22

Wspomnienia Wroclawian. Powodz 1997

Embed Size (px)

DESCRIPTION

 

Citation preview

Page 1: Wspomnienia Wroclawian. Powodz 1997
Page 2: Wspomnienia Wroclawian. Powodz 1997

Ratowanie zbiorów biblioteki, 12 lipca 1997, biblioteka przy ul. Szajnochy. fot. Jerzy Katarzyński.

Uczestnicy projektu „Tonący książki się chwyta”, 19 czerwca 2015, Most Uniwersytecki, fot. Patryk Chenc

Page 3: Wspomnienia Wroclawian. Powodz 1997

Od autorek projektu

Projekt Tonący książki się chwyta zrealizowany w ramach programu „Mosty” Europejskiej Stolicy

Kultury Wrocław 2016 ujrzał swój finał 19 i 20 czerwca 2015 r. na Moście Uniwersyteckim.

Nasze działanie, polegające na wybudowaniu „wału przeciwpowodziowego” z książek, odwoływało się

do historii mostu, a bezpośrednio odnosiło się do wydarzeń z lipca 1997 r. Nawiązanie do tzw. powodzi

tysiąclecia było dla nas pretekstem do opowiedzenia i przypomnienia historii miasta, ale przede

wszystkim o odważnych ludziach i uniwersalnej wartości książki. Dzięki nieocenionej pomocy

Przyjaciół i Rodziny, oraz zaangażowaniu Wolontariuszy, Mieszkańców i Partnerów, udało nam się

stworzyć (inter)aktywną instalację, która w sposób dosłowny uczyniła wał przeciwpowodziowy

z książek, a metaforycznie opowiedziała o wysiłku codzienności, solidarności wrocławian i książce

jako ratunku.

„Wał przeciwpowodziowy” wybudowany z tysięcy gromadzonych przez pół roku woluminów

powstał w całości 19 czerwca, poprzez przekazywanie kolejnych „cegiełek” z ręki do ręki przez sznur

ludzi. Wymowny gest nawiązywał do akcji ratowania zbiorów biblioteki Uniwersytetu Wrocławskiego

podczas powodzi.

Wspólnie tworzona przez kilka godzin instalacja rozciągała się na długości około 75 metrów wzdłuż

balustrady mostu. Skala instalacji przerosła nawet nasze oczekiwania!

20 czerwca od rana mieszkańcy miasta i turyści mogli wybierać spośród książek tworzących „wał” te,

które ich interesują, i zabrać je ze sobą. Demontaż instalacji przybrał formę otwartej ulicznej

biblioteki. Jedynym warunkiem, choć nie koniecznym, aby wrócić do domu z książką, było

opowiedzenie nam swoich wspomnień z powodzi tysiąclecia.

Te właśnie historie i wspomnienia, którymi podzielili się wówczas mieszkańcy Wrocławia, są dla nas

prawdziwym zwieńczeniem projektu Tonący książki się chwyta.

Zapraszamy do lektury tych nierzadko wzruszających i dających do myślenia wspomnień!

Joanna Grzelczyk i Małgorzata Grączewska

Page 4: Wspomnienia Wroclawian. Powodz 1997

Nie jestem Wrocławianką, więc nie doświadczyłam „fizycznie” powodzi. Jednak pamiętam,

że oglądałam wiadomości, reportaże w telewizji i nie wierzyłam własnym oczom, że coś takiego

mogło się wydarzyć w Polsce. Najbardziej utkwiły mi w pamięci informacje o budujących tamy

ludziach i zagrożonych powodzią zwierzętach we wrocławskim zoo.

Mieszkałam na Nadodrzu od 1988 roku. Trzy lata przed powodzią przeprowadziłam się z mężem

i dziećmi z parteru kamienicy na trzecie piętro. Mimo to, w lipcu 1997 roku, gdy woda wdarła się

najpierw – nie z Odry, a ze studzienek na ul. Świętego Wincentego (wtedy jeszcze Obrońców Pokoju)

na podwórko i do piwnic (potem stopniowo podnosiła się do wysokości ok. 70 cm), ogarnął nas strach

potęgowany informacją z telewizji Echo (TVN), że Kozanów jest już 7 m pod wodą. Pomyślałam, że jeśli

zaleje naszą kamienicę to trzeba ratować dzieci, zwierzaki i WSPOMNIENIA! Czyli albumy fotograficzne

ze zdjęciami prababci, pradziadka, bo tego już nie da się później odtworzyć. Nie myślałam o sprzęcie

AGD, RTV - to, myślałam, zawsze będzie można kupić na nowo.

Woda zalała u nas partery – nie wdarła się na szczęście wyżej. Ludzie pływali pontonami, helikoptery

zrzucały woreczki z chlebem i wodę mineralną. Jeden niechcący śmigłami ściął czubek jedynego

drzewa na podwórku przy w pobliżu ul. Św. Wincentego, Jagielończyka, Niemcewicza, Trzebnickiej.

Ludzie gromadzili zapasy, aby przetrwać. Robiliśmy je, choć nie wiedzieliśmy do końca, czy powódź

będzie także u nas. Kierowcy szukali miejsc na wzniesieniach, gdzie byłaby możliwość zostawić

bezpiecznie samochody. Nie zapomnę widoku oblepionej autami Górki Słowiańskiej od stóp po sam

szczyt! Jak oni tam wjechali?! Nam się nie udało, ale ważne, że mogę dziś o tym napisać i cieszę się,

że ocalały albumy ze zdjęciami moich przodków, znajomych i najbliższej rodziny.

