Bolesław Prus - Lalka

Embed Size (px)

DESCRIPTION

powieść społeczno-obyczajowa

Citation preview

NR ID Tytu Autor: b00113 : Lalka : Bolesaw PrusTOM I: Rozdziay 1-5 ROZDZIA PIERWSZY JAK WYGLDA FIRMA J. MINCEL I S. WOKULSKI PRZEZ SZKO BUTELEK?W pocztkach roku 1878, kiedy wiat polityczny zajmowa si pokojem san-stefaskim, wybore m nowego papiea albo szansami europejskiej wojny, warszawscy kupcy tudzie intelige ncja pewnej okolicy Krakowskiego Przedmie cia niemniej gorco interesowaa si przyszo ci g lanteryjnego sklepu pod firm J. Mincel i S. Wokulski. W renomowanej jadodajni, gdzie na wieczorn przeksk zbierali si wa ciciele skadw bieli skadw win, fabrykanci powozw i kapeluszy, powani ojcowie rodzin utrzymujcy si z wasny h funduszw i posiadacze kamienic bez zajcia, rwnie duo mwiono o uzbrojeniach Anglii, jak o firmie J. Mincel i S. Wokulski. Zatopieni w kbach dymu cygar i pochyleni nad butelkami z ciemnego szka, obywatele tej dzielnicy jedni zakadali si o wygran lub p rzegran Anglii, drudzy o bankructwo Wokulskiego; jedni nazywali geniuszem Bismarc ka, drudzy - awanturnikiem Wokulskiego; jedni krytykowali postpowanie prezydenta MacMahona, inni twierdzili, e Wokulski jest zdecydowanym wariatem, jeeli nie czym g orszym... Pan Deklewski, fabrykant powozw, ktry majtek i stanowisko zawdzicza wytrwaej pracy w j ednym fachu, tudzie radca Wgrowicz, ktry od dwudziestu lat by czonkiem-opiekunem jedn ego i tego samego Towarzystwa Dobroczynno ci, znali S. Wokulskiego najdawniej i na jgo niej przepowiadali mu ruin. - Na ruinie bowiem i niewypacalno ci - mwi pan Deklewski - musi skoczy czowiek, ktry nie pilnuje si jednego fachu i nie umie uszanowa darw ask j fortuny. - Za radca Wgrowicz po kadej rwnie gbokiej sentencji swego przyjaciela dodawa: - Wariat! wariat!... Awanturnik!... Jziu, przynie no jeszcze piwa. A ktra to butelk a? - Szsta, panie radco. Su piorunem!... - odpowiada Jzio. - Ju szsta?... Jak ten czas leci!... Wariat! Wariat! - mrucza radca Wgrowicz. Dla osb posilajcych si w tej co radca jadodajni, dla jej wa ciciela, subiektw i chopc yczyny klsk majcych pa na S. Wokulskiego i jego sklep galanteryjny byy tak jasne jak gazowe pomyki o wietlajce zakad. Przyczyny te tkwiy w niespokojnym charakterze, w awan turniczym yciu, zreszt w naj wieszym postpku czowieka, ktry majc w rku pewny kawaek i mono uczszczania do tej oto tak przyzwoitej restauracji, dobrowolnie wyrzek si resta uracji, sklep zostawi na Opatrzno ci boskiej, a sam z ca gotwk odziedziczon po onie po ha na tureck wojn robi majtek. - A moe go i zrobi... Dostawy dla wojska to gruby interes - wtrci pan Szprot, ajent handlowy, ktry bywa tu rzadkim go ciem. - Nic nie zrobi - odpar pan Deklewski - a tymczasem porzdny sklep diabli wezm. Na d ostawach bogac si tylko ydzi i Niemcy; nasi do tego nie maj gowy. - A moe Wokulski ma gow? - Wariat! wariat!... - mrukn radca. - Podaj no, Jziu, piwa. Ktra to?... - Sidma buteleczka, panie radco. Su piorunem! - Ju sidma?... Jak ten czas leci, jak ten czas leci... Ajent handlowy, ktry z obowizkw stanowiska potrzebowa mie o kupcach wiadomo ci wszechst ronne i wyczerpujce, przenis swoj butelk i szklank do stou radcy i topic sodkie wejr w jego zazawionych oczach, spyta znionym gosem: - Przepraszam, ale... dlaczego pan radca nazywa Wokulskiego wariatem?... Moe mog suy cygarkiem... Ja troch znam Wokulskiego. Zawsze wydawa mi si czowiekiem skrytym i dum nym. W kupcu skryto jest wielk zalet, duma wad. Ale eby Wokulski zdradza skonno ci do acji, tegom nie spostrzeg. Radca przyj cygaro bez szczeglnych oznak wdziczno ci. Jego rumiana twarz, otoczona pkam i siwych wosw nad czoem, na brodzie i na policzkach, bya w tej chwili podobna do krw awnika oprawionego w srebro. - Nazywam go - odpar, powoli ogryzajc i zapalajc cygaro - nazywam go wariatem, gdy go znam lat... Zaczekaj pan... Pitna cie...siedmna cie... o mna cie... Byo to w roku 1860.. . Jadali my wtedy u Hopfera. Znae pan Hopfera?... - Phi!... - Ot Wokulski by wtedy u Hopfera subiektem i mia ju ze dwadzie cia par lat. - W handlu win i delikatesw? - Tak. I jak dzi Jzio, tak on wwczas podawa mi piwo, zrazy nelsoskie... - I z tej brany przerzuci si do galanterii? - wtrci ajent. - Zaczekaj pan - przerwa radca. - Przerzuci si, ale nie do galanterii, tylko do Szk oy Przygotowawczej, a potem do Szkoy Gwnej, rozumie pan?... Zachciao mu si by uczonym! .. Ajent pocz chwia gow w sposb oznaczajcy zdziwienie. - Istna heca - rzek. - I skd mu to przyszo? - No skd! Zwyczajnie - stosunki z Akademi Medyczn, ze Szko Sztuk Piknych... Wtedy wszy stkim palio si we bach, a on nie chcia by gorszym od innych. W dzie suy go ciom przy e i prowadzi rachunki, a w nocy uczy si... - Licha musiaa to by usuga. - Taka jak innych - odpar radca, niechtnie machajc rk.-Tylko e przy posudze by, besti niemiy; na najniewinniejsze swko marszczy si jak zbj... Rozumie si, uywali my na nim, lazo, a on najgorzej gniewa si, jeeli nazwa go kto "panem konsyliarzem". Raz tak zwym y la go cia, e mao obaj nie porwali si za czuby. - Naturalnie, handel cierpia na tym... - Wcale nie! Bo kiedy po Warszawie rozesza si wie , e subiekt Hopfera chce wstpi do Szk Przygotowawczej, tumy zaczy tam przychodzi na niadanie. Osobliwie roia si studenteria - I poszed te do Szkoy Przygotowawczej? - Poszed i nawet zda egzamin do Szkoy Gwnej. No, ale co pan powiesz - cign radca uder ajenta w kolano - e zamiast wytrwa przy nauce do koca, niespena w rok rzuci szko... - C robi? - Ot, co... Gotowa wraz z innymi piwo, ktre do dzi dnia pijemy, i sam w rezultacie op ar si a gdzie koo Irkucka. - Heca, panie! - westchn ajent handlowy. - Nie koniec na tym... W roku 1870 wrci do Warszawy z niewielkim fundusikiem. Prze z p roku szuka zajcia, z daleka omijajc handle korzenne, ktrych po dzi dzie nienawidz a nareszcie przy protekcji swego dzisiejszego dysponenta, Rzeckiego, wkrci si do skl epu Minclowej, ktra akurat zostaa wdow, i - w rok potem oeni si z bab grubo starsz od ego. - To nie byo gupie - wtrci ajent. - Zapewne. Jednym zamachem zdoby sobie byt i warsztat, na ktrym mg spokojnie pracowa do koca ycia. Ale te mia on krzy Paski z bab! - One to umiej... - Jeszcze jak! - prawi radca. - Patrz pan jednake, co to znaczy szcz cie. Ptora roku te mu baba objada si czego i umara, a Wokulski po czteroletniej katordze zosta wolny jak ptaszek, z zasobnym sklepem i trzydziestu tysicami rubli w gotowi nie, na ktr pracow ay dwa pokolenia Minclw. - Ma szcz cie. - Mia - poprawi radca - ale go nie uszanowa. Inny na jego miejscu oeniby si z jak uczc w panienk i yby w dostatkach; bo co to, panie, dzi znaczy sklep z reputacj i w doskona m punkcie!... Ten jednak, wariat, rzuci wszystko i pojecha robi interesa na wojnie. Milionw mu si zachciao czy kiego diaba! - Moe je bdzie mia - odezwa si ajent. - Ehe! - achn si radca. - Daj no, Jziu, piwa. My lisz pan, e w Turcji znajdzie jeszcze ogatsz bab anieli nieboszczka Minclowa?... Jziu!... - Su piorunem!... Jedzie sma... - sma? - powtrzy radca - to by nie moe. Zaraz... Przedtem bya szsta, potem sidma... ucza zasaniajc twarz doni.- Moe by, e sma. Jak ten czas leci!... Mimo pospne wrby ludzi trze wo patrzcych na rzeczy sklep galanteryjny pod firm J. Mince l i S. Wokulski nie tylko nie upada, ale nawet robi dobre interesa. Publiczno , zacie kawiona pogoskami o bankructwie, coraz liczniej odwiedzaa magazyn, od chwili za kie dy Wokulski opu ci Warszaw, zaczli zgasza si po towary kupcy rosyjscy. Zamwienia mnoy redyt za granic istnia, weksle byy pacone regularnie, a sklep roi si go mi, ktrym led gli wydoa trzej subiekci: jeden mizerny blondyn, wygldajcy, jakby co godzin umiera nasuchoty, drugi szatyn z brod filozofa a ruchami ksicia i trzeci elegant, ktry nosi z abjcze dla pci piknej wsiki, pachnc przy tym jak laboratorium chemiczne. Ani jednak ciekawo ogu, ani fizyczne i duchowe zalety trzech subiektw, ani .nawet ust alona reputacja sklepu moe nie uchroniyby go od upadku, gdyby nie zawiadowa nim czt erdziestoletni pracownik firmy, przyjaciel i zastpca Wokulskiego, pan Ignacy Rzec ki. ROZDZIA DRUGI RZDY STAREGO SUBIEKTAPan Ignacy od dwudziestu piciu lat mieszka w pokoiku przy sklepie. W cigu tego czas u sklep zmienia wa cicieli i podog, szafy i szyby w oknach, zakres swojej dziaalno ci i ubiektw; ale pokj pana Rzeckiego pozosta zawsze taki sam. Byo w nim to samo smutne o kno, wychodzce na to samo podwrze, z t sam krat, na ktrej szczeblach zwieszaa si by rwiekowa pajczyna, a z pewno ci wierwiekowa firanka, niegdy zielona, obecnie wypowiaa noty za socem. Pod oknem sta ten sam czarny st obity suknem, take niegdy zielonym, dzi tylko poplamio nym. Na nim wielki czarny kaamarz wraz z wielk czarn piaseczniczk, przymocowan do tej samej podstawki - para mosinych lichtarzy do wiec ojowych, ktrych ju nikt nie pali, i stalowe szczypce, ktrymi ju nikt nie obcina knotw. elazne ko z bardzo cienkim materac nad nim nigdy nie uywana dubeltwka, pod nim pudo z gitar, przypominajce dziecinn trum ienk, wska kanapka obita skr, dwa krzesa rwnie skr obite, dua blaszana miednica i m ciemnowi niowej barwy stanowiy umeblowanie pokoju, ktry ze wzgldu na swoj dugo i mrok nim panujcy zdawa si by podobniejszym do grobu anieli do mieszkania. Rwnie jak pokj, nie zmieniy si od wier wieku zwyczaje pana Ignacego. Rano budzi si zawsze o szstej; przez chwil sucha, czy idzie lecy na krze le zegarek, glda na skazwki, ktre tworzyy jedn lini prost. Chcia wsta spokojnie, bez awantur; a ne nogi i nieco zesztywniae rce nie okazyway si do ulegymi jego woli, wic zrywa si wyskakiwa na rodek pokoju i rzuciwszy na ko szlafmyc, bieg pod piec do wielkiej miedni y, w ktrej my si od stp do gw, rc i parskajc jak wiekowy rumak szlachetnej krwi, kt zypomnia si wy cig. Podczas obrzdku wycierania si kosmatymi rcznikami z upodobaniem patrzy na swoje chud e ydki i zaro nite piersi mruczc:"No, przecie nabieram ciaa". W tym samym czasie zeskakiwa z kanapki jego stary pudel Ir z wybitym okiem i mocn o otrzsnwszy si, zapewne z resztek snu, skroba do drzwi, za ktrymi rozlegao si pracowi e dmuchanie w samowar. Pan Rzecki, wci ubierajc si z po piechem, wypuszcza psa, mwi dz obry sucemu, wydobywa z szafy imbryk, myli si przy zapinaniu mankietw, bieg na podwr baczy stan pogody, parzy si gorc herbat, czesa si nie patrzc w lustro i o wp do si . Obejrzawszy si, czy ma krawat na szyi, a zegarek i portmonetk w kieszeniach, pan I gnacy wydobywa ze stolika wielki klucz i, troch zgarbiony, uroczy cie otwiera tylne d rzwi sklepu, obite elazn blach. Wchodzili tam obaj ze sucym, zapalali par pomykw gaz odczas gdy sucy zamiata podog, pan Ignacy odczytywa przez binokle ze swego notatnika r zkad zaj na dzie dzisiejszy. "Odda w banku osiemset rubli, aha... Do Lublina wysa trzy albumy, tuzin portmonetek ... Wa nie!... Do Wiednia przekaz na tysic dwie cie guldenw... Z kolei odebra transport. .. Zmonitowa rymarza za nieodesanie walizek... Bagatela!... Napisa list do Stasia.. . Bagatela!..." Skoczywszy czyta, zapala jeszcze kilka pomieni i przy ich blasku robi przegld towarw w gablotkach i szafach. "Spinki, szpilki, portmonety... dobrze... Rkawiczki, wachlarze, krawaty... tak je st... Laski, parasole, sakwojae... A tu - albumy, neseserki... Szafirowy wczoraj sprzedano, naturalnie!... Lichtarze, kaamarze, przyciski... Porcelana... Ciekawym , dlaczego ten wazon odwrcili?... Z