28

Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

  • Upload
    others

  • View
    1

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek
Page 2: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

WacławSieroszewski

Łańcuchy

WersjaDemonstracyjna

WydawnictwoPsychoskokKonin2018

Page 3: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

WacławSieroszewski„Łańcuchy”

Copyright©byWacławSieroszewski,1935

Copyright©byWydawnictwoPsychoskokSp.zo.o.2018

Zabraniasięrozpowszechniania,kopiowania

lubedytowaniategodokumentu,pliku

lubjegoczęścibezwyraźnejzgodywydawnictwa.

Tekstjestwłasnościąpubliczną(publicdomain)

ZACHOWANOPISOWNIĘ

IWSZYSTKIEOSOBLIWOŚCIJĘZYKOWE.

Skład:AdamBrychcy

Projektokładki:AdamBrychcy

Druk:ZakładyGraficzne„BibljotekaPolska“wBydgoszczy

Wydawnictwo:InstytutWydawniczy„BibljotekaPolska“

Warszawa,1935

ISBN:978-83-8119-402-0

WydawnictwoPsychoskokSp.zo.o.

ul.Spółdzielców3,pok.325,62-510Konin

Page 4: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

tel.(63)2420202,kom.695-943-706

http://www.psychoskok.pl/http://wydawnictwo.psychoskok.pl/e-mail:[email protected]

Page 5: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

ODAUTORA.

 Powieść taoparta zostałanamaterjałach, zebranychprzezemnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz zewspomnieńmoichwędróweketapempoSyberji.

 Wydaćjąmogłemjednakdopierow1917r. Wypuszczamjąwnowemwydaniubezżadnychzmiantaką,

jakąnapisałemprzedprzewrotemKiereńskiego.

WacławSieroszewski.

Warszawa1925r.

I. Z pośród dźwięków posępnych i przejmujących dla rodzaju

ludzkiego wszędzie i po wsze czasy — dźwięk łańcuchówrozbrzmiewaszczególniejżałośniedlauchapolskiego.

 To też, słysząc go, obracali się ludziska, zatrzymywalinajbardziej śpieszący przechodnie, aby obrzucić smutnemspojrzeniem gromadę ludzi, idących kolumną środkiem ulicySenatorskiej od Ratusza na Zjazd. Szli ciężko, miarowow świtachwięziennych, szarzy jak brukmiejski, z którego ichwyrwano, dźwigając na plecach wory płócienne, a na rękachi nogach żelaza. Otaczali ich szarzy, niezgrabni żołnierze,różniący się od nich jedynie tem, że nieśli na ramionachkarabiny. Patrzyli więźniowie przeważnie w ziemię, albo przedsiebie i niektórzy tylko rzucali chwilami szybkie złowrogiespojrzenia wbok na wspaniale wystawy sklepowe i dostatnią,

Page 6: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

snującąsiępochodnikachpubliczność.

 W czołowym szeregu wyróżniał się od innych zwykłem,ciemnem ubraniem i zielonym podróżnym workiem wysmukłyblady młodzieniec. Był to Józef Gawar. Wyrósł w więzieniui zmężniał.Niemiał kajdannanogach, lecz skutybył za rękękrótkiem zapięściem z idącym obok barczystym, brodatymzłoczyńcą.Musiałwięcmachaćznimzgodnieramieniemikrokdo jegokroku stosować.Raz tylko spojrzeli sobiewoczy,gdyich skuwano i od tej pory nie zamienili z sobą ani słowa, anispojrzenia. Chłop szarpał wprawdzie od czasu do czasu zawspólneokowyikląłbrzydko...

 — Psia kość!... Licho nadało!... Skubenty... intalaganci...chodzićnieumiejom!

 Lecz Gawar nie odpowiadał — chytrze biegające oczkii zwierzęca twarz sąsiada, odstręczające na nim sprawiływrażenie; zresztą zbyt był wzruszony. Szeroko otwarte, pełnełez oczy wlepił w wylot ulicy, gdzie ciemne krawędzie domówodrzynałysięnaperłowo-pozłocistemniebie.

 —Zaojczyznę...zaojczyznę...Niejajeden...Wszyscytak...Cóż wielkiego?... „Okuty w powiciu...“ — powtarzał, tłumiącdreszczwewnętrzny. Niemógł sobie jednak z nim poradzić—z tymdreszczem.—Wirżycia,w jakiwpadłnaglezgłębokiejciszyswejceliwięziennej;upajającepotokiświeżegopowietrza,od którego odwykła jego pierś zwątlała; ciepłe, wiosennepodmuchy, głaszczące mu twarz niby miękkie pieszczotliwedłonie; znane zarysymurów;miłe perspektywy ulic, śmiejącesię połyskiem wystawy sklepowe, spoglądające nań życzliwieszeregami okien — zdawały się wzywać go wielkim głosem,wołaćnapowrót,dosiebie...Każdykrokrwałwnimjakieśnici,

Page 7: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

darł jakieśwłókna,wrośniętew samo serce. Zamglona bólemmyśl daremnie błąkała się wśród cudnych strof ukochanychpoetów,szukającwyrazu...Nawetonewydawałymusięw tejgodzinieżywegocierpieniamartwemidźwiękami.

 —Stój,psiamać!...Pijanyś!....Czyco?...Dokądliziesz?Niewidziszzkimidziesz?żezczłowiekiemidziesz!?..—ryknąłnańbrodacziszarpnąłgotakmocnozarękę,żeGawarażsięwtyłcofnął.Ocknąłsię.

