259

KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

  • Upload
    others

  • View
    4

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski
Page 2: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

KULT ŻYWEGO SŁOWA

Page 3: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski
Page 4: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

D R. H E N R Y K M A R Y A Ń S K IADWOKAT W WARSZAWIE

K U L T ŻYWEGO SŁOWA

f

STUDJUM O WYMOWIE I RODZAJACH KRASOMÓWSTWA

/ t t 4

W D O D A T K U Z A W A R T E SĄ PR Z E M Ó ­W IE N IA : R . P O IN C A R E ’G O , P. BO N - C O U R ’A , A . B R IA N D A , B. M USSO LINPE- G O , H . S IEN K IEW IC ZA , ST. T A R N O W ­SKIEG O , G . D ’A N N U N Z IO I IN N Y C H

W Y B IT N Y C H M Ó W CÓ W .

W A R S Z A W A — 1 9 2 9 N A K Ł A D E M K S I Ę G A R N I F. H O E S I C K A

Page 5: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

S.06

B.ObS

ODBITO CZCIONKAM I D RU KARNI NARODOW EJ W KRAKOW IE

Page 6: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

„Toutes les bonnes maximes sont dans le monde, il ne faut que les appliquer“ .

Pascal.Wiele jest dobrych wskazań, trzeba je

tylko umieć zastosować.Pascal.

P R Z E D M O W A .

Piękna w ym ow a jest dzisiaj jakby dzwonem zatopionym ! Mało się słyszy pięknych m ów, niema zamiłowania do ży­wego słowa, a rzadkie są u nas próby ujęcia w pewien sy­stem kw estyj, związanych ze sztuką mówienia. Powodem tego brak zrozumienia, jak ważnem jest kultyw ow anie żywego słowa i jak uszlachetniający w p ły w w yw iera ono na sposób traktowania spraw społecznych, politycznych i wogóle wszyst­kich spraw życiowych.

O. Jacek W oroniecki w swojej pięknej książce pod tytu­łem „O koło kultu m ow y ojczystej“ w oła:

Kto u nas włada mową ojczystą fortiter? Kto zna tajniki barw, dźwięków i mocy, które ona w sobie ukrywa? Kto stawia sobie za ideał mówić po polsku pięknie, strojnie, wyraziście, słowem z mocą? Kto zdaje sobie sprawę z tego, że z opanowaniem mowy ojczystej związane jest całe opanowanie świata myśli, całe wy­robienie, a co za tem idzie i zdolność oddziaływania na innych? Kto dostrzega, że tym ośrodkiem, koło którego winna się krystali­zować cała kultura każdego narodu, nie może być nic innego, jak kult mowy ojczystejf

M ając na myśli kult żywego słowa, tenże autor w zyw a do powrotu do retoryki:

Wymowa stoi u nas na bardzo niskim poziomie i nieraz można się spotkać z ludźmi, którzy z racji zajmowanego stanowiska obo­wiązani są często przemawiać, a którzy nie mają najmniejszego pojęcia o zasadach prawidłowego mówienia. Zapewne, że przy

Page 7: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

przeważającym u nas temperamencie sangwinicznym, mamy pewne wrodzone zdolności do wymowy, ale i te muszą być należycie wyszkolone i ujęte w karby, inaczej bowiem wykrzywiają się i dają nam tak częstych niestety u nas frazęsowiczów.

T e mądre słowa szanownego autora godne są powtórzenia w dosłownem brzmieniu. N ie można odmówić słuszności jego skargom.

Mamy wielkich stylistów i mocarzy słowa, ale ci dają nam tylko słowo pisane. Moc, która tkw i w ludzkiej myśli, rzadko ucieleśnia się w żywem słowie, jakkolw iek żyw e słowo jest co najmniej równouprawnionym pionierem mocy i siły i nie­słusznie słowo pisane rości sobie pretensje do wyłączności. „ T e j zachłanności“ — powiada O. Jacek W oroniecki — „należy położyć tamę i postarać się przywrócić żyw ej mowie należne jej w kulturze duchowej miejsce“ .

Niezmierną wagę i znaczenie ma dla społeczeństwa słowo żywe. Ono jest tym chlebem codziennym, którym się ludzie wzajemnie karmią, dostarczając sobie duchowej strawy, pod­niety i radości życia.

Żyjem y w epoce, w której władza człowieka nad człowie­kiem czerpie swą siłę z momentów psychologicznych, a nie fizycznych, a składnikiem tej w ładzy jest słowo, szczególnie słowo żywe.

Niezawsze i niewszędzie chodzi o władzę, o sposoby za­władnięcia i panowania nad innymi, przeważnie zmierzamy tylko do utrzymania się na powierzchni fa l życiow ych, które bezlitośnie zmiatają i pogrążają w swych nurtach jednostki nieprzygotowane należycie i nie uzbrojone. D ążym y do w y ­tworzenia możności przeciwstawienia się naporowi fa l życio­w ych, a orężem 'samoobrony jest słowo żywe. W tym sensie każdy człowiek musi być w pewnej mierze mówcą.

Społeczeństwo z zainteresowaniem rozczytuje się w prze­różnych dziełach i podręcznikach, mówiących o człowieku czynu, energji, inicjatyw y i woli. Każde z tych pojęć wiąże

6

Page 8: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

się z żywem słowem, jako wyrazem poczętej myśli i ujawnie­niem je j w świecie zewnętrznym. IV mowie ludzkiej prócz pierwiastków myśli, mieszczą się także pierwiastki woli.

Ładne i dobre mówienie zmierza do urzeczywistnienia ce­lów praktycznych, chcieć bowiem żyć, to znaczy starać się0 możność w pływ ania, w pew nym chociażby stopniu, na wolę1 działania innych. Im silniejszy jest ten w p ływ , tern lepiej człow iekow i na świecie. Sposób w pływ ania na innych, w a­runki tego w p ływ u i odpowiednie metody zależne są w znacz­nym stopniu od sposobu mówienia, gdyż żyw e słowo jest jed­nym z bardzo potężnych motorów życiowych.

Jeszcze w czasach poprzedzających wojnę światową sztuką mówienia zajm ował się przedwcześnie zmarły lektor w ym ow y Uniwersytetu lwowskiego, Juljusz Tenner. U dzielał on nauki d ykcji w szkołach średnich, nadto w ydał podręcznik „Sztuki czytania i nauki czytania na głos“ i napisał „T echnikę Ż y ­wego Słow a“ , oraz „Estetykę Żyw ego Słow a“ . B yła to jedna z nielicznych prób w naszym kraju ujęcia całokształtu tego przedmiotu w sposób fachow y. Dzieła Juljusza Tenner a są niestety wyczerpane, a w handlu księgarskim nabyć już ich nie można.

W obec powstających na uniwersytetach polskich katedr w ym ow y, zadaniem przyszłości będzie pokusić się o stworze­nie dzieł i podręczników, traktujących o retoryce, któreby w yczerpyw ały w całości zagadnienie krasomówstwa we wszystkich jego przejawach. Zadanie to bardzo trudne, wym aga wszechstronnego teoretycznego i praktycznego wykształcenia, znajomości sztuki mówienia, poznania wszystkich nauk po­mocniczych, jako to: lingw istyki, stylistyki, fonetyki, estetyki, oraz logiki, psychologji, socjologji, filozo fji, etyki i t. p.

Niniejsza książka nie jest podręcznikiem retoryki, autor niniejszej pracy nie stawia sobie za zadanie i nie czuje się na siłach stworzenia podręcznika naukowego dla dostatecznego pouczenia czytelników. Ideą, która przyświeca autorowi, jest

i

Page 9: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

kult żywego słowa; do jego kultu pragnie się autor przyczy­nić, dzieląc się z czytelnikiem wynikam i kilkoletnich badan teorji retoryki, poprzedzonych kilkunastoletnią praktyką w za­wodzie obrończym sądowym.

Książka niniejsza omawia krytycznie kwestje dotyczące- w ym ow y wogóle i uwydatnia w kilku końcowych rozdziałach specjalne właściwości w ym ow y sądowej, religijnej i politycz­nej.

Dzieła teoretyczne, z których autor korzystał i bardzo wiele dobrych myśli zaczerpnął, wymienione są na końcu ni­niejszej książki. Autor pozwala sobie na rozliczne cytaty, w y ­chodząc z założenia, że cytaty trafnych zdań w ybitnych au­torów mają pełne uprawnienie, szczególnie w krasom ówstwiey gdzie krótkie, dobitne i wierne ujęcie wielkich praw d jest nad­zwyczaj cennym nabytkiem retorycznym i doskonałym dro­gowskazem dla ludzi dobrej woli.

N a końcu tej pracy zamieszczono przemówienia kilkunastu wybitniejszych m ówców ostatniej i dzisiejszej doby. Mimo gło­śnych nazwisk mówców, treść ich przemówień może niejed­nego z czytelników w pew nej mierze rozczarować. M owa prze­lana na papier, chociażby była najlepszą, nie jest tern, czem bezpośrednie tętno żywego słowa. Zresztą wartość przem ówie­nia ocenić można tylko z punktu widzenia tych wszystkich okoliczności, które towarzyszyły mowie i na nią się złożyły. W arto jednak poznać, choćby w takiej form ie — i nawet w przekładzie — sposób ujmowania pewnych kw estyj przez wybitniejszych oratorów i mieć przed oczyma charaktery­styczne właściwości poszczególnych rodzajów elokwencji. A u­tor — wyłącznie we własnym przekładzie — pomieścił w ni­niejszej pracy przeważnie wzory obce, a czerpał ze źródeł ob­cych dlatego, że liczne przemówienia współczesnych m ów ców polskich, tak sądowe jak i religijne, zostały ogłoszone drukiem i stały się skądinąd dostępne dla ogółu.

Page 10: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

O by niniejsza, książka przyczyniła się do podniesienia kultu żyw ego słowa!

Żyw em u słowu pragnie autor oddać hołd i kończy swą pt zedm owę słowami jednego z naszych młodych poetów, W ło­dzimierza Słobodnika:

Przybiłeś mnie do słowa, jak do Krzyża, Panie!Pozwól mi mówić słowami

Tak mocno, jak Ty mówisz słońcem i gwiazdami.Ol przecież jesteś dobry, bo wymawiasz tęczę,Więc czemu mnie nie słyszysz, czemu ja się męczę?...

9

Page 11: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski
Page 12: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

La puissance de l’éloquence ne connaît dans le monde qu’ une rivale: la puissance de l’amour.

Fernand Corcos.Potęga wym owy rywalizować może je­

dynie z potęgą miłości.Ferdynand Corcos.

C ZĘŚĆ P IE R W SZ A .

O WYMOWIE W OGÓLNOŚCI.O R E T O R Y C E 1 J E J Z N A C Z E N IU .

W swojem dziele „O mówcy“ pisze Cycero: (przekład Ks. H aducha):

K tóż goręcej zachęci do cnoty, kto skuteczniej obrzydzi występki, któż surowiej napomni bezbożnych, a wspanialej po­chwali dobrych? K to skuteczniej w sądzie złamie namiętności,

• ktoż rozegna smutek łagodnem pocieszeniem? C zyż jest coś wspa­nialszego jak siłą wym owy utrzymać tłum ludzki na wodzy, przy­ciągać słodko ku sobie umysły, naginać wolę, lub odwracać ją od złego?

T aki zawód rozkwitał i wszystkiemu przodował w każdym wolnym narodzie, a szczególnie*w państwach spokojnych i zrów­noważonych. W zbudza bowiem podziw, gdy z pośród nieprze­branej masy ludu w ybija się jeden lub kilku, zdolnych uczynić to, czego inni zdziałać nie mogą. M iłą dla rozumu i słodką dla ucha jest mowa, ujęta w mądre i poważne zdania, a wygłoszona zdob­nie i artystycznie, mowa wspaniała i potężna, mogąca wywołać szlachetne uczucia ludu, pobudzić sprawiedliwość sędziów, pod­nieść powagę Senatu! Cóż bardziej wielkiego, królewskiego i do­broczynnego jak nieść pomoc proszącym, dźwigać uciśnionych, przynosić ocalenie, wydobywać z niebezpieczeństw, uwalniać oby­wateli od wygnania?

Od roztropności i mądrości doskonałych mówców zawisło oca­lenie nietylko poszczególnych ludzi, ale i zbiorowości państwo­wych“ .

1 1

Page 13: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

T ak pisał w połowie pierwszego wieku przed Chrystusem Marek Tuljusz Cycero, ówczesny teoretyk i praktyk wym owy, który zawsze był i będzie pierwowzorem dla mówców świata, a słowa jego stwierdzają, że już wówczas dobrze pojmowano i zdawano sobie sprawę ze znaczenia retoryki i jej w pływ u na kształtowanie się spraw ludzkich.

Słowa te nie straciły dziś na aktualności, jakkolwiek re­toryka nie zasiada już na tym tronie, na którym królowała w starożytności, a społeczeństwo nie nadaje jej tego znaczenia, jakie miała w zamierzchłych wiekach przeszłości.

W roku 43-cim przed dzisiejszą erą zmarł Cycero, a w 43 lat potem narodził się Chrystus i spełniając swe posłannictwo na ziemi, zasady Swej w iary „głosił i nauczał“ .

A odchodząc ze świata tego, polecił swoim Apostołom, aby wiarę Jego dalej „głosili i nauczali“ .

W tych Boskich Słowach „głosić i nauczać“ mieści się cel i zadanie retoryki; „głosić i nauczać“ — to znaczy w pływ ać na rozum i serce.

T o jest zadaniem wymowy.Niema dziś człowieka na świecie, w którym chociażby

nie tliła świadomość, jak ważnem jest umieć dobrze mówić. K ażdy posiada w mniejszym lub większym stopniu poczucie, że od sposobu mówienia zależy powodzenie i skutek. W szak „umieć prosić“ stało się nieomal przysłowiowem, a każdy, chcąc oddziałać na inną osobę, stara się do tego odpowiednio dostroić. Nie każdy jednak zdaje sobie sprawę, że mówienie i wyrażanie się wymaga pewnego wyszkolenia i ćwiczenia i że istnieją zasady, wskazujące, co i jak należy mówić, a jak się mówić nie powinno. Język zawiera niezmierzone bogactwo możliwości formułowania pojęć. Pozornie rzecz biorąc, mowa nie jest muzyką, tak się jednak tylko zdaje. Ucho wprawione i wyćwiczone wyczuwa w mowie ludzkiej niezliczoną ilość najsubtelniejszych odcieni i przebłysków, które przebijają, — zdawałoby się — twardą oponę zmysłów ludzkich. Mowa może

1 2

Page 14: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

dać praw dziw ą rozkosz duchową, tem bardziej, że budzi w słu­chaczu nieznane i nieobliczalne echa, budzi odgłosy z najbar­dziej ukrytych zakątków duszy ludzkiej.

Trzeba tylko zgłębić problem, jak należy mówić i badać najskrytsze tajniki m owy ludzkiej. Zasady pięknego mówienia zawiera nauka o wymowie, od zamierzchłych czasów, prze­zwana retoryką, która poucza, że dobrze mówić, to znaczy umieć tchnąć ducha w pełne wartości wewnętrznej słowa i tak się ustosunkować do słuchacza, aby oddziałać na jego umysł, uczucie i wolę. Jest to coś więcej, niż mówić poprawnie; do­bra wym owa nie jest równoznaczna z deklamacją lub recy­towaniem; trzeba wysławiać się tak jasno i zrozumiale, by słuchacz był w stanie pojąć; mówić tak ładnie, by słuchacz doznał estetycznych wrażeń, przemówić tak do serca, by się w słuchaczu obudziły uczucia, a w yrażać się tak rozumnie, by mowa w pływ ała na jego wolę.

Cycero nazyw a doskonałym mówcą tego, który umie pou­czać (docere), rozkoszować (delectare) i pobudzać (permovere).

T o zdanie Cycerona uświadamia sobie w głębi swego umy­słu niejeden, choć nie potrafi może sformułować tego tak ja­sno, jak to uczynił rzymski orator.

Polityk, kaznodzieja, profesor, czy też adwokat, próbuje dostosować swoje przemówienia do zasad, wyłuszczonych je­szcze przez Cycerona, każdy z nich bowiem musi przema­wiać, a chce najlepiej przemówić, każdy zaś człowiek bez w yjątku musi mówić i pragnie mówić jak najładniej.

Niejeden zgłębił i przemyślał to, co ma mówić, a ma w ąt­pliwości co do tego, jak ma wypowiedzieć, aby być chętnie słuchanym i dobrze zrozumianym, aby oddziałać na słucha­cza organem swego głosu, swym zewnętrznym wyglądem, aby chwycić słuchacza za serce, wpłynąć na jego rozum i wolę i pobudzić jego fantazję. Niejeden nie zdaje sobie sprawy z tego, że dobre mówienie jest sztuką, zadaniem nielatwem, wymagającem, prócz darów wrodzonych, nakładu pracy

13

Page 15: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

i ćwiczenia. Jedynie wówczas wyzyskać można wartość oso­bistego zetknięcia się ze słuchaczem, gdy między mówcą i słu­chaczem nawiązuje się łącznik bezpośredni, bliższy, niż wtedy, gdy pióro i papier są pośrednikami w przenoszeniu myśli. Słowa mówcy wnikają w duszę słuchacza i szybciej i głębiej, gdyż mówca daje tchnienie życia martwemu słowu.

N a tej podwalinie wznosi się coraz kształtniejsza kultura wyrazu, a za nią idzie kult mowy rodzimej.

Mówca dzisiejszych czasów nie jest krasomówcą w rodzaju mówców starożytnych, tam piękno górowało nad treścią; dziś treść bierze górę i stanowi o pięknie; punkt ciężkości przechy­lił się na stronę treści, a nie sofisterji i patosu, zaś żywe słowo nie ma dawać wyłącznie rozkoszy duchowej, stało się bowiem wyrazem praktycznych dążeń ludzkości.

Pomimo to, estetyka żywego słowa zachowała swoje zna­czenie w całej pełni, nie jako cel, lecz jako środek do celu.

Dzisiejsze demokratyczne czasy, oparte o wybory, jako podstawę systemów politycznych i o organizację społeczeń­stwa, powołują zamarłą sztukę mówienia do nowego życia; coraz silniejszą jest potrzeba nowych kierunków, a rodzące się nowe myśli, szukają ujścia i koryta, by mogły wypłynąć. Niestety, dążność społeczeństwa do znalezienia nowych i w ła­ściwych form dla uzmysłowienia treści, nie idzie w parze z odpowiednim stopniem świadomości siły i potęgi żywego słowa. N ależy mieć nadzieję, że z czasem obudzi się ta świa­domość.

Retoryka jest niewątpliwie tą śpiącą królewną, która kie­dyś powstanie i zajmie należny jej, opustoszały od wieków tron. Może się kiedyś zrodzi myśl urządzenia dwudziestokil- kowiekowego jubileuszu retoryki, a wtedy nauka ta znajdzie nieprzebrane tłumy czcicieli i hołdowników.

W alka o byt stawia każdego z nas przed koniecznością szermierki językowej, która żłobi drogę życia i toruje ją dla przyszłych pokoleń. K ażdy lepszy projekt, każda zdrowa

14

Page 16: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

mysi twórcza, na skrzydłach lotnego słowa wylatuje ku słońcu. N ietylko wśród jednostek, lecz także we wzajemnym stosunku narodów nawiązują się węzły łączności na podłożu żywego słowa silniej, niż przez całe fo lja ły słowa pisanego, składane rok rocznie do skarbców dorobku piśmiennictwa.

Żyw e słowo jest pierworodnem dzieckiem wolności jed­nostki i narodu, dlatego też tyranja i despotyzm dążą zawsze do tego, aby zakuć je w kajdany i pozbawić blasków ten naj­cenniejszy klejnot swobody ludzkiej. W obronie wolności żywe słowo staje się orężem walczącym o swobodę ruchów nieujarzmionego ducha.

Zapewne, szermowanie żywem słowem kryje w sobie ostrze poważnego niebezpieczeństwa, a sugestyjność żywego słowa nakazuje umiar w jego stosowaniu. Zasada, wypow ie­dziana jeszcze przez Arystotelesa, że mówca głoszący prawdę, będzie znienawidzonym przez ludzi, a mówca, który kłamie, ściągnie na siebie gniew bogów, nie straciła nic na swej aktu­alności, i niejeden mówca stoi u rozstajnych dróg, mając w y­bierać między gniewem bogów, a gniewem ludzi. W tem, że ludzie chcą być oszukiwani, że ludzka natura dobrze się czuje w świecie fantazji i złudy, a nie chce być biczowana prawdą, tkwi nietylko tragizm życia, lecz także trucicielskie niebez­pieczeństwo w ym owy, która się dostraja więcej do upodobań ludzkich, niż do prawdy.

N ie pozbawia to jednak żywego słowa jego cennej warto­ści, jest tylko objawem ogólnie opłakiwanego faktu, że nawet najbardziej zbawienne instytucje ludzkie mają niestety swoją odwrotną stronę. Ktoś słusznie się wyraził, że medycyna i le­czy i truje, a wiadomo ogólnie, że gdzie medycyna zawodzi, lub błądzi, ludzkość szuka znachora. Temu zawdzięczają szar­latani swoje powodzenie i na tem podłożu wyrastają oni, niby grzyby po deszczu.

Jakże jednak można unieszkodliwić szarlatanów słowa? C zyż droga do tego nie prowadzi przez rozwijanie daru słowa

Page 17: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

i zdolności pojmowania u tych, którzy mają odpowiednie po temu warunki i odpowiednie kwalifikacje? Wiedzie do tego szerokie popularyzowanie tajników żywego słowa. W ten spo­sób szarlatanom słowa przeciwstawią się ludzie prawi, ludzie dobrej woli.

W arto uprzystępnić kult żywego słowa, gdyż kult ten to­ruje drogę prawdzie. Kwintyljan sformułował już tę zasadę, że wymowa tylko wtedy jest doskonałą, gdy jest cnotą. M a­ksyma starożytności „ nemo orator, nisi v ir bonus“ (Tylko człowiek dobry może być dobrym mówcą), stanowi prawdę, bezwzględną.

Ludzkość, jako zbiorowa całość, zawsze dążyła i dąży ku prawdzie!

16

Page 18: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Celem wym owy jest dążenie do pra­wdy... lecz środki, wiodące do tego celu zmieniają się z biegiem czasu.

Marek Fabjusz Kwintyljan.

kana elokwencji, musi opierać się przeważnie na wzorach an­tycznych i dawnych. Twierdzenie to próbowano uzasadnić tem, że czasy greckie i rzymskie stanowiły epokę najwyższego rozwoju wym owy, a ponadto, że mówca powinien poznać re­torykę w jej historycznej ewolucji, aby zużytkować wszystkie zdobycze elokwencji wszystkich czasów.

Początki retoryki sięgają piątego wieku przed N ar. Chr., gd y pierwsi sofiści próbowali ująć kunszt słowa w uporządko­w an y system, wiek zaś czw arty w ydał już wybitnych mów­ców, słynęli bowiem wówczas mówcy ateńscy: Lizjasz, Izo- krates i z owej epoki wyszedł król mówców, Demostenes, a w połowie czwartego wieku uczył w liceum ateńskiem A ry ­stoteles; wym owa kw itła i doszła do szczytu możliwej w ów ­czas doskonałości.

Podręczniki retoryki doradzają zgłębianie mówców ateń­skich, kierując się tem, że demokratyczny ustrój rządów w Atenach i pulsujące tam życie polityczne stanowią i dla na­szych czasów pewien wzór do naśladowania; namawiają do analizy mów Lizjasza, jako mistrza strony faktycznej przemó­wienia, mów Izokratesa, jako mistrza stylu i form y i mów Demostenesa, ówczesnego męża stanu i polityka o wybitnem zabarwieniu partyjnem, umiejącego zespolić najjaśniejszą lo­gikę ze skrzydlatem natchnieniem, a to tem bardziej, że De­mostenes, pionier polityki realnej, uderzający w strunę rozu­m ow ą słuchacza, nie stracił dzisiaj na znaczeniu. Można się na-

Kult żywego słowa 2 1 7

Page 19: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

wet spotkać ze zdaniem, że pewna doza teatralności, wniesiona do elokwencji przez Eschinesa, w pewnym stopniu obecnie też ma prawo bytu.

Zwolennicy Rzymian wskazują na wzór Cycerona, który wprawdzie nie oryginalnością i głębią ducha, lecz techniką wymowy, jasnością wyrazu i kwiecistym stylem służyć może jako przykład dla mówców dzisiejszej doby, a jego teoretyczne prace są bezcennym materjałem dla dzisiejszych czasów.

Są inni, którzy darzą zachwytem bardziej zbliżoną do na­szych pojęć epokę rozkwitu w ym owy angielskiej, powstałej na tle wczesnego rozwoju życia konstytucyjnego, stanowiącej jak gdyby zmodernizowany okres elokwencji klasycznej; je­szcze innych pociąga rozwój w ym owy francuskiej z epoki re­wolucji, w której uderza przedewszystkiem strona psycholo­giczna prestiżu mówców rewolucyjnych, porywających za sobą tłumy; niemieckie podręczniki cytują w całości m owy B i­smarcka, jako wzór elokwencji parlamentarnej.

Oczywiście nie wolno umniejszać wartości płodów pracy dawniejszych mówców, niedoceniać pozostałych po nich po­mników ówczesnej wym owy i przeczyć całkowicie ich zna­czeniu dla naszych czasów; dzisiejsi badacze historji w ym ow y znajdą w tych źródłach obfity materjał dla odtworzenia obrazu ówczesnej epoki.

Zasady krasomówstwa, usystematyzowane w czasach Gre­cji i Rzymu, zawierają prawdy, które są drogowskazem dla dzisiejszych mówców; retoryka klasyczna ujęła wszystkie za­sady i wszystkie prawidła sztuki mówienia w systemy, na których miejsce w późniejszych czasach nie przyszły nowe. Prawda, że z całokształtu ówczesnych reguł retorycznych nie­jedno prawidło nie może już dziś być stosowane, gdyż nie od­powiada duchowi czasu, całość jednak, jako taka, świadczy o wyżynie, na którą się wzniosła ówczesna retoryka i o tern, że potomność w yżyny tej nie doścignęła. Sztuka mówienia miała wśród retorów i mówców klasycznych więcej propaga­

18

Page 20: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

torów i żarliwych zwolenników, aniżeli dzisiaj, a dzieła A ry ­stotelesa i Cycerona stanowią wieczne pomniki wiedzy reto­rycznej. N a jej stworzenie zdobyć się mogła tylko epoka, w której wym owa królowała ponad wszystkiem.

Same jednak m owy ówczesnych władców słowa są wspa­niałym, ale tylko historycznym zabytkiem przeszłości, a z go­towych wzorów, z gotowych formułek, z których czerpali ówcześni mówcy, pozostała nam w spadku jedynie forma.

Błędnem również byłoby tworzenie idealnej estetyki w y ­mowy, opartej na klasycznych wzorach. M ówcy, chcącemu dzisiaj wznowić tradycje Cycerona, kazanoby być samym so­bą; zarzuconoby mu słusznie, że dzisiejsza wym owa jest za­gadnieniem praktycznem, wymagającem nietylko kwiecistych słów i zwrotów, lecz przedewszystkiem wdzięku i powabu na­turalności. Klasyczne kwiecie retoryczne zeschło w suszy wie­ków. Dziś przeżyły się wyuczone, gotowe form y, wym owa dzi­siejsza jest bardziej prosta, bardziej rzeczowa, bardziej indy­widualna; jako zagadnienie praktyczne dostraja się do warun­ków chwili, odpowiada wymogom dzisiejszych czasów, dzisiej­szemu językowi, dzisiejszym upodobaniom, nastrojom, dzisiej­szym pojęciom estetyki, dzisiejszemu charakterowi społeczne­mu, — wym owa dzisiejsza w yraża to, co dziś jest prawdą, a pojęcie o prawdzie zmienia się z biegiem czasu.

Zresztą już Kw intyljan, retor rzymski, żyjący około 80 r. po N ar. Chr., w cytowanem na wstępie zdaniu uznaje zmien­ność środków krasomówstwa.

Słusznie twierdzi Francuz Amet, że między krasomów- stwem klasycznem a dzisiejszą sztuką mówienia zachodzi po­dobna różnica, jak między tragedją klasyczną, a dzisiejszą sztuką teatralną.

W ym owa klasyczna była w całej pełni sztuką, dostępną dla najszerszego ogółu, który się rozkoszował pięknem, była jak gdyby igrzyskiem dla ludu, który wołał nietylko o chleb, ale także o „circenses“ . Takie piękno w ym ow y słyszym y dziś

2* 19

Page 21: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

tylko z widowni teatralnej, zresztą wym owa zeszła z tego pie­destału, przestała być rozkoszą dla zmysłów, stając się za­gadnieniem praktycznem.

W ymowa dzisiejsza nie ma tej supremacji, jaką miała za czasów Demostenesa i Cycerona. Ówczesne szkoły retorow głosiły zasadę, że doskonałym człowiekiem jest tylko mówca, a szkoły te były nietylko uczelniami specjalnemi, lecz przyw ła­szczały sobie wychowanie młodzieży wogóle, i wszczepiały ogólne wykształcenie, wśród którego dominowała wymowa. Retoryka wiodła wówczas prym, a za nią kroczyły inne umie­jętności.

Była to niewątpliwie przesada, ale kryła się w tem pewna doza prawdy. Wszak dzisiaj uznaną jest zasada, że w życiu nie wystarcza coś wiedzieć, ale trzeba również umieć to w y­powiedzieć. Dzisiejsze szkoły, choć nie mają w swych progra­mach specjalnego przedmiotu retoryki, to jednak, ćwicząc ucz­niów w wyrażaniu myśli własnych i wygłaszaniu cudzych, rozciągają retorykę pośrednio na wszystkie przedmioty nau­czania.

Tem samem i dzisiaj nie odmawia się retoryce jej praktycz­nego znaczenia, retoryka bowiem, jako czynnik rozszerzania i uprzystępniania wiedzy, jest warunkiem jej rozkwitu i po­pularności.

W ynalazek druku, rozwijające się na tem podłożu piśmien­nictwo i przenikająca wszędzie, z każdym dniem we w pływ y i znaczenie możniejsza prasa, spychają dzisiaj żywe słowo z tych wyżyn, z których grzmiało w czasach starej Grecji i starego Rzym u; zachowało ono jednak dotąd swe znaczenie i z czasem je zwiększy, gdyż jest i będzie zawsze najpewniej­szym pomostem do duszy ludzkiej.

20

Page 22: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

L ’âme est un feu, qu’il faut nourrir, et qui s’éteint, s’il ne s’augmente. L ’éloquen­ce est comme la flamme, pour durer elle a besoim de combustible.

Voltaire.Dusza ludzka jest ogniem, należy go

podsycać, bo, gdy się nie rozszerza, ga­śnie. W ymowa jest płomieniem, który nie rozgorzeje, jeżeli go się nie podsyci.

Voltaire.

CZY PIĘKNE WŁADANIE SŁOWEM JEST PŁODEM GENJUSZU, C ZY ĆWICZENIA?

Chcąc odpowiedzieć na to pytanie, trzeba przedewszyst- kiem zdać sobie sprawę z bezspornego zresztą faktu, że hie- rarchja mówców ma bardzo wiele szczebli, zaczynając od ge- njalnego mówcy, „z którego ust słodsza od miodu płynie w y ­mowa“ , a kończąc na mówcy przeciętnym, który tak lub ina­czej potrafi swoim, logicznie sformułowanym myślom, nadać odpowiedni wyraz. T y lk o człowiek o średnich, przeciętnych kwalifikacjach przyrodzonych służyć może za w łaściwy mier­nik zdolności ewolucyjnej wym owy, genjusze zaś, jakoteż lu­dzie przez naturę wybitnie obdarzeni, są rzadkimi okazami, a stopniowanie rozwoju ich właściwości przyrodzonych od­bywa się na podstawie w yjątkowych praw i w yjątkowych zasad.

Postawione na wstępie pytanie ograniczy się więc do kwe- stji, czy człowiek o średnich, przeciętnych właściwościach przy­rodzonych, zdoła drogą pracy i ćwiczenia dojść do takiego stopnia rozwoju na polu wym owy, który zapewni mu moż­ność swobodnego i pięknego władania słowem?

N a pytanie to należy odpowiedzieć twierdząco, o ileby zaś chodziło o sztukę mówienia, to oczywiście sztuki ani nau­czyć, ani nauczyć się nie można. M atką sztuki jest rzemiosło, a rzemiosło jest każdemu mniej lub więcej dostępne.

21

Page 23: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Dar wym owy bywa zdolnością wrodzoną, a właściwości, które tworzą mówcę, są w przeważnej części też darem na­tury. Darem natury jest bezsprzecznie głos, budowa narządów głosowych i organów mowy, powierzchowność mówcy i jego zdolności umysłowe. Zupełny brak tych warunków przyrodzo­nych pozbawia daną osobę kwalifikacji nawet na średniego mówcę. Są jednostki, które mimo większych wysiłków energji i dobrej woli, mimo nakładu pracy i ćwiczeń nie zdołają się wyrobić na mówców; potrafią może do pewnego stopnia usu­nąć błędy wym owy i doprowadzić do tego, iż będą się w yra­żać poprawnie, ale nie osiągną minimum warunków, dla każdego mówcy niezbędnych. N ależy jednak pamiętać, że stwierdzenie zupełnego braku uzdolnienia wymaga wielokrot­nych i cierpliwych prób, że dopiero zupełna bezskuteczność ćwiczeń myślowych i technicznych, przedsiębranych w sposób, odpowiadający celowi, przekona, że nie chodzi o chwilowe niepowodzenie, lecz o zupełną jałowość przyrodzonego po­dłoża.

Doświadczenie poucza, że nawet przy przeciętnych zdol­nościach pole do rozwoju jest ogromne. W ielcy mówcy nie­jednokrotnie mają tę słabostkę, iż stwarzają pozory, jakoby ich ogień wewnętrzny żarzył się jakąś własną, ukrytą siłą. W istocie jednak niejeden dobry mówca zaczął od żmudnej i ciężkiej pracy, a w chwilach swych największych triumfów był jedynie sumą zdobyczy innych osób, które umiał odpo­wiednio zastosować i zużytkować. Demostenes i Cycero nie ujęli sobie zasług, opisując z zupełną szczerością, z jakim tru­dem i wysiłkiem zdobywali potrzebne sobie dane umysłowe i techniczne; Demostenes odbywał uciążliwe ćwiczenia języ­kowe i głosowe, Cycero opowiada, iż „sposobem atlety“ ćwi­czył się niezmordowanie we władaniu orężem mowy.

Faktem jest, że nawet artysta dochodzi do pewnej części artyzmu drogą pracy i cierpliwości, zaś między dobrem mó­wieniem a artyzmem jest wielka różnica; przeciętność artysty

22

Page 24: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

jest zaprzeczeniem sztuki, przeciętność w wymowie ma już pełne prawo bytu i obywatelstwa.

Zresztą wym owa jest nietylko płodem fantazji i dźwięcz­ności głosu, lecz w ypływ a także z bogactwa myśli, jest har- monijnem współdziałaniem siły twórczej i analitycznej umysłu i fantazji z techniką głosową. Dobrze mówi tylko ten, kto ma coś do powiedzenia, twórcza praca intelektu, operująca wie­dzą i bujną myślą, jest pierwszym warunkiem, stojącym ponad techniką głosową.

Powolną drogą wytrwałej pracy dochodzi się dopiero do tego stanu, iż umysł bogato uposażony w wiedzę staje się siłą rozpędową języka.

Legouve nazywa sztukę mówienia ćwiczeniem głosu i m y­śli, ćwiczeniem funkcyj technicznych i intelektualnych. Inte­lekt i głos są tylko w części darem natury, ich rozwój jest przeważnie wynikiem zabiegów i pracy. Osiągnięcie pewnej w yżyn y umysłowej i technicznej stoi prawie przed każdym otworem, — oczywiście w granicach właściwości intelektual­nych i fizycznych.

Wspominając o szczeblach hierarchicznych mówców nie można pominąć i tego, że samo życie stwarza bardzo rozległą skalę tematów, dostępnych mówcom w ich przemówieniach. Kwestje zrodzone z potrzeb życia dyktuje i podszeptuje każ­demu trafne odczucie tych potrzeb. Przykładem służy nawet parlamentarna dyskusja budżetowa, w skład której — zda­w ałoby się — wchodzić powinny mowy o bardzo wysokim poziomie umysłowym. Tymczasem dyskusja ta obok spraw bardzo skomplikowanych, ekonomiczno-państwowych, w yła­nia mnóstwo tematów prostych i jasnych, które stanowić mogą pole do popisu dla mówców z szarego tłumu. W kwestjach tych zabierają głos najprzeróżniejsi mówcy, zaczynając od uczonych ekonomistów, a kończąc na przedstawicielach zdro­wego chłopskiego rozumu. Zdrow y rozum, przy jakiej takiej technice, byleby połączony ze znajomością przedmiotu i głę-

23

Page 25: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

bokiem odczuciem własnych słów, zjednywa częstokroć wiele uznania. Mówca, który z prostotą, górującą zawsze nad wszelką pozą, zabierze się do spełnienia swoich zadań i nie naśladując niewolniczo innych wzorów, dążyć będzie do w y­robienia sobie wym owy własnej, wym owy swojej duszy, spełni je doskonale, świadomy tego, że wspinanie się na szczyty jest wyłącznym przywilejem genjuszów.

Bezsporną prawdą jest starorzymskie zdanie, że tylko poeta, rodzi się poetą, a mówca, mówcą się staje; słuszność tego zda­nia stwierdzi każdy, kto drogą pracy i ćwiczeń wznosić się będzie ze szczebla na szczebel, a kroczyć będzie śmiało po- drodze może ciernistej, pełnej chwilowych zawodów, ale p o drodze owocnej i skutecznej pracy. Głos rozwinie się z cza­sem, a ważona i analizowana myśl znajdzie słowa, których nie trzeba będzie z wnętrza w yryw ać, ale które same będą. spadać, jak dojrzałe owoce z drzewa.

Niejednego adepta wym owy zbija z tropu najzupełniej mylne przekonanie, że sztuka w ym owy nie zna prawideł i re­guł, a mowa jest produktem tylko natchnienia, wyłącznie pro­duktem chwili. Przeczy temu rzeczywistość, gdyż nawet mó­wca o zdolnościach przyrodzonych, mówca z powołania, sam sobie tworzy zaąądy, któremi się kieruje w mówieniu. W łasne jego zdolności doprowadzają go do wyczucia zasad retoryki i prawidłowego ich stosowania. Ludzie o mniej wybitnych talentach muszą się zasad w ym owy uczyć i przyswajać je sobie drogą pracy i ćwiczenia. Stąd wniosek, że poznanie za­sad retoryki potrzebne jest szczególnie tym, którzy, mimo braku wybitniejszych zdolności, chcą przecież na tem polu coś zdziałać. Słusznie mówi Kwintyljan, że zasady dobrej uprawy roli winny być tem gruntowniej stosowane, im gleba jest mniej urodzajną. Dlatego studjum retoryki było zawsze, jest i będzie tym czynnikiem, który umożliwi i ułatwi mów­com wznoszenie się na coraz wyższe stopnie pięknego władania słowem.

24

Page 26: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Ja k dalece konieczną jest praca na polu retorycznem świad­czą przykłady z działów, pokrewnych elokwencji. W ystar­czy sobie uprzytomnić, jakich przygotowań i ćwiczeń potrze­buje artysta dramatyczny, zanim wyrobi w sobie te przymioty, które mu umożliwią występy sceniczne. Ile istnieje szkół dra­matycznych, ilu profesorów uczy dykcji, jakim warunkom odpowiadać musi język sceniczny i jak bardzo się on różni od potocznej mowy, pełnej zaniedbań, błędów i naleciałości, wreszcie ilu wybitnych artystów dramatycznych traci przed­wcześnie swoje uzdolnienie głosowe tylko z powodu nieumie­jętnego szafowania tym cennym instrumentem!

A jakie ćwiczenia, jakie studja przechodzi śpiewak, obda­rzony przez matkę naturę cudownym i porywającym głosem! Głos jego jest tylko materjalem surowym, z którego drogą uciążliwych ćwiczeń i sumiennej nauki można wykrzesać pra­wdziwie dźwięczne i czarujące nuty.

Praca i studja retoryczne potrzebne są dla mówców wszystkich kategoryj, gdyż bez tego nie rozwijają się, a nawet obumierają największe talenty.

25

Page 27: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

„Coś strasznie dziwnego ma w sobie pismo — powiada Sokrates Fajdrosowi, - gdy je zapytać o co, m ilczy...', a Fajdros rzecze: „Myślisz o żywej, pełnej ducha, mowie człowieka, który wiedzę posiada, mowa pisana, to mara słowa żywego ...

Platon.

O ŻYWEM SŁOWIE I JEGO MOCY ODDZIAŁYWANIA.

Kiedy słowo staje się żywem, kiedy z zagrzebanego głę­boko skarbca słownej abstrakcji martwe miano treści wyłania się i budzi się do życia? Niemem jest słowo, dźwięk i ruch jest słowu obcy, dopiero człowiek własnem tchnieniem, wpro­wadzając element subjektywny, wlewa w martwe słowo duszę. W tedy ożyje słowo, które jest niczem bez człowieka, tylko z człowiekiem żyje i z człowiekiem umiera.

Słońce jest wyobrażeniem kuli świetlnej, pojęciem oder- wanem, oddalonem, astronomicznem. Jest jednak i dźwięk „słońce“ , a w dźwięku tym uwydatnia się cała skala fizycz­nych i duchowych wrażeń i obrazów zmysłowych. Obraz i wrażenie olśniewającej jasności, rozkosznego ciepła, błękitu nieba, — w którem tkwi ten błogosławiony szafarz złotonośnych promieni, — wrażenie przejrzystości atmosfery, obudzenia się natury i wiosny, barw, zieleni, kwiatów, radości, pogody du­cha, siły, zdrowia... W dźwięku tym zaklęta jest bezgraniczna ilość najprzeróżniejszych odcieni, dźwięk ten mieni się barwą, odpowiadającą nadanej mu treści, a błyszczy tem jaśniej, im właściwszą jest kombinacja gramatyczna i stylistyczna, w któ­rej indywidualność ludzka go umieści.

■Wszechmocnym w wyrażaniu myśli jest ten, który gra barwnie dźwiękiem swego głosu.

Symbolika dźwięków szuka duszy w samogłoskach. Sa­mogłoska „u“ w yraża opór, odepchnięcie, obawę, strach...

26

Page 28: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

„ i “ miękko przywabi, przyciągnie, popieści, pokocha... „ a “ , to jasność, czystość, a czasem chłód, rezerwa, „o “ — uosobienie wzniosłego podziwu, zachwytu. Dusza ludzka wyczuwa te subtelności, wyczuwa wszystkie zabarwienia i odmiany, bogac­two stopniowania, odcienie barw. G dyby nawet uważać, że tylko wybrani wyczuwają te subtelności, to jednak każdy przyzna, że samogłoski „ a “ i „o “ brzmią jaśniej niż „u “ i „ y “ , że samogłoski brzmią dźwięczniej, niż spółgłoski i dzięki temu zachodzą możliwości tworzenia różnych wrażeń i rozmaitych efektów.

"Wyrazistość spółgłosek odtwarza ruch. Jam a ustna w y­bucha spółgłoskami „B , D, P, T , K “ , rozrywa prąd powietrza na „S , T , W , Ch“ , koniuszek języka drga spółgłoską „ R “ . Spółgłoski podobne są do szmerów, stworzonych falą po­wietrzną.

Ten ruch i ten dźwięk nadaje słowu żywość, którego niema słowo pisane, i stąd ta przepaść między słowem pisanem a ży- wem. Słowo pisane odbija się tylko w oczach, pisarz liczy się tylko z wrażeniem optycznem czytelnika; oko zbiera li­tery, przekazuje umysłowi składniki budowy pisarskiej, oko jest dalszym pośrednikiem w przesyłaniu liter i treści. W zasa­dzie nie wolno pisarzowi niedopowiadać, nie każdy umie czy­tać między wierszami, myśl pisana zakuta jest w pełne, kom­pletne zdania, jakby w ramy, które je spajają.

Mówca liczy się z życiem słowa, on dźwiękiem, na który słowo czeka, rozrzuca iskry uczucia, uzmysławia myśl i maluje ją, wywołując wartości obrazowe słowa; dźwięk słowny, wcho­dzący w duszę słuchacza przez otwarte koryto ucha, pogłę­bia się w przepaściach wewnętrznych duszy. Grająca muzyka słowa wkrada się w głębie duszy, której aparaty odbiorcze stoją naoścież otworem. M ówca wyciąga ze słowa nietylko treść, właściwą pojęciu, które słowo wyobraża, lecz tworzy jakby żywe obrazy rzeczywistości i nadaje słowom żywe kształty.

27

Page 29: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Dlatego jedno wypowiedziane słowo bywa częstokroć źró­dłem całego szeregu silnych uczuć i nastrojów.

Ucho jest najczulszym organem, w yław ia pełną tresc słów. Słowo pisane, odczytane głośno, razi nieraz tem, czego nie dostrzegło oko, prześlizgując się po literach. Ucho jest dosko­nałym kontrolnym probierzem stylu. Mówca powinien się wsłuchiwać w samego siebie.

Wrażenia optyczne przy żywem słowie potęgują wrażenia słuchowe, wzmagają je. Słowo żywe, rozprzestrzeniając barwę dźwięku, jest ponadto jakby rzeźbione wyrazem mówcy, jego ruchem i mimiką. Działają więc dwa czynniki odbiorcze: słuch i wzrok, a druk nie zastąpi tego procesu, choćby najmi­sterniej w yrażał i malował obrazy, myśli ludzkie i nastroje duszy.

Dzieła pisane nie nadają się przeważnie do wygłaszania, a mowy nie nadają się do druku. W tem leży ich swoistość i odrębność. Mówca wygłasza pięknie tylko te dzieła pisane, które kryją w sobie pierwiastek muzyczny, gdzie można w y ­dobyć melodję, każda bowiem mowa da się ująć w pewną melodję, która uzmysłowi jej treść.

Charakterystycznem jest, że wielcy pisarze rzadko byw ają dobrymi mówcami, a dobrzy mówcy nie odznaczają się na polu pisarskiem.

Nowoczesny postęp w utrwalaniu głosu stworzył możli­wość reprodukcji mowy, tak, jak płyta gramofonowa odtwa­rza melodję i śpiew. P łyta ta jednak, choć odtwarza wiernie, jest martwa i nie daje obrazu mówcy, wrażenia są tylko aku­styczne, a wrażeń optycznych brak. Żywe słowo żyje nietylko tonem i dźwiękiem, lecz i ruchem, a proces psychiczny mówcy, wyrażony ruchem i mimiką jest jasnem światłem, padającem na treść.

Wagner nazywa muzykę początkiem i końcem wszelkiej mowy. Mowa ludzka jest nieprzebranym zdrojem dźwięków muzycznych, pochodzących z organu żywego, który czuje

28

Page 30: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

swoje istnienie i pulsuje życiem. T o życie wznosi organ gło­sowy człowieka ponad wszystkie instrumenty muzyczne.

Żyw e słowo — powiada Herder — jest jedynym czynni­kiem, zdolnym do obudzenia drzemiących sił ducha. Ono po­budza zdolność potencjalną ducha, która pozostawiona sama sobie, byłaby wiecznie martwą, a staje się potęgą z chwilą, gdy moc żywego słowa wypchnie tę martwotę z najgłębszych posad duszy. T y lk o żywe słowo jednoczy wzrok, słuch i w ra­żenia zmysłowe w jedną zaokrągloną całość, w jedną myśl, która kieruje twórczą sprawnością rąk i innych organów ciała. T y lk o w związku z żywem słowem budzi się w człowieku Duch Boży, pierwowzór rozumu i doskonałości, rozlega się w duszy ludzkiej echo tego nakazu twórczego, bez którego nie byłaby ujarzmiona przyroda, — jednem słowem powstaje myśl, która jest materją wszelkiego tworzenia.

Ojciec Jacek Woroniecki żali się słusznie, że dla niejed­nego z naszych uczonych żywe nauczanie słowem nietylko nie jest źródłem radości, lecz poprostu ciężarem, kajdanami, od których pragnąłby się uwolnić. Uczeni wolą podawać rezul­taty swej pracy w formie martwego słowa pisanego, niż za pomocą żywego wykładu, wprowadzającego mistrza w bez­pośredni kontakt z uczniem, którego ma swemi myślami za­płodnić. Uczeni nie zdają sobie sprawy z tego, że nietylko uczniowie ich wiele na tern tracą, lecz i oni sami pozbawieni są nader cennego środka do coraz jaśniejszego i ściślejszego precyzowania w yników swych badań naukowych. W tern tkw i tajemnica żywego słowa, że, stając się żywem, nabiera ono precyzji, dobitności i doniosłości, oddziaływa na proces m yślowy uczonego i jest dla słuchacza nasieniem, które w y­daje bogaty plon. Natomiast słowo pisane jest jakby w kaj­danach, brak mu tego jakiegoś tchnienia, któreby miało, gdyby z dźwiękiem i przy akompanjamencie w yrazu twarzy i gestu wychodziło z ust mówcy, brak mu tej świeżości, jakąby po­siadało, gdyby dojrzale padało z drzewa.

29

Page 31: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Ślicznie określa tę silę, moc i potęgę żywego słowa Lacor- daire, który nazywa żywe słowo lotnym duchem, w yryw a­jącym się mimo przeszkód i wszelakich tam z ciała, opuszcza­jącym lono, które je nosiło, aby się rzucić bez pamięci naprzód i wtargnąć w duszę innego. Zdanie to brzmi:

„ L ’éloquence est l’âme, rompant toutes les digues de la chair, quittant le sein, qui la porte et se jetant à corps perdu dans l’âme d’autrui“ .

30

Page 32: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Les trois objets de l’éloquence sont: le grand, l ’honnête et le vrai.

Grimm.T rzy czynniki tworzą mówcę: wznio­

słość, uczciwość i prawda.Grimm.

O IDEALNYM MÓWCY.

Cytowane zdanie Grimma wskazuje na trzy czynniki, które wznoszą mówcę na w yżyn y doskonałości. Przedewszyst- kiem wzniosłość, szczytność, na skrzydłach której dusza wiel­kiego mówcy wyrasta ponad codzienność i małostkowość sza­rego tłumu.

Konrad Mickiewiczowski woła:

„Mam więcej: tę moc, której ludzie nie nadadzą,Mam to uczucie, co się samo w sobie chowa,Jak wulkan, tylko dymi niekiedy przez słowa..."

T o jest ta moc oratora, której mu ludzie nie nadadzą, to uczucie, które samo dymi przez słowa.

Wulkanu ludzie nie stworzą, tworzy go matka-ziemia, przyroda-rodzicielka, a law a wre w jego głębiach i szuka uj­ścia, starając się wydobyć nazewnątrz tylko niekiedy, gdy wrzenie dochodzi do punktu kulminacyjnego, gdy skorupa pęka od dymu, który ją rozsadza.

Dymiące słowo jest znakiem uczucia i natchnienia, które rozpierają mówcę; bez uczucia i natchnienia niema doskona­łego mówcy; one kształtują i potęgują wolę mówcy, która się wyładowuje przez słowa, a prawdziwe natchnienie działa sa­moczynnie od tego naporu wewnętrznego, który szuka i znaj­duje ujście.

Mówca „z Bożej łaski“ doświadcza tej łaski Bożej w tern, że tli w nim ta iskra, która zapala lont. Natchnienie nie jest chlebem codziennym życia, to jest błyskawica, która oświetla

Page 33: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

niebo wśród burzy. W jej następstwie padają gromy i pioruny, a wezbrane morze uderza falami o brzegi. Praw dziw y mówca wie, kiedy ma mówić, wie, kiedy miotają nim wewnętrzne fale i tylko wtedy otwiera naoścież wrota swojej duszy.

Chodzi jednak o harmonijne połączenie fantazji, rozumu i logiki.

Natchnienie i uczucie trzeba rozumem ująć w karby, — ukształtować w estetyczne formy, a siłą woli zużytkować dla właściwych celów. "Wybuch nie może być bezładny i niszczący, działalność mówcy jest twórcza, a nie chaotyczna i destruk­cyjna. Tw órczy mówca, rzeźbiarz swoich myśli i szafarz pię­kna, nietylko mówi, lecz słucha i w aży swoje słowa, oceniając ich zawartość. On wie, jak ma swem uczuciem zawładnąć, jak ma nad swem natchnieniem panować, nie zapomina, iż jest sternikiem i kapitanem okrętu, bujającego po wzburzonej fali, którą trzeba uciszyć, aby ruchy okrętu były miarowe i nie porwały sternika w głębie i nurty morza.

Mówca „z Bożej łaski“ jest dobrym materjałem, lecz tylko materjąłem na mówcę. Te myśli i słowa, które pod wpływem jakichś nieznanych, samorodnych, wewnętrznych procesów ci­sną się mu na usta, są tylko surowym materjałem, w ym aga­jącym pogłębienia, uporządkowania, wygładzenia i wypolero­wania, gdyż myśl poczyna się nagle i błyskawicznie, ale mowa rodzi się wśród trudu i znoju. Trzeba kształcić mózg, serce i wolę. Praca jest tem, co szlifuje klejnoty natchnienia, a dobry mówca uświadamia sobie, że tylko przez trud i pracę nad samym sobą zdoła wycyzelować i uszlachetnić perły swojej twórczości.

Demostenes uczył się całe życie, zrazu był uczniem Izokra- tesa, potem pobierał naukę u Kalistratosa, wybierał żmudne metody przepisywania pomnikowych dzieł ówczesnego stylu retorycznego, aby się przejąć ich majestatem. Przy pierwszem przemówieniu spotkał się jednak z tak ostrą krytyką, iż mu­siał rozpocząć nowe studja, tym razem u aktora Satyrosa. Do­

32

Page 34: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

piero żelazna wola i niezachwiana wytrwałość utorowała mu drogę do laurów.

Cycero studjował nietylko retorykę, lecz także literaturę, praw o i filozofję. D la studjów filozoficznych wybrał się do Aten, a na wyspie Rodos odbywał u retora Molona specjalne studja. U czył się, mimo, iż z natury był jakby stworzony na mówcę, obdarzony w yjątkową subtelnością, żyw ą fantazją, gorącem uczuciem i mistrzowskim talentem nadawania swym myślom odpowiedniej form y.

Pole nauki mówcy jest nieograniczone. K w intyljan twier­dził, że pole działania mówcy jest tak obszerne, jak życie ludz­kie. Cycero każe mówcy poznać wszystkie sztuki piękne i wszystko, co jest wielkie w naturze. Genjusz oratorski nie jest tern, czem inne talenty i tak jak inne talenty wtłoczony w pewne określone granice wiedzy ludzkiej, lecz musi z w y­ży n y obejmować całą wiedzę ludzką i całe życie ludzkie.

Dobry mówca wie, o czem ma mówić, i co ma powiedzieć: jego zapas wiedzy jest skarbem nieprzebranym, z którego czer­pie hojną dłonią i rozsiewa dookoła złote pasma swych dro­gocennych myśli. Zapas ten przewyższa wielokrotnie w ygła­szane słowa, gdyż mówca wie, że musi być więcej myśli, niż słów, a myśl przeładowana słowami wygląda, jak gdyby za­mglona, słowa rzucają wprawdzie na myśli jasność światła, .ale mroczą je także cieniem. W tern ustosunkowaniu myśli i słów, leży siła dynamiczna mówcy.

M ówcy nie wystarcza znajomość przedmiotu i przedmio­tów. Jest — powiada Fernand Corcos — jeszcze jedna księga, choć niepisana, ale wszechobecna, do której sięga mówca i która jest dlań niewyczerpanem źródłem myśli, spostrzeżeń i do­świadczeń. Jest to wielka, ciągle otworem stojąca księga życia, życie bowiem kształtuje mówcę. Mówxa, który korzeniem wrósł w podłoże życia, czerpie z niego ożywcze soki do dal­szej swej twórczości.

Słusznie twierdzi M. Szpakiewicz w przedmowie do „Słow a

iKult żywego słowa 3 3

Page 35: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

wyrazistego“ , S. Wołkońskiego, że natchnienie, „jako jeden z momentów artystycznej twórczości jest zawsze tylko chwilą tego skomplikowanego aktu psychologicznego, nagromadzona zaś wcześniej wiedza, rozmyślania, nauka i ćwiczenie w chwili natchnienia wypowiedzą się bezwarunkowo, tak lub inaczej,

choćby nieświadomie“ .Idealnego mówcę tworzą nietylko właściwości przyro­

dzone, lecz także nauka i ćwiczenie.Technika jest do pewnego stopnia sztuką, czerpac z niej

winien mówca, gdyż jest ona regulatorką zbyt wybujałej na­tury. U wielkiego mówcy sztuka działa niepostrzeżenie, staje się jakby jego drugą naturą, nikt jej nie widzi, nie słyszy, nie odczuwa. Szczytem mistrzostwa jest prostota i naturalność, rzemieślnicze stosowanie sztuki, byłoby jej jaskrawem zaprze­czaniem. C zy można uwierzyć, aby doskonały mówca kierował swoim nastrojem lub mimiką wedle z gory przepisanych lecept, a radość, smutek i współczucie wyrażał takiem lub innem świadomem natężeniem mięśni? C zyż można przypuścić, by dobry mówca nakazywał swej twarzy uśmiech, stwarzał sztu­czny w yraz zazdrości, pogardy, strachu, miłości, gniewu, nie­

nawiści?Doskonały mówca jest w każdem swem drgnieniu ucie­

leśnieniem prawdy. Jego piękno tkwi w majestacie praw dy, którą przepojone być winny wszystkie jego ruchy, postawa, w yraz twarzy i dźwięk słowa. Drogowskazem dla m ówcy jest prawda. Mówca jest sługą i kapłanem prawdy, a ta pra­wda, choć często shańbiona i oplwana, w końcu zawsze weź­mie górę. Dążenie do prawdy jest legitymacją mówcy, źródłem jego uprawnień, rozgrzeszeniem jego przemożnej w ładzy nad duszami — rządu dusz, — ono staje się dla mówcy pukle­rzem, o który rozbija się niechęć słuchaczy, choćby prawda była gorzką. Mówca, dążący do prawdy, jest żołnierzem świę­tej sprawy, strażnikiem najwyższych dóbr świata. Świat dąży do prawdy. Istnieją instynkty mas, które od swych mówców

34

Page 36: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

i przywódców żądają fałszywych pochlebstw, doraźnych ko­rzyści, przesady i okłamania. Słuchacze ocenią koniec końcem etyczną stronę mówcy. Mimo nieprawości jednostek, nietylko ludzkość, ale nawet jej większe ugrupowania wywieszają sztan­dary etyki na czele swojego pochodu. Wielkość mówcy leży w jego moralnej sile i już Seneka twierdził, że z piersi wiel­kiego mówcy przemawia Bóg.

Głosiciel praw dy chce, by prawda rozprzestrzeniła się jak- najszerzej i wsiąkła jak najgłębiej, ale dążąc do tego unika na­wet pozorów, któreby mogły wskazywać na to, że rości sobie pretensje do władztwa nad duszami. N ie przyodziewa więc szat proroka, ani apostoła, nie przystraja się w błyskotliwe pióra jakiegoś kapłana elokwencji, lub karciciela ludzkości, na­wet nie pozuje na gromowładnego mówcę, któremu danem jest kruszyć kamienne serca ludzkie. W takich szatach nie jest mówcy do twarzy i w ytraw ny mówca wie o tem dobrze i po­sługuje się słowem tak, jak człowiek skromny korzysta ze swego ubioru; nie dla blasku zewnętrznego, lecz dla estetycz­nego przyodziania ciała. Dobry mówca wie też, że jego po­słannictwo jest służbą idei, a idea ta w nim i z niego promie­niuje stokroć jaśniej, aniżeli błyszczeć mogą wszelkie najbar­dziej świecące się szaty. T y lk o tacy mówcy zdobywają dusze.

G dyby tak być nie miało, jakżeż słusznem byłoby zdanie V erlaine’a, które brzmi jak przekleństwo w ym owy:

„Prends l ’éloquence et tords lui son cou“ .Uchwyć wymowę i skręć jej szyję.

A

3* 35

Page 37: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Sentez vivement et dites tout ce que

vous voudrez.d’Alembert.

Trzeba myśl odczuć głęboko, właściwy

wyraz się znajdzie.d’Alembert.

MÓWCA I AKTOR.Utarło się przekonanie, że najlepszym nauczycielem mówcy

jest aktor. Z tego powodu mówcy pobierają naukę wymowy u aktorów i od dawien dawna po dzień dzisiejszy wielu akto­rów było nauczycielami mówców.

Zestawienie sztuki aktorskiej z wym ową stwierdza dobit­nie, że sztuka aktorska i wymowa są to zupełnie odmienne gałęzie twórczości, które kierują się innemi prawami, a aktor nie jest i nie może być pod każdym względem dobrym nau­czycielem mówcy.

Aktor wypowiada myśli cudze, trzyma się linji wytkniętej przez autora, wczuwa się w styl autora i mówi tym stylem, w yraża więc i odtwarza uczucia obce, gra, dając widzowi uro­joną radość, urojoną boleść, urojony zachwyt, nie swoje uczu­cia, lecz osoby, którą przedstawia. Zadaniem aktora jest zgo­towanie widzowi biesiady duchowej, wyrwanie go z więzów rzeczywistości i aby lepiej móc to uczynić, stara się działać na jego zmysły; gdy uda mu się przeistoczyć w osobę, którą w y ­obraża, i przez to wywołać zupełne złudzenie, cel swoj osiąga w zupełności.

Aktor posługuje się wszelakiemi efektami zewnętrznemi, które mu ułatwiają jego rolę, wolno mu się ucharakteryzo- wać, nakazać, by mu muzyka wtórowała i dysponować wszyst- kiemi środkami iluzji scenicznej. „Ażeby przedstawić sztukę Szekspira na scenie“ — powiada Oskar Wilde — „potrzeba usług bogatego kapitalisty, rozumnego perukarza, krawca, ma­jącego zmysł kolorów i materji, sprytnego dekoratora, fechmi-

36

Page 38: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

strza, nauczyciela tańców, a przedewszystkiem artysty, który calem przedstawieniem osobiście kieruje“ .

Mówca jest w jednej osobie autorem i odtwórcą, tworzy i w yraża myśli własne, mówi stylem własnym i sam sobie w y­tyka linję i kierunek swego działania, — on w całości stwa­rza swoje dzieło. M ówca nie gra, tylko przemawia, uzewnętrz­nia uczucia własne, a sztuką aktorską przeważnie się nie po­sługuje. Byw ają znakomici mówcy, którzy tej sztuki nie uznają. Audytorjum, słuchając mówcy, chce mieć wrażenie, że nie ma przed sobą aktora, mówca bowiem, gdy przemawia, jak aktor, recytujący dobrze nauczoną rolę, bez widocznego zmagania się z myślą, budzi w słuchaczach niemiłe wrażenie, czują oni bowiem brak indywidualności, sztuczność i nieszcze-

f /rosc.Oddziaływanie na zmysły jest dla mówcy środkiem do

celu, nie jest samym celem; dążeniem mówcy nie jest, by słuchacz rozkoszował się dźwiękiem i treścią, lecz, by wolę swą poddał jego w oli; nastroje, jakie wzbudza mówca, zmie­rzają wyłącznie do opanowania woli słuchacza.

Mówca spełnia swe zadania sam, bez pomocy środków sztucznych i efektów zewnętrznych, daje bowiem tylko siebie, a nie innego, chociaż daje siebie w przeróżnych fazach swego ducha. Mówca daje rzeczywistość, a nie urojenie, daje rze­czywistą radość, boleść, smutek, oczywiście w bogatej gamie nastrojów i stanów ducha, których mówca nie odtwarza, lecz w ytw arza, bez jakiegokolwiek po za swoją osobą czynnika pomocniczego, prócz muzyki własnego głosu i w yrazu w ła­snego ciała jako dekoracji. Działalność aktora jest odtwórczą i twórczą, działalność mówcy jest twórczą i tylko twórczą, gdyż myśl tworzy i myśl tę uzewnętrznia.

Patos, który w sztuce aktorskiej ma tak szerokie zasto­sowanie, w występach mówców miewa tylko w yjątkowe prawo bytu, ograniczone tak co do czasu trwania, jak i siły napięcia. Słuchacze nie zniosą przez czas dłuższy patetycz­

37

Page 39: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

nych wynurzeń mówcy, a mówca, dając się opanować ta­kiemu nastrojowi i podnosząc zbytnio swój glos, zatraci zdol­ność modulowania, która łącznie ze zmiennością, giętkością głosu i dostosowaniem tegoż do różnych faz przemowy, sta­nowi dla słuchaczy najobfitsze źródło estetycznych wrażeń.

