16
Pismo Parafii św. Dominika w Warszawie Rok 17, Jesień 2011 Pismo Parafii św. Dominika w Warszawie Tęsknota i nadzieja ...... s. 4 Rozmowa z o. Robertem Drużkowskim OP ........................ s. 6 Z Księgi Próśb i Podziękowań .................... s. 15 Doctor universalis..... s. 2 W ostatnim czasie ............ s. 8 O nadziei, która zawieść nie może - s. 3 Nr 65

Pismo Parafii św. Dominika w Warszawie Rok 17, Jesień 2011 ... · PDF filePismo Parafii św. Dominika w Warszawie Rok 17, Jesień 2011 Pismo Parafii św. Dominika w Warszawie Tęsknota

Embed Size (px)

Citation preview

Pismo Parafii św. Dominika w Warszawie

Rok 17, Jesień 2011

Pismo Parafii św. Dominika w Warszawie

Tęsknota i nadzieja ...... s. 4

Rozmowa z o. Robertem Drużkowskim OP ........................ s. 6

Z Księgi Próśb i Podziękowań .................... s. 15

Dominikanie w klasztorze na Służewie

Doctor universalis..... s. 2

W ostatnim czasie ............ s. 8

O nadziei, która zawieść nie może - s. 3

Nr 65

2

Doctor universalis Jedni nazywali go „sumą dobroci” i doktorem pow-

szechnym (doctor universalis), inni „małpą Arystote-lesa”. Nie ulega wątpliwości, że był jednym z największych umysłów średniowiecza – współcześni mu ludzie uznali go za „cud i podziw swoich czasów”. Interesował się niemal wszystkimi dziedzinami nauki, wiele z nich dogłębnie zbadał, rozwinął i starał się opracować ich syntezę.

Święty Albert Wielki, bo o nim tutaj mowa, urodził się między rokiem 1193 a 1200, w bawarskiej miejscowości Lauingen, w rodzinie rycerskiej. Był najstarszym synem hrabiego Bollstädt, który zapewnił mu bardzo dobre wykształcenie i opłacił studia na uniwersytecie w Padwie. Tam rozpoczęła się jego fascynacja naukami przyrodniczymi i dziełami Arys- totelesa. Tam też spotkał się z bł. Jordanem z Saksonii – następcą św. Dominika na czele Zakonu Kaznodziejskiego – i z jego rąk otrzymał habit dominikański. Został skierowany do klasztoru w Kolonii, gdzie złożył śluby zakonne i studiował teologię. Następnie Zakon wysłał go do Paryża, by ukończył i uzupełnił studia teologiczne. Jako pierwszy Niemiec został profesorem Sorbony. Po powrocie do Kolonii, w 1248 roku, zorganizował tam dominikańskie studium generalne. Z Paryża przywiózł swego genialnego ucznia, Tomasza z Akwinu, z którym wkrótce zaczęła go łączyć głęboka przyjaźń i zainteresowanie dziełami Arystotelesa.

Wybitnemu intelektowi, ogromnej mądrości oraz wszechstronnej wiedzy św. Alberta towarzyszył ujmujący styl bycia, wrażliwość na drugiego człowieka oraz zdolności negocjacyjne i organizacyjne. Dzięki tym przymiotom był powszechnie znany i ceniony, a kolejni papieże nie wahali się powierzać mu ważnych zadań. I tak od roku 1260 do 1262 był biskupem Ratyzbony, a gdy złożył urząd, na prośbę papieża Urbana IV głosił kazania nawołujące do krucjaty w Niemczech i w Czechach. Wielokrotnie zlecano mu misje jednania, na przykład w sporze między biskupem Kolonii

a władzami miasta. Polemizował z poglądami przeciwnymi nauce Kościoła, zwalczając w ten sposób herezje. Brał udział w Soborze powszechnym w Lyonie w 1274 roku.

Z powierzonych sobie zadań wywiązywał się sumiennie, z niestrudzonym oddaniem, służąc w taki sposób, jaki został mu wyznaczony. Dawał tym przykład i wzór posłuszeństwa. I choć z powodzeniem wypełniał wszystkie powierzone mu

zadania, zawsze starał się wracać do pracy naukowej, w której czuł się najlepiej. Pozostawił po sobie traktaty dotyczące wielu dziedzin nauki: od logiki i filozofii począwszy, poprzez biologię, fizykę i psychologię, na metafizyce i teologii kończąc. W najnowszym, przygotowywa-nym wydaniu wszystkie jego dzieła zebrane mają stanowić czterdzieści tomów.

Legenda głosi, że pod ko-niec życia św. Alberta zaczęła w czasie wykładu zawodzić pa- mięć. Było to znakiem wypeł-nienia się obietnicy danej mu przez Maryję, że Bóg przywróci mu przed śmiercią wiarę czys-tą i niewinną jak u dziecka. Jeśli zdarzyło mi się powiedzieć lub napisać coś przeciwnego wierze katolickiej, odmawiam temu wszelkiej wagi i znaczenia – powiedział na swoim ostatnim wykładzie. Wkrótce opuściła go

cała wiedza filozoficzna, pamiętał jedynie słowa Pisma Świętego.

Albert Wielki zmarł 15 listopada 1280 roku w Kolonii. Został pochowany w chórze kościoła zakonnego. Już wkrótce po śmierci bracia zaczęli otaczać go wielką czcią, ale jego kanonizacja nastąpiła dopiero w 1931 roku, kiedy papież Pius XI ogłosił go doktorem Kościoła.

Życie św. Alberta Wielkiego pokazuje, że między nauką i wiarą istnieje przyjaźń. Człowiek zgłębiając tajniki przyrody – jeśli ze szczerym sercem będzie szukał prawdy – odnajdzie w niej ślad Boga. Idąc tymi śladami i całym życiem odpowiadając na odkrywane Boże wezwanie, odnajdzie piękną i fascynującą drogę do świętości.

Oskar Wachowski

św. AlbertaWielkiego

3

fot. R. Sękowska

Tamtego wieczoru, w ciągu kilku godzin, Witek dzwonił do mnie kilkakrotnie. To było 13 września ubiegłego roku, w pierwszym dniu jego konferencji na Ukrainie. Był wtedy w Kijowie, potem mieli jechać do Charkowa, służbowym samochodem z ukraińskim kierowcą. Zadawał mi bardzo dziwne pytania: czy jestem z nim szczęśliwa, jak moje zdrowie, prosił mnie, abym o siebie dbała... Miałam wraże-nie, że się czegoś obawia. Kiedy zapytałam o ich kierowcę, nie odpowiedział, zapewne nie chcąc mnie martwić – takie miałam odczucie. Powiedział, że kiedy dojadą do Charkowa, a będzie to bardzo późno w nocy, to napisze sms-a i prosił, abym już spokojnie spała. Czułam jednak ogromny niepokój, wręcz irracjonalny.

Około pierwszej w nocy próbowałam się do niego dodzwonić. Telefon działał, ale nikt go nie odbierał. Pomyślałam sobie: kobieto, nie dzwoń, daj mu spokój. Twój mąż jest zmęczony, pewno śpi, bo przez sześć godzin mówił do słuchaczy po angielsku. Położyłam się spać, ale bardzo źle spałam. Rano, kiedy zobaczyłam, że sms-a nie ma,

Napięcie we mnie było tak ogromne, że włączyłam internet, wpisując imię i nazwisko Witka. Ukazały mi się informacje o wypadku busa transportowego na Ukrainie, 20 km przed Charkowem. Zadzwoniłam do szefa Witka i powiedziałam mu: ja już wiem, mój mąż nie żyje, prze-czytałam to w internecie...

Zaraz po śmierci Witka owładnął mną ogromny lęk, jak ja dam radę sama wychować dwuletnie dziecko, syna? Czy jestem dobrą matką, jak ja mu zastąpię ojca? Przecież nie zastąpię. Zadałam na głos pytanie: Witek, jak ja będę sama żyć, mając małe dziecko? Wtedy usłyszałam, bardzo w sercu, ale słowa, jakby to on mówił: Agata, powierz się Maryi. Tej która była naszą orędowniczką, której się zawierzaliśmy. Zawierz Jej siebie i Szymona, Ona cię poprowadzi. I dasz radę. I jeszcze powiedział: załóż medalik, Ona też będzie ciebie ochraniać. Kiedy byliśmy narzeczonymi, podarował mi medalik Maryi Częstochowskiej, do której co roku jeź-dziliśmy. Witek oświadczył mi się na Jasnej Górze.

Poznaliśmy się w 2002 roku. Wtedy, przed przyjazdem Ojca Świętego do Krakowa, w kościele św. Piotra i Paw-ła było czuwanie modlitewne, całonocne. Poszliśmy na nie razem, chociaż nie byliśmy jeszcze parą. Na czuwaniu losowało się słowo, które Pan Bóg chce nam przekazać. Witek i ja wylosowaliśmy z koszyka kartkę, na której był cytat z Listu do Rzymian 5,5: A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Du- cha Świętego, który został nam dany. Uznaliśmy, że to słowo jest do nas, że tą nadzieją chcemy żyć. Że jest nią Jezus Chrystus i Jemu chcemy powierzyć naszą znajomość i wszystko, co się wydarzy.

