104
Opowiadania nie tylko dla dzieci Barbara Siedlarz

Opowiadania nie tylko dla dzieci Barbara Siedlarz · nie tylko dla dzieci Barbara Siedlarz. 1. Dlaczego nie można? - Wczoraj Asiu obiecałaś, że dzisiaj gdzieś pójdziemy. Gdzie?

Embed Size (px)

Citation preview

Opowiadanianie tylko dla

dzieci

Barbara Siedlarz

1.Dlaczego nie można?

- Wczoraj Asiu obiecałaś, że dzisiaj gdzieś pójdziemy. Gdzie? - pięcioletnia Kasia przywitała pytaniem wracającą ze szkoły siostrę.- Pójdziemy, pójdziemy. Pozwól mi zjeść obiad i chwilę odpocząć. Mamy jeszcze dużo czasu – odparła Asia.- A czy tam, gdzie pójdziemy, będę mogła zabrać chomika albo lalkę, tę nową, którą dostałam od rodziców na imieniny?- Nie Kasiu. Lalka i chomik muszą zostać w domu. Pamiętasz jak babcia mówiła, że oprócz mamusi, która nas urodziła, mamy jeszcze inną Mamę, Maryję. Właśnie zaczął się maj, miesiąc Jej poświęcony. Pójdziemy na nabożeństwo majowe do kościoła.Kasia nie dawała za wygraną.- Dlaczego do kościoła nie można zabrać chomika albo chociaż lalki?- Widzisz – tłumaczyła cierpliwie Asia – na majówkę przychodzi dużo dzieci. Gdybyś ty przyniosła chomika lub lalkę, to one zamiast myśleć o Maryi i o Panu Jezusie, patrzyłyby na twoje zabawki. Dorosłych też by to rozpraszało.- A co to znaczy rozpraszało? - spytała zaciekawiona Kasia.- To znaczy przeszkadzało w modlitwie – odparła spokojnie Asia.- Acha wiem! W niedzielę na mszy świętej widziałam jak dwóch chłopców się śmiało. Rozmawiali prawie głośno. Jeden drugiego popychał i jeszcze żuli gumę. Widocznie to rozpraszało tatusia, bo ich rozdzielił i powiedział, że mają być cicho, a gumę wypluć do chusteczki – oznajmiła z przejęciem Kasia.- Tak, tatuś ich uspokoił i przypomniał im, że kościół to nie miejsce na wygłupy. Przychodzimy tam, by spotkać się z Bogiem.. Dlatego nie można w kościele robić tego, co robi się z koleżankami, czy kolegami na placu zabaw.- To ja w kościele będę zawsze grzeczna, nie będę rozmawiać, nawet z tobą chomik i lalka zostaną w domu.- Dobrze Kasiu, cieszę się. Chcę cię zabrać na nabożeństwo majowe. Ksiądz mówił nam na religii, że kto kocha Maryję, będzie się starał przychodzić na każdą majówkę i być grzecznym. My Ją kochamy, prawda?- Tak Asiu, bardzo. Już nie mogę się doczekać kiedy pójdziemy.

2.Serce, które czasem boli

- Babciu powiedz mi proszę, czy serce może pęknąć?Kasia wdrapała się babci na kolana i objęła ją za szyję.- Dlaczego pytasz Kasiu i czemu jesteś taka smutna?Babcia przytuliła wnuczkę, która patrzyła na nią swoimi wielkimi, niebieskimi oczami.- Słyszałam jak wczoraj mamusia mówiła tatusiowi, że chyba pęknie jej serce. Nie chcę żeby tak się stało. Babciu, czy ono pęka, tak jak balon? – spytała zaniepokojona wnuczka.- Nie Kasiu, to tylko takie powiedzenie. Jeżeli ktoś ma poważne zmartwienie albo został skrzywdzony, to mówi, że boli go serce tak bardzo, że chyba mu pęknie.- Jak myślisz babciu, kto skrzywdził mamusię i o co się martwi?- Widzisz Kasiu, wasz tatuś wyjeżdża do pracy na dłuższy czas. Wiesz jak bardzo mamusia go kocha. Prawie na rok tatuś musi was zostawić, by zapracować na utrzymanie. Ty też będziesz za nim tęsknić, prawda?- Och tak babciu, bardzo. Obiecałam tacie, że będę bardzo dzielna i nie będę płakać.- Zuch dziewczynka – pochwaliła wnuczkę babcia - możesz pocieszyć mamusię, jak narysujesz jej coś ładnego na tej kartce to będzie bardzo zadowolona.- Dzień dobry wszystkim – powiedziała wchodząc do kuchni Asia - niechcący słyszałam waszą rozmowę. Ja też zrobię dla mamusi coś, co sprawi jej radość. Natomiast wieczorem Kasiu pójdziemy na nabożeństwo czerwcowe. Ksiądz mówił nam na religii, że Jezus także czeka na tych, którzy chcą pocieszyć Jego Serce zranione dla nas.- Jak to zranione? To Pana Jezusa też boli Serce? – zapytała Kasia.- Popatrz – Asia wyjęła z plecaka zeszyt do religii – widzisz tu jest obrazek Serca Pana Jezusa. Ciernie to są nasze grzechy. Gdy robimy coś złego, to wbijamy te ciernie Jezusowi. Ksiądz nam mówił, że jeżeli chcemy wyjąć je z Serca Pana Jezusa, musimy zrobić coś dobrego. Jeżeli wcześniej uczyniliśmy coś złego, trzeba się przyznać i przeprosić.Asia usiadła obok babci i oparła swoja głowę o jej ramię.- Babciu, ja bardzo przepraszam, że wczoraj nie posłuchałam ciebie i nie poszłam po zakupy. Sama musiałaś dźwigać ciężkie siatki na 4 piętro. Już zawsze będę ci pomagać i Kasią zajmę się bez dąsów. Czy myślisz, że wtedy Jezusa będzie mniej boleć Serce?- Z pewnością Asiu.Babcia z uśmiechem popatrzyła na wnuczkę.- Pójdę z wami do kościoła. Też chcę pocieszyć Pana Jezusa i wynagrodzić za grzechy swoje i tych, którzy nie pamiętają o Nim – powiedziała starsza pani.- Co to znaczy wynagrodzić? – zapytała Kasia.

- To właśnie znaczy naprawić coś, co się źle zrobiło. Można też wynagradzać w imieniu innych, modląc się za nich lub ofiarując cierpienia. Na przykład ty Kasiu możesz ofiarować Panu Jezusowi swoją tęsknotę za tatusiem, gdy wyjedzie. Tak wielu ludzi nie pamięta o Bogu, także dzieci o Nim zapominają. Okłamują rodziców, zaczepiają i krzywdzą słabszych od siebie. Czerwiec to właśnie miesiąc, w którym wynagradzamy Jezusowi za to wszystko, by Jego Serce chociaż troszkę mniej cierpiało.- Teraz już rozumiem, co tatuś miał na myśli, mówiąc mamusi, że jak wróci, to wynagrodzi jej i nam wszystkie chwile spędzone osobno.- Wiesz co moja mała, mądra siostrzyczko? – powiedziała Asia - wkrótce jest Dzień Ojca. Napiszemy dla tatusia piękne życzenia i zrobimy laurkę.- Super – zawołała Kasia.

3.Cud życia

- Mamusiu, podnieś mnie troszeczkę, chcę zdjąć z regału ten kolorowy album ze zdjęciami – poprosiła Kasia stając na paluszkach.- Nie, Kasiu! – powiedział tatuś wstając szybko z krzesła, mamusia nie może cię podnosić, ja to zrobię.- Dlaczego? Przecież nie jestem taka ciężka, pamiętam, że niedawno nosiła mnie na rekach.- Zaraz ci to wyjaśnimy. Poproś tu Asię, porozmawiamy.Tatuś usiadł obok mamy i objął ją ramieniem.- Zabrzmiało poważnie – powiedziała odrywając wzrok od książki babcia.Po chwili obydwie dziewczynki przysiadły obok rodziców.- Chcemy wam coś ogłosić. Mamy nowego członka rodziny, czekamy na narodziny Maleństwa – z radością powiedział tato.- To cudownie – babcia nie kryła wzruszenia, uściskała mamęi tatę – bardzo wam gratuluję. Bogu niech będą dzięki. To dlatego Kasiu mamusia nie mogła cię podnieść. W ogóle nie powinna nosić ciężkich rzeczy. Kiedy Pan Bóg daje dziecko kobiecie, to powinna ona szczególnie dbać o siebie. To także wyzwanie dla jej bliskich. Mają otoczyć ją opieką i bardzo się o nią troszczyć.- To gdzie jest ten dzidziuś? – Kasia patrzyła trochę zakłopotana na mamę.- Pod sercem mamusi – odparła Asia – ty też tam byłaś i ja także.- Pod sercem? Jak to możliwe? – Kasia miała okrągłe ze zdziwienia oczy.Mama wzięła do ręki książkę o rozwoju dziecka- Popatrz Kasiu, dzidziuś mieszka w takim specjalnym pokoiku. On się nazywa macica, tam dziecko może się spokojnie rozwijać. Najpierw jest takie maleńkie jak kropeczka, potem bardzo szybko rośnie. Widzisz, tu już ma paluszki, a na tym zdjęciu wkłada sobie kciuk do buzi.- A czy ono coś czuje? – Kasia spojrzała na fotografię Maluszka.- Tak! Dziecko pod sercem mamy już wiele czuje. Żyje tym, czym żyje mama i jej otoczenie. Dlatego tak ważne jest, by kobieta, która nosi w sobie nowe życie, była spokojna – tłumaczył tatuś.- Mówi się, że jest ona w stanie błogosławionym – powiedziała babcia - to wielkie szczęście, gdy na świat przychodzi nowy człowiek.- A czy to będzie chłopczyk, czy dziewczynka? – Asia delikatnie położyła rękę na brzuchu mamy.- Jeszcze nie wiadomo, ale wkrótce będzie to można stwierdzić, wykonując USG, takie specjalne badanie – tłumaczyła mamusia - bardzo się cieszę, że znowu urodzę dziecko.- Jeżeli będzie dziewczynka, ochrzcimy ją Karolinka, a jeżeli chłopczyk to będzie Grzesio, zgoda?Tato też nie krył dumy i radości z tego faktu.

- Mamusiu, będziemy ci teraz dużo pomagać i będziemy cię rozweselać, żeby dzidziusiowi też było wesoło, prawda Kasiu? – entuzjastycznie oznajmiła Asia.Nie usłyszała jednak odpowiedzi. Zmęczona wrażeniami, młodsza siostra zasnęła babci na kolanach.

4.Spróbuj zamienić swój smutek w radość

- Jakie to smutne - powiedziała Kasia zdejmując buciki w przedpokoju - już nigdy nie zobaczę dziadziusia. Dlaczego mamusiu? Tak lubiłam do niego jeździć. Mama powiesiła swój płaszcz na wieszaku, wyjęła chusteczki higieniczne, by wytrzeć nos i płynące po policzkach Kasi łzy. Sama też była wzruszona. Cała rodzina wróciła właśnie z pogrzebu dziadka Józefa.- Wiesz Kasiu – powiedział tatuś – myślę, że kiedyś wszyscy spotkamy się z dziadziusiem. Też bardzo go kochałem, to przecież mój ojciec, wychował mnie, nauczył tak wielu rzeczy. Tęsknię za nim tak samo jak ty, ale wierzę, że on jest przy nas, bo wierzę w Świętych obcowanie.- Świętych obcowanie? Tak mówimy, gdy się modlimy odmawiając „Wierzę w Boga Ojca”. Ale ja tego nie rozumiem. Czy to znaczy, że Święci są obcy? A „wanie” to co to takiego?Wszyscy się roześmiali rozbawieni tokiem rozumowania Kasi.- Ach ty głuptasku – podjęła rozmowę Asia - nasza katechetka tłumaczyła nam, na czym polega Świętych obcowanie. Powiem ci, co zapamiętałam – mówiła dalej Asia, pomagając siostrzyczce założyć pantofle i wejść na krzesło przy stole w kuchni.Mama zaparzyła dla wszystkich ciepłą herbatę. Kasia zajadając smaczną kanapkę słuchała starszej siostry.- My wszyscy należymy do Kościoła Pana Jezusa – tłumaczyła Asia - tu na ziemi tworzymy Kościół pielgrzymujący, bo idziemy, czyli pielgrzymujemy do nieba. W niebie jest Kościół triumfujący.- Tri- co? - zapytała Kasia.- Triumfujący, czyli cieszący się obecnością Boga – tłumaczyła cierpliwie Asia - tam są Święci i Aniołowie i wielka, wielka radość, bo jest szczęście. My się modlimy do Świętych i prosimy ich o wstawiennictwo u Boga w różnych naszych potrzebach. Oni nam pomagają. Jest też Kościół cierpiący w czyśćcu. Tam są wszyscy, którzy odeszli z tego świata niegotowi, by wejść do nieba.- Oni się tam czyszczą? – zapytała Kasia.- Można to tak nazwać – kontynuowała Asia – raczej, jak mówiła nasza katechetka, dojrzewają w miłości, a my im pomagamy poprzez modlitwy w ich intencjach i msze święte, by szybciej dostali się do nieba. W czyśćcu bardzo tęsknią za Panem Bogiem. Oni nam się odwdzięczają, też się za nami modlą i to jest właśnie Świętych obcowanie, czyli wzajemna łączność, przebywanie ze sobą tych, którzy należą do Kościoła Jezusa Chrystusa.- Widzisz Kasiu – włączyła się do rozmowy mama – jeżeli kogoś kochamy, to ta miłość nie kończy się z jego odejściem z tego świata. Nadal będziemy kochać dziadka Józefa, a miłość wyrażać poprzez modlitwę, odwiedziny na cmentarzu i zapalenie znicza. W pięknym czasie Bóg powołał go do siebie. Uroczystość Wszystkich Świętych przypomina nam o tym, że wszyscy jesteśmy powołani

do świętości.

- Ja też? - zapytała Kasia - myślałam, że Święci to jacyś wyjątkowi ludzie, którzy są zabijani za wiarę w Pana Jezusa.- Nie tylko Kasiu – odparł tatuś - świętość polega na tym, że co dzień staramy się być bardziej podobni do Pana Jezusa, a gdy nam się coś nie udaje, robimy źle i upadamy, to staramy się szybko poprawiać, by znowu być dobrymi. Zamień więc swój smutek w radość, chociaż to nie takie łatwe. Święty zawsze powinien być uśmiechnięty, nawet jak mu coś doskwiera.- Będę się modlić, bym się mogła spotkać z dziadziusiem, ale może jeszcze nie tak szybko, bo jeszcze chciałabym pożyć troszeczkę na tej ziemi z wami – podsumowała rozmowę Kasia i mocno przytuliła się do tatusia.

5.Duchowa ofiara

- Co się stało Kasiu? – zapytała Asia widząc płaczącą siostrę.- Nikomu nie jestem potrzebna, nikt mnie już nie kocha – szlochała Kasia.- Jak to? Przecież ja cię kocham, mama, tata i cała rodzinka.- No właśnie, cała rodzinka to kocha Grzesia. Słyszałaś jak się nim zachwycają. Mama cały czas się nim zajmuje. Tatuś jej pomaga, przewija, kąpie. Nawet wujek Rysiek, który zawsze się ze mną bawił, jak przyszedł do nas dzisiaj, to pierwsze kroki skierował do łóżeczka małego. Mówił: „ Jaki śliczny, cały tatuś” .Kasia z goryczą powtarzała słowa wujka. Była rozżalona i gryzła ją zazdrość. Do tej pory to ona była najmłodsza. Od kiedy mama wróciła z maleńkim braciszkiem ze szpitala, dziewczynka nie mogła pogodzić się z tym, że wszyscy na nim skupiają swoją uwagę.Asia objęła ramieniem siostrzyczkę.- Wiesz Kasiu, ty też byłaś takim małym bobaskiem i wszyscy się tobą zachwycali. Miałaś takie śmiesznie nastroszone włosy i wrzeszczałaś jak oparzona, kiedy musiałaś chwilkę poczekać na jedzenie. Rozumiem, że teraz jest ci smutno, bo rodzice muszą więcej czasu poświęcić Grzesiowi. Zawsze jednak możesz porozmawiać ze mną, czy z babcią. Chciałam ci coś opowiedzieć. Ksiądz mówił nam na religii, że Panu Jezusowi też było bardzo smutno.- Tak, a kiedy? – zainteresowała się Kasia.- Był wtedy sam, nawet najbliżsi przyjaciele Go opuścili. Modlił się do swego Ojca. Klęczał w Ogrodzie Oliwnym i bardzo bał się męki, tak bardzo, że pocił się krwią. Ofiarował za nas swoje cierpienia. Wiesz, właśnie przeżywamy Wielki Post. To czas, kiedy my także możemy coś Bogu ofiarować. Odmówić sobie drobnych przyjemności.- Jakich na przykład? – chciała wiedzieć Kasia, która przestała już płakać.- Oglądania bajek w telewizji, gry na komputerze, jedzenia słodyczy. Można także być grzeczniejszym i składać Bogu duchowe ofiary.- Co to są duchowe ofiary? – zaciekawiła się dziewczynka.- Widzisz Kasiu, jeżeli jest ci smutno, to zamiast płakać, możesz porozmawiać z Panem Jezusem i ofiarować Mu swój smutek. To jest właśnie taka duchowa ofiara. Zrobisz tym przyjemność Panu Jezusowi. Rodzice też będą się cieszyć, że jesteś taka dzielna.- Dobrze, tak będę robić – zdecydowała Kasia zaglądając do pokoju rodziców.Mama zmęczona zasnęła. Grzesio często płakał w nocy, bolał go brzuszek, a teraz cichutko popiskiwał w wózeczku. Asia wzięła siostrę za rękę i szepnęła do ucha:- Weźmiemy małego do siebie, niech mamusia pośpi, aż tatuś wróci z zakupów. Chodź, będziesz mogła pchać wózeczek, jesteś już przecież dużą

dziewczynką.- Zaśpiewam mu kołysankę, taką jak mamusia mi śpiewała przed snem, ale teraz nie ma czasu.Buzia Kasi znów ułożyła się w podkówkę, a w oczach stanęły łzy.- Pamiętaj o duchowej ofierze siostrzyczko - przypomniała Asia, pozwalając Kasi pchać wózek z braciszkiem.- Popatrz, jak on na ciebie patrzy. Gdy zaczęłaś go wozić, zaraz się uspokoił.- Właściwie to fajnie jest się opiekować tym maluszkiem – stwierdziła Kasia - jak podrośnie, to też opowiem mu o duchowej ofierze, tak jak ty mnie – zapewniła dziewczynka.

6.Fałszywe oskarżenie

- Co się stało Asiu? – zapytała babcia.Wnuczka, zawsze taka rozmowna i pogodna, tego dnia po powrocie ze szkoły nie odezwała się ani słowem. Odwracała głowę i ukradkiem ocierała łzy.- Spotkała cię jakaś przykrość?Babcia usiłowała dowiedzieć się co tak bardzo gnębi dziewczynkę. Asia usiadła zrezygnowana przy kuchennym stole i rozpłakała się.- Pamiętasz babciu Izę z którą byłam na obozie?- Tak Asiu, to bardzo sympatyczna dziewczynka, lubiłam jak do nas przychodziła, ale dawno cię już nie odwiedzała, czy ma jakieś kłopoty?- To raczej ja mam kłopoty. Wiesz, po powrocie z wakacji bardzo się zaprzyjaźniłyśmy. Kiedy Iza skręciła nogę, codziennie ją odwiedzałam. Tłumaczyłam lekcje, żeby nie miała zaległości. Gdy chorowała na ospę wietrzną, jako jedyna z klasy przychodziłam do niej, bo inni bali się zarazić. Nawet mama przestrzegała mnie, że mogę złapać to paskudztwo, bo jeszcze nie chorowałam. Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami.Asia zamilkła na chwilkę, ale wielkie łzy nadal toczyły się po jej policzkach. Babcia postawiła przed nią filiżankę z herbatą i przytuliła dziewczynkę.- Dlaczego uważasz, że teraz nie jesteście?- Do naszej klasy przyszła nowa uczennica. Jola, bo tak ma na imię, jest bardzo bogata, ubiera się wystrzałowo, imponuje chłopakom i oczywiście niektórym dziewczynom także. Nie odstępuje Izy ani na krok. Funduje jej w sklepiku różne słodycze. Zrobiło mi się przykro, kiedy Iza powiedziała, że to Jola jest teraz jej najlepszą przyjaciółką. Wiem, tłumaczyłaś mi kiedyś, że z przyjaźnią jest jak z miłością, nikogo nie można do niej zmusić. Mogłabym się pogodzić z tym, że Iza woli przyjaźnić się z Jolą, ale dziś stało się coś bardzo nieprzyjemnego – dziewczynka znowu zalała się łzami.- Dlaczego Asia płacze? – zapyta Kasia wchodząc do kuchni.- Spotkała ją przykrość – odpowiedziała starsza kobieta.Kasia przytuliła się do płaczącej siostry.- Powiedz, co się stało – poprosiła - babcia na pewno znajdzie jakąś radę.- Dzisiaj był sprawdzian z matematyki. Jola nie lubi się uczyć, zadania domowe odpisuje od kogo się tylko da. Dziś Iza chciała podrzucić jej ściągę. Niestety wylądowała ona na mojej ławce i pani to zauważyła. Podeszła do mnie i powiedziała, że nigdy by się nie spodziewała, że ja mogę odpisywać. Usiłowałam się wytłumaczyć, ale Iza wszystkiemu zaprzeczyła. Wmówiła pani, że to moja ściąga. Dostałam jedynkę, ale to mnie nie martwi. Wstyd mi, bo pani myśli, że oszukuję, a Iza, Iza tak bardzo mnie zawiodła.- Tak to smutne, co mówisz Asiu – ze współczuciem powiedziała babcia - wiecie co dziewczynki, pójdziemy na Drogę Krzyżową. Pomodlimy się o rozwiązanie tej trudnej sytuacji. Zwłaszcza przy pierwszej stacji będziemy modlić się za Izę

i Jolę. Jezus też był fałszywie oskarżony, zdradzony przez swoich najlepszych przyjaciół.- Jak to było babciu? - zapytała Kasia.- Widzisz, Judasz Go zdradził, św. Piotr się Go zaparł, inni apostołowie pouciekali i Jezus został sam.- To tak jak Asia dzisiaj w klasie, nikt nie stanął w jej obronie – powiedziała Kasia obejmując siostrę za szyję.- Pomodlimy się również, by Asia umiała wybaczyć swoim koleżankom, tak jak Pan Jezus wybaczył tym, którzy Go skrzywdzili – powiedziała babcia.

7.Takie małe „urządzenie”

- Muszę wam coś koniecznie opowiedzieć – Asia tajemniczo spoglądała na zebraną przy stole rodzinkę.To był jeden z tych nielicznych dni, kiedy mogli razem zjeść obiad, oczywiście nie licząc niedzieli, w pozostałe każdy wraca o innej porze z pracy czy też ze szkoły. Trudno więc o stałą godzinę posiłku.- Masz taką minę jakbyś znała największy sekret świata – Kasia patrzyła na siostrę z rozbawieniem – no powiedz wreszcie, co tam chowasz w zanadrzu?- Wyobraźcie sobie, że ksiądz na religii zaprosił nas i oczywiście wszystkich chętnych dziś na 18 do kościoła. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale powiedział, że po Mszy św. będzie spotkanie z niezwykłym człowiekiem. To młody mężczyzna, niepełnosprawny. Będzie opowiadał o sobie i swojej drodze do Boga. Podobno posiada on takie małe urządzenie, dzięki któremu bardzo szybko można połączyć się z niebem.- Jak to? - oczy Kasi zaokrągliły się ze zdziwienia - to są takie urządzenia? Czy to coś w rodzaju telefonu?- Właśnie, my też o to zapytaliśmy, zwłaszcza chłopcy nalegali, by ksiądz zdradził jakiś szczegół. Niestety, powiedział tylko, że kto chce się czegokolwiek więcej dowiedzieć, musi przyjść na spotkanie.- Pójdziemy, prawda mamusiu? – Kasia błagalnie spojrzała na rodziców.- My z tatusiem mamy już zaplanowany wieczór, zaprosili nas znajomi. Zabierzemy Grzesia, więc możecie pójść z babcią – odparła mama.- To super – Kasia nie kryła entuzjazmu, bardzo pragnęła się dowiedzieć, co to za urządzenie.Po Mszy św. wszyscy zgromadzili się blisko ołtarza. Młody człowiek, około trzydziestopięcioletni, pomagając sobie kulami wyszedł na środek, stanął przed zebranymi i rozpoczął opowieść o sobie. Była to smutna historia porzuconego dziecka, któremu los nie szczędził ciężkich i dramatycznych przeżyć. Znaleziony w szpitalnej izbie przyjęć, z ciężką wadą wrodzoną narządu ruchu, wygłodzony i zziębnięty, cudem przeżył. Nie wie dokładnie kiedy się urodził. Jego wiek określono na podstawie wyglądu i tak zapisano w metryce. Trafił do domu dziecka, w wieku dziesięciu lat został adoptowany. Dzięki miłości rodziców adopcyjnych powoli odnajdywał sens życia, chociaż długo buntował się musząc pokonywać swoje kalectwo. Dziś jest w stanie wybaczyć nawet swoim biologicznym rodzicom, że go porzucili, a to dzięki właśnie małemu urządzeniu, które posiada i które zawsze nosi przy sobie.- Zaraz wam to urządzenie pokażę – mówił, prosząc najbliżej siedzącego ministranta o pomoc w potrzymaniu kuli.Włożył rękę do kieszeni. Kasia prawie przestała oddychać.- Jeszcze chwilę, jeszcze chwilę – trzymał w napięciu i w końcu wyciągnął z

kieszeni różaniec.Wszyscy się uśmiechnęli.- Tak moi drodzy – mówił dalej – tylko dzięki różańcowi nauczyłem się pokonywać własne słabości. Razem z Maryją przeżywałem i nadal przeżywam tajemnice radosne, bolesne, światła. Ufam, że kiedyś dane mi będzie spotkać się z Jezusem i Jego Matką i w pełni przeżyć tajemnice chwalebne.Spotkanie trwało jeszcze chwilę. Grą na gitarze i radosnym śpiewem Gość zachęcał wszystkich do oddania czci Bogu. Otrzymał gorące brawa i zapewnienie zebranych, że i oni będą codziennie korzystać z tego wspaniałego urządzenia, łączącego niebo i ziemię. W powrotnej drodze babcia powiedziała do dziewczynek:- Moja mama opowiadała mi taką historię. Podczas wojny, kiedy kolejny raz uciekali do schronu przeciwlotniczego, jej młodszy braciszek zagubił się w tłumie uciekających. Po nalocie moja babcia szukała go zaniepokojona. Dziadek walczył na froncie. Po kilku godzinach z dużym niepokojem, cały czas ściskając w ręce różaniec i szepcząc słowa modlitwy, weszła do pobliskiego kościoła, który także ucierpiał w czasie nalotu. Pod stertą gruzu, w niewytłumaczalny sposób tworzącą nad głową dziecka zadaszenie, siedział jej wystraszony synek. Była pewna, że ocaliła go Maryja, nieustannie proszona o to w modlitwie różańcowej.- Wiesz babciu, to trochę podobnie jak w piątej tajemnicy Części Radosnej Różańca Świętego – powiedziała Asia – tam też Maryja odnalazła swego Syna w świątyni.- Ja jeszcze nie umiem wszystkich tajemnic, ale nauczę się jak najszybciej, skoro takie cuda dzieją się, gdy się je odmawia – podsumowała Kasia.

8.Czy przyjdzie do mnie św. Mikołaj?

Grzesio był jakiś nieswój tego wieczora. Chodził od okna do okna i ciężko wzdychał.- Co tobie wnusiu? – zapytała babcia.- Och babciu, martwię się. Dzisiaj przecież czekam na św. Mikołaja, ale czy on do mnie przyjdzie babciu? No bo wiesz, ja byłem troszkę niegrzeczny, poplamiłem pościel farbami, nie słuchałem mamy i tobie też niegrzecznie odpowiadałem.W oczach chłopca pojawiły się dwie wielkie łzy. Babcia posadziła wnuka na kolanach.- Nie martw się. Przecież potem przeprosiłeś wszystkich i byłeś już grzeczny. Myślę więc, że spokojnie możesz oczekiwać na św. Mikołaja – powiedziała gładząc wnuka po kędzierzawych włosach.- Oj, jakie to szczęście babciu! Ale powiedz mi, powiedz - prosił Grzesio patrząc babci prosto w oczy – jak św. Mikołaj schodzi z nieba, by przynieść nam prezenty?Babcia zamyśliła się. Po chwili rzekła:- Wiesz, jesteś już dużym chłopcem, więc wytłumaczę ci wszystko – babcia usiadła wygodnie w fotelu i zaczęła opowieść:

Dawno, dawno temu, w dalekiej Azji żył chłopczyk. Mieszkał w pięknym, bogatym domu, nigdy niczego mu nie brakowało dlatego, gdy pewnego dnia szedł z rodzicami ulicą, zdziwił się bardzo, gdy zobaczył żebrzące dziecko, które trzęsło się z zimna. Rodzice dali mu pieniążka i wytłumaczyli swemu synkowi, że to biedne dziecko mieszka w sąsiedztwie. Jego tatuś nie ma pracy, a mamusia ciężko choruje. W domu jest jeszcze pięcioro młodszego rodzeństwa.Mikołaj, bo tak miał na imię nasz bohater, przejął się tym wszystkim bardzo. Wieczorem, gdy rodzice już spali, wziął swoje najlepsze ubranka i buciki oraz troszkę żywności i słodyczy. Nic nikomu nie mówiąc, podrzucił to biednym sąsiadom. Jakaż była radość nazajutrz w ich domu, gdy dzieciaki z przejęciem zakładały na siebie ubranka Mikołaja, zajadały słodycze, których nie jadły od bardzo dawna. Chciały podziękować, ale nie wiedziały komu. Mikołaj od tej pory prawie co wieczór wymykał się z domu, by jakimś ubogim ludziom zrobić drobną przyjemność. Kiedy był już dużym chłopcem pewnego razu spotkał na ulicy zapłakaną dziewczynę z sąsiedztwa, która płacząc opowiedziała mu swoją smutna historię. Nie mogła poślubić tego, kogo kochała, bo nie miała posagu. Rodzice ukochanego nie zgadzali się więc na ich małżeństwo. Mikołaj podarował jej połowę swego majątku. Uszczęśliwieni młodzi dziękowali mu

serdecznie.Niedługo potem Mikołaj został księdzem, następnie biskupem Miry. Wieczorem, gdy wszyscy już spali, zdejmował biskupie szaty i wychodził na ulice miasta. Obserwował życie swoich diecezjan. Gdy widział, że ktoś żyje w nędzy, po kryjomu podrzucał pod drzwi potrzebne rzeczy. Prawda o tym wyszła dopiero po Jego śmierci. Ogłoszono Mikołaja Świętym. Dziś przebywa on w niebie, ale w nocy z 5 na 6 grudnia każdy z nas czeka na prezenty, które w imieniu Mikołaja dostajemy od najbliższych.

Grzesio słuchał uważnie, a kiedy babcia skończyła opowiadanie, przytulił się do niej mocno.- Czy ty coś podarujesz tym, których kochasz? – zapytała babcia.- To cudownie móc sprawiać komuś radość – oznajmił przejęty chłopczyk - pomożesz wymyślić mi coś super dla mojej rodzinki?- Oczywiście Grzesiu – odparła babcia i pocałowała wnuczka.

9.Za wszelką cenę

- Połóż się już Asiu – powiedziała mama, zaglądając do pokoju córki.Dziewczynka zapomniała o upływie czasu. Z dużej encyklopedii wypisywała jakieś ciekawostki.- Asiu późno już - przypomniała mama.- Dobra, zaraz kończę, jeszcze tylko parę zdań zapiszę. Pani nie pozwoliła przynosić gotowców ściągniętych z Internetu. Mamy zadanie z encyklopedii, żebyśmy się nauczyli nią posługiwać. Chciałabym dostać szóstkę. Pani powiedziała, że otrzyma ją ten, kto zgromadzi najwięcej informacji na zadany temat.- Jeszcze nie śpisz Asiu? - zapytał również tato, który właśnie położył do snu Kasię i Grzesia i także zajrzał do pokoju córki - młoda dama w twoim wieku powinna się wysypiać. Twój organizm potrzebuje snu, żeby prawidłowo funkcjonować.

