16
fe 34. ; anlifzirslerpma unitomAH om XVIII. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM. PHENUMERATA „WSZECHŚWIATA". W Warsznwie : rocznie rub. 8, kwartalnie mb. i. Z przesyłki) pocztowy: rocznie rub. 10, półrocznie rub. 5. Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata i we wszyst kich ksi garniach w kraju i zagranica.. A <3.res Eedakoyi: Komitet Redakcyjny Wszechświata stanowi Panowie: Deike K., Diukstein S., Eismond J., Flaum 11,, Hoyer H., Jurkiewicz IC, Kowalski M., Kramaztyk S., KwietniewsŁi Wl,, Lewiński J., MorojewiczJ., Natanson J., Okolski S., Strumpf E., Sztohman J., Weyborg Z., Wróblewski W. i Zieliński Z. 66. 0 technice lofu u roślin. Botanicy cz ściej niż przedstawiciele ja kiejb dź innej nauki maj do czynienia ze zjawiskami, które należ do liczby powszech nie znanych. Świat roślinny jest tak pi kny i poci gaj cy, że człowiek rad przypatruje musie, rad odwraca oczy od reszty otocze nia i zatapia si w obserwacyi tych istot najbardziej czystych i pi knych; a przypa truj c si , dostrzega zjawiska i zapami tywa je, jakkolwiek z ich znaczenia cz stokroć nie może zdać sobie sprawy. Do takich zjawisk należy zdolność lotu, pewnym roślinom, a raczej pewnym narz dom niektórych roślin właściwa. Bo któż z nas nie zna puszystych główek brodaw nika, które rozlatuj si za lada podmu chem wiatru; któż nie pami ta dni wio sennych, kiedy w powietrzu unosz si w każ dym parku kr żki wi zów, otoczone such błon leciuchn , za której pomoc na znacz n odległość nieraz si przedostaj ; kto nie widział fruwaj cych z wiatrem jesien nym skrzydełkowatych owoców klonu; któż nie zna białych tumanów „puchu", roz latuj cego si wczesn wiosn od wierzb i topoli i obsiadaj cego wszystkie przedmio ty wokoło? Otóż tego rodzaju zjawiska s wyrazem zdolności lotu roślin, o której mówić zamie rzamy. Nie b dziemy wszakże tu opisywali rozmaitych „skrzydełek" i „włoskóWj ułożo nych w kształcie pai*asola", owocom różnych roślin właściwych, lecz postaramy si dać czytelnikowi przykład tego, jak nauka, lub też każda poszczególna'jej gał ź, wydostaj c si z powijaków stopnia rozwoju jedynie opisowego, staje si rozumow , jak, przesta j c si ograniczać do samego tylko opisywa nia zjawisk, poczyna je zestawiać i porów nywać, i jak na drodze porównywania tego zdobywa najświetniejsze skarby, do rozświe tlania widnokr gów i rozszerzania horyzon tów służ ce. Bo każda właściwość organiz mu poci ga za sob cały szereg zjawisk od r bnych, do których poznania naJBnadniej nas prowadzi metoda porównawcza. Wszyst ko jest w zwi zku najściślejszym i drobne szczegóły budowy prowadz nieraz do zrozu mienia zjawisk o zakresie bardzo szerokim. Tak np., jeżeli porównamy nasz sosn zwyczajn (Pinus silyestris) z t. zw. sosn czarn (Pinus austriaca), ta ostatnia wyda nam si bardziej przystosowan do walki z wrogami naturalnemi od pierwszej; w Eu ropie środkowej jest ona wprawdzie drze wem dość delikatnem i wybrednem, ale zato chociażby na równinie w gierskiej, na naj bardziej jałowych piaskacb, gdzie nawet aka

unitomAH fe 34. ; anlifzirslerpma om XVIII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2220/34wszech99_nr34.pdfstrjs). Myśl tę jednogłośnie przyjęto, jako wielce zbawienną w warunkach przymusowe-go

  • Upload
    others

  • View
    2

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: unitomAH fe 34. ; anlifzirslerpma om XVIII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2220/34wszech99_nr34.pdfstrjs). Myśl tę jednogłośnie przyjęto, jako wielce zbawienną w warunkach przymusowe-go

fe 34. ; anlifzirslerpma

unitomAH

om XVIII.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.PHENUMERATA „WSZECHŚWIATA".

W Warsznwie : rocznie rub. 8, kwartalnie mb. i.Z przesyłki) pocztowy: rocznie rub. 10, półrocznie rub. 5.

Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata i we wszyst-kich księgarniach w kraju i zagranica..

-A-<3.res Eedakoyi :

Komitet Redakcyjny Wszechświata stanowią Panowie:Deike K., Diukstein S., Eismond J., Flaum 11,, Hoyer H.,Jurkiewicz IC, Kowalski M., Kramaztyk S., KwietniewsŁi Wl,,Lewiński J., MorojewiczJ., Natanson J., Okolski S., Strumpf E.,

Sztohman J., Weyborg Z., Wróblewski W. i Zieliński Z.

6 6 .

0 technice lofu u roślin.

Botanicy częściej niż przedstawiciele ja-kiejbądź innej nauki mają do czynienia zezjawiskami, które należą do liczby powszech-nie znanych. Świat roślinny jest tak pięknyi pociągający, że człowiek rad przypatrujemusie, rad odwraca oczy od reszty otocze-nia i zatapia się w obserwacyi tych istotnajbardziej czystych i pięknych; a przypa-trując się, dostrzega zjawiska i zapamiętywaje, jakkolwiek z ich znaczenia częstokroćnie może zdać sobie sprawy.

Do takich zjawisk należy zdolność lotu,pewnym roślinom, a raczej pewnym narzą-dom niektórych roślin właściwa. Bo któżz nas nie zna puszystych główek brodaw-nika, które rozlatują się za lada podmu •chem wiatru; któż nie pamięta dni wio-sennych, kiedy w powietrzu unoszą się w każ-dym parku krążki wiązów, otoczone suchąbłoną leciuchną, za której pomocą na znacz-ną odległość nieraz się przedostają; kto niewidział fruwających z wiatrem jesien-nym skrzydełkowatych owoców klonu; któżnie zna białych tumanów „puchu", roz-latującego się wczesną wiosną od wierzbi topoli i obsiadającego wszystkie przedmio-ty wokoło?

Otóż tego rodzaju zjawiska są wyrazemzdolności lotu roślin, o której mówić zamie-rzamy. Nie będziemy wszakże tu opisywalirozmaitych „skrzydełek" i „włoskóWj ułożo-nych w kształcie pai*asola", owocom różnychroślin właściwych, lecz postaramy się daćczytelnikowi przykład tego, jak nauka, lubteż każda poszczególna'jej gałąź, wydostającsię z powijaków stopnia rozwoju jedynieopisowego, staje się rozumową, jak, przesta-jąc się ograniczać do samego tylko opisywa-nia zjawisk, poczyna je zestawiać i porów-nywać, i jak na drodze porównywania tegozdobywa najświetniejsze skarby, do rozświe-tlania widnokręgów i rozszerzania horyzon-tów służące. Bo każda właściwość organiz-mu pociąga za sobą cały szereg zjawisk od-rębnych, do których poznania naJBnadniejnas prowadzi metoda porównawcza. Wszyst-ko jest w związku najściślejszym i drobneszczegóły budowy prowadzą nieraz do zrozu-mienia zjawisk o zakresie bardzo szerokim.

Tak np., jeżeli porównamy naszą sosnęzwyczajną (Pinus silyestris) z t. zw. sosnączarną (Pinus austriaca), ta ostatnia wydanam się bardziej przystosowaną do walkiz wrogami naturalnemi od pierwszej; w Eu-ropie środkowej jest ona wprawdzie drze-wem dość delikatnem i wybrednem, ale zatochociażby na równinie węgierskiej, na naj-bardziej jałowych piaskacb, gdzie nawet aka-

Page 2: unitomAH fe 34. ; anlifzirslerpma om XVIII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2220/34wszech99_nr34.pdfstrjs). Myśl tę jednogłośnie przyjęto, jako wielce zbawienną w warunkach przymusowe-go

530 WSZECHŚWIAT Nr 34

ćya ginie, zdaje się jeszcze lepiej rozwijać odsosny zwyczajnej. Skwar i zimno, suszai wilgoć są dla niej tak obojętne, jak i gatu-nek gruntu—tylko że szybciej rośnie nagruntach; bardziej w wilgoć i materye po-żywne obfitujących. ' . . - . • •

W stosunku do owadów szkodliwych sosnaczarna znajduje się w lepszych warunkach,niż pospolita. Mając do rozporządzenia jakjedne tak i drugie drzewa, szkodniki omijajązazwyczaj zupełnie sosnę czarną, wybierającna ofiarę swej żarłoczności jedynie osobnikisosny zwyczajnej. ; ; • .

Na zasadzie faktów powyższych moglibyś-my wnioskować, że sosna czarna jest lepiejod swej siostry wyposażona do walki o byt.Sąd taki byłby jednak przedwczesny, na spo-strzeżeniach zbyt jednostronnych oparty;albowiem z drugiej strony widzimy, że w wol-nej naturze sosna zwyczajna zająć zdołałaobszary znacznie większe, pokrywające, nie-mal całą Europę,, gdy tymczasem gatunekpierwszy objął w swe posiadanie przestrzeniebardzo nieznaczne. Wiemy wprawdzie, żepopierana przaz człowieka' sosna czarnaw najgorszych warunkach rozwijacie, świet-nie, nieraz nawet świetniej od zwyczajnej,ale fakt ten nie świadczy jeszcze o tem, żez równą, szybkością, energią' i wytrwałościąi sama przez się, t. j . bez pomocy człowieka,walczyć potrafi, czyli w takich warunkach,'V jakich jedynie rozpatrywać winniśmy sto-sunki wzajemne roślin i gromad roślinnych,chcąc sobie o nich wyrobić należyte pojęcie.

Na zwycięztwb w walce o byt, którą tocząUstawicznie stykające się z sobą gatunki,ąkładg, się wiele warunków; jednym z naj-ważniejszych jest zdolność pokonywaniawrogów i przystosowywania się do warunków

'naturalnych otoczenia. Nie jest to jednakwarunek jedyny, albowiem rzeczą niezmier-nej wagi jest "też.ta \okoliczność, wjakimStopniu właściwa jest danemu gatunkowizdolność rozpowszechniania się. W celu jejosądzenia zwrócić się musimy do nasion.