Słowo o nadziei towarzyszyło nam przez czas chodzenia z sobą i narzeczeństwa. Te sigla – Rz 5,5 – wyryliśmy na naszych obrączkach, oprócz imion oraz

ciąg dalszy na s. 7 >

O nadziei, która zawieść nie może

pomyślałam, że coś się wydarzyło. To nie mogło być tak, że on nie napisał, nie zadzwonił. Nawet gdyby mu ukradli telefon, to by zadzwonił, albo napisał sms-a od kogoś innego.

Zadzwoniłam do szefa Witka. Powiedział, że mieli wypadek w nocy, i dodał: ja właśnie do pani jadę, chcę z panią porozmawiać. Wtedy przyszła mi myśl, że Witek nie żyje. Byłam bardzo świadoma i gotowa na przyjęcie prawdy. Zapytałam go, czy są ofiary śmiertelne. Nie udzielił mi takiej informacji przez telefon. Zaczęłam strasznie płakać i krzyczeć: Boże, dlaczego mi to zrobiłeś?! Prosiłam Boga, aby pozwolił mi przygotować się na tę wiadomość. Prosiłam Go o słowo. Z Witkiem często razem czytaliśmy Pismo Święte. Ono było bardzo obecne w naszym domu. Poprosiłam Ducha Świętego o dobre odczytanie i zrozumienie tego słowa. Po przeczytaniu fragmentu: Hi 29,12-15, pomyślałam so-bie: Panie Boże, to teraz już mnie przygotowałeś.

fot. St. Górski OP

daty ślubu. Patrząc teraz na obrączkę, którą noszę, myślę o tej nadziei. Żyję nadzieją, że z Witkiem kiedyś się spotkam, po tamtej stronie. Już nie muszę się o niego martwić, czy wróci szczęśliwie do domu – teraz to on martwi się o mnie. Abym była zbawiona.

Ból, który jest w sercu po stracie najbliższej osoby, jest ogromny. Nie da się go opisać słowami. Ten ból nie pozwala nawet spać, jest w każdej chwili dnia... Czasami sobie myślę, że Maryja, Matka Jezusa musiała, tak po ludzku, ogromnie cierpieć, kiedy widziała, jak jej Syn umiera. Podczas przeżywania żałoby miałam taki etap, że czułam się, jakbym stała pod krzyżem – tak jak Maryja – i płakała z niewiastami, które tam stały.

Witek zginął w Święto Podwyższenia Krzyża, 14 września.

4

Tęsknota i nadzieja

Mówi się, że narodziny dziecka zmieniają człowiekowi świat, że przewracają życie do góry nogami. Tak naprawdę, to śmierć dziecka przewraca świat totalnie. Wtedy nic już nie jest ważne i nic już prawdziwie nie cieszy. Gdy wskutek okrutnej choroby umarł mój trzyletni synek, wszystko się zawaliło i zatrzymało. Spodziewałam się wtedy kolejnego dziecka. Cierpienie powiększała niemożność rozmowy z najbliższymi, zwłaszcza z mężem, który się załamał. Potem doszło jeszcze oskarżanie samej siebie...

Bóg jednak nie pozwolił mi długo trwać w takim stanie. Będąc bardzo aktywną osobą, wypełniałam czas wszystkim, aby tylko nie myśleć, nie wspominać. Miałam wrażenie, że jestem jakby pod płaszczem ochronnym – wszystko wokół mnie jest, ale psychicznie i fizycznie mnie nie dotyka – że się wręcz unoszę, żyję życiem nie swoim, danym mi na nowo.

Jesienna pora sprzyja myśleniu o ludziach, którzy odeszli. Dobrze, że o nich myślimy. Ale chyba nieczęsto zadajemy sobie pytanie: co dzieje się z tymi, którzy pozostają? Śmierć bliskiej osoby, zwłaszcza nagła lub w młodym wieku, jest niekiedy przeżywana bardzo mocno. Natężone cierpienie i dręczące pytanie „dlaczego?” łatwo mogą przemienić się w nieszczęście niszczące człowieka i jego życie. Czy jest jakaś droga wyjścia z takiej rozpaczy? Może trzeba uczyć się jej odkrywania? Poniżej zamieszczamy wypowiedzi kilku wybranych osób, jakoś związanych z dominikanami, które zapytaliśmy o ich sposób przeżywania nagłej utraty najbliższych: dziecka, ojca, żony, męża. Oby ich świadectwa stały się przewodnikiem na niełatwej drodze ku nadziei.

Od śmierci Roberta minęło już osiemnaście lat. Teraz wiem, że mojemu dziecku jest najlepiej, bo jest w domu Ojca – bezpieczny, kochany i nic mu już nie grozi. Tęsknię za nim. Jest w moim sercu – cały czas ten sam, mały i pełen radości chłopczyk, który bardzo kochał swoich rodziców i siostry. Dziękuję Bogu za odzyskaną wiarę i nadzieję. I modlę się za innych rodziców, którzy przeżyli tragedię utraty swojego dziecka (Elżbieta).

fot. Archiwum własne

+ + +Siedem lat temu w domu był akurat remont, trzy

kanapy stały w przedpokoju. Mój tata wrócił ze spotkania z mieszkańcami jednej z wiosek naszej gminy (chodziło o jakiś przetarg). Siedzieliśmy wszyscy w przedpokoju – tata, mama, trójka mojego starszego rodzeństwa i ja. Tata cieszył się, że spotkanie się udało, grał na gitarze i śpiewał ze mną piosenki – różne, niekoniecznie pobożne, chociaż coś z Arki Noego dla mnie też się znalazło. Pamiętam, jak śpiewał i tań-czył ze mną, nucąc Takie tango Budki Suflera. Opowiadał też, co go bardzo dotknęło, zabolało – dzień wcześniej był na pogrzebie kilkumiesięcznego synka swojego kolegi. Siedzieliśmy długo – chyba do dwudziestej trzeciej (co w domu było rzadko dopuszczalne dla dzieci – miałam wtedy 11 lat).

Rano – obudził mnie krzyk mamy: tata nie żył. Leżał na łóżku, taki nie mogący zrobić już nic. Ten, który zawsze znajdował dobre wyjścia z każdej sytuacji, który zaradził każdemu problemowi mieszkańców, przychodzących do nie-go, wójta, jak do ojca; nie tylko ze sprawami gospodarczymi. Często osobistymi, rodzinnymi. Ludzie mówili o tym po jego śmierci, kiedy nas odwiedzali.

Na moim biurku od kilku lat stoi jego zdjęcie. Teraz pisząc, zerkam na mojego tatę, przez łzy, które są wyrazem ludzkiej tęsknoty. Czuję obecność taty w naszym domu. Mam przekonanie, że on się o nas bardzo troszczy i wstawia za nami u Ojca w niebie. Nie poprzestaję na pochylaniu się nad jego grobem, sprzątam go, dbam, by były świeże kwiaty i by paliła się lampka. Ale nie skupiam się bardzo na tym, co na cmentarzu. Mocno wierzę w świętych obcowanie. Taty odejście zostawiło pustkę w moim sercu. Tę pustkę wypełnia teraz Jezus-Życie, Ten, który śmierć nazywa snem: przyjaciel nasz zasnął, lecz idę go obudzić (J 11,11). Jestem przekonana, że Jezus „obudzi” mojego tatę… i nas wszystkich, przy zmartwychwstaniu umarłych (Monika K.).

Śmierć syna zaczęłam przeżywać z Maryją. Ona stała pod krzyżem swojego Syna, tak samo bezradna, nie mogąca nic uczynić, aby Jego śmierci zapobiec. Jej postawa była dla mnie przykładem, wzorem do naśladowania. Modliłam się o ufność, o to, by uwierzyć, że Bóg Ojciec wie, co dla nas jest najlepsze. Żałobę po synu przeżyłam dzięki Jezusowi. Codzienna Eucharystia, liczne modlitwy o uzdrowienie, o uwolnienie, adoracje, a w końcu comiesięczne uczest- nictwo w Mszach rodziców dziecka utraconego i rozmowy z innymi rodzicami po stracie dzieci – to wszystko sprawiło, że odzyskałam spokój, odwagę i opanowanie.

5

ciąg dalszy na s. 8 >

+ + +W październiku ubiegłego roku moi rodzice ulegli

wypadkowi samochodowemu. Tato, który kierował, doznał poważnego urazu głowy i po dwutygodniowym pobycie w szpitalu zmarł, nie odzyskawszy przytomności. Jego pasażerki – moja Mama i ich dwie koleżanki – miały znacznie lżejsze obrażenia, głównie od pasów bezpieczeństwa. Kierowca i pasażer drugiego samochodu wypadli przez przednią szybę, bo nie zapięli pasów.

