26

Byliśmy przyszłością - Jael Neeman - ebook

Embed Size (px)

DESCRIPTION

 

Citation preview

Page 1: Byliśmy przyszłością - Jael Neeman -  ebook
Page 2: Byliśmy przyszłością - Jael Neeman -  ebook

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragmentpełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnierozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przezNetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym możnanabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione sąjakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgodyNetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepieinternetowym Bookarnia Online.

Page 3: Byliśmy przyszłością - Jael Neeman -  ebook

Jael Neeman

Byliśmy przyszłościąPrzełożyła Agnieszka Jawor-Polak

Page 4: Byliśmy przyszłością - Jael Neeman -  ebook

Tytuł oryginału hebrajskiego היינו העתיד

Projekt okładki AGNIESZKA PASIERSKA / PRACOWNIA PAPIERÓWKA

Fotografia na okładce © by MICHA BAR AM / MAGNUM PHOTOS

Fotografia Autorki © by KATARZYNA SIKORA

Zdjęcia w książce pochodzą ze zbiorów Autorki oraz archiwum kibucu Jechiam.

Copyright © by YAEL NEEMAN, 2011

Copyright © for the Polish edition by WYDAWNICTWO CZARNE, 2012

Copyright © for the Polish translation by AGNIESZKA JAWOR-POLAK, 2012

Redakcja MAGDALENA BUDZIŃSKA

Korekta ALICJA LISTWAN / D2D.PL i ZUZANNA SZATANIK / D2D.PL

Projekt typograficzny, redakcja techniczna i skład ROBERT OLEŚ / D2D.PL

Skład wersji elektronicznej MICHAŁ NAKONECZNY / VIRTUALO SP. Z O.O.

ISBN 978-83-7536-459-0

WYDAWNICTWO CZARNE SP. Z O.O.

www.czarne.com.pl

Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa tel. +48 18 351 00 70

e-mail: [email protected]

Wołowiec 2012

Wydanie I

Page 5: Byliśmy przyszłością - Jael Neeman -  ebook

Spis treści

1234

Wszystkie rozdziały dostępne w pełnej wersji książki.

Page 6: Byliśmy przyszłością - Jael Neeman -  ebook

1

Naszą historię opowiadaliśmy sobie bezustannie. Obsesyjnie. Na głos. Czasem czuliśmy zmęczenie,jeszcze nim rozpoczęliśmy, a jednak mówiliśmy o tym godzinami. Z wielką uwagą słuchaliśmy sięnawzajem, bo nawet wiele lat później, gdy nie mieszkaliśmy już w kibucu, każdy wieczór z tą opowieściąprzynosił nowe szczegóły.

Nie wiedzieliśmy na przykład, że część dzieci z Sosny, grupy starszej od naszej o pięć lat, pracowałaz hodowcami bydła. I że żyli w węgierskiej enklawie na terenie naszego kibucu. Nie wiedzieliśmy, że lófasz („koński fiut”) służył im za „dzień dobry” i „dobry wieczór”. Nie wiedzieliśmy, że Itai z Sosny jużw wieku sześciu lat bez przeszkód objeżdżał konno nasze wzgórza.

Te historie przekazywało się wyłącznie ustnie, wbrew wszelkim oficjalnym regułom. Wybijały zezraszaczy na trawnikach przy stołówce, wyzierały ze spękanych murów twierdzy, ze szpar w pięknychkamiennych chodnikach. Opowiadaliśmy je z ogniem w oczach. Mówiliśmy:

– Niewiarygodne, że przy nas zabijali krowy na rampie, że najspokojniej w świecie ukręcali kuromłby.

Lecz brzmiało to jak wspomnienie z naszych najlepszych lat.Bo rzeczywiście były to nasze najpiękniejsze, skąpane w złocie lata. Właśnie dlatego że żyliśmy

w chłodzie pomimo żaru i wiecznie palącego słońca. Byliśmy czujni, ciekawi każdego dnia. Nietraciliśmy ranków ani nocy na sen. Skakaliśmy, biegaliśmy z rękoma lepkimi od mleczka figowegoi żywicy. Nocą i dniem byliśmy z sobą tak blisko, a jednak nie wiedzieliśmy nic o sobie nawzajem. Nieznaliśmy też zupełnie samych siebie.

Opowiadaliśmy od zawsze, już wtedy, w domu dzieci, w noce z pomarańczowym księżycem. Pletliśmyo każdej porze – żeby zasnąć i żeby nie zasnąć, siedząc na korytarzu przy wejściu do sal albo na swoichłóżkach. Przesadzaliśmy do granic w opowieściach o miejskich wakacjach z rodziną biologiczną(jechaliśmy z mamą, tatą i rodzeństwem. Na tydzień stawaliśmy się rodziną z miasta, chodziliśmyw galowych ubraniach, noszonych kolejno przez wszystkie wyjeżdżające dzieci). Zaś po powrociez kibucowego mieszkania przy ulicy Szejnkina w Tel Awiwie – a każdy z nas wracał osobno –opowiadaliśmy sobie o cyrku Medrano, do którego chodziliśmy wszyscy. Tyle że wieczór, gdy to myodwiedziliśmy cyrk, był inny niż wszystkie: lwy uciekły z klatki, akrobata spadł z liny… Opowiadaliśmysobie niestworzone rzeczy.

Po odejściu próbowaliśmy czasem opowiadać swoją historię ludziom z miasta. Nie udawało się namjednak przekazać ani jej wątków, ani tonu. Głos brzmiał drażniąco, fałszywie, to piskliwie, to znów zbytgrubo, jak fujarka z naszego dzieciństwa. Poddawaliśmy się w połowie. Jałowe słowa spadały międzynas a nich jak zgubione oczka z robótek naszych matek, w milczeniu przysłuchujących się rozmowiemężczyzn podczas cotygodniowych zebrań kibucu.

Mówiliśmy w liczbie mnogiej. Tak się urodziliśmy i tak rośliśmy, od szpitala po wieczność. Dziwne,

Page 7: Byliśmy przyszłością - Jael Neeman -  ebook

kręte były i są nasze horyzonty.Od wyjścia ze szpitala nigdy nie próbowano nas rozdzielić. Przeciwnie – łączono, zlepiano, spajano.

Maluchy – żłobek

Jednak nie o zespolenie chodziło przede wszystkim – choć czasem, gdy ludzie mówią o swoimdzieciństwie w kibucu, wydaje się inaczej; zespolenie było jedynie efektem ubocznym eksperymentuz socjalizmem (uchwałę o umieszczeniu dzieci we wspólnych domach podjęto w roku 1918i obowiązywała ona wszystkie kibuce z wyjątkiem kilku najstarszych – Deganii Alef, Deganii Bet i EinCharod, które były przeciw. Pozwolono im się wyłamać. Degania istniała jeszcze przed regulaminamii systemem).