PS. Ponieważ wyjechałam na studia w 1980 roku na kierunek astronomia na Uniwersytecie

Wrocławskim , często sugeruję się i tłumaczę sobie wydarzenia tym, co na niebie. Pamiętam,

że w styczniu 1997 roku pojawiła się kometa na niebie. A komety przynoszą podobno nieszczęście

i tak chyba się stało.

Halina Włoszczyńska – nauczycielka z Nadodrza

Układałem wał z worków wzdłuż Uniwersytetu. Po powodzi dostałem ogromy rachunek za wodę;)

Janusz

Na ulicy Poznańskiej odbywały się zrzuty żywności. Większość wrocławskich ulic, kamienic

i budynków była zalana.

Page 5: Wspomnienia Wroclawian. Powodz 1997

Na Sołtysowicach było wody po nos! Tutaj na Moście Uniwersyteckim po kolana.

Mieszkałam na ul. Glinianej. Było tam bardzo dużo wody… Dziadek uratował mnie i moją siostrę

przed wielką wodą.

Agata

Pamiętam, jak mieszkańcy z okolicznych ulic układali worki z piaskiem. Chcieli uratować cenne

dla nas miejsca: Rynek, Uniwersytet, Ostrów Tumski. Starsze osoby, które nie mogły budować wałów,

robiły dla ciężko pracujących kanapki, kawę, herbatę, domowe wypieki. Wyścig z żywiołem trwał całą

noc, a potem to się już tylko czekało w napięciu, czy ta woda przyjdzie i zaleje miasto. Przy wałach

pracował prezydent miasta i wielu znanych Wrocławian. Radio i telewizja nadawały komunikaty

dla rodzin, ponieważ telefony nie działały.

W 1997 roku podczas wielkiej powodzi moja ciocia Anna służyła pomocą podczas ratowania zbiorów

Biblioteki Uniwersyteckiej. Przenosili książki na wyższe piętra. Ja zajmowałem się w tym czasie

pomocą przy budowie zapór z worków z piaskiem na ul. Szewskiej i Grodzkiej.

Wiktor

Ja 12 lipca 1997 roku kończyłem czterdzieści lat swojego życia. Mieszkałem wtedy przy ul. Saperów.

Próbowałem się dostać do znajomych na Księże Małe: od strony Brochowa przedostałem się kładką,

a później łódką, bo płynęła już tamtędy woda. Wysiadając z łódki na wysokości ul. Sosnowieckiej

dostałem od przewoźnika chleb i wodę mineralną. Od znajomych ok. godz. 10:00 wróciłem na Krzyki

i stamtąd pojechałem autostopem do Szczawienka, potem busem do Świdnicy, a ze Świdnicy

do Wrocławia zabrał mnie autobus zapakowany workami z piaskiem, które rozładowaliśmy

przy Arkadach Wrocławskich.

Tomasz Filoda

Zobaczyłem Nysę szaloną (rzeka w Jaworze), która przypominała Odrę z rwącym nurtem, a także

zatopione działki przy brzegach. Pamiętam też ulice, które upodobniły się do weneckich, oraz ludzi,

którzy brodzili w wodzie.

Page 6: Wspomnienia Wroclawian. Powodz 1997

Pamiętam jak mój ojciec, mieszkaniec Krzyków, dowoził wodę na Kozanów swoim własnym

samochodem. Robił też kilka kursów wioząc piasek, który odbierała od niego straż pożarna. Ciekawe

było to, że powódź obudziła w ludziach coś wyjątkowego: ogromne społeczne zaangażowanie. Wtedy

nikt nie przechodził obok potrzebującego obojętnie. Wśród Wrocławian wyczuwalne było wielkie

zjednoczenie. Mnie również ciągnęło do pomocy, ale żona była w ciąży, zbliżał się termin porodu,

w każdej chwili mógł się zacząć i nie pozwalała mi wychodzić z domu.

Pamiętam także masowe przestawianie samochodów na wzgórza i pagórki, które wydawały

się bezpieczniejsze.

Mieszkaniec Wrocławia

Byłam wtedy małą dziewczynką, pamiętam jednak puste piaskownice na osiedlowych placach

zabaw. Moi rodzice i inni sąsiedzi zabierali z nich piasek. Miałam jechać na kolonię, jednak powódź

całkowicie pokrzyżowała wszystkim wakacyjne plany.

Pochodzę z okolic Częstochowy, dokładnie z Poraja, gdzie znajduje się zalew antypowodziowy. Jest

tam też las, a w nim lej . Mama mówiła, że kiedy długo pada, z leja wylewają się ogromne ilości wody.

I właśnie wtedy, w lecie 1997 roku, widziałem pierwszy raz jak z leja litrami wylewa się woda.

Częstochowianin mieszkający we Wrocławiu

W czasie powodzi w 1997 roku miałam 11 lat. Nie wspominam więc tego okresu jako ogromnego

nieszczęścia. Mieszkaliśmy wtedy tuż przy Odrze na ul. Cybulskiego, pamiętam jak w napięciu

z rodzicami obserwowaliśmy wysokość wody. Tata kupił mi wtedy puzzle: 1000 i 1500 elementów. Była

to jedyna „atrakcja” w tym czasie. Układałam je całymi dniami z koleżankami w domu.

Wspominam powódź jako straszne doświadczenie. Chodziliśmy oglądać poziom wody nad Odrę.

Ustawialiśmy worki, broniliśmy się jak tylko się dało. Oławie się udało, nie było wielkich strat, ale bliski

nam Wrocław dosięgnęła fala – zalało domy, ludzie stracili swój dobytek. Z żywiołem nikt nie wygra.

Woda stała po trzy tygodnie, w domach było pełno mułu, zatopione zwierzęta, ofiary wśród ludzi.

Oby te czasy nigdy nie wróciły.

