26

Płomień - Gina Damico - fragment

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Bardziej martwa, tym lepiej Idź i umieraj lekko! Wiedz jednak, że bezpieczny transport twojej śmiertelnej duszy będzie wakacyjną pracą niezdyscyplinowanych nastolatek o boskich mocach. Drugi tom upiornej i zabawnej opowieści o Lex, pomocnicy wujaszka Morta, mrocznego żniwiarza. Cóż to za radość dla narwanej i pyskatej nastolatki móc pomachać kosą i porozdzielać ciosy na prawo i lewo. Tym razem Lex będzie musiała zmierzyć się z Zarą, żniwiarką-rebeliantką, której mrożący krew w żyłach szantaż może doprowadzić do licznych niewinnych śmierci. Jednocześnie ciąży nad nią widmo bycia Ostatnim Żniwiarzem i udział w zagładzie Życia Po. To zbyt dużo jak na jednego początkującego kosiarza. Czy wyprawa do Las Krzyżas przyniesie ulgę? Zależy po co się tam wybierasz...

Citation preview

Page 1: Płomień - Gina Damico - fragment
Page 2: Płomień - Gina Damico - fragment
Page 3: Płomień - Gina Damico - fragment

Gina Damico

Tłumaczyli Dominika Repeczko

Dawid Repeczko

Lublin 2015

Page 4: Płomień - Gina Damico - fragment

Spis serii:1. Zgon

2. Płomień

Page 5: Płomień - Gina Damico - fragment

Willowi,

który dodał wykrzyknik

Page 6: Płomień - Gina Damico - fragment
Page 7: Płomień - Gina Damico - fragment

1

C arl Scutner przez chwilę zastanawiał się, co by czuł, spychając żonę z klifu.

– Zamkniesz się tam wreszcie?! – wrzasnął z kanapy.

Przez hałaśliwą ekipę remontową pracującą na uli-cy, skomlenie dobywające się z psiej klatki ustawionej w kącie pokoju oraz żonę trzaskającą w kuchni garnka-mi ledwo słyszał transmisję meczu.

– Jezu Chryste, nie słyszę nawet własnych myśli! Lydia stanęła w drzwiach prowadzących do kuchni. – Jakby w tym twoim tak zwanym mózgu mogło

się pojawić coś, co warto usłyszeć. – Kobieto! Klnę się na Boga... – Trzymaj. – Podała mu świeże piwo i przysiadła

na brzegu paskudnego, żółtego fotela, którego obicie całe było w zaciekach i plamach. – Cubsi przegrywają?

Page 8: Płomień - Gina Damico - fragment

Carl beknął. – Jak zawsze. Lydia opuściła wzrok. Podłogę zaśmiecały pognie-

cione opakowania po fast foodzie. Na dywanie czerwie-nił się kleks keczupu. Zgiełk dochodzący z ulicy nasi-lił się, a wraz z nim zawodzenie dochodzące z klatki. Kobieta zerknęła na telefon i już nie mogła oderwać od niego spojrzenia. Zaczęła płytko oddychać.

– Nie zadzwonili, Carl. Zaciągnął się papierosem. – Zadzwonią. – Zawsze to powtarzasz, a nie zawsze masz rację. – Zadzwonią, Lydio. – Lepiej, żeby tak było – powiedziała, wyłamując

palce. – Nie chcę znowu robić tego. – To już zależy od nich, nie od nas. Wiesz o tym. Drżącą ręką poprawiła myszowate włosy. Pełnym

urazy spojrzeniem obrzuciła męża i jego coraz większy od piwska brzuch, po czym powęszyła przez chwilę.

– Śmierdzi tu gównem. – To gówno tak śmierdzi. Lydia spojrzała w stronę psiej klatki. Prosto w wiel-

kie brązowe oczy. – Może powinniśmy go na chwilę wypuścić. – Jaja sobie robisz? Ostatnim razem dobiegł do pod-

jazdu, zanim go złapałem. – Pociągnął łyk piwa. – Mięk-niesz.

– Ja tylko... – Przerwała i obejrzała się. – Słysza-łeś to?