 —Przepraszam, ale proszę nie szarpać za bardzo... bo i jateżmogę...

 — On też może?! A juści! Wypior!... — rozległ się śmiechzboku.

 — Nu, nu!... Spokojnie tam! — krzyknął na kłócących siężołnierzkonwoju.

 Drogę im przeciął dudniący i rozdzwoniony czerwono-żółtytramwaj. Zatrzymali się na chwilkę w wirze furkocących,mijającychsię ikrzyżującychpojazdów,międzyktóremimigaligęsto cykliści, świegocącdzwonkami, błyskając obręczami kół,podobnidoniskonadziemiąlecącychowadów.

 Dokoławięziennejgromadkinatychmiastpoczęłosiętworzyćzbiegowisko. Podskoczyli ku nim chłopcy z gazetami,terminatorzy i posługacze sklepowi, niosący pakunki;przypatrywalisięimulicznicytojednem,todrugiemokiemjakozaciekawione rzadkim widokiem ptaszęta, gwiżdżąc znaczącolub szepcąc między sobą... Kobiety w chustkach z ciemnemi,zapadłemipoliczkami, robotnicyooczach twardych, surowych,ocienionych daszkami czapek, panowie w kapeluszach, paniei panny, których blade twarze, wydelikacone w czasie zimy,przymglone woalkami wyglądały w czarnym tłumie, w łunie

Page 8: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

barwnychparasolekjaknikłepłatkikolorowychpierwiosnków...

 Gawar ocknął się nagle i spojrzał przed siebie zupełnieprzytomnie. Stali właśnie u szczytu Zjazdu Sino-pstra rzekamiejskiego ruchu, jednostajnie szemrząc, pięła się ku nimzdołu. Środkiem rwały w dwóch przeciwnych kierunkach dwanurtykołowe,terkotałyśpieszącsię iwyprzedzającczarnefalepojazdów idorożek,sunęłybrzęcząc ipostękującwielkiewozyładowne,mknęłyszybkosamochody,szarozielone lubsine, jakwielkie kry wiosenne a wśród nich płynęły w rzadkichodstępach,równoiprosto,wszystkoroztrącającpodrodze,nibywielkie parowce, wysokie, czarno-dache, szeroko oszklonetramwaje. Na trotuarach, jak skacząca i drobna falanadbrzeżna,kotłowałsię,mieniącbarwami,tłumprzechodniów.

 Wpadając na plac, wszystko roztrącało się o pilonZygmuntowskiej Kolumny i zawracało potężnym nurtem naKrakowskie Przedmieście, oddzielając słabe jeno odnóżew stronę staromiejskich ulic. Płowy, jak stary gobelin, ZamekKrólewski patrzał z oddala na mknący mimo niego ruchszeregiem zmartwiałych od wieków okien, a złotemiwskazówkami czarnego zegara na przysadzistej wieżywskazywałczas,którydawnojużminął...

 Ruszyli dalej. Z pozawysokiegoZamkowego tarasu, z pozaopadających na dół dachów i murów budowli, z pozakamiennych balustrad i arkad wiaduktu wysrebrzała sięwpadoleszerokawstęgaWisły,niosącnalustrzanychsmugachdrżące odbicia obeliskowych wież świętego Florjana, czarnejkoronkiŻelaznegomostuorazbladejmgływczesnej,wiosennejzieleniPraskiegoparku.

 Świeżym, miłym podmuchem wiało stamtąd od dalekich

Page 9: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

lasów, z pod szeroko otwartego nieba pełnego płowych,skłębionych chmur o ciepłym połysku i złotych obrzeżachsłonecznych.

 Gawar przywarł obeschłemi nagle z łez oczami do tegoznanegowidokuipiłzeńsłodkątruciznęnapełniającąsercejegoponownemdrżeniem.

 — Ucieknę!... — przestrzeliło go ostro błyskawicznepostanowienie.—Ucieknę...wrócę!...

 —Ucieknę!...— powtórzył sobie już spokojniej, amyśl, żetam gdzieś w rąbkach swoich łachmanów niesie ukryty przedoczami nadzorców Regulamin Musztry, napełniła go błogąradością.

 Wzburzenie ucichło, wyprostował się; łagodnem prawieprzychylnemspojrzeniemobrzucił skutego z sobą zbrodniarza,który mu się również uważnie przyjrzał i gdy po chwilowympostojuznowuruszylidalejjużgonieszarpał,anawetzapytał:

 —Skądtopan? —Ja?...ZCytadeli!... —Takiemsiędomyślał!...Adokąd?... —Niewiem.Administracyjnie!... —Acha.Dlaczegóżtopanakują?... —RobiącochcąCzytodlanichistniejeprzepis,alboprawo!?

Nawetwłasnychpostanowieńnieszanują...

 —To prawda.Wiadomo—mungały!... A pan niechw krokstąpa,wkrok,tobędzielepiejiść...—pouczałgo.

 Gdy znaleźli się na obszernym dziedzińcu przesyłkowegowięzienia, już byli prawie znajomi i kryminalista dałGawarowiszeregcennychwskazówekoNajłatwiejszymsposobiezdobycia

Page 10: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

sobie miejsca na pryczy, o porządku oraz ilości wydawanych

racyjpożywienia,omożliwościwysłanialistudomiasta.

 — Niech mi go pan da, a ja już dostarczę. Za pieniądzeidjabliskaczą!

