133
MARIA RODZIEWICZÓWNA BARCIKOWSCY

Rodziewiczówna Maria - Barcikowscy

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Niezwykła opowieść o walce o zachowanie polskości i wiary w zaborze rosyjskim. Dwaj bracia Barcikowscy stają wobec opresyjnego systemu. Wacław jedzie do gimnazjum w Petersburgu i przesiąka propagandą sukcesu oraz antypolskimi hasłami, zaś Filip zostaje na gospodarstwie. I choć Wacław pnie się po szczeblach kariery urzędniczej, to Filip w ostatecznym rozrachunku zachowa narodową tożsamość i zyska prawdziwe szczęście.

Citation preview

  • MARIA RODZIEWICZWNA

    BARCIKOWSCY

  • Gd, powietrze, ogie, woda I wszelaka za przygoda

    Bdzie temu, kto by star Ojcw swoich wzgardzi wiar.

    A gdy umrze, garci ziemi. Gdzie by spocz komi swemi.

    Nie dostanie, kto by star Ojcw swoich wzgardzi wiar

    Marnie zginie, wiatr rozmiecie Prochy jego po wszem wiecie:

    Marnie zginie, kto by star Ojcw swoich wzgardzi wiar!

    R. Barwiski

    I

    W najstarszych dokumentach powiatu zapisani byli Barcikowscy Sabin Barcikowski z Grdka dobrze znane i zacne nazwisko.

    Byli inni Barcikowscy z Dyszni ale tamci pozostali w szarym tumie, gdy ci z Grdka wyroli na karmazynw i nie przyznawali tamtych za krewnych nawet.

    Owi grdeccy z dawien dawna Grdek zbudowali ma forteczk w widach rzecznych z szarego polnego kamienia i dbu czarnego razy kilka spar si tutaj wrg i cofn, duo ludu i czasu natraciwszy w trzsawiskach, za co krlowie obdarowali Barcikowskich starostwem, a panowie szlachta urzdem.

    Posowali Barcikowscy na sejmy, sugiwali w chorgwiach, stawali do pospolitego ruszenia, warcholili, najedali ssiadw, stawiali klasztory, ginli w bitwach z wrogiem, w bijatykach swawolnych, w celi klasztornej zna rd wszystkie grzechy, zna cnoty i bohaterstwa i bezpamitne powicenia.

    Z biegiem czasu rozwielmonili si i szeroko rozsiedli w widach owych rzeczek, kdy ich gniazdo byo, w Grdek.

    Siy ywotne mieli potne. Md ich miaa bary olbrzymw, a fantazj szalecw, kobiety wielk moc i charakter.

    Kto Barcikowsk bra, ten w dom wprowadza niewiast stateczn, mdr i surow. Kto sw dziewk w ich dom oddawa, ten jej nie poznawa po roku, tak ten rd mia tradycj a obyczaj, a spjno.

    Zbogacili si te okrutnie. W rodzie ich chopcy si wiedli pikne chopy, dziewczt mao, i te czsto do klasztoru zbiegay. Wic wiana rzadko dawali, a brali.

    I md ta ich, ktrej wiat bywa za ciasny, a szalestwo potrzeb bytu, gdy dojrzewaa i on wziwszy, osiadaa w gniedzie, stawaa si cich, i powan, surow jak owe niewiasty, ich matki.

    Mawiano, e Barcikowscy suchaj tylko jednego trybunau: swych matek i on, e szanuj tylko jedn wadz biaogowy.

    Tak ten rd przetrwa w powiecie i w Grdku Jagiellonw, Wazw wszystkie elekcje, wszystkie wewntrzne burze rs, rozkorzenia si dochodzi niekiedy kilku konarw, nad ssiednie rody si szczyci. A za Sasw pocz marnie, jakby swe ywotne soki wyczerpa.

    Jeden po drugim obumieray odrole i konary. Za Poniatowskiego jeden pie tylko zosta w Grdku, skupi przy sobie ca fortun, obarczon mnstwem procesw.

  • Procesy poeray fundusz poeray go i inne obowizki. Par folwarkw i jedno ycie kosztowa Bar, par folwarkw, legiony, sepety ze zotem poszy w trzydziestym roku, i ludzi poczo brakn Barcikowskim.

    Rzadko ktry dwch chopcw uchowa, rzadko ktry nie podzieli si synami z krajem, nie straci zaledwie do lat mskich uchowawszy.

    I tak zeszo, e z owej monej familii po trzydziestym roku zostaa w Grdku jedna niewiasta z wyrostkiem, a z dbr jeno to, co najmniej byo warte: grzskie, czarne lasy, wody i wydmuchy piaszczyste.

    Jeszcze fortuna bya zasobna, cho niepokana, jeszcze zapas by stary i magnackie ostatki i dzielna do bya, co je trzymaa. Pani Anna Barcikowska w lat dwadziecia wdziaa czepiec wdowi, dom zamkna, zasklepia si w pracy i samotnoci.

    Bawochwalczo kochaa jedynaka, strzega go tylko przed wiatem i przed marzeniami, nie dawaa odstpi siebie i ziemi, i by od szaw uchroni, oenia go wczenie, chcc silniej jeszcze do domu i gniazda przyku.

    Synow sama wybraa. Bya to dziewczyna moda, zhodowana i wzrosa w tym zapadym kcie, najmodsza z rodziny niebogatych ssiadw. Podobaa si Sewerynowi Barcikowskiemu, bo bya pikna, a matka mu obiecaa po lubie odda zarzd majtku.

    I dlatego panna Basia wesza do domu Barcikowskich, oddaa im siebie, sw modo i siy i swe wiano maluczkie.

    Pan Seweryn rycho nacieszy si on. Maestwo dao mu wadz i swobod zacz y dopiero gospodarzy, handlowa komi, a przede wszystkim polowa.

    Dwie kobiety w starym dworze yy samotne, przywary do siebie i po paru latach Basia bya jakby drug pani Ani troch modsz, ale rwnie surow, cich i milczc. I dwr stary by ponury wrd starego ogrodu, niski, ciemny, jedn stron patrza na rzek, oczeretem pokryt, drug stron na oplecione dzikim chmielem ruiny pamitnego grodziska.

    Ssiedztwa nie byo, a najblisze miasteczko leao o mil kilkanacie, wic obca twarz i nowina bya rzecz nadzwyczaj rzadk. Dwie kobiety yy tak cay wiek.

    Pani Barbara, gdy wchodzia raz pierwszy w sie ciemn, wzdrygna si przeraona, potem przywyka. Przywyka do nieobecnoci ma, do surowoci wiekry, do smutnego ycia.

    Przywyka, e co roku dawaa ycie drobinie wtej, ktra zamieraa bardzo rycho, nic nie dawszy matce oprcz blu i ez.

    S przywyknienia, co starcz za najwiksze bohaterstwo! Pani Anna cierpiaa okropnie nad strat wnukw. Czworo ju odeszo ledwie par dni

    przebywszy na jej rkach gdy znowu po kilku latach zakwilio malestwo w starym, ponurym dworze.

    Tym razem chopak si uda. Zdrw by, silny, krzykliwy. Rycho sta si bstwem babki, szczciem matki, socem caego domu. Sprawiono wietne chrzciny i pani Anna daa wnukowi imi ojca swego, ktry pad pod Moskw Wacaw.

    Mino lat kilka. Dwoje dzieci przybyo, syn drugi, Filip, i crka Jadwiga, ale tej ju ojciec nie zobaczy.

    Na par miesicy przed jej urodzeniem zmar pan Seweryn Barcikowski nagle, w kilka dni na zapalenie puc po polowaniu na dziki.

    Matk uczyni doywotni wacicielk fortuny, pod jej opiek odda on i dzieci. Pani Anna miaa w owe czasy lat pidziesit kilka, siy wielkie, wos ledwie szronem przyprszony, zdrowie elazne. Bl zniosa w milczeniu i zaraz po pogrzebie syna w silne, wprawne rce wzia zarzd domu, interesw i majtku.

    Powstanie 1863 roku zastao tedy znowu w Grdku dwie kobiety i troje dzieci. Nie byo syna na danin krajowi dawano tylko pienidze. Pacia pani Anna Rzdowi Narodowemu,

  • pacia Rosjanom. Grdek znis w jednym roku cztery kontrybucje, a zniesienie nage paszczyzny zadao cios okropny.

    Ju i zapasy si skoczyy, zaczo si cikie, mozolne ycie z kapitau. Prdko osiwiaa gowa pani Anny, zmarszczki poryy przed czasem twarz pani Barbary.

    wiekra siwiaa nad rachunkami, ona nad dziemi. Wacaw mia dziesi lat. Chopaka hojnie obdarzya natura. Pikny by, nad wiek rozwinity, wes i dobry. Wic matka widziaa w nim bogaty materia i draa, aby si nie spaczy, nie zmarnowa. Filip siedmioletni by brzydki, krpy, niepojtny i uparty. Ledwie umia pacierz, a nie zna i zna nie chcia alfabetu. Nie znosi te wielu rzeczy posuszestwa, porzdku, staego zajcia w domu, nadzoru, nawet obuwia i kapelusza.

    Zawsze obdarty, okaleczony, dziki, spdza czas w chmielu, ozie, na drzewach w towarzystwie dworskich i wioskowych rwienikw. Wic matka pakaa nad nim, widzc, e w najlepszym razie moe zosta jarmarcznym szaawi.

    Trzyletnia Jadwisia bya typow, miniaturow Barcikowsk z rodowej tradycji. Dziecko maomwne, powane, dzikie. Obchodzia si nawet bez niaki. Miaa lalk i cichutko si bawia, siedzc na ziemi, u

    kolan babki lub matki. Gdy j Filip ciga za wosy, szczypa lub w podobny sposb okazywa sw wyszo, chronia si pod opiek Wacawa, ktry imponowa bratu si pici i z ca powag traktowa rol gowy rodziny.

    I nad Jadwig pakaa matka, bo bya brzydka, a z Grdka trudno ju byo zebra posag dla crki.

    Pani Anna, wrd swych kopotw rozlicznych, nie zapominaa te o wnukach. Przede wszystkim obchodzi j Wacaw. By i pozosta ulubiecem i nadziej. Widziaa z dum jego urod i zdolnoci, roia mu wietn karier.

    Filipa nie cierpiaa, nie pozwalaa o nim wspomina przy sobie, bia go codziennie. Jadwisia nie zaprztaa sobie gowy, ywic dla kobiet wielkie lekcewaenie, nie rachujc ich do domu jako fant, ktry pierwej czy pniej odda trzeba z dodatkiem pienidzy.

    Pani Anna wiedziaa za dobrze z cikiego dowiadczenia, jak ciko zbiera si pienidze z szarej, poleskiej roli.

    W owych tedy czasach mia Wacaw guwernera, a w dugie, jesienne wieczory kobiety radziy, jak go maj pokierowa. Rady jednak zwykle koczyy si jednym:

    Jeszcze czas! mawiaa matka, wzdychajc na myl rozstania. Straszno odda w wiat, za oczy! szeptaa babka wiat teraz coraz inny, cudzy,

    wray. Szkoa cudza, urzd cudzy, mj Boe! Dziecko polskie da w nauk do tych szk! Straszne, straszne!

    I nie decydoway si na nic. A los przyszed do Wacawa. Grdek rzadko miewa goci. Powstanie wymioto na kraj ziemi wiksz cz ssiadw

    domowych. Z tymi, co zajli ich domy i ziemi, nie byo stosunkw rodzina rozpeza si z czasem, przy tym ludzie zgnbieni i pracowici nie radzi si bawi i odwiedzaj.

    Wic do osobliwoci si liczyo, gdy razu pewnego pod czarny dwr zajechaa bryczka pocztowa, a na niej podrny w czapce urzdowej.

    Go dugo czeka na domowych. Urzdnikw przyjmowaa pani Anna, wic zanim j zwerbowano z folwarku, nikt do

    gocia w nienawistnym mundurze nie wychodzi. Zabawia si tedy sam ogldaniem obrazw po cianach. Byy to stare sztychy i portrety.

    Sztychy przedstawiay Kociuszk, Napoleona, Neya, Mickiewicza, ksicia Jzefa, hasa i typy ofiar cikich, krwawych a niewdzicznych.

  • eby tych obrazw nie byo na cianach, reszta sprztw i przedmiotw domowych nie byaby tak uboga, zdarta, atana, nie pokazywaaby tak dosadnie zawiedzionych nadziei i cikiej wypaty za efemeryczn wietno.

    Meble stay sztywno przy cianach, zegar z kurantem na komodzie, naprzeciw szpinet odwieczny, na stole przed kanap, pokrytym wytart makat, porcelanowe figurki i stare ksiki, w oknach wazonki z kwiatami, na kominie dwa pikne wieczniki brzowe, a porodku popiersie Lelewela.

    Go wyjrza przez okno na stary ogrd. Lipy stuletnie ocieniay dom, zakryway widok. Powrci tedy do stou przed kanap i otworzy jedno z ksiek: byy to ,,piewy

    historyczne. Po twarzy obcego przemkn umiech, jakim si wita dawno niewidzianego przyjaciela

    dziecistwa. Usiad i pocz czyta. Ale w tej chwili rozlegy si kroki w dalszych pokojach, szept, szelest kluczy, otwieranie i

    zamykanie sprztw i drzwi si otworzyy. Wesza pani Anna z twarz zimn i urzdow, przygotowana na najgorsze, jak zwykle, gdy

    czynownik przyjeda. Bd bumagi, sprawki, ,,prikazy. Zapewne nowe ciary, podatki lub sdowe przykroci.

    Przed miesicem kazaa cichaczem odnowi krzy przydrony zapewne o to bdzie sprawa i sd. Tak bya tego pewna, e nawet miaa w kieszeni pi rubli apwki dla urzdnika.

    Ale urzdnik by nieznany i na jej widok podszed z umiechem i wycignit doni. Ciocia mnie nie poznaje? Nie! (w mundurze nie miaa krewnych). Potrzsna gow. Co to? Szpieg chyba! A ja Adam Iowicz. Ada! zawoaa, jeszcze nieufna. Przecie Ada w Petersburgu suy co?

    Pukownik pono? I to ty masz by? Jake twoja matka? Ju od trzech lat w ziemi. Nie moe by! W moim bya wieku. Ale ciocia na jej crk wyglda. Zgasa jak wieczka na zapalenie puc. U nas klimat

    okropny. Trzeba ycie przey, eby przywykn. A Julek, twj brat? Razem yjemy! On dobre ma miejsce, dochodne inspektora w wojennej

    artyleryjskiej szkole. W tym roku dosta Wodzimierza pierwszej klasy. Ten pjdzie wysoko. Dobre ma plecy.