8 Gina Damico

Page 9: Płomień - Gina Damico - fragment

– Co słyszałem? Nasłuchiwała przez chwilę. – Wydawało mi się, że to coś przy tylnych drzwiach. – Alarm jest włączony. – Zgasił papierosa o opar-

cie kanapy. – Możesz przestać? Powinnaś się już przy-zwyczaić.

Lydia, przygnębiona i pokonana, chwyciła pustą bu-telkę po piwie i wyszła do kuchni.

– Przynajmniej pozwól mi nakarmić biedactwo. – Ma co trzeba. – Carl wskazał na miskę z suchym

pokarmem na podłodze. – A moim zdaniem to i tak jest za gruby.

Później zdarzyły się cztery rzeczy. Ekipa budowlana zaczęła hałasować bardziej, więc

Carl chwycił pilota i nastawił poziom dźwięku na maksimum. Dokładnie w tym momencie przeciwnicy Cubsów zdobyli punkt, a mężczyzna stracił panowa-nie nad sobą i bluznął stekiem przekleństw. Kakofonia dźwięków spowodowała, że nie usłyszał trzasku butel-ki. Nie usłyszał pełnych męki krzyków żony i z pew-nością nie usłyszał, kiedy intruz wszedł do pokoju. Prawdę mówiąc, zorientował się dopiero wtedy, gdy stanęła przed nim i zobaczył oczy patrzące na niego spod czarnego kaptura, a jej nos niemal dotknął jego.

– Dzień dobry, panie Scutner – powiedziała, wy-ciągając w jego stronę kościsty palec. – Do widzenia, panie Scutner.

9Rozdział 1

Page 10: Płomień - Gina Damico - fragment

– Przepraszam, że musiałeś na to patrzeć – oznajmiła kilka chwil później, otwierając drzwiczki psiej klatki. – Wszystko w porządku?

Mały chłopiec siedzący w środku pokiwał głową. Jego oczy były pełne łez. Chwyciła go za rękę i popro-wadziła przez pokój, omijając w miarę możliwości pło-nące szczątki porywaczy.

– Muszę teraz iść. – Chwyciła telefon i wybrała 911. – Ale chcę, żebyś był dzielny i coś dla mnie zrobił. – Podała mu telefon. – Po prostu przedstaw się i powiedz, że jesteś na Forest Drive pięćdziesiąt jeden. Potem idź i usiądź na frontowych schodach. Dasz radę?

Pociągnął nosem i potakująco kiwnął głową. – Grzeczny chłopiec. I nie mów nikomu, że tu by-

łam. – Uśmiechnęła się i uniosła coś, co przypominało niewielki nóż. – To będzie nasza mała tajemnica.

Wieczorne wydania programów informacyjnych były, delikatnie mówiąc, nieco mętne i niejasne. Carl i Ly-dia Scutnerowie zostali znalezieni martwi we włas-nym domu. Najprawdopodobniej w wyniku morder-stwa i samobójstwa. Wszystkie dowody wskazywały na to, że policja od dawna polowała na tych dwoje i że to właśnie oni byli potworami odpowiedzialnymi za porwania co najmniej tuzina dzieci z przedmieść Chi-cago w ciągu ostatnich sześciu miesięcy. Niepozorne wzgórki świeżej ziemi na tyłach domu były niemym

10 Gina Damico

Page 11: Płomień - Gina Damico - fragment

dowodem, że kilkoro z tych dzieci nigdy nie wróciło do swych rodzin.

Kamer na miejsce zbrodni nie wpuszczono. Zbyt makabryczny widok, jak twierdzili policjanci.

Chłopiec najwyraźniej był wciąż w szoku. Jego opis wydarzeń – Scutnerowie stający w płomieniach, któ-re nie tknęły żadnego innego przedmiotu i samoistnie zgasły kilka minut później – był zbyt niedorzeczny, by potraktować go poważnie. Funkcjonariusze uśmiechali się wyrozumiale i tylko głaskali malca po głowie. Na-tomiast rodzice byli w takiej euforii, że prawie wcale nie słuchali, co ich syn mówi. Dziennikarzom, przeko-nanym głęboko, że dzieci lepiej pokazywać, niż udzie-lać im głosu, w zupełności wystarczało kilka szybkich ujęć zalanego łzami chłopaka. Szybko chowali mikro-fony, gdy tylko zaczynał wprawiać ich w zakłopota-nie opowieściami o magicznych samowzniecających się płomieniach.

