22

Autoportret reportera

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Ryszard Kapuściński: Autoportret reportera Autobiografia mistrza reportażu. Uznawana za klasykę Książka składa się z wypowiedzi Ryszarda Kapuścińskiego poświęconych takim tematom jak podróżowanie, metoda tworzenia, a także zadaniom stojącym przed dziennikarzami. Pisarz jeszcze za życia zaakceptował układ Autoportretu. Wyłania się z tej opowieści podróżnik, artysta, przenikliwy komentator światowych wydarzeń. „Przy pisaniu Imperium – mówi Kapuściński – wykorzystałem jakieś dziesięć procent materiału. I pozostaję taki pełen niewypisanych historii...” Ta najbardziej osobista historia została wyłuskana z wypowiedzi na inne, bardziej palące tematy. Stała się jedyną tak osobistą, w wielu miejscach intymną opowieścią „cesarza reportażu”.

Citation preview

Page 1: Autoportret reportera
Page 2: Autoportret reportera
Page 3: Autoportret reportera

Wydawnictwo Znak . Kraków 2013

Wybór i wstep

Krystyna Straczek

Page 4: Autoportret reportera
Page 5: Autoportret reportera

11

I

Urodziłem się na Polesiu. Jestem w ogóle wykorze-nionym człowiekiem. Z mojego rodzinnego miasteczka, Pińska, rozpocząłem wędrówkę. Jako dziecko wędro-wałem całą wojnę. Ciągle uciekaliśmy: najpierw z Piń-ska na stronę niemiecką, a potem przed Niemcami. Za-cząłem moje wędrowanie, mając lat siedem, i wędruję do dnia dzisiejszego. [3]

Kiedyś często mnie pytano – a zdarza się to i teraz – czy nie zamierzam emigrować. A ja odpowiadam: prze-cież już wyemigrowałem. Mój dom jest gdzie indziej, w innym państwie. Ja muszę podróżować, muszę jeź-dzić. Kiedy posiedzę w jakimś miejscu, niekoniecznie w Polsce, gdziekolwiek, zaczynam się nudzić, zaczy-nam być chory, muszę jechać dalej. Strasznie jestem ciekaw świata. Zawsze ubolewałem, że jeszcze nie by-łem tu i tam. [3]

Reporterska ciekawość świata to rzecz charakteru. Są ludzie, których świat w ogóle nie interesuje. Własny świat uważają za cały świat. I to też trzeba cenić. Kon-

Page 6: Autoportret reportera

12

fucjusz powiedział, że świat najlepiej poznawać, nie wychodząc ze swojego domu. Jest w tym jakaś prawda. Nie trzeba koniecznie podróżować w przestrzeni. Moż-na odbywać podróże w głąb własnej duszy. Pojęcie po-dróży jest bardzo rozciągliwe i zróżnicowane.

Są jednak ludzie, którzy muszą poznawać świat w całej jego różnorodności – stanowi to część ich natu-ry. Takich ludzi nie jest wielu. [35]

Są różne podróże. Większość ludzi – statystyki mó-wią, że aż dziewięćdziesiąt pięć procent – wyjeżdża po to, aby odpocząć. Chcą mieszkać w luksusowych hote-lach na skraju plaży i smacznie jeść. A czy to będą Wy-spy Kanaryjskie, czy Fidżi, jest dla nich sprawą dru-gorzędną. Młodzi ludzie chętnie podróżują wyczyno-wo, podejmują na przykład próby przejechania Afryki z północy na południe albo przepłynięcia Dunaju kaja-kiem. Nie interesują ich ludzie spotkani po drodze, ich celem jest sprawdzenie się i satysfakcja z pokonywania trudności. Niektóre podróże wynikają z charakteru pra-cy lub z przymusu – przemieszczanie się pilotów samo-lotów i uchodźców to także swoisty rodzaj podróżowa-nia. Dla mnie najcenniejsze są podróże reporterskie, et-nograficzne, antropologiczne, których celem jest lepsze poznanie świata, historii, przemian, które się dokonu-ją, a potem dzielenie się zdobytą wiedzą. Wymagają one skupienia i uwagi, ale dzięki nim mogę lepiej zrozumieć świat i rządzące nim prawa. [25]

