14
Niezwykła Niezwykła podróż podróż Pomponiusza Pomponiusza Flatusa Flatusa Mendoza Mendoza Eduardo Eduardo

Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa

Citation preview

Page 1: Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa

NiezwykłaNiezwykła

podróżpodróżPomponiuszaPomponiusza

FlatusaFlatusa

MendozaMendozaEduardoEduardo

Eduardo Mendoza

MendozaEduardo

(ur. 1943)

flatus okladka.indd 1 2009-03-11 15:07

Page 2: Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa
Page 3: Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa

przekład Marzena Chrobak

wydawnictwo ZnakKraków 2009

NiezwykłaNiezwykła

podróżpodróżPomponiuszaPomponiusza

FlatusaFlatusa

MendozaMendozaEduardoEduardo

Page 4: Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa

20

44Kozy, Fabiuszu, należą, przez naturalny układ swych członków i or-

ganów, do tego samego rodzaju zwierzęcego co owce, lecz podczas gdy

te drugie są posłuszne, spokojne, płochliwe i, jeśli wierzyć Arystote-

lesowi, głupie, kozy są buntownicze, zapalczywe, odważne i złośliwe.

Zaraz po przebudzeniu, o pierwszym pianiu koguta udałem się na

poszukiwanie mej gospodyni i pokazałem jej na migi, że nęka mnie

głód, na co ona, odsłaniając dziąsła w okropnym grymasie, wskazała

na wiadro i zydel, następnie na mą osobę, a w końcu na dwie kozy

skaczące po dziedzińcu, dając tym samym do zrozumienia, że powi-

nienem je wydoić. Protestuję, a ona nalega, uwydatniając straszliwy

grymas i gestykulację, z których dedukuję, że tak ustalono wczoraj

za mym milczącym pozwoleniem. A jako że nie mam innego wyjścia,

a głód jest dręczący, próbuję wykonać rzecz, której ode mnie żąda.

Na nieszczęście, cała moja wiedza na temat zwierząt pochodzi

wyłącznie z licznych i pożytecznych lektur, w związku z czym w prak-

tyce manipulowanie nimi idzie mi kiepsko, zwłaszcza kiedy nie życzą

sobie tego. Gdy próbuję schwytać jedną z kóz, druga atakuje mnie

od tyłu. Spadam z zydla, a wówczas ta pierwsza, stając na zadnich

nogach, wali mnie wymionami w twarz jak rasowy pięściarz, po

czym obie umykają, mecząc, a stary bazyliszek okłada mnie miotłą,

miotając obelgi w swym niezrozumiałym narzeczu. Po pewnym

Page 5: Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa

21

czasie, zmęczony, odchodzi, pozostawiając mnie na ziemi, sponie-

wieranego i upokorzonego.

Leżałem tak przez chwilę, zbyt słaby, by się podnieść, i zbyt skoło-

wany, by snuć plany na przyszłość. Wówczas usłyszałem cichy głosik

mówiący mi do ucha:

– Powstań, Pomponiuszu.

Usiadłem z wysiłkiem i zobaczyłem u mego boku chłopca o ru-

mianych, pyzatych policzkach, jasnych oczach, kręconych włosach

koloru blond i odstających uszach. Uznałem, że to wnuczek harpii,

i spróbowałem odpędzić go gniewnymi gestami, lecz on, nie przej-

mując się mymi groźbami, powiedział:

– Przyszedłem prosić cię o pomoc. Jestem Jezus, syn Józefa. Mój

ojciec został niesłusznie skazany na śmierć na krzyżu dziś wieczorem.

– A cóż to mnie obchodzi? – odparłem. – Twój ojciec popełnił

morderstwo, Sanhedryn wydał wyrok, rzymski trybun go uprawo-

mocnił. Czy to nie wystarczy?

– Ale mój ojciec nie dokonał zbrodni, którą się mu przypisuje – na-

legał blondynek.

– Skąd wiesz?

– Sam mi powiedział, a mój ojciec nigdy nie kłamie. Poza tym nigdy

nie zrobiłby nic złego.

– Posłuchaj, Jezusie, wszystkie dzieci w twoim wieku wierzą, że

ich rodzice są inni niż reszta ludzi. Ale tak nie jest. Kiedy dorośniesz,

odkryjesz, że w twoim ojcu nie ma nic niezwykłego. Co do mnie, nie

widzę powodu, żeby mieszać się w coś, co mnie nie dotyczy.

