będzie przestroga dla innych…
Severian, Naczelny Czarnoksiężnik trzeciego miasta, przechadzał się zamyślony po przeszklonym gabinecie na najwyższym piętrze ratusza miejskiego. „Hmmm, jedyny kandydat, i do tego kobieta… Każde miasto miało po dwunastu kandydatów, czyli dla wszystkich dziewięciu miast było ich stu ośmiu. I wszyscy poza nią zostali z ja-kiegoś powodu wyeliminowani…”. Widział ją w sypialni Marceliny. Na Wielkiego Xavie-
re’a! Taka mała osóbka miałaby uratować smoki i zara-zem ich samych? To nie mieściło mu się w głowie, no ale cóż, Wszechwiedząca Oriana dała wyraźne wskazówki:
92
kandydat z równoległego świata, który zna się na zwie-rzętach i ma magiczne pochodzenie, pomoże zachować smoki w dobrym zdrowiu, a przez to ochroni miasta. Zrobiła nawet imienną listę kandydatów dla wszystkich dziewięciu miast, wprawiając go w zdumienie, że na tej liście są kobiety, lecz według Oriany płeć nie miała zna-czenia. Severian podszedł do przeszklonej ściany i popatrzył
na rozciągające się w dole miasto, teraz uśpione. Od tylu lat był za nie odpowiedzialny. Nawet jeśli będzie musiał złamać prawo i wprowadzić kobietę do zagród smoków, zrobi to. Bez smoków bowiem nie zapewnią sobie żadnej ochrony przed bestiami, miasta znikną, a wraz z nimi lu-dzie, elfy i inne przyjazne istoty. Severian czuł, że narazi tę kobietę na ogromne niebezpieczeństwo, wiedział jednak, że nie ma wyboru.„Taki jest los przywódców, że muszą podejmować trud-
ne decyzje” – pomyślał i wtedy jego rozważania przerwa-ło pukanie do drzwi.– Wejść! – nakazał.Jego osobisty chochlik Tobiasz zaanonsował:– Panowie oficerowie Marcus i Fabien do Waszej Eks-
celencji.– Wprowadź – rzucił krótko. Severian był półelfem w dojrzałym wieku. Dzięki swo-
im magicznym umiejętnościom oraz prawości charakte-ru wiele lat temu pomyślnie przeszedł Próbę i został Na-czelnym Czarnoksiężnikiem miasta. Miał ciemne, krótko ostrzyżone włosy i małą bródkę, skórę koloru kawy z mle-kiem i ubierał się dość nowocześnie. Nie był zwolennikiem
93
długich, niewygodnych szat ani wielkich czarodziejskich kapeluszy – uważał, że to nieco przestarzały folklor – i wo-lał nosić zwykły garnitur i krawat („żeby wyglądać godnie i poważnie”). Większość czasu Severian spędzał w ratuszu, a do domu wracał tylko na noc.Marcus z Fabienem skinęli głowami na powitanie, cze-
kając, aż mag odezwie się pierwszy.– Witajcie – zaczął. – Gratuluję wam przyprowadze-
nia wspólnymi siłami naszego ostatniego kandydata. Te-raz jeden z was musi mu… jej wytłumaczyć, jakie są na-sze oczekiwania. Fabien, zdaje mi się, że ty przeszedłeś cały kurs i wiesz, o co chodzi, prawda?– Tak, panie – potwierdził elf.– Doskonale, będziesz więc przewodnikiem naszego
kandydata. Powiedziano mi, że zdrowie już ci na to po-zwala, więc rób, co należy, i informuj mnie o postępach na bieżąco. A co do ciebie, Marcus, dziękuję ci za pomoc, ale twoja rola na razie się kończy. Zgłoś się do Orestesa po eliksir niepamięci. Od tej pory to Fabien będzie zajmo-wał się Ariel. – I Severian machnął dłonią, najwyraźniej uznając spotkanie za zakończone.– Panie! – zaprotestował Marcus. – Nie mogę tak po