Im lepiej zna się świat, tym bardziej rośnie w nas poczucie jego nieznajomości i przekonanie o jego ogro-

Page 7: Autoportret reportera

13

mie, i to nie przestrzennym, ale o bogactwie kulturo-wym, tak olbrzymim, że nie da się go zewidencjonować. W czasach Jamesa Frazera, kiedy pisał Złotą gałąź, kie-dy wielu antropologów XIX wieku myślało, że na świe-cie żyje określona liczba plemion czy narodów, próba ich klasyfikacji czy opisu była jeszcze możliwa. Dzisiaj mamy świadomość, że kulturowość świata jest nieskoń-czona w swoim ogromie, w swoim bogactwie. Myślę, że po przeszło czterdziestu pięciu latach dość intensywne-go jeżdżenia świata właściwie nie znam, choć o wiele lepiej go znam niż ci, którzy niewiele jeździli. [20]

Moją główną ambicją jest pokazać Europejczykom, że nasza mentalność jest bardzo eurocentryczna, że Eu-ropa, a raczej jej część, nie jest jedyna na świecie. Że Europa jest otoczona przez niezmierną i wciąż wzmaga-jącą się różnorodność kultur, społeczeństw, religii i cy-wilizacji. Życie na planecie, na której jest coraz więcej wzajemnych powiązań, wymaga tej świadomości i do-stosowania się do radykalnie nowych warunków glo-balnych. [12]

W przypadku podróży reporterskiej nie ma mowy o jakiejkolwiek turystyce. Podróż reporterska wymaga ciężkiej pracy i wielkiego przygotowania teoretyczne-go. Zdobycia wiedzy o terenie, na który się jedzie. Po-dróż ta nie zna relaksu. Odbywa się w pełnej koncen-tracji, skupieniu. Musimy mieć świadomość, że miej-sce, do którego dotarliśmy, być może jest nam dane tylko raz w życiu. Nigdy tu nie wrócimy, a mamy go-dzinę, żeby je poznać. Przez godzinę musimy wszystko

Page 8: Autoportret reportera

14

zobaczyć, zapamiętać, usłyszeć, utrwalić nastrój, sytua-cję, atmosferę.

Reporterska podróż po świecie, jeśli wyjechać po-za krąg Europy i USA, jest podróżą ciężką, nieraz mor-derczą, bo świat jest źle komunikacyjnie zorganizowa-ny. Reportera czeka ogromny wysiłek logistyczny, fi-zyczny i intelektualny. Podróż reporterska wyczerpuje i wycieńcza. W czasie ostatniej podróży do Afryki stra-ciłem dziesięć kilogramów. Podczas ostatniej podróży do Azji – sześć kilo. Jeśli ktoś dowie się, że reporter był w Kongo, i mówi: a, ja też tam byłem i zwiedzałem, to mówi o dwóch różnych rzeczach. To jest zupełnie inny typ doświadczenia i percepcji świata. Dlatego reporter-skie podróżowanie wymaga pewnej nadwyżki emocjo-nalnej, wymaga pasji. Oprócz pasji nie ma innego po-wodu, żeby to robić. Stąd ludzi uprawiających poważ-ny reportaż w skali światowej jest niewielu. Za to wielu takich, którzy po pewnym czasie mówią: dość, wycofu-ją się, robią co innego. Z grupy reporterów jeżdżących po świecie w latach sześćdziesiątych pozostałem tylko ja. Inni są dyrektorami sieci telewizyjnych, stacji radio-wych, redaktorami naczelnymi wydawnictw i gazet. To już są ludzie osiadli. Trudno mieć o to pretensje, taka jest specyfika tej profesji. Można ją porównać do zawo-du pilota oblatywacza: wykonuje się go tylko do pew-nego czasu. [35]

Kto panu towarzyszy w podróżach?Towarzyszą mi moje myśli i nikt więcej. Proszę się

nie dziwić. Gwoli przykładu opowiem o moim kole-dze, Amerykaninie, którego spotkałem kilka dni te-

Page 9: Autoportret reportera

15

mu w Berlinie. Otóż pisuje on przewodniki turystyczne i proszę sobie wyobrazić – zwalcza turystykę.

