4
DWUTYGODNIKI PO?WI?CONY ?YCIU I KULTURZE NARODU Nr 5847 Rok XXVII9 Nr 2 15 stycznia 1969 TADEUSZ BIELECKI I S os a REDAKCJA I AD?STRACJA: 8, Alma Ter-race, Allen Street, London, W.8, tel. WEStern 1797. Prenumerata: pó?roczna 18 8 lub 3 dol., roczna f. 1.16.0 lub 6 dol. Op?ata lotnicza do USA pó?rocz- nie 1.50 dol., rocznie 3 dol. Cena pojedynczego numeru 1/6 lub 25 c . r-:" r .:. ...... i.:». .' ..... '_.. ....... :? __ ..... ? ,,'" ' ........ - ,.." ; .... CO PRZYSZ?O?? NIESIE SCHY?EK UBIEG?EGO roku zaznaczy? si? w Europie wysu- ni?ciem naprzód Niemiec nie tylko jako pot?gi gospodarczej, ale i poli- tycznej. *) Dot?d sami Niemcy twierdzili, ?e s? olbrzymem ekono- micznym, a kar?em politycznym. Otó? w czasie ostatniego kryzysu monetar- nego "karze?" przedzierzgn?? si? z dnia na dzie? w olbrzyma i pokaza? z?by. By?a to pewnego rodzaju za- powied? gro??cej kiedy? Europie he- gemon ii Niemiec, dokonana w okre- sie podzia?u tego kraju na dwa su- werenne pa?stwa. Warto pomy?le?, jakby to wygl?da?o w razie zjednocze- nia Niemiec. Oczywi?cie do dominacji teraz nie dosz?o, bo doj?? nie mog?o. Przeciw- nie, nast?pi?a nawet pewna izolacja "olbrzyma". Partnerzy Niemiec rea- gowali na ogó? solidarnie w obronie swych walut, a gen. de Gaulle zasko- czy? ?wiat nie po raz pierwszy ?mia- ?? decyzj? utrzymania warto?ci fran- ka. Dokona?o si? te? pewne zbli?enie mi?dzy Ameryk? i Francj?, co mo?e mie? dobroczynne skutki dla bezpie- cze?stwa Europy i pozycji Francji w naszej cz??ci ?wiata. Znalaz?o to wyraz w o?wiadczeniach prezydenta Johnsona i co wa?niejsze no- wego prezydenta Nixona oraz zo- sta?o zaznaczone w przemówieniu no- worocznym prezydenta Francji. Gdy- by Stany Zjednoczone przesta?y po- piera? Niemcy przeciw Francji, a za- cz??y z ni? wspó?dzia?a?. mog?oby to zmieni? korzystnie uk?ad si? w Euro- pie i odsun?? na d?ugo widmo su- premacji Niemiec. Dodajmy, ?e po- lityka Francji wobec Rosji dyktowa- na jest w du?ej mierze d??eniem do ograniczenia niebezpiecze?stwa nie- mieckiego w przysz?o?ci. VIa nas l?oIakow zagaoruerue wz ro- stu pot?gi Niemiec ma, jak wiadomo, pierwszorz?dne znaczenie. Osadzeni mi?dzy Rosj? a Niemcami, musimy dba?, aby walcz?c d z i ? o nasze prawa z jednym i drugim s?siadem nie wpasc j u t r o z obj?? Rosji w r?ce Niemiec, czyli z deszczu pod rynn?. Du?o si? bowiem w ?wiecie zmienia, ale nie zmienia si? nasze po- ?o?enie geopolityczne. St?d niektórzy gotowi byliby porozumie? si? i masze- rowa? z Niemcami na Rosj?, nie zwa- ?aj ?c na podnosz?cy znów g?ow? re- wizjonizm pruski, a inni zalecaj? ?lep? uleg?o?? Moskwie, jako jedyn? tarcz? ochronn? przed odwiecznym "Drang nach Osten". I jedna i druga postawa jest b??d- na i prowadzi do nik?d. Ani Ameryka ani Niemcy nie zamierzaj? maszerowa? na Rosj?, a polityka wschodnia "wielkiej koali- cji" w Bonn zabiega nie o Warszaw?, ale o Moskw?. Chodzi o to, aby do- prowadzi? do zjednoczenia rozdar- tego pa?stwa, a tego bez zgody Ro- sj i sowieckiej osi?gn?? si? nie da. Koncepcja za? oparcia si? o So- wiety za wszelk? cen? prowadzi jeno do utrwalenia obecnej podleg?o?ci i przed?u?enia wasalnego stosunku Pol- ? ki df) R()?j i. Odzywaj? si? g?osy, ?e takie usta- wienie polityki polskiej jest wojn? na dwa fronty, a takiej wojny nikt jeszcze nie wygra?. Zachodzi tu nie- porozumienie. Ani nas na wojn? nie sta?, zw?aszcza si?ami emigracyjny- mi, ani wojny z nikim nie chcemy. By?oby to szale?stwo tym bardziej w erze atomowej. Nie chodzi tu o wojn?, ale () walk? polityczn?, o pra- ) Tekst przemowlenia wyg?oszonego imieniem Rady Jedno?ci Narodowej z oka- zji skladania ?yczeil Radz.ie Trzech w Lon- dynie, dnia 5 stycznia UlG!) roku. Obok prezesa T. Bielecki?go przemówienia wy- glosili p. K. Sabbat imieniem Egzekutywy Zjednoczenia Narodowego oraz gen. S. Ko- pailski imieniem b. ?o?nierzy Polskich Si? Zbrojnych. Imieniem Rady Trz?ch odpo- wiedzia? amb. E. Raczyilski. Z powodu przej {;ciowej niedyspozycj i gen. W. Anders nic by? obecny, natomiast wzi?? udzia? nowo wybrany czlonek dr Stanis?aw Mglej, który przyby? z Edynburga. Du?a sala In- stytutu im. gen. Sikorskiego by?a szczel- nie wypelniona dzialaczami politycznymi i spo??cznymi oraz przedstawicielami kól wojskowych. wo narod u polskiego do samodzielne- go bytu i nieskr?powanego rozwoju. A taka walka z ka?dym, kto granice Polski czy jej niepodleg?o?? narusza, nie tylko jest naszym prawem, ale ?wi?tym obowi?zkiem, od którego u- chyla? si? nie wolno. Dzieje ?wiata nie tocz? si? g?adko, nikt dobrowol- nie zdobyczy nie oddaje, a o swoje trzeba walczy? nie tylko z wrogami, ale i z soj usznikami. Czy nasza walka o w?asne miejsce w ?wiecie takie, jakby powiedzia? Wy- spia?ski, jakie maj? inne narody i o mo?no?? rz?dzenia si? po swojemu ma warunki powodzenia? Czy nie na pró?no chcemy si? uwolni? spod obcej zale?no?ci? Je?eli si? nie walczy, to na pewno si? nie wygra. Je?eli si? z walki nie ryzygnuje, je?eli si? nie liczy wy??cz- nie na automatyczny ewolucjonizm, to pr?dzej czy pó?niej da si? nasze cele osi?gn??. ?yjemy bowiem w epoce rozpadu, a nie rozrostu imperiów, w erze kur- czenia si? i przekszta?cania, a nie rozkwitu komunizmu, w dobie zmian i dynamizmu, a nie zastoju w ?wie- cie. Zamiast dyktatu w swoich stre- fach wp?ywów supermocarstwa coraz bardziej musz? si? liczy? z wol? na- rodów. Idzie bowiem przez ?wiat po- t??ny pr?d ideowy, który podmywa, zabarwia i rozszczepia komunizm. Nazywaj? go na zachodzie nieraz z odcieniem pejoratywnym nacjo- nalizmem, ale nie jest to nacjonalizm starego typu. Mo?e najlepiej by?oby go nazywa? ?wiadomym patriotyz- mem, albo jak w Polsce ide? na- rodow?. Faktem jest, ?e pr?d ten szerzy si? jak p?omie? w Azji, Afry- ce i Ameryce, odradza i pog??bia w ?." 1"/, ?? ; ' 1 .....: t .; ! ,,- T "l t ; ? l..., .... { przeciwko pochodowi komunizmu i skutecznie mu si? opiera. Na tle budzenia si? i formowania odr?bnych samodzielnych narodów coraz trudniej jest rz?dzi? w swoich sferach wp?ywóv" i utrz?'ma? w kar- bach podleg?e narody. Odczu?y to naj- bardziej Sowiety, gdzie proces eman- cypacji poszed? tak daleko, ?e za- cz?? grozi? rozpadem imperium i utrat? zdobyczy. osi?gni?tych po dru- giej wojnie ?wiatowej. Zmusi?o to Rosj? do interwencji zbrojnej w zbuntowanej Czechos?owacji, wprowa- dzenia jej na drog? tzw. realizmu i oddalenia niebezpiecze?stwa wp?y- wów Niemiec zachodnich w tym tak kluczowym punkcie europ?jskiego sy- stemu bezpiecze?stwa Sowietów. Bru- talna si?a zatrzyma?a proces usamo- dzielniania si? politycznego Czecho- s?owacji i zwi?za?a j? znów z Paktem Warszawskim. Ale czy na d?ugo i czy ca?kowicie? Proces emancypacji satelitów zo- sta? zahamowany, ale nie przerwany. B?dzie on szed? dalej i wybuchnie z tym wi?ksz? si??, i?J1 bardziej jest obecnie t?umiony. Zahamowanie do- tyczy dzi? g?ównie zewn?trznych sto- sunków Czechos?owacji i przecina drogi. które mog?y wi?za? ten kraj z Zachodem, a zw?aszcza z Niemiec- k? Republik? Federaln?. T?pi si? ko- ?a prozachodnie, a wysuwa pro- rosyjskie. Nie jest to najpewniejszy sposób zapewnienia sobie poparcia sojusL.ników i drogo kosztuje. Dosz?o do tego, ?e po 20 z gór? latach umacniania komunizmu w Czechos?owacji trzeba dzi? tego naj- wierniejszego sojusznika Rosji si?? zmusi? do uleg?o?ci i w??cza? w ra- my Paktu Warszawskiego. Natomiast z reform wewn?trznych nie wszystko zosta?o przekre?lone. Utworzono dwa pa?stwa, czeskie i s?o- wackie, powi?zane w?z?ami federacyj- nymi, czego jak si? zdaje So- wiety nie chcia?y i nie zaniechano go- spodarczych reform, wysuni?tych w programie postyczniowym. Utworze- nie samodzielnego pa?stwa s?O\vackie- go. to tryumf zasady narodowej. Spe?ni?y si? w ten sposób d??enia na- rodu s?owackiego do niezale?nego by- tu, ?ywione od pierwszej woj ny ?wia- towej i nast?pi?o dobrowolne scemen- towanie wysi?ków dw.i narodów, któ- re dot?d ?y?y w niezgodzie ze sob?, co os?abia?o jedno?? i si?? Czechos?o- wacji. To ?e nie dosz?o w ubieg?ym roku do pe?niejszej emancypacji t?umaczy? nale?y m. in. fatalnym dla Czechoslo- wacj i po?o?eniem mi?dzvnarodowym, które parali?owa?o Ameryk? i Za- chód, a Sowietom p\ ---: wala?o bezkar- nie za?atwia? m a 11 u m i l i t a l' i tarcia i próby odst?pstw w ich sferze wp?ywów. Zdaj? so ie z tego dzi? coraz lepiej spraw? przywódcy cze- chos?owaccy i próbuj? ocali?, co si? da, pomimo tak nied. ·godnego zbiegu okoliczno?ci. Teza nasza, ?e uwolnimy si? spod obcej zale?no?ci w?asnymi si?ami w pomy?lniejszej sytuacji w ?wiecie, zosta?a niejako potwierdzona. Czy zanosi si? na zmiany na lep- sze? Czy Rosja nie ma innych k?o- potów poza st?umionym na razie bun- tem sa teli tów? Niew?tpliwie tak. Nie ustaje, a nawet rosnie zagro?enie w Azj i wzd?u? d?ugiej granic)" rosyjsko-chi?- skiej. Wyrasta na tym kontynencie nowa obok Chin pi.t?ga J apo- nia i zwi?ksza si? rywalizacja mo- carstw w ?wiecie. Na Bliskim Wsch')- dzie i w basenie Mor..a ?ródziemnego zdoby?a wprawdzie Rosja nowe wp?y- wy, ale je?eli zechce j > zbytnio i szyb- ko rozszerza?. mo?e .i? uwik?a? g??- biej w tym w?z?owym punkcie i roz- lu?ni?: nieco panowanie w Europie. Zobac;?YI11Y. Na tle czarnego raczej obrazu ?wia- ta, którego bli?ej nie analizowa?em, bo go wszyscy widz?, ukaza?em ja?- niejsze punkty, a?eby stwierdzi?, ?e nie ma powodu do fatalizmu i ?e ma- my mo?liwo?ci odzyskania wolno?ci. Zreszt? tzw. katastrofizm, który si? tu i ówdzie szerzy, niczego nie daje; prowadzi jedynie do bezmy?l- nych Guruchów i aktów l·otpaCL..\'. l?d.- torniast samodzielna my?l polityczna, m?stwo ?o?nierskie, wola niepodleg?o- ?ci i wiara w niezniszczalne si?y na- rodu oraz jego m?ode przed?u?enie pozwol? nam si? wydoby? nawet z po- zornie beznadziejnych sytuacyj. ?eby skuteczniej walczy? o nasze prawa, nale?y skupia? rozproszone si- ?y, jednoczy? to, co obok siebie do tych samych celów zmierza. Idzie jed- nak o to, ?eby to nie by?o arytmety- czne dodawanie grup politycznych, z których ka?da ci?gnie w inn? stron?. Taka mechaniczna jedno?? os?abia?a- by, a nie wzmacnia?a walk? o spraw? polsk?. Równie? nie mo?na zadowoli? si? wykonywaniem przez Polaków wska- za? polityki rosyjskiej lub niemiec- kiej, a nawet ameryka?skiej, francu- skiej czy angielskiej. Kto? musi wy- tycza? i prowadzi? polityk? polsk?. Jest to naszym zadaniem i obowi?z- kiem. Po to zosta?o Zjednoczenie po- wo?ane przed IG laty clI! ?vciu. Od tych obowi?zków nie uchylamy si? i radzi je b?dziemy dzieli? z inny- mi, którzy dot?d byli poza Rad? J ed- no?ci Narodowej, a podobnie jak my patrz? na g?ówne zadania politycznej reprezentacji polskiej w ?wiecie. Cho- dzi zatem o jedno?? dzia?ania, o wspól- ny kierunek polityki, a nie formal- ne tylko zwi?zki. Jedno?? dzia?ania mo?na osi?gn??, albo przez integra- cj? si? politycznych w ramach Zjedno- czenia, albo przez lu?ne wspó?dzia?a- ]??E d;:;dLilu i?;·?J.·iiej'tc:?T?}: ?i6!"l!pc?.v'a? czy ich zwi?zków. Zrozumienie potrzeby jedno?ci dzia- ?ania na emigracji toruje sobie od dawna drog? w?ród ogó?u spo?ecze?- stwa i ruchów politycznych. Nie prze- s?dzam dzi?. jaki ostateczny kszta?t to powszechne d??enie przybierze, ale my?l?, ?e w nowym roku mo?e ono da? pozytywne wyniki pod warun- kiem, ?e w nas wszystkich i na pra- wicy i na lewicy i w organizacjach spo?ecznych zwyci??y jednocz?ca nas troska o spraw? polsk?, nad dziel?- cym nas duchem partykularyzmu i ciasnoty grupowej. Imieniem Rady Jedno?ci Narodo- wej i w?asnym sk?adam Radzie Trzech najlepsze ?yczenia noworocz- ne, zdrowia i si? oraz zbli?enia reali- zacji naszych celów. Zw?aszcza kip- ruj? moje ?yczenia pod adresem nie- obecnego dzi? gen. Andersa. Zdrowia i d?ugich lat prowadzenia nas po :-;pn?ll z Rad:! Trzec11. Pi? ty partner SOWlJ<?T r, w nu:"ej roli pa?stwa ?ródziemnomorskiego. w opar- ciu () siln? flot? ?egluj?c? na tym morzu oraz w my?l proklamowanej zasady, ?e wszelkie sprawy zwi?za- ne z zagadnieniem UK?adu stosunków tego rejonu, ?ywo obchodz? ich jako .,?l'ódziemnomorców", zwróci?y si? do Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Francji z propozycj? od- bycia "szczytu" i uzgodnienia pozy- cji tych mocarstw w kwestii konfliktu arabsko-izraelskiego. Czas wybrany znsta? zgodnie z wymaganiami polityki sowieckiej. Po odbudowaniu zniszczonych w wojnie 1967 roku si? arabskich i po uruchomieniu partyzantki arabskiej, Moskwa znalaz?a si? w posiadaniu szeregu atutów, które pozwalaj? jej s?dzi?, ?e zdoby?a powa?ne argumen- ty do dyskusji z pozosta?ymi trzema mocarstwami. Jako tre?? tej dyskusji wysuwaj? Sowiety warunki, w oparciu o któ- re mo?e ich zdaniem nast?pi? zgodne post?powanie mocarstw w kwestii ?rodkowego Wschodu. Urz?dowy organ kairski "Al Ah- ram" wylicza pi?? g?ó-Nnych punktów, które stanowi? maj? punkt wyj?cia zami".:?rzonej dysku<;ji, celem u?o?e- nia trwa?ych poko.i('w.,'Ch stosunków na ?rodkowym VIi? s(" hodzie. Po pierwsze: Izrael ma opu?ci? wszystkie zaj?te w wyniku wojny 1967 roku terytoria i umo?liwi? po- wrót na nie administracji i wojsk arabskich. Po drugie: Zako?czenie przez pa?stwa arabskie wojny po re- alizacj i tego warunku. Po trzecie: Ambasador Jarring z ramienia Or- ganizacj i Narodów Zj ednoczonych przyst?pi do za?atwienia kwestii wol- no?ci nawigacji oraz sprawy uchod?- ców palesty?skich. Po czwarte: Ra- da Bezpiecze?stwa ONZ z kolei zde- cyd uj e wys?anie oddzia?ó\v mi?dzyna- rodowych dla pilnowania wykonania tych zobowi?za?, cztery za? mocar- stwa mie? b?d? przy tych oddzia?ach swoich przedstawirieli jako super- kontrolerów. Po vi?te: Rada Bez- piecze?stwa ONZ udzieli gwarancji dla wszystkich granic na ?rodkowym Wschodzie. z problemem pacyt ucacjt stosunków arabsko-izraelskich, w propozycji so- wieckiej pozostaje ciemnych. Wyda- je si?, ?e Sowietom zale?y na razie na uzyskaniu w pierwszym rz?dzie deklaracji pa?stw arabskich za- ko?czenia dzia?a? wojennych jedno- cze?nie z o?wiadczeniem Izraela o go- towo?ci wycofania si? ze wszystkich zaj?tych obszarów arabskich. Za- gadnienia takie jak status Jerozolimy oraz praw nawigacyjnych w Kanale Suezkim pozostawiaj? Sowiety dal- szej negocjacji, odsuwaj?c je do dru- giej sekwencji uk?adów. w których mocarstwa mia?yby bardziej woln? r?k? do dzia?ania. Jasne jest bowiem mimo zapewnie? prasy moskiew- skiej ?e Sowiety nic nie uczyni? bez konsultacji swoich svrzymierze?- ców arabskich i nie zawr? ponad ich g?owami porozumienia sprawa sprowadza si? nie tyle do interesów walcz?cych stron, co do uzgodnienia interesów mocarstw w ramach szero- kiego zagadnienia ?ródkowego Wscho- du. Jest to problem wynikaj?cy z po- lityki "pokojowej koegzystencji", któ- r? Sowiety stosuj? chytrze tam, gdzie mog? si? na niej ob?awi?. Szerokie zagadnienie ?rodkowego Wschodu. które bulwersuje stosunki od chwili likvlidacji imperium brytyj- skiego i pozostawienie przez Brytyj- czyków wszystkiego .,na wschód od Suezu" na ?asce iosów z wy??czeniem jedynie arabskiej nafty. stanowi dla Sowietów trampolin? do nowego sko- ku i nowych imperialnych zdobyczy. Jako pot?ga morska, której flota p?y- wa po oceanach i jest, po ameryka?skiej, najsilniejsz?, So- wiety w przewidywaniu nieunik- nionej ewolucji stosunków w Azji i na Dalekim Wschodzie, szukaj? spo- sobów obj?cia pod swoje wp?ywy je?li nie w swoje posiadanie da- wnego, g?ównego szlaku brytyjskie- go imperium. W tym trzeba upatrywa? ?ród?a polityki arabskiej rz?du moskiew- skiego. Jaki los spotka now? inicjatyw? sowieck? w sprawie pacyfikacji arab- sko-izraelskiej, trudno w tej chwili przewidzie?. Przede wszystkim nieznane jest w Wiele spraw istotny?h, / zupeUIUSCl :; ",:UHJW 1;:'1\.U AI? ?t:: l J 1\.1, ntu- re zostanie sprecyzowane dopiero po obj?ciu rz?dów przez now? admini- stracj?. B?dzie ono w du?ym stop- niu dla losóv,r inicjatywy sowieckiej decyduj?ce. Nie Francja bowiem i nie Wielka Brytania, ale przede wszy- stkim Stany Zjednoczone s? g?ów- nym partnerem Sowietów na ?rodko- wym Wschodzie. Ponadto nie bez znaczenia jest postawa zarówno Ara- bów jak i Izraela. J e?Ii Arabów So- wiety mog? stosunkowo ?atwo ,.prze- kona?". inaczej jest z Izraelem. Izrael to nie tylko ma?e, licz?ce dwa i pó? miliona ludno?ci pa?stew- ko w Palestynie. To jest równie? sto- j?ce za nim siedemna?cie milionów ?ydów rozproszonych w ?wiecie, któ- rzy ze zrozumia?ych powodów - popieraj? go moralnie. materialnie i politycznie. Bez tego pozycja tego pa?stwa, mi- mo jego dzielno?ci, zapobiegliwo?ci i wytrwa?o?ci by?aby nie do pozazdro- szczenia. Je?li jest inaczej, sprawia to w?a?nie zaplecze. jakim rozporz?- c1za i z jakiego czerpie. Nieraz 'zadawano pytanie, czym si? to dzieje. ?e to drobne pa?stwo z tak nik?ym potencja?em ludno?ciowym mo?e prowadzi? kosztowne wojny i pokrywa? jeszcze kosztowniejsze zbro- jenia? Odpowied? wydaje si? jasn?, je?li zwa?y si?. ?e w jego zapleczu znajduj? si? grupy rozporz?dzaj?ce olbrzymimi mo?liwo?ciami finansowy- mi i przemys?owymi. Embargo na bro?, które w jednej chwili' mog?oby uczyni? pa?stewka arabskie zupe?nie bezradnymi, Izrael znosi nienajgorzej. Tworzy w go- r?czkowym tempie w?asny przemys? lotniczy i zbrojeniowy i twierdzi, ?e w krótkim czasie b?dzie w tym za- kresie zupe?nie samowystarczalny. Nie ma powodu o tym w?tpi?. Gen. Dajan o?wiadczy? g?o?no, ?e embargo francuskie, jakie w?a?nie zastosowa? de Gaulle, nie wp?ynie na zmian? polityki Izraela. W to te? nie ma powodu w?tpi?. S? bowiem na wszystko sposoby. Ostatriio po zakazie de Gaulle'a wy- wozu samolotów francuskich do Izra- ela, najwi?kszy wytwórca samolotów (Doko?czenie na str. 4)