"Szyszki sosny czarnej są znacznie większei zawierają zazwyczaj od 16—18 rozwinię-

tych nasion, "u sosny zaś zwyczajnej są onedrobne, a nasion, zdolnych do kiełkowania,znaleść w nich można zwykle zaledwie 7—8.

"Stosując taką.metodę statystyczną, móźnaby"dojść do stwierdzenia znaczniejszej wydaj-

ności sosny czarnej, dającej jej—rzecz oczy-wista—przewagę nad innemi gatunkami po-krewnemi, które wydają daleko mniejsząilość nasion. Wniosek taki byłby jednakmylny, albowiem o wydajności danej roślinyświadczyć może nietylko ilość nasion w owo-cach, lecz też i obfitość samych owoców, Ja-koż okazuje się, że chociaż szyszki sosnyczarnej zawierają koło 2 razy więcej nasion,niż szyszki sosny zwyczajnej, wszakże ilośćsamych szyszek jest u ostatniej cztery razywiększa, a wydajność ogólna jest skutkiemtego dwa razy większa, niż sosny czarnej.

Jednak ilość nasion nie daje jeszcze w tymwzględzie wskazówek zupełnie ścisłych. Abyosądzić, w jakim stopniu dany gatunek po-siada zdolność rozpowszechniania się, musi-my przyjrzeć się właściwościom, które świad-czą o. takim czy też innym sposobie przeno-szenia się ich z miejsca na miejsce. Musimyteż z tej strony poznać nasiona sosny.

„Była to niedziela palmowa—opowiadap.rof. Karol Sajó w n-rze 499 czasopisma„Prometheus" — kiedyśmy wskutek świeżospadłego śniegu siedzieli zamknięci w ciep-łym pokoju, zamiast zbierać bukieciki fioł-ków, jak to zwykle bywa w tej porze roku.Dla wszystkich zebranych była to niespo-dzianka iiieznośna, bo jakkolwiek śnieg efe-meryczny bywa nieraz nawet kwietniowymgościem, ale śnieg w Wielkim tygodniu odośmiu dni już leżący, jest u nas bądź co bądźczemś niesłychanem. Pocieszano się otrzy-maną w tej chwili wiadomością, że nawetRzym pokryty jest całunem śnieżnym, gdyoto powszechną uwagę zwróciły szyszki sos-nowe^ co, jeżąc na podłodze koło rozpalają-cego się coraz to bardziej pieca, lekkotrzaskać zaczęły. Zaczęto wyjmować z nichi oglądać nasiona skrzydlate, a ja zapropo-nowałem, abyśmy zajęli się porównawczemzbadaniem zdolności lotu nasion obu znajdu-jących się tu 'gatunków sosny : czarnej (Pi-nus austriaca) i zwyczajnej (Pinus silve-strjs). Myśl tę jednogłośnie przyjęto, jakowielce zbawienną w warunkach przymusowe-go aresztu domowego, któremu nas poddałaprzygoda nieznośna. .

Mieliśmy w swem towarzystwie nawet .dwutechników, którzy odrysowali znaczną ilość

Page 3: unitomAH fe 34. ; anlifzirslerpma om XVIII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2220/34wszech99_nr34.pdfstrjs). Myśl tę jednogłośnie przyjęto, jako wielce zbawienną w warunkach przymusowe-go

Nr 34: WSZECHŚWIAT 531

„skrzydełek" nasion obu gatunków i wyli-czyli z dokładnością geometryczną zakreślo-ne- powierzchnie. Okazało się tedy, że „skrzy-dełka" nasion sosny zwyczajnej (p. ryś.)zaj-mują przecięciowo 0,62 cm\ u sosny zaśczarnej—1,55 cm'. Zdolność lotu nie zale-ży wszakże jedynie od powierzchni „skrzyde-łek", gdzie wpływa na nią i ciężar całegonasieniaj bierzemy tedy czułe wagi i przeko-nywamy się, że 100 nasion sosny zwyczajnejważy 0,83 g, a 100 nasion drugiego gatun-ku— 2,66 g.

Z danych powyższych wnioskujemy, żesosna zwyczajna posiada zdolność lotuw wyższy ni stopniu, ponieważ skrzydła jejnasion są tylko 2,5 razy mniejsze, niż u sos-ny czarnej, ciężar zaś całych nasion jest aż3,2 razy mniejszy; na jednostkę wagi przy-pada tu znaczniejsza część przestrzeni skrzy-dełek".

Z samych tedy obliczeń matematycznychstaje się już widoczną znaczna różnica

I -. nasiona sosny czarnej (Pinus austriaca).II—nasioua sosny pospolitej (P. silvestrisj.

F—skrzydełko; S —właściwe nasienie.

w zdolności lotu nasion u dwu rozpatrywa-nych gatunków sosny. Droga doświadczalnaprowadzi do takich samych wniosków. Ko-rzystając z tego, że ziemia w ową niedzielępalmową, pokryta była czystym całunemśnieżnym, na którym łatwo odszukać spa-dające nasiona skrzydełkowate, prof. Sajóprzedsiębrał wraz z całem towarzystwem,o którem opowiada w swej pogadance, sze-reg odpowiednich doświadczeń: puszczanojednocześnie i z jednego miejsca na wiatrnasiona sosny zwyczajnej i czarnej i stwier-dzono, że pierwsze ulatywały znacznie dalejod drugich, a różnica ta była tem znaczniej-Bz.a, im znaczniejszy był podmuch wiatru.Widzimy więc, że nasiona sosny zwyczajnejsą dogodniej do żeglugi powietrznej zbu-dowane, co zwłaszcza jest widoczne w raziemocniejszego wiatru.

Nadto zauważono jeszcze jedne okolicz-ność : nasiona sosny spadają wogóle temdalej, im z bardziej wyniosłego miejsca jepuszczono. Sosna zwyczajna i pod tym wzglę-dem znajduje się w lepszych warunkach, al-bowiem drzewa jej sięgają znaczniejszojwysokości od sosny czarnej, pewna tedy częśćjej gałęzi góruje nad wierzchołkami ostat-niej.

Obserwując lot nasion sosnowych na wol-nem powietrzu, nie można nie zauważyć, żeszczególniej daleko te z nich odlatują, którezdoła pochwycić pionowy prąd powietrza oddołu ku górze. Nasionom sosny zwyczajneji tutaj się pierwsze miejsce należy. „Wyso-ce niespodziewanein—pisze prof. Sajó—byłonam to zjawisko w pionowych prądach ciep-łego powietrza, idących od mocno rozpalonejpowierzchni pieca żelaznego. Piec nasz stoiw kącie, w odległości 30 cwt od jednej i 10 cmod drugiej ściany, a ponieważ służy on doogrzewania dwu wielkich i wysokich komnat,przeto musi być bardzo gorący, skutkiemczego ciepło bije od niego ku górze ze znacz-ną siłą. Wybrawszy najzupełniej dojrzałei o zupełnie nieuszkodzonych skrzydełkachnasiona obu gatunków, poczęliśmy je spusz-czać z pewnej wysokości między piecema ścianą, a obraz, któryśmy ujrzeli, wyrwałokrzyk zdziwienia z ust wszystkich obecnych:podczas gdy nasiona sosny czarnej, po chwiliwahania wprost spadały na ziemię, nasionasosny zwyczajnej, tańcząc i koziołkując, po-rwane prądem ciepłego powietrza, wzniosłysię aż pod sufit (4 m wysokości) i przyjąwszyna tej wysokości kierunek boczny, dopierow pewnem oddaleniu poczęły zwolna spadaćna ziemię".

Rzecz tedy wiadoma, że nasiona sosny zwy-czajnej muszą mieć budowę, specyalnie przy-stosowanych do wzlatywania z prądem po-wietrza od dołu do góry. Doświadczenia,przeprowadzone koło pieca, wykazały takznaczną pod tym względem różnicę pomiędzynasionami obu zajmujących nas gatunków,że tłumaczyć należy ją sobie już nietylkoodmiennemi stosunkami ciężaru nasieniai powierzchni „skrzydełka", lecz też odpo-wiedniem wygięciem skrzydełka u sosny zwy-czajnej, ułatwiającem prądom powietrznymuchwycenie nasion i utrzymywania ich napewnej wysokości.

Page 4: unitomAH fe 34. ; anlifzirslerpma om XVIII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2220/34wszech99_nr34.pdfstrjs). Myśl tę jednogłośnie przyjęto, jako wielce zbawienną w warunkach przymusowe-go

532

Skutkiem takiej właściwości swych nasion,sosna zwyczajna może się z łatwością, roz-przestrzeniać nie tylko na równinach, leczi w górach; jeżeli porastać ona będzie np.zbocza gór, to za najlżejszym nawet podmu-chem, jak to wykazały doświadczenia obokpieca, jej nasiona skrzydelkowate unosić siębędą, ku górze i przez przełęcz wędrować naprzeciwległe zbocza i doliny, gdy tymczasembardziej ociężałe nasiona sosny czarnej niesą, do tego zdolne.

Widzimy tedy, źe stosunkowo drobne róż-nice w budowie pojedynczych narządów roś-linnych wywołują niejednokrotnie znaczneróżnice w rozpowszechnieniu całych gatun-ków. Nie odważylibyśmy się—rzecz oczy-wista—twierdzić, źe znaczne rozpowszechnie-nie ' sosny pospolitej oraz słabe czarnej są,wynikiem jedynie większej zdolności lotu,właściwej nasionom pierwszej; nie ulegawszakże wątpliwości, że ta właściwość ma tuznaczenie pewne, a nawet prawdopodobniepierwszorzędne.

