43
3 TYTAN PRZEMYSLU Na arenie rozwijającego się przemyslu, zaczęli się ukazywać bohaterowie, którzy pchają go na wyższy stopień cywilizacji i gospodarki państwowej. Niektórzy z nich to tytany, które muszą staczać wiele walk ze spoleczeństwem, zanim osiągną choć częściowo zamierzony cel. Ci nowocześni rycerze przemyslu, uzbrojeni tylko w olbrzymie kapitaly, mają często trudniejsze zadanie, niż starożytni bohaterowie, którzy mogli walczyć mieczem i tarczą. Chociaż środki się zmienily, to jednak nie zmienil się cel tych walk, a pozostanie nim zawsze dążenie do potęgi. Wielcy przemyslowcy dzialają prawie zawsze w obrębie swojego kraju, a jednak znalazl się czlowiek, który ich przewyższyl i rozszerzyl potęgę przemyslu aż poza ocean. Jest nim twórca trustu John Davison Rockefeller. Olbrzymi majątek Rockefellera wytworzyl dla jego osoby podziw prawie że legendarny. Wmawiano mu, że byl cudównem dzieckiem, że urodzil się pod parasolem szczęścia, aż wreszcie sam w to uwierzyl i mawial:

Rockefeller

Embed Size (px)

Citation preview

3

TYTAN PRZEMYSŁU

Na arenie rozwijającego się przemysłu, zaczęli się ukazywać bohaterowie, którzy pchają go na wyższy stopień cywilizacji i gospodarki państwowej. Niektórzy z nich to tytany, które muszą staczać wiele walk ze społeczeństwem, zanim osiągną choć częściowo zamierzony cel.

Ci nowocześni rycerze przemysłu, uzbrojeni tylko w olbrzymie kapitały, mają często trudniejsze zadanie, niż starożytni bohaterowie, którzy mogli walczyć mieczem i tarczą. Chociaż środki się zmieniły, to jednak nie zmienił się cel tych walk, a pozostanie nim zawsze dążenie do potęgi. Wielcy przemysłowcy działają prawie zawsze w obrębie swojego kraju, a jednak znalazł się człowiek, który ich przewyższył i rozszerzył potęgę przemysłu aż poza ocean. Jest nim twórca trustu John Davison Rockefeller. Olbrzymi majątek Rockefellera wytworzył dla jego osoby podziw prawie że legendarny. Wmawiano mu, że był cudównem dzieckiem, że urodził się pod parasolem szczęścia, aż wreszcie sam w to uwierzył i mawiał:

4

„Żeby być bogatym trzeba mieć trzy rzeczy: szczęście, szczęście i jeszcze raz szczęście".

W rzeczywistości owo osławione szczęście rockefellerowskie, polegało raczej na żelaznej wprost energji i kolosalnych zdolnościach organizacyjnych, połączonych z nieprzeciętnie ruchliwym umysłem.

Idea trustu znalazła zastosowanie nietylko w branży naftowej, lecz stała się czynnikiem pomocniczym ogólnego przemysłu. Rockefeller stał się niezwalczoną osobistością. Majątek jego i potęga wywoływały wszędzie zazdrość i związane z nią powątpiewania i oszczerstwa.

Tłumy znały Rockefellera tylko z anegdot, lub kaczek dziennikarskich.

Nikt nie chciał wierzyć w uczciwość jego i bardzo często posądzano go o różne ciemne sprawki. Było to po większej części niesłuszne. O ile Rockefeller miał jakieś wady i słabostki to też trzeba mu je wybaczyć, jako jednostce w swoim rodzaju genjalnej. Zarzucano mu skąpstwo i chciwość, podczas gdy był rzeczywiście rozumnie oszczędny.

W zakładach nafciarskich, w towarzystwie „Standard Oil Company", nie marnowano ani jednej kropelki nafty. Z tych drobnych oszczędności wyrastały potem miljonowe zyski.

Przemysł naftowy zabijał swym rozwojem tysiączne egzystencje, rujnował i unicestwiał całe drobniejsze gałęzie przemysłu, ale nie możemy obwiniać za to Rockefellera. Tak samo zawinił w takim razie Ford, gdy auta jego zalały powodzią świat i wyrugowały prawie że zupełnie dorożki. I jedno i drugie stało się prawem konieczności dziejowej. Fakty mówią za siebie i Rockefeller nie był przecież człowiekiem bez serca, jeżeli rozdał ½ część swego majątku i wzbogacił wielu swoich przyjaciół i krewnych. Całe życie starał się ukrywać przed ludźmi i dlatego dość trudno jest zgromadzić

5

materjał biograficzny. Niektóre wskazówki zawarte są w jego piśmie usprawiedliwiającem p, t. „Random Reminiscences".

Łagodnym, pełnym namaszczenia tonem usprawiedliwia się tam i odpiera rzucane nań kalumnje.

Jest w tem wiele samokrytycyzmu. Gdy przyjrzymy się uważnie kolejnym etapom życia Rockefellera, zrozumiemy, że ideą jego było coś więcej, niż samo gromadzenie bogactw.

WYŚCIG O SZCZĘŚCIE

W drugiej połowie dziewiętnastego stulecia Ameryka przedzierzga się z państwa rolniczego, w państwo przemysłowe.

W okresie tym pojawia się również cały szereg ludzi, którzy chcą objąć władzę nad poszczególnemi gałęziami przemysłu i toczą między sobą ciężkie, choć niekrwawe walki. Ludziom tym nie zależy na jakichś zaszczytnych tytułach, lub rangach, nie pragną oni orderów za męstwo. Chodzi im o zdobycie takich placówek, jakiemi są: górnictwo, koleje żelazne, żegluga, rynek pieniężny itd. Zażarte te walki, których nie przeczuwa nawet społeczeństwo, toczą się pocichu. Polem walki są kantory, giełda i stanowiska przy zielonych stolikach.

Broń, t. j. kapitały, używana jest z wielką ostrożnością, na podstawie dobrze obmyśłonych planów, Z okresu tych walk, datuje się wielu karjerowiczów, którym przychodzi z pomocą ustrój społeczny Stanów Zjednoczonych. Republikański rząd ustanawia wiele wolności i udogodnień, których nie posiada jeszcze konserwatywna Europa. Wystarczy tylko płynąć umiejętnie z prądem, żeby zrobić majątek.

6

W wielkim meczu wyścigowym, w meczu o szczęście, potęgę i pieniądz, pierwszy staje u mety potężnie indywidualny John Davison Rockefeller.

Co dziwniejsze, że majątek jego nie opiera się na żadnych wątpliwych kalkulacjach, lecz wzrasta prostolinijnie, bez przeszkód, według zgóry powziętego planu. Z pośród tłumu ówczesnych, bogaczy do których należeli np, Krupp, Stinnes i Ford, dynastja Rockefellerów ojca i syna wyróżnia się. Są oni królami królów. Roczny dochód Rockefelleró w j e s t szacowany wyżej, niżeli zbiorowa wartość koncernów Stinnesa, w czasie największego rozkwitu. Trzeba przyznać, że inne gałęzie przemysłu, jak np. automobile, przyszły z pomocą Rockefellerowi, wywołując nowe, ogromne zapotrzebowanie na naftę, wówczas, gdy lampa naftowa prawie że wyszła z użycia.

DZIECIŃSTWO W MAŁYM DOMKU

Przy końcu trzeciego dziesięciolecia ubiegłego wieku, ludność Stanów Zjednoczonych zajmowała się przeważnie rolnictwem. We wsiach osiedlali się koloniści i farmerzy, Stan New-Yorku liczył wówczas 350.000 mieszkańców, był prymitywnem miasteczkiem prowincjonalnem i mało miał większych, komfortowych domów. Ale już w owym czasie toczyły się różne walki polityczne, które doprowadziły wreszcie kraj do epoki industrjalizmu.

Rodzina Rockefellerów, pochodzi z Europy, z południowych Niemiec lub z Holandji. William A. Rockefeller senjor, dorobiwszy się mająteczku, wybudował sobie w mieścinie Richford mały domek, na gruncie niejakiego Harforda Millsa. Tam też ósmego lipca 1839 roku

7

w dwupokojowem mieszkanku przychodzi na świat przyszły milioner.

2 okna i jedna para drzwi, wyglądają na lasy dookolne, na ziemie, orną, zasianą warzywami i na łąki zielone, dźwięczące srebrzystemi głosami rozbawionych dzieci. Drzewa owocowe okradane są niezmiernie z niedojrzałych plonów. W małym domku uśmiechał się „Jomny" i ruta, służąca często do wymierzania kary nieposłusznym.

Dzieciństwo Rockefellera przypada na czas największego ruchu uprzemysłowienia kraju; na czas budowy kolei i gorączki złota; na czas oszalałych wędrówek do Kalifornji i dwudziestoletniej wojny Stanów z Meksykiem. „Spryciarze” mieli wtedy dużo szans zrobienia pieniędzy. Stary Rockefeller był właśnie takim człowiekiem ruchliwym. Nie zadowalał się tylko samą sprzedażą bydła i koni. Oprócz tego należał do spółki w różnego rodzaju przedsiębiorstwach, oczywiście na drobną skalę. Po nim to częściowo odziedziczył swoje zdolności handlowe John. Dzieciństwo jego upływało bardzo spokojnie i prosto. Pod opieką matki gorliwej purytanki, John Rockefe l le r z bratem swoim Milliamem wyrastali na skromnych, uczciwych i pobożnych chłopców. Uczęszczali oba i do szkółki wiejskiej.

Codziennie chodzili do kościoła na mszę. Jedynemi rozrywkami ich były latem: kąpiel rzeczna i wdrapywanie się na drzewa, zimą, sanna i ślizgawka.

Życie takie zahartowało ciało i duszę Johna. Uczyniło go uczciwym i zdrowym aż do bardzo późnego wieku. Widzimy, że otoczenie Johna jest wysoce nieromantyczne, napoły drobnomieszczańskie, napoły wieśniacze. Jedyna książka, którą czytano i na której wzorowano się w małym domku, była biblja. Rockefeller senjor dla którego handel jest ewangelją życia codziennego często udziela synom rad i wskazówek kupieckich. Dyskusje takie, zamiast bajek,

8

opowiadanych zwykle dzieciom, mają na celu wyrobienie w chłopcach trzeźwego światopoglądu. Wpływy te nie przechodzą bez echa. Doświadczenie ojca wyrabia w małym zakresie pogląd na politykę handlową. John już od dziecka wykazuje spryt i chęć zarobkowania na własną rękę.

