16
Rok IV Październik 1927 Nr. 19. STRZECHA RODZINNI CZASOPISMO ILUSTROWANE POŚWIĘCONE SPRAWOM RZECZYPOSP. I NARODU POLSKIEGO ŻYCIA SPOŁECZNEGO I TWÓRCZOŚCI NARODOWEJ Wychodzi każdego 1 - go i 15- go w miesiącu. Adres Redakcji i Administracji: Katowice - II — ulica Krakowska 46 Rękopisów Redakcja nie zwraca. Konto czekowe P. K. O. Katowice Nr. 304032 Telefon Nr. 1695. Przez drzwi uchylone .. (Szukanie przyczyn zła.) Po stuletnich przeszło piwnicznych mrokach nie- woli, po niesłychanej w dziejach świata krwawej mę- ce kilku pokoleń, po rozdarciu na strzępy mienia na- rodowego, po wymazaniu z listy państw żyjących i za- tarciu wszelkich śladów na karcie Europy, po dniach hańby i sromu, oraz po epoce katakumbowej ciszy, wśród grzmotów dział i zwaleniu się potężnych tro- nów znariwychwstała wolna, zjednoczona i niepodle- gła Polska. Zda mi się jednak, żeśmy jej nie pozna- li, ponieważ pytamy skwapliwie: Czy to nasza ojczy- zna? Czemu nie w szkarłatach, z koroną na skroni i berła nie dzierży? Czemu przyszła w łachmanach i jest taka biedna? W istocie zmartwychwstała Polska i trzy- ma w ręku tryumfujący sztandar z napisem: z w y c i ę - żyłam! I fakt ten napełnia wrogów śmiertelną trwo- gą, że powstało nowe życie. . My sami jednak nie wierzymy jeszcze w tę Polskę i zdaje się, że dla wie- lu z nas nie istnieje. Dlaczego? Może dlatego, że nie zdajemy sobie jeszcze sprawy, Polska, to nie zjawa, nie marzenie, wypieszczone w długim śnie, ale rzeczywistość i prawda — może dlatego, że z wrodzo- nego lenistwa przywykliśmy oglądać się zawsze na obcą pomoc, może dlatego, że nie zniszczyliśmy je- szcze śladów stuletniej niewoli i może nie jesteśmy wskutek tego zdolni do budowy własnego państwa ? Dziwną i niepojętą a przecież charakterystyczną rzecz zauważymy, gdy choć na chwilę cofniemy się myślą w minioną przeszłość przedwojenną, Oto przez długi szereg lat sromotnej niewoli umieliśmy wysilać swe mó- zgi dla dobra i chwały naszych wrogów zawziętych, na ich skinienie dawać chętnie podatki, różne poży- czki, kierować znakomicie ich nawą, obmyśać odpo- wiednie środki celem ratowania warsztatu gospodar- czego i finansowego a nawet nieść ofiarnie mienie, krew i życie, — gdy tymczasem własnem państwem niepodległem nie potrafimy, czy też nie chcemy umie- jętnie rządzić, nie umiemy znaleźć własnych dróg i szlaków, wskazanych nam przez wielkich wodzów rfa- rodu, nie możemy zaradzić licznym i nagłym potrze- bom na terenie społecznego, gospodarczego, narodowe- go i politycznego życia. Dlaczego? Zjada nas bo- wiem rdza waśni partyjnej — zjada jakiś dziwny i nie- korzystny dla Polski dzisiejszy ustrój państwowy. Ży- jemy właśnie w okresie gonitwy za wyszukiwaniem i ustalaniem przyczyn naszych niedomagań gospodar- czych i finansowych oraz politycznych. W świadomo- ści naszej skrystalizowały się następujące sprawy, któ- re są przyczyną zła dzisiejszego stanu, a które my ob- serwójemy li tylko przez drzwi uchylone... 1) Zbyt liberalna konstytucja, zrobiona niejako na wyrost. 2) Zupełnie nieodpowiednia i w fałszywym demokraty- źmie pojęta ordynacja wyborcza, stanowiąca najwięk- szy błąd polityczny. Wskutek niej społeczeństwo jest rozproszkowane i nie może zdobyć się na stałą więk- szość. Wedle pięcio czy sześcio- przymiotnikowej ordynacji mamy dwa charakterystyczne dziwolągi: a) nie głosujemy na ludzi tylko na jakieś tam „numera" — b) niema wyborów w ścisłem tego słowa znacze- niu a jeno są nominacje na posłów przez dane stron- nictwa polityczne! 3) Źle skonstruowane „ z d o b y c z e s o c j a l n e * , które niesłychanie rujnują państwo a wła- ściwie robotnik nic lub bardzo mało ma z nich korzy- ści. Tu zaliczam sławetny ustrój „kas chorych!i i jeszcze sławetniejszy „ośmiogodzinny" dzień pracy. Nie można w każdej dziedzinie życia społe- cznego przeznaczać ryczałtowo tejsamej ilości godzin- Praca powinna być różniczkowana i mądremi ustawa- mi regulowana ale nigdy wbrew konstytucji ogranicza- na lub karana ... 4) Nieodpowiednio urządzona gos- podarka monopolów, szczególnie spirytusu. Nie po-

STRZECHA RODZINNI · Rok IV Październik 1927 Nr. 19. STRZECHA RODZINNI CZASOPISMO ILUSTROWANE POŚWIĘCONE SPRAWOM RZECZYPOSP. I NARODU POLSKIEGO ŻYCIA SPOŁECZNEGO I TWÓRCZOŚCI

  • Upload
    others

  • View
    2

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: STRZECHA RODZINNI · Rok IV Październik 1927 Nr. 19. STRZECHA RODZINNI CZASOPISMO ILUSTROWANE POŚWIĘCONE SPRAWOM RZECZYPOSP. I NARODU POLSKIEGO ŻYCIA SPOŁECZNEGO I TWÓRCZOŚCI

Rok IV Październik 1927 Nr. 19.

STRZECHA RODZI NNICZASOPISMO ILUSTROWANE

POŚWIĘCONE SPRAWOM RZECZYPOSP. I NARODU POLSKIEGO ŻYCIA SPOŁECZNEGO I TWÓRCZOŚCI NARODOWEJ

W y c h o d z i każdego 1 - go i 15- go w m i e s i ą c u .

Adres Redakcji i Administracji:Katowice - II — ulica Krakowska 46

Rękopisów Redakcja nie zwraca.

Konto czekowe P. K. O. Katowice Nr. 304032 — Telefon Nr. 1695.

Przez drzwi uchylone ..(Szukanie przyczyn zła.)

Po stuletnich przeszło piwnicznych mrokach nie­woli, po niesłychanej w dziejach świata krwawej mę­ce kilku pokoleń, po rozdarciu na strzępy mienia na­rodowego, po wymazaniu z listy państw żyjących i za­tarciu wszelkich śladów na karcie Europy, po dniach hańby i sromu, oraz po epoce katakumbowej ciszy, wśród grzmotów dział i zwaleniu się potężnych tro­nów znariwychwstała wolna, zjednoczona i niepodle­gła Polska. Zda mi się jednak, żeśmy jej nie pozna­li, ponieważ pytamy skwapliwie: Czy to nasza ojczy­zna? Czemu nie w szkarłatach, z koroną na skroni i berła nie dzierży? Czemu przyszła w łachmanach i jest taka biedna? W istocie zmartwychwstała Polska i trzy­ma w ręku tryumfujący sztandar z napisem: z w y c i ę ­ż y ł a m ! I fakt ten napełnia wrogów śmiertelną trwo­gą, że powstało nowe życi e. . My sami jednak nie wierzymy jeszcze w tę Polskę i zdaje się, że dla wie­lu z nas nie istnieje. Dlaczego? Może dlatego, że nie zdajemy sobie jeszcze sprawy, iż Polska, to nie zjawa, nie marzenie, wypieszczone w długim śnie, ale rzeczywistość i prawda — może dlatego, że z wrodzo­nego lenistwa przywykliśmy oglądać się zawsze na obcą pomoc, może dlatego, że nie zniszczyliśmy je ­szcze śladów stuletniej niewoli i może nie jesteśmy wskutek tego zdolni do budowy własnego państwa ? Dziwną i niepojętą a przecież charakterystyczną rzecz zauważymy, gdy choć na chwilę cofniemy się myślą w minioną przeszłość przedwojenną, Oto przez długi szereg lat sromotnej niewoli umieliśmy wysilać swe mó­zgi dla dobra i chwały naszych wrogów zawziętych, na ich skinienie dawać chętnie podatki, różne poży­czki, kierować znakomicie ich nawą, obmyśać odpo­wiednie środki celem ratowania warsztatu gospodar­czego i finansowego a nawet nieść ofiarnie mienie, krew i życie, — gdy tymczasem własnem państwem

niepodległem nie potrafimy, czy też nie chcemy umie­jętnie rządzić, nie umiemy znaleźć własnych dróg i szlaków, wskazanych nam przez wielkich wodzów rfa- rodu, nie możemy zaradzić licznym i nagłym potrze­bom na terenie społecznego, gospodarczego, narodowe­go i politycznego życia. Dlaczego? Zjada nas bo­wiem rdza waśni partyjnej — zjada jakiś dziwny i nie­korzystny dla Polski dzisiejszy ustrój państwowy. Ży­jemy właśnie w okresie gonitwy za wyszukiwaniem i ustalaniem przyczyn naszych niedomagań gospodar­czych i finansowych oraz politycznych. W świadomo­ści naszej skrystalizowały się następujące sprawy, któ­re są przyczyną zła dzisiejszego stanu, a które my ob- serwójemy li tylko przez drzwi uchylone... 1) Zbyt liberalna konstytucja, zrobiona niejako na wyrost.2) Zupełnie nieodpowiednia i w fałszywym demokraty- źmie pojęta ordynacja wyborcza, stanowiąca najwięk­szy błąd polityczny. Wskutek niej społeczeństwo jest rozproszkowane i nie może zdobyć się na stałą więk­szość. Wedle pięcio czy sześcio- przymiotnikowej ordynacji mamy dwa charakterystyczne dziwolągi: a) nie głosujemy na ludzi tylko na jakieś tam „numera"— b) niema wyborów w ścisłem tego słowa znacze­niu a jeno są nominacje na posłów przez dane stron­nictwa polityczne! 3) Źle skonstruowane „ z d o b y c z e s o c j a l n e * , które niesłychanie rujnują państwo a wła­ściwie robotnik nic lub bardzo mało ma z nich korzy­ści. Tu zaliczam sławetny ustrój „ k a s c h o r y c h !i i jeszcze sławetniejszy „ o ś m i o g o d z i n n y " dzień pracy. Nie można w każdej dziedzinie życia społe­cznego przeznaczać ryczałtowo tejsamej ilości godzin- Praca powinna być różniczkowana i mądremi ustawa­mi regulowana ale nigdy wbrew konstytucji ogranicza­na lub karana . . . 4) Nieodpowiednio urządzona gos­podarka monopolów, szczególnie spirytusu. Nie po­

Page 2: STRZECHA RODZINNI · Rok IV Październik 1927 Nr. 19. STRZECHA RODZINNI CZASOPISMO ILUSTROWANE POŚWIĘCONE SPRAWOM RZECZYPOSP. I NARODU POLSKIEGO ŻYCIA SPOŁECZNEGO I TWÓRCZOŚCI

Nr. 19. „ S T R Z E C H A R O D Z I N N A " Rok IV.

