24

Click here to load reader

Wal Pomorski i uplyw dzialan bojowych

Embed Size (px)

DESCRIPTION

A private article about Wał Pomorski in WWII.

Citation preview

Page 1: Wal Pomorski i uplyw dzialan bojowych

Uwagi nt. Bitwy o Wał Pomorski

w obszarze działania 4 polskiej Dywizji Piechoty w lutym 1945r.

Spis treści str. 2 Przedmowa 3 Wydarzenia oraz rozwój wypadków przed stycznością

z nieprzyjacielem na północ od jeziora Dobrego (DaberSee) 5 Odcinek dbice orzyca (Stabitzoritzberg) 7 Wsparcie artyleryjskie po stronie niemieckiej 7 Początek kontaktów z nieprzyjacielem i pierwsze walki

na północ od jez. Dobrego dnia 4.2.1945r. 9 Przełamanie 1., rankiem 5.2.1945r. 12 Przełamanie 2. (ostateczne) 5.2.1945r. 15 Sprawozdania bojowe z 2. (ostatecznego) przełamania 16 Podstawowa struktura Bitwy o Wał Pomorski 19 Odwrót z Wału Pomorskiego 20 Uwagi dodatkowe

3 mapy wycinkowe

Arno Hedtke z uwagami nt. Bitwy o Wał Pomorski

w obszarze działania 4 polskiej Dywizji Piechoty w lutym 1945r.

Page 2: Wal Pomorski i uplyw dzialan bojowych

2 Przedmowa

Jako 19-letni podchorąży Szkoły Artylerii w Groß Born byłem naocznym świadkiem przełamania głównej linii Wału Pomorskiego przez 4 polską DP. Począwszy od roku 1976 wielokrotnie odwiedzałem stanowiska ówczesnych walk. Już przed kilku laty zacząłem się bliżej interesować polską historią, jej dziedziny specjalne niedostępne są jednakże czytelnikowi niemieckiemu nie znającemu języka polskiego. Zmuszony więc byłem przyswoić sobie język polski w niezbędnym zakresie, jego znajomość przydała mi się także w trakcie późniejszych podróży do Polski. Punktem kulminacyjnym wspomnianych podróży był udział w uroczystościach z okazji 50 rocznicy zakończenia wojny w Zdbicach (Stabitz) 6 maja 1995r. W ich trakcie doszło do podjęcia decyzji o tym, aby zapobiec pójściu w niepamięć wspomnień i dokumentów, które mogą rzucić światło na działania wojenne na Wale Pomorskim z niemieckiego punktu widzenia. Opis tych wydarzeń opiera się w pierwszym rzędzie na moich wspomnieniach osobistych, następnie na świadectwie innych byłych członków pułku w którym służyłem, a także na "Sprawozdaniu bojowym z akcji bojowej 4 pułku podchorążych na Pomorzu w dniach 20.1.1945r.-11.3.1945r." 4 pułk podch. składał się, podobnie jak 2 pułk podch., jedynie z 2 batalionów, toteż możliwe jest porównanie go z 2 pułkiem podch. w zakresie składu osobowego oraz wyposażenia. II bat. 2 pułku podch., w którym służyłem, został ponadto 6.2.45r. podporządkowany dowództwu 4 pułku podch. W niemieckim Archiwum Wojskowym we Freiburgu udało się odnaleźć niewielką jedynie ilość przydatnych dokumentów. W odróżnieniu od tego obfite materiały pochodzące z polskiego Archiwum Wojskowego oraz obszerna polska literatura dotycząca Wału Pomorskiego stanowią szczególnie wartościową podstawę niniejszego opracowania. Bez tych materiałów dokładne ustalenie współzależności pomiędzy poszczególnymi niemieckimi przyczynkami nie byłoby możliwe. Punktem ciężkości moich "Uwag..." w zakresie terytorialnym jest linia główna Wału Pomorskiego w obszarze działań bojowych polskiej 4 DP. Pod względem czasu ograniczają się moje wywody tylko do tych dni, w których mieliśmy na Wale Pomorskim styczność z nieprzyjacielem, czyli od 1 do 8 lutego1945r. Spośród polskich źródeł na szczególną uwagę zasługuje książka dr J. Miniewicza oraz mgr B. Perzyka: "Wał Pomorski", Militaria Bogusława Perzyka, Warszawa, która ukazała się w 1997r. Przy pomocy licznych map autorzy ukazali precyzyjnie system stanowisk Wału Pomorskiego oraz usytuowanie poszczególnych umocnień. Znajdującą się we wspomnianej pracy na stronie 33 numerację bunkrów przejąłem do załączonych map wycinkowych. Dzięki temu czytelnik może na stronie 24 owej książki zasięgnąć miarodajnych informacji o wielkości i charakterystyce wspomnianych przeze mnie bunkrów. Odsyłam ponadto do kilku wartościowych ilustracji fotograficznych z tej książki, dających wyobrażenie o ówczesnej, obecnie nie rozpoznawalnej już strukturze terenu. Co do opisu działań bojowych, to oświadczają autorzy na wstępie, że podane przez nich opisy walk "różnią się nieco od dotychczas prezentowanych w polskiej historiografii, gdyż wiele było tam niedomówień oraz ewidentnych ubarwień, wynikłych z chęci zaakcentowania zaciętości walk, przy lukach w meldunkach i sprawozdaniach bojowych oraz braku rzetelnych relacji uczestników". Mówią ponadto, że opierają się na badaniach naukowych, pragną jednakże uniknąć dyskusji "nad sprzecznym i mało wiarogodnym materiałem, podając najbardziej prawdopodobne fakty..."(patrz "Wał Pomorski" str. 2). Mam nadzieje, iż moje wspomnienia i wyniki moich badań stanowiły będą przyczynki wyjaśniające w tym zakresie. Aurich, listopad 1999r.

pon. opracowanie 2005r. Arno Hedtke

Page 3: Wal Pomorski i uplyw dzialan bojowych

3

Wydarzenia oraz rozwój wypadków przed stycznością

z nieprzyjacielem na północ od jeziora Dobrego (Daber-See) W nocy z 20. na 21.1.1945r. w Szkole Artylerii w Groß Born wszczęty został alarm. W ciągu 21.1., była to niedziela, w salach wykładowych wyłożona została broń piechoty, a istniejące od 3 tygodni grupy słuchaczy sformowały się w plutony liczące po 30-40 osób. Trzy w ten sposób utworzone plutony składały się na kompanię, tak więc zestawionych zostało w sumie 5 pułków obejmujących łącznie 13 batalionów. 1, 3 oraz 5 pułk podchorążych składały się z 3 batalionów każdy, natomiast 2 oraz 4 pułk liczyły po 2 bataliony. Zgodnie z informacjami "Sprawozdania bojowego 4 pułku podchor." liczebność owego pułku wynosiła w momencie wymarszu ("Ausmarschstärke"):

51 oficerów / 910 podchorążych / 10 podoficerów i 18 osób personelu stałego Uzbrojenie: 12 KM-ów 34 7 pistoletów masz.

6 793

KM-ów 42 karabiny

16 nasadek do wystrzeliwania granatów karabinowych

415 pancerfaustów 6 pistoletów sygnalizacyjnych 57 pistoletów Wymarsz do miejsc stacjonowania nastąpił dla większości jednostek w nocy z 21. na 22.1.45r. Kompania moja (2 komp. II btl. 2 pułk podch.) wyposażona była w karabin 98L oraz łącznie trzy KM-y 42 i 34, całkowita liczebność wynosiła ok. 110 żołnierzy i 4 oficerów. Wyposażeni w wymienione uzbrojenie zajęliśmy 22.1.1945r. kwatery w miejscowości Szwecja (Freudenfier) oraz miejscowościach sąsiednich. 3 kompania II btl., która następnie obsadziła odcinek Wału Pomorskiego w Zdbicach-Morzycy (Stabitz-Moritzberg), zajęła kwatery bezpośrednio w Zdbicach. Przypisany jej odcinek obronny znajdował się w bezpośrednim sąsiedztwie, toteż dysponowała ona 9-ma dniami na zapoznanie się z miejscowymi warunkami obronnymi, natomiast późniejszy odcinek działań 2 kompanii znajdował się w odległości ok. 12 km od Szwecji (Freudenfier). Dnia 1.2.1945r. doszło do pierwszego, tym razem jeszcze tymczasowego, zetknięcia się naszej 2 kompanii z nieprzyjacielem. Tego dnia przed południem ogłoszono w Szwecji alarm. Nasze czaty, usytuowane 2 km na południe od miejscowości położonej przy drodze do Wałcza (Deutsch Krone), zostały wycofane w momencie, gdy zobaczyły pierwszą jednostkę radziecką wyłaniającą się z położonego niedaleko lasu. Jednostka ta poruszała się na północny-zachód w kierunku Wału Pomorskiego. Wkrótce po tym pluton nasz opuścił wieś i krótko przed jednostką radziecką dotarł do cieśniny pomiędzy jeziorami Lubianka (Lebehnke-See) oraz Smolno (Schmollen-See). W tym czasie na północ od jez. Dobrego (Daber-See), przyszłego rejonu naszych działań, nie było jeszcze żołnierzy niemieckich. Jak z tego wynika, marsz oddziałów radzieckich i polskich był szybszy niż tego oczekiwano i obsadzenie Wału Pomorskiego przez obrońców odbyło się w ostatniej chwili. Następnego ranka kompania nasza zluzowana została przez jedną z jednostek 4. pułku podch, i wtedy dopiero rozpoczęła marsz na północ. W leśnictwie Kronerfier, na południe od Leszczynek (Fiermühl), otrzymaliśmy nasze ostateczne oporządzenie. W skład tego wyposażenia wchodziły również zapasy żywności, przede wszystkim konserwy mięsne i chleb, większa ilość granatów ręcznych, na nasz pluton przypadło około 15 pancerfaustów i zapas amunicji dla naszych karabinów oraz dla KM-ów 42. Każdy pluton naszej kompanii wyruszył w drogę osobno z opisanym oporządzeniem. Zapasy naszego plutonu złożyliśmy na "kajaku", fińskich saniach w kształcie płaskiego kajaka. Dwóch żołnierzy ciągnęło go przy pomocy dwóch pasów, a jeden z naszych towarzyszy prowadził rower obładowany pancerfaustami. I w ten oto sposób przed południem 2.2.1945r. ruszyliśmy na spotkanie 11 pol. pułku piech. Pułk ten po wielodniowych walkach i marszach zatrzymał się tego samego przedpołudnia na odpoczynek w Szwecji (Freudenfier) i około południa ruszył w dalszą

