36
październik 2015

październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

  • Upload
    others

  • View
    0

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

pa

źd

zier

nik

2

01

5

Page 2: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

PARAFIALNA KOLONIA DLA DZIECIPARAFIALNA KOLONIA DLA DZIECI

JUBILEUSZ 15-LECIA KONSEKRACJI KOŚCIOŁA JUBILEUSZ 15-LECIA KONSEKRACJI KOŚCIOŁA I 30-LECIA PRACY PROBOSZCZOWSKIEJ I 30-LECIA PRACY PROBOSZCZOWSKIEJ

KS. PRAŁATA JÓZEFA CAPUTYKS. PRAŁATA JÓZEFA CAPUTY

Page 3: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

3Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

Zdjęcie na stronie pierwszej okładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem zdjęć na stronie drugiej jest M. Łażewski, a na str trzeciej G. Leleń.

SŁOWO KS. PROBOSZCZA

KALENDARIUM DUSZPASTERSKIE

Drodzy Parafi anieZ woli Bożej po letnim wypoczynku Bóg wzywa nas, abyśmy z zapałem i z nowymi siłami weszli w okres wytężonej pracy. Pragnę prosić wszystkich parafi an, do-rosłych i młodzież, aby włączyli się w to wielkie zada-nie, jakim jest organizacja Światowych Dni Młodzieży. Każdy z nas powinien czuć się gospodarzem i dołożyć starań, by wszystko udało się zrealizować, byśmy dali

świadectwo naszej wiary i otwartości na drugiego czło-wieka. Pracy jest wiele i każdy znajdzie możliwości, by włączyć się w to wielkie dzieło. Potrzeba noclegów, tłu-maczy, pomocy przy posiłkach, wolontariuszy począw-szy od 15 roku życia. Chorych proszę, by dołożyli swoją cegiełkę poprzez dar modlitwy i cierpienia. Nie przejdź-my obojętnie obok tego historycznego wydarzenia.

ks. Proboszcz

W październiku zapraszamy do wspólnej modlitwy ró-żańcowej w kościele i w naszych rodzinach.

W Święto Wszystkich Świętych 1 listopada pro-gram Mszy św. jest niedzielny z wyjątkiem Mszy św. o godz. 13.00.

1. Od początku października można składać na wypominki listopadowe i roczne.

2. Prosimy, by na wypominki roczne starać się wpisywać ogólnie rodzinę bez wymieniania imion, na-

tomiast na listopadowe możemy wpisywać wszystkie imiona.

3. W dniu 11 listopada pamiętajmy o naszej Oj-czyźnie przez udział we Mszy św. o godz. 9.00, śpiew patriotycznych pieśni i o wywieszeniu na naszych do-mach fl agi Polski.

4. W I Niedzielę Adwentu 29 listopada rozpoczy-nają się rekolekcje Adwentowe, na które już serdecznie zapraszam.

Drodzy Czytelnicy i Czytelniczki„Wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny!” – takie słowa wypowiedziała Maryja, kiedy odpowiedziała z zaufaniem na powołanie, jakim obdarzył ją Bóg. W październiku Ko-ściół na nowo wzywa nas do modlitwy różańcowej. Roz-ważamy w niej i dziękujemy za „wielkie rzeczy”, które za pośrednictwem Maryi zostały i nam dane: Wcielenie Syna Bożego, Jego misja, zbawcza śmierć i zmartwychwstanie, dar Ducha Świętego, moc przemiany serc, wspólnota wie-rzących. Każdy z nas może także wskazać w swoim życiu takie „rzeczy”, wielkie, które są Bożym darem. Dziękuj-my za nie i dzielmy się wiarą z innymi jak Maryja.

W tym numerze naszego pisma chcemy przybli-żyć słowa Encykliki papieża Franciszka „Laudato Si”. Papież pragnie, abyśmy dostrzegali Boże dzieła i brali za nie odpowiedzialność. Każdy z nas ma „swój świat”,

w którym chce czuć się dobrze, u siebie. Można jednak zamknąć się w tym świecie i uczynić z niego więzienie. Papież wskazuje, że możemy budować świat przyjazny dla wszystkich, świat, w którym nikt nie jest pozbawiony praw oraz dóbr koniecznych i potrzebnych do życia.

Niedługo staniemy także na ziemi kryjącej docze-sne szczątki naszych zmarłych. Wędrówka na cmentarz jest powiązana z zadumą, modlitwą, odnajdywaniem na-dziei, ale także otwieraniem serc i umysłów na prawdę, że „życie ludzkie zmienia się, ale się nie kończy”. Prze-konanie o tym pozwala tęsknić za tym, co czeka chrze-ścijanina „po drugiej stronie” i bardziej odpowiedzialnie podchodzić do aktualnych, doczesnych spraw.

Mamy nadzieję, że „Okruchy” owocnie pomogą Wam w przeżywaniu nadchodzących dni. Szczęść Boże!

Redakcja

Page 4: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

4 Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

ŻYCIE PARAFII

KRONIKA PARAFIALNAParafi alne Zawody Sportowe z okazji Jubileuszu 15-le-cia konsekracji kościoła parafi alnego Św. Wojciecha w Krakowie – Bronowicach – czerwiec 2015.

4.06. – czwartek – uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej. Po Mszy św. o godz.17.00, cele-browanej przez ks. Krzysztofa Dębskiego, który w tym dniu obchodził jubileusz 10 – lecia święceń kapłańskich i ks. neoprezbitera Krzysztofa Cepila procesja euchary-styczna wyruszyła do czterech ołtarzy tradycyjną tra-są – ulicami: Zarzecze, Przybyszewskiego, Zapolskiej i Wesele.

7.06. Parafi a Św. Jacka wyraziła wielką wdzięcz-ność za ofi ary na budowę kościoła. Zebrano 7510 zł.

10.06. Z racji jubileuszu 15. rocznicy konsekracji naszej świątyni wydaliśmy monografi ę o parafi i zaty-tułowaną „Spod mariackich po wojciechowe dzwony”, zawierającą historię naszej parafi i od początku istnienia do końca 2014 roku.

13.06. O godz. 8.00 wyruszyła pielgrzymka do Sanktuarium Matki Bożej w Rychwałdzie koło Żywca. Parafi alny Dzień Chorych..

14.06. Gościliśmy misjonarza o. Benedykta Pączka, kapucyna pracującego w Republice Środkowej Afryki.

15.06. Minęła 30. rocznica przybycia ks. Józefa Ca-puty do Ośrodka Duszpasterskiego.

18.06. O godz. 19.00 odbyło się posiedzenie Rady Duszpasterskiej.

25.06. Podczas uroczystej Eucharystii kończącej rok szkolny i katechetyczny pożegnaliśmy siostrę Li-dię Śpiewak, która przez rok pracowała pośród naszych dzieci w Szkole Podstawowej, a od września podejmie pracę w Radomiu. Roczną posługę w naszej świątyni kończy zakrystianka, siostra Danuta Osuch.

1.07. Pracę kościelnego rozpoczął pan Łukasz Karaś. 12.07. Wyruszyła doroczna pielgrzymka Radia Ma-

ryja na Jasną Górę.

MUZYKA – POBUDZA W CZŁOWIEKU NOWE SPOSOBY WYRAŻANIA SIEBIE

Benedykt XVI, papież – emeryt, doktorem honoris causa UPJPII i AM

Rektorzy UPJPII: ks. prof. dr hab. Wojciech Zyzak, ks. kard. Stanisław Dziwisz – wielki kanclerz UPJPII oraz rektor Akademii Muzycznej w Krakowie – prof. dr hab. Zdzisław Łapiński wystosowali list do Benedykta XVI, prosząc o uczynienie zaszczytu przyjęcia tytułów dokto-ra honorowego obu uczelni. Papież odpowiedział: „Jed-nak propozycja przedstawiona mi przez Akademię Mu-zyczną w Krakowie i Uniwersytet Papieski Jana Pawła II w Krakowie to prawdziwy wyjątek. Jestem świadomy, że moje niewielkie teksty odnośnie muzyki kościelnej nie zasługują na takie wyróżnienie. Jednak radość, że mogę w ten sposób na nowo stanąć blisko czcigodnej i umiło-wanej osoby Świętego Jana Pawła II jest tak wielka, że nie mogę powiedzieć <nie> w sprawie tego wyróżnienia. Przyjmuję zatem z wdzięcznością i radością doktorat ho-noris causa ze strony Waszych szanownych instytucji”.

Benedykt XVI, papież – emeryt, przyjął tytuł dok-tora honoris causa Akademii Muzycznej i Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie w dzień poświę-cenia wawelskiej katedry 4 lipca 2015r. o godz. 10.00 w sali posiedzeń Castel Gandolfo. Sala była piękna: ścia-ny pokryte wytłaczanym, wzorzystym, jasnobordowym atłasem, z wiszącymi nań gobelinami.

Wszyscy uczestnicy uroczystości 3 lipca modlili się pod przewodnictwem ks. kardynała Stanisława Dziwisza przy grobie św. Jana Pawła II, śpiewał chór Psalmodia UPJPII oraz grał kwartet smyczkowy Ypsylon AM. Były to podniosłe i wzruszające wydarzenia, które na zawsze pozostaną inspirującą siłą naszej wiary.

Kard. Stanisław Dziwisz powiedział: „Ojcze Świę-ty! Przede wszystkim pragnę wyrazić naszą ogromną radość z tego dzisiejszego niecodziennego spotkania. Przywożę pozdrowienia od Kościoła Krakowskiego, który wdzięczny jest Waszej Świątobliwości za posługę papieską, za wielkie dziedzictwo nauczania, a także za życzliwość, z jaką się zawsze spotykaliśmy. Nie zapomni-my słów, które Ojciec Święty wypowiedział u nas 28 maja 2006 roku: <Kraków Karola Wojtyły i Kraków Jana Pawła II jest również moim Krakowem!>

Uniwersytet Papieski Jana Pawła II, erygowany przez Waszą Świątobliwość 19 czerwca 2009 roku, oraz Akademia Muzyczna w Krakowie postanowiły dać wyraz naszej zbiorowej wdzięczności i przyznać Ojcu Święte-mu doktorat honoris causa. Przyjęcie w drodze wyjąt-ku tego wyróżnienia traktujemy jako wyraz szacunku Waszej Świątobliwości dla świętego Jana Pawła II. On

Page 5: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

5Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

Ostatnia modlitwa Anioł Pański przed abdykacją Benedykta XVI. Papież mówił: „Serdecznie pozdrawiam Polaków. Dziękuję wam za pamięć i dowody bliskości, które otrzymuję od was w tych dniach, a szczególnie za modlitwy”.

sam – święty Papież – był zawsze pełen wdzięczności dla swojego najbliższego współpracownika – Prefekta Kon-gregacji Nauki Wiary. Jesteśmy pewni, że teraz spogląda na nas z wysoka i cieszy się z naszego spotkania”.

O nadaniu tytułu doktora honoris causa Benedyko-wi XVI zadecydowały senaty obu uczelni na podstawie przyjętych recenzji. Dla Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie recenzje przygotowywali: ks. prof. dr hab. Andrzej Zając (UPJPII), ks. dr hab. Jacek Bra-morski, (prof. AM Gdańsk) oraz prof. dr hab. Teresa Ma-lecka (Akademia Muzyczna). Natomiast dla Akademii Muzycznej w Krakowie recenzje przygotowali: ks. prof. dr hab. Kazimierz Szymonik (Uniwersytet Muzyczny im. Fryderyka Chopina w Warszawie), ks. dr hab. Robert Tyrała (UPJPII) oraz bp. prof. dr hab. Tadeusz Pieronek (UPJPII).

Uroczystość rozpoczął chór odśpiewaniem „Gaude Mater Polonia”, a prowadził ją ks. dr hab. Robert Ty-rała – dyrektor Międzyuczelnianego Instytutu Muzyki Kościelnej. Uczestniczyli w niej: senaty obu uczelni i pracownicy naukowi. Miałem ten niezwykły zaszczyt być tam wraz z moją rodziną. Przemówienia przeplatane były śpiewem chóru i grą utworów Mozarta przez kwar-tet smyczkowy.

Laudację doktoranta wygłosił prof. dr hab. Stani-sław Krawczyński: „Najwyższy tytuł akademicki, jakim jest doktorat honoris causa, dwie uczelnie: Uniwersytet Papieski Jana Pawła II w Krakowie i Akademia Mu-zyczna w Krakowie nadają zawsze postaciom wybitnym w działalności naukowej czy artystycznej, pracującym

na rzecz szeroko pojętego dobra. Są to jednocześnie oso-by bliskie uczelnianym środowiskom ze względu na dą-żenie do tych samych wartości, jakie tworzą misje obu szkół wyższych. Idea wiary, dobra i piękna niezwykle silnie łączy postacie doktorów honorowych z ideami naj-wyższych wartości. Taką właśnie osobą wybitną i bliską nam wszystkim jest pontifex romanus emeritus Benedykt XVI. Sztuka, a zwłaszcza muzyka, jest naszemu wielkie-mu Laureatowi szczególnie bliska. W swojej refl eksji nad jej wartością Benedykt XVI określa kształt jej natury, zadania, jakie przed nią stoją, oraz funkcję, jaką pełni w Kościele. To właśnie dzięki niej człowiek w sposób szczególny może zbliżyć się do Boga, odkrywając Jego piękno, wszechogarniającą miłość i nieskończone dobro. Tak więc Ojciec Święty powierza muzykom kościelnym wyjątkowe zadanie, mówiąc: <Jesteście strażnikami piękna; dzięki swojemu talentowi możecie przemawiać do serca ludzkości, trafi ać do indywidualnej i zbiorowej wrażliwości, rozbudzać marzenia i nadzieje […] Bądźcie zatem wdzięczni za otrzymane dary i w pełni świadomi wielkiej odpowiedzialności za ukazywanie piękna, za po-rozumiewanie się w pięknie i poprzez piękno!>. Odnajdy-wanie przez muzykę drogi prowadzącej do Boga staje się w teologii Benedykta XVI ciągłym dążeniem do Najwyż-szego Piękna, które pomaga pogłębiać szczególną z Nim więź. Staje się transcendentnym porozumieniem pomię-dzy rzeczywistą Osobą Boga a pełnym oddania i miłości dążeniem człowieka do Niego jako Piękna w jedynej nie-zaprzeczalnej i niepodważalnej Prawdzie. Ojciec Święty w swojej teologicznej refl eksji wskazuje na ścisły związek

Page 6: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

6 Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

muzyki kościelnej z liturgią, ukazując ich zintegrowany eschatologiczny wymiar. Ich ścisłe zespolenie staje się, zdaniem Benedykta XVI, wniknięciem w najdoskonal-szy wymiar rozumienia zależności człowieka od Boga. Pozwala każdemu, mimo licznych pokus otaczającej go rzeczywistości, szukać własnej drogi, którą zmierzać bę-dzie do Niego i Jego wszechogarniającej miłości. Dro-ga ta staje się więc źródłem rozwoju ludzkości, łaknącej i szukającej. Bez tego szeroko pojętego sposobu rozwoju człowiek nigdy nie osiągnie pełni człowieczeństwa. Dla-tego w zespoleniu muzyki z liturgią należy upatrywać środka pozwalającego na wyjście poza granice płytkiego rytualizmu, będącego jedynie formą bez treści. To wła-śnie dzięki transcendentnej roli wzajemnie zespolonych muzyki i liturgii człowiek potrafi oprzeć się pokusie hi-postazowania swojej wartości i wartości wspólnoty. Dla Benedykta XVI muzyka pełni rolę służebnej formy, narzę-dzia budujące-go nowy Lud Boży, które-go głową jest Chrystus, a my wszyscy jego członkami. Bez muzyki każda forma liturgicz-na staje się je-dynie martwym rytuałem, zwy-kłym gestem bez związku z transcen-dencją, a każ-dy z nas traci bezcenną pomoc w rozwijaniu własnego człowieczeństwa prowadzącego go do Stwórcy. Benedykt XVI niezwykle szeroko ujmuje zakres teologiczny muzy-ki kościelnej: <to najwznioślejsza, służebna forma […], w której wypełnieniu nie musi się ona wyrzekać swojej artystycznej wielkości – przeciwnie, dopiero w ten spo-sób osiąga ją w pełni: oczyszcza zasypaną pyłem drogę do serca, do jego najgłębszego wnętrza, gdzie spoty-ka się bezpośrednio ze swoim Stwórcą i Odkupicielem. Wszędzie, gdzie to następuje, muzyka staje się drogą, która prowadzi do Jezusa – drogą, na której Bóg ukazuje nam swoje zbawienie>”.

Bulle doktorskie wręczyli: prof. dr hab. Zdzisław Łapiński – rektor Akademii Muzycznej w Krakowie i ks. prof. dr hab. Wojciech Zyzak – rektor Uniwersytetu Pa-pieskiego Jana Pawła II w Krakowie.

