― 183 ―
山口県立大学学術情報 第 9 号 〔国際文化学部紀要 通巻第22号〕 2016年 3 月
Chūya NAKAHARA , WIERSZE MINIONYCH DNI
przeł. Katsuyoshi WATANABE
WIERSZE MINIONYCH DNI
WSTYD― Wiersze minionych dni ―
Dlaczego moje serce wstydzi się tak bardzoCienia jesiennej gory w dniu białego wiatruZadziwiająco pełne pnie dębów rosnąW nieckach wyściełanych opadłymi liśćmi
Gałęzie zioną gniewemNiebo wypełnione martwymi dziećmi migoczeObjawiane są wtedy starożytne snyW zszytych karakułach ponad dalekim polem
Zadziwiająco pełne pnie dębów rosnąW nieckach wyściełanych opadłymi liśćmiW tym dniu pomiędzy drzewami tęskne oczyTam byłeś, twój blask tak bardzo przypominał starszą siostrę
W tym dniu pomiędzy drzewami tęskne oczyTam byłeś, twój blask tak bardzo przypominał starszą siostręOch! Kiedy jasność w przeszłości świeci nikłym płomieniemDlaczego... dlaczego moje serce wstydzi się tak bardzo?
PUSTKA
Wyrzucone na ulicy w zimową świąteczną nocMoje zaplątane w sieci uczuciaDziwka (kurwa) bez swojego miejsca na ziemiZostawiona sama sobie z gołymi tłustymi cyckami
Ten przejmujący płacz niczego nie zmieni
Każdego dnia ciemność spóźniała sięOddalone niebo podśpiewuje na linii plaż cieśninyWczesny zimowy wiatr Biała korona właśnie zamarzłaNa bezdusznej imitacji róży
Dziewczęta, które się zebrały przed świtem,Przyjaźnią się ze sobą od wielu lat
Diamenty w esy-floresy=== fasetki wszędzieZawodzenie skrzypiec wlewa się do uszu
DESZCZ PÓŹNYM WIECZOREM― naśladowanie Verlaine`a ―
I znów tego wieczoru pradawny deszczŚpiewa pradawną pieśńW uporczywym bredzeniu, w nieprzerwanym bredzeniuPojawia się nagle niezgrabna postać Verlaine`aTorując sobie drogę pomiędzy szopami
Nieprzemakalny płaszcz miga między szopamiI wtedy przychodzą do głowy dowcipy o zmokniętym torfie.Jeżeli przejdę przez tę alejkęPrzejdę w kierunku mglistej nadzieiAle czekaj! Czy to jest na pewno nadzieja?
Niepotrzebne mi samochody i inne dobraNie dbam o uliczne latarnieOd zwisających w knajpach lamp psują się oczyA w oddali przypomina o sobie chemia między nami
― 184 ―
Chūya NAKAHARA , WIERSZE MINIONYCH DNI
WIATR WCZESNĄ WIOSNĄ
Złoty wiatr znów dzisiaj cały dzieńZe srebrnymi dzwoneczkami w silnych porywachZłoty wiatr znów dzisiaj cały dzień
I jak cesarzowa w koronieSiedzę przy stoleWpatrując się w brudną szybę
Wiatr na dworze, złoty wiatrZe srebrnymi dzwoneczkami w silnych porywachZłoty wiatr znów dzisiaj cały dzień
Zwiędłe trawy szepcą smutnoDym się rozwiewaCienie beztrosko filtrują
I z zapachem ciemniejącej ziemiSpróchniała gałązka unosi się do niebaUłatwia jej to wznoszące się zbocze. ale
Jak dziewczęca szczękaJeżą się smagane wiatrem drzewa w poprzek wzgorzaZłoty wiatr znów dzisiaj cały dzień
KSIĘŻYC
Księżyc dziś w nocy obżera się imbiremNie wydaje się, żeby lutnia zwisająca z dachu Szpitalnego budynku,, mogła zadźwięczećUnosi się zapach węgla, Krzewy jeszcze wyostrzają jego cechy Podczas gdy siostry spaly, ich matka umocowala czerwona kratownicę!
Teraz kiedy z werandy patrzysz do góryMiedziak spada, a może...może to medalTo Fumiko upuściła go podczas obiadu Może przyniosę go jutroW mojej kieszeni, poza zasięgiem wzroku, ale nie umysłuKsieżyc obżera się imbiremKrzewy jeszcze wyostrzaja jego cechy
Podczas gdy siostry spały, ich matka umocowała czerwoną kratownicę! NIEBIESKIE OCZY
1. Letni poranek
Smutek kiełkujący w sercu został stłumiony Szczęście kiełkujące w sercu zostało stłumioneCo się dzieje?Mimo wszystko zapowiada się smutna noc
Niebieskie oczy nieruchomeCały świat wciąż śpiI wtedy „tamten czas“ właśnie mijaWydaje się odległą historią
Niebieskie oczy nieruchomeMoże teraz się poruszyłyNiebieskie oczy nieruchomeŻałosne i piękne
Jestem teraz tutaj w żółtym świetleNiepewien tego, co zdarzy się potem...I wtedy „ten czas“ właśnie mijaJak podmuch niebieskawej pary
2. Zimowy poranek
To, co się wydarzyło potemJest poza moim zasięgiemSamolot zniknął na dobrePonad pasem startowym w porannej mgleW tyle pozostało przejmujące zimnoWgryza się/wrzyna się w kamienie i zielskaNawet w taki okrutny, dopiero co wstający, poranekTrzeba się do siebie nawzajem uśmiechaćTo naprawdę żałosneChociaż byli też tacy, którzy się uśmiechali ,Pokazując swoją wyższośćSłońce przedziera się przez mgłę i rozmraża źdzbła trawGdzieś zapiał kogutAle nawet mgła, światło, mróz i pianie kogutaNikogo nie poursza
― 185 ―
山口県立大学学術情報 第 9 号 〔国際文化学部紀要 通巻第22号〕 2016年 3 月
Wszyscy poszli do domu i usiedli przy stołach ( Zostałem sam na pasie startowymKopnąłem puste pudełko po papierosach)
KIEDY MIAŁEM TRZY LATA....
