e-profitPaweł Zaremba – scenarzysta Counter Strike, opowiada o swej najnowszej misji • Strona 27
wszystko o e-biznesie
Numer 12/2013
Czy na inwestycji w mobile można zarobić?
5 sekund – czyli jak zrobić dobre, pierwsze wrażenie
Dekalog zakupówe-commerce
Czy znasz trzy najczęstsze błędypozycjonowania?
NeuroOn – wyśpij się w 2 godziny
Stefan Batory – prezes iTaxi przekonuje, że już weszliśmy w erę nowej komunikacji.
Stworzonej dla potrzeb użytkownika mobilnego
Niewerbalna mowa ciała – nad tym warto popracować!
Jak kupować dobrze, czyli... bezpiecznie
Klasyka błędów SEOw pigułce
Czy polski hit z Kickstartera obali odwieczne prawa natury?
Starter prezentuje: 100palcow.com
2
To już jest koniec…Koniec roku. Coś się kończy, ale i jak zawsze coś się zaczyna. Sześć numerów e-PROFITU za nami.
Sześć miesięcy szukania dobrych tematów, ale też ludzi, o których opinię i historię biznesowe warto
zapytać. Nieskromnie powiem, że za nami kawał dobrej roboty. Od nowego roku jedna zmiana
logistyczna: e-PROFIT stanie się dwumiesięcznikiem. Poza tym nadal będziemy się starać, żeby każdy
numer od pierwszej do ostatniej strony był wart lektury!
Zanim pochwalę się, co tym razem udało nam się dla Was zgromadzić, pozwolę sobie podziękować –
w końcu grudzień to taki czas na dobre słowa, których nam Polakom często za mało się mówi. A zatem,
śliczne dzięki za tę szóstkę dla Marka Dornowskiego, bez którego nie udałoby się nam tak płynnie
przejąć e-PROFITU i który nas ciągle zadziwia swoimi pomysłami, o czym tu tym razem napisać. Dla
Beaty Łukiańczyk, naszej korektorki, która czyści duże i małe słowa, zapewniając nam przychylność
purystów językowych, firmie Imogen, która odpowiada za stronę wizualną e-PROFITU i Sary Miotk,
której prawie nikt nie widzi, ale to ona ogarnia mniej fajerwerkową administracyjną stronę e-PROFITU.
A o czym w tym numerze? Między innymi Marek Dornowski pisze o marketingu i Warsaw Shore (tak, tak,
o Ekipie z Warszawy, to nie chochlik pisarski), a Paweł Lipiec dzieli się z czytelnikami 10 zasadami zakupów
online, na które w okresie okołoświątecznym wielu z nas się zdecyduje, by nie zgubić się w tłumie galerii
handlowych (warto zapamiętać, żeby potem nie żałować). Pozostając w tematyce zakupów online, tekst
Magdy Smolak pokazujący projekt biznesowy z silną nutą społeczną – 100palców, sklep internetowy
z designerskimi produktami przedsiębiorców 50+ (można w każdym wieku robić e-biznes? a no można!).
Wywiad numeru to rozmowa ze Stefanem Batorym z iTaxi.pl. Odpowiada on między innymi na pytanie, czy
da się zarobić, inwestując w firmy, których głównym produktem jest aplikacja (w końcu Polacy niechętnie
za nie płacą). Drugi wywiad to Paweł Zaremba, twórca scenariusza do Counter Strike’a i trener sprzedaży,
w której liczą się wartości ze świata sztuk walki.
Co jeszcze? Wskazówki dotyczące najczęstszych błędów popełnianych przy pozycjonowaniu oraz
zarządzania gotówką w firmie, a także nowinki technologiczne – rozwiązanie, które pozwoli się nam
wyspać w zaledwie 2 godziny, a przecież czas to pieniądz. Pokazujemy Wam też, ile zarabia się w Twitterze.
Pewnie wiele osób zada sobie pytanie, czy nie wysłać swojego CV. Na koniec o pierwszym wrażeniu,
którego niestety nawet w XXI wieku nie da się zrobić ponownie.
Na koniec, by dochować grudniowej tradycji, życzenia. Bez zbytniej ckliwości i patosu. Tak po prostu.
Niech się spełnią Wam wszystkie biznesowe marzenia! Niech w końcu o projektach z Polski będzie głośno!
Opiszemy wszystkie sukcesy z wielką przyjemnością. Do siego roku! Czekajcie na nas w 2014!
e-profit
Agnieszka MellerRedaktor naczelna
e-profit w tym numerze
3e-profit
RedakcjaAgnieszka Meller Redaktor naczelnae-mail [email protected]
WydawcaInkubator STARTERGdańska Fundacja Przedsiębiorczościul. Lęborska 3b80-386 GdańskNIP: 583-290-74-40
e-mail [email protected] tel. 58 731 65 65
www.inkubatorstarter.pl
Facebook.com/inkubatorstarter
Twitter.com/inkubatorstart
Blog.inkubatorstarter.pl
Jak dojechać?
Google Mapshttp://goo.gl/maps/PfwPO
Numer 12/2013
Czy na inwestycji w mobile można zarobić?
Foto: © Robert Kneschke - Fotolia.com
✎
2
4
4
5
6
7
10
14
16
20
22
23
26
27
29
32
Wstępniak
To już jest koniec...
Wydarzenia
Defii Startupem miesiąca
Światowej klasy eksperci mobile w Polsce
Baza 1,3 miliona firm w Twoim telefonie
Felietony
Bądźmy inteligentni
Dekalog zakupów e-commerce
Naszym zdaniem
100palców
Dlaczego warto być mobile?
Wywiad numeru
Czy na inwestycji w mobile można zarobić
Rynkowe trendy
Najczęstsze błędy pozycjonowania
Wyśpij się w 2 godziny
Zakupowy impuls
Zarabiają na 140 znakach
Biznesowy rycerz
Warto wiedzieć
Jak efektywnie zarządzać gotówką w firmie
5 sekund – czyli pierwsze wrażenie
Masz ciekawy temat? Pisz!To miejsce czeka na [email protected]
4 e-profit
Wydarzenia
Tytuł Startupu Miesiąca oraz nominację do Startupu Roku
2013 zdobył projekt Defii. Jest to platforma internetowa,
która wspiera firmy w zakresie rekrutowania pracowników.
Innowacją w tym startupie jest system oparty na tworzeniu
wyzwań dla kandydatów. Osoba zainteresowana pracą
w danym przedsiębiorstwie, rozwiązuje zadanie, którego
efekt wpłynie na otrzymanie zatrudnienia. Jak tłumaczył
Maciej Greń, narzędzie Defii pozwala na oszczędność czasu
i uzyskanie szerokiej wiedzy o kandydacie.
Decyzja była umotywowana doskonałym przygotowaniem,
innowacyjnym pomysłem oraz charyzmą założyciela, która
w dużej mierze determinuje dalszy sukces. Młoda firma
otrzymała szereg nagród dodatkowych. AIP zaoferował
możliwość korzystania z systemu Startup Contracts, czyli
systemu usług B2B, pozwalającego nawiązać współpracę
biznesową w ramach społeczności Polski Przedsiębiorczej.
Seed Capital udostępnił możliwość udziału w spotkaniach
z cyklu Seed Mixer. Insource Marketing & PR Agency stworzy
strategię social media, a T-mobile zapewni mentoring.
Dodatkowo zwycięski projekt, dzięki wsparciu Polski
Przedsiębiorczej, wyjedzie do Doliny Krzemowej.
Chcemy, aby młodzi ludzie wykazywali się swoimi
umiejętnościami w trakcie procesu rekrutacji. Ich
umiejętności wykazane w wyzwaniu wraz z ich CV są
o wiele treściwszą informacją dla firmy. Wiele firm daje
zadania rekrutacyjne podczas rozmów – mówi Maciej Greń,
co-owner Defii. Okazało się, że firma, pokazując, jakiego
rodzaju zadania będą wykonywać kandydaci na co dzień,
pozwala im na podjęcie decyzji „czy ja naprawdę chcę
w tej firmie pracować?”. Jeśli tak, zabierają się za
wyzwanie. Jeśli nie – oszczędzają sobie i firmie czas.
Średnio od kilkunastu do nawet kilkudziesięciu godzin na
jednej rekrutacji. 🗺
Mobile Central Europe, unikalna konferencja szkoleniowa,
odbędzie się 11 stycznia 2014 r. w Warszawie. Wezmą w niej
udział eksperci z doświadczeniem m.in. z Apple, Amazon,
Evernote, Facebook, Google i Microsoft. Goście podzielą się
z polskimi inżynierami i programistami praktyczną wiedzą
na temat tworzenia aplikacji mobilnych.
Dzień przed główną częścią Mobile Central Europe, odbędzie
się tzw. hackaton, czyli sesja interakcji ze sprzętem
i programowania urządzeń, które mogą zrewolucjonizować
przemysł, handel i komunikację między ludźmi.
Uczestnicy zapoznają się z możliwościami Arduino
LilyPad – mikrokontrolera, który można wszyć w ubranie,
umieścić w grze planszowej, czy biżuterii, i sprawić, aby
stały się interaktywne. Będzie można zaprogramować
beacon Estimote, który informuje komórki klientów
wchodzących do sklepu, gdzie znajduje się szukany
przez nich towar. Sesja z Google Glass pozwoli poznać tę
innowację Google’a i jej potencjał dla twórców aplikacji.
W programie przewidziany jest także blok dla osób
chcących spróbować tworzenia projektów i przygotowania
do druku przedmiotów w drukarce 3D. Będzie także można
programować nowoczesne, humanoidalne roboty NAO.
– To absolutnie wyjątkowe wydarzenie – mówi Jarosław
Potiuk, reprezentujący zespół Mobile Central Europe. –
Kilkudziesięciu specjalistów światowej klasy z dziedziny
oprogramowania, sprzętu i designu, których trudno
spotkać w jednym miejscu nawet poza granicami
Polski, zgodziło się przyjechać do Warszawy i podzielić
swoją wiedzą z polskimi inżynierami, programistami
i entuzjastami urządzeń mobilnych. Mobile Central Europe
to szansa na wymianę doświadczeń na temat aplikacji
mobilnych na niespotykaną dotąd skalę – podsumowuje
Jarosław Potiuk. 🗺🗺
Defii Startupem Miesiąca i z nominacją do Startupu Roku 2013!
Światowej klasy eksperci z dziedziny aplikacji mobilnych na jednym wydarzeniu w Polsce
Informacja prasowa Informacja prasowa
Informacja prasowa
5e-profit
Wydarzenia
Baza 1,3 miliona firm w Twoim telefonie
Serwis Firmy.net, jeden z liderów rynku wyszukiwarek firm,
produktów i usług, wypuścił na rynek swoją aplikację na
urządzenia mobilne działające w systemie iOS oraz Android.
