Upload
others
View
6
Download
0
Embed Size (px)
Citation preview
W nume rze m . in . :
Dw uty g od ni k n r 9 2(1 2 7) z 1 5 lu te go 20 18
Strony 1, 2 i 3
Gdzie jest pogrzebany pies, który
dziś tak mocno szarpie Polskę ?
Strony 4, 5, 6, 8 i 9
Wielka ucieczka: JÓZEF
ŚWIATŁO
Strony 10 i 11
Boni, Rosati, Wilhelmi, Pellegrini
Strona 12
Pokolenie szmalcowników ?
Strona 13
Księgarnia ANTYK poleca
Strony 14, 15 i 16
Koniec świata "obszarników"
Strona 15
Kto podkręca spiralę nienawiści ?
Strona 16
Współczesna wieża Babel
Strona 17
Otrzymaliśmy z Kazachstanu
Strona 18
Środa Popielcowa
Strony 19 i 20
W rocznicę powstania Armii
Krajowej
Wokół ustawy obecnie czekającej na
podpis prezydenta, a uzupełniającej zapis
dotychczas obowiązującej ustawy o IPN
rozpoczął się i trwa rzęsisty harmider już
nie tylko o wymiarze europejskim., ale
wręcz światowym. Zdumiewające jest
oświadczenie Sekretariatu Stanu USA:
"Jesteśmy zaniepokojeni reperkusjami,
jakie ten projekt legislacyjny, gdyby został
uchwalony, mógłby mieć, jeśli chodzi o
strategiczne interesy i relacje Polski - w
tym ze Stanami Zjednoczonymi i Izraelem.
Powstałe podziały, które mogą powstać
między naszymi sojusznikami, przynoszą
korzyści tylko naszym rywalom" – napisał
Departament Stanu USA w oświadczeniu,
odnosząc się do ustawy o IPN.
Historia Holocaustu jest bolesna i
złożona. Rozumiemy, że takie zwroty jak
"polskie obozy śmierci" są niedokładne,
mylące i krzywdzące.
Obawiamy się jednak, że uchwalony
projekt może osłabić swobodę wypowiedzi
i dyskurs akademicki. Wszyscy musimy
uważać, aby nie zablokować dyskusji i
komentarzy na temat
Holokaustu. Uważamy, że otwarta debata,
nauka i edukacja są najlepszym sposobem
przeciwdziałania niedokładnym i
Gdzie jest pogrzebany pies,
który dziś tak mocno szarpie Polskę ?
Ciąg dalszy na stronie 2
krzywdzącym stwierdzeniom”.
Dlaczego nas to oświadczenie zdumiewa ?
Dlatego, że takie, a nie inne mamy
doświadczenia historyczne. W 1939 r.
także miano nam za złe, ze nie zgadzaliśmy
się na autostradę eksterytorialną do Prus
Wschodnich i na włączenie Gdańska do III
Rzeszy. I dotąd nie brak Niemców, którzy
nam przypisują winę za wybuch wojny. A
teraz oskarża się nas, że nasze
postanowienie, by bronić nasze dobre imię
i prawdę może sprawić, że „powstałe
podziały, które mogą powstać między
naszymi sojusznikami, przynoszą korzyści
tylko naszym rywalom". Jest w tym
zakamuflowany szantaż; Nie brakowało go
także w 1939 roku.
Zdumiewa też inne zdanie w tymże
oświadczeniu Sekretariatu Stanu USA
zawarte: „Obawiamy się jednak, że
uchwalony projekt może osłabić swobodę
wypowiedzi i dyskurs akademicki”.
Okazuje się, że nie tylko sfora rozmaitego
rodzaju pismaków i wielu ludzi ze świata
dyplomacji nie zna dokładnie treści
S t r o n a 2
Tutaj podziały są znacznie głębsze. Także
w zależności od miejsca zamieszkania
Żydów. Najbardziej wrodzy Polsce i
skorzy do oskarżeń są Żydzi
amerykańscy, być może w poczuciu winy,
bo w czasie holocaustu okazali się wprost
niemiłosiernie obojętni wobec tego, co
robili z ich ziomkami Niemcy. W Izraelu
na sprawie tej ustawy gra przede
wszystkim rząd, który ma, jak zwykle,
swoje cele, o czym jeszcze będzie mowa.
Bardzo wielu Żydów, właśnie owych
survivers okazuje zażenowanie atakiem na
Polskę, bo oni wiedzą jak było. Wiedzą
też, że w Polsce nie ma antysemityzmu, a
jeśli w jakichś grupkach on drzemie, to są
ułamki procenta po kilku zerach.
Zatem cały rejwach wokół art. 55a syci
się, dla przykładu, takimi wypowiedziami,
jak polityka izraelskiego, członka Knesetu
Ja’ira Lapida, który na Twitterze napisał:
„Całkowicie potępiam nowe polskie
prawo, które próbuje zaprzeczyć
polskiemu współudziałowi w Holokauście.
Został wymyślony w Niemczech, ale setki
tysięcy Żydów zostało zamordowanych bez
spotkania z niemieckim żołnierzem. Były
polskie obozy śmierci i żadne prawo
nie może tego zmienić”.
Oczywiście pan Lapid podlegałby
postanowieniom karnym rzeczonej ustawy,
tak jak każdy, kto popełnia tzw. kłamstwo
oświęcimskie lub zaprzecza istnieniu
holocaustu. W Izraelu wszakże żadne
prawo Lapida nie potępi, a być może
zostanie on nawet premierem Izraela.
A co pisze Judy Maltz w Haaretz 28 I
2018 r. omaszczając swój artykuł
fotografią, na której widnieją dwaj Niemcy
i kilku granatowych policjantów, co w
pojęciu autorki ma oznaczać udział
Polaków w holocauście. A przecież w
publikacjach aż się roi od innych zdjęć,
mianowicie przedstawiających równie
zadowolonych z siebie esesmanów, co
żydowskich policjantów, gdyż to oni
wywlekali swych rodaków na
Umschlagplatz do transportów jadących do
Treblinki. Oni, nie granatowi policjanci.
Taka to jest rzetelność pani Maltz, a jej
artykuł nosi tytuł: Death Camps Weren’t
'Polish' - but Poles Were Bad Enough to
Jews Without Them, Holocaust Historian
Says. (Obozy Śmierci nie były polskie – ale
Polacy byli dostatecznie źli dla Żydów
nawet bez nich, stwierdza historyk
holocaustu). I dalej pani ta pisze: New
bill ‘is creating an atmosphere of fear in
Poland to talk about these issues’ and will
make work of those who research Poland
during the Holocaust difficult, if not
impossible (nowe prawo stwarza
atmosferę strachu w Polsce wokół
mówienia o tych sprawach i sprawi, że
prace tych, którzy podejmą badania na
temat Polski w czasie holocaustu staną się
trudne o ile wręcz nie niemożliwe).
Znowu zachodzi przypadek szczególnie
utrudniający badania, ale występuje on nie
z racji jakiegoś polskiego prawa, ale
właśnie wskutek wynurzeń pani Judy
Maltz, która pisze nie przeczytawszy
ustawy. Jednak w sążnistym artykule ma
na ten temat wiele do powiedzenia.
A tak przy okazji oto, co się wie o
gazecie Haaretz: „Udziałowcem
liberalnego izraelskiego dziennika
"Haaretz", który słynie z zajadłych ataków
na Polskę, jest niemieckie wydawnictwo M.
DuMont Schauberg. W trakcie II wojny
światowej Kurt Neven DuMont, ówczesny
właściciel firmy, był oficerem
nazistowskim, a jego wydawnictwo jawnie
popierało III Rzeszę i Adolfa Hitlera. W III
Rzeszy Kurt Neven DuMont był
nazistowskim oficerem, a jego dom
dokumentu o którym mówi i pisze, zatem
przypomnijmy jego pełną treść:
„Po art. 55 dodaje się art. 55a i art. 55b
w brzmieniu: „Art. 55a. 1. Kto publicznie
i wbrew faktom przypisuje Narodowi
Polskiemu lub Państwu Polskiemu
odpowiedzialność lub
współodpowiedzialność za popełnione
przez III Rzeszę Niemiecką zbrodnie
nazistowskie określone w art. 6 Karty
Międzynarodowego Trybunału
Wojskowego załączonej do Porozumienia
międzynarodowego w przedmiocie
ścigania i karania głównych przestępców
wojennych Osi Europejskiej,
podpisanego w Londynie dnia 8 sierpnia
1945 r. (Dz. U. z 1947 r. poz. 367), lub za
inne przestępstwa stanowiące zbrodnie
przeciwko pokojowi, ludzkości lub
zbrodnie wojenne lub w inny sposób
rażąco pomniejsza odpowiedzialność
rzeczywistych sprawców tych zbrodni,
podlega grzywnie lub karze pozbawienia
wolności do lat 3. Wyrok jest podawany
do publicznej wiadomości. 3 2. Jeżeli
sprawca czynu określonego w ust. 1
działa nieumyślnie, podlega grzywnie lub
karze ograniczenia wolności. 3. Nie
popełnia przestępstwa sprawca czynu
zabronionego określonego w ust. 1 i 2,
jeżeli dopuścił się tego czynu w ramach
działalności artystycznej lub naukowej”.
Punkt 3 art. 55a brzmi: „Nie popełnia
przestępstwa sprawca czynu
zabronionego określonego w ust. 1 i 2,
jeżeli dopuścił się tego czynu w ramach
działalności artystycznej lub naukowej”.
A więc istotny zarzut w oświadczeniu
Sekretariatu Stanu USA jest
bezprzedmiotowy. A zatem zasadne
byłoby pytanie, co skłania tak przecież
odpowiedzialną Administrację do tak
pochopnych napomnień ?
Odpowiedź jest wprawdzie suponowana,
ale wcale nie tak trudna. Są to naciski
pewnych kół politycznych Izraela.
Podkreślam: pewnych kół politycznych, a
już znacznie ostrożniejszym należałoby
być, gdyby użyć słowa: żydowskich. Dokończenie na stronie 3
Gdzie jest pogrzebany pies, który dziś tak mocno szarpie
Polskę ? (ciąg dalszy ze strony 1)
Brama niemieckiego obozu w Auschwitz
(fot. Archiwum)
S t r o n a 3
wydawniczy otwarcie popierał Adolfa
Hitlera i jego zbrodniczą politykę. Jak w
2006 r. pisał izraelski portal
ynetnews.com, Kurt Neven DuMont był
członkiem NSDAP od 1937 r., a w 1944 r.
otrzymał prestiżowe odznaczenie od władz
III Rzeszy za kontynuowanie działalności
wydawniczej mimo ciężkich alianckich
nalotów. Znany jest nawet numer jego
legitymacji partyjnej: 5619443”
Oczywiście jest to informacja marginalna,
jako że za holocaust winni są przecież nie
dobrzy Niemcy, ale źli Polscy. I tak w
Izraelu wolno pisać, drukować,
rozpowszechniać. Biada jednak Polakom,
którzy chcą się bronić !
Swoją drogą, wcale takie stanowisko nie
powinno dziwić. Donald Tusk podaje się
za Polaka, a oto, co spłodził na Twitterze:.
„Kto rozpowszechnia kłamliwe
sformułowanie o „polskich obozach”,
szkodzi dobremu imieniu i interesom
Polski. Autorzy ustawy wypromowali to
podłe oszczerstwo na cały świat,
skutecznie jak nikt dotąd”. Jak zawsze u
tego pana jest zręcznie, bo jest jak gdyby
był za, ale zarazem przeciw.
Na szczęście mamy też inne wypowiedzi,
jak ta pana Setha Frantzman, w
“Jerusalem Post”, będąca rzadkim
przypadkiem pozytywnie o Polsce
publikującego dziennikarza izraelskiego,
który jest zszokowany nienawiścią wobec
Polski, jaką obserwuje w Izraelu. A oto
jego wypowiedź w artykule: Setting
History Straight – Poland Resisted Nazis:
“Poland is right to be angry when it is
made to appear that Poles were somehow
responsible for the Shoah. Unlike most
other countries occupied by Germany
during the war, Poland did not provide a
ready recruitment base for
Nazi collaboration. For instance, the
Waffen-SS recruited local units in Albania,
Belgium, Estonia, Finland, France,
Hungary, Latvia, Norway, Romania,
Sweden and other countries. It didn’t find
recruits among Poles. According to a
1993 letter from the War Crimes Office in
Ludwigsburg, an office that had collected
material relating to Nazi war crimes in
West Germany, “There was no Waffen-SS
unit similar to the Latvian, Lithuanian,
Ukrainian, etc. divisions that would have
consisted solely of Polish volunteers.” This
account is published in Tadeusz
Piotrowski’s Poland’s Holocaust: Ethnic
Strife, Collaboration with Occupying
Forces and Genocide in the Second
Republic, 1918-1947.
(krótko streszczając powyższe: Polska ma
prawo gniewać się, kiedy twierdzi się że
Polacy są odpowiedzialni z holocaust.
Polacy nie mieli żadnej jednostki
wojskowej, policyjnej pod niemiecką
komendą, natomiast inne kraje okupowane
takowe posiadały, nawet Belgia, Francja,
Norwegia, a niektóre jak Łotwa, Ukraina,
Litwa nawet dywizje i brygady SS).
+++++
Wypada więc, stawiając kropkę nad „i”,
zapytać co stoi za tak wściekłym atakiem
Izraela na Polskę wspieranym przez
rodzimych naszych renegatów ?
Odpowiedzi szukamy w analizie
zatytułowanej: What is behind a violent
reaction of Israel to the Polish IPN law ?,
a więc niemal dosłownie tak, jak brzmi
moje pytanie. (Por. „Poland Current
Events. A Digeset of Political
Economic,Cultural and Historical News
from Poland. Be not afraid – John Paul II)
Oto, co tam czytamy (w dowolnym
przekładzie): Zastanowienie budzi, co
spowodowało tak brutalny atak Izraela na
Polskę:
Próba odpowiedzi:
1. Wewnętrzne problemy rządu Netanyahu
i chęć odwrócenia od nich uwagi,
2. Przygotowywanie w Polsce ustawy
reprywatyzacyjnej i w związku z tym
naciski na Polskę, żeby ustawa
odpowiadała żądaniom Izraela.
3. Izrael zauważa, że polska pasywność w
stosunku do własnej polityki historycznej,
trwająca od lat, się kończy i Polska
zaczyna mówić własnym głosem i
przypominać zapomnianą prawdę o
polskich ofiarach II wojny światowej.
Postawa izraelskiego ministerstwa spraw
zagranicznych świadczy o tym, że takie
postępowanie Polski jest dla Izraela
niewygodne.
4. Takie nastawienie strony polskiej
może mieć wpływ na reparacje Niemiec
dla Polski, a to może umniejszyć
zastrzyk finansowy RFN dla Izraela.
Postawienie Polski jako perpetrator –
sprawcę holocaustu może takie
rozwiązanie udaremnić.
Słowem chodzi o to, by “to stop
Poland’s ability to fight for historical
truth and to influence the
reprivatisation law”. (zahamować
zdolność Polski do walki o prawdę
historyczną i o zdobycie wpływu na
postać ustawy reprywatyzacyjnej)
A więc słowem, kiedy nie wiadomo o
co chodzi, chodzi zawsze o pieniądze.
