218

Click here to load reader

05 Zbigniew Nienacki - Pan Samochodzik i Templariusze

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Zbigniew Nienacki - Pan Samochodzik i Templariusze

Citation preview

  • ZBIGNIEW NIENACKI

    PAN SAMOCHODZIK I TEMPLARIUSZE SAMOCHODZIK I TEMPLARIUSZE SAMOCHODZIK I TEMPLARIUSZE SAMOCHODZIK I TEMPLARIUSZE

    ROZDZIA PIERWSZY

    CZY SKARB TEMPLARIUSZY ZNAJDUJE SIE W POLSCE? TAJEMNICZY

    DOKUMENT TOWARZYSTWO POSZUKIWACZY SKARBW KAPITAN

    PETERSEN I JEGO PROPOZYCJA WIELKI MISTRZ ZAKONU TEMPLARIUSZY

    UKRYWA SKARBY ZAKONNE HASO JAKUBA DE MOLAY

    Pod koniec czerwca, w samo poudnie, gwatownie zaterkota dzwonek przy moich

    drzwiach. Niechtnie wstaem od biurka, przy ktrym lczaem nad zawiymi dziejami

    zakonu templariuszy, otworzyem drzwi i napotkaem sympatyczne i mie memu sercu

    twarze trzech harcerzy: Tella, Wiewirki i Sokolego Oka.

    - Panie Tomaszu! Panie Samochodzik! - woali jeden przez drugiego. - Szykuje si

    nowa przygoda, prawda?

    Ich twarze wyraay ogromne zaaferowanie. Nie zapytali nawet, czy mam czas na

    rozmow.Wpakowali si do pokoju, obsiedli fotele.

    - I co pan na to? Co pan na to, panie Tomaszu? - pyta Wilhelm Tell, wymachujc

    gazet. Zrobiem zdziwion min.

    - Jeszcze nie czytaem dzisiejszej prasy..,

    - To niech pan czyta! Szykuje si przygoda! Nowa wyprawa po zote runo! - znowu

    woali jeden przez drugiego. I wetknli mi do rk przyniesion gazet.

    - Ale ja mam bardzo pilne zajce... - broniem si.

  • Podnieli ogromny wrzask:

    - Panie Tomaszu, co si stao?! Nie chce pan szuka przygd? Ju ma pan dosy

    odniesionych triumfw? A moe pan si lka nowej przygody? Przecie chyba nie

    zrezygnujemy ze skarbw templariuszy?

    - Co takiego? - i a zaczerwienem si z wraenia. - Skarby templariuszy? Skd

    wiecie o tej sprawie?

    - Jak to: skd wiemy? Z gazety, ktr pan trzyma w rku.

    Rozoyem pacht gazety. Natychmiast wpad mi w oczy tytu wydrukowany

    grub czcionk:

    CZY SKARBY TEMPLARIUSZY

    ZNAJDUJ SI W POLSCE?

    Wyznaj, e zrobio mi si na przemian zimno i gorco. Potem, w miar jak

    zapoznawaem si z treci opublikowanego artykuu, narastao we mnie uczucie gniewu.

    - Co za dure! Co za bawan! Ach, ebym go tak dosta w swoje rce! - krzyknem,

    uderzajc doni w rozoon gazet. - Po co on to opublikowa?

    Chopcy byli bardzo zdziwieni.

    - Pan sdzi, e to zwyka kaczka dziennikarska? Pan przypuszcza, e nie ma w

    Polscc skarbw templariuszy?

    Poszedem do kuchni i napiem si wody. Troch ochonem z gniewu.

    Powiedziaem:

    - Nie wiem, czy s w Polsce skarby zakonu templariuszy. Natomiast zdaj sobie

    spraw, e t gazet czyta prawie p miliona ludzi. Z tego p miliona zapewne

    przynajmniej kilku lub kilkunastu zapragnie sta si posiadaczami bezcennych skarbw. I

    rozpocznie si takie myszkowanie za owymi skarbami, e a zimno mi si robi na sam

    myl o tym. Zaczn ku dziury we wszystkich starych zamkach, przeoraj i przekopi kady

    metr ziemi. Skarbw oczywicie nie znajd, bo by moe nie ma ich u nas, ale na pewno

    utrudni poszukiwania tym, ktrzy t spraw zechc zaj si na serio. Dlatego wanie tak

    rozgniewa mnie ten artyku.

    - Wic pan powtpiewa o istnieniu tych skarbw W Polsce? - spyta Tell.

    - Och; a tak nie myl... - odrzekem wykrtnie. - Wydaje mi si jednak, e jest to

    historia niezwykle skomplikowana.

    Nagle odezwa si Sokole Oko, ktry przez dusz chwil krci si koo mojego

  • biurka, ypic swoimi bystrymi oczami na rozoone na biurku ksiki i szpargay.

    - Panie Tomaszu - powiedzia z powag - komu pan chce puszcza dym w oczy?

    Ludziom, ktrzy pomogli panu odnale zbiory dziedzica Dunina? A co to wszystko znaczy?

    - wskaza rk biurko. - Studiuje pan ksiki o templariuszach. Zajmuje si pan nimi od

    duszego czasu, bo na stercie szpargaw w prawym rogu biurka widz troch

    kilkudniowego kurzu - to mwc przejecha palcem po papierach i z triumfem wskaza

    dugi lad. - Jednym sowem: spraw skarbw templariuszy interesuje si pan od duszego

    czasu i na pewno wie pan o niej bardzo wiele. Pan szykuje si do nowej wyprawy.

    Pozwolimy sobie by odmiennego zdania o autorze artykuu w gazecie. Dziki niemu

    dowiedzielimy si o skarbach i o tym, e zamierza pan ich szuka bez swoich dawnych

    wsppracownikw.

    - To bardzo nieadnie z pana strony - obrazi si Tell.

    Bezradnie rozloyem rce:

    - Zdemaskowalicie mnie. Tak, to prawda, Od miesica przygotowuj si do nowej

    wyprawy, ktrej celem ma by odnalezienie skarbu templariuszy. Nie wtajemniczaem

    was, gdy lkaem si, e zechcecie wzi udzia w wyprawie. A ja na to nie mgbym si

    zgodzi.

    - A dlaczego? Jest oczywiste, e musimy wzi udzia w wyprawie - oburzy si

    Wiewirka.

    Pokrciem gow.

    - Nie, drodzy chopcy. Bardzo was lubi i ceni, wiele zawdziczam waszej

    przenikliwoci i pomocy. Ale tym razem wyprawa jest bardzo niebezpieczna i mozolna.

    Wtedy, gdy szukalimy zbiorw dziedzica Dunina, znajdowalicie si na obozie

    harcerskim i pomagalicie mi, jednoczenie wypoczywajc. Teraz macie wakacje,

    pojedziecie take na obz, musicie nabra si do nowego roku szkolnego.

    - Panie Samochodzik, bagamy pana, niech pan nam oszczdzi tych moraw -

    jkn Wilhelm Tell.

    - Panie Tomaszu - powiedzia Sokole Oko. - Przewidzielimy wszystkie paskie

    opory. Oto s pisemne zgody naszych rodzicw. Pozwalaj nam przebywa pod pana

    opiek.

    I wszyscy trzej wycignli z kieszeni kartki papieru z podpisanymi przez ich

    rodzicw zezwoleniami na wzicie udziau w tej wyprawie.

  • - Rodzice zadzwoni do pana w tej sprawie - zaznaczy Wiewirka.

    - Nie, chopcy. To niemoliwe. Nie znacie dokadnie historii zwizanej z tymi

    skarbami i nie zdajecie sobie sprawy z trudnoci, jakie oczekuj tego, co zechce

    rozwiza zagadk templariuszy. Prawdopodobnie ta wyprawa, niestety, skoczy si

    wielkim fiaskiem. Zmarnujecie wakacje.

    Nie chciaem patrze na ich zrozpaczone miny i signem po przyniesion

    gazet. Tym razem trafia do mej wiadomoci tre kilku ostatnich zda z artykuu, na

    ktre przy pobienym czytaniu nie zwrciem uwagi.

    - Boe drogi! - zerwaem si z krzesa, - Przecie ja tam ju powinienem

    pojecha. Zaraz! Natychmiast! Bo inaczej mnie ubiegn. A mj samochd jest w

    remoncie!

    Drcymi ze zdenerwowania palcami nakrciem tarcz telefonu.

    - Panie Rlka, bagam pana, niech si pan popieszy z przegldem mojego wozu

    - paczliwie mwiem do telefonu. - Musz mie swj samochd jeszcze dzi.

    Natychmiast! Co?... Dopiero na jutro rano? Wczeniej w aden sposb pan nie zdoa

    przygotowa samochodu?

    Zrozpaczony odoyem suchawk na wideki.

    - Piknie si ta historia zaczyna westchnem. - Od razu na starcie trac

    kilkanacie godzin. Przecie nie tylko ja przeczytaem ten artyku. Inni s ju na pewno

    w drodze do Mikokuku.

    Myli, ktre mnie ogarnyr nie naleay do wesoych. Chopcy take milczeli

    ponuro, obraeni moj odmow. Wreszcie odezwa si Sokole Oko:

    - Gdyby nie my, by moe, paski start opniby si nie o kilka godzin, ale o

    kilka dni. Zapewne przez cay dzie lczaby pan przy swoim biurku i, by moe, w

    ogle nie przeczytaby pan dzisiejszej gazety. A my j panu przynielimy i w ten

    sposb dowiedzia si pan, e najwysza pora wyruszy na wypraw.

    Mia racj. Spojrzaem na nich z wdzicznoci.

    - To prawda. Postanowiem, e dzisiaj w ogle nie rusz si z domu i przewertuj

    do koca wszystkie materiay o templariuszach. Bardzo wic jestem wam wdziczny i

    dzikuj za pomoc. To bardzo przykre, lecz jednak nie mog was zabra ze sob.

    W tym momencie na moim biurku odezwa si telefon. Dzwoni doktor W., ojciec

    Tella.

  • - Czy rzeczywicie wybiera si pan na now wypraw? - spyta. - Bo mj syn, jak

    tylko przeczyta w gazecie o skarbie templariuszy, od razu doszed do przekonania, e

    pan na pewno wemie udzia w poszukiwaniach skarbu. Wymg na mnie, abym mu da

    zezwolenie na wzicie udziau w wyprawie. Ba, mao tego, musiaem jeszcze zadzwoni

    do rodzicw Wiewirki i Sokolego Oka i ich take nakoni do udzielenia zezwolenia.

    Wprawdzie chopcy mieli pojutrze wyjecha na obz harcerski, ale pod pask opiek...

    - Waham si, czy ich zabra, poniewa bdzie to bardzo mczca wyprawa -

    przerwaem potok sw doktora.

    - Mczca? By moe - zgodzi si doktor. - Ale czy pan wie, e od czasu tej

    synnej historii z odnalezieniem zbiorw chopcy, ktrzy nie byli w szkole najlepszymi

    uczniami, bardzo si podcignli w nauce? W tym roku otrzymali pitki z historii,

    zorganizowali w szkole kko antropologiczne, dyrektor szkoy jest nimi zachwycony.

    Dlatego gdy mj syn powiedzia, e pan wybiera si na now wypraw, do krtko si

    wahaem. Ostatecznie chopcy s ju duzi i bardzo samodzielni...

    - Kiedy wanie ja... - zaczem.

    - Ach, rozumiem - powiedzia doktor. - Pan sdzi, e oni bd panu przeszkadza

    w poszukiwaniach?

    - Przeszkadza? - oburzyem si. - Ale skd! Oni bardzo mi pomogli w

    odnalezieniu skarbw dziedzica Dunina. A teraz...

    - Tak? - ucieszy si doktor. - W takim razie bardzo bym prosi, aby mi pan

    powiedzia, jak naley wyekwipowa naszych chopcw. Maj namiot trzyosobowy,

    materace, kuchenk, piwory, plecaki. Co jeszcze powinni zabra? I kiedy planuje pan

    wyjazd?

    - Jutro rano - jknem. - Jutro o wicie niech zjawi si przed moim domem.

    Nie syszaem ju, co powiedzia doktor, bo sowa jego zaguszy straszliwy

    wrzask chopcw. Wydawali z siebie gone okrzyki triumfu i radoci, klepali si po

    plecach i dawali sobie kuksace, Potem skakali wok mego biurka.. Zakoczyem wic

    szybko rozmow telefoniczn.

    - Skoro wszyscy s przeciw mnie, musz zmieni swoje postanowienie - rzekem. -

    Jedziemy, moi drodzy. Jutro o wicie wyruszamy szuka skarbu templariuszy.

    Zapada cisza. Rozemiane twarze chopcw raptownie spowaniay. To chyba

    wiadczyo najlepiej, e nadaj si jako wsptowarzysze wyprawy. Z chwil gdy zapada

  • decyzja o ich udziale, natychmiast zdali sobie spraw, e stanli oko w oko z niezwyk

    przygod, Czekay ich trudy i niebezpieczestwa, ktrych nikt nie potrafi przewidzie.

    Naleao by czujnym, powanym, odpowiedzialnym.

    - Czy zabra ze sob kusz? - spyta cicho Wilhelm Tell. Skinem gow. Odezwa

    si Sokole Oko:

    - Artyku w gazecie nie zaskoczy pana, a tylko zirytowa. To znaczy, e pan ju

    znacznie wczeniej wiedzia o skarbie. Zapewne wie pan o nim wicej, ni to zostao

    napisane w tej gazecie. Jeli mamy by panu pomocni, chcielibymy take usysze co

    wicej, ni przeczytalimy w gazecie.

    - Co to by za zakon? I skd oni mieli skarby? - dopytywa si Wiewirka.

    - To bardzo duga historia - powiedziaem. - Suchanie jej zajoby nam kilka godzin.