Asia lubiła kiedy tato nazywał ją damą lub królewną. Zamknęła więc encyklopedię, z uśmiechem ucałowała rodziców.– Dobrze położę się teraz, rano poroszę babcię, by sprawdziła moje zadanie, wy zapewne wcześniej wyjdziecie do pracy.- Dobranoc córeczko i powodzenia jutro w szkole.Rodzice zrobili krzyżyk na czole Asi, zgasili światło i zamknęli drzwi do pokoju córki.- Ambitne to nasze dziecko – stwierdził z dumą tato.Mama jednak była zamyślona.- Tak, to prawda, ale trochę się niepokoję, zauważyłam niezdrową rywalizację między Asią a jej koleżanką Iwonką. To ta dziewczynka z sąsiedniego bloku. Ona też jest bardzo ambitna. Mają podobne stopnie. Wychowawczyni także się tym martwi, twierdzi że każda z nich za wszelką cenę chce być najlepsza.- Myślę, że powinniśmy z nią o tym porozmawiać – odrzekł tato.

Rano babcia dokładnie sprawdziła pracę Asi i pochwaliła wnuczkę. Dziewczynka dumna ze swego wysiłku pobiegła do szkoły.

- Jakie pyszne to ciasto babciu – Kasia kończyła już drugi kawałek szarlotki.Obiad i deser jak zwykle wszystkim bardzo smakował. Tylko Asia była jakaś dziwna dzisiaj. Siedziała smutna, niewiele zjadła, a deseru nawet nie tknęła.- Nie cieszysz się, że dostałaś szóstkę, przecież tak bardzo tego chciałaś? - tato nie mógł zrozumieć zachowania córki.- Muszę się wam do czegoś przyznać – ze smutkiem powiedziała dziewczynka - to nie daje mi spokoju. Nie cieszy mnie ta szóstka. Zrobiłam coś bardzo złego.

Nie wiem jak to naprawić.Po policzkach Asi popłynęły wielkie łzy.- Ale co się stało?Mama podała córce chusteczki higieniczne.- Bo, bo… - chlipała Asia wycierając nos – w szatni Iwonka przez roztargnienie zostawiła swoje notatki. Miała więcej informacji niż ja. Zabrałam jej zeszyt do ubikacji i odpisałam to, czego mnie jeszcze brakowało. Potem położyłam notatki tam, gdzie je zostawiła, żeby się nie domyśliła. Resztę już znacie. Pani oczywiście pochwaliła mnie i to ja dostałam szóstkę, ale jakoś ona mnie nie cieszy. Co teraz mam zrobić?- Myślę, że ty już sama wiesz, co masz zrobić - mama spojrzała ze smutkiem, ale i z dumą na swoją córkę.- Ja się wstydzę przyznać pani i Iwonie do tego, co zrobiłam. Zresztą muszę zrobić to przed całą klasą. Oj, jak mi wstyd - Asia płakała rozżalona.- Zrobisz to? – zapytał tato.- Chyba nie mam innego wyjścia. Ta szóstka mi się nie należy. Ale wiecie co, jakoś mi lżej na duszy.- Bardzo się cieszymy. Jesteśmy z ciebie dumni –powiedział tato - najważniejszy jest spokój sumienia. Już chyba zrozumiałaś, że nie można za wszelką cenę zdobywać dobrych ocen.Tato przytulił Asię, która nagle odzyskała apetyt i ze smakiem zjadła szarlotkę babci.

10.Trudne pytania Grzesia 1

- Tatusiu, tatusiu! – Grzesio po obiedzie wdrapał się ojcu na kolana - obiecałeś rano przy pacierzu, że potem wytłumaczysz mi słowa tej modlitwy – chłopiec podparł dłonią główkę – tej o wierze!- Wierzę w Boga Ojca wszechmogącego?- Tak tatusiu, właśnie tej. Co to znaczy?- Takie trudne pytania zadajesz synku, ale spróbuję ci wytłumaczyć. Widzisz Grzesiu, ja jestem twoim ojcem, twoim tatusiem, ale zarówno ja, jak i ty, mamy w niebie jeszcze innego tatusia. On nas wszystkich zna i bardzo kocha, jest Wszechmogący – mężczyzna czule gładził główkę chłopca.- Ale co to znaczy wszechmogący? – zapytał Grzesiu.- To znaczy, że wszystko może. Stworzył cały świat z niczego. Zna każdą naszą myśl i zawsze nas widzi, nawet gdybyśmy schowali się do najgłębszej piwnicy.- A czy ten Tatuś Niebieski zna moje imię?- Tak Grzesiu, zna. On zna imiona wszystkich ludzi na ziemi i każdego pragnie przytulić do swego serca.- To On jest bardzo dobry tatusiu.Grzesiu wtulił się w ramiona ojca i z ufnością patrzył mu w oczy.- Oczywiście, ale chce, byśmy i my byli dobrzy i często o Nim myśleli i modlili się do Niego.- Tatusiu, ale ta modlitwa ma dalszy ciąg, to jakoś było tak: „Stworzyciela nieba i ziemi”. Opowiedz mi o tym.- Wiesz, zróbmy w ten sposób: ty teraz pójdziesz się pobawić do swego pokoju, a ja przygotuję się do pracy, mam dziś drugą zmianę. Kiedy babcia wróci z zakupów, to poprosisz ją, by z Tobą na ten temat porozmawiała.Grzesio niezbyt chętnie odszedł do swojego pokoju i stojąc przy oknie wypatrywał babci. Gdy tylko starsza kobieta weszła do domu wnuczek podbiegł do niej wołając:- Babciu, babciu! Tatuś mówił, że opowiesz mi co to znaczy „Stworzyciela nieba i ziemi”.- Zgoda Grzesiu, ale wcześniej pozwól mi rozpakować zakupy, a ty musisz poskładać swoje zabawki, bo przecież, gdyby ktoś wszedł to pewnie by się przewrócił, tak porozrzucałeś – stwierdziła babcia.- Tak, tak – westchnął Grzesiu - jak tylko chcę, aby ktoś coś mi opowiedział, to zaraz słyszę posprzątaj zabawki.Uwinął się jednak szybko i usiadł koło babci.- Widzisz - zaczęła starsza pani – tak już jest, że każdy człowiek, by mógł coś wykonać musi mieć z czego to zrobić. Jeżeli chcesz, żeby na obiad były pierogi, to ja muszę mieć mąkę, sól, cukier i na przykład ser. Nasz Bóg natomiast jest potężny i stworzył wszystko z niczego.

- O naprawdę, jak to możliwe babciu? - Grzesio miał okrągłe ze zdziwienia oczy - tatuś rano też tak mówił, ale mi tego nie wyjaśnił.- Bóg stworzył wszystko swoim słowem, rzekł „stań się” i się stało –tłumaczyła babcia - cały piękny świat, rośliny, drzewa, krzewy i kwiaty i ptaki i ryby.- I ludzi Pan Bóg stworzył - zawołał Grzesiu - ja wiem, bo tatuś mi mówił, że ci pierwsi ludzie mieli na imię Adam i Ewa.- Tak - dodała babcia – oni byli bardzo szczęśliwi, bo mieli w sobie jasne światło Boże. Zobacz – powiedziała otwierając Biblię dla dzieci – jak pięknie się uśmiechają. Żyli w przyjaźni z Bogiem, ze sobą, z przyrodą, mogli głaskać nawet dzikie zwierzęta.- Ale mieli super – wykrzyknął chłopczyk - jednak na tym drugim rysunku są bardzo smutni, dlaczego?- Bo posłuchali szatana, który ukrył się w wężu. Namówił ich, by złamali Boży zakaz, przekonywał, że staną się piękniejsi i mądrzejsi od Stwórcy.- Ale to było kłamstwo – zawołał Grzesio.- Oczywiście, że to było kłamstwo, szatan jest mistrzem w oszukiwaniu, ale oni uwierzyli mu bardziej niż Bogu. Zgrzeszyli nieposłuszeństwem, ten grzech nazywamy pierworodnym lub dziedzicznym. Pan Bóg musi ich ukarać i dlatego są tacy smutni.- Czy Bóg przestał ich kochać?Grzesio z niepokojem patrzył na babcię.- Oczywiście, że nie. Nawet po grzechu Bóg bardzo kocha człowieka, ale jest konsekwentny, dlatego pierwsi ludzie stracili swoje szczęście.- Ja bym nigdy tak głupio nie zrobił jak oni – Grzesiu z przekonaniem popatrzył na babcię.- Nie? A przypomnij sobie co było wczoraj. Tatuś prosił cię byś nie dotykał jego laptopa, masz swój komputer. Skasowałeś mu bardzo ważne sprawozdanie. Musiał siedzieć długo w nocy, by je napisać od nowa. Dlatego dostałeś karę, jednak tatuś nie przestał cię kochać, prawda?- Tak to prawda, zdenerwowałem tatusia, ale mama kazała mi iść szybko i przeprosić. Wiem, że tatuś mnie kocha i teraz rozumiem, że ta kara była słuszna. Chociaż nie wiem jak wytrzymam miesiąc bez komputera? Chcę, żebyś mi jeszcze coś opowiedziała, może dalszy ciąg modlitwy „Wierzę w Boga Ojca”.- Zostawimy to na następny raz, dzisiaj trzeba już szykować kolację. Pomożesz mi, prawda?- Jasne babciu – zawołał chłopczyk i zarzucił babci ręce na szyję.

11.Trudne pytania Grzesia 2

Zapadał cichy, zimowy wieczór. Grzesio wyszorowany, w cieplutkiej piżamce wyszedł z łazienki i jak to miał w zwyczaju zapukał do pokoju rodziców.- Już jestem gotowy do modlitwy, zawołać dziewczyny?- Tak, oczywiście!Tato podniósł zmęczone od czytania oczy, odłożył jakieś ważne dokumenty i spojrzał z dumą na swojego synka. Po chwili cała rodzina klęczała, odmawiając modlitwę wieczorną. Brakowało tylko babci, która wyjechała do sanatorium. Kiedy skończyli, Grzesio wziął tatę za rękę i oznajmił:- Pamiętasz, obiecałeś babci, że zamiast niej wyjaśnisz mi dalszą część modlitwy „Wierzę w Boga Ojca”.- Masz doskonałą pamięć – tato zaprowadził synka do łóżka i przykrył kołderką - zanim przejdziemy do wyjaśniania chcę opowiedzieć ci pewną historię.- Super! Bardzo lubię opowiadania – Grzesio zadowolony przytulił się do kolan taty.- Jakiś czas temu – mówił tatuś, gładząc Grzesia po lekko kręcących się na grzywce włosach – słyszałem taką historię. W ładnie położonym miejscu, niestety daleko od innych domów, pod lasem mieszkał wdowiec, z dwoma szesnastoletnim córkami, bliźniaczkami i dziewięcioletnim synkiem. Od śmierci żony sam jakoś radził sobie z wychowaniem dzieci, ale kiedy dziewczynki zaczęły dorastać, pojawiły się kłopoty. Chciały dorównać w strojach i w chodzeniu na imprezy innym młodym ludziom. Tatuś kochał bardzo swoje dzieci, niestety miał niewielkie dochody. Dlatego martwił się zachowaniem córek, które nie licząc się z wydatkami, koniecznymi na utrzymanie rodziny, wyłudzały pieniążki na przyjemności. Niewiele też czasu poświęcały na to, by pomóc ojcu. Dlatego mężczyzna bywał bardzo zmęczony i rozczarowany, kiedy po obowiązkach na gospodarstwie musiał jeszcze sprzątać w domu, nawet rzeczy osobiste swoich córek. Wszystko to obserwował bardzo bystry i wrażliwy synek Józio i kiedy widział, że tato jest smutny zawsze starał się go jakoś pocieszyć, pomagał mu też na miarę swoich możliwości. Józio był dzielny, ale bardzo bał się burzy. Pewnego sobotniego wieczoru, kiedy tato wrócił z obory, chłopczyk zauważył, że jest dziwnie blady. Po chwili mężczyzna upadł na podłogę. Dziecko przestraszyło się bardzo. Siostry jak zwykle były na jakiejś dyskotece. Józio podbiegł do telefonu, lecz w słuchawce usłyszał głuchą ciszę. Przypomniał sobie, że telefon im odcięto, nie płacili rachunków. Nie było z czego. Otworzył drzwi, by biec po pomoc do najbliższych sąsiadów. Usłyszał przeraźliwe wycie wiatru, zobaczył przerażającą błyskawicę i usłyszał straszny huk. Szalała burza. Chłopczyk skulił się i szybko wycofał do domu. Spojrzał na leżącego ojca i pokonując strach, ruszył pędem. Deszcz padał, dziecko biegło

ile tchu. Po piętnastu minutach szaleńczego biegu ostatkiem sił zastukał do drzwi najbliższych sąsiadów. Oni sprowadzili pomoc i dzięki temu uratowali życie mężczyźnie, który dostał wylewu. Pobyt w szpitalu i długa rehabilitacja ojca spowodowały, że dziewczynki zmieniły swoje spojrzenie na życie. Zrozumiały, że gdyby wcześniej pomogły tacie, może nie doszłoby do takiej sytuacji. Zaopiekowały się także swoim braciszkiem, który niestety ten bieg przez burzę przypłacił ciężkim zapaleniem płuc.- To dobrze, że one się zmieniły – westchnął ciężko Grzesio.- Widzisz Grzesiu, po to właśnie, aby zmienić nasze twarde, nieczułe na Bożą miłość serca, Ojciec zsyła na ziemię swego jedynego Syna Jezusa. Jeśli uwierzymy, że jest On naszym Panem i będziemy postępować tak, jak nas uczy, będziemy sprawiać Mu radość. Na Matkę swego Syna Bóg wybrał skromną dziewczynę z Nazaretu.- Tak, tak wiem – wtrącił się Grzesio – Maryję. Pani katechetka nam mówiła. Anioł Gabriel wyjaśnił Maryi, że Duch Święty przyniesie Dzieciątko pod Jej Serce.- Właśnie – potwierdził tatuś - dlatego mówimy: I w Jezusa Chrystusa, Syna Jego jedynego, a Pana naszego, który się począł z Ducha Świętego.Mężczyzna ucałował synka w czoło.- Dobranoc Grzesiu, śpij dobrze.

12.Trudne pytania Grzesia 3

Kasia wróciła ze szkoły, rozebrała się i umyła rączki. Weszła do kuchni, w której niezmiennie królowała babcia. W powietrzu unosiły się pobudzające apetyt zapachy.- Chcesz babciu, bym w czymś pomogła?Dziewczynka jak zwykle była gotowa do pracy. Babcia na chwilkę odłożyła krojenie jarzyn.- Mnie nie – powiedziała - ale dzwoniła mama Zosi i prosiła byś zaniosła jej lekcje. Zosia czuje się już lepiej ale jeszcze do końca tygodnia zostanie w domu. Prawie zdążysz zanim rodzice wrócą z pracy i Asia ze szkoły.- Dobrze babciu.Kasia zabrała zeszyty i wyszła. Grzesio, który już nieco zgłodniał widząc, że Kasia wychodzi zmartwił się.- Burczy mi w brzuszku babciu – zawołał - myślałem, że zaraz będzie obiadek, a tu Kasia gdzieś się wybrała, Asi i rodziców jeszcze nie ma. Chyba umrę z głodu! Mogę to ciastko?Chłopczyk już chciał zabrać się za schrupanie ciasteczka leżącego na talerzyku, jednak babcia powstrzymała go. Popatrzyła na wnuczka i z uśmiechem odpowiedziała.- Nie sadzę Grzesiu, żebyś miał umrzeć. Zobacz jakie masz okrągłe i rumiane policzki i brzuszek, który ledwie mieści się w spodniach. Nawet pan doktor ostatnio mówił, żebyś troszkę mniej jadał, zwłaszcza słodyczy. Masz nadwagę.- Ale ja jestem taaaki głodny, a to ciasto jest taaakie dobre – Grzesio uparcie stał przy stole trzymając talerzyk z ciasteczkami.- Wiesz co wnusiu – powiedziała babcia – zrobisz jak zechcesz, ale wcześniej pokażę ci zdjęcie w gazecie.Starsza pani zdjęła z półki gazetę, wzięła chłopca na kolana i zaczęła opowiadać pokazując ilustrację. Na zdjęciu były przeraźliwie chude dzieci, z wydętymi z głodu brzuszkami, ze łzami na wymizerowanych buźkach, o szeroko otwartych, wołających o wsparcie oczkach.- Zobacz. Te dzieci nie jadły już kilka dni – mówiła babcia - jeżeli czujesz głód, to zrób taką duchową ofiarę. Powiedz Panu Jezusowi, że zrezygnujesz z ciasteczka w intencji, by znalazł się ktoś, kto nakarmi te głodne dzieci. A może zrobimy coś więcej. Pieniążki przeznaczone na zakup następnej paczki ciastek wyślemy na misje, dla tych głodnych dzieci. Co o tym myślisz?

Chłopczyk wpatrywał się w dzieci na zdjęciu, potem z nieukrywanym żalem w talerzyk z ciasteczkami. Widać było, że toczy wielką walkę ze sobą. W końcu zdecydowanym ruchem odłożył talerzyk. Po chwili namysłu zgodził się na

propozycję babci. Kiedy rodzina wreszcie w komplecie zasiadła do obiadu, przy stole jak zwykle toczyła się ożywiona rozmowa. Każdy chciał się podzielić wrażeniami z przeżytego dnia. Tylko Kasia była jakaś dziwnie milcząca. Grzesio przypomniał sobie, że tato miał mu wytłumaczyć dalszą część „Składu Apostolskiego”. Patrząc ojcu w oczy przypomniał o czym mówili rano po skończonej modlitwie.- Zapytałem tatusiu, czy jak się modlimy „zstąpił do piekieł”, to znaczy, że Pan Jezus poszedł do piekła? Powiedziałeś, że wyjaśnisz mi to przy obiedzie.- Posłuchaj Grzesiu – tato skończył pić kompot i odstawił szklankę - zanim Pan Jezus oddał za nas życie, niebo było zamknięte. Gdy umierali dobrzy ludzie, to nie mogli się tam dostać, wobec tego czekali na Zbawiciela w Otchłani.- W Otchłani? - Grzesiowi ze zdziwienia zupełnie zaokrągliły się oczy - czy tam było dobrze? Tato pogładził synka po główce.- W Otchłani ludzie bardzo tęsknili za Bogiem. Chcieli, by jak najszybciej się dokonało odkupienie, by Jezus po nich przyszedł, bo bez Niego byli nieszczęśliwi. Więc gdy mówimy „zstąpił do piekieł”, to znaczy, że Pan Jezus poszedł po tych sprawiedliwych do Otchłani, by więcej nie tęsknili.- To tak jak Zosia – przemówiła po raz pierwszy przy dzisiejszym obiedzie Kasia.- A co Zosia ma z tym wspólnego? - Grzesio popatrzył na siostrę zdumiony. Zresztą wszyscy okazali niemałe zainteresowanie.- Zosia jest bardzo smutna, bo jej tatuś nie przyjechał na urodziny, które miała wczoraj, chociaż obiecał. Ona bardzo za nim tęskni. Przysłał tylko paczkę z prezentem przez swojego kolegę. Zosia dzwoniła do niego, ale nie miał nawet czasu, by z nią porozmawiać. Najpierw był na jakieś ważnej naradzie, potem na biznesowym spotkaniu, jeszcze później na bankiecie. Wiecie, że Zosia nawet nie rozpakowała tego prezentu. Twierdzi, że nie potrzebuje kolejnej lalki, ani torebki ani sukienki. Ma ich całe mnóstwo. Chciałaby chociaż chwilkę posiedzieć tacie na kolanach i przytulić się do niego. Jak to dobrze tatusiu, że ty jesteś z nami – Kasia objęła ojca za szyję i mocno ucałowała.- Tak – powiedziała mama – tęsknota jest bardzo przykra. Pomodlimy się dziśza Zosię.- Mamusiu – wtrącił Grzesio – podziękujemy też Panu Jezusowi za to, że nasodkupił i nie musimy już iść do Otchłani. A ja jeszcze mam Mu coś ważnego dopowiedzenia na temat ciasteczek.Chłopczyk popatrzył na babcię i porozumiewawczo mrugnął do niej okiem.

13.Trudne pytania Grzesia 4

Chłopczyk siedział przy stoliku i kończył kolorować obrazek. Babcia, która po powrocie z sanatorium znowu zaczęła „królować” w kuchni, wydobywała smakowite zapachy z różnych potraw. Grzesio skończywszy swoje dzieło przyglądał się bacznie kolorowance, przestawiającej poszczególne sceny z modlitwy „Wierzę w Boga Ojca”.- Babciu – zapytał w pewnym momencie – dlaczego ten polski Piłat umęczył Pana Jezusa?Babcia odstawiła garnek z zupą i usiadła obok wnuka.- Grzesiu, nie polski tylko Poncki, mówi się „umęczon pod Ponckim Piłatem”. Piłat był Rzymianinem i zatwierdził wyrok śmierci na Pana Jezusa, chociaż Jezus był niewinny. Znaleźli się fałszywi świadkowie, którzy mówili o Nim nieprawdę.- Co to znaczy, że ktoś jest fałszywym świadkiem?Grzesiu jak zwykle chciał wszystko dokładnie wiedzieć. Babcia zamyśliła się. Potem posadziła wnuka na kolanach i powiedziała:- Posłuchaj pewnej historii:

Jola chodzi do klasy czwartej. Każde dziecko miało przynieść jakąś roślinkę do szkoły. Uczniowie poukładali je na parapecie i obserwowali, jak rosną. Pani zawsze prosiła, by wszystkie dzieci wychodziły z klasy, kiedy jest przerwa. Tylko dyżurni mogli zostać, by uporządkować salę lekcyjną. W tym tygodniu funkcję tę pełnili Tomek i Zosia. Właśnie kończyli ścierać tablicę i ustawiać prosto krzesła oraz ławki. Do końca przerwy zostało jeszcze pięć minut. Po przerwie miały się odbyć zajęcia z wychowania fizycznego. Pani zostawiła w klasie piłkę. Tomek, jak zawsze bardzo ruchliwy, postanowił, że sobie nią troszkę poodbija. Podrzucił piłkę do góry a ona nieszczęśliwie wylądowała na parapecie łamiąc przy tym kwiatka przyniesionego do szkoły przez Jolę, która bardzo o niego dbała.- Co teraz będzie? – krzyknęła przerażona Zosia.Tomek szybko schował piłkę. Usiłował wyprostować złamaną gałązkę, ale pogorszył tylko sprawę, bo urwała się całkiem. Wyrzucił ją do kosza. Kwiatek wyglądał żałośnie- Wiesz co Zośka, powiemy, że to Łukasz z piątej klasy przybiegł tu i nam zniszczył tego kwiatka. Inaczej pani będzie się gniewać na nas – Tomek szukał wyjścia z sytuacji.- To po co rzucałeś piłką? – Zosia była zakłopotana - i nie na nas będzie się gniewać, tylko na ciebie. Najlepiej się przyznaj.- Nie mogę, bo pani wpisze mi uwagę. Już mam trzy. Pamiętaj masz mówić, że to Łukasz, bo inaczej powiem pani, że ty też rzucałaś.Rozległ się dzwonek. Dzieci wbiegły do klasy, po chwili weszła pani. Jola, która siedziała przy oknie zaraz zauważyła szkodę.

- Ktoś zniszczył mojego kwiatka – powiedziała na głos - na poprzedniej lekcji był jeszcze całkiem dobry, miał takie ładne kwiaty.Wychowawczyni popatrzyła surowym wzrokiem na uczniów.- Czy ktoś oprócz dyżurnych wchodził w czasie przerwy do sali?W klasie panowała cisza.- No słucham? To może dyżurni nam to wyjaśnią.- Pamiętaj, że jak mnie sypniesz, to powiem pani, że ty też rzucałaś – szepnął Tomek do siedzącej przed nim Zosi, a głośno powiedział - to Łukasz proszę pani, on wszedł tu i rzucił piłką prosto w kwiatka. Prawda Zośka?Zosia zarumieniła się, wstała i nic nie mówiła.- Zosiu, czy to prawda – zapytała pani. Zosia kiwnęła tylko głową.- Kamil idź do piątej klasy i poproś Łukasza – wydała polecenie nauczycielka. Po chwili chłopak stał przed wychowawczynią klasy czwartej, która usiłowała dociec prawdy.- Czy to ty zniszczyłeś kwiatka Joli? Tak twierdzą dyżurni.- To nieprawda proszę pani – Łukasz stał zaskoczony przed klasą.- To on proszę pani – uparcie twierdził Tomek- Zośka powiedz, że to nieprawda – prosił ŁukaszZosia rozpłakała się.- To nie Łukasz proszę pani, on nie był w naszej klasie. To my rzucaliśmy piłką.Zosia popatrzyła z wyrzutem na Tomka.- Zachowujesz się jak tchórz – szepnęła mu do ucha - nie będę fałszywym świadkiem, choćbym miała winę wziąć na siebie.- Co wy tam szepczecie? - chciała wiedzieć pani.Słowa Zosi poruszyły sumienie Tomka. Z trudem wykrztusił przez ściśnięte gardło– To nie Łukasz ani Zosia, to ja złamałem kwiatka. Bałem się kolejnej uwagi i tak mam już szlaban na komputer w domu. Bardzo was wszystkich przepraszam.

Starsza pani przerwała na chwilę opowiadanie. Zasłuchany Grzesio popatrzył na nią swoimi mądrymi oczkami.- Już wiem babciu – zawołał - Tomek chciał, by Zosia została takim fałszywym świadkiem – prawda?- Właśnie tak, dobrze zrozumiałeś. Pan Jezus bardzo cierpiał, kiedy go fałszywie oskarżano o to, czego nie zrobił. Został ukrzyżowany. Pójdziemy juro na Drogę Krzyżową, to będziesz mógł zobaczyć więcej z Jego męki. Pamiętaj jednak, że ile razy robimy coś złego komukolwiek z ludzi, to tak samo jakbyśmy robili to Panu Jezusowi. Podobnie jest z dobrem. Dlatego trzeba się starać, by innym przychodzić z pomocą. Myślę, że gdy ładnie posprzątasz swój pokój, to rodzice bardzo się ucieszą i Pan Jezus będzie zadowolony.- Dobrze babciu, już biegnę, aby zdążyć przed przyjściem rodziców – powiedział Grzesiu i zabierał się za pracę.

14.

Trudne pytania Grzesia 5- Czy gdzieś wyjeżdżasz tatusiu?Grzesio przystanął obok spakowanego plecaka i patrzył z niepokojem w oczy taty. Mężczyzna przysiadł na krześle i posadził chłopca na kolanach.- Zapomniałeś? Rozmawialiśmy na ten temat przedwczoraj wieczorem. Asia ma 14 urodziny, więc zgodnie z naszą umową zabieram ją na sobotę i niedzielę w góry. Zostajesz w domu jako jedyny mężczyzna i musisz mnie godnie zastąpić. Zaopiekujesz się mamą, babcią i Kasią, prawda? Grzesio poważnie skinął głową.– Jasne, że się zaopiekuję, możesz spokojnie jechać i pokazać Asi najpiękniejsze miejsca.- Już nie mogę się doczekać, kiedy ja będę kończyć 14 lat i gdzieś się razem wybierzemy, tatusiu – powiedziała Kasia przysłuchująca się dotąd w milczeniu rozmowie.- W przyszłym miesiącu kończę 10. To czas, kiedy zacznę dostawać kieszonkowe. Będę mogła coś sobie kupić, widziałam taką śliczną bluzkę.Kasia rozmarzyła się, ale tato szybko sprowadził ją na ziemię.- Wiesz, że 10 lat to nie tylko przyjemności i kieszonkowe, ale też dodatkowe obowiązki w domu. Od przyszłego miesiąca na zmianę z mamą, Asią, babcią i ze mną będziesz mieć dyżury przy zmywaniu naczyń w kuchni.-Tak, wiem! Mama mi tłumaczyła. Szkoda, że naczynia same się nie myją, ale mówi się „trudno”. Przecież nie codziennie wypadnie mój dyżur. Wiem, że gdy skończę 13 lat, to będę jak Asia przygotowywać raz w miesiącu jakąś potrawę dla wszystkich, ale w zamian będę mogła pójść do kina i dostanę pieniążki na bilet. Trochę nie mogłam zrozumieć dlaczego u nas w domu mamy takie zasady, ale to fajnie, że tak jest – stwierdziła Kasia.- Dlaczego? – zaciekawił się tato.- Wczoraj byłam u Kingi, to moja koleżanka z klasy. Ona zawsze ma pieniądze i jej siostry też, bo rodzice dają im kieszonkowe już od dawna, ale one ciągle się o wszystko kłócą. Jej siostra, Ewa, chodzi do tej samej klasy co nasza Asia i też ma urodziny, ale ona robi imprezę, bo mówi, że to obciach jeździć gdzieś tam z rodzicami. Też tak myślałam, ale Kinga powiedziała mi, że bardzo jej się podoba ten nasz sposób na wykonywanie obowiązków i świętowanie urodzin. Ona ma zamiar poprosić rodziców o taki właśnie prezent na swoje urodziny. Chciałaby tak jak ja czekać na coś wspaniałego – Kasia objęła ojca za szyję – fajnie, że z mamą tak wymyśliliście.- A gdzie zabierzesz Asię na 16 urodziny? – zapytał jak zwykle chcący wszystko wiedzieć Grzesio.- Na randkę do restauracji – odpowiedział z uśmiechem tato.- Dlaczego?- zdziwił się Grzesio - na randkę chodzi się przecież z chłopakiem.Do pokoju weszła spakowana i gotowa do drogi Asia.- Pewnie, że z chłopakiem braciszku – powiedziała dziewczynka i pogładziła

brata po kędzierzawych włosach – ale tatuś chce mi pokazać jak powinnam być traktowana przez tego chłopaka. Wcześniej jednak będę mieć 15 urodziny i wówczas pojedziemy z mamą i z tatą na dwa dni do miasta, które wybiorę. Będziemy spać w hotelu i zwiedzać zabytki.Asia także przytuliła się do taty.- Cieszymy się z mamą, gdy możemy sprawić wam radość. Co się stało synku, czemu tak się zasępiłeś?Tato pochylił się nad zmartwionym chłopcem.- Obiecałeś, że mnie przepytasz z „Wierzę w Boga Ojca”. Chciałem jutro w przedszkolu poprowadzić modlitwę. Miałeś mi też tatusiu wyjaśnić te ostatnie słowa o „żywocie wiecznym”. Czy tam, w tym „żywocie”, będzie nam dobrze. Czy będziemy szczęśliwi, nie będziemy się nudzić? Pewnie już nie zdążysz odpowiedzieć na moje pytania?Grzesio z żalem kiwał główką.- Zdążę! Jeszcze mamy trochę czasu.Tato usiadł obok synka na kanapie.- To, czy w wieczności będziemy szczęśliwi – tłumaczył - zależy od naszego życia tutaj. Jeżeli zawsze będziemy przyjaźnić się z Bogiem i słuchać Jego słów, to będziemy szczęśliwi, bo będziemy bisko Niego. On zatroszczy się o to, byśmy nie byli smutni i nie nudzili się. Zresztą z Bogiem nie można się nudzić. Przygotował dla nas wielką niespodziankę.- Większą niż mama i ty tatusiu dla nas na urodziny?Chłopczyk miał okrągłe ze zdziwienia oczy.- Jasne, że większą. Porozmawiamy o tym po naszym powrocie z wyprawy. Teraz już musimy iść. Ucałujcie mamusię od nas, kiedy wróci z pracy. Zadzwonię do niej, jak dojedziemy. Zostańcie z Bogiem- Z Bogiem – zgodnie odpowiedzieli Kasia i Grzesio oraz babcia, która wyszła z kuchni i wręczyła Asi przygotowane uprzednio kanapki– Szczęśliwej drogi! – powiedziała.

