6
A rchitektura modernistyczna, zwłaszcza w jej międzywojennym wydaniu, staje się dziś coraz modniejsza – potwierdza to wiele książek, kilka filmów, które pojawiły się od lat dziewięćdziesiątych na polskim rynku, konferencje tematyczne architektów czy historyków sztuki. Racjonalne i planowe kształ- towanie przestrzeni staje się ponownie atrakcyj- ną propozycją w obliczu polskiej odmiany urban sprawl. Częścią tej mody jest szeroko rozumiana inspiracja teoretyczna współczesnej urbanisty- ki i architektury rozwiązaniami sprzed niemal dziewięćdziesięciu lat oraz – co wydaje mi się nawet ciekawsze – wyraźna zmiana podejścia do budownictwa międzywojennego. I to ona właśnie jest tematem niniejszego tekstu, głównie w jego lokalnym, bo górnośląskim kontekście, choć za- pewne w wielu innych miejscach Polski można by się pokusić o analogiczne rozważania. Z mody na modernę właściwie należy się tylko cie- szyć – modernizm staje się punktem odniesienia dla dzisiejszej myśli urbanistycznej, a świadome nawiązywanie do architektury dwudziestolecia jest powodem do chluby dla architektów i całych pracowni architektonicznych, które mogą sobie pozwolić na projektowanie obiektów nieszablo- nowych, a przez to ciekawych i wartościowych. Dodatkowo debaty nad stanem obecnym istnieją- cej już zabudowy międzywojnia (oraz w znacznie mniejszym stopniu także powojennego „późnego modernizmu”) i stawianymi wobec niej postula- tami konserwatorskimi owocują w końcu realną poprawą danego elementu tkanki śródmiejskiej zabudowy Katowic, Gdyni, Warszawy, Łodzi bądź innych dużych polskich miast. Możemy chyba zaufać historykom sztuki, architektom i większo- ści budowlańców, którzy zgodnie powtarzają, że wiele obiektów z lat dwudziestych, trzydziestych (ale i sześćdziesiątych) XX wieku stanowi przykład bardzo dobrej i solidnej architektury, do której trzeba podchodzić w sposób odpowiedzialny i gdzie nie można sobie pozwolić na seryjne okna z PCV czy tynk typu „baranek”. Chciałbym jednak zwrócić uwagę nie tyle na samo zainteresowanie architekturą „nowoczesną”, ile na język, którego się używa, by owo zaintere- sowanie wyrazić. Wydaje się bowiem, że Polska ostatnich kilkunastu lat stała się areną pewnego ciekawego semantycznego przesunięcia i pojawie- nia się w praktycznym i publicznym dyskursie kategorii „dziedzictwa modernizmu” (moderni- zmu rozumianego tu w jego architektonicznym i urbanistycznym znaczeniu). Ta zbitka pojęciowa − jeśli jest rozumiana literalnie − ma w sobie coś z paradoksu, mimo to funkcjonuje w dziesiątkach tekstów i wypowiedzi. Nie dziwią więc referaty „o zachowaniu modernistycznego dziedzictwa architektury” 1 . Wydaje się, że warto pomyśleć wła- śnie o przyczynach takiej syntezy znaczeń. Zastanawiająca jest dysproporcja w zainteresowa- niu modernizmem i dziedzictwem jako kate- goriami teoretycznymi. Obie są szeroko obecne w społecznym dyskursie, lecz żyją na różnych jego poziomach i funkcjonują w różnych słownikach. Z jednej strony trudno w tej chwili w humanistyce o bardziej autorefleksyjną kategorię (czy raczej parę kategorii) niż: nowoczesność (nowoczesność – ponowoczesność), modernizm (modernizm – postmodernizm). Praktycznie każda dyscyplina humanistyki i nauk społecznych prowadzi swoją narrację nad „modernizmem w…”, rozmaicie wyznaczając jego cezury czasowe i formułując definicje. Ponadto filozofowie czy teoretycy kultu- 1 M. J. Żychowska, O zachowaniu modernistycznego dziedzictwa architektury, referat wygłoszony na ogólnopolskiej konferencji: Trwałość? Użyteczność? Piękno? Architektura dwudziestego wieku w Polsce, 24-25 kwietnia 2009 r., Wrocław. Marcin Jarząbek DZIEDZICTWO (SIC!) MODERNIZMU