 —Niemampieniędzy.Odebralimil —Notopanuprzyślązdomu.Bezpieniędzytotuźle...Niech

pan napisze „gryps“; jak panu przyślą, to pan za przesyłkęzapłaci.

 Gawarzgodziłsięinapisałparęsłówdorodzicównaskrawkupapieru,jakimuuprzejmiedostarczyłjedenzsąsiadów.

 Żałowałwkońcu,żegorozłączonoznowymiznajomymi,aletych jako skazanych sądownie poprowadzono do innej kaźni,ajegodoinnej.

 Znalazł się w obszernej, niskiej izbie z bielonemi wapnemścianami,oświetlonejdużemizakratowanemioknami.Pośrodkuciągnęły się w dwa rzędy wielkie i dość wysokie prycze, naktórych siedział i leżał więzienny tłum siermiężny. Rojearesztantów, rozmaitego wieku i powierzchowności wypełniałyrównieżprzejściamiędzyścianami ipryczami;niektórzystojącrozmawializesobą lubchodzilizkątawkąt jaksennemuchy,inni siedzieli na ziemi, mając u boków swe worki i węzełki.Niemałoteżmieściłosiępodpryczami;zbrudnychpanującychtam cieni wystawały nazewnątrz szeregi łapsk obutychw zabłocone, koślawe buciory oraz rude więzienne chodakiitrepy.

 Zaduch, gwar głosów, niemrawy ale nieustanny ruchoszołomiły młodzieńca. Stał bezradnie niedaleko wejścia,szukającspojrzeniemwolnegokącika.Niktnaniegoniezwracałuwagi. Sam nikogo tu nie znał i nikogo ze znajomych nie

Page 11: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

spodziewał się spotkać. Jeżeli nawet byli tu jacy koledzy

zcytadeli lubPawiaka,towątpliwarzecz,czyoni jegoalboonich zdołaliby poznać, gdyż nigdy przecie nie mieli możnościdobrze się sobie przyjrzeć. Oględziny przez okno więziennew czasie spaceru lub przez szparkę we drzwiach w chwiliprzejściaprzezkorytarzpozostawiałyzbytmglistewspomnienia.Postanowiłmimotopo=szukaćich.

 — Czy niema tu czasem politycznych? — spytał jakiegośdrabawwięziennymchałacie,stojącegonieruchomopodścianą.

 —Jakponmówi?...Politycni?...Nieznom...niesłysałem.Jonietutejsy...—odburknął,niezmieniającpozycji.

 —Acopanchceodpolitycznych?...Panskąd?...Jaksiępannazywa?... Pan sam też polityczny?... Czego panu trzeba?...Może ja panu mogę co zrobić?... — zwrócił się do niego,zatrzymującwprzejściu,czarniawykudłatyżydek.

 Gawarnieodpowiadał,mierzącnieufnemspojrzeniembrudnątwarzibiegająceoczkipo«średnika.

 —Nu,niemówipan, toniechpanniemówi!To i janicniepowiem...Amożejasamjestempolityczny...No,cojest?...Copan tak patrzy?... Teraz polityczni różni bywają... O wa! Jawidziałem takich politycznych, co czytać nie umieją... Ja panuprawdępowiem:widzi pan tegopana tamwkącie, to on jestpolistyczny...Niechpandoniegoidzie!...

 Odszedł, kiwając głową i kryjąc uśmiech w rozczochranejbrodzie.

 Gawar spojrzał wewskazanym kierunku, ale wcale się tamniespieszył,gdyżstojącytamosobnik,wysoki,rudy,piegowatyŻyd w żółtoczarnym, kratkowanym kostjumie marynarkowym,wcalewnimniewzbudzałzaufania.Opowiadałcośotaczającym

Page 12: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

go aresztantom, szeroko gestykulując kościstemi łapami

iszczerzącżółtekońskiezębywzwierzęcymuśmiechu.Zieloneoczki Żyda, błyskające przebiegle w beztrzęsych czerwonychpowiekach, spotkały się;na krótką chwilkę ze spojrzeniemGawara.Podniósłwysokorudebrwi,ażmusięruszyłyodstająceuszy iwyrazwytężonegozamyśleniaprzepłynąłmupotwarzy.Potem pośpiesznie zaczął się przepychać przez tłum kumłodzieńcowi.

 — Panie Gawar, co pan tu robi?... Niech pian idzie, tu jestparę towarzyszów, razem będzie lepiej!... — wołał głośno jużzoddala

 Gawardaiemniesiliłsięprzypomniećsobie,czywidziałkiedytegoczłowieka.

 — Towarzyszmnie nie zna, ale ja znam towarzysza, bo jabyłemwtedywcyrkule,kiedytełajdakitowarzyszabiły,tylkojaniemogłem nic pomóc towarzyszowi, bo ja byłem jeden i onicałkiembymnie zabili, gdybym ja się zdradził... Nazywam sięFinkelbaum; słyszał pan pewnie, ten... od... „Umstwiennaworaboczawo!...“

 MrugnąłokiemipociągnąłGawarazarękawzasobą.Chłopakszedłzpewnemociąganiemsię,alewduszybyłrad,żewtymtłumiebudzącymwnimstrachiodrazę,znalazłchoćcieniuchnąniteczkę ideowej z kimś łączności. Coprawdao „Umstwiennymraboczym“ nie miał pojęcia, lecz uspokajał siebie, że to sąpewnie jakieś „żydowskie socjały“ — „Bund albo es-deki“,zawszelepiej,niżnic...