Dla uzupełnienia obrazu należy się jeszczejedna uwaga : wszystko, cośmy mówili po-wyżej, odnieść raczej należy do przeszłości,albo do tych przynajmniej okolic, gdziei obecnie wpływ człowieka na roślinność jestjeszcze bardzo siaby. Na początku niniej-szej pogadanki zwracaliśmy już uwagę napewne właściwości sosny czarnej, które w od-powiednich warunkach mogłyby jej ułatwiaćprzewagę nad innemi gatunkami,—zwłaszczana jej znaczną odporność na wpływ szkodni-ków zwierzęcych (owadów); jeżeli dodamy dotego jeszcze tęźszą budowę sosny czarneji mocniejsze jej ulistnienie, dziwić się niebędziemy, żo tam, gdzie lasy nie są już na-turalnemi zbiorowiskami wolnych roślin, leczsztucznemi wytworami pracy i sztuki ludz-kiej, sosna czarna może przetrwać ciężką,walkę o byt i nawet wyprzeć inne gatunki,Ociężałość jej nasion nie stanie już temu nazawadzie, albowiem miejsce wolnych podmu-chów wiatru zajmie człowiek, rozwożący na-siona i rozrzucający je po ziemi, poszarpanejlemieszem,—„skrzydełka" najlżejsze są jużwówczas zupełnie bezużyteczne.

Edward Słrumpf.

WSZECHŚWIAT Nr 34

PROMIENIOWANIE ELEKTRYCZNEi przezroczystość ciał dla fal Hertza.

Według badań Ci. Lo BONA i BRAŃLYECO »).

(Dokończenie).

II. Nieprzezroczystość metali dla fal Hertza.

Metale względem fal Hertza zachowująsię odmiennie od ciał niemetalicznych, jakBzkła, kamieni, drzewa( ebonitu i t, p. Obec-nie zajmiemy się oddzielnie kwestyą przez-roczystości przewodników i dielektryków.Zacznijmy od pierwszych.

W swych doświadczeniach początkowychHertz zauważył, że metale odbijają faleelektryczne, a więc zachowują się względemnich jako ciała nieprzezroczyste, zachodzitylko pytanie, czy nieprzezroczystość ta jestcałkowita, czy też częściowa, a kwestya tadotychczas w sposób stanowczy nie byłaroztrzygnięta. Większość autorów uważaza prawdopodobne przypuszczenie, że metalew bardzo cienkich blaszkach są przezro-czyste.

Joubert przekonał się, źe płytka cynkowao 2'/2 mm grubości, 4 m wysokości i 8 dłu-gości osłabia tylko iskry, nie niszcząc ichjednakże w zupełności i źe można obserwo-wać je z drugiej strony ściany J). Prof.Bose, który jest autorem cennej rozprawyo falowaniach elektrycznych, doszedł w swychbadaniach do wniosku, że metale posiadająpewien stopień przezroczystości. Oto ustępz jego dzieła, który zniewolił go do powyż-szego wniosku;

„Pomimo użycia wszystkich środków za-pobiegawczych, aby przyrząd w skrzyni me-talowej był doskonale zamknięty, w przecią-gu sześciu miesięcy szukałem napróźno nie-znanego mi źródła błędu. I dopiero świeżodoszedłem do przekonania, że błąd cały tkwiw mylnem przypuszczeniu, jakoby ściany by-

x) Powyższe zdanie Jouberta cytuje Poincarew sweru dziele „Electricitó et optiquś" t. II str.256. Wzmiankując o tem doświadczeniu, Poin-care robi uwagę, że wytłumaczenie nachodzą-cych tu zjawisk należy prawdopodobne szukaćw dyfrakcji fal, a myśl ta znakomitego fizykajest najzupełniej słuszną,, jak to okażemy dalej.

Page 5: unitomAH fe 34. ; anlifzirslerpma om XVIII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2220/34wszech99_nr34.pdfstrjs). Myśl tę jednogłośnie przyjęto, jako wielce zbawienną w warunkach przymusowe-go

Nr U WSZECHŚWIAT 533

ły doskonale nieprzezroczyste dla falowańelektrycznych. Skrzynia metalowa, zawiera-jąca radiator, zdaje się. przepuszczać pewną,ilość falowań przez swe ściany i jeżeli odbie-racz jest dostatecznie czuły, to wykaże ichobecność. Użyłem jeszcze drugiej osłonymetalowej, a już taka ochrona okazała sięwystarczającą pod warunkiem, aby odbie-racz nie znajdował się zbyt blisko radiatora.Pomimo jednak tych dwu osłon metalowychmożna było jeszcze stwierdzić działaniew przyrządzie odbierającym, gdy radiatorznajdował się poniżej tego ostatniego" *).Do podobnego wniosku doszedł niedawnofizyk francuski Henryk Veillon w rozprawie,umieszczonej w „Archives des Sciences pby-siąues et naturelles de Geneve", maj, 1899).

Z powyższych cytat dochodzimy do wnios-ku, że ściślejsze doświadczenia wykazująpewną przezroczystość metali dla fal Hertza;lecz chociaż badania te wydają się na pierw-szy rzut oka bardzo przekonywającemi, tojednak w rzeczywistości rzeczy mają sięinaczej.

Otóż dla zbadania tej kwestyi urządziliśmywraz z Branlym skrzynie sześcienne o 50 cwidługości z różnych metali i o grubości zmien-nej w granicach od 0,2 mm do 2 mm.W skrzyniach tych mieszczą się przyrządyodbierające, a otwory w nich są zamykaneprzez specyalne, bardzo starannie urządzonedrzwiczki; radiator zaś, wytwarzający fale,mieścił się w odległości kilkunastu metrówod przyrządu.

Pierwsze dokonane doświadczenia spraw-dzały powyższe wnioski Bosego i Veillona,że fale elektryczne zdają się przenikać przezmetal, gdyż w czasie funkcyonowania radia-tóra dzwonek elektryczny wewnątrz skrzynimetalowej wciąż dawał się słyszeć. Leczpomimo tego stwierdzenia poglądów fizykówpoprzednich, nie chcieliśmy jednakowoż natem poprzestać.

Powtórnie z nadzwyczajną starannościąprzerobiliśmy naszą skrzynię metalową,a drzwiczki w niej zaopatrzyliśmy w lepszei bardziej hermetyczne zamknięcie. I rze-

ł) Chunder Bose : „On the determination ofthe Wares lengfch of Electric radiation by diffra-ction Grating" (Proceedings of the Royal Socie-ty, 1896).

czywiście po zachowaniu tych ostrożnościznaleźliśmy, ?e promieniowanie nie przenikaprzez metal, a dzwonek pozostawał w spoko-ju; wystarczało jednak tylko nieco osłabićhermetyczność drzwiczek w skrzyni meta-lowej, aby dźwięk znowu dał się słyszeć.A więc fale elektryszne nie przenikają przezmetal, one przechodzą tylko przez nadzwy-czaj nawet wąskie szczeliny w drzwiach me-talowych. Przezroczystość, stwierdzona przezpoprzednich obserwatorów, zależna jest je-dynie od niedostatecznego zamknięcia skrzyńmetalowych, w których znajdowały się przy-rządy. Środki ostrożności, jakie zachowują,fotografowie w celu uchronienia swych labo-ratoryów od promieni świetlnych, bynajmniejnie byłyby wystarczającą ochroną od przeni-kania fal elektromagnetycznych.

Fig. 2 i 3 wyobraża szczegółowo urządze-nie doświadczeń nad nieprzezroczystością ciałmetalicznych względem fal Hertza. Po pra-wej stronie rysunku widzimy tu cewkę induk-cyjną, a następnie radiator systemu Kighie-go; po lewej zaś stronie umieszczona jestskrzynka metalowa wraz z znajdującerni sięwewnątrz niej przyrządami odbierającemi,które znowu szczegółowo przedstawiliśmypowyżej na fig. 1. Fig. 2 przedstawia do-świadczenie, gdy drzwiczki metalowe są za-mknięte, fig. 3—gdy są one otwarte.

Doświadczenia powyższe były powtarzanewielokrotnie z jednakowym skutkiem; dalejprzeszliśmy do badania dla wielu metaliwpływu grubości na przezroczystość. Wpływten okazywał się zupełnie znikomy; skrzyniaz cienkiego drzewa, np. okryta listkami cynyo Yioo m m grubości, była równie nieprzezro-czystą jak i wówczas, gdy cyca miała gru-bość dwumilimetrową, co dowodzi, że dzia-łanie osłony metalowej jest tak znaczne, źejuż w najmniejszych grubościach nie prze-puszcza ona fal elektrycznych.

Jeżeli w powyższem doświadczeniu przylu-tujemy do ruchomej części skrzynki metalo-wej i pionowo względem jej powierzchni prę-cik mosiężny, wystający ńazewnątrz i we-wnątrz i połączymy go z jednej strony z rur-ką z opiłkami, a z drugiej strony zewnętrznejz radiatorem, to zdawałoby się, że w takichwarunkach odbieracz powinien działać, faleelektryczne bowiem biegną, jak wiadomo,w kierunku długości drutu. Jednakowoż

Page 6: unitomAH fe 34. ; anlifzirslerpma om XVIII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2220/34wszech99_nr34.pdfstrjs). Myśl tę jednogłośnie przyjęto, jako wielce zbawienną w warunkach przymusowe-go

534 WSZECHŚWIAT Nr 34

okazuje się, że ta wewnętrzna część pręcika,która przenika przez ścianę metalową,przestaje być całkowicie przewodnikiem,ściany skrzyni tworzą ekran, fale zaś Hertzabiegną po drodze rajkrótszej, którą tu sta-nowi widocznie powierzchnia zewnętrznaklatki metalowej. Dotykając tej ostatniejpalcem w czasie doświadczenia, można otrzy-mywać znaczne iskry.

Doświadczenia poprzedzające wskazująwięc, źe już w razie istnienia najwęższychnawet otworów w ścianach metalowych za-chodzi przenikanie fal Hertza. Badania zaśwpływu szczelin doprowadziły nas do wnios-ku, że, jeżeli zamiast jednej szczeliny w ścia-nie metalowej weźmiemy cały szereg otwo-

skrzynię od 6 do 8 razy łatwiej, niż w przy-padku gdy szczelina ma kierunek równoleg-ły do osi.