Jezus poszperał między fałdami tuniki i wyciągnął sakiewkę.

– W środku jest dwadzieścia denarów. To niewiele, ale wystarczy,

żeby opłacić dach nad głową i wikt bez konieczności dojenia kóz.

– Kusząca oferta. Powiedz, co powinienem zrobić. Uprzedzam cię

jednak lojalnie, że ani Apiusz, ani arcykapłan Annasz nie wysłuchają

prośby o łaskę płynącej ode mnie.

– O nic nie musisz prosić – oznajmił Jezus. – Wystarczy udowodnić,

że mój ojciec nie zabił tego człowieka.

Page 6: Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa

22

– Tak? A jak niby mam to zrobić?

– Odnajdując prawdziwego winnego.

– Niemożliwe. Nic nie wiem o miasteczku i jego mieszkańcach.

Nie wiedziałbym nawet, od czego zacząć. Poszukaj kogoś innego.

– Nie mam wyboru. Żaden Nazarejczyk nie kiwnie palcem, żeby

pomóc memu ojcu, jeśli ma to oznaczać narażenie się Sanhedrynowi.

Twój przypadek jest inny: jesteś Rzymianinem, a tym samym człe-

kiem mądrym. Coś wymyślisz.

– Nie łudź się. Prawdę mówiąc, zawsze dążyłem do zdobycia mąd-

rości, lecz ani me naturalne przymioty, ani wysiłek, ani szczęście nie

doprowadziły mnie do niczego. Wystarczy na mnie spojrzeć.

– Ja w ciebie wierzę – stwierdził Jezus. – Poza tym mogę ci pomóc

w śledztwie.

– Ależ będę miał pomocnika, na Herkulesa! – zaśmiałem się, wy-

ciągając rękę po sakiewkę. Zanim jednak udało mi się ją pochwycić,

Jezus schował ją między fałdami tuniki i rzekł:

– Kiedy wykonasz pracę, otrzymasz zapłatę.

Przystałem niechętnie na ten układ, powstałem, cisnąłem zydel

w jedną z kóz, wziąłem blondynka za rękę i wyszliśmy na ulicę.

– Zaprowadź mnie do domu – zażądałem. – Zaczniemy od roz-

mowy z twoim ojcem.

Po drodze zapytałem, jak dowiedział się o moim istnieniu, na co

odrzekł, że Nazaret to mała mieścina, gdzie nowiny i plotki rozchodzą

się bardzo szybko i gdzie od wczoraj mówi się o Rzymianinie, który

zachorował, szukając wód leczniczych, a teraz wałęsa się po ulicach,

puszczając bąki. Jedni twierdzą, że jestem mędrcem, i nazywają mnie

rabi czy raboni, co w ich języku znaczy „nauczyciel”. Inni uważają

mnie po prostu za imbecyla.

– A ty co myślisz? – zapytałem chłopca.

– Ja myślę, że jesteś mężem sprawiedliwym – powiedział Jezus.

– Co do tego mylisz się. Ja nie wierzę w sprawiedliwość. Sprawied-

liwość to pojęcie platońskie. Nie wiem, czy mnie rozumiesz: to idea,

nic więcej. Z drugiej strony, choć nie kryję mego pociągu do fi lozofi i,

Page 7: Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa

23

jestem tylko badaczem praw Natury, tym, kogo Arystoteles słusznie

zowie fi zjologiem. I jeśli nauczyłem się czegoś w życiu, to tego, że

Natura nie jest sprawiedliwa i że sprawiedliwość nie przynależy do

porządku naturalnego. W porządku naturalnym, w świecie przyrody,

którego cząstką wszyscy jesteśmy, silniejszy zwierz zjada słabszego.

Na przykład lew, gdy jest głodny, pożera jelenia lub strusia i nikt mu

nie robi wyrzutów z tego powodu. A kiedy się zestarzeje i opadnie

z sił, jelenie czy strusie mogłyby go zjeść, gdyby chciały. Tym samym

wymierzyłyby sprawiedliwość, ale czy tak robią?

– Nie, bo są roślinożerne – powiedział Jezus.

– No właśnie. W porządku naturalnym nie ma sprawiedliwości.