DWUTYGODNIKI I PO?WI?CONY ?YCIU S osmbc.cyfrowemazowsze.pl/Content/55703/00060685 - Myśl Polska 1969... · chyla? si? nie wolno. Dzieje?wiata nie tocz? si? g?adko, nikt dobrowol

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: DWUTYGODNIKI I PO?WI?CONY ?YCIU S osmbc.cyfrowemazowsze.pl/Content/55703/00060685 - Myśl Polska 1969... · chyla? si? nie wolno. Dzieje?wiata nie tocz? si? g?adko, nikt dobrowol

DWUTYGODNIKIPO?WI?CONY ?YCIU

I KULTURZE NARODU

Nr 5847 Rok XXVII9 Nr 2

15 stycznia 1969

TADEUSZ BIELECKI

I

S os a

REDAKCJA I AD?STRACJA:

8, Alma Ter-race, Allen Street,

London, W.8, tel. WEStern 1797.

Prenumerata: pó?roczna 18 8 lub

3 dol., roczna f. 1.16.0 lub 6 dol.

Op?ata lotnicza do USA pó?rocz-nie 1.50 dol., rocznie 3 dol.

Cena pojedynczego numeru

1/6 lub 25 c .

. r-:" r .:. ...... i.:». .' ..... '_.. ....... :? __ ..... • . ? ,,'"

'........

-

..

,.." ;....

?

.

CO PRZYSZ?O?? NIESIESCHY?EK

UBIEG?EGO roku

zaznaczy? si? w Europie wysu­

ni?ciem naprzód Niemiec nie tylko

jako pot?gi gospodarczej, ale i poli­

tycznej. *) Dot?d sami Niemcy

twierdzili, ?e s? olbrzymem ekono­

micznym, a kar?em politycznym. Otó?

w czasie ostatniego kryzysu monetar­

nego "karze?" przedzierzgn?? si? z

dnia na dzie? w olbrzyma i pokaza?

z?by. By?a to pewnego rodzaju za­

powied? gro??cej kiedy? Europie he­

gemon ii Niemiec, dokonana w okre­

sie podzia?u tego kraju na dwa su­

werenne pa?stwa. Warto pomy?le?,

jakby to wygl?da?o w razie zjednocze­nia Niemiec.

Oczywi?cie do dominacji teraz nie

dosz?o, bo doj?? nie mog?o. Przeciw­

nie, nast?pi?a nawet pewna izolacja

"olbrzyma". Partnerzy Niemiec rea­

gowali na ogó? solidarnie w obronie

swych walut, a gen. de Gaulle zasko­

czy? ?wiat nie po raz pierwszy ?mia­

?? decyzj? utrzymania warto?ci fran­

ka. Dokona?o si? te? pewne zbli?enie

mi?dzy Ameryk? i Francj?, co mo?e

mie? dobroczynne skutki dla bezpie­

cze?stwa Europy i pozycji Francji

w naszej cz??ci ?wiata. Znalaz?o to

wyraz w o?wiadczeniach prezydenta

Johnsona i - co wa?niejsze - no­

wego prezydenta Nixona oraz zo­

sta?o zaznaczone w przemówieniu no­

worocznym prezydenta Francji. Gdy­

by Stany Zjednoczone przesta?y po­

piera? Niemcy przeciw Francji, a za­

cz??y z ni? wspó?dzia?a?. mog?oby to

zmieni? korzystnie uk?ad si? w Euro­

pie i odsun?? na d?ugo widmo su­

premacji Niemiec. Dodajmy, ?e po­

lityka Francji wobec Rosji dyktowa­

na jest w du?ej mierze d??eniem do

ograniczenia niebezpiecze?stwa nie­

mieckiego w przysz?o?ci.VIa nas l?oIakow zagaoruerue wz ro­

stu pot?gi Niemiec ma, jak wiadomo,

pierwszorz?dne znaczenie. Osadzeni

mi?dzy Rosj? a Niemcami, musimy

dba?, aby walcz?c d z i ? o nasze

prawa z jednym i drugim s?siademnie wpasc j u t r o z obj?? Rosji

w r?ce Niemiec, czyli z deszczu pod

rynn?. Du?o si? bowiem w ?wiecie

zmienia, ale nie zmienia si? nasze po­

?o?enie geopolityczne. St?d niektórzy

gotowi byliby porozumie? si? i masze­

rowa? z Niemcami na Rosj?, nie zwa­

?aj ?c na podnosz?cy znów g?ow? re­

wizjonizm pruski, a inni zalecaj?

?lep? uleg?o?? Moskwie, jako jedyn?

tarcz? ochronn? przed odwiecznym

"Drang nach Osten".

I jedna i druga postawa jest b??d­

na i prowadzi do nik?d.Ani Ameryka ani Niemcy nie

zamierzaj? maszerowa? na Rosj?, a

polityka wschodnia "wielkiej koali­

cji" w Bonn zabiega nie o Warszaw?,

ale o Moskw?. Chodzi o to, aby do­

prowadzi? do zjednoczenia rozdar­

tego pa?stwa, a tego bez zgody Ro­

sj i sowieckiej osi?gn?? si? nie da.

Koncepcja za? oparcia si? o So­

wiety za wszelk? cen? prowadzi jeno

do utrwalenia obecnej podleg?o?ci i

przed?u?enia wasalnego stosunku Pol­

? ki df) R()?j i.

Odzywaj? si? g?osy, ?e takie usta­

wienie polityki polskiej jest wojn?

na dwa fronty, a takiej wojny nikt

jeszcze nie wygra?. Zachodzi tu nie­

porozumienie. Ani nas na wojn? nie

sta?, zw?aszcza si?ami emigracyjny­

mi, ani wojny z nikim nie chcemy.

By?oby to szale?stwo tym bardziej

w erze atomowej. Nie chodzi tu o

wojn?, ale () walk? polityczn?, o pra-

) Tekst przemowlenia wyg?oszonego

imieniem Rady Jedno?ci Narodowej z oka­

zji skladania ?yczeil Radz.ie Trzech w Lon­

dynie, dnia 5 stycznia UlG!) roku. Obok

prezesa T. Bielecki?go przemówienia wy­

glosili p. K. Sabbat imieniem Egzekutywy

Zjednoczenia Narodowego oraz gen. S. Ko­

pailski imieniem b. ?o?nierzy Polskich Si?

Zbrojnych. Imieniem Rady Trz?ch odpo­

wiedzia? amb. E. Raczyilski. Z powodu

przej {;ciowej niedyspozycj i gen. W. Anders

nic by? obecny, natomiast wzi?? udzia?

nowo wybrany czlonek dr Stanis?aw Mglej,

który przyby? z Edynburga. Du?a sala In­

stytutu im. gen. Sikorskiego by?a szczel­

nie wypelniona dzialaczami politycznymii spo??cznymi oraz przedstawicielami kól

wojskowych.

wo narod u polskiego do samodzielne­

go bytu i nieskr?powanego rozwoju.

A taka walka z ka?dym, kto granicePolski czy jej niepodleg?o?? narusza,

nie tylko jest naszym prawem, ale

?wi?tym obowi?zkiem, od którego u­

chyla? si? nie wolno. Dzieje ?wiata

nie tocz? si? g?adko, nikt dobrowol­

nie zdobyczy nie oddaje, a o swoje

trzeba walczy? nie tylko z wrogami,

ale i z soj usznikami.

Czy nasza walka o w?asne miejsce

w ?wiecie takie, jakby powiedzia? Wy­

spia?ski, jakie maj? inne narody i o

mo?no?? rz?dzenia si? po swojemuma warunki powodzenia? Czy nie

na pró?no chcemy si? uwolni? spod

obcej zale?no?ci?

Je?eli si? nie walczy, to na pewno

si? nie wygra. Je?eli si? z walki nie

ryzygnuje, je?eli si? nie liczy wy??cz­

nie na automatyczny ewolucjonizm, to

pr?dzej czy pó?niej da si? nasze cele

osi?gn??.

?yjemy bowiem w epoce rozpadu,

a nie rozrostu imperiów, w erze kur­

czenia si? i przekszta?cania, a nie

rozkwitu komunizmu, w dobie zmian

i dynamizmu, a nie zastoju w ?wie­

cie. Zamiast dyktatu w swoich stre­

fach wp?ywów supermocarstwa coraz

bardziej musz? si? liczy? z wol? na­

rodów. Idzie bowiem przez ?wiat po­

t??ny pr?d ideowy, który podmywa,

zabarwia i rozszczepia komunizm.

Nazywaj? go na zachodzie - nieraz

z odcieniem pejoratywnym - nacjo­

nalizmem, ale nie jest to nacjonalizm

starego typu. Mo?e najlepiej by?oby

go nazywa? ?wiadomym patriotyz­

mem, albo jak w Polsce - ide? na­

rodow?. Faktem jest, ?e pr?d ten

szerzy si? jak p?omie? w Azji, Afry­

ce i Ameryce, odradza i pog??bia w

?." 1"/, ?? ;,

' ••

1, .....: t .;

....! ,,- T

-

"l t ;? l...,

....

