88
Środowisko « Dziedzictwo kulturowe « Edukacja regionalna Kielce, marzec 2011 r. nr 4 (8) ISSN 1895-2895 Świętokrzyskie W numerze: O tradycjach Wielkanocnych O powstaniu 1863 r.

Świętokrzyskie nr 4. (8)

  • Upload
    trananh

  • View
    227

  • Download
    3

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: Świętokrzyskie nr 4. (8)

Świętokrzyskie

Środowisko « Dziedzictwo kulturowe « Edukacja regionalnaKielce, marzec 2011 r. nr 4 (8) ISSN 1895-2895

nr 4 (8)

Świętokrzyskie

W numerze: O tradycjach Wielkanocnych

O powstaniu 1863 r.

Page 2: Świętokrzyskie nr 4. (8)

Wojewódzka Biblioteka Publiczna im. Witolda Gombrowicza w Kielcach w ramach Programu Operacyjnego: Infrastruktura Kultury Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego otrzymała w 2010 r. dodatkowe środki na realizację zadania BIBLIOTEKA RÓWNYCH SZANS

Dzięki pozyskanym środkom Biblioteka utworzyła cztery stanowiska dla osób niewidomych i niedowidzących;

- kompleksowe stanowisko komputerowe brajlowskie wraz ze specjalistycznym oprogramowaniem udźwiękawiającym i „ubrajlawiającym” środowisko Windows, i urządzeniami peryferyjnymi (monitor, klawiaturę i drukarkę brajlowską)

- dwa stanowiska multilektora (urządzenia skanująco - czytające). Czytelnik może samodzielnie obsłużyć urządzenie i odsłuchać materiały biblioteczne np. prasę, książki różne dokumenty;

- stanowisko powiększalnika cyfrowego (urządzenie umożliwia duże powiększenie tekstu.

Urządzenia zostały zainstalowane w Czytelni Ogólnej WBP i już są dostępne w godzinach pracy Biblioteki.

http://przystan.wbp.kielce.pl

…obejrzałeściekawy film?

…przeczytałeś interesującą książkę?

…słuchałeś dobrej muzyki?

To dla Ciebie powstał serwis, abyś mógł dzielić się swoimi opiniami

na temat publikacji - szczególnie tych, które znajdują się

w naszej Bibliotece.

Spotkajmy się na Przystani Kulturalnej!

Page 3: Świętokrzyskie nr 4. (8)

Wydawca

Dyrektor Andrzej Dąbrowski

ul. ks. P. Ściegiennego 13 25-033 Kielce Tel. 41 344 70 74 fax: 41 344 59 21

Redakcja Andrzej Dąbrowski Jerzy Osiecki

Korekta Jerzy Osiecki

Skład Mariusz Stec

Druk

drukarnia Panzet ul. Dymińska 38 25-390 Kielce

Projekt okładki

Mariusz Stec

Na okładce Błogosławieństwo Kosynierów, drzeworyt ze zb. Tomasza Kalety

Nakład 800 egz.

© Copyright by WBP im. W. Gombrowicza w Kielcach

ISSN 1895-2895

W numerze:

Ludowe obrzędy i zwyczaje na Kielecczyźnie 9

Powstanie 1863 10

Bitwa pod Grochowiskami – 18 marca 1863 roku 17

Okres powstania styczniowego 1863 - 1864 w Bliżynie 23

Tajemnica starego drzeworytu 38

Powstańcze krajobrazy 44

Jadwiga Prendowska łączniczka Langiewicza 47

Testament Deskurów 49

Cierpliwość patriotów 51

Tradycje szkolnictwa technicznego w Zagłębiu Staropolskim 58

Kielce epoki stanisławowskiej w podróżach Jana Filipa Carosiego 65

Stefan Artwiński 69

Stefan Artwiński bohaterski prezydent Kielc - projekt 72

Emblemat Szkoły Handlowej Stowarzyszenia Kupców Polskich w Kielcach 77

G R H „Pułk Żuawów Śmierci” 80

Słownik martwego(?) języka 84

Wojewódzka BibliotekaPublicznaim. WitoldaGombrowicza

Page 4: Świętokrzyskie nr 4. (8)

2 Świętokrzyskie nr 3. (7)

I poszli nasi w bój bez broni...

Czwarty (ósmy) numer wydawnictwa „Świętokrzyskie…” opuszcza drukarnię przed kolejnymi Świętami Wielkiej Nocy, dlatego otwiera go tekst na temat tradycji wielkanocnych na Ziemi Świętokrzyskiej.

Dokładnie 150 lat temu w Królestwie Polskim, w tym także w naszym regionie, z dużą siłą zaczęły wybuchać niepokoje antyrosyjskie, które w ciągu dwóch lat doprowadzić miały do narodowego Powsta-nia. Kielecczyzna stała się jednym z najważniejszych terenów działań bojowych. Dwie trzecie objętości naszego wydawnictwa poświęcamy wprost lub pośrednio powstańczym wypadkom, które w ogromnym stopniu zaważyły na losach Polski w kolejnym półwieczu.

Styczniową insurekcję nazwano po latach „powsta-niem niespełnionych nadziei”. Polacy byli, zarówno przed, jak i po 1863 roku, podzieleni. Jedni, czujący „mus”, mieli wia-rę i nadzieję, że do boju sta-ną szerokie rzesze rodaków, że nadejdzie pomoc z  zagranicy, że uwikłana w  różne konflik-ty wewnętrzne i  zewnętrzne Rosja okaże się słaba. Inni do-wodzili, że spełnienie tych na-dziei jest mrzonką, a nasz los po przegranej wojnie będzie okrutny. Jak pogodzić chłodny rozum z gorącym sercem, czyli bić się, czy nie bić – oto od-wieczny problem Polaków. Ten hamletowski dylemat rozstrzy-gnąć się miał szybciej, niż moż-na było oczekiwać. Stało się tak, jak w poetyckich strofach Wincentego Pola: I poszli nasi w bój bez broni… Nie pierwszy to i nie ostatni raz w polskich dziejach…

Powstańcze wątki chce-my kontynuować w  kolejnych numerach naszego wydawnic-twa, a  pragniemy to czynić z  pomocą Tych, Którzy nas czytają. Oczywiście zapro-szenie dotyczy wszelkiej te-matyki związanej z  naszym regionem, a szczególnie z edu-kacją regionalną, obywatelską i patriotyczną.

Zapraszamy do lektury oraz współudziału w tworzeniu pisma.

Alegoria Powstania Styczniowego. Drzeworyt francuski z 1863 r. ze zb. T. Kalety

Page 5: Świętokrzyskie nr 4. (8)

3Świętokrzyskie nr 4. (8)

Wielkanoc – czas odradzającego się życiaLudowe obrzędy i zwyczaje na Kielecczyźnie

Ewa Tomaszewska

Wielkanoc to w  Polsce największe świę-to doroczne, jak również bardzo ważny moment całego wiosennego cyklu świątecznego rozpo-czynającego się w  Środę Popielcową, a  koń-czącego w  Zielone Świątki. Jest to najstarsze święto chrześcijańskie, obchodzone już od II w. na pamiątkę męki, śmierci i  zmartwychwstania Chrystusa. W  pierwszych wiekach zwane było Paschą – od żydowskiego Pesach, wiosennego święta dziękczynnego. Wielkanoc to święto ru-chome, termin jego obchodów ustalony został na soborze nicejskim 325 r. i miał wypadać pomię-dzy 22 marca a 25 kwietnia, w pierwszą niedzie-lę po pierwszej wiosennej pełni księżyca.

W  Świętach Wielkanocnych przenikają się liczne wątki, związane przede wszystkim z chrze-ścijańską obrzędowością religijną, ale również z  tradycyjnymi ludowymi obchodami wiosennej odnowy, mającymi swe korzenie w wierzeniach przedchrześcijańskich. Można zauważyć silne związki Wielkanocy ze starożytnymi religiami, których bogowie poprzez swoją śmierć i  zmar-twychwstanie zbawili świat (Ozyrys, Marduk, Dionizos). Składano im ofiary z pierwszych zbóż, owoców, kwiatów, zwierząt, a niekiedy z  ludzi. Wielkanoc bliska jest również żydowskiemu świętu Pesach obchodzonemu na pamiątkę wy-prowadzenia Izraelitów z Egiptu przez Mojżesza i wybawienia ich z egipskiej niewoli. W świą-tyniach i domach zabijano wówczas jednoroczne baranki, ich krwią mazano odrzwia i progi do-mów, był to również czas dziękczynienia za plony i wiosenne zbiory jęczmienia, połączony z uczto-waniem. Właśnie na to święto Jezus przybył do Jerozolimy, tu spożył Wieczerzę Paschalną, po której został pojmany i skazany na śmierć, zmar-twychwstał następnego dnia po święcie Paschy. Pierwsi wyznawcy Chrystusa nadali świętu nowe treści, znaczenie i nową interpretację.

Zjawiska zachodzące w przyrodzie, coroczne odradzanie się roślin, kształtowały wizję świata, wierzenia i mity Słowian, podobnie jak innych osiadłych ludów rolniczych żyjących w zbliżonej strefie klimatycznej. To pod ich wpływem kształ-

towała się również religia chrześcijańska. Ko-ściół zwalczał archaiczne obrzędy i praktyki ma-giczne, większość jednak związał ze swą tradycją i  nadał im nową chrześcijańską interpretację. Do dziś w polskim świętowaniu wielkanocnym można dostrzec dawne sensy, korzenie wywodzą-ce się ze starych wierzeń i mitów. Słowiański mit kosmogoniczny, jak pisze R. Tomicki1, to rodzaj struktury będącej funda-mentem dla światopoglądu ludowego, warto za-tem przybliżyć jego treść. Do początku XX w. wśród wielu społeczności chłopskich istniała koncepcja przypisująca stworzenie świata Bogu i  Diabłu. Funkcjonujący w  różnych wersjach mit jest wytworem synkretycznym, uformowanym w części z elementów religii chrześcijańskiej lub będących ich przetworzeniem. Według mitu na początku istniał Bóg i  Diabeł. Bóg przebywa nad wodami, chodzi po powierzchni morza lub pływa w  łodzi. Miejscem przebywania Diabła jest woda, żywioł istniejący od początku czasu, w niektórych wersjach mitu istniało również nie-bo. Samo stworzenie przebiega w kilku etapach. Diabeł nurkuje w morzu, aby przynieść z  dna garść piasku, wypowiadając formułę „biorę cię w  imię boga”. Za trzecim razem udaje mu się wyciągnąć trochę piasku, z którego Bóg tworzy ziemię. Przybiera ona formę niewielkiego placka spoczywającego na powierzchni morza. Diabeł reprezentuje w micie moc fizyczną, pozbawiony jest mocy skutecznego tworzenia, którą ma słowo, gest i imię Boga. Na skutek podstępnego dzia-łania Diabła, który próbuje zepchnąć śpiącego Boga do wody, ziemia rozrasta się na cztery stro-ny świata. Dualizm demiurgów to podstawa różnico-wania i  porządkowania świata co uwidacznia się w  skojarzeniu Boga i Diabła odpowiednio z  wschodem i  zachodem, powietrzem i  wodą, górą i  dołem, jasnością i  ciemnością, a  także płodnością i  jałowością. Z  mitów mówiących o  powstawaniu zwierząt, roślin, narzędzi czy chaty wynika, iż Diabeł dysponuje mocą formo-wania istot czy przedmiotów jednak nie potrafi

1 R. Tomicki, Słowiański mit kosmogoniczny, w: „Etnografia Polska”, t. XX: 1976 z. 1

Page 6: Świętokrzyskie nr 4. (8)

4 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Ludowe obrzędy i zwyczaje na Kielecczyźnie

nymi uważano burze. Grzmoty odstraszają uroki, choroby, a  także zimno. Przedmioty takie jak strzałki piorunowe, wiązane z działalnością pio-runowładcy, uważane były za środek apotropa-iczny, używany przeciw złym mocom, uderzeniem pioruna, a także mający zastosowanie w medy-cynie ludowej, m.in w przypadku trudnego poro-du, gdzie ujawniają właściwość „otwierania” tego co zamknięte, związane. Istniało przekonanie, iż scalenie diabelskiego łańcucha stanowi warunek dalszego trwania świata. Początek wiosny jest tu odwzorowaniem wydarzeń mitycznych, które w świadomości ludowej są precedensem dla co-dziennych wydarzeń z różnych sfer i poziomów rzeczywistości. W  ludowej wizji świata i  jej formach kla-syfikacji rzeczywistości czas nie jest jednorodny. Jego podział wyznaczany był przez kalendarz astronomiczny, gospodarczy czy liturgiczny. Czas mógł być wartościowany pozytywnie lub nega-tywnie. Miał ścisły związek z  losem człowie-ka i wykonywanymi przez niego czynnościami. W  tradycyjnym światopoglądzie czas nie jest linearny, ale cykliczny – wyczerpuje się on, po czym następuje konieczność jego odnowienia, od-kupienia, wykreowania nowego porządku. Środa popielcowa ma znaczenie końca. Wielki Post za-wiera elementy oczyszczające – cykl odnawiania się życia może zostać zatrzymany, jest to okres przygotowania do kosmicznej katastrofy, zerwa-nia porządku mitycznego, końca świata. W tym przełomowym czasie zanikała granica między tym, a tamtym światem, stąd ważnym ele-mentem wiosennego świętowania były obchody związane z kultem zmarłych. Zwracano się wów-czas do dusz czasowo przebywających na ziemi, wywodzących się od zmarłych przodków, bliskich i dalszych krewnych, palono ogniska przy któ-rych mogły się ogrzać, składano ofiary. Jest to okres szczególnej aktywności istot demonicznych, uważanych za dusze osób zmarłych śmiercią na-głą, nienaturalną, przedwczesną, szczególnie lu-biących kontakty z wszelkiego rodzaju wodami. Wszelkie pory przełomowe, graniczne, nie do końca określone, nosiły w sobie niebezpieczeń-stwo. Do uporządkowanego świata wkradał się chaos, niepewność o  jego dalsze trwanie. Bez-pieczne przejście przez tego rodzaju momenty uła-twiały rytuały sankcjonujące zachodzącą zmianę, nawiązujące do mitycznego czasu początku, jak pisze Eliade: Doświadczenie religijne chrześcija-nina opiera się na naśladowaniu Chrystusa jako wzorcowego modelu, na liturgicznym powtarza-niu życia, śmierci i zmartwychwstania Pańskie-go[...] Nie upamiętnia [chrześcijanin] wydarzenia,

ich ożywiać, nadać im wartości funkcjonalnej lub są one bezużyteczne dla człowieka np. trujące rośliny czy dzikie zwierzęta. W niektórych wer-sjach stworzone przez Diabła dzieła wykradane są przez Boga, któremu udaje się przechytrzyć rywala. Diabeł występuje przeciw Bogu, przygo-towuje na niego pułapkę, jednak ponownie zo-staje przechytrzony, sam zostaje przykuty łańcu-chem poczym szamocząc się wpada w podziemia. Diabeł dąży do zniszczenia świata, jego wy-dostanie się na powierzchnię może skutkować niszczycielskimi burzami, a także pochłanianiem, „zamykaniem” wód – jest on postacią akwatyczną co podkreślane jest w każdej wersji mitu (z  tą sferą w  ludowych wierzeniach związany jest smok czy demony wodne). Strącony i uwięziony Diabeł działa na ziemi za pośrednictwem „po-mocników”, ale ciągle dąży do uwolnienia się. W ciągu całego roku rozrywa łańcuch, lecz gdy pozostaje już tylko jedno ogniwo pewne czynno-ści magiczno – obrzędowe wykonywane corocz-nie przez ludzi sprawiają, że łańcuch zrasta się ponownie. Zwykle moc tę przypisuje się różnym rytualnym praktykom stanowiącym składniki ob-rzędowości wielkanocnej.2 Istnieje przekonanie o związku malowania jaj z trwaniem świata, czy też scalenie diabelskiego łańcucha dokonuje się przez zmartwychwstanie Jezusa – gdy w koście-le rozlega się alleluja i uwolnienie przez niego ludzi z piekła.

Według mitu Bóg reprezentuje ogień kosmicz-ny – niebieski, który konkretyzuje się w słońcu nazywanym bożym ogniem, okiem czy twarzą, a także w błyskawicach. W rolę piorunowładcy, boskiego pomocnika, pogromcę Diabła / Smoka w wierzeniach ludowych wciela się św. Eliasz, Michał Archanioł czy św. Jerzy. Charakterystycz-ne dla niego było władanie ogniem niebieskim oraz opieka nad płodnością. Zadaniem było nisz-czenie wszelkich sił ciemności takich jak diabły, demony czy smoki, które „wiążąc wodę” zagraża-ły urodzajowi. Z działalnością istoty piorunowładnej wiąże się funkcjonujące w kulturze ludowej przekonanie, iż skucie łańcucha dokonuje się podczas pierw-szego wiosennego uderzenia pioruna. Istnieje zespół wierzeń identyfikujących pierwszy grom z początkiem wiosny, „otwarciem” ziemi i odno-wieniem życia w przyrodzie. Na słowiańszczyźnie z rozpoczęciem wiosny łączono również dzień św. Jerzego (23 IV) czyli świętego będącego transfor-macją istoty piorunowładnej. Za wyrazisty przy-kład ciągłej walki istot ognistych z  akwatycz-2 Tamże, s. 81.

Page 7: Świętokrzyskie nr 4. (8)

5Świętokrzyskie nr 4. (8)

Ludowe obrzędy i zwyczaje na Kielecczyźnie

lecz reaktualizuje misterium. Dla chrześcijanina Jezus umiera i zmartwychwstaje na jego oczach, hic et nunc. Poprzez misterium Męki czy Zmar-twychwstania chrześcijanin znosi świecki czas i  wchodzi w  święty czas początków.3 Właśnie wtedy nastawał czas świąteczny, „inny”, przesy-cony sacrum, odmienny od codziennego. Towa-rzyszące mu obrzędy miały kreować nowy ład, szczęśliwy byt człowieka, a  przede wszystkim zapewnić trwanie świata. Obrzędy wielkanocne nawiązują do mitycznego czasu sacrum, przepeł-nione są magią kreacyjną mającą zapewnić po-myślność dla człowieka i dobry urodzaj.

Wielkanoc obchodzona jest jako święto życia, oraz nadziei na nieśmiertelność i  zmartwych-wstanie. Zaznacza się w  nim radość istnienia, przebudzenia się przyrody z zimowego letargu, powitania wiosny. Główny sens to odrodzenie świata, przejście ze stanu smutku i  żałoby za-znaczającego się w postach i umartwieniach, do wielkiej radości z powrotu do życia. Okresem przygotowania do tego radosnego świętą jest Wielki Post ustanowiony w  VI  w. przez papieża Grzegorza Wielkiego. Trwa on czterdzieści dni, związany jest z bogactwem li-turgii i  obrzędów. Poprzez duchowe i  cielesne oczyszczenie ma przygotować on do godnego przeżywania święta. Jest to okres pełen skupie-nia, skłaniający do skruchy i pokuty za popeł-nione grzechy. Towarzyszył mu nastrój powagi, zamierały śmiechy, muzyka, kończyły się zabawy oraz życie towarzyskie. Przestrzegano ograniczeń w  jedzeniu i  piciu, co dawniej nazywano „su-szeniem”. Garnki były specjalnie wyparzane, aby nie pozostał w nich tłuszcz. Podstawowe post-ne posiłki to żur, śledzie, kartofle czy kapusta, używano również oleju lnianego czy konopnego. W kościele odbywają sie wówczas charaktery-styczne dla tego okresu nabożeństwa takie jak Droga Krzyżowa czy Gorzkie Żale, rozpamiętu-jące mękę Chrystusa i żal Matki Boskiej. Jest to również czas dla wiernych na odbycie spowiedzi wielkanocnej.

Okres Wielkiego Postu otwierała Środa Po-pielcowa zwana też Popielcem. Popiól z zeszło-rocznych palm, którym posypywane są głowy wiernych podczas nabożeństwa oraz wypowia-dane przez kapłana słowa „Pamiętaj człowieku, że z prochu powstałeś i w proch się obrócisz” mają przypominać o śmierci.

3 M. Eliade, Mity współczesnego świata, w: Mity, sny i miste-ria, Warszawa 1994.

Surowa wymowa obrzędów kościelnych i po-waga dnia nie przenosiła się jednak na zacho-wanie młodzieży, która oddawała się zabawom takim jak rozbijanie garnków z  popiołem pod nogami przechodniów, czy dokuczanie pannom i kawalerom, których, w ramach społecznej kary za niewypełnienie powinności założenia rodzi-ny, zaprzęgano do ciągnięcia kłody. Tak opisuje ten zwyczaj ks. Władysław Siarkowski: Wstępna środa po wsiach obchodzona. W ten dzień parob-czaki przywiązywali ogromne kloce do nóg dzi-wuchom, następnie wśród okrzyków i śmiechów ciągniono je do karczmy, aby się okupiły przez fundę wódki za to, że jeszcze nie powychodziły za mąż. Gospodarze i gospodynie sprowadzali też do karczmy nowo wyszłe za mąż mężatki tylko bez kloców, aby się, jak powiadano, zaciągnęły do stadła przez sprawienie starym gospodarzom i gospodyniom fundy. Sposób tańczenia na ko-nopie w tych okolicach był odmienny od krakow-skiego. Tutaj (w Dąbrowie, Masłowie, Brzezin-kach) zwykle żony prowadziły mężów swych do karczmy i z nimi na urodę konopi wyskakiwały do góry, gdy zaś w krakowskim same jeno baby podskoki wyprawiają. Dotychczas w kieleckiem zwyczaju tego trzymają się kobiety.4 Tańce ko-biet „na len, na konopie” to rodzaj magicznych praktyk wegetacyjnych mających zapewnić płod-ność i  urodzaj. Wysokie skoki przez ławę czy pień miały zapewnić dobry wzrost roślin. Niekie-dy do tańca przyłączali się mężczyźni skaczący „na owies”. Zabawy te odbywały się w karczmie, przy stołach zastawionych postnym jadłem. O. Kolberg przywołuje zwyczaj topienia bał-wana odbywający się w Wstępną Środę: Jednego z parobków, całego od stóp do głów obwiniętego w grochowiny, prowadzi drugi na powrozie. Rój osób przy odgłosie wrzasków, krzyków i ogólnej radości, towarzyszy temu pochodowi, zdążające-mu ze wsi do pobliskiej rzeki lub stawu; - bał-wana okładają batami, także z grochowin na tę uroczystość sporządzonemu, aby prędzej podą-żał na miejsce swego przeznaczenia, a kiedy już stanie u  kresu pochodu, wtedy biorący udział w  zabawie zdzierają z  niego przybór grocho-wiany i  wrzucają do wody. Z  powrotem cała czereda ciągnie do karczmy na uraczenie się wódką, - i tu parobek ów, co przed chwilą w tej zabawie główną odgrywał rolę, musi zabawiać zgromadzone towarzystwo. Sceny komiczne za-czerpnięte z życia włościan, stanowią przedmiot rozrywki.[...]54 W. Siarkowski, Materiały do etnografii ludu polskiego z oko-lic Kielc, Kielce 2000, s.16.5 O. Kolberg, Dzieła wszystkie. Lud. t.18, Kieleckie cz I, s. 46-47.

Page 8: Świętokrzyskie nr 4. (8)

6 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Ludowe obrzędy i zwyczaje na Kielecczyźnie

na polepę wysypywano piasek. To również czas przygotowywania wielkiej ilości jedzenia. Stara-no się, aby świąteczne porządki zakończone były we wtorek. Z okresem Wielkiego Tygodnia łączą się mi-steria Męki Pańskiej – unikalne widowiska pa-syjne odbywające się w tzw. Kalwariach, w tym najsłynniejszej Kalwarii Zebrzydowskiej. Postaci ewangeliczne odgrywane są przez zakonników czy okolicznych mieszkańców, zwykle w przed-stawieniu uczestniczą tłumy wiernych, którzy mocno przeżywają odgrywane wydarzenia. Na-śladowane od Włochów (pisze Fr. Siarczyński) a szczególniej w Wielkim poście dawane Męki Pańskiej przedstawienia, bardzo jeszcze wielu pobożnych widzów bawiły za czasów Zygmun-ta III. Towarzystwa grających osoby Chrystusów, Judaszów, Kaifaszów, Apostołów, przechodziły z miast do wsiów, i  tam na wystawionych te-atrach popisywały się sztuką swoją, i wyłudzały z widzów pieniądze. Takowe widowiska wypra-wiały mnichy w klasztorach, nauczyciele przez żaków swojich, plebani z organistami swymi przy farach, a wiedząc ile ta popłaca zabawa, miano na Mięsopusty maszkarne komedye, na święta celniejsze dramata i spiewy, na wesela widowi-ska godowe, a na Wielki tydzień o Męce Pań-skiej dyalogi. Ażeby zaś i te bawiły, bo zawsze się więcej śmiać niż płakać lubiono, przeplatały

W  trzecią niedzielę Wielkiego Postu miał miejsce dawny obrzęd niszczenia Marzanny zwa-nej też Moreną, Śmiercią czy Śmiercichą, będący śladem dawnego rytuału ofiarniczego. Marzanna przybierała formę słomianej kukły, odzianej nie-dbale w kobiecy strój. Symbolizowała ona zimę, martwotę i śmierć. Obnoszenie jej po wsi, a na-stępnie rozerwanie, podpalenie i wrzucenie do wody miało zapewnić szybkie nadejście wiosny. Po wszystkim należało szybko powrócić do domu nie oglądając się za siebie i nie przewracając, gdyż to wróżyło śmierć w tym samym roku. Ważnym momentem okresu Wielkiego Po-stu jest również półpoście obchodzone w środę przed niedzielą śródpostną. Był to dzień psot, rozbijano o  ściany domów garnki z  popiołem, zamalowywano pannom okna, wypisywano zło-śliwe wierszyki, hałasowano.

Uroczystości Wielkiego Tygodnia otwiera Niedziela Palmowa obchodzona na pamiątkę wjazdu Jezusa na osiołku do Jerozolimy, kiedy to lud na jego cześć powiewał gałązkami palmowy-mi. Dawniej nazywana była Kwietną lub Wierzb-ną, święcono wówczas palmy robione najczęściej z  gałązek wierzbowych, którym przypisywano szczególne właściwości z związku z niezwykłą witalnością tej rośliny. Po poświęceniu palmy wykorzystywane były w rozmaitych praktykach magicznych – wykonane z nich krzyżyki zatykano w pierwszą zaoraną skibę, aby chronić uprawy przed gradobiciem, zatykana w strzechę strzegła przed piorunami, zaś połknięte bazie chroniły przed bólem gardła. Powszechne było również uderzanie się palmami, poprzez które przekazy-wano sobie ich życiową siłę, witalność i płod-ność. Palmy z wierzbowych gałązek przystrajane były innymi roślinami, takimi jak borówka, barwi-nek czy bukszpan, suszonymi kwiatami lub kwia-tami z bibuły. Palmy przechowywano z szacun-kiem, często zatykano je za obrazy, aby chroniły dom przed nieszczęściami. Dawnym zwyczajem Niedzieli Palmowej było naśladowanie wjazdu Chrystusa do Jerozolimy. Rzeźbiona w drewnie figurka Jezusa siedzącego na osiołku montowana była na wózku i obwożona ze śpiewem. Zwyczaj ten został zakazany w 1780 r. gdyż zbyt często przeradzał się w hałaśliwą zabawę.

Wielki Tydzień to czas wielkiego sprząta-nia w  domu i  całym obejściu. Bielono chału-py, a  także drzewa owocowe. Zakładano nowe papierowe firanki, u pułapu zawieszano pająki, w  świętym kącie ustawiano bibułowe kwiaty, ściany przystrajano kolorowymi wycinankami,

Chata po świątecznych porządkach, fot ze zbiorów MWK

Page 9: Świętokrzyskie nr 4. (8)

7Świętokrzyskie nr 4. (8)

Ludowe obrzędy i zwyczaje na Kielecczyźnie

je wytchnienia wesołe, Inter-media zwane.6 W  Wielką Środę w kościele gaszone są świe-ce na ołtarzu, kapłani ude-rzają mszałami w pulpity na znak zbliżających się obcho-dów Męki Pańskiej. Chłop-cy chodzą po wsi hałasując kołatkami, uderzając kijami w  płoty i  furtki, rzekomo w intencji wygonienia diabła.

Liturgia Wielkiego Czwartku nawiązuje do Ostat-niej Wieczerzy. Ustanowiony został wówczas Najświętszy Sakrament, dlatego w  cza-sie mszy słychać radosny hymn „Gloria”, organy i bicie dzwonów, które zaraz potem zostają zastąpione przez ko-łatki i terkotki gdyż zbliża się czas żałoby. Zwy-kle dzieci biegały z nimi po wsi czyniąc wielki hałas. Na pamiątkę obmycia nóg apostołom przez Chrystusa w kościele odbywa się obrzęd obmycia nóg dwunastu biednym starcom przez dostojników kościelnych. Dawniej w  tym dniu odbywały się postne biesiady, których rodowód sięga przed-chrześcijańskich uczt zadusznych. Nawiązuje do nich również zwyczaj palenia ognisk na granicach wsi czy wzgórzach. Wierzono, iż grzały się przy nich dusze zmarłych przodków. W Wielki Czwar-tek nie wolno było prać kijankami czy młócić cepami, gdyż można w  ten sposób spowodować uderzenie pioruna, albo opady gradu, a człowiek będzie skazany na potępienie.

Wielki Piątek obchodzony w  Kościele jako dzień śmierci Jezusa to czas żałoby i  smutku. Niektórzy postępowali wówczas podobnie jak w  przypadku śmierci któregoś z  domowników – zasłaniano lustra, zatrzymywano zegary, za-kładano ciemne, skromne stroje. Rezygnowano z posiłków lub ograniczano się do kartofli, chle-ba czy śledzia. Wierzono, iż w tym dniu przed świtem woda ma specjalne właściwości oczyszczające i uzdra-wiające. Obmywano się wówczas w  rzekach i strumieniach, aby zabezpieczyć się przed choro-bami, a także wyleczyć przede wszystkim choro-by skóry. Jak podaje K. Moszyński zanurzając się po trzykroć w wodzie wypowiadało się formułę: Wódko, wódeczko! Obmywałaś kamienie, korze-6 Tamże, s. 48.

nie, obmyj i mnie grzeszne stworzenie.7 Ważne było, aby czynności tej nikt nie widział, powraca-jąc do domu nie należało oglądać się za siebie. Jednym ze zwyczajów Wielkiego Piątku sta-ło się okazałe urządzanie w kościołach Grobów Pańskich, które przybierają rozmaite formy, na-wiązują wystrojem do wydarzeń biblijnych czy historii Polski. Przy grobach staje honorowa straż, często przebrana w żołnierskie stroje na-wiązujące do historii, bywają to też strażacy czy harcerze w świątecznym umundurowaniu.

W  Wielki Piątek następuje kulminacja ku-linarnych przygotowań do Wielkanocy, choć w tym dniu istniał silny zakaz pieczenia chleba. Na znak rychłego zakończenia postu młodzież urządzała tzw. pogrzeb żuru z głową śledzia – garnek z żurem zmieszanym z popiołem i śmie-ciami umieszczano na drzewie lub na głowie jednego z uczestników zabawy, a następnie roz-bijano i zakopywano. Powszechnym zwyczajem była obserwacja pogody i wróżenie na jej podstawie np. o przy-szłym urodzaju. Jedno z  powiedzeń na temat Wielkiego Piątku brzmi: „Jak w Wielki Piątek na oknie rosa, to będą dobre na polach prosa.”

Wielka Sobota to dzień święcenia pokarmów. Pierwotnie ksiądz święcił je w  domach, z  cza-sem wykształcił się zwyczaj zanoszenia pokar-mów w  jedno miejsce – do chałupy zamożnego gospodarza, przed dwór, pod krzyż, czy do kościo-7 K. Moszyński, Kultura ludowa Słowian, t. II, cz. I, s. 511.

Potrawy świąteczne, fot. ze zbiorów MWK.

Page 10: Świętokrzyskie nr 4. (8)

8 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Ludowe obrzędy i zwyczaje na Kielecczyźnie

Pisanki, fot. ze zbiorów MWK

ła. Przynoszono całość przygotowanego na święta jadła zapakowanego w kosze, kobiałki, misy czy niecki, przystrojone barwinkiem, przykryte serwe-tami czy obrusami. Z czasem „święcone” przyno-szono w  coraz mniejszych koszyczkach, dziś już tylko z symbolicznymi jajkami, kawałkiem kiełba-sy, kromką chleba, chrzanem, solą, barankiem. Ko-szyczki okryte są serwetką i przystrojone zielenią. W Wielką Sobotę odbywa się również świę-cenie ognia i wody. Ogień od czasów pogańskich wiązany był ze słońcem, a tym samym życiem, wierzono w  jego oczyszczającą moc. Przed ko-ściołami rozpalane były wówczas ogniska przy-gotowywane zwykle z  kolących gałęzi tarniny. Wierni zabierają węgielki z ogniska i wrzucają je do butelki ze święconą wodą. Przedmioty te wykorzystywane są w  różnych praktykach ma-gicznych np: Żeby rolę obsianą ochronić od za-razy, to się bierze tarninę z cmentarzy kościel-nych w Wielką sobotę, kiedy ją kapłan oświęci i z niej zapali ogień; - tę tarninę, zanim przyj-dzie się do domu, potrzeba pozatykać w polu.8

Rankiem pierwszego dnia Świąt Wielkanoc-nych wierni udają sie na mszę rezurekcyjną. Pod-czas rozpoczynającej ją procesji okrążającej ko-ściół trzy razy obserwowano kobiety - tę która niedopełniła ceremoniału uważano za czarownicę. W kościele winszowano sobie doczekania Wielka-nocy, w czasie nabożeństwa strzelano z moździe-rzy, zapalano ogniska koło kościoła. Starano się jak najszybciej powrócić do domu, gdyż wróżyło to szybkie zakończenie żniw. Po powrocie do domu rozpoczynało się uroczy-ste śniadanie, tzw. „święcone” czyli biesiada przy obficie zastawionym stole. Wśród podawanych 8 W. Siarkowski, dz.cyt, s. 78.

potraw znajdowały się jaja, różne rodza-je wędlin i pieczonych mięs, świąteczny żur, sól, chrzan oraz mnóstwo ciast. Ho-norowe miejsce na stole zajmował jeden z  podstawowych chrześcijańskich sym-boli Wielkanocy czyli baranek z  czer-woną chrągiewką oznaczający Chrystusa Zmartwychwstałego, kruszącego okowy śmierci i grobu. Ponadto stół zdobiły sto-sy pisanek, zielone gałązki barwinku czy bukszpanu, „łączki” z rzeżuchy. W wiej-skich izbach spotkać można było różnego rodzaju dekoracje jak wiszący u powały pająk, kolorowe wycinanki czy kwiaty z bibuły. Dawnym zwyczajem śniadanie rozpoczynał gospodarz lub gospodyni dzieląc się ze wszystkimi jajkiem, przy czym składano sobie życzenia.

Jajko, podstawowy atrybut Świąt Wielkanoc-nych, uważane za symbol życia, zdrowia i płod-ności, wykorzystywano w wielu praktykach ob-rzędowych i magicznych. Jaja posiadały ważne miejsce w kulcie zmarłych, uważane były za ich pokarm, składane były na grobach, co praktyko-wane bywa jeszcze przez osoby wyznania pra-wosławnego. Wymienianie pisanek stanowiło wyznanie uczuć, obdarowywano nimi chrześnia-ków, gości, a także chodzących po wykupie. Od wieków istnieje w Polsce zwyczaj zdobienia jajek poprzez ich barwienie lub wykonywanie na nich wzorów za pomocą różnych technik. Kraszanki powstają poprzez zabarwienie jajka na jednoli-ty kolor, pisanki zdobione są techniką batikową poprzez nanoszenie na nie wzorów gorącym wo-skiem, a następnie barwienie. Spotykane są też jajka wyklejane rdzeniem sitowia, włóczką czy kolorowym papierem. Misterne ornamenty wyko-nywać można również techniką rytowniczą.

Drugi dzień Świąt Wielkanocnych nazywany Lanym Poniedziałkiem czy Śmigusem-Dyngusem pełen jest wesołości i rozmaitych żartów. Nazwa dyngus odnosi się do dawnego zwyczaju zbiera-nia datków, które jednocześnie stanowią formę wykupu od oblewania. Śmigus pierwotnie odno-sił się do uderzania gałązką. Zabiegi te, wywo-dzące się z czasów przedchrześcijańskich, miały charakter magiczny, ich celem było zapewnie-nie zdrowia, płodności i sił witalnych, a także sprowadzenie deszczu i  zapewnienie urodzaju. Na wsi w oblewaniu nie było umiaru, używa-no do niego wszelkich naczyń, w których można było nosić wodę, a niekiedy w całości wrzucano dziewczęta do wody czy też trzymano je pod stud-

Page 11: Świętokrzyskie nr 4. (8)

9Świętokrzyskie nr 4. (8)

Ludowe obrzędy i zwyczaje na Kielecczyźnie

chodzić po śmiguście i należeć do or-szaku procesyonalnego, musi się wkupić t.j. Innym gospodarzom sprawić fundę. Nadmieniony obchód odbywa się jako ochrona od zarazy pól.9 Istniał również zwyczaj wynoszenia w tym dniu resztek pozostałych ze „święconego” w miejsca gdzie ryją krety, co miało na celu po-zbycie sie tych szkodników. We Wtorek Wielkanocny odbywa-ła się uroczystość Gaika zwanego też Maikiem czy Nowym Latkiem. Była to zielona gałązka lub drzewko choiny, które przystrojone było wstążkami czy kwiatami z bibuły. Gaik obnoszony był przez dziewczęta po całej wsi, towarzy-szyło temu śpiewanie pieśni. Miał on wywołać szybkie nadejście wiosny.

Wielkanoc to święto, w  którym zaznacza się radość istnienia pobudzana przez odradza-jącą się z zimowej martwoty przyrodę. Polskie tradycyjne obchody wielkanocne przepojone są elementami wiosennego święta ludowego. Towa-rzyszą im liczne zabawy i psoty, przy wesołym biesiadowaniu ma miejsce szereg zwyczajów towarzyskich i zalotnych. Podczas Świąt Wiel-kanocnych następowała obrzędowa kulminacja. Zaczynał rysować się początek rekreowanego z chaosu, nieustannie odradzającego się życia, wyrażanego poprzez symbole i  żywioły, któ-rym przypisywano działanie oczyszczające. Do najważniejszych atrybutów Wielkanocy należą: zielona gałąź w  postaci palm wielkanocnych, wierzbowych witek czy gaika, symbolizująca siły witalne i pomyślną wegetację, jajko uwa-żane za praźródło wszelkiego istnienia, symbol płodności i wreszcie życiodajna, zapładniająca, oczyszczająca woda, nieodzowna w wiosennych obrzędach wegetacyjnych i płodnościowych.

Bibliografia:

Dowlaszewicz W., Wielkanoc w tradycji polskiej, Płock 1996.Kolberg O., Dzieła wszystkie, t. 18,19 Kieleckie, Wrocław – Poznań 1963.Mielicka H., Kultura obyczajowa mieszkańców wsi kieleckiej XIX i XX wieku, Kielce 1995.Moszyński K., Kultura ludowa Słowian, cz. II Kultura duchowa, Kraków 1934.Ogrodowska B., Radujcie się weselcie. O  polskich zwyczajach i obrzędach wielkanocnych, Warszawa 2001Ogrodowska B., Górska-Siwiec J., Wielkanoc w  radomskiem, Radom 2002.Siarkowski W., Materiały do etnografii ludu polskiego z  okolic Kielc, Kielce 2000.Siarkowski W., Materiały do etnografii ludu polskiego z  okolic Pinczowa, Kielce 2000.Zadrożyńska A., Powtarzać czas początku, Warszawa 1985.

9 W. Siarkowski, dz.cyt, s. 65.

nią. Miało to formę zalotów, całkowite przemocze-nie świadczyło o dużym powodzeniu panny. Chodzący „po dyngusie” obchodzili domy śpie-wając pieśni i składając życzenia, formę trady-cyjnej zapłaty stanowił poczęstunek i zdobione jajka. Chodzono z kurkiem dyngusowym, dawniej z żywym kogutem, który symbolizował płodność i siły witalne, potem zastąpionym przez sztucz-nego, zrobionego z ciasta czy gliny, umieszczo-nego w przyzdobionym wózku. Niekiedy kawa-lerowie chodzili ze skrzynką na kółkach na której umocowany był baranek i piła do cięcia drewna. Baranek przybrany był gałęziami sosny i buksz-panem, a na szyi miał zawieszone dzwoneczki. Innym zwyczajem tego dnia było obchodzenie i święcenie pól, które miało na celu zapewnienie urodzaju. Gospodarze o  świcie udawali się na pole, zatykali w skiby krzyżyki zrobione z po-święconych palm, odmawiali modlitwy o  po-myślność plonów, a następnie rozpalali ognisko i  smażyli jajecznicę lub spożywali przyniesio-ne produkty ze „święconego”. Jak pisze ks W. Siarkowski: W  tych wsiach koło Kielc, gdzie w Wielki piątek nie zakładają krzyżyków po po-lach, istnieje zwyczaj, iż w poniedziałek Wielka-nocny sami gospodarze wychodzą ze wsi przed wschodem słońca z procesyją i obchodzą pola, śpiewając pieśni pobożne. Na czele procesyi postępuje dwóch gospodarzy, zwykle starszych wiekiem; pierwszy niesie passyją Pana Jezusa, ustrojoną w  kwiaty sztuczne i  różnokolorowe wstęgi, drugi kropi pola święconą wodą. Bio-rący udział w tej processyi nazywają się śmi-guściarze, ponieważ po odbytym po polach ob-chodzie, któren starają się równo ze wschodem słońca ukończyć, gromadnie chodzą z  chałupy do chałupy po śmiguście. Kto z gospodarzy chce

Dyngus. fot. ze zbiorów MWK

Page 12: Świętokrzyskie nr 4. (8)

10 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Powstanie 1863

Jerzy Osiecki

W historyczno - patriotycznej tradycji Polaków stale przewija się odwieczny dylemat: bić się, czy się nie bić. Ten nieustający motyw patriotyczne-go „musu” przewija się od dwustu lat w polskich domach. Tak było przed kolejnymi powstaniami narodowymi, przed I wojną i przed Powstaniem Warszawskim. W jakimś sensie zaistniał on także w 1980 roku.

Dla ludzi, którzy w 1863 r. poszli do Powsta-nia, nie było dylematu. Przypomnijmy tu sło-wa, jakie wypowiada Romuald Traugutt do żony w  Kompleksie polskim Tadeusza Konwickiego: nie wiem, czy był sens, był mus. Tak, dla nich, szykujących się do Powstania, był to mus, miesz-czący się w kategorii pojęć moralnych, owych nie poddających się wartościowaniu imponderabiliów. Dla nich słowa: Bóg, honor, Ojczyzna wypełniały się konkretną treścią. Poszli walczyć, choć dzisiaj wiemy, że miał to być trud pozbawiony jakichkol-wiek szans.

Nie musimy jednak oceniać ich decyzji jako w samym założeniu straceńczych. Mieli przecież prawo żywić nadzieję, że do walki stanie duża część narodu, że uwikłana w  rozliczne proble-my militarne Rosja okaże się słaba (te nadzie-je nie były pozbawione racji), że wreszcie poza granicami znajdą się sojusznicy, którzy pomogą. Dzisiaj wiemy, jak złudne to były nadzieje i jak okrutny okazał się los Polski i Polaków po klęsce Powstania.

Dwa lata

Wybuch Powstania poprzedził czas licznych demonstracji patriotycznych na terenie Królestwa w latach 1861 – 1862. Pierwsze jednak oznaki akty-wizacji patriotycznej wystąpiły tuż po śmierci cara Mikołaja I w maju 1855 r., a następnie, po odwoła-niu ze stanowiska, śmiertelnie chorego namiestnika Iwana Paskiewicza. Zniesienie rok później stanu wojennego na terenie kraju pozwoliło na zelżenie cenzury oraz powołanie szeregu ważnych dla życia umysłowego i gospodarczego instytucji (namiastka uniwersytetu, Towarzystwo Rolnicze). Do kraju po-wracali z zesłania sybiracy. Inteligencja Królestwa zaczęła budzić się politycznie. W 1857 r. w peters-burskiej Akademii Sztabu Generalnego zawiązał się polsko - rosyjski spisek z udziałem Jarosława Dą-browskiego i  Zygmunta Sierakowskiego. Agitację w Królestwie rozwijał Ludwik Mierosławski, kieru-jący we Francji Kołem Paryskim. Środowiska nie-podległościowe podzieliły się na „białych” i „czer-wonych”. To ostatnie parło do rychłego powstania. „Biali” oraz grupa skupiona wokół Edwarda Jurgen-sa starali się hamować powstańcze zapędy.

W  latach 1861 - 1862 na terenie całego kraju miały miejsce liczne demonstracje patriotyczne, do których okazją były rocznice ważnych wydarzeń hi-storycznych. W lutym roku 1861 do manifestujących w Warszawie wojsko otworzyło ogień. W kwietniu z kolei wobec rozwiązania, na wniosek margrabie-go Zygmunta Wielopolskiego - dyrektora Komisji Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, To-warzystwa Rolniczego, na Placu Zamkowym doszło do masakry demonstrujących. Od kul zginęło blisko sto osób. Fala protestu i buntu rozlała się po całym kraju. Rozruchy miały miejsce w Kaliszu, Lublinie, Rado-miu, Puławach, Żytomierzu. W Radomiu w Wielki Czwartek, 28 kwietnia, liczny tłum młodzieży zorganizował „kocią muzykę” pod oknami znienawidzonych w mieście urzędni-ków, w  tym komendanta żandarmerii Wiernikow-skiego oraz naczelnika powiatu - Skirskiego, któ-remu przed laty zarzucano udział w  schwytaniu księdza Piotra Ściegiennego.