Z tego wszystkiego wynika, że osłony me-talowe zachowują się względem fal elektrycz-nych, podobnie jak znana skrzynia Faradayawzględem działań indukcyjnych z tą jednakróżnicą, że w pierwszym przypadku wywiera-ją wpływ szczeliny, czego nie uważano przyindukcyi statycznej. Godną uwagi przytemjest łatwość, z jaką fale przechodzą przezbardzo wąskie szczeliny, gdy tymczasemw razie dostatecznie wielkich szczelin kwa-dratowych przenikanie pronaieniowań niemamiejsca. ,

.Również uderzającą jestjłatwość, z jaką

Fig. 2.

rów o znacznie większej całkowitej po-wierzchni, to jednakowoż przejście fal elek-trycznych przez te otwory jest znacznie bar-dziej utrudnione, niż w pierwszym przypad-ku, a dostatecznem jest oddalić radiator nakilkanaście metrów, aby dzwonek już mil-czał. Tak np. gdy użyjemy drzwiczek meta-lowych ze 100 otworami okrągłemi, mające-mi średnice centymetrowe, fale elektrycznenie przechodzą, jeżeli radiator umieszczonyjest na odległości większej od 50 cmt gdytymczasem jedna tylko szczelina, mająca1 mm szerokości, działa na odbieracz dosko-nale. Jeżeli przytem szczelina jest prosto-padła względem osi, łączącej środki czterechkulek radiatora, to fale przechodzą przez

promienie elektryczne okrążają przeszkody;jestto bezwątpienia zjawisko uginania sięfal, zależne od ich długości i co zatem idzieod użytego radiatora. Jeżeli np. w poprze-dzających doświadczeniach umieścimy radia-tor przed, za lub po bokach skrzynki z od-bieraczem lub inaczej rezonatorem, którejdrzwiczki metalowe nie są zbyt ściśle, her-metycznie zamknięte, to dzwonek jednako-woż we wszystkich przypadkach funkcyonuje.Właśnie wskutek tej okoliczności, gdybyHertz posługiwał się w swych słynnych ba-daniach takiemi nadzwyczaj cżuMni przy-rządami, to z pewnością wykrycie zjawisk po-laryżacyi, załamania i odbicia byłboy dla nie-go zadaniem nadzwyczaj trudnem i zawiłem.

Page 7: unitomAH fe 34. ; anlifzirslerpma om XVIII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2220/34wszech99_nr34.pdfstrjs). Myśl tę jednogłośnie przyjęto, jako wielce zbawienną w warunkach przymusowe-go

Nr 34 WSZECHŚWIAT 535

Właśnie z powodu tego okrążania prze-szkód, które jest naturalnym wynikiem dyf-frakcyi czyli uginania się fal, wielu obserwa-torów czuło się uprawnionymi do powzięciazbyt szybkiego wniosku, jakoby metale byływzględnie przezroczyste. Jeżeli mamy doczynienia z falami w płynach, dźwiękowemilub elektrycznemi, to, jak wiadomo, prze-szkody są okrążane teńi łatwiej, im większa,jest długość fali względnie do rozmiarówprzeszkody. G-łos fletu z poza węgła domujest mniej donośny, niż dźwięk puzonu, gdyżfale, wytwarzane przez ten ostatni iristi u-ment, są znacznie dłuższe i wskutek tegołatwiej okrążają lub uginają się około ściandomu. Fale elektryczne z powodu swych

domu lub fale wodne spotykane w morzuskały, "'"/' ' " ' . ' '

Z wszystkiego, co było wyżej powiedziane,można wyciągnąć ten wniosek ogólny, żeosłony metalowe doskonale zamknięte bezwzględu na swą grubość nie przepuszczajązupełnie fal elektrycznych, przynajmniejtycb, których rozmiary nie przewyższają20 cm. Te ostatnie zresztą przedstawiająkres, do którego uioźna otrzymywać falez łatwością i w sposób prawidłowy; być mo-że jednak, źe dla promieniowań Hertza o roz-miarach" iKjąosząćych, kilkaset metrów, któ-rych wytwarzanie, pomiary i śledzenie jestbardzo trudnej należałoby tu poczynić pew-ne zastrzeżenia. Niezbędnie prżytem dodać

Fig. 3;

znacznych rozmiarów okrążają z,łatwqścj,a, Iwszelkie przeszkody, z daleko zaś mniejsze- |mi falami promienie świetlne .mogą uginaćsię tylko u otworów o grubości włosa,,a z tejwłaśnie przyczyny obserwowanie zjawisk-dy-frakcyi, tak łatwe i, wybitne w przypadkufal dźwiękowych lub .elektrycznych, jestjznacznie trudniejsze do wykazania dla

' ś w i a t ł a . ' . ' '; ' ",'•*"•- ' . , ' - ' • -,'•' •"'*'• • - •

Ten ostatni fakt.był silnym argumentemrękach Newtena,' gdy zwalczał teorsąowań. Gdyby światło polegało na rozcho-

ą ^ że. w. praktyce ; zasłpny ,Tmetalpwechronią od działania fal zawsze niezupełnie,gdyż technicznie.:.niemożliwe.m jest otrzymy-wanie doskonale, absolutnie hermetycznych

w rw rękach Newtena, gdy zwalczałfalowań. Gdyby światło polegało nadzeniu sig fal—mówił ten wielki uczo

innyby dawaćsię około ich

ż k d ź

ań. Gdyby światło polegało na rozcdzeniu sig fal—mówił ten wielki uczonyr^to

di emskie n e poinnyby ddzeniu sig fal—mówił ten wielki uczonyrto

'przedmioty ziemskie nie powinnyby dawaćcieniów, gdyż fale uginałyby się około ichboków, podobnie jak dźwięk okrąża krawędź

III. Pr"żśzrocźystóść 'metali dła różnych rodza-'• •; •' • ' ' jów ińduiccyl elfektfyd2iiej.: "

Poświadczenia poprzednie, dowodzą^ iemetale są nieprzezroczyste dla fal elektrycz-nych; zauważyć tu jednak można, źe działa-

.nie promieni Hertza na przewodnictwo opi-łek metalowych jest działaniem indukcyj-uem na.odległość, róźniącem się zapewneodinnych form indukcyi tjlko ,temy żąipolegaono na zmianach falistych. Wiadomo, że

Page 8: unitomAH fe 34. ; anlifzirslerpma om XVIII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2220/34wszech99_nr34.pdfstrjs). Myśl tę jednogłośnie przyjęto, jako wielce zbawienną w warunkach przymusowe-go

536 WSZECHŚWIAT Nr 34

metale, uważane jako nieprzenikliwe wzglę-dem pewnych rodzajów indukcyi elektrycz-nej, są zato zupełnie przezroczyste dla in-nych. .Nieprzezroczystość występuje tutajzarówno tylko dla fal Hertza i indukcyielektrostatycznej, jak to wykazuje znane do-świadczenie Faradaya; przeciwnie natomiastzachowują się metale wobec indukcyi magne-tycznej. .

Płytka miedziana, umieszczona pomiędzymagnesem a busolą, nie tamuje zupełniewpływu działania magnetycznego; linip siłyprzechodzą, z łatwością przez metal,' Przezciała metalowe przenika również indukcyawoltaiczna (galwaniczna), wprawdzie tylkona niewielką odległość, lecz źe zachodzi tuprzenikanie dowiódł Branly w poniższem do-świadczeniu. Do jednej ze skrzynek meta-lowych, poprzednio opisanych, wprowadzasię obwód z drutu spiralnie zwiniętego, na-stępnie umieszcza się tani rurkę z opiłkamii galwanoraetr zwierciadełkowy dostatecznieczuły. Nazewnątrz umieszcza się obwód in-dukcyjny wraz z ogniwem z 4 akumulatorów;jest on podobny do poprzedniego i ustawionywzględem niego równolegle. Oba więc tedruty spiralne leżą każdy po przeciwnej stro-nie osłony metalowej, z którą nie są połą-czone. Otóż doświadczenie wskazuje, źe gdyzamykamy poraź pierwszy obwód indukują-cy, to na rurkę z opiłkami nie wywiera tożadnego wpływu; natomiast przerwanie prą-du wywołuje znaczne odchylenie, które sięjeszcze zwiększa za następne zamknięciemobwodu. Drugie przerwanie wywołuje jesz-cze większe odchylenia, dalej zaś idące ko-lejne zamykania i przerywania prądu wyka-zują jednakowe działania na galwanometr.

IV. Przezroczystość ciał niemetalicznych dlafal Hertza.

Jeszcze w początku swych badań Hertzprzekonał się o przezroczystości dielelektry-ków, jak np, siarki, drzewa, szkła i t. p.,a to naprowadziło go na myśl okazania zja-wisk załamania fal elektrycznych przy po-mocy duźyoh pryzmatów asfaltowych. Odtego też czasu zaczęto uważać dielektrykiza bardzo przezroczyste dla fal elektrycz-nych i zachodziło tylko pytanie, czy niematu śladów pochłaniania. Eighi w swychposzukiwaniach dochodzi do wniosku, „źe

zmian w natężeniu fal, przechodzących przezpewne płytki dielektryczne, nie należy uważaćza rzeczywiste skutki absorpcyi".

Doświadczenia nad telegrafowaniem bezdrutów zdają się potwierdzać to przypusz-czenie; większa zaś część obserwatorów zau-ważyła w rzeczy samej, że mury, a nawetwzgórza, dozwalają przenikać przez się falomelektrycznym, a obserwacye te potwierdzonodzisiaj w wielu badaniach klasycznych.

Należy jednak zadać sobie pytanie, czyprzezroczystość ciał niemetalicznych niezmienia się zależnie od ich rodzaju i grubościi czy przezroczystość ciał o znacznych wy-miarach, takich] jak np. wzgórza, nie jesttylko wynikiem tego, że fala elektryczne,podobnie jak dźwiękowe, okrążają przeszko-dy. Aby rozstrzygnąć te pytania przed-sięwzięliśmy wraz % Branlym następującedoświadczenie: przygotowana była skrzyniaz cementu w formie sześcianu; ściany jejmiały 10 cm grubości, po jednej stronieznajdowały się drzwiczki metalowe, mogącebyć hermetycznie zamknięte, a w środkuskrzyni umieszczone zostały przyrządy dowykrywania fal, t. j . rurka z opiłkami, któratworzy przewodnik ilekroć padną na niąfale Hertza, gaiwanometr, bateryę i dzwonekelektryczny. Cała ta skrzynia poddana zo-stała działaniu radiatora Itighiego, działa-jącego przy pomocy cewki indukcyjnejo 15-centymetrowej długoścj iskry. Gdypuszczono przyrząd w ruch, to jednocześniepowstanie dźwięku dowodziło, źe ściany sąprzezroczyste dla tych falowań.