trzebne są sklepy i wielka ilość urzędników. M ono­pole jakoteż inne przedsiębiorstwa handlowe po win­ne być oparte na systemie kupieckim.— Zacznijmy naprzód od polityki gospodarczej. Tu nawet przecię­tny obserwator zauważy, że socjaliści wydali kapitało­wi bezwzględną walkę— poprostu zniszczyli go sami przez wprowadzenie ustaw i urządzeń, które nie dopu­szczają do jego odbudowy, choć wiedzą dobrze, że gęś żywą można kilka razy na rok skubać, a zabitą tylko raz. Największym niszczycielem kapitału była inflacja. Wskutek zawrotnego spadku marki polskiej stopniały wszystkie oszczędności, umieszczone w ban­kach, ulotniła się wszelka gotówka, a ludność straciła zupełnie zaufanie . . . Odbudować zaś kapitał można li tylko przez pracę i rozumną oszczędność. U nas je­dnak praca jest zohydzona, opluta, wyśmiana, wy­drwiona i sponiewierana. Gdzie na kuli ziemskiej jest takie państwo, w którem ustawowo ogranicza się czło­wiekowi wolną wolę, ogranicza się pracę i za nią się karze, zamiast nagradzać — gdzie? Czy to zgodne jest z konstytucją, która wyraźnie mówi, że podstawą do­brobytu i bogactwa narodu jest nieograniczona praca? W Anglji, Francji, Włoszech, Niemczech i. t. d. pracu­ją od 10 do 12 godzin, zależnie od fachu i potrzeby. Nawet sowiecka Rosja chce budować „bolszewizm* na kapitale i pracy, zniewalając swych obywateli przez czerezwyczajkę d o . . . 12 godzin. Dopóki więc u nas będzie istniało takie dziwne ustawodawstwo o rzeko­mej ochronie pracy (czyt. „lenistwa sarmackiego".) do ­póty niema mowy o wydatności tej pracy, oszczędno­ści i . . . kapitale. Socjaliści potrafili tak zahipnotyzo­wać a raczej zradykalizować mózgi społeczeństwa i na­rzucić swoją teorję w tym kierunku, że nawet stronni­ctwa wrogie socjalizmowi, glosowały za ową ustawą, szkodliwą dla państwa i samych robotników. Wyni­kiem socjalizacji naszej umysłowości jest również nie­odpowiedni system podatkowy. Zaprowadzono progre­sję i degresję i w ten sposób zmniejszono liczbę poda­tników, zamiast wprowadzić podatek dla wszystkich obywateli stosownie do ich posiadanego majątku. Nie­chaj biedny płaci od 6 do 12 zł podatku rocznie ale niech wie, że obowiązkiem jego jest płacić. Socjalizm zabija ducha prywatnej inicjatywy ,— zabija pracę i za­sługi, a tylko lenistwo święci swoje tryumfy . . . Zda­niem panów socjalistów państwo ma obowiązek przepro­wadzenia parcelacji, przymusowego ubezpieczenia od ognia, choroby, starości, obowiązek dostarczenia tanich mieszkań, pracy i zasiłków dla bezrobotnnych. Z po­wyższego założenia wynika nadmiar urzędników, biu­rokratyzm i sposobność do nadużyć — wogóle wsku­tek tego wytworzył się system etatyzmu, który jest zabójczym dla państwa i stosunków gospodarczych.

Ile to się mówi i pisze o tym etatyzmie, a zła się wcale nie usuwa, bo zamiast redukcji niepotrzebnych urzędów tworzy się nowe i powiększa się etat. Ot kręcimy się w kółko! Doszliśmy do tego, że na 17 ty­sięcy km linij kolejowych mamy w państwie 174 ty­

siące urzędników czyli na lkm wypada 10 pracowni­ków, którzy ustawieni rzędem co 100 m mogą się ba­wić w piłkę. Czy społeczeństwo, Rząd i Sejm nie wi­dzi tej anomalji, która podrywa budżet państwa ?

Czy wobec takich stosunków zachodzi potrzeba redukcji armji (wedle żądań panów socjalistów!) i przez to zmniejszenia obrony państwa? A czy można oświa­tę i kulturę narodu redukować, które to czynniki po­winny być zawsze perłą i źrenicą oka — zwłaszcza w Polsce, gdzie dotąd jest jeszcze 50% analfabetów? Nie n igdy !! Czy panowie socjaliści nie mogą czy też nie chcą tego zrozumieć, że wskutek etatyzmu, walki z kapitałem, mylnie pojętych i niepraktycznych w życiu „zdobyczy socjalnych” robotnik polski cierpi głód i nędzę, a państwo marnieje ? W takich warun­kach utworzyć się musi rodzaj obywateli niedojrzałych i niepełnoletnich oraz niedołężnych, którzy nie są zdol­ni zarabiać na chleb lecz wymagają wszystkiego od państwa, Rządu, Sejmu, Magistratu i wogóle od innych tylko nie od siebie. Doszliśmy do tego, że obywatel polski chce żyć cudzym kosztem, daleki od imania się pracy. Nic też dziwnego, że rozwinęło się u nas pa- sożytnictwo, że przedsiębiorstwa państwowe i prywa­tne są obsadzone przez gromady suto płatnych dyrek­torów a ten stan pociąga za sobą olbrzymie koszta ad­ministracyjne i w rezultacie nie przynoszą żadnych zy ­sków, w ślad za czem idzie uchylanie się od płacenia podatków. Panowie socjaliści, podjąwszy bezwzglę­dną walkę z kapitałem i obwarowawszy się strejkami, grubo się przeliczyli. Dowodzi tego nieubłagana rze­czywistość. Fabrykanci odpowiadają lokautem — zamy­ka się jedną fabrykę po drugiej, tysiące robotników tra­ci pracę i żyje w nędzy . .a państwo musi utrzymywać’ bezrobotnych i wydawać za darmo miljonowe sumy zamiast ową kwotę pożyczać magistratom na prowadze­nie robót inwestycyjnych. Faktem jest niezbitym, że socjalizm jest już przeżytkiem. . . i staje się najbar­dziej zaśniedziałą doktryną, przeradzającą się powoli w jakąś sektę polityczną , która z życiem nie ma nic wspólnego — bo owszem stoi z niem w rażącej sprze­czności. Ot demagogja, utopja — walka dla walki — opozycja dla opozycji — negacja dla negacji — korzy­ści żadnych. To chyba zupełnie wystarczy. Narody mają już dość owej teorji skostniałej, dojrzałej w sam raz do lamusa muzealnego lub składu starych rupieci.. Socjalizm wznieca namiętności, prowadzi walkę klast opartą na nienawiści, która osłabia siły narodu. Soc­jalizm nie przedstawia obecnie żadnej wartości moral­nej i społecznej, nie posiada żadnej idei dodatniej, na której możnaby oprzeć bodaj nikłą nadzieję, że kiedyś temu robotnikowi polskiemu zawita nowe życie i świe­tlana przy szłość ... Takie przynajmniej jest mpje zda­nie w tym kierunku! Podanie egipskie powiada, że ptak phoeniks (feniks) po osiągnięciu pięciuset lat kła­dzie się na suche gałęzie i spala się — potem jednak z popiołu spalonych swych członków zrasta się i ro­dzi na nowo. Podanie to było tłumaczone w rozmai­

Page 3: STRZECHA RODZINNI · Rok IV Październik 1927 Nr. 19. STRZECHA RODZINNI CZASOPISMO ILUSTROWANE POŚWIĘCONE SPRAWOM RZECZYPOSP. I NARODU POLSKIEGO ŻYCIA SPOŁECZNEGO I TWÓRCZOŚCI

Rok IV. „ S T R Z E C H A R O D Z I N N A ” Nr. 19

ty sposób. Burdach w swych głębokich sludjach o re­nesansie pisze, że phoeniks od najdawniejszych czasów był symbolem ewolucji ciał zbiorowych: dynastji, pań­stwa, społeczeństwa, czy też kultury narodowej.. W e­dle tradycji egipskiej pojawienie się, zniknięcie i odro­dzenie się phoeniksa jest znakiem, że jakaś wielka epoka minęła i zaczyna się nowa era odnowienia.

Zracjonalizowana względnie zmaterjalizowana Eu­ropa nie ma legend i mitów. Brakuje też czasom, w których żyjemy, s y m b o l u n a s t r o j ó w , w s t r z ą - s ą j ą c y c h s p o ł e c z e ń s t w a m i i j e d n o s t k a m i l Gdybyśmy jednak mieli zdolności takiego symbolizowa nia, phoeniks byłby wyrazem dzisiejszej tęsknoty, o- czekiwania jakiejś idei i nadziei odnowienia . . . Czu­jemy to wszyscy, zwłaszcza po wielkiej wojnie świa­towej, że się coś skończyło, a to, co kiedyś przyjdzie będzie znowu młodem i silnem, jak odrodzony phoe­niks! Taką wielką ideę, obejmującą cały naród, takie­go odrodzenia ducha imperatorskiego, zbudowanego na najgłębszych uczticiach i dumy patrycjuszów rzym­skich widzimy we Włoszech, gdzie faszyzm jako an­tidotum zgniłej doktrynie socjalistycznej, przyniósł od­nowienie względnie odrodzenie całemu krajowi. A w Polsce ? Brak nam właśnie takiego symbolu na-

ZawiszaZnane jest przysłowie polskie: „Polegaj na mnie

jak na Zawiszy", licz na mnie, jak na Zawiszę11. Orze­chowski w żywocie Tarnowskiego hetmana pisze o po­chodzeniu tego przysłowia : — Przez męstwo hetmana tamtego (t . j. Zaw iszy) przypowieść się polska stała: gdy kto z rozpaczy ma ostatnią nadzieję w kim, tak m ów i: na nim ci jako na Zawiszy ! “ to je s t : jeśli Za­wiszy nie będzie — padłem.

Zawisza z Garbowa Sulimczyk, zwany Czarny, żył w końcu XIV i na początku X V wieku — i stał się ty­pem i wcieleniem doskonałego rycerza, wzorem hono­ru, męstwa i wiary. Rycerstwo było formą życia śre­dniowiecznego, i w Polsce zjawia się ono dopiero wów­czas, kiedy właściwie w Europie zaczęło znikać. Pod wpływem jednak nieustannych wojen z Krzyżakami, Turkami, Tatarami wystąpili mężowie, których jedynym celem była niejako straż u kresów Ojczyzny, obrona wiary i walka z hytrym mnichem albo z półksiężycem. Takimi byli śród rycerzy polskich Sasin i syn jego, który miał na imię Roland, Ścibor Kalski, Świętosław Szczenię — Łada i inni, którzy z Zygmuntem cesarzem walczyli przeciw Turkom pod Nikopotem ( 1396).

Bajazet, sułtan turecki wówczas z wielką potencją wyruszył przecziw światu chrześcijańskiemu. Rycerze v ci, zgoła niezależne jednostki w armji, dla chwały bo­żej i dla honoru szli tam, gdzie huczała wojna. Od­różniali się tem że nie brali żadnego wynagrodzenia. Korzystał z tego Zygmunt Luksemburczyk, król węgier-

strojowego, któryby wstrząsnął do głębi zbiorową du­szą społeczęństwa, brak impulsu do wielkiej idei, która- by rozpaliła ogień dumy narodowej i ogień epoki „Złotego Wieku“ i ery Jagiellonów. Czy uczyni to rozbudowany, skosolidowany i odrodzony „słowianizm", na którego czele, niby „ognia słup“ , stanęłaby Polska, aby się wypełniły dalsze proroctwa naszych wieszczów narazie nie wiadomo. Faktem jest bolesnym, że jes­teśmy rozbici rozproszkowani, kłócimy się, jaki ma być ustrój państwa, wydajemy ustawy nie pod kątem do­bra narodu, państwa i jego potęgi ale niestety dla do­bra partji. Faktem jest dalej, że żyjemy tylko z dnia na dzień, jesteśmy apatyczni, do niczego nie mamy ochoty, nic nas niie cieszy, gdy widzimy, że różne dzia­ły życia społecznego nie są należycie uporządkowane, że ciągłe eksperymenty i bałagan osłabiają młode pań­stwo. Faktem jest wreszcie, ż e j e s t e ś m y p r z e d w i e l k i e m z a g a d n i e n i e m p r z y s z ł o ś c i i t ę s k - n o t y o c z e k i w a n i a c z e g o ś n o w e g o , n a d z i e i o d r o d z e n i a , o r a z w y c z e k i w a n i a p o l s k i e g o g e n j u s z a , k t ó r y b y n a s s k o n s o l i d o w a ł i r z u c i ł h a s ł o p o t ę ż n e j i d e i !!