Wcale więc nie chodziło o spajanie, lecz o oddzielenie, o uwolnienie dzieci od uciążliwegobrzemienia rodziców, od ich pieszczot i pragnień narzucanych przez czułe matki, przez ambitnych ojców.O oddzielenie i ochronę dzieci przed burżuazyjną naturą rodziny. „Przeszłości ślad dłoń nasza zmiata”,głosiła Międzynarodówka. Teraz jak feniks z popiołów odrodzić się miał inny świat, sprawiedliwyi równy. Chodziło o ukształtowanie nowego dziecka, z którego kiedyś wyrośnie nowy człowiek.

Tęsknota części kibucowych dzieci za rodziną, której nie miały, była w istocie tęsknotą za ideą, którajuż wtedy była i do dziś pozostała dla nich niepojęta, powiedzmy, że była czymś w rodzaju tęsknotydiaspory żydowskiej za Jerozolimą.

Będąc w drugiej klasie, zobaczyłam po raz pierwszy dorosłego w piżamie. Był nim mój tata, któryzasnął podczas popołudniowej przerwy. Codziennie przychodziliśmy do mieszkania rodziców na godzinęi pięćdziesiąt minut, od siedemnastej trzydzieści do dziewiętnastej dwadzieścia (aż do siódmej klasy,

Page 8: Byliśmy przyszłością - Jael Neeman -  ebook

kiedy zesłano nas do placówki oświatowej w Ewron). Tego dnia o wpół do szóstej weszłam do ichmieszkanka bez pukania (nigdy nie pukaliśmy, u nas drzwi zawsze były otwarte, dwadzieścia czterygodziny na dobę, przecież nie ma nic do ukrycia, domy są własnością wszystkich, a nie burżuazyjnymmieniem, które trzeba otoczyć murem i którego należy pilnie strzec), a on leżał w łóżku w piżamie. Sercewaliło mi jak szalone, gdy wybiegłam na dwór, krzycząc, że mój tata umarł. Umarł! Ktoś mnie usłyszałi niepewnie poszedł sprawdzić. Cwi N. nie umarł, tylko śpi. Tak wyglądają dorośli, kiedy śpią: leżąspokojnie w łóżku twarzą do ściany, plecami do nas, ubrani w wielką piżamę, przykryci pikowanąkołdrą.

Nasza opowieść pozornie sprowadzała się do fabuły. Fabułą był system, który nie odpowiadał anidzieciom, ani dorosłym. Rodzice żyli obok niego, my pod nim. Nikt nie żył w nim, system nie służyłludziom do życia, lecz do realizacji ambicji i marzeń. Nasi rodzice i my z całych sił próbowaliśmy żyćw systemie, na tym właśnie polegał eksperyment. Jednak systemu nie sposób było zadowolić. Drżeliśmyprzed nim, wiedząc, że nigdy nie uda się nam spełnić jego wymagań. Służyliśmy mu dniem i nocą, starsi(nasi rodzice) gromadząc setki dni zaległego urlopu, owoc ich bezustannej pracy, a my, młodsi, w polu,w stołówce, w domu dzieci. Wszędzie.

Nie wiedzieliśmy nic o życiu dorosłych, o ich jawie ani o śnie. Dorośli zamieszkiwali odrębny glob.Poruszaliśmy się naprzeciw siebie jak dwa szeregi tancerzy, zbliżające się i oddalające miarowym

krokiem podczas wspólnych tańców urządzanych w stołówce w piątkowe wieczory. My z kwiatowyminazwami naszych grup: Narcyz, Anemon, Urginia, oni z własnymi nazwami zapożyczonymi od ogniskHaszomer Hacair: Pierwszy Maja, Ludzie Pracy, Stalin, Łan. My o imionach świeżych jak kropla rosy,jak letni deszcz: Jael, Michal, Tamar, Ronen. Oni o imionach, którymi dopiero co zastąpili te pierwsze,węgierskie: zamiast Frediego – Cwi, zamiast Agi – Naomi, zamiast Laciego – Icchak.

Żyliśmy we wszechświatach równoległych, my w społeczności dziecięcej, rodzice wśród starszych.Przemieszczaliśmy się w masie jak klucze ptaków, jak stada zebr, zawsze w dwóch dużych grupach.

Na codzienne spotkania o siedemnastej trzydzieści my, dzieci, szłyśmy wszystkie razem, odprowadzającsię nawzajem pod drzwi domu rodziców biologicznych, a po upływie godziny i pięćdziesięciu minut, 0dziewiętnastej dwadzieścia, wracałyśmy tą samą ścieżką do domu dzieci, odprowadzane przez rodziców.

Myjedliśmy kolację w domu dzieci, oni w stołówce. Przedtem, tuż po naszym urodzeniu, matkizawiozły nas ze szpitala prosto do domu niemowląt, gdzie czekała już na nas opiekunka. Potemprzychodziły nas karmić, zawsze razem, w tych samych godzinach. Karmiły jedna przy drugiej.Synchronizacja miała zagwarantować, że żadne dziecko nie dostanie więcej. Ni mniej, ni więcej. Takżena układanie nas do snu rodzice przychodzili grupkami. Wolno im było spędzić z nami kwadrans. Niekażdy przychodził, ponieważ większość z nas miała jeszcze rodzeństwo, a we wszystkich domach kładłosię dzieci spać o tej samej porze, poza tym wielu rodziców zajętych było budową kibucu i pracąw komisjach. Byliśmy dziećmi od święta: w Rosz Haszana paradowaliśmy przed nimi ze snopami zboża,w Pesach śpiewaliśmy piosenkę o koźlątku, mijając w drodze na scenę długie stoły, za którymi siedzieli.

Page 9: Byliśmy przyszłością - Jael Neeman -  ebook

Spotykaliśmy się regularnie w świetnie zsynchronizowanej choreografii, bezwiednie spełniając wytyczneze skoroszytów rozsyłanych po wszystkich kibucach Haszomer Hacair, dostosowane do lokalnychwarunków przez komisje do spraw świąt. W dni świąteczne na moment wkraczaliśmy w wieczorne życiedorosłych i wycofywaliśmy się „z bębenkami i tańcem”1, radzi, że koń i jeździec wrzuceni zostaliw morze2, krokiem opracowanym specjalnie dla nas przez Nirę Neeman, nauczycielkę rytmiki.Równocześnie dokładnie to samo robiły wszystkie dzieci we wszystkich kibucach Haszomer Hacairwystawiające Hagadę – opowieść o święcie Pesach. Tańczyliśmy przed rodzicami na trawnikachpodczas akademii kończącej rok szkolny i podczas święta kibucu, śpiewaliśmy: „Budujem razem kibucwspaniały, jakiego oczy nie oglądały, jakiego oczy nie oglądały”.