Page 4: Wal Pomorski i uplyw dzialan bojowych

4 drogę. Dotarł on do wschodniego brzegu jez. Dobrego (Daber-See) wieczorem, w niewiele godzin po tym, jak 3 pluton naszej kompanii obsadził zachodni brzeg tegoż jeziora. W kierunku północnym stykał się on z 1 plutonem pod dowództwem ppor. Bleckmanna, który obsadził odcinek długości około 600-700 metrów. My, tzn. 2 pluton pod dowództwem ppor. von Bredowa, osiągnęliśmy nasz odcinek położony na północ od 1 plutonu wczesnym popołudniem. Całej kompanii przydzielony został odcinek frontu o łącznej długości ponad 2 km. Ilość żołnierzy niemieckich w strefie 2 batalionu była bardzo nieznaczna. Z sił tych w boju było około dwóch trzecich, jedna trzecia w rezerwie. Doprowadziło to do tego, że pierwsze linie pozostawały w różnych odstępach nieobsadzone na długościach dochodzących do kilkuset metrów. Jednostki rezerwowe wprowadzano do działań tylko w tych miejscach, w których dochodziło do powstawania niebezpiecznych sytuacji. Po wyjaśnieniu takiej sytuacji miały one polecenie powrotu na swoje stanowiska wyjściowe, gdzie stały w gotowości do reagowania na kolejne krytyczne wypadki. Miano w ten sposób nadzieję optymalnego wykorzystania niewielkiej ilości stojących do dyspozycji żołnierzy. Postępując zgodnie z tym II btl. 2 pułku podch. ustawił na odcinku frontu o długości przekraczającej 4 km 2 kompanie w pierwszej linii oraz około 1 kompanii w rezerwie. Jak z tego wynika, na 1 km długości frontu przypadało 0,75 kompanii. Do kilku kompanii przydzielono niewielkie grupy okolicznego Volkssturmu, oprócz tego w ciągu następnych dni doszło jeszcze kilku żołnierzy, którym po odłączeniu od jednostek macierzystych udało się przebić do naszych linii. Ich ilość oraz uzbrojenie były niewystarczające, aby móc z nich utworzyć samodzielne jednostki. Pierwszym i dominującym wrażeniem, jakie mieliśmy z naszego nowego stanowiska (późniejszego miejsca 2 przełamania), był widok samotnej polany o długości około 700 m i szerokości 300 m. Otoczona zalesionymi pagórkami sprawiała na nas wrażenie płaskiej kotliny. Dzięki panującym temperaturom w zakresie 2 do 5 stopni powyżej zera całość pokryta była nienaruszonym jeszcze śniegiem. Duża ilość kałuż na dnie doliny zdradzała jednakże, iż podłoże było tam wilgotne i bagniste. Kotlina miała przebieg podłużny w kierunku północ-południe. Pluton nasz podzielony został na dwie grupy. Pierwsza z nich obsadziła odcinek położony na południowym krańcu wspomnianej polany (stanowisko A), druga natomiast na krańcu północnym (stanowisko B) Dzięki temu mogliśmy, przynajmniej w dzień, kontrolować ową dużą i przejrzystą przestrzeń z obu stanowisk. Ja osobiście wchodziłem w skład stanowiska południowego, na którym rozlokował się też dowódca plutonu ppor. von Bredow. Poniżej obszaru naszych okopów natrafiliśmy na niewielki bunkier betonowy (13)6. Służył on zapewne jesienią jako pomieszczenie ochronne i do odpoczynku tym ludziom, którzy pracowali tutaj przy wykonywaniu robót budowlanych i okopów, gdyż w jego wnętrzu znaleźliśmy jeszcze nadgniłą w międzyczasie podściółkę ze słomy. Nie było w nim żadnego uzbrojenia lub innych urządzeń. W odległości ok. 70 m na południe od niego znajdował się bunkier (13)5 z zainstalowanym na stale KM-em 08/15. W trakcie późniejszych walk nie zajęliśmy żadnego z wymienionych bunkrów. Z punktu widzenia ówczesnych uwarunkowań były one dla nas nieprzydatne z uwagi na ich położenie poniżej okopów strzeleckich oraz ograniczony zakres strzałów równolegle do przebiegu linii frontu. Ich położenie oraz szczeliny strzeleckie były tak usytuowane, że bunkry te mogły jedynie wspierać obsadę okopów ogniem flankującym ponad bagnistymi dolinami w kierunku północnym i południowym. Same bunkry nie wchodziły w grę jako ośrodki obrony. Niewielka ilość około 17 żołnierzy na stanowisku A przy bunkra (13)6, a w szczególności KM 42, pozostać musiała w położonych powyżej okopach, aby dać im możliwość kształtowania prowadzonej z nich obrony czołowej w sposób jak najbardziej ruchomy i skuteczny. Po rozpoczęciu działań bojowych dnia 4.2.45r. bunkier (13)5 nie wchodził już w skład wspomnianego stanowiska. W trakcie następnych dni i nocy nie zajmowali się nim ani nasi ludzie, ani też przeciwnik. Całkiem inaczej kształtowała się sytuacja w odniesieniu do bunkrów (13)4 oraz (13)3. Wraz z położonymi bezpośrednio za nimi okopami strzeleckimi zajmowały one dominującą pozycję na wysokości dochodzącej do 15 m ponad łatwym do

Page 5: Wal Pomorski i uplyw dzialan bojowych

5 kontroli, rozległym przedpolem. (Patrz zdjęcie nr 111, dr J. Miniewicz i B. Perzyk: "Wał Pomorski".) Z uwagi na sytuację ogólną 11 pol. pułk piech. udać się musiał na stanowiska oczekiwania położone na wschód od jez. Dobrego (Daber-See) oraz dalej na północ, i 3 lutego stał w gotowości w odległości nie większej od 2 km od naszych stanowisk. Dzięki temu oczekiwaniu mieliśmy czas na dokonanie istotnych przygotowań do czekających nas 4 lutego działań bojowych. Należało do nich przede wszystkim zniszczenie trzech mostów nad bezimiennym strumieniem (Drogenfließ). Są to oba mosty ukazane na mapie 1:25.000 w rejonie stanowisku południowego i północnego oraz dodatkowo nowy most powyżej spiętrzenia w pobliżu bunkra (13)6. Ostatni z nich należał do nowo położonej drogi przebiegającej wzdłuż wschodniej krawędzi kotliny, jej przebieg rozpoznać można dobrze do dnia dzisiejszego, droga ta nie była jednak jeszcze naniesiona na mapach z 1944r. W ostatnich dniach stycznia oddziały minerskie jednostek saperów dokonały wysadzeń lub ich przygotowania tylko w rejonie dróg głównych, do naszych stanowisk jak i do odcinka Zdbic-Morzycy (Stabitz-Moritzberg) nie dotarł żaden z nich. Most w rejonie stanowiska B stał się po 5.2.45r. głównym przejściem dla wielu dywizji 1 AWP i dzięki temu, iż był nienaruszony, stanowił ważny argument przy wyborze miejsca przełamania. Nienaruszony pozostał również nowy most w pobliżu bunkra (13)6, powyżej spiętrzenia. Oddziały nasze nie dysponowały ani ładunkami wybuchowymi ani minami, nie mieliśmy nawet siekier ani łopat, jednymi naszymi narzędziami były bagnety i kilka małych saperek składanych. Stanem tych mostów nie zajmowaliśmy się w poważny sposób, traktując nasz położony w tym samotnym obszarze leśnym system frontu jedynie jako linię bezpieczeństwa i wychodząc z założenia, iż nie należy tutaj oczekiwać większych działań bojowych.

Odcinek Zdbice-Morzyca (Stabitz-Moritzberg)

3 komp. II btl. 2 pułku podch. stacjonowała w obszarze Zdbic w gotowości obronnej. Dotarła ona tutaj 22.1.45r., na cztery dni przed ewakuacją ludności cywilnej. Około jedna trzecia kompanii rozdzielona została natychmiast na poszczególne stanowiska położone poza wsią. Najdalej wysunięta czujka licząca 8-9 żołnierzy znajdowała się w Pławiach (Hoppenmühl), 4 km na północ od Szwecji, przy drodze do Nadarzyc (Rederitz). Licząca 10 żołnierzy grupa zajęła jeszcze pierwszego dnia linię bunkrów składającą się z bunkrów (12)4 oraz (12)3 od młyna Dobrego (Dabermühle) na południe. Bunkry te udało się ogrzać oraz zapewnić ich zaopatrzenie ze wsi. Linia bunkrów od bunkra (12)6 do jez. Dobre znajdowała się aż do 4.2.45r. pod ochroną kilku miejscowych ludzi Volkssturmu. Licząca około 70 żołnierzy reszta kompanii pozostała we wsi do 4.2.45r. Stanowisko dowodzenia kompanii wraz z dowódcą kompanii oraz licząca 4 osoby grupa do dyspozycji jej dowódcy zakwaterowana została do 8.2.45r. w Folwarku Dobra (Vorwerk Daber). Wyposażenie 3 kompanii było zasadniczo takie same jak 2 komp., przylegającej do niej bezpośrednio od północy. Oznaczało to: nie więcej niż 3 KM-y 42 lub 34, zwykłe karabiny 98L, kilka automatycznych karabinów szturmowych, granaty ręczne, pancerfausty, brak było jednak granatników. Uzbrojona w ten sposób kompania obsadziła również linię frontu o długości około 2 km. Rozciągał się on od podstawy półwyspu jez. Zbiczno do południowej części jez. Dobrego, w części środkowej znajdował się umocniony przesmyk o szerokości ok. 1200 m. Dowiedzione jest istnienie jednego tylko zainstalowanego na stałe i sprawnego karabinu maszynowego starszego typu w bunkrze (12)6. Stanowiska te nie dysponowały działami, nawet typu lekkiego. Główna siła niemieckiej obrony oparta była na korzystnych warunkach terenowych oraz dobrze dopasowanych umocnieniach. Mimo to odparcie większego natarcia przez niewielką ilość niedostatecznie uzbrojonych obrońców byłoby niemożliwe.

Page 6: Wal Pomorski i uplyw dzialan bojowych

6 Zajęcie niedużej ulicówki Zdbice (Stabitz) ciągnącej się około 1500 m przed linią Wału Pomorskiego w niewielkiej odległości wzdłuż północno-wschodniego brzegu jez. Zdbiczno nie dawało obronie owego odcinka Wału Pomorskiego żadnych korzyści taktycznych, wręcz przeciwnie, stanowiło by jedynie dodatkowe obciążenie. Mimo to wioski tej nie oddano przeciwnikowi bez walki, gdyż prezentowała ona dobrą możliwość do stawiania tzw. "oporu odwlekającego". W tym konkretnym przypadku oznaczało to: obrońca oczekuje w przygotowanej osłonie na nacierającego, stara się sprawić mu dotkliwe straty i wycofuje się w razie gdy grożą straty własne. Wykorzystywać należy przy tym przemyślnie możliwości wymijania i wycofywania się. Warunki terenowe w Zdbicach nadawały się doskonale do przeprowadzenia takich działań. Zbliżanie się nacierających było utrudnione, obrońcy otrzymywali wsparcie ze strony skrzydeł z półwyspu, a krótka odległość wycofywania się do głównej linii Wału Pomorskiego oznaczała niewielkie jedynie ryzyko. Ten sposób obrony miejscowości był uprzednio ćwiczony oraz został przygotowany poprzez wykonanie dołów-kryjówek itp. Tak więc walka o Zdbice odbywała się po stronie niemieckiej przy założeniu, iż wieś trzeba będzie tak czy tak oddać, ale kiedy i jak to nastąpi, zależało od okoliczności walki. Z uwagi na to od początku wykluczone były wytrzymałość oraz zawziętość w walce. Po stronie polskiej natomiast zdobycie wioski było warunkiem umożliwiającym podciągniecie własnych oddziałów do linii Wału Pomorskiego pomiędzy jeziorami Zdbiczno i Dobre W tych warunkach doszło 3.2.45r. do pierwszego polskiego natarcia, które ponowione zostało w dniu następnym i które w konsekwencji doprowadziło do opuszczenia wsi. Zrealizowany w rzeczywistości "opór odwlekający" okazał się ryzykownym przedsięwzięciem. Dr Valentin Leitgeb, wówczas w składzie 3 kompanii, zapisał 4.2.1945r. w swoim dzienniku: "Zdbice / 1 zabity, 11 rannych /..." Jeżeli liczby te są zgodne z prawdą, to oznaczają one, że w następnych dniach jedna dziesiąta kompanii nie mogła być użyta do obrony odcinka Wału Pomorskiego. W ciągu kolejnych dni doszło na linii Wału Pomorskiego do wielokrotnie ponawianych lekkich natarć sił polskich oraz do pojedynków ogniowych na broń piechoty, prowadziły one po stronie niemieckiej do nieustannego napięcia panującego tak w nocy, jak i w dzień. Do większego natarcia, przykładowo siłami batalionu, do dnia wycofania się 3 kompanii dnia 8.2.45r. nie doszło. Jako obrońcy Zdbic podawane są w polskiej literaturze Wału Pomorskiego 2 kompanie Waffen-SS i około 100 żołnierzy Volkssturmu. Jednakże meldunek bojowy Nr 29 4 pol. DP z 5.2.1945r., czyli z dnia następnego po zdobyciu Zdbic, nic o tym nie wspomina. Podawano w nim: "... Na podstawie zeznań jeńca ujętego w rejonie m. Stabitz stwierdzono, że miejscowości tej bronił oddział złożony ze 120 żołnierzy i 60 własowców..." Nie było tam ani własowców, ani też jednostek Waffen-SS albo Volkssturmu. Powyższe informacje pozwalają na wyciągnięcie logicznych wniosków: Meldunek bojowy 4 DP Nr 28 z 4.2.1945r. podaje wielkość strat niemieckich powstałych w trakcie obrony Zdbic w ilości 37 zabitych i około 50 rannych. W takim przypadku większość chorążych stawiających tutaj wytrwały opór musiałaby leżeć zabita lub ranna w tej miejscowości. Każdy z nich nosił na mundurze oznakę swojego stopnia, a w kieszeni książkę uposażenia. W takich warunkach identyfikacja niemieckiej jednostki nie sprawiałaby żadnego kłopotu. Jej tożsamość pozostała jednak nieodkryta; wynika z tego, iż żaden z obrońców nie wpadł w polskie ręce, czy to zabity, czy ranny, czy też jako jeniec. Prof. dr med. Hans Ehrhard, wówczas dowódca grupy do dyspozycji dowódcy kompanii, podaje w swoich listach następujące szczegóły: List z 12.7.1996r.:"... 4 lutego odparcie większego natarcia, zdobycie działa przeciwpancernego 3,7 cm z amunicją oraz jeńcami. Od teraz wiedzieliśmy, że za przeciwników mieliśmy Polaków! Wzięty do niewoli żołnierz polski przeszedł koło mnie, nie nadzorowany poszedł na mój znak w kierunku lasu Klebowieckiego (Klausdorfer Wald)... Zdobyczne działo ustawione zostało obok folwarku na wąskiej drodze w kierunku młyna Dobrego (Dabermühle). Nigdy z niego nie wystrzeliliśmy!..." List z 4.8.1996r: " ...Do 8.2.45r. nie nastąpiło natarcie przeciwnika na tym odcinku, na szczęście - nasza nieliczna i uzbrojona tylko w lekką broń piechoty grupa nie

Page 7: Wal Pomorski i uplyw dzialan bojowych

7 byłaby w stanie przez dłuższy czas powstrzymać poważniejszego natarcia. Zdobyte działo też by niewiele mogło pomóc..." List z 24.11.96r.: "Wraz z dowódcą naszej kompanii, jednym oficerem, oraz 3 towarzyszami mieszkaliśmy w budynku obok drogi na której stało też zdobyczne działo przeciwpancerne (...) Będąc obrońcami Zdbic nie dysponowaliśmy ani granatnikiem, ani haubicą. Tak więc nie mogliśmy pozostawić żadnego oporządzenia wojskowego (...) W tym czasie oraz później, czyli między 3.2. a 8.2.45r., nie widziałem żadnych jednostek Waffen SS ani Vokssturmu! Jeżeli były takie jednostki, to musiały one walczyć w innym miejscu..."