Słońce pada na werandęZastygła żywica mieni się kolorami W ogrodzie rośnie jedno drzewo kakiZabarwia ziemię na pomarańczowo, a nad nim brzeczą muchy
Natrzymywano mnie nad brzegiem toaletyKiedy wyszedł ze mnie robakTo byl zatrważający widok, bo robak wciąż się ruszał Wciaz sie ruszal na powierzchni fekali
Byłem tak bardzo przerażony Nieludzko przerażonyPotem przez jakiś czasNie mogłem przestać płakać
Byłem przerażony, przerażonyI wtedy nastała ciszaSąsiedni dom tańczył w obłokachSąsiedni dom tańczył w obłokach
CZERWCOWY DESZCZ
I znów rano przekleństwo deszczuKobieta o pociągłej twarzy z wilgotnymi oczymaW kolorze irysów i morskiej wodyPojawia się i znika
Gdy tak się pojawia i znikaCiemność zstępuje i zaczyna mżyćCoraz silniejsze strugi deszczuNa pola leje się nieprzerwanie deszcz
Uderza w bębenek, dmucha w gwizdekNiewinne dziecko zatopione w zabawieNa tatami w swiąteczny dzień
Uderza w bębenek, dmucha w gwizdek
Bawi sie, a deszcz pada Za ramami okien deszcz pada
DESZCZOWY DZIEŃ
Deszcz pada na drogę,Listwy w domu są stare.Szyderczy wzrok lagodnieje;Budzę się w środku snu o koronie kwiatu. Brunatna pochwa starodawnego miecza,Oniemiały przyjaciel,Twoj przód byl w kształcie kwadratuPamiętam
Drażniący dźwięk! Chrapliwy głos! Stary, starzejący się żołądek!Wsłuchaj się w deszcz w oddaliW te lagodne, kiedyś delikatne usta.
W deszczu skrywającym światZatroskane niebo przybiera ceglasty kolor.Czarne jak heban włosy bystrej dziewczyny I głowa kochajacego ojca...wymieszane wspomnienia....
WIOSNA
Wiosna sprawia, że ziemia i trawy na nowo się pocą.Aby się osuszyć, skowronek wzbija się do nieba.Tego ranka dach pokryty dachowką nie narzekał.Z długiego szkolnego budynku do nieba wznosił się śpiew chóru.
Och, jak cicho, jest bardzo cichoTo, co znowu nadchodzi, to moja własna wiosna.Nadzieje, które dawno temu pobrzmiewały w moim sercu, dzisiaj Przybrały kolor ostrego fioletu i spadają na mnie z nieba
Byłem przestraszony i ogłupiony przez to wszystko.Co skrywa cień krzewu: potok, srebro czy zmarszczkę na wodzie?Potok, srebro czy zmarszczka na wodzie w cieniu krzewu?
― 186 ―
Chūya NAKAHARA , WIERSZE MINIONYCH DNI
Duży kot niezdarnie potrząsa głową,Turlając dzwoneczek,Probuje turlać dzwoneczek.
WIERSZ O WIOSENNYM DNIU Przepływ, krótkotrwała wstydliwość!Da się odpłynąć do nieba?To serce jest także rozdarte tutaj.Puszczam kółka z dymu, zaciągając się egipskim papierosem.
Przepływ, zimny żałosny sekret-Da się dopłynąć chociaż do podnóża gór?Gdzieś widzisz niewidoczne Oblicze tajemniczego gardła
Po południu bujny sen podczas drzemki,Ponad polami/równinami prosto do nieba?Czy to coś skowyczy, a może coś wrzeszczy?
Jak daleko da się popłynąć?Czy da się do wodnego młyna,Za żółtą stodołą i białymi spichlerzami,Malutkiego w oddali?
LETNIA NOC
Och, tak! W moim zmęczonym sercuPrzechadza się kobieta w kolorze kwiatów wiśni
Muł pól ryżowych w letnią noc,Urazy gdzieś odeszły-Czy powracają pory roku w otaczających górach?
Bose stopy są wygładzane przez piasek;Dopiero co otwarte oczy są pozostawione same sobie;Zamglone niebo nocą jest ciemne i wysklepione
Zamglone niebo nocą jest ciemne i wysklepione;Milość rodzicielska pokona każdą odległość-W moim zmęczonym sercu przechadza się płatek kwiatu
W moim zmęczonym sercu przechadza się płatek kwiatu
Czasem gong obwieszcza moje pisanieMgła jest cudowna, ale jest gorąco!
PIEŚŃ MŁODEJ BESTII
Ciemna noca w polu w głębokiej trawie:Bestia w szklanym kloszuPocierając krzemieniem o krzemień krzesi gwiazdy;Zmieszany z zimą wiatr zawodzi
Bestia nie zwraca na nic uwagi.Tuli gwiazdy i nie ma jak ich obudzićNie licząc kastanietów i światła księżyca,Do klosza zakrada się swiętokradztwo.
Wspomnienia stwardniały, pamięć niczym lampa po deszczu Obejmuje ramiona wiatru i powiewa Ach, zaczarowana opowieść-I niewolnicy stali się piękni jak księżniczka
Uśmiech młodego księcia jak skorupka jajkaI białe krwinki tego nierozgarniętego dzieckaBudzą natychmiast strach w bestii
Ciemną nocą w polu w głębokiej trawieSerce bestii tli się,Ciemną nocą w polu w głębokiej trawiew pradawnych czasach nawet sceniczny monolog był piękny
TO DZIECKO
Kiedy duszkiWracają do niebaW poluTo blade dziecko
Kiedy ciemne chmury mkną po niebieTego dziecka tryskające łzySą srebrnym plynem
Gdyby tylko Ziemia dała się podzielić I jedna jej czesc odpłynęła
― 187 ―
山口県立大学学術情報 第 9 号 〔国際文化学部紀要 通巻第22号〕 2016年 3 月
Wtedy usiadłbym na tej drugiej, Niebieskie niebo dla mnie
Granitowe głazy,Linia brzegowa nieba,Dach świątyniI krawędź morza...
WSPOMNIENIE ZIMOWEGO DNIA
Dziecko, które wzięło w swoje ręce na zimnym wietrze wróblaI go pogłaskało, Zmarło nagle po zapadnięciu nocy.
Następnego dnia rano było mroźnie.Starszy brat poszedł wysłać telegram.
W nocy matka ciągle płakała.Ojciec był gdzieś na morzu.
Nikt nie wie, co się stało z wróblemPółnocny wiatr sprawił, że ulica była biała
Kiedy wiadro w studni zadźwięczałoPrzyszedł telegram od ojca
Wkrótce mróz zelżałAle ojciec nie wracał z morza
I jak radziła sobie matka?Starszy brat, który wysłał telegram, dostał dzisiaj w szkole naganę. JESIENNY DZIEŃ
Poza linią drzew biegnącą wzdłuż rzekiJesień jest powieką pięknej kobietyWilgotne niebo jest bliskie płaczuTo stuka przeszłość spod końskich kopyt
Przez to wieloletnie zmęczenie Na gościńcu, którym podążam jesień przenika ciałoTo zupełnie nic, zupełnie nic
Nawet stukające drewniane sandały przenikają moje ciało Słońce w połowie oświetla łożysko rzekiNiewidzialne tratwy zawracają nurt Podczas gdy pola po drugiej stronie są płaskie
Żartobliwe zachowanie mojego kompanaWtapia się w powietrzeJesień zaciska swoje usta z lękiem
ZIMNA NOC
W zimową nocMoje serce się smuciSmuci się nie wiedzieć czemuMoje serce rdzewieje, fioletowieje
Z drugiej strony za solidnymi drzwiamiPewnego dnia dawno temu zatraciło się w jednej chwili.Na szczycie wzgórzaPękł pąk bawełny.