pewno ci... Nie, nie uszkodzony... Lalki z wosami , teatr, karuzel...Trzeba na jutro postawi w oknie karuzel, bo ju fontanna spowsze dniaa. Bagatela!... sma dochodzi... Zaoybym si, e Klejn bdzie pierwszy a Mraczewski o tni. Naturalnie... Pozna si z jak guwernantk i ju jej kupi neseser na rachunek i z rab tem... Rozumie si... Byle nie zacz kupowa bez rabatu i bez rachunku..." Tak mrucza i chodzi po sklepie, przygarbiony, z rkoma w kieszeniach, a za nim jegopudel. Pan od czasu do czasu zatrzymywa si i oglda jaki przedmiot, pies przysiada na p ododze i skroba tyln nog gste kudy, a rzdem ustawione w szafie lalki, mae, rednie i runetki i blondynki, przypatryway si im martwymi oczami. Drzwi od sieni skrzypny i ukaza si pan Klejn, mizerny subiekt, ze smutnym u miechem na posiniaych ustach. - A co, byem pewny, e pan przyjdziesz pierwszy. Dzie dobry - rzek pan Ignacy. - Pawe! ga wiato i otwieraj sklep. Sucy wbieg cikim kusem i zakrci gaz. Po chwili rozlego si zgrzytanie ryglw, szcz do sklepu wszed dzie, jedyny go , ktry nigdy nie zawodzi kupca. Rzecki usiad przy kant orku pod oknem. Klejn stan na zwykym miejscu przy porcelanie. - Pryncypa jeszcze nie wraca, nie mia pan listu? - spyta Klejn. - Spodziewam si go w poowie marca, najdalej za miesic. - Jeeli go nie zatrzyma nowa wojna. - Sta ... Pan Wokulski - poprawi si Rzecki - pisze mi, e wojny nie bdzie. - Kursa jednak spadaj, a przed chwil czytaem, e flota angielska wpyna na Dardanele. -To nic, wojny nie bdzie. Zreszt - westchn pan Ignacy - co nas obchodzi wojna, w ktre j nie przyjmie udziau Bonaparte. - Bonapartowie skoczyli ju karier. - Doprawdy?... - u miechn si ironicznie pan Ignacy. - A na czyj korzy MacMahon z Ducro ukadali w styczniu zamach stanu?... Wierz mi, panie Klejn, bonapartyzm to potga!. .. - Jest wiksza od niej. - Jaka? - oburzy si pan. Ignacy. - Moe republika z Gambett?... - Moe Bismarck?.. - Socjalizm... - szepn mizerny subiekt kryjc si za porcelan. Pan Ignacy mocniej zasadzi binokle i podnis si na swym fotelu, jakby pragnc jednym za machem obali now teori, ktra przeciwstawiaa si jego pogldom; lecz popltao mu szyki w drugiego subiekta z brod. - A, moje uszanowanie panu Lisieckiemu! - zwrci si do przybyego. - Zimny dzie mamy, p rawda? Ktra te godzina w mie cie, bo mj zegarek musi si spieszy. Jeszcze chyba nie ma k wadransa na dziewit?.. - Take koncept!... Paski zegarek zawsze spieszy si z rana, a p ni wieczorem - odpar cie rpko Lisiecki ocierajc szronem pokryte wsy. - Zao si, e pan by wczoraj na preferansie. - Ma si wiedzie. C pan my lisz, e mi na ca dob wystarczy widok waszych galanterii i p siwizny? - No, mj panie, wol by troch szpakowatym anieli ysym - oburzy si pan Ignacy. - Koncept!... - sykn pan Lisiecki. - Moja ysina, jeeli j kto dojrzy, jest smutnym dzi edzictwem rodu, ale paska siwizna i gderliwy charakter s owocami staro ci, ktr... chci abym szanowa. Do sklepu wszed pierwszy go : kobieta ubrana w salop i chustk na gowie, dajca mosin czki... Pan Ignacy bardzo nisko ukoni si jej i ofiarowa krzeso, a pan Lisiecki znikn z szafami i wrciwszy po chwili dorczy interesantce ruchem penym godno ci dany przedmiot. Potem zapisa cen spluwaczki na kartce, poda j przez rami Rzeckiemu i poszed za gablotk z min bankiera, ktry zoy na cel dobroczynny kilka tysicy rubli. Spr o siwizn i ysin by zaegnany. Dopiero okoo dziewitej wszed, a raczej wpad do sklepu pan Mraczewski, pikny, dwudzies toletni blondynek, z oczyma jak gwiazdy, z ustami jak korale, z wsikami jak zatru te sztylety. Wbieg, cignc za sob od progu smug woni, i zawoa: - Sowo honoru daj, e by wp do dziesitej. Letkiewicz jestem, gagan jestem, no - pody jestem, ale c zrobi, matka mi zachorowaa i musiaem szuka doktora. Byem u sze ciu... - Czy u tych, ktrym dajesz pan neseserki? - spyta Lisiecki. - Neseserki?... Nie. Nasz doktor nie przyjby nawet szpilki. Zacny czowiek... Prawda , panie Rzecki, e ju jest wp do dziesitej? Stan mi zegarek. - Dochodzi dzie-wi-ta... - odpar ze szczeglnym naciskiem pan Ignacy. - Dopiero dziewita?... No, kto by my la! A tak projektowaem sobie, e dzi przyjd do skle u pierwszy, wcze niej od pana Klejna... - Aeby wyj przed sm - wtrci pan Lisiecki. Mraczewski utkwi w nim bkitne oczy, w ktrych malowao si najwysze zdumienie. - Pan skd wie?... - odpar. - No, sowo honoru daj, e ten czowiek ma zmys proroczy! Wa zi , sowo honoru... musz by na mie cie przed sidm, chobym umar, chobym... mia podai... - Niech pan od tego zacznie - wybuchn Rzecki - a bdzie pan wolny przed jedenast, naw et w tej chwili, panie Mraczewski. Pan powiniene by hrabi, nie kupcem, i dziwi si, e p an od razu nie wstpi do tamtego fachu, przy ktrym zawsze ma si czas, panie Mraczewsk i. Naturalnie! - No, i pan w jego wieku latae za spdniczkami - odezwa si Lisiecki. - Co tu bawi si w oray. - Nigdy nie lataem! - krzykn Rzecki, uderzajc pi ci w kantorek. - Przynajmniej raz wygada si, e cae ycie jest niedog - mrukn Lisiecki do Klejna, kt a si, podnoszc jednocze nie brwi bardzo wysoko. Do sklepu wszed drugi go i zada kaloszy. Naprzeciw niego wysun si Mraczewski. - Kaloszykw da szanowny pan? Ktry numerek, jeeli wolno spyta? Ach, szanowny pan zapewn e nie pamita! Nie kady ma czas my le o numerze swoich kaloszy, to naley do nas. Szanow ny pan raczy zaj miejsce na taburecie. Pawe! Przynie rcznik, zdejm panu kalosze i wyt rzyj obuwie... Wbieg Pawe ze cierk i rzuci si do ng przybyemu. - Ale, panie, ale przepraszam!... - tomaczy si odurzony go . - Bardzo prosimy - mwi prdko Mraczewski - to nasz obowizek. Zdaje mi si, e te bd dobr cign, podajc par sczepionych nitk kaloszy. - Doskonae, pysznie wygldaj; szanowny pa tak normaln nog, e niepodobna myli si co do numeru. Szanowny pan yczy sobie zapewne li terki; jakie maj by literki?... - L. P. - mrukn go , czujc, e tonie w bystrym potoku wymowy grzecznego subiekta. - Panie Lisiecki, panie Klejn, przybijcie z aski swojej literki. Szanowny pan kae zawin dawne kalosze? Pawe! wytrzyj kalosze i okr w bibu. A moe szanowny pan nie yczy e d wiga zbytecznego ciaru? Pawe! rzu kalosze do paki... Naley si dwa ruble kopiejek p sit... Kaloszy z literkami nikt szanownemu panu nie zamieni, a to przykra rzecz z nale w miejsce nowych artykuw dziurawe graty... Dwa ruble pidziesit kopiejek do kasy z t karteczk. Panie kasjerze, pidziesit kopiejek reszty dla szanownego pana... Nim go oprzytomnia, ubrano go w kalosze, wydano reszt i w rd niskich ukonw odprowadzon o drzwi. Interesant sta przez chwil na ulicy, bezmy lnie patrzc w szyb, spoza ktrej Mra czewski darzy go sodkim u miechem i ognistymi spojrzeniami. Wreszcie machn rk i poszed lej, moe my lc, e w innym sklepie kalosze bez literek kosztowayby go dziesi zotych. Pan Ignacy zwrci si do Lisieckiego i kiwa gow w sposb oznaczajcy podziw i zadowolenie raczewski dostrzeg ten ruch ktem oka i podbiegszy do Lisieckiego, rzek pgosem: - Niech no pan patrzy, czy nasz stary nie jest podobny z profilu do Napoleona II I? Nos... ws... hiszpanka... - Do Napoleona, kiedy chorowa na kamie - odpar Lisiecki. Na ten dowcip pan Ignacy skrzywi si z niesmakiem. Swoj drog Mraczewski dosta urlop pr zed sidm wieczr, a w par dni p niej w prywatnym katalogu Rzeckiego otrzyma notatk:"By ugonotach w smym rzdzie krzese z niejak Matyld...???"Na pociech mgby sobie powiedzie tym samym katalogu rwnie posiadaj notatki dwaj inni jego koledzy, a take inkasent, posacy, nawet - sucy Pawe. Skd Rzecki zna podobne szczegy z ycia swych wsppracow tajemnica, z ktr przed nikim si nie zwierza. Okoo pierwszej w poudnie pan Ignacy, zdawszy kas Lisieckiemu, ktremu pomimo cigych spo rw ufa najbardziej, wymyka si do swego pokoiku, aeby zje obiad przyniesiony z restaura ji. Wspcze nie z nim wychodzi Klejn i wraca do sklepu o drugiej; potem obaj z Rzeckim zostawali w sklepie, a Lisiecki i Mraczewski szli na obiad. O trzeciej znowu wsz yscy byli na miejscu. O smej wieczr zamykano sklep; subiekci rozchodzili si i zostawa tylko Rzecki. Robi dz ienny rachunek, sprawdza kas, ukada plan czynno ci na jutro i przypomina sobie: czy zro biono wszystko, co wypadao na dzi . Kad zaniedban spraw opaca dug bezsenno ci i sm ami na temat ruiny sklepu, stanowczego upadku Napoleonidw i tego, e wszystkie nadz ieje, jakie mia w yciu, byy tylko gupstwem. "Nic nie bdzie! Giniemy bez ratunku!" - wzdycha, przewracajc si na twardej po cieli. Jeeli dzie uda si dobrze, pan Ignacy by kontent. Wwczas przed snem czyta histori kons tu i cesarstwa albo wycinki z gazet opisujcych wojn wosk z roku 1859, albo te, co tra fiao si rzadziej, wydobywa spod ka gitar i gra na niej Marsza Rakoczego, przy piewuj ej warto ci tenorem. Potem niy mu si obszerne wgierskie rwniny, granatowe i biae linie wojsk, przysonitych mur dymu... Nazajutrz miewa pospny humor i skary si na bl gowy.Do przyjemniejszych dni naleaa u niego niedziela; wwczas bowiem obmy la i wykonywa plan y wystaw okiennych na cay tydzie. W jego pojciu okna nie tylko streszczay zasoby sklepu, ale jeszcze powinny byy zwra ca uwag przechodniw bd najmodniejszym towarem, bd piknym uoeniem, bd figlem. Praw znaczone dla galanterii zbytkownych mie cio zwykle jaki brz, porcelanow waz, ca zastaw uarowego stolika, dokoa ktrych ustawiay si albumy, lichtarze, portmonety, wachlarze, w towarzystwie lasek, parasoli i niezliczonej ilo ci drobnych a eleganckich przed miotw. W lewym znowu oknie, napenionym okazami krawatw, rkawiczek, kaloszy i perfum, miejsce rodkowe zajmoway zabawki, najcz ciej poruszajce si. Niekiedy, podczas tych samotnych zaj, w starym subiekcie budzio si dziecko. Wydobywa wtedy i ustawia na stole wszystkie mechaniczne cacka. By tam nied wied wdrapujcy si na sup, by piejcy kogut, mysz, ktra biegaa, pocig, ktry toczy si po szynach, cyrkowy pa ktry cwaowa na koniu, d wigajc drugiego pajaca, i kilka par, ktre taczyy walca przy d niewyra nej muzyki. Wszystkie te figury pan Ignacy nakrca i jednocze nie puszcza w ruc h. A gdy kogut zacz pia, opoczc sztywnymi skrzydami, gdy taczyy martwe pary, co chwil ykajc si i zatrzymujc, gdy oowiani pasaerowie pocigu, jadcego bez celu, zaczli przypa wa mu si ze zdziwieniem i gdy cay ten wiat lalek, przy drgajcym wietle gazu, nabra jak ego fantastycznego ycia, stary subiekt podparszy si okciami, mia si cicho i mrucza: - Hi! hi! hi! dokd wy jedziecie, podrni?... Dlaczego naraasz kark, akrobato?... Co w am po u ciskach, tancerze?... Wykrc si spryny i pjdziecie na powrt do szafy. Gupstwo, stko gupstwo!...a wam, gdyby cie my leli, mogoby si zdawa, e to jest co wielkiego!... Po takich i tym podobnych monologach szybko skada zabawki i rozdraniony chodzi go pu stym sklepie, a za nim jego brudny pies. "Gupstwo handel... gupstwo polityka... gupstwo podr do Turcji... gupstwo cae ycie, kt pocztku nie pamitamy, a koca nie znamy... Gdzie prawda?..." Poniewa tego rodzaju zdania wypowiada niekiedy go no i publicznie, wic uwaano go za bzi ka, a powane damy, majce crki na wydaniu, nieraz mwiy: - Oto do czego prowadzi mczyzn starokawalerstwo! Z domu pan Ignacy wychodzi rzadko i na krtko i zwykle krci si po ulicach, na ktrych mi eszkali jego koledzy albo oficjali ci sklepu. Wwczas jego ciemnozielona algierka lu b tabaczkowy surdut, popielate spodnie z czarnym lampasem i wypowiay cylinder, nad e wszystko za jego nie miae zachowanie si zwracay powszechn uwag. Pan Ignacy wiedzia t coraz bardziej zniechca si do