    A jake? onaci jestecie? Julek zapewne tym skoczy. Dobra partia, jej ojciec genera. Rosjanin. Pani Anna tylko tyle rzeka, ale go si nie zajkn. Nie, kozak! rzek i wnet doda: Ja zapewne zostan kawalerem. Nie mam

    powoania do maestwa. I Julka powiniene ustrzec! odpara surowo. Naturalnie, ja mu perswaduj. Panna przecie wicej ma mocy nade mnie. Rozemia si i mwi dalej: Ot najniespodziewaniej dano mi komenderwk w tej stronie ledztwo za

    grubo si przekradli, doszo a do ministerstwa. A ty gdzie suysz w policji? Ciociu, litoci! Prosz spojrze na mj mundur i nie habi go. Jestem inynierem

    putiejcem. Daruj, nie chciaam ci ubliy, ale ja si na mundurach nie znam, inynierw nie

    widuj. No, to dobrze, e krewnych przypomnia, bardzom ci rada i ucaowaa go w gow.

  • Potem podesza do drzwi i zawoaa: Basiu, moesz wyj. To swj, Ada Iowicz. Trzeba go nakarmi i ugoci. Synowa byo modsz edycj wiekry. Tak samo ciemno ubrana, powana pomimo

    modych lat ju smutna i milczca. Zapoznaa ich pani Anna. To syn Walerki Tuhanowskiej mojej ciotecznej siostry; wysza za m a w

    Witebskie opowiadaam ci a ona wdowa po Sewerynie. Nie znae go urodzilicie si w jednym roku i nie ma go!

    Tu spokojny gos pani Anny zadra i zadray usta. Zostao troje sierot i nad dwie wdowy! aobny dom, niewesoo ci bdzie. Ciociu, ja nie szukam wesooci. Bardzom rad famili pozna i moe usuy. A

    dzieciaki ju spore, chopcy? Dwch i dziewczyna! szepna pani Barbara. Najstarszy ju si troch uczy. Bardzo

    zdolny! Lubi dzieci, szczeglnie dziewczynki. Takie mae kobietki to ogromnie zabawne. Pani Anna wysza, by si zaj posikiem gocia. Synowa rzeka: Nasza maa niezabawna. Mao mwi i nigdy si nie mieje. Bdzie mniszka chyba z

    niej. Iowicz si rozemia. I ciotka, i pani s te bardzo powane! Mao widujemy ludzi, odwyka si od rozmowy, a yjc samotnie i daleko od wiata,

    mao si ma tematu do gawdy. Milczenie staje si drug natur. Nie maj panie ssiedztwa? Swoich nie. Majtki wokoo po powstaniu pokonfiskowano, nale teraz do Rosjan i

    ydzi je dzierawi. Przejedaem przez adny dwr, tu o wiorst dziesi. To folwark dbr Potockich. Tam mieszka rzdca, imiennik nasz nawet, Barcikowski,

    ale nie krewny. Bywa tu czasem, w interesie, my nie bywamy u niego. Wic panie tak zupenie same zawsze! Zawsze! odpara spokojnie. Panu si to zdaje okropne; w rzeczywistoci, gdy si

    nawyknie, nie czuje si braku ludzi. Jest duo zajcia, dzieci, gospodarstwo, w zimowe wieczory szycie i czytanie. Dni, lata pyn niepostrzeenie.

    Ha, zapewne! Ostatecznie wszyscy dojdziemy do tego samego koca. Wic tu ju prawie nie ma Polakw?

    A s, bo pacimy zawsze kontrybucj za powstanie, a ma by zniesiona w powiatach, gdzie dwie trzecie ziemi przejdzie w rosyjskie rce. Parafia nasza liczy pi tysicy wiernych.

    A parafia daleko? W miasteczku, skd pan jedzie. O siedemdziesit wiorst. I bliej nie ma kocioa? Byy jeszcze trzy. Z tych najbliszy w przeszym roku zamknito z rozkazu rzdu, bo

    mia wiee wysze ni cerkiew. Podalimy prob, eby pozwolono zbi wie, ale odmwiono. Podobno maj mury sprzeda na ceg. Duo trumien jest w podziemiach, moe pozwol je przenie na cmentarz, nie wiem! Drugi koci, drewniany, grozi upadkiem, od dziesiciu lat proszono o pozwolenie restauracji, na prno. A czas, a klimat, co rok gorzej niszczy. Nareszcie zjechaa komisja i zdecydowaa, e restaurowa ju nie mona, a e grozi yciu parafian, wic go zamkn kazano. I zamknito!

    To niepodobne do wiary! zawoa Iowicz. Jeli pan zechce u nas zabawi, pokaemy panu oba, niedaleko s. Trzeci troch dalej, o

    mil dwie, ale ten cho otwarty, nikt si w nim nie modli. Dlaczego?

  • Bo przed dziesiciu laty zmuszono w nim proboszcza, eby dodatkowe modlitwy odmawia po rosyjsku. Ksidz potem rewokowa i zesano go na Sybir, ale odtd wymagaj od jego nastpcy, by to samo czyni. Wic albo lata cae nie ma proboszcza, albo gdy trafi na czowieka maej wiary, ktry si zgodzi, odprawia naboestwa w pustej nawie. Bywa na nim policjant i nikt wicej.

    Zaczynam wierzy w opowiadania kolegi Piotrowskiego, ktry nam kiedy podobne rzeczy prawi, a mymy go nazwali szowinist i deklamatorem.

    Nikt nie wymyli nad to, co oni wymylili! rzeka ponuro pani Barbara. To s warunki okropne i o ile si zdaje nieodwoalne. Biada zwycionym! Co

    prawda, samimy temu winni. Rozoy rce ze wspczuciem obojtnym, obowizkowym. By to ruch i ton czowieka,

    ktry z faktem si pogodzi, zby zasady niewygodne jak papiery, ktre spady, kupi inne, i dla ludzi, ktrzy tamte zatrzymali i zbankrutowali, ma lito na p z pogard.

    Pani Barbara milczaa, patrzc w ziemi. Stao si! rzek Iowicz z westchnieniem. Przegralimy parti, przepad kraj i byt

    niezaleny. Trzeba sobie utorowa nowe drogi, zdoby nowy byt, powici nowe haso i sztandar. Dosy biadania na zgliszczach w limaczym zaskorupieniu.

    A gdzie ten byt i droga? ozwaa si pani Barbara. Przecie nam wszystkie drogi zamknito, byt odebrano. Nie wolno by urzdnikiem w adnym wydziale, nie wolno niczym si zajmowa, nic dziaa.

    Tylko tu, w tym kraju. Cae imperium zreszt stoi dla nas otworem. Owszem, nawet bardzo chtnie nas tam widz, mnstwo porobio kariery, maj wietne posady i urzdy. Tam nasz byt i droga, tam nas powaaj i licz si z nami, kiedy tu pozostaych maj w pogardzie i lekcewaeniu. Bo i co ci tu wskraj uporem i bezsilnym buntem! Przeciw takiej potdze co to znaczy? To mieszne!

    Pani Anna stana w progu jadalni i suchaa. Wiesz ty co, Adasiu! ozwaa si, gdy skoczy. ebymy tak bezsilni byli, nie

    zuywaliby oni na nas tyle si, nie byoby wyjtkowych praw i gwatw i nie trwalibymy dotychczas. Masz suszno, tam byt i kariera, ale tu fundament. eby za ten byt nic im nie sprzeda, byoby dobrze; lecz straszno, bardzo strono, eby to, co si zatraci, nie byo drosze nad tysice i chwa, i ordery.

    Ciocia myli o zatraceniu narodowoci? Nie. Sumienia! Widz ja urzdnikw, sysz o eksurzdnikach jako o nowych

    tutejszych obywatelach. Nikt nie spenia obowizkw i za to pobiera pienidze. I takie spoeczestwo ma nam da byt jaki to byt! To rozkad i trucizna!

    Ale ciociu, kt moe za wzr narodu bra tutejszych urzdnikw, szumowiny i miecie!

    Przepraszam ciebie! Ich tu przysyaj na apostow i kierownikw. To s patrioci! Ich s tysice, moe dziesitki tysicy. Szumowiny inne rzdy usuwaj od obcowania ze zdrowymi.

    To prawda, e com widzia tu urzdnikw, to nieciekawe figury. No, ale to naturalne, e na eksport id zawsze ywioy niesforne, awanturnicze, a tu pokus im nie brak. Spoeczestwo jest zdrowe i potne.

    Wic jeeli urzdnicy s z szumowin, z czeg pochodz ci, co tu nabywaj majtki? To s aferzyci, zakomieni na atwy zarobek. Kupuj za bezcen i rzucaj,

    wyeksploatowawszy. Ale ta ziemia jest czci tej potnej imperii, a oni z niej czyni pustyni. Sprzedaj

    w pie lasy wbrew prawu, oddaj w dzieraw ydom wbrew prawu. Wic ci ludzie take nie speniaj obowizkw. Kt tedy z nich suy idei? Kto utrzyma naszych tam idcych, w poszanowaniu zasad i sumienia i czego si od nich nauczymy tam.

  • Polakw zasad nie trzeba uczy! rzek z godnoci i dum Iowicz. Ale oni je tam zatraci mog, skaeni zym przykadem. A tu zmarniej w bezczynnoci i ndzy! Wierz, e bez idei y nie mona, ale i bez

    chleba nie sposb. Co czyni zatem? Tak! Co czyni? powtrzya zamylona pani Barbara. Rozmow przerwao wejcie chopca najstarszego. Byo to dziecko bardzo adne, o

    mylcych, ciemnych oczach, smuke, zgrabne; szed z ogrodu na rekreacj i na widok obcego chcia si cofn.

    Chod tu, Waciu, przywitaj wujaszka! zawoaa na babka. Podszed bliej i ukoni si, zarumieniony a po oczy. Iowicz wzi go za ramiona, do

    siebie przycign i pocaowa. Wic ty jeste najstarszy z rodzestwa? C, uczysz si ju? Do gimnazjum si

    przygotowujesz? Ucz si, ale do gimnazjum nie pjd! odpar chopak z przekonaniem. Dlaczego? Bo to drogo kosztuje! Matka zarumienia si, zawstydzona ubstwem, ale pani Anna potwierdzia spokojnie: Prawd mwi. Ciko nam jest i kuso! Wychowanie szkolne bdzie kosztowao tysice.

    Siedem lat gimnazjum, cztery czy pi uniwersytetu a potem co? Zdobdzie chopak dyplom, a zarazem wyrok wygnania z kraju. A przez te lata gdzie on bdzie, pod jakim wpywem, w jakim towarzystwie?

    Niech mi go panie dadz do Petersburga. Umieszcz go bezpatnie i dopilnuj sumniennie zawoa Iowicz.

    Chopak spojrza na zdumiony, wystraszony, potem na babk i matk. Pani Anna ruszya ramionami. Taki sam raptus jak twoja nieboszczka matka. Jej dobre serce nigdy nie rozwaao ani

    rachowao. Chod je tymczasem. Ale ja mwi z rozwag opiera si Iowicz, gdy zasiedli w jadalni. Zreszt to mi

    adnego kosztu ani kopotu nie przyczyni. Mam znajomych we wszystkich zakadach. Mog go nawet ulokowa u ,,Prawowiedw.

    Co to takiego? spytaa pani Barbara. To najwysza szkoa jurystw. Internat, prowadzony wzorowo, nauki najpowaniejsze,

    i kto stamtd wychodzi, ma zapewnion posad rzdow w sdownictwie. Kto si tam dostanie, ten wielki los wygra. Ba, ba, jeli chopak zdolny, to wysoko pj moe! Sdzia ledczy, prokurator, prezes sdu. mietanka urzdnicza! Kariera!

    Kobiety milczay. Po chwili odezwaa si pani Barbara: Chopak bardzo zdolny. Egzaminowa go niedawno pan Jazwiski, nasz ssiad, ktry

    wanie uniwersytet skoczy, i mwi, e mgby do drugiej klasy wstpi. Szkoda, by si zmarnowa! Co to? Zmarnowa! wtrcia pani Anna. Jak bdzie uczciwym czowiekiem, to nie

    zmarnowany. Ja si o modszego boj, by ten wstydu nie zrobi. Pewnie urwis! umiechn si Iowicz. Babka machna tylko rk, matka westchna. Nieche mi go ciocia pokae! Nic ciekawego! Ten by potrzebowa ojcowskiej rki i rzgi. Ten si zmarnuje, bo my

    mu rady nie damy. Nieszczcie! Wacio sta u okna zamylony, wygldajc na podwrze, ciekawy rozmowy starszych.

    Zwrcia si do niego: Nie wiesz, gdzie Filip? By na lekcji? By, ale go pan Tedwin zamkn do lamusa, eby si lekcji nauczy.

  • Popro pana Tedwina, eby go tu przysa. Kiedy go ju w lamusie nie ma. Okno wybi i uciek. Oto masz! rzeka pani Anna. Ile mu lat? mia si Iowicz. Dziesity zacz. Zawoaa starego lokaja. Piotrze, zawoajcie no Filipa. Pewnie jest na rzece. Stary co zamrucza i poszed, wcale si nie kwapic. Wiedzia dobrze, e zadanie byo nad

    jego wiek i siy. Ja go przyprowadz! rzeka pani Barbara. Gdy wysza, pani Anna westchna. Za wiele spado na moje barki. Po mierci Seweryna zostay dugi i zobowizania

    jakby ycie na nowo rozpoczyna! A tu strach w oczy mi zaglda, e mier ubiegnie, zanim wypeni obowizki. Mam ju szedziesit lat, a mae dzieci trzeba wychowa. Basia nie podoa beze mnie.

    Ciociu, szczerze prosz, dajcie mi tego chopaka. Nie oeni si, bd mia dla kogo y i zbiera. Doprawdy, zajm si nim jak wasnym dzieckiem.

    Lkam si! szepna staruszka, trzsc gow. Zobaczy go ciocia co roku, na wakacje. Przecie naszych w Petersburgu ksztaci si

    tysice, szkoy najlepsze. Ech, gdziebym ta miaa ciebie wyzyskiwa rzeka, widocznie zachwiana w swym

    oporze. No, no, pogadamy jeszcze o tym! Ja tu, jeli ciocia pozwoli, par dni zabawi, a e w

    miasteczku bd musia duej posiedzie, jeszcze razy kilka o gocinno poprosz. Ciocia pomyli, rozway i moe si zgodzimy.