Page 13: Świętokrzyskie nr 4. (8)

11Świętokrzyskie nr 4. (8)

Powstanie 1863

Komitet bezpieczeństwa miasta kielc i okolicy

Ciężka zniewaga, jaka na dniu 4 kwietnia b. r.spotkała tu kapłana, jadącego z  Najświętszym Sakramentem, niepokojące wieści po okolicznych i  oddalonych nawet włościach, a  zapowiadające burzę krajowi, dojmujące wreszcie zaczepki w sa-mem mieście słyszane, do głębi zraniły najtkliwsze uczucia wiary tutejszych mieszkańców i w umy-słach powszechną obudziły trwogę. Spokojność stała się niepewną, poręczenie bezpieczeństwa okazało się koniecznem. Z tych powodów, za ze-zwoleniem władzy, zawiązano Komitet bezpieczeń-stwa, przez obywateli obrany, w  skład którego wchodzić ma także po kilku włościan z przyległych wiosek. Celem Komitetu jest uspokoić wzburzenie umysłów, strzedz bezpieczeństwa, śledzić zaczep-ki i  podszepty, wstrzymać niewłaściwe objawy niezadowolenia, na wypadek zażaleń skłaniać do przebaczenia i chrześcijańską serca wiązać miło-ścią. Zadanie takie, jak ze strony naszej wymaga szczerej i ciągłej działalności, tak znowu ze strony mieszkańców konieczną jest powolność, zaufanie w  Komitecie, cierpliwość i  spokój. Delegowa-ni przez Komitet pełnić będą dniem i nocą straż na ulicach miasta, opatrzeni na kapeluszach kartą z napisem: „służba obywatelska”. Służbie tej nale-ży się poszanowanie i posłuszeństwo wszelkie. Obywatele i mieszkańcy miasta! Okazaliście już podziwu godne usposobienie naówczas, gdy po zadraśnięciu najdroższych uczuć waszych poprze-staliście na modłach w  świątyni, a w porządku i  milczeniu do domów wróciliście waszych. Nie odmienicie pewnie postępowania swego, zwłasz-cza, iż świeżo nadane krajowi ustawy każą się spo-dziewać coraz pomyślniejszych odmian, zaręczenia pokoju i  bezpieczeństwa w  sposób odpowiedni życzeniom i  potrzebom ogółu. Pojmujecie dobrze wspólny nasz obowiązek unikania drażliwych obja-wów, zachowania się w poważnej cichości, zacno-ści uczuć i bratniej jedności. Prosim was o to, my bracia wasi, w imię śtej wiary naszej, w imię śtej miłości ojczystej ziemi i kraj cały pragnie pokoju i  bezpieczeństwa. Miejmy nadzieję w  Bogu, On prawicą swoją złe skutki rozsiewanych wieści po-wstrzyma. Wspólnie błagaliśmy Go o to, błagajmy i dalej. Bóg wysłucha prośby wiernych Swoich. W  Kielcach d. 8 kwietnia 1861 r. (podpisy) Michał Tański, Smoleński, ks. Ćwikliński, Ludwik Krzyszkowski, ks. Domagalski, Ant. Maicki, A. Bro-nikowski, Jan Henigman, ks. Rydzyński, Formiński, Igelberg, Perkowski, K. Holewiński, P. Jakubowski, Antoni Szwarc, Kajetan Hołdakowski.(tekst cytowany za: W. Przyborowski, Historya dwóch lat, 1861–1862, Kraków, 1893, t. 2.)

W Kielcach przyczyną dramatycznych wyda-rzeń stał się przypadkowy incydent. 4 kwietnia 1861 r. na drodze wiodącej do Czarnowa, miej-scowy ksiądz Józef Zajdler, jadący z Komunią do chorego przez nieostrożność woźnicy naje-chał na dwóch Moskali - pisarzy wojskowych, nie czyniąc im żadnej szkody. Jeden z nich roz-gniewany rzucił w  kierunku kapłana butelką z atramentem. Choć rzut był chybiony i nic się nikomu nie stało, incydent stał się pretekstem do wystąpień. Rozpoczęła się akcja ulotkowa i pla-katowa. Pojawiły się informacje o „zbeszczesz-czeniu świętości przez żołdaków”. Przed wika-riatem zgromadził się duży tłum. W kolegiacie odprawiono uroczyste nabożeństwo ekspiacyjne, po którym zebrani udali się do magistratu, by utworzyć tu „komitet bezpieczeństwa”. Na jego czele stanął naczelnik powiatu Michał Tański. Stosowny raport przesłany został do namiest-nika Królestwa oraz do prezesa Towarzystwa Rolniczego hr. Andrzeja Zamojskiego. Nazajutrz, w piątek, dnia 5 kwietnia, komitet wydrukował odezwę do mieszkańców miasta:

Margrabia Wielopolski, fot. ze zb. J Lesiaka

Page 14: Świętokrzyskie nr 4. (8)

12 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Powstanie 1863

Miejsce zajścia kielczanie upamiętnili w 1863 r., wystawiając z  piaskowca krzyż zawierający in-skrypcję: „Bogu wszechmogącemu na chwałę”, któ-ry stał w pobliżu późniejszego kina „Romantica” do początku lat siedemdziesiątych XX w.

Z  przytoczonego dokumentu wynika, że Ko-mitet bezpieczeństwa miasta Kielc był ciałem prawomyślnym, zaś sama odezwa nie zawierała akcentów jawnie antyrosyjskich. Było to raczej wystąpienie w obronie wiary katolickiej. Tak, czy inaczej, wydarzenie miało wyraźnie charakter de-monstracji patriotycznej. Natomiast zdecydowanie polityczny wyraz przybrały wystąpienia w  kie-leckich szkołach. Wydarzenia doprowadziły do relegowania trzech uczniów Wyższej Szkoły Realnej.

Dnia 4 lipca liczący oko-ło 500 osób tłum wybił szy-by w mieszkaniu inspektora szkolnego Antoniego Formiń-skiego oraz jednego z  księ-ży, osób znanych w Kielcach z  antypatriotycznych poglą-dów. W  sierpniu w  roczni-cę unii polsko - litewskiej po mszach na Karczówce i  w  kolegiacie kieleckiej, usypano przed świątyniami pamiątkowe kopce. Po licznych demon-stracjach w  różnych punk-tach kraju, 13 paździer-nika namiestnik hr. Karol Lambert wprowadził po-nownie stan wojenny na te-renie Królestwa. Demon-

Pomnik poświęcony wydarzeniom kieleckim z 1861 r. Obecnie na cmentarzu na Piaskach w Kielcach, fot. J. Osiecki

stracje przeniosły się do kościołów, z  których wiele zostało sprofanowanych przez wojsko. W odpowiedzi władze kościelne zamykały świąty-nie. Robiło się coraz goręcej, a „czerwoni” zaczęli gromadzić broń i organizować siatkę spiskową.

Rok 1862 przyniósł zaostrzenie się sytuacji. W odwecie za nasilające się represje „czerwoni” zorganizowali szereg zamachów, w  tym na no-wego namiestnika, carskiego brata, W. Ks. Kon-stantego Mikołajewicza oraz nominowanego na naczelnika rządu cywilnego – A. Wielopolskie-go. Postępująca radykalizacja obozu powstań-czego z jednej strony oraz nasilanie się represji ze strony władz, jak i nieustające powiększanie kontyngentu wojsk stacjonujących w Królestwie, zapowiadały rychły wybuch powstania zbrojnego. Tymczasem brakowało przywódcy. Aresztowany został Jarosław Dąbrowski, a Ludwik Mierosław-ski uwikłany był w konflikty z Komitetem Cen-tralnym „czerwonych”.

Dnia 14 września 1862 r. w czasie tradycyjne-go odpustu na Świętym Krzyżu odbyła się, dzisiaj już historyczna manifestacja z udziałem biskupów i wielotysięcznego tłumu wiernych. Patriotyczne kazanie wygłosił ks. Ignacy Zakrzewski z Opa-towa, a  zgromadzeni zaintonowali „Boże, coś Polskę”. Półtora miesiąca później, 29 październi-ka, zjazd duchowieństwa diecezji sandomierskiej uznał Komitet Centralny „czerwonych” za najwyż-szą władzę narodową.

Gimnazjum Męskie w Kielcach, fot, ze zbiorów WBP

Page 15: Świętokrzyskie nr 4. (8)

13Świętokrzyskie nr 4. (8)

Powstanie 1863

Przypomnijmy, że nasz region administracyj-nie stanowił gubernię radomską, podzieloną na 8 powiatów. W tworzących się strukturach powstań-czych nawiązano do starego podziału na dwie jednostki: województwo sandomierskie z  siedzi-bą w Radomiu oraz województwo krakowskie ze stolicą w  Kielcach. Obszar 24 tysięcy km. kw., zamieszkały przez 1 milion mieszkańców w jednej trzeciej pokryty był lasami. Na terenie guberni stacjonowało około 12  000 wojska rosyjskiego (były to głównie jednostki 7 Dywizji piechoty gen. Aleksandra Uszakowa). W okresie Powstania jego liczebność wzrosła do około 18 000.

Z początkiem listopada 1862 r. gotowa była powstańcza struktura wojskowo – cywilna ziem polskich. Powołano prowincjonalne komitety

„czerwonych” oraz naczelników cywilnych w mia-stach i powiatach. W styczniu 1863 r. naczelni-kiem wojskowym województwa sandomierskiego został Marian Langiewicz, który w ogóle nie znał naszego regionu. Dowództwo oddziałów w  wo-jewództwie krakowskim powierzono z  kolei nie mającemu większego doświadczenia wojskowego Apolinaremu Kurowskiemu, dzierżawcy majątku Tyniec pod Jędrzejowem. Zarządzona przez Wie-lopolskiego branka do wojska w  nocy z  22 na 23 stycznia zmusiła organizatorów Powstania do działań szybkich i  chaotycznych. Insurekcja za-czynała się pod złą gwiazdą.

Marian Langiewicz, fot. ze zb. J. Lesiaka

I poszli chłopcy…

I poszli chłopcy w bój bez broni,Obok Orła znak Pogoni,Poszli nasi w bój bez broni….Niechaj Polska zna,Jakich synów ma (Wincenty Pol, 1863)

Powstanie narodowe 1863 roku objęło obszar Królestwa Polskiego oraz tak zwane ziemie za-brane: Litwę, Białoruś i  część Ukrainy. Trwało do jesieni roku następnego, natomiast w regionie świętokrzyskim do wiosny 1864 r.

Na ziemi kielecko-radomskiej możemy wyróż-nić trzy fazy aktywności partyzanckiej.

Okres pierwszy - od stycznia do marca 1863 r., związany był głównie z działalnością zgrupowań Mariana Langiewicza oraz Apolinarego Kurow-skiego. W styczniu powstańcy zaatakowali trzy miejscowości: Szydłowiec, Jedlnię i Bodzentyn. Atakiem na Szydłowiec dowodził Marian Lan-giewicz. Bój toczył się ze zmiennym dla ataku-jących szczęściem. Po godzinnej nocnej walce opanowali oni miasteczko, wkrótce jednak nie zaprawiony w walce oddział uległ rozprzężeniu i zmuszony został do wycofania się. Na miejsce koncentracji wszystkich sił województwa Langie-wicz wyznaczył Wąchock. Tam też pośpieszył. W  Wąchocku zgrupowanie liczyło około 1000 ludzi, z których sformowano 3 bataliony.

Oddział Apolinarego Kurowskiego oka-zał się słabo przygotowany do działań zbroj-nych. Jednak w  końcu stycznia zdołał on opanować Olkusz, a  następnie założyć obóz w Ojcowie. Z pobliskiej Galicji napłynęło wielu nowych ochotników. Dużym wzmocnieniem dla Kurowskiego okazał się oddział żuawów pod komendą Francuza Rochebruna. 17 lutego po-wstańcy chaotycznie zaatakowali Miechów, który opuścili z dużymi stratami (ok. 200 zabitych, ty-luż rannych).

Tymczasem Rosjanie znacznie wzmoc-nili siły swoich garnizonów w  Radomiu, Kielcach, Końskich i  Miechowie. Langie-wicz opuścił Wąchock, który Rosjanie spalili i  skierował się do Nowej Słupi, stoczyw-szy po drodze potyczki pod Suchedniowem, na Baranowskiej Górze oraz pod Parszowem. Interesującym epizodem Powstania były star-cia w  rejonie Świętego Krzyża, kulminacja

Page 16: Świętokrzyskie nr 4. (8)

14 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Powstanie 1863

których przypadła na 11-12 lutego. Przeważa-jące siły płk. Czengierego zmusiły Langiewi-cza do odwrotu i  marszu w  kierunku Staszo-wa. Dnia 17 lutego doszło w mieście do starcia z oddziałem kozaków, dragonów oraz dwóch rot piechoty. Nasz region w  tym czasie stał się głównym terenem działań powstańczych, a liczebność oddziałów rosła dzięki napływowi ochotników lub niedobitków z różnych stron. Dnia 10 lutego u Langiewicza zameldował się Antoni Jeziorański z oddziałem z powiatu sieradzkiego.

24 lutego doszło do krwawej bitwy pod Ma-łogoszczem. Siły polskie prowadzone przez Ma-riana Langiewicza, Antoniego Jeziorańskiego i Dionizego Czachowskiego starły się z przewa-żającymi, nieporównanie lepiej uzbrojonymi siła-mi rosyjskimi pod komendą płk. Czengierego. Po kilkugodzinnym boju Rosjanie zmusili powstań-ców do odwrotu. Odwrót z okrążenia prowadził przez Łososinę, nazwaną później Wierną Rzeką. Dnia 2 marca korpus Langiewicza znalazł się w rejonie Pieskowej Skały. Po zwycięskiej po-tyczce w malowniczej dolinie Prądnika, oddział przemieścił się do Goszczy, gdzie dnia 9 mar-ca Langiewicz przyjął od emisariuszy „białych”

godność dyktatora, a  następnie zakwaterował w rejonie Słomnik.

16 marca powstańcy otoczeni przez Rosjan pod Chrobrzem, wydostali się z okrążenia i 18 marca grupa Langiewicza znalazła się w  rejonie Gro-chowisk Tu doszło do decydującej bitwy. Rosjanie atakowali ze wszystkich stron, siły były nierówne. Pomimo to, dzięki bohaterskiemu zachowaniu ko-synierów z partii Dionizego Czachowskiego oraz żuawów śmierci Rochebruna, bitwa nie została rozstrzygnięta, a  obydwie strony wycofały się. U  części powstańców odwrót przyjmował chwi-lami formę bezładnej ucieczki. Na przejściu gra-nicznym w Ujściu Langiewicz przekroczył Wisłę i został aresztowany przez Austriaków. Fakt ten kończy umowny pierwszy okres działań powstań-czych na ziemi kielecko - radomskiej. Tymczasem Dionizy Czachowski nie zrezygno-wał z walki i podjął marsz ku Puszczy Kozienic-kiej. Po drodze przyłączały się do niego mniejsze partie powstańcze i oddział urósł do liczebności około półtora tysiąca ludzi. We wsi Czerwona Czachowski od emisariusza Rządu Narodowego odebrał nominację na pułkownika oraz wojsko-wego naczelnika województwa sandomierskiego.

Przekazanie sztandarów, drzeworyt ze zb,. T. Kalety

Page 17: Świętokrzyskie nr 4. (8)

15Świętokrzyskie nr 4. (8)

Powstanie 1863

Dalszy jego szlak prowadził przez Skarżysko Kościelne, uroczysko „Piekło” pod Niekłaniem, Wólkę Kłucką, Mniów, Bliżyn, Suchedniów, Mi-chałów, Zwoleń, Lipsko do Solca. Cały ten czas do 2 maja – w walce. W następnych dniach – tak samo, stale ścigany przez Rosjan. Zaatakowany pod Radzanowem przez dwukrotnie liczniejsze siły nieprzyjaciela, wycofał swój oddział ze stra-tami, lecz bez paniki. Nadal kluczył i wymykał się w marszu między Brodami i Starachowica-mi a  Nowym Miastem nad Pilicą. W  czerw-cu pojawiał się w Oblęgorku, Ćmińsku, Bobrzy i Zagnańsku wciąż tropiony przez Moskali, lecz nie dający się zniszczyć. Inne partie, które do-łączały się po drodze do Czachowskiego i  od niego odchodziły, ulegały rozsypce, a on wciąż trwał. 11 czerwca nastąpił jednak kres oddziału, sam zaś pułkownik Czachowski przedostał się do Galicji. Ważną powstańcza kartę w  tym czasie za-pisał Zygmunt Chmieleński. Pochodził z Galicji, a  walkę zaczynał w  Olkuskiem. Stoczył dra-

matyczne boje pod Janowem, Szczekoci-nami i Przedborzem. W sierpniu 1863  r. awansowany został na pułkownika oraz naczelnika wojskowego. Po ciężkiej i dra-matycznej bitwie pod Mełchowem, podzielił oddział, a sam wyjechał do Galicji. Wrócił wkrótce na Ziemię Świętokrzyską i znalazł po bitwie pod Bodzechowem śmierć, roz-strzelany w Radomiu.

Na przekroczeniu przez Czachowskiego i Chmieleńskiego granicy galicyjskiej koń-czy się drugi okres Powstania w naszym regionie. Oczywiście w omawianym czasie walczyły inne, mniejsze grupy powstańcze, jak na przykład oddział Władysława Emi-nowicza, Jana Rudowskiego, Bogdana Boń-czy, lecz miały one mniejsze znaczenie.

Okres trzeci Powstania na ziemi kielecko - radomskiej wiąże się głównie z działal-nością naczelnika sił zbrojnych województw radomskiego i sandomierskiego, gen. Józefa Hauke-Bosaka. Hrabia, absolwent Korpusu Kadetów, Korpusu Paziówi Wyższej Akade-mii Wojskowej, powinowaty cara Aleksan-dra II. Ojciec był generałem w wojsku rosyj-skim, stryj – generałem napoleońskim. Sam przypomniał sobie o  polskich korzeniach po krajowych wydarzeniach lat 1861 - 1862. Zażądał rocznego urlopu z armii carskiej (!) i  przybył do kraju przodków. Powstańczą działalność rozpoczął 23 października 1863

r. Jako jedyny polski generał walczył w Powsta-niu do kwietnia 1864 r. Dnia 29  października 1863 r. wraz z inną powstańcza legendą Karolem Kalitą - Rębajłą stoczył nieszczęśliwy bój pod Jeziorkiem nieopodal Świętego Krzyża. Wkrótce oddział rozrósł się znacznie, został dozbrojony, co pozwoliło dokonać zuchwałego ataku na Opa-tów. Pięknie spisała się powstańcza piechota pod Ociesękami, wsparta przez oddział J. Rudowskie-go. Kolejny jednak bój zakończył się klęską; do niewoli dostał się, a następnie został stracony Z. Chmieleński. W grudniu 1863 r. powstańczy dyktator Romuald Traugutt ustanowił II Korpus z J. Hauke - Bosakiem na czele. Jednostka w lu-tym 1864 r. przekroczyła stan 5000 żołnierzy. Powstanie chyliło się już jednak ku upadkowi. Pod nieobecność dowódcy Korpusu, nie udał się atak na Opatów. Do niewoli rosyjskiej dostał się legendarny dowódca dywizji krakowskiej Ludwik Topór - Zwierzdowski (został stracony), a Apoli-nary Kurowski, kierujący akcją, po dużych stra-tach korpusu, zarządził odwrót. Generał Hauke-

Płk. Dionizy Czachowski, fot. ze zb. J. Lesiaka

Page 18: Świętokrzyskie nr 4. (8)

16 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Powstanie 1863

Niech tyle wskóra twoje biedne męstwo,Że z takich setek i z setek tysięcyKlęsk bezimiennych – Jej wielkie zwycięstwoPowstanie kiedyś. Nie potrzeba więcej.W godzinie śmierci i w obliczu trumny,To dość – by wnuk twój mógł być z ciebie dumny.

(Marian Hemar)

Ważniejsza literatura:

- Białynia-Chołodeck J., Księga pamiątkowa opracowana stara-niem Komitetu Obywatelskiego w  czterdziestą rocznicę powsta-nia…, Lwów, 1904, - Caban W., Z  dziejów powstania styczniowego w  rejonie Gór Świętokrzyskich, Warszawa – Kraków, 1989,- Grabiec J., Rok 1863, Poznań, 1929,- JanowskiJ., K., Pamiętniki o powstaniu styczniowym, t. 1 – 3, Lwów 1923,- Koterski S., Opatów w latach 1861 – 1864, Opatów, 1935,- Kalembka S. (red.), Powstanie styczniowe 1863 – 1864, Warszawa, 1990,- Kalita – Rębajło K., Ze wspomnień krwawych walk, Lwów, 1913,- Kieniewicz S., Powstanie styczniowe, Warszawa, 1983,- Kowalczyk J., Massalski A.., Wągrowski T., W hołdzie przeszło-ści. Województwo Świętokrzyskie, 2003,- W czterdziestą rocznicą Powstania Styczniowego (pr. zb.) 1863 – 1903.

-Bosak nie był w  stanie powstrzymać procesu wygasania powstańczej aktywności. Jeszcze tyl-ko pojedyncze oddziały próbowały tę aktywność reanimować (walki pod Bliżynem i Krasocinem), lecz to już był koniec. Z  19 na 20  kwietnia Hauke–Bosak opuścił ziemię świętokrzyską i  udał się na emigrację do Francji. W  czasie wojny francusko - pruskiej dowodził I brygadą w Armii Wogezów Józefa Garibaldiego. Dnia 21 stycznia padł na polu walki pod Dijon, prowa-dząc swoich żołnierzy do ataku. Miał w tym mo-mencie 37 lat.

Powstanie skończyło się klęską. Duża część działań miała miejsce na ziemi świętokrzyskiej - około 200 bitew spośród 950 wszystkich starć na ziemiach polskich. Bilans był przygnębiający. Kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy padło w walkach, tysiąc Polaków zostało straconych, 38 tysięcy zesłano, 10 tysięcy musiało opuścić kraj i udać się na emigrację. Zlikwidowano wiele instytucji i  szkół. Liczne miasta utraciły prawa miejskie, Królestwo - autonomię i swoją nazwę. Rozpoczął się straszliwy okres bezwzględnej rusyfikacji. Za-grożony został byt narodowy Polaków.

Gen J. Hauke-Bosak, fot ze zb. J lesiaka

Kobieta w stroju żałobnym, fot. ze zb. J. Lesiaka

Page 19: Świętokrzyskie nr 4. (8)

17Świętokrzyskie nr 4. (8)

Bitwa pod Grochowiskami 18 marca 1863 roku

Robert Osiński

148 lat temu, w pochmurny, marcowy dzień, w  pobliżu folwarku Grochowiska rozegrała się jedna z ważniejszych bitew powstania stycznio-wego. Bitwa, stoczona wśród rozległego kom-pleksu leśnego, składała się z  szeregu odręb-nych epizodów, dość luźno związanych ze sobą i, jak na to wskazują zachowane relacje pamięt-nikarskie, nawet dla jej uczestników nie do końca była zrozumiała. Celem niniejszego opracowania jest przede wszystkim przedstawienie przebiegu bitwy, bowiem jej skutki, bardzo poważne, są po-wszechnie znane z wielu opracowań o charakte-rze historyczno - publicystycznym. W celu nale-żytego zrozumienia bitwy niezbędne jest jednak krótkie naświetlenie okoliczności, które do niej doprowadziły.

11 marca 1863 roku w  obozie w  Goszczy gen. Marian Langiewicz ogłosił się dyktatorem powstania. Następstwa tego faktu były bardzo poważne. Już wkrótce okazało się, że Rosjanie, postanowili ostatecznie rozprawić się z  dykta-torem. Znaczne siły rosyjskie rozpoczęły kon-

centryczny marsz w celu likwidacji zgrupowania Langiewicza. W nocy z 12 na 13 marca 1863 roku zaatakowane zostały czaty obozu powstańczego w  Sosnówce. Langiewicz zręcznym manewrem wymknął się obławie i postanowił maszerować w  Góry Świętokrzyskie, gdzie były zdecydo-wanie korzystniejsze warunki do prowadzenia działań partyzanckich. W czasie marszu często dochodziło do utarczek z podjazdami rosyjskimi, jak np. 15 marca pod Giebułtowem. 16  marca wyruszył Langiewicz z  Zaryszyna, zamierzając dotrzeć na nocleg do Zaworzy koło Chrobrza. Marsz po rozmiękłych, błotnistych drogach był bardzo ciężki. Po zapadnięciu zmroku do celu było jeszcze kilkanaście kilometrów, a  wojsko było już bardzo zmęczone. Wówczas Langiewicz, za namową chłopów - przewodników, postanowił zatrzymać się na nocleg w najbliższej miejsco-wości, to jest w Chrobrzu. Około 2200 zmęczeni powstańcy dotarli do Chrobrza. Sztab rozlokował się w pałacu margrabiego Aleksandra Wielopol-skiego, oddział żuawów śmierci płk. Franciszka Rochebrune`a w piwnicach i oficynach, a po-szczególne oddziały zajęły kwatery we wsi.

W  trakcie marszu wojsk powstańczych do Chrobrza dołączył do nich mały, liczący kilkuna-stu jeźdźców oddział, w którym był m. in. dr Ju-lian Łukaszewski - działacz demokratyczny z Po-znania. Przywiózł on listy dla dyktatora, w tym pismo od Michała Bakunina, zawierające propo-zycję utworzenia przy oddziale Langiewicza le-gionu ochotników rosyjskich. Langiewicz do późna w nocy konferował z Łukaszewskim o sprawach powstania. Przedmiotem rozmowy były m. in. ku-lisy polityczne ustanowienia dyktatury.

17 marca rano dano żołnierzom nieco wolne-go czasu. Kilkunastu powstańców, otrzymawszy przepustki, pojechało odwiedzić swoje rodziny w  Pińczowie. Część żołnierzy, wbrew surowe-mu zakazowi Langiewicza, poczynała sobie dość swobodnie. Uczestnik wydarzeń - Aleksander Zdanowicz - tak zanotował pobyt w Chrobrzu: ...Wiara porozpalała ogniska i piekła na patykach kury, gęsi, indyki, ćwiartki wołowiny lub baraniny

Pocztówka ze zb. R. Osińskiego

Page 20: Świętokrzyskie nr 4. (8)

18 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Bitwa pod Grochowiskami – 18 marca 1863 roku

W tym czasie w Pińczowie były już wojska rosyjskie, pod dowództwem płk. Ksawerego Czen-gierego (oficer rosyjski, Węgier z pochodzenia). W okolicach Pińczowa Rosjanie pochwycili kilku konnych powstańców, którzy przebywali w odwie-dzinach u swoich rodzin. Ich zeznania upewniły Czengierego, że Langiewicz obozuje w Chrobrzu. Chcąc wprowadzić dyktatora w błąd, Czengiery przeszedł pod Pińczowem na prawy brzeg Nidy, dotarł do Skrzypiowa (ok.1,5 km), a następnie za-wrócił na lewy brzeg Nidy. Prawą stroną Nidy zbliżały się bowiem kolumny mjr. Bentkowskiego - Polaka w służbie carskiej (nie mylić z szefem sztabu Langiewicza, noszącym to samo nazwisko) - ścigające powstańców aż od Miechowa. Czen-giery lewym brzegiem Nidy przez Pasturkę dotarł do Krzyżanowic, gdzie postępujący przodem ko-zacy ujrzeli z wierzchołków wzgórz wysuwającą się z Chrobrza kolumnę powstańczą. Dopiero gdy

wszyscy powstańcy przeprawili się przez rzekę i spalili most, do Chrobrza przyby-ły oddziały rosyjskie mjr. Bentkowskiego. Przybyły więc zbyt późno, aby zaatako-wać powstańców z dwóch stron.

Około 1500 wojsko Langiewicza rozpo-częło przeprawę na lewą stronę Nidy po wąskim, drewnianym moście na kobyli-cach. Zadanie osłony przeprawy otrzymał szef sztabu – Władysław Bentkowski, który w  tym celu zatrzymał przy sobie batalion piechoty (głównie kosynierów), batalion żuawów, pluton saperów i pół plutonu ułanów. Powierzone zadanie wykonał następująco: ułanów wysłał wzdłuż traktu pińczowskiego, w  celu rozpoznania sił i zamiarów przeciwnika, część żuawów ustawił w  tyralierze na skraju wsi od zachodu i południa, resz-cie żuawów polecił zorganizować obronę we wsi – wzdłuż głębokiego rowu, bata-lion piechoty polecił ustawić za murem

cmentarnym przy kościele jako rezerwę. Pluton saperów, zaopatrzony w  topory, słomę i  becz-kę smoły, stanął przy moście. Po kilku minu-tach przybyli galopem ułani z wiadomością, że traktem pińczowskim nadchodzą kozacy. Wyda-wało się, że walka jest nieunikniona. Kozacy, po wymianie kilku strzałów z placówką powstańczą, nie przejawiali jednak ochoty do walki. Wkrótce Bentkowski otrzymał informację, że kolumna po-wstańcza przeszła już na lewy brzeg Nidy. Zarzą-dził więc wycofanie w stronę mostu, poczynając od zewnętrznych placówek. Wycofanie nastąpiło sprawnie, bez przeszkód ze strony nieprzyjaciela.

na parodniowy zapas i popijała zdrowo na pohy-bel margrabiemu i Moskalom.. Podobne wrażenia zanotował w swoim pamiętniku ks. Serafin Szulc - kapelan w pułku majora Wincentego Wanerta. Sztab, ulokowany w miarę wygodnie w salonach Wielopolskiego, wykorzystywał okazję, by choć na chwilę zapomnieć o  trudach życia powstań-czego. Szef sztabu - Władysław Bentkowski – po dokonaniu rekonesansu w  terenie radził, by Chroberz opuścić z powodu braku warunków do obrony. Langiewicz postanowił jednak zatrzymać się tu na kilka dni, aby dać ludziom odpocząć po kilkudniowym wyczerpującym marszu.

Około 1300 przyjechał tajny agent Langie-wicza, Żyd, przywożąc wiadomość o  wojsku rosyjskim maszerującym z  Pińczowa w  stronę Chrobrza. Wkrótce przybyła do obozu kurierka Langiewicza - Jadwiga Prendowska, w  towa-

rzystwie Klementyny Deskurowej i młodziutkiej Marii Stencel. Panie opowiedziały dyktatoro-wi o  kozakach, ścigających je od Pińczowa aż do Młodzaw. Potwierdzili te wiadomości chłopi wracający z  jarmarku w Pińczowie. Langiewicz odbył naradę z  szefem sztabu - Władysławem Bentkowskim, w  wyniku której postanowił nie wdawać się w walkę, lecz przejść na lewy brzeg Nidy i pomaszerować na następny biwak do fol-warku Grochowiska. Osadę tę, położoną wśród rozległego kompleksu leśnego, wybrał na podsta-wie mapy topograficznej jako miejsce stosunkowo bezpieczne, nadające się na kilkudniowy pobyt.

Chroberz. Plan bitwy Notatki osobiste W. Bentkowskiego...Kraków, 1916

Page 21: Świętokrzyskie nr 4. (8)

19Świętokrzyskie nr 4. (8)

Bitwa pod Grochowiskami – 18 marca 1863 roku

Kiedy wszyscy powstańcy przeszli na lewy brzeg Nidy, saperzy kpt. Józefa Hajkowskiego podpalili most, oblewając go smołą i okładając wiechciami słomy. Oddział żuawów pozostał przy moście po lewej stronie rzeki, aby nie dopuścić do ugaszenia go przez Rosjan. Langiewicz w tym czasie maszerował ku Grochowiskom. Marsz od-bywał się powoli, po rozmiękłej, gliniastej drodze. Gdy czoło kolumny było ok. 2 km od mostu, na wzgórzach od strony Krzyżanowic pojawiło się jakieś wojsko. Langiewicz patrzył przez lunetę, ale nie mógł rozpoznać rodzaju formacji. Wów-czas wysłał na rozpoznanie ułana Stojowskiego, który zgłosił się na ochotnika. Ten ruszył galo-pem, ale w  połowie drogi zawrócił, ostrzelany ogniem karabinowym. Na wzgórzach krzyżano-wickich byli więc Rosjanie! Wówczas Langiewicz pogalopował na czoło kolumny, poderwał idący w straży przedniej batalion pod dowództwem płk. Dionizego Czachowskiego i  szybkim marszem obsadził porosłe krzakami wzgórza po obu stro-nach drogi do Grochowisk (w rejonie obecnego osiedla Gacki). Wkrótce nadjechali kozacy, któ-rzy usiłowali zepchnąć powstańców z  zajętych pozycji. Ostrzelani ogniem karabinowym cofnęli się, ale jeszcze kilkakrotnie podejmowali próby wyparcia powstańców z zajmowanych pozycji.

Tymczasem w  kolumnie głównej zapanowa-ło zamieszanie, a nawet pewne objawy paniki. Czoło kolumny skręciło z drogi głównej na pra-

wo, w stronę Zagości. Część kawalerii opuściła kolumnę i rzuciła się na przełaj w kierunku wsi. Tabory ciągnące z tyłu, widząc wojsko rosyjskie i  zamieszanie w  kolumnie powstańczej, samo-wolnie skręciły z drogi na prawo i przez pole skierowały się do Zagości. Podczas zjeżdżania z drogi kilka wozów z żywnością i wódką wy-wróciło się do rowu, a woźnice uciekli na wy-przęgniętych koniach. Przy palącym się moście pozostał samotny oddział żuawów. Przeciwko niemu wysłali Rosjanie szwadron dragonów. Szef sztabu - Władysław Bentkow-ski - widząc przygotowania dragonów rosyjskich do ataku na żuawów, zwrócił się do pierwsze-go z brzegu dowódcy szwadronu kawalerii, aby uszykował szwadron w  linię bojową, by tym sposobem odstraszyć dragonów. Ten go jednak nie usłuchał, zasłaniając się rozkazem dowódcy kawalerii – gen. Józefa Czapskiego. Szef sztabu zaczął więc prosić Czapskiego, aby ten zatrzymał ucieczkę kawalerii. Należy zaznaczyć, że Włady-sław Bentkowski, chociaż szef sztabu zgrupowa-nia powstańczego, nie miał stopnia oficerskiego, nie mógł więc rozkazywać generałowi. Czapski nie usłuchał wezwań szefa sztabu i  podążył w stronę Zagości.

Po odparciu kozaków Langiewicz pozostawił strzelców na wzgórzach pod dowództwem Cza-chowskiego, a sam wrócił do kolumny głównej. Pierwsze objawy paniki zostały już wówczas opanowane. Rosjanie nie atakowali, ograniczając się do mało skutecznego ostrzału artyleryjskiego. Stosunkowo słaba aktywność przeciwnika umoż-liwiła Langiewiczowi sformowanie szyku bojo-wego. Ustawił wojsko w dwóch liniach po obu stronach drogi do Zagości, kierując kawalerię na lewe skrzydło, a słabiutką artylerię (dwie armat-ki żelazne) w centrum.

Oddział żuawów płk. Rochebrune`a, docze-kawszy spalenia mostu, skierował się w stronę głównych sił powstańczych. Widząc tak mały oddział w znacznym oddaleniu od sił głównych, Rosjanie wysłali przeciwko niemu szwadron dra-gonów. Rochebrune, wobec kłusującej kawalerii wroga, nie tylko nie dopuścił do popłochu, ale z zimną krwią rozwinął żuawów w linię bojową i surowo zakazał strzelać, dopóki Rosjanie nie-zbliżą się na dogodną odległość.

Gdy dragoni zbliżyli się w  pełnym galopie na około 300 kroków, pierwszy szereg żuawów oddał salwę. Wśród dragonów zakotłowało się, kilku spadło z koni, reszta zawróciła. Po pewnym Grochowiska - mogiła powstańców, fot. R. Osiński

Page 22: Świętokrzyskie nr 4. (8)

20 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Bitwa pod Grochowiskami – 18 marca 1863 roku

czasie ponowili atak. Tym razem podjechali nieco wolniej, zsiedli z koni i zaczęli nacierać w szy-ku pieszym. Widząc, że ich manewry nie czynią

na żuawach najmniejszego wrażenia, po pewnym czasie wsiedli na konie i odjechali. Oddział żu-awów kontynuował marsz, ostrzeliwany niezbyt celnym ogniem artyleryjskim, którego jedynym efektem było zabicie konia pod Rochebrunem.

Aż do zmierzchu obie strony stały w gotowości bojowej, nie zdradzając ochoty do akcji zaczepnej. Jedynie na prawym skrzydle, na wzgórzach poro-śniętych krzakami, trwała utarczka strzelców Cza-chowskiego z kozakami. Ostatecznie kozacy zdo-łali usadowić się po lewej stronie drogi. Wzgórza po prawej stronie drogi twardo trzymali strzelcy Czachowskiego. Kiedy na dobre się ściemniło, Rosjanie zaprzestali ognia. Powstańcy sformowali kolumnę marszową i podążyli ku Grochowiskom, okrężną drogą przez Zagość i Wełecz Stary.

Tak zakończyła się potyczka pod Chrobrzem. Straty polskie były niewielkie - 5 zabitych i  około 20 rannych. Straty rosyjskie zapewne były podobne. Inne wszakże straty okazały się znaczące i  brzemienne w  skutki. Tabory, które na samym początku walki uciekły na przełaj do Zagości, tylko w niewielkiej części dołączyły do zgrupowania powstańczego. Gros taborów odda-

liło się znacznie od pola walki i nie dołączyło do zgrupowania. Był wśród nich także wóz szta-bowy, z kancelarią i mapami, na którym jechał sekretarz dyktatora – Walery Tomczyński. Tak więc, w obliczu silnego przeciwnika, powstańcy pozostali bez żywności, amunicji, lekarstw, map - słowem - bez podstawowych środków do konty-nuowania walki.

Około 2200 oddział przybył do Wełcza Stare-go. Wobec ogromnego zmęczenia ciężkim marszem w ciemnościach Langiewicz postanowił tu prze-nocować, a rankiem pomaszerować do odległych o  ok. 3 km Grochowisk. Zmęczeni powstańcy kładli się gdzie popadło, większość w stodołach i stajniach. Niewielu zdobyło cokolwiek do jedze-nia. Najpóźniej, bo około 200, przybył batalion płk. Czachowskiego, pozostawiony jako ubezpieczenie na wzgórzach w pobliżu folwarku Leszcze.

Rankiem 18 marca oddział gen. Langiewi-cza zaczął szykować się do wymarszu z Wełcza. Dużo kłopotu sprawił brak żywności. Wieś liczy-ła zaledwie kilkanaście ubogich chałup, a tabor z  żywnością, odesłany do Zagości na początku potyczki pod Chrobrzem, nie dołączył do oddzia-łu. Około 800 wygłodniali powstańcy ruszyli ku Grochowiskom, wysyłając po drodze kilka wozów po żywność do Buska. Około 1000 oddział roz-łożył się biwakiem na zrębie po wyciętym le-sie w pobliżu folwarku Grochowiska. Rozpalono ogniska, rozkopano kopce z ziemniakami i przy-stąpiono do przygotowywania posiłku. Intendent Tomasz Winnicki wysłał kilka wozów w eskorcie ułanów do okolicznych wsi po żywność i furaż.

Około 1300 powrócili furażerzy z Wełcza bez żywności, ale z wiadomością, że we wsi są koza-cy. Nieco później podobne wiadomości przywiózł oddział wracający z Bogucic. Furażerzy wysłani do Szańca nie powrócili. W czasie furażowania zostali niespodziewanie napadnięci przez dra-gonów rosyjskich kpt. Czutti i  polegli wszyscy w nierównej walce. Zbiorowa mogiła dwudziestu siedmiu poległych znajduje się na południe od drogi z Szańca do Galowa, na gruntach dawnego eremu kamedułów.

Sytuacja powstańców stawała się więc bar-dzo groźna. Znajdowali się pośród nieznanego kompleksu leśnego, bez żywności, otoczeni – jak się zdawało – ze wszystkich stron przez oddzia-ły rosyjskie. Należało jak najszybciej wyrwać się z okrążenia. Dyktator zdecydował przebijać się w  kierunku Galowa. Około 1500 szef sztabu –

Rochebrune, fot ze zbiorów R. Osińskiego

Page 23: Świętokrzyskie nr 4. (8)

21Świętokrzyskie nr 4. (8)

Bitwa pod Grochowiskami – 18 marca 1863 roku

Władysław Bentkowski – otrzymał wiadomość, że od Galowa nadciągają Rosjanie. Wysłał nie-zwłocznie batalion żuawów na czele z płk. Ro-chebrunem, w celu powstrzymania nieprzyjaciela. Tymczasem siły główne zbierały się do wymar-szu. Około 1600 kolumna ruszyła w stronę Ga-lowa przez wąską grobelkę na mokradle. Nagle od strony lasu galowskiego rozległy się strzały. Równocześnie od strony Bogucic odezwały się armaty, a pociski rozrywały się w miejscu nie-dawno opuszczonego obozowiska. Niespodzie-wany ogień wywołał w  kolumnie powstańczej przerażenie. Stało się jasne, że Rosjanie mie-li dokładne informacje o  położeniu obozowiska powstańczego. Niebawem rozległy się strzały na tyłach od strony Bogucic, gdzie stał batalion płk. Czachowskiego. W  kolumnie powstańczej zapanowało niebywałe zamieszanie. Kawaleria na czele z  gen. Czapskim, czując się zagrożo-na w  trudnym, podmokłym terenie, odskoczyła w stronę zabudowań folwarcznych, a następnie w zupełnym nieładzie umknęła w kierunku Ga-licji. Na wąskiej grobelce zapanował niesłychany ścisk. Ksiądz Agrypin Konarski, z krzyżem w jed-nej ręce a rewolwerem w drugiej, bezskutecznie próbował zapanować nad przerażonym tłumem. W  ogólnym zamieszaniu jedynie żuawi Roche-brune’a nie stracili głowy. Rozsypani w tyralie-rę, ukryci za drzewami, celnym ogniem przerze-dzali szeregi wroga, postępując powoli naprzód. Wkrótce szwadron dragonów rosyjskich, doznaw-szy znacznych strat w  ludziach i  koniach, jako pierwszy rzucił się do ucieczki. Wówczas około 25 żuawów z 2 kompanii kpt. Wojciecha Komo-rowskiego, z okrzykiem „Hurra!” uderzyło na ro-

syjskie armaty, zdobywając je. Wobec braku koni nie mogli ich jednak zabrać ze sobą i w  dal-szym ciągu bitwy artylerzyści rosyjscy powrócili z końmi i zdołali armaty uprowadzić.

Słysząc oddalający się ogień karabinowy żu-awów, W. Bentkowski wysłał młodego gewalty-giera Adama Chmielowskiego (obecnie Święty Brat Albert) w tamtym kierunku, aby zorientował się w sytuacji. Ten pogalopował w stronę wal-czących i  nie bez trudności odszukał płk. Ro-chebrune’a, który miotał się ze wściekłości, że nikt nie pospieszył żuawom z pomocą i muszą walczyć samotnie. Wysłał więc Chmielowskiego po pomoc. Młodzieniec natychmiast ruszył z po-wrotem. Nie mogąc odszukać nikogo z wyższych dowódców – Langiewicz bowiem w  tym czasie, razem ze sztabem, odbywał rekonesans po lesie – przekazał wiadomość napotkanemu dowódcy batalionu, mjr. Niewiadomskiemu. Ten posłał na pomoc żuawom kompanię kosynierów kpt. Stani-sława Wierzbińskiego. Kosynierzy dotarli do kra-wędzi lasu, gdzie dowódca sformował ich w linię bojową i z okrzykiem „za mną wiara!” rzucił się naprzód. Wychodząca z lasu kolumna kosynierów doznała znacznych strat od ognia kartaczowego i  karabinowego i wkrótce rozpierzchła się tak, że na polu pozostał tylko Wierzbiński z trzema oficerami i  jednym kosynierem. Cofnął się więc i w głębi lasu z trudnością zebrał około 70 ludzi.

Po udanym ataku na rosyjskie armaty prawe skrzydło żuawów zbliżyło się do nieprzyjaciela na odległość szturmową. Wydawało się, że lada chwila dojdzie do walki na bagnety. Rosjanie

jednak nie wytrzymali i pospiesznie wy-cofali się do Galowa, gdzie zabarykado-wali się w murowanych chlewach i staj-niach, oczekując z niepokojem nadejścia powstańców. Rochebrune nie był jednak w  stanie ścigać przeciwnika, dysponu-jąc zbyt szczupłymi siłami. Pozostawił oddział na czatach, a sam udał się do sztabu po pomoc, niezbędną do kontynu-owania pościgu. Batalion płk. Dionizego Czachowskie-go, który stanowił ubezpieczenie obozu powstańczego od strony Bogucic, nie zo-stał powiadomiony na czas o wymarszu w kierunku Galowa. Na odgłos strzela-niny w rejonie Grochowisk Czachowski postanowił dołączyć do sił głównych. Na skrzyżowaniu leśnych dróg z  Ma-rzęcina i  Bogucic do Grochowisk po-wstańcy natknęli się na siły rosyjskie

Grochowiska. Plan bitwy Notatki osobiste W. Bentkowskiego...Kraków, 1916

Page 24: Świętokrzyskie nr 4. (8)

22 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Bitwa pod Grochowiskami – 18 marca 1863 roku

mjr. Bentkowskiego, zdążające na pole bitwy. Wywiązała się gwałtowna strzelanina, po czym Czachowski zaatakował na bagnety lewe skrzy-dło rosyjskie. Po przebiciu się, sądząc, że głów-ne siły powstańcze są rozbite, pomaszerował na wschód i  dalej przez Mikułowice, Jastrzębiec i Raków podążył w Góry Świętokrzyskie.

Tymczasem mocno zdezorganizowane główne siły powstańcze wycofały się z nieszczęsnej gro-belki i przez mokradła porosłe kępami olszyny odeszły na wschód, zalegając w gęstych zaro-ślach. Jedynym zwartym oddziałem był batalion mjr. Niewiadomskiego. Tu dotarł Rochebrune, domagając się pomocy w  pościgu za rozbitym nieprzyjacielem. Niebawem dano znać o  nad-ciągnięciu świeżych sił rosyjskich od strony Bu-ska. Składały się one z dwóch rot piechoty puł-ku smoleńskiego, szwadronu dragonów i taboru. Dwie kompanie strzeleckie mjr. Niewiadomskie-go wysunęły się na skraj lasu i otworzyły ogień do nadciągającego przeciwnika. Rosjanie rozwi-nęli tyralierę na łące i zaczęli ostrzeliwać po-wstańców. Wówczas doraźnie stworzony oddział, złożony z około 300 kosynierów płk. Dąbrow-skiego, 100 strzelców i kosynierów kpt. Stani-sława Wierzbińskiego i 24 ułanów rtm. Józefa Nowaka dokonał obejścia lasem pozycji Rosjan i wyszedł na ich tyły. Najpierw ułani rtm. No-waka wykonali szarżę na furgony, absorbując tym uwagę Rosjan. Następnie z gęstwiny leśnej wyłonili się kosynierzy i  z odległości 80–100 metrów uderzyli na rosyjską 7 rotę smoleńskiego pułku piechoty. W gwałtownej, krwawej walce Rosjanie zostali kompletnie rozbici. Wówczas kosynierzy uderzyli na 3 rotę związaną walką ogniową ze strzelcami Niewiadomskiego, którą rozbili na drobne grupki, a następnie wyrżnęli niemal w pień. Walka przybrała charakter drob-nych utarczek, toczonych w wysokopiennym le-sie. Wkrótce zaczęło zmierzchać i  pole bitwy pokrył padający grubymi płatami mokry śnieg. Powstańcy zaczęli się gromadzić wokół rozpa-lonego na pobojowisku dużego ogniska. Wkrótce przybył Langiewicz i przemówił do zgromadzo-nych, dziękując im za wysiłek i odniesione zwy-cięstwo. Około 2200, mimo ogromnego zmęcze-nia, wyruszono do Wełcza Starego na nocleg. Około 200 w nocy dyktator zwołał radę wojenną w dworku w Wełczu Starym. W wyniku pod-jętych ustaleń Langiewicz postanowił podzielić oddział na mniejsze grupy. Sam zdecydował udać się incognito do Krakowa w  celu ...ure-gulowania stosunków rządowych i cywilnych.... Pozostawione w  Wełczu wojsko potraktowało

wyjazd dyktatora jak ucieczkę i wkrótce podą-żyło jego śladem. W ten sposób oddział faktycz-nie przestał istnieć. Jedyną zwartą grupą, która kontynuowała walkę, był batalion płk. Dionize-go Czachowskiego.

