25
Część I Lew Pendżabu

MÓJ PAN I WŁADCA

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Wstrząsające wyznania przetłumaczone na 36 języków Szokująca literacka autobiografi a żony pakistańskiego polityka, ujawniająca dramat muzułmańskiej kobiety całkowicie podporządkowanej mężowi

Citation preview

Page 1: MÓJ PAN I WŁADCA

9

Część I

Lew Pendżabu

Page 2: MÓJ PAN I WŁADCA

10

Page 3: MÓJ PAN I WŁADCA

11

Rozdział 1

Moje bladozielone szyfonowe sari delikatnie szeleściło przy każdym ruchu. Długie kasztanowe włosy splotłam w warkocz, który spływał mi do kolan. Na szyi miałam kolię z brylantów i takie same kolczyki w uszach. Prze-glądałam się w wielkim lustrze. Byłam piękna. Miałam dwadzieścia jeden lat.

Działo się to wiosną 1974 roku; przebywaliśmy w La-haur, stolicy i drugim co do wielkości mieście Pakista-nu. W głównej sali Klubu Pendżabskiego odbywało się przyjęcie. Zaproszona tu została przez konsula hono-rowego Hiszpanii elita Lahaur, by uczcić hiszpańskie święto narodowe. Mój wuj poprosił mnie i mojego mę-ża Anisa, żebyśmy mu towarzyszyli. Byliśmy w Lahaur dopiero od tygodnia i po raz pierwszy mieliśmy okazję spotkać się ze śmietanką towarzyską tego miasta. Anis czuł się zaszczycony zaproszeniem; świeżo zasilił kadrę kierowniczą w Państwowym Przedsiębiorstwie Prze-wozowym i czuł, że powinien tych ludzi poznać. Czyż mogłam w jakiś sposób przeczuć, że spotkam tu kogoś, kto zmieni całe moje życie?

Anis chodził po sali, nawiązując kontakty, a ja zosta-łam w obcym otoczeniu całkiem sama. W atmosferze

Page 4: MÓJ PAN I WŁADCA

12

przestronnych korytarzy i zacienionych patiów wyczu-wało się wpływ brytyjskiego panowania, które zakoń-czyło się przed dwudziestu siedmiu laty uzyskaniem przez Indie Brytyjskie niepodległości oraz ich rozpa-dem na dwa oddzielne państwa. Tu był Pakistan, mój kraj, a tuż za Lahaur znajdowała się granica, za którą rozciągały się Indie, nasz potężny sąsiad. Obydwa kraje, połączone w dużym stopniu wspólnym dziedzictwem kulturalnym, językiem, rodzinnymi więzami, dzieli tra-giczna, a czasami nawet krwawa historia wzajemnych miłości i nienawiści. Usiad łam i wzięłam od nosiciela, jak tu się nazywa kelnera, szklankę. Są tak wyszkoleni, że zjawiają się na każde skinienie członków Klubu Pen-dżabskiego niegdyś Brytyjczyków, a obecnie krajowców. W długich, białych, zapinanych od góry do dołu płasz-czach, luźnych spodniach i sztywno wykrochmalonych, sterczących jak pawi ogon turbanach wyglądają jak postacie z bajki. Rozejrzałam się dokoła i wymieniłam uśmiech z sąsiadką. Zagadnęła mnie i z zadowoleniem stwierdziłam, że będę miała na ten wieczór towarzyszkę. Nazywała się Szahida Amjad, była lekarką. Orientowała się dobrze, kto jest kim. Powiedziałam jej, że w Lahaur jestem od niedawna i czuję się tu dość zagubiona. Sza-hida jako osoba dobrze wychowana nie pokazywała na nikogo palcem, lecz wskazując różne osoby w tłumie wzrokiem, zaczęła mi je półgłosem przedstawiać.

Lahaur z dumą zwie się ośrodkiem kulturalnym i religijnym Pakistanu. Dwadzieścia lat temu miasto zasługiwało na tę opinię. W znajdującej się w centrum, liczącej sobie kilkaset lat i otoczonej murami starej czę-ści miasta z jego bogatymi bazarami i okazałymi, choć walącymi się rezydencjami, szerokimi, wysadzanymi

Page 5: MÓJ PAN I WŁADCA

13

drzewami kanałami i cienistymi alejami, ruch uliczny jeszcze nie był duży. Założonych przed wiekami przez mogolskich władców ogrodów, później zamienionych w parki, nie zalewał jeszcze wtedy o każdej porze dnia tłum odwiedzających. Wzdłuż Mali, głównej alei mia-sta, wznoszą się majestatycznie budowle pochodzące z okresu kolonialnego: Dom Gubernatora, College At-chisona, gmach Sądu Najwyższego i Klub Pendżabski. W tym właśnie budynku zebrała się tego wieczoru elita Lahaur. Panowie mieli na sobie zachodnie garnitury lub tradycyjne achkany, czarne albo białe, rozpinane na całej długości, i uszyte z jedwabiu lub najcieńszych wełen płaszcze. Popijali whisky z wodą sodową i dżin z tonikiem, trunki uważane obecnie za grzeszne oznaki zachodniego zepsucia. Panie w eleganckich sari stały grupkami i gawędziły. Każde sari upięte było z sześcio-metrowej długości kawałka kolorowego jedwabiu lub szyfonu, często wyszywanego złotą nitką. Dzisiaj ten strój uważany jest za „indyjski” i rzadko kto go nosi.

W czasie gdy Szahida mówiła, mój wzrok spoczął na wysokim, przystojnym mężczyźnie o ciemnej karnacji, ubranym w czarny garnitur. Biel jego wykrochmalo-nej koszuli podkreślała jeszcze burgundzką czerwień krawata oraz chusteczki w butonierce. Instynktownie wyczułam w nim uwodziciela, było w nim jednak coś pociągającego. Otaczała go grupka zasłuchanych kobiet, ale szmer rozmów, brzęk lodu w szklankach i przyciszo-ny śmiech uniemożliwiał mi słuchanie tego, co mówił. Zapytałam Szahidę, kto to jest.