Wsparcie artyleryjskie po stronie niemieckiej 2 kompania, na północ od jez. Dobrego (Daber-See), w żadnym momencie nie otrzymała jakiegokolwiek wsparcia ze strony artylerii lub granatników (moździerzy). Wybuchy spowodowane były tylko odbywającymi się co jakiś czas wystrzałami pancerfaustów, które uważać można było za uderzenia ognia artylerii lub granatników. W strefie 3 kompanii koło Zdbic-Morzycy (Stabitz-Moritzberg) doszło w trakcie natarcia na Zdbice do krótkotrwałego zastosowania niemieckiej artylerii. Jedno działo wystrzeliło 6-8 granatów, po czym zaprzestano ognia wobec braku amunicji. Wspomnianym krótkotrwałym ostrzałem kierował z bunkra (12)4 ówczesny podchorąży Jochen Haukohl. Na postawione przez niego pytanie, gdzie znajduje się bateria, odmówiono odpowiedzi ze względów bezpieczeństwa. Późniejsze wsparcie artyleryjskie ograniczyło się do pojedynczych wystrzałów. Wsparcia granatnikiem nie było tutaj w ogóle. Reinhold Bickel, wówczas w 3 kompanii, pisze na ten temat - list z 5.12.97r.: "...Polskie ataki artyleryjskie i z granatników z pewnością miały miejsce, jednak widocznie nie były zbyt uciążliwe, w przeciwnym przypadku lepiej bym o nich pamiętał. Co do własnej artylerii, to chodziły u nas słuchy, że z tyłu koło Golc (Neugolz) stoi bateria dział samobieżnych ("wespen" lub "hummeln"). Osobiście niczego takiego nie widziałem. W czasie kiedy stacjonowaliśmy koło Zdbic otrzymaliśmy tylko sporadycznie wsparcie artyleryjskie: pojedyncze wystrzały, a i te rzadko..." Na południe od Zdbic przebiegał obszar obronny 4 pułku podch. Sprawozdanie bojowe tego pułku zawiera pod datą 3.2.1945r. następujący wpis: "...Na stanowisku nie ma żadnej lufy artylerii ani granatnika. Dopiero po wielodniowych staraniach udaje się strzelać jedną baterią skierowaną na Wałcz (Deutsch Krone), poprzez własnych oficerów szkoleniowych przed prawy odcinek (niem.) I btl. Przydział amunicji zawiera się pomiędzy 5-10 wystrzałami ...".

Początek kontaktów z nieprzyjacielem i pierwsze walki

na północ od jez. Dobrego (Daber-See) dnia 4.2.1945r.

Bezpośredni kontakt z nieprzyjacielem na północ od jez. Dobrego (Daber-See) rozpoczął się 4.2.1945r. po południu. Wkrótce potem, około godz. 17, jednostki 11 pol. pułku piech. przeszły do natarcia w strefie pomiędzy bunkrem (13)3 a (13)4. Natarcie to odparte zostało z bunkra (13)4 ogniem jednego KM-u 34 oraz z pozostałych stanowisk ogniem karabinów oraz wystrzeleniem kilku pancerfaustów. Części nacierających udało się dotrzeć na niewielką odległość do stanowisk, wycofali się oni w ciągu nocy. Natarcie to nie doprowadziło wprawdzie do załamania się niemieckich stanowisk, w jego wyniku dowództwo polskie otrzymało jednak dostateczny obraz niemieckiej siły obronnej, co skłoniło dowódcę 4 pol. DP gen. B. Kieniewicza do wydania polecenia powtórzenia tutaj natarcia rankiem dnia następnego. Do kolejnego natarcia doszło w nocy z 4. na 5.2.1945r., około 1 km dalej na północ, pomiędzy bunkrem (13)6 a mostkiem na północnej krawędzi kotliny. W trakcie

Page 8: Wal Pomorski i uplyw dzialan bojowych

8 popołudnia 4.2.1945r. opuściliśmy, my - tzn. obsada bunkra (13)6 - nasze stanowisko i wycofaliśmy się na znajdującą się za bunkrem i położoną wyżej transzeję. Około godz. 17 na wschodnim krańcu kotliny zajęła stanowiska i zaczęła się okopywać większa jednostka polska. W zapadającym zmroku zaczynało się ostrzeliwanie naszych stanowisk z lekkiej broni piechoty. Ogień ten rozciągał się wzdłuż całego skraju lasu, aż do stanowiska przy mostku. W naszej nieświadomości odpowiedzieliśmy podobnym ogniem, "aby nie pozostać wrogowi dłużnym". I tak toczyło się to z przerwami przez wiele godzin, po czym przeciwnik dysponował już pierwszym rozpoznaniem stanowisk naszego odcinka. Z niemieckiej zachodniej strony kotliny, między stanowiskami na północy i południu, nie padł w tym czasie żaden strzał, czyli odcinek ten o długości około 600 m musiał być nieobsadzony. Aby sprawdzić to przypuszczenie nocą w poprzek kotliny do leżącego naprzeciwko skraju lasu przeszedł silny oddział polski. Nacierał on nie jako współdziałająca całość, lecz grupami. Ponieważ w rejonie zachodniej krawędzi kotliny nie napotkano na jakikolwiek opór, ciągle posyłano tam nowe grupy. W międzyczasie zaprzestano ogólnego ostrzeliwania i mogliśmy słyszeć, jak Polacy przechodzili przed nami w odległości około 300 m z lekkim pobrzękiwaniem uzbrojenia i oporządzenia i znikali w lesie po zachodniej stronie kotliny. Niewielkie grupy rozpoznawcze przechodzące niedaleko naszych pozycji mogliśmy po głosach i odgłosach wyraźnie odróżniać od żołnierzy przeciągających w większej odległości. Dno doliny było bagniste, silne mrozy styczniowe spowodowały jednak, iż w głębi było ono jeszcze zamarznięte. Żołnierze nadchodzących jednostek, stawiając kroki powoli i ostrożnie, nie mieli trudności z przejściem przez nie, w panujących ciemnościach było to zupełnie bezpieczne. Całkowicie inaczej miała się sytuacja tych jednostek z chwilą, gdy rankiem 5.2.1945r. zmuszone były one wycofywać się tą samą drogą. Nasze stanowisko A dysponowało łącznością telefoniczną ze stanowiskiem dowodzenia kompanii stacjonującym w niewielkim budynku w odległości 200 m na południowy-wschód od leśnictwa Leżenica (Neu Riege). Meldunki przesyłane nocą (4.-5.2.45r.) z naszego stanowiska na tyły mówiły, iż nieprzyjaciel w sile 200-300 ludzi przeszedł obok nas. Liczby te były jedynie wartościami szacunkowymi, które ustaliliśmy tylko na słuch. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa liczba ta była przesadzona i wywołała z tego powodu poważne reakcje. Jeszcze nocą wyruszyły w marsz jednostki rezerwowe, a oprócz tego 4 (niem.) pułk podch., którego odcinek obronny położony był około 4-5 km na południe od naszego, otrzymał wyraźne ostrzeżenie. W sprawozdaniu bojowym 4 pułku podch. znajduje się pod datą 5.2.1945r. następujący zapis: "... Meldunek od sąsiada z lewej (pułk 2): przedostało się 200-300 żołnierzy nieprzyjaciela Rezerwa pułku skierowana zostaje do osłony lewego skrzydła ...". Ponadto wraz z nastaniem poranka sąsiadujący z nami od południa pluton (ppor. Bleckmanna) wycofany został ze swojego stanowiska i ustawiony na tyłach w lesie jako łańcuch posterunków prostopadle do przebiegu frontu. Miało to zapobiec przechodzeniu wycofującego się przeciwnika w bok przed osiągnięciem kotliny. Rankiem 5.2.45r. między godziną 7 a 8 na zachodniej krawędzi kotliny ukazały się liczące łącznie 80-120 żołnierzy grupki tej jednostki polskiej, która przedostała się nocą. Żołnierze ci usiłowali przedrzeć się z powrotem do swoich stanowisk wyjściowych pomiędzy oboma naszymi pozycjami. Wspomniana jednostka nie miała żadnej osłony, została więc wzięta w ogień krzyżowy z obu stanowisk. Odległość wynosiła około 300 m, toteż prawdopodobieństwo trafienia było odpowiednio niewielkie. Patrząc z dzisiejszej perspektywy była to jednak okropna scena. Wielu z nich, wykorzystując wypełnione wodą zagłębienia w terenie, próbowało krótkimi skokami przedostawać się do wschodniego brzegu kotliny. Na zachodnim brzegu lasu ukazał się następnie jeden z żołnierzy niemieckiej jednostki rezerwowej z meldunkiem, iż jednostka jego otrzymała rozkaz bezzwłocznego odwrotu. Nie dochodziły do nas jakiekolwiek odgłosy bitwy z okolic zachodniej krawędzi lasu lub z jego głębiej położonych obszarów. Istnieje możliwość, że jednostka polska miała rozkaz wycofywania się w przypadku napotkania na silniejszy opór. Niemiecka jednostka rezerwowa, zgodnie z naszymi ówczesnymi informacjami były to 2 plutony, powrócić musiała na przydzielone jej stanowiska gotowości, gdzie w każdej chwili mogło być

Page 9: Wal Pomorski i uplyw dzialan bojowych

9 konieczne jej wejście do walk. Zachodnia krawędź kotliny pozostała więc nieobsadzona na całej długości, tak jak w dniu poprzednim. Z obszaru tego w ciągu całego dnia 5.2.45r. również nie oddano ani jednego wystrzału. Fakty te zweryfikować można do dzisiaj. Na niemieckich stanowiskach A i B znajduje się jeszcze dużo łusek po niemieckich pociskach, natomiast w rowie strzeleckim o długości 600 m, usytuowanym wzdłuż zachodniej krawędzi kotliny, nie ma żadnych łusek, najwyżej pociski polskie, pochodzące od nacierających polskich jednostek. Przede wszystkim nocne natarcie rozpoznawcze na kotlinę wykazało, że linie niemieckie nie były obsadzone na całej długości i że brak było drugiej linii gotowej do obrony. Drugi okop, położony około 250 m za pierwszym, był również pusty. Jedyną niewiadomą pozostałą po tej nocy była siła niemieckich rezerw, jakich spodziewano się na tyłach. Nic nie stało na przeszkodzie ciągłego informowania dowództwa polskiego o wynikach rozpoznania zdobywanego przez posuwającą się do przodu jednostkę. Tak jak polska jednostka bez wielkich przeszkód posuwać się mogła przez kotlinę, tak również i łącznicy powracać mogli w kierunku przeciwnym. Sposobność do owych ruchów w obu kierunkach trwała około 10 godzin. Generał Kieniewicz, wydając tej nocy 11 pp rozkaz natarcia na stanowisko ppor. Bleckmanna, musiał już być poinformowany w pełni o takich tymczasowych wynikach rozeznania.