Szczapy drewna na opał tlą sięDym, tak jakby znał siebie,Unosi się
Bez zachętyMimowolnieMoje serce tli się...
ZIMOWY ŚWIT
Śnieg leżący na gontach dachu zbrylił sięGałęzie nagich drzew pogrążone są w letargu jak śpiacy jelenO szostej rano w zimowy poranekOgarnia mnie tez sennosc
Ptak przelecial spiewajacGrunty rowniez pograzone sa w letargu Las uciekł, zagroda uciekłaSmutna poświata na niebieMoje serce jest smutne...
― 188 ―
Chūya NAKAHARA , WIERSZE MINIONYCH DNI
Nikłe, pełzające światło Odsłania stopniowo błękitne nieboPonad niebiosami Jupiter strzela z karabinuGóry dookoła toną
Ogród przydomowy ziewaWiejska droga pozdrawia nieboMoje serce jest smutne.... NIECHAJ STARZY LUDZIE (PUSTA JESIEŃ, XII)
Niechaj starzy ludzie będą pozostawieni w spokojuŻeby mogli okazać pełną skruchę
Oczekuję od nich skruchyPonieważ pełna skrucha dałaby wytchnienie mojej duszy
Pragnąłbym płakać bez końca;Zapominając o ojcu, matce, braciach, przyjaciołach i nieznajomychBędę plakać jak niebo o brzasku, jak wieczorny wiatr nad wzgórzami, Jak powiewająca chorągiewka
Jakby znowu echa pożegnalnych słów wznosiły się do chmurRozbrzmiewając na polachMieszając się z nadmorskim wiatremUmierając nieskończenie
Envoi
Ach, w naszym całym tchórzostwie przez długi, przez tak długi czasZajmowaliśmy myśli marnością, zapomnieliśmy Płakać – jakżeż zapomnieliśmy płakać....
NAD JEZIOREM
Kiedy księżyc wyskoczyWypchniemy łódkęFale będą rytmicznie chłupotać o burtęZerwie się wiaterek
Gdy odbijemy od brzegu, będzie ciemnoOdgłos wody spływającej z wiosełBędzie zmysłowo szemraćKiedy twój głos będzie się urywał
Księżyc nastawi uszuMoże nawet trochę zniży sięBędzie dokładnie nad naszymi głowamiKiedy zaczniemy się całować
I zaczniesz znowu mówićDąsać się i szczebiotaćNie uronię ani jednego słowaWiosłując bez ustanku
Kiedy księżyc wyskoczyWypchniemy łódkęFale będą rytmicznie chłupotać o burtęZerwie się wiaterek
ZIMOWA NOC
Moi drodzy jest cicho dziś wieczoremTylko czajnik się gotujeJestem zakochany w kobiecieAle nie mam kobiety dla siebie
To nie jest przyczyna mojego bóluPo prostu przedstawiam ją sobieW granicach rozhukanej wyobraźniW przestrzeni o gibkości nie do opisania Słysząc jak gotuje sie czajnikW kompletnej ciszy bezchmurnej nocyZ gibkością nie do opisaniaMarzę o kobiecie
Noc pogłębia sięZimowa noca kiedy tylko psy czuwająCienie i papieros, ja i psyStanowimy koktajl nie do opisania
2Nie ma nic lepszego od powietrza
― 189 ―
山口県立大学学術情報 第 9 号 〔国際文化学部紀要 通巻第22号〕 2016年 3 月
Nie ma nic lepszego od powietrza w mieszkaniu zimną nocąNie ma nic lepszego od dymuNie ma nic przyjemniejszego od dymuKiedyś mnie zrozumieszKiedyś podzielisz moje odczucia Nie ma nic lepszego od powietrzaNie ma nic lepszego od tego jakZimną nocą koścista ręka niewiasty jakGibkość ręki, miękka i sztywnaSztywność jak gibkość jak dym jakKobieca namiętność jak spalanie jak tłumienie
Nie ma nic lepszego od powietrza w mieszkaniu zimną nocą
JESIENNE WIEŚCI
Pościel rano ślizga się po skórzećwierkanie wróbli nabrało realnych kształtówDym z komina rozwiewa się na wietrze
Kopiąc wulkaniczny popiół natrafisz na lódWulkaniczy popiół wypełnia krystaliczną kopułę Niebieskie niebo zanurza się z chłodnym spokojem
Kiedy opalam się na kamiennych schodach katedryKiedy wygrzewam się bezczynnieOwady w cieniu cykają i brzecząKawiaty zwracają się ku słońcu
Dzień jesienny ogrzewa moje kościJednocześnie ziebną mi ręce i stopyA przypadkowy balon z reklamą Unosi się i dryfuje na niebie ponad Shinjuku
KOŚCI
Popatrz, popatrz na to! ― to są moje kościPrzez całe życie zmagały się z niedoląTeraz pozbawione plugawego ciałaWybielone przez deszczeWzdłuż ostrych i sterczących brzegów
Nie bierz tego za błyskRozjaśniony wygląd myli wzrokPochlaniając deszczPowalone przez wiatrOdzwierciedlają drobiny nieba
Jeżeli myślisz, że to są te same kościKiedy siedziałeś żywy w jadlodajni Wśród tłumu ludziŻe to te same kości, które przeżuwały nać pietruszkiCo innego można zrobić jak nie wybuchnąć śmiechem?