A komu o nie chodzi, temu nie może
chodzić o żadną uczciwość, ani w
interesach, ani w walce o jakąkolwiek
prawdę, historycznej nie wykluczając.
Tylko czy Holocaust – wprost
niewyobrażalna tragedia rodzaju
ludzkiego nadaje się do pichcenia
takich interesów ? To zależy od tego,
jak się siebie i innych ceni.
Polska nie może zrezygnować z
prawodawstwa broniącego jej
dobrego imienia. Nie może pójść w
tym względzie na kompromis, jak nie
poszła w 1939 r. podejmując samotną
walkę z dwoma najeźdźcami.
Zygmunt Zieliński
Gdzie jest pogrzebany pies, który dziś tak mocno szarpie
Polskę ? (dokończenie)
S t r o n a 4
Dzień 5 grudnia 1953 roku był w
Berlinie mglisty i ponury. Mniej więcej
o godzinie 17.15 z trafiki przy
Gerichtstrasse, znajdującej się we
francuskiej strefie okupacyjnej,
wyszedł ubrany w szary płaszcz
mężczyzna. Niespokojnie rozglądał się
za swym towarzyszem, którego kilka
minut wcześniej, wchodząc do środka,
zostawił na ulicy. Nigdzie jednak nie
mógł dostrzec znajomej sylwetki. Coraz
bardziej zdenerwowany, kręcił się po
chodniku, zatrzymywał to przed
wystawami sklepów, to na pobliskim
przystanku tramwajowym, bacznie
przyglądając się mijającym go
przechodniom. Po godzinie uznał, iż
dalsze oczekiwanie nie ma sensu, a jego
przedłużający się pobyt w tym miejscu
może zwrócić czyjąś uwagę. Czuł się
tym bardziej niepewnie, iż w kieszeni
marynarki miał paszport PRL, a w
kieszeni płaszcza rewolwer. Mężczyzną
tym był pułkownik Anatol Fejgin,
dyrektor X Departamentu MBP, a
towarzyszem który zniknął, jego
zastępca podpułkownik Józef Światło,
który w tym momencie prosił
amerykańskie władze o azyl.
Następnego dnia był już we
Frankfurcie nad Menem a w
przeddzień Wigilii w Waszyngtonie, ale
Fejgin o tym nie wiedział. Bomba z
opóźnionym zapłonem, która
jak wiele innych grupek, i ta, w której
obracał się Izak, składała się niemal
wyłącznie z takich jak on młodych Żydów:
robotników z małych fabryczek,
warsztatów i sklepików, a także uczniów i
studentów.
Za udział w strajkach został dwukrotnie był
aresztowany, pierwszy raz w roku 1933,
drugi – w 1936, otrzymując za każdym
razem paromiesięczne wyroki. Po wyjściu
na wolność pracował w Biurze Techniczno
– Handlowym w charakterze subiekta,
potem w fabryce Leopolda Huttera jako
monter rowerów. Latem 1936 roku ożenił
się z Frydą Zollman. Pomimo, że oboje
należeli do KZMP, wzięli tak zwany ślub
rabinacki, czyli mówiąc po żydowsku
stanęli pod chupą.
Jak wspominała jego najstarsza siostra
Maria, po ostatnim wyroku Izak „był
osowiały, zrezygnowany, nie wykazywał
zainteresowania działalnością
rewolucyjną”. W istocie wycofał się z
ruchu, choć – jak napisał w życiorysie –
działał w lewicowych związkach
zawodowych. Fryda też miała kłopoty z
organizacją, z której została w 1935 roku
usunięta za jakieś niepolityczne
przewinienia. Nie mając pracy w
Krakowie, wyjechali na pewien czas do
rodziców żony do Oświęcimia, gdzie teść
prowadził małą cukiernię, w której
dorywczo pracowali.
Powołany do służby wojskowej Izak
Fleischfarb wziął udział w kampanii
wrześniowej. Walcząc w składzie 6
Dywizji Piechoty (12 Pułk Piechoty),
został ranny w bitwie pod Tomaszowem
Mazowieckim – „lekko”, jak zaznaczył w
życiorysie. 20 września pod Cieszoniowem
dostał się do niewoli niemieckiej. Wkrótce,
wraz z grupą kilku współtowarzyszy uciekł
z niej i dotarł do Krakowa. Próbował
namówić żonę, żeby poszła z nim „na
wschód”, ale ta odmówiła. Na ucieczkę nie
zdecydowali się też ani rodzice, ani żadna z
sióstr, nikt nie przewidywał, że nadciągnie
wielka pożoga, która pochłonie Frydę i
starych Fleischfarbów. Siostry –
przechodząc przez piekła Płaszowa i
Wielka ucieczka
JÓZEF ŚWIATŁO (1905 – 1994 ?)
zapoczątkowała proces stopniowego
osłabiania siły rażenia resortu
bezpieczeństwa, wybuchnąć miała
dopiero za niecałe dziesięć miesięcy...
*
Józef Światło, a właściwie Izak
Fleischfarb przyszedł na świat w Medynie,
chociaż nie w tej, w której mieszkał i
pochowany jest prorok Mahomet. Wieś
Medyna położona była na wschodnich
rubieżach ówczesnej Polski, w powiecie
Zbaraż, w województwie tarnopolskim.
Izak był synem Gabryela – pracującego w
młynie jako magazynier i jego żony
Rebeki (z domu Wieseltur). Urodził się 1
stycznia 1905 roku, chociaż w napisanym
własnoręcznie życiorysie (Archiwum
Instytutu Pamięci Narodowej – Warszawa,
akta osobowe Józefa Światy, sygn.
0193/7549, k. 1) podał rok 1915. Miał
cztery siostry: Marię, Rahelę, Cylę i Sarę.
Kilka lat później rodzina Fleischfarbów
przeniosła się do Krakowa i zamieszkała
w Prądniku Białym przy ulicy Krzywej 4,
a następnie na Podgórzu, przy ulicy
Cmentarnej 12. Tam Izak wstąpił do
„Gordonii”, syjonistycznej organizacji
młodzieżowej założonej w 1929 roku w
Palestynie przez pisarza i robotnika
Aarona Dawida Gordona. Pełnił w niej
funkcję sekretarza oddziału krakowskiego,
a na życie zarabiał jako szewc. Do nauki
nie wykazywał większej ochoty, jego
formalna edukacja zakończyła się na
siedmiu klasach szkoły powszechnej,
chociaż dwie z jego sióstr ukończyły
studia na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Od 1933 roku był członkiem
Komunistycznego Związku Młodzieży
Polskiej, organizacji kierowanej pośrednio
przez Komunistyczną Partię Polski i
nadzorowanej dyskretnie przez sowiecki
wywiad. Po wymordowaniu w ZSRS
działaczy KPP w roku 1938 i rozwiązaniu
tej partii, również KZMP zakończył
działalność.
Do organizacji wciągnęli Izaka jej dwaj
członkowie, ukrywający się pod
pseudonimami „Edek” i „Majeranek”, on
sam zaś przybrał ksywę „Jurek”. Podobnie Ciąg dalszy na stronie 5
S t r o n a 5
Oświęcimia – ocalały.
Przedostawszy się na tereny południowo –
wschodniej Polski, okupowane przez
Armię Czerwoną, Izak został aresztowany
przez NKWD i w czerwcu 1940 roku
deportowany do łagru w okolicach miasta
Gorki, gdzie jako brygadzista pracował
przy wycince drzewa. Jak relacjonował
później jeden ze współwięźniów, Izak był
„ostry wobec podwładnych”, „w
podnieceniu nie umiał zachować umiaru
ani w słowach, ani w ruchach”, „otaczał
się pupilami”. Sam Światło wspominał ten
okres następująco:
„Kiedy widziałem stosunek NKWD i
komunistów sowieckich do starych
komunistów polskich, nie przyznawałem
się do mojej przeszłości komunistycznej.
Pracowałem wtedy w małym
gospodarstwie wiejskim. Bardzo lubię
pracę na roli i na łonie natury. Tam wtedy
zostałem wezwany do urzędu
mobilizacyjnego i miałem pójść do armii
sowieckiej. Oficerowi, który mnie
przesłuchiwał, powiedziałem, że
oczywiście jestem gotów natychmiast, ale
chciałbym przedtem ściągnąć moją matkę,
która jest pod okupacją niemiecką. W dwa
tygodnie po tym moim oświadczeniu
aresztowano mnie i wywieziono do obozu
pracy”.
Z łagru uwolnił go układ Sikorski –
Majski, zawarty w lipcu 1941 roku. Jak
wielu innych ruszył na południe i dotarł do
Dżambułu w Kazachstanie, gdzie
pracował jako szewc w lokalnej
spółdzielni. 26 kwietnia 1943 roku ożenił
się z Justyną Światło, cztery lata młodszą
od niego córką warszawskiego kupca.
Zrobił to pomimo protestów mieszkającej
w pobliżu siostry pierwszej żony, Fajgi
Rubin, która wyrzucała szwagrowi, że nie
znając losów Frydy, wiąże się z inną
kobietą.
Wtedy też narodził się Józef Światło, gdy
młody nupturient wyraził chęć przyjęcia
nazwiska przyszłej żony oraz biblijnego
imienia Józef. W zeznaniu złożonym w
1954 roku Justyna Światło zwróciła
uwagę, że w odróżnieniu od niej mąż miał
„mocne przywiązanie do narodowości
żydowskiej”, co jednak „nie było
powodem konfliktów”.
W końcu kwietnia 1943 roku Fleischfarb
– Światło został wcielony do tak zwanego
„strojbatalionu”, ale – wedle zgodnych
relacji jego i nowo zaślubionej żony –
uciekł, przyłączając się do transportu
wiozącego kandydatów do armii Berlinga.
W maju 1943 roku wstąpił do 1 Dywizji
im. Tadeusza Kościuszki.(Justyna dotarła
tam w jakiś czas później i służyła w
wojsku jako pielęgniarka).
W Sielcach nad Oką ukończył szkołę
podoficerów politycznych, a następnie
wziął czynny udział w walkach pod
Lenino, jako zastępca dowódcy plutonu.
Rozkazem nr 3 Wojska Polskiego z dniem
11 listopada 1943 roku awansował na
stopień chorążego, otrzymując przy okazji
Brązowy Medal Zasług na Polu Chwały.
Jako przedwojenny komunista został
skierowany do wojskowego pionu
politycznego, gdzie awansował bardzo
szybko
Razem z I Dywizją, już w randze
podporucznika, dotarł na warszawską
Pragę. W październiku 1944 roku został
skierowany do stacjonującej w Aninie
Komendy Wojewódzkiej MO, z zadaniem
zorganizowania tam wydziału śledczego.
Był to okres, kiedy wielu oficerów –
zwłaszcza z pionu politycznego – było
przesuwanych do milicji lub bezpieki.
Potrzebowano tam ludzi z komunistyczną
przeszłością, dającą gwarancję lojalności
opartej na wspólnie wyznawanej ideologii.
Wiedza była sprawą drugorzędną.
W styczniu 1945 roku został skierowany
do współpracy z sowieckimi grupami
operacyjnymi. Znany był z osobistego
uczestnictwa w przesłuchaniach
aresztowanych z użyciem siły oraz w
obławach i pacyfikacjach. Odegrał
decydującą rolę w najważniejszych
zatrzymaniach oraz aresztowaniach
tamtego okresu.
W Warszawie Światłą zainteresował się
niejaki Konrad Świetlik, późniejszy
wiceminister bezpieczeństwa, a w owych
czasach zastępca szefa wydziału
politycznego Dywizji Kościuszkowskiej.
Dzięki jego protekcji, 3 maja 1945 roku
Józef rozpoczął pracę w organach
bezpieczeństwa.
Początkowo pełnił funkcję zastępcy
szefa WUBP w Olsztynie. 5
października 1946 roku, już w stopniu
majora, został mianowany zastępcą szefa
Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa
Publicznego w Krakowie. W 1948 roku,
dzięki znajomości z pierwszym
wiceministrem Mieczysławem
Mietkowskim (prawdziwe nazwisko
Mojżesz Bobrowicki), przeniesiono go
do pracy w aparacie centralnym
Ministerstwa Bezpieczeństwa
Publicznego w Warszawie. Działał tam
między innymi w operacyjnej grupie
podpułkownika Michaiła Lichaczowa z
sowieckiego kontrwywiadu „Smiersz”,
biorąc czynny udział w likwidacji
„Białowieży”. Akcja ta polegała na
rozbrojeniu terenu, czyli aresztowaniu
„elementów reakcyjnych”, głównie
ukrywających się tam żołnierzy Armii
Krajowej i Batalionów Chłopskich oraz
ludności cywilnej.
Według zgromadzonych przez Instytut
Pamięci Narodowej dokumentów,
Światło jest odpowiedzialny za
aresztowanie od stu do stu pięćdziesięciu
członków AK związanych z
podziemnym pismem „Alarm”. Wielu z
nich zostało wywiezionych do
sowieckich łagrów, wielu zamordowano.
„To, co znaleźliśmy w dokumentach,
budzi grozę” – stwierdziła prokurator
Marzena Matysik – Folga z IPN.
„To było tak straszne, że trudno mi do
tego wracać” – wyznał dziennikarzowi
«Rzeczypospolitej» Piotrowi
Zychowiczowi Witalis Skorupka,
żołnierz Armii Krajowej i działacz
podziemia niepodległościowego,
represjonowany i skazany na śmierć
przez komunistów. – Makabryczna
pomysłowość ludzi Światły przechodziła
ludzkie pojęcie.
Ciąg dalszy na stronie 6
Wielka ucieczka: JÓZEF ŚWIATŁO (ciąg dalszy ze strony 4)
S t r o n a 6
Biura Politycznego i tylko on sam miał do
nich dostęp. Jak później wspominał: „Były
tam dowody i zeznania każdego czołowego
działacza partii przeciw każdemu innemu,
zarówno w partii jak i poza nią, gotowe do
wykorzystania w chwili politycznie
właściwej”. Bez przesady można
powiedzieć, że Światło miał w swych rękach
wszystkich. Mógł wywindować lub złamać
każdego, zarówno w hierarchii partyjnej, jak
i rządowej.
To właśnie na osobiste polecenie Bieruta, 2
sierpnia 1951 roku aresztował w Krynicy
Władysława Gomułkę i jego żonę Zofię, a
także marszałka Michała Rolę –
Żymierskiego (któremu ukradł przy okazji
wysadzany brylantami radziecki Order
Zwycięstwa), ministra Mariana
Spychalskiego, ministra Włodzimierza
Lechowicza, wiceministra Czesława
Dubiela, profesora Feliksa Widy –
Wirskiego, kardynała Stefana Wyszyńskiego
oraz amerykańskiego architekta Hermanna
Fielda szukającego w Polsce pomocy w
odnalezieniu brata Noela, który „zaginął” w
Czechosłowacji, a także wiele, wiele innych
osób.
W związku z przygotowaniami do procesu
pokazowego Gomułki, Światło wyjeżdżał
wielokrotnie na Węgry i do Czechosłowacji,
gdzie obserwował podobne procesy Rudolfa
Slansky’ego i László Rajka. Bardzo dobrze
znał mechanizm terroru i ucisku
społeczeństwa w PRL. Był jednym z
organizatorów referendum i wyborów w
1947 i 1952 roku, a następnie
odpowiedzialnym za ich sfałszowanie.