Dzięki temu ich właściciele będą mieli prosty dostęp do bazy
około 1,3 miliona firm. Do tej pory z aplikacji korzystać mogli
jedynie użytkownicy Windows 8.
Od najbliższej kwiaciarni po najlepszego mechanika
w mieście. Teraz wszystkie potrzebne informacje na temat
firm, ich produktów i usług są dostępne w bardzo szybki
i prosty sposób, dosłownie na wyciągnięcie ręki. To jednak
nie wszystko.
Aplikacja ma bardzo intuicyjny interfejs, a jej funkcjonalność
nie ogranicza się jedynie do szybkiego wyszukiwania. Jako
użytkownicy sami mamy możliwość wyboru kryteriów,
według których chcemy przejrzeć wyniki. Jeśli nie mamy
czasu na dojazdy, możemy szukać firm zlokalizowanych
najbliżej miejsca, w którym obecnie się znajdujemy (funkcja
„Pokaż najbliższego”). W momencie gdy czas schodzi na
dalszy plan, a najbardziej liczy się dla nas jakość świadczonych
usług, aplikacja daje nam możliwość poszukiwania według
tego właśnie kryterium (funkcja „Pokaż najlepszego”).
Możliwe jest również przeglądanie wszystkich wyników
bez stosowania jakichkolwiek dodatkowych kryteriów
wyszukiwania.
W każdym przypadku warto skorzystać z funkcji
interaktywnej mapy, dzięki czemu łatwo odnajdziemy
szukane miejsce i wyznaczymy do niego trasę dojazdu.
Inna funkcjonalność, która z pewnością przypadnie do
gustu osobom nielubiącym przepłacać, to dostęp do tysięcy
kuponów rabatowych na lokalne produkty i usługi. Dzięki
temu, oszczędzamy nie tylko czas, lecz także pieniądze. 🗺�
Felieton
Klienta można znaleźć wszędzie, można go też samemu stworzyć. Rodzi się tylko pytanie, czy czasami warto?
Zazwyczaj na naszych łamach nie wdajemy się w polemiki
z innymi felietonistami. Tym razem będzie jednak inaczej.
Nawet nie chodzi tu o polemikę, ale o pewne nawiązanie.
Nie zamierzam bowiem ukrywać, że inspiracją do napisania
tego tekstu był artykuł Wojtka Walczaka i Radka Kaczmarka
zamieszczony w serwisie „Nowy Marketing”.
Autorzy odnieśli się w nim do marketingowej wartości (choć
w tym przypadku słowo „wartość” nie do końca mi pasuje)
popularnego ostatnio programu „Ekipa z Warszawy”.
Wojtek i Radek słusznie zauważają, że ten program na
pierwszy rzut oka boli i można pokusić się o stwierdzenie,
że jest gwałtem na intelekcie. Później jednak podejmują
się próby pokazania pewnej wiedzy marketingowej, która
podobno pod płaszczykiem płytkich dialogów i dość prostej
konwencji całego show, jest gdzieś tam ukryta. W efekcie
autorzy dochodzą do wniosku, że stacja MTV pokazująca
polską wersję programu (tak tak, jeśli ktoś nie wie, warto
w tym miejscu wspomnieć, że podobnie jak wiele innych
„naszych” ulubionych seriali czy programów rozrywkowych,
jest jedynie polskimi wersjami zagranicznych licencji –
najczęściej amerykańskich) spełnia swego rodzaju misję
społeczną zarezerwowaną dla TVP gdyż (…) Pokazuje nam
prawdziwe życie tysięcy prawdziwych młodych Polaków.
Czy aby na pewno? Czy rzeczywiście poziom dzisiejszych
młodych ludzi w niczym nie przewyższa tego, co reprezentuje
sobą Ekipa z Warszawy? W moim odczuciu tak postawiona
teza może być dla wielu osób obraźliwa. Dalej Wojtek i Radek
twierdzą, że to program dla nas, dla marketingowców, bo
pokazuje nam grupę docelową dla marek alkoholów czy
kosmetyków. Pewnie po części mają rację, zapewne znajdą
się miłośnicy napojów wyskokowych reklamowanych
hasłem pijemy do dna krejzolki. Tyle tylko że czytając ten
tekst, zadałem sobie pytanie o społeczną odpowiedzialność
biznesu, i nie mówię tu teraz o przekazywaniu kwot
finansowych na szczytne cele. Po prostu myślę, czy to nie
jest przypadkiem tak, że przez tego typu programy sami
tworzymy pewną rzeczywistość? Nikt przecież nie ma
wątpliwości, że uczestnicy tego programu to starannie
wyselekcjonowana pod względem cech psychologicznych
i społecznych grupa. A skoro potrzeba było specjalistów,
by ich znaleźć, oznacza to, że nie są oni w żadnym stopniu
niczyim reprezentantem, a jedynie produktem (przepraszam,
że używam tego słowa w kontekście ludzkim), wytworem
medialnej maszynki do robienia pieniędzy. Nie jest to więc
zatem grupa docelowa, która już istnieje, jest to grupa
docelowa, którą takie programy mają wykreować. Grupa na
maksa konsumpcyjna, nieskalana myśleniem o wyższych
wartościach, niemyśląca w perspektywie dłuższej niż kolejna
impreza. Z marketingowego punktu widzenia świetny klient.
Bądźmy inteligentniMarek Dornowski
© a
gnad
evi -
Fot
olia
.com
© S
yda
Prod
ucti
ons
- Fo
toli
a.co
m
7e-profit
Felieton
Dekalog zakupów onlinePaweł Lipiec
A przecież można inaczej, można spokojnie z kubkiem
ciepłej herbaty w dłoni, z dostawą do domu (lub pobliskiego
paczkomatu). Bez tego całego zamieszania i stresu.
Nie, to nie prawda, że zakupy w sieci są ryzykowne.
Jasne, krążą różne mity dotyczące wysyłania cegieł zamiast
zamówionego towaru, ale szczerze mówiąc, nie znam
nikogo, kto by znał kogoś, kto tę mityczną cegłę dostał.
Dekalog zakupów online
1. Patrz, gdzie kupujesz
Przede wszystkim sprawdzamy sprzedawcę, czyli szukamy
na stronie regulaminu oraz danych rejestrowych firmy.
Najczęściej taki sklep prowadzony będzie w ramach
działalności gospodarczej, a więc powinien posiadać NIP
i adres siedziby firmy – to absolutne minimum. Przedsiębiorca
nie ma obowiązku posługiwać się numerem REGON, który
Przywiązany do marek, do tego, co modne i przyzwyczajony
do zmian w tej modzie, które wprowadzimy każdorazowo
kampanią nowego produktu czy usługi. Idealnie, co?
Dlaczego więc się czepiam? Kiedyś ktoś opowiedział mi
przykład o tym, czym jest inteligencja. Powiedział, że
inteligencja to zdolność przewidywania konsekwencji
pewnych czynów. Podał taki oto przykład. Była wczesna
wiosna. Jasiu tak samo jak każdego dnia od trzech miesięcy
wszedł sobie na jezioro. Nie zwracał uwagi na to, że
temperatura, która od kilku dni znacznie się podniosła
sprawiła, że warstwa lodu stopniała. Biedny Jasiu wpadł
na środku jeziora do wody i się utopił. Jaki z tego morał?
Jasiu był niewystarczjąco inteligentny. Można powiedzieć:
naturalna selekcja głupich. Brzmi zabawnie? Owszem, tylko
to przestaje być zabawne, gdy tym głupim masz się okazać
ty lub ktoś z twoich bliskich. Jeśli zatem dziś przyjmiemy
postawę eksploracji marketingowej poprzez tworzenie
konsumenta nieodbiegającego poziomem od fanów Ekipy,
nie dziwmy się, że jutro inni marketingowcy będą dokonywać
takiej samej eksploracji na naszych dzieciach. W tym
momencie przypomina mi się scena z filmu Uprowadzona.
Handlarz kobietami zwraca się do głównego bohatera,
któremu uprowadził i sprzedał córkę, słowami: Proszę
zrozum, to był tylko biznes. To nic osobistego. Bądźmy
inteligentni, byśmy nigdy nikomu nie musieli się w podobny
sposób tłumaczyć. Podobno życie to nie film, ale w życiu
takie tłumaczenie, podobnie jak i we wspomnianym filmie,
mogłoby nie skończyć się dla nas najlepiej. 🗺
Zanim nadejdzie cudowny czas wytchnienia i świątecznego odpoczynku, czeka nas jeszcze szał zakupów. Bieganie po sklepach, wycieczki od jednego centrum handlowego do drugiego, kolejki przy kasach, wyścigi do półek, przepychanki w wąskich alejkach i cały ten „urok” okresu przedświątecznego.
8 e-profit
Felieton
służy jedynie do celów statystycznych, jednak nawyk
z dawnych lat pozostał i wielu przedsiębiorców podaje
również ten numer.
Na stronie http://www.stat.gov.pl/regon/ możemy
sprawdzić, jaka firma widnieje pod wybranym NIP lub
REGON-em. Te rejestry pozwolą nam również zweryfikować,
czy siedziba firmy podana na stronie pokrywa się z tą
w oficjalnych zgłoszeniach do odpowiednich urzędów.
Jeśli obudzicie w sobie instynkt detektywa, można jeszcze
zweryfikować zapisy w Centralnej Ewidencji i Informacji
o Działalności Gospodarczej. Na stronie Firma.gov.pl
odnajdujemy wyszukiwarkę (http://goo.gl/HIUMF) i tu już
mamy duże pole do popisu. Wystarczy podać tylko część
danych, aby odnaleźć odpowiedni wpis do działalności,
a to pomoże zweryfikować chociażby zakres działalności.
2. SSL to podstawa
Każdy sklep powinien posiadać certyfikat SSL. Aby nie
zagłębiać się specjalnie w kwestie techniczne, z perspektywy
kupującego oznacza to tyle, że jest bezpiecznie. Dane, jakie
podajemy w formularzach na stronach sklepu, są bezpiecznie
przesyłane między przeglądarką a serwerem. Strony
posiadające certyfikat SSL łatwo rozpoznać: w pasku adresu
pojawia się zielone tło, a na nim kłódka i nazwa serwisu.
Skoro już jesteśmy przy bezpieczeństwie to warto też
wspomnieć o używaniu bezpiecznych haseł. Wiem, że fajnie
jest mieć łatwe do zapamiętania hasło, zwłaszcza jeśli do
danego sklepu nie logujesz się każdego dnia. Bądźmy jednak
szczerzy – ostatecznie nawet procedura przypomnienie czy
zresetowania hasła trwa raptem 30 sekund! W najgorszym
wypadku dołożycie te 30 sekund w fotelu z ciepłą herbatą.
Internet zna odpowiedzi na wszystkie pytania – również
na to, czy hasło, którego chcesz użyć jest wystarczająco
skomplikowane. Google dostarcza długą listę narzędzi do
weryfikacji haseł (http://goo.gl/NY7HmX).