Marcin Jarząbek, Dziedzictwo (sic!) modernizmu, Nowoczesności

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: Marcin Jarząbek, Dziedzictwo (sic!) modernizmu, Nowoczesności

Architektura modernistyczna, zwłaszcza w jej międzywojennym wydaniu, staje się dziś coraz modniejsza – potwierdza to wiele książek, kilka filmów, które

pojawiły się od lat dziewięćdziesiątych na polskim rynku, konferencje tematyczne architektów czy historyków sztuki. Racjonalne i planowe kształ-towanie przestrzeni staje się ponownie atrakcyj-ną propozycją w obliczu polskiej odmiany urban sprawl. Częścią tej mody jest szeroko rozumiana inspiracja teoretyczna współczesnej urbanisty-ki i architektury rozwiązaniami sprzed niemal dziewięćdziesięciu lat oraz – co wydaje mi się nawet ciekawsze – wyraźna zmiana podejścia do budownictwa międzywojennego. I to ona właśnie jest tematem niniejszego tekstu, głównie w jego lokalnym, bo górnośląskim kontekście, choć za-pewne w wielu innych miejscach Polski można by się pokusić o analogiczne rozważania.

Z mody na modernę właściwie należy się tylko cie-szyć – modernizm staje się punktem odniesienia dla dzisiejszej myśli urbanistycznej, a świadome nawiązywanie do architektury dwudziestolecia jest powodem do chluby dla architektów i całych pracowni architektonicznych, które mogą sobie pozwolić na projektowanie obiektów nieszablo-nowych, a przez to ciekawych i wartościowych. Dodatkowo debaty nad stanem obecnym istnieją-cej już zabudowy międzywojnia (oraz w znacznie mniejszym stopniu także powojennego „późnego modernizmu”) i stawianymi wobec niej postula-tami konserwatorskimi owocują w końcu realną poprawą danego elementu tkanki śródmiejskiej zabudowy Katowic, Gdyni, Warszawy, Łodzi bądź innych dużych polskich miast. Możemy chyba zaufać historykom sztuki, architektom i większo-ści budowlańców, którzy zgodnie powtarzają, że wiele obiektów z lat dwudziestych, trzydziestych (ale i sześćdziesiątych) XX wieku stanowi przykład

bardzo dobrej i solidnej architektury, do której trzeba podchodzić w sposób odpowiedzialny i gdzie nie można sobie pozwolić na seryjne okna z PCV czy tynk typu „baranek”.

Chciałbym jednak zwrócić uwagę nie tyle na samo zainteresowanie architekturą „nowoczesną”, ile na język, którego się używa, by owo zaintere-sowanie wyrazić. Wydaje się bowiem, że Polska ostatnich kilkunastu lat stała się areną pewnego ciekawego semantycznego przesunięcia i pojawie-nia się w praktycznym i publicznym dyskursie kategorii „dziedzictwa modernizmu” (moderni-zmu rozumianego tu w jego architektonicznym i urbanistycznym znaczeniu). Ta zbitka pojęciowa − jeśli jest rozumiana literalnie − ma w sobie coś z paradoksu, mimo to funkcjonuje w dziesiątkach tekstów i wypowiedzi. Nie dziwią więc referaty „o zachowaniu modernistycznego dziedzictwa architektury”1. Wydaje się, że warto pomyśleć wła-śnie o przyczynach takiej syntezy znaczeń.

Zastanawiająca jest dysproporcja w zainteresowa-niu modernizmem i dziedzictwem jako kate-goriami teoretycznymi. Obie są szeroko obecne w społecznym dyskursie, lecz żyją na różnych jego poziomach i funkcjonują w różnych słownikach. Z jednej strony trudno w tej chwili w humanistyce o bardziej autorefleksyjną kategorię (czy raczej parę kategorii) niż: nowoczesność (nowoczesność – ponowoczesność), modernizm (modernizm – postmodernizm). Praktycznie każda dyscyplina humanistyki i nauk społecznych prowadzi swoją narrację nad „modernizmem w…”, rozmaicie wyznaczając jego cezury czasowe i formułując definicje. Ponadto filozofowie czy teoretycy kultu-

1 M. J. Żychowska, O zachowaniu modernistycznego dziedzictwa architektury, referat wygłoszony na ogólnopolskiej konferencji: Trwałość? Użyteczność? Piękno? Architektura dwudziestego wieku w Polsce, 24-25 kwietnia 2009 r., Wrocław.