Nikt go nie słuchał. I wtedy właśnie chłopczyk uświadomił sobie, dlaczego dziewczyna kazała mu mil-czeć. I tak nikt mu nie wierzył.

Bo kto mógłby uwierzyć, że ocalenie zawdzięcza nastolatce w dżinsach i czarnej bluzie z kapturem? Albo w to, że pojawiła się w domu i dotknięciem palca pod-paliła Scutnerów, a potem zniknęła równie nagle, jak się pojawiła?

Nikt. Więc milczał, i tak dochował małej tajemnicy.

11Rozdział 1

Page 12: Płomień - Gina Damico - fragment

2

Wygląda na to, że to znowu Zara – zaskrzeczał głos zrzędliwej staruchy.

Lex zignorowała tę radosną wiadomość i gapiła się w okno na rozmazany krajobraz Adiron-dacks. Liście właśnie zaczynały zmieniać kolor. Poja-wiały się pierwsze plamy żółci i cętki czerwieni. Dziew-czyna opuściła szybę naprawdę nisko, więc wewnątrz samochodu panował chłód, jednak ani podmuchy wia-tru, ani okazjonalne dźwięki szczękających zębów do-chodzące od strony pasażerów upchniętych na tylnym siedzeniu nie skłoniły jej do podniesienia szyby.

– Ciszej, Pandoro – powiedział wujek do bransolet-ki, nasączonego eterem urządzenia, które miał na nad-garstku. – Są ze mną nowicjusze. Nie chcemy ich stra-szyć, jeśli to nie jest absolutnie konieczne.

Page 13: Płomień - Gina Damico - fragment

– Ale sytuacja robi się absurdalna! – zaskrzeczała bransoleta w odpowiedzi. – Najpierw ci z Houston od bomb w paczkach, potem ten gwałciciel w Nebrasce, a teraz ci porywacze w Chicago! Od kiedy ta mała żmi-ja znalazła sobie nową kosę, kompletnie oszalała!

Na chwilę zapadła cisza. – Chyba mamy szczęście, że nie wzięła nas na ce-

lownik. – Szczęście? Ma nową kosę, Doro. A to oznacza, że

znalazła sojusznika. – To oznacza – wtrąciła Pandora – że z której strony

by nie patrzeć, znowu mamy przesrane. Wymienili jeszcze kilka uwag i się rozłączyli. Wujek Mort mrugnął do Lex, po czym ponownie

skupił uwagę na drodze i zamyślony bezwiednie prze-sunął palcami po szramie na twarzy.

– Trzymasz się jakoś? – Od kiedy opuścili dom jej rodziców w Queens, pytał o to po raz czterdziesty trze-ci. Lex liczyła skrupulatnie.

– Nie wiem, a ty? – odpowiedziała również po raz czterdziesty trzeci.

Po pogrzebie jej siostry bliźniaczki w Nowym Jor-ku Lex i Mort zapakowali się do żółtego gremlina z sie-demdziesiątego czwartego i ruszyli w podróż w poszu-kiwaniu nowicjuszy. Od tamtego dnia Lex zmieniła się w taki kłębek nerwów, że zdążyła przeżuć co najmniej pięćdziesiąt paczek gum. Ciągłe dostawy kawy z au-tomatu na postojach dla ciężarówek prawdopodobnie

13Rozdział 2

Page 14: Płomień - Gina Damico - fragment

jeszcze pogarszały jej stan. Nie potrafiła wyłączyć mózgu. Był niczym niewielka fabryka. Trudził się i mo-zolił, nieustannie mieląc te same obawy, wątpliwości i przerażające pytania: „Co gdyby?”. Nie ustawał na-wet na chwilę. Ani kiedy zatrzymali się na posiłek, ani kiedy pojawiła się dwójka nowych pasażerów, ani na-wet kiedy Lex spała. A raczej kiedy próbowała zasnąć. Przez większość nocy wpatrywała się w obskurne sufity hotelowe i bawiła się długimi czarnymi włosami, od-twarzała w myślach ostatnie wydarzenia, martwiła się o siostrę i zastanawiała, co ją czeka w miejscu, do któ-rego właśnie wracali – Zgonie.