Mieszkaniec Oławy

Page 7: Wspomnienia Wroclawian. Powodz 1997

Jestem z Małopolski, regionu, który nie ucierpiał podczas powodzi. Pamiętam jednak przekazy

telewizyjne. Wystające z wody czubki dachów, ludzie na nich machający białymi flagami. Straż

pożarna podpływała motorówkami i pomagała w ewakuacji. Koszmar.

Pamiętam, że kupiłem kasetę „cegiełkę” – Nadzieja. Dochód z ich sprzedaży przeznaczany

był na pomoc powodzianom.

Mieszkaniec Małopolski

Razem z mężem spędzaliśmy w tym czasie wakacje w Międzyzdrojach. Po powrocie okazało się,

że nasza kamienica zalana jest do drugiego piętra. Czekało nas odgruzowywanie piwnicy i remont

domu.

Miałem 2 latka, a moja siostra 4. Dziadek zabrał nas na Wzgórze Andersa.

Ja byłam daleko od powodzi, ale moje dzielne dzieci układały wały.

Magda

Mieszkałam wtedy na Muchoborze. Bardzo bałam się, że dojdzie także do nas i zaleje nasz dobytek.

Codziennie jeździłam do pracy przez ul. Legnicką, którą pewnego dnia nie dało się już przejechać…

Musiałam wywieźć dzieci do rodziny, nie chciałam, żeby dotknęła nas powódź.

Maja

Mieszkam na Śródmieściu. Tutaj woda dochodziła do 3 m wysokości. Mieszkania na parterach były

całkowicie zalane, nie było prądu i wody przez dwa tygodnie. Na podwórkach przewracały się drzewa

podtapiane przez wodę. Obserwowałam narastającą plagę szczurów. Bardzo przykry, przygnębiający

obraz. Nie chciałabym już tego drugi raz przeżyć.

Grażyna

Page 8: Wspomnienia Wroclawian. Powodz 1997

To było niesamowite. Wrocławianie byli zjednoczeni, pomagali zarówno młodzi, jak i starsi.

Niezależnie od wieku i pozycji społecznej.

Alina i Andrzej

Kiedy przyszła powódź pracowałem w elektrowni. Stopniowo z podnoszącą się wodą zalewane były

kolejne jej piętra. Wynosiliśmy wodę wiadrami.

Włodzimierz

Dowiedziałem się o powodzi podczas wakacji u dziadków. Postanowiłem wrócić do Wrocławia.

Aby przejść przez Most Pokoju, trzeba było wziąć ze sobą worek piasku. Więc razem z podróżną

walizką i workiem piasku próbowałem dostać się do domu.

Mieszkałem przy ul. Konrada – zaraz przy Moście Trzebnickim i Osobowickim. Nasza kamienica była

zalana do pierwszego piętra. Pływałem łódką po jedzenie, moja żona czekała na wszelkie wieści

w domu.

Siedem dni nie wychodziłem z elektrociepłowni. Nasypem wychodziłem. Dowożono nam chleb

i konserwy. W ostatniej chwili udało się nam wygasić kocioł, żeby nie wybuchł.

Od 13 sierpnia 1997 roku nie palę papierosów. Strułem się w elektrociepłowni. Pamiętam, że jak

wychodziłem z nasypu, to woda przelała wał i za mną podążała.

Ratowaliśmy wtedy elektrociepłownię, a teraz wyrzucają nas z pracy.

Piotr

Podczas powodzi została zalana większa część Wrocławia, także dzielnica Bartoszowice, gdzie

mieszkałam. Powódź zalała mi całe mieszkanie. Nie miałam gdzie się podziać. Popadłam w depresję.

Irena

Page 9: Wspomnienia Wroclawian. Powodz 1997

Walczyłem z powodzią na Ołbinie. Podczas powodzi zmarła moja sąsiadka. Dostałem po niej

mieszkanie i do dziś w nim mieszkam .

Wojtek

Całe podwórze i większość mieszkania mojej rodziny została zalana. Pamiętam późniejsze krzywe

chodniki, zniszczone drogi oraz odznaczający się poziom wody na zniszczonych budynkach.

Z tamtych chwil pamiętam doskonale okolice Uniwersytetu Wrocławskiego i olbrzymią ilość wody

przepływającą korytem Odry – tak olbrzymią, że była widoczna na poziomie ułożonych wałów

od strony ulicy.

Policja nas informowała, że musimy zbierać wodę do wiader i trzy razy ją zagotowywać. Dopiero

wtedy była zdatna do użycia.

Podczas powodzi miałem 3 lata i z tarasu mieszkania łowiłem ryby przez tydzień, ale nic nie

złowiłem.

Byłem w Czechach. Bardzo chciałem wrócić i pomagać, ale nie dało się dostać normalnie do miasta.

Byłem wtedy jeszcze studentem. Ratowałem książki z Ossolineum. Później kopałem wały. To były

moje pierwsze studenckie wakacje.

Powódź rozpoczęła się, gdy byłam na urlopie w Górach Świętokrzyskich. Mój mąż został w domu.

Nie mogłam się dodzwonić, bardzo się denerwowałam. Przyjechałam więc z Kielc do Wrocławia.

Na Nadodrzu już wtedy woda opadła i widziałam na budynkach ślady, dokąd sięgała. Ponury

i przerażający widok. Mój mąż uczestniczył czynnie w trakcie ratowania miasta. Nie zważając

na zmęczenie usypywał worki , a także jako kierowca dowoził piasek.

Janina Fralk

Page 10: Wspomnienia Wroclawian. Powodz 1997

Miałam siedem lat. Razem z kuzynostwem kąpaliśmy się w wodzie po pas. Nie odczuwaliśmy powagi

sytuacji.