Doświadczenie to powtarzano, oddalającstopniowo radiator i przekonano się z ucich-nięcia dzwonka, że już na odległości 7 mfale nie przechodzą przez skrzynię. Wy-starczało jednak osłabić nieco zamknięciehermetyczne dzwiczek metalowych, abyznów usłyszeć dzwonek, co dowodziło, żeściany cementowe przedstawiają jedynąprzeszkodę w przejściu fal elektrycznych.Po kilku dniach, gdy cement lepiej wysechł,skrzynia też zrobiła się przezroczystszą dlapromieni Hertza, lecz i wtedy radiator dzia-łał tylko na odległości nie przewyższa-jącej 12 m.

Juź te pierwsze doświadczenia wskazują,źe jeżeli np. zamknięta skrzynia z wapnao grubości 12 cm. przepuszcza fale elektrycz-

Page 9: unitomAH fe 34. ; anlifzirslerpma om XVIII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2220/34wszech99_nr34.pdfstrjs). Myśl tę jednogłośnie przyjęto, jako wielce zbawienną w warunkach przymusowe-go

Nr 34 WSZECHŚWIAT 537

ne, to jednakże pochłania je także w znacz-nym stopniu. Aby określić wpływ grubości,urządzona została druga skrzynia cementowa,podobna do pierwszej, lecz o grubości 30 cm.W dwanaście godzin po jej przygotowaniu, gdybyła jeszcze zupełnie mokra, przedstawiałasię jako bardzo nieprzezroczysta względemfal radiatora, nawet gdy ten ostatni znaj-dował się w odległości kilku centymetrów.Wysychając przepuszczała coraz lepiej faleHertza, lecz odległość radiatora nie mogłaprzewyższać jednego metra, gdyż w prze-ciwnym razie działanie nie występowało.

Doświadczenia te potwierdziły pierwszei wskazały, że pochłanianie istnieje i że onowzrasta wraz z grubością, jak można byłoprzypuszczać; w szczególności mamy tuwskazówkę, że woda posiada w wysokimstopniu własność pochłaniania.. Aby sprawdzić ten ostatni domysł, urzą-dziliśmy skrzynkę z drzewa o ścianachgrubości 30 cm napełnionych suchym pias-kiem, zresztą urządzenie było zupełnie takiesame jak w poprzedzających doświadcze-niach. Wprowadziwszy radiator w działa-nie stwierdzono, źe piasek zachowuje się,jak ciało zupełnie przezroczyste, nie wywo-łujące dostrzegalnej absorpcyi przynajmniejna odległości 40 m, gdy jednak dodaliśmydo piasku tyle wody, ile mógł tylko pochło-nąć i znowuż powtórzyliśmy doświadczenie,to można było stwierdzić wyraźuie znacznezmniejszenie przezroczystości.

Łatwość jednak, z jaką suchy piasek po-zwalał przenikać przez siebie promienio-waniom Hertza, prowadziła do wnios-ku, źe ciała o budowie ziarnistej są prze-zroczy stsze, niż cement. Na poparcietego wzięliśmy pewien gatunek kamieniabiałego bardzo jednolitego w objętości1 m sześciennego; grubość zaś, którą mu-Biały przenikać fale przed dojściem doprzyrządu odbierającego, wynosiła 40 cm.Rzeczywiście promienie elektryczne prze-nikały tu z łatwością na odległości 40 w,,co dowodziło, że kamień ten jest dalekoprzezroczysfcszy, niż cement. Gdy jednako-woż po kilku dniach kamień ten nabrałw siebie nieco wilgoci, to radiator działałtylko do 25 m.

Gdybyśmy chcieli wnioskować z poprze-dzających doświadczeń, że suchy piasek

i suchy kamień są zupełnie przezroczystemubyłoby to słuszne tylko na pozór, gdyż nieoddalaliśmy dość daleko radiatora, abyzauważyć absorpcyę. W tym celu jednakwystarczy zredukować natężenie fal, wy-syłanych przez radiator, używając mniej-szych cewek indukcyjnych, co ma ten saniskutek, jak gdybyśmy zwiększali odległośćprzy silniejszem promieniowaniu. Wtenczasdaje się łatwo stwierdzić to, że - piaseki kamień wywołują znaczne pochłanianiei nie są całkowicie przezroczyste. Przyużyciu radiatora i cewki w dwucentymetro-wej iskrze warstwa piasku suchego, grubana 30 cm, przepuszcza fale z odległości do16 w, a warstwa kamienia wysuszonegodo 13 m.

We wszystkich prawie poprzednich do-świadczeniach posługiwaliśmy się prócz przy-padków wskazanych racliatorem systemuRighiego, w którym kule o stałych wymia-rach i określonej od siebie odległości wy-twarzały fale, uważane obecnie za niezmie-niające się co do swej długości. Moźnabysię jednak teraz zapytać, czy te ciała, któreuważamy za przezroczyste lub nieprzezro-czyste względem fal elektrycznych nie przed-stawiają jakich różnic wskutek pewnej spe-cyalnej absorpcyi (selective), zmieniającej sięwraz z długością, fal, które na dane ciałopadają.

Wiadomo przecież, że tak się rzeczy mająz promieniami świetlnemi. Szkło czerwone

,np, jest zupełnie nieprzezroczyste dla pro-mieni świetlnych o względnie małej długościfali i bardzo przezroczyste dla promienidłuższych, leżących po lewej stronie widmawidzialnego. Doświadczenia nasze w tymkierunku w rzeczy sarnęj wskazują., co moż-na byłoby zresztą łatwo przewidzieć, źetakie ciała, jak papier czarny, kamień, ebo-nit i t. p. są zupełnie nieprzezroczyste dlaświatła, gdy przeciwnie dozwalają przenikaćprzez siebie z łatwością promieniom infra-czerwonej części widma słonecznego.

Co dotyczy jednak promieni elektrycznychto doświadczenia nasze w tym kierunku niesą jeszcze tak zupełne, aby można wyciąg-nąć z nich ścisłe wnioski. Dotychczas nierozważano różnic w przezroczystości, gdyulegają zmianie wymiary kul radiatora.Wraz z zużyciem małego radiatora natężenie

Page 10: unitomAH fe 34. ; anlifzirslerpma om XVIII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2220/34wszech99_nr34.pdfstrjs). Myśl tę jednogłośnie przyjęto, jako wielce zbawienną w warunkach przymusowe-go

538 WSZECHŚWIAT 34

naturalnie zmniejsza się i trzeba przepro-wadzać doświadczenie na mniejszych odleg-łościach, niż w przypadku radiatora większe-go; różnice jednak są tu tego rodzaju, jakotrzymane od jednej świecy i od lampy o na-tgźeniu 50 świec. Każda z nich wysyłapromieniowanie jednakowej długości falii przezroczystość szkieł kolorowych wzglę-dem tych dwu źródeł pozostaje stałą; zmien-nem tu jest tylko natężenie obserwowanegodziałania.

Streszczając wszystko, co było wyżej po-wiedziane w sprawie przezroczystości dielek-tryków dla fal Hertza, możemy wyciągnąćnastępujące wnioski ogólne:

1) przezroczystość ciał niemetalicznych dlapromieni elektrycznych zależy od ich naturyi zmienia się znacznie dla ciał różnych;

2) przezroczystość ta wogóle dla promie-niować Hertza jest większa, niż dla światła;

3) ulega ona zmniejszeniu w miarę, jakgrubość uważanego ciała zwiększa się;

4) większy stopień wilgotności ciała zwięk-sza nieprzezroczystość i

5) gdy falo elektryczne spotykają dużeprzeszkody, w rodzaju np. wzgórz, to teprzeszkody są okrążane, a nie przenikane.

Chociaż poszukiwania nasze nie prowadząodrazu do ważniejszych wniosków praktycz-nych, to jednakże nie będzie tu od rzeczynadmienić, że mogą znaleść ważne zastoso-wanie przy urządzaniu stacyj telegrafowaniabez drutów. Fale elektryczne, spotykającmałe przeszkody, są w części pochłanianei wskutek tego ulegują osłabieniu; przecho-dząc zaś przez przeszkody o znacznych wy-miarach fale okrążają je, co również wywo-łuje ich osłabienie. Z powodu tego należyumieszczać przyrządy na stacyach wysyłają-cych lub odbiorczej w punktach o ile możno-ści •wywyższonych nad poziom ogólny. Wsku-tek powyższych przyczyn najdogodniejszewarunki do przesyłania fal elektrycznychprzedstawiają, odnogi morskie, a niemniejdogodną z tego punktu widzenia jest komu-nikacya telegraficzna między lądem a "wys-pami.

.:. .-•..., w . a .

Obyczaje żuków gnojowych.

(Dokończenie).

Kulisty kształt, jaki nadaje poświętnikzgromadzonemu pokarmowi, ma takie samoznaczenie. Wiadomo, że ze wszystkich bryło jednakowej objętości kula ma najmniejsząpowierzchnię. Zatem zapas pokarmu zebra-ny w kulę, będzio mniej narażony na paro-wanie, niż przy każdym innym kształcie,a tem samem dłużej zachowa się w stanie,przydatnym do jedzenia. Powtarza się tu-taj to samo, co przy budowie plastrów pszcze-lich : owad wybiera najodpowiedniejszy dladanych warunków kształt geometryczny zu-pełnie tak, jak gdyby posiadał najdokład-niejszą jego znajomość.

Dlaczego jednak poświętnik umieszcza jaj-ko nie w środku kuli, lecz w najwęższej czę-ści gruszki? Mogłoby się wydawać, że scho-wanie do samego środka zabezpieczałoby jolepiej od szkodliwych warunków zewnętrz-nych. Na pytanie to nie możemy odpowie-dzieć z zupełną ścisłością, jest jednak wielceprawdopodobnem, że chodziło o to, aby tlen2 powietrza mógł łatwiej dostawać się dozarodka, ukrytego w jajku.