Trudno jest w  miarę dokładnie określić straty, jakie każda ze stron poniosła w bitwie. W relacjach pamiętnikarskich panuje w tej ma-terii znaczna rozbieżność. Większość historyków przyjmuje, iż obydwie strony straciły po około 300 zabitych i zmarłych z ran, oraz drugie tyle rannych. Najbardziej wiarygodną, jak się wydaje, rela-cję na ten temat przekazał w swoich Notatkach osobistych z 1863 roku Władysław Bentkowski: Jeźli teraz zapytamy o  wysokość strat zada-nych i poniesionych w zabitych i rannych, pod Grochowiskami, we wszystkich ustępach bitwy, tobym ją szacował według osobistych moich po-strzeżeń i kombinacyj, najwięcej na 200 zabitych (z  obu stron razem) i  tyluż lub nieco więcej rannych. Tymczasem w  kilka miesięcy później miałem sposobność rozmawiania w  Krakowie z jakimś proboszczem czy wikariuszem z Buska; twierdził, iż był obecny, jak w kilka dni po bi-twie trupów, pozbieranych w  różnych stronach lasu, grzebano we wspólnym dole, w przytom-ności księży, i że tych trupów było ogółem pięć-set siedemdziesiąt kilka. Iluby z  tej ogółowej liczby przypadało na Moskali, a ilu na Polaków, podać nie umiał i ci, co grzebali nie wiedzieli, gdyż wszystkie trupy były (jak zwykle po każdej bitwie, gdzie plac boju przez wojska jest opusz-czony), całkiem z odzieży odarte i nagie...

Na cmentarzu parafialnym w Busku-Zdroju znajduje się mogiła 25 powstańców z batalio-nu płk. Dionizego Czachowskiego, poległych w walce w rejonie Grochowisk. Jest wśród nich kapelan batalionu Czachowskiego, zakonnik z  klasztoru oo. reformatów w  Stopnicy ojciec Antoni (Franciszek Majewski), zakłuty bagne-tami w  trakcie udzielania posługi kapłańskiej konającym powstańcom. Na początku stycznia 1939 roku w mogile tej spoczął także 90 letni weteran powstania styczniowego - mieszkaniec Buska – por. Aleksander Uchnast.

Mgr inż. Robert Osiński, pracownik Urzędu Miasta w Busku - ceniony kolekcjoner i znawca historii wojska. Jest autorem kilku książek oraz wielu artykułów na temat powstania stycznio-wego. Zorganizował i  dowodzi Grupą Rekon-strukcji Historycznej Żuawów Śmierci.

Page 25: Świętokrzyskie nr 4. (8)

23Świętokrzyskie nr 4. (8)

Okres powstania styczniowego 1863 - 1864 w Bliżynie

Jerzy Kowalczyk

Bliżyn w okresie przedpowstaniowym

W okresie powstania styczniowego dzisiejszy Bliżyn zapisywany był w dokumentach jako miej-scowość i gmina o nazwie „Blizin”. Stanowił waż-ny i rozwijający się ośrodek należący do Wschod-niego Okręgu Przemysłowego, w  którym jako jedyny był własnością prywatną, należał do ro-dziny Podkańskich, a następnie Wielogłowskich. Był tutaj wielki piec, z którego surówkę kierowa-no do dalszej przeróbki na stal w pięciu fryszer-kach zlokalizowanych w  Bliżynie, Wojtyniowie, Wołowie, Gostkowie i  Grabowcu. Była kuźnica oraz 16 warsztatów ręcznych. Wokół pracowały kopalnie rud żelaza, których w samym Bliżynie było pięć, ponadto - kopalnie glinki ogniotrwa-łej oraz smolarnie wytwarzające dla tych fabryk niezbędny węgiel drzewny. Obok miejscowych włościan i  komorników, w Bliżynie znaleźli się wykwalifikowani hutnicy, górnicy i rzemieślnicy, którzy przybyli z  innych ośrodków przemysło-wych ziem polskich oraz z  Prus i  Francji. Do takiego środowiska łatwiej docierały informacje o patriotycznych manifestacjach, które od 1860 r. miały miejsce w Warszawie, a następnie w Ra-domiu, Kielcach oraz innych miejscowościach. Tak, jak w sąsiadującym Suchedniowie, gdzie w oparciu o pracowników tamtejszych zakładów przemysłowych powstawała patriotyczna konspi-racja spiskowa pod kierownictwem braci Dawi-dowiczów, tak działo się i w Bliżynie. Głównym organizatorem siatki był tutaj Wincenty Styrecki (podawany także jako Sterecki), wspomagał go Włodzimierz Krajewski, współpracownik z  fa-bryki. A  wyraźne przyzwolenie dawał Aleksan-der Wielogłowski, właściciel Bliżyna, uczestnik walk powstania listopadowego. Również ks. Jere-miasz Aleksandrowicz, wikary filialnego kościółka św. Zofii w Bliżynie z parafii Odrowąż wspoma-gał rozwój miejscowej organizacji narodowej. Mieszkańcom Bliżyna znana była postać Aleksandra Ludwika Rylla, zamachowca z okre-su przed wybuchem powstania narodowego 1863. Urodził się on dnia 16.X.1842 r. w Bliżynie, oj-cem był miejscowy giser, Filip Ryll, matką - Bar-bara z  Milewskich. W  roku 1859 opuścił Bli-

żyn, udając się do Warszawy na naukę litografii. Tam włączył się w działalność patriotyczną.

Na polecenie organizacji narodowej podjął się dokonania zamachu na życie margrabiego Alek-sandra Wielopolskiego w dniu 7 sierpnia 1862 r. w Warszawie. Po nieudanej próbie - aresztowany i postawiony przed sądem. Został skazany i dnia 26 sierpnia 1862 r. powieszony na stokach Cy-tadeli w  Warszawie w  obecności wielotysięcz-nych tłumów. Był to pierwszy publiczny proces w cesarstwie rosyjskim, o którym szeroko pisała prasa. Informacje o  tym wydarzeniu wstrząsnę-ły mieszkańcami Bliżyna, gdzie dla wielu ludzi, Aleksander Ryll był osobą znaną i bliską. Pod kierunkiem Wincentego Styreckie-go, zawiadowcy fabryk w  Bliżynie, organizacja narodowa prowadziła przygotowania do zbroj-nego wystąpienia: przekuwano kosy na sztorc, w warsztatach wytwarzano groty, piki, bagnety, szable. Podjęto próby odlewania luf karabinów. Uczestnik walk a  późniejszy historyk powsta-

A. L. Ryll, fot. ze zb. J. Kowalczyka

Page 26: Świętokrzyskie nr 4. (8)

24 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Okres powstania styczniowego 1863 - 1864 w Bliżynie

nictwem Włodzimierza Krajewskiego dołączyli do spiskowców z Suchedniowa, prowadzonych przez Bernarda Klimaszewskiego, dyrektora fabryki że-laznej w Suchedniowie. Wspólnie, w grupie ok. 300 zaprzysiężonych, wyruszyli do nocnego ataku 22/23 stycznia 1863 r. na dwie kompanie mohy-lewskiego pułku piechoty wojsk rosyjskich stacjo-nujące w Szydłowcu. Na przełomie stycznia i  lutego 1863 r. na terenie Suchedniowa, Rejowa i Bzina toczą się walki zbrojne, mordowana jest ludność cywilna, płoną zabudowania Suchedniowa. Nie jest wiado-mym, aby te działania objęły bezpośrednio obszar gminy Bliżyn. Natomiast z całą pewnością infor-macje o tych zdarzeniach na bieżąco docierały do mieszkańców pobliskiego Bliżyna. W rejonie tym przechodziły, obozowały i  walczyły powstańcze oddziały pod komendą Czachowskiego, Zawadz-kiego, Dolnickiego, Bezkiszkina oraz Rudowskie-go, którego działania były najbardziej zauważalne. W opracowaniach dotyczących przebiegu powsta-nia styczniowego najczęściej wymienia się miejsca bitew i potyczek (jak S. Zieliński - Bitwy i potycz-ki ...; Urzędowy wykaz potyczek wojsk carskich). Natomiast nie mniej ważne dla powstańców były te miejsca, gdzie mogli chwilowo odpocząć, szkolić się, podleczyć czy też zaopatrzyć się w prowiant, leki, broń i amunicję, paszę dla koni oraz uzupeł-nić stan kadrowy. I taką ostoją dla powstańców, zwłaszcza z powiatu opoczyńskiego, był zalesiony rejon Bliżyna posiadający nie tylko leśne ostę-py i kryjówki, rzemieślnicze warsztaty i zakłady przemysłowe, ale sprawnie działającą organi-zację narodową pod kierownictwem Wincentego

Styreckiego, przy-chylne nastawienie dworu Aleksandra Wielogłowskiego, księdza i  ludności miejscowej. Można odnoto-wać szereg zbrojnych starć powstańców w  bliskim sąsiedz-twie Bliżyna. Urzę-dowy wykaz poty-czek wojsk carskich podaje, że 24 kwiet-nia 1863 (tzn. 12. IV. wg. kalendarza ro-syjskiego) była po-tyczka płk Sucho-nina z  oddziałem Zawadzkiego w Su-chedniowskich la-

nia Walery Przyborowski, pisał: Wielkie fabryki żelazne w Bliżynie i kopalnie w Suchedniowie dostarczyły cały kontyngent ludzi prostych, ale przejętych tym szczerym patriotyzmem, pozbawio-nym wszelkich względów ubocznych, a widzącym tylko jedno: że w polskiej ziemi jest najeźdźca, że najeźdźcę tego wygnać należy ...

Rok 1863

W przeddzień wybuchu powstania narodowe-go 1863 roku Rząd Narodowy w płomiennej pro-klamacji ogłosił:... w pierwszym momencie, w którym święty bój zawiedzionym zostanie, komitet centralny oznaj-mia, że wszystkie dzieci Polski, bez różnicy wy-znań, pochodzenia i stanu, uważają się za wolnych i równych sobie obywateli kraju. Ziemia, którą do tej pory uprawia lud na prawach czynszowych lub pańszczyźnianych, od tej chwili staje się jego wła-snością - wieczystym dziedzictwem. Właściciele, którzy przez to poniosą straty, będą wynagrodzeni z ogólnych funduszów państwa. Wszyscy najem-nicy i czeladź wiejska, którzy wstąpią w szeregi obrońców ojczyzny, w  razie zaszczytnej śmierci na polu walki, rodzina ich, otrzymają darowiznę z dóbr narodowych oswobodzonej od wroga ziemi. Do broni zatem mieszkańcy Polski, Litwy i Rusi, do broni! ... Spiskowcy z Bliżyna zostali zapoznani z ode-zwą Rządu Narodowego przez Wincentego Sty-reckiego. W  kościółku św. Zofii zostali zaprzy-siężeni, a  ks. Jeremiasz Aleksandrowicz udzielił im błogosławieństwa na pole walki. Pod kierow-

Kapliczka św. Zofii w Bliżynie, fot. ze zb. J. Kowalczyka

Page 27: Świętokrzyskie nr 4. (8)

25Świętokrzyskie nr 4. (8)

Okres powstania styczniowego 1863 - 1864 w Bliżynie

sach. Brak jest jednak dokładniejszej lokalizacji oraz relacji z przebiegu tego starcia. Rosjanie nie podali nawet najczęstszej informacji - o rozbiciu bandy, można zatem wnioskować, że spotkanie było pomyślne dla powstańców. Następne zbrojne starcie w  rejonie Bliżyna nastąpiło czerwcu. W  źródłach rosyjskich znaj-dujemy informację, że w 15 / 27 czerwca 1863 r. była potyczka w Bliżynie. Urzędowy wykaz po-tyczek ... zawiera krótką wzmiankę:15. VI. 1863 r. napad szajki bandytów na par-tyzancki oddział Porucznika Rebiedajewa w m. Blizinie i rozbicie tej bandy przez oddział Majora Knorringa w okolicy Blizina. Nieco więcej informacji zawiera publikacja wydana w 1901 r. Historia 26 Mohylewskiego Pułku Piechoty (co odnalazł historyk Jan Kul-piński). W  zamieszczonym tam Wykazie walk w okresie 1863-1864 w zapisie tabelarycznym podano: 1863 r.; Czerwiec/ dnia 14-go na 15-ty/ W Bli-zinie i  na szosie z Bzina/ Przybywszy z Szy-dłowca oddział majora Knorringa z 2-ma szwa-dronami Jakatierynowławskich dragonów i 2-ma rotami Mogiliewcew udzielił pomocy (wybawił) Riebiedajłowa/ W wojsku rosyj./ nie odnotowano strat/ U  nieprzyjaciela: Odbito 17 koni/ Banda w sile 400 ludzi/ Zabito 80, wzięto do niewoli 8/. Z  podanego tekstu jednoznacznie wynika, że oddział powstańczy musiał poważnie potur-bować oddział por. Riebiedajłowa, który stracił konie. I  dopiero przybycie z  odsieczą oddziału mjr. Knorringa, który stacjonował w Szydłowcu, pozwoliło Rosjanom na odzyskanie 17 koni. Zapi-sane informacje dotyczące liczby zabitych i ran-nych powstańców są zupełnie niewiarygodne. Ta czerwcowa potyczka nie została odnotowana w żadnym znanym powstańczym raporcie czy też w prasie. Nie wymienia jej S. Zieliński (Bitwy i potyczki). Krakowski Czas w  lipcu 1863 r. (nr 160 z 17. VII.) zamieścił krótką notatkę: W Sandomierskiem dowódca małego polskie-go oddziału Dolnicki napadł niespodziewanie pod Blizinem szwadron dragonów moskiewskich i  pobił go zupełnie; w  parę dni stoczył mniej pomyślną walkę z przeważnymi siłami moskiew-skimi. S. Zieliński w swoim opracowaniu (Bitwy i potyczki) podał: Sandomierskie 12. 7. 63. Bliżyn. S., ob. Opo-czyński; 15 km od Szydłowca. (Buczniów)Doliński i Rudowski napadli niespodziewanie pod Bliżynem na partyzanta Assjewa, którego rozbi-li, zabierając sporo jeńców, koni, oraz cały tabor. W potyczce tej Rudowski został raniony w rękę.

We wspomnieniach Jana Rudowskiego (W czterdziestą rocznicę powstania styczniowego 1863 - 1903 s. 403 - 404) znajdujemy informację:Wspólnie z  oddziałem „Dzieci warszawskich” i Grabowskiego stoczyłem bitwę pod Ossą. Po tej bitwie manewrowałem z oddziałem w okolicach Radomia, Szydłowca, Końskich, Opoczna, - sta-czając mniejsze i większe utarczki, z rożnem po-wodzeniem. Wygrałem większą potyczkę z sław-nym moskiewskiem partyzantem Asiejewem, którego pod Blizinem rozbiłem, zabierając sporo niewolnika, koni oraz cały tabor. Tu byłem ranny w prawą rękę. ... Jenerał Bosak zwizytowawszy mój oddział, w dowód swego zadowolenia i mo-ich zasług, mianował mnie podpułkownikiem, na co wkrótce dostałem nominacyę Rządu Narodo-wego ... Bitwa pod Ossą, o której wspomina Rudowski, rozegrała się 10 lipca. Za Zielińskim przyjmujemy, że opisane starcie pod Bliżynem miało miejsce w dniu 12 lipca 1863 r. Jesienią 1863 r. Jan Rudowski został miano-wany majorem i naczelnikiem powiatów opoczyń-skiego i  radomskiego. Na polecenie gen. Józefa Hauke Bosaka z dnia 10 stycznia 1864 r. formo-wał on opoczyński pułk piechoty oraz szwadron kawalerii. Z pomocą miejscowych organizacji na-rodowych przeprowadził m. in. w gminie Bliżyn nabór do organizowanych oddziałów, zwracając szczególną uwagę na młodzież chłopską. Do czte-rech baonów piechoty oraz jazdy przyjmowano ochotników, a  niekiedy przeprowadzano nabór przymusowy. W  Urzędowym Wykazie ... znajdujemy wzmiankę, że dnia 8 marca 1864 r. oddział mjr Chmielnickiego pod Suchedniowem stoczył po-tyczkę z oddziałem Bezkiszkina i Rudowskiego. Niewiele zachowało się informacji o tym starciu. Ale powstańcy potrafili się wycofać, Rosjanie nie odnotowali rozbicia oddziału powstańczego.

Nocna potyczka w Bliżynie 16 marca 1864 r.

Już w schyłkowym okresie powstania stycz-niowego miała miejsce udana potyczka oddzia-łu Jana Rudowskiego pod Bliżynem. Datowanie starcia jest bardzo różne: rosyjski Urzędowy wy-kaz potyczek wojsk carskich w Królestwie Pol-skim podaje datę 2/3. III. (czyli 14/15 naszego kalendarza), S. Zieliński ustalił ją na 16. mar-ca, J.  Rudowski w  pamiętnikach podaje 19. III., w  prasie podawane były jeszcze inne daty. Za opracowaniem S. Zielińskiego przyjmujemy datę 16 marca 1864 r. Informacje o  przebiegu walk znajdują się w różnych źródłach.

Page 28: Świętokrzyskie nr 4. (8)

26 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Okres powstania styczniowego 1863 - 1864 w Bliżynie

Krakowska Chwila (która ukazywała się w  I  kwartale 1864 r. w  miejsce zawieszonego Czasu) w nr 69 z 24 marca 1864 r. podała: Dnia 11 t. m. Rudowski naszedł w nocy Mo-skali w Blizinie w Opoczyńskiem, którzy stawili opór zabarykadowawszy się w  karczmie; wtedy Rudowski zapalił karczmę, a  tak w płomieniach jak i w boju miała zginąć dość znaczna liczba Mo-skali, między którymi trzydziestu kozaków, reszta żołnierzy rosyjskich udała się do Suchedniowa po posiłki, które nadciągnęły do Blizina, lecz nie zastały już oddziału polskiego. Oprócz karczmy, spłonęła także część dworu w Blizinie. Wzmiankę o  tym boju podaje Rudowski (W czterdziestą rocznicę powstania styczniowego 1863 - 1903): W  Radomskie przybył ataman kozacki Zan-kiszow. Wytężywszy wszystkie siły, tak fizyczne, jak duchowe, oddział mój z  nim właśnie ostat-nią stoczył bitwę, dzięki Bogu wyszedł zwycięsko. Napadłem go 19 marca 1864 w  nocy w Blizi-nie i pobiłem, zabierając 40 koni, kilkunastu ludzi oraz cały tabor. Zankiszow zawdzięcza tylko nocy, że sam z życiem uszedł. ... Więcej informacji, bardzo osobistych, podał Fe-liks Wojciechowski, który ... urodził się w Dębnie pow. Opatowskim dziś Kieleckie 14 stycznia 1845 roku - Ojciec Eugeniusz był w czasie powstania zawiadowcą i  administratorem w  Rzucowie fa-

bryk u Krygasa, który wyjechał do Krakowa. ... Wspominając rok 1864 (AP Radom, zesp. 369, sygn. 7), po walkach pod Brodami, podał:

... pojechaliśmy pod Szydłowiec a stąd pod Nie-kłań gdzie stał obozem Szemiot, major pułku Opo-czyńskiego którym dowodził Rudowski. W  kilka dni przybył pułkownik Rudowski któremu się za-meldowałem, i ten zaciekł nas czterech do swojej eskorty, było to już w styczniu 1864 r. - Oddział Rudowski rozdzielił na części i każda stała osob-no. - pierwszym batalionem dowodził Bezkiszkin - drugim Majewski - trzecim Szemiot a kawalerją której były cztery szwadrony Zolbach, a prócz tego Rudowski miał swoją eskortę złożoną z 50 koni którą dowodził porucznik Minety kornet huzarów ruskich - Litwin wkrótce po przydzieleniu mnie do eskorty zostałem wachmistrzem Igo pólszwadronu a Grzonda wachmistrzem II pól szwadronu. Ciężka to była służba, bo w ciągłych rozjazdach z bar-dzo trudnymi do wykonania rozkazami, które pod grozą śmierci trzeba było wypełnić - i  tak czas schodził ... W drugiej połowie marca posłany byłem na rekonesans przez Rudowskiego, aby w  okolicy Odrowąża, Niekłania, Fidoru, być w  wszystkich wójtów gmin aby Ci wysłali zawiadomienia do Końskich gdzie stanął z dużym oddziałem dowód-ca pułku Smoleńskiego Czengiery ... Na drugi dzień posłany byłem do oddziału Majora Bezkiszkina, który miał bataljon piecho-ty z  komendy Rudowskiego aby w  nocy stanął z oddziałem w punkcie oznaczonym, była to za-sadzka w stawie Bliżyńskim na oddział kozaków kubańskich pod dowództwem Zankisowa, który w  powrocie z  Kieleckiego miał się na noc za-trzymać w Bliżynie, ponieważ roztopy wiosenne jeszcze nie zaczęły się więc w olszynach stawu Bliżyńskiego był lód ale wierzchem zalany wodą, weszliśmy w te olszyny w nocy i cały dzień trze-ba było stać, bo na wodzie usiąść nie można było - żadnego ognia palić nawet fajki lub papierosa nie było wolno, rozmawiać głośno także, surowo wzbronione, tylko spokój i cichość aby we wsi nikt nie dowiedział się o naszej bytności w olszynach - męki straszne trzeba było przechodzić z zimna, zęby tak szczękały że tego surowo przestrzegano, tylko co jakiś czas trzeba było pić wódkę i zagry-zać chleb z surową słoniną - przed samym wie-czorem przyszedł Zankisow ze swoim oddziałem który liczył cztery sotnie, porozstawiali placówki pikiety, dwie sotnie zatrzymały się w  karczmie, a  dwie sotnie i  cały sztab w  pałacu hrabiów Wielogłowskich - jak nadszedł księżyc około go-dziny jedenastej w nocy, wyszliśmy z olszyn trzy

Wachmistrz Feliks Wiśniewski z oddziału J. Rudowskiego, fot. ze zb. J. Kowalczyka

Page 29: Świętokrzyskie nr 4. (8)

27Świętokrzyskie nr 4. (8)

Okres powstania styczniowego 1863 - 1864 w Bliżynie

kompanje piechoty z Rudowskim i Bezkiszkinem poszły na pałac, a jedna kompanja piechoty pod komendą kapitana Berezy i nas na koniach około 40 na karczmę. We wsi była zupełna cisza wszystko spało, przed wielką stajnią karczemną stał kozak na war-cie, który nas zobaczył jak dojeżdżaliśmy, zaczął wołać okropnie ochrypłym głosem, kto jedzie, na co odpowiedział mu nasz porucznik Minety z do-skonałym akcentem swój - kozak przyglądał się ale byliśmy o krok od niego, poznał nas i z wiel-kim przestrachem wołał, lachy jej Bogu, lachy, kazaki, kazaki ale na więcej nie miał czasu bo Minety jednym cięciem pałasza położył na miej-scu - wówczas kapitan Bereza podzielił swoją kompanję na trzy części, dwie rozstawił na szosie jedną w prawo drugą w lewo, a trzecia obtoczyła karczmę zatarasowała okna i drzwi i momental-nie karczmę podpaliła. Część kozaków która była trzeźwiejsza przez dach skakała na bagnety pie-choty i ginęła, a reszta upiekła się, z koni które z palącej się stajni wyprowadziliśmy wiele bardzo w popłochu rozleciało się - pozostało nam w rę-kach pięćdziesiąt kilka - nasza więc wyprawa na karczmę powiodła się, ale wyprawa na pałac nie udała się, z powodu wielkich ostrożności, a  jak zapaliła się karczma i zrobił się alarm, to Zanki-sow z pałacu z dwoma sotniami zdołał umknąć. Była to prawie ostatnia nasza czynność bo po-tem wkrótce Rudowski od nas odjechał i ukrył się w lasach Śto Krzyskich ... (wymieniony w relacji Zaniksow, rosyjski ppłk był zastępcą Kulgaczewa).

W oparciu o  zebrane materiały, S. Zieliński (Bitwy i potyczki) przedstawił zapis: Sandomierskie 16.3.64 Bliżyn, S., ob. Opoczyń-ski; 15 km od Szydłowca. (Blizno, Odrowąż) Szu-kając w dalszym ciągu powstańców, stanął Kul-gaczew dnia 14. marca na noc w Suchedniowie, a następnego dnia w Bliżynie, skąd wysłał rotmi-strza von Wahla na podjazd ku Odrowążowi. Wahl wykrył tam wprawdzie obóz, ale opuszczony przez powstańców, i zniszczywszy go, zatrzymał się na noc w Odrowążu. Tymczasem podpułkownik Ru-dowski, dowodzący pułkiem opoczyńskim w  sile 130 piechoty i 12 jazdy, stanąwszy tegoż dnia co Kulgaczew o cztery wiorsty od Bliżyna w lesie, postanowił zaatakować 2 seciny Kulgaczewa we wsi nim się z nim znowu połączy Wahl. O  północy z  15. na 16. marca kapitan Ry-szard Rząśnicki z 2-gą kompanią strzelców i 12 kawalerzystami, razem w liczbie 62, podsunął się o 50 kroków pod karczmę i raptownie rzucił na moskali, tak, że pikieta nie zdążyła nawet ostrzedz

wojska, a równocześnie reszta oddziału z Rudow-skim i kapitanem Władysławem Ciepłym rzuciła się na pałac. W mgnieniu oka podpalono karczmę i  stajnię, wyprowadzono konie, zakłuwszy kilku kozaków. Moskale rozbudzeni krzykiem i strzała-mi, rzucili się do drzwi i okien, ale spotkali się z  bagnetami, od których kilku poległo. Główne straty poniosła secina w karczmie i stajni obozu-jąca, podczas gdy kozacy w pałacu będący zdołali się uratować ucieczką, mając tylko oficera i kil-ku szeregowych rannych. Kompania Rudowskie-go w  tym nocnym napadzie poczęła ostrzeliwać własną jazdę, biorąc ją za uciekających kozaków, przez co działania Rząśnickiego przeciw pierwszej secinie zostały osłabione, a co zatem idzie, klę-ska moskali nie stała się zupełną. Popłoch wśród kozaków był ogromny i mało który z nich myślał o obronie, a wszyscy o ucieczce. Straty moskali były dotkliwe: w  zabitych i spalonych do 50 kozaków, a około 20 rannych, koni zaś tylko 32 pochwycona wobec niezręczności ochotników. Rudowski stracił 2 zabitych, 1 ciężko i trzej lżej rannych, ale prócz tego jeszcze zginęło 6 powstańców, którzy zabrawszy pojmanego Ku-bańca odłączyli się od oddziału, a  upiwszy się, nad ranem w lesie wyrznięci zostali przez moskali. Rudowski uwijał się jeszcze kilka tygodni po Sandomierskiem, aż rozpuścił oddział dnia 4. maja. E. Fajkosz w  swoich badaniach (Powstanie w świetle ksiąg SC ...) zauważył, że Księga Zgo-nów Parafii Odrowąż może stanowić potwierdze-nie, że w czasie tej bitwy zginęło dwóch powstań-ców. Wprawdzie ks. Bajerkiewicz nie dał takiego jednoznacznego zapisu, ale akta nr 38 i 39 spi-sane dnia 19 marca 1864 r. przy udziale tych sa-mych dwóch świadków z Wojtyniowa: Benedykta Przygody l. 42 i Jana Ślęzaka l. 40, są identyczne w zapisie:

38 Bliżyn ... w dniu 15 ... o godz. 8 rano umarł Antoni Stępniewski stolarz w Niekłaniu zamiesz-kały lat 40 liczący ...

39 Bliżyn ... w dniu 15 ... o godz. 8 rano umarł Stanisław Zgrzebnicki włościanin kawaler w Od-rowążku ... zamieszkały ... lat 21 liczący ...

Trudno sobie wyobrazić, aby mogła być inna przyczyna niż bitwa, aby o  tej samej godzinie zmarło równocześnie dwóch młodych ludzi w Bli-żynie, a ich miejsce zamieszkania (Niekłań i Od-rowążek) znajduje się w odległości kilku km pd miejsca zgonu. Zapisana tu data 15 marca różni się o 1 dzień od przyjętej daty bitwy, co można też tłumaczyć pewną asekuracją księdza.

Page 30: Świętokrzyskie nr 4. (8)

28 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Okres powstania styczniowego 1863 - 1864 w Bliżynie

Zupełnie inny obraz starcia pod Bliży-nem podał rosyjski Dziennik Powszechny (nr 69/1864). Różnice dotyczą nie tylko sto-sowanych określeń, jak banda Rudowskie-go, bandyci, ale także przebiegu i  wyników walki. W  tej warszawskiej gazecie czytamy:

(Pułkownik Kulgaczew) ... dowiedziawszy się, że wszystkie oddziały stanowiące bandę Rudow-skiego, znów przeszły do lasów Opoczyńskich, ruszył ku Suchedniowowi dnia 2 (14) marca. ... Z Suchedniowa Kulgaczew przeszedł do wsi Blizyna, a wysłany najprzód von Wahl poszu-kiwał bandytów koło Odrowąża, znalazł ich schronienie przeszło 100 szałasów, spalił sza-łasy i trafił na ślad bandy, ale zaskoczony nocą zatrzymał się na nocleg w Odrowążu. Kulgaczew otrzymawszy o tem wiadomość, chciał o świcie pójść sam za bandą wykrytą przez von Wahla, lecz tejże nocy d. 4 (16) marca, bandyci atako-wali Kulgaczewa w Blizinie otoczonem lasami. Według zeznań jeńców, było ich do 150 pieszych i  konnych pod dowództwem Rudowskiego, lecz liczba ta bez wątpienia jest przesadzona. Napa-dli oni z  trzech stron i przedewszystkiem zdo-łali zapalić karczmę; ale światło od palącej się karczmy pomagało naszym kubańskim i dońskim kozakom bić atakujących. Niedługo trwała ta nocna utarczka. Spieszeni kozacy kubańscy od-pędzili bandytów do lasu. Straty ich w  ranio-nych nie są znane, lecz w zabitych pozostawili na miejscu 20 trupów i dwóch jeńców, przyczem zdobycz naszą stanowiło 10 sztućców, pałasze, kosy, trąba, 2 flety i  6 koni. Na nieszczęście z naszej strony zabity został jeden kozak doński, a raniono 7miu, z których dwóch wkrótce umarło, a trzech wróciło do frontu. Potem o godzinie 6ej rano Kulgaczew udał się ze swemi spieszonymi kozakami w pogoń za bandytami do lasu. Wykryta w lesie pikieta nie-przyjacielska z pięciu ludzi, położona została tru-pem na miejscu; reszta rozbiegła się. Kulgaczew zwrócił się do lasów Blizyńskich i tam zburzył cztery schronienia bandytów, a w jednym z nich ujął ranionego przy nocnym napadzie z bandy Rudowskiego. Dalej w skalistych górach piesze ślady bandytów zupełnie nikły i pogoń stawała się niemożliwa. Urzędowy wykaz potyczek wojsk carskich w  Królestwie Polskim podaje tylko lakoniczną wzmiankę o starciu pod Bliżynem: 1864 w marcu z 2 na 3 napad bandy Rudow-skiego na oddział Pułkownika Kulgaczewa w m. Blizinie.

II. Uczestnicy powstania narodowego 1863  r. związani z Bliżynem

Gazeta Bliżyńska, wydawana przez Parafię Rzymsko-Katolicką św. Ludwika w Bliżynie, przez szereg lat przedstawiała informacje o historii Bli-żyna. Redaktor Gazety - ks.  Czesław Kasprzyk, proboszcz miejscowej parafii, w oparciu o doku-menty archiwalne oraz przekazy ludności, w cyklu artykułów opublikowanych w  latach 1955- 2003 (Nr 16 - 33), przedstawiał dzieje Bliżyna, ze szcze-gólnym uwzględnieniem okresu powstania stycz-niowego. Korzystając z opracowań ks. C. Kasprzy-ka, a wzbogacając je o dodatkowe informacje oraz rozszerzając grono osób, przedstawiam notki bio-graficzne niektórych dowódców walczących w Bli-żynie oraz mieszkańców, czynnie uczestniczących w wydarzeniach okresu powstania styczniowego.

1. Ppłk. Jan Szymon Rudowski(18. XI.1840 – 1905) Jan Szymon Rudowski co najmniej dwukrotnie walczył na terenie Bliżyna. Urodził się w rodzinie ziemiańskiej w okolicach Mławy. Ukończył szkołę powiatową w Mławie. Służbę wojskową w wojsku carskim odbywał jako junkier w batalionie celnych strzelców w Piotrkowie Trybunalskim. Po wybu-chu powstania dezerteruje z  rosyjskiego wojska w Piotrkowie do powstania, do oddziału Zawadz-kiego pod Szkucinem. Jak później opisywał (Walki w Sandomierskiem i Lubelskiem):

... Dnia 3 lutego poszedłem do oddziału Zawadz-kiego, gdzie w bitwie dla nas zwycięskiej, byłem ranny w prawy bok. Po wygojeniu się z ran, z ca-łym oddziałem przeszedłem do oddziału Czachow-skiego, z którym, jako chorąży, porucznik i kapitan odbyłem wszystkie bitwy, stoczone przez tegoż; ...

Brał udział w walkach pod Borią (4. V.), gdzie dowodził kompanią strzelecką, walczył pod Rzecz-niowem (5. V.), Smardzewem (29. V.), Bąkową i Ru-sinowem (8. VI.). Następnie pod Bobrzą (10. VI.). Gdy Czachowski pod Ratajami oddział rozpu-ścił, Rudowski zaległ ze swą kompanią w lasach starachowickich. Razem z mjr. Piotrem Dolińskim dnia 8.VII. za-dał nieprzyjacielowi znaczne straty w Przysusze. Później, w nocy 12. VII, dokonuje śmiałego ataku na oddział dragonów, pod dowództwem Rebieda-jewa w Bliżynie, odnosząc zwycięstwo. Od lipca 1863 r. na czele samodzielnego oddziału walczy w Opoczyńskiem. Bierze udział w wielu bitwach i  potyczkach, m.in. walczy pod Kowalą (21. VIII), Wirem (23. VIII.) i Opatowem (25. XI.). Skutecznie

Page 31: Świętokrzyskie nr 4. (8)

29Świętokrzyskie nr 4. (8)

Okres powstania styczniowego 1863 - 1864 w Bliżynie

nia 1864 r. w Paśmie Klonowskim. Po bitwie pod Klonową podzielił resztki pułku opoczyńskiego na małe oddziałki. Z poczuciem dumy kończy swoje wspomnienia:... Na tem kończę moje wspomnienia, dodając, że miałem to szczęście - a głównie dobrym ludziom to przypisuję - że oddział przezemnie prowadzo-ny, ani razu nie został rozbity, ani znienacka na-padnięty. Ja zaś przez cały czas mego udziału w powstaniu, nie byłem ani godziny poza obozem i  zawsze dobrą i  złą dolę dzieliłem z  oddzia-łem. W  porozumieniu z  władzami narodowymi d. 4 maja 1864, rozpuściłem oddział i udałem się na dalsze dyspozycje do Krakowa. ...

Jako jeden z  ostatnich dowódców oddziałów powstańczych zszedł z  placu boju. Udał się na emigrację do Francji. Później powrócił do Gali-cji i osiadł w Ostrowie pod Ropczycami. Zmarł w maju 1905 r., pochowany został we Lwowie.

2. Mjr Doliński (Dolnicki) Piotr Rodem z Galicji, żołnierz Garibaldiego, oficer armii włoskiej. W powstaniu styczniowym wal-czył pod rozkazami D. Czachowskiego jako kapi-tan, następnie major. Brał udział w bitwach pod Borią (3. V., 63), Jeziorkami (4. V. 63), Rzeczniowem (5. V. 63), Smardzewem (26. V. 63). Gdy Czachowski rozpuścił swój oddział pod Ratajami (11. VI. 63), to przed udaniem się do Galicji powierzył Doliń-skiemu, aby na terenie Puszczy Kozienickiej zbie-rał rozproszonych żołnierzy Kononowicza i starał się odtworzyć powstańczy oddział. Z powstałym oddziałem przemieścił się w lasy przysuskie. Tam mjr P. Doliński spotkał się z kompanią strzelców kpt. J. Rudowskiego. Razem dokonali udanego ataku na Przysuchę w dniu 8 lipca 1863, zadając nieprzyjacielowi znaczne straty. Kilka dni później, 12 lipca, pod Bliżynem zaskoczyli i rozbili obozu-jący tam lotny oddział Assiejewa. 18. VII. stoczył pomyślną walkę pod Końskimi. Około 20 lipca w  lasach iłżeckich, pod ko-mendą W. Eminowicza, łączy się z  odbudowa-ną dawną partią Czachowskiego. Bierze udział w bitwie pd Wirem (23. VIII. 63) zakończonej klę-ską polskich powstańców. Przy odwrocie spod Wiru, w  dniu 25  sierpnia 1863, zostaje rozbi-ty pod Grzybową Górą przez kolumnę wojsk Czengierego. We wrześniu został postawiony przed polskim sądem wojennym. Jak podaje E. Kozłowski (Za-pomniane wspomnienia) - w rozkazie dziennym Wydziału Wojny do wojsk narodowych, nr 13 z dn. 13.XII.1863, podano: Rozporządzeniem Rządu Narodowego, w roz-

włącza się w ostatnią fazę zwycięskiej bitwy pod Ociesękami (28. XI.). Jesienią 1863 r. mianowany przez Rząd Naro-dowy na stopień majora, obejmuje funkcję naczel-nika wojennego powiatu opoczyńskiego. Na pod-stawie rozkazu gen. Bosaka z  dnia 10 stycznia 1864 r. przekształca podległe sobie luźne oddzia-ły w  pułk opoczyński Dywizji Sandomierskiej. Schemat organizacyjny przewidywał utworzenie dwóch batalionów strzelców, batalionu kosynie-rów, batalion rezerwowy oraz szwadron jazdy. Batalion składał się z  czterech kompanii, każ-da po 74 szeregowców i 5 oficerów. W korpusie wojsk gen. J. Hauke Bosaka jest dowódcą pułku w stopniu podpułkownika. Dowódcą 1. batalionu został Mateusz Bezkiszkin, dowódcą 2. batalionu miał być kpt. Koroniewicz, ale został Majewski, a od marca kpt. Walter. Batalion 3. (też strzelec-ki) dowodzony był przez mjr Szemiota. Nie było więc planowanego batalionu kosynierów. Na do-wódcę szwadronu jazdy powołany został rtm. Sol-bach. Była jeszcze osobista eskorta Rudowskiego złożona z  50 kawalerzystów pod dowództwem por.  Minetti (Kornel Minaty, były szeregowiec wołyńskiego pułku ułanów). Po uzyskaniu informacji od mieszkańców Bli-żyna, dnia 16 marca 1864 r. przeprowadził udany nocny atak w Bliżynie na stacjonującego tam Kul-gaczewa. Ostatnie walki stoczył z końcem kwiet-

Ppłk. Jan Szymon Rudowski, fot. ze zb. J. Kowalczyka

Page 32: Świętokrzyskie nr 4. (8)

30 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Okres powstania styczniowego 1863 - 1864 w Bliżynie

kazie dziennym nr 12 ogłoszonym, jenerał Tacza-nowski i major Dolnicki oddani zostali pod sąd wojenny za rozbicie oddziałów, pierwszy w wo-jewództwie kaliskim, drugi w  Sandomierskiem. Sąd wojenny rozpatrując te sprawy i  zważając na okoliczności, jakie towarzyszyły klęskom po-niesionym przez wspomniane oddziały, uwolnił jenerała Taczanowskiego i majora Dolnickiego od odpowiedzialności. W  okresie późniejszym, z  częścią oddziału Czachowskiego, przemieścił się w  rejon lubel-ski. Dołączył do oddziału Ćwieka, pod komendą Borelowskiego - Lelewela brał udział w bitwach pod Panasówką (3. IX.) i Batorzem (6. IX. 1863).

3. Mjr Bezkiszkin Matwiej (Mateusz) Był dowódcą 1. batalionu pułku opoczyńskie-go. To jemu ppłk Jan Rudowski powierzył popro-wadzenie nocnego ataku na dwór w  Bliżynie, gdzie 16 marca 1864 r. stacjonował płk. Kulga-czew i ppłk. Zankisow. Atak był udany, chociaż wskutek pomyłki powstańców, efekty nie zostały w pełni wykorzystane. Matwiej Bezkiszyn, syn Polki, był oficerem ar-mii rosyjskiej, prawdopodobnie odbywał służbę na Kaukazie. Jak podaje W. Dąbkowski: (Matwiej Bez-kiszkin ...) w roku 1860 był porucznikiem w bry-gadzie straży granicznej w Zawichoście. Wystąpił on z pismem do cesarza Aleksandra II z sugestią, aby zrównać Polaków z Rosjanami w prawach do zajmowania urzędów, aby znieść ustawę, że dzieci zrodzone z małżonków, z  których jedno wyzna-je prawosławie, muszą być wychowywane w tej wierze. Jeszcze przed wybuchem powstania złożył dymisję z wojska i związał się z polską organi-zacją narodową. Jest bardzo prawdopodobne, że to Bezkiszkin, korzystając z  posiadanej wiedzy wojskowej oraz znajomości miejscowych realiów, miał istotny udział w przeprowadzeniu udanego ataku i rozbrojeniu straży granicznej w Zawicho-ście w nocy 22/23 stycznia 1863 r. W Zawicho-ście prowadził szkolenie wojskowe spiskowców, m. in. sandomierskich kleryków, którzy szykowali się do powstania. Oberpolicmajster Trepow pisał 4. VI. 1864 r. o Bezkiszkinie do Audytoriatu Polo-wego - W początkowym okresie powstania uczył powstańców sztuki wojennej i po przekazaniu ich w liczbie 300 naczelnikowi Langiewiczowi, uciekł za granicę ... (W. Dąbkowski). Spiskowcy z Zawichostu udali się na miejsce zbiórki w  lasach ćmielowskich, i  pod komendą Kozickiego dotarli do obozu Langiewicza. Bardzo możliwe, że Bezkiszkin przeszedł cały szlak bo-jowy z Langiewiczem, a po bitwie pod Grocho-wiskami znalazł się w Galicji. Gdy 20 czerwca

gen. Jordan podjął nieudaną próbę wkroczenia do Królestwa, miał tam znajdować się M. Bezkisz-kin. W raporcie Mikołaja Pawliszczewa po bitwie pod Komorowem, znajduje się wzmianka: Mówią, że został w niej zabity oficer straży granicznej, jakiś Bezkiszkin, który przeszedł do powstań-ców (za  Dąbkowskim). Informacja ta nie była prawdziwa. Pod koniec 1863 r. Bezkiszkin znajduje się na polu walki w rejonie opoczyńskim. Potwierdzenia znajdują się w  protokołach zeznań składanych naczelnikowi woj. rewiru samsonowskiego (Chło-pi i sprawa chłopska ...) - 16-letni Gustaw Wil-czyński z Ćmińska oświadcza, że był w grud-niu 1863 wcielony do oddziału Bezkiszkina. Podobnie zeznaje Franciszek Nowak z Krasnej. Oddział Bezkiszkina rozlokowany rejonie Sam-sonowa miał liczyć ok. 200 pieszych i konnych powstańców. W  styczniu 1864 r. na rozkaz gen. Bosaka dość luźne oddziały powstańcze, podporząd-kowane naczelnikowi powiatu opoczyńskiego ppłk.  J.  Rudowskiemu, zostały przekształcone w pułk opoczyński Dywizji Sandomierskiej pod dowództwem ppłk.  J.  Rudowskiwgo. Dowódcą 1. batalionu strzelców został mjr Mateusz Bez-kiszkin. W tym kadrowym pierwszym batalionie, pierwszą kompanią dowodził kpt. Władysław Ciepły, drugą - kpt. Ryszard Rząśnicki (w lite-raturze podawany jest również kpt. Bereza jako dowódca tej kompanii). Po klęsce opatowskiej kolumny wojsk rosyj-skich przystąpiły do końcowego etapu likwidacji rozbitych powstańczych oddziałów. Dnia 8 marca 1864 r. oddział mjr Chmielnickiego pod Suche-dniowem stoczył potyczkę z oddziałem Bezkisz-kina i  Rudowskiego. Niewiele zachowało się informacji o tym starciu. Ale powstańcy zdołali się wycofać. Dnia 10 marca Rosjanie natrafili na obóz Bezkiszkina pod Opocznem, ale i tym ra-zem powstańcy nie dali się zaskoczyć i bez strat wycofali się. Kilka dni później Rudowski przywo-łał oddział Bezkiszkina do Bliżyna, gdzie wzięli udział w udanym nocnym ataku na Kulgaczowa. W marcu i kwietniu oddziały pułku opoczyń-skiego zostały rozbite i  rozproszone. Samotne-go już mjr. Bezkiszkina otoczyli i  pojmali dnia 27 kwietnia 1864 r. kozacy Zankisowa (ci sami, których pokonał wcześniej w  Bliżynie). Udało się Rosjanom schwytać żywcem Bezkiszkina, któ-ry bronił się strzelając z dwóch rewolwerów. Sąd wojskowy w Radomiu w dniu 16 maja 1864 ska-zał go na karę śmierci przez rozstrzelanie. Ale za stwierdzenie - „zrodzony z matki Polki, czułem się zobowiązany do pomszczenia krzywd jej sy-

Page 33: Świętokrzyskie nr 4. (8)

31Świętokrzyskie nr 4. (8)

Okres powstania styczniowego 1863 - 1864 w Bliżynie

nów i braci” - został grubiańsko zelżony, i za to uderzył w twarz prezesa sądu. W odwecie zmie-niono wyrok - został powieszony na szubienicy. Wyrok wykonano na rynku w Radomiu. Jedyne trwałe upamiętnienie mjr Mateusza Bezkiszkina znajduje się na Cmentarzu Łycza-kowskim we Lwowie, gdzie na tablicy pomni-ka powstańców 1863/1864 zostało podane jego nazwisko.

4. Styrecki (Sterecki) Wincenty W  roku 1843 objął stanowisko zawiadowcy wielkiego pieca w Bliżynie. Przybył z miejsco-wości Skąpe, wraz z żoną Apolonią z Niwińskich i córkami: Eleonorą Placydą i Sylwestrą Floren-tyną. W roku 1846 urodził mu się syn Tadeusz Jan - w księdze metrykalnej zapisano:

... stawił się Wincenty Sterecki Zawiadowca Wielkiego Pieca w Blizinie zamieszkały lat 38 mający ... i okazał nam dziecię płci męzkiej uro-dzone w Bliżynie dnia 3 października r.b. z jego małżonki Apolonji z Niwińskich lat 30 mającej ...

Później Stereckim urodziła się córka Roza-lia, syn Antoni (1853 r.). Dnia 16. 04. 1855 r. ... zmarła Apolonia Sterecka córka zmarłego An-toniego i  Józefy z  Wokoczewskich Małżonków Niwińskich lat 38 zostawiając owdowiałego męża Wincentego.

Niedługo Wincenty wstępuje w  następny związek małżeński. W roku 1857 ... zostało za-warte małżeństwo religijne pomiędzy Wincentym Styreckim wdowcem zawiadowcą fabryk w Bli-zinie synem Michała ... w Niechmierzowie uro-dzonym teraz zaś w Blizinie zamieszkałym lat 48 mającym a Emilją Kozłowską panną, córką Stanisława i Franciszki z Gronkiewiczów Mał-żonków Kozłowskich w  Wołowie Blizińskim urodzona, teraz zaś w  Blizinie przy rodzicach zamieszkałej lat 24 mającej ...

Od roku 1857 zapis nazwiska Wincentego Stereckiego zostaje zmieniony na Styrecki. Po-twierdzenie znajdujemy w dokumentach metry-kalnych: w akcie ślubu Wincentego, w aktach urodzenia dzieci: Jan Wincenty, Emeryka oraz w  aktach ślubów jego córek: 17-letniej Syl-westry, która w  r.  1861 poślubiła 28-letniego Benedykta Muszyńskiego, wdowca, nauczyciela muzyki w dworze bliżyńskim i Sylwestry Flo-rentyny, która w  roku 1862, w  wieku 22 lat wyszła za mąż za Wawrzyńca Warchalskiego z Sandomierza, organistę.