Pisze przewodniki i zwalcza turystykę?Tak. Właśnie w swych przewodnikach zwalcza tu-

rystykę. Zwalcza turystykę zbiorową. Dlatego że, jak słusznie twierdzi, kiedy się jest w grupie, nic się nie widzi, bo zajmuje się grupą. Za to propaguje turysty-kę indywidualną, twierdząc, że jakakolwiek inna oso-ba rozprasza. Słusznie uważa, że poznawanie świa-ta jest wysiłkiem. To nie jest żadna przyjemność, ale wysiłek wymagający pewnego skupienia, pewnej kon-centracji, pewnego dążenia do poznawania innych lu-dzi, kultur itd. To może robić tylko człowiek, który jest na tym wysiłku skupiony. Musi więc być sam; wszelka praca twórcza wymaga skupienia i samotności. Wier-sze się pisze, kiedy się jest samemu, obrazy maluje, kie-dy się jest samemu. I jeżeli w ten sposób ujmować po-znawanie świata, to w czasie podróży też trzeba być sa-memu. [36]

Piszę „z jeżdżenia”. Nie jestem „wymyślaczem”. Nie opisuję jakiegoś wyobrażanego czy własnego świata. Opisuję świat, który realnie istnieje. [17]

Czy kiedykolwiek to, co pan wcześniej napisał, podlega jakiejś weryfikacji? Jeśli pan na przykład wraca w określo-ne rejony świata?

Oczywiście, to musi się zmieniać. To przecież, co się ponownie obserwuje – też już bywa inne. Świat jest tak żywym i dynamicznym organizmem, że nawet samo oglądanie jego zmian jest pasjonujące. Gdy przyjeżdża

Page 10: Autoportret reportera

16

się do jakiegoś kraju po dziesięciu czy po dwudziestu latach nieobecności – i widzi się, że już niemal wszystko jest nowe, to tym bardziej uzasadniona jest ta ustawicz-na pokusa, ustawiczna próba, by pokazywać świat w ruchu, w jego własnej akcji, w trakcie jego ustawicznej wielkiej przemiany, która szczególnie teraz – na prze-łomie tysiącleci – jest czasem ogromnego przyspiesze-nia. Bardzo trudno jest to śledzić, bo dużo rzeczy dzieje się równocześnie. A te nieskończone ilości pól: ludzkie-go doświadczenia, ludzkiego poznania – wymagają od czynnego obserwatora nieustannej czujności, otwarcia się, chęci, ciekawości przede wszystkim. Myślę nawet, że podstawowym kryterium tego typu działań i takiego pisania jest właśnie ciekawość. Miałem wielu kolegów, którzy w pewnym momencie stracili zainteresowanie tym, co oglądali. I w tym momencie przestali pisać. Tak długo, jak będzie mnie to interesować, a więc jak długo będę miał przekonanie, że powinienem i chcę o tym na-pisać – tak długo będę starał się to robić. [26]

Jestem historykiem z wykształcenia, ale w historii fascynuje mnie to, jak się ona tworzy, jak reagują lu-dzie. A żeby o takiej historii pisać, oczywiście trze-ba być w środku wydarzeń, bo potem i z zewnątrz to wszystko inaczej wygląda. A ja mam silną potrzebę em-patii, muszę to przeżywać razem z tymi ludźmi, to mi jest w jakiś sposób potrzebne. [40]

Studiując, miałem teoretycznie do wyboru karierę pedagogiczną albo akademicką, ale mnie – jako uro-dzonego reportera – fascynowało już wtedy samo dzia-

