304
TRUDNE BOGACTWO POGRANICZA

trudne bogactwo pogranicza

  • Upload
    hahuong

  • View
    273

  • Download
    4

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: trudne bogactwo pogranicza

TRUDNE BOGACTWO

POGRANICZA

Page 2: trudne bogactwo pogranicza
Page 3: trudne bogactwo pogranicza

TRUDNE BOGACTWO

POGRANICZA

STUDENCKIE KOŁO NAUKOWE HISTORYKÓWINSTYTUT HISTORII

UNIWERSYTET ŚLĄSKI

KATOWICE–RYBNIK 2008

Praca zbiorowa pod redakcją Janusza Mokrosza

EUROPA, ŚLĄSK, ŚWIAT NAJMNIEJSZYII

Page 4: trudne bogactwo pogranicza

© by Studenckie Koło Naukowe Historyków, Instytut Historii, Uniwersytet Śląski

Recenzenci: prof. dr hab. Antoni Barciak, prof. dr hab. Janusz Gruchała, prof. dr hab. Ryszard Kaczmarek, dr hab. Zbigniew Hojka, dr hab. Jerzy Sperka, dr hab. Tomasz Pawelec, dr Jerzy Gorzelik

Książkę zaopiniował do druku: dr hab. Jerzy Sperka

Redakcja naukowa: Janusz Mokrosz

Redakcja i korekty: Barbara Konopka

Publikacja ukazała się dzięki finansowemu wsparciu: Władz Samorządo-wych Miasta Rybnik, Starostwa Powiatowego w Raciborzu, Ośrodka Dy-daktycznego Uniwersytetu Śląskiego w Rybniku, Instytutu Historii Uni-wersytetu Śląskiego w Katowicach

Projekt okładki: Jan Mehlich

ISBN: 978-83-920857-3-7

Wydawca: Studenckie Koło Naukowe Historyków, Instytut Historii, Uniwersytet Śląski, ul. Bankowa 11, 40-007 Katowice, tel. (032) 359 24 00, wew. 1517, http://sknhus.ovh.org/

Redakcja techniczna: Dawid Keller

Druk: Centrum Usług Drukarskich, Henryk Miler, www.cuddruk.pl

Katowice–Rybnik 2008

Page 5: trudne bogactwo pogranicza

Spis treści

Przedmowa – Jerzy Sperka 7

Drugie słowo od opiekuna – Jacek Kurek 9

Zamiast wstępu – Janusz Mokrosz 13

I. W przestrzeni pogranicza. Śląsk – kresy i centrum

Jacek Kurek: Pamięć i cierpienie 19

Damian Halmer: Czeska ekspansja terytorialna

na Płaskowyżu Głubczyckim w XIII wieku 29

Dawid Keller: Bogusław Dobrzycki – twórca polskich kolei na

Górnym Śląsku 49

Joanna Januszewska-Jurkiewicz: Polacy na Zaolziu

a polityka państwa polskiego wobec Czechosłowacji

w pierwszej połowie lat dwudziestych XX wieku 95

Janusz Mokrosz: Wygnańcy. Problem wysiedlonych

i tzw. repatriantów na ziemi raciborskiej w latach 1945–1947 119

Hanna Honysz: My i Oni. Ślązacy i repatrianci na Górnym

Śląsku po II wojnie światowej 143

II. Wokół języka serca

Jakub Grudniewski: Biskupi wrocławscy wobec kwestii

językowych na Górnym Śląsku w XIX wieku 159

Page 6: trudne bogactwo pogranicza

Janusz Mokrosz: „Zwalczanie wrogiej niemczyzny”. Proces

tzw. odniemczania w Raciborzu i gminie Krzyżanowice

w latach 1947–1950 183

Hanna Honysz: W pamięci został okruch tamtych dni.

Dziedzictwo kulturowe repatriantów na Górnym Śląsku 207

III. Świat Najmniejszy

Damian Halmer: Uwagi na temat umiejscowienia

przedlokacyjnego centrum osadniczego na terenie miasta Rybnik 221

Michał Holona: Zamek rybnicki w średniowieczu.

Konfrontacja historiografii sprzed 1991 roku z najnowszymi

badaniami archeologicznymi 241

Hanna Knura: Rola Rybnika w księstwie raciborskim

do połowy XIV wieku 257

Ewa Młynarczyk: Freski w kaplicy NMP przy kościele

dawnego opactwa cysterskiego w Rudach Wielkich 269

Alicja Achtelik, Maria Witosz: Kalendarium projektów

realizowanych przez Studenckie Koło Naukowe Historyków

Uniwersytetu Śląskiego w roku akademickim 2007/2008 287

Zakończenie – Bogdan Kloch 301

SPIS TREŚCI6

Page 7: trudne bogactwo pogranicza

Przedmowa

Upłynął rok od wydania przez Rybnicką Sekcję Studenckiego Koła Naukowego Historyków pierwszej pozycji książkowej, która była plonem ich działalności, referatów z sesji naukowych i comie-sięcznych spotkań. Prezentowany tom drugi jest kontynuacją ak-tywnej działalności młodych historyków w roku akademickim 2007/2008, dziełem z pewnością dojrzalszym, co oczywiście napa-wa optymizmem, że następne będą jeszcze lepsze. Adepci historii stali się powoli prawdziwymi historykami, tylko czy dane im będzie nadal się rozwijać? Najbardziej aktywni ukończyli albo wkrótce ukoń-czą studia. Czy znajdą następców, którzy będą rozwijać ich rozpo-częte przedsięwzięcie? Ilu entuzjastów historii postanowi nadal anga-żować się w te działania, a jednocześnie ilu dane będzie pracować w swoim zawodzie w naszym regionie, bo właściwie tylko to daje szansę uprawiania tej dziedziny nauki? Perspektywą dla nich jest przede wszystkim praca w szkołach, także w archiwach, muzeach, IPN-nie, a szczególnie uzdolnieni (i obdarzeni szczęściem) mogą trafić na Uniwersytet Śląski; trzeba jednak pamiętać, że nie jesteśmy Warszawą czy Krakowem z ich możliwościami. Proza życia bardzo szybko niweluje młodzieńcze ideały, w tym także prowadzenie ba-dań historycznych czy działalności społecznej. Dlatego też z pew-nością duża część najzdolniejszych absolwentów historii będzie szu-kała swej przyszłości w innych dziedzinach, aby móc godnie żyć. Ci, którzy zdecydują się szukać pracy w szkole, przekonają się, jak ciężki to zawód i jak marnie w Polsce wynagradzany. Wierzę jednak, że przy-najmniej część z naszych absolwentów będzie nadal uczestniczyła w badaniach z zakresu szeroko rozumianych zagadnień historycz-nych, w tym przede wszystkim w popularyzacji historii regionalnej. Taką możliwość – prezentacji swoich badań, w tym także publikacji – zagwarantuje założone przez nas Stowarzyszenie Humanistyczne Europa, Śląsk, Świat Najmniejszy, które będzie miało swoją siedzibę w miejscu dotychczasowych spotkań Sekcji, tj. w Muzeum w Ryb-niku.

Page 8: trudne bogactwo pogranicza

Ze swej strony – wierząc ciągle w wielką potrzebę badań histo-rycznych, a jednocześnie w perspektywy (zawodowe i materialne) dla tych, którzy chcą uprawiać tę dziedzinę nauki – mogę zapewnić, że Instytut Historii Uniwersytetu Śląskiego zrobi wszystko, aby na-dal wspierać działalność Rybnickiej Sekcji SKNH.

Dr hab. Jerzy Sperka

Zastępca Dyrektora Instytutu Historii UŚ

JERZY SPERKA8

Page 9: trudne bogactwo pogranicza

Drugie słowo od opiekuna

Minął zaledwie rok, odkąd napisałem w Słowie od opiekuna na dwu-nastej stronie książki Europa, Śląsk, Świat Najmniejszy o tym, że zrodziła się ona ze spełniania marzeń, a także „z ciężkiej pracy, […] młodego entuzjazmu i dojrzałej zarazem wiary w życie lepsze, niż wskazywa-łyby na to nastroje współczesnych malkontentów”. Bez namysłu doda-wałem, że była także darem przyjaźni i że „powstała wbrew stereo-typom i powierzchownym, zbyt ogólnym sądom o niskim poziomie studiowania, rutynie nauczycieli akademickich i nihilizmie studentów. To owoc spotkania osób znajdujących się po dwóch stronach katedry uniwersyteckiej, a przecież stanowiących jedną akademicką wspólnotę”.

Dziś myślę, że nic bardziej nie mogłoby mnie utwierdzić w wyra-żonym w ten sposób przekonaniu aniżeli tom, który trzymają Pań-stwo w dłoniach. Jest on dla mnie spełnieniem nieśmiało wówczas wyrażanych życzeń, które zmaterializować się mogły jedynie dzięki wielkiej pracy, uporowi i konsekwencji młodych ludzi… Wszak, gdy-by nie znajdowali sił w pokonywaniu najrozmaitszych przeciwności, gdyby nie kochali historii i gdyby nie wierzyli, że jej uprawianie ma głęboki sens, nie byłoby ani ich licznych i cennych spotkań, ani też owocu w postaci kolejnej przygotowanej przez nich książki. To już „drugi tom z cyklu”, co oznacza, że nie tylko mamy do czynienia z kontynuacją, ale także ze spojrzeniem w przyszłość, bo słowo „cykl” oznacza przecież w tym wypadku wiarę w ciąg dalszy, w pow-stanie tomów następnych. Cóż bardziej może wzbudzać dobre myśli aniżeli trwałość bliskich nam wartości, owocowanie pracy i obfitość jej plonów, które stają się obietnicą dostatniej przyszłości.

Wydanie w roku 2007 książki Europa, Śląsk, Świat Najmniejszy było dla całej naszej wspólnoty historyków (studentów i nauczycieli aka-demickich) Instytutu Historii Uniwersytetu Śląskiego radością i satys-fakcją. Pojawienie się rok później tomu kolejnego Trudne bogactwo po-granicza to już więcej niż tylko radość, to także ziszczenie się nadziei wyrastającej z naszych przekonań o sensie uprawiania zawodu histo-

Page 10: trudne bogactwo pogranicza

ryka i sensie spotkania, jakie dokonuje się w przestrzeni Uniwersy-tetu. Wszak zawód ten traktujemy jako powołanie, a więc także pasję, źródło spełnienia, ale i wyrzeczeń, przede wszystkim zaś „istnienia dla”. Przyjąwszy taką postawę, człowiek jest bardziej gotów zrozu-mieć, że nie ma przed nim trudności, których nie pragnąłby pokonać, by doświadczyć życia przesyconego drogocenną wartością poszuki-wania prawdy. Ci młodzi ludzie, dzięki którym powstał tom gactwo pogranicza, już wiedzą, że bycie historykiem w warunkach, w ja-kich przyszło im żyć, wymaga nie tylko wysiłku, ale i ofiary. Wiedzą już też, że zawód ten bardzo rzadko łączy się ze spektakularnymi sukcesami i że nigdy nie przychodzą one łatwo. Minione lata wypeł-nione spotkaniami, dyskusjami panelowymi, sesjami i ostatecznie pub-likacjami… to bezcenne doświadczenie i ważna próba, z której ich twórcy i animatorzy wychodzą zwycięsko. Coraz bardziej stają się oni poszukiwaczami prawdy: prawdy o sobie i prawdy o zaciekawiającej ich przeszłości. Jest to w gruncie rzeczy jedna Prawda, która pociąga za sobą jak strumień światła i czyni życie fascynującym.

Na koniec zacytuję jeszcze słowa meksykańskiego poety, pisarza i eseisty José Joaquína Blanco, wpisując w nie moje osobiste życzenia zwrócone ku młodym adeptom sztuki uprawiania historii. Blanco, zapytany o sens zajmowania się historią, powiedział: „Uprawia się historię, aby lepiej poznać świat, przekształcać społeczeństwo, uczest-niczyć w życiu politycznym, bronić spraw i zasad, coś ujawniać i po-prawiać, a także dlatego, iż przyjemnie jest to wszystko robić. Zawód historyka jest zwykle dla niego źródłem wielu przyjemności, pomimo wszystkich tragedii, fars, pomyłek i szaleństw, jakie ze sobą niesie. Moim zdaniem potęga historii polega, między innymi, na tym, że jest zdolna do dostarczania przyjemności”. A odpowiadając na pytanie: Po co nam historia? – dodaje: „Istnieje odpowiedź oficjalna – aby le-piej móc zrozumieć świat, aby zmieniać, przekształcać życie, bronić prawdy, ujawniać mechanizmy ucisku, wspomagać walkę o wyzwo-

Trudne bo-

JACEK KUREK10

Page 11: trudne bogactwo pogranicza

lenie. I istnieje prywatny punkt widzenia – aby przeżyć życie wartoś-1

ciowe, radosne, aktywne” .

Tak właśnie, aby przeżyć życie wartościowe, radosne, aktywne…

Dr Jacek Kurek

Opiekun Sekcji Rybnickiej SKNH UŚ

1 J. J. B l a n c o: O radości z historii. W: Po co nam historia. Oprac. T. Ł e p k o w -s k i. Przeł. M. M r ó z. Warszawa 1985, s. 61–62 i 67–68.

DRUGIE SŁOWO OD OPIEKUNA 11

Page 12: trudne bogactwo pogranicza
Page 13: trudne bogactwo pogranicza

Zamiast wstępu

Rok po wydaniu książki Europa, Śląsk, Świat Najmniejszy jesteśmy znacznie bogatsi w doświadczenie relacji tak bliskiej między czło-wiekiem a historią. Pamiętamy, że kiedy podczas III Rybnickich Spot-kań Studenckiego Koła Naukowego (dalej SKNH) prezentowano to wydawnictwo, przepełniało nas uczucie satysfakcji i radości. W końcu po dwóch latach intensywnej pracy mieliśmy w swoim do-robku publikację naukową. Już wówczas, w naszym gronie oraz gro-nie tych, którzy nas wspierają, pojawiły się nieśmiałe sugestie, aby przygotować następny tom, zawierający – analogicznie jak w przy-padku pierwszej publikacji – materiały przygotowane na potrzeby Rybnickich Spotkań SKNH UŚ oraz cyklu Pomiędzy przeszłością a his-torią. Za inicjatywą tą przemawiało zresztą jeszcze kilka dodatko-wych przesłanek...

*

Trzecia z kolei sesja naukowa zorganizowana w ramach Rybnic-kich Spotkań SKNH, zatytułowana została W przestrzeni pogranicza. Śląsk – kresy i centrum. Poruszano podczas jej trwania problemy naro-dowościowe, z jakimi na przestrzeni dziejów przyszło zmierzyć się mieszkańcom Górnego Śląska. Sesja tradycyjnie już odbyła się w gmachu rybnickiego Muzeum i spotkała się z dużym zaintereso-waniem nie tylko studentów i pracowników naukowych Instytutu Historii UŚ – uczestniczyli w niej bowiem prof. dr hab. Antoni Bar-ciak, prof. dr hab. Ryszard Kaczmarek, dr hab. Sylwester Fertacz, dr hab. Jerzy Sperka, dr Joanna Januszewska-Jurkiewicz, dr Jacek Kaniewski, dr Lech Krzyżanowski, dr Jacek Kurek, dr Jakub Mora-wiec, mgr Aleksandra Barwicka – ale również mieszkańców Rybni-ka. Już przygotowania do niej uzmysłowiły nam, że warto utrzymać pewnego rodzaju ciągłość prac badawczych i także w trakcie kolejne-go sezonu spotkań z cyklu Pomiędzy przeszłością a historią kontynuować omawianie zagadnień prezentowanych podczas III Rybnickich Spot-kań SKNH. W efekcie takiego założenia powstało kilkanaście refera-

Page 14: trudne bogactwo pogranicza

tów, poruszających problematykę narodowościową Górnego Śląska. Niemniej jednak część spotkań zorganizowanych w roku akademic-kim 2007/2008 poświęconych zostało zagadnieniom stricte mikro-historycznym, takim jak lokacja miasta Rybnik czy historia zamku rybnickiego.