3. Kupuj z domu (nie z kawiarenki) + antywirus
Kolejna sprawa to komputer, za pomocą którego robimy
zakupy. Najlepiej, aby był to twój osobisty sprzęt (komputer,
tablet, telefon). Wykorzystywanie do zakupów komputera
w kawiarence nie jest bezpieczne. Przecież nawet nie
wiadomo, jakie oprogramowanie jest na nim zainstalowane.
Korzystanie z otwartej sieci WiFi w Twojej ulubionej kawiarni
również nie jest dobrym pomysłem.
4. Zwracaj uwagę na adres WWW i mailingi
Wchodząc na stronę sklepu, zwracaj uwagę na adres.
W szczególności na to, czy jest to faktycznie adres
wybranego sklepu, czy jedynie strona wyglądająca bardzo
podobnie. Jedną z popularniejszych metod, jakie stosują
oszuści, jest podszywanie się pod istniejące już sklepy.
Nie jest to trudne do rozpoznania, ponieważ działanie to
bazuje na nieuwadze potencjalnych klientów. Adres strony
może wyglądać bardzo podobnie, ale nie ma możliwości,
aby był identyczny. Dlatego uczulam, aby ostrożnie
podchodzić do mailingów z super promocją, na które się nie
zapisywaliście, aby patrzeć i uważać, w co klikacie w takich
mailach z ofertą, gdyż to są najczęstsze punkty zapalne.
5. Czytaj regulaminy
Wiem, wiem – nikt nie czyta. Ja też często mam problem, by
przez nie przebrnąć. I wszystko jest OK, jeśli nie ma żadnych
problemów z zakupem. Regulamin warto przeczytać
chociażby w celu zapoznania się z polityką zwrotów
i reklamacji, ponieważ kupując w sklepie internetowym,
mamy więcej praw i jesteśmy jako konsumenci mocniej
chronieni niż przy zakupach tradycyjnych. O zwrotach
powiem jeszcze kilka słów na końcu.
6. Patrz, jak płacisz – agent rozliczeniowy
Kiedy mamy już skompletowany koszyk, przechodzimy
do płatności. I tu znowu warto zwrócić uwagę na kilka
elementarnych zasad dotyczących płatności online.
Po pierwsze – najczęściej płatność w sklepie będzie się
odbywała z wykorzystaniem jednej z firm udostępniających
mechanizmy płatności online. Warto zwrócić uwagę, czy są
to firmy mające status agenta rozliczeniowego, ponieważ
zapewnia to swoistą gwarancję wiarygodności takiego
pośredniaka. Dobrym pomysłem jest też specjalna karta
płatnicza, której używamy za każdym razem, gdy kupujemy
9e-profit
Felieton
coś online. Tym, którzy boją się wycieku danych, a co za tym
idzie środków z głównego konta, proponuję założenie karty
pre-paid. Z takiej karty można wypłacić tylko tyle środków, ile
wcześniej na nią wpłaciliśmy – nie ma możliwości zrobienia
debetu. Choć osobiście uważam, że bankowość elektroniczna
jest wystarczająco bezpieczna.
7. Bądź sceptyczny – uważaj na okazje
Uważaj na okazje. Wyjątkowo atrakcyjna cena praktycznie
zawsze kryje za sobą jakąś pułapkę. Mega zniżki i super
promocje to jedna z ulubionych technik naciągaczy. Jeśli
cena przedmiotu znacznie odbiega od rynkowej, możesz
z czystym sumieniem podejrzewać, że to podróbka lub
egzemplarz wadliwy. Lepiej zapłacić 5, 10 czy 50 zł więcej,
ale mieć pewność, że wiesz, co kupujesz. To zupełnie jak przy
tradycyjnych zakupach – przecież nie wierzymy człowiekowi,
który na przydrożnym bazarku wciska „oryginalne Rolexy”
za 300 zł, prawda? Dlaczego mielibyśmy mu wierzyć online?
8. Sprawdzaj koszty dostawy i inne opłaty
Zanim złożysz zamówienie, sprawdź termin i koszty dostawy.
Warto też przy okazji zwrócić uwagę na dostępność danego
towaru. Jest to o tyle istotne, że często robiąc zakupy online,
klientowi wydaje się, że paczka dotrze jeszcze tego samego
dnia lub ostatecznie drugiego dnia rano (nawet jeśli zakup
został dokonany tuż przed północą). Konieczność samego
pakowania i dowiezienia przesyłki to jeszcze nic, przecież
niejednokrotnie zdarzają się zamówienia, które lecą do nas
z USA lub Azji. Najczęściej informacja o planowanym terminie
dostawy jest widoczna na karcie produktu lub w najgorszym
wypadku w podsumowaniu koszyka. Trzeba jedynie zwrócić
na nią uwagę. Dłuższy termin dostawy nie zawsze jest
problemem, ale jeśli zamawiasz prezent na jutrzejszą
rocznicę ślubu, a on przychodzi 2 tygodnie później…?
9. Zbieraj paragony
W pudełeczko, w klaser, w aplikacji (http://goo.gl/wW4vd7)...
Jak Ci wygodnie. Ale zbieraj! Paragon jest podstawą do
ewentualnej reklamacji czy zwrotu towaru. Paragon jest
najłatwiejszym do przedstawienia dowodem zakupu, który
jest konieczny w sytuacjach, kiedy z zamówieniem coś
jednak nie gra. Oczywiście równie dobrym dowodem zakupu
może być wyciąg z konta, potwierdzenie przelewu czy
płatności kartą, jednak z paragonem jest zwyczajnie łatwiej.
Zwłaszcza, że są dostępne na rynku aplikacje mobilne
pozwalające na łatwe katalogowanie tych „świstków”.
10. ...i korespondencję
Raz w życiu zdarzyło mi się nie otrzymać zamówionego
towaru. Chodziło o tani zamiennik ładowarki do telefonu.
Ponieważ całość z przesyłką kosztowała jakeś 8–9 zł, nie
specjalnie przejąłem się tym, kto i jak to sprzedaje. Kupiłem
od kompletnie niewiarygodnego sprzedawcy i... towar nigdy
nie został wysłany. Machnąłbym ręką zapewne, gdyby nie
fakt, że odnalazłem w sieci inne osoby oszukane przez
tego samego sprzedawcę, które namawiały do zgłaszania
każdego przypadku na policję. Zrobiłem to mailowo, żeby nie
tracić czasu na walkę o te kilka złotych. Za jakiś czas przyszło
wezwanie na pobliską komendę policji w charakterze świadka
i wtedy okazało się, że przydatne jest wszystko: od loginu
z Allegro, przez korespondencję właśnie po adresy IP, z jakich
się łączyłem, dokonując zakupu. Szczęśliwie odnalazłem całą
korespondencję – również tę jej część, na którą odpowiedzi
od sprzedawcy już nie dostawałem. Do tego doszedł wykaz
połączeń telefonicznych etc. Słowem – lepiej mieć niż nie
mieć.
Podkreślam raz jeszcze na koniec – trafiłem na jednego
oszusta, a zakupów przez internet robię bardzo dużo. Tak jak
wspomniałem, trafiłem nań w dużej mierze z własnej winy
i gapiostwa. Liczba tzw. fraudów jest stosunkowo niewielka,
za to nośna medialnie. Nie bójcie się robić zakupów online.
Są bezpieczne, szybkie i wygodne. Mitem jest również jakoby
okres przedświąteczny powodował jakieś niewyobrażalne
problemy logistyczne. Sklepy i firmy kurierskie nauczone
wieloletnim doświadczeniem zatrudniają w tym okresie
tysiące osób, aby sprawnie obsłużyć zwiększoną liczbę
transakcji.
Idźcie (do komputerów) i kupujcie! 🗺
10 e-profit
Naszym zdaniem
miesza w biznesie
Magda Smolak
Przy bardzo szybko rozwijającym się rynku sprzedaży internetowej
nie dziwi już tempo pojawiania się kolejnych sklepów internetowych,
które powstają w sieci jak grzyby po deszczu. Można wręcz pokusić
się o stwierdzenie, że nie ma niespenetrowanego obszaru przez
internet. Dociera on wszędzie, a w konsekwencji w wirtualnym
świecie możemy znaleźć dosłownie wszystko.
Bariera wejścia jest niska, co stanowi naturalną pokusę szczególnie
dla młodych firm wkraczających dopiero na rynek. Jeśli nie
wykorzystamy możliwości, jakie daje nam dziś obecność w sieci,
wyłączymy sobie dużą część potencjalnych klientów – internautów.
Mowa tu zarówno o tych, którzy godzinami przesiadują przy ekranach
i są wrażliwi na komunikaty reklamowe, jak i tych, którzy mają jasno
sprecyzowany cele zakupowe.
11e-profit
Naszym zdaniem
Co więcej obserwuje się widoczną transformację
klienta, który staje się dużo bardziej wymagający.
Oczekuje ciekawego i dodatkowo kreatywnego
„opakowania” produktu/usługi, jakie stanowi
identyfikacja wizualna, wizerunek marki
i bagaż wartości, które ze sobą niesie i z jakimi
się utożsamia. Obserwujemy globalny zwrot od
konsumpcji masowej do unikatowych, często ręcznie
wykonanych produktów oraz spersonalizowanych
usług. Coraz częściej zwracamy również uwagę na
aspekt społeczny towarzyszący kulisom działania
biznesu. Firmy konkurują wyróżniającymi się
rozwiązaniami, contentem, a przede wszystkim
innowacyjnością w podejściu do zaspokajania
potrzeb klientów.
Z początkiem października pojawiła się w obszarze
e-commerce nowa platforma sprzedażowa
o tajemniczej nazwie 100palców. Co się pod nią
kryje, jakie budzi konotacje? Nazwa sugeruje wprost
wartości związane z profilem swojej działalności.
Pomysłodawcy chcieli podkreślić niefabryczność
i jednostkowość produktów znajdujących się
w ofercie, ich oryginalność oraz ludzki aspekt,
ponieważ produkty to unikalne wyroby handmade
wytwarzane przez osoby z pasją. Te umiejętności
są często przekazywane z pokolenia na pokolenie
i pielęgnują tradycję zawodów, które zostały
wyparte w dużej mierze przez automatyzację
produkcji i rynek dóbr masowych.
12 e-profit
Naszym zdaniem
100palców to marka designerskich produktów
rękodzielniczych, co więcej wytwarzanych przez 14
kreatywnych pięćdziesięciolatków. Wśród produktów
oferowanych przez sklep www.100palcow.com
znajdziemy m.in. piękne lampy z odzyskanego papieru,
designerskie legowiska dla psów czy meble z tektury,
są też produkty upcyclingowe, eko i artystyczna biżuteria.