Mieszkam tuż przy rynku. Bardzo przeżyłam całą powódź. Codziennie pływaliśmy łódkami

lub pontonami, żeby się gdziekolwiek dostać.

Janina

Dzień, w którym zawiadomiono nas o nadchodzącej fali, wywołał wielką panikę. Ja osobiście brałem

udział w usypywaniu wału przy wrocławskim dworcu. Byliśmy wszyscy bardzo solidarni. Donosiliśmy

potrzebującym potrzebne rzeczy.

Nauczono mnie, że źródłem bogactwa są cztery składniki: praca, ziemia, kapitał i organizacja.

To niesamowite, gdy przejeżdża się teraz ul. Legnicką i nic już nie wygląda tak jak w lipcu 1997 roku.

Ciężka praca mieszkańców, ich wspólna pomoc dla dobra miasta – to było imponujące zjawisko.

Mieszkaniec Wrocławia

W mieście nie było komunikacji, wszystkie koncerty, wydarzenia kulturalne były odwołane. Wizyta

papieża Jana Pawła II odbyła się w hali na Krzykach, które nie zostały zalane. Ktoś zdecydował,

że zamiast chronić miasto, ochronią starówkę. Ciężkie czasy.

Mieszkańcy, którzy nie byli zagrożeni powodzią, oferowali swoje mieszkania poszkodowanym.

Zbierano żywność, chleb, wodę.

Wracałam z Wakacji do Poznania. Po przyjeździe do domu oglądałam przerażające obrazy w telewizji:

zalany Wrocław, szczególnie wzruszająca pomoc sąsiedzka i łódki dostarczające chleb.

Asia

Page 11: Wspomnienia Wroclawian. Powodz 1997

Mieszkam na Krzykach i powódź w 1997 roku bezpośrednio mnie nie dotknęła, ale staraliśmy się

pomagać w zatrzymaniu wody na wysokości nasypu kolejowego. Wodę dostarczały beczkowozy, ale

i tak po kilku dniach życie stawało się trudne… Najgorszy był dla mnie „zapach” brudnej wody.

Do pracy nie jeździłam, gdyż całe Zalesie było pod wodą. Wspominam ludzi, który heroicznie ratowali

wszystkich i wszystko. Jestem im bardzo wdzięczna – tym wszystkim bezimiennym bohaterom.

Alicja

W 1997 roku urodził się mój starszy syn Szymon. Kiedy mąż jechał na Kozanów układać worki

z piaskiem, bardzo się bałam, że nie wróci, że zabierze go woda, a ja zostanę sama z dzieckiem.

Pamiętam jak na Złotnikach układaliśmy worki z piaskiem na wale Bystrzycy. Złotniki zostały

uratowane, za to woda zalała całą Leśnicę.

Anna Żak

To była tragedia jakiej nie przeżył Wrocław od czasów wojny. Lipiec 1997 roku przeszedł do historii.

Nie da się tego opisać, trzeba to było wszystko widzieć i przeżyć.

To było coś strasznego. Nie było prądu, gazu i komunikacji. Wiele dzielnic było zalanych. Niektórzy

mieszkańcy utracili cały dorobek swojego życia. Ale w tym całym nieszczęściu było coś pięknego:

mieszkańcy Wrocławia byli zjednoczeni. WROCŁAW DAŁ RADĘ.

Wanda R.

Godzinę przed przyjściem fali wyjechałam z rodziną na wakacje. Na szczęście udało nam się uciec.

Całą tragedię oglądaliśmy w telewizji. Bardzo przeżyłam to wydarzenie.

Asia

Pamiętam jak niezwykle zaangażowane były wszelkie służby ratownicze, wojsko, harcerze.

Darek

Page 12: Wspomnienia Wroclawian. Powodz 1997

Podczas powodzi myłam moją córeczkę w miseczce. Po czystą wodę musiałam chodzić pół

kilometra.

Nie mieliśmy wody w kranie. Korzystaliśmy z pompy, która była na terenie domku jednorodzinnego.

Właścicielka udostępniła nam ją na kilka dni, ale ludzie zdeptali trawnik i zepsuli pompę. Uczynna

pani zamknęła bramkę – i koniec wody!

Powódź ’97, którą widziałem na własne oczy we Wrocławiu, zapadła mi w pamięć na całe życie.

W ciągu 30 min. woda potrafiła wznieść się na wysokość 6- 7 m. Zalewała kolejne ulice. Pamiętam

wielką pomoc społeczeństwa. Ja w tym czasie na Kozanowie (ul. Górnicza, Pilczycka) pomagałem

nosić i układać worki. Każdy pomagał jak tylko mógł.

Mieszkaniec Wrocławia – żeglarz, zawodowy hokeista

W 1997 roku miałam 9 lat. Rodzice w czasie powodzi wysłali mnie na wakacje. Wyobraźnia dziecka

jednak nie pozostawała bierna. Docierały do mnie różne informacje: że woda zalała kamienicę mojej

babci, że jedzenie jest zrzucane z helikoptera, że moja przyszywana ciocia straciła cały dobytek.

W trakcie powodzi mój ojciec dostarczał ludziom jedzenie, gaz w butlach, wodę pitną. Wyobraźnia

podpowiadała mi różne obrazy, które mam w pamięci do dziś. Zalany Młyn Maria, rwący potok przy

fosie, układanie worków przy wiadukcie, zalane podwórka kamienic na „trójkącie”. Dużo tego było

i wszystko jest żywe do dziś, zwłaszcza w momentach, kiedy mijam na tablicach

tabliczki upamiętniające powódź. Trochę żałuję, że nie widziałam tego na własne oczy, ale nie życzę

Wrocławiowi kolejnej takiej tragedii.