Kiedy Tato był w szpitalu, lekarze chętnie z nami rozmawiali, ale nie mieli nam zbyt wiele do powiedzenia. Wyraźnie nie chcieli odbierać nam nadziei. Byłam wtedy świeżo po lekturze Urzekającej Johna i Stasi Eldredge, gdzie narzucające się, natrętne myśli autorzy uznają za ataki demoniczne. Toteż gdy tylko świtały w mojej głowie pytania typu co z nami będzie? – odmawiałam im do siebie przystępu i zaczynałam się modlić. Im bardziej się bałam, tym bardziej się modliłam, o ufność. Modlitwa była tym jedynym, co mogliśmy w tej sytuacji dla Taty i dla siebie zrobić. O modlitwę w intencji Taty i nas poprosiłam absolutnie wszystkich znajomych, bliższych i dalszych. I mo- dliliśmy się dzień i noc. Najczęściej nie modliłam się o uz-drowienie, ale właśnie o to, co będzie dla Taty najlepsze. A dla nas o siły – aby to najlepsze umieć zaakceptować.

Moja miłość i przywiązanie do Taty za-wsze były naznaczone strachem o niego. Chyba każda miłość skażona jest lękiem przed utratą... Kiedy dowiedziałam się, że Tato zmarł, i przez kilka tygodni po jego śmierci, jedyną moją myślą była ta, że on już może cieszyć się i kochać bez końca. Nie zmienia to faktu, że bardzo, bardzo za nim tęsknię. Bo tęsknota jest nieodłączną częścią tej „krótkiej chwili”, którą jest nasze życie po tej stronie. Mój Tato jest mi nadal potrzebny, tak samo jak moim braciom, na pewno o wie- le bardziej naszej Mamie, ale przede wszyst- kim jest dzieckiem Boga, głównym boha-terem swojej historii, która tutaj dobiegła już końca. Ja muszę żyć dalej, modląc się o ufność i zawierzenie Panu Bogu, bo tylko On jest tym, co niezmienne w moim życiu. Tylko Jego mogę być pewna (Ola).

Gdy po ludzku brakowało nadziei, pozostawała nam wiara. Wiara, że Bóg uzdrawia, jest przy nas, że nie jesteśmy sami. Choroba Agnieszki okazała się zbliżeniem do Pana Boga, Jego poznawaniem, Jego uwielbieniem.

Wiadomo było, że nadejdzie dla nas dzień, który będzie ostatnim, dla nas razem. Codzienna wspólna modlitwa różańcowa, koronka do Miłosierdzia Bożego, codzienna wi- zyta szafarza z Jezusem w Eucharystii, korzystanie z sa- kramentu pojednania i namaszczenia chorych, dawały poczucie wewnętrznego pokoju. Chorej i rodzinie. Do dziś mam w pamięci prostotę przyjmowania tej choroby – że tak ma być, taka jest wola Pana.

Agnieszka odeszła, ale pozostała nadzieja, że Eucha- rystia, którą w ostatnich miesiącach codziennie przyj-mowała, daje życie wieczne, że obdarza mocą tych, co pozostali. Ta moc świętych sakramentów daje mi siły, nadzieję, broni przed rozpaczą, pomaga wierzyć, że żona dostąpiła łaski zbawienia, że Pan wybrał najwłaściwszą, najlepszą drogę dla nas (Bogdan).

+ + +

To wydarzyło się prawie dokładnie przed rokiem. Mąż wyjechał w zagraniczną delegację – i już z niej nie powrócił. Zginął w wypadku drogowym, zginęło ich sześcioro. Miał 36 lat.

Co się dzieje, gdy mąż wychodzi z domu zdrowy, radosny, uśmiechnięty, zostawia w łazience niezakręconą pastę do zębów, porozrzucane ubrania – i już nigdy do niego nie wraca? Już nie pozbiera swoich ubrań, nie odezwie się, nie uśmiechnie, nie zobaczy, jak jego syn dorasta. Nie obudzimy się rano ze sobą, nie zjemy razem śniadania, nie obejrzymy już wspólnie filmu i nie pokłócimy

fot.

St.

Gór

ski O

P

+ + + Moja żona odeszła do Pana w tym roku, w Wielkim

Tygodniu. Dwa tygodnie później skończyłaby 40 lat. Pozostawiła mnie i trzy córki. Odeszła po dwuipółletniej walce z nowotworem mózgu. Trudno było nam przyjąć słowa lekarza: Śpieszcie się, bo zostało siedem miesięcy. Zmagaliśmy się z chorobą, która coraz bardziej postępowała. Agnieszka przeszła dwukrotne leczenie operacyjne, chemioterapię, radioterapię, setki badań, pobyty w szpitalu.

6

Pół wieku kapłańskiej posługiRozmowa z o. Robertem Drużkowskim OP, jubilatemOjciec Robert Juliusz Drużkowski OP (ur. 8.08.1934 w Wołosowie) wstąpił do Zakonu Dominikanów w 1952 roku. Śluby

wieczyste złożył w Wielki Piątek, 27 marca 1959, a święcenia kapłańskie przyjął 15 czerwca 1961 roku. Pierwszym miejs-cem jego pracy duszpasterskiej był klasztor na Służewie, w którym pracował wówczas 9 lat. W wielu klasztorach wybierany na przeora, pełnił tę funkcję łącznie przez ponad 30 lat. W roku 2003 przybył ponownie na Służew. Jest opiekunem chorych w parafii. W czerwcu 2011 roku obchodził 50. rocznicę przyjęcia święceń kapłańskich.

Dominikański nowicjat rozpoczynał Ojciec na rok przed śmiercią Stalina. Z historii wiemy, że był to bardzo trudny czas. Co zadecydowało o wyborze drogi zakonnej?

Stan komunizmu nie miał wiele wspólnego z moim postanowieniem, bo o kapłaństwie myślałem od lat chłopięcych. To pragnienie spotęgowało się w szkole

średniej. Kiedy komu-nizm prowadził walkę z Bogiem i religią, po-wiedziałem sobie: A je-dnak będę księdzem. Często chodziłem do kościoła księży jezu-itów, którzy mnie w tym umacniali. Wzorem byli dla mnie w tamtych czasach św. Stanisław Kostka, św. Ignacy Loyola, o. Jan Beyzym. W końcu zadałem sobie pytanie, czy mam być

księdzem diecezjalnym, czy iść do zakonu. I znowu sobie powiedziałem: Jeżeli poświęcić się Panu Bogu, to na całego. Tak znalazłem się w zakonie żebraczym.

Pracę duszpasterską rozpoczynał Ojciec w roku 1961 tutaj, w parafii na Służewie. Co Ojcu szczególnie utkwiło w pamięci z tamtego czasu?

Najpierw to, że spodobała mi się kaplica na parterze. Właściwie to miejsce było budowane jako refektarz dla całego zakonnego seminarium, a potem przystosowano je jako kaplicę. Ale najważniejsze, że tutaj była Matka Boża – Hetmanka z berłem w ręku, na obrazie wywodzącym się z rodu Żółkiewskich z Żółkwi, czyli od moich stron. Jeśli Ona jest z nami, to tutaj będzie dobrze. I tak było.

Bardzo mocno przeżyłem pierwsze misje w naszej para-fii. Były to misje ludowe, które prowadzili redemptoryści. Na ostatniej Mszy świętej, która zgromadziła wielkie tłumy, zabrakło komunikantów. Wtedy pojechałem rowerem z prośbą do parafii św. Katarzyny. Warto dodać, że nasza parafia została wyodrębniona z parafii św. Katarzyny. Przeorem był u nas wtedy o. Stanisław Dobecki.

W 1961 roku ze szkół wycofano religię. Budynek klasztorny był wtedy zamieszkany przez ponad 60 trudnych rodzin. Jak udało się zakonnikom znaleźć miejsce na nauczanie religii?

Warunki mieszkaniowe były bardzo ciężkie. My, domini-kanie, zajmowaliśmy tylko kawałek klasztoru. Było ciasno, żyło się skromnie, rodzinnie. Płacz dziecka na wyższym piętrze znaczył, że powiększyła się parafia. Kłótnie małżeńskie, do-cierające przez nieszczelne okna, rozlegały się po całym domu.

Katechizacja, w którą wchodziłem, była już wcześniej zorganizowana. Pierwszym proboszczem był o. Adam Studziński, kapelan spod Monte Cassino. Ja uczyłem w dol-nym korytarzu. Korytarz długi, na końcu kurtyna, a za nią scena, gdzie odbywały się jasełka, misteria Męki Pańskiej i przedstawienia, które przygotowywałem razem z dziećmi. Z każdym rokiem uczyłem coraz więcej klas. Często te za-jęcia odbywały się przed lekcjami w szkole. Ksiądz był więc nie tylko katechetą, ale i woźnym; musiał pilnować, żeby dzieci zdążyły do szkoły. Wieczorami przychodziła młodzież, także spoza z naszej parafii.

Proszę opowiedzieć coś więcej o pracy z bielankami.

Brat Paweł Leszcz miał pluton ministrantów w albach, a mnie przypadło zadanie odnowienia i zorganizowania bielanek – w strojach regionalnych. Kupowałem czasem stare oryginalne stroje, które mamusie potem zeszywały, haftowały i wychodziły spod ich igły jak nowe. Po stroje łowickie udawałem się w stronę Łowicza, po kurpiowskie – do Cepelii w Kadzidle, po stroje żywieckie i po śląskie – do Korbielowa, stroje krakowskie, dla najmłodszych dziewczynek, kupowałem w Krakowie na ul. Brackiej. Czasem udawało mi się też coś zdobyć w Podkowie Leśnej, w siedzibie zespołu „Mazowsze”. Bielanki i ministranci brali udział w procesjach i nabożewństwach, zwłaszcza kiedy była nowenna do Matki Bożej Nieustającej Pomocy.