Powstanie 100palców jest wynikiem innowacyjnego
projektu Pomorska Fabryka Designu realizowanego
przez Inkubator Starter we współpracy z Powiatowym
Urzędem Pracy w Gdańsku. Jego uczestnicy przeszli
kilkumiesięczny cykl kompleksowych szkoleń z zakresu
marketingu i sprzedaży, otrzymali doradztwo biznesowe
wraz z wszechstronnym wsparciem na etapie zakładania
działalności gospodarczej w branży kreatywnej oraz jej
prowadzenia. Sklep agreguje 14 marek. Na jego stronie
znajdziemy odrębny profil każdego twórcy. Ich historię
prezentujemy przez pryzmat procesu twórczego, w którym
powstają wyroby. Platforma ma możliwość filtrowania
produktów po kategoriach i po poszczególnych twórcach.
13e-profit
Naszym zdaniem
Celem projektu jest stworzenie modelu
aktywizacji zawodowej dla tej grupy wiekowej
zagrożonej wysokim bezrobociem. Środkiem jego
realizacji jest sklep internetowy, w którym osoby
współtworzące markę 100palców – kreatywni
pięćdziesięciolatkowie – prezentują dorobek
artystyczny oraz sprzedaż wyrobów handmade.
Marka 100palców jest obecna także w offlinie,
posiada Pop-up store (zaprojektowany przez znaną
trójmiejską grupę projektową Tabanda), który do 23
grudnia stacjonował w Galerii Bałtyckiej.
100palców można było spotkać również w strefie
„Senior w akcji” na 8 edycji Przetworów – rezydencja
twórczego recyclingu w Soho Factory w Warszawie.
Trzy osoby z ekipy 100palców wzięły udział
w warsztatach międzypokoleniowych z artystami.
W trakcie trwania Przetworów można było na
żywo zobaczyć, jak współpracują z designerami,
przemieniając w procesie twórczym stare w nowe.
W tej samej strefie znajdowało się stoisko
sprzedażowe 100palców z licznymi designerskimi
produktami i można było spotkać się z siłą
napędową 100palców – inicjatorkami projektu
z Inkubatora Starter, usłyszeć o inicjatywie i planach
na przyszłość. A planów jest wiele, więcej pod
adresem: https://www.facebook.com/100palcow. 🗺�
14 e-profit
Naszym zdaniem
Dlaczego warto być mobile?Marek Dornowski
Początkowo chcieliśmy zatytułować ten tekst: Czy warto być mobile? Gdy jednak zapoznaliśmy się z tymi wszystkimi faktami na temat rynku mobile, które chcemy Wam przedstawić, zauważyliśmy, że tak postawione pytanie, okazałoby się po prostu retorycznie śmieszne. A zatem co przekonało nas do stwierdzenia, że lekceważenie kanału mobilnego to dla nowoczesnych firm droga do biznesowego samobójstwa?
Komórka czy szczoteczkaZacznijmy od prostego pytania: kto z Was nie ma telefonu
komórkowego? No dobrze, to może inaczej, kto z Was nie ma
szczoteczki do zębów? Myślicie, że to głupie pytanie? To tylko
pozory. Na świecie żyje prawie 7 mld ludzi. Około 4 mld ma
dostęp do telefonów komórkowych. Do szczoteczki do zębów
„jedynie” 3,5 mld. Teoretycznie więc łatwiej jest znaleźć
osobę z komórką i bez szczoteczki do zębów niż na odwrót.
Oczywiście jest wiele krajów (w tym również Polska), gdzie
poziom nasycenia rynku wynosi ponad 100%, co oznacza, że
część z nas ma więcej niż jedną komórkę, niemniej jednak takie
porównanie daje nam pewien obraz miejsca rozwoju mobile,
w którym jesteśmy obecnie. No dobrze, ale przecież mobile
dziś to przede wszystkim dostęp do sieci internet, a nie telefon,
którego możemy używać bez bezpośredniego połączenia do
© J
ulie
n Ei
chin
ger
- Fo
toli
a.co
m
15e-profit
Naszym zdaniem
Dlaczego warto być mobile?
gniazdka. Według szacunków ekspertów mijający rok miał
być tym przełomowym, w którym liczba urządzeń mobilnych
z dostępem do internetu przewyższy liczbę takowych PC.
Hans Vestberg, CEO Ericsson, zauważył, że obecnie mamy
do czynienia na świecie z sytuacją, w której w ciągu minuty
aktywowanych jest więcej urządzeń mobile, niż rodzi się
dzieci.
Tymczasem w PolscePrzyjmijmy na potrzeby tego tekstu, że za mobile uznamy
tylko smartfony. Jeśli tak postawimy sprawę, okaże się, że
18% Polaków deklaruje się jako mobile. W rzeczywistości
jednak smartfony posiada ponad 30%. Część z nas nawet nie
ma świadomości potencjału i możliwości urządzenia, które
nosi codziennie przy sobie.
Gdybyśmy mieli odpowiedzieć na pytanie, kim jest właściciel
smartfonu w Polsce, to przeważnie jest to mężczyzna
(53%) w przedziale wiekowym od 20–39 lat i mieszkający
w mieście (choć spora część smartfonowców mieszka
także na wsi). Te dane szybko się jednak zmienią. Już
teraz 95% oferty operatorów to słuchawki typu smartfon.
Dotarliśmy do szacunków, zakładających, że do końca 2015
r. smartfonowcem będzie już 60% z nas.
Smartfon lepszy niż seks?Wyszliście kiedyś z domu bez telefonu? Przypomnijcie
sobie, jak się wówczas czuliście. Obecnie 58% Polaków boi
się wyjść z domu bez swojego telefonu. Przeprowadzono
badanie, w którym zapytano respondentów, z czego byliby
w stanie zrezygnować na tydzień. Pytania były porównawcze
np.: wolałbyś zrezygnować ze swojego smartfona czy
z picia kawy? Wyniki mogą być zaskakujące. Otóż 70% z nas
bez problemu odstawiłoby alkohol, 63% byłoby w stanie
nawet zrezygnować ze słodyczy, natomiast 33% (co po części
tłumaczy stosunkowo niski przyrost naturalny) byłoby
w stanie zrezygnować z seksu.
Obalamy mityDziennie statystyczny Polak patrzy na swój telefon 150 razy.
I w tym miejscu warto obalić pewne mity. Mit numer 1.
Telefonu typu smart używamy najczęściej w domu (97%),
pracy (74%) czy podczas zakupów (66%). Wbrew pozorom nie są
to wyłącznie wejścia w poszukiwaniu rozrywki na Facebooku.
Otóż 45% to poszukiwanie informacji w wyszukiwarkach,
podczas gdy YouTube stanowi „jedynie” 21%, a Facebook 33%.
Gdy liczy się sprzedażUżytkownik mobilny to również użytkownik kupujący. 9/10
wyszukiwań mobilnych kończy się dalszym działaniem, zaś
połowa z tego prowadzi do zakupu. Szybsza jest również
reakcja. 70% poszukiwań mobile prowadzi do dalszych
działań w ciągu godziny. W przypadku laptopów i PV na
taki wynik należałoby czekać miesiąc. Z danych, do których
dotarł e-PROFIT, wynika, że już 20% posiadających w Polsce
smartfona dokonało za jego pomocą zakupu.
Danych liczbowych można by przedstawiać oczywiście
więcej. Nie ma więc wątpliwości, że idzie era mobile, tak jak
górale nie mają wątpliwości, że idzie zima. Może się spóźnia,
może idzie wolniej niż myśleliśmy, ale w końcu przyjdzie.
Zawsze przychodzi. 🗺
Okiem specjalisty
Monika MikowskaAutorka bloga jestem.mobi,
współwłaścicielka studia projektowego
Mobeedick.com
Życzyłabym sobie, abyśmy do tematu rozwiązań mobilnych
zaczęli podchodzić nie od strony urządzeń mobilnych, systemów
operacyjnych, technologii mobilnych, tylko kontekstu ich użycia
i rzeczywistego korzystania. Abyśmy nie gloryfikowali mobile,
a mobility. Mobilność to już konieczność. Mobilność to dzisiejszy
styl życia. Nie ma znaczenia, kto jakiego używa sprzętu, tylko
jakie potrzeby i w jaki sposób może dzięki niemu załatwić. Liczy
się content, cel i czas (niniejszym do mojej zasady 3P, mogę dodać
zasadę 3C). Content ma wędrować swobodnie za użytkownikiem,
niezależnie od urządzenia, z którego korzysta. Mobilny
konsument swój cel chce zrealizować tu i teraz, jak najszybciej,
jak najwygodniej, wkładając w to jak najmniejszy wysiłek.
Może zacząć, kontynuować i zakończyć realizację swojego celu
w dowolnym kanale, przemieszczając się między nimi. Marki,
które chcą korzystać z potencjału mobilności, powinny być tego
świadome.
© J
ulie
n Ei
chin
ger
- Fo
toli
a.co
m
16 e-profit
Wywiad numeru
Czy na inwestycji
© p
ress
mas
ter
- Fo
toli
a.co
m
w mobilemożna zarobić?
17e-profit
Wywiad numeru
Rozmawia Marek Dornowski
Słowo mobile robi ostatnio zawrotną karierę. Nic dziwnego, na 6,8 mld ludzi aż 4 mld to osoby z dostępem do narzędzi mobilnych. Dla porównania ze szczoteczki do zębów korzysta „tylko” 3,5 mld osób. W Polsce świadomość rynku mobile nie jest jeszcze na najwyższym poziomie. Na 31% osób, których komórki są de facto smartfonami jedynie 18% jest tego świadomych i deklaruje, że posiada smartfona. Oznacza to, że aż 13% użytkowników smartfonów nie ma pojęcia, że ich używa.
Czy zatem da się zarabiać, inwestując w firmy, których głównym produktem jest aplikacja. Postanowiliśmy zadać to pytanie Stefanowi Batoremu – prezesowi zarządu iTaxi.pl Sp. z o.o.
Polacy nie chcą płacić za aplikacje mobilne. To teza, która
według Pana jest oczywista, czy też dysponuje Pan danymi
mogącymi ją obalić?
Stefan Batoryprezes zarządu iTaxi Sp. z o.o.
W większości przypadków ta teza
jest jak najbardziej prawdziwa.
Wszystko jednak zależy od aplikacji.
Za większość aplikacji Polacy,
ale nie tylko, bo podobnie jest
na zachodzie, po prostu nie chcą płacić. To będzie się
zmieniać. Możemy tu przywołać przykład internetu.
Kilka lat temu wszyscy oczekiwali, że dostęp do treści
będzie darmowy, a teraz ludzie coraz chętniej płacą za
subskrybowane treści. Oczywiście pod warunkiem, że są one
wartościowe. Internet w pewnym sensie przeciera szlaki.
Większość aplikacji jest udostępnianych za darmo, ale te
najbardziej wartościowe są pobierane odpłatnie i jest kilka
firm, które potrafią zarobić w ten sposób naprawdę duże
pieniądze.