15.

Nie tylko adwentowe postanowienieGrzesio siedział ze spuszczoną głową i wpatrywał się w palce u nóg,

nieco pomarszczone po długiej kąpieli. Był zakłopotany, miał świadomość, że źle postąpił. Babcia, zobaczywszy jego smutną minę, usiadła obok. Głaszcząc mokrą jeszcze czuprynkę wnuczka, usiłowała nawiązać rozmowę.- Ciągle myślisz o panu Józefie? – zapytała.Chłopiec podniósł błyszczące od łez oczy i patrzył smutno przed siebie. Po chwili rzekł:- Tak! Zachowałem się bezmyślnie. Zupełnie zapomniałem, że zostawiłem zakupy sąsiada u Franka. Wiesz babciu, myśmy razem wracali ze sklepu i Franek zaprosił mnie na chwilkę do siebie. Chciał mi pokazać nową grę. Czas upłynął tak szybko, że gdy zorientowaliśmy się, która jest godzina to musieliśmy już wyjść do szkoły i zupełnie zapomniałem, że pan Józef czeka na te bułeczki. Jest mi tym bardziej wstyd, że sąsiad zawsze obdarowuje mnie słodyczami albo drobnymi kwotami w zamian za to, że robię mu poranne zakupy. Wiedziałem przecież, że ma cukrzycę i musi zjeść posiłek zaraz po zastrzyku, ale zapomniałem. Przeze mnie o mało nie wpadł w śpiączkę! - chłopczyk rozpłakał się na dobre. Babcia przytuliła go.- Nie bądź dla siebie taki surowy – powiedziała. - Ktoś z nas dorosłych powinien tego dopilnować. Wszystko dobrze się skończyło dzięki pani pielęgniarce, która akurat szła odwiedzić swego podopiecznego i dzięki temu, że nie zamknąłeś drzwi od mieszkania pana Józefa na klucz. Rozumiem, że jest ci wstyd, jednak to zdarzenie chyba wiele cię nauczyło?- Tak babciu, ale właściwie dlaczego pan sąsiad mieszka sam? Starsza kobieta zamyśliła się.- Widzisz, Grzesiu – powiedziała po chwili milczenia – czasami tak dziwnie się w życiu składa. Jest nawet takie powiedzenie: „Kogo Pan Bóg miłuje, tego krzyżuje”. W zasadzie można je odnieść do pana Józefa. Tak wiele już wycierpiał. Od niedawna mieszka tuż obok nas. Zamienił się mieszkaniem z naszymi poprzednimi sąsiadami. Mieszkał na czwartym piętrze w bloku, w którym nie ma windy. Bez nogi ciężko mu było się poruszać po schodach.- Co się stało z jego nogą? - chłopczyk chciał wszystko dokładnie wiedzieć.– To skutek choroby - odpowiedziała babcia - kiedyś opowiadał mi, że bardzo go bolała i lekarze zdecydowali, że trzeba ją amputować.- To straszne, bardzo mu współczuję. Czy pan Józef nie ma rodziny? Oprócz pani pielęgniarki, nikt do niego nie przychodzi - Grzesiu pytająco patrzył na swoją babcię.- Wiesz, Grzesiu, pan sąsiad nie mówi o tym chętnie, być może krótko się jeszcze znamy. W Uroczystość Wszystkich Świętych i w Dzień Zaduszny poprosił mnie, bym pomogła mu dostać się do kościoła na Mszę św. i na cmentarz. Tam zapalił znicze i modlił się przy grobie swojej żony i synka. Powiedział mi tylko, że zginęli w wypadku. Nic więcej nie wiem. Wiem jednak,

że potrzebuje naszej pomocy.- O, tu jesteście – Asia i Kasia jednocześnie weszły do pokoju brata. - Idziemy spać i chcemy powiedzieć dobranoc.- Dobrze, że tu zajrzałyście! Trzeba wymyślić coś, aby pan Józef nie czuł się samotny. Babcia z nadzieją patrzyła na wnuczki. Kasia usiadła obok Grzesia na łóżku.– Mogę z tobą, Grzesiu, robić zakupy dla pana sąsiada w te dni, kiedy mam na później do szkoły – zadeklarowała chęć swojej pomocy.- Zbliża się Adwent – myślała głośno stojąca w drzwiach pokoju Asia. - Zmobilizuję swoich przyjaciół ze szkolnego koła Caritas. Będziemy odwiedzać pana Józefa, zrobimy mu też przedświąteczne porządki.- To wspaniale! – powiedziała babcia. - Może uda mi się namówić sąsiadki do tej akcji. Wszyscy razem musimy zadbać, by nie było to tylko adwentowe postanowienie, ale ciągle trwająca pomoc!

16.

Utracony dar- Mamusiu, proszę Cię, pomóż mi szukać! Może jeszcze gdzieś znajdziemy?Grzesio, ocierając łzy już chyba po raz dziesiąty, przeszukiwał szatnię.- Ależ synku, telefon nie jest aż tak mały, zobaczylibyśmy, gdyby gdzieś tu leżał. Prosiłam cię rano, abyś nie zabierał go do szkoły. Przecież nie możecie mieć załączonych, ale się uparłeś. Chciałeś zaimponować kolegom, prawda?Zmartwiona mama usiłowała przekonać synka, by zakończył poszukiwania.- Wiem mamusiu, źle zrobiłem.Chłopiec nie mógł powstrzymać łez, które jak grochy toczyły się po policzkach. Koleżanki i koledzy dawno wyszli już ze szkoły. Szatnia była pusta. Mama usiłowała uspokoić synka. Nie pomagały jednak żadne słowa. Grzesio korzystając, że nie ma nikogo, płakał niemal na cały głos. Ten telefon otrzymał od wujka Rafała, to najnowocześniejszy model. Wszystkie dzieci w klasie podziwiały nowy nabytek Grzesia.- Pomyśl, gdzie miałeś go po raz ostatni? – zapytała mama. Grzesio zmarszczył czoło. Nagle jego buzia rozpromieniła się.- Wycinaliśmy kwiaty z bibuły, a potem Kasia zsuwała śmieci z ławek wprost do kosza, który trzymał Adam, oni są dyżurnymi. Mój telefon leżał pod tymi śmieciami. Mamo, może on jest w koszu?Nie zwracając uwagi na to, że ma już ubrane buty chłopiec pobiegł do klasy. W ostatnim momencie zdążył powstrzymać panią sprzątaczkę przed wysypaniem zwartości kosza do dużego worka na śmieci.- Proszę pani, proszę mi pomóc, w koszu jest mój telefon! Sprzątaczka, pani Jola, zawsze życzliwa i wyrozumiała dla uczniów, pochyliła się nad stertą pociętej bibuły. Powstrzymała rękę Grzesia, który chciał zanurzyć ją w koszu.- Poczekaj, ja mam rękawiczki, nie będziesz grzebał w śmieciach gołymi rękami!

Po chwili trzymała w dłoni komórkę chłopca, który z radości obdarzył ją całusem w policzek. Jednym susem znalazł się przy mamie.- Wiesz, tak się cieszę, że ten telefon się odnalazł! Jutro jedziemy do wujka Rafała, byłoby mu pewnie przykro, gdyby się dowiedział, że go zgubiłem.- Rozumiem - powiedziała mama i pogładziła synka po rozwichrzonej czuprynie. Wiesz po co jedziemy do wujka, prawda?- Tak mamusiu, będą chrzciny Jacusia, synka wujka. Cieszę się, jeszcze nigdy tak z bliska nie widziałem chrztu! A właśnie mamusiu, po co jest chrzest?- Bardzo się zmartwiłeś, gdy zgubiłeś telefon? – odpowiedziała pytaniem na pytanie mama. Chłopiec przytaknął główką.- Było ci przykro, tym bardziej, że jest to dar od wujka. Kiedyś ludzie otrzymali od Pana Boga wspaniały dar – kontynuowała mama - byli szczęśliwi, bo mogli być bardzo blisko Boga, rozmawiać z Nim. Żyli w przyjaźni ze Stwórcą, ze światem przyrody, także ze sobą. Nie mieli wyrzutów sumienia, bo nie zrobili nic złego. Mieli w duszy jasne światło Boże. Ale pewnego razu stało się

nieszczęście, ludzie posłuchali szatana, który był zazdrosny o to, że oni są tacy piękni i szczęśliwi. Namówił ich, by zrobili coś złego. Wtedy ludzie stracili przyjaźń z Bogiem, zaczęli się też kłócić miedzy sobą, zabijać i zaczęli mieć potworne wyrzuty sumienia, bo popełnili grzech pierworodny, zgrzeszyli nieposłuszeństwem. Zgasło w nich jasne Boże światło. Bez Boga nie umieli być dobrzy i szczęśliwi. Byli bardzo smutni. Gdy zrozumieli, co zrobili, żałowali i prosili dobrego Ojca w niebie, który nigdy nie przestał ich kochać, by się ulitował i pomógł im naprawić uczynione zło. Bardzo tęsknili. Wołali do Stwórcy o ratunek, a On, widząc ich skruchę, zesłał na ziemię Zbawiciela.- Wiem, Jezusa, który za nas oddał życie w okrutnej męce. Babcia i tato mi opowiadali, gdy uczyłem się modlitwy „Wierzę w Boga Ojca” – Grzesio wszedł mamie w słowo.- Tak, właśnie Pan Jezus otworzył nam niebo i ustanowił chrzest święty, który jest wielkim darem. W czasie chrztu otrzymujemy łaskę uświęcającą, zostaje zgładzony grzech pierworodny, a na duszy wyryte znamię przynależności do Chrystusa. Stajemy się dziećmi Bożymi. Dlatego Jacuś będzie ubrany w białe ubranko i otrzyma białą szatkę. Ja będę jego chrzestną mamą.- Mamusiu, jak to dobrze, że Jezus podarował nam tak wspaniały dar! - Grzesio jak zawsze potrafił wyciągnąć mądry wniosek z rozmowy.- Tak, to prawda. Popatrz przechodzimy obok kościoła, wejdźmy, by Mu za to podziękować – powiedziała mama.

17.

A tak ci ufałamAsia, jak zwykle na przerwie podeszła do okna, znajdującego się we wnęce gimnazjalnego korytarza. Tu spędzała każdą wolną chwilę z Piotrkiem, kolegą z I a. Rozumieli się i mieli wiele wspólnych tematów. Pasjonowała ich matematyka, lubili razem rozwiązywać zadania. Rozmawiali o sprawach, które ich nurtowały. Wymieniali się e-mailami. Relacje między nimi można by nazwać głęboką przyjaźnią, a może nawet czymś więcej. Dziś jednak Piotrek zmroził ją zimnym spojrzeniem.- Myślałem, że jesteś inna, zawiodłem się na tobie – powiedział i odszedł z kolegami.- Co się stało? - Asia nie mogła zrozumieć o co chodzi Piotrkowi.Chłopak jednak nie zatrzymał się nawet na sekundę, by wyjaśnić sprawę. Dziewczyna przez chwilę usiłowała zebrać myśli. Zaczęła iść w stronę chłopców, ale rozmyśliła się.- Co go ugryzło? - zastanawiała się analizując ostatnie spotkanie. Nie miał powodu się obrazić, nie zrobiła nic złego.- Co, książę z bajki się ulotnił? - Ania podeszła do smutnej Asi.Znały się od piaskownicy, chodziły do tej samej klasy w podstawówce, a teraz w gimnazjum dzieliły nawet tę samą ławkę. Od czasu, gdy Asia zaprzyjaźniła się z Piotrem, spotykały się nieco rzadziej. Chociaż ostatnią sobotnią noc Ania spędziła u koleżanki. Trochę się uczyły i jak to dziewczyny, rozmawiały o ciuchach i chłopakach.- Nie wiem, o co mu chodzi? Nic z tego nie rozumiem – Asia była naprawdę zdezorientowana..- Stroi fochy, nie przejmuj się - Ania próbowała pocieszyć koleżankę, ale brzmiało to jakoś nieszczerze.W tej właśnie chwili zadzwonił dzwonek na lekcję. Asia nie mogła się skupić. Nie zrozumiała zupełnie zadania, które tłumaczyła pani od matematyki. Wyrwana do tablicy zrobiła banalny błąd w obliczeniach. Nie mogła doczekać się przerwy. Gdy wreszcie rozległ się dzwonek z mieszanymi uczuciami podeszła pod klasę I a. Poczekała na Piotra. Blokując mu przejście powiedziała:- Nie znoszę niedomówień, o co chodzi?- Nie udawaj. O twojego wczorajszego maila. Jak mogłaś tak napisać? Nie miałaś odwagi powiedzieć mi wprost, co o mnie myślisz?- We wczorajszym mailu wysłałam Ci zadania do rozwiązania i pozdrowienia, nic więcej – wyjaśniła Asia.- Przynajmniej miałabyś odwagę się przyznać, nie znoszę kłamców – Piotrek był naprawdę poirytowany - jestem nieudacznikiem, co? Mogłaś sobie przynajmniej darować tę uwagę o moim ojcu.Piotrek prawie nikomu nie mówił o swoich problemach z ojcem alkoholikiem, który często robił w domu awantury. Wiedziała o tym tylko Asia.- Piotr, co ty mówisz? Nic takiego nie pisałam – Asia miała łzy w oczach, ale

Piotrek już jej nie słuchał. Odszedł rozzłoszczony.Dziewczyna wyszła ze szkoły. W domu nawet nie tknęła obiadu, płakała w swoim pokoju. Mama wyjechała na delegację, tacie w zasadzie nie chciała się zwierzać, ale on, zmartwiony zachowaniem córki, usiłował dociec co się stało. Więc połykając łzy opowiedziała mu całą sytuację.- Wiesz Asiu, istnieje taka możliwość, że ktoś wysłał tego maila w twoim imieniu – tato był nie mniej zmartwiony niż Asia - czy ktoś zna twoje hasło?Wtedy Asia doznała olśnienia.- Tylko Ania i tylko jej mówiłam o sytuacji domowej Piotra, ale ona jest moją najlepszą przyjaciółką, nie mogła tego zrobić, tato, nie wierzę! Chociaż faktycznie ostatnio jakoś dziwnie się zachowywała.- Ubieraj się, idziemy do Ani – powiedział tato – trzeba to wyjaśnić.W tym samym momencie rozległ się dzwonek do drzwi.- Asiu, masz gości – poinformowała babcia stając w drzwiach pokoju dziewczynki. W drzwiach pojawiła się również Ania, a za nią wszedł do środka Piotrek.- Czy możemy porozmawiać?Ania stawała się raz czerwona, raz blada. Tato wstał chcąc wyjść, lecz Ania zatrzymała go mówiąc:- Niech pan zostanie, pewnie Asia opowiedziała już panu tę historię. Proszę cię Asiu, wybacz mi. Byłam do spowiedzi, bo sumienie gryzło mnie jak ogromny robal. Ksiądz uświadomił mi, że to oszczerstwo, nadużycie zaufania, złamanie prywatności i w ogóle… nasłuchałam się ile wlezie. Należało mi się. Zrobiłam to z zazdrości, nawet nie o Piotra, tylko o ciebie. Dawniej zawsze miałaś dla mnie czas. Teraz tylko Piotr i Piotr. Wiem, że mnie to nie usprawiedliwia, ale bardzo chcę naprawić swój błąd. Wyjaśniłam już sprawę Piotrowi. Czy wybaczysz mi - proszę?- Asia ukryła twarz w dłoniach, przez palce spływały jej łzy, po chwili opanowała się i powiedziała:- Spróbuję Aniu, na razie czuję jeszcze wielki żal, przecież tak ci ufałam…

18.

Pieniądze to nie wszystko- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus – powiedziała Asia połykając łzy.- Na wieki wieków. Amen – powitała babcia wracającą do domu dziewczynkę -

co się stało? Dlaczego płaczesz?Asia zrezygnowana usiadła przy kuchennym stole. Łzy płynęły jej ciurkiem po policzkach. Żal ściskał ją za gardło i uniemożliwiał wydobycie głosu. Wyciągnęła w kierunku starszej pani torebkę. Teraz dopiero babcia zauważyła, że była pocięta, a w środku brakowało portmonetki.- W ogóle nie zauważyłam jak to się stało – powiedziała wreszcie Asia - w autobusie zrobił się nagle tłok, dopiero jak wysiadłam zorientowałam się w sytuacji. Torebkę pocięto jakimś bardzo ostrym narzędziem. Miałam tam wszystkie zarobione pieniądze. Co ja teraz zrobię? - martwiła się.Od pierwszego kwietnia do końca czerwca Asia zobowiązała się opiekować dzieckiem znajomej mamy. Zaraz po lekcjach jechała, by przejąć opiekę nad malcem i zostawała tam aż do powrotu z pracy taty Piotrusia, czyli do około dwudziestej. Wtedy dopiero wracała do domu, odrabiała lekcje i kładła się spać. Gimnazjum, do którego uczęszcza, ma wysoki poziom nauczania, więc chcąc być na bieżąco solidnie przykładała się do pracy. Pilnowanie chłopca też wymagało sporego wysiłku. Miała jednak niezwykle dobry kontakt z rozpieszczonym trzylatkiem, który wcale nie był łatwym do wychowania dzieckiem. Często marudził, próbował manipulować rodzicami, którzy nie mieli dla niego zbyt wiele czasu. Asia jednak znalazła drogę do jego serca. Piotruś przy niej stawał się jakby grzeczniejszy i bardziej wyciszony. Dużo mu czytała, bawiła się z nim i opowiadała bajki, które sama znała z niedawnego przecież dzieciństwa. W ten sposób chciała zarobić na wakacje. Jutro właśnie mijał termin wpłaty wyznaczonej sumy w biurze podróży, dlatego już dziś Asia dostała od rodziców chłopczyka pieniążki, chociaż jeszcze zostało kilka dni do końca czerwca.- Tak się cieszyłam na ten wyjazd.Rozżalona dziewczynka wciąż nie mogła powstrzymać łez. Nie zauważyła, że od kilku minut całą sytuację obserwuje jej młodsze rodzeństwo: Kasia i Grzesio. Braciszek zacisnął piąstki i z gniewną minką podszedł do siostry.- Gdybym złapał tego złodzieja, to nie wiem co bym mu zrobił -powiedział hardo – a właściwie wiem! Stłukłbym go na kwaśne jabłko.Asia przytuliła chłopca.- Dziękuję Grzesiu – powiedziała ocierając łzy – ale wiesz, teraz przypomniało mi się takie opowiadanie, które czytał nam kiedyś tatuś. Zdaje się, że jego autorem jest Bruno Ferrero. Nie pamiętam dokładnie jego treści, ale sens jest taki, że okradziony starszy pan, któremu złodziej przyłożył pistolet do głowy i zabrał wszystko, co miał, wieczorem modlił się dziękując Bogu za to, że żyje, że w chwili napadu nie było przy nim jego córki i żony, modlił się za złodzieja.Milcząca dotąd Kasia podeszła do siostry i podała jej chusteczki, a głośno

powiedziała:- Chociaż to niezwykle trudne, dzisiaj przy wieczornej modlitwie pomodlimy się za tego złodzieja. Ale modlitwa nie zwróci tobie Asiu pieniążków.Pogładziła siostrę po mokrych od łez policzkach.- Wiesz Kasiu, trudno, bardzo mi ich żal, ale dość tych łez – powiedziała Asia zdecydowanym tonem - najważniejsze jest to, że mam kochającą rodzinkę. Gdyby nie wy, byłoby mi bardzo smutno. Pieniądze to nie wszystko.Zajęte rozmową rodzeństwo nie zauważyło nawet, że w przedpokoju zrobił się ruch. Po chwili dopiero uradowany Grzesio zawołał:- Ciocia i wujek przyjechali, ale niespodzianka!Do kuchni weszła najpierw ciocia Ania, która była chrzestną mamą Asi, a za chwilę w drzwiach pojawił się wujek Jurek. Mieszkali w Gdańsku, więc nie często odwiedzali rodzinę, bo to przecież kawał drogi. Radosne powitanie przerwała babcia zapraszając do stołu. Po obiedzie ciocia z ogromnej walizki wydobyła prezenty. Grzesio odjechał do swojego pokoju wspaniałym autem, Kasia dostała śliczną sukienkę.- Asiu – powiedziała ciocia Ania – jesteś moją chrzestną córką, dla ciebie więc specjalny prezent. Nie znam twoich upodobań, więc zdecydowałam, że sama wydasz te pieniążki, na co będziesz chcieć. Wiem, że jesteś rozsądną dziewczyną, więc z pewnością dobrze je zainwestujesz.Asia zarzuciła cioci ręce na szyję.- Dziękuję ciociu! - zawołała radośnie – uratowałaś moje wakacje! Dziewczynka z niedowierzaniem patrzyła na trzymaną w ręce kwotę. To była suma, która wystarczała na opłacenie wyjazdu. Przy wieczornej modlitwie Asia mówiła:- Dziękuję Ci Boże, że pozwoliłeś mi doświadczyć tego, że pieniądze to nie wszystko i dziękuję Ci, że tak troszczysz się o mnie, dając mi dobrych ludzi. Kasia natomiast dodała zgodnie z wcześniejszą deklaracją:- Niech ten złodziej, który okradł moja siostrę także znajdzie drogę do Ciebie.

19.

Kto jest ważniejszy?Kasia i Julitka wróciły z niedzielnej Mszy św. w radosnych nastrojach. Dziewczynki zaprzyjaźniły się w czasie ferii, obydwie wypoczywały na tym samym zimowisku w Krynicy. Rodzice pozwolili Julitce spędzić kilka dni u koleżanki. Dziewczynki miały wolny piątek po Uroczystości Bożego Ciała, który niestety bardzo szybko minął, podobnie sobota. Niedziela była dniem pożegnania. Na szczęście, jak to mówi Julitka, dopiero po popołudniowej kawie rodzice, którzy zostali na nią zaproszeni przez rodziców Kasi, zabiorą swoją pociechę do domu.- Myjcie ręce i siadajcie już do obiadku – powiedziała babcia.Razem z Asią pięknie przygotowały niedzielny stół, Asia nawet położyła na nim śliczne kwiaty, które wczoraj dostała od Piotra. Wszyscy zachwycając się obiadowym zapachem zajęli miejsca przy stole. Tato rozpoczął modlitwę przed jedzeniem. Julitka zdążyła się już jej nieco nauczyć. U niej w domu nie ma zwyczaju modlenia się przed posiłkami. Dziewczynka bacznie obserwowała życie rodziny swojej przyjaciółki. Podobały jej się zasady w niej obowiązujące: podział obowiązków, wzajemna pomoc, a najbardziej to, że gdy któreś z dzieci ma urodziny, może z rodzicami gdzieś wyjechać. Takie świętowanie urodzin podoba się Julitce o wiele bardziej niż prezenty czy organizowane z tej okazji imprezy. Dzwonek telefonu oderwał ją od stołu.- To rodzice telefonowali – poinformowała po zakończonej rozmowie - chcą zabrać mnie i Kasię na zakupy. Mama powiedziała, że będziemy mogły kupić sobie najmodniejsze spodnie, właśnie te Kasiu, które w piątek oglądałyśmy w galerii i możemy dobrać do nich bluzki – dziewczynce radośnie zabłysły oczy.- Będę mogła pójść? - Kasia popatrzyła błagalnie na rodziców.- Nie Kasiu, dzisiaj jest niedziela i nie robi się zakupów - odparła mama.- Ale rodzice Julitki już nas tak szybko nie odwiedzą, czy nie mogłabym ten jeden raz zrobić wyjątku. Będzie przykro jej mamie, gdy nie pójdę – buzia Kasi ułożyła się w podkówkę.- Myślę, że mama Julitki to zrozumie – powiedział tato.- Inne dzieci też chodzą z rodzicami w niedzielę na zakupy, tylko ja nie mogę – dziewczynka rozżaliła się na dobre.- Wiesz, że staramy się przestrzegać Bożych przykazań. Niedziela to dzień, który należy do Boga. Najważniejsza jest Msza św., ale również powinniśmy odpoczywać i dać odpocząć innym – tłumaczył spokojnie tato.- Pamiętasz Kasiu – wtrąciła się do rozmowy babcia – opowiadałam ci o św. Faustynie. Żyła w Zgromadzeniu, które utrzymywało się między innymi ze sprzedaży owoców i warzyw wyhodowanych przez siostry. W poniedziałek rano trzeba było iść na targ, by je sprzedać. Musiały być poukładane w koszykach, wcześniej jeszcze trzeba było je oczyścić i dlatego, by siostry mogły dłużej pospać, ich Siostra Przełożona pozwalała wykonywać te czynności w niedzielę popołudniu. Święta Faustyna prosiła wówczas, by mogła

wstawać o czwartej rano i wykonać przypadające na nią obowiązki. Z całego serca pragnęła być posłuszna Bogu, który zawsze był dla niej najważniejszy.- Ale ja tak bardzo chciałabym mieć te spodnie i bluzkę – Kasia nie dawała za wygraną.- Mam pomysł – powiedziała przysłuchująca się rozmowie Julitka – już niedługo wakacje. Przyjedziesz do mnie Kasiu, twoi rodzice wczoraj się zgodzili. Wtedy pójdziemy na zakupy i nie będzie to niedziela, już ja o to zadbam. Nigdy się do tej pory nie zastanawiałam nad tym, że jest przecież tyle innych dni, które można przeznaczyć na zakupy. Gdyby nikt nie przychodził do sklepów w niedzielę, to zatrudnieni tam pracownicy też mieliby wolne, oni także mają rodziny i chcieliby pewnie razem świętować, tak jak wy.- To bardzo dobre rozwiązanie, podoba mi się twój pomysł – podsumował rozmowę tato.- Jest jeszcze jedna sprawa, o której do dziś nie myślałam – Julitka podeszła do przyjaciółki - najważniejszy jest Bóg i to, co On mówi – powiedziała obejmując Kasię.- Dla Niego warto zrezygnować z własnych przyjemności, tak jak to robiła św. Faustyna.- Masz rację – zgodziła się Kasia – to chodźmy jeszcze poświętować zanim przyjdą twoi rodzice i będziemy musieć się pożegnać.

20.

Czuwaj nad nami…- Babciu bardzo prosimy pozwól nam iść samym, będziemy ostrożni i będziemy trzymać się szlaku – Asia błagalnie patrzyła w oczy starszej pani.- Zapowiadali opady na dziś, boję się, że stanie się wam coś złego, nie jesteście przyzwyczajeni do chodzenia po górach.Babcia nie była przekonana co do słuszności samodzielnej wyprawy nastolatków.- Nie będziemy oddalać się zbyt daleko. Wrócimy na podwieczorek – Asia nie dawała za wygraną – spójrz jak pięknie świeci słońce, może prognoza pogody się nie sprawdzi. Będziemy szli tą samą drogą, którą przedwczoraj szedł Adam ze swoim wujkiem, on już nieraz tam chodził, więc nie martw się, na pewno nic nam się nie stanie.- Dobrze, zabierzcie kanapki i płaszcze przeciwdeszczowe.Babcia pomogła Asi i Tomkowi spakować podręczne plecaczki. Przed domem czekali już ich nowo poznani przyjaciele, Adam i Małgosia. Oni też przyjechali na letni wypoczynek w góry. Małgosia była zawsze radosna, tryskała optymizmem i wesołymi dowcipami potrafiła rozbawić największego ponuraka. Adam był jej kuzynem. Spędzał lato z wujostwem, gdyż podobnie jak Tomek stracił swój dom podczas powodzi. Teraz w czwórkę stanowili zgraną paczkę, świetnie się rozumieli i mieli mnóstwo wspólnych tematów. Wyruszyli jeszcze raz obiecując babci Asi, że będą ostrożni. Małgosi jak zwykle nie zamykała się buzia.- Wiecie, co najbardziej mnie denerwuje? – trajkotała – nie wiem jak was, ale mnie rodzice traktują jak dziecko. Muszę wracać przed dwudziestą pierwszą z każdej imprezy, zawsze muszę meldować gdzie idę, to jest denerwujące.- Martwią się o ciebie – Adam jak zwykle rzeczowo podszedł do tematu - na ulicy wieczorem bywa niebezpiecznie.- Tak samo niebezpiecznie jest o dwudziestej pierwszej jak o dwudziestej trzeciej – Małgosia chciała postawić na swoim.- Nieprawda, o dwudziestej trzeciej jest znacznie mniej przechodniów, a więcej opryszków, którzy mogą wyrządzić ci krzywdę – wtrącił się do rozmowy Tomek.- Moja mama mówi mi zawsze, że zrozumiem te zakazy dopiero, gdy będę mieć własne dzieci, wy pewnie też, więc nie ma o co się spierać - dodała Asia – zobaczcie, zaczyna się chmurzyć.Faktycznie, niebo od zachodu pokrywały ciemne chmury, które w szybkim tempie przesuwały się w ich kierunku. Z daleka słychać było grzmoty.- Nie lubię burzy – stwierdziła Małgosia – boję się! Może byśmy się gdzieś schronili.- Tam jest szałas – Adam wskazał ręką możliwe schronienie przed deszczem.Oddalone było jednak sporo od miejsca, w którym przebywali. Zaczęli szybko zmierzać w tamtym kierunku. Zerwał się mocny wiatr, spadły pierwsze krople

deszczu. Niedaleko uderzył piorun. Małgosia, która usiłowała wyciągnąć z plecaka płaszcz przeciwdeszczowy, przestraszyła się. Jej noga ześlizgnęła się z kamienia. Upadła. Krzyknęła, gdyż poczuła przeszywający ból. Chciała wstać, ale nie mogła ruszyć nogą, która zrobiła się bezwładna. Adam pochylił się nad dziewczyną.- Moim zdaniem to jest złamanie, mieliśmy zajęcia z pierwszej pomocy w szkole przed wakacjami, trzeba unieruchomić dwa sąsiednie stawy, kolano i kostkę. Tomek znajdź jakieś grube kije, lub gałęzie!Adam nie tracił zimnej krwi, widząc przerażoną Asię i pobladłą z bólu twarz Małgosi. Z opanowaniem koordynował akcją ratunkową.Burza rozszalała się na dobre. Tomek na szczęście znalazł dwie gałęzie, a Adam jak prawdziwy sanitariusz usztywnił nogę kuzynki, poświęciwszy na to swoją koszulkę, która spełniła rolę bandaża.- Moja babcia zawsze modli się w czasie burzy – Asia, nie mogąc pomóc w żaden inny sposób, zaczęła głośno odmawiać „Aniele Boży”.Reszta przyłączyła się do niej. Błyskawice rozdzierały niebo, a głośne grzmoty zakłócały słowa modlitwy.- Boża Opatrzności - czuwaj nad nami – Asia nie ustawała w przyzywaniu pomocy nieba.Przemoczeni i przerażeni donieśli Małgosię do szałasu. Na szczęście schronili się tam też inni turyści. Użyczyli im swojego telefonu, by mogli wezwać pomoc. Ten, którym dysponowała Asia nie miał zasięgu. Burza jak szybko przyszła tak szybko przeminęła. Małgosię przetransportowano do szpitala, gdzie założono gips. Na szczęście jeszcze tego samego dnia mogła wrócić do domu, gdyż złamanie nie było skomplikowane, a pierwsza pomoc udzielona fachowo. Tak powiedział chirurg. Wszyscy byli dumni z Adama.- Napiszcie mi coś na gipsie, tylko coś wesołego – Małgosia jak zwykle nie traciła humoru. Podpierając się kulami skakała na jednej nodze.– Pójdziemy wieczorem na nabożeństwo, podziękujemy Panu Bogu, że nad nami czuwał i że w czasie tej okropnej burzy nie stało się nam coś gorszego.- Bardzo się o was martwiłam, z chęcią przyłączę się do tej dziękczynnej modlitwy – powiedziała babcia.

21.