spacerw. Wola przy wicie ka si na ku i caymi go woje zakratowane okno, za ktrym wida byo szary mur ssiedniego domu, ozdobiony jednym jedynym, rwnie zakratowanym oknem, gdzie czasami sta garnczek masa albo wisiay zwoki zajca. Lecz im mniej wychodzi, tym cz ciej marzy o jakiej dalekiej podry na wie lub za granic raz cz ciej spotyka we snach zielone pola i ciemne bory, po ktrych bkaby si, przypomin sobie mode czasy. Powoli zbudzia si w nim gucha tsknota do tych krajobrazw, wic postan wi, natychmiast po powrocie Wokulskiego, wyjecha gdzie na cae lato. - Cho raz przed mierci, ale na kilka miesicy - mwi kolegom, ktrzy nie wiadomo dlaczego u miechali si z tych projektw. Dobrowolnie odcity od natury i ludzi, utopiony w wartk im, ale ciasnym wirze sklepowych interesw, czu coraz mocniej potrzeb wymiany my li. A poniewa jednym nie ufa, inni go nie chcieli sucha, a Wokulskiego nie byo, wic rozmawi a sam z sob i - w najwikszym sekrecie pisywa pamitnik. ROZDZIA TRZECI PAMITNIK STAREGO SUBIEKTA"...Ze smutkiem od kilku lat uwaam, e na wiecie jest coraz mniej dobrych subiektw i rozumnych politykw, bo wszyscy stosuj si do mody. Skromny subiekt co kwarta ubiera s i w spodnie nowego fasonu, w coraz dziwniejszy kapelusz i coraz inaczej wykadany k onierzyk. Podobnie dzisiejsi politycy co kwarta zmieniaj wiar: onegdaj wierzyli w Bis marcka, wczoraj w Gambett, a dzi w Beaconsfielda, ktry niedawno by ydkiem. Ju wida zapomniano, e w sklepie nie mona stroi si w modne konierzyki, tylko je sprzeda a, bo w przeciwnym razie go ciom zabraknie towaru, a sklepowi go ci. Za polityki nie n aley opiera na szcz liwych osobach, tylko na wielkich dynastiach. Metternich by taki sa wny jak Bismarck, a Palmerston sawniejszy od Beaconsfielda i - kt dzi o nich pamita? Tymczasem rd Bonapartych trzs Europ za Napoleona I, potem za Napoleona III, a i dzisiaj, cho niektrzy nazywaj go bankrutem, wpywa na losy Francji przez wierne swoje sugi , MacMahona i Ducrota. Zobaczycie, co jeszcze zrobi Napoleonek IV, ktry po cichu uczy si sztuki wojennej u Anglikw! Ale o to mniejsza. W tej bowiem pisaninie chc mwi nie o Bonapartych, ale o sobie, aeby wiedziano, jakim sposobem tworzyli si dobrzy subiekci i cho nie uczen i, ale rozsdni politycy. Do takiego interesu nie trzeba akademii, lecz przykadu w domu i w sklepie. Ojciec mj by za modu onierzem, a na staro wo nym w Komisji Spraw Wewntrznych. Trzyma to jak sztaba, mia niedue faworyty i ws do gry; szyj okrca czarn chustk i nosi sreb czyk w uchu. Mieszkali my na Starym Mie cie z ciotk, ktra urzdnikom praa i ataa bielizn. Mieli my n tym pitrze dwa pokoiki, gdzie niewiele byo dostatkw, ale duo rado ci, przynajmniej dla mnie. W naszej izdebce najokazalszym sprztem by st, na ktrym ojciec, powrciwszy z biu ra, klei koperty; u ciotki za pierwsze miejsce zajmowaa balia. Pamitam, e w pogodne d nie puszczaem na ulicy latawce, a w razie soty wydmuchiwaem w izbie baki mydlane. Na cianach u ciotki wisieli sami wici; ale jakkolwiek byo ich sporo, nie dorwnali jed nak liczb Napoleonom, ktrymi ojciec przyozdabia swj pokj. By tam jeden Napoleon w Egip cie, drugi pod Wagram, trzeci pod Austerlitz, czwarty pod Moskw, pity w dniu koron acji, szsty w apoteozie. Gdy za ciotka, zgorszona tyloma wieckimi obrazami, zawiesia na cianie mosiny krucyfiks, ojciec, aeby - jak mwi - nie obrazi Napoleona, kupi sobi ego brzowe popiersie i take umie ci je nad kiem. - Zobaczysz, niedowiarku - lamentowaa nieraz ciotka - e za te sztuki bd ci pawi w smol . - I!... Nie da mi cesarz zrobi krzywdy - odpowiada ojciec. Czsto przychodzili do nas dawni koledzy ojca: pan Domaski, take wo ny, ale z Komisji Skarbu, i pan Raczek, ktry na Dunaju mia stragan z zielenin. Pro ci to byli ludzie (n awet pan Domaski troch lubi anywk), ale roztropni politycy. Wszyscy, nie wyczajc cio twierdzili jak najbardziej stanowczo, e cho Napoleon I umar w niewoli, rd Bonapartyc h jeszcze wypynie. Po pierwszym Napoleonie znajdzie si jaki drugi, a gdyby i ten le skoczy, przyjdzie nastpny, dopki jeden po drugim nie uporzdkuj wiata. - Trzeba by zawsze gotowym na pierwszy odgos! - mwi mj ojciec. - Bo nie wiecie dnia ani godziny - dodawa pan Domaski. A pan Raczek, trzymajc fajk w ustach, na znak potwierdzenia plu a do pokoju ciotki. - Napluj mi acan w bali, to ci dam!... - woaa ciotka. - Moe jejmo i dasz, ale ja nie wezm - mrukn pan Raczek, plujc w stron komina. - U... c to za chamy te cae grenadierzyska! - gniewaa si ciotka. - Jejmo ci zawsze smakowali uani. Wiem, wiem... P niej pan Raczek oeni si z moj ciotk... ...Chcc, aebym zupenie by gotw, gdy wybije godzina sprawiedliwo ci, ojciec sam pracowa ad moj edukacj. Nauczy mi czyta, pisa, klei koperty, ale nade wszystko - musztrowa si. Do musztry zap mnie w bardzo wczesnym dziecistwie, kiedy mi jeszcze zza plecw wygldaa koszula. Dobr ze to pamitam, gdy ojciec komenderujc: "P obrotu na prawo!" albo "Lewe rami naprzd - m rsz!...", cign mnie w odpowiednim kierunku za ogon tego ubrania. Bya to najdokadniej prowadzona nauka. Nieraz w nocy budzi mnie ojciec krzykiem: "Do broni!...", musztrowa pomimo wymy la i e z ciotki i koczy zdaniem: - Igna ! zawsze bd gotw, wisusie, bo nie wiemy dnia ani godziny... Pamitaj, e Bonapartw Bg zesa, aeby zrobili porzdek na wiecie, a dopty nie bdzie porzdku ani sprawiedliwo i nie wypeni si testament cesarza. Nie mog powiedzie, aeby niezachwian wiar mego ojca w Bonapartych i sprawiedliwo podzie ali dwaj jego koledzy. Nieraz pan Raczek, kiedy mu dokuczy bl w nodze, klnc i stkajc mwi: - E! wiesz, stary, e ju za dugo czekamy na nowego Napoleona. Ja siwie zaczynam i cor az gorzej podupadam, a jego jak nie byo, tak i nie ma. Niedugo porobi si z nas dziad y pod ko ci, a Napoleon po to chyba przyjdzie, aeby z nami piewa godzinki. - Znajdzie modych. - Co za modych! Lepsi z nich przed nami poszli w ziemi, a najmodsi - diaba warci. Ju s midzy nimi i tacy, co o Napoleonie nie syszeli. - Mj sysza i zapamita - odpar ojciec, mrugajc okiem w moj stron.Pan Domaski jeszcze bardziej upada na duchu. - wiat idzie do gorszego - mwi trzsc gow. - Wikt coraz droszy, za kwater zabraliby c nsj, a nawet co si tyczy anywki, i w tym jest szachrajstwo. Dawniej rozweselie si kiel szkiem, dzi po szklance jeste taki czczy, jakby si napi wody. Sam Napoleon nie doczek aby si sprawiedliwo ci! A na to odpowiedzia ojciec: - Bdzie sprawiedliwo , choby i Napoleona nie stao. Ale i Napoleon si znajdzie. - Nie wierz - mrukn pan Raczek. - A jak si znajdzie, to co?... - spyta ojciec. - Nie doczekamy tego. - Ja doczekam - odpar ojciec - a Igna doczeka jeszcze lepiej. Ju wwczas zdania mego ojca gboko wyrzynay mi si w pamici, ale dopiero p niejsze wypad day im cudowny, nieomal proroczy charakter. Okoo roku 1840 ojciec zacz niedomaga. Czasami po par dni nie wychodzi do biura, a wres zcie na dobre leg w ku. Pan Raczek odwiedza go co dzie, a raz, patrzc na jego chude rce i wyke policzki szepn - Hej! stary, ju my chyba nie doczekamy si Napoleona! Na co ojciec spokojnie odpar: - Ja tam nie umr, dopki o nim nie usysz. Pan Raczek pokiwa gow, a ciotka zy otara my lc, e ojciec bredzi. Jak tu my le inaczej ier ju koataa do drzwi, a ojciec jeszcze wyglda Napoleona... Byo ju z nim bardzo le, nawet przyj ostatnie sakramenta, kiedy, w par dni P niej, wbie nas pan Raczek dziwnie wzburzony i stojc na rodku izby, zawoa: - A wiesz, stary, e znalaz si Napoleon?... - Gdzie? - krzykna ciotka. - Juci, we Francji. Ojciec zerwa si, lecz znowu upad na poduszki. Tylko wycign do mnie rk i patrzc wzrok ktrego nie zapomn, wyszepta: - Pamitaj!... Wszystko pamitaj... Z tym umar. W p niejszym yciu przekonaem si, jak proroczymi byy pogldy ojca. Wszyscy widzieli my dr wiazd napoleosk, ktra obudzia Wochy i Wgry; a chocia spada pod Sedanem, nie wierz w tateczne zaga nicie. Co mi tam Bismarck, Gambetta albo Beaconsfield! Niesprawiedliw o dopty bdzie wada wiatem, dopki nowy Napoleon nie uro nie. W par miesicy po mierci ojca pan Raczek i pan Domaski wraz z ciotk Zuzann zebrali si n rad: co ze mn pocz? Pan Domaski chcia mnie zabra do swoich biur i powoli wypromowa n rzdnika; ciotka zalecaa rzemioso, a pan Raczek zieleniarstwo. Lecz gdy zapytano mni e: do czego mam ochot? odpowiedziaem, e do sklepu. - Kto wie, czy to nie bdzie najlepsze - zauway pan Raczek. - A do jakiego by chcia kup ca? - Do tego na Podwalu, co ma we drzwiach paasz, a w oknie kozaka. - Wiem - wtrcia ciotka. - On chce do Mincla. - Mona sprbowa - rzek pan Domaski. - Wszyscy przecie znamy Mincla. Pan Raczek na znak zgody plun a w komin. - Boe miosierny - jkna ciotka - ten drab ju chyba na mnie plu zacznie, kiedy brata nie stao... Oj! nieszcz liwa ja sierota!... - Wielka rzecz! - odezwa si pan Raczek. - Wyjd jejmo za m, to nie bdziesz sierot. - A gdzie ja znajd takiego gupiego, co by mnie wzi? - Phi! moe i ja bym si oeni z jejmo ci, bo nie ma mnie kto smarowa - mrukn pan Raczek schylajc si do ziemi, aeby wypuka popi z fajki. Ciotka rozpakaa si, a wtedy odezwa omaski: - Po co robi due ceregiele. Jejmo nie masz opieki, on nie ma gospodyni; pobierzcie s i i przygarnijcie Ignasia, a bdziecie nawet mieli dziecko. I jeszcze tanie dziecko , bo Mincel da mu wikt i kwater, a wy tylko odzie. - H?... - spyta pan Raczek, patrzc na ciotk. - No, oddajcie pierwej chopca do terminu, a potem... moe si odwa - odpara ciotka. - Za wsze miaam przeczucie, e marnie skocz... - To i jazda do Mincla! - rzek pan Raczek, podnoszc si z krzeseka. - Tylko jejmo nie z rb mi zawodu! - doda, groc ciotce pi ci. Wyszli z panem Domaskim i moe w ptorej godziny wrcili obaj mocno zarumienieni. Pan Raczek ledwie oddycha, a pan Domaski z trudno ci trzyma si na nogach, podobno z tego, e nasze schody byy bardzo niewygodne. - C?... - spytaa ciotka. - Nowego Napoleona wsadzili do prochowni! - odpowiedzia pan Domaski. - Nie do prochowni, tylko do fortecy. A-u... A-u... - doda pan Raczek i rzuci czap k na st. - Ale z chopcem co? - Jutro ma przyj do Mincla z odzieniem i bielizn - odrzek pan Domaski. - Nie do forte cy A-u... A-u... tylko do Ham-ham czy Cham... bo nawet nie wiem... - Zwariowali cie, pijaki! - krzykna ciotka, chwytajc pana Raczka za rami. - Tylko bez poufao ci! - oburzy si pan Raczek. - Po lubie bdzie poufao , teraz... Ma p Mincla jutro z bielizn i odzieniem... Nieszczsny Napoleonie!... Ciotka wypchna za drzwi pana Raczka, potem pana Domaskiego i wyrzucia za nimi czapk. - Precz mi std, pijaki! - Wiwat Napoleon! - zawoa pan Raczek, a pan Domaski zacz piewa:Przechodniu, gdy w t s n zwrcisz swoje oko, przybli si i rozwaaj ten napis gboko... Przybli si i rozwaaj ten napis gboko. Gos jego stopniowo cichn, jakby zagbiajc si w studni, potem umilk na schodach, lecz z u dolecia nas z ulicy. Po chwili zrobi si tam jaki haas, a gdy wyjrzaem oknem, zobaczy m, e pana Raczka policjant prowadzi do ratusza. Takie to wypadki poprzedziy moje wej cie do zawodu kupieckiego. Sklep Mincla znaem od dawna, poniewa ojciec wysya mnie do niego po papier, a ciotka po mydo. Zawsze biegem tam z radosn ciekawo ci, aeby napatrze si wiszcym za szybami z om. O ile pamitam, by tam w oknie duy kozak, ktry sam przez si skaka i macha rkoma, a drzwiach - bben, paasz i skrzany ko z prawdziwym ogonem. Wntrze sklepu wygldao jak dua piwnica, ktrej koca nigdy nie mogem dojrze z powodu cie i. Wiem tylko, e po pieprz, kaw i li cie bobkowe szo si na lewo do