Skoro więc mamy rynek, na którym chcemy komuś sprzedać
produkt, a jako sprzedaż rozumiemy to, że będzie on z niego
korzystał za darmo, to gdzie w tym modelu biznesowym
jest miejsce na zysk?
Nasz model biznesowy jest bardzo prosty. Działamy
w nowym sektorze, który nazywa się lead generation, czyli
generowanie lidów. My generujemy lidy taksówkarzom
i w zamian za te lidy płacą nam taksówkarze, a nie
użytkownicy aplikacji. W naszym przypadku ważne jest to,
że my generujemy kierowcom zlecenia, a oni rozliczają się
z nami na podstawie prowizji od przejazdu. Jest to typowy
przykład tak zwanego marketingu efektywnościowego.
Moje wcześniejsze pytanie jest takim nawiązaniem do firmy,
której Pan prezesuje. Skoro inwestorem w iTaxi jest Łukasz
Wejchert to moja intuicja podpowiada mi „ten człowiek
nie inwestowałby w coś, na czym nie da się zarobić”.
A zatem jak zarabiać na „darmowym produkcie”?
Nasza aplikacja jest darmowa, ale produkt – a raczej
usługa w postaci przejazdu taksówką – jest już płatna.
Zamawianie taksówek poprzez wykonanie połączenia
z centralą taksówkarską jest bezpłatne, więc nasza aplikacja
również jest darmowa. Zysk generowany jest z prowizji od
przejazdu. Nie zarabiamy również na reklamach, które nie są
dostępne w naszej aplikacji. Nie pobieramy też innych opłat
od kierowców. Cały zysk pochodzi z prowizji.
Gdyby mnie, jako inwestorowi, ktoś przedstawił możliwość
inwestycji w spółkę, której produktem jest aplikacja
mobilna, bałbym się. Przede wszystkim naszej mentalności.
Tego, że jeszcze nie jesteśmy gotowi, by masowo korzystać
z aplikacji.
18 e-profit
Wywiad numeru
Faktycznie jeszcze jest tak, że nie wszyscy Polacy są
przygotowani do używania aplikacji mobilnych. Penetracja
smartfonów z miesiąca na miesiąc jednak rośnie. Ponadto,
coraz więcej posiadaczy smartfonów zaczyna wykorzystywać
w pełni ich funkcjonalności. Ten trend widać już wyraźnie
w Stanach Zjednoczonych, gdzie aplikacje mobilne stały się
permanentną częścią życia. Dobrym przykładem jest to, co
się działo z internetem 10–12 lat temu. Powoli oswajaliśmy
się z tym zwierzęciem, a dziś nie wyobrażamy sobie bez
niego życia. Kupujemy przez internet, kontaktujemy się ze
znajomymi i wykonujemy dużo codziennych czynności za
jego pośrednictwem, nawet o tym nie myśląc. W przypadku
aplikacji mobilnych jesteśmy w tym miejscu, w którym
byliśmy 10 lat temu w przypadku z internetem.
Jestem zdania, że wzrost użytkowania aplikacji będzie
w najbliższych 20–24 miesiącach wręcz lawinowy. Inwestorzy
nie boją się rynku mobilnego. Jest to na tyle ugruntowany
trend, że nikt nie zadaje sobie już pytania, czy rynek mobilny
jest przyszłościowy czy też nie. Poza tym mamy już na
rynku przykłady aplikacji, które osiągnęły ogromny sukces
i popularność, jak chociażby Yanosik.
Yanosik, jest swego rodzaju wyjątkiem, ale według mnie
i jego model biznesowy będzie się zmieniał. Nie uważa
Pan?
Yanosik jest niewątpliwie wyjątkiem, a jego model
biznesowy permanentnie ewoluuje. Wszyscy, którzy działają
w internecie mobilnym nadal się uczą i każdy poszukuje
optymalnego modelu i sposobu. Zmieniają się też
przyzwyczajenia i zachowania użytkowników, a za tymi
zmianami idą zmiany zachowania reklamodawców czy
partnerów. Im aplikacja staje się bardziej popularna i posiada
coraz liczniejszą grupę użytkowników, tym jej twórcy bardziej
starają się sprostać ich wymaganiom.
Abstrahując teraz od tematu Pana aplikacji. Jeśli przyjrzymy
się rynkowi aplikacji w Stanach czy na zachodzie Europy,
to jest on w ofensywie, i jest to biznes a nie efekt
czyjegoś hobby. Jakie modele biznesowe obecnie
funkcjonujące na zachodzie mają szansę na sprawdzenie
się w Polsce?
Myślę, że te modele będą się dobrze przyjmowały. Rynek
zachodni jest trochę przed nami, ale nie jest to już tak ogromna
różnica, jak to było w przypadku internetu kilkanaście lat
temu. Wtedy byliśmy 3 lata za zachodem, a w przypadku
aplikacji mobilnej ten dystans jest o wiele mniejszy i wynosi
kilkanaście miesięcy. Jest już wiele przykładów aplikacji,
które przyjęły się na zachodzie i powoli rozwijają skrzydła
u nas. Podobnie jest z iTaxi, które w Polsce się rozwija,
a w Stanach na przykładzie Ubera widać, że jest to już firma,
która zarabia naprawdę poważne pieniądze. To dowód na
to, że aplikacje do zamawiania taksówek mają przed sobą
przyszłość.
Podobno w przyszłym roku planuje Pan wprowadzić na
rynek kolejną aplikację. Nie możemy zdradzać szczegółów,
ale kusi mnie, by zadać pytanie, czy nie było problemów ze
znalezieniem finansowania?
Byliśmy przekonani, że mamy dobry produkt, świetny
pomysł i porządnie napisany biznesplan. Z tego powodu nie
mieliśmy obaw, że możemy nie znaleźć inwestora. Poszło nam
to dosyć sprawnie ze względu na to, że produkt był dobrze
przygotowany i przemyślany, ponieważ pracowaliśmy nad
nim bardzo długo.
Myślę, że wielu naszych czytelników zadaje sobie pytanie,
czy to już czas, by wyjmować z szuflady projekty dotyczące
aplikacji i iść z nimi do inwestorów. Co Pan im radzi?
Oczywiście, że wyciągać z szuflad, ale ja nie szedłbym od
razu do inwestorów. Zanim pokażemy komuś nasz projekt,
musimy mieć coś więcej niż kartkę papieru. Powinniśmy
zrobić proof of concept, aby móc zaprezentować działający,
chociażby na razie w 10%, produkt.
Dziękuję za rozmowę 🗺
Zdrowych,
radosnych,
a jednocześnie
spokojnych świąt
Bożego Narodzenia,
oraz wszelkiej pomyślności
w nowym 2014 roku
życzy
redakcja
e-profit
20
Rynkowe trendy
e-profit
Zuzanna Szymańska
Najczęstsze błędy pozycjonowania
Sprawdź, czy popełniasz błędy przy pozycjonowaniu strony! Jeżeli myślisz, że pozycjonowanie stron internetowych to prosta czynność, która nie wymaga szczególnej wiedzy i zajmuje mało czasu – jesteś w błędzie.
© g
poin
tstu
dio
- Fo
toli
a.co
m
Rynkowe trendy
21e-profit
1. Pozycjonowanie po frazach, które nie występują na stronie
PRZYKŁAD: Hotel znajdujący się na obrzeżach miasta próbuje
pozycjonować swoją stronę WWW po frazie „nocleg
warszawa centrum”, ponieważ jest to słowo częściej
wyszukiwane w Google niż „nocleg pod warszawą”.
Pozycjonowanie strony według często wyszukiwanych
fraz, mimo że nie występują w ich witrynach, to pierwszy
błąd, dość powszechnie popełniany przez przedsiębiorców
próbujących swoich sił w SEO. Nie biorą pod uwagę faktu,
że nawet gdy klient trafi w ten sposób na stronę, nie
zdecyduje się na wykupienie oferty, ponieważ nie będzie
dostosowana do jego potrzeb i oczekiwań. Zaznaczmy, że
wykorzystywanie w pozycjonowaniu słów niezgodnych
z treścią danej witryny jest działaniem nieetycznym, które
może skutkować całkowitą eliminacją strony z wyników
wyszukiwania.
2. Skupianie się na próbach generowania dużego ruchu
PRZYKŁAD: Właściciel warsztatu samochodowego
pozycjonuje swoją stronę po frazie „naprawa aut”,
ponieważ jest to bardziej uniwersalne słowo niż „naprawa
aut śródmieście wrocław”.
Błędem jest skupianie się na bardzo ogólnych hasłach,
tylko dlatego że generują duży ruch na stronie. Trzeba
bazować na frazach o większym stopniu szczegółowości.
Takich, które będą wpisywane przez potencjalnych
klientów. Im konkretniejsze słowa wybierzemy, tym lepiej.
Pamiętajmy, że zbyt ogólnikowe sformułowania są nie
tylko trudne do wypozycjonowania, lecz także stosunkowo
drogie. Takie pozycjonowanie jest też pozbawione
sensu, ponieważ klient szuka konkretnych danych.
Prędzej wpisze w wyszukiwarkę hasło „naprawa aut
śródmieście wrocław” (czyli miejsce, w którym znajduje
się przykładowy warsztat) niż ogólne typu „naprawa
aut”. Nawet, jeżeli „naprawa aut” sprawi, że na stronie
pojawi się większy ruch, nie będzie to ruch generowany
przez osoby, które faktycznie skorzystają z danej oferty.
3.Planowanie strony pod Google, a nie pod klienta
PRZYKŁAD: Przedsiębiorca uzupełnia stronę o słowa kluczowe,
nie dbając o estetykę witryny, która staje się nieczytelna,
a przez to – rzadziej odwiedzana i rekomendowana w sieci.
Witryna powinna być atrakcyjna przede wszystkim dla
odwiedzających, szczególnie że Google pozytywnie odbiera
ruch na stronie, windując w górę taki serwis. Jeżeli strona
będzie ciekawa pod kątem treści, zawarte w niej teksty
będą interesujące oraz unikalne, klienci będą chętniej
zaglądać do witryny i polecać ją na zewnątrz. – W czasach,
kiedy firm SEO na rynku nie brakuje, wygrywają ci, którzy
są w stanie skutecznie świadczyć usługę pod względem
technicznym, ale też zapewniają odpowiednie doradztwo.
Firmy wybierają dostawców podpowiadających najlepsze
frazy, rzeczywiście mające sens biznesowy dla właściciela
strony. W pracy nad pozycjonowaniem niezbędne jest
zrozumienie, jak działa biznes klienta, a nie tylko biegłość
w realizacji wytycznych Google. Takie podejście to jedna
z najważniejszych różnic między wiarygodnymi firmami
SEO, a tymi, których lepiej unikać – mówi Jakub Dwernicki,
prezes poznańskiej spółki Ogicom, właściciela marki Blink.pl.