Narcyz na nocnikach

Oni, dorośli, też śpiewali. Śpiewali w chórze na kilka głosów, tańczyli tańce chasydzkie, co zwykłosię robić we wszystkich kibucach Haszomer Hacair podczas wesel bez rabina (pary młode jeździły dourzędu rabinackiego w Naharii, brały oficjalnie ślub i wracały na wesele, żeby nie wpuszczać rabina dokibucu. Żeby jego wiara nie zetknęła się z naszą).

Cztery pary wyprawiają wesele. Dorośli tańczą, a my stoimy w wiankach na głowie, wielkie gałęziew rękach wybranych par dzieci służą nowożeńcom za bramę, i śpiewamy do słów Kadii Mołodowskiej,poetki z miasta, której wiersze stały się refrenem naszego życia: „Otwórzcie bramę, otwórzcie na oścież,niechaj nią przejdzie złoty łańcuch gości: tata i mama, i siostra, i brat, i narzeczeni w kolasce wiezieni”.

Śpiewaliśmy, tańczyliśmy, graliśmy na fujarkach, mandolinach i cymbałkach, a gdy kończył sięprogram artystyczny, każdy wracał do siebie. Trawnik pustoszał, zamykały się za nami drzwi stołówkii wracaliśmy do naszego ciasnego świata, do Narcyza z jego małymi toaletami, łóżeczkami i stolikami.

Page 10: Byliśmy przyszłością - Jael Neeman -  ebook

W gronie dzieci – pod nami był Anemon, nad nami Pistacja – byliśmy szczęśliwi.Nocami śnili się nam bohaterowie książek Ericha Kastnera, które między dziewiątą a dziewiątą

dwadzieścia wieczorem czytała nam opiekunka. Siedziała w korytarzu, a my leżeliśmy w łóżkach.Dobiegał nas tylko jej głos. Inna nasza ulubienica Noriko– san, dziewczynka z Japonii, miała dokładnietyle lat co my.

Nasze sny bywały powikłane. Przerażające historie, których wysłuchaliśmy, wisiały nad nami jakczarne obłoki. Opiekunka mówiła „dobranoc” i wychodziła, zamykając za sobą drzwi, a my niezasypialiśmy. Baliśmy się. Jakby przypinane od święta broszki z czerwonym nieśmiertelnikiem, tak przeznas lubiane, przebiły białe galowe bluzeczki i utkwiły w ciele. Czekaliśmy, aż zrobi się jasno, żeby mócpobiegać na dworze. Uciec z lekcji zawsze było wolno, jak w państwach oświeconych, gdzie nie sądzisię zbiegłych z więzienia, bo natura ludzka każe próbować ucieczki, rwać się na wolność. W środkulekcji pływaliśmy na deskach po zbiorniku na deszczówkę. Czasem wstawaliśmy w nocy, siadaliśmy przywejściach do sal, bawiliśmy się, rozmawialiśmy. Nie mogliśmy zasnąć. Kiedyś rozpaliliśmy w naszejjadalni ognisko i wróciliśmy do łóżek. Nocą nasz świat był wolny od dorosłych.

Page 11: Byliśmy przyszłością - Jael Neeman -  ebook

2

Właściwie historia naszego stworzenia, stworzenia nowego świata, nigdy się nie zdarzyła. Może właśniedlatego opowiadaliśmy ją sobie wciąż od nowa. Brakowało nam języka, by ją spisać lub przetłumaczyćnasze życie ludziom z miasta.

Sądziliśmy, że dołączą do nas tłumy. Ogniska Haszomer Hacair, wolontariusze z zagranicy, robotnicycałego świata. Nie wiedzieliśmy, że w 1960 roku urodziliśmy się na gwieździe, której blask dawno zgasłi która z wolna spada do morza. Nie wiedzieliśmy, że ruch kibucowy zyskał najwyższe znaczeniew latach trzydziestych, w okresie muru i wieży strażniczej3; że przed utworzeniem państwa, w roku 1947,kibuce pobiły demograficzny rekord – ich mieszkańcy stanowili siedem procent ogółu ludnościżydowskiej. Już w 1948 roku zaczęło się nas robić mniej, a w latach siedemdziesiątych stanowiliśmyzaledwie trzy i trzy dziesiąte procent mieszkańców Izraela.

Nie wiedzieliśmy, że nasza gwiazda oświetla wyłącznie samą siebie. Myśleliśmy, że rośniemyi budujemy.

Urodziliśmy się w roku 1960 w Jechiam, najpiękniejszym kibucu na świecie, zielono-żółto-liliowymod sosen, janowców i judaszowców, założonym w 1946 roku na wzgórzu u stóp twierdzy krzyżowców.Urodziliśmy się w grupie Narcyz. Było nas w niej szesnaścioro: ośmiu chłopców i osiem dziewcząt.Grupa składała się w większości z wrażliwych dzieci niemłodych już rodziców, węgierskich założycielikibucu, którzy budowali go wspólnie z członkami izraelskiego ogniska ruchu.

Narcyz na wycieczce. Jael trzecia z prawej

Imiona dzieci z Narcyza wypowiadaliśmy szybko, ciągiem, od najstarszego do najmłodszego z nas.

Page 12: Byliśmy przyszłością - Jael Neeman -  ebook

Istniała też alfabetyczna kolejność nazwisk, burżuazyjny wymysł, którym posługiwali się tylko lekarzealbo niezorientowani obcy. Stosowało się ją, powiedzmy, w kolejce do dentysty, który przyjeżdżałz Naharii albo z Krajot. Miał on zwyczaj z całkowitą obojętnością dyktować Miriam Ron, kierowniczceprzychodni, powtarzającą się co roku nowinę: siedem ubytków, dziewięć, dwanaście. Mieliśmy tak dużodziur, choć tak mało słodyczy. I wszyscy nosiliśmy aparaty korekcyjne dopasowane przez ortodontę, doktórego też wzywano nas w kolejności alfabetycznej i który również przyjeżdżał z Naharii albo z Krajot.

*

Nie całkiem sami wybraliśmy nazwę „Narcyz”, choć ostatecznie zagłosowaliśmy na nią jednomyślnie,będąc w pierwszej klasie. Nazwa grupy towarzyszyła nam przez całe życie, widniała na tablicy ogłoszeńi na wszywce w koszulkach i spodniach z magazynu ubrań. Każda grupa miała swój kolor i swoją cyfręrzymską. Naszym kolorem był brąz, a cyfrą – x.

Gdy wybieraliśmy nazwę, nie byliśmy jeszcze obeznani z obowiązującymi regułami. Do chwili wyborunie rozumieliśmy właściwie, że musimy się ograniczyć do nazw kwiatów lub innych zjawisk ze świataprzyrody. Kiedy się urodziliśmy, w kibucu było już około stu dwadzieściorga dzieci podzielonych nagrupy wiekowe. Poprzedzały nas: Skała, Gaj, Cyklamen, Granat, Sosna, Dąb i Pistacja – a jednak nierozumieliśmy. Nie zwróciliśmy uwagi.