Po 12 latach kapłaństwa został Ojciec wybrany po raz pierwszy przeorem. W którym klasztorze?

Zostałem wezwany na przeora do Wrocławia, pod skrzydła bł. Czesława i Matki Bożej Różańcowej z Pod- kamienia. Wcześniej byłem subprzeorem w Prudniku, gdzie pomału zaprawiałem się do roli przeora. We Wrocławiu byłem jednocześnie przeorem i proboszczem, bo przy klasztorze była wtedy parafia. Nasz wrocławski kościół

7

znajduje się w centrum miasta. Ludzie ze wszystkich stron przybywali do naszej świątyni. W Urzędzie ds. Wyznań usłyszałem: Jesteście w newralgicznym punkcie Wrocła-wia. Musicie dbać o dobry wizerunek miasta i odpowiada-jący nam styl duszpasterstwa w Kościele. A duszpasterstwo nasze nie zawsze podobało się ówczesnym władzom, dlatego często byłem wzywany na dywanik, upominany i pouczany.

W ciągu 30 lat pełnienia funkcji przeora trudnych momentów było z pewnością wiele…

We Wrocławiu zapraszaliśmy prelegentów z „podziemia”, takich jak Kisielewski czy Mazowiecki, organizowaliśmy tzw. „Tygodnie społeczne” na temat ówczesnej sytuacji w Polsce. W tamtym czasie wszystkie kościoły były pod czujnym nadzorem Urzędu Bezpieczeństwa. Jeżeli coś się nie podobało, grożono rewizją w klasztorze, albo konsekwencjami finansowymi. Podobnie było potem w Kra-kowie. Msze święte za zamordowanego Stanisława Pyjasa gromadziły rzesze studentów, co nie podobało się władzom. Byłem też wzywany na przesłuchania z powodu kazań, które najczęściej głosił o. Jan Kłoczowski, jak również z racji wypowiedzi i artykułów pisanych przez naszych ojców.

Prowadziliśmy także akcje charytatywne. W stanie wojennym docierały do nas dary z zagranicy: odzież, środki czystości, żywność. Była ekipa ludzi, która rozdzielała je na furcie klasztornej i na krużgankach. Organizowano też pracę dla byłych internowanych i ich rodzin.

Starsi mieszkańcy naszego osiedla, zwłaszcza mieszkający w domach jednorodzinnych, pamiętają Ojca z pierwszego

pobytu. Teraz ich, często chorych, odwiedza Ojciec z Komunią świętą. Czy wracacie wspomnieniami do tamtych czasów?

Bardzo często. Niestety, wielu przeniosło się już do wie- czności. Ale w dalszym ciągu mam tutaj grono moich wychowanków. Często przychodzą i wracamy do tamtych czasów. Zrobiliśmy kiedyś takie spotkanie w ogrodzie: „Nasza klasa”. Innym razem mój uczeń, który teraz mieszka w Niemczech, poprosił o zorganizowanie spotkania w pięćdziesiątą rocznicę Pierwszej Komunii świętej jego klasy. Spotkaliśmy się podczas tegorocznego Jarmarku św. Dominika. Była Msza święta, potem Jarmark i w końcu w ogrodzie, przy ognisku, wspominaliśmy dawne czasy.

Ma Ojciec 77 lat, a zatem większe prawo do odpoczyn-ku. Jaki sposób wypoczynku lubi Ojciec najbardziej?

Dla mnie zawsze odpoczynkiem były góry. Ostatnie wakacje spędziłem właśnie tam. Razem z siostrzeńcem przejechaliśmy samochodem Sudety, Tatry i Bieszczady, podziwiając piękną przyrodę. Natomiast tutaj, na Służewie, chętnie korzystam z odpoczynku w ogrodzie. Chodząc po nim, czasem sobie myślę, że tak pewno wyglądał raj. Dywan pięknych kwiatów, zieleń, drewniana altanka, oczko wodne, śpiew ptaków. W ogrodzie króluje Matka Boża, w figurze Niepokalanej – jest tam jej kapliczka. Można tam pójść, pomyśleć o życiu, zastanowić się nad sobą, rozważyć Boże sprawy. Chętnie tam przebywam.

Rozmawiała Małgorzata Kopczyńskaopracowała Katarzyna Kitlitz

O nadziei, która zawieść nie może – dokończenie ze s. 3Od samego początku ta świadomość mi towarzyszy. Każdy przecież niesie krzyż. Mam ciężki krzyż, ale wiem, że nie jestem z nim sama. Że kiedy jest mi najtrudniej, wtedy najbliżej mnie jest też Jezus. On pomaga mi go nieść – przez osoby, które stawia na mojej drodze, przez dobre rzeczy, które się dzieją. Nie straciłam wiary, nie oskarżam Boga, Bóg przecież nie chciał, abyśmy tak cierpieli. Nie rozumiem tego, ale przyjmuję.

Kiedy Witek żył, chodziliśmy na cmentarz raz do ro-ku i wtedy, gdy umarł ktoś bliski. Teraz na cmentarzu jestem przynajmniej raz na tydzień. Idąc do grobu, mam świadomość, że wszystkich nas czeka to samo. Wiem, że też odejdę, gdy przyjdzie moja kolej. Chociaż wiem też, że mam jeszcze coś do zrobienia. Ale nie jest ważna kariera, wpływy, znaczenie... Mówię sobie: Agato, zatrzymaj się, zastanów, podejmij głębszą refleksję nad swoim życiem. To takie oswajanie się ze śmiercią...

Wierzę, że mój Witek – chociaż miał tylko 28 lat – osiągnął pełnię. Był fantastycznym człowiekiem, takim fajnym, dobrym. Był szalenie inteligentny, przy czym taki skromny, nigdy się nie wywyższał. Był dla mnie darem od Pana Boga. Ale od razu towarzyszyło mi wrażenie,

że nie mam go na zawsze. Miałam łaskę bycia z nim – w tak dobrym małżeństwie. Nie wiem, dlaczego tak krótko – tylko cztery lata. Myśleliśmy o zakupie mieszkania, planowaliśmy powiększenie naszej rodziny... Jednak wydaje mi się, że niektóre żony nigdy nie doświadczą takiej pełni, jaką ja przeżyłam przez cztery lata naszego małżeństwa: wspólnej modlitwy, ogromnej więzi, naszych rozmów, przeżywania seksualności, mojej kobiecości – bo Witek mnie, jako kobietę, tak bardzo dobrze traktował.

Staraliśmy się zawsze żyć w łasce uświęcającej. Kiedy wyjeżdżał, bardzo serdecznie się żegnaliśmy, jak gdyby już miał nie wrócić... Tak było też wtedy, 12 września, przed rokiem. Pożegnaliśmy się serdecznie, małżeńskim pocałunkiem. Wrócił jeszcze do mieszkania, by pożegnać się z Szymonem, który spał; nakreślił na jego czole znak krzyża...

Szymek pyta czasami o tatę. Na przykład chciałby, abym kupiła mu nowego tatę, albo żebyśmy jechali do taty do nieba. Syn poszedł teraz do przedszkola, i jest mi trudno, kiedy widzę, jak inni ojcowie odprowadzają swoje dzieci. Pomaga mi wiara w Pana Boga. Staram się nadal żyć tą nadzieją, która zawieść nie może.

Wysłuchał i opracował SG

8

Po wakacyjnej przerwie powróciły cykliczne wykłady (m.in. z cyklu Oto Matka twoja), nabożeństwa (pierwszo-czwartkowe wieczory wielbienia i comiesięczne Msze święte z modlitwą o uzdrowienie) oraz spotkania (rodziców dziecka utraconego, osób chorych i niepełnosprawnych).

W czwartek, 13 października, po raz kolejny, wieczorne nabożeństwo w Dniu Fatimskim zakończymy procesją różańcową ulicami naszej parafii. Początek o godz. 1800.

Październik to dla Polaków także miesiąc mocno związany z postacią bł. Jana Pawła II. W niedzielę, 9 października, w całym kraju obchodzimy, po raz jedenasty, Dzień Papieski. W tym roku pod hasłem: Jan Paweł II – człowiek modlitwy. Będzie można wspomóc fundusz stypendialny Fundacji Dzieło Nowego Tysiąclecia, a o 1830, w auli o. Jacka Woronieckiego, posłuchać zapowiadającego się bardzo ciekawie koncertu muzyki klasycznej w wykona-niu grupy Warsaw Stringers.

W dniu beatyfikacji Jana Pawła II wyznaczona została data liturgicznego wspomnienia naszego wielkiego i świę- tego Rodaka. Po raz pierwszy będziemy w liturgii wspominać bł. Jana Pawła II w sobotę, 22 października – w 33. rocznicę inauguracji jego pontyfikatu. W przed-dzień tego wspomnienia rozpoczniemy Dobę Różańcową.

Co nas czekaPrzez całą noc można będzie trwać na modlitwie przed Najświętszym Sakramentem, powierzając Jezusowi sprawy Kościoła, świata, ojczyzny i nasze osobiste.