(F r. J. Tr . , . )

Czarny.ski i cesarz niemiecki — i nie małą liczbę tych ryce rzy miał na swoim dworze.

jNlajświetniejszym z nich był Zawisza Czarny. Zawisza ( Zawisza jest to imię, nie nazwisko )

z Garbowa,, przezwany Czarnym, już to dla czarnych włosów, już dla czarnej zbroji, pochodził z Sandomier­skiego, gdzie miał wioskę Zasów. Rodowód jego nie znany, nawet nie wiadomo, w którym roku się urodził; nieznany też fest jego ojciec. Znani są tylko jego bra­cia, również rycerze, Piotr, zwany Kruczek, oraz Jan Farury, później miecznik krakowski.

Na dworze cesarza Zygmunta przebywał Zawisza już przed bitwą Nikopolską, a choć cesarz był wrogiem Polski, to jednak owemi czasy stosunek rycerza błę­dnego do dworu był zupełnie inny — i Zawisza służył mu dlatego, źe Węgry walczyły z pogaństwem. Dzię­ki przyjaźni, jaką miał dla Zawiszy cesarz, — za wsta­wiennictwem rycerza, Zygmunt wypuścił z więzienia wie­lu szlachty polskiej, których ujął w czasie nadgrani­cznej utarczki. I na dworze polskim Zawisza miał zna­czne wpływy, gdy w roku 1403 Grot Rawicz ze Słup­cy oraz Jan Rogala — za rebelję zostali wygnani z Pol­ski — Zawisza u Jagiełły wyrobił im przebaczenie.

Czyny wojenne największą sławą, okryły Zawiszę, a zwłaszcza wyprawa na Bośnię przeciw Turkom w r. 1408. Skoro jednakże zbierała się nawałnica Krzyża­cka przecziw Polsce i Litwie, natychmiast Zawisza po­żegnał Zygmunta, choć wiedział, że cesarz jest w kon-

Page 4: STRZECHA RODZINNI · Rok IV Październik 1927 Nr. 19. STRZECHA RODZINNI CZASOPISMO ILUSTROWANE POŚWIĘCONE SPRAWOM RZECZYPOSP. I NARODU POLSKIEGO ŻYCIA SPOŁECZNEGO I TWÓRCZOŚCI

Zawisza Czar ny w zakonie krzyżackim.

Page 5: STRZECHA RODZINNI · Rok IV Październik 1927 Nr. 19. STRZECHA RODZINNI CZASOPISMO ILUSTROWANE POŚWIĘCONE SPRAWOM RZECZYPOSP. I NARODU POLSKIEGO ŻYCIA SPOŁECZNEGO I TWÓRCZOŚCI

Przesłuchanie dziewczyny góralskiej przez Zawiszę Czarnego po rebelji Jana Rogali w Corsztyńskim.

Page 6: STRZECHA RODZINNI · Rok IV Październik 1927 Nr. 19. STRZECHA RODZINNI CZASOPISMO ILUSTROWANE POŚWIĘCONE SPRAWOM RZECZYPOSP. I NARODU POLSKIEGO ŻYCIA SPOŁECZNEGO I TWÓRCZOŚCI

Ńr. 19 Rok IV.

• : • V.. 2^>. -- * •'

Z wyprawy wojennej z cesarzem Zygmuntem.294

Page 7: STRZECHA RODZINNI · Rok IV Październik 1927 Nr. 19. STRZECHA RODZINNI CZASOPISMO ILUSTROWANE POŚWIĘCONE SPRAWOM RZECZYPOSP. I NARODU POLSKIEGO ŻYCIA SPOŁECZNEGO I TWÓRCZOŚCI

Sok IV. „S f R Z I E I C H A R O D Z I N N A * Nr. 19.

szach ta eh z Krzyżakami i zjawił się w obozie Jagiełły, aby swój miecz oddać na usługi Ojczyźnie. Wstąpił do chorągwi ziemi Mazowieckiej pod dowództwem Zyn- drama Maszkowskiego. Zygmunt nie był zadowolony z wyniku bitwy Grunwaldzkiej. To też rozpoczął cią­głe nadgraniczne z Polakami utarczki i najazdy, na co Polacy odpowiadali napaściami na W ęgry. Wówczas Zawisza wystąpił, jako medjator i jak pisze Długosz w r. 1411 między Polską a Węgrami zawarto rozejm. Tegoż roku Jagiełło zjechał się z Zygmuntem w Budzie — aby omówić sprawy graniczne, oraz swój stosunek do Zakonu. Zdarzyło się, że Zygmunt spadł z konia i po­raniony omało nie umarł: Węgrzy chcieli już królem swoim ogłosić Jagiełłę, gdy Zygmunt wyzdrowiał (1412 ) W każdym razie wieść o tych sprawach była Zygmun­towi niemiłą, — i wkrótce rozpoczął nowe intrygi prze­ciw Polsce za pośrednictwem Krzyżaków. Jagiełło b o ­wiem chciał swoją walkę z zakonem rozwiązać polubo­wnie i za arbitra wybrał cesarza. Cesarz nie był w są­dach swoich bezstronny i pomimo starań Zawiszy, ow­szem kosztem Polski chciał Krzyżakom dopomódz — oto nowa wojna wybuchła z zakonem ( 1414).

Nowy wielki mistrz Paweł Russdorf został pobity (Hohenstein, Albenstein) i dopiero nuncjusz papieski Jan, biskup lozański, wymógł na Krzyżakach powstrzy­manie wojny. Kościół katolicki miał się zebrać na s o ­bór w Konstancji (1 4 1 5 : sobór ten słynie z procesu Jana Hussa, a nadto miał być na nim rozważany pro. ces krzyżacko - polski : Prócz osób duchownych ( ar­cybiskup gnieźnieński Mikołaj Trąba, biskup włocław­ski, płocki, poznański) Polskę reprezentowali w Kon­stancji Tuliszowski i Zawisza Czarny. Zawisza bowiem nie tylko był dzielnym wojownikiem, ale też znakomi­tym dyplomatą; nadto musiał to być umysł światły i wyższy nad przesądy, gdyż ogłosił list w obronie Hu­ssa, żądając, aby mu wolno było obronić się c o r a m pu- b l i c o . Hussa — mimo przedstawienia szlachty cze­skiej i polskiej — dnia 16 lipca 1415 r. spalono na sto­sie. Ten rys tolerancji u Zawiszy potwierdzają słowa Długosza, że „w bitwie cechował go najśmielszy zapał, w radzie najumiarkowańsza rozwaga".

Po soborze w Konstancji rozpoczęła się dla Zawi­szy fala romantycznych wędrówek. Z cesarzem Zyg­muntem wyruszył do Hiszpanji, gdzie przebywał wów­czas antypapież Benedykt XIH, którego Zygmunt chciał nakłonić, aby się wyrzekł tiary. Zamiar ten się nie udał, ale dla Zawiszy był to okres wielkiej sławy ; mia­nowicie w turnieju zwalczył najsławniejszego podów­czas rycerza Don Juana z Afagonji.

Poczem znów razem z cesarzem, Zawisza pojechał do Francji, do Paryża. Zygmunt występował tu, jako medjator w wojnie króla francuskiego Karola VI z Hen­rykiem V. angielskim. Znajomość Zawiszy z Karolem VI. była przydatna dla Polski, gdyż król francuski przy­jął na siebie sprawę rozejmu pomiędzy Jagiełłą a Krzy­żakami ( 1416).

W r. 1420 Zawisza znajduje się w Polsce z po­

wrotem na sejmie wrocławskim, gdzie znów się ciągnie spór nieszczęsny Krzyżaków z Polską; pomimo Grun­waldu wynik sejmu jest niepomyślny. Znowu jednak Zawisza umiejętnie broni sprawy polskiei. Za wielkie zasługi Jagiełło ofiarował Zawiszy ziemię spiską ze sto­licą Lubowlą. Tymczasem zakotłowało w Czechach: wybuchła rewolucja przecziw Zygmuntowi, niemczyźnie i Kościołowi. Czesi ofiarowali Jagielle koronę, byle się odłączył od Kościoła. Oczywiście Jagiełło, świeżo o - chrzczony, nie mógł się na to zdecydować i tylko ra­dził przez posłów Zygmuntowi, aby ten zrzekł się Czech Natomiast Zygmunt obmyślił ożenić Jagiełłę z Ofką) wdową po królu czeskim Wacławie.

Tymczasem książę Raciborski, Piast zniemczony, uwięził na Śląsku posłów polsko-czeskich idących do Pragi i odesłał ich Zygmuntowi. Za sprawą Zawiszy posłowie zostali uwolnieni, ale Zawisza walczył nie po stronie czeskiej; owszem w obronie Kościoła z Zygmun­tem ruszył przeciw Czechom,

Jednakże armja Zygmunta została pobitą; cesarz z głównym korpusem uciekł — i pozostał tylko Zawi­sza, który nie chciał udekać; — z małym pocztem ry­cerzy ujęty w Brodzie, został zamknięty w Surmie w Pradze.

Zwyciężenie Zawiszy dla zwolenników unji czesko— polskiej było korzystne, zwłaszcza Witold był rad; z jego to myśli Jagiełło wysłał do Czech Korybuta, ja­ko przyszłego króla czeskiego. Ten jednakże nie u- miał ująć Czechów i sprawa spełzła na niczem. (1422 )

Spory krzyżacko — polskie i polsko — węgierskie nie ustawały na chwilę, aż w roku 1423 w Czorsztynie zawarto rozejm tymczasowy. Ale Zygmunt sekretnie— do spółki z Krzyżakami; Śląskiem i Węgrami ob­

myślał podział Polski.Na Spiszu siedząc, Zawisza (który już był opuścił

turnię) dowiedział się o tych zamiarach i Jagiełłę za­wiadomił.

Wówczas Witold zagroził, że jeżeli zachód rozpo­cznie tę walkę, on cały wschód poruszy: sułtana turec­kiego, chanów tatarskich i książąt ruskich. Węgrzy jedni zaprotestowali przeciw tym zamiarom cesarza: „nie chcemy ginąć w interesie Zakonu

Zygmunt ostatecznie się zmienił i na zjeździe w Kież­marku z Jagiełłą pogodził się ( 1423), a nawet w roku 1424 był w Krakowie na t. zw. koronacji Sonki, matki Jagiellonów. Tu go przyjmował Zawisza, ucztą tak bogatą, jak niegdyś Wierzynek.

Tu jest mała luka w naszych wiadomościach o Za­wiszy. Dopiero w r. 1428 dowiadujemy się o jego tra­gicznej śmierci. Zygmunt oblegał twierdzę Hołubiec nad Dunajem, którą mieli w ręku Turcy. Oblężenie by­ło ciężkie i część wojska cofnęła się za Dunaj, gdy pod Hołubcem została garść rycerzy z Zawiszą.

Zygmunt zawarł z Turkami pokój trzyletni! ci tym­czasem, nie bacząc na układy, pojmali Zawiszę.