Zaczęła obsesyjnie zapalać tanią, plastikową zapal-niczkę ozdobioną czaszką z piszczelami, którą wujek kupił jej na jednym z postojów gdzieś w Ohio. Była wdzięczna losowi przynajmniej za to, że mogli być ra-zem. Mort czasami bywał nieznośny, owszem, jednak w sposób, jaki zdaniem Lex pasował do starszego brata: irytujący, a zarazem opiekuńczy. A do tego jeszcze był stuprocentowym twardzielem.

Przeczesał dłonią ciemne włosy, które sterczały, jak-by go prąd poraził, po czym rzucił na nią kolejne pełne niepokoju spojrzenie i pochylił się w jej stronę.

– Potrzebujesz postoju? – spytał cicho, tonem, który wskazywał, że nie chodzi mu o potrzeby fizjologiczne.

– Nie. – Lex skuliła się odrobinę. – Ja... rozładowa-łam się w Buffalo.

– Grzeczna dziewczynka. Została najwyżej godzi-na, dobra?

14 Gina Damico

Page 15: Płomień - Gina Damico - fragment

Lex ciaśniej otuliła się przydziałową, termoaktywną, czarną bluzą i naciągnęła na głowę kaptur. Myśl o ko-nieczności rozładowania – samo słowo było obrzyd-liwe – sprawiała, że czuła się dotknięta zarazą. Jak na zawołanie za oknem pojawił się szpital. Jego surowa betonowa fasada zdawała się drwić z niezliczonych za-burzeń i problemów Lex. Dziewczyna wróciła myśla-mi do wydarzeń sprzed trzech miesięcy. Jechała wtedy do Zgonu po raz pierwszy. Lista jej występków była tak długa, że umęczeni i zrezygnowani rodzice zdecy-dowali się wysłać córkę na wakacje do wuja, w nadziei, że ten zdoła ją jakoś przywołać do porządku. Oczywi-ście nie mieli pojęcia, że w ramach tego przywoływania wujek uświadomił Lex, że jest Żniwiarzem, i nauczył ją, jak odbierać dusze śmiertelnikom. Tego typu infor-macji z zasady nie umieszcza się na ulotkach reklamu-jących wakacje na wsi.

A wszystko zaczęło się tak dobrze. Po raz pierwszy od lat zdobyła przyjaciół. Do licha, poderwała nawet chłopaka. Nie zgadzała się co prawda ze wszystkimi za-sadami świata Żniwiarzy. Szczególnie z tą, która zabra-niała karać morderców. Lex nie raz miała chęć wprowa-dzić w życie własną ideę sprawiedliwości. Ale w sumie były to jedne z najlepszych wakacji w jej życiu.

Zanim nie zmieniły się w wielką, cuchnącą kupę gówna. Wyjątkowe uzdolnienia, które uczyniły Lex najlepszym Zabijaczem w całym Zgonie, dość szyb-ko zmieniły się w umiejętność o wiele bardziej niebez-pieczną. Lexington zyskała zdolność Potępiania dusz.

15Rozdział 2

Page 16: Płomień - Gina Damico - fragment

Potworną i przerażającą możliwość skazania duszy na wieczną mękę. Jednak zanim Lex sama zdążyła to zro-zumieć, jej koleżanka z grupy Juniorów, Zara, wkro-czyła do akcji z zamiarem pozyskania dla siebie każdej możliwej przewagi. W ciągu lata Zara nie tylko zabi-ła niemal setkę ludzi, ale również odkryła sposób, jak przejąć umiejętność Potępiania od Lex.

Jako przynęty użyła jej siostry bliźniaczki – Cordy. Lex dała się złapać w pułapkę. Ogarnęła ją kolejna fala nudności. Pochyliła się i za-

częła przeglądać zawartość plecaka leżącego pod noga-mi. Starego plecaka siostry. Wewnątrz było kilka ubrań, Kapitan Wiggles – stara, wypchana ośmiornica Cor-dy – oraz dwa przedmioty, wynalezione przez wujka Morta specjalnie dla Lex: Zegar Życia, który wyglądał niczym zwykła klepsydra, ale przechowywał wszyst-kie wspomnienia Lexington, oraz Iskra – migocząca szklana bańka, która mierzyła siłę życia dziewczyny. Była tam też Iskra, którą zrobił dla Cordy. Niczego już jednak nie mierzyła, stała się po prostu świecącą kulą.