prostu zażyć eliksiru niepamięci. Mam pewne zobowią-zania wobec tej kobiety! – wykrztusił zakłopotany, nie zwracając uwagi na to, że Fabien dał mu potężnego kuk-sańca w bok. – Co masz na myśli? – zapytał podejrzliwie mag.– No… obiecałem, że będę się nią opiekował…– Obietnica nic nie znaczy – przerwał mu lekceważąco
Severian. – Fabien, wytłumaczysz jej, że Marcus ma inne
94
obowiązki. Chcę, żeby jutro z samego rana poszła do za-gród smoków, obejrzała zwierzęta i zdała mi raport, jakie błędy w zakresie hodowli – i czy w ogóle – popełniamy, czy smoki są na coś chore i co można by poprawić. Oczy-wiście nie muszę dodawać, że ma tam iść incognito. Ostat-nia rzecz, jakiej mi potrzeba, to zamieszki w koszarach oficerskich. Co znowu, Marcus? – zapytał niecierpliwie, widząc, że mężczyzna koniecznie chce coś powiedzieć.– Panie, przecież one ją pożrą! – wysapał z przeraże-
niem. – Nie może tam pójść!– Śmiesz mi się przeciwstawiać, oficerze?! – zagrzmiał
Severian.– Nie, panie, ale to pewna śmierć dla tej kobiety!– Dlaczego tak ci na niej zależy? – Mag popatrzył
uważnie na Marcusa.Fabien stał z boku z zakłopotaną miną. Zupełnie nie
rozumiał zachowania przyjaciela.Marcus przełknął ślinę, jakby mu zaschło w ustach.– Dałem oficerskie słowo honoru, że będę się nią opie-
kował i nie pozwolę jej zrobić krzywdy – wyrzucił cicho jednym tchem.– Dałeś o f i c e r sk i e s ł owo honor u?! – zagrzmiał
Severian.– Dałem. – Marcus kiwnął głową.Nawet Fabien był zszokowany tą wiadomością. Róż-
nych rzeczy się spodziewał po przyjacielu, ale tego?!– Panie, ona ma córkę, do której musi wrócić. Obie-
całem jej to. Spotkanie ze smokami to pewna śmierć. Błagam, nie każ jej tam iść. Przecież można to załatwić
95
inaczej. – Marcus wiedział, że i tak już jest zgubiony, nie miał więc nic do stracenia.– Oficerze – zaczął groźnie Naczelny Czarnoksiężnik –
jeśli ona pozostaje jedynym i ostatnim kandydatem zdol-nym ocalić nasze smoki, to czy zdajesz sobie sprawę, jak jest dla nas ważna? Każde miasto ma po kilkaset tysięcy mieszkańców, a bronią ich tylko smoki, kopuły i oficero-wie. Jeśli zabraknie smoków, same kopuły nie wytrzyma-ją, a Korpus Oficerski, z całym szacunkiem, też nie zdoła nas obronić! Bestie wykończą wszystkich. Powiedz mi, Marcus – teraz mówił podejrzanie łagodnie – czyje życie jest ważniejsze? Jednej kobiety czy wielu setek tysięcy ko-biet, dzieci i mężczyzn? Czyje życie poświęcisz? Doskonale wiesz, że nie da się tego inaczej załatwić! – ryknął nagle.Marcus przeczesał nerwowo palcami włosy. Nie potra-
fił przyjąć do wiadomości, że musi poświęcić życie kobie-ty, która mu zaufała! Którą trzymał płaczącą i bezbronną w ramionach po ataku pijanego byłego męża. Której dał słowo honoru… Czuł, że właśnie w tej chwili jego honor przestał istnieć.– Marcus – Severian podszedł i położył mu dłoń na
ramieniu – na mocy przysługujących mi uprawnień Na-czelnego Czarnoksiężnika zwalniam cię z danego przez ciebie słowa honoru.Oficer pokręcił przecząco głową. Fabien pierwszy raz
w życiu widział, żeby ktoś kłócił się z Naczelnym Czarno-księżnikiem.– Wybacz, panie, ale nie mogę się na to zgodzić – po-
wiedział cicho.