Popatrz, popatrz na to! ― to są moje kościCzy to naprawdę ja na nie patrzę? ― ZabawneCzy moja dusza wciąż żyjeTylko po to wróciła do tych kościBy odnaleźć siebie patrząc na nie
Wzdłuż rzeczki w mojej wiosceBrodząc po zwiędłej trawieCzy to ja....patrzę?Tak wysoko jak stary szyldMoje pobielane kości sterczą w górę SZALEŃSTWO JESIENNEGO DNIA
Nic już nie posiadamNie ma nic w moich dłoniachCo więcej, nawet tego nie żałujęAż do tej pory nie mogę nazwać nic swoim
Nieważne, mamy dziś piękny dzieńSamoloty latają od jakiegoś czasuZastanawiam się, czy ktoś wieCzy wybuchnie wojna w Europie
Mamy dziś naprawdę piękny dzieńBłękit nieba jest przygaszony łzamiKIedy topole kolyszą sięDzieci wznoszą się do nieba
Promienie słoneczne padają na miastoOpustoszałe, tylko żona urzędnika i żona szewca Dźwięk tandetnego bębenka szewca
― 190 ―
Chūya NAKAHARA , WIERSZE MINIONYCH DNI
Samotnie głosi chwałę pobielałych ruin
Niech ktoś przyjdzie i mi pomoże! Błagam!W czasach Diogenesa musiałaby śpiewac chociaż ptaszynaAle dzisiaj nie slychać nawet wróblaNawet cienie padające na ziemie nie są zbyt wyraźne
Gdzie się podziały wszystkie wiejskie kobiety?Czy zasuszone kwiaty lawendy już nie płowieją?Czy slońce już nie połyskuje w trawie?Czy już nie ma nawet iluzji Wniebowstąpienia?
Co ja mowię?Czy to delirium dopadło mnie?Gdzie się podziały motyle?Mamy jesień, prawda, a nie wiosnę?
Ach, napiłbym się oranżadySchłodzonej, przez grubą słomkęSączyłbym z zamkniętymi oczami Nic mi nie potrzeba - nic mi więcej oprócz tego nie potrzeba
KOREANKA
Troczki od stroju KoreankiPlaczą się na jesiennym wietrzeCo jakiś czasGdy idzie szosąPociąga dziecko za rękęTa twarz wykrzywiona grymasemMa brązową skórę jak suszona rybaJakie myśli skrywa?Wygladam mizernieCo daje wrażenie nieładuTaksuje mnie wzrokiem podejrzliwieOdgania dzieckoWzbija się kurzCo mam o tym myśleć?Wzbija się kurzCo mam o tym myśleć?
SEN NA JAWIE W LETNIĄ NOC
Kiedy oczy zamykam do spaniaDziewięć bejsbolowych strojów, które widziałem w południeI nic ponadto, jawi się niczym upiorna bielNa zaciemnionym boisku
Dziewięciu graczy – ten sam groźny miotaczTen sam zwinny zawodnik na drugiej bazie‘“Tak zwinny jak zawszeWszyscy zajęli swoje pozycjeAle uderzenie, na które byli gotowi, nie nastąpiłoI w chwili, kiedy pomyślałem „Nie daliśmy się!“Gracze i pałkarze, wszyscy zniknęliPozostawiając opuszczone pole gry
Nagle zlana potem w południe ziemiaNabrzmiałe korony topoliWokół boiska zaszumiałyJedną z nich otoczyła chmara komarówI wciąż myśląc „Nie daliśmy się!“, usnąłem
WIOSNA I DZIECIĘ
Co śpi na polu kwitnącego rzepaku...Co targa wiatr na polu rzepaku....Czyż to nie dziecię?
Co buczy w elektrycznych przewodachCo buczy cały dzień na niebie, elektryczne przewody, elektryczne przewodyJednakze to, co śpi na polu rzepaku, to dziecię
To, co gna obok to rowery, roweryWzdłuż drogi, to, co gnaI przecina wiatr w kolorze blado-brzoskwiniowym
I przecina wiatr w kolorze blado-brzoskwiniowymTo, co gna, pola kwitnącego rzepaku, białe chmuryPozostawia dziecię na polu
― 191 ―
山口県立大学学術情報 第 9 号 〔国際文化学部紀要 通巻第22号〕 2016年 3 月
SKOWRONEK
Cały dzień dźwięczy na niebieAch, elektryczne przewody, elektryczne przewodyCały dzień śpiewa na niebieAch, to skowronek, dziecię chmury
Na błękitnym, takim błękitnym niebieObracając się i pnąc się w górę od nowa i od nowaSzczebiocąc ćwir-ćwir-ćwirAch, to skowronek, dziecię chmury
Co przechodzi obok pola kwitnącego rzepakuAż po horyzontu kres, aż po horyzontu kresCo przechodzi obok to ta góra, i tamta góraPod błękitnym niebem
Co śpi,na polu kwitnącego rzepakuNa polu rzepaku co śpiNa polu rzepaku targanego wiatremCoś śpi, ale czy to dziecię?
NOC WCZESNYM LATEM
Kolejny rok i znowu przyszło latoDziś w nocy białe niedźwiedzie wyczarowane z mgłyDały radę przejść przez mokradłaTak wiele rzeczy się wydarzyłoTyle do tej pory zrobiłemByło sporo szczęśliwych chwilChociaż, gdy patrzę wstecz, wszystko jest smutneTak jak skrzypienie staliWszystko, co chyli się ku upadkowiZ taką nutą wzruszenia w głosieDzieciństwo, starość, mlodość, wiek średniPodczas gdy nietrwałe brody ze wzruszenia podnoszą sięKu kłębiącym się w półmroku ćmomI wtedy można stwierdzić, że nastały Rozświetlone księżycową poswiatą czerwcowe nocePrzyjemny wiaterek przywiewa odległe dźwiękiCzuję sie nieco smutnyZamierające zgrzytanie stalowego mostuI przygaszone, ciemnoszare niebo ponad mostem, ponad wielką rzeką
PÓŁNOCNE MORZE
To, co mieszka w morzuTo nie syrenyTo, co mieszka w morzuTo tylko fale
Pod zachmurzonym niebem północnych mórzFale szczerzą zębyRzucają klątwę na nieboKlatwę z nieokreślonym terminem ważności
To, co mieszka w morzuTo nie syrenyTo, co mieszka w morzuTo tylko fale NIEWINNA PIEŚŃ
Patrząc wstecz, to całkiem daleko zaszedłemGdzie się podziała para, której gwizd odbił się echemW niebie ponad portemTamtego zimowego wieczoru w dwunastym roku mojego życia
Chmury przeslaniały księżycAle kiedy gwizd zaświdrował mi w uszachPrzeraziłem się, skulilem się w sobieI wtedy nagle pojawił się księżyc
Ileż to lat minęło od tamtego czasuPodążajac za gwizdem pary Nieobecny, dojrzewałem w smutkuGdzie jest teraz ta osoba, którą byłem wtedy?