Lex odetchnęła ciężko, oparła się na siedzeniu i za-mknęła oczy.

Ta podróż wkrótce się skończy, myślała. Wracasz do domu.

Ponieważ mimo wszystko Zgon wciąż był jej do-mem, domem, który kochała.

Urocze uliczki, łagodne zbocza wzgórz i całkowity brak Starbucksów. Wszystko, czego początkowo nie-nawidziła, wywoływało w niej teraz uczucie potwor-

16 Gina Damico

Page 17: Płomień - Gina Damico - fragment

nej tęsknoty. Bycie Żniwiarzem, podróżowanie przez paraliżującą umysł przestrzeń, jaką był eter. Zabijanie i dostarczanie dusz do PoŻycia. Lex okazała się do tego stworzona, a jej miejsce było w Zgonie.

Problem stanowili mieszkańcy. Już niedługo będzie musiała stawić im czoła. Nie widziała nikogo ze Zgonu, od kiedy dwa tygodnie temu wujek Mort wykradł ją z miasta. Co właściwie mogłaby im powiedzieć? Muszą jej nienawidzić za to, że pozwoliła uciec Zarze z umie-jętnością Potępiania.

Jednak miała szansę wrócić do pracy, którą kochała. Zobaczyć Driggsa i znów nie spać do drugiej nad ranem przez jego nieustanne bębnienie. Spotkać przyjaciół.

Przyjaciół, których tym samym narazi na niebez-pieczeństwo. Nic nie będzie już takie jak kiedyś. Bę-dzie musiała mieć się nieustannie na baczności i jeszcze mocniej kontrolować mściwe zapędy. Będzie musiała znaleźć i powstrzymać Zarę.

Będzie musiała zobaczyć Cordy. Lex nerwowo schowała zapalniczkę do kieszeni. Nie

może unikać siostry w nieskończoność. Cordy na nią czeka. Zaraz po drugiej stronie bramy oddzielającej ten świat od PoŻycia. Na pewno zdążyła się już zoriento-wać, że nie żyje i zawdzięcza to swojej siostrze – kre-tynce, która okazała się zbyt głupia, żeby zrozumieć, że ktoś nią manipuluje. Lex nie wiedziała, czego się może spodziewać. Zimnego, pozbawionego uczuć spojrze-nia? Wymownego milczenia? Najmocniejszego, pełne-go wściekłości policzka w dziejach?

17Rozdział 2

Page 18: Płomień - Gina Damico - fragment

Lex złapała za dźwignię i maksymalnie opuściła okno. Podstawiła twarz pod lodowaty powiew w bez-sensownej nadziei, że w ten sposób uciszy myśli.

Przyjaciele czekali na nią, siedząc na murku fontan-ny w centrum miasta. Ciężko było ich nie zauważyć. Pomarańczowe włosy Ferbusa widoczne były z dale-ka niczym znak drogowy. Jasny kucyk Elysii zalśnił w słońcu, gdy wspięła się na murek fontanny, żeby le-piej widzieć nadjeżdżający samochód, jednakże była tak niska, że chyba nic jej to nie dało. Ferbus także wstał i zwinął gazetę, którą czytał. A Driggs...

Driggs leżał na murku i gapił się w niebo. Na dźwięk silnika przekręcił głowę i obserwował, jak samochód wjeżdża w głąb Drogi bez Powrotu. Prawie się nie ru-szył.

Lex drżącą ręką zakręciła okno. Kiedy w końcu sa-mochód stanął przy fontannie, Lex dygotała cała, jakby miała się rozpaść na kawałki.

Wujek Mort spojrzał na komitet powitalny, a po-tem na bratanicę.