Jako zjawisko niecodzienne możemy przytoczyć fakt założenia sobie samorzutnie książeczki kontowej. Do książeczki tej, prowadzonej z wielką gorliwością wpisywał mały Rockefellerek wszystkie najmniejsze dochody i wydatki. Na dochody składały się przeważnie okolicznościowe podarki pieniężne, otrzymywane od ojca. Do wydatków należały jałmużny, dawane biednym. Już od dzieciństwa przyuczano dzieci do ofiar i dobrych uczynków. Jonny wyróżniał się wśród swoich rówieśników chęcią samodzielnego zdobywania pieniędzy. Podczas, gdy koledzy jego uparcie bawili się w chowanego, lub skakali po drzewach. John próbował już przeprowadzać spekulacje pieniężne. Gdy miał jedenaście lat wyprosił od matki kilka, piskląt indyczych. Z niezwykłą starannością wychowywał je, a gdy stały się już okazałymi przedstawiciami indyczego rodu, wynalazł kupca i sprzedał je za 10 dolarów. Ten pierwszy zysk napełnił radością jego jedenastoletnie secrce i zapisany został triumfalnie w dziecięcej książce kontowej. Odniesiony triumf był tylko podnietą do dalszych wysiłków. Uprawiał hodowlę swoją w dalszym ciągu i w parę miesięcy zaoszczędził sobie 40 dolarów. Będąc już czterdziestodolarowytn kapitalistą nie zadowolił się spoczęciem na laurach. Raz w pobliskiem miasteczku kupił bez wiedzy ojca różne towary kolonjalne, wybierając te, których nie było w rodzinnej wiosce. Potem wziął swój towar na plecy i sprzedawał go chodząc od domu do domu. Dało mu to 32 dolary zysku.

Wszystkie te fakty świadczą o niezwykłości charakteru Rockefellera. Zamiłowanie do pracy było u niego nie

9

wybrykiem, lecz wrodzonym i silnie zakorzenionym przymiotem.

W POSZUKIWANIU POSADY

Ojciec Rockefeller, orjentując się w zdolnościach kupieckich starszego syna, postanawia dać mu większe wykształcenie fachowe. Posyła więc obu chłopców do szkoły handlowej, znajdującej się w małem, prowincjonalnem miasteczku w Cleveland. Jonny wraz z bratem swoim Williamem, umieszczony zostaje na stancji u czcigodnej matrony Tuttle. Czuje się tam bardzo dobrze. Jeszcze w późniejszych latach wspomina ten okres życia, jako czas, kiedy mu niczego nie brakowało. Pani Tuttle opiekuje się chłopcami z prawdziwie macierzyńską czułością. Wieczorami prowadzi z nimi długie rozmowy na różne tematy społeczne. Często poruszany bywa temat czynszu i kredytu, który obchodził wówczas mocno całe społeczeństwo.

Po skończeniu szkoły handlowej John wyobraża sobie, że umie już wszystko, co jest potrzebne do wstąpienia na drogę praktyki życiowej. Znając prowadzenie ksiąg, korespondencję i rachunkowość kupiecką, stara się o otrzymanie posady praktykanta biurowego. Pomimo usilnych starań, pomimo wędrówek od firmy do firmy przez dłuższy czas spotyka się z odmowami. Aż wreszcie za protekcją pani Tuttle dostaje się do biura p. Hevitt i Tuttle, gdzie pracuje, jako praktykant. Jest bardzo nieśmiały i nie umie jeszcze odpowiednio ocenić swej pracy.

10

PIERWSZE 50 DOLARÓW

John Davison Rockefeller opowiada z wielkiem przejęciem o swojej pierwszej posadzie. Ciemny kantorek, okno, wychodzące na podwórze, ruchome krzesło i poplamiony atramentem stolik, przy którym miał pracować, wydały mu się rajem.

Na frontonie domu wisiał niezdarny szyld, z ledwie czytelnym napisem, a całe miasteczko pachniało brzydko, nieokreślonym zapachem starzyzny. Jednak szesnastoletni John wdychał z lubością zatęchłą atmosferę kantorku. Pracował ciężko, ponad określone godziny biurowe, nie dla przypochlebienia się komuś, lecz z zamiłowania. Jak mówi, praca sprawiała mu przyjemność. Wszystkiego był ciekaw. Interesowały go wszystkie sprawy, wchodzące w zakres biura. Przysłuchiwał się z uwagą rozmowom klientów, uzupełniając w ten sposób swoje wiadomości szkolne. Starszy buchalter, który z nim razem, pracował, był człowiekiem, znającym gruntownie swój fach. Wtajemniczał on Johna we wszelkie kruczki interesu. Chłopiec entuzjazmował się i nocami marzył o sławie i potędze. Często w rozmowie wypowiadał tak śmiałe zdania, że buchalter, człowiek starszy, zwracał mu ironiczne uwagi. Ale i to przydało się Johnowi. Raz zagalopował się i powiedział: „Zdaje mi się, że osiągnę jeszcze bardzo wiele i, że imię moje znane będzie w Stanach".

Buchalter nie spodziewał się wcale, jak proroczemi okażą się te słowa. W wigilję sylwestrową szef, p, Hevitt, wręczył Rockefellerowi 50 dolarów i oznajmił mu, że odtąd będzie otrzymywał 15 dolarów miesięcznie. Te pierwsze 50 dolarów, zarobione godnie i uczciwie napełniły otuchą serce Johna i dodały mu bodźca do dalszej pracy.

11

ROCKEFELLER ZOSTAJE BUCHALTEREM

Rockefeller zaczął zajmować w biurze coraz bardziej odpowiedzialne stanowisko. Powierzano mu inkasowanie pieniędzy i odwiedzanie co pewien, czas klientów. Zajmował się również kontrolą tych wszystkich spraw. Pomimo swego młodego wieku zdobywał sobie coraz większe zaufanie szefów. Po pewnym czasie nadarzyła mu się okazja objęcia wyższego stanowiska. Buchalter jego, niejaki pan Philbin, otrzymał nieduży spadek i postanowił porzucić swoje stanowisko, by móc na stare lata trochę wypocząć, Szefowie Hevitt i Tuttle znaleźli się w wielkim kłopocie, nie wiedząc gdzie znaleźć godnego zastępcę na tak odpowiedzialne stanowisko.

Podczas gdy naradzali się w swoim kantorku, John Davison Rockefeller zdobył się na odwagę i zaofiarował im swoje usługi. Postawę miał tak pewną siebie i przekonywującą, że szefowie zgodzili się przyjąć go na miejsce buchaltera. Na swem nowem stanowisku otrzymał Rockefeller 40 dolarów miesięcznie i premję gwiazdkową, w wysokości 20 dolarów. Wynosiło to rocznie 500 dolarów.

Szefowie nie zawiedli się na Johnie. Próba wypadła nadspodziewanie. Z wielkim zapałem zabrał się John do pracy. Pracował tem chętniej, że miał możność wypróbowania swoich wiadomości szkolnych w praktyce, jak również mógł zdobyć szerszy pogląd na politykę handlową. Z podziwu godną prostotą i pewnością rozwiązywał najtrudniejsze problemy.

Doświadczenie jego wzrastało z dnia na dzień. Po pewnym czasie zaczął już się orjentować, co do wartości swej pracy. Wiedział, że zdolnościami, przewyższa o całe niebo poprzednika swego, pana Philbina, i zrozumiał, że wyzyskują

12

go, dając mu połowę tego, co otrzymywał jego poprzednik. Przyszedłszy do tego wniosku, Rockefeller starał się dać do zrozumienia szefom, że powinni podwyższyć mu pensję. Jednak wszelkie prośby i groźby nie odnoszą najmniejszego skutku. Szefowie udają głuchych i puszczają wszystkie jego uwagi mimo uszu. Nadszedł kwiecień 1857 roku. John Davison Rockefeller zamyśla zmienić teren swej pracy. Chce rozpocząć coś innego. Odczuwa potrzebę działania nie dlatego, żeby miał za mało pieniędzy na swoje potrzeby. Przeciwnie 40 dolarów miesięcznie wystarcza mu w zupełności na prowadzenie wygodnego trybu życia. Z tego zdoła jeszcze nawet cośniecoś zaoszczędzić i przepędzić niedzielę w gminie baptystów. Pobożny i niewymagający, nie chce jednak pozwolić na to, by go wyzyskiwano. Postanawia sam dojść do stanowiska szefa i przebrnąć przepaść, dzielącą urzędnika od pryncypała. W dążeniu swojem nie czepia się on polityki. Wszelkie myśli o poilityce społecznej wydają się jego dziewiętnastoletnim dążeniom bardzo nieważne. Powołanie tego rodzaju, które prowadzi innych młodych ludzi do radykalizmu społecznego i do rewolucji przeciwko ustanowionemu porządkowi, w jego umyśle urodzonego kupca streszcza się w jednem: „Jak najprędzej na drugi brzeg".

Urzędniczek nie może zrobić majątku.

PIERWSZE KROKI

W czasie dążenia do zmiany trybu życia John Davison Rockefeller przyjaźni się z niejakim CIarkiem, człowiekiem doświadczonym i starszym od siebie o jakie 10 lat, Clark rozporządza kapitałem 2 tysięcy dolarów. Dąży on do tego samego co John, a mianowicie chce założyć sobie interes na

13

własną rękę. Długie wieczory spędzają przyjaciele na rozmowach i planach, nim wreszcie John występuje z propozycją przystąpienia do interesu. Clark żąda, aby obaj włożyli w kapitał zakładowy jednakową stawkę finansową. Ponieważ John ma tylko trochę swoich oszczędności i braknie mu pieniędzy, udaje się do ojca, z prośbą o pożyczkę. Ojciec zgadza się mu pożyczyć, ale na bardzo wysoki procent. Jednak i to nie przeraża Johna, który wszelkiemi środkami chce osiągnąć swój cel.

W ten sposób powstaje nowa firma pod nazwą: Clark i Rockefeller.