    Tak, tak, nic nie nagli. Jedz i wypocznij. Pewnie upaem zmczony, ka ci pokj przygotowa. U mnie w domu jak syn si uwaaj.

    I na tym si skoczy pierwszy szturm o dziecko. Iowicz posili si, a e istotnie srodze by zmczony drog na pocztowej bryczce, chtnie

    si zgodzi na kilka godzin snu. Dano mu pokj ustronny, chodny, przymiony i po chwili dom cay zapad w cisz

    letniego poudnia. Pani Anna posza na ki, do kosiarzy; pani Barbara po bezowocnym szukaniu Filipa zaja si nabiaem w piwnicy, pan Tedwin, guwerner, ktry te w gospodarstwie pomaga, ruszy do spichlerza, a Wacio z siostrzyczk poszli do ogrodu bawi si.

    Jadwini polecano zwykle chopcu i on sw rol spenia sumiennie. Bra j za rk i prowadzi w kt ogrodu, gdzie mieli sobie oddany kawaek ziemi, ktry im wolno byo samodzielnie uprawia. Kawaek ten podzielili na dwie czci, nie mogc si z Filipem pogodzi. On w swej czci chcia mie puszcz, a w niej fortec. Znosi tedy cegy i kamienie, wczy gazie i deski kopa rowy, urzdza fantastyczne mieszkania na drzewach lub w ziemi. Uprawy nie chcia, nic nie sadzi ani sia. Oni na swej czci mieli grzdy i altany, darniowe awki i gracowane cieki, a w starej budzie opuszczonej lodowni chowali krliki.

    I tego dnia, jak zwykle, zebrali przede wszystkim lici warzywa dla swego inwentarza i poszli do budy. Krliki zbiegy si na woanie i bray pokarm z rki Jadwini. Wacio tymczasem dobywa narzdzia: grac i grabie.

    Wtem w puszczy Filipa rozlego si gwizdanie het, gdzie na drzewie. Filip, mama woa! rzek brat. Wrd gazi wida byo fantastyczn budowl kijw, ozy i desek. Z przedziwnym

    sprytem dziki chopak to sobie urzdzi i by tam istotnie niedostpny dla babki, matki, starego Piotra i pana Tedwina. e za podobnych kryjwek i gniazd mia mnstwo w ogrodzie, nie mona go byo wytropi.

  • Sysza woanie brata, ale dalej gwizda. Filip, id do mamy, go przyjecha, wujaszek z Petersburga, chce ciebie widzie. Zamiast odpowiedzi, z gry pad kamie i strci mu kapelusz. Wacio si zaperzy. Jak miesz mnie bi? Precz, ty, gramatyko! Mam uk i proc, bd rad, e ciebie nie zaczepiam! odpar

    zuchway gos z drzewa. Waciu, daj mu pokj! szepna Jadwinia. Wczoraj mnie straszy, e nasze krliki

    wypuci do ogrodu i z uku postrzela. On to zrobi, jak si rozgniewa. Niechby sprbowa. Ale on odwany na gb tylko. Ja! oburzy si Filip, ukazujc si spord lici. Ty! potwierdzi miao starszy. Gazie zachybotay. Jak kot przesun si po nich na d i stan przed nimi chopak

    barczysty a chudy, jak bywaj chopskie wyrostki, o twarzy zuchwaej, nieadnej, spalonej socem i wichrem. Czarne wosy jeyy mu si na gowie, odzie bya podarta, rce pokaleczone, nogi bose.

    Mia w rku uk, bardzo dowcipnie zrobiony, o ciciwie z wosienia, a za pasem proc skrzan i pak okrutn jak buaw.

    No, czym si ty bdziesz broni! zawoa, kadc strza na ciciwie. Ot czym! odpar Wacio i zanim si tamten opamita, chwyci go za ramiona, uk z

    rk wytrci i poczli si szamota. Jadwisiu, pom! woali to jeden, to drugi. Jadwisia rada by usuchaa Wacia, ale gdy tylko si zbliaa, Filip rycza: Krliki! i cofaa

    si wylkniona. A oni si tarzali po ziemi, sn si rwnych, nie mogc zwyciy. Bitwy takie trafiay si codziennie, ale Wacio czu, e brat coraz silniejszy. I nie dziw. On

    je toczy z musu, tamten za sport i honor sobie mia i wiczy si z wiejskimi kolegami w kadej wolnej chwili.

    Pu! zawoa jeden. Nie du! zajcza drugi. Obydwaj tracili siy. Wacio chcia honor zachowa. Puszcz, gdy przysigniesz na pokj! Ale nic ci nie dam! Bye nas w spokoju zostawi. Bye mnie nie mia tchrzem nazywa. No, pu! Chwil sapic, siedzieli na ziemi naprzeciw siebie. Nie mieli ju adnego gniewu ani myli

    zdrady. No, pomoesz nam gracowa! rzek Wacio. Jeli mi pomoecie wykopa jaskini! Masz tyle dow, po co ci jeszcze jaskinie! protestowa Wacio, ktry wola czyta

    gono z Jadwinia. Po co? Bo trudno j zrobi! odpar Filip a w razie wojny najlepsza to forteca. No,

    dajcie grac, a maa, bierz grabie. Wzi si zajadle do roboty, udajc dorosego chopa, spluwajc w rce, ocierajc rkawem

    pot z czoa i gwidc. Wkrtce wyprzedzi ich daleko, skoczy robot i na gracy wsparty, pocz im urga.

    Panycz, panienka! drwi po rusku panowaty zduajtu, a roby ty, Fyyp! i zakl grubo.

    Fe, Filip! eby to babunia posyszaa! odpar Wacio, zasapany. To by daa w skr, jelibym si da zapa! odpar tamten lekcewaco. No,

    chodmy do jaskini! Maa, nie rydel!

  • Kapelusz zsun z czoa i poszed naprzd. Poprowadzi ich przez chmiele i chwasty na, piaszczysty wzgrek, gdzie zakopywano

    kartofle. W jednym z tych dow ry ju od dawna w gb i wygrzeba spor jam. Piasek si cigle obsuwa i psu w jedn chwil tygodniow robot. Z cierpliwoci niepojt przy jego niespokojnej naturze chopak rozpoczyna prac na nowo.

    I teraz kopaniem sam si zaj. Jadwinia zbieraa piasek do koszyka. Wacio go z dou wynosi. Pracowali tak wicej godziny, mao co mwic, zziajani, gdy wtem Filip zakl, piasek si znowu osypa, napeni jam. Jadwinia, ktra si przeja zadaniem, bya bliska paczu, Wacio koszyk cisn.

    Nic z tego nie bdzie zdecydowa. Chodmy std! Jak to nie bdzie? oburzy si Filip. Ja sobie przysigem, e zrobi zrobi! Ma

    mnie gupi piasek zwojowa, a niedoczekanie! To sobie sam rb, ja nie gupi! Chod Jadwiniu! rzek Wacio. Idcie, idcie, prniaki! Idcie panowa i bawi si. Ja i bez was si obejd, i bd

    mia jaskini! I na powrt rozpocz niewdziczne zadanie. Dugo si mczy sam, gdy wtem z gry

    dobieg go niemiay gos Jadwini: Filip, moe ci pomc? A gdziee podziaa panicza? Przyszed do naszego ogrdka ten wujaszek, co to przyjecha, powiedzia Waciowi, e

    go ze sob zabierze, kaza pokaza kajety i ksiki, poszli do domu, a ja tu! Dlaczego ten wujaszek ma Wacia zabra?

    Ano, pewnie do szkoy. On si tu na nic nie zda, niech jedzie! A jak on pojedzie z wujaszkiem, to jake bdzie z ogrdkiem. Moe on i krliki z sob

    zabierze? Gupia! I krliki, i ogrdek ja obejmuj pod moj wadz. A ty bdziesz musiaa mnie

    sucha. Bya to dla Jadwini tak straszna ostateczno, e usiada w piasku i pocza paka. Filip

    wyjrza z dou. A co? Boisz si mnie, ty maa! To dobrze! Jadwinia szlochaa coraz bardziej. Czego ryczysz? Przecie ciebie nie bij. Jak mnie bdziesz sucha i przysigniesz mi

    wierno, bd dobrym wodzem! To wcale nie uspokoio dziecka. Zanosia si kaniem. Szczciem opodal za potem,

    ciek sza do piwnicy i wracaa ni pani Barbara. Dzieci jej nie widziay, a stana nad samym doem.

    Co ty tu robisz, Filipie? spytaa swym agodnym, cichym gosem. Chopak obejrza si przeraony i pierwszy ruch by do ucieczki. Myla, e to babka. Ale przed matk nie ucieka nigdy. Pozosta tedy i odpar spokojnie: Jaskini sobie kopi! Pani Barbara przytulia do siebie Jadwini, ocierajc jej zy i caujc w gow. Dziecko

    przytulio si do niej, objo rkami. Nie pytaa, czego pacze, ale pocieszaa, dziecko nie skaryo, ale przestao ka. Usiada z nim na ziemi, na skonie dou, i spytaa dalej Filipa.

    A po c ci jaskinia? eby mieszka! W piasku nic nie zbudujesz, chyba dasz podpory w tym twoim korytarzu. Jak to? Ano, po bokach utwierd koki i na nich po desk, wtedy ci si piasek nie osypie. To prawda! rzek uradowany. A kto mam tego nauczy? Czytaam to w ksice, gdzie opisuj przygody jednego rozbitka na bezludnej wyspie. I on sobie jaskini zrobi?

  • Zrobi sobie mieszkanie i sprzty, i bro, i odzie. Tak sam??!! Sam i bez adnych narzdzi, bo z okrtu rozbitego uratowa tylko ycie. A jake on to zrobi? eby chcia posucha, to bym ci to przeczytaa. Kiedy? Ano, wieczorem albo rano! Ale ciebie nigdy w domu nie ma, i gdy ci woam

    uciekasz. Nieprawda! Umylnie od mamy nigdy nie uciekam, ale nie mam czasu siedzie w

    domu, a jak wpadn w rce pana Tedwina albo babuni, to ju cao nie wyjd. A ja ju mam swoje gospodarstwo i robot.

    Umiechna si nieznacznie pani Barbara. Pokae mi swoje gospodarstwo! rzeka powanie. Chopcu pochlebio to zajcie.

    Wygramoli si z dou. A co mama chce pierwej zobaczy, moje domy czy moje dobytki? spyta. Domy! odpara. Poprowadzi j tedy w najgorsze gszcze i chmiele ciekami, ktre sam wydepta i

    pokaza fantastyczne budowle. Musiaa podziwia pracowito i spryt, z jakim je kleci samoistnie swymi maymi siami z desek, gazi i lici. W jednej, wydubanej w sprchniaej olbrzymiej topoli, mia swe skarby i dostatki. Posanie z mchu, narzdzia, wycyganione u dworskiego cieli i kowala, zapasy ywnoci, to jest rne warzywa i owoce i bro. Pokaza jej wszystko dumny a ona pomylaa, e by w nim materia, ruda, ktra, jeli kto przetopi i odku potrafi, uyteczn si stanie. Byle go okieza byo mona.

    Dotychczas wszelkie prby kultury okazay si ponne. Teraz prbowaa jeszcze innego sposobu.

    Bardzo to dobrze urzdzi! rzeka, kadc mu rce na ramiona i caujc w czoo. eby mnie kocha, to by ju w niejednym pomc mg.

    Jak mama mnie bdzie potrzebowa, to pomog! odpar z przekonaniem. Postawi jeszcze jeden dom, tak wielki, eby i mama si zmiecia. A moe mama chce ryby? doda uprzejmie.

    I owszem! Gdzie twoja ryba? Zobacz, czy si co wzio. Gdzie? Zastawiasz wicierze? Oho, chopy zastawiaj, ja wytrzsam. Oni pniej ode mnie wstaj. Ale to kradzie, Filipie. Nieprawda! Babunia gniewaa si na Saw, stranika, e pozwala chopom u nas kosze

    zastawia. Sawa pozwala, bo mu za to daj wdk, ale ryba nasza ja zabieram. O c z ni robisz? Nic, do wody wrzucam. Czasem komu dam. Komu? Bazylowej! odpar niechtnie. Bazylowa bya to stara niaka, emerytka, ktra jedna w caym dworze lubia urwisa. Pani Barbara zrozumiaa nagle, e ta stara chopka potrafia lepiej od niej oswoi dzikie

    dziecko. A czemue mnie nigdy nie da? Czy ja wiem, co w domu robi? mrukn. Tam wszyscy na mnie krzycz, a pan

    Tedwin lini mi na apach onegdaj poama. Bo trzeba si uczy, dziecko. Widzisz, Wacio si uczy, za to go ten wujaszek chce z

    sob zabra do szk, gdzie jest mnstwo kolegw.

  • Niechby mnie sprbowa std zabra. Za nic bym nie poszed! oburzy si Filip. Ja si nie chc uczy, ja chc pracowa!

    Nauka jest najlepsz prac. Nieprawda pan Tedwin mwi, e trzeba si uczy, eby mc panowa i nic nie

    robi. Wacio to lubi, ja nie chc. A czyme ty chciaby by? Ja bd wielkim siaczem i takim chytrym, e mnie nikt nie o kpi! Okpi ci, biedaku, kady, kto czyta i pisa bdzie umia. A ja mylaam co innego o

    tobie. Co mama mylaa? Mylaam, e gdy Wacio do szk pjdzie, ty Jadwini si zaopiekujesz, mnie

    pomoesz, a jak wyroniesz, babuni wyrczysz, bdziesz gospodarzem, nasz pomoc i podpor!