Przełamanie 1., rankiem 5.2.1945r. W czasie trwania opisanych powyżej wydarzeń rankiem 5.2.1945, pomiędzy stanowiskami A i B, doszło 1000 m na południe od tego miejsca do natarcia II oraz III btl. 11 pol. pułku piech. na pozycje plutonu ppor. Bleckmanna w strefie bunkrów (13)3 oraz (13)4. Ani ja, ani moi ówcześni towarzysze nic wtedy o tym nie wiedzieliśmy, dowiedzieliśmy się o tym dopiero z polskich relacji. Zgodnie z nimi rozkaz polskiego dowódcy dywizji do natarcia wydany był na godzinę 9 czasu moskiewskiego, czyli na godz. 7 czasu środkowoeuropejskiego. Godzina ta była o tej porze roku klasycznym czasem na rozpoczęcie natarcia. Mrok o świcie albo panująca mgła ułatwiają zbliżanie się do linii nieprzyjacielskich, a w chwili, gdy światło dnia świeci już w pełni lub gdy panuje niezmącona niczym widoczność, nacierający znajduje się bezpośrednio przed przeciwnikiem. W odniesieniu do "czasu moskiewskiego" patrz Zbigniew Flisowski: "Pomorze - reportaż z pola walki" Warszawa 1987, str. 63. "...Armia nasza miała czas zsynchronizowany operacyjnie z Armią Radziecką, wobec czego od wszelkich terminów podawanych w dokumentach należy od razu odejmować dwie godziny..." Natarcie obu polskich batalionów odbyło się więc niemalże jednocześnie z działaniami rezerw niemieckich skierowanymi przeciwko siłom polskim na zachód od kotliny. Tak więc między godziną 7 a 8 doszło do ruchów jednostek polskich w przeciwnych kierunkach: Jeden polski oddział wycofywał się ze stratami w kierunku z zachodu na wschód, a ok 1000 m na południe od niego oba wspomniane bataliony przekraczały polanę za liniami niemieckimi w kierunku ze wschodu na zachód, mniej więcej na wysokości bunkrów (13)3 i (13)4. Między nimi znajdował się łańcuch posterunków por. Bleckmanna, ustawiony na południe od stanowiska A poprzecznie do kierunku przebiegu frontu i głębiej w lesie. Mimo niewielkiej odległości od kotliny i przeciągających pol. batalionów doszło do krótkotrwałego jedynie kontaktu z nieprzyjacielem, w jego wyniku jeden z chorążych został ranny, zmarł on jeszcze tego samego dnia. Zgodnie z relacjami ze wspomnianego natarcia oba polskie bataliony uderzyły na jedną pozycję opuszczoną już w tym czasie - w odróżnieniu od dnia poprzedniego - przez obrońców. Niespodziewany ów fakt spowodował powstanie w polskiej literaturze nt. Wału Pomorskiego wielu przypuszczeń, tym bardziej, iż pozycje niemieckie nie zostały oddane nieprzyjacielowi, lecz tylko czasowo opuszczone. Jedyne w sednie sprawy trafne wyjaśnienie znajduje się w relacji polskiego żołnierza: Podczas gdy polskie oddziały po rozpoczęciu

Page 10: Wal Pomorski i uplyw dzialan bojowych

10 natarcia przekroczyły wysokość niemieckich rowów strzeleckich poruszając się luźnymi grupami dalej na zachód, wzrok owego żołnierza pada na otwarte drzwi stalowe betonowego bunkra - bunkier (13)4 -. Nie mogąc oprzeć się ciekawości wchodzi do środka. W bunkrze znajdują się zapasy amunicji i żywności. Żołnierz ten komentuje stan tego stanowiska w następujący sposób: "...Psuje się coś w niemieckiej maszynce, ktoś u nich tęgo nabałaganił..." (M. Laprus: "Żołnierska to sprawa", Warszawa 1976, str. 163) Niezależnie od tego, kto to spowodował, a prawdopodobnie był to dowódca 2 pułku podch. w swoim stanowisku dowodzenia w Dobrzycy, był on odpowiedzialny za to, że stanowisko to pozostawało przejściowo nieobsadzone, aby łatwiej ująć "przeciekającą" nocą polską jednostkę. Wziął on to ryzyko na siebie w nadziei, iż w ciągu tych kilku krytycznych godzin wszystko dobrze się potoczy, ale wszystko potoczyło się wręcz przeciwnie do jego oczekiwań. Swoją decyzją otworzył on drogę dwóm polskim batalionom, które przedostały się niepostrzeżenie na 4-5 km w głąb niemieckiego zaplecza, aż do jego własnego stan. dow. pułku. Wzięcie go do niewoli wraz z całym sztabem pułku byłoby teraz łatwym przedsięwzięciem, a sukces ten o mały włos nie stał się udziałem polskich żołnierzy. Przełamanie to pozostało w pierwszej chwili niezauważone, przynajmniej w odniesieniu do jego pełnych rozmiarów. O przebiegu tego natarcia pisze ówczesny starszy sierżant 2 batalionu 11 pp. i późniejszy kapitan Mieczysław Piwowar w czasopiśmie "Kronika Wielkopolski" Nr 1(80) Rok 1997 Poznań, str. 95: "...Rano 5 lutego ruszyliśmy tyralierą do natarcia i przeszliśmy na drugą stronę wąwozu. Określam to jako przejście, bo wykorzystując mgłę, pokonaliśmy wąwóz bez ostrzału ze strony wroga... Nasze przejście-przełamanie 5 lutego nie było poprzedzone nawałą czy też ostrzałem artyleryjskim, jak to utrzymują historycy bataliści... Ostrzeliwani byliśmy z prawej i lewej strony. Na wprost Niemców nie było... Nad nami znajdował się rów przeciwczołgowy i rzędy nie obsadzonych transzei i rowów łącznikowych... Gdy przyszedł rozkaz "naprzód!", przekroczyliśmy rów przeciwczołgowy i rzędy transzei... Nastąpił krótkotrwały postój i koncentracja dwóch batalionów, które przedarły się przez niemieckie pozycje. Pamiętam, jak na tym pierwszym postoju mówiono, że natarcie zostało przyspieszone celem wykorzystania sprzyjających warunków, jakie stworzyła mgła napływająca z północy wzdłuż rzeki." Przekroczona została linia telefoniczna przebiegająca od niemieckiego stan. dow. komp. do stanowiska A (ppor. v. Bredowa), nie została ona jednakże ani odkryta ani zniszczona. Pluton ppor. Bleckmanna powrócił po wykonaniu przydzielonego mu zadania na swoje stanowisko nie natrafiając tam na jakikolwiek opór. Między godz. 10 a 11 do stanowiska naszego (stanowisko A) przyszedł od południa na piechotę dowódca naszej kompanii por. Engel w towarzystwie jednego tylko podchorążego celem naocznego przekonania się o sytuacji po porannych wydarzeniach, po czym idąc okopami powrócił na południe. W tym czasie nikt z nas nie zdawał sobie sprawy ze znacznego zagrożenia, jakie powstało w międzyczasie na naszych tyłach. Wręcz przeciwnie: mieliśmy uspokajające wrażenie, iż niebezpieczeństwo zagrażające na tyłach zażegnać się udało, jak początkowo sądziliśmy, bez strat własnych. Oba polskie bataliony (II oraz III /11 pułk piech.) zebrały się po przekroczeniu Niedźwiedziej Góry (Bärenberg) oraz jednej z polan w osłonie położonej z tyłu przecinki około 600 m na południe od stanowiska A. Tutaj w kotlinie ostrzał zarówno ze strony polskiej jak i niemieckiej trwał w godzinach porannych niemalże bez przerwy, lecz zadaniem obu tych batalionów nie było "atakowanie wroga tam, gdzie się na niego napotka", lecz bezzwłoczne wdarcie się w głąb terytorium niemieckiego aż do drogi państwowej 124. Gdyby dowódca obu batalionów, major Murawicki, nie miał takiego polecenia, to pokusa zwrócenia części sił dalej na północ i błyskawicznego zlikwidowania stanowiska A byłaby dla niego zbyt wielka. Staliśmy w tym czasie na stanowisku A skierowani na północ i północny-wschód, nasze oczy i nasza broń skierowane były na stanowiska przeciwnika i wycofujących się wciąż jeszcze Polaków. Pojawienie się polskiej jednostki za naszymi plecami oznaczałoby dla nas klęskę. Bezspornym jest fakt, że przy tej niewielkiej odległości major Murawicki był w stanie na słuch ocenić pojawiającą się szansę. Mimo to nie wolno pominąć korzyści strategicznych wynikających z tego, iż udało mu się doprowadzić swoje bataliony aż do drogi państwowej

Page 11: Wal Pomorski i uplyw dzialan bojowych

11 124 nie będąc przy tym rozpoznanym przez nieprzyjaciela. Miałby na to niewielką tylko szansę, gdyby zaatakował stanowisko A. Z polskich meldunków bojowych zawierających nazwy miejscowości oraz dokładne określenia siatek map i punktów geograficznych wynika, że 4 DP dysponowała oprócz mapy w skali 1:100.000 również "mapą topograficzną 1:25.000", posiadała więc dokładne rozeznanie warunków terenowych na zapleczu niemieckim. Wydaje się rzeczą nieprawdopodobną, aby dowódca obu polskich batalionów nie dysponował taką mapą lub odpowiednim szkicem terenu. Około 1000 m za linią niemiecką bataliony przekroczyły drogę jezdną skręcającą przy Leżenicy (Neu Riege) na zachód i prowadzącą wprost do posiadłości Dobrzyca (Döberitzfelde). Gdyby major Murawicki poszedł tą drogą, musiałby w leśnictwie Leżenica (Neu Riege) zaatakować nasze stanow. dow. btl. wywołując tym przedwczesny alarm strony niemieckiej. Zamiast tego poprowadził więc swoją liczącą 800-1000 żołnierzy grupę po różnych bezdrożnych przesiekach do znajdującego się 700 m na północ od Dobrzycy mostu, i nierozpoznany osiągnął lasek, który na odcinku około 700 m graniczył bezpośrednio z drogą państwową nr 124. Z miejsca tego miał sprzyjającą okazję na wyprowadzenie pod dobrym maskowaniem nagłego ataku na nie spodziewającego się niczego przeciwnika w posiadłości Dobrzyca. Wymagało to w pierwszym rzędzie wstrzemięźliwości w działaniu oraz ostrożnego rozpoznania. Członkowie sztabu (niem.) 2 pułku podchorążych w posiadłości Dobrzyca rozpoznali Polaków jednakże wcześniej aniżeli ci ich. Rudolf Meyer, Paderborn, wówczas członek sztabu 2 pułku podch. w Dobrzycy, jako pierwszy zauważył 5.2.45r. żołnierzy polskich. Przez okno w północnej ścianie szczytowej zobaczył przypadkowo niewielką ilość obcych żołnierzy wychodzących powoli z położonego w odległości 200-300 m lasu. Jednocześnie doszło do zatrzymania odosobnionych niemieckich pojazdów wojskowych na niezbyt uczęszczanej drodze państwowej oraz do wzięcia do niewoli nielicznych pasażerów tych pojazdów. (Odręczny meldunek majora Murawickiego z 5.2.1945r., godz. 14.00: "1.) Drogę opanowałem. Zająłem obronę. 2.) Po drodze od zachodu na Golce jechał jeden samochód z amunicją i 5 żołnierzami. Samochód podbito i wzięto 4 jeńców." CAW) Wszystko to spowodowało po stronie niemieckiej wszczęcie przedwczesnego alarmu. Doszło do zawziętych walk z licznymi stratami, które rozstrzygnięte zostały na korzyść strony polskiej dopiero następnego dnia, po dotarciu dodatkowych oddziałów polskich. Ten długo i zażarcie prowadzony bój miał decydujący wpływ na dalszy przebieg bitwy. Już w dalszym przebiegu tego dnia nastąpiło "2. (ostateczne) przełamanie" przez niemiecką główną linię bojową. Oba te wydarzenia spowodowały prawie od samego początku rozdzielenie niemieckich rezerw. Musiały one walczyć pod Dobrzycą (Döberitzfelde) z oboma polskimi batalionami, które się tam przedarły, wkrótce potem zabezpieczać również wielokilometrowej długości skrzydła rejonu przebicia, a w końcu zamknąć przerwę powstałą w niemieckiej głównej linii bojowej. Dla ostatniego z tych zadań siły niemieckie były już niewystarczające. U nas, na stanowisku A, 4 km na wschód od Dobrzycy oraz 750(!) m na południe od miejsca przejścia sił polskich przez bezimienny strumień (Drogenfließ), w dalszym przebiegu dnia 5.2.45r. nie pojawiły się żadne posiłki, nie nastąpiło to też później, po dotarciu dodatkowych jednostek niemieckich. Pierwsza linia frontu była przełamana, potem zostaliśmy pozostawieni sami sobie. Bitwa rozpoczęta 5.2.1945r. koło Dobrzycy rozwinęła się 6. i 7. 2.1945r. do pełnych rozmiarów tam, gdzie się rozpoczęła, czyli w strefie drogi państwowej nr 124 i tam też została rozstrzygnięta. Przełamanie dokonane przez oba te bataliony oraz 2-gie (ostateczne) przełamanie zanotowane zostało w sprawozdaniu boj. (niem.) 4 pułku podch. wraz z podjętymi przez 4 pułk przeciwdziałaniami. 6.2.1945r.:"... Przeciwnik w sile 900 żołnierzy przedostał się u lewego sąsiada oraz zagraża pułkowi z lewego skrzydła i od tyłu. Późniejsze ustalenia wykazały, że w tym czasie doszło już do przełamania głównej linii bojowej sąsiada z lewej przez jedną dyw. Pułk ugrupował się głęboko po lewej w równoczesnej walce obronnej w rozbudowanej głównej linii bojowej. Wszyscy dostępni żołnierze włącznie ze sztabem pułku wprowadzeni zostali do walk celem zaryglowania na lewym skrzydle, aby zapobiec

Page 12: Wal Pomorski i uplyw dzialan bojowych

12 okrążeniu pułku. II btl. 2 pułku podch. bez łączności ze swoim pułkiem. Pułk 4 postawił ten batalion pod swoje rozkazy..."