 Finkelbaum przedstawił mu towarzyszy, jakiegoś Wątorkai Wickiewicza, nadspodziewanie katolików i robociarzy, tęgich,posępnychibardzopewnychsiebie.Zrobilimumiejscenaziemi

Page 13: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

wrogusali,któryzajęliwyłącznienaswójużytek.

 — Niech towarzysz zdejmie worek i położy go tutaj razemz naszemi... Niech się towarzysz nie boi, my tu pokolęibędziemy mieli oko na to, żeby nie zginęły... — radził muWątorek.

 — Zaraz będzie herbata, to może się z nami towarzysznapije.Piegasjużzamówił.TotakmyFinkelbaumanazywamy,beztożepiegowaty...

 UśmiechnąłsięprzyjaźnieiodebrałzrąkGawaraworek,żebygopołożyćobokinnych.

 —Niemamanikubka,aniherbaty,anipieniędzy.Wszystkomiodebraliwcytadeli.

 —Totowarzyszzcytadeli9...TomożetowarzysztamPiorunaspotykał?...— spytałWątorek z odcieniem powagi i szacunkuwgłosie.

 —Co tamgadać!—przerwałmugwałtownieWickiewicz zeznaczącymwbokszturchańcem.

 —Napijeciesięznamiiszlus!Jużzapłacone! — Jakie mogą być rachunki między „idejnymi“ ludźmi...

Wszyscy za jedno cierpiemy... Tem więcej, że tu jeść niedestanie,ażjutro!—pocieszałgoFinkelbaum,stawiająckubkiirozkładająccukiernaoknie.

 Wkrótce aresztant-posługacz przyniósł pękaty, emaljowanyna niebiesko, imbryk, pełen gorącej wody. Zaparzono herbatęi poczęto się nią raczyć, pożyczywszy kubka dla Gawara odsąsiada.Wątorekpoczęstowałchłopcabubką,którątenprzyjąłzwdzięcznością,gdyżbyłbardzogłodny.

 — Jedzcie, jedzcie, towarzyszu! — przyzwolił kiwnięciem

Page 14: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

głowyFinkelbaum.—Chceciejajkonatwardo,otojestjajkonatwardo.

 Dziękuję,dziękuję!...Dosyćbędęmiałbukki!...Niechcęwasobjadać...Drogadaleka!

 —Otak,drogadaleka,toteżźlebędziebezpieniędzy. —Mampieniądze,alewkantorze. —He,he!—roześmiałsięŻyd.—Tojakbyehniebyło...Ich

nie wydadzą, aż na miejscu przeznaczenia. One ida przypapierachiniewiadomojeszczeczydojdą.Pieniądzezrąktych„czynodrałów“trudnowydostać...Tuzapieniądzeuważasięto,cosięmanaręku...

 —To też ja pisałemdo rodziców!— bąknął, rumieniąc się,Gawar.

 —Aa...pisaliście!...Notodobrze!...Aprzezkogo? — Przez aresztanta... Czy dojdzie aby list? — Pewnie, że

dojdzie.Wszyscytakpisujemy!—pocieszałgoWątorek.

 —Akiedynasdalejpowiozą? —Kiedy?...Każdejgodzinymogą.Tozależyodtegojaksię

zbierzepartja.Awydokądnaznaczeni0—spytałFinkelbaum.

 — Nie wiem dokładnie... Powiedziano, że na Syberję... napięćlat.

 Żydgwizdnąłzcicha. —Dobrze.Izacototak?... —Zaoświatę. —Zaoświatę?Towyście,pan,niebyliwżadnejorganizacji? —Nie!..Niebyłem—zgodziłsięostrożnieGawar. Żydpokiwałprotekcjonalniegłową.

Page 15: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

 —Jarozumiem.Tojest,żewyzateszkołypolskie...Toniejestwcalerzeczpolityczna...Totylkotakinaszgłupirząd...nierozumie, że to jest zupełnie rzecz burżujska, reakcyjna...narodowo-demokratyczna.Un, ten rząd zupełnie jestgłupi, bojakkolwiek oniby się uczyli, to oni zawsze jeszcze służyć mubędąwwalcezproletarjatem...Obajonisąnasiwrogowie!...

 — Każdy naród powinien uczyć się w swoim języku!... —broniłsięGawar.

 —Coro jestswój jeżyk?Swój język jest to ten,którego jasiędobrzenauczę...

 —Jestjęzykprzyrodzony... — Rozumie, się, jest język przyrodzony, matczyny!... —

podtrzymałGawaraWątorek.

 —Tyjesteśgłupi,Wątorek.Jaktyczegoniewiesz,totypocosię odzywasz?... Czy ty będziesz się dla tego przyrodzonegojęzykazabijał?Czyktosłyszał,żebydlaprzyrodzonego językarewolucjerobić!?Powiedz,czyjestwtemzdrowyrozum?Co?...Czy ty niemasz cośważniejszego do zrobienia... dla nas, dlaklasypracującej?...

 Tak dyskutując i rozmawiając, doczekali się wieczoru.Zapalono kopcące lampy naftowe,wstawiono do sali straszniecuchnącykubełipoprzeliczeniuwięźniówzaryglowanodrzwinacałą noc. Gwar ucichł; coraz mniej snuło się szarych postaciwprzejściachmiędzypryczami,zwiększałsięnieznośnyzaduchi coraz głośniejsze chrapanie, bełkot senny i jęki wznosiły sięi opadały wśród żółtawego zmroku na sali jak szmerrozkołysanej,cuchnącejsadzawki.

II.