W nadprzyrodzonym zresztą też nie. Bogowie także zjadają się na-

wzajem. Niezbyt często, to prawda. Z tego, co wiem, tylko Saturn

zjada, czy też zjadł swoje dzieci. Ale widzisz, że nawet bogowie nie

są wolni od nierówności. Z tym że wy nie wierzycie w bogów. Ale

przypowieść o lwie powinna przemówić i do wierzących, i do nie-

wierzących. Zrozumiałeś ją?

– Nie, raboni.

– Mniejsza. Kiedyś zrozumiesz. I nie nazywaj mnie raboni.

Pogrążeni w rozmowie docieramy do lepianki identycznej jak są-

siednie, nie licząc dwóch strażników Sanhedrynu przed progiem

i zgrzytu piły świadczącego o tym, że mieści się tu warsztat cieśli.

Jezus otwiera drzwi i zaprasza mnie do środka.

W chłodnym mroku wnętrza dostrzegłem mężczyznę w sile wieku,

łysego i brodatego, pochylonego z piłą w ręku nad deską, i jego mał-

żonkę, znacznie młodszą, zamiatającą starannie strużyny, by izba

pozostała schludna. Na mój widok mężczyzna przerwał cięcie deski

i oznajmił oschle:

– Nie przyjmuję żadnych zleceń.

– Nie przychodzę zamawiać mebli, lecz by ci pomóc – wyjaśni-

łem. – Twój syn Jezus wynajął mnie, bym dowiódł twej niewinności,

i na początek chciałbym zadać ci kilka pytań. Powiedz mi prawdę,

Józefi e, zabiłeś tego człowieka?

Page 8: Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa

24

– Nie – odrzekł, odkładając piłę na klepisko i wycierając łysinę połą

prostej tuniki. – Bóg powiedział: nie zabijaj, a ja wiernie wypełniam

wolę Boga. Z natury jestem mało skłonny do przemocy. Jeden jedyny

raz zwątpiłem w uczciwość mej małżonki i zamierzałem sprawić jej

cięgi. Na szczęście nie zrobiłem tego, a wszystko się wyjaśniło. Od

tego czasu zachowuję przykładną łagodność.

– Ale ludzie mówią, że zmarły i ty wdaliście się w sprzeczkę i że

groziłeś mu.

– Ludzie opowiadają wiele nieprawdziwych rzeczy o mnie i o mojej

rodzinie. To prawda, że w niezbyt odległej przeszłości doszło między

mną a zmarłym do krótkiej wymiany zdań, w trakcie której wyra-

żaliśmy rozbieżne opinie. Jednakże rozstaliśmy się w pokoju. Nie

ucałowaliśmy się na pożegnanie, gdyż obok łagodnego usposobienia

cechuje mnie czystość, lecz nie żywiliśmy do siebie urazy.

– Skąd zatem wzięła się kalumnia? To pierwsze, co powinniśmy

ustalić.

– Nie wiem jak.

– Pytając.

– To na nic się nie zda. Nikt nie odpowie na twe pytania, a gdyby

nawet ktoś odpowiedział, to nie powie prawdy.

W tym momencie wtrąciła się żona:

– Nie bądź nastawiony tak negatywnie, Józefi e.

Cieśla rzucił jej spojrzenie wyrażające stoicyzm.

– Kobieto, po co to mówisz? Wiesz dobrze, że powinienem milczeć.

– Na jaki temat powinieneś milczeć? – drążyłem. – Czy chodzi

o coś związanego z twoją dyskusją ze zmarłym?

– Chodzi o coś, co powinienem przemilczeć – powtórzył Józef. – To

wszystko, co mam do powiedzenia. Nie nalegaj, proszę.

– Jeśli ty mi nie pomożesz, niewiele zdziałam – stwierdziłem znie-

cierpliwiony.

– W takim razie niech się stanie wola Boga – powiedział cieśla.

– O jakim bogu mówisz? – zapytałem, zirytowany jego fatalistyczną

abulią. – Wy macie jednego boga. My mamy wielu i gdyby miała

Page 9: Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa

25

stać się ich wola, cudzołożylibyśmy od rana do wieczora. Porzuć

nieufność, Józefi e, wysłuchaj głosu twej małżonki i twojego syna

i nie mieszaj żadnego boga w tę sprawę. Stawką jest twoje życie, nie

życie boga. A co do jego woli, jak ją poznamy, skoro nie raczy nam

jej objawić? A może Jahwe chce cię ocalić za moim pośrednictwem?