– On? – zdumiała się. – Naprawdę go nie znasz? – Na mojej twarzy musiało malować się zaciekawienie, bo szybko wyjaśniła: – To Mustafa Khar.

Page 6: MÓJ PAN I WŁADCA

14

Wydawał się nie przejmować tym, że popiół z jego markowego cygara za chwilę spadnie na kosztowny dywan. Powoli podniósł do ust szklankę ze szkocką whisky, lecz zamiast się napić, dotknął tylko ustami naczynia. Oczy mu błyszczały jak u szykującej się do ataku kobry, widać było, że rozkoszuje się swoją zdol-nością hipnotyzowania eleganckich dam.

Obok nas przeszła młoda kobieta w pomarańczo-wym sari z szyfonu. Piękna, pewna siebie. Spytałam o nią Szahidę.

– To Szecherezada – odrzekła moja nowa przyja-ciółka. – Sherry. Żona Mustafy Khara.

Poprosiłam, żeby opowiedziała mi coś więcej o tym człowieku, i dowiedziałam się, że właśnie zrezygnował ze stanowiska głównego komisarza Pendżabu. To mi wiele mówiło. Pendżab to największa prowincja kraju, rządzona w mniejszym lub większym stopniu według wi-dzimisię feudalnych panów, którzy dysponowali ogrom-nymi ziemskimi dobrami i których poddani głosowali tak, jak panowie im kazali. Prowincja ta ma dla rządu federalnego ogromne znaczenie polityczne, a zatem i jego główny komisarz jest człowiekiem znaczącym.

Szahida powiedziała, że ten Mustafa Khar jest tu wyjątkowo popularny, zyskał sobie przydomek Lwa Pendżabu, a niektórzy nawet uważają, że jest drugim co do ważności politykiem w całym Pakistanie – wy-przedzał go tylko premier Zulfikar Bhutto. Sytuacja jednak ostatnio się zmieniła i Lew Pendżabu niepokoi swojego nauczyciela Bhutto, ponieważ staje się dla nie-go widocznym zagrożeniem. Jest zwolennikiem reform zmierzających do rozwiązania problemów nękających miliony zwykłych mieszkańców Pendżabu, żyjących

Page 7: MÓJ PAN I WŁADCA

15

w nędzy analfabetów. W całej dotychczasowej historii władcy Pakistanu musieli zawsze mieć się na baczno-ści przed przywódcami tej gęsto zaludnionej prowincji.

Szahida zdawała sobie sprawę, że rozbudziła moją ciekawość.

– Chodź – zaproponowała – przedstawię cię Sher-ry. Spodoba ci się.

Z trudem torowałyśmy sobie drogę przez tłum do-stojnych gości. Szahida przedstawiła mnie Sherry i rozmowa w sposób naturalny zeszła na nasze rodziny. Kiedy Sherry dowiedziała się, że jestem córką Szaki-rullaha Durraniego, zapytała żartem, czy chcę poznać jej męża. Potaknęłam. Mustafa Khar był prawą ręką Bhutto w czasach, gdy premier posłał mojego ojca do więzienia. Powiedziałam Sherry, że do Bhutto mam żal o to, że tak niesprawiedliwie potraktował mojego ojca, ale do jej męża nie czuję urazy.

Po chwili znalazłam się w towarzystwie samego Lwa Pendżabu. Ziemia pod moimi stopami nie zadrżała. Sherry, przedstawiając mnie, wspomniała o moim ojcu.

– Mam nadzieję, że rodzice pani mają się dobrze – ła-skawie zauważył Mustafa. – Polityka potrafi być czasem niesprawiedliwa. W tym, co się przydarzyło pani ojcu, nie było nic osobistego. Gdzie są obecnie pani rodzice?

– Czują się dobrze – odrzekłam i opowiedziałam mu, jak ojciec po zwolnieniu z więzienia i oczyszczeniu się z zarzutów podjął pracę w jednym z banków w Nowym Jorku, a po roku przeszedł do innego banku, w Londy-nie. Tam mieszkali obecnie moi rodzice, młodszy brat i trzy młodsze siostry; najstarsza siostra była zamężna.

Nagle obok mnie pojawił się Anis. On także został przedstawiony. Anis poinformował mnie, że musieliśmy

Page 8: MÓJ PAN I WŁADCA

16

widocznie wywrzeć na gospodarzu dobre wrażenie, bo zostaliśmy poproszeni o pozostanie na kolacji. Coś mi podpowiadało, że powinniśmy odmówić, lecz Anis nie chciał o tym słyszeć.

Mustafa należał do tych osób, które mogły wybrać sobie miejsce przy stole, i znalazł się naprzeciwko mnie. Gawędziliśmy ponad zastawionym stołem. Jeszcze raz mnie zapytał, co słychać u moich rodziców – jak sobie radzą, gdzie są i co robią. Rozmowa nie wywarła na mnie specjalnego wrażenia, lecz mój wzrok przykuwały jego oczy. Wyglądały, jakby były przezroczyste. Często je przymykał. Wpatrywał się we mnie przez stół, jak-by chciał mnie zahipnotyzować, wcale nie starając się tego ukryć. Ja tymczasem, zamiast się przestraszyć, czułam, że coś mnie do niego ciąg nie jak ćmę do ognia.

Po kolacji przeszliśmy do sąsiedniego pomieszcze-nia na koniak i likiery. Panowie zapalili, niektóre panie także. Mustafa był wyraźnie w tym gronie przywódcą, a cała reszta jego poddanymi. Gdy opróżnił kieliszek napoleona, natychmiast trzech mężczyzn było gotowych ponownie go napełnić. Gniótł w zręcznych palcach cy-garo i jak tylko podniósł je do ust, już podano mu obci-narkę. Gdy już je obciął, momentalnie podsunięto mu sześć zapalonych zapalniczek.