*

Prezentowany tom stanowi podsumowanie całorocznej działal-ności Sekcji Rybnickiej SKNH UŚ. Można więc uznać, że prace nad nim rozpoczęły się jesienią 2007 roku. Począwszy od tej chwili autorzy opublikowanych w tomie opracowań spotykali się z żywą i emocjonalną reakcją na ich przedsięwzięcie. Pojawiały się pytania o naród śląski i kodyfikację dialektu śląskiego; o rolę biskupów wroc-ławskich w procesie germanizacji mieszkańców Górnego Śląska oraz o akcję „odniemczania” powiatu raciborskiego. Duże porusze-nie wywołały kwestie terminologiczne. Kontrowersje wzbudziły takie pojęcia, jak repatriacja czy repolonizacja. Burzliwe dyskusje pojawiły się także w trakcie prezentacji referatów dotyczących kwestii datacji rybnickiego zamku oraz lokacji miasta Rybnik. W serii Europa, Śląsk, Świat Najmniejszy pragniemy szukać odpowiedzi na te pytania. Jed-nocześnie mamy świadomość, że niejednokrotnie stajemy dopiero na początku drogi. Jednak wydając już drugi tom, coraz bardziej utwierdzamy się w przekonaniu, że chcemy tą drogą podążać.

Zdając sobie sprawę z licznych trudności związanych z bada-niem historii Śląska, a zarazem uświadamiając sobie bogactwo jej dziedzictwa, postanowiliśmy zatytułować książkę, którą trzymacie Państwo w ręku Trudne bogactwo pogranicza. W części pierwszej, za-tytułowanej W przestrzeni pogranicza. Śląsk – kresy i centrum, dotykamy problemów narodowościowych, z jakimi na przestrzeni dziejów przyszło zmierzyć się mieszkańcom Górnego Śląska. Czytelnik za-pozna się tutaj z konfliktami polsko-czeskimi na Płaskowyżu Głub-czyckim i ziemi cieszyńskiej, a także ze skomplikowaną sytuacją spo-łeczno-polityczną Górnego Śląska po I i II wojnie światowej. W części drugiej, noszącej tytuł Wokół języka serca, odnajdzie z kolei opraco-

JANUSZ MOKROSZ14

Page 15: trudne bogactwo pogranicza

wania przedstawiające losy mieszkańców pogranicza, którzy mimo prowadzonej przez ówczesne władze polityki asymilacyjnej próbo-wali utrzymać zręby swego dziedzictwa kulturowego. Ujęcia mikrohis-toryczne wybranych zagadnień z dziejów ziemi rybnickiej i racibor-skiej składają się zaś na część trzecią pod tytułem Świat Najmniejszy. Daje ona Czytelnikowi możliwość poznania średniowiecznej historii Rybnika i księstwa raciborskiego.

*

Działalność, którą od ponad trzech lat prowadzimy w Rybniku, nie byłaby możliwa, gdyby nie wspierały jej finansowo liczne insty-tucje i życzliwe osoby. To właśnie dzięki nim możemy oddać w ręce Czytelnika drugi tom z serii Europa, Śląsk, Świat Najmniejszy. W tym miejscu bardzo serdecznie pragniemy podziękować Prezydentowi Miasta Rybnik, Adamowi Fudalemu, Staroście Raciborskiemu Ada-mowi Hajdukowi, radnym powiatu raciborskiego: Grzegorzowi Utrac-kiemu i Ryszardowi Winiarskiemu, Dyrektorowi Instytutu Historii UŚ prof. dr. hab. Ryszardowi Kaczmarkowi oraz Pełnomocnikowi Rektora do spraw Ośrodka Dydaktycznego UŚ w Rybniku, dr. Zbig-niewowi Kadłubkowi. Specjalne podziękowanie za cierpliwość, bezinteresowną pomoc i rady należą się po raz kolejny pracow-nikom Instytutu Historii UŚ. Gdyby nie życzliwe podejście wymie-nionych instytucji i osób niniejszy tom nie mógłby się ukazać.

*

Kończąc, chcielibyśmy nawiązać do planów i celów, które posta-wiliśmy przed sobą w kolejnym roku działalności. Drugi tom stano-wi dla nas symboliczne otwarcie nowego etapu spotkania z historią. W prezentowanym wydawnictwie swe teksty zgodzili się opubliko-wać pracownicy naukowi Instytutu Historii UŚ: dr Joanna Januszew-ska-Jurkiewicz oraz dr Jacek Kurek. Od początku istnienia Sekcji Rybnickiej SKNH UŚ dr Joanna Januszewska-Jurkiewicz i dr Jacek Kurek należą do grona tych osób, które zawsze wspierają jej dzia-łalność. Żywimy przekonanie, że zgoda tej pary naukowców na

ZAMIAST WSTĘPU 15

Page 16: trudne bogactwo pogranicza

publikacje w niniejszym tomie jest świadectwem naszego rozwoju i jednocześnie wsparciem kolejnej inicjatywy.

Pod koniec 2007 roku podjęliśmy decyzję, że nawet po zakoń-czeniu studiów chcemy kontynuować działalność. Możliwość taką gwarantuje nam założone przez nas Stowarzyszenie Humanistycz-ne Europa, Śląsk, Świat Najmniejszy oraz to, że nasi opiekunowie za-deklarowali dalszą pomoc. Stowarzyszenie ma swoją siedzibę w miej-scu dotychczasowych spotkań Sekcji, tj. w Muzeum w Rybniku. Nawiązało też współpracę z Instytutem Historii UŚ. W skład Rady Naukowej Stowarzyszenia wchodzą prof. dr. hab. Ryszard Kaczma-rek, dr hab. Jerzy Sperka, dr Jacek Kurek i dr Bogdan Kloch. Za swój podstawowy cel w tym kolejnym etapie działalności uznaliśmy pro-wadzenie badań z zakresu szeroko rozumianych zagadnień mikrohis-torycznych oraz popularyzację znajomości zagadnień regionalnych. Docelowo pragniemy także rozwijać działalność wydawniczą, a pre-zentowany tom ma dać temu początek.

Zdajemy sobie sprawę z tego, jak trudne będzie to wyzwanie. Polska rzeczywistość nie nastraja optymistycznie. Problemy, z jaki-mi na co dzień stykają się absolwenci studiów historycznych, wpły-wają raczej zniechęcająco i wywołują zwątpienie w sens podejmo-wania jakiejkolwiek działalności. Pewnie wielu młodych adeptów historii stawia sobie pytania: Czy warto było studiować? Komu w ogóle we współczesnym świecie potrzebna jest ta dziedzina nauki i czego możemy oczekiwać wraz ze zdobyciem wyższego wykształ-cenia? Czy uprawiając historię, można osiągnąć spełnienie i stabili-zację materialną? Pewnie są to pytania retoryczne. Chcemy jednak spróbować. Pragniemy dzięki temu dalej rozwijać swą pasje, przeżyć życie wartościowe, a przede wszystkim za kilka lat nie żałować, że nie podjęliśmy tego wyzwania...

Janusz Mokrosz

JANUSZ MOKROSZ16

Page 17: trudne bogactwo pogranicza

W PRZESTRZENI POGRANICZA

ŚLĄSK – KRESY I CENTRUM

Page 18: trudne bogactwo pogranicza
Page 19: trudne bogactwo pogranicza

JACEK KUREK

Pamięć i cierpienie

Relacje między historią i pamięcią to u schyłku XX i na początku XXI wieku problematyka dyskutowana w Europie chętnie i nie bez emocji. Także w Polsce podjęcie refleksji na ten temat zaowocowało

1już niemałą liczbą opublikowanych rozpraw . Myśląc o relacjach między historią i pamięcią, Jacques Le Goff wskazał na wzrastającą na przestrzeni XIX i XX wieku rolę tej drugiej w procesie kształto-wania się tożsamości człowieka, czego przejawem jest m.in. rozkwit „manii upamiętniania”, towarzyszącej narodzinom nowoczesnej świa-domości narodowej. W niej „pamięć zbiorowa” stała się bodaj naj-ważniejszym składnikiem tożsamości. Zdaniem Le Goffa, pamięć zaczęła toczyć z historią spór, ostatecznie zajmując jej miejsce. Nig-dy wcześniej historia nie była tak często pisana pod wpływem zbio-

2rowych pamięci jak obecnie , a zdaniem Pierre’a Nory mamy dziś do

1 Pamięć, etyka i historia. Anglo-amerykańska teoria historiografii lat dziewięćdziesiątych. Red. E. D o m a ń s k a. Poznań 2002; Wobec przeszłości. Pamięć przeszłości jako element kultury współczesnej. Red. A. S z p o c i ń s k i. Warszawa 2005; E. D o m a ń -s k a: Historie niekonwencjonalne. Refleksje o przeszłości w nowej humanistyce. Poznań 2006; P. R i c o e u r: Pamięć, historia, zapomnienie. Przeł. J. M a r g a ń s k i. Kraków 2006; K. P o m i a n: Historia wobec pamięci. Lublin 2006; J. L e G o f f: Historia i pamięć. Przeł. A. G r o n o s k a, J. S t r y j c z y k. Warszawa 2007. Ponadto w 2001 r. ukazał się monograficzny numer „ResPubliki Nowej” (nr 7) poświęcony „pamięci i historii”. Por. też rozdział Pamięć i historia w: C. M i ł o s z: Szukanie ojczyzny. Kraków 2001, s. 246–256. Mocny akcent na rolę pamięci jako wartości konstruującej biografię człowieka kładzie psychohistoria – historia ujmowana z punktu widzenia psychoanalizy. Omówienie tego budzącego zainteresowanie zwłaszcza w latach dziewięćdziesiątych XX w. nurtu w historiografii zob.: T. P a-w e l e c: Dzieje i nieświadomość: założenia teoretyczne i praktyka badawcza. Katowice 2004.2 P. R o d a k: Historia wobec pamięci. Wstęp do polskiego wydania. W: J. L e G o f f: Historia i pamięć..., s. 15–16.

Page 20: trudne bogactwo pogranicza

czynienia z „czasem pamięci”. Nora podkreśla, że żyjemy w żywiole intensywnych przemian stosunku do przeszłości. Przemiany te zwią-zane są m.in. z krytyką oficjalnych wersji historii i ze swoistym kul-tem korzeni, a owocują erupcją „wszelkiego rodzaju obchodów rocznicowych” i potrzebą rozrachunku z przeszłością. Można „po-wiedzieć, że jakaś głębinowa fala pamięci rozlała się ostatnio po świe-cie, wszędzie wiążąc ze sobą bardzo ściśle wierność dla rzeczywistej lub wyobrażonej przeszłości z poczuciem przynależności, świado-mość zbiorową ze świadomością jednostkową, pamięć z tożsamoś-

3cią” .

Właśnie taki tytuł – przypomnijmy – Pamięć i tożsamość ma ostat-nia książka Jana Pawła II, będąca swoistą deklaracją autora o kultu-rowej przynależności, o korzeniach, o wartościach, z których wy-rasta i z którymi się utożsamia, i w końcu o wspólnocie, jaką dzięki kulturze stanowi rozpoznający się w zbiorowej pamięci naród. Istot-nie, „czas pamięci” pozwala zwłaszcza pokrzywdzonym społecz-nościom odzyskać własną przeszłość, która tworzy „integralną część afirmacji ich tożsamości”. Jednakże „w czasie pamięci” postępuje też banalizacja i instrumentalizacja pamięci o przeszłości, ale rów-nież – co ważne – dokonuje się swoiste zastępowanie badań his-torycznych upamiętnianiem, a samych historyków – świadkami i sę-dziami. W tej sytuacji konieczne jest przeciwstawianie „obowiązko-wi pamięci” „obowiązku historii”. Jedynie bowiem historia może uchronić przed „sakralizacją pamięci”, która wołając o sprawiedli-wość, gotowa jest inspirować postawy odwetu, zemsty i rewindy-

4kacji .

Jacques Le Goff zwrócił uwagę na niebezpieczeństwo dominacji pamięci. Przestrzegał przed jej faworyzowaniem i naiwną wiarą, że jest ona prawdziwsza niż historia. Perspektywa dziejów XX wieku

3 Ibidem, s. 16–17.4 Ibidem.

JACEK KUREK20

Page 21: trudne bogactwo pogranicza

wyraźnie wskazuje na to, że pamięć zbiorowa może ulegać manipu-lacji, politycyzacji i ideologizacji. Dodajmy od siebie, że „pamięć zbiorowa” w wysokim stopniu podatna jest na emocje i uczucia. „Nazbyt faworyzować pamięć, to zanurzyć się w nieujarzmionym

5nurcie czasu” – mowi Le Goff . Zdaniem Krzysztofa Pomiana, autora książki Historia. Nauka wobec pamięci, historyk winien dystan-sować się od historii, która utożsamiałaby się z pamięcią zbiorowoś-

6ci . Tak też uważa Le Goff, twierdząc, że historyk to ktoś, kto prag-nie prawdy i nawet jeżeli jedna historyczna prawda nie istnieje, his-

7toria winna być prawdziwa .

To, że żyjemy w czasach, w których człowiek skłonny jest prefe-rować pamięć i stawiać ją ponad historią, ma – jak zauważyliśmy – rozległe konsekwencje. Także w wymiarze naszych osobistych, wręcz intymnych doświadczeń. Słyszymy często od różnych osób, w róż-nych rozmowach, podczas różnych spotkań charakterystyczne sło-wa: „...bo za moich czasów wszystko było inne (w domyśle – lep-sze), zimy były bardziej białe, żywność była zdrowsza, lepsza była młodzież i z sąsiadami żyło się lepiej”. Mówiąc tak, człowiek daje wyraz sentymentowi, tęsknocie za tym, co dawno i bezpowrotnie minęło; tym samym daje wyraz swoistej utracie pamięci. Jeżeli pa-

5 Ibidem, s. 17–18. „Dziś historyk, zwłaszcza historyk współczesności, funk-cjonuje >>na styku historii uczonej i pamięci zbiorowej<<, dwu całkiem róż-nych sposobów mówienia o przeszłości: >>utożsamiania się z przeszłością<<, cechującego drugi z nich, oraz >>dystansowania się od niej<<, co jest konsty-tutywne dla pierwszego. Powinnością historyka, którego Pomian nazywa uczo-nym czy zawodowym, jest wyraźne rozróżnianie obu tych postaw wobec przesz-łości. >>W przypadku idealnym historyk staje się historykiem, gdy nie utożsamia się z żadną ze stron konfliktu, którego historię bada, czy – ogólniej – z żadnym protagonistą zdarzeń, o których pisze<<, lecz jedynie >>ze zbiorowością his-toryków<<, stosując procedury naukowe uznane przez nią za obowiązujące”. Ibidem, s. 22.6 Ibidem.7 Ibidem, s. 2.