{ ,

przeciwko pochodowi komunizmu i

skutecznie mu si? opiera.

Na tle budzenia si? i formowania

odr?bnych samodzielnych narodów

coraz trudniej jest rz?dzi? w swoich

sferach wp?ywóv" i utrz?'ma? w kar­

bach podleg?e narody. Odczu?y to naj­

bardziej Sowiety, gdzie proces eman­

cypacji poszed? tak daleko, ?e za­

cz?? grozi? rozpadem imperium i

utrat? zdobyczy. osi?gni?tych po dru­

giej wojnie ?wiatowej. Zmusi?o to

Rosj? do interwencji zbrojnej w

zbuntowanej Czechos?owacji, wprowa­

dzenia jej na drog? tzw. realizmu i

oddalenia niebezpiecze?stwa wp?y­

wów Niemiec zachodnich w tym tak

kluczowym punkcie europ?jskiego sy­

stemu bezpiecze?stwa Sowietów. Bru­

talna si?a zatrzyma?a proces usamo­

dzielniania si? politycznego Czecho­

s?owacji i zwi?za?a j? znów z Paktem

Warszawskim.

Ale czy na d?ugo i czy ca?kowicie?

Proces emancypacji satelitów zo­

sta? zahamowany, ale nie przerwany.

B?dzie on szed? dalej i wybuchniez tym wi?ksz? si??, i?J1 bardziej jest

obecnie t?umiony. Zahamowanie do­

tyczy dzi? g?ównie zewn?trznych sto­

sunków Czechos?owacji i przecina

drogi. które mog?y wi?za? ten kraj

z Zachodem, a zw?aszcza z Niemiec­

k? Republik? Federaln?. T?pi si? ko­

?a prozachodnie, a wysuwa-

pro­

rosyjskie. Nie jest to najpewniejszy

sposób zapewnienia sobie poparcia

sojusL.ników i drogo kosztuje.

Dosz?o do tego, ?e po 20 z gór?

latach umacniania komunizmu w

Czechos?owacji trzeba dzi? tego naj­

wierniejszego sojusznika Rosji si??

zmusi? do uleg?o?ci i w??cza? w ra­

my Paktu Warszawskiego.

Natomiast z reform wewn?trznych

nie wszystko zosta?o przekre?lone.

Utworzono dwa pa?stwa, czeskie i s?o­

wackie, powi?zane w?z?ami federacyj­

nymi, czego- jak si? zdaje - So­

wiety nie chcia?y i nie zaniechano go­

spodarczych reform, wysuni?tych w

programie postyczniowym. Utworze­

nie samodzielnego pa?stwa s?O\vackie­

go. to tryumf zasady narodowej.

Spe?ni?y si? w ten sposób d??enia na­

rodu s?owackiego do niezale?nego by-

tu, ?ywione od pierwszej woj ny ?wia­

towej i nast?pi?o dobrowolne scemen­

towanie wysi?ków dw.i narodów, któ­

re dot?d ?y?y w niezgodzie ze sob?,co os?abia?o jedno?? i si?? Czechos?o­

wacji.

To ?e nie dosz?o w ubieg?ym roku

do pe?niejszej emancypacji t?umaczy?

nale?y m. in. fatalnym dla Czechoslo­

wacj i po?o?eniem mi?dzvnarodowym,które parali?owa?o Ameryk? i Za­

chód, a Sowietom p\ ---: wala?o bezkar­

nie za?atwia? m a 11 u m i l i t a l' i

tarcia i próby odst?pstw w ich sferze

wp?ywów. Zdaj? so ie z tego dzi?

coraz lepiej spraw? przywódcy cze­

chos?owaccy i próbuj? ocali?, co si?

da, pomimo tak nied. ·godnego zbieguokoliczno?ci.

Teza nasza, ?e uwolnimy si? spod

obcej zale?no?ci w?asnymi si?ami w

pomy?lniejszej sytuacji w ?wiecie,

zosta?a niejako potwierdzona.

Czy zanosi si? na zmiany na lep­

sze? Czy Rosja nie ma innych k?o­

potów poza st?umionym na razie bun­

tem sa teli tów?

Niew?tpliwie tak. Nie ustaje, a

nawet rosnie zagro?enie w Azj i

wzd?u? d?ugiej granic)" rosyjsko-chi?­

skiej. Wyrasta na tym kontynencie

nowa obok Chin pi.t?ga- J apo­

nia i zwi?ksza si? rywalizacja mo­

carstw w ?wiecie. Na Bliskim Wsch')­

dzie i w basenie Mor..a ?ródziemnego

zdoby?a wprawdzie Rosja nowe wp?y­

wy, ale je?eli zechce j > zbytnio i szyb­

ko rozszerza?. mo?e .i? uwik?a? g??-

biej w tym w?z?owym punkcie i roz­

lu?ni?: nieco panowanie w Europie.

Zobac;?YI11Y.

Na tle czarnego raczej obrazu ?wia­

ta, którego bli?ej nie analizowa?em,

bo go wszyscy widz?, ukaza?em ja?­

niejsze punkty, a?eby stwierdzi?, ?e

nie ma powodu do fatalizmu i ?e ma­

my mo?liwo?ci odzyskania wolno?ci.

Zreszt? tzw. katastrofizm, który

si? tu i ówdzie szerzy, niczego nie

daje; prowadzi jedynie do bezmy?l­

nych Guruchów i aktów l·otpaCL..\'. l?d.­

torniast samodzielna my?l polityczna,

m?stwo ?o?nierskie, wola niepodleg?o­?ci i wiara w niezniszczalne si?y na­

rodu oraz jego m?ode przed?u?enie

pozwol? nam si? wydoby? nawet z po­

zornie beznadziejnych sytuacyj.

?eby skuteczniej walczy? o nasze

prawa, nale?y skupia? rozproszone si­

?y, jednoczy? to, co obok siebie do

tych samych celów zmierza. Idzie jed­

nak o to, ?eby to nie by?o arytmety­

czne dodawanie grup politycznych, z

których ka?da ci?gnie w inn? stron?.

Taka mechaniczna jedno?? os?abia?a­

by, a nie wzmacnia?a walk? o spraw?

polsk?.Równie? nie mo?na zadowoli? si?

wykonywaniem przez Polaków wska­

za? polityki rosyjskiej lub niemiec­

kiej, a nawet ameryka?skiej, francu­

skiej czy angielskiej. Kto? musi wy­

tycza? i prowadzi? polityk? polsk?.

Jest to naszym zadaniem i obowi?z­kiem. Po to zosta?o Zjednoczenie po­

wo?ane przed IG laty clI! ?vciu.

Od tych obowi?zków nie uchylamy

si? i radzi je b?dziemy dzieli? z inny­

mi, którzy dot?d byli poza Rad? J ed­

no?ci Narodowej, a podobnie jak my

patrz? na g?ówne zadania politycznej

reprezentacji polskiej w ?wiecie. Cho­

dzi zatem o jedno?? dzia?ania, o wspól­

ny kierunek polityki, a nie formal­

ne tylko zwi?zki. Jedno?? dzia?ania

mo?na osi?gn??, albo przez integra­

cj? si? politycznych w ramach Zjedno­

czenia, albo przez lu?ne wspó?dzia?a-

]??E d;:;dLilu i?;·?J.·iiej'tc:?T?}: ?i6!"l!pc?.v'a?

czy ich zwi?zków.

Zrozumienie potrzeby jedno?ci dzia­

?ania na emigracji toruje sobie od

dawna drog? w?ród ogó?u spo?ecze?­

stwa i ruchów politycznych. Nie prze­

s?dzam dzi?. jaki ostateczny kszta?t

to powszechne d??enie przybierze, ale

my?l?, ?e w nowym roku mo?e ono

da? pozytywne wyniki pod warun­

kiem, ?e w nas wszystkich i na pra­

wicy i na lewicy i w organizacjach

spo?ecznych zwyci??y jednocz?ca nas

troska o spraw? polsk?, nad dziel?­

cym nas duchem partykularyzmu i

ciasnoty grupowej.

Imieniem Rady Jedno?ci Narodo­

wej i w?asnym sk?adam Radzie

Trzech najlepsze ?yczenia noworocz­

ne, zdrowia i si? oraz zbli?enia reali­

zacji naszych celów. Zw?aszcza kip­

ruj? moje ?yczenia pod adresem nie­

obecnego dzi? gen. Andersa. Zdrowia

i d?ugich lat prowadzenia nas po

:-;pn?ll z Rad:! Trzec11.

Pi? ty partnerSOWlJ<?T

r, w nu:"ej roli pa?stwa

?ródziemnomorskiego. w opar­

ciu () siln? flot? ?egluj?c? na tym

morzu oraz w my?l proklamowanej

zasady, ?e wszelkie sprawy zwi?za­ne z zagadnieniem UK?adu stosunków

tego rejonu, ?ywo obchodz? ich jako

.,?l'ódziemnomorców", zwróci?y si?

do Stanów Zjednoczonych, Wielkiej

Brytanii i Francji z propozycj? od­

bycia "szczytu" i uzgodnienia pozy­

cji tych mocarstw w kwestii konfliktu

arabsko-izraelskiego.

Czas wybrany znsta? zgodnie z

wymaganiami polityki sowieckiej.

Po odbudowaniu zniszczonych w

wojnie 1967 roku si? arabskich i po

uruchomieniu partyzantki arabskiej,

Moskwa znalaz?a si? w posiadaniu

szeregu atutów, które pozwalaj? jej

s?dzi?, ?e zdoby?a powa?ne argumen­

ty do dyskusji z pozosta?ymi trzema

mocarstwami.

Jako tre?? tej dyskusji wysuwaj?

Sowiety warunki, w oparciu o któ­

re mo?e - ich zdaniem - nast?pi?

zgodne post?powanie mocarstw w

kwestii ?rodkowego Wschodu.

Urz?dowy organ kairski "Al Ah­

ram" wylicza pi?? g?ó-Nnych punktów,

które stanowi? maj? punkt wyj?cia

zami".:?rzonej dysku<;ji, celem u?o?e­

nia trwa?ych poko.i('w.,'Ch stosunków

na ?rodkowym VIi? s(" hodzie.

Po pierwsze: Izrael ma opu?ci?

wszystkie zaj?te w wyniku wojny

1967 roku terytoria i umo?liwi? po­

wrót na nie administracji i wojsk

arabskich. Po drugie: Zako?czenie

przez pa?stwa arabskie wojny po re­

alizacj i tego warunku. Po trzecie:

Ambasador Jarring z ramienia Or­

ganizacj i Narodów Zj ednoczonych

przyst?pi do za?atwienia kwestii wol­

no?ci nawigacji oraz sprawy uchod?­

ców palesty?skich. Po czwarte: Ra­

da Bezpiecze?stwa ONZ z kolei zde­

cyd uj e wys?anie oddzia?ó\v mi?dzyna­

rodowych dla pilnowania wykonania

tych zobowi?za?, cztery za? mocar­

stwa mie? b?d? przy tych oddzia?ach

swoich przedstawirieli jako super­

kontrolerów. Po vi?te: Rada Bez­

piecze?stwa ONZ udzieli gwarancji

dla wszystkich granic na ?rodkowym

Wschodzie.

z problemem pacyt ucacjt stosunków

arabsko-izraelskich, w propozycji so­

wieckiej pozostaje ciemnych. Wyda­

je si?, ?e Sowietom zale?y na razie

na uzyskaniu -

w pierwszym rz?dzie

deklaracji pa?stw arabskich za­

ko?czenia dzia?a? wojennych jedno­

cze?nie z o?wiadczeniem Izraela o go­

towo?ci wycofania si? ze wszystkich

zaj?tych obszarów arabskich. Za­

gadnienia takie jak status Jerozolimy

oraz praw nawigacyjnych w Kanale

Suezkim pozostawiaj? Sowiety dal­

szej negocjacji, odsuwaj?c je do dru­

giej sekwencji uk?adów. w których

mocarstwa mia?yby bardziej woln?

r?k? do dzia?ania. Jasne jest bowiem

- mimo zapewnie? prasy moskiew­

skiej - ?e Sowiety nic nie uczyni?

bez konsultacji swoich svrzymierze?­

ców arabskich i nie zawr? ponad ich

g?owami porozumienia sprawa

sprowadza si? nie tyle do interesów

walcz?cych stron, co do uzgodnienia

interesów mocarstw w ramach szero­

kiego zagadnienia ?ródkowego Wscho­

du. Jest to problem wynikaj?cy z po­

lityki "pokojowej koegzystencji", któ­

r? Sowiety stosuj? chytrze tam, gdzie

mog? si? na niej ob?awi?.

Szerokie zagadnienie ?rodkowego

Wschodu. które bulwersuje stosunki

od chwili likvlidacji imperium brytyj­

skiego i pozostawienie przez Brytyj­

czyków wszystkiego .,na wschód od

Suezu" na ?asce iosów z wy??czeniem

jedynie arabskiej nafty. stanowi dla

Sowietów trampolin? do nowego sko­

ku i nowych imperialnych zdobyczy.

Jako pot?ga morska, której flota p?y­

wa po oceanach i jest, po

ameryka?skiej, najsilniejsz?, So­

wiety w przewidywaniu nieunik­

nionej ewolucji stosunków w Azji i

na Dalekim Wschodzie, szukaj? spo­

sobów obj?cia pod swoje wp?ywy -

je?li nie w swoje posiadanie - da­

wnego, g?ównego szlaku brytyjskie­

go imperium.W tym trzeba upatrywa? ?ród?a

polityki arabskiej rz?du moskiew­

skiego.

Jaki los spotka now? inicjatyw?

sowieck? w sprawie pacyfikacji arab­

sko-izraelskiej, trudno w tej chwili

przewidzie?.Przede wszystkim nieznane jest wWiele spraw istotny?h,

/

zupeUIUSCl :; ",:UHJW 1;:'1\.U AI? ?t:: l J 1\.1, ntu­

re zostanie sprecyzowane dopiero po

obj?ciu rz?dów przez now? admini­

stracj?. B?dzie ono w du?ym stop­

niu dla losóv,r inicjatywy sowieckiej

decyduj?ce. Nie Francja bowiem i

nie Wielka Brytania, ale przede wszy­

stkim Stany Zjednoczone s? g?ów­

nym partnerem Sowietów na ?rodko­

wym Wschodzie. Ponadto nie bez

znaczenia jest postawa zarówno Ara­

bów jak i Izraela. J e?Ii Arabów So­

wiety mog? stosunkowo ?atwo ,.prze­

kona?". inaczej jest z Izraelem.

Izrael to nie tylko ma?e, licz?ce

dwa i pó? miliona ludno?ci pa?stew­

ko w Palestynie. To jest równie? sto­

j?ce za nim siedemna?cie milionów

?ydów rozproszonych w ?wiecie, któ­

rzy- ze zrozumia?ych powodów -

popieraj? go moralnie. materialnie i

politycznie.Bez tego pozycja tego pa?stwa, mi­

mo jego dzielno?ci, zapobiegliwo?ci

i wytrwa?o?ci by?aby nie do pozazdro­

szczenia. Je?li jest inaczej, sprawia

to w?a?nie zaplecze. jakim rozporz?­

c1za i z jakiego czerpie.

Nieraz 'zadawano pytanie, czym si?

to dzieje. ?e to drobne pa?stwo z tak

nik?ym potencja?em ludno?ciowym

mo?e prowadzi? kosztowne wojny i

pokrywa? jeszcze kosztowniejsze zbro­

jenia? Odpowied? wydaje si? jasn?,

je?li zwa?y si?. ?e w jego zapleczu

znajduj? si? grupy rozporz?dzaj?ce

olbrzymimi mo?liwo?ciami finansowy­

mi i przemys?owymi.

Embargo na bro?, które w jednej

chwili' mog?oby uczyni? pa?stewka

arabskie zupe?nie bezradnymi, Izrael

znosi nienajgorzej. Tworzy w go­

r?czkowym tempie w?asny przemys?

lotniczy i zbrojeniowy i twierdzi, ?e

w krótkim czasie b?dzie w tym za­

kresie zupe?nie samowystarczalny.

Nie ma powodu o tym w?tpi?.

Gen. Dajan o?wiadczy? g?o?no, ?e

embargo francuskie, jakie w?a?nie

zastosowa? de Gaulle, nie wp?ynie na

zmian? polityki Izraela. W to te?

nie ma powodu w?tpi?.