    Chopak si zamyli i milcza. A ty Jadwini krzywdzisz, do ez doprowadzasz. To nieszlachetnie, bo silniejszy, a ona

    malutka. Ja jej nie krzywdziem, ona beczy, sama nie wie po co. Ja jej nic zego nie zrobiem. Co

    mi za sawa z tak fig wojowa. Wojowa godzi si z silniejszym, a ze sabszym to wstyd. Ja bym i mamie pomg, ale prosz mi konia da! zawoa nagle. Konia, a to po co? Bo bd mia swoje gospodarstwo i mamine. Trzeba mi koniecznie konia. eby ci zrzuci i pokaleczy. O jej, maom si na chopskich najedzi! I jeszcze mnie aden nie zrzuci. Na ce

    zapi i jad. O jej! Konia ci darowa nie mog, bo nie mam, ale mog ci da to kasztanowate rebi od

    ogrodowej klaczy, jeli mi za nie odsuysz i bdziesz posuszny. Oho, mama zechce, ebym siedzia w szkole nad ksik. Tego ja nie mog obieca, bo

    nie wytrzymam. Nie cierpi pana Tedwina, bo on pody. Dlaczego pody? Fe, Filip! A pody, bo on silniejszy, a ja sabszy i on mnie bije. Mama sama mwia, e to wstyd! To co innego, on ci karze i ma prawo, bo jest wadz twoj, ktrej nie suchasz. Et, co on za wadza! pogardliwie rzek chopak. Wic kiedy on ci wstrtny, ja ciebie uczy bd. Dwie godziny na dzie, a poza tym

    bd si tob wyrcza, bdziesz mnie pomaga i bdziesz si Jadwini opiekowa. Za to daruj ci rebi.

    Cakiem mama daruje? Cakiem, jeli ty mi dotrzymasz zobowizania! Pomyl! odpar chopak z ca powag. Ucieszyo to pani Barbar, e lekkomylnie si nie zgodzi. Sn chcia wypeni

    sumiennie. No, a teraz powiedz mi, gdzie s twoje buty i nowy spencerek. Trzeba si ubra

    przystojnie, bo gocia mamy, ktry si o ciebie pyta. Buty s u Bazylowej, a spencerek to si podar wczoraj. Ale, dziecko, ledwie go dosta. Ty wcale mnie nie kochasz, e tak niszczysz i nie

    dbasz o ubranie. Co ja zrobi, e si podar? Ja o drugie nie prosz. Mama mi sprawia takie niemocne, e

    byle na jedno drzewo si wdrapa, to ju si podrze. Bazylowa obiecaa zaszy, jedna tylko dziura na plecach, zaczepiem si o ga i zaraz si przedaro; eby nie koszula mocna, to bym spad.

  • Ach, Filip, jake ty si wujowi pokaesz? Niech si mama nie martwi. Zjem kolacj u Bazylowej, co mi za ciekawo wuj! Ale musisz przyj, dziecko. Co sobie wuj pomyli? A skde on o mnie wie? Pewnie pan Tedwin mnie ogada przed nim! Et, bredzisz. Chode ze mn. Dam ci niedzielny garnitur, przynie buty! Chopak si kopn do oficyn, ale za pierwszym klombem zmieni kierunek i popdzi w

    ogrd. Tam, nad rzek, na czce, pasa si klacz, obsugujca ogrd i dwr. Chopak opodal jej, w trawie, usiad i pocz rebi oglda podliwym wzrokiem. Moe je posi, ale jakim kosztem! Cik walk toczy z sob, jednak pokusa bya za

    pontna. Zerwa si, rebi zapa za szyj, pocaowa w chrapy i polecia do Bazylowej po buty.

    Przy kolacji Iowicz pozna tedy ca gromadk w komplecie, ale uwaa tylko na Wacia: stanowczo z lekko rzuconej propozycji doszed do prawdziwej chci zabrania ze sob adnego, inteligentnego dziecka. Bawia go myl, e sobie wychowa chopaka, e bdzie mia zajcie i rozrywk, a znajomych zaintryguje tym nabytkiem.

    Na tamtych dwoje ledwie spojrza. Pani Anna opowiadaa mu swe gospodarskie kopoty, a by to temat dla niego bardzo

    ciekawy i nieznany. Tak, dziko u nas, o kulturze ani sycha, i jakeby si daa zaprowadzi. Rk nie ma do

    pracy, chopi tyle ziemi dostali po uwaszczeniu, e dotd jeszcze odogiem le cae szmaty ich pl, tak zwanych

    wakantnych. Na naszych gruntach i lasach maj serwitut. Jake to jest? Czytam o tym czasami, ale doprawdy nie rozumiem. Ano, wie ma prawo pastwiska na dworskich gruntach, a z lasu mog bra opa i

    materia. Tak, darmo? A darmo. No, a kt podatki paci? Ano, my. Wic czyje to jest waciwie? Tego, kto tym rozporzdzi chyba rzdu odpara pani Barbara. Pan Tedwin, guwerner, szlachcic okoliczny, ktry w procesach z chopami straci swj

    folwarczek i goryczy morze zebra, wmiesza si do rozmowy. Ta, w Grdku jeszcze p biedy, bo obszar okrutny, wic tak nie dokuczy, ale u nas,

    panie, byo szlachty pi dworw, a na to trzy wsie. Ogrody nam spasali, las wyniszczyli do krzaka, wpdzali bydo na grzdy z kwiatkami, pod oknem. Kiedym ze szk wrci, chciaem co postpowego zaprowadzi; zasiaem koniczyny, wysadzaem drogi, poprawiem ras byda, chciaem las oszczdzi, hodowa! Com posadzi, wyamali com zasia, spali com hodowa, kradli lub niszczyli. Potem mieszkaem ju u sdziego w kamerze, bo adwokatw nie byo czym opaca. Przegrywaem zwykle, bo kady sdzia tutaj to chopoman i aposto, na apwki nie starczyo mnie za! A kiedym wygra to bya fikcja wyrok wobec tuszczy. Wojska by trzeba eby sprawiedliwo wymierzy; nazajutrz by nowy gwat, bezprawie, rozbj i znowu sprawa. Jeszcze i mcili si. Spalili mnie trzy razy, a em si zawsze ubezpiecza, wic zaczli bydo tru. Takem trwa dziesi lat. Nareszcie nie stao energii, zdrowia i rodkw, poddaem si! A tu w przeszym roku przychodzi rozkaz, ebym dla chopw da drew i materiau, bo ju lasu nie byo, zniszczyli go, wyrbali, zagajnik spali. Nic, zostay krzaki.

    Wic skde pan mia da? zawoa Iowicz. Kupi miaem rozumie pan kupi!

  • Chuda, ostra, t skr pocignita twarz szlachcica staa si przeraajca wyrazem wciekoci.

    Tegom ju nie wytrzyma. Sprzedaem niedobitki inwentarza, sprzedaem budynki, narzdzia, nasiona i uciekem z dusz. Czowiek si na mk rodzi, to prawda, ale co zanadto, to basta!

    Doskonale pana rozumiem. Tylko bym to by od razu zrobi, eby mnie los pokara tak wasnoci.

    Nie mw tak, bo decydujesz o rzeczy, ktrej nie rozumiesz! rzeka pani Anna. A pan Tedwin take niech wobec mnie nie udaje, e rad jest ze swego czynu. le zrobi i czuje to i choruje na i wtrob teraz dopiero, kiedy pozby si kopotu. Czemu pan przedtem zdrw by, czemu?

    Bom by mody i silny! Nieprawda! By pan zdrw, bo sumienie mia spokojne! Po co kama, albo ja nie

    wiem, gdzie pan jedzi w niedziel, niby to do kocioa. Myli pan, e gdyby pan naprawd jecha do kocioa, gdzie ten tam piewa po rosyjsku, ja bym pana pucia przez prg mego domu! Ale ja wiem, e pan jedzie do swej opuszczonej Zielonki, popatrzy na ni, dowie si, co si z ni dzieje, powczy si tu i tam i wraca, gow zwiesiwszy.

    Prawda, bywam! zaperzy si Tedwin ale po to tylko, eby si doczeka, a si chopi midzy sob pozarzynaj!

    Mj panie! Po co te wykrty? Cignie tam pana kleszczami i byo mnie si poradzi, zanim pan gupstwo zrobi. Stera jestem, znam choroby, wiem lekarstwa i wiem, czego si wystrzega. Warunki s bardzo cikie, ale jeli panu si zdaje, e ten bitw wygra, kto si z pola wycofa, to niech pan chopcom historii nie wykada!

    Tedwin milcza, pobity! A jake ciocia daje sobie rady z serwitutami? zagadn Iowicz. Staram si tym nie irytowa, kiedy zmieni nie mog, spraw nie rozpoczynam, chopw

    nie drani. Dawniej, za mego ma, stosunki z wsi byy fatalne, jest o tym nawet legenda. Teraz spokojnie. Ale powiedz, co za rezultat z takiego ustroju. Naturalnie uczyniono to, by zaszczepi ferment midzy dworem a wsi, osabi ywio polski. Ale czy to moralne, czy sprawiedliwe, czy korzystne dla samego pastwa? Chop karmiony jest nienawici do inteligencji, zbaamucony stronnoci praw i sdw, zdemoralizowany przez urzdnikw.

    A przecie to poddani tego pastwa! O krok nie postpili ani w owiacie, ani w dobrobycie zdziczeli tylko jak ciemny tum, ktremu wszystko wolno. Wolno im dzisiaj wyzyskiwa i krzywdzi dawnych panw, a pniej odcierpi za to dzisiejsi panowie. Kto sieje wiatry, zbiera burze! Nie myl o tym patrioci i apostoowie!

    To okropne, co oni z chopw zrobili! rzek Tedwin. Szkki ucz czyta i pisa niby, ale chop nie ma co czyta i gdy nauk skoczy, ju j zapomnia. Ledwie setny umie nagryzmoli swj podpis. Religia jest form, zabobony pogaskie w caej wietnoci, niemoralno, o ktrej pojcia nikt nie ma, kto tego nie widzia, nie y wrd nich; kradzie zwyczajem, nieposzanowanie rodzicw, mordy, gwaty, pijastwo, pieniactwo, mciwo. A przy tym ywot ndzny, w brudach, niechlujstwie, bez adnych aspiracji i uczu, na poziomie domowych zwierzt. ycie mi oni zatruli, ale czasami al mi ich szczerze.

    Ale jake tu si urzdzaj nowonabywcy, Rosjanie? Wcale o tym nie wiedz. Majtki ich ydzi dzierawi. Okropne warunki! I ludzie std nie uciekaj! Chyba robi wietne interesa? Tak, wietne! potwierdzia lakonicznie pani Anna, wstajc od stou. Na to haso pierwszy ulotni si Filip, szturknwszy babk w okie w formie

    podzikowania za posiek, po nim znika Jadwinia, wyszed Tedwin, aby na gumnie pani Annie by pomocnym, a pani Barbara zaproponowaa gociowi spacer i zawoaa ze sob Wacia.

  • Wyszli tedy przed dom, za bram, piaszczyst drog ku rzece. Dzie si mia ku schykowi, ciepy, cichy, przesiky woni traw skoszonych i wilgotnymi oparami.

    Rozejrza si Iowicz po okolicy. Brzydka bya i monotonna. Szara wie z jednej strony, o wiorst moe od dworu, piaszczyste pola, zasiane ubogim zboem, ju powym, na horyzoncie czarna linia lasw olchowych ponad rzekami, gdzie indziej samotna sosna, wiatrak na wydmie i nieskoczono k, k jak okiem sign, na ktrych jak klomby rozrastay si ogromne ozy i dby rosochate i niskie, pene pszczelich uw, w kodach wyobionych.

    Tylko za dworem i sadem, kdy rzeki si zbiegay w jedno potne rami, zwraca wzrok i uwag wzgrek, widocznie sypany, na nim w chmielach i krzakach gruzy forteczki Barcikowskich.

    Jak tu cicho, pusto! rzek Iowicz stajc i rozgldajc si wokoo. Te wody, nie wida, aby pyny; senno tu oglna i jakie zadumanie w caym krajobrazie. Czy tu ludzie kiedy piewaj i miej si?

    Jakby w odpowiedzi kto w ozach piewa pocz. Dziewczyna zganiaa bydo do domu zza rzeki. Wida byo w gszczu by rogate i pastuszk w okopconej od dymu koszuli i spdnicy, bos, ledwie odzian, z pkiem jakich traw na plecach.

    Nie piew to by, ale zawodzenie, jk, skarga.

    Ju ludzie poli, A nasze pomili.

    Oj, dola moja, dola. Swoje pozwozili, Nasze poniszczyli.

    Oj, dola moja, dola.

    Iowicz uszy zatka, pani Barbara smutno si umiechna. Wtem bydo wydostao si nad rzek i weszo w nurt. Pyno zaraz i ukonie pod prd

    pyn poczo ku wsi. Dziewczyna na brzegu miaa czno, raczej koryto niezdarne, w nim zamiast wiosa ga sosnow. Odbia i pocz j take prd nie, mao co pomagaa gazi i zawodzia dalej.

    Utopi si! szepn Iowicz przeraony. Pywa jak kaczka i co dzie odbywa t przepraw. I to jest piew! Tak, jaki krajobraz, taka melodia. Weseli nie bywaj oni nigdy, chyba nietrzewi. Mj Boe, jakie to smutne. Dlaczego te ule stoj na drzewach, nie na ziemi? Bo co wiosny rzeka wzbiera i zalewa ki do wysokoci wanie tych uli. Wtedy

    jestemy jak na wyspie, zupenie od wiata odcici. Zza rzeki teraz rozleg si ttent koni i ukazao si due stado, ktre zaganiao dwch

    chopakw oklep. Z pluskiem wszystko wpado w wod. To nasze! ozwa si Wacio Filip ju tam. Gdzie? zawoaa przeraona pani Barbara. A ot, na buanym pynie. On to co dzie robi. Tak si dzi zoci przy kolacji, bo si

    ba, e nie wypieszy. Wrd parskajcych gw koskich wypatrzyli czarn czupryn urwisa. Bez uzdy, rkami

    obejmujc szyj konia, pyn. Pani Barbara poblada, Iowicz oddech zatamowa. Filip widzia ich take na wybrzeu i czu burz w powietrzu. Tote gdy konie zgruntoway

    i brodziy ju, chopak zsun si w wod, co do pastucha szepn i znik w ozach. Na drog wybrn tylko jeden jedziec, Michako, koniuch.

    Gdzie panicz? zawoaa pani Barbara.

  • Nie wiem, nie widziaem odpar i popdzi ku dworowi. Niech si mama nie boi rzek Wacio on si schowa, jak mam zobaczy.