Mustafa nie zwracał uwagi na te względy, lecz ja przypatrywałam się temu z zachwytem. Byłam dosko-nałym materiałem na ofiarę.

Na ścianie mojego domu w Lahaur wisi nadnatural-nych rozmiarów portret olśniewająco pięknej kobiety w szmaragdowym sari. Wszystko jest w niej doskona-łe – jakby malarz uległ halucynacji i z wyobraźni nama-

Page 9: MÓJ PAN I WŁADCA

172 – Mój pan i władca

lował ideał urody. Ogromne brązowe oczy w kształcie migdałów z ciężkimi, zakończonymi długimi rzęsami powiekami podkreślają biel jej cery. Mimo że urodziła sześcioro dzieci, zachowała wąską talię, a twarz ma ła-godną i niewinną, ukrywającą silny charakter. Jednak obraz i tak nie oddaje sprawiedliwości naturze. Wiem o tym, bo to portret mojej matki, Saminy.

Pochodzi ona z rodu Hajatów, należącego do plemie-nia Khatar, osiadłego w pobliżu północno-zachodniej granicy Pakistanu. W zamian za wierną służbę Koronie brytyjscy kolonizatorzy obdarzyli ród ogromnymi do-brami ziemskimi. Hajatowie walczyli niegdyś w Hisz-panii u boku Maurów; członkowie rodu utrzymują, że swoją urodę zawdzięczają małżeństwom ich przodków z Hiszpankami.

Rodzina mojej matki aktywnie uczestniczyła w po-lityce księstw rozsianych na terenie Indii przed ich wyzwoleniem spod panowania Brytyjczyków. Jej oj-ciec, nabab sir Liagat Hajat Khan, był premierem rzą-du w księstwie Patiala, a jej stryj, sir Sikandar Hajat Khan, był gubernatorem Pendżabu przed jego podzia-łem. Obydwu braciom nadano tytuł szlachecki. W ro-dzinnym domu mojej matki niewolniczo naśladowano brytyjski styl życia.

Mężczyźni z rodu Hajatów pędzili próżniacze życie bogaczy. Dokładali starań, by dobrze się prezentować w szytych na miarę, klasycznych w kroju garniturach, grali w polo, uczyli się najnowszych tańców, organi-zowali wyprawy na szikar (polowania) oraz wydawali wystawne przyjęcia.

Ich urodziwe kobiety, choć nosiły egzotyczne wschodnie stroje, żyły jak Angielki, więc przez tubylców

Page 10: MÓJ PAN I WŁADCA

18

nazywane były „postępowymi” lub „wyemancypowa-nymi”. Nie nosiły zasłon na twarzach, były wyzwolone.

Dopiero po jakimś czasie zrozumiałam, jakiego szoku doznała moja matka, kiedy przyszłam na świat. Matka miała jasną karnację i stanowiło to przedmiot jej dumy. Cała rodzina miała jasną skórę. Tymczasem w 1953 roku przychodzę na świat ja, i mam ciemną skó-rę. Moja matka uważała, że jestem brzydka, wstydziła się mnie pokazywać przyjaciołom i krewnym. Nawet jako dziecko czułam, że nie jestem taka, jaka powin-nam być. Bardzo wcześnie zaczęłam się izolować od otoczenia. Nie pamiętam, żeby w dzieciństwie matka mnie kiedykolwiek przytulała albo całowała.

Ale postronnemu obserwatorowi moje dzieciństwo musiało wydawać się wyjątkowo komfortowe. W domu panował zawsze nieskazitelny porządek, zupełnie jak-byśmy cały czas żyli w oczekiwaniu na to, że będzie-my fotografowani. Byliśmy rodziną modelową, tak jak wzorowe dzieci, które inne dzieci, niegrzeczne, mają naśladować. Nie szczędzono nam wygód ani przywile-jów i dużo podróżowaliśmy po świecie.

Matka poznała mego ojca po swym rozwodzie z naj-starszym synem i spadkobiercą nababa z Tanku, od-ległego regionu położonego na północno-zachodnim krańcu Pakistanu. Mój ojciec jest Patanem pochodzą-cym z potężnego rodu Ahmeda Shaha Durraniego, któ-ry wywodzi się z Afganistanu. Był kapitanem w wojsku i doradcą gubernatora Pakistanu Zachodniego. Miał metr osiemdziesiąt wzrostu i wyglądał jak gwiazdor filmowy. Z moją matką tworzyli wyjątkowo piękną parę.

Ojciec odszedł z wojska i zaczął pracować w Na-rodowym Banku Pakistanu. Po pewnym czasie został

Page 11: MÓJ PAN I WŁADCA

19

jego prezesem. Był też dyrektorem pakistańskich linii lotniczych PIA.

W Karaczi, ogromnej metropolii, leżącej na południo-wym krańcu Pakistanu, moja matka zyskała w wyższych kręgach towarzyskich rozgłos dzięki organizowanym przez siebie wieczorom. Poeci recytowali na nich swoje wiersze, intelektualiści wygłaszali odczyty. Matka nie-zwykle trafnie przewidywała, kto stanie się wkrótce modny. Jej goście rekrutowali się spośród śmietanki towarzyskiej Pakistanu. Szykując przyjęcia, miała do dyspozycji orszak pomocników złożony ze służby oraz własnych dzieci.

Uczyliśmy się, w jaki sposób na oficjalnych przyję-ciach układać srebrne sztućce oraz jak przy serwowaniu posiłku składającego się z pięciu dań należy prawidło-wo dobierać porcelanę Rosenthala czy Wedge wooda, gdzie ustawiać na stole solniczki oraz pojemniki z in-nymi przyprawami. Wiedzieliśmy, że w ciepłej wodzie służącej do mycia palców powinny się znajdować ró-żane płatki i oczywiście cytryna.