Papież – emeryt w swoim wykładzie doktorskim powiedział: „W tej chwili mogę jedynie wyrazić moje najszczersze i najserdeczniejsze podziękowania za wiel-

ki zaszczyt, jaki mi zgotowaliście, przyznając doctoratus honoris causa. Dziękuję Wielkiemu Kanclerzowi, Jego Eminencji drogiemu Kardynałowi Stanisławowi Dziwi-szowi i Władzom akademickim obu Uczelni. Cieszę się przede wszystkim, że w ten sposób jeszcze bardziej po-głębił się mój związek z Polską, z Krakowem, z ojczyzną naszego wielkiego świętego Jana Pawła II. Bez niego bo-wiem trudno sobie nawet wyobrazić moją drogę ducho-wą i teologiczną. Swoim żywym przykładem ukazał on nam również, jak mogą się ze sobą łączyć radość wielkiej muzyki sakralnej i zadanie wspólnego uczestnictwa w li-turgii, podniosła radość i pokorna prostota celebracji wiary .W latach posoborowych z nową żarliwością ujaw-nił się bardzo stary spór w tej kwestii. Ja sam wychowa-łem się w rejonie Salzburga, naznaczony wielką tradycją tego miasta. Było tam czymś naturalnym, że uroczyste

Msze św. z to-warzyszeniem chóru i orkie-stry stanowi-ły integralną część naszego doświadczenia wiary w ce-lebracji litur-gii. Na trwałe, na przykład, wpisało się w moją pamięć, że skoro tyl-ko zabrzmiały pierwsze nuty Mszy Korona-cyjnej Mozarta, to jakby otwie-rało się niebo

i można było bardzo głęboko odczuć obecność Pana. Jednakże obok tego obecny już był Ruch Liturgiczny, zwłaszcza za pośrednictwem jednego z naszych kape-lanów, który później został wicerektorem, a następnie rektorem Wyższego Seminarium Duchownego we Fry-zyndze. Później, podczas moich studiów w bawarskim Monachium, bardzo konkretnie coraz mocniej wnikałem w ruch liturgiczny poprzez wykłady profesora Josepha Paschera, jednego z najważniejszych ekspertów Soboru w tematyce liturgicznej, a zwłaszcza przez życie liturgicz-ne we wspólnocie seminaryjnej. Tak więc stopniowo wy-czuwalne stało się napięcie między participatio actuosa [aktywnym uczestnictwem] zgodnym z liturgią a uroczy-stą muzyką, która otaczała działanie sakralne, chociaż jeszcze tego tak silnie nie dostrzegałem. W Konstytucji o Liturgii Soboru Watykańskiego II napisano bardzo wy-raźnie: <Z największą troskliwością należy zachowywać i otaczać opieką skarbiec muzyki kościelnej>. Z drugiej strony tekst ten podkreśla jako podstawową kategorię

Page 7: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

7Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

liturgiczną participatio actuosa wszystkich wiernych w świętej czynności. To, co w soborowej Konstytucji jest jeszcze zgodnie złączone, później, w recepcji Soboru, było często stawiane w relacji dramatycznego napięcia. Znaczące środowiska Ruchu Liturgicznego utrzymywały, że dla wielkich dzieł chóralnych i dla mszy na orkiestrę w przyszłości miejsce będzie tylko w salach koncerto-wych, a nie w liturgii, gdzie może być miejsce tylko dla śpiewu i wspólnej modlitwy wiernych. Z drugiej strony było zakłopotanie z powodu zubożenia kulturowego Ko-ścioła, które musiało stąd wynikać. Jak można pogodzić te dwie rzeczy? Jak realizować Sobór w jego całości? Takie pytania narzucały się mnie i wielu innym wiernym, zarówno ludziom prostym, jak i osobom posiadającym wykształcenie teologiczne. W tym momencie warto może postawić pytanie podstawowe: Czym właściwie jest muzyka? Skąd pochodzi i do czego zmierza? Myślę, że można wskazać trzy „miejsca”, z których wypływa mu-zyka. Pierwszym jej źródłem jest doświadczenie miło-ści. Kiedy ludzie byli zauroczeni miłością, otwierał się im inny wymiar istnienia, nowa wielkość i perspektywa rzeczywistości. Pobudzała ona także do wyrażania siebie w nowy sposób. Poezja, śpiew i w ogóle muzyka zrodzi-ły się z tego doświadczenia wstrząsu, z tego otwierania się nowego wymiaru życia. Drugim źródłem muzyki jest doświadczenie smutku, dotknięcie śmiercią, bólem i ot-chłaniami istnienia. Także i w tym przypadku otwierają się w przeciwnym kierunku nowe wymiary rzeczywisto-ści, które nie mogą znaleźć odpowiedzi w samych tylko słowach. Wreszcie trzecim miejscem pochodzenia muzy-ki jest spotkanie z tym, co Boże, od początku w jakiejś mierze defi niującym to, co ludzkie. Tu najbardziej jest obecne coś zupełnie innego i coś zupełnie wielkiego, co pobudza w człowieku nowe sposoby wyrażania sie-bie. Może da się powiedzieć, że w istocie także w dwóch pozostałych obszarach – miłości i śmierci – dotyka nas tajemnica Boga, a więc w tym sensie dotknięcie przez Boga stanowi w sumie źródło muzyki. To wzruszające, gdy dostrzegamy, że na przykład w Psalmach ludziom nie wystarcza już sam tylko śpiew i znajdujemy odwołanie do wszystkich instrumentów: rozbudzona zostaje ukryta muzyka stworzenia, jej tajemniczy język. Wraz z Psałte-rzem, w którym mamy do czynienia z dwoma motywami: miłości i śmierci, znajdujemy się wprost u źródeł muzyki Kościoła Bożego. Można powiedzieć, że jakość muzyki zależy od czystości i wspaniałości spotkania z tym, co Boże, z doświadczeniem miłości i cierpienia. Im bardziej czyste i prawdziwe jest to doświadczenie, tym czystsza i wspanialsza będzie także muzyka, która z niego się ro-dzi i rozwija.

W tym miejscu chciałbym wyrazić myśl, która w ostatnim czasie pochłaniała mnie coraz bardziej, tym bardziej, im częściej różne kultury i religie wchodzą mię-dzy sobą w relacje. W ramach najróżniejszych kultur i religii obecna jest wielka literatura, świetna architek-

tura, malarstwo i wspaniałe rzeźby. I wszędzie jest także muzyka. A jednak w żadnym innym środowisku kultural-nym nie ma muzyki o wielkości dorównującej tej, która zrodziła się w kontekście wiary chrześcijańskiej: od Pa-lestriny do Bacha, Haendla, aż po Mozarta, Beethovena i Brucknera. Muzyka zachodnia jest czymś wyjątkowym, nie mającym sobie równych w innych kulturach. To po-winno skłonić nas do zastanowienia.

Oczywiście, muzyka zachodnia wykracza daleko poza dziedzinę religijną i kościelną. A jednak swoje naj-głębsze źródło znajduje w liturgii, w spotkaniu z Bogiem. Jest to bardzo wyraźne u Bacha, dla którego chwała Boga stanowi w ostateczności cel całej muzyki. Wspa-niała i czysta odpowiedź muzyki zachodniej rozwinęła się w spotkaniu z Bogiem, który w liturgii uobecnia się nam w Jezusie Chrystusie. Ta muzyka jest dla mnie wy-rażeniem prawdy chrześcijaństwa. Tam, gdzie rozwija się taka odpowiedź, miało miejsce spotkanie z prawdą, z prawdziwym Stwórcą świata. Dlatego wielka muzyka sakralna jest rzeczywistością o randze teologicznej oraz o trwałym znaczeniu dla wiary całego chrześcijaństwa, chociaż nie jest konieczne, aby wykonywana była zawsze i wszędzie. Z drugiej jednak strony, jest również jasne, że nie może zniknąć z liturgii i że jej obecność może być szczególnym sposobem uczestnictwa w świętych obrzę-dach, w tajemnicy wiary.

Jeśli myślimy o liturgii celebrowanej przez święte-go Jana Pawła II na każdym kontynencie, widzimy całą szerokość możliwości ekspresyjnych wiary w wydarze-niu liturgicznym. Widzimy także, jak wspaniała muzyka tradycji zachodniej nie jest obca liturgii, ale w niej się zrodziła i rozwinęła, a w ten sposób nieustannie na nowo przyczynia się do jej kształtowania. Nie znamy przyszło-ści naszej kultury i muzyki sakralnej. Ale jedno jest jasne: tam, gdzie rzeczywiście zachodzi spotkanie z Bogiem ży-wym, który w Chrystusie przychodzi do nas, tam rodzi się i nieustannie na nowo się rozwija także odpowiedź, której piękno pochodzi z samej prawdy.

Działalność obydwu uczelni, które przyznają mi ten doktorat honoris causa, stanowi istotny przyczynek, aby wielki dar muzyki pochodzącej z tradycji wiary chrze-ścijańskiej pozostawał żywy i pomagał, by twórcza siła wiary także w przyszłości nie gasła. Za to wam wszyst-kim serdecznie dziękuję, nie tylko za zaszczyt, jakim mnie obdarzyliście, ale także za całą pracę, jaką wykonujecie w służbie pięknu wiary. Niech Pan was wszystkich błogo-sławi!” Wielkie brawa przerwał chór śpiewając „Gaude-amus igitur”. Na zakończenie wszyscy podeszliśmy do Ojca Świętego, przedstawiani przez ks. dr hab. Rober-ta Tyrałę, ucałowaliśmy pierścień i zamieniliśmy kilka słów. Widać było wielkie wzruszenie na twarzy papieża. Potem uściśnięcie dłoni i oczekiwanie na słowa, których nie sposób było nie wypowiedzieć.

Marek Polański

Page 8: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

8 Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

Pamięci ks. Kamila Kowalczyka w drugą rocznicę Jego śmierci

KAZANIE, KTÓREGO NIE WYGŁOSIŁEM...

Czy chce Pani tekst kazania, które przygotowałem, ale nie zostało wygłoszone? – zapytał mnie ks. Kamil pod-czas jednego ze spotkań redakcji „Okruchów św. Woj-ciecha”. Oczywiście – odpowie działam natychmiast – wiedząc, że dostanę prawdziwy „rarytas” dla duszy, gdyż z takich właśnie kazań znaliśmy ks. Kamila.

Po chwili dzierżyłam w ręce maszynopis; zapy-tałam jeszcze, dlaczego nie zostało wygłoszone, na co dosta łam odpowiedź, że zmienił się plan niedzielnej Eucharystii, (czy to przybył do parafi i ka znodzieja z ze-wnątrz, czy też przysłano list z kurii, który należało od-czytać – dzisiaj już nie pamię tam).

Zaraz po powrocie do domu, przeczytałam kaza-nie. Dzisiaj jest ono dla mnie cenną pamiątką po na-szym ukochanym Wikariuszu i, chociaż nie wybrzmia-ło w kościele św. Wojciecha owej niedzieli, na którą zostało przygotowane, podzielę się nim z Tobą drogi Czytelniku „Okruchów św. Wojcie cha”; może czytając je przywołasz w pamięci wysoką sylwetkę młodego ka-płana i ton głosu, którym wypowiadał słowa skierowa-ne do nas.

„Przeszłość – jest to dziś, tylko cokolwiek dalej” – pisał niegdyś Cyprian Kamil Norwid. Wprawdzie historię moż-na lubić lub nie, to jednak – bez względu na osobiste upodobania – trudno jest wykluczyć jej wpływ na nasze życie. Ona jest w nas. To jest teraźniejszość, tyle, że nieco przesunię ta na osi czasu. Historia jest dla człowieka tym, czym dla drzewa korzenie. Dostar-cza mu pokarmu. Pozwala wznosić się do nieba, bez obawy upadku przy pierw-szym wichrze.

Dziś niezwykle po-pularne jest doszukiwanie się rodzinnych korzeni. Człowiek chce wie dzieć, z czego wyrasta. Dzieci w szkołach przygotowują drzewa genealogiczne. Ar-chiwa parafi alne i kurialne oblegane są przez domoro-

słych badaczy dziejów swoich protoplastów. Rezultaty bywają różne. Jedni z dumą wymieniają zasługi i doko-nania pradziadków, inni szare życie swoich antena tów spowijają milczeniem. Bo niby znojne posługiwanie się motyką czy kosą miało mniejsze zna czenie niż dumne poruszanie berłem czy szablą. Tymczasem – jak nie wy-piera się poeta Józef Baran „Moi mali przodkowie”:

„cierpliwsi od Szymona Słupnikastali przez całe życie na bacznośćtrzymając przed sobąw zesztywniałych rękachlustraw tych lustrachprzeglądali się Wielcyprzymierzali korony berłaperuki i szczerbcezwycięskie bitwy i bohaterskie klęskiprzed tymi lustramiczynili ostatnie przygotowaniado najdłuższej ze wszystkich wyprawwyprawy w Historię”.

Dzisiejszej nie-dzieli znów przypa-trujemy się Jezusowi bawiącemu w rodzin-nym Nazarecie. Ta pro-wincjonalna wioska była osadą nieznaną ani Pismu Świętemu, ani żadnemu ze zna-nych nam ówcze snych spisów ludności, ani nawet żydowskiemu historykowi Józefowi Flawiuszowi. Totalny margi nes. I w takim oto środowisku powstaje wielki prorok. Kiedy przemawia w miejsco-wej synagodze, ludzie pytają: „Czy nie jest to syn Józefa?”. Prze-cież syn prostego rze-mieślnika nie może być proro kiem. Jezus ubiega myśli ziom-ków, którzy na końcu języka mieli starożytne

Page 9: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

9Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

przysłowie: „Medice, cura te ipsum” – „lekarzu, ulecz samego siebie”. Mówi im, że nikt nie jest prorokiem we własnej oj czyźnie.

W genealogii Jezusa z Nazaretu, przekazanej nam przez św. Mateusza, nie znajdziemy sa mych tylko świetlanych postaci. Pojawiają się w niej osoby, któ-rych słusznie można by się wsty dzić. Spośród zaledwie czterech kobiet wspomnianych przez Ewangelistę, żad-na nie była Żydówką, wszystkie natomiast były obcią-żone grzechem. Tamar, Rachab, Rut, Batszeba. Tamar – spłodziła z własnym teściem, Judą, dwóch synów, Rachab – prostytutka z Jerycha; Rut – poganka wywo-dząca się od Moaba, syna Lota – bratanka Abrahama – narodzonego z kazirodczego związku z własną cór-ką po zagładzie Sodomy i Gomory i Batszeba – „daw-na żona Uriasza”, która z pozamałżeńskiego związku z królem Dawidem wydała na świat Salomona. Nie chodziło oczywiście o to, żeby insynu ować, iż wszyst-kiemu winne są kobiety. Oto pierwszą osobą, której ob-jawiona została wieść o Wcieleniu Syna Bożego, była niewiasta – Miriam z Nazaretu. Pierwszą zwiastunką radości wielka nocnego poranka była niewiasta – Maria Magdalena.

Tak się przedstawia historia Zbawiciela. Bóg się nie wstydzi, że w Jego żyłach płynie krew grzeszników! Toteż i Jego generacja nie jest wyidealizowana, lecz taka,która głośno woła, że On – Bóg--Człowiek – niósł w swych przodkach znamię grzechu, od którego przyszedł wybawić ludzi. Bez wyjątku: Żydów i nie--Żydów. Wszystkich! Ciebie, siostro i bra-cie, także.

A my? Jakże często wstydzimy się niektórych krewnych i przodków. Może warto zadać so bie py-tanie: kogo z własnej rodziny najchętniej byś się wyparł? Ojca alkoholika, brata kry-minalisty, matki cho-rej psychicznie, upo-śledzonego czy kale-kiego syna, dziadka w Wehrmachcie lub w bezpie ce? A może

skrzętnie ukrywasz w gronie bliskich skandal obyczajo-wy, odmienną orientację poli tyczną (lub inną), albo po prostu biedę?

Współczesnemu człowiekowi trudno żyć bez tzw. „kreowania własnego wizerunku”. Wiza żyści mają pełne ręce roboty, aby zbudować ten właściwy. Ludzie silą się, aby uchodzić za kogoś, kim naprawdę nie są. Wystarczy przyjrzeć się profi lom na Facebooku. Wielu nie przyzna-je się do własnego Nazaretu, bo to mało atrakcyjne. Le-piej przemilczeć, wygodniej konfabulować.

„Wyrzucili Go z miasta” – napisze Ewangelista. Ziomkowie pozbyli się Jezusa. Chcieli Go mieć na swoją małą, ludzką miarę. Niczym „złotą rybkę” do spełniania życzeń. Ale że najpierw za żądał od nich wiary, posta-nowili Go usunąć. Wiara jest bowiem trudna, jeśli ktoś siebie uznaje za „pępek świata”.

Czy nie masz w tym momencie déja vu? To przy-pomnij sobie, kogo ze swojego życia już wyzułeś, kogo byś najchętniej wykluczył z Kościoła, kogo wyobcował w klasie, w pracy, w towa rzystwie? A może wyrzuciłeś ze swego życia także Boga, bo ci niewygodny? Nie od dziś wiadomo, że jak się nie żyje tak, jak się wierzy, wówczas zaczyna się wierzyć tak, jak się żyje. To nie Słowo Boże mamy naginać do naszych widzimisię, ale

to my mamy do niego dorastać. Wydarzenie z Na zaretu nie należy tylko do historii. Dzieje się w życiu wielu z nas. I doskonale potwierdza, że: „Przeszłość – jest to dziś tylko cokolwiek da-lej. (...) Nie jakieś tam coś, gdzieś, gdzie nigdy ludzie nie bywali!...”.

(Kazanie na 4. Nie-dzielę Zwykłą (C), 3 lutego

2013 r.)udostępniła i opa-

trzyła wstępem Anna Stawowiak

P.S. W wydanej przez Parafi ę św. Wojciecha książce „Wikary z Bro-nowic” znajdują się te kazania śp. ks. Kamila Kowalczyka, które zo-stały wygłoszone, po-wyższe kazanie, jak za-znaczyłam w tytule, jest kazaniem niewygłoszo-nym i można przypusz-czać, że do tej pory ni-gdzie niepublikowanym.

Page 10: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

10 Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

Jak wiadomo, obchodzimy w tym roku piętnastą roczni-cę konsekracji naszego Kościoła. Z tej okazji, w kolej-nych numerach „Okruchów”, chciałbym przedstawić sylwetki Kapłanów, którzy przyczynili się do powsta-nia naszej parafi i, zasłużyli się pracą dla niej i pozostali w naszych wspomnieniach. Postaram się z nimi spotkać i porozmawiać o ich wspomnieniach z okresu pracy w Bronowicach, oraz o tym, jak potoczyły się ich dalsze losy. W tym numerze zapraszam do przeczytania tekstu o księdzu prałacie Janie Bielańskim.

Ksiądz Prałat Jan Bielański. Pierwszy organizator naszej parafi i, potem organizator parafi i Św. Brata Alber-ta w Czyżynach i jej późniejszy proboszcz. Wspaniały Kapłan i dobry, szlachetny człowiek.

Urodzony 3 stycznia 1939 roku w Odrowążu Podha-lańskim, tam też ochrzczony 6 stycznia 1939. Po ukoń-czeniu gimnazjum w No-wym Targu, w 1957 roku wstąpił do Krakowskiego Seminarium Duchownego. Święcenia kapłańskie przy-jął z rąk księdza kardynała Karola Wojtyły 23 czerw-ca 1963 roku. Pracował w Stryszawie, w Zakopa-nem w parafi i św. Rodzi-ny, w parafi i Św. Floria-na w Krakowie. W latach 1976-1980 organizował na-szą parafi ę, św. Wojciecha na osiedlu Bronowickim. Następnie został duszpa-sterzem III rejonu parafi i Bieńczyckiej, a od 1983 roku proboszczem czyżyń-skiej parafi i św. Brata Al-berta, gdzie pracuje do tej pory, już jako emeryt, choć, jak sam twierdzi, kapłan na emeryturę nie przechodzi nigdy. W roku 1996 dostą-pił godności prałata.

Udając się na spotkanie z księdzem Janem, sądzi-łem, iż zadam mu kilka zaplanowanych wcześniej pytań. Kilkanaście minut, może pół godziny... Szybki wywiad. Nie wiedziałem jeszcze, jak bardzo się myliłem. Krótkie spotkanie zamieniło się w długą, pasjonującą rozmowę z niezwykłym człowiekiem, wysłuchałem bardzo cieka-wej i bogatej historii kapłana i miejsc z nim związanych.

Postaram się zebrać w krótką relację to, co usłyszałem.Na początku zapytałem księdza Prałata o wspo-

mnienia z okresu pracy w parafi i św. Wojciecha, o to,

jakie doświadczenia stąd wyniósł, co szczególnie zapa-miętał oraz jak potoczyły się jego losy po odejściu z na-szej parafi i.