Przełamanie 2. (ostateczne) 5.2.1945r.

W polskiej literaturze Wału Pomorskiego w odniesieniu do dalszego przebiegu pierwszej połowy dnia 5.2.45r. podawane są kolejne ataki na niemieckie stanowiska przeprowadzane siłami jednego lub dwóch batalionów. Istnieje zgodność co do jednego natarcia dokonanego przez I btl. 11 pułku piech. oraz II btl. 12 pułku piech. o godz. 12, zakończyło się ono niepowodzeniem i spowodowało liczne straty. Zgodnie z ogólnie panującą opinią strefa natarcia leżała w tym samym miejscu, gdzie rankiem o godz. 9 (czasu mosk.), doszło do przebicia się obu polskich batalionów. Informacje te nie odpowiadają jednakże dokładnie rzeczywistości. Po tym, jak niemiecka jednostka (pluton ppor. Bleckmanna) powróciła na swoje nie obsadzone przez przeciwnika stanowisko, w miejscu tym nie zanotowano żadnego natarcia - ani w ciągu tego dnia, ani też później. Po porannych wydarzeniach dowódca 4 polskiej DP generał Kieniewicz natychmiast rozpoczął koncentrację pozostałych batalionów po wschodniej stronie kotliny, aby z tego miejsca wyprowadzić główne uderzenie i umożliwić przejęcie przez siły polskie nieuszkodzonego mostu znajdującego się na północnej krawędzi kotliny. W miejscu tym panowały korzystniejsze warunki przeprawy przez bezimienny strumień (Drogenfließ), niż w jakimkolwiek innym miejscu na północ od jez. Dobrego (Daber-See). Decyzja ta wzmocniona została jeszcze z tego powodu, iż przesmyk kotliny wraz z mostem chroniony był wprawdzie bunkrem od północy, lecz nie od południa, jak to miało np. miejsce w przypadku bunkrów (13)5 i (13)6. W tym krótkim czasie, w jakim dotychczas kontakt z nieprzyjacielem miał miejsce w świetle dziennym, nie można było jeszcze rozeznać niewielkiej wartości bojowej owych bunkrów. W stosunku do bunkrów należało więc zachować dalece idącą ostrożność. Tutaj jednakże, z południowego wschodu, powstała okazja do przełamania linii niemieckich w miejscu najbardziej wartościowym dla polskiej strony, bez konieczności pokonania bunkrów atakiem czołowym. Na obu stanowiskach (A i B) doszło w trakcie przedpołudnia do ustawicznej wymiany ognia z broni piechoty. Co najmniej dwa razy wzmogło się to do tego stopnia, że byliśmy przekonani o tym, iż Polacy w każdej chwili ruszą z lasu do natarcia. Byliśmy ponadto pod ostrzałem z lekkich granatników. Odgłosy strzelaniny mieszały się z dochodzącymi z polskiej strony głośnymi rozkazami, które uważaliśmy za zapowiedzi nadchodzącego szturmu. Przeciwnik nie wyszedł jednak z lasu w otwartym natarciu, nie został też odparty w sposób odpowiadający normalnym wyobrażeniom, lecz zwlekał z wykonaniem natarcia i w końcu przerwał je zanim się jeszcze tak naprawdę rozpoczęło. Po tym, jak ogień przejściowo osłabł, miało się wrażenie, że po stronie polskiej doszło do przegrupowania sił zbrojnych setkami, rozkazy i okrzyki rozbrzmiewały tam i z powrotem, w jednym przypadku słychać było też głośny gwizdek trelowy. W całej kotlinie panowało silne napięcie i nerwowość, wszystko parło do akcji, ale akcja ta jeszcze nie nadeszła. Polacy uparli się na natarcie w poprzek kotliny i ani razu nie dokonali próby przejścia parowem pomiędzy bunkrami (13)5 i (13)6, chociaż natarcie tą drogą byłoby mniej niebezpieczne, niż w kotlinie (patrz dr J. Miniewicz i B. Perzyk: Wał Pomorski, zdj. nr 117. Zdjęcia pochodzą z propagandowego filmu nakręconego w końcu lutego1945r. Rzeczywiste natarcie nie miało tu miejsca). Teren w kotlinie był niżej położony, można było przejść przezeń jedynie powoli, nie dysponując przy tym dostatecznymi możliwościami krycia się. Rozkaz natarcia byłby w przypadku niewielkiej nawet ilości karabinów, wspartych jednym chociażby KM-em 42, poważną decyzją. Możliwe było to jedynie z uwagi na fakt, iż strona polska nie wprowadziła artylerii, lecz jedynie lekkie granatniki z niewielkim zapasem amunicji. Należy ponadto ponownie uzmysłowić sobie, iż krótkotrwałość dotychczasowych działań bojowych doprowadziła do tymczasowego przecenienia sił na stanowiskach A i B.

Page 13: Wal Pomorski i uplyw dzialan bojowych

13 W trakcie owych jakże nas wszystkich denerwujących i jednocześnie nierozstrzygniętych wydarzeń otrzymaliśmy około godz. 11 meldunek ze stanowiska B, iż nacisk przeciwnika stał się tam tak silny, iż proszą oni o wsparcie. Ppor. v. Bredow posłał strzelca z KM-em 42 oraz mnie jako "drugiego strzelca" na stanowisko B. Po tym jak tam dotarliśmy nacisk przeciwnika osłabł, strzały odzywały się już tylko sporadycznie. Przeciwnik również i w tym miejscu nie przeszedł do otwartego natarcia. W wąskim miejscu pomiędzy liniami oddaliśmy kilka serii aby pokazać, że jest tu w gotowości KM 42. Po upływie około godziny ukazał się łącznik ze stanowiska A, który wezwał nas z powrotem. Po dotarciu na miejsce zastaliśmy tam sytuację, która też się w międzyczasie uspokoiła. Wydawało się, że najgorsze już minęło. Poprzedniej nocy nie zmrużyliśmy oka, toteż zaraz wydzielono grupę, która udać się mogła na spoczynek. W grupie tej znalazłem się i ja, razem z większą liczbą towarzyszy udaliśmy się w dół do bunkra (13)6, gdzie wkrótce zasnąłem. Podczas snu przestraszyły nas wybuchy lekkich granatów moździerzowych uderzających w nasze stanowisko. Było to około godz. 14, w górze w okopie oczom naszym ukazał się okropny widok. Kotlina otulona była gęstą mgłą, widoczność wynosiła zaledwie nieco powyżej 50 m. W czasie, gdy na stanowiska nasze spadały jeszcze granaty 82 mm, w dalszej odległości pierwsze polskie oddziały z głośnym "hura" ruszyły na skos przez kotlinę do natarcia w kierunku stanowiska B. Z naszej strony nie mogliśmy niczego dostrzec, lecz dzięki panującym w kotlinie dobrym warunkom akustycznym można było bez trudu śledzi na słuch kierunek, w którym poruszali się nacierający. Wkrótce też z lasu na ukos od nas zaczęły wyłaniać się coraz to nowe oddziały nacierające w kierunku zachodniego skraju lasu. Nikt z nich nie miał możności śledzenia w gęstej mgle tego, co odbywało się w dalszej odległości od nich. Wszyscy słyszeli tylko ogień obronny ze stanowiska B oraz okrzyki "hura" towarzyszy dochodzące z przodu i z tyłu i z głośnymi okrzykami "hura" na ustach włączali się w ogólny kierunek natarcia. Po przekroczeniu kotliny wszyscy skierowali się na północ i rozpoczęli zwijać linie niemieckie z boku, stąd bowiem nacierający mieli mocny grunt pod nogami oraz lepsze warunki do krycia się. Ponieważ gęsta mgła oraz niesprzyjające warunki terenowe spowalniały wszystkie ruchy i przebieg walk przed stanowiskiem B, całość operacji do ustania odgłosów walk trwała niemalże pełną godzinę. Potem ze stanowiska B niczego już nie było słychać, na północ od niego odbywały się nieznaczne jedynie walki, mgła poczęła się przecierać. Większość atakujących jednostek polskich przedostała się w międzyczasie na zachodzie kotliny głębiej w las, dopiero w kilka godzin później, po zapadnięciu ciemności, niewielki oddział polski natarł z kilku stron na nasze stanowisko A. W wydarzeniach tych nie brała, jak już wspomniano, udziału cześć kompanii rozlokowana na południe od nas, lecz nasze stanow. dow. komp. w Leżenicy (Neu Riege), 2,5 km na południowy zachód od miejsca przebicia, było tym bardziej uwikłane w te wydarzenia. Ówczesny dow. grupy od dyspozycji dow. komp. podch. Heinz Jung zanotował w swoim dzienniku: "5.2.45r. Iwan na stanowisku dow. bat. i komp.". O wypadkach tych napisał on w liście z 24.3.1996r.: "...Podczas gdy poranek 5 lutego przebiegł spokojnie, wczesnym popołudniem sytuacja zmieniła się błyskawicznie. Z odległości około 50 do 60 m... rozpoczęło się ostrzeliwanie naszego stanowiska bojowego z ręcznej broni palnej. Z powodu zapadającej mgły widzieliśmy w pobliżu jedynie kilka postaci.(...) W tym samym czasie doszło też do strzelaniny wokół sąsiadującego stanowiska dowodzenia batalionu... My obaj ze stanowiska dowodzenia kompanii wykorzystaliśmy dogodną sytuację, aby przedrzeć się do stanowiska dowodzenia bat., na którym znajdowała się znaczna liczba obrońców... Przypominam sobie niejasno, że jeszcze tego samego popołudnia, po tym jak do stanowiska dowodzenia bat. dotarła większa liczba podchorążych, przebiliśmy się w kierunku Golc (Neugolz)..." W tym miejscu chciałbym się postarać o ogólny przegląd zarówno wydarzeń tego dnia, jak też ich faktycznego współdziałania. O godz. 15.00 (czasu środk.-europ.), w chwili dokonanego przełamania, walki w pobliżu Dobrzycy (Döberitzfelde) pomiędzy oboma rano przełamanymi batalionami polskimi oraz niemieckimi jednostkami rezerwowymi rozgorzały już w całej pełni. Odległość pomiędzy miejscem przełamania i Folwarkiem