stou, za ktrym stay romne szafy, od sklepienia do podogi napenione szufladami. Papier za , atrament, tal erze i szklanki sprzedawano przy stole na prawo, gdzie byy szafy z szybami, a po mydo i krochmal szo si w gb sklepu, gdzie byo wida beczki i stosy pak drewnianych. Nawet sklepienie byo zajte. Wisiay tam dugie szeregi pcherzy naadowanych gorczyc i far ami, ogromna lampa z daszkiem, ktra w zimie palia si cay dzie, sie pena korkw do bute , wreszcie wypchany krokodylek, dugi moe na ptora okcia. Wa cicielem sklepu by Jan Mincel, starzec z rumian twarz i kosmykiem siwych wosw pod br d. W kadej porze dnia siedzia on pod oknem na fotelu obitym skr, ubrany w niebieski b archanowy kaftan, biay fartuch i tak szlafmyc. Przed nim na stole leaa wielka ksiga, w ktrej notowa dochd, a tu nad jego gow wisia pk dyscyplin, przeznaczonych gwnie na s Starzec odbiera pienidze, zdawa go ciom reszt, pisa w ksidze, niekiedy drzema, lecz po o tylu zaj, z niepojt uwag czuwa nad biegiem handlu w caym sklepie. On take, dla ucie przechodniw ulicznych, od czasu do czasu pociga za sznurek skaczcego w oknie kozaka i on wreszcie, co mi si najmniej podobao, za rozmaite przestpstwa karci nas jedn z pk a dyscyplin. Mwi: nas, bo byo nas trzech kandydatw do kary cielesnej: ja tudzie dwaj synowcy stare go - Franc i Jan Minclowie. Czujno ci pryncypaa i jego biego ci w uywaniu sarniej nogi do wiadczyem zaraz na trzeci d ie po wej ciu do sklepu. Franc odmierzy jakiej kobiecie za dziesi groszy rodzynkw. Widzc, e jedno ziarno upado kontuar (stary mia w tej chwili oczy zamknite), podniosem je nieznacznie i zjadem. Chciaem wa nie wyj pestk, ktra wcisna si mi midzy zby, gdy uczuem na plecach co knicie rozpalonego elaza. - A, szelma! - wrzasn stary Mincel i nim zdaem sobie spraw z sytuacji, przecign po mni jeszcze par razy dyscyplin, od wierzchu gowy do podogi. Zwinem si w kbek z blu, lecz od tej pory nie miaem wzi do ust niczego w sklepie. Mi dzynki, nawet roki miay dla mnie smak pieprzu. Urzdziwszy si ze mn w taki sposb, stary zawiesi dyscyplin na pku, wpisa rodzynki i z dobroduszniejsz min pocz cign za sznurek kozaka. Patrzc na jego pu miechnit twarz oczy, prawie nie mogem uwierzy, e ten jowialny staruszek posiada taki zamach w rku. I dopiero teraz spostrzegem, e w kozak widziany z wntrza sklepu wydaje si mniej zabaw nym ni od ulicy. Sklep nasz by kolonialno-galanteryjno-mydlarski. Towary kolonialne wydawa go ciom Fr anc Mincel, modzieniec trzydziestokilkoletni, z rud gow i zaspan fizjognomi. Ten najczej dostawa dyscyplin od stryja, gdy pali fajk, p no wchodzi za kontuar, wymyka si z nocach, a nade wszystko niedbale way towar. Modszy za , Jan Mincel, ktry zawiadywa gal anteri i obok niezgrabnych ruchw odznacza si agodno ci, by znowu bity za wykradanie ko owego papieru i pisywanie na nim listw do panien. Tylko August Katz, pracujcy przy mydle, nie ulega adnym surowcowym upomnieniom. Miz erny ten czeczyna odznacza si niezwyk punktualno ci. Najraniej przychodzi do roboty, k a mydo i way krochmal jak automat; jad, co mu podano, w najciemniejszym kcie sklepu, p rawie wstydzc si tego, e do wiadcza ludzkich potrzeb. O dziesitej wieczorem gdzie znika W tym otoczeniu upyno mi o m lat, z ktrych kady dzie by podobny do wszystkich innych d jak kropla jesiennego deszczu do innych kropli jesiennego deszczu. Wstawaem rano o pitej, myem si i zamiataem sklep. O szstej otwieraem gwne drzwi tudzie okiennic. chwili, gdzie z ulicy zjawia si August Katz, zdejmowa surdut, kad fartuch i milczc sta a midzy beczk myda szarego a kolumn uoon z cegieek myda tego. Potem drzwiami od stary Mincel mruczc: Morgen!, poprawia szlafmyc, dobywa z szuflady ksig, wciska si w el i par razy cign za sznurek kozaka. Dopiero po nim ukazywa si Jan Mincel i ucaowawsz stryja w rk, stawa za swoim kontuarem, na ktrym podczas lata apa muchy, a w zimie kre i palcem albo pi ci jakie figury. Franca zwykle sprowadzano do sklepu. Wchodzi z oczyma zaspanymi, ziewajcy, obojtnie caowa stryja w rami i przez cay dzie skroba si w gow w sposb, ktry mg oznacza elkie zmartwienie. Prawie nie byo ranka, aeby stryj, patrzc na jego manewry, nie wy krzywia mu si i nie pyta: - No,.. a gdzie, ty szelma, lataa? Tymczasem na ulicy budzi si szmer i za szybami sklepu coraz cz ciej przesuwali si prze chodnie. To suca, to drwal, jejmo w kapturze, to chopak od szewca, to jegomo w rogaty szli w jedn i drug stron jak figury w ruchomej panoramie. rodkiem ulicy toczyy si woz y, beczki, bryczki - tam i na powrt... Coraz wicej ludzi, coraz wicej wozw, a nareszc ie utworzy si jeden wielki potok uliczny, z ktrego co chwil kto wpada do nas za sprawu nkiem. - Pieprzu za trojaka... - Prosz funt kawy... - Niech pan da ryu... - P funta myda... - Za grosz li ci bobkowych... Stopniowo sklep zapenia si po najwikszej cz ci sucymi i ubogo odzianymi jejmo ciami. ranc Mincel krzywi si najwicej: otwiera i zamyka szuflady, obwija towar w tutki z szar ej bibuy, wbiega na drabink, znowu zwija, robic to wszystko z aosn min czowieka, kt pozwalaj ziewn. W kocu zbierao si takie mnstwo interesantw, e i Jan Mincel, i ja mu y pomaga Francowi w sprzeday. Stary wci pisa i zdawa reszt, od czasu do czasu dotykajc palcami swojej biaej szlafmyc , ktrej niebieski kutasik zwiesza mu si nad okiem. Czasem szarpn kozaka, a niekiedy z szybko ci byskawicy zdejmowa dyscyplin i wikn ni ktrego ze swych synowcw. Nader rz zrozumie: o co mu chodzi? synowcy bowiem niechtnie obja niali mi przyczyny jego popd liwo ci. Okoo smej napyw interesantw zmniejsza si. Wtedy w gbi sklepu ukazywaa si gruba su buek i kubkami (Franc odwraca si do niej tyem), a za ni - matka naszego pryncypaa, chu da staruszka w tej sukni, w ogromnym czepcu na gowie, z dzbankiem kawy w rkach. Ustaw iwszy na stole swoje naczynie, staruszka odzywaa si schrypnitym gosem: - Gut Morgen, meine Kinder! Der Kaffee ist schon fertig... I zaczynaa rozlewa kaw w biae fajansowe kubki. Wwczas zblia si do niej stary Mincel i caowa j w rk, mwic: - Gut Morgen, meine Mutter! Za co dostawa kubek kawy z trzema bukami. Potem przychodzi Franc Mincel, Jan Mincel, August Katz, a na kocu ja. Kady caowa star uszk w such rk, porysowan niebieskimi yami, kady mwi: - Gut Morgen, Grossmutter! I otrzymywa naleny mu kubek tudzie trzy buki. A gdy my z po piechem wypili nasz kaw, suca zabieraa pusty kosz i zamazane kubki, staru a swj dzbanek i obie znikay. Za oknem wci toczyy si wozy i pyn w obie strony potok ludzki, z ktrego co chwila odry i kto i wchodzi do sklepu.- Prosz krochmalu... - Da migdaw za dziesitk... - Lukrecji za grosz... - Szarego myda... Okoo poudnia zmniejsza si ruch za kontuarem towarw kolonialnych, a za to coraz cz ciej jawiali si interesanci po stronie prawej sklepu, u Jana. Tu kupowano talerze, szk lanki, elazka, mynki, lalki, a niekiedy due parasole, szafirowe lub psowe. Nabywcy, kobiety i mczy ni, byli dobrze ubrani, rozsiadali si na krzesach i kazali sobie pokazy wa mnstwo przedmiotw, targujc si i dajc coraz to nowych. Pamitam, e kiedy po lewej stronie sklepu mczyem si bieganin i zawijaniem towarw, po pr wej - najwiksze strapienie robia mi my l: czego ten a ten go chce naprawd i - czy co ku pi? W rezultacie jednak i tutaj duo si sprzedawao; nawet dzienny dochd z galanterii by kilka razy wikszy anieli z towarw kolonialnych i myda. Stary Mincel i w niedziel bywa w sklepie. Rano modli si, a okoo poudnia kaza mi przych dzi do siebie na pewien rodzaj lekcji. Sag mir - powiedz mi: was is das? co jest to? Das is Schublade - to jest szublad a. Zobacz, co jest w te szublade. Es ist Zimmt - to jest cynamon. Do czego potrz ebuje si cynamon? Do zupe, do legumine potrzebuje si cynamon. Co to jest cynamon? Jest taki kora z jedne drzewo. Gdzie mieszka taki drzewo cynamon? W Indii mieszk a taki drzewo. Patrz na globus - tu ley Indii. Daj mnie za dziesitk cynamon... O, d u Spitzbub!... jak tobie dam dziesi raz dyscyplin, ty bdziesz wiedzia, ile sprzeda za dziesi groszy cynamon... W ten sposb przechodzili my kad szuflad w sklepie i histori kadego towaru. Gdy za Minc nie by zmczony, dyktowa mi jeszcze zadania rachunkowe, kaza sumowa ksigi albo pisywa l sty w interesach naszego sklepu. Mincel by bardzo porzdny, nie cierpia kurzu, ciera go z najdrobniejszych przedmiotw. J ednych tylko dyscyplin nigdy nie potrzebowa okurza dziki swoim niedzielnym wykadom b uchalterii, jeografii i towaroznawstwa. Powoli, w cigu paru lat, tak przywykli my do siebie, e stary Mincel nie mg obej si bez nie, a ja nawet jego dyscypliny poczem uwaa za co , co naleao do familijnych stosunkw. mitam, e nie mogem utuli si z alu, gdy raz zepsuem kosztowny samowar, a stary Mincel z miast chwyta za dyscyplin - odezwa si: - Co ty zrobila, Ignac?... Co ty zrobila!... Wolabym dosta cigi wszystkimi dyscyplinami, anieli znowu kiedy usysze ten drcy gos i czy wylknione spojrzenie pryncypaa. Obiady w dzie powszedni jadali my w sklepie, naprzd dwaj modzi Minclowie i August Kat z, a nastpnie ja z pryncypaem. W czasie wita wszyscy zbierali my si na grze i zasiadali do jednego stou. Na kad Wigili Boego Narodzenia Mincel dawa nam podarunki, a jego mat ka w najwikszym sekrecie urzdzaa nam (i swemu synowi) choink. Wreszcie w pierwszym d niu miesica wszyscy dostawali my pensj (ja braem 10 zotych.) Przy tej okazji kady musia wylegitymowa si z porobionych oszczdno ci: ja, Katz, dwaj synowcy i suba. Nierobienie o szczdno ci, a raczej nieodkadanie co dzie choby kilku groszy, byo w oczach Mincla takim wystpkiem jak kradzie. Za mojej pamici przewino si przez nasz sklep paru subiektw i k lku uczniw, ktrych pryncypa dlatego tylko usun, e nic sobie nie oszczdzili. Dzie, w k si to wydao, by ostatnim ich pobytu. Nie pomogy obietnice, zaklcia, caowania po rkach nawet upadanie do ng. Stary nie ruszy si z fotelu, nie patrzy na petentw, tylko wska zujc palcem drzwi, wymawia jeden wyraz: fort! fort!... Zasada robienia oszczdno ci st aa si ju u niego chorobliwym dziwactwem. Dobry ten czowiek mia jedn wad, oto - nienawidzi Napoleona. Sam nigdy o nim nie wspom ina, lecz na d wik nazwiska Bonapartego dostawa jakby ataku w cieklizny; sinia na twarzy , plu i wrzeszcza: szelma! szpitzbub! rozbjnik!... Usyszawszy pierwszy raz tak szkaradne wymysy, nieomal straciem przytomno . Chciaem co h rdego powiedzie staremu i uciec do pana Raczka, ktry ju oeni si z moj ciotk. Nagle do zegem, e Jan Mincel zasoniwszy usta doni co mruczy i robi miny do Katza. Wytam such to co mwi Jan: - Baje stary, baje! Napoleon by chwat, choby za to samo, e wygna hyclw Szwabw. Niepraw da, Katz? A August Katz zmruy oczy i dalej kraja mydo. Osupiaem ze zdziwienia, lecz w tej chwili bardzo polubiem Jana Mincla i Augusta Kat za. Z czasem przekonaem si, e w naszym maym sklepie istniej a dwa wielkie stronnictwa,z ktrych jedno, skadajce si ze starego Mincla i jego matki, bardzo lubio Niemcw, a dr ugie, zoone z modych Minclw i Katza, nienawidzio ich. O ile pamitam, ja tylko byem neu ralny. W roku 1846 doszy nas wie ci o ucieczce Ludwika Napoleona z wizienia. Rok ten by dla mnie wany, gdy zostaem subiektem, a nasz pryncypa, stary Jan Mincel, zakoczy ycie z po odw dosy dziwnych. W roku tym handel w naszym sklepie nieco osabn ju to z racji oglnych niepokojw, ju z t j, e pryncypa za czsto i za go no wymy la na Ludwika Napoleona. Ludzie poczli zniechca nas, a nawet kto (moe Katz?...) wybi