Wiedział o stosowaniu przez
funkcjonariuszy haniebnych metod w trakcie
śledztw, sam je zresztą z upodobaniem
praktykował. Szczególnym okrucieństwem
wykazywał się wobec aresztowanych
endeków, którym powtarzał: „Teraz
popamiętacie, co to jest antysemityzm”.
Na podstawie dostępnych dokumentów i
opracowań można stwierdzić, że Józef
Światło, był człowiekiem pozbawionym
moralności, a także złodziejem i sadystą.
Okradał swoje ofiary, rabował meble,
„- Kiedy spotkał się pan z Józefem
Światłą ?
- W 1945 roku w więzieniu na ulicy
Środkowej na warszawskiej Pradze.
Przesłuchiwał mnie. Oficerowie śledczy
oczywiście nam się nie przedstawiali,
dopiero później zorientowałem się, że
miałem do czynienia z Józefem Światłą.
- Bił pana ?
- Mnie akurat Światło osobiście nie
katował. W więzieniu, w którym
siedziałem, miał do tego specjalnie
wyznaczonych osiłków. Ludzi, których
wzywał w momencie, gdy uznał, że
trzeba mnie torturować. Gdy to się
działo, spokojnie się przyglądał. Czekał,
aż skończą swoją robotę. Po zakończeniu
bicia przystępował do dalszego
przesłuchania. Odbywało się to tak samo
jak na gestapo.
- W jaki sposób pana bito ?
- To sprawy tak straszne, że do dziś
trudno mi do tego wracać. Nie chcę
mówić o szczegółach. Powiem tylko tyle,
że bestialstwo i makabryczna
pomysłowość ludzi Światły przechodziły
ludzkie pojęcie.
- Wierzy pan w metamorfozę Józefa
Światły ?
- Nie. Uciekł na Zachód, bo poczuł, że
grunt pali mu się pod nogami. Wiedział,
że bezpieka długo tak nie pociągnie. Że i
ona może paść ofiarą jakiejś czystki, że
resort się załamie. Bał się, że i jego to
spotka, że może zostać aresztowany.
Dlatego postanowił się ratować”.
Jednak największą zasługą Światły w
pierwszym okresie pracy w aparacie
bezpieczeństwa był udział w
rozpracowaniu i porwaniu w marcu 1945
roku szesnastu przywódców Polski
Podziemnej, z wicepremierem rządu
emigracyjnego Janem Stanisławem
Jankowskim i ostatnim komendantem
Armii Krajowej generałem Leopoldem
Okulickim na czele.
Światło był inteligentny, bezwzględny i
ślepo wierny zwierzchnikom. Nie dzielił
włosa na czworo, tylko wykonywał
rozkazy. W dużej mierze właśnie temu
właśnie zawdzięczał swoją błyskotliwą
karierę. Temu i poparciu Romana
Romkowskiego vel Natana Grinszpana –
Kikiela, z którym znali się i przyjaźnili od
czasów przedwojennych.
W centrali aparatu bezpieczeństwa
Światło pełnił początkowo funkcję
zastępcy pułkownika Jacka Różańskiego
(Józefa Goldberga). Do jego kompetencji
należała strona operacyjna, czyli
aresztowania i rewizje. Administrował
tajnym więzieniem w Miedzeszynie oraz
pełnił nadzór nad willą przy ulicy
Katowickiej na Saskiej Kępie, gdzie
przesłuchiwano między innymi Ignacego
Logę – Sowińskiego, Zenona Kliszkę i
Aleksandra Kowalskiego. W lipcu 1949
roku otrzymał awans na podpułkownika.
Rozkazem nr 184 MBP z dnia 7 marca
1950 roku został zastępcą dyrektora Biura
Specjalnego. 7 grudnia następnego roku
był już wicedyrektorem Departamentu X
Ministerstwa Bezpieczeństwa
Publicznego, gdzie kierował pracą
wydziałów: pierwszego, trzeciego i
piątego. Do kompetencji Wydziału
Pierwszego należało rozpracowanie tzw.
„odchylenia prawicowo –
nacjonalistycznego”(1) i „trockistów”,
Wydział Trzeci zajmował się wywiadem
zagranicznym, policją przedwojenną,
członkami gestapo i konfidentami,
Wydziałowi Piątemu podlegało
bezpieczeństwo fizyczne, ochrona
obiektów oraz oddziały straży.
Wpływy Światły szybko stały się większe
niż jego bezpośredniego przełożonego,
Anatola Fejgina. Specjalne zadania
przeznaczone dla Departamentu X
odbierał wprost od Bolesława Bieruta.
Miał też w szczególnie ważnych
wypadkach prawo do bezpośrednich
rozmów telefonicznych z Ławrientijem
Berią, ówczesnym wicepremierem i
marszałkiem ZSRR. W dwóch szafach
żelaznych w swoim gabinecie trzymał
wszystkie najtajniejsze kartoteki, akta i
dokumenty aparatu bezpieczeństwa oraz Ciąg dalszy na stronie 8
Wielka ucieczka: JÓZEF ŚWIATŁO (ciąg dalszy ze strony 5)
S t r o n a 7
Idzie turysta obok lasu i widzi Bacę, który
rąbie drzewo tak, że aż wióry lecą.
- Baco gdzieś się nauczył tak rąbać!?
- Na Saharze.
- Ale przecież to pustynia...
- Teraz tak.
***
Przychodzi blondynka do apteki:
- Dzień dobry,czy są testy ciążowe ?
- Tak, są
- A trudne?
***
Leci samolot z żołnierzami Legii
Cudzoziemskiej do Afganistanu. Na
pokładzie sierżant mówi:
- Za każdą parę uszu talibów daję 200
euro, za łeb z brodą 500 euro.
Samolot wylądował, żołnierze wybiegli z
samolotu. Wracają po godzinie z pełnymi
koszami głów i uszu. Sierżant patrzy i
mówi:
- Pogięło was ? Przecież wylądowaliśmy
tylko na tankowanie w Monachium...
***
Przez wieś jedzie motorem Jasiu, Bartosz,
który strasznie się jąka i Szymek. W
pewnym momencie Bartosz mówi:
- Szy... Szy...
Na to Jasiu:
- Co ? Szybciej ? Okej, jedziemy szybciej.
- Szy... Szy...
- Co ? Jeszcze szybciej ? Dobra, jedziemy
jeszcze szybciej.
- Szy... szy...
- Jeszcze szybciej ??? Człowieku, na
liczniku setka i Ty się nie boisz ?
- Szy... Szy... Szymek spadł !
***
Dwóch facetów wraca z przyjęcia i
postanawia skrócić sobie drogę przez
cmentarz. Na środku cmentarza
przestraszył ich odgłos pukania
dochodzący z osnutych mgłą
zakamarków. Dygocząc ze strachu
spostrzegli starca z młotkiem i dłutem
kującego w jednym z nagrobków.
- Na Boga ! Przestraszył nas pan na
śmierć ! Myśleliśmy, że jest pan duchem !
Czemu pan pracuje tak późno w nocy ?
- Te głupki... - zamruczał dziadek -
pomylili moje nazwisko !
***
W języku funkcjonują określenia
"niemiecka jakość" i "chińska tandeta".
Wielki Mur stoi już prawie dwa tysiące
lat. A Mur Berliński ?
***
- Ale masz wypasiony zegarek !
- Złoty.
- Skąd masz ?
- Wygrałem wyścig.
- Jaki wyścig ?!
- Ja, dwóch ochroniarzy z galerii
handlowej i dwóch policjantów z patrolu.
***
W małym zakładzie fotograficznym klient
odbiera swoje zdjęcia do paszportu. Aby
zobaczyć jak "wyszedł" wyciąga fotografie
z koperty. Chwilę się im przygląda i
podaje je fotografowi:
- Panie to przecież nie ja - mówi.
Fotograf zakłada grube okulary, przenosi
kilkakrotnie wzrok ze zdjęcia na klienta i
komunikuje:
- Jak to nie pan ? Pan jak wymalowany !
- No skąd ? - upiera się klient - Ten tutaj
jest jakiś łysy, a ja przecież mam dość
bujną grzywę.
- Musiał się pan tak przyczesać przed
zdjęciem - wzrusza ramionami fachowiec.
- Ale ten ze zdjęcia jest wyraźnie starszy.
- Każdemu się wydaje, że jest starszy na
zdjęciach.
- A ta brodawka koło nosa ? - klient jest
pewny swego - Czy ja mam brodawkę ?
Fotograf ponownie przygląda się zdjęciom:
- No faktycznie - zgadza się jakby
zrezygnowany - Pan nie ma brodawki.
Może to i nie pan.
- Pewnie, że nie ja. Poza tym - klient
dobija starego rzemieślnika - ten na zdjęciu
leży w trumnie.
***
- Czym czyścisz okulary ?
- Ściereczką.
- I ja ściereczką, ale nie schodzi.
- A czym nasączasz ?
- Niczym, po prostu chucham na szkła.
- Ja też... A co pijesz ?
***
Biuro numerów w dużym mieście. Dzwoni
klient.
- Poproszę numer telefonu do stacji
benzynowej przy trasie wylotowej na
Katowice.
- Sa dwie naprzeciwko siebie. O którą panu
chodzi ?
- O tę, w której się zatrzasnąłem w
toalecie.
***
Ojciec odbiera pociechę z przedszkola.
Nagle zwraca sie do opiekunki:
- Proszę Pani, ale to nie jest moje dziecko !
- A co za róznica i tak Pan jutro je
przyprowadzi.
***
Gruba baba do grubej baby:
- Jem tyle co wróbelek, a jestem taka
gruba !
Na to druga:
- A ja słyszałam, że wróbelki jedzą tyle ile
ważą.
***
- Jaki jest największy komplement dla
garbatego ?
- Równy z ciebie gość !
***
Rozbitek na bezludnej wyspie wyciąga z
wody dziewczynę, która dopłynęła do
brzegu trzymając się beczki.
- Od dawna pan tu żyje ?
- Od 15 lat.
- Sam ?
- Tak.
- Teraz będzie miał pan to, czego panu
najbardziej brakowało... - zagadnęła
filuternie.
- Niemożliwe ! W tej beczce jest piwo ?!
***
Przychodzi facet do sklepu
monopolowego:
- Dzień dobry, nazywam się Antoni Kluska
i chciałbym kupić pół litra wódki czystej.
- Proszę bardzo - mówi sprzedawczyni. I
wcale nie musi mi się Pan przedstawiać !
- Ależ droga pani, ja nie jestem
anonimowym alkoholikiem !
***
- Mamo Czy łatwo jest dotrzymać
tajemnicy ??
- Nie wiem córeczko, nigdy nie
próbowałam !
Uśmiechnij się...
S t r o n a 8
jako zbrodniarz wzbudziła nie tylko w
zespole Polskiej Sekcji RWE silne
kontrowersje i sprzeciwy etyczne.
Wprowadzono je na antenę w wyniku
osobistej decyzji Jana Nowaka –
Jeziorańskiego.
W audycjach słuchanych przez setki
tysięcy ludzi Światło opowiadał o
zbrodniczych metodach bezpieki,
przestępstwach, które popełniano
korzystając z wysokiego stanowiska
(gwałty, zabójstwa), roli sowieckich
doradców, ścisłym uzależnieniu polskich
władz od Moskwy, wystawnym życiu
komunistycznej elity i wielu innych
tajemnicach zbrodniczego reżymu.
Ujawnienie nieoczekiwanej ucieczki
Światły spowodowały histeryczne reakcje
władz PRL. W specjalnym
wewnątrzpartyjnym biuletynie
sygnalizowano przypadki odmowy dalszej
współpracy ze strony informatorów i
agentów UB, którzy obawiali się
zdemaskowania. Kierownictwo Partii (po
konsultacji z Moskwą, oczywiście – Bierut
rozmawiał w tej sprawie telefonicznie z
premierem Georgijem Malenkowem)
zmuszone było podjąć szybkie decyzje,
chociaż w części neutralizujące skutek
nadawanych przez RWE audycji.
Aresztowano dyrektora departamentu
śledczego MBP pułkownika Jacka
Różańskiego (Goldberga), obwinianego o
stosowanie szczególnie brutalnych metod
śledczych. Wykluczono z Partii
bezpośredniego zwierzchnika Światły
pułkownika Anatola Fejgina, wreszcie
odsunięto samego ministra Stanisława
Radkiewicza.
Największym efektem zmian w organach
bezpieczeństwa stało się jednak zniesienie
samego MBP na mocy dekretu Rady
Państwa z 7 grudnia 1954 roku. Na jego
miejsce powołano Ministerstwo Spraw
Wewnętrznych oraz Komitet do Spraw
Bezpieczeństwa Publicznego przy Radzie
Ministrów. Możliwa stała się publiczna
krytyka „błędów i wypaczeń” aparatu
bezpieczeństwa, który nie odzyskał już
-. Raczej uważaliśmy, że jesteśmy we
Wschodnim Berlinie, tylko że dotychczas
nie widzieliśmy centrum. Weszliśmy do
sklepu i zaczęliśmy kupować różne rzeczy,
które nam się podobały w owym czasie.
Kiedy mieliśmy zapłacić za towar, okazało
się, że potrzebne nam są zachodnie marki i
wtedy dopiero zorientowaliśmy się, że
znajdujemy się w Berlinie Zachodnim.”
Następnego dnia, 5 grudnia, Światło
„zniknął”, pozostawiając w Polsce żonę i
dwoje dzieci.
„Na drugi dzień wraz z pułkownikiem
Fejginem udaliśmy się na nowo do Berlina
Zachodniego – wspominał ten dzień. – Ja z
zamiarem ucieczki, on z zamiarem
zakupienia rzeczy, które mu się podobały.
Gdy przejechaliśmy do Berlina
Zachodniego, wstąpiłem do jednej takiej
budki z zamiarem wymieniania pieniędzy
na zachodnie. Pułkownik Fejgin był na
ulicy przed tym sklepem, czekał na mnie.
Umówiliśmy się w ten sposób, że następnie
on wejdzie i wymieni walutę. Liczyłem, że
po jego wejściu do sklepu będę mógł
odejść od niego i zwyczajnie uciec, będę
miał trochę czasu na odłączenie się. W
Berlinie Zachodnim zgłosiłem się do władz
amerykańskich. Było to dla nich zupełne
zaskoczenie, kiedy się wylegitymowałem i
kiedy dowiedzieli się, kim jestem. W
Berlinie Zachodnim spędziłem tylko jedną
noc”.
Fakt ucieczki Józefa Światły ujawniony
został w Polsce w komunikacie Polskiej
Agencji Prasowej dopiero 25 października
1954 roku, powodując prawdziwe
polityczne trzęsienie ziemi. Nastąpiło to
prawie miesiąc po konferencji prasowej
zorganizowanej w USA z jego udziałem,
na której zastępca prokuratora generalnego
Stanów Zjednoczonych ogłosił, że rząd
amerykański przyznał uciekinierowi prawo
do azylu.
Największą bombą okazały się jednak
zeznania podpułkownika Józefa Światły,
które w cyklu zatytułowanym Za kulisami
bezpieki i partii zaczęło od 28 października
1954 roku nadawać Radio Wolna Europa.