    A przecie jutro rano musimy wyjecha. Drog bdziemy mieli dalek, a na krace Polski.

    Po drodze oppwiem wam o historii skarbu templariuszy. Dzisiaj musz spakowa swoje

    rzeczy i odebra samochd z remontu. Wy take powinnicie przygotowa si do wyprawy.

    Nie potrzebuj chyba wylicza, co powinni zabra ze sob harcerze wybierajcy si na

    niebezpieczn przygod. Na razie wtajemnicz was zaledwie w kilka szczegw.

    - Suchamy! Pilnie suchamy! - zawoali chopcy. Zapaliem papierosa i spacerujc po

    pokoju, rozpoczem opowiadanie:

    - Jak wiecie, jestem autorem kilku ksiek o poszukiwaniach i odnalezieniu rnych

    skarbw na terenie Polski. Ktra z tych ksiek zapewne dotara za granic albo, co jest

    prawdopodobne, po prostu napisano tam o tych ksikach. Pewnego dnia otrzymaem list z

    Parya. Napisa go pan Chabrol, prezes Towarzystwa Poszukiwaczy Skarbw. Siedziba tego

    Towarzystwa znajduje si wanie w Paryu...

    - Towarzystwo Poszukiwaczy Skarbw? - rozemia si Sokole Oko.

    - Nazwa jego brzmi troch niepowanie, ale zarczam wam, e jest to bardzo

    powane towarzystwo. Wpisowe kosztuje ponad sto dolarw, a skadka roczna wynosi

    kilkadziesit dolarw. W towarzystwie grupuj si ludzie, ktrzy zawodowo trudni si

    poszukiwaniem skarbw. Takiego poszukiwacza wyobraamy sobie zazwyczaj jako dziwaka

    uzbrojonego w opat i myszkujcego w starych ruinach. Panowie z Towarzystwa s

    jednak zupenie inni. Podczas swych ekspedycji zatrudniaj wiele ludzi, stosuj maszyny,

    specjalne urzdzenia do wykrywania metali, rnego rodzaju detektory i tak dalej. Pracuj

    u nich nurkowie, jeli poszukiwany skarb ley na dnie jeziora lub we wraku zatopionego

  • statku. Jeden z czonkw Towarzystwa, Duczyk, kapitan Petersen, dorobi si ogromnej

    fortuny, wydobywajc zoto z hiszpaskich galeonw zatopionych u przyldka Engano

    koo San Domingo. Ot prezes tego Towarzystwa, pan Chabrol, zaproppnowa mi

    wstpienie do swej organizacji. Podzikowaem za zaproszenie, gdy nie sta mnie ani na

    tak wysokie wpisowe, ani na skadki czonkowskie w dolarach. A poza tym

    poszukiwaniem skarbw nie trudni si zawodowo i nie czerpi z tego adnych zyskw.

    Robi to dla przeycia ciekawej przygody. Odnalezione przeze mnie skarby trafiaj

    zawsze do muzew, ja za co najwyej pisz now ksik.

    - Ogldalimy rozwieszone w salach muzeum odnalezione zbiory dziedzica

    Dunina. Wygldaj bardzo adnie i na pewno wiele ludzi dowie si dziki nim, jak

    wygldao uzbrojenie w rnych krajach w dawnych wiekach - z powag przywiadczy

    Tell.

    - Zim tego roku - cignem dalej swoje opowiadanie - pan Chabrol zwrci si do

    mnie ponownie. Tym razem w licie swym pyta, czy nie zechciabym za odpowiednim

    wynagrodzeniem wzi udziau w ekspedycji synnego poszukiwacza skarbw, kapitana

    Petersena, ktry w lecie tego roku zamierza szuka na terenie Polski skarbu zakonu

    templariuszy. Szczegy tej imprezy, jak rwnie dokadne informacje na temat skarbu,

    otrzymabym ju po podpisaniu kontraktu z kapitanem Petersenem, a raczej z

    Chabrolem, ktry porozumiewa si ze mn w jego imieniu, gdy Petersen koczy

    wanie prace przy penetrowaniu starych galeonw, zatopionych w zatoce Matanzas na

    Kubie. Notabene, galeonw tych byo jedenacie, a naleay one do admiraa Rodryga

    Farfana i wiozy adunek zota.

    - O Boe! - jkn zdumiony Wiewirka.

    - Panu Chabrolowi udzieliem bardzo grzecznej, ale odmownej odpowiedzi,

    jeszcze raz przypominajc, e poszukiwaniem skarbw nie zajmuj si z chci

    zyskw. Zaznaczyem, e gdybym nawet odnalaz skarb templariuszy, przekazabym go

    naszym wadzom, a nie do rk Petersena, a wic o jakiejkolwiek wsppracy nie moe by

    mowy. Wyraziem take swoje przekonanie, e skarb templariuszy najprawdopodobniej

    znajduje si we Francji, gdzie bya niegdy gwna siedziba zakonu. I na tym, zdawao mi

    si, sprawa si zakoczya. Wyobracie wic sobie moje ogromne zdumienie, gdy przed

    miesicem w jednym z zagranicznych czasopism ukaza si duy artyku na temat

    skarbu templariuszy. Pisano tam, e na podstawie jakich nowo odkrytych dokumentw

  • w bibliotece starego zamku w Szkocji mona sdzi, i, tylko cz wielkiego skarbu

    zakonnego pozostaa we Francji. Pozosta cz wielki mistrz zakonu templariuszy,

    Jakub do Molay, przekaza w depozyt wielkiemu mistrzowi Krzyakw, Zygfrydowi

    von Feuchtwangenowi, ktry w tym czasie mia swoj siedzib w Wenecji. Wkrtce zreszt

    Zygfryd von Feuchtwangen przenis stolic Krzyakw do Malborka, by moe zabierajc z

    sob skarb templariuszy, Prawdopodobne jest, e bezcenny skarb, a w kadym razie powana

    jego cz ukryta zostaa nie we Francji, lecz w ktrym z krzyackich zamkw na terenie Polski.

    - A dlaczego wielki mistrz zakonu templariuszy przekaza skarb swego zakonu w

    rce Krzyakw? - spyta Sokole Oko.

    - To duga historia, zrozumiecie j, gdy dokadnie opowiem wam dzieje zakonu.

    Na razie niech wam wystarczy informacja, e Jakub de Molay zdawa sobie spraw z

    grocego mu wwczas niebezpieczestwa ze strony krla Francji, Filipa IV, zwanego

    Piknym. w krl dy do rozwizania tego zakonu i zawadnicia ich skarbami. Wkrtce

    zreszt dopi swego. Zakon templariuszy rozwizano, a de Molaya uwiziono i spalono

    na stosie. Skarbw jednak zakonnych nie znaleziono. Przewidujc groce

    niebezpieczestwo, Jakub de Molay cz skarbw zakonnych ukry, a cz przekaza

    innemu zakonowi rycerskiemu, oczywicie w depozyt.

    - I po tym artykule zaj s pan spraw skarbu templaruszy - stwerdzi Tell.

    - Tak. Zabraem si do studiowania historii zakonu templariuszy oraz historii

    zakonu Najwitszej Marii Panny, czyli Krzyakw. Innymi slowy, zaczem

    przygotowywa si do poszukiwa. A tu masz! Take i w naszej prasie ukaza si artyku o

    skarbie, prawdopodobnie opracowany na podstawie tej zagranicznej publikacji. Po prostu

    jaki dziennikarz przeczyta tamten artyku i napisa szerok informacj dla naszej gazety.

    Czy zdawa sobie spraw, e wydrukowanie jej skieruje do zamkw krzyackich dziesitki

    amatorw odnalezienia skarbw? Posuchajcie uwanie kocowych zda jego artykuu.

    Chwyciem gazet i przeczytaem gono:

    Trudno oczywicie stwierdzi z ca pewnoci, czy rzeczywicie skarb zakonu

    templariuszy znajduje si w ktiym z zamkw Krzyackich na ziemiach Polski. Faktem jest

    jednak, e autorowi niniejszego artykuu dane byo oglda stary dokument o bardzo

    tajemniczej treci. Dokument ten nosi piecz zakonu templariuszy. Jest on w rkach

    pewnego nauczyciela wiejskiego, ktry mieszka w powiecie Sejny nad jeziorem Mikokuk.

    Nauczyciel w posiada bardzo bogate i ciekawe zbiory rnego rodzaju pamitek i

  • staroytnoci, ktre odnalaz w czasie swych wakacyjnych wdrwek po Suwalszczynie, po

    Warmii i Mazurach. Czy jednak dokument ten pomoe rozwiza zagadk ukrytego

    skarbu? Jak do tej pory, jedynym drogowskazem jest zdanie wyryte na zotym krzyu, ktry

    wielki mistrz Krzyakw, Zygfryd von Feuchtwangen, darowa Jakabowi de Molay. A

    zdanie to brzmi: Tam skarb twj, gdzie serce twoje. Kto zrozumie znaczenie tych sw, ten

    odnajdzie bezcenny skarb.

    Chopcom rozgorzay oczy.

    - A wic istnieje haso do odnalezienia skarbu? Tam skarb twj, gdzie serce twoje.

    Panie Tomaszu, czy pan si ju domyla, co znacz te sowa?

    Niecierpliwie machnem rk.

    - W tej chwili stokro waniejsze jest, aby w dokument, ktry posiada nauczyciel

    znad jeziora Mikokuk, nie wpad w niepowoane rce. Rozumiecie? Nie wiem, czy

    zdajecie sobie spraw, e by moe kapitan Petersen znajduje si w tej chwili w naszym

    kraju i e kto wskaza mu ju ten wanie artyku w gazecie. I Petersen w tej chwili pdzi

    samochodem po tajemniczy dokument. Rwnoczenie pdz po niego dziesitki innych

    amatorw skarbu. A my? - zapaem si za gow. - A my tu siedzimy i prowadzimy

    towarzysk pogawdk. Dopiero jutro rano bdziemy mogli popieszy nad Mikokuk. Czy

    teraz ju rozumiecie moj zlo i moj rozpacz?

    Milczeli. Teraz oczywicie take i oni pojmowali mj gniew na autora artykuu.

    Podzielali chyba take i moje uczucie bezsilnoci.

    - Moe ten dokument nie okae si a tak wany? - niemiao powiedzia Wiewirka.

    - Miejmy nadziej - westchnem. - A na razie powiedzmy sobie szczerze, e

    zostalimy zdystansowani ju na starcie.

    Na tym smutnym stwierdzeniu zakoczya si pierwsza moja rozmowa z chopcami.

    Po krtkiej chwili trzej harcerze poegnali si i rozeszli do domw, aby poczyni

    przygotowania do jutrzejszej podry. Ja take zaczem pakowa swoje rzeczy, a potem

    odwiedziem warsztat mechanika. Chciaem upewni si, e mj samochd bdzie jutro

    rano gotw do drogi,

    Nadszed ranek. Wilhelm Tell, Sokole Oko i Wiewirka, ubrani w swe mundury

    harcerskie i objuczeni ogromnymi plecakami, zjawili si punktualnie przed moim domem.

    Tell ponadto dwiga na ramieniu swoj kusz. Przed domem gotw do drogi sta ju mj

  • samochd. To z racji posiadania przeze mnie tego dziwacznego pojazdu chopcy przezwali

    mnie: pan Samochodzik. Mj wehiku, mimo e daem go do polakierowania na adny

    stalowy kolor, pozosta wci pojazdem budzcym drwiny, zdumienie i lito. Nie byo

    bowiem sposobu, aby odmieni ksztat karoserii wykonanej przez zapoznanego wynalazc.

    W dalszym cigu samochd przypomina obrzydliw larw z wybauszonymi oczami

    reflektorw, stanowi oo w rodzaju starego czna na czterech kkach. Tylko

    wtajemniczeni wiedzieli, e posiada silnik Ferrari 410 i by jednym z najszybszych

    samochodw wiata. Potrafi nie tylko szybko jedzi, ale i pywa po wodzie jak d

    motorowa.

    Zaadowalimy bagae, zajlimy w wehikule miejsca. Ranek by pikny,

    soneczny, zapowiada si dzie bardzo pogodny. Mielimy ostatni dzie czerwca, PIHM

    przepowiada pikn pogod na pierwsz dekad lipca. Wyruszylimy wic ze

    wiadomoci, e czeka nas wiele piknych dni i wiele ciekawych przygd. Nie

    zastanawialimy si, czy uda si nam rzeczywicle odnale skarby templariuszy.

    Chodzio przecie tylko o przeycie piknej przygody. Dlatego te zaraz po wyruszeniu w

    drog poprawiy nam si humory.

    Za miastem, na szosie wiodcej w stron pnocno-wschodniego kraca Polski,

    zapiewalimy chrem nasz ulubion piosenk:

    Wrd dolin, wrd lasw

    I jezior, i kniej

    Kto szuka przygody.

    Nie znalaz tam jej

    I morze przepyn,

    Przemierzy wzdu wiat,

    Nie znalaz przygody,

    Zagubi jej lad.

    I marzy: czy dzie to,

    Czy wieczr i mrok

    Przygod jak druha

    Spotyka co krok!

    Przygodo, gdzie jeste?

    O sobie daj zna!

  • Przygodo, gdzie jeste?

    Przyjd, imi swe zdrad!

  • ROZDZIA DRUGI

    ZAKONNICY Z MIECZAMI NIE DLA NAS, PANIE MISTRZOWIE

    TAJNYCH SZYFRW FILIP PIKNY I JEGO KNOWANIA UPADEK

    TEMPLARIUSZY ZABJSTWO WIELKIEGO MISTRZA TAJEMNICZY

    JAWINGOWIE

    Od Warszawy pojechalimy w kierunku Biaegostoku szerok, betonow autostrad.