Jest to pierwszy krok na drodze do samodzielności, na drodze, która w przyszłości doprowadzi Rockefellera do fantastycznych wprost zwycięstw. Zapał i energja 18-letniego chłopca nie były jednak zjawiskiem rzadkiem w owym czasie. Był to właśnie czas najgorętszy, czas największego i intensywnego rozwoju Ameryki. Wielu ludzi robiło t. zw. karjery. Wielu, poczynając od groszowych środków zarobkowych, dzięki niezmożonej energji wypływało na powierzchnię kapitalizmu. Podczas gdy w 1843 roku ludność New Yorku wynosiła liczebnie zaledwie 60 tysięcy osób, to już w cztery lata później, t. j. w 1847 r., przyrost ludności był tak znaczny, że według danych statystycznych zwiększył się dwukrotnie. Stan New - Yorku rozrastał się coraz bardziej i w krótkim czasie miał już pół miljona mieszkańców. W kraju panował gorączkowy ruch. Spekulacje i dążenie do wzbogacenia się, zajmowały całe społeczeństwo. Pewne pismo new-yorskie podaje do wiadomości publicznej, że w samym New-Yorku mieszkało wówczas 25 miljonerów. Między nimi np. Vanderbildt (miał 2 ½ miljona. Oprócz niego wyliczano prawie że sto osób, posiadających blisko 200.000 dolarów w majątku. Na kanwie gorączkowych dni śniły się zjawy bogaczy i skarbów. W Filadelfji, w Nowym Orleanie, w

14

Baltimore i w Bostonie, wszędzie byli miljonerowie, wszędzie atmosfera dyszała nieuleczalną gorączką złota. W takiej to atmosferze stawiał Rockefeller swoje pierwsze kroki.

NA CYNGLU KARJERY

Gdybyśmy dzisiaj chcieli odnaleźć i oprawić w ramki legendy domek, w którym założyli sobie firmę Rockefeller i Clark, nie moglibyśmy tego uczynić. Albowiem ulica, na której się znajdował, została już dawno skasowana, jako niepotrzebny rekwizyt, a na jej unowocześnionym bruku ustawiono zapewne piękne, nowe, wytworne domy. Wówczas jednak istniał jakiś brudny, rozpadający się domek, istniały drzwi, opatrzone taniutkim, blaszanym szyldem, gdyż na lepszy nie stać było Rockefellera. Kantorek ciemny i nieprzytulny spoglądał na klienta smętnemi oczami dwóch stołów do pisania. W kącie nudziła się i ziewała jakaś poczciwa kasa. Cały personel składał się z dwóch wspólników i jeszcze jednego urzędniczyny.

Wzorując się na dawnyh swoich szefach wspólnicy zakładają firmę komisową i poszukują interesów frachtowych i przewozowych. Clark, jako starszy i bardziej doświadczony reprezentuje firmę nazewnątrz. Odwiedza klientów i zajmuje się sprawą zakupu i sprzedaży towarów. Rockefeller prowadzi książki, kontroluje kasę i pilnuje wewnętrznego ładu.

Dogląda czystości każdego listu, który wychodzi z biura w świat, co nie jest wcale na owe czasy zbyt łatwem zadaniem, gdyż maszyny do kopjowania są jeszcze przedmiotem zbytku.

Wogóle praca w kantorku jest bardzo żmudna. Pracuje się od 7-ej rano do późnego wieczora, a czasem w razie potrzeby poświęca się i nocne godziny. Rockefeller wspomina te czasy,

15

jak złoty wiek beztroski po nocach i prowadzili ożywione sprzeczkiwanie tylko przed sobą i Clarkiem. Wszelkie zachodzące wątpliwości, rozstrzygał z przyjacielem Clarkiem. Siedzieli nieraz po nocach prowadzili ożywiones sprzeczki, natury czysto rzeczowej, dotyczącej metod polityki kupieckiej. Często zachodziła między nimi różnica zdań, gdyż Clark, jako starszy, powodowany strachem, że nie podoła, cofał się przed interesami, a John przeciwnie, z prawdziwie młodzieńczą odwagą rzucał się w wir ryzyka i nie opuszczał najmniejszej okazji zarobku.

Rockefeller nieraz wspomina te czasy, kiedy to jakaś bardzo drobna sumka pieniędzy absorbowała umysł i sprawiała niesamowicie wiele kłopotu. Mówi, że czasem budził się z najgłębszego snu, by sprawdzić, czy jakaś paczuszka została dobrze i umiejętnie opakowana.

Widzimy, że majątek Rockefellera wzrastał w sposób godziwy i zrozumiały, bez użycia jakichś niejasnych praktyk, lub czarnoksięskich różdżek. Dzięki niezwykłej staranności i gorliwości obu wspólników interes prosperował nadzwyczaj pomyślnie.

Kapitał obrotowy pierwszego roku istnienia przedsiębiorstwa, wynosi pół miljona dolarów. Firma cieszyła się dużem uznaniem i zaufaniem. Interesy wciąż napływały i słusznie obawiał się Clark, że oto jeszcze jakiś czas, a firma nie będzie mogła podołać wszystkim sprawom.

Obaj wspólnicy zdawali sobie sprawę, że muszą jakoś zwiększyć kapitał zakładowy. Doszli do wniosku, że niema innej rady, jak starać się o pożyczkę. Nie było to rzeczą łatwą, gdyż w owym czasie bardzo wiele przedsiębiorstw cierpiało na brak pieniędzy, a banki były rzadkością i niechętnie pożyczano. Młoda, nieznana firma „Clark i Rockefeller'' miała bardzo małe szanse. Sprawa ta odbierała wspólnikom sen i chęć do dalszej pracy.

16

Próżno pukano do różnycn drzwi i przedsiębiorstw. Każdy potrzebował dla siebie. Wszędzie narażano się na wzruszanie ramionami, niechęć i odmowę. Niepowodzenie odbierało wszelką odwagę. Biedny Rockefeller nie mógł nigdzie dostać kredytu. Ale bajeczny los uśmiechał się już w ukryciu i pewnego dnia rozbłysnął słońcem powodzenia w małym, ciemnym kantorku. Jak zwykle wszystko zrządził przypadek. Skłopotany Rockefeller przypomniał sobie o panu Handy, dyrektorze banku. Człowiek ten znał dobrze ojca Rockefellera i John liczył na jego względy. Z drżeniem serca udał się do niego w roli petenta. Dyrektor przyjął go bardzo uprzejmie i w rezultacie zgodził się pożyczyć mu 2.000 dolarów. Rockeleller nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Z trudnością zachował zimną krew do końca wizyty. Skoro tylko znalazł się na ulicy podskoczył do góry i zaczął wywijać rękami, jak oszalały, radosny człowiek. Ten pomyślny epizod dał możność nowej firmie nietylko egzystencji, lecz, co ważniejsze, dalszego rozwijania się.

Zczasem udało się wspólnikom nawiązać kontakt z innemi bankami. Odtąd mogli już swobodnie prowadzić interesy.

Polityka Rockefellera polegała na jak największej współpracy z ludźmi. W przeciwstawieniu do Clarka, który się ich obawiał. John stara się rozszerzyć swoją klientelę. Przychodziło mu to z łatwością. Umiał sugestjonować i wywierać nacisk swoją silną wolą i indywidualnością. W przeciągu praktyki handlowej miał może 60-ciu wspólników, z którymi przyjaźnił się i pracował na różnych polach.

W stosunku do wspólników miał on zasady wprost bezwzględne. Traktował ich, jak rzeczy. Przyjmował, kiedy byli mu potrzebni, odrzucał, gdy stali na przeszkodzie. Starał się zawsze być panem sytuacji t. zn. samodzielnym, świadomym celu przedsiębiorcą. Wybitność umysłu Rockefellera była ceniona przez jego wspólników i znana w

17

ćaśniejszym gronie znajomych. Nie był on nigdy przeciętnym handlowcem i pracownikiem. Zawsze pole działania zdawało mu się za ciasne. Zawsze szukał szerszych możliwości. Nie zasklepiał się nigdy w swoich własnych planach. Jak tylko zajął się osobiście werbowaniem nowych klientów, interesy firmy zwiększyły się w dwójnasób. Logiczny i lakoniczny styl, którym się posługiwał w rozmowie z ludźmi, spokojna, pewna siebie postawa tego mocnego człowieka, wytworzyła takie zaufanie dla firmy „Rockefeller i Clark", że zaczęła ona nawet konkurować z innemi, poważnemi firmami.

GORĄCZKA NAFTOWA

Powodzenie firmy Clark i Rockefeller nie mogło zadowolić czynnego i ruchliwego umysłu Rokekefellera,

Małe miasteczko Cleveland, spokojna przystań, gdzie nie działo się nic nadzwyczajngo, napawały go apatją i niechęcią. Miał 23 lata, był zupełnie samodzielny i nadzwyczaj przytem poważny. Wszelkie rozrywki, właściwe jego rówieśnikom, studentom i urzędnikom handlowym, były dlań obce i nieciekawe. Zdawało się, że człowiek ten nie miał nigdy roześmianej, swawolnej młodości. Na kobiety, nawet najładniejsze, nie zwracał żadnej uwagi. Nie istniały dla niego. Miał wrodzony i zrozumiały na tle epoki pęd do stałej, wielkiej działalności. Miał ogromne poczucie ważności czasu. Nie marnował ani jednej chwili. Zdawało mu się zawsze, że nie ma czasu do stracenia. Rozmyślał nad tem, gdzie mógłby się przerzucić, aby w jak najkrótszym czasie „poruszyć z posad" gospodarkę.

Były wówczas tereny spekulacyjne, które dawały wychodźcom z Europy coraz to nowe szanse. Były koleje

18

żelazne na których. Vanderbildt i Gould zarabiali niesamowite sumy. Była koniunktura dostaw wojennych, podczas amerykańskich wojen domowych, kiedy to prawie wszyscy multimiljonerzy amerykańscy zyskiwali bardzo wiele. Wszystko to wymagało znacznych kapitałów i nie nęciło Rockefellera. Nie w jego zdolnościach leżało przenoszenie się szybkie z miejsca na miejsce i podejmowanie codzień innych spekulacyj. Jego talent przedsiębiorczy polegał, jak to ujawniły przyszłe lata, nie na rozbieżności, n i e n a nieograniczonej rozciągłości pola działania, lecz na koncentracji i skupieniu.

Na początku 1860-go roku zaczął się rozwijać nowy przemysł naftowy. Lampa naftowa wchodziła w użycie. Początkowo wydobywanie nafty połączone było z wielkiemi trudnościami, ale gdy niejakiemuś Drakemu, dyrektorowi specjalnej kompanji naftowej udało się ulepszyć technikę wierceń i gdy na wschód od New-Yorku, w Pensylwanji i Ohio odkryto nowe, wydajne źródła, oświetlenie naftowe rozpowszechniało się coraz bardziej, a zapotrzebowanie rosło, zapewniając rozwój nowej produkcji. Nowo odkryte bogactwa ziemi przyciągały tłumy, żądne szybkiego i obfitego zarobku.