Page 14: Wal Pomorski i uplyw dzialan bojowych

14 Dobrzyca wynosiła około 4,5 km. Przed południem oba wymienione bataliony przebyły drogę tejże długości, pokonując ten sam teren leśny i nie napotykając przy tym na jakikolwiek opór przeciwnika, ponieważ pomiędzy główną linią boju a terenem w okolicy Dobrzycy las był praktycznie pusty. Nie były tam usytuowane żadne dodatkowe linie obronne, stanowiska artyleryjskie czy też inne urządzenia obronne, a rezerwy niemieckie stojące o godz. 15 (cz. środk.-europ.) do dyspozycji związane były koło Dobrzycy. Gdyby oddziały polskie w tym momencie, po 2. przełamaniu, bezzwłocznie posunęły się w przód, mogły by wraz z nastaniem zmierzchu uwolnić okrążonych towarzyszy z ich niekorzystnego położenia. Wiemy jednak, że otoczone oddziały polskie jeszcze w godzinach porannych oraz przedpołudniowych dnia następnego toczyły zażarte walki obronne (patrz Kronika Wielkopolski Nr.1 (80), Poznań 1997, str.98). Tak więc zostały one wyzwolone z owego krytycznego położenia dopiero po upływie 18 godzin od momentu 2. przełamania, lub też jeszcze później. Opóźnienie to nastąpiło nie bez powodu, opisana powyżej sytuacja mogła bowiem ulec szybkiej zmianie w trakcie tego samego jeszcze dnia lub następnej nocy. W sytuacji tej należy uwzględnić to, że w większym obszarze leśnym obrońca przysporzyć może nacierającym siłom dużych trudności dysponując niewielkimi nawet środkami. Zmusza to przezornego nacierającego do wczesnego zabezpieczenia terenu natarcia od wszystkich stron. Ponieważ w terenie leśnym rozpoznanie kształtuje się w sposób niezwykle utrudniony, celem zabezpieczenia się przed niespodziankami szukać należy bezpośredniego kontaktu z przeciwnikiem. Przedsięwzięcia takie wymagają czasu, i tak długo, jak oba bataliony koło Dobrzycy utrzymywały swoje stanowiska, realizacja tych działań przebiegać mogła w sposób bardzo gruntowny, nie narażając przy tym posuwających się w przód jednostek na większe niebezpieczeństwa. Z tego więc punktu widzenia 4 DP znajdowała się w korzystnym położeniu strategicznym, czyniąc z niego właściwy użytek. Aspekt ten nie pojawia się niemalże zupełnie w polskiej literaturze Wału Pomorskiego. Poprzez rzeczywisty przebieg wypadków otrzymuje on jednakże wsparcie do tego stopnia, iż można by sadzić, że generał Kieniewicz zarządził to wszystko w swojej mądrej przezorności lub też reagował w opisanym sensie na nieprzewidziane wydarzenia. Wiele przemawia za tym, że 1. przełamanie miało na celu przygotowanie i wspieranie pomyślnego przebiegu 2. przełamania. Oznaczało by to, że skierowanie głównego ciężaru przełamania Wału Pomorskiego na oba bataliony 11 pp dokonane zostało w sposób przemyślany i celowy. Wrażenie to zacierają jednak w literaturze Wału Pomorskiego przesadne oceny niemieckich sił obronnych w pierwszej linii boju oraz wynikająca jakoby z tego faktu konieczność przeniesienia głównego natarcia na czas wieczoru. Oprócz tego mające miejsce rankiem 5.2.45r. 1. przełamanie o nieoczekiwanie pomyślnym przebiegu przedstawiane jest w swoich wynikach jako niepowodzenie, ponieważ I btl. 11 pp nie poszedł w ślad za pozostałymi dwoma batalionami. Doprowadziło to rzekomo do powstania krytycznej sytuacji powodującej znaczne trudności w polskim dowództwie (patrz J. Śliwinski: Taktyka 4 dywizji w minionej wojnie, Warszawa 1963, str.115). Przedpołudniowe i południowe natarcia 5.2.45r. załamały się, a 4 DP nie dysponowała ponadto wystarczającą ilością broni ciężkiej. I tak całkowity obraz dnia 5.2.45r. ukazywany jest jako ciąg kolejnych niepowodzeń i niedomagań, które udało się naprawić dopiero w ciemnościach dzięki dzielności polskich żołnierzy. Dzielność ta sama w sobie nie może być poddawana w wątpliwość, można jednakże wątpić, czy przedstawiana wersja wydarzeń odpowiada ich rzeczywistemu przebiegowi i dostatecznie uwzględnia zalety generała Kieniewicza. On sam po wojnie nic na ten temat nie napisał.

Sprawozdania bojowe z 2. (ostatecznego) przełamania Wszyscy znaczący autorzy polskiej literatury Wału Pomorskiego opisują, iż natarcie, które doprowadziło do ostatecznego przełamania Wału Pomorskiego, rozpoczęło się

Page 15: Wal Pomorski i uplyw dzialan bojowych

15 dnia 5.2.45r. dopiero o godz. 18 (czasu środk.-europ.), czyli w zupełnych ciemnościach, jak to szczególnie podkreślano. Jan Śliwiński pisze w swojej książce "Taktyka 4 dywizji w minionej wojnie" Warszawa 1965, na stronie 115: "...Dowódca dywizji, znając walory naszych żołnierzy, przewidywał - mimo małej ilości artylerii wspierającej dywizję oraz braku czołgów - możliwość przełamania ufortyfikowanej obrony nieprzyjaciela jedynie w nocy...") Jeszcze dobitniej formułuje to w swojej książce "Moja pierwsza akademia", Warszawa 1974. Pisze w niej na stronie 156: "...Dowódca dywizji, obserwując przebieg walki, zdaje sobie sprawę, że obronę nieprzyjaciela można przerwać przez zaangażowanie dużych sił i środków. Jednakże nawet maksymalnie wykorzystane środki dywizji są zbyt małe w stosunku do potrzeb. Ratunek widzi on w bohaterstwie żołnierza i natarciu w nocy...". W sprawie tej istnieją meldunki dzienne 11 Armii niemieckiej (Obergruppenführer Steiner) do Grupy armii "Wisła" (Himmler) (Bundesarchiv-Militärarchiv, Bestand: RH 19 XV /3, Freiburg Breisgau) oraz przede wszystkim meldunek bojowy 4 pol. DP z 5.2.1945r.(CAW-III-49-8). Meldunek dzienny (niem.) 11 Armii na temat wydarzeń z 5.2.45r. wspomina jedynie w jednym podrzędnym zdaniu "Wdarcie się na teren lasów na południe oraz na południowy zachód od Nadarzyc (Rederitz)", bez podania konkretnej godziny lub określonej pory dnia. Po przeczytaniu tego meldunku dnia 6.2. Himmler zażądał od Steinera dodatkowego bardzo szczegółowego raportu. Trafił on do kwatery głównej Himmlera tego samego jeszcze dnia. Raport ten zawiera na temat odcinka pomiędzy Wałczem a Nadarzycami następującą informację: "...W godzinach południowych przeciwnik wykonał udane natarcie oraz przełamanie (...) które kontynuowane było do Golc (Neugolz)...Miejsce przełamania przy Golcach na wschód od Hochstet (Hoffstädt-Rudki, A. H.) oraz Haugsdorf (Iłowiec) zostało zaryglowane..." Twierdzenie, że przełamanie dotarło aż do Golc (Neugolz), nie znajduje, o ile się orientuję, potwierdzenia w źródłach polskich.

Wyjątek z Meldunku bojowego Nr 29 dowódcy 4 DP do dowódcy 1 AWP 5. 2.1945r., godz.

20. 00 (CAW-III-49-8):

"...Na rozkaz d-cy dywizji o godz. 16.50 II i III/10 pp, II/12 pp i I/11 przełamały pozycje nieprzyjaciela i posuwają się: II/10 i 1/11 - na połączenie z odciętymi batalionami II/12 - wzdłuż zachodniego brzegu jeziora na południe w celu oczyszczenia go

z wojsk nieprzyjaciela III/10 - wzdłuż zachodniego brzegu bezimiennego strumienia na północ Straty własne 20 zabitych i 30 rannych (12 pp) (...)" W odniesieniu do powyższego kilka uwag: Czas podawany jest według "czasu moskiewskiego", oznacza to, ze: Czas oddania meldunku: godz. 18.00 czasu środk.-europ. Podana godzina dokonania przełamania: godz. 14.50 czasu środk.-europ. W chwili oddania meldunku, godz. 18.00 czas środk.-europ. trwa już posuwanie się 4 batalionów. Uwaga "Na rozkaz d-cy dywizji" wskazuje na sytuację, w której dowódca ingeruje w bieżące lub zacinające się działania. Zaplanowane uprzednio i przebiegające terminowo operacje nie zawierają z reguły takich uwag. Na podanej powyżej podstawie J. Śliwiński postawił w swojej książce "Taktyka 4. dywizji w minionej wojnie", Warszawa 1965, str. 115, następującą tezę: "...dowódca 4 DP około godz. 16.00 zdecydował wprowadzić do walki drugi rzut dywizji - 10 pułk piechoty - na kierunku głównego uderzenia dywizji ..." Powołuje się przy tym w przypisku na cytowany powyżej meldunek bojowy Nr 29 dowódcy 4 DP. Co do samego przełamania J. Śliwiński twierdzi jednak, iż odbyło się ono dopiero później, w ciemnościach. Nie znając Meldunku bojowego Nr 29 przyjąć trzeba, że generał Kieniewicz nie zameldował generałowi Popławskiemu przełamania dokonanego o godz. 16.50 (czasu mosk.), lecz jedynie poinformował go, jakie myśli oraz decyzje przechodziły mu

Page 16: Wal Pomorski i uplyw dzialan bojowych

16 przez głowę o godz. 16.00 lub 16.50 (czasu mosk.). W całej literaturze Wału Pomorskiego przyjęła się jednakże bez wyjątku ta wersja. A. Jasiński: "Przełamanie Wału Pomorskiego", Warszawa 1958, strona 172: "...dowódca 4 dywizji piechoty o godz. 16.50 zdecydował wprowadzić do walki drugi rzut dywizji..." R. Dzipanow: "Walki 4 Pomorskiej dywizji. ..." Warszawa 1961, strona 81: "...gen. Kieniewicz o godz. 16.50 zdecydował wprowadzić do walki drugi rzut dywizji..." (treści takiej samej, jak u J. Jasińskiego) J. Nafalski: "Wyszli z Kijanicy", Warszawa 1965, strona 129 : "...Po przeanalizowaniu sytuacji, o godz. 16.50 powziął (gen. Kieniewicz, A. H.) decyzję, w myśl której do akcji bojowej wprowadzony został drugi rzut dywizji..." Natarcie, które o godzinie 16.50 (czasu mosk.) doprowadziło do zameldowanego przełamania dokonanego przez wymienione bataliony, nie zostało uprzednio zaplanowane i ustalone na ten czas, lecz rozkaz do jego wykonania wydany został przez znajdującego się w czołowej linii dowódcę dywizji spontanicznie, zostało ono natychmiast zrealizowane przy wykorzystaniu sprzyjających okoliczności, jakie otworzyły się w owej chwili. Inaczej brzmiące opisy poważnych wątpliwości, które doprowadziły jakoby do przesunięcia natarcia na czas wieczornych ciemności, są zmyślone. Krótko po godzinie 14 (czasu środk.-europ.) w gęstą mgłę wdarło się całymi kolumnami około 1000 żołnierzy - lub więcej. Rozlegały się przy tym coraz głośniejsze okrzyki "hura", ich siła wzmocniona została jeszcze przez echo olbrzymiego lasu na zapleczu. Nacierające kompanie i bataliony nie posuwały się w gęstej mgle zbyt szybko, z pewnością dochodziło też do tworzenia się zatorów przed głębokim do pasa, lodowatym bezimiennym strumieniem (Drogenfließ), przez którego zimną wodę wszyscy musieli przejść. W podnieceniu natarciem nie doszło jednak do żadnych przerw ani ucichnięcia roznoszących się daleko okrzyków "hura", aż w końcu posterunek B znalazł się w polskich rękach. Musiała to być podniosła chwila dla wszystkich polskich oficerów i żołnierzy - z których wielu żyje do dzisiaj - której nie zapomina się tak szybko. Jednakże żaden polski historyk ani pamiętnikarz nie wspomina tego niezapomnianego momentu.

Podstawowa struktura Bitwy o Wał Pomorski Wieczorem 5.2.1945r. wojska polskie dysponowały na naszej głównej linii bojowej przerwą o szerokości powyżej kilometra. Przełamanie rozerwało 2 pułk podch. w środku przydzielonego mu odcinka obronnego na dwie części. 6.2.1945r. głębokość przełomu wynosiła 4-5 km. Utrzymanie jednolitej struktury dowodzenia pułku poprzez tak wielką przerwę nie było możliwe, oznaczało to tym samym koniec istnienia pułku jako samodzielnej jednostki. Na południu II btl. podporządkowany został 4 pułkowi podch., a I btl. podlegać zaczął rozkazom dywizji Bärwalde. Dowódca pułku major Sachs nie pojawia się już potem w działaniach na Pomorzu. Z naszej strony nie było możliwe śledzenie rozmiarów, do jakich wspomniana przerwa powiększyła się w kierunku północnym tego wieczora oraz w ciągu kolejnych dni. Pewnym jest jednak, że poszerzanie przełomu odbywało się wyłącznie w kierunku północnym. Znajdowała się tam podstawa wszelkich działań niemieckich, tylko z tego kierunku oczekiwać można było silnych uderzeń mających na celu zamkniecie przerwy w linii frontu. Linia główna Wału Pomorskiego, od miejsca przełamania na południe wzdłuż jezior, pozostawała jednakże aż do czasu ogólnego odwrotu dnia 8.2.1945r. w niemieckich rękach. W ciągu dnia 6. oraz 7.2.1945r. nie doszło do natarcia na stanowisko A (ppor. v. Bredowa), jednakże nocą było ono pod znacznym naciskiem niewielkiej polskiej jednostki. Nie odnosiło się to do obu pozostałych plutonów na południe od nas. Prawdopodobnie przeceniono nasze siły, a polskie dowództwo zdecydowało się na pozostawienie własnych sił dla ważniejszych zadań.

