Upload
vannga
View
235
Download
0
Embed Size (px)
Citation preview
3
„O Tomusiu i chochliku Stefanie”
Wszystko zaczęło się od tego, że Tomuś wcale, ale to wcale nie chciał pójść do
przedszkola. Nie rozumiał, dlaczego nie może czekać na powrót rodziców z pracy
u babci, tak jak do tej pory. Nie pomagały żadne tłumaczenia.
- Będziesz mógł się bawić z innymi dziećmi. Poznasz nowe wierszyki i piosenki –
mówiła mu mama.
- Będziesz się bawił nowymi zabawkami, których nie masz w domu. Staniesz się
dużym chłopcem – tłumaczył tata.
Tomuś nie rozumiał, co to znaczy być dużym chłopcem? Przecież nie urośnie od razu
taki duży jak jego tata… Wszyscy zresztą powtarzają, że jest maluchem, więc jeszcze
długo nie będzie duży…
Nie wiedział też po co bawić się z innymi dziećmi? Przecież najlepiej bawi się
z rodzicami i bratem, a ich zabawy są najfajniejsze na świecie! Wierszyków i piosenek
zna już dużo, to po co mu więcej?
Tomuś tak się uparł, że nie poszedł do przedszkola. Został w domu. Wieczorem po
kąpieli i bajce przeczytanej przez mamę położył się spać. Nie mógł zasnąć, bo nie
wiedział, czy jutro iść do tego przedszkola czy nie. Nagle usłyszał jakiś szmer. Ze
strachu mocno zabiło mu serduszko. Już miał zawołać mamę, ale postanowił być
dzielny i posłuchać, co to za hałas. Na szczęście zrobiło się cicho. Tomuś ucieszył się
i położył wygodnie na poduszce, kiedy usłyszał cichutki płacz. Nie miał pojęcia, kto
tak płacze. Rozejrzał się po pokoju i zobaczył, że na poręczy jego łóżka siedzi malutki
człowieczek albo krasnoludek; sam nie był pewien, bo w pokoju oświetlonym przez
małą lampkę trudno coś zauważyć.
- Kto ty jesteś? – zapytał Tomuś.
- Ja jestem Stefan, wesoły chochlik – powiedział smutnym głosem tajemniczy gość.
- A co tu robisz? – zapytał chłopiec.
- Ja, ja… - pochlipywał Stefan – ja miałem być twoim przyjacielem, rozweselać cię
i pocieszać, ale…ale, ale ja nie umiem tego dokonać.
4
- Jak to? – zapytał zdziwiony i lekko przerażony Tomek.
- Wiesz… – mówił dalej chochlik. – Zostałem wysłany do ciebie aby cię pocieszać,
rozbawiać i stać się twoim przyjacielem. Bo my skrzaty jesteśmy ogólnie bardzo
zabawnymi towarzyszami. Miałem pomóc ci zrozumieć, że przedszkole to
najfajniejsza przygoda dziecka. Nowa sytuacja, która każdego dnia przynosi inne
wyzwania. Z taką misją zostałem do ciebie wysłany. Ale hmm… gdy tu dotarłem
ogarnął mnie strach. Jak mam ciebie pocieszać, kiedy sam jestem smutny?
Tomek słuchał chochlika bardzo uważnie. Doskonale go rozumiał, bo sam bał się
nowej sytuacji jaka go czekała w przedszkolu. Chłopiec otarł łzy Stefanowi
i powiedział:
- Cieszę się Stefciu, że trafiłeś do mojego domu. Teraz będę miał tajemniczego
przyjaciela, z którym mogę poznawać świat, a tym samym przedszkole – tłumaczył
Tomuś.
Chłopiec wiedział też, że będzie musiał nowego przyjaciela gdzieś ukryć, bo wyglądał
trochę inaczej niż on. Stefan jak na skrzata przystało, miał małe spiczaste usteczka,
niebieskie duże oczy i wiecznie zaróżowione policzki. Tomek przygarnął chochlika do
łóżka i pogrążyli się we śnie o wspólnych przygodach. „Dzyń”…”dzyń…” z miłego
i pięknego snu obudził ich dźwięk budzika i głos mamy.