S? bowiem na wszystko sposoby.

Ostatriio po zakazie de Gaulle'a wy­

wozu samolotów francuskich do Izra­

ela, najwi?kszy wytwórca samolotów

(Doko?czenie na str. 4)

Page 2: DWUTYGODNIKI I PO?WI?CONY ?YCIU S osmbc.cyfrowemazowsze.pl/Content/55703/00060685 - Myśl Polska 1969... · chyla? si? nie wolno. Dzieje?wiata nie tocz? si? g?adko, nikt dobrowol

Str. 2 My?l Polska 15 stycznia 1969

SPO?RóDWYDARZE? roku 1968

trzy poci?gn??y za sob? naj­

powa?niejsze konsekwencje politycz­

ne. Rok si? rozpocz?? od wielkiej

ofensywy komunistycznej na miasta

po?udniowego Wietnamu, zwanej

ofensyw? Tetu. Komuni?ci nie osi?­

gn?li by? mo?e celów strategicznych

tej ofensywy. lecz reperkusje j ej za­

wa?y?y na dalszej polityce Stanów

Zjednoczonych w Azji.

Wydarzeniem drugim by?a majo­

wa quasi-rewolucja we Francji, gdy

kraj ogarn??a anarchia i wydawa?o

si?, ?e w?adza le?y na ulicy. De Gaul­

le opanowa? anarchi?, lecz jej konse­

kwencje zawa?y?y dotkliwie na sytua­

cji ekonomicznej kraju i polityce eu­

ropejskiej genera?a. Trzecim wresz­

cie by? najazd sowiecki na Czecho­

s?owacj?. Bilans tego aktu przemo­

cy nie zosta? jeszcze zamkni?ty, nie

wydaje si? jednak, by wypada? on

na razie zbyt niekorzystnie dla Mo­

skwy.

Przej d?rny do bli?szej analizy

wspomnianych wydarze?. Bez wzgl?­du na efekty militarne ofensywy. Te­

tu, wywar?a ona powa?ne efekty psy­

chologiczne. Ugruntowa?a w Stanach

Zjednoczonych d??enie do wybrni?­cia z tej niepopularnej wojny, cho?­

by za cen? wyrzeczenia si? jej wy­

grania. Idea kompromisu wzi??a gó­

r? nad ide? zwyci?stwa militarnego,

przybra?y na sile g?osy domagaj?ce

si? honorowego pokoju, to znaczy po­

koju bez zwyci?zców i zwyci??onych.

SPRAWA WIETNAMU

Dnia 1 kwietnia prezydent J ohn­

son oznajmi? publicznie, ?e nie za­

m?rza kandydowa? na drug? kaden­

cj?, a jednocze?nie zarz?dzi? ograni­czenie bombardowa? lotniczych pó?­

nocnego Wietnamu do wysoko?ci 19-

go równole?nika. Reakcj? Hanoi sta­

?osi? wyra?enie gotowo?ci do roz­

mów pokojowych. Po d?ugich prze­

komarzaniach na temat miejsca tych

rozmów, delegacje ameryka?ska i

pó?nocno-wietnamska zjecha?y si? do

Pary?a i 3 maja rozpocz??y negocja­

cje. U grz?z?y one od razu w impa­

sie, poniewa? komuni?ci odmawiali

rzeczowych dyskusji, dopóki nie usta­

n? ca?kowicie bombardowania pó?noc­

nego Wietnamu. W wyniku zaku.iso­

wych rozmów, nast?pi?o to 1 listopa­da. Zjawi?a si? w Pary?u delegacjaFrontu Wyzwolenia Narodowego -

ramienia politycznego Wietkongu -

i, po d?ugiej zw?oce, delegacja re?i­

mu w Sajgonie. Zawiod?y jednak ocze­

kiwania na rozpocz?cie powa?nych

negocjacj i - nast?pi? nowy impasna tle proceduralnym, wywo?any

ignorowaniem delegacji Frontu Wy­

zwolenia przez Sajgon i vice-versa

- Sajgonu przez Front Wyzwolenia.

Impasu nie przezwyci?zono do

ko?ca roku - wydaje si?, ?e nego­

cjacje rzeCZOW2 rozpoczn? si? dopie­ro po 20-tym stycznia, gdy w?adz?

obejmie no\\'ov\;ybrany prezydent Ni­

xon. Znajdzie si? on wobec ostreji wielostronnej presji na zako?cze­

nie wojny w roku bie??cym, lecz za­

ko?czenie jej bez kapitulacji. Czy

obecny re?im w Sajgonie prze?yje

koniec wojny, 'wydaje si? w?tpliv.'e.

Amerykanie pogodz? si? z ka?dym

rz?dem w po?udniowym Wietnamie,

byle nie by? to rz?d komunistycznyi byle umo?liwi? im wycofanie ich

wojsk z tego egzotycznego kraju. By?

mo?e pogodziliby si? nawet z rz?­

dem komunistycznym, gdyby wy?oni?

si? on nie z luf karabinów, lecz z

wyborów.

ZA WIELE ZOBOWI?ZA?

W Kongresie bowiem i opinii pu­

blicznej nabiera wagi przekonie, ?e

Stany Zjednoczone przyj??y na sie­

bie zbyt wiele zobowi?za? w dziedzi­

nie obrony niekomunistycznego ?wia­

ta, i ?e zobowi?zania te s? nazbyt

uci??liwe. Tendencja do ich ogra­

niczenia jest wyra?na. Nie mo?na

jej uwa?a? za objaw nawrotu do izo­

lacjonizmu - na izolacjonizm nte

pozwala rozleg?o?? interesów amery­

ka?skich w ?wiecie. Chodzi raczej o

dokonanie ich selekcji i odseparo­

wanie tych, których broni? trzeba za

ka?d? cen?, od innych, za których

obron? zbyt wysokiej ceny l;?aci? nie

nale?y lub z których mo?na zrezygno­

wa?. Wietnam przesta? nale?e? do

pierwszej kategorii.

Lecz wojna w Wietnamie przesta?a

by? ju? dawno zagadnieniem lokal­

nym, jej wynik poci?gnie za sob?

konsekwencj e dla ca?ej po?udniowo-

LEON KOWNACKI

ROK t968wschodniej Azji i nawet dla dal­

szych obszarów tego kontynentu, ku

któremu zdaj? si? przesuwa? centra

nerwowe historii. Obecno?? Stanów

Zjednoczonych w Azji jest determi­

nant? ich roli jako ?wiatowej pot?­

gi, Zm?czenie wojn? w Wietnamie

zdaje si? przes?ania? oczom Amery­

kanów ten fakt zasadniczy.

FRAXCJA

Francja w ko?cu roku nie potra-­

fi?a jeszcze ostrz?sn?? si? z katastro­

falnych nast?pstw fa?szywej majowej

rewolucji. Zdawa?o si? wówczas, ?e

pod presj? barykad studenckich i

strajku 9-ciu milionów robotników

wal? si? same fundamenty Pi?tej

Republiki. Nie by?y jasne powody

tej masowej histerii, zaniedbania po­

lityki rz?dowej mog? t?umaczy? j?

tylko cz??ciowo. De Gaulle znalaz?

si? jednak raz jeszcze na wysoko?ci

zadania - opanowa? sytuacj? i od­

niós? w rezultacie druzgoc?ce zwyci?­stwo w wyborach parlame ntarnych 23

i 30 czerwca. Francja dowiod?a po­

nownie, ?e nie chce rewolucji, ?e jej

w?a?ciwe oblicze jest konserwatywne.

Lecz gospodarka francuska dozna­

?a wstrz?su, który w dniach listopa­

dowych doprowadzi? do masowego od­

p?ywu kapita?ów za granic?, kryzysu

monetarnego i os?abienia franka.

Niemcy odmówi?y rewaluacji swej

marki, dewaluacja waluty francuskiej

wydawa?a si? nieuchronna, lecz 23 li­

stopada de Gaulle projekt ten od­

rzuci?. Francja postanowi?a walczy?

o przywrócenie swej równowagi go­

spodarczej finansowej bez dewa­

luacji.

CHE?PLIWO?? NIE?I1ECKA

Konsekwencje polityczne kryzysu

by?y jednak rozleg?e. Wy?oni?y si?

ze? Niemcy jako pot?ga finansowo­

gospodarcza, dysponuj?ca surowym

materia?em na prymat w Europie.

Przemówi?y w?asnym g?osem odma­

wiaj?c zastosowania si? do apeli

swych sojuszników o poniesienie sku­

tecznej ofiary w imi? ogólnego do­

bra. Poprzesta?y na ofiarach po?o­

wicznych, którym towarzyszy?y odro­

dzone objawy buty niemieckiej. J e­

ste?my pierwsi w Europie, - pisa?a

popularna prasa niemiecka.

Postawa ta otworzy?a drog? do no­

wej konfiguracji politycznej w obo­

zie zachodnim. Niebezpiecze?stwo

renesansu Republiki Federalnej, ja­

ko arbitra ekonomicznego Europy za­

chodniej, zbli?y?o do siebie Francj?,

Wielk? Brytani? i Stany Zjednoczone,

a stosunki francusko-niemieckie ule­

g?y ozi?bieniu. Rozbie?no?ci mi?dzy

tymi trzema mocarstwami pozosta?y,

lecz w toku negocjacj i finansowych

w Bonn zarysowa?y si? mi?dzy in­

nymi -

po raz pierwszy od d?ugiego

czasu - objawy solidarno?ci, przy­

piecz?towane wymian? przyjaznej ko­

respondencji mi?dzy Waszyngtonem

Pary?em.

Lecz z drugiej strony kryzys fi­

nansowy Francj i zada? powa?ny cios

polityce europejskiej de Gaulle'a. Z

poza pozorów si?y ekonomicznej i po­

litycznej Francji wy?oni?o si? jej dru­

gie oblicze - kraju o nieustabilizo­

wanej gospodarce i finansach, mimo

posiadania wielkich rezerw z?ota,

zmuszonego do polityki deflacyjnej

mog?cej spowodowa? nowe kryzysy.

Podci?? presti? Francj i i jej nieko­

ronowanego monarchy. Jego wizja

jednej, niepodzielnej Europy zosta?a

zachwiana, a drugim dla niej cio­

sem sta?a si? inwazja sowiecka Cze­

chos?owacj i.

DIPERIALIZM SOWIECKI

Inwazja ta przynios?a zamro?enie

podzia?u Europy, dowiod?a, ?e przy­

wódcy sowieccy gotowi s? broni? za

ka?d? cen? odziedziczonego po Stalinie

imperium, i ?e wystarczy im cho?by

podejrzenie wisz?cej nad nim gro?­

by, aby zareagowa? si??. Rok ubie­

g?y przyniós? pos?pny renesans do­

ktryny stalinowskiej o absolutnym

prymacie interesów sowieckich nad

interesami mi?dzynarodowego ruchu

komunistycznego. Tak zwana do­

ktryna Bre?niewa podnosz?ca do god­

no?ci dogmatu prawo interwencji so­

wieckiej w krajach, które odbieg?y od

sowieckiego modelu socjalizmu, jest

w istocie deklaracj? rosyjskich nacjo­

nalistycznych ambicji imperialnych,

wydaniem na ?ask? Moskwy wszyst­

kich krajów jej bloku. Zasada rów­

no?ci partii komunistycznych prokla­

mowana w roku 1956 zosta?a prze­

kre?lona.

Rozwini?cie tej doktryny przypad­

?o Gomu?ce na zje?dzie PZPRu. U­

zna? on inwazj? Czechos?owacji za

?rodek profilaktyczny podj?ty w imi?

interesów pokoju i bezpiecze?stwa

Europy. Partia b?d?ca u w?adzy i

partie, które o w?adz? dopiero walcz?,

stoj?, wed?ug niego, wobec ró?nych

problemów i maj? ró?ne interesy.

Pierwsze?stwo bezwzgl?dne przyzna?

trzeba partiom b?d?cym u w?adzy.

Teoria Gomu?ki zaprzecza partiom

walcz?cym () w?adz? prawa krytyko­

wania partii rz?dz?cych. Monopol

na prawd? maj? partie rz?dz?ce. Go­

mu?ka nie podejrzewa? widocznie, jak

daleko jego teoria odbiega od Leni­

na.

(,ZY B?J?D'?

Czy inwazja Czechos?owacji by?a

b??dem politycznym? Osi?gn??a ona

swój cel na krótk? met? - .Jconsor-

waty?ci czescy powracaj? do w?adzy,

a dawni reformatorzy staj? si? coraz

uleglejsi wobec Moskwy. Intelektua­

li?ci, studenci, robotnicy buntuj? si?

przeciw konformizmowi hierarchii,

lec? jest to bunt bez przysz?o?ci.

Gwiazda Duhczeka schodzi z hory­

zontu politycznego Pragi.

W dalszej perspektywie sprawy te?

wygl?daj? nienajgorzej. Partie, któ­

re pocz?tkowo si? buntowa?y, wra­

caj? zwolna do szeregu. Decyzja

zwo?ania ?wiatowej konferencji ko­

munistycznej w maju tego roku za­

pad?a jednomy?lnie na konferencji w

Budapeszcie, to znaczy zaaprobowa­

?y j? partie rumu?ska i w?oska. Bu­

rza s?ownych protestów min??a i pre­

zydent Johnson oraz inni szefowie

rz?dów czyni? co mo?liwe, by prze­

ci?gn?? g?bk? po inwazji. Pakt Atlan­

tycki nabra? pewnych rumie?ców ?y­

cia, lecz raczej ut aliquid [eciese vi­

deai.ur, Nie s? one gro?ne dla So­

wietów. Zwalczana przez de Gaulle'a

polityka bloków uleg?a konsolidacji.

Historia dopiero poka?e, czy inwa­

zja Czechos?owacji by?a b??dem w

swych naj dalszych konsekwencjach.

Gdy jedynym czynnikiem integralno­?ci imperium staje si? przemoc zbroj­

na, ?wiadczy to o dekadencj i w?adzy

imperialnej. De Gaulle my?li kate­

goriami historii, Bre?niew i Kosy­

gin kategoriami chwili obecnej Za

wczesnre jeszcze na podzwonne dla

polityki europejskiej genera?a.

Poza tym, wiecznie fermentuj?cyBliski Wschód bez nadziei na pokóji stabilizacj?, rozruchy marcowe w

Polsce, w których element prowoka­

ej i odgrywa? podobno niepo?ledni?

rol?, beznadziejna wojna w Nigerii,

afera Pueblo, ameryka?skie proble­

my rasowe, zamordowanie pastora

Kinga i Roberta Kennedy'ego. Pano­

sz?ce si? w ?wiecie akty gwa?tu, ry­

suj?cy si? kryzys uprzemys?owionych

spo?ecze?stw konsumcyjnych, A wszy­

stko spi?te jakby klamr? fantasty­

czn? podró?? astronautów ameryka?­

skich wokó? ksi??vcu,

HANKA ?WIE?AWSKA

---------------------------- .. ------?--------------------------------?----------------?---------------------------- .. -------

OPLAIIEK W LONDYNIE. ..

KOLOCENTRALNE S. N. w

Londynie wznowi?o w tym ro­

ku dawn? tradycj? urzqd.zomia w

okresie ?wi?tecznym wspólnego

op?atka dla cz?onków i syulpatykuwS. N. O zorganizowanie go zioroco­

no si? do pumst.u:« Z. Bie?kowskich

domy?laj?c si?, ?e b?dq. oni lcoreusttu:

z pomocy swej licznej, a ju? podro­

s?ej rodziny. Tak si? te? sta?o i nie

tylko rodzice, ale tak?e Zofia, Bar­

bara i Jan Bie?kou:scy, którzy z ko­

lej zaprz?gn?li do roboty Teres? Sien­

lcieusiczoum?, i m?odego Adama Bry-,

la, zaj?li si? ?mudnym i przygotowa-·

,dami, których u:ynill ?em by? niezwyk-,Ze udany wieczór w pi?tek 3 st yczniabr. Du?q cz?.?? gastrol/orn ??Zll !Jx:'k

przygotowa? 'wzi??a na siebie Stasia.

Adelowa, n Juliusz Adel s?u?y? za ju­

cznego wielb??da d?wignj?cego wik­

tun?y.