Miałam 7 lat i mieszkałam wtedy w Wałbrzychu, w bloku na trzecim piętrze. Codziennie z mamą

wychodziłyśmy na balkon patrzeć, czy aby poziom wody nie jest przypadkiem wyżej niż dnia

poprzedniego. Moja mama bała się, że zaleje także Wałbrzych.

Pamiętam jak leżałam na dywanie i oglądałam w telewizji teledysk do piosenki „Moja i twoja

nadzieja”. Mimo iż miałam koło siebie moje ulubione cukierki zozole, łzy zbierały mi się do oczu.

Nie mogłam powstrzymać się od płaczu.

Mieszkanka Wrocławia, pochodząca z Wałbrzycha

Page 13: Wspomnienia Wroclawian. Powodz 1997

Akurat dzień przed powodzią, w piątek, wyjechałam z Wrocławia. Zostali jednak moi rodzice. Z jednej

strony zbieg okoliczności oszczędził mi widoku zalanego miasta, z drugiej strony nie wiem,

czy ta niewiedza nie była gorsza. Nie mogłam w żaden sposób pomóc, wiedziałam tylko tyle,

ile powiedzieli mi rodzice.

Miałem wtedy 11 lat. Utkwił mi w głowie obraz niewyobrażalnej ilości wody oraz taki teledysk, w którym

polscy wykonawcy pop/rock śpiewali, że najważniejsza jest nadzieja. Muszę przyznać, że pamiętam

również wrażenie strachu, które mi wtedy towarzyszyło.

Moje mieszkanie znajdowało się na pierwszym piętrze w bloku przy ul. Oławskiej. Podczas powodzi

akurat przeprowadzaliśmy remont. Większość rzeczy, szczególnie tych drobnych (zabawki itd.)

przetrzymywaliśmy w piwnicy. Część z nich została zalana, natomiast kolejna popłynęła razem

z wodą do Placu Dominikańskiego, gdzie ta sięgała już pasa. Ja większość czasu spędziłam na dachu,

gdzie przełamywałam swój lęk wysokości (na szczęście dach był płaski).

Wśród ludzi było widać wielkie zaangażowanie i pomoc. Zastanawiam się, czy teraz umielibyśmy

się tak zjednoczyć. Myślę, że wbrew temu co niektórzy mówią, potrafimy nieść sobie pomoc

w trudnych sytuacjach.

Byłem wtedy na obozie na Mazurach. Codziennie rano były apele. To właśnie w trakcie jednego z nich

wychowawca powiadomił nas o powodzi. Mimo że nie pochodziłem z okolic Wrocławia, ja i moi

koledzy byliśmy bardzo poruszeni.

Mieszkaniec Wrocławia pochodzący z Białegostoku

Pracowałam wtedy w elektrociepłowni i przez tydzień nie chodziłam do pracy. Mieszkałam natomiast

na Karłowicach. Ulica Trzebnicka była cała zalana. Wały były zagrożone. Jednak ludzie byli bardzo

zjednoczeni. Pan Jurek świetnie zorganizował pomoc, zebrał młodzież z całego Wrocławia. Zbierali

piasek, układali worki, widać było, jak wszyscy z wielkim zaangażowaniem pomagali sobie nawzajem.

Donosiło się pracującym wodę i kanapki. Mieszkańcy stanęli na wysokości zadania.

Mieszkanka Wrocławia

Page 14: Wspomnienia Wroclawian. Powodz 1997

Zalane zostały tereny Kozanowa, które przez Niemców zostały wyznaczone, aby w razie powodzi

zostały zalane. Nie miało tam być żadnej zabudowy! Następnie woda dostała się do Śródmieścia

i centrum, oszczędzając jednak rynek, który został uratowany przez fosę miejską.

Podczas powodzi zalane zostało 30 proc. miasta. Ludzie łączyli swoje siły i wspólnie ratowali workami

z piaskiem, ziemią, czym się dało, poszczególne dzielnice. Każdy pomagał jak mógł. Dzięki

solidarności mieszkańców Wrocławia, udało się uratować niektóre miejsca.

Nie mieszkałam wtedy we Wrocławiu, ale bardzo dużo dowiedziałam się o powodzi z telewizji. Miałam

wtedy 7 lat i wraz z moimi przyjaciółmi wymyślałyśmy piosenkę na temat wielkiej wody.

Ania

Odczuwałem zdziwienie rozmiarami i zasięgiem powodzi. Było zapewnienie o dostępie do wody,

natomiast okazało się, że nie było dostępu przez miesiąc. Widziałem ogromne zniszczenia. Na Psim

Polu jeszcze długi czas po powodzi odczuwalne były zniszczenia. Panował chaos, nie było dobrych

informacji. Można było jednak zauważyć solidarność i pomoc innych ludzi, również z pobliskich

wiosek.

Fala powodziowa pojawiła się bardzo szybko. Mój dom został zalany na 2 metry.

Bartek

Wiadukt kolejowy na ul. Boya- Żeleńskiego został zatkany workami z piaskiem, które zabezpieczały

Karłowice przed zalaniem. Niestety właściciel hurtowni materiałów budowlanych „Z****a” podpłacił

kilku pijaczków, aby w nocy odetkali wiadukt, ponieważ woda stała na terenie hurtowni. Na szczęście

mieszkańcy obronili wiadukt i osiedle ocalało. Walka z żywiołem na wałach trwała 24 godz. na dobę.

Policja poinformowała nas, że o 13:45 nadejdzie ogromna fala. Bardzo się bałam, musiałam uciekać.