Sprawa emisji wystąpień osoby ocenianej
biżuterię, ubrania, sprzęt gospodarstwa
domowego i wiele innych wartościowych
rzeczy. Łupy gromadził w letniej willi w
Świdrach Wielkich, gdzie wraz z rodziną
spędzał wakacje. Za przykład może
posłużyć Bolesław Biega, któremu w
trakcie śledztwa Światło ukradł złoty
zegarek i srebrną papierośnicę z dedykacją
„From Baba”. Rzeczy te miał przy sobie w
chwili ucieczki z kraju i dzięki nim
między innymi został zidentyfikowany
przez Amerykanów.
Miał ogromną władzę, wynikającą nie
tylko z formalnie pełnionej przez niego
funkcji, którą wykorzystywał do
prowadzenia rozrzutnego i rozwiązłego
trybu życia, nie ukrywając swych
związków osobistych z podległymi mu
funkcjonariuszkami resortu.
Z końcem listopada 1953 roku Bierut za
pośrednictwem Jakuba Bermana polecił
Światle załatwić we
wschodnioniemieckim ministerstwie
bezpieczeństwa sprawę „uciszenia”
Wandy Brońskiej, dawnej komunistki
niemieckiej, potem aktywistki PPR, która
– zawiedziona i rozczarowana
postępowaniem komunistów po wojnie –
odsłaniała na antenie Radia Wolna Europa
kulisy wielu rozmaitych wydarzeń, bardzo
niewygodnych zarówno dla „Warszawy”
jak i „Moskwy”.
Do Berlina Wschodniego wyjechał razem
z Anatolem Fejginem. Na miejscu odbyli
konferencję z sekretarzem stanu
tamtejszego ministerstwa bezpieczeństwa
Erichem Mielke, żądając w imieniu
polskiej (i sowieckiej) bezpieki
„zamknięcia mordy” Brońskiej. Mielke
przyrzekł poczynić odpowiednie kroki.
Umówili się ponownie za dwa dni, aby
omówić całą sprawę z sowieckim doradcą.
Mając do dyspozycji trochę czasu, Światło
z Fejginem postanowili przejechać się
kolejką i przypadkowo znaleźli się w
Berlinie Zachodnim, w sektorze
francuskim.
„Tam zobaczyliśmy wielkie sklepy bardzo
ładnie urządzone, ogrom towarów,
zupełnie odcinające się od Berlina
Wschodniego – opowiadał później Światło Dokończenie na stronie 9
Wielka ucieczka: JÓZEF ŚWIATŁO (ciąg dalszy ze strony 6)
S t r o n a 9
„spoistości” i „bojowości” sprzed
wystąpienia na falach RWE Józefa
Światły.
Józef Światło z pewnością nie był
„szlachetnym uciekinierem” i żadną miarą
nie należy wpasowywać go w poczet
„dobrych Polaków na emigracji”. Nigdy
nie okazał skruchy za swoje czyny, a w
radiowych audycjach pomniejszał swoją
rolę w aparacie terroru Po tym, co działo
się w Moskwie, zorientował się, że idzie
odwilż. Ponieważ to on wsadzał do
więzień i dręczył komunistów, był
idealnym kozłem ofiarnym dla Bieruta
oraz innych zwierzchników. Bał się, że
postawią go przed sądem. Uciekając,
ratował po prostu własną skórę. Tym
bardziej, że w latach pięćdziesiątych
zaczął dostrzegać w komunizmie
antysemickie ciągoty, jak chociażby
sprawę „kremlowskiego spisku lekarzy”.
To było dla niego wielkie rozczarowanie.
Ideologia, która miała być
internacjonalistyczna, coraz częściej
odwoływała się do nacjonalizmu. Jako
Żyd czuł się źle w bezpiece i w
komunistycznej Polsce.
Jego ucieczka na Zachód z całą pewnością
była jednak jednym z ważniejszych
wydarzeń politycznych tamtego okresu.
Pokazała Polakom w kraju – jeśli jeszcze
mieli jakieś wątpliwości – kto nimi rządzi.
Na murach Warszawy pojawiły się napisy
Mehr Licht (więcej światła) i rzeczywiście
już wkrótce zawitało do Polski więcej
światła w formie październikowej
„odwilży”.
W związku ze zdradą i dezercją, rozkazem
nr 1093 Ministerstwa Bezpieczeństwa
Publicznego z dnia 5 października 1954
roku podpułkownik Józef Światło został
pozbawiony wszelkich praw
przysługujących funkcjonariuszowi aparat
bezpieczeństwa oraz skreślony z ewidencji
stanu osobowego. Polskie służby
wywiadowcze wielokrotnie podejmowały
próby sprowadzenia go do kraju, a nawet
„sprzątnięcia” jednak wszystkie
zakończyły się niepowodzeniem.
O życiu Światły w USA i jego fałszywej
tożsamości wiadomo niewiele. Podobno
przeszedł operację plastyczną, używał
nazwiska panieńskiego matki i osiadł na
farmie, gdzie hodował ukochane
zwierzęta. Ostatni potwierdzony kontakt
ze światem miał w połowie lat
sześćdziesiątych, gdy Radio Wolna
Europa chciało u niego zamówić tekst.
Potem trop się urywa. Jego rodzina po
1968 roku wyjechała do Izraela.
Mówiono, że zmarł w 1975 roku. Według
innej wersji zginął w wypadku
samochodowym pod koniec lat
sześćdziesiątych. Ta teoria, która pojawiła
się w ówczesnej prasie, mogła być jednak
dezinformacją chroniących go
amerykańskich służb specjalnych.
Historyk, profesor Andrzej Paczkowski
natrafił z kolei na informację, że Światło
zmarł na atak serca w maju 1985 roku.
Oficjalnie przyjmuje się, że zmarł w
Stanach Zjednoczonych 2 września 1994
roku.
Według Stevena Stewarda, autora książki
Operation Splinter Factor), oraz innego
historyka, Leonarda Mosley’a Światło
został w roku w 1948 roku zwerbowany
przez brytyjski wywiad MI6 i przekazany
operacyjnie wywiadowi amerykańskiemu
OSS, poprzednikowi Centralnej Agencji
Wywiadowczej, kierowanemu przez
Allena Dullesa. Odegrał kluczową rolę w
operacji „Splinter Factor”, w ramach
której służby zachodnie skompromitowały
w oczach służb komunistycznych Noela
Fielda. Po śmierci Stalina operacja
„Splinter Factor” została zakończona, a
Światło postanowił zabezpieczyć się,
uciekając na Zachód.
Przemysław Słowiński
Przypisy:
(1) Odchylenie „prawicowo-nacjonalistyczne –
postawa ideologiczna uwydatniająca odrębność
narodową o konserwatywnej orientacji
wewnątrz partii i ruchów społecznych. Walka z
odchyleniem prawicowo – nacjonalistycznym
wynikała z obaw, że koncepcje tzw. „własnych”
czy „narodowych” dróg do socjalizmu,
postulowanych przez Josipa Broza Titę w
Jugosławii i częściowo w Polsce przez
Władysława Gomułkę mogą doprowadzić do
osłabienia i rozkładu bloku radzieckiego w
okresie tzw. „zimnej wojny”.
Gdyby jeszcze nie tak dawno, jakieś—
powiedzmy—30 lat temu, ktoś opowiadał
o świecie, w którym obecnie przyszło nam
żyć, z pewnością wzbudziłby najpierw
troskę najbliższych, potem politowanie,
zaś rezultatem końcowym byłoby
zaprowadzenie delikwenta na wizytę do
psychiatry. I nie mam tutaj na myśli spraw
stricte politycznych (chociaż są one
bardzo silnie z tym związane), ile o
współczesną obyczajowość, wychowanie
czy współżycie różnych grup.
Oczywiście, zdobycze techniczne są
niezwykle ważnymi i ponoć mają służyć
komfortowi życia każdego. Postęp
techniki i technologii jest nieunikniony. I
dobrze, że tak się dzieje. Tym niemniej
posiada on też ogromny, nie zawsze
dodatni wpływ na postrzeganie świata,
zwłaszcza przez młode pokolenie, które za
następne 10 lat zacznie wchodzić w życie
społeczne i zawodowe. Wychowane byle
jak, w pośpiechu, najczęściej na
telefonach komórkowych oraz internecie,
traci ono często sens kontaktów
międzyludzkich na rzecz wklepywania
kolejnych słów w przekazy tekstowe. Żyje
w świecie wirtualnym, który zagarnia
coraz więcej możliwości rozwoju
osobowego.
Spójrzmy na spokojnie na otaczająca nas
rzeczywistość: jadąc środkiem
komunikacji miejskiej trudno jest znaleźć
osobę, która nie wpatrywałaby się w
wyświetlacz iphonu czy innego
elektronicznego gadżetu. Wszyscy
sprawiają wrażenie, że otaczający ich
świat nie istnieje, uśmiechają się lub robią
miny do tekstu niczym małpa do lusterka.
Identycznie zachowują się potem w pracy
czy w szkole. Często zagubienie czy
awaria tego gadżetu stawiana jest na równi
z kataklizmem czy innym, zyciowym
nieszczęściem. Młody człowiek (ale takze
osoby w pelni dorosłe) zgodzą się na
Wielka ucieczka: JÓZEF ŚWIATŁO (dokończenie)
Ciąg dalszy na stronie 14
Ku czemu
zmierzamy ?
S t r o n a 1 0
pamiętać, że analogicznym zestawem
postaci dysponowali sowieci po stronie
litewskiej. Ich skoordynowane działania
musiały dać dewastujące rezultaty. Dążenia
do zbliżenia i współpracy ze strony
prezydentów Kaczyńskiego i Adamkusa nie
miały szans. Nie powiodła się także próba
usprawnienia komunikacji z Litwą przez
wybudowanie obwodnicy Augustowa. W
"obronie Doliny Rospudy" oprócz polskich
"ekologów", agentura uruchomiła potężne
siły w Unii Europejskiej, i władze polskie,
mimo wydania sporych pieniędzy na
projekt, musiały się wycofać. Obecnie
między Polską, a Litwą istnieje wręcz
"żelazna kurtyna", a jej miarą może być
szokujący fakt – Polacy (główna grupa
narodowościowa Wileńszczyzny) się
rusyfikują! Tego nie udało się osiągnąć
władzom carskim, ani sowietom w czasach
ZSRR.
Większość ministrów spraw zagranicznych
III RP współpracowała z komunistycznymi
służbami, a więc była podatna na sugestie,
czy prośby swoich mocodawców. Ci
ministrowie to najlepszy dowód na stan
naszego "państwa teoretycznego" i zakres
jego suwerenności.
Takim "umoczonym" ministrem był
"Buyer" - prof. Dariusz Rosati.
To jeden z tych działaczy PZPR, którzy po
"wielkich przemianach" schowali czerwony
krawat na dno kufra i stali się demokratami.
Cała rzesza podobnych młodych zdolnych
aparatczyków została wysłana w końcówce
komunizmu na stypendia do USA. Wrócili
jako fachowcy od kapitalizmu i natychmiast
przystąpili do budowy "społeczeństwa
obywatelskiego" i wdrażania gospodarki
wolnorynkowej. Były to złote czasy
polskiego kapitalizmu – zero konkurencji, a
kapitał dosłownie leżał na ulicy.
Wystarczyło go tylko ukraść Polakom.
Miliardy wyciśnięte ze społeczeństwa stały
się machiną ekonomiczną
"nomenklaturowego" kapitalizmu. Afera
Funduszu Obsługi Zadłużenia
Zagranicznego (FOZZ) zwana "matką
wszystkich afer III RP." miała tak wielki
zakres, że nie udało się jej "zamieść pod
dywan". Śledczy mieli trudne zadanie –
musieli uważać by "nie nastąpić na odcisk"
Ci politycy i aktorzy poza włosko
brzmiącymi nazwiskami mają jeszcze jedną
cechę wspólną – świadczyli usługi dla SB.
Szkody wyrządzone Polakom przez
polityków – donosicieli są oczywiście
znacznie cięższego kalibru. Upadli aktorzy
donosili na swoich kolegów z zespołu w
ramach tzw "ochrony obiektu" (tj. teatru), a
ich aktywność powodowała stosunkowo
nieduże straty. Ale długofalowe efekty
konsekwentnej, wieloletniej "pracy"
komunistycznych służb nad środowiskiem
aktorskim są widoczne. Dziś aktorzy w
większości przeciwni są rządom PiS,
(niektórzy wręcz zadziwiają agresją), choć
na "dobrej zmianie" nie stracili ani
prestiżowo, ani finansowo. O pewnej stracie
może mówić tylko Krystyna Janda, której
teatr przy zmniejszonej dotacji ma szansę
sprawdzić się w warunkach rynkowych.
Wraz z upowszechnieniem filmu i telewizji
prestiż zawodu aktora zwiększył się
niepomiernie. Dlatego komuniści
przydzielili aktorom rolę "inżynierów dusz
ludzkich" - z uwagi na ich wpływ na opinię
publiczną nadawali się oni szczególnie do
tzw. "zarządzania postrzeganiem".Choć
aktorom zdarza się powiedzieć czasem coś
mądrego (zwłaszcza ze sceny, gdy mówią
cudze teksty), to większość licznych
aktorskich wypowiedzi nie wychodzi poza
banały i slogany. Wypowiadane jednak
pięknym głosem i nienaganną dykcją mają
wielką siłę rażenia.
Aktorka teatru Syrena Józefina Pellegrini
(TW "Zadra") przeszła do historii z dwóch
powodów – była macochą Agnieszki
Osieckiej i donosiła na Jana Pietrzaka.
Donosiła też na figuranta kryptonim
"Muzyk", czyli piszącego te słowa, ale to
nie było przepustką do historii. W latach
siedemdziesiątych, letnią porą, Koszalińska
Agencja Imprez Artystycznych
organizowała w nadmorskich ośrodkach
wczasowych cieszące się dużym
powodzeniem imprezy. Aktorka śpiewała
kilka piosenek (z moim akompaniamentem),
a później następował seans wróżbiarski,
bowiem Pellegrini posiadała umiejętność
wróżenia z kart. Myślę, że ta umiejętność
"Zadry" była też wykorzystywana przez SB
do pozyskiwania interesujących firmę
wiadomości.
Roman Wihelmi to aktor z zupełnie innej
półki – nikt nie ma wątpliwości, że był
wybitnym artystą. Jego kontakt z SB
rozpoczął się w sposób typowy i banalny –
jazda "w stanie wskazującym" i zatrzymanie
prawa jazdy. Zmarł w wieku 55 lat
przegrywając walkę z nałogiem. Z
pewnością nie jest to postać posągowa i
wzór dla młodzieży, jednak w dwudziestą
rocznicę śmierci władze miasta Poznania
wystawiły pomnik artyście. Czy chodziło o
wykazanie, że można być Wielkim
Człowiekiem będąc donosicielem, bo
donoszenie nie hańbi ?