Marcin Jarząbek

dziedzictwo (sic!)

modernizmu

autoportret 1 [30] 2010 | 77

Page 2: Marcin Jarząbek, Dziedzictwo (sic!) modernizmu, Nowoczesności

ry tworzą także erudycyjne metanarracje o moder-nizmie jako takim, próbujące syntezować „mo-dernizmy szczegółowe”. Wciąż doprecyzowywane są stanowiska na temat zbieżności modernizmu literackiego, architektonicznego, modernizmu w historii i naukach społecznych. Ogólne poczucie zrozumienia podstawowych idei określanych jako modernistyczne (nawet jeśli są one zróżnicowane, a niekiedy nawet sprzeczne) nie zapobiega jednak rozmijaniu się sensów szczegółowych: na przykład modernizm historyków znacząco różni się od modernizmu literaturoznawców.

Podobna konstatacja towarzyszyła zresztą nie tylko interdyscyplinarnym spotkaniom, ale także niejednej fachowej refleksji nad nowo-czesnością, ograniczonej do jednej dyscypliny wiedzy – w tym wypadku: architektury. W 2007 roku organizatorzy sympozjum Modernizm w archi-tekturze. Próba zdefiniowania zjawiska pisali o nim: „W terminologii polskiej używa się bowiem tego terminu zarówno dla określenia literatury i sztu-ki przełomu XIX i XX wieku, jak i architektury międzywojennej oraz powojennej. Niemieckie określenia die moderne czy das modernismus wyraź-nie rozróżniają oba te obszary. W języku hiszpań-skim terminu modernisto używa się w odniesieniu do secesji w architekturze”2. Co więcej, nawet w „polskiej historii architektury i sztuki uniwer-salność terminu «modernizm» pozwala […] na używanie go zarówno w odniesieniu do kamienic z początku XX wieku, architektury międzywoj-nia, powojennych blokowisk czy też współcze-snych budynków nawiązujących do moderni-stycznej spuścizny. Modernizm międzywojenny, ruch międzynarodowy, neomodernizm są nie do

2 Call for papers seminarium naukowego: Modernizm w archi-tekturze. Próba zdefiniowania zjawiska, Politechnika Poznańska, 1-2 czerwca 2007, http://www2.put.poznan.pl/wydarze-nia/2007/2007060101 (dostęp: 17 lutego 2010 r.).

końca określonymi terminami szeroko pojętego nurtu modernistycznego”. Wielość znaczeń pojęcia oczywiście sprzyja debatom nad właściwym jego sensem i pozwala na forsowanie takiego czy innego uzusu zawężającego ów sens.

Z drugiej strony kategoria dziedzictwa (czasem „dziedzictwa kulturowego”) króluje niepodzielnie

w rozmaitych programach miękkich – w sferze polityk publicznych, szkolnych i pozaszkolnych programów edukacyjnych (tytuły podręczników szkolnych, programów edukacji regionalnej), działań instytucji państwowych i organizacji społecznych różnego poziomu używa i nadużywa się pojęcia „dziedzictwo” jako jednego z głównych słów-kluczy. W Katowicach jedną z instytucji sa-

Dom mieszkalny Kazimierza Wędlikowskiego, proj. Stanisław Gruszka, Katowice, 1937-1938

autoportret 1 [30] 2010 | 77

Page 3: Marcin Jarząbek, Dziedzictwo (sic!) modernizmu, Nowoczesności

morządowych, która zajmuje się, między innymi, promocją i badaniami górnośląskiej architektury i urbanistyki XX wieku, jest Śląskie Centrum Dziedzictwa Kulturowego, współorganizator gry miejskiej Moderna Katowicka. Odkryj śląskie Chicago!3. Urzędowy i dziennikarski żargon dobrze zasymi-lował zwroty typu „ochrona i promocja dziedzic-twa kulturowego” czy „dziedzictwo szansą dla przyszłości”.

Jednocześnie trudno znaleźć w polskiej huma-nistyce jakąś żywą intelektualną debatę nad sensem dziedzictwa, która byłaby porównywal-na z tym, co się piszę i mówi o nowoczesności.