Patrząc wstecz, to całkiem daleko zaszedłemMam teraz żonę i dzieckoAle co dalej... jak dlugo Jeszcze będę żył
Będę zapewne żyłDługie noce i dnie minęłyPonieważ tak bardzotęsknię za nimiBrakuje mi pewności siebie
― 192 ―
Chūya NAKAHARA , WIERSZE MINIONYCH DNI
Jednak tak długo jak będę żyłSkoro moją dolą jest nieustawanie w wysiłkachWydawać się będę sobieIstotą godną pożałowania
I tak właśnie jest, kiedy myślę o tymWszakże nie będę ustawał w wysiłkachCzasami tęsknie za minionymi dniami, aleJakoś daję sobie radę
To całkiem proste, jeśli się nad tym zastanowićOstatecznie to jest pytanie o wolęMuszę jakoś przez to przebrnąćDopóki to robię, jest dobrze
Myślę, ale niemniej jednak Gdzie się podziała para, której gwizd odbił się echemW niebie ponad portemTamtej zimy w dwunastym roku mojego życia SPOKÓJ
Nic mnie nie gnębiMoje serce jest spokojne
Na werandzie w niedzielęWszyscy inni poszli na łąkę
Deski maja zimny połyskPtaki śpiewaja w ogrodzie
Z niedokręconego kranuNagły kropelki błysk
Nad ziemią w odcieniach różu skowronekKwietniowe niebo jest piekne samo w sobie
Nic mnie nie nachodziMoje serce jest spokojne FARSA
Czy to Beethoven, a może Schubert
Ociemniałej dziewczyncePokazał światło księżyca?Mam wątpliwości i dziś w nocyZawodzi mnie pamięćAle myślę, że to był Ludwiś,Chociaż mógłby to też by Franuś
Wraz z mgłą opadającą jesienną nocąOna i on odpoczywają na granitowych schodach w ogrodzieI siedzą tam w całkowitej ciszyPrzez moment spływa na nich światło księżycaPotem wchodzą do salonu; stoi tam fortepianKtoś biegle uderza w klawiszeCzy to może był Franuś?
Zamglone swiatła miasta widoczne są z dalekaNa peryferiach Wiednia też zapada noc Noc nad nocami, kiedy spadają gwiazdyI w godzinę kiedy owady skrzykuja się w trawieTrzynasty z synów nauczyciela Ten dzieciak, którego szyja była nieco krótkaWziął ociemniałą dziewczynkę za rękęUsiadł pełen entuzjazmu przy fortepianieZ jego czoła leje się pot Niedrogie okulary na nosieZgarbione ramiona wywołują uczucieŻe gra tak jakby chciał siebie oczyścić Czy to może był Franuś?
Czy to był Franuś, czy LudwiśNie mam najmniejszego pojęciaAle w Tokio w noc spadających gwiazdWychylam kufel piwa I widzę swiatło księżyca
Nikt nawet nie sprawia wrażenia, że wieŻe Franuś i Ludwiś już dawno nie żyjąŻe umarli dawno temu
WSPOMNIENIA
Jest wspaniały dzień, otwarte morzeJakże jest pięknie!
― 193 ―
山口県立大学学術情報 第 9 号 〔国際文化学部紀要 通巻第22号〕 2016年 3 月
Jest wspaniały dzień, otwarte morzeWoda złotem i srebrem się mieni
Morskie fale ze złota i srebra Oczarowały mnie i doszedłem Aż do końca cypla, ale złoto i srebroPod swoim ciężarem opadły i błyszczą na dnie
Na końcu cypla była cegielniaNa dziedzińcu suszyły się cegłyTe cegły byly jaskrawoczerwoneZ cegielni nie dochodził zaden dźwięk
Usiadłem pod cegielniąZaciągnąłem się przez chwilę papierosemI gdy tak umilałem sobie czas dymkamiDaleko na morzu huczały fale
Daleko na morzu huczały faleByły mi obojętne, umilałem sobie czasI gdy tak umilałem sobie czas, moją głowę i ciałoOgarniało przyjemne cieplo
Całe cialo ogarniało przyjemne ciepłoPodczas gdy cegielnia w zaciszu cyplaJarzyła się w promieniach słońcaNa drzewach w pobliżu śpiewały ptaki
I chociaż ptaki śpiewały, cegielnia Pozostała niema, nawet nie drgnęłaI chociaż ptaki spiewały, okna cegielniJarzyły się w slońcu
Chociaż okna jarzyły się w slońcuNie były nawet odrobinę rozgrzaneNa początku wiosny w fantastyczny dzień Cegielnia na końcu cypla
*
Niedługo potem cegielnię zamkniętoZakład popadł w ruinę Wspaniałe oknaRoztrzaskały się na drobny mak
Cegielnię pozostawiono na pastwę losuWciąż marnieje pod lasemI chociaż ptaki wciąż śpiewaja na drzewachCegielnia sypie się
Daleko na morzu huczą faleI ziemia jarzy się w słońcuŻaden robotnik nie przychodzi do pracyJa także nie zachodzęe do cegielni
Ze szpiczastego komina kiedyś buchał dymTeraz jest jak nie z tej ziemiSzczególnie w deszczowe dniAle nawet w pogodne dni wydaje się trochę niesamowity
Chociaż z tego czasem niesamowietego kominaKiedyś buchał ogień, nic się już nie da zrobićOd czasu do czasu ten olbrzymi weteranZwłaszcza gdy żywi urazę, ma przerażające spojrzenie Dziś także ma przerażajace spojrzenieAle ośmieliłem się pójść na plażę, oparłem się o skałęPogrążyłem się w marzeniach, a kiedy odezwały się moje lęki Fale zaczęły uderzać o moje serce
UPAŁ PÓŹNYM LATEM
Kiedy wyciągam sięe na tatamiBrzęczenie muchy jest słabe i miaroweWcześniej rano ktoś zwrócił uwagęZe tatami w pokoju juz zżółkło
Bez ładu i składuWracają zapomniane wspomnieniaI jak tak zaczynają napływać do mojej glowyOczy zasnuwa ciemność
Spacerowałem pod słońce W świetle przedzierającym się przez baldachim z liściTysiące cykad niezły narobiły rwetesSpacerując po ogrodzie podlewałem drzewa Koniuszki liści przylegają do niższych gałęzi
― 194 ―
Chūya NAKAHARA , WIERSZE MINIONYCH DNI
Zatrzymując połyskujące krople wody i moje spojrzenie
NOWOROCZNE DZWONY
Noworoczne dzwony przebijają się przez ciemność na bezkresnym niebieOd odwiecznych czasów powietrze w tę noc wibrujeNoworoczne dzwony przebijają się przez ciemność na bezkresnym niebie
Niebo się zamgliło nad świątynnym gajemSłychać gdzieś bicie, a potem rozchodzi się echoNiebo się zamgliło nad świątynnym gajem
W tym czasie dzieci na kolanach rodziców jedzą makaronW tym czasie Ginzę i Asakusę zalewają tłumy ludziW tym czasie dzieci na kolanach rodziców jedzą makaron