Page 16: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

 CałyranekzbijącemsercemczekałGawarnawiadomośćodrodziców.Wtemrozeszłasięwieść,żedziśjeszczedużąpartję,amożewszystkichwyślądalejnawschód.

 —Nasnapewnoprzyłącządopartji,bopolitycznychnielubiątu trzymać!—zauważył, szczerząc zęby, Finkelbaum,który tęnowinę przyniósł z tajemniczej wyprawy na korytarz.— A dopananiktnieprzyszedł?Co?...

 —Nikt!...—odszepnąłGawar,czując,żeogarniagodziwnajakaśsłabość.

 —Mmcy!Szkoda!—cmoknąłżyd,rzucającbystrespojrzeniena pobladłą twarz chłopca. — Ciężko będzie panu bezpieniądzów.

 —Ech!Nic!Damsobieradę! —To pan niewie, jak to jest, a ja panumówię, że będzie

bardzoźle.Możepanmacodosprzedania,totujeszczemożnasprzedać,atamdalejtoisprzedaćniebędziemożna...

 —Niemamnic!... —Jaknie, tonie!... Janiemamw temżaden interes...Co

możnabyłopomóc,tośmypomogli...Jatopanumówię,żebezmonetyźle...Co.nie?—zwróciłsiędoswychtowarzyszy.

 — Juści, że źle! Amy sami też dużo niemamy!—wtrąciłchmurnieWickiewicz.

 —Ależ janieproszę!Dziękuję za to, cościemi jużwczorajdali... Bardzo żałuję, że oddać nie mogę. Może z miejscawygnania odeślę, adres zapiszę... — usprawiedliwiał sięzarumienionychłopak.

 Żyd gwizdnął przeciągle, ale Wątorek wmieś szał sięszorstko:

Page 17: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

 —Ot,głupstwo!....Bułkęzjadł,herbatykubekwypił,a takio to robicie rwetes... A niby to socjały jesteście!...Uspokójciesię towarzyszu, już ja to biorę na swój rachunek, a wy tamkomu innemu oddacie w potrzebiel Zgoda?! A no bywajciezdrowi, bo to może nas rozdzielą. Nie smućcie się: będziewszystko jak ma być! Nie inaczej!... Jak było tak było, a tyciągnijkobyło!...Co,nie?Bywajciezdrowi!Jużwołają!

 Istotnie klucznicy chodzili od drzwi do drzwi i wzywaliwięźniów,abywychodzilizrzeczaminapodwórze.

 Tam ustawiono ich w rzędy i starszy nadzorca wywoływałimiennie pokolei przeznaczonych do wysłania. Odstawiono ichnabok, gdzie żołnierze rewidowali im rzeczy, oglądali kajdanyizakuwaliwręcznełańcuchy.

 Gawarnasłuchiwałzciężkiemuczuciem,czywywołajągoczynie, i spoglądałz resztąnadzieikuwejściowej furcie.Wchwiliwłaśnie kiedy padło jego nazwisko, ujrzał w mgle zamętusnujących się tampostaci, czarnykapturekmatki i jej ciemnąkratkowaną chustę. Serce mu drgnęło boleśnie i radośnie,musiał jednak wyjść z szeregu i złączyć się z wskazaną mugromadą. Jeden z żołnierzy rozwiązał mu worek i jął w nimwodzićrękami,drugiwziąłzkupykrótkieręcznełańcuchy...

 A matka już go dostrzegła, już biegła ku niemu,wyprzedzająctowarzyszącegojejgrubego,czerwonegodozorcę.

 — Nu, nul... Podożdi!... Zaraz będzie! — wstrzymywali jązdobrodusznąszorstkościążołnierze.

 —Magopani!Tensam...Więcjużodchodzę!...Aniechpaniprzepustkiniezgubi,bopaniąstądniewypuszczą!...—pouczałjądozorcazminąłaskawegobuldoga.

 —Józiu,Józieczku!...Jesteśjeszcze!...Cojasięnacierpiała,

Page 18: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

co ja się namęczyła, co ja się nalatała, zanim mię do ciebie

dopuszczono!—szeptała,przypadającpiersiądoniego.

 —Zarazmięwywożą!...—mruknąłcicho. —Wiem,wiem!...Właśnie!...Niechcielimiępuścić...Donóg

padłam temuoficerowi, dopierowtedypozwolili... Ale ojcaniepuścili, on tam za bramą czeka... A co to? — spytała, nagleodstępując i spoglądając na złożone poniżej piersi ręce syna,którezdawałysięjąodpychać.

 Ból straszny zatargał jej twarzą jak wyblakłym starymłachmanem, przymknęła oczy, z których zaczęły się toczyćwielkie ciężkie łzy, poczem pochyliła się nagle i spieczonemiustami jęła całować ręce syna i okalające je plugawe żelazo.Bronił się zmieszany, przejęty palącem cierpieniem matki,czując,żełkaniezatykamugardło...

 —Matuchno,matuchno,dajpokój!..Zaraznaswyprowadzą,może i ojca zobaczę..., — gadał cichutko, chyląc głowę kugłowiematczynej...—Więccilistodnieśli?...

 —Odnieśli. —Zapłaciłaśoddawcy? —Zapłaciłam.Zebrałamwszystko comogłam.Otomasz!...

Atubułka,kiełbasa,trochęcukruiherbata...Bieliznytrochę...Niewiele, bo nie zdążyłam. Ciepłą koszulkę... Boże, tam,powiadają,strasznezimno..