PAMIĘĆ I CIERPIENIE 21

Page 22: trudne bogactwo pogranicza

mięta, w ten właśnie sposob deformuje swoją historię, zapomina ją, w pamięć wlewa gorycz i rozczarowanie tym, co czuje i przeżywa teraz. Ten rodzaj kalekiej pamięci, czy może raczej bez-pamięci, pi-sze niejako historię na nowo. I jest to inna historia niż ta, która rze-czywiście się wydarzyła. Przekonanie, że w czasach młodości „było lepiej”, to przecież uniwersalne złudzenie tych, którym doskwiera upływ czasu, którzy pod naporem cierpienia przywołują pamięć dziejów od niego wolnych.

Stanisław Bieniasz w niezapomnianym szkicu zatytułowanym Świat najmniejszy pisał: „Jeżeli jesteś jednym z tych, którzy wyruszyli za linię horyzontu, i wróciłeś po latach, z pewnością okazało się, że twoja okolica ma niewiele wspólnego z tym, co zachowałeś w pa-mięci. Będziesz potrzebować sporo czasu, zanim pojmiesz, że twoje rozczarowanie wynika z czegoś zupełnie innego, niż ci się zdawało w pierwszej chwili. Twoja ulica nie zmalała, domy nie stały się brud-niejsze, a zieleń bardziej szara, lecz wręcz przeciwnie: nawet jeśli wy-goniła cię niechęć do własnego zaścianka, do tutejszego braku pers-pektyw i beznadziei, w ciągu lat nieobecności wszystko, co było związane z twoim dzieciństwem i młodością, piękniało w tobie, sta-wało się większe i szlachetniejsze. Zmieniło się, bo wszystko się

8zmienia, najwięcej jednak w tobie samym” .

*

Doświadczenie przemocy i niesprawiedliwości sprawia, że budzi się w człowieku skłonność do tego, by doznaną krzywdę umiesz-

9czać w centrum własnej tożsamości . To praktyka nierzadka i nie-bezpieczna. Żyjący w świecie swojego cierpienia z poczuciem nie-odwracalności doznanych krzywd człowiek zamyka się na wartość przebaczenia, zasklepia się w skorupie, zdominowany przez kom-

8 S. B i e n i a s z: Świat najmniejszy. W: Górny Śląsk – świat najmniejszy. Oprac. K. K a r w a t. Gliwice 2004, s. 126–127.9 T. R a d c l i f f e: Globalna nadzieja. Przeł. K. i M. T u r s c y. Poznań 2005, s. 86.

22 JACEK KUREK

Page 23: trudne bogactwo pogranicza

pleksy. Pielęgnowane, nieleczone doświadczenie krzywdy z biegiem czasu nieuchronnie staje się fałszywym wyrazem tożsamości. Czło-wiek wówczas nie jest w stanie rozpoznać swojej historii. Staje się ona nieczytelna, zniekształcona pamięcią zarażoną cierpieniem, pa-mięcią nieuleczoną. Jest to doświadczenie, które cechuje szczegól-nie regiony pograniczne, wielonarodowościowe, i wpływa nieraz na stosunki między społecznościami zamieszkującymi państwa o boles-nej historii wzajemnych relacji. Nawet w XXI wieku, o czym prze-konują nas bieżące wydarzenia, zdarza się, że rządzący, wykorzys-tując podatność prawdy na instrumentalizację i realizując swoje po-lityczne cele, podsycają poczucie doznanej krzywdy, na swój sposób pielęgnują je i wówczas rany się nie goją, stare animozje wracają,

10pojawia się jeszcze jeden demon przeszłości – strach . W takiej sy-tuacji szczególnie potrzeba historii, bo – przypomnijmy – stając się przeciwwagą dla pamięci (w istocie jednak jej istotnym wsparciem), może uchronić przed jej „sakralizacją”. Pamięć bowiem – powtórzę – domagając się sprawiedliwości, gotowa jest inspirować postawy odwetu, zemsty i rewindykacji. Pamięć naznaczona cierpieniem, pozbawiona historii może się stać nawet źródłem wezwania do mordu, o czym przekonujemy się, obserwując dzisiejsze konflikty lokalne. Pozbawiona dobra Prawda przeobraża się w wymiarze spo-łecznym w fundamentalizm. I wtedy w imię ogołoconej z piękna i dobra prawdy człowiek gotów jest stać się mordercą.

Nietrudno w zranionym człowieku wzbudzić lęk uniemożliwia-jący wejście w relacje z innym. Ktoś, kto żyje w lęku, w poczuciu krzywdy i zagrożenia, musi prędzej czy później znaleźć winnego,

11nawet gdy w istocie może go w ogóle nie być . Dotyczy to także

10 Na ten temat pisałem już w innej publikacji. Por. J. K u r e k: Kiedy pamięć pisze historię. W: Z pamięcią ku historii . Red. K.J. C h l e b i k- T u r e k. I. K a c z o -r o w s k a. Rydułtowy 2007, s. 145–146.11 Por. rozważania R. G i r a r d a: Kozioł ofiarny. Przeł. M. G o s z c z y ń s k a. Łódź 1987. Por. też: R. S c h a p p a c h e r: Porzuć swoją przeszłość, czyli o uzdrowieniu pamięci [Przeł. Z. P a j ą k]. Kraków 2004.

23PAMIĘĆ I CIERPIENIE

Page 24: trudne bogactwo pogranicza

mieszkańców Śląska, Polski, Niemiec, Czech... i wielu innych miejsc pogranicznych. Jak bowiem pisał wspomniany już Stanisław Bieniasz, „każdy ma swojego Niemca, Żyda, Ślązaka lub Zagłębiaka, którego

12się boi lub nienawidzi” . Z powodu doznanych cierpień pozbawio-na historycznego obiektywizmu pamięć bywa przeszkodą w odszu-kaniu możliwie najmniej subiektywnej historii, ponadto konserwuje stereotypy, tym samym nie tylko nie pozwala w pełni poznać przesz-łości, ale też pociąga za sobą i ten skutek, że uniemożliwia człowie-kowi rozpoznanie samego siebie „tu i teraz”, zwłaszcza w relacji do innych.

Ilu Polaków pamięta, że Jan Matejko był synem Czecha i Sak-sonki, i że do końca życia mówił z akcentem czeskim. Albo kto pa-mięta, że Julian Fałat to jeden z nadwornych malarzy cesarza Wilhel-ma II jeszcze od czasów, gdy ten jako następca tronu poznał artystę w Nieświeżu u Radziwiłłów na polowaniu i od tamtej pory trwał ich serdeczny kontakt. Któż z Polaków pamięta, że Artur Grottger to dla Austriaków Arthur von Grottger, artysta, który historię Austrii bardzo chętnie podejmował w swojej twórczości i którego początek kariery to bynajmniej nie cykl „Warszawa”, „Polonia” czy „Lithuania”, ale upamiętnienie wjazdu cesarza Franciszka Józefa do Lwowa. Ten-że cesarz to zresztą nabywca jego ostatniej pracy. Był w końcu Grott-ger jego stypendystą, a potem znalazł się pod skrzydłami niemiec-kiego hrabiego i generała cesarskiej armii w jednej osobie. Ulubione zaś towarzystwo artysty to oficerskie elity Wiednia, miasta, za któ-rym wprost przepadał. Niewielu też dziś pamięta, że autorstwa Grottgera jest Germania – rysunek powstały podczas wojny duńsko--niemieckiej. Przedstawia wspartą na tarczy kobietę, która osłania płasz-

13czem dwoje maleństw o imionach: Szlezwik i Holsztyn . Nawet to,

12 S. B i e n i a s z: Pogranicze bez granicy. W: Górny Śląsk…, s. 67.13 N. B o ń c z a - T o m a s z e w s k i: Źródła narodowości. Powstanie i rozwój polskiej świadomości w II połowie XIX i na początku XX wieku. Wrocław 2006, s. 236–237.

24 JACEK KUREK

Page 25: trudne bogactwo pogranicza

że Prusakom Polacy zawdzięczają bożonarodzeniową choinkę, ra-czej rzadko jest w Polsce przywoływane. Nieraz natomiast zdarza się, że ktoś z niedowierzaniem kręci głową na przypomnienie, że ko-lęda Cicha noc też jest podarunkiem niemieckim, albo że Mikołaj Kopernik nie mówił po polsku. Aczkolwiek jakiegoż trudu wymaga od Polaków przekonanie wielu Europejczyków na Zachodzie, że nigdy nie było żadnych „polskich obozów zagłady” w czasie II woj-ny światowej. Oczywiście, to tylko przykłady i być może wcale nie najważniejsze... Chodzi o pewien proces myślenia, o zjawisko... Człowiek zapomina o wielu faktach, uznaje je za błahe nieraz dlate-go, że po prostu zapomina o historii, z historii wypiera je jego pa-mięć, tak jak on najpierw wyparł je z pamięci. Z tych samych powo-dów niektórzy Polacy będą obstawać przy tym, że Śląsk to polskość wyłącznie, a niektórzy Niemcy dostrzegą jedynie jego niemieckość. Obie natomiast strony tak sformułowanego przedmiotu sporu skazują się na brak porozumienia i trwanie w nieprawdzie.

*

Na Śląsku – kraju pogranicznym – wszystko było możliwe. Tu „przedwczorajszy żołnierz pruski, który wczoraj był polskim urzęd-nikiem, dzisiaj mógł stracić życie w obozie NKWD albo też jutro wrócić z Armią Czerwoną i wypędzić Niemców, by po latach same-mu wyjechać do Niemiec, powołując się na swoją niemiecką prehis-torię. Albo też mógł jako potomek szeregowego powstańca z trze-cią volkslistą trafić ze swoją volkslistą numer dwa do elitarnej jed-nostki wojska niemieckiego, by po wojnie zostać wciągniętym w za-mian za >>pomoc<< w >>rehabilitacji<< do aparatu polskiej

14władzy ludowej. Tu wszystko było możliwe” .

Myślenie narodowe już w XIX wieku kształtowało wizję historii, a nie odwrotnie, tak więc miało i ma ono istotny wpływ na ocenę

14 S. : Losy Górnoślązaków w XX wieku..., s. 112.B i e n i a s z

25PAMIĘĆ I CIERPIENIE

Page 26: trudne bogactwo pogranicza

historycznych zjawisk i procesów. Czy jednak dzisiaj takie spojrze-nie można wiązać z nadzieją na przyszłość? To problem, który obec-nie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej wymaga pogłębionej reflek-sji, zwłaszcza że nadal czytając współczesne niemieckie i polskie książki o Śląsku, możemy odnieść wrażenie, iż dotyczą zupełnie

15innych rzeczywistości i miejsc . A przecież dobrej pamięci człowiek potrzebuje, by żyć, bo dopóty nie wie, dokąd zmierza, dopóki nie

16uświadomi sobie, gdzie już był i skąd przychodzi . To pamięć w świadomości człowieka najczęściej pisze historię. Nie może znać historii ten, kto nie pamięta. Kiedy pamięć jest zaniedbana, wyryw-kowa, nieuleczona, kaleka..., wpisuje w świadomość człowieka nie-prawdę o historii. Człowiek, który nie pamięta, nie zna historii, a to znaczy, że nie wie, gdzie był i skąd przyszedł, i tym samym nie może wiedzieć, dokąd zmierza. Pamięć winna ukazywać człowieka takim,

17jakim jest, i tym, kim jest. Tyle tylko i nic więcej...

Człowiek, który nie wie, dokąd zmierza, jest głęboko nieszczęś-liwy. Z tego powodu potrzebuje historii. Nie możemy zgodzić się z tymi, którzy ją lekceważą. Postawa nonszalancji wobec historii, jej niedoceniania, postawa braku zrozumienia dla historii jest więc bar-dziej niebezpieczna, niż powszechnie się sądzi. Zamyka człowieko-wi drogę do życia w prawdzie, a także do zrozumienia siebie samegoi tych, z którymi przyszło mu żyć. Odbiera mu nadzieję na dialog,

15 Myślę, że dobrym przykładem jest tu obszerna monografia Paula R o t h e -r a: Chronik der Stadt Königshütte Oberschlesien. Dulmen 1994, którą można zestawić z polskimi książkami np. Rajmunda H a n k e g o: Polska droga Chorzowa. Opowieści z dziejów Chorzowa. Chorzów 1988, Jana D r a b i n y: Historia Chorzowa od 1868 do 1945 roku. Chorzów 1999 czy Danuty S i e r a d z k i e j: Królewska Huta. Chorzów. Szkice do portretu miasta. Chorzów 2001, a także najnowszą książkę Jana D r a b i -n y: Historia Chorzowa 1257–2000. Chorzów 2007. Por. J. K u r e k: Kiedy pamięć..., s. 146–147.16 R. M c C a m m o n: Chłopięce lata. Przeł. M. G r a b s k a. Warszawa 1996, s. 533.17 J. K u r e k: Kiedy pamięć..., s. 147.

26 JACEK KUREK

Page 27: trudne bogactwo pogranicza

twórcze i sprawne poruszanie się w świecie wartości, w którym spo-tyka drugiego... innymi słowy – na dobrą przyszłość.

Ani pamięci, ani cierpienia człowiek odrzucić nie może. Są one bowiem integralną częścią tajemnicy jego spełnionego życia. Speł-nia się ono jednak wyłącznie w horyzoncie wolności, której czło-wiek doświadcza jedynie dzięki Prawdzie.

*

W jednym z wywiadów Jordi Savall powiedział: „Muzyka ożywia historię. Musimy odświeżać pamięć, nie tylko na sposób intelektual-ny, ale także poprzez emocje, muzyka zaś ma bezpośredni dostęp do

18naszego serca. Jest żywą historią ludzkości” . Wybitny muzyk dot-knął sprawy fundamentalnej. Otóż, tak jak pamięci potrzebna jest historia, by pamięć nie zwiodła człowieka na manowce jego kom-pleksów i nieuleczonych krzywd, tak historii potrzebna jest sztuka, by nie tylko poznawał, ale odczuwał. Sztuka trafia do serca, nauka natomiast jest domeną rozumu. Są obecne w człowieku takie sfery, których rozum nie ogarnia, i wtedy konieczne jest współczujące ser-ce. Owszem – przywołajmy myśl Savalla – możemy dowiedzieć się z książek o wygnanych narodach, ale tylko słuchając ich pieśni, mo-żemy poczuć smak tęsknoty, dramat rozstania i tułactwa. Bo sztuka pomaga współodczuwać, może i powinna stawać się źródłem wzru-

19szenia. Pozwala intensywniej przeżywać .

W Apulii wierzono, że na ukąszenia jadowitych pająków lekar-stwem jest pewien rodzaj pieśni, tańca i kolorów... Francuski zespół wirtuozów L’Arpagiatta działający pod kierunkiem Christiny Pluhar nagrał swego czasu zachwycającą płytę złożoną z pieśni i melodii pochodzących z basenu Morza Śródziemnego, śpiewanych, granych i tańczonych w celach leczniczych, właśnie przeciw ukąszeniom pa-

18 „Tygodnik Powszechny” 2008, nr 11, Dodatek Misteria Paschalia.19 J. K u r e k: Wyobraźnia jako źródło historyczne. „Anthropos?” 2007, nr 8–9.