Podejmuje się czasem refleksję nad synonimicz-ną (choć nie całkiem tożsamą z dziedzictwem) kategorią „tradycji”, zazwyczaj zresztą automa-tycznie przeciwstawianą nowoczesności4. Samo „dziedzictwo” nie ma jednak swojej spisanej semantyki historycznej, własnej historii pojęcia (Begriffsgeschichte), mimo że korzenie tego słowa są stosunkowo odległe. Wystarczy rzut oka na jego praktyczne zastosowanie jako kategorii teoretycz-nej, by się przekonać, że dziedzictwo samo w so-bie niewielu specjalnie interesuje. Wyszukiwarka Biblioteki Jagiellońskiej na hasło „dziedzictwo kulturowe” reaguje odesłaniem czytelnika do ha-sła przedmiotowego… „cywilizacja”. Biblioteka Narodowa każe z kolei zobaczyć kategorię „kultu-ra, zabytki” lub proponuje przeczytanie statutu

3 http://katowickimodernizm.pl (dostęp: 16 lutego 2010 r.). 4 Tradycja i nowoczesność, red. J. Kurczewska, J. Szacki, Warsza-wa 1984.

stowarzyszenia Dziedzictwo Błogosławionego Jana Sarkandra dla Ludu Polskiego na Śląsku (Cieszyn 1934). Taką samą sugestię odnajdziemy w katalogu Biblioteki Śląskiej.

Tak jak wielość sensów słowa „nowoczesność” sprzyja werbalnym bojom o jego znaczenie, tak intuicyjna jednorodność „dziedzictwa” daje możliwość swobodnego używania tego słowa bez dłuższego namysłu nad możliwymi znaczeniami i ich konsekwencjami. Dziedzictwem jest lub staje się to, co w danym momencie pewna wspólnota („dziedzice”) uzna za swoje dziedzictwo.

Te dwa porządki myślenia połączone razem w ję-zykowej pragmatyce „dziedzictwa modernizmu” dają ciekawe rezultaty. Z jednej strony modernizm sam w sobie jest tematem intrygującym i fascynu-jącym, a dzięki swoim rozmytym granicom daje możliwość włączania wielu budynków i pomysłów do rezerwuaru nowoczesności w architekturze. Z drugiej – zakwalifikowanie jakiegoś obiektu czy przestrzeni jako „dziedzictwa” stawia je już w in-nym porządku, w sferze – dosłownie i w przenośni – chronionej, a dodatkowo niepoddanej żadnej szczególnej debacie na temat sensu takiego kroku (ponieważ nad znaczeniem dziedzictwa nikt się specjalnie nie rozwodzi).

Przekładając ten dualizm pojęć na praktykę postaw wobec architektonicznej moderny, można się pokusić o stwierdzenie, że ludzi nadal (lub też – na nowo) fascynuje nowatorstwo stalowej

konstrukcji katowickiego „drapacza chmur” czy kształt klatki schodowej dawnego budynku Bi-blioteki Śląskiej, czy też tamtejsze chromowane poręcze. Nie pociąga nas jednak nowoczesność tych rozwiązań sama w sobie – technologie budowlane, co naturalne, poszły już znacznie dalej – ale raczej nowoczesność jak na tamten czas, tamtą epokę. Architektura międzywojnia nie jest już nowoczesna – ona BYŁA nowoczesna, a teraz właśnie z tego powodu należy jej się po-dejście z należytą pieczołowitością i ochrona. Ta na pozór dość oczywista konstatacja, że również moderna się starzeje (choć starzeje się z klasą), miewa wcale nieoczywiste konsekwencje.

Można to ująć metaforycznie poprzez stwierdze-nie, że zmiana dokonuje się wtedy, gdy do opisu budynku czy mieszkania zaczyna się używać pojęcia „nowoczesny” (nowoczesne meble, nowoczesne rozwiązania wnętrz), ale ujmuje się je już w cudzysłów, który tworzy dystans między literalnym sensem słowa a znaczeniem, w jakim zostało użyte. Autorka artykułu o ba-daniach antropologicznych wśród mieszkańców budynków żoliborskiej Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej pisze: „WSM jest (a raczej była) szczególnym rodzajem miejsca, z którym wiąże się taka też pamięć. […] Etnograf ma jeszcze zatem możliwość obejrzenia dzieła «nowoczesnej» formy zagospodarowania przestrzeni okresu międzywojennego, nadto może skonfrontować się [sic! – M. J.] z członkami ówczesnej spółdziel-ni”5. Nowoczesność rozwiązań przestrzennych w zabudowaniach WSM jest ciekawa jako obiekt badań antropologicznych, podobnie jak opowieści najstarszych członków tej spółdzielni.