Wincenty Styrecki był głównym organiza-torem ruchu niepodległościowego w  Bliżynie. Jako zawiadowca fabryk miał autorytet oraz do-bre kontakty. Skupiał wokół siebie miejscowych hutników i  górników, majstrów i  rzemieślników, parobczaków i  stangretów. Utrzymywał żywe kontakty z  silnym ośrodkiem w  Suchedniowie, prowadzonym przez braci Dawidowiczów i dyrek-tora Klimaszewskiego. Przygotował spiskowców do zbrojnego wystąpienia. Gdy zapadła decyzja o nocnym ataku na rosyjski garnizon wojskowy - odebrał przysięgę wojskową i wyprawił spiskow-ców z Bliżyna wraz z grupą suchedniowską do ataku dnia 22/23 stycznia 1863 r. na Szydłowiec. W  okresie powstania Styrecki kieruje miej-scową organizacją narodową: zabezpiecza dla powstańczych oddziałów pomoc materialną, me-dyczną, kieruje służbą kurierską i wywiadowczą, dostarcza do oddziałów ochotników. Gdy w roku 1865 urodziła się najmłodsza cór-ka Wincentego - Maryanna Styrecka, ojciec był nieobecny. Akt urodzenia nr 120/1865 spisanym dnia 1 maja podaje:

... stawiła się Maryanna Sztabowa lat 54 licząca Włościanka - Akuszerka w Bliżynie zamieszkała ... i okazała Nam dziecię płci żeńskiej oświad-czając, że takowe urodzone jest w Bliżynie dnia 24 marca roku bieżącego o  godzinie 4 rano - z  Wincentego Styreckiego Zawiadowcy Wiel-kiego Pieca w  Bliżynie do Aktu z  przyczyny nieobecności od trzech miesięcy w domu niesta-wającego lat pięćdziesiąt sześć mającego i jego małżonki Emilii z  Kozłowskich lat trzydzieści dwa mającej ...

W tym czasie aresztowany Wincenty Styrec-ki w radomskim więzieniu oczekiwał na proces polityczny. W wyroku z dnia 8 sierpnia 1865 r. Naczelnika Wojennego Oddziału Radomskiego zapisano uzasadnienie: W  rozpatrzonej sprawie przestępców poli-tycznych, mieszkańców m. Blizina: pisarzu pry-watnym Włodzimierzu Krajewskim, nadzorcy fabryki żelaznej Wincentym Stereckim i włościa-nach robotnikach Janie Jurzyńskim i Benedykcie Przygodzie, okazali się ono winnymi uczestnic-twa w powstaniu. Pierwsi dwaj nakłaniali fabry-kantów do wstępowania do band, odbierali od nich w tym celu przysięgę, utrzymywali kontakty z powstańcami, którym dostarczali różne rzeczy.... Sterecki - w marcu 1864 r. w czasie przybycia kozaków do m. Blizina dał o tym znać stojącej w pobliżu bandzie Rudowskiego, która napadła na kozaków.

Page 34: Świętokrzyskie nr 4. (8)

32 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Okres powstania styczniowego 1863 - 1864 w Bliżynie

Za te przestępstwa uznaję podsądnych za win-nych i zaliczam do III kategorii, rozporządzenia cyrkularnego z 7/19 marca br. Nr 165 i wyro-kuję: wysłać ich w roty aresztanckie resortu cy-wilnego w głąb Rosji; ... Stereckiego na lat 5, ... O wykonaniu tego postanowienie donieść mi.

Blisko 60-letni Wincenty Sterecki w 11. trans-porcie, wraz z Włodzimierzem Krajewskim, został zesłany do ciężkich robót w głąb Rosji (Z. Strzy-żewska Zesłańcy Powstania ... s. 136, poz. 638). Brak jest informacji o jego dalszych losach.

5. Krajewski Włodzimierz Przybył do Bliżyna w roku 1858 mając lat 27. Z aktów urodzenia jego synów: Franciszka Bolesława i Karola Antoniego dowiadujemy się, że małżonką była Helena z  Krauzów, lat 25 (w 1863 r). W fabryce Aleksandra Wielogłow-skiego pełnił funkcję magazyniera oraz pisarza prywatnego. Był pomocnikiem nadzorcy fabryki żelaznej, Wincentego Styreckiego, w  tworzeniu orga-nizacji niepodległościowej w  Bliżynie, razem z nim odbierał przysięgę wojskową i wyruszył ze spiskowcami z  Bliżyna do nocnego ataku na Szydłowiec. Bierze udział w dalszych wal-kach. Prawdopodobnie z powodu udziału w po-wstaniu, chrzest jego syna - Karola, urodzonego 8. X. 1863 r., odbywa się z miesięcznym opóź-nieniem, w dn. 8. XI. 63 r. (świadkiem jest Be-nedykt Przygoda, również uczestnik powstania narodowego).

Za udział w powstaniu Włodzimierz Krajew-ski został aresztowany i osądzony. W wyroku z dnia 8 sierpnia 1865 r. Naczelnika Wojennego Oddziału Radomskiego zapisano:

... Krajewski uczestniczył w napadzie 11 stycznia 1863 r. na wojska w m. Szydłowcu, a następ-nie znajdował się w szeregach buntowników... za te przestępstwa uznaję podsądnych za winnych i zaliczam do III kategorii rozporządzenia cyrku-larnego x 7/19 marca br. Nr 165 i wyrokuję: wy-słać ich w roty aresztanckie resortu cywilnego w głąb Rosji: Krajewskiego ... na lat 5 ...

Włodzimierz Krajewski znajduje się w  ze-stawieniach zesłańców powstania styczniowego opracowanych przez Z. Strzyżewską (s.99, poz. 896). Jak podaje ks. C. Kasprzyk (Gazeta Bli-żyńska nr 31/2001) W. Krajewski powrócił do Bliżyna. Nie udało się odnaleźć śladów jego mogiły w Bliżynie.

6. Przygoda Benedykt Syn Józefa i Agaty z Oławniów, urodził się ok. 1820 r. w Wołowie Bliżyńskim. Z akt ślu-bu dowiadujemy się, że włościanin czynszownik, gospodarujący w Wojtyniowie, Benedykt Przy-goda, kawaler, w wieku lat 36, w dniu 5 lutego 1855 r. zawarł religijne małżeństwo z  panną Joannę Bernatek z Odrowążka, córką Andrze-ja i Józefy z Olejarzów małżonków Bernatków, lat 20 mającą. W roku 1857 urodził im się syn Marcin, w  r.  1862 córka Józefa, a w 1864 r. córka Marianna. W  okresie powstania styczniowego działa w organizacji narodowej. Wyrok sądu wojsko-wego z 8 sierpnia 1865 r. podaje

... Jurzyński i Przygoda, na polecenie Stareckie-go chodzili do bandy Rudowskiego z wiadomo-ścią o przybyciu do Blizina kozaków i służyli powstańcom za przewodników do miasteczka, co świadczy o ich sprzyjaniu i udziale w powsta-niu. ... ... wyrokuję: wysłać ich w roty aresztanc-kie w głąb Rosji ... Przygodę na 2 lata. ...

Z. Strzyżewska (Zesłańcy Powstania Stycz-niowego...) na podstawie dokumentów AGAD, podaje, że Benedykt Przygoda został wysłany w głąb Rosji w 11 transpocie (s. 126, poz. 618). Jak podaje ks. C. Kasprzyk (Gazeta Bliżyń-ska nr 31/2001), Benedykt Przygoda po odby-ciu kary powrócił do Wojtyniowa. W dokumen-tach parafialnych jest zapis, że gdy w r. 1888 ks. Cyrański przystąpił do urządzenia nowego cmentarza grzebalnego w oparciu o przekaza-ny teren przez dominium bliżyńskie, to również B. Przygoda ofiarował część swojego pola pod ten cmentarz. Brak informacji kiedy i gdzie za-kończył swój żywot (w  Bliżynie nie ma jego mogiły).

7. Jurzyński Jan Włodzimierz Już po upadku powstania, w marcu 1865 r. aresztowano Jana Jurzyńskiego, zamieszkałego w Zbrojowie, włościanina - robotnika jako prze-stępcę politycznego. Gdy jego małżonka w dniu 13 lipca 1865 r. urodziła bliźniaki: Małgorza-tę i  Wawrzeńca, zgłoszenia dokonała Antoni-na Boczkowa, akuszerka z  Sorbina, zamiast ojca, gdyż, jak to w akcie urodzenia proboszcz ks. Bajerkiewicz zapisał: ... Pana Jarzyńskiego Włodzimierza Rolnika od pięciu miesięcy w domu nie będącego, lat czter-dzieści trzy liczącego w Zbrojowie zamieszkałe-go - i jego małżonki Maryanny ze Zbrojów lat czterdzieści liczącej ...

Page 35: Świętokrzyskie nr 4. (8)

33Świętokrzyskie nr 4. (8)

Okres powstania styczniowego 1863 - 1864 w Bliżynie

Z. Strzyżewska na podstawie dokumentów AGAD, podaje, że Jan Jarzyński został wysłany na zsył-kę w 10. partii (Zesłańcy Powstania Stycznio-wego ... s. 89, poz. 168). Ks. C. Kasprzyk (Gazeta Bliżyńska nr 31/2001) podaje, że po odbyciu 2-letniej kary zesłania oraz po roku tułaczki Jurzyński powrócił do rodziny. Doczekał niepodległej Polski - zmarł 5  stycz-nia 1927 r.

8. Wilczyński Marcelli Jak ustalił ks. C. Kasprzyk (Gazeta Bliżyń-ska nr 31/2001), Marcelli Wilczyński urodził się w r. 1844 jako syn Wojciecha i Antoniny z Goź-dzikowskich, małżonków Wilczyńskich. Rodzina była związana z  bliżyńskim dworem: dziadek, Jan Wilczyński, był w latach 1850-1859 owcza-rzem u  hr. Jacka Podkańskiego. Ojciec, Woj-ciech, w latach 1850 - 1859 pracował jako lokaj we dworze Aleksandra Wielogłowskiego, póź-niej jako stangret dworski, następnie - ślusarz w fabryce. W wieku 19 lat Marcelli wstępuje do powsta-nia, oddziału Rudowskiego. W  wykazie osób, które dobrowolnie ujaw-niły się z oddziałów powstańczych, sporządzo-nym w rewirze samsonowskim (Chłopi i sprawa chłopska ...) podano, że mieszczanin Marceli Wil-czyński przez 6 tygodni był w oddziale Rudow-skiego. Został później wcielony do rosyjskiego wojska. W roku 1881, podczas urlopu wojskowe-go, poślubił w Bliżynie Anielę, córkę Jana Osób-ki. W roku 1892 powrócił do Bliżyna, pracował jako stolarz. Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę Marceli Wilczyński, po przeprowadzonej weryfi-kacji, otrzymał honorowy stopień ppor. weterana i  został wprowadzony do IMIENNEGO WY-KAZU WETERANÓW POWSTAŃ NARODO-WYCH 1831, 1848 I 1863 ROKU (Dz. Personal-ny Nr 10/1921, poz. 2462). Zmarł po r. 1921. Nie udało się odnaleźć jego mogiły w Bliżynie.

9. Drecki Włodzimierz Ks. C. Kasprzyk (Gazeta Bliżyńska nr 31/2001) przedstawia postać Włodzimierza Dreckiego, który przybył do Bliżyna w  latach 80-tych XIX w. Urodził się w r. 1837 w Podolanach, jako syn Michała i Katarzyny z Różnowskich małżonków Dreckich. Do Bliżyna przybył wraz z małżonką Bro-nisławą z Różańskich, córką Leopolda i Kata-rzyny z Wejsów. Podjął pracę jako kierownik wielkiego pieca, kiedy hr. Plater tworzył „Sta-lownię”. Przez wiele lat był zawiadowcą i kie-

rownikiem wielkiego pieca, w starszym wieku pełnił funkcję kasjera „Stalowni”. W roku 1919, w  wieku 77 lat, zmarła jego żona Bronisła-wa. Pozostał z  synami: Marianem Stanisła-wem i Bolesławem. Gdy w r. 1923 w Bliżynie powstała straż pożarna, jej pierwszym naczel-nikiem został Bolesław Drecki, zawiadowca w odlewni. W okresie powstania styczniowego Włodzi-mierz Drecki był w  powstańczych szeregach. Nie wiemy obecnie, gdzie walczył i pod czy-ją komendą. Po odzyskaniu niepodległości, po przeprowadzonej weryfikacji, został wprowa-dzony do IMIENNEGO WYKAZU WETERA-NÓW POWSTAŃ NARODOWYCH 1831, 1848 I 1863 ROKU (Dz. Personalny Nr 10/1921, poz. 396) i otrzymał honorowy stopień ppor. - wete-rana 1863 r. Zmarł po roku 1930. Nie udało się odnaleźć jego mogiły w Bliżynie.

10. Gael Henryk W Notatniku Bliżyńskim z 1993 r. zamiesz-czono Raport z  18/30 1866 r., który Szydło-wiecki Naczelnik Wojenno - Cząstkowy przeka-zał do Komisji Wojenno - Sądowej w Radomiu (AP Radom, KGR, sygn. 1, s.210):

Zgodnie z  pismem naczelnika wojennego pow. Opoczyńskiego - aresztowawszy miesz-kańca wsi Blizin, felczera Henryka Gaela, któ-rego - mam honor dostarczyć pod konwojem, Tenże Gael, wyposażony w  strawne na co-dzienne wyżywienie do 19/31 stycznia br. Podporucznik Kardinalskij

W przypisie podano: Pod datą 25 lipca 1865 r. Felczer Henryk Gael uznany został jako prze-stępca polityczny za to, że uczestniczył przy odbieraniu przysięgi od ludzi werbowanych do powstania i  dostarczał powstańcom żywność i obuwie, Zasądzony został na 2 miesiące aresz-tu. 13 listopada uzyskał zwolnienie z aresztu za poręczeniem. Ale na podstawie decyzji naczel-nika wojennego oddziału radomskiego z  dnia 10 stycznia 1866 r. skazany został na roboty aresztanckie w głąb Rosji na 3 lata.

11. Włościanie - uczestnicy powstania stycz-niowego 1863 r. W oparciu o zestaw dokumentów zamiesz-czonych w opracowaniu Chłopi i sprawa chłop-ska w  powstaniu styczniowym można przed-stawić listę 16 włościan - mieszkańców gminy Bliżyn, którzy brali czynny udział w powstaniu.

Page 36: Świętokrzyskie nr 4. (8)

34 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Okres powstania styczniowego 1863 - 1864 w Bliżynie

Lista sporządzona jest na podstawie urzędowych raportów osób, które dobrowolnie ujawniły się z oddziałów powstańczych. Wykaz ten nie sta-nowi pełnego zestawienia mieszkańców gminy Bliżyn, uczestniczących w powstaniu 1863 r.

III. Miejsca pamięci powstania styczniowego 1863 r. w Bliżynie

1. Ks. Wincenty Cyrański. W centrum starego cmentarza (przy drodze do Końskich), na kamiennej płycie postawiony na-grobek żeliwny zwieńczony krzyżem. Na bocznej ścianie nagrobka, na tablicy widnieje napis:KSIĄDZ WINCENTY/ CYRAŃSKI/ PRO-BOSZCZ/ PARAFII FILIALNEJ/ BLIŻYN/ PRZE-ŻYWSZY LAT 50/ UMARŁ D. 8. V. 1889 R./ PO-KÓJ JEGO DUSZY// Ks. Wincenty Cyrański, syn Marcina, urodził się w  r. 1837 w Chmielniku w  rodzinie miesz-czańskiej. W  roku 1858 ukończył czteroklasowe pińczowskie progimnazjum. Podjął naukę w semi-narium w Sandomierzu. Gdy wybuchło powstanie styczniowe, był  na trzecim roku studiów. W gru-pie 23 alumnów Seminarium Sandomierskiego wyruszył do walki. W  Zawichoście, pod kierunkiem oficera ro-syjskiej służby granicznej - porucznika Matwieja Bezkiszkina, który przystąpił do polskiego powsta-nia, poznaje podstawy techniki walki. Dołącza do oddziału Langiewicza w Staszowie, bierze udział w stoczonej tam bitwie w dn. 17 lutego 1863 r. Później, z Langiewiczem przechodzi szlak bojowy:

poprzez bitwę w Małogoszczu w dn. 24 lutego, po bitwę na Grochowiskach w dn. 18 marca 1863 r. Wraz z innymi przeprawia się przez Wisłę. Unik-nął internowania w Galicji, gdyż został przyję-ty na plebanię przez austriackiego księdza, który pomógł mu wyemigrować do Francji. Tam podjął studia teologiczne w Grand Seminair w Lyonie. W roku 1867 przyjął święcenia kapłańskie, został proboszczem w parafii Saint Cyre. W roku 1887, korzystając z ogłoszonego ma-nifestu cesarskiego z 15 maja 1883 r, powrócił po 20-latach do kraju. Został wikarym w Górach Wy-sokich. Konsystorz Jeneralny dn. 22. VIII. 1888  r. powierzył ks. Cyrańskiemu, jako kapłanowi star-szemu wiekiem i  doświadczeniem, trudne na początek stanowisko wikariusza parafii filialnej w Bliżynie ... Na skutek prośby mieszkańców Bli-żyna i okolicznych wiosek oraz plenipotenta dóbr Bliżyna Bronisława Stempowskiego, ks. A. Sot-kiewicz, biskup sandomierski, za zezwoleniem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z  dniem 23 sierpnia 1888 r. erygował nową parafię filialną, z siedzibą proboszcza w Bliżynie. Cyrański z energią przystąpił do organizacji swojej parafii, urządzenia nowego cmentarza grze-balnego i budowy plebanii. Proboszcz nowej pa-rafii niedługo pełnił swą posługę - niespełna rok później, zmarł dnia 26 kwietnia 1889 r. i został pochowany na starym cmentarzu w Bliżynie.

2. Antoni Komar. Od nagrobka ks. Cyrańskiego alejką w kierun-ku płn.-zach. po kilku metrach po prawej stronie

Lp. / Nazwisko i imię / Lat /  Informacje ogólne /Był w oddziale1. Boczek Mateusz 25 włościanin ze wsi Sorbin Rudowskiego2. Gębski Kazimierz 24 włościanin z Odrowążka Rudowskiego3. Gębski Paweł 19 włościanin z Odrowążka Rudowskiego 4. Gębski Piotr 24 włościanin z Odrowążka Rudowskiego5. Gębski Tomasz 21 z wsi Kucębów 6. Głowala Andrzej 30 robotnik z Odrowążka 7. Mamela Antoni 32 mieszczanin ze wsi Pięty, wcielony do wojska rosyjskiego 8. Masiewicz Jacenty 27 komornik z Bliżyna, żonaty Rudowskiego9. Mastalerz Kajetan 27 garncarz, komornik ze wsi Pięty, kawaler Rudowskiego10. Nowak Franciszek 28 komornik z Płaczkowa, kawaler Rudowskiego11. Piątkowski Maksymilian 38 mieszczanin z Odrowążka, pojmany 27.XI.63, zesłany12. Sidor Jan 24 komornik ze wsi Płaczków Rudowskiego 13. Smolczyński Franciszek 17 włościanin z Odrowążka Rudowskiego 14. Zeb Ignacy 23 włościanin ze wsi Pięty Rudowskiego 15. Zgrzebnicki Jan 20 włościanin z Odrowążka Rudowskiego 16. Zibsz Ignacy 24 włościanin ze wsi Pięty, żonaty Rudowskiego

Page 37: Świętokrzyskie nr 4. (8)

35Świętokrzyskie nr 4. (8)

Okres powstania styczniowego 1863 - 1864 w Bliżynie

- nagrobek z czerwonego piaskowca zwieńczony kamiennym krzyżem. Na bocznej ścianie nagrobka napis:Ś. P./ ANTONI KOMAR/ WETERAN WOJ. POL./ 1863 R./ ŻYŁ LAT 74. UM. D. 10 KW./ 1921 R./ Ś. P./ KAROLINA KOMAROWA/ ŻYŁA LAT 72. U. 16 SIERP./ 1922 R./ NIECHAJ SPOCZYWAJĄ/ W POKOJU.// W  przekazach rodziny Komarów zachowała się informacja, że ich przodek, Komar z Bliżyna, zaciągnął się w  szeregi kosynierów Tadeusza Kościuszki. Miał on nawet poprowadzić do walki całą grupę miejscowych włościan oraz górników. Gdy w roku 1863 do powstania narodowego Win-centy Sterecki prowadził zorganizowaną grupę bliżyńskich hutników i włościan, był wśród nich Antoni Komar, urodzony w  r. 1847 w Bliżynie. Po  nocnym ataku na garnizon rosyjski w Szy-dłowcu, znalazł się w partii Langiewicza, dotarł do Wąchocka, walczył pod dowództwem Dionize-go Czachowskiego. Później powrócił do Bliżyna. Udało mu się uniknąć aresztowania, sądu wojsko-wego i zsyłki. W związku małżeńskim z Karoliną urodziło mu się dwóch synów: Stanisław i Karol. W Polsce niepodleglej Antoni Komar, po prze-prowadzonym postępowaniu kwalifikacyjnym, został uznany weteranem 1863 roku, otrzymał stopień podporucznika weterana i został wprowa-dzony do IMIENNEGO WYKAZU WETERANÓW POWSTAŃ NARODOWYCH 1831, 1848 I 1863 ROKU (Dz. Personalny Nr 5/1921, poz. 2941). Jak podaje ks. Cz. Kasprzyk (Gazeta Bliżyńska nr 21 z 1996 r.), w księgach hipotecznych istnie-je zapis, że włościanin wsi Bliżyn Antoni Komar za udział w powstaniu otrzymał grunt z majątku Bliżyn. Przetrwały miejscowe wspomnienia, że sę-dziwy weteran, zamieszkały w Gilowie, gromadził wokół siebie młodzież, której opowiadał, jak to w czasie powstania z fuzją do lasu poszedł. Rodzina wspominała, że w mundurze weterana 1863 roku dumnie siadał przy głównym ołtarzu w kościele. Sprzedał część lasu i obok swojego domu wybu-dował pomnik upamiętniający powstańców stycz-niowych. Gdy zmarł w dn. 10 kwietnia 1921 r., weterani powstania 1863  r. na ramionach nieśli jego trumnę z  Gilowa na cmentarz w  Bliżynie. Na trumnie znajdowała się czapka konfederatka z biało - czerwoną kokardą. W  zbiorach Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie zachowała się fotografia Antoniego Komara, powstańca 1863 roku. Tradycje walk o niepodległość Polski konty-nuowali również potomkowie Antoniego Komara: - jego synowie: Stanisław i Karol, wzięli udział w wojnie bolszewickiej w 1920 roku; - jego wnuk,

Jan Komar, po ukończeniu Uniwersytetu War-szawskiego, podjął pracę w w gimnazjum w Tar-nopolu. Jako oficer WP bierze udział w wojnie obronnej 1939 r., a następnie udaje się na emi-grację: poprzez Rumunię, Francję i  Portugalię, dociera do Polskich Sił Zbrojnych w Anglii. Jego żona Bogumiła, z czteroletnią córką, zamieszkałe w Tarnopolu, zostały wywiezione na Sybir.- brat Jana, Stefan Komar, był zawodowym ofi-cerem wywiadu wojskowego w  Wilnie. Jego małżonka Jadwiga, z  dwójką dzieci, mieszkały w Głębokiem. Zostały przez Rosjan wywiezione do Kazachstanu. Mężnie zniosła trudy zesłania, i w r. 1946 powróciła do Gilowa, gdzie znalazł się również mąż Stefan.

3. Leon Zep. Od nagrobka ks. Cyrańskiego – 40 m. alejką w kierunku płd.-wsch. na niewygrodzonym tere-nie położony jest blok kamienny, na którym zamo-cowano poziomo nieduży żelazny krzyż i tablicę z  czarnego laminatu grawerskiego z  wyrytym napisem:Ś.P./ por. LEON ZEP/ POWSTANIEC/ żył lat 85/ Zm. 6.I.1922// Leon Zep urodził się w roku 1843 w Wołowie k/ Bliżyna. W powstaniu 1863 roku był w oddzia-le Rudowskiego. W rodzinnych przekazach (infor-macje Józefy Życińskiej, prawnuczki Leona Zepa) zachowały się opowieści, jak to Leon w nocnym

Antoni Komar, fot. ze zb. J. Kowalczyka

Page 38: Świętokrzyskie nr 4. (8)

36 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Okres powstania styczniowego 1863 - 1864 w Bliżynie

starciu oddziału Rudowskiego w Bliżynie, w nocy 15/16 marca 1864 roku, brał bezpośredni udział w podpaleniu karczmy, w której schronili się Mo-skale. W tradycji rodzinnej zachowała się również opowieść o tym, jak w nagłej sytuacji, Leon Zep, nie posiadając broni, drewnianym trepem ubił ro-syjskiego żołnierza i zabrał mu karabin. Znając doskonale teren działalności Rudow-skiego, Leon występował również jako zaopatrze-niowiec oddziału. Władze rosyjskie miały nawet jakieś podejrzenia, ale przeprowadzone przez Ko-zaków rewizje domu Zepa w Wołowie niczego nie wykazały, jego bezpośredni udział w powstaniu pozostał niezauważony przez władze carskie, nie spotkały go represje. Ożenił się z Rozalią z Adam-czyków z Kruka k/ Suchedniowa. Miał z nią syna Stanisława oraz córki. Był dość majętnym gospo-darzem, posiadał w Wołowie młyn, który później przekazał córce, zamężnej z Jarosińskim. W niepodległej Polsce Leon Zep, po przepro-wadzonym postępowaniu kwalifikacyjnym, został wprowadzony do IMIENNEGO WYKAZU WE-TERANÓW POWSTAŃ NARODOWYCH 1831, 1848 I 1863 ROKU (Dz. Personalny Nr 5/1921, poz. 3267), otrzymał honorowy stopień ppor. we-terana oraz dożywotnią pensję. W  granatowym mundurze weterana powstania 1863 roku dumnie prezentował się ludności podczas różnych uroczy-stości w Blizynie. Jak wspomina Józefa Życińska, prawnuczka, w tym mundurze próbowały również dumnie paradować najmłodsze pokolenia rodziny Zepów, co spotykało się z oczywistą reakcją sę-dziwego wówczas weterana. Zmarł w  Wołowie 6 stycznia 1922 r. i  zo-stał pochowany na starym cmentarzu w Bliżynie. W roku 1994, w miejscu ziemnej mogiły powstań-ca, Józefa Życińska, położyła blok kamienny z ta-bliczką upamiętniającą Leona Zepa. Historia lubi się powtarzać. Tak, jak podstępem Zep zdobył karabin, tak jego 13-letnia prawnuczka, Józefa Życińska, z  szoferki samochodu żołnierzy niemieckich, wykradła pistolet maszynowy. I tak, jak Leon miał po powstaniu w  domu kilkakrot-ne rewizje Kozaków, tak po II Wojnie Światowej, w roku 1948 dom Zepów został zajęty przez funk-cjonariuszy UB, którzy podczas wielotygodniowej rewizji, zrywali podłogi i tynk w ścianach, w po-szukiwaniu skrytek broni oraz dokumentów po-twierdzających działalność w AK i WiN. Zostały wówczas zniszczone wszystkie rodzinne pamiątki, m. in. dokumenty i fotografie weterana powstania Leona Zepa. Jednak tym razem działania na rzecz niepodle-głości Polski były dla rodziny Zepów tragiczne: - w r. 1948 Józefa Życińska (w 4-m miesiącu ciąży)

wraz z  mężem, podczas potyczki oddziału WiN z żołnierzami KBW, została schwytana i trafiła do kieleckiego więzienia. Tam urodziła córkę, otrzy-mała wyrok 7 lat więzienia, na podstawie amnestii

została zwolniona w r. 1950. - mąż Józefy - por. WiN, Aleksander ps. „Wilczur”, jeszcze przed uro-dzeniem się córki, został zamordowany przez UB, a egzekucję wykonano w lesie między Zgórskiem a  Szewcami 24. IX. 1948 r. - wcześniej, w  roku 1946, zostali schwytani i zamordowani przez UB: brat Józefy - Bogusław Zep ps. „Śmiały”, żołnierz AK i WiN, oraz jej siostra - Alfreda Zep-Kopeć ps. „Sława”, łączniczka AK i WiN.- w  roku 1948 aresztowani i  uwięzieni zostali rodzice Józefy: żołnierz AK Jan Zep „Dąb” i Maria Zep. Byli skazani na 5 lat więzienia, wypuszczo-no ich nieco wcześniej, aby po torturowaniu przez UB, mogli umrzeć w domu.

Na cmentarzach Bliżyna nie znaleziono za-chowanych mogił innych uczestników powstania styczniowego, chociaż nie będzie zaskoczenia, gdy pokaże się sygnał, że jednak są jeszcze inne na-grobki, nie ujęte w powyższym zestawieniu. Najbardziej znanym wydarzeniem powstania styczniowego na terenie Bliżyna była zwycięska bitwa Rudowskiego w nocy 18 marca 1864 r. przy nieistniejącej obecnie karczmie oraz przy dworze Podkańskich - Wielogłowskich, który był wów-czas mocno zniszczony. Pod koniec XIX wieku nowi właściciele, rodzina Platerów, przebudowała dwór na pałac. Z pałacu Platerów zachowało się obecnie jedynie zachodnie skrzydło - neogotycki zameczek myśliwski z wieżyczką i  basztą. Sta-nowi teraz siedzibę Gminnegp Ośrodka Kultury. Brak jest jednak upamiętnienia bitwy w Bliżynie. Dawny staw dworski, gdzie powstańcy w olszy-nach oczekiwali na sygnał nocnego ataku na Moska-li, obecnie znajduje się w całkowitej przebudowie.

Grób Leona Zepa, fot. ze zb. J. Kowalczyka

Page 39: Świętokrzyskie nr 4. (8)

37Świętokrzyskie nr 4. (8)

Okres powstania styczniowego 1863 - 1864 w Bliżynie

Ks. C. Kasprzyk podawał (Gazeta Bliżyńska nr 16), że w miejscu, gdzie kończył się dworski park, od niepamiętnych czasów stał wysoki krzyż drewniany. Prawdopodobnie miał on upamiętniać zwycięską bitwę Rudowskiego, która rozgrywała się też na terenie parku. Do tego krzyża wyru-szała procesja na Boże Ciało. Później postawiono tam kapliczkę z obrazem Matki Boskiej Często-chowskiej. W  okresie II Wojny Światowej rejon ten zajmowany był przez hitlerowski obóz kon-centracyjny. W ostatnim okresie w  tym miejscu został wybudowany okazały pomnik nawiązujący do II Wojny Światowej.

IV. Zakończenie

Niniejszy artykuł stanowi drobny fragment obszernego opracowania autorskiego przedsta-wianego na stronie www, pod adresem:http://www.powstanie1863.muzeumhistoriikielc.pl/ Ta prezentacja internetowa obejmuje miejsca pamięci powstania styczniowego 1863 – 1864 na terenie dawnych województw krakowskiego i sandomierskiego (czyli guberni radomskiej, wg rosyjskiego podziału administracyjnego w  okre-sie powstania). Przedstawiono ponad 800 obiek-tów na terenie 297 miejscowości. Zamieszczono ponad 3.600 fotografii aktualnych i  archiwal-nych. Sporządzono notki biograficzne dla kilkuset uczestników powstania. Dokumentowane są rów-nież obchody rocznicowe związane z powstaniem 1863 roku. Mam równocześnie świadomość, że ten obszer-ny materiał może być uzupełniony – zwłaszcza o rodzinne przekazy (nawet ustne) o uczestnikach

powstania styczniowego oraz o  fotografie prze-chowywane w domowych zbiorach. Nie pozwól-my, aby pamięć o  Ich dokonaniach przeminęła. Serdecznie zapraszam do przekazywania sygna-łów i informacji oraz do współpracy. Przy wpro-wadzaniu tych danych do w/w prezentacji każdo-razowo wskazuję na źródło / autora informacji.

Jerzy Kowalczyke-mail: [email protected]. 41 368 57 24www.powstanie1863.muzeumhistoriikielc.pl/

Ważniejsza literatura: Akta metrykalne parafii Odrowąż, lata 1844 – 1865. Chłopi i sprawa chłopska w powstaniu styczniowym. Materiały z terenu Guberni Radomskiej. Wrocław 1962 Chwila nr 69 (24.III.1864), nr 72 (27.III.1864) Kraków Czas nr 160 (17.VII.1863) Kraków Dąbkowski Witold Matwiej Bezkiszkin i ostatnia faza powsta-nia styczniowego w Opoczyńskiem [w:] Przegląd Historyczny T. 68 Warszawa 1977 Dziennik Powszechny nr 69 z 1864, Warszawa Fajkosz Engelbert Powstanie styczniowe w świetle ksiąg stanu cywilnego [w:] Rocznik Świętokrzyski T. II . 1971 Imienny Wykaz Weteranów Powstań Narodowych 1831, 1848 i 1863 roku (Dodatek do Dziennika Personalnego, lata 1921–1924) Kasprzyk ks. Czesław – cykl artykułów [w:] Gazeta Bliżyńska nr 16 (rok 1995) do nr 33 (rok 2003) Notatnik Bliżyński. Towarzystwo Przyjaciół Bliżyna. Bliżyn 1993 Ratajczyk Leonard Urzędowy wykaz potyczek wojsk carskich w  Królestwie Polskim w  1863-1864 [w:] Studia i  Materiały do Historii Wojskowości, Warszawa 1962 t. VIII cz.2 Rudowski Jan Walki w  Sandomierskiem i  Lubelskiem [w:] W czterdziestą rocznicę powstania styczniowego 1863–1903 Lwów 1903 Strzyżewska Zofia Zesłańcy Powstania Styczniowego z Królestwa Polskiego. Wykaz nazwisk i akt w zasobie Archiwum Głównego Akt Dawnych. Warszawa 2001 Wojciechowski Feliks Relacja (AP Radom, zesp. 369, sygn. 7) Zieliński Stanisław Bitwy i potyczki 1863–1864. Rapperswil 1913

Zameczek w Bliżynie, fot. ze zb. J. Kowalczyka

Page 40: Świętokrzyskie nr 4. (8)

38 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Tajemnica starego drzeworytuczyli pułapki ikonografii Powstania Styczniowego

Tomasz Kaleta

Niepokorny artysta i  wielki kolekcjoner Franciszek Starowieyski stwierdził kiedyś, że wszyscy kolekcjonerzy, obojętnie w  jakiej dzie-dzinie realizowaliby swoje pasje, muszą siłą rzeczy wykraczać poza rzeczywistość widzianą oczami przeciętnego zjadacza chleba. Kolekcjo-nuje się bowiem po to, aby rozszerzać horyzon-ty. Do dokładnego zgłębienia danego tematu nie wystarczy proste przyswojenie wiadomości z  literatury - mniej lub bardziej popularnych rozpraw, czy nawet szczegółowych monografii naukowych. Niezbędne jest obcowanie z rzecza-mi, fizyczny, bezpośredni kontakt, uruchomienie niemal wszystkich zmysłów. Dopiero gdy przez nasze ręce przejdzie 100 i więcej przedmiotów, co może wymagać wielu miesięcy i lat, możemy zakładać, że zdobyliśmy konkretną wiedzę. Każ-dy przedmiot ma swoje dwie strony: „zewnętrz-ną” widzianą oczami laika i serdeczną widzianą oczami pasjonata. Trudno to wytłumaczyć, ale nieraz zdarza się, że mniej cieszy nas posiadanie jakiejś efektownej, muzealnej rzeczy autorstwa uznanego twórcy niż małego, na pozór nieefek-townego drobiazgu. Nieprawdopodobne, jak dużo można wyczytać, a  później jak dużo opowieści wysnuć z  czegoś, co na pierwszy rzut oka nie

zawiera w sobie nic interesującego. Ile informacji może nieść ze sobą kawałek zadrukowanej kartki papieru…

Przed laty wpadła mi w ręce skromnych roz-miarów rycina (23.5 x 16 cm.) - drzeworyt z fran-cuskiego tygodnika ilustrowanego, przedstawia-jący dramatyczną scenę – na pierwszym planie grupę kozaków strzelających do wybiegających z płonącego pałacu ludzi, w tle - żołnierzy plą-drujących zabudowania. Podpis pod grafiką głosi w  dokładnym tłumaczeniu: „Powstanie polskie - Oblężenie pałacu hrabiego Gebuchow (?) pod Miecho (wem?) przez Rosjan”. Informacja dosyć enigmatyczna, niewiele mówiąca, ale jednak sugerująca, że obrazek przedstawia jakieś kon-kretne wydarzenie, nie zaś abstrakcyjną scenkę z  powstania toczącego się gdzieś na krańcach Europy. Być może rozwiązanie zagadki znajduje się w tekście zamieszczonym w tygodniku, tym jednak nie dysponowałem.

Jakiś czas później, przeglądając jeden z kata-logów aukcyjnych, natknąłem się na reprodukcję kartki pocztowej z identycznym motywem, wyda-nej nakładem znanej lwowskiej oficyny Niemo-

jowskiego w  okre-sie między 1905 a  1918 rokiem, za-tytułowanej … „Bitwa pod Małogoszczą w 1863 r.” To jednak nie wszystko. Kartka Niemojowskiego zre-produkowana zosta-ła w  pracy Miasto i Gmina Małogoszcz wydanej w  serii Dzieje i zabytki Ma-łych Ojczyzn przez Regionalny Ośro-dek Badań i  Doku-mentacji Zabytków w Kielcach, tam jed-nak opatrzona zosta-ła podpisem „Dwór Napad na dwór w Giebułtowie. Drzeworyt ze zbiorów T. Kalety

Page 41: Świętokrzyskie nr 4. (8)

39Świętokrzyskie nr 4. (8)

Tajemnica starego drzeworytu

i inwencji. Stąd spotykana kolejna nazwa grafiki wykonanej na podłożu z drewna bukszpanowego – drzeworyt interpretacyjny. Po skończeniu ryto-wania klocek powlekano farbą i robiono próbną odbitkę. Jeżeli efekt był zadowalający, deseczkę przekazywano do drukarni gdzie wprawiano ją w skład razem z  czcionkami tekstu. Jak wyni-ka z powyższego opisu w procesie powstawania ilustracji drzeworytniczej uczestniczyły co naj-mniej dwie osoby. Było to widoczne na samym drzeworycie zaopatrzonym przeważnie w  dwie sygnatury. W prawym dolnym rogu drzeworyt-nik umieszczał swoje nazwisko lub inicjały, na uzyskanej „odbitce” były ono czarnego koloru, po lewej stronie umieszczał nazwisko rysownika – to dla odmiany drukowane było białą kreską. Nie była to jakaś żelazna reguła i zdarzają się sygnatury rytownika oddane białą kreską, a au-tora kompozycji – czarną3. Na interesującym nas tajemniczym drzeworycie z płonącym pałacem brak jakichkolwiek sygnatur. Jaka mogła być zatem geneza jego powsta-nia? W  latach 1861-1864 prasa europejska, szeroko informowała o  wydarzeniach w  Pol-sce, a XIX wieczne tygodniki ilustrowane były ogromną ilością drzeworytów. Publikując teksty o Powstaniu wydawcy gazet byli wręcz zobligo-wani przez swoich czytelników do ilustrowania najciekawszych artykułów w  celu zaspokojenia odwiecznej ludzkiej potrzeby bycia naocznym świadkiem dramatycznych wydarzeń. Tu jednak pojawiał się problem. Skąd czerpać przekaz iko-nograficzny? Rozwiązywano go w dwojaki spo-sób. Po pierwsze drzeworyty powstawały na podstawie oryginalnych, przemyconych z Polski rysunków lub zdjęć. Oprócz walki zbrojnej trwała wszak wojna propagandowa, a organizatorzy po-wstania doskonale zdawali sobie sprawę z wagi informacji mogących wzbudzić sympatię do spra-wy polskiej i  skłonić mocarstwa zachodnie do czynnej interwencji. Rycin powstałych w ten spo-sób jest stosunkowo niewiele. Wśród nich są nie-liczne drzeworyty wykonane wg szkiców Juliusza Kossaka, np. kozacy konwojujący wychodzących z Warszawy rekrutów4,, czy też drzeworyt wg ry-sunku krakowskiego rysownika, litografa i ma-larza – Jędrzeja Brydaka przedstawiający atak konnicy powstańczej 17 lutego 1863 r. w Mie-chowie5. Co ciekawe, szkic ten powielony został również w litografii wydanej przez Lenzedelliego w Wiedniu. 3 Szyndler B., Tygodnik Ilustrowany „Kłosy” (1865-1890), str. 126-1284 The Illustrated London News, nr 1188 z 14.02.1863 r., str. 169 5 I’llustration. Journal Universel nr 1047 z 21.03.1863 r., str. 181

w Cieślach w 1863 r.”1 Z tekstu monografii wy-nikało, że chodzi o  dawną rezydencję starosty małogoskiego, która istotnie znajdowała się nie-gdyś w Cieślach pod Małogoszczem. Skąd te rozbieżności? Jedyną rzeczą pewną było to, że źródłem ikonograficznym dla pocztów-ki był wcześniejszy, pochodzący z epoki drzewo-ryt. No ale, czy rzeczywiście? A może wydawca kartki pocztowej wzorował się na jakimś innym przekazie, który był pierwotny zarówno w sto-sunku do niej samej jak i do francuskiej ryciny?

W  celu wyjaśnienia zasadności powyższych pytań, wypada wyjaśnić, czym była i jak powsta-ła grafika zamieszczona we francuskiej gazecie. Została ona wykonana w  technice drzewory-tu sztorcowego, wynalezionej około 1790 roku przez Anglika Tomasza Bewicka. Dzięki swojej prostocie, przystępności, a  przede wszystkim technicznej możliwości bezpośredniego wyko-rzystania w  zwykłych maszynach drukarskich – zrewolucjonizowała ona rynek wydawniczy, upowszechniając ilustrację prasową. Podłożem wykorzystywanym jako matryca była tu desecz-ka z drewna bukszpanowego, ciętego w poprzek słoja, „na sztorc” (stąd nazwa – drzeworyt sztor-cowy). Drewno to charakteryzowało się wyjąt-kową twardością i  zwięzłością, umożliwiającą precyzyjne wycinanie rysunku przez drzeworyt-nika, który dysponował zestawem około 30 ryl-ców różnej grubości i kształtu. Ilustrację tworzył artysta – ilustrator, którego rysunek drzeworytnik przekalkowywał na klocek. Z  tego też powodu drzeworyt sztorcowy bywa nazywany repro-dukcyjnym bo istotnie reprodukował oryginalny szkic wykonany na papierze. Niekiedy ilustrator własnoręcznie tworzył rysunek wprost na klocku (robił tak np. Michał Elwiro Andriolli – niedo-ścigniony twórca ilustracji do Pana Tadeusza), włączając się fizycznie w  proces powstawania drzeworytu i  godząc się jednocześnie na „uni-cestwienie” pierwowzoru (czyli swojego rysunku) pod rylcami drzeworytnika2. To, czy drzeworyt odda prawidłowo zamysł artysty – twórcy rysun-ku, zależało od zręczności i umiejętności drzewo-rytników. W większości byli to jedynie sprawni rzemieślnicy, ale trafiali się i prawdziwi artyści rylca. Zarówno jedni jak i drudzy musieli uporać się z  oporem materii, zamieniając płaską linię rysunku na skomplikowany ciąg wyżłobień od-dających światłocień. Jak zinterpretują swoimi rylcami rysunek, było kwestią ich doświadczenia

1 Hadamik Cz., Kalina D., Traczyński E., Miasto i  gmina Małogoszcz, str. 912 Socha G., Andriolli i rozwój drzeworytu w Polsce, str. 88

Page 42: Świętokrzyskie nr 4. (8)

40 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Tajemnica starego drzeworytu

Była to zresztą powszechna praktyka – dany motyw, jeżeli tylko wzbudzał zainteresowanie publiczności, reprodukowany był przez różnych wydawców we wszystkich używanych wówczas technikach graficznych. Kolejnym przykładem źródła wiernie odwzo-rowującego rzeczywistość były przeszmuglowane z Polski oryginalne fotografie miejsc i osób ak-tywnych podczas powstania. Choć fotografia była wciąż młodą sztuką, na początku lat sześćdzie-siątych XIX w. można już mówić o  jej ogrom-nej popularności i masowości. W powszechnym użyciu była technika tzw. mokrego kolodionu. Jako negatywu używano płyty ze szkła lustrza-nego, którą fotograf preparował tuż przed zrobie-niem zdjęcia, pokrywając emulsję światłoczułą roztworem kolodium, czyli bawełny strzelniczej rozpuszczonej w eterze, a następnie roztworem azotanu srebra. Zdjęcie należało zrobić szyb-ko – przed wyschnięciem płyty i  natychmiast wywołać w siarczanie żelazowym, a następnie utrwalić w cyjanku potasu6. Równie skompliko-wany i żmudny był proces preparowania papieru do odbitek. Specyfika walki partyzanckiej oraz ograniczenia wypływające z ówczesnej techno-logii, wymagające wykonywania przez fotografa skomplikowanych czynności i stałego dostępu do laboratorium i ciemni sprawiły, że próżno szukać wśród fotografii z czasów powstania zdjęć scen bitewnych czy nawet pobojowisk i obozów po-wstańczych. Występujące „plenerowe” fotografie 6 Płażewski I., Dzieje polskiej fotografii, str. 66

powstańców, tak naprawdę zrobione zostały na terenie zakładów fotograficznych - w pomiesz-czeniach (jako tło używano specjalnych ekranów imitujących krajobraz) lub na zewnętrznych dzie-dzińcach danego atelier. Wyjątkiem są zdjęcia ulic Warszawy wykonane przez pioniera polskiej fotografii Karola Beyera w  okresie manifesta-cji patriotycznych, w tym słynne zdjęcie namio-tów żołnierzy rosyjskich rozstawionych na Placu Zamkowym z 1861 roku, wiernie odwzorowane w  drzeworycie sztorcowym opublikowanym we francuskim I’llustration z  19 września 1863 r.7 Jedynym udokumentowanym przypadkiem wizy-ty fotografa w  obozie powstańczym był pobyt Walerego Rzewuskiego w  obozie Langiewicza w Sosnówce pod Słomnikami. Rzewuski przybył tam z Krakowa z zaopatrzeniem dla powstańców oraz intencją „obfotografowania obozu”8 Wobec braku w zbiorach publicznych i prywatnych ja-kiejkolwiek fotografii wykonanej w  Sosnówce, przyjmuje się, że ze względu na trudności tech-niczne, negatywów nie udało się prawidłowo na-świetlić. Trzeba zdawać sobie sprawę, że cały sprzęt obejmujący aparat, przenośną ciemnię i  laboratorium oraz ciężkie szklane płyty, wa-żący razem kilkadziesiąt kilogramów, transporto-wany był na miejsce drogami leśnymi, a w sa-mym obozie panowały warunki polowe. Brak zdjęć plenerowych rekompensowała ogromna

7 Zob. Mossakowska W., Początki fotografiii w  Warszawie (1839-1863) t. 1, str. 82 oraz I’llustration nr 1073, str. 1968 Przyborowski, Dzieje 1863 roku, t. 2, str.68.