PAMIĘĆ I CIERPIENIE 27

Page 28: trudne bogactwo pogranicza

jąków – tarantuli. Płyta nazywa się La Tarantela z ważnym podtytu-łem Andtidotum Tarantulae. Wydana została w 2002 roku. Zawiera siedemnaście brawurowo wykonanych utworów ujmujących wiarą w życie i moc piękna nieraz wprost wykrzyczanego (Ach vita bella!), kiedy indziej otulającego niezrównaną delikatnością (Lu passariellu). Wiara w leczniczą moc piękna jest uniwersalnym dziedzictwem kul-turowym wielu ludów i zarazem wlewającą nadzieję metaforą. „Pięk-no zbawi świat” – pisał Fiodor Dostojewski. Trawestując te słowa, Jordi Savall mówi o pięknie, które świat ocala...

Bo taka jest właśnie moc sztuki, wyrażającej się pieśnią, obrazem, architekturą, słowem... Taka jest jej siła, która prowadzi ku praw-dzie. A wtedy już wiemy, że jest ona prawdziwa, bo broni przed śmier-telnym jadem pająków, bo pozwala odzyskać zdrowie, a nieraz na nowo zacząć życie, człowiekowi, który uleczył swoją pamięć.

JACEK KUREK28

Page 29: trudne bogactwo pogranicza

DAMIAN HALMER

Czeska ekspansja terytorialna na Płaskowyżu Głubczyckim w XIII wieku

Płaskowyż Głubczycki zajmuje bardzo specyficzne miejsce w dzie-jach stosunków polsko-morawskich. Ziemie te, rozciągające się nad

1rzekami Psiną i Troją , były do końca XII wieku słabo zaludnionymi, a więc sprzyjającymi osadnictwu terenami. Wraz z rozwojem osad-nictwa i powstawaniem coraz to nowszych osad, zarówno po stro-nie morawskiej, jak i śląskiej dochodziło do powolnego zmniejsza-nia wolnych terenów i kształtowania się granicy, a następnie prób ekspansji i poszerzania terytoriów.

Zagadnienie morawsko-śląskich konfliktów o średniowieczną ru-bież graniczną, zwłaszcza w XII i XIII wieku, jest całkiem częstym przedmiotem rozważań badaczy polskich i czeskich. Bardzo szero-ko na ten temat pisał Antoni Barciak w pracy pt. Czechy a ziemie po-

2łudniowej Polski w XIII oraz w początkach XIV wieku . Praca ta, oparta na szerokiej literaturze i wielu źródłach, w sposób zwarty ilustruje najważniejsze cechy działań obydwu konkurujących z sobą stron.

3Inne ważne prace z tego zakresu ogłosili m.in. Jaroslav Bakala i Mar-

1 Jako Płaskowyż Głubczycki w niniejszym opracowaniu rozumiane są ziemie rozciągające się po podwójną krawędź biegnącą od obecnego miasta Głogówek aż po dolinę Odry u ujścia Psiny na północy i po rzekę Opawicę na południu. Z za-chodu ziemie Płaskowyżu ogranicza dolina Osobłogi i pasmo Sudetów, ze wscho-du zaś – dolina Odry pomiędzy ujściem Psiny i Opawicy.2 A. B a r c i a k: Czechy a ziemie południowej Polski w XIII oraz w początkach XIV wie-ku. Polityczne i ideologiczne problemy ekspansji czeskiej na ziemie południowej Polski. Kato-wice 1992.3 J. B a k a l a: Z dějin středověké ekonomiky v jižním Slezsku. W: Korzenie środkowo-europejskiej i górnośląskiej kultury gospodarczej. Red. A. B a r c i a k. Katowice 2003.

Page 30: trudne bogactwo pogranicza

4tin Wihoda . Wielce przydatna jest także publikacja Norberta Miki, w której Autor podejmuje sygnalizowany temat, ograniczony jed-

5nakże do obszaru ziemi raciborskiej .

Równie często badacze podejmowali próby ujęcia procesu kształ-towania, a następnie (od XIII w.) rekonstrukcji granicy rozdziela-jącej posiadłości morawskie i śląskie na Płaskowyżu Głubczyckim.

6Wśród nich najważniejsze prace ogłosili Walter Latzke , Jan Tysz-

7 8 9kiewicz , Norbert Mika , Antoni Barciak , a także badacze czescy:

10 11 12Miroslav Vach , Jaroslav Bakala i Pavel Michna .

Pomimo tak licznych badań, zagadnienie rubieży granicznej mo-rawsko-śląskiej z przełomu XII i XIII wieku nie zostało jeszcze

4 M. W i h o d a: Přemyslovská expanze v Horním Slezsku a vznik holasické provincie. V: „Acta Historica et Museologica Universitatis Silesianae Opaviensis” 1997, nr 3.5 N. M i k a: Ekspansja czesko-morawska na ziemię raciborską w XIII wieku. W: Stu-dia i materiały z dziejów Śląska. T. 21. Red. A. B a r c i a k. Katowice 1996.6 W. L a t z k e: Schlesiens Südgrenze bis zum Anfange des 13. Jahrhunderts. „Zeitschrift des Vereins für Geschichte Schlesiens“ 1937, Nr 71.7 J. T y s z k i e w i c z: Z wczesnośredniowiecznych dziejów Śląska Opawskiego. W: Ty-síc let česko-polské vzájemnosti. Materiály z vědecké konference, pořádane na Hradci u Opavy ve dnech 9. – 10. září. Svazek 1. Opava 1966; I d e m: Z dziejów Śląska Opawskiego we wczesnym średniowieczu. „Śląski Kwartalnik Historyczny Sobótka”. R. 22, 1967, z. 1–2, s. 8; I d e m: Uwagi o ustalaniu się granicy między Morawami a Śląskiem (IX–XIII wiek). W: Śląsk Górny i Opawski w dobie plemiennej wczesnego średniowiecza. Red. J. S z y d ł o w s k i. Katowice 1991.8 N. M i k a: Przebieg śląsko-morawskiej granicy na przestrzeni wieków. W: Jedność ma-łych ojczyzn jednością Unii Europejskiej. Racibórz–Krzyżanowice 2004.9 A. B a r c i a k: Kształtowanie się granicy śląsko-morawskiej w średniowieczu. (W dru-ku; maszynopis udostępniony dzięki życzliwości Pana Profesora Antoniego Barciaka).10

M. V a c h: K minulosti Holasicka v 11. a 12. stoleti. „Časopis Slezského muzea” 1961, nr 10, série B.11

J. B a k a l a: Holasické pomezí v 11. a 12. století. „Časopis Slezského muzea” 1964, nr 13, série B.12

P. M i c h n a: Północne granice Moraw w XI i XII wieku. „Rocznik Cieszyński”. T. 6/7. Cieszyn 1991.

DAMIAN HALMER30

Page 31: trudne bogactwo pogranicza

w pełni poznane. Wiele problemów metodycznych nastręcza już sa-mo pojęcie granicy morawsko-śląskiej. Początkowo bowiem linia od-dzielająca posiadłości morawskie i śląskie nie była granicą sensu stric-to, lecz jedynie nieskolonizowanym terenem lasów i nieużytków. Im jednak bliżej XIII wieku, tym bardziej tereny te pokrywały się nowy-mi osadami tak, że z czasem zarysowała się między nimi linia gra-

13niczna podobna do tej, jaką znamy obecnie .

Sytuacja taka jest sporą zachętą, a nawet wyzwaniem do podjęcia dokładniejszych badań. Bez zbytniej przesady można uznać, że eks-pansja morawska, w czasach Przemysła Otokara II wpisująca się w ogół polityki czeskiej wobec ziem polskich, jest jednym z najbar-dziej zajmujących zagadnień średniowiecznego Śląska. Tym bardziej że różne sposoby prowadzenia ekspansji, z których niemal wszyst-kie realizowane były właśnie na tym odcinku granicy, są niejako „streszczeniem” lub też „krótką charakterystyką” i „idealnym przyk-ładem” na przedstawienie podstawowych cech morawskiej (i ponie-kąd także czeskiej) ekspansji terytorialnej na ziemie Śląska w XIII wieku. Stąd też omawiane w dalszej kolejności działania, choć ogra-niczą się tylko do obszaru Płaskowyżu Głubczyckiego, będą jednak reprezentatywne dla całości założeń morawskiej, a następnie także czeskiej polityki ekspansji na Śląsku.

Okres do połowy XII wieku był na Śląsku czasem ustawicznych walk, zarówno o charakterze terytorialnym, jak i łupieżczym. Reper-kusjami wielu z nich były zmiany przynależności politycznej Śląska, czy to w całości, czy jedynie poszczególnych ziem. Śląsk z wieku X, XI i XII można by porównać do okopów z czasów I wojny świato-wej, wielokrotnie przechodzących z rąk do rąk. Podporządkowanie Śląska władzy Piastów przez księcia Mieszka I, przejęcie przez Brze-tysława I w 1039 roku, a następnie ponowne włączenie go w skład państwa Kazimierza Odnowiciela w 1054 roku jest chyba najlep-

13 Zob. A. B a r c i a k: Czechy a ziemie południowej Polski..., s. 46–47.

CZESKA EKSPANSJA TERYTORIALNA [...] W XIII WIEKU 31

Page 32: trudne bogactwo pogranicza

szym i najbardziej widocznym potwierdzeniem zasadności takiego porównania.

Sytuację zmieniła diametralnie śmierć Bolesława III Krzywous-tego, a co za tym idzie – rozbicie dzielnicowe. Śląsk, od tej pory poz-bawiony pomocy militarnej innych dzielnic, stawał się coraz słab-szym przeciwnikiem. Kolejne walki wewnętrzne i podziały Śląska na mniejsze księstwa jeszcze bardziej osłabiały jego militarny potencjał i zdolności do obrony. Tymczasem sytuacja po południowej stronie granicy była odwrotna. Czechy od połowy XII wieku przeżywały okres prosperity, a ich potencjał militarny i polityczny szybko wzras-tał. Pierwsze podziały Śląska i pierwsze konflikty pomiędzy książę-tami śląskimi dały południowym sąsiadom impuls do rozpoczęcia działań mających na celu powiększanie swych posiadłości, zwłasz-cza na odcinku morawskim.

Jednym z pierwszych kierunków terytorialnej ekspansji moraw-skiej na Śląsku była północna część prowincji gołęszyckiej, na pół-noc od rzeki Opawy. Zdaniem badaczy czeskich, ziemia ta po roku 1155 została uzależniona od biskupstwa wrocławskiego, a przez to

14także od władzy Piastów śląskich . Polskie panowanie na tym tere-nie nie utrzymało się jednak długo, gdyż już u schyłku XII wieku powróciła ona w skład państwa Przemyślidów i poddana została pro-

15cesowi wzmożonego osadnictwa . Wraz z tymi zmianami powoli ustalała się granica pomiędzy Śląskiem a Morawami.

Badacze nie są jednak zgodni co do jej przebiegu, zwłaszcza w po-czątkowym okresie, gdy dopiero przekształcała się z rubieży gra-

16nicznej w granicę linearną . Nie dysponujemy bowiem żadnym do-

14 J. B a k a l a: Stosunki wzajemne Śląska Opawskiego i Opolskiego w średniowieczu.

„Studia Śląskie” 1997, T. 55, s. 13–14.15

M. V a c h: K minulosti Holasicka..., s. 36–46, 91–98; P. M i c h n a: Północne gra-nice..., s. 22; J. B a k a l a: Stosunki wzajemne..., s. 14; I d e m: Z dějin středověké ekono-miky..., s. 66–67.16

A. B a r c i a k: Kształtowanie się granicy..., s. 7–10.

32 DAMIAN HALMER

Page 33: trudne bogactwo pogranicza

kumentem, który mógłby – choćby mgliście – opisywać jej przebieg. Stąd też dociekania w tej kwestii opierają się jedynie na nikłych przes-łankach źródłowych.

Jan Tyszkiewicz zagadnienie to opisywał tymi słowy: ,,W począt-ku XIII w. granica polsko-morawska opierała się o brzegi rzek i stru-mieni: od źródeł rzeki Prudnik do ujścia w Osobłogę, potem pra-wym brzegiem Straduni do potoku Milicz i jego lewym brzegiem do środkowego biegu rzeki Psiny, tą zaś w dół do Odry, dalej w górę

17koryta do Ostrawicy i Ostrawicą ku jej źródłom” . Autor, mając na myśli „początek XIII wieku”, opisał sytuację już po nadaniu ziemi grobnickim joannitom, co – jego zdaniem – nastąpiło przed 1213 ro-

18kiem . Sytuację z przełomu XII i XIII wieku próbowali także ustalić P. Michna i N. Mika, którzy granicę nakreślili wzdłuż koryta Psiny –

19od jej ujścia do Odry aż do jej źródeł . Opierając się na przedstawio-nych tezach, postaramy się więc zilustrować jednoznacznie przebieg kształtującej się granicy morawsko-śląskiej na Płaskowyżu Głubczyc-kim z początku XIII wieku. Ustalenie takie jest bowiem niezbędnym punktem wyjścia do dalszych badań nad morawską ekspansją na tym terenie.

Zdecydowanie najpewniejszym odcinkiem granicy morawsko-śląs-kiej jest jej część wschodnia, oparta na dolnym biegu Psiny do jej ujścia w Odrę. Skierowująca się na południe Psina oddzielała tu Mo-

20rawy od południowo-zachodnich rubieży księstwa raciborskiego .

Dzięki przesłankom źródłowym możemy wyznaczyć (a właści-wie sprawdzić) także dalszy bieg granicy. W dokumencie biskupa wrocławskiego Wawrzyńca z 25 i 27 maja 1223 roku dla rybnickich

33

17 J. T y s z k i e w i c z: Uwagi o ustalaniu się granicy , s. 42.

18 Zob. I d e m: Z wczesnośredniowiecznych dziejów Śląska Opawskiego..., s. 91; I d e m:

Z dziejów Śląska Opawskiego..., s. 8.19

P. M i c h n a: Północne granice..., s. 22; N. M i k a: Przebieg śląsko-morawskiej grani-cy..., s. 11, 19 (mapka).20

Ibidem, s. 11.

...

CZESKA EKSPANSJA TERYTORIALNA [...] W XIII WIEKU

Page 34: trudne bogactwo pogranicza

norbertanek znajduje się fragment, w którym wspomina się wcześ-niej dokonane przez niewymienionego z imienia księcia donacje na rzecz kościoła św. Zbawiciela w Rybniku. Wśród wyliczanych nadań owego księcia zapisane zostały także: „[...] Crauar cum suo ambitu,

21Rachouo et Lichan, cum plena libertate, Grudina [...]” . Pod tymi nazwami kryją się miejscowości leżące na Płaskowyżu Głubczyc-kim, a zatem Krowiarki, Raków, Grudynia oraz obecnie nieistnie-

22jąca już wieś Lichań, niegdyś położona w okolicach Baborowa .

Szczególnie interesują nas tu wsie Raków i Lichań jako znajdu-jące się na lewym brzegu Psiny, w jej środkowym biegu. Zostały one bowiem przekazane rybnickim premonstratenskom przez władają-cego nimi księcia, którym, jak się słusznie zdaje, był Mieszko Lasko-nogi. Tereny te, zanim przekazane zostały klasztorowi, wchodziły w skład księstwa opolskiego, które Mieszko przyłączył do swego

23władztwa w 1202 roku . Stąd też wiemy, że na przełomie XII i XIII wieku ziemie na północ od środkowego biegu Psiny bez wątpienia były pod władzą Piastów.