Chyba z tych samych względów
najnowocześniejsze rondo w Poznaniu
zostało nazwane "Rondem Krzysztofa
Skubiszewskiego". Prof. Skubiszewski –
późniejszy minister spraw zagranicznych
"pierwszego, niekomunistycznego rządu" i
"twórca dyplomacji III RP" znalazł się "w
zainteresowaniu" SB z powodu swojego
homoseksualizmu. Było to jeszcze w
czasach, gdy Amerykańskie Towarzystwo
Psychiatryczne nie wykreśliło
homoseksualizmu (1974 r.) z listy chorób –
zboczeń seksualnych (aberatio sexualis) i
ludzie preferujący "niestandardowe
zachowania seksualne" raczej nie afiszowali
się ze swoimi skłonnościami. Służba
Bezpieczeństwa rutynowo prowadziła
rejestr takich ludzi w celu ew. pozyskań do
współpracy. Zmuszeni szantażem zdolni
ludzie, mając wspomaganie SB mieli szanse
na piękne kariery. Taką karierę zrobił TW
"Kosk" – późniejszy wybitny specjalista
prawa międzynarodowego – prof.
Skubiszewski. Naukowiec został
"dopompowany" w sposób wręcz
niewiarygodny – była nawet próba
osadzenia go na stanowisku Sekretarza
Generalnego ONZ. Rosjanie bardzo cenią tę
właśnie posadę – pierwszy raz udało im się
osadzić "swojego człowieka" Kurta
Waldheima (mającego na sumieniu zbrodnie
wojenne) w ONZ w 1972 roku. Po śmierci
prof. Skubiszewski, został pochowany w
Panteonie Wielkich Polaków (sic!) w
Świątyni Opatrzności Bożej...
Ludzie, którzy dysponowali Krzysztofem
Skubiszewskim dokonali za pomocą jego
osoby wielu szkód. Polska uznała
niepodległość Litwy dopiero jako 54 kraj
świata – za Kamerunem. Litwini nam tego
nigdy nie zapomną. Stosunki polsko –
litewskie ostatecznie popsuł powołany przez
Skubiszewskiego ambasador – również prof.
prawa Widacki (polityk SLD). Należy
Boni, Rosati, Wilhelmi, Pellegrini
Dokończenie na stronie 11
S t r o n a 1 1
komuś ważnemu. Ponadto świadkowie
zanim złożyli zeznania, często umierali ze
względu na słabe zdrowie (niektórzy się
topili lub ginęli w wypadkach
samochodowych). Mimo to udało się skazać
2 osoby, z których jedna – księgowa Janina
Chim zmarła natychmiast po opuszczeniu
więzienia. Innemu oskarżonemu
wymierzono grzywnę ...500 złotych.
Dariusz Rosati zasiadał w Radzie
Nadzorczej FOZZ, ale... o niczym nie
wiedział – przestępstwa umknęły jego
nadzorowi. "Buyer" był wielkim
przeciwnikiem lustracji, a swoje związki ze
służbami tłumaczył, że jako pracownik
administracji państwowej musiał
"współpracować służbowo".
Polacy ze zrozumieniem przyjęli
wyjasnienia Rosatiego i wybrali go, aby ich
reprezentował w Parlamencie Europejskim,
co czyni do dziś.
Europarlamentarzystą z ramienia PO jest
równiez TW "Znak" czyli Michal Boni.
Choć Boni „zaistniał w przestrzeni
publicznej” już w 1980r jako działacz
związkowy, na oficjalnych stronach
internetowych tego ministra nie ma ani
słowa o jego solidarnościowym
rodowodzie. Po prostu w 1989 r. narodził
się polityk („w PRL związany z opozycją”)
i był wykorzystywany we wszystkich
rządach - Mazowieckiego, Bieleckiego,
Suchockiej, Buzka, Tuska -
pseudosolidarnościowych („lewica”
dysponuje innym zestawem postaci).
W 1991 roku Michał Boni został posłem i
dał się poznać jako wielki przeciwnik
lustracji. Krytykował on pomysł ujawnienia
agentów, a realizujących go polityków
porównał do Robespierre’a i
Dzierżyńskiego. Ostrzegał, że Polskę czeka
wojna domowa i rewolucja bolszewicka, że
złamano prawo „dla wąskich interesów
grupowych”.
Gdy Macierewicz realizując uchwałę Sejmu
ogłosił swoją „listę”, okazało się, że wśród
66 posłów – agentów znajduje się także
Boni. Salony warszawskie zatrzęsły się z
oburzenia. Pracownicy uniwersytetu żądali
ukarania winnych „potwarzy i
zniesławienia”. Za Bonim murem stanęli
przywódcy Solidarności . Pisano protesty.
Zbigniew Bujak, Zbigniew Janas i Henryk
Wujec uznali wpisanie go na listę za
element walki politycznej. „Odrzucamy to
bezpodstawne oskarżenie” - pisali w liście
opublikowanym w Gazecie Wyborczej.
Historyk prof. Friszke wyraził wątpliwości
co do rzetelności materiałów SB na temat
TW ”Znaka”.Sam Boni wszystkiemu
zaprzeczał i groził procesami o oszczerstwo.
Czerwcowy zamach stanu dokonany przez
Wałęsę, Tuska („panowie policzmy głosy”)
i Pawlaka („czyszczę sobie UOP”)
spowodował, że posłowie - agenci
odetchnęli z ulgą i spokojnie zajęli się
„stanowieniem prawa”.
Wspaniała kariera Boniego rozwijała się bez
przeszkód do 2007 roku, kiedy to
Boni...przyznał się do współpracy z SB i ze
łzami w oczach prosił o wybaczenie
zapewniając, że wstydzi się swojego
postępowania. Czyżby ministra ruszyło
sumienie? Niezupełnie. Po prostu Tusk
koniecznie zapragnął mieć go w swoim
rządzie, a wtedy obowiązywały już
oświadczenia lustracyjne.
Przyjaciele Boniego przyjęli wyznanie z
wyrozumiałością (mają podobne
problemy?). Publicyści podziwiali odwagę,
choć zdarzali się i tacy, co twierdzili, że
lepiej byłoby przyznać się 15 lat wcześniej.
Wymowna była reakcja Wałęsy –„kto nie
ma grzechu niech pierwszy rzuci
kamieniem” czy „polskie drogi są
skomplikowane”...
Natomiast Tusk podtrzymał propozycje
uczestnictwa w rządzie „aby dać mu szansę
odpracować błąd”, tak więc Boni - „mózg
Platformy”„odpracowuje” do dziś.
Dla post PRL-owskich
polityków„lewicowych” czy „ludowców”
umocowanie agenturalne można by
traktować jako coś naturalnego. Jednak w
partiach mieniących się
antykomunistycznymi „umaczanie” we
współpracę z SB jest jednoznacznie
haniebne.
Boni został posłem oszukując wyborców,
którzy wybrali go jako solidarnościowca, a
więc człowieka walczącego o
podmiotowość Polski. Trzeba jasno
powiedzieć – donosicielstwo było formą
wysługiwania się sowieckiemu okupantowi i
jako takie – zdradą.
Aby pozyskać tego współpracownika SB
nie musiała się uciekać do katowania w
kazamatach, wyrywania paznokci, czy kusić
obietnicą paszportu albo mieszkania.
Według Boniego zmuszono go do
współpracy wielogodzinną (?) rewizją i
szantażując groźbą ujawnienia zdrady
przedmałżeńskiej. Niejeden z nas wie, że
wymówki zdradzonej narzeczonej mogą
być uciążliwe, ale czy gość tak nieodporny
na szantaż nadaje się na ministra?
Oczywiście „donosił rzadko i niechętnie nie
szkodząc nikomu” itp. To element stały we
wszystkich przypadkach ujawnionych
donosicieli (formuła „wpisany na listę
agentów bez wiedzy i zgody” pojawiła się
później).I tu jestem w stanie mu wierzyć.
Prawdopodobnie donosy pisane przez
Boniego nikogo faktycznie nie
interesowały. Dla funkcjonariuszy SB
daleko ważniejsze niż tajemnice
podziemnych struktur Solidarności, czy
adresy drukarni, było pozyskanie figuranta.
W niedalekiej perspektywie planowany był
„upadek komuny”,więc umieszczenie
swego podopiecznego na posadzie rządowej
było dla oficerów prowadzących interesem
życia.
Możliwe, że Boni tylko swojej wiedzy
zawdzięcza miejsce w „Pierwszym,
Niekomunistycznym Rządzie Tajnych
Współpracowników” T. Mazowieckiego -
jest w końcu fachowcem - doktorem
kulturoznastwa i specjalistą od zarządzania
zasobami ludzkimi.
Ludzie którzy zainwestowali w Boniego nie
mają doktoratów z zakresu zarządzania
zasobami ludzkimi, ale swoje „zasoby
ludzkie”, czyli watahy kapusiów
wykorzystują bardzo efektywnie i
skutecznie.
Na listach najbogatszych Polaków
zdecydowana większość to osoby w jakiś
sposób powiązane z komunistycznymi
służbami (rodzinnie, towarzysko czy
zawodowo). To właśnie oni, w większym
niż sędziowie stopniu, są „specjalną kastą
ludzi”, bo w III RP tego typu powiązania
były (i są) gwarancją sukcesu życiowego.
J.M.
Boni, Rosati, Wilhelmi, Pellegrini (dokończenie)
S t r o n a 1 2
Na Niezależna.pl 6 II 2018.
„Ciekawe towarzystwo zebrało się na
manifestacji przed Pałacem
Prezydenckim, której celem był sprzeciw
wobec podpisania przez prezydenta
noweli ustawy o IPN. Wśród
demonstrujących - oprócz
standardowego zestawu aktywistów KOD
i Obywateli RP - pojawili się komuniści z
czerwonymi flagami i działacz niesławnej
fundacji Otwarty Dialog: Bartosz
Kramek.
CZYTAJ TEŻ: Kto protestuje przeciw
ustawie o IPN ? Komuniści i... Bartosz
Kramek z izraelską flagą
Kodziarze kręcili się przed Pałacem
Prezydenckim już wczoraj. Jak to
wyglądało?
Zobacz obraz na Twitterze”
Oczywiście manifestacje komunistów,
szemranej mocno sitwy pod nazwą
Otwarty Dialog (z kim i o czym? ) uznać
można za przedstawienie artystów
spalonego teatru. Propagowanie
komunizmu dziś, to dokładnie to samo, co
głoszenie ideologii narodowego
socjalizmu, czego występ mieliśmy też
niedawno w wykonaniu wielbicieli
Hitlera, zatem trudno jednych i drugich,
czerwonych i brunatnych uznać za kogoś
godnego jakiejkolwiek uwagi. Cały
o zachwianej psychice, stale szukający
jakiejś nowej podniety. To jest taka
stylizowana głupota, stylizowana, gdyż
ktoś nią reżyseruje, a nigdy nie brak takich,
którzy za swój obrazek w mediach
wszystko zrobią, nawet pokażą się jako
bezmózgowcy, mentalnie lub inaczej
nadzy, byle zaistnieć. Ale ta para z
transparentem na brzuchu, to już nie taka
stylizowana, ale raczej kwalifikowana
głupota. I zarazem prowokacja. Oni oboje
być może są z pokolenia szmalcowników,
ale nie z Narodu szmalcowników, bo
takowego nigdy nie było. I każdy członek
tego Narodu ma prawo i obowiązek
przeciwko takiemu rodzajowi głupoty
zaprotestować. Jeśli rodowód tych ludzi
wywodzi się ze szmalcowników, to jednak
z pewnością nie z bohaterów, dlatego, że
wśród szmalcowników były szumowiny,
gnidy, ale nie było bohaterów. Toteż hasło
obnoszone na brzuchu w dolnej części
afisza kłamie i obraża tych, którzy
rzeczywiści byli bohaterami, a było ich co
niemiara. Obraża cały Naród. Bo stawianie
znaku równości między łajdactwem i
Narodem jest występkiem bardziej niż
głupotą. Zresztą także napis w górnej
części afisza nie odpowiada prawdzie, gdyż
nie można mieć jednocześnie tak
wykluczających się rodowodów.
Warto więc ostrzegać przed obnoszeniem
głupich i obraźliwych dla Narodu haseł.
Parają się tym ludzie z tych środowisk
wyobcowanych frustracją, o których wyżej
mowa, ale potrafią sięgać po nie także
radykałowie pieczętujący się wartościami
narodowymi. Chwalebne to, że je sobie
cenią, ale nie trzeba ich nadużywać, bo
każde nadużycie zwraca się właśnie
przeciwko Narodowi, którego ktoś chce
wprawdzie bronić, ale środkami, jakich
używają tamci krzykacze spod obcych
haseł i flag i z sentencjami, które są pustą
paplaniną. Umiar, szacunek dla człowieka i
jego wartości pozwolą zawsze sprawdzić
się temu, co prawdziwe i zdewaluują to, co
jest fałszem i służbą obcym bogom.
Zygmunt Zieliński
dowcip polega jednak na tym, że każde
wariactwo jest z natury źródłem sensacji,
stąd występy takie, jak to przed
rezydencją prezydenta, czy w
wodzisławskim lesie trafiają na łamy i
przed obiektyw mediów. Okazuje się
więc, że trzeba być wariatem lub
takowego udawać, by stać się obiektem
publicznego zainteresowania. Głupich
czasów dożyliśmy ! Nie chcąc takiej
publicity, można jeszcze prezentować
własne wdzięki lub kolejne rozwody i
przygody (wiadomo jakie). Nie wiadomo
co bardziej znośne.
Ale jeden z obrazów na cytowanej tu
stronie przedstawia dwoje młodych ludzi
z plakatami na piersi głoszącymi: Jestem
z narodu bohaterów i u dołu: jestem z
narodu szmalcowników.
Dwoje młodych ludzi, mężczyzna i
kobieta zapewne byli dumni z udziału w
takiej manifestacji. Oczywiście nie dziwi
nikogo, że tacy ludzie, jak z KODu czy
Obywateli RP manifestowali, bo w
szeregach tych organizacji spotyka się
albo starych biegunów z dawnej PZPR
lub SB względnie innych służb
utrzymujących do czasu w stanie
używalności PRL, albo młodych, którym
również spustoszenie mentalne zrobili i
robią komuniści – rzecz jasna polskiego
chowu – zatem od których trudno byłoby
wydobyć powód ich protestu, albo ludzie
Pokolenie szmalcowników ?
S t r o n a 1 3
Szanowni Państwo,
Szaleństwo kłamstw na temat Polski nie
jest nowym zjawiskiem i można się temu
przeciwstawić głosząc prawdę i nie idąc
na dyplomatyczne kompromisy z
oszczercami ! Szkoda, że od
dziesięcioleci rząd ze swym budżetem
NIC w tej sprawie nie uczynili, to co
wykonano zawdzięczamy jedynie własnej
przedsiębiorczości i aktywności! Tu się na
razie - poza słowami - nic nie zmieniło.
Polecam dwie bardzo ważne pozycje
pisane z pozycji działaczy niepodległego
rządu polskiego, którzy zajmowali się
"kwestią żydowską" jeszcze w okresie
II Rzeczypospolitej oraz podczas wojny:
Stefan Korboński
Polacy, Żydzi i holocaust
Wydawca: Wydawnictwo ANTYK
Marcin Dybowski
Opis fizyczny: 219 stron, okładka
miękka
Termin realizacji: 7 dni roboczych
Nasza cena: 33.00 złote
Stefan Nowicki
Antysemityzm, antypolonizm. Wielkie
nieporozumienie
Wydawca: Wydawnictwo ANTYK
Marcin Dybowski
Rok wydania: 2004
Opis fizyczny: 168 stron, okładka
miękka
Termin realizacji: 7 dni roboczych
Nasza cena: 28.00 złotych
Zaś dla anglojęzycznych przyjaciół
polecam:
Iwo Cyprian Pogonowski
JEWS in Poland. A documentary
history.