Ciąg dalszy nastąpi.295 *

Page 8: STRZECHA RODZINNI · Rok IV Październik 1927 Nr. 19. STRZECHA RODZINNI CZASOPISMO ILUSTROWANE POŚWIĘCONE SPRAWOM RZECZYPOSP. I NARODU POLSKIEGO ŻYCIA SPOŁECZNEGO I TWÓRCZOŚCI

Nr. 19. S T R Z E C H A R O D Z I N N A Rok IV.

Kornel Ujejski.1897 —

W zeszłym m iesiącu minęła 30 letnia roczn i­ca zgonu K ornela U jejskiego — jed n eg o z wiel­k ich poetów d o b y porom antycznej, w czasie nie­woli. W arto w spółczesnym , zw łaszcza na G ór­nym Śląsku, w spom nieć o tym świetlanym duchu i obyw atelu , k tóry pieśniam i natchnionem i budził naród do czynu, z k tórego miała od rod zić się O jczyzna.

U rodzony 1823, lata dziecinne spędza w r o ­dzinnej wsi Borem ianach, nad Strypem i D nies­trem w M ałopolsce, p od w pływ em matki i wuja, w ych ow an ka szk oły krzem ienieckiej. D o norm al­nej szk o ły uczęszcza w Buczaezu, uzupełniając ją we L w ow ie nauką dom ow ą, w reszcie m łodzień­cem k oń czy uniw ersytet lw ow ski.

Jeszcze na ław ach uniw ersytetu w chodzi w sto- suki z W incentym Polem , Szajnochą, B ielow skim itd., a w W arszaw ie w roku 1844 z L enartow i­czem, W ójcick im , W ilkońskim i Ł uszczew ską (De­otym ą). Oni to rzucili w duszę K ornela ów p o ­siew m elancholii, tęsknoty i smutku, który stał się g łów n ą trćścią i cechą je g o pieśni.

B ędąc jeszcze dzieckiem , w idział tłum y emi­grantów , w raca jących po klęsce z pola walki; opow iadania ich g łębok o utkw iły we wrażliwej duszy m łodzieńca — a otoczon y rojem tajnych sp isków (m iędzy 1830 a 1850) w czasie g d y cała E u ropa by ła pełna rew olucyj, o toczon y uciskiem policy jnych i b iu rokratycznych rzą d ów ów czesnej Galicji, pod w pływ em poez ji n arodow ej, p ow o łu ­jącej do w iary i czynu — w cześnie zapłonął ogniem buntu i protestu, zapragnął w yśpiew ać bó l o jczyzn y i w szystko pośw ięcić, by le iść „ja k o chorąży przed narodem ". Smutne stosunki spo­łeczne W arszaw y, w yrw ały mu z piersi pierw szy poem at p. t. M A R A T O N , napisany w rok u 1844, pełen m łodzieńczej, do bohaterstw a rw iącej się siły zapału i w iary. N adszedł rok dla G alicji straszny (1846) rok r z e z i ; ból, wstyd, p rze ­rażenie, rozpacz, zagościły w sercu poety.

W tym czasie napisał „S k argi Jerem iego" i n iektóre liryki, jak „Z iem ia" i „A n io ł Pański11.

Przelana bratnia krew w yw ołała także refle­ksje, zm ieniając kierunek jeg o dem okratycznych przek onań i dążeń. „W szystk o przez lud“, ok a ­za ło się m arnem hasłem ; pok aza ło się, że najp ierw trzeba b y ło lud ten podnieść, ośw iecić, ukochać szczerze i w łasną m iłością rozgrzać.

P od róż do Brukseli gdzie w idział się z L ele­welem, do P aryża , gdzie poznał osob iście M ickie­w icza i Zalesk iego, a zaprzy jaźn ił się ze S łow ac­kim, gdzie w ziął w serce w szystkie nędze em igra­cji polskiej, je j pragnienia, nadzieje i tęsknoty

1927. i i - i i i iiiiiiiiii(w iersz p. t- „W P aryżu 11), gdzie z sym patją śle­dził pierw sze ruchy rew olucji lutow ej (1848) um oc­niła g o w tych przekonaniach.

P o pow rocie do G alicji i ożenieniu się (wiersz pt. U brzegu), po w ydaniu lirycznych sw ych u tw o­rów , napisanych w latach (184'i — 1850) — „K w ia­ty bez w oni“ 1848, „Zw iędłe liście" 1849, „M elodje b ib lijne" 1852, mieszka w Paw łow ie, potem w P od- lipcach p od Z łoczow em , od roku 1858 — 1880 w Ż u b rzy p od e Lw ow em , w reszcie w m ajątku syna w Paw łow ie; w szędzie n ietylko p oez ją i s ło ­wem, lecz i czynem stw ierdzał przekonania sw o­je w najszlachetniejszym , b o chrześcijański n du ­chu dem okratycznym . N ajczynniejsze życie w iódł w Żubrzy ; tu u dow od n ił na w łasnym przykładzie że m ożna b y ć poetą o wielkiem sercu, rozleg łe j w yobraźni, a jednak nie gardzić pługiem i nabia­łow ym przem ysłem .

Tu napisał „R ozb itk ów " „T łóm aczenia S zop e ­na" (1857 — 1860), „O brazki dram atyczne" i d rob ­ne poem aty, jak „P łu g a szabla" „B łon ia m ed y c­kie".

P o latach ośm nastu stąd w y jeżdża ł do W ie d ­nia w charakterze po=ła do R a d y Państwa, tu i w P aw łow ie w licznych drobn ych czynach i przem ów ieniach (Ż y w e słow a Jerem iego) dał d ow ód czystości charakteru i m iłości O jczyzny.

W ostatnich latach (1880) pisał m ało; dwa m niejszej w artości obrazk i dram atyczne p.t. „Sm ok siarczysty", pow ieść w ierszem z życia lu d ow eg o p.t. „P tasie gn iazdko", „G rzela", do daw nych tłó- m aczeń Szopena dod a ł tłóm aczenia Beethow ena, wreszcie napisał kilka u tw orów okolicznościow ych (Z dymem pożarów )

B ył to szlachetny, czysty charakter. Z a m ło­du m iłość ojczyzny rozsadzała mu piersi i p o r y ­wała do czynu ; z m ądrością w ieku i dośw iadcze­nia w rócił do treści ducha polskiego, do miłości, do wyrozum ienia, do przebaczenia. C hoć w zniósł się nad stronnictwam i politycznem i, choć zrozu ­miał, że „k to sieje złość, zbierze m ord", choć w o­lał „w łasną łzę niż krew bliźniego", to jednak nie sprzen iew ierzył się n igdy sw ym przekonaniom , gardząc sławą i zaszczytam i dla siebie, umiał znaleźć szlachetne środki do urzeczyw istw ienia w czynie i sławie swej zasady, aby „przez niż­szych m iłość" pracow ać dla przyszłości.

M otywami, które budziły tw órczą działa lność U jejskiego b y ły : najszgzersza i najsilniejsza mi­łość O jczyzny , m iłość K raju jeg o przyrody, ludu, m iłość rod z in y w reszcie ; o jczyzn a ja k o sp ołe­czeństw o w ybrane i um iłow ane przez B o g a ; zgo­da i jedność, tępienie pryw aty , pychy, lenistwa, obczyzny — nareszcie praca duchu i praca rąk w spólna z ludem , k tóry trzeba o toczyć brater- skiem przyw iązaniem , unarodow ić, um oralnić, na­karm ić i ośw iecić. W idzim y więc, że m yśli w iel­k iego poety są żyw e i aktualne w obecn ych cza ­sach. R e x.

296 /

Page 9: STRZECHA RODZINNI · Rok IV Październik 1927 Nr. 19. STRZECHA RODZINNI CZASOPISMO ILUSTROWANE POŚWIĘCONE SPRAWOM RZECZYPOSP. I NARODU POLSKIEGO ŻYCIA SPOŁECZNEGO I TWÓRCZOŚCI

Rok IV. ___________ „S T R Z E G H A R O D Z I N N A 11 ____ Nr. 19.

Chiny dla Chińczyków.

C h iń cz y cy .

Żółty głód.Chiny ? Słyszałem o tym dziwnym kraju gdzieś tam na wschodzie świata.Stolica Chin jest w Pekinie, największy port w Szanghaju, wspaniały stamtąd jedwab i herbata.Chińczyków widywałem w kinie, och, jacy śmieszni i zabawni ludzie !Są tacy żółci, jak parasol chudzi, mają ukośne oczy, noszą warkocze,i bandażują młodym Chinkom nogi.W Chinach jest chiński mur, są mandaryni,

297

gejsze, pagody i złocone b o g i. . .Och, jak ciekawe są te żółte Chiny!Nikt nie wie, że w Kantonie po dusznych cuchnących ulicach, rozciągajac na murach kostniejące dłonie, szaleje NĘDZA straszna, żółtolica!Że się po norach i zaułkach bieli zrodzony w piaskach wypalonych wyźów GŁÓD miljarda zdychających je lit ...Że tam za garstkę zatęchłego ryżu, kulis charuje jak wół dobę całą, skręcając w spamazch wychudzone ciało.

Page 10: STRZECHA RODZINNI · Rok IV Październik 1927 Nr. 19. STRZECHA RODZINNI CZASOPISMO ILUSTROWANE POŚWIĘCONE SPRAWOM RZECZYPOSP. I NARODU POLSKIEGO ŻYCIA SPOŁECZNEGO I TWÓRCZOŚCI

Nr. 19. „ S T R Z E C H A \i O D Z I N A*1 fiok. IV.

Twórcy „Skarg Jeremiego*...„Duch nie zgaśnie przez skonanie . . .A dla ziemi — u mogiły Kilka piórek pozostanie Co ku niebu mię wznosiły*

( Bohdan Zaleski)

Kiedy wielka poezja romantyczna, wiodąca Tytanów w naj­wyższe sfery zaziemskie i karmiąca mHjony najszlachetnitjszemi ideałami, dźwięczała tonem „górnym i chmurnym", kiedy u stóp ołtarzy klęczał w bolesnej zadumie hetman narodu, Mickiewicz, grając przecudnie przy wtórze lutni Słowackiego i Krasińskiego, zdało się, że po minionych latach czarownej pieśni nastąpi zu­pełna cisza . . . Opatrzność jednak powołała na polski Parnas innego poetę, który wprawdzie nie latał po błękitach i gór szczytach, lecz który starał się również wyśpiewać ból duszy na­rodu. Był nim K o r n e l U j e j s k i ! Jako dziesięcioletni chło­pak wsłuchiwał się we wspomnienia i opowieści uczestników po­wstania listopadowego. Echa tych bojów, pieśni triumfu i chwa­ły karmiły przyszłego twórcę „Skarg Jeremiego" żywą wiarą, w sprawiedliwość wyroków Bożych. Pierwszy większy poemat, napisany pod wpływem smutnych stosunów społecznych w War­szawie, którym się naocznie przyjrzał, był „Maraton” , pełen zapału i wiary . . .

Poemat ten zaraz po-napisaniu odczytał dwudziestoletni au­tor wobec doborowego grona literatów we Lwowie.Cel poematu sam objaśnia na wstępie :

„Dawnych olbrzymów przed wami postawię I z nimi wskrzeszę stary świat zamarły,Może choć wtenczas przy waszej niesławie Ze wstydem poznacie, żę jesteście karły."Kornel Ujejski wyraził uczucia szerokich kół w latach, kie­

dy emisarjusze w byłej „Galicji" zawiązywali setki tajnych spi­sków, których celem była zbrojna rewolucja.