21 Schlesisches Urkundenbuch. Bd 1. Verlager W. Irgang. Graz–Wien–Köln 1971

(Nr 226).22

Utożsamianie zapisanej w dokumencie wsi „Lichan” jako zaginionej wsi w oko-licach Baborowa nie jest jedynym funkcjonującym w literaturze poglądem. Nie-którzy badacze pod tą nazwą widzą znajdującą się nieopodal Leśnicy wieś Lichy-nię. Zob. I. P a n i c: Historia osadnictwa w księstwie opolskim we wczesnym Średniowie-czu. Katowice 1992, s. 74; N. M i k a: Mieszko syn Władysława II Wygnańca, książę raciborski i pan Krakowa – dzielnicowy władca Polski. Racibórz 2006, s. 122–123. Pog-ląd ten jednak wydaje się błędny, gdyż osada „Lichan” jest wymieniana przez cały czas jako blisko związana z Krowiarkami i Rakowem. Por. D. H a l m e r: Kilka uwag o lokalizacji i powstaniu miasta Baborów. W: Europa, Śląsk, Świat najmniejszy. Red. H. H o n y s z, J. M o k r o s z. Katowice–Rybnik 2007, s. 129–130; D. H a l -m e r: W poszukiwaniu średniowiecznego Zalesia. Przyczynek do badań nad osadnictwem ziemi rybnickiej w średniowieczu. W: Europa, Śląsk..., s. 162–164. Dlatego więc przyjmujemy tezę, iż Lichań, istniejący co najmniej do połowy XIII w., leżał w bli-żej nieokreślonym miejscu nieopodal później powstałego Baborowa.23

N. M i k a: Mieszko syn Władysława..., s. 123–124.

34 DAMIAN HALMER

Page 35: trudne bogactwo pogranicza

Na zachód od tego miejsca, za Sułkowem, Psina tworzy małe za-kole, zmieniając nieco swój „równoleżnikowy” nurt. Jednakże pew-ne jest, że i na tym odcinku granica przebiegała wraz z biegiem rzeki. Potwierdza to dokument margrabiego Władysława Henryka z dnia 12 sierpnia 1222 roku, w którym wymienia on swą wieś „Wernar-

24tizi”, leżącą „in terminis Polonie [...]” . Pod nazwą „Wernartizi” kryje się wieś Bernacice, leżąca na południowy wschód od Głub-czyc. Bernacice leżą na zachód od wspomnianego zakola Psiny, co potwierdza, że także w tym fragmencie granica oparta była na rzece.

Kwestią sporną jest jednak dalszy przebieg granicy. Na tym od-cinku w XIII wieku swe dobra posiadał bowiem Rycerski Zakon Szpitalników Świętego Jana z Jerozolimy, z siedzibą w Grobnikach. Z początkami tego zakonu wiążą się bowiem spore niejasności, któ-re trafnie wykazał J. Bakala. Omawiając kolonizację joannicką w tym rejonie, badacz ten zwrócił uwagę na to, iż podstawą do formułowa-nia wszelkich sądów na temat początków osadnictwa joannickiego na północ od Psiny nie jest bynajmniej żaden niebudzący wątpli-wości dokument, lecz datowany na 1183 rok falsyfikat księcia Fryde-

25ryka . I chociaż istnieje prawdopodobieństwo, że falsyfikat ten pow-stał na podstawie tradycji bądź dokumentu z ostatnich lat XII wieku,

26to jednak nadal jest to jedynie prawdopodobieństwo .

24 Schlesisches Urkundenbuch. Bd 1..., (Nr 217).

25 Codex Diplomaticus et Epistolaris Regni Bohemiae. T. 1. Red. G. F r i e d r i c h.

Pragae 1904–1907, (Nr 402). Dokument ten jest niewątpliwie falsyfikatem i jego pochodzenie z 1183 r. wydaje się wielce wątpliwe; Zob. J. B a k a l a: Holasické po-mezí..., s. 110 i nast. (Dla ułatwienia, tezy J. Bakali podawane będą na podstawie nowszej i znacznie lepiej dostępnej w Polsce pracy: I d e m: Z dějin středověké ekono-miky...). Niemniej jednak część historyków przyjęła ów dokument bezkrytycznie, uznając tym samym obecność joannitów na Płaskowyżu Głubczyckim już w XII w.; Zob. A. R i t s c h n y, F. J. H ä u s s l e r: Geschichte der Malteser-Ritters-Ordens-Kom-mende St. Johann in Schlesien. Opava 1931, s. 8 i nast.; K. G a n c a r c z y k: W kwestii początków zakonu joannitów na Śląsku. „Śląski Kwartalnik Historyczny >>Sobót-ka<<” 1985, R. 40, z. 2, s. 191, 193; M. S t a r n a w s k a: Między Jerozolimą a Łuko-wem. Zakony krzyżowe na ziemiach polskich w średniowieczu. Warszawa 1999, s. 38–39.26

J. B a k a l a: Z dějin středověké ekonomiky..., s. 67–68.

35CZESKA EKSPANSJA TERYTORIALNA [...] W XIII WIEKU

Page 36: trudne bogactwo pogranicza

Wolny od tego typu wątpliwości jest natomiast dokument króla Wacława I, sporządzony w Pradze, w październiku 1243 roku. W do-kumencie tym znajduje się potwierdzenie wcześniejszego nadania, z którego wynika, że ziemie te joannitom nadał Władysław Henryk,

27nie zaś książę Fryderyk . Podobny przekaz znajdujemy w doku-mencie króla Przemysła Ottokara II z 12 września 1263 roku, gdzie również nie wspomina się o księciu Fryderyku, lecz jako donatorów

28wymienia się króla Wacława I i margrabiego Władysława Henryka .

Kolejną ważną wskazówką jest także sam toponim Grobników. Nazwa ta bowiem nawiązuje do Grobu Chrystusa, do okresu wyp-

29raw krzyżowych i pobytu joannitów w Ziemi Świętej . Toponim ten został zapewne stworzony przez samych zakonników jako nazwa

30dla centrum swych nowo otrzymanych dóbr . Potwierdza to do-mysły J. Bakali, jakoby joannici w Grobnikach pojawić się mieli do-piero w drugiej dekadzie XIII wieku. Jak bowiem kwituje sam autor tej tezy: „Joannicka tradycja o darach księcia Fryderyka [...] zachęca do wiary w rolę zakonu przy kolonizacji pogranicza morawsko-śląs-kiego już przed rokiem 1200. Jednak nie musi to być sprzeczne z prawdopodobieństwem, że pierwotnego nadania poświadczone-go dosłownym nazwaniem lokalizacji Grobników udzielił zakono-

31wi dopiero Władysław Henryk” .

Jednym słowem, mało prawdopodobne jest, żeby joannici pier-wsze swe nadania na Opawszczyźnie otrzymali przed 1214 rokiem (początek rządów margrabiego Władysława Henryka), jednak sam

27 Schlesisches Urkundenbuch. Bd 2. Verlager W. Irgang. Wien–Köln–Graz 1977

(Nr 254).28

Codex Diplomaticus et Epistolaris Regni Bohemiae. T. 5, fasc. I. Red. J. Š e b á n e k, S. D u š k o v á. Pragae 1974 (Nr 392).29

H. B o r e k: Górny Śląsk w świetle nazw miejscowych. Opole 1988, s. 200.30

J. B a k a l a: Z dějin středověké ekonomiky..., s. 68.31

Ibidem. Przeł. D. H a l m e r.

36 DAMIAN HALMER

Page 37: trudne bogactwo pogranicza

ośrodek w Grobnikach powstał na pewno w latach 1214–1222. Wskazuje to na fakt, że przed tym rokiem granica morawsko-czeska także na tym odcinku opierała się na rzece Psinie.

Posiadamy także pewne wskazówki dotyczące przebiegu granicy na wysokości Głubczyc. Taką wskazówką jest położenie głubczyc-kiego drewnianego grodu obronnego. Już na początku XX wieku Robert Hofrichter, jeden z pionierów badań nad historią ziemi głub-czyckiej, podjął się próby lokalizacji dawnego drewnianego grodu obronnego. Jego zdaniem, miał on się znajdować w południowej

32części miasta (Niedervorstadt), na prawym brzegu Psiny . Poszuki-wania te w późniejszych latach kontynuowali inni historycy: Wła-

33 34dysław Dziewulski i Katarzyna Maler . W wyniku ich dociekań (wraz z weryfikacją założeń R. Hofrichtera) można obecnie z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że to właśnie na południe od Psiny, na podmokłym terenie stał wspomniany gród obronny. Bę-dąc najdalej na północ wysuniętym czeskim punktem obronnym, miał na celu zabezpieczanie morawskiej granicy na jej północnych rubieżach. Dopiero z początkiem XIII wieku większość zabudo-wań, jak i samo „centrum” Głubczyc przeniosło się na drugi, lewy

35brzeg Psiny .

Zarówno więc przesunięcie nadania Grobników joannitom, jak i powstanie lewobrzeżnych zabudowań w Głubczycach najwcześ-niej w pierwszym dwudziestoleciu XIII wieku wskazują, iż granica morawsko-śląska z przełomu XII i XIII wieku pierwotnie nie skrę-cała ku północy, lecz biegła wzdłuż Psiny niemal aż do jej źródeł.

32 R. H o f r i c h t e r: Heimatkunde des Kreises Leobschütz. Teil 2, H. 2. Leobschütz

1911, s. 69.33

W. D z i e w u l s k i: Z dziejów ziemi głubczyckiej. W: Ziemia Głubczycka. Red. J. W e n d t. Opole 1978, s. 18–19.34

K. M a l e r: Dzieje Głubczyc do 1742 roku. Opole 2003, s. 29–31.35

J. T y s z k i e w i c z: Z dziejów Śląska Opawskiego..., s. 8; K. M a l e r: Dzieje Głub-czyc..., s. 29–35.

37CZESKA EKSPANSJA TERYTORIALNA [...] W XIII WIEKU

Page 38: trudne bogactwo pogranicza

O wiele trudniejsza jest kwestia dalszego biegu linii granicznej w rejonie Osobłogi i Straduni. Rzeki te nie są w żaden sposób połą-czone z Psiną, dlatego też granica na tym odcinku musiała przebie-gać pomiędzy nieużytkami i lasami. Ponadto tereny te pozbawione są naturalnych formacji mogących być liniami granicznymi, przez co trudniej jest ją zrekonstruować.

Wielce przydatny w tej kwestii mógłby być wspomniany już do-kument nadania joannitom Grobników. Kwestia granic ich włości, pokrywająca się de facto z granicą Moraw, jest tam bardzo dokładnie omówiona: „Confirmo preterea Hrobeniky super fluvium, qui dici-tur Pzina, cum suis attenenciis ex una parte Hlubenice termino iacen-te usque ad terminum Bohuhwalov et de hinc usque ad pontem vir-gis factum, qui dicitur Bezstreiowa hat, et ab his terminis semita et signa protenduntur usque in Kozidol et de inde eadem signa usque

36Milich fluvium protenduntur” . Z powodu omawianych już prob-lemów w związku z czasem nastania joannitów w Grobnikach i słusz-nych – jak się zdaje – wątpliwości co do oryginalności zapisu, nie może być on niepodważalnym dowodem na taki przebieg granicy z początków XIII wieku wzdłuż posiadłości zakonnych. A zatem nie możemy na tym etapie stwierdzić, że granica w nim opisana odpowiada stanowi faktycznemu z przełomu XII i XIII wieku.

Równie niepewnych, aczkolwiek przydatnych i budzących mniej wątpliwości, przesłanek dostarczają inne dokumenty odnoszące się do tego obszaru. Są to dokumenty związane z fundacjami w okoli-cach miejscowości Jarosław, w późniejszych latach przemianowanej

37na Kazimierz . Fundacja ta, jak wykazał A. Barciak, pierwotnie po-wierzona cystersom z Pforty, powstała w ostatnich latach XII wieku (między rokiem 1197 a 1201). Fundacja ta, co prawda, nie przetrwa-

36 Codex Diplomaticus et Epistolaris Regni Bohemiae. T. 1. Red. G. F r i e d r i c h. Pra-

gae 1904–1907 (Nr 402).37

„Ierozlauie que nunc Cazemira dicitur” – Schlesisches Urkundenbuch. Bd 1..., (Nr 143).

38 DAMIAN HALMER

Page 39: trudne bogactwo pogranicza

ła długo, lecz zagospodarowywanie owych terenów kontynuowali 38

cystersi z Lubiąża, dzięki czemu ziemie te nie zostały porzucone .

W najstarszych dokumentach dotyczących terytoriów nadania jarosławskiego nie podano ich dokładnych granic, lecz jedynie

39wspominano o miejscowości Jarosław z przyległościami . Rekon-strukcję zasięgu przyległości umożliwia dopiero późniejszy doku-ment biskupa wrocławskiego Wawrzyńca, potwierdzający własnoś-ci tamtejszych mnichów. Według niego granicami (a właściwie ogra-nicznikami) posiadłości cysterskich miały być rzeki Osobłoga, Odra

40i Stradunia .

Cechą charakterystyczną jest, że w żadnym dokumencie odno-szącym się do posiadłości lubiąskich mnichów na tym terenie nie

41jest określone ograniczenie z południa . Niewykluczone, że brak określenia granicy na południowym krańcu posiadłości wynikał tylko z braku rzeki, która tak jak Osobłoga, Stradunia i Odra mog-łaby być punktem odniesienia, lub też (co najbardziej prawdopo-dobne) z braku osad na południe od terytorium. Wybieg ten niesie z sobą spory problem praktyczny, zwłaszcza w kontekście naszych dociekań, utrudniając poznanie granicy morawsko-śląskiej. W tym miejscu mamy jedynie jedna wskazówkę, którą jest miejscowość w dokumencie biskupim zapisana jako Ozoblog, a którą A. Barciak

42słusznie utożsamia z Osobłogą . Na tej podstawie możemy więc chociaż hipotetycznie wytyczyć granice, pozostawiając tę miejsco-wość po stronie polskiej. Przyjęcie Osobłogi jako punktu orienta-

38 A. B a r c i a k: Jarosław – Kazimierz, pierwsza nieudana fundacja cysterska na Gór-nym Śląsku. „Nasza Przeszłość” 1995, T. 83, s. 190 i nast.39

Schlesisches Urkundenbuch. Bd 1..., (Nr 74). Zob. także A. B a r c i a k: Jarosław – Kazimierz..., s. 192–193.40

Schlesisches Urkundenbuch. Bd 1..., (Nr 143).41

Ibidem (Nr 143, 171, 182).42

Ibidem (Nr 143); A. B a r c i a k: Jarosław – Kazimierz..., s. 193.

39CZESKA EKSPANSJA TERYTORIALNA [...] W XIII WIEKU

Page 40: trudne bogactwo pogranicza

cyjnego jest przydatne jeszcze z jednego powodu. Miejscowość ta leży bowiem na zachodnim krańcu Płaskowyżu Głubczyckiego, przez co uznać możemy, że wytyczenie granicy aż do tego punktu odpowiada celom badawczym niniejszego opracowania. W ten spo-sób wyznaczony został bowiem „punkt wyjścia” do opisywania za-gadnienia morawskiej (a następnie także czeskiej) ekspansji i stopnio-wego uzależniania ziem leżących na północ od dotychczasowej linii oddzielającej posiadłości morawskie od śląskich.