Ksiądz Prałat przyszedł na świat w rodzinie o sil-nych tradycjach katolickich i patriotycznych. Tak opo-wiadał o swojej młodości:

„Moim marzeniem od dzieciństwa było zostać księ-dzem. Podobał mi się strój kapłana, śpiew religijny, ob-rzędy mszy świętej. (…) Na drodze do kapłaństwa mia-łem małe przeszkody: po ukończeniu szkoły podstawo-wej mój ojciec nie wyraził zgody na dalszą naukę, gdyż oczekiwał pomocy w gospodarstwie i bał się kosztów kształcenia. (…) Mama i ja przekonaliśmy tatę, że pora-dzimy sobie. (…) A potem... matura, seminarium, świę-cenia, kapłaństwo. Przyłożyłem ręce do ewangelicznego pługa i nie oglądam się wstecz.”

O pracy w Bronowi-cach mówił dużo i bardzo barwnie:

„W 1976 roku ksiądz kardynał Karol Wojty-ła powiedział do mnie: na osiedlu Bronowickim w Krakowie przy Szkole 35, na Złotym Rogu trze-ba założyć samodzielne duszpasterstwo i nową parafi ę. To był dla mnie „poligon doświadczal-ny”, który mi się później bardzo przydał. Tam – bloki, bloki, kilkadziesiąt domków jednorodzinnych i osiem tysięcy miesz-kańców. Jak, gdzie i za co tworzyć tu nową pla-cówkę? Ale Pan Bóg, św. Wojciech, a także ksiądz prałat Stanisław Trusz-kowski i grono dzielnych katolików pomogło mi stworzyć fundamenty pod

dzisiejszą parafi ę św. Wojciecha.”„Przez rok szukałem punktu zaczepienia. Chodzi-

łem, szukałem, pytałem. W końcu dowiedziałem się o możliwości zakupu budynku piekarni przy ulicy Bro-nowickiej. Udało się.”

„Przez jakiś czas byłem właścicielem kamienicy w Krakowie” śmieje się ksiądz Jan.

„Pierwsze trzy noce nie mogłem spać. Miałem mały pokoik od strony ulicy. Tramwaje nie dawały zasnąć, a potem budziły. Później się przyzwyczaiłem. Księża

KAPŁANI Z BRONOWICKIEJ PARAFII – KS. PRAŁAT JAN BIELAŃSKI

Page 11: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

11Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

Szkodoń i Nowobilski mieli duży pokój po drugiej stro-nie domu. Tam mieli ciszę”.

„Zmagałem się z wieloma problemami, nie było do-jazdu do budynku, a trzeba było prowadzić prace remon-towe i budowlane. Trzeba było wyburzyć piec piekarni-czy, wydawało się to błahostką, a zajęło ponad miesiąc. Trzeba było zorganizować salę do nauki religii, kaplicę. A na początku, przez jakiś czas, utrzymać wszystko w ta-jemnicy. Ławki i stoły do salki przenosiłem sam pewnej nocy, z budynku obok szkoły na Złotym Rogu. Zacząłem o północy, skończyłem o czwartej nad ranem.

Ale z pomocą Pana Boga, św. Wojciecha i grupy parafi an, która szybko się koło mnie zebrała i bardzo wspomagała, mimo trudności, udawało się realizować nasze plany.”

W 1980 roku ksiądz Jan Bielański został duszpaste-rzem III rejonu parafi i w Bieńczycach, a od 1983 roku proboszczem tworzonej przez siebie parafi i Św. Brata Alberta. Początki tej pracy wspomina tak:

„Ksiądz kardynał Franciszek Macharski skierował mnie do parafi i Bieńczyce, do III rejonu duszpasterstwa. Przybyłem tu już z pewnym doświadczeniem bronowic-kim. Napotkałem życzliwość Metropolity, księdza pro-boszcza Józefa Gorzelanego i całego zespołu duszpaster-skiego.”

„Z tego okresu najlepiej pamiętam decyzję ówcze-snego prezydenta Krakowa, Józefa Gajewicza, który uznał potrzebę i dopuścił możliwość budowy kościoła. Potem moment poświęcenia placu i Krzyża został mi mocno w pamięci, pierwsza dostawa desek i ochotnicy do budowy ogrodzenia, kaplicy, a potem domu parafi al-nego...”

„W latach dziewięćdziesiątych, w jednym roku do Pierwszej Komunii Świętej przystąpiło 530 dzieci. Przez trzy niedziele, tam przy kaplicy, na dworze, nie-raz w deszczu (uciekaliśmy kilka razy pod koniec mszy świętej do kaplicy), stłoczeni, zmoknięci – tego nie spo-sób zapomnieć! A potem, po sześciu latach te same dzieci przystępowały do bierzmowania. To była masa, masa!”

„ A później, przez dwa dni i jedną noc, bez przerwy, betonowanie stropu kościoła i żelbetonowego pierście-nia spoczywającego na ośmiu fi larach, podtrzymujących żelazną konstrukcję dachu świątyni. Tam na górze, na tych ośmiu fi larach, jest ogromny i ciężki pierścień żel-betonowy, stąd właśnie wylewanie betonu musiało trwać bez przerwy, żeby nie było później kłopotów z jego łą-czeniem się.”

Historia budowy kościoła w Czyżynach i związane z nią wydarzenia, opowiedziana przez księdza Prałata, mogłaby być materiałem na kolejny, zapewne ciekawy i pasjonujący artykuł.

Jednocześnie ksiądz Jan angażował się też w dzia-łalność charytatywną, mając i na tym polu ogromne za-sługi. Jak sam twierdzi, tak musi być. Patron parafi i zo-bowiązuje do czynienia dobra i pomocy potrzebującym.

Na tym też według niego polega kapłaństwo. Na służbie Bogu i ludziom wszędzie tam, gdzie zachodzi taka po-trzeba. I ta służba trwa nadal. Nadal pomaga potrzebują-cym materialnie, służy wiernym przez posługę w konfe-sjonale, sprawując Eucharystię, udzielając sakramentów. Często pomaga samą swoją obecnością. „Kapłan nigdy nie przechodzi na emeryturę”. Spotyka się z ludźmi starszymi, z młodzieżą, wspomaga duszpastersko różne wspólnoty na terenie parafi i, ale także poza nią. Pamięta też o swoich rodzinnych stronach, odwiedzając je często, biorąc udział w tamtejszych uroczystościach, gdyż i tam jest pamiętany i znany jako dobry człowiek i kapłan. Jest dumny ze swoich korzeni, ze swojego góralskiego po-chodzenia. Wspomaga górali nie szczędząc czasu i pie-niędzy na krzewienie góralskiej kultury, sztuki, muzyki i śpiewu. Nie wszyscy to rozumieją i aprobują, ale „jesz-cze się taki nie urodził, coby wszystkim dogodził”.

Bardzo ważną w jego życiu jest też działalność na rzecz „Solidarności”. Wspierał odważnie strajkujących hutników w czasie stanu wojennego. Był wśród nich w najtrudniejszych momentach, spowiadał, udzielał Ko-munii Świętej, wspomagał dobrym słowem, dodawał otuchy, nie zważając na ryzyko, jakie sam ponosi. Po-mimo nacisków ze strony Służby Bezpieczeństwa nigdy nie zgodził się zostać donosicielem, co zapewne także utrudniało mu pracę przy budowie kościoła. Jednak ni-gdy nie działał na szkodę swojej umiłowanej Ojczyzny oraz na szkodę innych ludzi.

Za swoje zasługi był wielokrotnie wyróżniany i odznaczany. W roku 2007 został wyróżniony tytułem Nowohucianina roku przez kapitułę „Głosu – Tygodnika Nowohuckiego”.

„Jestem szczęśliwym człowiekiem. Cieszę się zdrowiem, choć wiem, że słońce chyli się ku zachodowi. Cieszę się szacunkiem u ludzi, ale wiem, że jeszcze dużo jest do zrobienia”.

„Kilka zdań jest ważnych w moim życiu:– Porta patet, cor magis – co znaczy: drzwi otwar-

te, serce bardziej.– U kogo Bóg jest na pierwszym miejscu, u tego

wszystko jest na właściwym miejscu.– Kapłaństwo jest trudne, ale piękne i radosne,

ponieważ prowadzi ludzi do Boga i sprowadza Boga do ludzi.

Na koniec naszego spotkania odmówiliśmy wspól-nie Anioł Pański. Ksiądz Jan wskazał na fi gurę Jezusa zawieszoną na ścianie pokoju. Figurę szczególną, gdyż nieposiadającą rąk.

„Popatrz. To ja mam być Jego rękami”

Pisząc te słowa o księdzu prałacie Janie Bielańskim wspierałem się własnymi notatkami, tym, co zapamięta-łem z rozmowy oraz bogatymi materiałami, które poda-rował mi bohater artykułu.

Grzegorz Leleń

Page 12: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

12 Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

Zamiatająca pokojówka, Henry Meynell Rheam (1859-1920).

ZACHOWAJ PORZĄDEK, A PORZĄDEK CIEBIE ZACHOWA

ENCYKLIKA PAPIEŻA FRANCISZKA LAUDATO SI

„Ekologia” – to słowo pojawia się czasem w naszych roz-mowach, a częściej w radiu lub telewizji. Różne są zapew-ne związane z nim skojarzenia. Przede wszystkim, słysząc „ekologia” myślimy o ochronie przyrody. Są osoby, które rozumieją sens troski o otaczające nas środowisko. Wie-dzą, że ta troska jest wzajemna: przyroda odpłaci „dobrem za dobre” i „złem za złe”. Z drugiej strony jednak wy-starczy wybrać się do pobliskiego lasu, aby znaleźć tam plastikowe worki ze śmieciami, butelki, puszki, a nawet porzuconą oponę samochodową czy starą pralkę. Czasem ochrona przyrody kojarzy się z grupami, które organizują protesty przeciwko pewnym inwestycjom zakłócającym porządek natury lub też z osobami posiadającymi skrajne poglądy. Sam kiedyś spotkałem osobę, która z litością pa-trzyła i mówiła o leżącej na stole wiązance ciętych kwia-tów, które „tak bardzo cierpią”, a po kilku tygodniach z agresją w głosie wypowiadała się o lekarzu, który nie chce zabić nienarodzonego dziecka.

Warto w tym kontekście podkreślić, że prawdzi-wa ekologia wymaga całościowego podejścia do świata. Świat należy traktować jako dom, cały świat. Świat jest duży, a więc myślenie o nim nie może być ciasne. Trze-ba mieć całościową wizję świata, a więc hierarchię war-tości. Każdy, kto nie żyje bezmyślnie, zadaje sobie pyta-nie o to, co jest dla niego ważne, czemu warto poświęcić swoje siły, czego należy bronić. Idzie w głąb. Ekologia to przede wszyst-kim odpowiedzialne, a zatem szersze i głębsze spojrzenie na siebie, życie, świat. Następnie jest to życie według zasad. Jeśli uznaję, że coś jest ważne, dla czego warto się poświęcić, jeśli uważam, że złamanie pewnych za-sad zniszczy życie moje lub innych, to przełamuję swój egoizm. Potrafi ę działać wbrew sobie wtedy, gdy staję się zagrożeniem dla świata. To może wielkie słowa: „być zagrożeniem dla świata”. Oczywiście nie jestem bezpo-średnio odpowiedzialny za cały świat. Przede wszystkim odpowiadam za tę jego cząstkę, po której stąpają moje stopy. Gdyby się jednak chwilę zasta-nowić, to dostrzegę, że moje powiąza-

nia z tym wielkim światem są mocniejsze, niż mi się wy-daje. Wystarczy spojrzeć na metki ubrań, które zawierają informacje o krajach, gdzie je wyprodukowano, aby się o tym przekonać.

Życie według zasad, dostosowanie się do nich, może być trudne dla wielu z nas. Kiedyś pewien mądry, święty człowiek powiedział: „Zachowaj porządek, a porządek cie-bie zachowa.” Ta maksyma była powtarzana przez księdza, który miał duży wpływ na środowisko młodzieży przy mo-jej rodzinnej parafi i. Nie zawsze jako młodzi ludzie potrafi li-śmy „zachować porządek”. Myśleliśmy głównie o porządku zewnętrznym, o dyscyplinie, dzięki której można osiągnąć w życiu pewne rzeczy. Zgadzam się i dzisiaj z tym, że jest to bardzo istotne, zwłaszcza w okresie dzieciństwa i młodości, a i później pomaga. Z biegiem czasu jednak zrozumiałem, że najpierw trzeba mieć porządek „w środku”. I nie chodzi tutaj o jakieś wewnętrzne napięcie, wynikające z trzymania się na smyczy, ale o… pokój, wewnętrzny pokój. O takim pokoju mówi Ewangelia i Listy Apostołów. Najpierw jest to pokój z Bogiem. Otwartość na Bożą mądrość, porzucenie tego, co się Bogu nie podoba. To wynik łaski Bożej, ale też wewnętrznej walki. Następnie jest to pokój z ludźmi: prze-baczenie i pojednanie, otwartość na innych, ale też umiejęt-ność przeciwstawienia się temu, co poniża i szkodzi. Drugi jest bliźnim, jest przyjacielem w drodze. Jak pięknie jest, gdy ludzie mieszkający pod jednym niebem i idący po jed-naj drodze odkryją to i uszanują. Oznacza to także, że nie trzeba dawać się „wodzić za nos”. Jest to także pokój ze stworzeniem. Po pierwsze człowiek powinien odkryć, że nie potrzebuje za wiele. Są rzeczy, których mieć nie musi.

Następnie warto zrozumieć, że jeste-śmy dla siebie po to, aby się dzielić. Chodzi o to, co posiadamy, co otrzy-maliśmy lub co zostało wypracowane. Chrześcijańska ekologia nosi na sobie rys wdzięczności i pracowitości. Tam, gdzie pojawia się chciwość i lenistwo, życie cudzym kosztem, tam kończy się chrześcijaństwo, a zaczynają się puste słowa o „równych prawach”, „litości”, czy nawet „miłosierdziu”. Warto wejść na drogę ekologii. Dlaczego? Konse-kwentne kroczenie tą drogą otwiera umysł i serce, wzywa do pokonywania egoizmu, pozwala uznać prawa Boże nad światem. W efekcie – taką trzeba mieć nadzieję – człowiek staje się bar-dziej człowiekiem, a dzięki temu świat staje się piękniejszy.

ks. Wojciech

Page 13: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

13Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

RADOŚĆ DAWANIA...

Ostatnia encyklika papieża Franciszka z czerwca 2015 r. posiada znamienny tytuł: „LAUDATO SI” („POCHWALONY BĄDŹ...”), zaczerpnięty z pieśni św. Franciszka, wyrażającej miłość i szacunek do ZIE-MI, całej jej przyrody i wszystkich zamieszkujących ją istot: „Pochwalony bądź, Panie mój, przez siostrę naszą, matkę Ziemię, która nas żywi i chowa, wydaje różne owoce z barwnymi kwiatami i trawami...” Celem encykliki jest próba powstrzymania katastrofy ekolo-gicznej, która grozi naszemu „wspólnemu domowi”. Każdy powinien więc zapoznać się z tym niezwykle przejrzystym, syntetycznym, przejmującym prawdą dokumentem, aby zrozumieć istotę, przyczyny i skutki światowego kryzysu ekologicznego.

Tak jak wszyst-ko na świecie, także ten kryzys sprowadza się do CZŁOWIEKA, jego wewnętrznych wartości, a raczej – w tym przypadku – ich braku.

W części wstęp-nej encykliki Papież przypomniał wszyst-ko to, co na temat ekologii napisali Jego Poprzednicy, ale o roli człowieka w tym za-gadnieniu – co intere-suje mnie w tej chwili najbardziej – najob-szerniej wypowiedział się w rozdziale III, zatytułowa-nym „LUDZKI PIERWIASTEK KRYZYSU EKOLO-GICZNEGO”. Zawarł w nim m.in. krytykę WYPACZO-NEGO ANTROPOCENTRYZMU (antropocentryzm to pogląd, że człowiek jest ośrodkiem i celem świata, a wszystko w przyrodzie dzieje się ze względu na nie-go). W akapicie 119 tego rozdziału czytamy: <Krytyka ta> „...nie powinna też stawiać na drugim planie WAR-TOŚCI STOSUNKÓW MIĘDZY LUDŹMI. Jeśli kryzys ekologiczny jest ujawnieniem się lub zewnętrznym prze-jawem KRYZYSU ETYCZNEGO, KULTUROWEGO I DUCHOWEGO nowoczesności, to NIE MOŻEMY ŁUDZIĆ SIĘ UZDROWIENIEM NASZYCH RELA-CJI Z PRZYRODĄ I ŚRODOWISKIEM NATURAL-NYM BEZ UZDROWIENIA WSZYSTKICH POD-STAWOWYCH RELACJI MIĘDZYLUDZKICH. Gdy myśl chrześcijańska domaga się podkreślenia szczegól-nej wartości człowieka – ponad innymi stworzeniami – daje wówczas podstawę, by dowartościować każdą oso-

bę ludzką, a w ten sposób pobudza do uznania innych”. Warto również zacytować z akapitu 123 tego rozdziału krytykę RELATYWIZMU (relatywizm oznacza, że wszelkie wartości oraz związane z nimi normy i oceny mają charakter względny).

<Relatywizm> „jest tą samą patologią, która pobu-dza daną osobę do wykorzystywania innej i potraktowa-nia jej jedynie jako przedmiotu, zmuszając ją do pracy przymusowej lub sprowadzając do niewolnictwa za dłu-gi. Jest to ta sama logika, która prowadzi do porzucenia osób starszych, które nie służą naszym interesom, czy do wykorzystywania seksualnego dzieci. Jest to także logika wewnętrzna tych, którzy mówią: > Pozwólmy, by niewidzialne siły rynku uregulowały gospodarkę, ponie-

waż ich szkodliwy wpływ na społe-czeństwo i przyrodę jest nieunikniony.< Jeśli nie ma żadnych PRAWD OBIEK-TYWNYCH ANI STAŁYCH ZASAD poza zaspokojeniem własnych aspiracji i doraźnych potrzeb, jakie ograniczenia może mieć handel ludźmi, organizacje przestępcze, prze-myt narkotyków, handel „krwawymi diamentami” czy

skórami zwierząt zagrożonych wyginięciem? Czyż to nie ta sama logika relatywizmu usprawiedliwia handel organami ludzi ubogich, aby je sprzedać czy wykorzy-stać do badań, lub odrzucenie dzieci, ponieważ nie od-powiadają życzeniom swoich rodziców? Chodzi o tę samą LOGIKĘ „UŻYJ I WYRZUĆ”, generującą wiele odpadów jedynie z powodu NIEUPORZĄDKOWANE-GO PRAGNIENIA KONSUMOWANIA WIĘCEJ NIŻ FAKTYCZNIE POTRZEBA”.