 —Teraznalatoidziematuchno... —Tampowiadająilataniema,isłońcaniewidać... —Niemyśl takmatuchno... Nie tak tam źle! Tam już tylu

rodakówbyło.

 — Synu, synu, stara już jestem! Czy ja kiedy cię jeszcze

Page 19: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

zobaczę,słonkotymoje?!

 —Zobaczysz,zobaczysz...niedługo!... —Jak?... Odsunęłasięodeń ispojrzałamuwtwarzobeschłeminagle

złezoczyma.

 —Ucieknę,ucieknę!...—szepnąłcichutko. — Nie, nie!... Złapią cię, zabiją!... Bój się Boga, nie rób

tego...Jużsiedź,wycierpcałąkarę...

 —Zadługo,matuchno!...Pięćlat...Amogąjeszczedodać... — Już ty siedź cicho, już ty swoje zrobiłeś... Niech inni

teraz...Tylkosięnieożeńzmoskiewką,niezgubduszyswojej,dzieckomoje...

 —Dobrzematuchno. już dobrze—odpowiadał łagodnie.—Wrócętaki jakjestem!Będępisałdociebiezdrogi izmiejscazaraz,jaktylkobędziemożna.

 —Pisz,pisz...Codzieńpisz...Pamiętajsynu,żeduszamojaztobąbędzie...pamiętaj!...więcjakprzyjdzielistodciebie,toonajakby.

 wrócidomnie!... —Ty,stara,oddajcośprzyniosłaijużidź,boichwszystkich

zarazpopędzą!—zwróciłsiędoniejpodoficerpopolsku.

 Więc znowu przypadła synowi do piersi, tuliła go do siebierękami,aon,niemogącjejobjąć,chyliłsięjenoniezgrabniedonógkochanychitłukłokowamioziemię.

 RozłączonoichwreszcieiGawarowa,za,taczającsię,odeszłakubramie,gdziejużczekałnanią,pilnieprzyglądającsięzdałacałejscenie,podobnydobuldogadozorca.

 Do Gawara podszedł tymczasem dawny jego z łańcucha

Page 20: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

towarzyszispytałznacząco:

 —Co?Listdoszedł? — Doszedł, doszedł!... Dziękuję! Niech wam Bóg

wynagrodzi!...

 Wyciągnąłdoniegodłoń,wktórejzaszeleściłpapierek. —Bógzapłać!...Szczęśliwejdrogi!Mykatorżnicyzostajemy

tu jeszcze, ale może dogonimy was gdzie w Niżnim, albow Tobolsku, powiadają! To się zapytam o pana... Bywajciezdrowi!....

 Zdjął plackowatą, szarą czapkę więzienną i błysnąłpoczwarnieprzezpółogolonągłową.

 —Smirno!...Strojsia!...—rozległasiękomenda. Załomotałyiotwarłysięciężkiewrota. Na ulicach czekała na „partję“ gromada ciekawych, trochę

krewnych i znajomych. Gawar dostrzegł zaraz wśród nichrodziców, skinął im głową i już tak całą drogę szedłz utkwionemi w nich oczyma, a oni podążali za nim zbokutrotuarem,kiwającmugłowami idającznaki, żegowidzą,żenachwilkęnietracągozoczuiżenigdyniestracągozserca...

 Zrozumiałto;uczułwsercuulgę. Było chmurno, duszno, kropił deszcz i trudno było iść po

śliskimnierównympraskimbruku.Dobrze,żechoćnieskuliichparamijakwczoraj!...

 Szlidośćdługo. Ostatnirazspotkałsięzoczymarodzicówprzedsztachetami

dworca, gdy zatrzymali się, czekając na otwarcie bramytowarowej. Matka próbowała nawet przedostać się do niegoprzez łańcuch żołnierzy, lecz została wstrzymana. Przycisnęła

Page 21: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

więc tylkodoust ręce i posłałamuparępocałunków,aojciec

zczapkąwrękustalipatrzałnańjakzmartwiały.

 — Bądź zdrów, synu, bądź zdrowi... Niech cię Bógi Najświętsza Panienka mają w swojej opiece! — rozległ sięprzejmującyszept.

 —Bądźzdrowamatko!...Bądźzdrówojcze!... W tej chwili wepchnięto więźniów na peron i brama się za

nimizawarła.

III. Długi pociąg nawpół pasażerski, nawpół towarowy sunie

z umiarkowanym pośpiechem, jęcząc, zgrzytając, dzwoniącłańcuchami, warkocząc kołami, podskakując rytmicznie naspoidłach szyn. Przed stacjami zwalnia, gwiżdże; na stacjachstoi długo, zacichły, jakby ogłupiały po niedawnym pędzie,podczas, gdy dookoła niego tu i tam rozlegają się marudnegłosyinawoływaniasłużbykolejowej.

 Waresztanckichwagonachzaduch,brud,ciasnota. Zakurzone, zakratowane okna sieką z zewnątrz gęste

imocnesznurydżdżu.

 Gawar patrzy w ten szary kwadrat światła, przyćmionyszarugą, gdzie ledwie w zarysach majaczą puste wstrętnemartwe place przystacyjne, suną niby wstęgi kinematografuciemne smugi lasów, plamynagich jeszcze pól, białawekubikichat wioskowych, szpalery przydrożnych drzew i... słupytelegraficzne,słupytelegraficznebezkońca...natleołowianegonieba.