W wyrabianiu kul, albo gruszek, ma-ją zatrudnienie obie płci, samiec pomaganawet toczyć je do gniazda; na tem się jed-nak kończy jego pomoc. Wogóle nie okazujeon nawet ani części tej pieczołowitości dlapotomstwa, jaką widzimy u saftricy. Pewienbadacz, złapawszy raz samicę i samca po-świętnika wraz z ich kulą, przetrzymał" ichprzez pewien czas w ręku. Gdy wypuściłnastępnie owady, samiec uciekł natychmiast,samica zaś pozostała przy kuli, której losobchodził ją widocznie bardziej, niż własnebezpieczeństwo.

Gniazdu pbświętnika zasługuje również nauwaigę. Nazewnątrz zdradza ono swą obec-ność niewielką kupką zruszonej ziemi, Wy-glądającej tak, jak kretowisko. Od niej idziew głąb korytarz pionowy, długi na 10 cm;przybiera on następnie kierunek poziomyi rozszerza się następnie w komorę tak wiel-ką, jak pięść. W komorze tej' znajduje sięgruszka z jajkiem. Niejednokrotnie obokniej można zobaczyć i matkę (fig. 1), która

Page 11: unitomAH fe 34. ; anlifzirslerpma om XVIII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2220/34wszech99_nr34.pdfstrjs). Myśl tę jednogłośnie przyjęto, jako wielce zbawienną w warunkach przymusowe-go

34 '' 'WSZECHŚWIAT 539

zresztą, nie pozostaje nigdy długo w gnieź-dzie. Umieściwszy jajko w bezpiecznej kry-jówce, opuszcza ją natychmiast i zabiera siędo nowej pracy, dla każdego jajka bowiemmusi zrobić oddzielną kulę.

Rozwój zarodka odbywa się szybko dziękigorącu, panującemu w tamecznym klimacie.Larwa lęgnie się po upływie 5—12 dni odchwili złożenia jajka; ma ona postać pędraka(fig. 2, n v 3), gdyż posiada mniej lub więcejwyfaźną głowę i 3 pary nóg. Zabiera sięona natychmiast do spożywania przygotowa-nych zapasów i stopniowo zjada całą zawar-tość gruszki, starannie unikając przytemnadwerężenia suchej skórki zewnętrznej, jakgdyby zdawała sobie sprawę, że ta chro-

ona przezorniej i nie marnuje w takisposób pracy rodzicielskiej, używając na ce-ment własnego kału. Jestto dla niej nad-zwyczaj dogodne, gdyż takie łatanie swejkolebki musi ona powtarzać niejednokrotnieod czasu do czasu: na gruszce rozwija sięmnóstwo pleśniaków i pod wpływem ich dzia-łalności niszczycielskiej skórka jej miękniei tworzą się w niej dziury. Larwa nie mia-łaby co jeść wkrótce, gdyby zechciała zakle-jać wszystkie nawozem, przygotowanym napokarm.

Po upływie kilku tygodni (4—5) rozwójjej jest już skończony i nadchodzi czas prze-kształcenia się w poczwarkę. Przedtemjednak wyściela ona całą gruszkę wewnątrz

Fig. 3. Samica księżjcoroga, wygładzająca bryłg nawozu.

ni ją od zarówno od zbytniego gorącajak i od innych niebezpieczeństw.

Łatwo zrozumieć, że to oszczędzanie skór-ki tłumaczy się jedynie tem, że jest ona zbyttwardą dla larwy. Zato z innego względumoże ona wzbudzać słuszny podziw dla zdol-ności poprawiania wszelkich popękali, jakiesię przytrafią na powłoce gruszki. Jeżelipodziurawimy ją w któremkolwiek miejscu,to zobaozymy natychmiast głowę pędrakaw otworze. Zniknie ona jednak po chwilii otwór w krótkim czasie zostanie zalepionymasą brunatną i kleistą. Możnaby mniemać,źe larwa używa do tej pracy malarskiej części

.zapasu, przygotowanego df& niej przez ro-dziców. Ólśazuje się jednak, źe postępuje

swym kałem, powiększając w ten sposób gru-bość jej ścian i zabezpieczając ód pęk-nięcia w okresie życia pbcżwarki, któ-ra sama nie byłaby w stanie ich po-prawia.

Chwila wyklucia się z poczwarki owśułudoskonałego jest momentem, w którym po-świętńik potrzebuje koniecznie pomocy z ze-wnątrz. ' Zeschłe ścianki jego więzienia sązbyt twarde, aby on sam mógł je skruszyći wydostać się na wolność; do tego potrziebttymu jest deszcz, który rozmiękcza powłóięgriiBżki i wówczas owad z łatwością, robiw niej otwór łapkami. Pod tym wzglę^etapodanie egipskie, twierdzące, że samic* po-świętnika rzuca swe kute do Nilu,: aby uftti;-

Page 12: unitomAH fe 34. ; anlifzirslerpma om XVIII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2220/34wszech99_nr34.pdfstrjs). Myśl tę jednogłośnie przyjęto, jako wielce zbawienną w warunkach przymusowe-go

540 WSZECHŚWIAT Nr 34

wić larwom wydobycie się nazewnątrz—za-wiera myśl w zasadzie słuszną.

Inne gatunki poświętników wyrabiają, taksamo kule, aby następnie składać w nie jaj-ka, z ta, jednak różnicą, że wielkość i ilośćtych kul bywa rozmaitą u różnych gatun-ków, niektóre np. składają, po dwie kulewjednera gnieździe. Europa środkowa po-siada kilka gatunków poświętników, pomię-dzy którymi do bardziej znanych należy Si-sypbus Sohaeferi z długiemi cienkiemi no- jgami, zamieszkujący miejscowości o gruncie 'w"apiennym,.

Z fauny krajowej takie jajowato-gruszko-wate kolebki dla potomstwa urządza księ-życoróg (Gopris lunaris), owad, mający 2 cm

Fabrykacya kul zaczyna się dopiero w okre-sie składania jajek, w maju lub czerwcu.

Księżycoróg tak samo, jak i poświętnik,wybiera na nie materyał miększy, a miano-wicie nawóz owczy. Praca zaczyna się odwykopania pod kupką, nawozu gniazda z ko-rytarzem, do którego obie pici znoszą razemmożliwie wielkie ilości pokarmu. Na temjednak kończy się udział samca: zaopa-trzywszy należycie gniazdo, oddala się onzupełnie i wszelkie dalsze prace wykonywawyłącznie samica.

Przedewszystkiem nadaje ona nagroma-dzonemu nawozowi kształt mniej lub więcejprawidłowego jaja, kuli lub innej bryły, ogra-niczonej powierzchnią krzywą. Wielkość

Fig. 4. Samica księżycoroga, dozorująca gruszek z jajkami.

długości, barwy lśniąco czarnej. Tarczagłowowa jego nie posiada takich ostrychzębów, jakie ma poświętnik, ale zato pisz-czele nóg są zazębione zupełnie tak samo(fig. 3 i 4), co dowodzi jednakowego mniejwięcej uzdolnienia obu owadów. Na głowieobie płci posiadają róg zagięty ku tyłowidługi u samca, krótszy u samicy. Księży-coróg jest dość pospolitym owadem na pas •twiskacb; przebywa na nawozie krowim lubkońskim. Dla siebie nie wyrabia żadnychkul z nawozu, lecz kopie pod nim gniazdoz korytarzem podobne do tego, jakie urządzapoświętnik, i tam nagromadza bezładniezapas materyałów odżywczych, które na-stępnie spożywa spokojnie i bez przeszkód.

takiej bryły dorównywa nieraz wielkości jajaindyczego. Dziwną jest staranność, z jakąowad gładzi i wyrównywa powierzchniębryły: przechodzi się on po niej wciąż(fig. 3), ścierając starannie łapkami wszelkienierówności, aż póki powierzchnia nie staniesię zupełnie gładką i łagodnie zakrzywioną.Pracy takiej oddaje się nieraz przez całytydzień, co jest tem dziwniejsze i trudniejszedo wytłumaczenia, że bryła tu jest tylkoczasową i że ostatecznie nie do niej księżyco-róg składa jajka.

Skoro nadejdzie odpowiednia chwila, sa-mica odcina przy pomocy tarczy głowoweji łapek przednioh pewną część przygotowa-nej bryły i zapomocą kolejnych ugniatać

Page 13: unitomAH fe 34. ; anlifzirslerpma om XVIII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2220/34wszech99_nr34.pdfstrjs). Myśl tę jednogłośnie przyjęto, jako wielce zbawienną w warunkach przymusowe-go

Nr 34 WSZECHŚWIAT 541

i wyrównywań nadaje jej kształt mniej więcejkulisty. Praca koło tego trwa 24 - 48 go-dzin, zanim owad, starannie obejrzawszykulę, nie uzna jej za zupełnie wykończoną.Wówczas tak samo, jak poświętnik, robizagłębienie w jednem miejscu, składa tamjajko, wyciąga brzegi dołka i zasklepia jenad jajkiem, wskutek czego cała bryła przy-biera kształt wydłużony, jajowaty (fig. 4).To jajko, dorównywające mniej więcej wiel-kością śliwce, owad jeszcze raz wygładzaz wielką, starannością, zużywając na tę pracęznów do 24 godzin.

Przygotowawszy w ten sposób kolebkę dlajednej larwy samica przecbodzi do pierwszejbryły i odcina znów z niej jeden odcinek,z którym postępuje tak samo, jak w po-przednim. Następnie przygotowuje jeszczetrzecie, a nieraz i czwarte jaje.

Praca to, bez wątpienia, ciężka i mozolna,wydaje się ona jeduak lżejszą od pracypoświętnika, który nietylko musi przygoto-wać osobną kulę dla każdego jajka, lecz wy-kopać jeszcze osobne gniazdo dla każdej kuli,podczas gdy księżycoróg umieszcza wszystkiew jednem. Jeżeli jednak przyjrzymy się dal-szemu postępowaniu tego o wadu, przekonamysię, źe okazuje on znacznie więcej pieczo-łowitości względem swych dzieci, niż po-świętnik.