Zdaniem N. Miki, na przełomie XII i XIII wieku oraz w pierw-szych latach XIII wieku nic jeszcze nie wskazywało na to, by prze-biegająca przez Płaskowyż Głubczycki granica morawsko-śląska była miejscem zatargów granicznych lub jakichkolwiek innych nie-pokojów. Po odzyskaniu przez Morawy kontroli nad południowymi ziemiami Płaskowyżu miało – zdaniem tegoż autora – dojść do sta-

43bilizacji . Naszym zdaniem, okres owego względnego pokoju był jedynie ciszą przed nadchodzącą burzą i okresem przygotowań do rozpoczęcia przygotowanej ekspansji z południa. Konkurujący z so-bą margrabia morawski i książę śląski starali się coraz bardziej umac-niać się na swych pozycjach, lecz nie ulega wątpliwości, że w tych działaniach Ślązacy od dłuższego czasu byli stroną ustępującą. Stro-na morawska bardzo skrupulatnie dążyła do trwałego połączenia zdobytych terenów, które stać się miały przyczółkiem umożliwia-

44jącym dalszą ekspansję . Widocznym znakiem takiej polityki jest włączenie północnej Opawszczyzny do biskupstwa ołomunieckie-

45go. Włączenia tego dokonano przed lipcem 1201 roku .

Zauważalnym dążeniem do rozprzestrzeniania się morawskich posiadłości na obszarze Płaskowyżu Głubczyckiego była także akcja osadnictwa kościelnego i klasztornego. Praktyka ta, bardzo w tym czasie powszechna, miała na celu nie tylko ścisłe powiązanie koloni-

43 N. M i k a: Ekspansja czesko-morawska..., s. 8.

44 A. B a r c i a k: Czechy a ziemie południowej Polski..., s. 46 i nast.

45 Schlesisches Urkundenbuch. Bd 2..., (Nr 72).

40 DAMIAN HALMER

Page 41: trudne bogactwo pogranicza

zowanych terenów z Morawami, ale także znacznie podnosiła ich możliwości obronne. Po południowej stronie granicy obronnością trudniły się głównie klasztory morawskie, które na Płaskowyżu otrzy-

46mały nowe ziemie . Wówczas na tych terenach pojawiły się także zakony rycerskie: Krzyżacy w Opawie, a później joannici w Grob-

47nikach .

Skuteczna polityka osadnicza i umacnianie przyczółków na ru-bieży granicznej nieuchronnie prowadziły do zetknięcia się osadnic-twa po obu stronach. I chociaż czasami możliwa była neutralna współegzystencja lub nawet współpraca, to jednak na ogół sytuacja taka była zarzewiem konfliktów.

Warto w tym miejscu podkreślić, że Płaskowyż Głubczycki, w przeciwieństwie do innych ziem na całej długości granicy czesko--śląskiej, był obszarem w miarę sprzyjającym działaniom militar-nym. W porównaniu do odcinka sudeckiego, przejście granicy w re-jonie Płaskowyżu było dla nacierających wojsk o wiele łatwiejsze. Najtrafniej fakt ten scharakteryzował J. Bakala, pisząc, że obszar w dorzeczu rzeki Opawy nie obfitował w przeszkody terenowe, a jedynymi utrudnieniami, na jakie mógł natknąć się atakujący od-

48dział, były fortyfikacje przeciwnika .

41

46 A. B a r c i a k: Czechy a ziemie południowej Polski..., s. 47–48, 56–57.

47 Posiadłości krzyżackie w Opawie potwierdził papież Innocenty III w roku 1204

(Schlesisches Urkundenbuch. Bd 1 (Nr 92)). W kwestii początków działalności joan-nitów w Grobnikach tak dokładne określenie początków osadnictwa tegoż zako-nu nie jest możliwe ze względu na przedstawione już problemy dotyczące falsyfi-katu z 1183 r.48

„Neobvzklost tamější hranice spočívala v jakési mezeře v obranných liniích obou tehdy nepříliš přátelsky navzájem nakloněných západoslovanských dynas-tických států. Oblast v poríčí řeky Opavy nebyla vyplněna těžko přístupným hvoz-dem, takže při vojenských vpádech se setkávaly útočící oddíly jako s překážkou až s fortifikaci protivnika”. J. B a k a l a: Z dějin středověké ekonomiky..., s. 66.

CZESKA EKSPANSJA TERYTORIALNA [...] W XIII WIEKU

Page 42: trudne bogactwo pogranicza

Pierwsza potwierdzona w źródłach agresja morawska na Śląsk miała miejsce w XIII wieku i nastąpiła za życia margrabiego Wła-dysława Henryka. Według dokumentów, dopuścić się on miał najaz-du i zagarnięcia pewnych złotonośnych ziem należących do biskupa wrocławskiego. Tereny złotonośne, o których mowa w opisującym te wydarzenia dokumencie papieża Honoriusza III, najpewniej leża-ły w okolicach Zlatych Hor lub Jesenika, a więc poza interesującym

49nas w niniejszym opracowaniu obszarem . Niemniej jednak dalsze wydarzenia zapoczątkowane tym najazdem odnoszą się do teryto-rium szerszego. Spór ten przerodził się bowiem w konflikt o granice

50biskupstwa ołomunieckiego i wrocławskiego . W dokumencie pa-pieża Grzegorza IX z 7 czerwca 1229 roku na temat wspomnianego konfliktu możemy przeczytać, że toczy się on „inter [...] episcopum Wratislauiensem eundem et nominatum Olomucensem episcopum

51super limitibus suarum diocesum de Golesisco veritur [...]” .

Brak dokumentów sprawia, że w dotychczasowej literaturze przyj-muje się, jakoby spór graniczny miał być konsekwencją wydarzeń

52spowodowanych przez Władysława Henryka . Warto jednak zwró-cić uwagę na to, iż jeżeli naprawdę jego powodem było tylko i wy-łącznie najechanie należących do biskupstwa wrocławskiego złoto-nośnych terenów, to spór o granice biskupstw na ziemi gołęszyckiej wydaje się niepowiązany z tym wydarzeniem, zwłaszcza że w doku-

49 Schlesisches Urkundenbuch. Bd 1..., (Nr 242); A. B a r c i a k: Czechy a ziemie połud-

niowej Polski..., s. 62 (tam starsza literatura). Warto jednak zauważyć, że na Płaskowy-żu Głubczyckim, w rejonie Głubczyc i Racławic Śląskich, także mogło być wydo-bywane na małą skalę złoto, o czym świadczy chociażby nazwa płynącego pod Głubczycami potoku – Goldene Ader. Zob. mapka Kreis Leobschütz. In: R. H o f -r i c h t e r: Heimatkunde..., Teil 2, H. 3. Leobschütz 1914. Kwestia ta wymaga jed-nak szerszych badań.50

Schlesisches Urkundenbuch. Bd 1.., (Nr 302–304); A. B a r c i a k: Czechy a ziemie południowej Polski..., s. 62–63.51

Schlesisches Urkundenbuch. Bd 1..., (Nr 304).52

Por. A. B a r c i a k: Czechy a ziemie południowej Polski..., s. 62–63.

DAMIAN HALMER42

Page 43: trudne bogactwo pogranicza

mencie z 1229 roku nie ma już mowy o zagarniętych złotonośnych terenach, a jedynie o konflikcie terytorialnym na terenie zwanym

53„Golesisco” . Warto w tym miejscu zastanowić się nad faktem, czy aby czasem margrabia Władysław Henryk zajmując złotonośne zie-mie biskupa wrocławskiego, nie zajął także pewnych ziem prowincji gołęszyckiej? A być może miejsce miały wówczas dwa najazdy? A mo-że i więcej?

Konflikt na terytorium prowincji gołęszyckiej, a więc na Płasko-wyżu Głubczyckim, zbiegł się w czasie z pierwszymi widocznymi śladami ekspansji morawskiej na tym terenie. Jak już zostało wyka-zane, to właśnie z osobą margrabiego łączyć należy zarówno prze-niesienie zabudowań głubczyckich na lewy brzeg Psiny, jak i przeka-zanie ziemi pod kolonizację kawalerom maltańskim również na lewym brzegu rzeki, która do tej pory była rzeką graniczną. Dlatego też wydaje się wielce prawdopodobne, że konflikt między bisku-pami wrocławskim i ołomunieckim tylko po części dotyczył obfitu-jących w złoto terenów. Głównym zaś, lub nawet jedynym, powo-dem owego sporu były działania Władysława Henryka i przesunię-cie granicy na północ od Psiny.

Intensyfikacja zabiegów o przejęcie kontroli nad ziemiami na po-graniczu śląsko-morawskim zainicjowana została przez biskupa oło-munieckiego Brunona z Schauenburga. Duchowny ten, będąc jednym z najważniejszych doradców Przemysła Ottokara II, był nie tylko ini-cjatorem, ale także wykonawcą zadania – ekspansji terytorialnej na ziemie pozostające dotychczas pod kontrolą śląskich Piastów. To właśnie z osobą biskupa wiązać można nie tylko dyplomatyczne akcje wobec książąt polskich, ale także zbrojne najazdy na ziemie

54śląskie .

53 Schlesisches Urkundenbuch. Bd 1..., (Nr 304).

54 A. B a r c i a k: Biskup ołomuniecki Bruno z Schauenburga a Polska. „Śląski Kwar-

talnik Historyczny >>Sobótka<<”. R. 36, 1981, z. 1; I d e m: Ideologia polityczna mo-narchii Przemysła Ottokara II. Studium z dziejów czeskiej polityki zagranicznej w drugiej po-łowie XIII wieku. Katowice 1982, s. 105–110.

43CZESKA EKSPANSJA TERYTORIALNA [...] W XIII WIEKU

Page 44: trudne bogactwo pogranicza

Pierwsze potwierdzone źródłowo działania wojenne na Płasko-wyżu Głubczyckim miały miejsce w roku 1249. Wojska biskupa Brunona najechały zbrojnie ziemię raciborską i podeszły aż pod sam Racibórz, który w efekcie został spalony. Nie udało im się jed-nak zdobyć zamku raciborskiego. Konflikt ten zaś zakończyć się miał na skutek pertraktacji pomiędzy stronami i zapłaceniu przez

55księcia opolsko-raciborskiego 3000 grzywien .

Zdaniem Norberta Miki, początek tym wydarzeniom dał sam książę Władysław, który miał wykorzystać chwilowe osłabienie Czech,

56by najechać na przygraniczne tereny i zająć ziemię opawską . Oczy-wiście, bez dowodów źródłowych nie możemy na tym etapie jed-noznacznie stwierdzić, czy do takiego ataku doszło. Jedyny w miarę dokładny opis tych wydarzeń, sporządzony po niemal 200 latach przez Jana Długosza, mówi o tym, że zatargi między biskupem oło-munieckim a księciem opolsko-raciborskim wybuchły „ob quasdam

57simultates et inimicias” . Mogły to być więc spory graniczne, w tym wspomniane straty terytorialne spowodowane najazdem Władysła-wa Henryka.

Najazd biskupa ołomunieckiego doprowadził do pierwszych jed-noznacznie potwierdzonych źródłowo zmian przynależności teryto-rialnej na Płaskowyżu Głubczyckim. Zdaniem A. Barciaka, w wyniku tych działań biskup Bruno zajął wieś Racławice, którą już w 1252 roku

58nazywał w dokumencie „villa nostra” . Do zdobyczy terytorialnych

55 Rocznik górnośląski. W: Monumenta Poloniae Historica. T. 3. Lwów 1878, s. 715; J. D ł u g o s z: Annales seu cronicae incliti Regni Poloniae. Lib. 7–8. Varsoviae 1975, s. 67; N. M i k a: Ekspansja czesko-morawska..., s. 8; A. B a r c i a k: Biskup ołomuniecki..., s. 73.56

N. M i k a: Ekspansja czesko-morawska..., s. 9.57

J. D ł u g o s z: Annales..., s. 67.58

Codex Diplomaticus et Epistolaris Moraviae. T. 3. Red. A. B o c z e k. Olomucii 1841 (Nr 181); A. B a r c i a k: Biskup ołomuniecki..., s. 73.

DAMIAN HALMER44

Page 45: trudne bogactwo pogranicza

związanych z wyprawą biskupią z 1249 roku można zaliczyć jednak jeszcze jeden nabytek, a mianowicie miasto Osobłoga. Jeszcze

59w 1249 roku miało ono być częścią posiadłości śląskich , a w skład ziem należących do biskupa ołomunieckiego przeszło w tym sa-mym roku lub wkrótce potem. Świadczy o tym dokument biskupa Brunona z 1 sierpnia 1251 roku, wydany właśnie w Osobłodze. Wys-tępujący wśród świadków tego dokumentu „Radzlaus advocatus noster de Hozenpla” jasno potwierdza, że właścicielem tegoż mias-

60ta został nie kto inny inny, jak właśnie biskup Bruno . Dokonało się to zapewne w tym czasie, co zajęcie Racławic, samą zaś Osobłogę wykreowano na jeden z głównych punktów koordynujących eks-

61pansję biskupią .

Wydarzenia z lat 1249–1252 miały dać początek także kolejnym działaniom zbrojnym na Płaskowyżu Głubczyckim. Książę Wła-dysław I w odwecie za czyny biskupa ołomunieckiego porozumiał się z Bolesławem Wstydliwym i w roku 1253 najechał wraz z woj-skami ruskimi i małopolskimi ziemie Płaskowyżu Głubczyckiego. Opis tych wydarzeń, znany z Latopisu halicko-wołyńskiego, zawiera szczegółowe informacje o tych wydarzeniach: podanie o nieuda-nym oblężeniu Opawy, zdobyciu Nasiedla i Głubczyc, zniszczeniu znacznych połaci Płaskowyżu Głubczyckiego, a następnie powro-

62cie do Krakowa z poczuciem zwycięstwa . Władysławowi nie udało

59 A. B a r c i a k: Czechy a ziemie południowej Polski..., s. 65, przyp. 147.

60 Codex Diplomaticus et Epistolaris Moraviae. T. 3..., (Nr 166).

61 W cytowanym wcześniej dokumencie z 1252 r. Racławice opisane są jako iuxta

Hocenploc sitam. Ibidem (Nr 181). Odnosi się to niewątpliwie do ich położenia geo-graficznego, niemniej jednak odniesienie do Osobłogi może wskazywać także inne podobieństwa, w tym fakt włączenia do posiadłości biskupich w tym samym czasie.62

Ipat’jewskaja letopiś. Red. A. S z a c h m a t o w. V: Połnoje sobranije russkich letopisiej. T. 2. St. Petersburg 1908, kol. 821–826. Zob. także J. D ł u g o s z: Annales..., s. 94, 96–97.

45CZESKA EKSPANSJA TERYTORIALNA [...] W XIII WIEKU

Page 46: trudne bogactwo pogranicza

się zdobyć kosztem Moraw jakichkolwiek ziem. Wydarzenia te do-prowadziły do kolejnej utraty ziem śląskich przez księcia z dynastii Piastów. Władysław, czy to bojąc się odwetu biskupiego, czy też na wskutek pertraktacji, odstąpił biskupowi ołomunieckiemu trzy przy-

63graniczne wsie – Tomice, Klisino i Szonów . Miała to być rekom-

64pensata książęca „pro dampnis et iniuriis” .