Agata

Page 15: Wspomnienia Wroclawian. Powodz 1997

Mieszkałam na Księżu, które było całe zalane. Męża nie było całymi dniami w domu – dostarczał

ludziom odzież i żywność.

Alina

Podczas powodzi była masakra. 1/3 Wrocławia została zalana. Woda dosłownie wylewała się z koryta

rzeki.

Andrzej

Pierwszy raz leciałam helikopterem, ponieważ była ewakuacja szpitala.

Janina

Winda nie działała. Musiałem wchodzić na 10. piętro. Kiedy nie wchodziłem, broniłem wału

na Popowicach.

Jurek

Obrona wału „Łany” się udała. Od Czernicy do Łan broniliśmy wału, który był zaminowany. Gdyby nie

nasza wspólna praca, Wrocław prawdopodobnie byłby cały zalany. Sprawa była nagłośniona

w mediach przez redaktor Jaworowicz. Dziś na pamiątkę w Łanach stoi pomnik przypominający

o zjednoczeniu mieszkańców i wspólnej pracy. Są trasy rowerowe na odnowionym wale, na które

serdecznie zapraszamy!

Pamiętam, że moje dzieci wracały z kolonii znad morza z kilkudniowym opóźnieniem. Trzeba było

chodzić do specjalnych beczkowozów z wiadrami, by uzyskać trochę wody. Nigdzie nic nie można

było kupić, wszystkiego brakowało.

Podczas powodzi byłem w miejscowości Pilce, która była całkowicie zalana. Rzeka zmieniła koryto.

Wymyśliłem, żeby wysadzić groblę. Tak też się stało i wtedy woda opadła.

Page 16: Wspomnienia Wroclawian. Powodz 1997

W 1997 roku miałam zaplanowane kolonie we Włoszech, więc w czasie największych opadów

przebywałam w Rimini. Raczej żadne informacje nie docierały do mnie, więc tym większe było moje

zdziwienie po powrocie. W tamtym czasie mieszkałam na blokowisku w Jeleniej Górze na 9 piętrze.

Do mojego budynku prowadziły dwie drogi asfaltowe z których jedna była zalana do łydek,

a na drugiej równoległej do niej zalegała woda do kostek. Taki stan utrzymywał się przez całe lato.

Jednak nie uważam, żeby mnie osobiście powódź dotknęła, gdyż najtragiczniejsze były wiadomości

o domach ludzi mieszkających w naszym regionie. W szczególności osób,których domostwa były

kompletnie nie zdatne do mieszkania...

Gabriela

Pamiętam, że ptaki zamilkły, może odleciały przed kulminacyjną falą? Zapamiętałam wyjątkową

ciszę. Byłam wtedy po 1. roku studiów. Na wezwanie S.O.S., poszłam wraz z bratem do Biblioteki

Uniwersyteckiej i tam z piwnic jako element w ludzkim wężyku przekazywaliśmy sobie książki.

Ratowaliśmy je. W drodze powrotnej do domu natknęliśmy się na przeszkodę, gdyż nie dało się już

przejść pod wiaduktem na ul. Trzebnickiej. Wtedy po raz pierwszy w życiu złapałam stopa, woda była

na wysokość metra, więc autem przejechaliśmy. Tę ludzką życzliwość pamiętam najtkliwiej. Ale

każdy medal ma dwie strony, jak wiadomo, ta druga strona, to obserwacja, kiedy w sklepach

warzywnych, stojąc w kolejkach sprzedawcy podnosili ceny.

Agnieszka Jarmuła

Ogromny kataklizm. Nie posłuchałam koleżanek, kiedy radziły, żeby wynieść wszystko z piwnic.

W rezultacie straciłam część swoich obrazów i przetwory. Pojechałam z córką do Niemiec. Znajomi

mówili, żebyśmy wstrzymały się z powrotem do Wrocławia, póki jest pozalewany. W telewizji

pokazywali mężczyznę płynącego łódką po ulicy. Wróciłam po kilku dniach i pomagałam, jak

mogłam. Nie było wtedy prądu; jeździłam po wodę z wiadrami. Pamiętam mnóstwo komarów.

Chroniłam się przed nimi, okrywając twarz ślubnym welonem. W nocy próbowałam oddychać przez

zwiniętą „tubę”, ale rano budziłam się z buzią pełną komarów…

Halina G.

Page 17: Wspomnienia Wroclawian. Powodz 1997

Układaliśmy wały zaporowe na Piłsudskiego, żeby fala powodziowa nie przedostała

się do południowych dzielnic Wrocławia. Pamiętam brak wody pitnej w całym mieście i towarzyszące

nam zmęczenie. Najważniejsza była jednak radość, kiedy udało się wytrwać i obronić znaczną część

miasta.

Najbardziej zapamiętałam zalany plac Dominikański, alarm powodziowy na Bystrzycy i umacnianie

wałów na Złotnikach. Ze względu na powódź odwlekał się termin ogłoszenia wyników egzaminu

na germanistykę. Pojechałam do Sobótki jako opiekunka kolonii zorganizowanej dla powodzian.

Cecylia

Wyjechałam z Wrocławia tuż przed powodzią. Byłam nastolatką i to, co się wtedy działo odebrałam

jako przymusową rozłąkę z rodzicami i małym bratem. Chciałam wrócić do domu, ale utknęłam

na wsi, pozbawiona swoich rzeczy, bez możliwości powrotu – nie wiadomo było na jak długo.

Ogromne wrażenie zrobiły na mnie setki (a może tysiące?) szczurów uciekające z piwnic.

Budowaliśmy wały z worków z piaskiem i słuchaliśmy przez CB radio, co się dzieje w okolicy.

Pamiętam, że syn miał całe ręce w pęcherzach. Brakowało wody pitnej.