Ideę poematu motnaby przedstawić krótko : J e d n o m y ś l n y z a p a ł w o b r o n i e O j c z y z n y z a ­

w s z e z w y c i ę ż a ! Tymczasem nadszedł pamiętny rok 1846- Jakieś zwątpienie ogarnęło wtedy ludy europejskie, jęcząca pod jarzmem tyranów. Polska, rozdarta na trzy części, była podobna do ruin potężnej ongiś świątyni, w której, choć wionęła pustka grobowa i cisza cmentarna, to przecież płonęły jeszcze mistyzc- nym serca patrjotów] — a krzyż, wyrosły ponad rozdartym sklepieniem, zdawał się obejmować ramionami świat cały . . . Wtem coraz gorzej . . . i gorzej . . .

Zgrzytnęły łańcuchy i otwarły się bramy piekieł.Z głębi królestwa Lucyfera buchnął o g ie ń . . .Pożoga wzmogła się . . . Ukazał się błysk noża i niewinna

krew trysnęła ! Na arenie historji zjawia się wcielony szatan, przywódca „rzezi galicyjskiej" — Szela ! Tę okropną chwilę tak opisuje poeta :

„Pośród ogniów szatana przemykały posty «*■I worki z srebnikami dla judaszów niosły !A za nimi dzicz ślepa z wyciągniętym nożem Szła jak plaga strącona karaniem nie Bożem Gdzie przeszła, zapadły domy, groby rosły !“Nie składał Ujejski winy na lud za ten czyn krwawy, kiedy

o tej rzezi haniebnej także zachował wspomnienia :„O Panie, Panie, ze zgrozą świata Okropne dzieje przyniósł nam czas —Syn zabił matkę, brat zabił brata —Mnóstwo Kainów jest pośród nas . . .Ależ o Panie!. Oni niewinni,Choć przyszłość naszą cofnęli wstecz.Inni szatani byli tam czynniO ! rękę karaj, nie ś 1 e p y m i e c z , *

Tym właśnie szatanem z piekieł, co podburzył chłopów prze­ciwko szlachcie, był ówczesny rząd austrjacki z Metternichem na czele. I zdało się, że po tej tragedji krwawej wszystko prze­padło . . . a „tajne brzemię lat“ dźwigaliśmy dalej bez świadomo­ści kresu długiego konania. Prorocy ducha i wieszcze narodu spełniwszy swe posłannictwa, odeszli na za w sze ...

U bram Polski cmentarnej pozostał młody poeta i dzwonił sygnaturką na Anioł Pański :

„Na krwawym puklerzu niech złożą mnie w trumnie, Wojenne me piersi niech brzęczą w niej tłumnie Jak pszczoły w swym ulu spróchniałym.Niech marzę, żem widział, konając lud zbrojny Zwycięstwem promienny, powagą spokojny

W tym gmachu zebrany wspaniałym ! “Gdy Ujejski zobaczył, jak wszystkie nadzieje do urny po­

dobne, w której jedynie szeleszczą popioły, rozwiały się, napisał hymn wielki i potężny p. t. „ Z d y m e m p o ż a r ó w " . - Zaiste! „Skarga to była straszna — jęk to ostatni — od takich modłów bieleje w ł o s . . . " Odtąd „bez skargi" nie znaliśmy innego śpiewu. W strofach „Chorału" . wznosi się poeta na najwyższy szczebel żalu . . . Gdy się modlimy, wróg urąga na­szemu Bogu. W strasznem zwątpieniu usta bluźnią, choć serce płacze . . .

Szał mroczny i posępny szczuje dzieci na rodziców, a braci na braci. Lecz to bluźnierstwo i sżał są tylko chwilowe. Nam t r z e b a p r z y B o g u n u r e m s t a ć . . . i mieć przebacze­nie i niepamięć dla błędnych i obłąkanych. Odtąd jęk ten dalekim echem rozlegał się po całej Polsce, jak długa i szeroka. Budził śpiące, gromadził ufających, docierał do najdalszych za­kątków, gdzie tylko serca polskie biły, krzepił dusze chore i wlewał otuchę na przyszłość, stając się niejako modlitwą całego narodu.

I niema narodu w Europie, któryby mógł poszczycić się tak potężnym hymnem, bo też żaden naród nie przechodził tyle mąk, katuszy, niewoli, cierpienia i rozpaczy ! :

„Skargi Jeremiego" składają się z szeregu lirycznych utwo­rów, spojonych jedną myślą w całość. W pięknym poemacie „Smutno nam Boże" żali się poeta, żeśmy rozprószeni:

„Że wszelkie ptactwo, co w obcy kraj leci Wiosną łańcuchem, pieśń powrotu nuci,A z naszych braci, pędzonych w zamieci

Żaden nie wróci !Ciałami tylko wytyczą bezdroże . . .

Smutno mi Boże ! *W wierszu „ Z a z b ł ą k a n y c h " skarży się poeta, że

tak wiele pośród nas karłów, a mało mężów, że lud nasz dotąd jeszcze jest jak miecz obosieczny —- kto nim chce zawładnąć, naprzójl siebie skaleczy, że jednak trapi go bojaźń, drugich po­żera pycha i namiętność, że zapał nasz krótki, a brak nam wia­ry i ofiarności. . . W „ O j c z e n a s z " modli się o braterstwoi zgodę ludów — o równość, pokój, miłość i wolność świata. W „ C h w a ł a T o b i e P a n i e " wyraża otuchę, że niema pokuty bez końca. —

W „ A k c i e w i a r y " wyraża zapatrywania, że Bóg nas nad wszystkich sobie upodobał . . . Nadszedł rok 1848, a wraz z nim zajaśniała pamiętna w dziejach „ W i o s n a l u d ó w " . — Drzemiąc na dnie duszy pragnienia budziły się ... . Po wypad­kach w Paryżu szło hasło wolności, równości i braterstwa! Na ulicach ówczesnego Berlina płynęła rewolucyjna pieśń Ujejskiego „Z dymem pożarów". Tłumy huczały „jęk to ostatni" — a król w obawie nie tylko o koronę ale i o swoją głowę uchylił czoła przed wodzami narodu, składając rzewne obietnice konsty­tucji i samorządu. Lecz efemeryda miłości niemieckiej wnet prysnęła . . , niby bańka mydlana: Chwilowy poryw i entuzjazm

298

Page 11: STRZECHA RODZINNI · Rok IV Październik 1927 Nr. 19. STRZECHA RODZINNI CZASOPISMO ILUSTROWANE POŚWIĘCONE SPRAWOM RZECZYPOSP. I NARODU POLSKIEGO ŻYCIA SPOŁECZNEGO I TWÓRCZOŚCI

Rok IV. „ S T R Z E C H A R O D Z I N N A * Nr. 19.

niemiecki zastąpiła wkrótce dawna nienawiść . . . Krótkotrwałe powstanie skończyło się klęską pod Wrześnią. Nastąpiły czasy okrutnych prześladowań, znęcania się — tortur bestjalskich i nie­słychanego męczeństwai

Znowu setki i tysiące Polaków jęczało w więzieniach prus­kich, a „wieniec cierniowy wrastał im w skroń" — bowiem hydra krzyżacko - pruska przygniatała butem duszę narodu i płynęły obficie krwawe ludu polskiego łzy . . . Hej !

„Orlęta skrzydeł nie mogły rozwinąć,Karmione śliną i niemocy jadem.Lepiej im było wraz z ojcami zginąć Niż w jednem gnieździe żyć z gadem". —

Okrutne prześladowania trwały we wszystkich zaborach, a najgorsze właśnie w Poznańszczyżnie. Tak mijały lata upoko­rzeń i zawiedzionych nadziei.

Nawet powstanie roku 1863. nie przyniosło niczego pomy­ślnego dla narodu. Owszem, tyłko zasłonę kiru widać było nad Polską tylko szlochy, jęki i płacze, tylko katusze nie miały gra­nic, a tłumienie wszelkich uczuć patrjotycznych było troską rzą­dów zaborczych. —

Na szubienicy zawisły ciała pięciu członków Rządu narodo­wego, a na krwawem polu chwały leżały zwłoki najlepszych sy­nów Ojczyzny. Motywami, które budziły działalność twórczą Ujejskiego były : n a j w i ę k s z a m i ł o ś ć k r a j u , j e g o p r z y

r o d a, m i ł o ś ć l u d u , z g o d a i j e d n o ś ć , t ę p i e n i e p r y w a t y , p y c h y i l e n i s t w a , w r e s z c i e pr a c a d u ­c h a i p r a c a r ą k w s p ó l n a z l u d e m , k t ó r y p r z e z s z k o ł ę t r z e b a o ś w i e c i ć , u m o r a l n i ć i u n a r o d o ­w i ć !

Ujejski wierzył zawsze silnie w spiawiedliwy wyrok Opa- trzości o Polsce. Mówił tedy poeta :„Jeśli z wiernych trzech tylko zostanie, t y l k o t r z e c h , n a p e ł n i o n y c h d a w n y m i d e a ł e m , to Polska z tych trzech wyjdzie, oblecze się cia­łem f będzie" . . . A jeżeli nie znajdzie się i trzech, co się stanie? On rzekł: T o d u c h y z m a r ł y c h j e s z c z e p o w t ó r z ą p r z e b y t e j u ż ż y w o t y i P o l s k ę w y s ł u ż ą — i b ę - dzie ! ! ! “

I spełniły się wieszcze słowa poely. Oczy nasze oglądały dwukrotny cud : Cud zmartwychwstania i cud Wisły ! Straszni Hunowie wschodni z wodzami na czele, zmiażdżeni na proch, ode­szli na zawsze . . . Z mgławic i odmentów — powstała niepo­dległa i zjednoczona Rzeczpospolita ! Duch zaś Ujejskiego wznosi się nad Ojczyzny gmachem i błaga usilnie, byśmy w chwilach goryczy, doświadczeń i bólu zawsze z ufnością zwracali się do Pana zastępów :

. . . „że chociaż czasem słabymi zachwiejesz Jednak nas wszystkich chronisz przed upadkiem ! “

Franciszek J. Tryszczyła

Jan Benisz — Katowice.5 — Katowice.

O ustroju i organizacji Władz w Polsce.Nie wszyscy obywatele^ Rzpp. Polskiej orjentują

się dokładnie w prawie państowem,* obejmującem prze­pisy, dotyczące ustroju Państwa Polskiego oraz w pra­wie administracyjnem, obejmującem szczegóły zarządu państwa i jego części. Aby dać jasne pojęcie, bez roztrząsania szczegółów, skreślam niniejszy artykuł z tą myślą, że odpowie swemu zadaniu i niejednemu dopom oże do zorjentowania się w zarysie prawa pań­stwowego i administracyjnego.—

Wiemy dobrze o tem, że ustrój Państwa Polskie­go opiera się na Konstytucji z dnia 17 marca 1921 r. (D z. U. R. P. Nr. 44 poz. 247), która w art. 1. wyra­źnie zaznacza, że Państwo Polskie jest Rzeczpospolitą, na czele której stoi Prezydent, wybrany w myśl posta­nowień art. : 39 Konstytucji przez Zgromadzenie Naro­dowe** na przeciąg lat siedm.—

Prezydent zgodnie z zasadami Konstytucji dzierży w swej dłoni naczelną władzę wykonawczą, którą wy­konuje przez Prezesa Rady Ministrów i poszczególnych Ministrów. — Nadto ma prawo wydawania zarządzeń, rozkazów, nakazów etc. celem wykonania ustaw i z po­wołaniem się na upoważnienia ustawowe.

Władza Prezydenta bardzo ograniczona, została ustawą z dnia 2 sierpnia 1926r. znacznie rozszerzoną, upoważniającą go do wydawania wszelkich rozporzą­dzeń z mocą ustawy, w zakresie reorganizacji i upro­szczenia administracji Państwa, wymiaru sprawiedliwo­ści oraz świadczeń społecznych a także w zakresie za­rządzeń zmierzających do zabezpieczenia równowagi

* zwanym również politycznem a obecnie konstytucyjnem.**Sejm i Senat złączone razem, tworzą Zgromadzenie Narodowe.

budżetowej i naprawy stanu gospodarczego w Państwie. Prezydent jest Najwyższym Zwierzchnikiem sił zbroj­nych i ma prawo darowywać i łagodzić kary w po­szczególnych wypadkach a nawet śmierci.