Podkład duchowy twórczości aktora i mówcy jest zu­pełnie odmienny, a tożsamość ich twórczej działalności zbiega się tylko w jednem, a mianowicie w tern, że tak mówca jak i aktor, obaj mówią. T y lko technika wyrobienia głosowego aktorów może być wzorem dla mówców, gdyż technicznie do­bra recytacja i deklamacja aktora, polegające na dobrem w y­mawianiu są też dla mówcy rzeczą nieodzowną; strona więc techniczna pracy obydwóch podporządkowaną jest tym sa­mym zasadom i rządzi się temi samemi prawidłami.

K ażdy z tych zawodów ma swoje właściwości i swoje od­rębności, wskutek czego nie można do nich przykładać jed­nego szablonu i zestawiać sztukę aktora z elokwencją mówcy, stawiając wyżej lub niżej wartość jednej lub drugiej. Faktem jest, że świetnych aktorów jest więcej na świecie, aniżeli świet­nych mówców. Może droga, po której aktor kroczy, jest mniej ciernista, a bardziej usłana różami, może łatwiej jest w yw ołać iluzję, niż odtworzyć rzeczywistość, może słodka iluzja wabi i przyciąga silniej, niż twarda prawda, a właśnie tamte czyn­niki torują drogę aktorom.

Sztuka aktorska kryje w sobie dla mówcy wielkie niebez­pieczeństwo, gdyż punktem wyjścia dobrego mówcy jest ton naturalny, wzięty z życia, taki jaki jest stworzony przez ży ­cie. D la aktora rzecz się ma wprost przeciwnie. Aktor nie dostarczy mówcy w tym względzie odpowiednich wzorów.

Prototypem mowy jest codzienna rozmowa i z niej czerpie mówca swój ton zasadniczy, od którego zaczyna, nie wcho­dząc w sztuczne i niewłaściwe pole recytacji i deklamacji. Z a­sada ta jest fundamentalnem prawidłem retoryki. Niejeden mówca, jak zresztą prawie każdy człowiek, ma skłonność do

38

Page 40: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

afektacji, która czyha i zastawia swoje zdradzieckie sidła, oso­bliwie na mówców początkujących, chęć bowiem podobania się jest każdemu wrodzona, a robione w tym celu sztuczne w y­siłki, dają w wyniku afektację. Chęć przemawiania w sposób jak najbardziej gładki i płynny, dążenie do stworzenia odrazu form y jak najbardziej właściwej, óstatecznej i skończonej, oraz pragnienie zawładnięcia tą formą bez żadnych wahań i prze­szkód, częstokroć skłania mówcę do przygotowania zawczasu w najdrobniejszych szczegółach całej rysunkowej tkaniny sło­wnictwa i stylu, co następnie sprawia wrażenie mowy w yu­czonej, jakby recytowania roli i otwiera mówcy pole i możli­wości stosowania sztuki aktorskiej. W gruncie rzeczy jest to poza i to niezawsze udana, a tylko mało krytycznym mówcom w ydaje się, że tą drogą zbliżają się do doskonałości. Pozę słu­chacz widzi, lub wyczuwa, a jaskrawość jej jest tern silniejsza, im bardziej mówca oddala się od natury.

W szak nie wolno zapominać, że wiele cech pierwotnych i naturalnych zaciera już samo życie, że proces naturalny za­nikania cech pierwotnych w miarę wychowania, i wygładza­nia się życiowego, jest sam przez się już bardzo silnym czyn­nikiem, zabarwiającym człowieka na modłę otoczenia i w a­runków, wśród których się obraca. Samo życie pożera coraz bardziej pierwotność, usuwa nieraz chropowatość i właściwo­ści ujemne, lecz jednocześnie oddala coraz bardziej od natury i zmienia zabarwienie indywidualne. D obry mówca stara się pozostać sobą, a ulega tylko o tyle wpływom otoczenia, o ile odczuwa, że w pływ y te zdoła w zupełności zasymilować i że się przez to poprawia i uszlachetnia, zresztą stara się zacho­w ać a nawet wskrzesić i przywrócić swoją własną idywidual- ność i jak najbardziej zbliżyć się do natury.

Dochodzi do tego drogą najgłębszego uświadomienia so­bie, że największym wdziękiem jest odruchowość i natural­ność, o ile tylko przymioty te utrzymane są w granicach este­tyki.

39

Page 41: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

L ’art de bien dire est avant tout l ’arc de penser juste, l’idée saine d’abord, en­suite le mot précis.

Saurin.

Sztuka pięknego mówienia jest przede- wszystkiem sztuką prawidłowego myśle­nia, najpierw zdrowa myśl, — następnie- właściwy wyraz.

Saurin.

PRZYGOTOW ANIE MOWY.

Przygotowanie mowy pozostaje w ścisłym związku z przy­gotowaniem mówcy do jego wysokiego zawodu, polega ono- na stałej i nieprzerwanej pracy nad samym sobą, ustawicznem. kształceniu i doskonaleniu się. Pole studjów jest bardzo sze­rokie i głębokie, obejmuje wiele dziedzin życia ludzkiego, a sumienny mówca zna przedmioty swoich przemówień le­piej i głębiej od swych słuchaczy, przez co zyskuje wiarę w sie­bie, śmiałość i pewność.

Zdawali sobie z tego sprawę mówcy starożytni, mimo, że w owych czasach forma brała górę nad treścią; gdy jednak chciano określić źródła, z których płynie piękno w ym owy, wskazywano na głębokie wykształcenie, znajomość sztuk pię­knych i wogóle posiadanie wszystkich umiejętności. (Ex multa eruditione, et plurimis artibus, et omnium rerum scientia exun- dat et exuberat illa admirabilis eloquentia).

Przygotowanie mowy jest czynnością wstępną niezmiernej wagi; chodzi nietylko o zebranie odpowiedniego zapasu myśli i zrobienie planu przemówienia, ale także o krytyczne rozwa­żenie i uporządkowanie materjału myślowego i o nadanie mu formy właściwej, jasnej i estetycznej, dostosowanej do warun­ków chwili i poziomu umysłowego słuchaczy. Dobry mówca zdaje sobie dokładnie sprawę z tego, że kardynalnym warun­kiem dobrego mówienia jest jasność i prostota, jasność i przej­

40

Page 42: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

rzystość planu, jasność treści i jasność sposobu jej wyrażenia.Przygotowanie mowy jest w pierwszym rzędzie rachun­

kiem sumienia, krytyczną pracą nad samym sobą, gdyż jasne uświadomienie sobie celu, przedmiotu mowy i swego stosunku do poruszonego tematu, warunkuje należyte wypowiedzenie treści. Ten rachunek sumienia polega na krytycznem rozwa­żeniu, czy posiadane wiadomości uprawniają mówcę do wystę­pow ania'na arenie publicznej i do pouczania innych, mowa bowiem nie powinna być powtórzeniem znanych i oklepanych komunałów, a mównica nie może być nadużywaną do zaspa­kajania wybujałych ambicyj bezkrytycznych mówców. Dobra mowa zawiera coś, co wyrasta ponad horyzont wiedzy słu­chacza, coś co pobudza jego myśl i wzbogaca jego wiedzę.

N ajpierw mówca zastanowić się winien nad mową, jako nad całością, mowa bowiem jest czemś calem, jednostką zw ią­zaną, skończoną i zakończoną, jest odpowiedzią na pewne py­tanie, spełnieniem postawionego sobie zadania. Idea całości musi przyświecać mówcy przy tworzeniu dzieła; ta idea po­wstaje odrazu, poszczególne części podporządkowane są tej idei. Przedewszystkiem chodzi o intencję główną i główny mo­

tyw , to są istotne zarysy.Dopiero potem można przystąpić do opracowania wszyst­

kich drobniejszych szczegółów, do przezwyciężenia oporu go­towego już materjału, do pracy konstrukcyjnej, przyczem twórczość w yraża się rozrastaniem się myśli, pomysłowością wynalazczą, grupowaniem harmonijnem, a indywidualność twórcy uczuciowo i nastrojowo przenika materjał objektywny, ożyw ia go, rozszerza i rozprzestrzenia. Mówca drogą pogłę­biania jednej lub kilku zasadniczych myśli stwarza sobie bo­gaty i obfity ich zapas, porządkuje ten zapas i ustala sposob, w jaki swe myśli dokładnie i jasno wyrazi. Uporządkowanie tematu następuje według zasady ujmowania w pierwszym rzę­dzie najważniejszych momentów sprawy, a potem naturalnego, stopniowego rozwijania myśli w ich właściwej kolejności i po­

Page 43: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

rządku. Naturalne i logiczne wzajemne powiązanie myśli od­powiada wymaganiom całości i w ytwarza jednolitość przemó­wienia, które nie będzie mieć luk ani przerw.

Mówca w czasie procesu myślowego ani na chwilę odbiec nie może od celu swego przemówienia, który jest dlań gwiazdą przewodnią; tego celu nie traci z oczu, choć mroczną jest droga zawiłych i skomplikowanych myśli, a myśli te cisną się i napierają ze wszech stron z wielką nieraz natarczywością. Do celu tego dostosuje mówca każdy najdrobniejszy szczegół treści i form y; ma on ciągle w pamięci, że mowa nie jest sztuką dla sztuki, że nie jest produkcją dla popisu, lecz środ­kiem, wiodącym do wyższego praktycznego celu, jakim jest oddziałanie na wolę słuchacza.

Mówca rozważyć musi, co ma powiedzieć i jak ma po­wiedzieć, ale zapomnieć mu nie wolno, że pewnych rzeczy nie ma wypowiedzieć, że są pewne szczegóły, które się do prze­mówienia nie nadają, które choć są ciekawe i rzucają świa­tło na sprawę, celowi przemówienia nie odpowiadają. Mówca odrzuca oczywiście te wszystkie naleciałości myślowe, które, jak chwasty i burzany rosną nieraz nawet na cudownym ła­nie zbożowym. Często praca ta wymaga pominięcia pewnych myśli, zresztą dobrych i słusznych, czasem trafnych zestawień, dowcipnych porównań, których wygłoszenie zaspokoiłoby ambicję mówcy i dałoby mu wiele zadowolenia. Wyplenianie myśli zbytecznych wymaga od mówcy nietylko krytycyzm u, lecz także samozaparcia i rezygnacji, gdyż pozbawia się on przez to efektów, które mu się w ydają silne i błyskotliwe. Cel mowy powstrzymać powinien mówcę od wyrażania tego wszystkiego, co z tym celem koliduje, zresztą mówca wie do­brze, że nie jest uczonym, który musi powiedzieć wszystko, a mowa nie jest traktatem naukowym, którego zadaniem jest całkowite wyczerpanie tematu. Zbytnia obfitość materjału stać się może kulą u nogi, a człowiek nie objuczony ciężkiem brzemieniem myśli, porusza się łatwiej i swobodniej. Zdol-

42

Page 44: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

nosc do szybkich ruchów, a nawet do lotu skrzydlatego, jest w zawodzie mówcy koniecznością. Działalność krytyczna m ówcy polega na przesiewaniu przez sito logiki, krytycyzm u i zdrowego rozumu nasuwających się nieraz gwałtownie my­śli; jest to bardzo ważny moment przygotowania. A by stwo­rzyć dzieło, które będzie najbliżej złotego środka, jako pro­duktu rozwagi i równowagi umysłowej, aby opanować zbyt silne poryw y myślowe, — należy skupić wszystkie władze umysłowe i ujarzmić pewien radykalizm myśli, właściwy mów­com o żywszym temperamencie.

Niezmierną korzyść przynosi powolne dojrzewanie myśli m ówcy, proces umysłowy najbardziej odpowiadający powol­nemu, stopniowemu procesowi natury. Od trwania i głębo­kości tego procesu myślowego zależy pewność siebie i wiara w pomyślność przedsięwzięcia, a to jest poręką powodzenia.

Czynność przygotowawcza mówcy odbywa się w pełnej świadomości tego, że opracowanie tematu ma na celu udo­stępnienie przedmiotu innym, że mówca wszystkie swe roz­ważania skierować musi ku temu zadaniu. Mówca rozważa wówczas, kto wejdzie w skład jego słuchaczy, mowa bowiem, jako akt i czyn o charakterze praktycznym, formą i treścią dostosowaną być musi do poziomu umysłowego słuchaczy. Przed każdym mówcą stoją inni słuchacze, a wśród nich lu­dzie o różnych typach i rożnem usposobieniu. Chodzi więc o to, by mowę zbudować i wypowiedzieć w sposób dla nich zrozumiały i jasny, by dać im tylko to, co mogą zużytko­w ać i przetrawić.

Osoba samego mówcy, jego „ ja “ usuwa się przytem na drugi plan, ma ona bowiem znaczenie drugorzędne, a na czoło w ybija się cel i najbliższa droga do tego celu wiodąca.

"Wśród tego przygotowania, wśród tej żmudnej i ciernistej pracy niejeden mówca, ustaje rozżalony i zniechęcony, droga bowiem tworzenia i kojarzenia myśli nie jest gładką, wszędzie manowce, wśród których gubi się nawet w ytraw ny i głęboki

43

Page 45: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

[

myśliciel. Z umysłu wybitnych nawet ludzi nie wszystko odrazu daje się wycisnąć, a wartościowy nektar sączy się po­woli, kroplami... T u jednak wkrada się ważny czynnik po­mocniczy, podświadomość, którą nie każdy zna z nazwy, choć łatwo ją może wyczuć. Działanie tego czynnika jest prze­dziwne, gdyż w skutkach dorównywa świadomemu mysiemu, a nawet je przewyższa. O prawdziwości tego objawu łatw o można się przekonać, wystarczy w chwili znużenia pracą przygotowawczą, gdy umysł już nie dopisuje, a siła twórcza zanika, odłożyć dalszą pracę. Po pewnym czasie, zupełnie nie­oczekiwanie, powraca fala myśli o wiele płodniejszym pę­dem, tłoczą się nowe koncepcje, przypominają się analogje, trafne przykłady, nasuwają się argumenty. T o jest dalsze dzia­łanie automatu umysłowego, który niepostrzeżenie podsuwa owoce swojej ukrytej pracy. Objaw ten uwydatnił się w mą­drości przysłowiowej, „Trzeba sprawę przespać“ , „L a nuit porte conseil“ .

Jeden z francuskich retorów nazywa ten proces niezwykle trafnie „le dédoublement de moi“ , rozdwojeniem siebie sa­mego. Praktyczne znaczenie tego procesu polega na tern, że aparatu myślenia nie należy zbytnio forsować, lecz zostawić pole i czas do działania sił ukrytych, podświadomych.

Podświadomość wspiera mówcę podczas przemowy. Wspiera go ona, podsuwając mu materjał słowny. M aterjał myślowy, zebrany drogą podświadomości wym aga kontroli i uporządkowania.

N iektórzy mówcy piszą zgóry swe przemówienia, inni ograniczają się tylko do przemyślenia tematu, — jest to kwe- stja zdolności, indywidualności lub przyzwyczajenia. Retoryk francuski Gâche (La rhétorique du peuple) rozróżnia t. zw. moteurs graphiques i verbo-moteurs. Pierwsi tworzą pisząc,, drudzy, mówiąc. T y lko ta druga grupa, a nie pierwsza, ma. dar improwizowania.

44

Page 46: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

t

Pismo jest dla mówcy zwierciadłem, w którem widzi błędy swego rozumowania; pisząc swoje przemówienie i mając dłużej przed oczyma tekst pisany, mówca ma możność lepszego wnikania w całość i wszechstronniejszego jej objęcia. Pismo jest pożytecznym środkiem samokontroli, która polega na współdziałaniu wzroku, kontrolującego całą strukturę rozumowania. Spisywanie mowy ma tylko wtedy ra­cję bytu, gdy proces myślowy jest już zupełnie zakończony, a produkt myśli wykończony, chodzi zaś tylko o kontrolę ca­łości; zresztą notowanie jest sposobem trzymania na uwięzi myśli, które mogą ulecieć, nie pozostając w pamięci.

Uprzednie wygłoszenie przemówienia, jako czynność przy­gotowawcza, stanowi kontrolę akustyczną; mówca staje się w ten sposób słuchaczem i krytykiem własnego przemówie­nia i kontroluje swą sprawność techniczną.

Oba sposoby przygotowania się mają swoje zalety; wybór właściwej drogi pozostawiony być musi mówcy, który jako człowiek zazwyczaj o wyższym poziomie umysłowym, zna siebie samego, swoje właściwości techniczne i zdolności inte­

lektualne.W adliwem i niezgodnem z zasadami retoryki jest takie

przygotowanie mowy, które umożliwia późniejsze dosłowne jej powtórzenie, pamięciowe bowiem powtarzanie ułożonego tekstu jest zaprzeczeniem żywości słowa. W tych wypadkach pamięć wystawiona jest na bardzo ciężką próbę, mówca staje się recytatorem wypracowanego przez siebie tekstu i traci w pływ na słuchaczy, którzy niechętnie słuchają deklamatora, zamiast mówcy. Mówca zamyka przed sobą drogę do dalszego rozwoju i postępu, gdyż mechaniczne wygłaszanie z pamięci tekstu zabija wszelkie zdolności twórcze, a mówca, zwolniony w ten sposób od konieczności myślenia, kieruje energję swą w niewłaściwą stronę, nabiera manjer aktorskich i zatraca na­turalność. Słuchacze odczuwają brak wysiłku twórczego, który

45

Page 47: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

t

podnosi wdzięk mówcy, dając obraz naturalnego zmagania się z trudnościami i usuwania ich od siebie.

Podstawą przygotowania mówcy jest praca i tylko dzięki niej zabłysnąć i należycie promieniować może siła i piękno w y­mowy.

46

Page 48: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

L ’éloquence était un don, avant d’être un art.

Marmontel.Pierwotnie wymowa była tylko darem

słowa, potem wzniosła się na wyżyny sztuki.

Marmontel.

O IMPROW IZACJI.

Improwizacja jest to w yraz, zapożyczony z działu poezji, a improwizowanie było od dawien dawna przywilejem poe­tów, którzy w natchnieniu, w sposób niczem niekrępowany, z głębi swej duszy w ylew ali nazewnątrz nadmiar swoich uczuć. Przeżycia duchowe, o ile nie były przelewane piórem na papier, w ydostawały się na światło dzienne w formie wzniosłej deklamacji. T y lk o deklamacja bowiem podnieconemu stanowi duszy dać mogła odpowiedni w yraz i w odpowiedniej formie uzewnętrznić uczucia. W poezji tworczosc wylania się poza granice rzeczywistości, poezja odrywa swój przedmiot od rzeczywistości i przenosi go na fale uczucia. Niema poezji bez uczuciowości. Elokwencja przeciwnie, nie dąży do prze­twarzania rzeczywistości w poetyczną fikcję. Retoryka, jako nauka o zasadach pięknego mówienia, mająca na celu regulo­wanie wszelkiej wybujałości, ma tylko ten związek z poezją, że czerpie z jej skarbnicy dla swoich celów, korzysta z niej, jako z czynnika pomocniczego i dostosowuje ją do swoich w y ­mogów praktycznych. D ar improwizacji, jako własciwosc umysłu i fantazji, jako zarodek twórczy, z ktorego w yrastają bujne płody ducha, stanowi nieoceniony przymiot mówcy.

Improwizacja na polu elokwencji jest tylko improwizacją form y. Improwizacja w elokwencji jest to dar nadawania m y­ślom wyrazu, jest to dar zewnętrznego ich kształtowania przez nagły, spontaniczny, jakby jednolity wysiłek umysłu. Impro­w izujący odrazu nadaje bujnym swoim myślom w języku obra­

47

Page 49: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

f

zowym, różnobarwnym, formę skończoną, formę ostateczną. On nie tworzy formy swej mowy, forma sama się tworzy, z niego każdocześnie tryska niewyczerpane źródło, on zaś z tego zrodła, jakby bezwiednie, rozpryskuje dookoła czystą wodę natchnienia, mieniącą się jak w blasku słońca tysiącem różnobarwnych kolorów.

Improwizacja jest dziełem chwili i służy tylko tej chwili, w której twórca opromieni ją blaskiem swojej osoby. M owy improwizowane rzadko przechodzą do historji i nie dadzą się ocenie według zasad obowiązujących słowo pisane; takie mowy warto tylko słuchać, słuchać z tą świadomością, że nikt nie może być tak przygotowany jak improwizator, dar bowiem improwizacji jest częścią jego ciała, krwią jego krwi, owocem jego natchnienia.

Głownem znamieniem improwizacji jest wybuchowa jakby praca mózgu, z którego forma myśli kiełkuje w oczach słucha­czy; rozwija się ona w najbujniejsze kształty i zakwita naj- barwniejszem kwieciem, buja nieprzerwanym, ciągłym, lek­kim i swobodnym ruchem, którego piękno olśniewa. Impro­wizujący daje się porwać fali swego natchnienia, ta fala ni­weluje wszelką metodę i w tem leży jej piękno.

Improwizacja jest matką wym owy, z niej czerpała w y ­mowa swoje soki. W improwizacji suche zasady retoryki mil­kną, albowiem improwizator jest pionierem i twórcą nowych, pięknych form i posuwa naprzód rydwan retoryki ku coraz większej doskonałości. Improwizacja stoi ponad retoryką.

M owy ludzkiej — jak powiada Brodziński, — nie utwo­rzyło rozumowanie, ale imaginacja i czucie. T o samo dotyczy również i nowych form w kształtowaniu myśli:

Trzeba z żywymi naprzód iść,Po życie sięgać nowe —A nie w uwiędłych laurów liść Z uporem stroić głowę.

Adam Asnyk.

48

Page 50: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

„Pragnę wyjaśnić w kilku słowach, jak ja swoje mowy przy- gotowuję. Jestem zwolennikiem improwizacji formy. Naprzód opracowuję temat w myśli, szeroko, głęboko, odważam najskru­pulatniej każde za i przeciw, w rozmowach z przyjaciółmi po­litycznymi badam prawdziwość dowodów i argumentów; gdy już wszedłem na mównicę, staram się nie wiązać myśli jakąkolwiek formą. Oddaję się improwizacji. Uważam, że przygotowanie formy jest wędzidłem dla myśli, ogranicza swobodę ruchów, że najlepszych argumentów dostarcza atmosfera chwili, a nie praca z głową pochy­loną nad biurkiem. Przeważnie rozstrzygają argumenty, które same się z dyskusji wyłaniają.

Mowa nie jest pracą literacką, mowa jest czynem! Mowa musi byc wysłuchaną. Forma ma znaczenie drugorzędne. Działanie mowy, skutek, który ona odnosi, jest wszystkiem. Czasem jest dobitniejszem jedno zdanie zrodzone z podniecenia słuchaczy, któ- rem się mówca zaraza, niż najbardziej wycieniowane, gramatycz­nie wydoskonalone szeregi wyszlifowanych zdań. T o też mowa zrośniętą jest z otoczeniem, wśród którego się rodzi i z całą atmo­sferą, z której się wyłania“ .

Oczywiście, tak mówić mogą tylko mówcy „z Bożej laski!“

O improwizacji mówi Arystydes Briand:

K u lt żywego słowa 4 4 9

Page 51: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Wybaczam wszystkie usterki w prze­mówieniu z wyjątkiem błędów dyspozycji mowy.

Herder.

O BUDOWIE MOWY.

Buffon w swojej mowie o stylu uważa za konieczne, by mówca, grupując myśli i słowa, powziął przedewszystkiem ścisły plan, jako podstawę budowy mowy. 'Wpłynie on na sty­lizację myśli. Zrazu mówca przygotuje swój plan w Ogólnych zarysach, potem następuje wypracowanie szczegółów; sposob ten prowadzi do ujęcia całości materjału, składającego się na przemówienie i do należytego wzajemnego ustosunkowania wszystkich części składowych. Plan taki jest układem m owy, starożytni retorowie nazywali to dyspozycją.

Ustalenie planu przemówienia i odpowiedni podział te­matu jest koniecznością. Można nie przesądzać kwestji, czy mówca powinien z góry w yjaw ić słuchaczom swój plan i układ mowy, wtajemniczając ich w sposób, w jakim będzie kolejno głosił swoje myśli, czy też winien wstrzymać się od tego, lub zaznaczyć to w sposób mniej wyraźny. Subtelny mówca sam oceni, czy w danym wypadku dobitne krystalizowanie dzia­łów przemówienia jest konieczne lub choćby wskazane, czy psychologji i poziomowi umysłowemu słuchacza odpowiada świadomość, na jakie kategorje mówca rozbił swój przedmiot, czy też wystarczy kart w zupełności nie odkrywać, natomiast trzymać się ściśle pewnej dyspozycji. W szak mówca ma także inne sposoby wskazania, że pewna myśl jest ukończona, a on z kolei przechodzi do nowej; służą do tego pauzy i przestan­kowanie. Zbytni pedantyzm w podkreślaniu dyspozycji, zbyt jaskrawa przesada w tym kierunku mogłaby być źle zrozu­miana, i mogłaby stwarzać pozory, iż mówca w poczuciu swe) wyższości umysłowej w ten sposób zniża się do poziomu m y-

50

Page 52: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

sienią audytorjum i zbyt jawnie chce je pouczać. N ależy jed­nak wziąć pod uwagę, że słuchacze, nie znając dyspozycji przedmiotu, błądzić będą i gubić się w mniej ważnych szcze­gółach. N ie mogąc ując całości, nie okażą zainteresowania, które jedynie pozwala śledzie tok myśli; gdy zaś od samego początku czują, że mówca przygotował się do zadania, które spełnić zamierza, gdy śledzić mogą rozwój jego myśli, ujętej w pewien system, darzą go odrazu pełnem zaufaniem.

Dyspozycja przedmiotu według zasady logicznego podziału tematu jest konieczną, a największą sztuką będzie .uprzystęp­nienie tego podziału w sposób jasny i zrozumiały, ale nie zbyt jaskrawy i nie zbyt natarczywy.

Dyspozycja przedmiotu obejmuje w krótkim zarysie cały temat przemówienia, ujmuje go w wytycznych zdaniach, w kilku rzutach, jakby najogólniejszem naszkicowaniu. Sam przedmiot rozłożony być musi w sposób taki, że mówca, nie rozdrabniając zbytnio materjału, rozdziela go na części skoor-

„ dynowane, lecz odrębne. Do układu swych myśli dochodzi mówca, gdy drogą syntezy spoi cały ich zapas w jedno, a drogą analizy rozczłonkuje tę jedność na grupy, które stanowią po­szczególne działy przemówienia. K ażd y dział, lubo pozostaje w organicznym związku z całością, jest w wywodzie częścią samoistną, posiadającą swój własny logiczny układ i budowę. T o jest szkielet, który mówca wypełni treścią. Przytem zwraca mówca uwagę na to, by wszystkie części budowy były ze sobą powiązane spojeniami, by kontury nie były zbyt ostre i kancia­ste, a spojeniami temi są przejścia z jednego działu do drugiego; są one niezmiernie ważnym czynnikiem budowy przemówie­nia, nadają bowiem całości pewne zaokrąglenie i estetyczne kształty.

N ie można sobie wyobrazić ogólnego szematu, pod który każda mowa dałaby się podporządkować. Mowa musi być do­stosowana do celu, który przyświeca mówcy, a różnorodność treści pociąga za sobą różnorodność budowy.

4* 51

Page 53: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

K ażdy mówca zmierza do zdobycia wpływu na wolę słu­chaczy, czyni to siłą swoich argumentów, których wzorowa organizacja umożliwia mu należyte ich wyzyskanie; jest tx> jak gdyby zdobywanie twierdzy przez argumenty, przygoto­wane w ordynku, jak lufy, gotowe do wystrzału. Mówca uderza w najsłabszą stronę twierdzy, robi ataki frontowe i boczne, zdobywa pozycję za pozycją i wreszcie wypowiada rozstrzygającą bitwę, która go prowadzi do zwycięstwa.

Mówca w pierwszym rzędzie stara się zawiązać ze słucha­czem pewną nić wspólności, pewną harmonję myśli, pragnie z góry wytworzyć pewien nastrój, który jest warunkiem w za­jemnego współdziałania i oddziaływania. Coż prędzej do tego prowadzi jak roztoczyć przed słuchaczem obraz przemówie­nia w sposób jasny i interesujący, aby go sobie pozyskać, za­pewnić sobie jego uwagę, zjednać jego sympatję? Niejeden mó­wca liczy się z pewnem uprzedzeniem, które musi przezwy­ciężyć, niejako z niemym oporem słuchaczy, czasem z ich nie­chęcią, nieżyczliwością lub conajmniej obojętnością. T ę opor- ^ ność już z góry, zanim pójdzie dalej, próbuje mówca po­konać i zniweczyć, pragnie stworzyć sobie na samym wstę­pie do tej walki o przekonania i zasady, którą mu wypadnie stoczyć, wygodną strategiczną placówkę.

Chwila rozpoczęcia przemówienia jest sytuacją nową, z którą się słuchacz nie odrazu oswaja, cały szereg drobiazgów zewnętrznych odwraca jego uwagę. W tej fazie słuchacz nie jest w stanie wchłonąć bardziej misternych i skomplikowa­nych wywodów mówcy, a mówca musi się z tern liczyć. T y lk o proste, jasne i przejrzyste ujęcie sprawy przyciągnie do mówcy słuchacza i uczyni go podatnym do śledzenia dalszych w y ­wodów.

Wstęp bez względu na swą treść dotyczyć musi zawsze sa­mego przedmiotu i pozostawać z nim w ścisłym związku. Wszelkie poruszanie tematów niezwiązanych z treścią przemó­wienia, wysuwanie na plan pierwszy osoby mówcy zawsze

52

Page 54: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

spotka się z niechęcią czy krytyką i poczytane będzie za nie­właściwość i nadużywanie cierpliwości słuchaczy.

Wstęp do mowy winien być krótki, gdyż mówca nie może nic uronić z tej pierwszej fali zainteresowania, jakie osoba jego wnosi na mównicę i które jest formą kredytu udzielonego mu przez audytorjum. T o zainteresowanie jest pewnego rodzaju przywilejem, którego nadużywać nie wolno.

Zarówno styl, jak i ton wstępu muszą być spokojne i zrów­noważone, gdyż w tej pierwszej fazie swego przemówienia mówca nie rozbudził jeszcze w słuchaczach podatności do sil­niejszych nastrojów, ani skłonności do silniejszych uczuć. Bra­nie akordów mocniejszych, posługiwanie się patosem w tej czę­ści przemówienia w yw ołać może tylko rozdźwięk, gdyż ta­kiemu nastrojowi mówcy nie zawtórują słuchacze, jeszcze nie przygotowani do przeżywania mocniejszych wrażeń.

'Właściwą częścią przemówienia jest pewien stan faktyczny, prowadzący do ujęcia i wysunięcia tezy, stanowiącej przedmiot dowodu, poczem następuje dowodzenie postawionej tezy drogą argumentacji i rozumowania. Stan faktyczny jest to część mowy opisowa, wyjaśniająca stan rzeczy, a przedstawia go mówca w sposób systematyczny lub chronologiczny, wybierając jeden lub drugi stosownie do danego wypadku. Opis powinien być treściwy, jasny i przejrzysty, aby uwaga słuchaczy skierowaną była na sedno sprawy, a nie gubiła się w szczegółach, mają­cych tylko luźny z nią związek. Chodzi o to, by słuchacz ujął bez wysiłku i trudności faktyczną stronę przedmiotu, by współpracował myślowo z mówcą i z nim razem snuł nie­przerwany wątek myśli.

Zdolność narracyjna mówcy ma tu szczególne pole do po­pisu. Umieć opowiadać, to sztuka nielada, a polega ona na obudzeniu w słuchaczach echa przeżyć mówcy, na zaintereso­waniu ich w całej pełni, na przedstawieniu sprawy w sposób tak plastyczny, by przed słuchaczem roztaczały się kolejno obrazy zdarzeń i wypadków w sposób żyw y i malowniczy.

53

Page 55: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Chodzi o wywołanie rzeczywistości w silnem napięciu, w gra­nicach jednak idealnej objektywności, gdyż naruszenie objek- tywności jest błędem estetycznym. Obrazowość zbyt mało skondensowana osłabia dynamikę mowy, jasność i dobitność przemówienia. Obrazowość jest łącznikiem z rzeczywistością.

Mówca nie może jednak zapomnieć o tern, że obrazowość zbyt wybujała wkracza w dziedzinę poezji, przedmiotem zaś mowy jest proza i ustalenie tej granicy jest nieodzowną ko­niecznością.

Opowiadanie nie jest celem mowy, a dawanie słuchaczom rozkosznych wrażeń za pomocą słowem malowanych obrazów, nie jest zadaniem mówcy. Natomiast z treści z nieubłaganą koniecznością wydobyć się winna teza sporna, której udowod­nienie mówca postawił sobie za cel.

Tezę sporną stawia mówca w ujęciu jaknajkrótszem i jak- najbardziej lapidarnem, by była należycie uwydatnioną i żeby w ryła się w pamięć słuchaczy. W momencie tym przedstawia mówca dowody, służące do poparcia postawionej tezy. Mowa nie jest niczem innem, jak przeprowadzeniem dowodu słusz­ności wysuniętej tezy. T a część przemówienia jest najtrudniej­sza i stawia mówcę przed najpoważniejszem zadaniem.

Znalezienie odpowiednich dowodów nie jest przedmiotem retoryki, lecz innych nauk, retoryka wskazuje tylko drogi i sposoby właściwego ujęcia środków dowodowych i takiego ich ugrupowania, aby każdy argument z osobna i wszystkie razem były należycie wyzyskane dla celów, do których zmie­rza mówca. Rzeczą mówcy jest ugruntować swe argumenty w sposób jak najbardziej przejrzysty, ugrupować je w sposób naturalny i celowy i tak je ustosunkować, aby się dowody w za­jemnie uzupełniały. Uszeregowanie argumentów i odpowiednie ich łączenie jest dlatego tak ważnym czynnikiem, że mówca operuje przeróżnemi kategorjami motywów faktycznych, pra­wnych i logicznych takiemi, ktoremi sam dowodzi słuszności swej tezy i takiemi, któremi obala i zbija twierdzenia przeciw­

54

Page 56: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

ników ; wszystko to razem stanowi arsenał środków dowodo­wych, mających stworzyć budowę tak silną, że aż nienaru­szalną.

Zakończenie m owy — to wydobycie jądra z całego przemówienia, utrwalenie w umyśle i sercu słuchaczy pewnego wrażenia, do wywołania którego mówca dążył w toku całej swej przemowy. Chodzi o ostateczne wrażenie, które słuchacze mają odnieść i zachować i które ma jaknajgłębiej wniknąć w ich dusze, aby zawładnąć ich myślą i nagiąć ich wolę. Rzecz oczywista, że w momencie tym mówca szuka najsilniejszych w yw odów i wypowiada je w formie odpowiadającej treści. Takiem zakończeniem może być krótkie, ale jędrne zebranie w yników rozumowania przy powtórzeniu najważniejszych etapów myślowych argumentacji, wysnucie z całości przemó­wienia ostatecznej konkluzji, będącej logicznym wynikiem ro­zumowania i stwierdzeniem słuszności wszystkich wywodów. W tym wypadku zakończenie jest przedłużeniem toku myśli poprzedniej części mowy, a więc dalszem rzeczowem rozwinię­ciem myśli. Okoliczności nasunąć mogą mówcy inne sposoby zakończenia mowy, lepiej odpowiadające danym warunkom i danej sytuacji; w każdym razie zakończenie mowy jest chwilą, która się szczególnie do tego nadaje, aby mówca od­wołał się ze szczególnym naciskiem do umysłu, woli i uczuć słuchaczy. W tej bowiem części mowy słuchacz odbiera cały szereg wrażeń, które bezpośrednio potem rozważa i przetwa­rza, mówca zatem chcąc, aby posiew w ydał owoce, nie szczę­dzi energji i siły.

W yżej wskazany podział mowy odpowiada logicznym za­sadom rozwoju myśli i psychologicznym warunkom zdolności odbiorczej przeciętnego słuchacza; jest to jednak pewnego ro­dzaju formułka, która w praktyce uledz może rozlicznym mo­dyfikacjom , zależnym od okoliczności. Dobry mówca zawsze i wszędzie wyciska piętno swojej indywidualności i sam tworzy sobie właściwą formę, natomiast przeciętny mówca trzyma się

55

Page 57: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

szablonu, zwłaszcza, że szablon ten jest uświęcony doświad­czeniem i tradycją, datującą się jeszcze z czasów Demostenesa i Cycerona. Zresztą układ mowy zależy od tego, czy chodzi0 mowy w ścisłem tego słowa znaczeniu, zmierzające do w y­warcia wpływu na wolę słuchacza, czy też tylko o przemówie­nia okolicznościowe, dążące do obudzenia pewnego nastroju1 wywołania pewnych uczuć.

Układ mowy zależy od jej trwania. Czas ten utrzy­m ywany bywa w granicach, które zakreśla potrzeba w y­czerpania tematu z tern zastrzeżeniem, by cierpliwość słu­chacza nie była wystawioną na próbę. Zdolność odbiorcza słuchaczy nie jest nieograniczoną, zbyt długie przemówie­nie nuży ich i nudzi, choćby nawet temat był interesują­cym, a sposób jego przedstawienia żywym i barwnym. Dobry mówca, opuszczając mównicę, pozostawić winien wśród audy- torjum chęć słuchania go jeszcze i posłuchania go poraź wtóry, musi więc panować nietylko nad tematem, ale i nad samym sobą, nie być niewolnikiem swego tematu i swojej osoby, sta­rać się, by słuchacz opuścił salę z uczuciem, że mówca nie w y­powiedział wszystkiego, co wiedział i nie wyczerpał do dna skarbca swojej wiedzy. W przeciągu godziny można bardzo wiele powiedzieć, mówca zaś nie musi wypowiadać wszyst­kiego, co wie. „Umieć przestać“ jest wielką zaletą mówcy, a tej zalety nie posiadają ci, którzy, rozkoszując się swoją elokwencją, nie zdobywają się na wysiłek woli, by mowę za­kończyć; zapominają oni o tern, że napięcie nerwów zapewnia im większą wytrzymałość, lecz słuchacze takiej cierpliwości nie okażą. Rozentuzjazmowany mówca traci nieraz poczucie czasu, nie sekunduje mu jednak w tern słuchacz, który doznaje uczucia przesytu i zniechęcenia. Paradoksalnie brzmi prawdzi­we zdanie, że mówca musi posiadać sztukę milczenia, musi umieć milczeć.

Czas zużywany na przemówienie wymaga stałej baczności i kontroli. Niejeden mówca zaznacza w toku przemówienia,

56

Page 58: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

co mu jeszcze pozostało do wyłożenia, a w tym wypadku słu­chacze kredytują mu jeszcze nadal swoją uwagę, sądząc, że chodzi o skupienie myśli przez czas niezbyt długi i w przy­bliżeniu określony. Zdanie francuskiego poety, Boileau, będzie słusznem ostrzeżeniem dla wielu mówców:

„Tous les genres sont bons, hors le genre ennuyeux“ .(Wszystkie rodzaje są dobre, byleby tylko nie nudziły).

57

Page 59: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

La parole — mélodie dePâme, l’o­reille chemin du coeur...

Fernand Corcos.Głos jest melodją duszy, a ucho drogą

do serca.Ferdynand Corcos.

G Ł O S .Gios jest największym darem natury, jego pierwiastki mu­

zyczne składają się na muzykę żywego słowa, która stanowi najbardziej sugestyjny moment wym owy; głos, wynosząc na zewnątrz melodję duszy mówcy, wywiera ogromny w pływ na słuchaczy, niezmiernie czułych na jego piękno i pełnych świa­domości, że jest on najwierniejszym tłumaczem myśli i uczuć.

Niejeden mówca i aktor w wielkiej mierze zawdzięczają swoje powodzenie zaletom głosowym, dusza bowiem ludzka, oczarowana pięknem głosu, wsłuchuje się w jego muzykę i poi się nią jakby wyłącznem źródłem rozkoszy.

Głos ludzki różni się od zmysłu wzroku i słuchu tem, że działanie jego zależy od woli człowieka, człowiek bowiem sły­szy i widzi mimowoli, czasem nawet wbrew swej woli, głosu zaś swego używa tylko wtedy, gdy chce. T a właściwość głosu stwarza możność jego doskonalenia, a głos poddaje się jako or­gan układny, posłuszny i zdolny do rozwoju; to co natura dała i to czego nie dała, można rozwinąć, zapełnić i uzupeł­nić; praca nad ewolucją głosu to praca wdzięczna i owocna. Ćwiczenia głosowe prowadzą nietylko do wydoskonalenia te­chniki głosowej, lecz w pływają także na poprawę wad orga­nicznych. Słyszy się głosy, rażące swą dogmatycznością, zabar­wione zbyteczną i ckliwą powagą, nadające dźwiękom brzmienie zbyt uroczyste, głosy głuche, oparte na zbyt niskich tonach, przerywane, robiące wrażenie rąbania słów, stłumione, polegające na zbyt silnem opanowaniu fali powietrznej, drżą­ce, jakby w yrażały lęk, gardłowe, nosowe, piskliwe, krzykliwe,

58

Page 60: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

skrzeczące, głosy słabe; są też takie, które mają zbyt małą skalę dźwiękową, lub tak silne, że zagłuszają treść. Wszystkie cechy i właściwości głosowe są bądźto wynikiem braku w y ­robienia, bądź też wadą patologiczną.

Retoryka rywalizuje z medycyną. Ju ż samo wsłuchiwanie się w czyste i dźwięczne brzmienie głosowe mistrzów ży­wego słowa przynosi nieoczekiwane zmiany na lepsze, wro­dzona człowiekowi zdolność imitacyjna czyni cuda. Głos sta­nowi surowy materjał, który można wspaniale opracować.

Legouvé powiada: „L a voix travaillée augmente de sou­plesse, de volume, de registre“ . Zasada pracy nad wyrobieniem głosu znalazła pełne zrozumienie w nauce śpiewu, gdzie roz­kwitają w całej pełni zdolności rozwojowe narządów głoso­wych. Dlaczego nie miałaby ta zasada być przeszczepioną na pole wymowy? W prawdzie śpiew to poezja głosu, a mowa to proza, ale i proza posiada swą muzykę...

Głos uzmysławia procesy duszy, ucieleśnia je nietylko pra­wdziwie, ale i uchwytnie; stare przysłowie: „M ów, abym cię w idział“ w yraża tę prawdę, że wyrazistość głosu roztacza przed słuchaczem obraz osoby mówiącej, -a wrażenia słuchowe mogą zastąpić wrażenia optyczne. Ucho jest tak czułym orga­nem zmysłowym, że słuchacz reaguje silniej na głos, aniżeli na w yraz twarzy i mimikę mówcy.

Ja k o wierne uzmysłowienie procesów duchowych — głos zdradza te procesy nawet wbrew woli mówcy. Słuchacze po głosie oceniają charakter mówcy, jego szczerość, jego intencję, a Geissler słusznie twierdzi, że sam człowiek nigdy nie pozna wyrazu własnego głosu i nie potrafi odczuć wrażenia, jakie głos jego na innych wywołuje. Wrażenie własnego głosu jest dla posiadacza głosu zupełną tajemnicą. T a k jak człowiek sam siebie nie widzi i swej postaci sam nigdy nie ujrzy, tak i brzmie­nia swego głosu nie jest w stanie uchwycić, choć składniki Î odcienie tego głosu wszystkim innym są znane.

Głos jest zdrajcą myśli człowieka i sprawdzianem jego

59

Page 61: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

przeżyć duchowych, sprawdzianem tak wiernym, że omyłki są rzadkie. Wielu ludzi uświadamia sobie tę prawdę i wie, że aby zataić swoje przeżycia duchowe, lepiej jest mniej, mz więcej mówić. Można dostroić jedno lub dwa zdania do pozy, którą się chce przybrać, nie obejdzie się jednak bez tego, że jakiś jeden dźwięk zdradzi wszystko. Wzajemne współżycie nauczyło ludzi w większym lub mniejszym stopniu w yław ia­nia właściwej treści dźwiękowej z głosu i w ten sposob uja­wniają się najskrytsze epizody życia ludzkiego. Jest to jakby psychologja dźwięku.

Kształcenie głosu rozszerza jego zdolności przyrodzone, usuwa jego przyw ary, nadaje mu formę estetyczną, ale nierozrywa tego łącznika, którym głos jest spojony z duszą ludz­ką, a wszelkie próby zerwania tego węzła są naogól bezsku­teczne i dają tylko chwilowe efekty.

O mowie serca pisze Goethe w „Fauście“ :

„Lecz nigdy serca z sercem nie zwiążecie,Gdy samym wam jest serca brak...“

rGłos to zdrój, w ypływ ający wprost z serca i w ciekający

wprost w serca, on wiąże serca ze sobą. Głos aktora bywa głosem serca. Aktor, który wewnętrznie przeżywa swoją rolę i ucieleśnia ją głosem, wzbudzić może wizję interpretowanego obrazu, nawet wtedy, gdy przemawia z poza sceny, gdy się nie widzi jego osoby.

W tern kryje się genjusz aktorski.Legouvé w swojej „ L ’art de lecture“ kwestjom, dotyczącym

głosu, poświęca wiele miejsca. Przedewszystkiem każe mówić „niezbyt głośno“ . Jestto przepis prosty, ale bardzo słuszny, a odnosi się szczególnie do początku przemówienia, gdy cho­dzi o punkt wyjścia dla przyszłych modulacji. Głośne mówie­nie jest szczególniejszym sposobem akcentowania, ciche mó­wienie jest sposobem artystycznego cieniowania. Legouvé uważa za najważniejsze dokładne wypośrodkowanie głosu

60

Page 62: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

średniego, który jest jakby wojskiem, zawsze gotowem do ataku. Głos wysoki — jak się w yraża obrazowo Legouvé — ma być kawalerją, której poruczono specjalne zadania, głos niski, artylerją, która atak przygotowuje. Głos średni jest nor­malnym orężem mówcy, umożliwiającym dywersje w jedną i drugą stronę, jest fundamentalną podstawą sztuki mówienia. Rzeczą bardzo trudną jest umiejętne szafowanie głosem i do­stosowanie się do wymagań, jakie stawia narządom głosowym rodzaj przemówienia i czas jego trwania.

Retorycy francuscy rozróżniają głos falsetowy i piersiowy, pierwszy jako rezultat ruchu warg, ześrodkowuje się w jamie ustnej (voix de tête), (avoir la voix sur le bout de lèvres). Drugi dobywa się z klatki piersiowej i wym aga współdziałania całej kładki piersiowej ze wszystkiemi jej organami. Głos falsetowy brzmi bardzo wyraźnie, gdyż czynnosc warg ułatwia wym a­wianie, nadając spółgłoskom właściwe kształty, przytem nie męczy organizmu, a przez to umożliwia mówienie przez czas dłuższy. Głos piersiowy jest pełniejszy, wym aga jednak więk­szego nakładu pracy i pociąga za sobą zmęczenie i znużenie, dłuższe więc szafowanie tym głosem bywa bardzo trudne.

Sztuka modulacji głosowej jest wyrazem giętkości głosu i stanowi dla mówcy, obdarzonego rozległą skalą głosu, naj­większy atut, modulacja bowiem usuwa monotonję, nadaje przemówieniu różnobarwnosc, która jest źródłem całego sze­regu wrażeń estetycznych słuchaczy i zapewnia im możność

zrozumienia treści.Monotonja głosu, wynikająca z braku modulacji bywa, nie­

stety, najczęściej spotykaną wadą, którą wprost nazwać mo­żna nagminną chorobą mowcow. Guillain twierdzi słusznie, że monotonność jest tern, czem brak rozmaitości w stylu. R e­toryka zaleca szczegółowe ćwiczenia, służące do rozciągnię­cia skali głosowej, do uzdolnienia głosu do spadków, podnie­sień i modulacji. T y lk o ten rodzaj ćwiczeń prowadzi do celu, próba zaś mechanicznego dostosowania odrazu skali głosowej

61

Page 63: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

do wyrażonych w danej chwili uczuć będzie zawsze bezsku­teczną. A by dźwiękami wyrazić uczucie, trzeba je należycie sobie uświadomić i duchowo przeżyć, a jedynie glos o roz- ciągniętej już poprzednio skali dźwiękowej, głos o wyrobio­nych subtelnych odcieniach dźwięku, zdoła te uczucia uzmy­słowić. Potrafi — jak powiada L. Rydel — szeptać i grzmieć, błagać i rozkazywać, wielbić i gardzić, błogosławić i prze­klinać!

Wdzięk głosu polega nietylko na jego giętkości, metaliczno- ści i czystości, lecz także na takiem wyrobieniu i opanowaniu, że ruch wywołujący głos, w ykonyw any jest przy jak naj­mniejszym wysiłku i nakładzie trudu. Jest ogólną zasadą estetyki, iż najładniejszym jest ruch lekki i swobodny; walka, borykanie się i zmaganie z własnym głosem przy szukaniu dźwięków i tonów, wywołuje bardzo przykre na słuchaczach wrażenie.

Głos giętki, który wszystko wypłacze, wszystko wydzwoni, to źródło wdzięku i czaru mówcy; taki głos chwyta za serce, budzi sympatję słuchaczy i jest zadatkiem powodzenia. Cho­dzi o to, — jak to cudownie powiedział Słowacki w „Be­niowskim“ :

„A by język giętki Powiedział wszystko, co pomyśli głowa;A czasem był, jak piorun, jasny, prędki,A czasem smutny, jako pieśń stepowa,A czasem jako skarga nimfy, miętki,A czasem piękny, jak aniołów mowa,Aby przeleciał wszystko ducha skrzydłem...“

Page 64: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Oddechanie, aby się przeistoczyło w mowę, powinno się wokalizować. Ani je­dna cząstka nagromadzonego powietrza nie może wypływać inaczej, jak tylko w połączeniu z dźwiękiem.

S. Wolkoński.

ODDECH, WYMAWIANIE I PRZESTANKOW ANIE

I.

Pod względem technicznym głos nie jest właściwie niczem innem, jak odpowiednim sposobem szafowania dźwiękiem, dźwięk zaś jest wokalizacją oddechu. W yżej przytoczone zda­nie Wołkońskiego określa bardzo trafnie, jaki jest stosunek oddechu do mowy, nazywając mowę wokałizowaniem odde­chu. G dy się bowiem zważy, że słowo jest dźwiękiem artyku­łowanym, a mowa jest związkiem słów, to się oceni należycie znaczenie oddechu dla mowy i niezwykłą ważność tego czyn­nika w mówieniu. Ruch i oddech jest motorem mowy. Słu­sznie w yraża się Juljusz Tenner, że struny arfy eolskiej mil­czą w spokojnem powietrzu, dźwięczą zaś dopiero za powie­wem wiatru. Nowonarodzone dziecko łączy z oddechem swój pierwszy krzyk, a ścisły związek, jaki zachodzi między krzy­kiem a oddechem przy pierwszem zetknięciu się człowieka ze światem, dowodzi, jak wielką rolę odgrywa oddech w technice mówienia.

Rudolf Steiner w swojem studjum „O sztuce recytacji i de­klamacji“ niezwykle pięknie określa znaczenie oddechu dla ży ­wego słowa. M ówi o związku artysty ze wszechświatem, jak wszechświat wspomaga artystę w twórczości, dając mu nieo­dzowne pierwiastki do przeobrażenia myśli i nadawania im form i kształtów realnych. W oddechu człowiek łączy się ze wszechświatem, czerpie zeń powietrze, które było dotąd jego

63

Page 65: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

składnikiem i które, wydane z powrotem, wchodzi znow w skład atmosfery wszechświata. Człowiek odczuwający w pełni znaczenie oddechu, widzi w niem jedną z najcudo­wniejszych tajemnic ukształtowania świata. Człowiek i wszech­świat to proces zewnętrzny, a w głębi organizmu ludzkiego rozgrywa się drugi cudowny proces wewnętrzny, polegając)' na wzajemnem ustosunkowaniu się krążenia krwi i oddechu.W tym procesie panuje przedziwna harmonja, która staje się podstawą muzyki życia ludzkiego.

Retorycy, mówiąc o „oddychaniu krasomowczem , nie od­biegają od prawdy, ważnym bowiem warunkiem pięknego mó­wienia jest odpowiednie regulowanie oddechu. Jest to niezmier­nie ciekawy objaw, że zaspokojenie czysto fizjologicznej po­trzeby oddychania, w ytw arza głos o pierwiastkach muzycz­nych, służący do uplastycznienia pojęć intelektualnych.

Proces oddychania ma dwa stadja: czerpanie powietrza, jako przygotowanie procesu m owy i wypuszczanie powietrza, jako jego wykonanie. Zasada ekonomiki, która ma wszędzie rację bytu, wymaga, by czerpanie powietrza było szybkie, ale obfite, wypuszczanie zaś możliwie długie i oszczędne, oba bo­wiem procesy są środkiem do celu, a celem jest najpełniejsze zaopatrzenie się w powietrze i nasycenie niem fali dźwiękowej. Musi być ona długa i rozciągliwa, aby módz zapewnić dźwię­kowi jednolitość. Dźwięk, nie oparty na dostatecznej masie po­wietrza, wytw arza falę dźwiękową krótką i urywaną. W kra- somówstwie, podobnie jak w nauce śpiewu, chodzi o wyrobie­nie trwałości i siły tonu, a na to potrzeba dostatecznego za­pasu powietrza, konieczną więc jest harmonja między odde­chem i dźwiękiem, a warunkiem jej jest prawidłowe oddycha­nie. Powolne i rytmiczne oddychanie ujawnia się stałością i równowagą głosu; oddychanie przez nos oszczędza przewody głosowe, chroniąc je od w pływ ów atmosferycznych i zanie- * czyszczenia.

Jeden z aktorów francuskich w yraził się trafnie, że „akto­

64

Page 66: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

row i (a więc i mówcy) nie wolno się męczyć“ . Krasomówstwo wym aga tresury i dyscypliny oddechu, mówca musi tak oddy­chać, aby bieg i płynność zdania nie były przerwane odde­chem, nie rozpadały się przy oddechu. Mówca dostosowuje oddech do biegu zdania, a odnawia go tylko w przerwach, przez co odnawianie oddechu w chwilach przestankowania jest jak gdyby naturalną interpunkcją, a oddech jest współ­czynnikiem logicznego zobrazowania myśli.

Zapas powietrza w płucach jest stałym kapitałem, którego do dna wyczerpywać nie wolno, wyczerpane bowiem do dna płuca odruchowo dążą do gwałtownego zaopatrzenia się w po­wietrze, czego następstwem są nagłe ruchy klatki piersiowej, widoczne na zewnątrz i rażące swoją gwałtownością. Mówca niewyćwiczony w alczy ze swym oddechem, stara się sztucznie, a niezręcznie dostroić oddech do poszczególnych etapów swego przemówienia, tworzy niczem nieusprawiedliwione przerwy w mówieniu i robi wśród tych w ysiłków i zmagań wrażenie rzemieślnika nieobeznanego ze swem narzędziem, przyczem głos traci w tej walce swoje normalne nasilenie i naturalną barwę. Słuchacze widzą to, myśl ich, zaabsorbowana tym w i­dokiem, odwraca się od treści.

U dobrych mówców proces ustosunkowania oddechu do m owy odbywa się z tak nieznacznym wysiłkiem, że słuchacze zupełnie tego nie dostrzegają. D obry mówca w chwilli rozpo­częcia przemówienia zaopatruje się w odpowiedni zapas po­wietrza, a mając dostateczną jego ilość w płucach, tak oszczę­dnie niem szafuje, że mówi lekko i bez wysiłku.

Pewne podniecenie oddechowe w toku przemówienia bywa często następstwem duchowego stanu mówcy, towarzyszącego wygłaszaniu szczególnie wzruszających lub jaskrawych epizo­dów. Mówca, przejęty wzruszeniem, oburzeniem, lub gniewem, oddycha nerwowo, oddech jednak taki jest naturalnym w yra­zem jego nastroju i staje się pomocniczym czynnikiem mimi­cznym pierwszorzędnej wartości.

K u lt żyw ego słow a 5 6 5

Page 67: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Oddech jest ożywczym prądem fizjologicznym, który pokrzepia, dodaje siły, i to pozwala utrzymać na dłuższą metę świeżość i wytrwałość narządów głosowych, krzepkość umysłową, a pośrednio energję całego ciała. Tem samem więc należyte oddychanie jest nieodzownym warunkiem uzdolnie­nia fizjologicznego i umysłowego mówcy.

Sztuka oddychania stała się dla mówców i aktorów czyn­nikiem pierwszorzędnym i warunkiem dostosowania się do za­dań ich zawodu. Aktor francuski Talm a podaje w swoich pamiętnikach sposób oddychania, który stosował w sztukach granych z największem powodzeniem. W ocenie ważności od­dechu dla mowy, dochodzi autor do tego, że wskazuje nawet miejsca wygłaszanych utworów, w których czerpał oddech, przyczem odróżnia najdokładniej, kiedy wchłonął pełny od­dech, a kiedy oddychał tylko połowicznie lub częściowo. Ten fakt poucza, ile subtelności kryje w sobie sztuka oddychania.

Retorycy cytują zdanie Ryszarda W agnera o znakomitej śpiewaczce niemieckiej p. Schróder-Devrient.

„Śpiewaczka ta nie miała „głosu“ , ale umiała się tak pięknie obchodzić ze swym oddechem, przez który prawdziwa kobieca jej dusza w przecudownych dźwiękach w ypływ ała, że słuchając jej, nikt nie pomniał ani o śpiewaniu, ani o głosie“ .

II.

W ymawianie jest uplastycznieniem dźwięku, z którego, jako surowego materjału mówca rzeźbi dźwięk artykułowany, kształtując go w odpowiednie form y. Tenner nazywa artyku­lację „uduchowieniem tonu“ . Strona estetyczna tej czynności mówcy zależy od dokładności, ścisłości, wyrazistości i swo­body, strona faktyczna polega na wydzielaniu i wyodrębnia­niu dźwięków i odpowiedniem łączeniu ich z innemi dźwię­kami, zadanie zaś fizjologiczne spełniają muskuły tw arzy, chwytając w ydobywający się głos i nadając przy pomocy ję­

6 6

Page 68: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

zyka dźwiękowi odpowiednią formę, którą czułość dotykowa języka wygładza. Rezultatem tego jest opanowanie fali po­wietrznej; im więcej w yzyskiwaną jest zdolność muskułów tw arzy i języka, tern lepszem jest wymawianie. Mówca chcąc wym awiać pięknie, stara się, aby proces wymawiania był po­łączony z jaknajmniejszym wysiłkiem, był zupełnie niedostrze­galny, nieuchwytny, w tej bowiem lekkości i swobodzie wym a­wiania leży wdzięk mówcy, a wszelka widoczna gimnastyka warg, wszelkie natężone ruchy ust psują wrażenie piękna w y­mowy. Język i wargi oraz muskuły twarzy muszą stanowić wprawne narządy oddawania myśli.

Dobre wymawianie nietylko nie jest równoznaczne z gło- śnem mówieniem, lecz przeciwnie, im się lepiej wymawia, tern mniej wymaga to natężenia głosu. Mówca, wym awiając skład­niki mowy ściśle, dokładnie, czysto i w całości, oszczędza siłę głosu, dobre bowiem i dokładne uplastycznianie dźwięku w y­mową, zapewnia rozprzestrzenianie i doniosłość głosu.

Warunkiem dobrego wymawiania jest odpowiednie tempo wym owy, albowiem przy zbyt szybkiem wymawianiu głoski zlewają się ze sobą i zacierają, na czem cierpi wyrazistość. Słusznie mówi Tenner, że brak poprawnej artykulacji sprawia: iż ton zjada słowo, a samogłoski pochłaniają spółgłoski. Z ja ­wisko to zachodzi szczególnie przy szybkiem mówieniu; tempo jednak nie powinno być zbyt powolne i naruszać po- toczystości mowy.

Jąkanie się i inne błędy bywają nietylko wynikiem w ady organicznej narządów mowy, nietylko rezultatem braku za­pasu słów i jasno sformułowanej myśli, braku przygotowania i decyzji, lecz niejednokrotnie spowodowane są tern, że mówcy nie ćwiczą się dostatecznie w wymawianiu poszczególnych składników mowy i nie przyzw yczajają narządów m owy do wszystkich możliwych połączeń i kombinacyj liter, głosek i słów.

Warunkiem wyrazistości m owy jest dokładność i ścisłość,

5* 67

Page 69: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

dokładne i ścisłe wymawianie twórczych pierwiastków mowy, samogłosek, spółgłosek i ich związków tj. zgłosek; daje to zro­zumiałość i jasność, oraz piękno dykcji, gdyż wówczas jasno i wyraźnie brzmią połączenia zgłosek w wyższe jednostki, to jest w w yrazy, z których przecież składa się mowa ludzka. Wymawianie samogłosek nie przedstawia znaczniejszych trud­ności, bo samogłoski są wynikiem nieprzerwanego prądu po­wietrza; trudniej wymawiać spółgłoski, przy których prąd po­wietrza przezwycięża przeszkody, stawiane przez poszczególne narządy mowy, jakoto: podniebienie, język, zęby i wargi.

Dźwięk wyrażony w składnikach mowy musi byc czy­sty, tj. wolny od wszelkich przymieszek. Dobry mówca stara się wyrobić sobie taką wymowę, która została przez właściwe czynniki uznaną za prawidłową wymowę normalną, stano­wiącą wymowę przeważającej większości narodu, a wolną od wszelkich prowincjonalizmów i naleciałości. W Polsce istniały próby ustalenia jednolitej wym owy, zainicjował je Związek Artystów Dramatycznych, a w sprawie tej wypowiadał się p. Tytus Benni w „O rtofonji Polskiej“ (1924). Zagadnienie wzorowej w ym owy niewątpliwie znajdzie z czasem rozwiąza­nie. "Wprawdzie w cytowanej rozprawie autor uważa jedno­litość w ym owy za rzecz niemożliwą, jednak przyznaje, że ko- niecznem jest ustalenie najlepszej z istniejących odmian w y­mawiania. T aki rodzaj wym awiania powinien być wzorem dla mówców.

"W Polsce, wobec wielu gwar dzielnicowych, wynikłych z rozbiorów, ustalenie ogólnej, ponaddzielnicowej normy w y­mawiania dać może nareszcie tak pożądaną wymowę ogólno­polską. N a razie już samo wyczucie potrzeby ogólno-polskiej w ym owy wyplenić powinno wiele miejscowych przyw ar i w a­dliwości.

Uczony niemiecki Humboldt twierdzi, że wszelka artyku­lacja polega na władzy, jaką duch ludzki ma nad narządami

6 8

Page 70: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

mowy, zniewalając je do wytwarzania takich dźwięków, jakie odpowiadają jego dążeniom.

Dzięki tej w ładzy posiadamy możność kształcenia naszej wym owy.

III .

Przestankowanie jest wynikiem potrzeby fizycznej i umy­słowej mówcy. W ygłaszanie mowy jednym tchem sprzeciwia się prawom fizjologji i psychologji, sprzeczne jest z zasadą na­leżytego oddychania, dobrego wymawiania, dostatecznego opa­nowania nasuwających się myśli i utrudnią możliwość zaczer­pnięcia nowych.

Chwila wytchnienia jest dla mówcy konieczną, lecz potrze­buje jej i słuchacz, aby należycie wchłaniać słowa mówcy, przyswoić sobie daną myśl i być gotowym do przyjęcia na­stępnej.

Juljusz Tenner słusznie stwierdza, że ewolucja uczucia od­bywa się przeważnie poza tekstem, — w przerwach mowy. Milczenie, wyrażone pauzą działa niejednokrotnie potężniej, niż najsilniejsze akordy tonów. Wśród takich pauz w yłaniają się nieraz nieme, ale wyraziste pytania rozumu, serca i sumienia! Mówca przeżywa sam i budzi w słuchaczu przeróżne uczu­cia, rozwój tych uczuć odbija się na twarzy mówcy, którego fizjonomja przybiera w yrazy, uzmysławiające różne fazy do­znawanych uczuć. W idownią takich samych procesów jest du­sza słuchacza, w którym się te uczucia rozwijają i dojrzewają. Mówca w yraża niejednokrotnie sposobem niemym, mimiką twarzy, to co nie daje się oddać wogóle w słowach lub nie daje się tak dobitnie sformułować. T a mowa niema i odpowia­dające jej wrażenie optyczne, jakiego doznaje słuchacz, potrze­bują nietylko przestrzeni, lecz także czasu. Uczucie, zanim się rozżarzy i roziskrzy w całej pełni i zanim zagaśnie, potrzebuje pewnej chwili, niczem innem nie. zapełnionej. T ą chwilą jest

69

Page 71: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

przerwa w mowie, i może cna być uważaną jako element este­tyczny.

Mówca, stosując przerwy i pauzy, stwierdza przez to, że myśli logicznie i prawidłowo, mowa bowiem, wygłoszona nie­przerwanym ciągiem, zacierając logiczny podział przedmiotu, nie uwydatnia logicznego związku faktów, wyrażonych w zda­niach. Przerwy są to jakby słupy graniczne, wskazujące, gdzie się jedna myśl kończy, a druga zaczyna, a ich dłuższy lub krótszy czas trwania wskazuje na dalsze lub bliższe pokrewień­stwo tematu poprzedzającego i następującego.