Przedsiębiorcy samodzielnie pozycjonujący swoje strony
WWW muszą mieć świadomość, że każdy błąd to ryzyko
spadku pozycji w wyszukiwarce, w skrajnych przypadkach –
całkowitej eliminacji witryny z wyników wyszukiwania. SEO
to niełatwa dziedzina, a samo pozycjonowanie wymaga
nakładu pracy, czasu i cierpliwości. Na pewno to jednak
inwestycja, która się opłaca, dzięki której stajemy się
widoczni w sieci i zyskujemy drogę dotarcia do nowych,
potencjalnych klientów. 🗺
Musisz wiedzieć, że nieprzemyślane działanie nie tylko nie podniesie widoczności witryny w wyszukiwarce, lecz także może doprowadzić do spadku jej pozycji w Google. O wskazanie trzech najczęstszych błędów w myśleniu o SEO poprosiliśmy Artura Pajkerta z Blink.pl. Oto czego się dowiedzieliśmy.
© g
poin
tstu
dio
- Fo
toli
a.co
m
22 e-profit
Rynkowe trendy
Wyśpij się w 2 godziny
Marek Dornowski
Pamiętacie jeszcze piosenkę Budki Suflera Młode lwy? Każdy wiedział, że świat będzie nasz
(…) szkoda czasu nam było na sen. Wygląda na to, że po latach artystyczna wersja utworu
doczeka się swojego potwierdzenia w rzeczywistości. Wszystko za sprawą specjalnej maski,
która sprawi, że będziemy w stanie wyspać się w… 2 godziny.
NeuroOn, bo o tym mowa, to specjalna maska, której
zadaniem jest zmiana sposobu, w jaki śpimy. Większość
z nas potrzebuje ok. 7 godzin nieprzerwanego snu na dobę.
Twórcy NeuroOn twierdzą, że ich wynalazek sprawi, że ten
czas skróci się do 2 godzin. Całość założeń technologicznych
jest dość skomplikowana. W największym skrócie urządzenie
ma na celu zamianę naszego snu z monocyklicznego na
policykliczny.
Maska odgrywa również rolę swego rodzaju budzika. Różnica
polega jednak na tym, iż nie budzi on nas o określonej
godzinie, lecz w momencie, gdy nasz mózg (urządzenie
bada fale mózgowe) znajduje się w fazie snu płytkiego.
To bardzo istotne, gdyż to właśnie moment, w którym się
budzimy decyduje o tym, jakie jest nasze samopoczucie i
czy czujemy się wyspani. Wiadomo, że sen człowieka składa
się z kilku faz. Wybudzenie podczas fazy snu głębokiego
powoduje najbardziej negatywne skutki dla naszej formy.
Wybudzenie w fazie snu płytkiego sprawia, że czujemy się
wypoczęci.
Prace nad NeuroOn rozpoczęły się dopiero w marcu tego
roku. Pomysłodawcą i producentem jest zarządzana przez
Polaków firma Intelclinic. Po tym jak polscy przedsiębiorcy
ogłosili, że mają już prototyp urządzenia i potrzebują
wsparcia finansowego do masowej produkcji w kwocie 100
tys. dol. społeczność Kickstarter zebrała potrzebną sumę
w… niecałe 24 godziny.
NeuroOn ma kosztować 225 dol. i nie mamy żadnych
wątpliwości, że jeśli odpowiedź na podstawowe pytanie:
czy to działa, okaże się pozytywna, to nie będzie miał
problemów ze znalezieniem nabywców. W końcu czas to
pieniądz. 🗺
© WavebreakMediaMicro - Fotolia.com
23e-profit
Rynkowe trendy
Zakupowy impuls – czy kupujesz bez zastanowienia?
Anna Osińska
Coraz częściej kupujemy pod wpływem chwili wynika z analizy przygotowanej
przez serwis KodyRabatowe.pl. Okazuje się, że nawet 2/3 z nas kupuje produkt
zaraz po wejściu na dany serwis. Czy to wyłącznie kwestia emocji, czy inne
czynniki wpływają na nasze decyzje zakupowe?
© Vladimir Gerasimov - Fotolia.com
24 e-profit
Rynkowe trendy
W opracowaniu wspomnianej analizy posłużono się
badaniem zachowania klientów na podstawie transakcji
przeprowadzonych w polskich sklepach internetowych.
Za zakupy „impulsowe” uznano te, które dokonywane
były w danej sesji, czyli bezpośrednio po wejściu do
serwisu, bądź w trakcie pierwszego zalogowania w nim.
Okazało się, że ponad 60% badanych dokonywało zakupów
właśnie w ten sposób. Klienci, którzy nie dokonali
zakupów pod wpływem impulsu, średnio na decyzję
zakupową potrzebowali około 7 dni. Oczywiście łatwiej
dokonywaliśmy zakupów rzeczy drobnych i tańszych, ale
to akurat nie powinno nikogo dziwić. Zakup książki to
zdecydowanie mniejsze ryzyko nietrafnej decyzji niż dla
przykładu zakup sprzętu RTV.
Wciąż jednak pozostają dwie zasadnicze możliwości
interpretacji tych wyników. Klienci mogli zdecydować
się na zakup impulsowy, działając pod wpływem
zauważonej promocji lub też faktycznego zauroczenia
znalezionym produktem. Badania te też nie uwzględniają
wcześniejszych zachowań konsumentów, którzy mogli
przecież na innym sprzęcie wcześniej sprawdzać dany
produkt (np. podczas przerwy w pracy), a fizycznego
zakupu dokonać, wchodząc na serwis w domu. Nawet
jeśli tak było, to i tak 60% zakupów dokonywanych
impulsywnie nadal robi wrażenie.
Decyzja o zakupie danego produktu, nawet jeżeli jest
pozornie impulsowa, może być podejmowana wcześniej.
Dzieje się tak często w przypadku branży turystycznej
czy sprzętu elektronicznego. Potwierdzają to wyniki
przeprowadzonej przez nasz portal analizy zachowań
klientów sklepów internetowych – komentuje Kamil Brożek, Polish Market Manager w KodyRabatowe.pl.
– Decyzje o droższych zakupach podejmujemy dużo
ostrożniej i są one bardziej przemyślane czy uprzednio
sprawdzane. Niemniej, nawet w obu wspomnianych
branżach odsetek respondentów, na których mogła
zadziałać np. promocja internetowa – wbrew pozorom –
nie jest taki mały, jeżeli przynajmniej część badanych
z tych 29% i 39% kupiła produkt pod wpływem impulsu –
dodaje Brożek.
Za oceanem nadal rządzi cena. Według badań
przeprowadzonych na rynku amerykańskim, w roku 2012
głównymi czynnikami decydującymi o impulsowych
zakupach były promocje i rabaty, niskie ceny, darmowa
dostawa oraz możliwość bezpłatnego zwrotu kupionego
produktu. W Polsce ciągle jeszcze żyjemy w większej
obawie tego, że nawet jeśli sprzedający gwarantuje taki
bezpłatny zwrot to i tak napotyka na mur nieufności.
Zaskakujące jest natomiast to, że wbrew pozorom, opinie
innych użytkowników o danym produkcie zamieszczone
na stronie e-sklepu schodzą na dalszy plan. Podobnie
sytuacja wyglądała w przypadku programów
lojalnościowych. Czyżby zatem był to sygnał, że niektóre
narzędzia marketingowe stały się dla nas nużące?
Źródeł szybszego podejmowania decyzji zakupowych
należy szukać również w narzędziu, z którego łączymy
się z internetem. Dane jasno mówią, że coraz częściej
korzystamy z internetu mobilnego, a sukces takich
aplikacji jak premierowy produkt Arka Skuzy (SaveUp)
tylko to potwierdza. Te dane to idealny scenariusz dla firm
korzystających w swoich strategiach marketingowych
z narzędzi, jakimi są rabaty. Przecież nikt nie zabroni nam
udzielenia rabatu wyłącznie na mobilnej wersji naszej
strony.
Jednym z ciekawych przykładów jest Pizza Hut, która
w Stanach Zjednoczonych od 2009 r. umożliwia swoim
głodnym klientom zamówienie potraw bezpośrednio
przez telefon komórkowy. W ten sposób, w trzy
miesiące od wprowadzenia aplikacji na iPhone’a firma
źródło: kodyrabatowe.pl
25e-profit
Rynkowe trendy
wygenerowała dodatkowy przychód w wysokości
3 mln dol. Co ciekawe, przedstawiciel firmy nazywa
sprzedaż w kanale mobilnym najważniejszym czynnikiem
wzrostu całego biznesu w przewidywalnej przyszłości.
Można? Jeśli już decydujemy się na taki krok, warto przed
rozpoczęciem działań przeanalizować trochę wyników
badań. Otóż okazuje się, że aż 81% klientów, chcąc poznać
szczegółowe dane o produkcie, klika w jego obrazek,
a nie w nazwę produktu. Dotyczy to głównie produktów
z kategorii: obuwie, odzież, dom, ogród. Przeglądając
profesjonalnie wykonane zdjęcia ze wskazanych
kategorii produktowych, łatwiej ulegamy emocjom
i decydujemy się na błyskawiczny zakup impulsowy.
W nazwy produktów natomiast klikają internauci
szukający informacji o elektronice i sprzęcie AGD.
Konsumenci deklarują także, że chętniej dokonują
zakupów na profesjonalnych stronach internetowych. Im
lepiej pod względem graficznym i użytkowym wygląda
strona zakupowa serwisu, tym większe szanse, że więcej
klientów jej zaufa i zdecyduje się na zakupy impulsowe.
Niby banalna informacja, ale stanowić może koronny
argument w burzliwej dyskusji pomiędzy działami
marketingu i SEO. Po raz kolejny badania pokazują też,
że o równości płci możemy mówić jedynie w przypadku
równego należnego im szacunku, ale nie w przypadku
zachowań, a już na pewno nie zakupowych. Z badań
wynika, że płeć ma ogromne znaczenie w przypadku
impulsowych e-zakupów. Najczęściej na zakupy pod
wpływem impulsu decydują się kobiety w przedziale
wiekowym 45–54 (55%). Na ogół powodem są limitowane
oferty lub możliwość bezpłatnej dostawy. Mężczyźni
ulegają takim ofertom rzadziej (38%).
Wspomniana analiza dostarcza również ciekawej wiedzy
na temat kwot wydawanych na zakupy impulsowe. Przy
czym żeby nie wyciągnąć błędnych wniosków, należy
pamiętać o ich definicji i ograniczeniu badania do danych
sesji logowania. Co prawda konsumenci wciąż dokonują
zakupów impulsowych w sklepie detalicznym częściej
niż w sieci. Wydaje się jednak, że ta sytuacja może ulec
zmianie szybciej niż myślimy. Wówczas warto pamiętać,
że atrakcyjna oferta, odpowiednio sprofilowana z tanią
(lub najlepiej darmową) przesyłką może wpłynąć na
to, że klienci chętniej kupują pod wpływem impulsu.