Za swe czynności W wykonaniu władzy nie odpo­wiada ani konstytucyjnie ani też parlamentarnie — gdyż odpowiedzialność tą ponoszą solidarnie Prezes Rady Ministrów oraz poszczególni Ministrowie, kierujący po- szczególnemi działami zarządu Państwa Polskiego.

Prezydent może odpowiadać przed t r y b u n a ł e m S t a n u tylko w tym wypadku, gdy dopuścił się zdra­dy kraju, gdy naruszył konstytucję z winy umyślnej względnie dopuścił się przestępstwa z ustaw karnych. Z innych wypadkach odpowiedzialność pada na bo- szczególnych Ministrów, odpowiadających również przed Trybunałem Stanu.

Władza wykonawcza spoczywa w rękach R z ą d u , składającego się z Prezesa Rady Ministrów i wszy­stkich Ministrów.

Każdy Minister, jako kierownik poszczególnego działu zarządu Państwa, musi dokładnie znać działal­ność podległych mu Urzędów, ma prawo inicjatywy ustawodawczej itp.

Cała działalność Państwa w dziedzinie administra­cji podzielona jest między 12 działów, składających się z 12 Ministerstw i 12 Ministrów.

Mamy zatem Ministerstwa : Skarbu, Spraw W ewnę­trznych, Robót Publicznych, Rolnictwa, Przemysłu, Handlu, Pracy i Opieki Społecznej, Koleji, Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, Spraw Zagrani­

299

Page 12: STRZECHA RODZINNI · Rok IV Październik 1927 Nr. 19. STRZECHA RODZINNI CZASOPISMO ILUSTROWANE POŚWIĘCONE SPRAWOM RZECZYPOSP. I NARODU POLSKIEGO ŻYCIA SPOŁECZNEGO I TWÓRCZOŚCI

Nr. 19. „S T R Z E C H A R O D Z I N N A * Rok? IV.

cznych, Sprawiedliwości, Reform Rolnych i Spraw W oj. skowych.*—

Organizacja tychże Ministerstw jest jednolita, to znaczy dzieli się na Departamenty a te dzielą się dalej na wydziały.

Działalność zakresu danych Ministerstw, jest roz­maita zależna od cechy zewnętrznej danego Minister­stwa, dlatego też, ograniczam się jedynie do tych, któ,- re najwięcej dotyczą społeczeństw. Do tych nafeż^ M i n i s t e r s t w o s p r a w w e w n ę t r z n y c h mające pod sobą ogólny zarząd kraju, sprawy przynależności państwowej i gminnej, sprawy wojskowe, bezpieczeń­stwa publicznego, i porządku publicznego, sprawy sto­warzyszeń i zdrowia publicznego. —

Do wykonania tych spraw, podlegającemu, jako w ł a d z e II. i n s t a n c j i W o j e w ó d z t w a , jako wła­dze I. i n s t a n c j i s t a r o s t w a oraz P o l i c j a P a ń ­stwowa,

W o j e w ó d z t w a , j a k o w ł a d z e II! instancji dzielą się na poszczególne wydziały, z Naczelnikami Wydziałów na czele, nad któremi stoi W o j e w o d a i jako przedstawiciel Rządu Centralnego, sprawujący w jego imieniu wszelkie czynności.

Zakres działania Województw z wyjątkiem Górne- nego Śląska, a to ze względu na autonomję, jest jedna­kowy. W zakres bowiem czynności tychże, wchodzą wszelkie sprawy bezpieczeństwa publicznego, współ­działanie z władzami wojskowemi przy poborze rekru­ta, opieka nad Kościołem i związkami religijnemi, spra­wy sanitarne, rolnicze, weterynaryjne, przemysłowe, robót publicznych itp. z wyjątkiem spraw przekazo­wych administracji wojskowej, sądowej, szkolnej, skar­bowej, kolejowej, pocztowo — telegraficznej oraz urzę­dem ziemskim. Na obszarze Górnego Śląska natomiast sprawy szkolnictwa i skarbowośct należą* do zarządu województwa i są jego częścią składową, a to ze wzglę­du na autonomję.—

Przy województwach czynne są R a d y w o j e w ó ­d z k i e , na czele których stoi Wojewoda, jako prze­wodniczący, przedstawiciele sejmików i rad miejskich oraz przedstawiciele poszczególnych działów administra­cji państwowej.

Z powyższego wynika, że wtadze II i I instancji, spełniają te same czynności co i władze III instancji, jednak w zakresie mniejszym, bo w danym wojewódz­twie o ile chodzi o Województwa względnie danym powiecie o ile chodzi o Starostwa.

M i n i s t e r s t w o S k a r b u zwane Ministerstwem Finansów, spełnia czynność bardzo odpowiedzialną, gdyż w zakresie jego należą wszelkie sprawy dotyczą­ce skarbowości i polityki finansowej, sprawy dotyczą­ce podatków, ceł, sprawy budżetowe, kredytowe, mone­tarne i emisyjne.

Jako władza naczelna III instancji dzieli się na 8 departamentów a mianowicie :1 ) P r e z y d j a l n y , załatwiający sprawy osobowe urzędników, czuwa nad przestrzeganiem przepisów o

państwowej służbie cywilnej, zbiera materjały do trak­tatów międzynarodowych, sprawy polityki finansowej, sprawy gospodarcze itp.2 ) O b r o t u p i e n i ę ż n e g o , załatwiający sprawy m o­netarne, oszczędności społecznych, sprawy dewizowe, sprawy spółek akcyjnych, spółdzielni, długów państwo­wych itp.3 ) P o d a t k ó w i o p ł a t , załatwiający sprawy wy­miaru i poboru podatków bezpośrednich, sprawy opłat stemplowych, podatku od spadków i darowizn, spra­wy skarbowe związków samorządowych itp.4 ) B u d ż e t o w y , załatwiający sprawy budżetowe, upo­sażenia urzędników, sprawy emerytur i rent inwalidzkich5 ) C e ł , załatwiający sprawy dotyczące ceł, taryf cel­nych i spraw karno - celnych.6 ) A k c j i i M o n o p o l i P a ń s t w o w y c h , załatwia, jący sprawy podatków pośrednich, akcji i monopoli.7 ) K a s o w y , załatwiający sprawy dotyczące zakresu kasowości i rachunkowości.8 ) L ik w i d a c y j n y , załatwiający sprawy dotyczące likwidacji.

Prócz tego, w skład Ministerstwa wchodzi Urząd Kontroli Ubezpieczeń, załatwiający sprawy ubezpieczeń nadto podlegają mu urzędy centralne jak, Generaln. Dyrekcja Loterji Państwowej, Dyrekcja Polskiego M o­nopolu Tytoniowego, Spirytusowego, Centralna Kasa skarbowa, Państwowe Zakłady Graficzne, Mennica Państwowa, Urząd pożyczek państwowych i Biuro sprzedaży soli. ---- %

W k o ń c u w ł a d z e II. i n s t a n c j i j a k : I z b y s k a r b o w e , D y r e k c j e c e ł i W y d z i a ł s k a r b o ­w y w o j e w ó d z t w a ś l ą s k i e g o oraz w ł a d z e I . i n s t a n c j i , j a k U r z ę d y s k a r b o w e p o d a t k ó w i o p ł a t , u r z ę d y s k a r b o w e a k c y z i m o n o p o l i p a ń s t w o w y c h oraz Kasy skarbowe i Urzędy celne.

I z b y s k a r b o w e ( Wydział skarbowy wojewódz­twa śląskiego) jako władze II instancji, załatwiają wszelkie sprawy, należące do państwowej administra­cji skarbowej, na czele których stoi Dyrektor ( na Ślą­sku „Naczelnik Wydziału" ) i dzieli się na wydziały ( na Śląsku na „oddziały" ) a te dopiero na oddziały ( na Śląsku na „referaty11 ) i tak :

Wydział 1. załatwia : sprawy dotyczące urzędników ( osobowe ) sprawy gospodarcze itp.

Wydział II. sprawy wymiarów podatków bezpo­średnich, kontrola "nad urzędami, ściąganie podatków etc

Wydział III. sprawy kasowe, otwieranie kredytów itp. Wydział IV1 sprawy dotyczące dochodów państwo­

wych z akcyz i monopolów państwowych, sprawy u- dzielania koncesji na otwarcie fabryk i zakładów, kon­trola gorzelni etc.

Wydział V. sprawy dotyczące opłat skarbowych podatku od spadków i darowizn.

Wydział VI. sprawy stemplowe.Wydział VII. sprawy rent inwalidzkich. — U r z ę d y s k a r b o w e p o d a t k ó w załatwiają

sprawy podatków bezpośrednich i opłat skarbowych. K a s y s k a r b o w e pobierają i przechowują pieniądz i inne walory na rachunek skarbu Państwa, dokonywu^ ją wypłat i to tylko w okręgu danego Urzędu Skarbo­w eg o .— To byłyby najważniejsze działy administracji państwowej, które na każdym kroku spotykają obywa­tela. —

300

Page 13: STRZECHA RODZINNI · Rok IV Październik 1927 Nr. 19. STRZECHA RODZINNI CZASOPISMO ILUSTROWANE POŚWIĘCONE SPRAWOM RZECZYPOSP. I NARODU POLSKIEGO ŻYCIA SPOŁECZNEGO I TWÓRCZOŚCI

Rok IV. „ S T R Z E C H A R O D Z I N N A * Nr. 18.

Michał Rusinek.

Kapitan czerwonego widma.Morze, które dotychczas, mimo wiatru było d o ­

syć spokojne, zaczęło się groźnie kołysać. Jakaś ob­fitsza fala chlusnęła na „Orlicę” .

Zimny chrzest ocucił znowu marynarza.— Burza nadchodzi! Sztorm!Wracać, na rany. boskie wracać! Ujarzmić tę

djabelną m aszynę!Skoczj ł znów do motoru. Po drodze atoli za­

czepił nogą o coś miękkiegojyunął twarzą na dno ło­dzi. Chciał wstać, nie mógł. Coś uchwyciło mu no­gę i trzymało ją uparcie w oplątaniu. Majtek przysu­nął się na raczkach w tył i począł ręką macać wokół uwięzionej nogi. Wyczuł nią jakieś płachty, czy szma­ty,, i jakiś przedmiot, zimny jak lód i nieprzyjemnie wodą oślizgły.

Neudas cofnął dłoń. Coś źgnęło go w półprzy­tomny mózg. Szarpnął z całej siły nogę, wyrwał ją wreszcie z uwięzi i przypadł twarzą do przedmiotu.

— Trup! — wrzasnął nieludzkim skowytem — trup, ha, ha/ha, trup! Ale czyj? Czyjże tu trup na tej upiornej łodzi? — Patrzył się z niezmiernem głu- piem zdumieniem na umarłe, leżące w cieniu ciało. Wtem księżyc wyjrzał na moment z za chmur — ma­rynarz dojrzał zlodowaciałą, niesamowicie uśmiechnię­tą, twarz Mierzawy.

Błyskawica świadomości rozdarła mu mózg.— Motorowy „Orlicy” , Mierzawa! — krzyknął

z przejęciem. A potem jakimś bezmyślnym, instynk­townym wysiłkiem podsunął potężne zwłoki maryna­rza i zepchnął z łodzi do morza.