Z powodu ogromu i złożoności zagadnień zawar-tych w encyklice, pragnę jeszcze ściślej zakreślić ramy tematyczne tego artykułu do sprawy NIEKONTROLO-WANEJ ŻĄDZY CZŁOWIEKA DO POSIADANIA RZECZY I SPLENDORÓW. Ośmieliłam się więc spara-frazować jedno ze słynnych haseł – wskazówek św. Jana Pawła II, aby „BARDZIEJ BYĆ NIŻ WIĘCEJ MIEĆ” na – podobne w duchu i treści – „WIĘCEJ DAWAĆ (ofi arowywać, dzielić się, poświęcać) NIŻ MIEĆ (posia-dać, gromadzić, kupować), przy czym „dawać” możemy

Page 14: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

14 Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

nie tylko rzeczy materialne, ale np. dobry przykład, czas, nadzieję, wsparcie, „serce” (czyli dobre uczucia) itp.

Chodzi o to, aby egoizmowi, zachłanności, bez-myślności przeciwstawić altruizm, empatię, hojność...

W p. 8. wstępnej części encykliki Papież przywo-łał słowa patriarchy Bartłomieja: „Każdy z nas na miarę swoich skromnych możliwości przyczynia się do małych katastrof ekologicznych”, a w p. 9 napisał „Patriarcha Bartłomiej (–) zaproponował, byśmy PRZESZLI OD KONSUMPCJI DO POŚWIĘCENIA, OD CHCIWO-ŚCI DO WIELKODUSZNOŚCI, OD MARNOTRAW-STWA DO ZDOLNOŚCI DZIELENIA SIĘ, DO ASCE-ZY, KTÓRA OZNACZA UCZENIE SIĘ DAWANIA, A NIE PO PROSTU REZYGNOWANIA...”

Jak najczęściej testujmy wrażliwość naszego sumie-nia w tym względzie, zadając sobie proste pytania, np.

– Czy poświęcam wystarczająco dużo czasu spra-wom naprawdę ważnym (np. swojej rodzinie)?

– Czy pamiętam przysłowie: „Zgoda buduje, nie-zgoda rujnuje”?

– Czy – w miarę swoich możliwości – pomagam innym w ich trudnej sytuacji życiowej?

– Czy swoim postępowaniem daję dobry przykład innym (zwłaszcza dzieciom i młodzieży )?

– Czy – w taktowny sposób – dzielę się z innymi swoim życiowym doświadczeniem?

– Czy w swojej pracy zawodowej mam możliwość działań proekologicznych?

– Czy muszę kupić jeszcze jeden talerz, płaszcz, mebel, samochód?

– Czy nie da się naprawić jakiegoś urządzenia za-miast kupować nowe?

– Czy oszczędzam wodę i wszelkie nośniki energii?– Czy segreguję śmieci?– Czy nie zostawiam śmieci w lesie lub nad rzeką?

– Czy nie marnuję jedzenia? itp.To wielka radość móc coś komuś ofi arować, móc

się z kimś czymś podzielić... Mam nadzieję przekonać tych, którzy nie doświadczyli jeszcze radości dawania, stawiając im za przykład wolontariuszy, których spo-tykamy w szpitalach i hospicjach, których widzimy na ekranach telewizorów w Lourdes czy w Afryce... Zwróćmy uwagę, że to ludzie uśmiechnięci, spokojni, serdeczni...

Kiedy rozglądniemy się wokół siebie, zobaczymy zapewne też takich ludzi wśród nas... Materialne i du-chowe „dary serca” trzeba też umieć przyjmować, nie unosić się dumą, czy myśleć o rewanżu... Dziękując, po-myślmy o tym, że może będziemy mieć okazję oddać to samo innym ludziom...

Swoje rozważania pragnę zakończyć słowami pio-senki „Tolerancja”, skomponowanej i wykonywanej przez Stanisława Sojkę do tekstu Kory Jackowskiej.

Dlaczego nie mówimy o tym, co nas boli, otwarcie?Budować ściany wokół siebie – marna sztuka,Wrażliwe słowo, czuły dotyk – wystarcząCzasami tylko tego pragnę, tego szukam ...Na Miły Bóg! Życie nie tylko po to jest, by brać,Życie nie po to, by bezczynnie trwać.I aby żyć, siebie samego trzeba dać...Problemy twoje, moje, nasze boje, polityka...A przecież każdy włosek, nasze lata, policzone.Kto jest bez winy, niechaj pierwszy rzuci kamień,

niech rzuci.Daleko raj, gdy na człowieka się zamyka.Na Miły Bóg! Życie nie tylko po to jest, by brać,Życie nie po to, by bezczynnie trwać.I aby żyć, siebie samego trzeba dać...

Anna Siess

Giotto di Bondone, Kazanie do ptaków, XIII w.

Page 15: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

15Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

PRZEMIJANIE

Rodzimy się i... przemijamy, tak samo jak przemija ota-czający nas świat. Z każdą chwilą zdążamy do kresu ziemskiego życia. Jako dzieci i ludzie młodzi z reguły nie zastanawiamy się nad upływającym czasem, a tym bardziej nie myślimy o śmierci, chyba że „odszedł” ktoś bliski lub sami zostaliśmy dotknięci ciężką chorobą. Z biegiem lat i życiowych doświadczeń coraz częściej podejmujemy refl eksje o przemijaniu. Wtedy i czas ule-ga jakby przyspieszeniu. Tak było od zarania dziejów.

Kruche i ulotne jest życie, a śmierć czeka każdego z nas. Ten nieuchronny proces – przemijanie – staje się nieszczęściem, jeśli nie jest drogą ku zbawieniu. Prze-mijanie niekiedy budzi w nas lęk, czyni zgorzkniałymi. Nie przyjmujemy do naszej świadomości prawdy, że lęk przed przemijaniem jest tym silniejszy, im bardziej chce się przed nim zabezpieczyć lub uciec. Zapobiec przemi-janiu nie sposób, to ułuda.

Człowiek w swojej zuchwałości i pysze marzył często nawet o nieśmiertelności zamiast zaakceptować świat stworzony przez Boga i zaplanowany przez Niego porządek rzeczy. Owe marzenia skutecznie rozwiązuje śmierć.

„Panta rhei” (wszystko płynie) – słowa greckiego fi lozofa Heraklita z Efezu mówią o przemijaniu. Hera-klit twierdził, że wszystko się zmienia: „nie można dwa razy wstąpić do tej samej rzeki, jej wody bowiem zmie-niają się, ciągle płyną”. Usystematyzował on pojęcia i prawdopodobnie jako pierwszy zaproponował teorię powszechnej zmienności.

Temat przemijania intrygował człowieka zawsze. W literaturze i sztuce podejmowano go bardzo często. Oto dwa przypomnienia. O ulotności życia pisał m.in. Jan Kochanowski:

„Zacność, uroda, moc, pieniądze, sława.Wszystko to minie jako polna trawa”.Ks. Jan Twardowski również wskazywał na nie-

uchronność i szybkość przemijania, ale także na miłość, która może przemijanie uczynić pięknym:

„Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą,zostaną po nich buty i telefon głuchy (…)Tak szybko stąd odchodzą, jak drozd milkną w lipcu,jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon,żeby widzieć naprawdę zamykają oczy,chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć,kochamy wciąż za mało i stale za późno”.Pismo Święte, a zwłaszcza Stary Testament, odnosi się

w różnym kontekście do kwestii przemijania. Już w Księ-dze Rodzaju znajdujemy słowa Pana Boga do pierwszych rodziców po ich upadku: „Prochem jesteś i w proch się ob-rócisz”, mówiące o marności ludzkiego żywota.

W Księdze Psalmów często znajdujemy odniesie-nia do przemijania, np.:

– „Człowiek jak cień przemija,na próżno tyle się niepokoi,gromadzi, lecz nie wie, kto to zabierze” (Ps 39,7),– „Kończymy nasze lata jak westchnienie.Czas naszych dni – to lat siedemdziesiątlub, gdy jesteśmy mocni, osiemdziesiąt;a większość z nich – to trud i marność,bo szybko mijają, my zaś odlatujemy” (Ps 90, 9-10),– „Dni człowieka są jak trawa,kwitnie jak kwiat na polu;ledwie muśnie go wiatr, a już go nie ma,i miejsce, gdzie był, już go nie poznaje”

(Ps 103,15-16).

Także w innych Księgach Starego Testamentu odnaj-dujemy teksty mówiące o kruchości i marności życia, np.:

– „Dni moje lecą jak tkackie czółenko,i kończą się, bo braknie nici” (Hi 7,6),– „Człowiek zrodzony z niewiasty ma krótkie i bo-

lesne życie.Wyrasta i więdnie jak kwiat, przemija jak cień, co

nie trwa” (Hi 14,1-2),– „Czas nasz jak cień przemija,śmierć nasza nie zna odwrotu:pieczęć przyłożono i nikt nie powróci” (Mdr 2,5).W Księdze Izajasza sam Pan Bóg mówi, że niebo

i ziemia przeminą, a nasze życie jest kruche i wskazuje nam, że tylko w Nim znajdziemy zbawienie:

„Zaiste, niebo jak dym się rozwiejei ziemia zwiotczeje jak szata,a jej mieszkańcy wyginą jak komary.Lecz moje zbawienie będzie wieczne,a sprawiedliwość moja zmierzchu nie zazna” (Iz 51,6).„Marność nad marnościami – wszystko jest marno-

ścią” – to z kolei słowa z Księgi Koheleta, której treścią są rozważania nad sensem ludzkiego życia. Autor za-daje pytanie, jaka jest droga do prawdziwego szczęścia i nie znajdując odpowiedzi, stwierdza, że wszystko jest marnością. Szczęścia bowiem nie daje bogactwo i sła-wa, rozkosze i mądrość. Kohelet widzi jednak dar Boży w stworzonych dobrach i radzi korzystać z nich roztrop-nie, bacząc na sąd Boży:

„Boga się bóji przykazania Jego przestrzegaj,bo cały w tym człowiek!Bóg bowiem każdy czyn wezwie przed sąddotyczący wszystkiego, co ukryte: czy dobrebyło, czy złe” (Koh 12,13-14).

Page 16: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

16 Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

„Przemija... postać tego świata” mówi św. Paweł w 1 Liście do Koryntian (por. 1Kor 7,31), a św. Jan jak-by uzupełniał i wskazywał właściwą drogę: „Świat zaś przemija, a z nim jego pożądliwość; kto zaś wypełnia wolę Bożą, ten trwa na wieki” (1J 2,17).

Pan Bóg w historii zbawienia każdego człowieka „za-programował” drogi prowadzące do nieba. Realizację po-zostawił nam, ludziom posiadającym wolną wolę. Mamy zatem możliwość wyboru między dobrem a złem. Odrzu-cając plan Bożej miłości zdążamy ku potępieniu. Czasu nie mamy dużo: „Bo czymże jest życie wasze? Parą jesteście, co się ukazuje na krótko, a potem znika” (Jk 4,14).

Św. Jan Paweł II w „Tryptyku rzymskim” pisał: „I tak przechodzą pokolenia. Nadzy przychodzą na świat i nadzy wracają do ziemi, z której zostali wzięci (…) Za-trzymaj się, to przemijanie ma sens, ma sens, ma sens.” Mijają pokolenia, odchodzimy i pamięć o nas odchodzi w zapomnienie...

Czas listopadowej zadumy – Święto Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny – może być czasem głębo-kiej refl eksji, dostrzeżenia sensu naszego życia i jego przemijania.

Zatrzymaj się i pomyśl!AS

Radość i pokójDuchowość chrześcijańska proponuje alternatywny

sposób rozumienia jakości życia i zachęca do prorockiego i kontemplatywnego stylu życia, zdolnego do głębokiej radości, unikając obsesji na tle konsumpcji. Ważne jest podjęcie dawnego nauczania, obecnego w różnych trady-cjach religijnych, a także w Biblii. Chodzi o przekonanie, że „mniej znaczy więcej”. Rzeczywiście, nieustanne gro-madzenie możliwości konsumpcji rozprasza serce, unie-możliwiając docenienie wszystkiego i każdej chwili. Na-tomiast stawanie w pogodzie ducha przed tym, co istnieje, choćby tego było niewiele, otwiera nam znacznie więk-sze szanse na zrozumienie i spełnienie osobiste. Ducho-wość chrześcijańska proponuje rozwój wstrzemięźliwości i zdolności radowania się, mając niewiele. To powrót do prostoty, która pozwala nam się zatrzymać i docenić to, co małe, i dziękować za możliwości, jakie daje życie, nie przywiązując się do nich ani nie smucąc z powodu tego, czego nie posiadamy. Wymaga to unikania dynamiki pa-nowania i gromadzenia samych tylko przyjemności.

Wstrzemięźliwość przeżywana świadomie i w wol-ności wyzwala nas. Nie jest gorszym życiem, nie jest mniejszą intensywnością, ale całkiem odwrotnie. W isto-cie tymi, którzy bardziej się rozkoszują i lepiej przeży-wają każdą chwilę, są ci, którzy nie chcą wybierać tu i tam, nieustannie poszukując tego, czego nie mają, lecz doświadczają, co oznacza docenienie każdej osoby i każdej rzeczy, uczą się nawiązywać kontakt i potrafi ą się cieszyć z najprostszych rzeczy. W ten sposób potra-fi ą pomniejszyć niezaspokojone potrzeby i zredukować zmęczenie i niepokój. Można mieć niewiele, a żyć in-tensywnie, zwłaszcza gdy jesteśmy w stanie odkryć inne przyjemności i odnajdywać satysfakcję w braterskich spotkaniach, usługiwaniu, w realizowaniu swoich chary-zmatów, w muzyce i sztuce, w kontakcie z naturą, w mo-dlitwie. Szczęście wymaga umiejętności ograniczenia pewnych potrzeb, które nas ogłuszają, i pozostawania

w ten sposób otwartymi na wiele możliwości, jakie daje nam życie.

Wstrzemięźliwość i pokora nie cieszyły się w mi-nionym stuleciu oceną pozytywną. Ale kiedy powszech-nie ulega osłabieniu praktykowanie jakiejś cnoty w ży-ciu osobistym i społecznym, prowadzi to w ostateczno-ści do wielu zaburzeń równowagi, także ekologicznej. Dlatego nie wystarcza już mówienie jedynie o integral-ności ekosystemów. Musimy zdobyć się na mówienie o integralności życia ludzkiego, konieczności popierania i łączenia wszystkich wielkich wartości. Zanik pokory w człowieku, nadmiernie podekscytowanym możliwo-ścią panowania absolutnego, bez żadnych ograniczeń, może jedynie prowadzić do wyrządzenia szkody społe-czeństwu i środowisku. Nie jest łatwo rozwijać tę zdro-wą pokorę i radosną wstrzemięźliwość, jeśli stajemy się samowystarczalni, jeśli wykluczymy Boga z naszego ży-cia, a Jego miejsce zajmuje nasze własne ego, jeśli uwa-żamy, że to my sami określamy, co jest dobre, a co złe.

Z drugiej strony, nikt nie może wzrastać w radosnej wstrzemięźliwości, jeśli nie jest pogodzony z samym sobą. Częścią właściwego zrozumienia duchowości jest poszerzenie naszego rozumienia pokoju. Jest on czymś więcej niż brakiem wojny. Pokój wewnętrzny oso-by ma wiele wspólnego z troską o środowisko i dobro wspólne, ponieważ, jeśli są one przeżywane autentycz-nie, odzwierciedla się w nich zrównoważony styl życia w połączeniu ze zdolnością do zadziwienia, prowadzącą do głębi życia. Natura jest pełna słów miłości, ale jak je usłyszeć pośród ciągłego hałasu, niepokoju i roztar-gnienia czy też kultu powierzchowności? Wiele osób do-świadcza głębokiej niestabilności, popychającej do wy-konywania wszystkiego na pełnych obrotach, by czuły się zajęte, w ciągłym pośpiechu, i by tratowały wszystko wokół siebie. Ma to wpływ na sposób, w jaki traktujemy środowisko. Ekologia integralna wymaga, aby poświę-cić trochę czasu na odzyskanie spokojnej harmonii ze

ENCYKLIKA PAPIEŻA FRANCISZKA „LAUDATO SI” (FRAGMENT)

Page 17: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

17Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

stworzeniem, na refl eksję o naszym stylu życia i naszych ideałach, na kontemplację Stwórcy, który żyje pośród nas i w tym, co nas otacza, a którego obecności «nie po-winno się wytwarzać, lecz odkrywać, odsłaniać».

Mówimy o pewnej postawie serca, przeżywaniu wszystkiego z pogodną koncentracją, umiejętności bycia przed kimś w pełni obecnym, nie myśląc o tym, co na-stąpi później, o postawie tego, kto daje siebie w każdej chwili jako dar Boży, który powinien być przeżywany w pełni. Jezus uczył nas tej postawy, kiedy zachęcał nas, byśmy spojrzeli na lilie polne i ptaki powietrzne, lub gdy w obecności człowieka poszukującego «spojrzał z miło-ścią na niego» (Mk 10, 21). On umiał być w pełni obecny

wobec każdego człowieka i każdego stworzenia, i ukazał nam w ten sposób drogę przezwyciężenia chorobliwego niepokoju, który czyni nas powierzchownymi, agresyw-nymi i niepohamowanymi konsumentami.

Wyrazem tej postawy jest zatrzymanie się, by po-dziękować Bogu przed i po posiłku. Proponuję wszyst-kim wierzącym, aby wznowili ten cenny zwyczaj i prze-żywali go głęboko. Ta chwila błogosławieństwa, choć bardzo krótka, przypomina nam o naszej zależności od Boga, umacnia nasze poczucie wdzięczności za dary stworzenia, wyrażając uznanie dla tych, którzy swoją pracą zapewniają te dobra, oraz ugruntowuje solidarność z najbardziej potrzebującymi.

KOŚCIÓŁ: NAUKA, LUDZIE, MIEJSCA, WYDARZENIA

Gdybym przypadkowym przechodniom w ulicznej sondzie zadał pytanie, czym jest muzyka chrześcijańska, usłyszałbym zapewne tyle odpowiedzi, ile byłoby zapytanych osób. Dla jednych byłyby to gregoriańskie chorały, dla innych wielo-głosowy chór przy akompaniamencie orkiestry symfonicznej. Ktoś powiedziałby, że to gospel, a ktoś dodałby, że to na pew-no psalmy śpiewane w towarzystwie delikatnych dźwięków gitary klasycznej. Rzadziej pojawiłyby się głosy opowiadające się za gatunkami rockowymi, heavy metalem czy też hip – ho-pem. Lecz jestem pewien, iż każda z udzielonych odpowiedzi byłaby prawidłowa.