Matka wymagała absolutnego posłuszeństwa i mimo że ja zawsze stosowałam się do jej poleceń, dość wcze-śnie odkryła w moim sposobie zachowania i wyrażania się oznaki buntu. Mój błąd polegał na tym, że chociaż byłam posłuszna, nie wyglądałam na taką. Robiłam wra-żenie upartej, ponurej, ciągle mającej coś za złe. Nigdy o tym otwarcie nie rozmawiałyśmy. Matka okazywała swoje niezadowolenie, zaciskając wargi i wlepiając we mnie swoje przenikliwe, chłodne spojrzenie, które po-wodowało, że zarówno ja, jak i wszyscy inni byliśmy jej całkowicie podporządkowani. Słowo mojej matki było rozkazem, który mieliśmy bez protestu wykonać.

Page 12: MÓJ PAN I WŁADCA

20

Inną okazją do wydawania rozkazów były pory posił-ków. Matka, starannie ubrana, pouczała nas ze swojego miejsca na szczycie stołu łagodnym, lecz oficjalnym to-nem. Gdy milkła, posiłek zamieniał się w cichą symfonię łagodnych dźwięków srebrnych sztućców stukających o delikatną chińską porcelanę, której tempo odmierzał stojący pod ścianą stary zegar. W domu nie słychać by-ło śmiechu, a każdy wybuch dziecięcego entuzjazmu wywoływał zmarszczenie brwi. Brak zamiłowania do porządku traktowany był jak przestępstwo.

Matka osiągała swój cel, nie podnosząc na nas ni-gdy ręki. Gdy zachowaliśmy się nieodpowiednio, wy-słuchiwaliśmy srogiego kazania, na które nie mogli-śmy w żaden sposób odpowiedzieć. Była mistrzynią w wygrywaniu nas przeciwko sobie wzajemnie. Zrobiła z dzieci szpiegów.

– O wszystkim się dowiem – uprzedzała z zadowo-leniem.

Chociaż nie czytała Księcia Machiavellego, posługi-wała się metodą „dziel i rządź” tak zręcznie, że nigdy nie czuliśmy się niczego pewni.

Nauka, jaką z tego wyciągnęłam, była prosta i do-brze ją sobie zapamiętałam: by zyskać czyjąś aprobatę, należy być ślepo posłusznym. Kto jest sobą, zasługuje na potępienie. Byłam akceptowana tylko wtedy, gdy przywdziewałam maskę pokory. Tak więc musiałam udawać, żeby matka była ze mnie zadowolona. Czułam się zagubiona, a czasem nawet wstydziłam się tego, ja-ka jestem w rzeczywistości.

Matka nie kryła się z tym, że wyróżnia niektóre ze swoich dzieci. Prawie każde jej słowo i czyn świadczyły

Page 13: MÓJ PAN I WŁADCA

21

o tym, że wolała te, które miały jasną skórę, czyli syna Asima oraz córki Minu i Adilę. Adila była jej ulubienicą. Ja, Rubina i Zarmina – ciemniejsze – nigdy nie mogły-śmy matki zadowolić. Szczególnie cierpiała z tego po-wodu Zarmina – najdelikatniejsze i najczulsze dziecko, jakie można sobie wyobrazić.

Moja babka ze strony matki, Szamszad, również uwa-żała, że ciemna skóra stanowi dla dziecka piętno. Sama w rażący sposób faworyzowała moją matkę w stosunku do jej ciemniejszej siostry, Samar. Mimo to bardzo ko-chała mnie i Zarminę, i robiła wszystko, by zdjąć z nas przekleństwo ciemnej skóry. W nasze szare jak błoto twarze wcierała sok z ogórków i cytryny, świeżą śmietan-kę oraz płyn o ostrym zapachu, noszący nazwę Arnex.

Gdy zaczęłyśmy dorastać, natura okazała się dla nas łaskawa i nasza skóra zjaśniała. Zupełnie jakbym z poczwarki przeistoczyła się w motyla. Czasami zasta-nawiałam się, czy tę transformację spowodowały stoso-wane przez moją babkę środki lub jej modlitwy. Matka jednak nie zauważyła naszej odmiany, a jeśli nawet zauważyła, to jej nastawienie do nas się nie zmieniło.

Naszej najstarszej siostrze Rubinie, w ramach przy-gotowań do małżeństwa i macierzyństwa, powierzono opiekę nad trzema młodszymi dziewczynkami, a ja w wieku dwunastu lat objęłam funkcję garderobianej mojej matki. Miałam opiekować się sypialnią i pilnować, żeby ubrania były zawsze w porządku. Mimo naszego zachodniego stylu życia matka gardziła zachodnimi strojami i żądała, żeby nasza rodzina stosowała się do wschodniej mody. Każdego dnia przed pójściem do szkoły przygotowywałam dla mojej matki garderobę na przedpołudnie, dobierając odpowiednie buty oraz

Page 14: MÓJ PAN I WŁADCA

22

dodatki. Najbardziej lubiła bawełniane sari i delikatny szyfon, którym opasywała biodra. Musiałam z jej wspa-niałej kolekcji kosztownej biżuterii wybierać egzempla-rze pasujące do całości stroju. Dopiero gdy spełniłam te obowiązki, mogłam iść do szkoły.

Po powrocie ten sam rytuał powtarzał się ze strojem do obiadu. Matka nie wyjmowała sama niczego z szaf ani szuflad; wyciągała po prostu rękę, a ja miałam jej podać potrzebną rzecz. Zaplatała swoje długie włosy, malowała oczy i różowała policzki, a ja w tym czasie cicho stałam za nią.