We wtorek, 1 listopada, obchodzimy radosną uroczystość Wszystkich Świętych. Msze święte będziemy sprawować według porządku niedzielnego. Natomiast w środę, 2 listopada, przypada Dzień Zaduszny. Otaczamy wtedy modlitwą wszystkich naszych bliskich zmarłych. Tego dnia rozpoczniemy nowy cykl tzw. Mszy rocznych – za zmarłych poleconych naszej modlitwie na kartkach wypominkowych. Kartki wypominkowe można składać w zakrystii przez cały październik.

W niedzielę, 27 listopada, rozpocznie się Adwent. W tymroku trwa on pełne cztery tygodnie, czyli jest najdłuższy z możliwych. Każdego dnia, aż do Bożego Narodzenia (oprócz niedziel) zapraszamy na Roraty, sprawowane w naszym kościele o 600 rano.

Życzę, aby te wydarzenia stały się okazją do pogłębienia wiary i spotkania ludzi, którzy pragną na co dzień żyć Ewangelią.

o. Witold Słabig OPproboszcz parafii

się o „piórko”. To się już nigdy nie zdarzy. Życie nagle rozpada się na małe kawałki, jak szklany wazon. Widzę w locie to rozbijające się szkło, a każdy kawałek to fragment życia. Nie przychodzi w pierwszych chwilach myśl o sklejaniu. Chcę zatrzymać czas i móc złapać wazon, zanim się rozbije. Za późno... Widzę rozbity wazon i nie wiem, jak się zabrać do jego sklejania. Zastanawiam się, czy to sklejanie ma jakikolwiek sens. Czy da się go skleić na nowo? Jak to zrobić? Przecież najważniejszego elementu już nie ma, a bez niego trudno scalić to, co pozostało...

Tyle było przed nami planów, nadziei, marzeń – i wszy- stkie nagle się skończyły... Dosięga mnie ból, żal, niezro- zumienie. Jest ciężko, ale życie ma trwać nadal. Co dalej? Jak żyć? Czy mam na to – inne już – życie chęć i siłę? W którą stronę iść? Gdzie szukać pomocy? Kto zrozumie moje cierpienie i ból? Potrzebuję samotności, przeżywania, łez. Czy one kiedyś ustaną? Pojawia się pytanie: dlaczego mnie? i równie szybko: a dlaczego nie mnie? Czy tylko innym świat może się wywrócić do góry nogami? Przyglądam się mojemu życiu i stopniowo, z trudem rozpoznaję, że to mój krzyż. I pytanie: czy potrafię ten krzyż przyjąć? Dźwignąć go, mimo że jest potwornie ciężki? Sama sobie nie dowierzam,

a jednak podejmuję próbę. Siłuję się z nim każdego dnia, chociaż chciałabym, aby był lżejszy, a tak po ludzku, to najlepiej, aby go nie było. Ufam Bogu, że mi pomoże, że krzyż przestanie być aż tak ciężki.

Życie zwolniło nagle swoje tempo. Zaczynam dostrzegać rzeczy, które wcześniej były gdzieś schowane, przykryte, zakurzone. Rodzi się nowa relacja z Panem Bogiem. Nie obrażam się na Niego, nie winię Go o to, co się stało. Pytam: Co dalej? Co teraz dla mnie masz, Panie Boże? Powoli rodzi się zaufanie, choć to niezwykle trudne. Dostrzegam, że Pan Bóg czuwa, jest blisko, bliżej niż dotychczas. Nigdy nie był tak blisko. Pojawia się niezwykła siła, która pozwala trwać i nie rozpaczać. Siła, która daje nowe życie, choć droga nadal jest wyboista. Pojawiają się cudowni ludzie, którzy wyciągają pomocną dłoń. Przychodzą jak dobre anioły, czuwają, są blisko. Dają siłę. Ta siła to Pan Bóg, Jego słowo, modlitwa. Trzeba tylko próbować słuchać i właściwie usłyszeć. Rozeznawać i ufać.

Rozbity wazon, pomimo braku najważniejszego ele-mentu, sklejam na nowo. Nabiera teraz innego kształtu, nowej formy... (Monika).

Zebrał i opracował SG

Tęsknota i nadzieja – dokończenie ze s. 5

9

Bierzmowanie młodzieży i dorosłych

W wigilię uroczystości Zesłania Ducha Świętego, 11 czerwca 2011 roku, podczas Mszy świętej o godz. 2200, ks. kardynał Kazimierz Nycz udzielił w naszym kościele sakramentu bierzmowania 157 osobom. Do przyjęcia tego daru młodzież (129 osób) przygotowywali duszpas-terze: Benedykt Malewski, Szymon Popławski i Krzysztof Michałowski, a dorosłych (28) przeor klasztoru, o. Paweł Barszczewski OP.

Nawiązując do wypowiedzi przedstawicieli rodziców bierz-mowanej młodzieży, ks. kardynał powiedział: Bierzmowanie jest początkiem waszego powolnego wychodzenia spod skrzydeł rodzicielskich i początkiem waszej drogi ku doj-

W ostatnim czasie

fot. P. Barczuk

fot.

P. B

arcz

ukfo

t. S

. Skr

zecz

ynsk

i

rzałej wierze. […] Wprawdzie mówimy, że bierzmowanie jest ostatnim sakramentem chrześcijańskiego wtajemni-czenia […], czasem nawet mówimy, że jest sakramentem chrześcijańskiej dojrzałości, ale tak naprawdę jest nowym początkiem. Nowym początkiem was, młodych ludzi, w drodze ku wierze dojrzałej i ciągle dojrzewającej. Początkiem wielkiej modlitwy o łaskę wiary. Msza święta zakończyła się około północy, a po niej jeszcze wielbiono Boga śpiewem Akatystu do Ducha Świętego.

W naszym kościele bierzmowanie kandydatów doko-nuje się dwa razy w ciągu roku – poprzednie miało miejsce w uroczystość Objawienia Pańskiego, 6 stycznia br. Dorośli kandydaci, po zapisaniu się w kancelarii para-fialnej, rozpoczynają przygotowanie do bierzmowania od początku października. Bieżące informacje – o rozpoczęciu przygotowań i o terminie bierzmowania – podajemy w ogłoszeniach niedzielnych w kościele i na stronie inter-netowej klasztoru.

SG

Uroczystość Bożego Ciała

W czwartek, 23 czerwca, świętowaliśmy uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa. Dodatkowej Mszy świętej w na-szym kościele, o godz. 1600, w której uczest-niczyli też liczni wierni z parafii św. Katarzy- ny, przewodniczył ks. prałat Józef Maj, proboszcz tamtej parafii. W homilii ks. Maj złożył świadectwo przeżywania Mszy świętych sprawowanych w pokoju hotelo-wym podczas pobytu w Tunezji. Mówił: Jakże Ci jestem wdzięczny, Panie mój, że w tych Mszach świętych zechciałeś się wystawić na moje spojrzenie. Od dawna wie-działem, że przeszedłeś przez życie, dobrze

czyniąc, ale dopiero tu zrozumiałem, że i we Mszy świętej przychodzisz, by nadal dobrze czynić człowiekowi. […]

10

ObłóczynySą trzy poziomy prawdy, jak pisał św. Bernard.

Pierwszy to poznać siebie, drugi – współczuć bliźnim, a trzeci to zgłębiać tajemnicę Boga. Okres nowicjatu to właśnie czas poszukiwania prawdy na tych trzech poziomach – powiedział o. Krzysztof Popławski, prowincjał polskich dominikanów, pod-czas uroczystości obłóczyn 20 sierpnia 2011 roku. Tego dnia szesnastu młodych mężczyzn przyjęło z jego rąk habit św. Dominika, rozpoczynając tym aktem roczny nowicjat w Zakonie Kaznodziejskim.

Obłóczeni bracia będą w tym czasie poznawać Zakon, jego historię i regułę życia według trzech rad ewangelicznych: czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Będą się uczyć języka łacińskiego,

śpiewu liturgicznego oraz funkcjonowania we wspólnocie. Ale przede wszystkim – będą pogłębiać swoją relację z Bo-giem w milczeniu i kontemplacji oraz rozeznawać drogę, którą On chce ich poprowadzić.

Ceremonię przyjęcia do Zakonu poprzedziła uroczysta Msza święta pod przewodnictwem ojca prowincjała, w której uczestniczyło wielu braci z całej Polski (i nie tylko) oraz rodziny i przyjaciele braci przyjmujących habit. Doniosłość chwili podkreślały piękne pieśni w wykonaniu scholi i or-kiestry pod dyrekcją Doroty Dąbrowskiej.

Niespodzianką i powodem do uśmiechu dla zebranych było to, że w czasie gdy kolejni bracia podchodzili do ojca prowincjała, przez główną nawę i prezbiterium raźno

fot. S. Skrzeczyński

Dobrze czyniłeś, gdy sprawiłeś, że te Msze święte stały się szkołą przyjmowania z miłością Twojej miłości do mnie. Do-brze czyniłeś, gdy uczyłeś mnie na nich, że każdy człowiek w stanie łaski, a szczególnie każdy kapłan w stanie łaski, to żywe tabernakulum, urzeczywistniające Twoją obecność tam, gdzie staje się życie. […] Wiedziałem od dawna, że nic na zie-mi nie chwali Boga bardziej niż sprawowanie Eucharystii, ale to właśnie tu pozwoliłeś mi dotknąć rąbka tego misterium.

jako obowiązujące w całym Kościele. W Polsce święto Bożego Ciała obchodzone jest od 1320 roku, pierwszy wprowadził je w diecezji krakowskiej bp Nanker. Procesje Bożego Ciała przyjęły się powszechnie w XV wieku – i od czasów reformacji, która zakwestionowała obecność Chrystusa pod postacią Chleba i Wina, stały się mani-festacją wiary.