Jedna z najlepiej i obiektywnie napisana
historia Żydów w Polsce. Książka
wspaniale nadająca się na prezent dla
obcokrajowców, którym historię Żydów
w naszym kraju opisano błędnie lub
www.ksiegarnia.antyk.org.pl wręcz sfałszowano dla celów
politycznych. Ta książka ma szansę zasiać
pomiędzy Żydami ogarniętymi żarliwym
antypolonizmem maleńskie ziarno prawdy
o tym jakie były rzeczywiście ich dzieje
na polskiej ziemi!
To najlepsze lekarstwo na propagandę
antypolską. Zapraszam do lektury !
Marcin Dybowski
Wydawca: Hippocrene Books, Inc
Rok wydania: 1993
Opis fizyczny: 434 strony, okładka
miękka
Termin realizacji: 7 dni roboczych
Nasza cena: 85.00 złotych
S t r o n a 1 4
każde ograniczenia czy niewygody, byle
nie rozstawać się nawet na minutę ze
swoją komórką.
Komórki to tylko jedna strona deprecjacji
intelektualnej w naszej współczesności.
Na tak chętnie małpowanym w Polsce
Zachodzie słowo pisane zaczyna być w
fazie zanikającej. Uczniowie,
opuszczający mury szkoły podstawowej
bardzo często są analfabetami,
porozumiewającymi się ze sobą tylko w
wąskim zakresie kilkudziesięciu
wyrazów, potrzebnych do wystukania na
komórce. Napisanie listu metodą
tradycyjną staje się niebywałym
koszmarem. W niektórych stanach USA
kilka lat temu z wielkim trudem
wprowadzono przepis, który zobowiązuje
placówki szkolne, by uczniowie szkół
podstawowych w trzeciej klasie potrafili
pisać i czytać (!!!). Wywołało to wielkie
protesty ze strony rodziców a sprawa
jeszcze nie wszędzie została uchwalona
przez legislacje stanowe. Dodać nalezy,
że uczniowie klas trzecich wspaniale
sobie natomiast radzą ze swoimi
komórkami i spedzają wiekszość czasu na
ociekających krwią i brutalnoscią grach
komputerowych, Czy można się dziwić,
że kilka lat później ów narybek często
dopuszcza się okrutnych morderstw czy
innych przestępstw ?
Oczywiście idzie za tym w parze
całkowita ignorancja w dziedzinie
wiedzy. Studenci uczelni amerykańskich
(!), pytani w sondzie ulicznej jednej ze
stacji TV, przeprowadzanej na ulicach
Nowego Jorku nie tylko nie mieli
zielonego pojęcia kiedy Krzysztof
Kolumb odkrył Amerykę (nawet w
przybliżeniu do stulecia), ale zapytani o
miejsce lądowania tegoż na kontynencie
amerykańskim odpowiadali beztrosko, że
pewnie było to... Los Angeles.
Mamy pecha zamieszkiwać teren, który
jest tzw. "głównym europejskim teatrem
działań wojennych". W ciągu wieków
przez nasz kraj przetaczały się zbrojne
hordy ze wszystkich możliwych
kierunków. Szczególnie niszcząca była
ostatnia wojna z licznymi przemarszami
wojsk wrogich i zaprzyjaźnionych. To
dlatego Polska jest tak uboga w pamiątki
przeszłości.
Dwory polskie rozrzucone niegdyś na
ogromnych obszarach od Dźwiny po
Nowy Tomyśl, od Pomorza po kresy
Ukrainy, stanowiły esencję polskości i
dlatego były szczególnie narażone na
zniszczenie przez wszystkich okupantów.
W czasie ostatniej wojny likwidacji
uległo 19 tys. dworów, lecz w jeszcze
większym stopniu niż budynki niszczono
ich mieszkańców.
"Polskie pany" miały małą szansę
przeżycia, gdyż mordowanie ich było
ulubionym zajęciem zarówno niemieckich
faszystów jak i rosyjskich komunistów.
Gdy we wrześniu 1939 roku wojska
Wermachtu wkroczyły do Wrześni,
natychmiast zamordowano hrabiego
Mycielskiego. Niemcy, to stary
europejski naród o wielkiej kulturze, więc
przed zamordowaniem pozwolono
hrabiemu pożegnać się z żoną.
Bolszewicy nie byli tak subtelni, ale nie
mniej skuteczni. Mieszkańcy dworów
jako klasa społeczna zostali zlikwidowani
i obecnie sam termin "ziemianie"
praktycznie przestał być rozpoznawalny.
Ci, którzy przeżyli, narażeni byli na wiele
szykan i upokorzeń - nie wolno im było
przebywać nawet na terenie powiatu, w
którym mieli rodową siedzibę. Dwory
zasiedlone często przez wiele pokoleń,
zostały skonfiskowane. PKWN
(stalinowski "rząd" powołany w 1944 r.)
zlikwidował ok.10 tys majątków
ziemiańskich, których średnia
powierzchnia liczyła ok. 400 ha. Dzisiaj,
po przekształceniach 1989 roku, powstało
8 tys. wielkich gospodarstw rolnych o
średniej powierzchi 500 ha. Czyli jedna
grupa społeczna została zastąpiona drugą
pochodzacą w 60 % z partyjnych
dyrektorów zlikwidowanych przez
Balcerowicza PGR -ów. Przed wojną
Zamoyscy mieli 19 tys. ha, a dzisiaj
największy "magnat" Stokłosa dysponuje
40 tys. ha. Dla struktury społecznej i
kształtu elit chyba nie jest wszystko
jedno, że zamiast historycznego
ziemiaństwa nowa elita ma twarz pana
Stokłosy...
Plan Sachsa - Sorosa zwany w Polsce
planem Balcerowicza przewidywał
reprywatyzację, jednak podczas
konsultacji międzysojuszniczych w
Moskwie, które prowadził w imieniu D.
Rockefellera Zbigniew Brzeziński,
okazało się że Rosjanie nie zgadzają się
na polską reprywatyzację. Można się
domyślać, że chodziło im o przekazanie
dóbr narodowych (np.gruntów
warszawskich) nie dawnym właścicielom
często "obcym klasowo", lecz ludziom,
którzy skłonni będą dbać o moskiewskie
interesy w Polsce.
Niedobitki dawnych ziemian wegetowały
gdzieś na marginesie "społeczeństwa
socjalistycznego" utrzymując się z
korepetycji lub tłumaczeń z obcych
języków. Ich dzieci prawie nie miały
szans, by dostać się na studia, więc dostęp
do zawodów inteligenckich był dla "źle
urodzonych" w zasadzie niemożliwy. Tak
więc po tysiącu lat polska warstwa
przywódcza zepchnięta została na
"śmietnik historii" uzyskując status
"wrogów ludu". Zresztą "wrogami ludu"
byli też inni tzw. "wyzyskiwacze" -
"fabrykant" i "kułak"- czyli
przedsiębiorca i bogaty chłop.
W podręcznikach historii z czasów PRL
autorstwa Heleny Michnik (redaktor
Adam to już drugie pokolenie
Wychowawców Narodu Polskiego),
ziemianie określani byli jako
"obszarnicy", którzy "wyzyskiwali
chłopów", a "ucisk chłopa wzrastał"
niezależnie od omawianego okresu
historii.
Jednak w przerwach między uciskaniem
chłopstwa małorolnego, ziemianie robili
Koniec świata "obszarników"
Ciąg dalszy na stronie 15 Dokończenie na stronie 18
Ku czemu
zmierzamy ? (ciąg dalszy ze strony 9)
S t r o n a 1 5
też inne rzeczy, o których warto pamiętać.
Dokonania niezwykle zasłużonej rodziny
Raczyńskich gospodarujących w
podpoznańskim Rogalinie są zbyt
obszerne, by wymienić je w tym artykule.
Większość z nas słyszała o dębach
rogalińskich, ale dęby rosły kiedyś w
pradolinie Warty od południowych
dzielnic Poznania (Dębiec, Dębina) aż po
Śrem. Przetrwały jedynie w Rogalinie,
gdyż już w osiemnastym wieku, na długo
przed pojawieniem się pierwszych
"ekologów" czy "zielonych", Raczyńscy
objęli je ochroną. Dzięki właścicielom
Rogalina dziś mamy1435 dębów, z
których najstarsze mają po ok. 800 lat.
Co najmniej od Kazimierza Raczyńskiego,
starosty wielkopolskiego, który kupił wieś
Rogalin i wybudował pałac, Raczyńscy
swój majatek wykorzystują na rzecz
społeczności. Jego wnuk – Edward I
Raczyński założyciel jednej z pierwszych
bibiotek publicznych na ziemiach
polskich, zbudował w Poznaniu
wodociągi. Jego dziełem była także słynna
złota kaplica przy katedrze poznańskiej
upamiętniająca pierwszych władców
Polski. Zmarł zaszczuty przez liberałów i
masonów, (takie środowiska istniały na
długo przed Gazetą Wyborczą), którzy
zwalczali go jako konserwatystę, a
pretekstem była inskrypcja na cokole
"comes Edvardus Raczynski fundabis".
Lewicowi liberałowie oburzyli się na tę
inskrypcję, bo na budowę kaplicy była
przeprowadzona zbiórka publiczna. Tyle
tylko, że pokryła ona zaledwie 2%
kosztów, a resztę uregulował Raczyński ...
Pod wpływem ataków fundator kazał
napis skuć, ale depresja wywołana aferą
była przyczyną jego śmierci.
Inną niezwykłą postacią tego rodu był
Edward Raczyńskiu ostatni – ambasador,
a później prezydent RP na uchodźctwie.
Jego pogrzeb w 2003 roku (zmarł w wieku
102 lat!) był wielką manifestacją
patriotyczną, która zgromadziła w
Rogalinie kilkanaście tysięcy osób.
W przedwojennej Polsce była zasada, że
ambasadorami zostawali arystokraci,
którzy za swoją służbę publiczną nie
otrzymywali wynagrodzenia. Praca na
rzecz ojczyzny była dla nich zaszczytem,
a nie sposobem zarobkowania.
Ówczesnym ambasadorom nie przyszło
by do głowy pobieranie zasiłku na
rzekomo niepracującą żonę, zatrudnioną w
rzeczywistości w telewizji. Wykluczony
byłby także udział w antyrządowych
demonstracjach w pobliżu ambasady.
Mieli oni kontakty międzynarodowe
(często rodzinne), a znajomość
francuskiego - ówczesnego języka
dyplomacji, wynosili z domu. Podobnie
jak dobre maniery. Dawni dyplomaci nie
potrzebowali odbywać kursów jedzenia
drobiu nożem i widelcem (w kręgach
dyplomatycznych obgryzać kości nie
wypada), nie mieli też przeszkolenia
szpiegowskiego w moskiewskim
MGIMO.
To dlatego dwaj bracia Raczyńscy Edward
i Roger zostali ambasadorami. Edward
jako ambasador Polski w Wielkiej
Brytanii był architektem sojuszu polsko –
brytyjskiego, zasługą zaś Rogera –
ambasadora w Bukareszcie - było
bezpieczne przejście polskich oficerów i
rządu (wraz ze skarbem narodowym!)
przez Rumunię do Francji.
Obaj bracia zdawali sobie sprawę, że
dojdzie do wybuchu wojny i nie chcieli
powtórzyć błędu swojego ojca, który
cenne zbiory pozostawił na wsi w
Zawadzie pod Dębicą, gdzie zostały
spalone przez kozaków. Bracia Raczyńscy
postanowili ukryć zbiory w bezpiecznym
miejscu czyli w Warszawie. Zbiory
zostały złożone w Muzeum Narodowym i
tam przetrwały bombardowania
wrzesienia 1939 roku, całą okupację
niemiecką, Powstanie Warszawskie i
następnie dzięki profesorowi Lorencowi
zostały ewakuowane do Niemiec i ukryte
w kopalni. Później wpadly w ręce Rosjan i
zostały wywiezione do ZSRR jako
trofeum wojenne, lecz w latach
pięćdziesiątych zostały rewindykowane!
Mimo takich przejść zbiory obrazów
cudownie przetrwały niemal w całości i
zostały zwrócone właścicielowi, a Edward
Raczyński przekazał je, za zgodą swoich
trzech córek, Fundacji Raczyńskich
(możemy je podziwiać w muzeum
rogalińskim).
Prezydent Raczyński zawsze podkreślał,
że ich rodzina jest depozytariuszem dóbr
narodowych, a oni są tylko kustoszami
tradycji. Takie podejście spowodowało, że
Edward Raczyński utworzył fundację,
którą afiliował do Muzeum Narodowego
w Poznaniu i jej zapisał całą schedę
rogalińską tj. pałac z zespołem
pałacowym, park, majątek rolny i
gigantyczne zbiory dzieł sztuki (nie
mające sobie równych w Polsce).
Gdy w 1991 roku powstawała fundacja,
wszyscy spodziewali się, że najdalej w
ciągu tygodni albo miesięcy dojdzie do
wydania ustawy reprywatyzacyjnej i
zwrotu majątku na rzecz fundacji.
Nikt z nas nie wiedział wówczas, że
powstała III RP ma bardzo ograniczoną
suwerenność i reprywatyzacja jest
niemożliwa, bo nie było na nią zgody
Moskwy. Również kręgi emigracyjne,
skupione przy legalnym polskim rządzie w
Londynie, nie miały pojęcia co jest grane.
To dlatego prezydent Kazimierz Sabbat
zmarł na serce na wieść, że generał
Jaruzelski został prezydentem formalnie
niekomunistycznej już Polski. Następny
prezydent Ryszard Kaczorowski w 1990
roku uznał, że Polska jest już wolna i
przekazał insygnia i urząd prezydencki ...
Lechowi Wałęsie.
Nie tylko my nie wiedzieliśmy, że
najważniejsze stanowisko w państwie
objął konfident komunistycznych służb.
Edward Raczyński pozbył się majątku
wielkiej wartości w geście niczym nie
wymuszonym. Gdyby nie pewien
idealizm ,czy naiwność, swój majątek
rolny mógłby po prostu odkupić
sprzedając kilka obrazów. Prezydent nie
spodziewał się problemów z utrzymaniem
całości darowizny.
Zresztą podobny błąd popełnił Józef
Maksymilian Ossoliński przekazując
swoją bibliotekę "miastu Lwów", czym
uniemożliwił odzyskanie zbiorów przez
obecne Ossolineum mające siedzibę we
Wrocławiu. W 1827 roku darczyńca nie
mógł przypuszczać, że we Lwowie kiedyś
nie będą mieszkać Polacy...
Dokończenie na stronie 16
Koniec świata "obszarników" (ciąg dalszy ze strony 14)
S t r o n a 1 6
„Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do
nich: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się,
abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie
poddaną; abyście panowali nad rybami
morskimi, nad ptactwem powietrznym i
nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi
po ziemi.” (Ks. Rodzaju 1,26)
Od zarania dziejów człowiek korzystał z
otaczającego go świata. Uprawiał rośliny,
polował na zwierzęta, a te ostatnie dawały
mu skóry do okrycia. Wydawało się, że to
jest oczywiste. Okazuje się jednak, że nie.