5 K. Gmachowska, „Szklane domy”. Żoliborska WSM. Miejsce uwikła-ne w historię, „Konteksty. Polska Sztuka Ludowa” 2008, nr 3-4, s. 286-287.

Izba Skarbowa – „Drapacz chmur”, proj. Tadeusz Kozłowski, Stefan Bryła, Katowice, 1929-1930, detal

autoportret 1 [30] 2010 | 78

Page 4: Marcin Jarząbek, Dziedzictwo (sic!) modernizmu, Nowoczesności

Takie podejście można obserwować w wielu głosach na temat „dziedzictwa modernizmu”. Przy okazji gdyńskiej konferencji Modernizm w Europie, modernizm w Gdyni w 2007 roku jeden z portali internetowych związanych tym tema-tem komentował: „Dziedzictwo modernizmu jest obecnie «oczkiem w głowie» władz miejskich oraz konserwatorów zabytków. Dzięki licznym dotacjom przywracana jest świetność kolejnym budynkom (choć oczywiście reprezentanci innych stylów nie są w żaden sposób dyskryminowani) [sic! – M. J.]. Zagadnienia związane z architekturą lat międzywojennych oraz jej ochroną stały się tematem przewodnim międzynarodowej konfe-rencji naukowej pt: Modernizm w Europie, modernizm w Gdyni, która odbyła się w 2007 r. Jej kolejna edy-cja odbędzie się jesienią bieżącego roku. Świadczy to o tym, iż zainteresowanie modernizmem jest wciąż żywe”6.

Na tym właśnie polega swoisty paradoks drugiego życia polskiego funkcjonalizmu – twórcy między-wojennej moderny kazali „wyrzucić w czambuł […] różne esy-floresy” i wołali: „wnętrze, nie fasada!”7 – teraz obrońcy dziedzictwa moderny toczą (zresztą słuszne) boje o to, by fasady domów pozostały niezakryte styropianowym ociepleniem i by można było podziwiać „nagie” piękno płaszczyzn, kątów i betonowych konstrukcji. W 2007 roku Henryk Mercik, ówczesny miejski konserwator zabytków w Rudzie Śląskiej, znany ze skutecznej ochrony konserwatorskiej osiedli i kolonii robotniczych sprzed 1922 roku, opowiadał w katowickim wydaniu „Gazety Wyborczej” o renowacji międzywojennej ka-mienicy w Rudzie Śląskiej. Z należytym pietyzmem odtworzono wtedy fasadę budynku tak, aby jak

6 J. Jednacz, Luksusowa edycja funkcjonalizmu, Histmag, http://histmag.org/?id=3061, (15 czerwca 2009)7 T. Michejda, O zdobyczach architektury nowoczesnej, „Architektu-ra i Budownictwo” 1932, nr 5.

najwierniej oddać jej wygląd z lat trzydziestych, nie remontując jednak wnętrza budynku (ani niewidocz-nej z drogi oficyny). Świadomie odrzucono pomysł zewnętrznej termoizolacji: „Jeżeli już ktoś się upiera przy ociepleniu, powinien robić to od środka, bo to jest najmniej inwazyjny sposób. Jeszcze parę lat temu było to wbrew sztuce budowlanej. Ale dziś na rynku są dostępne takie technologie, droższe od zwykłych, ale zabytki wymagają specjalnego traktowania”8.

8 T. Malkowski, Stolicę polskiej moderny zakrywa styropian, „Gazeta Wyborcza. Katowice”, 6 kwietnia 2007.

Ten sam rudzki konserwator, komentując pokrycie jednej z katowickich modernistycz-nych kamienic styropianem w 2007 roku, dodał: „Dlaczego nie ocieplamy secesyjnych kamienic albo gotyckich kościołów? Obiekty z tych okresów uważamy za bardziej zabytkowe. Pora docenić modernę, bo to piękno najszlachetniejsze. Zaklęte w prostocie”9. Wtórowała mu wówczas Barba-ra Szczypka-Gwiazda z Katedry Historii Sztuki

9 Tamże.

Izba Skarbowa – „Drapacz chmur”, widok ogólny

autoportret 1 [30] 2010 | 79

Page 5: Marcin Jarząbek, Dziedzictwo (sic!) modernizmu, Nowoczesności

Uniwersytetu Śląskiego: „Po ociepleniu [domy] stają się bezstylowe, tracą wymiar historycz-ny. To problem coraz bardziej powszechny”10.