Przygotowawszy ostatnią kolebkę, samicaksiężycoroga nie opuszcza bynajmniej gniaz-da, lecz pozostaje w niem aż dopóki dziecinie dorosną. Jestto jedyny przykład takstarannej opieki w całym dziale owadówchrząszczowatych. W gnieździe samica (fig. 3)przechodzi wciąż od jednego jaja do drugie-go, wygładzając je ciągle, niszcząc ukazującąsię pleśń, poprawiająo i zalepiając szczeliny.To też nie widać na nich nigdy grzybków,porastających tak obficie kule poświętników.

Ten czysty wygląd kule księżycoroga za-wdzięczają wyłącznie staraniom samicy. Od-bierzmy jej parę kul i umieśćmy je osobno,a okryją się one cale kolonią grzybów; dośćjednak będzie zwrócić je matce, aby w kilkagodzin zniknął z nich nawet ślad wszelkitych pasorzytów.

Staranność matki pozostaje tutaj w ścis-łym związku z niezaradnością larw. Kałtych ostatnich jest mniej kleisty, niż u po-świętników i larwa-sama prawie nigdy-nie

jest w stanie zakleić szczeliny, pomoc więcmatki pod tym względem jest dla niej rzecząnieodzowną.

Tak jednak czy owak, w grupie żukówgnojowych pierwsze miejsce pod względempieczołowitości dla potomstwa powinien za-jąć nie poświętnik, jak dotychczas uważano,lecz księżycoróg.

B. Dyahowski.

Studya doświadczalne nad orografiąEuropy.

(Odczyt d-rn Stanisława MEUNIERA na VII kongresiegeologów iv Petersburgu w r. 1897).

Metoda geologii doświadczalnej, polegają-ca na naśladowaniu sztucznem zjawisk przy-rody, pomimo ostrej krytyki, jakiej jąpoddano, osięgngła już dotychczas wynikiniezwykłej doniosłości. Metody tej, współ-czesnej z poczętkami samej nauki geologii,już w początkach bieżącego stulecia użyłJames Hali do sprawdzenia wyników teoryjHuttona. Nie zaprzeczam, że wydać się możezbyt śmiałem, przynajmniej na pozór, po-równywanie olbrzymich zjawisk przyrody dodrobniuohnych wytworów naszych pracowni,przypomnieć jednak muszę, źe droga do-świadczalna uznaną została przez wszystkichuczonych za wielce odpowiednią do wyjaś-nienia kwestyj najogólniejszej natury. Słyn-ne doświadczenie Plateau, który naśladowałkształt kuli ziemskiej przy pomocy kroplioliwy, usuniętej z pod działania siły ciężko-ści wystarczy, aby pod tym^względem wszel-kie usunąć wątpliwości.

Po tych kilku słowach wstępu pozwolę so-bie przedstawić panom kilka wyników, otrzy-manych przezemnie podczas studyów do-świadczalnych nad ogólną orografią Europy.

Ze spostrzeżeń geologów, zestawionych po-raź pierwszy przez Suessa, wynika, że wiel-kie sfałdowania skorupy ziemskiej na lądzieeuropejskim są wogólności pomiędzy sob%równolegle, ułożone spółśrodkowo naokołopunktu, położonego w pobliżu bieguna i temmłodsze, im dalej są położone od równika.

Na północy powstał na samym początkuepoki formącyj osadowych—la,d stały, zwany

Page 14: unitomAH fe 34. ; anlifzirslerpma om XVIII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2220/34wszech99_nr34.pdfstrjs). Myśl tę jednogłośnie przyjęto, jako wielce zbawienną w warunkach przymusowe-go

642 WSZECHŚWIAT Nr 34

przez geologów lądem archaicznym; bardziejku południowi, system fałdów kaledoński na-leży do okresu sylurskiego, system gór,Her-cyński-do okresu węglowego; system alpej-ski—ćb trzeciorzędowego; system Appeni-nów—zdaje się dotychczas nie być zakoń-czonym. Układ powyższy jest tak uderza-jąco prawidłowym, że zdaje się niewątpliwiezależeć od jakiegoś prawa wspólnego dla ca-łej kuli ziemskiej.

Hypotez możliwych, wyjaśniających to zja-wisko, jest wiele.

Jedna z. nich zwłaszcza zwróciła mojeuwagę, ponieważ daje się w pewnej mierzesprawdzić drogą doświadczdnia bezpośred-niego. Polega ona na przypuszczeniu, żepowłoka skalna, którą nazywamy skorupąziemską, wydziela się i grubieje nieustanniena jądrze ciekłem, posiadającem pewienstopień ciągliwości i kurczliwości, analogicz-ny z, własnościami rozciągniętego kauczuku.

Jeżeli się rzecz tak ma w istocie, ruch wi-rowy ziemi z początku rozciągnął tę materyą

do granic ściśle określonych dla każ-dego równoleżnika przez funkcyą jego odleg-łości od bieguna, a wówczas wyniki stopnio-wego kurczenia się jądra wskutek jego ozię-bienią—będą stanowiły funkcyą stycznej po-ziomej, skierowanej ku biegunom.

Na podstawie rozumowań powyższych zbu-dowałem przyrząd, w którym wewnętrznejądro kuli ziemskiej, kurczliwe, przedstawiagruba płyta kauczukowa, ujęta w kolistąramę żelazną i mocno naciągnięta ząpomocąpółkuli drewnianej do kształtu półkulistego.Teraz pokrywam utworzoną w ten sposóbpowierzchnię półkolistą kauczuku równąwarstwą gipsu i czekam aż ten ostatni, wy-sychając, nabierze odpowiedniej zwięzłości.Wówczas zwolna pozwalam warstwie kau-czuku powrócić do swego normalnego kształ-tu naśladując w tem kurczenie się ziemskie-go ją,dra. Siła styczna, działając w kierun-ku biegunów, objawia się wtedy przez usu-wanie nieciągliwego już gipsu ku. temu nie-ruchomemu punktowi, a na biegunie powsta-je wypukłość, którą możemy porównać z lą-dem archaicznym.

Jeżeli kurczenie się kauczuku trwa dalejrównomiernie, zarysowuje się następnie wa-łek współśrodkowy naokoło bieguna, pozo-stawiając jednak pas nietknięty naokoło

pierwszego lądu. Możnaby w nim widziećnaśladowanie systemu gór kaledońakiego.Później i niżej powstaje nowy wałek,.podob-ny do fałdu Hercyńskiego i tak dalej kurównikowi. Fałdy, w ten sposób powstałe,przedzielone pasami bez śladu dyzlokacyj(Vorlander) wykazują takie same niepra-widłowości i zboczenia jak pasmowe góryEuropy, a niekiedy skrzywiają się w kierun-ku południkowym, tworząc pasma analogicz-ne z górami Uralskiemi. W rezultacie—wy-1

niki tego doświadczenia są iłderzająco po-dobne do rozkładu gór pasmowych na lądzieeuropejskim. Jeżeli teorya Suessa jest naścisłej oparta obserwącyi*— doświadczenie ni-niejsze stanowi najlepsze jej poparcie,

Słówko jeszcze ostatnie celem usunięcianieporozumień.

Nie twierdzę bynajmniej, aby wnętrze kuliziemskiej było wypełnione kauczukiem,, aninawet substancyą doń podobną, lecz mówiętylko, że gdyby ono było takiem, marszcze-nie się skorupy wskutek jego kurczliwościodbywałoby się w sposób, odpowiadającyrzeczywistym stosunkom orogrąficznym pp-wierzchni ziemskiej.

Pozostaje do rozstrzygnięcia pytanie, dla-czego na obu pułkulach nie spotykamy tychsamych właściwości orograficznych. Kwe-styi tej, dla braku odpowiednich spostrzeżeń,obecnie nie poruszam.

J. SiemiradzM.

W sprawie słownictwa chemicznego.Wobec świeżo podjętej na nowo próby ustalę-

nia słownictwa chemicznego polskiego,—prawdo-podobnie nie będzie pozbawione znaczenia bi-bliograficzne zestawienie literatury, odnoszącejsię do tej sprawy.

W tej też myśli przesyłam niniejszy wykazalfabetyczny, który ułożyłem przed laty kilku,

1. Bełza J . : Krytyka „F. N. Waltera: Krótkiwykład nomenklatury chemicznej polskiej", Bi-blioteka warsz., r. 1843, t. III, str. 397—402,

2 Byatrzycki J, ks. : Słownik chęniicgny.Str. 292—312 dzieła: „Fourcroy A.: Filozofiacliymiczna, czyli fundamentalne prawdy teraź-niejszej chymii", tł. ks. B. Warszawa 1808,,;8-ka, s'r. 312.

3. Ohodkiowioz nr. AL: Chemia,—tomów 7.

Page 15: unitomAH fe 34. ; anlifzirslerpma om XVIII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2220/34wszech99_nr34.pdfstrjs). Myśl tę jednogłośnie przyjęto, jako wielce zbawienną w warunkach przymusowe-go

Nr 34 WSZECHŚWIAT 543

Wa.rs.zawa 1816 „- 1820. W tomie III-cim0 słownictwie chem. str, 14, na poezajku.

4- Ohojnioki W. : Alfabetyczne zestawieniepolskiej nomenklatury chemicznej,—pomieszczo-ne na końcu tłumacz, dzieła : „Początki fizyki",Wilno 1800.

g. Czyrniański d r E . : Słownictwo polskiechemiczne. Kraków 1853, 8-ka, str, 19.

6. Tenże. O słownictwie chemicznem polskiem.Kraków 1872, 8-ka, str. 16 (odb. z Bibl. umie-jętności przyrodn.).

7. Tenże. Słownictwo chemiczne, projektowa-ne przez.,.. Kraków, 1881, 8-ka, str. 20.

8. Tenże. Toż Słown. Kraków 1881, wydaniein 4°, str. 18 z marginesami do uwag.

Duniecki J. P.—patrz Eegnault.9. Filipowicz J. i Tomaszewicz W.: O che-

micznej polskiej terminologii. Wilno 1856,8-ka, str. 106.