– Jesteś gotowa, młoda? – A mam jakiś wybór? – Właściwa postawa.  – Posłał jej współczujący

uśmiech i patrzył, jak wysiada. – Lex! – zapiszczała Elysia, skoczyła i zamknęła

przyjaciółkę w uścisku, jakiego nie powstydziłby się

18 Gina Damico

Page 19: Płomień - Gina Damico - fragment

niedźwiedź. – Mój Boże, ale za tobą tęskniliśmy! Au! – jęknęła, gdy Ferbus ją uszczypnął. – Co?

– Daj jej złapać oddech – pouczył Elysię, gdy ta wreszcie oderwała się od przyjaciółki. – Cześć, Lex.

Lex nie była w stanie wykrzesać z siebie odpowiedzi. Zaraźliwy entuzjazm Elysii na ogół sprawiał, że strasz-ne rzeczy przestawały być tak bardzo straszne. Jednak tym razem nie zadziałał. Lex wyłamywała lepkie od potu palce, te wylewne objawy niezasłużonej miłości tylko pogłębiły jej zdenerwowanie. Czy nie zdawali so-bie sprawy, co zrobiła? Nie rozumieli, jak niebezpieczne było nawet przebywanie pod tym samym adresem co ona? Nawet nie chciała patrzeć na Driggsa.

Ale oczywiście musiała spojrzeć. I proszę, był. Do-kładnie taki jak wtedy, gdy go zostawiła. Jej nie do koń-ca czarujący partner, zachwycający chłopak o potar-ganych włosach w kolorze kawy i oczach różniących się barwą – jedno było niebieskie, a drugie brązowe. Jej mózg wszedł na maksymalne obroty. Czy Driggs cieszył się, że wróciła? Patrzył na nią z nieodgadnioną miną. Czy to był szyderczy uśmieszek? Driggs wście-kał się na nią?

Jej twarz znowu wykrzywił ten niekontrolowany skurcz, więc odwróciła wzrok. Ostatnią rzeczą, o któ-rej marzyła, było, aby Driggs nabrał przekonania, że związał się z upośledzonym ruchowo robotem. Zbli-żył się do niej powoli, stanął obok i bez słowa zahaczył małym palcem o jej mały palec i ścisnął.

Ale się nie odezwał.

19Rozdział 2

Page 20: Płomień - Gina Damico - fragment

Mort wysiadł z samochodu i zmarszczył brwi. – Ferb, Lys, co wy tutaj robicie? Elysia rzuciła nerwowe spojrzenie w kierunku bi-

blioteki. – Właściwie to nie mieliśmy wyboru. – Ale znacie zasady. Nie powinniście spotykać się

z nowymi partnerami przed rozpoczęciem szkolenia. Z wnętrza biblioteki dobiegły zgłuszone krzyki. Ktoś

przyglądał się im zza żaluzji, ale zniknął natychmiast, gdy tylko Juniorzy popatrzyli w tamtym kierunku.

– Jacy oni są? – chciała wiedzieć Elysia. Zerknęła na dwudrzwiowy samochód i parę nowicjuszy, którzy desperacko starali się wydostać z tylnego siedzenia.

– Głupi, tak? – zgadywał Ferbus. – Przerażeni? Wpędzą nas w jeszcze gorsze kłopoty niż te, które te-raz mamy? – Z goryczą spojrzał na bibliotekę.

– Odpuście im, dobra? – poprosił Mort, z niejaką podejrzliwością spoglądając w tę samą stronę.

Ferbus i Elysia spędzili ostatni rok, strzegąc dostę-pu do PoŻycia, ale teraz, kiedy pojawili się nowicjusze, zadaniem Elysii – ku jej radości, i Ferbusa – ku jego przerażeniu, będzie wyszkolenie adeptów na Żniwiarzy.

– Postaram się – zapewnił Ferbus. – Ale przewiduję gówniane zaangażowanie.