Wydawało się, że me wyważone argumenty uczynią wyłom w jego

uporze. Otworzył usta, jakby szykując się do ujawnienia czegoś istot-

nego. Powstrzymał się jednak, spojrzał na żonę, wzruszył ramionami

i powrócił do przerwanego zajęcia. Niewiasta odprowadziła nas do

drzwi. Za progiem zwróciła się do mnie tymi słowy:

– Nie czuj się obrażony mową mego męża i nie przypisuj jego

postawy faktowi, że jesteś Rzymianinem. W tym domu szanujemy

wszystkich, płacimy skrupulatnie podatki obu administracjom, prze-

strzegamy świąt i co roku udajemy się na Paschę do Jerozolimy. Je-

śli upiera się przy zachowaniu milczenia, to dlatego że ma ku temu

ważkie powody, a ja jestem ostatnią osobą, która zrobiłaby coś wbrew

jego woli. – Po czym skłoniła się skromnie, weszła do chatki i za-

mknęła drzwi, zostawiając Jezusa i mnie na środku ulicy.

– Dobrze – powiedziałem. – Sam widziałeś, że moje starania oka-

zały się bezskuteczne. Jeśli główny zainteresowany ujawnieniem

prawdy wykazuje największy upór, by ją zataić, ja jestem bezsilny.

Daj mi pieniądze i zostawmy sprawy ich biegowi.

– W żadnym wypadku – odparł Jezus. – Jeszcze nie wywiązałeś się

ze swojej części umowy. Zatrudniłem cię, byś wykrył prawdziwego

winowajcę, i dopóki tego nie uczynisz, umowa pozostaje w mocy.

Ze względu na obecność przechodniów nie odważyłem się wy-

mierzyć mu siarczystego policzka i wyrwać zasłużoną sakiewkę. Po

krótkim namyśle powiedziałem:

– Zgoda. I tak nie mam lepszego zajęcia. Poprowadzę śledztwo

jeszcze przez chwilę. Przede wszystkim należy ustalić, skąd pocho-

dzą fałszywe oskarżenia, czy rzeczywiście są fałszywe i jaka jest przy-

czyna rozsiewania oszczerstw. Ponadto wypadałoby dowiedzieć się

czegoś więcej o samej zbrodni. Czas nagli: słońce już dochodzi do

Page 10: Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa

zenitu, a o zmierzchu ma zostać wykonany wyrok. Rozdzielmy siły,

aby podwoić skuteczność. Ja spróbuję ustalić źródło kalumnii. Ty

dowiedz się najwięcej, jak możesz, na temat zmarłego: czym się zaj-

mował, skąd pochodził jego majątek, kim są jego krewni i służący,

zwłaszcza wyzwoleńcy. Wypytaj także o przyjaciół i o wrogów. Gdy

coś ustalisz, odszukaj mnie. Nie wiem, gdzie będę, lecz skoro taką

ciekawość budzę u pospólstwa, znajdziesz mnie z łatwością. Ach,

i jeszcze jedno, zanim się rozstaniemy: jeśli naszych wysiłków nie

uwieńczy powodzenie i twój ojciec zostanie stracony, pieniądze są

moje.

– Umowa stoi, raboni – powiedział Jezus.

Page 11: Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa

27

55Jak w większości miast, Fabiuszu, także i w tym Świątynia wznosi

się na umocnionym wzgórzu. Jest to budynek sporych wymiarów,

gdyż służy nie tylko kultowi i jego kapłanom, lecz także jako cyta-

dela i siedziba załogi. Tam też mieści się sala obrad Sanhedrynu

i biuro poborców podatkowych, tam przechowuje się archiwa, re-

jestry i skarb publiczny. Otacza go mur długi na trzysta łokci, po-

siadający jedną tylko bramę, co czyni go praktycznie niezdobytym,

chyba że atakujący dysponowałby potężnymi machinami wojennymi.

Najważniejszą częścią Świątyni jest atrium, gdzie znajduje się ołtarz,

na którym codziennie składane są ofi ary. W czasach pokoju wrota

Świątyni są otwarte od świtu do zmierzchu. W tym momencie są

otwarte.

Strażnikowi, który zagrodził mi drogę, powiedziałem, że chcę zo-

baczyć się z Apiuszem, a gdyby był nieobecny, z arcykapłanem An-

naszem. Trybun wyszedł, lecz Arcykapłan zgodził się mnie przyjąć

po zakończeniu porannych rytuałów. W powietrzu unosił się zapach

pieczonego mięsiwa, którym pewnie zajadali się teraz kapłani.