10. Flaum M. : Ustalenie słownictwa w che-mii organicznej. Referat w Wiad. Farm 1889,str. 354—358.

11. Tenże. Nomenklatury nowszych środkówlekarskiah wedł. Ritserta. Wiad. Farm. 1890,Btr. 227—234.

12. Fonberg J. : Słownik wyrazów chemicz-nych, Wilno 1825, 8-ka, str. 367.

13. Jabłonowski W. : Jedna myśl więcejw sprawie słownictwa chemicznego, odpowiedźna notatkę p. Lilpopa. Czasop. Tow. Aptek.1885 r. n-r 2.

14. Lilpop K. : Uwagi, tyczące się językachemicznego polskiego. Bibl. warsz, 1859, tomIII, str. 421 — 436.

15. Tenże. Jedna myśl więcej w sprawie usta-lenia słownictwa chemicznego polskiego. Referatna IV zjeździe przyrod. i lekarzy polsk. Wiad.farm. 1884, str. 193—204.

16. Tenże. Notatka w sprawie słownictwachemicznego. Wiad. farm. 1884, str. 3 7 2 - 3 7 6 .

17. Matecki F . : Słownictwo chemiczne pol-sk.ie% Poznań 1855, 8 ka, str. 144.

18. Ppdczaszyński B. : O nowem słownictwiechemicznem. Bibl. warsz. 1853, str. 149—158.

' 1'9. Projekt do słownictwa chemicznego. DłożyliJ. Aleksandrowicz, d-r J. Chałubiński, J. Choło-dy, d-r A. Helbich, K. Jurkiewicz, H. Eabęcki,d-r J. Oczapowski, St. Przystański, A. Rogale-wicz, T. Saski, F Sokołowski, S. Zdzitowiecki.Warszawa 1853, 16 ka, str.. 4, 83.

20. Radwańaki A. : Rozprawa szczegółowao języku ohemicznym polskim,—we wstępie dotłum. dzieła : „Woehler F.: Zasady chemii mine-ralnej", Warszawa1839. 8-ka, str. 207.

- 2 1 . Reguanet H. : O nomenklaturze chemioz--nej. Wyjątek z dzieła „Oours elementaire deOhimie", przetłumaczył i do nomenklatury pol-skiej zastosował J. P. M. Duniecki. Lwów 1852,8-ka, str. 17. '

22. Rogojski I. B. : O zasadach słownictwachemicznego, rzecz nadesłana przez,.. Kraków,b. r,,

23. Tenże. Uwagi, tyczące się słownictwa che-micznego polskiego. Bibl. warsz. 1854, tom 54,str. 376—384.

24. Tenże. (Odezwa) do pracujących w che-mii. (W sprawie wydania słowniotwa chemiczne-go). Bibl. warsz. 1855, tom 58, str. 192 — 184.

25. Rozprawa o nomenklaturze chemioznejpolskiej. Sławianin 1832, tom 2 ').

26. Śniadecki J. : Początki chemii. 2 tomy.3 wyd. Wilno 1800, 1807, 1816 r.

27. Tomaszewicz W. : O chemicznej polskiejterminologii, b. m. 1856 r.. 8-ka.

28. Walter d-r F . : Krótki wykład nomenkla-tury chemicznej polskiej. Kraków 1842, 8-ka,str. 32.

29. Tenże. Wykład nomenklatury chemioznejpolskiej i porównanie jej z nomenklaturą łaciń-ską, francuską, angielską i niemieeką. Kraków1844, 8-ka, str. 96.

30. Wiorogórski W.: Synonimy farmaceutycz-ne, chemiczne i techniczne w językach: łaciń-skim, niemieckim, francuskim i angielskim, pol-skim i ruskim. Warszawa 1888, 8 ka, zeszyt I,str. 32.

31. Zdzitowiecki S. : Niektóre uwagi nad no-menklaturą chemiczną polską, przez P. J . P. W.b. m. 1832, 8-ka, str. 45 (odb. ze Slawianina,tom 2-gi, 1832 r.).

32. Tenże. Projekt nomenklatury chemicznej.Warszawa 1852, 8-ka..

Jan Zawidzki

ROZMAITOŚCI.

— Badanie północnych prądów morskichzamierza przedsięwziąć filadelfijskie Towarzystwogeograficzne. Celem tych badań będzie przede-wszystkiem stwierdzenie kierunku prądu, okala-jącego biegun, czego nie zdołała dokonać wypra-wa Nansena. Szczątki okrętów znajdowanychw oceanie północnym, prowadzą do przypuszoze-

') Rozpra.wa ^a i wykazane niżej pod n-rem31 Niektóre uwagi, stanowią jedno i toż samo.Jestto rzecz najbardziej zasługująca na uwagęw całej literaturze naszej, odnoszącej się do ter-minologii chemicznej, jako opracowana a najgłęb-szą znajomością zarówno przedmiotu jak języka.

W spisie powyższym należałoby dopełnić nie-które braki. Niema w nim Bp. paru rzeczy,wywołanych przez ruch w kierunku ujednostaj-nienia, jaki istniał przez czas pewien po r. 1881.Brakuje również głosów okolicznościowychi uwag, czynionych ubocznie, przez autorów i tłu-maczów wielu podręczników z innych nauk przy-rodniczych.—Wogóle, spis zupełny literaturyterminologicznej przewyższyłby bezwątpieniaspis książek chemicznych polskich.

Page 16: unitomAH fe 34. ; anlifzirslerpma om XVIII.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2220/34wszech99_nr34.pdfstrjs). Myśl tę jednogłośnie przyjęto, jako wielce zbawienną w warunkach przymusowe-go

544 WSZECHŚWIAT Nr 34

uia, że istnieje wolny przejazd od strony północ-nej oceanu Atlantyckiego do oceanu Spokojnego.Stwierdzenie przypuszczenia tego jest naderważne,—w ubiegłym roku zdarzyło się bowiem,że flota poławiaczy wielorybów w owej 'częścimorza Lodowatego została w ciągu kilku godzintak zewsząd otoczona lodami', że z trudnością,zdołała się, uratować.1 Gdyby zaś prądy, przyno-szące, za sobą w tak krótkim przeciągu cźaaii lo-dy były znane,-rtożnaby zbliżanie się ich przepoiwiedzieć i uniknąć możliwej katastrofy. Do ba-dań użyte będą odrębnego kształtu małe beczuł-ki,' okute mocnemi;obręczami żelaznemi, t. zw.pływaki,' z .otworem szczelnie zatkanym korkiemmiedzianym. Wewnątrz każdego takiego pły-waka, zaopatrzonego w nuiher, znajdować się bę-dzie zapieczętowana butelka, a w niej papierz datą, dnia, w którym pływak z okrętu wrzuco-ny zoałanie do morza, nazwa okrętu i kapitana,długość i szerokość miejscowości i t. d. Kopiadokumentu tego rnuai być przesłana do oddziałubydrografioznego Tow. geograficznego w Fila-delfii. Do kapitanów wszyałkich okrętów, krążą-cych po póluocuem morzu Lodowatem, wystoso-wana bgdzie prośba, aby szukali tych pływaków,

a znałazwszy otwierali, przepisywali treść za-wartych w nich dokumentów, następnie zamy-kali i ponownie wrzucali do wody, Towarzystwugeograficznemu zaś przesyłali dokładny raport,obejmujący opis miejsca gdzie pływak był znale-ziony, obserwacjo osobiste i t. d. Beczułek ta-kich wrzuconych będzie 50 w różnych punktachmorza 'Lodowatego.

Br. N.

SPROSTOWANIE.

W n-rze 31 Wszechświata str. 482 lam I, wiersz H, zamiast„a" powinno być „z"; łam II, w. 19, zam, „glukozydy" — „nie-Utóro glicerydy". Str. .183 łam I, w..81: zam. „nie ulegają,żadnej przemianie" powinno być „ciał tych lup dają."; w wier-szu 3-cim od dołu: zam. „Likinnnk"—Lildernik; łam II, w. 9:zam. „żadna" — „żaden", zirni. „identyczną" — „identyczny";w. 12 od dołu: zam. „toominft" — „teobromina". Str. 503, łam]I, w, 1 od dołu: zam. „ciałka", powinno być „białka". Strona501, łam II, w. 5 od d.: zam. „nsparaginy" — „asparagina".Slr. 605, łam I, w. 10 od dołu: zam. „na" powino być „za";wiersz 13 od d.: zam. „mniej dotkniętych"—„ominionych".

B u l e t y n m e t e o r o l o g i c z n yza tydzień od d. 9 do 15 sierpnia 1899 r.

(Ze spostrzeżeń na stao/i meteorologicznej przy Muzeum Praemysłu i Rolnictwa, w Warszawie),

&

9.S.lo C.)1 P12S.13 N.14 P.Iii W.

Barometr700 mm -f

7 r .

49, i5o,of>o,64^.95l'o5,354,9

Ip.

48,85o,ł49.746,452,354,151,7

9 w.

40,5$I,o48.047,75t.o^3,854,"

7r.

12,6I2,.i14,3M,'13.817,017,0

Temperatura w st

I p .

tft.p18.419,6to,o20,221,12>,0

9 w.

12,2

17,719,015,516,319,3

iNajw.

ifi.il t ) , 2

22,223,021,925,522,T

. C.

Najn.

1 1 911,112,912,6I 2 , T12,0M.»

C96ł6087675252

Kierunek wiatruSzybkość w metrach

Ha sekundę

SE7.E»,SE=Ns.Nr N1

HE3,NE5,W4

W s Nli6 NW2

SW5,Wr,W«E=,NE»,NE1

Sumaopadu

2,70,0

0,6

— •

1)

od 3h.w no y

1 <« p.;

w

P-

a g i

m. do końca[dnia; /

Średnie 51,1 67 3,3

T K E Ś O. 0 technice lo'u u roślin, przez E. Strumpfa. — Promieniowanie elektryczne i przezro-czystość ciał dla fal Hertza. Według badań (x, Le Bona i Branlyego, przez W. G, (dokończenie). —Obyczaje żuków gnojowyol), przez B. Dyakowskiego (dokończenie). — Studya doświadczalne uad

orografią Europy, przez J. Siemiradzkiego. — Rozmaitości. — Buletyn meteorologiczny.

Wydawca W. Wróblewskl. Redaktor Br. ZnatowiCZ.

Hounypoio. Jłaptuaim, 6 aBrycia 1899 r. Warszawa. Druk Emila SkiwakiegA.