Stanisława

W czasie powodzi byłam w Przemyślu, czyli jakieś 12-13 godzin koleją do Wrocławia. Wróciłam

w sierpniu, kiedy nie było już właściwie śladów po samym kataklizmie, ale niemal wszędzie leżały

jeszcze worki z piaskiem…

Pamiętam, że poszedłem fotografować skutki powodzi w mieście, zakładając ostatnią kliszę

do aparatu. Zrobiłem sporo zdjęć, aż dotarłem do placu Społecznego. Wspiąłem się na estakadę, żeby

uchwycić całą okolicę. Byłem pod ogromnym wrażeniem i chciałem uwiecznić ten wstrząsający,

niepowtarzalny widok: wszystkie budynki i ulice dookoła pod wodą. Niestety okazało się,

że poprzednie zdjęcie było ostatnim na kliszy... Nigdy później nie spotkałem w publikacjach ujęcia

z tej perspektywy, którą najbardziej zapamiętałem.

Page 18: Wspomnienia Wroclawian. Powodz 1997

Brałam udział w ratowaniu bibliotek, jako pracownica jednej z nich. Przy ul. Szajnochy księgozbiór

suszono w specjalnych maszynach pochłaniających wilgoć. Na Parkowej wyławialiśmy książki

grabiami…

Anna

Mieszkałam wtedy w Holandii. W mediach na bieżąco relacjonowano to, co działo się we Wrocławiu.

Holendrzy bardzo przejęli się katastrofą i momentalnie zaczęli organizować pomoc powodzianom

z Polski.

Ładna pogoda, nic nie wskazywało na powódź. Tydzień wcześniej mocno padało.

Woda powoli występowała z brzegu – był czas na układanie worków. Czuło się atmosferę oblężonego

miasta… Wszystko znikało ze sklepów, latały helikoptery. Mieszkałam na Ołbinie i nie wiedziałam,

jak się stamtąd wydostać.

Jechałem na motorze do dziewczyny, ale nie mogłem przejechać – Piłsudskiego była zalana; ludzie

łowili ryby z okien… Zalane Siechnice: okropny fetor, świnie leżące na brzegach, ludzie przygnębieni

pod domami. Po dwóch dniach fala kulminacyjna doszła z Siechnic do Wrocławia. Woziłem worki

aż z Sobótki.

Mariusz

Miałam 11 lat. Jeździliśmy po mieście, oglądając zalane Zoo, Piłsudskiego i okolice. Wszędzie ustawiały

się kolejki po chleb i wodę. Razem z rodziną sypaliśmy piach do worków i układaliśmy je w centrum

miasta (mieszkamy w Rynku). Wynosiłam też książki z Ossolineum.

Dorota

Pamiętam, kiedy ewakuowano mężczyzn z noclegowni przy Reymonta. Wszystkich brali

do rozdzielania prowiantu i ubrań, które tam napływały. Do pomocy przyłączali się pojedynczy

mieszkańcy i instytucje. Ewakuacja odbywała się też w rejonie cmentarza Osobowickiego. Rano

mijało się pojedyncze kałuże, wywalało studzienki, ale dało się jeszcze przejść. W południe wszystko

Page 19: Wspomnienia Wroclawian. Powodz 1997

już było pod wodą. Podczas powodzi pracowałam w szpitalu. W obliczu zagrożenia wszyscy

pracownicy byli sobie równi i pełnili praktycznie te same funkcje.

Zostałam ewakuowana poza miasto, jedynie z plikiem dokumentów. To było przeżycie – trafić

do obcego miejsca tylko z dokumentami. Ale pojechałam stopem zobaczyć mamę, która pracowała

we wrocławskim szpitalu. Ludzie, którzy mnie zabrali byli bardzo pomocni. Kiedy zobaczyłam zalane

miasto, załamałam się.

Kamila

Część pacjentów ewakuowano, zostali tylko najbardziej chorzy i potrzebujący. Non stop na dyżurze.

Nieustannie sprawdzaliśmy poziom wody. Mieliśmy kuchnię polową w ogrodzie. Mieszkańcy przynosili

wodę, aby napełnić wannę do kąpieli dla pacjentów.Woda była wszędzie, ludzie pływali łódkami

i kajakami, sięgając głowami prawie do wiaduktu. Transportowali w ten sposób jedzenie. Niektórzy

chcieli skorzystać z tego transportu i bez pytań i zapowiedzi wchodzili na łódki. Czasami – pamiętam

jednego pana w kaloszach – wpadali do wody po pas, zanim dotarli do celu.

Mama Kamili

Pamiętam tę straszną powódź. Młodzi chłopcy wybierali piasek z piaskownic dla dzieci, aby napełniać

worki potrzebne do ułożenia wałów przeciwpowodziowych. To było poruszające!

Teresa

Mieszkałem w dzielnicy, gdzie powódź nie dotarła. Znajomi przychodzili do nas. Największa tragedia –

brak wody pitnej. Pod Leśnicę fala nie dotarła, ale wylała Bystrzyca. Ludzie szykowali piasek

i obstawiali wejścia do budynków. Prezydent Zdrojewski w nocy mówił w telewizji, że nic się

nie wydarzy, a już kilka godzin później: wielka powódź. Miasto było nieprzygotowane.

Miałam 2 latka, niewiele pamiętam. Byłam wtedy w Gdańsku, tam też dotarła fala powodziowa. Miałam

zielone kalosze i wiaderko, którym zbierałam wodę z podwórka obok. To nic nie pomagało,

ale pamiętam, że czułam się potrzebna.