nam jednego dnia szyb w oknie. Ot wypadek ten, zamiast cakiem odstrczy publiczno , zwabi j do sklepu i przez tydzie tak due obroty jak nigdy; a zazdro cili nam ssiedzi. Po tygodniu jednake sztuczny ruc h na nowo osabn i znowu byy w sklepie pustki. Pewnego wieczora w czasie nieobecno ci pryncypaa, co ju stanowio fakt niezwyky, wpad na m drugi kamie do sklepu. Przestraszeni Minclowie pobiegli na gr i szukali stryja, K atz polecia na ulic szuka sprawcy zniszczenia, a wtem ukazao si dwu policjantw cigncy .. Prosz zgadn kogo?... Ani mniej, ani wicej - tylko naszego pryncypaa, oskarajc go, o on wybi szyb teraz, a zapewne i poprzednio... Na prno staruszek wypiera si: nie tylko bowiem widziano jego zamach, ale jeszcze zna leziono przy nim kamie... Poszed te nieborak do ratusza. Sprawa, po wielu tumaczeniach i wyja nieniach, naturalnie zatara si; ale stary od tej chwili zupenie straci humor i pocz chudn. Pewnego za dnia, usiadszy na swym fotelu p oknem, ju nie podnis si z niego. Umar oparty brod na ksidze handlowej, trzymajc w rc urek, ktrym porusza kozaka. Przez kilka lat po mierci stryja synowcy prowadzili wsplnie sklep na Podwalu i dop iero okoo 1850 roku podzielili si w ten sposb, e Franc zosta na miejscu z towarami ko lonialnymi, a Jan z galanteri i mydem przenis si na Krakowskie, do lokalu, ktry zajmuj emy obecnie. W kilka lat p niej Jan oeni si z pikn Magorzat Pfeifer, ona za (niech s w spokoju) zostawszy wdow, oddaa rk swoj Stasiowi Wokulskiemu, ktry tym sposobem odzi edziczy interes, prowadzony przez dwa pokolenia Minclw. Matka naszego pryncypaa ya jeszcze dugi czas; kiedy w roku 1853 wrciem z zagranicy, za staem j w najlepszym zdrowiu. Zawsze schodzia rano do sklepu i zawsze mwia: - Gut Morgen, meine Kinder! Der Kaffee ist schon fertig... Tylko gos jej z roku na rok przycisza si, dopki wreszcie nie umilkn na wieki. Za moich czasw pryncypa by ojcem i nauczycielem swoich praktykantw i najczujniejszym sug sklepu; jego matka lub ona byy gospodyniami, a wszyscy czonkowie rodziny pracown ikami. Dzi pryncypa bierze tylko dochody z handlu, najcz ciej nie zna go i najwicej tr oszczy si o to, aeby jego dzieci nie zostay kupcami. Nie mwi tu o Stasiu Wokulskim, k try ma szersze zamiary, tylko my l w oglno ci, e kupiec powinien siedzie w sklepie i wyr bia sobie ludzi, jeeli chce mie porzdnych. Sycha, e Andrassy zada sze dziesiciu milionw guldenw na nieprzewidziane wydatki. Wi a zbroi si, a Sta tymczasem pisze mi; e - nie bdzie wojny. Poniewa nie by nigdy fanfar onem, wic chyba musi by bardzo wtajemniczony w polityk; a w takim razie siedzi w Bug arii nie przez mio dla handlu... Ciekawym, co on zrobi! Ciekawym!..." ROZDZIA CZWARTY POWRTJest niedziela, szkaradny dzie marcowy; zblia si poudnie, lecz ulice Warszawy s prawi e puste. Ludzie nie wychodz z domw albo kryj si w bramach, albo skuleni uciekaj przed siekcym ich deszczem i niegiem. Prawie nie sycha turkotu doroek, gdy doroki stoj. Do rze, opu ciwszy kozio, wchodz pod budy swoich powozw, a zmoczone deszczem i zasypane n iegiem konie wygldaj tak, jakby pragny schowa si pod dyszel i nakry wasnymi uszami. Pomimo, a moe z powodu tak brzydkiego czasu pan Ignacy, siedzc w swoim zakratowany m pokoju, jest bardzo wes. Interesa sklepowe id wybornie, wystawa w oknach na przys zy tydzie ju uoona, a nade wszystko - lada dzie ma powrci Wokulski. Nareszcie pan Ign zda komu rachunki i ciar kierowania sklepem, najdalej za za dwa miesice wyjedzie sob ie na wakacje. Po dwudziestu piciu latach pracy - i jeszcze jakiej! - naley mu si t en wypoczynek. Bdzie rozmy la tylko o polityce, bdzie chodzi, bdzie biega i skaka po p ch i lasach, bdzie wista, a nawet piewa jak za modu. Gdyby nie te ble reumatyczne, ktzreszt na wsi ustpi... Wic cho deszcz ze niegiem bije w zakratowane okna, cho pada tak gsto, e w pokoju jest mrok, pan Ignacy ma wiosenny humor. Wydobywa spod ka gitar, dostraja j i wziwszy kilka akordw, zaczyna piewa przez nos pie bardzo romantyczn: Wiosna si budzi w caej naturzeWitana rzewnym sowikw pieniem; W zielonym gaju, ponad strumieniem; Kwitn prze liczne dwie re. Czarowne te d wiki budz picego na kanapie pudla, ktry poczyna przypatrywa si jedynym o m swemu panu. D wiki te robi wicej, gdy wywouj na podwrzu jaki ogromny cie, ktry st ratowanym oknie i usiuje zajrze do wntrza izby, czym zwraca na siebie uwag pana Igna cego. "Tak, to musi by Pawe" - my li pan Ignacy. Ale Ir jest innego zdania; zeskakuje bowiem z kanapy i z niepokojem wcha drzwi, j akby czu kogo obcego. Sycha szmer w sieniach. Jaka rka poszukuje klamki, nareszcie otwieraj si drzwi i na pr ogu staje kto odziany w wielkie futro, upstrzone niegiem i kroplami deszczu. - Kto to? - pyta si pan Ignacy i na twarz wystpuj mu silne rumiece. - Jue o mnie zapomnia, stary?... - cicho i powoli odpowiada go . Pan Ignacy miesza si coraz bardziej. Zasadza na nos binokle, ktre mu spadaj, potem wydobywa spod ka trumienkowate pudo, piesznie chowa gitar i to samo pudeko wraz z git dzie na swoim ku. Tymczasem go zdj wielkie futro i barani czapk, a jednooki Ir, obwchawszy Go, poczyna k i ogonem, asi si i z radosnym skomleniem przypada mu do ng. Pan Ignacy zblia si do go cia wzruszony i zgarbiony wicej ni kiedykolwiek. - Zdaje mi si... - mwi zacierajc rce - zdaje mi si, e mam przyjemno ... Potem go cia prowadzi do okna, mrugajc powiekami. - Sta ... jak mi Bg miy!... Klepie go po wypukej piersi, ciska za praw i za lew rk, a nareszcie oparszy na jego os rzyonej gowie swoj do, wykonywa ni taki ruch, jakby mu chcia ma wetrze w okolic ci - Cha! cha! cha!... - mieje si pan Ignacy. - Sta we wasnej osobie... Sta z wojny!... C to, dopiero teraz przypomniae sobie, e masz sklep i przyjaci? - dodaje, mocno uderza go w opatk. - Niech mi diabli wezm, jeeli nie jeste podobny do onierza albo marynarz ale nigdy do kupca... Przez osiem miesicy nie by w sklepie!... Co za pier ... co za e b... Go take si mia. Obj Ignacego za szyj i po kilka razy gorco ucaowa go w oba policz ry subiekt kolejno nadstawia mu, nie oddajc jednak pocaunkw. - No i c sycha, stary, u ciebie? - odezwa si go . - Wychude , poblade ... - Owszem, troch nabieram ciaa. - Posiwiae ... Jake si masz? - Wybornie. I w sklepie jest nie le, troch zwikszyy nam si obroty. W styczniu i lutym mieli my targu za dwadzie cia pi tysicy rubli!... Sta kochany!... O m miesicy nie byo g omu... Bagatela... Moe sidziesz?- Rozumie si - odpowiedzia go , siadajc na kanapie, na trej wnet umie ci si Ir i opar mu gow na kolanach. Pan Ignacy przysun sobie krzeso. - Moe co zjesz? Mam szynk i troch kawioru. - Owszem. - Moe co wypijesz? Mam butelk niezego wgrzyna, ale tylko jeden cay kieliszek. - Bd pi szklank - odpar go . Pan Ignacy zacz drepta po pokoju, kolejno otwierajc szaf, kuferek i stolik. Wydoby wino i schowa je na powrt, potem rozoy na stole szynk i kilka buek. Rce i pow dray mu i sporo czasu upyno, nim o tyle si uspokoi, e zgromadzi na jeden punkt poprz wyliczone zapasy. Dopiero kieliszek wina przywrci mu silnie zachwian rwnowag moraln. Wokulski tymczasem jad. - No, c nowego? - rzek spokojniejszym tonem pan Ignacy, trcajc go cia w kolano. - Domy lam si, e ci chodzi o polityk - odpar Wokulski. - Bdzie pokj. - A po c zbroi si Austria? - Zbroi si za sze dziesit milionw guldenw?... Chce zabra Bo ni i Hercegowin. Ignacemu rozszerzyy si renice. - Austria chce zabra?... - powtrzy. - Za co? - Za co? - u miechn si Wokulski. - Za to, e Turcja nie moe jej tego zabroni. - A c Anglia?- Anglia take dostanie kompensat. - Na koszt Turcji? - Rozumie si. Zawsze sabi ponosz koszta zatargw midzy silnymi. - A sprawiedliwo ? - zawoa Ignacy. - Sprawiedliwym jest to, e silni mno si i rosn, a sabi gin. Inaczej wiat staby si d walidw, co dopiero byoby niesprawiedliwo ci. Ignacy posun si z krzesem. - I ty to mwisz, Stasiu?... Na serio, bez artw? Wokulski zwrci na niego spokojne wejrzenie. - Ja mwi - odpar. - C w tym dziwnego? Czyli to samo prawo nie stosuje si do mnie, do c ebie, do nas wszystkich?... Za duo pakaem nad sob, aebym si mia rozczula nad Turcj. Pan Ignacy spu ci oczy i umilk. Wokulski jad. - No, a jake tobie poszo? - zapyta Rzecki ju zwykym tonem. Wokulskiemu bysny oczy. Pooy buk i opar si o porcz kanapy. - Pamitasz - rzek - ile wziem pienidzy, gdym std wyjeda? - Trzydzie ci tysicy rubli, ca gotwk. - A jak ci si zdaje: ile przywiozem? - Pidzie... ze czterdzie ci tysicy... Zgadem?... - pyta Rzecki, niepewnie patrzc na nie o. Wokulski nala szklank wina i wypi j powoli. - Dwie cie pidziesit tysicy rubli, z tego du cz w zocie - rzek dobitnie. - A ponie upi banknoty, ktre po zawarciu pokoju sprzedam, wic bd mia przeszo trzysta tysicy rub .. Rzecki pochyli si ku niemu i otworzy usta. - Nie bj si - cign Wokulski. - Grosz ten zarobiem uczciwie, nawet ciko, bardzo ciko kret polega na tym, em mia bogatego wsplnika i e kontentowaem si cztery i pi razy mni zym zyskiem ni inni. Tote mj kapita cigle wzrastajcy by w cigym ruchu. - No - doda li - miaem te szalone szcz cie... Jak gracz, ktremu dziesi razy z rzdu wychodzi ten sa umer w rulecie. Gruba gra?... prawie co miesic stawiaem cay majtek, a co dzie ycie. - I tylko po to je dzie tam? - zapyta Ignacy. Wokulski drwico spojrza na niego. - Czy chciae , aebym zosta tureckim Wallenrodem?... - Naraa si dla majtku, gdy si ma spokojny kawaek chleba!... - mrukn pan Ignacy, kiwaj i podnoszc brwi. Wokulski zadra z gniewu i zerwa si z kanapy.- Ten spokojny chleb - mwi zaciskajc pi c wi mnie i dusi przez lat sze !... Czy ju nie pamitasz, ile razy na dzie przypominano mi dwa pokolenia Minclw albo anielsk dobro mojej ony? Czy by kto z dalszych i bliszych zn ajomych, wyjwszy ciebie, ktry by mnie nie drczy sowem, ruchem, a choby spojrzeniem? Il e to razy mwiono o mnie i prawie do mnie, e karmi si z fartucha ony, e wszystko zawdzi am pracy Minclw, a nic, ale to nic - wasnej energii, cho przecie ja pod wignem ten kram ik, zdwoiem jego dochody... Mincle i zawsze Mincle!... Dzi niech mnie porwnaj z Minclami. Sam jeden przez p roku zarobiem dziesi razy wicej anieli dwa pokolenia Minclw przez p wieku. Na zdobycie teg com ja zdoby pomidzy kul, noem i tyfusem, tysic Minclw musiaoby si poci w swoich skl ch i szlafmycach. Teraz ju wiem, ilu jestem wart Minclw, i jak mi Bg miy, dla podobn ego rezultatu drugi raz powtrzybym moj gr! Wol obawia si bankructwa i mierci anieli y si do tych, ktrzy kupi u mnie parasol, albo pada do ng tym, ktrzy w moim sklepie rac zaopatrywa si w waterklozety... - Zawsze ten sam! - szepn Ignacy. Wokulski ochon. Opar si na ramieniu Ignacego i zagldajc mu w oczy rzek agodnie: - Nie gniewasz si, stary? - Czego? Albo nie wiem, e wilk nie bdzie pilnowa baranw... Naturalnie... - C u was sycha? - powiedz mi. - Akurat tyle, co pisaem ci w raportach. Interesa dobrze id, towarw przybyo, a jeszc ze wicej zamwie. Trzeba jednego subiekta. - We miemy dwu, sklep rozszerzymy, bdzie wspaniay. - Bagatela! Wokulski spojrza na niego z boku i u miechn si, widzc, e stary odzyskuje dobry humor. - Ale co w mie cie sycha? W sklepie, dopki ty w nim jeste , musi by dobrze. - W mie cie...