- Wstawaj Tomuś! – wołała mama.
5
- Mamo, mamo! Śniło mi się coś wspaniałego! Chłopiec zaczął opowiadać mamie
o swoim nocnym przyjacielu chochliku, dzięki któremu udało mu się zrozumieć wiele
dziecięcych spraw.
Mama słuchała z niedowierzaniem. Była dumna, że ma tak fantastycznego i mądrego
synka. Po chwili Tomuś zabrał z łóżeczka Stefcia i oznajmił:
- Mamusiu, od dzisiaj to jest mój ulubiony przyjaciel i idzie ze mną do przedszkola.
Jak będzie mi smutno i źle przytulę się do niego i od razu będzie przyjemniej.
Zadowolona mama prędko ubrała synka i ruszyli do przedszkola. Po drodze zerwał
się ogromny wiatr, który zdmuchnął czapeczkę chłopca. Tomcio zaczął biec aby ją
dogonić. Patrząc w górę jak wiatr unosi ją coraz wyżej i wyżej, nie zauważył, że biegnie
wprost na dużą kałużę! Tomek zdążył zatrzymać się tuż przed nią, wiatr ustał,
a czapka niczym zaczarowane piórko swobodnie spadała na jego rozwichrzoną
główkę. Po porannej przygodzie dotarli spóźnieni do przedszkola.
6
Tomuś niewiele myśląc ubrał ciapetki i z uśmiechem na buzi wszedł do sali, gdzie
zobaczył gromadkę dzieci ze swojej przedszkolnej grupy.
Dzieci bawiły się w kucharzy, układały puzzle, drewniane układanki i przytulały
misie. Kilku chłopców bawiło się kolejką torową, a niektóre dziewczynki opiekowały
się lalkami. Dwoje zapłakanych dzieci siedziało na kolanach u pań. Nie chciały zostać
w przedszkolu.
Tomuś był bardzo podekscytowany. Oczywiście chochlik Stefuś, jego wierny
przyjaciel, był ukryty w plecaczku, aby go nikt nie ukradł i nie zauważył…Bo przecież
chochliki nie uczęszczają do przedszkola.
- Tomusiu, witamy cię serdecznie, zapraszamy do stolika – powiedziała Pani do
chłopca.
- Dzień dobry, jestem Tomek. Chcę chodzić do przedszkola i mieć przyjaciół –
oznajmił chłopiec.
7
– Bardzo nas to cieszy. Wspólnie nauczymy się wielu ciekawych rzeczy. Poznamy
literki, będziemy śpiewać piosenki, tańczyć, bawić się w chowanego, rysować,
malować farbami, chodzić na plac zabaw i na spacery – mówiła pani.
Tomuś był bardzo zadowolony i od razu usiadł z innymi dziećmi przy małym stoliku,
na małym krzesełku. Zresztą wszystko w sali było małe, bo przecież dzieci były małe.
Małe były też książeczki i puzzle. A pod oknem stały nawet małe sofy dla
przedszkolaków. Baa, małe były też toalety i umywalki. Tomusiowi spodobało się to
wszystko co zobaczył w przedszkolu. I choć chochlik siedział grzecznie w plecaku to
wszystko wiedział. W końcu po pełnym wrażeń dniu, po chłopca przyszła mama.
Jednak to nie był koniec niespodzianek. Bowiem tuż po wyjściu z przedszkola Tomuś
ze Stefankiem zobaczyli coś, co było niesamowite!
Obaj zamarli z wrażenia. Patrzyli z niedowierzaniem na kolorowe „coś”, co unosiło się
nad drzewami w parku. To „coś” miało także niesamowity ogon, pełen kolorowych
kokardek, który tańczył na wietrze. Mama co prawda wspominała Tomusiowi, że
pójdą pierwszego dnia w przedszkolu do parku, ale nic, ale to nic nie powiedziała, że
zobaczą tam „coś”! Stefan wyglądał przez dziurkę zrobioną przez Tomusia po to, aby
mały przyjaciel mógł swobodnie wszystko widzieć.