Bój w Miechowie. Litografia ze zbiorów T. Kalety

Page 43: Świętokrzyskie nr 4. (8)

41Świętokrzyskie nr 4. (8)

Tajemnica starego drzeworytu

W pagórkowatej okolicy widzimy żołnierzy rosyj-skich na tle miasta, którego „starożytność” mają sugerować fragmenty murów miejskich, strzeliste wieże kościołów i tajemnicze ruiny widoczne po prawej stronie. Entuzjastom chcącym dostrzegać na rycinie zarys kościoła św. Wojciecha przypo-minam, że w  1863 roku jego bryła wyglądała zupełnie inaczej niż obecnie. Pewnego rodzaju syntezą tych dwóch skraj-nych podejść, starającą się pogodzić wizję arty-sty z walorami przekazu źródłowego były drze-woryty kompilacyjne, w których wiernie oddana topografia konkretnych miejsc miała za zadanie uprawdopodobniać prezentowane sceny, nadając im pozór relacji naocznego świadka. Niemiecki

rysownik, współautor drzeworytu zamieszczone-go w Tygodniku Ilustrowanym z 1863 r. relacjo-nującym pobyt oddziału Mariana Langiewicza na Świętym Krzyżu, niemal detalicznie skopiował wcześniejszy o trzy lata drzeworyt Jana Styfie-go wykonany wg rysunku Franciszka Kostrzew-

ilość portretów uczestników powstania, a  także zdjęć, obrazów i rycin o tematyce patriotycznej. Szacuje się, że w okresie 1861–1864 w zakła-dach fotograficznych wszystkich trzech zaborów wykonano ok. 1 200 000 odbitek fotograficznych o tej tematyce.9

Na przeciwległym biegunie spotykamy drze-woryty, które powstały bez udziału jakiegokol-wiek źródłowego przekazu ikonograficznego. Na podstawie tekstu opisującego dane wydarze-nie, francuski czy też niemiecki artysta „urucha-miał wyobraźnię” i tworzył rysunek wg własnej inwencji, najczęściej scenę batalistyczną posiłku-jąc się w miarę możliwości wzorcami kostiumolo-gicznymi w celu przybliżonego oddania wyglądu kosynierów lub umundurowania żołnierzy rosyj-skich. Były to kompozycje na tyle uniwersalne, a z drugiej strony zapotrzebowanie na ilustra-cje było na tyle duże, że często, na przestrze-ni kilku miesięcy, funkcjonowały one w różnych wydawnictwach pod odmiennymi tytułami. I tak scena bitewna widoczna na wiedeńskiej litografii przedstawiająca według opisu bitwę pod Węgro-wem stoczoną w dniu 3 lutego 1863 r. została powielona w  technice drzeworytu sztorcowego przez francuski tygodnik L’Universe Illustre jako bitwa pod Zagościem (Grochowiskami)10. Czasa-mi powstałe kompozycje były tak abstrakcyjne, że przystawały do rzeczywistości w minimalnym stopniu. Przykładem może być drzeworyt przed-stawiający obóz wojsk rosyjskich w  Kielcach, zamieszczony w  skądinąd najszerzej i  najdo-kładniej informującym o wydarzeniach w Polsce francuskim tygodniku L’ Illustration11 9 Powstanie styczniowe i  zesłańcy syberyjscy. Katalog fo-tografii ze zbiorów Muzeum Historycznego m.st. Warszawy (red. Krystyna Lejko), str. 25.10 L’ Universe Illustre nr 255 z dnia 2.04.1863 r., str. 140.11 L’ Illustration nr 1074 z dnia 26.09.1863 r., str. 212.

Rosjanie rzekomo pod Kielcami. Drzeworyt ze zbiorów T. Kalety

Kościół p. w. św. Wojciecha w Kielcach. Drzeworyt ze zbiorów T. Kalety

Page 44: Świętokrzyskie nr 4. (8)

42 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Tajemnica starego drzeworytu

skiego, opublikowany w warszawskim Tygodniku Ilustrowanym z 1860 r.12 Mury klasztoru, drzewa powyginane od wiatru, sterty kamieni, ba, nawet rozłożenie światłocienia są prawie idealnym od-biciem pierwowzoru, jedynie dwóch pielgrzymów zostało zastąpionych malowniczą grupą powstań-ców. Trzeba przyznać, że niemiecki drzeworytnik nie miał możliwości zbytniego „poprawienia” oryginału. Rycina wykonana przez Styfiego jest pod względem precyzji wykonania i umiejętności wydobycia wszystkich walorów kompozycji dzie-łem mistrzowskim. Wróćmy jednak do tajemniczego francuskie-go drzeworytu przedstawiającego płonący pałac. Nawet pobieżna kwerenda wystarczyła by zo-rientować się, że hrabia Gebuchow nie istniał, a  tym bardziej nie posiadał pałacu pod Mie-chowem. Jasnym było też to, że podpis pod ryci-ną nie powinien być traktowany dosłownie gdyż w  ówczesnych realiach, z  różnych względów, nagminne zniekształcano polskie nazwiska czy nazwy topograficzne. Penetrując zasoby interne-towe wpadłem niespodziewanie na archiwalny zapis oferty jednego z niemieckich antykwaria-tów zawierający niemiecką wersję francuskiej ryciny. W opisie grafiki pojawiło się nazwisko „Bielski”. Trzeba wyjaśnić, że w  połowie dzie-więtnastego wieku istniał oficjalny i półoficjalny rynek na którym handlowano klockami drzewo-rytniczymi. Często rycina po raz pierwszy opu-blikowana w  prasie francuskiej, pojawiała się później w  tygodnikach niemieckich czy brytyj-skich. Dzięki tej dodatkowej informacji odkry-12 Tygodnik Ilustrowany nr 22 z 25.02.1860 r., str. 185

łem nowy obiecujący trop. Przyjąłem założenie, że słowo „Gebuchow” nie jest nazwą osobową lecz zniekształconą nazwą miejscową. Pozosta-ło zweryfikować tę hipotezę sprawdzając, czy w  okolicach Miechowa istniał pałac lub dwór splądrowany w  początkowym okresie powsta-nia. Przeglądając przejmujący i  daleki od lite-rackiej stylizacji tekst pamiętników mieszkańca Chęcin - Ludomira Grzybowskiego, odnalazłem interesujący fragment dotyczący wydarzeń, które miały miejsce w  położonym 11 km na północ od Miechowa Giebułtowie: Rano kazano nam iść w dalszy pochód. Noc była bardzo chłodna i  pomarzliśmy bardzo dobrze, toteż sztabowcy nie mogli wytrzymać bez ciepłej herbaty i  na takową kilku pojechało do Giebułtowa, gdzie podówczas był właścicielem (…) pan Bielski (!). Całe wojsko Langiewicza miało wprawdzie przez Giebułtów maszerować, o  czym widać wiedząc panowie sztabowcy pobiegli naprzód, aby ich z  wypiciem herbaty nie uprzedzono. Niestety, jakiś oddział kozaków (…) zajechał do Giebułto-wa, dość, że wszystkich siedmiu, którzy wpraw-dzie już zdążyli wybiec z dworu i dosiąść koni, kozacy dopędzili na wsi i  zabijali.13 Potyczka w Giebułtowie miała miejsce 16 marca 1863 r. We dworze Władysława Bielskiego otoczonych zostało kilku powstańców, których syn właścicie-la – Zygmunt Bielski, przyprowadził do swojego rodzinnego domu. Sam Zygmunt po przebraniu się w kobiece suknie, uratował życie, wymykając się do obozu powstańczego. Rozjuszeni kozacy

13 Grzybowski L., Opis powstania polskiego w  roku 1863 i 1864 w województwie krakowskim, str. 40-41.

Św. Krzyż. Drzeworyt J. Styfiego z 1860 r., ze zbiorów T. Kalety

Page 45: Świętokrzyskie nr 4. (8)

43Świętokrzyskie nr 4. (8)

Tajemnica starego drzeworytu

doszczętnie splądrowali dwór. A  więc Giebuł-tów? Prawdopodobne, lecz nic pewnego. Mocne potwierdzenie mojego przypuszczenia odnalazłem w znakomitym katalogu fotografii o tematyce po-wstańczej zgromadzonych w Muzeum Historycz-nym miasta Warszawy. Pod pozycją 651 opisano tam anonimową fotografię mojego francuskiego drzeworytu wykonaną w epoce i opatrzoną, rów-nież w epoce, ołówkowym napisem na rewersie: Pod Miechowem w Gierbutowie14. Autorzy opra-cowania nie mieli wątpliwości, że chodzi o napad Rosjan na dwór w Giebułtowie, podając dokład-ne dane dotyczące sfotografowanego drzeworytu, zamieszczonego w 267 numerze L’ Universe Illu-stre z dnia 25.06.1863 r. Wydawało się, że wszystko jest już jasne, lecz mimo wszystko pozostały pytania dlaczego akurat zdarzenie w Giebułtowie doczekało się ilustracji we francuskim i  niemieckim tygodniku? Wszak wcześniejsze bitwy i potyczki były nieporówna-nie bardziej krwawe, znaczone pożogą i mordami mieszkańców Suchedniowa, Miechowa i  Mało-goszczy. Poza tym zastanawiała późna data pu-blikacji drzeworytu (koniec czerwca) podczas gdy opisywane zdarzenie miało miejsce w  połowie marca. Wyjaśnienie odnalazłem w kolejnej relacji świadka epoki. Giebułtów znalazł się na czołów-kach prasy ze względu na dyplomatyczne reper-kusje, które spowodował. Ciągnęły się one jeszcze długo po feralnym dniu 16 marca i nie związane były tylko z tragicznym losem gości Władysława Bielskiego. Oddajmy głos Waleremu Przyborow-skiemu: Wlokący się już dość późno w nocy od-dział rosyjski, natknął się w lesie pod wsią Góra (..) na dwie bryczki; na jednej z nich, napełnionej koszulami, siodłami i  kociołkami miedzianymi, siedziała jakaś kobieta; na drugiej mężczyzna, który zrazu twierdził, że jest korespondentem pism angielskich i  odzywał się po angielsku, ale gdy go zaczęto bić batami, a z wozu wydo-byto ogromną pakę z listami w języku polskim, z  których jeden był zaadresowany do dyktato-ra (Langiewicza), przyznał się, że jest bankierem krakowskim, nazwiskiem Ludwik Finkenstein 15. Tajemniczy kurier został przez kozaków zawle-czony do Giebułtowa, gdzie Rosjanie rozochoce-ni masakrą ułanów polskich rzucili się na niego i zadali 26 pchnięć bagnetem. Według przekazu Przyborowskiego Finkenstein był Żydem, podda-nym angielskim, który trudnił się dostarczaniem broni i innych niezbędnych przedmiotów do obo-14 Powstanie styczniowe i  zesłańcy syberyjscy. Katalog fo-tografii ze zbiorów Muzeum Historycznego m.st. Warszawy (red. Krystyna Lejko), str. 330.15 Przyborowski W., Dzieje 1863 roku przez autora „Historii dwóch lat”, t. 2, str. 79-80.

zu Langiewicza. W chwili napadu miał przy so-bie paszport angielski i znaczną sumę pieniędzy. Po wyleczeniu się z ran w Krakowie, wytoczył proces rządowi rosyjskiemu. Sprawa nabrała roz-głosu i weszła na drogę dyplomatyczną, a skoń-czyła się tym, że rząd rosyjski wypłacił podobno Finkensteinowi 10.000 funtów szterlingów tytu-łem zadośćuczynienia. Pozostawało ustalić dlaczego motyw z  fran-cuskiej ryciny funkcjonował później również jako bitwa pod Małogoszczem? Odpowiedź wydaje się prosta. Trzeba pamiętać o tym, że bitwa małogo-ska weszła do kanonu pamięci o Powstaniu i to jeszcze w  trakcie jego trwania. Później legen-da rosła, a wydawcy publikacji książkowych czy pocztówek, z powodu braku ikonografii czasami „dopasowywali” istniejące przekazy graficzne do swoich potrzeb. Możliwe też, że któryś z posia-daczy odbitki anonimowej fotografii francuskiego drzeworytu zinterpretował ją właśnie w ten spo-sób i tak opisane zdjęcie stało się źródłem dla wydawcy kartki pocztowej. A ewentualny „źródłowy” pierwowzór francu-skiego drzeworytu? Cóż, prawdopodobnie nigdy nie istniał. Budowla na rycinie przypomina ra-czej francuską rezydencję, typowy prowincjonal-ny „chateau”, nie zaś, choćby najokazalszy sta-ropolski dwór. O tym, jak wyglądali kozacy, po doświadczeniach 1815 roku Francuzi wiedzieli doskonale. Czy umniejsza to w jakiś sposób siłę przekazu tej skromnej grafiki? Moim zdaniem nie. Wszak powstałe w wyobraźni artysty cykle Grot-tgera, traktowane niemal jak reportaże z  pola bitwy, trwale ukształtowały nasze postrzeganie tych dramatycznych lat. Pamiętajmy jednak, by wystrzegać się kategorycznych sądów w  inter-pretowaniu ikonograficznych przekazów z okresu powstania styczniowego.

Źródła:- Grzybowski L., Opis powstania polskiego w roku 1863 i 1864 w województwie krakowskim, Kielce 1994- Hadamik Cz., Kalina D., Traczyński E., Miasto i  gmina Małogoszcz, Dzieje i  zabytki małych ojczyzn, t. 5 pod red. R. Mirowskiego, Kielce 2006.- Lejko K. (red.) Powstanie styczniowe i  zesłańcy syberyj-scy. Katalog fotografii ze zbiorów Muzeum Historycznego m.st. Warszawy, t. 1, Warszawa 2004- Mossakowska W., Początki fotografii w Warszawie (1839-1863), Warszawa 1994- Płażewski I., Dzieje polskiej fotografii 1839 -1939, Warszawa 2003- Przyborowski W., Dzieje 1863 roku przez autora „Historii dwóch lat”, t. II, Kraków 1898- Socha G., Andriolli i  rozwój drzeworytu w Polsce, Wrocław 1988- Szyndler B., Tygodnik Ilustrowany „Kłosy” (1865-1890), Wrocław 1981- Zbiory własne

Page 46: Świętokrzyskie nr 4. (8)

44 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Powstańcze krajobrazy

Jerzy Osiecki

W  mojej domowej bibliotece jest książka, która nie wyróżnia się niczym specjalnym: ani szczególnie pasjonującą mnie tematyką, ani pięk-nymi ilustracjami, których brak tu zupełnie, ani olśniewającą oprawą. Z  tą tematyką, to trochę przesadziłem, bo, licząca 127 stron publikacja poświęcona jest frapującym poglądom Autora na teorię sztuki Stanisława Witkiewicza. A Witkie-wicz był jednym z  najwybitniejszych polskich malarzy, architektów i teoretyków sztuki, przed-stawicielem rodzącego się modernizmu. Pora wy-jaśnić, że mowa tu o książce Stanisław Witkie-wicz jako krytyk pióra Ludomira Benedyktowicza.

Moja słabość do tej niedużej książeczki wy-nika z fascynacji jej Autorem. Zgoła nie to mnie porusza, co autor zawarł między stroną tytułową, a kartą ostatnią, lecz słowa zapisane przez Nie-go na stronie przedtytułowej. Do tego dojdziemy za chwilę…

Większość moich znajomych, także ci, którzy interesują się sztuką, na temat Ludomira Bene-dyktowicza niewiele lub zgoła nic nie potrafią powiedzieć. A przecież był On osobą niezwykłą i malarzem znakomitym. Wyjaśnijmy więc w tym momencie, jakie były Jego życiowe losy. A  te są jakby żywcem wzięte z  prozy Żeromskiego. A  właściwie – odwrotnie, bo proza jego życia była pierwsza. Z takich właśnie biografii czerpał zapewne autor Wiernej rzeki.

Ludomir Ludwik Dominik Benedyktowicz urodził się 5 sierpnia 1844 r. we wsi Świniary w powiecie siedleckim w niezamożnej rodzinie szlacheckiej. Krajobrazy i klimaty podlaskie za-wsze dominować będą w  jego przyszłej twór-czości. Ojciec Ludomira był leśnikiem i nie wy-obrażał sobie, by syn mógł pracować w innym zawodzie. Dlatego siedemnastolatek w  1861 r. nie miał wyboru; wstąpił do Zakładu Praktyki Leśnej w Broku. W istocie ani przez chwilę nie przestawał jednak marzyć o malowaniu, do któ-rego czuł ogromne powołanie od najwcześniej-szych lat. Wydawało się jednak, że wyrok ojca jest nieubłagany. Tak zapewne było, wszela-

ko ostateczne wyroki boskie miały się dopiero objawić…

Oto nadszedł ów 1863 rok i wielu młodych chłopców zaciągnęło się do Powstania. Tak też uczynił Ludomir Benedyktowicz. A  zrobił to z wiarą w zwycięską walkę ze znienawidzonym ciemiężcą narodu polskiego, lecz także z  na-dzieją porzucenia na zawsze niechcianego, choć z  pewnością pięknego zawodu leśnika. Wyroki Opatrzności wyjdą tym marzeniom naprzeciw. Tylko, jakim kosztem… Zaciągnął się do formacji „Celnych Strzelców”. Bił się na Podlasiu i Mazowszu (pod Czyżewem, Mężeninem, Ostrowiem i Feliksowem). Pewnego dnia podczas rekonesansu jego oddział natknął się na patrol kozacki. Stała się rzecz strasz-na. Kula strzaskała Benedektynowiczowi lewe przedramię, a prawą dłoń, w której trzymał jesz-

Plakietka patriotyczna ze zb. J. Lesiaka

Page 47: Świętokrzyskie nr 4. (8)

45Świętokrzyskie nr 4. (8)

Powstańcze krajobrazy

W okresie międzywojennym wielce zasłużył się w dziele propagowania tej dyscypliny. W 1874 r. osiadł w Krakowie, ożenił się z Marią Skal-ską, z  którą miał czwórkę dzieci i  która była jego wierną towarzyszką w  życiu prywatnym i w pracy. Zmarł w grudniu 1926 r.

Do końca swoich dni pozostał wierny obrane-mu, czy raczej przyrodzonemu kierunkowi w ma-larstwie. Nie zgadzał się z  młodopolską kry-tyką swych nauczycieli, zwłaszcza Jana Matejki. To bardzo istotna konstatacja, bo książka, która tak ważną pozycję zajmuje w  mojej bibliotece, to głos w obronie starych mistrzów. Na łamach prasy Benedyktowicz bronił Matejki, Grottgera i Siemiradzkiego przed wściekłymi atakami mo-dernistów, wszedł w konflikt z Janem Stanisław-skim i Stanisławem Witkiewiczem, wreszcie nie wytrzymał ciśnienia i przeniósł się do Lwowa. Benedyktowicz był człowiekiem o  niezwykłej prawości charakteru, o duszy i umyśle bez resz-ty oddanymi ojczyźnie; stąd zapewne serdeczny związek z Bratem Albertem – „similis simili gau-det”… Wielkość i skromność w jednej osobie.

cze pistolet, odciął kozak szablą. Ciężko rannego od niechybnej śmierci uratowali miejscowi zie-mianie. Leczono go w Kaczkowie koło Ostrowi Mazowieckiej. I całkiem skutecznie; to podobno straszny banał, że młodość czyni cuda. Poma-gając rannemu, miejscowi też dali wyraz odwagi i męstwa; dla zmylenia zaborcy usypali mogi-łę i rozpuścili wiadomość o śmierci powstańca. Benedyktowicz przeżył więc własną śmierć. Zo-stał jednak pojmany, osądzony i osadzony w X pawilonie cytadeli. Moskale okrutnie obeszli się z  jego najbliższą rodziną, konfiskując cały nie-wielki majątek.

Dziewiętnastolatek pozostał bez rąk, lecz z niezłomną wolą życia i tworzenia. Kolejna ba-nalna, wyświechtana prawda: nie ma tego złego… Bez rąk nie można być leśnikiem. Ale można, co postanowił udowodnić i wykorzystać, być arty-stą. Bez rąk… Zamówił u kowala srebrną obsadkę – metalowy uchwyt w formie obręczy na prawy kikut, na którym zębami montował pędzel. I ma-lował…Przepięknie! Współcześni dostrzegli jego talent; „Zachęta” ufundowała mu stypendium, by mógł wyjechać do Monachium. Tu rozpoczął re-gularną naukę pod okiem Józefa Brandta, Henry-ka Siemiradzkiego, Józefa Chełmońskiego i  innych znakomitości polskiego malarstwa. Studia kon-tynuował u  Jana Matejki w Krakowie

Niezwykłe przeżycia osobiste, a  także kontak-ty z  twórcami polskiego realizmu i  romantyzmu, nadały charakterystyczne piętno twórczości Bene-dyktowicza. Malował więc barwne, sielskie krajobra-zy oraz sceny patriotyczne nawiązujące do minionego Powstania. Zaprzyjaźnił się z innym inwalidą 1863 roku i  wielkim malarzem, Adamem Chmielowskim – Bratem Albertem.

Był Benedyktowicz tak-że uzdolnionym pisarzem: tworzył prozę, poezje i pie-śni. Miał jeszcze jedną in-teresującą pasję: szachy.

Page 48: Świętokrzyskie nr 4. (8)

46 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Powstańcze krajobrazy

Dama w czerni. Z zakładu Brand & Eder wyszło wiele fotografii dokumentujących postawy pa-triotyczne Polaków. Ze zbiorów J. Lesiaka

Przekonuje nas o tym elegancka, piękna i jakże skromna dedykacja zamieszczona na przedtytu-łowej karcie dziełka Stanisław Witkiewicz jako krytyk.Pisze Benedyktowicz:

Wielce Szanownemu i Łaskawemu Panu Pułkownikowi Bolesławowi DłuskiemuNaczelnikowi sił zbrojnych na Żmudzi w walce o niepodległość ojczyzny1863 r.tę skromną pracę ofiaruje w pokorze sercaszeregowiec

Ludomir Benedyktowicz

Kraków d. 5 maja 1902 r.

Słowa te własnoręcznie napisał bezręki kombatant Powstania. Dedykacja skiero-wana jest do także sędziwego weterana niepodległościowe-go, pułkownika Bolesława Ro-mana Dłuskiego (1826-1905). To bardzo piękna postać. Jako gimnazjalista wileński za udział w spisku uczniowskim zesłany został do wojska na Kaukaz. Po uwolnieniu stu-diował malarstwo w  Peters-burgu oraz medycynę w Mo-skwie. W  czasie Powstania mianowany pułkownikiem, pod zmienionym nazwiskiem Jabłonowski dowodził oddzia-łem na Żmudzi oraz pełnił funkcję naczelnika wojenne-go województwa kowieńskie-go. Po Powstaniu emigrował do Francji, potem przebywał w Anglii. W  końcu zamiesz-kał w Krakowie, gdzie zmarł w 1905 r.

Takie postaci, jak Bene-dyktowicz i  Dłuski w  końcu XIX wieku oraz w okresie mię-dzywojennym stanowiły wzór postaw patriotycznych. Tak, jak wszyscy byli powstańcy, a zwłaszcza sybiracy, stali się częścią narodowego rytuału. Polacy się podzielili. Dla jed-

nych rok 1863 był synonimem niepotrzebnego, bezmyślnego i destrukcyjnego zrywu. Dla wielujednak stał się świętym mitem. Czerń stała się modna. Kobiety zakładały czarne suknie i man-tyle, zdobione żałobną biżuterią z  motywami korony cierniowej, kajdan i  złamanych krzyży, mężczyźni nosili czamary i rogatywki. Zwłaszcza dwory szlacheckie stały się ostoją powstańczego mitu. Tworzono saloniki i  izby pamięci, w któ-rych eksponowano symbole narodowe, rodzinne pamiątki, fotografie, szable, sztandary. W nieist-niejącej na mapach Polsce powstał swego rodzaju przemysł patriotycznej galanterii. Powracających z  zesłania powstańców obdarzano bezgranicz-nym uwielbieniem. Dzieci wychowywano w go-towości do kolejnych ofiar za Ojczyznę. Odradzał się duch narodowej irredenty.

Page 49: Świętokrzyskie nr 4. (8)

47Świętokrzyskie nr 4. (8)

Jadwiga Prendowska łączniczka Langiewicza

Dariusz Dąbrowski

Jadwiga Prendowska, z domu Wojciechowska przyszła na świat 22 grudnia 1832 r. we wsi Łom-no, gdzie rodzice jej posiadali majątek. Ojciec Ka-jetan Wojciechowski w młodości służył w 1 puł-ku ułanów Legii Nadwiślańskiej (później 7 pułk szwoleżerów) i  z nim odbył kampanię hiszpań-ską Napoleona. Wziął udział także w powstaniu 1831 r. Jak wspominała po latach Jadwiga, dom Wojciechowskich wypełniała atmosfera patrio-tyczna, …w której rośli i urabiali się powstańcy przyśli 1863 roku … Jadwiga wyszła za mąż za Józefa Prendowskiego - zarządcę majątku Mi-rzec, absolwenta szkoły rolniczej w Marymoncie. Mirzec dzięki działalności Prendowskich stał się ważnym ośrodkiem wydarzeń związanych z  po-wstaniem styczniowym. Około 1 stycznia 1863 r. do domu Prendowskich, w nocy przybył Marian Langiewicz w towarzystwie przyjaciela gospodarzy Ignacego Maciejewskiego Sewera. Tak oto Jadwiga relacjonowa-ła pierwsze spotkanie z Langiewiczem: Wtem drzwi się otwierają i wchodzi fi-gurka maleńka, z twarzą wygoloną, dość niezwykłą. Oczki małe, czarne, bystre, głęboko osadzone, ruchem żywym zbliża się do mnie i bez wszelkiej rekomendacji podaje mi papier dość wymięty. Oglą-dam się, Ignacego ani śladu, cóż mam począć, rozwijam papier i czytam: Oby-watela Mariana Langiewicza w randze pułkownika mianuje się naczelnikiem wojskowym i  cywilnym województwa krakowskiego i  sandomierskiego, dalej określenie władzy, pieczęcie narodowe itd. …. Zakłopotanie jednak minęło pręd-ko. Zrobiliśmy łatwo znajomość, bo nas jedne ożywiały uczucia. Pobyt Naczelnika w  Mircu trwał dni kilka. Czas ten poświęcił Langie-wicz na ostatnie przygotowania do wybuchu powstania jeżdżąc po okolicy i organizując siły powstańcze. Od tego też czasu Jadwiga Prendowska stała się częstym gościem w obozie powstań-czym Langiewicza. Organizowała pocz-

tę powstańczą, sama wielokrotnie jako kurierka przewoziła rozkazy na terenie województw sando-mierskiego i krakowskiego. Na zlecenie Langie-wicza przygotowała dla jego oddziałów sztandar. Była także organizatorką komitetu kobiet do służ-by cywilnej i sanitarnej.

W  powstanie zaangażowany był cały dwór z  Mirca. Józef Prendowski, mąż Jadwigi, został komisarzem Rządu Narodowego w  wojewódz-twie sandomierskim. Do oddziałów powstańczych poszła cała męska służba – ekonom, gorzelany, kucharz, lokaj, pastuch i parobkowie. Licznie sta-wili się także okoliczni chłopi. Powstańcze losy kowala z  Mirca opisał wspomniany wcześniej Ignacy Maciojewski Sewer w  nowelce „Maciek w powstaniu”.

Jadwiga Prędowska, fot ze zb. D. Dąbrowskiego

Page 50: Świętokrzyskie nr 4. (8)

48 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Jadwiga Prendowska łączniczka Langiewicza

Jadwiga Prendowska to bez wątpienia nie-zwykła kobieta, która choć nie stanęła do walki z bronią w ręku jak Henryka Pustowójtówna, to w istotny sposób wpływała na przebieg działań zbrojnych powstańców. Zasadne zapewne jest postawienie pytania czy dziś, w  niepodległej Polsce, w  czasach pokoju, integracji europejskiej pamiętamy o  bohaterach powstania?

Wizyta na cmentarzu w Czyżowie Szlacheckim w październiku 1996 r. wprawiła mnie w osłu-pienie. Grób zaniedbany, tablica z  ledwie czy-telnym napisem „Jadwiga Prendowska łączniczka Langiewicza” przełamana na trzy części. Okazało się także, że jest nowa tablica, ufundowana przez Genowefę Podlaską - emerytowaną nauczycielkę miejscowej szkoły. Tablicy nie ma kto zamontować na nagrobku Prendowskiej. Przypadek zrządził, że na cmentarzu spotkałem jednego z  ówczesnych radnych, który wysłuchawszy opowieści o doko-naniach Jadwigi spowodował, iż w ciągu kilku dni grób został odnowiony.

W  styczniu 2007r. w  kościele parafialnym w Mircu prawnuczka Jadwigi – Krystyna Pren-dowska odsłoniła tablicę pamiątkową poświęco-ną jej przodkom. Z  inicjatywą jej ufundowania wystąpiła Szkoła Podstawowa w Tychowie Sta-rym gm. Mirzec.

Od 30 stycznia 2005r. imię Jadwigi i  Józefa Prendowskich nosi Gimnazjum Publiczne w Mircu.

Działalność Prendowskich zwróciła uwagę władz carskich i  już w  połowie 1863 r. aresz-towany został Józef a  we wrześniu Jadwiga. Po kilku miesiącach Józef został zwolniony, tym-czasem Jadwigę skazano na zesłanie na Sybir. Kara ta, dzięki usilnym staraniom oraz prawdopo-dobnie w związku z jej niepełnosprawnością (cho-dziła o kuli po przebytej w młodości chorobie) zo-stała zamieniona na zesłanie do bliższych guberni Rosji. Od 25 stycznia 1864 r. do 19 marca 1866 r. przebywała na wygnaniu w  Kunguru (gubernia permska), gdzie odszukał ją mąż i skąd, gdy tylko została ułaskawiona, wrócili do kraju.

W Mircu, niestety, zastali kompletnie zrujnowa-ny majątek. Po nagłej śmierci Józefa w 1872 r. Ja-dwiga została wraz z dziećmi bez środków do życia i opuściła mirzecki dwór. Po latach wspominała:Mnie jednak w najtrudniejszym położeniu ani wte-dy, ani później nikt nie spieszył z pomocą, prze-ciwnie – otoczenie moje miało zawsze dla mnie i ma jeszcze tylko naganę lub milczenie. Gdyśmy byli na wygnaniu, pozwolili strwonić i zmarnować całe nasze mienie, mimo iż mąż mój, gdy jechał za mną, prosił o opiekę trzech obywateli; nazwisk ich nie wymieniam. Gdy po jego śmierci wychodziłam z Mirca na bezdomną tułaczkę z pięciorgiem ma-łoletnich dzieci, pozwolono nam radzić sobie.

Dzielnie zarabiała na wykształcenie dzieci mieszkając w  Radomiu i  Ostrowcu Świętokrzy-skim. Ostatnie lata życia spędziła u rodziny swego męża w Czyżowie Szlacheckim koło Zawichostu. Zmarła 16 marca 1915 r. i została pochowana na miejscowym cmentarzu.

Czyżów Szlachecki - pałac

Page 51: Świętokrzyskie nr 4. (8)

49Świętokrzyskie nr 4. (8)

Andrzej Deskur (1828-1903) od młodości an-gażował się w  działalność niepodległościową. Najpierw w szkole średniej w Łukowie, działając w nielegalnym kole młodzieżowym, potem w roku 1846 w działaniach spiskowych, które miały wy-wołać powstanie przeciw zaborcom. Policja wpa-dła na trop spisku. Spiskowcy usiłowali uniknąć aresztowania. Niestety Andrzej Deskur został za-trzymany w miejscowości Ryczywół, odwieziony do Warszawy i postawiony przed sądem wojen-nym. Został skazany na śmierć przez powieszenie. Datę egzekucji wyznaczono na 16 marca 1846 roku. Szubienicę ustawiono na placu przed Cy-tadelą. W ostatniej chwili egzekucję wstrzymano, a ułaskawionego spiskowca zesłano dożywotnio na ciężkie roboty. Po dwóch i pół miesiącach podróży kibitką znalazł się w Akatui, gdzie pracował w kopal-ni. W 1851 roku wysłano go na tzw. „zamiesz-kanie” do Permu, a potem do Wiatki. W 1859 roku powrócił do kraju. W 1860 roku stał się właścicielem Sancygniowa, rodzinnego mająt-ku położonego niedaleko Pińczowa, Ożenił się, a w latach 1861-1862 urodzili się jego syno-wie: Józef i Antoni. W 1863 roku włączył się do powstania stycz-niowego, Był najpierw naczelnikiem w powiecie miechowskim, a potem organizatorem wojskowym województwa krakowskiego (stanowisko to zli-kwidowano 24.11.1863 r.). Współpracował z gen. Hauke - Bosakiem. O  tej współpracy wspomi-nają w  swoich pamiętnikach dwaj powstańcy: Ludomir Cywiński oraz Jan Mazaraki. Stanisław Deskur, prawnuk Andrzeja, wspominając działal-ność pradziadka podkreśla jego odwagę, wszak podjął się działalności powstańczej po kilkuna-stoletnim pobycie na zesłaniu, prawdopodobnie uratowany przy pomocy łapówek wręczonych carskim urzędnikom.

Ostatnim epizodem powstańczym Andrzeja Deskura było udzielenie pomocy płk. Żubrowi (Aleksandrowi Krukowieckiemu), który miał zo-stać szefem sztabu gen Hauke-Bosaka. Deskur wiózł płk. Żubra powozem w okolice Szczecna, które miały być rozpoznane jako teren ewentu-alnej bitwy. Obydwaj posiadali austriackie pasz-porty i  jechali – rzekomo – załatwiać sprawy dotyczące dzierżawy Szczecna, Zatrzymani przez żołnierzy rosyjskich pod dowództwem Bentkow-skiego, zostali postawieni przed obliczem dowód-cy. Wyjaśnili cel swojej podróży. Według Jana Mazarakiego, Rosjanin obejrzał paszporty, uznał je za autentyczne, jednak na wszelki wypadek zażądał dania słowa honoru na potwierdzenie

Testament Deskurów

Andrzej Dąbrowski

Andrzej Deskur, fot. ze zb. WBP

Łudzą się ci, którzy myślą o ocaleniu swojej narodowości uprzedzającymi ustęp-stwami. Do nich woła Sienkiewicz Quo vadis w nadziei, że się opamiętają, nawrócą z drogi zgubnej. Dopóki Polak nie będzie śpiewał <Gospodi pomiłuj>(...), wszelkie zapewnienia lojalności są daremne... (z testamentu Andrzeja Deskura)

Page 52: Świętokrzyskie nr 4. (8)

50 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Testament Deskurów

Pałac w Sancygniowie

została wyniesiona z pałacu. Później przekaza-no ją do biblioteki publicznej w Kielcach. Od 2003 roku prowadziłem z rodziną Desku-rów rozmowy na temat przejęcia zbiorów (około 2700 woluminów) przez Wojewódzką Bibliotekę Publiczną na własność. Zakończyliśmy je za-warciem ugody przed sądem. Kolekcja Andrzeja Deskura stanowi dziś cenną część zabytkowych zbiorów naszej Książnicy. Są tu druki z  XVII i XVIII wieku, liczne polonika, książki w języ-ku francuskim, łacińskim, niemieckim, rosyjskim i włoskim. Łącznie 315 starodruków. Pozostałą część kolekcji stanowią książki XIX - wieczne oraz z początku XX wieku. Wśród cennych po-zycji z  biblioteki Deskurów znajdują się: Jana Długosza Historia Polonicae libri XII, Francois Gabriel’a Coyer Histoire de Jean Sobieski, roi de Pologne, Józefa Andrzeja Załuskiego Speci-men historiae Polonae criticae, druki konstytu-cyjne z czasów króla Stanisława Augusta Po-niatowskiego, Andrzeja Zamoyskiego Zbiór praw sądowych, Stanisława Leszczyńskiego Głos wolny wolność ubezpieczający, Franciszka Dmo-chowskiego O ustanowieniu i upadku Konsty-tucji polskiej 3-go maja…, Stanisława Konarskie-go O skutecznym rad sposobie, Hugo Kołłątaja Uwagi nad pismem …, Seweryna Rzewuskiego … O  sukcesji tronu w Polsce…, Jana Herburta Chronica, sive historiae Polonicae compendiosa wyd. w  Bazylei po 1571 roku. Także - słyn-ne dzieło Samuela Pufendorfa Sieben Bücher von denen Thaten… z  licznymi miedziorytami i wzmiankami o Polsce.

ich wyjaśnień. Deskur poczuł się obrażony. Wię-zień Cytadeli, zesłaniec, który spędził długie lata na Syberii miał świadczyć słowem honoru rosyj-skiemu dowódcy? „Pan jesteś wrogiem naszego narodu, a wrogowi słowa honoru się nie daje” – odpowiedział. Po tym Bentkowski kułakiem szturchnął Deskura w  pierś, a  ten zrewanżo-wał się mu potężnym ciosem w twarz, po którym oficer się przewrócił. Powalony przez żołnierzy Deskur został przez Bentkowskiego skopany, po czym związany i zamknięty w chlewie. Obydwaj z płk. Żubrem zostali przez Kielce odstawieni do Warszawy i uwięzieni w Cytadeli. Andrzeja De-skura zesłano do guberni permskiej, skąd wrócił po trzech latach. Andrzej Deskur, oprócz wielu przedsięwzięć o  charakterze gospodarczym i  - jakby to dziś powiedzieli – biznesowym (młyn, tartak, browar, fabryka produkcji surogatu kawy-cykorii), zało-żył bibliotekę. Przez kilkadziesiąt lat zgroma-dził około 4000 tomów. Po wybudowaniu pałacu w  Sancygniowie, zbiory umieszczono w  prze-znaczonej na ten cel bibliotece. Deskur groma-dził głównie książki historyczne, Zależało mu na tym, by Polacy poznawali historię prawdziwą, opartą na rzetelnych źródłach poznawczych. Księgozbiór powiększany przez syna Józefa li-czył z czasem 6000 woluminów.

Historia obeszła się z dziełem Andrzeja De-skura niezwykle brutalnie. W 1945 roku mają-tek skonfiskowano na mocy dekretu o reformie rolnej. Biblioteka obrabowana z części zbiorów

Page 53: Świętokrzyskie nr 4. (8)

51Świętokrzyskie nr 4. (8)

Cierpliwość patriotówczyli o księgołapach i kolekcjonerach wszelakiej innej maści

Krzysztof Myśliński

Choć jeden jest patriotyzm, znaleźć i nazwać można z pewnością wiele jego form i przejawów. Tutaj odwołamy się tylko do jednego porównania - nie będącego przeciwstawieniem, lecz raczej wskazaniem na różne i  niesprzeczne sposoby obserwacji. Jest zatem - zgódźmy się w tym miejscu bez sporu - patriotyzm walki i patriotyzm cierpliwo-ści. O tym pierwszym wiemy i mówimy nieustan-nie - nie budzi on kontrowersji. Zatem o drugim... Liczne były jego twarze. Tworzenie szkół - legal-nych i  nielegalnych, gospodarczy rozwój kraju i trwanie przy ziemi, mozolne pilnowanie tradycji i języka, konserwatyzm w stroju i przywiązanie do wiary ojców. Ale kolekcjonerstwo? Czy to nie brzmi dziwnie? Kolekcjonerstwo - patriotyzmem cierpliwości. No, jeszcze kolekcjoner patriota -

to można zaakceptować. Jednak samo zbieractwo, uporczywe, z zaangażowaniem, trwające latami, a  częściej dziesiątkami lat, pochłaniające czas, uwagę i majątek. Dzisiaj może to dziwić. Lecz w  skomplikowanej polskiej historii narodowej, już od czasów stanisławowskich i przez następne stulecia - aż po połowę XX wieku - kolekcjoner-stwo było oczywistym przejawem obywatelskiej postawy. Ba, wręcz patriotycznego obowiąz-ku. Pewnie, że nie każde. Decydowała intencja (duch), osoba i przede wszystkim rodzaj zbiera-nych przedmiotów (treść). Zbierali wielcy i mali, co nader często znaczyło tyle, co bogaci i biedni. Wzór mieli prześwietny: romantyczne świątynie narodowego ducha i  zbudowane z  „polskich ułomków” przez księżną Izabelę z  Flemmin-gów Czartoryską w parku puławskiego pałacu.

Wszystko, co mogło ocalić okruchy mi-nionej świetności i  przenieść w  przy-szłość utraconą wol-ność, należało zebrać, a  ta pieczołowitość była patriotyzmem równym już wów-czas wojennemu - do tego dostępnym ko-bietom. Imiona wielu z nich zachowały się w  historii polskiego kolekcjonerstwa.

Taka była wła-śnie jedna z  form patriotyzmu cier-pliwości, czy raczej cierpliwego patrio-tyzmu. W  okresie Pałacyk Zielińskiego - fragment murów, fot J. Osiecki

„Kolekcjoner jest niewątpliwie twórcą. Tworzy pewnego rodzaju wizję, czy obraz, raz przeszłości, to znowu teraźniejszości. Komponuje przy pomocy takiego tworzywa, jakim są zabytki przeszłości, to znowu teraźniejszości oraz określonej przez niego samego oprawy... Nie powinno się, bez zgody kolekcjonera, też pewnego rodzaju autora – twórcy, zniekształcać jego kolekcji...”

Page 54: Świętokrzyskie nr 4. (8)

52 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Cierpliwość patriotów

jących nas przedmiotów. Jednak ledwie kilka, i to raczej świeższej daty, mieści się w ścisłej defi-nicji słowa „kolekcja”. Pozostałe wypada określić jako „zbiory”, czyli narastające z czasem, bywało że pokoleniami, wyposażenie domostw: dworów, pałaców, mieszkań, na ogół cenne i bogate. Pośród 84 zbiorów wymienionych dla Kie-lecczyzny w 1916 r. przez Edwarda Chwalewi-ka jakaś część to kolekcje dworskie. W pewnej ilości przypadków można wiązać ich zawartość z upodobaniami konkretnej osoby.

Wszelkie rozważania na interesujący nas temat przyjęło się zaczynać od przywołania postaci Tomasza Zielińskiego. Nie bez przy-czyny, gdyż w  jego krótkiej lecz jakże aktyw-nej działalności kolekcjonerskiej odnajdujemy większość z  wartych uwagi tematów. Pomi-mo rozproszenia, zbiory te pozostają do dzisiaj punktem odniesienia dla wszelkich badań nad XIX w. kolekcjonerstwem na Kielecczyźnie. Był bowiem Tomasz Zieliński nie tylko kolekcjone-rem - pasjonatem, ale wielkim znawcą, smako-szem sztuki i  mecenasem, realizującym swoje zainteresowania na różne sposoby. Zaledwie dwunastoletni pobyt w  Kielcach (1844-56) zaowocował powstaniem potężnych zbiorów ar-tystycznych, historycznych, archiwalnych i duże-go zespołu pamiątek narodowych. Jednocześnie Zieliński kontynuował działalność mecenasow-ską, goszcząc u siebie i wspomagając finanso-wo wielu artystów. Jego zasługą miało być od-krycie talentu Józefa Szermentowskiego. Bywali w Kielcach Wojciech Gerson, Marcin Olszyński, Aleksander Rycerski, Chrystian Breslauer, Ignacy Gierdziejewski i wielu innych wybitnych ówcze-snych malarzy i  rzeźbiarzy. Kusiła ich zapew-ne szczodrość Zielińskiego, kupującego chętnie dzieła zwłaszcza młodych artystów. Zasadniczym powodem była jednak chęć poznania sławnej już wówczas kolekcji ze znakomitą galerią obrazów na czele. Nowatorską cechą kolekcjonerstwa Zielińskiego było świadome gromadzenie dzieł rzemiosła artystycznego, zwłaszcza mebli, szkieł, sreber. Na ukształtowanie się w latach 40. i 50. XIX w. nowoczesnego polskiego malarstwa reali-stycznego niemały wpływ wywarł zbiór dawnego malarstwa holenderskiego, z  którego korzystali m. in. Franciszek Kostrzewski i Feliks Pęczarski - pierwsi reprezentanci tego kierunku w malar-stwie polskim. Muzeum Zielińskiego było tworem w  ca-łości dość niejednorodnym. Pokutowały tu na-wet resztki sarmackiego gabinetu osobliwości... W pałacu przy kieleckim parku znalazły przy-

niewoli wielce szanowana i  popularna. O niej właśnie, w szeroko zakreślonych granicach ziemi świętokrzyskiej tutaj chcemy przypomnieć. Nie tak w  ogóle, lecz na umownym tle ostatniego wielkiego patriotycznego czynu zbrojnego znie-wolonej Polski - Powstania Styczniowego.

Zbierano wszystko, co nosiło ślady przeszło-ści: obrazy, fragmenty budowli, księgi kupione i  „uwiedzione” z  klasztornych bibliotek, stare monety i medale z wizerunkami polskiego orła, polskich królów, polskich bohaterów, monety, me-ble, fragmenty rozpadłych budowli. Zrodziła się archeologia, dostarczająca pamiątek zachowa-nych w  ziemi. Kiedy brakowało pieniędzy, nie wahano się czynić długów, nie zwracać pożyczek, chyłkiem wywozić księgi z  bibliotek. Bibliofile familiarnie nazywani byli „księgołapami”. Myli się jednak, kto spodziewałby się zgodnego po-tępienia takich praktyk przez ówczesnych. Wszak cel tych praktyk był patriotyczny. Więcej - gdy brakowało pamiątek narodowych, trzeba je było stworzyć. Nie dla zysku, lecz pro publico bono. Tak było też na ziemiach „ w widłach Wisły i Pi-licy”. Zaś symbolem tych ważnych i chwalebnych wysiłków był i jest nadal, Tomasz Zieliński. Ten kolekcjoner pełną gębą, bodaj największy jakiego miała ta ziemia, jeszcze niemal sto lat po swojej śmierci budził dyskusję: „dobrym” czy „złym” był Polakiem. Ale o tym nieco dalej. Gdy jedni czyścili szable przodków, by stanąć z nimi do walki w kolejnych powstaniach, inni czyścili szable przodków, by - zawieszone na ko-biercach w sieniach i salonach - przypominały o obywatelskich obowiązkach. I jedne, i drugie - te w boju i te w opowieściach - dźwięczały po polsku. Przyjrzyjmy się więc, cierpliwym patrio-tom - kolekcjonerom północnej Małopolski. W  byciu kolekcjonerem - estetą przeszka-dzało wzmagane klęskami politycznymi poczucie patriotyczne i próba ocalenia wolności przeno-szonej w konserwatywną przestrzeń chwały na-rodowej. Niemal na palcach jednej ręki zliczyć można zatem okazalsze zbiory odbijające osobiste zainteresowania estetyczne ich twórcy. Zbieracz starał się raczej zasłużyć na miano dobrego oby-watela niż konesera. Dominowała formuła zbioru wielodziałowego, niemal nigdy nie pomijającego szeroko rozumianych pamiątek narodowych. Po-zostaje do rozstrzygnięcia, ile w tym pozostałości staropolskiego gabinetu osobliwości, a ile wpły-wu orędzia księżnej Izabeli rodem z Puław. Niemal do połowy wieku XX. dotrwały na Kie-lecczyźnie liczne, a niezwykle w swojej zasobno-ści i charakterze zróżnicowane zespoły interesu-

Page 55: Świętokrzyskie nr 4. (8)

53Świętokrzyskie nr 4. (8)

Cierpliwość patriotów

tułek również romantyczne idee starożytnicze - zamiłowanie do słowiańskiej archeologii dość wówczas powszechne, kult bohaterskich dziejów narodu i tak silnie kultywowana przez Czartory-ską <archeologia grobów>. Ale co najważniej-sze, były w tym udostępnionym dla publiczności muzeum zaczątki nowoczesnego kolekcjonerstwa, obejmujące ...(sztukę) ... gromadzoną nie tylko dla jej pamiątkowych walorów - pisała Irena Jakimo-wicz, autorka książki o Zielińskim i jego kielec-kich zbiorach. Pod koniec życia Zieliński nosił się z myślą przekazania zbiorów na cele publicz-ne Po jego śmierci w 1858 r. kolekcja zaczęła ulegać rozproszeniu, początkowo wyprzedawana – głównie na pokrycie pozostawionych długów. Nie wzięły się one z rozrzutności, lecz w całości z  wydatków na gromadzenie cennych zbiorów i opiekę na młodymi artystami. Część zgroma-dzonych przedmiotów wróciła na miejsce swojego pochodzenia, szereg obrazów trafiło do zbiorów muzealnych. Dzisiaj, chociaż kolekcja ta w prak-tycznie nie istnieje już prawie półtora wieku, wiemy o niej i tak dużo, zarówno z jej dawnych inwentarzy, jak z zachowanych w różnych miej-scach przedmiotów. Trzeba przy tym wszystkim pamiętać, że Tomasz Zieliński był urzędnikiem carskim, naczelnikiem powiatu kieleckiego, czło-wiekiem o niemałej władzy i niemałych docho-dach. I wciąż nie wiemy po czyjej stanąć stronie w  odżywającym co pewien czas sporze: zdraj-ca czy patriota. Bo chociaż żył z carskiej pensji i z całą pewnością nie odmawiał łapówek, prze-znaczanych w  całości na gromadzenie pamią-tek narodowych i  zapewnienia im właściwych pomieszczeń, to przecież za czasów jego urzę-dowania dziwnie łatwo wychodzili z więzienia kieleckiego konspiratorzy i  ludzie oskarżeni za czyny narodowe.