- Z dawnych kundmanw nie uby kto? - przerwa mu Wokulski, coraz szybciej chodzc po po koju. - Nikt! Przybyli nowi. - A... a... Wokulski stan jakby wahajc si. Nala znowu szklank wina i wypi duszkiem. - A cki kupuje u nas?... - Cz ciej bierze na rachunek. - Wic bierze... - Tu Wokulski odetchn. - Jake on stoi? - Zdaje si, e to skoczony bankrut i bodaj e w tym roku zlicytuj mu nareszcie kamienic. Wokulski pochyli si nad kanap i zacz bawi si z Irem. - Prosz ci... A panna cka nie wysza za m? - Nie. - A nie wychodzi?... - Bardzo wtpi. Kto dzi oeni si z pann majc wielkie wymagania, a adnego posagu? Zesta si, cho adna. Naturalnie... Wokulski wyprostowa si i przecign. Jego surowa twarz nabraa dziwnie rzewnego wyrazu. - Mj kochany stary! - mwi, biorc Ignacego za rk - mj poczciwy stary przyjacielu! Ty na et nie domy lasz si, jakim ja szcz liwy, e ci widz, i jeszcze w tym pokoju. Pamitasz, i ja tu spdzi wieczorw i nocy... jak mnie karmie ... jak oddawae mi co lepsze odzienie.. Pamitasz?... Rzecki uwanie spojrza na niego i pomy la, e wino musi by dobre, skoro a tak rozwizao Wokulskiemu. Wokulski usiad na kanapie i oparszy gow o cian, mwi jakby do siebie: - Nie masz pojcia, co ja wycierpiaem, oddalony od wszystkich, niepewny, czy ju kogo zobacz, tak strasznie samotny. Bo widzisz, najgorsz samotno ci nie jest ta, ktra otac za czowieka, ale ta pustka w nim samym, kiedy z kraju nie wynis ani cieplejszego sp ojrzenia, ani serdecznego swka, ani nawet iskry nadziei... Pan Ignacy poruszy si na krze le z zamiarem protestu. - Pozwl sobie przypomnie - odezwa si - e z pocztku pisywaem listy bardzo yczliwe, ows , moe nawet za sentymentalne. Zraziy mnie dopiero twoje krtkie odpowiedzi. - Albo ja do ciebie mam al?... - Tym mniej moesz go mie do innych pracownikw, ktrzy nie znaj ci tak jak ja. Wokulski ockn si. - Ale ja do adnego z nich nie mam pretensji. Moe - odrobin - do ciebie, e tak mao pisa ... mie cie... W dodatku bardzo czsto gin "Kurier" na poczcie, robiy si luki w wiadomo c ach a wtedy mczyy mnie najgorsze przeczucia. - Z jakiej racji? Wszake u nas nie byo wojny - odpar ze zdziwieniem pan Ignacy. - Ach, tak!... Nawet dobrze bawili cie si. Pamitam, w grudniu mieli cie wietne ywe obraz y. Kto to w nich wystpowa?... - No, ja na takie gupstwa nie chodz. - To prawda. A ja tego dnia dabym - bodaj - dziesi tysicy rubli, aeby je zobaczy. Gups wo jeszcze wiksze!... Czy nie tak?... - Zapewne - chocia duo tu tumaczy samotno , nudy... - A moe tsknota - przerwa Wokulski. - Zjadaa mi ona kad chwil woln od pracy, kad go oczynku. Nalej mi wina, Ignacy. Wypi, zacz znowu chodzi po pokoju i mwi przyciszonym gosem: - Pierwszy raz spado to na mnie w czasie przeprawy przez Dunaj, trwajcej od wieczo ra do nocy. Pynem sam i Cygan przewo nik. Nie mogc rozmawia, przypatrywaem si okolicy. w tym miejscu piaszczyste brzegi jak u nas. I drzewa podobne do naszych wierzb, wzgrza poro nite leszczyn i kpy lasw sosnowych. Przez chwil zdawao mi si, e jestem i e nim noc zapadnie, znowu was zobacz. Noc zapada, ale jednocze nie znikny mi z oczu brzegi. Byem sam na ogromnej smudze wody, w ktrej odbijay si nike gwiazdy. Wwczas przyszo mi na my l, e tak daleko jestem od domu, e dzi ostatnim midzy mn i wami kiem s tylko te gwiazdy, e w tej chwili u was moe nikt nie patrzy na nie, nikt o mn ie nie pamita, nikt!... Uczuem jakby wewntrzne rozdarcie i wtedy dopiero przekonaem si, jak gbok mam ran w duszy. - Prawda, e nigdy nie interesoway mnie gwiazdy - szepn pan Ignacy. - Od tego dnia ulegem dziwnej chorobie - mwi Wokulski. - Dopki rozpisywaem listy, rob iem rachunki, odbieraem towary, rozsyaem moich ajentw, dopkim bodaj d wiga i wyadowyw ute wozy albo czuwa nad skradajcym si grabiec, miaem wzgldny spokj. Ale gdym oderwa interesw, a nawet gdym na chwil zoy piro, czuem bl, jakby mi - czy ty rozumiesz, Igna- jakby mi ziarno piasku wpado do serca. Bywao, chodz, jem, rozmawiam, my l przytomni e, rozpatruj si w piknej okolicy, nawet miej si i jestem wes, a mimo to czuj jakie e, jaki drobny niepokj, jak nieskoczenie ma obaw. Ten stan chroniczny, mczcy nad wszelki wyraz, lada okoliczno rozdmuchiwaa w burz. Drze wo znajomej formy, jaki obdarty pagrek, kolor oboku, przelot ptaka, nawet powiew wi atru bez adnego zreszt powodu budzi we mnie tak szalon rozpacz, e uciekaem od ludzi. S zukaem ustroni tak pustej, gdzie bym mg upa na ziemi i, nie podsuchany przez nikogo, w z blu jak pies. Czasami w tej ucieczce przed samym sob doganiaa mnie noc. Wtedy spoza krzakw, zwalo nych pni i rozpadlin wychodziy naprzeciw mnie jakie szare cienie i smutnie kiway gow ami o wybladych oczach. A wszystkie szelesty li ci, daleki turkot wozw, szmery wd zle way si w jeden gos aosny, ktry mnie pyta: "Przechodniu nasz, ach! co si z tob stao? , co si ze mn stao... - Nic nie rozumiem - przerwa Ignacy. - C to za sza? - Co?... Tsknota. - Za czym? Wokulski drgn. - Za czym? No... za wszystkim... za krajem... - Dlaczegoe nie wraca? - A c by mi da powrt?... Zreszt - nie mogem. - Nie moge ? - powtrzy Ignacy. - Nie mogem... i basta! Nie miaem po co wraca - odpar niecierpliwie Wokulski. - Umrz e tu czy tam, wszystko jedno... Daj mi wina - zakoczy nagle, wycigajc rk. Rzecki spojr a w jego rozgorczkowan twarz i odsun butelk. - Daj pokj - rzek - ju i tak jeste rozdraniony... - Dlatego chc pi... - Dlatego nie powiniene pi - przerwa Ignacy. - Za wiele mwisz... moe wicej, anieliby ia - doda z naciskiem. Wokulski cofn si. Zastanowi si i odpar potrzsajc gow: - Mylisz si. - Zaraz ci dowiod - odpowiedzia Ignacy przyciszonym gosem. - Ty nie je dzie tam wyczni la zrobienia pienidzy... - Zapewne - rzek Wokulski po namy le. - Bo i na co trzysta tysicy rubli tobie, ktremu wystarczao tysic na rok?... - To prawda. Rzecki zbliy swoje usta do jego ucha. - Jeszcze ci powiem, e pienidzy tych nie przywioze dla siebie... - Kto wie, czy nie zgad. - Zgaduj wicej, anieli my lisz... Wokulski nagle roze mia si. - Aha, wic tak sdzisz? - zawoa. - Upewniam ci, e nic nie wiesz, stary marzycielu. - Boj si twojej trze wo ci, pod wpywem ktrej gadasz jak wariat. Rozumiesz mnie, Stasiu?. .. Wokulski wci si mia. - Masz racj, nie przywykem pi i wino uderzyo mi do gowy. Ale - ju zebraem zmysy. Powi ci tylko, e mylisz si gruntownie. A teraz, aeby ocali mnie od zupenego upicia, wypij sam - za pomy lno moich zamiarw. Ignacy nala kieliszek i mocno ciskajc rk Wokulskiemu, rzek: - Za pomy lno wielkich zamiarw... - Wielkich dla mnie, ale w rzeczywisto ci bardzo skromnych. - Niech i tak bdzie - mwi Ignacy. - Jestem tak stary, e mi wygodniej nic nie wiedzie; jestem ju nawet tak stary, e pragn tylko jednej rzeczy - piknej mierci. Daj mi sowo, gdy przyjdzie czas, zawiadomisz mnie... - Tak, gdy przyjdzie czas, bdziesz moim swatem. - Ju byem i nieszcz liwie... - rzek Ignacy. - Z wdow przed siedmioma laty? - Przed pitnastoma. - Znowu swoje - roze mia si Wokulski. - Zawsze ten sam! - I ty ten sam. Za pomy lno twoich zamiarw... Jakiekolwiek s, wiem jedno, e musz by g ciebie. A teraz - milcz...To powiedziawszy Ignacy wypi wino, a kieliszek rzuci na ziemi. Szko rozbio si z brzkie , ktry obudzi Ira. - Chod my do sklepu - rzek Ignacy. - Bywaj rozmowy, po ktrych dobrze jest mwi o interes ach. Wydoby ze stolika klucz i wyszli. W sieni wion na nich mokry nieg. Rzecki otworzy drz wi sklepu i zapali kilka lamp. - Co za towary! - zawoa Wokulski. - Chyba wszystko nowe? - Prawie. Chcesz zobaczy?... Tu jest porcelana. Zwracam ci uwag... - P niej... Daj mi ksig. - Dochodw? - Nie, dunikw. Rzecki otworzy biurko, wydoby ksig i podsun fotel. Wokulski usiad i rzuciwszy okiem na list, wyszuka w niej jedno nazwisko. - Sto czterdzie ci rubli - mwi czytajc. - No, to wcale nieduo... - Kt to? - zapyta Ignacy. - A... cki... - Panna cka ma take otwarty kredyt... bardzo dobrze - cign Wokulski, zbliywszy twarz d ksigi, jakby w niej pismo byo niewyra ne. - A... a... Onegdaj wzia portmonetk... Trzy ruble?... to chyba za drogo... - Wcale nie - wtrci Ignacy. - Portmonetka doskonaa, sam j wybieraem. - Z ktryche to? - spyta niedbale Wokulski i zamkn ksig. - Z tej gablotki. Widzisz, jakie to cacka. - Musiaa jednak duo midzy nimi przerzuci... Jest podobno wymagajca... - Wcale nie przerzucaa, dlaczego miaaby przerzuca? - odpar Ignacy. - Obejrzaa t... - T?.. - A chciaa wzi t... - Ach, t... - szepn Wokulski, biorc do rki portmonetk. - Ale ja poradziem jej inn, w tym gu cie... - Wiesz co, e to jednak jest adny wyrb. - Tamta, ktr ja wybraem, bya jeszcze adniejsza. - Ta bardzo mi si podoba. Wiesz... ja j wezm, bo moja ju na nic... - Czekaj, znajd ci lepsz - zawoa Rzecki. - Wszystko jedno. Poka inne towary, moe jeszcze co mi si przyda. - Spinki masz?... Krawat, kalosze, parasol... - Daj mi parasol, no... i krawat. Sam wybierz. Bd dzi jedynym go ciem i w dodatku zapa c gotwk. - Bardzo dobry zwyczaj - odpar uradowany Rzecki. Prdko wydoby krawat z szuflady i p arasol z okna i poda je ze miechem Wokulskiemu. - Po strceniu rabatu - doda - jako h andlujcy, zapacisz siedem rubli. Pyszny parasol... Bagatela... - To ju wrmy do ciebie - rzek Wokulski. - Nie obejrzysz sklepu? - spyta Ignacy. - Ach, co mnie to ob... - Nie obchodzi ci twj wasny sklep, taki pikny sklep?... - zdziwi si Ignacy. - Gdzie znowu, czy moesz przypuszcza... Ale jestem troch zmczony. - Susznie - odpar Rzecki. - Co racja, to racja. Wic id my. Pozakrca lampy i przepu ciwszy Wokulskiego, zamkn sklep. W sieni znowu spotka ich mokry nieg i Pawe nioscy obiad. ROZDZIA PITY DEMOKRATYZACJA PANA I MARZENIA PANNY Z TOWARZYSTWAPan Tomasz cki z jedyn crk Izabel i kuzynk pann Florentyn nie mieszka we wasnej ka lecz wynajmowa lokal, zoony z o miu pokojw, w stronie Alei Ujazdowskiej. Mia tam salon o trzech oknach, gabinet wasny, gabinet crki, sypialni dla siebie, sypialni dla crki, pokj stoowy, pokj dla panny Florentyny i garderob, nie liczc kuchni i mieszkania dla suby, skadajcej si ze starego kamerdynera Mikoaja, jego ony, ktra bya kuchark, i p , Anusi. Mieszkanie posiadao wielkie zalety. Byo suche, ciepe, obszerne, widne. Miao marmurow e schody, gaz, dzwonki elektryczne i wodocigi. Kady pokj w miar potrzeby czy si z inn lub tworzy zamknit w sobie cao . Sprztw wreszcie miao liczb dostateczn, ani za maiele, a kady odznacza si raczej wygodn prostot anieli skaczcymi do oczu ozdobami. Kred ns budzi w widzu uczucie pewno ci, e z niego nie zgin srebra; ko przywodzio na my l be zny spoczynek dobrze zasuonych; st mona byo obciy, na krze le usi bez obawy zaam lu marzy. Kto tu wszed, mia swobod ruchu; nie potrzebowa lka si, e mu co zastpi drog lub e e. Czekajc na, podarza nie nudzi si, otaczay go bowiem rzeczy, ktre warto byo oglda. azem widok przedmiotw, wyrobionych nie wczoraj i mogcych suy kilku pokoleniom, nastra ja go na jaki ton uroczysty. Na tym powanym tle dobrze zarysowywali si jego mieszkacy. Pan Tomasz cki by to sze dziesiciokilkoletni czowiek, niewysoki, penej tuszy, krwisty. si niedue wsy biae i do gry podczesane wosy, tej samej barwy. Mia siwe, rozumne oczy, ostaw wyprostowan, chodzi ostro. Na ulicy ustpowano mu z drogi - a ludzie pro ci mwili: oto musi by pan z panw. Istotnie, pan cki liczy w swoim rodzie cae szeregi senatorw. Ojciec jego jeszcze posi ada miliony, a on sam za modu krocie. P niej jednak cz majtku pochony zdarzenia pol reszt - podre po Europie i wysokie stosunki. Pan Tomasz bywa bowiem przed rokiem 187 0 na dworze francuskim, nastpnie na wiedeskim i woskim. Wiktor Emanuel, oczarowany pikno ci jego crki, zaszczyca go swoj przyja ni i nawet chcia mu nada tytu hrabiego. , e pan Tomasz po mierci wielkiego krla przez dwa miesice nosi na kapeluszu krep. Od