Ostatnio bowiem pod dyskusję w Sejmie
RP wszedł projekt o zakazie hodowli
zwierząt futerkowych. Rozumiem
szlachetne intencje projektodawcy czyli
Prezesa Prawa i Sprawiedliwości, który—
głaszcząc swego kociego ulubieńca—z
pewnością oczami wyobraźni widzi
straszliwy obraz ściąganej zeń skory. W
pełni zgadzam się, że człowiek powinien
otaczać wszelkie żywe stworzenia
należną miłością, w której głównym
elementem musi być sprzeciw wobec
jakiegokolwiek okrucieństwa wobec
naszych czworonogich przyjaciół. To
chyba zrozumiałe.
Jednakże stawianie sprawy hodowli
zwierząt futerkowych na poziomie
całkowitego zakazu prowadzenia takich
hodowli to jakaś przesada. Czymś innym
jest okrucieństwo, a czym innym
hodowla. Hodowle zwierząt służą zawsze
człowiekowi. Królikowi czy nutrii
naprawdę chyba wszystko jedno czy po
zabiciu w celach kulinarnych (z nutrii
robi się smaczne kiełbasy) zostanie z nich
zdjęte futerko czy też nie. Podobnie jak z
jagnięcia, które co prawda do zwierząt
futerkowych zaliczane nie jest, lecz
dostarcza skórek karakułowych.
Hodowle wszelkiego rodzaju są również
gałęzią każdej gospodarki. Sprawa
ustawy o zakazie hodowli zwierząt
futerkowych jest w istocie rzeczy
Majątek Rogalin przetrwał zabory,
okupacje, reformę rolną i niepewny czas
po 1989 roku.
Fundacja dzierżawi grunty (po cenach
rynkowych) od zasobów skarbu państwa,
czyli Agencji Nieruchomości Rolnych.
Istnieje groźba nieprzedłużenia umowy
dzierżawnej i ew. sprzedaży gruntów
deweloperom.To, co wolą Edwarda
Raczyńskiego mialo stanowić
niepodzielną i wieczystą całość, może
zostać rozparcelowane.
W Rogalinie rolnictwo (zresztą
dochodowe) nie jest celem samym w
sobie, ale środkiem do utrzymania
krajobrazu w stanie nienaruszonym.
Dzięki takim działaniom Rogalin wygląda
dziś dokładnie tak samo, jak na
dziewiętnastowiecznych obrazach
Wyczółkowskiego, Malczewskiego czy
Wiewiórskiego.
Raczyńscy zmagali się już 100 lat temu z
problemem stepowienia Wielkopolski.
Sadzono zadrzewienia śródpolne jako
ostoję zwierzyny i jako kurtyny
przeciwwiatrowe zapobiegające
wysychaniu To dlatego tutejszy krajobraz
jest tak malowniczy. I to zaledwie 17 km
od centrum milionowej aglomeracji!
Ponieważ Rogalin to ładne miejsce i
bardzo dobry adres, istnieje olbrzymie
ciśnienie urbanizacji ze wszystkich stron.
Fundacja ma statut obwarowany licznymi
zastrzeżeniami, który bardzo trudno
zmienić. Statut stanowi, że wszystko, co
zostało wniesione przez Edwarda
Raczyńskiego do fundacji, jest
niezbywalne – nawet na cele statutowe, a
w celach statutowych jest dbałość o
dziedzictwo krajobrazowe i kulturowe.
Konserwator zabytków wpisał cały
majatek do rejestru zabytków, ale ta
decyzja nie jest wciąż prawomocna.
Istnieje realne niebezpieczeństwo, że
Raczyńscy zostaną kolejny raz
"przekręceni", a jest więcej niż pewne, że
w obronie majątku Rogalin nie będą
protestować Obywatele RP, czy
"ekolodzy".
Zarząd fundacji liczy 9 osób, w tym
sześciu członków rodziny Raczyńskich.
Mikołaj Pietraszak Dmowski (sekretarz
fundacji od początku jej istnienia) będąc
historykiem sztuki i filologiem pozyskał
nowoczesną wiedzę rolniczą i
administruje majątkiem w imieniu
fundacji. Można go określić jako
ostatniego ziemianina polskiego. Gdy na
gruntach Fundacji Raczyńskich powstaną
galerie handlowe, osiedla
apartamentowców, czy pola golfowe,
utracimy ważną część naszego
dziedzictwa narodowego. Czy "dobra
zmiana" okaże się dobra także dla
Fundacji Raczyńskich zagrożonej przez
komercyjne decyzje, nieliczące się z jej
unikalną wartością kulturową ?
Jan Martini
Koniec świata "obszarników" (dokończenie)
„wylewaniem dziecka z kapielą”. W
artykule „Futerkowy efekt domina”,
zamieszczonym w „Naszym Dzienniku”
w dniu 12 lutego, dr Adam Szołucha
słusznie zauważa, że „inicjatorzy projektu
zakazu hodowli zwierząt na futra,
podobnie jak wszyscy rządzący, powinni
zdać sobie sprawę z tego, że
unicestwiając jedną branżę, wyjmą
kolejną cegłę z budowli, którą jest
gospodarka narodowa i całe nasze życie
społeczne. Warto przy takich działaniach
uważać, by przypadkiem nie naruszyć tej
wcale jeszcze nie najmocniejszej
konstrukcji i nie spowodować prawdziwej
katastrofy.”
Wydawałoby się, że w Polsce jest wiele
ważniejszych problemów niż sprawa
hodowli zwierząt futerkowych. Nie
wiadomo czemu, temat ten zajął tak
ważne miejsce wśród inicjatyw
ustawodawczych. Bardziej zasadnym
byłoby chyba ścisłe egzekwowanie norm
w hodowli przy jednoczesnej, szerokiej
edukacji społecznej i kreowaniu
wrażliwości dla losu zwierząt. To
rozwiązanie w wielu krajach przynosi
dobre wyniki. Może warto więc
spróbować i w Polsce ?
Jan Woś
Futerkowy
zawrót głowy
S t r o n a 1 7
jak również pokazuje to obecność
wiernych na noworocznej Mszy św.
Większość jest tak „zajęta” obchodami
Nowego Roku, że nie dostrzega
ważności udziału we Mszy św. Tak, że
Bóg kolejny raz przegrywa w
mentalności wielu ludzi z gośćmi, z
tardycjami tzw. posiewania i tp. Nowy
Rok tutaj większość świętuje prawie
cały tydzień, ale dziwią się, gdy
spytamy: „Dlaczego nie przyszli na
Mszę św. w Nowy Rok?” Jest to kolejny
przykład, jak bardzo wpływa na
świadomość ludzi ogólna sytuacja i
wartości, które się promuje w życiu
społecznym.
Są jednak i takie święta w roku
liturgicznym, na które większość czuje
potrzebę i chce przyjść. Przywiązuja też
dużą wagę do sakramentalii, chociaż
czasem jest niebezpieczeństwo, że
przyjmują je nie tyle z wiarą, ile wręcz
nadaja im znaczenie magiczne, na
zasadzie talizmanu, by uchronić od zła.
Staramy się wykorzystać każdą sytuację,
by głosić Dobrą Nowinę i kształtować w
ludziach tu żyjących postawy
wypływające z mocnej i żywej wiary.
Swoją troską obejmujemy nie tylko
naszych parafian, ale także spotykanych
w różnych okolicznościach innych ludzi.
Często dobra okazja do rozmowy
nadarza się w czasie jazdy pociągiem.
Tak też ostatnio jadąc z parafianami na
nocną adorację do Astany młody
człowiek jadący do Rosji, określający
siebie jako człowieka niewierzącego, ale
poszukującego, prowadził ze mną
rozmowę dotyczącą Boga i wiary. Nie
wiem, jaki skutek pozostał, ale mam
nadzieję, że Bóg dalej Go poprowadzi
ku Prawdzie.
U nas w tym tygodniu bardzo się
ochłodziło i temperatura spadła do
prawie – 48C. Prawie każdego roku w
tym czasie są takie mrozy, które tutejsi
ludzie nazywają „kreścieńskimi
marozami” (od święta Chrztu
Pańskiego). W czasie takich mrozów,
dzieci nie chodzą do szkoły i drogi są
zamkniete. Na szczęście jeżdżą jeszcze
pociągi.
Obecnie, do połowy lutego będziemy
jeszcze w parafii sami z o. Stefanem,
ponieważ o. Alexey wyjechał, by
szukać potrzebne środki na planowaną
od wiosny budowę domu parafialnego.
Prosimy też o modlitwę za niego i za
całą tą konieczną inwestycję. Wróci z
Księdzem, który będzie u nas prowadził
rekolekcje wielkopostne. Przy okazji
takich wyjazdów, staramy sie też o
niektóre rzeczy liturgiczne itp.
potrzebne w parafii, a których nie
można kupić tu w Kazachstanie. Tak
więc, tym razem o. Alexey’u udało się
wreszcie zakupić figurę Pana Jezusa do
Grobu. Przewiezienie jej jednak do
Kazachstanu wymaga ogromnego
trudu, ale mamy nadzieję, że mu się
uda…
Serdecznie Wszystkich pozdrawiamy i
o naszej modlitwie zapewniamy i też o
nią prosimy, szczególnie w obliczu tych
inwestycji, planów i potrzeb, które są
przed nami.
Duszpasterze i Siostry z Tajynszy
Drodzy Przyjaciele naszej misji!
Minęły kolejne święta Bożego
Narodzenia, które przyniosły dużo
radości i miłości okazywanej sobie
wzajemnie. Chciałoby sie zatrzymać
urok tych Świąt po to, by żyć
przesłaniem Bożego Narodzenia. I tak
rzeczywiście może być w naszym
życiu. Boże Narodzenie jest zawsze,
gdy serca nasze napełniają się miłością
i gdy dzielimy się nią z innymi.
Jest jednak jeszcze, tak wiele ludzi,
którzy nie słyszeli o Jezusie, nie
wiedzą ani o Jego miłości ani o tym,
dlaczego On przyszedł na ziemie...
Przed Świętami pytałam dieci z jednej
naszej wioski: „Co znaczy Boże
Narodzenie? Kto sie wtedy narodził? I
po co?” A one zupełnie nie miały
pojęcia. Taka jest jednak
rzeczywistość, w której żyjemy. Jak
pisałam, już wcześniej, rodzice nie
przekazują wiary swoim dzieciom, bo
często sami tej wiary nie mają.
Dziecięce serca są bardzo proste i
otwarte, ale gdy zabraknie przekazanej
przez rodziców wiary, to dzieci
wzrastają w zupełnej nieświadomości
Boga i życia religijnego. To rodzice są
pierwszymi, którzy powinni uczyć
dzieci codziennej modlitwy i
prowadzić je do kościoła na niedzielną
Eucharystię… Ale, niestety, z tym jest
różnie, szczególnie we współczesnym
świecie…
Tu, w Kazachstanie, podobnie jak i w
wielu krajach byłego ZSRR, Święta
Bożego Narodzenia zostały
zdominowane Nowym Rokiem.
Obserwujemy to w świadomości ludzi,
Otrzymaliśmy z Kazachstanu
S t r o n a 1 8
przygotowania katechumenów do chrztu.
Każda niedziela wprowadzała w kolejne
tajemnice wiary, a na Wielkanoc podczas
Wigilii Paschalnej udzielany jest sam
chrzest.
W pierwszych wiekach chrześcijaństwa
przygotowanie do świąt Zmartwychwstania
trwało tylko czterdzieści godzin. W
późniejszym czasie przygotowania zabierały
cały tydzień, aż wreszcie ok. V w. czas ten
wydłużył się. Po raz pierwszy o poście
trwającym czterdzieści dni wspomina św.
Atanazy z Aleksandrii w liście pasterskim z
okazji Wielkanocy z 334 r.
Tradycyjnemu obrzędowi posypania głów
popiołem towarzyszą w Środę Popielcową
słowa: "Pamiętaj, że jesteś prochem i w
proch się obrócisz" albo "Nawracajcie się i
wierzcie w Ewangelię".
Sam zwyczaj posypywania głów popiołem
na znak żałoby i pokuty znany jest w wielu
kulturach i tradycjach. Znajdujemy go
zarówno w starożytnym Egipcie i Grecji, jak
i u plemion indiańskich oraz oczywiście na
kartach Biblii, np. w Księdze Jonasza czy
Joela.
Liturgiczna adaptacja tego zwyczaju
pojawia się jednak dopiero w VIII w.
Pierwsze świadectwa o święceniu popiołu
pochodzą z X w. W następnym wieku
papież Urban II wprowadził ten zwyczaj
jako obowiązujący w całym Kościele.
(Gość Niedzielny)
Środa Popielcowa to dzień rozpoczynający
Wielki Post. Z tej racji obowiązuje post
ścisły, tj. ograniczenie się do spożycia trzech
posiłków, dwóch lekkich i jednego do syta
(od 18 do 60 r. życia), oraz
wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych,
jak w każdy piątek (od 14 r. życia do jego
końca).
Liczba 40 stanowi w Piśmie Świętym wyraz
pewnej dłuższej całości, czasu
przeznaczonego na jakieś konkretne zadanie
człowieka lub zbawcze działanie Boga. W
Wielkim Poście Kościół odczytuje i
przeżywa nie tylko czterdzieści dni
spędzonych przez Jezusa na pustyni na
modlitwie i poście przed rozpoczęciem Jego
publicznej misji, ale i trzy inne wielkie
wydarzenia biblijne: czterdzieści dni
powszechnego potopu, po których Bóg
zawarł przymierze z Noem; czterdzieści lat
pielgrzymowania Izraela po pustyni ku
ziemi obiecanej; czterdzieści dni
przebywania Mojżesza na Górze Synaj,
gdzie otrzymał on od Jahwe Tablice Prawa.
Okresy i dni pokuty są specjalnym czasem
ćwiczeń duchowych, liturgii pokutnej,
pielgrzymek o charakterze pokutnym,
dobrowolnych wyrzeczeń, jak post i
jałmużna, braterskiego dzielenia się z
innymi, m.in. poprzez inicjowanie dzieł
charytatywnych i misyjnych. Z liturgii znika
radosne "Alleluja" i "Chwała na wysokości
Bogu", a kolorem szat liturgicznych staje się
fiolet. Istotą pozostaje przygotowanie
wspólnoty wiernych do największego święta
chrześcijan, jakim jest Wielkanoc.
Wielki Post jest także okresem
Takie właśnie „kwiatki” obecnych realiów
są przyswajane także w Europie, także w
Polsce. Oczywiście, proces idiocenia
postępuje tutaj wolniej, ale jednak
zaczyna być widoczny. Nie wiem czy w
jednym z odcinków serialu
pseudohistorycznego „Korona Królów”
widziałem w kuchni z czasów Kazimierza
Wielkiego krojoną paprykę czy pomidora
(!). Na razie dobrze, że obecny rzad
wprowadza reformę oświaty i zaczyna
dawać oznaki pewnej dbałości o lektury.
Zresztą, również Prezydent Duda z
małżonka swoją akcją Narodowego
Czytania wpisuje się w pozytywny krąg
takich działań.