KK

fot. P. Barczuk

Po Mszy świętej wyruszyliśmy w procesji eucharysty-cznej do czterech ołtarzy. Stało się już tradycją, że procesja Bożego Ciała w jednym roku zmierza od kościoła św. Domini-ka do kościoła św. Katarzyny, a w następnym odwrotnie. Przy każdym ołtarzu, po postawieniu na nim monstrancji z Najświętszym Sakramentem, była krótka adoracja, potem odśpiewana Ewangelia i śpiewane suplikacje w różnych po-trzebach. Śpiewom wiernych towarzyszyła orkiestra z parafii św. Katarzyny. Na skrzyżowaniu ulic Doliny Służewieckiej i Nowoursynowskiej proboszcz naszej parafii, o. Witold Słabig OP, udzielił błogosławieństwa Najświętszym Sakra-mentem na cztery strony świata. Zakończenie procesji, z uroczystym odśpiewaniem Te Deum, nastąpiło w kościele św. Katarzyny.

Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa obchodzona jest od XIII wieku. Bezpośrednią przyczyną jej ustanowienia były wizje bł. Julianny z Cornillon – belgijskiej zakonnicy po-sługującej w Liège. W 1208 roku zoba-czyła ona księżyc w pełni z niewielkim ubytkiem na swojej sferze. Chrystus objaśnił jej, że księżyc to Kościół, zaś uszczerbek oznacza, że wśród świąt Kościoła brakuje dnia poświęconego Najświętszemu Sakramentowi. W 1246 roku biskup Liège ustanowił święto Bożego Ciaław swojej diecezji. Papież Urban IV, w 1264 roku, zatwierdził je

11

przemaszerował biało-czarny gołąb, zupełnie niezrażony tłumem ludzi wokół niego. Być może Pan Bóg chciał w ten sposób zapewnić nowicjuszy o obfitości darów Ducha Świętego, których chce im udzielić po przywdzianiu biało- -czarnego dominikańskiego stroju.

Po uroczystości, w auli o. Jacka Woronieckiego, czekał na wszystkich obiad, a po obiedzie bracia no-wicjusze mieli czas na rozmowy ze swoimi bliskimi przy kawie i ciastkach, które czekały na rozstawio-nych na trawie stołach.

* * *Nowicjusze pochodzą z różnych rejonów Polski,

mają różne wykształcenie i zainteresowania. Naj-młodszy jest tegorocznym maturzystą, najstarszy – księdzem z dorobkiem naukowym. Znaleźć wśród nich można też prawnika, braci, którzy studiowali teologię, biotechnologię, a nawet historię sztuki. Każdy z nich mógłby opowiedzieć niepowtarzalną historię swojego życia i powołania.

OW

Uzupełnienie:W wielkanocnym numerze “Dominika nad Dolinką”

pisaliśmy o odnowionej kaplicy nowicjatu. Na prośbę wspomnianej tam pani architekt, Małgorzaty Traczyńskiej, podajemy, że współautorką wystroju wnętrza kaplicy jest pani Hanna Dąbrowska. Bardzo przepraszamy, że nie udało się nam uzyskać wcześniej takich informacji. /SG/

fot. P. Barczuk

fot. S. SkrzeczyńskiPierwsza profesjaŚlub posłuszeństwa, który składacie, nie ma służyć

ograniczeniu waszej woli, ale pełniejszemu otwarciu się na miłość Boga – powiedział w kazaniu prowincjał domini-kanów, o. Krzysztof Popławski, w czasie uroczystej Mszy świętej 21 sierpnia, podczas której dziewięciu braci no-wicjuszy złożyło na jego ręce swoje pierwsze śluby (pro-fesje) zakonne. Śluby te są Bożą łaską, darem dla was, ale i dla Zakonu oraz całego Kościoła. Darem danym wam na wyrost – dodał, odwołując się do słów, które skierował do nich w czasie obłóczyn, przed rokiem. Wtedy powiedział, że bycie zakonnikiem to łaska, a nie coś, na co się zasługuje.

Po wysłuchaniu Ewangelii bracia padli krzyżem na posadzkę, a wierni zgromadzeni w kościele odśpiewali średniowieczną antyfonę „O spem miram” (O nadziejo przedziwna), prosząc św. Ojca Dominika o wstawiennic-

two. Następnie ojciec prowincjał zapytał leżących twarzą do ziemi: Czego żądacie? Oni odpowiedzieli: Miłosierdzia Bożego i waszego!

Po kazaniu bracia podchodzili kolejno do ojca prowincjała i wkładali swoje ręce w jego dłonie, trzymając je na Księdze Konstytucji i Zarządzeń Za-konu. Wypowiadali słowa profesji, ślubując – na okres jednego roku – posłuszeństwo Bogu, Najświętszej Maryi Pannie oraz ojcu prowincjałowi, według reguły i Konstytucji Zakonu Kaznodziejskiego. W ślubie posłuszeństwa zakonnej regule zawierają się także śluby dwóch pozostałych rad ewangelicznych: czystości i ubóstwa.

Na zakończenie uroczystości ojciec prowincjał po-dziękował orkiestrze i scholi pod dyrekcją Doroty Dąbro-wskiej. Obdarowani przez bliskich kwiatami i gratulacjami bracia neoprofesi wyruszyli następnego dnia na trzytygod-niowe wakacje, po których zamieszkali w klasztorze formacji w Krakowie.

OW

Złożeniem pierwszych ślubów bracia neoprofesi zakończyli roczny nowicjat i weszli w kolejny etap for-

macji zakonnej, na który składa się pięć semestrów studiów filozoficznych i siedem semestrów studiów teologii. Po pięciu latach życia według ślubów czasowych bracia mogą złożyć śluby wieczyste i dopiero po nich przyjąć święcenia diakonatu i prezbiteratu.

12

Z kroniki klasztoru12.IX. Obradował u św. Jacka II-gi z rzędu zjazd misjonarzy prowincji polskiej pod przewodnictwem Przewielebnego O. Prowincjała Bertranda Czyrnka. Udział w zjeździe wzięli oprócz O. Prowincjała: O. Isnard Szyper przeor poznański, O. Edmund Sochacki przeor lubelski, O. Sebastjan Mołodecki przełożony w Starym Borku, O. Wojciech Kobzdej z Gdańska i miejscowi: O. Urban Szeremet przeor, O. Jerzy Bajorski sekretarz Referatu Kaznodziejskiego i O. Damian Budnik. Uchwały zjazdu miało zatwierdzić Konsilium Prowincji.

18.IX. Br. Alojzy Seleta wyjechał z p. ogrodnikiem Michałem Wojciechowskim do Konar nad Pilicą, dokąd corocznie wyjeżdżają po owoce, w zamian czego rokrocznie któryś z Ojców jeździ tam z kazaniami na czterdziestogodzinne nabożeństwo w dniach 8-10 marca.

23.IX. O. Bolesław Sokalski wyjechał na kilka dni do Zie-lonki, by zastąpić nieobecnego kapelana.

1.X. Miesiąc Różańcowy. Rozpoczęcie nabożeństwa paź-dziernikowego o g. 6-tej wieczorem. Kazania do 7-go głosił O. Przeor, następnie do 26-go O. Bolesław, później do końca znowu O. Przeor.

2.X. Wyrokiem Sądu Wojewódzkiego dla m. st. Warszawy O. Józef Burda został skazany na cztery lata więzienia z pozbawieniem praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na dalsze cztery lata. Świadczyli oskarżając parafianie św. Michała: Aleksander Zbroch, Hipolit Faleńciak, Marcin Burski, Józefa Dębowska i Piotr Fieder, nadto było dwu biegłych psychiatrów. Z naszych obecnymi byli: O. Jan Dominik Piaseczny z Gdańska, O. Alfons Kwapień z Poznania i z Warszawy: O. Bronisław Pittner, O. Damian Budnik, O. Jerzy Bajorski i br. Józef Hostyński. Po wyroku Ojcowie mieli krótkie widzenie. O. Józef przygnębiony, gdyż spodziewał się łagodniejszego wyroku, ale i rok coś znaczy, bo poprzednio skazany był na lat pięć.

5.X. Czterdziestogodzinne nabożeństwo w Pyrach. Sumę celebrował O. Przeor a kazanie wygłosił O. Jerzy Bajorski. W następnym zaś dniu suma z asystą w tym samym składzie z dodatkiem O. Bolesława w roli diakona i br. Alojzego.