Jak postąpić?Na szkolnym korytarzu jak zwykle podczas przerwy panował gwar. Pani Ewa, która akurat pełniła dyżur czujnym okiem spoglądała na uczniów pilnując, by nikomu nie stała się krzywda. Zwróciła uwagę na grupę chłopców z czwartej klasy, którzy jakoś dziwnie się zachowywali. W czasie, gdy zmierzała w ich stronę, usłyszała głośny krzyk, a potem płacz. To Kubuś z drugiej klasy, połykając łzy, bezradnie rozglądał się wkoło, a starsi chłopcy śmiali się z niego dowcipkując i nazywając go mięczakiem. Przestali dopiero, gdy zauważyli nauczycielkę.- Co się stało? – zapytała pani.- Oni dali mi coś do ręki i to tak dziwnie mnie zabolało, jakby raziło prądem, aż do teraz boli mnie dłoń – tłumaczył Kuba, ciągle jeszcze pochlipując i rozcierał bolące miejsce.- Proszę mi to dać – zdecydowanie powiedziała pani do chłopców. Popatrzyli jeden na drugiego i w końcu Marcin wyciągnął z kieszeni błyszczący przedmiot i podał pani. Nauczycielka wzięła go do ręki i natychmiast upuściła, doświadczając tego samego, o czym mówił Kubuś. Okazało się, że wzięcie w nieodpowiedni sposób do ręki tej błyskotki, powoduje nieznośny ból i uczucie rażenia prądem.- Skąd to masz? – zapytała. Marcin stał ze spuszczoną głową.- Czekam – pani ponagliła chłopca.Uczeń popatrzył błagalnie na kolegów, ale wszyscy wycofali się, stał sam przed nauczycielką.- Znalazłem, gdy szedłem do szkoły – powiedział - byłem ciekawy co to, więc wziąłem. Zobaczyłem jak to działa, pomyślałem, że zrobię kolegom kawał.- Zgłoszę to twojej wychowawczyni – powiedziała pani i poszła do pokoju nauczycielskiego, gdyż dzwonek oznajmił, że pora na lekcję.Uczniowie ustawili się pod klasą. Kasia, która dyskretnie obserwowała całe zajście i słyszała tłumaczenie Marcina, podeszła do kolegi.- Czemu powiedziałeś pani, że znalazłeś ten przedmiot w drodze do szkoły, szliśmy razem, cały czas byłam z tobą i niczego takiego nie widziałam.- A co cię to obchodzi – odburknął Marcin.Kasia nie odezwała się więcej. Rozpoczęła się lekcja religii. Pani katechetka robiła z dziećmi rachunek sumienia, gdyż następnego dnia miały się rozpocząć rekolekcje wielkopostne. Opowiedziała przykład, jak to diabeł dodaje odwagi wtedy, gdy czynimy zło i zabiera ją, gdy mamy klęknąć u kratek konfesjonału i podsuwa wstyd. Mówiła o konieczności przeproszenia i wynagrodzenia wyrządzonej krzywdy. Kasia spoglądała na Marcina i widziała, że dokonuje się w nim wewnętrzna walka. Przyjaźniła się z kolegą, często razem spędzali czas, pomagając sobie w lekcjach. Ostatnio Marcin zrobił się jakiś inny. Dziewczynka zauważyła, że Hubert i Jacek mają na niego zły wpływ. Kiedyś przyłapała ich na

wymuszaniu od młodszych dzieci pieniądzy, był z nimi Marcin. Postraszyła ich wówczas, że zgłosi to wychowawczyni, ale oni obiecali, że więcej tego nie zrobią. Ulitowała się, bo zarówno Jacek jak i Hubert mieli już całą litanię negatywnych uwag w dzienniku. Kasia przeczuwała, że mają coś wspólnego z zajściem na przerwie. Po lekcji podeszła do Marcina.- Co się dzieje, tylko mnie nie zbywaj! Widzę przecież, że coś nie jest tak.- Kaśka, nie wiem jak mam postąpić. Tak naprawdę, to myśmy ten kopiący prostokąt wymusili na Łukaszu.- Myśmy, to znaczy ty, Hubert i Jacek? – upewniła się Kasia.- Tak! Byliśmy przedwczoraj u niego w domu. Jego brat chodzi do liceum i z fizyki miał wykonać pracę. Zrobił właśnie taki kopiący przedmiot, który tam do czegoś służy, ale ja nie pamiętam do czego. Namówiliśmy Łukasza, by zabrał go dziś do szkoły. Chcieliśmy zrobić dowcip kolegom. Mieliśmy po lekcjach zwrócić go Łukaszowi, bo jego brat ma jutro wziąć ten swój wynalazek do oceny. Kłamałem, bo nie chciałem wsypać kolegów. Pani zabrała go i co teraz będzie? Kaśka, ale nie mów chłopakom, że ci powiedziałem – błagał Marcin – będę musiał iść i poprosić panią wychowawczynię o zwrot tego przedmiotu. Pewnie dostanę karę.Kasia, która słuchała z coraz większym oburzeniem pokręciła przecząco głową.- A właśnie, że im powiem. Oni też robili przed chwilą rachunek sumienia. Miarka się przebrała!Dziewczynka zdecydowanym krokiem ruszyła w kierunku stojących w drugim kącie korytarza kolegów. Marcin nawet nie próbował jej powstrzymać. Wiedział, że Kasia jest uparta i zasadnicza. W zasadzie kiedy jej wszystko opowiedział poczuł ulgę. Z bijącym sercem szedł w stronę pokoju nauczycielskiego. Zanim zapukał, stał chwilę jak skazaniec czekający na wyrok. Pani wychowawczyni spojrzała na Marcina surowym wzrokiem. Nie zdążyła jednak o nic zapytać, bo nagle obok chłopca pojawili się Jacek i Hubert.- Chcemy wyjaśnić – zaczął Jacek.- To nie tylko Marcin jest winien – dołączył się Hubert i opowiedział pani całe zdarzenie - Marcin próbował nas kryć. Dzięki stary – powiedział wyciągając do kolegi rękę.- A myśmy się zachowali jak tchórze – podsumował Jacek.- Ale teraz bardzo przepraszamy. Przeprosimy też panią Ewę i Kubę – dodał Marcin.Kiedy skończyły się lekcje chłopak czekał na Kasię. Szli razem rozmawiając o jutrzejszych rekolekcjach.- Dziękuję, Kasiu – powiedział Marcin, nie wiem jak to zrobiłaś, ale Hubert i Jacek pójdą ze mną do Łukasza, by oddać własność jego bratu. Na naukę rekolekcyjną też umówiliśmy razem, pójdziesz z nami?- Tak, i zabiorę ze sobą swojego brata Grzesia.

22.Jak to naprawić?

Sobotni wieczór minął bardzo przyjemnie. Dziękując jeszcze raz za prezenty, Kasia w przedpokoju żegnała imieninowych gości. Kiedy wyszli, rozpromieniona wbiegła do kuchni. – Pomogę zmywać, mamusiu! – zawołała.- Dobrze, bardzo się cieszę. Przebierz się wcześniej, bo zbrudzisz bluzkę – mama z troską spojrzała na córeczkę.– Nie zbrudzę – zapewniła i pobiegła, by z pokoju przynieść resztę naczyń. Zebrała je ze stołu na tacę. Zwróciła się w stronę drzwi i poczuła pod nogami pędzącego na czworakach Grzesia, który akurat urządzał sobie wyścig samochodowy. Automatycznie uniosła tacę w górę, by utrzymać równowagę, taca jednak przechyliła się. Talerzyki spadały na podłogę, ocierając się wcześniej o piersi Kasi. Przerażony Grzesio podniósł się z klęczek i utkwił wzrok w dużej, wiśniowej plamie, odbitej na śnieżnobiałej bluzce.- Patrz, co narobiłeś! - wrzasnęła dziewczynka.– Ja? – zdziwił się chłopiec - to ty nie patrzysz pod nogi – rzekł usiłując zbierać rozsypane po pokoju talerze.Mama stanęła w drzwiach, patrzyła z wyrzutem na córkę.- Wiem mamusiu – powiedziała Kasia tłumiąc łzy – bardzo przepraszam, miałaś rację, powinnam się przebrać.- Och, Kasiu – westchnęła mama opanowawszy zdenerwowanie. Widząc szczery żal dziewczynki przytuliła ją.- Chyba jest jeszcze coś, co powinnyśmy omówić, prawda? Daj szybko bluzkę do prania, może uda się sprać tę nieszczęsną plamę i przyjdź do kuchni, porozmawiamy zmywając.Kasia wykonała polecenie i stanęła ze ściereczką do naczyń obok kuchennego stołu.- Pamiętasz? Doradzałam ci wczoraj, byś nie ubierała bluzeczki Zosi – mówiła mama podając Kasi talerze do wycierania - wiem, że macie taką umowę i pożyczacie od siebie różne rzeczy, z ubraniami włącznie. Nie jest to jednak najmądrzejsze. Sama widzisz, co z tego wynikło. Jeżeli plama nie zejdzie, trzeba będzie odkupić Zosi bluzkę.- Tak, wiem mamusiu. Siostra katechetka tłumaczyła nam, że chcąc dobrze się wyspowiadać, trzeba wypełnić wszystkie warunki spowiedzi. Już niedługo rekolekcje. Rozumiem, że muszę oddać Zosi niezniszczoną bluzeczkę. Jeżeli plama nie zejdzie, to zrezygnuję z kieszonkowego, by móc jej to wynagrodzić. Mam jednak inny problem. Nie wiem jak naprawić szkodę, którą razem z kolegami zrobiliśmy w kościele.- Co takiego zrobiliście? – mama przestała zmywać i z niepokojem popatrzyła na córkę.- To było w środę, czekaliśmy na nowennę i siedzieliśmy w bocznej nawie. Tomek wyjął z kieszeni mały gwóźdź i zaczął rysować po ławce. Zrobił taki śmieszny napis. Potem Adam coś tam naskrobał. Wiedziałam, że to jest złe, ale

nie chciałam żeby się ze mnie nabijali, więc gdy przyszła moja kolej, to też wyryłam na ławce swoje imię. W tym momencie zauważył to jakiś pan i kazał nam natychmiast iść na środek kościoła. Powiedz mi mamusiu, jak mam przed spowiedzią naprawić tę szkodę?Mama po raz kolejny dzisiejszego wieczoru spojrzała z niepokojem na swoje dziecko.– Tego się po tobie nie spodziewałam, Kasiu – powiedziała smutno - będziesz musiała o wszystkim opowiedzieć tacie, może coś na to poradzi. Papier ścierny i lakier powinny uratować sytuację. Zrobicie to razem z kolegami. Oni też powinni poczuć się odpowiedzialni za zniszczone mienie społeczne, na dodatek w kościele.- Jaka ja byłam niemądra. Tatuś będzie się gniewał, ale wiesz mamusiu, już mi trochę lżej na sercu. Tak mi ciążył ten grzech, zapomniałam tylko na chwilę, gdy byli goście. Zupełnie nie wiedziałam jak można naprawić taką ławkę. Jak to dobrze, że mi podpowiedziałaś, teraz spokojnie mogę przygotować się do spowiedzi. Bardzo przepraszam, że cię zdenerwowałam. Przeproszę także Grzesia, nakrzyczałam na niego.Kasia zarzuciła mamie ręce na szyję i przytuliła się mocno.

23.Kogo trudniej kochać?

Rozpoczął się nowy, poświąteczny tydzień. Powoli wszystko zaczynało przebiegać, utartym rytmem. Z kuchni jak zwykle dochodziły smakowite zapachy. Babcia kończyła gotować obiad. W przedpokoju pojawił się Grzesio. Zdejmując kurtkę i wypchany książkami plecak zapytał:- Babciu, czy Kamil może do nas wejść? Odrobimy lekcje i trochę się pobawimy.Starsza pani wychyliła głowę zza kuchennych drzwi. Zobaczyła nieśmiałe, proszące spojrzenie chłopca, stojącego jeszcze na klatce schodowej.– A jego rodzice nie będą się martwić? – zapytała.Grzesio gestem zaprosił Kamila do przedpokoju i spokojnie tłumaczył:- Wiesz babciu, Kamil w zasadzie cały czas jest sam. Jego mama bierze dodatkowe dyżury, a tata… - chłopiec zawahał się. – A tata ma ważne sprawy i nie będzie go długo w domu – dokończył Kamil.- Dobrze, wejdźcie i umyjcie ręce. Za chwilę wrócą dziewczynki, to podam obiad.Chłopcy grzecznie wykonali polecenie babci. Po smacznym obiedzie Kamil pozostał jeszcze ponad godzinę. Kiedy ubierał kurtkę, babcia zauważyła, że brakowało przy niej guzików, a nadprute kieszenie nie wyglądały zbyt estetycznie. Chłopiec miał bardzo znoszone buty i zdecydowanie za duży sweter, który zwisał mu z ramion. Na łokciach robiły się przetarcia.W sobotni poranek, po wspólnej modlitwie, rodzina zgromadziła się przy kuchennym stole. Dziewczynki, mające w tym dniu dyżur śniadaniowy, podały smacznie przygotowany posiłek. Wszyscy lubili te chwile, kiedy mogli razem rozpocząć dzień i porozmawiać o tym, co wydarzyło się podczas tygodnia. Tato, nucąc jakąś wesołą melodię, radośnie przyglądał się córkom.- Jestem z was dumny, tak ładnie nakryłyście do stołu. Skąd ta nadąsana minka Kasiu? – zapytał przyglądając się młodszej córce.- Z mojej półki zniknęły wszystkie słodycze. Grzesiek razem z kolegą zjedli całą miskę cukierków. Gdy chodziliśmy z Kolędą Misyjną, dostawaliśmy mnóstwo słodyczy. Chciałam nimi poczęstować koleżanki, które jutro do mnie przyjdą. Zresztą dlaczego ten twój kolega przesiaduje u nas całymi dniami, nie ma swojego domu, czy co? - Kasia zwracając się do brata wyrzuciła z siebie całą złość.Kamil faktycznie regularnie od poniedziałku do piątku pojawiał się w domu Grzesia. Zjadał obiad, chłopcy razem odrabiali lekcje, bawili się i dopiero przed wieczorem wychodził. Babcia zdążyła nawet poreperować jego ubranie.Grzesio spuścił główkę i zaczerwienił się. – Przecież nam pozwoliłaś się poczęstować – powiedział speszony.- Owszem, poczęstować, ale nie zjeść wszystkiego – Kasia była wyraźnie zdegustowana.- Wiesz Kasiu, te cukierki… no… myśmy ich wszystkich nie zjedli – powoli tłumaczył Grzesio - Kamil zabrał trochę do domu. Chciał poczęstować mamę. U

nich już dawno nie było słodyczy. Kasiu, ja dam ci swoje oszczędności ze skarbonki. Jeszcze zdążysz kupić słodycze na jutro.Chłopczyk podał siostrze z trudem zaoszczędzone 20 złotych. Dziewczynka wzięła je bez zastanowienia. Babcia, która do tej pory nie odzywała się, ze smutkiem spojrzała na wnuczkę i powiedziała:- Kasiu, gdy chodziłaś z Kolędą Misyjną, byłaś przebrana za dziecko afrykańskie. Zbierałaś pieniążki dla dzieci, które w dalekiej Afryce są głodne i zaniedbane. Pamiętam, jak z zapałem mówiłaś, że oddałabyś im połowę swoich rzeczy, bo ich bardzo kochasz.- Tak, bo te dzieci są takie biedne – Kasi zabłysły oczy.- Widzisz – kontynuowała babcia – spróbowałam dowiedzieć się czegoś o Kamilu. Jego mama musi dużo pracować, by utrzymać rodzinę. Spotkałam się z nią. Jest bardzo wdzięczna, że Kamil może u nas przebywać. Dziękowała za to, że zjada u nas obiady i odrabia lekcje.- A co z jego tatą? – zapytała milcząca także do tej chwili mama.- Niestety jest bardzo chory. Ludzie jednak nie zawsze to rozumieją i zamiast wesprzeć, wyśmiewają się lub odsuwają z odrazą.- Tak, ja wstąpiłem do Kamila w czwartek, gdy wracaliśmy ze szkoły. Jego tato był kompletnie pijany, bełkotał coś bez sensu, a potem w ubraniu zwalił się na łóżko. Kamil tak bardzo się wstydzi – powiedział Grzesio.- Alkoholizm to poważna choroba – stwierdził tato Grzesia - można ją jednak leczyć.- Rozmawiałam z mamą Kamila na ten temat – odparła babcia - ona usiłuje namówić męża na leczenie, ale jak dotychczas bez skutku. Nie rezygnuje jednak. Prosiła o modlitwę. Myślę, że to bardzo dobrze, że Grzesio przyjaźni się z Kamilem- To prawda – przyznała mama – cieszę się, że ten chłopczyk tu przychodzi, musimy mu jeszcze bardziej pomóc. Wiesz Kasiu, w Piśmie Świętym czytamy, że nie można kochać Boga, którego się nie widzi, nie kochając człowieka, którego się widzi. W każdym z nas mieszka Chrystus. On nazwał wszystkich ludzi braćmi i siostrami, i powiedział, że cokolwiek uczynimy jednemu z nich, to tak jakbyśmy Jemu samemu czynili.- No tak – podjął myśl tato – łatwiej jest kochać na odległość murzyńskie dzieci. Trudniej tych, z którymi dzielimy codzienność.Wszyscy zamilkli. Po chwili odezwała się Kasia.- Grzesiu, weź swoje pieniążki z powrotem. Przepraszam, że się złościłam. Nie wiedziałam nic o sytuacji Kamila. Macie rację, łatwo jest deklarować miłość, zwłaszcza jak nic nas nie kosztuje. Trudniej jest naprawdę kochać i udowodnić to swoim postępowaniem.- Moja mądra córeczka – tata posadził Kasię na kolanach i mocno przytulił – sam bym lepiej tego nie określił – dodał.- Mam propozycję, może pójdziemy do kina. Daj mi numer Grzesiu, zadzwonię

do mamy Kamila, może pozwoli mu pójść z nami – powiedziała mama.

24.

Musimy, czy chcemy?

- Będę mieć świadectwo z paskiem! - Asia zadowolona zdejmowała w przedpokoju buty i oznajmiała wszystkim radosną wiadomość.– Pani wychowawczyni powiedziała, że za cały rok solidnej pracy należy mi się wyróżnienie. Nawet nie wpisała mi negatywnej uwagi, gdy od Iwonki ściągnęłam zadanie, pamiętacie? Doceniła to, że potrafiłam się przyznać do popełnionego błędu przed całą klasą i przeprosić Iwonkę. Obiecaliście, że jak będę mieć dobre wyniki to pojadę na obóz językowy. Już się umówiłyśmy z Jolą, jej rodzice się zgodzili. Będzie super! - Asi nie zamykała się buzia.- Umyj ręce i usiądź córeczko – mama krzątała się po kuchni kończąc gotować obiad - porozmawiamy przy stole.Tato położył Grzesia do wózeczka i pomógł Kasi wytrzeć ręce. Po krótkiej modlitwie wszyscy zajadali smaczną zupę.- Będę mogła pojechać, prawda? – Asia chciała uzyskać natychmiastowe potwierdzenie, gdyż zaniepokoił ją smutny wyraz twarzy taty.- Obawiam się, że musimy zmienić wakacyjne plany. Właśnie chcieliśmy wam powiedzieć, że już jutro przyjedzie do nas Tomek. Wiąże się z tym jeszcze jedna sprawa. Córeczko, musisz przeprowadzić się do pokoju Kasi – oznajmiła mama.- To jakiś żart? – Asia patrzyła na rodziców z niedowierzaniem.- Nie, to nie jest żart. Wczoraj dzwoniła do nas ciocia Ala i prosiła o pomoc. Wiesz, że oni stracili niemal wszystko podczas powodzi. Mieszkają w szkole. Teraz, kiedy woda opadła, chcą wrócić, by posprzątać i wyremontować. Marysię, młodszą córeczkę, ciocia Ala wysyła do swojej mamy, czyli babci Tomka i Marysi. Nie ma tam jednak warunków, by mogli pojechać obydwoje, dlatego ciocia prosiła o pomoc nas. To, co ich spotkało to wielka tragedia.Tata był poważny i z oczekiwaniem patrzył na córkę.- Ale ja bardzo liczyłam na ten wyjazd, snułam takie fajne plany i podszkoliłabym się w angielskim. To bardzo ważne w gimnazjum, a po wakacjach tam przecież będę chodzić. Na dodatek mam się przeprowadzić do Kasi. Tracę zupełnie prywatność! – Asia nie kryła swojego rozczarowania.– Jak długo Tomek tu zostanie, całe wakacje?- Jeżeli będzie trzeba, to nawet dłużej. Miejmy jednak nadzieję, że ciocia i wujek uporają się z pracą do końca sierpnia. Dlatego właśnie nasze plany wakacyjne, jak to się mówi „legły w gruzach”. Trzeba rodzinie pomóc i na to potrzebne są pieniążki, które miały być na twój obóz córeczko i na nasz wyjazd nad morze – mama też była bardzo poważna.Zrobiło się jakoś smutno. Asia zupełnie straciła apetyt. Odeszła naburmuszona od stołu i zamknęła się w swoim pokoju. Po chwili usłyszała pukanie. Bez skrywanej niechęci dziewczynka powiedziała „proszę” i do pokoju weszła babcia. Starsza kobieta usiadła obok wnuczki.

- Tylko bez morałów – powiedziała niezbyt grzecznie Asia - posiedzę sobie ostatni raz w swoim pokoju.- Właśnie przyszłam ci pomóc się przeprowadzić do Kasi, nie mam zamiaru niczego ci tłumaczyć. Chciałam tylko zaproponować pewne rozwiązanie. Wiem, że to nie to samo, co obóz językowy. Jeżeli się jednak zgodzisz, to chciałam ciebie i Tomka zabrać ze sobą do swoich znajomych w góry. Mieszkalibyśmy w takim góralskim domku – babcia pytająco spojrzała na wnuczkę.- Tomek to nie to samo co Jola – Asia ciągle była nachmurzona – dawno go nie widziałam, nie wiem czy znajdę z nim wspólny język?- Może poznasz kogoś ciekawego, do tych znajomych przyjeżdżają całe rodziny na wypoczynek. Oni prowadzą gospodarstwo agroturystyczne – babcia usiłowała rozweselić wnuczkę – wiesz, rozmawiałam wczoraj z Tomkiem przez telefon, on jest bardzo zażenowany tym, że zabiera twój pokój. Chciałam ci jeszcze powiedzieć, że to bardzo dzielny chłopak. Gdy w nocy woda zalewała domy, z poświęceniem pomagał ratować, co się jeszcze dało. W ostatniej chwili zdążył spuścić psa sąsiada z łańcucha i wyprowadzić krowy z obory.Asia słuchała w skupieniu. Po chwili milczenia przytuliła się do babci.- Nie zdawałam sobie z tego sprawy, mama powiedziała, że musimy zmienić wakacyjne plany. Przecież to nie tak, Tomka trzeba przekonać, że nie musimy, tylko chcemy i że nie jest nam z tego powodu smutno. Prawda babciu?- Dobrze by było, gdyby nie odczuł, że jest dla nas ciężarem – starsza pani z dumą patrzyła na wnuczkę -powiemy o tym rodzicom, dobrze Asiu?- Jak mogłam myśleć tylko o sobie w takiej sytuacji. Przecież tyle widziałam dramatycznych scen w telewizji, tyle słyszałam o tragedii powodzian. Wakacje w górach też będą wspaniałe babciu – powiedziała Asia i zaczęła pakować rzeczy, które chciała zabrać do pokoju Kasi.

25.

Nakarmić miłościąTatusiu, czy mogę zająć ci chwilkę? – zapytała Asia wchodząc do pokoju rodziców.Tato pochłonięty oglądaniem programu sportowego powoli zwrócił się w stronę córki.- Chętnie z tobą porozmawiam – powiedział i wyłączył telewizor - co zaprząta piękną główkę mojej dziewczynki?Asia uśmiechnęła się, bardzo lubiła te pieszczotliwe powiedzonka taty.- Wiesz tatusiu, na ostatniej lekcji religii mówiliśmy o Światowym Dniu Chorego, którego inicjatorem, jak zapewne wiesz, był Jan Paweł II. Ksiądz przeczytał nam wiersz ks. Jana Twardowskiego pod tytułem „Głodny” i polecił zastanowić się i napisać, jak i czy w ogóle przesłanie tam zawarte, ma odzwierciedlenie w dzisiejszym świecie. Mamy rozwinąć cytat: „…tylko miłością mój Bóg daje się nakarmić”. Myślałam długo, ale nie bardzo wiem jak to wszystko ująć.Asia z nadzieją patrzyła w oczy taty, który z uwagą słuchał jej słów. Potem sięgnął po leżący na półce tomik poezji ks. Jana Twardowskiego. Powoli przeczytał cały wiersz. Spojrzał na córkę i po namyśle zapytał:- Czy wiesz, gdzie mama wychodzi trzy razy w tygodniu późnym wieczorem?- Tak! Pomaga zaprzyjaźnionej rodzinie w opiece nad chorym. Żal mi mamy, bo potem idzie prosto do pracy po nieprzespanej nocy i często jest zmęczona. Nigdy jednak się nie skarży.- Wiesz Asiu, pomyślałem, że powinnaś iść chociaż jeden raz z mamą i zobaczyć, jak należy zajmować się chorym. Dziś jest sobota, jutro się wyśpisz. Na Mszę św. pójdziesz wieczorem. Porozmawiam o tym z mamą, myślę, że to będzie dobra wskazówka, jak napisać zadanie.- Myślisz, że dam radę tatusiu? – zapytała z obawą dziewczynka.- Oczywiście, jesteś przecież już gimnazjalistką.Niedzielny wieczór zgromadził całą rodzinę przy kuchennym stole. Smaczna kolacja została przygotowana przez babcię przy znacznej pomocy Grzesia. Chłopczyk nakrywał do stołu, pokroił pomidory, ogórki i szczypiorek. Plasterki były troszkę grube, ale babcia zręcznie poukładała je na talerzu.– Niech się chłopak uczy - porozumiewawczo mrugnęła do taty, który trochę krytycznie patrzył na dzieło syna.Asia z mamą właśnie wróciły z wieczornej Mszy św. Dziewczynka była niezwykle poruszona nocnym dyżurem przy chorym panu Romanie. Z przejęciem opowiadała wszystkim o sytuacji w jego rodzinie. Żona pana Romana, 84 letnia Elwira, z trudem porusza się po domu. Jeden z ich synów również jest chory na stwardnienie rozsiane, to nieuleczalna choroba, utrudniająca codzienne funkcjonowanie. Drugi syn jest zdrowy, ale bardzo już wyczerpany obowiązkami domowymi i nocnym czuwaniem przy chorym tacie. Pan Roman wymaga całodobowej opieki. W nocy prawie wcale nie śpi, wydaje

mu się, że zalewa go woda, albo, że spada z drzewa lub że pali się dom. Ciągle krzyczy, dlatego trzeba przy nim siedzieć i do niego mówić, wtedy się uspokaja. Trzyma mamę za ręce, więc ona całą noc siedzi przy nim. Kiedy wydaje się, że przysypia i próbuje się wyciągnąć rękę z jego rąk, natychmiast się budzi. Takie dyżury wyczerpują.- Już wiem, co ks. Jan Twardowski miał na myśli pisząc, że Bóg daje się nakarmić tylko miłością – powiedziała Asia - jeżeli weźmiemy na poważnie słowa Jezusa: „Byłem chory, a odwiedziliście mnie” i zrozumiemy, iż On mieszka w każdym człowieku, to chętniej będziemy przychodzić chorym z pomocą.- Dlaczego jednak ludzie muszą tak cierpieć, to niesprawiedliwe – wtrąciła się do rozmowy Kasia.- Tak, masz rację - powiedziała mama - jest to niesprawiedliwe, jeżeli spojrzymy tylko po ludzku. To pewna tajemnica cierpienia. Nie wiemy, dlaczego dotyka właśnie tego, a nie innego człowieka. Mamy natomiast obowiązek pomagać chorym, a przynamniej modlić się za nich.- Znalazłam piękny cytat, który umieszczę w swojej pracy domowej – powiedziała Asia - Jan Paweł II mówił do chorych: „Jesteście wszędzie w społeczeństwie, a zwłaszcza w Kościele ważni i szczególnie cenni, jesteście na wagę złota”. Już wiem, co znaczą słowa, że Boga, który mieszka w drugim człowieku, można nakarmić jedynie miłością.

26.Spełnione marzenie

- Opowiedz nam coś – poprosił Grzesio gramoląc się mamie na kolana. Kobieta przytuliła synka i zastanowiła się.- O tak, tak mamusiu! - Kasia poparła prośbę brata i usiadła obok.– Tylko nie jakąś bajkę, ale coś z życia, takie prawdziwe - powiedziała.- Bardzo lubimy, kiedy opowiadasz nam prawdziwe historie – dołączyła do rodzeństwa Asia.Sobotnie popołudnie zgromadziło niemal całą rodzinę przy smacznym podwieczorku. Brakowało babci, która poszła odwiedzić chorą sąsiadkę i taty przebywającego już od tygodnia na delegacji. Wszyscy z utęsknieniem oczekiwali na jego powrót. Lada moment miał przyjechać.- Pamiętacie pogrzeb pana Romana, poznaliście wtedy jego rodzinę – zaczęła mama - Asia zresztą już wcześniej miała tę możliwość.- Tak pamiętamy, to tacy sympatyczni ludzie. Tyle cierpienia w ich życiu, a oni są prawie zawsze uśmiechnięci – podjęła temat Asia - dużo im pomogłaś mamusiu, dyżurując przy chorym.- Którejś nocy – kontynuowała mama – gdy jeszcze pan Roman był przytomny, opowiedział mi niesamowitą historię ze swojego życia. Kiedy jego synkowie byli jeszcze mali, pracował daleko od domu, na delegacji.- Tak, jak nasz tatuś! – zawołał Grzesio.- Tak, dokładnie tak. Jednak to były inne czasy – opowiadała dalej mama - pan Roman nie miał samochodu. Na delegacji przebywał 200 km od domu. Zbliżały się urodziny chłopców. Tak się poskładało, że mają je w ten sam dzień, 20 października, tylko Adam jest młodszy o 2 lata od Piotra. Pan Roman chciał coś im kupić, marzył o tym od dwóch tygodni. Liczył na to, że majster wypłaci mu należną sumę pieniędzy, ale okazało się, iż wystąpiły jakieś problemy i pieniędzy nie otrzymał. Przeliczył swój budżet. Miał tylko tyle, by kupić bilet na pociąg. Łzy zakręciły mu się w oczach, kiedy pomyślał, że nic nie przywiezie chłopakom ani swojej żonie. W pociągu zdrzemnął się chwilę, potem poczytał książkę i wysiadł na stacji, z której miał około 7 kilometrów do domu. Musiał pokonać je pieszo, bo na bilet autobusowy zabrakło mu już pieniędzy. Szedł, ciągle myśląc o swoich synkach i ich rozczarowaniu brakiem urodzinowego prezentu. Wiedział, że żona go zrozumie, więc tym, że dla niej nic nie ma, nie martwił się aż tak bardzo. W pewnym momencie jego wzrok padł na przydrożną kapliczkę. Pomyślał, że zatrzyma się i odmówi różaniec, był przecież październik. Jeżeli nic nie może kupić swoim najbliższym, to chociaż pomodli się za nich. Podszedł pod kapliczkę i po prostu go zamurowało. Obok ścieżki leżał portfel. Podniósł go i rozejrzał się za właścicielem, ale w pobliżu nie było żywej duszy. Pomyślał, że odmówi różaniec, może w tym czasie przyjdzie właściciel portfela, więc mu odda. Skończył modlitwę, ale nikt się nie zjawił. Zajrzał więc do środka, była tam znaczna suma pieniędzy i dowód osobisty z adresem właściciela. Rozpoznał osobę. W miejscowości, w której mieszkał, prawie wszyscy się znają. Na dodatek było to po drodze. Ucieszył się

więc, że może oddać własność. Zastukał do drzwi. Gospodarz otworzył bardzo zdenerwowany. Kiedy wyjaśnił cel wizyty, znalazł się w ramionach rozradowanej żony gospodarza, której jeszcze nie obeschły łzy na policzkach. W portfelu znajdowała się bowiem cała wypłata jej męża. Wdzięczni małżonkowie na siłę wręczyli panu Romanowi znaleźne, które oczywiście przeznaczył na prezent dla chłopców i jakiś drobiazg dla żony.- Wie pani – opowiadał mi pan Roman – myślę, że to Matka Boża zrobiła prezent moim chłopakom. Zawsze Jej ufałem i nigdy mnie nie zawiodła. Tym razem też pozwoliła mi spełnić marzenie.Zapadła cisza, przerwał ją zgrzyt klucza w zamku. To tatuś otwierał drzwi.- Jak dobrze, że już wróciłeś! – zawołał Grzesio – wiesz, mama opowiadała nam niezwykłą historię, na dodatek prawdziwą. Zaraz ci ją powtórzę.- Może za chwileczkę – powiedziała mama, zdejmując synka z ramion męża – pozwólmy tatusiowi napić się kawy i nieco odpocząć.