    Mona byo na niej bezpiecznie rozwin du szybko, a jednoczenie rozmawia o

    oczekujcych nas zadaniach, Czuem si w obowizku wtajemniczenia trzech mych

    przyjaci w histori zakonu templariuszy i Krzyakw, gdy tam wanie naleao szuka

    rozwizania zagadki ukrycia zakonnego skarbu. Wydawao mi si, e dopiero gdy

    zrozumiej wydarzenia poprzedzajce ukrycie skarbu, atwiej bdzie snu przypuszczenia

    co do jego dalszych losw.

    - Byo to na pocztku XII wieku - opowiadaem. - W czasach gdy w wyniku

    znanych wam z historii synnych wypraw krzyowych powstalo w Palestynie tak zwane

    Krlestwo Jerozolimskie powoane do obrony miejsca grobu Chrystusa. Pastwa

    chrzecijaskle na Ziemi witej cigle jednak cierpiay na brak ludzi, gdy krzyowcy,

    rekrutujcy si z rycerzy ochotnikw, po odbyciu krucjaty zazwyczaj wracali do swych

    ojczystych krajw w Europie. Muzumanom niekiedy nie mia kto stawia czoa i wwczas

    to, w czasie takiego wanle niespodziewanego napadu muzumanw, do walki z nimi

    wystpili take zakonnlcy opiekujcy si w Jerozolimie szpitalem w. Jana. Muzumanw

    odparto, ale zakonnicy na wszelki wypadek nie rozstawali si ju z mieczaml, byli

    jednoczenie zakonnikami i rycerzami. I tak zrodzi si pierwszy na wiecie zakon rycerskl

    szpitalnikw w. Jana, czyli jak ich nazywano: joannitw. Oprcz opieki nad szpitalem zajli

    si oni odprowadzaniem pielgrzymw z portw do miejsc witych i ochron ich przed

    napaciami Saracenw. Wkrtce, bo w roku 1118, powsta inny zakon rycerski o podobnym

    charakterze. Krl jerozolimski Baldwin II przeznaczy nowemu zakonowi jako miejsce

    zamieszkania budynek w pobliu ruin wityni Salomona. witynia po acinie nazywa si

    templum i std, od nazwy miejsca zamieszkania, w zakon rycerski otrzyma nazw

    templariuszy. W niedugim czasie ilo zakonnych rycerzy znacznie wzrosa, a liczne

  • przywileje i majtki, jakie otrzymali od papiea Innocentego II i jego nastpcw,

    przyczyniy si do wzrostu ich potgi. Trzeba bowiem wiedzie, e na obron Ziemi witej

    oya niemal caa chrzecijaska Europa i wiele sum na ten cel zebranych trafio do

    templariuszy. Oprcz normalnych zakonnych lubw, a wic lubu posuszestwa,

    czystoci i ubstwa, rycerze zakonni musieli take przyjmowa obowizek walki z

    muzumanami. Wstpi za do zakonu templariuszy mg tylko czowiek pochodzcy ze

    stanu rycerskiego, z maestwa prawego; stanu wolnego, wolny od zarzutu cikiego

    przestpstwa, a take czowiek nie uomny, jako e zakonnikw oczekiwaa walka. Bracia

    zakonni, czyli rycerze zakonu templariuszy, nosili biae plaszcze z czerwonym

    omioktnym krzyem. Chorgiew zakonna bya czarno-biaa. Wypisana na niej zostaa

    dewiza: Non nobis, Domine, non nobis, sed nomini Tuo da gloriam, co znaczy: Nie dla nas,

    Pane, nie dla nas, lecz dla chway Twego imienia.

    - Czy Polacy rwnie mogli wstpowa do rycerskich zakonw? - spyta Tell.

    - Naturalnie. Zakony rycerskie miay mie charakter ponadnarodowy. Mao kto o

    tym wie, ale faktem jest, e a do koca XIV wieku w szeregach Krzyakw na przykad

    przebywali take rycerze polscy, dopki konflikt Polski z Zakonem nie ujawni si

    wyranie. Niemniej jednak w zakonie joannitw wikszo stanowili Francuzi i Wosi,

    podobnie byo take i w zakonie templariuszy. Ze wzgldu wanie na w romaski

    charakter obydwu zakonw niechtnie wstpowali do nich rycerze niemieccy. Gdy

    zdarzya si ku temu okazja, a byo to podczas oblenia twierdzy Akkon w czasie wojen

    krzyowych, niemieccy szpitalnicy zaoyli wasny zakon, pod wezwaniem Najwitszej

    Marii Panny. Z pocztku rycerze tego zakonu pozostawali w zalenoci od joannitw,

    potem za od templariuszy, od ktrych przyjli strj: biay paszcz, tylko e krzye na

    paszczach nosili nie czerwone, lecz czarne. Wkrtce zreszt usamodzielnili si, a w

    okresie rzdw ich czwartego wielkiego mistrza Hermana von Salza, w latach 1210-1239,

    wzroli w si. Lecz stosunkowo najszybciej rozwija si zakon templariuszy. Dla tych, ktrzy

    walczyli o Ziemi wit, pyny szczodrze pienidze, a take przywileje, ktre nadawali

    im papiee, krlowie i ksieta, aby zakon by dostatecznie bogaty i mog sprosta zadaniom

    walki z muzumanami. W XIII wieku templariusze bardzo rozprzestrzenili si na Bliskim

    Wschodzie. Mieli swe posiadoci i zamki take na Plwyspie Apeniskim i Pirenejskim, w

    Brytanii, Irlandii, w Niemczech, we Francji, Czechach, Austrii, na Morawach, a take w

    Polsce, dokd w 1156 roku, po powrocie z wyprawy krzyowej, sprowadzi templariuszy

  • ksi Henryk Sandomierski. Templariusze bogacili si nie tylko dziki nadaniom, ale

    take zajmujc si przewozem pielgrzymw do Palestyny i przesyk ich pienidzy. W ten

    sposb podejmowali oni wielkie operacje bankowe i znakomicie zarabiali. W XIII wieku

    tempjlariusze nagromadzili ogromne bogactwa, ktre tylko w czci wydatkowali na

    walk o Ziemi Swit, dokd posyali rycerzy wasnych i najemnych. Reszt swych

    dochodw uywali na dostatnie ycie na Zachodzie, a take na prowadzenie wasnej

    polityki, czym budzili nienawi i strach u wczesnych wadcw. Wyobracie sobie

    bowiem organizacj, posiadajc swych ludzi i swe siedziby niemal we wszystkich krajach

    chrzecijaskiej Europy. Organlzacj llczn a bogat, majc wszdzie ogromne wpywy i

    stosunki, wasn dobrze zbudowan sie szpiegowsk. Za pomoc bogactw, tajnych

    informacji, sieci intryg i spiskw starali si wpywa na przebieg wypadkw politycznych

    w poszczeglnych krajach. Te ich tajne zamysy wymagay oczywicie tajnych rodkw.

    Templariusze stali si mistrzami w ukadaniu szyfrw, ktrymi si porozumiewali. Zamki

    ich pene byy tajemnych przej, skrytek, zapadni, przemylnych mechanizmw

    otwierajcych i zamykajcych drzwi do podziemnych przej. Nie dziwcie si wic, e

    cho znane s dokumenty wskazujce domniemane miejsce ukrycia legendarnych

    bogactw zakonu, nikt jeszcze nie trafi do skarbca templariuszy. A skarbiec i zawarte w

    nim przeogromne bogactwa byy faktem niezbitym.

    Owych bogactw, a take wpyww i potgi, zazdrocili templariuszom

    przede wszystkim joannici jako zakon konkurencyjny. Bo jeli chodzi o rycerzy zakonu

    Najwltszej Marii Panny, czyli Krzyakw, to oni do szybko zrezygnowali - wobec potgi

    joannitw i templariuszy - z rozpocierania swych wpyww na Zachd, lecz skierowali swe

    zainteresowanla na Wschd, budujc w Prusach swe krzyackie pastwo. Ale

    najzacieklejszym, a jednoczenie najsprytniejszym przeciwnikiem templariuszy okaza si

    krl francuskl Filip Pikny, ktry od dawna marzy o zawadnlciu bogactwami

    zakonu, a tym samym o wzmocnienu wasnej potgi. Legenda mwi, e w sprytny krl

    porozumia si z Klemensem V, zanim ten jeszcze zosta papieem, i obieca mu

    poparcie przy jego wyborach na papiea, pod warunkiem jednak, e potem pomoe mu on

    rozprawi si z templariuszami. W pomoc Filipowi sza opinia spoeczna coraz mniej

    przychylna idei zakonw rycerskich, a w szczeglnoci wroga zakonowi templariuszy.

    Chrzecijanie utracili w kocu Ziemi wit i przyczyn tej straty upatrywano w tym, e

    zakony rycerskie, zamiast wojowa z muzumanami, zajmoway si budowaniem wasnej

  • potgi w Europie, a ponadto nieustannie kciy si i swarzyy, lekcewac wadz krlw i

    ksit, a nawet zwierzchno papiea. Po cichu szeptano, e w zakonie templariuszy w

    ogle przestano wierzy w Chrystusa, a zaczto czci diaba, oddawano si niecnym i

    zakazanym praktykom czarnej i biaej magii. W tej sytuacji, za cich zgod papiea,

    krl Filip Pikny poleci uwizi templariuszy, a stao si to w nocy z 12 na 13 padziernika

    1307 roku. Pod zarzutem herezji i oddawania si nieczystym i bezbonym praktykom

    wszczto ledztwo przeciw najwyszym wadzom zakonu - na czele z wielkim mistrzem,

    Jakubem de Molay. W ledztwie poddano ich wyszukanym i okrutnym torturom, ale ne

    wydobyto z nich najwaniejszego: nie udao si ujawni, gdzie podziay si ogromne

    skarby zakonne. Albowiem wojska Filipa, ktre wkroczyy do zamkw templariuszy,

    znalazy je ogoocone z bogactw. Jakuba de Molay spalono na stosie pod zarzutem

    herezji. Z paryskiego wizienia udao si jednak uciec najbliszemu wsppracownikowi

    wielkiego mistrza, Piotrowi z Bolonii, ktry przedosta si do Szkocji, unoszc z sob, jak

    powiada legenda, testament Jakuba de Molay, a take tajemnic ukrycia skarbw

    zakonnych. Tam, w Szkocji, Piotr z Bolonii zaoy tajn organizacj wymierzon przeciw

    wadzy papiea i goszc haso zemsty za rozpraw z zakonem templariuszy.

    - A dlaczego Piotr z Bolonii nie wydoby z ukrycia skarbw swego zakonu? - spyta

    Sokole Oko. - Przecie chyba bardzo potrzebne byy mu pienidze dla nowej tajnej

    organizacji?

    - Bardzo mdre pytanie - skinem gow. - S w tej sprawie dwie hipotezy. Jedni

    uwaaj, e Piotr z Bolonii zdoa przy pomocy swych emisariuszy wydoby z ukrycia

    bogactwa zakonu i dziki tym zasobom jego organizacja rozwina si, uzyskujc wielkie

    polityczne wpywy. Dlatego te nie sposb odnale skarbu templariuszy, bo go ju

    dawno nie ma, przeja go owa organizacja i wykorzystaa do swych celw. Lecz wedug

    drugiej hipotezy Piotr z Boloniir aczkolwiek uratowa ,,testament de Molaya, nigdy nie

    zdoa go do koea rozszyfrowa, a sam miejsca ukrycia skarbu nie zna. Tak wic skarb

    templariuszy istnieje nadal i jest prawdopodobnie ukryty w ktrym z zamkw na terenie

    Francji. Teraz przybya trzecia hipoteza, a zrodzia si ona na podstawie starego

    dokumentu, odnalezionego w jednym z zamkw szkockich. Wedle tej hipotezy Piotr z

    Bolonll rzeczywicie zdoa wydoby z ukrycia w jednym z zamkw francuskich skarb

    templariuszy i przeznaczy go na rozbudow tajnej organizacji. Jednak nie by to cay skarb.

    Jego druga cz, w postaci kosztownoci, leala jako depozyt u rycerzy zakonnych

  • Najwitszej Marii Panny, czyli u Krzyakw. Jak informowa artyku, ktry ukaza sl za

    granic, odnaleziono pochodzc z 1339 roku kopi listu skierowanego do wielkiego mistrza

    Krzyakw, Warnera von Orseln. Kopia listu nie jest podpisana, ale wynika z niej, e list

    pisa albo sam Piotr z Bolonii, albo ktry z jego najbliszych wsppracownikw. Zwraca si

    on listownie do Wernera von Orseln o zwrot danych jego zakonowi w deppzyt kosztownoci

    templariuszy. Autor listu powouje si na tajn umow midzy Jakubem de Molay a

    wczesnym wielkim mistrzem Krzyakw, Zygfrydem von Feuchtwangenem. Na mocy tej

    umowy zakon Krzyakw obowizany by zwrci depozyt temu, kto przedstawi haso:

    Tam skarb twj, gdzie serce twoje.

    - I Werner von Orseln zwrci kosztownoci nowym templariuszom? - pytali chopcy.

    - Nie wiadomo. W kilka miesicy pniej zosta zamordowany...

    - Co takiego?

    - Wielki mistrz Krzyakw zamordowany?

    - Zamordowano go przy wejciu do kocioa na zamku w Malborku. Stao si to w

    roku 1330.

    - Niech pan nam o tym opowie, panie Tomaszu! Bagamy pana! - woali chopcy. Ale

    ja nle chciaem dalej opowiada.