Sprawy młodych ludzi dotyczą też tych,
których młodość minęła 10 czy nawet 20
lat temu. To widać na każdym kroku i w
każdej dziedzinie życia. Zdobycze
techniki wylansowały już płytki i
pozbawiony wartości model u wielu. Nie
ma w tym nic dziwnego, skoro wzorce
takie plyną nie tylko od tzw. ludzi kultury
(w istocie celebrytów), ale także przez
tzw. autorytety, które są prezentowane w
środkach masowego przekazu.
Dotychczasowa ostoja norm i wartości,
jaką był Kościół, też trzeszczy w szwach,
co widać najostrzej na przykładzie państw
zachodnich (Europy i Ameryki). Nie ma
się co dziwić, że zdziczenie zaczyna
panować zarówno w każdej dziedzinie
życia społecznego, bez względu na
zajmowaną w pozycję, jak również w
bezpośrednich odniesieniach do drugiego
człowieka. Ewangelia prawdy została
unicestwiona Ewangelią dialogu, a to nie
są pojęcia równoznaczne. W próżnię
zaczęła się wdzierać szalona ideologia zła,
której nie sposób nawet jednoznacznie
zdefiniować. To wszystko prowadzi
prostą drogą do tragedii, obojętnie jak
nazwanej.
Roman Skalski
Środa Popielcowa
Ku czemu
zmierzamy ? (dokończenie)
S t r o n a 1 9
W dniu 14 lutego 1942 roku rozkazem
Naczelnego Wodza generała Władysława
Sikorskiego została powołana do życia
największa formacja zbrojna na terytoriach
okupowanych przez Niemców: Armia
Krajowa. Powstała ona w miejsce
działających już od listopada 1939 roku
organizacji podziemnych Służby
Zwycięstwu Polski pod generałem dywizji
Michałem Karaszewiczem-Tokarzewskim
oraz od marca 1940 roku Związku Walki
Zbrojnej, którego komendantem był
generał broni Kazimierz Sosnkowski.
Powołanie Armii Krajowej było pewnego
rodzaju ciągłością walki Polski o
niepodległość jej poprzedniczek oraz
pomniejszych organizacji, samoistnie
powstających po wrześniu 1939 roku. Na
dobrą sprawę powstała w 1942 roku Armia
Krajowa przejęła bez większych poprawek
struktury organizacyjne ZWZ. Jej
podporządkowanie Naczelnemu Wodzowi
czyniło z Armii Krajowej faktyczną
formację Polskich Sił Zbrojnych jako
militarnej siły legalnego Rządu RP na
terenie okupowanej Polski. Ten krok miał
też wpływ na proces jednoczeniowy
różnych zbrojnych polskich ugrupowań dla
wspólnej walki z Niemcami. Już w 1942
roku do Armii Krajowej dołączyła
częściowo Narodowa Organizacja
Wojskowa, w roku 1943 włączyła się w
szeregi AK Konfederacja Narodu,
częściowo natomiast Bataliony Chłopskie.
I wreszcie w roku 1944 częściowo szeregi
AK zasiliły Narodowe Siły Zbrojne.
Głównym zadaniem Armii Krajowej było
tworzenie struktur wojskowo-
organizacyjnych na czas okupacji dla
mobilizacji społeczeństwa do walki
bieżącej, ochrona Polskiego Państwa
Podziemnego oraz odtworzenie armii na
czas otwartej walki o niepodległość, czyli
przygotowanie kraju do powstania
powszechnego. W ramach walki bieżącej
prowadziła wywiad, dywersję
konspiracyjną i dywersję bojową, akcje
odwetowe i ochronne, akcje
ekspropriacyjne, produkcję broni,
działania bojowe dla osłony ludności oraz
propagandę. Opracowano kolejno dwa
plany powstania powszechnego. Pod
destrukcję w wojsku oraz wśród ludności
niemieckiej.
Jednak największą operacją była
wspomniana akcja „Burza”, polegająca na
wyzwalaniu z rąk niemieckich miast
polskich w granicach sprzed 1939 roku
oraz zakładana współpraca z wkraczającą
na te tereny Armią Sowiecką. 26
października 1943 Rząd Naczelnego
Wodza wydał instrukcję dla kraju.
Zakładała ona prowadzenia działań
sabotażowo-dywersyjnych wymierzonych
w cofające się oddziały niemieckie. W
instrukcji zaznaczono, że w warunkach
braku unormowanych stosunków polsko-
sowieckich, władze cywilne i wojskowe
pozostaną w konspiracji.
Na podstawie instrukcji Rządu i
Naczelnego Wodza dowódca Armii
Krajowej gen. Tadeusz Komorowski
„Bór” wydał 20 listopada 1943 rozkaz
nakazujący rozpoczęcie przygotowań do
zbrojnej operacji kryptonim „Burza”.
Rozkaz ten przewidywał ujawnienie
wobec Rosjan władz wojskowych i
cywilnych. Armia Krajowa, wobec
wkraczających wojsk sowieckich, miała
wystąpić w roli gospodarza. Było to w
sprzeczności z instrukcją naczelnego
wodza nakazującą konspirację. W
Komendzie Głównej AK zwyciężył
pogląd porozumienia z Armią Sowiecką.
Uważano, ze bez współdziałania
taktycznego, dalsze kontynuowanie walki
za wielce ryzykowne i mogące narazić
oddziały partyzanckie na represje i
rozbrojenie.
4 stycznia 1944 Armia Sowiecka
przekroczyła granice przedwojennej
Rzeczypospolitej. Na Wołyniu oddziały
AK podjęły współpracę taktyczną z
oddziałami Armii Sowieckiej. Wspólnie
toczyły walkę z cofającymi się wojskami
niemieckimi i oddziałami nacjonalistów
ukraińskich.
W ramach akcji „Burza”, w dniu 7 lipca
1944 oddziały Armii Krajowej, w ramach
akcji „Burza”, rozpoczęły operację „Ostra
Brama” w celu samodzielnego
koniec 1943 roku plan powstania
powszechnego zastąpiono planem
„Burza”, uwzględniając sytuację, jaka
nastąpi po wkroczeniu Armii Sowieckiej
na ziemie polskie.
22 stycznia 1943, w celu koordynowania
działalności sabotażowo-dywersyjnej i
partyzanckiej, powołano Kierownictwo
Dywersji (Kedyw) KG AK. Na jego
czele stanął płk Emil Fieldorf ps. „Nil”.
W jego skład weszły: Związek Odwetu,
Wachlarz, Tajna Organizacja Wojskowa
oraz grupy bojowe Szarych Szeregów. W
skład Kierownictwa Dywersji wchodziły:
biuro studiów oraz referaty – operacyjny,
szkoleniowy, wywiadu, łączności,
produkcji konspiracyjnej, sabotażu
kolejowego, przemysłowego,
telekomunikacyjnego, chemicznego i
bakteriologicznego.
O ile na początku działalności oddziały
ZWZ-AK ograniczały się do akcji
sabotażowo-dywersyjnych, o tyle
aktywność w roku 1943 rozszerzyła się
do działań dywersyjno-partyzanckich. W
1943 oddziały AK 39 razy atakowały
patrole żandarmerii oraz stoczyły 130
walk. Ponadto wykolejono 99 pociągów i
zniszczono 15 stacji kolejowych. Do
większych należy zaliczyć: bitwę w
lasach józefowskich, pod Pawłami, w
lasach siekierzyńskich. Oddział
„Ponurego” na Kielecczyźnie prowadził
regularne bitwy z wojskami niemieckich.
Wywiad ofensywny AK systematycznie
obserwował przemieszczenia jednostek
niemieckich. Analizy przesłane były do
Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie.
Wywiad gospodarczy również zanotował
sukcesy. Jedną z najgłośniejszych akcji
było wykrycie miejsca produkcji rakiet
V1 i V2 w Peenemünde na wyspie
Uznam.
Specyficznym środkiem walki z
okupantem była działalność
informacyjno-propagandowa.
Najważniejszym zadaniem propagandy
było podtrzymywanie oporu ludności i
mobilizowanie do walki. Wydawano
prasę konspiracyjną, wydawnictwa i
ulotki. W ramach akcji N szerzono
W rocznicę powstania Armii Krajowej
Dokończenie na stronie 20
Wszelkie listy prosimy kierować na adres
redakcji: [email protected]
Printed and Copyrighted by Polonia Semper Fidelis
S t r o n a 2 0
ludności skłoniły Delegata Rządu na Kraj
i dowództwo AK do podjęcia walki o
stolicę. Siły Armii Krajowej w
Warszawie liczyły 50 tys. żołnierzy,
dowodzonych przez ppłk. Antoniego
Chruściela "Montera". Do działań
przystąpiły także oddziały innych
ugrupowań, które podporządkowały się
dowództwu AK: Narodowe Siły Zbrojne,
Polska Armia Ludowa, Korpus
Bezpieczeństwa, Armia Ludowa (liczące
łącznie ok. 5 tysięcy). Już 1 sierpnia, a
więc w dniu wybuchu Powstania Józef
Stalin wydał dyrektywę 220169,
nakazującą bezwzględne rozbrajanie
oddziałów AK i innych organizacji
wojskowych, niepodporządkowanych
Polskiemu Komitetowi Wyzwolenia
Narodowego.
By przyspieszyć upadek powstania Stalin
wydał dowódcom frontów dyrektywy do
wyłapywania oddziałów partyzanckich
AK, dążących na pomoc powstaniu i
przedzierających się ze wschodnich
obszarów Polski przez linię frontu do
Warszawy. Stalin nie zatwierdził też
planu zdobycia Warszawy,
przedstawionego przez marszałka
Rokossowskiego 8 sierpnia 1944 roku.
Posuwanie się na zachód Armii
Sowieckiej zostało wpierw spowolnione,
a następnie wstrzymane rozkazem
Stalina. Po 63 dniach heroicznej,
nierównej walki przeciw Niemcom
Powstanie upadło. Kosztowało ono
tysiące poległych zarówno żołnierzy AK
jak i ludności cywilnej. Stalin dał jeszcze
czas Niemcom do niemal całkowitego
unicestwienia stolicy Polski.
W PRL tysiące żołnierzy AK zostało
aresztowanych, wielu z nich w bestialski
sposób zamordowano w katowniach UB.
Do dzisiaj dochodzimy tożsamości
Żołnierzy Wyklętych z AK na podstawie
materiału genetycznego.
Stanisław Matejczuk
oswobodzenia Wilna z rąk okupanta
niemieckiego siłami AK i zgodnego z
założeniami „Burzy” wystąpienia wobec
Armii Czerwonej „w roli gospodarza
terenu”. Plan operacji został opracowany
w sztabie Okręgu Wilno Armii Krajowej
w marcu 1944, zakładał on zdobycie
miasta przez połączone siły wileńskiego i
nowogrodzkiego okręgu AK.
Walki o Wilno rozpoczęły się rano 7 lipca,
zaś w południe nadeszły regularne
oddziały Armii Sowieckiej (3 korpus
zmechanizowany gwardii), które o
godzinie 20.00 podjęły szturm generalny,
osiągając jednak tylko lokalne sukcesy,
zaś wieczorem nadeszła 5 armia
ogólnowojskowa generała Kryłowa. W
rezultacie wspólne działania wileńskiej
Armii Krajowej i jednostek sowieckich
doprowadziły do całkowitego wyzwolenia
z rąk niemieckich Wilna. Wtedy też
zakończyło się owo „braterstwo broni”
Po zdobyciu Wilna dowództwo sowieckie
nakazało żołnierzom AK wyjść z miasta.
Ppłk Krzyżanowski „Wilk” rozkazał
przeprowadzić oddziały na skraj Puszczy
Rudnickiej, a sam udał się do kwatery
dowódcy 3 Frontu Białoruskiego gen.
Czerniachowskiego i uzyskał od Sowietów
obietnicę, że ci dostarczą wyposażenie dla
jednej dywizji piechoty i jednej brygady
kawalerii, bez żadnych warunków
politycznych. 16 lipca płk Krzyżanowski
został ponownie zaproszony na spotkanie
z gen. Czerniachowskim na podpisanie
stosownego porozumienia. Na spotkanie
pojechał z szefem sztabu mjr. Teodorem
Cetysem. Z tego spotkania oficerowie nie
wrócili do oddziałów. Inna grupa
oficerów, omawiająca z oficerami
sowieckim w miejscowości Bogusze
szczegóły wyposażenia dywizji, również
została aresztowana i osadzona w
więzieniu w Wilnie. Został także
aresztowany delegat rządu na okręg
wileński i pracownicy delegatury.
W całej operacji wileńskiej brało udział
około 9 tysięcy żołnierzy AK na terenie
okręgu wileńskiego i około 6 tysięcy na
terenie okręgu nowogródzkiego.
W sumie (wraz ze schwytanymi w lasach
pod Wilnem) w czasie akcji „Burza” na
Wileńszczyźnie internowano ok. 5 tys.
podoficerów i szeregowców, umieszczając
ich początkowo w obozie w Miednikach
skąd 1/4 zbiegła, zaś oficerów wywożąc do
Riazania. Niektórzy po pewnym czasie
zdecydowali się wstąpić w szeregi 1 Armii
Wojska Polskiego. Większość została
jednak przymusowo wcielona do pułku
rezerwowego Armii Sowieckiej, zaś po
odmowie złożenia przysięgi osadzona w
obozie dla internowanych AK-owców w
Kałudze do wyrębu lasów, skąd byli
stopniowo zwalniani dopiero w latach 1946-
1947. Podczas konferencji jałtańskiej temat
wyzwalania Wilna przez jednostki Armii
Krajowej był tak niewygodny, że premier
Wielkiej Brytanii wprowadził cenzurę
prewencyjną, która eliminowała
najmniejsze nawet wzmianki w brytyjskiej
prasie o udziale zbrojnym AK.
Bardzo podobna sytuacja miała miejsce we
Lwowie, w którym doszło do
antyniemieckiego powstania Armii
Krajowej w dniu 22 lipca 1944 roku.
Wkraczające wojska sowieckie dość
przyjaźnie współpracowały z Armią
Krajową. Walki przy oczyszczaniu miasta z
Niemców trwały do 27 lipca. Jeszcze
podczas ich trwania odbywały się rozmowy
dowództwa lwowkiego AK z dowódcami
Armii Sowieckiej w celu ustalenia dalszej
współpracy na froncie wojennym.
Współpraca Armii Krajowej Obszaru
Lwowskiego z Armią Sowiecką zakończyła
się podstępnym aresztowaniem dowódców i
sztabów oraz masowym aresztowaniem
oficerów i żołnierzy Armii Krajowej. Około
700 żołnierzy AK zginęło, biorąc udział w
walkach o wyzwolenie Lwowa. Miejsce ich
pochówku dzisiaj jest nieznane. Ponad dwa
tysiące żołnierzy Lwowskiej Armii
Krajowej zostało skazanych i uwięzionych
w łagrach sowieckich. Wielu z nich nie
doczekało powrotu do Polski.
Największym jednak wysiłkiem Armii
Krajowej w ramach operacji „Burza” było
Powstanie Warszawskie. Początkowo
Powstanie warszawskie nie było
zaplanowane jako część planu "Burza",
jednak sytuacja polityczna i militarna oraz
zamiary niemieckie wobec Warszawy i jej
W rocznicę powstania Armii Krajowej (dokończenie)