 Gawar patrzy na nie dość obojętnie, choć rozumie, że nie

Page 22: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

ujrzy ich długo... może nigdy. Ale wszystko w nim zbyt jestrozbite,roztrzęsione,abycośjeszczemogłozwiększyćjegobólwewnętrzny. Z trudnością zbiera myśli rozproszone jak stadogołębi, z trudnością trzyma się nieruchomo na miejscu,podrywanyprzeznierówneiszarpiąceuderzeniaserca...Cieszysię, że już ma spokój, że już się „to wszystko“ skończyło,a jednocześnie łkawnim jakiś szlochniewstrzymany i spływawwirze jegodogłębizmąconychuczućwidmobladej,zbolałejtwarzy matczynej i postaci ojca, ogłuszonego, stojącego bezruchuopodalzczapkąwręku...

 —Ucieknę!—powtarzasobiezuporem—ucieknę!... Ogląda się po wagonie jakby zaraz to miał uczynić.

W kłębach dymu tytuniowego widzi wszędzie szare twarzei szarearesztanckieubiory,doktórychsięprzyzwyczaił;gęstosiedzą ludzie na ławach, a na półkach i po kątach leżą grudyszarych worów i węzłów. Przy drzwiach w obu końcach stojążołnierze,tacysamiszarzyjaktłumwięziony,ztakiemisamemiprostackiemi twarzami, oparci na karabinach z najeżonemibagnetami.

 Milczące przygnębienie pierwszej chwili odjazdu minęłoRośnieszmergłosów,zmieszanyzcichymbrzękiemłańcuchów,z chrobotaniem i postukiwaniem naczyń blaszanych: kubków,czajników,menażek.Tuiowdziewybuchająurywanerozmowv,wykrzykniki, tłumione śmiechy. Są i tacy, co wyciągnąwszychleb,kiełbasęlubserzzawiniątek,posilająsięspokojnie.

 Gawarpatrzyłnanichwszystkichzgłębokąodrazą.Czułsięwśród tego tłumu zupełnie samotnym, a jednak ten tłum byłdokoła niego, szemrał, poruszał się, żył, dolegał mu jaknatarczywe brzęczenie owadów choremu, przeszkadzał jego

Page 23: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

myślom smutnym lecz silnym, jego uczuciom wzburzonym,płynącym z nieznanychmu źródeł i głębin— przeszkadzał imdojrzeć, spoić się, ugruntować i dać mu pewną podstawę dosądów, do postanowień, do tak upragnionego spokoju...Wszystko więc w duszy musi pozostać jak dotąd, poruszoneiniewyraźne,nieśpewne jakzaoranaporazpierwszynowina,chociaż ból ogromny, co przeszedł tam jak burza, pozostawiłwiększąniżkiedykolwiektęsknotędojasności...

 Gęstniał dym tytuniowy, gęstniał zmrok, gęstniał zaduch.Gawarztrudemoddychał,paliłogonieznośnepragnienie;więcz imbrykiem w ręku przedarł się przez ciżbę już na nocukładających się aresztantów w koniec wagonu, gdzie przydrzwiach lokowali się żołnierze komwoju, oblegani przezaresztantów proszących natrętnie i przypochlebnie o kupnow bufecie na stacji papierosów, chleba lub wody gorącej doherbaty...

 Tu królowałwszechwładnie tęgi kościsty podoficer z jasnymkonopiastymwąsikiemnadgrubemiwargami.

 — Za późno!... Czegoś czekał?... Zaraz ruszamy!... Naprzyszłej stacji! — odburknął na nieśmiałą prośbę Gawaraokupnogorącejwody.

 —Adlaczegonierozkuty?...—zwróciłsięwbokdożołnierza,prześliznąwszysięwzrokiempozakutychrękachGawara.

 —Niewiem,SpirydonieFerapontowiczu...—Niepowiedział. — Dlaczegoś nie powiedział? Języka w gębie nie masz?

Okażdymzwaspamiętaj!...—huczałpodoficer.

 —Niepodchodziłnikt,niepytał...—broniłsięchłopak. — Jeszcze się pytać każdego z was trzeba!... Wezmę i za

Page 24: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

karęzostawięciętakdojutra...Zobaczyszjakietosmaczne.

 — Polityk pewnie, dlatego nie wiedział... — łagodził jedenzkonwoju.

 — Wszystko dla mnie jedno — polityk nie polityk!...Powiedziano w przepisach: w czasie drogi z ręcznych kajdanrozkuć,torozkuć.Jaroszkabierzkluczeiotwieraj!...

 Taksięskończyłahistorja,którawzasypiającymjużwagoniepowszechnewznieciłazainteresowanie.

 —Dlaczegonieprosicie,żebywasprzeniesionododrugiegowagonu, tam są politycy. A tutaj wy sami jedni! — radziłGawarowi dobrodusznie żołnierz, który mu przyniósł nanastępnejstacjiimbrykwodygorącej.

 — To można się przenieść?... — spytał chłopak, wsuwającdoradcydrobnąmonetę.

 —Można. Wszystko zależy od starszego— on tu pan. Aleteraz to może już nie warto. Nasz się na was rozgniewał.PoprościewMińskupozmianiewarty.

 Józefowinieśpieszyłosię;czułsiętakbardzoznużonym,żewszelkie obcowanie z ludźmi wprost go przerażało. Musiałbyodpowiadać na pytania, zadawać je, wnikać w cudzemyśli—niemiał siłna to iochoty.Postanowił zostaćdo rana;miejscezajmowałdobreprzyoknie, skądprzez szpary ciągnęło trochęświeżego, chłodnaweego powietrza. Podsunął sobie worekz rzeczamipod łokieć i spróbowałusnąć.Wtemdrab,siedzącyobokniegonaławie,szturchnąłgowbok.