W tym czasie Ginzę i Asakusę zalewają tłumy ludziJak się wtedy czują skazańcy, co czują?W tym czasie Ginzę i Asakusę zalewają tłumy ludzi
Noworoczne dzwony przebijają się przez ciemność na bezkresnym niebieOd odwiecznych czasów powietrze w tę noc wibrujeNoworoczne dzwony przebijają się przez ciemność na bezkresnym niebie
ODA DO ŚNIEGU
Kiedy pada śnieg wydaje mi się jakby Życie było jednocześnie smutne i piękneI wypełnione rodzajem melancholii
Ten sam śnieg padał w średniowieczuNa poczerniałe teraz mury zamkuI ten sam padał w czasach Otake Gengo
I wtedy ręce niezliczonych sierotZdrętwiałe z zimnaUczyniły wieczór w mieście nadzwyczaj smutnym
Śnieg widoczny za płotemChaty na rosyjskiej wsiRozpościerający się w oddali tak przytłaczający
Można sobie nawet wyobrazić magnataMało narzekającego gdy śnieg pada
Kiedy pada śnieg wydaje mi się jakby Życie było jednocześnie smutne i piękneI wypełnione rodzajem melancholii
NA PÓŁMETKU ŻYCIA
Wycierpiałem wiele po drodzeJednakże odnosząc się do natury tego cierpieniaNie mam za dużo do powiedzeniaIle to cierpienie bylo warteWszystko albo nicTym też sobie głowy nie zaprzątałem
W każdym razie cierpiałemNaprawdę cierpiałem!I teraz tutaj uzmyslowiłem sobieWłaśnie przy moim biurkuUporczywe wpatrywanie się w moje wyciągniete ręceTo wszystko, co potrafię
Na dworze wieczór i liście szeleszcząOdległe wspomnienie wiosennego wieczoruA ja – ja po cichu umieramSiedzę, ale tak jakbym się oddalał
KAWALER
Jesienny wiatr potrząsał mydelniczkąUrocza kwiaciarka spcerowała ulicami samaC h o d z i ł a u l i c a m i m i a s t a i w i d y w a n o j ą n a przedmieściach
On był kawaleremMiał głęboką krótkowzrocznośćZazwyczaj dobrze się ubierałTrudnił się chyba wyrobem pieczątek
― 195 ―
山口県立大学学術情報 第 9 号 〔国際文化学部紀要 通巻第22号〕 2016年 3 月
Właśnie wyszedł z publicznej łaźniNa słabe światło o godzinie trzeciejJesienny wiatr potrząsał mydelniczkąUrocza kwiaciarka spcerowała ulicami samaChodziła ulicami miasta i widywano ją na przedmieściach
WRAŻENIA W WIOSENNY WIECZÓR
Deszcz przestał padać, ale wieje wiatrPrzesuwające się chmury zakrywają księżycHej wszyscy, dzisiaj jest wiosenny wieczórWieje ciepły wiatr
Z jakiegoś powodu głębokie westchnienieZ jakiegoś powodu w dali przywidzenieWyłania się, ale nie można go schwytać I nikt nic nie może powiedzieć
Nikt nic nie może powiedzieć Ale to jest naprawdęŻycie samo w sobie, czy nie tak?Chociaż nie można nic wyjawić
Więc każdy z nas, wszystkie istoty ludzkieCzują to w swoich sercach, kiedy się spotykająUśmiechają się słodko, i to się nazywaŻycie, które przemija, czyż nie tak?
Deszcz przestał padać, ale wieje wiatrPrzesuwające się chmury zakrywają księżycHej wszyscy, dzisiaj jest wiosenny wieczórWieje ciepły wiatr
ZACHMURZONE NIEBO
Pewnego ranka zobaczyłem na niebiePowiewającą flagę w kolorze czerniPowiewała i łopotałaAle była zbyt wysoko i nie słyszałem żadnego dźwiękuPróbowałem ją sciągnąćAle nie miała sznurkaFlaga powiewała i łopotałaJakby miała odlecieć w przestworza
Widywalem czasem w dzieciństwieW takie same poranki flagęW tamtych czasch ponad polamiA teraz ponad dachami miast
Choć teraz i wtedy to różne czasyTutaj i tam to różne miejscaAle wciąż łopocze, łopocze w górzeTo wciąż tamta flaga w kolorze czerni
DO WAŻKI
Na pogodnym jesiennym niebieKarmazynowa ważka wzbija się do lotuA ja stoję na łąceKąpiąc się w słabnącym wieczornym słońcu
W oddali kominy fabryczneZamazują się w wieczornym świetleWciągnąłem głęboko oddechPrzykucnąłem i podniosłem kamień
Kamienny chłód przeniknął moje dłonieAle kamień zrobił się ciepłyOdrzucilem go i zerwałem trochę trawyKąpiąc się w słabnącym wieczornym słońcu
Niepostrzeżenie źdzbła trawyGdy tylko upadły, zaczęły więdnąćW oddali kominy fabryczneZamazują się w wieczornym słońcu
JESIEŃ WIECZNEJ ROZŁĄKI
PRZEMINĘŁO I NIE WRÓCI WIĘCEJ― Kioto ―
Byłem na krańcuświata. Slońce świeciło łagodnieWiatr targał kwiatami
Cały dzień w ciszy kurz na drewnianym moście I cały dzień czerwone skrzynki pocztowe
― 196 ―
Chūya NAKAHARA , WIERSZE MINIONYCH DNI
I wózki dziecięce z wiatraczkami stojące na ulicach Nie widziałem ani mieszkańcóow, ani dzieci na ulicachNie byłem związany z czymkolwiek – przypadkowoPodpatrywałem kolor nieba nad kurkiem na dachu - to było całe moje zajęcie
Ale nie nudziłem się, w powietrzu unosił się nektarNienamacalny, ale zdatny do jedzenia w każdej chwili
Próbowałem zapal ić papierosa, a le sprawił mi przyjemność tylko zapach Zwykle palę na powietrzu
Miałem na własność tylko ręcznikPonadto poduszkę, ale żadnej pościeliNawet szczoteczkę do zębów i jedną książkęKtórej strony nie były zapisane..czasami brałem ją do rękiI cieszyłem się ważąc ją w dłoni Wydaje mi się, że pociągałem kilka kobiet, ale nawet ani razu nie pomyślałemŻeby sie z nimi zobaczyć ― marzenia wystarczały mi w zupełności
Zawsze mną kierowało coś trudnego do nazwaniaI chociaż nie mialem celu, nadzieja kolatała się w moim sercu
***
W lesie znajdował sie najbardziej tajemniczy park na świecieMężczźyni, kobiety i dzieci w wyśmienitym nastrojuPrzechadzali się razem, mówili do mnie w obcym języku,Wyrażali nieznane mi emocjeNo cóż, ale na niebie połyskiwaly srebrne pajęczyny
BAŚŃ
Hen daleko stądTylko kamyki w wyschniętym korycie rzeki Na które padały promienie słońca