Kilka lat później Aleksander Wielopolski wzniósł w  podpińczowskim Chrobrzu okazały pałac. To ten sam Wielopolski, któremu czarna legenda przypisuje sprowokowanie powstania styczniowego, ignorując przy tym zupełnie jego starania o  stworzenie warunków egzystencji Polaków nie w konflikcie, ale w porozumieniu z  Rosjanami. Neorenesansowa budowla, opa-trzona alegorycznym wystrojem rzeźbiarskim i niezmiernie długim łacińskim napisem funda-cyjnym na fasadzie przeznaczona była na miesz-kanie rodziny i  pomieszczenie zbiorów starej i znanej Ordynacji Myszkowskich. Składały się na nie własne kolekcje margrabiego, obejmujące przede wszystkim bibliotekę naukową i archiwa-lia, oraz ogromny legat Konstantego Świdziń-

skiego z Sulgostowa w Opoczyńskiem. Do tego dochodziły znaczne zbiory dzieł sztuki zacho-wane w Książu Wielkim, Pałacu Wielopolskich w Krakowie (te niestety spłonęły w większości w wielkiej pożodze 1850 r.) oraz w starym dworze chroberskim. Pamiątki rodowej świetności mar-grabia konsekwentnie wkomponowywał w swoją konserwatywną koncepcję trwania bytu narodo-wego wokół najgodniejszych rodów szlacheckich dawnej wolnej Rzeczpospolitej. Warunkiem ist-nienia narodu, a w jakiejś perspektywie jego su-werennego bytu miało być przywrócenie dawnej struktury społeczno - prawnej, której elementem były przywileje wielkich rodów. Sam Wielopolski był przy tym zdecydowanie bardziej uczonym niż amatorem sztuki i mecenasem. Stąd pewnie bar-dzo bogate zbiory artystyczne traktował głównie jako uzupełnienie biblioteki i  archiwum. Nosił się przez pewien czas z zamiarem kupienia ko-lekcji Tomasza Zielińskiego i  przeniesienia jej do Chrobrza. Zamiast tego przejął, chociaż tylko przejściowo, i przewiózł do chroberskiego pała-cu, potężne zbiory Konstantego Świdzińskiego. Ten wybitny zbieracz i historyk amator, pochło-nięty do granic szaleństwa pasją kolekcjonerską, spędził ostatnie lata życia w Kijowie. Nie mając dzieci zapisał swój majątek, a wśród nich wy-bitnej wartości bibliotekę i archiwum, na rzecz Wielopolskich. Ostatecznie Wielopolski musiał te skarby zwrócić rodzinie Świdzińskiego, i po latach spłonęły one w Warszawie po Powstaniu. Tak było przed powstaniem styczniowym. A po nim? Przybyło nowych pamiątek: relikwii po bo-haterach, resztek spalonych dworów i kościołów, grobów i krzyży przypominających o tragicznych wydarzeniach i kolejnej klęsce. Wreszcie poda-wanej z ust do ust tradycji o bohaterach - tak pięknie opisanej przez Elizę Orzeszkową w Nad Niemnem.

W 4 ćwierci XIX. wieku ciekawą kolekcję sztu-ki, zwłaszcza wschodniej zgromadził w Kielcach Mieczysław Jaroński (1861–1922), syn cenione-go kompozytora Feliksa. Utalentowany skrzypek osiadł na pewien czas w Stambule. Korzystając z pomocy Jana Matejki, z  którym był skoliga-cony, rozpoczął gromadzenie własnej kolekcji artystycznej, przede wszystkim tkanin tureckich i perskich, które obok pamiątek narodowych, sta-ły się zrębem jego zbiorów. A wśród tych ostat-nich rzecz arcyciekawa: karta pożółkłego papie-ru ze skrawkiem rdzawo zaplamionego jedwabiu i krótkim tekstem. Z niego wiemy cóż to: strzęp zakrwawionej pończochy Tadeusza Kościuszki

Page 56: Świętokrzyskie nr 4. (8)

54 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Cierpliwość patriotów

- pamiątka wyjątkowa i dzisiaj do obejrzenia - bo w  depozycie rodziny złożonym w  Muzeum Historii Kielc. Kilka szczególnie interesujących tkanin dalekowschodnich ze zbiorów królewskich otrzymał jakoby w  darze od zaprzyjaźnione-go syna sułtana Abdulhamida II. Uzupełnione o porcelanę ze spadku po spokrewnionych Grop-plerach, zbiory Mieczysława Jarońskiego zostały przewiezione do Kielc, gdzie poddane działom rodzinnym, uległy stopniowemu rozproszeniu.

Wiedza nasza o tych interesujących i znacz-nej wartości zbiorach - przede wszystkim sztuki wschodniej - byłaby dzisiaj jeszcze skromniej-sza, gdyby nie to, że ich część, wykupił w la-tach 30. i 40. zeszłego stulecia Ludwik Wiktor Kielbass z Sudołu. To kolejna nieprzeciętna osobowość w pante-onie tutejszych kolekcjonerów. Że jednak miał on szczęście żyć już w latach odrodzonej Rzeczpo-spolitej, nie będziemy się nim tutaj zajmować.

Powiemy za to o  Andrzeju Deskurze, który wzniósł w  1882 r. w  Sancygniowie niewielki pałacyk z bogatą dekoracją rzeźbiarską obejmu-jącą przedstawienia królów polskich, hetmanów i pisarzy narodowych, nadto utworzył dużą bi-bliotekę otwartą dla publiczności. Gromadził też chyba jakieś etnografika, bo w 1903 r. zapisał

Henrykowi Sienkiewiczowi 4 krakowskie zdobne rzędy końskie. W 1900 r. Sancygniów objął jego syn Józef Deskur, oryginalny malarz wykształ-cony w Monachium. W salonie pałacu urządził pracownię, projektując przy tym do wnętrz meble o  fantastycznych formach. Prowadził poszuki-wania archeologiczne w okolicach Sancygniowa i  gromadził wykopaliska. O  zainteresowaniach kolekcjonerskich Deskurów wiadomo niewiele. Przejęli część wyposażenia zniszczonego kościo-ła w Woli Knyszyńskiej, m. in. fragmenty gotyc-kich stalli, z których dość dowolnie zrekonstru-owano obszerne fotele. Po przedwczesnej śmierci Józefa, wdowa po nim Zofia, w  starym XVI w. dworze - kamienicy Sancygniowskich urządzi-ła w  1917 r. niewielkie muzeum. Znalazły się w nim. m. in. wspomniane gotyckie meble i drzwi z Woli Knyszyńskiej, strój mieszczki krakowskiej, szklany kielich Wettynów z 1703 r., dawna por-celana, medale i monety, jakieś stroje.

W cieniu tej skromnej grupy znaczniejszych kolekcji znajduje się zbieractwo uprawiane przez inteligencję miejską, często szlacheckiego po-chodzenia. Zasadniczą rolę odgrywali tu ludzie wolnych zawodów, dobrze wykształceni i  dys-ponujący zwykle znaczniejszymi środkami finan-sowymi. To miejskie kolekcjonerstwo, przybrało większe rozmiary w  2 ćwierci XIX. w. Wiemy o nim ciągle zbyt mało. Nie jest chyba jednak aż tak źle, jak przedstawili to autorzy najnowszej historii Kielc pisząc o sytuacji w końcu XIX w.: Należy sądzić, że w domach sporej części bo-gatszych kielczan ... znajdowały się dzieła sztuki różnego rodzaju i różnej wartości, ale większych kolekcji nikt nie posiadał. Na Kielecczyźnie zjawisko to przybrało na sile w  drugiej połowie stulecia. Jeżeli wnosić z licznych, choć bardzo ogólnikowych i rozpro-szonych wiadomości, to zapewne najliczniejsze były zbiory numizmatyczne, w  jakimś stopniu archeologiczne, a także przyrodnicze – zwłasz-cza geologiczne. I nie dziwmy się, gdyż zbierano pamiątki po „dziejach i ziemi naszej”. Liczniej znamy nazwiska kolekcjonerów z  Sosnowca. Kazimierz Lajer oraz Stanisław i Maksymilian Rejchnerowie zbierali numizmaty. Kolekcję współczesnego malarstwa i grafiki pol-skiej oraz starożytności zgromadził na początku wieku Maurycy Oppenheim, znany przedsiębior-ca sosnowiecki Schoen galerię malarstwa pol-skiego i obcego. W Koprzywnicy ks. Puławski miał bibliotekę, dzieła malarstwa i  starożyt-ności. Ciekawe, jeśli sądzić z  krótkiego opisu, zbiory trzymał w Sandomierzu Leon Wilkoński. Sancygniów współcześnie, fot J. Osiecki

Page 57: Świętokrzyskie nr 4. (8)

55Świętokrzyskie nr 4. (8)

Cierpliwość patriotów

Żywe środowisko radomskie wydało numizma-tyków: Stanisława Dzikowskiego, Aleksandra Ufniarskiego, lekarzy Jana Freyera i Walentego Siekierczyńskiego, a przede wszystkim Marcele-go Szafrańskiego, który poza numizmatami gro-madził też dzieła sztuk plastycznych. W. Przy-chodzki gromadził malarstwo i pamiątki polskie, podobnie Koczalski – dodawszy tu jeszcze ma-larstwo obce. Duże zbiory także artystyczne miał zmarły w 1909 r. Dąbrowski, a  znacznie wcześniej zbiory zmarłego Karola Hoppena na-był T. Zieliński. Do najciekawszych kolekcjone-rów należał też lekarz Teofil Rewoliński, przede wszystkim numizmatyk, który w 1887 r. sporzą-dził i wydał katalog własnych zbiorów medali religijnych. Właśnie w oparciu o te, często nie-wielkie zbiory, zaczęto w początkach XX wieku organizować muzea regionalne, z reguły przy lo-kalnych oddziałach Polskiego Towarzystwa Kra-joznawczego. Tak było w Kielcach, gdzie swoje zbiory numizmatyczne przekazał Stanisław Ko-sieradzki i Tekla Korulska, ta zapewne po swo-im mężu. Ale bywały i dary znacznie okazalsze. Należał do nich np. depozyt Marii Soskowskiej z 1914 r. obejmujący około 100 obrazów, kilka miniatur, 5  zegarów, 3  lampy. Muzeum miało zresztą własną kolekcję numizmatyczną, podob-nie jak kielecka Szkoła Realna. W muzeum PTK w Ostrowcu gromadzono przede wszystkim za-bytki archeologiczne i paleontologiczne. Spośród prywatnych kolekcji archeologicz-nych niewątpliwie na czoło wysuwa się potężny zbiór artefaktów zgromadzonych przez ks. Sta-nisława Skurczyńskiego, proboszcza w Brzegach i Korytnicy. Ten archeolog amator i zamiłowa-ny przyrodnik (w muzeum kieleckim znajduje się przecież jego zbiór entomologiczny), był bada-czem obdarzonym intuicją i  szczęściem. Udało mu się m. in. natrafić na bogate i znaczące sta-nowiska osadnicze na przewiewanych wiatrem nadnidziańskich wydmach. W  Opatowie zbiory archeologiczne gromadził X. Karol Targowski. Wszyscy oni nie szukali już szabel. Znaleźli inna formę walki o przyszłą niepodległą Polskę. A ci, na których historia położyła powinność odzyskania niepodległości mieczem? Dwór – ta tradycyjna siedziba rycerska, szlachecka, wresz-cie ziemiańska - z dawien dawna była też miej-scem, w  którym gromadzono, czy może tylko zachowywano pewne przedmioty nie mające już utylitarnego znaczenia. Co się na nie składało? Odpowiedź - zwłasz-cza krótka, nie jest wcale łatwa. Spróbujmy okre-ślić taki standardowy, więc rzecz jasna daleki od konkretnej sytuacji, model dworskiego zbioru

rzeczy pięknych i dawnych. Należały do niego przede wszystkim wizerunki przodków i członków rodziny. To właśnie takie galerie antenatów gro-madzone były przez Wielopolskich w Chrobrzu, Sołtyków i Popielów w Kurozwękach i w ca-łym szeregu zwłaszcza zamożniejszych domów szlacheckich. Ten typ malarstwa gromadzony był jednak nie według estetycznego smaku czy mody, ale jako pamiątka i dokument wysoko ce-nionej dawności rodu. Nader istotne miejsce zaj-mowały dzieła grafiki o wiele dostępniejsze dla mniej zamożnego ziemianina, przy tym zwłaszcza w wieku XIX modne i odpowiednio dekoracyjne dla ubrania wnętrz dworu. Byli jednak też kolek-cjonerzy sztychów. Niewiele zachowało się dzieł rzeźbiarskich pochodzących z  dworów, ale ten rodzaj dzieł sztuki nie cieszył się chyba, może poza wyposażeniem kaplic i figurami Matki Bo-skiej, większym zainteresowaniem. Osobne miejsce zajmują przedmioty wypo-sażenia wnętrz: meble, przynajmniej w  salonie i  gabinetach o  charakterze luksusowym, przy czym rzadko kiedy rzeczywiście starodawne. Te spychane były przez zmieniającą się modę do lamusów i  na strychy, a  jeśli pozostawiano je we wnętrzach, to często właśnie jako dowód za-interesowań kolekcjonerskich lub manifestację przywiązania do dawnych czasów. Dalej zegary, zwłaszcza kominkowe, te najbardziej poszukiwa-ne francuskie, ale i przywożone z Niemiec, Au-strii, słynącej z dobrych odlewów Rosji, wreszcie firm warszawskich. Była jeszcze biżuteria, często pozostająca w rodzinie z pokolenia na pokole-nie, ale o tych cennych drobiazgach wiemy dzi-siaj stosunkowo niewiele. Dalej tkaniny, w XVIII i XIX wieku głównie pochodzenia wschodniego, wykorzystywane często jako tło do obligatoryj-nej ekspozycji broni i  uzbrojenia. Największym szacunkiem cieszyły się oczywiście sztuki broni wschodniej, którym, bywało, przydawano opo-wieści związane z ich pozyskaniem jako trofeów wojennych, nie zawsze zapewne rzetelne histo-rycznie. Zbiory militariów były niekiedy, o tym wiemy, znaczne i z upodobaniem powiększane. Łączyły się zwykle z kolekcjami broni myśliw-skiej i myśliwskich trofeów. Były oczywiście dewocjonalia, niekiedy po-mieszczone w oddzielnych kaplicach dworskich czy pałacowych. I  wreszcie stare dokumenty, zwykle rodowe i biblioteka. Potężny cios dworom i znaj-dujących się w  nich zbiorom zadało Powstanie Styczniowe i popowstaniowe represje. Pożary, re-kwizycje, emigracja lub zsyłka gospodarza, a pa-miętajmy, że po pięćdziesięciu latach - zwłaszcza w 1915 r. – zniszczenia były jeszcze większe.

Page 58: Świętokrzyskie nr 4. (8)

56 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Cierpliwość patriotów

Pozostaje do omówienia jeszcze jedna kate-goria zbieraczy – duchownych. Pokusić można by się o  wskazanie cech wyróżniających ko-lekcje duchowieństwa w północnej Małopolsce, przynajmniej dla szeroko pojętego przełomu XIX i XX w. Jest to przede wszystkim funkcjonalno - oświatowy charakter zbiorów, gromadzonych z  myślą o  ich wykorzystaniu jako „pouczają-cych przykładów”. Motywy estetyczne odgrywały zazwyczaj mniejszą rolę. Trzeba tu też zwrócić uwagą na pochodzenie obiektów. Dla duchownego, zwłasz-cza kapłana parafialnego, natural-nym ich źródłem były zasoby pamią-tek rodzinnych w jego bezpośrednim otoczeniu: wśród wiernych, ziemian, zaprzyjaźnionego kleru. Skłonność do obdarowywania czy tylko ujaw-niania księdzu takich obiektów była zapewne proporcjonalna do jego autorytetu i  szacunku, jaki potrafił wzbudzić. Nieco inaczej rzecz mia-ła się z  pewnością ze zbieraczami duchownymi związanymi z admini-stracją kościelną. Ci jednak dla od-miany zwykle dysponowali większy-mi, wolnymi środkami finansowymi. Wpływało to na skład i  charakter zbiorów gromadzonych przez księży. Najbardziej znana jest działalność ks. Jana Wiśniewskiego, wyjątkowego historyka, czy raczej historiografa - regionalisty.

Ten niezwykle żywotny człowiek był żarliwym społecznikiem. Intensywną działalność duszpa-stersko - administracyjną w  jedynej swojej pa-rafii w Borkowicach k. Końskich - uczynił tyl-ko składnikiem rozległej aktywności społecznej. Niebywale szerokie zainteresowania i  szczera patriotyczna postawa zaowocowały powstaniem kolekcji, nie mającej wielu równych pod wzglę-dem różnorodności tematów, ale i  klasy arty-stycznej niektórych należących do niej obiektów. W istocie jednak X. Wiśniewski był zbieraczem okazjonalnym, którego imponujące zbiory pełniły rolę gabinetu naukowego, wspomagającego go w nieustającej pracy oświatowej i patriotycznej. Zbierał archiwalia, kodeksy, starodruki, książki, obrazy, rzeźby i  najróżniejsze pamiątki histo-ryczne, a także broń i uzbrojenie, meble, monety i przedmioty kultu, ...przeszukiwał pilnie kance-larie proboszczowskie, zakrystie, skarbce, strychy i  różne zakamarki... To samo czynił w  starych dworach i  siedzibach rodzin mających tradycje historyczne.

Zespół obrazów, wśród których obok dzieł o wielkiej wartości artystycznej znajdowały się płótna zupełnie przeciętne, dobierany był we-dług kryterium tematycznego. Składały się na nie przede wszystkim płótna religijne, zwłasz-cza o  tematyce maryjnej, oraz portrety szla-checkie i  postaci historycznych. Zamiłowania kolekcjonerskie traktował jako coś w  rodzaju nauki pomocniczej umożliwiającej mu realizowa-

nie zamierzeń oświatowo – patriotyczno - mo-ralnych do jakich czuł się zobowiązany wobec swoich współobywateli, nie tylko parafian. Nie-pozbawiony wrażliwości estetycznej, dostrze-gał w gromadzonych przez siebie przedmiotach przede wszystkim polskie pamiątki historyczne. Oceniając metodę kolekcjonowania ks. W. nie można stwierdzić, żeby dobierał on pamiątki we-dług jakiejś z góry ustalonej ścisłej zasady, żeby je porządkował czy opracowywał jako całość. ... Chciał je przede wszystkim doraźnie uchronić przed zniszczeniem i  ukazać społeczeństwu. ... Zgodnie z  tendencją niektórych kół inteligen-cji polskiej pocz. XX w. chodziło mu głównie o ukazanie chwalebnej przeszłości narodu <dla pokrzepienia serc> pisał bp  Walenty Wójcik, jego biografista. Po wyjeździe z Radomia, część swoich ówczesnych zbiorów Wiśniewski prze-kazał do Biblioteki Seminarium Duchownego oraz muzeum w  Sandomierzu i  Biblioteki Ja-giellońskiej. Przede wszystkim jednak ważki le-gat ofiarował na utworzenie w Radomiu muzeum regionalnego PTK, którego był inicjatorem. Stale przekazywał nabywane przedmioty do muzeów i  bibliotek, szczególnie zaś muzeum diecezjal-nego w  Sandomierzu, do którego trafiło około 200 obiektów. W  czasie długotrwałej choroby

Strony tytułowe książek J. Wiśniewskiego, ze zb J. Osieckiego

Page 59: Świętokrzyskie nr 4. (8)

57Świętokrzyskie nr 4. (8)

Cierpliwość patriotów

szem muzeum PTK w Radomiu, ale też autorem szeregu prac dotyczących organizacji i  zadań muzealnictwa, zwłaszcza kościelnego. Organizo-wał objazdy po kościołach diecezjalnych, chcąc wyrobić sobie pogląd na charakter i  zasobność znajdujących się tam dzieł sztuki oraz potrzeby w  zakresie ich ochrony. Podobnie jak ks. Wi-śniewski traktował gromadzone eksponaty jako pomoc w szeroko pojętym kształceniu zwłaszcza młodzieży. Jego działalność, jako kolekcjonera i  muzealnika, miała wyraźne cechy użytkowe i społeczne o podłożu patriotycznym i oświato-wym. Uważał, że „zabytki i dzieła sztuki stanowią nić wiążącą przeszłość z teraźniejszością i przy-szłością” a dbałość o nie traktował jako formę „pokrzepienia serc”. Efektem tego przekonania było wspomaganie zbieranymi eksponatami róż-nych muzeów polskich.

Zaszliśmy tak daleko, że powstanie stycznio-we niemal zniknęło nam z oczu. Czy rzeczywi-ście? Przybyło relikwii i  grobów - jak pisali-śmy wcześniej. Ale powstał tez nowy, szczególny obyczaj, którego liczne ślady wkrótce stały się także obiektem zainteresowania zbieraczy - pa-triotów. Popowstaniowa żałoba po Polsce obja-wiała się nie tylko noszeniem czarnych sukien, ale też czarnej żeliwnej biżuterii, pierścionków bez oczek, obrączek w  kształcie cierniowego wieńca. Pojawiły sie symboliczne - bo inne nie mogły - pamiątki po poległych i  straconych - choćby dyktatorach powstania. Każdą rocznicę zrywu i klęski w jakiś sposób obchodzono - po-wstawały przy tym przedmioty: ulotki, konspira-cyjne druki, symboliczne pamiątki, pieczołowicie chronione w domach i gromadzone przez zbie-raczy - przede wszystkim dla ich patriotycznej treści. Z biegiem czasu pojawiały się coraz licz-niej wzruszające pamiątki przywożone przez po-wracających zesłańców: proste krzyżyki, ryngrafy wykonane często niewprawną ręką. Wyciągano z  ukrycia broń powstańczą: pistolety, szable, bagnety - często z patriotycznymi inskrypcjami. A  kiedy wróciła wolna Polska najcenniejszymi pamiątkami narodowymi stali się dożywający swych dni powstańcy: otoczeni powszechnym szacunkiem obywateli i  państwa, wyróżniający się specjalnie zaprojektowanymi mundurami. Już nie trzeba było gromadzić symbolicznych pamią-tek: żyli wciąż ci, którzy pamiętali. A po kielec-kich ulicach chodził Tadeusz Szymon Włoszek: Obywatel, Powstaniec, kustosz kieleckiego mu-zeum. W  jego osobie najpełniej przeszłość łą-czyła się z  teraźniejszością - patriotyzm czynu z patriotyzmem cierpliwości.

i po śmierci znaczna część kolekcji uległa roz-proszeniu. Borkowickie zbiory zapisał Archiwum Kapituły, Seminarium Duchownemu, Katedrze i Muzeum Diecezjalnemu w Sandomierzu. Uda-ło się też Wiśniewskiemu zaszczepić zaintereso-wania historyczne niektórym ze swoich licznych wikarych. Jeden z nich, ks. Walenty Ślusarczyk przejął po śmierci ks. Wiśniewskiego opiekę nad pozostałością jego zbiorów. Ich część historycz-ną ks. Ślusarczyk przeniósł później do Nowej Słupi i z zapałem uzupełniał przede wszystkim o pamiątki okupacyjne i związane z Państwem Podziemnym. Pomieszczone później w klasztorze wąchockim - uległy znacznemu rozproszeniu. Nieco w cieniu ekspansywnej biografii Jana Wiśniewskiego pozostaje działalność - starszego nieco, a zaprzyjaźnionego - ks. Jana Rokosznego, syna urzędnika skarbowego urodzonego w Ra-domiu w 1870 r. Wybitnie uzdolniony ukończył z  najwyższą oceną sandomierskie seminarium duchowne i Akademię Duchowną w Petersbur-gu, gdzie ukształtowały się jego zainteresowania naukowe i zbierackie. Do 1915 r. pełnił rozliczne funkcje w kurii biskupiej sandomierskiej, a na-stępnie, po powrocie do Radomia, obok pracy duszpasterskiej organizował i  prowadził semi-narium nauczycielskie. Ks. Rokoszny był także społecznikiem i  bacznym obserwatorem życia społecznego. Zgromadził sporą bibliotekę w du-żej części złożoną z książek dotyczących histo-rii sztuki, którą wykładał w seminarium sando-mierskim. Nasilające się zainteresowania sztuką realizował m. in. poprzez wyjazdy studialne do Włoch. Był też zamiłowanym kolekcjonerem. Sporządzony przezeń w 1925 r. krótki opis zbio-ru własnego wymienia zespół mebli mahonio-wych i czeczotkowych, szali francuskich, zegarów, szkła, obrazów, sztychów, liczne pamiątki wojen-ne, ale i 5000 znaczków pocztowych. Zbiory te gromadził, a później także udostępniał w swoim mieszkaniu, prezentując tam nadto agnuski, kule i zbroje, przedmioty archeologiczne, medale, ko-ronki, szaty kościelne i sprzęty liturgiczne, meda-liony i okucia, kafle, ceramikę itp. Był prekurso-rem nowoczesnej ochrony zabytków, wystawiając sobie wspaniały tego pomnik konserwacją uni-kalnego podominikańskiego kościoła Św. Jakuba w Sandomierzu. Jego zasługi zaowocowały po-wierzeniem mu w 1919 r. urzędu konserwatora zabytków okręgu radomskiego. Wybitne zasługi położył też w  dziedzinie muzealnictwa. Zbiory swoje porządkował i  inwentaryzował przy po-mocy kleryków, czyniąc zalążek sandomierskiego muzeum diecezjalnego, którego w  końcu został organizatorem. Był wieloletnim troskliwym kusto-

Page 60: Świętokrzyskie nr 4. (8)

58 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Tradycje szkolnictwa technicznego w Zagłębiu Staropolskim

Jan Główka

W dziejach szkolnictwa zawodowego i tech-nicznego w  Zagłębiu Staropolskim niedości-gnionym wzorem z czasów chwilowej świetności rozwoju Kielc jako stolicy przemysłu staszicow-skiego, była Akademia Górnicza działająca w la-tach 1816 - 1827. Kontynuację stanowiła - oczywiście w innym już zakresie - Szkoła Wyższa Realna w Kielcach, która w połowie XIX w. kształciła uczniów, wypo-sażając ich w wiedzę techniczną w stopniu więcej niż podstawowym i sprzyjającym dalszej edukacji w tym kierunku. Istniejąca w latach 1845-1862, miała charakter filologiczny, ale dostarczała ab-solwentom wiadomości praktycznych z  takich dziedzin jak np. nauki technologiczno-górnicze, mechanika ogólna, mineralogia i chemia. Powstanie placówki nauczania o takim wła-śnie charakterze było spowodowane m. in. bra-kiem wykwalifikowanej kadry w  górnictwie po likwidacji Akademii Górniczej. O  skuteczności działania szkoły świadczyć może chociażby fakt, że jednym z  pedagogów był Wincenty Choro-szewski, postać zasłużona dla przemysłu Kró-lestwa Polskiego i  Zagłębia Staropolskiego, a uczeń, Leonard Krełowski po ukończeniu edu-kacji pracował w zakładach białogońskich. W okresie międzywojennym 1918-1939 wśród osób odpowiedzialnych za techniczną stronę pro-dukcji w zakładach metalowych Zagłębia Staro-polskiego, znajdujemy fachowców wykształconych na wyższych uczelniach technicznych państw za-borczych. Byli to organizatorzy produkcji z wyż-szym wykształceniem technicznym oraz odpo-wiedzialni bezpośrednio za produkcję - osoby o wykształceniu średnim technicznym. Do właścicieli dużych fabryk, którzy jednocze-śnie pełnili w nich odpowiedzialne funkcje zwią-zane z produkcją, należeli np. inż. Jan Witwicki, właściciel Odlewni Żelaza i Emalierni „Kamien-na” w Skarżysku, czy dzierżawca zakładów bia-łogońskich inż. Józef Skibiński. W tej pierwszej grupie znajdujemy często wła-ścicieli zakładów, którzy są jednocześnie jedyny-mi przedstawicielami kadry technicznej w swoich fabrykach. Liczba zatrudnionych i charakter pro-dukcji oraz jej zakres nie wymagały większej licz-

by osób z  tzw. „kadry technicznej”. Przykładem może być osoba inż. Eugeniusza Próchnickiego właściciela Odlewni Metali i Żeliwa i Warszta-tów Mechanicznych w Wierzbniku, w której za-trudnienie nie przekraczało 20 osób. Były jednak i takie fabryki, w których brako-wało osób o wykształceniu technicznym. W Fa-bryce Pługów i  Narzędzi Rolniczych „Wierzb-nik”, nie było w 1929 r. kierownika technicznego. Współwłaściciel, Bronisław Lehman był urzęd-nikiem wojskowym. Fabryka była nieczynna na początku lat trzydziestych, chociaż wykazywała swoje możliwości produkcyjne nawet jako zakład pomocniczy dla wojska. Z kolei Fabryka Drzwiczek i Wyrobów Ślusar-skich „Ławacz Piotr i Synowie”, także zapewniała poziom produkcji dzięki wykształceniu współwła-ściciela fabryki inż. Karola Ławacza. Podobnie było w  Szydłowieckiej Fabryce Karoserii Sa-mochodowych „Bracia Węgrzeccy” w Szydłowcu, w której techniczną stroną wytwórczości zajmował się inż. Kazimierz Węgrzecki. Interesującą posta-cią pracującą w tych zakładach był inż. Aleksan-der Liberman, projektant wykonywanego w szy-dłowieckiej fabryce nadwozia do samochodu „AS”. W  Fabryce Wyrobów Stalowych Ostrych w  Kuźnicach Drzewickich „Bracia Kobylańscy Sp. Akc.” kierownikiem technicznym był Kazimierz Kobylański, inżynier budowy maszyn. Ta fabry-ka swój sukces opierała także na innych prze-słankach. Można powiedzieć, że zadziałała tutaj rodzinna tradycja i  długoletnie doświadczenie w prowadzeniu interesów. Warto wspomnieć tak-że o postaciach inż. Bolesława Lewickiego z Fa-bryki Naczyń Emaliowanych „Praca” w Skarży-sku i inż. technologa Romana Zakrzewskiego ze Spółki Techników w Kielcach. Wśród właścicieli zakładów znajdujemy oso-by, które przechodziły podstawowe szczeble wy-kształcenia technicznego w  swoich rodzinnych firmach, względnie terminowały w  fabryczkach o podobnym profilu produkcji. Należeli do nich Franciszek i  Kazimierz Burakowie, właścicie-le kieleckich zakładów mechanicznych, którzy swoje wykształcenie i  umiejętności techniczne zawdzięczali m. in. kontaktom z  konkurencyjną

Page 61: Świętokrzyskie nr 4. (8)

59Świętokrzyskie nr 4. (8)

Tradycje szkolnictwa technicznego w Zagłębiu Staropolskim

Fabryką Bryczek i Karoserii Braci Węgrzeckich w Szydłowcu. Osobną kategorię stanowili inżynierowie za-trudnieni w  dużych fabrykach, szczególnie hu-tach i  odlewniach. Wykształceni na przełomie wieków w renomowanych szkołach technicznych, pracujący w wielkich zakładach przemysłowych państw zaborczych, lub za oceanem, udoskonalali swoje umiejętności w  zupełnie nowych warun-kach odbudowy i  budowy przemysłu w Polsce niepodległej. Taką postacią był inż. Franciszek Giertych, inicjator powstania Kieleckiej Odlewni, absolwent Politechniki w Brunszwiku, organizator przemy-słu w Niemczech, Rosji i Stanach Zjednoczonych. Wspomniany wcześniej Karol Witwicki ukończył Akademię Górniczą we Freibergu. Wśród kadry technicznej Zakładów Ostrowiec-kich możemy znaleźć inżynierów i techników, któ-rzy przed I wojną światową zajmowali się budową zakładów metalowych w Rosji czy w Niemczech. W  rejonie zaporoskim pracowali L.  Żarnowski, S. Szafrański, S. Kawiński, M. Radwan, S. Ru-rański, B. Horodko, L. Dąbrowski, E. Dziewulski, W. Gierdziejewski. W 1937 r. w hucie zatrudniono prof. dr Adama Skąpińskiego z Akademii Górni-czej w Krakowie, który zajmował się produkcją wyższych gatunków stali oraz dr inż. Jana Inglota jako kierownika laboratorium chemicznego. Postacią zasłużoną dla Zakładów Ostrowiec-kich był Tadeusz Popowski, inżynier technolog studiujący w Instytucie Technologicznym w Pe-

tersburgu, konstruktor w  fabryce parowozów w Neustadt k. Wiednia. Jako dyrektor i wicepre-zes zarządu ostrowieckiej huty, uruchomił w niej w 1923 r. wytwórnię wagonów, działał w wielu organizacjach branżowych. Petersburską uczelnię ukończył także inż. Lu-dwik Żarnowski, zastępca naczelnego dyrekto-ra Zakładów Ostrowieckich, organizator wy-działu obróbki plastycznej, naukowiec, profesor Politechniki Warszawskiej i  Akademii Górni-czej w Krakowie. W  latach dwudziestych wraz z  inż. Mieczysławem Radwanem, szefem Biura Technicznego wyjeżdżał do Niemiec na wystawy przemysłowe. Mieczysław Radwan studiował na Wy-dziale Mechanicznym Politechniki Kijowskiej, a w 1920 r. przyjechał do Ostrowca, gdzie pra-cował w Zakładach Ostrowieckich do 1937 r. Za-graniczne staże odbywali ostrowieccy inżyniero-wie S. Kawiński i S. Bratkowski, którzy w Belgii zapoznawali się z produkcją pocisków i stali do produkcji karabinów. W Zakładach Ostrowieckich pracował także inż. Platon Januszewicz, który swoje metalurgiczne wykształcenie zdobywał na Wydziale Hutniczym Akademii Górniczej w Przybramie oraz w Wyż-szej Szkole Odlewniczej w  Paryżu. W  1936 r. pełnił funkcję zastępcy kierownika Odlewni Sta-liwa, Żeliwa i Metali Nieżelaznych, ucząc jedno-cześnie odlewnictwa w szkole przyzakładowej. W Suchedniowskiej Fabryce Odlewów i Hu-cie „Ludwików”, absolwent Wyższej Szkoły Prze-

mysłowej w Krakowie Rafał Ekielski, skonstruował mo-tocykl „SHL” wyposażony w licencyjny silnik „Villiers” zakupiony w  brytyjskiej fir-mie w Wolverhampton.Dodać należy także nazwiska inżyniera technologa Wa-cława Kamińskiego z  Huty w Chlewiskach, inż. Lucjana Kołudzkiego z Huty Stąpor-ków, czy inż. Wacława Szul-ca z kieleckiego „Granatu”. Na przełomie wieków możemy się także spotkać z  inicjatywami wspierania szkół przez zakłady prze-mysłowe. W 1897 r. Zakła-dy Ostrowieckie ufundowały w Klimkiewiczowie fabryczną szkołę męską, przeznaczoną dla dzieci pracowników huty i z jej funduszy utrzymywa-

Page 62: Świętokrzyskie nr 4. (8)

60 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Tradycje szkolnictwa technicznego w Zagłębiu Staropolskim

ną. Wkrótce powstała szkoła żeńska dla 50 dziewcząt. Były to oczywiście pla-cówki z ogólnym programem nauczania, lecz sam fakt zor-ganizowania ich i subsydio-wania przez Zakłady Ostro-wieckie stwarzał precedens, który w  przyszłości zaowo-cował szkolnictwem o  cha-rakterze zawodowym. Nie-udaną ostrowiecką inicjatywą założenia szkoły zawodowej, wspieraną przez kadrę tech-niczną Zakładów Ostrowiec-kich, była próba powołania takiej placówki w 1911 r., gdy w mieście dyskutowano nad możliwościami zużytkowa-nia na potrzeby szkolnictwa nieruchomości dr J. Głogow-skiego, który w  testamencie wyraził wolę wsparcia miej-scowej oświaty. Wzorem dla szkół zawodowych były zakła-dane jeszcze przed I wojną liczne w Królestwie Polskim warsztaty rzemieślnicze, organizowane przez organizacje społeczne dla biednej młodzie-ży, np. założona przez Warszawskie Towarzystwo Opieki nad Dziećmi placówka, w której uczono stolarstwa, bednarstwa, kowalstwa, ślusarstwa czy wreszcie tokarstwa. W Kielcach inicjatywy te przybrały formy bar-dziej zorganizowane, a do szkół zawodowych pro-wadzonych wzorcowo przez wykwalifikowanych specjalistów, możemy zaliczyć założoną w 1909 r. Szkołę Techniczną inż. Zygmunta Kosterskiego. W tej siedmio - klasowej placówce uczono m. in. obróbki metali, niestety I wojna światowa prze-rwała dobrze zapowiadające się perspektywy. W  końcu XIX wieku upadła inicjatywa za-łożenia w  Kielcach 4 letniej Szkoły Górniczej i  8  klasowej szkoły przemysłowej z  mechani-ką, technologią metali, mineralogią i górnictwem, której propagatorem był Wincenty Choroszewski. Szkolnictwo zawodowe, szczególnie w pierw-szym okresie po odzyskaniu niepodległości to głównie szkoły zawodowe nauczycielskie, tzw. preparandy, przeznaczone dla młodzieży pragnącej wstąpić do seminariów nauczycielskich, działające w latach 1919 - 1920, chociażby w Suchedniowie czy Opocznie. Stąd droga prowadziła do semina-riów nauczycielskich w Kielcach lub Bodzentynie. Profil rolniczy posiadała szkoła w Podzam-czu Chęcińskim działająca w  latach 1922-1930

i przekształcona w latach trzydziestych w Pań-stwową Szkołę Rzemieślniczo-Przemysłową. Także w Chęcinach szkołę dokształcającą zawo-dową próbowała zorganizować w latach trzydzie-stych Izba Rzemieślnicza, co jednak nie przynio-sło rezultatów. W  1924 r. w  Ostrowcu powstała „Męska Szkoła Dokształcająca Zawodowa” zorganizowa-na przez Związek Chrześcijańskich Cechów Rze-mieślniczych. Statut jej był zatwierdzony przez Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, a  opiekę sprawowała Rada Nad-zorcza o charakterze gospodarczo - administra-cyjnym. Do szkoły przyjmowano młodzież w wie-ku 14-18 lat, a nauka obejmowała kurs 3 - letni. Planowano przekształcenie szkoły w szkołę za-wodową rzemieślniczą, dzienną na poziomie śred-nim. W  roku szkolnym 1926/27 uczęszczało do niej 137 uczniów, a w  roku szkolnym 1927/28 140 uczniów. W latach trzydziestych szkoła stra-ciła popularność, z uwagi na większe możliwości kształcenia się młodzieży w zawodzie i w 1936 r. uczęszczało do niej 84 terminatorów w wieku od 14 do 18 lat, uczących się przedmiotów zawodo-wych, a pracujących jednocześnie w warsztatach rzemieślniczych różnych branż. W 1926 r. rozpoczęła swoją działalność przy Zakładach Ostrowieckich Szkoła Rzemieślni-czo-Przemysłowa o profilu metalowym, ze spe-cjalizacjami w  zawodzie ślusarza i  mechanika. Trzyletni tok nauczania zakończony egzaminem z  teorii i  praktyki i  świadectwo czeladnicze,

Page 63: Świętokrzyskie nr 4. (8)

61Świętokrzyskie nr 4. (8)

Tradycje szkolnictwa technicznego w Zagłębiu Staropolskim

sprzyjały zatrudnieniu w miejscowych zakładach przemysłowych, a  popularność szkoły wzrasta-ła z  końcem lat trzydziestych, szczególnie gdy utworzenie COP wymagało zatrudniania wykwa-lifikowanych kadr. Nad podniesieniem poziomu odlewnictwa poprzez akcję oświatową pracował zorganizo-wany w  1921 r. Polski Związek Przemysłow-ców Metalowych powołując Komisje Związkowe, wśród których niemałą rolę odgrywała Komisja Szkolnictwa Technicznego. Prace te kontynuowa-ła Komisja Szkolnictwa Zawodowego, powstała w 1929 r. w ramach Koła Odlewników Stowarzy-szenia Techników Polskich. Podstawowym zada-niem Komisji było opracowanie planu i progra-mu nauczania w szkołach dokształcających oraz modyfikacja szkolenia zawodowego odlewników, zaaprobowane przez Ministerstwo Wyznań Reli-gijnych i Oświecenia Publicznego. Zmiany w zakresie szkolnictwa zawodowego przyniosła ze sobą tzw. „ustawa jędrzejowiczow-ska” z 1932 r., w myśl której istniały w kraju trzy typy szkól zawodowych: szkoły dokształcające, szkoły typu zasadniczego i szkoły przysposobie-nia zawodowego. Minister Janusz Jędrzejewicz tak uzasadniał wprowadzenie szkolnictwa zawodowego: „W spo-łeczeństwie polskim zawsze dawała się zauwa-żyć nadmierna tendencja dla uprzywilejowania szkół ogólnokształcących i niejako pogardliwego stosunku do szkolnictwa zawodowego, jako do szkół gorszego typu, do których w szczególności inteligencja wstydziła się posyłać swoje dzieci. W moich wytycznych przeciwstawiłem się kate-gorycznie temu upośledzeniu nauki zawodu prak-tycznego. Dlatego zdecydowałem równouprawnić oba typy szkolnictwa średniego i  dla podkre-ślenia tego średnie szkoły zawodowe otrzyma-ły tę samą nazwę gimnazjów i liceów co szkoły ogólnokształcące”. Szkoły dokształcające trzyletnie, szkoły zawo-dowe typu zasadniczego dzieliły się na szkoły niższego stopnia o  charakterze praktycznym - szkoły stopnia gimnazjalnego i  licealnego. Po-nadto tworzono szkoły dla mistrzów i nadzorców, przeznaczone dla wykwalifikowanych rzemieślni-ków i pracowników przemysłowych lub technicz-nych. Szkoły przysposobienia zawodowego były przewidziane dla absolwentów wszystkich szkół bez względu na stopień, a nauka w nich trwała jeden rok. W latach trzydziestych w wojewódz-twie kieleckim funkcjonowało 17 szkół średnich zawodowych. Programy nauczania szkół dokształcających umożliwiały przekazanie wiedzy niezbędnej do

pracy w zawodzie, teoretycznej a zarazem prak-tycznej przez uzupełnienie wiadomości otrzyma-nych w fabrykach czy warsztatach. Po ukończe-niu szkoły dokształcającej absolwenci zdający egzamin otrzymywali dyplom czeladniczy.

Zawodu uczono również w niższych szkołach zawodowych oraz  w  gimnazjach zawodowych i  były to placówki przeznaczone głównie dla młodzieży niepracującej. Absolwenci szkół ogól-nokształcących mogli uczęszczać do szkół przy-sposobienia zawodowego. Utworzono także szkoły mistrzów i nadzorców dla robotników i rzemieśl-ników wykwalifikowanych, o  charakterze uzu-pełniającym. Można było się kształcić również w gimnazjach zawodowych, dających wiedzę prak-tyczną i wykształcenie ogólne. Licea zawodowe do których wstępowali absolwenci gimnazjów zawo-dowych i ogólnokształcących, przygotowywały do pracy w rzemiośle i przemyśle, a ich ukończenie umożliwiało dalszą naukę na studiach wyższych. W 1933 r. w powiecie iłżeckim w Chwałowi-cach, istniała Męska Szkoła Rolnicza, a w po-wiecie opatowskim przy Zakładach Ostrowieckich Szkoła Rzemieślniczo - Przemysłowa, w  której uczono ślusarstwa i tokarstwa. W 1938 r. w powiatach należących do Zagłę-bia Staropolskiego istniało siedem szkół o pro-filu zawodowym. Wśród nich conajmniej cztery były powiązane z istniejącymi fabrykami, pełnią-cymi funkcje patronów. Do najważniejszych może-my zaliczyć Prywatną Męską Szkołę Mechanicz-ną „Huty Ludwików” S. A. w Kielcach, Prywatne Gimnazjum Mechaniczne i Szkołę Rzemieślniczą przy Zakładach Ostrowieckich oraz Prywatne Gimnazjum Mechaniczne przy Fabryce Amunicji w Skarżysku. Szkoła w Hucie „Ludwików” uczyła w zawo-dach ślusarstwa, kowalstwa, tokarstwa metalowe-go, spawalnictwa, a  kandydaci przyjmowani po ukończeniu szkoły podstawowej, zobowiązywali się do podejmowania pracy w macierzystym za-kładzie po 3 latach nauki. Wprowadzono także kursy rysunku technicznego dla pracowników.Kursy dokształcające dla rzemieślników i robot-ników fabrycznych zostały zorganizowane w kie-leckim „Granacie”. W  Skarżysku, poza inicjatywami obejmują-cymi szkolnictwo zawodowe, pracownicy Pań-stwowej Fabryki Amunicji i  Wytwórni Węgla Aktywnego zapoczątkowali budowę szkoły po-wszechnej, ofiarowując sumę 146 000 zł. Szkoła im. J. Piłsudskiego otwarta została 17 września 1936 r., posiadała 14 klas, kuchnię, salę gimna-styczną, bibliotekę i łazienkę. Była przeznaczona

Page 64: Świętokrzyskie nr 4. (8)

62 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Tradycje szkolnictwa technicznego w Zagłębiu Staropolskim

dla 800 dzieci. W szkole umieszczono 2 tryptyki St.  Batowskiego, jeden przedstawiający obronę Lwowa w 1918 r., drugi walki o Płock oraz deko-rację skautów przez Józefa Piłsudskiego na rynku w Płocku. W uroczystościach wziął udział mini-ster WR i OP prof. dr Wojciech Świętosławski, wojewoda kielecki dr Władysław Dziadosz, dele-gaci Związku Strzeleckiego i Związku Rezerwi-stów, którzy złożyli raport. Odsłonięto popiersie J. Piłsudskiego autorstwa warszawskiego artysty rzeźbiarza Zygmunta Otto i płytę pamiątkową. Fabryczna Szkoła Dokształcająca w  Stara-chowicach założona w 1927 r., w latach 1935-1937 kształciła ponad 900 uczniów w  cyklu trzylet-nim. Przyjmowane do niej były osoby z gimna-zjów lub szkół powszechnych, które chciały zna-leźć zatrudnienie w Zakładach Starachowickich. W 2 budynkach mieściło się 8 sal wykładowych, pokój nauczycielski, świetlica, a w budowie znaj-dowały się warsztaty szkolne. Nauka w  warsztatach trwała jeden rok, a  później uczniowie mieli być zatrudniani w warsz-tatach zakładowych. Zakłady Starachowickie wy-posażyły warsztaty szkolne, za-kupując obrabiarki i  inne urzą-dzenia. Przewidywano także, że szkoła będzie prowadziła kursy dla dorosłych pracowni-ków, w  tym jednoroczny kurs puszkarski, dwuletnie kursy in-struktorów, przyśpieszone 10 - tygodniowe kursy operatorów maszynowych, jednoroczne kursy rysunków maszynowych, jedno-roczne kursy ogólnotechiczne. Organizowano również kursy dla hutników i odlewników przy trzyletniej szkole zawodowej. Pomocą w  tych przedsięwzię-ciach służyło Zakładom Stara-chowickim Ministerstwo Spraw Wojskowych. Stosowano także dokształcanie w  formie kursów sobotnich, uczono techniki ry-sunku, wprowadzono ogólno-techniczne kursy dokształcające, 6 tygodniowe kursy sobotnie dla metalowców, również kursy sanitarne. Nowością były 10 - tygodniowe kursy operatorów maszyn, szczególnie obrabiarek, gdyż tutaj brakowało wykwali-fikowanych pracowników.