27.Próba

- Asiu, dzwoniła do mnie mama Konrada. On ma problemy z matematyką, czy zgodzisz się mu pomóc? Nowa szkoła, nowi koledzy, jakoś nie może nadążyć.Mama spojrzała na córkę. Asia usiadła przy kuchennym stole. Była nieco zmęczona po ośmiu lekcjach. Mimo to odpowiedziała:- Dobrze mamo. Wiesz, pani od matematyki twierdzi, że w zasadzie ma on szansę na dobrą ocenę pod warunkiem, że solidnie się przyłoży i dobrze napisze następny sprawdzian. Sporo mamy materiału, ale jeśli posiedzimy dziś dłużej to nadrobimy zaległości Konrada, a ja będę mieć okazję do szczegółowej powtórki.- To świetnie, tak myślałam, że się zgodzisz. Można na ciebie liczyć. Zadzwonię do mamy Konrada, przywiezie go do nas za jakąś godzinkę. Odpocznij w tym czasie.Mama Asi była wyraźnie dumna z córki, która świetnie sprawdziła się w roli korepetytorki. Uczyli się do późnego wieczora. Przerobili i utrwalili materiał. Asia doceniła wysiłki Konrada i zapewniła go, że da sobie radę na jutrzejszym sprawdzianie. Matematyka była na pierwszej lekcji. Cała klasa przebierała się w szatni. Była 7.45. Nagle Romek wpadł na szalony pomysł.- Słuchajcie! Idziemy na wagary. Tylko szybko.Pani, która ma dyżur, poszła akurat na drugi koniec korytarza.- Zmywamy się, ale wszyscy i to już!Rozkazujący ton Romka sprawił, że uczniowie z powrotem zmienili obuwie na wyjściowe i już ich nie było. Konrad próbował oponować.- Proszę was, tylko nie z matmy! - rozpaczliwie chciał zmienić decyzję klasy.- Nie łam się chłopie, jedna pała więcej, jedna mniej, co za różnica! Idziemy – dorzucił Robert.Klasa opuściła szatnię lotem błyskawicy. Konrad po parunastu krokach zatrzymał się. Patrzył jak wszyscy znikają za zakrętem. Stał chwilę ze spuszczoną głową, w uszach brzmiały mu słowa nauczycielki: „Wierzę, że potrafisz nadrobić zaległości, no i żadnej wpadki więcej. Liczę na ciebie”. Powoli zawrócił w stronę szkoły. Wszedł do pustej klasy. „Dzień dobry” wypowiedziane przez nauczycielkę, która była jednocześnie ich wychowawczynią, zabrzmiało dla Konrada jak dzwon na pogrzebie.- A gdzie reszta klasy? – zapytała.Stał ze spuszczoną głową.- Miał być sprawdzian – ciągnęła dalej pani – no mów gdzie są wszyscy?Konrad speszony i przestraszony wyjąkał: Poszli na badania do przychodni.- Na badania – zdziwiła się pani – nic nie wiem o żadnych badaniach. A ty nie poszedłeś?- Ja już miałem je wcześniej – kłamstwo nie było mocną stroną Konrada. Sam by nie uwierzył w coś takiego. Ze wstydu nie patrzył wychowawczyni w oczy.- Zaraz to sprawdzimy – wyjęła telefon.Konrad zbladł. Miał świadomość, że za chwilę wszystko się wyda. Przypomniał

sobie słowa mamy: „Kłamstwo ma krótkie nogi”. Musiał się o tym przekonać na własnej skórze, aby uwierzyć. Po rozmowie pani z pielęgniarką sprawa była już oczywista.- Teraz dołącz do Ib. Resztę rozwiążemy jutro na godzinie wychowawczej - nauczycielka usiłowała zachować spokój.Nazajutrz w klasie było tak cicho, że można by usłyszeć spadający z głowy włos.- Wyjaśnij nam Konrad jakie to badania miała klasa wczoraj – zapytała wychowawczyni i popatrzyła na swoich uczniów zaniepokojonym wzrokiem.Chłopak wstał i nie odzywał się wcale. Wszyscy siedzieli ze spuszczonymi głowami. Po paru minutach pani powiedziała:- Więc nie jesteś taki odważny, by zabrać głos. Dostajesz negatywną uwagę za kłamstwo, a reszta klasy za wagary i jutro przyjdziecie z rodzicami.Wtedy wstała Asia.- Proszę nie wpisywać Konradowi tej uwagi, on chciał nas chronić. Pani przecież wie, jakie on ma oceny, nie poszedł z nami, bo nie chciał pogorszyć swojej sytuacji. My zrobiliśmy źle, wiemy o tym. Poniesiemy wszelkie konsekwencje, tylko nich pani nie karze Konrada.- Bardzo panią prosimy – dołączył się przewodniczący klasy, Robert – Konrad próbował nas powstrzymać, ale go nie słuchaliśmy.Teraz wstała cała klasa i błagalnym wzrokiem wpatrywała się w wychowawczynię.- Siadajcie. Podoba mi się wasza solidarność. Co ja mam z wami zrobić? Nie wpiszę koledze uwagi. Jutro jednak przychodzicie z rodzicami. Rozczarowaliście mnie. Jesteście w nowej szkole i już wagary! Ale jedno muszę wam przyznać, w chwili próby chociaż jeszcze dobrze wszyscy się nie znacie, potraficie działać dla wspólnego dobra – powiedziała pani.Rodzice również nie byli zachwyceni wybrykiem swoich pociech. Klasa poniosła konsekwencje. Obniżone zachowanie dla wszystkich, żadnych dyskotek i wycieczek. Mimo to jakoś dziwnie dobrze im razem. A wychowawczynię traktują jak drugą mamę.

28.To wymaga odwagi

Kasia wyglądała przez okno nie mogąc doczekać się powrotu siostry z obozu. Nie widziała Asi już dwa tygodnie. Wreszcie zauważyła ją idącą razem z koleżanką.- Babciu idą, idą! – zawołała radośnie.- Możemy więc podawać obiad – odparła babcia.Wkrótce zmęczone dziewczynki pojawiły się w drzwiach mieszkania.- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus – powiedziały prawie jednocześnie.- Na wieki wieków. Amen – odparła babcia. Umyjcie ręce i siadajcie do stołu. Mamusia i tatuś też już wracają z pracy, a ty Izuniu zostaniesz dziś u nas na noc. Z pewnością twoi rodzice dzwonili do ciebie.- Tak, mój dziadziuś wczoraj poczuł się źle i musieli się nim zaopiekować. Dzisiaj jest już o wiele lepiej, ale jeszcze u niego pozostaną. To super, że mogę u was spać. Zaprzyjaźniłyśmy się z Asią.Obiad przebiegał w bardzo przyjemnej atmosferze. Dziewczynki miały mnóstwo wrażeń. Na przemian opowiadały o kolejnych obozowych dniach. Asia najmocniej przeżyła nocną wartę. Wokół las, wszyscy śpią a ona musiała czuwać od drugiej do trzeciej w nocy, zupełnie sama. Tak zresztą jak pozostali uczestnicy obozu. Do rozmowy włączył się tato.- W waszym wieku też byłem na obozie. Pełniliśmy wartę podobnie jak wy. Nie to jednak wymagało największej odwagi.- To mogło być coś bardziej strasznego niż samotna warta w środku nocy? – zdziwiła się Asia.- Wyobraź sobie, że dla mnie tak. Gdy wyjeżdżałem na obóz rodzice mówili – pamiętaj o Panu Bogu, o codziennej modlitwie i niedzielnej mszy św. Okazało się to dla mnie trudne. Wstydziłem się przeżegnać. Wtedy odwagi dodał mi Rysiek. Mimo, że prawie wszyscy zaczęli się śmiać i nazywać go „pobożnisiem”, gdy uklęknął rano do modlitwy, on niezrażony spokojnie dokończył pacierz. Wtedy uklęknąłem i ja, a potem jeszcze kilku innych uczestników obozu. W niedzielę mieliśmy do wyboru: albo wspaniałą wycieczkę, albo pójście na mszę św. i całodniową nudę na miejscu pod opieką jednego z wychowawców. To były trudne czasy. Znowu Rysiek bez zastanowienia wybrał mszę św. Z ogromnym żalem ja też zrezygnowałem z wyprawy do ZOO i planetarium.- Tatusiu czy ten Rysiek to pan Rysio, do którego jeździmy w odwiedziny? – zapytała Kasia.- Tak, z Ryśkiem przyjaźnimy się do dziś. W czasie stanu wojennego był internowany za swoje poglądy. Nigdy jednak nie wyparł się tego, w co wierzy, chociaż zapłacił za to utratą pracy. Nie utracił jednak pogody ducha, wewnętrznej radości i pokoju. Dzisiaj też zaraża innych humorem i optymizmem.- Ciekawe skąd czerpie tę wewnętrzną siłę? – zastanowiła się mama.

- Też go o to zapytałem - odparł tato - powiedział mi, że zaczyna i kończy dzień na kolanach, rozmawiając z Bogiem.Tato zamyślił się, po chwili rzekł - dość tych pogaduszek, bierzemy się do pracy.Dziewczynki razem z babcią posprzątały kuchnię. Kasia poszła z rodzicami do kina, natomiast Iza pomagała Asi rozpakować plecak.Wiesz – powiedziała – ty też dodałaś mi odwagi. Wstyd się przyznać, ale zastanawiałam się czy przeżegnać się przed jedzeniem w pierwszy dzień na obozie. Jednak gdy zobaczyłam, że ty to robisz, nie miałam już wątpliwości. To dziwne, ale przyznanie się do swojej wiary zawsze wymaga odwagi.

29.

Tak nie można- Wujku, powiedz mu coś, on nie pozwala mi pograć, siedzi przed komputerem już trzy godziny, a miał przecież wynieść śmieci, dziś jego kolej! – wołał wyraźnie oburzony Jarek, wchodząc do pokoju wujka bez pukania.

– Ach, przepraszam – zreflektował się widząc, że przeszkadza – nie wiedziałem, że wujek ma gościa.- Właściwie to ja już wychodzę – powiedział wstając pan Michał, kolega wujka z pracy.- Odprowadzę pana Michała i chcę z wami porozmawiać. Powiedz wszystkim, że zbiórka w kuchni za pięć minut.Jarek zapukał do pokoju dziewczynek. Kasia i Asia na czas majowego weekendu i pobytu chłopców u wujostwa mieszkały razem. Grzesio natomiast spał na materacu, a swoje łóżko grzecznie odstąpił kuzynom, w myśl przysłowia, które często powtarzała babcia: „Gość w dom, Bóg w dom”. Jarek i Marek, bratankowie taty Grzesia, mieszkają na Śląsku, przyjechali na kilka wolnych dni do wujostwa. Są bliźniakami i chodzą do piątej klasy.- Proszę tatusiu, to twoja ulubiona kawa – powiedziała Asia podając tacie filiżankę aromatycznego napoju - dla nas zrobiłam herbatę.Dziewczynka postawiła na stole pięć kubków i smaczne ciastka, które piekły wczoraj razem z babcią.- A gdzie Marek? - tata spojrzał na zgromadzone przy stole dzieciaki.- Jak zwykle przy komputerze, on mógłby tak cały czas. Nawet wieczorem jak rodzice wracają późno, to nie śpi, tylko gra. W szkole jest niewyspany, dostaje złe stopnie, a na dodatek chce zamieniać się przy odpowiedzi. Nauczyciele często nas nie rozróżniają, bo jesteśmy prawie identyczni, więc udaje, że ja jestem nim – Jarek wylewał swoje żale przed rodziną.- Grzesiu, zawołaj Marka raz jeszcze – poprosił tato. Chłopczyk po chwili wrócił rozcierając kolano i powstrzymując łzy.- Co się stało? – zapytał tato.- Upadłem, Marek mnie gwałtownie odepchnął. Nie zdołałem utrzymać równowagi.- Marku, proszę tu natychmiast! – zdenerwowany głos mężczyzny zadziałał na chłopca. Zjawił się w kuchni, trochę nieobecnym spojrzeniem powiódł po wszystkich.- Usiądź, to twoja herbata - powiedział wujek – poczęstuj się ciastkiem, jest bardzo pyszne.- Muszę wujku? Właśnie osiągnąłem następny poziom i Grzesiek mi przeszkodził, dlatego go popchnąłem, ale chyba nic mu się nie stało? Czy mogę wrócić do gry?- Nie, nie możesz i musisz mi wytłumaczyć skąd wziąłeś tę grę? Nie zauważyłem żebyś przywiózł ją ze sobą.- Jasne, że jej nie przywiozłem, ściągnąłem ją z Internetu. Wszyscy tak robią,

jest świetna.- Właśnie dlatego chciałem z wami porozmawiać, bo jak rano wszedłem do pokoju, to też grałeś Marku i wydawało mi się, że jest to bardzo brutalna gra, tylko w tym momencie przyszedł pan Michał i nie zdążyłem z wami porozmawiać. Wiecie, że ściąganie tego typu gier z Internetu jest nielegalne i niemoralne. Jesteście katolikami i obowiązuje was Dekalog, a ponadto zwykła ludzka uczciwość.- Ojej wujku, przesadzasz z tą uczciwością – Marek był widocznie rozczarowany brakiem perspektywy powrotu przed komputer.- Nie przesadzam, ponadto nie widząc opakowania, nie mogę zapoznać się z tym, co zawiera gra. Widzisz, zdecydowanie nie zgadzam się byś nadal w nią grał. Jak wszyscy mogliśmy zauważyć, nie wpływa ona na ciebie dobrze. Zbyt długo siedzisz przed komputerem, nie traktujesz poważnie swoich obowiązków i w domu, i w szkole. Oszukujesz nauczycieli wykorzystując brata, zachowujesz się niegrzecznie popychając innych, jak np. Grzesia.- Ależ wujku – próbował oponować Marek- Bez ale. Ubierzcie się, pójdziemy do ZOO i na zakupy. Dostaniecie ode mnie grę dostosowaną do waszego wieku i od tej pory wszyscy sprawiedliwie będą korzystać z komputera. Nie może być tak jak do tej pory, że ty Marku prawie cały czas jesteś do niego „przyklejony”. Myślę, że twoi rodzice podzielą moje zdanie.- Czy zabierzesz nas także na lody? – zapytał Grzesio.- Tak, pójdziemy również na lody, bardzo bym chciał, by Marek zobaczył jak można przyjemnie spędzać czas nie tylko przed komputerem.

30.

Wszyscy tak robią!- Mamusiu, Asia znowu na mnie nakrzyczała, ja chciałam tylko wejść do jej pokoju po książkę. Wczoraj obiecała, że dziś mi poczyta, ale znów nie miała czasu. Powiedziała też, że mam się od niej wynosić – Kasia stała przed mamą z rozżaloną miną.- Porozmawiam z Asią za chwilę córeczko, teraz chodźcie na śniadanie.Mama zaparzyła herbatę i postawiła na stole talerz z kanapkami. Asia wbiegła do kuchni, bąknęła pod nosem coś w rodzaju „dzień dobry” i złapała kanapkę.- A modlitwa? – przypomniała mama – dziewczynka ze złością odłożyła kromkę i zrobiła niedbale znak krzyża.- Co się z tobą dzieje dziecko? – zapytała mama. Rozumiem że dojrzewasz. To trudny ale i piękny czas w życiu człowieka. Możesz czuć się zmęczona i rozdrażniona, musisz jednak nauczyć się panować nad sobą. Zrobiłaś przykrość Kasi.Asia szybko pochłonęła kanapkę, duszkiem wypiła herbatę, wstając od stołu mówiła:- Bo ona nie może przychodzić do mnie kiedy jej się zachce, nie mam czasu na czytanie jakichś głupich, dziecinnych książek. Idę i wrócę dziś później. Umówiłyśmy się z Beatą, pójdziemy pooglądać wystawy. Ma być nowa dostawa w galerii. Beata chce sobie kupić spódniczkę. Chyba mogę? – zapytała Asia widząc surowy wzrok mamy.- Nie, nie możesz córeczko. Po pierwsze nie zapytałaś mnie wcześniej, po drugie chcę dziś z tobą poważnie porozmawiać, gdy wrócisz ze szkoły. Dlatego proszę żebyś przyszła zaraz po lekcjach.- Ale ja już obiecałam Beacie, wszystkie moje koleżanki nie muszą wracać do domu tak szybko, tylko ja mam takie „pieskie życie”. Co ja jej teraz powiem?Asia z gniewem patrzyła na mamę.- Powiesz po prostu prawdę, że nie uzgodniłaś wcześniej tego z rodzicami, przeprosisz koleżankę. Jeżeli jej zależy na twoim towarzystwie, to umówicie się na inne popołudnie – mama była bardzo stanowcza.Asia ze złością złapała drugie śniadanie i wyszła bez słowa. Mama ze smutkiem patrzyła na znikającą za drzwiami córkę.- Nawet nie powiedziała „zostańcie z Bogiem” – zauważyła Kasia.Całą tę sytuację obserwowała babcia, która właśnie wróciła z porannej mszy św. A kiedy Kasia podziękowała za jedzenie i poszła bawić się do swojego pokoju, obydwie kobiety usiadły przy stole, by wypić poranną kawę.- Chyba muszę ci to powiedzieć – odezwała się babcia - wczoraj wracałam wieczorem do domu i zauważyłam, że Asia stoi razem z grupką młodych ludzi. Palili papierosy, nie wiem czy Asia też. Myślę jednak, że nie jest to towarzystwo dla niej. Zmieniła się bardzo, używa niecenzuralnych słów. Zwracałam jej uwagę ale powiedziała mi, że wszyscy tak mówią.- Tak, bardzo mnie martwi zachowanie Asi, jest opryskliwa, ma złe stopnie w

szkole.- Trudno być matką nastolatki - podsumowała rozmowę starsza kobieta.

Asia wróciła ze szkoły w złym humorze. Bez słowa zjadła obiad. Babcia zaproponowała Kasi spacer i Asia została sama z mamą. Zaczęła rozmowę od potoku pretensji.- Wszyscy mogą robić co chcą, chodzić ze swoimi przyjaciółmi po lekcjach, ubierać się modnie, tylko ja nie. Nie muszą też wiecznie zajmować się młodszym rodzeństwem.Mama podeszła do zagniewanej córki, przytuliła ją mocno i powiedziała:- Bardzo cię kochamy Asiu i martwimy się twoimi problemami.Dziewczynka znieruchomiała. Spodziewała się raczej bury i pretensji ze strony mamy. Po chwili milczenia mama mówiła dalej:- To bardzo trudne, tak wobec wszystkich zaprezentować swoje stanowisko. Uwierz mi, tylko ludzie wielcy to potrafią. Ty jesteś naszym bardzo kochanym dzieckiem, więc liczymy na ciebie zawsze. Myślę że nie wszyscy postępują tak jak mówisz. Widziałam w twoim zeszycie do religii narysowane kamienne tablice z przykazaniami. Pomyśl, gdyby Mojżesz kierował się głosem większości, to zamiast dekalogu na kamiennych tablicach mielibyśmy złotego cielca.Asia spojrzała na mamę i dostrzegła w jej oczach ogromne zatroskanie. Jeszcze troszkę była zagniewana, ale w głębi serca czuła, że to mama ma rację. Objęła ją za szyję i powiedziała:- Tak, to prawda. Kamila także opiekuje się swoim rodzeństwem i wiesz, to ona powstrzymała mnie przed zapaleniem papierosa. Powiedziała, że to jest niemodne i że wcale nie wszyscy palą. Myślę, że ona też ma taką fajną mamę jak ja. Pójdę dziś do spowiedzi mamusiu, przepraszam cię bardzo, przeproszę też babcię i Kasię.- Tak się cieszę Asiu. Jutro, gdy tatuś wróci z delegacji wybierzemy się wieczorem do kina, a teraz idź odrób lekcje i możesz umówić się z Beatą na popołudniowe „buszowanie” po galerii. Dostaniesz kieszonkowe.- Kochana jesteś mamusiu! Asia cmoknęła mamę w policzek i zniknęła w swoim pokoju.

31.

Wszystko mi wolno, ale…Asia wróciła opalona i zadowolona z wakacyjnych wojaży. Po powrocie

ze wspaniałej wycieczki, cały miesiąc spędziła jeszcze nad morzem, korzystając z zaproszenia wujostwa. Ostatnie chwile wakacji poświęcała na przygotowanie podręczników i przyborów szkolnych. Pomagała także młodszej siostrze Kasi i Grzesiowi, który od września rozpoczyna naukę w pierwszej klasie. Rodzice po krótkim urlopie musieli wrócić już do pracy, więc ona jako najstarsza pilnowała wszelkich przygotowań. Cała trójka najbardziej lubiła wieczory, chwile kiedy po wspólnej kolacji każdy mógł opowiedzieć o tym, co w czasie dnia wydarzyło się ciekawego.Na dzisiejszy wieczór Asia zaplanowała pokaz zdjęć z wakacji. Rodzina zasiadła przed komputerem. Grzesio dokładnie o wszystko wypytywał i przyglądał się bacznie każdej fotografii.- Asiu, kto jest na tym zdjęciu? – zapytał. Dziewczynka zamyśliła się.- To znajomi wujka, mieszkaliśmy u nich przez parę dni. Mają dom położony w lesie, daleko od miasta. Pan Jurek jest leśniczym, a to jego żona, pani Julia. Tu natomiast stoją ich dzieci: Karolinka, a obok niej Robert. Państwo Romańscy, bo tak się nazywają, poprosili nas, to znaczy mnie i Krzyśka, byśmy zaopiekowali się dziećmi i gospodarstwem podczas ich wyjazdu na wesele.- Wujek na to pozwolił? - mama zaniepokoiła się.– Tak mamusiu – odpowiedziała Asia - Krzysiek często przebywa u państwa Romańskich, zna tam każdy kąt. Dzieci są grzeczne, gospodarstwo niewielkie, pracy raczej mało. Pani sąsiadka miała na nas oko. Pan Jurek pozwolił nam rozpalić grilla. Mogliśmy także zaprosić kolegów i koleżanki z sąsiedztwa. Nasi gospodarze wraz z wujkiem wyjechali we czwartek wieczorem. W piątek szybko uwinęliśmy się z obowiązkami, a wieczorem przyszli koledzy i koleżanki. Usiedliśmy w ogrodzie, dzieci już usnęły i ktoś wpadł na pomysł, by zapalić grilla. Zaczęłam oponować tłumacząc, że przecież to piątek, a mamy tylko kiełbaski i boczek, a nie ryby. Krzysiek też trochę się wahał, ale inni nas przegłosowali. Najpierw nie chciałam jeść, jednak zaczęli się ze mnie wyśmiewać i uległam.- Nie pościłaś w piątek? – szczerze zdziwił się Grzesio. Asia miała czerwone policzki i patrząc braciszkowi prosto w oczy powiedziała:- Wstyd mi Grzesiu, ale nie pościłam. To jeszcze nie wszystko – ciężkie westchnienie potwierdzało fakt, że trudno jest jej o tym mówić –potem ktoś załączył płytę i zaczęły się tańce – kontynuowała - też z początku nie chciałam, ale uległam chociaż wiem, że nie takie wartości wpajacie nam w domu. Sobota upłynęła nam na spacerach i poznawaniu okolicy, to znaczy, ja poznawałam, a Krzysiek był przewodnikiem. To bardzo niewielka miejscowość, tylko kilka domów, ale pięknie położona. Zobaczcie jaki cudny las – Asia pokazywała zdjęcia.

- Wieczorem, kiedy dzieci poszły spać – opowiadała dalej - przyszła pani sąsiadka i zaproponowała, że posiedzi z maluszkami, a my możemy pójść do dyskoteki. Skorzystaliśmy z propozycji, bawiliśmy się świetnie. Wróciliśmy około dwudziestej trzeciej, byliśmy bardzo zmęczeni. Zanim umyliśmy się i nim wyprasowałam pranie, było po dwudziestej czwartej. Nagle olśniło mnie, że jeżeli chcę uczestniczyć w niedzielnej Mszy św., sprawowanej w oddalonej o cztery kilometry kaplicy, o godzinie ósmej, muszę wstać parę minut po szóstej.- To nie mogłaś pójść na późniejszą Mszę św.? – zapytał Grzesio.- Nie, to jedyna Msza św., w niedzielę, ksiądz przyjeżdża z pobliskiego miasteczka. Powiedziałam Krzyśkowi, że musimy wcześnie wstać, ale mnie wyśmiał i zapewnił, że on nie idzie. Przez chwilę pomyślałam podobnie. Przypomniały mi się jednak słowa, które często powtarzał nam ksiądz na lekcjach religii: „Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść”. Pamiętam, że tak pisał św. Paweł do Koryntian. Miałam i tak już duże wyrzuty sumienia spowodowane tym, że nie obroniłam swojego zdania w piątek. Nie przyniosło to korzyści mojej duszy. Nastawiłam budzik, a rano byłam zdumiona, bo maluchy wstały wcześniej niż ja, same się ubrały, zjadły śniadanie i gotowe do drogi czekały, by pójść na Mszę św. Dzielnie pokonały te osiem kilometrów i wcale nie narzekały, że bolą je nóżki.- Aż osiem kilometrów – nie mógł uwierzyć Grzesio.- Tak, one tak chodzą w każdą niedzielę. Dobrze, że przed Mszą Świętą ksiądz przyszedł do konfesjonału. Mogłam się wyspowiadać i z czystym sercem uczestniczyć w Najświętszej Ofierze. To wszystko pozwoliło mi jeszcze bardziej przekonać się, że warto dokonywać mądrych wyborów, bo: „Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść”.

32

Zawsze byłeś na czas…Po wieczornej modlitwie Grzesio jak zwykle czekał na opowieść. Tym razem rodzice wyszli, więc babcia usiadła przy łóżku chłopca.- Babciu, opowiedz mi coś ciekawego.Babcia pogłaskała wnuka po głowie i zaczęła:

Było sobie kiedyś czterech wiernych przyjaciół; Kacper, Melchior, Baltazar i Artaban. Byli bardzo bogaci, każdy z nich miał własne królestwo. Odwiedzali się często i spędzali ze sobą dużo czasu. Pewnej nocy zauważyli na niebie dziwne zjawisko. Ogromna, jasna gwiazda rozświetliła niebo.- Co to takiego? - myśleli.W mądrych księgach wyczytali, że taka gwiazda ma się pojawić, gdy narodzi się nowy Król Żydowski, potężny i Wieczny. Postanowili, że o świcie wyruszą tam, gdzie będzie prowadzić ich gwiazda. Umówili się nad brzegiem morza. Każdy postanowił zabrać to, co miał najcenniejszego, by złożyć Królowi w darze. Kacper złoto, Melchior mirrę, Baltazar kadzidło, a Artaban brylant, szmaragd i drogocenną perłę.Bladym świtem na umówione miejsce przybył najpierw Kacper z całą swoją świtą, tuż po nim Melchior w towarzystwie sług i Baltazar również otoczony swoim dworem. Artaban spóźniał się. Przyjaciele poczekali godzinę, potem drugą, w końcu zniecierpliwieni ruszyli w drogę, nie czekając na kompana.­ Może się rozmyślił – mówili między sobą.Nie. Artaban nie rozmyślił się. Bardzo chciał pojechać pokłonić się Nowonarodzonemu. Zgodnie z umową wyruszył z domu, gdy jeszcze było ciemno. Na niebie widział jasną gwiazdę, która dodawała mu siły. Razem ze swoim wiernym sługą jechał radośnie sobie podśpiewując. Nagle usłyszał jęk. W przydrożnym rowie leżał bardzo zmasakrowany człowiek, napadli na niego zbójcy, wszystko zabrali i pozostawili prawie umierającego. Artaban pochylił się nad biedakiem.- Spóźnimy się Panie – usłyszał głos swego sługi, który niecierpliwie go pospieszał.- Przecież nie zostawimy go tu na pewną śmierć – powiedział Artaban i podźwignął rannego i usadowił na swoim koniu. Opodal była gospoda. Artaban uprosił właściciela, by zajął się poszkodowanym.- To będzie kosztować – rzekł gospodarz przypatrzywszy się bacznie bogato odzianemu Artabanowi.Artaban otworzył sakiewkę, wyjął brylant i dał gospodarzowi za opiekę nad rannym. Potem galopem popędził na umówione spotkanie. Niestety przyjaciół już nie zastał. Odjechali bez niego. Postanowił, że sam wyruszy w dalszą drogę. Gwiazda, jak wierny towarzysz, prowadziła go aż do miasteczka Betlejem. Tam działo się coś dziwnego. Po ulicach biegały matki z maleńkimi dziećmi, a za nimi żołnierze, z mieczami ociekającymi krwią.

- Ratuj Panie! – usłyszał nagle za sobą rozpaczliwy szept kobiety tulącej w ramionach dziecko.Zdążył zasłonić ją sobą przed okrutnym ciosem miecza.- Zaczekaj żołnierzu – powiedział rozkazującym tonem – Chyba możemy się jakoś dogadać. Sięgnął po sakiewkę, wyjął błyszczący szmaragd. Żołnierzowi zabłysły oczy.- Niech będzie – rzekł – szmaragd mój, ale wy z dzieckiem uciekajcie z miasta, by Herod się nie dowiedział.Artaban posadził kobietę na konia. W drodze opowiedziała mu co się wydarzyło.W szopie narodziło się dziwne Dziecię. Była wielka jasność, podobno ktoś widział aniołów, pasterze mówili, że potem przyszli jacyś bardzo bogaci monarchowie. Trzech ich było, a jeszcze później ta Rodzina, w pośpiechu odjechała ponoć do Egiptu, a Herod rozkazał zabić wszystkich chłopców do lat dwóch.- Niech Cię Bóg błogosławi, żeś ocalił życie memu dziecku, myślę że tamto Dziecię też ocalało. Mówią o Nim, że to przyszły Król.Kobieta z dzieckiem udała się do swych krewnych mieszkających w górach, tam była bezpieczna.Artaban stał zupełnie zagubiony. Powoli ruszył dalej. Myślał jak odnaleźć Króla w dalekim Egipcie. Zresztą została mu tylko jedna perła. Mógł ją sprzedać i wygodnie wrócić do domu.- Co mam zrobić? Gdy tak przez głowę przelatywały mu coraz czarniejsze myśli usłyszał dzwoneczki. Tak, to trędowaci. Dzwonili by uprzedzić, że tu są i że trąd jest bardzo zaraźliwy. Odrzuceni przez społeczeństwo koczowali w górach.Artaban zsiadł z konia i usłyszał jęk. Rozejrzał się. To była kobieta, leżała i płakała. Pochylił się nad nią, okazało się, że ona rodzi. Wiedział jak pomóc, na dworze ojca nauczył się trudnej sztuki medycznej. Odebrał poród i wręczył dziecko szczęśliwej matce. Inni trędowaci zeszli się ze wszystkich stron. Zaczął opatrywać ich rany, to trwało cały dzień. Wieczorem zasnął ze zmęczenia. Gdy rano otworzył oczy znów zobaczył potrzebujących.- Zostań z nami jakiś czas – prosili trędowaci – nikt się nami nie zajmuje.- Pozostanę do wieczora, potem zobaczę, gdzie poprowadzi mnie gwiazda – powiedział. Wieczorem na niebie jednak nie było już gwiazdy.- Jak mam trafić do Ciebie Wiekuisty Królu, skoro zabrałeś mi swój znak – myślał z goryczą Artaban.W tym samym momencie jakieś trędowate dziecko wdrapało mu się na kolana i oparło na piersi swoją obolałą główkę.- Zostań z nami – kiedyś jeszcze odnajdziesz swego Króla.- Tak zrobię – powiedział Artaban.Został w osadzie trędowatych. Nauczył ich jak opatrywać rany, jak uprawiać

ziemię, siać i zbierać ziarno. Nauczył ich pisać i czytać. Mijał rok za rokiem, minęło ponad trzydzieści lat. Do osady zaczęły docierać wieści, że Galileę i Judeę przemierza jakiś Nauczyciel. Głosi swoją naukę, czyni cuda. Mówią, że to Mesjasz, Król żydowski. Uzdrawia, wskrzesza zmarłych.Młody chłopak, któremu trąd zupełnie uszkodził wzrok, zdecydował, że pójdzie pod Jerycho w nadziei, że zostanie uzdrowiony. Przyjaciele pomogli mu.Artaban był ciekaw rozwoju sytuacji, jakiś wewnętrzny głos mówił mu, że to może i dla niego jakaś szansa. Może to ten Król, którego szukał tyle lat. Był już taki zmęczony życiem pośród trędowatych, osłabiony tym wszystkim, bolało go serce.Ale to, co zobaczył dodało mu nowej energii. Chłopak biegł sam i radośnie wołał:- Uzdrowił mnie, uzdrowił! Nie tylko ze ślepoty ale i z trądu! To naprawdę Mesjasz! To ten, którego szukałeś Artabanie. Idź do Jerozolimy, wkrótce Żydzi będą mieć swoje święto. Święto Paschy. On na pewno tam przybędzie, idź, spotkasz Go!Artaban wyjął swoją sakiewkę. Ciągle przetrzymywał tam drogocenna perłę.