No., saU dominowa?a pi?knie ubra­

na choinka, pod ni?, jak nale?y, m ie­

ni?y si? kolorami gustownie I: arty­

stycznie przygotowane upominki ..

"Endecka" lampa, w nowoczesnym

stylu, mr'uga?a jak latarnia morska,.

wysy?aj?c w .?wiat sygna?y pozdro-­

wienin narodowego.

Op?atek zacz?to od 'iI/Odlitwy za, po:­

leg?ych kolc.qów-narodowców, po czym,

prezes C. W. W. Antoni Dargas przy­

pomn ial wi?? ideow? ??cz?c? wszy-­

stkich, którzy lI:yszli ze szko?y naro­

dowej - i z?o?y? obecnym i iDh ro­

dzinom najleps:??c ?yczen'ia.. ]}>.iele­

nie si? op?atkiem, p. Da.,.-gas zaGz?Cod prezesa dr. !a«c'u8za Bie-'

lakiego, a za nim ((;,szyscy Ucznie.

z.cbran i uczestnicy u:ieczoru, tak?e'

dzielili si? m i?dzy sob? op?ntkiem.

?piewano kol?dy, posilano si? snza-'

kolykami, które zn08i!a do stolików'

"honorowa" gwardia pomocniczo."

wreszcie doczekano si? gu;o?dzia wie-·

czoru: rozdawania upominkóu:. Ory??

ginalno.?? ich, poza samymi pomysla­

rn i, polega?a I: na t.ym, ?e do kQ?dr.:!1?

upominku1 do??czony,· byt wier.<';Z!fTr.,

cz?sto -

UJ formie szarady, ktIJr?

uczestnicy mieli odgadn??. Nic mo?­

na poda? ich u:szystkich, bo bylo ich

kilkadziesi?t, nie sposób n.ie poda?kilku. I tak z?ot?· koron? otrzyma?

dopiero co obrany na cz?o'n,ka Rady

Trzech dr Stanis?aw M glej, wraz z

nast?puj?c? szarad?:

Chocia? "pienvsq" Waleczni odeszli ze

[stolicy,

ostatnich "trzech" do gard?a mniej

[walecznym trzeba:

w pierwszvch "czterech" uwa?aj, gdy?

[przy kierownicy.

"drug?" w m?ynie za? opu??, by móc

{upiec chleba.

Ca?o?? "pi??" tylko liter, zbyt ma?o 1 a

! [t? posta?,

a "pi??" w Trzech trzeba zmie?ci? i

[reszty nie dosta':;.

?e? swym wyhorem trudny prob?em

[przeci??,

przyjmij dzi? od nas korony cz???

[trzeci?..

Pomny na to, ?e roztargniony

Ambasador wiecznie gubi su:oje pa­

rasole, op?atkowy piewca przygoto­

wa? dla mec. Zbigniewa Stypu?kow­

skiego tylko sym.boliczilY parasolik,

opat.rzony nast?puj?cym uierszy­

kiem:

Parasol to znak Ambasadora,

w dzie? mokry go nosi i suchy,

nosi go z rana i nosi z wieczora

i w czas "dziejowej zawieruchy".

Ten - gdy przyjdzie ulewa,

Niech chroni Zbigniewa!

J eden tylko spo?ród uczestn?ków

wieczoru zasluguje lIa godno?? sza m­

bd(lna papieskiego. Sic dziw'nego, ?e

otrzyma? w da.rze Ja?cuch szambela?­

ski i nast?puj?ce 'wyja?nienia:

P?ocka dusza w p?ockim ciele,

czynny w Hadzie i w Ko?ciele,

posta? wszystkim dobrze znana,

da? Mu ?a6cuch szambelana.

Sala zaaprobowa?a nominacj? okla­

,skami, gdy Józefowi P?oslll:wmu pan­

na Zofia Bic?kolcska zawiesi?a na

t,r,,';yi 'u.:spania'y ?a?cuch szambela?ski.

D?wi?kowe podobie?stu;o dwóch

nazwisk sprawia?o ju? w przesz?o?ci

,za.baum.e nieporozunzicnia. Trudno

nieraz, zwlnszcza 10 gwcLrze, dos?y­

sze?. !?zy mowa jest o Strza?ce, czy

o Zdrza?cc. Zap?aci? rok temu za to

p. Strza?ko na zje?dzie Zwi?zkuDz?en nikarzy, a zreszt? nie tylko on,

ale wszyscy zebrani. Zmusi? ich bo-

'wiem P. Cio?lcosz, ju? gdzie? o s-ej

"wieczorem, hy wybory do S?du Ko­

le?n/skiego przeprouitul.za? kartkami,

bo wydawa?o mu si?, ?e w.?rc!d kan­

dydatów by? Zdrza?ka. Nic by?o. By?

:znany li ieiorulc sztuki dl'. Franciszek

Strza?ko. Teraz obaj dostali prezen­

ty: p. Strza?ko. jak p/'zysta?o, otrzy­

ma? strza??, mec. Zdrrallca za«

pa?k?. Nie tak? qumoio?, policyjn?,ale jak ilajprawdzl'lcsz?. A do tych

podar'uilkcjw ioieruzuk :

Smoln?. drzazg? wr?czy? Zdrza?ce,

Z piórka strza?e: rzuci? Strza?ce!

Strza?ko piórem, Zdrza?ka pa?k?,N urodowcy - Strza?ka z Zdrza?k?.

Gdy oznajm ?ono. ?e jest do W1'?cze­

m:a "ko.?? niezgody", domy?lili: s?ucha­

cze z góry wo?ali, ?e to musi by(:

Tresz!ca. By?, d08ta? ow? "kostk?"

niezgody i nast?puj?cy wierszyk:

Kiedy po ci?tym znaj? Ci? j?zyku,w szermierce s?ownej byii móg? i?? w

[zawodyi cz?sto dobry umia? sp?ata? psikus,

przyjmij t? - nie ko?? - lecz kostk?

[niezgody.

A Janek Ro?d?y?ski, który lubi i

pracowa? i prnwi? kazania, 8?llsznie

dosta? ró?d?k? czarodziejsk? i nast?­

puj?ce sentencje:

Chyba ró?d?k? on zg{)?a

sk?d? czarodziejskich mocy

przyzywa do pomocy,

by pracy Syzyfa podo?a?!

Jakby? Skarg? postawi?,z kaznodziejskim ferworem,

gdy on g?osem przeora

podnios?e kazania nam prawi.

Prn]1Jie Ui8ZySCy zebra.ni dostali ja­

),·i.? /lpominek. A potem, by ka?de­

mu dogodzi(:, a wi?c i tej m?odzie?yw .,mini" i d?ugich bokobrodach, któ­

rej o dziwo sporo 8i? na op?atku ze­

bra?o, puszczono UJ ruch patefon.

Przezorni organizatorzy zcwpatrzyli

go w p?yty si?gaj?ce od menueta, po­

przez walce, tanga i fokstroty do

dzisiejszych ta?ców wojenilych ostat­

nich potonzków Siuksów. Trzeba

przyzna?, ?e te ostatnie ta?czyli nie

tylko m?odzi. Okazuje si?, ?e istot­

nie ludzie ucz? si? przez ca?e ?ycie.

-+

W przerwach uiracano ch?tnie do

kol?d, pTZy czum prawie niepostrze­?enie uda?o si? p. Adelouii przemyci?

pod jJokrywkq kol?dy kilka lunnoskich.

"kawa?ków". Entuzjastyczne okla­

ski zdoby?a najm?odsza "gu:iazdn" pol­

skiego Londynu Zosia Treszk?uma,

która ze suuulq. i talentem zadekla­

mouxi?a wiersz 1.dgiZijny. Ale -

po

roli Marcellino w t earze "Syrena" -

ta deklamacja by?a dla niej drobno­

stk?!

Wieczór unncar! dos?ownie na wszy­

stkich 8ilnc wra?e/lie. I przez jegocharakter tradycyjny i przez atmo­

sfer? rodzinno-kole?e?sk?; i przez ory­

ginaln?, estetyczn?; opraw?. Nic dzi­

wnego, ?e inny jaki? piewca, zw?cy

si? Wincenty-nl. Rymarzem, chwyci?

po powrocie do dOiil/? za pióro i jako

wdzi?czny uczestnik machn?? w po­

dzi?ce w?asne rymy, które podajemy

jako loymowny dowód, ?e udany op?a­

tek rozwi?zn? n?e tylko j?zyki, ale I:

pióra:

W m?odo?ci buja? w ob?okach,

Skrzyd?ami przecina? chmury,Dzi? strze?e ojczystej tradycjiI broni polskicj kultury.

Urz?dzi? dzisiejszy op?atek,

Obarczy? nas podarkamiI jeszcze na dodatek

Ci?tymi wierszykami.

Dzi?ki mu za ten wieczór

I nastrój mi?y, heztroski,

Niech ?yje ruchliwy dzia?acz:

Kolega Witymir Bicl1kowski.

Do tych 8?ów Wincente.qo Rymarzamo?no., si? tylko przy??czy?. A poza

tynt warto z tego wieczoru zaczerp­

n?? troch? optymizmu, bo tak si?

niestety sk?ada, ?e w 11/ ial'? przybie­

rania w letiech, coraz sk?onniejsi si?

stajemy do tzw. "psioczenia". Tym­

czasem -

na przck6r tym ponurym

puszczykom okaza?o si?, ?e wi?? ko­

le?e?stwa jest - jak by?n -

mocna,

?e n boku stnrszych Illcl)nj? si? liczni

m?odzi, ju? tu wychowani, ale U'y­

chownm: w tradycji narodowej, dla

których taki wiccz(Jr tak?e b?dzieCZ!J1n8, co zapam i?taj? i do czego b?­

d?. kiedy? nawi?zyu:a?. Nie ulega

w?tpliwo.?ci, ?e i pod tym 10zgl?dem

op?atek S. N. spe?ni? swe zadanie.

Page 3: DWUTYGODNIKI I PO?WI?CONY ?YCIU S osmbc.cyfrowemazowsze.pl/Content/55703/00060685 - Myśl Polska 1969... · chyla? si? nie wolno. Dzieje?wiata nie tocz? si? g?adko, nikt dobrowol

+

15 stycznia 1969 1\'i Y s I P o I s k a

IREN A BIELATO\VICZ

Str. ;5

ZYGMUNT CELICHOWSKI

ROCZNICA ZWYCIESI{IEGO POWSTANIA?

.vl ont rcal, IV grudniu 1.9fi8

pOWSTANIEWielkopolskie i pow-

stania ?l?skie s? dzi? po pi??dzie­

si?ciu latach ?yw? legend?, która jest

?d?b:)ko zakorzeniona w tradycji spo?e­

cze?stwa polskich ziem zachodnich. Co­

raz n1l11eJ mi?dzy nami tych, którzy

w nim brali czynny udzia?. Sporo je­

szcze takich, którzy je ip ami?taj? z lat

dziecinnych, czy z rodzinnych opowie?ci

samych powsta?ców. Wierny OId naszychbliskich z Kraju, ?e rocznica powsta­

nia jest uroczy?cie obchodzona przez

spo?ecze?stwo Wielkopolski, Pomorza i

?l?ska, ?e zrozumienie ogromnej wagi

politycznej t esro zwyci?sk iagn powsta­

nia dzi? po pó?wieczu nie zmala?o, prze­

ciwnie wzros?o. Niezbit.a prawda histo­

ryczna sta?a si? dzisiaj bardziej oczy­

wista ni? w okresie mi?dzywojennym,?e bez zrywu powsta?czego w roku 1!H8

nie by?oby powrotu do macierzy Pozna­

n ia, Katowic, Bydgoszczy. Nie by?obydzisiaj polskiego W roc?awin, Szczecina

i Gda?ska.

W listach z Polski, które specjalniew okresie Bo?ego Narodzenia masowo

do nas dochodz?, spotykamy si? zawsze

z wspomnieniami powsta? z okazji ich

rocznicy; spotykamy si? z zu.pytan iem,

czy my tu na obczy?nie pami?tamy o

tej historycznej rocznicy i odpowiednio

j? uczcimy, by odda? ho?d pami?ci bo­

haterów tych Powsta? i przekaza? m?o­

de mu pokoleniu na emigracji pa rru?c

i tradycje tak naszym sercom drogie.Z pewnym zadowoleniem b?dziemy mo­

gli na te pytania da? odpowied? pozy­

tywn?, je?eli chodzi o Polorii? Mon­

t realsk?.

W dniu l-g-o grudnia br. staraniem

Klubu Polskich Ziem Zachodnich w Mon­

trealu Polonia tutejsza godnie uczci?a

;jO-t? rocznic?: powstania wielkopol­

skiego i powsta? ?l;!skich. Po uroczy­

stym nabo?e?si wie w ko?ciele Matki

Boskiej Cz?stochowskiej, z pi?knym ka­

zaniem ks. Jana Bog·udzi?skieg'o, na

które miejscowa Polonia masowo si?

stawi?a, w godzinach popo?udniowych

odby?a si? akademia w sali Towarzy­stwa Or?a Bia?e,u;o, najstarszcj organi­

zacji polonijnej w :VlonLrealu. Ton aka­

demiinada?a z miejsca dekoracja sceny

wykonana przez znanego artyst?, cz?on­

ka Klubu Ziem Zachodnich, p. Zdzis?a­

wa Smoczy?skiego, przedstawiaj?ca po­

stacie dwóch powsta?ców na tle odwa­

('hu i rat USz?\ lJ(lzl1?l?:'3k!l'60 :-;lw\viLcgu '.I?

pow?oce ?niegu. Dekoracja sama wy­

cisn??a ?zy wzruszenia u wielu Pozna­

niaków na sali, którzy powstanie pa­

mi?taj?· Dalej wyst?p Chóru im. Lach­

ma na pod batut? i kierownictwem ar­

tystycznym p, Wojciecha Skupienia,równie? cz?()nka Klubu, o-raz szereg de­

klamacji w wykonaniu uczennic i ucz­

niów kursów licealnych w Montrealu

da?y stosown? opraw? artystyczn?. T?o

historyczne powstania i jego przebiegprzedstawi? w zwi?z?ym referacie prof.Edward Kemnitz, po s?owie wst?pnym

wyg?oszonym przez llIzeJ podpisanego

prezesa Klubu ?ie.tl I_achednich. W u­

roczysto?ciach wzi<?? wlzia! p?k. Antoni

Smodlibowski, uczestnik walk powsta?­

czych, pó?niejszy dowódca pu?ku kawa­

lerii pOll :\ionte Cassi,no. Na akademii

zosta?a odczytana d€l})esza od córki Woj­ciecha Korfantego, p. Marii Ulman,

mieszkaj:'lcej obecnie w Nowym .Jorku,która niestety na uroczysto?ci nie mo­

g?aprzyby?.Cz?onkowie Klubu Ziem Zachodnich

w Montrealu uznali jednak samo urz?­

dzenie akademii za niewystarczaj:.!ce dla

uczczenia rocznky tak donios?ej w his­

torii naszego Narodu i uznali za w?a?­

ciwe i potrzebne wydanie specjalnegododatku do "l;?o?m Polskifgo" po?wi?­

conego powstaniom, by przypomnie? je

szerszym wal'stwolll Polonii Kanadyj­skiej. Ooda Lek tell zosta? zredagowany

przez cz?onków Klubu, pod kierownic­

twem prof. Edwarda hemnitza. Zarz?d

Klubu pragnie tutaj z?o?y? podzi?ko­wanie dyrekcji i redaktorom "G?osu

Polskiego" za umo?liwienie nam tego

wydawnietwa. DOlla{? jeszcze nale?y, ?e

w ramach uroczysto?ci :znacznie szer­

szych, jakie zorp;anizowa? Zwi?zek Pol­

skich Ziem Zachodnich w Londynie, zo­

sia? wydany ?,pccjallly przesz?o stu

\VPLATY NA FUNDUSZ

NARODOWY

Wz.y\vaj?c innyrh rz!onków Stron­

nictwa Narodowego do wp?at na Fun­

dusz Narodowy sk?adaj?:

Kazimierz Harasi Jllowicz,

Londyn

Ignacy Roszkowski, Dundee

J{o?o S. N. w Olclham ...

Londy?ezyk przed emerytur?