— Ha, ha, h a ! — chichotał przytem obłąkańczo— hulaj, w morze Mierzawo! Hulaj ! Niech się tam tobą bałtyckie ryby pożywią — ba, ha, ha!

Śmiał się, a raczej wy! ohydnym, brudnym gło­sem. Rozczepierzone ręce, któremi co dopiero pchnął w głębię trupa, trzymał szeroko rozchylone nad mo­rzem i trzepał niemi, drgając cały i dusząc się od gwałtownego śmiechu...

I śmiał się głośno, straszliwie głośno, jakby chcąc tym chichotem wyjącego gardła zagłuszyć turkot, war­czącego wiecznie m otoiu.. .

Śmiał się i śmiał się, a oszalałemi oczyma głas­kał rozchybotane fale, którym oto niedawno sowity dał łup na pożarcie.

Nagle, jakby sztyletem pchnięty, ścichł. Oczy tylko nadęły mu się nieopisanym lękiem i krzyczały czerwoną, bezlitośną trw ogą.. .

Oto całe morze dotychczas granatowe zakrwawi­ło się raptem czerwonawą, purpurową poświatą. . . Szkarłatne fale, z różową pianą na piersiach, skakały hen, po całem, całem morzu.

Jakaś krew straszliwie czerwona, błyszcząca polała się po wodach i patrzyły one purpurą na wykrzywio­ne upiornie rysy oniemiałego ze zgrozy Neudasa.

A po tych rubinowych falach ślizgał się cień motorowej łodzi . . .

— Jakieś okfopne światło z tyłu . . . przemknęło przez myśl marynarza.

Odwrócił się . . . i stał się cały dygotającą z prze­rażenia trwogą. A szczekające o siebie zęby wypluły z trudem:

— CZER — W O — NE WI — DMO 1 —Hen, na dalekich falach kołysał się przeogromny,

potworny kadłub legendarnego, morskiego upiora . . .Stała się oto straszliwą jawą ponura legenda sza­

rych rybaków polskich z Karwi, Chałup, Kuźnicy, B o­ru, Rzucewa, stała się jawą legenda wojennej polskiej z gdyńskiego basenu marynarki, stała się jawą legen­da, ze czcią w każdym polskim porcie z ust do ust przemycana.

Wśród pożarnych łun pruł oto tajemniczy, śmierć niosący parostatek fale polskiego morza, za żelazną, rozżarzoną pierś go kąsające...

Pruł wspaniały, gigantyczny, straszny 1Olbrzymie kominy, potężne maszty, potworne top-

źagle, reje, wanty, farduny, waliły się ogromem na pierś zdrętwiałego Neudasa.

Dziesiątki, setki, tysiące krwawych okien .C zer­wonego Widma” patrzyły weń swemi krągłemi oczy­ma, wgryzały się w zakątki struchlałej jego duszy.

Marynarz patrzył w nie skamieniałem! gałkami szaleństwem zastygłego wzroku.. .

„Czerwone Widmo” , które dotychczas pędziło na ukos do kierunku „Orlicy” , zaczęło zmieniać drogę.

Tajemniczy parowiec dawał się poznać teraz bo­kiem swojego podłużnego cielska.

Zbliżył się na kilkadziesiąt zaledwie metrów od ­ległości do „Orlicy” tak, że marynarz mógł go wi­dzieć w najdrobniejszych prawie szczegółach.

Jakieś olbrzymie litery widniały na kadłubie okrę­tu, tuż pod zawieszonym nad niemi szeregiem szalup ratunkowych i barkas.

Neudas począł bełkotać suchym, jak drzazga ję ­zykiem po spalonych gorączką szczękach. . , sylabizo­wał :

— „Pre - zy - dent Rze - czy - po - spo - li - tej”„Prezydent Rzeczypospolitej” ! Pierwszy polski

trójkominowiee, zbudowany lat temu kilka ku zdumie* ni u świata w skromnych dokach okrętowych w Gdyni.

To był , Prezydent Rzeczypospolitej” , chluba pol­skiej marynarki, zaginiona niedawno na głębiach pol­skiego Bałtyku!

Page 14: STRZECHA RODZINNI · Rok IV Październik 1927 Nr. 19. STRZECHA RODZINNI CZASOPISMO ILUSTROWANE POŚWIĘCONE SPRAWOM RZECZYPOSP. I NARODU POLSKIEGO ŻYCIA SPOŁECZNEGO I TWÓRCZOŚCI

Nr. 19. „ S T R Z E C H A R O D Z I N N A * Rok IV.

Marynarz popatrzył nieprzytomnym ze zdumienia wzrokiem. Za ogonem morskiego kolosa wlokła się po spienionych falach jakaś flota przedziwna, różno­rodna, jakaś zbieranina morskich lodzi, żaglowców, statków, holowników.

W szystko to przepływało przed oczyma maryna­rza, a on czytał tylko wyschniętemi wargami napisy na kadłubach tej dziwacznej floty:

„Prezydent” , „Piłsudski” , „Kraków” , „Gedania” , „Wawel” , „Kaszub” . . .

Cała ta flota, przez Bałtyckie Morze pożarta, pły­nęła oto teraz w szkarłatnych łyskach przed oczyma majtka.

Były tu wszystkie, wszystkie na północnych głę­binach zatopione statki, łodzie, tendry.

Był „Kraków” statek, handlowy, gdzieś pod Ska- gerrakiem na wiosnę rozbity, była „Gedania” , „W a­wel", motorowe łodzie gdyńskie, były szkuty i kutry bogatych kuźnickich rybaków, kędyś o kry lodowe na Helu rozbite, jakieś nieznane łodzie, szalupy.. .

Nagle to wszystko, jakby na krzyk potężnego rozkazu, zawrzało od krzyku, wrzasków i hałasu.

Na wszystkich pokładach zakipiało życie ! W y­legli skądś niewidzialni dotychczas ludzie ! W szalo­nym pędzie poczęli biegać po schodach, kajutach, ka­binach ! Jacyś marynarze poczęli pędzić z orlopów wzdłuż burt po pokładach, pomostach.. . Oficerowie, bosmani i szturmani wskakiwali błyskawicznie na mostki kapitańskie.. .

A kiedy już zaludniła się każda najdrobniejsza łupina tajemniczej floty, znowu, jakby za elektrycznym, nagłym nakazem, ucichło wszędzie. Wszystkie atoli te załogi zatopionych statków stały na pokładach nie­ruchomo, cicho, z oczami skierowanemi na jeden wspólny cel. Była nim wspaniała, olbrzymia postać w kapitańskim mundurze, oparta plecami o fokmaszt „Prezydenta” .

Neudasowi zdawało się, że czuje na sobie jej, jakieś znane sobie, zielonawe, silne źrenice.. .

Postać ta podniosła dłonie do ust i krzyknęła gromko komendę:

— Na bak — burt wanty, na marsy, wspinaj się!Piorunem zaroiły się wszystkie maszty. Z mał­

pią zręcznością zawisnęły marynarskie ciała na wszyst kich linach, wantach, drabinkach, marsach.. . A potem znowu zastygło wszystko, bez ruchu. Oczy tylko każdego marynarza patrzyły ze czcią nieziemską na postać kapitana. On zdją białą, kapitańską czapkę, rzucił ją w górę i krzyknął głosem, od którego zato­czył się kadłub okrętu:

— Niech żyje Morze Najjaśniejszej Rzeczypospolitej!— Niech żyje 1! ryknęły wszystki załogi.— Niech żyje straż Polskiego Morza, „Prezydent

Rzeczypospolitej” — „Czerwone W idmo” !— Niech ży je !!— Na fokmaszt banderę!

W mig spełniono rozkaz. Ciągniona linewkami wyjechała nam szczyt fokmasztu „Prezydenta” bande­ra Rzeczypospolitej. Rycerska biała ręka na czerwo- nem tle ... Gdzieś, zdaje się na torpedowcu „Kaszub’1 zaczęły walić bębny i grzmieć uroczyste trąby — to wojenna polska marynarka grała narodowy hym n.. .

Teraz kapitan złożył dłonie do ust i krzyknął w stronę „Orlicy” :

— Biada tym, którzy kpią z Polskiego M orza! Hej! Neudasie, Neudasie ! Wszak mi gadałeś na „Or­licy”, że ci nocy szkoda, wracaj teraz na pokład „La- okoona”, dziś rano przecie kotwicę podnosi. Neuda­sie ! Niegodzien jesteś, abyś wszedł w załogę „Czer­wonego Widma” . Wracaj tedy na ląd, a trąb po wy­brzeżu, że się nie boisz „Czerwonego Widma” 1 Ha, ha, h a !

Majtek Neudas runął zesztywniały, twarzą na dno motorowej łodzi...

Tego dnia rankiem załoga „Laokoona” napróżno oczekiwała majtka Neudasa. Napróżno kapitan od­wlekał odjazd parowca po ostatniej syrenie. Dlubiony przez niego majtek Neudas nie pojawił się na pokła­dzie, a wieść o nim zaginęła na zawsze.

Raz atoli rybacy, zapuszczając niewody po pół­nocnym brzegu półwyspu Helu od strony Wielkiego Morza, dojrzeli jakąś postać skuloną, siedzącą na przy­brzeżnej wydmie piaszczystej. Byliby na nią nie zwrócili wybitniejszej uwagi, w celu jednak poprawki łodzi, wylądowali przy wydmie i wteby uderzył ich głębiej widok siedzącego na piasku samotnika, Czło­wiek ten, o twarzy młodej, a dziwnie przytem wys­chniętej,o włosach bielszych niż mleko, robił wrażenie szaleńca. Nie kiępując się obecnością rybaków, koły­sał się monotonnie z boku na bok, a w szczerniałych, brudnych dłoniach przesypywał miarowo piasek mor­ski. Któryś z rybaków, zaciekawiony tą postacią za­gadnął :

A co wy tu na wydmie sami robicie, hę?Szaleniec wypuścił piasek z ręki, otworzył szerzej

błędne źrenice i wlepiwszy je w zmarszczoną twarz rybaka krzyknął ni stąd ni zowąd bezmyślnie całkiem, ale głosem do szpiku kości kłującym:

— Czerwone W idm o! Czerwone W idm o!Rybacy uciekli w panicznym strachu do swych

kutrów i długi czas potem nie widziały ich zachodnie Helu głębiny.

A szaleniec on puścił się na wędrówkę po wsiach polskich nadmorskich i wszędzie, kędy go oczy ludz­kie zobaczyły, bredził ni w pięć, ni w dziewięć o „Czerwonem Widmie”. Nikt atoli nie śmiał się z jego bajań. Nawet dzieci rybaków, czy to chłopaczyska portowe, nie przedrzeźniały, jako to zwykle bywa, nieszczęśliwca, a tylko z oczami rozszerzonemi, z u- szami lękiem naczulonemi słuchały opowiadań dziwne­go warjata.

Page 15: STRZECHA RODZINNI · Rok IV Październik 1927 Nr. 19. STRZECHA RODZINNI CZASOPISMO ILUSTROWANE POŚWIĘCONE SPRAWOM RZECZYPOSP. I NARODU POLSKIEGO ŻYCIA SPOŁECZNEGO I TWÓRCZOŚCI

Rok IV. S T R Z E C H A R O D Z I N N A Nr. 19

A kiedy raz zabłądził do oksywskiej osady, zda­wało się tamtejszemu latarnikowi morskiemu, że war- jat jest dziwnie podobny do zaginionego kiedyś maj­tka Neudasa, z którym popijał przed laty w gdańskich, marynarskich spelunkach nad Mołtawą...