Zmiany granicy w zachodniej i północno-zachodniej części Płas-65

kowyżu nie były jedynymi w tym okresie . Zdaniem wielokrotnie już wspominanego J. Bakali, przed rokiem 1255 dojść miało do ro-kowań, w których udział (prócz Władysława I i Brunona) brał także król Przemysł Ottokar II. W ich wyniku ustalona został granica po-między Morawami a księstwem opolsko-raciborskim, która prze-biegać miała od wsi Lipowa na skraju ziemi nyskiej do należącej do księcia Władysława wsi Bogumin, przekraczała Odrę we wsi Hru-

66šov i dalej biegła wzdłuż Ostrawicy aż do granicy z Węgrami .

Do przesunięcia granicy na północ doszło także na innym odcin-ku, a mianowicie w środkowym biegu rzeki Psiny. W latach panowa-nia Przemysła Ottokara II na lewym brzegu rzeki powstała miej-scowość Baborów. Chociaż pierwsza wzmianka o tej miejscowości

67pochodzi dopiero z 1296 roku , to jednak miejscowość ta założona została najpóźniej w latach siedemdziesiątych XIII wieku. Świadczy

63 Schlesisches Urkundenbuch. Bd 3. Verlager W. Irgang. Köln–Wien 1984 (Nr. 162,

180).64

Ibidem (Nr 180).65

Taką sugestie wysuwa N. M i k a: Przebieg śląsko-morawskiej granicy..., s. 11, 14.66

Codex Diplomaticus Silesiae. Bd 7. Verlager C. Grünhagen. Breslau 1875 (Nr 1103); J. B a k a l a: Stosunki wzajemne..., s. 16–17. N. Mika jako czas zawarcia tej umowy podaje koniec roku 1261 lub okres krótko po tej dacie. N. M i k a: Ekspansja czes-ko-morawska..., s. 11.67

Codex Diplomaticus Silesiae. T. 2: Urkunden der Kloster Rauden und Himmelweiti, der Dominikanar und der Dominikanerinnen in der Stadt Ratibor. Verlager W. Wattenbach. Breslau 1859 (Nr 24).

DAMIAN HALMER46

Page 47: trudne bogactwo pogranicza

o tym pośrednio sama nazwa miejscowości, która bez wątpienia wy-68

wodzi się od osoby założyciela osady – Bawora III ze Strakonic . Wraz z Baborowem w ręce rodu Baworowiców przeszły także inne miejscowości, które były najpewniej ich pierwotnym uposażeniem na tym terenie. O posiadłościach tych wzmiankują autorzy doku-mentów sprzedaży włości baborowskich, którzy oprócz samego

69Baborowa wymieniają także wsie Sulków, Dzielów i Czerwonków .

70Do posiadłości tych należały także wsie Sucha Psina i Raków . Spośród tych sześciu osad aż trzy (tj. Sułków, Baborów i Raków) leżały na lewym brzegu Psiny, a mimo to zaliczane były do ziemi opaw-

71skiej , co niewątpliwie świadczy o zmianie przynależności państwo-wej tych ziem, tym bardziej że we wspominanym dokumencie biskupa wrocławskiego z 1223 roku Raków wymieniany był jeszcze jako po-siadłość niegdyś należąca do księcia Mieszka Laskonogiego.

Zmiana sytuacji i częściowe zaniechanie skoordynowanej i dobrze przemyślanej ekspansji terytorialnej na pograniczu śląsko-morawskim nastało wraz ze śmiercią Przemysła Ottokara II. Wspomnieć należy w tym miejscu jeszcze o wydarzeniach, jakie miały miejsce tuż po śmierci czeskiego władcy, gdy w wyniku walk o opiekę nad następcą tronu, Wacławem II, doszło w Czechach do konfliktów zakończo-nych jesienią 1278 roku. Jednym ze skutków było przejęcie ziemi opawskiej przez wdowę po zmarłym królu, Kunegundę. Miało to doprowadzić do wielu drobnych walk między poddanymi Kune-gundy a ludźmi księcia Władysława, m.in. do nieudanego najazdu na Racibórz przed 1280 rokiem. Walki te jednak nie przyniosły już żad-nych konkretnych zmian terytorialnych.

68 Szerzej na ten temat: D. H a l m e r: Kilka uwag..., s. 136 i nast.

69 Codex Diplomaticus Silesiae. T. 2..., (Nr 35–37).

70 B. C i m a ł a, S. S e n f t: Baborów 1296–1996. Dzieje miasta i gminy. Opole 1996,

s. 32.71

Dokument z 22 sierpnia 1340 r. mówi o „Baworow Opidum et villas Sulcow, Czeruencow et Dzengilow vulgaritet nuncupata, sita in Districtu Oppauiensi”. Codex Diplomaticus Silesiae. T. 2..., (Nr 37).

47CZESKA EKSPANSJA TERYTORIALNA [...] W XIII WIEKU

Page 48: trudne bogactwo pogranicza

Lata osiemdziesiąte XIII wieku stanowią niejako zamknięcie czes-kiej ekspansji terytorialnej na niemal całym Górnym Śląsku. Zmiana sytuacji politycznej, która nastąpiła po przejęciu czeskiego zwierz-chnictwa przez książąt górnośląskich, wpłynęła znacząco na samą politykę czeską wobec śląska. Dawała bowiem nadzieje na pokojo-we podporządkowanie ziem śląskich, w skutek czego dalszej eks-pansji zaniechano. Widać było także pierwsze oznaki stabilizacji na pograniczu morawsko-śląskim, o czym świadczyć może fakt, iż przed końcem XIII wieku Tomice i Szonów powróciły w obręb gra-nic księstwa opolskiego.

Jedynym przejawem napięć granicznych z tego okresu jest trwa-jący do 1316 roku spór o granicę w okolicach należących do joanni-

72tów Lisięcic . Konflikt ten miał jednak marginalne znaczenie i to-czył się o niewielki skrawek terytorium, był więc jedynie czymś w rodzaju drobnej korekty granicznej. Sama zaś granica przebie-gająca przez Płaskowyż Głubczycki – jak się wydaje – wówczas już była ustalona i źródła milczą na temat prób jej zmiany. Stąd też ostatnie lata XIII wieku uznać należy za zamknięcie okresu moraw-skiej, a w pewnym momencie i odgórnej czeskiej ekspansji teryto-rialnej.

72 J. B a k a l a: Stosunki wzajemne..., s. 18.

DAMIAN HALMER48

Page 49: trudne bogactwo pogranicza

DAWID KELLER

Bogusław Dobrzycki – 1

twórca polskich kolei na Górnym Śląsku

Postać Bogusława Dobrzyckiego, delegata Ministerstwa Kolei Żelaznych (dalej: MKŻ) na teren Górnego Śląska, prezesa Dyrekcji Kolei Państwowych (dalej: DKP) w Katowicach, autora wspomnień z okresu działalności na Śląsku, nie jest na tym obszarze wystarcza-jąco dobrze znana. Dość powiedzieć, że w podstawowej publikacji

2dotyczącej okresu powstań i plebiscytu nie zamieszczono jego bio-

3gramu. Również w biogramach temu okresowi jego życia poświęca się niewiele miejsca. Utrudnieniem w krytycznym przedstawieniu jego dokonań na Górnym Śląsku pozostaje fakt wydania przez nie-

4 5go dwukrotnie opublikowanych wspomnień oraz brak krytycznych

1 Autor jest historykiem, pracownikiem Działu Historii i Kultury Regionu Mu-zeum w Rybniku, doktorantem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Prezentowany artykuł stanowi studium wstępne do monografii Dyrek-cji Okręgowej Kolei Państwowych w Katowicach w okresie międzywojennym.2

Encyklopedia powstań śląskich. Red. F. H a w r a n e k. Opole 1984.3

K. P r z y b y s z e w s k i: Inżynier Bogusław Dobrzycki (1875–1948) – prezes i dy-rektor Dyrekcji Okręgowej Kolei Państwowych w Poznaniu, Katowicach, Gdańsku i Toruniu. W: Pomorze – Polska – Europa. Studia i materiały z dziejów XIX i XX wieku. Toruń 1995, s. 277–284; I d e m: Ludzie Torunia Odrodzonej Rzeczypospolitej (1920–1939). Toruń 2001, s. 102–107.4

Pierwszy raz w 1923 r. (B. D o b r z y c k i: Rys historyczny przejęcia polskich kolei na Górnym Śląsku. Katowice 1923); drugi raz (z drobnymi zmianami) cztery lata później: Prace plebiscytowe i przygotowania organizacyjne do przejęcia kolei. W: W piątą rocznicę przejęcia polskich kolei górnośląskich od Niemców w dniu 18 czerwca 1922 r. Kato-wice 1927.5

Przeprowadzona przez autora kwerenda biblioteczna nie wskazała na istnie-nie takowych.

Page 50: trudne bogactwo pogranicza

wobec niego publikacji. Ciekawostkę może stanowić fakt, że rów-nież z okresu pracy Dobrzyckiego na terenie Górnego Śląska w II połowie lat dwudziestych XX wieku nie zachowały się opinie nega-

6tywne , a nawet podstawowy do badań nad historią kolei na Górnym

7Śląsku w okresie międzywojennym, choć nie zawsze rzetelny , Jan

8 9Roman Krzyża jest mu niezwykle przychylny . Z tego zatem powodu przedstawiona w niniejszym artykule próba opisania jego działal-ności jako delegata Ministerstwa Kolei Żelaznych wymaga w przysz-łości weryfikacji. Opiera się ona w zasadniczej części na wspomnianej już pracy B. Dobrzyckiego z 1923 roku. W trakcie prowadzonych ba-dań udało się jednak rozszerzyć ten materiał o dane z Archiwum Pań-

10stwowego w Katowicach oraz Archiwum Akt Nowych w Warsza-

11wie . Szczegóły biograficzne dotyczące życia B. Dobrzyckiego podano za istniejącymi jego biogramami.

Bogusław Dobrzycki urodził się 23 listopada 1875 roku w Pozna-niu. Po ukończeniu nauki w Gimnazjum im. św. Marii Magdaleny zos-tał skierowany do odbycia służby wojskowej we Wrocławiu (1895–1896). Po jej zakończeniu rozpoczął studia w Brunszwiku. W lipcu 1901 roku uzyskał dyplom inżyniera budowy maszyn. Już od września rozpo-czął pracę w zakładach Kruppa w Magdeburgu. Pracował tam do

6 Archiwum Akt Nowych w Warszawie (dalej: AAN), Zespół akt Prezydium Rady Ministrów (dalej: PRM), cz. III, sygn. 1064/23, s. 12–17.7 Por. ustalenia autora dotyczące historii kolei w Wodzisławiu Śląskim.8 Rozwój kolei w województwie śląskim i jego znaczenie dla Polski. Katowice 1939.9 Jan Krzyża wspominając prace prowadzone w I półroczu 1922 r. przez B. Dobrzyckiego jako delegata Ministerstwa Kolei Żelaznych, pisał, że ów „znisz-czył nadzieje Niemców, którzy pewni byli, że Polacy nie dadzą sobie rady, że kolej stanie, a z nią cały przemysł” – Rozwój kolei..., s. 28.10 Zespoły akt: Polskiego Komisariatu Plebiscytowego (dalej: PKPleb.), Naczel-nej Rady Ludowej na Górnym Śląsku (dalej: NRL), Dyrekcji Kolei w Katowicach, Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego.11 Zespoły akt: Prezydium Rady Ministrów, Delegacji Polskiej na Konferencję Pokojową w Paryżu, Ministerstwa Spraw Zagranicznych (dalej: MSZ).

DAWID KELLER50

Page 51: trudne bogactwo pogranicza

listopada 1906 roku, kiedy to przeniósł się do Bochum (zakłady Göp-pla). W 1910 roku powrócił do Wielkopolski, gdzie został współwłaś-cicielem i kierownikiem Fabryki Maszyn Rolniczych i Odlewni Maxa Arnolda. Pracował w niej (z przerwą w okresie I wojny światowej) do 1918 roku. W czasie wojny został powołany do lotnictwa, a nawet w 1916 roku był naczelnikiem Urzędu Wodnego we Frankopolu nad Bugiem. Musiał zostać wówczas dostrzeżony jako dobry fachowiec, gdyż był członkiem komisji w rokowaniach niemiecko-rosyjskich w Brześciu. Okres I wojny światowej przyczynił się do zmiany jego za-jęcia. Kolejne bowiem podejmowane przez niego prace i funkcje były już nierozerwalnie związane z komunikacją. I tak po powrocie z fron-tu wschodniego służył w lotnictwie w Poznaniu. Został wybrany

12delegatem do Naczelnej Rady Ludowej . W okresie powstania wiel-kopolskiego przez krótki czas był również komendantem Ostrowa Wielkopolskiego. 29 grudnia 1918 roku został naczelnikiem Wydzia-

13łu Komunikacyjnego przy Komisariacie Naczelnej Rady Ludowej . Od tego momentu zaznacza się również początek jego działań zwią-zanych z Górnym Śląskiem. Do tej kwestii przyjdzie jeszcze wrócić. W kwietniu 1919 roku powołał pierwszego polskiego prezesa Dyrekcji Kolei Państwowych (dalej: DKP) w Poznaniu, którego po roku zastąpił (od 20 maja 1920 roku). W tym czasie, będąc decernentem służby war-sztatowej i zasobów w DKP w Poznaniu, a później również zastępcą prezesa DKP, czynnie współpracował w sprawach górnośląskich.

Na początku 1919 roku powołano Podkomisariat Naczelnej Ra-dy Ludowej dla Górnego Śląska, który utworzono w Bytomiu, i na

12 Szerzej na temat Rady Ludowej: Dziennik Polskiego Sejmu Dzielnicowego w Pozna-niu 3–5 grudnia 1918 roku. Oprac. B. P o l a k. Koszalin 1999; „Tygodnik Urzędo-wy Naczelnej Rady Ludowej” 1919; M. P i r k o, L. G r o t, I. P a w ł o w s k i: Wielkopolska w walce o niepodległość 1918–1919. Wojskowe i polityczne aspekty Powstania Wielkopolskiego. Warszawa 1968; A. C z u b i ń s k i: Powstanie Wielkopolskie 1918– 1919. Geneza – charakter – znaczenie. Poznań 1978.13

AAN, Zespół akt Delegacja Polska na Konferencję Pokojową w Paryżu, sygn. 224, s. 1–2.

BOGUSŁAW DOBRZYCKI... 51

Page 52: trudne bogactwo pogranicza

którego czele stanął znany działacz narodowy – adwokat Kazimierz 14

Czapla . W trakcie prowadzonych badań nie udało się stwierdzić dokładnie, w jaki sposób prowadzono pierwsze prace w dziedzinie kolejnictwa. Pośrednie informacje B. Dobrzyckiego wskazują na rozpoczęte już wówczas akcje propagandowe wśród kolejarzy, dą-

15żenie do ochrony majątku (lokomotyw, wagonów, narzędzi ), sku-

16tecznie usuwanego przez Niemców z terenu Górnego Śląska , czy wreszcie działania mające na celu poprawę warunków pracy koleja-rzy przyznających się do polskości.