Grono przyjadó? .,My?li Pol-

?50.0.0

J::2.0.0

?15.0.0

?70.0.0

skiej" w Waszyngtonie $81.00

Centralny 'Wydzia? Wykonawczy

sk?ada wszystkim Ofiarodawcom ser­

deczne podzi?kowanie.

st.ron icowy numer ,.Prze,u;l:!du Zachod­

niego". Cz??? materia?u do tego nume­

ru równie? dostarczy? nasz Klub. Na­

szym te? staraniem kilkaset egzempla­

rzy tego numeru "Przegl?du Zachod­

niego" zostanie rozprowadzone w Ka­

nadzie.

*

Klub Polskich Zif'm Zachodnich zo-

sta? za?o?ony w Montrealu jesieni? 1951

roku przez grono osób przewa?nie zna­

j?cych si? jeszcze z Poznania z cza­

sów przedwojennych. Za?o?yciele wzo­

rowali si? do pewneg-o stopnia na istnie­

jacym w czasie wojny w Londynie Klu­

bie Ziem Zachodnich, który pó?niej sta?

si? g?ównym cz?onkiem obecnego Zwi?z­ku Polskich Ziem Zachodnich.

Za?o?eniem ; celem Klubu wówczas

by?o utrzymanie przyjacielskich wi?zów

??czno?ci mi?dzy cz?onkami. W arunkiem

nale?enia do Klubu by?o i jest pocho­

dzenie z ziem zachodnich, wzgl?dnie

zwi?zanie z nimi wi?zami rodzinnymi,

czy te? wychowaniem na tym terenie

Polski. Znana powszechnie solidarno??

spo?eczna, wytworzona na zachodzie w

latach bezwzgl?dnej walki z prusac­

twem nadal by?a i jest pierwszym obo­

wi?zkiem cz?onków Klubu.

Z czasem okaza?a si? potrzeba roz­

szerzenia naszej dzia?alno?ci. Sta?o si?

to specjalnie z chwil? powo?ania zjed­

noczonego Zwi?zku Polsk ich Ziem Za­

chodnich w Londynie i przeniesienia je­

go akcji na inne kraje w celu zmonto­

wania na terenie ca?ego Zachodu zor­

ganizowanej akcji w obronie naszych

ziem zachodnich, w szczegó ino?ci za?

akcja id?ca w kierunku doprowadzeniado formalnego uznania .p rawneg'o obec­

nych g runie Polski na Odrze i Nysie

?u?yckiej. Pot rzcba i konieczno?? ta­

kiej akcji by?a i nadal jest oczywista.

Wydawnictwa Zwi?!zku Ziem Zachod­

nich, a specjalnie jedyne wydawnictwo

zajmuj:.!ce si? tymi problemami, to jestkwartalnik "Poland & Gernnny" wy­

dawany w j?zyku angielskim, dociera

do o?rodków naukowych, politycznychi propagandowych na ca?ym sw!ec.1e,wobec powodzi propagandowego mate­

ria?u roz:prowadzanego przez Niemcy.

"Przegh!d Zachodni", mi8:5i?cznik wy­

dawany równie? w Londynil?, dociera

do czytelnika polskiego. Ka?dy cz?onek

naszego Klubu staje si? automatycznie

prenumeratorem obydwu wydawnictw.J ,?d.llak SJ.ll:a .lJl'Cllliuc,_. ?tta \';J'J.??'.\ Eid\\·

nie wystarcza. Z natury rzeczy tego

rodzaju wydawnictwa s?! defieytowe i

z pewn? s:ltysfakcj? mo?emy sLwier­

dzi6, ?e pomoc iinansowa naszego Klu­

bu dla tych wydawnictw jest powa?nai umo?liwia w pewnym stopniu ich pu­

hlikacj?·Klub :-.tal'a? ;-;i? j'(?ag'owa? przy ka?dej

okazji na obj a wv w rogiej nam p ropa­

.!?·andy niemieckiej, czy to w prasie czy

w radio kanadyjskim. Mamy tu te? do

zanotowania powa?ne osi?gni?cia, mimo

ograniczonych mo?liwo?ci. Wype?niamytu luk? powsta?? na skutek nieudol­

no?ci czynników, które normalnie o te

sp rawy winny dba? i ich pilnowa?.Z czasem okaza?o si?, ?e te nasze

rozszerzone cele i zadania wymagaj?obecno?ci Klubu w ramach KongresuPolonii Kanadyjskiej, do którego Klub

zosta? przyj?ty w roku 19(j?. DelegaciKlubu do Rady Okr?gowej K.P.K. w

Montrealu odgrvwnj? na terenie naszym

aktywn? rol?, ni?ej podpisany za? pre­

zes Klubu jest obecnie przewodnicz?­

cym Rady Kongresu na ca?? Kanad?.

Klub jest organizacj? cz?onkowsk?

Zwi?zku Ziem Zachodnich w Londynie,z którym blisko wspó?pracuje. Ni?ej

podpisany jest cz?onkom Rady Zwi?zkuod szeregu lat i mia? mo?no?? kilka­

krotnie bra? udzia? w jego obradach

w Londynie. W czasie nieobecno?ci na

posiedzeniach Rady w Londynie rep re­

zentuje nas nasz delegat red. Witold

Leitgeber, zamieszka?y w Londynie.

Tradycje i charakter Klubu sprawi­

?y, ?e nigdy nie d??yli?my do du?egorozrostu liczebnego cz?onków, k?ad?czawsze nacisk na wewn?trzne zgraniei przyjacielski nastrój, co jest niemo?­

liwe w organizacji masowej. Nasze ze­

brania odbywaj? si? od kilkunastu lat

reg'ula rnie co miesi?c w domach na­

szych cz?onków, systemem rotacyjnym.

Przyczynia si? to do wewn?t.rznego

zgrania i wytworzenia atmosfery ra­

czej rodzinnej DIZ formalno-organiza­

cyjnej. Jako ?e wi?kszo?? naszych cz?on­

ków, to byli ?o?nierze, ??cz? nas bliskie

stosunki ze Skrzyd?em Lotniczym "Wil­no" i Stowarzyszeniem Polskich Kom­

batantów, gdzie wielu .naszych cz?onków

czynnie pracuje we w?adzach.

Od pocz?.tku swego istnienia, Klub u­

rz?dza co roku tradycyjny Wieczór

Karnawa?owy, z którego dochód jest

przeznaczony na wydawnictwa Zwi?zku.N a zako?czenie pra??;n? wymieni? naz­

wiska by?ych prezesów Klubu, którzywalnie przyczynili si? do jego rozwoju:Boles?awa Rychlickiego, pierwszego pre­

zesa, obecnie zamieszka?ego czasowo w

?airobi (Afryka), a który nadal po­

zostaje naszym cz?onkiem; ?'p. Fran­

ciszka Michalaka, przedwcze?nie zmar-

warzyszenia LoLników i prezesa R.C.A.F.

Association na prowincj? Quebec; Sta­

nis?awa .Matuli, specjalnie czynnego na

terenie Kongresu Polonii Kanadyjskieji J ?rzego Nyke, który niestety prze­

niós? si? na sta?e do Toronto niespe?narak temu.

Zygmunt Ct'liehowHki

Ponura"Piotr Guzy, "STA? WYJ??TKOWY"

- Instytut Literacki, Pary? H68.

TYTU?NOWEJ KSIA?KI GUZEGO

to okre?lenie na stan istniejacy w

Polsce od lat 20 - ba! - cd ponad15!

".. , tak to si? powtarza v,,' tym

kraju z jak?? piekieln? regularno?ci?z pokolenia na pokolenie i ka?de po­

kolenie po kolei ?udzi si?, ?e jego cier­

pie? starczy ju? na wszystkie czasy i

nigdy wi?cej, ale temu nigdy nic ma

ko?ca, zawsze ?yjemy w stanie wyjat­

kowym .. , ". To jest motto ksi??ki, jejtre?? i jej idea.

Tak jak i w pierwszej ksi??ce Gu­

zego, zamiast akcji mamy monolog we­

wn?trzny bohatera, tylko tym razem

rozbity na monolog czterech osób: mat­

ki, dwóch synów i wnuczki, cho? nie z

tej samej krwi, bo córki synowej i Ni m­

ca, a wi?c jest to monolog trzech poko­le?.

Daty tych monologów zawieraj? si?

w okresie ostatnich 20 lat, mor-olog mat­

ki, której ojca katowa?a policja carska,

a Uktai?cy zamordowali bestialsko, któ­

rej m??a, dwóch synów, siostr? i dwoje

z rodziny rozwalili Niemcy w czasie

okupacji, której jeden syn, akowiec,

ukrywa si? przed U. B., a tylko jeden,

pogruchotany fizycznie i moralnie po

wojnic ?yje i pracuje niby normalnym

?yciem Monolog ten ma dat? 1947. Mo­

nolog ocala?ego z zawieruchy wojennej

syna, by?ego ?o?nierza gen. M?czka ma

dat? 1945. Monolog drugiego syna ako­

wca, zwolnionego po dwóch latach wi?­

zienia, ju? w Polsce ludowej, nosi dat?

1957. Wreszcie monolog Wandy, przed­stawicielki trzeciego pokolenia, nosi da­

t? 1966.

Technika mor-ologu wewn?trznego jako

formy powie?ci jest nies?ychanie trudna

i ryzykowna i cho? w pierwszej powie­?ci uda?o si? to Guzemu po mistrzow­

sku, teraz nie móg? ju? po\vtórzy? jejrównie dobrze. Dlatego monologi osób

rozbite s? u?amkami dialogów, a mono­

log Wandy ma jeszcze inny charakter.

Jest jakby prób? uchwycenia nurtu we­

wn?trznego ?ycia psychicznego, gry do­

znaJl, uczu?, my?li nie sformu?owanych

jeszcze w s?dy, nie uj?tych w karby lo­

giki. Zamiar ambitny, ale chyba za

trudny.J ak ?atwo si? domy?le?, monologi te

nie s? pogodne, przechvnie pe?ne buntu,

goryczy, przera?enia groz? ?ycia, któ­

re Ldkie sytuacje stwarza. Ale autoro­

wi jakby nie by?o dosy? tragicznej,

okrutnej materii, któI'ej dostarczy?o mu

?ycie w Polsce. On gromadzi obrazy

sytuacji, których groza i ponuro?? robi

wra?enie wyehylenia si? poza rzeczy­

wisto?? i szukania efektu. Np. we wspo­

mnif'niach Hnmanem s(,f'lla rozmowy z

k;-;i\'dzPI11. by?ym kaceto\\'cem, ;-;l'Plla po-

bicia ?yda studenta na uniwersyteciei informacja lokatorki matki, studentki

?ydówki ocalonej dzi?ki Polakom, ?e

brata jej zabi? oddzia? akowców, rzeko­

mo, ?eby ocali? wie?, wszystkie te

fragmenty s? sztucznie wstawione, nie

maj? zwi?zku ze stanami osób, o któ­

rych autor pisze, a zniekszta?caj? w?a­

?nie ów "stan wyj?tkowy". Chyba, ?e

autor, zasugestionowany szalej?c? obec­

nie w ?wiecie propagand? antypolsk?

uwa?a, ?e bicie ?ydów (i to jeszcze

ci??ko chorych) oraz mordowanie

tych, których nie uda?o si? zamordowa?

Niemcom, uznaje za stan zwyczajny w

Polsce.

Ponuro?? tonu ksi??ki obejmuje i po­

stacie bohaterów, z których ?aden nie

nosi w sobie odblasku cz?owiecze?stwa.

To co by?o arcydzie?em w pierwszej

ksi??ce Guzego. stworzenie postaci ho­

munkulusa, bo nie cz?owieka przecie,ale wykazanie, ?e warunki, ogólny ton

?ycia mog? tak zdeformowa? psychik?

ludzk?, tak odcz?owieczy? cz?owieka, tu

nie ma racji bytu. Mimo "stanu wyj?t­kowego" postacie drugiej ksi??ki mo­

g?y i powinny by? lud?mi cho?by oka­

leczonymi, a nie trociniastymi kuk?a­

mi. Psychologia postaci zawodzi nas

wi?c zupe?nie.

Zawodzi równie?, o czym ju? pisali?­my, technika pisarska. Truduo?? utrzy­mania ca?y czas dialogu omija autor

wprowadzaj?c strz?pki dialogu, co naj­

cz??ciej daje efekt "waty", a czasem

jest wprost szokuj?ce zaskakuj?c? bez­

sensowno?ci?. Na przyk?ad, w rozmowie

Romana z owym ksi?dzem kacetow­

cem, po okropnej, makabrycznej spowie­

dzi, pyta on Romana: "J eszcze troszecz­

k? whisky?" - Na co Roman odpowia­da: "A!e naprawd? tylko troszeczk?.

Dzi?kuj? bardzo". Te dwa zdania prze­

kre?laj? jako ludzi i owego ksi?dza i

Romana, a I:arazem przekre?laj? Gu­

zego jako pisarza. Na mniejsz? ska­

l?, ale równie dra?ni?ce i fa?szywe ar­

tystycznie s? w monologu matki ci?g?eprzej?cia cd spraw ?ycia i ?mierci do

brudnych zlewów, k?opotów mieszkanio­

wych itd.

W ?umie ksi??ka spraWIaj?ca du?yzawód. Po autorze "Bohatera pozytyw­

nego", ksi??ki okropnej, ponurej, ale

tragicznie mocnej, spodziewali?my si?

ksi??ki nie robionej na groz? obmierz­

?? i odra?aj?c?, ale ksi??ki, która byznów zatrz?s?a nami. "Stan wyj?tkowy"

poza przygn?bieniem i niesmakiem inne­

g-o \\strz?tsu nil' przynosi.

PODSTA '''A IST?IE?IA PISMA

JEST REGULARNIE OPLACANA

pnE?UMERATA

HISTOIUA E:\IlGI?ACJI

STOSUNKIThe l:niver.,ity ot" Edinburg'h and Po­

land. An historical review. Edited by

Wiktor Tomaszewski. Edinburgh 1968.

BLISKO ;?O LAT temu, w czasie dnl-

,1.!:iej wojny ?wiatowej, kiedy Pol­

;-;ka ZIlalaz?a si? pod obuchem m?ci­

wej i bezwzgl?dnej okupacji niemiec­

kiej zdecydowanej na z?amanie podstawducha polskiego i kultury polskiej, kie­

dy wszystkie szko?y polskie od najni?­

szych do najwy?szych - uniwersytec­kich - dekretem okupantów przesta?y

istnie?, w stolicy Szkocji, w Edynburgu,

zap?on?? znicz nauki polskiej w postaci

autonomicznego wydzia?u lekarskiego

przy tamtejszym uniwersytecie pod na­

zw? "Polish School of Medicine". Po

upadku Francji i przed inwazj? kon­

tynentu europejskiego wi?kszo?? pol­

skich si? zbrojnych stacjonowana by?a"'?a?nie w Szkocji i potrzeba kontynuo­wania rozpoczt;'tych w kraju studiów lub

wej?cia na drog? studiów uniwersytec­

kich mOi,da by? i by?a zaspokojona, je­?li chodzi o studia lekarskie, dzi?ki ?y­

czliwej postawie edynburskich w?adz

uniwersyteckich.

Obok studiów lekarskich otwarte zo­

sta?y dla cz?onków polskich si? zhroj­

nych mo?liwc?ei korzystania z kursów

prawa i praktyki administracyjnej, wy­

chowania publicznego, wreszcie z stu­

dium weterynaryjnego. Ostatnim dzie­

kanem wydzia?u weterynaryjnego by?

wybrany ostatnio do Rady Trzech dr.

Stanislaw lVIglej.Polski wydzia? lekarski hy? jednak

najwy?szym osi?gni«;ciem wysi?ków poLskich w zakresie odtworzenia organiza­

cji wy?szych studiów na terenie Szko­

cji (Pomijamy tu inne ogniska studiów

pobkich, jak polski wydzia? prawa przy

uniwersytecie oksfordzkim i Uniwersy­

tet Po}:;:ki na Obczy?nie w Londynie).