7.X. Uroczystość Matki Boskiej Różańcowej. Sumę o g. 9-tejcelebrował O. Przeor, po sumie procesja Różańcowa. Po południu o g. 3-ciej, krótkie nieszpory i zmiana tajemnic Różańcowych, następnie udział w nabożeństwie i procesji u św. Katarzyny. W dniu tym z okazji uroczystości zewnętrznej św. Franciszka celebrował u OO. Bernardynów na Czerniakowie O. Bronisław Pittner, a kazanie wygłosił O. Jerzy, który zaraz wyjechał do Wołomina, gdzie na nie-szporach wygłosił kazanie o Różańcu św.

21.X. Całodzienna adoracja Najśw. Sakramentu. Po połu-dniu o g. 3-ciej wspólna adoracja dla dzieci i młodzieży szkolnej. Z rozporządzenia Episkopatu Polski rozpoczął się tydzień przygotowawczy do poświęcenia Ojczyzny naszej Najśw. Sercu Jezusa. Odczytano „Orędzie Episkopatu o poświęceniu Narodu polskiego Boskiemu Sercu Jezusa”.

28.X. Uroczystość Chrystusa Króla. Poświęcenie Narodu na-szego Najśw. Sercu Jezusa. Wszystkie kazania na ten temat głosił O. Przeor, który też celebrował sumę z wystawieniem Najśw. Sakramentu, w czasie której odmówiono wspólnie z ludźmi akt poświęcenia.

2.XI. O godz. 8-mej uroczysta Msza św. z asystą t.zw. „Roczna” t.j. składkowa, którą począwszy od Dnia Zadusznego, odprawiamy przez cały rok w każdym pierwszym tygodniu miesiąca. Ludzie bardzo to nabożeństwo lubią i chętniej składają ofiary, niż na „wypominki”, których w ka- plicy naszej nie mamy.Wieczorem rozpoczęcie rekolekcji rocznych. Udziela O. Lud-wik Zmaczyński od św. Jacka. Udział biorą wszyscy Ojcowie i Bracia, prócz O. Bolesława Sokalskiego, który pilnuje św. Jacka, i Br. Józefa Hostyńskiego, który rekolekcje swoje odprawił w sierpniu w klasztorze krakowskim.

3.XI. Odwiedził nasz klasztor J.E. ks. Biskup Zdzisław Goliński, ordynariusz częstochowski, dawny sufragan lubelski, skąd zna ojców uwidocznionych wraz z Nim na fo- tografii: po prawej ręce O. Przeor, po lewej O. Damian Budnik i O. Subprzeor Dominik Kuźnik.

12.XI. O. Bolesław Sokalski wyjechał na zastępstwo ka-pelana do Sióstr Dominikanek w Zielonce.

17.XI. Zmarł w Krakowie na skutek ataku sklerotycznego O. Eksprowincjał Maurycy Majka.

Wybór i oprac. SG

13

Chwila refleksjiGdy człowiek odkrywa, że jego przeznaczeniem jest

cierpieć, musi potraktować to cierpienie jako zadanie do wypełnienia – jedyne i wyjątkowe zarazem. Musi przyjąć do wiadomości, że także w cierpieniu pozostaje kimś wyjątkowym (...). Nikt mu nie ulży ani nie będzie cierpieć za niego. Ma on jednak unikatową szansę wyboru sposobu, w jaki uniesie swoje brzemię. Tak pisze Viktor Frankl (1905-1997), długoletni profesor neurologii i psy-chiatrii Uniwersytetu Wiedeńskiego, a wcześniej więzień niemieckich obozów zagłady, w książ-ce: Człowiek w poszukiwaniu sensu* (s. 125-126). Książka jest świadectwem przeżytego cierpienia, ale jednocześnie wyrazem wiary w wielkość człowieka, który – nawet w tak skrajnie trudnej sytuacji, jaką jest nieuniknione cierpienie – może pozostać człowiekiem, czyli kimś wyjątkowym. Już sam tytuł książki wprowadza nas w sedno wizji Frankla, dla którego celem życia człowieka nie jest dążenie do przyjemności czy osiągnięcia zadowolenia, ani unikanie bólu, ale właśnie poszukiwanie sensu. Dążenie do znalezienia w życiu sensu jest u człowieka najpotężniejszą siłą motywującą (s. 151).

Frankl zauważa, że współcześnie wiele osób przychodzących do psychiatry to ludzie nie tyle (i nie tylko) chorzy psychicznie, ale raczej ci, którzy pytają: na czym polega sens mojego życia? Jego koncepcja terapeutyczna, tzw. logoterapia (od grec. słowa logos oznaczającego m.in. sens) jest metodą psychoterapii, która – jak mówi o niej sam twórca – skupia się na sensie życia. Ten sens, odkrywany w terapii, ma prowadzić do przezwyciężenia kryzysu człowieka i jego uleczenia (np. z nerwicy), jest też sposobem walki z cierpieniem. Według austriackiego lekarza, ten, kto odnalazł sens swojego życia, nie tylko staje się szczęśliwy, ale także zdobywa umiejętność radzenia sobie z cierpieniem.

Z wypowiedzi autora książki przebija dogłębna zna-jomość człowieka. Frankl na przykład sądzi, że podstawą zdrowia psychicznego jest pewien stopień napięcia, rozdźwięk między tym, co już osiągnęliśmy, a tym, czego nam jeszcze brakuje, rozdźwięk między tym, kim jesteśmy, a tym, kim chcemy być. To napięcie stanowi, według niego, nieodłączną cechę ludzkiej natury, zatem także niezbędny element zdrowia psychicznego. Człowiek nie potrzebuje przede wszystkim (o dziwo!) równowagi psychicznej, rozumianej jako stan bez żadnych napięć, ale raczej

wewnętrznej walki, dążenia do wartościowego celu, wezwania do wypełnienia potencjalnego sensu (s. 159).

Bezsens, samotność, egzystencjalna pustka dotykają dziś wielu ludzi, zwłaszcza młodych. Istnieje niekiedy pokusa, aby szukać łatwych i szybkich odpowiedzi na fundamentalne pytania. Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że istnieje wiele duchowo-terapeutycznych propozycji, nie zawsze wartościowych i prawdziwych, w dodatku często związanych z pseudonauką czy pseudoduchowością.

Tym większej wartości nabiera myśl Viktora Frankla i jego koncepcja logoterapii, która nie daje prostych odpowiedzi, ale zmusza człowieka do ich poszukiwania, wyzwalając w ten sposób odpowiedzialność za swoje życie.

Oddajmy jeszcze raz głos autorowi: Koniec końców, zamiast pytać o sens swojego życia, człowiek powinien uświadomić sobie, że to on sam jest adresatem tego pyta-nia. Inaczej: życie każdemu z nas stawia pytania, a jedynym sposobem, aby mu odpowiedzieć, jest odpowiadać za swoje życie, być za nie odpowiedzialnym. Tym samym logoterapia dostrzega w odpowiedzialności istotę ludzkiej egzystencji (s. 164). Wielka rola odpowiedzialności znajduje swoje odbicie w tzw. imperatywie kategorycznym logoterapii, który brzmi: Żyj tak, jakbyś żył po raz drugi, i tak, jakbyś za pierwszym razem postąpił równie niewłaściwie, jak zamierzasz postąpić teraz! (s. 165).

Radosław Broniek OP

* Viktor E. Frankl, Człowiek w poszukiwaniu sensu, Warszawa 2009

fot. Archiwum własne

14

Życie duchowe w mieściePaul EvdokimovWydawnictwo W drodzePoznań 2011

Kiedy Chrystus nakazał iść wąską drogą, zwrócił się do wszystkich

ludzi. Mnich i świecki winni osiągać takie same wyżyny – pisał święty Jan Chryzostom. Do tej myśli nawiązuje w książ-ce Życie duchowe w mieście Paul Evdokimov (1901-1970), prawosławny teolog, zaangażowany w dialog ekumeniczny, obserwator obrad Soboru Watykańskiego II.

W publikacji, która jest zbiorem jego tekstów powstałych na przestrzeni wielu lat, przekonuje – odwołując się do nauczania ojców pustyni i ojców Kościoła – że modlitwa, post, czytanie Pisma świętego i dyscyplina ascetyczna dotyczą wszystkich, z samego tytułu bycia chrześcijaninem. Autor zwraca się do współczesnego mieszkańca wielkiego miasta z fascynującym zaproszeniem do uwewnętrznionego życia zakonnego, do życia według ślubów zakonnych – ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Jest to zaproszenie szalone, ale szalona jest też miłość Boga do człowieka, która posunęła się aż po krzyż.

KK

Wyjdź do światła. Przesłanie świętego grzesznika Joachim Badeni OP, Judyta SyrekWydawnictwo Znak, Kraków 2011

Ojca Badeniego chyba nie trzeba nikomu przedstawiać – mistyk,

mędrzec, człowiek o ogromnym poczuciu humoru i przy tym zawsze trochę na bakier wobec wszelkich konwencji. I choć w marcu ubiegłego roku zakończył swą doczesną pielgrzymkę, książki jego autorstwa cieszą się niesłabnącą popularnością. A nawet wydawane są nowe! Dzięki pani Judycie Syrek, która zebrała i opracowała fragmenty wypowiedzi o. Joachima, otrzymaliśmy niewielką książeczkę Wyjdź do światła. Jej głównym przesłaniem jest to, że każdy człowiek może doświadczyć Bożego światła w swoim życiu. Dziełko składa się z trzech części. Pierwsza opowiada historię życia Badeniego – pospolitego grzesznika. Druga to nauczanie o. Joachima na temat tego, czym jest owo światło, co to znaczy, że Pan Bóg działa urokiem, i dlaczego prostytutki oraz pijacy wejdą do nieba przed księżmi i dewotkami. W trzeciej części znajdziemy praktyczne porady, jak owo światło odnaleźć i nie wpakować się w ślepą uliczkę.