Zaproponowaliśmy wiele różnych nazw, z których większość zawierała słowo „banda”: BombowaBanda, Banda Dzieci Leśnych i inne kojarzące się z wielką przygodą. Opiekunki delikatnie, a potemrzeczowo naprowadzały nas na świat kwiatów, aż weszliśmy na właściwe tory i zdecydowaliśmy się naNarcyza. Nie pamiętam, jaki drugi kwiat dano nam do wyboru, ale chyba zrozumieliśmy, że nie ma jużznaczenia, czy będziemy Narcyzem, Anemonem czy Urginią, jak nazwano grupy, które przyszły po nas. Tobyło jak wybór między białymi a marchewkowymi sandałami tego samego fasonu.

W innych kibucach całego kraju, w Galilei i na Negewie, nasi rówieśnicy w tym samym czasiewybierali te same nazwy. Wszyscy śniliśmy o Noriko-san, dziewczynce z Japonii.

*

Fiszel z Naharii był kibucowym fryzjerem.Raz na jakiś czas, z bliżej nieokreśloną częstotliwością, przyjeżdżał do nas, do Narcyza. Nazywaliśmy

go między sobą „doktor Fiszel”. Może na podobieństwo doktora Curiela, naszego kibucowego lekarza,który także przyjeżdżał z Naharii, doktor Polak, jego następczyni, też pochodzącej stamtąd, lub doktoraLibera, dentysty? Przypuszczaliśmy, że w Naharii wszyscy są lekarzami. Ale Fiszel nie był lekarzem, niebył też jednym z wielu niemieckich Żydów, którzy tam mieszkali. Był fryzjerem, mieszkał w obozieprzejściowym przylegającym do miejskiego szpitala.

Nienawidziliśmy się strzyc. Cierpieliśmy zwłaszcza z powodu Fiszelowych kłamstw. Nie mieściło

Page 13: Byliśmy przyszłością - Jael Neeman -  ebook

nam się w głowie, że można kłamać bez mrugnięcia okiem, a do tego wciąż powtarzać te same łgarstwa.Za fotel fryzjerski służyło mu zwykłe krzesło. Nie było przy nas dorosłych i nie wiadomo było, wedługjakich zasad przesuwa się kolejka. Gdy przyszła kolej na któreś z dzieci, błyskawicznie spadało na nieprześcieradło zastępujące fartuch i niewiele pozostawało czasu na strach. Wiedzieliśmy, że poskończeniu z Narcyzem Fiszel pójdzie ze swym rynsztunkiem dalej, strzyc następne dzieci. Dopieroznacznie później dowiedzieliśmy się, niemal przypadkiem, że wszyscy specjaliści – fryzjerzy, lekarze,dentyści – obsługują nie tylko dzieci, ale także cały kibuc, wszystkich jego członków. Przyjeżdżają,wykonują zlecenie i wracają.

W trakcie pracy Fiszel pytał każde z nas, co chcielibyśmy dostać: baloniki? słodycze? Zapamiętywałsobie prośbę (tak przynajmniej sądziliśmy) i obiecywał, że następnym razem przywiezie wymarzonyprzedmiot. Tak było zawsze. I zawsze przyjeżdżał z niczym. Wciąż od nowa wierzyliśmy mui rozczarowywaliśmy się gorzko, że prezenty znowu nie dotarły. Przecież Fiszel przyjeżdżał z Naharii,miasta łakoci, sklepów z bananami w czekoladzie i bułeczek maślanych z kawiarni Hansa i Gili, gdzie poulicach kursują zaczarowane dorożki, w mig przewożąc pasażerów z miejsca na miejsce bulwarem nadrzeką Gaaton. Jest tam wszystko, co najlepsze w świecie, ale Fiszel widocznie zapominał o nas, gdymijał sklepowe wystawy.

Page 14: Byliśmy przyszłością - Jael Neeman -  ebook

Fiszel

Tyle że Fiszel z pewnością nienawidził nas znacznie bardziej niż my jego i na pewno nie miałpieniędzy na prezenty dla nas. Nie wiemy nawet, czy miał dzieci. Nie wiedzieliśmy nic o domach naszychdentystów w Hajfie i w Krajot, myśleliśmy, że w mieście wszyscy są bogaci. Nie mieliśmy pojęcia, żeżyją z prac zleconych i mieszkają w obozach przejściowych. Tonęliśmy w morzu własnego potu,ogłuszeni dźwiękami fujarek, mandolin i cymbałków. Spalaliśmy się w płomiennym haśle:

„Dla syjonizmu, socjalizmu i braterstwa narodów”, wypisanym na pierwszej stronie gazety „AlHamiszmar”, trafiającej co dzień do skrzynek pocztowych naszych rodziców. Nie wiązaliśmy go jednakz naszymi sąsiadami z Januch, wioski druzyjskiej widocznej na krańcu horyzontu po wschodniej stronietwierdzy. Chadzaliśmy tam na spacery z naszą nauczycielką, przecinaliśmy dolinę strumienia Jechiam,słuchając o judaszowcach i drzewach poziomkowych, i by dać żywy przykład braterstwa narodów,pięliśmy się pod górę do wielkiej szkoły w Januch. Tam dostawaliśmy zawsze cukierki mieniące sięjaskrawo i zwiedzaliśmy klasy. Kiedy indziej to my zapraszaliśmy dzieci z Januch do Jechiam. Gdyprzychodziły, częstowaliśmy je waflami. Graliśmy w piłkę i pokonywaliśmy ich tak miażdżąco, że przezkilka dni nie mogliśmy dojść do siebie z wrażenia. Wygrywaliśmy z nimi trzynaście do jednego albodwanaście do zera.

Nie wiedzieliśmy, że w Januch mieszkają tysiące ludzi, że brak tam infrastruktury, że w szkołach dziecimuszą się męczyć nad poezją Bialika4. Wprawdzie nam o tym mówiły, ale my nie uczyliśmy się o Bialikui nie rozumieliśmy, co to znaczy. Nie mieliśmy pojęcia o niczym. Nie znaliśmy dobrze nawethebrajskiego, a co dopiero arabskiego. Januch leżało dwa kilometry od nas, lecz dzieliły nas lataświetlne.

Nie wiedzieliśmy też nic o naszych sąsiadach z Maalot – poza tym że od siódmej klasy trzeba było razw tygodniu przez dwie godziny pomagać dzieciom imigrantów w odrabianiu lekcji. Nie wiedzieliśmyo Libanie po drugiej stronie granicy.

Nic nie wiedzieliśmy również o kibucu Kabri, który mijaliśmy w drodze do przychodni w Naharii. BoKabri nie należało do Haszomer Hacair.