Przerw y uświadamiają słuchacza, że mówca rozumie swój przedmiot, że go logicznie ujął, opracował i podzielił, a przed­stawia go słuchaczowi po głębszym namyśle, inteligentnie i krytycznie.

M owa pozbawiona przestanków nuży swą jednostajnością, słuchacz, nie mając chwili wytchnienia ani czasu do namysłu, nie zdoła przetrawić odniesionych wrażeń, a przemówienie nie pozostawi w nim trwalszych śladów.

Przestankowanie stwarza właściwy rytm mowy, gdy zaś przerwy braknie, mówca robi wrażenie automatycznej ma­szyny, która masowo i bezładnie wyrzuca nazewnątrz słowa.

Przestanki są nieocenionym, lecz niedocenianym składni­kiem sztuki mówienia. Stosowanie ich jest rzeczą trudną, gdyż stosować je odpowiednio i właściwie może mówca tylko wów­czas, gdy zupełnie opanował temat i swoje nerwy. Słusznie na­zyw a Legouve przestankowanie połową dykcji, gdyż nadaje ono rysunek frazesowi i stanowi interpretację tekstu.

Przerw y bywają krótkie lub dłuższe w miarę tego, co mają wyrażać. Mowa pisana stara się je uwydatniać interpunkcją; subtelność jednak mówcy dyktuje mu cały szereg rodzajów przerw, które w słowie pisanem nie mają odpowiednich zna­ków pisarskich. Przestankowanie słuchowe jest o wiele subtel­niejsze, niż przecinkowanie słowa pisanego.

70

Page 72: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Bien parler ce n’est pas seulement ex­primer des idées fortes et les formuler dans des termes choisis, c’est aussi les tra­duire par des intonations exactes et har­monieuses. Guillain.

Snucie najgłębszych nawet myśli i przy- odziewanie ich w najbardziej wyborowe słowa nie wystarcza jeszcze dla kunsztu mówienia; dopiero należyte i harmonijne akcentowanie staje się wiernym tłuma­czem myśli. Guillain.

O AKCENTOWANIU.

Retoryk francuski Guillain w powyższych słowach podnosi ■wagę i znaczenie akcentowania, stwierdzając, że warunkiem dobrego mówienia jest nadanie myślom, ujętym w słowa i zda­nia, właściwej i harmonijnej intonacji. Akcent jest to natężenie głosu, mające na celu skupienie w jednem miejscu uwagi, która nie powinna być równomiernie rozłożona na całość, lecz musi być skoncentrowaną na przedmiotach, wymagających uw y­datnienia; służy on do rozbicia zdania na pewne grupy o roż­nej wartości logicznej lub uczuciowej. Akcent musi paść na właściwe słowo i na właściwe zdanie, tam, gdzie gramatyka i logika wskazują mu miejsce, i w sposób, który wyrazi na­strój mówcy, tak, aby treść i myśl były jasno uwydatnione i sharmonizowane z dźwiękiem. W tych warunkach akcento­wanie staje się „uduchowieniem mowy“ , gdyż intonacyjne uwydatnienie pewnych słów i zdan, wypowiadanie ich z więk- szem lub mniejszem nasileniem akcentu, wyodrębnienie jednych na niekorzyść drugich jest płodem pracy ducha, pierwiastkiem czysto myślowym i momentem nastrojowym w mówieniu. Z różnego stopniowania i modulacji w ypływ a melodja mowy.

Akcent gramatyczny, uwydatniający zgłoskę w słowie we­dle wskazań gramatyki niema z punktu widzenia retoryki

71

Page 73: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

specjalnego znaczenia; ona liczy się z nim jedynie jako ze spełnieniem nakazu gramatycznego i zastosowaniem reguły gramatycznej. Jest to raczej przycisk akustyczny, aniżeli ak­cent w ścisłem tego słowa zrozumieniu. Znaczenie jego polega, i na tem, że spaja części wyrazu ze sobą, stwarzając jedność wyrazu, przez co możliwem jest oddzielanie poszczególnych w yrazów w mówieniu.

Ważniejszym z punktu widzenia retoryki jest akcent lo­giczny. Słowa są członami mowy, są składnikami pewnych rzeczywistych przeżyć duchowych przemawiającego, którego zadaniem jest przelać swoje myśli w umysł słuchaczy i uczynić to w sposób jaknajbardziej zrozumiały. Nie tylko same prze­życia duchowe rozwijają się logicznie, lecz, aby mogły wsią­knąć w umysł słuchaczy, sposób przekazania ich otoczeniu musi być logiczny. W budowie myśli słowa posiadają różną wartość myślową, zachodzi więc potrzeba wzmocnienia pew­nych słów, aby tę wartość myślową spotęgować. Chodzi o na­leżyte podkreślenie treści danego wyrazu i myśli danego zda­nia, chodzi o akcent, któryby wyodrębniał słowa rdzenne, naj­ważniejsze w stosunku do słów ubocznych, mniej ważnych, zdania główne w stosunku do podrzędnych i któryby uwypu­klał jądro myśli, oświetlając je i wyjaśniając jego znaczenie. Akcentem logicznym w przeciwieństwie do akcentu grama­tycznego kieruje rozum, a nie mechanika.

K ażdy ton ma pewną wysokość, siłę i przeciągłość, a w ła­ściwości te ujmuje muzyka w specjalne znaki; mówca natomiast stosuje różne stopnie wysokości tonu, siły i przeciągłości w miarę tego, jakie znaczenie pragnie nadać swym myślom, ubranym w słowa i zdania. Punktem wyjścia jest normalna siła, normalna wysokość i przeciągłość tonu, od tej normy mówca zaczyna i nią się przeważnie posługuje, a zmiany tej normy i różnice służą do uwydatnienia słów, w yrazów i zdań, które mają byc silniej podkreślone. Akcentowanie polega na. podnoszeniu i zniżaniu tonu, na jego wzmacnianiu i osłabia­

72

Page 74: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

niu, a wreszcie na czasie trwania tonu. Różnice te widoczne są przy zdaniu twierdzącem, w odróżnieniu od zdania pyta­jącego, przy zdaniu poczynającem się w stosunku do zdania kończonego, przy w ykrzykniku, a nawet wogóle przy każ- dem słowie, mającem w hierarchji intonacyjnej swoje własne dźwiękowe natężenie, wyznaczone mu przez mówcę.

Pauza jest również sposobem akcentowania, gdyż służy do nasilenia wyrażonej myśli.

Mówca ma bardzo wiele sposobów akcentowania swych myśli, a korzystając z nich w sposób naturalny i właściwy, umożliwia słuchaczowi wierne i należyte zrozumienie treści. Sztuczne szafowanie akcentem i nadużywanie go jest zaprze­czeniem akcentu, gdyż traci on przez to na sile i przestaje w y ­rażać to, do czego ma służyć.

W mówieniu chodzi nietylko o to, by słuchacz rozumiał treść słów mówcy, lecz także o to, by ją odczuwał, to też ak­cent pozatem spełnia zadanie symbolizowania treści. Akcent symboliczny polega na nadawaniu pewnym słowom lub zda­niom specyficznego dźwięku, aby za pomocą takiego dźwięku zobrazować pewien przedmiot. Sztuka posługiwania się takim akcentem stanowi już pewien rodzaj malarstwa dźwiękowego.

Chcąc zdać sobie sprawę ze znaczenia akcentu symbolicz­nego, należy wziąć pod rozwagę, że w początkach rozwoju mowy dźwięk zapewne był uzmysłowieniem wrażenia czło­wieka, związanego z jakimś przedmiotem, był niejako sym­bolem, a dopiero z czasem stracił ten charakter i stał się czemś oderwanem od przedmiotu, przyczem pokrewieństwo między dźwiękiem i przedmiotem nadal pozostało. Uwydatnienie tego pokrewieństwa jest celem akcentu symbolicznego, który umo­żliwia malowanie głosem.

Charakterystycznym przykładem tego jest istnienie dźwię­ków, odtwarzających procesy przyrody, których skupienie daje możność naśladowania w mówieniu natury. Znaną jest rów ­nież próba odtwarzania dźwięków dzwonów przez odpowie­

73

Page 75: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

dni dobór zbliżonych dźwięków słownych, obrazowanie szumu dzikich borów i lasów przez odpowiednie wrażenia dźwię­kowe; wszystko to jest wyzyskaniem siły sugestyjnej dźwięku celem oddziałania na uczucia muzyczne słuchacza.

Dźwięk symboliczny znajduje szerokie zastosowanie w poe­zji, a nawet w pisanej prozie, ma również prawo bytu i w re­toryce, gdyż mowa — jak słusznie się w yraził Pascal — jest malarstwem myśli i nieodzownie potrzebuje akcentu symbo­licznego.

Akcent symboliczny ponadto polega na nadawaniu słowom takiego zabarwienia dźwiękowego, któryby obraz danej m y­śli odtworzył w całej jaskrawości, we wszystkich jego najsub­telniejszych odcieniach. Różnobarwność odcieni dźwiękowych służy do wyrażenia zapomocą jednych i tych samych słów najprzeróżniejszych myśli i uczuć, przyczem jedno słowo lub zdanie w zależności od swej barwy dźwiękowej w yrazi cały szereg uczuć. Mowa — powiada L. Rydel — staje się wszech- barwnym pasem tęczy, w którym nigdy nie braknie odcienia.

W tern kryje się wyższość żywego słowa nad słowem pisa- nem; w żywem słowie bowiem mówca w yrazić może rodzajem dźwięku to, na co pisarz potrzebuje całej plejady słów, tak bowiem silnym momentem sugestyjnym jest barwą dźwię­kowa, działająca na słuchacza bardziej, niż logika słów. Słu­chacz instynktem łatwiej i prędzej wyczuwa element muzy­czny, niż element intelektualny.

Stosowanie zmiennych barw dźwiękowych, to cieniowanie uczuć i nastrojów, których liczba jest nieprzebrana, podobnie, jak niezliczona jest ilość pierwiastków muzycznych mowy ludzkiej i odcieni barwy dźwiękowej. W kolorystyce dykcji przejawia się niezmierzone bogactwo natury, każdy odcień duszy ma swoje zabarwienie, nasuwają się najsubtelniejsze barwy dźwiękowe, chodzi tylko o wyzyskanie tej obfitości kolorów.

Pierwotny dźwięk, płynący z duszy, jest melodją o naj­

74

Page 76: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

bogatszej skali odcieni, mąci się jednak wśród drogi życia, a największym jego wrogiem jest sztuka, która ujarzmia go i odbiera całą tęczę barw i kolorów. Dlatego najlepiej akcen­tują dzieci, a najtrafniej zabarwia dźwiękowo swe słowa pro­sty lud.

Barw a dźwiękowa jest naturalnem następstwem różnych stanów duszy człowieka, których odcienie odźwierciadlają się, tworząc zmiany w narządach głosowych, tj. ustach i nosie, a do tych zmian dostosowuje ¿ię barwa tonu, jako produktu pracy tych narządów głosowych. Zm iany w narządach gło­sowych są minimalne, dla oka nieuchwytne i stanowią jak- gdyby odruch przeżyć wewnętrznych, są to jednak odchylenia, które mimo swej mikroskopijności zdolne są w pływać na za­barwienie dźwięku. Barwa tonu jest mimice tw arzy pokrewna i oba te objawy kierowane są temi samemi wpływam i; źró­dłem ich jest motor wewnętrzny nastrojów duchowych, on kształtuje usta i nos, organy modyfikujące dźwięk. Jaskraw o jest widoczny proces ten przy jedzeniu, gdy jakość i smak spożywanych potraw staje się przyczyną zmian dźwięku orga­nów głosowych.

Mówca, świadomy rzeczy wie, co w pływ a na zmiany za­barwienia dźwiękowego, wystrzega się wszelkich prób sztucz­nego ustosunkowania dźwięku do wygłaszanej treści, zdaje so­bie bowiem sprawę z tego, że nie potrafi nadać słowom tego zabarwienia głosowego, które nie odpowiada jego duchowemu nastrojowi danej chwili. Takie w ysiłki będą prawie Zawsze bezskuteczne i daremne, natomiast wszystkie rodzaje głęboko odczutych wrażeń i silnie przeżywanych uczuć, mają w skarbcu dźwiękowym swoje wierne odpowiedniki. Zadowolenie, radość, sympatja, cierpienie, strach, antypatja, wstręt, nienawiść, smu­tek, rozrzewnienie, miłość, zazdrość, przyjaźń, szacunek, mę­skość, odwaga, gniew, wstyd, pycha, — wszystkie te i inne uczucia i wszystkie najsubtelniejsze ich odcienie w yrażają się barwą dźwiękową. Chodzi tylko o to, by je rzeczywiście i głę­

75

Page 77: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

boko odczuwać i przeżywać, a reszta jest procesem samoczyn­nym, odruchowym, którego tylko mącić i zacierać nie należy; barwa dźwiękowa wystąpi jakby fotografja odczuc i przeżyć wewnętrznych, — fotografja automatyczna i wierna, — lecz własnym wysiłkiem sztucznie skopjować jej nie można. N ie uda się zabarwić dźwięku w sposób nie odpowiadający w ra­żeniom, które się odnosi i przeżywa w danej chwili.

76

Page 78: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Tout doit parler dans l’orateur, il faut que sa personne entière soit éloquente.

Poiret.W dobrym mówcy wszystko mówi,

cała jego osoba drga życiem.Poiret.

RUCHY I MIMIKA.

M owa jest nietylko duchowym związkiem między mówcą a słuchaczem, — słuchacz nietylko wchłania słowa mówcy i jego myśli; — mowa stanowi także pewien rodzaj wzajem­nego cielesnego oddziaływania, którego znaczenia nie wolno niedoceniać. T o też twierdzenie jednego z retoryków francu­skich: ,,1’action oratoire c’est le corps, qui parle au corps“ , słusznie wyraża tę prawdę, że słuchacz, widząc przed sobą ucieleśnienie mówcy, odbiera wrażenia nietylko z myśli i słów, lecz także z całej osoby, która przed nim stoi; dobry mówca promieniuje tern wszystkiem, czem ciało ludzkie może upla­styczniać działalność ducha.

Mówca, chcąc, aby cała jego osoba była wymowną, musi przedewszystkiem sam odczuwać każde swoje słowo, słuchacz bowiem tylko wówczas będzie pod wrażeniem mówcy, gdy widzi, że przeżywa on uczuciowo to wszystko, co wygłasza. Uczucia przeżywane przez mówcę w yrażają się mimiką i ru­chami, które ucieleśniają każde jego słowo i każdy proces jego duszy.

Mowa, wyrażona nietylko dźwiękiem, lecz oddana także mimiką i gestem jest wyrazem doskonałości mówcy, całkowity bowiem triumf jego wynika z równorzędnego wyzyskania czynników słuchowych i optycznych, z pełnego i wszechstron­nego uzewnętrznienia całej zawartości duchowej.

Ruchy i mimika stanowią wprawdzie niemą mowę ludzką, ale mowę bardzo wyraźną i wszystkim zrozumiałą; nie mó­

77

Page 79: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

wiąc nawet o gestach, mających wyraźne kształty, same ju r ruchy mimiczne natychmiast wpadają w oko widza; koncen­trują się bowiem na małej przestrzeni twarzy, która jest przed­miotem ustawicznej i bacznej obserwacji słuchaczy.

Są różne stopnie nasilenia ruchów i mimiki. Byw ają naj­gwałtowniejsze uczucia i przeżycia, które się ujawniają silnie, mimo, iż mówca jest nieruchomy, a niejednokrotnie spokojne wyrażanie myśli i właściwe akcentowanie chwyta bardziej za serca, niż gwałtowne ruchy i mimika.

I. I. Engel w swojej „Mimice“ za najwymowniejszą część ciała uważa oko, dalej brwi, czoło, usta i nos. Juljusz Tenner twierdzi, że dźwięk głosu i mimiczny ruch tw arzy pozostają w ścisłym i nierozerwalnym związku, jakby dwa języki: dźwię­kowy i mimiczny. W skarbcu dźwięków jest zawsze jeden jedyny dźwięk, który służy do najwierniejszego uwydatnienia pewnej myśli lub uczucia, i jest następstwem pewnego szcze­gólnego i odpowiedniego wyrazu tw arzy — zanim bowiem słowo wybiegnie dźwiękiem, wzruszenie umysłu wpłynęło już na w yraz twarzy, oddziałując na nerwy i muskuły. Skurcz ich wywołał kształtowanie się rysów, do których dostroił się dźwięk. Związek między wyładowaniem myśli, a mimiką, gdzie jedno wspomaga drugie, nazywa Tenner przejawem jedności duchowo-cielesnej człowieka. Ciało nie trzyma inte­lektu w więzach, lecz wspiera na swój sposób jego działalność, uczucia wywołują mimikę, a mimika dźwięk, — ciało dosto­sowuje się do przeżyć ducha.

Ruchy i mimika są tern dla oka, czem dźwięk dla ucha; słuchacz, prócż wrażeń słuchowych, pozostaje pod ciągłym wpływem wrażeń optycznych, które potęgują wrażenia słu­chowe, gdyż ucieleśniają myśl w całej pełni.

Oddawna uznano wymowę ciała za potężny czynnik w mó­wieniu. Lessing nosił się z zamiarem napisania traktatu o w y­mowie ciała. M iały to być wskazówki, w jaki sposób ciało ma uzmysławiać przeżycia ducha. Książka ta jednak nie uj-

78

Page 80: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

rżała światła dziennego, gdyż autor uświadomił sobie trud­ności połączone z wyświetlaniem tych kwestyj.

Trudności te byłyby rzeczywiście nie do przezwyciężenia. N ie dadzą się ująć w określone przepisy wskazania, jak na­leży stosować ruchy i mimikę, skoro stanowią one odruch ciała, odruch muskułów twarzy, naturalną reakcję przeżywanych uczuć. Nadanie sztucznej form y tym czynnościom odrucho­wym, pozbawiłoby je naturalności i prostoty i byłoby zerwa­niem jedności duchowo-cielesnej, mocą której duch jakby mi- mowoli wspiera ciało. T y lk o harmonja ducha i ciała warun­kuje powodzenie mówcy i umożliwia wyzyskanie wszyst­kich atutów żywego słowa. Droga sztucznego przystrajania się w mimiczne w yrazy tw arzy i próby w yw oływania sztucz­nych gestów byłyby niecelowe i bezskuteczne, żaden bowiem mówca nie może posiadać świadomości, czy jaki ruch, lub wyraz mimiczny, nadany sztucznie tw arzy lub ciału, będzie w rzeczywistości odzwierciedleniem i wiernem odbiciem da­nego przeżycia duchowego. Człowiek nie widzi siebie i nigdy siebie nie zobaczy takim, jakim jest w istocie, widzą go na­tomiast inni, i w idzą wiernie, ruchy zaś i mimika są uzewnętrz­nieniem przeżyć duchowych, nie dla siebie, lecz dla innych.

Tworzenie mimiki i ruchów i wyrabianie mimiczności mo­żliwe jest nie sztuczną drogą nauki, lecz tylko przez pogłę­bianie uczuć, odbijających się na ciele i twarzy, a ten sposób jest jedynem wlaściwem polem do ćwiczeń i nie zagraża na­ruszeniu jedności duchowo-cielesnej. Procesy wewnętrzne same

. nieomylnie kształtują ruchy ciała i muskuly twarzy, pozwa­lając promieniować uczuciom i myślom na zewnątrz. Talm a w yraził się słusznie „Lorsqu’on sent juste, le geste vient tout seul“ ; gest i mimika są naturalnem następstwem głębokiego odczuwania.

Stworzenie jakiegoś kodeksu ruchów i mimiki byłoby w krasomówstwie tembardziej niemożliwe, że byw ają one w y­razem temperamentu szczepowego, narodowego, indywidual­

79

Page 81: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

nego; skutkiem tego nietylko mówcy różnych krajów i ludów, lecz nawet każdy pojedynczy mówca w yraża w odmienny spo­sób swoje uczucia, i nie wszyscy słuchacze mają o estetyce ru­chów i mimiki jedno i to samo pojęcie, lecz stawiają w tym względzie mówcom różne wymagania. Inne form y przybierają ruchy i mimika w krajach o ludności zimnej i zrównoważonej, a zupełnie inne wśród ludzi, obdarzonych pełnią gorącej i nie­poskromionej uczuciowości. Fenelom opowiada o pewnym księdzu z południowych Włoch, którego poszczególne słowa stawały się zrozumiałe, tylko dzięki ilustracji mimicznej, peł­nej uczucia i temperamentu; przeważna część słów jego ucho­dziła uwagi słuchaczy, a jakieś pojedyncze słowo wybuchało jak petarda i ogniem swym oświetlało całą poprzedzającą treść. Słuchacz odczytywał słowa z ciała mówcy.

Przykład ten świadczy nietylko o temperamencie kraso­mówczym ludzi południa i o żywości, która u nas nie znala­złaby uznania, lecz także o tern, jak ważnem jest z punktu widzenia retorycznego, by ruchy i mimika towarzyszyły wszystkim przeżyciom duchowym mówcy, by nie stawiał on tam y tym naturalnym przejawom zewnętrznym, a umiał je tylko opanować i utrzymać w granicach umiaru i estetyki. Mówca, chcący te zasady wprowadzić w czyn, dążyć będzie do tego, by być jak najbardziej naturalnym, postara się zapo­mnieć podczas przemawiania o swojej osobie, nie będzie się tro­szczył o swoje ja, natomiast całą uwagę skupi na samym przed­miocie i odczuciu wszystkich jego subtelności. M ówca uzdol­niony i skłonny do mimiki i ruchów aktorskich, baczyć będzie, by tych efektów nie nadużyć i trzymać będzie swoje zapędy na wodzy, aby słuchacze nie odnieśli wrażenia, że chodzi o jakąś zewnętrzną błyskotliwość i zbieranie tą drogą oklasków. Mówca znajdujący się na mównicy ulega pewnej atmosferze demoralizującej. Chce wydać się lepszym niż jest. Zbytnie roz- wielmożnienie ruchów i mimiki zraża i zniechęca słuchaczy. Natomiast mówca opanowany, taktowny, kierujący się zasa-

80

Page 82: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

darni ogłady towarzyskiej i mający poczucie umiaru i estetyki, •da swym ruchom folgę, świadomy tego, że są one darem na­tury, który, ujęty w ramy dyscypliny, jest w krasomówstwie czynnikiem twórczym pierwszorzędnej wagi.

Ruchy i mimika są sprawdzianem szczerości mówcy i po­twierdzają jego słowa, gdy mówi szczerze i otwarcie. Słucha­cze kontrolują w ten sposób, czy słowa mówcy są rzeczy­wistym wyrazem jego myśli. Ruchy i mimika dobrego mówcy są pełne naturalności, prostoty i swobody; ściśle skoordyno­wane z treścią, stanowią wierne odzwierciedlenie poszczegól­nych przeżyć mówcy i są jakby dobrą fotografją wewnętrz­nego nastroju. Ich prawdziwość jest uzasadnieniem ich bytu! S ą one wyrazem charakteru mówcy, jego wewnętrznej kul­tury, udoskonalenia duchowego, one nadają mówcy powagę i autorytet, a zdobywają zaufanie słuchaczy.

Wśród mówców są jednak typy ludzi, których twarz i ciało, zawsze niezmienne, niczego odzwierciedlić nie zdo­łają. Takie typy nie są materjąłem na mówców, a jeśli im kie­dykolw iek danem będzie przemawiać z mównicy, uczynią naj­lepiej, gdy zachowają się biernie i nie będą się wcale silić na jakiekolwiek próby gestów i ruchów mimicznych, gdyż przed­sięwzięcie to z pewnością się im nie uda.

W ostatnich czasach liczne są dążenia do kształtowania już w latach dziecięcych ruchów i mimiki, do poddawania ich działaniu muzyki i ujmowania w rytmiczny takt. Jest to droga właściwa, bo zmierza do obudzenia poczucia, w jaki sposób duchowe przeżycia dają się uzgodnić z ich zewnętrz­nym ruchowym wyrazem. T . zw. „eurytm ja“ stanie się z cza­sem ważnym czynnikiem pomocniczym w nauce retoryki i po­służy do obudzenia poczucia rytmu, taktu, uzupełnienia i uw y­puklenia treści wygłaszanych słów.

4£,ult żyw ego sło w a 6 81

Page 83: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Rytm to miara czasu, wyrażona trwa­niem głosu.

Juljusz Tenner.Plus ça vite, plus ça dure longtemps“ .

Alphonse Karr.Im bardziej się kto śpieszy, tern więcej

- słów potrzebuje.Alfons Karr.

RYTM I TEMPO.

Nietylko poezja, lecz także proza ma swój rytm, rytm zależny jedynie od indywidualności pisarza lub mówcy; w mo­wie dobrze wygłoszonej, każdy odczuwa pewną rytmiczność, jakąś moc sugestyjną, choćby nawet nie zdawał sobie sprawy, że właśnie rytmiczność jest tym czynnikiem sugestyj- nym. T a moc rytmu nakazuje oceniać jego znaczenie na polu retoryki, rytm bowiem jest przeciwieństwem monotonji, jest wyrazem zabarwienia dźwięku energją i wolą mówcy, jest ujawnieniem różnego napięcia emocjonalnego, wzmożenia uczucia, po którem następuje uspokojenie; przez to jest nie­odzownym składnikiem artystycznego wygłaszania.

Poezja ma oczywiście rytm zupełnie odmienny, niż proza, perjodycznie miarowy i regularny, proza zaś cech tych nie posiada; jej rytmiczność wywołaną jest falistością linji dźwię­kowej, — na którą się składa akcentowanie, wyrażone silą tonu i zużyciem czasu, potrzebnego na wymawianie, — oraz przestankowaniem, tj. czasem trwania tonu; rytmem kieruje akcent i iloczas.

Naukowe wyjaśnienie zjawiska rytmiczności w yw oływ ało zawsze i wywołuje dotąd liczne polemiki. Faktem jednak jest, że każdy chce się doszukać w mowie pewnej rytmiczności, jak gdyby miał do tego zjawiska jakiś pęd wrodzony, że brak jej jest jakby niezaspokojeniem naturalnej potrzeby słuchacza, że poczucie rytmiczności przynieśliśmy z sobą na świat, gdyż od­

8 2

Page 84: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

czuwa ją nawet małe dziecko, a dzicy ludzie w yław iają rytm z muzyki, taniec wreszcie jest wyrazem skłonności ludzkiej podążania za taktem rytmicznym.

Analizując w pływ rytmu na duszę ludzką, nie można nie przyznać, że wyczuwa się w nim coś muzycznego, coś pobu­dzającego, jakiś porządek rzeczy, który sugestjonuje i daje pewne zadowolenie przez to, że uderza i kołysze, faluje, wzbiera i opada, podnieca i uspakaja.

Goethe dał jaskrawy przykład braku wszelkiej rytmicz­ności, mówiąc o wylaniu wiadra wody. T ak samo chód czło­wieka, bicie dzwonu pozbawione są rytmiczności, gdyż ru­chy i tony nie wyróżniają się wzajemnie. Świadczy to o tern, że natura ludzka potrzebuje pewnej rozmaitości, a dostarcza jej rytm, dający wrażenie pewnej zmienności.

Mowa, pozbawiona rytmiczności jest jednostajnem w yle­waniem masy słów, jak owego wiadra wody, słów nie rozluź­nionych ani siłą akcentu, ani też przerwą czasową.

2 tych zasad, które kierują rytmicznością, nie można jed­nak wyprowadzać wniosku, że istnieją w retoryce reguły i pra­widła stosowania rytmu. Pewien zapał mówcy, zamaszystość, ożywiająca go dobra wola, wiara i pragnienie oddziałania na słuchaczy, wczuwanie się w treść własnych słów, prawidłowe akcentowanie i przestankowanie — to są czynniki, które same przez się wywołują falistość linji dźwiękowej i w ytw arzają pożądany rytm ; natomiast nie jest zadaniem mówcy wnosze­nie do swego przemówienia pierwiastków sztucznej rytmicz­ności przez uwydatnianie rytmu lub zacieranie go i wogóle dokonywanie jakichkolwiek prób w tym kierunku. Rozważyć bowiem należy, że skoro prototypem rytmu jest ten we­wnętrzny fortepian człowieka, który w nim ustawicznie gra według praw natury, to dążenie do stworzenia sztucznej ryt­miczności mowy, próby świadomego rozerwania tego związku, który łączy rytm z procesem naturalnym oddechowo-cyrku- lacyjnym , zgóry skazane są na niepowodzenie. W prawdzie

6* 83

Page 85: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

sam oddech jest funkcją organiczną, nad którą człowiek po­siada pewną władzę i która przez to podlega szkoleniu i ujarz­mianiu, jednak władza ta nie jest tak despotyczną, by można zawładnąć i kierować oddychaniem we wszystkich najdrob­niejszych przejawach i stworzyć dowolną rytmiczność. N ie pomogłoby w tej mierze nawet najbardziej drobiazgowe i pe­dantyczne ustalenie stosunku, jaki zachodzi między oddechem, a przypadającą nań liczbą uderzeń pulsu, względnie biciem serca, gdyż wobec przeżywanych wzruszeń mówcy i tajnych procesów fizjologicznych, których terenem jest organizm ludzki, wszelka matematyka zawodzi. Słusznie stwierdza Ju- ljusz Tenner, że siła i charakter rytmu objawiają się same, w ogólnem wrażeniu dźwiękowem.

Drugim pierwiastkiem muzycznym jest tempo m owy; skła­dają się nań przerwy między słowami, zdaniami, lub częściami przemówienia, ich przyspieszanie lub zwalnianie, wogóle szybszy lub powolniejszy bieg mowy.

Tempo pozostaje w ścisłym związku z intonacją i pauzami; rozciąganie dźwięku jest akcentowaniem i zwalnia tempo, przez co się uwydatnia poszczególne słowa, a pauzy i ich rozciągliwość również na to w pływają, stwarzając punkty gra­niczne myśli. Taki sposób akcentowania bywa spotęgowany przez to, że szereg słów wym awia się szybciej, a następujące słowo, na które ma paść akcent, znacznie powolniej, zwiększa­jąc przez to jego siłę.

Rozmaitość tempa jest także czynnikiem rytmicznym, gdyż stwarza falowanie dźwięku.

Tempo zależy od sprawności organów mowy, a musi być utrzymane w takich granicach, by nie zacierało poszczegól­nych składników mowy.

Tempo ulega częstym zmianom i zależy od treści w ygła­szanego przedmiotu. Rzeczy poważne, trudne i zawiklane w y­magają powolniejszego tempa, niż kwestje jasne, uchwytne i łatwe do pojęcia; rzeczy wesołe wygłasza się szybko, mowa

84

Page 86: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

namiętna ma tempo żywe, przemowę wzniosłą i patetyczną w yraża się w powolnem tempie, jakby przeciąganem, tematy ujęte zwięźle i krótko wym agają powolniejszego wygłaszania, niż rzeczy rozwlekłe i szerokie. Ponadto tempo zależy od przestrzeni, im sala jest większa, tern powolniej przemawia mówca, aby się glos należycie rozchodzi! i wnikał we wszyst­kie zakątki, — a na to potrzeba czasu.

Tempo związane jest także z indywidualnością mówcy i jest wyrazem jego usposobienia, temperamentu i równowagi duchowej. Dobry mówca hamuje zbytni rozpęd swojej w y­bujałości i zachowuje umiar, nerwowy stara się utrzymać swe nerwy na wodzy.

Tempo s^ b k ie w yraża energję, powolne znamionuje spo­kój, powagę i siłę; opis zdarzeń szybko po sobie następują­cych odbywa się w szybszem tempie, aniżeli opis wypadków i epizodów, które rozgrywały się powoli i w dłuższych odstę­pach czasu.

Wielu mówców, szczególnie początkujących, stosuje prze­ważnie szybkie tempo, nieraz w błędnem przekonaniu, że mó­wiąc powoli, nadużyją cierpliwości słuchaczy. T a niewiara w siebie powinna być z gruntu wypleniona, mowa bowiem zbyt szybko wygłaszana nie może być zrozumianą, gdyż słu­chacze nie są w stanie tak szybko myśleć, jak mówca mówi. Mowa szybko wygłoszona przechodzi bez echa i trwałego śladu nie pozostawia. Zbyt powolne tempo razi słuchaczy i czyni wrażenie, że mówca nie jest obeznany ze swym tematem.

Zastosowanie właściwego tempa jest bardzo trudnem za­daniem. W pierwszym rzędzie ustalić winien mówca pewne tempo zasadnicze, które stanowi normę i jest punktem wyjścia dla zmian, jakich wymaga treść i nastrój. Opanowanie tempa, jego zmienność, dostosowana do różnych faz i etapów prze­mówienia, podnosi wartość muzyczną mowy i jest dla słucha­czy źródłem wielu artystycznych wrażeń. Jedynie doświad­czeni mówcy dobrze panują nad tempem swej mowy.

85

Page 87: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Le style n’est que l ’ordre et le mou­vement qu’on met dans ses pensées.

Buf fort.

Styl polega na należytem zgrupowaniu myśli, ich tętnie i ruchu.

Buffon.

O STYLU I DOBORZE SŁÓW.Niejednokrotnie próbowano stworzyć definicję stylu. W y­

żej cytowane zdanie Buffona określa styl, jako porządek i ży­wość układu myśli. Fernand Corcos definjuje styl jako spo­sób artystycznego splatania słów i argumentów tak, aby mowa była jakby utkana na miarę poruszanego tematu (Le style est une manière d’enlacer artistement les paroles et les raisons pour en faire une tissure, convenable au sujet, qu’on a à traiter). Znane jest zdanie Buffona: „L e style c’est l’homme 'même“ . (Styl to człowiek).

N ie szukając definicji, któraby mogła objąć wszystkie ce­chy i właściwości stylu, przyznać należy, że styl wskazuje w łaściwy związek między myślą i uczuciem a słowem i po­maga w wyrażaniu myśli, służąc do ich uzmysłowienia i zobra­zowania; nietyle dotyczy on samego doboru słów, ile raczej sposobu łączenia ich i wiązania zdań i poza ogólnemi zasadami stylowemi istnieją pewne wymagania, wskazane przez samą treść danego przedmiotu. Niewątpliwem jest również i to, że istnieje nieprzebrana skarbnica różnych rodzajów stylu, które zawdzięczają swój byt indywidualności twórcy.

Jasność jest nieodzownym przymiotem każdego stylu, mówca jednak musi się liczyć z tem, że jego słowa ulatują, mowa więc musi być tak bardzo jasno sformułowaną, aby przelatujące słowa mogły odrazu utkwić w umyśle słuchaczy, którzy nie mają pod ręką pisanego tekstu a przez to nie po­siadają możliwości odnowienia doznanych przelotnie wrażeń.

8 6

Page 88: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Choćby się nawet miało przeczyć istnieniu odrębnego stylu retorycznego, żywe słowo posiada mnóstwo cech odróżniają­cych je od słowa pisanego. Mówca tworzy swój własny styl, a proces twórczy odbywa się odmiennie, niż u autorów słowa pisanego; ich styl jest tworem bardziej pośrednim, u mówcy zaś w ytryska z duszy i serca. Mówca daje nietylko cząstkę z siebie, ale daje ją bezpośrednio, słowo zaś przelane na pa­pier jest produktem odmiennej dłuższej pracy twórczej. Mówca potrafi wyłowić z treści pierwiastki dające się ująć w formy retoryczne, a przewaga tych form nadaje stylowi specjalny ton.

M ow y przeniesione na papier lub odczytywane z bruljonu nie dorównują przemówieniom, wygłaszanym z pamięci. Po­dobno Bismarck nie poznawał swych mów z protokołów ste­nograficznych.

M owa pisana jest „jakby słowem w yrw anem ' z całości“ . W stylu ustnym, pewna niedoskonałość form y jest nietylko usprawiedliwiona, lecz nie do uniknięcia, te braki wypełnia mówca i wyrównuje swą osobą. Bezpośredni, a ostateczny pro­ces twórczy mówcy jest z natury rzeczy mniej okiełznany, nie może wydawać form zaokrąglonych i wykończonych, żywe słowo więc — jako owoc chwili — jest nacechowane pewną urywistością. Słuchacz zadawala się tern i więcej nie żąda, w mówcy bowiem wyczuwa człowieka żywego, ze wszyst- kiemi wadami i przywarami, człowieka walczącego, który z trudem i mozołem naprzód się przepiera i swoje laury zdo­bywa, człowieka, od którego się odbiera materjał surowy, je­szcze ciepły, jeszcze pulsujący.

M owy pisane, których liczne zbiory dochowały się do­tąd, brzmiały niewątpliwie inaczej przy ustnem wygłaszaniu, a brzmienie, utrwalone na papierze, zawdzięczamy zapewne późniejszym usilnym staraniom i dodatkowym poprawkom autorów. W ątpliwem jest, czy przechowane dotąd mowy De- mostenesa i Cycerona, nie uległy wielokrotnym przeróbkom.

87

Page 89: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Styl słowa żywego ma większą stanowczość, lekkość, czę­sto lapidarność, ton imperatywny, sugestyjny; chodzi bo­wiem więcej o wywarcie bezpośredniego wpływu, niż przy słowie pisanem, chodzi o jaknajżywsze tętno, które nadaje ust­nemu stylowi indywidualne cechy.

W stylu pisanym punkt ciężkości leży w oddziaływaniu na rozum czytelnika; mówca apeluje także do rozumu, ale przedewszystkiem próbuje ujarzmić rozum przez uczucie i wzmacnia swoje słowo siłą sugestyjną.

Psychologja słuchacza wym aga wrażeń bardziej jaskra­wych, aniżeli psychologja czytelnika, śmielszych rzutów, po­równań, głośniejszych wykrzykników, alegorji i innych arty­stycznych form wyrażania się. M ow y zawierają przeróżne zwroty retoryczne; zwroty w krasomówstwie nie są tworzone według pewnych recept, służących do przystrajania i upięk­szania przemówienia, lecz są to jakby odruchy myśli i uczuć,, wyżłabiające sobie same odpowiednie koryto i nadające sty­lowi właściwe tętno. Retoryka zebrała te płody uczuć w sy­stemy, będące pomnikiem twórczości mówców, są to jednak zbiory niezamknięte i nieukończone, gdyż nieograniczoną jest twórczość stylowa mówców, przybierająca coraz to inne form y i wznosząca się na coraz wyższe poziomy.

Słowo pisane nie wym aga powtarzania, myśl raz wypisana, uwiecznioną jest na papierze, a druk reprodukuje ją na każde życzenie czytelnika. W stylu oratorskim powtarzanie — jak się wyraził Napoleon, — jest zwrotem retorycznym, a mówca, chcąc się dobitniej wyrazić, powtarza jedną i tę samą myśl nieraz kilkakrotnie — w różnych formach i sposobach.

Mowa obrazowa, którą ilustruje mimicznie i dźwiękowo osoba mówcy, zmierza do uzmysłowienia bogactwa uczuć i, — jak powiada Juljusz Tenner, — przenoszenia pierwiastków uczucia na falach muzycznego dźwięku żywego słowa z duszy do duszy.

Rozumowa forma przedstawienia nie wystarcza; mówca,

88

Page 90: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

który tylko rozumie, nie spełni swego zadania, odczucie jest koniecznem. Mówca odczuwający ubiera swoje łzy w pła­czące słowa, swój śmiech w słowa swawolne i żartobliwe, a po­wagę i stanowczość w słowa silne i jędrne, w formę poważną i uroczystą.

Między poezją i prozą zachodzą wielkie różnice, tak jedna jak i druga, mają swój własny skarbiec słów, wyrazów i zwro­tów. Proza mówcy zapożycza się w poezji, mówca zaciera do pewnego stopnia różnice między prozą i poezją, czerpie z jednej i drugiej skarbnicy. Oddziałujący na uczucia styl poetyczny bywa stylem mówców, gdy rodzaj tematu w yryw a ich z powszedniości życiowej, a natchnienie wznosi na w y­żyny fantazji. Bogactwo słów i ich związków otwiera przed mówcą możliwości najprzeróżniejszych kombinacyj, wolno mu wyrażać tę samą myśl w różnych zwrotach, — jak gdyby poprzednie słowa do oddania głębi uczuć były za słabe, — wolno język silić, gwałcić, łamać, by tylko nie był sztywny, byleby był posłuszny, byle się tylko poddał i pozwolił w y­krzesać ze siebie najjaśniejsze iskry, wydrzeć sobie ukrytą moc; dla tego celu wolno jednoczyć słowa w obrazy, malować, rzeźbić, wolno idealizować, wolno karykaturować. N a p y­tania retoryczne wydzwania mówcy niemą odpowiedź dusza słuchacza. Pytania te mówca grupuje, stopniuje, tworzy prze­nośnie, zestawia kontrasty, zabija ironją, sypie paradoksy, pro­wadzi djalogi, wogóle czerpie najcenniejsze klejnoty z ogrom­nego skarbca form stylistycznych, w którym się grzebie jego płonąca fantazja. Styl jest wyrazem nastroju mówcy i stwa­rza wśród słuchaczy nastrój, dostosowany ściśle do tematu, który mówca subtelnie analizuje, by panowała zupełna har- monja.

Styl mówcy musi odpowiadać pewnym zasadniczym wymogom, z których najważniejszym jest wspomniana już na • wstępie jasność, i to tak jasność wyrazów, jak i jasność kon­strukcyjna zdań, aby słuchacze mogli śledzić wątek myśli bez

89

Page 91: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

natężenia i rozpraszania uwagi. Chodzi o taki układ słow, aby one złączone były ze sobą w związki, których znaczenia nie trzeba odgadywać. Konieczną jest taka budowa zdań, aby myśl w ypływ ała z nich jaknajwyraźniej. Mówca unika układu słów, który staje się powodem dwuznaczności, omija ciężkie konstrukcje zdań, wystrzega się wielookresowości, co słuchaczy wprowadza na bezdroża myślowe. Zdania krótkie, niezbyt ob­fite w słowa, wskazane są szczególnie wtedy, gdy mówca nie jest pewny, czy potrafi zbyt wydłużone okresy doprowadzić do końca. Zbytnia jednak zwięzłość, fałszyw a zwięzłość, zy­skana kosztem przejrzystości, skąpstwo słów dla wyrażenia myśli, jest drugą również niepożądaną ostatecznością, a zda­nie Horacego „Chcąc być zwięzłym, wyrażam się niejasno“ — zawiera w sobie wiele prawdy. Między rozwlekłością i zbyt­nią zwięzłością trzeba szukać drogi pośredniej, prawda leży pośrodku. Słuchacze cenią prawidłowe tworzenie okresów i umiejętność mówcy utrzymania się przy rozpoczętej budowie zdania, bez przerw i załamań, a potoczystość biegu myśli, wyrażonych w zdaniach, daje im wiele estetycznych wrażeń. Dążeniem więc mówcy jest stworzenie takiej budowy zdań i okresów, aby dać zupełną przejrzystość architektoniki, aby zdania i ich związki w ryły się w pamięć słuchaczy. K u temu wiedzie umiejętność opisywania i dar opowiadania prosty i ja­sny, ale także rozmaity i różnobarwny, działający na w yo­braźnię słuchaczy. Cytaty, maksymy, przysłowia konkretyzują myśl mówcy, która w tej formie tężeje i pobudza słuchaczy do dalszej analizy.

Dobitność stylu polega na doborze słów i zwrotów i na takiem ich uszeregowaniu, aby jak najwłaściwiej, najwierniej i najwszechstronniej określały myśl. M ówca wniknąć musi w wewnętrzną zawartość i w znaczenie danego słowa, uświa­damiając sobie przytem wszystkie odcienie, jakie ono posiada. Dobitność stylu umożliwia wyrażanie się krótko, lecz silnie, przez co mowa zyskuje na prężności. Dobitność określenia da­

90

Page 92: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

nej myśli wymaga nieraz stosowania synonimów, to jest w y­razów o znaczeniu podobnem, często bowiem mimo bogactwa językowego jeden wyraz nie określa wszechstronnie danej myśli, a zachodzi potrzeba jak najdokładniejszego jej okre­ślenia. Dobitność stylu retorycznego wymaga pewnego spe­cjalnego szyku wyrazów, aby przez odpowiednie wysunięcie najważniejszego słowa, podnieść jego znaczenie w zdaniu i na­dać mu potrzebny nacisk. Mówca, zmieniając szyk wyrazów, gwałci nieraz przyjętą ogólnie kolejność słów, korzysta jednak w tej mierze z przywilejów, które służą poetom, a licentia poé­tica posiada też prawo obywatelstwa w prozie. Kombinacje stylistyczne polegają częstokroć na wysunięciu na plan pierw­szy najważniejszego zdania. Przestawienie porządku słów i od­powiedni układ wyrazów przyczynia się do skupienia uwagi na punkcie najbardziej na to zasługującym. Zestawienie obok siebie pojęć sprzecznych, wyjaśnienie pojęć mniej znanych przez porównywanie z przedmiotami znanymi, pomaga do należytego zobrazowania i wyświetlenia myśli.

Ogólna budowa stylowa odgrywa niepoślednią rolę, a chodzi przytem o kompozycję całości i należyte jej opraco­wanie. W szystkie ogniwa myślowe winny ze sobą harmoni­zować, a ku temu wiedzie takie ich skoordynowanie, które nie dopuszcza nigdy do jednostajnośoi, lecz wnosi w budowę sty­lową pierwiastki różnorodności i zmienności, przejawiającej się linjami wznoszenia i spadku. N a uczucia słuchaczy w wyso­kim stopniu działa dobór dźwięków, podnosi on barwność mowy, natomiast dysharmonje dźwiękowe rażą i budzą w du­szy słuchaczy niemiłe echo.

P rzy tem wszystkiem gramatyka i poprawność stylowa jest zawsze wskaźnikiem dla mówcy, który musi posiadać grun­towną znajomość języka, wszystkich jego odmian słownych i jak najobfitszy zapas słów.

Czystość języka nakazuje używanie tylko takich słów, które się już zagnieździły i zakorzeniły w powszechnie uży­

91

Page 93: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

wanym języku. Mówca uświadomić sobie musi niebezpieczeń­stwo używania neologizmów, które trącą parweniuszostwem, nie zdobywszy sobie uprawnienia w tradycji językowej, gdyż słuchacze nie są jeszcze do nich przyzwyczajeni; pamiętać musi, że archaizmy mogą nie być należycie zrozumiane i ra­zić brzmieniem przestarzalem, musi zdawać sobie sprawę z tego, że słowa zaczerpnięte z gwary ludowej stwarzają nie­raz rozdźwięk z wyższym polotem treści, że ze słownika mó­w cy wyłączyć należy wszelkie prowincjonalizmy, nie mówiąc już o słowach wulgarnych i nieprzystojnych. W yrazy obce mają tylko wtedy rację bytu, gdy dyktuje je nieodzowna ko­nieczność, a mowa rodzima nie posiada na dane pojęcia do­brych własnych określeń. W ypadki te zachodzą często, gdyż terminologja nasza wzoruje się wielokrotnie na języku łaciń­skim. Czasem w yraz obcy w yrazić może dobitniej m yśl; słu­sznie więc pisze Ludwik Kropiński:

„G d y zły nowy wyraz, stokroć lepiej zatemPrzyjąć obcy i uczcić go indygenatem“ .

Jeżeli mówca stosuje zasady, kierując się prawidłowością stylu i uwzględnia poszczególne wymogi stylu retorycznego, to jego najbardziej skomplikowane w yw ody mieć będą formę zrozumiałą i lekką.

Jedynie w ten sposób mówca wyposażyć może swe myśli i słowa w siłę przekonywującą, która działa na rozum i na uczucia. Twierdzenie Boileau „C e que l’on sent avec chaleur, s’énonce clairement“ , jest słuszne, gdyż głębokie i gorące od­czucie przedmiotu, o którym się mówi, dyktuje właściwe słowa i ich związki.

92

Page 94: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Je veux soulever le poids secret, qui pèse sur la pensée.

Lamartine. Chcę usunąć niewidzialne brzemię, pod

którem się myśl ugina.Lamartine.

OKRASA RETORYCZNA.

W skarbcu retoryki istnieje cały szereg form artystycz­nych, służących do podkreślenia i spotęgowania elementów uczuciowych, do upiększenia i uwydatnienia treści. Mowa, ob­fitująca w takie pierwiastki, zyskuje na żywości i lotności. K ażd y mówca, w miarę potrzeby czerpie obficie z tej skarb­nicy klejnotów retorycznych.

Pytania retoryczne budzą ciekawość słuchacza, a mówca, nie udzielając chwilowo odpowiedzi, potęguje ostateczny efekt. Uczucia mówcy, jego gniew, rozpacz i podziw znajdują właściwe ujście w wykrzyknieniach; silnie działają apostrofy do osób nieobecnych lub zmarłych, niedomówienia, pozosta­wienia pewnych momentów domyślności słuchacza; nastrój stwarza gradacja, z której korzysta mówca, aby przez odpo­wiednie ustosunkowanie szeregu pojęć, stopniowo potęgować uczucie; symbole, jako znaki widome do uzmysławiania pew­nych pojęć, zbliżone do nich alegorje, epitety, podnoszące do­bitność i malowniczość wyrażeń; porównania, antytezy, prze­nośnie, ^ą to wszystko środki konieczne dla należytego podkre­ślania, uzmysławiania myśli, wzmożenia uczuc i nastrojów.

Poezja zawiera ogromne bogactwo takich motorow uczu­ciowych. Materjałem poezji i mowy jest słowo, mowa więc wzoruje się na tych tworach poetyckich. W szak i w prozie jest tysiące pierwiastków nietylko epicznych, lecz także liry­cznych i dramatycznych! Źródłem okrasy retorycznej jest jed­nak nietylko skarbiec stylowy mówców, zawierający w sobie

93

Page 95: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

wiele pierwiastków poetycznych, lecz ponadto cały szereg czynników psychologicznych, za pomocą których mówca na­straja duszę słuchacza i budzi jego wrażliwość.

Mowa jest w pierwszym rzędzie oddaniem rzeczywistości i musi być rozgraniczoną od poezji. Mówca bujający w wyso­kich sferach poezji, zgubi się w przestworzach fantazji i od­dali od rzeczywistości, odbiegnie od celu, który mu przyświeca, a celem tym jest dążenie do prawdy, jak najbardziej objek- tywnej. Środkiem wiodącym ku temu nie może być wyłącznie górnolotność. Mówca, chcąc wiernie odtworzyć powszednie życie, pełza po ziemi, widzi wszystkie koszlawości istot przy­ziemnych, ich słabostki, śmieszności, podsłuchuje ich myśli i zachcianki, widzi komiczne kontury i sylwetki przeciętności ludzkiej i wypada mu niejednokrotnie smagać i przeszywać przyw ary ludzkie ostrzem ironji. Są sytuacje, które rozświetla najlepiej umiejętne uchwycenie śmieszności, ubrane we formę dowcipu.

Dowcipowi, sarkazmowi, ironji i szyderstwu należy się również wzmianka. G dyby ktoś chciał zdefinjować dowcip, zdradziłby się przez to, że nie ma dla humoru zrozumienia, dowcip bowiem przejawia się w tak różnorodnych formach i odcieniach, że ujęcie go w jakąkolwiek klasyfikację byłoby z góry chybionem.

Dowcip, sarkazm, szyderstwo i ironja są to stare środki krasomówstwa, o których używaniu i należytem stosowaniu pisali jeszcze starożytni retorowie. W swojem dziele „D e Oratore“ zajmuje się tem jak najdokładniej Cycero, aq^ilizując wszystkie stopnie komizmu i ironji, zakreślając im właściwe granice; o ironji pisze też Arystoteles, pisma K w intyljana za­wierają dokładne przedstawienie tych kwestyj. Cycero w mo­wie „pro Ligario“ , „pro Milone“ , Demostenes w swoich „F i- lipikach“ posługiwali się wielokrotnie komizmem i ironją, jako bronią retoryczną, przez to czynniki te od dawien dawna zy­skały w retoryce prawo obywatelstwa.

94

Page 96: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Dowcip jest pożądaną przypraw ą mowy, a jego znaczenie polega głównie na tem, że wywołuje on atmosferę pewnej do- broduszności, której wynikiem jest sympatja słuchaczy; we­soły nastrój wśród słuchaczy jest czynnikiem wielce pomocni­czym, gdyż mówca budzi przez to zainteresowanie i przy­kuwa uwagę słuchaczy do tematu. Słuchacze są niezmiernie czuli na rzeczy wesołe, na zręcznie wplatane anegdoty i umieją ocenić należycie takie ujmowanie przedmiotu, które nietylko pobudza umysł, lecz także sprawia przyjemność.

Ponadto dowcip może do najpoważniejszej sprawy wpro­wadzić element wesołości, rozbraja przeciwnika i jest potęż­nym środkiem druzgocącej krytyki. Niejednokrotnie umożli­wia on wyjście obronną ręką z najpoważniejszej sytuacji, w y­zyskanie chwili i bywa argumentem kruszącym najkunsztow- niejsze konstrukcje logiczne. Wobec wrażliwości słuchaczy na dowcipne przedstawienie sprawy i wobec piorunującego dzia­łania dowcipu, ułatwia on podanie ciężkiej potrawy w formie bardzo lekko strawnej i smacznej.

Dowcipnym słowom towarzyszy nieraz odpowiednia mi­mika i ruchy mówcy, przez co dowcip zyskuje na sile i w yra­zie, staje się bardziej zrozumiałym i promieniuje w całej pełni.

Warunkiem powodzenia dowcipnych wywodów mówcy jest ścisłe dostosowanie dowcipu do panującego nastroju, w y­wołanego treścią omawianego przedmiotu, a subtelny mówca wyczuje chwilę, nadającą się do dowcipnych ekskursyj; wszel­kie ekstrawagancje mogą się srogo pomścić.

Dowcip robi wrażenie największe, gdy jest wytworny, na­turalny i niewymuszony, a spontaniczny jak błysk pogodnego nieba. Mówca rżuca go, jakby od niechcenia. Silenie się na do­wcipy i wszelka przesada w ich stosowaniu wywołuje zro­zumiałą reakcję i niechęć słuchaczy.

Podoba się tylko dowcip, utrzymany w granicach dobrego wychowania i taktu, oraz taki, który nie jest spaczony złemi i nieszlachetnemi intencjami mówcy. Instynkt samoobrony

95

Page 97: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

słuchaczy nakazuje im odnosić się krytycznie do wszelkich zbyt ostrych porywów mówcy. Dowcip musi być lekkim po­wiewem, który muśnie, a nie opala. Ileż praw dy kryje w sobie czterowiersz Jana Kochanowskiego:

„Komu dowcipu równo z wymową dostaje,Niech szczepi między ludźmi dobre obyczaje,Niechaj czyni porządek, rozterkom zabiega,Praw ojczystych i pięknej swobody przestrzega“ .

O ile dowcip bywa siłą twórczą w elokwencji, o tyle jego dalsze i silniejsze stopnie, jako to satyra i sarkazm kryją już w sobie pewne pierwiastki rozkładowe i mogą ranić osoby, przeciw którym ostrze ich jest skierowane. N aw et cel dobry nie może uświęcić i usprawiedliwić stosowania środków, które są krzywdzące i nieludzkie. O ile jeszcze satyra i sarkazm, utrzymane w pewnych formach i granicach, mają prawo bytu, o tyle szyderstwo należy już do kategorji gazów trujących elokwencji. Szyderstwo jest silą niszczącą, która owoców nie wydaje i powinna zniknąć ze spisu środków retorycznych.

Ironja jest zamaskowaną, ale przecież widoczną prawdą, jest to sposób wypowiedzenia praw dy przez uwydatnienie jej jaskrawego przeciwieństwa, jest to „praw da w masce“ ; jakby ukryte przeciwstawienie, które słuchacz sam odgaduje i silniej odczuwa; przez ironję działa się na intelekt i na uczucie. Iro­nja zaostrza zmysł spostrzegawczy słuchacza, który sam zdej­mując maskę z prawdy, spostrzega ją tern jaśniej, w całej jej nagości.

Ironja jest potężną dźwignią krytyki, osobliwie, gdy do­bry mówca przez odpowiednie oświetlenie mimiczne uchyla przed słuchaczem rąbek zasłony.

Ironja jest bardzo silnym atutem w retoryce, gdyż w iro­nji wyjaskrawia mówca prawdę, a jaskrawość ta nie jest prze­sadą.

Ironja jest czynnikiem twórczym, którego żaden mówca wyrzec się nie może.

96

Page 98: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

W szystkie form y retoryczne mają jedną wspólną cechę: muszą być stosowane z wielką ostrożnością, nic bowiem ła­twiejszego jak wywołać rozdźwięk, który psuje szyki i niwe­czy jak najlepsze zamiary. Mówca musi być zawsze świa­domy stosunku, jaki zachodzi między nim, a słuchaczami, musi sobie dokładnie uprzytomnić, czy wyrobił już sobie pewną powagę, autorytet i uznanie, czy zdołał ugruntować swoje sta­nowisko wobec słuchaczy, oraz zawładnąć i zapanować nad audytorjum; tylko bowiem ta wyższość i ten urok, który mówca potrafił sobie zaskarbić, uprawniają go do śmielszych rzutów i powiedzeń, w przeciwnym razie nie ujdzie mu to bezkarnie, a krytyka słuchaczy będzie bezwzględną i niemi­łosierną.

K u lt żyw ego słow a 7 97

Page 99: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

On ne règne sur les âmes, que par le calme.

Erneste Legouvé.Tylko spokojem można zapanować nad

duszami.Ernest Legouvé.

LĘKLIWOŚĆ I TREMA.

Wrogiem mówcy bywa jego własna osoba. Zachodzą sy­tuacje, że mówca, obdarzony wybitnym darem słowa, choć wie, że opanowanie się, wiara, pewność siebie i niczem nie krę­powana swoboda jest warunkiem w pływu na otoczenie, wstę­pując na mównicę, drży z trwogi i doświadcza całej gamy nie­miłych fizycznych odczuć, które pozbawiają go możności prze­mawiania. Brak śmiałości powoduje, że jest jakby tknięty pa­raliżem i pozbawiony wszelkiej swobody ruchów.

Panowanie nad innymi wymaga jednak w pierwszym rzę­dzie opanowania samego siebie i przezwyciężenia tego braku śmiałości, który jest, jakby kulą u nogi i tamuje wszelką ini­cjatywę.

Cytowane zdanie Legouvé’go jest trafnem stwierdzeniem tej prawdy.

Słuchacze chcą widzieć w mówcy swego duchowego przy­wódcę i mają po temu wszelkie prawo, mówca bowiem ze swego stanowiska ma opanować całe audytorjum, jemu przy­pada w udziale pewnego rodzaju duchowy prym at wśród słu­chaczy, on jest dowódcą myśli wszystkich słuchających, ma im otworzyć wrota wiedzy i poznania. C zyż rolę tę spełnić może mówca trawiony obawą i dręczony niewiarą w pomyślność swego przedsięwzięcia, któremu braknie słów, tchu nie dostaje, który wciąż szuka wyrazu i sam nie wie, jaką ma przybrać pozę?

Słuchacze odczuwają to bardzo niemile, przyjm ują go chło­dno z niechęcią, często nawet z ironją, a ich ironiczny w yraz

98

Page 100: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

tw arzy potęguje trwożliwość mówcy, który staje się jeszcze bardziej zafrasowany i nie wie od czego ma zacząć.

Różnie sobie radzą mówcy w takich chwilach. Mówca ob­darzony fantazją, w niej znajduje ratunek, fantazja podszep- nie mu jakąś myśl, jakieś zdanie, które go wyprowadzi z tej kłopotliwej sytuacji. Początkowe załamanie się wychodzi mu na dobre, gdyż pobudza go do żywszego działania, wysiłek jego nie uchodzi uwagi słuchaczy i wybaczają mu, rozumiejąc, jak trudno jest przełamać pierwsze lody. Mówca o mniej ży­wej fantazji ma również sposoby wydobycia się z opresji. Wszedłszy na mównicę, zatrzym a się chwilę, zanim stan nie­pokoju minie, a w yglądać to będzie, jak gdyby wyczekiwał większego skupienia i większej ciszy. Rozpoczyna po chwili powoli, niezbyt głośno, czerpiąc oddech i zyskując na czasie. Słuchacze nie zwrócą uwagi na cały ten epizod, a mówca do­zna pewnego upojenia, że przecież zdołał odnieść zwycięstwo nad samym sobą.

Im lepiej jest mówca przygotowany do swego przemówie­nia, im gruntowniej poznał i przemyślał temat, tern więcej po­siada pewności siebie i w iary w siebie. W ówczas bowiem re­zultat myślenia jasno staje mu przed oczyma, a brak odpowied­niego wyrazu nie wprawia go w zakłopotanie.

Pewna lękliwość, pewna obawa jest usprawiedliwiona i zrozumiała, gdyż mówca krytyczny wnika głęboko w swoją rolę i pojmuje jasno, jak trudną jest sztuka mówienia. Mowa jest przedsięwzięciem ryzykownem, może się udać, lub nie, może się spotkać z uznaniem lub naganą. Zadanie, stojące przed mówcą jest poważne i trudne, im głębiej mówca w to się wczuwa, tern więcej żyw i wątpliwości.

Mowa jest wyznaniem w iary, wywnętrzeniem się, — nie­raz przed gronem osób obcych i nieznanych, — jest uchyle­niem rąbka tajemnicy i ukazaniem swego „ ja “ , które ujrzą słu­chacze nie zawsze życzliwi i przyjaźni. Stąd obawa odpowie-

7 * 99

Page 101: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

dzialności, bojaźń, uczucie pewnej trwogi, a nawet wstydli- wości. ^

K ażdy najlepszy nawet mówca doświadcza tych uczuc i kroczy ku doskonałości nie po drodze usianej różami, lecz trudnej i ciernistej. Mówca zupełnie zrównoważony ma prze­ważnie tę drogę życia już za sobą.

Mówca, który stawiał pierwsze kroki w swym zawodzie bez lęku i trwogi, jest zazwyczaj człowiekiem obojętnym i zi­mnym, któremu braknie podniety, pobudliwości wewnętrznej i zapału, udzielającego się otoczeniu. Jednostka taka jest da­leką od doskonałości, albowiem gra nerwów jest tern, co w pra­wia w ruch siły ducha, a obudzenie i napięcie tych sił jest warunkiem ich mocy i działania. Lodowaty mówca wykrze­sać ze siebie nie zdoła tego ognia, który ma płonąć i zapalać serca słuchaczy; przeciwnie zaś przezwyciężenie lękliwości jest ożywczym czynnikiem, który budzi płodność myśli.

Bojaźń mówcy nie zawsze jest oznaką braku talentu, i nie zamyka drogi do dalszego rozwoju i powodzenia. Przeciwnie, trwożliwość mówcy zaostrza zdolność kontroli nad samym sobą, hamuje zbytnie zapędy i oszczędza mu niejednego za­wodu, powstrzymując od fałszywych kroków.

Powodem lękliwości bywa nieraz własna próżność, zbyt­nie wysuwanie swojej osoby, obawa o własne „ ja “ . Dobry mówca uświadamia sobie jednak, że jego osoba usunąć się winna na drugi plan, gdyż przedewszystkiem chodzi o speł­nienie postawionego sobie zadania.

100

Page 102: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Les idées pures sont froides et ne se pénétrent pas mutuellement, tandis que les âmes se sentent pareilles et se modi­fient les unes par les autres, en vertu d’une loi mystérieuse d’ imitation.

Mareille.Same myśli są chłodne i nie przenikają

się nawzajem, dusze czują swe pokrewień­stwo i za przyczyną tajemniczego prawa naśladownictwa, jedne pod wpływem drugich ulegają zmianom.

Mareille.

SŁUCHACZE I MÓWCA.

Byw ają mówcy, którzy mówią, jak gdyby do siebie sa­mych przemawiali, wypowiadają, jakby monolog, niebaczni na to, czy ktoś ich słucha, czy też nie. M ówcy tacy robią w ra­żenie pracowników, którzy chcą spełnić pewien obowiązek, pewną funkcję, wypowiedzieć coś, co im cięży, bez względu na to, do kogo ich słowa są zwrócone i czy słuchacze je ro­zumieją, czy też nie.

Mowa skierowaną ma być do słuchaczy, jest wezwaniem do spełnienia czegoś, jest żądaniem czynu, a już conajmniej obudzeniem pewnego nastroju i tern się rożni mowa od w y­kładu. N ie jest ona monologiem, mimo, iż mówi tylko jedna strona; mowa jest jak gdyby djalogiem, w którym mówca mówi głośno, a słuchacze odpowiadają mu wprawdzie mową niemą, milczeniem, lecz milczeniem wymownem, wyrażającem się wzajemnem zespoleniem odczuc i myśli; mowa jest grą dwóch partnerów, mówcy i słuchacza. K ażd y doświadczony mówca wie o tern dobrze, — choć dla innych może to nie byc uchwytnem, — i zdaje sobie sprawę z procesu współdziałania słuchaczy, z którymi jako stroną czynną i aktywną związany jest przez cały czas przemówienia niewidzialną wprawdzie, ale nie mniej spoistą nicią duchowej łączności i obopólnego

Page 103: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

odczuwania. T a aktywność i czynność słuchaczy ujawnia się nietylko w formie oklasków lub pomruków. Czasem milczenie jest bardziej wymowne od wszelkich głośnych objawów.