Page 20: Wspomnienia Wroclawian. Powodz 1997

Mieszkaliśmy za Dworcem Głównym PKP, więc mieliśmy szczęście, że nas nie zalało. Mąż zaznaczał

na drzwiach poziom wody. Przez miesiąc trudno było o wodę pitną, a za dostęp do niej trzeba było

słono płacić. Pamiętam szczury piszczące na drzewach…To ważne przeżycie, następna taka powódź

zdarzy się pewnie za tysiąc lat.

Wszyscy schodzili się do mieszkania przy Niemcewicza. Helikoptery zrzucały worki, nawet zakonnice

pomagały. Jedliśmy tylko konserwy. Widziałam, jak rzeźbiarz przyszedł z dziewczyną, która pozowała

mu do pracy – nie była jednak tak piękna i kształtna jak rzeźba Piwnica i część parteru zalane.☺Nie chciałabym tego jeszcze raz przeżyć.

Mieszkałam wtedy w św. Katarzynie, 10 km za Wrocławiem. Wynajmowaliśmy tam mieszkanie

parterowe. Gdy usłyszeliśmy o powodzi w Siechnicach, sąsiad pojechał z mężem zobaczyć skalę

zniszczeń, jak się posuwa fala. Kiedy wrócili do domu przerażeni, zdecydowaliśmy o wyniesieniu

wszystkich mebli i rzeczy na dach. Zaczęło padać i w tym deszczu, z obawą zbliżającej się powodzi

i zalania dobytku wnosiliśmy wszystko na górę. Zostawiliśmy wszystko i wróciliśmy do Wrocławia.

Okazało się, że nasze mieszkanie zostało nietknięte przez powódź. Do tej pory, gdy są ulewne deszcze

i podnosi się poziom wody w rzekach, pamiętam o tamtej powodzi i mam obawy, czy to się nie

powtórzy. Nie rozumiem władz miasta, że pozwalają na budowanie mieszkań przy brzegach rzeki.

Ujęcie na budynek z lat trzydziestych przy Słubickiej: tafla wody sięgająca pod okno i wyciągnięty,

położony na drzwiach pan w wieku około 80 lat – martwy. Za dwa wiosła, z prawej i lewej strony, robiły

łopaty. Niesamowite ujęcie filmowe.

Rafał Jarosz

Pamiętam ludzi mieszkających na wsiach w południowej części kraju. Ludzi, którzy potracili cały

dobytek życia. Najgorsza chwila, która zapisała się w mojej pamięci. W przeciągu kilkunastu dni ludzie

potracili wszystko co mieli. Cieszę się, że mieszkańcy pamiętają i chcą pamiętać ten kataklizm.

M. Dudek

Page 21: Wspomnienia Wroclawian. Powodz 1997

Nie było mnie tutaj podczas powodzi, ale po powrocie musiałam sprzątać biuro. Wrocław wyglądał

tragicznie. Pamiętam niespokojne sny, kiedy budziłam się, żeby sprawdzać, czy woda jest już

na podłodze… Zapach starego miasta, leje w ziemi; książki na Podwalu pływały razem z błotem.

Budowaliśmy tamy na Dworcowej i Kościuszki – jeden pawilon zalany był na wysokość 3 metrów.

W 1997 roku podczas powodzi na ul. Hallera był punkt sypania piasku do worków i rozwozu do miejsc

zalanych lub do wzmocnienia wałów przeciwpowodziowych.

W 1997 roku podczas powodzi na ul. Hallera był punkt sypania piasku do worków i rozwozu do miejsc

zalanych lub do wzmocnienia wałów przeciwpowodziowych. Na górce, która znajduje się obok, stały

zaparkowane samochody. Zalało pół miasta.Brat pomagał ratować książki z biblioteki Ossolineum.

K.P.

Pamiętam piosenkę „Moja i twoja nadzieja”, szczury wielkości bobrów na ulicach, mnóstwo śmieci,

zniszczone kamienice, wodę mineralną na wagę złota. Po powrocie z wakacji do Wrocławia

przyjaciele rodziców pokazali mi pięknie wydany album z fotografiami z powodzi. Moja wyobraźnia

podpowiadała mi straszne obrazy, jednak dokumentacja z książki spotęgowała wrażenia i

urzeczywistniła je w mojej świadomości. Na tyle, aby dziś opowiadać o tym innym ludziom.

Nie pamiętam zbyt wiele z lipca 1997 roku. Ale na pewno byłam wtedy na wakacjach z rodzicami i

bratem w małej miejscowości na południu Włoch. Nie mieliśmy wówczas telefonów. Kontakt z rodziną

i znajomymi nawiązywaliśmy dzwoniąc sporadycznie z budki telefonicznej w pobliskim miasteczku.

Jak bardzo więc musieliśmy być przejęci, kiedy któregoś dnia do „naszej” mieściny przyjechali ludzie,

którzy przywieźli ze sobą ogólnopolską gazetę, a na jej okładce widniało zdjęcie zalanego Kozanowa…

Page 22: Wspomnienia Wroclawian. Powodz 1997

Tonący książki się chwyta, 19 – 20 czerwa 2015 r., Most Uniwersytecki, Wrocław

korekta: Joanna Grzelczyk i Małgorzata Grączewska

skład: Małgorzata Grączewska

fot. Patryk Chenc

więcej info: www.facebook.com/tonacyksiazkisiechwyta

[email protected]

Autorami wszystkich wspomnień są uczestnicy, świadkowie i obserwatorzy projketu

„Tonący książki się chwyta”, który odbył się 19 i 20 czerwca 2015 roku na Moście

Uniwersyteckim we Wrocławiu. Wszystkim niezwykle dziękujęmy za poświęcony czas,

pomoc i zaufanie.

Wrocław 2015