Byliśmy, dorośli i dzieci, fakirami stąpającymi po powierzchni księżyca, którego nikt nie chciałodkryć. Wierzyliśmy, że nazrywamy gwiazd, a one niczym fajerwerki rozjaśnią niebo nad wszystkimikrajami ziemi. Robotnicy będą maszerować w ich blasku jak w świetle pochodni, na świecie zapanująrówność i sprawiedliwość. Z wysiłku bolały nas nogi, nie mogliśmy się skupić na niczym prócz marszu.Zapomnieliśmy, z kim mamy się zrównać, z kim zawrzeć pokój i komu oddać sprawiedliwość. Piliśmywłasny pot, nie pomagając nikomu.

Trafiali do nas wolontariusze z całego świata. Przyjeżdżali na wakacje pełni zapału, by „podaćpomocną dłoń”, wspomóc nas w pracy. Graliśmy z nimi w siatkówkę, rozmawialiśmy łamanąangielszczyzną, brzdąkaliśmy na gitarze, próbowaliśmy się kłaść na ich łóżku wodnym. Proszę, oto świat,

Page 15: Byliśmy przyszłością - Jael Neeman -  ebook

cały jasnowłosy, kulturalny świat przyjechał do nas. Wolontariusze pracowali, interesowali się namii naszym życiem, a potem wracali za morze. My żyliśmy dalej.

Page 16: Byliśmy przyszłością - Jael Neeman -  ebook

3

Dla nas, dzieci, prawdziwymi bohaterami nie zawsze byli dorośli z kart oficjalnej historii kibucu, tejspisanej w Księdze jubileuszowej i opowiadanej z okazji rozmaitych rocznic. Od najmłodszych latwiedzieliśmy, że w naszym Jechiam i we wszystkich innych kibucach od jeziora Genezaret po pustynięNegew odbywa się ciągła rotacja, że wciąż zmieniają się osoby na wysokich, najbardziej cenionychstanowiskach, takich jak sekretarz czy administrator.

Jednak ani wtedy, ani później nie zorientowaliśmy się, że na innych stanowiskach nie było żadnejrotacji. Nikt nie chciał się zamienić z praczkami. Nikt nie marzył o syzyfowej pracy kob iet obierającychziemniaki, tych, które przez kilkadziesiąt lat przesiadywały w kuchni na niskich stołeczkach przy wielkichkotłach. Nikt nigdy nie zastąpił też sprzątaczki, która utrzymywała w czystości prysznice i wspólnetoalety. Te prace (w odróżnieniu od dochodowych i produktywnych zajęć w polu albo w fabryce)należały do tak zwanego sektora usług, przypominającego kompanię kwatermistrzowską w pułkubojowym, która musi zostać w obozie, żeby ekwipować czołgi i gotować dla głodnych kolegówwracających z manewrów i potyczek.

Rotacja, jeden z uroków naszego systemu, chroniła najwybitniejszych, którzy wymieniali się nanajważniejszych stanowiskach. Niższe kasty pozostawiała samym sobie, przygważdżała do zajmowanejpozycji.

Większość pracowników sektora usług stanowili członkowie ogniska Ludzie Pracy. Ironia losusprawiła, że nazwa ta, całkowicie wbrew ich intencjom, jaskrawo kontrastowała z Pierwszym Maja,z którego wywodzili się założyciele kibucu.

Ognisko Ludzie Pracy tworzyli uchodźcy wojenni, syjoniści, którzy po wojnie wstąpili na Węgrzech doHaszomer Hacair i w ramach ruchu oraz za jego pieniądze wyemigrowali do Izraela. Mówili potem:

– Do dziś nie wiadomo, co było skuteczniejsze: argumenty ideologiczne czy czekolada i dobrepapierosy.

Przybyli do Jechiam dwa lata po założeniu kibucu i kilka miesięcy po walkach, które toczyły się tupodczas wojny niepodległościowej. W pełni uczestniczyli w jego budowie i rozwoju.

*

Gdy my, dzieci kibucu, odeszłyśmy, gdy odeszli wolontariusze i wielu członków innych ognisk – onizostali. To członkowie Ludzi Pracy najliczniej pozostali w Jechiam.

Nasze kontakty z dorosłymi podyktowane były kryterium użyteczności i ograniczały się wyłącznie doosób, które miały jakiś związek z naszym życiem: nauczycieli, opiekunek, pracowników magazynu ubrań,warsztatu szewskiego, stołówki, słowem – ludzi z sektora usług.

Niemal wszyscy bohaterowie naszej prywatnej mitologii byli członkami Ludzi Pracy, bo to oni

Page 17: Byliśmy przyszłością - Jael Neeman -  ebook

wykonywali roboty na terenie kibucu, w pralni czy w kuchni. Oni przystawali czasem i głaskali nas pogłowie, gdy mijaliśmy ich na chodniku. I tylko i wyłącznie oni pozwalali swoim dzieciom jeść słodyczei zostawać na trochę, gdy uciekały z domu dzieci. Wtedy nie wiedzieliśmy jednak, do jakiego ogniskanależą.

Kibucowa kuchnia i magazyn ubrań

Moi bracia i ja nie wiedzieliśmy także, że nasza mama wywodzi się z Pierwszego Maja, a tata

Page 18: Byliśmy przyszłością - Jael Neeman -  ebook

imigrował wcześniej, w roku 1939, kiedy rada rodzinna zwołana w Wiedniu uchwaliła, że cała młodzieżmusi niezwłocznie wyjechać.

Bo przecież w kibucu przeszłość nie ma znaczenia. Wszyscy – czy to urodzeni w węgierskiej wiosce,czy w Budapeszcie, Wiedniu bądź Hajfie – są równi wobec systemu.

*

Na czele węgierskich weteranów z ogniska Ludzie Pracy i na czele weteranów w ogóle, na pierwszejpozycji, ze znaczną przewagą nad innymi, stał Piros. Nie brał wprawdzie udziału w starciach z Arabamipodczas wojny niepodległościowej (przecież Ludzie Pracy przyjechali do Jechiam dopiero po niej), niezakładał plantacji, nie wytyczał pól i nigdy nie pełnił funkcji administratora czy sekretarza kibucu, ale mywiedzieliśmy, że bez niego kibuc by się zawalił.

Dwa razy w roku kolumna dzieci szła jak wielka stonoga do warsztatu szewskiego Pirosa przymierzyćnowe buty.