    Widziaem, jak ruszay si ozy. A ty nie masz gustu do tej zabawy? zagadn Iowicz. Nie mam czasu, bo si ucz, a w niedziel wol czyta wiersze. A jakie czytasz? Znasz piewy historyczne? O, to i Jadwinia ju umie na pami. Ja czytam Mickiewicza i Wincentego Pola. Co mi

    si podoba, to sobie przepisuj w kajet. No, to mi zadeklamuj jaki ustp. Jaki wujaszek chce? Ach, kochanie, ty je lepiej ode mnie znasz i pamitasz. Mona, mamusiu, wujowi powiedzie takie, co to nie s pisane, ktre mnie mama sama

    uczya? Mona, dziecko, wuj przecie swj. Chopak chwil zbiera myli i zacz:

    Nam strzela nie kazano. Wstpiem na dziao I spojrzaem dokoa. Dwiecie armat grzmiao!

    Co to? zagadn z cicha Iowicz. ,,Reduta Ordona! odpara troch zdziwiona pani Barbara. Jej si to wydawao niepojtym, eby kto nie zna ba nie umia na pami takich

    pamitek. Jednoczenie prawie z pacierzem nauczya j tego matka, ona tak samo oddaa dzieciom. Szli powoli ku ruinom i Iowicz sucha z zajciem dwicznego gosu wyrostka, ktry z byszczcymi oczami, przejty, rozpalony zapaem, deklamowa bohaterski rapsod. Rozumia, co mwi i dra cay.

    Pani Barbara pooya mu rk na ramieniu, a gdy skoczy, pocaowaa go w gow. licznie! rzek Iowicz. Pami masz kapitaln. Dzikuj ci! Zwrci si do matki i z cicha zauway: Pani si nie lka o jego fantazj? Karmiona takimi utworami, wybuja nad miar, a w

    yciu trzeba by trzewym, zimnym. Idealistw los traktuje bez litoci. Ale zimni i trzewi czym sobie zo ozoc? Niech chopak ma cze dla bohaterstwa,

    aby sam pragn by szlachetnym. Zreszt jeli ja go nie naucz przeszoci kto go nauczy, kim jest, co ma przechowa, przy czym trwa. To mj obowizek matki!

    Trzeba wiele zapomnie nam! Tylko nie wiary i narodowoci. Waciu, powiedze jeszcze wujowi ten wiersz, com ci

    ostatni podyktowaa. Wstpili ju na wzgrek forteczki i zatrzymali si na wale od rzeki. Jeszcze szerszy by

    std widok na paski kraj wd i k. Pod stopami nurt pyn ywiej, tuk o brzeg, wirowa. Usidmy jeli pan chce! To jest wanie ten Grdek, ktry da nazw posiadoci

    Barcikowskich. Tu oni strowali caej okolicy od wrogw przez trzy wieki! Usiedli, a chopak, podumawszy chwil, zamylony i powany, j mwi:

    Po cudzego wiata szerokich ziemicach, Cho bieda i smutek, przez ciek tuacz I z dum na czole, z pogod na licach, Mir zrobi z nadziej, a rozbrat z rozpacz; O cze ni o lito u obcych nie prosi, A kraj swj miowa i myl, i czynem, Brzemi mczestwa bez sarkania znosi

    U s q u e a d f i n e m

  • Iowicz sucha i rozwaa. Tak tedy choway, tym karmiy matki dzieci w kraju, przeznaczonym na zagad w narodzie, ktry skazany by przez Europ ca na wyniszczenie. Biedne dzieci, nierozwane matki szalone spoeczestwo! T pie przebrzmia i t ide zgas daj im jak grunt i wiato do ycia. Wasnorcznie, lepe, obkane, oddaj znowu pokolenie do boju bez przyszoci, do trudu bez zapaty, do oporu bez logiki.

    I znowu pokolenie zmarnowane i przeduone tylko mki konania. O, lepi, gupi, szaleni! Zwiesi gow, bya wielka cisza wieczoru pl i tylko gos chopca pyn w powietrzu.

    Rozwaa szeroko o bdach przeszoci, A przyszo budowa wietniejsz i trwalsz, A radzi spokojnie, bez swarw i zoci, By plon, jaki osta na epok dalsz. Poprawia, nie niszczy i nie plwa wzgardliwie Na to, co niegdy wieczono wawrzynem. Drog postpu i po ojcw niwie

    U s q u e a d f i n e m

    Przyszo! Gdzie ona? westchn Iowicz. Jednake czar poezji i jego dusz poruszy.

    Oportunist by do gruntu, ale zaraliwe byo tu powietrze, zaraliwe uczucia. al go zdj tej przeszoci wielkiej, bl upadku i zguby.

    Przyszo w Boej woli! odpara pani Barbara. Nie wolno nam rozsdza, co On uczyni zechce, ale wolno Go prosi, a obowizkiem jest wierzy. Wierzy, e On rk karzc z nas zdejmie, e wspomni witych naszych i bohaterw, e usyszy jki ofiar za wiar uciemion i woanie dusz czystych. Jeszcze nie zgin aden nard chrzecijaski i my zgin nie moemy.

    Chrystus uczy, by odda, co cesarskie, cesarzowi. Dla Boga nie ma narodw! My te bronimy tego, co do Boga naley. Dusz naszych, uczu, myli, sumienia. I

    narody s u Boga, bo uczucia ojczyste nam w piersi woy. Takie kochanie wielkie On tylko da mg. Jeli ptaka nauczy wraca do gniazda przez morza, a pszczo, by znaa swj ul i matk czyby nas zostawi na wczg i tuactwo? Wszak kltw sw ydw rozproszy. I oto zostanie dom twj pusty rzek Chrystus jako wyrok straszny. A mymy si Go nie wyparli i dom nasz ostanie ostanie!

    Podniosa w gr sw twarz powan i ju bez sw, ruchem ust dopowiadaa reszt niebu. A Iowicz nie mia ju jej zaprzeczy.

    I wszyscy troje milczeli, zapatrzeni w niebo pogodne, na ktrym gaso soce, zapalay si seciny gwiazd i wypywa srebrny sierp nowiu. Wody byy purpurowe i zote, a po nich suny powoli tratwy z drzewem, z ktrych piew flisw si rozleg. Po kach odzyway si botne ptaki, a na widnokrgu, jak w ogniu, od uny zachodu czernia wiatrak olbrzymi, czarny, nieruchomy, jak widziado.

    Smutny widok, ale pikny! ozwa si Iowicz. Ten myn zaraz by artysta odmalowa.

    Ten myn to take legenda Barcikowskich rzeka pani Barbara. Stoi on bez uytku podobno ju kilkadziesit lat. Opowiadaj, e dziad Seweryna odebra chopom ten wzgrek i kaza myn zbudowa. Mieli tedy ciele, zakadajc go, przeklestwo cisn: Bodaj on tobie i twoim na mier me. I legenda twierdzi, e gdy kto z rodu ma umrze, myn si wtedy tylko obraca. Seweryn w to wierzy i gdy umiera, wci pyta w gorczce: Czy si ju

  • myn krci, czy on ju na mnie miele? Teraz, po uwaszczeniu, wzgrek znowu do chopw naley, ale nikt myna tego nie chce.

    Ja bym go dawno podpali. Taka legenda zatruaby mi ycie. Oswaja si nawet z zabobonnym strachem odpara pani Barbara. Ja lubi legendy

    i ilekro na spojrz, myl o mierci. To zdrowa myl, napdza do pokoczenia obowizkw.

    Wacio, o ktrym zapomnieli, sucha uwanie. W marzycielsk jego dusz wpada gboko opowie i czarna sylwetka myna tajemniczego pozostaa w oczach i pamici. Nie rozumia jeszcze mierci ani si jej ba, ale mimo woli strach go ogarn i odwrci oczy.

    Wracajmy. Mgy si podnosz, a pan moe atwo z tutejsz febr si zapozna. Cika za bywa i uparta. Waciu, pjd, odszukaj Filipa i przyprowad do pacierza. Moe go u Bazylowej znajdziesz.

    Ej, nie, on teraz raki owi w zatoczce, pod ogrodem odpar chopak, ruszajc naprzd.

    Ciko paniom dwom synom da rady. Wacio jest bardzo zdolny, prosz mi go odda. Zrobi z niego czowieka, a tu zmarnuje si malec.

    To prawda. Pan Tedwin nauczy go, ile sam umie. Dalej, nie wiemy, co robi. Modszy jest o wiele trudniejszy do prowadzenia. Tego nigdzie odda nie mona, bo gotw na wszelk ostateczno. Starszy powinien si ksztaci.

    Westchna i dodaa z gorycz i rozpacz: I pierwszy to bdzie z rodu, co pjdzie do obcych po nauk, a potem im bdzie musia

    suy. Waham si tedy i cierpi, ale tu zosta mu nie sposb. Ziemia nie wyywi ju ich troje, jeden tu do obrony gniazda wystarczy; temu biedakowi trzeba odej. Wolaabym go bya nie rodzi! Mj Boe!

    C robi! Konieczno! rzek Iowicz spokojnie. Poczynay go te zacofane pogldy nuy, postanowi propozycji ju wicej nie powtarza. Robi im ask, a one uwaay to za powicenie z ich strony. Niech sobie robi, jak chc!

    Gdy wrcili do domu, pani Anna ju zabieraa si do spoczynku po dniu pracowitym. Chwil rozmawiali tylko i wnet si rozeszli. Iowicz poprosi o gazety, spa mu si nie

    chciao. Bya ,,Gazeta Warszawska sprzed tygodnia, gdy poczt odbierano tylko co tydzie, o mil trzy po ni trzeba byo posya.

    A ty jakie abonujesz pisma? zapytaa pani Anna. Ano, t sam gazet! skama najbezczelniej, ale za nic by im nie wyzna, e czyta

    tylko rosyjskie i francuskie. Mymy te do niej przywyky. C robi, nie moe by lepszej przy cenzurze. No,

    dobranoc ci, jutro poka ci gospodarstwo. Pooy si tedy Iowicz w pokoju, przesikym dymem jaowca, ktrym co dzie

    wykadzano komary. Pomimo tej prezerwatywy, zostao ich jeszcze dosy, by drczy nieprzywykego do tej

    plagi. Brzczay mu nad uchem i brzczay mu myli, wraenia tego dnia. Obok by pokj

    dziecinny i sysza trzy senne gosy, powtarzajce za matk pacierz wieczorny. I znowu to samo, znowu ta bezrozumna idea, ten upr nielogiczny w modlitwie nawet. ,,Daj, Panie Boe, ojcu wieczne odpocznienie, babci i mamie zdrowia i siy, a nam

    zachowaj ojczyzn ucinion, dom nasz i koci i dopom, bymy, pracujcie uczciwie i stale, z niewoli i ucinienia wyzwoleni zostali moc dobroci Twojej. Amen.

    Tak choway, tego uczyy matki dzieci w kraju, ktry Europa wymazaa ze swej karty, ktry najwiksze potgi przeznaczy} na wyniszczenie i dla ktrego najwikszy rozum ludzki nie widzia nadziei powstania.

  • Ale matki miay swj kodeks i swoj polityk, ktrej najwiksz potg i instancj by Bg i rzdziy po swojemu, nie troszczc si o kongresy, ludem swoim, malutkim a mnogim.

  • II

    Zabawi Iowicz w Grdku dni par, odjecha, znowu si pokaza na parodniowy wypoczynek i sta si dobrym znajomym i swoim. Pani Anna pokazaa mu swe gospodarstwo, pani Barbara zawioza cznem w dzikie ustronia, gdzie si bobry lgy i miriady botnego ptactwa. Pozna domowe psy, prg i zakty, by jak u siebie.

    Oswoi si z nim nawet Filip i nie uciekaa Jadwinia, chocia z t znajomoci szo najoporniej, bo dzieciak, czy go nie rozumia, czy nie chcia, nie odpowiada na najprostsze pytanie.

    I tak upywa lipiec znojny i skwarny i dobiegaa kresu rewizja i ledztwo inyniera. Co prawda, mgby robot prdzej zaatwi, bo winowajcy kradli tak bezczelnie, sprzeniewierzali rzdowe pienidze tak bezwstydnie, e i szpera nie byo trzeba.

    Ale Iowicz przej si rutyn urzdnika. Nie pieszy, bo dzie kady mia diety, kady przejazd mia prohony, a im wicej zapisanego papieru na najmarniejsz spraw, tym pewniejsza pochwaa i awans.

    Pisali tedy jego sekretarze i pisali, eby si stao gwoli duchowi urzdniczemu, a Iowicz wysya raporty, gromadzi sprawki, protoky i oblicza swe prohony i diety.

    Zreszt ze zodziejami musia politykowa. Przecie mieli stosunki, plecy, protekcje, wzgldno dla przestpstwa. Politykowa tedy Iowicz, mylc w duchu:

    Spraw zama, a na mnie si skrupi. Kto zarczy, e Afanasjew, ktrego teraz zapaem, jak krad rzdowe drzewo na kanale, za lat par nie zostanie grub ryb. A wtedy co? Ani si obejrz, jak mnie przeflancuj nad Peczor albo do Jakucka. I tam s inynierowie, ktrzy nie mieli sprytu! Mnie na to nie zapi.

    Pisali tedy sekretarze puste frazesy, Iowicz je podpisywa, winowajcy gocili go i honorowali i awans by pewny, jak pewne setki za prohony i diety.

    Jedna pani Anna zakcaa mu spokj sumienia. Ona bo miaa takie przedpotopowe teorie i pogldy, z ktrymi i dysputowa nie byo sposobu, a dokuczay.

    Mwia tedy: Jake to, gdy spawiam drwa do miasteczka, ten twj Afanasjew kae mi paci za

    kady pot. Powiedz, ma on prawo, czy nie? To jest jego dochd! To si wszdzie praktykuje. Co to jest dochd? On bierze pensj, aby pilnowa caoci kanau. A on z nas ciga

    podatek. To jest kradzie i bezprawie, bo ja wcale z kanau nie korzystam. Drwa zostaj na rzece. Pisalimy na to zbiorow skarg, ciekawam rezolucji.

    Iowicz umiechn si ironicznie. Wic yy jeszcze w Rosji osoby, ktre na podobn skarg spodzieway si rezolucji.

    Jeli ciocia chce, powiem Afanasjewowi, aby drzewo z Grdka uwolni od opaty. Ja to zaatwi.

    O, co to, to nie! Pac wszyscy, pac i ja. Nie bdzie powiedziano, e dla Janowej Barcikowskiej czynownicy czyni jakie aski. Co by o mnie pomyleli ssiedzi! Ty te bezprawia zanie do wyszej wadzy, poprzyj nasz skarg, niech tego zodzieja do turmy wpakuj. Oto twj obowizek.