Kto tylko miał pieniądze starał się je zużytkować w tym kierunku. Gorączka naftowa podobnie, jak o dwadzieścia lat młodsza gorączka złota, zalała cały świat.

Szczęście bogactwa zdawało się wszystkim uchwytne,

zwłaszcza, że tereny naftowe leżały w upragnionej bliskości. Na wzór nowoczesnych Robinsonów postanowił i Rockefeller zająć się handlem naftą. Porozumiawszy się z Clarkiem zdecydowali założyć nowe przedsiębiorstwo naftowe. W skład firmy wchodzi trzech nowych wspólników. Dwaj bracia Clarka: James i Richard i zdolny handlowiec Samuel Andrevs.

19

W ten sposób powiększono kapitał zakładowy i założono jeszcze w Cleveland rafinerię, t. j. zakład do oczyszczania nafty. Po trzech latach Rockefeller dochodzi do wniosku, że wspólnicy stoję mu na przeszkodzie. Krępowali oni swobodę działania oraz jego wrodzone tendencje do ciągłych zmian i reform. Rockefeller wpada na szczęśliwy pomysł zlicytowania interesu między wspólnikami. Licytacja odbyła się bardzo oficjalnie pod kierunkiem adwokata. Wielkie napięcie i natężenie nerwowe opanowało wszystkich. Rockefeller, wystarawszy się specjalnie o dużą, ilość pieniędzy na ten cel, zwyciężył.

Został właścicielem całej firmy. Odkupił ją za sumę 72,500 dolarów. Po skończonej licytacji zaproponował Andrevsowi przystąpienie do spółki. Andrevs z radością przyjął propozycję i w ten sposób powstała nowa firma „Rockefeller i Andrevs".

Po tych doświadczeniach kupieckich 26 letni John Davison Rockefeller nie ma już powodu krępować się i występuje jako naczelny kierownik swego przedsiębiorstwa.

„TRUST SIĘ RODZI"

Rockefeller zrywa z wszystkiemu interesami komisowemi i wysiłki swoje skupia na przemyśle naftowym.

Pomimo systematycznej pracy i wiysiłków nie udaje mu się początkowo osiągnąć upragnionych rezultatów. W przemyśle naftowym panuje niezwalczona konkurencja, wywołana olbrzymią ilością współzawodniczących firm. Przy sprzedaży nafty po cenie rynkowej nie można osiągnąć lepszych rezultatów. Oprócz tego nastręczają się jeszcze inne trudności.

20

Metody oczyszczania nafty są bardzo prymitywne i dzięki temu olej ziemny, wydobywany w stanie Ohio ma specyficznie nieprzyjemny zapach, będący wielką zawadą przy sprzedaży. W genjalnym mózgu przyszłego miljardera rodzą się plany koniecznych reform, które w przyszłości ugruntują jego potęgę. W tym okresie właśnie rodzi się idea trustu. Rockefeller orientuje się doskonale w technicznej stronie wyrabiania nafty. Pomimo krótkiej swojej pracy na tem polu, rozumie, że po pierwsze należy zużytkować do czegoś poboczne produkty, otrzymywane przy wydobywaniu nafty; po drugie, niezbędne jest ulepszenie metod wyróbu surowca, a po trzecie i najważniejsze dla firmy naftowej, jest uzyskanie wpływów na rynku. Rockefeller stara się też i werbuje sobie coraz szerszą klientelę. Zdobywa nowe tereny odbiorcze i w zapędzie wykracza poza Amerykę. Ale dla wykonania tych wszystkich planów firma Rockefeller i Andrevs jest śmiesznie małą placówką. Doszedłszy do wniosku że trzeba szukać szerszego terenu pracy, Rockefeller wpada na pomysł strustowania wszystkich towarzystw naftowych, w celu stworzenia szerszych kręgów nowej gałęzi przemysłu. Do wykonania tego planu niezbędne były dwa czynniki: kapitał i zdolni współpracownicy, którzy byliby w stanie podjąć się przeprowadzenia tak trudnego zadania. Odtąd dni piętrzą się niezdobytemi górami wielorakich trudności.

Musimy wziąć pod uwagę, że nie było jeszcze wówczas syndykatów a każda nowa idea spotyka się zawsze z wielkim oporem. Nikt nie obejmował jeszcze umysłem wielkich możliwości, jakie mogłaby przynieść w przyszłości taka idea.

Rockefeller schwycił się najlepszego sposobu. Zaczął przeprowadzać pomysł swój bardzo nieznacznie i nieoficjalnie. Odkupił kilka mniejszych i większych przedsiębiorstw naftowych, zorganizował je tak, że stanowiły

21

na rynku potężną całość, której konkurencji mogli obawiać się inni.

Organizacja tego rodzaju była na owe czasy dość rzadkiem zjawiskiem; wywołała też jak zwykle różnorodne ekscesy. Zwłaszcza ci, którym nie było to na rękę zgłaszali protesty, zażalenia i oskarżenia sądowne.

Rockefeller okazał się jednak bezwzględny, o ile chodziło o intresy. Przeciwstawiał się wszystkiemu z zimną krwią, Używał wszelkich środków, aby tylko dojść do upragnionego celu. Za to też w opinji publicznej słynął, jako człowiek bez serca, zatwardziały i surowy. Niejeden obywatel Ameryki wspomina jego imię z przekleństwem i nienawiścią.

NOWY SYSTEM

Traktował swoje przedsiębiorstwo, jako żywotną, cielesną rzecz. Gdy widział, że dobrze prosperuje, starał się o dalsze zwycięstwa i t. d. Dążeniem jego było zawsze jednoczyć pomysły z kapitałem i na miejscu drobnych, nędznych firm, rozrastać się triumfalnie potężnem przedsiębiorstwem.

Dlatego też w dziele jego widzimy wielką ambicję i potęga finansowa, ugruntowana przez niego, wydaje nam się wprost niewiarogodna, jeżeli patrzymy na nią przez pryzmat pracy jednego człowieka.

Jako rezultat dzieła twórczego tego wielkiego przedsiębiorcy, powstaje bezosobowa firma „Standard Oil Company", Do niej to coraz bardziej przykuwa się nazwisko jej założyciela Johna Davisona Rockefellera.

Zagadnienie rozwoju kapitalistycznego prowadzi on zwycięsko od prywatnych przedsiębiorstw do anonimowych stowarzyszeń akcyjnych; od patrjarchalnego handlu

22

rodzinnego do nieznanych, powstających w cieniu drażniącej tajemnicy konsorcjów kapitalistycznych; od prywatnego, zmizerowanego, w podniszczonem ubraniu pryncypała, do cylindrowego dyrektora naczelnego. Żaden przemysłowiec ostatniego stulecia nie uchwycił tak dobrze nowoczesności wielkich przedsiębiorstw i nie umiał nadać im tak logicznej, precyzyjnej formy. Nikt drugi nie umiał z taką łatwością omijać przykrych sytuacyj i wężowym, gibkim rozumem prześlizgiwać się obok niewygodnych przepisów prawnych.

Rockefeller poprowadzał zwycięską walkę przeciw państwu, narodowi i społeczeństwu. Zmusił państwo do pozostawienia kapitałowi formy na tyle żywotnej, żeby umożliwiła mu ona normalny rozwój sił.

Kapitalizm rozwinął się tak pomyślnie, i zaszedł tak daleko, że największy kapitalista Rockefeller zniknął, przytłoczony jego siłą. Z kupieckiej praktyki wyciąga Rockefeller dużą orjentację, i zdaje sobie sprawę, jak ważnym czynnikiem są koszta przewozu dla kalkulacyj handlowych. Celem jego jest zdobyć możliwie najtańszy przewóz i stać się groźną konkurencją dla innych firm.

W czasie współpracy Rockfellera z Andrevsem, handel naftą był jeszcze w pieluszkach. Bardzo częste pożary i szkody z niemi związane działały zniechęcająco na ludzi.

Dawniej olej przewożono w beczkach, ładowanych na towarowe wagony, obecnie pewien inżynier amerykański stworzył nowy system przewożenia nafty. Beczki zastąpił rurami, przeprowadzonemi w ziemi. Mogło się to odbywać na dalekiej przestrzeni. Dzięki temu koszta przewozu taniały i umożliwiały pobicie rynku naftowega. Rockefeller zaczął przewozić nowym systemem. Potrzebne kapitały wydobył od bankowców, którym z trudnością zdołał wytłumaczyć pomyślność interesu.

23

W dalszym ciągu zakłada Rockefeller w Beltimore i Broklynie nowczesne rafinerje nafty; zdala od pól olejowych.

W 1867 roku likwiduje firmę a zakłada nową pod nazwą „Rockefeller, Andrevs i Flagler". Na czele stoi 7 osób. Zaczyna się usilna praca nad wprowadzeniem w czyn nowego systemu przewozowego. Jest to połączone z kolosalnemi trudnościami. Wchodzą tu w grę różne względy natury prawnej. Nie we wszystkich miejscowościach Stanów pozwalano zakładać rury, a każdy stan ma samoistnie, obowiązujące przepisy prawne. Trzeba było na to genjalnej głowy Rockefellera który umiał sobie zawsze ze wszystkiem poradzić. Coprawda nie przebierał w środkach. Imał się czasem oszustwa, korrupcji, wszelkich krętych dróg. Robił intrygi. Przy całej gorączkowej akcji, zasługą jego było to, że nie miał nigdy banalnych pomysłów.

Trust był jego wymarzonem dziełem, któremu poświęcał wszystko. Mając 33 lata Rockefeller zakłada trust „Standard Oil Company". Udaje mu się zgromadzić grupę kapitalistów. Kapitał zakładowy stowarzyszenia wynosi miljon dolarów. Najważniejsze postulaty „Standard Oil Company” były: 1) monopolizacja handlu naftowego 2) bezwzględne opanowanie rynku.

Trust doszedł do takiej potęgi, że otrzymał nawet krwiożerczą nazwę, pochłaniającego wszystko polipa, trust — Octopus. Nazwa Octopus stała się tak pospolita, że nieraz używali jej sami dyrektorowie firmy.

MACKI POLIPA

Na początku 1870 roku wśród amerykańskich magnatów kolejowych toczyła się ostra walka. Wyrażało się to we

24

wzajemnych utrudnieniach, które sobie piętrzyli. Dotyczyły one przeważne taryfy kolejowej,

Pomimo obowiązującej taryfy, niektóre koleje umyślnie obniżały cenę, w celach pognębienia firm konkurujących.