    - Zascho mi w gardle - stwierdzilem. - Dojedziemy do Biaegostoku, tam

    zjemy obiad i napij si kawy. Potem bdzie jeszcze do czasu na opowiadanie o historii

    zabjstwa wielkiego mistrza. Teraz ogldajcie krajobraz, przyda si to wam do lekcji

    geografii. Pomylcie take nad hasem Tam skarb twj, gdzie serce twoje. Prawdopodobnie

    jest to przecie klucz do odnalezienia skarbw.

    - Przecie pan mwi, e to byo tylko haso - przypomnia Tell.

    - Nie, nie tylko. Poszukiwaczom skarbu templariuszy dobrze znany jest fakt, e w

    chwili swego aresztowania wielki mistrz Jakub de Molay mia na piersiach weneckiej roboty

    krzy ze zota. Na ramionach tego krzya widnia napis po acinie: Tam skarb twj, gdzie

    serce twoje. W Wenecji trafiono na dokumenty wielkich mistrzw krzyackich. Okazuje

    si, e Zygfryd Feuchtwangen w 1306 roku zamwi u weneckiego zotnika krzy z formu

    Tam skarb twj, gdzie serce twoje, cytatem z Ewangelii w. Mateusza. Ten sam krzy

    znalaz sie w rok pniej na piersiach de Molaya. Nie ma innego wyjanienia tago faktu, jak

    to, e najprawdopodobniej krzy. ten przesa mu Zygfryd von Feuchtwangen. Przypuszcza

    naley, e napis na krzyu zawiera zrozumia dla Molaya wskazwk, gdzie zosta ukryty

  • skarb Templariuszy. W dwa lata pniej Feuchtwangen przenis siedzib swoj z Wenrcji do

    Malborka. By moe, e wanie w Malborku ukryty jest skarb Templariuszy.

    - Wic dlaczego nie jedziemy do Malborka? - zdumia si Wiewirka.

    - Czy ogldae kiedy zamek w Malborku? To potna budowla, posiadajca setki

    zakamarkw. Zreszt przerabiana wielokrotnie. Szuka w niej skarbu to prawie to samo,

    co szuka igy w stogu siana. Trzeba nam jeszcze jakiej dodatkowej wskazwki. Moe ma

    j w nauczyciel znad Mikokuku?

    - Tam skarb twj, gdzie serce twoje - powtrzy Sokole Oko. - Moe to tylko

    najzwyklejszy pobony cytat?

    - A wanie. W tym sk, e nic nie wiadomo. Gdyby byo inaczej, ju dawno skarb

    zostaby odnaleziony. Do byo spryciarzy, ktrzy prbowali zgbi to pobone zdanie.

    W kadym razie jedno jest pewne: po otrzymaniu tego krzya Jakub de Molay uspokoi si

    co do losu skarbu i nie dopomina si u Feuchtwangena o adne dalsze wyjanienia, A

    poza tym...

    - Poza tym? - podchwycili chopcy.

    - Nie jest to dosowny cytat. U Mateusza w rozdziale VI czytamy: Gdzie jest skarb

    twj, tam i serce twoje. A napis na krzyu brzmi: ,,Tam skarb twj, gdzie serce twoje.

    Niby to samo, a jednoczenie nie to samo. Trudno przypuszcza, aby wielki mistrz zakonu

    Krzyakw pomyli cytat. Musia to zrobi celowo. Prawdopodobnie za pomoc nieco

    zmienionej pobonej formuy przekaza de Molayowi wskazwk, co do miejsca ukrycia

    skarbu...

    Urwaem. Mj samochd zaczo ciga gwatownie na praw stron szosy. Silniej

    chwyciem kierownic i zwolniem biegu, a potem wz zatrzymaem. Okazao si, e z

    prawej tylnej opony uszo mi powietrze. Miaem ze sob zapasowe koo, wic tylko

    kilkanacie minut zaja nam wymiana. Ale bez zapasowego koa baem si rusza w dalek

    i pen niespodzianek wypraw. Zdecydowaem, e przedziurawion dtk dam w

    Biaymstoku do wulkanizacji.

    - A to pech! Znowu mnie pech przeladuje - powiedziaem ze zoci.

    Ale zo niewiele moga pomc. Zanim znalazem w Biaymstoku zakad

    wulkanizacyjny, gdzie zreperowali dtk, upyno przeszo dwie godziny. Czekajc na

    reperacj zjedlimy obiad i dopiero o trzeciej po poudniu wyruszylimy w dalsz drog.

    Midzy Grajewem i Rajgrodem pokazaem chopcom synne Kuwasy, krain bagien.

  • Rozlegy, bo obejmujcy ponad pi tysicy hektarw teren pokryway kpy wtej

    rolinnoci, karowate krzewy, jeziorka stojcej wody, szuwary i poacie trawy uginajcej si

    pod stopami i grocej mierci kademu, kto by si odway na ni wstpi.

    - Jedziemy przez krain, ktr Krzyacy nazywali: Wildnis, czyli Dzicz -

    powiedziaem chopcom. - Po wytpieniu pogaskich Prusw i mieszkacw tych ziem,

    bitnego plemienia Jawingw, Krzyacy pozostawili tu ziemie bezludne, porastajce

    puszcz. Na granicy swego pastwa, na przesmykach wialkich mazurskich jezior,

    wybudowali mocne zamki, a te tereny uczynili bezludnymi, zabezpieczajc si w ten

    sposb przed najazdami Litwinw i mudzinw. Dopiero pod koniec XIII wieku poclgnli

    w te strony chopi - osadnicy z Mazowsza, tworzc tu z czasem rdzenn polsk ludno.

    Po dawnych wacicielach tych ziem - Jawingach - przetrway tylko po lasach stare

    kurhany, ktre rozkopuj dzi archeologowie. Po Jawingach pozostay take niektre

    nazwy rzek i miejscowoci, dlatego brzmi one tak dziwnie dla naszego ucha.

    Z Augustowa pomknlimy asfaltow szos na Przewi, przez przesmyk

    midzy jeziorem Biaym i Studzienicznym. Rozpocza si Puszcza Augustowska, lasy i

    lasy, cignce si po obu stronach drogi. Raz po raz wyprzedzalimy samochody

    osobowe zaadowane walizami, sprztem turystycznym, namiotami. Nastpi ju sezon

    urlopowy, turyci cignli nad Wigry, jeziora Augustowskie, na Pojezierze Suwalskie, w

    puszcz i nad wody przepiknej krainy. By ju wieczr, gdy dojechalimy do Gib, maej

    miejscowoci nad jeziorem Gieret. Znaem troch te strony, o pi kilometrw std

    przebywaem kiedy w orodku campingowym Stowarzyszenia Dziennikarzy, pooonym

    nad jeziorem Pomorze. Odbyem nawet stamtd wycieczk nad mae, lene jeziorko

    Mikokuk. Przypuszczaem, e wanie podobn wycieczke uczyni kiedy w dziennikarz,

    ktry wykorzysta dla swojej gazety ten nieszczsny artyku.. Podczas pobytu nad

    Mikokukiem spotka nauczyciela posiadajcego zbiory miejscowych ciekawostek i

    staroytnoci - std wasnie znalaza si wzmianka w jego informaeji.

    Z Gib naleao skrci w len drog omijajc jezioro Pomorze. Po dziesiciu

    kilometrach podry przez lasy powinienem przedosta si nad przesmyk oddzielajcy

    jezioro Zelwa od jeziora Mikokuk. Nieco dalej znajdowaa si wioska o tej samej nazwie. To

    tam trzeba byo szuka nauczyciela.

    Powoli zapada zmierzch. Chopcy zmczeni podr zasnli na tylnym siedzeniu

    samochodu. Ostronie prowadziem wehiku po wyboistej, lenej drodze i nie zdaem sobie

  • sprawy, e o kilkaset metrw przede mn, tu za zakrtem, czeka nas pierwsza z wielkiej

    serii przygd.

  • ROZDZIA TRZECI

    JASNOWOSA PIKNOC CZY JEST PAN MOE PANEM

    MALINOWSKIM KAPITAN PETERSEN NA TROPIE SKARBU ANGIELSKIE

    ROZMWKI CZY POMC SWYM WROGOM? WEHIKU RATUJE LINCOLNA

    KTO NAS LEDZI PODSTP

    By wieczr. Jechalimy przez wysokopienny, sosnowy br. W grze widziao si

    niebo poczerwieniae od zachodzcego soca, doem panowa ju mrok. Droga raz po

    raz skrcaa nagle w lewo, to znw w prawo, niekiedy wspinaa si na niewielkie pagrki,

    potem opadaa w d po agodnych pochyociach lub zbiegaa wyrytym przez deszcze

    jarem. I wanie tu za nastpnym zakrtem, na dnie niegbokiego jaru przegrodzonego

    przez pytki, ale szeroko rozlany nurt lenej rzeczuki - zobaczyem ty duej samochodowej

    przyczepy campingowej na dwch koach. Tu przed ni, w mulistym dnie strumienia tkwi

    w wodzie wszystkimi czterema koami ogromny lincoln. Mia nisko osadzone podwozie, by

    ciki i zapad si w wod a po osie.

    Przyczepa i samochd zatarasoway mi drog, musiaem wic zatrzyma swj

    wehiku. Wysiadem z auta i zobaczyem siedzc przy drodze - mod i niezwykle pikn

    dziewczyn. Nieco dalej, nad brzeglem strumienia, medytowali dwaj mczyni. Jeden

    z nich - niski, barczysty, o bujnych siwych wosach - ubrany by w kraciast, kolorow

    koszul i wywiechtane spodnie. Drugi, znacznie modszy, mia na sobie elegancki,

    wietnie skrojony jasny garnitur i bia koszul. Starannie przyczesane czarne wosy

    wiadczyy, e w czowiek w kadej sytuacji pamita o zachowaniu wytwornej sylwetki.

    - Dobry wieczr - powiedziaem do dziewczyny.

    Obojtnie kiwna mi gow. Palia papierosa i jej twarz wyraaa znudzenie.

    Przez krtki moment wydawao si, e przedziwny ksztat mego wozu, jak rwnie moje

    niespodziewane zjawienie si na lenej drodze wzbudziy w jej oczach bysk

    zainteresowania. Ale, jak powiadam, trwao to niezmiernie krtko. Po chwili obojtnie

    spogldaa w niebo i palia papierosa, jakby zupenie nie obchodzi jej lincoln, ktry

    tkwi w strumieniu.

    Ubrana bya w obcise spodnie i sweterek bez rqkaww. Miaa jasne, dugie wosy i

    twarz o urodzle amerykaskich aktorek filmowych. Ale jej caa postawa zdawaa si

  • wyraa: Wiem, e jestem bardzo pikna, przyzwyczaiam si do zachwytw nad swoj

    urod. Jestem pikna, bogata, nic mnie nie moe zdziwi i niczemu si nie dziwi.

    - Nie naley pali papierosw w lesie, bo moe by poar - zwrciem jej uwag.

    Wyznaj, e ta jej pena znudzenia postawa bardzo mnie zirytowaa.

    Wzruszya ramionami i nawet nie raczya na mnie spojrze.

    Popiesznie nadszed elegancki, mody czowiek.

    - Ta pani jest cudzoziemk i nie rozumie po polsku - wyjani i jednoczenie

    obrzuci mnie do krytycznym spojrzeniem. Na widok mego samochodu na jego ustach

    pojawi si ironiczny umieszek.

    - W takim razie - powiedziaem - moe pan bdzie askaw zwrci jej uwag, e w

    lesie nie naley pali papierosw.

    - Pan jest leniczym? - ucieszy si mody czowiek. - wietnie si skada. Trzeba

    nam koni do wycignicia z bota samochodu.

    - Nie jestem leniczym - rzekem. Mody czowiek wzruszy ramionami. Przesta by

    uprzejmy i rzek pogardliwie:

    - Wic czego si pan wtrca w nic swoje sprawy?

    - O, przepraszam. To jest las pastwowy, a ja jestem obywatelem tego pastwa, czyli

    w pewnym sensie ten las jest take i pod moj opiek.

    Mody czowlek popatrzy na mnle ironicznie, tak jak si patrzy na jakiego

    nieszkodliwego dziwaka. Potem znowu wzruszy ramionami i pokaza mi plecy. Nadszed

    jednak w barczysty, siwy mczyzna w kraciastej koszuli. Chwyci za guzik mej skrzanej

    marynarki i zapyta po angielsku:

    - Are you perhaps Mr Malinowski?

    Znam angielski. Jego pytanie brzmiao: Czy jest pan moe panem Malinowskim?.

    Ale nie chciaem ujawnia swej znajomoci tego jzyka. Cudzoziemcy, ktrych spotkaem

    na drodze do Mikokuku, nie budzili mego zaufania. Wzruszyem wic tylko ramionami,

    podobnie, jak to zrobia dziewczyna, gdy zwrciem si do niej po polsku.

    Mody czowiek usunie popieszy z tumaczeniem:

    - Ten pan zapyta, czy nie jest pan Malinowskim?

    - Co takiego? - zrobiem zdumion min. - Oczywicie, e nie jestem Malinowskim.

    Mody czowiek zwrcil si do siwego mczyzny i powiedzia po angielsku:

    - On twierdzi, e nie jest Malinowskim.

  • Cudzoziemiec a poczorwienia ze zoci, zacisn pici i gniewniw wymachiwa

    rkami, powtarzajc po angielsku:

    - Ach, ten Malinowski, Malinowski! Ju ja go urzdz! Ze skry go obedr! Moda

    dziewczyna zacza uspokaja siwego mczyzn.

    - Znowu si zocisz? Papa, daj spokj tej sprawie. Mamy waniejsze kopoty. Przecie

    musimy si jako dosta do tej dziury.

    Odezwaem si do modego czowieka:

    - Zatarasowalicie mi drog, a ja musz jecha dalej. Mnie si pieszy.

    - Nam te si pieszy. Przecie pan widzi, co si stao - burkn. - Niech pan jedzie

    inn drog.