    Dowiem si o losach waszej proby i uczyni, co mona! odpar, byle si jej pozby, bo wiedzia doskonale, e skarg dawno rzucono pod st

    Nareszcie pewnego dnia Iowicz oznajmi, e przyjecha na poegnanie, e wraca musi do Petersburga.

    Poprosiy go, aby dni kilka zabawi i przysta z chci, mylc o dietach. Tego wieczoru pani Anna przysza do dziecinnego pokoju na konferencj z synow.

  • Dzieci ju spay, babka zajrzaa do kadego ka, dotkna gowy, pogadzia po wosach i zatrzymaa si nad Waciem. Twarz miaa zamylon i smutn i bez sowa zrozumiay si z pani Barbar.

    Trzeba si na co zdecydowa, rzeka wreszcie, wzdychajc. Tedwin wrci z miasta, mam list od doktorowej.

    C, wemie go na stancj? Wziaby, ale dyrektor gimnazjum nie pozwala. Wolno jej trzyma tylko wasnych

    chopcw albo bliskich krewnych. Inni mog by tylko na oglnej kwaterze lub u profesora. Tedwin zwiedzi te kwatery. Jedn utrzymuje wdowa po popie, drug ona prystawa, pijaka. Dziej si tam okropnoci, o ktrych Tedwin ledwie mi mia opowiedzie. Raczej zabi chopca ni go tam umieci. Katolikom nie wolno uczniw utrzymywa.

    Wic c bdzie? Chyba by sama tam zamieszkaa, ale to niemoebne. Ja si tu bez ciebie nie obejd,

    tych dwoje tu zostawi samopas nie sposb, tam zabra za kosztowne. Tedwin mi wyrachowa, ile to wyniesie. Bez piciuset rubli rocznie ani zaczyna.

    Piset! Przecie wpis C znaczy wpis! przerwaa pani Anna. Przecie dyrektorowi trzeba da, a

    inspektorowi take, eby chopak zosta przyjty. Profesor rosyjskiego nie bierze apwki wprost, ale wymaga, by chopak bra u niego dodatkowe lekcje, po trzy ruble, bo go inaczej do egzaminu nie dopuci. Na stancjach bior rocznie dwiecie rubli, a ksiki, a mundury, a inni profesorowie.

    Mj Boe, piset! To ani myle! szepna zgnbiona matka. Wic chyba trzeba si zgodzi na propozycj Iowicza. Odda mu chopca i paci, ile

    mona bdzie. Trzysta rubli zbior z bied. Ja mam te korale. Daj mi za nie sto pidziesit rubli. Wystarczy na wyekwipowanie. Korale trzeba dla Jadwini schowa. Lepiej sprzedamy bro po Sewerynie, co dla

    chopcw przeznaczona. To si zbierze, mniejsza. Nie o grosz si troskam, ale czy godzi si nam chopca da od siebie. Taki mody, tak wraliwy, a nu na zatrat go damy.

    Na wakacje przyjedzie. Iowicz obieca go strzec. Iowicz sam potrzebowaby opieki. Zaraony jest! Promyk nocnej lampki owietla ich

    twarze stroskane, pokryte bruzdami cikiej doli i wszelakich cierpie. Patrzay na upionego chopaka, walczc ze sprzecznymi uczuciami, niewiadome, gdzie

    witszy obowizek. Nareszcie babka odetchna gboko. Ja myl, Basiu, e jednake powinnymy go ksztaci da wychowanie: chleb i byt

    zapewni. Tu, na ziemi, ledwie si trzyma mona nie godzi si mu drogi zagradza dla bojani. Wstyd by nam byo, ebymy go nie utrwaliy dotd w zasadach i wierze! Przecie on ma dwanacie lat, nad wiek jest rozwinity i mylcy, niech idzie w wiat i walczy. Innego wyjcia ja nie widz.

    O, matko, a jeli go tam zwichn, skolawi? Mnie tak straszno, tak bardzo straszno. Ja bym o Filipa mniej si baa. Ten taki uczuciowy i wraliwy.

    A ja jestem go pewna. Zego towarzystwa nie zechce, niezdrowego wpywu nie przyjmie. W jego rodzie nie byo zdrajcw ani odstpcw, a gniazdo kochali nade wszystko. Filip nam moe wstydu przysporzy, ten nie!

    Wasza wola, matko! szepna przez zy pani Barbara. Pochylia si nad Waciem i zy biegy na gow chopaka. Zdawao si jej, e go na mier oddaje, e go ju nigdy nie odzyska.

    Bde rozsdna. Trzeba ofiar ze siebie uczyni, zreszt chopca przy spdnicy nie mona trzyma. Mnie te jest ciko, ale to nasz obowizek. Poprawia kodr, przesuna

  • rk po wosach wnuka, raz jeszcze ciko westchna i odesza. A matka uklka przy eczku i pocza si gorco modli.

    I tak si zadecydowa los Wacia. Nazajutrz omwiono spraw z Iowiczem i poczto spiesznie szy wypraw chopcu. Uwolniono go od lekcji i matka trzymaa go przy sobie, uczc, tumaczc, ostatnie swe dajc polecenie, ryjc w pami i dusz.

    Chopak naprawd nie zdawa sobie sprawy z okropnej zmiany i przewrotu, ktry przechodzi. Matczynymi zaklciami by przejty, skupiony, dumny, e go traktuje jak dorosego, e ma by bohaterem.

    Ciekawy by wiata, dalekiej podry, munduru, kolegw, wielkiego wiata. Palio mu si w gowie i nie dawao spa po nocach. Kocha dom i rodzin, ale ciekawo przewaaa. Chciaby ju jecha. Duyy mu si dni, ktre dla pani Barbary ulatyway za prdko chwilami si zdaway.

    Ostatniego dnia, gdy kufer by gotw, a Iowicz zapowiada ranny wyjazd, bo jeszcze w miasteczku musia par godzin spdzi, pani Barbara poprowadzia Wacia na wa forteczki, nad nurt wirujcy i tam ostatni raz powtrzya mu swe przykazanie.

    Pamitaj, e Polak i katolik. e powinien by prawy przed Bogiem i przed rodakami. Pacierz co dzie mw, medalika z szyi nie zdejmuj Pamitaj to, pamitaj zawsze ale milcz i pracuj. aski nie pro, przyjani nie zawieraj, bo nie wiesz, czy na doni, ktr ci kto poda, nie ma krwi lub krzywdy. Ubogi jeste i niewolnik cierpie masz i znosi, bo saby, ale chleba z nimi nie am, serca im swego nie otwieraj. Gdyby to uczyni, przeklty bdziesz, ja si ciebie wyrzekn, Bg si od ciebie odwrci i bdzie z tob jak w tej pieni, com ci wczoraj nauczya. Powiedz j! Wacio drcy, przejty, nieswoim gosem j mwi:

    Gd, powietrze, ogie, woda I wszelaka :la przygoda Bdzie temu, kto by star Ojcw swoich wzgardzi wiar.

    A gdy umrze, garci ziemi. Gdzie by spocz midzy swemi, Nie dostanie, kto by star Ojcw swoich wzgardzi wiar.

    Marnie zginie, wiatr rozniesie Prochy jego po wszym wiecie, Marnie zginie kto by star Ojcw swoich wzgardzi wiar.

    Nauczyam ci pacierza, nauczyam historii, nauczyam pieni. Mwi tobie jak dorosemu: wierz ci i nadziej dobr mam w tobie. Gdyby mi zawid, to bym nie ya, pamitaj umr, gdy mej nauki zapomnisz, proby nie wypenisz. Ty teraz gowa rodu, ktry trzysta lat na tej ziemi trwa i tak myla i czyni jak ci ucz. O, moje dziecko kochane bd mi pociech i chlub!

    Obja go rkami za gow, paczc aonie, a chopak si te rozpaka i przez zy powtarza:

    Ja mamusi kocham nade wszystko. Bd co dzie pisa wszystko napisz i co mamusia kae, zrobi. Ja chc bohaterem by!

    Na widnokrgu na tle zachodu, tajemniczy myn czernia, zawsze nieruchomy. Rzeka, lasy, ki byy puste i guche i jak zwykle, wielki smtek lea nad okolic rodzinn, z ktrej Wacio odchodzi jak odchodzili przodkowie jego na boje.

  • I tamtych matki egnay ale adna z tak trwog jak pani Barbara. Bo tamte matki troskay si o rany i kalectwa cielesne, a ona o dusz swego chopca.

    Wracali potem do domu, skupieni i powani jak po przysidze lub naboestwie, i Wacio przez zy patrza na dwr i pola, ktre ju jutro opuci.

    Na pocie, przy bocznym ganku, siedzia Filip, jakby na nich czatowa; i on by pospny i jaki oszoomiony. Zbliy si i brata za rkaw pocign. Weszli razem do dziecinnego pokoju, gdzie panowa niead pakowania, i Filip rzek:

    Ja tobie dam moj skrzynk. Jest przy niej zamek i klucz. Masz, tobie potrzebna! Upakuj w ni wszystko, co masz piknych rzeczy, eby ci ich nie ukradli.

    I wydoby spod ka pudeko starowieckie, ktre na strychu znalaz i u matki wyprosi. Byo to najdrosze co posiada. Wyklei je kolorowym papierem, a klucz zawsze przy sobie nosi.

    Teraz pocz swe skarby wytrzsa. Byy tam kawaki elaza, baty, haczyki do wdek, rzemyki, sprzki, i osobno owinite w bibu spinki, kupione u Wgra, scyzoryk i harmonijka malutka. Wszystko wytrzsn i puste pudeko odda bratu.

    Masz, tylko klucza nie zgub. No, poka, co ty tu chowasz. Wacio przynis swe skarby i siedzc na ziemi, poczli je pakowa.

    Byy tam tak pikne rzeczy, o ktrych Filip nawet nie marzy. By papier i pira, ksika do naboestwa z obrazkami, sakiewka jedwabna z prawdziwymi srebrnymi piercionkami, a w niej cae trzy ruble i potrjny orzech na szczcie. By scyzoryk drogi, moe rublowy, pachnce mydeko, fotografia matki w ramkach i farby w pudeku. Bez zawici Filip na to patrzy, pomaga ukada. Wreszcie rzek:

    O swoje krliki moesz by spokojny. Ja ich dopatrz, na t smarkat nie bd si spuszcza. Bo teraz mama mi kazaa gospodarzem tu by dopilnuj wszystkiego! Czy tobie nie strach odjeda?

    Czego? Bd si najlepiej uczy, bd nagrody bra. Oho nagrody! Oni fig ci dadz. Bd ci tuc jak stary Piotr dywany, a pyl leci. Et, co ty wiesz! Zobaczysz! Bazylowej wnuk by w szkole, w Petersburgu, i uciek, bo mu kazali do

    cerkwi chodzi. Bdzie i z tob tak tylko si nie przyznasz! Do cerkwi nie pjd i bi siebie nie dam. To ci na Sybir zel i co poradzisz! Ja std nie pjd za nic. Boby ciebie wuj nie wzi. Za may jeste i nic nie umiesz. ebym chcia, to bym i bez wuja trafi. Ale ja nie chc. Mam tu robot. Ale ty napisz do

    mnie list osobno do mnie. Dobrze? Napisz. Pamitaj, jak nie napiszesz, to skrzynk odbior na wakacje. C, podoba ci si ona? Dzikuj ci, przyl ci za to wielk harmoni. E, co mi tam harmonia. Nic nie przysyaj. Ja ci daj na pamitk, tak, z ochoty. Szkoda,

    e jedziesz! I zamyli si, nie umiejc wyrazi godnie alu. Chciao mu si paka, ale na to by sobie

    nie pozwoli, bo to by wstyd i ujma honoru. Raptem zerwa si i pocz swe skarby zbiera, wpycha je do kieszeni i w zanadrze po

    chopsku. Pozna z daleka krok babki, ktrej .spotyka nie lubi. Pani Anna wesza, niosc stos bielizny. Domowe byo ptno, przesike zapachem zi,

    ktrymi je w kufrach przekadano. Spojrzaa na dzieci surowo, jak zwykle, i rzeka do Wacia niezwykle agodnie: No, dziecko, masz tu koszuliny nowe i cae. Szanuje ubrania, bo na cay rok ma ci

    starczy. A z nagrod wracaj, egzamin zdaj, pierwszym bd. Jeli co zego o tobie si dowiem, jak ojciec ukarz. Matk przebagasz, ale mnie nie. Jestem jednak pewna, e wstydu

  • mnie nie zrobisz. Prawda? Jeli ci co bdzie brakowa, to miao pisz, a jeli bardzo ci ciko stanie, to ci zabior. Ale to by wstyd by, e nie przecierpia.

    Pienidzy u wuja nie pro, o nic si nie napieraj, obywaj si, jak mona, bo ubogi, ale aski nie potrzebujesz. Nieche ci Pan Bg prowadzi i bogosawi.

    Zakrelia krzy nad nim, pocaowaa w gow i prdko odesza, nie chcc si roztkliwia. Nazajutrz wczesnym rankiem odjechali. Starowiecka najtyczanka i czwrka sdziwa wywioza ich do miasteczka. W ostatniej

    chwili Wacio paka okropnie, rzuca si na szyj matki i babki, obejmowa Jadwini i sub domow.

    Wszyscy byli powarzeni i smutni, pani Barbara postarzaa si o dziesi lat, pani Anna roztargniona. Bryka wytoczya si za bram, woano z ganku ostatnie poegnania, zaguszone turkotem. Wacio wyglda, wstrzsany kaniem. Iowicz zapali cygaro.

    Droga skrcia, drzewa zakryy podwrze i dom, wreszcie i dwr cay znikn za piaszczystym wzgrzem.

    Na czubie przydronego dbu, schowany w gaziach, Filip siedzia i patrzy za powozem. Rano nie przyszed si poegna, cho go woano, nie usucha.

    Ba si okaza al i paka. Teraz, zakryty limi, chlipa i nie zszed, a mu ozy i piaski zakryy zupenie powz. I popyno dalej cichym, monotonnym trybem ycie w Grdku, z codziennymi sprawami,

    troskami, rzadkim wytchnieniem lub rozrywk. Zostao po Waciu puste eczko i miejsce przy stole, w sercu babki wielka nadzieja, w

    sercu matki wielki niepokj. Rodzestwo, dzieci, prdko zapomnieli o nim, nieliczni znajomi ledwie zauwayli, e

    uby, a gdy si dowiedzieli, chwalili postanowienie kobiet, zazdroszczc nawet troch protekcji wpywowego krewnego.