Gdy w końcu opuszczała sypialnię, oddychałam z ulgą. Odnosiłam jej ranne pantofle dokładnie na miej-sce, porządkowałam łazienkę i ubieralnię. Służąca po-prawiała pościel, stawiała na stoliku dzbanek z wodą i szklanki, zapalała nocne lampki i zaciągała zasłony.

Wciąż czuję jeszcze napięcie mięśni szyi oraz ra-mion spowodowane nieodłącznym lękiem, że coś po-łożę nie tam, gdzie powinnam, lub że nie będę mogła znaleźć kluczy do szkatułki z biżuterią. Gdyby tak się stało, wyglądałabym w oczach matki na osobę nieod-powiedzialną i mogłabym wywołać jej gniew. Proste zadania urastały do rangi problemu. Ogarnięta paniką nie potrafiłam myśleć o niczym innym jak tylko o tym, gdzie są klucze; szkoła i inne obowiązki stawały się w porównaniu z tym nieważne.

Matczynej miłości nie znałam, ale kochała mnie babka. Tak bardzo o mnie dbała, że często się z tego powodu kłóciłyśmy. Byłam strasznie chuda i ona stale kazała mi jeść.

– Rodzice lubią ładne dzieci – mówiła. – Jeśli uty-jesz i wyładniejesz, twoja matka będzie cię bardziej

Page 15: MÓJ PAN I WŁADCA

23

kochać. – I jeszcze proponowała: – Załóż włosy za uszy. Tak jest ładniej.

Biedna babcia nie zdawała sobie sprawy, jak głębo-ko utwierdza mnie w przekonaniu, że jestem brzydka. Ten kompleks miał zaważyć na moim życiu.

Babka nie pochwalała mojego zamiłowania do ma-larstwa. Była przekonana, że artyści są ekscentrycz-ni i kończą zwykle jako szaleńcy; chcąc mnie od tego uchronić, chowała mi farby.

Kiedy miałam trzynaście lat, zachorowałam na za-palenie opon mózgowych; szeptano, że babka i ojciec przypisywali to napięciu związanemu z moim obowiąz-kiem opiekowania się garderobą matki. Nikt się nie spodziewał, że przeżyję. Lekarze twierdzili, że jeśli na-wet z tego wyjdę, będę sparaliżowana lub nienormalna. Ojciec wynajmował pielęgniarki, które siedziały przy mnie na zmianę przez całą dobę; nasz pokój gościn-ny zamieniony został w szpital. Przez pół roku dom przesiąknięty był atmosferą śmierci. Nawet kiedy już wyzdrowiałam, rodzice traktowali mnie, jakbym była trochę niezrównoważona psychicznie.

W tym czasie urodziła się moja najmłodsza siostra Adila.

Od samego początku wpajano mi, że mężczyźni, poza moim ojcem, są dziwnymi stworzeniami, których powinnam unikać. Moje dzieciństwo przepełnione było zakazami, a wszystkie miały na celu zachowanie dy-stansu pomiędzy mną a światem mężczyzn. „Nie patrz na chłopców”, przestrzegano mnie. „Unikaj nowocze-snych dziewcząt oraz tych, które mają braci. Nigdy nie odwiedzaj koleżanek bez specjalnego pozwolenia i bez

Page 16: MÓJ PAN I WŁADCA

24

towarzystwa niani. Nigdy nie odbieraj sama telefonu. Nie wybieraj się nigdzie sama z kierowcą. Nie zostawaj sama w kuchni z męską służbą”.

A przecież wiadomo było, że jedyna przyszłość, ja-ka czeka Pakistankę, jest związana z mężczyzną. Moją rolą w życiu było wyjść za mąż, i to wyjść dobrze. Mat-ka miała wybrany dla każdej z nas ideał męża. Oczy-wiście, mężowie mieli odznaczać się zarówno cecha-mi wschodnimi, jak i zachodnimi. Powinni pochodzić z dobrych, szanowanych rodów i być wykształceni, najlepiej w Oksfordzie albo Cambridge. Nasze mał-żeństwa miały poprawić pozycję towarzyską rodziców, a jeśli będziemy przy tym szczęśliwe, tym lepiej dla nas. Matka chciała być pewna, że nie mamy przed nią tajemnic, więc przekonała nas, że nie będzie się prze-ciwstawiała, jeśli będziemy chciały wyjść za kogoś za mąż, pod warunkiem że natychmiast poinformujemy ją o tym zamiarze. Mimo że rozwiodła się z pierwszym mężem, wpajała w nas, że małżeństwo jest instytucją świętą i nieodwołalną. Jeśli mąż okazałby się brutalem, obowiązkiem żony jest pracować nad nim dotąd, aż się zmieni. Rozpad małżeństwa jest dla kobiety porażką.

Stopniowo zrozumiałam, że taki system wychowawczy może nas doprowadzić do schizofrenii. Wyżej ceniona była sztuczna doskonałość niż cechy wrodzone. Nie było mowy o poznawaniu siebie, rozumieniu swoich uczuć, własna tożsamość oraz indywidualizm były w nas tłam-szone. Nie pozwalano rozwijać się naszej osobowości.

Zaczęłam hołubić w sobie po cichu myśl o tym, żeby wydostać się z rodzinnego domu. Tego celu nie można było jednak osiągnąć inną drogą niż poprzez małżeństwo.

Page 17: MÓJ PAN I WŁADCA

25

W 1968 roku moja siostra Rubina miała osiemnaście lat. Wciąż jeszcze się uczyła, ale za zgodą swojego ojca, pierwszego męża mojej matki, wyszła za mąż. Matka nie była zadowolona, lecz, by uniknąć skandalu, zgo-dziła się na to małżeństwo.