„Piros” znaczy po węgiersku „czerwony”, czyli rudy. Kiedy się urodziliśmy, on był już jednak bardziejłysy niż rudy. Piros klął, gdy miał ochotę, boleśnie i nieprzyjemnie poklepywał nas po udach, a dopomocy w sklepie samoobsługowym przyjmował dziewczyny z siódmej klasy lub starsze, kierując sięrozmiarem ich biustu, o czym informował, jakby przyznawał medal tym „właścicielkom wielkichbalkonów”, jak je określał. Tylko Piros u nas tak mówił, nikt więcej. Był szewcem, wybierałi wyświetlał filmy, kierował składem broni i kibucowym sklepem. Każda z tych funkcji z osobnawystarczała na pełny etat.

Warsztat szewski mieścił się na skraju kibucu w baraku, którego ściany, a przede wszystkim wysokiskośny strop, pokrywały „fotosy gwiazdeczek”, jak je nazywał Piros, wycięte przez niego z różnychmagazynów. Na wszystkich widać było rozpromienione, wydekoltowane panie z gigantycznym biustemi szerokim uśmiechem. Piros uczył nas, jak się nazywają. Nie wiemy, czy ten barak rzeczywiście takbardzo się różnił od innych budynków w kibucu, czy tylko tak nam się wydawało – przez gwiazdeczki,zapach skóry i narzędzia do rozpychania butów. Warsztat szewski składał się z dwóch pomieszczeń –w pierwszym siedział Piros ze swym odwiecznym czeladnikiem Meirem Sz., znakomitym rzemieślnikiem,o którym mówiono, że jeszcze na Węgrzech był szewcem. Meir Sz… zwykł był przerywać pracę tylko poto, żeby obdarzyć nas swoim nieśmiałym uśmiechem i spytać, jak się miewamy. Nigdy się niedenerwował. Szewcy siedzieli po dwóch stronach olbrzymiego stołu roboczego zawalonego narzędziamii elementami butów, całkowicie pogrążeni w pracy. Ich usta, podobnie jak wszystkie kieszenie, wieczniebyły pełne gwoździ.

Drugie pomieszczenie mieściło przybory do rozpychania obuwia, mnóstwo pudełek z butami i dwataborety, na których zasiadaliśmy przed Pirosem do przymiarki. Dwa razy do roku szył dla nas nowymodel: wysokie buty na zimę, sandały na lato. Przychodziliśmy wybrać kolor: w przypadku sandałówbiały lub marchewkowy dla dziewcząt, brązowy dla chłopców. W przypadku butów zimowych –

Page 19: Byliśmy przyszłością - Jael Neeman -  ebook

czerwony lub brązowy dla wszystkich. Kształt – ten sam dla wszystkich dzieci z Hakibuc Haarci,ogólnokrajowego związku kibuców Haszomer Hacair.

Właściwie nikt nie znał historii Pirosa. Jego obecność była tak oczywista, że zadawanie jakichkolwiekpytań zdawało się zbędne. A jednak je zadawaliśmy. Piros był kawalerem. Czasem nasza stonogaw nowych butach – czerwonych albo brązowych – przystawała obok któregoś z weteranów i pytała go,dlaczego Piros nie ma żony ani dzieci. Nie odpowiadano nam. Wydawało się, że pytanie przemykałoprzez głowę zajętych i zabieganych dorosłych jak papierowy samolot, ale nie lądowało. Jest kawaleremi już. Raz ktoś nam powiedział, że Piros przeżył nieszczęśliwą miłość. Roztrząsaliśmy tę odpowiedź nawszystkie strony, ale nie mogliśmy sobie przypomnieć, kto to powiedział i czy mówił serio. Może tylkochciał się nas pozbyć?

O rzeczach niepraktycznych się nie mówiło. Ani o bolesnym i denerwującym klepaniu nas po udachpodczas przymierzania nowych butów, kiedy rzucał: „Piroszę uprzejmie”.

Piros w swoim warsztacie

Śmialiśmy się z jego żartów, kolekcjonowaliśmy je i stale powtarzaliśmy.Piros wymieniał z węgierskim akcentem wszystkich aktorów i aktorki z Hollywood, a my sądziliśmy,

że zna ich nie tylko z nazwiska, ale poznał ich też osobiście. Fotografie, którymi obwieszony był warsztat,

Page 20: Byliśmy przyszłością - Jael Neeman -  ebook

ukazywały nam rowek między piersiami Raquel Welch i jej koleżanek. Ten rowek wydawał się namwyjściem ewakuacyjnym wskazującym, że można żyć inaczej. Pomysł zawieszenia zdjęć damskichdekoltów był tak wyjątkowy, że nie zakazano go w żadnym z regulaminów Haszomer Hacair. Był tokolejny powód, dla którego byliśmy dumni z Pirosa. W głębi duszy rozumieliśmy, że pełni on dla nasdodatkową funkcję, znacznie ważniejszą niż wszystkie jego etaty:

sygnalizuje nam istnienie innych światów. Oto gdzieś tam są „Lahiton”5, Tel Awiw, Hollywoodi Nowy Jork. Piros stanowiłjak gdyby wywrotową wspólnotę międzynarodową w jednej osobie, zmyślnąkomunę, której nie postrzegano jako groźnej, bo nie spodziewano się po niej żadnych deklaracji. Z tejprzyczyny nikt się nie zorientował, że sposób bycia Pirosa i jego zdjęcia tak bardzo mieszają namw głowach.

*

Dzięki pełnionym funkcjom Piros mógł wiele podróżować, ale nie kosztem dni roboczych, co zawszepodkreślano, lecz w ramach setek dni zaległego urlopu, owocu niezmordowanej pracy weteranów. Pirosjeździł do Tel Awiwu oglądać dziesiątki filmów. Przywoził je nam potem z Wydziału Kinematografii.

Do końca szóstej klasy oglądaliśmy filmy w gronie dzieci. Piros odpowiadał nie tylko za wybóri projekcję filmu, lecz także za cenzurę. Pokazy odbywały się bez udziału rodziców, ale również bezopiekunek i nauczycielek. W sali, jak w warsztacie szewskim, byliśmy tylko my i on.

Co drugi tydzień Piros przywoził nam z Tel Awiwu nowy film: Rekord Annie, Lassie wróć, Winnetou,Nasz cudowny samochodzik. Ostrze cenzury nie było wycelowane w treści nieprzyzwoite, tylkowywołujące lęk. Gdy zbliżał się fragment, który Piros uważał za przerażający, po prostu nakazywałwyjść z sali wszystkim dzieciom od klasy trzeciej w dół. W ten sposób zostaliśmy uchronieni przedczarownicą z Czarnoksiężnika z Krainy Oz. Zapalił nagle światło i nas wyprosił.

Od siódmej klasy uczestniczyliśmy w projekcjach dla dorosłych, na które czekał cały kibuc. Razw tygodniu zbieraliśmy się w wielkiej stołówce i siadaliśmy w rzędach. Pokaz się opóźniał, podobniejak każda wieczorna prelekcja w sali jadalnej, jak każda piątkowa kolacja: trzeba było uzgodnić, czyokna mają być otwarte, czy zamknięte. Te spory toczyły się jak niemy film, wyświetlany wciąż od nowaprzed główną projekcją. Najpierw wstawali z miejsc zamykacze okien, bez słowa zamykali je i siadali.Potem podnosili się otwieracze, otwierali okna i też siadali. Obie frakcje działały w pełnej koordynacji.