    Pani Barbara oczekiwaa listu gorczkowo. Przyszed zaledwie po miesicu. Wacio donosi, ze mu bardzo dobrze u wuja, e go bawi

    i pieszcz, e przygotowuje si do egzaminu, sam jeszcze nie wie do jakiej szkoy. By dopisek Iowicza, e chopak prdko si z losem pogodzi, e jest posuszny i ambitny,

    uczy si dobrze i e ma nadziej przy wielkiem staraniu umieci go u prawowiedw. Co prawda, Iowicz ju aowa, e obarczy si chopcem. W jego kawalerskim yciu

    wychowaniec by niedogodny. Dowie y wesoo lubi towarzystwo, karty, hulank. Przyjmowa kolegw, mia ,,stosuneczki, przywyk do woli i swobody.

    A tu spad mu na gow chopak ciekawy i rozwinity, ktry o wszystko pyta, dziwi si, ledzi, a przy tym potrzebowa opieki i zajcia.

    Wic tedy postanowi wywin si zrcznie od obowizkw. Zapakowa chopaka do internatu pozby si wiadka i kopotu. Widywa go tylko co par tygodni, opiek zastpi pienidzmi.

    Pani Barbara przerazia si internatem. Wic dziecko jej wezm cakiem w niewol. A kt sprostuje mu kamstwa, ktrymi tam jego umys nakarmi, kto dopilnuje jego pacierza, mowy. Napisaa tedy do I owicza swe wtpliwoci i trwogi, proszc, by go z domu nie oddawa, posya do gimnazjum.

    W trzy dni po wysaniu listu nadesza wiadomo z Petersburga. Wacio egzamin wietnie zda, by przyjty do prawowiedw. I owicz szczyci si i zachwyca tym rezultatem, pisa tak wymownie, e przekona nawet pani Ann.

    I o jest szkoa wyborowa, kosztowna, lada jakiej haastry nie bywa, jest ,,pewno, e chopak nihilist nie zostanie, nie zmarnuje si jak Kazio Osowski, co z czwartego kursu technologw poszed na Sachalin. A zasady i wiary dopilnujemy na wakacjach. Zreszt pisa bdziemy.

  • Ba i pisa nie byo atwo. W nastpnym licie przestrzeg Iowicz, aby pisano bardzo ogldnie, gdy korespondencja od i do chopcw podlega cenzurze szkolnego zarzdu. eby zatem uwaay, co i jak pisz, bo mog i siebie, i chopca skompromitowa.

    Zaraz te pierwsze listy Wacia to okazay. Sn chopaka ostrzeg [owicz czy koledzy, bo pisa krtko, sucho, po oniersku, o swych naukach tylko i z pozdrowieniem. Wspomnia tylko, e ma przyjaciela w klasie i towarzysza w sypialni, Jana Lassot, ktry take ma siostr Jadwini i krliki w domu.

    I zobaczya pani Barbara z przeraeniem, e w pisowni uy ju trzy razy liter rosyjskich przez pomyk.

    Gdy list przychodzi, Filip dopytywa o wieci. Dziki chopak wzi na ambil, przychodzi do matki na nauk i nie krzywdzi Jadwini, czasem dopomina si o zajcie i polecenie kade skrupulatnie spenia.

    Matka odczytaa mu list i rzeka: Widzisz, jak Waciowi tam dobrze. Mgby i ty pj do szk, mie liczny mundur i

    kolegw do zabawy i pracy, eby si uczy. Ba! A kto tutaj zostanie? odpar. Taki mdry, wielki pan jak Wacio nie zechce

    siana dzieli z chopem, a zim byda doglda! Ho, ho, taki nie on, a ja bd gospodarzem. Tak zhardzia, do mnie obieca napisa, a nie pisze! Niech mu bdzie smaczny Lassota, ja te bez kolegi nie zostan.

    Uwaaa pani Barbara, e pochwaa postpw Wacawa nie wzbudzaa w nim ambicji, owszem, upr i powrt do dzikoci. Po takim licie znowu si buntowa, nie pilnowa domu, stawa si coraz zuchwalszy.

    Przyszo do tego, e par nocy spdzi poza domem, zapewne w swych domach. Odebra chost od babki i przesiedzia o chlebie i wodzie w lamusach.

    Na to przesta przychodzi do matki na nauk i gdy mu zapowiedziaa, e straci kasztanowate rebi, wyrzek si go zuchwale.

    Niech je sobie mama zabierze. Ja sobie kupi jeszcze adniejsze. Co gorsza, Jadwinia, pozbawiona wpywu starszego, przystaa dusz i ciaem do

    modszego brata i nabieraa jego wad i swawoli. Uciekali teraz we dwoje na wczgi po ogrodzie i polach, rabowali owoce, piekli kartofle

    w popiele z wiejskimi dziemi, brodzili po rzece, azili po drzewach, patali tysiczne psoty. Co tu robi? Co robi? rozpaczaa pani Barbara, zuywszy gderania, moraw, prb

    i skarg jednakowo bezskutecznie. Niech no zima! mwia filozoficznie babka. Mrz ich do domu zapdzi, a wtedy

    wemiemy w kluby. Bd siec, siec! Przysza jesie chodna, dni krtsze, dugie wieczory. Listy od Wacia byy coraz rzadsze i

    coraz si pamici od domu oddala. Ju nie pyta o krliki i ogrdek, nie dawa polece zapomina. Nauki szy mu dobrze, potwierdza to Iowicz, ilekro do matka udawaa si po wieci.

    Teraz pani Barbara rachowaa czas do wakacji. Modsze dzieci, wedle przepowiedni babki, wicej si domu trzymay. Pan Tedwin rozpocz znowu porzdne wykady, ale z maym skutkiem.

    Filip gorzej czyta i pisa od Jadwini nawet, by nieuwany i tylko wyglda koca lekcji, by zemkn od nauczyciela.

    Przyszed na gust ciesielki. Zwczy do pokoju drzewo i deski, budowa czna, myny, wszystko bardzo fantastyczne i nieudolne. Pomimo wszystkich wad bya w tym chopcu wielka pracowito i zawzito do postanowienia.

    Jednake potrafili gdzie si ukrywa i spdza bez dozoru dugie godziny. Mylaa zrazu pani Barbara, e przesiaduj u Bazylowej w oficynie, ale i tam ich nie byo.

  • Jadwinia badana nie zdradzia ukrycia, Filipa nawet nie prbowano ledzi. Pani Anna zniecierpliwiona daa obojgu rzgi i zapowiedziaa, e gdy si jeszcze raz schowaj, dostan zdwojon porcj. Pomimo to dzieci nazajutrz, w godzinie lekcji, znowu zginy.

    Rozpoczto tedy nie na arty przeszukiwanie dworu i odkryto, e dzieci przez sie boczn dostay si na strych i tam, we framugach olbrzymich kominw, miay zimow kryjwk. Byo to bardzo dowcipne schowanko; urzdziy si nawet wygodnie, bo miay zapasy jedzenia, pocigane ze sadu i ogrodu owoce, orzechy, groch, co si dao uchwyci.

    Egzekucja, ktra potem nastpia, pozostaa pamitna obojgu, przez duszy czas zapanowaa karno i spokj, ale Filip mia ze oczy i krelc laski w zeszycie, przemyliwa odwet.

    Razu pewnego zwierzy si ze swych planw Jadwini, ktr zupenie zawojowa. Wiesz ty, e ja si wybieram w wiat! rzek jej. Gdzie? To i ja! odpara z zupen gotowoci. Nie, sam pjd. Dojd do morza, wsid na okrt, a jak si rozbije, osid na bezludnej

    wyspie jak Robinson i sam sobie wszystko zrobi, i wyspa bdzie moja. To i ja z tob! szepna. Ty poczekasz, a ci przyl wiadomo, e ju! Zapi bociana i list mu przywi. Aha, a jeli to bdzie jaki cudzy bocian, nie nasz? Zamyli si, ale pomysy mia na

    zawoanie. Napisz: do Jadwigi Barcikowskiej, to kto znajdzie, to ci odele. A jake uciekniesz, zapi ci i babunia da rzgi. Oho, nie znajd! Ja to wszystko obmyl sprytnie. Niech no wiosna! Zdziwia si bardzo pani Barbara, zdybawszy go raz, jak szy pcienn sukni. Na co ci to? Tak sobie! odpar. Trzeba wszystko umie zrobi! Czemu nie chcesz umie czyta i pisa? To ju Wacio bdzie umia za dwch! Ja chc pracowa. Przekonania chopskiego, e

    nauka jest prniactwem, nie mona mu byo z upartej gowy wybi. Wic chcesz by pastuchem czy parobkiem? woaa matka z rozpacz. Zobaczy mama, czym bd! mwi z gst min. Ja bd nad wszystkich

    silniejszy! Mina zima, przyleciay skowronki i dzikie gsi, kra spyna z rzek, spleniaa ziemia

    wyjrzaa spod niegu, dzieci objy w posiadanie ogrd i zwiedzay zeszoroczne kryjwki i co ze sob radziy po ktach.

    Pewnego dnia na obiad przysza tylko Jadwinia, zapakana, wystraszona. Gdzie Filip? spytano. Nie wiem! odpara lakonicznie. Cay dzie nie wysza, siedziaa w kcie, popakujc. Co ci, dziecko! Moe ci Filip skrzywdzi? badaa matka troskliwie. Nie! odpowiadaa, poykajc zy. Na wieczerz Filip si nie pokaza. Szukano, woano bezskutecznie. Noc zesza w trwodze i niepokoju. Rano, rozesawszy gocw na wsze strony, wzito na

    spytki Jadwini. Dugo si wykrcaa, wreszcie wyznaa: Filip popyn a do morza na bezludn wysp. Wzi czno ogrodowe i pewnie ju

    niedaleko morza! Ile byo czen we wsi, wszystkie ruszyy szuka zbiega, ale nikt nie wierzy, by go ywym

    powrcono. Zapewne si utopi na pierwszym zakrcie lub wirze. W wielkiej trosce upyn cay dzie i noc. Rano pod dom zajechaa bryczka, w ktrej siedzia niemody mczyzna i Filip.

  • Mj Boe, dziki ci, e yje! zawoaa pani Barbara, zapominajc o caej winie, nie uwaajc na nieznanego zbawc.

    Pani Anna poznaa go i pocza dzikowa. By to imiennik, Barcikowski, rzdca w hrabiowskich dobrach. Odda chopca matce i opowiedzia ca histori. Wczoraj rano znalazem go nad rzek, mokrego od stp do gowy. Czno si

    wywrcio, wpad w wod i dopyn do brzegu. Skostnia i osab, ledwie go rozgrzali u mnie w domu i ledwie si dowiedziaem, kto jest. Plt jak na mkach prosi o sub i zajcie, wybiera si dalej i, kama, e go wysano do miasteczka. Ale si zdradzi, e mieszka w Grdku, i oto odwo paniom kawalera. Wart plag, ale kamienny to bdzie kiedy czowiek.

    Do grobu on nas obie wpdzi przed czasem! rzeka pani Anna desperacko. Barcikowski, ogromny chop, patrzcy bystro i rozumnie spod krzaczastych brwi, rk

    machn. Niech panie nie desperuj, miaem i ja takiego. Nic si uczy nie chcia, nikogo nie

    sucha, najszalesze psoty pata. Wszystkiem laski na nim pobi, bez skutku. Wic zaprzgem do roboty smarkacza, mia czternacie lat. Wyrczaem si nim, dawaem rozkazy, uywaem do posyek. I chopak si ujedzi, uchodzi, em go nie poznawa, nastarczy zajcia nie byo mona. Miabym z niego pociech!

    Ale co? zagadna pani Anna. Ano, umar! mrukn ponuro olbrzym. Pewnie wypadek. Nie. Tyfusu dosta, oboje! Crka zostaa on nie wytrzyma. Pan ma wicej dzieci? Nie, jedn crk, najmodsz. Osiem lat skoczya. Hoduje j ciotka, bo i ona zmara.

    Miaem picioro dzieci, matk, on. Wszystkom pochowa w adyniu. To ju pan dawno tam suy? Ju osiemnacie lat. Ale w Dyszni kto pozosta? Bratum odda, bo dzieli si nie byo czym. Jeszcze go czsto poratowa trzeba, eby

    si utrzyma. Chopcw ma, niech siedz na ziemi. A pani wicej wnukw ma? Dwch! Starszy si uczy w Petersburgu i ten niecnota. Jest i dziewczynka, omiolatka.

    Drobiazg! Uchowa im pani Grdek, a dorosn. Taki u pani ad i skad wida i sycha, e a mio. Umiechna si pani Anna, pochlebiona w swej dumie i pracy. Barcikowscy z Dyszni byli

    zwykle lekcewaeni przez Grdeckich i ledwie si znali, ale ten podoba si pani Annie. To nieche pan moj gospodark bliej obejrzy zaproponowaa. Tymczasem pani Barbara zajta bya odzyskanym Filipem. Trzeba go byo przebra i

    wyszorowa, wyglda istotnie jak rozbitek. Dawa ze sob robi, co chciano, straci but i zuchwao, patrza pospnie jak wilczek,

    pojmany w sie, zmczony oporem i buntem. Teraz bdzie bicie! myla, zaciskajc usta. Ale pani Barbara wzia go do swego pokoju i spytaa smutno: Dlaczego tak zrobi, Filipie! Tak trosk, niepokj, strach! Dlaczegoe ode mnie

    uciek, dlaczego mnie porzuci? Ja od mamy nie uciekaem! zamrucza. ebym sobie wysp dosta, to bym zabra

    mam i Jadwini. A dlaczego to ze mn nie chcesz by? Bo mi si nudzi. Nie mam co robi porzdnie. A c by chcia robi!

  • Cokolwiek, ale ebym sam robi. Ten pan mwi, ebym ju mg na ogrodnika pj, ale ja wol na furmana albo na kowala.

    To czemue mi tego nie powiedzia? Bo mama mnie ma za dziecko i nie sucha! A ty nie dotrzymujesz obietnic. Obiecae mi wysuy sobie rebi i co? 1 co? wybuchn. I mama raz na tydzie co mi kazaa robi, a reszt czasu pan

    Tedwin mnie trzyma. A babunia mnie bije. Czemu nie bije Pawa, furmana, co owies na wie nosi, czemu nie bije Marka, kowala, co chopom siekiery z naszego elaza robi, albo Teodora, ekonoma, co pi na ce, jak chopi siano wo! Oho, ja wszystko wiem!