Ostatnio b. docent uniwersytetu po­

znal1skiego i polskiego wydzia?u lekar­

skiego w Edynhurgu, dr. Wiktor Toma­

szewski opracowa? i wyda? niezmiernie

POLSKO-SZKOCKIE.vil,;kn<! ksiq.?k? po?wi?(;om?- temu llie­

zwyk?emu i tak pozytyv.;nemu dzie?u

wspó?pracy polsko-szkockiej w czasie

drugiej wojny ?wiatowej. Doko?a g?ów­

nego tematu - historii powstania i dzia­

?alno?ci polskiego wydzia?u lekarskie­

go-

ugrupowane zosta?y opracowania

ogólniejsze, na?wietlaj?ce histori? sto­

sunków polsko-szkockich z czasów

przedrozbiorowych i kontaktów polskichz uniwersytetem edynburskim na prze­

strzeni wieków przed drug? wojn? ?wia­

tow?·

Stanis?aw Seliga w pierwszym roz­

dziale ksi??ki pisze o Szkotach, którzyosiedlili si? w Polsce od XVI wieku

pocz?wszy jako kupcy, rzemie?lnicy,

aptekarze itd. Za Stefana Batorego

Szkoci niejednokrotnie byli dostmvca­

mi dworu j wojska w czasie wypraw

wojennych i cieszyli si? \vyra?nymi

,vzgl?dami króla. Radziwi??owie w

Kieydanach i Leszczyl1scy w Wielkopol­s?e ch?tnie korzystali z ich us?ug i ota­

czali ich sw? opiek?..

Imigranci szkoccy stano, .. ;ili grup?

,vcale liczn?, skoro byli zOl'ganizowani

w conajmniej 12 bractwach w ró?nycho?rodkach miejskich. Niektórzy doro­

bili si? znacznych fortun i zajmowali

powa?ne stanowiska, jak czterokrotny

burmistrz warszawski Aleksander Cza­

mer (Chalmers) lub dobroczy?ca Kros­

na Hobel·t Gilbert Porteous (Porcjus).

Tepper-Ferguson by? zamo?nym ban­

kierem warszawskim, który udzieli? po­

?yczki 5 milionów dukatów królowi Sta­

nis?awowi Augustowi (i w rezultacie

zbankrutowa?).Szkoci odznaczali si? równie? walecz­

no?ci?? w wyprawach inflanckich, podPskowem itd. Hetman Zamoyski mia?

pod swoj? komend? dwie kompanie pie­

choty szkockiej. Ca?y szereg oficerów

szkockich lub pochodzenia szkockiego

zapisa? si? chwalebnie po stronie pol­

skiej w licznych bitwach z okresu XVI

i XVII-go wieku. Nazwiska takie jak

GULhl'ie (Guttry) i Gordon powtarza­

j? si? wielokrotnie. Franciszek Gor­

don by? genera?-majorem armii pol­

skiej za Stanis?awa Augusta. Nierzad­

kie by?y wypadki nobilitowania \\'ybit­

nych imigrantów szkockich. Pisz,?cy te

s?owa mia? jako pl·omotora na uroczy­

sto?ci doktoryzacyjnej potomka jednej

z takich rodzin - profesora Edwarda

Taylora.

Klementyna Sobieska, \vnuczka króla

Jana, wysz?a za Jakóba Stuarta (the

"Old Pretencler") i by?a matk? "bonnie

Prince Charlie", jednej z najbardziej

umi?owanych 110staci w panteonie szkoc­

kim. W ?y?ach Czartoryskich i Ponia­

towskich p?yn??a krew szkocka dzi?ki

ma??ellstwu Andrzeja lVIorsztyna z lady

Catherine Gordon, której córka Iza­

bella wysz?a za Kazimierza Czartory­

skiego, wojewod? wile?skiego.

Kontakty intelektuah:e i kulturalne

mi?dzy Polsk? a Szkocj? si?gaj? XV­

go wieku. Na wszechnicy jagiello?skiejw Krakowie zapisani byli trzej Szkoci,

na soborach ówczesnych spotykali si?

niew,?tpliwie Szkoci i Polacy, którzy

brali bardzo ?ywy udzia? w obradach.

W drugim rozdziale ksi??ki Leon Ko­

czy wymienia szereg Szkotów -

poe­

tów, pisarzy i uczonych, którzy trafia­

li do Polski. M. in. dwaj lekarze, dr

John Johnston i dr William Davison

opublikowali szereg dzie? z zakresu

medycyny i odznaczali si? wybitnymi

zaletami intelektualnymi. Z drugiej

strony wiemy o polskich studentach za­

pisywanych na uniwersytecie St. An­

drews w XVI i XVII stuleciu. Pod ko­

niec XVIII-go wieku J?drzej ?niadecki

i kilku m?odych arystokratów polskich

(Czartoryscy, Zamoyscy, Sohallski) stu­

diowali w Edynburgu. Pobyt ten mia?

za skutek nabycie ksi??ek dla zbiorów

bihlioteki Zamoyskich w Warszav.'ie i

YIuzeum Czartoryskich w Krakowie. Po

powstaniu 1830/31 liczba studentów pol­skich na uniwersytetach szkockich zna-

Lhl1ie \\' zl'o::i?a. 'W id u z nich osiedli?o

si? na sta?e w Szkocji. W 1?09 r. uni­

wersytet edynburski uczci? Mari? Sk?o­

do\vsk?-Curie nadaniem doktoratu hono­

rowego.

Hedaktor ksi??ki, dr. W. Tomaszew­

ski, jest równocze?nie autorem wi?kszo­?ci l'ozdzia?ów i odpowiedzialny za ca­

?o?? dzie?a. Impuls do wydania ksi??ki

da?y uroczysto?ci :i.5-lecia za?o?enia poL

skiego wydzia?u lekarskiego w 1966 r.

Ogrom pracy zwi?zanej z tym przed­

si?wzi?ciem musia? by? znaczny; wynik

?wiadczy o dobrym smaku, zdolno?ciach

organizacyjnych i wielkim zapale do

przedmiotu autora i wyda,vcy. Z uj?cia

przebija uczucie wdzi?czno?ci wobec uni­

wersytetu edynburskiego, który przy­

garn?? studentów i wyk?adowców pol­skich i umo?liwi? im prac?, ale i poczu­

cie godno?ci, przystoj?cej go?ciom, któ­

rzy wnie?li wielki wk?ad swego ?yciai krwi.

Uroczysto?ci powo?ania do ?ycia pol­skiego wydzia?u lekarskiego w marcu

1941 r., ods?oni?cia tablicy pami?tkowejw listopadzie 1949 r., kiedy wydzia?

przesta? istnie?, wreszcie uroczysto?cizwi?zane z 26-leciem powstania wydzia­?u opisane s? szczegó?owo z przytocze­niem licznych przemówie? i toastów.

Wielka ilo?? doskona?ych fotografij i

rycin niezmiernie podnosi warto?? ksi??­ki i wzmacnia jej charakter pami?tni­

kowy. Liczne rysunki Józefa M?ynar­

skiego, który równie? projektowa? este­

tyczn? ok?adk?, s? prawdziw? ozdob?tego niezmirenie ujmuj?cego dzie?a.

Powinno ono znale?? si? w posiadaniuka?dego Polaka w W. Brytanii, któryceni sobie pami?tki naszych dokona?

na tych wyspach. Zas?uguje ono rów­

mez na szerokie rozpowszechnieniew?ród licznych naszych przyjació? bry­

tyjskich. (Dla zainteresowanych poda­

j0.my, ?e ksi??ka jest do nabycia u wy­

dawcy dra W. Tomaszewskiego, 2 Wil­

ton Road, Edinburgh 9), (m. 08t.)

Page 4: DWUTYGODNIKI I PO?WI?CONY ?YCIU S osmbc.cyfrowemazowsze.pl/Content/55703/00060685 - Myśl Polska 1969... · chyla? si? nie wolno. Dzieje?wiata nie tocz? si? g?adko, nikt dobrowol

Str . .{ M y?

Polska-------------------------------------- ---------------------------------------------------------------------------------------------------------

15 stycznia 1969

pOZ.. \ D?.ll·?YZ?A:\lI pozjazdowymi

oraz zwi?zanymi z 50-leciem od­

zyskania niepodleg?o?ci, prasa krajowa

w okresie przed?wi?tecznym znalaz?a

te? troch? miejsca dla spraw dotycz?­

cych podniebienia. "?ycie Gospodarcze"w numerze z 22-29 grudnia przytacza

pewne fakty, które wyja?niaj?, dlaczego

pomimo wielkich po?owów trudno nie­

raz o ryby. Autor artyku?u. Zbigniew

Wyczesany, widzi ?ród?a z?a w niedosta­

tecznym tempie rozwoju zaplecza l?do­

wego, a wi?c ch?odni portowych i sk?a­

dowych, transportu ch?odniczego oraz

sieci hurtowej i detalicznej. W rezul­

tacie:

"... kosztowne w eksploatacji statki

zamiast na ?owiskach przebywaj? d?u­

gie tygodnie w porcie, maj?c w swych?adowniach tysi?ce ton ryb. G?o?ny np.

by? wypadek statku-bazy, który przez

blisko 5 tygodni sta? w porcie szcze­

ci?skim bez mo?liwo?ci p rze?ndunku

kilku tysi?cy ton ryb. Wymowa tego

faktu nabiera szczególnego wyrazu, gdy

dodamy, ?e koszt utrzymania takiej jed­nostki wynosi ok. 270 tys. z?. na do­

b?".

Jak si? okazuje, ten ba?agan zosta?

wywo?any w niema?ej mierze zlikwido­

waniem Centralnego O?rodka Dyspozy­

cji i Zbytu Ryb, bez równoczesnego

przygotowania przedsi?biorstw po?owo­

wych do tej zmiany. Autor zreszt? nie

widzi w tym nic z?ego, bo cieszy go

przede wszystkim fakt, ?e nie b?dzie

ju? teraz mo?na wymy?la? na "czynniki

odgórne", czyli partyjne:

"Zlikwidowanie w ostatnim czasie

centralnego rozdzielnictwa ryb i prze­

tworów rybnych spowodowa?o niema?o

zamieszania. Sko?czy? si? okres, w któ­

rym win? za niedostateczne zaopatrze­

nie rynku w danym województwie, mie­

?cie czy powiecie mo?na by?o zwala? na

bli?ej nieokre?lone 'czynniki odgórne'.

Oparcie zbytu ryb i pr-zetworów rybnychna systemie umów musia?o doprowadzi?do ma?ej rewolucji równie? w przed­

si?biorstwach po?owowych i przetwór­

czych ..

"

Zanim te przedsi?biorstwa wypracuj?sobie odpowiedni system rozdzielczy, ry­

by b?d? spoczywa?y spokojnie w stat­

kach-muzeach. Ale nie ma si? co mar­

twi?, bo - jak si? okazuje z innego

artyku?u w tym?e numerze "?ycia Go­

spodarczego" - Polska sta?a si? kra­

jem o tendencjach jaroszowskich. Od­

powiednie statystyki wynalaz?a i w ar­

tykule poda?a Wilrelmina Skulska,

stwierdzaj?c na wst?pie, ?e 'wed?ug sta­

tystyki G l:S mieszka?cy wsi konsumu­

j? a? 94 kg. warzyw na g?ow?, podczas

gdy ci z miast - tylko 56 kg. I\'iektó­

re z wynalezionych przez autork? da­

nych daj? du?o do my?lenia - zw?asz­

szcza ogromna popularn()?? .. , kapusty,w porównaniu do innych jarzyn. Arty­ku? g?osi:

"Porównanie spo?ycia warzyw w Pol­

sce i krajach s?siaduj?cych: Konsu­

mujemy prawie trzy razy tyle, co Nor­

wegia (28 kg.). Du?o wi?cej, ani?eli

Anglia (59 kg.) i Belgia (G5 kg.). Dwa

razy mniej od Francji (144 kg.) i zna­

cznie mniej od Portugalii (114 kg.).

Wniosek? Wielko?? spo?ycia warzyw

nie upowa?nia do wyprowadzenia wnio­

sku ani o kulturze spo?ycia, ani o stopieludno?ci. Bywaj? czasem \\T?cz ?wia­

dectwf'm ubóstwa. Patrz Portug-:<lia ...

,

KAPUSCIANE PROBLEMYA co potrzebujemy, jako dodatek do

dania podstawowego: warzywa gotowa­

ne i surówk?. W tym celu ?ywienie

musi dysponowa? bogatym, odpowied­nio urozmaiconym bukietem warzyw. A

jakim dysponuje?

Tradycje tych upraw w naszym kra­

ju s? ubogie: kapusta, buraki, mar­

chew. Ignacy Krasicki w swoich li­

stach o ogrodach krytycznie ocenia stan

naszego warzywnictwa, pisz?c: 'warzy­

wa w Polsce najgorszego by?y rodza­

ju, a sa?aty nawet ledwo gdzie znale??

mo?na'. Min??o bez ma?a dwie?cie lat.

Co si? zmieni?o w naszym warzywni­

czym 'ogródeczku'? ... ".

Autorka przytacza przyk?ady przesta­

rza?ych, albo niedostatecznie komplet­

nych urz?dze?, które przygotowuj? ja­

rzyny na rynek. G?ównie jednak ude­

rza wyj?tkowo w?ski margines doboru

warzyw:

,Wie? konsumuje g?ównie kapust?. W

rmescie proporcje s? przychylniejsze,

jednak?e tzw. warzywa rzadkie, to zna­

czy owe kalafiory, broku?y, szpinak,

czy cykoria, zajmuj? wci?? i zaledwie

7 procent w stosunku do tradycyjnej

trójki: kapusty, marchewki, buraka ?wi­

k?owego.

.J ak reprezentuje si? jako?? naszego

warzywnictwa w scosunku do ?wiato­

wego. Wed?ug biologa-encyklopedysty

Bailey'a produkuje si? na ?wiecie 247

gatunków warzyw. W Polsce -- oko?o

15, z tego niektóre pozycje w mikro­

produkcji, np. salcefia, ameryka?ska sa­

?ata, broku?y".

Tymczasem zdaniem znawców winno

si? w Polsce - bior?c pod uwag? jej

klimat - produkow a? 35 gatunków ja­

rzyn. Autorka przynaje wprost, ?e

PG Ry w produkcji jarzyn nie odgry­

waj? prawie ?adnej roli. Wytwórc? w

tej dziedzin-ie jest prawie wy??cznie rol­

nik indywidualny, który uprawia wa­

rzywa na marginesie produkcji hodo­

wlano-rolniczej. A dalej:

"Oko?o 30 procent warzyw dostarcza

na rynek plantator, mowia badylarz,

który korzysta z kredytów, ulg inwe­

stycyjnych. Wielu z nich, ?eby nie po­

wiedzie? wi?kszo??, to dzi? ludzie m?o­

dzi, cz?sto in?ynierowie, lub technicy w

swojej specjalizacji. Gospodaruj? prze­

ci?tnie na 4-10 hektarach ziemi. Zda­

rzaj? si? 'magnaci' - jak legendarnyWiktor Tyc, ko?o Kalisza. Pan na 49

ha. Opowiadaj? o nim, ?e w dzie? ?lu­

bu có rk i wyciagna? m?odych () 7 rano

z ?ó?ka: do roboty! Tyle o ko?aczach

pracy."

W ?wietle tych danych próby przy­

wrócenia kolektywizacji, która WCl?Z

jest upragnionym celem "góry" partyj­

nej jako jej "?wiadectwo moralno?ci"

wobec Moskwy, zdaj? si? czym? z miej­

sca skazanym' na zag?ad?. Bo teraz

trzeba, by pokona? jednocze?nie i ch?o­

pa i badylarza, czyli po??czony front

rolniczo-badylarski. A to ju? nie s?

?arty.

WYMIANA - PO RADZIECI{U

Polska ju? nieraz do?wiadcza?a skut­

ków tzw. "wymiany", narzucanej jej

przez sw? mo?n? protektork?. Podob­

nie odbywa si? ka?da "wspó?praca".

"Trybuna Ludu" z 22 grudnia daje

przyk?ad tak rozumianej wspó?pracy

dziennikarzy polskich z sowieckimi:

"W zwi?zku z przygotowaniami do

setnej rocznicy urodzin Lenina SDP

(Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich)we?mie udzia? w mi?dzynarodowym sym­

pozjum po?wi?conym dorobkowi prasy

\\' zakresie popularyzacji my?li lenino­

wskiej. W zwi?zku z 25-leciem PRL

Zwi:F,ek Dziennikarzy Radzieckich u-

dzieli szerokiej pomocy i w??czy si? po­

przez popularyzacj? polskich materia­

?ów w prasie, radio i telewizji do orga­

nizacji obchodów tej rocznicy w KrajuRad. U mowa przewiduje wymian? li­

cznych grup dziennikarzy i publicystów,w celu zebrania materia?ów zwi?zanychz tymi rocznicami".