paru lat pan Tomasz nie rusza si z Warszawy, za mao majc ju pienidzy, aeby byszcze dworach. Za to jego mieszkanie stao si ogniskiem eleganckiego wiata i byo nim a do cz asu rozej cia si pogosek, e pan Tomasz postrada nie tylko swj majtek, ale nawet posag p nny Izabeli. Pierwsi cofnli si epuzerowie, za nimi damy majce brzydkie crki, z pozosta za reszt ze sam pan Tomasz i ograniczy swoje znajomo ci wycznie do stosunkw z famili. Lecz gdy i tu zauway znienie si uczuciowej temperatury, zupenie wycofa si z towarzystwa, a nawet, k zgorszeniu wielu szanownych osb, jako wa ciciel domu w Warszawie, wpisa si do Resursy Kupieckiej. Chciano go tam zrobi prezesem, ale nie zgodzi si. Tylko jego crka bywaa u sdziwej hrabiny Karolowej i paru jej przyjaciek, co znowu dao pocztek pogosce, e pan Tomasz jeszcze posiada majtek i e zerwa z towarzystwem w cz ci ez dziwactwo, w cz ci dla poznania rzeczywistych przyjaci i wybrania crce ma, ktry by cha dla niej samej, nie dla posagu. Wic znowu dokoa panny ckiej pocz zbiera si tum wielbicieli, a na stoliku w jej salon osy biletw wizytowych. Go ci jednak nie przyjmowano, co zreszt midzy nimi nie wywoao zb yt wielkiego oburzenia, poniewa rozesza si trzecia z kolei pogoska, e ckiemu licytuj ienic. Tym razem w towarzystwie powsta zamt. Jedni twierdzili, e pan Tomasz jest zdeklarow anym bankrutem, drudzy gotowi byli przysic, e zatai majtek, aby zapewni szcz cie jedyna zce. Kandydaci do maestwa i ich rodziny znale li si w drczcej niepewno ci. Aeby wic n ryzykowa i nic nie straci, skadali hody pannie Izabeli, nie angaujc si zbytecznie i po cichu rzucali w jej domu swoje karty, proszc Boga, aeby ich czasem nie zaproszono przed wyklarowaniem si sytuacji. O rewizytach ze strony pana Tomasza nie byo mowy. Usprawiedliwiano go ekscentrycz no ci i smutkiem po Wiktorze Emanuelu. Tymczasem pan Tomasz w dzie spacerowa po Alejach, a wieczorem grywa w wista w resur sie. Fizjognomia jego bya zawsze tak spokojna, a postawa tak dumna, e wielbiciele jego crki zupenie potracili gowy. Rozwaniejsi czekali, ale mielsi poczli znowu darzy j owczystymi spojrzeniami, cichym westchnieniem lub drcym u ciskiem rki, na co panna odpo wiadaa lodowat, a niekiedy pogardliw obojtno ci. Panna Izabela bya niepospolicie pikn kobiet. Wszystko w niej byo oryginalne i doskonae . Wzrost wicej ni redni, bardzo ksztatna figura, bujne wosy blond z odcieniem popiela tym, nosek prosty, usta troch odchylone, zby perowe, rce i stopy modelowe. Szczeglne wraenie robiy jej oczy, niekiedy ciemne i rozmarzone, niekiedy pene iskier wesoo ci, c zasem jasnoniebieskie i zimne jak ld. Uderzajca bya gra jej fizjognomii. Kiedy mwia, mwiy jej usta, brwi, nozdrza, rce, caa stawa, a nade wszystko oczy, ktrymi zdawao si, e chce przela swoj dusz w suchacza. Ki suchaa, zdawao si, e chce wypi dusz z opowiadajcego. Jej oczy umiay tuli, pie ci, pali i mrozi. Niekiedy mona byo my le, e rozmarzona otoczy kogo rkoma i oprze mu gow eniu; lecz gdy szcz liwy topnia z rozkoszy, nagle wykonywaa jaki ruch, ktry mwi, e sc jej niepodobna, gdy albo wymknie si, albo odepchnie, albo po prostu kae lokajowi wyprowadzi wielbiciela za drzwi... Ciekawym zjawiskiem bya dusza panny Izabeli. Gdyby j kto szczerze zapyta: czym jest wiat, a czym ona sama? niezawodnie odpowiedz iaaby, e wiat jest zaczarowanym ogrodem, napenionym czarodziejskimi zamkami, a ona bogini czy nimf uwizion w formy cielesne. Panna Izabela od kolebki ya w wiecie piknym i nie tylko nadludzkim, ale - nadnatural nym. Sypiaa w puchach, odziewaa si w jedwabie i hafty, siadaa na rze bionych i wy cieany h hebanach lub palisandrach, pia z krysztaw, jadaa ze sreber i porcelany kosztownej jak zoto. Dla niej nie istniay pory roku, tylko wiekuista wiosna, pena agodnego wiata, ywych kwi atw i woni. Nie istniay pory dnia, gdy nieraz przez cae miesice kada si spa o smej jadaa obiad o drugiej po pnocy. Nie istniay rnice pooe geograficznych, gdy w Pary u, Rzymie, Berlinie czy Londynie znajdowali si ci sami ludzie, te same obyczaje, te same sprzty, a nawet te same potrawy: zupy z wodorostw Oceanu Spokojnego, ostry gi z Morza Pnocnego, ryby z Atlantyku albo z Morza rdziemnego, zwierzyna ze wszystki ch krajw, owoce ze wszystkich cz ci wiata. Dla niej nie istniaa nawet sia ciko ci, gdy jej podsuwano, talerze podawano, j sam na ulicy wieziono, na schody wprowadzano, na gry wnoszono. Woalka chronia j od wiatru, kareta od deszczu, sobole od zimna, parasolka i rkawicz ki od soca. I tak ya z dnia na dzie, z miesica na miesic, z roku na rok, wysza nad lu , a nawet nad prawa natury. Dwa razy spotkaa j straszna burza, raz w Alpach, drugi - na Morzu rdziemnym. Truchleli najodwaniejsi, ale panna Izabela ze miechem przysuch iwaa si oskotowi druzgotanych ska i trzeszczeniu okrtu, ani przypuszczajc moliwo ci ni zpieczestwa. Natura urzdzia dla niej pikne widowisko z piorunw, kamieni i morskiego o dmtu, jak w innym czasie pokazaa jej ksiyc nad Jeziorem Genewskim albo nad wodospade m Renu rozdara chmury, ktre zakryway soce. To samo przecie robi co dzie maszyni ci tea i nawet w zdenerwowanych damach nie wywouj obawy. Ten wiat wiecznej wiosny, gdzie szele ciy jedwabie, rosy tylko rze bione drzewa, a glin a pokrywaa si artystycznymi malowidami, ten wiat mia swoj specjaln ludno . Wa ciwymi szkacami byy ksiniczki i ksita, hrabianki i hrabiowie tudzie bardzo stara i majtna s ta obojej pci. Znajdoway si tam jeszcze damy zamne i panowie onaci w charakterze gospo darzy domw, matrony strzegce wykwintnego obej cia i dobrych obyczajw i starzy panowie , ktrzy zasiadali na pierwszych miejscach przy stole, o wiadczali modzie, bogosawili j grywali w karty. Byli te biskupi, wizerunki Boga na ziemi, wysocy urzdnicy, ktrych obecno zabezpieczaa wiat od nieporzdkw spoecznych i trzsienia ziemi, a nareszcie dzi , mae cherubiny, zesane z nieba po to, aeby starsi mogli urzdza kinderbale. W rd staej ludno ci zaczarowanego wiata ukazywa si od czasu do czasu zwyky miertelnik, na skrzydach reputacji potrafi wzbi si a do szczytw Olimpu. Zwykle bywa nim jaki iny ktry czy oceany albo wierci czy te budowa Alpy. By jaki kapitan, ktry w walce z dz traci swoj kompani, a sam okryty ranami ocala dziki mio ci murzyskiej ksiniczki. By try podobno odkry now cz wiata, rozbi si z okrtem na bezludnej wyspie i bodaj czy n towa ludzkiego misa. Bywali tam wreszcie sawni malarze, a nade wszystko natchnieni poeci, ktrzy w sztam buchach hrabianek pisywali adne wiersze, mogli kocha si bez nadziei i uwiecznia wdzik i swoich okrutnych bogi naprzd w gazetach, a nastpnie w oddzielnych tomikach, druko wanych na welinowym papierze. Caa ta ludno , midzy ktr ostronie przesuwali si wygalono i lokaje, damy do towarzystwa, ubogie kuzynki i akncy wyszych posad kuzyni, caa ta l udno obchodzia wieczne wito. Od poudnia skadano sobie i oddawano wizyty i rewizyty albo zjedano si w magazynach. K u wieczorowi bawiono si przed obiadem, w czasie obiadu i po obiedzie. Potem jecha no na koncert lub do teatru, aeby tam zobaczy inny sztuczny wiat, gdzie bohaterowie rzadko kiedy jedz i pracuj, ale za to wci gadaj sami do siebie - gdzie niewierno kobi t staje si rdem wielkich katastrof i gdzie kochanek, zabity przez ma w pitym akcie, na drugi dzie zmartwychwstaje w pierwszym akcie, aeby popenia te same bdy i gada do siebi , nie bdc syszanym przez osoby obok stojce. Po wyj ciu z teatru znowu zbierano si w sal onach, gdzie suba roznosia zimne i gorce napoje, najci arty ci piewali, mode matki s wiada porbanego kapitana o murzyskiej ksiniczce, panny rozmawiay z poetami o powinowac twie dusz, starsi panowie wykadali inynierom swoje pogldy na inynieri, a damy w rednim wieku pswkami i spojrzeniami walczyy midzy sob o podrnika, ktry jad ludzkie miso iadano do kolacji, gdzie usta jady, odki trawiy, a buciki rozmawiay o uczuciach lodowatych serc i marzeniach gw niezawrotnych. A potem - rozjedano si, aeby w nie rzeczywist m nabra si do snu ycia. Poza tym czarodziejskim by jeszcze inny wiat - zwyczajny. O jego istnieniu wiedziaa panna Izabela i nawet lubia mu si przypatrywa z okna karet y, wagonu albo z wasnego mieszkania. W takich ramach i z takiej odlego ci wydawa on s i jej malowniczym i nawet sympatycznym. Widywaa rolnikw powoli orzcych ziemi - due fur y cignione przez chud szkap - roznosicieli owocw i jarzyn - starca, ktry tuk kamienie a szosie - posacw idcych gdzie z po piechem - adne i natrtne kwiaciarki - rodzin zo bardzo otyej matki i czworga dzieci, parami trzymajcych si za rce - eleganta niszej sfery, ktry jecha dorok i rozpiera si w sposb bardzo zabawny - czasem pogrzeb. I mwi ie, e tamten wiat, cho niszy, jest adny; jest nawet adniejszy od obrazw rodzajowych, g y porusza si i zmienia co chwil. I jeszcze wiedziaa panna Izabela, e jak w oraneriach rosn kwiaty, a w winnicach wino grona, tak w tamtym, niszym wiecie wyrastaj rzeczy jej potrzebne. Stamtd pochodzi je j wierny Mikoaj i Anusia, tam robi rze bione fotele, porcelan, krysztay i firanki, tam rodz si froterzy, tapicerowie, ogrodnicy i panny szyjce suknie. Bdc raz w magazynie, kazaa zaprowadzi si do szwalni i bardzo ciekawym wyda si jej widok kilkudziesiciu pra cownic, ktre krajay, fastrygoway i ukaday na formach fady ubra. Bya pewna, e robi im ielk przyjemno , poniewa te panny, ktre bray jej miar albo przymierzay suknie, byy za u miechnite i bardzo zainteresowane tym, aeby strj lea na niej dobrze. I jeszcze wiedziaa panna Izabela, e na tamtym, zwyczajnym wiecie trafiaj si ludzie ni eszcz liwi. Wic kademu ubogiemu, o ile spotka j, kazaa dawa po kilka zotych; raz spot y mizern matk z bladym jak wosk dzieckiem przy piersi, oddaa jej bransolet, a brudne , ebrzce dzieci obdarzaa cukierkami i caowaa z pobonym uczuciem. Zdawao si jej, e w tych biedakw, a moe w kadym, jest utajony Chrystus, ktry zastpi jej drog, aeby da o o spenienia dobrego czynu. W ogle dla ludzi z niszego wiata miaa serce yczliwe. Przychodziy jej na my l sowa Pism ego: "W pocie czoa pracowa bdziesz". Widocznie popenili oni jaki ciki grzech, skoro sk zano ich na prac; ale tacy jak ona anioowie nie mogli nie ubolewa nad ich losem. Tac y jak ona, dla ktrej najwiksz prac byo dotknicie elektrycznego dzwonka albo wydanie ro zkazu. Raz tylko niszy wiat zrobi na niej potne wraenie. Pewnego dnia, we Francji, zwiedzaa fabryk elazn. Zjedajc z gry, w okolicy penej las d szafirowym niebem zobaczya otcha wypenion obokami czarnych dymw i biaych par i usy chy oskot, zgrzyt i sapanie machin. Potem widziaa piece, jak wiee redniowiecznych za mkw, dyszce pomieniami - potne koa, ktre obracay si z szybko ci byskawic - wielkie a, ktre same toczyy si po szynach - strumienie rozpalonego do biao ci elaza i pnagich otnikw, jak spiowe posgi, o ponurych wejrzeniach. Ponad tym wszystkim - krwawa una, warczenie k, jki miechw, grzmot motw i niecierpliwe oddechy kotw, a pod stopami dresz wylknionej ziemi. Wtedy zdao si jej, e z wyyn szcz liwego Olimpu zstpia do beznadziej tchani Wulkana, gdzie cyklopowie kuj pioruny, mogce zdruzgota sam Olimp. Przyszy jej na my l legendy o zbuntowanych olbrzymach, o kocu tego piknego wiata, w ktrym przebywaa , i pierwszy raz w yciu j, bogini, przed ktr gili si marszakowie i senatorzy, zdja - To s straszni ludzie, papo... - szepna do ojca. Ojciec milcza, tylko mocniej przycisn jej rami. - Ale kobietom oni nic zego nie zrobi? - Tak, nawet