- Tomusiu, co to takiego?! – wykrzyknął mały chochlik.
- Och Stefciu, to chyba jakiś kolorowy ptak, albo smok, albo potwór… Och, sam nie
wiem! – odparł z podnieceniem chłopiec.
8
Tomuś zaczął biec co sił w nogach, aż mama nie mogła za nim nadążyć. Stefan zdążył
już w tym czasie usiąść na ramieniu chłopca. Obaj patrzyli w górę, a to „coś” unosiło
się, wirowało w prawo i lewo i w ogóle nie chciało się uspokoić. Mama ukradkiem
spoglądała na minę swojego syna, ale na razie nie chciała zdradzić mu tej
niesamowitej tajemnicy. Patrzyła tylko na radość Tomusia.
- Och, to tutaj kryje się tajemnica! To ten pan złapał to „coś” i zaraz wszystko nam
opowie! – krzyczał Tomuś na widok mężczyzny trzymającego to „coś” na sznurku.
Kiedy byli o krok od rozwikłania zagadki, Stefciu niewiele myśląc, zeskoczył
z ramienia chłopca i zaczął wspinać się po sznurze wysoko, wysoko i jeszcze coraz
wyżej, aż złapał za ogon to „coś”. Teraz to on wirował wesoło w górze, widząc park
i swojego przyjaciela, i mamę, i ptaki, i…
- Stefciu! – krzyczał Tomuś - Stefciu! Uważaj na siebie! Żeby tylko ten kolorowy
potwór nie zrobił ci krzywdy!
Ale mały chochlik wcale a wcale nie słyszał chłopca. Uśmiechał się tylko i patrzył…
Jego maleńkie serduszko biło mocno na widok tego, co widział. Serce Tomusia też
biło mocno, więc złapał swoją mamę za rękę i razem patrzyli w górę. Chłopcu
wydawało się, że trwa to całą wieczność. Bał się też, że już na zawsze straci swojego
przyjaciela. Ale na szczęście w pewnym momencie Stefcio spojrzał w dół, uśmiechnął
się i śmiesznie krzyknął „o la la!”, po czym zaczął swobodnie zjeżdżać po sznurze
w dół. Serce Tomusia zabiło jeszcze mocniej. Cieszył się, że jego maleńki chochlik
wraca do niego cały i zdrowy.
9
Chłopiec z wielką radością przytulił Stefcia, a ten od razu zaczął opowiadać
o widokach, które ujrzał z góry i ptakach szybujących wokół latawca.
- Tomusiu tam u góry było pięknie! Wszystko widziałem - ptaki unoszące się wysoko
nad latawcem, kolorowe liście na drzewach, dzieci spacerujące z rodzicami po parku.
A wy byliście tacy mali. Z góry wszystko wydaje się całkiem inne – z zachwytem
opowiadał chochlik.
- Stefciu, bardzo się o ciebie martwiłem. Byłeś tak wysoko – z przerażeniem mówił
Tomuś.
- Nie martw się, będę na siebie uważał. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Nie
zostawię cię nigdy – odpowiedział Stefciu.
Tomuś mocno przytulił chochlika i powiedział:
- Ja ciebie też nigdy nie zostawię!
Po czym zwrócił się do mamy:
- Mamusiu co to było tam wysoko?
- Tomusiu, to był duży, kolorowy latawiec, unoszący się do góry i razem z wiatrem
szybujący wysoko nad nami, nad drzewami – odpowiedziała mama.
- Jest cudowny! Ja też chcę mieć taki latawiec – powiedział z zachwytem Tomuś.
10
Mama uśmiechnęła się i oznajmiła:
- Jestem taka szczęśliwa, że Ci się tu podobało, i że jesteś zauroczony tym latawcem.