    - Tu nie ma innej drogi. Dookoa lasy i bagna.

    - W takim razie mui pan czeka, a wydostaniemy nasz wz z bota.

    Tymczasem obudzili si harcerze i jeden za drugim poziewujc wyazili z mego

    wehikuu. Wygldao to do miesznie, bo najpierw z auta wyjrzaa ciekawie kudata gowa

    Wilhelma Tella. Potem za wysuna si figurka chopaka. A po chwili wyjrzaa znowu inna

    gowa. To by Wiewirka. I znowu ukazaa si trzecia gowa, zaopatrzona w dugi nos

    Sokolego Oka. Cudzoziemcy zdumieli si, nawet moda dziewczyna zgubia wyraz swej

    zwykej obojtnoci. Gdy na drodze lenej stan trzeci chopiec, dziewczyna parskna

    miechem i powiedziaa po angielsku:

    - Duo on jeszcze ma ich w swym wozie? Ca klas chyba wiezie.

    Odezwaem si do harcerzy:

    - Mamy zatarasowan drog. Rozejdcie si po lesie i poszukajcie, czy nie ma tu

    gdzie jakiego innego przejazdu przez strumie.

    Chopcy rozbiegli si, a pikna dziewczyna zwrcia si do modego mczyzny:

    - Nlech pan powie temu czowiekowi, e go chcemy wynaj, Niech pojedzie do

    wsi i sprowadzi tu konie.

    Mody czowiek powtrzy po polsku jej propozycj.

    - Nie jestem do wynajcia - odrzekem. Przekaza jej odpowied.

    - Nicch mu pan powie, e dobrze zapacimy - dodaa.

    - Niech jej pan powie, e jestem bogatym czowiekiem. Kupi od niej t

    przyczep campingow. Dobrze zapac - powiedziaem, gdy przetumaczy jej sowa.

    Gadaem gupstwa, nie miaem pienidzy. Byem skromnie zarabiajcym

  • pracownikiem muzeum, naukowcem z odrobin ambicji literackich. Kilkakrotnie

    powierzono mi zadanie odnalezienia zaginionych podczas wojny cennych zbiorw

    muzealnych i swe przygody opisaem potem w ksikach. Lubiem take rozwizywanie

    zagadek historycznych, a to przecie nie przynosio mi adnych dodatkowych dochodw,

    pochaniao tylko wolne od pracy godziny i wypeniao moje urlopy. Ci za ludzie byli

    zapewne bardzo zamoni. Ale zociy mnie tak obcesowo stawiane pytania i propozycje.

    Nie lubi zarozumiaych i pewnych siebie bogaczy.

    - Nie wygupiaj si pan! - zawoa mody czowiek, - Na pewno nie mu pan grosza

    przy duszy, swj samochd wydosta pan z magazynu ze zomem. A wie pan, kim s ci

    ludzle? To bogacze. I w ogle, zachowuje si pan bardzo niewaciwie. Onl przyjechali

    zwiedza nasz kraj, pac za to dolarami, ktre s nam potrzebne. Jestem przydzielony, aby

    im uatwia zwiedzanie, bo oni nie znaj jzyka. Musz dojecha do tego swojego

    Mikokuku. Kady polski obywatel powinien im pomc.

    Udaem lekko speszonego.

    - Ale czeg oni szukaj tu, na tych bezdroach?

    - Och, cudzoziemcy maj najdziwniejsze zachcianki - wyjani. - Ale teraz skoro ju

    pan wie, z kim ma pan do czynienia, prosz zawiadomi chopw z najbliszej wsi. Niech

    przyjd z komi. Dobrze im zapacimy.

    Tymczasem wrcili chopcy. Okazao si, e tu obok jest takie miejsce, gdzie

    midzy drzewami pozostaa wystarczajca przestrze na przejazd samo chodem.

    - Swietnie si skada - rzekem. - Pojad do Mikokuku i zawiadomi tamtejszych

    rolnikw. Jestem pewien, e wam pomog.

    - Co takiego? Pan jedzie do Mikokuku? - zdziwi si mody czowiek.

    Chcia jeszcze co powiedzie, ale ja ju wsiadem do swego wozu. Wraz ze mn

    wskoczyli do niego moi przyjaciele. Cofnem swj wz do tyu, potem skrciem w las i

    owietlajc drog reflektorami wymijaem pnie drzew. Podczas przejazdu przez strumie

    mj wz spisa si doskonale. Znowu znalazem si na lenej drodze, ale ju powyej

    ugrznitego w bocie lincolna.

    Tu oczekiwaa mnie dziewczyna, a wraz z ni mody czowiek. Owiadczy mi:

    - Panna Petersen zapytuje pana, czy nie zechciaby pan przy pomocy liny

    wycign swoim wozem ich wozu?

    - Panna Petersen? - a si zachysnem. A harcerze, ktrzy siedzieli za moimi

  • plecami, zasyczeli ze zoci. e te od razu nie domyliem si, kim jest w krpy

    mczyzna w kraciastej koszuli. To kapitan Petersen, synny poszukiwacz skarbw.

    Oczywicie, przyjecha jednak szuka skarbu templarluszy. Dowiedzia si z gazety o

    tajemniczym dokumencie, ktry posiada nauczyciel z Mikokuku, i, podobnie jak ja,

    pieszy, eby si z nim zapozna.

    Pomylaem, e oto mam w tej chwili jedyn szans, aby wyprzedzi swoich

    przeciwnikw. Niech tkwi w bocie, a ja w tym czasie dojad do Mikokuku.

    Czuem jednak niesmak na myl o takim zaatwleniu tej sprawy. Przecie Petersen

    nie ma pojcia, e jestem jego przeciwnikiem i moje zachowanie przyjmie jako grubiastwo

    ze strony Polaka, ktry mg im pomc, a nie chcia. Wic naleao albo wprost powiedzie

    Petersenowi, e jest on moim konkurentem i wwczas zupenie otwarcie odjecha do

    Mikokuku, albo te okaza mu pomoc, nie mwic mu, kim jestem.

    - Dobrze. Postaram si pastwu pomc - powiedziaem po chwili wahania. I

    zaczem swj wz cofa do tyu.

    - Co pan wyrabia? - szeptali za moimi plecami harcerze. - Chce pan pomc swoim

    wrogom? Oburzyem si:

    - Zawsze prowadziem uczciw gr. Bez tej uczciwocl nie ma prawdziwej przygody.

    Jeli Petersen potrzebuje mojej pomocy, to musz j mu okaza.

    - A czy on panu pomoe, jeli znajdzie si pan w podobnej sytuacji? - spyta Wilhelm

    Tell.

    - Nie wiom - powiedziaem. - I nic mnie to nie obchodzl, Ale wiem, o inaczej mi

    postpi nie wolno.

    Po sekundzie wpada mi do gowy wietna myl:

    - Wecie elektryczne latarki i pomaszerujecie do Mlkokuku. To jeszcze ze cztery

    kilometry. Odnajdziecie nauczyciela i powiecie mu, eby w adnym wypadku nie pokazywa

    nikomu dokumentu templariuszy. A do mego przyjazdu, rozumiecie? A Ja w tym czasie

    postaram si wycign z bota wz Petersenw.

    W lesie byo ju niemal zupenie ciemno. Chopcy niepostrzeenie wymknli si z

    auta i przepadli w nocnym mroku. A ja podjechaem tyem na brzeg strumienia. Wtedy

    panna Petersen zapalia wiata reflektorw lincolna tkwicego w bocie. Zrobio si jasno i

    mona byo przystpi do akcji ratunkowej.

    Mody czowiek, ktry by tumaczem Petersenw, poklepa mnie po plecach.

  • - No, nareszcie pan zmdrza. Pomoe pan wycign ich auto i zarobi co nieco.

    Panie - pochyli si do mego ucha - od nich mona kup forsy wycign. Poniekd bdzie

    to bardzo patriotyczne, bo zostawi u nas troch dolarw.

    Panna Petersen wzia w swoje rce kierownicz rol w akcji ratunkowej. Odczya

    przyczep od lincolna, aby byo mi lej wyciga z bota. Potem wyja z baganika mocn

    lin. Podwina wysoko nogawki swoich spodni, wesza do wody i lin uczepia do haka na

    przodzie swego wozu.

    - Prosz drugi koniec uczepi do tyu swojego auta - komenderowaa po angielsku, a

    ja bezwiednie wykonywaem jej rozkazy.

    Dopiero po chwili przypomniaem sobie, e miaem udawa nieznajomo

    angielskiego. Wic natychmiast zaczem rozkazy wykonywa na opak, co bardzo j

    rozgniewao. Odwoaa si do modego czowieka, ktry z rkami w kieszeniach sta nad

    brzegiem strumienia i ani myla nam pomaga, lkajc si zabrudzi botem swj jasny

    garnitur. Petersen pali fajk i od czasu do czasu mrucza co pod nosem.

    Panna Petersen robia na mnie coraz wiksze wraenie - podobaj mi si dziewczyny

    o jasnych wosach i smukych sylwetkach. Jej obojtno i znudzenie okazao si tylko

    pozorne, umiaa by energiczna. Z przyjemnoci patrzyem, jak raz po raz wchodzia do

    wody, poprawiaa umocowan lin, wizaa ja w podwjne wezy, eby nie pka.

    - Niech pan jej zapyta, jak ma na imi? - zwrcilem sie do mlodogo czowieka.

    Powtrzyl jej pytanie. Rozemiaa sie.

    - Karen. Na imi mam Karen. Podoba si panu moje imi?

    Powiedziaem, e bardzo mi si podoba.

    - A ja mam na imi Tomasz - rzekem.

    - Thomas? - powtrzya. I znowu si rozemiaa. Zapytaem modego czowieka:

    - Z czego ona si mieje?

    Odpowiedziaa mu, e jej si podobam, bo mam taki dziwaczny i zarazem mieszny

    samochd. I razem z tym samochodem tworz do zabawn par. Ale mody czowiek

    przetumaczy to zupenie inaczej.

    - Ona mwi, e pan jest mieszny.

    Jestem mieszny? - pomylaem. - Poczekaj no, ju ja ci urzdz.

    Nawet nie zauway, kiedy wok jego ng opltaem lin. Drugi koniec liny

    uczepiem do tyu samochodu. Potem wsiadem do wehikuu i wolniutko ruszyem z

  • miejsca. Lina, ktra dotd leaa luno, zacza si wypra. Wtedy szybko puciem peda

    sprzga i dodaem gazu. Wozem szarpno, elegant pocignity przez lin - przewrci si

    w boto, a lina pka od gwatownego szarpnicia.

    Mody czowiek przeklina gramolc si z bota, panna Petersen krzyczaa na mnie,

    e nie powinienem by tak gwatownie rusza wozem.

    Wysiadem z auta peen skruchy i zwizaem pknit lin.

    - Boe drogi, jak ja wygldam? - jcza modzieniec.

    Gdy pojawi si w strudze wiata reflektorw, panna Petersen parskna gonym

    miechem. Po jego jasnym garniturku spyway strugi brudnej wody. Mia na piersiach

    wielk plam czarnego bota i pomazan twarz. Nawet we wosach czerniay mu skrzepy

    muu.

    - Piknie mnie pan urzdzi, nie ma co mwi - wcieka si na mnie.

    Panna Petersen odprowadzia go na bok i chusteczk cieraa boto z jego

    ubrania. Co mu przy tym cicho klarowaa, ale treci nie mogem zrozumie.

    Tym razem lin zoyem podwjnie i dopiero teraz j uczepiem do samochodu

    Petersenw i wasnego. Nie spieszyo mi si jednak z wyciganiem auta. Obliczaem w

    mylach, czy harcerze zdyli ju doj do Mikokuku i czy odnaleli dom nauczyciela.

    Raz po raz znajdowaem wic jaki nowy pretekst uniemoliwiajcy akcj ratunkow. To

    lina bya, moim zdaniem, zbyt sabo uwizana, to znowu zaczem grzeba pod mask

    mojego wozu.

    Panna Karen zocia si, a jej zo przekazywa mi po polsku mody czowiek w

    wybrudzonym garniturze.

    - Panie, nie moe si pan popieszy? Panna Petersen twierdzi, e paski samochd

    to jeden wielki szmelc.

    - Szmelc? - powtrzyem. I natychmiast odczepiem lin udajc, e czuj si

    obraony.

    Nastpiy przeprosiny, a ja przez jaki czas certowaem si. W kocu z gupia

    frant zapytaem:

    Dokd si wam tak pleszy?

    Zaniepokoili si. Z odpowiedzi popieszya panna Petorsen.

    - Jedzimy po Polsce w celach turystycznych. Wcale si nam nie pieszy, tylko nie chcemy

    nocowa w lesie. A pan, co pan tutaj robi?

  • - Ja jestem tutejszy wyjaniem.

    - Tutejszy? ironizowal mody czowlek. - Samochd pana, jeli ten pojazd mona nazwa

    samochodem, ma ldzk rejestracj.

    - Co, co on mwi? - Zwrci si pan Petersen do swego tumacza.

    Chcc unikn klopotliwych pyta spojrzaem na zegarek i wsiadem do wehikuu.

    Stwierdziem, e jest jedenasta wieczorem, harcerze z ca pewnoci s ju od dawna w

    Mikokuku. Tym razem powoli ruszyem z miejsca. Naprya si lina, dodaem gazu i wz

    Petersenw centymetr za centymetrem wydostawa si z bota. Silnik mj a wy, lecz

    jeszcze kilka sekund i przednie koa lincolna znalazy twardy grunt. Wtedy dodaa gazu

    take panna Petersen, siedzca za kierownic, swej maszyny. Po chwili ich wz znalaz si

    po drugiej stronie strumienia.

    Po tamtej stronie pozostaa jednak przyczepa campingowa.