Słowa Mercika i Szczypki-Gwiazdy ustanowiły jasną więź między gotycką katedrą a kamienicą projektu Karola Schayera (ostatnia, w Katowi-

10 Tamże.

cach przy al. Korfantego, niedawno zresztą została obłożona styropianem) – obie budowle należą do świata, gdzie najważniejszym z wymiarów jest „wymiar historyczny”. Paradoksalnie najbliższe duchowi funkcjonalizmu były słowa samego pro-jektanta przebudowy owej katowickiej kamienicy, Andrzeja Gortela, który zdecydował o obłożeniu fasady styropianem, a pomysł ocieplania budynku

od wewnątrz porównał do połykania kożucha, zamiast ubierania go na siebie. Gortel, zresztą sam piastujący funkcję miejskiego konserwatora zabytków w Mikołowie, stwierdził, że „[t]o prosta architektura, nie ma tutaj żadnych zdobień, więc styropian niczego nie zepsuje”11 [sic! – M. J.].

Wobec tego wydawać by się mogło, że moment, w którym służby konserwatorskie zwróciły swoją uwagę na architekturę międzywojenną, stał się prapoczątkiem widzenia moderny jako dziedzic-twa. Nowoczesność stała się bowiem zabytkiem. A zabytki rządzą się innymi prawami, podlegają innym prawom i wymagają specjalnego trakto-wania. Jest to jednak teza nie do końca prawdzi-wa. Pierwsze katowickie budowle międzywojnia (między innymi gmach Urzędu Wojewódzkiego) wpisano do rejestru zabytków już w 1978 roku, stało się to jednak raczej ze względu na wagę tych miejsc dla historii, której są świadectwami. Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych XX wieku na tablicy powieszonej przy wejściu do katowickiego urzędu skarbowego („drapacza chmur”), najważ-niejszą informacją, prócz nazwisk projektantów była ta o walkach we wrześniu 1939 roku i o tym, że budynek „znajduje się na szlaku Wieży Spado-chronowej”. Do wartości obiektu była dodawana jeszcze swoista „zasługa dla polskości”. Dopiero późniejsze prace naukowe i popularyzatorskie12 odkryły i doceniły niemieckie oraz kosmopolitycz-ne oblicze górnośląskiej architektury. Wreszcie film dokumentalny Dwugłowy smok. Architektura 20-lecia międzywojennego na Górnym Śląsku w reżyserii Jadwigi Kocur z 2006 roku z tej międzynarodowo-ści czyni jeden z głównych walorów budownictwa lat dwudziestych i trzydziestych po obu stronach

11 Tamże.12 Zwłaszcza pierwsza akademicka synteza historii sztuki na Górnym Śląsku: Sztuka Górnego Śląska. Od średniowiecza do końca XX wieku, red. E. Chojecka i in., Katowice 2004.

Budynek przy ul. Skłodowskiej-Curie w Katowicach, proj. nieznany − brak zachowanej dokumentacji, przypisywany Tadeuszowi Kozłowskiemu

autoportret 1 [30] 2010 | 80

Page 6: Marcin Jarząbek, Dziedzictwo (sic!) modernizmu, Nowoczesności

dawnej polsko-niemieckiej granicy na terenie Śląska. Jednocześnie w swojej wymowie Dwugło-wy smok... wyraźnie pokazuje modernizm jako rozdział, który zamknął się na Górnym Śląsku wraz konsekwencjami sfingowanego napadu na gliwicką radiostację i zburzeniem perły w koronie modernizmu w polskiej części Śląska – gmachu Muzeum Śląskiego.

Być może ten fenomen przejścia modernizmu do sfery dziedzictwa można potraktować jako dowód tego, że modernizm, przynajmniej ten archi-tektoniczny, jest właśnie owym zakończonym fenomenem historycznym. Jego wartość coraz bardziej opiera się na tym, że już się zakończył, a od tego zakończenia minęło sporo czasu. Bu-dynku, który miał być siedzibą Muzeum Śląskie-go, nigdy nie odbudowano. Co więcej, nie przyjął się też nawiązujący do niego projekt z początku lat dziewięćdziesiątych, nowej siedziby muzeum, a ostatecznie górę wziął odważny, wzorcowo postmodernistyczny pomysł ulokowania muzeum w przestrzeni dawnej kopalni.