Jedyny dar jaki mu jeszcze został dla Króla.- Pójdę – pomyślał.Czwartkowy wieczór zastał go w Jerozolimie. Wszyscy wiedzieli, że wielki Nauczyciel razem z uczniami spożywał Paschę w Wieczerniku. Artaban szedł za wskazówkami jednego z mieszkańców. Dotarł na miejsce, ale wielka sala Wieczernika była już pusta. Jakieś kobiety sprzątały po wieczerzy. Przystanął obok jednej. Miała smutne oblicze i piękne oczy. Patrzyła z ufnością w twarz nieznajomego. Sam nie wie dlaczego opowiedział Jej wszystko. Całe swoje życie.- Jestem Jego Matką – powiedziała łagodnie - chcą Go zabić, za to co robi. Za

Jego poglądy. Boję się o Niego. Teraz poszedł ze swoimi uczniami do Ogrodu

Oliwnego. Często tam się modlił. Jeżeli chcesz to idź za nimi.

Artaban szedł tak jak tłumaczyła mu Matka jego Króla. W Ogrodzie Oliwnym

zastał wielkie zamieszanie. Związanego mężczyznę prowadzono jak jakieś

zwierzę, inni uciekali w popłochu. Żołnierze i żydowska kohorta prowadzi

jego Króla, tego był pewien. Dokąd? Dlaczego? Szedł za nimi pełen obaw.

Zamknęły się jednak przed nim drzwi pałacu Kajfasza.

- Dziś już niczego się nie dowiem. Spróbuję jutro – pomyślał i przysiadł pod bramą.Ranek obudził go chłodem i wrzawą. Na dziedzińcu kogoś biczowano. Próbował się tam przecisnąć, ale go przegoniono. Wydawało mu się, że do słupa przywiązany był jego Król. Po chwili był tego pewien. Jakiś mężczyzna stojący obok nie pytany, komentował wydarzenia:- Chcą Go zabić, Jego, Mesjasza, On nigdy nikomu nie zrobił nic złego.Artaban ściskał w ręce perłę. Komu ją dać, aby uwolnić Króla? W tym samym momencie usłyszał głośny lament młodej dziewczyny. Okazało się, że jej ojciec zmarł, a za jego długi ona ma być sprzedana w niewolę. Przyjrzał się baczniej. Znał ją, to była córka dawnego przyjaciela, Sara. Ona też go poznała.- Ratuj Panie! Sprzedadzą mnie do niewoli, wywiozą do obcego kraju. Panie, nie mam nikogo - błagała.Artaban trzymał w palcach perłę. Myśli tłukły mu się w głowie. Sara czy Król, którego szukał całe życie?- Panie! – prosiła Sara.- Masz tu człowieku perłę, daj wolność dziewczynie, powiedział zwracając się do handlarza niewolników.Sara upadła mu do nóg. - Niech Bóg Cię błogosławi Panie.Artaban stał osłupiały. Wydarzenia toczyły się zbyt szybko, by mógł to wszystko ogarnąć. Widział jak żołnierze szpalerem prowadzą trzech skazańców za miasto. Tam stały już trzy słupy. Powlókł się za nimi. Słońce prażyło niemiłosiernie. Młody mężczyzna, skatowany, z cierniową koroną na głowie, szedł powoli. Upadał, musieli Mu pomagać. Przez moment ich oczy spotkały się. Artaban poczuł uścisk w gardle.- Królu w cierniowej koronie – wyszeptał.Tłum przewrócił go. Upadł. Potem była burza, pioruny, ciemność. Serce Artabana biło jak oszalałe, aż w końcu pękło. Umierał i nagle zobaczył wielką jasność. Usłyszał słowa:- Artabanie, to Ja, szukałeś mnie. Jeszcze dziś będziesz ze Mną w domu Mego Ojca. Jestem Królem. Twoim Królem.Artaban spojrzał Mu w oczy. To były oczy mężczyzny w cierniowej koronie, jednak nie było korony, nie było krzyża.Król wyciągał do niego swoją dłoń.- Ale ja nie mam dla Ciebie nic – szepnął Artaban – wszystkie dary zostawiłem po drodze. Nie zdążyłem na czas.- Ty zawsze byłeś na czas – rzekł Król. To mnie dałeś brylant, szmaragd i perłę. To mnie pielęgnowałeś przez 30 lat w osadzie trędowatych. Cokolwiek uczyniłeś jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnie uczyniłeś. A teraz

chodź ze mną po zasłużoną nagrodę, Przyjacielu mój Artabanie.Babcia skończyła opowiadanie. Dłuższą chwilę trwało milczenie.- Chciałbym zawsze być na czas, jak Artaban – powiedział Grzesio.- Myślę, że to zadanie dla nas wszystkich, ale teraz zamknij oczy i śpij, bo jutro czeka cię pracowity dzień – odparła starsza pani, poprawiła kołderkę na łóżku wnuka i pobłogosławiła go robiąc krzyżyk na jego czole.- Dobranoc babciu.- Dobranoc, śpij dobrze wnusiu.

33.Nie bez przyczyny

- Mamusiu, proszę powiedz mi co znaczy słowo seks, czy to jest coś śmiesznego? – Kasia wyjęła z plecaka brudnopis i pokazała mamie.– Zobacz, Wojtek napisał mi to na okładce i dziwnie się śmiał. Nie rozumiem o

co mu chodziło?Mama odłożyła truskawki, które akurat myła, by przyrządzić pyszny koktajl.- Sądzę, że musimy poważnie porozmawiać – powiedziała.- A o czym będziecie rozmawiać? – zapytał Grzesio wjeżdżając swoim nowym samochodzikiem do kuchni.- O bardzo ważnych dla każdego człowieka sprawach. Zrobię herbatę i usiądziemy w pokoju Kasi, tam będzie nam wygodnie. Na osłodę weźmiemy ciasteczka.Mama podała Grzesiowi cały talerz słodyczy.- Czy ja też załapię się na te łakocie? –zapytała Asia, która akurat wróciła od koleżanki.- Idziemy na poważną rozmowę do pokoju Kasi – oznajmił Grzesio usiłując bezpiecznie donieść tam ciastka.Asia pomogła mamie podać herbatę i po chwili cała czwórka siedziała przy

stole.- Kasiu, otwórz słownik angielsko - polski i znajdź słowo seks. Przeczytaj, co ono znaczy.Dziewczynka śledziła spis wyrazów pomagając sobie palcem, sa…sad…se..seks. Mam! Seks znaczy płeć.- Właśnie, a płeć określa to, kim jesteśmy. Człowiek został stworzony przez Boga jako mężczyzna i kobieta, którzy są równi w godności, ale powołani do nieco innych zadań – powiedziała mama.- Nie rozumiem, co to jest godność i jakie są te inne zadania? – zapytał jak zwykle dociekliwy Grzesio.- Zarówno kobiecie jak i mężczyźnie przysługują te same prawa. Każdemu należy się szacunek. Jednak to kobieta może rodzić dzieci, karmić je własną piersią i to jest jej wyjątkowe i bardzo piękne zadanie. Natomiast mężczyzna ma troszczyć się o to, by jego żona była szczęśliwa, a dzieci czuły się bezpiecznie – tłumaczyła mama.- W książce, którą dostałam od ciebie i taty przeczytałam, że powinniśmy być wdzięczni Bogu za to, że jesteśmy istotami płciowymi, to znaczy seksualnymi, bo seksualność to wielki dar ale też zadanie, które trzeba dobrze wypełnić – Asia uzupełniła wypowiedź mamy.- Tak to prawda. Aby mogły powstawać rodziny potrzebni są mężczyźni i kobiety. Kiedy przychodzi odpowiedni moment, taki młody chłopak zakochuje się w dziewczynie, a ona w nim. Potem może zrodzić się między nimi miłość. Następnie przed Bogiem ślubują sobie, że zawsze będą razem i z ich miłości, przy wpółdziałaniu Boga rodzą się dzieci – kontynuowała mama.- Tak, właśnie! Czytałam też, że dziecko pochodzi od Boga i rodziców – Asia

dzieliła się swoimi myślami.- To prawda, Kasiu pamiętasz jak tłumaczyliśmy ci z tatusiem kiedy pytałaś skąd się biorą dzieci, że tylko część od mężczyzny czyli plemnik, pasuje do części od kobiety, czyli komórki jajowej. To są komórki rozrodcze, bardzo ważne u każdego człowieka. Kobiety i mężczyźni są inaczej zbudowani, aby mogli te komórki przekazać kiedy już są małżonkami. Widzisz, pewne części ciała zawsze mamy zakryte, nie dlatego, że są one brzydkie, ale dlatego, że odczuwamy wstyd. Chronimy je, bo są przeznaczone dla specjalnych zadań. To, że posiadamy płeć jest bardzo ważne i piękne. Powinniśmy za to Bogu dziękować. Ja jestem Mu bardzo wdzięczna za to, że jestem kobietą, bo mogę być waszą mamą.- Posłuchajcie – powiedziała Asia włączając MP3 – to jest świetna piosenka - śpiewa ją Maga Anioł. Po chwili rozległa się muzyka i zabrzmiały słowa: „Nie bez przyczyny są chłopcy i dziewczyny, nie bez przyczyny tak jest”.

34.Wakacyjna przygoda

- Synku, jesteś pewien, że chcesz zostać u cioci i wujka? – zapytała mama wkładając buty.- Tak mamusiu, jestem już przecież duży i będę grzeczny.- Wiesz, że możemy przyjechać po ciebie dopiero za dwa tygodnie, jeszcze nigdy tak długo nie byłeś poza domem – tato także nie był przekonany o słuszności decyzji syna.- Chłopcy się nim zajmą gdy będziemy w pracy, a wieczorami wymyślimy coś ciekawego – ciocia przyszła z pomocą Grzesiowi.- Wobec tego bądź grzeczny, będziemy do ciebie codziennie telefonować, ale dopiero wieczorem, chyba żeby działo się coś nadzwyczajnego to dzwoń, w przeciwnym wypadku pamiętaj, że jesteśmy w pracy i raczej nie wolno nam przeszkadzać. Podobnie jak cioci i wujkowi, to daj całusa my już idziemy.- Całusa? – mamusiu, jestem już duży, pożegnajmy się normalnie – powiedział Grzesiu podając rodzicom rękę i tylko lekko się przytulając. Wydawało mu się dziecinne tak wylewnie się żegnać.- Przecież dwa tygodnie szybko upłyną i znowu wrócę do domu - stwierdził.Rodzice wyjechali, wieczorem ciocia zabrała wszystkich do kina, wujek miał jeszcze jakieś drobne prace do wykonania. Niedziela i pierwsze dni tygodnia upłynęły w miarę szybko. Jarek i Marek, kuzyni Grzesia, faktycznie zajmowali się nim przez te dni, jednak zaczęło im wkrótce przeszkadzać, że chłopak chce wszędzie z nimi chodzić. Mieli swoją paczkę, a Grzesio, co tu dużo mówić, był od nich jednak sporo młodszy. Coraz częściej zostawiali go więc w domu, zabraniając mówić o tym cioci i wujkowi. Chłopczyk bardzo tęsknił, troszkę czytał, rysował, grał na komputerze w różne gry, ale szybko mu się to nudziło.Piątkowy poranek powitał go pięknymi promieniami słońca. Spojrzał na zegarek, o… już dziewiąta – pomyślał. Zrobił znak krzyża i wstał z nadzieją, że chłopcy może jeszcze nigdzie nie wyszli. Nie było jednak nikogo. Śniadanie zrobione przez ciocię przed wyjściem do pracy czekało na stole w kuchni, a w termosie ciepła herbata. Grzesio umył się, pomodlił i zjadł posiłek. Wieczorem długo nie mógł zasnąć, płakał z tęsknoty cichutko do poduszki, żeby nikt nie słyszał. Gdyby mama była blisko to przytuliłby się do niej i mocno ucałował, i wcale by nie uważał, że jest na to za duży. Łzy znowu pojawiły mu się w oczach. Nagle przyszła mu do głowy fantastyczna, jak mu się wydawało myśl. Na parapecie kuchennego okna leżały klucze od mieszkania, przez okno widział jak na placu zabaw bawią się dzieci. Klucze jakoś same znalazły się w jego rękach, starannie zamknął drzwi i wybiegł na podwórko. Nie znał jednak żadnego dziecka.- Pójdę pooglądać wystawy – pomyślał i wyszedł na pobliską ulicę.– Zraz wrócę, przecież się nie zgubię – zapewniał sam siebie.Zapatrzył się na fantastyczne zabawki, za szybą stały super samochody i motocykle. Poszedł troszkę dalej i dalej. Wszystko było takie wielkie, chciał zawrócić i nagle zorientował się, że nie wie gdzie. Bezradnie rozejrzał się

dokoła. Nie miał pojęcia jak się tu nalazł. Wydawało mu się, że dopiero wyszedł z domu. Sięgnął do kieszeni, na szczęście zabrał telefon. Przypomniał sobie jednak co mówili rodzice. Są teraz w pracy i pewnie bardzo zajęci, ciocia i wujek też. Mama jednak mówiła, że gdyby się działo coś nadzwyczajnego to ma dzwonić. Czy to jest nadzwyczajna sytuacja? – myślał.Trzymał w dłoni telefon i nie wiedział co ma zrobić. W końcu zdecydował, że zadzwoni.- Tylko do kogo? – pytał sam siebie. Słyszał kiedyś rozmowę dorosłych, wujek mówił, że cieszy się bo ma blisko do pracy.- Zadzwonię do wujka, może to gdzieś niedaleko, to po mnie przyjdzie – postanowił.- Przepraszam cię wujku, chyba się zgubiłem – powiedział do słuchawki i rozpłakał się.- Uspokój się Grzesiu, jak to się zgubiłeś, nie ma z tobą chłopców? – wujek zaniepokoił się.- Nie ma, poszedłem sam na spacer – mówił łkając chłopczyk.- Posłuchaj mnie uważnie – wujek próbował uspokoić dziecko – powiedz mi gdzie jesteś, możesz przeczytać jaka to ulica i jaki numer budynku przy którym stoisz.Grzesio wykonał polecenie wujka. Okazało się, że to bardzo blisko jego pracy. Po paru minutach było już po strachu. Chłopak mocno trzymał za rękę wujka, który zwolnił się na chwilę, by odprowadzić bratanka do domu. W miedzy czasie zadzwonił do swoich synów, dając im ostrą reprymendę za pozostawienie Grzesia bez opieki. Musieli natychmiast zjawić się w domu i zaopiekować kuzynem. Po dłuższej rozmowie z tatą zrozumieli swój błąd i przeprosili Grzesia. Aż do jego wyjazdu nie odstępowali go ani na krok.

35. Trudno to zrozumieć

Asia od powrotu ze szkoły nie mogła powstrzymać łez, które toczyły się po jej policzkach jak wielkie grochy. Wydawało się jej, że cały świat nagle stracił wszystkie barwy. Wiadomość o śmierci Marysi spadła na nią jak grom z jasnego nieba. Marysia, sąsiadka tylko rok starsza od Asi, była dla niej jak siostra, tym bardziej bliska, że chorowała od wczesnego dzieciństwa. Asia odwiedzała ją bardzo często. Lubiły ze sobą rozmawiać, a kiedy Marysia przebywała w szpitalu kilkanaście razy na dobę wysyłały do siebie sms-y.- Asiu, chodź podgrzałam ci obiad – zawołała babcia z kuchni. Dziewczyna usiadła nad talerzem zupy i z trudem przełykała jedzenie.- To niesprawiedliwe babciu – powiedziała odsuwając opróżniony tylko do połowy talerz – Marysia tyle się w życiu nacierpiała. Wszyscy wiedzieli, że jest chora, ale nikt nie przypuszczał, że tak szybko odejdzie – mówiła patrząc na krzątającą się po kuchni starszą kobietę.Babcia usiadła obok wnuczki i przytuliła ją do siebie. Dziewczynka ocierała płynące po policzkach łzy.- Marysia miała tyle planów. Miałyśmy razem jechać na oazę. Wiesz babciu, że największym marzeniem Marysi było poczuć smak potraw: zwykłego chleba czy też zupy?- Tak, wiem – powiedziała babcia. Nawet hostia, którą przyjmowała musiała być bezglutenowa. W sumie żyła tylko dzięki temu, że miała dożywianie pozajelitowe. Codziennie wieczorem jej mama podłączała jej coś w rodzaju kroplówki do tzw. wejścia centralnego w okolicy mostka. Tak samo zresztą jest odżywiana jej najmłodsza siostra, Emilka. Tylko Zosia jest zdrowa. Wiesz Asiu, myślę że powinnaś pójść do Zosi, jej też jest bardzo trudno. Pomogłabyś jej zająć się tatą, który wymaga opieki. Porusza się przecież na wózku inwalidzkim i to przy pomocy innych osób.- Masz rację babciu, później odrobię lekcje, a teraz pójdę. Tyle cierpienia w tej rodzinie. Emilka również bardzo przeżyła śmierć siostry. To mądra dziewczynka, jej choroba jest bardzo podobna do choroby Marysi. Asia wciąż nie mogła powstrzymać łez.- To prawda, kiedy byłam tam wczoraj Emilka mówiła, że ona pewnie też umrze. Bardzo potrzeba im teraz wsparcia. Wciąż nie mogę zrozumieć dlaczego tyle nieszczęścia dotyka jedną rodzinę – mówiła Asia ubierając buty – jak można to wytrzymać. Ile jeszcze musi znieść pani Aneta, chory mąż, chore dwie córeczki, jedna już nie żyje, dobrze że chociaż Zosia jest zdrowa, ale…taka smutna. Co ja jej mogę powiedzieć, jak ją pocieszyć babciu? Przecież ja sama ciągle płaczę – dziewczynka po raz kolejny starała się osuszyć łzy.- Tu nie są ważne słowa. Najważniejsza jest twoja obecność. Wiesz, jest takie powiedzenie, że smutek dzielony we dwoje jest połową smutku. Trudno zrozumieć dlaczego właśnie rodzinę Zosi dotknął taki los. Widocznie Bóg ma w tym jakiś cel – tłumaczyła babcia.

- Jestem pewna, że Marysia jest szczęśliwa w niebie, tam już nie cierpi, była przecież taka dobra – do rozmowy włączyła się milcząca dotąd Kasia - gdy byłyśmy tam ostatnim razem powiedziała mi, że ofiaruje swoje cierpienia za grzeszników i zachęca do tego swoją młodszą siostrę Emilkę, która nie jest tak cierpliwa jak ona. Pójdę z tobą Asiu, to chociaż porozmawiam z Emilką lub wspólnie się z nią pomodlę. Pani Aneta ma przecież do załatwienia mnóstwo praw związanych z pogrzebem.Dziewczynki wyszły mijając w drzwiach wracającego ze szkoły brata. Grzesio niedbale zrzucił plecak i buty, wszedł do kuchni i usiadł przy stole, na którym babcia widząc wracającego ze szkoły wnuka postawiła odgrzany obiad. Popatrzyła z troską na naburmuszonego chłopca.- Co się stało Grzesiu? – zapytała.- Krzysiu mi dokucza, znowu się śmiał, że mam takie niemodne buty i spodnie – mówił z poczuciem krzywdy odsuwając na kraj stołu ulubione pierożki.Starsza pani milcząc usiadła obok wnuka. Jego problemy wydały jej się banalne w porównaniu z dramatem rodziny sąsiadów. Miała zamiar mu to powiedzieć. Widząc jednak w oczach chłopca autentyczny żal, zapytała:- Bardzo chciałbyś mieć takie ubranie jak Krzysiu, prawda?- Tak babciu – powiedział chłopczyk już nieco pogodniej, a gdzie dziewczyny? – zapytał - ach wiem – odpowiedział sam sobie – pewnie poszły do sąsiadów. To smutne, co tam się wydarzyło. Ale przecież spotkamy się z Marysią w niebie, prawda babciu? Tak mówiłaś, gdy zmarł dziadziu – chłopczyk po swojemu tłumaczył zaistniałą sytuację.- Tak, to prawda –odparła babcia, ciesząc się, że chłopczyk zapomniał już o przykrości wyrządzonej mu prze kolegę.Grzesio przysunął do siebie talerz z pierożkami - pyszne – stwierdził, jakzawsze babciu.- Smacznego, jedz na zdrowie, powiedziała uśmiechając się starsza pani.

36.

A jednak nie takie nudne- Kasiu, musisz się pospieszyć, za pół godziny wychodzimy – powiedziała babcia widząc wnuczkę siedzącą na podłodze pośród sterty ubrań, które wyrzuciła z szafy.- Ależ babciu, chciałam zrobić porządek, czy muszę iść z wami?- Nie Kasiu, nie musisz, ale myślałam, że chcesz. Dziś pierwsze nabożeństwo różańcowe. Zawsze chodziliśmy wszyscy. Asia i Grzesio już prawie gotowi.- Nabożeństwo różańcowe jest takie nudne, w kółko powtarza się to samo, takie klepanie paciorków – dziewczynka podniosła się z podłogi i usiadła na kanapie.- Wiesz Kasiu, może się tak wydawać, ale przecież odmawiając konkretne tajemnice rozważamy treść w nich zawartą. Wtedy nie jest to nudne – odparła babcia siadając obok wnuczki.- Weźmy na przykład trzecią tajemnicę z części Światła, co można rozważać odmawiając ją? – Kasia z przekorą patrzyła na babcię – jakoś najbardziej jest ona dla mnie dziwna.Starsza pani objęła wnuczkę ramieniem i odsunęła z jej twarzy piękne, falujące się włosy.– To moja ulubiona tajemnica – powiedziała – wyobraź sobie Kasiu małe miasteczko w Palestynie, nosi ono nazwę Naim. Mieszka tam młody chłopak. Powiedzmy, że ma na imię Dan, jest jedynakiem. Dan to bardzo dobry człowiek. Umie zauważyć potrzeby innych ludzi. Niedawno naprawił drewnianego konia chłopcu z sąsiedztwa. Chorej sąsiadce naniósł wody, jeszcze komuś innemu pomógł w przeprowadzce. W takim małym miasteczku wszyscy się znają i nie ma tam człowieka, który nie znałby Dana i jego szczerego, radosnego uśmiechu. Niedawno, po długiej chorobie zmarł tato chłopca. Kiedy mama pogrążona w bólu płakała, Dan pocieszał ją i zapewniał, że jest już na tyle duży, by zatroszczyć się o utrzymania ich obojga. Podjął pracę i wiodło im się całkiem dobrze, aż pewnego wieczoru dostał wysokiej gorączki, a rano już nie żył. Ulicami Naim szedł kondukt pogrzebowy, prawie wszyscy mieszkańcy towarzyszyli biednej wdowie, która nie mogła powstrzymać łez, słowa skargi wylewały się z jej ust. Akurat przez to miasteczko przechodził Pan Jezus. Żal mu się zrobiło płaczącej kobiety. Podszedł do zmarłego chłopca i powiedział: "Młodzieńcze, mówię ci, wstań !". Dan wstał i zaraz wszyscy zobaczyli jego szeroki uśmiech. „Głoszenie Królestwa i wzywanie do nawrócenia”, tak nazywa się ta tajemnica. Za każdym razem, nim zaczniesz ją odmawiać możesz zajrzeć do Biblii i przeczytać, co takiego powiedział, czy też zrobił Pan Jezus – babcia uśmiechnęła się do wnuczki.- Skąd wiesz, że tak właśnie było – Kasia nie dawała za wygraną – zdaje się, że Ewangelista nie podaje imienia tego wskrzeszonego chłopca.- Podaje jednak sam fakt wskrzeszenia, a przecież każdy posiada imię, więc ja

wymyśliłam mu takie.- Skąd pomysł, że był taki dobry? – Kasia patrzyła na babcię, dużymi brązowymi oczami, płonącymi jak rozżarzone węgle.- Tak myślę, skoro towarzyszył jego matce wielki tłum ludzi. Wszyscy musieli go kochać. Babcia wstała i podeszła do półki, na której leżała Biblia. Znalazła odpowiedni fragment i podała Kasi. Dziewczynka zatopiła się w lekturze.- Babciu – powiedziała po chwili – wydaje mi się, że czytasz pomiędzy wersetami. Potrafisz wydobyć z tekstu, to czego ja tam nie dostrzegam.Babcia zamyśliła się i przesuwając bluzki Kasi, które leżały blokując przejście, znowu usiadła obok dziewczynki.– Widzisz Kasiu, Pismo Święte to nie jakaś tam książka, którą można czytać bezmyślnie. Zanim sięgniesz po Biblię pomódl się do Ducha Świętego, aby oświecił twój rozum, wtedy zauważysz o wiele więcej niż tylko litery i zapisane słowa.Dziewczynka odłożyła Pismo Święte na biurko. Wstała z kanapy i rozejrzała się po pokoju. Westchnęła widząc ogromny bałagan, pomyślała chwilę i zdecydowała:- Pojdę z wami, posprzątam jak wrócimy.- Chętnie ci pomogę – powiedziała Asia, która już od dłuższego czasu stała cichutko w drzwiach i przysłuchiwała się rozmowie.- Super, jesteś fantastyczną starszą siostrą – odparła Kasia chowając do kieszeni różaniec - myślę, że dziś nie będę się nudzić w kościele.

37.

Wybór- Ale zimno – zawołał Grzesio.Chuchaniem rozgrzewał skostniałe dłonie. Chłopczyk razem z siostrami wrócił z niedzielnej Eucharystii. Mama i babcia krzątały się w kuchni przygotowując obiad. Tato oglądał właśnie transmisję Mszy św. w telewizji. Ponieważ zmogła go choroba, nie mógł pójść do kościoła. Nie miał już dziś gorączki, ale był jeszcze bardzo osłabiony. W szlafroku, opatulony kocem siedział w fotelu, w zasięgu reki miał tabletki do ssania, syrop, aspirynę i ciepłą herbatę z lipy. Wczoraj wieczorem babcia zaaplikowała mu bańki.- Co tam w parafii słychać? – zapytał, kiedy Msza św. w telewizji dobiegła końca.Dzieci zgromadziły się wokół chorego. Czekając na obiad relacjonowały ogłoszenia parafialne oraz homilię, która nie tylko na Grzesiu zrobiła bardzo duże wrażenie. Asia jako najstarsza zaczęła streszczać słowa księdza proboszcza.- To działo się w czasie II Wojny Światowej – mówiła - Niemcy najechali na małą miejscowość. Mieszkańcy byli przerażeni. Słyszeli, co działo się w sąsiedniej wsi, w której Niemcy zamknęli wszystkich w stodole i żywcem spalili.- Pomyśleli, że w kościele będą bezpieczni - włączyła się do rozmowy Kasia - więc zgromadzili się w parafialnej świątyni. Po parunastu minutach kościół został otoczony przez oddział żołnierzy – Kasia zaczerpnęła powietrza.- Do środka wkroczył niemiecki oficer – Asia weszła siostrze w słowo - poinformował zgromadzonych, że za paręnaście minut kościół zostanie wysadzony w powietrze. Mogą opuścić budynek, jest tylko jeden warunek.- W tym momencie – przejął opowiadanie Grzesio – oficer zdjął ze ściany obraz Pana Jezusa i położył na podłodze przed drzwiami. „Tylko ten może opuścić świątynię, kto wychodząc napluje na twarz Jezusa”, zdecydował oficer. Zapadło przerażające milczenie. Po chwili podniósł się jeden mężczyzna, wychodząc ze słowem: „Wybacz”, splunął na obraz i opuścił kościół. Podobnie zachowało się jeszcze kilkoro mieszkańców wsi.- Wstała również młoda dziewczyna – teraz relację z homilii kontynuowała Asia - podeszła do obrazu i uklękła. Dłońmi odgarnęła plwocinę i ucałowała twarz Chrystusa. W tym momencie rozległ się huk wystrzału, a w powietrzu uniósł się szept grozy wyrwany z piersi pozostałych w świątyni ludzi. Dziewczyna padła martwa na obraz. Oficer z dziwnie wykrzywioną twarzą wyszedł z kościoła. Wtedy do dziewczyny podbiegł mężczyzna, jak się okazało, był to jej ojciec. Ze łzami w oczach wołał: „Ach, gdybym przewidział, co chcesz zrobić, uczyniłbym to przed tobą”. Pozostali uklękli wokół bohaterskiej dziewczyny, leżącej z rozkrzyżowanymi ramionami na obrazie. Wyglądało to tak, jakby własną piersią zasłaniała Chrystusa przed strzałem. Wszyscy zatopili się w modlitwie. Kościoła nie wysadzono - Asia zakończyła opowiadanie.

Grzesio miał łzy w oczach, przytulił się do taty.- To piękne świadectwo wiary, na szczęście my nie musimy dokonywać aż takich dramatycznych wyborów – tatuś objął ramieniem synka.- Ale gdybym był w takiej sytuacji – Grzesio patrzył ojcu prosto w oczy - to tatusiu mógłbym na przykład udawać, że pluję na obraz, a w duszy myśleć, że tego nie robię i wyjść z kościoła? – zapytał.- Widzisz Grzesiu, to jest wybór, możesz się opowiedzieć za Chrystusem lub przeciw Niemu. Ale trzeba to zrobić ze wszystkimi konsekwencjami, tak jak zrobiła to ta dziewczyna. Czytałem ostatnio w „Głosie św. Franciszka” – mówił tato – artykuł o solidarności z Kościołem Prześladowanym. W tym roku, 11 listopada będzie już po raz czwarty obchodzony taki dzień. Czy wiecie, że dzisiaj też 170 000 chrześcijan rocznie oddaje swoje życie za wiarę. Co 3 minuty ginie jeden chrześcijanin, a w ponad 70 krajach łamie się prawo do wolności religijnej.- Och, to straszne, nie wiem czy byłbym zdolny tak postąpić, jak ta dziewczyna – Grzesio smutno pokiwał głową.- Wiecie co, mam pomysł – powiedział tato, chcąc podnieść swojego synka na duchu. Od dziś przy wieczornej modlitwie będziemy zawsze jeszcze dodawać dwie intencje, jedną za tych którzy cierpią prześladowanie za wiarę, a drugą byśmy zawsze dokonywali słusznych wyborów i umieli bronić wartości.Wszyscy zaakceptowali pomysł taty i z radością zgromadzili się przy stole, by spożyć pięknie pachnący, niedzielny obiad.