oni - odpowiedzia pan Tomasz. W tej chwili pann Izabel ogarn wstyd na my l, e troszczya si tylko o kobiety. Wic szy odaa: - A jeeli nam, to i wam nie zrobi nic zego... Ale pan Tomasz u miechn si i potrzsn gow. W owym czasie duo mwiono o zbliajcym si ata, a pan Tomasz gboko odczuwa to, z wielkimi trudno ciami wydobywajc pienidze od swoi ch penomocnikw. Odwiedziny fabryki stanowiy wan epok w yciu panny Izabeli. Z religijn czci czytywaa o poezje swego dalekiego kuzyna, Zygmunta, i zdawao si jej, e dzi znalaza ilustracj do N ieboskiej komedii. Odtd czsto marzya o zmroku, e na grze kpicej si w socu, skd zje o fabryki, stoj Okopy w. Trjcy, a w tej dolinie zasnutej dymami i par byo obozowisko zbuntowanych demokratw, gotowych lada chwila ruszy do szturmu i zburzy jej pikny wiat . Teraz dopiero zrozumiaa, jak gorco kocha t swoj duchow ojczyzn, gdzie krysztaowe pajkastpuj soce, dywany - ziemi, posgi i kolumny - drzewa. T drug ojczyzn, ktra ogarnia kracj wszystkich narodw, wykwintno wszystkich czasw i najpikniejsze zdobycze cywilizac ji. I to wszystko miaoby run, umrze albo rozpierzchn si!... Rycerska modzie, ktra piew uczuciem, taczy z wdzikiem, pojedynkuje si z u miechem albo skacze na rodku jeziora w wod za zgubionym kwiatkiem?... Maj zgin te ukochane przyjaciki, ktre okryway j tylo eszczotami albo siedzc u jej ng opowiaday jej tyle drobnych tajemnic, albo oddalone od niej pisyway takie dugie, bardzo dugie listy, w ktrych tkliwe uczucia mieszay si z nader wtpliw ortografi? A ta dobra suba, ktra ze swymi panami postpuje tak, jakby zap zysigaa im dozgonn mio , wierno i posuszestwo? A te modystki, ktre zawsze witaj j tak pamitaj o najdrobniejszym szczegle jej tualety, tak dokadnie wiedz o jej triumfac h? A te pikne konie, ktrym jaskka mogaby zazdro ci lotu, a te psy mdre i przywizane j dzie, a te ogrody, gdzie rka ludzka powznosia pagrki, wylewaa strumienie, modelowaa d rzewa?... I to wszystko miaoby kiedy znikn?... Od tych rozmy la przyby pannie Izabeli na twarz nowy wyraz agodnego smutku, ktry j robi jeszcze pikniejsz. Mwiono, e ju zupenie dojrzaa. Rozumiejc, e wielki wiat jest wyszym wiatem, panna Izabela dowiedziaa si powoli, e do ch wyyn wzbi si mona i stale na nich przebywa tylko za pomoc dwch skrzyde: urodzenia ajtku. Urodzenie za i majtek s przywizane do pewnych wybranych familii, jak kwiat i o woc pomaraczy do pomaraczowego drzewa. Bardzo te jest moliwym, e dobry Bg, widzc dwie usze z piknymi nazwiskami, poczone wzem sakramentu, pomnaa ich dochody i zsya im na wy howanie anioka, ktry w dalszym cigu podtrzymuje saw rodw swoimi cnotami, dobrym uoeni i pikno ci. Std wynika obowizek ogldnego zawierania maestw, na czym najlepiej znaj s damy i sdziwi panowie. Wszystko znaczy trafny dobr nazwisk i majtkw. Mio bowiem, nie t szalona, o jakiej marz poeci, ale prawdziwie chrze cijaska, zjawia si dopiero po sak ramencie i najzupeniej wystarcza, aeby ona umiaa piknie prezentowa si w domu, a m z asystowa jej w wiecie. Tak byo dawniej i byo dobrze, wedug zgodnej opinii wszystkich matron. Dzi zapomniano o tym i jest le: mno si mezalianse i upadaj wielkie rodziny. "I nie ma szcz cia w maestwach" - dodawaa po cichu panna Izabela, ktrej mode matki o iay niejeden sekret domowy. Dziki nawet tym opowiadaniom nabraa duego wstrtu do maestwa i lekkiej wzgardy dla mc M w szlafroku, ktry ziewa przy onie, cauje j majc pene usta dymu z cygar, czsto odzy "A daje mi spokj" , albo po prostu: "Gupia jeste !..." - ten m, ktry robi haasy w dom a nowy kapelusz, a za domem wydaje pienidze na ekwipae dla aktorek - to wcale niec iekawe stworzenie. Co najgorsze, e kady z nich przed lubem by gorcym wielbicielem, mi zernia nie widzc dugo swej pani, rumieni si, kiedy j spotka, a nawet niejeden obiecywa astrzeli si z mio ci. Tote majc lat o mna cie, panna Izabela tyranizowaa mczyzn chodem. Kiedy Wiktor Emanuel pocaowa j w rk, uprosia ojca, e tego samego dnia wyjechali z Rzymu. W Paryu o wiadcz j pewien bogaty hrabia francuski, odpowiedziaa mu, e jest Polk i za cudzoziemca nie wyjdzie. Podolskiego magnata odepchna zdaniem, e odda swoj rk tylko temu, kogo pokoch a, a na co si jeszcze nie zanosi, a o wiadczyny jakiego amerykaskiego milionera zbya w ybuchem miechu. Takie postpowanie na kilka lat wytworzyo dokoa panny pustk. Podziwiano j i wielbiono, ale z daleka; nikt bowiem nie chcia naraa si na szydercz odmow. Po przej ciu pierwszego niesmaku panna Izabela zrozumiaa, e maestwo trzeba przyj takim akie jest. Bya ju zdecydowana wyj za m, pod tym wszake warunkiem, aby przyszy towarzy - podoba si jej, mia pikne nazwisko i odpowiedni majtek. Rzeczywi cie, trafiali si jej udzie pikni, majtni i utytuowani; na nieszcz cie jednak, aden nie czy w sobie wszystk rzech warunkw, wic - znowu upyno kilka lat. Nagle rozeszy si wie ci o zym stanie inte ana Tomasza i - z caego legionu konkurentw - zostao pannie Izabeli tylko dwu powanyc h: pewien baron i pewien marszaek, bogaci, ale starzy. Teraz spostrzega panna Izabela, e w wielkim wiecie usuwa jej si grunt pod nogami, wic zdecydowaa si obniy skal wymaga. Ale e baron i marszaek, pomimo swoich majtkw budz iej niepokonan odraz, wic odkadaa stanowcz decyzj z dnia na dzie. Tymczasem pan Tomas erwa z towarzystwem. Marszaek, nie mogc si doczeka odpowiedzi wyjecha na wie , strapion baron za granic i - panna Izabela pozostaa kompletnie sam. Wprawdzie wiedziaa, e kady z nich wrci na pierwsze zawoanie, ale - ktrego tu wybra?... jak przytumi wstrt?... Na e wszystko za , czy podobna robi z siebie tak ofiar, majc niejak pewno , e kiedy odzyek, i wiedzc, e wwczas znowu bdzie moga wybiera. Tym razem ju wybierze, poznawszy, jak ciko jej y poza towarzystwem salonw... Jedna rzecz w wysokim stopniu uatwiaa jej wyj cie za m dla stanowiska. Oto panna Izabe la nigdy nie bya zakochan. Przyczynia si do tego jej chodny temperament, wiara, e mae obejdzie si bez poetycznych dodatkw, nareszcie mio idealna, najdziwniejsza, o jakiej syszano. Raz zobaczya w pewnej galerii rze b posg Apollina, ktry na niej zrobi tak silne wraenie , e kupia pikn jego kopi i ustawia w swoim gabinecie. Przypatrywaa mu si caymi godzi my laa o nim i... kto wie, ile pocaunkw ogrzao rce i nogi marmurowego bstwa?... I sta cud: pieszczony przez kochajc kobiet gaz oy. A kiedy pewnej nocy zapakana usna, nie ny zstpi ze swego piedestau i przyszed do niej w laurowym wiecu na gowie, ja niejcy mi cznym blaskiem. Siad na krawdzi jej ka, dugo patrzy na ni oczyma, z ktrych przegldaa wieczno , a tnym u cisku i pocaunkami biaych ust ociera zy i chodzi jej gorczk. Odtd nawiedza j coraz cz ciej i omdlewajcej w jego objciach szepta on, bg wiata, ta ieba i ziemi, jakich dotychczas nie wypowiedziano w miertelnym jzyku. A przez mio dla niej sprawi jeszcze wikszy cud, gdy w swym boskim obliczu kolejno ukazywa jej wypiks zone rysy tych ludzi, ktrzy kiedykolwiek zrobili na niej wraenie. Raz by podobnym do odmodzonego jeneraa-bohatera, ktry wygra bitw i z wyyn swego sioda trzy na mier kilku tysicy walecznych. Drugi raz przypomina twarz najsawniejszego tenor , ktremu kobiety rzucay kwiaty pod nogi, a mczy ni wyprzgali konie z powozu. Inny raz b y wesoym i piknym ksiciem krwi jednego z najstarszych domw panujcych; inny raz dzielny m straakiem, ktry za wydobycie trzech osb z pomieni na pitym pitrze dosta legi honoro nny raz by wielkim rysownikiem, ktry przytacza wiat bogactwem swojej fantazji, a inny raz weneckim gondolierem albo cyrkowym atlet nadzwyczajnej urody i siy. Kady z tych ludzi przez pewien czas zaprzta tajemne my li panny Izabeli, kademu po wica ajcichsze westchnienia, rozumiejc, e dla tych czy innych powodw kocha go nie moe, i kady z nich za spraw bstwa ukazywa si w jego postaci, w przeczywistych marzeniach. A d tych widze oczy panny Izabeli przybray nowy wyraz - jakiego nadziemskiego zamy leni a. Niekiedy spoglday one gdzie ponad ludzi i poza wiat; a gdy jeszcze jej popielate wosy na czole uoyy si tak dziwnie, jakby je rozwia tajemniczy podmuch, patrzcym zdawa i, e widz anioa albo wit. Przed rokiem w jednej z takich chwil zobaczy pann Izabel Wokulski. Odtd serce jego n ie zaznao spokoju. Prawie w tym samym czasie pan Tomasz zerwa z towarzystwem i na znak swoich rewolu cyjnych usposobie zapisa si do Resursy Kupieckiej. Tam z pomiatanymi niegdy garbarza mi, szczotkarzami i dystylatorami grywa w wista, goszc na prawo i na lewo, e arystok racja nie powinna zasklepia si w wyczno ci, ale przodowa o wieconemu mieszczastwu, a pr nie narodowi. Za co wywzajemniajc si, dumni dzi garbarze, szczotkarze i dystylator zy raczyli przyznawa, e pan Tomasz jest jedynym arystokrat, ktry poj swe obowizki wzgl m kraju i spenia je sumiennie. Mogli byli doda: spenia co dzie od dziewitej wieczr do pnocy. I kiedy w ten sposb pan Tomasz d wiga jarzmo stanowiska, panna Izabela trawia si w sam otno ci i ciszy swego piknego lokalu. Nieraz Mikoaj ju twardo drzema w fotelu, panna F lorentyna, zatkawszy sobie uszy wat, na dobre spaa, a do pokoju panny Izabeli sen jeszcze nie zapuka, odpdzany przez wspomnienia. Wtedy zrywaa si z ka i odziana w lekki szlafroczek, caymi godzinami chodzia po salonie, gdzie dywan guszy jej kroki i tylko tyle byo wiata, ile go rzucay dwie skpe latarnie uliczne. Chodzia, a w ogromnym pokoju toczyy si jej smutne my li i widziada osb, ktre tu kiedy . Tu drzemie stara ksina; tu dwie hrabiny informuj si u praata: czy mona dziecko ochrz ci wod ran? Tu rj modziey zwraca ku niej tskne spojrzenia albo udanym chodem usiuj i w niej ciekawo ; a tam girlanda panien, ktre pieszcz j wzrokiem, podziwiaj albo jej z zdroszcz. Peno wiate, szelestw, rozmw, ktrych wiksza cz , jak motyle okoo kwiatw, no ci. Gdzie ona si znalaza, tam obok niej wszystko blado; inne kobiety byy jej tem, a mczy ni niewolnikami. I to wszystko przeszo!... I dzi w tym salonie - chodno; ciemno i pusto... Jest tylk o ona i niewidzialny pajk smutku, ktry zawsze zasnuwa szar sieci te miejsca, gdzie b yli my szcz liwi i skd szcz cie ucieko. Ju ucieko!... Panna Izabela wyamywaa sobie pa pohamowa si od ez, ktrych wstyd jej byo nawet w pustce i w nocy. Wszyscy j opu cili, z wyjtkiem - hrabiny Karolowej, ktra, kiedy wezbra jej zy humor, przychodzia tu i szeroko zasiadszy na kanapie, prawia w rd westchnie: - Tak, droga Belciu, musisz przyzna, e popenia kilka bdw nie do darowania. Nie mwi rze Emanuelu, bo tamto by przelotny kaprys krla - troch liberalnego i zreszt bardzo zaduonego. Na takie stosunki trzeba mie wicej - nie powiem: taktu, ale - do wiadczenia - cigna hrabina, skromnie spuszczajc powieki. - Ale wypu ci czy - jeeli chcesz - odrzu i hrabiego Saint-Auguste, to ju daruj!.. Czowiek mody, majtny, bardzo dobrze, i jeszc ze z tak karier!... Teraz wa nie przewodniczy jednej deputacji do Ojca witego i zapewne dostanie specjalne bogosawiestwo dla caej rodziny, no - a hrabia Chambord nazywa go cher cousin... Ach, Boe! - My l, ciociu, e martwi si tym ju za p no - wtrcia panna Izabela. - Albo ja chc ci martwi, biedne dziecko! I bez tego czekaj ci ciosy, ktre ukoi moe t gboka wiara. Zapewne wiesz, e ojciec straci wszystko, nawet reszt twego posagu? - C ja na to poradz? - A jednak ty tylko moesz radzi i powinna - mwia hrabina z naciskiem. - Marszaek nie j est wprawdzie Adonisem, no - ale... Gdyby nasze obowizki byy do spenienia atwe, nie istniaaby zasuga. Zreszt, mj Boe, kt nam broni mie