Świadomi są tego wybitni mówcy. V iviani w yraził się trafnie, że gdy mówca zaczyna mówić, wpada w zupełną za­leżność od tłumu, a między duszą mówcy a duszą audytorjum wywiązuje się walka. Tej walce musi się mówca przeciwsta­wić, inaczej ulegnie, gdyż sztuka jego polega na ścieraniu się prądów i przezwyciężaniu prądów przeciwnych.

Słuchanie mowy jest, podobnie jak jej wygłaszanie, pracą umysłową, wym agającą nieprzerwanej uwagi i napięcia inte­lektu. Obudzenie tej uwagi nie jest łatwem zadaniem, słu­chacze nie zawsze należą do typu wdzięcznych słuchaczy, nie wszyscy umieją słuchać. Mówca ma prawie zawsze do prze­zwyciężenia pewien ich opór, pewne uprzedzenia. Kwestja więc wzajemnego ustosunkowania się mówcy do słuchaczy, jest kwestją psychologiczną pierwszego rzędu.

Nie wszyscy słuchacze są jednakowi, wśród nich istnieją ludzie o różnym poziomie zdolności, wykształcenia i rozmai­tym darze odczuwania. Mówca jednak musi się wczuwać w psychologję swoich słuchaczy, musi mówić do wszystkich, musi wiedzieć, co, kiedy i jak ma powiedzieć, musi trafić we właściwy ton. W tern leży wielka trudność, a rozwiązanie tego problematu polega na tem, by mówca dostroi! swoje prze­mówienie do psychologji przeciętnego słuchacza i wznosił się, lub zniżał w miarę, gdy jego kalkulacyjne obliczenie okaże się nietrafnem. Jak iż jednak zmysł kieruje mówcą w tych roz­ważaniach? Zmysłem tym jest oko, a fakt ten wskazuje, jak ważną rolę odgrywa oko w psychologji wym owy. N ie mó­wiąc już o tem, że oko ma nad duszą ludzką moc bezgra­niczną, traoi krótkowidz ponadto wielki atut, gdy nie jest mu daną możliwość wchłaniania w siebie niemego echa swoich slow, badania wrażenia, jakie mowa jego wywołuje u słucha­czy, wreszcie tą drogą wpływania na słuchaczy.

102

Page 104: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Dzięki temu wzajemnemu stosunkowi wytw arza się mię­dzy mówcą i słuchaczami pewien związek, pewien łącznik, pe­wna całość, a dobry mówca dokłada wszelkich starań, by ten związek był należytem zespoleniem obu stron dla wspólnego celu. Zw iązek ten polega na wzajemnem oddziaływaniu obu .stron, na wzajemnem promieniowaniu; mówca potrzebuje uznania swych słuchaczy, ono pobudza jego proces myślenia i jest bodźcem do należytego rozwinięcia wszystkich najbar­dziej ukrytych sił umysłowych; uznanie słuchaczy jest nieo­cenionym duchowym motorem ekspansji mówcy, jest to za trudy i w ysiłki najsowitsza zapłata i najhojniejsze wynagro­dzenie.

Stosunek słuchaczy do mówcy bywa drogowskazem dla nie­go, słuchacze bowiem, — a wyczytuje on to w ich oczach, określają ramy, w jakich powinien się obracac, zakreślają gra­nicę, do której ma dojść, a której mu przekraczać nie wolno, oni mu nakładają wędzidło, które hamuje jego rozbujałe za­pędy. W idać z tego, że układ mowy jest nietylko logicznem uszeregowaniem myśli i zdań, lecz takiem ich skupieniem, które odpowiada zasadom psychologji słuchaczy.

Przeciętny słuchacz nie umie i nie chce ukrywać swoich uczuć i wrażeń, malują się one w w yrazie jego twarzy i za­chowaniu się. Im bardziej słuchacz idzie za wątkiem myśli mówcy, im bardziej sobie jego myśli przyswaja, tern bardziej odzwierciedla na sobie wrażenia, których doznaje. Mówca in­stynktownie to odczuwa, gdy wzrok jego błądzi po twarzach słuchaczy. M ówca patrzy w oczy słuchaczy, wzrokiem wyraża to, że do nich mówi i czyta z otwartej księgi ich duszy. Od słuchaczy może zależeć, czy dany w yraz, lub sposób dowo­dzenia jest w danej sytuacji w łaściwy i odpowiedni. W ten sposób słuchacze wychowują mówcę.

Jednak i mówca wychowuje swoich słuchaczy. Niejedno­krotnie dają się słyszeć z audytorjum odgłosy niezadowolenia, które onieśmielają nawet wytrawnych mówców. Mówca ma

108

Page 105: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

przewodzić, nie może być chorągiewką, którą wiatr zw raca w tę lub w inną stronę. Mówca zbyt miękki i ustępliwy nie będzie nigdy dobrym mówcą. Dobry mówca nie zejdzie z w y ­branej drogi, gdy spotka się z niesłusznym oporem słuchaczy; jego rola nakazuje mu trzymać ich w karbach, ujarzmiać ich niesforne wybuchy, trzymać ich na wodzy. G dy słuchacze w y ­czuwają, że mówca zbyt jest w rażliw y na ich sposoby rea­gowania, przestają go darzyć uznaniem i względami. Niechęć słuchaczy nie odstraszy dobrego mówcy od zadania i celu,, które sobie postawił. Oni mogą mu w pewnej mierze w skazy­wać taktykę, drogę, po której ma kroczyć, nie odwiodą go jednak od jego przewodniej idei, którą jest urzeczywistnienie prawdy.

Stworzenie tej harmonijnej wspólności między mówcą i słu­chaczami jest jednem z najważniejszych zadań mówcy, gdyż harmonja ta rozstrzyga o powodzeniu mowy, a jej stworze­nie jest największą sztuką, na jaką się mówca musi zdobyć. Harmonja ta powstaje na czas krótki, na pół godziny, może na godzinę, ale powstać musi. Jest to tajemnica magicznej w ła­dzy nad umysłem i uczuciem słuchaczy.

Prawda, jest to zadanie nielada, wymagające ześrodko- wania energji i woli mówcy, albowiem słuchacze są ulepieni z różnej gliny i chodzi o zespolenie różnych odśrodkowych elementów w jedną całość. Jeżeli się to jednak mówcy uda, staje się tym pasterzem, który panuje nad swemi owieczkami.

Zasada prawdomówności jest nietylko zasadą etyczną, lecz i praktycznem wskazaniem dla mówcy, prawda bowiem sama zwycięża i dopomaga do zwycięstwa. Prawda jednak bywa gorzką i kole w oczy. Mówca musi uprzytomnić sobie, że niema nakazu etyki, któryby go zniewala! do podawania słu­chaczom czystej prawdy, do okazywania im praw dy w całej jej nagości, to bowiem razi i zniechęca, i słuchacze odwracają, się od oblicza nagiej prawdy.

Mówca jest rzecznikiem prawdy, ale nie idzie w łaściwą

104

Page 106: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

drogą, gdy się przystraja w pióra moralizatorskie; prawdzie trzeba nadać formę taką, która zniewala słuchacza do jej uzna­nia, która się nie wdziera swem ostrzem w jego ambicję i mi­łość własną. Takie ostrze nadwyrężałoby formę estetyczną mowy, mówca zaś ma bardzo szerokie pole przed sobą i prze­różne możliwości kształtowania i wyrażania swoich myśli.

Umiarkowanie jest ważną zaletą mówcy. W mówcy w i­dzą chętnie słuchacze człowieka dojrzałego, zrównoważonego, znającego życie i naturę ludzką, wyrozumiałego dla wszelkich przyw ar i słabostek ludzkich. Um iarkowany mówca ma szcze­gólnie, jeśli chodzi o krytykę, wielkie pole do popisu, krytyka bowiem upstrzona zbytkiem zjadliwej ironji, a co gorsze cy­nizmem, jest zaprzeczeniem szlachetnych celów mówcy.

T a k samo przesada, natarczywość, jaskrawe powiększanie lub pomniejszanie praw dy odbierają mówcy objektywizm, tak ceniony przez słuchaczy. Jest nawet przysłowie niemieckie, że „wszelkie superlatywy w yw ołują sprzeciwy“ . Bezwzględność w ocenie ludzi i faktów daje tylko chwilowe efekty, gnębienie przeciwników, brak w stosunku do nich lojalności i pobłażli­wości na dalszą metę nie spotka się z uznaniem słuchaczy. Sympatje budzi rycerskość w stosunku do przeciwników, szy­derstwo wywołuje niesmak.

Słuchacze są naogół konserwatywni. Now e myśli, nowe zapatrywania, nagle zw roty w inną stronę, które burzą da­wne tradycje, wypowiedziane być winne w formie jak naj­mniej natarczywej i gwałtownej, a przeciwnie, możliwie ostrożnie i łagodnie.

Mówca zdobywa powoli słuchaczy, zdobywa stopniowo ich duszę, zdobywa nieraz placówkę za placówką, w pocho­dzie swym łączy odwagę z przemyślnością. Odpowiednie ukształtowanie wzajemnego stosunku, stworzenie harmonij­nego wzajemnego oddziaływania jest tym pomostem, który raz przerzucony, prowadzi wprost do duszy słuchacza.

Zasady te w niczem nie naruszają stałości przekonań mó­

105

Page 107: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

wcy, która pozostać musi niewzruszona jak opoka. Pod tym względem niema kompromisów, kompromisy dotyczą jedy­nie taktyki. Przysłowie łacińskie „suaviter in modo, fortiter in re“ , można w zupełności zastosować do elokwencji.

Mówca zdaje sobie sprawę także z tego, że przemawiając do większej grupy łudzi, przemawia do tłumu, który ma swoją własną duszę zbiorową, odmienną od charakteru wchodzących w skład tłumu jednostek. Jest to prawo psychologiczne jed­ności duchowej tłumu, a z mocy tego prawa powstaje dusza zbiorowa i tworząc się, zaciera wszelkie cechy, uczucia i pra­gnienia jednostek; wszystko się do siebie upodabnia i zrasta w jedność, zorganizowaną i zespoloną zbiorowość. Zlanie się z tą duszą zbiorową jest warunkiem powodzenia mówcy. Oczywiście nie każde zebranie jednostek tworzy tłum; o ile jest ono przypadkowe, i nie jest owiane jednym celem, nie snują się nici, wiążące wszystkich w jedną całość. Dopiero, gdy roz­poczyna się docieranie pewnych, z mównicy idących w pły­wów, zgodnie na wszystkich działających, powstaje samo­czynna organizacja tłumu i tłum nabiera właściwego z punktu widzenia psychologji charakteru. Przed takim to tłumem staje mówca, musi więc poznać wszystkie prawa, któremi się rządzi dusza tłumu, musi wyczuć tętno tej duszy. Praw a te i dążności określa, ujmuje i opisuje psychologja, mówca więc, przema­w iający do większych ugrupowań, szczególnie zaś tak bardzo zależny od opinji tłumu mówca polityczny, będzie musiał wkroczyć w dziedzinę psychologji, aby poznać duszę swojego audytorjum i umieć odpowiedzieć tym specjalnym w ym aga­niom i zadaniom, jakie stawia przed mówcą zorganizowana zbiorowość słuchaczy.

1 0 6

Page 108: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Pour parler, il faut savoir.Fernand Corcos.

A by mówić, trzeba umieć.Ferdynand Corcos.

ĆW ICZENIA RETORYCZNE.

Zasadniczym błędem wielu osób, przemawiających publicz­nie, jest brak uświadomienia sobie, że ładne mówienie wymaga nietylko zdolności wrodzonych, lecz także technicznego w y­robienia narządów m owy i rozwinięcia twórczości intelektu­alnej. Niejeden nie zdaje sobie sprawy także z tego, że ćwi­czenia techniczne mogą do pewnego stopnia wyrównać braki przyrodzone i poprawić błędy natury, przyczem wytrwałość i pilność nieoczekiwane dają rezultaty. Fakty te wym agają szczególniejszego podkreślenia, do ćwiczeń bowiem technicz­nych i umysłowych przykładają mówcy naogół zbyt mało wagi.

Równorzędne prowadzenie ćwiczeń technicznych i umy­słowych stanowiłoby dla początkujących zbyt wielki wysiłek, gdyż jednoczesne natężenie fizyczne i napięcie umysłowe jest trudne do pogodzenia. Ćwiczenia te wym agają odpowiedniego podziału i stopniowania. Naprzód trzeba czytać głośno utwory cudze, a dopiero potem wygłaszać własne.

N ajlepszym rodzajem ćwiczeń początkowych są te, które zmierzają do wyrobienia narazie tylko narządów głosowych. Ćw iczący się może całą swoją energję zespolić w tym jednym kierunku, nie rozpraszając jej na trud jednoczesnego tworze­nia myśli i szukania słów. Głośne czytanie umożliwia wyłączne oddanie się gimnastyce głosowej; jest to pierwszy stopień pracy przygotowawczej mówcy, poczem w mysł zasad pe- dagogji mówca wkracza na coraz wyższe szczeble i drogą sto­pniowania dochodzi do połączenia mówienia z równoczesną pracą twórczą umysłu, to jest do wygłaszania własnych myśli.

107

Page 109: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Czytanie na głos stało się w wielu krajach przedmiotem obowiązkowym w szkołach. Retorycy zalecają jednak nietylko ten jeden sposób nauki, lecz ponadto nauczanie innych przed­miotów tak, aby uczeń potrafił nietylko logicznie myśleć, lecz także w yrazić swoje myśli w formie zupełnej, ostatecznej i do­skonałej. Retoryka więc staje się cząstką każdego przedmiotu. D otyczy to także i potocznej mowy, to jest doskonalenia się wogóle w wyrażaniu myśli.

Czytanie na głos jest gimnastyką mięśni narządów mowy;, mięśnie te są miękkie i podatne, metodyczna ich gimnastyka prowadzi do takiego ich wyrobienia, że stają się zdolne do przezwyciężenia wszelkich trudności technicznych w wym a­wianiu głosek i ich połączeń, nabierając gibkości i ruchliwości. G dy się zważy, że mówienie — biorąc rzecz technicznie — nie jest niczem innem, jak działaniem ruchowem muskułów, to się oceni, jak ważną rolę odgrywa w mówieniu należyte w y­robienie muskulatury narządów głosowych.

Zdaniem Juljusza Tennera, przy ćwiczeniu organów m owy należy czynić nietylko takie ruchy, które się w żywej mowie pojawiają, lecz i ruchy sztuczne, które w żywej mowie nie w y ­stępują. Przez to cały układ ruchowy mięśni zyskuje na sile, gibkości i sprawności. W swoim podręczniku „Sztuki C zyta­nia“ zebrał Tenner takie połączenia dźwiękowe, które staw iają organom mowy najsilniejszy opór. Możnaby zarzucić, — po­wiada ten autor — że są one z tego powodu zbyteczne. T a k jednak nie jest. Skoro idzie tylko o ćwiczenia gimnastyczne, to właśnie takie ruchy będą najpożyteczniejsze, którym mię­śnie nasze największy stawiają opór.

Ponadto autor ten zaleca specjalne ćwiczenia języka i warg, jako organów, nadających dźwiękowi mowy ludzkiej właściwe, wyraźne kształty. Ćwiczenia te odbywać się mają szeptem, ale szeptem tak wyraźnym, tak donośnym, że już ruch w arg umożliwia widzowi uchwycenie słowa. „Ćwiczenia te są szcze­gólnie pożyteczne do wykształcenia sprawności i ruchliwości

108

Page 110: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

języka, odkryw ają przytem mnóstwo drobnych tajemnic w ar­sztatu żywego słowa, przyczyniają się wielce do wydoskona­lenia artykulacji“ . Przy takich ćwiczeniach chodzi przede- wszystkiem o to, aby drogą świadomego wprawiania narzą­dów głosowych do wszelakiej działalności, wywołać efekty pożądane i ostateczne, lecz już nieświadome i mimowolne.

W wyżej cytowanym podręczniku autor kładzie szcze­gólny nacisk na wykształcenie słuchu, kształcąc bowiem ucho „kształcim y nietylko nauczyciela i krytyka, ale zarazem i ka­pelmistrza żywej m owy“ . Ucho kontroluje dźwięk i wdzięk. W yrobienie słuchu jest dla mówcy sprawą niezwykłej wagi, gdyż tylko drogą kontroli nad sobą samym i wzorowania się na mowie innych, najpierw dochodzi się do w praw y, a potem do doskonałości.

Autor omawia również ćwiczenia oddechu dla wyrobienia mięśni całego przyrządu oddechowego, klatki piersiowej, płuc

i przepony brzusznej.Cenne wskazówki mechanicznego ćwiczenia mowy za­

w iera również „Słow o W yraziste“ S. Wołkonskiego. W przed­mowie żali się autor — i słusznie — że za wiele się mówi o uczuciu, a za mało zwraca się uwagi na to, że mowa jest mechanizmem takim samym, jak ruch ciała. Człowiek jest pewnego rodzaju maszyną. Uczucia są wprawdzie poważnym czynnikiem, ale w czem wypow iadają się one dla widza i słu­chacza? Oto tylko w widocznych przemianach mechanizmu ludzkiego. N ie z tego wnioskuje się o strachu człowieka, że on odczuwa strach, ale z tego, że się słyszy drżący jego głos. A więc aktor musi się zapoznać ze wszystkiemi prawami tych przemian i dojść do ich opanowania.

Słowa te odnosi Wołkoński do aktora, z pewnemi ograni­czeniami jednak, przepisy te mogą być zastosowane i do mów­ców. W prawdzie mówca pozostaje zawsze samym sobą i swoje własne uczucia odtwarza, techniczne jednak wyrobienie zdol­ności narządów mowy dla umiejętności wyrażania w formie

109

Page 111: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

opanowanej i estetycznej przeróżnych skali uczuć, jest nie­odzownym atrybutem mówcy. Sztuka musi być poprzedzoną zdolnością i wiedzą mechaniczną.

Podręcznik Wołkońskiego podaje różne ćwiczenia odde­chowe, ćwiczenia różnorodności głosu dla wyrobienia jego ja­kości, oraz wzmacniania siły głosowej. Ćwiczenia w oddecha- niu przez nos, przez co nie drażni się organów głosowych, są doskonałym sposobem uszlachetnienia głosu. Nieodzowne są również ćwiczenia, zmierzające do wyrobienia płynności mowy, odpowiedniego akcentowania, przestankowania, oraz ustalenia tempa mówienia. U jawniająca się wzmaganiem tempa nerwowość wymaga specjalnej tresury.

N arządy głosowe, fizycznie uzdolnione do w yrażania uczuć, sprostają swoim zadaniom, gdy chodzić będzie o uze­wnętrznienie rzeczywistych przeżyć mówcy. Przyzw yczaja­nie się do pewnych konkretnych ruchów, do pewnej postawy i mimiki są dla mówców nietylko nie wskazane, lecz także bardzo niebezpieczne. Uczucie promieniuje od wewnątrz, jest ono związane ze sferą duchową mówcy, dobry mówca uświa­damia sobie dokładnie swe uczucia, analizuje je, poczem w y ­raża w odpowiednich słowach. Aparat dźwiękowy, ruchy i mi­mika, są jak gdyby naturalnym akompanjamentem muzycz­nym wewnętrznych procesów mówcy. Ćwiczenia więc zdą­żają do należytego ujęcia i opanowania wyrazu zewnętrznego tych procesów wewnętrznych.

Dobry mówca stara się posiąść obfity i bogaty skarbiec myśli i słów, z którego może czerpać hojną dłonią. Guillain nazywa to „amas d’une forêt d’idées et de choses“ . Posiadanie tego skarbca jest poza ogólnem wykształceniem, wynikiem głębokiej znajomości słownictwa we wszystkich jego odcie­niach, co zdobędzie mówca, wczytując się w dzieła mistrzów słowa. Ładne jest zdanie Jo u ffro y : „L ire de belles oevres, en être imprégné, avoir l’esprit comme un sol couvert de fleurs, quoi d’étonnant, dès qu’on en cherche, qu’on y trouve des­

Page 112: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

couleurs et des parfums“ . Przez to zdobywa mówca znajomość tak koniecznych przy wyrażaniu myśli synonimów, potrafi jedną i tę samą myśl oddać w różnych słowach i odcieniach. Dobry mówca jest tak bogaty w słowa, posiada tak znaczny i różnorodny ich zapas, że w chwili potrzeby cisną mu się one podświadomie, jakby same, na usta. Chodzi więc o zbie­ranie tego kapitału słów, wyrażeń, formułek, o napełnienie zbiornika duchowego trafnemi wyrażeniami i subtelnemi zwro­tami. Żadna perełka językowa, złożona do skarbca zapasu słów, nie zginie tam, lecz w stosownej chwili odpowiednio za­błyśnie.

Guillaiin nazywa pamięć jedną z najbardziej elastycznych zdolności człowieka. W starożytności umiano ocenić pamięć; Cycero nazywa ją skarbcem umysłu; to też już wówczas ćwi­czono pamięć, a dzisiejsze badania stwierdzają niespornie, że pamięć daje się wyrobić i udoskonalić ćwiczeniem. Dobry mówca musi mieć dobrą pamięć, na jej podwalinie rozwija się należycie fantazja, a mówca chcąc mieć pełną swobodę ru­chów, nie może się gubić w mrokach niepamięci i wydzierać ze swego umysłu ukryte tam w niedostępnych i głębokich szcze­linach, lub też napoły już wywietrzałe pozostałości dawnych zdobyczy swego ducha. Umysł mówcy to jest pogotowie my­śli, w yrazów i argumentów. Ono zapewnia mówcy tę tak ko­nieczną pewność siebie i zabija w nim nerwowość, która para­liżuje wszelką ekspansję, a którą Guillain tak trafnie określił wyrazem „L a crainte du vide (obawa próżni).

Pamięć jest punktem wyjścia zaczarowanej łodzi, gnanej po morzu fantazją, myślami mówcy. Obrazuje to śliczna myśl Gracjana: „Les pensées partent des vastes côtes de la mémoire, s’embarquent sur la mer de l’ imagination, arrivent au port de l’esprit, pour être enregistrées a la douane de 1 en­

tendement“ .Najlepszem ćwiczeniem retorycznem jest jak najbardziej

wszechstronna praca nad samym sobą.

111

Page 113: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Adepci wym owy studjować powinni istniejące w dotych­czasowym dorobku wzory, opracowywać krytycznie mowy pisane, a także obserwować mówców w chwili przemawiania, patrzeć na ich ruchy i mimikę, badać ich słowa i ich styl, oce­niać zalety i błędy. Te wrażenia i spostrzeżenia tak głęboko wnikają w pamięć, że gdy zajdzie potrzeba można je zużyt­kować praktycznie.

112

Page 114: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

CZĘŚĆ DRUGA.

RODZAJE KRASOMÓWSTWA.

I. O W Y M O W IE R E L IG I JN E J .

Wśród wszystkich rodzajów w ym owy zajmuje wymowa religijna pierwsze i naczelne miejsce, gdyż skierowana jest do największej liczby słuchaczy; tematem jej są największe dobra świata, religja i moralność, zaspakaja ona największą i naj­silniejszą potrzebę ludzkości, potrzebę poznania przepisów i zaczerpnięcia wskazówek, jak należy żyć i postępować w myśl prawa Bożego. W ym owa religijna w odróżnieniu od wszystkich innych działów wym owy, jest czynnikiem usta­wicznego i stałego oddziaływania na ludzkość w celu jej umo- ralnienia i ze względu na swe tendencje jest najważniejszym motorem życia, jako uzmysłowienie zasad moralności w sło­wach, które mają wniknąć w najgłębsze zakątki duszy ludz­kiej.

Rozwój w ym ow y religijnej — w pełnem jej znaczeniu — datuje się od pierwszych czasów chrześcijaństwa, gdy Chry­stus zaczął przykazania swoje głosić i rozkazał swym uczniom, by Jego naukę szerzyli i głosili. Odtąd podstawą każdej re- ligji stała się wym owa i zawdzięcza ona religji swój rozwój i postęp.

Dobrze pojęte kaznodziejstwo jest najtrudniejszem zada­niem, jakie ma do spełnienia mówca, chodzi bowiem o otwar­cie podwojów umysłu i serca ludzkiego dla przykazań Bożych, «o wykrzesanie ze słowa największej siły i treści i o największą

K u lt żyw ego słow a g 1 1 3

Page 115: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

odpowiedzialność, jaką pociąga za sobą rządzenie duszą, ludzką, aby ją zbawić.

W słowie „kazanie“ kryją się dwa pojęcia w ym owy reli­gijnej. Kazanie bywa mową subjektywną, wyznaniem w iary , płynącem z duszy kapłana, pewnego rodzaju poezją, objawie­niem, proroctwem, albo też jest pouczeniem, nauką i ćwicze­niem. T o pierwsze jest niecodziennym owocem natchnienia złotoustego kaznodziei, który siłą swojej w iary, w ydając dro­gocenne perły najczystszych swych uczuć i wierzeń, porusza tłumy i zdobywa dusze. W drugim wypadku mówca religijny spełnia czynność życiową bardziej powszechną, realną i pra­ktyczną, wskazując słuchaczom drogi, po których mają kro­czyć i sposób, w jaki mają żyć. Tam moc natchnienia podmu­chem swym burzy gmachy nieprawości ludzkiej, tu padają krople, które mają kruszyć kamienie, nie siłą, lecz przez to, że często padają.

W obu wypadkach istotą rzeczy jest w iara i uduchowie­nie mówcy, oraz czystość jego duszy i świętość jego zamia­rów. Mówca religijny, pragnący spełnić swoje zadanie, musi się sam przedewszystkiem wznieść na te w yżyn y ducha i ascezy, skąd może promieniować na słuchaczy, a ks. Haduch. w swojej „W ym owie Kościelnej“ niezwykle trafnie stwierdza, iż kazanie, „choćby było arcydziełem, jeśli nie jest omodlone, nie przyniesie żadnego owocu“ . „Kaznodzieja natomiast staje się podobnym do dzwonów, wiszących na wieży, które, choć zwołują na nabożeństwo, same na nie nie idą“ . T y lk o kazania z serca płynące, wolne od wszelkiej frazeologji, są zrozu­miałe dla każdego, gdyż każdy nietylko usłyszy, ale odczuje ich treść, a wyczucie jest czynnikiem pomocniczym nawet wtedy, gdy mowa nie jest dobrze dostosowana do zdolności umysłowej i daru pojmowania słuchaczy.

W ym owa kościelna odrębność swą i swoistość czerpie z nauki w iary i obyczajów, ze słowa Bożego. Oto są jej jedyne tematy i na nich się ona opiera. W adliwością kazań bywa.

114

Page 116: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

jednak niejednokrotnie nadmiar cytat biblijnych, co czyni wrażenie, jak gdyby całe kazanie było tylko powtarzaniem w yjątków z Pisma Świętego. W tedy słuchacz nie odbiera w ra­żeń bezpośrednio od osoby kaznodziei, jako interpretatora i nie korzysta z jego indywidualności, uważa go tylko za recy­tatora, a w najlepszym razie tłumacza, bardzo wprawdzie wzniosłych i szczytnych myśli, nie zabarwionych jednak pier­wiastkami indywidualności mówcy. Pismo Święte jest tak tre­ściwe i zawiera takie bogactwo myśli, że nieraz jedna cytata wystarczy, by zapełnić całą mowę. Zadaniem mówcy reli­gijnego jest dostosowanie we właściwy sposób Słowa Bożego do poziomu umysłowego słuchaczy i do życia. Daje ono ma- terjał tak wszechstronny, że każdy przejaw dzisiejszego życia da się cudownie podporządkować pod jakiś nakaz Słowa Bo­żego, który będzie punktem wyjścia, alfą i omegą kazania. W ten sposób stworzyć kaznodzieja może dzieło praktyczne, uchwytne i urobione według pojęć i wymagań chwili, a takie kazania jedynie nasycą głód ducha, dręczący nas wszystkich.

Dlatego szczególnem uznaniem cieszą się kazania moralne, których cel jest widocznie praktyczny; zmierzają one do ulep­szenia społeczeństwa i poprawy życia ludzkiego. W arunki i okoliczności, które wnoszą do życia prądy danej epoki, do­starczają doskonałego materjału do kazań, a kaznodzieja, ro­biąc z nich użytek, przyczynia się do wyplenienia zarówno zakorzenionych wad jak i aktualnych nałogów. Tem aty w y­brane z bieżącego dnia, przedstawione w sposób niezbyt dog­matyczny i surowy, lecz bardziej praktyczny, oparty na zna­jomości życia i duszy ludzkiej, najwięcej budzą zaintereso­wania, a zainteresowanie jest czynnikiem ułatwiającym przy­swajanie sobie słyszanych zasad. T ło tych kazań, jest psycho­logiczne, gdyż skuteczność zależy od umiejętnego dostosowa­nia treści do poziomu duszy słuchacza i od ukształtowania na tę miarę formy. Słuchacze składają się z najprzeróżniejszych elementów, a wypośrodkowanie tej przeciętnej m iary umysło­

Page 117: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

wej, do której kaznodzieja musi dostosować tresc i formę, jest rzeczą bardzo trudną. Dlatego dobry kaznodzieja stara się0 dobór osób zbliżonych do siebie sposobem pojmowania i wy -

kształceniem.Tego rodzaju kazania umożliwiają zdobywanie coraz^ wię­

kszej liczby słuchaczy z pośród najszerszych kół społeczeństwa1 podnoszą ogólny poziom moralny wyżej, niż wszelkie inne ku temu służące sposoby. Garną się do kościołow ludzie go­rącej w iary, pragnący się pokrzepić Słowem Bożem. Lecz na­wet wśród ludzi o mniej głębokiem wierzeniu istnieje pewien pęd i pociąg do mistycyzmu, który ich zbliża do ołtarza, gdzie znajdują odpowiedź na nurtujące ich dusze wątpliwości co do tajników bytu ludzkiego. Niejeden schodzi na bezdroza, daremnie szukając kontaktu ze światłym i głębokim kazno­dzieją, któryby zdołał zaspokoić jego potrzeby duchowe. D la niejednego kontakt ten byłby nietylko czynnikiem umoralnia- jącym, ale służyłby do podniesienia poziomu umysłowego i za­spokojenia estetycznych potrzeb nasycenia się pięknem żywego słowa, głoszącego wielkie prawdy.

Kazania świetnych mistrzów słowa, odbywające się w ko­ściołach w godzinach wieczornych, przy specjalnym nastroju, jaki stwarza świątynia Boża, urządzane dla poszczególnych, duchowo sobie pokrewnych grup społeczeństwa, ściągnęłyby tłumy słuchających, żądnych umoralnienia i biesiady umysło­wej. Rokroczne rekolekcje są niezwykle ważnym czynnikiem, lecz nie mogą zastąpić potrzeby stałego czerpania pierwiast­ków nadzmysłowych, dodających bodźca do wznoszenia się na coraz wyższe szczeble moralności.

Uniwersalność kaznodziejskiego posłannictwa, zmierzają­cego do spełnienia najwyższych celów ludzkości, wznosi mów­ców religijnych ponad wszystko to, co ludzkość dzieli. W y­mowa religijna wzbija się ponad różnice socjalne i polityczne, ponad poziom walki o byt, ponad wszystkie spory doczesne. Z wysokości swych idei widzą mówcy religijni w społeczen-

116

Page 118: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

stwie jedną owieczkę, powierzoną ich pasterskiej opiece, a po­wszechność i ponadpartyjność zapewnia wymowie religijnej możność oddziaływania na wszystkich i stałego rozszerzania sfery błogosławionych wpływów. W ymowa religijna, od­dająca się na usługi pewnych tylko grup społecznych lub pewnych tendencyj, przeważających w danej chwili, choćby tendencyj najbardziej popularnych, przestaje być wymową re­ligijną w należytem pojmowaniu tego słowa, charakter jej bo­wiem musi być ogólny i powszechny.

W ymagania stawiane mówcom religijnym przewyższają wielokrotnie to, czego się żąda od innych mówców, gdyż w y­mowa religijna uderza w najbardziej skaliste i twarde podłoże duszy człowieka. W iara, uduchowienie, poczucie świętości po­słannictwa, wzorowe życie, wykształcenie, talent, asceza, po­kora, oto są przym ioty, bez których mówca religijny nie za­sługuje na to wysokie miano.

„Bez pokory“ — powiada ks. Haduch, — „niema na ambonie powodzenia“ . „Pyszny nie przyjmie żadnej uwagi, żadnego upom­nienia, a sam o krytykę się nie postara, bo uważa siebie za skoń­

czoną doskonałość“ .

Słusznie też cytuje ks. Haduch najwyższą maksymę Chry­

stusową dla kaznodziei:

„Uczcie się odemnie, żem cichy i pokornego serca ; „uczeń nie może być wyższy od Mistrza“ . Ostatnie w tem życiu kroki i ruchy poświęca Chrystus kaznodziejom, aby ich nauczyć pokory. „Jego schylenie się do nóg apostolskich, do nóg samego zdrajcy Judasza, jest klasyczną nauką daną tym, którzy są powołani do Urzędu Kaznodziejskiego. T u trzeba nietylko umywać nogi braciom, ale schylić się aż do wrogów wiary, aby ich pozyskać Chrystusowi .

T e słowa ks. Haducha charakteryzują najlepiej największe

zalety i najwyższe przym ioty kaznodziei.

Page 119: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

II. O W YM O W IE SĄ D O W EJ.

WYMOWA SĄDOWA JAKO ODRĘBNY DZIAŁ ELOKWENCJI.

W historycznym rozwoju krasomówstwa, wym owa sądowa zajmuje pierwsze miejsce, albowiem sądownictwo dało pierw­szy bodziec do rozwoju w ym owy i ten jej rodzaj rozwinął się w najdawniejszych czasach, stwarzając podwaliny dla in­nych działów elokwencji. Samowola starożytnych władców, tyranów i urzędników, rozstrzygających spory obywateli, do­starczała pola do rozwoju w ym owy sądowej, której początki sięgają zamierzchłych czasów.

W Grecji, w epoce Peryklesa, istniały już Sądy Ludowe, a wymowa sądowa była już wtedy jakby działem literatury. Biorąc swoje początki z Sycylji, gdzie w latach około 460 r. przed N ar. Chrystusa obalono tyranów i wprowadzono bar­dziej demokratyczne form y ustroju, rozwijała się wym owa są­dowa szczególnie tam, gdzie wobec zmian ustrojów politycz­nych, okazywała się konieczność obrony roszczeń obywateli. Ścieranie się nowego reżimu z dawniejszym dawało podstawę dla występów i pole do popisu dla zawodowych obrońców, wśród których zasłynął Gorgias i wielu innych. Praktycy prze­szli wkrótce do prac nad teorją wym owy, tworzyli systemy retoryki, retoryka w pływ ała na rozwój prozy, wymowie więc sądowej zawdzięcza w pewnej mierze proza swoje powstanie i doskonalenie; sofiści Protagoras i Prodikos kształcili rów­nocześnie wymowę i prozę, a cały rodzaj sztuki, w której forma pochłaniała treść, zachował się po dziś dzień pod na­zwą „sofistyki“ .

Wiadomości historyczne o pierwszych zaczątkach retoryki zawdzięczamy Cyceronowi, który w swoim „Brutusie“ przed­stawia rozwój wym owy od pierwszych chwil jej powstania.

118

Page 120: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

W śród rodzajów wym owy, wym owa sądowa zajmuje sta­nowisko zupełnie odrębne, wyróżniając się celem swoim i tre­ścią od wym owy wogóle, której zakres jest bardzo szeroki i która, jako całość, dotyczy wszystkich przejawów życia ludz­kiego, tak indywidualnego jak i zbiorowego.

Celem postępowania sądowego, na tle którego rozwijała się i rozwija wym owa sądowa, jest wym iar sprawiedliwości. Osoby, biorące udział w postępowaniu sądowem, starają się zgłębić zarówno literę jak i ducha praw, a przez to współ­działać w załatwianiu kwestyj spornych w sposób sprawie­d liw y i słuszny.

"Wymowa sądowa zmierza do urzeczywistnienia prawa.Rozstrzygnięcie kwestji spornej zależy od sądu, słucha­

czami mów sądowych są w pierwszym rzędzie sędziowie, a przedmiotem przemówień są kwestje prawne, a więc tematy oparte na naukach ścisłych.

M ówca sądowy zmierza do urobienia przekonania sędziow­

skiego.W spółdziała on w stosowaniu prawa do życia. Stosując

nstawę, jest współtwórcą prawa. Osoby, biorące udział w pro­cesie, łączą się w zespół, owiany celem i dążeniem urzeczywist­nienia prawa, a dążą do tego, przez zastosowanie istniejącej norm y prawnej, lub tworzenie w drodze interpretacyjnej norm y najbardziej zbliżonej do woli ustawodawcy. D ziałal­ność mówców sądowych jest działalnością twórczą.

Posłannictwo mówców sądowych zawiera w sobie pier­wiastek idealistyczny, gdyż współdziałają oni we wzajemnem ustosunkowaniu się jednostek i w stworzeniu równowagi mię­d zy jednostką a społeczeństwem, a działalność ich dotyka nie- tylko interesu jednostek, lecz i interesu społecznego, interesu społeczności państwowej, dla której wym iar sprawiedliwości

jest kwestją bytu.K ażda wym owa, w należycie pojętem znaczeniu tego

słowa, dąży do urzeczywistnienia praw dy; gdy prawda sub-

119"

Page 121: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

jektywna bywa do pewnego stopnia rozgrzeszeniem i uspra­wiedliwieniem mówców, mówca sądowy, który zgłębia nauki ścisłe, powinien zmierzać wedle możności do urzeczywistnie­nia prawdy objektywnej. Jego wykształcenie i kwalifikacje na­kładają mu w tym względzie szczególne obowiązki. Jedno­stronność i omylność natury ludzkiej dopuszcza do licznych w tym względzie odchyleń; wobec skrajnych m aksymalistycz- nych dążeń pełnomocników stron i zaborczości lub uporu ich mandantów, proces sądowy jest niejednokrotnie ścieraniem się sił i prądów. Dążenie jednak do praw dy absolutnej jest w a­runkiem sińe qua non spełnienia posłannictwa mówcy sądo­wego.

Z plejady mówców wyróżnia mówcę sądowego rola, w ja­kiej występuje; mówca sądowy jest rzecznikiem innej osoby i działa nie we własnem imieniu, lecz w imieniu swego moco­dawcy, w wykonaniu udzielonego mu mandatu. Mandantem mówcy sądowego jest bądź to osoba prywatna, fizyczna czy prawna, z ramienia której występuje adwokat lub obrońca, bądź też zbiorowość państwowa, samo społeczeństwo, w któ­rego imieniu działa prokurator, jako oskarżyciel publiczny i strażnik dobra powszechnego. Zastępstwo cudzych interesów nakłada na mówcę sądowego szczególne obowiązki, i dzięki temu funkcje jego stają się czynnościami zawodowemi, a mó­wca sądowy jest mówcą z zawodu.

W tych warunkach mówca sądowy prócz właściwości ogólnych, fizycznych i technicznych, kwalifikujących każdego mówcę, posiadać musi jeszcze ponadto szczególne warunki i kwalifikacje, które go uzdolnią ją do w ykonywania swego zawodu. Mówca sądowy jest prawnikiem z wykształcenia i w ie­dzy, prawnikiem w najszerszem tego słowa znaczeniu, który odbył gruntowne studja prawa i nauk pomocniczych. W y­kształcenie jego nie ogranicza się jednak tylko do znajomości prawa i nauk politycznych, koniecznem jest ogólne wykształce­nie z dziedziny wiedzy ścisłej, jako to z dziedziny psychologii^

120

Page 122: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

logiki, filozofji i etyki, te bowiem nauki pomocnicze są nieo­dzowne przy wielostronności, jaka cechować winna wymowę sądową. Warunkiem powodzenia mówcy sądowego jest wszechstronność, musi więc uzupełniać swoją wiedzę we wszystkich innych kierunkach, nie wyłączając literatury, este­tyki i sztuk pięknych, które w tak wysokim stopniu mogą ułatwić mu zadanie. Zdawano sobie z tego sprawę już w sta­rożytności, nazywając wymowę uosobieniem mądrości (elo- quentia est loąuens sapientia), a odnoszono to wprawdzie do w ym ow y wogóle, ale wym owa sądowa była w starożytności kwintesencją wszelkiej wym owy.

Zaw ód mówcy sądowego wymaga nietylko kw alifikacyj naukowych, lecz także specjalnych właściwości moralnych, gdyż mówca sądowy jest poniekąd także mandatarjuszem spo­łeczeństwa i spełnia zadapia o charakterze wybitnie społecz­nym. Przym ioty jego charakteru: jego uczciwość, poczucie i ukochanie praw dy, takt i objektywność przekonań byw ają oceniane według bardziej surowego miernika, niżeli to się dzieje przy ocenie kw alifikacyj innych mówców. Zdanie Kw intyljana, że wym owa nigdy nie jest doskonałą, jeśli nie jest cnotą, powinno być ideą przewodnią szczególnie mówcy sądowego.

Nigdzie nie zaznacza się tak silnie ścieranie się zasad i po­jęć, jak właśnie w wymowie sądowej, prowadzącej do jaknaj- objektywniejszego ustalenia praw dy; twierdzenia i przekona­nia mówcy sądowego poddane są krytyce jego przeciwnika i ocenie Sądu, przechodzą więc przez podwójne sito rozwa­żań i roztrząsań, a mówca sądowy jest żołnierzem, który w al­czy z przeciwnikiem, stając przed nim oko w oko, w pełnym rynsztunku, z pełną świadomością strategji krasomówczej, obaj uzbrojeni w szybkość orjentacji, przytomność umysłu i zimną krew. Celem tych zawodów i owocem tej walki i zapasów ma być rozświetlenie najbardziej ukrytych i ciemnych zagad­nień prawnych i psychologicznych, a przedmiotem sprawy

121

Page 123: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

bywa częstokroć życie ludzkie lub najcenniejsze dobra ludz­kości. Odpowiedzialność mówcy sądowego jest kwestją jego sumienia.

W tych warunkach to ziarno, które mówca sądowy sieje w umysłach sędziów, musi być ziarnem szczególnie czystem, zdrowem i zdatnem do kiełkowania. Trzeba ziarno długo przebierać, zanim się je wysieje!

Wobec tych wszystkich cech i właściwości szczególnych, wyodrębniających wymowę sądową ze wszystkich innych działów elokwencji, zajęła wymowa sądowa wysokie stanowi­sko w hierarchji krasomówstwa i umiała to stanowisko utrzy­mać przez wieki, mimo zmieniających się systemów politycz­nych i ulegających zmianom ustrojów sądownictwa; będąc czynnikiem utrzymania i zachowania ładu i porządku społecz­nego, czynnikiem wspierającym państwo w wykonaniu jego zadań, czynnikiem wybitnie państwowotwórczym, stała się nieodzownym elementem współżycia ludzkości.

i

RODZAJE WYMOWY SĄDOWEJ.

Postępowanie sądowe dotyczy spraw cywilnych, których przedmiotem są spory prawno prywatne i spraw karnych, w których chodzi o karanie przestępstw. Sądownictwo admi­nistracyjne, dotyczące rozstrzygania spraw, związanych z ad­ministracją państwową, zbliżone jest pod względem retorycz­nym do spraw cywilnych i podpada pod tę kategorję.

Spraw y cywilne mają za przedmiot wzajemne stosunki materjalne obywateli państwa i ochronę interesów jednostek. Zdawałoby się, że kwestje prawa cywilnego, wyrosłe na pod­łożu materjalnem, oparte na mniej rozciągliwej literze prawa, będące przedmiotem bezbarwnych spraw sądowych, w yłania­jących się z doli i niedoli życia oodziennego, a tak szarych jak samo życie, nie potrafią wznieść mówcy sądowego na w y­żyny, z których się rozlegać może potęga żywego słowa. Z a­

122

Page 124: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

0

korzeniło się w społeczeństwie, a nawet utarło się wśród mówców sądowych przekonanie, że w sprawach cywilnych wym owa ma znaczenie drugorzędne, gdyż przeciętna, nawet znaczniejsza kwestja materjalna jednostki nie może się stać tym motorem krasomówczym, który rozwiera skrzydła mówcy do szerszego lotu. Zwolennicy tego zapatrywania — a jest ich bardzo wielu — sądzą, że w postępowaniu cywilnem cho­dzi głównie o znalezienie logicznych i prawnych argumentów, a kwestja retorycznego ujęcia i retorycznego przedstawienia tego rozumowania schodzi na drugi plan.

N a to jednak nasuwa się uwaga, że w każdym dziale w y­m ow y zebranie należytych i trafnych motywów jest kwestją pierwszorzędną, a postulat, że najprzód i przedewszystkiem trzeba wiedzieć, co mówić, a potem dopiero, jak mówić, jest dla wszystkich działów wym owy warunkiem koniecznym. Zebranie jednak i rozporządzanie dobrem! argumentami nie jest ostatecznym celem, argument jest bowiem jakby kulą, którą się nabija strzelbę, aby wystrzał doszedł do zamierzo­nej mety; argumenty są tylko materjałem, z którego mówca czerpie dla swoich celów, a należyte operowanie temi argu­mentami jest równie ważne, jak ich przygotowanie i zebranie. M ówca w postępowaniu cywilnem, ze względu na przedmiot procesu cywilnego, ma niewątpliwie mniejsze pole do rozwi­nięcia swych darów wym owy, ale pole mniejsze o tyle tylko, o ile chodzi o popisy krasomówcze; natomiast cały sposób ujęcia, ugrupowania i uporządkowania materjału, faktów i ar­gumentów, budowa i układ przemówienia, podlegają w pełni zasadom retoryki. Nadanie odpowiedniej form y prowadzi do należytego wyodrębnienia zasadniczych i najważniejszych punktów sprawy i do ześrodkowańia na nich uwagi słuchaczy. Ujęcie materjału w formę jasną i zrozumiałą i układ argumen­tów w ich logicznej i naturalnej kolejności tak, aby słucha­cze mogli pojąć i zapamiętać w yw ody mówcy, oto zadanie retoryki w postępowaniu cywilnem. Rzecz niełatwa, gdyż

123

Page 125: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

chodzi nieraz o nadanie tematom suchym i bezbarwnym form y żywej i interesującej, lub też kwestjom skomplikowanym i za­wiłym jak najwięcej przejrzystości.

Spraw y nużą swą jednostajnością, sędziowie nie należą do chętnych słuchaczy, zbyt wiele muszą słuchać, a to tłumi w nich zainteresowanie; mówca ma do przezwyciężenia nie- tylko jałowość tematu, lecz i pewien opór słuchaczy, prze­ładowanych i nasyconych słowem, gnuśnych i częstokroć znie­chęconych. W tych warunkach interesujące i żywe przedsta­wienie sprawy wlewa soki ożywcze, czyniąc ją łatwiej stra­wną i lżejszą. W tern się przebija ta wszechstronna moc ży ­wego słowa, które przemienia wodę w wino...

Zresztą retoryka nie jest równoznaczna z patosem, a mówca nie musi zawsze szybować po przestworzach górnych i chmur­nych.

W sprawach karnych chodzi niewątpliwie o coś więcej i mówca daje ze siebie więcej, może iść o życie, o wolność, mogą być zagadnienia na tle psychologicznem, etycznem, które budzą zainteresowanie w szerokich kołach społeczeństwa. Dzie­dzina prawa karnego obejmuje nietylko przepisy prawne, które normują stanowisko w ładzy karzącej państwa, lecz za­wiera w sobie także normy, dotyczące praw i obowiązków obywateli; prawo karne wskazuje nietylko sposób reakcji i sa­moobrony zbiorowości przeciw przestępstwom jednostki, lecz; dąży także do zapobiegania przestępstwom.

Mówca sądowy karny wkracza w dziedziny przeróżnych nauk i niema prawie działu wiedzy ludzkiej, któryby z k ry ­minalistyką nie miał bliższego lub dalszego związku. T u bo­wiem przed forum sądowem stoi przestępca w całej swej na­gości, a studjum duszy ludzkiej w najprzeróżniejszych jej przejawach, zagadnienie winy i kary jest tematem nieprzebra­nym i niewyczerpanym.

Rola mówcy sądowego w sprawach karnych jest rozleglej- szą i szczytniejszą, aniżeli w sprawach mających za przed­

124

Page 126: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

m iot wyłącznie kwestje materjalne, w kryminalistyce przeja­w ia się w całej pełni posłannictwo mówcy, ktorego celem jest uzgodnienie najwyższych praw, dóbr i interesów jednostki z najwyższemi dobrami i interesami zbiorowości społecznej. M ówca stoi przed sędziami, sprawującymi między jednostką i społeczeństwem rolę jakby rozjemców; wysokie ich zadanie polega nietylko na rozstrzygnięciu danego wypadku z punktu widzenia litery prawa, lecz sprawują oni misję pedagogów i lekarzy duszy ludzkiej, mają chronić społeczeństwo przed wybujałością jednostki, a tern samem utrzymać ład i porządek społeczny w państwie.

D la mówców sądowych otwierają się w tej dziedzinie nie- 2miernie szerokie horyzonty, a pole do popisu jest ogromne.

MÓWCY SĄDOWI, TEREN ICH DZIAŁALNOŚCI, ICH UPRAW­

N IENIA, ZADANIA I CELE.

Terenem, na którym się rozwija działalność mówców są­dowych, jest Sąd, chodzi zaś o przekonanie sędziowskie, które b yw a wypadkow ą ścierających się prądów i próbą dostosowa­nia jej do litery i ducha prawa. Zdawałoby się, że prawo jest pojęciem stałem i niezmiennem, że w tej dziedzinie niema w a­hań i kompromisów, że prawo daje przepisy o charakterze bezwzględnym i co do stosowania tych postanowień nie może panować arbitralność ani dowolność.

W rzeczywistości jednak tak nie jest. Interpretacja przepi­sów prawnych jest zawsze wypływem indywidualności ludz­kich, które są różne i zmienne; dlatego rola mowcow sądo­wych jest tak trudną i ważną, i są oni koniecznym i nieo­dzownym czynnikiem wymiaru sprawiedliwości. We wzajem- nem ścieraniu się mówców sądowych leży gwarancja równo­w agi procesowej, natura bowiem ludzka jest skłonna do wyol-

125

Page 127: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

brzyrmania i przesady; jednemu mówcy sądowemu jako po- większycielowi musi być przeciwstawiony drugi, jako pomniej- szyciel, a tylko wtedy sędzia może kroczyć po linji złotego środka.

Ustne postępowanie sądowe i bezpośrednia styczność oraz bezpośredni w pływ, jaki wywiera mówca sądowy na i?ąd jest największą zdobyczą procedury sądowej nowszych czasów. T a bezpośredniość jest warunkiem należytego oddziaływania mowcow sądowych, glównem źródłem ich w pływu i najważ­niejszą racją ich bytu. Jawność rozpraw sądowych i możność uczestniczenia publiczności w rozprawach sądowych stanowi kontrolę społeczeństwa nad wymiarem sprawiedliwości.

Mówca sądowy korzysta z szerokich uprawnień ustawo­wych. Odkąd zniknęły ściśle skrystalizowane teorje dowodo­we, które niewolniczo wskazyw ały, jakie dowody są wystar­czające do stwierdzenia danych spornych okoliczności, mówca sądowy uzyskał szerokie i prawie nieograniczone pole działa­nia, oraz szeroką arenę dla rozwoju swego talentu i stosowa­nia swojej wiedzy. Dzisiejsze procedury sądowe stoją z reguły’ na stanowisku swobodnej oceny dowodów przez sędziego, który mekrępowany i niewiązany żadną teorją dowodową, ocenia wedle swego sumienia i uznania siłę i moc dowodów, oraz ich znaczenie dla sprawy. Zapewnia to mówcom sądo­wym nieograniczoną możność działania, a ta zupełna swoboda i uchu rzeczników stron procesowych, stwarza pole do popisu dla mowcow o szerokich horyzontach.

Jedynem wędzidłem i jedynym hamulcem jest prawda i prawo. M ówcy sądowi nietylko w teorji, lecz i w praktyce kierują się prawdą i zmierzają do prawdy, prawdę tę jednak widzą przez szkła swego subjektywizmu. Oskarżyciel pu­bliczny maluje zbrodnię w czarnych kolorach, wyolbrzym ia jej m otywy i skutki, obrońca przeciwstawia temu okoliczności łagodzące i usprawiedliwiające, a obaj czynią to często, znacz­nie powiększając walor i silę swoich twierdzeń, gdyż są pod

126

Page 128: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

>- wpływem i sugestją swego stanowiska, swego mandanta•)■ i przejmują się zadaniem, które mają spełnić. Czynniki te w y-

starczają już do pewnego zatarcia objektywizmu, który jako ideał winien przyświecać mówcy i wyw ołują pewną, zresztą

raz zrozumiałą i usprawiedliwioną jednostronność. Mówca są-jest dowy jest wyrazicielem interesów osób trzecich i bywa, nawet

wbrew swej woli, rzecznikiem maksymalistycznych tendencyj mia swego mocodawcy. Akcja wywołuje reakcję. Druga stronarai- ujawnia wobec tego także dążenia zbyt daleko idące, sądząc,

że musi tak działać, by zapewnić równowagę wzajemnych roszczeń. W tych warunkach niejednokrotnie sędzia urabia swe zdanie w atmosferze w alk i przeciwieństw, stara się kom-

tj. promisowo uzgodnić ścierające się ze sobą prądy i znaleść4 wyjście, oparte o filary prawdy i prawa, wyjście, któreby

było najsłuszniejszem załatwieniem kolizji sprzecznych interesów.N ie można jednak zaprzeczyć, że naogół biorąc, mówcy

sądowi godzą stanowisko rzeczników interesów swych man- dantów z wysokiem zadaniem swego posłannictwa. Pewna krzywizna i chropowatość linji, po której kroczą w dążeniu do prawdy, znajduje swe wytłómaczenie w wybujałym indy­widualizmie, w samej istocie mandatu i pełnomocnictwa, które jest także zleceniem — i wogóle w niedoskonałości urzą­dzeń i instytucyj ludzkich.

Dążenie do urzeczywistnienia prawa i słusznośai istnieje także i wtedy, gdy mówca sądowy broni sprawy słabej, broni osoby, której wina nie ulega wątpliwości; wówczas pozornie staje się rzecznikiem stosowania łaski wobec przestępcy, który zasługuje na karę.

K olizja z prawdą bywa w tych przypadkach przeważnie tylko pozorną. Niema takiej sytuacji, w którejby nic nie prze­mawiało za sprawcą karygodnego czynu. C zyż największy nawet zbrodniarz może być pozbawiony obrony prawnej? W szak sędziowie są ludźmi omylnymi, mogą dany wypadek oceniać jednostronnie, zresztą chodzi o ścisłość ustalenia szcze-

127

Page 129: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

golów czynu i interpretację przepisów prawnych, a obrońcy zależy na stworzeniu przeciwwagi wobec nieraz zbyt daleko idących i zbyt silnych zapędów oskarżenia.

Złoty środek, w którym się . koncentrują sprawiedliwość, rozwaga i umiar sędziowski, znajduje się w odpowiedniem od­daleniu od obu skrajnych poglądów.

Urząd sędziów należał niegdyś do najwyższej hierarchji społecznej. Dziś również korzysta z uznania społeczeństwa, choć może nie w tym stopniu, jak na to zasługuje, albowiem urzędowi temu należy się o wiele więcej szacunku i poważa­nia. W czasach zamierzchłych stawiano urząd sędziowski na- równi z kapłaństwem, we władzy sędziów widziano jakby cząstkę wszechmocy, ceniono ideał objektywizmu, który miał się w nich ucieleśniać, objektywizmu omal nieziemskiego, ce­chującego tylko kapłanów Temidy. T o było źródłem szacunku i uznania, źródłem autorytetu.

Sala sądowa — to świątynia sprawiedliwości! Tam czyta sędzia w duszy podsądnych prawo życia, a leży przed nim rozwarta księga prawa pisanego; tam oskarżyciel publiczny, mandatarjusz społeczeństwa dla przykładu i w imię publicz­nego ładu żąda represji; tam obrońca młotem logiki uderza w podwaliny oskarżenia, lub też budzi jakieś nieznane, naj­skrytsze oddźwięki uczuciowe duszy; tam sędzia rozcina wę­zeł gordyjski zawikłań i sprzeczności życiowych, wymierzając doczesną karę, a imię jego jest sprawiedliwość!

Tam rozkwita wym owa i unosi mówcę na swoich skrzy­dłach ku prawdzie!

MÓWCY SĄDOWI W PROCESIE.

W języku potocznym za mówców sądowych uważa się je­dynie pełnomocników stron procesowych w postępowaniu cy- wilnem i oskarżycieli publicznych oraz obrońców w postępo­waniu kairnem; klasyfikacja ta nie jest jednak wyczerpującą.

128

Page 130: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

M ówcą sądowym — we właściwem znaczeniu tego słowa — jest każdy z biorących udział w procesie, z tej racji powołany do wygłaszania przemówień przed sądem, więc sędzia, względ­nie przewodniczący kompletu sądowego i sędzia sprawo­zdawca należą również do kategorji mówców sądowych.

Obrońca karny jest rzecznikiem interesów swego man- danta i jako taki staje obok oskarżyciela publicznego, proku­ratora, organu zarządu sprawiedliwości. W osobie obrońcy ucieleśnia się wprawdzie interes jednostki, któremu przeciw­stawiony jest interes zbiorowości państwowej, interes jednostki nie jest jednak sprawą dotyczącą wyłącznie tej jednostki, jed­nostka bowiem jest przedstawicielką pewnej grupy społecznej, jej cele i dążenia uzgadniają się z celami i dążeniami tej grupy społecznej. Obrońca w osobie bronionej jednostki reprezentuje pewną sumę uprawnień całej grupy społecznej, z której ta jednostka wyszła. Interesu zbiorowości państwowej strzeże oskarżyciel publiczny.

Poza działalnością represyjną sądów chodzi o pewnego ro­dzaju pogodzenie interesów jednostki i pewnych ugrupowań społecznych z interesami państwa, o rozgraniczenie tego, co wolno społeczeństwu, a gdzie się zaczyna władza karząca pań­stwa; zakres interesów jednostki, pewnych grup społecznych, a nawet społeczeństwa i sposób w jaki te podmioty prawne pojmują prawa i obowiązki, sprzeciwia się niejednokrotnie tendencjom w ładzy państwowej, co jest zrozumiałem, gdy się zważy, że państwo, — o ile chodzi o rygor spełniania obo­w iązków obywatelskich — jest organizacją przymusową; dla­tego rozjemstwo leży w ręku czynnika samoistnego i niezależ­nego od administracji państwowej, a czynnikiem tym jest sąd.

Prokurator oskarża. Zadanie jego jest szerokie, dążąc bo­wiem głównie i przedewszystkiem do urzeczywistnienia prawa, hada objektywną prawdę. Kodeksy ustawowe wyposażają prokuratora w szerokie uprawnienia, aby mógł doprowadzić do zbadania i ustalenia bezwzględnej prawdy, która jest pod­

Kult żywego słowa 9 129

Page 131: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

stawą jego działania i jego legitymacją. W myśl tej zasady ma on oskarżać tylko wtedy, gdy zachodzi przestępstwa i ujawnioną jest wina. W tern dążeniu do praw dy rola jego zbiega się z obowiązkiem obrońcy i sądu.

Prokurator jest rzecznikiem władzy skarżącej państwa, do­chodzi krzyw dy, wyrządzonej przez przestępstwo państwu,, przedmiotem jego akcji jest nietylko osoba podsądnego, lecz także szkoda moralna, wyrządzona przez przestępstwo zbio­rowości, jego celem jest zapobieganie przestępstwom na przy­szłość, ostrzeganie społeczeństwa przed naruszeniem prawa, on. jest stróżem prawa, moralności i etyki.

Rola prokuratora jest pod względem retorycznym naj­wdzięczniejsza; zwraca się on nietylko do sądu, lecz jak gdyb\ do całego społeczeństwa, do osób reprezentowanych na jawnej rozprawie i do wszystkich poza sądem. Mowa prokuratora rozchodzi się poza mury gmachu sądowego i rozlega się sze- rokiem echem wśród społeczeństwa. Jego stanowisko nadaje mu szczególny autorytet, urząd jego pochłania w zupełności jego- osobę, jego „ ja “ jest poza nawiasem, on — to państwo, obra­żone w swojem poczuciu sprawiedliwości, domagające się pokuty i zadośćuczynienia.

W ysoka godność reprezentowanego przezeń stanowiska, nakłada nań specjalne obowiązki. Przedewszystkiem obowią­zany jest do bezwzględnego objektywizmu, od ktorego nie po­winna go odwieść żadna siła ludzka. Przejawia się to nietylko w zajętem przez prokuratora zasadniczem stanowisku, lecz także w stałości, z jaką się trzyma wytkniętej linji i z której nie schodzi, mimo jaskrawego przeciwstawiania się oskarżo­nego i silnych, dotkliwych nieraz protestów obrońcy. Sta­nowczość, męskość, opanowanie, spokój i powaga podkreślają, że oskarżyciel publiczny jest tylko strażnikiem sprawiedliwo­ści, dążącym jedynie do urzeczywistnienia prawa. Szlachet­ność, która towarzyszy tym przymiotom i ujawnia się w jega ruchach i słowach, jest usprawiedliwieniem surowych wnio­

130

Page 132: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

sków i dowodzi, że dążenia jego mają cel wyłącznie humani­tarny, że choć rola jego niezawsze jest popularna, to jednak szczytne tendencje są jego ideą przewodnią i celem jedynym. Prokurator świadomy jest tego, że jego rola jest bardzo trudna, gdyż prowadzi on ofenzywę i na nim cięży obowiązek dowo­du, wystrzegać się więc musi wszelkich błędów, a nawet sła­bostek, któreby mogły osłabić siłę i rozluźnić wolę w dąże­niu do obranego celu.

Obrońca jest rzecznikiem oskarżonego i stwarza wraz z oskarżycielem równowagę procesową, która stanowi gwa­rancję rownorzędności stron procesowych przed sądem i nale­żytego rozpoznania całego materjału faktycznego i prawnego. Obionca kieruje się zasadą, że lepiej pozostawić bezkarnym zbrodniarza, niż zasądzić niewinnego, że w razie wątpliwości należy podsądnego uniewinnić, a w każdym razie przy w y­miarze kary uwzględnić wszystko, co przemawia za nim. Z a­daniem jego jest sprawę do najdalej idących granic wyświetlić, wyjaśnić nietylko okoliczności jej towarzyszące, ale i wszyst­kie pobudki działania przestępcy, dać nietylko stan faktyczny sprawy, lecz odtworzyć także wszelkie przepisy prawne w ich wiernem znaczeniu i właściwej interpretacji. Ustawa zapewnia mu wolność słowa, pole jego działania jest niezmiernie szero­kie, prawnie nieograniczone, przed nim stoi otworem wszystko, on oddziaływa nietylko na rozum i rozsądek, lecz także na uczucia i fantazję słuchaczy, łączy więc w sobie rolę mówcy i myśliciela, psychologa i poety.

Przewodniczący sądu kieruje rozprawą i jako taki jest nietylko stróżem prawa, lecz także strażnikiem godności i au­torytetu sądu, oraz wolności słowa. Jest on świadom tego, że źródłem powagi sądu jest nie ceremonjał i pompa, nie blichtr zewnętrzny, dumne wywyższanie się i nieprzystępność, ale przedewszystkiem ujawnienie bezwzględnego dążenia do spra­wiedliwości i absolutnej bezstronności, oraz ojcowska dobro­tliwość; wie on i okazać musi, że sąd jest organem ponadpar­

9* 131

Page 133: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

tyjnym, a ślepy wymiar sprawiedliwości, spokoj i obiektyw­ność uzewnętrzniają majestat magistratury o wiele silniej, niż wszelkie inne zewnętrzne tylko oznaki. Przewodniczący otwiera posiedzenie sądowe, wydaje decyzje i postanowienia incydentalne, ustala wyniki rozprawy, ogłasza końcowy wy rok i wogóle decyduje o wszystkich zarządzeniach formalnych, potrzebnych dla należytego prowadzenia sprawy. ̂"W ̂we stjach tych niejednokrotnie zabiera głos, jest więc także mówcą sądowym, a jego przemówienia, skierowane wprawdzie o osób biorących udział w procesie, odbijają się szerokiem echem w audytorjum, w prasie i na ulicy. Autorytet sądu wymaga, by przemówienia te odpowiadały wymogom retorycznym, mimo, że ze względu na charakter urzędowy przewodniczącego sądu nie mają one tej okrasy retorycznej, która właściwą jest przemowom innych mówców sądowych.

Przemówienia przewodniczącego sądu są tak ułożone i w y­głaszane, aby były wyrazem głębokiego namysłu, stalosci po­stanowień i wiernego odtworzenia myśli i ducha prawa, jed­nocześnie zaś by mogły być bez trudności i wysiłku przez wszystkich słyszane i rozumiane.