Page 17: Wal Pomorski i uplyw dzialan bojowych

17 Dołączę kilka szczegółów dot. charakteru i ograniczonego zakresu nocnych walk na stanowisku A: Z powodu naszej małej liczebności nocna obrona pozycji A na całej jej długości (ok. 100m) nie była możliwa. Wycofaliśmy się więc na najbardziej korzystny odcinek transzei, skupieni na mniejszej przestrzeni mieliśmy większą możliwość współdziałania. Podejmując natarcie na naszą pozycję, Polacy zbliżali się od tyłu czołgając się po ziemi, oraz podchodzili wzdłuż transzei. Zasadniczo nie należało pozwolić Polakom na zbytnie zbliżenie i ujawnianie wobec nich własnej słabości, gdyż natychmiast podczołgiwali się dalej. Wszelkie celowanie w ciemności było niemożliwe, strzelano więc wyłącznie na wyczucie, by przeciwnika odstraszyć i onieśmielić. Ten kto powodował przy tym większy hałas, był chwilowo w korzystniejszym położeniu. Pod tym względem mieliśmy oczywistą przewagę. Dźwięk wystrzałów oddawanych z MG 42 słyszalny był w bardzo groźnie brzmiącym tonie. Jeśli chodzi o pancerfausty, to początkowo sądziliśmy, że nie będą nam tu przydatne, ale po pierwszej próbie okazały się wspaniałym środkiem do odstraszania przeciwnika ogromnym hukiem. Tej nocy wystrzeliliśmy 4-5 sztuk, ale wyłącznie w szczególnie groźnych sytuacjach. Efekt użycia pancerfaustów można było zwiększyć, jeżeli wspólnymi siłami krzyczało się: hurra...! i strzelało w powietrze, pozorując przeciwnatarcie. Przy pomocy tych oraz innych środków udało się nam nocą utrzymać na pozycji, chociaż z trudnością. Rano Polacy wycofali się, i w ciągu dnia kontrolowali nas ze swoich stanowisk na wschodnim skraju kotliny. Tymczasem Bitwa o Wał Pomorski przybrała widoczne na zewnątrz struktury, które pozostały niezmienione do poranka 8.2.45r. Z chwilą gdy widoczne było, że polskie jednostki osiągnęły otwarty teren na zachodnim skraju dużego obszaru leśnego, gdzie mogły swobodnie rozwinąć całą swoją siłę, dowódca 4 polskiej DP ograniczył pozostałe działania do zabezpieczenia terenu przełamania oraz wiązania sił niemieckich obrońców na południe od terenu przełamania. Wszystkie pozostałe siły, w pierwszym rzędzie 4 dywizji, a następnie dywizji kolejnych, przeprowadzone zostały przez wybitą lukę i wywalczyły sobie na 4-5 km na zachód od linii głównej Wału Pomorskiego rozrastający się rejon ześrodkowania się, będący punktem wyjściowym dla przyszłych operacji. Wyraźnym przykładem takiego postępowania było użycie pol. II btl. 12 pp dnia 6.2.45r. Zgodnie z rozkazem bojowym Nr 0060 dowódcy 1 AWP z 6.2.45r., godz. 5.00, 4 DP rozerwać miała niemieckie linie obronne na południu i zwalczać je aż do osiągnięcia zachodniego brzegu jez. Zdbiczno (Stabitz-See). Jak wynika z meldunku bojowego 4 DP z 5.2. i 6.2.45r. zadanie to przypadło w udziale II btl. 12 pp. Posunął się on w lesie w kierunku na południe i przed południem 6.2.45r. osiągnął "wzgórze 102,5". Poziom zwierciadła wody jez. Zdbiczno (Stabitz-See) oznaczony jest kotą wysokościową 102,5. Wywnioskować można z tego, że II btl. osiągnął północny brzeg zachodniej odnogi jeziora. Potwierdzają to współrzędne podane w meldunku bojowym. W drodze do tego miejsca nie zaatakował jednak jednostek niemieckich na głównej linii bojowej i osiągnął korzystną pozycję pozwalającą na niespodziewane zaatakowanie od tyłu niemieckiej obsady przesmyku pomiędzy jez. Dobre (Daber-See) a jez. Zdbiczno (Stabitz-S.). Generał Kieniewicz zdecydował jednak inaczej. Wydał on batalionowi rozkaz udania się na zachód na skraj lasu pomiędzy Golcami a Dobrzycą, aby wzmocnić z tej pozycji nacisk na pozycje niemieckiego przeciwnika. Do podanego w meldunku bojowym Nr 30 4 DP oczyszczenia terenu na północ od (pol.).I btl.12 pp. nie doszło. Generał Kieniewicz uważał, iż celem nadrzędnym jest zdobycie i poszerzenie terenu operacyjnego przy drodze Iłowiec - Golce. Im szybciej by do tego doszło i im większy byłby to teren, tym szybciej problem niemieckiej obsady omawianego odcinka Wału Pomorskiego rozwiązał by się sam przez siebie. Nie należy też przeoczyć faktu, że rozkazy bojowe wydane 4 DP przez dowódcę 1 AWP wymagały szybkiego posuwania się w przód. Być może i to spowodowało, iż rozerwanie niemieckiej linii frontu na południe od miejsca przełomu odłożone zostało na później. Dalszy rozwój wypadków pokazał, że siły niemieckie na pierwszej linii przystąpiły do odwrotu natychmiast po zdobyciu Golc, dosłownie w ostatniej chwili uchodząc przed okrążeniem.

Page 18: Wal Pomorski i uplyw dzialan bojowych

18 W ten sposób w ciągu 6. i 7.2.45r. doszło na południe od miejsca przełamania do powstania podwójnego frontu; wieczorem 7.2.45r. osiągnął on w kierunku północ-południe długość 4 km. Przy drodze pomiędzy Iłowcem a Golcami Polacy walczyli zwróceni twarzą na zachód oraz południowy zachód. Na takiej samej długości, lecz przesunięta o 4-5 km na wschód stała jeszcze pierwotna niemiecka obsada Wału Pomorskiego, frontem na wschód. W ten sposób stano plecami do siebie, a pomiędzy tymi liniami Polacy bez większych przeszkód przeprowadzali coraz to nowe siły na zachód. Żadna ze stron nie podjęła w tej postawionej na głowie sytuacji próby zaatakowania przeciwnika od tylu. Niemcy nie mogli tego dokonać z braku sił, a Polacy mieli ustalone cele. I tak na przykład stanowisko dow. 3 kompanii niemieckiej znajdowało się w Folwarku Dobra (Vorwerk Daber), stąd dowodzona była kompania, która 300 m dalej na wschód broniła Morzycy (Moritzberg) przed I btl. 12 polskiego pp. 2000 m za Folwarkiem Dobra (Vorwerk Daber) w kierunku północno-zachodnim, w leśniczówce Leżenica (Neu Riege), stacjonował sztab 10 polskiego pułku piech., dowodzący stąd operacjami pułku na zachód przy Dobrzycy-Rudkach (Döberitzfelde-Hoff-städt). W ciągu obu tych dni nie toczyły się ani zażarte ani głośne walki o bunkry czy też stanowiska Wału Pomorskiego, lecz jedynie spokojne i zdecydowane ruchy jednostek polskich za naszą linią frontu na zachód, tam gdzie miało dojść do rozstrzygnięcia bitwy. Dnia 7.2.45r. na stanowisku A (ppor. von Bredowa) wydarzył się incydent typowy dla tej odwrotnej sytuacji. Obserwowaliśmy przed południem jak zwykle polskie jednostki, które na północnym krańcu kotliny przechodziły przez mostek. Ciągle można tu było obserwować coś nowego, co uśpiło naszą czujność w odniesieniu do wydarzeń z tyłu, czyli na południu. Toteż nie zauważyliśmy polskiego oficera, który na rowerze zbliżył się od tyłu do naszego stanowiska. Jechał on drogą leśną, która w kierunku północnym przechodziła przez nasze stanowisko. W momencie, gdy nas zauważył, zeskoczył z roweru, a ppor. von Bredow, który przypadkowo zbliżał się z boku, oddał w jego kierunku jeden strzał, lecz oficer ten zdążył już zniknąć w lesie. - Rekonstrukcja trasy polskiego rowerzysty nie jest trudna. Przyjechał on z leśnictwa Leżenica (Neu Riege) z zamiarem dotarcia przez położony na północy most do polskiego zaplecza. 200 m na północ od Leżenicy (Neu Riege) zbyt wcześnie skręcił w prawo i w ten sposób dotarł do naszego stanowiska. Wydarzenie to nie miało wpływu na przebieg tego w dalszym ciągu spokojnego dnia. Wyjątek stanowił III btl. 12 polskiego pułku piech. na przesmyku pomiędzy jeziorami Zdbiczno (Stabitz-See) i Smolno (Schmollen-See). Przesmyk ten miał tylko około 140 m szerokości i zabezpieczony był przez dwa bunkry betonowe, (11)2 oraz (11)3, jak też sieć ciągnących się głęboko w tył okopów. Obronę tego odcinka powierzono jednej z jednostek 4 pułku podchorążych. Bezpośrednio od południa do batalionu polskiego przylegały stanowiska 207 pułku piech. 76 radz. DP. Jej zadaniem było zamknięcie okolicy Wałcza (Deutsch Krone). Wymagało to natychmiastowego natarcia północnego skrzydła radzieckiego w kierunku południowo-zachodnim. Bezpośrednie sąsiedztwo III btl. 12 polskiego pułku piech. i jednostek radzieckich wymagało też wzajemnego wsparcia i wspólnych działań. Wymagania te doprowadziły do większych działań nacierających III btl. 12 polskiego pułku piech. na przesmyku pomiędzy jeziorami Zdbiczno i Smolno. Działania te doprowadziły do dokonania w liniach niemieckich przełomu o znacznych rozmiarach, lecz nie do ich przełamania. W czasie ponownego natarcia III btl. rankiem 9.2.45r., niemiecki 4 pułk podch. znajdował się już w odwrocie wywołanym przede wszystkim przez polskie oddziały walczące na północy.

Odwrót z Wału Pomorskiego Odwrót ogólny z 8.2.45r. poprzedzony został na stanowisku przy Zdbicach (Stabitz) odwrotem częściowym mającym miejsce 7.2.45r. Jeszcze w ciemnościach, krótko przed świtem, obsada stanowiska pomiędzy bunkrem (12)6 a południowym brzegiem jeziora