Trudno tu nie pokusić się o odwołanie do meta-fory pamięci. Jeśli bowiem wierzyć pomysłowi Johanna i Aleidy Assmannów, że pamięć komu-nikacyjna trwa mniej więcej tyle, ile lat może żyć i pamiętać jedno pokolenie, tj. około osiem-dziesiąt lat, to można stwierdzić, że na naszych oczach znika właśnie „pamięć komunikacyjna” o międzywojennym budownictwie. Powoli umie-rają bowiem ostatni, którzy mogli być świadkami budowy obiektów sprzed 1939 roku (a zatem było to wydarzenie dla nich współczesne, a przez to zwyczajne). Architektura modernistyczna dwudziestolecia międzywojennego przestaje być częścią „przeszłości zapamiętanej i doświadczo-nej”, a staje się częścią „przeszłości poznawanej”. O tym, jak wyglądała budowa gmachu Śląskiego

Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach w latach 1925-1929, wiemy głównie ze zdjęć i dokumentów, a nie dzięki własnym wspomnieniom. Modernizm międzywojenny staje się zatem elementem „pa-mięci kulturowej”, drugiej z kategorii opisujących pamięć społeczną, wprowadzonej przez Assman-nów. Pamięć kulturowa obejmuje trwale zapisane w kulturze elementy przeszłości. Wobec tej prze-szłości, której sami nie pamiętamy, odczuwamy zdecydowanie większy respekt niż wobec tego, co działo się na naszych oczach. Dychotomia pamię-ci komunikacyjnej i kulturowej jest też zresztą pomocnym narzędziem w zrozumieniu różnego nastawienia do moderny „właściwej” (międzywo-jennej) i „późnej” (tej z okresu PRL) – pomijając wpływ budownictwa socjalistycznego, można powiedzieć, że budownictwo powojenne wciąż jest współczesne większości polskiego społeczeństwa, więc nie niesie z sobą żadnej szczególnej kultu-rowej wartości. Niewielu dziś odczuwa specjalny sentyment do sprzętów domowych z epoki Gierka, ale dużo dalibyśmy za przedwojenne meble na-szych dziadków, które ci właśnie w latach siedem-dziesiątych zamieniali na meblościankę z płyt wiórowych.

Architektura międzywojnia stała się zatem ele-mentem pamięci kulturowej. Dlatego jest już tam, gdzie całe dziedzictwo historyczne – w dosłownym sensie nie jest już nowoczesna, ale właśnie stara, zabytkowa. I to stanowi o jej wadze. Nowoczesne budownictwo można do woli zmieniać i moder-nizować według uznania tych, którzy w nim

mieszkają; budownictwo „nowoczesne” jest już obiektem troski konserwatorów zabytków i przy remontach trzeba zawsze, w miarę możliwości, przywracać formy historyczne. W tym sensie kamienicy z lat trzydziestych XX wieku, rozcina-jącej przestrzeń swoim półkolistym, oszklonym narożnikiem, bliżej do barokowego pałacu niż do współczesnego domu mieszkalnego, nawet jeśli ten ostatni powstał z inspiracji kształtami lat trzydziestych.

Nie oznacza to oczywiście, że pomysły, kształ-ty czy technologie pierwszej połowy XX wieku są równie istotne dla dzisiejszego projektanta, co te z czasów opata Sugera czy Christophera Wrena. W naturalny sposób Bauhaus inspiruje bardziej, a współczesna architektura więcej ma z lat trzydziestych niż z XVII wieku. Modernizm inspiruje jednak już jako element „dziedzictwa architektonicznego”, historyczny punkt odniesie-nia dla współczesności, a nie aktualny pogląd na architekturę. Nie powstają wszak domy moder-nistyczne, lecz co najwyżej domy niczym domy modernistyczne. Wołanie o zachowanie autenty-zmu materiału, proporcji, barw i faktur w od-nawianych dziełach moderny Katowic i innych miast to wszak wołanie o pozostawienie (przy-wrócenie) wiarygodnych świadectw przeszłości, byśmy mogli widzieć, jak kiedyś budowano. Raz jeszcze powtórzę: uważam, że można się z tego tylko cieszyć. Trudno jednak udawać, że w trosce o architekturę „nowoczesną” chodzi o nowocze-sną architekturę.

Klatka schodowa w budynku przy ul. PCK 6, tzw. dom Żytomirskich, Katowice, proj. Karol Schayer, 1936

wsz

ystk

ie f

ot. w

art

.: t.

m. k

iełk

owsk

i

autoportret 1 [30] 2010 | 81