38.A ile to trwa?

- Teraz ja chcę zagrać! Siedzisz już dwie godziny przy komputerze, a obiecałeś, że ja też będę mógł – Grzesio stał przed swoim kuzynem, którego rodzice zostawili u wujostwa na cały weekend, bo sami wyjechali na jakieś ważne sympozjum. Chłopak niechętnie wstał z krzesła i oddał miejsce Grzesiowi.- Ale nudy – stwierdził - a to dopiero piątek, rodzice wrócą w niedzielę wieczorem.Grześ popatrzył swymi brązowymi oczami na Arka, który z miną chorej lamy, usiadł w fotelu. Nie przerywając gry zapytał:- Może chcesz poczytać? Mam książki o różnej tematyce, wybierz sobie jakąś – pokazał ręką na półkę.- Nie lubię czytać – stwierdził Arek.Zapadła cisza. Grzesia pochłonęła gra, ale po chwili znowu spojrzał na kuzyna, który siedział skulony w fotelu.- To co chcesz robić? - zagadnął widząc smutne oczy chłopca.- Nie wiem - odparł Arek, zawsze rodzice mi mówią co mam robić. Tata się ze mną bawi albo mama ze mną rozmawia, albo gram na komputerze. Na komputerze najwięcej – przyznał szczerze – bo rodzice często wracają późno.- Mam pomysł – powiedział Grzesio kończąc grę - pobawimy się kolejką. Arkowi zaświeciły się oczy.- Super! – zawołał i ochoczo zabrał się do pomagania Grzesiowi przy rozkładaniu torów.Chłopcy bawili się świetnie, po godzinie Grzesio spojrzał na zegarek.- Koniec – musimy sprzątać - powiedział zdecydowanie.- Ale dlaczego? - Arek zawiedziony patrzył na swojego kuzyna - tak fajnie się bawimy. Przecież jurto sobota, nie musisz się uczyć.- Za chwilę wejdzie tu babcia i zawoła nas do modlitwy, a potem będzie kolacja.- Jak to do modlitwy? – Arek nie mógł zrozumieć - to razem będziemy się modlić, ja też? – zapytał zdumiony.- Sądzę, że ty też – odparł Grzesio - my zawsze wieczorem odmawiamy różaniec. Kiedy już wszyscy są w domu, wspólnie klękamy do modlitwy.W tym momencie rozległo się pukanie i w drzwiach pojawiła się babcia, jak zawsze uśmiechnięta, poprawiając okulary, które wciąż niesfornie zsuwały się jej z nosa.– Gotowi do modlitwy? – zapytała wesoło.Arek stał z zakłopotaną miną, wreszcie wskazując na różaniec, który babcia trzymała w ręce, zapytał:- A ile to trwa?- Czy rysowałeś kiedyś tort czasu? – odpowiedział pytaniem na pytanie Arka tato Grzesia, który razem z mamą i dziewczynkami szedł do dużego pokoju,

gdzie na małej półeczce stała figurka Matki Bożej. Tu rodzina zbierała się na wieczorną modlitwę.- Tort to jadłem na urodzinach, ale taki prawdziwy, nie narysowany – odparł Arek.- Zobacz – tato wziął do ręki dużą kartkę papieru i ołówek.Wszyscy usiedli wokół stołu. Dziewczynki z uśmiechem patrzyły na tatę. Im już to wyjaśniał, ale z zaciekawieniem słuchały, przyglądając się bratu i kuzynowi, którzy z zainteresowaniem patrzyli na kartkę.– Rysujemy koło – kontynuował tato – to jest tort czasu, czyli nasza doba, konkretnie twoja Arku. Za chwilę, jeżeli zechcesz, uklękniesz z nami do modlitwy. Będziesz miał też ważne zadanie, sprawdzisz czas, czyli zobaczysz jak długo będziemy się modlić. Proszę, to mój zegarek, jest bardzo dokładny, załóż go na rękę. Po modlitwie usiądziesz przy stole i zaznaczysz w kole „porcje tortu”, to znaczy czas, który przeznaczasz w ciągu doby na różne czynności, na przykład takie jak: właśnie modlitwa, spanie, sprzątanie, komputer, nauka, rozmowa z rodzicami, przyjaciółmi. Co ty na to, podołasz zadaniu? – zapytał Arka tato Grzesia.Arek wziął zegarek wujka, który zawsze mu się podobał i z dumą założył na rękę.- Jasne, że tak, możemy już zaczynać - odparł.

Modlitwę jak zawsze rozpoczął tato, po odmówieniu: „Wierzę w Boga Ojca…” wszyscy uklękli. Tajemnice bolesne, jak w każdy wtorek i piątek, prowadziły na zmianę: Kasia i Asia.- Dwadzieścia minut – oznajmił Arek, gdy wszyscy podnieśli się już z klęczek.Wujek posadził siostrzeńca na kolanach. Podając chłopcu ołówek powiedział:– Teraz zobacz jaka to duża „porcja” na twoim torcie czasu. Chłopczyk solidnie zaznaczał wszystkie „porcje”, w końcu stwierdził:- Dla Pana Boga wyszło najmniej czasu, chociaż dzisiaj modliłem się chyba najdłużej w swoim życiu.- Widzisz, tak to właśnie jest, że często brak nam czasu dla Tego, od Kogo ten czas mamy. Zapominamy, że Jemu należy się nasza uwaga w pierwszej kolejności. Dorosłym też się to zdarza.Arek przyglądał się kartce.- Koniecznie muszę zabrać ten tort do domu i pokazać rodzicom, chyba powinniśmy w naszej rodzinie zwiększyć „porcję” przeznaczoną dla Pana Boga.- To bardzo dobry pomysł – pochwaliła ciocia – ale teraz chodźcie już do kuchni, czeka kolacja i smakowity deser.- Super - zawołali chłopcy i pierwsi pobiegli za wspaniałym zapachem.

39.Kto mnie potrzebuje?

- Wychodzimy Kasiu, wrócimy za trzy, góra cztery godziny – mama dosuwała zamek u kozaczków - gdyby babcia długo nie wracała to zrób kolację, bo pewnie będziecie głodni.- Dobrze mamo – powiedziała Kasia nie przerywając malowania.Na juro musiała dokończyć pracę plastyczną.- Aśka to ma dobrze, pojechała na dwa dni na wycieczkę – pomyślała z nutką zazdrości o siostrze - a ja się tu muszę męczyć, nie dość, że lekcje, to jeszcze brat z kolegą.- Bądźcie grzeczni – powiedział tato w stronę drzwi pokoju Grzesia – słyszycie chłopaki?- Tak tato – odparł Grześ nie przerywając zabawy.- Oczywiście proszę pana – dodał Sławek, który zostawał u kolegi na noc.Chłopcy rozgrywali właśnie pasjonującą bitwę. Pokój zamienili w wielki ocean, krzesła spełniały rolę okrętów. Kiedy już obronili cały świat przed zalewem obcych cywilizacji stwierdzili, że bardzo zgłodnieli.- Kasiu, chce się nam jeść! – zawołał Grzesio w stronę pokoju siostry.- Posprzątajcie, za chwilkę zrobię kolację - dziewczynka nadal siedziała nad swoją pracą.Chłopcy zabrali się za porządkowanie pokoju. Kiedy krzesła z okrętów znów zamieniły się w miejsca do siedzenia, a pokój nie był już oceanem, chłopcy stwierdzili, że mogliby zjeść konia z kopytami. Ponieważ Kasia wciąż była zajęta, postanowili sami pójść do kuchni i zrobić sobie kanapki. Grześ wyciągnął z lodówki wędlinę, a Sławek zabrał się za krojenie pieczywa. Nagle nóż zsunął się z nieco twardej skórki chleba wprost na palec chłopca.- Aj, boli! – Sławek zbladł.- Kasiu, Kasiu! Nieszczęście! - Grzesio widząc spadające na podłogę krople krwi rozpaczliwie wołał siostrę.Dziewczynka zjawiła się natychmiast, zabrała przerażonego Sławka do łazienki. Z apteczki wyjęła wodę utlenioną, polała mocno krwawiący palec i założyła opatrunek.- Dlaczego nie poczekaliście? – zapytała zdenerwowana.Wtedy właśnie wróciła babcia. Grzesio wtulił się w jej ramiona i opowiedział cale zdarzenie. Kobieta wytarła zakrwawioną podłogę w kuchni i w łazience.- Gdybyś była w domu babciu, to by się Sławek nie skaleczył. Kasia nie miała czasu by nam zrobić kolację – Grzesio nie mógł się uspokoić - czemu tak długo byłaś u pana Józefa?- Chciałam ugotować dla niego obiad na jutro, zmienić mu opatrunek i posprzątać nieco mieszkanie. Wiesz, że sam sobie nie radzi, a pani Ola, która też go odwiedza, razem z mężem wyjechała do rodziny na dwa tygodnie, więc

teraz ja musze być u niego dłużej. Ale chodźcie, zrobimy wreszcie tę kolację.Dzieci zgromadziły się w kuchni, babcia pokroiła pieczywo, a Kasia smarowała masłem kanapki. Chłopcy układali wędlinę i pomidory. Po smacznym posiłku Grześ zapytał:- Opowiesz nam coś babciu, zanim pójdziemy się myć?- Dobrze, posłuchajcie. Niedawno czytałam takie opowiadanie napisane przez ks. Kazimierza Wójtowicza. W bardzo mroźny zimowy dzień, pewien człowiek spotkał małą dziewczynkę. Stała ona na brzegu drogi i trzęsła się z zimna, bo miała na sobie tylko cienką sukienkę. Widać było też, że już od kilku dni nie miała nic w ustach. Dziecinne oczy patrzyły jakoś matowo, bez nadziei. Pobożny człowiek przeżył bardzo to spotkanie. Zdenerwował się i zaczął Bogu wymyślać, iż dopuścił do tego, że nic nie zrobił, aby ulżyć temu dziecku. Pan Bóg milczał cały dzień, a w nocy nieoczekiwanie odpowiedział: „Owszem, zrobiłem coś w tym kierunku, stworzyłem ciebie”.- Już rozumiem babciu, to tak jak z panem Józefem, Bóg stworzył ciebie i panią Olę i innych dobrych ludzi, którzy przychodzą mu z pomocą – Grzesio jak zwykle podsumował opowiadanie.- Tak, masz rację – powiedziała z uśmiechem babcia. Każdego z nas Bóg stworzył po coś, każdy z nas jest komuś potrzebny. A teraz kiedy przeżywamy Wielki Post, trzeba się szczególnie nad tym zastanowić i pomyśleć komu możemy przyjść z pomocą. Nie zawsze muszą to być wielkie czyny, czasami wystarczy uśmiech, może podzielenie się kanapką z kolegą, który akurat jest głodny. Czasami wystarczy sama świadomość, że jest ktoś, do kogo możemy przyjść, żeby porozmawiać.- Myślę – powiedziała milcząca dotąd Kasia – że dziś troszkę zawiodłam. To przeze mnie Sławek się skaleczył. Przepraszam. Na przyszłość będę bardziej się zastanawiać nad tym, komu w danej chwili jestem potrzebna.- Ja też przepraszam, że byłem taki niecierpliwy – Sławek przyglądał się skaleczonemu palcowi, opatrunek przesiąkł krwią. Kasia więc kolejny raz wcielając się w rolę pielęgniarki zakładała bandaż.- Robisz to bardzo delikatnie, prawie wcale nie boli. Dziękuję Kasiu. Muszę pomyśleć, komu ja jestem potrzebny, bo i mnie przecież Pan Bóg po coś stworzył, prawda proszę pani?- Oczywiście, a teraz chodźmy do wspólnej modlitwy, pomodlimy się za tych, którzy oczekują naszej pomocy oraz o to, byśmy umieli ich dostrzec – powiedziała babcia.

40.By miłość zwyciężała

Za oknem wolno padały puszyste płatki śniegu. W świetle latarni wyglądały jak srebrny pył rzucany z góry przez niewidzialną rękę. Asia stała za firanką wpatrzona w uspakajającą scenerię zimowego wieczoru. Jej piękne, ciemnobrązowe oczy pełne były łez. Czuła bezradność i żal. Nie wiedziała do kogo go skierować. Z zadumy wyrwał ją głos mamy.- Trzeba rozwiesić firany u pana Józefa, zajmiesz się tym córeczko?Asia burknęła coś pod nosem.- Słucham?Mama zaniepokojona dziwnym zachowaniem córki podeszła do okna. Asia szybko wytarła łzy.- Dobrze, rozwieszę – powiedziała z nutką pretensji – ale czy my tak zawsze wszystkim musimy pomagać?- Nie pomagamy wszystkim – mama spojrzała ze zdziwieniem na dziewczynę – pan Józef to nasz sąsiad i wiesz, że jest niepełnosprawny, sam tego nie zrobi. Mam wrażenie, że jednak nie w tym jest problem, prawda?Mama objęła córkę ramieniem. Asia wysunęła się z objęć mamy, westchnęła ciężko i oparła się o krawędź stołu.- Usiądź, porozmawiamy. Co tak bardzo cię martwi?Mama ciepło patrzyła na swoja pociechę. Przysiadły obydwie na kanapie.- To taka niezręczna sytuacja, nie chciałabym o tym mówić, ale chyba muszę, bo nie wiem jak rozwiązać ten problem. Poznałaś mamusiu Agnieszkę, ona przyszła do naszej klasy tak jakoś w połowie września, zaprzyjaźniłyśmy się – Asia wolno cedziła słowa.- Tak wiem. To dla niej zrezygnowałaś z przyjaźni z Zosią?- Trudno powiedzieć, że zrezygnowałam, po prostu Zośka jakoś nie przepada za Agnieszką.- Tak, tylko że ty nie miałaś czasu, by jak dawniej dzielić go z Zosią, wolałaś przebywać w towarzystwie Agnieszki. Mówiąc szczerze troszkę mnie to niepokoi, zwłaszcza, że przyjmujesz od niej drogie prezenty.- Właśnie mamo, chodzi o prezent. Aga ma urodziny tuż przed Świętami Bożego Narodzenia. Chciałam jej coś kupić tylko wiesz, to, co jej się podoba, jest bardzo drogie. Nie wiem, czy dostanę od was tyle pieniędzy. Gdybym dała wszystkie moje oszczędności, nie wystarczy nawet na pół takiego prezentu jaki wymarzyła sobie Agnieszka.Asia błagalnie patrzyła na mamę.- Czy naprawdę musimy zapraszać na wigilię Kamila z rodziną? – zapytała - to przecież tylko kolega Grzesia, na dodatek jego ojciec to alkoholik. Gdybyśmy ich nie zapraszali, moglibyśmy zaoszczędzić nieco pieniędzy i wtedy starczyłoby na prezent dla Agi. Jeżeli kupię Agnieszce jakieś badziewie, to

mnie wyśmieje. Jej rodzice jakoś tak nie przejmują się całym światem. Może dlatego stać ich na wiele rzeczy, o których nam nawet się nie śniło - Asia wyrzuciła z siebie cały żal.- Asiu, nie mogę uwierzyć w to, co słyszę. Po pierwsze: tato Kamila wrócił właśnie z leczenia odwykowego, już nie pije, ale nadal mają bardzo ciężką sytuację materialną. Zobacz – mama wysunęła spod biurka ozdobne pudełko - twój młodszy brat cały adwent odkłada słodycze do paczki dla Kamila, odmawia sobie drobnych przyjemności, by nasi goście poczuli się u nas dobrze. Po drugie: chcę, abyś pomyślała nad hierarchią ważności spraw. Zastanów się, co jest ważniejsze: drogi prezent dla Agnieszki, czy pomoc rodzinie Kamila? Moim zdaniem możesz dla koleżanki wymalować obraz, masz wielki talent. Sądzę, że taki prezent jest o wiele wartościowszy niż kupiony w sklepie. Możemy oprawić go w piękną ramę, obiecuję, że za nią zapłacę. Agnieszka to bardzo sympatyczna dziewczyna, jednak nigdy nie doświadczyła braku czegokolwiek. Może właśnie twoim zadaniem jest pokazać koleżance, że w życiu nie liczą się tylko pieniądze, że przyjaciół nie pozyskuje się prezentami. Pomyśl o scenerii Bożego Narodzenia. Gdzie rodzi się Boży Syn? Nie w bogactwie i przepychu. Może właśnie to namaluj Agnieszce, z dedykacją, by w jej sercu, tak, jak w twoim i moim, zawsze zwyciężała miłość – mama znowu objęła Asię, tym razem dziewczynka oparła głowę o jej ramię. Po chwili milczenia stwierdziła:- Ten obraz to dobry pomysł, zawieszę firany i wezmę się do malowania.

41.Czy sól może stracić smak?

Tego dnia na lekcji plastyki panował wyjątkowy harmider. Pani kilkanaście razy prosiła o spokój, ale bez skutku. Nie była jakąś rygorystką, można było rozmawiać w czasie wykonywania prac. Chłopcy zaczęli kłuć się mocno zaostrzonymi kredkami. Zagrażało to ich bezpieczeństwu, dlatego zdenerwowana pani zagroziła, że jeżeli sytuacja się nie uspokoi, wpisze negatywną uwagę temu, kto będzie dokuczał innym. W klasie zapanowała błoga cisza. Pani przechodziła miedzy ławkami przyglądając się pracom swoich wychowanków. Kątem oka zauważyła, że siedzący w trzeciej ławce chłopcy siłują się wyrywając sobie kredkę.- O co was prosiłam? – zapytała zdenerwowana.- To wina Fabiana – odparł Kamil, największy rozrabiaka w klasie, posiadający rekordową liczbę negatywnych uwag.Fabian trzymał w rękach mocno zaostrzoną kredkę.- Niech mu pani wpisze uwagę, powiedziała pani przecież, że tak będzie – Kamil ze złością patrzył na swego sąsiada.- To prawda – potwierdziła wypowiedź Kamila Kasia – widziałam jak Fabian porysował pracę Kamila.- Czy tak było? – pani ze smutkiem zapytała oskarżonego.Fabian stał ze spuszczoną głową. Z reguły był grzecznym uczniem, najstaranniej z wszystkich chłopców wykonywał rysunki, nie miał ani jednej negatywnej uwagi.- Porysowałeś jego pracę? – pani usiłowała wyjaśnić sprawę przyglądając się rysunkowi Kamila.- Tak, ja to zrobiłem, przepraszam cię Kamilu – odparł Fabian. Kamil jednak był bezlitosny.- Niech mu pani wpisze uwagę – nalegał – przecież pani powiedziała.- Tak, tak – poparła Kamila Kasia, tak będzie sprawiedliwie.- Słuchajcie – powiedziała po raz kolejny ze smutkiem pani – przecież przeprosił i żałuje. Przypomnij sobie Kamilu ile razy tobie darowałam. Myślę, że na katechezie powinniście porozmawiać na temat przypowieści o nielitościwym dłużniku. Zdaje się, że to już następna lekcja.Dzwonek zagłuszył ostatnie słowa nauczycielki. Uczniowie z głośnym: „do widzenia”, wybiegli na korytarz. Przerwa jak zwykle skończyła się szybciej niż uczniowie by chcieli. Ksiądz po krótkiej modlitwie podał hasło nowego roku liturgicznego, który rozpoczyna się w I Niedzielę Adwentu. Uczniowie zapisali: „Być solą ziemi”.- Proszę księdza pani Alina, ta od plastyki prosiła byśmy porozmawiali o litościwym dłużniku - Kasia niezbyt grzecznie weszła katechecie w słowo.- Raczej o nielitościwym – sprecyzował ksiądz - to nawet dobrze się składa, bo

jak pamiętacie na ostatniej katechezie mówiliśmy o Chrystusie Królu i Jego królestwie. Pan Jezus nauczając o królestwie niebieskim opowiadał różne przypowieści. Pewnego razu powiedział, że podobne jest ono do króla, który chciał się rozliczyć ze swoimi sługami. Okazało się, że jeden z nich jest mu dłużny ogromną sumę pieniędzy, dziesięć tysięcy talentów. Nie miał z czego oddać i król kazał go sprzedać wraz z żoną i dziećmi. Lecz kiedy bardzo prosił o cierpliwość, król ulitował się nad nim i podarował mu cały dług. Ale wyobraźcie sobie, co zrobił ów człowiek. Kiedy wyszedł od króla spotkał swojego znajomego, który był mu winien niewielką sumę pieniędzy, o wiele mniejszą niż ta, którą podarował mu król. Zażądał od tego znajomego natychmiastowej spłaty długu, a ponieważ tamten nie miał z czego oddać wtrącił go do więzienia. Wtedy inni współsłudzy donieśli królowi o tym wydarzeniu. Zawezwał on nielitościwego dłużnika i powiedział: „Sługo niegodziwy! Darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czy i ty nie powinieneś był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą?”Ksiądz zamknął Pismo Święte, gdyż ostatnie zdania czytał z Ewangelii (por. Mt 18,21-35).- Nie chcielibyście być w skórze tego dłużnika. Król kazał go wydać katom, dopóki mu całego długu nie odda – powiedział ksiądz.Dzieci milczały zasłuchane. Nagle zgłosił się Kamil.- Chyba już zrozumiałem – powiedział – chciałem zachować się dziś jak ten nielitościwy dłużnik. Dobrze, że pani była tak wyrozumiała jak ów król. Fabian, przepraszam. Porysowałeś mi pracę, bo ci dokuczałem.- Nie gniewam się – Fabian podał rękę Kamilowi.- W królestwie Chrystusa mamy być solą – ksiądz nawiązał do zapisanego na tablicy hasła – wiecie jakie znaczeni ma sól? Jak ktoś nie wie, to niech poprosi mamę, by nie posoliła obiadu. Kiedyś Pan Jezus powiedział: „Jeżeli sól utraci swój smak, czymże ją posolić?” (por. Mt5,13).- Czy sól może utracić smak? – Kasia z niedowierzaniem patrzyła na księdza.- Zastanówcie się nad tym, porozmawiajcie w domu z rodzicami, a może z dziadkami i na następnej lekcji rozwiniemy tę kwestię, a teraz wstańmy do modlitwy.

42.Musimy inaczej

- A ja bym ich wszystkich rozstrzelał – Kacper wyraźnie oburzony głośno wyraziłswoją opinię.- No właśnie, proszę pani, to byłoby sprawiedliwe – Grzesio solidarnie poparł stanowisko kolegi.Dzieci przygotowywały się do występu na akademii upamiętniającej wydarzenia z 1940 roku. Właśnie Kacper przyswajał sobie tekst mówiący o rozstrzelaniu polskich oficerów w katyńskim lesie. Chłopcy automatycznie poczuli w sobie chęć odwetu za tamto wydarzenie. Uczniowie byli tym bardziej poruszeni, że czytali także wspomnienia jednego z dzieci poległego oficera, który opowiadał jak maleńka, dwuletnia Ziutka, jego siostra, tuliła się do ojcowskich butów, nim ten wyruszył na wojnę, z której już nie wrócił.- Nie moi drodzy, tak nie wolno mówić – zaoponowała pani - gdybyśmy pozwolili sobie na taki odwet, czym różnilibyśmy się od tamtych oprawców? A wiecie co to jest nieśmiertelnik?- To taki kwiatek – odparła Ewka, która zawsze pierwsza rwała się do odpowiedzi.- Tak, to prawda – potwierdziła pani - ale nie tylko kwiatek. To także kawałek metalu, najczęściej owalnego kształtu, na którym wybite było imię i nazwisko żołnierza, rok jego urodzenia oraz numer jednostki rekrutacyjnej i nazwa powiatu, gdzie ona się mieściła. Dzięki nieśmiertelnikowi można zidentyfikować poległego. Wyobraźcie sobie, że taki nieśmiertelnik znaleziono w Katyniu, podczas ekshumacji i należał on do taty tej jasnowłosej Ziutki. To jedyna pamiątka, jaka pozostała jej po ojcu. Ta pani jest koleżanką mojej babci i częstym gościem w naszym domu. Nieraz słuchałam jej opowieści o tamtych strasznych czasach, o których długo nie można było głośno mówić. Zapamiętałam jedno zdanie, które ona często powtarzała: „Musimy umieć wybaczyć, lecz pamięci niech nikt nam nie odbierze”. Dlatego moi drodzy teraz wy musicie dobrze nauczyć się historii i przekazać ją tym, którzy przyjdą po was. Ale także musicie nauczyć się przebaczać, chociaż to bardzo trudne. Porozmawiajcie dziś z waszymi rodzicami, może dziadkami na ten temat.Ostatnie słowa pani zagłuszył dzwonek. Grzesio jednak usłyszał je bardzo dobrze. Gdy tylko przyszedł do domu, usadowił się w kuchni i patrząc na krzątającą się babcię zagadnął:- Babciu, dlaczego trzeba przebaczać?Kobieta spojrzała na wnuczka.- Aby na świecie był pokój – odpowiedziała.- Bardziej interesuje mnie, ile razy trzeba przebaczać? Jeżeli ktoś skrzywdziłby mnie raz i potem znowu, to czy za każdym razem mam mu wybaczyć?Starsza pani wytarła ręce i usiadła obok wnuczka.

- Wiesz Grzesiu, nie ty pierwszy stawiasz takie pytanie.- Jak to? - zdziwił się chłopiec, to kto już ciebie o to pytał?- Nie mnie, ale wyobraź sobie, że pewnego dnia do Pana Jezusa przyszedł św. Piotr i zapytał, czy powinien przebaczyć swojemu bratu siedem razy? Pan Jezus spojrzał na swojego Ucznia, pewnie się uśmiechnął i powiedział: „nie siedem, ale siedemdziesiąt siedem razy”. A musisz Grzesiu wiedzieć, że dla Żyda siedemdziesiąt siedem to znaczyło zawsze. Wobec tego Pan Jezus uczy nas, że zawsze musimy wybaczać, nawet największe urazy.- A czy wybaczyć znaczy zapomnieć? - Grzesio jak zawsze musiał wszystko dokładnie zrozumieć.- Nie, to wcale nie znaczy zapomnieć. Są takie wydarzenia i sprawy, o których nawet nie wolno nam zapomnieć – odpowiedziała babcia.- Wiem, mówiliśmy dzisiaj w szkole o ważnych datach z historii naszej Ojczyzny.- Właśnie tak, Grzesiu. Nie wolno nam odpłacać złem za zło. Pamiętasz jak

kiedyś tatuś opowiadał ci o ks. Jerzym Popiełuszce? Jego hasło życiowe brzmiało: „Zło dobrem zwyciężaj”. Trudno jest stosować w życiu tę zasadę. Jednak czas Wielkiego Postu jest dobry do tego, by ćwiczyć się w przebaczaniu.- Mówiliśmy na religii – Grzesio wszedł w słowo babci – o tym, że Pan Jezus także wybaczył swoim oprawcom. Nie przeklinał ich, nie złorzeczył, ale się za nich modlił.- To prawda, dlatego my, jego uczniowie także powinniśmy postępować tak jak nasz Nauczyciel - kontynuowała babcia - jeżeli nie potrafimy od razu wybaczyć, to powinniśmy modlić się o łaskę umiejętności przebaczenia. Musimy inaczej postępować niż ci, którzy krzywdzą zadając ból, bo tylko wtedy świat stanie się lepszy.- Przed spowiedzią w czasie rekolekcji ksiądz nam o tym mówił. Pokłóciłem się dziś z Kamilem, on bardzo brzydko mnie przezywał. Ale już chyba złość mi przeszła, zadzwonię do niego babciu i pierwszy wyciągnę rękę do zgody.- Tak, myślę że to naprawdę dobry pomysł, Grzesiu, godny ucznia Pana Jezusa – powiedziała babcia i zabrała się za klejenie pierogów.

43.W ramionach Pasterza

Grzesio wrócił ze szkoły i zamknął się w swoim pokoju. Nie przyszedł jak zwykle zaraz do kuchni, by napełnić pusty żołądek. Babcia, zaniepokojona zachowaniem wnuczka, postanowiła sprawdzić, jaka jest tego przyczyna. Chłopczyk siedział z głową opartą o blat biurka, smutna mina odzwierciedlała stan jego duszy.- Powiesz mi co się stało?Babcia usiadła obok wnuczka. Grzesio spojrzał w twarz kobiety swoimi orzechowymi oczami.- Prawie wszyscy się ze mnie śmieją i przezywają mnie.Po policzkach chłopca potoczyły się łzy.– Mówią, że jestem kulas - Grzesio popatrzył na swoją prawą nóżkę, która po zdjęciu gipsu ciągle jeszcze nie zginała się w kolanie tak jak należy.Babcia otarła chusteczką łzy z twarzy wnuczka.- Jest ci z tego powodu przykro? – zapytała.- Tak, bardzo. Nie mogę szybko biegać, wszyscy mnie wyprzedzają.- Posłuchaj, opowiem ci pewną historię. W wysokich górach – zaczęła babcia - mieszkał pasterz, który miał piękne stado owiec i baranków. Codziennie wyprowadzał je na halę, by mogły skubać świeżą, soczystą trawę, a wieczorem zaganiał do zagrody. Liczył je, by sprawdzić, czy wszystkie bezpiecznie wróciły i starannie zamykał, by zabezpieczyć przed napaścią złego wilka lub innego drapieżnika. Zwykle na samym końcu do zagrody wracał malutki baranek z chorą nóżką. Pasterz czasami musiał brać go na ręce, bo nie mógł nadążyć za stadem. Duże owce i barany zmęczone długą wędrówką z pastwiska, po powrocie od razu kładły się spać, ale małe owieczki i baranki wcale nie myślały o nocnym odpoczynku. Wciąż jeszcze hasały beztrosko po zagrodzie wymyślając różne zabawy. Dziś zrobiły zawody, skakały przez kałużę powstałą po niedawnej ulewie. Wszystkim udało się ją przeskoczyć, tylko jeden, jedyny baranek z chorą nóżką wylądował w środku i cały oblepił się błotem. Inne owieczki i baranki śmiały się z niego i dokuczały mu również, nazywając go fajtłapą dlatego, że zawsze ostatni przychodził na pastwisko i ostatni wracał do domu. Baranek spuścił łebek, z oczu płynęły mu łzy, powoli pokulał w najdalszy kąt zagrody. Nie mógł jednak zasnąć. Marzył o tym, że wszystkie nóżki ma zdrowie i że potrafi przeskoczyć kałużę. Nagle w jego główce zaświtała pewna myśl. Po cichutku przecisnął się przez szczelinę w ogrodzeniu i powoli zaczął iść w stronę pastwiska. „Pójdę całą noc, jutro będę pierwszy” cieszył się. „Ale się wszyscy zdziwią”, myślał. W pewnym momencie dostrzegł na wzgórku dziwną postać, zadrżał ze strachu. Spojrzał jeszcze raz. Tak to był wilk, który już smakowicie się oblizywał. Kolacja sama

przyszła do niego. Baranek skulił się nie widząc szansy ucieczki. Już prawie poczuł na sobie ostre wilcze pazury, gdy nagle ktoś uniósł go w górę. Ciągle drżąc mocno przytulił się do swego wybawcy i usłyszał równe uderzenia jego serca. Zły wilk zobaczywszy człowieka z pochodnią w ręku, dał susa w pobliskie zarośla. Pasterz niósł kulawego baranka i gładził jego kędzierzawą wełnę na grzbiecie. „Muszę cię lepiej pilnować”, mówił. „Jesteś bardzo milutki baranku, nie chcę, aby stała ci się krzywda”. Zmęczony baranek zasnął w ramionach pasterza, który delikatnie położył go w miękkim legowisku. Gdy rano otworzył oczy, wszyscy znowu wychodzili na pastwisko. Najszybciej jak umiał wyskoczył na drogę, już nie przejmował się docinkami kolegów. Wiedział, że Pasterz kocha go bez względu na wszystko.- Ale piękna historia babciu.Grzesio zapomniał już o swojej krzywdzie.- Nie będę już płakał i przejmował się tym, że mi dokuczają. Przecież pan doktor powiedział, że za parę tygodni już nie będę utykał.Wstał z krzesła i podszedł do ściany, na której wsiał obraz.- To Dobry Pasterz – powiedziała babcia – widzisz On też niesie na ręku owieczkę.- Tak, wiem – chłopczyk z przejęciem patrzył na obraz – tymi owieczkami i barankami są ludzie, a Dobry Pasterz najbardziej troszczy się o słabe i chore, prawda?- Masz rację Grzesiu, a teraz chodź, zjesz obiadek, musisz mieć dużo energii, by nóżka szybko się goiła.- Dobrze babciu, już jestem bardzo głodny.Chłopczyk przytulił się do babcinego fartucha i z uśmiechem pobiegł do kuchni.