Gdy skończyłam szesnaście lat, z przejęciem słu-chałam, jak ludzie mówią, że jestem piękna. W naszym domu była to jednak broń obosieczna, ponieważ niemal zawsze komplementom towarzyszyła uwaga:

– Jesteś bardzo podobna do matki.Sprawiało mi to tylko częściową przyjemność. Moja

matka była wyjątkowo urodziwa, ale ja pragnęłam być piękna na swój własny sposób. Byłam pewna, że w po-równaniu z nią zawsze przegram. Wydawało mi się, że słyszę: „Jest taka podobna do matki, ale nie może się z nią równać!”

Matka, choć się do tego nie przyznawała, także tego nie znosiła. Pamiętała mnie jako brzydkie kaczątko i nie życzyła sobie, aby ktoś inny poza nią był wzorem urody.

Coraz częściej jednak zwracano na mnie uwagę. Śluby i inne okazje do towarzyskich spotkań były tar-gowiskiem, na którym kobiety wychwalały swoje córki i frymarczyły ich przyszłością. Matka, jak każda inna Pakistanka mająca na wydaniu pięć córek, była w tym względzie bardzo aktywna. Ja i moje siostry mogłyśmy tylko porozumiewać się wzrokiem.

Pewnego dnia leciałyśmy samolotem do Lahaur na czyjś ślub i wtedy właśnie poznałam dwudziestosied-mioletniego Anisa Khana. Najpierw obejrzała mnie je-go matka i wyraziła widocznie aprobatę, bo podszedł do mnie i zapytał:

– Uczysz się jeszcze?

Page 18: MÓJ PAN I WŁADCA

26

– Tak – odpowiedziałam.– Gdzie?– W Murri. W klasztorze.– W której jesteś klasie?– Przerabiam program liceum – odparłam.Przypomniałam sobie o Anisie po powrocie do rzym-

skokatolickiej szkoły z internatem, położonej w górskiej miejscowości wypoczynkowej Murri, gdy wraz z innymi koleżankami z klasy pozwolono mi pójść do centrum handlowego. Snuło się tam w poszukiwaniu zdobyczy wielu chłopców; obserwowałyśmy ich dyskretnie, chicho-cząc między sobą. Nagle wśród nich zobaczyłam Anisa.

Byłam zdziwiona, a później zaszokowana, kiedy podszedł i bezceremonialnie zaprosił mnie z przyjaciół-kami na herbatę do słynnej w Murri cukierni U Sama. Wymieniłyśmy między sobą porozumiewawcze spoj-rzenia; ciastka z tej cukierni cieszyły się sławą w inter-nacie i miałyśmy na nie wielką ochotę. Jedząc słynne czekoladowe eklerki, spoglądałyśmy jednak nerwowo na zegarki i wkrótce oddaliłyśmy się w pośpiechu. Anis pomachał mi na pożegnanie i powiedział, że następne-go dnia wyjeżdża do Karaczi.

Ale nie wyjechał. Gdy zobaczyłam go następnego dnia spacerującego koło bramy szkoły, znów doznałam wstrząsu. Myślałam tylko o jednym: on dobrze wie, że nie pozwalano nam rozmawiać z chłopcami, a więc nie będzie próbował kontaktować się ze mną bezpośred-nio. Anis jednak przemycił przez jedną z dochodzących uczennic karteczkę. Pisał w niej: „Nie wracam do pra-cy w Karaczi. Chcę być blisko ciebie, zostaję w Murri. Tutaj mogę na ciebie przynajmniej patrzeć”.

Byłam zakochana.

Page 19: MÓJ PAN I WŁADCA

27

Przez następne dwa tygodnie Anis przysyłał mi codziennie liściki, które przechowywałam jak najcen-niejszy skarb. Gdy przyszedł czas wyjazdu do domu na wakacje, wracałam uzbrojona w te listy z postanowie-niem, że powiem matce, iż chcę za niego wyjść. Anis i ja lecieliśmy tym samym samolotem, lecz nie śmieliśmy usiąść obok siebie ani się do siebie odezwać.

Potem w domu nie byłam już taka zdecydowana. Nie mogłam zdobyć się na odwagę, by stanąć twarzą w twarz z matką. Zamiast tego napisałam więc do niej, że spotkałam mężczyznę, który chce się ze mną ożenić, i zostawiłam liścik pod jej poduszką. Potem zaczęłam modlić się do Allaha (w czasie nauki w klasztorze nie próbowano wpływać na zmianę naszej wiary).

Klęczałam właśnie na macie przeznaczonej do modli-twy i zwierzałam się Allahowi, prosząc Go, żeby zmięk-czył serce mojej matki, gdy nagle ona przerwała moje modlitwy. Jak burza wpadła do mojego pokoju i wściekle wymachując moją kartką, zażądała, bym opowiedziała jej wszystkie „skandaliczne” szczegóły. Odpowiedzia-łam, że nic nie było między nami prócz listów. Zażądała, abym je pokazała. Gdy je czytała, siedziałam przed nią z pochyloną głową, czerwona ze wstydu.

Matka poinformowała mnie z wyniosłą miną, że matka Anisa już się o mnie oświadczyła, lecz ona od-mówiła, ponieważ jestem za młoda. Rzeczywistą przy-czyną było jednak to, że według niej Anis nie był dla mnie ani dla nas wystarczająco dobry. Jego rodzina nie była zbyt zamożna ani znana, a on był jednym z wielu kierowników w swojej firmie i zarabiał nędzne osiem-set rupii na miesiąc. W opinii matki był więc zwykłym leniuchem.

Page 20: MÓJ PAN I WŁADCA

28

Po kilku miesiącach matka oznajmiła mi groźnym tonem, że ponownie rozmawiała z Anisem i jego mat-ką, i jeszcze raz im powtórzyła, że nie ma mowy o mał-żeństwie.