Po krótkiej chwili Annasz zaprasza mnie do pomieszczenia, gdzie

przebiera się z lnianej tuniki zachlapanej krwią jagnięcia świeżo ofi a-

rowanego Jahwe w czysty ubiór wieśniaka. Na me pytania odpowiada

w sposób wyważony, lecz wyczerpująco. O oskarżonym wie niewiele,

Page 12: Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa

28

a i to ze słyszenia. Że nazywa się Józef, syn Szymona, i jak twierdzą

niektórzy, przypisuje sobie znakomite pochodzenie.

– Ni mniej, ni więcej, tylko z domu Dawidowego – mówi z przeką-

sem Arcykapłan. – To tak, jakby Rzymianin chełpił się pochodzeniem

od Eneasza albo wilczycy kapitolińskiej: czysty obłęd.

Nie licząc tej oznaki pychy, w postawie i w zachowaniu cieśli nie ma

nic nagannego: przestrzega praw, opłaca w terminie ofi ary i podatki,

dobry rzemieślnik, dotrzymuje terminów, wyznacza rozsądne ceny,

dyskretny, szorstki w obejściu, z pewnością nieco tępy.

– Chociaż w jego przeszłości nie brak pewnych niejasnych epizo-

dów – dodaje czcigodny starzec, obniżając głos.

– Czy możesz przedstawić mi, Annaszu, przykład takich epizodów,

jeśli je znasz lub doszły do twych uszu?

– Pan jest moim pasterzem! – woła Arcykapłan, wznosząc ku nie-

bu ręce splamione jeszcze krwią. – On powstrzyma mój język przed

powtarzaniem kalumnii. Zresztą nie chodzę po targach, tawernach

ani innych miejscach, gdzie rozsiewane są plotki. Jednakże, co logicz-

ne, nie mogłem uniknąć, by w którymś momencie nie doszły do mnie

powtarzające się pogłoski, jakoby Józef, wdowiec w pewnym wieku,

wszedł w związek małżeński z młodziutką panną o imieniu Maria, któ-

ra po krótkim czasie przejawiła nieomylne oznaki bycia brzemienną,

i choć prawdę znają tylko zainteresowani oraz, rzecz oczywista, Jah-

we w swej boskiej wszechwiedzy, nie brakło złośliwych języków, przy-

pisujących sprawę czynnikom zewnętrznym. Gdyby przypuszczenie

to się potwierdziło, mielibyśmy do czynienia z poważnym przestęp-

stwem, karanym według prawa mojżeszowego śmiercią przez uka-

mienowanie, lecz sam zainteresowany nie wniósł żadnego oskarżenia,

a okoliczności nie pozwoliły, by tajemnica wyjaśniła się samoistnie.

– Jakże się to stało?

– W owym czasie – wyjaśnił Arcykapłan – wielkorządca Kwiry-

niusz zarządził dokonanie spisu ludności Palestyny. Józef oświadczył

wówczas, że powróci w tym celu do rodzinnego Betlejem, i zabrał

ze sobą Marię, choć moment rozwiązania był bliski. Mijały dni, lecz

Page 13: Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa

29

ani Józef, ani Maria, ani ich dziecko nie powracali do Nazaretu. Lu-

dzie, którzy przybywali z Betlejem, zapytani o rodzinę, twierdzili, że

nigdzie ich nie widziano. Być może nie znaleźli miejsca w gospodzie

i musieli się zatrzymać gdzie indziej. Dni przerodziły się w miesiące,

a te w lata, a rodzina Józefa nie wracała.

– Prawdopodobnie przeprowadzili się do innej miejscowości, by

uciec od plotek – zasugerowałem.

– Możliwe, lecz jeśli było tak, jak mówisz, postąpili nieroztrop-

nie, ponieważ zostawili tu wszystkie swoje dobra, nie licząc tych

potrzebnych podczas krótkiej podróży, a także warsztat ciesielski

z wszystkimi narzędziami. Niejaki Zachariasz, mąż Elżbiety, krew-

niaczki Marii, dbał o dom, jakby wierzył w powrót krewnych lub

wiedział coś na ten temat. Jakakolwiek była przyczyna całej historii,

po upływie trzech lat od wyjazdu powrócili, a z nimi synek, któremu

dali na imię Jezus.