Zaraz pójdziemy do domu i poprosimy tatusia aby zrobił z tobą i Stefciem taki piękny,
kolorowy latawiec, który później będziemy razem puszczać.
Idąc z radością w stronę domu, Stefciu i Tomuś cały czas się uśmiechali i coś szeptali
sobie do ucha.
- Może zrobimy ten latawiec w kształcie samochodu albo dinozaura – powiedział
Stefcio.
- Mam lepszy pomysł – szepnął Tomcio. – Ale najpierw musimy zapytać mojego taty
jakie ma materiały w swoim warsztacie.
- Masz rację Tomciu. Biegnijmy szybko do Twojego taty! – krzyknął chochlik.
Tomuś i Stefcio w podskokach dotarli do warsztatu taty. Choć tata był zajęty,
zostawił wszystko i wysłuchał Tomka. Z wielką chęcią postanowił pomóc chłopcom.
Razem ustalili, że zrobią latawiec w kształcie smoka. Pracowali całe popołudnie. Tata
pokazywał Tomciowi swoje narzędzia i tłumaczył jak się ich używa. Tomcio był
wszystkim zachwycony i po cichu, tak by tata nie zauważył, pokazywał wszystko
swojemu przyjacielowi chochlikowi.
Kiedy latawiec był już gotowy zawołali mamę i pochwalili się efektami swojej pracy.
Mama była zachwycona. Powiedziała, że jak Tomcio chce to może zabrać latawiec do
przedszkola i pokazać go innym dzieciom. Tomcio bardzo się ucieszył z tego powodu.
11
A Stefcio ukryty pod bluzą chłopca klaskał z radości. Później wszyscy całą czwórką
poszli puszczać latawiec, który pięknie wyglądał na tle błękitnego nieba….
- Tomciu jestem z ciebie taka dumna – powiedziała mama. Piękny prezent zrobiłeś
sobie na urodziny.
Gdy Tomcio ze Stefciem leżeli już w łóżku, chochlik zapytał:
- Może pójdziemy jutro na Leśną Polanę
- Leśna Polana? Co to? – zapytał Tomuś.
- Leśna Polana, to polana z lasem, na której młode zwierzątka bawią się ze sobą cały
dzień, kiedy ich rodzice pracują albo szukają pożywienia - wytłumaczył Stefciu.
Tomek nie wiedział co o tym myśleć, bo był zmęczony po godzinach biegania na
swoich urodzinach, więc poszedł spać. Następnego ranka chłopiec obudził się
i poszedł nad rzekę, gdzie spotkał swoją przyjaciółkę Zosię.
- Cześć Zosiu! – przywitał się. Wiesz, niedługo będę chodził na Leśną Polanę, tak jak
ty.
- Phi – zaśmiała się Zosia - to świetnie, będziemy chodzić tam razem. Bawić się,
biegać i grać w piłkę.
12
- Weźmy jeszcze Stefcia – odpowiedział Tomuś - w takim razie idziemy po niego i od
razu chodźmy na Leśną Polanę. Pobawimy się w ciuciubabkę.
- Dobrze – zgodziła się Zosia.
Szli powoli w stronę Leśnej Polany i obserwowali las. Stefcio opowiadał dzieciom
o napotkanych gatunkach drzew.
- O, patrzcie to dąb! A tam brzoza. O, a dalej świerki, jodły i buki - wykrzykiwał
Stefcio.
13
Zosia i Tomuś z uwagą oglądali, korę, liście, gałęzie i pnie drzew. Na dłużej zatrzymali
się przy potężnym dębie. Tak potężnym, że cała grupa z przedszkola Zosi i Tomusia
nie dałaby rady go objąć. Dzieci przysiadły koło drzewa i słuchały opowieści
o chochlikach zamieszkujących dębowe dziuple. Nagle Tomek spojrzał w górę. Wśród
liści wielkiego dębu zauważył jakiś ruch. Poprosił Stefcia, aby również się przyjrzał,
ponieważ błyszczało tam coś kolorowego.