Page 19: Wal Pomorski i uplyw dzialan bojowych

19 Dobrego została wycofana i poprzez niedaleki most przesunięta na tyły. Przy tej okazji doszło do próby zniszczenia mostu. Linia bunkrów o długości około 700 m, z której musiano się teraz wycofać, miała dobre warunki obronne, w aktualnej sytuacji jednakże również istotną wadę. W przypadku ataku przeprowadzonego znacznymi siłami musiano by się z uwagi na niewielką ilość obrońców liczyć z koniecznością wycofania się do drugiego okopu, przebiegającego w odległości około 250 m za linia bunkrów. Obrońcy musieliby przy tym pokonać około 100 m wolnego opadającego terenu, następnie przekroczyć głęboki do pasa strumień i ponownie przebiec 100 m w górę do osiągnięcia drugiego okopu. Do tego miejsca teren oferował obrońcom znikome możliwości krycia się, ścigającym ich siłom za to doskonale pole ostrzału. Drugi, położony o 8-10 m powyżej pierwszego okop posiadał za plecami ścianę chroniącego go lasu i oferował lepsze warunki do oporu odwlekającego lub elastycznego. Uwzględnić musiano ponadto wzrastające zagrożenie z terenu na tyłach. Reasumując stwierdzić można: dnia 7.2. nastąpiło tutaj wykonanie pierwszego kroku w kierunku oddania całego stanowiska. Krok ten służył łatwiejszemu uwolnieniu się od nieprzyjaciela oraz zmniejszeniu strat na wypadek, gdyby przeciwnik mimo wszystko miał zaatakować całością sił. Strona polska widocznie nie zauważyła tych zmian. Meldunek bojowy 4 polskiej DP z 7.2.45r., godz. 20.00 (cz. mosk.), podaje w odpowiednim miejscu: "...I btl. (12 pułku piech., A. H.) znajduje się w kwadracie planowym 1798, 1898. W ciągu nocy i dnia przeciwnik nie podjął na odcinku pułku żadnych aktywnych działań..." Teren między bunkrem (12)6 a południowym brzegiem jeziora Dobre, wówczas otwarty, pokryty jest dzisiaj w całości lasem. Przybliżone wrażenie tego terenu z roku 1945 oddają ilustracje nr 125 i nr 173 książki dr J. Miniewicza i B. Perzyka "Wał Pomorski", powstały one około 1960r. Zdjęcie 173 ukazuje opuszczony odcinek stanowisk z kierunku północno-wschodniego. Sprawozdanie bojowe 4 pułku podch. podaje 8.2.1945r.: "Na rozkaz dywizji pułk oderwał się na zachód do linii ogólnej Klebowiec (Klausdorf) (włącznie) - Jabłonowo (Appelwerder) (włącznie). Dzięki temu front pułku skierowany jest na północ..." Odwrót ten przeprowadzono w trakcie dnia kolejno, począwszy od grupy ppor. v. Bredowa na północy przy stanowisku A, aż do położonego około 12 km na południe II btl. 4 pułku podch. (majora Aliga). W nocy z 7. na 8.2.45r. Golce (Neugolz) zdobyte zostały przez jednostki polskie, a około godziny pierwszej (8.2.45) otrzymaliśmy na stanowisku A rozkaz odwrotu. Oderwanie się od przeciwnika, trzymającego w ciemności nasze stanowisko w uścisku, odbywać się musiało z dużą ostrożnością i z zachowaniem zupełnej ciszy, ponieważ tej nocy, w odróżnieniu od nocy poprzednich, zupełnie nie strzelano. Spowodowało to też ostrożne i bezszmerowe zachowanie się przechodzących w pobliżu jednostek polskich. Zbigniew Flisowski pisze w swojej książce "Pomorze - reportaż z pola walki", Warszawa 1987, str. 17: "W lukę, wybitą przez 4 dywizję, niczym przez bardzo dynamicznie działający lej, poczęły przeciekać na tyły ugrupowania niemieckiego inne dywizje polskie. Nasza -pamiętam- przechodziła to miejsce w nocy, nieprzyjaciel nie był jeszcze do końca obezwładniony, zagiął tu skrzydła i dowódcy wsłuchiwali się w rytm przechodzących kompanii, czujni na najlżejsze stukniecie oporządzenia lub broni. Szliśmy jak bataliony duchów, bez słowa, bez dźwięku, prawie bez szmeru...". Zbigniew Flisowski wchodził w skład 2 DP, która przeszła przez miejsca przełamania w nocy z 7. na 8.2.1945r. Około godz. 3 (8.2.45r.) kompania nasza zebrała się 1700 m na wschód od Leżenicy (Neu Riege), w pobliżu zachodniego brzegu jez. Dobrego (Daber-See), liczyła ona wtedy już tylko mniej więcej 90 żołnierzy. Mieliśmy około 5 zabitych i rannych, a całą obsadę stanowiska B uznać należało za zaginioną. Przypominam sobie, jak przy każdym obcym dźwięku w pobliżu zaraz myśleliśmy o polskich grupach zwiadowczych lub wypadowych. Z tego miejsca kompania wyruszyła przechodząc koło Folwarku Dobra (Vorwerk Daber) do przesmyku między jez. Zdbiczno a jez. Głodno (Gladen-See), gdzie przebywaliśmy kilka godzin w luźnych formacjach na brzegu jez. Głodno. Znajdowaliśmy się tutaj ok. 200 m za przednią transzeją (niem.) 3 kompanii między bunkrami (12)3 a (12)4, i w

Page 20: Wal Pomorski i uplyw dzialan bojowych

20 razie potrzeby mogliśmy natychmiast przyjść jej z pomocą. Panował jednak aż do dalszego marszu zupełny spokój. Po wschodzie słońca przeszliśmy obok Leszczynek (Gut Fiermühl), a w pobliżu Rudnicy (Klausdorfer Hammer) otrzymaliśmy nowe rozkazy operacyjne. Połowa kompanii skierowana została przeciwko nadciągającym od Golc na południe jednostkom polskim, druga połowa przeszła w kierunku południowo-zachodnim na teren położony na północ od Strączna (Stranz), na który wdarły się jednostki radzieckie. Po tym, jak odmaszerowaliśmy z zalesionego terenu na zachód od jez. Zdbiczno, w ślad za nami nadciągnęła 3 kompania, która 8.2.45r. przejęła w terenie leśnym krycie 4 pułku podch. przed nadciągającym od północy w kierunku południowym I btl. polskiego 12 pułku piech. W nocy na 9.2.45r. założyła ona w lesie prowizoryczny obóz wraz z linią obronną. Doszło przy tym do kontaktu z nieprzyjacielem na większą odległość, do walk jednakże nie doszło. II btl. 4 pułku podch. (majora Aliga) otrzymał jako ostatni rozkaz odwrotu dnia 8.2.45r. o godz. 23.00. Przed południem 9.2.45r. 3 kompania wycofała się z lasu przy Rudnicy (Klausdorfer Hammer) w kierunku na Klebowiec (Klausdorf), została przy tym wraz z innymi jednostkami uwikłana w nasilające się walki odwrotowe, które zakończyły się dopiero po 4 tygodniach pod Dziwnowem (Dievenow).

Uwagi dodatkowe

Dysponujemy kilkoma notatkami z dziennika Reinholda Bickela z roku 1945 oraz jego "Wspomnieniami z walk na Pomorzu Tylnym od stycznia1945r.". Spisał je w roku 1992. Wynika z nich, że wieczorem 4.2.45r. nastąpiło opuszczenie cypla położonego naprzeciw Zdbic (Stabitz), połączenie się z obrońcami Zdbic oraz obsadzenie stanowisk w bunkrach na północny-zachód od Zdbic. Noc z 4.2. na 5.2.45r. spędził on w bunkrze "Irene". Był to albo bunkier (12)7 albo (12)8. Począwszy od ranka 5.2. do ranka 7.2.45r. znajdował się w bunkrze "Tannenberg", pierwszym bunkrze przy drodze (12)6. O wydarzeniach z dnia 7.2.45r. pisze on w swoich "Wspomnieniach": "...Pod koniec nocy zostaliśmy wycofani ze stanowiska. Dziś już nie wiem, czy po nas obsadzono je inną jednostką, czy też linię tą musiano oddać w całości. W każdym bądź razie jeszcze przez dłuższy czas musieliśmy oczekiwać w pobliżu mostu drogowego, sądzę też, że podjęto próbę wysadzenia go, która jednak niewiele dała." Zgodnie z notatkami z dziennika R. Bickela przebywał on od 7.-8.2.45r. w rejonie Młyna oraz Folwarku Dobrego (Dabermühle, Vorwerk Daber) Dr Valentin Leitgeb zanotował w swoich notatkach dziennych1945r.: "7.2. - opuszczenie stanowiska / 8.2. - grupa rozpoznawcza - skarpa jeziora - zmiana stanowiska." "Zmiana stanowiska" to wyrażenie artyleryjskie oznaczające zupełny odmarsz. Prof. dr Hans Ehrhart podaje, że w nocy z 7. na 8.2. wraz ze swoją grupą rozpoznawczą wysłany został do przodu celem rozpoznania, jak dalece przeciwnik posunął się w pobliże w nocy po opuszczeniu linii bunkrów. Doszli aż do okopu czołgowego. Wycofali się nie notując spotkania z nieprzyjacielem. I btl. 12 pol. pp postępował za 3 kompanią podch. dość wolno. Zgodnie z meldunkiem boj. nr 32 pol. 4 DP z 8.2.1945r. obsadził on Folwark Dobra (Vorwerk Daber) o godz. 13.30 (czasu mosk.) a następnie do godz. 18.00 (cz. mosk.) posunął się 2 km na południe do "wzgórza 102,2". Położone 2-3 km dalej na południe Leszczynki (Gut Fiermühl) zajęte zostały dopiero dnia następnego (9.2.45r.). Odnośnie tych wydarzeń załączono kilka wypowiedzi ówczesnych żołnierzy 3 kompanii: List Prof. dr Hansa Ehrharta z 4.8.1996r.: "Wymarsz z Pommernstellung do Klebowca (Klausdorf) dnia 8.2.45r., bez nacisku ze strony nieprzyjaciela, odbył się dlatego, bo przeciwnik przełamał się na północ od jez. Dobrego i groziło nam z tego powodu okrążenie. Tak nam to przedstawiono." Reinhold Bickel pisze w swoich wspomnieniach: "Marsz do lasu na zachód od jeziora. Pozostawienie rosyjskiego działa. -(Działo to początkowo ciągnięto i pchano przez dłuższy odcinek drogi do lasu, następnie ze względu na brak sił uszkodzono i pozostawiono - Hans Ehrhart) - Następną noc spędziliśmy leżąc w linii strzeleckiej w lesie, prowizorycznie okopani, praktycznie z

Page 21: Wal Pomorski i uplyw dzialan bojowych

21 karabinem u boku, za drzewami. Słyszeliśmy Rosjan, którzy jednak nie nadeszli. Następnego ranka głośny ogień artyleryjski, "dźwięczne" wystrzały, czołgi ?... Początkowo posuwaliśmy się dalej na południe ... w kierunku wylotu z Rudnicy (Klausdorfer Hammer). Tam posuwaliśmy się w przód, wyszedłszy szerokim frontem z lasu, na przełaj przez gliniaste, w międzyczasie niemalże już bezśnieżne pole..." Reinhold Bickel nie miał pojęcia o polskiej jednostce koło Zdbic (Stabitz), w swoich wspomnieniach określa ją omyłkowo jako Rosjan. Spośród ówczesnych członków 3 kompanii o polskich jednostkach wiedział jedynie ówczesny dowódca oddz. komp. dr Hans Ehrhart. W sprawozdaniu bojowym 4 pułku podch. również nie ma żadnej wzmianki o polskich jednostkach, mimo iż naprzeciw 4 pułku podch. od samego początku stał polski III btl. 12 pułku piech. (A. H.)

Zdbice - informacje dodatkowe 1.) Zdobycie armaty ppanc.45 mm nie był wynikiem dłuższej walki wręcz. Działo stało w południowej części wsi na ulicy, tak że mogło strzelać wzdłuż ulicy w kierunku centrum wąskiej wsi na odległość kilkuset metrów i uniemożliwiać tam swobodny ruch obrońców. Dwie grupy zostały wysłane w przód, po jednej na lewo i na prawo od ulicy. Musiały one posunąć się 200-300 m przez podwórka i ogrody za domami. Udało im się zaskoczyć i obezwładnić obsługę działa. Armata ppanc. 45 mm to był sowiecki wz. 1937, niemalże kopia niemieckiej 3,7 cm armaty ppanc. wz. 35/36. Stąd da się wytłumaczyć określenie "działo ppanc. 3,7 cm" użyte przez prof. dr. Hans Ehrharta. 2.) Odwrót z Zdbic do Wału Pom. nie nastąpił w walce pod nieustannym naciskiem przeciwnika. Między obrońcami a nacierającymi pozostawał wystarczający odstęp bezpieczeństwa. Obrońcy mogli się stosunkowo łatwo oderwać i w uporządkowanym szyku wycofać wraz ze zdobytym działem. Ale potem, w ciemnościach nocy z 4.-5.2.45r., doszło do zaciętej walki o bunkier "Tannenberg" (12)6, natarcie zostało odparte. Każdy podchor. należący do załogi tego bunkra otrzymał później zaświadczenie o tym, że brał udział w tej "walce wręcz". Takie zaświadczenia - dziś cenne dowody na to, gdzie i kiedy miały miejsce walki wręcz - służyły jako podstawa dla późniejszych odznaczeń. Tak dokładnie i biurokratycznie było to wówczas uregulowane. 3.) Ciągłe, toczące się dniem i nocą pojedynki ogniowe na Wale Pom. powodowane ze strony polskiej, służyły do wiązania niemieckich obrońców, których liczebność itd. była nieznana. To znaczy: niemiecki przeciwnik musi zawsze liczyć się z polskim natarciem, nie może wycofać żadnych sił, by je wprowadzić w akcje gdzie indziej. Na wysokim spadzistym brzegu jez. Lubianka licząca ok 10 osób załoga tamtejszego bunkra nie była narażona na taki nacisk. Dlatego można było sobie pozwolić na ich zastąpienie przez garstkę miejscowego Volkssturmu, starych ludzi ze złą bronią. Musieli od czasu do czasu strzelać by pozorować opór, co oczywiście nie wykluczało, że przez cały czas groziło im wielkie niebezpieczeństwo. Ale w ówczesnej desperackiej sytuacji wszędzie tak to wyglądało. 4.) Zgodnie z różnymi sprawozdaniami polskimi doszło 8.2.1945r. do wprowadzenia do akcje armato-haubicy 152 mm i ostrzelania różnych bunkrów. Istnieje kilka różnorodnych tego wersji. W każdym bądź razie akcja ta nastąpiła za późno, niemiecka załoga tego odcinku była już w odwrocie.

Page 22: Wal Pomorski i uplyw dzialan bojowych
Page 23: Wal Pomorski i uplyw dzialan bojowych
Page 24: Wal Pomorski i uplyw dzialan bojowych