– I nie podali żadnego wyjaśnienia tak długiej nieobecności?

– O ile wiem, nie. Odzyskali dom, otworzyli warsztat i żyli, jakby

nigdy nie opuszczali miasteczka. Oczywiście snuto domysły i ko-

mentowano, ale czas uczynił swoje i gdy minęło kilka lat, wszyscy

zapomnieli o tym epizodzie, dziwnym, lecz nieistotnym.

– I od tamtego momentu zachowanie Józefa i jego rodziny nie dało

pożywki żadnym plotkom?

– Nie, chyba że nazwiesz pożywką dla plotek zamordowanie zac-

nego obywatela i poniesienie za to kary poprzez ukrzyżowanie dziś

o zachodzie słońca.

– Czyli nie ma wątpliwości co do autorstwa tej zbrodni, Annaszu?

– Żadnych – oznajmił Arcykapłan. – Sanhedryn rozpatrzył sprawę,

znalazł rozstrzygające dowody i jednogłośnie wydał wyrok.

– A czy mógłbym poznać naturę owych dowodów?

– Rozważ to jedno: w całym mieście jedynie Józef, jako cieśla pracu-

jący dla Epulona, miał dostęp do posiadłości i domu zmarłego. Otóż

gdy został zatrzymany, znaleziono przy nim klucz do domu. A teraz

muszę cię zostawić, gdyż wzywają mnie inne pilne sprawy.

Page 14: Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa

Niezwykła

podróżPomponiusza

Flatusa

MendozaEduardo

Eduardo Mendoza

MendozaMendozaEduardoEduardo

(ur. 1943)(ur. 1943)

Latający cyrk Eduardo Mendozy, czyli alternatywna historia początków naszej ery. Na wesoło.

W roku I n.e. pewien niewydarzony rzymski patrycjusz Pomponiusz Flatus, fi lozof z zamiłowania, wprawny orator o duszy detektywa, przypadkiem trafi a na rubieże Cesarstwa Rzymskiego, do Ziemi Świętej. Szuka źródła o cudownych właściwościach, ale jedyne, co znajduje, to problemy gastryczne i nieprzychylna mu karawana Arabów. Ograbiony, głodny i wycieńczony skutkami cudownego działania wody źródlanej, szuka ratunku wśród krajanów zamieszkujących Nazaret, ale z pomocą nieoczekiwanie przychodzi mu pewien miejscowy chłopiec. Dwunastolatek o imieniu Jezus zleca mu przeprowadzenie śledztwa w sprawie morderstwa, o które oskarżony został jego ojciec o imieniu Józef, a w którego winę nie wierzy ani syn, ani jego matka o imieniu Maria. Nos detektywa prowadzi Flatusa krętymi ścieżkami ku rozwiązaniu zagadki. Wszyscy wokół wyglądają Mesjasza, kapłani i trybun mają własne problemy, w dodatku cieśla nie zamierza się bronić i gdyby nie pomoc Sary zgrabnołydkiej wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej.

W najnowszej powieści Eduardo Mendoza powraca w swej najlepszej formie. Przymrużone oko i szelmowski uśmieszek na twarzy to znak rozpoznawczy autora. W Niezwykłej podróży Pomponiusza Flatusa sięga do apokryfów i mitologii, żongluje faktami historycznymi, imionami i miejscami, zapraszając do doskonałej zabawy literackiej. Współczesny kryminał, wolterowska powiastka fi lozofi czna, komedia qui pro quo – Pomponiusz Flatus i Eduardo Mendoza proponują spojrzenie na początek naszej ery w nieco mniej zobowiązujący sposób.

jest jednym z najwybitniejszych współczesnych pisarzy hiszpańskich. Pracował jako adwokat, radca prawny i tłumacz przy ONZ. Autor między innymi Prawdy o sprawie Savolty, Miasta cudów i Mauricia, czyli wyborów. W Polsce najbardziej znany z niezrównanej trylogii detektywistycznej: Przygody fryzjera damskiego, Sekretu hiszpańskiej pensjonarki i Oliwkowego labiryntu.

cena detal. 27,90 złISBN 978-83-240-1168-1

9 788324 011681 www.mendoza.interia.pl

flatus okladka.indd 1 2009-03-11 15:07