Połyskiwały w jesienny wieczór
Slońce połyskiwało prawie jakNajdoskonalszy z piasków, jak kwarcI naprawdę z tego powodu, Wydobywał się też najdoskonalszy z dźwięków
Naraz motyl usiadł na kamieniuJego cień był z pewnością tam gdzie padłChociaż słabo zaznaczony
I kiedy w końcu motyl odfrunął niczego nieświadomyWartki strumień wody zaczął płynąć Popłynął korytem, którym dotąd nic nie płynęło
WIDZIADŁO
Zanim się zorientowałem, nędzny klaunZamieszkał w mojej głowieWystrojony w tiuleSkąpany w księżycowej poświacie
Czasami zniewieściałymi dlońmiGestykulował bez ustankuAle nie pojmowałem znaczeniaI sprawialem, że stawał się smutny
Kiedy gestykulował, poruszał ustamiTo bylo jak oglądanie teatrzyka cieniZupełnie bez dźwiękuNie rozumiałem nic z tego, co mówił
W dziwnej promiennej mgleKsiężycowa poświata bieliła jego postaćWidmowa figura poruszała się wolnoTylko jego oczy od samego początku łagodne, nie dawały się z niczym porównać
MĄŻ WIEDŹMY ZAŚPIEWAŁ
Kochasz mnie, nie znalazłszy nigdy powodówŻeby mnie nienawidzić
I ja też ciebie kocham. To jest tak jakby
― 197 ―
山口県立大学学術情報 第 9 号 〔国際文化学部紀要 通巻第22号〕 2016年 3 月
To było zapisane w naszym poprzednim życiu
Ślepa i niezmienna miłość między namiByła czczymi słowami przez wiele lat
Dlatego nasze sercaOszukiwały siebie
Choć miłość jest najbardziej naturalna Może czasami wydawać się wymuszona
Subtelny zapach szpitalaJest bardziej pociagający niż perfumy Z tego powodu najbardziej bliska sobie para Może znienawidzić siebie najbardziej
Wynikające z tego niepokojące uczucieJest jednym z pogrążających w żalu
Jak nieprawdziwi byli ci dwoje w stosunku do siebieTak bardzo, że to, co rzeczywiste, było przesłonięte
Subtelny zapach szpitalaJest bardziej pociagający niż perfumy
WIERSZ BEZ SŁÓW
Wszystko tam jest tak bardzo odległe od tego tutajAle czekać muszę tutajTutaj, gdzie powietrze jest przezroczysto-niebieskieDelikatne i blade jak korzeń pora
Nie mogę się nigdy śpieszyćMuszę czekać tutaj wystarczająco długoNie pozwalać sobie na spoglądanie daleko jak dziewczynaZ pewnością powinienem czekać tutaj
Wciąż to kłębiło się daleko w wieczornym słońcuGiętkie, nabrzmiewało jak dźwięk gwizdka Ale nie mogę w szaleńczym pędzie podążać za tymZ pewnością powinienem czekać tutaj
Gdybym to zrobił, brzemię stałoby się lżejszeI z pewnością dotarłbym tak dalekoAle to wszystko było jak dym z kominaSnujący się hen daleko na błyszczącym niebie
PLAŻA W KSIĘŻYCOWĄ NOC
W księżycową noc guzikPozostawiono na brzegu plaży
Podniosłem go bez jakiegokolwiek zamiaruŻeby cokolwiek z nim zrobićAle jakoś nie mogłem go wyrzucićWpuściłem do rękawa kimona
W księżycową noc guzikPozostawiono na brzegu plaży
Podniosłem go bez jakiegokolwiek zamiaruŻeby cokolwiek z nim zrobićNie moglem go rzucić księżycowiNie moglem go rzucić falomWpuściłem do rękawa kimona
W księżycową noc, guzik, który podniosłemZnalazł drogę do moich palcy, do mojego serca
W księżycową noc, guzik, który podniosłemJakże bym mógł go wyrzucić?
ZNOWU PRZYJDZIE WIOSNA
Ludzie mówią, że znowu przyjdzie wiosnaAle to nie przynosi mi żadnej ulgiNic to nie zmieni, ze znowu przyjdzie wiosnaDziecka nie przywróci
Pamiętam maj w tamtym rokuZabralem cię do zooWydałeś z siebie dźwięk na widok do słoniaA nawet na widok ptaków
Ale kiedy na samym końcu pokazałem ci jeleniaJego poroże musiało zrobić na tobie duże wrażenie
― 198 ―
Chūya NAKAHARA , WIERSZE MINIONYCH DNI
Bo patrzyłeś milcząco
Naprawdę tam wtedy byłeś I w świetle tego świataPo prostu stałeś i patrzyłeś
ŚWIATŁO KSIĘŻYCA
Część I
Księżyc świeciłKsiężyc świecił
Martwe dziecko leżało ukryte W rogu ogrodu przy żywopłocie
Księżyc świeciłKsiężyc świecił
Popatrz, Tircis i AminteWyszły na trawnik
Przyniosły mandolinęAle szybko odłożyły ją na bok
Księżyc świeciłKsiężyc świecił
ŚWIATŁO KSIĘŻYCA Część II
Och, Tircis and Amine Zaczęły swoje pląsy w ogrodzie
Dzisiejsza noc jest prawdziwie wiosennaI jest chłodna mgła
Oświetlone przez swiatło księżycaSiedzą na ogrodowej ławce
Obok nich spoczywaBezczynnie mandolina
Poza linią trawnika jest lasGęsty i ciemny
Och, podczas gdy Tricis i AmineSą zajęte pogawędką
Martwe dziecko w lesieKuli się jak świetlik
WIEJSKI ZEGARZegar na wiejskim placuChodził całe dnie i noce
Wskazówki zegaraStraciły już dawno swój blask
Przy bliższych oględzinach widaćTysiące drobnych pęknięć
Nawet w świetle księżyca Kolory nie lśnią
Przed wybiciem godzinyZazgrzytał
Czy to zazgrzytały wskazówki, czy mechanizmNikt tego nie wie PORTRET PEWNEGO MĘŻCZYZNY
1
Ten szykowny mężczyzna powracający z ZachoduMimo swojego wieku smarował włosy pomadą
Każdego wieczoru pojawiał się w herbaciarniTo był żałosny widok, gdy rozmawiał z właścicielem
Ale wiadomość, że umarł, była bardziej przykra
2― Złudzenie koloru stali ―
Z połyskującymi włosami i w złocistym blasku lampy o
― 199 ―
山口県立大学学術情報 第 9 号 〔国際文化学部紀要 通巻第22号〕 2016年 3 月
zmrokuStał zwrócony przodem do ogrodu i przez otwarte drzwiWyszedł na zewnątrz
Ogolony, nawet jego szyja ogolona i nadgarstkiTutaj i tam, wszędzie tak samoI było zimno
Przez otwarte drzwiWydobywał się żalWiatr go wywiewał bez litości
Bez czasu na lekturę, bez skrywanej miłościNawet bez ciepłej herbaty ― przeminęło gdy zapadł zmrokPrzeminęło z wiatrem
3
Ta kobietaDoszła do ściany.Pozostawiony sam Starł w pokoju stół.