Rockefeller zorjentował się odrazu, że może i powinien wykorzystać dla siebie stan wojenny, panujący w tych sferach. Trust z zachłannością ameby pochłania wszystkie mniejsze, a stopniowo i większe firmy. Rockefeller chce zjednoczyć wszystkie firmy naftowe pod swoją władzą. Co nie udawało się z dobrze prosperującemi firmami, to uzyskać mógł od ofiar polipa. Miał swojich agentów, którzy każdej świeżo podupadłej firmie ofiarowywali dużą sumę za odsprzedanie przedsiębiorstwa.

Jednak najważniejsza sprawa, sprawa kosztów przewozu, czy uzyskania tańszej taryfy nie została jeszcze załatwiona. Człowiekiem, który posiadał na własność cztery wielkie węzły kolejowe był William Vanderbildt, jedyny spadkobierca Corneliusa Vanderbildt’a. Dziedziczył on prócz tego olbrzymi majątek, w wysokości 90-ciu miljonów dolarów.

Po śmierci ojca William Vanderbildt prowadził dalej swoje przedsiębiorstwo z niezwykłą stanowczością i surowością. Od tego to właśnie człowieka chciał Rockefeller uzyskać w tajemnicy nieprawny rabat taryfy przewozowej. Wiele prób przedsiębrał, zanim cudownym sposobem udało mu się wreszcie przejednać nieubłaganego magnata.

Rockefeller wybrał się osobiście do ni c n i e przeczuwającego Vanderbildt'a. Rozmowa przybrała obrót bardzo nieprzyjemny i odrazu z miejsca utkwiła na martwym punkcie. Vanderbildt oznajmił kategorycznie, że nie ma potrzeby godzić się na żadne ustępstwa. Wówczas Rockefeller chwycił się ostatniej deski ratunku i zaproponował mu udział w akcjach trustu. Rozchmurzyło się posępne czoło magnata kolejowego. Zgodził się. I znów Rockefeller mógł

25

triumfować. Gdy dwaj potentaci przyszli do porozumienia wypowiedział Vanderbildt słowa, które sprawdziły się w bardzo krótkim czasie, „Gdy tak się będą sprawy rozwijały w dalszym ciągu, to nafciarze dostaną w swoje ręce wszystkie linje kolejowe".

Rzeczywiście w przeciągu najbliższych dziesięciu lat, Rockefeller nietylko miał ulgi na wszystkich kolejach, ale posiadał na własność poszczególne węzły.

W obrębie swego trustu starał się Rockefeller stosować metodę samostarczalności. Np. sprawy przewozu nie traktował on jako rzecz poboczną, lecz wysuwał ją na pierwszy plan, jako rzecz najważniejszą. Tak traktował wszystko, co stało w bliższym związku z przemysłem naftowym,

W ten sposób powstały fabryki do wyrobu beczek, tanków, wozów tankowych i pomp. W ten sposób też powstała cała flota okrętów przewozowych.

We wszystkiem wykazywał niezwykłą bystrość umysłu i zasób niepospolitej, nadludzkiej energji. W organizacji trustu i w postępowaniu z robotnikami przejawia się idea pomocy społecznej. Rockefeller pamiętał dobże te czasy, kiedy to nadaremnie wędrował od biura do biura, prosząc o jakąkolwiek posadkę. Pamiętał również, jak wyzyskiwano jego pracę i jakiem to go napełniało rozgoryczeniem. Dlatego też do biur swoich przyjmował chętnie młodych, nieznanych ludzi. Dawał im odpowiednią pracę, a gdy wykazywali zdolności, starał się dla nich o wyższe stanowiska i wynagrodzenia. Wyrabiał sobie zawsze zdolnych pracowników i dawał im możność indywidualnych poczynań i inicjatywy. Zachęcał również swój personel przez dywidendy.

Wszystko to zjednało mu potęgę, z którą nie każdy mógłby się zmierzyć.

26

CHIŃSKIE AWANTURY, CZYLI DALEKA PODRÓŻ LAMPY NAFTOWEJ.

Rockefeller już od dłuższego czasu zamierzał rozszerzyć

granice swej działalności poza obręb Ameryki. Chciał rozpowszechnić używalność lampy naftowej w takim kraju, gdzieby nie natrafił na żadną konkurencję. Dlatego też wybór jego padł na Chiny. Wysłał tam specjalnych agentów, dla zasięgnięcia języka i zorientowania się w sytuacji. Agenci co pewien czas przysyłali mu wiadomości, dotyczące stosunków chińskich. Po rozejrżeniu się w sytuacji nasuwało się ogromnie dużo trudności, uniemożliwiających prawie przeprowadzenie powziętego planu.

Po pierwsze ludność chińska nie znała i nie używała wcale nafty; po drugie odznaczała się niezwykłą oszczędnością, co spowodowane jest ogólnie panującą biedą, po trzecie duchowieństwo chińskie sprzeciwia się używaniu nafty i uważa to za przestępstwo. Oprócz tego należało się spodziewać jeszcze oporu ze strony tubylczych handlarzy, żyjących ze sprzedaży oleju roślinnego, Rockefeller roztrząsał te wątpliwości ze swoim przyjacielem Flaglerem. Flagler był człowiekiem bezpośrednim i odważnym. Miewał nieraz bardzo dobre pomysły i wierzył w wielką przyszłość trustu. Znał Rokefellera jeszcze z czasów istnienia firmy „Clark i Rockefeller". Lubili się bardzo. O jednej porze przychodzili do kantoru, o jednej godzinie kończyli. Mieszkali, w jednym domu, tak że po skończonej pracy, zwykle wracali tą samą drogą, prowadząc ze sobą różne, fachowe dyskusje.

Na jednym z takich spacerów, jak opowiada Rockefeller odbyło się właśnie rozstrzygnięcie sprawy chińskiej. Obaj panowie mocno byli zakłopotani, Rockefeller nie widział żadnego wyjścia z sytuacji, ale Flagler zawsze pełen wiary

27

wpadł na dobry pomysł. Żeby rozpowszechnić lampę naftową w Chinach wśród biednej ludności, postanowił zrobić pewną ilość lampek naftowych i rozprzedać je po cenie kosztu wśród ludności chińskiej. Cena za lampkę wynosić miała 7 ½ centa, Rockefeller początkowo bardzo sceptycznie zapatrywał się na ten projekt, ale po chwili udzielił mu się szczery zapał przyjaciela. Pomysł zafrapował go i wydał mu się nawet fascynujący. Podczas rozmowy tej panowie tak byli zaaferowani, że nie zauważyli nawet, kiedy znaleźli się za miastem, w czystem polu i kiedy ogarnął ich przedwieczorny, gęstniejący mrok.

PODBÓJ ŚWIATA

Trust Rockefellera zatrudniał już 60.000 ludzi. Dyrektorowie jego siedzieli teraz w kantorze z dumą senatorów, rozprawiając i snując plany przyszłych zwycięstw.

Przedsiębiorstwo odnosiło rzeczywiście codzień, większe triumfy. Zawdzięczało to wspaniałej organizacji. Reklama lampy naftowej obiegła już całą kulę ziemską i znana była w 5-ciu częściach świata. Specjalne wozy rozjeżdżały przez ulice miast i uliczki wsi, by dostarczyć klientom towar do samych drzwi domu, by nie potrzebowali nabywać go w sklepiku. Taka nadzwyczajna obsługa wywoływała ogólne zadowolenie wśród publiczności, która chętnie towar nabywała. Z drugiej znów strony powodzenie trustu spowodowało zanik tysiąca drobnych egzystencyj, które z konieczności musiały się usuwać z placu boju. Drobni kupcy i drobne przedsiębiorstwa broniły się wprawdzie. Coraz to nowe zażalenia i skargi napływały do sądu, ale nic nie mogło się oprzeć wszechświatowej potędze trustu.

28

ŚWIAT W PROMIENIU LAMPY NAFTOWEJ

Rockefeller rozumiał bardzo dobrze znaczenie reklamy, dlatego też zabrał się z wielką gorliwością do wykonania planu, obmyślonego z Flaglerem. Wynajął kilkunastu techników i polecił im wykonanie modelu lampy. Model udał się. Lampa była tania i wygodna. Teraz pozostało jeszcze opracowanie plakatu reklamowego. Po długich studjach opracowano plakat w chińskim języku. Był on pisany tak łatwo i zrozumiale, że każdy przeciętny robotnik mógł go zrozumieć. Gdy Rockefeller wysłał do Chin 100.000 lampek naftowych, cieszyli się zwłaszcza wrogowie jego, którzy byli pewni, że eksperyment ten się nie uda.

Tymczasem, o dziwo! W Chinach zaczęto kupować nową lampę. Sprawiło to może znów „szczęście" rockefellerorwskie, a może pociągająca, świetnie opracowana treść plakatu, dostosowana do wymagań i gustów chińskich. Plakat opiewał różnorodne okoliczności życiowe, w których lampa jest koniecznie potrzebna. Brzmi to tak;

„Każdy człowiek pragnie szczęścia, długiego życia, powyślności i spokoju.

Do tego musi żyć w świetlanym świecie. Kto chce żyć w świecie światła, musi używać do tego nowych wynalazków. Najnowszym wynalazkiem jest wspaniała lampa świetlna, amerykańskiej firmy Standard Oil w New – Yorku.