A to może stanowić całkiem znaczącą część przychodu
twojego e-sklepu. 🗺
źródło: kodyrabatowe.pl
źródło: kodyrabatowe.pl
26 e-profit
Rynkowe trendy
© Q
iun
- Fo
toli
a.co
m
Zarabiają na 140 znakach
Sara Miotk
Czy ktoś mówił, że płace w startupach musza być niskie? Absolutnie nie, zwłaszcza gdy
ten startup pochodzi ze stanów i w ekspresowym tempie przeistacza się w medialny
koncern. Mowa oczywiście o Twitterze. Magazyn „Fortune” opublikował właśnie zarobki,
na jakie mogą liczyć pracownicy amerykańskiego eksstartupu. A może by tak wysłać CV?
Chief Executive Officer (Dick Costolo) Roczna płaca podstawowa: 200 tys. dol. Dodatkowe opcje i nagrody: 11,3 mln dol.
Senior Vice President of Engineering (Christopher Fry) Roczna płaca podstawowa: 145 tys. dol. Dodatkowe opcje i nagrody: 10,1 mln dol.
President of Global Revenue (Adam Bain)Roczna płaca podstawowa: 200 tys. dol. Dodatkowe opcje i nagrody: 6,5 mln dol.
Director Sales Operations Roczna płaca: 192—209 tys. dol. Dodatkowe nagrody: 192—209 tys. dol.
Staff Engineer Roczna płaca podstawowa: 174—186 tys. dol. Dodatkowe nagrody: 52—93 tys. dol.
Senior Managing Site Reliability Engineering Roczna płaca podstawowa: 168 —182 tys. dol. Dodatkowe nagrody: 168–182 tys. dol.
Business Development Roczna płaca podstawowa: 158—170 tys. dol. Dodatkowe nagrody: 47—85 tys. dol.
Software Engineer Manager Roczna płaca podstawowa: 159—172 tys. dol. Dodatkowe nagrody: 47—86 tys. dol.
Product Marketing Manager Roczna płaca podstawowa: 155—168 tys. dol. Dodatkowe nagrody: 46—84 tys. dol.
Staff Software Engineer Roczna płaca podstawowa: 120—150 tys. dol. Dodatkowe nagrody: 36—75 tys. dol.
I jak tu nie wierzyć w american dream? 🗺
W zależności czy chcielibyście aplikować na stanowisko CEO czy dla przykładu Product Marketing Managera stawki będą trochę inne, ale i tak kwoty są bardzo, ale to bardzo przyjemne.
27e-profit
Rynkowe trendy
© Q
iun
- Fo
toli
a.co
m
Zarabiają na 140 znakach
Sara Miotk
Biznesowyrycerz
Rozmawia Marek Dornowski
Czy jest wśród was ktoś, kto nigdy nie słyszał o Counter Strike? No dobrze, być może
ktoś jest kompletnie niezainteresowany grami komputerowymi, ale jesteśmy pewni,
że nie ma osoby nazywającej siebie graczem, która by się nie zetknęła z Counter Strike.
Nie wszyscy jednak wiedzą, że scenariusz do tej gry napisał Polak – wielokrotny mistrz świata
w sztukach walki, a także biznesmenem z międzynarodowym doświadczeniem, wykładowca
MBA ds. negocjacji. Mamy dzisiaj zaszczyt i przyjemność rozmawiać z Pawłem Zarembą..
Foto
: Aka
dem
ia S
port
u i B
izne
su
28 e-profit
Rynkowe trendy
Proszę nam powiedzieć o genezie powstania Counter Strike.
W 1991 r. na prośbę Richarda Cotterilla – teraźniejszy szef
firmy Counter Strike Red (szkolenia specjalne i ochrona) –
napisałem scenariusz przykładowej bitwy, którą przeżyłem
osobiście w czasie mojego pobytu w Afryce. Richardowi
się to bardzo spodobało i zapytał, czy nie zrobilibyśmy
z tego gry dla wojska lub młodzieży. Odpowiedziałem, że
jestem analogowy jak płyta winylowa i nie znam się na
tym, i żeby zrobił z tym, co chce. Mimo wszystko zapytałem,
po co mu to – odpowiedział, że taka gra byłaby dobra
do szkolenia taktyki i strategii walki młodych żołnierzy.
A jeśli chodzi o młodzież to rozwija wyobraźnię, decyzyjność
i postrzeganie przestrzenne. Buduje wyobraźnię wojny,
a to może spowodować, że nie będą chcieli wojny. Takie
były początki. W 1999 r. pierwsze opracowanie graficzne
i scenariusze zostały sprzedane niejakiemu Panu Le’a.
Jak Pan z perspektywy czasu ocenia rozwój rynku gier?
Niektóre tytuły są wręcz kultowe. Inne zmieniły model
biznesowy i opierają się na mikropłatnościach. Do tego
dochodzi granie online bez żadnych ograniczeń. W którym
kierunku to wszystko pójdzie?
W kierunku gier trójwymiarowych. W pewnym momencie
gry zdominują rzeczywistość. Młodzi ludzie będą bardziej
żyli w świecie gier niż w świecie rzeczywistym.
Ciągnie jeszcze Pana czasem, by stworzyć nowy scenariusz,
do nowej gry? A może Counter Strike come back?
Nie. Już się tym nie interesuję i nie zajmuję. Wolę żyć
w świecie rzeczywistym. W tej chwili moją pasją jest rozwój
mojej Akademii Sportu i Biznesu.
Przejdźmy teraz do tego. Interesuje mnie szczególnie
kwestia szkoleń biznesowo-sprzedażowych bazujących na
Pana doświadczeniach. Jak mistrz świata w sztukach walki
naucza sprzedaży?
Podobnie jak naucza walki. Sprzedaję wartości, które jak –
w sztukach walki – ważne są również w biznesie, czyli
lojalność, uczciwość, wytrwałość, pokora, pracowitość.
Uczeń, dążąc do mistrzostwa, musi pokonywać swoje
bariery, również bariery zewnętrzne. Człowiek, wchodząc
do biznesu, też musi pokonywać swoje bariery i bariery
świata biznesu. Musi przede wszystkim zachować zimną
krew i komunikować się ze światem zewnętrznym bez
antagonizmów. Mistrzostwo w każdej z tych dziedzin to
brak agresji. W obydwu tych przypadkach potrzebna jest
tak empatia i asertywność w działaniu. Dobry biznesmen –
podobnie jak mistrz sztuk walki – wie, że najważniejsza jest
codzienna praktyka.
Wierzymy również, że dzisiejszy świat ma zwolenników
rycerskich zasad, takich jak honor, odwaga, męstwo,
lojalność, uczciwość. To cytat z Pana strony internetowej.
Faktycznie dużo mamy jeszcze biznesmenów o rycerskim
sercu?
Niestety coraz mniej, dlatego właśnie powstała moja
Akademia, która powolutku ma odtwarzać takie ideały
w świecie młodego pokolenia biznesu. Wierzę w to, że młode
pokolenie, które jest wolne od obciążeń poprzedniej epoki
w Polsce, potrafi wdrożyć nasze ideały, a przede wszystkim
rycerskie ideały tak w świecie biznesu, jak w życiu prywatnym,
dlatego też do Akademii zapraszam wszystkich tych, którym
etos i etyka rycerska jest bliska.
Dziękuję za rozmowę. 🗺
Paweł Zaremba źródło: Akademia Sportu i Biznesu
29e-profit
Rynkowe trendy
Jak efektywnie zarządzać gotówką w firmie
Paweł Zaremba źródło: Akademia Sportu i Biznesu
© F
otoD
ruk.
pl -
Fot
olia
.com
30 e-profit
Warto wiedzieć
Rok 1989 przyniósł Polsce szereg zmian. Wówczas zaczęła
obowiązywać m.in. tzw. ustawa Wilczka, która wyzwoliła
ducha przedsiębiorczości obywateli. Choć od tego czasu
prawo uległo licznym zmianom, żyłka do prowadzenia
biznesu w Polakach została: łóżka polowe i słynne stragany
szczęki zamieniliśmy na startupy i e-biznes, które mogą
z powodzeniem stawać w szranki z konkurentami z całego
świata.
Szefowie rozwijających się spółek głównie skupiają się
na produkcie, jego innowacyjności oraz poszukiwaniu
kanałów sprzedaży. Często nie można tego osiągnąć bez
finansowania zewnętrznego. Płynność jednak ma też swoją
drugą stronę. Można efektywnie zarządzać bieżącą gotówką
w przedsiębiorstwie i w ten sposób osiągać dodatkowe
profity.
Z rozmów i obserwacji wynika, że osoby odpowiedzialne za
finanse w dalszym ciągu preferują przede wszystkim rachunki
oszczędnościowo-rozliczeniowe, depozyty jednodniowe,
tzw. overnighty (O/N), oraz klasyczne lokaty bankowe, na
których lokują kapitał w średnim i długim terminie.
Ten stan rzeczy jednak zaczyna się powoli zmieniać. – Od
pewnego czasu obserwujemy zmianę w myśleniu zarządów
spółek w zakresie zarządzania bieżącymi środkami. Dotyczy
to także mniejszych organizacji, które prężnie się rozwijają
i które cechuje nowoczesne myślenie. Obok bezpieczeństwa
kapitału, akcent coraz częściej jest stawiany również na
efektywność, czyli zwiększenie dochodowości pieniądza.
Lokowanie środków wyłącznie na lokacie overnight przestaje
wystarczać, nie spełnia bowiem tego założenia szczególnie
teraz, w środowisku niskich stóp procentowych – mówi
Adam Lipka-Bebeniec, ekspert w departamencie ds. klientów
instytucjonalnych Union Investment TFI.
To sprawia, że cześć właścicieli startupów stara się wyjść
poza utarty schemat zarządzania nadwyżkami i zaczyna
poszukiwać bardziej efektywnych narzędzi, takich jak
fundusze pieniężne czy obligacje skarbowe.
Fundusz jako uzupełnienie polityki finansowej startupu
Fundusze inwestycyjne bywają mylnie kojarzone wyłącznie
z giełdą, bardzo wysokim ryzykiem i długoterminowym
zamrożeniem kapitału. Tymczasem to mit, bowiem poza
funduszami akcyjnymi, charakteryzującymi się wysoką
W warunkach zaciętej konkurencji rynkowej, „efektywność” jest odmieniana przez wszystkie przypadki, a firmy dążą do jej poprawy we wszystkich obszarach swojej działalności. Dotyczy to szczególnie młodych przedsiębiorstw, dla których szybkie osiągnięcie rentowności jest szczególnie ważne. Może w tym pomóc efektywne zarządzanie bieżącymi środkami firmy.