Czułam się zagubiona, odarta ze złudzeń i pozbawio-na wszelkiej nadziei. Jedyna szansa uzyskania wolności tak szybko została zniweczona… Podczas miesięcznych wakacji trzymana byłam w domu niczym więzień, nie pozwalano mi nigdzie wychodzić ani rozmawiać przez telefon. Matka prawie się do mnie nie odzywała; dozna-wałam uczucia, że w jej oczach uchodzę za nieczystą.

Po wakacjach matka odwiozła mnie do szkoły i po-uczyła zakonnice, żeby staranniej mnie pilnowały i sprawdzały moją pocztę. Bardzo przygnębiona, pró-bowałam skupić się na przygotowaniu do egzaminów końcowych, lecz żyłam jedynie przemycanymi pota-jemnie liścikami od Anisa. Panicznie się bałam utraty mężczyzny, którego miłość zaślepiła na tyle, że wyda-wałam mu się piękna; byłam przekonana, że taka po-myłka może nigdy więcej się nie zdarzyć. Żaden inny mężczyzna mnie nie pokocha.

Stałam się romantyczna i zaczęłam szukać śladów miłości Anisa w zapachu sosen oraz odgłosie kropli deszczu spadających na blaszany dach w chłodną noc. Wyobrażałam sobie, jak spaceruję z nim krętymi gór-skimi ścieżkami. W Murri było jak w Szwajcarii, o ileż bardziej wolałabym spędzać tu miesiąc miodowy, niż zamknięta na pensji uczyć się do egzaminów!

Anis tymczasem się nie poddawał. Jego matka kil-kakrotnie rozmawiała przy różnych okazjach z moją matką, potem także on sam zaczął ją odwiedzać. Mat-ka za każdym razem kazała im wyczekiwać godzina-

Page 21: MÓJ PAN I WŁADCA

29

mi, a kiedy w końcu ich przyjmowała, zachowywała się wyniośle. Znosili to cierpliwie i z godnością.

Udało mi się zdać końcowe egzaminy i wróciłam do domu. Mogłam już wyjść za mąż. Anis miał teraz dwadzieścia osiem lat, ja siedemnaście. Prawie wcale się nie znaliśmy, ale wierzyliśmy głęboko, że jesteśmy w sobie bardzo zakochani. Miałam innych konkuren-tów, spośród których matka była skłonna kilku nawet zaakceptować, lecz stawałam się coraz bardziej uparta i po raz pierwszy w sposób widoczny się buntowałam. Czułam, że tylko Anis da mi szczęście i umożliwi szyb-ką ucieczkę z domu. Powiedziałam mojej matce, że je-śli nie będę mogła wyjść za niego, to nie wyjdę za mąż w ogóle. Ten stan napięcia trwał jakiś czas.

Matka znajdowała się jednak w trudnej sytuacji. Konserwatywna rodzina mojego ojca martwiła się, że zostanę starą panną. Siedemnastolatka powinna już być zaręczona, w tym wieku nie mieć narzeczonego – to dla Pakistanki największy wstyd. Rodzinę ojca jesz-cze bardziej raziła moja ciemna karnacja niż rodzinę matki. Patanowie mają bardzo jasny odcień skóry – ciemne dziecko jest wśród nich rzadkie i ogromnie się wyróżnia – i chociaż moja cera „wyjaśniała”, wciąż nie byłam według ich standardów ładna. Uważali jednak, że biorąc pod uwagę pozycję mojego ojca jako dyrekto-ra linii lotniczych, ktoś na pewno ożeniłby się ze mną, a jeżeli już taki się znalazł, należało mnie wydać za mąż jak najszybciej, póki ojciec jeszcze pełni tę funkcję.

Matkę wciąż prześladowało widmo grożącego skan-dalu z mojego powodu. Któregoś dnia, porządkując toaletkę matki, podsłuchałam jej rozmowę z najlepszą przyjaciółką.

Page 22: MÓJ PAN I WŁADCA

30

– Samino – mówiła przyjaciółka – ona nie jest twoją najładniejszą córką. Nie będzie jej łatwo znaleźć dru-giego chłopca, który będzie ją tak kochał jak Anis. Ra-dzę ci, zgódź się na to małżeństwo. Masz jeszcze trzy córki, one zapewnią ci lepszą pozycję.

Nie usłyszałam, co na to odpowiedziała moja matka. Miłość Anisa i jego wylewne komplementy spowodo-wały, że w głowie świtała mi nieśmiała myśl, że może jednak jestem ładna. Kiedy usłyszałam tę rozmowę, poczułam się jak rażona piorunem. Był to werdykt okrutny, lecz z pewnością prawdziwy. Gdy spojrzałam w lustro toaletki, nie zobaczyłam już śladu wyłaniają-cego się łabędzia, tylko zwyczajne brzydkie kaczątko.

Matka zgodziła się na moje małżeństwo z Anisem i gdy podjęła już tę decyzję, natychmiast przeistoczyła się w szczęśliwą matkę przyszłej panny młodej. Przyję-cie zaręczynowe córki Durranich miało stać się wielkim wydarzeniem towarzyskim. Do krewnych i przyjaciół wysłano kosze ze słodyczami, a matka sprowadziła specjalnie na tę okazję z Libanu dekoratora wnętrz.