Lampę tę zapala się naftą firmy „Standard Oil Company". Blask, który daje ta doskonała nafta, nie jest o wiele gorszy od jasności śwatła dziennego. Gdy się raz napełni lampę, można ją palić 10 godzin, co wynika z oszczędnościowych walorów nafty. Lampę tę można postawić na stole, trzymać ją w ręku, lub powiesić na ścianie. W istocie lampa ta sprawia

29

człowiekowi wielką radość w życiu. Firma nasza dołożyła wszelkich starań a wielcy ludzie zrobili górną część naczynia, knot od lampy. Gdy chce się zapalić lampę, trzeba ostrożnie wlać naftę, wtedy niema żadnej woni. Chociaż lampa ta droższa jest od dymiącej, i ciemno - palącej się żelaznej lampy ręcznej, to jednak należy się zastanowić nad tem, że oczy zostają jasne, gdy wprowadza się tę lampę do domu. Mąż i żona mogą w nocy dłużej pracować, nie narażając oczu na zmęczenie, a to jest już dużą korzyścią. Gdy w domu znajdują się dzieci, które muszą czytać, to jaśniej paląca się nafta, sprawi im tem większą przyjemność. Gdy wreszcie, ktoś sobie nie życzy by dzieci jego uczyły się, to niech pomyśli, że lampa dobrą jest pomocą w pełnych ciemnościach. Jest to powiedziane poto, by nie oglądać jej jako curiosum. Znajdzie się może ktoś, kto powie: „Nie kupuj, bo jak się złamie cylinder, to nie dostaniesz nigdzie odpowiedniego. Ale z tego powodu nie należy mieć żadnych wątpliwości, gdyż wszystkie filje stowarzyszenia „Oil Company", mają te cylindry w miastach portowych i na życzenie wysyłają je na sprzedaż,"

W ten sposób rozpowszechniła się lampa naftowa nietylko w Chinach, lecz i na całym świecie. Gdzie tylko sięgnąć mogły karawany wielbłądzie, do pustynnych stepów Arabji w Afryce północnej, w Afganistanie, na wyspie Borneo, w Laplandji, Grenlandji, Islandji, w lepiankach plemion szczepu Maon, w całych Indjach, gdzie tylko dotrzeć mogło dobroczynne światło lampy, wszędzie sięgała potężna ręka. I prawdą jest, że narzucano i przypasowywano obcym narodom swój błyszczący, naftowy wynalazek. Prospekty, zachwalające lampę, przetłumaczone były na 120 języków i rozdawane różnokolorowym rasom. Nic dziwnego, że w krótkim czasie trust zaczął odgrywać dużą rolę polityczną.

Podczas wyborów liczono się z nim, jako z potęgą finansową. Stał się panem rynku światowego i pionierem

30

amerykańskiego imperializmu. Stał się zaczepnym punktem polityki światowej.

W tym czasie obrót roczny towarzystwa „Standard Oil Company" wynosi 21 miljonów dolarów, z czego połowę otrzymuje się z eksportu.

ODKRYTE KARTY

Rockefeller miał dar zjednywania sobie ludzi i urabiania z nich dobrych pracowników. Często byli to ludzie, którzy nie przeczuwali nawet swoich zdolności kupiecko - handlowych.

Między innemi „odkrytemi" przez niego zdolnemi jednostkami, znajduje się również niejaki Fryderyk T, Gates, misjonarz baptystów. Gates był człowiekiem o jasnym umyśle, niepowszedniej mądrości i szybkiej orjentacji. Rockefeller polubił go za to, że człowiek ten wiele podróżował i z podróży swoich wynosił dużo ciekawych doświadczeń i obserwacyj. Rockefeller powierzył Gatesowi nadzór nad interesami, nie dotyczącemi bezpośrednio nafty. Dał mu do pomocy dwóch ludzi, syna swojego i S. Murphy.

Humorystyczny jest fakt, że misjonarz okazał się bardzo zdolnym kupcem. Pracę swoją odbywał w północno-wschodniej części Stanów Zjednoczonych, gdzie Rockefeller miał udział w hutach stalowych, na kolejach, w fabrykach, w zakładach drzewa i t. d.

Dzięki niezłomnej zasadzie Rockefellera, który twierdził, że nie pozwoli nigdy podupaść jakiemuś ze swoich przedśiębiorstw w najgorszych czasach paniki, kiedy ludzie w kilka tygodni z bogaczy stawali się nędzarzami, kapitał Rockefellera wzrastał na wszystkich placówkach. Pewnego razu, gdy król nafty otrzymał wiadomość od Gatesa, że

31

interesom w północno - wschodniej Ameryce grozi ruina, zgromadził odrazu plenum zainteresowanych stowarzyszeń, i dał im finansową pomoc, która uratowała interesy setek ludzi.

W krótkim czasie Gates, dotychczasowy misjonarz baptystów, awansował na naczelnego kierownika jednego z większych przedsiębiorstw rockefellerowskich.

Najgorsze czasy ogólnej klęski wykorzystał Rockefeller na skupywanie akcji „Standard Oil Company" za śmiesznie niską cenę. W ten sposób zgromadził w swoim ręku prawie cały kapitał trustu.

Idea rozszerzenia terenu swoich wpływów i działań nie opuszczała go ani na chwilę, Dążył między innemi do wybudowania floty okrętowej w celu transportowania spiżu. Nie było to jednak takie łatwe do przeprowadzenia, Rockefeller nie posiadał odpowiednich materjałów a określone modele wymagały wielu daleko idących ulepszeń. W Cleveland mieszkał człowiek, który najbardziej był kompetentny w tych sprawach. „Sam Mather” tak się nazywał, prowadził specjalnie interesy spiżowe. Ale był on niechętnie usposobiony dla Rockefellera i konkurował z nim zawsze. Rockefeller postanowił obecnie schować na później wszelkie urazy i sprzymierzyć się z Samem Matherem. W tym celu zaprosił go do siebie przez pośrednictwo Gatesa.

Mather, znalazłszy się w kantorze oznajmił królowi nafty, że nie ma czasu i nie chce robić z nim żadnych interesów.

Gdy Rockefeller zobaczył, że Mather sięga już po kapelusz usadowił go gwałtownie na krześle i oznajmił mu, że gotów jest dać natychmiast pieniądze na budowę okrętów. Gdy wypowiedział sumę „3 miljony dolarów" Mather, który nie spodziewał się takiej hojności osłupiał i po krótkiej chwili podał rękę na znak zgody.

32

Tak więc w przeciągu minuty, bez zmrużenia powiek, Rockefeller załatwił interes na 3 miljony dolarów, a w przeciwniku swoim znalazł wygodnego sprzymierzeńca.

Skoro flota została zbudowana, Rockefeller dał jej zdolnego i doświadczonego kierownika, Boversa. Człowieka tego polecił mu Gates. Był on mądrym i zdolnym organizatorem. Pracując poczynił w okrętach przeróżne ulepszenia techniczne.

Po kilku latach, Rockefeller sprzedał całe swoje przedsiębiorstwo spiżowe Carnegiemu.

Tranzakcja ta przyniosła mu wiele miljonów zysku. Podczas tego „Standard Oil Company" współpracował z bogatą grupą Morgana i znowu dostały się Rockefellerowi duże zyski pieniężne. Wszystkie te kombinacje, o których nikt poza gronem zainteresowanych nie miał pojęcia, zostały pewnego dnia wydane na łup opinji publicznej. Nieznany cudzoziemiec, członek kongresu nazwiskiem La Folette, odkrył karty zakulisowych sprawek trustu senatowi amerykańskiemu.

Ogólne oburzenie zapanowało w społeczeństwie. Uznano, że trust nie ma żadnej szlachetnej tendencji społecznej, a poprostu jest zbiorowiskiem wyzyskiwaczy, którzy, jak zabawką bawią się tłumem, aby tylko móc zgromadzić w swoim ręku coraz to większe kapitały. Największa nienawiść zwróciła się przeciwko trustowi Rockefellera, który był najpotężniejszym i najbardziej krwiożerczym polipem. Odkryto ciemne karty. Rozpoczęła się zaciekła walka rządu z trustem, który zaczynał stanowić państwo w państwie. Rockefeller począł udawać spokojnego, prywatnego człowieka, który w spokoju domowego ogniska podlewa doniczki z kwiatami i popija rano białą kawę.

33

W rzeczywistości jednak wszystkiemi siłami trzymał cugle swej władzy i uważał na każde przesunięcie pionków na szachownicy niespokojnych dni.

SKARBY ROCKEFELLERA Pomimo olbrzymiego majątku swego Rockefeller do

końca życia był bardzo skromny. Nie był rozrzutny, nie wydawał na żadne nadzwyczajne rozrywki. Spokojny tryb życia sprawił, że mając 50 lat zdrów był i pełen ochoty do życia. Za młodu miał jedno życzenie, którego nie mógł urzeczywistnić. Pragnął do końca życia stać na czele „Standard Oil Company". Lecz okoliczności nie pozwoliły na to. I oto pewnego dnia. rozległa się wieść, że pięćdziesięcioletni magnat pełen sił i energji do życia ustępuje z p lacu. Rzeczywiście Rockefeller podał się do dymisji. Dzieło o którem marzył przez całe życie było już żywotne i w pełnym rozkwicie.

Wszystkie odpowiedzialne stanowiska zajmowali ludzie zdolni, pracowici i pod każdym względem godni zaufania. Przedsiębiorstwo było już tak świetnie zorganizowane, że mogło i musiało dalej samoistnie się rozwijać. Osobisty dochód roczny Rockefellera wynosił w 1905 roku 72 miljony dolarów. Jest to suma bardzo duża, jeżeli nawet dochody Forda nie mogą się z nią porównać.

Syn Rockefellera, któremu za życia swego oddał część majątku, ma rocznego dochodu 57,5 miljona dolarów.

Statystycy, zajmujący się majątkiem Rockefellera obliczyli, że pieniądze jego umieszczone w akcjach wynoszą prawie półtora miljarda dolarów.

34

Żeby zrozumieć potęgę trustu, musimy sobie wyobrazić, że posiadał on pod swoją władzą przeszło 58 towarzystw.

W tym czasie toczył się proces sądowy przeciwko trustowi. Wyrok nakazywał rozwiązanie 33-ch towarzystw podrzędnych. Niedługo potem sąd związkowy w Chicago wydał wyrok, skazujący trust naftowy na 29 miljonów dolarów kary. Gdy 80-cioletni Rockefeller otrzymał wiadomość o wyroku, był właśnie zajęty grą w golfa. Nie przerwał gry. Zdziwił się tylko i po chwili odparł z zimną krwią: „Może długo potrwać, zanim ten wyrok będzie wykonany".

Po chwili, z właściwą sobie werwą grał nową partję golfa. Spokój jego nie był wcale sztuczny. Rockefeller znał dobrze sądy amerykańskie i nie lękał się ich.

Przepowiednia jego, że wykonanie wyroku dlługo potrwa, sprawdziła się aż nadto. 29 miljonów nie zostały nigdy zapłacone.