Page 11: Autoportret reportera

17

nie się historii. Historia, która się tworzy, którą możemy obserwować, w której sami możemy uczestniczyć. I ta-ką historią były narodziny Trzeciego Świata. Połowa na-szego wieku, lata pięćdziesiąte zaznaczone historyczną konferencją w Bandungu w 1955 roku, którą się przyj-muje jako moment narodzin Trzeciego Świata, moment narodzin pewnej kultury, pewnej samoświadomej sytu-acji. Pierwsza moja podróż do Azji w 1956 i późniejsze podróże do Afryki uświadomiły mi, że jestem świad-kiem niezwykłego wydarzenia, które jest jednym z naj-ważniejszych momentów historii XX wieku. Zwykle mó-wi się o historii dwóch wojen światowych czy historii systemów totalitarnych, nazizmu i komunizmu, a ma-ło podkreśla się fakt, że XX wiek to między innymi na-rodziny Trzeciego Świata, nowej mapy polityczno-geo-graficznej ludzkości. Miałem szczęście, że byłem świad-kiem tego historycznego fenomenu, historii, która się staje, kształtuje, typu historii nieksiążkowej, nieakade-mickiej. [14]

Literaturze łatwiej jest zajmować się rzeczami stabil-nymi, wielka literatura zawsze była opisywaniem spo-łeczeństw stabilnych. Przykładem choćby Buddenbro-okowie Tomasza Manna: jest dom, w tym domu panują określone obyczaje, stosunki między osobami są znane. Tu nie może wydarzyć się nic nadzwyczajnego, nie mo-że być żadnej niespodzianki. Autor siada za biurkiem i spokojnie opisuje ten mieszczański, ułożony i zhierar-chizowany świat.

Piszący o współczesności ma natomiast do czynie-nia z domem wariatów, w którym rozpoczął się bunt

Page 12: Autoportret reportera

18

pacjentów, wybuchł pożar, zalało piwnicę, a sytuacja zmienia się co pięć minut. Dlatego opisywanie teraź-niejszości jest bardzo trudne, ale dla autora zmierzenie się z tym wyzwaniem to tym większa pokusa i ambi-cja. Można oczywiście uznać, że problem nie istnieje, że nasze czasy nie różnią się od innych, bo mocarstwa powstawały i upadały od zawsze, można też odciąć się od rozważań na ten temat i zająć pobocznymi nurta-mi rzeczywistości. Myślę jednak, że próba uchwycenia momentu wejścia w nową fazę rozwoju ludzkości, pró-ba udowodnienia istnienia takiego fenomenu i opisania go jest czymś ważnym i zarazem fascynującym, czymś, czemu warto się poświęcić. [33]

Dzisiaj każda książka o współczesności może być tylko tekstem otwartym, pierwszym tomem jakiegoś nieistniejącego cyklu. Następne tomy będzie dopisywać historia, a ich autorami mogą być zupełnie inni ludzie. Musimy się pogodzić z tym, że publikujemy książki nie-dokończone. [33]

Pisząc o współczesności, musimy mieć zatem świa-domość niedoskonałości naszych pisarskich instrumen-tów, musimy nieustannie zastanawiać się, w jaki sposób wzbogacić nasz warsztat, aby był zdolny oddać rzeczy-wisty sens dziejącej się historii. Pracując nad Imperium, wiedziałem, że muszę się z tymi problemami zmierzyć. Nie chodziło mi o to, żeby po prostu napisać książ-kę, i nawet nie o to, żeby była lepsza czy gorsza. Mia-łem świadomość, że chodzi o sprawę znacznie większą – o nasz sposób myślenia, o granice naszej wyobraźni,

Page 13: Autoportret reportera

19

o możliwość pokuszenia się o przybliżoną odpowiedź na pytanie, jakimi drogami rozwoju pójdzie świat. [33]