Sędzia sprawozdawca przedstawia stan sprawy innym^ sę­dziom, a referat jego podlega kontroli oskarżyciela i obrońcy. Sprawozdawca jest członkiem sądu najbardziej obeznanym ze stanem sprawy, z jego przedstawienia czerpią swe informacje inni członkowie sądu i na tej informacji niejednokrotnie po­przestają; wniosek sędziego referenta decyduje często o losie podsądnych. Jasne, wyraźne, wszystkim zrozumiałe, wierne i treściwe przedstawienie sprawy jest jego świętym obowiąz­kiem. Pięknie i przystępnie wygłoszone sprawozdania ułat­w iają sądowi poznanie sprawy we wszystkich jej szczegółach, oskarżycielowi i obronie dają możność sprostowania ewentual­nych omyłek, uzupełnienia stanu faktycznego i wogóle kon­troli referatu, audytorjum zaś pozwalają zrozumieć sprawę i śledzić jej przebieg.

132

Page 134: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

SZCZEGÓLNE PRZYM IOTY I WŁAŚCIWOŚCI MÓWCÓW SĄDOWYCH.

K ażd y mówca stara się pozyskać sobie słuchaczy i zdobyć ich sympatję i uznanie, dążenia mówców sądowych są jednak z natury rzeczy dalej idące, gdyż oni to szczególnie, o ile cho­dzi o oskarżycieli i obrońców, zmierzają do w ywarcia takiego wpływu na zapatrywania sędziów, któryby się natychmiast w wydanym wyroku ujawnił w sposób praktyczny i ostatecz­ny. Bezpośrednią konsekwencją przemówienia ma być kon­kretny czyn sędziów. Z uwagi na te dążenia, i wogóle ze względu na odrębny charakter w ym owy sądowej, obowią­zują w tym dziale krasomówstwa o wiele surowsze prawidła zachowania się i postępowania, niż to ma miejsce w innych działach elokwencji.

Oskarżyciel i obrońca muszą przedewszystkiem wytężyć wszystkie dążenia, aby pozyskać szacunek i zaufanie sędziów, gdyż tylko w tym razie potrafią wpłynąć na ich rozum i wolę i oddziałać na ich serce. Zdobycie szacunku i zaufania są nieo­dzownym warunkiem powodzenia.

Ja k jednak zdobyć sobie szacunek i zaufanie, które nadają autorytet i powagę? Czem wyrobić sobie dostojeństwo, które nadaje wiarygodność słowom i nagina wolę sędziów? W pływ a na to w pierwszym rzędzie opinja sędziów, sąd ich o osobie mówcy i zaletach jego charakteru. Uczciwość, sumienność i szczerość mówcy sądowego, to są momenty sugestyjne, które najbardziej w pływ ają na ustosunkowanie się sędziów do osoby mówcy, ponadto działa tu dodatnia ocena jego umy- słowości, wiara w. słuszność i dojrzałość jego przekonań i za­patrywań. Sędziowie, mając przed sobą mówcę, o którym wie­dzą, że jest to człowiek uczciwy, sumienny, szczery i znający swój przedmiot, dowierzają jego słowom, rozważają z życzli­wością jego wywody, nie pomijają żadnego szczegółu jego ar­

133

Page 135: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

gumentacji, przyklaskują jego udatnym pomysłom, a pobła­żają wszelkim mniej znaczącym i mniej ważnym pomyłkom, które są udziałem każdego człowieka.

Najwięcej zaufania budzi i najbardziej życzliwość zjedny­wają prawość i prostolinijność dążeń i aspiracji, oraz skrom­ność w sposobie bycia i wyrażania się. Mówca, którego zacho­wanie i słowa ujawniają przebiegłość, sofistykę, dążenie do celu ukrytemi drogami, który stara się wprowadzić sędziów w błąd, wykorzystać choćby chwilowo ich nieświadomość, wywołuje uczucie obawy i lęku. Sędziowie starają się uzbroić przeciw wszelkim, nawet nieprzewidzianym ewentualnościom, widzą zastawione na siebie sidła i ukryte zam iary nawet tam, gdzie ich niema. Brak skromności, nadętość, napuszoność, duma, pewność siebie, uważane są za lekceważenie, za obrazę, dotykającą godność własną areopagu sądowego; z natury rze­czy wyposażony w wysoki autorytet, nie śoierpi on nawet prób, przynoszących uszczerbek powadze lub stawiających w wątpliwość wyższość sądzącego kolegjum ponad wszelkie inne czynniki, biorące udział w procesie.

Szacunek i uznanie dla sędziów, dla ich pracy, zrozumienie ich stanowiska i trudnego niejednokrotnie położenia, należyte wyczucie zakresu swoich własnych uprawnień i prerogatyw, rozsądek, zrównoważenie i dojrzałość umysłowa mówcy, umiar w poglądach i zapatrywaniach, to są przymioty, które torują mu drogę i prowadzą go do celu.

Takt jest zaletą, której wartość umiano ocenić jeszcze w sta­rożytności. Cycero i Kw intyljan rozpisywali się o tern bardzo szeroko, stwarzając pojęcie specjalnego „taktu oratorskiego“ , który jest jakby wrodzonym instynktem, najlepszym drogo­wskazem mówcy, umożliwiającym mu wyjście z najtrudniej­szej sytuacji i wskazującym mu to, co jest przystojne, w ła­ściwe i odpowiednie. Takt dyktuje mówcy sądowemu rodzaj i charakter jego wystąpień, sposób i formę ujęcia i przedsta­wienia kwestyj niemiłych lub przykrych dla słuchaczy, za­

134

Page 136: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

kreślą granice jego temperamentowi, przyobleka go w poczu­cie godności własnej, pewnego dostojeństwa, i nadaje mu to, co w życiu towarzyskiem nazywa się dystynkcją. Dzięki tej zalecie mówca sądowy dostosuje się do każdej sytuacji, w a­runków czasu i miejsca, oceni należycie siebie i innych, oraż swój stosunek do innych, znajdzie zawsze rozwiązanie i drogę w yjścia nawet wśród najtrudniejszej sytuacji.

Te przymioty mówcy sądowego wpadają odrazu w oczy słuchaczy, obdarzonych zazwyczaj dobrym instynktem, zdol­nością obserwacyjną i subtelnością. Niejednokrotnie bywają oni w swej zdolności wyczuwania nawet zbyt podejrzliwi i interpretują błędnie, w sposób niekorzystny dla mówcy jakiś niezamierzony fałszyw y krok lub jego pozory. Unikanie nawet pozorów jest bardzo wskazane, gdyż poprawianie w toku przemówienia zboczeń i załamań jest bardzo trudne, a mówca usiłujący w ycofać się z bezdroża, na które go temperament lub wybujałość uniosły, czyni to prawie zawsze niezręcznie i wywołuje wrażenie niemiłe wśród słuchaczy.

N ie udaje się przeważnie mówcy ukryć swoich przywar i zasłonić ich maską pozy lub fałszu. E fekty chwilowe nie za­pewniają powodzenia, a szydło w yłazi z worka w sposób zbyt widoczny; rola mówcy sądowego jest tak skomplikowana, że pozowanie na dłuższą metę może być zgóry uważane za chybione. K ażdy mówca uświadamia sobie w całej pełni, że nie uda mu się upozorować swoich przymiotów, że nie po­tra fi w yw ołać wrażenia takiego, jakie chce, bo będzie ono za­wsze odpowiadało rzeczywistości.

Wszystkie powyższe właściwości i przymioty powinny zdobić wszystkich mówców. M ówca sądowy, którego działal­ność rozgrywa się w obliczu sędziów, ludzi świadomych rze- rzy, obdarzonych dzięki wiedzy i wykształceniu subtelnym krytycyzmem, winien jest szczególnie wydoskonalić się w swoim zawodzie i pozyskać niezbędne kwalifikacje.

135

Page 137: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

PRZYGOTOWANIE MOWY SĄDOWEJ.K ażdy mówca sądowy przygotowuje się jak najdokładniej

do swoich przemówień. Obrońca i oskarżyciel przygotowu­jąc mowę, opierają się na trzech czynnikach podstawowych* z których czerpią potrzebne informacje: na szczegółach, po­danych im przez mandanta, na materjale, wynikającym z akt i na badaniu przepisów prawnych.

Niezmiernie ważnym jest — szczególnie u obrońcy — moment bezpośredniego zetknięcia się z osobą, której sprawę prowadzi, gdyż osobisty kontakt, dający możność zaczerpnięoia osobistych wrażeń, nie da się niczem innem za­stąpić. N ici, które obrońca nawiązuje ze swym mocodawcą* są niejako odpowiednikiem zasady bezpośredniości, mocą któ­rej sąd wchodzi w kontakt z obwinionym i świadkami i zy­skuje możność czerpania u źródła dostatecznego materjału dla oceny ich zeznań. T a styczność mówcy z mandantem umo­żliwia wyświetlenie najdrobniejszych szczegółów i odtworze­nie całokształtu sprawy.

Po tej pierwszej czynności badanie akt nabiera już in­nego znaczenia, za aktami bowiem stoi żyw y człowiek, prze­stają one być martwym materjałem, i odbijają w jasnych zary­sach całą sprawę. Z akt może sobie mówca sądowy uzmy­słowić przebieg sprawy, porównać go z informacjami dostar- czonemi przez mandanta i ustalić jej stan.

W ten sposób, możliwem jest zebranie dostatecznego fak ­tycznego materjału, wymagającego opracowania. Mówca po­rządkuje fakty i okoliczności sprawy w sposób chronologiczny i systematyczny, przez co zyskuje kontrolę nad całością, ze­stawia je tak, jak się one przedstawiają w oświetleniu wszyst­kich osób, biorących udział w sprawie; w ten sposób zyskuje możność jaknajwierniejszego i najbardziej wszechstronnego ustalenia każdego faktu z osobna. Mówca sądowy odrzuca z materjału wszystkie okoliczności uboczne, które nie mają.

136

Page 138: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

ważniejszego znaczenia dla sprawy, stan rzeczy bowiem w ca­łej swej jaskrawości zarysowuje się dopiero wtedy, gdy wol­nym jest on od wszelkich zbytecznych naleciałości, gdy przed­stawia się jako nagi szkielet. K ażdy fakt musi być poddany ocenie z osobna i w związku z całością, z punktu widzenia wzajemnej przyczynowości i wzajemnego związku faktów. T ą drogą dochodzi mówca do ujęcia, zebrania i ustalenia tych momentow, które z punktu widzenia kwalifikacji prawnej są decydujące, do stworzenia tezy, która podlega udowodnieniu.

Teraz przychodzi kolej na stronę prawną zagadnienia, chodzi o zbadanie, jak się ustosunkowują fakty do przepisów prawnych. Przepis prawny jest martwą literą, trzeba w nią wlac życie, wyczuć ducha prawa, intencję i wolę ustawodawcy, co ustawodawca wypowiedzieć chciał i co powinien był w y­powiedzieć. Przepisy prawa trzeba nieraz rozważyć we wszy­stkich ich możliwych konsekwencjach, w związku z analo- gicznemi przepisami, tendencjami i prądami danej chwili.

Mówca sądowy zdobyć się przytem musi na możliwie naj­wyższą objektywność, uczciwość i szczerość w stosunku do siebie samego, zapomnieć o swoim stosunku do mandanta, sta­rać się stać na piedestale wyższym, skąd widzi rzecz całą taką, jaka ona jest w rzeczywistości. Zbytni subjektywizm doprowadza do oszukania samego siebie i wprowadzania sie­bie samego i mandanta w błąd co do oceny faktów i prawa, potrzebna więc jest możliwie najwyższa doza samokrytycyzmu.

Cycero nakazywał „summa animi aeąuitate sustinere tres personas, meam, adversarii et judicis" (oceniać należy objek- tywnie nietylko swój własny punkt widzenia, lecz i stanowi­sko przeciwnika i sędziego). Mówca sądowy staje na stanowi­sku tych innych osób i próbuje rozstrzygnąć sprawę tak, jakby to oni uczynili.

Mówca sądowy nie zakreśla sobie granic we wnikaniu my- ślowem w najgłębsze tajniki tematu, gdyż nieodzownym w a­runkiem powodzenia jest całkowite przeniknięcie przedmiotu.

137

Page 139: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Retoryk francuski Paignon w swej pracy „ L ’éloquence et l’im- provisation“ radzi: „Méditez, méditez encore, méditez tou­jours, voila qui est le secret de la force oratoire“ .

T ak powstaje mowa, jako rezultat głębokiej pracy myślo­wej; wszelka improwizacja w dziale wym owy sądowej roz­bije się o twardy mur przepisów ustawy, który jedynie stop­niowo i powoli w ytrw ałą pracą umysłową skruszyć można.Jakaś trafna myśl, jakiś doskonały plan są dziełem chwili, za­błysnąć mogą jak błyskawica, ale wypracowanie tego planu idzie drogą wysiłku umysłowego, a mowa sądowa rodzi się wśród trudu i znoju.

Im temat jest lepiej myślowo opracowany, przerobiony i przetrawiony, tern łatwiej jest przedstawić go w słowach.

Mówca sądowy obmyśla dokładnie zarysy przemówienia, plan, kolejność układu poszczególnych myśli, logiczny rozwój przedstawienia faktów' i argumentów prawnych.

W krasomówstwie sądowem niema wogóle pola do impro­wizacji, gdyż nie pozwala na to konieczność ścisłego ujęcia tre­ści, głębokość tematu i odpowiedzialność, którą ponosi mówca sądowy wobec swrego mandanta. Najdokładniejsze przygoto­wanie jest konieczne; nawet najzdolniejszy mówca nie będzie dowierzał swym zdolnościom, swej bystrości i przytomności umysłu i dlatego opracowuje z góry temat w najdrobniejszych szczegółach. Indywidualność mówcy decyduje o tern, czy zu­pełne i ostateczne ułożenie samego brzmienia m owy jest po- trzebnem, czy też wystarcza tylko ułożenie z grubsza jej zary­sów, czy wskazanem jest wypisanie zamierzonego przemówie­nia, czy tylko wynotowanie punktów wytycznych. Jednak ani pamięć, ani wybitny dar orjentacyjny i łatwość słowa nie zwalniają mówcy od wszechstronnego rozważenia i opraco­wania stanu faktycznego i prawnego.

Przykłady wielkich mówców wskazują na to, że drogą w y ­czerpujących studjów i przygotowania dochodzili oni do do- iskonałośoi. Jules Favre nazywa improwizację mówców sądo­

138

Page 140: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

w ych lekkomyślną grą interesami klienta i doradza piśmienne wypracowanie mow sądowych. Ihering („Scherz und Ernst in der Jurisprudenz ) uważa, że dopiero przelanie myśli na pa­pier daje możność należytego ich opanowania.

Nie może więc być spornem, że tylko praca toruje mówcy sądowemu drogę do zdobycia uznania i powodzenia, gdyż musi on ogarnąć całokształt swego przedmiotu i swobodnie oraz pewnie nad nim zapanować.

BUDOWA MOWY SĄDOWEJ.

Konstrukcja i budowa przemówień jest naogół ściśle zasto­sowana do ich treści i celu, byłoby rzeczą chybioną stwarzać ogolny szemat przemówień i zakreślać mówcom z góry pewne ściśle zakreślone ramy. Zasada ta odnosi się również i do prze­mówień sądowych z tem tylko zastrzeżeniem, że mowa są­dowa, której przedmiotem są nauki ścisłe i która się zwraca do słuchaczy, przyzwyczajonych do myślenia logicznemi kategorjami, musi przedewszystkiem mieć jasny plan, oraz dyspozycję i specjalną budowę; chodzi o to, by mówca, roz­łożywszy z góry nieraz bardzo zawikłany i skomplikowany temat w sposób odpowiadający celowi, miał kontrolę nad w y­czerpaniem tematu, który musi w yłożyć w całości i aby słu­chacze dzięki przejrzystości wykładu mieli możność owocnego skupienia uwagi i śledzenia wyw odów mówcy.

Mówca sądowy w swej dyspozycji wzoruje się na ogólnie przyjętej budowie wyroku, który zawiera stan faktyczny, stan prawny i w ynikającą z dowodzeń sentencję. Mowa sądowa składać się musi ze stanu faktycznego i prawnego sprawy, z zestawienia jednego z drugim, części dowodowej i konkluzji. W yrok sądowy ma jednak tylko charakter deklaracji, natomiast mowa sądowa, jako zmierzająca do urobienia przekonania sę­dziowskiego, musi być wykończona we wszystkich szczegółach, stanowić pewną zamkniętą w sobie logiczną i estetyczną ca­

139

Page 141: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

łość, od czegoś się zacząć i czemś skończyć, wstęp więc i za­kończenie są koniecznym składnikiem dla wyrównania i zao­krąglenia całości.

Jakikolw iek wstęp i jakiekolwiek zakończenie nada mówca sądowy swym wywodom, to w każdym razie, podobnie jak w innych rodzajach przemówienia, we wstępie stara się wpro­wadzić słuchacza w krąg swoich myśli, przygotować go do swo­ich wywodów, zainteresować i pozyskać go sobie, a potem w za­kończeniu, musi ująć i zestawić wyniki swoich dowodzeń i ar­

gumentacji.Spraw y sądowe stanowią zupełnie odrębny temat dla prze­

mówień; byw ają niejednokrotnie stereotypowe i nacechowane pewną jednostajnością. Przy dobrej woli i umiejętności mówcy dają się jednak wycisnąć z każdej sprawy jakieś momenty cha­rakterystyczne, odrębne, a te swoiste cechy winny być punktem koncentracyjnym uwagi i zainteresowania sędziów, i promie­niować na całą sprawę. T o w pływ a na indywidualne trakto­wanie gatunkowo podobnych spraw. Wstęp przemówienia za­wierać musi silne podkreślenie tych znamion indywidualnych sprawy, które ją odróżniają od innych.

Wszystkie uwagi ogólne, dotyczące wstępu do przemówień w innych działach wym owy, odnoszą się w równej mierze i do przemówień sądowych. We wstępie przedstawia się mówca są­dowy swoim słuchaczom, usiłuje czemśkolwiek pozyskać sobie ich względy, szacunek, życzliwość i zaufanie, stara się obudzić ich zainteresowanie dla tematu i przygotowuje ich do nale­żytego śledzenia wywodów, dając plan i dyspozycję swego przemówienia. Oczywiście wstęp jest ściśle dostosowany do przedmiotu przemówienia, od którego mówca nie odbiega, w y­znaczając swym wstępnym wywodom czas trwania, harmo­nizujący z innemi częściami mowy. Ryzykownem jest wysta­wianie cierpliwości słuchaczy na próbę i wkraczanie w dzie­dziny, niezgodne z zasadniczą treścią przemówienia.

Wstęp jest częścią mowy wyłącznie przygotowawczą, musi

140

Page 142: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

być wygłoszony w sposób, odpowiadający temu celowi, głosem średnim, bez jakiejkolwiek napuszystości i przesady, nie można jeszcze bowiem liczyć na nieobudzone nastroje słuchaczy w oba­wie zrażenia ich patosem, któryby stanowił dysonans w sto­sunku do ich usposobienia w danej chwili.

Wstępne w yw ody wówczas najbardziej odpowiednio są ujęte, gdy w ujęciu tem nie widać żadnej sztuki, gdy słuchacze nie dostrzegają, że mówca pragnie przez nie osiągnąć pewne uboczne cele. Celem musi być przygotowanie słuchaczy do śledzenia wywodów nieraz trudnych, często bardzo skompliko­wanych i wymagających napięcia umysłu i wysiłku woli.

Cycero, rozpoczynając jedną ze swoich mów, — brzmiącą jakby oskarżenie przeciw Katylinie, — znanem pytaniem reto- rycznem „Quousque tandem Catilina abutere patientia nostra“ . ( Ja k długo Katylino, będziesz nadużywać naszej cierpliwości), dał dowód, że właściwem być może równie wejście odrazu w samo sedno sprawy, z pominięciem wszelkiego przygotowa­nia słuchaczy. Ale w chwili owej, w Rzym ie oburzenie przeciw Katylinie było powszechne i zgromadzenie wyczuwało je w ca­łej pełni, potrzebną więc tylko była iskra dla rozniecenia po­żaru i pytanie to było podmuchem wiatru, ułatwiającym mó­wcy rozpalenie uczuć słuchaczy. Zazwyczaj tak nie bywa, mówca stopniowo roznieca uczucia i stopniowo przygotowuje słuchaczy do nastrojów przemówienia.

Niejeden z mówców sądowych ma zwyczaj poświęcać wstęp swojej własnej osobie i ustosunkowaniu się swemu do przed­miotu i wchodzących w grę osób. Sposób taki jest jednak ry­zykow ny i tylko konieczność może to usprawiedliwić. Sędzio­wie niechętnie słuchają osobistych wynurzeń mówcy, które zresztą odwracając uwagę od samej sprawy, mogą postawić mówcę sądowego w fałszywem świetle, a nawet wywołać pe­wne uwagi ze strony kierującego rozprawą, onieśmielające mó­wcę w dalszym toku mowy. W ypracowanie wstępu i jego na­leżyte wykończenie możliwem jest dopiero, po dokładnem usta­

141

Page 143: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

leniu treści całego przemówienia. Jest to jakby przedmowa, której podstawą jest już gotowe dzieło.

Do właściwej części przemówienia wchodzi przedstawienie stanu faktycznego i prawnego, obejmujące istotne i ważne oko­liczności sprawy, wchodzące w grę przepisy prawne, zestawie­nie wzajemne stanu faktycznego i prawnego, ujęcie kwestji spornej i udowodnienie jej argumentami.

Przedstawienie stanu faktycznego w sposób żyw y i barwny jest tem, co nazywam y sztuką opowiadania, która potrafi przy­kuć uwagę słuchaczy do tematu. Tu jednak zalecona jest ści­sła indywidualizacja i należyte wyczucie, jaki sposób opowia­dania obudzi uwagę i zainteresowanie danych sędziów. Opo­wiadanie dostosowane być winno do powagi, jaka cechuje roz­praw y sądowe i do uroczystego nastroju, który musi panować w sali. Odpowiednią też musi być forma, styl i dobór w yra­zów. Opowiadanie powinno być jak najprawdziwszem i jak najwierniejszem oddaniem szczegółów, gdyż zbytnia jedno­stronność w odtwarzaniu faktów może być mówcy sądowemu poczytana za złe. Zaletą dobrego opowiadania jest przejrzy­stość treści. Starożytni mówili „narratio sit dillucida“ (opo­wiadanie musi być przejrzyste). Sposób opowiadania intere­suje słuchaczy, o ile mówca nie gubi się w szczegółach i mimo krótkiego i zwięzłego przedstawienia sprawy, daje obraz zu­pełny i zaokrąglony. Chodzi więc o to, by zdarzenia były splecione we wzajemny naturalny związek, by w yp ływ ały jedne z drugich, z logiczną jakby koniecznością i aby była płynność akcji, która daje estetyczne zadowolenie słuchaczom.

Przedstawienie stanu prawnego stanowi najważniejszy etap przemówienia; polega ono na ujęciu jądra sprawy, pod­ciągnięciu zasadniczych momentów faktycznych pod właściwy przepis prawa i udowodnieniu postawionej tezy. T u milknie dar opowiadania, a w yw ody prawne zarysowują się w kon­turach logicznych, krótkich, a zwięzłych, chodzi bowiem o uję­cie kwestji spornej w sposób jak najbardziej jasny i prosty.

142

Page 144: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

łatwo zrozumiały. Krótkość polega na odrzuceniu i usunięciu wszelkiego balastu, który prawdę zaciera i zaciemnia, aby sedno sprawy zostało należycie wyodrębnione i uwydatnione.

M ówca sądowy w doborze argumentów musi być ostrożny i wybredny, pomnąc, że nie liczba argumentów decyduje, ale ich jakość, że musi sam wierzyć w słuszność swej argumentacji, niezawsze bowiem uwierzą inni, gdy sam mówca ma w ątpli­wości. Ostrożność i krytycyzm mówcy sądowego przejawiają się w dokładnem zastanowieniu się i rozważeniu właściwości terenu, na którym działa, usiłuje on wczuć się w sędziowski sposób myślenia, bo jedynie wówczas zorjentuje się, czy ten argument, lub sposób dowodzenia może być w danych warun­kach skuteczny i właściwy.

Dowodów i argumentów dostarcza mówcy sądowemu na­uka, zadaniem jego jako mówcy, jest wyróżnienie najsilniej­szych argumentów, ich należyte ujęcie, uszeregowanie i uze­wnętrznienie, a dokonać tego musi w sposób, odpowiadający psychologji sędziów, albowiem wysypanie argumentów, choćby najlepszych, w sposób nieprzemyślany i bezładny, nie przy­niesie żadnego rezultatu. K ażdy argument staje w szeregu, jak żołnierz, gotowy do wystrzału, czasem skutkuje wystrzał od­osobniony, a czasem ogólna strzelanina. Od siły i jakości ar­gumentu zależy jego miejsce w systemie ugrupowania. Chodzi jednak nietylko o łączenie argumentów, ale także ich grup między sobą, wskazany jest przytem nietylko związek rze­czowy, lecz także i logiczny.

Wobec różnorodności systemów dowodowych i wogóle spo­sobów dowodzenia, mówca sądowy ma przeróżne możliwości odpowiedniego wykorzystania środków dowodowych. Kwestją jego polityki i oceny danej sytuacji będzie bądźto wysunięcie na czoło argumentacji dowodów mocniejszych, a pozostawie­nie w tyle słabszych, lub też odwrotnie. Kw intyljan doradza taki system grupowania dowodów, aby mowa rosła w siłę („oratio semper augeatur et crescat“ ). Inni mówcy starożytno-

143

Page 145: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

śoi wskazywali odmienne systemy, doradzając wysuwanie naj­silniejszych argumentów na czoło, aby wyzyskać pierwsze, najsilniejsze wrażenie.

Jakkolw iekby się na tę kwestję zapatrywał mówca w sto­sunku do danego wypadku i danej sytuacji, w każdym razie starania jego zmierzać będą do tego, aby żaden z ugrupowa­nych tak lub inaczej argumentów nie tracił na sile i znaczeniu, nie gubił się w lesie dowodzeń i motywów, lecz ażeby pro­mieniował właściwym mu blaskiem i należycie się uzewnętrz­niał. Niejednokrotnie może się okazać koniecznem wplątanie słabszych argumentów pomiędzy mocniejsze, aby wzmóc siłę łącznego ich oddziaływania lub doprowadzić do wzajemnego uzupełniania się. Czasem argumentacja przeciwnika wskazuje sposób grupowania argumentów. Dowody służą nietylko do stwierdzenia słuszności własnych tez, lecz także do odparcia argumentacji przeciwnika. Argumentacja usiłuje bądźto całko­wicie zbijać dowody przeciwnika, bądź też je tylko osłabiać. Stosowanie różnych metod dowodzenia i przeplatanie ich roz­maitością form y, podnosi siłę i wartość argumentów.

Praca mówcy w tym kierunku jest najtrudniejszem zada­niem, a część dowodowa przemówienia jest najbardziej skom­plikowaną częścią mowy, gdyż stanowi apel skierowany w y­łącznie do rozumu słuchaczy.

Od właściwego zakończenia mowy zależy wiele, nieraz od tego zawisło powodzenie lub niepowodzenie mówcy, jest to bo­wiem jego ostatnie słowo, które silnem echem odbija się w ser­cach słuchaczy i jest to jego ostatnia stawka dla wyzyskania całej dotychczasowej argumentacji. Ju ż sam wybór właściwej chwili, w której mówca ma przejść do zakończenia swego przemówienia nastręcza wiele trudności, często bowiem zapał mówcy nie daje się tak łatwo ugasić, a nałożenie sobie samemu hamulca jest aktem wielkiego samozaparcia.

Zakończenie mowy jest momentem, poprzedzającym • na­

144

Page 146: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

rad y i wyrok, aby więc móc opanować wolę innych, mówca musi najsilniej skoncentrować wolę własną.

Zakończenie mowy jest więc nietylko krótkiem, zwięzłem i jaskrawem zestawieniem wyników argumentacji dla odtwo­rzenia ogolnego obrazu całości przemówienia i wysnucia osta­tecznej konkluzji, jest ono także ostatnim etapem mowy i jako taki, zawiera apel do rozumu i serca słuchaczy, apel, który nie ma pozostać bez echa!

Mówcy sądowi nietylko wygłaszają główne przemówienia, lecz odpowiadać muszą na przemówienia innych osób biorą­cych udział w procesie (repliki), lub też muszą zająć stanowi­sko w pewnych kwestjach spornych, wyłaniających się w toku procesu. Są to tak zwane przemówienia okolicznościowe. Prze­mówienia takie nie są zbudowane na wzór głównych mów są­dowych, podlegają jednak prawidłom retoryki, gdyż wym a­gają również pewnego układu, jasności oraz przejrzystości, umożliwiającej należyte wyłożenie wygłaszanych faktów i ar­gumentów.

PIERW IASTEK UCZUCIOWY W PRZEMÓWIENIACH SĄDOWYCH.

M owa sądowa jest wprawdzie przedewszystkiem apelem ■do rozumu i logiki sędziów, ale zwraca się też niekiedy do ich uczuć.

Możnaby wystąpić przeciw temu twierdzeniu, opierając się na tern, że sędziowie są stróżami surowej litery prawa, rozum więc i rozsądek biorą u nich górę nad uczuciem, — możnaby do­wodzić, że wyrok, jako logiczny wniosek z postępowania do­wodowego nie może być wynikiem gry uczuć sędziów i wo­bec tego mówca sądowy powinien się ograniczyć wyłącznie do analizy prawa, a nie uderzać w struny uczuciowe.

W naturze ludzkiej zachodzi jednak tak silne powiązanie pierwiastków rozumowych i uczuciowych, że wyodrębnienie

Kult żywego słowa 10 145

Page 147: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

i wyeliminowanie jednych od drugich jest trudne do pomy­ślenia. Sędziowie kierują się niewątpliwie ideą prawa, ale nie są im obce uczucia dobra powszechnego, skutkiem czego za­stanawiają się nieraz wyłącznie nad tern, jakby daną sprawę załatwić z punktu widzenia słuszności i sprawiedliwości, a po­tem dopiero próbują do tak urobionego przekonania nagiąć literę prawa. Nieomal każda sprawa ma wybitnie praktyczne podłoże życiowe, a za wartkim prądem życia nie zawsze zdąża ustawodawstwo.

Gra na uczuciach sędziowskich jest momentem, z którego mówca sądowy rezygnować nie może. Mowa jest tern pięk­niejszą, im bardziej harmonijnie mówca zdoła połączyć pier­wiastki logiczne z uczuciowemi. Oczywiście, największy umiar jest wskazany, gdyż przesada jest niesmaczną, a patos jest czynnikiem, który raczej osłabia, niż wzmacnia doniosłość gło­szonych słów. Mówca sądowy rozważać przedewszystkiem musi, czy temat, który jest przedmiotem jego wywodów, na­daje się do pobudzania uczuć słuchacza, łatwo bowiem może się mówca stać śmiesznym i wywołać wrażenie przeciwne temu, jakie zamierzał osiągnąć. Zresztą niezawsze nastrój, panujący na sali sądowej, sprzyja rozwojowi uczuć; nastrojowość jest procesem powolnym, który należy gruntownie przygotować, stwarzając warunki odpowiednie do jego powstania, do jego trwania i gaśnięcia. Uczucia rozwijają się na pewnym pod­kładzie, który mówca musi ugruntować przez właściwy spo­sób przedstawiania faktów i opisywania zdarzeń, z tego bo­wiem dopiero wyłaniają się elementy nastrojowe.

Uczucia są jak fale przez wiatr poruszone, wzburzone i roz­kołysane, a w miarę tego jak wiatr zmienia swój kierunek, stany uczuciowe, które nie trwają wiecznie, powstają i nikną. Z tego zdaje sobie sprawę mówca i uświadamia, że działanie słów jego na uczucia słuchaczy jest tern silniejsze, im trwa kró­cej. Uczucie przebywa jednak wyraźną fazę powstania, roz­woju i zgaśnięcia i z tą naturą przeżyć uczuciowych liczy się

146

Page 148: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

mówca, starając się, by procesy uczuciowe, przez niego roz­niecone, przetrwały swoje naturalne etapy bytu. Nagle i przed­wczesne przerwanie prądu, który rozwój uczuć podsycał i po­tęgował, powoduje niemiłe skrzepnięcie roztajałych lodów, jak nagłe zatamowanie wzburzonej rwistej rzeki; jest to dla mówcy zmarnowaniem wszystkich wysiłków, a dla słuchaczy pryśnię­ciem bańki mydlanej.

Potrzeba w yw oływania odpowiednich nastrojów uczucio­wych zależy w znacznej mierze od składu kompletów sądo­wych, które stosownie do różnic w stopniu wykształcenia i w y­chowania, rozmaicie na nie reagują. Te różnice, jako też róż­nice w zdolności pojmowania i przyswajania sobie wywodów mówcy, wskazują mu wogóle sposób przemawiania i trakto­wania kwestyj spornych. Jedni sędziowie opierają się na da­nych logicznych, inni więcej na ogólnem wrażeniu i wyobra­żeniu o sprawie, inaczej osądza sprawy sąd złożony z sędziów prawników, inaczej sąd złożony z czynników obywatelskich.

Przed Sądem Przysięgłych unika mówca sądowy w yw o­dów wyłącznie rozumowych, lecz stara się wpłynąć na uczu­cia, kierując się fizjognomistyką, odczytując z wyrazu tw a­rzy sędziów przysięgłych wrażenia, jakie na nich sprawia jego mowa. Do tego dostosowuje zarówno formę, jak i treść. W ra­żenia mowy sądowej odbijają się silniej na twarzach nieruty- nowanych sędziów niezawodowych, nie umiejących ukrywać stanów swojej duszy, aniżeli na twarzach sędziów fachowych, wytrenowanych w swoim zawodzie i przyw ykłych do pano­wania nad sobą.

Sędziowie przysięgli tworzą w calem tego słowa znacze­niu to, co psychologja nazywa masą lub tłumem, kierującym się własnemi prawami, innemi, niż odruchy jednostek. Wśród tej masy jeden lub kilku urasta do roli przywódców i kieruje tłumem. W ystarczy nieraz zjednać sobie jednego lub kilku przywódców, a posiąść wtedy łatwo w pływ nad masą. W tej sytuacji mówca przedewszystkiem stara się zaskarbić sobie

1 0 * 147

Page 149: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

sympatję sędziów, a obudzone uczucia życzliwości są nieraz większym atutem w jego ręku, niż cały arsenał argumentów i motywów. Dobrzy mówcy sądowi zdają sobie z tego sprawę, a przemówienia ich są raczej sympatycznym, popularnym w y­kładem, aniżeli prawniczą dysertacją.

Sędziowie przysięgli piastują władzę omal nie despotyczną. Ich swobodna, niczem nieograniczona ocena, ich osobiste mnie­mania stają się motywem i uzasadnieniem w yroku; nie skła­dają nikomu rachunku sumienia i nie podlegają niczyjej kon­troli.

W ynikiem tego byw ają częste pomyłki i błędy, przeważ­nie jednak na korzyść oskarżonych, poprzednie bowiem fazy postępowania sądowego, zanim sprawa wejdzie pod obrady przysięgłych, poddane są czynnikom fachowym, które badają dokładnie, czy istnieją podstawy oskarżenia. Sąd przysięgłych łagodzi surowość prawa i jest przystępny dla wszelkich uczuć i wrażeń, których dostarcza nietyle przestępstwo same, ile raczej całokształt sprawy. Sąd przysięgłych nie kieruje się w y­łącznie prawem kodeksowem, owem „jus strictum“ , lecz ra­czej prawem zapisanem we własnej duszy „jus aequum“ . Tylko Sąd przysięgłych ma po temu moc i władzę; sędzia fachowy musi uzasadnić swój osąd, a u sędziów przysięgłych jedynym motywem jest zgodność sentencji wyroku z ich sumieniem.

O STYLU MOWY SĄDOWEJ.

Mówca sądowy, działając przeważnie na rozum sędziów, skłania ich do współdziałania myślowego, baczności i uwagi tylko wtedy, gdy potrafi ująć swoje w yw ody w odpowiednią formę stylistyczną. Powaga treści nie powinna zmącić wdzięku form y. Styl, którym się posługuje, jest czynnikiem pierwszo­rzędnej wagi, gdyż przemówienia sądowe są rezultatem pro­cesów myślowych głębokich i skomplikowanych, opartych na prawnem i logicznem rozumowaniu, a tematy trudniejsze do

148

Page 150: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

pojęcia, nieraz suche i bezbarwne, szczególnie wym agają sta­rannego opracowania, ujęcia w dobre form y stylistyczne, jak najbardziej lekkiego i żywego przedstawienia.

Skłonność do posługiwania się w przemowach sądowych stylem ciężkim, bywa wynikiem zawiłych procesów myślo­wych, a także tego, że na styl akt i przepisów ustawowych składają się niejednokrotnie ciężkie łańcuchy słów i zdań, a mówca sądowy przejmuje się tym rodzajem stylu i nie umie rozerwać związku, jaki go łączy z materjałem, stanowiącym podłoże sprawy. Słuszną jest jednak zasada, że im bardziej skomplikowany jest temat, im cięższa jest praca myślowa mó­w cy i słuchacza, tem usilniej potrzeba dążyć do nadania sty­lowi jal? największej giętkości, lekkości i wdzięku; trudne te­m aty wym agają przedstawienia w sposób jak najbardziej żyw y, zrozumiały i jasny.

Ponadto styl przemówień sądowych winien odpowiadać sytuacji, wśród jakiej się znajduje mówca sądowy i autoryte­towi sądu, do którego mówca przemawia. T a sytuacja naka­zuje dobór słów i ich wiązanie w sposób, licujący z atmosferą uroczystej powagi, która przenika salę sądową. Mówca stoi tu jednak przed niebezpieczeństwem niewłaściwego i zbytniego przejęcia się tym nastrojem, przez co styl jego może ulec w y­paczeniu, nabierając form zbyt uroczystych, dogmatycznych, a co za tem idzie i ckliwych. Utrzymanie stylu w ramach po­wagi i dostojeństwa, należnego sądowi, a przytem w formie lekkiej i prostej, jest ideałem, do którego dąży każdy mówca sądowy.

W innych działach elokwencji urabiają sobie słuchacze wrażenie ogólne z całości przemówienia, a poszczególne słowa i zwroty nie kryją w sobie tej brzemienności, pod którą z na­tury rzeczy w mowach sądowych ugina się każdy w yraz i ka­żdy zwrot. M ówcy sądowi baczą ze szczególną pieczołowito­ścią na trafne i dosadne zobrazowanie każdej myśli w jej najdrobniejszych szczegółach, chodzi o to, aby każde słowo

149

Page 151: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

jak najwierniej oddawało zamierzoną treść. Wśród plejady słów i wyrazów jest często jedno słowo, jeden w yraz, który najwierniej odtwarza istotę myśli. Tego słowa szuka mówca, aby w nim zawrzeć jak najwięcej myśli i wszystkie najsubtel­niejsze jej odcienie, a dopomaga mu w tem znajomość termino- logji prawnej, którą niejednokrotnie sam tworzy. T o daje mówcy sądowemu jędrność stylu, polegającą na doborze jak najmniejszej ilości słów, jak najobficiej wypełnionych treścią, na krótkości w wyrażaniu się, na używaniu zwięzłych zdań bez rozciągliwych perjodów, co jest nietylko źródłem lekkości i wdzięku, lecz także warunkiem koncentracji myśli słuchacza, a tem samem wzmożeniem jej energji i siły potencjalnej. K rót­kość zmierzająca do wyraźnego i wiernego zobrazowania my­śli, musi być nacechowana naturalnym doborem słów. W szystko bowiem, co jest sztuczne, co nie odznacza się pro­stotą, wymaga dłuższych wyjaśnień. Największe praw dy są najprostsze, a zaletą głębi umysłu jest prostota w wysłowieniu.

Jasność stylu, która dla mówcy sądowego jest nieodzowną koniecznością, wymaga nietylko doboru słów, ułatwiającego najwierniejsze oddanie treści, ale nadto odpowiedniego usze­regowania słów w zdaniu, a wreszcie takiego ustawienia po­szczególnych myśli, i takiego wzajemnego ustosunkowania ich, aby pierwsza myśl przygotowywała następną, następna znów dalszą; aby jedna w ynikała z drugiej, tworząc nieprzerwany łańcuch o lekkich i wdzięcznych ogniwach, bez zakucia w ciężkie żelazne okowy.

Słuchacze mów sądowych również są żądni wrażeń este­tycznych, a mowa sądowa jest również polem do rozwinięcia estetyki stylu, sposobem przyodziania nieraz bezbarwnego te­matu w piękne szaty stylowe, na czem zyskuje też w yrazi­stość, bo piękno toruje drogę zrozumieniu. Zdaw ali sobie z tego sprawę starożytni retorycy i nakazywali mówcom są­dowym nietylko „apte dicere“ (tj. mówić w sposób właściwy, używać właściwych słów), lecz kładli również nacisk na t.

150

Page 152: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

zw. „suavitas dicendi“ , tj. piękno stylu. W mowie sądowej uja­wnia się to piękno również w różnobarwności, która jest prze­ciwieństwem jednostajności i szarzyzny, w zmienności i roz­maitości form y stylowej, w bogatym doborze słów, oddają­cym wszelkie odcienie myśli, w symetrji zdań i okresów słow­nych, w różnorodności ich budowy i przejrzystości konstrukcji stylowej. W szystkie te przym ioty opierają się na swobodzie władania formą, przyczem zatartym i niewidocznym być musi wszelki wysiłek mówcy, a konstrukcje tworzą się i tryskają jak gdyby same z siebie.

Przykłady, porównania, obrazowość stylu, uplastycznia­nie pojęć oderwanych i wszelkie zwroty retoryczne mają pełne prawo obywatelstwa w mowach sądowych, gdyż przemówie­nia sądowe składają się również z obrazów, które słuchacze nietylko wchłaniają uchem, lecz także widzą oczyma, a siła chłonna umysłu ludzkiego żąda odpowiedniej przypraw y, oso­bliwie tam, gdzie rodzaj tematu stawia zdolnościom pojmowa­nia nieraz bardzo wielkie wymagania.

Oczywiście mowy sądowe mają za przedmiot rozważania oparte na naukach ścisłych, tem samem więc ornamentacje sty­lowe tych przemówień nie mogą zbytnio wkraczać w dzie­dzinę sentymentalizmu i poezji.

Mówca sądowy jest świadomy tego, że pierwszym warun­kiem piękna mowy jest myśl sama w sobie, a jej uplastycznie­nie i ozdobienie przyobleka ją tylko w skrzydła do lotu.

M ow y sądowe, grzeszą niejednokrotnie zbytkiem cytat, nieraz zbyt długich i rozwlekłych, przytoczenie których mó­w cy uważają za konieczne, aby swoje stanowisko należycie uzasadnić i powołać się na powagę i autorytet innych. C ytaty te nie zawsze dają się ująć w formę ustną i mówcy odczytują je nieraz z rękopisów lub książek. O ile wzmianki o w ybit­nych nazwiskach elektryzują słuchaczy, o tyle dłuższe w yjątki z dzićł tych autorów, odczytywane przez mówcę, przechodzą mimo uszu, gdyż już samo odczytywanie sprzeciwia się zasa­

151

Page 153: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

dzie ustności, a słuchacz nie jest w stanie nadążyć za wątkiem myśli przytaczanych urywków.

Styl mowy musi być w całości własnym stylem mówcy. Dosłowne wplątanie cudzych myśli burzy gmach stylowy, stworzony przez przemawiającego i nadweręża konstrukcję stylową, co w pływa bardzo ujemnie na słuchaczy.

III . O W YM O W IE P O L IT Y C Z N E J.

Nigdzie indziej sztuka mówienia nie ma tak szerokiego i wielostronnego zakresu, jak w dziale w ym owy politycznej, nigdzie indziej jednak nie jest tak bardzo lekceważoną i nie­docenianą, jak w polityce. W ystarczy się przysłuchać zgro­madzeniom ludowym, czy też innym zebraniom politycznym, aby sprawdzić, że tam przeważnie pomiata się zasadami re­toryki, a przemówienia polityczne są po większej części jaskra- wem zaprzeczeniem krasomówstwa. M owy polityczne są do­wodem jak daleką jest przeważna większość mówców politycz­nych od umiejętności wyrażania swoich pragnień i dążeń, i jak mowy ich, będąc chaotycznym i bezładnym zbiorem słów, do­tyczą wszystkich możliwych tematów, tylko nie tego przed­miotu, który stoi na porządku dziennym. Są to raczej skargi, podjudzania, pogróżki, wykrzykiw ania, aniżeli przemówienia reprezentantów ugrupowań politycznych.

Oczywiście zaprzeczyć się nie da, że zachodzą w tym względzie pewne w yjątki, w yjątki te jednak są tak rzadkie i nieliczne, że już przeciętnie dobra mowa polityczna błyszczy jak gwiazda na ciemnym firmamencie.

Może nie będzie zbyt śmiałem twierdzenie, że jestto jedna z przyczyn chromania i upadku dzisiejszego parlamentaryzmu, i że system parlamentarny mógłby zaczerpnąć z gruntu reto­ryki wielu ożywczych prądów a przez to odnowiłby się i uzdrowił.

Życie polityczne mogłoby być areną rozkwitu dzisiejszej

152

Page 154: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

w ym owy, to też mówcy polityczni, świadomi znaczenia i do­niosłości kunsztu mówienia, powinniby dla własnych celów politycznych wznosie sztukę mówienia na poziom coraz to w yższy i coraz doskonalszy. Czyniliby to metyle dla pielęgno­wania sztuki i delektowania słuchaczy czarem słowa, ile ra­czej dla celów wyłącznie praktycznych, — dla uzyskania maximum w pływu politycznego.

Powszechne głosowanie powołało do współudziału w ży­ciu politycznem szerokie masy ludności, które, uzyskawszy prawa polityczne, organizują się, wysuwając na czoło swoje całe szeregi przywódców i trybunów. Ileż ognisk wym owy tworzy się w łonie chociażby jednej organizacji politycznej, jakie szerokie powstają pola do ćwiczenia i rozwoju elokwen­cji! Dawniej wym owa polityczna rozwijała się w nielicznych związkach, dziś dociera wszędzie i rozlewa się szeroką falą. Dawniej nie było zrozumienia dla polityki, która ognisko­wała się wyłącznie w stolicach i wielkich centrach, dziś zaj­muje się nią prawie każdy, bo każdy zainteresowany jest bie­giem spraw politycznych, choćby przebywał w najbardziej oddalonym zakątku.

Wielu, bardzo wielu mówców politycznych nie zdaje so­bie sprawy z tego, jak ważnym jest dla nich czynnikiem po­znanie i stosowanie zasad retoryki, jak bardzo mogliby tym sposobem w yzyskać swe życiowe atuty, szybciej i łatwiej dojść do zamierzonego celu. Ja k wiele zyskałby na tern ogólny po­ziom życia politycznego. W raz z uszlachetnieniem formy, treść przemówień politycznych wzniosłaby się na znacznie w yższy poziom, wzmógłby się samokrytycyzm mówców, którzyby poddawali swoje m owy głębszej rozwadze i ocenie, szermierka językowa stałaby się wyrazem walki ducha, a nie zmierzałaby do uzewnętrznienia siły i przemocy fizycznej, co dziś niestety, niejednokrotnie się widzi. W alka polityczna nabrałaby szla­chetniejszych form, odpowiadających kulturze dzisiejszych czasów i postulatom moralności.

153

Page 155: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

W ymowa polityczna zwraca się przeważnie do tłumu, w al­czy o jego prawa i o jego ubiega się względy. W alkę tę pro­wadzą przywódcy, kierownicy partyj i innych związków, w y­sunięci przez te zbiorowiska na czoło organizacyj politycznych.

Chodzi o duszę tych zbiorowości bez względu na to, czy jest to tłum wyborczy, czy organizacja zawodowa lub spo­łeczna, czy wreszcie parlament, gdzie się koncentruje główna

myśl polityczna.Zbiorowość ma swoje odrębne cechy, swój odrębny cha­

rakter i w tem leży odrębność wym owy politycznej, zwraca­jącej się do tłumu. Cechą duszy zbiorowej jest mniejsza zdol­ność do ścisłego rozumowania, brak krytycyzm u, porywczość, łatwowierność; wchodzące w skład tłumu jednostki zatracają swój indywidualny charakter, dostosowują się do całości i upo­dabniają do masy, co przejawia się w dążeniu do zlania się, zrównania z masą, do wytworzenia duszy zbiorowej.

Tłum potrzebuje przywódcy, gdyż na zewnątrz działa przez niego; w ręce tego składa tę godność, kto zdołał nan oddziałać, kto przemówił do jego duszy lub potrafił schlebic jego instynktom. T a umiejętność oddziałania na tłum jest tre­ścią wym owy politycznej.

Oddziaływanie to odbywa się oczywiście różnemi sposo­bami; na pewne zbiorowiska oddziaływa rozum, umiarkowa­nie, rozsądek i uczciwość, na inne ugrupowania przesada, kłamstwo, pochlebstwo i nieprawość; tłum składa się z roż­nych elementów, a przypadek nieraz decyduje o tem, które z nich biorą górę.

Faktem jest, że gwiazda przywódców gaśnie niejednokrot­nie tak szybko jak zabłysła, a jaśniałaby dłużej, gdyby zapo­życzała światła u moralności i prawdy. W wymowie politycz­nej, jak zresztą w innych działach wym owy, obowiązuje za­sada uczciwości, a chociaż chwilowo nieprawość bierze górę, to jednak gmach na niej zbudowany nie posiada trwałej pod­

stawy.

154

Page 156: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Powodem wybuchu namiętności, zażartości i zjadliwości, z jaką się politycy wzajemnie zwalczają, są przeważnie róż­nice programów politycznych, które ich dzielą. M ówcy poli­tyczni nie chcą zrozumieć, że ich przeciwnicy, tak samo jak i oni sami, wierzą w słuszność swych programów i zapatry­wań, i działają przeważnie w dobrej wierze. Zbytecznem jest wobec tego wzajemne naigrawanie się i przedrzeźnianie, a szkodliwem jest przedstawianie zapatrywań i systemów poli­tycznych przeciwników w innem, fałszywem świetle. Niestety jednak fanatycy polityczni nie rozumieją tej prawdy i ośmie­szają się wzajemnie; to może podoba się bezkrytycznym tłu­mom, cierpi jednak na tem poziom życia politycznego i po­ziom wygłaszanych przemówień, pełnych żółci i cynizmu.

O powodzeniu przywódców politycznych decydują często­kroć wywołane przez nich chwilowe efekty, częściej jednak na ich autorytet składa się opinja, jaką ma o nich tłum. Chw i­lowe efekty bywają wynikiem retorycznego sprytu przy­wódcy, który umie omamić tłum, czasem przywódcy bywają m ilkliwi i nie darem słowa pozyskują sobie względy masy; pro­ces ich powodzenia warunkowany jest przygotowaniem tłumów przez zręcznych agitatorów, zdolnych emisarjuszów, którzy torują drogę i podnoszą autorytet przywódców. Dzięki temu rosną koło nich legendy i tak się rodzi prestiż przywódców tłumu, którzy zawdzięczają go sprytowi agitacyjnemu swoich wysłanników. Sam przywódca trzyma się zasady, że „pour se faire admirer des foules, il faut se tenir toujours a distance“ . W każdym razie talent krasomówczy przywódców, czy też ich wysłańców odgrywa tu wybitną rolę i wielokrotnie bywa nadużywany.

W ymowa polityczna jest to specjalny rodzaj wym owy, wym owa woli i energji, wym owa krótkich formułek, wymowa fantazji i obrazów, podniety i suggestji.

Mówca polityczny przeważnie bywa przedstawicielem ja­kiegoś kierunku partyjnego i kierunkowi temu oddaje się na

155

Page 157: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

usługi, wszystko widząc w świetle interesów swej partji, któ­rej zasad jest fanatykiem. Jego dążenia są nieraz prawdziwe i szczere, tak jak szczerą bywa partyjność, która jest w yra­zem zróżniczkowania celów i dążeń w życiu politycznem.

W iara i wola mówcy politycznego jest tym czynnikiem, który porusza tłumy, ona mu zapewnia powodzenie, gdyż. ludzie z tłumu zatracają wolę własną i żyją wolą swego przy­wódcy.

Różne są typy mówców politycznych; agitatorzy poli­tyczni, mówcy, przemawiający na zgromadzeniach, zebraniach i wiecach politycznych, mówcy, zabierający glos w dyskusji, mówcy występujący w organizacjach społecznych, politycz­nych i związkach zawodowych, mówcy parlamentarni. Partje polityczne starają się niejednokrotnie wykształcić swych w y­brańców na dobrych mówców, służących idei partyjnej przy propagandzie i wyborach. Niezawsze jednak kierują się mó­w cy przy spełnianiu swych funkcyj należytą powagę i zro­zumieniem zadań, a przykładem służy jaskrawość agitacyjna zgromadzeń, starcia słowne w walce wyborczej i inne gwałto­wne form y walki politycznej. Zrozumienie i poważne ujmo­wanie tego rodzaju zadań, należyte przygotowanie mówców politycznych do ich zawodu, ich wyrobienie i dojrzałość, sta­łyby się przemożnym czynnikiem równowagi politycznej, od której zależy równowaga sił, ścierających się w państwie. R e­toryka, jako nauka o wymowie i sposobie przemawiania mo­głaby się w niejednym kierunku przyczynić do uszlachetnie­nia form walki politycznej. Postulat ten zasługuje na kilka­krotne podkreślenie.

Organizacje i związki zawodowe wysuwają na swoje czoło ludzi wybitniejszych, zadaniem których jest strzec interesów gospodarczych związku, dbać o godność stanu, starać się o wzmożenie jego w pływów i znaczenia, a wreszcie dążyć do podniesienia poziomu umysłowego członków i ulepszenia tech­niki ich pracy. Działalność tych przywódców jest w części po­

156

Page 158: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

lityczną, w części społeczną. Życie związkowe, prasa zawo­dowa kształci ich na mówców, zjazdy ogólno zawodowe i organizacje o szerszym zakresie roztaczają przed nimi coraz dalsze horyzonty i dzięki temu stają się oni narybkiem poli­tycznym, z którego z biegiem czasu w yrastają mężowie stanu. I w tym dziale retoryka, jako nauka zmierzająca do uszla­chetnienia wyrazu myśli, kształtuje retrospektywnie samą myśl, ma szerokie zadania przed sobą i powinna być czynni­kiem, urabiającym ludzi dobrej woli na prawych obywateli państwa.

Najw yższym szczeblem wym owy politycznej jest wymowa parlamentarna, wymagająca znajomości całego szeregu dzia­łów wiedzy ludzkiej i niejednokrotnie wielkiej fachowości. M ówca parlamentarny zjednywa sobie przeciwników znajo­mością przedmiotu, o ile nie wchodzą w grę kwestje czysto polityczne, przy których decyduje układ sił politycznych. W y­mowa ta stoi pod znakiem retoryki, gdyż sama fachowość nie wystarcza i koniecznem jest odpowiednie zużytkowanie facho­wej wiedzy i umiejętność przemawiania w formie pięknej, a przytem prostej i zruzumiałej. Zresztą mówca polityczny musi być przygotowany do nagłych występów, aby mógł prze­mawiać w każdej sytuacji, bez uprzedniego przysposobienia, zajść bowiem może potrzeba odpierania nieoczekiwanych za­rzutów, wyzyskania chwilowych nastrojów; życie polityczne obfituje w wypadki nieoczekiwane i nieprzewidziane, z czem mówca polityczny musi się zawsze liczyć.

W ym owa polityczna wyróżnia się od innych działów w y­m ow y między innemi i tern, że teren, na którym mówca poli­tyczny działa, jest śliski i niepewny; powinna go więc cecho­wać oprócz wszystkich innych przymiotów, które kw alifikują każdego mówcę, niezmienna stałość przekonań i siła woli, aby mógł należycie spełnić zadanie, od którego zależy dobro pań­stw a i obywateli.

157

Page 159: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

CZĘŚĆ T R Z E C IA .

W Z O R Y P R Z E M Ó W I E Ń .

P R Z E M Ó W IE N IE R E L IG IJN E .

O p o t r z e b i e i p o ż ą d a n i u B o g a i r e l i g j i .

(Mowa ks. Lipperta wygłoszona w r. 1922 na Zjeździe Katolików w Monachjum).1

W szyscy jesteśmy dziećmi kościoła, jesteśmy jednak także dziećmi wieku, dziećmi współczesnego świata, obciążeni pięt­nem dzisiejszego człowieczeństwa. Prąd tęsknoty i nadziei, prąd radości i smutku, który przenika świat cały, porusza też naszą duszę — duszę głodującej, umęczonej, dzisiejszej ludzko­ści. Chcemy zanieść do kościoła nasze pożądanie Boga i w iary, całą tęsknotę dzisiejszej chwili, chcemy przywołać Boga na ziemię!

Święty to okrzyk przywołanie Boga! T a religijna tęsknota przoduje wszystkim naszym potrzebom, politycznym, socjal­nym i gospodarczym. G dyby nam ktoś powiedział, że Bóg zstąpi na ziemię, by nas zbawić, a mybyśmy mu uwierzyli, za­kończyłyby się kłótnie i waśnie tego świata. Potrzeba nam bo­wiem Boga piękna, Boga świętości, tego Boga chcemy widzieć, czuć, dotknąć się, dożyć Go pragniemy, łakniemy, by się do nas zbliżył, wystąpił z ciemności i do nas przemówił.

Tym uzmysłowieniem Pana nad Pany, tem zaspokojeniem naszej tęsknoty i pożądania, niech będzie nasz Święty Kościół Katolicki!

1 P. Konrad Lienert O. S. B.: Der moderne Redner.

158

Page 160: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

I .

Chcemy Boga, gdyż żądni jesteśmy rzeczy nieprzemijają­cej, wiecznej. Czas zburzył wszystko, straciliśmy wiarę w wie­czność naszych dzieł, które trwają zaledwie lat dziesiątki. Szukamy wieczności, czegoś niedotykalnego, czego nie można usunąć i zabrać, czego ręka ludzka nie sponiewiera, co się ostoi przed człowiekiem, przed tłumem, przed modą, przed namięt­nościami, chcemy być pewni samych siebie, chcemy wzlecieć ku temu, któremu nic nie grozi od nas.

Żądni jesteśmy wieczności Bożej, gdyż pożądamy czegoś pewnego i takiego, co nie budzi zwątpienia. M yśm y we wszystko inne już zwątpili! Jakże jesteśmy między sobą nie­zgodni; to co jeden bałwochwalczo czci, przeklina drugi. Co dla jednego jest ideałem, jest głupstwem dla innych. To, co dla jednego jest mądrem, jest idjotyzmem i szaleństwem dla dru­giego. Cóż jest na świecie pewnego? N ietylko wątpim y o ist­nieniu sprawiedliwości i miłości, lecz nawet powątpiewamy o ich wartości! Dowiodły tego gorzkie doświadczenia życio­we. C zy lepiej jest kochać, czy nienawidzić? C zy właściwiej jest ludzkość katować, czy też odnosić się do niej po ojcowsku? C zy mamy życie błogosławić, czy też przeklinać? C zy wier­ność i przywiązanie nie są tylko czczą iluzją, powodem w y­zysku i oszustw? C zy dobroć nie jest głupotą? W szak ludzie dobrzy ofiarą padają egoizmu innych! A łagodność, czyż nie jest źródłem zawodów w życiu, w którem kroczy się naprzód gwałtem i siłą? Zaciemniło nam się w głowie od tych pytań etycznych, dawne problemy świata pozostały dotąd nierozwią­zane, a odpowiedzi, pozornie pełne myśli, w gruncie rzeczy są bezmyślne. Jedna odpowiedź przeczy drugiej, choć każda zdaje się być decydująca. Nie możemy powiedzieć, ani tak, ani nie, gdyż odpowiedź, czy to twierdząca, czy przecząca, niedaleko nas zaprowadzi, wszystko jest względnie prawdziwe i względ-

159

Page 161: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

nie fałszywe. Stąd to dążenie do absolutu, o który jedynie cho­dzi, stąd tęsknota za wiecznością Boga, za Bogiem absolutnym!

Pragniemy piękna spokoju, porządku, jedności, chcemy w y­czuć sens życia, widzieć cel życia jasno i wyraźnie, treść życia w pełnej formie, gdyż człowiek łaknie piękna, a życie jest po­tworne, zawiera w sobie tyle brzydoty, tyle bezczelności, tyle brutalności, tyle chamstwa. Twórczość łączy się ze zniszcze­niem, pokój z wojną; szukamy jakiegoś nowego stylu, nowych form, nowej sztuki życia, szukamy prostoty, naturalności, pra­wdy, wesela, a życie takie szare, takie skomplikowane, takie bezbarwne, takie bezkrwiste. M y chcemy różnobarwności, wra­żeń, młodości i skoczności życia. Nasze muzea są przepełnione malarstwem i rzeźbą, nasze w ystaw y są pełne dzieł sztuki. W szystko to jednak mieści się daleko, poza nami. Gdzież jest jednak piękno w naszych domach, w naszem życiu, w naszych wzajemnych stosunkach i wzajemnem obcowaniu oraz w nas samych, w naszych odczuciach, pracach i pożądaniach? Gdzie jest harmonja, gdzie światło, gdzie barwy, gdzie święto, gdzie radość, gdzie wspólnota? Jedność i wspólnota, to czarodziejskie w yrazy, gdy wczuwamy się w rozkosz wspólnego pożycia. Państwo Rzymskie tonęło we krwi i brudzie, a przed Św. Au­gustynem roztoczyła się jedna z najpiękniejszych w izyj o pań­stwie Boga, de civitate Dei. O państwo Boże, jak tęsknimy za tobą!

Szukamy Boga, gdyż potrzeba świętości nam przesyconym grzechem świata! Jeszcze niedawno dumni ludzie kultury nie chcieli istnienia grzechu przyznać. Pojąć wszystko — mówili — to znaczy wszystko przebaczyć. W szystko w ydaw ało się im naturalnem, nieodpornem, nieuniknionem, koniecznem. Dziś jednak są już rzeczy, których, choć je rozumiemy, nie możemy przebaczyć, dziś stanęliśmy z grzechem oko w oko; jeszcze nie wszyscy nauczyliśmy się wołać: „m oja wina“ , ale wszyscy wołam y: „wielka wina“ ; grzechy osiadły na świecie, jak sza­rańcza. Dlatego pożądamy świętości, dobroci, czystości, pra­

160

Page 162: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

gniemy widzieć ludzi, co nie dławią swych bliźnich, wyzysku­jąc chwilową konjunkturę.

Szukamy czegoś więcej, niż dobroci ludzkiej, sama dobroć jest zanadto mdłą. Pragniemy bohaterskiego altruizmu, nad­ludzkiej cierpliwości, boskiej dobroci, twórczej, cudownej, ge- njalnej miłości! Wszystkie nasze wynalazki zwróciły się prze­ciw nam, stały się narzędziem śmierci. Łakniemy wynalazków życia i miłości, łakniemy wynalazków prawdziwie dobroczyn­nych, któreby przemieniły nasz głód i ubóstwo w dobrobyt i sytość, szukamy ludzi, którzyby wypowiedzieli słowo Boże: „niech się stanie“ , ludzi, którzyby w twórczem uniesieniu, hoj­nym ruchem dłoni powołali do siebie wszystkich umartwio­nych i zdołali ich pokrzepić. Któż jednak to potrafi, któż jest tak dobry jak Bóg?

Nasze utęsknienia i pragnienia jeden Bóg ząspokoić może, Bóg, któryby był widzialnym. M y chcemy Boga widzieć i czuć. Nam ciężko tylko wierzyć, my chcemy zobaczyć, patrzeć. Bóg długo milczał, chcemy Go widzieć. T ak długo myśleliśmy o Bogu, my chcemy się Jego doczekać! Dlatego tyle osób mówi dziś o nowych drogach, wiodących ku Bogu, o intuicji, prze­czuciu. Modliliśmy się często: „N iech panowanie Boże zstąpi na ziemię“ . T o pragnienie stało się obecnie powszechnemu C ały świat czeka cudu. Ludzie grzebią w pismach świętych, by oznaczyć dzień i godzinę. Gorąca tęsknota rozpłomienia fan­tazję i wzruszające jest to oczekiwanie, tak pełne podnie­cenia.

Chęć ujrzenia Boga stwarza pole dla nowych gałęzi wie­dzy, dążącej do odkrycia rzeczy nadprzyrodzonych, do zba­dania tajemnic świata. Mówi się o prorokach, o mistyce, o cia­łach astralnych. W szystko to jednak zawodzi, a ludzkość jest coraz mniej cierpliwą, a coraz więcej nerwową. Ja k obłąkani ludzie wsłuchują się w dalekie odgłosy, macają dookoła jak ślepi, węszą i chwytają wszystko z otoczenia jak dzieci, które chcą uchwycić rękę matczyną, chcą bowiem ująć Boga za rękę,

Kult żywego słowa 11 161

Page 163: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

i włożyć swoją dłon w tę dłon ojcowską. Och, panie Boże,, zstąp z niebios i daj nam T w oją rękę, byśmy ją poczuli!