Ale następne orzeczenie sądu przyniosło wyrok, skazujący trust na rozwiązanie. W rzeczywistości nic się nie zmieniło, ale jednak formalnie rozkaz ten musiał być wykonany. Pozornie więc trust przestaje istnieć formalnie, ale sojusznicy i wpływowi dyrektorowie stowarzyszeń trustu, pozostają, jak poprzednio w handlowem porozumieniu między sobą, z tą tylko różnicą, że zamiast zwoływania oficjalnych posiedzeń trustu, zawierano między sobą ciche układy, na których wspólnicy występowali w charakterze ludzi prywatnych. W ten sposób Rockefeller, wynalazca trustu, stał się teraz twórcą sławnego „gentlmen agreement", t, j. stowarzyszenia dżentelmanów. Prawo zostało ominięte. Podstawa kapitalistyczna i wybitna osobowość Rockefellera wystarczały dla istnienia trustu, bez więzów formalnych. Z biegiem czasu znaleziono sposoby złagodzenia wyroku sądowego, tak, że walka rządu z trustem zakończyła się zupełnem zwycięstwem

35

- tego ostatniego. Za czasów prezydentury Rockefellera, w kilka lat później, toczy się ponowna walka rządu z trustem. W kraju są wtedy dwa obozy: republikański, zjednoczony z trustem zwolennik kapitalizmu, i demokratyczny, występujący oczywiście przeciwko trustowi. Roosevelt pomimo że był republikaninem, występuje jednak do walki z trustem. Walka ta okazuje się płonna. Albowiem środki pieniężne, jakiemi rozporządzał trust, torowały mu drogę do wszelkich zwycięstw. Na czele trustu stoją cztery główne stowarzyszenia. Oprócz stowarzyszenia z Cleveland, stowarzyszenie new-yorskie, kalifornijskie, indyjskie.

Kapitał tych czterech firm wynosi prawie 1 ½ miljarda dolarów. Prezydentem jest oczywiście John Davison Rockefeller. Towarzystwa te prowadzą kontrolę nad gotowemi produktami, opuszczającemi fabryki trustu.

W krótkim czasie wybucha walka między trustem amerykańskim Rockefellera i angielską grupą naftową, pod przewodnictwem Shell’a. Przedmiotem walki są wydajne tereny naftowe w Meksyku, Rumunji, Rosji, Mezopotamji i północnej Persji. Wojna ta kończy się niedługo pokojem, w którym przeprowadzony zostaje podział należnych terenów naftowych.

Następuje także to, o czem marzył zawsze Rockefeller a mianowicie czołowa koncentracja. Plan polityki ekspansywnej prowadzony jest w dalszym ciągu.

Posiadłość i tereny naftowe trustu rozciągają się na Venezuelę, Peru i Columbję. Nawet w Berlinie znajduje się niemiecko-amerykańskie towarzystwo naftowe, będące oczywiście pod władzą Rockfellera.

Rockefeller należy do rzadkich wybrańców losu. Dane mu było oglądać swoje dzieło w rozkwicie, zwiększające się z dnia na dzień. Powoli stało się tak, że trust urósł na kierownika światowego handlu naftą, a wszystkie inne,

36

znajdujące się na świecie stowarzyszenia tej samej branży były od niego bezpośrednio, lub pośrednio zależne. Rozwój kapitalizmu i indywidualizmu na wielką skalę, niszczył w dalszym ciągu drobnych kupców i drobne przedsiębiorstwa.

Niezadowolenie i niechęć w społeczeństwie były zupełnie zrozumałe. Rockefeller rozumiał to, ale bronił się zawsze, dowodząc, że przecież używanie maszyn parowych, pociąga za sobą ewentualną eksplozję, a nie dowodzi to, by przestano dlatego ich używać,

„WIERZĘ" Poza dynamitem wydarzeń, otaczających życie i

poruszających świat, poza łańcuchem faktów, z których począł się trust, zanika prawie wspomnienie o człowieku, który był twórcą trustu i wytknął drogę jego rozwoju.

Zewnętrzność Rockefellera w dziewięćdziesiątym roku życia nabrała cech uduchowienia; a imię jego stało się czemś niezbitem skamieniało.

Tryb jego życia, wrodzona skromność i pobożność są żywem zaprzeczeniem wszelkich złośliwych oskarżeń występków o które posądzali go liczni przeciwnicy. Zdobywanie pieniędzy było tylko środkiem do celu. Poza tem Rockefeller miał zawsze pogardę dla chciwców i bardzo sceptycznie zapatrywał się na zgubny często wpływ nadmiernego bogactwa. Nigdy w życiu nie poświęcał pieniędzy na żadne ekscentryczności ani ekstrawagancje. Uważał, że wszelka przesada jest zupełnie niepotrzebna. Na wygodnem łóżku w trzypokojowem mieszkaniu śpi się równie dobrze, jak w wielkich pałacach. Praca, wieczne dążenie do

37

przeprowadzenia swoich idei i planów, oto były czynniki które Rockefeller uważał za swoje „Credo".

WILLA W POCANTICO HILLS

Rockefeller mając 60 lat wycofał się już z życia publicznego. Schyłek swój chciał przepędzić w spokoju, zdala od interesów, które absorbowały wszystkie dotychczasowe godziny. Nie można było wprost uwierzyć, że człowiek ten pełen sił żywotnych, cieszący się doskonałem zdrowiem, będzie mógł pędzić dni swoje, jako spokojny emeryt. Twarz jego również zdawała się zaprzeczać temu. Miał twarz surową, zagadkowy uśmiech, jasne, przenikliwe oczy i ostry, spiczasty nos. Mocno zaciśnięte wargi świadczyły o wielkiej stanowczości charakteru. Głowa, otoczona rudawą peruką, znana była w tysiącznych odbitkach całemu światu.

Rysy, świadczące o upiornej energii a w rzeczywistości wielka dobrodusznośc i umiłowanie spokoju.

Rockefeller posiadał kilka domów. W Cleveland, w New - Yorku i w Lackevood, w Stanie

New - Jersey. Najchętniej przebywał w Pocantco Hills, gdzie wybudował sobie śliczną willę.

Posiadłość ta, otoczona była pięknym parkiem, sadzonym, według planów samego Rockefellera, który przepadał za ogrodnictwem i bardzo często sam zajmował się pielęgnowaniem roślin.

Dom w „Pocantico", położony jest na pagórku, skąd rozciąga się prześliczny widok na okolicę.

Zdrowie i czerstwość zawdzięcza Rockefeller swojemu upodobaniu do sportów.

38

Najbardziej ulubionemi sportami były: gra w golfa i jazda na rowerze, Partnerzy Rockefellera opowiadają, że mając już lat prawie 90, grał z żywością i sprawnością mogącą zadziwić niejednego młodzieńca.

Miał specjalny, nowocześnie skonstruowany rower, na którym jeździł przez ulice miasta sam, w skromnem ubraniu, nie odróżniającem go od tysiąca innych ludzi.

I to właśnie musimy powiedzieć na pochwałę Rockefellera, że był zawsze skromny, daleki od puszenia się i jakichkolwiek konwenansów. Gdy szedł ulicami miasta pieszo, w towarzystkie któregoś ze swoich kolegów po fachu, w czarnym surducie i w culindrze, z parasolem w ręku, kłaniał się zawsze uprzejmie niezliczonym rzeszom znajomych. Codziennie zimą przesiadywał kilka godzin przy swojem biurku i przeglądał różne sprawy jak każdy inny obywatel.

Do kantoru głównego trustu, przychodził od czasu do czasu, jako gość. Chociaż usunął się od wszelkiej współpracy, to jednak musiał jeszcze od czasu do czasu dać tyle treści i pomocy umysłowej, że wystarczało to aż nadto dla dodania innym sił i energji do pracy.

Mieszkając w willi swojej w Pocantico Hills często i bardzo chętnie przesiadywał z wędką nad stawem, przepełnionym rozmaitemi rybami. Czasem rąbał drzewo, co sprawiało mu również wielką przyjemność.

Wogóle rozkład dnia tego niezwykłego człowieka świadczy o tem, że starość nie dawała mu się nigdy we znaki. Regularnie o siódmej rano wstawał, podnosił się i ubierał bez niczyjej pomocy. Przed śniadaniem brał lodowato-zimną kąpiel, co należało do jego najbardziej niezmiennych zwyczajów. Po kąpieli następowało skromne śniadanie, składające się z herbaty, szynki i tortu. Po śniadaniu Rockefeller udawał się na przechadzkę do parku. Potem śpieszył na plac gry w golfa. Sport ten uprawiał z wielkiem

39

zamiłowaniem. Towarzystwa dotrzymywali mu ulubieni przyjaciele, których zawsze u siebie gościł, lub też przebywające u niego stale liczne wnuczęta. Po grze, następował obiad, potem krótki spoczynek, znowu jakaś przechadzka i t. d. Rockefeller kładł się wcześnie spać. Przed snem czytał czasem lub pisał, ale częściej prosił kogoś o przeczytanie gazety.

Do ostatniej chwili interesował się aktualjami świata. Brał żywy udział we wszystkich zdarzeniach społecznych, czy politycznych. Jednej rzeczy obawiał się zawsze, a mianowicie nie chciał sam być przedmiotem, interesującym publiczność. Nie było to z jego strony dziwactwem. Były to poprostu skutki smutnych doświadczeń z czasów, kiedy to stale, chronicznie rzucano nań różne oszczerstwa i oskarżenia. Dlatego też nie chciał udzielać o sobie żadnych wiadomości. Rozliczne próby natarczywych dziennikarzy, proszących go usilnie o wywiady, pozostawały zwykle bez skutku. Dlatego też życie jego i osoba, otoczone były tajemniczym pierścieniem legend.

Rockefeller był zawzięty. Posiadłość w „Pocantico Hills" miała bramę szczelnie zamkniętą przed wszelkiego rodzaju natrętami. A publiczność czyhała na jakieś wieści. A dziennikarze głowili się i obmyślali napróżno różne fortele. Aż wreszcie Jeden z dziennikarzy wpadł na pomysł, który doprowadził go do upragnionych rezultatów.

Plan był iście detektywny. Dziennikarz ów wynajął sobie mieszkanko wpobliżu

rezydencji Rockefellera w Pocantico Hills i przez dłuższy czas prowadził obserwacje. Po pewnym czasie zauważył, że w pewien określony dzień tygodnia od strony ulicy przejeżdżają przez park wozy, naładowane sianem. Postanowił więc ukryć się w sianie i w ten sposób dostać się do wnętrza. Plan ten udał mu się nadspodziewanie dobrze. Gdy dostał się do parku ujrzał właśnie Rockefellera, łowiącego ryby. Udał więc

40

turystę, który przypadkowo zabłądził w te strony i nie może znaleźć drogi. Rockefeller, uprzejmy z natury, zaczął rozmowę, nie podejrzewając nic złego, ani nie przeczuwając z kim ma, do czynienia. Podstępny dziennikarz naprowadzał rozmowę na interesujące go tematy, a gdy pogawędka się skończyła, wyznał Rockefellerowi całą prawdę, przedstawił się i poprosił króla nafty o udział w swoim piśmie.