– Uhm, halo? – usłyszeli z wnętrza samochodu. Mort westchnął. – W  porządku. Zapoznanie przełożone na dziś

oznacza więcej czasu na trening jutro. Dajcie mi mi-nutę, to ich stamtąd wyciągnę. – Wrócił do samocho-

20 Gina Damico

Page 21: Płomień - Gina Damico - fragment

du i zaczął mocować się z przednim siedzeniem. Już ja-kiś czas temu zwierzył się Lex, że zdaniem niektórych mieszkańców Zgonu sprowadzanie nowicjuszy do tak niebezpiecznego i niestabilnego miejsca jest dowodem na to, że Mort ostatecznie postradał zmysły. Ale skoro on sam wierzył głęboko w słuszność programu szkole-niowego Juniorów, podsumował to jednym nieprzy-zwoitym gestem.

– Wciąż nie mogę uwierzyć, że cię ze sobą zabrał – stwierdziła Elysia, podchodząc do przyjaciółki.

Ferbus parsknął. – Co w tym dziwnego? Ten facet pozwoliłby jej

wysadzić księżyc, gdyby miała na to ochotę, a ona pew-nie ma.

Lex zmrużyła oczy, ale wciąż była zbyt rozdygota-na, żeby wpaść na ciętą ripostę. Driggs nawet nie spró-bował jej bronić. Dziwne.

Nie miało to większego znaczenia, ponieważ jeśli chodziło o wypełnienie niezręcznej ciszy, zawsze moż-na było liczyć na Elysię.

– Mort nigdy nikogo nie zabrał na swoje coroczne połowy nowicjuszy. Ani Juniorów, ani Seniorów, nawet tych na emeryturze. Było odjazdowo, Lex?

– No pewnie, że było – odparł Ferbus. – Pamiętam, jak mnie zgarnął. Po prostu po mnie podjechał, jakbym wzywał taksówkę. – Spojrzał na Elysię. – Wyobraź so-bie moje rozczarowanie, kiedy okazało się, że potem zgarnęliśmy ciebie.

– Zamknij się, Ferb.

21Rozdział 2

Page 22: Płomień - Gina Damico - fragment

Wujek Mort krzyknął triumfalnie, gdy udało mu się w końcu odchylić przednie siedzenie. Juniorzy natych-miast odwrócili się w tamtą stronę.

Pierwszym oswobodzonym był chłopak o jasnych, popielatoblond włosach, wydawał się wulkanem skom-presowanej energii. Toczył wokoło dzikim spojrzeniem, jego wzrok nie zatrzymywał się na niczym na dłużej niż sekundę. Chociaż był niewiele wyższy od Elysii, im-ponujące mięśnie napinające się pod skórą wskazywały, że drzemie w nim ukryta, nieustępliwa siła. Jego ru-chy charakteryzowała jakaś nerwowość, jakby w każ-dej chwili gotów był uciec na drzewo. Naprawdę, pod każdym względem, od szybkich ruchów przez zwinne dłonie, a nawet sposób, w jaki zdawał się węszyć w po-wietrzu, przypominał pełną wigoru małą wiewiórkę.

Jego towarzyszka natomiast była bardziej podobna do wielkiego nielota. Chuda dziewczyna hinduskiego pochodzenia wysunęła się z samochodu w milczeniu. Jej ruchy były niesamowicie oszczędne. Uosobienie kogoś, kto został brutalnie zaskoczony dojrzewaniem płcio-wym. Była wyjątkowo koścista. Wydawało się, że nie wie, jaką przyjąć postawę, co zrobić z rękami ani jak naj-lepiej ukryć kościste kolana. Kruczoczarne włosy zwisa-ły jej do pasa, a gęsta, równo przycięta grzywka niemal zasłaniała oczy, wielkie i okrągłe. Ich barwa wahała się gdzieś pomiędzy błękitem a zielenią. Tak mocno odci-nały się od smagłej skóry, że wydawało się, iż tryskają z nich iskry. Dziewczyna stanęła przygarbiona, przy-ciskając do piersi książkę, i kiwała się nerwowo na boki.

22 Gina Damico

Page 23: Płomień - Gina Damico - fragment

– Dostałem dwoje w cenie jednego – powiedział Mort do Juniorów. – Rodzeństwo z sierocińca. Może-cie w to uwierzyć?

– Gdzie jesteśmy? – spytał chłopak. – Czy to mia-sto? Kim oni są? – Zaczął przestępować z nogi na nogę. – Co tutaj robimy? Zamierzasz nam powiedzieć? Przecież mówił, że nam powie? – zwrócił się do dziewczyny, która wciąż stała nieruchomo.