II.

I oto staje przed nami Kościoł Katolicki, podaje nam swoją rękę i mówn ,,Przyjdźcie do mnie wszyscy stroskani i umęczeni, a ja Was przytulę“ . Jakto , myśmy Boga wołali, a przychodzi Kościół! Myśmy pragnęli ojca, a wyciąga się ku. nam ręka matczyna. K to ty jesteś, Kościele Katolicki? C z y T y masz spełnić nasze pragnienia i oczekiwania? M y tęsknimy za wiecznością, a kroczy ku nam koscioł. Prawda, ten Koscioł był już od wieków, był jak gdyby uosobieniem wędrujące; wieczności. Przychodzi do nas z dalekich krajów, w yłania się; z wędrówki ludów, z wielu wojen, rewolucyj, katastrof, z do­lin przeszłości, jest wszędzie i zawsze jeden i ten sam, mimo- przewrotów świata, jakby wieczne sklepienie niebieskie nad ludzkością. Czyżto nie jest uzmysłowienie wiecznego Boga, którego szukamy!

Co to jest ten Kościół? K ryje w swem łonie pierwiastki wieczne, niezmienne i nie ulegające zmianie w czasie i prze­strzeni; przynosi nam przekonania, pewniki, zasady, żądania, obietnice, których nie zdołały skruszyć zachcianki i żądze wieków, dla których tysiąclecie jest jednym dniem. C o to za duch, który potrafił objąć wieki, patrzy na nie zawsze jednem i tem samem wejrzeniem? Gw iazdy na niebie są symbolem wieczności, ale tylko dla naszych oczu; wobec nauki są one jedynie tworem energji świata. Dom rodzinny, ojczyzna, są uzmysłowieniem czasowego szczęścia, ale tylko dla zaspoko­jenia potrzeby naszego serca, — wobec losów i przeznaczeń człowieka, stają się dalekiem, smutnem echem i wspomnieniem.

Katolicki Kościół jest dla nas zjawiskiem nieprzemijają- cem, gdyż nietylko od wieków stoi trwale przed ludzkością, lecz także dopasowuje się do nauki i wiedzy i opierając się

162

Page 164: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

na podstawach duchowych, stał się gwiazdą przewodnią ży­cia moralnego i umysłowego.

Tam , gdzie w głębi świątyni goreje wieczny płomień, tam jest wieczność, przemawiająca słowami: „Zanim był Abraham, ja już byłem. Jam pierwszy i ostatni“ !

Szukaliśmy zbawczego piękna, chcieliśmy je wygrzebać z brudu i zamętu naszego doczesnego bytowania. I oto zbliża się do nas Kościół, piękny, a nawet piękniejszy, niż wszystko to, co oczy nasze widziały. C zyż nie góruje pięknem nad przy­rodą? C zy nie jest piękniejszy od postaci ludzkiej? W szak to jest piękno duszy, piękno dzieła ducha, piękno myśli, woli, w iary, nadziei i miłości. W szak to piękno zdobi człowieka, przystraja żebraka, który jest niem opromieniony, a nawet do­daje blasku śmierci. Ja k przepiękne jest religijne natchnienie, jak przecudne są głębokie przeżycia ducha, poryw y lotnego zapału, a także jak rzewną jest pokuta, jak cudowną jest pieśń Alleluja! A piękno to lśni się blaskiem i zdrowiem, gdyż nie jest to piękno niedościgłych snów, marzeń i upojenia, lecz pię­kno na jawie, piękno praw dy i rzeczywistości. Jest to piękno ogromu, linji i miary, piękno monumentalnych katedr i ba­zylik, ale także piękno światła, miłości i ciszy.

Kościół jest jakby wielkim grodem na wysokiej górze, nie jest to jednak zamarła architektura, zbutwiała i pokryta py­łem wieków, jest to żyjące drzewo, które się wciąż odnawia i odradza, które rośnie swojem własnem prawem, mimo oka­lającego je bezprawia, prawem nie skostniałych paragrafów, lecz siłą nieokiełznanego ducha praw dy i w iary. Jest to pię­kno wiecznej młodości, matczynej miłości, piękno serca, piękno bohaterów i myślicieli, piękno kościoła wojującego i piękno słodkich pieśni.

N a każde piękno ziemskie rzucają się wrogowie, każde pię­kno ziemskie ma w sobie swoją brzydotę, ciemność i zgnili­znę. I Kościół katolicki ma swoich przeciwników, wychodzi jednak zawsze zwycięsko, jest niezniszczalny, jest wiecznie

1 1 * 163

Page 165: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

młody, wszechobecny jak życie, wszędzie przebłyskuje zeń pię­kno jego obrzędów, języka, blask jego świętych a nawet pię­kno jego cierpienia i łez.

O przedziwny Kościele, kim T y jestes, czy jestes dziełem sztuki! Lecz jakżeby Cię ludzie zbudowali; czy jesteś fenome­nem natury? Nie, gdyż jakżeby potrafił ktos tchnąc w Ciebie myśl i duszę; czyż jesteś zjawiskiem Boga, tak pięknego jak gwiazdy i miłość, tak cudnego jak ogień i pokój, Boga, który zaspakaja nasze pragnienia i zwycięża dręczącą nas nieprawość?

Żądaliśmy świętości, dobroci i czystości, a oto kroczy ku nam Kościół Katolicki i widzim y z podziwem, że on nam to dać może. On bowiem umiał uszlachetnić ludzi, on stworzy! dzieła, które zrazu były maluczkie, a doszły do gigantycz­nych rozmiarów, on z ludzi robił świętych, męczenników, któ­rzy potrafili wierzyć i poświęcać się, którzy zdołali opano­wać siebie, a służyć innym. O twórczy Kościele! Usłysz wo­łanie naszej tęsknoty! Daj nam czystość serca i prawość du­cha! Zrób z nas ludzi dobrych, szczerych, dojrzałych i ofiar­nych, podobnych Bogu, ludzi, z których światło Boże promie­niuje. W tedy świat cały łkać będzie, wzdychać i błagać, by wszyscy byli katolikami.

C zy Kościół współczesny słyszy nasze wołanie? Wszak idzie do nas z Sakramentem w ręku i Bogiem-Człowiekiem dusze nasze hojnie karmi. Po brzegi wypełnić chce nas Eucha- rystją! Kościół słyszy nasze wołanie!

Katolicki Kościele, T y cudo świata, kim jesteś? C zyż nie jesteś ciałem Boga? Prąd siły, który przenika T w ych pasterzy i wiernych, Tw ych kapłanów i zakonników, Tw oje dogmaty i liturgię, czyż to nie jest bezcenna krew Chrystusa? Dusza, która się mieści w Twem pięknem ciele, czy to nie jest sam Duch Boży? W naszej świadomości tkwi tylko ludzka strona kościoła, ziemska, słaba; papieże, księża, klasztory, nabożeń­stwa, dzieła miłosierdzia, — wszystko to powstaje jakby z ma- terjału ziemskiego i można sobie postawić pytanie, gdzie jest

164

Page 166: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

ta Boska Dusza? Ale tak samo moglibyśmy zapytać, gdzie w każdym człowieku kryje się dusza? Moglibyśmy człowieka rozłożyć na wszystkie części składowe, a nie znaleźlibyśmy duszy. G dy jednak bliskiej nam osobie powiemy, że ją ko­chamy, że jej wierzymy, w oczach jej widzimy przebłysk du­szy, widzimy, jak dusza ta wyziera z jej ust i czujemy ją w uścisku jej rąk. C zyż nie jest tak samo, gdy myślimy o K o­ściele? Kościół jest ucieleśnionem słowem Bożem, jest ciałem Chrystusa i językiem ognistym Ducha Świętego!

Słuchacze! C zy możemy tak mówić, my dzieci wieku? N ie wszyscy tak wołają, wątpiących i głuchych jest wiele, jest wiele niewiary i goryczy w duszach! Jeżeli jednak dzisiejsza ludzkość ma żyć jeszcze jakąś nadzieją, zwrócić musi swe oczy ku górze, na której odwieczny Kościół Katolicki stoi. Jed y­nie tylko Kościół nikogo nie rozczarował, a Kościół ten istnieje od wieków. Muii być w nim ogrom prawdy, w przeciwnym bowiem razie, jużbyśmy go dawno skrytykowali i zdjęli z niego maskę, w którą się przyoblekł. W szak my, ludzie tego wieku, jesteśmy bezlitośni krytycy, mamy dużo doświadczeń i przeżyliśmy wiele zawodów i rozczarowań, które nas po­zbawiły w iary i zaufania.

A jednak na ten Kościół spoglądają wszyscy z szacunkiem, szczególnie ci, którzy potrzebują pokrzepienia, szczególnie w rażliw i; ale i ludzie świadomi celu i odpowiedzialności, lu­dzie głoszący nowe prawdy, trybuni ludu i ludzie przyszłości zbliżają się i lgną coraz bardziej do miłości i w iary.

Ju ż mają na swych ustach pytanie: Katolicki Kościele, kim jesteś, T y odwieczny, święty, potężny, cudowny Kościele! Kim jesteś? C zy to T y jesteś Tym , któryś zstąpił, aby nas zba­wić? Poza Tobą nie wyczekujemy innego proroka i zbawiciela! Dzisiejsza ludzkość stoi na rozstajnej drodze. Ten Kościół, albo żaden, gdyż tylko ten Kościół jest namiotem, który Bóg rozbił wśród ludzi. A Bóg będzie wśród was mieszkać, bę­dziecie ludem Bożym, a Bóg będzie z nami!

165

Page 167: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

PRZEMÓWIENIA SĄDOWE.(Mowa p. Rajmunda Poincare w sprawie sądowej Aleksandra Mille- rand’a przeciw Skarbowi Państwa o odszkodowanie z powodu bezpraw­nego pozbawienia go stanowiska Prezydenta Rzeczypospolitej, w ygło­

szona przed I Izbą Trybunału w dn. 16 listopada 19 2 5 ) .1

Stając przed Trybunałem, jako pełnomocnik Aleksandra Millerand, spełniam obowiązek podwójnie koleżeński. N a sa­mym wstępie wspomnieć muszę o wspólności naszych losów i trzech etapach naszego życia, na których spotkaliśmy się ra­zem. Pierwszym etapem była Izba Sądowa, drugim pałac Bur- bonów, wreszcie pałac Elizejski.

Rozumieją Panowie, że trudno mi jest stłumić wzruszenie, które mną owładnęło. Proszę mi to wzruszenie wybaczyć.

Jak iż to rodzaj sprawy będzie przedmiotem rozważań Pa­nów?

P. Aleksander Millerand został wybrany na Prezydenta Rzeczypospolitej. M iędzy nim a Państwem zawiązała się od owej chwili umowa najmu usług, mocą której Państwo powie­rzyło mu prowadzenie swych spraw, jako urzędnikowi, powo­łanemu na to stanowisko drogą powszechnego głosowania.

Taką umowę przewiduje konstytucja. Państwo wypełniało ją dotąd poprawnie wobec poprzedników mego mandanta; w umowie tej oznaczono siedmioletni okres urzędowania.

I oto nagle i niespodziewanie wśród okoliczności, co do których się jeszcze wypowiem, zerwało państwo tę umowę przed upływem czterech lat urzędowania.

Umowę zerwało Państwo samowolnie na szkodę mego klienta.Wobec bezprawnego odwołania z urzędu dłużne jest Pań­

1 Raymond Hcsse & Lionel Nastorg: Leur manière.

166

Page 168: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

stw o Francuskie klientowi memu odszkodowanie. Następcy mego mandanta będą już na tyle rozsądni, że jeszcze przed objęciem urzędowania zażądają ustalenia wysokości świadczeń należnych na wypadek jednostronnego zerwania umowy.

Zarzuci mi z pewnością mój Szanowny przeciwnik, za­stępca Skarbu Państwa, p. Paweł Boncour, że w myśl ustawy z r. 1889, normującej wzajemne stosunki pracodawców i pra­cobiorców, powinienem był wnieść skargę przed Trybunał Biegłych. Zarzut ten jest słuszny i zdawałem sobie z tego sprawę. Gdybym był w ybrał tę drogę, wyłoniłaby się kwestja właściwości, kwestja wyboru sekcji, powołanej do rozpatrze­nia tego sporu. Byłbym musiał się zdecydować, czy ma to być sekcja metalowa, budowlana, czy handlowa.

Jest to pytanie niezmiernie drażliwe!Byłem mocno przekonany, że wysokie dostojeństwo stron

interesowanych, ich powaga i autorytet, nietylko pozwala, ale nakazuje trudność tę usunąć z drogi. Odrzucając myśl opar­cia powództwa na niedotrzymaniu umowy, wybrałem instan­cję, opartą na artykule 1382 Kodeksu cywilnego i tern samem dostępuję zaszczytu wystąpienia przed pierwszą Izbą W yso­kiego Trybunału.

Państwo naraziło mego klienta na szkody i straty, niechże Państwo te szkody i straty wynagrodzi.

Oto jest kwestja sporna, poddana rozwadze Panów!Jakież to sprawy powierza nasza Rzeczpospolita swemu

Prezydentowi? Znacie je Panowie tak dobrze, jak ja. Naczel­nik Państwa ma podpisywać dokumenty, z których treścią nie ma czasu się zapoznać, on zwołuje przy zielonym stole od­powiedzialnych ministrów, on występuje z inicjatywą, g^ły gabinet ministrów zostaje obalony, on powierza tworzenie rządu politykowi wskazanemu już z góry przez parlament, lub powszechne głosowanie i on stosuje prawo łaski, gdy w stworzonej ku temu komisji zapadły już poprzednio decy­dujące postanowienia.

167

Page 169: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Ja k widać prawo inicjatywy jest bardzo problematyczne. Sądzę, że nie zawiodło mnie wspomnienie moich osobistych przeżyć, i wyliczyłem, nie opuściwszy niczego, dokładnie i w y­czerpująco wszystkie pozytywne akty w ładzy Prezydenta Rzeczypospolitej, które spełnia on w myśl obowiązujących ustaw.

Prawo jednak nakłada na Prezydenta także — jeśli się tak wolno wyrazić, — pewne obowiązki bierności, które mo­żna również jasno sformułować. Obowiązki te dają się ująć w formułkę: „Milczeć i nie działać, gdyż tego żąda od N a ­czelnika Państwa ojczyzna i Rzeczpospolita“ .

Wobec tego wyłania się pytanie, w czem p. Millerand swoje obowiązki naruszył? C zyż zarzuci Szanowny Kolega, że za­niedbywał kłaść podpisy na dokumentach, poddanych jego wysokiej aprobacie? Mam w swem posiadaniu chronologiczny spis dekretów i innych dokumentów, na których figuruje w y ­raźnie podpis p. Millerand’a. C zyż zaświadczy ktokolwiek, że p. Millerand w toku obrad ministrów odebrał jednemu z nich głos, a uczynił to skutkiem swej ignorancji lub nieznajomości rzeczy? N ie przypuszczam, by tak być mogło! Ułaskawieni przestępcy uznawali niejednokrotnie wielkoduszność p. M il- lerand’a, a ci, którym nie było danem skorzystać z jego łaski,— ci milczeli i milczą.

Mój przeciwnik uśmiecha się, rozumiem niecierpliwość^ z jaką czyha na moje wyjaśnienie, dotyczące tych obowiąz­ków bierności, które ciążą na osobie Prezydenta Rzeczpospo­litej. Szanowny Kolego, niech się Pan nie obawia, nie chcę pokrywać milczeniem zobowiązań obrończych, które w zią­łem na swoje barki!

Szanowny Kolega będzie miał słuszność, cytując pewną mowę p. Millerand’a, której echo rozległo się szeroko i w y ­szło poza mury miasteczka Evreux. Ach, ta przemowa w E v- reux! Szanowny Kolego, zechciej Pan zrozumieć, że p. M ille­rand mówił, aby coś powiedzieć. Człowiek, któremu Pan ca-

168

Page 170: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

lemi latami wypominał pewną inną głośną mowę, człowiek ten mógł wykrzyknąć słowami Edmunda de Goncourt: „C zyż mam być skazany na to, bym przez całe moje życie pozostał tym, który wygłosił mowę w Bataclan!“

T o było powodem, że p. Millerand wygłosił swoją mowę w Evreux!

Zaznaczyłem przed chwilą, że Naczelnik Państwa przy tworzeniu gabinetu powinien zwracać się do przywódcy naj­liczniejszej partji, do tego, którego wskazuje powszechne gło­sowanie. C zyż p. Millerand tego obowiązku nie spełniał? Ju ż nazajutrz po wyborach — a nie zaprzeczy temu ani mój prze­ciwnik, ani sama historja, — zwrócił się p. Millerand do przy­wódcy związków lewicowych, — do człowieka, który z tak rządkiem i nieoczekiwanem szczęściem stał się wyrazicielem większości.

Rozumiem to dobrze, iż wprawia Pana w zakłopotanie, że ten dobry urzędnik, którego praw tutaj bronię, swoich obo­wiązków w niczem nie naruszył! Widzę, iż jest Pan w kłopocie z powodu ubóstwa swoich argumentów i to zmusi Pana do posługiwania się zbyt lekkomyślnym, jak na prawnika, ar­gumentem, że ze zmianą warunków i upływem czasu umowy gasną!

Panowie Sędziowie, pozwólcie mi, że w imieniu prawa pod­niosę głos przeciw temu zapatrywaniu, gdybyście je bowiem podzielili, wieczna sprawiedliwość stanęłaby pod kuratelą zmiennej polityki!

C zyż bowiem wraz ze zmianą kierownictwa teatru tracą moc i wagę zawarte przez poprzednią Dyrekcję umowy z ar­tystami? Może tak jest w państwie, gdzie dobrowolnie podpi­sane traktaty w chwili ich wykonania stają się strzępami pa­pieru, ale nie może tak być w świetlanej Francji, gdzie uczci­wość i honor nie tracą nigdy na znaczeniu i mocy. Jakże Pa­nowie usprawiedliwią to strącenie z urzędu, nie mające żad­nych powodów ani uzasadnienia?

Page 171: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Wszak nie można twierdzić, by p. Miller and ustąpił do­browolnie i zrzekając się swego urzędu, zrezygnował bez ja­kiegokolwiek przymusu z praw, które mu przysługują prze­ciw Państwu.

Panowie Sędziowie, odwołuję się do Waszego zdrowego rozumu, rozstrzygnijcie, czy może być słusznem twierdzenie, że lokator opuszcza dobrowolnie swoje mieszkanie, gdy w ła­ściciel domu, chcąc go przymusić do ustąpienia, w ybija dziury w dachu, murach i demoluje okna. T ak podczas inwazji czy­nili wrogowie w okupowanych terenach!

Mój Szanowny Przeciwniku, stwierdzam wobec Pana sta­nowczo, że Państwo zmusiło mego klienta do złożenia Urzędu i opuszczenia nieruchomości w dzielnicy St. Honore, że Pań­stwo uniemożliwiło mu dalsze wykonywanie jego obowiązków i samo zerwało umowę, którą można było rozwiązać tylko za zgodą obu stron!

Szkoda jest znaczna, moralna i materjalna. Cincinnatus był rolnikiem i Rzymianie, składając w jego ręce ciężar spraw publicznych, znaleźli go przy wozie i pługu; gdy złożył urząd, powrócił do swej wsi i zastał swój pług w tern miejscu, gdzie zaczął orać; oczekiwała go też chata i dach nad głową. Szczę­śliwi są rolnicy! Biedny p. Millerand nie znajdzie w swym prywatnym domu dawnego warsztatu pracy!

Pomińmy jednak to porównanie, a mówmy o kawałku chleba. P. Miller and dowierzał swemu Wysokiemu Kontra­hentowi, rozdzielił — może lekkomyślnie — całą swoją klien­telę pomiędzy swoich sekretarzy, zmuszony był w myśl za­wartej umowy oddać swój mandat w obce ręce, pozostała mu tylko adwokatura, nie był bowiem wykreślony z listy.

Lecz i w tej dziedzinie będzie miał duże trudności do zwalczenia; po tylu latach pracy znów w sali sądowej staje się nowicjuszem i będzie zmuszony prowadzić drobne sprawy lub przy większych spełniać tylko rolę drugorzędną.

Z uporem i wytrwałością, godną syna Lotaryngji, tej pro­

170

I

Page 172: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

wincji, którą udało mi się szczęśliwie włączyć do naszego Państwa, rozpocznie ciężką i gorączkową walkę o byt mate- rjałny.

T o jednak nie wszystko! Kronikarze twierdzą, że w cza­sach, gdy żył Cincinnatus, każdy miał własny dom. P. Mille- rand, zanim zjechał do pałacu Elizejskiego, miał tylko skromne mieszkanie. Lecz i to mieszkanie wówczas odstąpił przyjacio­łom, odprawił służbę, dowierzał bowiem zawartej z Państwem umowie i liczył się z siedmioletnim okresem urzędowania. Dziś niema urzędowania, ani mieszkania, ani służby. Dziś on, były Prezydent Rzeczypospolitej, pozbawiony dachu nad głową, biegać będzie wraz z żoną do administratorów domów i do biur stręczeń służby. A wszystko to jest wynikiem tego, że Państwo nie dotrzymało słowa i złamało umowę.

C zy mam określać cyfrę szkód i strat? Jest to chyba zby­teczne; Państwo odpowiada za całą sumę dłużną panu Mille- rand w tym razie, gdyby swój urząd zatrzymał aż do chwili upływ u umownego terminu.

Dodać do tego należy szkodę moralną! Ach jak niezmierne cierpienia w ypadki te zadały memu klientowi! C zyż nie po­grzebano brutalnie ambicji, marzeń i nadziei polityka, marzeń o nieśmiertelności, świadomych lub nieświadomych, potrzeby nieokreślonej, ale nieprzezwyciężonej, by przeżyć siebie sa­mego, instynktu tajemniczego, który popycha nas do zdoby­wania przyszłości; wszystkie te dążenia są górnem i szlachet- nem wznoszeniem się jednostki ku szczytom.

Sąd przychylając się do tych wywodów, przyznał p. Millerand odszkodowania w wysokości dwuletniej płacy Prezydenta Rzeczy­pospolitej, wychodząc z tego założenia, że suma ta starczy do czasu stworzenia sobie innych źródeł zarobkowania.

1 7 1

Page 173: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

MOWA P. PAWŁA BONCOUR. 1

Znakomity autor włoski Pirandello, przybywszy do Paryża dla zobaczenia swych sztuk, wystawianych w paryskich teatrach, zo­stał na żądanie jednego z członków swej rodziny internowany w zakładzie dla umysłowo chorych w Clarenton. P. P. Boncour wystąpił jako jego obrońca przed 15-tą Izbą Sądu i domagał się jego zwolnienia.

Panowie!Ustawa z r. 1838, ta nowoczesna Bastylja, wciąż jeszcze

nami rządzi! Mówi się ciągle o zgubnych skutkach tego prawa, a jednak nie ulega ono zmianie. W ystarcza jedno jedyne świa­dectwo, wystawione przez jednego tylko lekarza, który raz tylko odwiedzi domniemanego chorego, a za najrozsądniej­szym człowiekiem na długo zamkną się wrota domu obłąka­nych.

Już dwadzieścia pięć lat protestuje opinja publiczna, a je­dnak wypadki niesprawiedliwego zamykania w domach zdro­wia wciąż się mnożą. T a przeklęta ustawa, będąca wstydem naszego kodeksu, porywa coraz to nowe ofiary zamachów na wolność osobistą. Senat, bardziej postępowy w tym względzie od Izby Posłów, w r. 1887 uchwalił projekt, zawierający re­formę tego prawa. Projekt ten jednak odesłano do Izby, gdzie drzemie dotąd pod stosami papierów.

Dzisiaj przedstawiam Panom ostatnią ofiarę tej ustawy, głośnego autora dramatycznego, Ludwika Pirandello! C zy trzeba go wogóle przedstawiać? Zaledwie dni kilka bawił w Paryżu, gdy nagle jeden z jego krewnych, który miał z nim jakieś interesy i porachunki, pod pozorem chęci porozumienia

1 Raymond Hesse & Lionel Nastorg: Leur manière.

Page 174: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

się, zaprosił go na obiad. I rzeczywiście doszło do porozumie­nia, ale jakiego? W obiedzie tym wziął udział psychjatra, do­któr Rubinowitsch, który znalazł wolną chwilę, by zbadać mego klienta i w przerwie między jednem a drugiem daniem zdołał zredagować świadectwo, które mam zaszczyt Panom odczytać.

„ Ja , niżej podpisany, doktór medycyny fakultetu paryskiego, oznajmiam, że badałem p. Ludwika Pirandello. N a pierwszy rzut oka może się wydawać, że człowiek ten jest zdrowy na umyśle, w rzeczywistości jednak jest on obłąkany, albowiem nawet we­dług własnych teoryj pana Pirandello, zgodnych zresztą z zasa­dami psychjatrji, istnieją typy obłąkanych, którzy się takimi nie w ydają, podobnie jak naodwrót istnieją indywidua, które robią wrażenie chorych na umyśle, jakkolwiek wypadek ten wcale u nich nie zachodzi. Wszystko zależy od tego, pod jakim kątem widze­nia obserwuje się takie jednostki. Otóż p. Pirandello musi byc uważany za warjata, gdy się go obserwuje ze stanowiska lekarza- psychjatry, lub też ze stanowiska widza, który słyszał jego sztuki teatralne, np. sztukę pod tytułem „Sześć postaci w poszukiwaniu autora“ .

„Skonstatujmy przedewszystkiem, że sam p. Pirandello stwier­dza, iż jest Ludwikiem Pirandello, autorem rozgłośnych sztuk i że jest on tym, który ożywił współczesny teatr. Twierdzenie to jest pozornie słuszne, jakkolwiek można dopatrywać się w jego oświad­czeniach manji wielkości, charakteryzującej dobitnie początki psy­chozy. Czyż p. Pirandello jest rzeczywiście panem Pirandello, czy też to się mu tylko wydaje? Zrazu sądziłem, że on musi być P i­randello, możliwe jednak, iż chodzi o warjata, którego zboczenie polega właśnie na tern, iż uważa się za pana Pirandello. Istnieje bowiem prawdopodobieństwo, że ten, któremu się zdaje, iż jest panem Pirandello, nie jest nim, a panem Pirandello jest w rze­czywistości człowiek inny, który nie sądzi, iż nim jest“ .

Konkluzje biegłego są następujące:

„P . Pirandello jest niebezpiecznym warjatem. Jest on dotknięty chorobą, udzielającą się innym, którą cechują stany trwożliwości i zwątpienie we własną osobowość. Pewna liczba jego słuchaczy wypowiada co do identyczności swej własnej osoby zdania, które

Page 175: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

świadczą, jaki zamęt ten warjat do ich duszy wprowadził. Dwóch z jego słuchaczy, polityk i bankier, twierdziło w sposób zupełnie poważny: pierwszy, iż jest człowiekiem „przekonanym“ , drugi, iż. jest człowiekiem „bezstronnym“ .

„W konsekwencji tych wywodów należałoby chorego umie­ścić w specjalnym domu zdrowia i trzymać go tam w zamknięciu.

Podpisał Doktór Rubinowitsch“ (— ).

C zy Pirandello jest warjatem?P. Pirandello nie przestaje protestować przeciw zarządze­

niu, które go dotknęło. W prawdzie Juljusz Lemaitre w yraził zdanie, że jedyna różnica między ludźmi nienormalnymi, a tymi, co się zwą normalnymi, polega na tem, że pierwsi są zamknięci w domach zwanych zakładami, a inni są na wolno­ści, to jednak podejmuję się obrony p. Pirandello i będę twier­dził, że doktór Rubinowitsch zredagował swoje świadectwo lekkomyślnie, a klient mój stał się ofiarą samowoli.

Mój przeciwnik wystąpi z zarzutem, że we wszystkich tworach umysłowości mego klienta przejawia się podniecenie i gorączkowość, że cechy te szczególnie są widoczne z jego sztuk teatralnych, których bohaterami są obłąkani, a on interesuje się specjalnie powieleniem osobowości. W jednej z tych sztuk warjat uważa się za H enryka IV , w innej zięć oskarża te- ściowę o warjactwo, a teściowa przypisuje pomieszanie zmy­słów zięciowi. W każdym z tych wypadków tkwi pewna pra­wda, zresztą czyż to poraź pierwszy teściowa i zięć patrzą na siebie jak na warjatów? Dam Panom przykład, jak sprzeczne są wrażenia, jakie jedna i ta sama osoba może wywołać. Oto idę do kościoła, jeden z obecnych uważa mnie za człowieka nabożnego, pogrążonego w modlitwie, lecz pewna kobieta, która mnie widzi w kościele, a dzień przedtem zaspakajała za pieniądze moje zwyrodniałe zboczenia płciowe, uważa mnie za hipokrytę. I oto ten sam człowiek, obserwowany w jednym i tym samym czasie, czyni sprzeczne wrażenie, zależnie od zdolności optycznych i wyobrażeń, jakie o nim posiadają jego obserwatorzy. Owe sześć postaci w poszukiwaniu autora sta­

174

Page 176: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

nowią — jak się nam zarzuca — sześciu związanych ze sobą w arjatów. Jest to tylko przywidzenie. Wierzcie mi Panowie, że gdyby Pirandello byl rzeczywiście warjatem, bohaterami jego sztuk byliby wyłącznie ludzie o zdrowych zmysłach. W a- rjaci twierdzą zawsze, że nie są pomyleni, a tylko ludzie zdrowi rozumieją, co to jest pomieszanie zmysłów. Klient mój jest człowiekiem zdrowym na umyśle. Jeśli za wszelką cenę chcecie Panowie znaleźć wśród autorów ludzi obłąkanych, to szukajcie ich, — choć brzmi to paradoksalnie — między tymi, których bohaterami scenicznymi są ludzie zdrowi. Dobra matka rodziny, uczciwa młoda dziewica, cnotliwy młodzie­niec. T o byłoby rzeczywiście niepokojącem i budziłoby wąt­pliwości co do stanu umysłu autora.

Ustawa z roku 1838 jest prawem wydanem dla zabezpie­czenia porządku publicznego. Ona upoważnia do zamykania wszystkich, mężczyzn i kobiet, cudzoziemców i swoich. T a ustawa jest prawem o charakterze publicznym, a jednak służy interesom prywatnym.

Ach! Panowie, jak przedziwnie podatnem narzędziem dla zaspokojenia budzących się żądz i nienasyconego uczucia zem­sty jest ta ustawa!

Iluż polityków jęczało w więzieniach republikańskich, choć byli tak pomieszani na umyśle, jak my tu wszyscy. N ie cytuję nazwisk, są one dobrze znane. Mogę tylko zdradzie, że byli oni bezsilnemi ofiarami swych mściwych przeciwników.

Można się zwolnić z więzienia!Można skruszyć oskarżenie!Można być uniewinnionym!Ale nie uniknie się domu warjatów!Jedno zaświadczenie lekarskie wystarcza, by byc inter­

nowanym.Lekarz jest wszechmocny, ma prawo życia i śmierci. Jeśli

jest politykiem, zgnębi swych przeciwników, gdyż dyplom wyposaża go we wszechwładzę, która zaspakaja wszelkie jego

175

Page 177: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

zachcianki polityczne. Lekarz, stojący na czele Rządu nie po­trzebuje sądu, wystarcza, gdy zaświadczy, że wszyscy, którzy nie myślą tak jak on, to warjaci. Znajdzie się zawsze jakiś kre­wny, — w rodzinie jest wiele antagonizmu — a domy wa- rjatów będą zapełnione.

W ten sposób znalazł się klient mój w domu obłąkanych. Zrazu się zdziwił, potem zaczął się oburzać, pisał listy do Ambasady Włoskiej, do mnie, a wszystkie te listy wskazują, że człowiek ten jest zdrowym na umyśle.

Pisze on do mnie:

„Mecenasie! jestem w domu warjatów, nie zdaję już sobie sprawy, kim jestem i gdzie jestem. C zyż to ja, Pirandello, ja w celi więziennej? Naczelny lekarz przypisuje mi inną osobowość, ogląda mnie ze swego punktu widzenia. Chcąc mu wczoraj w ykazać moją przytomność, wygłosiłem piękniejsze ustępy z moich sztuk. N a to Dyrektor oświadczył mi, że zaczyna już rozumieć i kazał mnie wpakować pod prysznic. Ile razy próbuję go przekonać o moim genjuszu, słucha mnie z wielką uwagą, a potem poddaje mnie tejsamej poniżającej procedurze. Wczoraj wyraził się, że Francja musi być bardzo biedną, skoro wystawia moje sztuki. Wygłosiłem dwanaście scen z moich komedyj i dwanaście razy dostałem się pod prysznic. Grozi mi kaftanem bezpieczeństwa! Trwam jednak w przekonaniu, które podziela cała inteligencja, że skoro spo­łeczeństwo ma zainteresowanie tylko dla rzeczy skandalicznych i nienormalnych, trzeba odwrócić prąd i zmusić je do analizy własnej duszy“ .

Nieszczęśliwy kończy tak:

„Apeluję do szlachetności Pana. Proszę wydobyć mnie z tej matni i nie pozbawiać współczesnego teatru płodów mego ge­njuszu“ .

Panowie!Z wielkim trudem, ledwo się zdołałem porozumieć z moim

klientem. Jestem przeświadczony nietylko, iż nie braknie mu żadnej klepki, lecz że jest człowiekiem genjalnym, tak genjal- nym, iż, jak twierdzi mój przeciwnik — jest bliski szaleństwa.

176

Page 178: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Jeśli Panowie mają jakiekolwiek wątpliwości, zgodzę się na drugą ekspertyzę.

Mam ku temu poważne powody:C o jeden lekarz zdziałał, drugi może poprawić. Sprzecz­

ność ich opinji będzie jedyną gwarancją wolności człowieka i przeciwwagą samowoli lekarza.

N a podstawie przyrzeczenia, że nie będzie wystawiać swych sztuk w Paryżu, p. Pirandello został tego samego dnia zwolniony z domu zdro­w ia.

K u lt żyw ego słow a 12177

Page 179: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

MOWA ADWOKATA ZEW AES’A . 1

Spadkobiercy Anatola France wdrożyli przed X I V Izbą są­dową postępowanie sądowe przeciw przeciw p. Janow i Jakóbow i Brousson’owi, autorowi książki pod tytułem „Anatol France w ne­gliżu“ , z tego powodu, że p. Brousson, jako b. sekretarz zmarłego, pisarza, opublikował szczegóły z jego życia prywatnego i tem samem naruszył zawodową tajemnicę. N a rozprawie wypowiedział adwokat Zewaes następujące przemówienie:

Panowie!Jak o powód cywilny proszę o zasądzenie od p. J . J . Brous-

son’a z tytułu strat i szkód sumy równowartej korzyściom ma- materjalnym, jakie odniósł z bezprawnej sprzedaży książki pod tytułem „Anatol France w negliżu“ .

W ydając tę książkę, pan Brousson naruszył art. 378 K o­deksu karnego, zawierający sankcję karną dla przestępstw po­legających na naruszeniu tajemnic zawodowych.

Wobec tego, że redakcja tego artykułu prawa jest ogól­nikowa, jestem przygotowany na to, że mój Szanowny prze­ciwnik kol. Aubepin z właściwą mu subtelnością prawniczą stanie na stanowisku, iż przestępstwo to mogą popełnić tylko lekarze, adwokaci, chirurdzy, notarjusze i duchowni, a nie podpadają pod ten przepis pamiętniki pokojówek i sekretarzy prywatnych. Powie Pan, Szanowny Kolego, że niema czło­wieka na świecie, któremu by nie powierzano poufnych szcze­gółów i tajemnic, a karanie wszelkich rewelacyj z czasem do­prowadziłoby do zakazu świadczenia przy wymiarze spra- * wiedliwości.

Panowie Sędziowie, miejcie się na baczności! N ikt nie jest większym czcioielem prawa odemnie, muszę jednak skonsta-

1 Raymond Hesse & Lionel Nastorg: Leur manière.

178

Page 180: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

tować, że gdyby wszyscy sekretarze wielkich ludzi zdradzali metody ich pracy, nazwiska ich utrzymanek i wprowadzali nas w sferę poufną swych służbodawców, wieleż posągów wzno­szonych wielkim ludziom na publicznych placach spadłoby ze swego wysokiego piedestału! Sekretarz jest to człowiek, który sprawuje funkcje potrzebne, nawet nieodzowne, ale bardzo niebezpieczne. Ju ż sama nazwa „sekretarz“ wskazuje na to, że jest on posiadaczem tajemnic swego szefa. francuskiem słowie „secretaire“ mieści się nietylko tajemnica (secret), ale także i milczenie (se taire), — mieści się etymologicznie obo­wiązek milczenia.

Niech Panowie nie przypuszczają, że zdrada sekretów musi byc zawsze zdradą wielkich tajemnic. Znalem małżeństwo, gdzie żona poroniła, gdy fryzjer zdradził, że jej mąż nosi pe­rukę. Operatorowie nagniotków, masażyści, byw ają przecho­wawcami ważnych wiadomości i trzymają w swych rękach spokój i honor wielu rodzin.

P. J . J . Brousson wyzyskuje niedobre instynkty publicz­ności, odsłaniając przed nią to wszystko, co rzeczywiście w i­dział i to, co w czasie współżycia z Mistrzem Anatolem France udało mu się przeniknąć.

N ikt, a więc i Anatol France, nie jest dla swego sekretarza wielkim człowiekiem, a p. Brousson ogłasza jego powie­dzenia, dotyczące pewnych osób żyjących lub zmarłych, ta­kie powiedzenia, które niewątpliwie szkodzą ich czci i dobrej sławie.

„G dybym nie mógł utrzymać jakiejś tajemnicy — powiada Anatol France, — gdybym nie miał dość siły woli, żeby jej nie zdradzić, wypowiedziałbym ją w jakimś utworze lub ja­kiejś sztuce napisanej dla Komedji Francuskiej. Aktor albo aktorka paplałaby mój sekret każdego wieczoru wobec kilku tysięcy ludzi, którzy nie połapaliby się na tem, i oklaskiwaliby tylko artystów. Ja miałbym ulgę, żem się wygadał, a nie na­ruszyłbym obowiązku dyskrecji“ .

12* 179

Page 181: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Dlaczego p. Brousson nie stosował tego przepisu? Dlaczego nie napisał sztuki dla Komedji Francuskiej, jeśli tak bardzo pragnął w setkach tysięcy egzemplarzy ujawnić te tajemne w ia­domości, które w swej książce podaje?

Pomijam fakt, że enuncjacje te są niezbyt przyjemne dla osób, które cieszyły się z zaszczytu należenia do grona przy­jaciół wielkiego pisarza.

Mówił mi Pan, Kolego Aubepin, w toku rozprawy, że san­kcje karne mogłyby pozbawić potomność dokumentów pier­wszorzędnej wagi. Wspominał Pan cały szereg pamiętników, które dla kronikarzy danej epoki stanowiły źródło ważnych informacyj. Niech mnie teraz Kolega pozwoli przypomnieć słowa, które padały wtedy, gdy autorowie Kodeksu Karnego po wysłuchaniu drażliwych rewelacyj zmuszeni byli zredago­wać art. 378. Brzm iały one jak następuje: „T e zarządzenia są nowością w naszem prawie — byłoby pożądanem, by delikat­ność uczyniła je zbędnemi, ileż jednak jest takich, którzy nie potrafią utrzymać tajemnicy, posiadanej dzięki swemu stano­wisku, którzy poświęcają swój obowiązek dla igraszki, żartu lub dowcipu, którzy kpią sobie z najpoważniejszych kwestyj, których złośliwość czerpie materjał z nieprzystojnych źródeł, którzy opowiadają skandaliczne anegdoty, okryw ając wsty­dem poważnych ludzi i budząc rozpacz licznych rodzin“ .

Czy istnieje tajemnica zawodowa sekretarza?W tern mieści się całe zagadnienie. Sekretarz jest współ­

pracownikiem, powiernikiem, osobą z najbliższego otoczenia, posiadaczem najskrytszych myśli, czyż wolno mu ogłaszać żądnej skandali publiczności nazwiska kochanek, najtajniejsze epizody życia prywatnego, jako to: sposób, w jaki się jada, pie­szczoty, któremi się żonę obdarza, itp.? Panowie, miejcie się na baczności, w ystaw y księgarń pokryć się mogą jutro dzie­łami wyrzutków literackich, pracami sekretarzy wielkich lu­dzi i odczytamy na okładkach skandaliczne tytuły: „Ludw ik Barthou w koszuli“ , „Georges Lecomte w stroju kąpielowym “ ,

180

Page 182: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

„H enri Bordeaux w szlafroku“ , „René Bazin w kaftaniku flanelowym “ , lub też „Colette w spodniach“ !

Autorowie ci pójdą dalej, ich bezczelności nic nie po­wstrzyma. Zobaczycie pewnego dnia Maurycego Rostand’a w jedwabnych skarpetkach — lub Tristan Bernard’a pod pie­rzyną. Pytam się Panów, czyż w praworządnem społeczeń­stwie, wśród ludzi cywilizowanych porządek publiczny nie po­lega na przestrzeganiu obowiązku milczenia? C zyż chory nie powinien mieć zaufania do swego lekarza, klient do swego ad­wokata, piękna kobieta do swojej masażystki, której powierza tajemnice swego ciała, literat wreszcie do swego sekretarza, któremu ujawnia tajemnice swej duszy.

Dzięki Panu Brousson wróble na dachu śpiewają o dotąd nikomu nieznanej osobie i powtarzają nieznane nazwisko cza­rującej kobiety, która obdarzała swą miłością zmarłego Mi­strza. Wiemy, że u pp. M. źle się jada, dowiadujemy się, że lekarz doradzał księciu B. powstrzymanie się od stosunków małżeńskich z księżną B. i że książę B. odrzekł na to z po­gardą: „Panie! wolę stracić żonę, niż zgubić moją duszę“ ! „M am tylko jedną duszę, a kobiet jest tak wiele“ .

Panowie Sędziowie! Nadszedł czas byśmy potrafili ukryć się przed natarczywością otoczenia i uchronić nasze życie pry­watne, nasze słabostki, nasze słowa, nasze myśli.

Panowie wiedzą, jak trudno jest obecnie ze służbą. Niema już tych starych sług, którzy byli członkami rodziny, a dzi­siejsza służba zmienia swe miejsca po dwadzieścia razy na rok, dziś jest u nas — jutro u naszych wrogów. C ały świat dowia­duje się o tern, co się w domu dzieje. Najtajniejsze przeżycia, najskrytsze myśli rzucane są na pastwę publicznej złośliwości, skoro jakiś djabeł podnosi pokrywę dachu naszych domów i pokazuje ogółowi ich wnętrze. Proszę Was Panowie, oddziel­cie murem życie prywatne od świata i zaryglujcie drzwi pry­watnych domostw. Niech oko wroga nie ma tam dostępu!

181

Page 183: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

MOWA ADWOKATA DRA WIKTORA ROSENFELDA Z WIEDNIA. 1

(Podwójne samobójstwo).

Panowie Przysięgli!N ikt temu nie zaprzeczy, że zamordowana dziewczyna

była stworzeniem młodziutkiem, rozkwitającem i pełnem na­dziei, że to siedemnastoletnie dziewczątko było radością i dumą rodziców. A jednak w tak młodym wieku odeszła w za­światy, zgładzona przez tego, który ją najgoręcej kochał!

Któż zaprzeczy, że oskarżony sprawił rodzicom swojej ofiary najstraszniejszy ból, pozbawiając ich jedynego ukocha­nia, ich dumy, radości, nadziei, ich drogiego, ubóstwianego dziecka?

Mimo to wszystko proszę o uniewinnienie spraw y tej śmierci.

K to jest ten sprawca, kim on jest? Ojciec jego był małym urzędniczyną, który z trudem utrzym ywał swą rodzinę. Oskar­żony był z czworga rodzeństwa najstarszym i skończył zale­dwie lat io , gdy go odumarł ojciec. Pozostała matka z czwor­giem drobnych dzieci, i z maleńką pensją, miała ku pomocy tylko swoje dwie ręce i zdrowy rozsądek. Męczyła się dniem i nocą, aby dzieci wychować. Franciszek miał zaledwie lat 14. gdy go matka musiała oddać z domu. Rodzice nieszczęśliwie zamordowanej przyjęli go na naukę, uznali dobre strony jego charakteru i umysłu, przyhołubili go, zrobili najpierw buchal­terem, potem prokurentem, a gdy liczył 25 lat, był już za­stępcą swego szefa i cieszył się jego zaufaniem.

1 Dr. Max Neuda & Leo Schmelz: Berühmte Verteidigungsreden.

182

Page 184: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

W domu tym była mała, milutka dziewczynka, nosił on ją wielokrotnie na rękach, pieścił i całował. Rosła ona, rozwi­jała się i kwitła, aż wreszcie, gdy wyrosła na złotowłosą dziew­czynę, w ręce jego złożyła swoje serce, swoją miłość i swoje życie.

On wiedział i przeczuwał, czem co grozi, przewidywał, że zamożny kupiec nie odda swej posażnej jedynaczki ubogiemu urzędniczkowi za żonę, nie spał po nocach, dręczył się tą m y­ślą, ostrzegał dziewczynę, hamował swoją gorącą namiętność dla pięknej Anusi, błagał ją na kolanach, by się go wyrzekła i o nim zapomniała. K ry ł się ze swoją miłością przed nią i okłam ywał ją, że jej nie kocha.

Anna jednak nie wierzyła temu! Lekki uśmiech powątpie­wania pojawiał się na jej twarzy, nie dała się wprowadzić w błąd, wiedząc, jaik gorącą jest ich wzajemna miłość, i że ta miłość nie cofnie się przed żadną przeszkodą, choćby na jej drodze stanęła śmierć!

I poszło dziewczę do swego rodziciela i wyznało mu swą miłość; padła przed ojcem na kolana i prosiła o błogosławień­stwo. Ojciec jednak nie rozpostarł swych ramion, nie przyci­snął córki do serca, nie chciał uświadomić sobie, że o jej rękę prosi człowiek stateczny i uczciwy, a odmowa unieszczęśliwi dziecko. W ojcu obudził się parwenjusz, bo był on sam kiedyś człowiekiem małym i biednym i z drobnych początków doszedł do wielkości i bogactwa. Tkw iło w nim nie uczucie szlachet­nej dumy, lecz zarozumiałość i pycha dorobkiewicza

Bożyszczem jego był pieniądz, bogate zamążpójście uwa­żał za szczęście dla córki. Odepchnął dziewczynę, wyśmiał jej wybrańca i stanowczo odmówił swego zezwolenia.

D o matki zwróciło się dziecko, szukając zmiłowania i ra­tunku. Lecz i matką zawładnęła ta przeklęta pycha, co mąci umysł i mrozi serce. Jeszcze bezwzględniej, jeszcze surowiej potraktowała ona córkę. I tutaj nie znalazło dziecko ani odro­biny współczucia. G dyby ktoś utytułowany ubiegał się o rękę

183

Page 185: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

dziewczyny, gdyby ta matka mogła swego zięcia nazwać hra­bią, nie zawahałaby się oddać mu ręki córki bez względu na jego wartość moralną i zalety jego ducha.

Te zawody i rozczarowania nie zdław iły gorącej miłości i wielkiej namiętności, którą żyw iła ta szlachetna, subtelna i delikatna istota. Przeciwnie, miłość wybuchła z jeszcze większą siłą, namiętność rozgorzała jeszcze bardziej, a dziew­czyna uświadomiła sobie, że albo ten będzie jej oblubieńcem albo żaden, — że urzeczywistni pragnienia swej duszy, lub złoży ofiarę z życia.

Nastały chwile pełne udręczeń. Biedaczka nie mogła zna­leźć nawet przy boku ukochanego, tego, czego pragnęła; on bowiem w poczuciu obowiązku i pełny świadomości co do swo­ich długów wdzięczności wobec ojca Anny, chciał pozostać gentlemanem. Błagał ją, by go opuściła, probował ją oszuki­wać, twierdząc, że jej nie kocha.

Pewnego dnia odezwała się do niego: „Jeśli sądzisz, że obo­wiązkiem twoim jest poświęcić się dla mego ojca, jeśli uważasz, że musisz ojcu memu poświęcić twoje życie, to przecież po śmierci będziesz wolny“ . Temi słowy wprowadziła do jego du­szy zarodek tragedji. Do serc tych dwojga ludzi zakradło się coś nieokiełznanego, nieposkromionego, coś olbrzymiego i wszechpotężnego! Ich uczucie rzuciło na wszystko zasłonę, zaciemniło przyszłość, byt i rozum.

T a nieszczęsna i godna pożałowania para postanowiła rzu­cić się w objęcia śmierci. K to wystąpił z inicjatywą? C zyż można to wiedzieć? Jedno z nich rzuciło iskrę, która roznie­ciła pożar, powzięło postanowienie i wykonało je. W ypadki biegły za sobą z nieubłaganą koniecznością.

Z uśmiechem na ustach udali się do hotelu, weszli do po­koju, Franciszek wyciągnął nabity rewolwer, przyłożył zimną stal do skroni swej ukochanej, padł wystrzał i zakończył młode życie dziewicy.

Drugi wystrzał Franciszka, skierowany ku własnemu sercu

184

Page 186: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

zawiódł, trzeci zranił go silnie i spowodował kalectwo, przy czwartej próbie pozbawienia się życia weszła służba hotelowa, a Franciszek został „uratowany“ . Ja k i cynizm kryje się w tem słowie!

Oskarżony stoi przed Wami i odpowiada za najstraszniej­szą zbrodnię, za zbrodnię morderstwa.

C zy morderca zasługuje na litość? C zyż morderca nie za­służył na najstraszniejszą karę?! Oko za oko, ząb za ząb, ży­cie za życie; niech morderca odpokutuje za swoją winę!

Jakże inaczej przedstawia się tutaj obraz przestępstwa i w iny! C zyż zdobędziecie się na te słowa „oko za oko, ząb za ząb, życie za życie“ , czy też łzy popłyną z waszych oczu, a serce Wasze zabije silnie na widok tego nieszczęśliwego, dla którego niema kary, gdyż przestępstwo jego zrodziło się z mi­łości, a doznany zawód jest pokutą i zadośćuczynieniem. Mógłbym już spokojnie wyczekiwać waszego werdyktu. Po- wiedzielibyście z pewnością „N ie winien“ .

Byłby to jednak w yrok łaski i zmiłowania, a ja nie miał­bym tego zadowolenia i poczucia, że sprawiedliwości stało się zadość.

Zbadajm y przedewszystkiem, jak uzasadnia Prokuratura swoje oskarżenie pod względem prawnym i ustawowym. U za­sadnienie jest bardzo proste, pozornie zgodne z prawem i po­zornie logiczne. Prokuratura poprzestaje na powołaniu się na art. 134 naszej ustawy karnej, który jako mordercę kw alifi­kuje tego, kto w zamiarze zabicia przeciwko człowiekowi tak działa, iż z tego wynika śmierć. Przedewszystkiem niech mi będzie wolno rozważyć wraz z Panami, czy możliwem jest, by ustawa karała jako morderstwo ten dany czyn, — czyn po­pełniony przez oskarżonego? G dy o takim wypadku w gaze­tach przeczytacie, nie wykrzykniecie z pewnośoią, że znów do­konano morderstwa, lecz nazwiecie czyn taki obopólnem sa­mobójstwem. T a nazwa stanowi ogólnie przyjęte, słuszne i tra­

185

Page 187: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

fne określenie nieszczęsnego czynu, w którym oskarżony ucze­stniczył.

Według naszej ustawy karnej jest. samobójstwo, wzgl. usi­łowanie samobójstwa niekaralne. Wedle naszych ustaw każ­demu wolno rozporządzać dowolnie swojem ciałem, każdemu wolno się zabić i okaleczyć. W yjątki znają tylko ustawy w oj­skowe. Jeżeli zaś samobójstwo nie stanowi czynu przestępnego, nie może być karana pomoc w samobójstwie.

Przypominam sobie niezwykły fakt, który niedawno za­szedł w Hamburgu. Oskarżono jednego z tamtejszych adwo­katów o przestępstwo przeciw obyczajności. G dy odwiedził go w celi jego obrońca, prosił oskarżony o rewolwer, aby po­zbawić się życia i uniknąć wstydu i hańby skazania. Obrońca dał pistolet, a oskarżony zastrzelił się natychmiast.

Obrońca ten spełnił czyn, który jest przedmiotem niniejszej sprawy, on dopomógł do samobójstwa; czyż znalazł się jed­nak ktoś taki, ktoby go oskarżył o morderstwo? Nasze odczu­cie prawa, nasze poczucie sprawiedliwości i nasz krytycyzm wzbraniają wogóle dopatrywać się przestępstwa w tym czy­nie, a cóż dopiero uznać go za zbrodnię morderstwa.

Prokuratura powołuje się na art. 134 ustawy karnej, we­dle którego bez złego zamiaru niema morderstwa. Cóż to jest ten zły zamiar? Wedle art. 140 u. k. zabójstwem jest czyn, z powodu którego człowiek życie traci, czyn spełniony nie w zamiarze zabicia, lecz w innym wrogim zamiarze. W i­dzimy więc, że zamiar musi być nieprzyjazny, wrogi. Jeżeli chodzi o działanie pozbawione takiego zamiaru, to człowiek nie dopuszcza się morderstwa, chociażby działał w zamiarze zabicia. Rozważcie Szanowni Panowie, ilekrotnie lekarz w y­biera między życiem matki i dziecka. Wiele razy musi jedno życie zniszczyć, aby uratować drugie. Z pewnością nie może być w takich razach mowy o morderstwie, gdyż braknie w ro­giego zamiaru.

Co to jest ten zamiar nieprzyjazny? N ieprzyjaźń objawia

186

Page 188: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

się przedewszystkiem w działaniu przeciw woli osoby drugiej. G dy napadam na kogoś naprzekór jego woli, wtedy zaczyna się działanie wrogie, gdy zaś napadnięty sam tego pragnie, wtedy niema nieprzyjaźni. Ju ż to rozważanie rozstrzyga sporną kwestję, bo przecież nikt nie będzie twierdził, że oskar­żony postąpił wbrew żądaniu, lub też wbrew woli zamordowanej.

Prokurator wystąpi natychmiast z art. 4 i powie nam, że można dopuścić się przestępstwa nawet w stosunku do osoby, która się na to zgadza, lub nawet tego żąda. Łatw o jest zarzut ten odeprzeć. Artykuł ten nie dotyczy każdego prze­stępstwa, popełnionego na osobach, które same tego chcą. Ist­nieją takie kategorje przestępstw, których się można dopu­ścić nawet w stosunku do osób, żądających spełnienia prze­stępstwa. W ystarczy przytoczyć przestępstwa przeciw oby­czajności, przestępstwo pojedynku, przestępstwo dwużeń- stwa itp. Przestępstwa jednak przeciw prawu własności, prze­stępstwa przeciw bezpieczeństwu życia są do pomyślenia tylko wtedy, gdy sprawca działa wbrew woli poszkodowanych. W szak nikt nie przypuści, by można było oszukać kogoś, coś komuś ukraść lub sprzeniewierzyć, gdy ta druga osoba sama tego chce. W braku wrogiego zamiaru nie można się również dopuścić obrazy cielesnej osoby, która tego pragnie, i nie mo­żna spełnić morderstwa na osobie, która tego żąda.

Szanowni Panowie mogliby uważać przytoczoną przeze mnie argumentację za moje osobiste zapatrywanie. Zbadam więc tę argumentację z punktu widzenia prawa. W myśl art. 5 ustawy karnej, zbrodni dopuszcza się nietylko bezpośredni sprawca, lecz każdy inny, kto go do tego namawia lub skła­nia. Jest to zupełnie zrozumiałe, że uczestnik zbrodni jest przestępcą i bywa wedle naszych praw w pewnych okolicz­nościach nawet surowiej karany, niż sam sprawca. Jakżeż w danym wypadku? Kochanka wezwała swego mordercę do dokonania morderstwa. G dyby skończyło się tylko na usiło­waniu przestępstwa, gdyby więc oskarżony był dziś pocią­

187

Page 189: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

gnięty do odpowiedzialności jedynie za usiłowanie, to, o ile słusznem jest, że on rzeczywiście popełnił morderstwo, narze­czona jego musiałaby stanąć przed Wami jako współwinna w usiłowaniu morderstwa, dokonanego na swej własnej osobie. W idzą więc Panowie, że logika prokuratury jest tylko po­zorną i prowadzi do absurdu.

Podwójne samobójstwo jest samobójstwem, a nie jest mor­derstwem i samobójstwem. K to pragnie swej własnej śmierci, ponosi konsekwencje swego pragnienia. W ola ustawodawcy nie mogła chcieć tego unormować inaczej, i byłoby to zbyt surowem ujęciem sprawy, gdyby ustawy karały pomoc w sa­mobójstwie. Nasza ustawa przestępstwa takiego nie zna.

Nie można jednak pominąć i innych okoliczności sprawy. Ja k i cel miałoby ukaranie oskarżonego, czy cel poprawy i uszla­chetnienia sprawcy? Oskarżony jest szlachetnym człowie­kiem, jest gentlemanem w całem tego słowa znaczeniu, a orze­czenie lekarskie konstatuje nawet, że narzeczona jego odeszła z tego świata jako nieskalana dziewica. C zy kara ta ma od­straszać innych? Szanowni Panowie, osoba żyjąca nie da się przez to od takich czynów odstraszyć. Gdybyście w każdym pokoju hotelowym postawili szubienicę, a na niej czaszkę trupa, nie odstraszyłoby to żadnego zakochanego od samo­bójstwa i położenia kresu życiu, które nieszczęśliwa miłość czyni nieznośnem i niemożliwem.

W yrok dzisiejszy ma być nauką na przyszłość i powinien być jednogłośny, niech on stanowi ostrzeżenie dla rodziców. N ie wolno poniewierać i deptać miłości młodej istoty, nie wolno stawiać próżności ponad wszystko, i nie wolno się nai- grawać cynicznie, gdy zawiedzione w miłości dziecko w śmierci chce szukać zapomnienia. Obowiązkiem rodziców jest zbadać charakter i duszę wybranego. Jakkolw iek współczuję nie­szczęśliwym rodzicom, jakkolwiek opłakuję w raz z nimi ich nieszczęsne dziecko, muszę jednak powiedzieć szczerze, że przyczyną nieszczęścia są wyłącznie oni.

188

Page 190: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Cóż jednak ma się stać z nieszczęśliwym oskarżonym ka­leką? G dy go nawet uniewinnicie, obawiam się, że purpura jego młodej krw i zabarwi niebawem murawę mogiły, i dra­mat dzisiejszy porwie swą drugą ofiarę. Drżę na myśl o tem, co będzie i nie mam sił na zobrazowanie Wam przyszłości.

Kończę Panowie przysięgli, słowami: Ja swoje zrobiłem, zróbcie i W y to, co do Was należy.

189

Page 191: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

MOWA ADWOKATA EMILA DE SAINT-AUBAN.

(Wygłoszona przed Sądem Przysięgłych w Paryżu w sprawie karne) przeciw Wiktorowi Margueritte o przestępstwo przeciw obyczajności

publicznej).1

W ysoki Trybunale!Panowie Przysięgli!

Ju ż poraź trzeci mam zaszczyt stawać przed Panami w sprawach o przestępstwa przeciw obyczajności, broniłem bowiem p. Edwarda Drumond i Jana Grave. Dostępuję jednak najwyższego zaszczytu, gdy danem mi jest wystąpić dzisiaj w obronie p. W iktora Margueritte.

Oskarżoną jest właściwie książka, a przypomina to czasy, gdy prześladowano genjuszów, którym dzisiaj składamy hołdy. Wspomnijcie, Panowie, autora „Madame Bovary“ i autora „Fleurs du mal“ .

„L a Garçonne“ , jest to płód ducha, ale zarazem dzieło szczerości i otwartości, czyn odwagi cywilnej. Książka ta pod­dała się opinji krytyków i nie wątpi, że ocena Trybunału w y­padnie także na jej korzyść. Co do tego i ja nie żywię żad­nych wątpliwości.

Spełnijcie Wasz obowiązek, Panowie, stosując się do zda­nia Joubert’a:

„C zyny umysłu trzeba ogarniać rozumem, a nie oblewać żółcią i oceniać wedle chwilowych nastrojów“ .

W iara w W aszą objektywność dodaje mi nadziei i otu­chy!

1 Raymond Hesse & Lionel Nastorg: Leur manière.

190

Page 192: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Panie Prokuratorze, czyż czyn, którego się dopuścił mój klient, względnie moja klientka, stanowi wykroczenie przeciw dobrym obyczajom? Cóż jest — pytam Pana — miernikiem dobrych obyczajów? C zy jest waga, jak dla towarów, na któ­rej sprawiedliwość mogłaby odważać obyczajność danego po­stępku? Jest Pan wymownym obrońcą i strażnikiem praw spo­łeczeństwa, nazwiemy więc obyczajnością takie zachowanie się i takie postępowanie, które w tern społeczeństwie są normą codziennego życia. T e obyczaje opiewają pisarze i poeci, i ta­kie obrazy z życia nie mogą wy.woływać zgorszenia publicznego.

Bądźmy ludźmi dzisiejszych czasów!W iktor Margueritte opisał obyczaje twego społeczeństwa,

Panie Prokuratorze, opisał je żywo, barwnie i wziął je z natury.Wszystko jest prawdziwe, podobne, to są szkice z życia,

wierne odtworzenie natury, a nie jest winą p. Margueritte, że ta prawda Pana w oczy kole.

Cóżbyś Pan powiedział o starej kokotce, któraby gromiła swego fotografa za to tylko, że na fotografji wyszła nieko­rzystnie, że uwydatniła się jej brzydota i wszystkie jej zmar­szczki?

W szak to nie W iktor Margueritte, lecz jeszcze Henryk Heine wołał, że stary świat jest już oddawna potępiony i ska­zany na zagładę, że sprawiedliwości stało się zadość, gdyż stary świat zgładził niewinność, a stworzył pole do rozkwitu dla egoizmu i wzajemnego wyzysku.

Świat ten przeklinał Lamennais, a jednak nie pociągano go do odpowiedzialności, gdy mówił:

„Społeczeństwo dzisiejsze nie jest nawet społeczeństwem, jest to zbiorowisko istot, jttóre trudno nazwać po imieniu, jest to trzoda bydła ludzkiego, myśląca o nasyceniu swych żądz“ .

W szak to Flaubert, a nie W iktor Margueritte, który się w takie odzywa słowa:

„Tańczym y nie na wulkanie, lecz na desce ustępu, wydającego przeraźliwą woń“ .

191

Page 193: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Każde społeczeństwo ma swego malarza i to takiego, na jakiego zasługuje, a nie jest to winą malarza, lecz winą samego społeczeństwa, gdy portret, — zupełnie podobny i wierny, — jest ujemny.

Pan Prokurator dał nam przed chwilą sylwetkę „młodej dziewczyny“ , a uczynił to w sposób tak wzruszający, że w y- buchnęłyby płaczem nasze prababki. Według tego opisu ta młoda dziewczyna miała w swej postaci tyle niewinności, co dziewice odległych czasów. Od owych czasów jednak zaszły, Panie Prokuratorze, głębokie zmiany. Dziewiczość wyszła z mody u dziewic. Cnota pozostała, ale wstydliwość uleciała. Powstało sprzysiężenie przeciw dziewiczości. W ygnały ją mi­strzynie kroju, dzisiejsza suknia obnaża to, co niegdyś znała i widziała tylko poufałość mężowska. N ad morzem, po w y j­ściu z fal, rozciąga się kobieta na piasku, a spojrzenia space­rujących przenikają ją tak niedyskretnie, jak promienie słońca.

Ja k dalecy jesteśmy, Panie Prokuratorze, od wzruszają­cego antycznego portretu tej małej gąski, której matka zale­cała posłuszeństwo w przeddzień ślubu. Rytm dzisiejszego tańca uprzedza ślub.

Taniec dzisiejszy przeszedł w szał! Jakżeżby się na taki widok gorszył ten uczciwy pół-światek Aleksandra Dumas! W dzisiejszem zrozumieniu ten pół-światek był świątynią we- stalek. Dziś suknia na kobiecie ledwie się trzyma i jej prze­wiewne zwoje opadają jakby na komendę.

Panie Prokuratorze, wypowiedz się Pan! Cóż złego zrobił W iktor Margueritte. N a papierze, wyraźnemi słowy, które Pan odczyta bez szkieł powiększających, odmalował Pańskie własne dzisiejsze społeczeństwo, w jego własnej siedzibie, to

♦ jest w salonach, gdzie się gromadzi elita.W książce znajdzie Pan może sceny niecodzienne, sceny,

którym się Pan Prokurator dotąd nie przyglądał. P rzykła­dem może być choćby to, co zaszło w loży teatralnej, gdy Mo­

192

Page 194: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

nika i jej elegancki towarzysz, przyjm owali pozy zbyt po­ufałe, niewłaściwe...