    - Przecign j swoim wozem - ofiarowaem si.

    Lincoln pojecha nieco do przodu, a ja tyem wrciem przez strumie do przyczepy.

    Panna Petersen przesza przez strumie, aby mi pomc poczy przyczep z wehikuem.

    Raptem krzykna przestraszona.

    - Kto tam si ukrywa! O, tam, za drzewami! - zawoaa, wskazujc las po prawej

    stronie drogi.

    - Moe to jakie zwierz? - rzek Petersen.

    - Nie. To bya twarz! Ludzka twarz. Kto nas ledzi - mwia bardzo przejta swym

    odkryciem. - Panie Kozowski - zwrcia si do modego czowieka - niech pan pjdzie ze

    mn. Przekonamy si, kto nas ledzi. Ty, papa - zawoaa do swego ojca - te chod z nami.

    Jeste bardzo silny.

    Ale pan Petersen nie okaza zainteresowania.

    - Daj spokj, Karen - powiedzia, - Co ci obchodzi, kto si tam skrada po leie? Nie

    mam zamiaru dosta pa po gowie.

    Karen a zatupaa nogami na lenej drodze.

    - Och, tchrze! Tchrze! - krzykna. - Jeli nie chcecie i ze mn, to ja pjd

    sama. Mody czowiek umiechn si do mnie zoliwie.

    - Moe pan bdzie odwaniejszy? Pan zapewne nie boi si ciemnoci lenych.

    Karen patrzya na mnie wyczekujco. Zobaczyem jej pikne, zielone oczy i

    pomylaem, e dla niej warto by ca noc kry po lesie, pord dzikich zwierzt i

  • opryszkw ukrytych za pniami drzew.

    Rami przy ramieniu zagbilimy si w las po prawej stronie drogi. wiata

    reflektorw samochodowych znikny za naszymi plecami. Otoczyta nas zupena ciemno,

    szlimy niemal po omacku. Dopiero po jakim czasie, gdy oczy nasze przywyky do

    ciemnoci, rozrnialimy wyraniej pnie drzew. Potykalimy si o wystajce z ziemi

    korzenie, wpadalimy na krzaki, nogi grzzy nam w liciach i igliwiu.

    - Cicho - sykna panna Petersen i cisna mnie za rami.

    Przystanlimy z przytajonymi w piersiach oddechami. W pewnej chwili wydao mi

    si, e od strony, gdzie pozostawilimy nasze wozy, sysz szum silnika samochodowego. Ale

    znowu nastaa cisza. I cisza bya dookoa nas.

    Nagle panna Petersen odezwaa si:

    - No, teraz mozemy juz wraca,

    Pucia moje rami i pomaszerowaa w kierunku drogi. Szedem za ni krok w krok, a w

    gowie mojej rodzio sie niejasne podejrzenie. Jeszcze kilkanacie krokw i podejrzenie

    przerodzio si w pewno.

    Na ciece lenej nie byo ju samochodu Petersenw. Staa tylko ich przyczepa i mj

    wehiku. Z przednich k mia wypuszczone powietrze.

    Spojrzaem na Karen. Umiechna si przepraszajco.

    - Panie Tomaszu - powiedziaa po angielsku. - Czy pan nas uwaa za gupcw? Pan

    sdzi, e damy sobic sprztn sprzed nosa ten dokument?

    - Pani mnie oszukaa...

    - Tak? - udaa zdumienie. - A pan to nas nie prbowa oszuka? Od razu

    domyliam si, e pan doskonale rozumie po angielsku. le pan si maskuje, panie

    Tomaszu. Chabrol wanie do odzi pisa do pana, aby nam pan pomg w

    poszukiwaniach skarbu templariuszy. Gdy Kozowski powiedzia mi, e ma pan dzk

    rejestracj, natychmiast domyliam si, z kim mamy do czynienia. Nie jestemy naiwni.

    Byem wcieky. A gotowao si we mnie ze zoci. Harcerze mieli racj,

    ostrzegajc mnie przed okazaniem pomocy Petersenom. Piknie odpacili mi si za

    grzecznoc.

    - Niech si pan nie gniewa, panie Tomaszu - panna Petersen nieoczekiwanie

    pogaskaa mnie po policzku. - Wypucilimy powietrze tylko z dwch k. Pomog panu

    i za godzin bdzie pan mg ruszy w dalsz drog. Wanie ta godzina bya nam

  • potrzebna.

    - Owszem. Rusz w dalsz drog, ale pani tu zostanie ze swoj przyczep.

    Umiechna si.

    - Pan tego nie zrobi. Pan jest dentelmenem. Nie zostawi pan w lesie samotnej

    dziewczyny. Prawdziwego mczyzn pozna po tym, e nie tylko umie wygrywa, ale

    potrafi zachowa twarz podczas klski.

    Rozemiaem si.

    - Klska? Dlaczego pani mwi o klsce? Czy nie zwrcia pani uwagi, e raptem

    zniknli moi trzej modzi przyjaciele?

    - A wanie? Gdzie s ci chopcy? - zaniepokoia si, - Mylaam, e pi w

    wozie.

    - Nie, oni s w Mikokuku. By moe, maj ju w swych rkach tajemniczy

    dokument. A w kadym razie z ca pewnoci pokrzyuj plany pani ojca i

    Kozowskiego.

    Zacisna usta. Przestaa si umiecha. Teraz ja patrzyem na ni triumfujco.

    I ona jednak umiaa przegrywa. Po chwili powiedziaa:

    - Pan mi imponuje. Ciesz si, e mam w panu przeciwnika. To czyni nasz

    wypraw bardziej interesujc.

  • ROZDZIA CZWARTY

    OSZUST W PARYU KIM JEST KOZOWSKI? POKJ CZY WOJNA? CO

    SPOTKAO HARCERZY W MIKOKUKU TAJEMNICZA CZARNA PANI GDZIE

    JEST NAUCZYCIEL? ROZDZIELMY NASZE SIY

    Prawie godzini zajo mi pompowanle powietrza do przednich k. Zreszt nie

    pieszyem si zbytnio. Petersen i Kozowskl ju od dawna byli w Mikokuku. Jeli wic

    harcerze nie okazali si dostatecznie sprytni, to i mj popiech niewiele by zmieni.

    Panna Petersen prbowaa wielu rodkw, byle bym tylko przesta si gniewa na

    ni, Kozowskiego i jej ojca. Umiechaa si urzekajco, potem, gdy zmczyem si

    pompowaniem, przyniosa z przyczepy jaki wietny cytrynowy napj.

    - Bardzo chciaabym, eby pan zrozumia mego ojca - tumaczya. - Jest wcieky,

    bo ju na pocztku tej wyprawy zosta wystrychnity na dudka przez niejakiego

    Malinowskiego.

    - Ach, to on dlatego cigle wypytuje o Malinowskiego?

    - Tak. To wszystko stao si z mojej winy. W Londynie dowiedziaam si o

    odnalezieniu dokumentu, ktry pozwala si domyla, e cz skarbu ternplariuszy

    znajduje si w Polsce. Myl o licie Piotra z Bolonii do wielkiego mistrza Krzyakw,

    Wernera von Orseln. Za zgod ojca, ktry w tym czasie penetrowa wraki galeonw w

    zatoce Matanzas na Kubie, kupiam ten dokument za do du sum pienidzy. Wyznaj,

    e bardzo chciaam podj poszukiwania skarbu templariuszy. Nigdy nie smakowaam w

    wydobywaniu zota ze starych wrakw, to jest zajcie przede wszystkim dla nurkw. Co

    innego szukanie skarbu templariuszy. Mylaam, e bd moga wyprbowa swoj

    inteligencj. Bo tu trzeba sprytu i wiedzy, przede wszystkim znajomoci historii. A ja

    wanie w Londynie studiuj histori. Wic namwiam ojca, eby po zakoczeniu prac w

    zatoce Matanzas podj wypraw do Polski. Trzeba nam byo jednak znale kogo, kto

    ju wczeniej zajby si t spraw i zrobiby rekonesans po krzyackich zamkach w

    Polsce. Prezes Towarzystwa Poszukiwaczy Skarbw, pan Chabrol, podj si znalezienia

    odpowiedniego czowieka.

  • - Napisa do mnie w tej sprawie, ale ja odmwiem.

    - Wielka szkoda. W tej chwili chyba najbardziej tego auj. A moe jednak teraz

    przystpi pan z nami do spki?

    - Nie. To niemoliwe - stwierdziem.

    - Jak pan uwaa - wzruszya ramionami. - Pan Chabrol w kocu znalaz jakiego

    czowieka. To by rzekomo kto z Polski, ktry tylko na krtki okres przyjecha do Parya.

    Przedstawi si jako Malinowski. Wycign od Chabrola troch informacji na temat

    skarbu i o nas. Mia z panem Chabrolem podpisa umow na wspprac z nami, ale tego

    nie zrobi. Cigle wykrca si pod rnymi pretekstami. A w midzyczasie napisa list do

    mego ojca na Kub i powiadomi go, e zawar ju umow z Chabrolem, teraz za

    potrzebuje jeszcze dodatkowych informacji na temat skarbu oraz okoo czterystu dolarw

    na rozpoczcie poszukiwa w Polsce.

    Ojclec mj, ktrego Chabrol powiadomi, e znalaz waciwego czowieka do

    poszukiwa, da si nabra na list Malinowskiego. Przysa mu informacje i czterysta

    dolarw na poste restante w Paryu. I wtedy po Malinowskim wszelki lad zagin. Ba,

    eby tak tylko bylo. Ale ten obuz sprzeda jakiemu dziennikarzowi informacj o skarbie

    templariuszy i w ten sposb ukaza si artyku w naszej prasie. Wtedy okazao si, e pan

    Chabrol jeszcze nie podpisa umowy z Malinowskim, a wic tym samym nle mia w rku

    jego paszportu, w ogle nie wiedzia, co to za jeden i gdzie go szuka. To by

    najzwyklejszy oszust. Ojciec mj bardzo si rozgniewa, ale jednoczenie obudzia si w

    nim ambicja. Postanowi, e mimo oszustwa nie zrezygnuje z poszukiwa. Musi te

    skarby odnale. Bo ten nasz przyjazd tutaj nie bardzo si opaca. Wedug polskich

    przepisw znalazca skarbu ma prawo tylko do znalenego w wysokoci dziesiciu

    procent caej wartoci skarbu, reszt za musi przekaza pastwu. Ojciec zgodzi si na

    to, podpisa z waszymi wadzami umow: dziesi procent dla nas, a dziewidziesit

    dla pastwa, z tym, e pastwo pokryje cz naszych wydatkw zwizanych z

    poszukiwaniami, jeeli te poszukiwania oka si owocne, Ale, jak powiadam, w tym

    wypadku na pienidzach przestao nam zalee. Podejrzewam, e ojciec mj wcale nie

    przyjecha tutaj, aby szuka skarbu, tylko po to, eby odnale Malinowskiego i

    wpakowa go do wizienia..

    - Pastwo maj wic umow na poszukiwania skarbow zastanawialem si. - Robicie to

    legalnie za zgod wadz. To oczywicie zrnienia nieco posta rzeczy.

  • - Moze wic jednak zgodzi si pan na wspprac z nami?

    - Pracuj zawsze na swj rachunek - rzekem.

    - Odprawimy Kozowskiego, a przyjmiemy pana. Zreszt pan Kozowski rwnie

    mgby zosta z nami.

    - Co to za czowiek?

    - Bardzo sympatyczny. Zna perfekt francuski i angielski. Przystojny - zamiaa si.

    - A kim jest z zawodu?

    - Pracuje, zdaje si, w polskim biurze podry. Poznalimy go w Warszawie, gdzie

    te szukalimy tumacza na cay okres naszego pobytu w Polsce. On sam si zaofiarowa i

    wzi nawet urlop z pracy.

    - Nie dziwi mu si. By tumaczem takiej adnej dziewczyny...

    Wypilimy jeszcze po szklance cytrynowego napoju. Bya ju dwunasta w nocy.

    Podczyem przyczep do wehikuu i powoli ruszyem w stron Mikokuku. Wkrtce

    minlimy leniczwk stojc na skraju lasu, potem - obok drewnianego mostka nad

    rzeczk czc Jezioro Zelwa z jeziorem Mikokuk - napotkalimy lincolna Petersenw. Ani

    Petersen, ani Kozowski nie podeszli do mego samochodu. Wygldao na to, e woleli

    pozostawa w ciemnoci. Nie szukaem ich take - wspomnienie o oszustwie, ktrego

    padem ofiar, znowu obudzio we mnie gniew. Niech wybij sobie z gowy, e

    przystpi do wsppracy" - pomylaem.

    Odczyem przyczep i chodno poegnaem si z pann Karen.

    - Czy mona wiedzie, dokd pan jedzie? - spytaa.

    - Och, wiat jest taki duy...

    - Wic nie chce pan wspdziaa z nami? Midzy nami pokj czy wojna?

    - Wojna - burknem.

    Wsiadem do swego wozu i pojechaem w stron wsi. Najwaniejsze byo dla mnie

    dowiedzie si, jak moi trzej przyjaciele zaatwili spraw tajemniczego dokumentu. Bardzo

    chciaem, aby Petersenowie i Kozowskl zostali wykiwani w tej historii. Wanie dlatego, e

    uciekli si do oszustwa.

    Przejechaem chyba z pl kilometra, gdy na drodze bysna czerwona latarka

    Wilhelma Tella i w wiatach reflektorw zobaczyem ca trjk siedzc w przydronym

    rowie.

    - Czekalimy tu na pana - powiedzia Sokole Oko. - Najpierw jednak przyjecha

  • Petersen. Dlaczego?

    - Zaraz wam to wyjani. Teraz chc wiedzie, co z dokumentem? Bezradnie

    rozoyli rce.