44.Nie można zmusić

Asia od kilku dni chodziła dziwnie smutna. Jej zawsze figlarne i błyszczące oczy przygasły, jakby przysłoniła je mgła. Mama wyjechała na cały miesiąc w delegację, więc nie miała komu się zwierzyć. Tato widząc, że córka siedzi pogrążona w zadumie, przysiadł obok w fotelu.- Coś cię dręczy, prawda? – zapytał.Asia ocknęła się, popatrzyła na tatę i jej oczy wypełniły się łzami. Oparła głowę o ścianę i przez zaciśnięte wargi wyszeptała:- Prawda, ale nie wiem, czy powinnam o tym mówić. To w zasadzie tylko moja sprawa, ty tatusiu masz mnóstwo swoich problemów.- Nie mów tak, wy jesteście dla mnie najważniejsi i kiedy ty masz problem, to staje się on także moim problemem. Pewnie mama zrozumiałaby cię lepiej, ale daj mi szansę, może razem jakoś temu zaradzimy. Czy przypadkiem twój problem nie ma coś wspólnego z Piotrem? Dawno go u nas nie widziałem, a przecież był bardzo częstym gościem.Tato odsunął Asi włosy z czoła. Dziewczyna rozpłakała się na dobre. Z Piotrem przyjaźniła się od pierwszej klasy gimnazjum. Kiedy w drugiej klasie chłopak miał wypadek, podczas którego złamał nogę i rękę, Asia codziennie zanosiła mu lekcje, uzupełniała zeszyty, pomagała w nadrabianiu zaległości. Dużo rozmawiali, uczyli się wspólnie. Tak było aż do końca pierwszego semestru, kiedy do ich klasy dołączyła Lilka. Wychowawczyni poprosiła, by dziewczynie pomóc zaaklimatyzować się w nowym środowisku. Trzecia klasa, dużo materiału, testy kompetencji na horyzoncie. Piotr zgłosił się natychmiast i wziął nową uczennicę pod swoje skrzydła.

- Widzisz tatusiu, jest mi przykro, czuję się zawiedziona, bo niby Piotr mówi mi, że jestem dla niego ważna, ale każdą wolną chwilę spędza z Lilką. Przedwczoraj umówił się ze mną, że będziemy dziś wspólnie przygotowywać się do testu z matematyki, miał właśnie do mnie przyjść, ale przed godziną zadzwonił i powiedział, że Lilka ma jakieś kłopoty i musi do niej pójść, zresztą to już nie pierwszy raz – Asia ocierała łzy - Lilka jest zawsze przy kasie i zaprasza Piotra to na pizzę, to na lody, albo do kina. Zośka mi powiedziała, że te dzisiejsze „kłopoty” Lilki to właśnie pizza – mówiła dalej rozżalona dziewczyna.Tato objął córkę ramieniem.- To faktycznie bardzo przykre. Powiem teraz coś, co z pewnością zabrzmi dla ciebie brutalnie. Myślę, że Piotr zauroczył się nową koleżanką. Nie myśli w tej chwili racjonalnie. Daj mu trochę czasu, nie narzucaj się, nikogo nie można zmusić do przyjaźni, ani do miłości, nikogo nie można zatrzymać siłą.- Ale tatusiu, to bardzo boli jak się zostaje tak zlekceważonym przez

przyjaciela. Myślałam, że dla Piotra są ważne te wszystkie dni, które razem spędziliśmy.Dziewczyna bezradnie patrzyła w twarz ojca.- Nie chciałabym źle mówić o Lilce, ale ona nie ma dobrego wpływu na Piotra. Złapał w przeciągu dwóch tygodni aż pięć jedynek, nigdy mu się to wcześniej nie zdarzało. Martwię się o niego.- To bardzo trudne chwile dla ciebie Asiu, ale spróbuj nie poddawać się smutkowi. Jeżeli Piotr ma chociaż troszkę oleju w głowie, to zastanowi się nad tym co robi. Ty jednak musisz być jak zwykle radosna i uśmiechnięta, bo tak łatwiej przyciąga się do siebie ludzi niż skwaszoną miną i pretensjami. Jeżeli będziesz mieć okazję, to powiedz szczerze Piotrowi, co czujesz, z naciskiem na fakt, że niepokoją cię jego oceny. Mam jeszcze jedną radę dla ciebie. Jutro jest środa, w naszej wspólnocie parafialnej wieczorem będzie nowenna do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Zachęcam cię do udziału w tym nabożeństwie. Maryję nazywamy Matką Pięknej Miłości. Może w intencji Piotra podejmiesz trud uczestniczenia w tym nabożeństwie przez dziewięć tygodni. Matka Boża z pewnością wyprosi u swojego Syna to, co najlepsze dla ciebie i twojego kolegi.Asia otarła łzy, spojrzała na tatę i oparła swoją głowę o jego ramię.– Jak to dobrze, że jesteś tatusiu – powiedziała – zawsze można na ciebie

liczyć. Pójdę jutro na nowennę i pomodlę się także za Lilkę, chociaż musze przyznać, że nieźle mnie denerwuje ta dziewczyna.- Wierzę, że wszystko dobrze się ułoży, Matka Boża znajduje rozwiązania nawet w bardzo trudnych i beznadziejnych sytuacjach – powiedział tato i mocno przytulił córkę.

45.Najlepszy prezent

Kasia usiadła przy kuchennym stole i wpatrywała się w kopytka, które babcia układała na stolnicy. Stały równiutko jak żołnierze, wszystkie tej samej wielkości ze śmiesznym dołeczkiem w środku. Podziwiała, że babci chce się tak misternie robić coś, co za chwilę zniknie w głodnych żołądkach domowników.- Co tam w szkole Kasiu? – zapytała starsza pani nie przerywając „twórczej”, kopytkowej pracy.- W zasadzie dobrze – Kasia oderwała wzrok od babcinych palców.- To czemu jesteś taka zamyślona?- Zrobiło mi się dziś przykro, chociaż sprawa w zasadzie nie dotyczyła mnie. Tomek i Jacek z naszej klasy byli w sobotę u Sebastiana na urodzinach. Sebek zaprosił także Jurka, tego nowego kolegę. To bardzo sympatyczny chłopak, ale jego rodzina żyje raczej skromnie, więc i prezent Jurka był skromny. Wiem jednak, że w dzień urodzin Jurek uczestniczył we Mszy św. i przyjął Komunie św. w intencji Sebastiana. Dzisiaj w szatni Sebek głośno komentował urodzinową imprezę i powiedział, że prawdziwe prezenty dostał tylko od Tomka i Jacka. Wtedy ja zobaczyłam, że w drzwiach stoi Jurek. W zasadzie nie powinno go być, ponieważ angielski ma dzisiaj jedna grupa, a grupa Jurka przychodzi na drugą lekcję. Widziałam jak bardzo było mu przykro, odwrócił się i odszedł. Sebek tego nie zauważył, ja też mu nie powiedziałam. Podsumowałam tylko całą dyskusję stwierdzeniem, że przecież liczy się gest i obecność, a nie cena i jakość prezentu.- To prawda Kasiu – babcia na chwilę przerwała swoją pracę. Myślę, że ten Jurek to mądry chłopak i nie zrazi go to niemiłe doświadczenie. Skoro potrafi wstać rano, by ofiarować za kolegę Mszę św., będzie umiał pokonać w sobie to uczucie przykrości. Pan Jezus czyni cuda. Przypomniała mi się teraz taka historia opowiadana przez moją mamę.Kobieta znowu powróciła do przerwanej czynności krojenia kopytek.- Działo się to w czasie wojny - mówiła. Do lasu na terenie Niemiec szedł pędzony przez gestapowców odział polskich więźniów. Szedł na ciężką pracę. Wrzaski strażników, szczekanie psów, to wszystko zlewało się w jeden chór, przejmujący trwogą i wzruszeniem, od którego drętwiały głowy i serca. Nagle przez ten piekielny zgiełk przebił się delikatny dźwięk dzwonka. To niemiecki ksiądz z pobliskiej parafii szedł z Komunią św. do chorego. W jednej chwili cały oddział polskich więźniów upadł na kolana. Widząc to ksiądz, udzielił im błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem. Strażników najpierw opanowało zdumienie, potem wściekłość. Zaczęli bić więźniów i szczuć ich

psami, ale żadna siła nie zdołała tych ludzi poderwać z kolan. Ksiądz pobłogosławił ich Najświętszym Sakramentem drugi raz. Strażnicy zaczęli grozić księdzu. Krzyczeli, że go zastrzelą. Po raz trzeci pobłogosławił ich i poszedł do chorego. Dopiero gdy zniknął za zakrętem, więźniowie podnieśli się i udali w dalszą drogę. Po wyzwoleniu uczestnik zdarzenia, inżynier z Wielkopolski, odszukał tego księdza i odwiedził go, by mu podziękować, bo wierzył, że otrzymane wówczas błogosławieństwo pomogło mu przetrwać ciężkie dni niewoli. Ksiądz przyjął go bardzo serdecznie. Pamiętał o tym zdarzeniu. Miał je zapisane w swoim brewiarzu. A na końcu opowiadania dopisał: „Nie może zginąć lud, który żywi taką cześć do Najświętszego Sakramentu!”Babcia wyprostowała plecy i skończyła kroić kopytka.- Widzisz Kasiu, podobnie jak ty uważam, że nie liczy się cena prezentu tylko serce i szczerość tego, który prezent daje. Popatrz, Pan Jezus dał nam siebie w prezencie, jakże często jesteśmy Mu za to mało wdzięczni. Zapominamy, by Mu dziękować za to, że chce być z nami. Myślę, że twój kolega Jurek dał Sebastianowi najlepszy prezent, modlitwę i Komunię św. To prezent, który nie ulegnie przedawnieniu, a Pan Jezus da Jurkowi siłę, by umiał jak przedtem przyjaźnić się z Sebastianem, a przez tę przyjaźń zmienić także jego myślenie.

46.Kierunek: Niebo

Cała rodzina wróciła właśnie z wesela chrzestnej córki mamy.- Nie czuję nóg – westchnęła Asia.Zdjęła buty i zaczęła masować obolałe stopy.- Nic dziwnego – odparła Kasia, wpatrując się w zgrabne buciki siostry – jeżeli balowałaś całą noc w takich szpilkach, to zrozumiałe, że bolą cię nogi.- Jak wesele to wesele, warto było pocierpieć, żeby ładnie wyglądać – Asia uśmiechnęła się do siostry – widziałaś buty panny młodej? Ona dopiero miała wysoki obcas i… w ogóle była taka śliczna.- To prawda – Kasia potwierdziła opinię siostry – a i pan młody niczego sobie.- A wy tylko o strojach i urodzie – Grzesio wtrącił się do rozmowy sióstr - pewnie nawet nie zauważyłyście jaki problem mieli gospodarze. Babcia mówi, że było zupełnie podobnie jak na weselu w Kanie Galilejskiej. Tylko, że tam brakło wina, a tu nie wiadomo dlaczego lodówka, w której przechowywano tort weselny i lody, zamiast chłodzić, zaczęła grzać. Z tortu spłynęła dekoracja, lody się roztopiły i kiedy wydawało się, że sytuacja jest bez wyjścia, do zmartwionych gospodarzy podszedł jeden z gości weselnych, mąż znajomej cioci. To ona, zupełnie tak jak Maryja w Kanie, zauważyła zakłopotanie gospodarzy i przyprowadziła swojego męża. Zaproponował pomoc. Okazało się, że jest właścicielem cukierni. Zadzwonił do swoich pracownic, a one zgodziły się szybko udekorować tort, podarował również lody. Dla wszystkich gości starczyło i prawda, że były pyszne? – Grzesio oblizał się na wspomnienie łakoci.- Skąd ty to wszystko wiesz? – zapytała mama.- Grzesio oglądał wesele „od kuchni” – powiedziała babcia – nie tylko się wesoło bawił, ale także potrafił zauważyć trudną sytuację. Muszę wam powiedzieć, że razem z Grzesiem modliliśmy się o rozwiązanie tej sprawy. Jestem pewna, że to Matka Boża przyszła na pomoc poprzez tych dobrych ludzi. Młodzi na zawarcie sakramentu małżeństwa wybrali dzień Jej poświecony. 15 sierpnia, Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny. Myślę, że będzie im zawsze towarzyszyć.- Nie wiem, czy zwróciliście uwagę – do rozmowy włączył się tato – w kościele, w którym był ślub, po prawej stronie ołtarza wisi przepiękna ikona. Maryja trzyma Dzieciątko Jezus na jednej ręce, a drugą wskazuje na Niego.- Tak, to piękna ikona – potwierdziła słowa taty mama – jednym z najstarszych tytułów jakimi nazywano Maryję jest „hodegetria”, czyli „Ta, która wskazuje

drogę”. Uroczystość Wniebowzięcia przypomina nam tę prawdę. Jezus jest Drogą, a Maryja wytycza właściwy kierunek wiodący do nieba.- A właściwie gdzie jest niebo? – Grzesio jak zwykle chciał wszystko dokładnie wiedzieć.- Niebo zaczyna się w sercu człowieka, jeżeli jest wypełnione miłością, dobrocią, pokojem, jeżeli tęskni za Bogiem, który jest jego celem i podąża za wskazówkami Maryi, to możemy powiedzieć, że poniekąd żyje w rzeczywistości nieba – odparł tato.- Skąd my wiemy, że Maryja jest w niebie z ciałem i duszą? – Grzesio nie ustawał w swoich pytaniach.- To jest dogmat naszej wiary – tym razem odpowiedziała mama.- Do… co? – chłopczyk nie mógł zrozumieć.- Dogmat, czyli prawda wiary, której nie da się udowodnić, a w którą wierzymy. Tajemnica wzięcia Maryi do nieba z ciałem i duszą została ogłoszona 1 listopada 1950 r. przez papieża Piusa XII jako dogmat wiary. Natomiast wśród teologów przez wieki nie było zgodności, czy Maryja została wzięta do nieba za życia, czy po śmierci. Dlatego też często używano sformułowania „zaśnięcie” – wyjaśniła mama.- Bardzo chciałbym być w niebie – powiedział Grzesio ziewając – zasnąć tak jak Maryja.- Jak na razie to trzeba położyć się spać, bo wszyscy jesteśmy zmęczeni. Druga w nocy to nie najlepsza pora na takie poważne dyskusje – odparł tato.- Jeżeli jednak chcemy być w niebie, to zanim się położymy, jak zawsze pomódlmy się wspólnie – mimo późnej pory mama nie dawała taryfy ulgowej.- Podziękujmy Maryi w modlitwie za Jej obecność w naszym życiu, za to, że zawsze przychodzi nam z pomocą i wskazuje drogę wiodącą do nieba – podsumowała babcia biorąc różaniec do ręki.

47. Niezwykłe zdarzenie

- Pamiętaj, ile Ewka dla ciebie zrobiła – Jola kolejny już raz w rozmowie z Asią podkreślała zasługi Ewy – przychodziła do ciebie, kiedy w zimie byłaś chora. Przynosiła owoce, poświęcała ci swój czas. Powinnaś być jej wdzięczna. Ostatnio w rozmowie ze mną wyrwało jej się, że nic w zamian od ciebie nie otrzymała. Mogłabyś dać jej jakiś drobiazg.Asia patrzyła troszkę zdezorientowana na swoją koleżankę. W duchu przyznawała jej rację. Ewka rzeczywiście odwiedzała ją w czasie dłuższej choroby. Przesiadywała do późna, potem tatuś odwoził dziewczynę do domu, żeby nie wracała sama po zmroku. Asia była wdzięczna koleżance, jednak zdawała sobie sprawę, że to, co jest dla Ewki drobiazgiem, dla niej oznacza sporą sumę. Ponadto była przekonana, że dobre uczynki robi się bezinteresownie.- Będę mieć to na uwadze – powiedziała do Joli – myślę, że coś namaluję. Podobały jej się moje obrazy, więc może się ucieszy.- Może – Jola nie była przekonana.Dziewczynki czekały na autokar. Razem z grupą chętnych osób wybierały się na Jasną Górę, by podziękować Maryi za szczęśliwe wakacje. Autokar podjechał. Jola, która lubiła dużo mówić, zajęła miejsce obok Renaty. Po chwili obie trajkotały, wspominając wakacyjne wyprawy.Asia natomiast usiadła obok Doroty i jej mamy.- Jak się czujesz? – zapytała.- Tak średnio – odparła Dorotka - tydzień temu stwierdzono u mnie zapalenie trzustki, ale jak wiesz, to tylko jedna z moich licznych chorób.- Próbowałam zniechęcić Dorotkę do wyjazdu, ale się uparła – mama dziewczynki włączyła się do rozmowy.- Zażyłam leki. Wierzę, że podróż minie szczęśliwie. Od tak dawna nigdzie nie wyjeżdżałam, nawet z domu nie wychodziłam. Zresztą wiesz, bo przecież prawie codziennie mnie odwiedzasz.- Właśnie Asiu – podjęła temat mama Dorotki – jesteśmy z mężem wdzięczni, że tak dużo czasu poświęcasz naszej córce. Bardzo dziękujemy.- Drobiazg, robię to bardzo chętnie.- Mogłabyś ten czas wykorzystać inaczej – trochę smutno powiedziała Dorotka. Zdawała sobie sprawę, że nie jest zbyt ciekawą towarzyszką dla młodej, pełnej życia koleżanki.- Chętnie się z Tobą spotykam. Dobrze, że już nie jesteś w szpitalu.

- Też się cieszę, ale wciąż muszę łykać bardzo dużo gorzkich lekarstw – Dorotka spojrzała na zegarek – właśnie pora na lek przeciwpadaczkowy.Dziewczyna wydobyła z torebki pudełeczko, w którym przechowywała lekarstwa. Otworzyła je i z niepokojem spojrzała na mamę.- Zapomniałam zabrać tej tabletki – powiedziała prawie z płaczem - co będzie jak dostanę ataku?- Wiesz, nie denerwuj się. Na Jasnej Górze jest punkt medyczny, może u nich dostaniemy to, co jest ci potrzebne. Popatrz przez okno, właśnie dojeżdżamy – Asia próbowała uspokoić koleżankę.- Pójdziesz z nami? – Dorotka błagalnie spojrzała na Asię.- Oczywiście – odparła Asia, chociaż Jola i Renata chciały, by poszła w ich towarzystwie do kaplicy Cudownego Obrazu – nawet wiem, gdzie znajduje się punkt medyczny, zaprowadzę was.- Jak to dobrze, że z nami jesteś Asiu – powiedziała mama Dorotki, pomagając córce wysiąść z autokaru.Wszystkie trzy ruszyły w kierunku wskazanym przez dziewczynę. Asia otwarła drzwi i przepuściła przodem koleżankę z mamą. Weszły do korytarza i nagle Dorotka wykrzyknęła:- Zobacz mamo, ten pan, stojący pod oknem trzyma w ręku całe opakowanie leku, który jest mi potrzebny!- Faktycznie – mama poparła słowa córki - proszę pana, chyba spadł nam pan z nieba – powiedziała zwracając się do zupełnie obcego człowieka – moja córka zapomniała lekarstwa, proszę mi odsprzedać chociaż jedną tabletkę.Mężczyzna początkowo nie bardzo wiedział o co chodzi, ale gdy zrozumiał, wyjął cały listek z opakowania i podał mamie Doroty.- Proszę zabrać – powiedział – mnie jeszcze zostanie sporo. Z nieba co prawda nie spadłem, ale chciałbym się tam dostać. Dobrze, że mogłem pomóc.- Ależ to niezwykłe – Asia zdumiona podsumowała całe zdarzenie, kiedy koleżanka połknęła już lekarstwo – tego pana, to chyba przysłała sama Maryja. Przy Tobie Dorotko dzieją się cuda, pewnie dlatego, ze tak bardzo wierzysz.- To najwyżej taki mały cudzik – powiedziała Dorotka i uśmiechnęła się – ale jestem za niego bardzo wdzięczna – chodźmy wreszcie do Matki Bożej, pora Jej za to podziękować.

48.Nadzieja

Opadające powoli z drzew, pożółkłe liście, ścieliły się grubą warstwą na cmentarnej alei. Grzesio zwykle bardzo lubił jak szeleściły mu pod butami i specjalnie podrzucał je do góry, to prawą, to lewą nogą. Dzisiaj jednak wracał z cmentarza z całą rodziną w całkowitym milczeniu. Liście w ogóle go nie obchodziły. Ukradkiem ocierał płynące po policzkach łzy. Kiedy wszyscy wsiedli już do samochodu powiedział:- Nie zdążyłem podziękować panu Józefowi za te wszystkie wspaniałe historie, które mi opowiedział. Myślałem, że będzie z nami jeszcze długo.Chłopczyk bardzo lubił sąsiada, który przypominał mu nieżyjącego dziadka, także Józefa.- Śmierć sąsiada zaskoczyła nas wszystkich – odezwał się milczący do tej pory tato.- Nie do końca się zgadzam – babcia miała nieco odmienne zdanie – wydaje mi się, że od dłuższego czasu przygotowywał się na odejście. Porządkował swoje sprawy.- Tak babciu, ty to wiesz najlepiej, byłaś przecież u niego bardzo częstym gościem – powiedziała Asia. – Teraz żałuję, że nieraz tak niechętnie przychodziłam mu z pomocą. Marudziłam kiedy musiałam zawieszać u niego firanki, czy też ścierać kurze.Starsza kobieta przytuliła siedzącą obok niej wnuczkę.- Nie rób sobie wyrzutów, pan Józef, był bardzo wdzięczny wszystkim, którzy przychodzili mu z pomocą. Mówił, że dzięki takim ludziom jak my, samotność mniej boli.- Czy wiesz babciu dlaczego pan Józef mieszkał sam? Czy on nie miał rodziny? – Kasia chciała dowiedzieć się czegoś więcej o sąsiedzie. – Pamiętam, że kiedyś mówiłaś o jego zmarłej żonie i synku.- Oni zginęli w pożarze. Kiedy pewnego razu pan Józef wracał z nocnej zmiany, usłyszał wyjące syreny straży pożarnej. Gnany złym przeczuciem błyskawicznie znalazł się pod płonącym domem. Rzucił się w ogień, by ratować najbliższych. Zawalił się na niego strop. Strażacy wynieśli go półżywego. W szpitalu długo leżał nieprzytomny. Kiedy odzyskał świadomość dowiedział się, że niestety zmiażdżonych nóg nie da się uratować. Dlatego pan Józef resztę życia spędził na wózku inwalidzkim. Jednak wiadomość o nogach nie była tą najgorszą. Najbardziej bolała strata ukochanej żony i synka.Babcia na chwilę przerwała opowiadanie.

- Kiedyś pan Józef mówił mi, że obraził się na Pan Boga – wtrąciła Asia – To było kilka lat temu. Wtedy, gdy byłam strasznie zła, bo chciałam iść na dyskotekę, a nie uzyskałam od was zgody. Wyżaliłam mu się i powiedziałam, że to przez te zasady i przykazania. Pan Józef wytłumaczył mi wówczas, że one są dla mojego dobra, nie zdradził jednak dlaczego obraził się na Pana Boga.- Tak, jego złość na Boga miała związek z tym tragicznym zdarzeniem.Babcia podjęła przerwany przez Asię wątek- Długo się buntował i nie chodził do kościoła. Miał pretensje do Boga, że pozwolił zginąć tym, których kochał. Pewnego razu sięgnął po książkę, którą kiedyś codziennie czytała jego żona. Okazało się, że to Pismo Święte, otworzył je i trafił na słowa: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. (J 11, 25-26)”. Słowa te nie dawały mu spokoju. Powoli w jego sercu zaczęła rodzić się nadzieja. Odkrył, że jego żona i synek chociaż odeszli, nie przestali istnieć. Od tej pory z każdym dniem stawał się innym człowiekiem, człowiekiem nadziei. Uwierzył, że spotka się z nimi tam, gdzie wszyscy zmierzamy. Natomiast teraz może się z nimi spotykać na modlitwie.Babcia zamilkła. Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał.- Za niedługo będzie Uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny – przerwała milczenie Kasia – znowu pójdziemy na cmentarz, by zapalić lampki na grobach naszych bliskich.- Nie tylko po to – włączył się do rozmowy Grzesio – pamiętam jak rok temu tłumaczyliście mi, co to jest Świętych obcowanie. Będziemy się modlić do Świętych, ale także za tych zmarłych, którzy są jeszcze w czyśćcu. W ten sposób przyjdziemy im z pomocą. Oni odwdzięczą nam się także swoją modlitwą.- Wspaniale pamiętasz – pochwaliła wnuka babcia. – Poprzez modlitwę wchodzimy w duchową łączność z tymi, którzy odeszli już do innego życia. Mamy też nadzieję, że spotkamy się z nimi kiedyś w niebie.- Ja będę się modlił za pana Józefa – powiedział Grzesio i po raz pierwszy dzisiejszego dnia uśmiechnął się.- To dobra decyzja, ale teraz wysiądźcie i idźcie do domu – powiedział tato – ja zaparkuję samochód i zaraz do was dołączę. Mam ochotę na smaczną kolację.

49. Czas oczekiwania­ Ta maleńka jest śliczna, prawda mamusiu?Grzesio z zachwytem wpatrywał się w leżącą na jego łóżku, czteromiesięczną                   Emilkę. Dziewczynka to córeczka sąsiadów. Wprowadzili się jakiś czas temu do                   mieszkania obok. W sobotnie popołudnie przyszli w odwiedziny. Ponieważ               Asia i Kasia wyszły do kina, rodzice położyli Emilkę w pokoju Grzesia i                       poprosili, by chwilkę ją popilnował. Mała gaworzyła i śmiesznie machała małymi                   rączkami i nóżkami. Te jej wyczyny bardzo podobały się chłopcu. Mama, która                     przyszła, by zobaczyć jak syn sprawdza się w roli niani, pochyliła się nad                       dziewczynką. Usteczka Emilki ułożyły się w szeroki uśmiech.­ Tak, masz rację Grzesiu, jest śliczna i radosna ­ kobieta zgodziła się z opinią                           syna ­ bardzo ładnie się nią zajmujesz.Pochwalony przez matkę chłopczyk, poczuł się dowartościowany. Zadowolony             usiadł obok dziecka i kolorową grzechotką delikatnie wymachiwał przed oczkami                 Emilki. Dziewczynka śmiała się radośnie i głośno gaworzyła. Kiedy Grzesio                 zaczął przemawiać do niej czule, zamknęła oczka i zasnęła. Chłopak delikatnie                   wstał i na paluszkach, by nie zbudzić śpiącej Emilki wyszedł z pokoju. Dorośli w                         salonie pili herbatę. Babcia podała smaczną szarlotkę. Grzesio zakomunikował,               że dziecko śpi i usiadł przy stole.­ Emilka to nasz wielki skarb, czekaliśmy na nią prawie trzy lata, to był dla nas                             taki swoisty adwent  – powiedziała pani sąsiadka.­ Tak, od ślubu codziennie modliliśmy się o dziecko i Bóg nas wysłuchał ­                         dopowiedział pan sąsiad. Ale na nas już pora.Sąsiedzi owinęli śpiącą dziewczynkę kocykiem, pożegnali się i wyszli.­ Tatusiu, dlaczego pani sąsiadka mówiła, że czekanie na narodziny Emilki to dla                       nich był adwent? – zapytał Grzesio i usiadł obok taty na kanapie.­ Pewnie dlatego, że adwent to czas oczekiwania. Słowo adwent pochodzi od                     łacińskiego adventus, co oznacza przyjście. Dla nas chrześcijan jest to okres                   przypominający oczekiwanie na powtórne przyjście Pana Jezusa, ale też czas                 wspominania tego wielkiego adwentu, podczas którego ludzie czekali na pierwsze                 przyjście Chrystusa.Tato przerwał na chwilę opowiadanie. Wstał i wyjął z półki Pismo Święte z                       obrazkami. Usiadł przy stole. Grzesio, chociaż był już duży wdrapał się ojcu na                       kolana. Pokazując obrazki tato tłumaczył:­ Po grzechu pierwszych ludzi Pan Bóg obiecał, że ześle na ziemię Zbawiciela,                       ludzie czekali i modlili się, aby Boża obietnica się wypełniła. Bóg posyłał do ludzi                         proroków, którzy zapowiadali narodzenie Mesjasza. Takim szczególnym           

prorokiem, bardzo często czytanym w czasie nabożeństw w adwencie jest                 Izajasz, o jest namalowany na tym obrazku.­ A to tatusiu jest Jan Chrzciciel. Pani katechetka nam o nim opowiadała. Jego                         rodzice też przeżyli długi adwent oczekiwania na dziecko – trafnie zauważył                   Grzesio.W tej chwili rozległ się dzwonek do drzwi.­ To z pewnością Romek! Zupełnie zapomniałem, że się umówiliśmy. Mamy                   zrobić karmnik dla ptaków na poniedziałek.Grzesio pobiegł otworzyć. Na widok kolegi stojącego w drzwiach aż krzyknął z                     przerażenia. Chłopak miał rozciętą wargę, ocierał krew rękawem.­ Co się stało? – zapytał tato, którego do przedpokoju sprowadził krzyk Grzesia.­ Nic takiego proszę pana, pobiłem się z Jaśkiem. On, proszę pana uważa, że jest                           najmądrzejszy i ma najlepsze, markowe ubrania, wyśmiewał się z Mateusza, że                   chodzi w starych swetrach, a przecież pan wie, że u nich w domu się nie                           przelewa, i jeszcze że mama Mateusza urodzi czwarte dziecko, a tato jest na                       bezrobociu, bo właśnie stracił pracę. Nieźle mu dołożyłem, niech sobie nie myśli,                     że jest taki ważny – Radek ze złością relacjonował wydarzenia.­ Wejdź, umyj buzię i ręce, potem porozmawiamy ­  zdecydował tato Grzesia.Gdy chłopcy siedzieli już przy stole, tato powiedział:­ Rozumiem, że stanąłeś w obronie kolegi, ale czy nie było innego rozwiązania?                       Myślisz, że Jasiek zrozumiał swoje złe postępowanie? Moim zdaniem trzeba z                   nim porozmawiać. Rozpoczyna się adwent, to dobry czas na przemianę serca.                   Przecież Jasiek też jest ochrzczony. Myślę, więc że na najbliższej lekcji religii                     powinniście porozmawiać o tym wszystkim.­ Masz rację tatusiu, powinniśmy też jakoś pomóc Mateuszowi zwłaszcza teraz,                   kiedy ich rodzina oczekuje na narodziny dziecka. Grzesio, jak zawsze rozsądnie                   próbował ocenić sytuację i znaleźć jakieś rozwiązanie.­ Mateusz mówił mi, że prawdopodobnie będzie to właśnie w czasie Świąt                     Bożego Narodzenia – włączył się do rozmowy Romek.­ Każde dziecko, to skarb. Nawet Pan Jezus stając się człowiekiem przyszedł na                       świat jako dziecko. Wcale nie narodził się w pałacu i nie miał najpiękniejszych                       strojów. Najważniejsza jest miłość, a w rodzinie Mateusza, chociaż nie ma                   najlepszych warunków materialnych, wszyscy się kochają. Mam wrażenie, że               wasz kolega Jasiek o tym zapomniał. W adwencie staramy się robić dobre                     uczynki. Jeżeli uda się wam przypomnieć Jaśkowi, tylko tak bez przemocy, o tym                       wszystkim to Pan Jezus chętnie narodzi się w waszych sercach.­ Nie będzie to łatwe ­ powiedział Romek, który miał bardzo porywczy charakter                       – ale postaram się, by ten czas oczekiwania na narodziny Jezusa, nie był czasem                         straconym.