Nikt się do tego nie wtrącał. Ani dzieci, ani dorośli. Wszyscy wiedzieliśmy, że to „stamtąd”(znakomita większość Węgrów z obu ognisk, zarówno z Pierwszego Maja, jak i z Ludzi Pracy,pochodziła „stamtąd”. A „tam” – jak mi kiedyś opowiadała mama, gdy byłam chora – Dunaj zamarzałzimą. I „tam” -mówił nam ktoś inny – Dunaj był czerwony od krwi, tak wielu zastrzelonych Żydówwrzucono do niego naraz). Wyjaśnienie, skąd się wzięli wstający, żeby otworzyć, i wstający, żebyzamknąć, obeszło jakoś z ust do ust całą dziecięcą stonogę: ci, którzy byli w obozach lub ukrywali się

Page 21: Byliśmy przyszłością - Jael Neeman -  ebook

w dusznym schronieniu, czuli przymus otwierania. Ci, którzy przeżyli na otwartej przestrzeni albo byliszczuci psami, musieli zamykać. Czekaliśmy na jednych i drugich.

Po rozwiązaniu kwestii okien Piros rozpoczynał pokaz. Pierwsza rolka filmu już była w projektorze.Pirosowi pomagał Karmi, jego wieczny uczeń, syn Meira Sz… z warsztatu szewskiego, jedyna osoba, naktórej polegał. Karmi został przyuczony do tej funkcji już w wieku siedmiu lat.

W połowie drugiej rolki albo pod jej koniec – bo pierwsza część projekcji była zawsze dłuższa oddrugiej – rozlegał się grzmiący głos Pirosa, literującego: „przerwa!” z nienaganną dykcją, nad którą sięmozolił i którą dopracowywał nieustannie dla tego jednego słowa, aż doszedł do perfekcji. Popięciominutowej przerwie wznawiał projekcję punktualnie i bez zwłoki. Choćby go błagano, niezaczekałby.

Piros dbał o dyscyplinę, a mimo to wyraźnie dobiegały nas okrzyki dorosłych siedzących w ostatnimrzędzie, którzy opatrywali film szczególną ścieżką dźwiękową złożoną z komentarzy i dowcipów.

*

Wydział Kinematografii Związku Zawodowego Histadrut, z którego sprowadzały filmy wszystkie kibucei moszawy6, mieścił się przy ulicy Szejnkina w Tel Awiwie, trzy domy od naszego mieszkania. „Naszemieszkanie” na Szejnkina niezupełnie było nasze, ale wszyscy dorośli członkowie kibucu i my, dzieci, takje nazywaliśmy. Każdy kibuc miał mieszkanie w mieście. Jeździliśmy tam na wakacje z rodzinąbiologiczną, a w razie potrzeby nocowali w nim działacze. Terminem tym określano osoby pracującepoza terenem kibucu. Tytuły osób zajmujących różne stanowiska zawsze były bardzo dynamiczne, jak nanasz wiecznie młody ruch Haszomer Hacair przystało.

Mieszkanie wynajął nam bardzo tanio Zili z Aszkelonu. Sądziliśmy, że Zili jest milionerem. Nie byłnim, był za to bratem Dioriego z ogniska Ludzie Pracy, członka kibucu Jechiam, i chciał wnieść swójwkład w działalność ruchu kibucowego.

Myśleliśmy, że Piros jeździ do Tel Awiwu i w trzy dni ogląda czternaście filmów po to, by sięzastanowić, który będzie dla nas najodpowiedniejszy. Nie wiedzieliśmy, że decyzja zapadała znaczniewcześniej i że podejmowano ją w Wydziale Kinematografii Histadrut. Filmy krążyły po wszystkichkibucach. W każdym z nich, podobnie jak u nas, raz w tygodniu zbierano się na projekcję w stołówce –a latem na trawniku przed kibucowym klubem.

Umowy o prawa autorskie sprawiały, że nowe filmy były kopiowane (z taśmytrzydziestopięciomilimetrowej na szesnastkę) i rozpowszechniane kilka lat po premierze.

Francuzi, którzy czasem prowadzili w Jechiam koła zainteresowań dotyczące kina i politykii w ramach Klubu Dobrego Filmu chcieli pokazać twórczość klasyków, takich jak Eisenstein czyBertolucci, mieli problemy z dotarciem do ich filmów, bo zgodnie z umowami i w związku z przepisamiprawa autorskiego Wydział był zobowiązany do niszczenia kopii po upływie pięciu lat.

Na naszej planecie teraźniejszość przekreślała przeszłość i przyszłość. Klasykę unicestwiono, nowości

Page 22: Byliśmy przyszłością - Jael Neeman -  ebook

jeszcze dla nas nie skopiowano. Wszystko oglądaliśmy w nam tylko właściwej kolejności.Filmy do kopiowania wybierała Komisja Repertuarowa Wydziału Kinematografii Histadrut. Wydział

był w gruncie rzeczy monopolistą w dziedzinie filmów szesnastomilimetrowych w Izraelu.Nie tylko znaczącej części klasyki filmowej brakło w zasobach Wydziału: także filmy erotyczne uznano

za niegodne włączenia do repertuaru.Francuzi z Klubu Dobrego Filmu protestowali:– Dlaczego Emmanuelle, Ostatnie tango w Paryżu czy izraelski Co powiesz nagiej kobiecie są

zakazane, natomiast komplet westernów i wszystkie filmy karate są dostępne?– Czy produkcje karate i inne burżuazyjne filmy familijne są lepsze od erotyków, poruszających wiele

zagadnień egzystencjalnych? – zastanawiali się głośno podczas dyskusji przed projekcją.Po kilku latach dotarły do nas i tamte filmy.Piros obsługiwał projektor także podczas spotkań Klubu Dobrego Filmu. Nigdy nie wtrącał się do

dyskusji. Popierał wyświetlanie wszystkich filmów świata.

Page 23: Byliśmy przyszłością - Jael Neeman -  ebook

4

W soboty w domach dzieci dyżurowali mężczyźni. Nasi ojcowie, ale nie tylko. Sobotnie dyżuryrozpisywał koordynator pracy (który rotacyjnie zmieniał się co rok – by zachować demokrację).

Koordynator zostawiał dyżurnym w skrzynkach pocztowych zielone karteczki, na których wpisywałołówkiem datę, godzinę i miejsce, w którym mieli się stawić. Żadne dyskusje czy negocjacje niewchodziły w grę.