Pisząc, zawsze stykamy się z zagrożeniem spłaszcze-nia przeszłości, rozmywania historii, która jest przecież niesłychanie różnorodnym procesem, łączącym wiele elementów. Jeżeli patrzymy nań z dalszej perspektywy czasowej, to istnieje niebezpieczeństwo, że zobaczymy to wszystko spłaszczone i wyrównane. I wtedy te naj-różniejsze elementy – nadzwyczajne i płaskie, i dobre, i złe – utworzą pewną przeciętną. I dlatego najbliższe życia, rzeczywistości wydaje mi się pisanie o danym momencie, takim, jakim on jawił się nam wówczas, kie-dy się dział, a nie takim, jakim się go widzi z perspekty-wy, powiedzmy, kilku dziesiątków lat. W innym przy-padku zgubimy jego specyfikę, koloryt, sens. I tak na przykład – sensem polskiego Sierpnia było to, że wy-darzenia na Wybrzeżu stały się niezwykłym odbiciem od szarzyzny lat siedemdziesiątych, to znaczy od pła-skości, poniżenia, robolstwa, rozpicia. Pojechałem do stoczni na strajk i co widzę? Tych samych stoczniow-ców, których mogłem oglądać dwa tygodnie wcześniej, ale nagle przemienionych w anioły. Nie piją, nie kradną, wszyscy sobie pomagają. I to jest piękny moment. [40]

Bardzo cenię francuską szkołę Annales. Należę do mi-łośników Blocha, Braudela, Febvre’a i reprezentowane-go przez nich sposobu myślenia, polegającego na próbach budowania obrazu całości ze szczegółów i wydobywaniu z dziejów elementów trwających przez długie okresy, nie-zmiennych. O wydobywanie tych elementów chodziło mi

Page 14: Autoportret reportera

20

również przy pisaniu Imperium. Nie ma już komunizmu, nie ma Gorbaczowa, wkrótce może nie być Jelcyna, ale ta babcia, którą gdzieś tam na Syberii odnajduję, jej drewnia-ny domek, bieda, która tam panuje, i sposób myślenia bab-ci, jej mentalność, jej próby znalezienia ładu wewnętrzne-go, spokoju i odporności na przeciwności losu – to było za-wsze, jest i myślę, że jeszcze długo będzie.

Tymczasem środki masowego przekazu stworzyły wizję świata bardzo politycznego, chaotycznego i zu-pełnie oderwanego od „długiego trwania”, czyli od in-stytucji społecznych, postaw, mentalności i kłopotów zwykłych ludzi, którzy stanowią dziewięćdziesiąt dzie-więć procent każdego społeczeństwa. [33]

Dlaczego jestem pisarzem? Dlaczego tyle razy ryzy-kowałem życie, podchodziłem tak blisko do umierania? Czy po to, żeby złożyć sprawozdanie z tajemnic losu lub zarobić na pensję? Moja praca to powołanie, to mi-sja. Nie poddałbym się tym niebezpieczeństwom, gdy-bym nie czuł, że jest to coś niezwykle ważnego, że doty-czy historii, nas samych – tak, że czułem się zmuszony przez to przejść. To więcej niż dziennikarstwo. [31]

Jak tę misję zdefiniować?Misja to coś takiego, czego owoce wychodzą poza

nas samych. Nie robimy tego tylko po to, by kupić sa-mochód lub zbudować willę. Robimy to dla innych.

Czyli wierzymy, że istnieje dobro wspólne...Ono niewątpliwie istnieje w każdym społeczeństwie

i jest zasadniczym obowiązkiem, choć nigdy nie jest to odczucie masowe. Jest jednak pewna liczba ludzi, któ-

Page 15: Autoportret reportera

21

rzy są obdarzeni taką – mówiąc językiem religii – łaską albo darem czynienia czegoś, co wykracza poza ich par-tykularne życie. [48]

Do tego, żeby uprawiać dziennikarstwo, przede wszyst kim trzeba być dobrym człowiekiem. Źli ludzie nie mogą być dobrymi dziennikarzami. Jedynie dobry człowiek usiłuje zrozumieć innych, ich intencje, ich wiarę, ich zainteresowania, ich trudności, ich tragedie. I natychmiast, od pierwszej chwili, stać się częścią ich losu. [12]

Otóż najczęściej określiłbym swoją profesję jako by-cie tłumaczem. Tylko tłumaczem nie z języka na język – ale z kultury na kulturę. Jeszcze w 1912 roku Broni-sław Malinowski zwrócił uwagę, że świat kultur nie jest światem hierarchicznym (było to wówczas bluźnier-stwo dla wszystkich eurocentryków), że nie ma kultur wyższych i niższych, że wszystkie są równe, tylko po prostu – różne.