W fabrykach przemysłu metalowego produku-jących dla potrzeb wojska dbano o podnoszenie poziomu wykształcenia pracowników. W Fabryce Amunicji w Skarżysku organizowano stałe kursy dla analfabetów

Nauczycielami w szkołach związanych z fa-brykami byli przeważnie specjaliści w nich pracu-jący, a przykładem znakomitego połączenia prak-tyki z  nauczaniem teorii może być działalność edukacyjna wspomnianego inż. Platona Janusze-wicza, który w latach trzydziestych jako zastęp-ca kierownika Odlewni Staliwa, Żeliwa i Metali Nieżelaznych w Zakładach Ostrowieckich uczył odlewnictwa w gimnazjum przyzakładowym.

Szkolnictwo zawodowe w Zagłębiu Staropol-skim przed 1939 r.

L.p. Szkoła Miejscowość

1.

Prywatna Męska Szkoła Me-chaniczna „Huty Ludwików” S.A. w Kielcach Kielce

2.

Prywatna Męska Szkoła Rze-mieślniczo-Przemysłowa Towarzy-stwa Salezjańskiego

Kielce, ul. Piotrkowska 57

3.

Prywatne Męskie Gimnazjum Me-chaniczne przy Zakładach Spółka Akcyjna Wielkich Pieców i Zakła-dów Ostrowieckich

Ostrowiec Świętokrzyski, ul. Sandomierska 2

4.

Szkoła Rzemieślniczo-Przemysło-wa przy Zakładach Spółka Akcyj-na Wielkich Pieców i Zakładów Ostrowieckich

Ostrowiec Świętokrzyski, ul. Sandomierska 2

5.Państwowa Szkoła Rzemieślniczo-Przemysłowa Podzamcze Chęcińskie

6.

Prywatne 3-letnie Gimnazjum Me-chaniczne Państwowych Wytwórni Uzbrojenia przy Fabryce Amunicji Skarżysko-Kamienna

7.

Szkoła Rzemieślniczo-Przemysło-wa Towarzystwa Przyjaciół Szkoły Średniej

Skarżysko-Kamienna,ul. Konarskiego 5

8.Fabryczna Szkoła Dokształcająca przy Zakładach Starachowickich Starachowice-Wierzbnik

Źródło: X Sprawozdanie Izby Przemysłowo Handlowej w Sosnowcu za 1938 r.,Sosnowiec 1939, s. 318-320; Przegląd Techniczny” 1937, R. 76, nr 24, s. 825, 826.

Page 65: Świętokrzyskie nr 4. (8)

63Świętokrzyskie nr 4. (8)

Tradycje szkolnictwa technicznego w Zagłębiu Staropolskim

Programy nauczania szkół zawodowych, szczególnie w  większych zakładach przemysłu metalowego w Zagłębiu Staropolskim, były kon-sultowane z Komisją Szkolnictwa Zawodowego Koła Odlewników Stowarzyszenia Techników Polskich, które wspólnie z Grupą Odlewni Pol-skiego Związku Przemysłowców Metalowych i  Zrzeszeniem Izb Przemysłowo - Handlowych opracowały w 1935 r. m. in. warunki szkolenia i egzaminów dla uczniów formierskich i rdzeniar-skich, praktykujących w przemyśle odlewniczym.Edukacja w przemyśle stała się także podstawo-wym zadaniem Komisji Szkolenia Zawodowego, w nowo powstałym w 1936 r. Stowarzyszeniu Technicznym Odlewników Polskich (STOP). Do jej zasług należało otwarcie w szkole przy Za-kładach Starachowickich Wydziału Odlewni-czego, na wzór podobnego Wydziału w Szkole Rzemieślniczej im. J. Kilińskiego w Pabianicach. Wydziałem odlewniczym starachowickiej szko-ły z  ramienia STOP i  zakładu opiekował się S. Kwiatkowski. W  latach trzydziestych rozwijano śred-nie szkolnictwo zawodowe, przede wszystkim w  oparciu o  istniejące zakłady przemysłowe i  chociaż nie było na terenie Zagłębia Staro-polskiego takiej placówki jak Państwowa Szkoła Górnicza i Hutnicza w Dąbrowie Górniczej, to jednak możemy mówić o daleko idącym postępie. Szkolnictwo zawodowe znalazło szczególne perspektywy w okresie budowy COP, a zapew-nienie wykwalifikowanych kadr dla przemysłu stało się jednym z zadań, do których zobowiązało się Mi-nisterstwo Spraw Religijnych i  Oświecenia Publicznego wspólnie z  Biurem Wojsko-wym Ministerstwa Przemysłu i Handlu. Izba Przemysłowo--Handlowa w Sosnowcu pro-ponowała w 1937 r. utworze-nie sieci szkół zawodowych na terenach objętych COP. W  styczniu 1938 roku w  Warszawie odbyła się konferencja zorganizowana przez Komisję Oświatową Stowarzyszenia Inżynierów Mechaników Polskich, po-święcona rozwijaniu szkol-nictwa zawodowego, szcze-gólnie na terenach objętych nowymi inwestycjami COP. Zwracano uwagę na koniecz-ność organizacji systemu

kursów, szkolenia instruktorów, majstrów obróbki metalu, dokształcania rzemieślników. Wezwano Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego do subsydiowania przedsięwzięć edukacyjnych. Komisja Odczytowa STOP organizowała w  zakładach metalowych Zagłębia Staropol-skiego akcje odczytowe i  szkoleniowe. Nowe perspektywy przed szkolnictwem zawodowym i szkoleniem fachowych kadr pracowniczych wy-łoniły się w 1939 r. po utworzeniu w Sandomie-rzu Oddziału Polskiego Związku Przemysłowców Metalowych w COP. Edukacja pracowników dla przemysłu metalowego stała się jednym z pod-stawowych zadań Oddziału.

Rozwojowi kadr dla przemysłu metalowe-go sprzyjało także organizowanie studenckich praktyk w większych zakładach Zagłębia Staro-polskiego. Tego rodzaju szkolenia odbywano np. w latach trzydziestych w hucie starachowickiej. W 1931 r. na wydziałach wielkich pieców, sta-lowni martenowskiej, walcowni, kuźni i odlewni staliwa praktykowało około 10 studentów z wyż-szych uczelni technicznych Warszawy, Lwowa i Krakowa. Praktyki studenckie były powtarzane rokrocznie, zgodnie z umowami między uczelnia-mi a przedsiębiorstwami produkcyjnymi. Praktyki nie były zresztą czymś zupełnie nowym, dlatego, że już w 1928 r. grupa pracowników, blacharzy, ślusarzy, traserów i tokarzy z Zakładów Stara-chowickich z Wydziału Armatniego wyjechała na

Page 66: Świętokrzyskie nr 4. (8)

64 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Tradycje szkolnictwa technicznego w Zagłębiu Staropolskim

przeszkolenie do zakładów Skody w Pilźnie. Z tą problematyką, w ramach szeroko pojęte-go kształtowania nie tylko umiejętności zawodo-wych, lecz także postaw obywatelskich i rozwi-jania własnych zainteresowań wiążą się kwestie różnego rodzaju inicjatyw społecznych. Przykła-dem może być działalność Związku Rezerwistów i  Związku Strzeleckiego w  Hucie „Ludwików” w Kielcach. W latach trzydziestych w Ludwiko-wie działał Klub Sportowo - Oświatowy. Co dwa tygodnie odbywały się pogadanki i odczyty or-ganizowane przez sekcję oświatową. Istniała tak-że sekcja piłki nożnej, która należała do PZPN, a w klubie sportowym „Ludwików” grało 40 ro-botników i urzędników. Istniała ponadto sekcja lekkoatletyczna, oraz sekcja kolarska. Podobne przedsięwzięcia miały miejsce również w takich zakładach jak kielecki „Granat”, gdzie istniały różne sekcje sportowe, także w Zakładach Sta-rachowickich i Ostrowieckich. W mniejszych fabrykach zadowalano się dzia-łalnością zakładowych drużyn straży pożarnych. Tak było np. w odlewni „Słowianin” w Końskich w  maju 1928 r., gdzie odbyła się uroczystość poświęcenia sztandaru fabrycznej straży pożar-nej. Uroczystość zorganizował oddział radomsko - kielecki Polskiego Związku Przemysłowców Metalowych. Zasłużeni strażacy zostali udeko-rowani, a właściciel fabryki M. Hochberg otrzy-mał pamiątkowy żeton upamiętniający 20 - lecie pracy.

Koniec lat trzydziestych to także początki wykształ-cania się własnych tradycji i  sięganie do korzeni, dba-łość o ślady pozostawione na Ziemi Świętokrzyskiej przez poprzedników. Współpraco-wano z  placówkami muzeal-nymi. W  1938  r. zbiory Mu-zeum Techniki i  Przemysłu w  Warszawie wzbogaciły się o  popiersie Stanisława Sta-szica ofiarowane przez właści-ciela zakładów białogońskich inż. Ludwika Skibińskiego. Przejawem dbałości o  za-chowanie tradycji i  zabytków przeszłości były także miej-scowe inicjatywy kadry tech-nicznej w  dużych zakładach przemysłowych. W  końcu lat trzydziestych inżynierowie i technicy z Zakładów Stara-

chowickich współpracowali z Polskim Towarzy-stwem Krajoznawczym, pomagali w  organizacji muzeum hutniczego w Sielpi.

Należy stwierdzić, że kadry techniczne za-kładów przemysłowych Zagłębia Staropolskiego, inżynierowie wykształceni jeszcze w okresie za-borów w  zagranicznych uczelniach oraz rzesze techników i  studentów zdobywających wiedzę w warunkach praktycznej produkcji dużych od-lewni, byli dobrze przygotowani do przekształ-ceń przemysłu metalowego w  drugiej połowie lat trzydziestych. Inicjatywy edukacyjne tworzyły natomiast dobre podstawy do pogłębiania wie-dzy, kształcenia i dokształcania osób, zatrudnio-nych w zakładach przemysłu metalowego w Za-głębiu Staropolskim.

Wybór literatury

M. Dubowicki, Sylwetki niektórych zasłużonych działaczy STOP, „Przegląd Odlewnictwa” 1967, R. XVII.J. Główka, Z dziejów Akademii Górniczej w Kielcach (1816-1826), „Przegląd Odlewnictwa” 1996, t. 46, nr 9.J. Grzywna, Oświata i kultura w powiecie kieleckim w  latach 1918-1939, Warszawa 1977. Księga Pamiątkowa Spółki Akcyjnej Kielecka Odlewnia, Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Kielcach, nr inw. 88940.J. Jędrzejewicz, W służbie idei, Londyn 1972.M.B. Markowski, Sfery przem.ziem. miedzy Pilica a Wisłą w la-tach 1918-1939, w: Image przeds.gosp.w Pol. W XIX i XX w.,War-szawa 1993.Przegląd Techniczny” 1937, R. 76, nr 24.Słownik Polskich Pionierów Techniki, Katowice 1986.X Sprawozdanie Izby Przemysłowo Handlowej w Sosnowcu za 1938 r., Sosnowiec 1939.

Reprodukcje medali ze zb. Jana Lesiaka

Page 67: Świętokrzyskie nr 4. (8)

65Świętokrzyskie nr 4. (8)

Kielce epoki stanisławowskiej w podróżach Jana Filipa Carosiego

Bożena Piasecka

Wiek XVIII w Polsce to czas rządów saskich, silny protektorat Rosji, ogromne wpływy rodzin magnackich i  ogólny rozkład społeczno – po-lityczny państwa. Po śmierci ostatniego króla z dynastii saskiej na tron wstąpił Stanisław Au-gust Poniatowski, który w czasie swoich rządów starał się wprowadzić szereg reform kulturalnych, edukacyjnych oraz gospodarczych. Otwarto men-nicę, ujednolicono system miar i wag, dokonano rewaloryzacji kursu monet, lustracji dóbr, wpro-wadzono jedno cło na granicach państwa, tzw. cło generalne. Wzrósł budżet państwa, zwięk-szyły się możliwości handlowe i  gospodarcze Polski.

Król popierał manufaktury, założył liczne wy-twórnie fajansów, wyrobów marmurowych i broni. Z jego polecenia wznowiono również prace nad możliwościami eksploatacyjnymi dawnych tere-nów przemysłowych Polski. W  1782 roku król powołał Komisję Kruszcową, którą można porów-nać do współczesnego ministerstwa przemysłu. Miała ona zajmować się głównie górnictwem, hutnictwem i geologią. Jednym z zadań Komisji było zbadanie terenów, na których ewentualnie będzie można eksploatować kruszce. Zadanie to zlecono kilku geologom, niektórych nawet spro-wadzono z  zagranicy. Byli to m. in. Stanisław Okraszewski i Jan Filip Carosi. Jan Filip Carosi urodził się w Rzymie, studio-wał na Uniwersytecie w Lipsku. Prawdopodob-nie był w Polsce już w 1774 roku, wówczas to badał pod kątem mineralogicznym okolice Giel-niowa, zebrawszy przy tym sporą kolekcję mine-rałów. Carosi był także nadzorcą królewskiego gabinetu historii naturalnej, a w roku 1777 jed-nym z założycieli Warszawskiego Towarzystwa Fizycznego. Był członkiem Królewsko - Pruskie-go Towarzystwa Miłośników Przyrody w Berli-nie (od 1775  r.) i  członkiem korespondentem Akademii Nauk w Petersburgu (od 1786 r.). Ca-rosi to także autor wielu rozpraw o charakterze mineralogicznym. Pod koniec lat siedemdziesiątych XVIII wieku objechał dwukrotnie obszar Kielecczyzny odwie-dzając wiele wsi, miast i miasteczek. Swoje uwagi z podróży badawczych po województwie krakow-skim i sandomierskim przedstawił w książce wy-danej w latach 1781–1784 w Lipsku Reisen durch verschiedene polnische Provinzen, mineralischen und andern Inhalts (Podróże po różnych prowin-cjach Polski, obserwacje mineralogiczne i inne). Obszerne fragmenty tej pozycji w  tłumaczeniu polskim ukazały się w Magazynie Warszawskim Pięknych Nauk, Kunsztów i Różnych Wiadomo-ści oraz w Pamiętniku Historyczno – Politycznym w latach 1784–1785. Wojewódzka Biblioteka Pu-bliczna im. W. Gombrowicza w Kielcach przecho-wuje zarówno stary druk w  języku niemieckim autorstwa Carosiego, jak również kilka egzem-

Dzieło Carossiego w zbiorach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. Witolda Gombrowicza w Kielcach

Page 68: Świętokrzyskie nr 4. (8)

66 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Kielce epoki stanisławowskiej w podróżach Jana Filipa Carosiego

Opracowania Carosiego były pomyślane jako relacje z podróży o charakterze naukowym, nie-zwykle popularne w tamtych czasach. Głównym celem wypraw Carosiego było zbadanie, czy

opłacalne będzie uruchomienie wydoby-cia rud i kopalin na terenie województw krakowskiego i  sandomierskiego. Au-tor opisał złoża minerałów, jak również przedstawił stan wielkich pieców i kuź-nic. W Listach zamieszczał także informa-cje i uwagi dotyczące kwestii społeczno – gospodarczych. Były w nich również opisy miejscowości z jego mieszkańcami i otoczeniem. Kielce, Szydłowiec, Sam-sonów, Suchedniów, Chęciny, Staszów, Połaniec, Opatowiec, Bielany, Opa-tów, Morawica, Końskie i wiele innych miast i małych miasteczek znalazło się na kartach Reisen durch verschiedene polnische Provinzen oraz w Magazynie Warszawskim i  Pamiętniku Historycz-no - Politycznym. W Listach znajdujemy informacje dotyczące położenia chłopów, poruszana jest kwestia żydowska, przy-taczane przykłady dobrej gospodarki, m. in. Carosi wspomina postać Ferdynanda Naxa, który wzorowo prowadził podkie-lecką Morawicę (Magazyn Warszawski, 1784, cz. 3). Carosi, chociaż z  pochodzenia cudzoziemiec, bardzo identyfikuje się z  nową ojczyzną. Często to podkreśla, m. in. pisząc o Chęcinach: jest to jedno z licznych miast naszego kraju, które swy-mi pogorzeliskami i ruinami dokumentu-je dawny, kwitnący stan naszego kraju (ist eine von den vielen Städten unsers Landes die uns durch ihre Einstürze und Brandstätten den ehemaligen blühenden Wohlstand unsers Landes verkündigen –

J.P. Carosi, Reisen durch verschiedene polni-sche Provinzen, t.1, s. 54). Jan Filip Carosi od króla otrzymał polski in-dygenat i  jako polski szlachcic popierał Kon-stytucję 3 Maja. Tutaj ożenił się i zmarł, a jego grób znajduje się we wsi Wola Wodyńska w wo-jewództwie mazowieckim, na nim pomnik z pły-tą marmurową z wapienia dewońskiego z Gór Świętokrzyskich.

W Liście trzecim z 15 sierpnia zamieszczo-nym w Magazynie Warszawskim w 1784 roku, a  pierwotnie opublikowanym w  Reisen durch verschiedene polnische Provinzen (Cz. 2, List 6), autor opisuje swoje wrażenia z Kielc. Informuje,

plarzy XVIII – wiecznych czasopism, w  których zamieszczono przetłumaczone obszerne fragmenty książki w formie Listów z Podróży przez niektóre Prowincye Polskie.

Książka, która również jest dostępna w Świę-tokrzyskiej Bibliotece Cyfrowej, zawiera dokład-ny przebieg i opis podróży Carosiego. Składa się z dwóch części. Pierwsza, wydana w 1781 roku zawiera 21 listów, zaś druga, wy-dana w 1784, listów 19. Pierwsza część podróży rozpoczyna się 12 sierpnia 1778 roku w Szy-dłowcu i  trwa do 30 września, druga zaczyna się od pobytu w Piasecznie 14 maja 1779 roku, a kończy w Krakowie 20 lipca. Zarówno w cza-sie pierwszej, jak i drugiej podróży Carosi zwie-dził wiele miejscowości znajdujących się w na-szym regionie, m. in. w części drugiej zamieścił swoje uwagi o pobycie w Kielcach.

Chęciny fragment pocztówki ze zbiorów WBP

Page 69: Świętokrzyskie nr 4. (8)

67Świętokrzyskie nr 4. (8)

Kielce epoki stanisławowskiej w podróżach Jana Filipa Carosiego

że Kielce leżą w jednej, dużej dolinie, na 26 lub 27 mil od Warszawy, a  pół mili od Miedzia-nej Góry. Budynki niektóre są z kamienia, jako pozostałość lepszego niegdyś stanu tego miasta. Kościół farny jest staroświecki i w zwyczajnym Gockim sposobie budowany. Jest to kolegiata ka-tedry Krakowskiey. Dalej opowiada, że tuż przy niej znajduje się stary w kwadrat budowany za-mek Biskupi. Nadmienia przy tym, że jest bardzo nadrujnowany i prawie pusty, ponieważ od daw-nego czasu żaden tu Biskup nie mieszkał, lubo to miejsce niegdyś było ich zwyczajną rezydencją. Chwali za to mieszkania kanoników, które we-dług autora są piękne. Dalej opisuje Seminarium, które według autora z kościołem i  innymi bu-dynkami zawiera miejsce na 600 łokci. O Rynku pisze, że jest kwadratowy, a domy mieszczan, jak i wszystkie inne budynki, prócz trzech lub czte-rech są drewniane oraz że jak i w innych mia-steczkach polskich, tak i  tu, budynki są szpet-ne i niewygodne. Wspomina również, że ratusz jest murowany i dość okazały, jak na takie małe miasteczko, ale że się ruynuje i nie ma kto go utrzymać. O  handlu i  rzemieślnikach w  Kiel-cach mówi, że mało jest kramarzy, przecież moż-na dostać pierwszych potrzeb; nie brakuje tak-że jak w  innych miasteczkach, rzemieślników naypotrzebnieyszych, lubom nie znalazł prawda tokarza, ani szklarza, a przeciwnie zastałem ze-garmistrza. Chwali kunszt i pracę tych rzemieśl-ników: w powszechności znakomita iest pilność

i przemysł tutejszych obywatelów, ale w drugiej części zdania nadmienia, że lubo mógłby być 100 razy większy, do czego szczęśliwe położenie miejsca tego służyłoby bardzo. W dalszej części opowiada o tym, że w Kielcach można znaleźć spichlerze, do których o kilka mil z okolicznych wsi przywożą co tydzień (zboże) potem go sprze-dają po różnych kopalniach, których tu wiele się znajduje. Wspomina również o jarmarkach, które są niezwykle pomocne w handlu wewnętrznym. Dalej o handlu mówi, że tutejsi mieszczanie pro-wadzą handel do innych prowincji towarami że-laznemi, kamieniami młyńskimi, osełkami, drze-wem i zbożem.

O Kielcach wspomina, że miasteczko ma od dawna wiele wolności, wójt tutejszy jest doży-wotni. O wójcie pisze, że ma jeden wielki plac w  Rynku, kilka morgów gruntu oraz dziesięciu lub dwunastu poddanych i wiele innych przywi-lejów. Wyboru wójta dokonują mieszkańcy miasta, ale biskup musi ten wybór zatwierdzić. Ten opis miasta bardzo się nie spodobał pewnemu obywa-telowi i redakcja Gazety Warszawskiej umieściła duże fragmenty listu, które były odpowiedzią na List z podróży po Kielcach Jana Filipa Carosiego. Zamieszczono je w tomie III, drugiej części z roku 1785. Nieznany autor komentujący artykuł za-znacza, że Kielce nie są jego ojczyzną, zna je je-dynie dlatego, że przez lat kilkanaście uczęszczał tutaj do szkół. Na samym początku prostuje, że

Pocztówka ze zbiorów K. Lorka

Page 70: Świętokrzyskie nr 4. (8)

68 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Kielce epoki stanisławowskiej w podróżach Jana Filipa Carosiego

Kielce nie leżą pół mili od Miedzianej Góry, a  całą milę. Opisuje pałac biskupów, zaznacza przy tym, że nie jest on budowany, a murowa-ny. Jeszcze w XVIII wieku określeniem budowany nazywano dom wykonany z  drewna. Zaznacza przy tym, że zamek jest w dobrym stanie i  że jest rezydencją zimową biskupów krakowskich i że w czasie, gdy stoi pusty również się o niego dba. Autor listu, żeby to sprawdzić, udał się tam 29 września 1784 roku i obszedł wszystkie kąty, a dzień był bardzo dżdżysty i kollacyą w nim jedząc sam doświadczył, że nigdzie na niego nie ciekło, a  z  ruin od niego wyrażonych nic się na niego nie zwaliło. Następnie opisuje kolegia-tę oraz budynek seminarium. O kolegiacie opo-wiada, że wspaniałemu temu kościołowi blachą białą pokrytemu co do architektury to tylko przy-ganić można, że nie wyżej cokolwiek sklepienia podniesione.

Seminarium, według niego, rozciąga się na więcej niż 600 łokci i powstało nie dzięki daw-niejszym biskupom, a w latach 1724–1726 sta-raniem biskupa krakowskiego Szaniawskiego. Przyznaje również, że domy, które w  mieście znajdują się częściowo są zbudowane z drewna, częściowo murowane. Tłumaczy to tym, że nie mogą być inne ze względu na miejsce skaliste, źle wytyczone ulice i Rynek. Pomimo tego Kiel-ce między miastami w  Województwie Sando-mierskim klassyfikowanemi z wielości kościołów, budynków, ludności pierwsze miejsce trzymaią.

W dalszej części opowiada, że Kielce mają dość kramarzy i że we wtorki i w miesięczne jarmarki zjeżdżają z towarami Żydzi i że można wtedy prócz pierwszych potrzeb zawsze i wię-cey kupić, kto ma pieniądze. Później wymienia różnego rodzaju rzemieślników, których według niego jest dostatek. Sztalmachów, ślusarzów w  Warszawie mieścić się mogących, szklarzy aż nadto, a tokarz dobry znajduje się, stolarze są doskonali, siodlarze bardzo dobrzy, złotników ma kilku, felczerów według potrzeby, ma apte-kę porządną, introligatorów dobrych dwu, ma-larzy kilku. A oprócz przeciwnie zastałego ze-garmistrza, ma ieszcze z dawności doskonałego organmistrza.

W dalszej części prostuje informacje o han-dlu, który prowadzą mieszkańcy. Mówi, że miesz-czanie zajmują się handlem żelazem, kamieniami młyńskimi, zbożem, ale osełki przywożą z Piń-czowa i Mierca, a drzewem ani na lądzie, ani na wodzie handlu żadnego nie wiodą. Na ko-

niec opisuje urząd wójta i nadmienia, że miasto jednak nigdy go nie obiera, ale Xiąże biskup przywilejem danym onegoż przez siebie utwarza, a potym Kapituła Krakowska potwierdza. Pod-pis pod tym listem brzmi: Dan z Prawdziszewa . Informacja ta ma z pewnością utwierdzać czy-telników, że sprostowanie, które napisał jest za-sadne i wszystkie informacje tam zamieszczone są prawdziwe. Jednak redakcja Magazynu War-szawskiego tak podsumowuje opis Carosiego i replikę obywatela: Żeby ten list miał miasto Kielce czernić nie iesteśmy iednego w tym zda-nia z Autorem.

Opis Kielc i wrażenia z pobytu w nim, to cie-kawy dokument pokazujący nasze XVIII–wieczne miasto z punktu widzenia przybysza z zewnątrz, jego odczucia i spostrzeżenia. Interesująca jest również pełna emocji wypowiedź obywatela, który poczuł się urażony i dokładnie punkt po punkcie, skomentował opis Carosiego. Był on z pewnością dumny z miasta i wszystkie nie-ścisłości dotknęły go do tego stopnia, że zadał sobie trud, aby w tej sprawie wystosować list do redakcji Gazety Warszawskiej. Dzięki temu mo-żemy czytać o Kielcach końca lat siedemdzie-siątych XVIII wieku i obserwować bezpośrednie relacje osób żyjących w  owych czasach. Mają one niezaprzeczalny walor autentyczności i po-kazują miasto w czasach epoki stanisławowskiej. Miasto, którego przyszły rozwój bezpośrednio był związany z rozwojem przemysłu w Regio-nie Świętokrzyskim. A  jedną z  osób, które do tego się przyczyniły był Jan Filip Carosi, jeden z pierwszych profesjonalnych geologów i bada-czy Regionu Świętokrzyskiego.

Bibliografia

Johann Philipp von Carosi : Reisen durch verschiedene polnische Provinzen, mineralischen und andern Inhalts, Leipzig : verlagts Gottlob Immanuel Breitkopf, 1781-1784.[Jan Filip Carosi] : Podróż przez niektóre Prowincye Polskie. – W  : Magazyn Warszawski, 1784 http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=4784Poprawa niektórych miejsc z podróży przez Polskę Pana Carosi . – W : Magazyn Warszawski, 1785.Jan Pazdur : Dzieje Kielc do 1863 roku, Warszawa : Ossolineum, 1967.Zenon Guldon, Adam Massalski : Historia Kielc, Kielce: Wydawnictwo KCK, 2000.Adam Czmuchowski : Dzieje zakładów hutniczych w Samsonowie w Staropolskim Okręgu Przemysłowym: Wrocław : Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, 1999.Ignacy Z. Siemion : Jan Filip Carosi (1744-1801?) . – W  : Kwartalnik Historii Nauki i Techniki, 1974, nr 3.Jerzy Róziewicz, Zbigniew Wójcik : O Janie Filipie Carosim . – W : Kwartalnik Historii Nauki i Techniki, 1974, nr 2.Zbigniew Wójcik : Opis górnictwa okolic Chęcin Jana Filipa Carosiego z 1781 roku. – W : Studia Kieleckie 1/21, 1979.

Page 71: Świętokrzyskie nr 4. (8)

69Świętokrzyskie nr 4. (8)

Stefan Artwiński

Jarosław Machnicki

„Nigdy zbytnio szczęśliwy nie byłem” Stefan Artwiński

Od zaledwie dwudziestu lat nowej polskiej rzeczywistości jest wreszcie czas prawdziwej, niezafałszowanej i  niezakłamanej, edukacji hi-storycznej, patriotycznej i  regionalnej młodzie-ży. Przez lata cenzurowanej i  komunistycznie ukierunkowywanej edukacji doszło do bardzo skutecznego wyeliminowania z  powszechnego obiegu wielu znakomitych i godnych postaci hi-storii najnowszej, organizacji i faktów, które stały w sprzeczności z linią socjalistycznego państwa i jego propagandy. Z wielkiego panteonu sławy i  dumy Pola-ków na strony opracowań historycznych tylko od czasu do czasu przenikały informacje inne od je-dynie słusznych i centralnie uznanych wzorców i przykładów. Taką zapomnianą i zafałszowywa-ną lub niemal całkowicie pomijaną postacią był Stefan Artwiński – bohaterski Prezydent Kielc, który w 2009 roku stał się przyczynkiem kilku inicjatyw z zakresu historii i edukacji: organiza-cji konkursu wojewódzkiego, odsłonięcia pamiąt-kowej tablicy i  uroczystej sesji Rady Miejskiej w Kielcach. Analizując wszystko to, co dotąd nastąpiło w związku z osobą Artwińskiego, od chwili od-nalezienia jego zmasakrowanego ciała w  pod-kieleckiej Wiśniówce, można zauważyć w  jaki sposób, w  jakich okresach i  przez kogo były blokowane wszelkie informacje i inicjatywy uka-zania i uhonorowania Go we właściwy sposób.

Pierwsza próba upamiętnienia Stefana Ar-twińskiego nastąpiła już 9 lutego 1945 roku. W  numerze 6. Gazety Kieleckiej w  artykule Uczcijmy pamięć męczenników. Bohaterski Pre-zydent znalazł się w grupie postaci proponowa-nych na patronów ulic: Niech ich miana z czar-nych tablic ulicznych stale nam do serc naszych mówią. Niech wyciskają łzy z oczu, na ten czas, gdy nam nawet płakać po nich nie było wolno - czytamy w tekście.

Miasto szybko rozbudowywało się, lecz mimo lawinowo przybywających ulic, Artwiński na „swoją” czekał aż do 1979 roku – czyli czterdzie-ści lat od chwili śmierci. Wcześniej, bo w 1970 r. Bolesław Socha zamieścił informacje o Artwiń-skim w Farmacji Polskiej, a Świętosław Kraw-czyński w Słowie Ludu artykuł pt. Śmierć prezy-denta Artwińskiego. Bardzo ważną rolę w  przypominaniu osoby przedwojennego Prezydenta Kielc przez wiele kolejnych lat miał pan Mieczysław Borchólski (w jego rodzinnym grobowcu spoczywał Artwiń-ski), który walczył o  godne miejsce pochówku wielkiego bohatera. W 1981 roku Teresa i Zdzisław Sabatowie umieścili na grobowcu Borchólskich tabliczkę z napisem: „Kielczanie, tu leży wasz prezydent – Stefan Artwiński”. Sabatowie w  1985 roku opracowali krótki biogram Stefana Artwińskiego zamieszczony w Kalendarzu Świętokrzyskim wy-danym przez Towarzystwo Przyjaciół Kielc. Kilka miesięcy wcześniej (grudzień 1984 r.) Stronnic-

Stefan Artwiński, fot. ze zb. J. Machnickiego

Page 72: Świętokrzyskie nr 4. (8)

70 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Stefan Artwiński

wojska otrzymaliśmy odpowiedź odmowną. Dal-sze nasze starania nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Z  punktu widzenia dnia dzisiejsze-go odmowa była mało zasadna, bo sprowadzała się do stwierdzenia, <jak to będzie wyglądało, że w  pogrzebie kościelnym bierze udział woj-sko?> (…) Decyzja o  udziale wojska przyszła, chyba dwa dni przed uroczystościami. Był też inny problem, kogo zaprosić na uroczystości po-grzebowe. Postanowiono, że wszystkich, wszyst-kie organizacje społeczne, polityczne, związkowe, obywateli miasta Kielce.”. Cała wypowiedź pana Bogusława Ciesielskiego jest wyjątkowo cieka-wym materiałem ukazującym historię najnowszą, który może służyć do wyjaśnienia młodzieży, czym były czasy komunistyczne w naszym kraju.

W 1990 r. ukazało się interesujące opraco-wanie Epitafium prezydenta Artwińskiego au-torstwa, osób zaangażowanych w  organizację i przygotowanie uroczystości pogrzebowych, Ja-dwigi Karolczak i Adama Massalskiego.

Rok 1998 zaowocował odsłonięciem pamiąt-kowej tablicy w  budynku Urzędu Miasta. Ko-lejne lata przyniosły kilka ciekawych artykułów m. in.  tekst Ryszarda Nadgowskiego z  2003 r. Stefan Artwiński. Bohaterski prezydent - za-mieszczony w Naszej Babie Jadze.

2 czerwca 2007 r. odbyła się uroczystość nadania imienia Stefana Artwińskiego Szkole Podstawowej nr 5 w Kielcach. Wtedy wydano też okolicznościową beznominałową kartę pocztową (CSP ORJ Kielce w 2007 r., nakład 1000 szt. nr 15/2007). Był to moment częściowego zadość-uczynienia pamięci bohaterskiego prezydenta. W tym samym okresie powstała bardzo ciekawa praca magisterska Pawła Wolańczyka szczegó-łowo opisująca życie i działalność Artwińskiego.

We wrześniu 2009 r. Świętokrzyskie Centrum Doskonalenia Nauczycieli ogłosiło konkurs dla uczniów i nauczycieli „Zapomniani bohaterowie historii najnowszej naszego regionu – Stefan Artwiński”. Organizatorzy napisali w  regulami-nie: „Pragniemy zaprosić wszystkich zaintereso-wanych do udziału w I Konkursie pod hasłem <Zapomniani bohaterowie historii najnowszej>. Chcemy, aby Konkurs stał się okazją do poszuki-wania śladów wielkich osobowości historycznych obok siebie – w  regionie, w  którym mieszka-my, uczymy się, pracujemy. W tym roku szkol-nym proponujemy poznanie sylwetki Stefana Artwińskiego – działacza niepodległościowego,

two Demokratyczne w Kielcach podjęło uchwałę o przeniesieniu prochów prezydenta na cmentarz wojskowy. W międzyczasie ukazały się też arty-kuły: Zygmunta Krogulskiego Ostatni prezydent Kielc oraz Waldemara Kowalskiego Wspomnie-nie o Stefanie Artwińskim.

Z  inicjatywy Oddziału Polskiego Towarzy-stwa Farmaceutycznego (znaczącego osobiste-go udziału pana Wacława Lorka) w roku 1988 nadano imię profesora farmacji Stefana Artwiń-skiego aptece na rogu ulic Kilińskiego (obecnie Małej) i Sienkiewicza w Kielcach, usytuowanej kilkadziesiąt metrów od miejsca gdzie funkcjo-nowała w  okresie przedwojennym jego apteka (róg Dużej i Sienkiewicza) i odsłonięto tablicę pamiątkową. W witrynach wystawiono pamiątki związane z  tą postacią pochodzące ze zbiorów prywatnych.

Drugi pochówek, tym razem uroczysty, Ste-fana Artwińskiego doszedł do skutku dopiero po kolejnych pięciu latach od wspomnianej uchwały – 28 września 1989 r. Tak na uroczystej sesji Rady Miejskiej w Kielcach, która odbyła się 9 listopada 2009 r. mówił Prezydent Kielc w 1989 r., pan Bogusław Ciesielski: „Przyszło mi organizować uroczystości po-grzebowe w  okresie historycznych przemian ustrojowych, jakie dokonywały się w  naszym kraju, a  trzeba pamiętać, że był to 1989 rok, w którym to roku na szczeblu centralnym funk-cjonował nowo wybrany Sejm i Senat, rząd Ta-deusza Mazowieckiego. Na szczeblu podstawo-wym i wojewódzkim działały w dotychczasowej formie organizacyjnej i prawnej terenowe organy administracji państwowej. (…) W 1989 r. pomysł ekshumacji prochów Stefa-na Artwińskiego odżył wśród ludzi „Solidarności”, ale także wśród członków Miejskiej Rady Naro-dowej w Kielcach. (…) Zaczęły się przygotowa-nia do uroczystości pogrzebowej. Wybór miejsca na Cmentarzu Partyzanckim, wykonanie projektu pomnika i  samego pomnika. Z  tymi zagadnie-niami uporano się w miarę szybko. Pojawił się jednak kolejny problem: jaki charakter ma mieć uroczystość pogrzebowa, świecki czy kościelny? Zdecydowana większość Komitetu opowiedzia-ła się za pogrzebem kościelnym. Rozpoczęły się rozmowy z  Kurią Biskupią a  w  szczególności z biskupem Mieczysławem Jaworskim – bardzo przychylną nam osobą. Kolejny problem jaki się pojawił, to udział wojska i orkiestry wojskowej w  uroczystości pogrzebowej. Na początku od

Page 73: Świętokrzyskie nr 4. (8)

71Świętokrzyskie nr 4. (8)

Stefan Artwiński

patrioty, Prezydenta Kielc, parlamentarzysty, który poświęcił swoje życie w obronie wartości, które wyniósł z rodzinnego domu i pielęgnował w działalności społecznej, politycznej i obywa-telskiej. Uznaliśmy, że życie i działalność Stefa-na Artwińskiego to temat, który może zaintereso-wać badaczy i odkrywców historii najnowszej” Najważniejszą datą na drodze wyprowadza-nia z cienia historii tej postaci były wydarzenia z 9 listopada 2009 r. Wtedy przy głównej ulicy miasta, na budynku w którym mieszkał nasz bo-hater odsłonięto pamiątkową płytę, odbyła się poświęcona mu uroczysta sesja Rady Miejskiej w  Kielcach, sali posiedzeń nadano jego imię. Przedstawiciel Kancelarii Prezydenta Rzeczpo-spolitej Polskiej Minister Władysław Stasiak, w imieniu Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego, przekazał na ręce Prezy-denta Miasta Wojciecha Lubawskiego Krzyż Ko-mandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, nadany pośmiertnie Stefanowi Artwińskiemu za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczpospo-litej Polskiej oraz za osiągnięcia w działalności państwowej i publicznej.

W swoim wystąpieniu redaktor Jadwiga Ka-rolczak wypowiedziała słowa, które mogą być przesłaniem do dalszych działań na drodze do pełnego poznania tego wielkiego Polaka: „50 lat powojennego milczenia o  Stefanie Artwińskim sprawiło, że jego wizerunek jest ofi-cjalny, trochę zbyt urzędowy i szalenie niepeł-ny. Przecież prowadził życie towarzyskie, był zaprzyjaźniony z wieloma osobami. Tych ludzi już nie ma, odeszli. Toteż o poznaniu epizodów z życia ostatniego Prezydenta Kielc w II Rze-czypospolitej decyduje przypadek”. W  dalszej części J. Karolczak przedstawiła jeden z epizo-dów związany z wizytą Marszałka Piłsudskie-

go w 1926 r. w Kielcach. „Wędrówka w czas przeszły, dokonany: jest 7  sierpnia, czwartek 1926 roku. Do Kielc przyjeżdża Józef Piłsudski. Wielka feta. Wielkie zdziwienie: idzie ot – tak sobie, na herbatkę do Żyda. Do bardzo znanego lekarza, dr. Mojżesza Peltza. - Tyle lat minęło, a ja wciąż pamiętam ten dzień: niebo bez jednej chmurki, upal dojrzałego lata – uśmiecha się Ja-nusz Peltz, syn doktora Peltza. Inżynier, emery-towany generał izraelskiej armii. Józef Piłsudski przyszedł w  towarzystwie bardzo wytwornego pana. Później dowiedziałem się, że to Stefan Artwiński. Losy Józefa Piłsudskiego i  Mojżesza Pelt-za skrzyżowały się w 1920 roku podczas wojny polsko – bolszewickiej. - Ojciec walczył w bi-twie warszawskiej, w tym najprawdziwszym Cu-dzie nad Wisłą. Był lekarzem 4 Pułku Piechoty Legionów – tłumaczy Janusz Peltz. - Opatrywał rany, amputował zmasakrowane ręce i nogi. Był chirurgiem, absolwentem austriackiej uczelni medycznej w Grazu. A Piłsudski, niedoszły le-karz, miał oczekiwaną przez pokolenia strategię niepodległej Polski. Drugi gość – Stefan Artwiński: farmaceu-ta, zbuntowany przeciwko żałosnemu smutko-wi prowincjonalnego miasta. Zanim wybuchła wolna Polska, jeździł do Krakowa, spotykał się z  Józefem Piłsudskim. Utrzymywał nielegalne kontakty z  niepodległościowym nurtem PPS. W listopadzie 1918 roku, razem z innymi kiel-czanami rozbrajał austriackich żołnierzy. Opła-ciło się ryzyko konspiracji. Wygrał.”

Podsumowując te krótkie rozważania i opi-sując działania i publikacje dotyczące Stefana Artwinskiego - sądzę, że już najwyższy czas od-sunąć polityków i politykę od cmentarzy i po-mników. Zadbajmy aby nasi wielcy poprzed-

nicy znaleźli właściwe i  godne miejsce w  hi-storii i  pamięci. Kielce mają wielkiego bohatera w  osobie Artwińskiego, wszyscy razem zasta-nówmy się nad budową pamięci o  człowieku, który „nigdy zbytnio szczęśliwy nie był”, jak ten fakt wykorzystać dla wychowania naszych dzieci i  wnuków oraz przyszłości miasta.

Ul. Sienkiewicza w Kielcach, fot. ze zb. J. Machnickiego

Page 74: Świętokrzyskie nr 4. (8)

72 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Stefan Artwiński bohaterski prezydent Kielc i jego czasyProjekt edukacyjny w gimnazjum

Jarosław Machnicki

CELE- Cel ogólny: poznanie historii własnego regionu, kształtowanie postawy patriotyzmuCel kształcący: - kształcenie wrażliwości na kulturę i historię Polski, - kształtowanie świadomości, tożsamości narodowej i obywatelskiej, - kształtowanie postaw patriotycznych uczniów, - kształtowanie pozytywnych cech charakteru, poglądów, postaw, przekonań.

Cel poznawczy: pogłębione poznawanie własnego regionu, w  tym dziedzictwa kulturowego jako części Polski i Europy,- poznanie dziejów naszej Ojczyzny i Kielc w początkach II wojny światowej, - poznanie miejsc historycznych związanych z postacią Stefana Artwińskiego, - poznanie zabytków, dzieł sztuki i pamiątek narodowych związanych z historią Kielc.

Cel wychowawczy: - wskazywanie właściwych wzorców postępowania takich jak: honor, godność osobista, poświęcenie dla dobra narodu i wspólnoty lokalnej, - pogłębianie więzi ze swoim środowiskiem, regionem i krajem,- wyrabianie szacunku dla dobra wspólnego, jakim jest dziedzictwo wspólnoty narodowej, państwowej i lokalnej.

Kształcone umiejętności:- planowanie i organizowanie własnej pracy, doskonalenie skutecznego porozumiewania się w różnych sytuacjach,- kształcenie efektywnego współdziałania w zespole,- kształcenie umiejętności poszukiwania, porządkowania i  wykorzystania informacji z różnych źródeł,- rozwijanie osobistych zainteresowań.

TYP ZAJĘĆ:- praca w terenie, służąca opracowaniu nowego materiału.

FORMY PRACY:- praca indywidualna,- praca w grupach,- praca zbiorowa.

METODY PRACY:- nauczanie polimetodyczne – rozmowa nauczająca, praca z  tekstem źródłowym, prezentacja, praca z planem miasta, dyskusja, praca pod kierunkiem nauczyciela, ankieta.

ŚRODKI DYDAKTYCZNE: - ekspozycja muzealna- reprodukcje fotografii Kielc z lat 30-tych XX w. (album: Świętokrzyskie. Kartki z podróży, Kielce 2006),- fragmenty książki Zdzisława Pauli pt: „Smarkate wojsko. Wspomnienia z września 1939 r.”, Kielce 2009,

Page 75: Świętokrzyskie nr 4. (8)

73Świętokrzyskie nr 4. (8)

Stefan Artwiński bohaterski prezydent Kielc i jego czasy

- pokazanie płyty pamiątkowej, uczniowie przed-stawiają informacje dotyczące Stefana Artwiń-skiego, nauczyciel prezentuje krótki biogram bo-haterskiego prezydenta.Uczniowie przeprowadzają ankietę wśród kiel-czan: grupa I i II po obu stronach ulicy Wesołej przeciętej ul. Sienkiewicza; grupa III i IV po obu stronach ul. Sienkiewicza przeciętej ul. Wesołą – ankieta trwa 10-15 minut

Stanowisko II: - spacer ulicą Sienkiewicza pod hasłem „Prezydent Artwiński idzie do pra-cy w aptece i Magistracie” (wskazanie miejsca u zbiegu ulic Dużej i Sienkiewicza gdzie stała apteka Artwińskiego – prezentacja dawnych zdjęć

PRZEBIEG ZAJĘĆ

- Czynności poprzedzające: Na tydzień przed wyciecz-ką nauczyciel zapoznaje uczniów z tematem, zagadnieniami i cela-mi wycieczki. Proponuje chętnym uczniom wyszukanie informa-cji dotyczących przedwojennego Prezydenta Kielc Stefana Artwiń-skiego. W  tym celu podaje spis książek dostępnych w  szkolnej bibliotece i  strony internetowe. Wspólnie z uczniami opracowuje regulamin wycieczki i przypomi-na zasady obowiązujące w trak-cie zwiedzania miejsc historycz-nych, publicznych i cmentarza. Ułożenie pytań do ankiety, która ma pokazać, jak znaną postacią jest dla mieszkańców Kielc Stefan Artwiński.

*Faza przygotowawcza Dojazd i dojście do ulicy Sienkiewicza (skrzy-żowanie z ulicą Wesołą). Przedstawienie infor-macji na temat trasy, poinformowanie o zasadach zachowania podczas zajęć. Podział uczestników na cztery grupy, rozdanie planów miasta (uczeń ma na planie miasta zaznaczyć wszystkie odwie-dzane miejsca) i ankiet. *Faza realizacyjna

Stanowisko I: kamienica Gierowskich u zbiegu ulicy Sienkiewicza z ul. Wesołą.