 — Panie, mech pan te rzeczy z pod siebie zabierze, to tubędziemożnasięwyciągnąć!

 —Gdzieżjepodzieję?

Page 25: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

 —A gdzie pan chce: na półkę pod ławkę, albo tamw kąt,gdziepanchce!Tunasiedzeniuniemiejscenanie.

 Józefwstałispróbowałrzeczywsunąćnapółkę,leczstamtądwychyliła się natychmiast rozczochrana głowa z głośnemprzekleństwem:

 —Czegopchasz?...Niepchaj!...Niewidzisz,żezajęte?! Opuściłwięcrękęztobołkiemnadółichciałgowetknąćpod

ławkę, ale stamtąd wychyliła się głowa, tym razem nawpółogolona i grube mocne ręce, które gwałtownie odepchnęłyzpowrotemjegoworek.

 Na podłodze między ławkami olbrzym w szarym chałacieszykował się do snu, układając starannie pod głowę kupęłachmanów.

 Józefrozglądałsiępowagonie,oświetlonymmdłymblaskiemlampnaftowychiwszędziewidziałwyciągnięteciała,pochylonekarki, wsparte na poręczach głowy, ale nigdzie kawałeczkawolnegomiejsca.Niemiałwięcgdzierzeczyumieścić!

 Tymczasem sąsiad, korzystając z nieobecności Józefa,wyciągnąłsięnasiedzeniu,zajmująccałąławkę.

 Podkulił tyle tylko zakute w kajdany nożyska, że skromnafigurka,mieszczącasięnadrugimkońcuprzyprzejściu, ledwieutrzymaćsiętammogła.

 Dla Józefa nie zostało ani cala miejsca. Ale przebrała sięmiarajegocierpliwości.Tumanwewnętrznejrozterkiopuściłgonagle, wróciły siły i energja. Po króciuchnym namyśle położyłworekwprost na szerokiej twarzy, bielejącej na dawnem jegomiejscu.

 — Co robisz, szczeniaku? Nie widzisz, że śpię?— krzyknął

Page 26: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

aresztantizrzuciłworeknawyciągniętegowdoleolbrzyma.

 — Odknaj, odknaj, mały, z dobrej woli!... — Mówię ci zespokojem!...

 —Tomojemiejsce,proszęsięusunąć!—nastawa!Józef. — Proszę, nie proszę... A gdzie jest prosie?... Kogo nie

proszą, tego kijem wynoszą!... — przedrwiwał go zuchwałysąsiad.

 Już zamierzał Józef, pomimo wstrętu do wszelkich skarg,zwrócić się do konwoju o interwencję, gdy chuderlawyaresztant, drzemiący na przeciwnym końcu ławki, pchniętyniespodzianie kulasami rozgniewanego dryblasa, kiwnął sięispadłzwielkimhałasemnapodłogę.

 —Ajwaj!...Cotojest?...Rozbój!...Paniekonwój!... Jeden z żołnierzy, którzy również już układali się do snu,

uniósłgłowęnadporęcząprzedziałuihuknąłgroźnie:

 —Cichotam,parchy!...Jawasnauczę... —On tuwszystkichpowyrzucał.On tu całemiejsce zabrał,

on tu leży jak hrabia, a pan polityczny nawet stoi!... Czy toporządek,paniekonwój?...

 —Nu, nu!...Dosyć!Wszyscy siedziećmają, takie prawidło!Słyszeliście!...

 — Właśnie, panie służba. Ja im mówię, żeby pokolei spaća oni niepotrzebnie hałas robią, te żydy... — tłumaczył sięwyciągniętynaławiearesztant.

 Widząc jednak, że Józef nie myśli ustępować i pcha dalejswój worek na dawne miejsce, podniósł się, usiadł i mruczącprzekleństwa,zrobiłmumiejsce.

 — Śmierci na was niema, cholery, polityki. Wieszaćby was

Page 27: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

wszystkich!

 Żydek skorzysta! z położenia, rozsiadł się zaraz wygodnieispróbowałzadzierzgnąćzGawaremmocniejnićporozumieniaprzeciwwspólnemuwrogowi.

 — Nie warto spać. Niedługo Mińsk, a tam będzie srogarewizja.Przedrewizjątotuzawszekradną.Trzebapilnować.Jamyślę, że lepiej spać we dnie, to i miejsca więcej będzieispokojnie.Aterazlepiejsiedzieć.Panskąd?...CzypanzsamejWarszawy?

 —Tak,zsamej!—odmruknąłmuJózef. Znużenie zmogło go, nie mógł wykonać rozsądnej rady

żydka, oparł głowę na trzymanym pod łokciem worku,zdrzemnął się, a następnie ukołysany miarowym ruchempociągu zasnął tak mocno, że nie obudził go nawet ciężarsąsiadawalącegosięnańzbokuichrapiącegonadsamymjegouchemjakstarerozbiteorgany.

KoniecWersjiDemonstracyjnej

Page 28: Wacław Sieroszewski · OD AUTORA. Powieść ta oparta została na materjałach, zebranych przeze mnie w czasach rewolucji od 1905 do 1908 roku oraz ze wspomnień moich wędrówek

Dziękujemyzaskorzystaniezofertynaszegowydawnictwaiżyczymymiłospędzonychchwilprzykolejnychnaszychpublikacjach.

WydawnictwoPsychoskok