Marcin Gliński
Adam Lipka-Bebeniec źródło: Union Investments TFI
31e-profit
Warto wiedzieć
zmiennością, istnieje również spora grupa rozwiązań
o wysokim poziomie bezpieczeństwa. To fundusze pieniężne
nazywane też gotówkowymi. W dużym uproszczeniu
oferują one rentowność równą lub wyższą od rocznego
oprocentowania depozytu przy płynności zbliżonej do
depozytów overnight. Domeną funduszy pieniężnych jest
również łatwość w wypłacaniu środków. Rozwiązania dla
firm umożliwiają dostęp do zgromadzonych środków nawet
z dnia na dzień – jeszcze tego samego dnia zadeklarowana
przez klienta kwota może zostać przelana na konto jego
firmy.
Oszczędność czasu
– Dążąc do poprawy efektywności w zarządzaniu
nadwyżkami, właściciel firmy korzystający z lokat musi
wynegocjować z bankiem jak najlepsze oprocentowanie.
To wymaga czasu i wysiłku, a rezultat nie zawsze okazuje
się w pełni satysfakcjonujący, szczególnie w przypadku firm,
które nie są od dawna obecne na rynku i nie mogą pochwalić
się długą historią finansową – mówi Adam Lipka-Bebeniec.
– Fundusz inwestycyjny nie wymaga tego wysiłku, a jego
konstrukcja sprawia, że niezależnie od wpłaconej kwoty
i okresu jej ulokowania, wszyscy uczestnicy mogą liczyć
na maksymalne, wypracowywane przez zarządzającego,
oprocentowanie – dodaje.
Elastyczność na wagę złota
Zasada działania funduszu jest bardzo prosta: po podpisaniu
umowy firma może w dowolnym momencie wpłacać
i z jedynie minimalnym opóźnieniem wypłacać część lub
całość środków, wraz z pełnym zyskiem wypracowanym
w czasie inwestycji, tj. bez utraty odsetek. Warto zauważyć,
że podczas gdy zysk z lokaty overnight wynosi aktualnie
pomiędzy 1 a 2% w skali roku, fundusz pieniężny przy
obecnych warunkach rynkowych jest w stanie zarobić dwa
razy więcej. Jak pokazuje codzienna rzeczywistość rynkowa,
elastyczność w zarządzaniu środkami jest nieoceniona.
Szczególnie dotyczy to spółek obecnych na rynku od
niedawna, które muszą dynamicznie reagować na zmiany
i wykorzystywać nadarzające się okazje. – Załóżmy, że
w celu podniesienia efektywności firma zdeponowała
na 6-miesięcznej lokacie wszystkie środki, które uznała
jako niekonieczne do prowadzenia bieżącej działalności
operacyjnej. Wyobraźmy sobie całkiem prawdopodobną
sytuację, że na kilka dni przed zapadnięciem lokaty pojawia
się niespodziewana konieczność, by wykonać płatność.
Co może zrobić właściciel firmy? Utrzymywać większe niż
wynika to z bieżących potrzeb firmy środki na depozycie
overnight, zaciągnąć krótkoterminową pożyczkę, co wiążę
się z dodatkowymi kosztami, lub zerwać lokatę. Ostatnia
możliwość tylko pozornie nie przynosi straty. Należy
bowiem pamiętać, że zrywając lokatę przedterminowo,
tracimy co najmniej część odsetek. To oznacza, że nawet
jeśli nominalnie wychodzimy na zero lub niewielkim plusie,
to po uwzględnieniu inflacji możemy odnotować realną
stratę – dodaje ekspert Union Investment TFI.
Jak pokazuje powyższy przykład, fundusz inwestycyjny
może zainteresować każdego przedsiębiorcę, któremu
zależy na dywersyfikacji narzędzi używanych do zarządzania
płynnością. Bo choć tradycyjnie wykorzystywanych ROR-ów
czy lokat nie da się zastąpić z oczywistych przyczyn prawno-
-organizacyjnych, to fundusze, dzięki swojej dochodowości,
łatwości w zarządzaniu i elastyczności, mogą okazać się
doskonałym uzupełnieniem wachlarza instrumentów
wykorzystywanych obecnie przez firmy. Rozwiązaniem,
które oprócz tego, że zwiększy efektywność kapitału
i zdywersyfikuje ryzyko kredytowe, pozwoli również osiągnąć
przewagę rynkową nad konkurencją. Biorąc zaś pod uwagę,
że obecnie startupy ścigają się z swoimi odpowiednikami
z całego świata, każdy sposób zwiększenia szans na sukces
jest na wagę złota. 🗺
Adam Lipka-Bebeniec źródło: Union Investments TFI
32 e-profit
Warto wiedzieć
5 sekund,
Marek Dornowski
Zawsze, gdy mówimy o pierwszym wrażeniu, przypomina mi się dowcip, kiedy młody mężczyzna opowiada swojej matce, że zakochał się i zamierza się ożenić. Następnie pokazuje jej zdjęcie, na którym uśmiechają się trzy młode kobiety, i mówi do matki – zgadnij, która to? Matka po paru sekundach odpowiada: ta w środku. Zdziwiony młodzieniec pyta: skąd wiedziałaś? Na co matka z kolei odpowiada ze stoickim spokojem: „bo nie wiem czemu, ale już mnie wkurza”. Czy w tym kawale z brodą jest ziarenko prawdy? Jak wykorzystać naszą mowę ciała, by robić pozytywne wrażenie i przekuć go na sukces?
CZYLI PIERWSZE WRAŻENIE
© v
gstu
dio
- Fo
toli
a.co
m
33e-profit
Warto wiedzieć
Aby odpowiedzieć na to pytanie, odwiedziliśmy specjalistę
w dziedzinie mowy ciała i budowy własnego wizerunku –
Piotra Dubińskiego. Okazuje się, że to trudne do logicznego
wytłumaczenia poczucie, które sprawia, że nie wiadomo
dlaczego kogoś lubimy lub, mówiąc oględnie, nie darzymy
sympatią znane jest w nauce jako efekt aureoli lub efekt diablo.
– To nic innego jak jedne z najczęściej pojawiających się reakcji
na drugiego człowieka – wyjaśnia Piotr Dubiński.
Zbiór prostych czynników (rysy twarzy, uśmiech, strój, kolory,
chód, gesty, pierwsze słowa itd.), które działają podprogowo,
warunkują naszą pozytywną lub negatywną rekcję. Właśnie
ten specyficzny wykaz cech utkwiony w naszych głowach,
wzmocniony wieloma życiowymi doświadczeniami powoduje,
że mamy ochotę kogoś poznać, posłuchać, a nawet zrobić to,
o co poprosi. Mówiąc prosto, ktoś skojarzył nam się
pozytywnie – dodaje Dubiński.
Rodzi się jednak pytanie, czy można nauczyć się pewnych
schematów i zachowań, które sprawią, że ludzie, z którymi
się spotykamy, będą nas odbierać pozytywnie? Weźmy
dla przykładu wystąpienia publiczne. Jeśli nie jesteście
„zwierzęciem telewizyjnym”, to pewnie nieraz przed publiczną
prezentacją czy wystąpieniem czuliście się jak w szkole przed
egzaminem – Strach, niepewność, delikatne ciarki, dziwne
uczucie w żołądku, szybkie ruchy kartek na skutek drżenia rąk,
łamanie się głosu, zimny pot na plecach, drżące powieki lub
usta, szybszy oddech, zwątpienie, pustka w głowie… Brzmi
znajomo? A przecież spędziłeś sporo czasu nad dopieszczeniem
szczegółów prezentacji, przecież doskonale znasz się na
temacie, o którym masz mówić. Cała sztuka wystąpień
publicznych polega na tym, aby słuchacze nie zauważyli
żadnej z powyżej wymienionych reakcji, które osłabiają nasz
odbiór – tłumaczy Dubiński. Niezależnie czy występujemy przed
jednym egzaminatorem, robimy szkolenie dla pracowników,
czy musimy pojawić się w mediach, gdzie na żywo zobaczy
nas milion osób – wszędzie obowiązują identyczne zasady
autoprezentacji – dodaje.
Każdy zna chyba osobę, o której można powiedzieć wiele, ale
na pewno nie to, że jest nieśmiała. Takie osoby bardzo często
postrzegane są jako eksperci w poszczególnych tematach,
w których się wypowiadają. Czy jednak dzieje się tak dlatego,
bo ich wiedza jest rzeczywiście wysoka, czy też wizerunek
eksperta przebija się niejako przez ich pewność siebie? Piotr
Dubiński nie był wcale zdziwiony naszymi wątpliwościami.
Wychodząc przed widownię, należy mieć świadomość,
że nie ma ona pojęcia na temat twojej rzeczywistej wiedzy,
nie wiedzą, co tak naprawdę potrafisz, nie ma dowodów,
że potrafią przeczytać twoje myśli. Zatem wyłącznie od nas
samych zależy kreacja wizerunku, stanu emocjonalnego, jaki
wywołamy w naszych słuchaczach – przekonuje.
Do mowy ciała, podobnie jak do wszystkiego innego, należy
podchodzić z rozsądkiem. Sztuka prezentacji nie jest bowiem
żadnym hipnotycznym czary-mary. Mimo że jak twierdzą
specjaliści, około 80% naszej uwagi skupia się na mowie
niewerbalnej, to nie można sobie pozwolić na lekceważenie
merytoryki tego, co chcemy przekazać. Korzystając też
z pewnych gestów, dobrze mieć je odpowiednio wyćwiczone,
gdyż kamera i postronni obserwatorzy są bardzo uczuleni na
nienaturalność. – Popatrz na dzisiejszych polityków, sztywna
postawa, kamienna twarz, jeden wyuczony gest – wylicza
Dubiński. Tymczasem dopiero nieustanny trening pozwala na
przejście do poziomu nieświadomej kompetencji, kiedy ruchy
naszych rąk, dłoni, zachowania, mimika, postawy są tak
wyćwiczone, że robimy je nieświadomie, płynnie, wręcz pięknie.
Kontrolujemy nasze ciało, stając się wytrawnymi mówcami –
podsumowuje.
Nauka daje nam coraz więcej podstaw do tego, by sądzić,
że tzw. wrodzoną nieśmiałość można przemienić w nabytą
śmiałość. Zdaniem Piotra Dubińskiego wymaga to co prawda
sporej pracy i treningów, ale jest jak najbardziej możliwe.
Ale jeśli w zamian ludzie mają nas słuchać i osiągniemy
swoje cele, to z pewnością jest to inwestycja, którą warto
przemyśleć. 🗺
RedakcjaAgnieszka Meller Redaktor naczelnae-mail [email protected]
WydawcaInkubator STARTERGdańska Fundacja Przedsiębiorczościul. Lęborska 3b80-386 GdańskNIP: 583-290-74-40
e-mail [email protected] tel. 58 731 65 65
www.inkubatorstarter.pl
Facebook.com/inkubatorstarter
Twitter.com/inkubatorstart
Blog.inkubatorstarter.pl
✎
e-profit