– Dobry Boże – zdołał wtrącić Mort. – Koniec z na-pojami gazowanymi.

– Wypiłem tylko trzy! – Jakby to miało jakieś znaczenie – mruknął Mort

do Juniorów. – To musi być wrodzone. Ferbus gapił się na chłopaka z niedowierzaniem. – On jest jak popcorn wsadzony do mikrofalówki. Na to w końcu odezwał się Driggs, dodając równie

zdziwionym tonem: – Z tym że popcorn po kilku minutach przestaje

podskakiwać. A on... nie. – Jesteśmy w Adirondacks? Gdzie się zatrzymamy?

Potrzebujemy pieniędzy? Jak... – Uspokój się, skacząca fasolko – powiedział wujek

Mort i chwycił chłopaka za ramiona, żeby go przytrzy-mać. – Wszystkiego wkrótce się dowiesz. Na razie po-znaj Ferbusa, Elysię i Driggsa.

Chłopak każdemu skinął głową. – Cześć, cześć, cześć. – Dzieciaki, poznajcie nowych żółtodziobów.  –

Mort pchnął go lekko. – No dalej, przedstawcie się.

23Rozdział 2

Page 24: Płomień - Gina Damico - fragment

– Jestem Pip – powiedział nowy, unosząc przy tym dłoń. – A to jest Bang. Ponieważ pochodzi z Bangalo-re w Indiach. A...

– Nie musicie mówić, skąd pochodzicie – wtrącił Mort. – Jesteście Ziemianami, tylko to się liczy.

Ferbus przyglądał się dziwnej parze. – Jesteś tego pewien? Dziewczyna rozłożyła ramiona, rzuciła książkę na

ziemię i zaczęła wykonywać gorączkowe gesty w kie-runku Pipa, który przyglądał się temu uważnie. Kiedy skończyła, opuściła ręce i spojrzała na Morta. Odwza-jemnił jej spojrzenie bez śladu zrozumienia.

– Co powiedziała? – spytał Pipa. Chłopak przestał podrygiwać. Wyglądał na urażo-

nego. – Powiedziała, że obiecałeś, że będą dla nas mili. – Co z nią nie tak? – zdziwił się Ferbus. – Jest głucha? – Wszystko z nią w porządku! – odparł Pip. – Sły-

szy doskonale. Po prostu nie mówi. – Ale to nie... – Elysia wyglądała na zdezorientowa-

ną. – Kiedy byłam dzieckiem, nauczyłam się trochę ję-zyka migowego. To z pewnością nie był język migowy.

Pip spojrzał na nią obojętnie. – To nasz język migowy. Bang przysunęła się do niego bliżej. Chłopak wziął

ją za rękę i odrobinę się cofnęli. – Nie będziecie robili na ten temat głupich uwag?

Mamy przykre doświadczenia z naszej ostatniej szkoły i jeżeli będziecie jak ta banda palantów...

24 Gina Damico

Page 25: Płomień - Gina Damico - fragment

premiera 10 lipca

facebookuPolub nas na

kup teraz

– Nie, oczywiście, że nie będziemy! – krzyknęła Elysia. – Przepraszam. Wszyscy przepraszamy. – Ude-rzyła Ferbusa łokciem pod żebra.

– Jasne – zakasłał Ferbus. – Wybaczcie. – Inność jest tutaj mile widziana  – powiedział

Driggs. – Wszyscy mamy w sobie coś dziwnego. Im dziwniejsze, tym lepiej.

Na twarz Pipa powoli powrócił uśmiech. Niemal niepostrzeżenie uśmiechnęła się też Bang.

– Gotowi na spacer? – spytał ich Mort. – Spacer, dokąd? – powiedział Pip. – Po co tu jeste-

śmy? Gdzie są wszyscy? Co... – Cisza. – Mort zamknął mu usta dłonią. – Choć to

akurat dobre pytanie – zwrócił się do Juniorów. – Gdzie są wszyscy?

Wymienili pełne niepokoju spojrzenia. Driggs chrząknął.

– To ci się nie spodoba.

25Rozdział 2

Page 26: Płomień - Gina Damico - fragment