WĄWÓZ CHOMON ZIMĄ
Wąwozem Chomon płynęła wodaBył zimny, zimny dzień
Zaszedłem do gospodyI popijałem sake
Oprócz mnieNikogo tam nie było
Woda płynęła i płynęłaJakby miała duszę
Z czasem światło słoneczne w kolorze pomarańczyRozlało się na balustradzie
Ach! Naprawdę był taki czasBył taki zimny, zimny dzień
YONEKO
Ta dwudziestoośmioletnia dziewczynaZ chorymi płucami miała kościste kolana.Stała jak topolaPrzy ścieżce, którą nikt nie chodził.
Dziewczyna powiedziała, że na imię jej Yoneko.Jej twarz wydawała sie ubrudzona latem Ale była piękna zimą i jesieniąMiała taki słabiutki głos
Ta dwudziestoletnioośmioletnia dziewczynaOd czasu, kiedy ją widziałemMogła wyzdrowieć, zostać komuś poślubiona Tak sobie rozmyślam
Ale nigdy o tym nawet się nie zająknałemNie dlatego, żeby było trudno o tym mówićNie dlatego, że to mogło ją pogrążyćPo prostu nie wiem dlaczego
Ta dwudziestoośmioletnia dziewczynaStała samotnie przy ścieżceJak topola obmyta wieczornym deszczemGdybym tylko mógł znowu usłyszeć ten slabiutki głos
W POŁUDNIEWidok na budynek Marunouchi
Ach syrena, jest godzina dwunasta i rozlega się syrenaStrumienie, strumienie ludzi opuszczają budynekPracownicy udają się na obiad, charakterystycznie poruszając ramionamiJeden za drugim, wychodzą i wychodząCiemnica w olbrzymim budynku i maleńkie wejścieKępki kurzu wzbijają się w powietrze, a na niebie pierzaste chmuryGdziekolwiek obrócisz oczy kwiaty wiśniTylko kwiaty wiśni, kwiaty wiśniAch syrena, jest godzina dwunasta i rozlega się syrenaStrumienie, strumienie ludzi opuszczają budynekCiemnica w olbrzymim budynku i maleńkie wejścieSyreny rozbrzmiewają wiatr niesie ich echo do nieba
― 200 ―
Chūya NAKAHARA , WIERSZE MINIONYCH DNI
FANABERIE WIOSENNEGO DNIA 1
Kiedy umiera ktoś, kogo kochaszMusisz się zabić samKiedy umiera ktoś, kogo kochaszNie masz innego wyjścia
Niemniej jednak, jeżeli twoje grzechy są ciężkieI masz zamiar żyć
Powinieneś motywować się do służeniaPowinieneś motywować się do służenia
Ponieważ ktoś, kogo kochałeś umarłI to jest nieodwołalnePonieważ nic już nie możesz Dla tej osoby zrobić, nic już nie możesz
Powinieneś motywować się do służeniaPowinieneś motywować się do służenia
2
Ale nawet jeśli motywujesz się do służeniaNie możesz nic specjalnie zrobić
Jak nigdy dotąd z uwagą przeglądasz książkiJak nigdy dotąd jesteś uprzejmy dla ludzi
Spacerujesz we właściwym tempieWyplatasz kapelusze ze słomy nabożnie
Tak jakbyś był ołowianym żołnierzykiemJakbyś codziennie miał niedzielę
Przechadzając się w skrawku słońca wokół świątyniUsmiechasz się do przypadkowo napotkanego znajomego
Zaprzyjaźniasz się z tym starym sprzedawcą cukierkówRzuczasz okruszki jedzenia gołębiom
Kiedy słońce cię oślepia szukasz cieniaI studiujesz tam ziemię i rośliny
Mech wydziela intensywnie chłódNie do opisania cudowny dzień
Wierni spacerują w grupachNic mnie nie złości
(Naprawdę ludzkie życie to przelotny senUrody gumowego balonika)
Wspinając się do nieba, połyskując, znikającHej tam, jak się dziś czujesz?
Dawno się nie widzieliśmy..Jak się dzisiaj rzeczy mają?Może napilibyśmy się gdzieś tutaj herbaty?
Do herbaciarni wchodzimy w dobrych nastrojachAle rozmowa się nie klei
Palimy smętnie papierosyZ rezygnacją nie do opisania
Na zewnątrz rwetes!Zatem do zobaczenia, uszanowania dla żony
Jeśli będziesz za granicą, skreśl parę słówSpróbuj nie pić zbyt dużo
Przejeżdżają powozy, przejeżdzają tramwajeZaprawdę ludzkie zycie jest jak panna młoda
Promienna, piękna, nawet gdy spuszcza oczyCzy byłoby za wiele, gdybyś poprosił ją o rozmowę?
Tak czy inaczej, uradowałoby się twoje serceZaprawdę ludzkie życie jest jak panna młoda
3
No cóż, niech każdy z wasNie będzie nader szczęśliwy, nader smutnyPodajmy sobie ręce we właściwym tempie
Wszak rozumiemy, że brakuje namOdrobiny szczerości
― 201 ―
山口県立大学学術情報 第 9 号 〔国際文化学部紀要 通巻第22号〕 2016年 3 月
W porządku, niech każdy z nas, hej tam, wszyscy razemPodajmy sobie ręce we właściwym tempie
ŻABI RECHOT
Niebo niczym koc okrywa ziemię:Usianą przypadkowymi stawamiDziś wieczorem żaby w nich rechoczą...Ale o czym tak mogłyby?
Czy ich głosy spadają z niebiosBy ponownie w nich zniknąćNiebo niczym koc okrywa ziemięGłosy żab rozchodzą się na wodzie
Chociaż wilgotność doskwieraSłupki są zbyt sucheDla naszych zmęczonych serc
Nasze głowy są cieżkie, nasze szyje zesztywniałyAle to cóż z tego; gdy zapada wieczór żaby rechocząIch głosy rozchodzą się na wodzie i siegają ciemnych chmur