    - Nic nie uzyskalimy.

    - Co? Dokument wpad w rce Petersena?! - krzyknem.

    - Nauczyciel wyjecha. A raczej poszed z grup chopcw szkolnych na

    krajoznawcz wycieczk kilkudniow. Jego domek jest zamknity na cztery spusty.

    Nauczyciel nawet nie wie, e napisano o nim w gazetach i do jego domku dobijaj si tumy

    ludzi.

    - Co wy mwicie? Tumy?

    - No, troch przesadzamy - rozemia si Sokole Oko. - Ale od wczoraj nad brzegiem

    jeziora rozbili namiot jacy pastwo, ktrzy tu przyjechali niebiesk skod. Podobno oni

    pierwsi dopytywali si o nauczyciela. Potem przyjecha jaki mczyzna na junaku. On take

    rozpytywa, gdzie jest nauczyciel. W pobliu domku nauczyciela spotkalimy d

    podejrzan mod pani, bardzo sprytn. Od razu nas zdemaskowaa.

    - Zdemaskowaa?!

    - A tak opowiada Wiewirka, - Zapukalimy do drzwi domku i z ciemnoci nocnej

    wysza ta wlanie pani. Zapytaa: A wy, chopcy, w sprawie tajemniczego dokumentu?.

    Nie wiedzielimy, co jej odpowiedzie, po prostu zapomnielimy jzyka w gbie. Wtedy ona

    rzeka: Nie macie si co trudzi. Lepiej poszukajcie noclegu. I wyjania nam, e

    nauczyciel jest na kilkudniowej wycieczce.

    - To bardzo dobra osoba - rzek Tell. - Niepokoia si, e po nocy samotrze

    krcimy si po okolicy. Cigle si martwia: A czy co jedlicie? A gdzie bdziecie spali?

    Moe pjdziecie na siano do stodoy? Pytaa te, kto nas tu przywiz...

    - A wy, oczywicie, powiedzielicie - stwierdziem ironicznie.

    - Nie - zajknl si Tell. Sokole Oko powiedzia ponuro:

    - O mao nie zdradzilimy si, e jestemy z panem. Ona jest bardzo sprytna i daje

    takie podchwytliwe pytania, e czowiek ani si spostrzee, jak zdradzi prawd. Zapytaa

    mnie na przykad: Dugo si jedzie przez las furmank?. Wic ja jej mwi: Nie wiem,

    bo my jechalimy samochodem. A czyim samochodem? - spytaa. Tego oczywicie ju nie

    powiedziaem. Na szczcie nadjecha Petersen, ona wdaa si z nim w rozmow i

    zdoalimy niepostrzeenie wymkn si. Dlatego czekamy na pana tutaj, a nie we wsi.

  • Idc tutaj wstpilimy do jednej z chaup, eby napi si wody. Nie chodzio, rzecz jasna, o

    wod. Chcielimy przeprowadzi may wywiad. I to wanie w tej chaupie dowiedzielimy

    si o tych niezwykych turystach, co to od wczoraj przyjechali do Mikokuku. Do tej pory

    turyci raczej rzadko tutaj zagldali. A tu jednego dnia a tylu. Wszystko to s amatorzy

    skarbu.

    - Uff, nie lubi toku. Jak pan Zagoba - mrukn Wiewirka.

    Teraz opowiedziaem im o swej przygodzie z Petersenem i o brzydkim kawale, jaki mi

    wyrzdzili. Chopcy byli oburzeni.

    - Ma pan za swoje, panie Tomaszu. Chcia pan by dentelmenem.

    - Petersenwna jest mij! - zawoa Sokole Oko.

    - Karen? - zdumiaem si.

    - Przewraca do pana oczami, a pan daje si nabra - rzek zdecydowanie Sokole Oko.

    Chrzknem z zaenowaniem. To prawda, e panna Petersen bardzo mi si podobaa.

    Ale nie wydawao mi si, e jest to temat do rozmowy z chlopcami.

    - Spa! - zawoaem. - Najwysza pora, ebycie leeli w namiocie! Wtem w ciemnoci

    nocnej zabrzmia kobiecy gos:

    - A pewnie, e ju od dawna powinni spa. Bardzo si dziwi, e pan pozwala trzem

    modym ludziom buszowa po nocy.

    - To ona - szepn Tell. - Ta, co nas spotkaa koo domku nauczyciela,

    Rozmowa z chopcami odbywaa si w pobliu mego auta, ktre ze zgaszonymi

    wiatami stao na skraju wsi. Nie miaem pojcia, od jak dawna ta dziwna kobieta

    pozostawaa w ciemnoci nie zauwaona przez nas. By moe syszaa ca nasz rozmow.

    - Nie jest adnie podsuchiwa - powiedziaem w stron nadchodzcej.

    - Mwilicie tak gono, e sycha was byo na kilometr zamiala si.

    Bya to wysoka dziewczyna o ciemnych, krtko przystrzyonych wosach. Miaa na

    sobie czarne spodnie i czarny, gruby sweter. W nocy jej czarna sylwetka nie rzucaa si w oczy.

    - Wszyscy poszukiwacze skarbw rozoyli sl obozem na brzegu jeziora Mikokuk -

    odezwaa sl drwico, - Chc by jak najbliej domku nauczyclela. Za lasem jest droga do

    jeziora - wskazaa kierunek.

    Niepotrzebnie zreszt, bo wanie dostrzeglimy na tej drodze potne wiata lincolna

    Petersenw. Zapewne i oni pojechali nad jezioro, aby spdzi tam noc.

    - Znam lepsze miejsce na biwak - rzekem.

  • - Pan ju bywa w tych stronach? Udaem, e nie dosyszaem pytania.

    - Siadajcie, chopcy, jedziemy - rzuciem rozkaz.

    I wtedy znowu zobaczylimy wiata reflektorw samochodowych. Z lasu wyjechao

    jakie auto i zmierzao do Mikokuku. Po chwili mina nas Warszawa, zmierzajca do wsi.

    - Znowu jacy zapnieni poszukwacze skarbw - westchna czarna dziewczyna. -

    Musz wrci do wsi, eby ich poinformowa o nieobecnoci nauczyciela.

    - Kim pani jest, do licha? - spytaem. - Informatork opacan przez zakon

    templariuszy?

    - By moe - skina gow. Nagle zmienia zdanie: - W ktr stron jedziecie? By

    moe, zabior si z wami. Mam dosy udzielania informacji. Tym bardzej, e nikt mi za to

    nie paci.

    Wtrci si Wilhelm Tell:

    - To wcale nie bdze rozsdne, jeli rozbijemy biwak daleko od domku nauczyciela.

    A jeli nauczyciel niespodziewane powrci z wycieczki?

    Odcign mnie na bok i szeptem pocz klarowa, e ich trjka rozstawi namiot w

    ssiedztwie domku nauczyciela i e nie ma najmniejszego sensu, abymy wszyscy dziaali w

    jednym i tym samym miejscu. Powinnimy rozdzieli midzy siebie zadania i obowizki. Oni

    bd obserwowa domek nauczyciela i czeka na jego powrt, a ja zajm si

    obserwowaniem naszych konkurentw, przede wszystkim Petersenw.

    Byo to mdrze pomylane, wic ulegem argumentacji Tella. Rozdzielilimy

    midzy siebie piwory, koce, ywno.

    - Gdyby si stao co wanego, szukajcie mnie nad jeziorem Pomorze. Dwa kilometry

    std. Od lenlczwki drog w prawo traficie nad ma zatoczk ogromnego jeziora. Tam

    rozo si obozem - tumaczyem chopcom na poegnanie.

    Odezwaa si czarno ubrana dziewczyna:

    - W takim razie ja zabior si z panem Samochodzikiem.

    - Nie jestem dla pani adnym panem Samochodziklem - oburzyem si.

    - Bardzo przepraszam. Wydaje mi si jednak, ta to do sympatyczne

    przezwisko.

    - Owszem, lubi je, ale tylko wtedy gdy sysz je od swoich przyjaci.

    - Sdzi pan, e nie zostaniemy przyjacimi? Bardzo polubiam paskich chopcw.

    - Niech pani siada. Prosz uprzejmie uciem rozmow.

  • Pojechalimy len drog nad jezioro Pomorze. Przez ca podr - niedug zreszt -

    wymienilimy zaledwie kilka zda na temat okolicy: e jest bardzo pikna, bogata w lasy i

    jeziora. Wyznaj, e moja towarzyszka bardzo mnie intrygowaa i rad bybym dowiedzie si,

    kim jest i co robi w tych stronach.

    Zrobio si nieco widniej, gdy przez chinury przedar si ksiyc. Droga zbliya si

    do jeziora - zobaczyem ogromn poa wody, marszczcej si jakby od dotknicia blasku

    ksiycowego wiata. Gboko w ld wrzynaa si wska zatoka zaronita przy brzegu

    trzcinami.

    - To tutaj - powiedziaem, skrcajc na agodn pochylo terenu obnajcego si

    do jeziora.

    W tym miejscu skraj lasu dzielia od wody niedua czka o wysokiej, puszystej

    trawie. Wanie tu zamierzaem nocowa.

    - A pani? Gdzie pani pjdzie? Przecie od tego miejsca w promieniu przynajmniej

    trzech kilometrw nie ma adnej chaupy.

    - Dam sobie rad. Do zobaczenial

    Wyskoczya z wehikuu i pobiega przez czk a nad wod. Na krtk chwil

    znikna mi z oczu w trzcinach przybrzenych. Potem, na ogromnej poaci jeziora, w

    strudze ksiycowego wiatla, zobaczyem poduny ksztat kajaka suncego w stron

    przeciwlegego brzegu.

    A wic w trzcinach miaa ukryty kajak.

    Pyna szybko, rwno pracujc wiosami. Przypomniaem sobie, e ja take - bdc

    w tej okolicy na uropie - kilkakrotnie w tych samych trzcinach zostawiaem kajak. Miejsce

    wietnie si nadawao do tego celu, bo trzciny byy bardzo gste. Std wanie robiem

    najmilsze wycieczki po okolicy.

    ledziem wzrokiem kajak, dopki nie uciek ze strugi wlata i nie rozpyn si w

    nocnej ciemnoci, ktra pokrywaa drugi brzeg. Nie chciao mi si ju rozbija namiotu.

    Umyem si w chodnej wodzie jeziora i rozoyem siedzenia w aucie. Mimo zmczenia i

    sennoci dugo nie mogem zasn.

    Min dopiero pierwszy dzie wyprawy po skarb templariuszy, a ile przeyem

    wrae. Zociem si na wspomnienie podego postpku Kozowskiego i Petersenw,

    mylaem o oczach Karen. Ni kierowaa przede wszystkim ch przeycia ciekawej

    przygody i sprawdzenia wasnych zdolnoci. I to budzio we mnie sympati do niej. Lecz

  • Petersen? Kozowskl? A turycl, ktrzy nagle przyjechali nad jezioro? Kim si oka? Moe

    wanie spord nich wyoni si wkrtce mj najzacieklejszy przeciwnik? Wreszcie

    pozostawaa jeszcze owa dzlewczyna ubrana w czarne spodnie i czarny sweter. Czemu

    zachowuje si tak tajemniczo? Moo jej informacje o nauczycielu, ktrymi tak szczodrze

    wszystkich obdziela, to po prostu sprytny wybieg, zmierzajcy do tego, abymy z

    zaozonymii rkami oczekiwali jego powrotu, gdy w tym czasie wanie ona zdobdzie

    tajemnlczy dokument?

    Pyta nasuwao mi si bardzo wiele. Ale na adne z nich nie znalazem odpowiedzi.

  • ROZDZIA PITY

    DO CZEGO POTRZEBNA JEST WYOBRANIA? CO POCZ Z

    OBIEKTYWNYM OBSERWATOREM? OPRYSZKI I MYSIKRLIK PODR

    PALCEM PO MAPIE KOZI RYNEK

    O Boe, c to za poczwara?

    Taki okrzyk obudzi mnie po nocy spdzonej w wehikule nad jeziorem.

    Podniosem gow.ze swego posania i przez szyb zobaczyem czarno ubran pani,

    ktra ogldajc mj samochd gono wydziwiaa. Za dnia czarno ubrana osbka nie

    wygldaa na pani, a raczej na mod dziewczyn w wieku panny Petersen. Bya

    take bardzo adna, ale inaczej. Jej uroda mniej rzucaa si w oczy, lecz jednoczenie nie

    sposb byo nie zwrci na ni uwagi. Oczy miaa wesoe, z odrobin ironicznego

    bysku. Dostrzegem sympatyczne doeczki na jej buzi. Jednym sowem, ta dziewczyna

    musiaa si kademu podoba.

    - Gdzie pan wynalaz t pokrak? - zastanawiaa sl, obchodzc dookoa samochd

    i ogldajc go uwanie. - Ni to pies, ni to bies. Nie do wiary, e to c o si porusza.

    Nigdy bym w to nie uwierzya, gdybym wczoraj nim nie jechaa.

    Nudziy mnie tego rodzaju okrzyki na widok mego samochodu, Ziewnem,

    przekrciem si na drugi bok i nasunem koc na gow. Byem wci jeszcze plcy.

    - Ej, panie! - zapukaa w szyb. - Czy wie pan, ktra godzina? Dwunasta w poudnie.

    Przyjecha pan na wczasy czy szuka skarbw? Panie Samochodzik, pora wstawa!

    Znowu podnioslem gow.

    - Wypraszam sobie nazywanie mnie panem Samochodzikiem.

    - Wic jcszcze nie jestemy przyjacimi?

    - Nie znam pani, Nic o pani nie wiem.

    - Przedstawi si panu. Nazywam si Anna W., ale moe pan do nmie mwi: Anka.