Bo czym jest muzyka chrześcijańska? Dla mnie to muzy-ka, która, niezależnie od gatunku jaki przedstawia w warstwie instrumentalnej, niesie przesłanie o Dobrej Nowinie. Nawołuje do miłości Boga i bliźniego, zachęca do czynienia dobra.

Być może ktoś zarzuci, że muzyka popularna, rozrywko-wa, nie jest właściwa, aby sławić imię Boga. Ja takim zarzu-tom przeciwstawiłbym słowa Psalmu 150:

Alleluja!Chwalcie Boga w Jego świątyni,chwalcie Go na wyniosłym Jego nieboskłonie!

Chwalcie Go za potężne Jego czyny,chwalcie Go za wielką Jego potęgę!

Chwalcie Go dźwiękiem rogu,chwalcie Go na harfi e i cytrze!

Chwalcie Go bębnem i tańcem,chwalcie Go na strunach i fl ecie!

Chwalcie Go na cymbałach dźwięcznych,chwalcie Go na cymbałach brzęczących:

Wszystko, co żyje, niech chwali Pana!Alleluja.Ja rozumiem je tak, że miłe jest Bogu, aby Go chwalić.

Lecz to nam pozostawia wybór jak. Czy przy dźwiękach harfy, czy ostro brzmiących gitar elektrycznych i perkusji. Czy też może przy elektronicznych samplach i rymowanych rytmicz-nie wersach hip – hopowych zwrotek.

O MUZYCE CHRZEŚCIJAŃSKIEJ CZĘŚĆ I, WPROWADZENIE

Hans Memling, Muzykujące anioły, 1470 r.

Page 18: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

18 Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

Dlatego też chciałbym napisać klika słów o muzyce, któ-ra powstaje na Chwałę Boga i z miłości do Niego. Opowie-dzieć o ludziach młodych i starszych, bardziej i mniej znanych, którzy wywodząc się z różnych środowisk i reprezentujących różne, często odmienne i dalekie od siebie nurty muzyczne, mają tą jedną wspólną cechę – chcą śpiewać Panu.

Zastanawiam się często, co skłania artystów do tworze-nia muzyki poświęconej Bogu? Najczęściej nie jest to muzyka komercyjna. Trudno im przebić się do rozgłośni radiowych czy do telewizji i osiągnąć sukces, niosąc przesłanie Miłości Boga, miłości bliźniego i czynienia dobra. Bez skandalu, bez obra-żania wszystkich wokół. Bez udawania kogoś, kim nie są, bez ulegania modom.

Udaje się to nielicznym spośród wielu muzyków chrze-ścijańskich. Owszem, usłyszymy w radio zespół Luxtorpeda, jego lider, Robert „Litza” Friedrich gości na antenie radiowej i telewizyjnej udzielając wywiadów i mówiąc o Bogu i o swo-jej wierze. Zauważymy na rynku muzycznym obecność jego projektu Arka Noego, w którym udział obok dorosłych muzy-ków biorą też dzieci. Przy odrobinie szczęścia usłyszymy Mietka Szcześniaka czy Antoninę Krzysztoń. Ale to jest kropla w morzu, zaledwie kilka osób, spośród wielu nie-mniej utalentowanych muzyków.

Jednak gdy widzi się tych artystów na koncertach, czyta udzielone przez nich wywiady, obserwuje, jak wbrew modzie tworzą swoje piosenki na chwałę Panu, można być pewnym, iż to nie ów sukces jest wyznaczni-kiem ich szczęścia.

Przez tę „medialną banicję” muzyków niewstydzą-cych się swojej wiary niewielka jest wśród słuchaczy świadomość ogromnego bogactwa i różnorodności mu-zyki chrześcijańskiej.

Skąd wywodzą się ci właśnie muzycy? Czytając ich biografi e, najczęściej pojawiają się dwa wątki. Pierwszy to człowiek wychowany w chrześcijańskiej rodzinie, wierzący i chcący swój talent ofi arować Bogu i ludziom.

Drugi wątek, to muzyk, który w pewnym momen-cie nawrócił się do Boga. Postanowił odejść od dotych-czasowego trybu życia. Lecz po zerwaniu z muzyką powstawała pustka, której nie potrafi niczym zapełnić. Wtedy pojawił się pomysł, aby tworzyć i grać dalej, lecz już na chwałę Boga.

To oczywiście duże uproszczenie, bo tak naprawdę ilu ludzi, tyle też ciekawych historii. Często historii opo-wiadanej poprzez tworzoną przez nich muzykę.

Słuchając często muzyki, głównie rockowej, zainte-resowałem się również nurtem muzyki chrześcijańskiej. Zacząłem poszukiwać coraz to innych wykonawców, odkryłem dla siebie wielu wspaniałych muzyków wy-wodzących się z różnych środowisk, reprezentujących wszystkie niemal gatunki muzyczne, a których łączy je-den wspólny cel – śpiew na Bożą Chwałę i ku naszej, słuchaczy, radości.

W kolejnych numerach „Okruchów” postaram się przedstawić sylwetki niektórych muzyków, zarówno z rodzimej, jak i zagranicznej sceny muzycznej, przy-bliżyć gatunki muzyczne, które oni reprezentują i zabrać Czytelników w podróż muzyczną pełną pięknych dźwię-ków i dobrego Słowa. Lecz już teraz chcę zaznaczyć, iż pomimo tego, że postaram się wykroczyć poza ramy własnych fascynacji muzycznych, będą to opinie i wy-bory często bardzo subiektywne. Być może jednak staną się dla kogoś inspiracją do własnych poszukiwań?

Grzegorz Leleń

Chór TGD (Trzecia Godzina Dnia).

Page 19: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

19Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

Z ogromnej „puli talentów”, z jakiej Najwyższy roz-dziela swoje dary wybranym, znakomita część dosta-ła się Benedyktowi z Nursji, który żyjąc na przełomie V i VI wieku wykorzystał je wszystkie, pomnażając je ku chwale Darczyńcy i dla pożytku Europy. Zaopatrzo-ny w mądrość, pokorę, zmysł organizacyjny i osobistą świętość, skierowany całą duszą ku Chrystusowi – two-rzył niezwykłą regułę życia zakonnego, która z czasem stała się moralnym krwioobiegiem w organizmie kon-tynentu. Życiorys św. Benedykta pisany pięćdziesiąt lat po jego śmierci, znany jest z pisma „Dialogi”, które-go autorem był uczeń Świętego – papież św. Grzegorz Wielki.

Benedykt urodził się w Nursji, w pobliżu Perugii, ok. 480 r. jako bliźniaczy brat św. Scholastyki. Będąc synem zamożnych patrycjuszy, mógł sobie pozwolić na zdobywanie wiedzy w Rzymie. Jeszcze będąc w Nursji, dał się poznać jako niezwykły młodzieniec, uczestnicząc w studium teologicznym skupiającym osoby duchowne i świeckie przy miejscowej katedrze. W Rzymie Bene-dykt doznał rozczarowania, gdy widział hulaszcze życie rzymskiej młodzieży, która uważała, że w tak niepew-nych czasach należy zatracić się w uciechach! Nie było to bez przyczyny – tu historia: cztery lata przed naro-dzeniem się Benedykta – w 476 r. – ostatecznie upadło Zachodnie Cesarstwo Rzymskie pod naporem plemion barbarzyńskich, po niemal dwóch wiekach ciągłych na-jazdów, zmianach władzy, grabieży Rzymu i zniszcze-niach. Był to okres przejściowy, niebywały przełom, wśród ludności cesarstwa panowała atmosfera niepew-ności losu. Kończyła się pewna epoka, zwana „starożyt-

nością” – jak to dziś określają historycy, nadchodziło „wczesne średniowiecze”.

Zniechęcony Benedykt opuszcza Rzym na prze-łomie V i VI w., aby udać się do jakiejś samotni, gdzie mógłby poświęcić się Bogu przez modlitwę i kontem-plację. W końcu, po wędrówkach, znajduje takie miej-sce w Subiaco, należącym do regionu Castelli Romani w pobliżu Rzymu. Jest to teren górzysty, pokryty gęsty-mi lasami. Romantyczne, zielone pagórki, oddzielone od siebie rzekami i jeziorami – idealny krajobraz, który sprzyjał pustelniczemu życiu. Tu, w jednej z grot wy-sokiej góry, Benedykt znalazł upragnione odosobnienie i spokój. Do groty prowadziła skalista półka zawie-szona nad przepaścią, z niej rozciągał się przepiękny widok. I dzisiaj to miejsce tchnie niezwykłością – to genius loci!

W zorganizowaniu pustelniczego życia pomógł Be-nedyktowi Romulus (nie ma pewności, czy był to mnich z pobliskiego klasztoru św. Roman, czy też pustelnik z jakiejś pobliskiej groty). Romulus dał młodzieńcowi habit – symbol życia zakonnego, zaopatrywał go też w pożywienie. Podobno Benedykt prowadził pustelnicze życie ok. trzech lat, zanim pasterze kóz nie wykryli jego schronienia... Zaciekawieni, zaczęli go odwiedzać i słu-chać. Ogromna charyzma, mądrość i dobroć sprawiły, że grono gości powiększało się tak, że wkrótce Święty miał już sporą gromadkę uczniów. Wieści o Nim rozchodziły się szybko. Ściągali do Niego świeccy i duchowni, rolni-cy i patrycjusze, możni obywatele zaczęli przysyłać Mu swoich synów na naukę do Jego szkoły, jak Benedykt nazywał swój model życia religijnego.

ŚW. BENEDYKT – PATRON EUROPY

Subiaco – klasztor św. Benedykta – fragment zabudo-wań klasztornych.

Subiaco – klasztor św. Benedykta – fragment górnego kościoła.

Page 20: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

20 Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

Kiedy zmarł przeor pobliskiego klasztoru, mnisi zwrócili się do Benedykta, aby objął tę funkcję. Dał się uprosić, ale wkrótce powstał konfl ikt na tle różnicy po-glądów co do modelu życia zakonnego. Benedykt miał już przemyślaną Regułę, którą później miał opisać, ale ona stawiała mnichom znacznie większe wymagania niż ta, do której mnisi tego klasztoru byli przyzwyczajeni. Pewne źródła podają, że próbowano Go nawet otruć (!), ale w cudowny sposób dzban z zatrutym winem sam się rozbił. Benedykt nie widząc tutaj dla siebie miejsca, mimo trzech owocnych lat pracy w tym klasztorze wró-cił do Subiaco. Wobec coraz bardziej rosnącej liczby uczniów pragnących podjąć trud życia według wskazań Benedykta, zakłada On w okolicy 12 klasztorów dla każ-dego z 12-osobowej grupy, mianując przeora. Zapewne wtedy zakłada żeński klasztor dla swojej siostry Scho-lastyki, która zafascynowana bratem, pragnie prowadzić takie samo życie jak On. Klasztor żeński, istniejący do dzisiaj, jest na innym wzgórzu, nieco poniżej, w ówcze-snej miejscowości Plombariola, położonej w odległo-ści ok. 10 km od Subiaco. Przez całe życie Bliźniaków

istnieje między nimi idealne porozumienie i głęboka, religijna więź. Raz do roku spotykali się dla prowadze-nia dysput teologicznych. Po pewnym czasie Benedykt z garstką uczniów opuszcza jednak Subiaco, aby znaleźć jeszcze spokojniejsze miejsce.

Pustelnia św. Benedykta zachowała taki wygląd jak za jego tu bytności – dodano tylko wiszące lampy, a na kamieniu – na którym pewnie siadywał – ustawiono jego posąg. Grota, a właściwie cały szereg grot, został w średniowieczu obudowany z zewnątrz kompleksem klasztornym, który wsparty na pięciu architektonicznych łukach opiera się o strome zbocze. Ślady tego połącze-nia budynku i skały – prześwity – widoczne są wewnątrz grot; sączy się z nich światło dzienne. Skalną półkę, biegnącą wzdłuż fasady budynku, zamieniono na wąski taras. Niegdyś ta półka prowadziła do groty św. Bene-dykta. Wewnątrz w grotach urządzono kaplice – łączą się one korytarzami i schodami. Wszystkie pomieszcze-nia zdobione są wspaniałymi malowidłami; szczegól-nie przepiękny kościółek posiada XIV-wieczne freski ze szkoły sieneńskiej i XV-wieczne ze szkoły umbryj-skiej. Z kościoła położonego najwyżej schodzi się po-przez kaplicę Matki Bożej po mozaikowej posadzce do najniższego pomieszczenia – pustelni Świętego. Z tego górnego kościoła boczne wyjście prowadzi na klasztorny dziedziniec pełen kwiatów. Późniejsza historia klasztoru jest bogata w wydarzenia. Odwiedzali go papieże i świę-ci, także św. Franciszek. Wielu dostojników Kościoła pobierało tu naukę. Subiaco to ulubione miejsce św. Jana Pawła II.

Nie wiadomo dokładnie, kiedy św. Benedykt wraz z garstką uczniów opuścił Subiaco. Uznał zapewne, że założone przez niego klasztorne wspólnoty same sobie już poradzą. Wędrując z uczniami, po jakimś czasie (tu pewna historyczna luka) Benedykt znajduje niedostępną górę nad miastem Cassino, na której w 529 r., zakłada

Subiaco – klasztor św. Benedykta – fragment górnego kościoła.

Subiaco – klasztor św. Benedykta – fragment wnętrza klasztoru.

Page 21: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

21Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

swoją Wspólnotę. Tu – na Monte Cassino – na ruinach rzymskiej warowni, własnoręcznie wraz z braćmi budu-je klasztor. W tej okolicy znajduje jeszcze resztki kultu pogańskiego, więc zajmuje się nauczaniem okolicznej ludności, nawracając ją do Chrystusa...

Na Monte Cassino św. Benedykt pozostaje do koń-ca życia. Tu obmyśla i zapisuje ostateczną formę swojej reguły życia zakonnego. Według jego zamierzeń, zało-żona przez niego wspólnota nie miała być zakonem! To miała być szkoła życia z Chrystusem według Ewange-lii, a „Reguła” była komentarzem Ewangelii. Określał to jako „szkołę służby Pańskiej”. Szczegółowe prze-pisy wskazywały drogę życia nie tylko mnichom we wspólnocie, ale także pustelnikom i osobom świeckim. Garnęli się więc łaknący nauki w tej szkole, która była ostoją ładu moralnego i porządku w dobie dziejowego chaosu.

Klasztory istniały już w II w., głównie na Wscho-dzie, jako miejsca odosobnienia i religijnego skupie-nia. W czasach św. Benedykta ruch monastyczny był bardzo rozwinięty. Jednak te zgromadzenia miały nie-zbyt wyraźnie ustalone reguły. Św. Benedykt obmyślił własną, oparł się na doświadczeniach tamtych wspól-not (np. św. Pachoniusza, św. Bazylego, św. Kasjana), ale uściślił i uporządkował zasady życia wspólnotowe-go w sposób genialny tak, że w późniejszych wiekach uznano Go za ojca monastycyzmu. Znane jest naczelne hasło św. Benedykta: Ora et labora – „Módl się i pra-cuj”! To hasło można uznać jako syntezę Reguły. Było jeszcze inne, używane przez Niego na zakończenie li-stów i dokumentów: UT IN OMNIBUS GLORIFICE-TUR DEUS (U+I+O+G+D) – „Aby we wszystkim Bóg był uwielbiony”! To hasło należy uznać za ideę życia według Reguły. Według niej Chrystus miał być cen-trum życia, a ona sama – praktycznym komentarzem Ewangelii. Dlatego też zawierała bardzo szczegółowe

przepisy dotyczące wszystkich aspektów życia zakon-nego; jej zaletą była niezwykła przejrzystość dotycząca zasad postępowania. Choć Reguła była najbardziej su-rową ze znanych, miała dawać szczęście zjednoczenia z Bogiem. Zadaniem mnicha było więc, aby wszystko, co robi, w każdej chwili odnosić do Boga; mieć świa-domość ciągłej Jego obecności. Cały dzień był pre-cyzyjnie podzielony na czynności: modlitwa własna i wspólna z braćmi (śpiewanie), sprawowanie Offi cium – Eucharystia i Liturgia Godzin, osobiste studiowanie Pisma Świętego (lectio divina), praca – w tym fi zyczna („Bezczynność jest wrogiem duszy”).

Św. Benedykt przywrócił godność ludzkiej cięż-kiej pracy. W systemie niewolniczym, który wtedy jeszcze funkcjonował, praca fi zyczna przeznaczona była dla niewolników i ludzi niższego stanu – pogar-dzano nią. W Regule św. Benedykta miała być radością mnicha! W rozkładzie dnia był przewidziany także... odpoczynek! Dla pogłębienia coraz większej łączno-ści z Chrystusem – co było głównym celem Reguły – mnich miał wykształcić w sobie odpowiednie cechy charakteru, takie jak: umiejętność panowania nad sobą, zachowanie umiaru we wszystkim, radość z pracy, po-słuszeństwo przeorowi, życie w ascezie, stałe doskona-lenie się w kontemplacji, uczenie się. Zaskakujące są

Subiaco – klasztor św. Scholastyki – wnętrze kościoła. Monte Cassino – klasztor św. Benedykta – wnętrze ko-ścioła klasztornego.

Page 22: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

22 Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

też zalecenia św. Benedykta, aby nikt w klasztorze nie doznawał smutku... Mnich miał nie opuszczać swojej wspólnoty, chyba że został wysłany przez przeora, aby założyć gdzieś nową. Nie było w tym sprzeczności, że życie mnicha podzielone było między samotność z jed-nej strony, a łączność ze wspólnotą – celem doskonale-nia swojej duchowości – z drugiej.

Reguła św. Benedykta objęła cały ruch monastycz-ny. Stała się wzorem dla przyszłych reguł, a w pewnym momencie była już jedyną obowiązującą w Kościele zarówno dla męskich jak i żeńskich klasztorów. Przyję-li ją także cystersi i kameduli. Posiew jej jest ogromny – trudno ją przecenić. Św. Benedykt umarł na stojąco przed ołtarzem śpiewając psalm, podtrzymywany przez uczniów, po przyjęciu Komunii św. w dniu 21 mar-ca 547 r. Spoczął w krypcie klasztornego kościoła na Monte Cassino obok swojej siostry, zmarłej rok wcze-śniej – św. Scholastyki. Świętego Benedykta nazywa się ojcem cywilizacji europejskiej i patriarchą Zacho-du. Wyrazem tego jest tytuł patrona Europy, przyznany mu przez papieża Pawła VI w czasie II Soboru Waty-kańskiego w dniu 24 października 1964 r. Wszystko, co się powie o Nim i Jego Regule, to będzie jeszcze za mało! Pozostaje mi, choć pobieżnie, przedstawić doko-nania benedyktynów.