- Stefciu, co to może być? - zapytał zaciekawiony Tomcio.
- Nie mam pojęcia. Wygląda tak pięknie, kolorowo i błyszczy jak diamenty
- powiedział Stefcio.
- Zosiu, chodź tu szybko i zobacz – powiedzieli oboje.
- Co to jest? Jakie to piękne! - powiedziała Zosia.
Wtem to coś kolorowego zaczęło się do nich zbliżać. Nie mogli w to uwierzyć. Tak oto
przed ich oczami ukazał się piękny elf z błyszczącymi skrzydłami.
- Kim jesteś? - zapytały dzieci i chochlik Stefcio.
- Jestem kwiatową wróżką – odpowiedział elf.
- Mam na imię Aurora i pilnuję wszystkich kwiatów na Leśnej Polanie – powiedziała.
14
Tomcio, chochlik Stefcio i Zosia nie mogli uwierzyć w to co widzą. Zapytali, czy
istnieją inne kwiatowe wróżki. Aurora odpowiedziała, że owszem, całe mnóstwo.
Opowiedziała również, że małe wróżki rodzą się w elfich pąkach, kiedy te się
pootwierają.
- I właśnie dlatego musicie mi pomóc – powiedział Aurora.
- Jutro pąki kwiatów się otworzą i urodzą się małe kwiatowe wróżki, ale nie dojdzie do
tego, jeżeli rzeka, która płynie tu niedaleko, zaleje całą Leśną Polanę. Musimy
powstrzymać rzekę przed zalaniem. Pomożecie mi? – poprosiła Aurora. Stefciu
pomyślał chwilkę, szepnął coś do Tomcia na ucho, a potem powiedział:
- Mam pewien pomysł. Wystarczy przesadzić kwiaty na wzniesienie tam, gdzie woda
nie dosięgnie.
- Nie zdążymy – przerwała wróżka – rzeka przybiera tak szybko po każdym deszczu…
- Po jakim deszczu? – przerwał zdziwiony Tomek.
- Po tym, który zaraz spadnie – odpowiedziała wróżka, wskazując wzrokiem na niebo
spowite przez ciężkie ołowiane chmury. Zaczarowana Leśna Polana leży na dnie
15
doliny i jest zalewana przez wezbrane wody po każdej ulewie. Sytuacja wyglądała na
bardzo poważną. Nasi bohaterowie wiedzieli, że nie zdążą przesadzić tak wielu
kwiatów, nim nieubłagany żywioł sięgnie po swoje, więc stali w skupieniu,
zastanawiając się jak wybrnąć z opresji.
- Skoro nie przesadzimy kwiatów musimy powstrzymać rzekę. Ale jak? – dedukował
Tomek.
- Zbudujemy tamę! - krzyknęła Zosia.
- Tamę? – zapytał Tomek – a cóż to takiego?
- To taka budowla, która zatrzyma rzekę, widziałam w telewizji, jak jakieś miłe
zwierzątka budowały tamę z gałęzi.
- Wiem, kto pomoże nam zbudować tamę – zaproponował pewnie Stefan.
- Musimy poprosić o pomoc mojego serdecznego przyjaciela Pana Bobra, mieszka tu
niedaleko w lesie. Chodźmy czym prędzej! I wyruszyli.
Zosia, Tomuś i Aurora szli za Stefanem polną ścieżką biegnącą przy brzegu
rzeki. Nagle usłyszeli krzyk:
16
- Uwaga!!! Drzewo!
Ogromne drzewo upadło tuż przed nimi z wielkim hukiem. Nasi bohaterowie zaczęli
się rozglądać, kto ostrzegł ich przed upadającym drzewem. Wtem z zarośli wyłoniło
się brązowe zwierzę, z wielkimi przednimi zębami i płaskim ogonem. Na jego widok
skrzat Stefan krzyknął:
- Paweł, przyjacielu! Właśnie ciebie szukaliśmy. Potrzebujemy twojej pomocy.