Klientka Pana, Panie Prokuratorze, a jest nią społeczeń­stwo, należy do hipokrytek. G dyby bowiem to samo zaszło w loży bardziej ukrytej, loży parterowej, nie wystąpiłby Pan z pewnością ze skargą.

Cytuję inną scenę: kobieta zdradzona oddaje się pierw­szemu lepszemu, którego spotyka, którego nie zna. Robi to na złość, robi ze zemsty, z rozpaczy. C zyż krok ten może być w takich warunkach poczytywany za przestępstwo i może w yw oływ ać zgorszenie?

Jest tam także przedstawiona scena, której widownią był dom, o którym się głośno nie mówi, a autor starał się w dzi­siejszych ramach odtworzyć orgje starogreckich lub starorzym­skich czasów.

Odpowiem na to: Przeklętem niech będzie dzisiejsze spo­łeczeństwo, które takie domy, choć ranią one poczucie mo­ralności, uznaje i toleruje, a nawet każe nad niemi czuwać policji. Społeczeństwo kapitalistyczne godzi się na utrzymanie św iątyń miłości, jeżeli tylko stanowią one wydatne, choćby mętne, źródła podatków i dochodów.

Panie Prokuratorze, bądźmy ludźmi dzisiejszej daty, nie zam ykajm y w więzieniach tych, którzy umieją malować współczesne życie i którzy wyrosną niebawem na historyków jutra. Książka, której bronię, jest księgą prawdy, tem samem księgą wiedzy, pracą o wyższym poziomie, a jej czytelnicy traktują ją poważnie. Znam ludzi wybitnych, którzy się roz­czytyw ali w tej księdze, a tylko nieliczni uważali ją za nie­moralną.

Pod pozorem podniesienia moralności, Panowie gnębicie myśl wolną! Dziś stoi przed W ami W iktor Margueritte, ju­tro stanie Baudrillart, pojutrze René Bazin, wreszcie Henri Bordeaux! Będziecie ich ścigać za to, że są to wolnomyśli­ciele, nie dopuścicie myśli wolnej, wolności myśli; i w końcu

Kult żywego stówa 13 193

Page 195: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

zasłuży sobie na karę więzienia każdy, kto się odważy myśleć i pisać, że nie wszystko jest najlepszem w najlepszej z Rzecz- pospolitych.

T a książka pod tytułem „Garçonne“ , to myśl ludzka. N ie zamykajcie myśli w więzieniu, W y jej nie uwięzicie, ona się Wam wymknie, wychyli się mimo wszelkie tamy i przeszkody. W szak wieszano już tę myśl na szubienicy, palono ją na sto­sie, ścinano jej głowę, torturowano ją i krzyżowano, a prze­cież aureola jej rozbłysła na nowo. Z więzienia w kroczyła do Panteonu. Ju ż dosyć ofiar, Panowie, nie zróbcie z W iktora Margueritte męczennika w przyszłości!

194

Page 196: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

URYW KI Z MOWY PROKURATORA N. N. W SP R A W IE O P R Z E ST Ę P S T W O P O JE D Y N K U .

Pojedynek pochłonął nową ofiarę... Strupieszała tradycja średniowiecza, która od wieków — rok rocznie — tysiącem mogił pokryw a świat cały, która z łona społeczeństwa, z cie­płych objęć rodziny w yryw a tak wielu dobrych i szlachetnych ludzi, ta tradycja zatriumfowała i tym razem!

Tradycja źródłem zbrodni! Zbrodnia rodząca się z trady­cji, wrosłej jak dzikie chwasty i kąkole w zieloną niwę życia, a mającej tak głębokie korzenie, że nikt ich dotąd doszczętnie wyplenić nie potrafił! Trudno uwierzyć, by społeczeństwo dzi­siejsze nie mogło się otrząsnąć z więzów starego zabobonu, który gubi ludzi jak pomór.

Nadszedł nareszcie czas, by zrzucić z piedestału ten pom­nik barbarzyństwa, przyszła pora, by się wreszcie rozprysło urojenie rycerzy z przed wieków i znikł ten potworny anachro­nizm, dzisiaj, — gdy każdy się rządzi naturalnym instynktem życia. Utrąćm y to widmo przeszłości, wskrzeszane przez bez­myślnych głupców, a utrzymywane upornem omamieniem bez­krytycznych sfer społeczeństwa.

Popatrzcie Panowie Sędziowie, oto stoi przed Wami za­bójca w pojedynku; on winien śmierci człowieka! Za chwilę powstanie w osobie swego obrońcy i powie, że kierowało nim poczucie honoru, że działał w ochronie godności własnej, że zabójstwo było odruchem dotkniętej czci, obrażonej dumy. W tych szlachetnych właściwościach duszy ludzkiej poszuka on argumentów dla celności swego strzału i zechce w ten spo­sób usprawiedliwić zabójstwo przed Bogiem i ludźmi.

11* 195

Page 197: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Lecz tej zmurszałej tradycji średniowiecza zawsze i wszę­dzie przeciwstawi się wiecznie żywe, wiecznie młode, a swoją prostotą wielkie przykazanie Boże: „N ie zabijaj“ ! C zy to tylko prawo Boże? Nie! Prawo to weszło do wszystkich ko­deksów świata, jest to prawo, które uznają wszyscy i wszę­dzie, prawo, które przyświeca jak jutrzenka kultury wszyst­kim szczepom, narodom i ludom, gdyż w ylania się ono z po­gromu barbarzyństwa jako pierwszy zwiastun światła. T o prawo jest najwyższym nakazem moralności, kardynalnym warunkiem najprymitywniejszego współżycia ludzi. Ono jest nietylko silnym, lecz wprost druzgocącym argumentem prze­ciwko szafowaniu życiem ludzkiem. Zrodzone z najwyższej idei miłości bliźniego, bez której świat cały stałby się kupą gruzów i zgliszczy, prawo to jest bezwzględne, wieczne i nie­zmienne.

C ały świat szuka dróg i sposobów, by je w całej pełni urze­czywistnić; cały świat nadludzkie czyni wysiłki, by zmorę bra­tobójczej wojny odwrócić i zniweczyć. N ad Ligą Narodów unosi się godło: „N ie zabijaj“ ! Przeróżnemi teorjami świat chce obalić i usunąć karę śmierci. Zorganizowana w państwie zbiorowość wzdryga się podnosić swą karzącą dłoń na życie największego nawet zbrodniarza. Praw o życia bierze górę nad wyraźnym nakazem śmierci!

C zyż państwo może z mocy tradycji dać jednostkom upra­wnienie do rozstrzygania spraw sposobem bratobójczej oręż­nej walki, czyż może im pozwolić wzajemnie się zabijać, czyż może tolerować zamach na życie człowieka? C zyż istnieje ty­tuł prawny, moralny, rozumowy, któryby był sankcją zabój­stwa, nawet w pojedynku? C zyż istnieje coś, co może być roz­grzeszeniem potwornego w swem założeniu zamachu na życie człowieka?

W małej knajpie rozgrywa się pierwszy akt wielkiej tra- gedji. Bohaterką jest kobieta wolnych obyczajów, o jej cześć

1 9 6

Page 198: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

powstaje spór. W łatwopalnej atmosferze alkoholu złośliwe i drastyczne słowo, roznieca jak iskra pożar. Obrońca kobiety wymierza za to doraźną sprawiedliwość i policzkuje podsąd- nego. Koniec pierwszego aktu.

Po wyzwaniu następują narady „sekundantów“ , sądy ho­norowe. Parodja sądów! Przed „sędziami“ stoją otworem „ko ­deksy honorowe“ , krwiożercze przepisy, czyhające na swoją ofiarę. Długotrwałe narady „gentelmenów“ , powołanych do salwowania „naruszonego honoru“ . Spór, który jednem mą- drem i dobrotliwem słowem mógłby załagodzić jeden jedyny szlachetny i rozumny człowiek, kieruje kolegjum Sądu hono­rowego na drogę orężnej w alki; tern się kończy akt drugi.

W myśl „przepisów“ kodeksu honorowego stają naprze­ciw siebie zapaśnicy, padają strzały, podsądny wychodzi bez szwanku, jego przeciwnik pada raniony śmiertelnie.

Nieszczęsną ofiarę przywożą do domu, rozlegają się spa­zmy wdowy, kw ilą biedne sieroty, a nie zrozumieją one nigdy, dlaczego krw ią ich ojca musiał być zm yty honor. Za co cier­pią te nieszczęsne płaczące sieroty, które w zabitym straciły nietylko rodziciela i opiekuna, ale także żywiciela. Honorowi stało się zadość, ale czyż chór tych sierot nie oprzytomni za­bójcę, a widmo nieszczęsnej ofiary czyż nie będzie go ścigało aż do ostatniego tchnienia? C zyż społeczeństwo ma zamknąć na to wszystko oczy i wraz z zabójcą powiedzieć: Honorowi stało się zadość! C zyż może zapaść wyrok, który byłby stwier­dzeniem, że kodeks honorowy, gloryfikujący przestępstwo, stoi ponad prawem państwowem, które karze przestępstwo?

Powie nam jednak zabójca, że pojedynek był wyrazem zgody obu stron, że wogóle jest kompromisem dobrowolnym,

i® z którym z nieubłaganą koniecznością związaną jest możliwośćp o fiary z życia jednej lub drugiej strony. A więc zgoda stron ma

być sankcją prawną przestępstwa! Jakoś dziwnie brzmi ta za­sada i wywołuje poważne sprzeciwy w duszy. Mimowoli za­

li1' głębia się każdy w analizie tego nieszczęsnego wypadku i pra­

Page 199: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

gnie zbadać, czy zgoda mogła być i czy była rzeczywistą i obu­stronną, czy zachodziła równowaga sił, pobudek, intencyj, za­mysłów i wogóle wszystkich towarzyszących okoliczności, czy więc można przypuszczać, że obie strony w jednakiej mierze swobodną kierowały się wolą. Zabójcą jest oficer rezerwowy, ofiarą urzędnik. Pierwszy władał w życiu orężem, drugi tylko piórem, pierwszy walczył na bojowych frontach, drugi trzy­mał w ręku rewolwer może poraź pierwszy w życiu. W ynik pojedynku był w tych warunkach w pewnej mierze do prze­widzenia, gdyż nie była to w alka zapaśników o równych kw a­lifikacjach bojowych, a fakt ten w pływ ał niewątpliwie na kształtowanie się woli i powzięcie ostatecznych postanowień.

Moment ten w yjaskraw ia pierwiastek zbrodniczy w czy­nie zabójcy.

Podsądny będzie niewątpliwie bredził o nieodpornej sile, która „honorowemu“ człowiekowi wkłada rewolwer do ręki,0 tej sile, której przeciętny człowiek przezwyciężyć nie może, powie, że musiał chwycić za broń w tern głębokiem przeświad­czeniu, iż w przeciwnym razie odepchnęłoby go jego własne społeczeństwo. Obrona powoła się na psychikę pewnych grup społecznych, jako na źródło siły wyższej, której się człowiek skutecznie przeciwstawić nie może.

C zyż jednak społeczeństwo składa się tylko z samych lo- welasów i frantów salonowych, z donżuanów i złotej mło­dzieży, z bywalców knajp i oklepanych z kodeksami honoro­wymi gentlemenów??? Podsądny wiedział i wie dobrze, że społeczeństwo w swej przeważającej większości z innej jest ulepione gliny i inną kroczy drogą, że ligi antypojedynkowe jednoczą poważne koła społeczne i że w opinji publicznej po­jedynek nie jest już na szczęście formą jedyną i jedynym spo­sobem ratowania czci i honoru.

Zdrow y instynkt samozachowawczy zaw ażył na szali1 wpłynął na opinję społeczną, która się samoczynnie orga­nizuje, a tern samem składa wyraźny dowód, że pojedynek potępia.

198

Page 200: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Powoływanie się na ochronę czci i honoru, jako na mo­ty w pojedynku niezawsze odpowiada rzeczywistości; ślepa nienawiść jest również bodźcem, iktóry pcha silniejszego w szranki, gdzie chce zatriumfować nad słabszym. W tych warunkach gotowość przelania własnej krw i za czystość ho­noru bywa tylko fikcją, nie stwierdza zaś woli oddania swego ż) cia z pobudek wyższych. Pobudki wyższe byw ają zewnętrz­nym tylko pozorem, na dnie kry ją się instynkty nizkie, nie­ludzkie, zwierzęce...

N ad każdą sprawą honorową unosi się sztucznie rozdmu­chany i stale podsycany płomień honoru ludzkiego, jak sym­bol nienasytnego bóstwa żądnego krwi, któremu składać trzeba ciągłe hekatomby. Straż nad tym ogniem powierzoną jest do­świadczonym kapłanom, wyborowym gentlemanom, manipu­lującym dziecinną form alistyką kodeksów honorowych. Go­dzinami, dniami, miesiącami wloką się małostkowe i śmieszne, a złowróżbne i w skutkach swych tragiczne dyskusje o ho­norze i o zadośćuczynieniu. Są to jakby posiedzenia jakiejś tajemnej sekty, hołdującej innemu bóstwu, nie temu, któremu cześć oddaje ogół. W atmosferze zapachu krwi dyskutują w y ­specjalizowani w tym kunszcie pojedynkowicze, a momentem przewodnim jest nie rozum, nie wielkoduszność, lecz komiczna drobiazgowość i wyuzdana przesada, od której „postępowanie honorowe“ na krok odstąpić nie pozwala. Spisują się proto­koły dwu- lub jednostronne i stają się one potem towarzyskim glejtem na honor ich posiadacza. Niejeden taki kawaler, po- jedynkowicz z zawodu, musi całym stosem takich papierków udawadniać swoją honorowość, gdyż inaczej ludzie „hono­rowi“ odmówią mu prawa dalszej strzelaniny i uzyskania tą drogą „satysfakcji“ . W razie wątpliwości honor papierowy wystarcza.

Cóż to jest ten honor, którego każdą skazę zanurzyć trzeba i wym yć w najcenniejszym elemencie życia ludzkiego, w pur­purze krwi? Cóż to za przedziwny klejnot, którego nie ochroni

Page 201: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

ani prawo boskie, ani ludzkie, tylko specjalnie unormowany „zw yczajowo reglamentowany“ proceder gentlemenów? H o- tentooi i afrykańscy dzicy murzyni mają niewątpliwie również podobne bratobójcze starcia, zwyczajowo i tradycyjnie uregu­lowane, tak, że i tam sposób mordowania jest określony i unor­mowany.

Ciekawem jest, że honor to nie jest pojęcie stałe, bez­względne, od położenia i sytuacji niezależne, każdemu czło­wiekowi równie drogie. Słyszym y, że honor wojskowy świeci jaśniej, niż inne honory, a deski salonowe, po których kroczą pewne koła towarzyskie, skoncentrowały na sobie monopol ho- norowości. Niepłacenie długów karcianych jest niehonorowo- ścią, nie narusza zaś honoru niepunktualność w płaceniu in­nych długów, stanowiących grosz wdowi i sierocy.

T a względność honoru jest podważeniem tego krwiożer­czego pojęcia, pojęcie to przestaje być absolutem, a staje się jakimś mitem gentlemenów, z których każdy, w zależności od grupy społecznej, interpretuje je na swój sposób.

K ażdy jednak przyzna, że człowiek, odm awiający poje­dynku, będzie może uważany za niehonorowego w pewnych klubach i salonach, pozostanie jednak honorowym w życiu, które istnieje poza klubem i salonem, będzie i nadal honoro­wym w mniemaniu licznych, poważnych i solidnych ugrupo­wań społecznych, jeżeli tylko poza chwilowem uniesieniem postąpi lojalnie i uczciwie.

Ciasny jest krąg klubów i salonów, szerokie jest koryto życia i byłoby zgubnem zatruć strugę życia jadem ropiejących wrzodów, wyrosłych na ciele pewnych sfer społecznych, które gniją w swej ciasnocie i zapamiętałości.

K to ma przeciąć to zgniłe owrzodzenie?Samoczynna organizacja społeczeństwa częściowe tylko

wyda rezultaty. T y lk o władza karząca państwa rozporządza środkami, mogącymi uwolnić ludzi od jarzma, które ich od wieków przygniata.

2 0 0

Page 202: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Kodeksy karne ochronią cześć i godność ludzką, byleby ich przepisy były odpowiednio stosowane. Wymierzanie surowych kar za naruszenie czci i honoru leży w granicach uprawnień i w ramach uznania sądów. Sędziowie państwowi nie po­winni się dać uprzedzać „sędziom honorowym“ i pozwolić sobie w yrw ać z ręki prawo należytej represji w razie narusze­nia czci i godności ludzkiej. Niech praw ow ity sędzia pań­stwowy stoi tak na straży honoru ludzkiego, jak strzeże w ła­sności i bezpieczeństwa ludzi. Niechaj zniewagi, obelgi i oszczerstwa z jak najsurowszą spotykają się represją. Przy- klaśnie tym wzorowym sędziom opimja publiczna.

W ara jednak od zamachu na życie ludzkie, które nie może być ekwiwalentem najcięższej nawet obrazy. W ładza sądowa musi surowo karać za przestępstwa pojedynku, nawet za prze­stępstwa usiłowane, musi karać nietylko sprawców, lecz wszyst­kich, którzy się do tego przestępstwa przyczyniają.

Przed werdyktem sądu ukorzy się opinja wszystkich! Bez- władnem będzie państwo, niezdolne do stłumienia szalejącej od wieków epidemji wzajemnych morderstw swoich obywateli, które nie zdoła wykorzenić tej barbarzyńskiej tradycji, które nie każe zatriumfować swemu prawu nad kodeksem honoro­wym, sankcjonującym przestępstwo i wskazującym sposób jego

f wykonania.

y®ytlW

btood

2 0 1

Page 203: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

PRZEMÓWIENIA POLITYCZNE.

M O W A P. A R Y S T Y D E S A B R IA N D „L O C A R N O “ .1(W y g ło sz o n a w p ar la m e n c ie fra n c u sk im z 6 lu te g o 1 9 2 J) .

Szanowna Izba mi przyzna, że przy zawieraniu układów łokarneńskich, daleki byłem od dążenia do osobistych sukce­sów. Byłoby to nietylko niezgodne z mojemi zasadami, lecz uważałbym to nawet za niebezpieczne dla polityka. Zaw iera­jąc ten układ, który we wszystkich państwach w yw ołał silne wrażenie, nie zmierzałem do osiągnięcia osobistych korzyści politycznych. Wszystkiemi silami współpracowałem, by do­prowadzić do zawarcia tego układu, znam wszystkie jego do­datnie strony, i wiem gdzie się one kończą. Dlatego pragnę koniecznie, by Izba miała możność wyczerpującego omówie­nia treści tych układów i dokładnego poznania stanu rzeczy.

Rozważając przedstawiony do ratyfikacji układ lokarneń- ski z czysto prawnego punktu widzenia, przechodząc arty­kuł za artykułem, powiecie Panowie, iż posiada on tę wartość, co każda umowa tego rodzaju. Można te postanowienia do­wolnie interpretować, twierdzić, że układ został stworzony na korzyść jednego państwa a na niekorzyść drugiego, można w yrazić zdanie, że jest on korzystniejszy dla tego, lub innego narodu, że zapewnia lepszą pozycję temu lub innemu pań­stwu. Byłoby to jednak czcze gadanie, a na to szkoda czasu.

Śledziłem bacznie jak przyjęto ten układ w każdem z inte­resowanych państw. Otóż cóż zauważyłem? G dy R ząd N ie­miecki przedłożył tę umowę parlamentowi do ratyfikacji, pi­sał Ludendorff do swego dawnego towarzysza broni, Hinden-

1 Artur Rosenberg: Aristide Briand.

2 0 2

Page 204: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

burga, błagając go, by nie dopuścił do takiego aktu poniżenia. Prasa twierdziła, że Niemców oszukano, a politycy najprze­różniejszych odcieni zaklinali parlament, by umowę odrzucił.

Mówi się o wielkich korzyściach, które odniosła Anglja z Locarna. Poseł Jó zef Barthelemy twierdził, że Anglja zro­biła najlepszy interes i dlatego przyjęto z otwartemi ramio­nami w Londynie dyplomatów angielskich, powracających z Locarno. Widzę w tern wiele przesady. Prasa angielska twier­dziła, że umowa ta krzywdzi tak samo Chamberlaina, jak i inne. W angielskiej Izbie Posłów odzyw ały się głosy, a sły­szał je nawet sam Chamberlain, jeden z twórców Lokam a, że Francja złapała go w pułapkę. Jeden z mówców powiedział mu, że ja, Briand, wetknąłem go do mej własnej kieszeni.Z uśmiechem odpowiedział na to Chamberlain, z właściwym

ic mu spokojem i subtelną delikatnością, która jest wyrazem jegoszlachetnej duszy i wzniosłego umysłu: „Kieszeń mego przy-

k jaciela Brianda jest za ciasna, bym się w niej zmieścił“ . Są toniewątpliwie żarty, sprawa zaś, która nas zajmuje, jest wielka

n- i poważna.W układach lokarneńskich najlepszem jest to, że układy

te nikogo nie krzywdzą, że nie przyznają one jednemu z państw, w przeciwieństwie do innych, żadnych specjalnych korzyści. Trzeba zrozumieć istotę tych układów, ich cel i ten-dencje, a wtedy każdy przyzna, że nie zrodziły się one z cia­snego i egoistycznego nacjonalizmu, lecz z pobudek o wielewyższych i szczytniejszych.

C zy układy te stwarzają warunki zupełnego bezpieczeń­stwa, czy uniemożliwiają raz na zawsze wojnę? Tego nigdy nie powiem, gdyż nie chcę nikogo oszukiwać.

C zy zwalniają nas one od obowiązku przewidywania w y­padków i czujności, czy ostrożność staje się już zbyteczną?

Oświadczam Panom stanowczo: N ie!Muszą sobie Panowie postawić dwa pytania, a wtedy zdo­

łacie znaczenie tych układów należycie zrozumieć i pojąć. Co

203

Page 205: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

mieliśmy przed Lokarnem? Co mielibyśmy, gdyby układy lo- karneńskie nie zostały zawarte? Ja k a byłaby nasza sytuacja, gdybyśmy umowę tę pogardliwie odrzucili? C zyż sądzicie Pa­nowie, że Europa pozostałaby nadal w takim samym stanie, w jakim się podówczas znajdowała. W y, którzyście bacznie śledzili wypadki polityczne we wszystkich państwach, wiecie, jaki był ówczesny stan Europy! Zauważyliście z pewnością, że w chwili, gdy rozpoczynały się pierwsze pertraktacje lo- karneńskie, Europą nurtowały pewne prądy, istniały między państwami Europy pewne próby zbliżenia. Pertraktacje te szły w innym kierunku. C zyż w razie zawodu w Locarnie nie stanęlibyśmy w obliczu nowych ugrupowań w Europie, któreby mogły w wysokim stopniu zagrażać Francji? C zyż nie widzieliśmy, ilu wybitnych polityków w Berlinie żądało, by Rząd Niemiecki z Lokarna zrezygnował.

Ale nawet, gdyby nie chodziło o widmo tych nowych ugru­powań w Europie, gdybyśmy pozostali przy dawnych umo­wach, datujących się z epoki ukończenia wojny, jakież byłoby nasze położenie?

Potrzeba pewnej odwagi cywilnej, by wchodzić w takie układy, jak te, które były prowadzone w Lokarno. K ażdy mąż stanu znalazłby się w dogodniejszej dla siebie sytuacji, gdyby wyrzekł się tych celów politycznych, za które ponoszę odpowiedzialność. C zyż wolno jednak z tchórzostwa i obawy krytyki, wyrzekać się takich czynów?

Jak o członek gabinetu mego przyjaciela p. Painleve, jed­nego z najgorętszych współpracowników dzieła dokonanego w Lokarno, trzymałem się tylko tej linji polityki, którą mi pozostawił w spadku mój poprzednik, poseł Herriot. W yty­czne tej polityki były te same, które ja jeszcze w roku 19 2 1 zainicjowałem. W łaściwą rzeczą jest przypomnieć tu Panom ówczesne tło tej polityki.

Mówię to wszystko bez jakichkolwiek myśli ubocznych, bez zamiaru krytyki lub wytaczania przeciw komukolwiek

204

Page 206: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

zarzutów. Nie chcę kierować moich zarzutów przeciw trakta­towi wersalskiemu. Traktat ten pozostanie zawsze tem, czem był. Został on zaw arty dla uporządkowania bardzo powikła­nych i ciężkich spraw. Możliwe, że był w wielu kierunkach niezupełny.

Zadacie mi pytanie, czy mógłbym doprowadzić do zawar­cia tego traktatu na lepszych warunkach? Tego nie wiem!

T o wszystko, co przy dyskusji o traktacie wersalskim mnie bezpośrednio dotykało, wypowiedziałem przed Komisją Spraw Zagranicznych. Zależy mi na tem, bym to Panom powtórzył. B y ły to smutne debaty między kilku członkami Izby, przy­gniecionymi troską o bezpieczeństwo Francji.

Jedynie ta troska zawładnęła całem zgromadzeniem. W a­runki materjalne traktatu były na dalszym planie. Byliśmy świeżo po ukończeniu strasznej wojny, najgorętszem życze­niem wszystkich było to, by uniknąć nowej wojny.

Cała dyskusja była w tem ześrodkowana.Słyszałem przy tem taką wymianę zdań:

„C zyż można być pewnym, że w zamian za zrzeczenie się granic naturalnych, otrzymamy ze strony Stanów Zjednoczonych i Anglji wspólną gwarancję?“

Dla usprawiedliwienia wątpliwości powoływano się na pewne prądy, idące ze Stanów Zjednoczonych, na pewne nie­pokojące fakta polityczne, które czyniły ratyfikację umów wątpliwą.

Clemenceau był wtedy Prezydentem Ministrów, a mężowi temu nie można zarzucić, że się nie troszczył o bezpieczeństwo kraju. W yrażał on nadzieję, że Stany Zjednoczone będą umowę ratyfikow ały. N a pytanie jednak, co się stanie z angielską gwarancją w przeciwnym razie, w yrażał nadzieję, iż gwaran­cja angielska pomimo to pozostanie.

Zwracano mu jednak uwagę, że angielska gwarancja jest z gwarancją Stanów Zjednoczonych scisle związaną, że cho­

205

Page 207: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

dzi o gwarancję solidarną i sama Anglja nie będzie się uwa­żać za zobowiązaną. Widzę dziś jeszcze, jak Clemenceau wzru­szył ramionami i przecedził przez zęby:

„W takim razie niema umowy, nie będzie niczego“ .

Gdy wszedłem do rządu w r. 19 2 1, uważałem za swój pierwszy obowiązek tę lukę wypełnić. Spodziewałem się, że wszyscy udzielą mi poparcia, wszyscy, bez względu na przy­należność partyjną.

Podczas konferencji w Cannes, a nawet jeszcze przedtem, zaczęły się z rządem brytyjskim pertraktacje, które później kontynuowano i które miały pomyślny przebieg.

Przypominam, że wówczas zasadzie gwarancji sprzyjali ludzie tej m iary co Winston Churchill i Austen Chamberlain, których sympatje dla Francji są niewątpliwe.

Ustalono, że gwarancja angielska będzie dana.Brzmienie projektu umowy zostało ogłoszone.W Cannes powstał zawiązek protokołu Genewskiego, tam

przygotowywała się organizacja konferencji genueńskiej, w której nie mógł brać udziału żaden naród, o ile nie podpisał poprzednio umowy, zawierającej zrzeczenie się agresji.

W ten sposób powstawało systematyczne zabezpieczanie pokoju, budowano rozległy gmach międzypaństwowej orga­nizacji, który chcieliśmy dla ludów Europy stworzyć.

C zyż chodziło o zwyczajne przymierze między Anglją i Francją, o przymierze takie jak wszystkie inne traktaty? N ie! W wydanej podówczas przez Rząd W ielkobrytyjski księdze błękitnej znajdziecie Panowie te wszystkie pertraktacje, po których osiągnięto zupełne porozumienie co do tego, że w ra­zie zawarcia między W ielkobrytanją i Francją traktatu bez­pieczeństwa, Niemcy miałyby nietylko prawo przystąpić do tego układu, lecz nawet powinnyby to uczynić.

Panowie! już wtedy promieniował ten sam duch, który ożywiał umowę lokarneńską. G dy Poseł Fîerriot przedstawił

206

Page 208: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Londynowi znany Panom plan reparacyjny, rzucono z natury rzeczy znów myśl zbliżenia różnych ludów Europy dla w y­konania tego planu. Bodziec do tego dał p. Streseman, tj. rząd niemiecki. Tę myśl ja podjąłem, gdyż była to ta myśl, która się jeszcze w Cannes w mojej głowie zrodziła. W ypadki roku 19 2 1 utwierdziły mnie jeszcze bardziej w pragnieniu dopro­wadzenia do umów, które już przedtem uważałem za po­trzebne. Ześrodkowałem na tę sprawę całą moją uwagę.

Dziś tego nie żałuję. N ie traktowałem tej sprawy lekko­myślnie i bez rozwagi.

Słyszałem wczoraj przemówienie posła Fabry, który da­wał w yraz swoim wątpliwościom, a ze słów jego przebijała prawdziwa i szczera troska. P. Fabry przeżył wojnę i obawia się jej powrotu. W swej mowie podkreślił wszystkie słabe strony umowy lokameńskiej i zaznaczył, dlaczego widzi gro­żące od strony Niemiec niebezpieczeństwo.

Dał on do zrozumienia, że zbyt mało zwróciłem na te momenty uwagi, a zbyt podkreśliłem wielkoduszność Francji.

Chciałbym odpowiedzieć p. Fabry, że i ja przeżyłem wojnę. Spotkaliśmy się w bolesnych chwilach podczas wojny. P. Fa­bry wie, że w najstraszniejszej i najcięższej chwili, w epoce Verdun, gdy na naszego bohaterskiego sprzymierzeńca Serbję napadnięto z dwóch stron, całe niebezpieczeństwo, grozę i od­powiedzialność miał na swoich barkach człowiek, który obe­cnie z mównicy do Panów przemawia.

Ten człowiek potrafił przeciwstawić się wypadkom. B y­liśmy wśród wojny, trzeba było zwyciężyć. Ten człowiek w i­dział straszne rzeczy, okrutne borykanie się napełniło go tak przejmującą zgrozą, że zaprzysiągł sobie, iż jeśli kiedykol­wiek po zwycięstwie stanie u w ładzy, wszystkie swe dążenia, całe swoje jestestwo postawi na szali, aby służyć pokojowi i do powrotu tych krw aw ych zajść nie dopuścić.

Pozwólcie mi jednak powiedzieć, — nie chcę nikomu ro­bić zarzutów, — że działać dla pokoju, to nie znaczy sypać

207

Page 209: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

słowami. Trzeba te dążenia ześrodkować w sercu, trzeba do nich dostroić wolę, trzeba korzystać z każdej sposobności, z każdej możliwości, by sprawie pokoju służyć. W ielkie są zadania i cele dla urzeczywistnienia pokoju, może trudniejsze od tych, które zakreśla prowadzenie wojny.

Nieraz jedno jedyne nagłe zdarzenie wtłacza w przepaść wojny i nie ma czasu ani możności do rozwagi i zastanowie­nia. Przykładów na to co niemiara.

Pokój wymaga trwałych wysiłków, usilnych dążeń, trzeba uparcie i wytrwale trzymać się tej drogi i nie schodzić z niej nigdy. Niema tu miejsca na wątpliwości i niedowierzanie. W szyscy przedstawiają naród niemiecki jako jednolitą nieprze­niknioną masę, z której najmniejszej cząstki nie da się w y­dzielić. W tych słowach jest wiele przesady!

T aki człowiek jak Erzberger dążył trzeźwo do pokoju i zdobył sobie wielkie zasługi. K ilku polityków francuskich wierzyło w jego dobrą wolę. A jednak, jak naigrawano się z nich, mówiąc, że jest to podstęp, pułapka, że Erzberger to taki Niemiec, jak wszyscy inni. W kilka dni potem zamordo­wał go jakiś szowinista, uważając za zdrajcę narodu.

G dy w r. 19 2 1, nie można było odebrać m iljardów złotych marek i okazała się konieczność ich zamiany na świadczenia w naturze, czyż to nie było przygotowaniem planu Davesa? Mój współpracownik Loueheur porozumiewał się w tej mierze z Rathenau’em. W szyscy mówili: „Rathenau go oszuka“ . T k w i w nas niewiara w samych siebie, przy wszystkich per­traktacjach boimy się, by nas nie oszukano, mimo, że tylu jest wybitnych ludzi we Francji, którzy potrafią strzec interesów kraju.

Mówiono, że Rathenau nas oszuka, tymczasem zaledwie położył on na umowie swój podpis, a już go odsądzono w Niemczech od czci i w iary i zamordowano.

We wszystko można zwątpić. Trzeba mieć odwagę, by nad temi wątpliwościami panować.

£08

Page 210: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Najłatwiejszą jest bierność, najłatwiej nic nie czynić, stać na uboczu, wygłaszać namiętne mowy pełne gorącej i szczerej miłości ojczyzny, mówić żarliwie o pokoju, — to najłatwiej. A le zrobić krok ku pokojowi, przyczynić się do jego urze­czywistnienia, to ciężka sprawa, to praca niebezpieczna dla męża stanu, który ku temu zdąża.

Nie chcę przesadzać znaczenia Lokarna, znam zakres tych układów, znam ich luki, ale znam także i dobre strony.

Najlepszą stroną jest spokój, którym układ ten wszyst­kich napawa, on w ciemnej atmosferze ogólnej niewiary bły­szczy jak m ały płomyczek i nadzieją darzy świat.

W naszym kraju zielenią się całe szeregi mogił, mamy ty­siące inwalidów, a nasze matki patrzą dziś spokojniej na swoich synów, z wiarą, że ich ciał nie rozerwą granaty.

To nam dała umowa w Lokarno, i gdyby to była tylko ta jedyna nadzieja, poczytywałbym sobie za zaszczyt, że umowa

>* nosi mój podpis.Budzić takie nadzieje, to już krok ku pokojowi, oczywi-

k> ście, że, trzeba to robić ostrożnie i rozważnie.Ale ten spokój i rozwaga niech nie zatrują zaufania, gdyż

prąd niewiary podkopuje pokój i narusza bezpieczeństwo.W A by zapewnić pokój, trzeba w tym kierunku organizowaćits! Europę.m W szak widzicie, że i dziś jeszcze atmosfera Europy jesti pełna iskier, a te iskry latają przy beczkach prochu, którychi pc- dotąd nie usunięto,lajs O by pożar nie wybuchł na nowo!fas Chrońmy naszą siłę zbrojną. G dyby w umowie lokarneń-

skiej było cośkolwiek, co paraliżuje naszą siłę zbrojną, co ogra­ni« nicza nas w samoobronie, wezwałbym was, ja pierwszy, by-«0 ście tej umowy nie podpisywali.

Umowa ta jednak nie ogranicza nas wcale w tej mierze, e ¡,y nie odbiera nam prawa obrony.

Jeżeli gwarancje pokoju w tym duchu będą rozszerzane,

Kult żywego słowa i *

Page 211: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

jeżeli we wzajemnych nastrojach ludów zajdą istotne zmiany, jeżeli lud niemiecki mimo niebezpiecznej agitacji pozna w czem leży jego praw dziw y interes i da się zdobyć dla idei pokoju, jeżeli jdea ta zaświeci nad wszystkiemi krajami, wszyscy bę­dziemy się czuli bezpieczni.

Pan Barthélémy nie ma racji, sądząc, że można stworzyć pokój z umowy pisemnej, udokumentowanej świstkiem pa­pieru, chociażby czarno na białem.

Znajdujemy się w stadjum począckowem, mamy zaledwie delikatny zarodek pokoju, jeszcze bardzo słaby, którego nie wolno uszkodzić, a trzeba mu siły rozwojowe zapewnić.

Powiada pan, Panie Barthélémy, że na pięknych brzegach jeziora genewskiego zasadziłem gałązkę oliwną, która ładnie wygląda, ale mało rzuca cienia.

Jest to przesada, to nie jest gałązka oliwna, to tylko na­sienie, które się rusza, pęcznieje i puszcza pędy. Ono szuka słońca, chce je znaleźć, będzie rosło, byleby nikt nań bru­talnie nie nastąpił. Jeśliby ktokolwiek miał je zdeptać, niech to nie będzie stopa francuska, niech Francuz nie dopuści się takiej zbrodni.

Ligę Narodów obrzucają ironją, nazyw ają ją wieżą Babek Próby stworzenia ogólnego pokoju uważają za szaleństwo, kpi z tego wielu. Ale zdrowy instynkt narodów nie wtóruje kpinom polityków, a sama myśl, pochwycona przez narody, rozwija się i potężnieje.

Rodzą się wątpliwości, jak przeszkodzić wojnie, kto po wybuchu wojny będzie myślał o zwołaniu R ady Ligi, jak się porozumieją jej członkowie, wszak cały świat ogarnie ogień, a wojna musi się wykipieć.

Byłem Prezydentem R ad y Ligi, gdy pewnego dnia do­ręczono mi depeszę, że między dwoma narodami na wschodzie wybuchł krw aw y konflikt, wojska ruszyły i przekroczyły granice. Zdawało się, że wojna nie ograniczy się do tych lu­dów, a płomienie obejmą świat cały.

210

Page 212: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Co robić, co przedsięwziąć?!W ówczas natychmiast zabrałem się do spełnienia swojej

funkcji, w porozumieniu z Generalnym Sekretarjatem Ligi Narodow zwołałem członków R ady do Paryża i zawiadomi­łem oba narody, że powinny swój marsz powstrzymać.

Gdyby kilka lat przedtem jakiś polityk ośmielił się tak postąpić, okryłby się śmiechem.

Zebrała się Rada Ligi Narodów, oba państwa w ysłały swo­ich przedstawicieli i zapytano ich: „zgadzacie się na sąd roz­jemczy?“ . Obaj w yrazili swoją zgodę.

Rzekłem im: „T o nie wystarcza, sędzia musi rozstrzygać w spokoju i zupełnej niezależności, to też żąda, byście wstrzy­mali marsz waszych wojsk i wrócili do siebie. Niech zamilkną armaty i oddadzą głos sprawiedliwości!“

T ak się stało. W dwa dni potem wojna się skończyła.Rezultat tego wystąpienia jest czemś nowem, dotąd nie-

bywałem, czemś co musi pozyskać i zjednać sobie serca lu­dów, wzbudzić w nich nadzieję lepszej przyszłości. Tam , gdzie jest sędzia — niema walki, tam, gdzie jest rozwaga — niema wojny. C zyż wiecie, co jest najstraszniejszem przy w y­powiadaniu wojny? To, że rząd nie panuje nad swojemi po­stanowieniami, w alą się w ypadki jedne za drugiemi, prasa wyolbrzymia je i rozdyma; na tle uczuć patrjotycznych i mi­łości własnej rodzi się podrażnienie, powstają złowrogie na­stroje, tajemniczość, która okryw a wszystko robi swoje, rządy stają się bezwładne. Zanim ludy oprzytomnieją, wybucha wojna, a kraje kąpią się we krwi. T ak zawsze będzie, póki lu­dów sądzić nie będą sędziowie podobnie, jak dziś sądzą oni jednostki.

N ie chcę wchodzić w szczegóły układów lokarneńskich, uczynił to mój przyjaciel P. Boncourt, a uczynił to jasno, tre­ściwie i wymownie. D o tej kwestji już nie powrócę, chcę tylko zaznaczyć, że Francja spełniła przy tem piękny czyn mo­ralny.

Page 213: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Wyrzucaliście mi, że zbytnio dbałem o autorytet moralny Francji.

Widziałem w r. 1924 w Genewie jakie skutki miały oszczer­stwa, jakie skutki pociągnęły za sobą pewne źle zrozumiane czyny; posądzono nas o jakieś myśli uboczne. Wyczuwałem to ze słów, które do nas kierowano. Było to dla nas bardzo bolesnem. Dostrzegałem pewną rezerwę w stosunku do przed­stawicieli Francji, brak było tego ciepła, które zawsze obudzało poczucie zasług, położonych przez Francję dla ludzkości.

Wobec takiego nastroju pomyślałem sobie wówczas, że w razie wybuchu wojny, inne państwa nie poszłyby za prze­wodem Francji.

G dy wszedłem jako przedstawiciel Francji na mównicę i gdy jako pierwszy, a wtedy nawet jako jedyny delegat, oznajmiłem, że Francja przyjmuje bez zastrzeżeń postępowa­nie rozjemcze międzynarodowego Trybunału, byliśmy świad­kami takiego entuzjazmu, którego nie potrafię Panom opisać.

W szystkie nadzieje zwracały się ku Francji, która, mimo rzucanych ze wszech stron oszczerstw i kalumnij, zabłysnęła znów jako wielka ostoja wolności i szlachetności.

Francja odzyskała w owej chwili cały swój moralny auto­rytet!

T o moralne znaczenie przywraca jej w pełnej mierze pakt lokarneński, świadczący o tern, że jedynem dążeniem Francji jest położyć kres zgubnym i krwawym wojnom i pojednać się ze swoim wczorajszym przeciwnikiem.

A naród niemiecki?C zy sądzi Pan, Panie Barthélémy, że bez wzruszenia spoty­

kałem się z niemieckimi ministrami, że nie byłem tern spotka­niem głęboko przejęty?

A przecież poszedłem na spotkanie i oni przyszli także, a rozmawialiśmy ze sobą po europejsku. T o nowy język, któ­rego się trzeba było nauczyć.

C i dwaj Panowie, zbliżając się do nas, złożyli dowód wiel­

212

Page 214: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

kiej odwagi, gdyż w ojczyźnie ich groziły im za to wielkie nie­bezpieczeństwa.

Oni jednak zrozumieli konieczność przybycia. C zy naród niemiecki to zrozumie, nie wiem, ale pragnę w to wierzyć.

Naród niemiecki to wielki naród, ma on swoje zalety, ma on swoje wady.

Oba narody spotykały się wśród wieków niejednokrotnie na polu bitew, ostatnia wojna była okrutną, przekroczyła wszystko to, co dotąd widziano. Stały oko w oko nie tylko wojska o określonej liczbie, lecz stanęły przeciw sobie całe na­rody, które się latami mordowały.

C zyż są ludy, któreby były zdolne do wytrzymania takich ponownych wstrząsów? Jakież obawy miotają człowiekiem, gdy widzi te narody w stanie fizycznego i materjalnego upad­ku i gdy rozważy, że w braku środków zapobiegających, w braku odpowiednich umów, mogłyby one być znów wcią­gnięte w w ir krwawej wojny. Cóżby z nich zostało, gdyby nowa wojna wybuchła?

Apeluję do W aszej rozwagi, do miłości ojczyzny i twier­dzę śmiało, że Lokarno może temu przeszkodzić!

Lokam o jest klapą bezpieczeństwa na brak zastanowienia, na brak rozwagi, Lokarno zmusi do uprzednich pertraktacyj, zanim się narody naoślep na siebie rzucą. G dyby słowo Lo­karno, tylko takie miało znaczenie, to byłoby to już ogromnie wiele.

C zyż sądzicie Panowie, że nie przygotowano środków za­bezpieczenia od złośliwych niespodzianek? Poseł Paweł Bon- cour zdał Panom sprawę z tego. Praw o obrony koniecznej nie zostało w niczem ograniczone. W kwestjach drugorzędnych przewidziano postępowanie, postępowanie bardzo formali- styczne, aby oba narody poddane rozjemstwu w trakcie pro­cedury rozjemczej nie zaogniały w niczem sytuacji.

Co się tyczy naszej granicy, jest ona dostatecznie chronio­

Page 215: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

ną. Chroni ją międzynarodowa gwarancja, Ren jest między­narodową granicą, to jest zasadnicza myśl umowy.

Traktat wersalski przyjęto z odrazą, byl on rezultatem wojny, rezultatem zwycięstwa. Mówiono, że został narzucony drogą przymusu i gwałtu, że będzie zerwany przy pierwszej lepszej sposobności.

Obecna umowa jest aktem dobrej woli, dobrowolnie uznano granice i przyjęto warunki tej umowy. Zapytacie, jakie wza­jemne koncesje przyznano Niemcom? Wzajemnych koncesyj nie było żadnych!

Jest zrozumiałem, iż będą tendencje wyzyskania tego poło­żenia. Będziemy jednak strzec naszych interesów i tłumić wszelkie zabiegi i próby.

Jesteśmy potężnym i dalekowidzącym narodem.Dookoła mamy samych przyjaciół.C zyż można się obawiać, że Niemcy zatrują Ligę N aro­

dów? Dlaczego? C zy dlatego, że wedle zawartych traktatów pokojowych są to dawni wrogowie i że, wstąpiwszy do Ligi zasiądą obok innych narodów? C zyż przyzna kto Niemcom specjalne przywileje, dopuszczając ich do R ady Ligi? Tak wielkie Państwo jak Rzesza niemiecka musi należeć do Rady, jeśli współpraca w Lidze Narodów ma odnosić dobre skutki. N iektórzy twierdzą, że Niem cy zaraz po wstąpieniu do Rady spróbują stawiać swoje warunki i wymuszać ich spełnienie. Przypuszczenie to nie jest słuszne.

W Lidze Narodów powstała już własna tradycja, własna atmosfera, własne milieu. G dyby Niem cy dążyli do zakłó­cenia tych nastrojów, popadliby w trudną sytuację. Zresztą wymaganą tam jest jednomyślność, a chęć współpracy góruje ponad żądzami materjalnemi, ponad wszelką ambicją oraz egoizmem. Konieczność zgodliwości narzuca się wprost ucze­stnikom, z nieprzepartą silą. Jeśli Niem cy zechcą odgrywać pewną rolę, będą musiały się do tej atmosfery dostroić, a Fran­cja jest przeświadczona, że przed Niemcami stoją szczytne

214

Page 216: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

zadania nietylko w łonie Ligi, ale wogóle w Europie i na świecie.

Różnorodność ludów o właściwych każdemu w nich przy­miotach, to jest podstawa równowagi świata.

Byłoby pastwieniem się nad ludzkością gubić jeden naród lub tak go osłabiać, by nie mógł właściwościami swojej rasy promieniować.

Te rozważania wskazują na linje wytyczne dla przyszłości. C zyż mają wiecznie walczyć ze sobą dwa wielkie narody? C zyż mają zadawać sobie śmiertelne ciosy i nieść zniszczenie? Nie!

Przemówienie moje nazbyt długie miało na celu uwydat­nić istotę i w alory układów lokarneńskich. Pod wrażeniem tych momentów podpisałem ten traktat. Działam w dobrej wierze i z głębokiego przekonania, że czyn mój nie jest dobrego Francuza niegodnym. N ie uwierzę w to nigdy, bym działał na szkodę kraju, bym zawinił przeciw miłości ojczyzny, wie­rzę bowiem w ideę pokoju, mam zaufanie do siły moralnej Francji i do tego, że Francja z pomocą innych narodów za­pewni światu pokój. Wierzę, że wzeszła jutrzenka nowych lepszych czasów.

Europa nie może być nadal rozbitą pod względem politycz­nym lub gospodarczym. Są kwestje, które zmuszają ludzi do wzajemnego poznania, przez stykanie się i rozmowę C zyż jednak ludzie mogą się poznać tylko przez wymianę not dy­plomatycznych? C zyż staje się żywym dokument papierowy, gdy się go dobrze zredaguje? Życie tkwi w człowieku, w jego wyrazie twarzy, we wszystkiem, co z niego promieniuje. Jest pewien rodzaj fluidu, który z człowieka spływa na człowieka i dzięki temu ludzie, którzy się zetkną, rozumieją się lepiej, a w ypływ ają z tego doniosłe skutki.

W szystkie narody powinny dążyć do wzajemnego zbli­żenia. Niech powstanie jednolita Europa, nie przedzielona mu- rami granicznemi.

Page 217: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

W całej produkcji panuje chaos, masa fabryk w ytw arza pełną siłą pary, ale produkuje bez zbytu.

Jeżeli narody się nie porozumieją, jeżeli się nie zbliżą, ni­gdy nie znikną gospodarcze przyczyny wojen, a te przyczyny są najgłębsze i najsilniejsze. C zyż w tych warunkach zapano­wać może pokój socjalny?

Porozumienie jest koniecznością.Francja bierze chętnie udział w rokowaniach, które przy­

gotowują przyszłość Europy, rośnie przytem jej autorytet mo­ralny i rosną siły materjalne. Byłoby zgubą dla niej, gdyby w tych ciężkich chwilach stała na uboczu, zamiast przodować, jak to zawsze czyniła w najgorszych nawet momentach; Fran­cja przodująca narodom, pozostaje wierną swym zasadom.

Jest to Francja wczorajsza, Francja dzisiejsza i Francja przyszłości!

216

Page 218: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Rządzenie wydaje się rzeczą banalną, straszliwym jednak jest trudem; rządzić— to znaczy stać codziennie pod obuchem od najwcześniejszego ranka do ostatnich godzin wieczoru — rządzić znaczy — mieć przed sobą obraz wszystkich potrzeb ludności, — rządzić — to czuć w sercu własnem bicie serca całego narodu.

Benito Mussolini.

O WOLNOŚCI.(Mowa B. Mussoliniego, wygłoszona dnia 15 lipca 1923 i 24 maja 1924).1

T yle się mówi o wolności. Miejmy odwagę stwierdzić, iż okrzyk „N iech żyje wolność“ jest równoznaczny z okrzykiem „Niech zginie faszyzm “ .

Wobec tego jednak trzeba odpowiedzieć na pytanie, co to jest wolność? C zy wolność istnieje?

Wolność w głębszem znaczeniu tego słowa jest pojęciem filozoficzno-moralnem. Istnieją wolności, wolność w liczbie mnogiej, ale wolność jako taka, nie istniała nigdy. Socjaliści odmawiali jej zawsze, nie dopuszczając nigdy wolności pracy.

C zyż rzeczywiście kieruje narodem włoskim Rząd, dła­w iący wolność i panuje w sposób, przypominający czasy nie­wolnictwa? C zyż Rząd mój jest wolności wrogiem? Chyba nie w kwestji socjalnej, gdyż ja byłem właśnie tym, który zasadę ośmiogodzinnego dnia pracy uczynił prawem.

T ą zdobyczą nie wolno gardzić, nie wolno jej niedoceniać.Przyjąłem wszystkie konwencje waszyngtońskie, tak so­

cjalne, jak i pacyficzne. Cóż zdziałał mój Rząd na polu poli- tycznem? Ogólnie twierdzą, że charakterystyczną cechą de­mokracji są dobre systemy wyborcze. Otóż Rząd mój zachował system powszechnego glosowania, a nawet poszedł dalej. W i­dząc, że kobiety włoskie, nie mające prawa głosowania, są je­

1 S. Daugnet-Gerard: Mussolini parle.

217

Page 219: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

dnak dostatecznie wyrobione, ja dałem im to prawo i osiem miljonów kobiet głosuje dziś przy wyborach administracyj­

nych.Nie wprowadziłem żadnych praw wyjątkowych. Prawo

prasowe nie jest prawem wyjątkowem. C i, którzy to twier­dzą, zapominają o tern, że każda rewolucja ma prawo bronić swego stanu posiadania.

C zyż w Rosji istnieje prawo łączenia się w związki, o ile chodzi o niebolszewików? N ie! C zyż jest tam wolność prasy, prawo zgromadzania się, prawo glosowania? N ie! W y, po­plecznicy i obrońcy bolszewizmu, nie macie prawa protesto­wać przeciw rządom takim, jak moje, które z rządem rosyj­skim nie mają nic wspólnego.

Ja nie jestem despotą, nie żyję w zamku otoczonym trzy­krotnym murem, ja wchodzę w lud, mieszam się z ludem bez obawy, ja słucham ludu, jego skarg i żalów!!!

Lud włoski nie domaga się wolności, lud włoski nie krzy­czy o wolność, wolności nie łaknie! Ludność otoczyła w Mes- synie mój powóz i wołała: „W yrw ij nas z baraków“ . Gminy Bazilikate błagały o wodę, a wiedźcie Panowie, że miljony W łochów nie mają wody do picia. W Sardynji przybiegły do mnie tłumy, tłumy o wynędzniałych i zmienionych twarzach i wskazując palcem na równinę, gdzie wśród krzaków trzciny sączy się zgniła, cuchnąca rzeka, wołały wielkim głosem: „Z a ­bija nas m alarja“ !

N ikt z tłumu nie odezwał się o wolności, nikt nie wołał o prawa obywatelskie, nikt nie domagał się konstytucji!!!

T y lko wygnańcy rewolucji faszystowskiej podnoszą z martwych tego upiora wolności, przez lud wioski i opinję publiczną już dawno pogrzebanego.

Codziennie otrzymuję tysiące pism i listów, setki memo- rjałów rozkładam na swoim stole, osiem tysięcy gmin apeluje do mnie z całej Italji. Dlaczego żaden z tych głosów nie za­rzuca mi, że gnębię i grzebię wolność???

2 1 8

Page 220: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

I

Zwracam Waszą uwagę na jedno; powiadacie, że nasi bo­jownicy o wolność walczyli. A jednak ci sami bojownicy stoją jak jeden mąż za rządem faszystowskim!

C zyż działa na nich przymus i siła, czy też to wolna i nie­przymuszona ich wola?? Odpowiedź nie trudna!

Czyście kiedykolwiek widzieli, by na tym ziemskim pa­dole płaczu jakikolwiek Rząd wszystkich uszczęśliwił obywa­teli!? G dyby się Rząd składał z ludzi rozumem boskim obda­rzonych i gdyby wszystkie możliwe stosował środki, stwo­rzyłby zawsze tysiące niezadowolonych!

B ł ę d n e t o b o w i e m k o ł o .A jakże należy uśmierzyć to niezadowolenie z Rządu.

T y lk o siłą! Siłą, gdyż Państwo to żandarm! Czemże byłyby kodeksy, porządek społeczny i prawa, gdyby w danej chwili żandarm nie podparł swojem potężnem ramieniem walącego się gmachu prawa??

Przytakuję tym mówcom, zdaniem których naród potrze­buje tylko spokoju, — pracy w pokoju i karności. Mój Rząd dąży do tego całą siłą pary i zmierzać będzie i nadal ku temu, nawet gdyby uderzyć musiał we własnych stronników i zwo­lenników. Jeśli ci stronnicy pragną silnego i mocnego państwa, niech w pierwszym rzędzie poczują i wypróbują jego siłę!

Do syndykatów faszystowskich wypowiedział mówca na­stępujące słowa:

Właśnie prysnęła pod moją bezlitosną dłonią najbłyskotliw­sza z baniek mydlanych, jaką kiedykolwiek wydęła ludzkość, rozpadł się pod nieubłaganym naporem logiki dom z kart, sklecony przez wszystkie opozycje świata, a tą bańką mydlaną, tym domem z kart, tym pałacem na lodzie — jest wolność!

Popatrzm y tej bogini w oczy, uchwyćmy jej nagie obli­cze! Pojęcie wolności nie jest absolutem, — niema absolutów na świecie. Wolność to nie prawo, nie przywilej, wolność to

219

Page 221: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

ciężki obowiązek, wolność to nie dar z łaski, to zdobycz! T o nie klejnot odziedziczony, to przywilej nabyty. Pojęcie wolności zmienia się z biegiem czasu. Inna jest wolność z epoki pokoju, a inna z czasów zamieszek i wojen, inna jest wolność, w epoce dobrobytu i bogactwa, nie odpowiada ona wolności tych chwil, gdy lud pogrążony jest w biedzie i nędzy! Wolność to zapasy i borykanie się między Państwem i jednostką, mię­dzy Państwem, które chce utrzymać ład i porządek, a jedno­stką, która wprowadza zamęt, i zamieszanie, jednostką, która się uchyla od wszelkich świadczeń na rzecz Państwa, która pozostawiona sama sobie, odmówi posłuchu prawom, nie ze­chce płacić podatków i dobrowolnie nie wyruszy na wojnę.

K ażd y obywatel, choćby był największym bohaterem, lub niebiańskim aniołem, pojmuje wolność, jako prawo przeciw­stawiania się zarządzeniom Państwa, przeciwdziałania zarzą­dzeniom zbiorowości państwowej.

Byw ają jednak chwile, gdy Państwo ma nóż na gardle, gdy boryka się o swój byt, o swoje istnienie. Cóż wtedy?

W takiej chwili W y, Panowie, chcecie chwytać za poły i trzymać się kurczowo tego upiora, którego zwiecie wolnością.

Ja powiem: N ie!!Co to jest konstytucja? Jestto umowa, zawarta między su-

werenem i narodem, podpisana w ściśle określonych warun­kach miejsca i czasu. T o nie jest relikwja, którą się z czcią prze­chowuje dla potomności, ludy bowiem kroczą naprzód, ludy się odradzają, przekształcają, odczuwają z biegiem czasu coraz to nowe potrzeby i nowe pragnienia.

Oddajemy hołd idei przewodniej konstytucji i temu, co jest w niej niezmienne i nienaruszalne, — zmiana form y i brzmienia konstytucji, dostosowanie jej do wymagań czasu nie będzie świętokradztwem!

Panowie! T y lk o jedno jeszcze Wam powiem. W ywołajcie ducha historji i niech on Wam przypomni, ilekrotnie konsty­tucja nasza od chwili jej narodzin została zbeszczeszczona!!!

220

Page 222: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

PRZEMÓWIENIA OKOLICZNOŚCIOWE.(Mowa H enryka Sienkiewicza, wypowiedziana w maju 1909, podczas

uroczystości jubileuszowych ku czci prof. Stanisława Tarnowskiego).1

Dostojny Panie!G dy się czci człowieka Tw ych zasług i Twego charakteru,

to mimowoli jednakie przychodzą ludziom myśli, tak jak je­dnakie uczucia ożyw iają ich serca. Z tego powodu wybacz mi, jeśli słowa, któremi do Ciebie przemawiam, podobne będą do tych, które już słyszałeś i które jeszcze usłyszysz. Ale po­nieważ wypowiadam je z całego serca, ufam, że przyjmiesz je jako hołd szczery, a zarazem należny C i i głęboki.

Przed chwilą wspomniano o Tw ych Ojcach, a poprzednio czytałem, iż już na ostatniem posiedzeniu Akademji powie­dziano, że odziedziczywszy po nich świetną tradycję rycer­ską, przez całe życie wstępowałeś w ich ślady. I powiedziano słusznie. Jeśli bowiem oni walczyli za wiarę i ojczyznę, to T y od lat czterdziestu bojujesz w imię tych dwóch ideałów — i zasługa T w oja nie jest od zasług Tw ych przodków mniej­sza. Ale z jak różnem uczuciem, i w jakże odmiennych w a­runkach w alczyli Tw oi Ojcowie. Oni, — rycerze wielkiej i potężnej Rzeczypospolitej, szli w bój z gromkim okrzykiem na ustach, przy odgłosie surm wojennych, z rozkołysaną du­szą, z radością i wiarą, że jeśli zginą, to nieśmiertelna sława opromieni ich grobowce, — jeśli zwyciężą, to król i stany rzucą im senatorskie delije na ramiona, obdarzą ziemią, do- stojeństwy i zaszczytami. T w oja w alka była inna: — dłuższa, cichsza, smutniejsza. T yś przyszedł w czasach, gdy potęga oj­

1 Ku czci Stanisława Tarnowskiego. Kraków 1 9 09 .

221

Page 223: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

czyzny snem tylko mogła się wydawać i gdy można było po­wtarzać bez końca słowa starej pieśni:

„Ach, nieprzyjaciel, wziął sobie na cel „O nieszczęśliwa dola!„Z tak znamienitej Rzeczypospolitej „Uczynić głuche pola!

Aleś T y walki się nie wyrzekł, bo jednak nie wszystko przepadło. Została tradycja, została wiara w lepszą przyszłość, została cud/na mowa polska, została pieśń, została literatura. I wnet stanąłeś na straży tych ostatnich dóbr narodowych.

Lecz w ciągu tych czasów nadeszła jednak chwila bardziej pomyślna, gdy przez ciemne zaw ały chmur przedarł się jakby jasny promyk słońca, i gdy monarcha — władca jednej czę­ści naszej wielkiej ziemi, zwrócił uniwersytetowi tutejszemu jego jagiellońską tradycję i język ojczysty. W ówczas stanąłeś na katedrze literatury, jak na szańcu, by bronić czystości du­szy polskiej, czystości myśli, czystości pieśni, czystości piór białego orła.

I życie zbiegło C i w tej obronie — i szron pobielił Tw e włosy i spracowan a utrudzon jesteś bardzo — i nieraz dole­gają ci rany. Bo gdym nazwał tę T w oją walkę tylko cichszą, dłuższą i smutniejszą — tom nie dość powiedział. Byw ała ona i gorzka bardzo i tragiczna, bo przecie te pociski, które go­dziły w pierś Tw oją, często i najczęściej nie z obcej wycho­dziły ręki. Aleś T y w ytrw ał i zwyciężyłeś! Zwyciężyłeś wie­dzą, talentem, szlachetnością myśli, dobrą wolą i miłością I oto głowy chylą się dziś przed Tobą — i oto ci nawet, któ­rzy odmiennemi szli drogami, mówią, że T w oja prosta była i jasna i żeś na niej w ytrw ał do końca. Ale źle mówię, żeś w ytrwał, bo T y trwasz dotąd. Odchodzi profesor z katedry, ale zostaje nauczyciel narodu, zostaje przewodnik, zostaje na­rodowy chorąży. I T y tej chorągwi nie złożysz, póki sam Bóg nie wyjmie jej z Tw ej dłoni! Dajże Ci Boże, nosić ją jak

222

Page 224: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

najdłużej! Dajże Ci Boże dożyć po wielu, wielu jeszcze latach drugiej takiej chwili, w której głowy znów pochylą się przed Tobą i w której inny, młodszy odemnie żołnierz z pod tego samego znaku Orła, powtórzy słowa, które wypowiadam w tej chwili: cześć pracy, cześć zasłudze, cześć szlachetnej duszy, cześć służbie czystej jak łza!

223

Page 225: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

M O W A D Z IĘ K C Z Y N N A

PRO F. S T A N IS Ł A W A T A R N O W SK IE G O .1

Dziękować? wypowiedzieć co się czuje na tyle dobroci i tak łaskawie, tak licznie skazanej? N ie potrafię. Wdzięcz­ność, rozrzewnienie, błogość wspomnienia całego życia, przy­wiązanie do tych kolegów i uczniów, których już niema, i do tych, co dziś tak jawnie świadczą, żem dobrze służył, a wresz­cie i to (w tym razie dozwolone i godziwe) uczucie dumy, chluby — wszystko to mam w myśli, w sercu: ale jak wielka boleść, tak i wielkie uszczęśliwienie nie umie mówić, m ilczy: a taki dzień jak dzisiejszy, to jest chwila radości, szczęścia, jak rzadko kiedy, jak mało komu dana.

T y lk o boję się, że na tamtym świeoie usłyszę w yrok: Acce- pisti mercedem tuam, bo na tym odbieram nagrodę większą, niż mi się należy. Wdzięczność czuję najgłębszą i najżyw szą- ale obok niej i pomieszanie, zawstydzenie. Uznanie, świade­ctwo, że człowiek dobrze służył, to pieczęć przyłożona na dłu­giem życiu i dodane do tego, życia wspomnienie chlubne i bło­gie. Ale w tym razie jest nad miarę wartości i zasługi. Nie przez fałszyw ą skromność i udaną pokorę to mówię, ale ze szczerego serca. Dwukrotny wybór na rektora, i to w latach szczególnie dla uniwersytetu uroczystych, zaszczytne i drogie dane mi wtedy pamiątki — a teraz zgromadzenie tak liczne, tak wyborowe, z różnych części Polski, niedość na tem, ten adres, ta fundacja, to jest za wiele, to nad moją wartość czy zasługę.

Zasługa naprzód? C zy ona może być bez ofiary, bez po­święcenia? a tego u mnie nie było. W ybrałem ten zawód z wla-

1 Ku czci Stanisława Tarnowskiego. Kraków 1909.

224

Page 226: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

snej woli, z zamiłowania tego przedmiotu: a w zawodzie sa­mym znalazłem nagrodę, bo była zapełnieniem, uszczęśliwie­niem mego życia, i jego zaszczytem, jego chlubą. N ie widzę, nie umiem sobie wyobrazić w naszych stosunkach większej chluby, jak służyć tej Instytucji, która jedyna ze świeckich została na swojem miejscu, i jest stale, ta sama co była za K a ­zimierza i Jagiełły , za Stefana i Jana Trzeciego. Czuć się, po wiekach, kolegą Elgota, Sakrana, Wojciecha z Brudzewa, świętego Jana, służyć pod tym samym znakiem dwóch bereł co oni, wiedzieć i czuć, że żołnierze się zmieniają, ale pułk zawsze ten sam, be? przerwy, a jak nad nim te same znaki, tak w nim duch ten sam — nie, niema nic na całej ziemi pol­skiej, nic, coby mogło człowiekowi dać takie uczucie chluby, dumy, takie zaspokojenie miłości własnej i ambicji, jak służba na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Ja ją mam za szczęście mego życia, i odchodząc za to szczę­ście tej starej szkole dziękuję.