Reguła św. Benedykta stanowiła dla jego następ-ców i braci doskonałe narzędzie do działania tak, że życie klasztoru na Monte Cassino i klasztorów od niego założonych mogło się toczyć ustalonym rytmem. Prócz prac fi zycznych, takich jak np.: kamieniarka, stolarka czy uprawa roli były też inne, wymagające intelektu-alnych właściwości, jak: studiowanie i przepisywanie ksiąg nie tylko Starego i Nowego Testamentu oraz in-nych chrześcijańskich, ale także autorów starożytnych – greckich i rzymskich pisarzy i fi lozofów. Powstałe potem klasztory posiadały skryptoria, w których pra-cowali bardziej wykształceni bracia. Jeżeli dziś znamy dzieła Sofoklesa, Arystotelesa, Platona i innych – za-

wdzięczamy to benedyktynom. Oni przenieśli dorobek kulturalny starożytnych i przez nich świat mógł się z nim później zapoznać. Benedyktyni wyspecjalizowa-li się także w malarstwie miniaturowym, zdobiąc nim woluminy. Malarstwo to kopiowano, wykonując wspa-niałe freski w świątyniach. Nieraz całe życie mnich poświęcał wykonywaniu jednej księgi – stąd mówi się z podziwem o „benedyktyńskiej cierpliwości i pracy”. W założeniu wspólnota nie miała wychodzić do świata (klasztor – łac. claustrum – miejsce zamknięcia) prze-ciwnie – to świat miał przychodzić do niej, i tak się działo!

Tak jak niegdyś w Subiaco, również na Monte Cassino gromadzili się liczni kandydaci – osoby świec-kie i duchowne – do nauki w „szkole życia służby Pań-skiej”, aby swe życie kształtować według Reguły. Do furty klasztoru na Monte Cassino pukali i byli przyjmo-wani po próbie reprezentanci wszystkich warstw ów-czesnego społeczeństwa, wszyscy poszukujący praw-dy, skruszeni grzesznicy i późniejsi święci. Zgłaszali się plebejusze i niewolnicy (za zgodą swych panów), ludzie średniego stanu, patrycjusze, książęta a nawet królowie. Szczególna sytuacja wytworzyła się w VI w. Po upadku Cesarstwa Zachodu na jego terenie utworzy-ły się z plemion barbarzyńskich państewka-królestwa. Już w V w. Kościół musiał brać w obronę ludność Ce-sarstwa, negocjując z najeźdźcami. Hierarchowie Ko-ścioła wykazali się w tym czasie – o czym warto pamię-tać – niezwykłymi umiejętnościami duszpasterskimi tak, że ogromna liczba barbarzyńców przyjęła chrzest w pierwszym i drugim pokoleniu. W VI w. z czasem zasilili grono kształcących się w benedyktyńskich szkołach przyklasztornych. Praktycznie w tym czasie innych szkół nie było, więc do benedyktynów udawali się wszyscy, którzy łaknęli wiedzy, aby w duchu ewan-gelicznym, zgodnie z Regułą, rozpocząć życie świec-kie lub zakonne. Otrzymywali więc nie tylko formację religijną, ale również całą dostępną wówczas wiedzę,

Monte Cassino – klasztor św. Benedykta – plac i wejście do kościoła klasztornego.

Monte Cassino – klasztor św. Benedykta – atrium przed wejściem do kościoła.

Page 23: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

23Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

w tym dorobek starożytnych Greków i Rzymian. Było normą, że patrycjusze przysyłali swoich synów na na-ukę do benedyktyńskich klasztorów.

Ten proces rozciągnął się na całe stulecia. Kształ-cenie Europy rozpoczęli benedyktyni – piętnaście wie-ków niezwykłego oddziaływania Reguły! Ukształto-wała ona intelektualnie całe pokolenia ludzi mogących podjąć się w przyszłości poważnych zadań w społe-czeństwie średniowiecznej i późniejszej Europy. Póź-niej, pod wpływem reguły św. Benedykta, również inne zgromadzenia podjęły się tej nauczającej roli. W rezul-tacie w ciągu wieków benedyktyni dali Kościołowi 22 papieży, 5000 biskupów, setki świętych i błogosławio-nych; również wiele wybitnych, chrześcijańskich jed-nostek wyszło z ich szkoły. Benedyktynami byli póź-niejsi patroni: Anglii – św. Augustyn, Niemiec – św. Bonifacy, Skandynawii – św. Oskar, Czech, Węgier i Polski – św. Wojciech.

Klasztory benedyktynów rozsiały się po całym Zachodzie. Gdziekolwiek uczniowie św. Benedykta się pojawili, budowali najpierw swoją siedzibę, potem dro-gi, mosty, uprawiali ziemię, gdyż wspólnota miała być samowystarczalna. Swoimi doświadczeniami agrotech-nicznymi dzielili się z okoliczną ludnością. Zakładali też szkoły dla świeckich. Wokół klasztorów powstawały osiedla, nawet miasta. Kwitło życie religijne i gospodar-cze mieszkańców. Przede wszystkim zaś benedyktyni uczyli i ewangelizowali kogo się tylko dało, zważywszy na pozostałości kultów pogańskich i stale napływają-ce plemiona barbarzyńców. Aby schrystianizować cały Zachód – to wymagało czasu. Jednak gorliwie dokonali tego benedyktyni, zaczynając swoje dzieło w okresie za-grożonym przez chaos.

Regułę św. Benedykta najpierw rozsławił jego biograf – papież św. Grzegorz Wielki. Znaczenie jej stale rosło. Karol Wielki w I. połowie IX w. uznał ją za przewodnią w swoim państwie. Następny rozkwit be-nedyktynów to wiek X – okres reformy Kościoła i wiel-

ka rola klasztorów związanych z opactwem w Cluny. Wtedy też powstają nowe odgałęzienia, skierowane szczególnie w stronę monastycyzmu ubogiego – cyster-si i kameduli. Na początku XIX wieku następuje ruch odnowy życia we Francji (opactwo Solmes) i w Niem-czech (opactwo Beuron). Benedyktyni docierają też do Ameryki, Afryki i Azji – to kluczowe momenty triumfalnego pochodu przez wieki. Do Polski najpierw – jako misjonarz – przybył benedyktyn św. Wojciech.. Pierwsze klasztory powstały w XI w. Bolesław Chrobry sprowadził benedyktynów z Monte Cassino, budując dla nich klasztor świętokrzyski w 1006 r. Dziś są obec-ne w naszym kraju liczne zgromadzenia męskie i żeń-skie oparte na Regule. Najbardziej znane są klasztory w Lubiniu i Tyńcu.

Przepisując księgi, benedyktyni na gruzach staro-żytnej cywilizacji grecko-rzymskiej stworzyli cywili-zację chrześcijańską. Chrystianizując Europę, zadecy-dowali o jej duchowym obliczu, dając jej światło wia-ry i kultury na całe stulecia. Symbolem tego stało się Monte Cassino. Ironią historii jest to, że zostało znisz-czone właśnie w obronie chrześcijańskiej Europy przed barbarzyństwem XX wieku. Monte Cassino padło ofi a-rą, klasztor został zbombardowany przez aliantów w lu-tym 1944 r., aby zlikwidować okupujące go oddziały niemieckie, broniące tzw. Linii Gustawa zagradzającej drogę do Rzymu na tamtym odcinku. Uwolnienie Rzy-mu – to ocalenie wartości europejskiej cywilizacji. Po-lacy, zdobywając Monte Cassino dnia 18 maja 1944 r., zastali już tylko ruiny klasztoru... Dziś, przywrócony do dawnej świetności, znowu jest symbolem chrześci-jańskiej Europy. Spójrzmy ze czcią i wdzięcznością na tę Świętą Górę.

Na stoku polski cmentarz wojskowy, a na nim napis: „Przechodniu, powiedz Polsce...”. Położony na szczycie klasztor zdaje się mówić: „Przechodniu, powiedz Euro-pie, jaka jest jej tożsamość”!

Krystyna Ungeheuer-Mietelska

Monte Cassino – klasztor św. Benedykta – ołtarz z gro-bem św.św. Benedykta i Scholastyki.

Monte Cassino – klasztor św. Benedykta – widok od strony Polskiego Cmentarza Wojennego.

Page 24: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

24 Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

Oprócz różnorodnych, znanych obecnie, funkcji świa-tła, w czasach średniowiecza światło miało dodatko-we znaczenie. Było symbolem związanym z pamięcią o zmarłych. Wierzono, że duszom pokutującym poma-gało dostać się do wieczności i przypominało o modli-twie w ich intencji. Utrzymywanie ognia na grobach było charakterystyczne dla kultu pogańskiego i innych kultur; w rzymskich katakumbach znajdowały się lam-py pogrzebowe. Było ono kultywowane również przez pierwszych chrześcijan. Od początków chrześcijaństwa lampy i świece oznaczały dusze zmarłych. Światła wie-szano na grobach, aby przypominały o przemijaniu świa-ta i tym samym wierzono w nieprzemijającą światłość życia w niebie.

Zapalanie zniczy na grobach w Dniu Zadusznym (2 listopada) wywodzi się z przedchrześcijańskich zwycza-jów obecnych na terenach słowiańszczyzny. Wierzono, że z 1 na 2 listopada dusze naszych zmarłych wracają na

tę jedną noc na ziemię i potrzebują jakiegoś drogowska-zu. Światło miało pokazywać im drogę. Często także rozpalano piece i ustawiano stoły z jedzeniem, aby du-sze przodków mogły się ogrzać i najeść. W literaturze obrzędy te opisane zostały przez Mickiewicza w Dzia-dach oraz przez Reymonta w Chłopach. Zwyczaje kul-tywowane były aż do początku XX wieku, szczególnie na terenach wschodniej Polski. Karmienie tzw. dziadów proszalnych, masowo pojawiających sie przy cmenta-rzach w Dzień Zaduszny, było tego przykładem. Przy-gotowane jedzenie dawano żebrakom, oni za to mieli wypominać zmarłych, czyli modlić się, żeby ich dusze były zbawione.

W czasach średniowiecza, po zapadnięciu zmroku, następowały wszechobecne ciemności. W miastach na sygnał trębacza o nadchodzącym zmierzchu zamykano bramy, które otwierano na ponowny sygnał o świcie. Ciemności nocy budziły lęk, mroczne zaułki napawa-

Pomnik poległych w kształcie latarni zmarłych. Proj. arch. Wawrzyniec Dayczak, 1918 r.

LATARNIE UMARŁYCH – RELIKTY ŚREDNIOWIECZNYCH WIERZEŃ

[odtąd ] już nocy nie będzie .A nie potrzeba im światła lampy i światła słońca,

bo Pan Bóg będzie świecił nad nimi i będą królować na wieki wieków.(Ap 22, 5)

Latarnia umarłych w Sarlat-la-Cané-da.

Page 25: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

25Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

ły strachem, wierzono w błąkające się w ciemnościach pokutujące dusze zmarłych i nocne zjawy. Na drodze czyhało mnóstwo niebezpieczeństw: wybojów, rynsz-toków, nierzadko złoczyńców. Tylko najbogatsi mogli przemierzać drogę w towarzystwie służących z zapa-lonymi pochodniami. Nikłe światełka migotały jedy-nie przed karczmami. Oprócz tych świateł były jednak i inne. Mrok rozświetlały lampki i kaganki umieszczo-ne w tajemniczych, smukłych budowlach, przypomina-jących słupy, wieżyczki czy kolumny. Były to latarnie umarłych. Murowane z kamienia lub cegły miały wy-sokość od kilku do kilkunastu metrów; ich wygląd na-wiązywał do stylu gotyckiego, rzadziej stylizowane były na wzór romański; wewnątrz wydrążony był otwór – kanał (w większych latarniach znajdowały się spiralne schody), którymi wciągano na otwarty prześwit zapala-ny nocą kaganek; prześwit był tak skonstruowany, aby światło było widoczne z każdej strony. Szczyt zwieńczo-ny był najczęściej stożkowatym hełmem zakończonym krzyżem. Często na dole takiej kolumny znajdowały się drzwiczki prowadzące do kanału. Latarnie budowane były na masywnych, czworobocznych lub kolistych pod-stawach, które nierzadko umieszczano nad grobowcem lub ossuarium (kostnicą).

Pierwsze i najliczniejsze latarnie umarłych wznie-siono w pierwszej połowie XII wieku w centralnej i zachodniej Francji. Prawdopodobnie ich budowa była związana z tworzeniem fundacji zakonnych i klasztor-nych cmentarzy. Znaczną rolę w ich upowszechnieniu odegrało opactwo benedyktyńskie w Cluny. Zakon słynął z wielkiego kultu pamięci o zmarłych, przyczynił się do rozwoju obrzędowości pogrzebowych i do rozpowszech-nienia latarń umarłych. Najpiękniejsze, które przetrwały do dziś, znajdują się w Fenioux, Sarlat-la-Canéda, Pran-zac, Sant-Pierre-d’Oléron i La Châtre.

Przypuszcza się także, że latarnie mogły być pew-nego rodzaju drogowskazami. Stawiano je bowiem na skrzyżowaniach ważnych traktów drogowych. We Fran-

cji miały wytyczać drogę do Composteli i innych miejsc pielgrzymkowych (latarnie w Longjumeau, Arles). Od XII do XIV w. latarnie wznoszono także w północ-nych Włoszech, Austrii, południowych Niemczech oraz w Czechach i Polsce. Najczęściej stawiane były jako sa-modzielne budowle przy cmentarzach, nieopodal szpi-tali, przytułków i zamkniętych miejsc odosobnienia dla trędowatych, tzw. leprozoriach. Informowały przechod-niów o zbliżaniu się do miejsc związanych ze śmier-cią i ostrzegały przed niebezpieczeństwem zakażenia. W czasie epidemii ułatwiały niosącym zmarłych trafi ć do miejsc pochówku.

Pod koniec XIV wieku latarnie są budowane coraz rzadziej, a w ich miejsce pojawiają się niewielkie kaplice na kształt grobowców, w których pośrodku zawieszano zapalaną lampę. Kaplice te jednak służyły tylko jednej osobie lub rodzinie, a nie jak latarnie umarłych -ogółowi. Z czasem jednak i te kapliczki przekształcają się w więk-sze cmentarne kaplice służące wszystkim. Do wznosze-nia latarni umarłych powrócono we Francji pod koniec XIX wieku, a także zaczęto je stawiać na cmentarzach wojskowych, głównie dla poległych w czasie I wojny światowej.

Co dzisiaj pozostało z tamtych latarń sprzed ośmiu i więcej wieków? Najwięcej, ok. 100, zachowało się we Francji. Wiele bezpowrotnie uległo zniszczeniu, inne przebudowano, rozbudowano lub przeniesiono w inne

XIX –wieczny Plac Słowiański. Latarnia umarłych sprzed szpitala trędowatych, T.B. Stachowicz, 1845 r.

Latarnia umarłych przy kościele św. Mikołaja (przeniesiona z obecnego pl. Słowiańskiego), (fot. as-cb).

Page 26: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

26 Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

miejsce, a ich funkcje zmieniły się. Już nie ostrzegają, nie przepędzają upiorów, nie oświetlają drogi zabłąkanym duszom, nie skłaniają do modlitw i pamięci o śmierci i przemijaniu. Wiele z nich to dzisiaj kapliczki z fi gurami lub obrazami świętych, pod które przynosi się kwiaty, zapala świętym świece, czasem odprawia nabożeństwa, ale nie kojarzą się ze śmiercią.

W Polsce wzniesiono ich niewiele. Zachowały się m.in.:

– w Kielcach przy Kościele św. Wojciecha, wy-budowana w 1732 r. na nieistniejącym już cmentarzu; obecnie z fi gurą Chrystusa Frasobliwego. Na cokole za-chował się, częściowo już nieczytelny napis:

ANNO DOMINI 1732 DIE 2X* APRILIS KPWDKCIAŁA LUCKIE NA TEM MIESCV SPOCZYWAJZCE

VPRASZAJE PBOZNOSCI WASZY (-------- --------) OIE POZDROWIENIA ANIELSKIE,

– w Ożarowie, obecnie kapliczka z fi gurą Chry-stusa Frasobliwego; stoi na miejscu dawnego szpitala dla choleryków,

– w Kazimierzu Dolnym z 1588 r. z fi gurą Chry-stusa Frasobliwego,

– pod Krakowem w Osieku i Imbramowicach, obok klasztoru, opisywana jako przydrożna kapliczka słupowa z XVIII wieku.

Najwięcej latarni umarłych i tak identyfi kowanych znajduje się w Krakowie. Najcenniejszą i najstarszą

w Polsce latarnią umarłych jest latarnia z XIV wieku znajdująca się obecnie przy kościele św. Mikołaja na ulicy Kopernika 9. Przeniesiona tutaj została w 1871 r. z dzisiejszego pl. Słowiańskiego, gdzie do 1818 r. znaj-dował się szpital dla trędowatych przy kościele św. Wa-lentego. W 1845 r. latarnię uwiecznił Teodor Baltazar Stachowicz. Na obrazie widoczna jest pomiędzy kościo-łami św. Krzyża i św. Walentego. Po rozbiórce kościołów i szpitala stała tam jeszcze przez 53 lata. W zachowanym opisie z końca XIX w. czytamy:

Wykonana z kamienia w XIV w. Na cokole wy-sokim na 30 cm, wznosi się ośmiokątny słup, zdob-ny w górnej części ślepem rozetowaniem. Wysokość słupa wraz z cokołem aż po krawędź daszku 3,53 m. Wysokość całej latarni mniej więcej 6 m. W jed-nej ze ścianek trzonu mieści się prostokątny otwór (9x16 cm) służący niegdyś do windowania oszklonej latarni (kaganka) w wydrążonej szyi słupa. (...) Na szczycie nowa fi gurka Chrystusa (...) W ściankach dachu mieściły się pierwotnie otwory, przez które światło wydostawało się na zewnątrz – zamurowano je w 1871 roku.

Dalej, przy ul. Kopernika 44 przy murze klasztoru Karmelitanek stoi kapliczka, niegdyś latarnia-drogowskaz oświetlająca drogę do klasztoru; być może wskazywała również kierunek do klasztoru Cystersów w Mogile.

Latarnia – kapliczka przy ul. Kopernika 44, (fot. as-cb) Latarnia umarłych – obecnie kapliczka przy wejściu do Parku Krakowskiego, (fot. as-cb).

Page 27: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

27Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

Rolę latarni – drogowskazu pełniła także kapliczka przy wejściu do Parku Krakowskiego. Wskazywała dro-gę do letniej rezydencji królewskiej w Łobzowie oraz do klasztoru Kamedułów.