W przeciwieństwie do nagłych mobilizacji dyżury były przewidywalne: co czwartą lub piątą sobotękażdemu dorosłemu wypadał przydział do pracy, której nie można było przerwać w szabat (jak pomocw domach dzieci, nawadnianie pól, zbiór owoców, obsługa stołówki). Sobotnie dyżury próbowanoułożyć w mniej więcej stały cykl, aby dyżurujący mogli zdobyć doświadczenie w tak rzadkowykonywanych zajęciach.

Jednym z dyżurnych w Narcyzie był Fajwel, kibucowy ślusarz. Fajwel stał ponad wszystkimiwydziałami, czy też poza nimi. Wszyscy go cenili. Nie zaliczał się ani do Francuzów, ani doIzraelczyków, ani do Węgrów. Był Polakiem, wiecznie nosił strój roboczy i faktycznie bez przerwypracował. Jakby wyszedł z socrealistycznych obrazów albo z ceramicznej płaskorzeźby, którą Joskewyrył przy wejściu do stołówki, przedstawiającej tłum ludzi pracy wymachujących różnymi narzędziami,co tworzyło kompozycję tak dynamiczną, że nie wiadomo było, kto jest jej głównym bohaterem:człowiek, kosa, sierp, a może sama praca.

Fajwel nie przestawał pracować nawet po godzinach. Ciął żelazo, spawał i lutował stoły, półki i innerzeczy, o których naprawę mieszkańcy kibucu prosili go prywatnie, a on nigdy nie odmawiał.

Pewnej soboty, będąc u nas na dyżurze, Fajwel powiedział, że Rosjanie wcale nie są lepsi odAmerykanów, że może nawet Amerykanie są lepsi.

– Amerykanie są dużo lepsi od Rosjan, Fajwel tak powiedział – powtarzaliśmy sobie wieczorem,kiedy poszedł na zebranie kibucu.

Sobotni dyżurni nie umieli zapleść warkoczy ani usmażyć grzanek z chleba moczonego w mlekuz dodatkiem jajek i cukru. Czekaliśmy na soboty i baliśmy się ich. Czuliśmy się jak na diabelskim młynie:wiedzieliśmy, że powinniśmy się cieszyć, a jednocześnie chcieliśmy, żeby to się już skończyło, żebynadeszła niedziela. Nie wiedzieliśmy, czy dyżurni zepną dziewczynkom włosy choćby w koński ogon tak,aby się zaraz nie rozplótł, nie mieliśmy pewności, czy gdziekolwiek dotrzemy na czas, czy jedzeniebędzie gotowe. Specjalnie nie zasypialiśmy, żeby dać im znać, kiedy nas mają obudzić, chociaż oniwiedzieli, o której wypada pobudka. Nie mieliśmy do nich zaufania.

Luki pojawiające się w rozkładzie dnia dawały nam nadzieję na przygody, jednak kiedy się onewydarzały, baliśmy się, że je zmyśliliśmy, że wyolbrzymiliśmy całą historię tak bardzo, aż skruszyliśmyw proch zawartą w niej odrobinę prawdy. Pewnej soboty, na dwie minuty przed wyruszeniem dotwierdzy, Szimon, nie znalazłszy czegoś, czego szukał, zaklął: „w pizdu”. W nocy, kiedy już poszedł,

Page 24: Byliśmy przyszłością - Jael Neeman -  ebook

długo to roztrząsaliśmy: zaklął czy nie zaklął? Czy monety, które znaleźliśmy w twierdzy, są rzeczywiściezabytkowe i będą pokazywane na wystawie, a jeśli tak – czy będzie napisane, że odkryły je dzieciz Narcyza? Nie byliśmy pewni, co się zdarzyło naprawdę. Albo wyjazd z Willim, który zastępował u nasczasem stałych dyżurnych i raz zgodził się zabrać nas wszystkich, szesnaścioro dzieci, niewielkąpółciężarówką Susita aż do skrętu na Gaaton (mieszkańcy kibucu Gaaton nazywali go skrętem na Jechiam,a my skrętem na Gaaton, choć i tak można było tam skręcić tylko do Gaaton albo do Jechiam).

Mężczyźni pełniący sobotnie dyżury także opowiadali nam w korytarzu bajki na dobranoc, nimo dziewiątej trzydzieści żegnali się z nami, zamykali za sobą drzwi do świata dorosłych i szli na zebraniekibucu.

*

Zebranie odbywało się w każdą sobotę wieczorem. Była to jedna z nielicznych rzeczy, którewiedzieliśmy o świecie dorosłych i ich rozkładzie dnia. W tym samym czasie my, dzieci z Narcyza,urządzałyśmy alternatywne zebranie własnego pomysłu. Siadaliśmy grupkami w progu każdej z czterechsal, spisywaliśmy protokół i rozprawialiśmy o wprowadzeniu nowego regulaminu naszych nocnychzabaw. Choćby „pupcioberka”, który polegał na tym, że goniliśmy się i ściągaliśmy sobie nawzajemspodnie od piżamy, przed czym ratowało tylko ustawienie się w futrynie drzwi. Rozważaliśmy, czywolno przez cały czas tkwić w futrynie.

Podczas odbywających się w stołówce zebrań kibucu mężczyźni mówili, a kobiety robiły na drutach.Czym zajmowali się dorośli w pozostałe wieczory? Nie wiedzieliśmy. Ale na zebraniach kibucudecydowali o wszystkim: rozstrzygali nie tylko abstrakcyjne kwestie ideologiczne, lecz także wszystkieaktualne sprawy. Zgromadzenie to było organem władzy ustawodawczej, sądowniczej i wykonawczejzarazem: każdy wyjazd z kibucu – krótki czy długi, na studia, urlop czy za granicę – musiał zostać przeznie zatwierdzony. Zgoda wymagana była także we wszystkich sytuacjach wyjątkowych: gdy chodziłoo przyjęcie prezentu, zakup mebli, udzielenie pomocy swoim dzieciom czy krewnym.

Podczas zebrań kibucu podejmowano uchwały zarówno w sprawach publicznych, jak i prywatnych.Tam też wybierano komisje. Gdy ktoś chciał się uczyć, w sekretariacie kibucu, w komisji do sprawedukacji i wreszcie na zebraniu podejmowano decyzję, czy może jechać na studia, czy też powinienjeszcze zaczekać, i co ma studiować: czy to, co go interesuje, odpowiada potrzebom kibucu. Jeśli nie –musiał się dostosować do potrzeb wspólnoty.

Page 25: Byliśmy przyszłością - Jael Neeman -  ebook

Sobotnie zebranie kibucu. Kobiety robią na drutach

Page 26: Byliśmy przyszłością - Jael Neeman -  ebook

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragmentpełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnierozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przezNetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym możnanabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione sąjakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgodyNetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepieinternetowym Bookarnia Online.