Jest to tym bardziej prawdziwe dziś, w naszym wie-lokulturowym świecie, tak bardzo zróżnicowanym, ale w którym poszczególne kultury coraz silniej są ze sobą powiązane i wzajem się przenikają. Rzecz w tym, żeby między kulturami udało się stworzyć stosunki nie za-leżności i podległości, ale porozumienia i partnerstwa. Tylko wówczas jest szansa, aby w naszej rodzinie czło-wieczej nad wszystkimi wrogościami i konfliktami górę brały zgoda i życzliwość. Na swoim maleńkim, mikro-skopijnym odcinku chciałbym się do tego przyczynić i oto – dlaczego piszę. [5]

Page 16: Autoportret reportera

22

Czy pisze pan po to, żeby zmienić świat, czy też kieruje panem ciekawość?

To nie jest czysto techniczna, pozbawiona uczuć cie-kawość. W naszej polskiej tradycji najwięksi pisarze są romantykami. W poważnym reportażu należy być odrobinę romantycznym. Nie można traktować litera-tury jako czysto technicznej profesji.

Wielka nierówność jest teraz wpisana w strukturę ludzkości. Nie mamy obecnie środków i nie będziemy ich prędko mieli, by tę nierówność przezwyciężyć. Nikt się do tego nie przyzna, ale ludzie nie wierzą, że każ-dy może żyć na względnie przyzwoitym poziomie. Na-sze historyczne doświadczenie pokazuje, że tylko część ludzkości może wieść takie życie. Zatem teraz, pod ko-niec XX wieku, wiemy, iż w wiek XXI wkroczymy wraz z niesprawiedliwością. I pisanie o tym jest, moim zda-niem, obowiązkiem tego, kto podróżuje i widzi obie strony medalu.

Trzy lata temu pojechałem z Wysokim Komisarzem ds. Uchodźców, żeby obejrzeć obozy dla uchodźców na granicy Sudanu i Etiopii, i przeżyłem coś szalenie dra-matycznego. Pojechaliśmy do najbardziej straszliwych miejsc, jakie można sobie wyobrazić. Ludzie dostawali dziennie trzy litry wody, co miało starczyć na mycie, go-towanie, pranie, picie. Jedli pół kilo kukurydzy dzien-nie, żadnego mięsa, żadnych warzyw. Setki, tysiące lu-dzi umierało.

Wróciliśmy do Addis Abeby. Następnego dnia pole-ciałem do Europy. Wylądowałem w Rzymie. To był let-ni wieczór. Na Piazza Navone kłębiły się tłumy ludzi, wokół pełno restauracji, ludzie cieszyli się życiem, mu-

Page 17: Autoportret reportera

23

zyką, jedzeniem. A we mnie tkwiło to, co zobaczyłem przed moim odlotem. W tym wszystkim można ujrzeć dramat współczesnego świata. Ci ludzie z Piazza nigdy nie dowiedzą się, jak żyją ich bracia i siostry zaledwie dwa lub trzy tysiące kilometrów dalej. Zrobiłem masę zdjęć. Tamci ludzie to tylko szkielet i skóra. Trzydziesto-latkowie, ale wyglądali na sześćdziesięcio-, siedemdzie-sięcioletnich starców. I umierali. Kobiety z tego obozu ubrane były w worki po kukurydzy, worki z ONZ. Życie w dwóch tak odmiennych światach stwarza, jak sądzę, moralne zobowiązanie do tego, by o tym mówić. [13]