Polscy dziennikarze bt.'d? wi?c popu­

laryzowa? my?l leninowsk?. a sowieccy

b?d? popularyzowa? polskich dziennika­

rzy, popularyzuj?cych my?l leninowsk?.Idealna wspó?praca i wszechstronna -

wymiana.

UPOMINEK GWIAZDKOWY

"G?os Szczeci?ski" ucieszy? swych czy,

telników przed ?wi?tami wiadomo?ci?,?e Szczecin. otrzyma swój upominek:

"B?dzie papier toaletowy. W Skol-

wirne ruszy?a maszyna wytwarzaj?caów papier. Nast?pi?o tu znakomite uno­

wocze?nienie produkcji. Papier ów jest

perforowany, tak, ?e oddziera? si? b?­

d? odmierzone jego porcje, co sprzyja

oszcz?dnemu u?ywaniu. Ju? wkrótce

b?dzie on pakowany po cztery rolki w

jednej paczce, co u?atwi noszenie go 7P

sklepu do domu. Szczecin te? otrzy­ma? samochód papieru."

Miejmy nadziej?, ?e nie by?a to kacz­

ka dziennikarska, ?e fabryka istotnie

wykona?a, co mia?a wykona? w??czniez perforowaniem i m ieszka?cy Szczeci­

na nie byli zawiedzeni! has

LISTY DO REDAKCJI

OSOBLIWYSzanowny Panie Redaktorze,

Ni« tylko polityk? cz?owiek ?yje,

wdzi?czna wi?c jestem dr. S. Batleo

za to, ?e w numerze "M y,?li Polslciej"

z 1 stycznia br. omówi? ksiq?lc?, zaj­

muj?c?; si? dla odmiany nie cz?owie­

kiem, ale ni?szego gatunku zwierz?­tam i, którym z powodu cz?owieka

grozi zupe?ne wymarcie. Na szcz?­

?cie cz?owiek cz?owiekowi nieroumu­

i wielu jest takich, którzy staraj?

si? zapobiec tej katastrofie. Pragn?tu do uwag, zamieszczonych przez

dr. Batko, dorzuci? jeden fragment.

Mo?e on zadowoli? i mi?o?ników zwie­

rz?t i polityków równocze?nie, gdy?

stanowi tzw. "churchilian?". Innymi

s?owy daje nowy i do?? nieoczeki­

wany wgl?d w psychik? Churchilla.

Fragnlent ten znajduje si? w ksi??­ce niezrównanego Geralda Durrell'a

pt. "W d?ungli we dwoje" (Two in

the Bush), napisanej po podró?y za­

inicjowanej przez BBC celem zbada­

nia, czy i ile robi :;i? celem kOl/ser­

wacji dzikiego ?ycia w N owej Ze­

landii, Australii i na Malajach.

Gerald Durrell swymi kpi??kam ?

zrobi? pewno wi?cej dla konserwacji,

ni? szereg organizacji razem wzi?­

tych. Ale dla Durrella cz?owiek, to

tak?e zwierz? i podgl?da jego oby­

czaje z t? :;am? pasj? I: humorem, z

jakim i podgl?da jakie? rzadkie i

egzotyczne okazy. W Australii na­

tkn?? si? na jednego z tamtejszych

kOl1seru:atoró1.c dziki(',go ?!!6a i od-

P I ? T Y PARTNER

(Doko?czenie ze str. 1)

we Francji Marcel Dassault --

prze­

konany dotychczas stronnik genera?a,

ale ?yd - zakupi? 50 procent akcji

w belgijskiej firmie lotniczej i za­

mierza omin?? zakaz de Gaulle'a eks­

portu broni do Izraela przez eksport

swoich samolotów z Belgii. Zapyta?

mo?na, ilu takich Dassault'ów znaj­

duje si? w?ród siedemnastu milionów

wspó?wyznawców francuskiego prze­

mys?owca?

Na tle tego staje si? zupe?nie praw­

dopodobne, ?e Izrael jest na progu

posiadania bomby atomowej, co ca?­

kmvicie zmieni jego Do?o?enie.

Sowiety montuj? klub czterech mo­

carstw w sprawie pacyfikacji arab­

sko-izraelskiej wierz?c, ?e tego ro­

dzaju zabieg zmusi Izrael do kapitu­

lacj i i wycofania si? z dotychczaso­

wej polityki.

Tymczasem do tej przewodniej

czwórki zg?asza si? si?? faktów ju?

dokonanych i zamierzonych pi?ty

partner. Jest on anonimowy, jedno­

cze?nie jednak bardzo obra?liwy i

zdeterminowany broni? pozycj i pa?­

stwa izraelskiego, swego narodowego

wyk?adnika.

Zygmunt Berezowski

?. t P.

EDNA MAY BALI?SI{A

M?? i CóRKI

OKAZ

kryl zadsiuiia.jqcq. histori?, która

przenosi nas nieoczekiwanie w sam

srodek ostatniej wojny, icnoszqc do

'niej do?? kom iczny epizod.

Oto w pewnej cz??ci Australii mie­

szka zupe?nie rzadkie zwierz?, nie­

znane nigdzie indziej, ?yj?;ce jak bo­

bry, raz pod wod?, raz na wierzchu,

od?ywiaj?ce si? ro?numi robakami i

ralcam i, których zjada dzien nie ol­

rzymie ilosci: mniej wi?cej tyle, ile

samo wa?y. Nazuioa si? platypus, (l

z wygl?du przYPo'i'nina - zdaniem

Geralda Durrella - Donald Duclc'a

ozdobionego permanentnym, do­

brodusznym. usmiechcm, Niestety­

przy wszystkich tych intrygllj?cych

w?a?ciuw?ciach, platYPlu? ma jedn?;

fataln? wad?: cierpi na nerwy. Nie

znosi ha?asów, a ?dy {jO jaki? nie­

w?a?ciwy i nienaturalny lw?as za­

skoczy, u1'niera z prote:;tem. (Wielu

ni ie:;zka?ców m iast pozazdro.?ci rnu

pewno tej w?a?ciwo?ci!) David, ów

australijski konsc1"u,'ator, opJwicdzia?

D /OTellmci nast?puj?c? II i:;tori?:

Oto nagle w ?rodku wojny Win.sion

Churchill zdecydou:a?, ?e musimid

platypusa. Dlaczego, nikt si? nigdynie dowiedzia?. Platypusa do po­

d'ró?y jakiejkolwiek, a zw?aszcza ok1'?­

tem, trzeba powoli p"rzyzwyczaja?,' by

jego delikatnej p'-'ychiki nic zasko­

czy? czym.? zbyt niewhl.?ciu]ym. Przy­

gotowano wi?c jednego mozolnie,

wydatlO instrukcje za?odze okr?tu

wojennego "Port Philip", która oczy­

wi?cie zabra?a si? do tego ci??kiegozadania z najwi?kszym entuzjazmenl.

Okr?t z platypusem i olbrzymim ?a­

dlU/kiem robaków, przep?yn?? p-rzez

Pacyfik, popnez Kaua? Panam8/ii,

poprzez Atlantyk. Na dwa dni przed

Liverpoolem natkn?? si? na ?ód? pod­

wodn?. Trzeba by?o rzuci? bomby

g??binowe. Dla delikatnej psyche pla­

typusa by? to szczyt zniewagi, szczyt

barbarzy?shva. "Wzi??" i umar?. Na

dwa dni przed Liverpoolrm. Komen­

tarz Durrella wL:mowllie wykazuje,

?e przez ten epizod Churchill, nie

platyplls, frapuje go jako szczególnie

rzadki okaz z jego bogatej kolekcji:

"Dla. ulnie ca!a ta historia by?a naj­

chwalebniejsz?; donkiszoteri?, jak?;

kiedykol wiek us?ysza?em. Ludzko,??

rozdzierana na pó? p'i'zez najsfraszli­

wsz? w historii wojn?, a. w ?rodku

tego Churchill, Ze 8wym cygarem, do­

magaj?cy si? nonszalancko platypu:;a,

(ze wszystkich rzeczy, akurat 'tego).Az drugl:ej strony David przygoto­

wuj?cy :;taran lIie i cierpliwie m?ode­

go platypu,wL do d?ug?ej podró?y po­

przez 'wody roj?;ce :;i? od ?odzi pod-

1.oodnych. Co za szkoda, ?e historia

nie ma szcz??liu;ego zako?czenia. Ale

i tak, có? to za przewspaniale idio­

t yczny wyczyn, na OUJe czasy. W ?t pi?

czy Hitler, nalcet w chwilach, gdy by?.

troch? zdrowszy umys?owo, móg?by

.<;i? zdoby? na tak rozbrajaj?cy d'sceu­

trycyzm, by w ?rodku wojny domaga?

si? kaczo-dziobego platypusa".

Istotnie idiotyzm tego pomys?u

przekracza mo?liwo?ci fantazji i za­

pewne nigdy si? nie dowiemy, sk?;d

si? wzi??a ta dziwaczna - i kosztow­

na nawet bez wojny -- zachcianka.

??cz? wyrazy powa?ania,

Hanka ?w'?e?awska

9 stycznia 1969.

LEGENDA i PRAWDA

u: ieclcc

torze!

SZCUIOU; II Y Pauic Rcdak-

Ja nigdy nie cofn? si? przed pro­

stouxmiem "legendy" nawet w pra­

sie ameryka?skiej, wychodz?c z za­

?o?enia, ?e zatajanie prawdy mog?o­

by obci??y? od poioiedzialnosciq wszy­

stkich Polakoio za to co stosunkoioo

niewielka grupa zawini?a.

?qcz? wy'razy pouxi?ania,

Franciszek Gawrych

Dnia 21 grudnia 1968 r.

8330 Alrnoni.,

Detroit, Michigan, 48234.

WIKTORA TRO?CIANKI

PRZECIW WIATROMCena 10/-, s 2, 475 fr. fr.

Sk?ad G?ówny:

MY?L POLSKA

8, A?ma Terraee,

London, W.8

Artyku? "Refleksje rocznicowe"

budzi uie mnie przykre wspomnienia.-- Legenda i prawda II istoryczna s?

to dwa hiegu "ou;o przeciwne poj?­cia. Picr/J)sze, emorjol/alf/e, oparte

na wierze w to, co cz?owiek sobie ?y­

c'?y, aby by?o prawd?, (l. w lIajgor­

szym wypadku perfidne k?amstwo tak

",preparowane, ?e porywa ludzi bez­

krytycznych i 1'obi z nich fanatycz­

nych wyznawców, z którymi szkoda

cza.su. na dyskusj?. Drugie poj?cie,w na:;zym wypadku prawda historycz­

no;, idzie zawsze ciernist? drog?, dla­

tego tylko, ?e jest prawd?.

Co mnie dr?czy, to nasza wina w

podbudowywaniu "legendy". Bardzo

jaskrawy przyk?ad to kapitulacja

Obozu Narodowego w maju 1926

przed zamachem stanu - z uwagi na

bezpiecze?st1.(?o granic pa?stwa, ust?­

pstwo spryt-nie wykorzystcL1le przez

"legend?"·

W z1.()i?zku z sowieckim lIajazdemna Czechos?ou'acj?, jako,? u'stydliwie

wspomina si? o naje?dzie na Zaolzie.

Dlacze.?o? Kogo chce si? kry?, uspra­

wiedliwi??

Czyn niehonorowy 'mo?e si? wyda­

rzy? nawet w 'l/njlepszej rodzinie.

Ha?b?; :;taje si? jednak dopiero wte­

dy, kiedy si? próbuje go zatuszowa?.

Znowu pomagamy "legendzie".

NI:e ?.-ud?my si?. ?w·iat zna na-

sze winy lepiej, ni? nasze cnoty.

11lóg?bym przytoczy? co najmm:ej trzy

przyk?ady z mojego do,?wiadczenia UJ

U.S.A. W czasie turystycznej wy­

cieczki do stanu Uta pozna?em histo­

ryka, profesora uniwers'!!tetu Uta.

Mówili?my o wyb01'ach Miko?ajczy­

Im w Polsce. Zwróci?em uwag?, ?e

to nie by?y uczciwe wybory. Wtedy

profesor zapyta?: "A kiedy u was

by?y uczciwe wybory"? Oczywi?cie

mia?em sposobno?? wyja?ni? mu, ja­

kie by?,!! sto.sunki polityczne w przed­

wojennej Pol:;ce_ ,U'ic1'z?, ?e dobrze

si? wywi?za?.em z tego zadania.

My tu w U.S.A. numly wiele do

odrobiellia. Pe?no tu "legend,!!'.

W imi? czego tolerujery to?

lVierz? g??boko, ?e zatuszowywa­

nie tego, co by?o z?e UJ Polsce przed­

wojen nej przynosi tylko :;zkod? do­

bremu imieniu Polski, podtrzymuje

"legend ?", która przcdstau:ia Pol­

sk? najcz?,?ciej 10 z?ym ?wietle.

Printed by Gryf Printera (H. C.) Ltd., 171, Battersea Church Road, London, S.W.1!. for "My?l Polska", 8 Alma Terrace, Allen Street, London W.8. tel. WES. 1797

ukochana ?ona i lVlatka zmar?a nagle po operacji w szpitalu

dnia 4 stycznia 1969 roku, prze?ywszy lat 54. Po mszy ?w.

?a?obnej za spokój Jej duszy zosta?a pochowana na cmentarzu

w Twickenham dnia 8 stycznia, o czym zawiadamiaj? pogr?­

?eni w g??bokim smutku

Ksi??ki nades?aneTadeusz Nowakowski : A leja dobrych

Inaj()my?'h. Nak?. Polskiej Fundacji Kul­

i uralnej. Londyn 1968. :l96 stron. Sh.

15/ -. Zbiór 30 sylwetek lepszych i gor­

szyeh znajomyeh autora, ?yj?cych i nie­

?yj?eych. S? tam LechO?\, Tadeusz Su?­

kowski, Jan Bielatowicz, Juliusz Sakow_

ski, Wac?aw Zbyszewski. Jest te? Jew­

tuszenko, Brychta i Ad?ubf'j.

Aleksander Prag?owski: Od Wiednia

do Londynu. N aldadem Polskiej Funda­

cji Kulturalnej. Londyn 1968. 237 stron.

Cena sh. 10/-. Wspomnienia obejmuj?­ee czasy, w których zmie?ci?y si? a?

trzy \vojny, w których autor bra? u­

dzia?.

Janina Surynowa Wyczó?kowska:

Gringa. Nak?adem Polskiej Fundacji

l\.uIturalnej. Londyn 1 ?j68. 237 stron.

Cena sh. 10/-. Powie?? wspó?czesnao Polce, któr? los rzuci? do Argentyny.

Ale?(sancler Bregman: Zakamarki hi­

storii. Nak?adem Pol!':kiej Fundacji

Kulturalnej. Londyn 1968. 238 stron.

Cena sh. 10/-. Wybór artyku?ów doko­

nany przez Adama Cio?kosza.

Józef ?"obodowski: I\ o?yce Dalili. N a­

Idadem Polskiej Fundacji Kulturalnej.

Londyn 1968. 239 stron. el'na sh. 10/-.

Powie??. .J est to trzecia cz??? "D ziejów.J ózefa Zakrzewskiego".

J. P. D?browski: Strz?,'py Haptularza.

Wydane staraniem Towarzystwa Przy­

jadó? Kultury Polsldej w Glasgowie.

Glasgow 1968. 93 strony. Urywki po­

ezyj, których pierwotne r?kopisy zagi­

n??y bez ?ladu w Warszawie, oraz utwo­

ry napisane na emigracji.

Leon I\.oczy: Maria Sk?odowska-Curie.

Perth 1968. 11stron. Tekst przemówie­nia po angielsku wyg?oszonego na do­

rocznym przyj?ciu zorganizowanym

przez Stowarzyszenie Kombatantów Pol­

.skich w Perth, w dniu ? lutego 19G8.

J ak Polska odzyska?a niepodleg?o??

191.t-l!121. Wychowanie Ojczyste Nr.

3/7G. Londyn 19G8. Pod redakcj? mgr.

?. Go?awskiego. Nak?adem Polskiej

l\Iaril'l'zy Szkolnej Zagranic?. G3 strony.

15th January 1969