96
„Na niebiosa, ależ on jest uparty, a do tego głupio szla-chetny i lojalny!” – pomyślał Severian i po chwili rzekł: – Dobrze więc, nie wypijesz eliksiru niepamięci. Fa-
bien będzie przewodnikiem Ariel, a ty w czasie wolnym od służby jego pomocnikiem. Co do inspekcji zagród, nie zmieniłem zdania, skoro jednak dałeś słowo, pójdziesz tam z nią i postarasz się zrobić wszystko, żeby smoki jej nie pożarły, jasne? Zresztą z tego, co mi wiadomo, jedne-go smoka już poznała i przeżyła, czyż nie? – „Co prawda to był Croy, a on, jak wiemy, jest… hmm… stanowczo zbyt łagodny, ale fakt faktem…” – dodał w myślach z nie-co dziwnym uśmiechem na twarzy. – A tak przy okazji, Marcus, słyszałem, że dotknęła pyska i szyi zwierzęcia. Widziałeś może, czy jego łuski zmieniły kolor? – Nie, panie, było ciemno.– Szkoda. – Severian wzruszył ramionami. – Tak więc
znacie już swoje zadania. Jutro idziecie do zagród smo-ków. Jeśli jej nie pożrą, chcę znaleźć wieczorem na moim biurku raport. Dobranoc.Czujny na każde słowo swego pana Tobiasz błyska-
wicznie otworzył im drzwi.
– Cholera, odbiło ci, żeby się kłócić z Severianem?! – ryknął Fabien w drodze do koszar. – Życie ci niemiłe czy co?– Dałem słowo! – odparł ponuro Marcus.– Ale z Severianem?!– Dałem słowo! – powtórzył. – Ty też byś to zrobił na
moim miejscu.
97
Tu Fabien musiał mu przyznać rację, że postąpiłby do-kładnie tak samo. Szli dalej w milczeniu. Nie warto było się kłócić – jutro Ariel i tak zginie, a on, Marcus, nic nie będzie mógł zrobić. Czuł się podle. Jak ma dalej być ofi-cerem po tym wszystkim? Kopnął ze złością najbliższy kamień, który popatrzył na niego obrażony i zapiszczał:– Hej, zrobiłem ci coś, że mnie kopiesz? Twoje szczę-
ście, że nie mogę ci oddać!Marcus nie zwrócił jednak na to uwagi.– Cholera, gdybym wiedział, że będzie musiała pójść
do zagród… – mruknął. „Jeśli ona zginie, ja wystąpię z Korpusu”.– Nie zrobisz tego! – sapnął przerażony elf, słysząc je-
go myśli.– Zrobię. Dałem słowo, a słowo to rzecz święta! Nawet
Severian nie może mnie z niego zwolnić. Dotarli do koszar i udali się do swoich kwater. Fabien
prawie natychmiast usnął. Nadal dokuczały mu rany od-niesione podczas potyczki z cyklopem i szybko się męczył. Marcus natomiast nie zmrużył oka do rana, zastanawia-jąc się, jak wprowadzić Ariel do zagród, aby smoki jej nie zabiły i inni oficerowie nie zorientowali się, że jest kobie-tą. Przyszło mu nawet do głowy, że pójdzie do Marceliny, obudzi Ariel i wyprowadzi ją z powrotem do jej świata, ale zanim by to zrobił, Marcelina zdążyłaby powiadomić Severiana i dopiero dostałby za swoje. Nad ranem zre-zygnowany postanowił, że powie jej prawdę i niech ona sama zdecyduje. Dopiero bladym świtem zmęczenie zwy-ciężyło i zasnął niespokojnym snem.
Redakcja Sylwia Sandowska-DobijaKorekta Krystyna Lesińska, Malwina Łozińska
Opracowanie DTP, redakcja techniczna Joanna Piotrowska
ISBN 978-83-10-12153-0
P R I N T E D I N P O L A N D
Wydawnictwo „Nasza Księgarnia”, Warszawa 2012 r.Wydanie drugie, poprawione i rozszerzone
Druk: Nasza Drukarnia
Książkę wydrukowano na papierze Ecco-Book Cream 60 g/m2 wol. 2,0.
Wydawnictwo Nasza KsięgarNia Sp. z o.o.02-868 Warszawa, ul. Sarabandy 24c
tel.: 22 643 93 89, 22 331 91 49faks: 22 643 70 28
e-mail: [email protected]
Dział Handlowytel.: 22 331 91 55, tel./faks: 22 643 64 42
Sprzedaż wysyłkowatel.: 22 641 56 32
e-mail: [email protected] www.nk.com.pl