Wtedy w moje życie wkroczyła polityka. Wcześniej, w 1971 roku, gdy w Pakistanie wrzało i byliśmy na skra-ju wojny z Indiami, Bhutto zwrócił się do mojego ojca z pewną propozycją. W tym czasie Pakistan był podzie-lony, rozdzielały go tysiące kilometrów terytorium Indii. Pakistan Wschodni próbował się oderwać i utworzyć niezależne państwo Bangladesz. Jako zarządzający wówczas Narodowym Bankiem Pakistanu, mój ojciec był w tej sytuacji postacią kluczową. Bhutto, przywódca Partii Ludowej, zdecydowany walczyć o zwierzchnictwo Pakistanu nad Pakistanem Wschodnim, poprosił mojego ojca, by w tajemnicy wycofał z terytorium wschodniego

Page 23: MÓJ PAN I WŁADCA

31

aktywa państwowe. Mój ojciec, choć rozumiał sytuację, nie zgodził się na wykonanie takiej nieetycznej operacji. Gdy sytuacja się uspokoiła i Bhutto został prezydentem, jedną z pierwszych jego decyzji było zwolnienie mojego ojca ze stanowiska prezesa Narodowego Banku. Kazał go aresztować i wtrącić do brudnej i pełnej karaluchów celi, oskarżając go o to, że był na służbie amerykań-skiej Centralnej Agencji Wywiadowczej. Po trwającym pół roku procesie mojego ojca oczyszczono z zarzutów i zwolniono z więzienia. Bhutto próbował naprawić swój błąd, ale ojciec czuł się tak rozgoryczony i upokorzony, że opuścił kraj i przyjął stanowisko wiceprezesa First National City Bank w Stanach Zjednoczonych.

Rodzice przygotowywali się do przeprowadzki do Nowego Jorku, gdzie mieli zamieszkać w apartamencie hotelu Waldorf-Astoria, ale nie wiedzieli, co mają zrobić ze mną. Matka doszła do wniosku, że najlepiej będzie jak najszybciej i bez zbytniego rozgłosu wydać mnie za mąż.

Nagle stanęłam wobec rzeczywistości. Na trzy dni przed ślubem przyszło otrzeźwienie. Uświadomiłam sobie, że chociaż nasze kontakty były ograniczone, Anis już mnie nudzi. Nie kochałam go wystarczająco i zdecydowanie nie chciałam brać z nim ślubu. Nagle zobaczyłam dla siebie inne wyjście. Gdybym pojecha-ła z rodzicami do Stanów, miałabym więcej wolności. Po co mi była ta wolność? Czy wiadomo, czego szuka w życiu siedemnastolatka?

Zamknęłam się w swoim pokoju i tam podjęłam decyzję. Potem zadzwoniłam do Anisa.

– Chyba cię nie kocham – powiedziałam. – Byłam zakochana w myśli o miłości. Chciałam uciec od mojej rodziny.

Page 24: MÓJ PAN I WŁADCA

32

Zaniepokoił się, lecz próbował mnie przekonać, że mój nastrój jest spowodowany strachem przed zbliża-jącym się ślubem.

– Wszystko będzie dobrze – pocieszał mnie. – Jesteś po prostu zdenerwowana.

W podobny sposób uspokajał mnie ojciec. Gdy przy-tuliłam się do niego i zaczęłam płakać, rzekł łagodnie:

– Córki muszą kiedyś opuścić dom i pójść między obcych. Małżeństwo – dodał – to połączenie smutku i szczęścia.

Uważał, że cierpię na myśl o konieczności opusz-czenia go i że miotają mną sprzeczne uczucia, ale był zdania, że myśl o mojej przyszłości jest najważniejsza.

Zrozumiałam, że jest za późno. Nikt mi nie wierzył, że nie chcę wyjść za mąż. Wszyscy myśleli, że to tylko zdenerwowanie.

Trzy dni później byłam bardzo przestraszoną pan-ną młodą.

Minęło dwa i pół roku. Moje małżeństwo z Anisem było spokojne, nie przeżywaliśmy wzlotów uczuć ani dramatów. Wiedziałam, że coś jest nie w porządku, ale nie miałam pojęcia, co to było. Chociaż rodzina mojego męża chwaliła mnie i bardzo lubiła, to jednak ciągle we mnie tkwiły urazy odniesione w dzieciństwie, które utrudniały mi serdeczne z nią kontakty. Nie wiedziałam, jak sobie z tym poradzić. Miałam poczucie wyjątkowo niskiej własnej wartości. Jeśli matka mnie nie akcep-towała i nie kochała, to opinia Anisa oraz jego skrom-nej rodziny nie miała dla mnie większego znaczenia.

Urodziłam Anisowi córkę. Bardzo kochałam Ta-nyę, lecz nie potrafiłam pokochać Anisa. Gdybym go

Page 25: MÓJ PAN I WŁADCA

33

kochała, Mustafa Khan nie zrobiłby prawdopodobnie na mnie takiego wrażenia.

Rozdział 2

Mężczyźni z plemienia Kharrali wyróżniają się wzro-stem oraz charakterystycznymi rysami twarzy, a ich energia i wytrzymałość są legendarne. Pewien badacz napisał o nich: „W małżeństwie są rozrzutni, dla po-dróżnych gościnni, naturę mają złodziejską i brak im zamiłowania do uprawy roli”. Pewne perskie powie-dzenie głosi natomiast, że są „buntowniczy i powinno się ich powybijać”.

Kharralowie korzenie swoje wywodzą z regionu Neli Bar, w pobliżu Kamalii. Gdy ich przodkowie od-mówili płacenia brytyjskim władcom daniny, rozpętali wojnę i po kilku przegranych potyczkach zdecydowali się przenieść na zachód. Pozabijali wtedy swoje kobie-ty i dzieci, żeby nie opóźniały im podróży, spakowali złoto i wyemigrowali do Pendżabu, gdzie osiedlili się wzdłuż rzeki Indus.

Istnieją różne wersje przyczyn, dla których współ-cześnie jedna z gałęzi rodu skróciła swoje nazwisko do „Khar”. Niektórzy uważają, że nazwisko to zawdzięczają rozsierdzonej ofierze swojej grabieży, która nazwała ich Khar, co w języku perskim oznacza przekleństwo. Jed-nak bardziej prawdopodobne wydaje się to, że używać pełnego nazwiska zabrania im religia ze względu na szacunek dla ich mistycznego przywódcy, Pira Kisztiana

3 – Mój pan i władca