Tylko, w starości, kiedy człowiek patrzy wstecz na swoje życie, obrachunek z sobą samym staje się dokładniejszym, ści­ślejszym. Drudzy mogą widzieć i liczyć, co on zrobił dobrego, na co się przydał: on sam wyraźniej niż za młodu widzi co zaniedbał, co mógł robić lepiej, a nie zrobił.

Tego już nie naprawi; a peccata omissionis ciążą na su­mieniu tern więcej, im większe przywiązanie do zawodu, do szkoły, do uczniów.

Czterdzieści lat właśnie, w maju jak teraz, odbyła się moja habilitacja na docenta literatury polskiej. Habilitował mnie Mecherzyński, mój poprzednik na tej katedrze, Rektorem był Dunajewski. Zw raca się do nich myśl z wdzięcznością dla wszystkich, z rzewnem przywiązaniem do wielu. Przyjm owali rekruta do swego pułku, a przyjmując żądali od niego i upo­minali, żeby czuł jaki bierze na siebie obowiązek względem nauki i Uniwersytetu, względem ojczyzny i Boga. Przyrze­kałem, i sumiennie mogę powiedzieć: dotrzymałem.

Kult żywego słowa 15 225

Page 227: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

W zupełności uczynić zadość obowiązkowi bez żadnego uchybienia i opuszczenia, to może się nigdy żadnemu 'czło­wiekowi nie udało i nie uda, ale rozumieć go, czuć, starać się go pełnić, to możemy i tośmy powinni. Jest zaś różnica i sto­pniowanie w odpowiedzialności profesorów. Obowiązek wzglę­dem nauki jest dla wszystkich ten sam, rów ny: ale odpowie­dzialność względem społeczeństwa, względem przyszłości, ta jest mniejsza lub większa podług natury wykładanego przed­miotu. Profesor matematyki naprzykład, profesor astronomji albo chemji nie ma sposobności ani możności potrącać o su­mienie i uczucia ucznia, o duszę człowiekowi serca Polaka. Pro­fesor historji, a dopieroż historji polskiej i literatury polskiej, ten zawsze, co dnia, co godziny, ma do czynienia z tą duszą i z tern sercem; chce czy nie chce musi się do nich odwoływać, na nie działać, i może działać dobrze, albo źle. Może sumie­nia i uczucia kształcić, albo je zaniedbać; podnosić w górę albo krzywić. Niebaczne słowo, niejasna myśl profesora, może bez jego złej woli nawet, rzucić w duszę ucznia ziarno, które się rozrośnie pomału w chwast uczuć błędnych i pojęć fałszy­wych. Tego się strzec, tego niezrobić, nie zasiać żadnego ziarna złego, swojem słowem nie przynieść szkody ani duszy ucznia, ani narodowi i jego przyszłości, to jest ta wielka troska w któ­rej żyje, to ciężkie brzemię odpowiedzialności, które dźwiga profesor polskiej historji i literatury. Żem tę odpowiedzial­ność rozumiał, to zawdzięczam szczęściu jednemu z najwięk­szych jakie człowiek mieć może, temu mianowicie, że byłem przez całe życie między wyższymi od siebie: rozumniejszymi i lepszymi. Od dzieciństwa, przez młodość, do dojrzałego wieku, takie nauki, takie żywe przykłady, które mi nie da­w ały ani zboczyć, ani się opuszczać, ani widzieć innego celu prócz służby Bożej i służby ojczyzny. Należałem zaś do tego pokolenia, co się chowało na Krasińskim, a choć nie w ierzyło w naród wybrany i Chrystusową ofiarę, uwierzyło i nauczyło

226

Page 228: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

się, że ten naród z próby grobu musi wyjść lepszym jak byl, jeżeli ma z niej wyjść żywym i do życia zdolnym.

2 takiem uczuciem, przekonaniem, zamiarem, pełniłem ten obowiązek profesora. Napotkałem raz w jednej modlitwie ko­ścielnej słowa: Da sermonem rectum in os meum... Powtarza­łem je często, a miałem zawsze w pamięci. „D aj w usta moje słowo prawe“ — daj żebym mówił prawdę, a nie zwodził i na złe nie uwodził fałszem. Prawda to pierwszy cel nauki, pierwszy obowiązek profesora: w moim przedmiocie prawda0 pisarzach i dziełach naprzód, ale pośrednio i prawda o Pol­sce przeszłej, dla Polski teraźniejszej i przyszłej. Myślę, żem tego przykazania nie przestąpił: że moje słowo było prawe, żem nie fałszował, nie przekręcał, nie naciągał: żem żadnego z naszych pisarzy nie skrzywdził, ale też żadnemu nie po­chlebiał, choćbym go najbardziej czul, wielbił i kochał. Ten dzisiejszy dzień daje mi świadectwo, jakie się daje dobremu słudze: służył wiernie, pilnie, i trzeźwo.

Wiernie: prawda. N ie sprzeniewierzyłem się ani Bogu1 Jego kościołowi, ani czci i powadze tego Uniwersytetu. P il­nie? na ogół zapewne, choć można było robić pilniej a zanie­dbywać mniej. Trzeźwo? tak: bo nie upajałem się ani unie­sieniem i zachwytem, ani goryczą, ale starałem się widzieć i wystawiać wszystko tak, jak naprawdę było. W zdaniu i są­dzie mogłem się m ylić: ale przekonanie było zawsze szczere, rzetelne, a wola była dobra.

Teraz- odchodzę, po czterdziestu latach tej służby, — że­gnany, jak nikt tu żegnanym nie był, choć byli godniejsi ode- mnie. Ten nadmiar dobroci, nadmiar uznania, zawstydza mnie, kiedy go porównywam z sobą samym, ale raduje mnie, bo go nie do siebie samego odnoszę. J a tu stoję, jeden z ostatnich żyjących swego pokolenia, jak wyobraziciel, uczeń, towarzysz, pomocnik, tych co byli a zeszli, tego kierunku, tej sumy uczuć, przekonań, zasad, tego zbioru ludzi, wśród których żyłem, tych, co na różnych polach, różnymi sposoby, w nauce, w ży-

227

Page 229: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

ciu publicznem, w piśmiennictwie, w prasie, na trybunach par­lamentarnych i na kościelnych ambonach, pracowali na to, jak Szujski dobrze określa, aby „naród był z was kiedyś duży — wierny Bogu i dobry na bliźnie“ . Raczyłeś wyraźnie powiedzieć Panie Rektorze, źe we mnie cenisz ten kierunek życia i pracy, ten charakter zasad i dążności. A więc, tę na­grodę, którą ja dziś odbieram, niech mi wolno będzie złożyć jak pamiątkowy wieniec na grobie Szujskiego, Kalinki, K la ­czki, Potockich, Pawła Popiela, Dunajewskiego, Manna, Z y- blikiewicza, Leona Sapiehy, Majera, Lubomirskiego, Dietla, i na dawniejszych starego Adama Czartoryskiego, W ładysława Zamoyskiego, Krasińskiego, Kajsiewicza.

W tych latach ile dobrego, ile powodów do wdzięczności dla Boga i ludzi: nie zliczyłbym. Ale jeden, na pozór drobny, wspomnieć muszę. Przez wszystkie te lata ani jednego nie­porozumienia, ani cienia choćby jednej, choćby najmniejszej przykrości, od żadnego z kolegów, i od żadnego z uczniów. W ludzkich stosunkach to przecie rzecz rzadka, a w niej po­wód do rzewnej i do radosnej wdzięczności dla wszystkich. T o też okazać tę wdzięczność pragnę szczerze. W zywasz mnie łaskawie Magnificencjo, żebym korzystał ze swego prawa i je- '' szcze wykładał. Za swoje zdrowie i za siły ręczyć nie mogę, ani się wyprzeć, że czuję jednak niejaką potrzebę wypoczynku: ale szczęśliwy będę, jeżeli będę mógł wracać tu czasem na ochotnika, i przydać się jeszcze.

Czterdzieści lat! Ile przez te lata na świecie zmian, i jakie! Smutne były tamte czasy, te smutniejsze. C o dobre, to pod- rasta i szerzy się zwolna: co złe, w ali się i burzy spiesznie, gwałtownie. Dobre weźmie górę i kiedyś stale, ale dziś jest przeczone, deptane, karczowane. Oznak zepsucia nie widzieć może tylko obojętność, przeczyć im może tylko małoduszność, brać je za dobre może tylko zaślepienie albo przewrotność. One są, i po mechanicznych rozbiorach grożą chemicz­nym rozkładem polskiej duszy. Uczym y się nie rozróżniać

Page 230: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

między złem a dobrem, wiarę w Boga mieć za znamię głup­stwa, a za dowód rozumu i postępu to zbluźnienie Boga, które już Skarga liczył między grzechy jawne tego królestwa. Dziś ono jawniejsze, zuchwalsze, niż było za Skargi: a skutki, gdyby miały trwać, byłyby gorsze niż wtedy, bo dziś do stracenia już nierównie mniej. Społeczeństwa mają swój stos pacierzowy jak ludzie: jest nim Bóg i Jego prawo. K to ten stos pacie­rzowy chce wyjąć, a w jego miejsce wstawić inny, człowieka i jego żądze, ten skazuje organizm na stopniowy rozkład i na śmierć. „N arodu duch zatruty“ , to nietylko „bólów ból“ , to narodów zguba, śmierć.

Szczęściem jest i dobre, a w niem otucha, nadzieja, nie­tylko obrony, ale życia, siły, odrodzenia. T ą nadzieją żegnam ten Uniwersytet, z życzeniem, żeby był zawsze ogniskiem i zbiornikiem siły i życia, czynnikiem odrodzenia. Starość zna jeden przywilej piękny, prawo i przywilej błogosławienia, nie swoich dzieci i wnuków tylko, ale wszystkich. Z tego prawa korzystam, i na odchodnem błogosławię tę szkołę, wszystko w niej, ludzi, prace, wspomnienia, kamienie nawet, wszystko to, co jest i to, co będzie, żeby jak wieki trwa, tak wieki przetrwała, w tym samym zawsze dobrym duchu, z Bogiem w sercu i czcią na czole, żeby tu byli zawsze nauczyciele mą­drzy a uczniowie szlachetni, żeby przed Bogiem i ludźmi, przed Polską i przed światem, przed przeszłością i przyszłością stał zawsze czysty, godny, przybytek prawdy, światła i czci, żeby w nim nie stało się nigdy, z niego nigdy nie w yszło nic złego: żeby zawsze i na wieki spełniał przykazanie i wróżbę daną przez założyciela.

‘229

Page 231: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

M O W A P R Z Y JA C IE L A N A P O G R Z E B IE P O E T Y .

(Przemówienie Gottfryda Benn na pogrzebie poety Klabunda).1

Przypadło mi zaszczytne zadanie wypowiedzenia słów kilku na uroczystościach pogrzebowych, które miasto Krossen urządza dla swego zmarłego syna. Koledzy po piórze zło­żyli ten mandat w moje ręce, jestem bowiem najstarszym przy­jacielem zmarłego i jego najbliższym rodakiem, gdyż również pochodzę z Marchji.

Zebrali się tu wszyscy jego krewni i wszyscy jemu bli­scy: rodzice, do których był tak bardzo przywiązany, żona, którą tak kochał, krewni i powinowaci, wreszcie mieszkańcy miasta, z którego pochodził; pragniemy więc tych wszyst­kich pod jednem przytulić skrzydłem i uczcić jak należy, gdyż wszyscy byli jemu drodzy i bliscy.

Cisną się jednak i ci, którzy byli innym węzłem ze zmarłym związani, zgłaszają swoje prawa ci, co nie złączeni z niebosz­czykiem węzłem rodzicielskim, ani braterskim, pragną prze­cież w tej uroczystości uczestniczyć. Są to pobratymcy jego ducha, gdyż z nim razem służyli ludzkości, oddawszy się na usługi słowa, są to artyści, poeci, pisarze i literaci, dla których, tak jak i dla zmarłego, jedynym orężem życiowym była wiara i talent, a treścią życia cierpienie. Zm arły przyznawał się do łączności z nimi, lgnął do nich w latach nędzy, bratał się z nimi w okresie swej sławy. Pragnę w ich mówić imieniu, chociaż są oni daleko, ale są prawie wszędzie, w Berlinie, Mo- nachjum i poza granicami Niemiec, we wszystkich centrach kultury zachodu.

Przedewszystkiem chcę wyrazić wdzięczność miastu Kro-

1 Beri. Tageblatt, wrzesień 1928.

230

Page 232: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

sen, które na swoim cmentarzu złożyło ciało poety. Miasto to opiewał on w swoich poezjach, a w zakończeniu ody, poświę­conej rodzinnemu miastu, opisuje chwilę swego pogrzebu „gdy grudy ziemi spadną na jego małe zbiedzone ciało“ , i cieszy się, że będzie to ziemia — matka, ziemia sercu bliska, ziemia z Marchji, gdzie rzeka Bober w pływ a do Odry, gdzie czas ginie w odmętach wieczności! Miastu Krossen należy się wdzię­czność za to, że upomniało się o szaty cielesne poety, że za­brało je sobie i chce je uczcić, chce im hołd złożyć. Dzięki na­leżą się tembardziej, że zm arły, syn miasta Krossen, a nasz towarzysz nieodżałowany był tylko artystą, był tylko poetą, tylko głupcem — jak się to mówi w Zaratustrze — a mimo to w udziale przypadają mu cześć, honory i hołdy.

Poeci są łzami narodu, dobrze więc dla Niemiec, gdy świat słyszy, że znalazło się miasto, które miało i czas i ochotę uchy­lić przed temi łzami czoła.

Z tych dolin, które się przed nami roztaczają, pochodził Klabund; urodził się wśród tych pagórków, koło tej rzeki. Chodziliśmy razem do tej samej szkoły, mieszkaliśmy na tej samej stancji i często budziliśmy w sobie te wspomnienia prze­szłości. Spotykaliśmy się w Monaehjum, w Berlinie, razem spędzaliśmy święta. Znałem go w czasach, gdy był niczem, znałem go w epoce jego blasku i chwały.

Najpiękniejsze nasze wspomnienia datują się z czasów po­wojennych, gdy mieszkał w Berlinie przy małej, oddalonej uliczce, w malutkim pokoiku, o jednern oknie, ale bez łóżka. Sypiał i leżał na sofie, pokryty manuskryptami, dziennikami i listami, pracował gorączkowo, bez przerwy i wytchnienia. B y ły to lata jego choroby, odwiedzałem go jako lekarz. N ie­raz zwałem go po przyjacielsku „Jens Peter“ , a było to imię wielkiego duńskiego pisarza Jakobsena, do którego zmarły był bardzo podobny; obaj cierpieli na tę samą chorobę. Często widywałem w jego pokoju fiołki, ulubione kw iaty Szopena, również towarzysza choroby. Niejednokrotnie odczytywaliśm y

231

Page 233: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

ostatnie słowa Szopena, które wielki muzyk wypisał w dniu: śmierci; brzmiały one tak: „M oje ziemskie pragnienia i usiło­wania kończą się tem, co na ziemi uzyskać mogłem“ . Jest to ostatnie słowo prawdziwego artysty, który dał tylko część swojej indywidualności, jest to słowo pokory i rezygnacji, które mógł również wypowiedzieć Klabund, całe jego życie bowiem było przepojone głęboką skromnością i pokorą.

Przed oczyma naszemi stoi delikatna postać zmarłego przy­jaciela, któremu nie było danem rozwinąć się, dojrzeć w zu­pełności. A jednak uniósł on na swoich barkach ciężar do dźwigania trudny. N ie mam na myśli choroby, mam na myśli zawód i powołanie. Światu kompromisów i oportunizmu* światu sytych żołądków, urzędów i godności, przeciwstawiał tylko swoją wiarę i swoje serce. Było hasłem starego rodu francuskiego, rodu Beaumanoir’ôw, a może być hasłem wszyst­kich artystów, następujące wezwanie: „P ij własną krew, Beau- manoir“ . D la artysty znaczy to, że żyje wśród cierpień, po­maga sam sobie, jest swojem własnem wybawieniem i Bogiem. Jeśli ma pragnienie, własną pije krew: „P ij twoją krew, Beau- manoir“ . W ten sposób spijał nasz zmarły swoją własną krew, pił ją w każdej chwili istnienia, tak jak mu to nakazywało we­wnętrzne prawo jego życia i śmierci.

T ak żyła ta niepoczesna postać wśród bezkresów świata. Od wieków po wszystkie czasy i wśród wszystkich ludów chodzą takie małe postacie, nosząc na swych chorych barkach tajemnicę swego posłannictwa. Trudno jest mówić o tem dzi­siaj, wśród dzisiejszej bokserskiej cywilizacji, a jednak daw­niej była inna ludzkość i inna ludzkość przyjdzie po nas. Ten człowiek, którego popioły w tej urnie spoczywają, był zwia­stunem i zapowiedzią lepszej przyszłości. Dusza jego odwra­cała się od rzeczywistości, z otoczenia chwytał on tylko dźwięki, w których szukał bóstwa.

Szukał tedy bóstwa w każdym tonie. W tym zapale i pę­dzie nic go nie sprowadzało z drogi...

2 3 2

Page 234: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Gdybym miał coś napisać nad tą urną, która kryje jego popioły, to wypisałbym zdanie, zaczerpnięte z jednej z po­wieści Józefa Conrada, o której mówiliśmy często ze zmarłym. T o zdanie oświetla zamęt, panujący w duszy ludzkiej i za­mieszanie w historji ludzkości. Brzmi ono tak:

„W yśnij sobie piękno życia i idź za niem, idź dalej, idź wiecznie, idź do końca“ . Tern zdaniem żegnam naszą dwudzie­stopięcioletnią przyjaźń i pragnę uścielić zmarłemu z wyśnio­nego przezeń piękna życia wieczne posłanie, niech w niem spoczywa na wieki!

233

Page 235: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

TEODOR DOSTOJEWSKI.(Mowa A. T . K oni’ego, wypowiedziana na zebraniu Towarzystwa Praw ­

niczego Uniwersytetu Petersburskiego w dniu ̂ lutego 1881 r . ) 1

Leją się łzy nad grobem człowieka, nad mogiłą artysty po­chylają się czoła. Niech mi wolno będzie uczcić jego pamięć, oddać hołd myślicielowi, który szukał rozwiązania najwięk­szych zagadek świata. W szak my, prawnicy, nie jesteśmy śle­pymi stróżami suchych norm prawnych, m y łakniemy pokoju, sprawiedliwości, dążymy do urzeczywistnienia idealnych form współżycia ludzkości. C zyż wolno nam zamknąć się w cia­snych ramach naszego zawodu, czyż możemy pozostać głusi na ten huragan nowych, wielkich, głębokich myśli, ślepi wobec przepysznej aureoli światła, które rozniecił umysł tego genjal- nego psychologa?

M łody prawnik uczy się teorji prawa karnego i staje nagle przed mrocznem zagadnieniem przestępstwa. C zy jest to po­jęcie oderwane, dalekie, czy też konkretne, życiowe?

Teorja zwie przestępstwem naruszenie norm prawnych, wskazuje jego poszczególne etapy: usiłowanie, wykonanie; czyż może jednak teorja roztoczyć przed nami obraz tych sił i prą­dów, z których się myśl przestępna rodzi, czy może zobrazo­wać to zmaganie się namiętności i woli, pokusy i sumienia, czy może uzmysłowić treść wewnętrzną tych psychologicz­nych procesów, w których złe skłonności, namiętność, żądza biorą górę nad obawą kary.

T o samo dotyczy kary. Kodeksy wskazują jej rodzaj, jej rozmiary, sposób jej wymierzania i wykonanie. Jest to tylko szkielet, który trzeba wypełnić treścią. W szak są dwie kary,

’ A. T. Koni: Na żiznennom puti.

234

Page 236: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

kara zewnętrzna, nałożona przez władzę karzącą państwa i kara wewnętrzna, której proces duchowy zupełnie innym po­dlega zasadom. T a pierwsza — to poena scripta, ta druga — to poena nata. Trzeba je sharmonizować ze sobą, bo rozbież­ność tych kar to tragedja przestępcy, zamkniętego w celi i od­danego na pastwę wyrzutów własnego sumienia.

C zyż kodeksy mogą na te pytania odpowiedzieć?I oto stanął na widowni człowiek tej miary co Dostojew­

ski. Znaną wam jest ta wzruszająca epopeja, w której autor po mistrzowsku roztacza przed czytelnikiem wszystkie stop­nie upadku swego bohatera, wtajemnicza w jego duchowe ka­tusze, każe czytelnikowi z nim razem cierpieć i boleć, kończy wreszcie w imię miłości i w iary, pojednaniem przestępcy ze społeczeństwem, które poprzez zbrodnię i upadek widzi nie­szczęście i niedolę ludzką.

W dziele tern tkwią wszystkie problematy prawa karnego, opisane wszechstronnie i głęboko. Jest to obraz wewnętrznego rozwoju przestępstwa od samego poczęcia się przestępnej my­śli aż do przelania krw i. Zam ysł przestępny pada jak ziarno na ziemiste ludzkie podłoże, to podłoże sprzyja jego rozwo­jowi, ziarno puszcza pędy. Pogłębia się w tem podłożu, gdyż w pływ a na to cała atmosfera otoczenia. Rozwój tego zarodka to najwierniejsza prawda, zupełna rzeczywistość, a losy tego ziarenka to historja naturalna przestępstwa.

Złam any nędzą, zniechęcony niedolą i niepowodzeniem, w rażliw y i nieodporny student Raskolnikow widzi, że nie po­trafi już walczyć z przeciwnościami życia. Słabych odruchów gasnącej energji młodzieńczej nie powstrzymuje nawet słodki obraz drogiej i kochającej matki, walczącej z biedą i niedostat­kiem i goniącej resztkami sił, ażeby wychować syna i zapew­nić byt córce. W yobraźnia jego, podsycana wciąż majacze­niami wycieńczonego głodem ciała, stawia mu przed oczyma obrazy bogatej stolicy, widziadła ludzi sytych, żyjących w do­statku i spokoju, życiem wygodnem, bez celu i treści. Przypad­

235

Page 237: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

kowo słyszy rozmowę o babie starej, siedzącej na kufrach, pełnych klejnotów i skarbów, o nagromadzonych pieniądzach, które wystarczyłyby do otarcia niejednej łzy, do ulżenia nie­jednej nędzy. T a baba żyje z wyzysku, pożycza na zastaw, pobiera grube procenty, wysysa z ludzi ich ostatni dobytek. Ja k zdradliwy wąż zakrada się do duszy jego pytanie, czy to jest prawo, czy bezprawie; wślizguje się myśl, że wolno takiego prawa pozbawić. T a myśl pada na glebę podatną, którą głód i zniechęcenie już odpowiednio przeorały, a zatruł jad pokusy i pożądania. On zaledwie zdaje sobie sprawę, że tak być nie powinno, on nie wie, jak taką krzywdę naprawić i jakich ku temu użyć sposobów. Chorobliwa jego fantazja podsuwa mu sposoby wyrównania niesprawiedliwości społecz­nych i praktycznego urzeczywistnienia swej żądzy. Przedziw­nie kiełkuje w nim ten myślowy zarodek, czerpie soki z nie­wygasłych potrzeb jego słabnącego ciała. N asuwają się pro­jekty realne, praktyczne. Ziarno puściło pędy, wydostaje się na powierzchnię, będzie dalej rosło i opierało się dobroczynnym podmuchom sumienia. Fantazja przemienia się w rzeczywistość.

Jeszcze się sam nad sobą śmieje, jeszcze się wzdryga na myśl, że czyn taki uchodzi za zbrodnię, że mógłby okazać się niezdolnym do jego urzeczywistnienia. Przed oczyma jego przesuwają się nieświadomie obrazy z jego rodzinnego życia, widzi w myślach matkę zmagającą się z losem, nieszczęsną siostrę, z trudem znoszącą biedę, pijaka Marmeladowa, ble- dziutką Sonię, oddaną cudzym dzieciom, jej złą macochę. T o co przedwczoraj było fantastyczną mrzonką, a wczoraj mo­żliwością, dziś jest już konieczne i nieuniknione. Rozumowi brak sił do walki z sercem, w którem tkwi wyhodowane i za­zdrośnie ukryte marzenie o dokonaniu zamierzonego czynu. Marzenie to napawa go rozkoszą i zadowoleniem na jawie, gnębi go ciężkiemi widziadłami sennemi w nocy, przywodzi mu na pamięć wszystkie wspomnienia dzieciństwa. Och, te wspomnienia! One budzą protesty jakichś ukrytych zakąt­

Page 238: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

ków duszy, protesty wzruszająco wymowne, ale bezpłodne, bezskuteczne, gdyż postanowienie już prawie powzięte. W y­starczy jakikolwiek bodziec z zewnątrz, by je wprowadzić w czyn. Ktoś woła: „Siódma godzina“ . Raskolnikow słyszy to wołanie, wspomina, że jego ofiara o tej porze bywa sama w domu i idzie, idzie spełnić swoje zamierzenie.

C zyż obraz ten nie jest skreślony z najwyższym realizmem, czyż nie cechuje go najwyższa artystyczna subtelność?

Powie ktoś, że Raskolnikow to typ rzadki, w yjątkowy, w którym uczucie obrażonej dumy, nędza i zdziczenie stwa­rzają chorobliwą teorję, będącą podłożem przestępstwa. Powie ktoś, że źródłem wszelkich przestępstw jest namiętność i że należało przedstawić człowieka, żyjącego w pomyślnych wa­runkach, człowieka sytego i zrównoważonego i opisać, jak w jego duszę namiętność się wkrada i spycha go w przepaść występku. Temu żądaniu Dostojewski uczynił zadość. Świ- drygajłow to człowiek żyjący w dostatku, człowiek solidny i porządny, a jednak owładnęły nim fizyczne żądze i jest do wszystkiego zdolny, byle swe popędy zaspokoić. Świdrygajłow jest ucieleśnieniem tak silnej namiętności, że aż strach ogar­nia czytelników, gdy wprowadza on w swój dom czystą i ufa­jącą mu dziewczynę. W alka namiętności, zamierający proces usiłowania przestępstwa, obrona konieczna dziewczyny przed grożącem jej zgwałceniem zobrazowane są tak subtelnie i ujęte z taką prawdą psychologiczną, że stają się niewyczerpanym materjałem dla prawnika.

Dostojewski ukazuje, czem są poszlaki w procesie karnym, dostarcza obszernego materjału do krytyki ówczesnego systemu prawa karnego, odsłania wartość i moc dowodow, nawet w ar­tość dowodową przyznania się do winy. Przez usta swego sędziego śledczego ostrzega Dostojewski przed często zawodzącemi eksperymentami psychologicznemi, na których tak często oparte są śledztwa. „K ij o dwóch końcach“ , to oręż ostry i niebezpieczny, który musi być zaopatrzony w rękojeść,

237

Page 239: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

gdyż inaczej nie można go uchwycić dłonią. G dy niema tej rękojeści, gdy brak punktu oparcia, konstrukcje psychologi­czne nie staną się narzędziem praworządności, lecz będą tylko porywami umysłu spekulacyjnego, dążącego za wszelką cenę do stworzenia materjału oskarżenia.

A kara, której proces rozgrywa się w duszy przestępcy, gdy w sposób dla otoczenia niewidzialny w duszę tę wkracza „nieoczekiwany gość, natrętny towarzysz“ — sumienie. K ażdy czytelnik przeżywa męki Raskolnikowa, dzieli trwogi, na­dzieje, obrzydzenie i strach, które owladają zbolałą duszą przestępcy, zanim ogłoszoną zostanie kara sądowa. W duszy jego już się odbył Sąd Boży i łaknie on jak najrychlejszego wymiaru tej kary zewnętrznej, po której odbyciu rozpocznie nowe życie. Tej kary pragnie obudzona, lecz nie przestępna dusza Raskolnikowa, tak samo, jak śmierci pożąda Świdry- gajłow, świadomy, że pustem i nikczemnem było jego życie.

Z dzieł Dostojewskiego okazuje się, jak ważnym momen­tem w kryminologji są patologiczne stany duchowe, których tak wiele ujawnia się przed sądem. Prawo zamyka te kwestje w ciasne ramy, tymczasem typów patologicznych staje przed sądem więcej, niż się naogół przypuszcza. Prawnik nie może zamknąć oczu na te objawy.

Praktyka sądowa zna trzy typy patologiczne: ludzi cho­rych na brak woli, dotkniętych brakiem rozsądku i niezaspo­kojonych duchowo. W szeregu artystycznych obrazów wypo­wiedział się Dostojewski co do każdego z tych trzech typów. Pierwszy typ — to zapamiętali pijacy, ofiary smutku, który chcą utopić w winie, ludzie pozbawieni godziwych przyjemno­ści i szukający ich w alkoholu. Stoi przed nami Marmeladow, świadomy w pełni, że gubi swą rodzinę, że doprowadził córkę do handlowania ciałem, że odbiera jej ostatni grosz, potrzebny jej na stroje kokoty. On nie może się oderwać od kieliszka, który jednocześnie i budzi i zaciera w nim szlachetniejsze po­ryw y ducha. W idzimy, wśród jakich walk i zmagań wewnętrz­

238

Page 240: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

nych przekracza on ten Rubikon samowiedzy, który odgrywa tak ważną rolę w kryminologji.

Przedstawiciele drugiego typu — to chorzy umysłowo. U stawy karne nałożyły w art. 353— 356 na prawników obo­wiązek stwierdzenia stanu umysłowego obwinionych a po­nadto powinni oni zaznajomić się z patologją stanów umysło­wych człowieka. Ale nawet dzisiejszy stan nauki nie wnika tak głęboko w subtelności zaćmienia ducha, jak to czyni Do­stojewski, przedstawiając w swych dziełach najrzeczywistsze obrazy ledwie uchwytnych, najbardziej zawiłych patologicz­nych procesów duchowych. Opisuje on objawy elementarnych zamąceń sfery psychicznej, halucynację i wizje. Halucynacyj doznaje Raskolnikow, gdy ulega ścigającym go widziadłom i idzie do mieszkania zamordowanej staruszki, gdy bije ją, jakby w półśnie, po głowie, a ona, nachylając się, śmieje się do rozpuku, gdy słyszy jednocześnie na schodach rosnący wciąż i szumiący tłum. W arto przypomnieć wizje Świdrygaj- łowa, halucynacje, jakim ulegał w zimnym pokoiku brudnej restauracyjki w parku, gdy obok leżała jego ofiara, niewinne dziecko pogrążone w mrokach śmierci, a on nagle otwierał ramiona do namiętnych uśoisków.

Dostojewski opisuje nietylko procesy duchowe o formach ostrych i gwałtownych, szybko po sobie następujące, lecz także procesy powolnego rozwoju melancholji z domieszką manji wielkości, manji prześladowczej. Pełna siły twórczej dusza artysty i jego przenikliwość duchowa stwarzają obrazy, które znalazły wierne potwierdzenie w nauce, które podpisałby każdy psychjatra. Dostojewski studjował najdrobniejsze od­cienie patologiczne stanów ducha, drżał na myśl, że typy pa­tologiczne dostają się do więzień, mimo, że są niepoczytalne i nieodpowiedzialne. W „Dzienniku Pisarza“ staje w obronie Korniłowej, obwinionej o wyrzucenie przez okno swej pasier­bicy i rozwija myśl, że brzemienność kobiety jest źródłem wielu anormalności, które wykluczają jej odpowiedzialność karną.

239

Page 241: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Ludzie duchowo głodni, to typy szukające napróżno od­powiedzi na nurtujące ich dusze wiecznie te same pytania, pytania, których nie zagłusza gwar bujnego życia i nie ucisza codzienna szarzyzna.

T y p y te, to ludzie, którzy łakną zaspokojenia swych we­wnętrznych wątpiiwośoi, których zadręcza nigdy nie słabnące i nieustające pożądanie manny duchowej, którzy błagają o tę mannę, a otrzymują kamienie. Ich obrazy szkicował Dosto­jewski ze szczególną lubością i znajomością przedmiotu, im poświęcał swoje prace ostatnich lat. M aterjału dostarczyło artyście sekciarstwo. Sekciarze występują w „M artw ym Do­mu“ , ukazują się w osobie M ikołki, w „Zbrodni i Karze“ . Niemożność żywego obcowania z Ż yw ą Cerkwią, wiekowa w alka z dziką szarą przyrodą wycisnęły swoje piętno na nauce i na obrządkach naszych sekciarzy. W obrządkach tych maluje się mglisty stosunek do życia, są one wyrazem nie­zw ykłych wyższych dążeń, uzmysławiają pragnienie cierpie­nia. Nasze ustawodawstwo nie liczy się z naturą tych dążeń, zabrania tych obrzędów, nakłada na nie kary, dopatrując się w nich punktu ciężkości istnienia sekty. Siłę wewnętrzną sekt stanowią nie obrzędy, lecz jest nią dążność błądzącej we mgle i poszukującej prawdy duszy ludzkiej do umartwiania się; kara kodeksowa jest jakby drogą do wiecznego zbawienia, gdyż daje to, czego ukarany pożąda.

Dostojewski jest jakby słupem granicznym między prze­szłością a przyszłością, tchnął on w teorje kryminalne nowe życie. Obrońca maluczkich i słabych, ich przyjaciel wierny, stał się orędownikiem żywego człowieka, którym dotąd po­miatano, a którego on zobrazował we wszystkich drgnieniach duszy, torując nowe drogi kryminalistyce.

W tem tkwi jego największa zasługa wobec prawa. On stworzył nowe pojmowanie kary. On nas wprowadził do ro­syjskich więzień, roztoczył przed nami obraz Syberji, rozbił wszelkie teoretyczne przesądy przeszłości. On wskazał na wię­

240

Page 242: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

zienia jako na mogiłę ludzi, skupionych razem, a cierpiących oddzielnie, cierpiących różnorodnie i na kratach więzień w y­pisał słowa: „Lasciate ogni speranza“ . Człowiek to istota, która do wszystkiego przywyknie. T o wszystko, do czego się czło­wiek przyzwyczaja, opisał nasz psycholog i myśliciel bez cie­nia przekory i ironji, nie przesadzając i nie pomniejszając. Z pod jego pióra wyrastają jak żywe obrazy opisy cel wię­ziennych, regulaminy więzienne, a w nich zamknięte i zgnie­cione masy ludzkie, dusze ludzkie zdeptane, ale wiecznie żywe. K ażd y z więźniów zachowuje swoją indywidualność, swoje cechy charakterystyczne i wszystkie znamiona człowie­czeństwa. Aresztancki kaftan nie skryje i nie przysłoni duszy ludzkiej. Mieszkańcy „M artwego Domu“ , to nie szary tłum przytłoczony karą więzienną i skupiony w jedną bierną masę, ale żyw y organizm, pełen indywidualnych zabarwień i od­cieni. Przedstawiciele tych odrębności indywidualnych kro­czą jak żyw i przed nami. Są tam złodzieje i rabusie z ich po- nuremi marzeniami o nożu i krwi, nietyle źli, ile dzicy i okru­tni, prości ludzie, ponurzy sekciarze, pełni tęsknoty za swoją ojczyzną Polacy, wszyscy otoczeni nimbem miłości autora, który darzy ich promieniami przebaczenia i zgody, dla każ­dego ma słowo szczerego i chrześcijańskiego współczucia. Całe życie więzienne stopniowo odsłania się przed nami, znajdu­jemy się w świecie jakby nowym, nazewnątrz strasznym, we­wnątrz oryginalnym, ciekawym na początku, wzruszającym przy końcu, a w każdym szczególe najzupełniej rzeczywistym.

Patrzcie, ile tam rozsianych głębokich myśli o organizacji kary, o jej wpływie. Dostojewski rozważa kwestję przebywa­nia więźniów we wspólnych celach, łączenia ich razem, staje na bardzo oryginalnym, głębokim punkcie widzenia. Nie trw oży go współżycie ludzi różnego kalibru i poziomu, uważa on, iż znajdą się zawsze pewne punkty styczne i pewne wspól­ności. Zdaniem jego, najstraszniejszą dla więźniów jest ta wie­czna łączność, niemożność przebywania choć czasem w samot­

Kult żywego słowa 16 241

Page 243: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

ności. On nie dąży jednak do drugiej ostateczności, do trzy­mania więźniów w celach pojedynczych. Tego systemu D o­stojewski nie uznaje. Samotność wyciska wszystkie soki z czło­wieka, rozstraja go w zupełności, osłabia, przekształciwszy go w wyschłą mumję, stwarza tylko pozory poprawy i skruchy. Niech więzienie nie odbiera człowiekowi możności wniknięcia w siebie, ale niech go samotność nie rozstraja cieleśnie i du­chowo. T ak zapatruje się Dostojewski na wewnętrzną orga­nizację więzień. „N ie wolno żywego człowieka przemieniać w trupa“ . W energicznych słowach protestuje Dostojewski przeciw zbytecznemu poniżaniu, przeciw pogardzie, okazy­wanej więźniom, malując wielokrotnie bunty obrażonej god­ności własnej, upominającej się o niezatracone prawa do ludz­kiego traktowania. Każe on karę indywidualizować, aby uni­knąć jej okrutnej nierówności, wskazuje na ciężkie prace wię­zienne, nie dlatego, że są zbyt trudne, lecz dlatego, że w oczach więźnia nie mają żadnej wartości realnej, natomiast zużywają jego energjęi poniżają go. Każde słowo autora tchnie ludzkością i pragnieniem uznania w osobach więźniów godności ludzkiej.

N ie poprzestaje Dostojewski na analizie życia więzien­nego. Omawia najsurowszą karę... karę śmierci. Zagłębia się w tem wiecznem pytaniu prawa karnego, które dzieli praw ­ników na dwa obozy. I w tej kwestji wypowiada się Dosto­jewski prosto i otwarcie. N ależy się wsłuchać w to, co o po­zbawieniu życia pojedynczego człowieka przez zbiorowość, mówi pisarz, który potrafił tak plastycznie odmalować grozę zabójstwa jako przestępstwa. Dostojewski podejmuje na nowo, dokonany już raz przez W. Hugo, wzruszający opis ostatniego dnia przestępcy skazanego na śmierć i ze skazańcem razem wchodzi na szubienicę. Kreśli w mocnych słowach tę ostatnią sekundę, która poprzedza śmierć. Opis jest krótki i pełen grozy. T a obrona pierwiastków nadziei, tak obficie rozsianych w duszy ludzkiej, wzruszy najbardziej zawziętego obrońcę kary śmierci. I w tem leży nowa wielka zasługa myśliciela i artysty.

242

Page 244: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

MATEMATYKA W SZTUCE, NATURZE I ŻYCIU.

(Mowa Willibrorda Besslera, wygłoszona do młodzieży szkolnej dnia24 Iipca 19 10 ).1

Kochani Przyjaciele!Co do nauki matematyki istnieją różne zapatrywania; je­

dni mają do niej zamiłowanie, drudzy uczą się pod przymu­sem; niektórzy świadomi są wielkich korzyści, jakie ta nauka przynosi, inni widzą same tylko jej ujemne strony.

Skądże tak sprzeczne zdania?Matematyka wymaga wysiłków, a gdy potrzeba pracy,

trudu i znoju, człowiek zrzuca chętnie ciążące i dotkliwe brze­mię. Dlatego większość uważa matematykę za przedmiot nu­dny i żmudny, a tylko nieliczni jej wartość należycie oceniają.

Rozważm y co matematyka dla dobra ludzkości zdziałała! Rzut oka na dzieła, które ona stworzyła, zachęci, pobudzi i zapali do poświęcenia się tej gałęzi wiedzy.

K tóż nie zechce oddać się na usługi Królowej, któż nie pójdzie na służbę nawet ciężką, gdy Królow a ta obsypuje do­brodziejstwami i daje zadowolenie i zaspokojenie wielu pra­gnień?

T aką Królow ą jest matematyka, dzięki niej obsypuje nas natura i sztuka najhojniejszemi darami.

W szystko co miłe, pożyteczne, praktyczne, wszystko opiera się na zasadach matematyki!

Spójrzcie na pokój, w którym mieszkacie, runęłyby dawno cztery ściany i sufit, gdyby nie obliczyła matematyka, jak kamień ma leżeć na kamieniu, i jak się mają zwierać ściany.

1 Willibrord Bcssler; Der junge Redner.

16*243

Page 245: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Niedawno spuszczano w Hamburgu na morze olbrzymi okręt. Rok cały budowano okręt, wreszoie przystrojony we flagi stał gotowy do odjazdu. G dy jednak odpięto łańcuchy, gdy statek ruszył na pełne fale, przechylił się tak bardzo na jedną stronę, że drugi bok w ystawał i sterczał nad powierzch­nią. K rzyk rozpaczy w yrw ał się z piersi naczelnego inżyniera, na nic jego praca, daremne wszystkie trudy! Popełnił on jeden jedyny błąd, błąd niewidoczny, pozornie nieznaczny, naru­szył jedno jedyne prawidło matematyki, na które nikt uwagi nie zwrócił, a matematyka tak srogo się pomściła i zniweczyła owoc całej jego pracy!

Ale czyżto jeden jedyny przykład?U każdego cieśli, stolarza, kowala, murarza widzimy prze­

różne m iary i środki miernicze, a matką ich jest matematyka; wszystkie zdobycze wieku: kolej żelazna, drogi, mosty, aero­plany, samochody, rowery, wszystkie maszyny, wszystko co jest z pożytkiem dla handlu i przemysłu, wszystko to rodzi się na granitowej opoce matematyki.

Idźm y dalej: Sztuki piękne, architektura, malarstwo, rze­źby, nawet taniec i poezja rozwijają się pod egidą matema­tyki; znawca sztuki Reichensperger nazywa matematykę osią każdego wielkiego dzieła sztuki, Riehm twierdzi, że miara i liczba jest jednym ze składników piękna.

Pitagoras mawiał, że muzyka to miara i takt, którą się słyszy, Platon odczuwał w pływ m iary na piękno i uważał każdą bezmierną wielokrotność za pozbawioną wszelkiego wdzięku.

K to rusza z posad i ożywia granitowe zw ały kamienioło­mów? K to je układa i ustawia w niebotyczne budowle i gma­chy? K to potrafi w nie duchem tchnąć, aby do nas przemó­wiły?

Te cuda tworzy duch matematyki!K to rozmieszcza tony w rytm i harmonję? Matematyka!

244

Page 246: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Miara, proporcja arytmetyczna i geometryczna, są twórczy­niami wszelkiej piękności, a w yszły one z matematyki. Mate­m atyka wyczarowała Akropolis, skomponowała dzieła Mo­zarta, Beethovena, Wagnera, wykrzesała z głazu podziwiane posągi bóstw greckich. Miara wzniosła ku niebu olbrzymie bu­dowle starego Egiptu, Bazylikę św. Piotra, tum w Medjolanie i Kolonji i ta sama miara obdarzyła świat cudownemi kształ­tami świątyni Salomona.

Sam Bóg stworzył świat na prawach matematyki! Upo­rządkował wszystko na podstawie liczby, m iary i ciężaru. Matematyka włada i króluje nad ziemią w niezmierzonych przestworzach atmosfery.

Je j zawdzięczamy urok blasku i światła, których działa­nie polega na długości i liczbie fa l i ruchów.

Rzymianie do swych cudownych mozaik potrzebowali 30.000 różnobarwnych kamyczków. C zyż można porównać te w ytw ory sztuki z cudownym kolorytem natury? Jakich środków użył Bóg w swej pracy twórczej? U jął ruchy eteru i długość fal światła według proporcyj matematycznych!

Te same środki stwarzają porządek i harmonję w ruchu ciał niebieskich, wirujących w atmosferze świata! D rży każdy na samą myśl o ogromie gwiazd i ciał astralnych, nie rozu­miemy wprost ich niezbadanej objętości. Czytam y ze zdumie­niem, że nasza ziemia, ciało o tak niesłychanie olbrzymich roz­miarach swobodnie się obraca i że jednocześnie inne światy po swoich torach kroczą! W ydaje się nam niepojętem, że szybkość obrotu planet pozostaje w takim stosunku do szybkobieżności lokomotywy pociągu pośpiesznego, jak ruch lokomotywy do pełzania żółwia.

K to może utrzymać te olbrzymie ciała w ich biegu??? W y­jaśnia to władczyni świata, matematyka, ta błogosławiona wie­dza, przy pomocy której wieczny Bóg, jako twórca, i czło­wiek jako twórczy artysta, potrafili ze świata wykrzesać jego piękno.

245

Page 247: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Oczywiście, matematyka nie kroczy dumnie ze wzniesio- nem czołem i otwartą przyłbicą, nie przystraja się w złoto i purpurę, heroldzi nie idą przed nią i nie zapowiadają jej przybycia. Ona chroni się w ukryciu i z ukrycia rozkazuje, by materja, zapach i barwa zwiastowały ludzkości powab i czar piękna. Dlatego los jej jest taki, jak duszy ludzkiej: istoty powierzchowne nie uznają jej bytu. G dy jednak dusza w y j­dzie z ciała, cóż zostaje w rezultacie? Odbierzcie matematykę naturze i sztuce, a materja stanie się bezkształtną, zapach przy­krym, barwa brzydką! Bez matematyki runie w gruzy naj­dumniejsza budowla, muzyka stanie się drażniącym ucho roz- dźwiękiem, rozluźni się spoistość ciał niebieskich a świat sta­nie się jedną wielką ruiną.

M atematyka z ukrycia panuje jak przemożna królowa! C zyż mamy nią gardzić dlatego, że się skromnie chowa, dla­tego, że tylko pracą i znojem można ją wydobyć na powierz­chnię i rozkoszować się jej istnieniem.

Poznaliśmy ją i cenimy jej wielkość i znaczenie, uczmy się jej, przenikajmy jej tajniki do głębi!

Wznieśmy na jej cześć trzykrotny toast: Niech żyje i roz­w ija się nauka, która czyni z nas ludzi silnej woli, która duch nasz ożywia, krzepi i raduje, niech żyje ta szlachetna Królowa, która, choć niewidoczna, ale pełna sił i mocy, włada państwem świata, rządzi naturą i sztuką.

N i e c h ż y j e !

Page 248: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

MOWA GABRJELA D’ANNUNZIO(Wypowiedziana do Ateńczyków w dn. 9 lutego 1899).'

Ateńczycy!Przemówię do Was językiem mojej ojczyzny, a pragnę

spełnić śluby, złożone Matce-Helladzie, te śluby, które pew­nego pięknego dnia wyrzeźbiłem na bezmiernej skale, pobu­dzony tym samym rytmem, za głosem którego artyzm ludzki wznosił świątynie i przyoblekał marmur w kształty.

Uczucie to słodkie, a radość wielka, iż mogę przemawiać językiem rodzimym, z drugiego brzegu morza, że jestem zro­zumiany, poznany i znajduję się w tej przedziwnej atmosferze waszego kraju, w której duch mój porusza się i buja swo­bodnie i przestronnie. Melodja języka włoskiego dźwięczy bez przerw y pośród waszych czarownych wysp, jakby wyśnio­nych z bajki. Tam gdzie ody Safony, spływając ze strun harfy, przelatywały ponad dziobami galer trójwiosłowych, rozno­sząc jakby zapowiedź wiosny, tam nie razi dźwięk ujęty i uwieczniony w pieśniach Petrarki. Wasza gałązka oliwna, wasze wieńce mirtowe splatają się cudownie z wawrzynem florentyńskim.

Nieustanny i nieprzeparty pęd gna ducha naszego pokole­nia ku rodzicielce wyciosanych marmurów, ku twórczyni har­monijnych myśli, ku ojczyźnie niepokonanych bohaterów. J a ­kieś nieprzezwyciężone pragnienie duszy naszej pociąga i kłoni ją ku jasnym brzegom jońskim, gdzie rozpływa się ona w naj­wyższej błogości i przedziwnem szczęściu.

Ilekroć z wnętrz waszej ziemi w ytrw ała praca hołdowni- ków piękna nowy wyłoni posąg, nowy wygrzebie symbol mło­

1 G. d’Annunzio: Prose scelte.

247

Page 249: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

dości życia starego narodu, ilekroć ujrzy światło dzienne nowy cud starożytnej sztuki, tylekroć niejeden religijny poeta w Ita- lji odczuje trwożliwe bicie serce i zapyta sam siebie: „C zyż wydobyto wreszcie z łona Matki H ellady milczącego, ale wszechmocnego Boga, Boga, który snem jasnym przespał w ło­nie ziemi wieki, a dziś się budzi, by wyrzec hasło zmartwych­wstania???

A t e ń c z y c y ! W szystko to odczułem wczoraj, stojąc przed woźnicą delfickim, przed tym ostatnim przybyszem, wywodzącym się z podziemnego ludu nieukoronowanych zw y­cięzców. W ystarczy widzieć raz jeden, aby go zachować w pa­mięci na wieki, aż do śmierci. Stoi on żyw y, wszechobecny, wym owny swem milczeniem, tak jak wymowne są lasy, rzeki, góry, tak jak wymowne jest słońce i wymowne są gwiazdy. W prostych i przestronnych linjach jego ciała zaklęta jest siła, tak wielka, jak ta co ożywia pierwotne elementy wszechświata. Symetrja i stałość fałd jego tuniki przypomina powagę i moc kolumn, dźwigających frontony świątyń, przez bóstwa za­mieszkałych. Jego wyciągnięte naprzód ramię, jego ręka mocno i pewnie dzierżąca lejce zdaje się być zdolną do rządzenia światem. Jego oczy zwrócone w ostateczną metę, iskrzące się wiarą w zwycięstwo, są jakby wlepione w ten świetlany szczyt, gdzie zbiegają się wszystkie nieśmiertelne nadzieje, które Prometeusz Tytan ziemskiemu pokoleniu złożył w darze.

Ten woźnica nie jest już tylko kierowcą cyrkowej kw a- drygi, on zakreśla ruchy słońcu i gwiazdom, kieruje dniem, wskazuje niezmienne prawa, tworzy prawa natury.

T aką jest potęga waszej sztuki o Ateńczycy!!! K to się styka z tem arcydziełem, łączy się z wszechświatem.

Dzisiaj rano widziałem płaskorzeźbę w Eleusis. K rew we­zbrała w moich żyłach. I tutaj rozgrywa się stare i przecudo- wne misterjum, w którem uczestniczy życie wszechświata. W głowie Demetry spływają wieczne fale mórz, jej czyste czoło odzwierciedla nieziemski spokój, usta jej tchną podmu­

248

Page 250: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

chem lasów, jej pierś to skłony niebotycznej góry, fa łdy jej okrycia zw arły w sobie moc świętych kolumn, odwrócona jej twarz dysze słodyczą przyzwolenia, jej na poły przymknięta prawica chce być wyrazem szczodrobliwości, jej o berło oparte ramię napawa bezpieczeństwem i spokojem, jakie tylko opieka i wszechmoc bogów zapewnia ludzkości.

Jest ona matką ziemi, a korzenie swe zapuściła głęboko, czerpiąc cielesne soki z ziemi. T ak jak nogi woźnicy i jej obydwie nogi spoczywają na ziemi. Obie nogi Tryptolem a do­tykają ziemi. Młodzieniec jest nagi, a ręka jego tylko lekko muska, opuszczając niebacznie kraj szaty ku dołowi. On chce obnażyć swoją młodzieńczość i okazać swą siłę męską tej, którą miłością obdarza. Z jego jeszcze młodzieńczych kształtów bije tętno wzbierającej namiętności, miękkim ruchem pragnie, jakby samiec, swoją połowicę tulić i przygarniać do swego łona. On i matka opierają o ziemię swe nagie stopy, przyciskają się stopami do ziemi, chcąc jakby wyssać z niej niewyczerpane jej zasoby. Jedna noga Persefony wzniesioną jest ku górze, jak gdyby chciała odejść lub iść na czyjeś spotkanie. Fałdy jej sukni rozchodzą się jak gdyby pragnęła wchłaniać rozkoszne powiewy zefiru. Z jej skroni opadają włosy w tył jak iskrzące się płomyczki. Je j prawica wznosi się nad głowę dziecka, opromieniając tę główkę światłem i cieniem przeznaczenia. Przed jej oczyma w izja zmienności świata, rozigranego w pro­mieniach słońcach. Za nią mrok czeluści podziemnych, gdzie doczesność legła martwa w aureoli niezmiennego piękna śmierci.

Milczą wargi boskie i ludzkie, lecz dookoła rozlewa się nieprzebrany zdrój harmonji i piękna, a z oddali szumi szmer źródeł życia.

Taką jest potęga tworów, ukrytych w Waszej ziemi, o Ateńczycy! One tylko od czasu do czasu wychodzą na świa­tło dzienne, aby napełnić ludzi zachwytem i podziwem i po­cieszyć śmiertelników blaskiem prawdy, która trwa wiecznie.

249

Page 251: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Nadejdzie dzień i godzina, — może już jutro, — a jedno z tych waszych cudów świata wyrzeknie poecie lub bohate­rowi hasło zmartwychwstania. Poeta lub bohater obwieści to hasło ludowi. I po tylu przygodach, po tak zmiennych losach, po tylu bohaterstwach zadrżą morza drgnieniem nowej wio­sny, te morza, którym świeciła aureola A frod yty i które bar­w iły się purpurą krw i barbarzyńców.

Znośmy tymczasem stosy świeżego kwiecia, składajmy je w ofierze posągowi w Delfach, w darze marmurom w Eleu­sis, zwróćmy ku niebu nasze błagania i śluby.

Słuchajcie mnie Ateńczycy, słuchajcie mnie obywatele uwieńczonego fiołkami grodu! W miłości, w synowskiem od­daniu i przywiązaniu do waszego kraju nikt się nigdy nie zachwieje, gdyż słońce H ellady opromienia świat cały i jemu zawdzięcza każdy dojrzałość swego umysłu, pełnię swego ży­cia, radosne odczucie piękna.

250

Page 252: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

L I T E R A T U R A

w języku polskim:

Ju ljusz T enner: E s t e t y k a Ż y w e g o S l o w a , Lw ów 1904.— T e c h n i k a Ż y w e g o S ł o w a , Lw ów 1906.— O t w ó r c z o ś c i A k t o r s k i e j , Lw ów 19 12 .— P o d r ę c z n i k S z t u k i C z y t a n i a , Lw ów 19 17 .

K s. H enryk H aduch: Z a s a d y W y m o w y O g ó l n e ji K o ś c i e l n e j , K raków 19 17 .

S. W ołkoński: (w przekładzie M. Szpakiewicza), S ł o w o W y r a z i s t e , Poznań 1925.

E dw ard Leszczyński: H a r m o n j a S ł o w a , Studjum o poe­zji, K raków 19 12 .

O. Ja cek W oroniecki: O k o ł o K u l t u M o w y O j c z y ­s t e j , Lw ów — W arszawa 1925.

Tytus Benni: O r t o f o n j a P o l s k a , W arszawa 1924.Tadeusz Czapczyński: Ć w i c z e n i a w m ó w i e n i u , W ar­

szawa 1922.L. Roudet: Z a s a d y F o n e t y k i O g ó l n e j , przekład T .

Benni, W arszawa 19 17 .Lucjan Kom arnicki: S t y l i s t y k a P o l s k a , W arszawa

1922.H enryk G alie: S t y l i s t y k a , W arszawa 1927.Kazim ierz W óycicki: S t y l i s t y k a i R y t m i k a P o l ­

s k a , W arszawa 1927.Ja n Szczepański: W y b ó r z p i s m r e t o r y c z n y c h C y ­

c e r o n a , Lw ów 1928.— C y c e r o , W y b ó r m ó w .

Bolesław Stojanowski: C y c e r o , M o w y , Przemyśl i 9 22-.X . Arcybiskup Teodorow icz: N a p r z e ł o m i e , Przemówie­

nia i kazania narodowe, Poznań 1924.Ks. Antoni Szlagowski: M o w y N a r o d o w e , Poznań 1924.

— W y b ó r O b r o n S ą d o w y c h A d o l f a Pe - p ł o w s k i e g o , W arszawa, 19 12 , 19 14 .

251

Page 253: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

A dolf Suligowski: Z c i ę ż k i c h l a t , M owy, W arszawa, 1905.

— Z d a l s z y c h l a t , M owy, W arszawa 19 15 .M o w y S ą d o w e : Cz. I, Cz. II. W arszawa 1926.W ładysław Jabłonow ski: M o w y M u s s o l i n i e g o , W ar­

szawa 1927.

w języku francuskim:

Fernand Corcos: L ’a r t d e p a r l e r e n p u b l i c , Paris, Jouve & Comp. Edit.

Erneste Legouvé: L ’a r t d e l a l e c t u r e , Paris, Hetzel.Em ile Am et: C o m m e n t o n a p p r e n d a p a r i e r e n

p u b l i c , Paris, Jouve 1926.Raym ond Hesse et Lyonel Nastorg: L e u r m a n i è r e , Paris,

Grasset 1925.Susanne Daugnet-Gerard: M u s s o l i n i p a r l e , Libr. Pion,

Paris.Gustawe le Bon: P s y c h o l o g i e d e s f o u l e s , Paris, Libr.

Alcan 1926.

w języku niemieckim:

Palleske: D i e K u n s t d e s V o r t r a g s , Stuttgart 1892.D r Ernst Gebm lich: D e r G e f ü h l s i n h a l t d e r S p r a ­

c he , Langensalza 1899.Roderick Benedix: R e d e k u n s t , Weber, Leipzig 1913 .H. von W olzogen: P o e t i s c h e L a u t s y m b o l i k , Leip­

zig 1 897.̂A. Philippi: D i e K u n s t d e r R e d e , Grunow, Leipzig 1896.Hans Calm : R e d n e r u n d R e d e , Leipzig, Voigtländer

Verlag.Friedrich Naumann: D i e K u n s t d e r R e d e , Reimer, Berlin

19 14 .K . Skraup: D i e K u n s t d e r R e d e u n d d e s V o r t r a g s ,

Leipzig 19 0 J.Dr E w ald Geisler: R h e t o r i k, Teubner, Leipzig-Berlin 19 18 .Prof. Hans Probst: D e u t s c h e R e d e l e h r e , Gruyter,

Berlin 1920.Ew ald A ppelt: D i e K u n s t d e r f r e i e n R e d e , Hachmei-

ster, Leipzig 19 2 1.W illibrord Bessler: D e r j u n g e R e d n e r , Freiburg i B. 19 2 1 .

252

Page 254: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

H . O. Burggel: W i e w e r d e i c h R e d n e r , Rudolf, Dres­den 19 2 1.

Ju lja n Borchardt: L e i t f a d e n d e r R e d e k u n s t , Laub- sche, Berlin 1922.

P . K onrad Lienert: D e r m o d e r n e R e d n e r , Benziger, Einsiedeln.

A d o lf Damaschke: V o l k s t ü m l i c h e R e d e k u n s t , F i­scher, Jena 1924.

R u d o lf Steiner: D i e K u n s t d e r R e c i t a t i o n u n d De - c l a m a t i o n , Philosophisch-Antroposophischer Verlag 1928.

W ilhelm von H um boldt: K l e i n e S c h r i f t e n , Reclam N r. 6922— 24.

O. L. B. W o lff : L e h r-u n d H a n d b u c h d e r G e r i c h t ­l i c h e n B e r e d s a m k e i t , Jena, Manke 1850.

D r Hermann O rtlo ff: D i e g e r i c h t l i c h e R e d e k u n s t , Henser, Berlin 1887.

D r M ax N euda und Leo Schmelz: B e r ü h m t e V e r t e i d i ­g u n g s r e d e n , Wien 19 2 1.

Artur Rosenberg: A r i s t i d e B r i a n d, F r a n k r e i c h u n d D e u t s c h l a n d , Reissner, Dresden 1928.

Aischynes: R e d e g e g e n K t e s i p h o n , übers. Dr Wilhelm Reeb, Reclam 3174 .

Aristoteles: D i e P o e t i k, übers, v. D r Hans Stich, Reel. 2337.Cicero: V o m R e d n e r , Reclam 6884/87.

— R e d e f ü r T i t u s A n n i u s M i l o , Reclam 1 1 yofyoa.— R e d e f ü r Q u i n t u s L i g a r i u s ,

Demostenes: K r a n z r e d e , übers. Friedrich Jakob, Reclam 1914.

— P h i l i p p i s c h e R e d e n , übers. D r M ax Oberbreyer, Reel. 957.

Lysias: A u s g e w ä h l t e R e d e n , Reel. 5597, 6353, 6317.Platon: P h a i d r o s o d e r v o m S c h ö n e n , übers, v.

Schleiermacher, Reclam J789.Quintilians: U n t e r r i c h t i n d e r B e r e d s a m k e i t , R e­

clam 29 56.

w j^zyku rosyjskim:

N . N . A bram off: P r a k t i c z e s k o j e r u k o w o d s t w o k’o r a t o r s k o m u i s k u s t w u , St. Petersburg, 1908.

253

Page 255: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

N . Abram of: D a r s ł o w a , St. Petersburg.K . L. Łucki]: S u d e b n o j e k r a s n o r e c z i e , St. Peters­

burg 1913.A. T . K on i: N a ż i z n e n n o m p u t i, Bibliofil, Rew el—

Berlin.

w języku włoskim:

Gabriele d ’Annunzio: P r o s e s c e l t e , o r a z i o n i , e l o g i e c o m m e n t i , Milano, Fratelli Treves 1906.

Edmondo de Amicis: L ’i d i o m e g e n t i l e , Fratelli Treves, Milano.

Page 256: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

V

S P I S T R E Ś C I :Str.

Przedmowa 5

CZĘŚĆ PIERW SZA: O WYMOWIE W O G ÓLNOŚCI.i

O retoryce i jej znaczeniu . . . • • • . 1 1

Retoryka dawniej a dziś . . . • • • • l7Czy piękne władanie słowem jest płodem genjuszu, czy ćwiczenia? 21 O żywem słowie i jego mocy oddziaływania . . . . 26O idealnym m ó w c y .......................................................................................... 3 1

Mówca i a k t o r 3 6Przygotowanie mowy 4 °O improwizacji 47O budowie m o w y ................................................................................... .G ł o s 3 8Oddech, wymawianie i p r z e s t a n k o w a n i e ................................................. 63

O a k c e n t o w a n i u ...........................................................................................7 1

Ruchy i mimika 77Rytm i t e m p o ..................................................................................................... 82O stylu i doborze s ł ó w ................................................................................ 86

Okrasa r e t o r y c z n a ...........................................................................................93Lękliwość i trema . . .......... .................................................... 98

Słuchacze i m ó w c a ........................................................................................ 1 01Ćwiczenia r e t o r y c z n e .............................................................................. I07

CZĘŚĆ D R U G A : RO D ZAJE KRASOMÓWSTWA.

I. O wymowie r e l i g i j n e j ....................................................................... 11 i

II. O wymowie sądowej:Wymowa sądowa jako odrębny dział elokwencji . - 1 18Rodzaje wymowy sąd o w e j....................................................................1 2 2Mówcy sądowi, teren ich działalności, ich uprawnienia, za­

dania i cele . . • • • • • • • I2 SMówcy sądowi w p ro c e sie ................................................................... 1 28Szczególne przymioty i właściwości mówców sądowych . 1 3 3

Przygotowanie mowy s ą d o w e j ......................................................... *3^

Page 257: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski

Str.

Budowa mowy sądowej . . . . . . . 1 3 9Pierwiastek uczuciowy w przemówieniach sądowych . . 145O stylu mowy sądowej . . . . . . . 1 4 8

III. O wymowie politycznej . . . .• . . . 1 5 2

CZĘŚĆ T R ZE C IA : W ZO R Y PRZEMÓW IEŃ.

Przemówienie religijne. Mowa ks. Lipperta . . . . 1 5 8Przemówienia sądowe: Mowa p. Rajmunda Poincare . . . 1 6 6Mowa p. Pawła B o n c o u r . ■ 1 71Mowa adwokata Zewaes’a . . . . . . . . 17SMowa adwokata dr. W. Rosenfelda z Wiednia . . . . 1 8 2Mowa adwokata Emila de S a in t - A u b a n ......................................190Urywki z mowy prokuratora N . N . w sprawie o przestępstwo

p ojedynku...................................................................... 195Przemówienia polityczne: Mowa p. Arystydesa Briand’a, „Locarno“ 202O wolności. Mowa B. Mussoliniego . . . . . . 2 1 7Przemówienia okolicznościowe: Mowa H. Sienkiewicza . . 221Mowa dziękczynna prof. St. Tarnowskiego . . . . 2 2 4Mowa przyjaciela na pogrzebie p o e t y ......................................230Teodor Dostojewski. Mowa A. T. Koni’ego . . . - 2 3 4Matematyka w sztuce, naturze i życiu. Mowa Willibrorda Besslera 243Mowa Gabrjela d’Annunzio . . . . . . . 247

Literatura . . . . . . . . . . 2 s 1

Page 258: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski
Page 259: KULT ŻYWEGO SŁOWA - delibra.bg.polsl.pldelibra.bg.polsl.pl/Content/24681/Untitled.FR11.pdf · kult Żywego sŁowa. dr. henryk maryaŃski