Żart ten zaimponował Rockefellerowi i tak go rozśmieszył, że darował winy i oto już na drugi dzień, cały ciekawy świat, usłyszał po raz pierwszy autentyczne zwierzenia miljardera.

PRZY KOMINKU

Poza żywopłotem a drzewami, otaczającemi rezydencję Johna Davisona, nie ukrywały się żadne tajemnice. Prowadził życie bez sensacji, bez sztucznego blasku i wielkich pozorów, ale także bez specjalnych wibracyj duchowych. Miał trzeźwe przeżycia trzeźwego człowieka, któremu dom i biurko w zupełności wystarczają.

O swojem życiu rodzinnem nie wspomina nigdy publicznie, gdyż uważa, że te sprawy nie obchodzą świata.

Zresztą prowadzi porządne, uczciwe, spokojne, niezmącone niczem życie rodzinne. Mając lat 25 poślubia pannę Laurę Spelman. Pięćdziesiąt (50) lat trwa ten bezprzykładny, szczęśliwy związek małżeński. Rockefeller ma troje dzieci. W tem dwie córki i jednego syna.

Syn, urodzony multimiljoner, nie jest stworzony na wielkiego człowieka. Nie odziedzicza po ojcu żadnych zdolności, pomimo że od najmłodszych lat pracował w „Standard Oil Company" i chociaż przy każdej okazji

41

mówiono mu, że zasiądzie kiedyś na tronie króla naftowego. W bardzo przeciętny sposób dziedziczy bezpiecznie paczki z banknotami i akcjami. Poza tem prowadzi wygodne i spokojne żyicie, korzystając z posiadanej renty.

Obie córki Rockefellera wychodzą zamąż bardzo dobrze. Robią t. zw. karjery, poślubiając synów miljonerów i poważnych profesorów.

Jedna z wnuczek Rockefellera Edith Geraldine Rockefeller wychodzi zamąż w 1907 r. za niejakiego N. H, Dodge, multimiljonera, właściciela wielu fabryk i dóbr. Inna znów wnuczka może sobie pozwolić wyjść za biednego adwokata.

Wesele jej, wyprawione z wielkim przepychem w New - Yorku, omawiane były przez dzienniki new - yorskie z wszelkiemi szczegółami. Dziadunio Rockefeller był również wśród zgromadzonych gości.

SZTUKA DAWANIA

W 1915 roku umiera ukochana żona Rockefellera. Strata tej wiernej i oddanej mu przyjaciółki i powiernicy napełnia serce jego wielką żałobą.

Odtąd coraz bardziej stroni od ludzi. Oddaje się filantropji na szerszą skalę. Potężny szaniec cyfr i cen, kontury idei otaczały szczelnie

życie Rockefellera. Interesy, które sprawiły powstanie wielkiego mienia, wypełniły mu wszystke dni i godziny tak gruntowne, że na żadne inne wartości, lub przyjemności życia nie było miejsca.

Dążenia do czynienia każdej rzeczy na większą skalę, dążenie do udoskonalenia trwało w nim do końca.

42

Rockefeller, będąc najbogatszym człowiekiem świata, nie dał nigdy grosza biedakowi w łachmanach, proszącego go o to na ulicy. Nie znosił podziękowań, ani oficjalności.

A przecież pomimo tego był chyba największym filantropem świata.

Niewiadomo dokładnie, co skłaniało Rockefellera do dawania różnego rodzaju wsparć i funduszów. Czy wypływało to z miłości do ludzi, czy z głębszego współczucia, czy też rzecywiście, jak on to sam określał, z dobrego ducha ofiarności, który mieszkał w jego sercu.

Przypuszczalnie jednak nie była to tylko manjera bogatych Amerykanów, ani wynik konwencjonalizmu. nakazujący oddanie części swoich miljonów na cele dobroczynne. Człowiek, który od dzieciństwa czuł się gorącym chrześcijaninem i wolne chwile spędzał na zbieraniu pieniędzy dla gminy babtystów, będąc najbogatszym człowiekiem świata, był, jak cyfry wskazują również najszczerszym filantropem.

Trzecią część swego olbrzymiego majątku poświęcił na cele dobroczynne.

Suma ta wynosi przeszło pól ( ½ ) miljarda dolarów. O ile do pewnego czasu wystarczało mu zbieranie pieniędzy, o tyle teraz odczuwał potrzebę dawania. I w tej dziedzinie nie chciał ten mocny człowiek okazać się zwykłym, przeciętnym pionkiem. I w tym zakresie dążył do ulepszeń i rozwoju i stworzyć chciał sztukę dawania.

Podobnie, jak poprzednio doprowadził do doskonałości sztukę „zarabiania", tak i teraz myślał o najlepszym sposobie ofiarowania. Doszedł do wniosku, że i filantropja musi posiadać organizację i to opartą na metodach, podobnych organizacji trustu. Ani jeden dolar nie może być marnowany, ani jeden nie powinien, przejść w niepowołane ręce. Celowość

43

każdego funduszu musi być tak pomyślana, jak plan trustu, zanim go zaczęto budować.

Rockefeller założył specjalne biuro, zatrudniające dość dużą liczbę urzędników. Do biura tego przychodziły prośby o wsparcia pieniężne. Prośby te pochodziły częściowo od osób prywatnych, częściowo zaś od różnych instytucyj społecznych i naukowych. Nadchodziło dziennie przeszło sto listów, w tem wiele próśb od młodzieńców, chcących założyć sobie interes, od ojców rodzin, pragnących posagu dla swoich córek i t. d.

Prośby te ulegały segregacji przez urzędników, i dopiero niektóre dostawały się do rąk Rockefellera, Podania nieuwzględnione wysyłano zpowrotem do adresatów. Rockefeller uwzględniał często prośby różnych szpitali, ogrodów dziecięcych, związków, kościołów i t. d.

Zastanawiał się, badał, które dziedziny społeczne najbardziej potrzebują wsparcia i rozmyślał nad tem, w jaki sposób najkorzystniej przyjść z pomocą,

Jeżeli ktoś chciałby nazwać Rockefellera antyspołeczną jednostką, to jednak musi przyznać, że za jego pośrednictwem powołane zostały do życia różne, wzorowe instytucje społeczne.

W ten sposób powstaje w New-Yorku instytut imienia Rockefellera, mający za zadanie doświadczenia medyczne i biologiczne. Uniwersytet w Chicago otrzymuje 35 miljonów dolarów na różne cele organizacyjne.

Pamięci swej żony poświęca instytut ofiarniczy i t. zw. „General Education Board" czyli ogólny urząd wychowawczy w New - Yorku. Naczelną władzę w tym zakładzie piastował wraz z Rockefellerem Andres Carnegie, wielki ofiarodawca i multimiljoner amerykański.

Kierownictwo moralne otrzymał dawny współpracownik Rockefellera, zacny proboszcz Fryderyk lagany Gates,

44

Urząd wychowawczy, wspomagany życzliwie także przez innych bogaczy amerykańskich, miał bardzo trudne zadanie. Musiał bowiem czuwać nad potrzebami pomocy naukowych wszystkich uniwersytetów i wyższych szkół amerykańskich. Dzięki temu badania doświadczalne w amerykańskich wyższych uczelniach mogły osiągnąć tak wysoki stopień rozwoju.

Rockefeller pomimo swego sędziwego wieku interesował się osobiście wynikiem różnego rodzaju doświadczeń, a gdy jakiś eksperyment udał się, sprawiało mu to ogromną radość. Oprócz uniwersytetów i instytutów do badań wspomagane były także szkoły ludowe w biedniejszych posiadłościach farmerów południowych Stanów. Wiele wsparć wysyłano zagranicę. W 1908 roku fundusze rockefellerowskie przekroczyły sumę stu (100) miljonów dolarów. Dwie trzecie ( 2/3 ) tego przypada na zakłady wychowawcze i instytuty umiejętności, reszta na kościoły i misje.

Na krótko przed wybuchem wojny statystycy obliczają ogólną sumę wszystkich, jego fundacyj. Wynosi ona 180 miljonów dolarów. Podczas wojny, kiedy „Standard Oil Company" zarabiało bajońskie sumy na dostarczaniu oleju dla wojska i floty ententy, Rockefeller wysyła miljon dolarów miesięcznie amerykańskiemu komitetowi ratowniczemu w Belgji. A trust w dalszym ciągu rozwija się pomyślnie. Zanim cud mechanizacji Forda zawojował cały świat a nafta, jako środek oświetlenia, wyparta miała być przez elektryczność, zdawało się, że nad trustem ciąży zagłada, spowodowana brakiem odbiorców. Ale właśnie w tym momencie wynalezione zostają maszyny, które zapewniają olejowi ziemnemu nowe, o wiele szersze źródło zapotrzebowania. Są to automobile, motory i parowce. Nafta, zdetronizowana, jako środek oświetleniowy, będzie odtąd nasycać wielkie motory, okręty i parowce.

45

Od 1895 roku do 1925 produkcja światowa oleju wzrasta 14 razy, 140 miljonów ton, wydobywanych rocznie, zaledwie może pokryć zapotrzebowanie. „Standard Oil Company" bierze pod swoją kontrolę organizację gigantycznej konsumpcji, tak w krajach europejskich, jak i w odległych posiadłościach kolonjalnych.

Z biegiem lat Rockefeller coraz bardziej czuje się misjonarzem świata.

Siejąc dobro i miłosierdzie, wydaje mu się, jako dobremu chrześcijaninowi że czyni wedle nakazu bożego. Wierzy niezłomnie, że to Bóg dał mu majątek, jako uczciwemu i sprawiedliwemu wyznawcy.

Gdy doskonałym wymiarem myśli przebywa się most, dzielący dwóch ludzi, Rockefellera, zwykłego mieszczanina i Johna Davisona Rockefellera genjusza przemysłu, to jedna jest tylko wspólna cecha między nimi, mianowicie bogobojność i płynąca z niej dobroć i uczciwość.

Do końca życia zachował Rockefeller granitowe credo wszystkich amerykańskich multimiljonerów. Wiarę w sprawiedliwość Boga.

Rockefeller jest człowiekiem wielkiej woli, idei i pracy i dlatego potomność uczci zawsze jego pamięć.