Moją pierwszą podróż odbyłem do Indii, Pakista-nu i Afganistanu w 1956 roku, a więc już od ponad czterdziestu lat podróżuję do tych krajów. Mieszkałem w nich bez przerwy przez ponad dwadzieścia lat – nie można przecież poznać innych cywilizacji i kultur przy okazji trzydniowej lub tygodniowej wizyty. Kiedy za-cząłem pisać o tych miejscach, gdzie większość ludzi żyje w nędzy, zdałem sobie sprawę, że to jest właśnie ten temat, któremu chcę się poświęcić. Pisałem również z powodów etycznych, między innymi dlatego, że ubo-dzy na ogół są cisi. Nędza nie płacze, nędza nie ma gło-su. Nędza cierpi, ale cierpi w milczeniu. Nędza się nie buntuje. Z buntem biedaków spotkacie się tylko wte-dy, gdy żywią oni jakieś nadzieje – buntują się, kiedy wierzą, że uda się coś poprawić. Na ogół się mylą, lecz tylko nadzieja jest w stanie poderwać ludzi do działa-nia. A główną cechą świata, w którym od zawsze panu-je nędza, jest brak nadziei. Jeśli jesteś biednym rolni-kiem w jakiejś zagubionej hinduskiej wiosce, wówczas

Page 18: Autoportret reportera

24

nie ma dla ciebie nadziei. Ludzie wiedzą to doskonale. Wiedzą od niepamiętnych czasów.

Ci ludzie nigdy się nie zbuntują, więc potrzebują ko-goś, kto za nich przemówi. To jeden z obowiązków mo-ralnych, jakie spoczywają na tych, którzy piszą o tej nie-szczęśliwej części rodziny ludzkiej. Bo oni są naszymi braćmi i siostrami. Lecz, na nieszczęście, są braćmi i sio-strami, którzy żyją w nędzy. Którzy nie mają głosu. [12]

W moim przekonaniu, biegu historii nie da się zmie-nić. Nie jest to zatem kwestia, czy należy zaakceptować wojny, czy nie, lecz by ograniczyć ich okrucieństwo. Je-stem jednak pisarzem, nie politykiem, i moim zada-niem jest spowodować, by ludzie zostali wysłuchani, zwłaszcza przez tych, którzy nie chcą słuchać, w szcze-gólności polityków. [4]

A czy pana interesują zmiany „doraźne”, to znaczy czy wyobraża pan sobie siebie jako kogoś w rodzaju korespon-denta wojennego?

Ja ciągle jestem po trosze korespondentem wojen-nym. Niedawno miałem propozycję, aby pojechać do Kosowa. Tylko że ja niestety nie znam Bałkanów, nie znam języka, nie znam ich historii i kultury, a uważam, że w tym zawodzie jest potrzebna specjalizacja. Jadę więc na kolejną wojnę, ale taką, o której mam coś do powiedzenia. A więc znam jej przeszłość, znam jej sy-tuację. Jeśli to się dzieje na przykład w Afryce... to ta-kie wyjazdy są naturalne. O, nawet w tym roku wróci-łem z wojny! Byłem na takiej, która od czterdziestu lat toczy się w Sudanie, choć niewielu ludzi o niej wie. Bo

Page 19: Autoportret reportera

25

tak europocentryczne jest nasze myślenie, że gdy coś wybucha w Europie, to wszyscy o tym wiedzą, tymcza-sem na świecie jest wiele wojen, które trwają wiele, wie-le lat, a dla świadomości świata są to wciąż „niezauwa-żone” lub „zapomniane” wojny... A to jest dla mnie jed-na z funkcji, które w dalszym ciągu pełnię. [26]

Odczuwam silny związek z Polesiem. Ten temat jest we mnie, ale jeszcze mnie nie przywołuje. Wciąż słyszę wołanie z dalekich regionów naszego świata. Być może kiedyś, gdy nie starczy mi już sił na odległe światy, sięg-nę po to, co tuż obok, za miedzą... [17]

Page 20: Autoportret reportera
Page 21: Autoportret reportera

143

Spis treści

Krystyna Strączek, Wstęp . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5

Część I . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 11Część II . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 27Część III . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 65Część IV . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 97Część V . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 107

Bibliografia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 139

Page 22: Autoportret reportera