    Pracuj jako dziennikarka. Teraz przebywam na urlopie w orodku dziennikarskim po

    drugiej stronie jeziora.

    - Ach - poderwaem si z posania. - Pani zapewne zna tego bawana, tego... no, ju

    nie wiem, jak go nazwa, ktry opublikowa w gazece wiadomo o skarbie templariuszy. I na

  • dokadk napomkn o tajemniczym dokumencle, ktry jest u nauczyciela w Mikokuku.

    Zamiaa si.

    - Nie znam osobicie tego pana. Co do mnie, to mam zamiar napisa reporta o

    wariatach, ktrzy po przeczytaniu artykuu przyjechali szuka skarbw. Czy mona z panem

    przeprowadz wywiad?

    W pidamie wyskoczyem z samochodu.

    - Pani chce mne obsmarowa w gazecie, tak?

    - Uwaam pana za bardzo sympatycznego wariata - powiedziaa. - Take i pascy trzej

    przyjaciele s przemili.

    - Najlepiej bdzle, jceli swe uczucia skieruje pani na Kozowsklego.

    - Kto to taki?

    - No, ten, co przyjecha z cudzoziemcami. Zapewniam pani, e jest to czowiek bardzo

    trzewo mylcy, nie aden wariat,

    - Wol wariatw - stwierdzia zdecydowanie. - Czy nie jest pan godny? Pan wyglda na

    takiego, co jak jest godny, to gotw do ktnl. Przyrzdzi panu niadanie?

    Machnem rk. Zabraem z wozu przybory do golenia, mydo i rcznik. Z odlegoci

    dwudziestu krokw - bo tyle przestrzeni dzielio brzeg jeziora od samochodu stojcego na

    czce - golc si, ze zgroz i oburzeniem patrzyem, jak Anka penetrowaa wrd moich

    rzeczy w wozie. Wycigna pudeko z jajkami, chleb, maso, maszynk spirytusow,

    patelni i zacza smay jajecznic na boczku. Dolecia do mnie smakowity zapach tej

    potrawy, odczuem ogromn czczo w odku. Gdyby nie groba, e obsmaruje mnie w

    gazecie, dziewczyna wydaaby si zupelnie mia.

    - Czy mona otworzy puszk ze skondensowanym mlekiem?! - zawoaa w moj

    stron.

    Kiwnem gow. niadanko zapowiadao si znakomite.

    - Mog pani wzi do spki - powiedziaem, zasiadajc do niadania. - Ja z

    chopakami bd szuka skarbu, a pani powierzymy funkcj kucharki.

    Wzruszya ramionami:

    - Skarby? Jestem rozsdn dziewczyn.

    - Tak, tak, to wida - przytaknem ironicznie. - Ale czy nie sdzi pani, e o wiele

    rozsdniej byoby jednak wypoczywa na leaku lub pywa kajakiem po jeziorze ni krci

    si po Mikokuku i obserwowa szalecw? Co bdzie z pani rozsdkiem, jeli jednak wbrew

  • rozsdkowi, ktremu z nas uda si odnale legendarny skarb templariuszy? Ogromn, cik

    skrzyni klejnotw, wartoci kilkuset milionw zotych?

    - Przypuszcza pan, e tak wielki by w skarb?

    - A tak, prosz pani - rzekem z satysfakcj, - Ta wielka suma, zdaje si, rwnie

    przemwia do pani rozsdku.

    - W takim razie bd take szukaa skarbw - stwierdzila wesoo.

    - A moe pani ju nawet domyla si, gdzie jest skarb?

    - Mam nadziej, e pan mi to zdradzi.

    - Ja? Przecie zupenie nic nie wiem - zamiaem si. - By moe, nieco wicej

    informacji maj Petersenowie, ktrzy tu przyjechali a zza granicy. Niech pani uda si do

    nich po dodatkowe wskazwki.

    Skoczyem je niadanie. Myem naczynia, a dziewczyna siedziaa na trawie i

    mwia:

    - Wspomnia pan, e mogabym przystpi do spki...

    - Przed chwil zmieniem zdanie. Pani si nie nadaje na wsplnika.

    - Dlaczego? Co si stao?

    - Grzeszy pani rozsdkiem. To nie jest impreza dla ludzi rozsdnych. Trzeba mie

    duo fantazji i wyobrani.

    - Wyobrania jest potrzebna po to, aby sobie wyobrazi, gdzie jest skarb. A fantazja

    przyda sir eby wyobraz sobie, e si ten skarb odnalazo - rzekla zoliwie.

    - Pani si myli. Wyobrania i fantazja s potrzebne do tego, aby sobie przedstawi

    sposb mylenia ludzi z tamtej epoki i wtedy zastanowi si, gdzie ukryaby pani skarb,

    gdyby znajdowaa s pani na ich miejscu. Na przykad niech pani sobie wyobrazi, e jest

    pani wielkim mistrzem Krzyakw, Zygfrydem von Feuchtwangcn...

    - To niemollwe. Nic takiego nie potrafi sobie wyobrazi.

    - Przeprowadz na pani pewien test psychologiczny. Prosz mi powiedzie, jak pani

    rozumie zdanie: Tam skarb twj, gdzie serce twoje?

    - Och, to bardzo proste. Sowa te naley rozumie: jeli si w kim zakochae, to

    posiade najwikszy skarb.

    Machnem rk.

    - Powinna pani wyj za m i mie troje dzieci. Zdaje si, e ku temu najwysza

    pora. Czy pani naprawd przypuszcza, e Zygfryd von Feuchtwangen to by jaki kochliwy

  • bubek? Pani zapomniaa, e on peni funkcj wielkiego mistrza zakonu rycerskiego

    Najwitszej Marii Panny, zakonu synnego z okruciestwa i bezwzgldnoci w

    realizowaniu swych podbojw terytorialnych. Te sowa zostay wyryte na krzyu.

    Uwzgldniajc jednak fakt, e stanowi przekrcon cytat z Ewangelii Mateusza, mona

    przypuszcza, e zawieraj wskazwk ukrycia skarbw, gdy skierowane zostay do Jakuba

    de Molaya. A czy pani wie, kto to by de Molay?

    Obrazia si:

    - Czytaam w synny artyku o skarbie templariuszy. Nie musi mnie pan uczy

    historii.

    Naczynia byy ju umyte i sprztnite, ustawiem siedzenia w aucie w ich waciwej

    pozycji, zwinem koc, pod ktrym spaem.

    - Teraz jad odwiedzi moich przyjaci - powiedziaem.

    Bez sowa, cigle jeszcze na mnie obraona, zaja miejsce w samochodzie i

    pojechalimy do Mikokuku.

    Dzie by znowu pogodny, o niebie czystym i sonecznym - podobnie jak wczoraj.

    Tylko na horyzoncie niebo wydawao si jakby odrobin zamglone - byem pewien, e z tej

    lekkiej mgieki ku wieczorowi zrobi si chmury i nastpi burza. Na razie jadnak gono i

    wesoo pieway ptaki, a potoki sloca spywajce midzy drzewami wypeniay las zapachem

    ywicy.

    Za zakrtem wyonia si wioska Mikokuk - kllkanacie drewnianych i som

    krytych zagrd. Nieco z boku staa samotna chaupa, w ktrej miecia si wiejska

    szkka. Dom nauczyciela znajdowa si za szko - drewniany, may, ogrodzony

    niskim ywopotem.

    W sadzie zagrody ssiadujcej z domem nauczyciela, pod jabonk o rozlegej

    koronie, gospodarzyli moi trzej przyjaciele. Gdy nadjechaem, wanie skoczyli

    poranny posiek. Sokole Oko my menaki w poyczonej od gospodarza cynkowej

    wanience. Omyliem si jednak, przypuszczajc, e, podobnie jak ja, trzej chopcy

    zaspali. Okazao si, e od samego rana zajci byli prac wywiadowcz i dlatego

    opnio si ich niadanie.

    - Zobaczy pan, e oni schudn - roztkliwiaa si nad nimi dziennikarka.

    - Suba nie druba - odpowiedzia jej Wilhelm Tell. - Mielimy waniejsze

    sprawy ni niadanie. Subowe.

  • - Tak jest - stwierdziem. - Czekam na wasz raport,

    Dziennikarka westchna z udanym ubolewaniem.

    - Chciaam wstpi na sub do pana Samochodzika, lecz nie chce mnie

    przyj. Moe si za mn wstawicie?

    Powiedziaem z oburzeniem:

    - Czy wiecie, e ta pani jest z gazety? Zamierza nas wszystkich opisa.

    - Naprawd? Chce nas pani opisa? chopcy nie wydawali sl oburzeni.

    Przeciwnie, to im nawet pochlebiao.

    Popieszyem wic z wyjanieniem:

    - Zapytajcie, jak chce nas opisa. Jako wariatw! Bo uwaa, e tylko ludzie pomyleni

    mog si zajmowa puszukiwaniem skarbw templariuszy, Ona tak nas opisze, e potem caa

    Polska bdzie si z nas miala. A przede wszystkim wymiej was koledzy w szkole.

    - W takim razie musimy by wobec tej pani bardzo ostroni! zawoa Wiewirka.

    - A tak - przywiadczy Tell. - Ani pary z ust. Dziewczyna rozemiaa si. Bawio j

    oburzenie hnrcerzy. W kocu jednak a nog tupna:

    - Cicho, chopaki. Skadajcie raport subowy. Chc wiedzie, co si tutaj dziao.

    Wtrciem si:

    - Co to, to nie, prosz pani. Nic si pani od nas nie dowie. adnych informacji prasie

    nie udzielamy.

    - A wlanie - przytaknli harcerze. - Po czyjej jest pani stronie? Naszej czy tamtych?

    Prosz si opowiedzie.

    - Po adnej stronie - odrzeka. - Pozostaj tylko obserwatorem. Obiektywnym

    obserwatorem, rozumiecie?

    Nie bardzo wiedziaem, jak si zachowa wobec tak obiektywnej i neutralnej osoby.

    Sprawa wymagaa dokadnych namysw i narady z chopcami.

    - Moe odejdziemy gdzie na bok i tam sobie pogadamy - zaproponowa mi Tell.

    Ale Anka zaprotestowaa, robic znowu obraon min:

    - O, bardzo przepraszam. Wydaje mi si, e zasuguj na zaufanie. Moecie by

    pewni, e otrzymanych od was wiadomoci nie przeka waszym przeciwnikom, a co

    najwyej zachowam dla siebie i dla swojej gazety. Pierwszy ustpi Wiewirka:

    - Ja chciabym by dziennikarzem - powiedzia. - Wydaje mi si, e prasie trzeba

    pomaga.

  • - Dziennikarzem? - zama si Tell. - Podczas ubiegorocznych wakacji chciae

    zosta antropologiem.

    - Zmieniem pogldy - rozgniewa si Wiewirka.

    Rozpoczli sprzeczk na temat, czy powinno si tak szybko zmienia pogldy na

    wybr zawodu. Przerwaem t dysput i poprosiem, aby jednak, mimo obecnoci

    dziennikarki, zoyli relacj o tym, co zauwayli w wiosce.

    - Pn noc - rozpocz opowiadanie Sokole Oko - przyjechao warszaw trzech

    opryszkw.

    - Widzielimy warszaw na drodze do Mikokuku - przypomniaem dziennikarce.

    - Nazwalimy ich opryszkami, bo maj bardzo nieprzyjemne gby, a zachowuj si

    jeszcze okropniej. Zaczli dobija si do domku nauczyciela, walili piciami w zamknite

    drzwi i okiennice. Podeszlimy do nich i powiedzielimy, e nauczyciel poszed na

    kilkudniow wycieczk. Bardzo ich to rozjuszyo, przeklinali gono; wyzywali nas od ptakw

    i smarkaczy. mierdziao od nich wdk. Wreszcie dali spokj waleniu w okiennice i pojechali

    nocowa nad jezioro. Tam take musieli niele rozrabia, skoro o witaniu Petersenowie i

    Kozowski zlikwidowali swj obz nad jeziorem i zjawili si w wiosce. Gdy upewnili si, e

    nauczyciel jeszcze nie wrci, zapytali przechodzcego przez wie chopaka, dokd udaa si

    wycieczka, ktr prowadzi nauczyciel. Rozmawialimy potem z tym chopcem.

    Poinformowa Petersenw, e nie wie dokadnie, w jakim kierunku poszed nauczyciel, ale

    sysza, e wycieczka miaa odwiedzi miejsce bitwy powstacw z 1863 roku na terenie

    Suwalszczyzny. Uzyskawszy t informacj, Petersenowie opucili wiosk i zniknli za

    zakrtem drogi w stron Gib. Zapewne pojechali szuka nauczyciela.

    - My take powinnimy to zrobi stwierdziem.

    Potem przyjecha na junaku pan Mysikrlik.

    Kto?

    Mody czowiek ubrany w skrzany strj motocyklisty.Ma twarz podobn do

    mysikrlika. Zapuka do drzwi nauczyciela i upewniwszy si, e go nie ma w domu,

    rozejrza si na wszystkie strony i zacz podwaa noem zamknit okiennic. Nas nie

    zauway, bo siedzielimy w krzakach ywopotu.

    - To jaki podejrzany typ! - zawoaem.

    - Najpewniej. Tylko e zrezygnowa z wyamania okiennicy, schowa n do

    kieszeni i odjecha. Take w stron Gib. Pniej za zjawia si niebieska skoda, a w niej

  • jakie maestwo w rednim wieku, Zorientowali si, e nauczyciela wci jeszcze nie ma

    w domu, i natychmiast odjechali.

    - Take w stron Gib?

    - Nie. Nad jezioro Zelwa. On zacz tam owi ryby, a ona opalaa si na kocu.

    W tej wanie chwili zobaczylmy tuman kurzu na drodze. Od strony jeziora