OW

Książki warte przeczytania

fot. M. Kopczyńska

Odpowiedź na pytanie zadane w poprzednim Konkursie Dominika brzmi: Fotografia przedstawia witraż, znajdujący się na krużgankach w ścianie księgarenki. Jest w nim postać św. Dominika, czytającego księgę, najprawdopodobniej Biblię.

Aby prawidłowo odpowiedzieć na kolejne pytanie „Dominika”, należy po za-kończonej Mszy świętej zwiedzić kościół i krużganki i przyjrzeć się wszystkiemu uważnie. Następnie odpowiedzieć na pytanie: Co przedstawia zdjęcie i gdzie się ten element znajduje?

Odpowiedź napiszcie na kartce lub poproście o to kogoś dorosłego. Kartki z odpowiedziami, podpisane imieniem i nazwiskiem uczestnika konkursu, wrzućcie do pudełka, ustawionego w kruchcie kościoła. Trzy wybrane odpowiedzi będą nagrodzone pluszakami i bonami na książki w księgarence, każdy wartości 30 zł.

Losowanie zwycięzców odbędzie się w niedzielę, 13 listopada 2011 roku, po Mszy świętej o godz. 1100. ZAPRASZAMY!

15

Z Sanktuaryjnej Księgi Próśb i Podziękowań– wrzesień, październik 2010

Wcześniejsze numery „Dominika nad Dolinką” można znaleźć na: www.sluzew.dominikanie.pl/dnd/

Redakcja:Katarzyna Kitlitz ([email protected]), Małgorzata Kopczyńska ([email protected]), Stanisław Górski OP ([email protected]).Współpraca: Małgorzata Pawelec, Oskar Wachowski, Piotr A. Górski

Skład: Andrzej Cereniewicz (FotoArtPrint)Druk: Grzegorz Wiśniewski (Foto-druk)

Dominik nad Dolinką - Pismo Parafii św. Dominika w Warszawie02-741 Warszawa, ul. Dominikańska 2, tel. 22 543 99 00, www.parafiadominika.pl

Na okładce – Statua Matki Bożej, przed budynkiem klasztoru dominikanów, fot. Stanisław Górski OP

Dziękuję najgoręcej, Matko Droga, że wczoraj mimo popsutych nagle hamulców w samochodzie nie doszło do wypadku.

Parafianka

Pani Żółkiewska, Matko nasza najlepsza, Twojej trosce powierzam klasztor Dominikanek w Żółkwi. Niech nasza modlitwa i apostolstwo będą Twoją radością i szczęściem Twojego Syna. Oddaj stokrotnie wszystkim, którzy dobrze nam czynią, szczególnie Czcigodnym Ojcom Dominikanom.

Siostry Dominikanki z Żółkwi

Mamo! Dziękuję Ci za wszystko! Za opiekę i wstawiennictwo, za prowadzenie i niesienie mnie w powołaniu. Twój Syn – mój Pan posłał mnie do Afryki! W Zambii, w Kitwe będę w Seminarium, któremu patronujesz! Redemptoris Mater. Oddaję się Tobie, Mamo – cały! Prowadź!

Mariusz

Matko Przenajświętsza! Całym sercem dziękuję Ci za ser-deczną opiekę, którą otaczasz mnie i moich bliskich, za wielką pomoc w ukończeniu szkoły i za dostanie się na studia. Bez Ciebie nic by się nie powiodło, wiem o Tym i oddaję się Tobie.

Ewa

Boża Matko, proszę Cię o zdrowie dla Majki, Mateusza, moich synów Tomasza, Michała, synowej Oli. Miej pieczę nad moją Rodziną! Pomóż mi wytrwać w postanowieniu wyprostowania mego życia /A.A./ Ty Matko wiele potrafisz zrozumieć, wieloma łaskami obdarzyć. Proszę Cię gorąco!

FG

Mamo, dziękuję za to, że opiekujesz się mną. W dniu moich urodzin proszę o światło w wypełnianiu w moim życiu Bożych planów. Ochraniaj mnie przed atakami złego. Oddaję wszystko, co posiadam i kim jestem, Tobie.

Edyta

Matko Najświętsza, proszę Cię o wstawiennictwo do Pa-na Boga o opiekę nad umierającym Tadeuszem i o bło-gosławieństwo dla niego i Anny, o ich pojednanie.

Ewa

Matko Boża, proszę Cię bardzo o zdrowie cioci Jadzi i proszę, żeby Majka poszła do nieba. Dziękuję!

Hania i rodzina

Kochana Matuchno! Bardzo Cię Kocham i ogromnie dziękuję Ci za Twoją opiekę nad nami. Nie zostawiaj nas samych.

Twoja czcicielka Basia

Witaj, Kluczu Królestwa Chrystusa! Matko Moja Najuko-chańsza. Gdyby nie Ty, to już dawno byłabym na dnie rozpaczy i pustki, braku Miłości. Wiem, że dbasz o mnie i troszczysz się. Dziękuję Ci za wczorajszy „Warszawski Dzień Różańca”. Było przepięknie.

Twoja oddana „fanka”, Patrycja z Warszawy

Kochana Matko. W Twoją opiekę oddaję mamę w jej cho-robie. Całą rodzinę, matki, które poczęły i spodziewają się dzieci. Tych, co są daleko od prawdziwej miłości, oraz cały zakon Dominikanów.

Twoja Córka

fot. St. Górski OP

Kyrie eleyson, Christe eleyson, Kyrie eleyson.Chryste usłysz nas, Chryste wysłuchaj nas.

Ojcze z nieba, Boże, – zmiłuj się nad nami.Synu Odkupicielu świata, Boże, – zmiłuj się nad nami.Duchu Święty, Boże, – zmiłuj się nad nami. Święta Trójco, jedyny Boże, – zmiłuj się nad nami.

Święta Maryjo, – módl się za nami.Święta Boga Rodzico,Matko żyjących,Matko pięknej miłości, Matko świętej nadziei, Drzewo żywota, Domie mądrości,Bramo niebieska, Miasto ucieczki,Miasto najmożniejsze, Chwało Jerozolimska, Świątnico Boża, Przybytku przymierza, Przybytku Boży z ludźmi, Błagalnio Boga najwyższego, Ołtarzu wonności, Drabino Jakubowa, Skrzynio testamentu, Zwierciadło bez zmazy, Rózgo Mojżeszowa, Różdżko Jessego, Lilio między cierniem, Krzaku gorejący nie spalony, Runo Gedeona, Tronie Salomona, Wieżo z kości słoniowej, Studnio wód żywych, Niewiasto słońcem ozdobiona, Gwiazdo zaranna, Jutrzenko wschodząca, Piękna nad księżyc, Wybrana jak słońce, Wojsko uszykowane, Tronie chwały Bożej,

Od wszelkiego niebezpieczeństwa, – – broń nas, Orędowniczko nasza.Przez niepokalane poczęcie Twoje, Przez narodzenie Twoje, Przez chwalebne w kościele ofiarowanie Twoje,

Litania do Najświętszej Panny z Pisma świętego zebrana

fot. St. Górski OP

Przez przedziwne zwiastowanie Twoje, Przez pokorne Elżbiety nawiedzenie Twoje, Przez boleści Twoje,Przez radości Twoje,Przez chwalebne Wniebowzięcie Twoje.

My grzeszni, – prosimy Cię, wysłuchaj nas.Abyś nam prawdziwą uprosiła pokutę,Abyś Kościołowi Bożemu i wszystkiemu ludowi chrześcijańskiemu pokój i zgodę uprosić raczyła,Abyś nam wiary, nadziei i miłości pomnożenie uprosić raczyła,Abyś duszy i ciała doskonałą czystość nam uprosić raczyła,Abyś wspólny pokój i serc jedność nam uprosić raczyła, Abyś prawdziwej pokory i wszystkich cnót obronę nam zjednać raczyła,Abyś wszystkim wiernym zmarłym wiekuiste zbawienie uprosić raczyła,Matko Boża, Baranku Boży …Módl się za nami, Boga Rodzico,abyśmy się stali godnymi obietnic Pana Chrystusowych.

Módlmy się: Broń nas, prosimy Cię, Panie, przez przyczynę Bło-gosławionej zawsze Panny Maryi, od wszelkiej prze-ciwności i całym sercem przed Tobą upadających, od nieprzyjacielskich łaskawie ochraniaj sideł. [...] Duszom zmarłych daj wieczny odpoczynek. Powsze-chnego Kościoła, twojego Pasterza N., duchowieństwo i wszelkie ludu Twego stany, broń od wszego złego. A błogosławieństwo Twoje niech będzie nad nami zawsze. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.

(Z dziewiętnastowiecznej książeczki do nabożeństwa)