- Witajcie! Mam nadzieję, że nic Wam się nie stało. Nikogo tu nie widziałem jak
zacząłem obgryzać drzewo. Jesteście przyjaciółmi Stefana? Nazywam się Paweł
i jestem bobrem – odpowiedziało zwierzę.
- Co robisz z tym drzewem?- zainteresował się Tomek.
- My bobry mamy wielkie zęby, którymi obgryzamy drzewa, aż w końcu upadają na
ziemię. Następnie z tych drzew budujemy tamy oraz żernie - nasze domy.
- W czym mogę wam pomoc? – powiedział Paweł.
Tomuś opowiedział Pawłowi o Leśnej Polanie i narodzinach kwiatowych wróżek.
Bóbr przejął się groźną sytuacją i rzekł – ruszajmy czym prędzej! Z chęcią wam
pomogę.
Gdy wspólnie wyruszyli w drogę powrotną Paweł poprosił swoją rodzinę bobrów
o pomoc przy budowie tamy. Na miejscu wszyscy ochoczo zabrali się do pracy, aby
uchronić Leśną Polanę przed zalaniem.
Rodzina bobrów przy budowie tamy pracowała dzień i noc. Bóbr Paweł był
szefem budowy, a cała rodzina posłusznie wykonywała polecenia. Niebo zaciągnęło
17
się ciemnymi chmurami. Wydawało się, że za moment będzie ulewa. Tomek, Stefcio,
Zosia i Aurora drżeli ze strachu, że deszcz spadnie przed zakończeniem pracy. Byli za
słabi, żeby pomóc bobrowi, dlatego głośno dopingowali z całych sił Pawła i jego ekipę.
- Szybciej! Połóż to drzewo wyżej! - krzyczeli.
Gdy bobry kończyły swoją budowę zaczął padać rzęsisty deszcz. Chochlik
Stefcio, Tomek, Zosia, Elf i wróżka Aurora schowali się pod dębem. Gęsta korona
z liści uchroniła ich przed zmoknięciem. Aurora bardzo się starała, żeby nie zamoczyć
skrzydełek, a wszyscy z przerażeniem obserwowali wezbranie wody w rzece. Płynęła
ona z ogromną siłą.
- Chyba tama tej wody nie zatrzyma - wątpili wszyscy.
Gdy wysoka woda dopływała do tamy zamknęli oczy, by nie widzieć jak ulewa niszczy
polanę. Po kilku chwilach otworzyli oczy. Zobaczyli, że tama zatrzymała wodę
i polana jest sucha. Wszyscy zrobili duże koło i zaczęli się cieszyć, skakać
z radości i śpiewać, a rodzinie bobrów bili brawo! Po ulewie nastał piękny, słoneczny
dzień.
Tomek, Stefcio, Zosia i wróżka Aurora spojrzeli na polanę, która po deszczu
rozkwitła kolorowymi kwiatami jeszcze bardziej. Z najpiękniejszych, najbardziej
kolorowych i pachnących kwiatów zrobili bukiet i wręczyli go bobrzej rodzinie, jako
podziękowanie za trud i uratowanie Leśnej Polany przed zalaniem i zniszczeniem.
Uśmiechnięte bobry schowały kwiaty na pamiątkę, pomachały na pożegnanie
18
wszystkim przyjaciołom i wskoczyły do rzeki. Machając żwawo ogonkami płynęły ku
swoim domostwom. Szczęśliwe dzieci pożegnały się również z wróżka Aurorą
i powędrowały podekscytowane do domu. Nazajutrz w przedszkolu będą miały do
opowiedzenia niesamowita historię. Ale czy pozostałe dzieci i panie w przedszkolu
uwierzą im? Na pewno tak!
Na potwierdzenie prawdziwości swojej przygody pójdą wszyscy na wycieczkę
na Leśną Polanę, gdzie ocalałe kwiaty i uśmiechnięte bobry opowiedzą całe zdarzenie.
A może do opowieści przyłączą się również Elfy z wróżką Aurorą?