- wybrane fotografie z  książki Jadwigi Karolczak, Adama Massalskiego pt: Epitafium prezydenta Artwińskiego, Kielce 1990,- tablice pamiątkowe: róg ul. Sienkiewicza i Wesołej, wnętrze apteki – róg Małej i Sienkiewicza, wnętrze Urzędu Miasta (półpiętro od strony wejścia głównego i przed salą posiedzeń Rady Miasta),- nagrobek Stefana Artwińskiego na Cmentarzu Partyzanckim w Kielcach,- informacje przygotowane przez uczniów (artykuły, biogramy),- ankieta dotycząca Stefana Artwińskiego,- mapa Kielc,- kserokopie planu miasta (uczniowie zaznaczają na nich odwiedzane miejsca).

HARMONOGRAM10.00 – 10.15 - zbieg ulicy Sienkiewicza z Wesołą10.15 – 10.30 - ulica Sienkiewicza (wejście do apteki przy ul. Małej), 10.30 – 10.45 - Urządu Miasta10.45 – 11.20 - Dzwonnica Katedralna11.20 – 12.00 - Cmentarz Partyzancki

Dom Gierowskich, pocztówka ze zbiorów J. Machnickiego

Page 76: Świętokrzyskie nr 4. (8)

74 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Stefan Artwiński bohaterski prezydent Kielc i jego czasy

tego miejsca i centrum Kielc – około 10 minut), wejście do apteki u zbiegu Małej i Sienkiewicza odczytanie inskrypcji na płycie pamiątkowej;Stanowisko III: - ulicą Małą dojście do Urzędu Miasta i pokazanie tablicy (półpiętro od strony wejścia głównego) i sali posiedzeń Rady Miasta im. Stefana Artwińskiego - gablota z pamiątkami po Stefanie Artwińskim – do 15 minut);Stanowisko IV: - ulicą Małą przejście pod dzwonnicę katedralną (5 minut); uczniowie w grupach czytają wybrane fragmenty z książ-ki Smarkate wojsko. Wspomnienia z  września 1939 r., dotyczące tego miejsca; w grupach wej-ście na dzwonnicę i  oglądanie panoramy cen-trum miasta, tak jak bohaterowie książki pana Paulego (około 35 minut).

- Stanowisko V: w drodze postój przed Woje-wódzkim Domem Kultury im. Marszałka Józefa Piłsudskiego, czytanie fragmentu z książki Smar-kate wojsko. Wspomnienia z września 1939  r., dotyczącego tego miejsca.

Stanowisko V: Cmentarz Partyzancki (miejsce spoczynku Stefana Artwińskiego); zapalenie zniczy na grobie – nauczyciel pokazuje zdjęcia z pogrzebu Stefana Artwińskiego (z książki Ja-dwigi Karolczak, Adama Massalskiego Epitafium prezydenta Artwińskiego).

*Faza podsumowująca:

Nauczyciel wspólnie z uczniami przypomina okoliczności wybuchu II wojny światowej, życio-rys Stefana Artwińskiego i miejsca w Kielcach upamiętniające tą postać. Uczniowie sprawdza-ją poprawność zaznaczonych na planach miejsc związanych z  dzisiejszą wycieczką i  postacią Artwińskiego. Nauczyciel zadaje pracę domową realizowaną w grupach (do realizacji np. na go-dzinie tzw. „karcianej”): sprawozdanie z wyciecz-ki i wnioski z ankiety do gazetki szkolnej lub klasowej (łącznie 45 minut). Uwaga: Przy więk-szej ilości czasu przeznaczonego na wycieczkę, można ją rozpocząć od Muzeum Historii Kielc (ekspozycji dot. Kielc w okresie międzywojennym i początkach II wojny światowej) a zakończyć na Cmentarzu Nowym przed grobowcem Borchól-skich, gdzie w  latach 1939-1989 spoczywało ciało Stefana Artwińskiego.

Dzwonnica katedralna w okresie międzywojennym, pocztówka ze zbiorów J. Machnickiego

Grób na cmentarzu starym w Kielcach, fot J. Osiecki

Page 77: Świętokrzyskie nr 4. (8)

75Świętokrzyskie nr 4. (8)

Stefan Artwiński bohaterski prezydent Kielc i jego czasy

BIBLIOGRAFIA

- Krzysztof Lorek, Jarosław Machnicki, Jerzy Osiecki, Świętokrzyskie. Kartki z podróży, Kiel-ce 2006.- Zdzisław Pauli, Smarkate wojsko. Wspomnie-nia z września 1939 r., Kielce 2009.- Jadwiga Karolczak, Adam Massalski, Epitafium prezydenta Artwińskiego, Kielce 1990.

Załącznik I

Ankieta- Kim był Stefan Artwiński? (jeśli odpowiedź jest prawidłowa, zadajemy kolejne pytania)- Kiedy został zabity przez hitlerowskich okupantów?- W  którym roku odbył się oficjalny pogrzeb Stefana Artwińskiego? - Wskaż w  Kielcach miejsca upamiętniające prezydenta Stefana Artwińskiego:

Załącznik II

Fragmenty książki Smarkate Wojsko Zdzisława Pauli (dotyczące pierwszych dni wojny w Kiel-cach – do przeczytania pod lub na Dzwonnicy Katedralnej):

29 sierpnia koło południa nagle porozdzielano nas na patrole. Ja, Jurek Borczowski i Maniek Kwiecień, (pod dowództwem Mańka) zostaliśmy zaopatrzeni w  silne lornetki, uzbrojeni w  le-bele, (każdy z  20 nabojami luzem i  pięcioma w magazynku), a następnie aż (osobiście!) sam pan porucznik Ciba zaprowadził nas pod drzwi kurii biskupiej (…). We wnętrzu wieży był pół-mrok i  pustka. Taka względna pustka, bo były i drabinopodobne schody i nieco jakichś sprzę-tów nieokreślonego przeznaczenia, ustawionych w ordynku pod tylną ścianą. Nam wypadło wejść po schodach aż nad mechanizm idącego miarowo zegara. Na podłodze pięterka były trzy matera-ce, koło drzwi, tych prowadzących na galeryjkę, na drewnianym stoliczku stał telefon polowy. W rogu stało wiadro z wodą, a obok niego taki emaliowany półlitrowy kubek. Dalej z boku stał „sedes hermetyczny”. Pokazano nam gdzie się za-pala światło, na koniec zakonnica dała nam po świętym obrazku i zostawiła na stoliku książecz-kę do nabożeństwa. Po jakimś czasie kościelny przydźwigał do nas na górę prowiant. Od księdza Biskupa! Ato ci heca! Uważano nas za całkiem niezłe sobie osobistości! Koło telefonu leżała instrukcja dotycząca mel-dowania o nadlatywaniu samolotów i tak zwane „sylwetki samolotów wroga”. Ćwiczyliśmy poda-wanie meldunków i  rozpoznawanie samolotów wielokrotnie w  ciągu roku szkolnego, więc na-wet nie zajrzeliśmy do tej instrukcji! Maniuś za-raz podniósł słuchawkę, bez wykręcania numeru zameldował w  centralce rozpoczęcie przez nas służby i poprosił o połączenie go z Karczówką. Nie odmówiono mu, choć nie wolno było zaba-wiać telefonicznymi rozmowami. Ale bolek Mali-na i jego patrol nie dotarł jeszcze na tamta wieżę.

Pierwsze naloty

To już była wigilia wojny, choć wcale to tak nie wyglądało. Ja zjadłem swój przydział, bo przecież nie wypuszczono nas tego dnia na obiad do domu. Popiłem herbatą z biskupiego termo-su, wyciągnąłem się na posłaniu i  usnąłem. Z  harcerstwa mam zdolność do natychmiasto-wego zasypiania i  natychmiastowej gotowości do działania, gdy mię nagle coś obudzi. Maniek pełnił pierwszą wartę i dla rozrywki rozmawiał już teraz z wieżą klasztoru na Karczówce (…) Ja miałem ostatnią wartę, to jest ostatnią nocną, oczywiście. Jurek miał drugą, do trzeciej rano. Ja miałem zegarek, cymę, na mocnym pasku. Jurek miał cebulę, czyli taki kieszonkowy cykacz na dewizce. Maniek nie miał zegarka, ale pożyczył

Fotografia ze zbiorów J. Machnickiego

Page 78: Świętokrzyskie nr 4. (8)

76 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Stefan Artwiński bohaterski prezydent Kielc i jego czasy

od Borczowskiego, choć pan kościelny chciał mu pożyczyć swój na noc. Ten starszawy już męż-czyzna, tak jak i ta zakonnica, byli bardzo prze-jęci tym co robimy! O trzeciej prawie wyspany, podmieniłem Jur-ka na galeryjce i lornetkowałem z zaintereso-waniem gwiazdy, bo akurat byłem w tym czasie zapalonym astronomem. W domu nie miałem lornetki, a teraz aż trzy naraz! Taka największa, do obserwacji szczegó-łów, podobała mi się bardzo. O takiej z pew-nością Galileuszowi się nawet nie śniło. Czas mijał. Robiło się chłodno. Nagle błyski, takie słabe, delikatne błyski na niebie, powstające gdzieś za dachem kate-dry. Chwilę jeszcze cisza. Potem jakieś odgłosy, wśród których były ściszone huki. Naliczyłem trzy wybuchy, ale mogło być ich więcej, bo trudno było je od siebie oddzielić. Gdy je usłyszałem na moim zegarku było dwadzieścia po piątej. Obudziłem obu współtowarzyszy. Maniek zameldował o naszym spostrzeżeniu na centrali. Powiedzieli, że to zbombardowano sta-cję wodociągów w Białogonie. Teraz już wiedzieliśmy, że naprawdę zaczęła się wojna, że zabawa w wojsko jest za nami, że trzeba się naprawdę zabrać do roboty. Ale... Ale ja nadal naprawdę nie wiedziałem jak wygrać te wojnę. Teraz przed oczami miałem swoje konturówki i  nasze bazgroły. Pamiętałem, że według na-szych wyliczeń jeśli Niemcy zechcą, to zagonami zmotoryzowanej piechoty i innych szybko poru-szających się oddziałów mogą dojść do Kielc za parę godzin. „Picture Post” podawał, że jakaś niemiecka dywizja pancerna przeszła podczas „Anszlusu” 700 km w ciągu jednej doby. W tych warunkach lotnictwo to nie było nic ważnego! Przecież wszystkiego nie zburzą! Zresztą przy ich przewadze militarnej burzenie nie miało większego sensu. Tak samo jak i w ogóle nisz-czenie czegokolwiek! Przecież potem musieli to odbudować. Niszczyć to powinniśmy wszystko właśnie my! Im na złość... Wszystko, nawet własne domy, żeby nie mieli gdzie spać, kim i czym rządzić. Myślałem o  zapasach żywności! W pierw-szej wojnie światowej przegrali właśnie z gło-du... Przynajmniej głównie z  powodu niezado-wolenia głodnej ludności i braku zapasów, które pozwoliłyby ją uspokoić.Tok tych jałowych rozważań i  ponurych myśli przerwał nam wszystkim cichy, ale narastający szum wielu lotniczych silników. Lotniczych! Na

pewno lotniczych, bo był to brzęk podobny do buczenia trzmiela. Odległy, ale narastający tak szybko, że Maniek, który czekał w  kolejce na złożenie meldunku, bo nie podniósł słuchaw-ki jako pierwszy i miał trudności ze złożeniem meldunku, kiedy już uzyskał połączenie, usłyszał od niezbyt uprzejmej, podnieconej telefonistki, że tera to już i ona słyszy dudnienie silników i na-wet widzi samoloty. I faktycznie! Gołym okiem było je widać! Były teraz już wprost nad na-szymi głowami, błyszczące, powolne, bo bardzo wysoko lecące... A do nich leciały kule, artyle-ryjskie pociski, pękające w formie puszków bia-łego dymku. Artyleria przeciwlotnicza strzelała z kilku kierunków. Słyszałem i odgłosy pukania szybkostrzelnych działek (podobno kaliber 40), i odgłosy pękania szrapneli, czy granatów tam w  górze. Silniejsze wybuchy dawały nam do zrozumienia, że i ci srebrzyści niemieccy motyle, tez coś nam prześlą. Po chwili czarny dym wił się nisko nad dachami gdzieś od północnej strony. To jak się okazało, paliła się na Leonarda remiza strażacka. Silny wybuch usłyszeliśmy od strony Focha, czyli dzisiejszej Paderewskiego, (dawnej Czystej, za komuchów – buczka). Dom na rogu Solnej rozniosło do fundamentów. Ilu tam zabiło ludzi – nie wiem. ...Dla dodania sobie animuszu strzelaliśmy do samolotów dopóki nie odleciały. Zostało mi 10 naboi. Maniek wystrzelał wszystkie. Jurek też. A przecież amunicję mieliśmy do obrony przed piątą kolumną, a nie przeciw samolotom... Bombardowania powtarzały się. W sobotę oko-ło piątej wieczorem, znów sam osobiście, porucz-nik Ciba przyszedł do nas i kazał iść za sobą. Na ulicy 1 mają opowiedział nam, że w dworzec kolejowy trafiła dużego „wagowymiaru” bomba, zawaliła całą główną poczekalnię i zabiła około 200 osób, głównie poborowych. My opowiedzie-liśmy mu o straconym przez naszą artylerię „he-inklu”, bombowcu, który spadł za Zagnańskiem, a może tylko za Wiśniówką. I  o  jakichś nie-mieckich pilotach, których prowadzono do ko-mendy miasta, od strony, że tak powiem „jego miejsca postoju”, to jest od strony PW i WF. Te-raz w tym gmachu i na otaczającym go terenie razem z Placem Legionów, był tłok. Ciba zatrzy-mał się, chwilę pomyślał i powiedział żebyśmy poszli spać do domu, bo tu teraz „gąb” do nakar-mienia jest dużo, i to takich zamiejscowych. Po-wiedzieliśmy mu naszych kłopotach z amunicją, więc pośpiesznie zaprowadził nas do szkolnej zbrojowni i wymienił nasze lebele na mannli-chery, dając nam dwadzieścia pięć naboi.

Page 79: Świętokrzyskie nr 4. (8)

77Świętokrzyskie nr 4. (8)

siężnej blachy grubości 1 mm, tłoczony kontrą, wycinany ręcznie. Na rewersie dwa mosiężne druty do mocowania. Na owalnym mocno wypukłym wieńcu (6.5mm) utworzonym z  dwóch skrzyżowanych gałązek laurowych na dole związanych wstęgą - nałożona laska Merkurego (patrona kupców).

Wymiary: 31x19.5mm. Emblemat niegdyś powszechnie stoso-wany, obecnie nie zawsze jest prawidłowo rozpoznawany.

Bardziej dostępny jest emblemat w  postaci samej laski Merkurego (bez wieńca). Występu-je częściej, ponieważ był noszony nie tylko na czapkach szkolnych, lecz przeważnie na patkach kołnierzy i fartuchach.

Emblemat wykonany z  mosiężnej, złoconej blachy grubości 1 mm, tłoczony kontrą, wycina-ny ręcznie. Wymiary: 23 x 19.8 mm Historia rosyjskiego emblematu szkół handlo-wych na terenie Kielc kończy się w roku 1915, gdy funkcję dyrektora szkoły, po raz drugi, objął Edmund Frankowski (1905 - 1906; 1915 - 1917), nauczyciel języka polskiego. Informację dotyczą-cą wycofania tych emblematów ze szkół kielec-kich podaje Ziemia Kielecka, redagowana przez Edmunda Massalskiego w Kronice miejscowej:Zarządzono usunięcie dotychczasowych odznak

W publikacjach, dotyczących dziejów kielec-kiej Szkoły Handlowej, drobiazgiem, jakim jest emblemat noszony na uczniowskich nakryciach głowy, dotychczas się nie zajmowano. Zanim jednak przybliżę domniemany emblemat Szko-ły Handlowej Stowarzyszenia Kupców Polskich w Kielcach, chcę zwrócić uwagę na rosyjskie go-dło szkół handlowych obowiązujące na ziemiach polskich zaboru rosyjskiego do pierwszej wojny światowej. Warto pamiętać, że rosyjski emblemat noszony był przez młodzież polską, zwłaszcza, gdy w czerwcu 1905 r. w szkołach handlowych Królestwa Polskiego w  zamian za rezygnację z praw szkół rządowych, pozwolono na prowa-dzenie zajęć w języku polskim.

Rosyjski emblemat szkół handlowych w Króle-stwie Polskim

Opis: Emblemat dwuczęściowy wykonany z  mo-

Emblemat Szkoły Handlowej Stowarzyszenia Kupców Polskich w Kielcach

Jan Lesiak

Fot. ze zb J. Lesiaka

Emblemat bez wieńca, fot. ze zb. J. Lesiaka

Page 80: Świętokrzyskie nr 4. (8)

78 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Emblemat Szkoły Handlowej Stowarzyszenia Kupców Polskich w Kielcach

uczniowskich mających kształt symbolicznego godła Merkurego. Odznaki te były ustanowione przez rosyjskie Ministerjum handlu i przemysłu. Świadectwem powstania nowego emblematu w myśl cytowanego zarządzenia jest fotografia wykonana w Zakładzie Stanisława Saneckiego w Kielcach. Przedstawiony na niej uczeń pre-zentuje na rosyjskiej okrągłej czapce szkolnej, dokonaną zmianę.

Emblematu całkowicie nie wycofano, lecz zdjęto z niego symboliczne „godło Merkurego.” W  jego miejsce na ten sam rosyjski wieniec (identyczny kształt i  splot wstęgi) nałożono trzy polskie o ładnym kroju złączone razem li-tery: „SHK” (Szkoła Handlowa Kielce). Litera środkowa H najbardziej eksponowana, zajmuje całą wysokość emblematu od wstęgi do szczy-tu. Tę częściowa zmianę emblematu czyniącą jednak zadość zarządzeniu, można tłumaczyć czasem wojny i ograniczonym dostępem do od-powiednich materiałów. Trudno dzisiaj ustalić, jak długo funkcjonował ten przejściowy emble-mat, bo przecież nie laska Merkurego stanowi-ła o  jego proweniencji lecz charakterystyczny tzw. „bączek carski”, zdobiący czapki rosyjskich urzędników. Odznaka szkolna z  napisem „Kielce”, to prawdopodobnie emblemat Szkoły Handlowej

Stowarzyszenia Kupców Polskich w Kielcach.Cechy charakterystyczne, które wyróżniają em-blematy szkolne spośród innych odznak (wie-niec laurowy, inicjały i symbole szkół ) w tym przypadku nie ułatwiają zadania, ponieważ znakomicie spełniają wymogi godła szkolnego, odznaki absolwenta czy organizacji kupieckiej.

Emblemat Szkoły Handlowej Żeńskiej Sto-warzyszenia Kupców Polskich w Kielcach

Opis: Emblemat dwuczęściowy wykonany ze srebr-nej blachy grubości 0.4mm, tłoczony kontrą, wycinany ręcznie. Godło Merkurego złączone wieńcem trzema miedzianymi sztyftami. Na od-wrocie trzpień gwintowany z nakrętką. Pośrodku owalnego, u góry otwartego wieńca utworzone-go z dwóch skrzyżowanych gałązek laurowych, nałożony jest złocony symbol szkół handlowych. Na dole emblematu pod gałązkami wąska pozio-ma wstęga z wypukło wytłoczonym (rozdzielo-nym iksem gałązek) napisem „KIEXLCE.” Biorąc pod uwagę formę emblematu, jego delikatny za-rys, można przypuszczać, że powstał, gdy szkoła była już placówką koedukacyjną, co dokonało się w roku szkolnym 1924/25. Mówi o tym cytowany fragment: W roku szkolnym 1921-22 nastąpiło znaczne rozszerzenie ram szkoły, albowiem wobec dają-cej się odczuwać potrzeby istnienia w Kielcach 3 klasowej szkoły handlowej żeńskiej, Rada Opiekuńcza wyjednała zezwolenie Ministra z dn. 21 sierpnia 1924 r. Nr 13487-24 D III na prowadzenie w  szkole równoległych klas żeń-skich w zakresie programu ministerialnego. Liczba dziewcząt (na początku - 23) od roku 1926/27 zaczęła dynamicznie rosnąć. W  roku szkolnym 1928/29 uczennic było już 98, przy równej setce uczniów. Ostatnie dwa lata ujęte

Fot. ze zb. J. Lesiaka Emblemat ze zb. J. Lesiaka

Page 81: Świętokrzyskie nr 4. (8)

79Świętokrzyskie nr 4. (8)

Emblemat Szkoły Handlowej Stowarzyszenia Kupców Polskich w Kielcach

w  Sprawozdaniu Rady Opiekuńczej za okres 1919-1931 dowodzą, że szkołę w tym czasie zdo-minowały dziewczęta. W roku 1929/30 w szkole pobierało naukę 135 dziewcząt i 113 chłopców. W kolejnym roku 1930/31 uczyło się 166 dziew-cząt i 127 chłopców.

Opisywany przedmiot nazywam emblema-tem szkolnym, pomimo braku definitywnego po-twierdzenia, jakim byłyby fotografie z emblema-tem na czapce szkolnej, na fartuchu lub klapie marynarki. Jest oczywiste, że gdyby nie nazwa miejscowości, ten starannie wykonany emble-mat pozostałby nie zauważony i nie rozpoznany, jak wiele innych. Problem w tym, że w czasach przed I wojną nie było przepisów, nakazujących ewidencjonowanie godła szkolnego. Powstawały one spontanicznie, a o ich wprowadzeniu, formie i treści decydowały poszczególne władze szkol-ne. Stąd tak trudno je rozróżnić nawet w obrębie jednego miasta. Łatwiej dotrzeć do nazwy, hasła, patrona szkoły, natomiast informacje mówiące o wyglądzie emblematów, tak cenne dziś w ich identyfikacji, pomijano. Znam tylko jeden przekaz, w którym wymienione jest hasło i wygląd godła szkoły. Tą szkolą jest Gimnazjum Żeńskie Marii Krzyżanowskiej w Kielcach, a wyjątkowy zapis znajduje się w  pierwszym punkcie regulaminu szkolnego. Materiały źródłowe w interesującym mnie przedmiocie są więcej niż skromne. Bardzo trudno dotrzeć do niezbędnych danych, pozwala-jących na rzetelną identyfikację przedmiotu. Ja-

skrawym przykładem jest opisywany egzemplarz, gdzie mamy prawie wszystko, nazwę miejsco-wości, symbol szkoły handlowej, a identyfikacja emblematu pozostaje nie do końca jednoznaczna.

Świadomie pominąłem (żeby nie piętrzyć trud-ności) Szkołę Handlową Żeńską, Towarzystwo Opieki nad Szkołą (dawniej Jadwigi Wolanow-skiej), która istniała w Kielcach w latach 1908–1918. Przeglądając fotografie uczennic tej szkoły na patkach kołnierza i fartucha znajdowałem za-wsze symbol szkół handlowych bez wieńca. Opracowania dotyczące „Handlówki” są ogól-nie dostępne. Wspomnę tylko, że zajęcia szkol-ne prowadzone w  języku rosyjskim rozpoczęły się 11 listopada 1903 roku. Od listopada 1905 rezygnując z  praw szkół rządowych, placówka wybrała prowadzenie nauki w języku ojczystym. W  roku 1918/19 została przemianowana na Szkołę Realną Męską z oddziałem handlowym. Po upaństwowieniu w roku 1919 dała początek Gimnazjum im. Jana Śniadeckiego i Szkole Han-dlowej Stowarzyszenia Kupców Polskich.

Literatura:1/. „Ziemia Kielecka” Nr 4 Rok I Kielce 13 listopada 1915.2/. Sprawozdanie Rady Opiekuńczej Szkoły Handlowej Stowarzyszenia Kupców Polskich w Kielcach za okres 1919-1931 roku. Kielce 1931.3/. Dziennik 7-io klasowego Gimnazjum Żeńskiego imienia Adama Mickiewicza w Kielcach M. Krzyżanowskiej.4/.Od „Handlówki” do „Kopernika” – z perspektywy 100 lat. Kielce 2004.

Uczniowie „Handlówki” na Karczówce przed I wojną. Fot. ze zb. J. Lesiaka.

Page 82: Świętokrzyskie nr 4. (8)

80 Świętokrzyskie nr 4. (8)

Grupa Rekonstrukcji Historycznej„Pułk Żuawów Śmierci”

Robert Osiński

Zapewne wielu czytelników z zainteresowa-niem, często zupełnie przypadkowo, dowiaduje się z prasy, radia czy telewizji o historycznej formacji żuawów śmierci, walczącej w  okresie powstania styczniowego na Ponidziu pod do-wództwem dzielnego Francuza – Francois Ro-chebrune’a. Dzieje się tak z reguły w styczniu lub marcu każdego roku, kiedy przypadają kolej-ne rocznice walk powstańczych 1863 roku. Uka-zują się wtedy w prasie stosowne artykuły, mó-wiące o genezie polskich żuawów, ich walkach pod Chrobrzem i Grochowiskami oraz egzotycz-nym rodowodzie tej elitarnej formacji wojskowej. Dowiadujemy się wówczas, że istnieje w Busku - Zdroju grupa ludzi, odtwarzających ten sławny oddział powstańczy. Mieszkańcy Buska - Zdroju już wiele razy mieli okazję zobaczyć tę formację na ulicach miasta i na polach Grochowisk. Cha-rakterystyczny czarny mundur z białym krzyżem na piersi i egzotyczne nakrycie głowy, w formie tureckiego fezu z chwastem, przyciągają wzrok i budzą niekłamane zainteresowanie. Formacja ta nosi nazwę: Grupa Rekonstrukcji Historycz-nej „Pułk Żuawów Śmierci” im. płk. Francois Rochebrune’a.

Powstanie grupy wiąże się z organizowany-mi corocznie w marcu uroczystościami rocznico-

wymi bitwy pod Grochowiska-mi. W  1963 roku, staraniem zasłużonego harcerza i  dzia-łacza Polskiego Towarzystwa Turystyczno – Krajoznaw-czego, pana Wacława Żeli-chowskiego, wyremontowana została mogiła powstańców poległych pod Grochowiskami 18 marca 1863 roku.

W związku z tym szkol-ne drużyny harcerskie z  Po-nidzia wzięły udział w  raj-dzie pieszym, zakończonym uroczystościami rocznicowymi pod mogiłą w Grochowiskach.

Od tego czasu uroczystości rocznicowe miały podobny przebieg. W  2000 roku uroczystości w Grochowiskach miały wymiar szczególny, bo-wiem pod mogiłę dotarł z pobliskich Pawłowic pan Janusz Głombiński z własną armatą. Salwy armatnie, pierwsze w tym miejscu od 1863 roku, wywołały niemałe zainteresowanie, co skrzętnie odnotowała lokalna prasa. W następnym roku w Grochowiskach pojawiły się już dwie armaty oraz pięcioosobowa grupa z Jędrzejowa, ubrana w mundury powstańcze. W 2002 roku do grupy z Jędrzejowa dołączył Robert Osiński z Buska--Zdroju w mundurze żuawa śmierci, uzbrojony w historyczny sztucer Lorenza z bagnetem.

Grochowiska 2003, fot ze zb. R. Osińskiego

Page 83: Świętokrzyskie nr 4. (8)

81Świętokrzyskie nr 4. (8)

G R H „Pułk Żuawów Śmierci”

Radom 2005, fot ze zb. R. Osińskiego

W 2003 roku, w 140. rocznicę bitwy, uro-czystości w Grochowiskach miały szczególnie okazały charakter. Przybyła bowiem 12 osobo-wa grupa harcerzy z Rzeszowa, z 51 Drużyny Harcerskiej im. Signi 1863 z bronią, w mundu-rach z okresu powstania styczniowego. Grupa ta wzbudziła ogromne zainteresowanie, odda-jąc salwy z  historycznej broni. W  uroczysto-ściach wzięła także udział sześcioosobowa gru-pa z Buska-Zdroju w  składzie: 3 żuawów, 2 strzelców i 1 dragona w mundurze rosyjskim. Nie ukrywam, że wtedy mocno zazdrościliśmy kolegom z  Rzeszowa wspaniałych mundurów, a zwłaszcza znakomitej historycznej broni. Tak oto owa sześcioosobowa grupa z marca 2003 roku stała się zaczątkiem późniejszej Grupy Re-konstrukcji Historycznej „Pułk Żuawów Śmier-ci”. Trzon tej pierwszej grupy stanowili: Robert Osiński - pracownik Urzędu Miasta i Gminy w Busku - Zdroju, Robert Matusik – nauczyciel historii w Zespole Szkół Techniczno - Informa-tycznych w Busku - Zdroju, Piotr Zawadziński – nauczyciel w tejże szkole oraz trzej uczniowie. Po uroczystościach w Grochowiskach w 2003 roku rozpoczęły się intensywne działania orga-nizacyjne w zakresie powiększenia składu gru-py, ujednolicenia umundurowania, a zwłaszcza pozyskania historycznego uzbrojenia. W owym czasie było to zadanie niełatwe, bowiem dostęp do replik broni kapiszonowej nie był jeszcze tak powszechny, jak obecnie. Z  konieczności musieliśmy więc korzystać z broni oryginalnej, znajdującej się w  prywat-nych zbiorach dowódcy gru-py – Roberta Osińskiego. Uroczystości w  2004 r. odbyły się 22 marca naj-pierw pod wyremontowaną mogiłą powstańczą w  Ka-medułach, a następnie pod mogiłą w  Grochowiskach. Grupa wystąpiła w składzie 8 osób z  czterema egzem-plarzami broni strzelającej.

Rok 2005 był szczególnie obfity w obchody rocznico-we wydarzeń związanych z powstaniem styczniowym. Niektóre z  tych uroczysto-ści zostały zorganizowa-ne z  inicjatywy założycieli grupy i  z  satysfakcją na-leży zaznaczyć, iż stały się odtąd imprezami organi-

zowanymi corocznie. I tak 22 stycznia w Bu-sku - Zdroju obchodzono uroczyście kolejną rocznicę wybuchu powstania styczniowego. Po mszy świętej wieczornej, odprawionej w inten-cji powstańców w najstarszym buskim kościele, uczestnicy uformowali pochód. Przy blasku po-chodni pomaszerowano pod mogiłę powstańczą na cmentarzu przy ul. Langiewicza. Po modli-twie i  krótkim wystąpieniu okolicznościowym żuawi oddali salwę honorową z  historycznej broni, a  delegacje złożyły wiązanki kwiatów w barwach narodowych. Uroczystość zakończy-ło wspólne odśpiewanie „Boże coś Polskę”.

Następnego dnia grupa, w składzie 8 osób, wzięła udział w  dużej uroczystości rekon-strukcyjnej na terenie skansenu Muzeum Wsi Radomskiej. Impreza składała się z  szere-gu scen nawiązujących do wydarzeń z  okre-su powstania. Grupa uczestniczyła w  kilku scenach batalistycznych, strzelając i  atakując bagnetem przeciwnika, odtwarzającego mohy-lewski pułk piechoty, który w 1863 roku sta-cjonował w Radomiu. Rekonstrukcje w  skan-senie Muzeum Wsi Radomskiej organizowane były corocznie przez 5 kolejnych lat, osiągając niezwykle wysoki poziom i budząc niekłama-ne zainteresowanie, czego dowodem jest choć-by liczba widzów, przekraczająca często 3.000.

W  ostatnią sobotę września, z  inicjaty-wy organizatorów grupy i  przy współudziale Lelowskiego Towarzystwa Historyczno - Kul-

Page 84: Świętokrzyskie nr 4. (8)

82 Świętokrzyskie nr 4. (8)

G R H „Pułk Żuawów Śmierci”

turalnego im. Walentego Zwierkowskiego, zor-ganizowano obchody rocznicy bitwy pod Meł-chowem, stoczonej 30 września 1863 roku przez oddział powstańczy płk Zygmunta Chmieleń-skiego. W bitwie tej został ranny i stracił nogę Adam Chmielowski, późniejszy św. Brat Albert. Po mszy świętej, odprawionej w  intencji po-wstańców w dawnej kaplicy dworskiej, poma-szerowano pod mogiłę powstańczą. Rola grupy w  tych uroczystościach polegała na oddaniu salwy honorowej pod mogiłą i kilkunastominu-towym pokazie walki ogniowej, z  rozwijaniem szyku, strzelaniem ogniem rotowym i salwami oraz atakiem na bagnety. Także ta uroczystość weszła na stałe do kalendarza i  jest organi-zowana corocznie w  każdą ostatnią sobotę września.

18 marca 2006 roku, w czasie mszy świętej w intencji powstańców, odprawionej w kościele p. w. Świętego Brata Alberta w Busku - Zdroju w 143 rocznicą bitwy pod Grochowiskami, na-stąpiło uroczyste poświęcenie i wręczenie gru-pie sztandaru, który jest wierną kopią chorągwi Pułku Żuawów Śmierci z 1863 roku. Sztandar stanowi płat czarnego jedwabiu obszyty srebr-ną frędzlą z naszytym po obu stronach białym krzyżem. Do sztandaru dołączona jest szarfa w barwach narodowych z napisem: „W  IMIĘ BOŻE R. 1863”. Od tego czasu sztandar to-warzyszy nam we wszystkich uroczystościach i wystąpieniach grupowych.

W kolejnych latach nastąpił dalszy rozwój grupy. Ujednolicone zostało umundurowanie, obok mundurów zimowych wykonano jednolite

mundury letnie, jednakowe pasy z klamrą i or-łem, ładownice, fezy i  najbardziej kosztowny element – karabiny z  bagnetami. Zrezygno-waliśmy niemal całkowicie z  używania broni oryginalnej na rzecz świetnie wykonanych, choć bardzo kosztownych, replik karabinów kapiszo-nowych firmy Euro Arms.

Obok imprez cyklicznych, w których grupa brała udział, miało miejsce wiele wystąpień okazjonalnych, związanych z konkretnymi wy-darzeniami. W latach 2007 – 2009, w czerwcu każdego roku, uczestniczyliśmy w  Tarnobrze-gu w obchodach rocznicowych bitwy pod Ko-morowem i  śmierci hr. Juliusza Tarnowskiego. 15  sierpnia 2008 roku i  tego samego dnia w  2009  roku uczestniczyliśmy w  Warszawie w defiladzie z okazji Święta Wojska Polskiego. Było to wielkie przeżycie dla nas wszystkich. Defilowanie w  stolicy Polski przed Prezy-dentem RP i najwyższymi władzami było nie tylko wielką nobilitacją, ale także ogromnym wyzwaniem. Według zgodnej opinii komenta-torów, wypadliśmy bardzo dobrze. 15 sierpnia 2009 roku Prezydent RP odznaczył zasłużone-go członka naszej grupy – Jarosława Paster-naka – Brązowym Krzyżem Zasługi. W 2009 roku uczestniczyliśmy w ciekawej rekonstrukcji bitwy powstańczej pod Wolą Cytrusową. Re-konstrukcja była przygotowana z wielkim roz-machem, z dużą ilością rekonstruktorów, w tym świetnej kawalerii i wywołała ogromne zainte-resowanie. W  listopadzie 2009 roku braliśmy udział w Targach Książki Historycznej w War-szawie. Mieliśmy blisko półgodzinny pokaz, który wzbudził duże zainteresowanie. Zebrali-

śmy brawa licznie zgroma-dzonej publiczności.

W  styczniu 2010 roku, obok obchodów kolejnej rocznicy wybuchu powsta-nia styczniowego w  Bu-sku - Zdroju, wzięliśmy udział w  uroczystościach na Karczówce w  Kielcach. Po uroczystej mszy świę-tej w  intencji powstańców, zgromadzeni pomaszerowa-li pod krzyż, gdzie nastąpił dalszy ciąg uroczystości. Po modlitwie i apelu poległych, żuawi oddali salwę honoro-wą, a  licznie zgromadzone delegacje złożyły wiązanki Poświęcenie sztandaru, fot ze zb. R. Osińskiego

Page 85: Świętokrzyskie nr 4. (8)

83Świętokrzyskie nr 4. (8)

G R H „Pułk Żuawów Śmierci”

kwiatów. W 2010 roku nie odbyły się rekon-strukcje ani w Radomiu ani w Grochowiskach. 10 kwietnia grupa wzięła udział w uroczystej mszy świętej i  poświęceniu krzyża związane-go z wydarzeniami powstańczymi w Kielcach na cmentarzu na Piaskach. Mszę świętą cele-brował ksiądz Biskup Ordynariusz Kazimierz Ryczan. Ta podniosła uroczystość przebiegała jednak w  smutnej atmosferze, bowiem bezpo-średnio przed jej rozpoczęciem dotarła do nas wiadomość o tragicznej katastrofie smoleńskiej.

W sierpniu 2010 roku grupa wzięła udział w  rekonstrukcji bitwy pod Kowalą koło Ra-domia. Rekonstrukcja, z  udziałem kilku grup rekonstrukcyjnych, w tym licznej kawalerii, wy-padła okazale, choć potworny upał dawał się niemiłosiernie we znaki.

Corocznie grupa uczestniczy w  obchodach świąt państwowych i ważnych rocznic narodo-wych. Obchody święta 3 maja i 11 listopada w 2010  roku celebrowaliśmy w Kielcach, na zaproszenie Pani Wojewody.

Obecnie grupa nasza liczy 21 osób, choć nie jest to stwierdzenie precyzyjne. Mamy bo-wiem 21 kompletów umundurowania i  uzbro-jenia, a  chętnych jest znacznie więcej. Więk-szość grupy stanowią nauczyciele i uczniowie Zespołu Szkół Techniczno - Informatycznych w Busku - Zdroju. Najdłużej w grupie działają: Robert Osiński, Robert Matusik, Jarosław Pa-sternak, Winicjusz Pasternak, Mikołaj Matusik, Piotr Karaś, Grzegorz Skrzypek, Mariusz Ko-rzeniowski, Dawid Sarnecki i Adrian Lasak. Od czterech lat towarzyszy nam dzielnie kapelan – ks.  Stanisław Strycharczyk – w  mundurze żuawa śmierci z atrybutami kapelana. Od 2003 roku do chwili obecnej przez grupę przewinę-ło się ponad 50 osób. Niektórzy uczniowie na-

wet po opuszczeniu szkoły nie tracą kontaktu z  nami i  nadal chcą występować. Rekordzi-stą pod tym względem jest Grzegorz Skrzypek, w GRH od 6 lat, najpierw jako uczeń, potem student a obecnie pracuje i czynnie uczestni-czy w wydarzeniach grupy. Daje się zauważyć swego rodzaju fenomen. Otóż uczniowie po-czątkowo z  pewnym zażenowaniem uczestni-czyli w  imprezach publicznych. Byli bowiem przedmiotem kpin i drwinek ze strony kolegów. Z czasem uległo to radykalnej zmianie. Obec-

nie przynależność do grupy jest dla młodego człowieka swego rodzaju no-bilitacją. Chłopcy są dumni z przyna-leżności do elitarnego oddziału, a ko-ledzy często im zazdroszczą. Chętnych do działania w grupie jest wielu, ale wybieramy tylko najlepszych, dobrych uczniów, zdyscyplinowanych i  odpo-wiedzialnych. Działalność grupy nie polega tylko na udziale w imprezach rekonstrukcyjnych i  obchodach świąt państwowych. Opiekujemy się tak-że mogiłami poległych bohaterów, zwłaszcza powstańców styczniowych. Ze składek członków grupy wyre-

montowano na buskim cmentarzu mogiłę rtm Kazimierza Szaszewskiego z  2 pułku ułanów Legionów Polskich, adiutanta gen. Stanisła-wa Szeptyckiego. Przedstawiciele grupy biorą także udział w  lekcjach historii w  szkołach, odczytach i  prelekcjach w  domach kultury i  bibliotekach. W prasie lokalnej ukazują się artykuły popularyzujące wiedzę o  wydarze-niach z czasów powstania styczniowego na Po-nidziu. Współpracujemy blisko z Panem Jerzym Kowalczykiem, autorem znakomitej strony in-ternetowej (www.powstanie1863.muzeumhisto-riikielc.pl), poświęconej miejscom i  postaciom powstania styczniowego na obszarze dawnego województwa kieleckiego.

Dzięki własnej stronie internetowej (www.zuawi.com) staliśmy się rozpoznawalni niemal w całej Polsce. Jesteśmy zapraszani do udzia-łu w wielu uroczystościach na terenie całego kraju. Mieliśmy nawet zaproszenie do udziału w rekonstrukcji bitwy pod Solferino koło Me-diolanu, ale ze względów logistycznych wyjazd okazał się niemożliwy. Mamy nadzieję, że gru-pa będzie dalej prężnie działać, przybliżając rodakom waleczne czyny i mężnego ducha na-szych pradziadów, którzy w styczniu 1863 roku chwycili za broń w imię wolności i niepodle-głości Ojczyzny.

Warszawa 2009, fot ze zb. R. Osińskiego

Page 86: Świętokrzyskie nr 4. (8)

84 Świętokrzyskie nr 3. (7)

Słownik martwego(?) języka

Całowanie w rękę czyli o męskiej postawie prawdziwego patrioty(jurek)

W naszym piśmie jednym z naczelnych zagadnień, będącym przedmiotem troski nie tylko zespołu redak-cyjnego, lecz także władz państwowych, kościelnych oraz wiadomego radia, jest wychowanie młodych ludzi w duchu miłości do ojczyzny zarówno małej, jak i dużej. Staramy się wpoić młodym takie wartości, które zawsze decydowały o tym, że byliśmy, jesteśmy i będziemy narodem wybranym. Tymi wartościami, obok umi-łowania Rzeczpospolitej, są: przywiązanie do wiary przodków, uczciwość i wierność tak w życiu społeczno - politycznym, jak i w pożyciu małżeńskim. Do tego dochodzi posłuszeństwo oraz szacunek dla ludzi starszych. Szczególnie chodzi tu o szacunek do kobiet, a do pań w „pewnym wieku” w szczególności. Postępujący zanik szacunku do tych ostatnich wyraża się m. in. w tym, że u młodych zanika potrzeba całowania w rękę tychże. Nie do przyjęcia jest tu argument konieczności przestrzegania w relacjach stosownej higieny. Jak się za chwi-lę przekonamy, korzenie problemu tkwią daleko głębiej. Aby dokonać oceny zagadnienia, musimy najpierw z zagadnieniem się zapoznać. Przypomnijmy zatem. Chronologicznie rzecz biorąc o  przestrzeganie zasad równości społecznej jako pierwszy w dziejach upomniał się naród francuski w końcu XVIII wieku. Nie ujmując nic wielkiej socjalistycznej rewolucji paź-dziernikowej musimy stwierdzić, że wcześniej odbyła się rewolucja francuska właśnie. Rewolucje społeczne, podobnie, jak wszelkie reformy, prowadzą zwykle do wniosku, że, to co było poprzednio, było lepsze. Atoli rewolucja francuska wyartykułowała wiekopomne zasady równości, czyli inaczej mówiąc ogłosiła postulat zrównania w prawach mężczyzn z kobietami, to jest zadekretowała, że faceci nie są gorsi od pań. Pod koniec 1792 r. w Paryżu wszelkie formy grzecznościowe uznano za przesądy, które muszą ustąpić powiewom wolności i równości (…). Kapelusze należy uchylać tylko, kiedy komuś jest za ciepło, a nie przy spotkaniu obywatela, czy obywatelki. Słusznie zakazano również całowania w rękę. Pochylając głowę, by ucałować dłoń kobiety mężczy-zna traci tę dumną i męską postawę, która powinna cechować prawdziwego patriotę – głosiła rewolucja. Powyższe cytaty nie pochodzą z tzw. pierwszej ręki, to jest nie zostały wyssane z palca, przeciwnie - pochodzą z poważnych źródeł. Postawy rewolucyjne mogą się nie przyjąć w państwie włoskim, przywódca którego zwany bun-ga-bunga całkiem niedawno pocałował w rękę wieloletniego przywódcę państwa libijskiego, tracąc tym samym dum-ną i męską postawę, jaka powinna cechować przywódcę państwa włoskiego. Przywódca państwa libijskiego z kolei, jak się wydaje, na spotkaniu z bunga-bungą wyszedł jak Zabłocki na mydle w swoim czasie i wkrótce nastąpi kres jego nikczemnych rządów. Powyższe rozważania prowadzą nas do wniosku, że obecne relacje młodego pokolenia z osobami starszymi, ze szczególnym uwzględnieniem starszych pań, są prawdopodobnie skutkiem miłości do literatury oświeceniowo – re-wolucyjnej i wyrażają godność osobistą prawdziwych patriotów. Tak więc wątpliwości formułowane przez środowiska patriotyczne powiązane z wiadomym radiem, które najlepiej wiedzą, co jest najważniejsze oraz, gdzie jest Polska, prowadzą ich do konkluzji, że młodzież oddaje się niesłusznej lekturze. Najświeższe jednak doniesienia uspokajają: nie ma obaw, bo właśnie czytanie wychodzi z mody. Ostatnie zdanie jest prywatną opinią piszącego te słowa, z którą Dyrekcja Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej się nie utożsamia oraz nie ponosi za nią odpowiedzialności karnej.

Słówka i zwroty na dzisiaj, zaczerpnięte z literatury XIX - wiecznej - „Czartoryski, zszedłszy się z Potockim koło teatru w Warszawie, laską wytrzepał mu pył z kontusza” - pobił go (A. Czartkowski, Pan na Tulczynie).

- „...Były to panienki tłuste, białe i nieszpetne” – Józef Korzeniowski, Kollokacja.

- „Patrzał na to przez szpary” - patrzył przez palce, J. Korzeniowski, Kollokacja.

- „Tymczasem sąd udał się na ustęp dla powzięcia uchwały” - M. Bałucki, Byle wyżej. Słowo ustęp miało różne znaczenia, m. in. oddalenie, wykroczenie, strona, faza. Tutaj: „sąd udał się na stronę”.

- „Tu jest handel pod kogutkiem, gdzie jest piwo z dobrym wódkiem” - szyld żydowski – M. Bałucki, Burmistrz z Pipidówki. „Handel” – tu w znaczeniu „restauracja”.

Page 87: Świętokrzyskie nr 4. (8)

Wojewódzka Biblioteka Publiczna im. Witolda Gombrowicza w Kielcach w ramach Programu Operacyjnego: Infrastruktura Kultury Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego otrzymała w 2010 r. dodatkowe środki na realizację zadania BIBLIOTEKA RÓWNYCH SZANS

Dzięki pozyskanym środkom Biblioteka utworzyła cztery stanowiska dla osób niewidomych i niedowidzących;

- kompleksowe stanowisko komputerowe brajlowskie wraz ze specjalistycznym oprogramowaniem udźwiękawiającym i „ubrajlawiającym” środowisko Windows, i urządzeniami peryferyjnymi (monitor, klawiaturę i drukarkę brajlowską)

- dwa stanowiska multilektora (urządzenia skanująco - czytające). Czytelnik może samodzielnie obsłużyć urządzenie i odsłuchać materiały biblioteczne np. prasę, książki różne dokumenty;

- stanowisko powiększalnika cyfrowego (urządzenie umożliwia duże powiększenie tekstu.

Urządzenia zostały zainstalowane w Czytelni Ogólnej WBP i już są dostępne w godzinach pracy Biblioteki.

http://przystan.wbp.kielce.pl

…obejrzałeściekawy film?

…przeczytałeś interesującą książkę?

…słuchałeś dobrej muzyki?

To dla Ciebie powstał serwis, abyś mógł dzielić się swoimi opiniami

na temat publikacji - szczególnie tych, które znajdują się

w naszej Bibliotece.

Spotkajmy się na Przystani Kulturalnej!

Page 88: Świętokrzyskie nr 4. (8)

Świętokrzyskie

Środowisko « Dziedzictwo kulturowe « Edukacja regionalnaKielce, marzec 2011 r. nr 4 (8) ISSN 1895-2895

nr 4 (8)

Świętokrzyskie

W numerze: O tradycjach Wielkanocnych

O powstaniu 1863 r.