Na cokole napisy:Wołasz Boga, On często schodzi po kryjomu

I puka do drzwi Twoich – aleś rzadko w domuA. Mickiewicz

Ku chwale Najśw. Marii PannyStaraniem Zarządu

Miejskiej Kolei ElektrycznejOdnowiono 1938

Inna kapliczka na szlaku do Łobzowa znajduje się

przy ul. Tetmajera. W wyniku prowadzonych prac arche-ologicznych ciągle odkrywane i weryfi kowane są inne tego typu obiekty. I tak wg obecnego stanu wiedzy za-chowane latarnie umarłych, czy latarnie – drogowskazy to kapliczki przy ul. Tynieckiej, Kozienickiej, Skotnic-kiej i opisane:

– Kapliczka Sobierajów przy ul. Dobrego Pasterza wzniesiona w 1683 r. na pamiątkę pobytu króla Jana III Sobieskiego w drodze pod Wiedeń lub wg innych źródeł – jej powstanie związane jest z upamiętnieniem konfede-racji barskiej.

– Latarnia umarłych przy ul. Konopnickiej, tzw. Słup Dębnicki. Przeniesiona tutaj z ul. Bułhaka z powodu budowy centrum kongresowego. Zbudowana w XVI wieku w stylu barokowym, zamiast wewnętrzne-go kanału miała zewnętrzną rynnę służącą do wciągania zapalanej na noc lampki. Pełniła funkcję latarni na szla-ku z Kazimierza do klasztoru Benedyktynów w Tyńcu. Badania archeologiczne potwierdziły, że istniał niegdyś w tym miejscu cmentarz choleryczny.

– Kapliczka Boga Ojca przy ul. Wielickiej z ba-rokową fi gurą Boga Ojca na szczycie. Niegdyś latarnia umarłych; stała przed starym cmentarzem Podgórskim. W obecne miejsce przeniesiona została po II wojnie światowej. Umieszczona współcześnie tablica poświę-cona jest żołnierzom rozstrzelanym w czasie II wojny światowej.

Na koniec jeszcze o najciekawszej krakowskiej la-tarni umarłych. Najciekawszej, bo do dnia dzisiejszego jej pierwotna funkcja nie została zmieniona. Co wieczór w jej prześwicie zapala się światło. Co prawda już nie ostrzega i nie rozświetla średniowiecznych mroków, wszak Planty są rzęsiście oświetlone elektrycznością, ale jej światło przywołuje zadumę i przypomina pamięć o tych, którzy odeszli przed nami.

Latarnia powstała w pierwszej połowie XVI wieku. W wyniku epidemii kiły, która wybuchła w Krakowie z końcem XV w., rajcowie miejscy w 1528 r. podjęli decyzję o budowie szpitala dla chorych wenerycznie. Pod budowę wyznaczono teren poza murami miasta na wyspie wiślanego rozlewiska. Wraz ze szpitalem wznie-siono kościół pod wezwaniem ŚŚ. Sebastiana i Rocha (święci patroni mieli chronić przed zarazami). Mały, drewniany kościółek spłonął podczas obrony miasta w 1655 r. Został jednak szybko odbudowany. W roku 1793 kościół i zabudowania zostały zniszczone przez huragan. Kościołek i cmentarz zlikwidowano ostatecz-nie w 1821 r. Na miejscu pozostała tylko latarnia, zwana dzisiaj kapliczką św. Gertrudy. Stoi do dzisiaj – teraz na tyłach hotelu Royal i swoim światłem przypomina o ży-ciu pozagrobowym, nieśmiertelności duszy i o potrzebie modlitwy za zmarłych.

Szkoda tylko, że na tych dawnych reliktach poboż-ności i średniowiecznej bojaźni ludzi nie ma żadnej in-formacji, jaką skrywają historię.

oprac. as (c-b)

Wykorzystane materiały: 1). Ruchałowski A., Latarnie umarłych. W: Kraków. Nr 11 (13),

2005.2). B.S., Latarnie umarłych. W: Gazeta Rycerska, 23 marca

2005. [dostęp 22.05.2015].3). [teksty: Jakubowski K. et al.], Spacerownik krakowski.

Warszawa, [ 2010], 2013.4). Kracik J., Rożek M., Hultaje, złoczyńcy, wszetecznice

w dawnym Krakowie. Kraków, 1986.5). Źródła internetowe.

Latarnia – kapliczka św. Gertrudy na krakowskich Plantach (fot. as-cb)

Page 28: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

28 Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

CIERPIENIE BOGA I CZŁOWIEKA

CHRZEŚCIJAŃSTWO CZY JEGO POZORY?

Praca w szpitalu skłania do refl eksji dotyczącej bycia chrześcijaninem w tym szczególnym miejscu. Odnosi się ona w równej mierze do personelu medycznego, jak i do chorych oraz odwiedzających. Rozważania te inspiro-wane są również coraz mocniejszymi głosami obrońców i przeciwników obecności Krzyża w miejscach publicz-nych, a przecież takim miejscem jest również szpital. Będąc studentem, a następnie młodym lekarzem w okre-sie realnego socjalizmu, daremnie szukałem kaplicy, czy też Krzyża w sali szpitalnej. Opieka duszpasterska nad chorymi w szpitalu była wówczas wstydliwie ukrywa-na, a kapelan przemykał korytarzami skoro świt, aby nie drażnić tych, co „zawsze mieli rację”.

W tych trudnych czasach była ogromna tęsk-nota za Krzyżem w życiu publicz-nym, a zwłaszcza w szpitalu, gdyż nadawał on sens ludzkiemu cierpie-niu. Chorzy pragnęli również sakramen-tów, a zwłaszcza Eu-charystii. Krzyża nie było na ścianach, ale upominał się o swo-ją obecność w ludz-kich sumieniach. W tym Znaku zdo-bywali siłę do życia i godność nie tylko chrześcijanie, lecz również ludzie nie-wierzący, poszuku-jący prawdy. Krzyż – symbol miłości, pojednania i wolności drażnił tylko zniewolonych, a będących na usługach nieprzyjaciół lu-dzi i Boga.

Wspominam zatem te chwile, kiedy Krzyż wró-cił na swoje miejsce. Tysiące ludzi o czystych sercach, spracowanymi dłońmi wieszały w całej Polsce ten Znak nadziei, ale również „Znak, któremu sprzeciwiać się będą” (Łk 2,34). Nie były to puste gesty, ale wyraz wia-ry i zwycięstwa miłości nad nienawiścią, zwycięstwa wolności nad zniewoleniem. Naród nasz przypominał Izraelitów, którzy ocaleni zostali z niewoli egipskiej

(por. Wj 11,1-10). Niestety, dwadzieścia lat wolności oraz pojawienie się nowego pokolenia, spośród którego wielu otrzymało wszystko zbyt łatwo, zatarło pierwotną tęsknotę za Bogiem i Jego ukrzyżowanym Synem. I zły duch powrócił do wolnej ojczyzny z siedmioma gorszy-mi od siebie (por. Mt 12,43-45) – sekularyzacją, materia-lizmem, libertynizmem, promiskuityzmem, seksizmem, poprawnością polityczną i ateizmem.

Niepokoi jednak zwłaszcza upolitycznienie Osoby Chrystusa, który broniąc godności człowieka, nigdy nie utożsamiał się z władzą ziemską, bowiem królestwo Jego nie jest z tego świata (por. J 18,36). Należy również zde-cydowanie przypomnieć „duszpasterzom” bogaczy, że: „[Chrystus] sporządziwszy [...] bicz ze sznurów, powy-

pędzał wszystkich ze świątyni, także ba-ranki i woły, poroz-rzucał monety ban-kierów, a stoły po-wywracał” (J 2,15).

Był solidar-ny z człowiekiem od ubóstwa stajni betlejemskiej (por. Łk 2,1-16), poprzez zwyczajne życie w Nazarecie (por. Łk 2,52), aż po wynisz-czenie na Krzyżu i takim pragnie po-zostać. Uczniowie Jego i ich następcy od samego począt-ku podejmowali to zadanie. Wiara bez

uczynków jest bowiem dla nich martwa (por. Jk 2,18). Symbole wprawdzie ożywiają wiarę, jednak potrzeba człowieka, aby uwierzył i żył według jej zasad.

Spór o Krzyż jest sporem o uznanie Syna Boże-go. Chrystus sam ostrzegał, że będzie on dotyczył na-wet osób tworzących najściślejszy krąg rodziny. „Odtąd bowiem pięcioro będzie podzielonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; oj-ciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw syno-wej, a synowa przeciw teściowej” (Łk 12,52-53). Za-

Figura Chrystusa sprzed kościoła św. Krzyża w Warszawie.

Page 29: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

29Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

PODAROWAĆ SAMEGO SIEBIE

nim Krzyż zostanie bowiem zdjęty ze ściany, musi być zlekceważony i zapomniany lub, co gorsze, całkowicie wyrzucony z sumienia. Chrystus ostrzega: „Niepodob-na, żeby nie przyszły zgorszenia, lecz biada temu, przez którego przychodzą” (Łk 17,1).

Można w pewnym sensie zrozumieć argumenty przeciwników Chrystusa i Jego Kościoła, są to bowiem racje księcia ciemności, który od zawsze składa tę samą propozycję: „Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje” (Łk 4,7). Nie ma jednak uspra-wiedliwienia dla osób nazywających się chrześcijanami, a ukrywających swoje przekonania z obawy przed utratą korzyści: materialnych, politycznych, czy też społecz-nych. Chrystus nie pozostawia wątpliwości: „[...] Kto się przyzna do Mnie wobec ludzi, przyzna się i Syn Czło-wieczy do niego wobec aniołów Bożych; a kto się Mnie wyprze wobec ludzi, tego wyprę się i Ja wobec aniołów Bożych” (Łk 12,8-9).

Prawdziwa wiara rodzi się bowiem w czasie próby. „[...] Jeśli masz zamiar służyć Panu, przygotuj swą duszę na doświadczenia! Zachowaj spokój serca i bądź cierpli-wy, a nie trać równowagi w czasie utrapienia! Przylgnij do Niego i nie odstępuj” (Syr 2,l-3a). Kto zatem nie ma dość sił, aby przyznać się do Chrystusa przed ludźmi, straci jedyną i niepowtarzalną okazję poznania Syna Bo-żego, podobnie jak panny nieroztropne, którym zabrakło oliwy (por. Mt 25,1-13).

Człowiek jako istota społeczna, powołana do życia we wspólnocie z Bogiem, nie może zamknąć miłości do Niego w obrębie własnej izby. Życie każdego chrześcija-nina powinno być czytelnym znakiem ukazującym Tego, który oddał za niego życie. Jest to wymóg konieczny odwzajemnienia Miłości (por. Mt 25, 31-46). Natomiast kompromis ze złem dokonuje się wówczas, jeżeli czło-wiek dał się zwieść i stracił z oczu Chrystusa ukrzyżo-wanego, na którego powinien patrzeć nieustannie.

Jedynym ratunkiem dla terminalnie chorego, z powo-du nieodwracalnego uszkodzenia ważnego dla życia narządu, jest transplantacja. Zabiegi przeszczepiania narządów mają swoją historię. Pierwsza niedoskonała próba jest wyko-nana na zwierzęciu w XVIII wieku. Od tamtego czasu tech-niki transplantacji są wciąż doskonalone. Wymaga to współ-działania wielu dzie-dzin nauki. Dane statystyczne wyka-zują, jak wielu ludzi zawdzięcza zdrowie i życie przeszcze-pionemu narządowi. Kościół katolicki zabiegi te uznaje za godne najwyższej pochwały, a Jan Paweł II określa je jako przejaw „kultury życia” (Ency-klika «Evangelium vitae». O wartości i nienaruszalności życia ludzkiego, por. EV nr 77). Podobnie do zabiegów tych odnoszą się pozostałe Kościoły chrześcijańskie, jak również religia żydowska.

Celem zabiegu transplantacji może być wyłącznie integralne dobro chorego ze względu na jego wyjątkową godność, mającą uzasadnienie w biblijnym przekonaniu, że człowiek został stworzony na „obraz Boży” (por. Rdz 1,27). Zatem „godność osoby” oznacza przede wszyst-

kim to, że nie jest on przedmiotem działań medycznych, lecz jest podmiotem.

Katechizm Kościoła Katolickiego uczy, że: „[Czło-wiek] jest zdolny poznawać siebie, panować nad sobą,

w sposób dobro-wolny dawać sie-bie oraz tworzyć wspólnotę z innymi osobami; przez ła-skę jest powołany do przymierza ze swoim Stwórcą, do dania Mu odpowie-dzi wiary i miłości, jakiej nikt inny nie może za niego dać” (Katechizm Kościo-ła Katolickiego 357, dalej KKK).

Słusznie jednak spostrzega F. Fukuyama, że „god-ność człowieka” jest współcześnie jednym z najczęściej używanych terminów w polityce i najmniej rozumianym przez ludzi. Dzieje się tak, ponieważ pojęcie to zostało oderwane od Boga, a tylko On jest źródłem i wyjaśnie-niem ludzkiej godności (por. Koniec człowieka, tłum. B. Pietrzyk, Kraków 2004, s. 197).

Stąd też człowiek nie posiada samowładnego pra-wa dysponowania sobą, swoim ciałem, ani też drugim człowiekiem. Nie może również postrzegać transplan-tacji wyłącznie w kategoriach użyteczności społecznej.

Page 30: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

30 Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

Zatem głównym motywem dawstwa narządów jest mi-łość do Boga i bliźniego oraz solidaryzowanie się z cięż-ko chorym poprzez bezinteresowny dar, który wyklucza wszelką komercję, wymianę lub handel.

Solidarność z człowiekiem znajdującym się w nie-bezpieczeństwie śmierci jest silniejsza od religijnych różnic. Znany jest przypadek uratowania życia katolika, cierpiącego na pęcherzykowe zwłóknienie płuc, przez rodzinę baptystów, która zgodziła się na transplantację koniecznego do życia narządu od tragicznie zmarłego, w wyniku samochodowego wypadku, ich ojca.

Należy jednak wyraźnie rozróżnić słuszną inter-wencję medyczną od nieuzasadnionego eksperymentu. Kongregacja Nauki Wiary uczy, że medycyna, służąc umocnieniu zdrowia, często przekracza granicę, poza którą napotyka przeszkody nie tylko natury technicznej, lecz również etyczno-moralnej. Wówczas, chociaż jest możliwe wykonanie zabiegu, to należy powstrzymać się od niego ze względu na poszanowanie godności chorego i szacunek dla jego ludzkiej natury. Na podjęcie tej trud-nej decyzji ma istotny wpływ przyjęty system wartości etycznych i wiara w Boga.

Pobranie jednego z narządów parzystych od żywe-go dawcy wymaga świadomego i uprzedniego przyzwo-lenia ze strony dawcy i biorcy, po wcześniejszym zapo-znaniu ich z wszystkimi możliwymi konsekwencjami dla zdrowia i życia. Natomiast narządy pojedyncze mogą być pobrane dopiero po śmierci człowieka, która została stwierdzona z całą pewnością. W przeciwnym wypad-ku mielibyśmy do czynienia z zabójstwem. Wymaga to doskonalenia metod rozpoznawania śmierci człowieka, która jest jednym z najbardziej dyskusyjnych zagadnień współczesnej bioetyki. Obecnie przyjmowane jest kryte-rium „neurologiczne”, według którego ustanie aktywno-ści mózgu oznacza utratę zdolności integrujących, a więc

śmierć osoby. Przy obecnym zasobie wiedzy ta defi nicja nie jest sprzeczna z założeniami chrześcijańskiej antro-pologii i nie narusza ludzkiej godności.

Wzrastająca liczba oczekujących na przeszczep skłania do poszukiwania rozwiązań na drodze między-gatunkowych transplantacji. Jest ona dopuszczalna pod warunkiem, że nie stworzy poważnego zagrożenia dla życia i zdrowia biorcy oraz nie naruszy jego psychicznej i genetycznej tożsamości. Natomiast uzyskiwanie narzą-dów w drodze klonowania istoty ludzkiej jest niemoral-ne i narusza jej godność.

Zapewne w najbliższej przyszłości zwiększy się liczba przeszczepianych narządów, a zwłaszcza nerek. Stanie się to możliwe dzięki udoskonaleniu lekarstw opóźniających odrzucenie przeszczepionego narzą-du oraz skutecznie zwalczających infekcje bakteryj-ne i wirusowe. Spowoduje to również rozszerzenie przeszczepów międzygatunkowych poza granice eks-perymentu. Z dużym prawdopodobieństwem można przewidywać, że pomimo sprzeciwu wielu środowisk, wciąż będą ponawiane próby zalegalizowania sztucz-nej „produkcji” narządów, poprzez klonowanie istoty ludzkiej i techniki oparte na embrionalnych komór-kach macierzystych.

Zatem istnieje pilna potrzeba wypracowania ety-ki uprzedzającej eksperymentalne działania medyczne. Etyki, która nie tylko stanie na straży godności czło-wieka, ale nauczy go dokonywać wyboru godziwych interwencji medycznych. Stąd też nie chodzi o roz-strzygnięcia moralne inspirowane kategoriami: sukce-su, użyteczności społecznej, relatywizmem norm, czy też samymi intencjami. Etyka nowoczesnej medycyny, zajmując się najtrudniejszymi problemami człowieka, nie może być oderwana od miłości, prawdy i sprawie-dliwości.

Notka o autorze:Ks. Lucjan Szczepaniak SCJ, lekarz, teolog, kapelan Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie, duszpa-sterz chorych dzieci, związany z ZHR, otrzymał Order Uśmiechu, autor publikacji naukowych z zakresu deontologii medycznej i etyki lekarskiej, poeta.

Nawrócenie

Ciemno było... Latarnik świata Zapalił we mnie światło. Ono poraziło oczy duszy.

Zobaczyłem to, Czego nie było widać. Przeraziłem się... Latarnik cierpliwie czekał.

Czy boli cię światło? - zapytał –Bo twój grzech bardzo mnie boli. - Sercem zrozumiałem to I nauczyłem się płakać.

Łzy szczerego żaluObmyły duszę.Latarnik przygarnął jąI odtąd chodzimy już razem.

Spróbuj zrozumieć

Czy nie widzisz, że jest mi źle? Spróbuj mnie zrozumieć. Nie zmuszaj do uśmiechu, Ale przytul i bądź cicho.

Obejmij i nie puszczaj,A może głos mego serca usłyszysz,Który ci powie,Że kochać to znaczy wytrwać.

Page 31: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

31Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

POEZJE

Czytelniku, może Ty także tworzysz poezje. Ten kącik jest dla Ciebie.

Zapraszamy Cię do zamieszczania w nim własnych wierszy.

Twarze

Rozsypany na biurku stos zdjęć niepoukładanych.

Patrzę na twarze zamazane już nieco przeszłością

I na te teraźniejsze, jakby zatrzymane w pośpiechu.

Z tymi twarzami wiążą się niepowtarzalne historie.

Tak jak jedyny i niepowtarzalny jest każdy człowiek.