    Trzeba byo babuni powiedzie. Oho, niech babunia mi sama zapyta Tu si zamyli i nagle zapyta: Dostan w skr, jak ten pan pjdzie? A czy nie zasuy? Poczerwienia i zblad i pici zacisn. Dopki mnie bi bd, bd ucieka i uciekn! Ja nie chc, eby mnie bili! Wic sta si innym, a bdziemy ci traktowali jak czowieka dorosego. Ale ty prb i

    nauk nie suchasz, jeste krnbrny i zy. Zgryzot i wstyd tylko nam sprawiasz. Zmuszasz nas sam do kary!

    Filip milcza. By zrozpaczony sw klsk. Czno si przewrcio, sakwy jego, wypchane chlebem, narzdzia, przeznaczone do bezludnej wyspy, bro, do walki z ludoercami wszystko przepado i odwieziono go na razy babki i pomiewisko caego dworu.

    W tej chwili pani Anna zawoaa synow do gocia. Ju wrcili z gospodarskiej lustracji, a e chwali ad i dobytek, wic zupenie uj gospodyni.

    Wiesz ty. Basiu, co mi proponuje pan Barcikowski? rzeka, Chce wzi do siebie Filipa na nauk.

    To dziecko mae szepna pani Barbara. Jeden nam tylko zosta! Jeden ale temu my rady nie damy. On potrzebuje mskiej rki i kierunku. Ty za

    saba, ja nie mam czasu chopak si zmarnuje, jeli ycia nie straci w szalestwach. Mnie ju si braknie na borykanie si z nim.

    Pani Barbara milczaa, jak zwykle, wobec woli wiekry, a Barcikowski rzeki: Majtek duy paniom zosta, a nie byle kto da mu rady. Chopak musi co umie, jeli

    ma nim zarzdza. U mnie nabraby rutyny i praktyki. Taki may jeszcze! szepna matka. Potrafi jednak dokuczy za kilku dorosych mrukna pani Anna. Niechby podrs, cho par lat jeszcze! protestowaa pani Barbara. Mam

    nadziej, e si poprawi. Jak chcesz. Zmusza ci nie bd umywam rce! Ja za i za par lat, jeli doyj, gotwem go na praktyk wzi. Podoba mi si

    chopak, i wspomn panie moje sowo, e kamienny czowiek z niego bdzie, potrzebne do wszelkiego zawodu s zdolnoci i siy, ale na tutejszej ziemi trwa to bodaj najciszy zawd.

    Jestem zdania, e tyle majtkw upada dlatego tylko, e rodzice nie najlepsze dzieci zostawiaj na roli. Juem si nieraz o to spiera. Kto kilku synw ma, a jest wrd nich nieuk, to powiadaj: ten moe szk nie koczy niech gospodaruje. Aha, przeszy te czasy, e majtek by synekur! Ile to fachw musi teraz posiada rolnik, by si osta! Niby to my kochamy t ziemi, a zbywamy j byle czym, byle kim. Co zdolniejsze, zmyka w wiat na lejszy chleb! ebym ja syna mia i kawaek ziemi, nie pucibym, go w wiat, ale bym go uczyni fachowym agronomem. Nieprzebrane skarby s w roli!

    Susznie pan mwi, ale nie zawsze mona uczyni, co si pragnie. Nasz chopak nie chce si niczego uczy. Zuyymy ju wszystkie argumenty.

  • A on tylko marzy o pracy i obowizku. Rcz, e ju by mg pani pomaga. Rzadki w tym dziecku jest spryt i rozwinicie ale nie do nauk, tylko do czynu. Okrutnie mi si podoba. Bdzie z niego czowiek! Zobacz panie.

    Pani Anna zamylia si. Pierwszy to raz kto zwrci uwag na upoledzonego Filipa. Ona sama dotd pamitaa o nim tyle tylko, ilekro trzeba byo kara.

    Barcikowski zosta na obiedzie, na ktry te i zbieg przyszed, ukosem patrzc na wszystkich w oczekiwaniu egzekucji.

    No, i c, kawalerze! zagadn go Barcikowski pojedziemy razem do adynia. Babunia i mama oddaj ciebie na sub do mnie. Podoba ci si?

    Filip zerkn na babk i matk i spyta: A czego ja bd u pana doglda? Koni. Tylko ja sam, nikt wicej? Nikt. To dobrze! odpar po namyle i znowu po chwili zagadn: A ile mi pan zapaci? Trzydzieci rubli. Chopak kiwn na zgod. A c ty zrobisz z trzydziestu rublami? spytaa matka. Kupi sobie konia i fuzj! mwi coraz mielej. A umiesz strzela? zagadn Barcikowski. Ojej! Wielka sztuka. Strzelaem nieraz. A kt ci fuzj dawa? Nikt nie dawa. U ogrodnika w budzie wisi! A zabie cokolwiek? Ojej! odpowiedzia, ale urwa, a Jadwinia dodaa: A kaczk jake zabi, to gdzie zgina w wodzie. Filip szturchn j w bok. Umilka przeraona. Bya to swojska kaczka, zastrzelona przez

    pomyk. Po obiedzie odjecha Barcikowski, a Filip daremnie oczekiwa egzekucji. Babka pojechaa

    w pole, do siewu, matka miaa wyej gowy roboty w ogrodzie i oborze zapomniano o nim.

    Chopak by oburzony, e zaartowano widocznie z niego co do tej suby w adyniu i peen zych myli, umkn na pociech do Bazylowej.

    Babina mieszkaa w oficynie, obok kurnikw, i zajmowaa si z zamiowaniem lgiem drobiu.

    W stancji peno byo pisklt, kwok gdaczcych i gniazd. Starowina krztaa si wrd tego drobiu, sucha i zawsze zatroskana swymi pupilami. Ale dla faworyta, Filipa, ktrego niaczya, znalaza umiech i czas na gawd.

    C ty, kotku, zrobi? mierci szuka i nawet mnie si nie przyzna. Ja to ju ciebie opakaa! Moe ty je chcesz? Moe tobie mleczka da?

    Cholera! burkn dosadnie urwis, rzucajc si na posanie starej i kopic nogami. Filipku! Cyte, cyt! upominaa agodnie. Kurczta mi postraszysz! C? Wybili

    ciebie? Boli? Nie wybili jeszcze. A ja poprzysig, e uciekn, i uciekn! Ja tu nie wytrzymam! Chryste, Jezu! Do ciebie co przystpio. Co ci za krzywda. Niegodny, odziany, obuty,

    do roboty ci nie goni. Opamitaj si! Nie opamitam si. Niech mnie na sub puszcz. Choroba na takie ycie! Kl jak jego rwienicy i koledzy, wioskowe wyrostki. Bazylow nie bardzo to gorszyo,

    ale nie rozumiaa jego dzy pracy.

  • Oj, kotku! Ty nie wiesz, co to robota i suba, kiedy si jej napierasz. A to niewola. A ty panowa moesz. Daje pokj wariacji. Ot, na ryby pjd, rakw popukaj. Zabaw si!

    Nie chc! Nie bd! Ten pan mi obieca sub, niech mnie puszcz. Ja ich nie potrzebuj, ja nie dziecko.

    Chryste, Jezu! Ty nie dziecko? A c? Moe eni si chcesz? Losy do wojska ju cign?

    Maksym Sojka rok ode mnie modszy, a ju na sub poszed. W niedziel do chaty przychodzi i pokazywa mi pienidze, co zarobi.

    To Maksym z biedy suy bo sierota, a ty pan i dziedzic! Co ci zadali w tym adyniu, eby ci przycign. Powiedz pi ty tam co?

    Pi herbat. A kto ci poda? Jaka stara pani. Aaa, a wsypaa co do niej? Nie, tylko ta maa, co tam jest, wrzucia mi do szklanki swoj buk. Bazylow podumaa chwil i gow potrzsa. Nie moe by! zdecydowaa. Filip patrza w sufit i sapa oburzony. Oszukali mnie, cigle zwodz! wybuchn. Ja im urzdz sztuk! No, no! Powiedze mnie. Nie powiem nikomu. Zobaczycie! Zerwa si i wylecia ze stancji. Chryste, Jezu! Trzeba pani ostrzec! zawoaa babina, ogarniajc si, i ruszya do

    dworu. Pani Barbara wysuchaa ze strachem relacji i pocza woa Filipa, naturalnie bez skutku. Znowu szukano go wszdy i dopiero po kilku godzinach okazao si, e przebrn rzek,

    uchwyci w stadninie konia, Michaka, pastucha, pobi, odebra mu uzd, na konia wsiad i polecia Bg wie gdzie.

    Pobicie Michaka byo problematyczne; zapewne ci towarzysze figlw i psot umwili si zgodnie, a owe razy i wydarcie uzdy byo wymysem dla osonicia pasterza przed odpowiedzialnoci.

    Pani Barbara pozostaa bez argumentu wobec wiekry. A co? Nie mwiam ci! Odda go Barcikowskiemu, kiedy bra chce! nie dasz mu rady!

    C, katowa go bdziemy! Co to pomaga! Co dzie gorzej! Wstyd tylko wobec ludzi i zgryzota! To rd taki, niczym niepohamowany. Nie damy rady nie damy. Odrodziy si w nim wszystkie szalestwa przodkw. Na Boga si zda; albo szubienicy si doigra, albo krzya! My ju nic nie poradzimy. Teraz pewno do adynia umkn! Pojedziemy tam obie jutro, przeprosimy Barcikowskiego i jeli jeszcze chce, niech go trzyma!

    Tej nocy pani Barbara wcale nie spaa. Widziaa wci dwa puste eczka chopcw jak dwa gniazdka, z ktrych ptaszta wyfruny tak wczenie, takie mae i sabe, i czua si teraz zupen sierot.

    Gdy pomylaa o Jadwini, jeszcze j wiksza gorycz ogarniaa. Po co ten drobiazg si urodzi i chowa! Na dol jej podobn, bez soca i swobody. Za lat dziesitek pjdzie jak ona w obcy dom i prcz pracy i trosk nic nie zazna.

    Nie byo biedactwu si rodzi! Nazajutrz rano pojechay do adynia. Dobra hrabiowskie leay ju poza sieci rzek i moczarw, w yznej ziemi, i odcinay si

    wybitnie od majtkw drobniejszych obywateli dobrobytem i kultur. Pani Anna przypatrywaa si z przyjemnoci anom, dobrze uprawnym, rosej fornalce, pugom i siewnikom, sile i dostatkowi gospodarki.

  • Klucz to by, siedem folwarkw, fortuna paska. Sama rezydencja, paac w parku, bya jak zaklty zamek w bani. Nikt tam nie mieszka.

    Hrabia przyjeda rzadko kiedy, w jesieni na polowanie; nikt go nie zna w okolicy. Z dala od rezydencji sta dwr waciwy, rojny, gwarny, ttnicy yciem. Tam w

    niepozornym, drewnianym domu mieszka rzeczywisty wadca i wdz ziemi i roboczej armii. Gdy panie z Grdka stany pod gankiem, Barcikowski wanie mia wyjeda. Stay

    konie zaprzgnite, wyszed naprzeciw nich w burce podrnej. A ja do Grdka! zamia si pomagajc im wysi. Filip jest? zagadna pani Barbara. Jest, ale ju na robocie. Wydaje z pisarzem obroki. Amen! rzeka pani Anna. jeli pan askaw, prosz go zatrzyma! I owszem, dzikuj paniom! Bd mia znowu dwoje dzieci. Wprowadzi je do sieni,

    adnie przystrojonej trofeami oww i zawoa na dziewczynk, ktra im si przygldaa przez szpar w drzwiach.

    Muszka, popro no ciotki. Mamy goci, a przyjd no si przywita! Po chwili przysza do salonu kobieta lat rednich, ciemno ubrana, z ujmujcym na twarzy

    umiechem, prowadzc za rk Muszk, ktra dygna grzecznie i pieszczotliwie przytulia si do ojca.

    Przedstawiam paniom moj siostr i gospodyni, a ten ffel to moja jedynaczka! rzek wesoo Barcikowski, gadzc wosy dziecka.

    Musi by w wieku naszej Jadwini. Osiem lat skoczya. Z Filipem s ju w wielkiej przyjani. Wiesz, Muszka, Filip u nas

    zostanie. Naprawd? spytaa radonie ciotka. Pani bdzie miaa z nim nie lada kopot! rzeka pani Anna. Byabym najszczliwsza, eby dzieci byo co najwicej w domu. To soce prawdziwe

    i najmilsze zajcie. O, nasz jest okropny! westchna babka. Nic to! odwanie odpara ciotka. Muszka go oswoi i bd emulowa. Zdaje mi

    si, e ma dwie wielkie zalety: nie kamie i jest ambitny. Mao mam zajcia, wic mog im duo czasu powici. Im trudniej zwyciy, tem przyjemniej.

    Ona ma powoanie do musztrowania dzieci rzek Barcikowski. Nasza maa ju ma rutyn, wemiemy si do Filipa. Juem go przekona do druku i atramentu, kazaem co wieczr zapisa obroki. Chopak si troch tym stropi, ale wnet z gst min odpar, e umie. Zobaczymy, jak temu podoa.

    Przyjdzie do mnie, ebym mu napisaa! rzeka Muszka, miejc si figlarnie. To ty ju umiesz pisa? spytaa pani Barbara. Umiem i tabliczk umiem! Czyta nauczya si sama! rzeka ciotka, a nauka pisania odbya si w piciu

    lekcjach. Z t nie ma pracy wiele. Najszczliwsza, gdy ma ksik albo piro w rku. Z robotami gorzej idzie.

    I nasz Wacio sam si czyta nauczy, pisze teraz, e jest pierwszym w klasie. A Filip bdzie pierwszym gospodarzem kiedy! wtrci wesoo Barcikowski. No,

    trzeba po niego posa. I wyszed, a ciotka rzeka: Byam nauczycielk przez dugie lata, znam wiele dzieci, ale takiej dzy pracy, jak w

    tym chopaku, nie spotkaam w mej praktyce. To dziecistwo i fantazja. Prosz go przez tydzie utrzyma w rygorze, a zapa si

    skoczy! odpara babka, ramionami wzruszajc.

  • W tej chwili Barcikowski przyprowadzi zbiega. Nie wyglda zalky ani upokorzony. Patrza miao swymi zuchwaymi oczami w surow twarz babki.

    Wic tedy stanowczo przyje tu sub? spytaa go. Nie chcesz by