Przepadła także kędyś bez wieści wraz ze swym motorowym „Orlica” , łódź pasażerska, kursująca mię­dzy Gdańskiem, a Sopotami, Gdynią i Helem. Odtąd przestały gnębić wybrzeżowców nieszczęścia morskie, ale też i nie było na całym szmacie podmytej Bałty­kiem ziemi, od Karwi aż po polski port amunicyjny na Westerplatte, takiego, coby się odważył kpić z .Czerwonego Widma” .

I jak szerokie wody oceanów rozsławiło się wszę­dy północne Morze Polskie, którego setki lat nie zna­

li całego świata marynarze. I rozniosła się po wszys­tkich wodach, morzach, oceaniskach wieść o CZER- WONEM WIDMIE, o tej przedziwnej straży, warują­cej niby pies wierny u brzegów jakiegoś tam na pół­nocy skrawku kraju, o którym nic nie wiedziały przed­tem flotylle wszystkich prawie narodów.

Jakoże zresztą miały dawniej wiedzieć o brzegu szarym, wydmami piasków usłanym, kiedy się wtedy po nim jeno mewy przechadzały żałośnie?

Jakoże miały dawniej wiedzieć o brzegu cichym, kiedy nie było jeszcze na nim błyszczących nowych portów i nowych doków okrętowych, łamaczów fal, pasujących się z bałwanami?

A teraz — stało się Morze Polskie wszystkim na świecie morzom podobne.

Władysław Wosnak.

SZARE PIORA.NOWELA

na tle historycznej rzeczywistości.

W roztopioną przestrzeń ponadziemskieh szlaków pełnienie szyderstwa losu — porozwieszała te strzępyodwiecznego ruchu zaczął się wdzierać nieustraszenie powiew wiosny, potrącając o jakiś odległy dźwięk zwiastowania. Dziwnie ociężała soczystość zaczęła się wlewać w suchotnicze płuca wszelkich istot, stęsknio­nych rozgrzanego słońcem powietrza. Aż przyszło.

Nagle rozluźniły się wszystkie zbiorniki zalewając świat zbawczym potopem. Żywiczne uniesienie, roz­pylone smugami słońca, zabrzmiało gamą rozlicznych głosów, spadających gdzieś wprost ze szczelin błękitu, czy dobywających się z łona ziemi, z pod wód roz­szalałych, lub z drzew otumanionych.

Starcy, zwabieni krzykami baraszkującej młodzi, wyłazili z swych nor, aby znaleźć jakiś argument wi­doczny, któryby wreszcie zniszczył ich scep­tyczne zapatrywania a ożywił radosny ferment młodoś­ci; któryby wskrzefił nadzieje umarłe i ocucił sny więdnące; któryby podparł chylącą się wiarę w szczęś­cie, w nieśmiertelność prawdy i w niezmienny, boski czar słońca, wiosny i życia.

— Pierwszy dzień.. . pierwszy dzień.. . — powta­rzał na rannej przechadzce będący, stary pan Iwiski, otwierając przytem szeroko usta, rozdymając nozdrza.

— Nareszcie! Bo też już dosyć człek napleśniał przez tę zim ę.. . Należało się.

Przyspieszając kroku i zbierając okruchy myśli wyszarzałych, chciał o czemś ważnem pomyśleć :o czemś tak ważuem, że aż się zląkł swej odwagi, gdy do kłębka owej sprawy zaczął docierać. Zanim się jednak dostał do jądra rzeczy, zmogła go jakaś obca siła, która porwała jego myśli, podarła na drobne strzę­py, i jakby na urągowisko istocie prawdy, czy na do-

na dygocącej z upojenia urodzie wiosennego czaru.— Pierwszy dzień.. . pierwszy.. . Ale o czem ja

to chciałem?. . . Czyżby moja g łow a.,.

Przystanął. Zimna pokurczona ręka zaczęła się wgniatać w czoło. Zaognione źrenice wbił w ciemny szmat ziemi. Coś, jakby mu mignęło przed oczami, że tam między splotami mizernych korzeni zaczyna się dziać coś niezwykłego, coś, co tylko odczuć m oż­na a nigdy zrozumieć. Podziemne drżenie, przyspie­szony puls życia, żywiołowy rozpęd ku pełni radości i swobodzie niczem nieskrępowanej. Jakież to wielkie i jakie dalekie !

Siwiuteńka głowa starca pochyla się coraz bar­dziej ku ziemi. Może chce się zanurzyć w jej treść istnienia, przesycić na nowo jej myślą i pragnieniem niezwalczonem czegoś, co było a nie jest, — co do­piero będzie.

Osłabione oczy zaszła mgła. Źrenice wciągnęły swe macki, aby wysondować do reszty głębię duszy. Długo obmacywały wilgotne ściany tej ponurej jaski­ni, gdy na dnie dotknęły czegoś, co syknęło. Było to serce, owinięte w zbroczony krwią sztandar nadziei.

Starzec drgnął.Nie drażnić ran, które przyschły, choć zupełnie

zgoić się nie m ogą! Niech raczej śpią w bandażu zaśkrzepłej krwi, śniąc o wielkim dniu niepokalanego cudu. Sen może trafić na szczęsną chwilę, która oble­cze go w ciało rzeczywistości. Aby zaświadczyć wi­domym znakiem przed prawdą i sprawiedliwością. Aby napiętnować hańbę i krzywdę. Aby wymazać wszelki b ó l . . .

303

Page 16: STRZECHA RODZINNI · Rok IV Październik 1927 Nr. 19. STRZECHA RODZINNI CZASOPISMO ILUSTROWANE POŚWIĘCONE SPRAWOM RZECZYPOSP. I NARODU POLSKIEGO ŻYCIA SPOŁECZNEGO I TWÓRCZOŚCI

Nr. 19. „ S T R Z E C H A R P D Z I N N A * Rok IV.

Ryk pasącego się bydła zbudził starca z tej zadu­my. Błędnem okiem powiódł pan Iwiski po płaszczyź­nie swych drapiących widziadeł, poczem szybko skie­rował kioki ku domowi. Czuł bowiem nad sobą i wko­ło siebie jakąś rozdętą przestrzeń, która go przygniata­ła właśnie tym ogromem postaci, Oraz odległą od jego myśli — radością.

Gdy dopadł wreszcie wygodnego fotelu, czuł się •naprawdę zmęczonym. Za wszelką cenę pragnął teraz tylko spoczynku. Jakieś dopełnien e mówiło mu ta­jemnym głosem, iż sprzeciwiać s:ę nie wolno. Co się ma stać, stanie się bez jego świadomości. Nad wykonaniem czuwać zresztą będą wizje nieśmiertelne jego młodości, niezmazane pieczęcie ofiarnej krwi, oraz ta wierna straż, składająca się z umiłowania i obo­wiązki! względem Świętej Sprawy.

Runął na fotel, aby oddać się drzemce, zasłania­jącej teraźniejszość ekranem dawno zmarłych myśli i pragnień.

Wreszcie zasnął.Jednak nie na długo.Odległy szmer za drzwiami poiwał go z miejsca

1 postawił na nogach. Kiflta chwil spędził na jednem miejscu, ściągając rozpierzchłe w zamglenie myśli. Wreszcie opanował sytuację — i krząknąwszy mocno, zaczął przechadzkę pokojową, czasem umyślnie zbyt hałaśliwą, aby cały dom był przeświadczony o jego czuwaniu, oraz niespożytym zasobie sił.

Hałas w sieni, zbliżając się ku drzwiom, zastygł wreszcie na klamce i przykrywce dziurki od klucza.

Zamarł, aby z brawurowym okrzykiem szarpnąć drzwi i kaskadą śmiechu napełnić wnętrze w ysm za- łego pokoju.

— Cóż się tak podkradasz, smyku jeden ? .. .— Myślałem, że dziadzio jeszcze śpi . . .— W sam razi Południe w n et... teraz spać?

tyasz ty rozum . . . Prawda, jeszcześ młody.Chłopak się obruszył nieco.— O, dziadziu, ja też rozum mam! Może dzia­

dzio powie, że n ie ? ..*— To czemu pleciesz o spaniu.— No b o . . . no b o . . .

Nie wiedział, jak to ma wykrztusić, jak zasłonić samego siebie, aby nie wyszła na jaw zbrodnia, iż co dopiero wstał. Na szczęście dziadek nie miał zamiaru, ani chęci wsłuchiwać się w usprawiedliwienia, lecz — aby pokryć własne niezadowolenie, ciągnął dalej:

— Czyś nie zauważył, co jest na polu?— Na polu? . . .Stasiek spojrzał przez okno, zdaje się po raz pier­

wszy tego dnia,— Tam przecież nic niema; wszystko to samo co

wczoraj.— Głupiś! Nie umiesz patrzeć, niczego nie ro­

zumiesz . . . Powiadam: niczego — i basta 1 Ale przyjdzie czas.

— Na to gniazdo na lipie też czas przyszedł. . , Już je mało widać, bo pęki i świeże liście zasłaniają.

— A, widzisz ! Właśnie to ! W łaśnie! N o . . . to w takim razie z tobą jeszcze nie jest tak źle. Można na coś liczyć.

— To dziadzio także o tem gniazdku myślał? — dziwił się chłopiec, nie mogąc pojąć, jak taka rzecz może zainteresować starszych.

Pytania tego dziadzio już niedosłyszał. Przecha­dzając się po pokoju, pogrążał się w jakąś pełną odręt­wienia zadumę. Czasem tylko podnosząc wzrok na świat zaokienny, mruczał sam do siebie:

— Wtedy też miało się ku w iośnie.. . styczeń.. . luty był wprawdzie, lecz w naszych sercach, w naszych mózgach zapalonych, pachło najrzeczywistszą wiosną, kwitły pierwiosnki. Prawda, gdzieniegdzie leżał śnieg... Gdzietam! Wiosna była — styczniowa wiosna. Czyż­by już o niej zapomnieli? Niemożliwe. Historja za­pisała jej imię krwią i sercem, a tego zmazać nie moż­na. Grzech. Niejedna pieśń echo w dal niesie. I nieść będzie tak długo, dopóki się niewypełni wszystko. A nawet poza ten czas — poza uwieńczoną bramę nowego żywota. — Wiosna była, taka sama jak dziś. Choć dziś już kwiecień, a wtedy był dopiero. . . Ech, szkoda wspomnień . . . Dawne czasy.

— Dziadziu, czy będziemy karmić?— Jeść toby się im już zesfło dać, ale nie kar­

mić. Ciebie tylko mama musiała karmić, boś był nie­dołężny.

Prenumeruj Strzechę Rodzinną i polecaj innym!C e n y p r e n u m e r a t y : numer pojed. 60 gr. — miesięcznie: 1 zł. — kwartalnie: 3 zł. — półrocznie: 6 zł. — rocznie 12 zł.Z n i ż k i p r e n u m e r a t y d l a f u n k c j o n a r j u s z y p a ń s t w o w y c h , zrzeszeń ! towarzystw oświatowych, bibljotek i czytelń:

numer pojed.: 50 gr. — miesięcznie: 90 gr„ —• kwartalnie 2,70 zł. — półrocznie: 5,40 zł. — rocznie: 10 zł.P r e n u m e r a t a p r z e z a g e n t ó w i u r z ę d y p o c z t o w e w s t o s u n k u d o c e n y p o j e d y n c z e g o n u m e r u . Kto

zamówi wprost w Administracji conajmniej 5 egzemplarzy tego samego numeru, otrzymuje 1 egzemplarz darmo.

C e n y o g ł o s z e ń : Strona dodatkowa wykonana specjalnie: 180 zł. — okładka 160 zł. — 1 strona: 150 zł. — 1(2 strony: 75 zł. — 1(4 strony 40 *ł. — 1)8 strony: 20 zł. — 1J16 strony: 15 żł.

Redaktor i odpow. za treść: Z y g m u n t Tyszei Nakładem i czcionkami drukarni „Stella“ w Katowicach304