Tu pełna energii i filuternego błysku w oku twarz tej,

Która miała tyle zapału i nowych pomysłów na życie,

A którą potem czas i zły człowiek oszukał i zdradził.

Tam uśmiechnięta dziewczyna z blond-warkoczem,

Układająca wciąż świeże kwiaty w wazonie,

Marząca o gromadce dzieci, a zmagająca się z mężem-

-pijakiem.

A te rozpalone zaciekawieniem świata oczy drobnej twa-

rzyczki

Zgasły już w odmętach wielkiej tragedii...

Ten ciemnooki przystojniak, łamiący niewieście serca,

Który pozostał później tak opuszczony

Jak spróchniały pień równie niepotrzebnego już drzewa.

Tamta z kolei twarz chłopca o spojrzeniu niewinnego dziecka,

Który niestety nie sprostał wymogom dorosłości

I okazał się skończonym łotrem.

Są tu też twarze, w których oczach można było już wtedy

Wyczytać powołanie do życia samotnego, czyli wyższego.

Wiele z tych twarzy odcisnęło się mocnym atramentem

Na białym płótnie mojej niedokończonej pamięci.

Niosę ten wizerunek ostrożnie, niczym relikwie święte

I składam go przed Bramą Nieśmiertelności.

Zaduma nad życiem niespełnionej poetki

I znów kolejny rok mego życia minął.

Wskazówki przebiegły obok mnie szybciej niż zdążyłam

pomyśleć,

Że to już tyle lat...

Lał przeplatanych łzami i uśmiechem,

Głupotą nad wyraz i mądrością niewielką, sukcesami małymi

i porażkami olbrzymimi,

A przecież pełnych Nadziei na...

I myśl taka zaświtała w mej głowie.

Że może by tak zebrać przyprószone siwizną siły i talenty

wszelkie

I dogonić przyszły czas...

I mieć znów swoje wielkie pięć minut,

W ciągu których świat słanie na głowie i pokiwa

z udawanym zrozumieniem.

A ja będę płonąć...

Wierzyć znów będę i w serce i w rozum,

W ludzi światłych, bo tyle już dokonali, w ludzi wiernych,

bo doświadczonych

I w tych ciągle niespełnionych...

A gdy już Wam powiem, czego pragnę,

Uwierzę na nowo w siebie i zacznę wypełniać moje śmieszne

powołanie,

A potem spalę się nagle...

Będą mnie opłakiwać nad grobem

I może kłoś w tym smutku wiersz serdeczny napisze.

A serce me w popiół się zamieni...

Notka o autorce: Elżbieta Boduch (1961-2015), poetka, chora na zanik mięśni, w tomiku „Twarze” odsłania wewnętrzne zmagania z chorobą, ukazuje sens dni przeżytych w poszukiwaniu Boga i dobra w napotkanych osobach, zgłębia tajemnice ważnych aspektów życia.

Page 32: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

32 Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

Drogie dzieci, nasi najmłodsi parafi anie!

Witamy Was serdecznie po wakacyjnej przerwie. Miło zobaczyć Was w kościele i znów usłyszeć Wasze radosne głosy.

Na nowy początek chcę Wam zaproponować cykl opowiadań; nazwałam go „Święci w opo wieściach”. Do-wiecie się z nich, jak żyły osoby, które zostały wynie-sione na ołtarze, czyli są świętymi. Zobaczycie, że: po pierwsze, tak jak Wy byli dziećmi, uczniami (nie zawsze super zdolnymi), a przede wszystkim nie wszyscy byli jakoś szczególnie wyjątkowi, a jednak Pan Bóg sprawił, że teraz są naszymi orędownikami przed Jego Boskim Obliczem.

Pierwszym Świętym, o którym chciałam Wam opo-wiedzieć, będzie święty Stanisław Kostka, pa tron dzieci i młodzieży, a więc Wasz patron. Jego wspomnienie li-turgiczne, czyli dzień, w którym polski Kościół katolicki modli się do św. Stanisława Kostki, przypada 18 wrze-

śnia, a więc u począt ku roku szkolne go. Modlimy się w tym dniu za uczniów, aby w kolejnym roku nauki Pan Bóg błogosławił im za wstawiennictwem Świętego Sta-nisława. Oczywiście, w pozostałe dni roku rów nież mo-żecie mo dlić się do swojego patrona, w sprawach szkol-nych i wszystkich, z którymi trudno Wam so bie poradzić.

Jak umiłować najbliższych naucz mnie, Stani-sławie.

Jak ukochać szkołę – powiedz mi, Stanisławie.Jak zrozumieć sens wyrzeczeń oświeć mnie, Sta-

nisławie.Jak zrealizować cel życia wskaż mi, Stanisławie.

Amen Taka modlitwa, raptem kilka słów, ale wypowie-

dzianych z ufnością i pełnym oddaniem w opiekę Świę-tego – wystarczy. A teraz o samym Świętym:

Stanisław Kostka urodził się w październiku 1550 r. w Rostkowie, wiosce poło-żonej około 4 kilometrów od Przasnysza, na Ma-zowszu. Miał trzech braci i dwie siostry. Swój dom rodzinny wspo minał w ta-kich oto słowach: „Rodzice chcieli, byśmy byli wycho-wani w wierze katolickiej, zazna jomieni z katolickimi dogmatami, a nie oddawali się rozkoszom. Co więcej, postępowali z nami ostro

Rysunek Maciej Jarocki

Page 33: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

33Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

i twardo, napędzali nas zawsze do wszelkiej pobożności, skromności, uczciwości tak, żeby nikt z otoczenia, jak i z licznej służby, nie mógł się na nas skarżyć o rzecz najmniejszą”.

Św. Stanisław swoje pierwsze nauki pobierał w domu rodzinnym. Następnie,w wieku 14 lat, ra zem ze swym bratem – Pawłem rozpoczęli studia u jezuitów w Wiedniu. Do jezuickiej szkoły w Wiedniu uczęszcza-ło wówczas około 400 uczniów, a regulamin tej szko-ły streszczał się w jednym zdaniu: „Taką pobożnością, taką skromnością i takim poznaniem przedmiotów niech się uczniowie starają ozdobić swój umysł, aby się mogli podobać Bogu i ludziom pobożnym, a w przy-szłości oj czyźnie i sobie samym przynieść także ko-rzyść”. Początkowo Stanisławowi nauka szła trudno, ale pod koniec trzeciego roku należał już do najlep-szych uczniów kolegium. Władał płynnie językiem oj-czystym, niemieckim i łacińskim; uczył się też języka greckiego.

Przez trzy lata pobytu w Wiedniu Stanisław znał tylko drogę do kolegium, do kościoła i do domu. Swój wolny czas poświęcał na lekturę i modlitwę. Był słabe-go zdrowia; w grudniu 1565 r. jego stan uległ takiemu pogorszeniu, że Stanisław był bliski śmierci. Kiedy się okazało, że nie może otrzymać Wiatyku, gdyż wła-ściciel domu nie chciał wpuścić katolickiego kapłana, wtedy św. Bar bara, patronka dobrej śmierci, do której się zwrócił, w towarzystwie dwóch aniołów nawiedzi-ła jego pokój i przyniosła mu ów Wiatyk. Również w chorobie objawiła się Świętemu Matka Najświęt-sza i złożyła mu na ręce Boże Dzieciątko. Od Niej to doznał cudownego uleczenia z poleceniem, by wstąpił do Towarzystwa Jezusowego. Nie było to rzeczą ła-twą dla Stanisława, gdyż jezuici nie mie li zwyczaju przyjmować kandydatów bez woli rodziców, a on na nią nie mógł liczyć, gdyż ojciec Stanisława stanowczo się temu sprze-ciwiał. Po wielu trudno-ściach i zmaganiach Sta-nisław został przyjęty do jezuitów najpierw na pró-bę, gdzie zadaniem jego było sprzątanie pokoi i pomaganie w kuchni. Po pewnym jednak czasie

przełożony generalny przyjął go do nowicjatu. Roz-kład zajęć no wicjuszy przedstawiał się następująco: modlitwa, praca umysłowa i fi zyczna, posługi w domu i w szpitalach. Stanisław czuł się szczęśliwy, że wresz-cie osiągnął swój życiowy cel. Przełożeni pozwo lili Stanisławowi złożyć śluby zakonne. Wielkim wy-darzeniem w życiu św. Stanisława było przyby cie 1 sierpnia, w uroczystość Matki Bożej Anielskiej (dziś tę uroczystość obchodzimy 2 sierpnia), św. Piotra Ka-nizjusza, który wygłosił dla nowicjuszy konferencję, dziś nazwalibyśmy to rekolekcja mi. Po tej konferencji Stanisław powiedział do kolegów: „Dla wszystkich ta nauka świętego męża jest przestrogą i zachętą, ale dla mnie jest ona wyraźnym głosem Bożym, umrę bo-wiem jesz cze w tym miesiącu”. Koledzy zlekceważyli sobie jego słowa. Jeszcze 5 sierpnia jeden z ojców za-brał Stanisława do Bazyliki Najświętszej Maryi Panny na doroczny odpust. Za kilka dni było święto Wnie-bowzięcia Matki Bożej. 10 sierpnia Stanisław napisał list do Matki Bożej i ukrył go na swojej piersi. Prosił, by mógł odejść z tego świata w Uroczystość Wnie-bowzięcia Maryi. Jego prośba zo stała wysłuchana. W przeddzień Uroczystości Wniebowzięcia Stanisław dostał silnych mdłości i ze mdlał. O północy zaopa-trzono go Wiatykiem. Przeszedł do wieczności tuż po północy 15 sierpnia 1568 r., mając zaledwie siedem-naście lat.

Wieść o jego pięknej śmierci rozeszła się lotem błyskawicy po całym Rzymie. Wbrew zwyczajo wi zako-nu jezuitów ciało Stanisława przyozdobiono kwiatami. W dwa lata później, gdy otwarto grób św. Stanisława, znaleziono Jego ciało nietknięte rozkładem. Wkrótce zaczęły nadchodzić wia domości o cudownych uzdro-wieniach za Jego przyczyną. W 1726 r. papież Benedykt

Rysunek Zosia Trząska

Page 34: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

34 Okruchy św. Wojciecha – październik 2015

Witajcie,Jesteście pewnie, Drogie Dzieci, ciekawe jak spę-

dziłem wakacje. Opowiem Wam.Pewnej niedzieli, tuż przed rozpoczęciem wakacji,

zabrały mnie do domu Zosia i jej młodsza siostrzyczka Tereska. Ucieszyłem się, gdyż już kiedyś z nimi spędza-łem wakacje i było fajnie. Wiedziałem też, że czeka mnie kąpiel, a to już gorzej... Ale nie warto być brudasem, więc zgodziłem się, a suszenie na sznurku, w towarzy-stwie innych maskotek i wygrzewanie się na słonku było całkiem fajne.

Razem z Zosią i Tereską jeździłem na wycieczki. Byliśmy na lotnisku, oglądaliśmy samoloty, w skansenie w Wygiełzowie podziwialiśmy stare, zabytkowe domy. Kibicowaliśmy kolarzom na trasie Tour de Pologne, zwiedzaliśmy Szczawnicę, zawitaliśmy też do Łomnicy Zdrój, do przyjaciół dziewczynek. Czasem na kilka dni jechaliśmy do babci i dziadzia moich opiekunek.

Na dwa tygodnie wyjechaliśmy do Koninek, do bardzo miłego i gościnnego księdza Zdzisława. Tam chodziliśmy wygrzewać się nad rzeką, na spacery po parku, na lody... Było super!

Ale nie zapominaliśmy przy tym o Panu Bogu. O nie! Co wieczór czytaliśmy Pismo Święte, pamięta-liśmy o Mszy Świętej. Odwiedziliśmy centrum ruchu Światło – Życie na Kopiej Górce w Krościenku, pomo-

dliliśmy się przy grobie księdza Franciszka Blachnickie-go, założyciela tego ruchu.

Byliśmy też na pielgrzymce Ruchu Światło – Ży-cie i służby liturgicznej do Kalwarii Zebrzydowskiej. A tam wielka radość! Spotkanie z księdzem kardyna-łem Stanisławem Dziwiszem, krótka rozmowa, potem Msza Święta, w trakcie której krzyże animatorskie przyjęły Gabrysia, kuzynka Zosi i Tereski oraz Justy-na z naszej parafi i. A ja dumnie machałem fl agą Świa-towych Dni Młodzieży, które już niedługo odbędą się w Krakowie.

Byliśmy jeszcze w Myślenicach, na IV Myślenic-kim Zlocie Mini. Tam razem z dziewczynkami próbowa-łem wybrać samochód, jaki kupię, gdy dorosnę. Fajne te Miniaki...

Ponadto, ponieważ jestem już coraz większy, za-stanawiałem się, kim zostać w przyszłości. Może straża-kiem, strażnikiem miejskim, rolnikiem, może kolarzem, może kierowcą autobusu. Popróbowałem różnych prac. Ale jednak najlepiej jest mi z dziećmi. Dlatego, gdy wa-kacje dobiegły końca, wróciłem do naszego Kościoła, aby co tydzień odwiedzać któreś z Was w domu, czytać z Wami Pismo Święte, przytulać i dawać radość. To też jest piękna praca, którą teraz przez cały rok będę wyko-nywał z uśmiechem, aż do następnych wakacji.

Teofi l

WAKACJE TEOFILA

Okruchy św. Wojciecha Wydawca: Parafia św. Wojciecha, ul. Św. Wojciecha 4, 30-134 Kraków, tel. 12 636 73 69Zapraszamy do współtworzenia naszego pisma. Kontakt: ks. Wojciech Mozdyniewicz

Informujemy, że redakcja zastrzega sobie prawo dokonywania zmian i skrótów oraz nie bierze odpowiedzialności za treść nadesłanych artykułów

XIII kanoni zował św. Stanisława Kostkę. Ciało Świę-tego spoczywa w Kościele św. Andrzeja w Rzymie na Kwiryna le. Dwieście lat po kanonizacji sprowadzono do Polski cząstkę Jego relikwii, która spoczy wa w Pa-

rafi i św. Stanisława Kostki w Sulechowie. Tam też udają się każdego roku piesze piel grzymki dzieci i młodzieży z różnych zakątków naszego kraju.

Konkurs Konkurs Konkurs Konkurs Konkurs

Znany polski poeta Cyprian Kamil Norwid napisał na cześć Św. Stanisława Kostki wiersz. Postaraj cie się go odszukać, na kartkach narysujcie postać Świętego lub wklejcie obrazek z Jego wizerun kiem, wpiszcie tekst wiersza, a na odwrocie prośbę, jaką chcielibyście skiero-wać do swojego Patrona. Przygotowane przez Was kartki wyślemy do Parafi i św. Stanisława w Sulechowie, gdzie

pod czas pielgrzymki dzieci i młodzieży Wasi rówieśnicy modlą się w nadesłanych intencjach.

Podpisane kartki należy przynieść na Mszę św. w niedzielę, 25 października, o godz. 10.30.

Na wszystkich uczestników konkursu czekają nagrody!

Page 35: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

WAKACJE TEOFILAWAKACJE TEOFILA

Page 36: październik 2015Okruchy św. Wojciecha – październik 2015 3 Zdjęcie na stronie pierwszej ok ładki przedstawia obraz Święty Franciszek autorstwa Jusepe de Ribery, 1642 r. Autorem

Modlitwa za naszą ziemię

Wszechmogący Boże, który jesteś w całym wszechświecieoraz w najmniejszym z Twoich stworzeń,Ty, który otaczasz swą czułością wszystko, co istnieje,ześlij na nas moc swojej miłości,byśmy zatroszczyli się o życie i piękno.Napełnij nas pokojem, abyśmy żyli jak bracia i siostryi nikomu nie wyrządzali krzywdy.Ojcze ubogich,pomóż nam uratować opuszczonych i zapomnianych tej ziemi,którzy znaczą tak wiele w Twoich oczach.Ulecz nasze życie,byśmy strzegli świata, a nie łupili go,byśmy rozsiewali piękno,a nie skażenie i zniszczenie.Dotknij serctych, którzy szukają jedynie zyskówkosztem ubogich i ziemi.Naucz nas odkrywania wartości każdej rzeczy,kontemplowania w zadziwieniu,uznania, że jesteśmy głęboko zjednoczeniz każdym stworzeniemw naszej pielgrzymce ku Twej nieskończonej światłości.Dziękujemy, że jesteś z nami każdego dnia.Wspieraj nas, prosimy, w naszych zmaganiachna rzecz sprawiedliwości, miłości i pokoju.

Chrześcijańska modlitwa wraz ze stworzeniem

Chwalimy Cię, Ojcze, wraz ze wszystkimi stworzeniami,które wyszły spod Twojej wszechmocnej ręki.Twoje są i pełne są Twojej obecnościi Twojej czułości.Pochwalony bądź, Panie!Jezu, Synu Boży,wszystko przez Ciebie zostało stworzone.Kształtowałeś się w łonie Maryi,stałeś się częścią tej ziemii oglądałeś ten świat ludzkimi oczyma.Dziś żyjesz w każdym stworzeniuw Twojej chwale Zmartwychwstałego.Pochwalony bądź, Panie!Duchu Święty, który swoim światłemkierujesz światem ku miłości Ojcai towarzyszysz jękom stworzenia,Ty żyjesz także w naszych sercach,by nas pobudzać ku dobru.Pochwalony bądź, Panie!Panie Boże w Trójcy Jedyny, piękna Wspólnoto nieskończonej miłości,naucz nas kontemplowania Ciebiew pięknie wszechświata,gdzie wszystko mówi nam o Tobie.Rozbudź nasze uwielbienie i wdzięcznośćza każdą istotę, którą stworzyłeś.Obdarz nas łaską poczucia się wewnętrznie zjednoczonymi

ze wszystkim, co istnieje.Boże miłości, ukaż nam nasze miejsce w tym świeciejako narzędzi Twojej miłościdla wszystkich istot tej ziemi,bo żadna z nich nie jest przez Ciebie zapomniana.Oświeć posiadających władzę i pieniądze,aby nie popadli w grzech obojętności,aby miłowali dobro wspólne, wspierali słabychi opiekowali się światem, w którym żyjemy.Ubodzy i ziemia wołają:Panie, obejmij nas swą mocą i światłem,abyśmy chronili wszelkie życie,przygotowali lepszą przyszłość,aby nadeszło Twoje Królestwosprawiedliwości, pokoju, miłości i piękna.Pochwalony bądź, Panie!Amen.

Papież Franciszek na zakończenie Encykliki „Laudato Si” napisał: Proponuję dwie modlitwy. Jedną z nich możemy dzielić się ze wszystkimi wierzącymi w Boga Stworzyciela i Ojca, a drugą odmawiajmy, aby chrześcijanie potrafi li podjąć zobowiązania, jakie wobec stworzenia stawia nam Jezusowa Ewangelia.