Już 7 stycznia 1919 roku Naczelna Rada Ludowa skierowała wez-17

wanie do górnośląskich kolejarzy i urzędników pocztowych o pi-

14 A. M i k o ł a j e w: Podkomisariat Naczelnej Rady Ludowej dla Śląska w Bytomiu (3 I 1919–14 V 1919). „Studia Śląskie” 1978, nr 33, s. 277.15 O takim niebezpieczeństwie pośrednio świadczyć może informacja prasowa z lutego 1919 r. („Katolik” 1919, nr 23), informująca, że w kopalniach regionu rybnickiego prowadzone jest normalne wydobycie, choć brakuje wagonów umoż-liwiających wywóz urobku. Z kilku alternatywnych możliwości takiego stanu rze-czy (uszkodzenia, wywóz wagonów do Niemiec czy tak niezmiernie duże potrzeby) najbardziej bliską prawdy wydaje się teza o świadomym wywozie przez Niemców wagonów. Do takiego wyboru upoważnia również, jak się wydaje, przytaczane przez B. Dobrzyckiego (Rys historyczny..., s. 2) rozporządzenie Dy-rekcji Kolei w Katowicach z 7 maja 1919 r. nakazujące wywieźć sprawne tech-nicznie parowozy za Odrę. Wywożenie wyposażenia górnośląskich zakładów przemysłowych czy też środków transportu i żywności nasiliło się na wiosnę 1919 r. (A. M i k o ł a j e w: Podkomisariat..., s. 296). Należy zadać sobie także pytanie, w jakim stopniu te niemieckie działania pozostawały w stosunku do art. 371 trak-tatu pokojowego („Urządzenia i instalacje wszystkich kolei będą oddane w całości i w dobrym stanie” – DzURP nr 35/1920, poz. 199–200). Alianci zdawali sobie sprawę z tego wywozu, ale bagatelizowali tę kwestię (por. Sprawy polskie na konfe-rencji pokojowej w Paryżu. T. 3, cz. 1: Sprawy gospodarcze i ogólna sytuacja kraju. Warszawa 1968, s. 122–124).16 B. D o b r z y c k i: Rys historyczny..., s. 1–2, 8.17 Warto zauważyć, iż do chwili wybuchu III powstania służby te pojmowano łącznie, przez co instytucje nadzorujące kolejnictwo zajmowały się jednocześnie sprawną organizacją usług pocztowych. Ze względu jednak na charakter opraco-wania w dalszym jego ciągu pominięto tę problematykę.

52 DAWID KELLER

Page 53: trudne bogactwo pogranicza

semne zgłaszanie gotowości swej służby w państwie polskim. Zainte-resowani mieli podać poza swoim imieniem i nazwiskiem oraz datą urodzenia – przebieg dotychczasowej służby. Wskazane dane nale-żało przesłać do Wydziału Komunikacji NRL. Ogłoszenie tej treści zamieszczono m.in. w jednej z popularnych ówcześnie polskich ga-

18zet na Górnym Śląsku – „Katoliku” . 27 stycznia Podkomisariat do-nosił do Poznania, że sprawami kolei, poczt, żeglugi, handlu i prze-mysłu zajmuje się Górnośląski Wydział Handlowo-Przemysłowy

19kierowany przez inż. Stanisława Grabianowskiego , byłego pra-

20cownika Bergund Hüttenmännischer Verein . W świetle odpowie-dzi Naczelnej Rady Ludowej wnioskować można o powołaniu ta-kiego Wydziału przed 18 stycznia, kiedy to wyszło pismo z Bytomia do Poznania. Można jednocześnie potwierdzić uznanie przez wła-dze w Poznaniu takiego stanu rzeczy. Nie wiadomo, jak długo S. Gra-bianowski kierował pracami Wydziału, gdyż pod pismem skierowa-nym 20 marca do Podkomisariatu z prośbą o przydzielenie stałej miesięcznej pensji w wysokości 500 mk widnieje podpis Mieczys-

21ława Chmielewskiego . S. Grabianowski kierował bowiem Wydzia-łem do momentu, kiedy to został wysłany do Paryża na obrady kon-ferencji pokojowej.

Na temat działalności Wydziału wspominał także B. Dobrzycki, 22

pisząc o misji Józefa Dobrzyckiego , mającej na celu (we współpra-cy z Podkomisariatem) założenie organizacji polskich kolejarzy, nadzorowanie działalności władz niemieckich oraz przygotowanie 18 „Katolik” 1919, nr 3.19 Archiwum Państwowe w Katowicach (dalej: APK), PKPleb., mikr. F 4568, s. 19.20 A. M i k o ł a j e w: Podkomisariat…, s. 283.21 Informację o tej zmianie potwierdzają również E.W[yglenda], W. L[esiuk] (Podkomisariat Naczelnej Rady Ludowej w Bytomiu. W: Encyklopedia..., s. 407).22 Postać Józefa Dobrzyckiego również wymaga szczegółowych badań. W ostat-nim czasie prowadzi je Roman Adler (Działalność Józefa Dobrzyckiego na Górnym Śląs-ku w latach 20. XX w. [kopia maszynopisu udostępniona przez autora]. J. Dobrzyc-ki pełnił w latach 1922–1929 funkcję inspektora przemysłowego w Katowicach. Prowadzone przez R. Adlera badania umożliwiają stwierdzenie, iż Bogusław i Jó-zef Dobrzyccy byli braćmi.

53BOGUSŁAW DOBRZYCKI...

Page 54: trudne bogactwo pogranicza

23przyszłej polskiej administracji kolejowej . Z ostatnim z tych zadań związana jest bezpośrednio osoba Wilhelma Fojcika, wyższego sek-

24retarza w Dyrekcji Kolei w Katowicach . Podkomisariat w Bytomiu został rozwiązany decyzją Komisarza Rzeszy i Prus dla Górnego

25Śląska Otto Hörsinga 14 maja 1919 roku , po czym przeniesiono je-go siedzibę do Sosnowca.

Szczególną rolę w organizowaniu się propolsko nastawionych kolejarzy na Górnym Śląsku odegrał Związek Kolejarzy Zjednocze-

26nia Zawodowego Polskiego . W tym miejscu należy jedynie zwrócić uwagę na to, że prowadził on werbunek, był kierującym i współor-ganizatorem (z B. Dobrzyckim jako prezesem DKP w Poznaniu) szkoleń kolejarzy. Miały one na celu wykształcenie grupy polskich kolejarzy, którzy zastąpiliby kolejarzy niemieckich na opuszczonych przez nich w przyszłości stanowiskach służbowych. Szkolenia obej-mowały głównie służbę ruchu, personel pokładowy (konduktorzy,

27kierownicy pociągów) oraz kadrę urzędniczą . Kursy te, według B. Dobrzyckiego, były reklamowane również w prasie: „Kursy będą dwojakie: 1. dla niefachowców, którzy chcą zostać konduktorami, zwrotniczymi i przetokowymi; 2. kursa dla fachowców, którzy chcą

23 B. D o b r z y c k i: Rys historyczny..., s. 1.24

Szerzej na jego temat: D. K e l l e r: Związek Kolejarzy Zjednoczenia Zawodowego Polskiego na Górnym Śląsku do czasu wybuchu III powstania (1919–maj 1921). „ Rocznik Koła Naukowego Historyków Studentów KUL JP II >>Ibidem<<” 2006, T. 3, s. 86–91.25 W. Z i e l i ń s k i: Polska i niemiecka propaganda plebiscytowa na Górnym Śląsku. Wrocław 1972, s. 21; Źródła do dziejów powstań śląskich. T. 1: Październik 1918–styczeń 1920. Cz. 1. Oprac. H. Z i e l i ń s k i. Wrocław 1963, s. 198.26 Szerzej na jego temat: D. K e l l e r: Związek Kolejarzy..., s. 55–92.27 W zasadzie nie sposób znaleźć wśród wyższych urzędników kolejowych osób nastawionych propolsko. Pewien wyjątek stanowi tutaj przebieg pracy zawodowej E. Wąsika i W. Fojcika, którzy stopień Obersekretär otrzymali w Dyrekcji Kolei w Katowicach. Ten drugi stracił go jednak w wyniku swego aresztowania (Archi-wum Państwowe w Katowicach Oddział w Raciborzu, Zespół akt Sądu Wojenne-go w Raciborzu, sygn. 3–4). Wynikało to głównie z charakterystycznego przebie-gu awansu społecznego mieszkańców Górnego Śląska.

54 DAWID KELLER

Page 55: trudne bogactwo pogranicza

się wyżej wykształcić, a mianowicie dla zwrotniczych, pomocników zwrotniczych, konduktorów, nadkonduktorów i podasystentów oraz

28dla personelu komercyjnego” .

24 października 1921 roku dr Franciszek Wilczek, szef Wydziału 29

Kolejowego Naczelnej Rady Ludowej na Górnym Śląsku (dalej: NRL G. Śl.), relacjonował Wydziałowi Prezydialnemu Rady posta-nowienia konferencji z 18 października, delegujące B. Dobrzyckie-

30go na okres dwóch miesięcy na Górny Śląsk . Celem jego służby

31miały być likwidacja Wydziału , opracowanie zasad przyszłej orga-nizacji kolei na Górnym Śląsku, ustalenie wzajemnych kompetencji w sprawach kolei MKŻ i władz województwa śląskiego oraz przy-gotowanie zarządzeń umożliwiających prawidłowy ruch pociągów po przejęciu kolei. W rzeczywistości jednak 14 stycznia 1922 roku

32na delegata powołany został inż. Stefan Dąbrycz , a dopiero póź-

33 34niej, wskutek choroby tegoż , B. Dobrzycki .

28 B. D o b r z y c k i: Rys historyczny..., s. 17.29 D. K e l l e r: Organizacja i zarząd kolei na Górnym Śląsku w latach 1918–1922 [Niepublikowana praca magisterska napisana pod kierunkiem dr. hab. Mirosława Piotrowskiego, Lublin 2005, s. 64].30 APK, NRL, sygn. 19, s. 11.31 Szerzej na temat działalności Wydziału: D. K e l l e r, Wydział Kolejowy Naczelnej Rady Ludowej na Górnym Śląsku (1921–1922). „Rocznik Koła Naukowego Historyków Studentów KUL >>Ibidem<<” 2003, T. 1, s. 83–104.32 APK, NRL, sygn. 19, s. 29; AAN, PRM, cz. III, sygn. 1064/23, s. 10: „[ma] za-raz wdrożyć rokowania z obecną [Dyrekcją Kolei – D.K.] zmierzające do oddania urzędowania mającej powstać [Dyrekcji Kolei Państwowych – D.K.], przygoto-wać urzędników tejże Dyrekcji i zaznajomić ich ze sposobem urzędowania. Ze względów politycznych bowiem i praktycznych Ministerstwo Kolei Żelaznych nie zamierza obecnie wprowadzać nowych zasad organizacji urzędowania w Dy-rekcji i w Urzędach Kolejowych, lecz pozostawi przynajmniej na czas przejściowy system organizacji obowiązujący dotąd [...]”.33 B. D o b r z y c k i: Rys historyczny..., s. 24.34 APK, NRL, sygn. 19, s. 34.

55BOGUSŁAW DOBRZYCKI...

Page 56: trudne bogactwo pogranicza

B. Dobrzycki swoje zadania opisał następująco: „1. Obsadzenie decernatów przyszłej Dyrekcji i możliwe natychmiastowe powoła-nie do Delegatury decernentów D.K.P. [Dyrekcji Kolei Państwo-wych] w Katowicach; 2. Ukończenie i zawarcie umowy urzędniczej polsko-niemieckiej przez Dąbrycza rozpoczętej; 3. Unormowanie zakresu działania oraz plan podziału pracy przyszłej D.K.P. [Dyrek-cji Kolei Państwowych] w Katowicach; 4. Podział okręgu dyrekcyj-nego na poszczególne urzędy; 5. Naznaczenie na powyższe urzędy przyszłych naczelników oraz poobsadzanie poszczególnych urzę-dów; 6. Osiągnięcie od Rady Ministrów w Warszawie uchwały gwa-rantującej urzędnikom kolejowym na Górnym Śląsku nabyte przez nich w służbie niemieckiej prawa; 7. Zebranie ścisłych danych co do ilości i kwalifikacji pozostających w przyszłej D.K.P. [Dyrekcji Kolei Państwowych] Katowice kolejarzy Górnoślązaków; 8. Systemizacja przyszłej Dyrekcji, urzędów i wszystkich miejsc służbowych, oraz imienne ich obsadzenie; 9. Zbadanie zapotrzebowania oraz orze-czenie zgody do zatrzymania proponowanych przez niemiecką Dy-rekcję Kolejową czasowych urzędników niemieckich; 10. Zestawie-nie potrzebnej ilości kolejarzy z reszty Polski; 11. Przeprowadzenie umowy co do artykułu 11 śląskiej autonomicznej konstytucji po-między Wojewodą śląskim Rymerem a M.K.Ż. w Warszawie; 12. Studia do połączeń przeciętych plebiscytem linii kolejowych; 13. Rozbudowa stacji granicznych pomiędzy obydwoma częściami Gór-nego Śląska; 14. Rozbudowa parowozowni, oraz pomocniczego warsztatu reparacyjnego, oraz zaopatrzenie w materiały reperacyj-ne; 15. Ustawienie budżetu oraz preliminowanie potrzebnych kwot; 16. Przeprowadzenie umów taryfowo-przewozowych z niemiecką Dyrekcją kolejową a wynikających z przepisów konwencji genew-skiej; 17. Dalsze sprawy organizacyjne; 18. Przejęcie mienia kolejo-

35wego; 19. Przejęcia administracji kolejowej” .

35 B. D o b r z y c k i: Rys historyczny..., s. 24–25.

56 DAWID KELLER

Page 57: trudne bogactwo pogranicza

Do opisania zrealizowanych przez niego zadań posłużono się cy-towanym wyliczeniem planowanych przez niego prac. Jako pier-wsze przytoczył on ustalenie obsady przyszłej polskiej Dyrekcji Ko-lei w Katowicach. Już w październiku 1921 roku do Prezydium NRL G. Śl. wpłynęła propozycja obsady stanowisk urzędniczych w pla-nowanej dyrekcji wraz ze składem komisji przejmujących koleje górnośląskie. Przewidywano w niej utworzenie 19 decernatów do poszczególnych spraw, na prezesa DKP proponowano F. Wilczka (gdyż wcześniej proponowany na to miejsce dr Bolesław Sikorski awansował w tym czasie na stanowisko ministra kolei żelaznych w rządzie Antoniego Ponikowskiego), a wśród obsady widoczna by-ła znaczna przewaga Ślązaków – zwłaszcza w składach komisji przej-mujących, gdzie przewidziano specjalne miejsce „znawców stosun-ków miejscowych”, a więc na pewno miejscowych pracowników kolei. Ta tendencja zanikała już kilka lat później, gdy najprawdo-podobniej sytuacja na tyle się unormowała, że można było włączyć DKP w Katowicach w normalną karuzelę awansów służbowych

36PKP .

Z powodu niewielkiego procentu nastawionych propolsko kole-jarzy wśród wyższych służb kolejowych nie mógł jednak Dobrzycki korzystać wyłącznie z pracy tych osób, które mieszkały na Górnym Śląsku. Aby obsadzić wszystkie stanowiska, dla części z nich wyko-rzystał pracowników zatrudnionych w Wydziale Kolejowym NRL na G. Śl., przydzielając im sprawy personalne, przewozowe, prawni-cze, ruchu towarowego i drogowe. Pozostałe zaś stanowiska zapla-nował obsadzić pracownikami sprowadzonymi na Śląsk głównie z Wielkopolski. Przybyli oni na ten teren na przełomie lutego i mar-

37ca . Aby jednak mogli należycie pełnić swoją służbę, musieli być poddani szkoleniu. Dotyczyło to zwłaszcza tych, którzy przybywali

36 K. S o i d a i i n .: Dzieje katowickiego okręgu kolejowego. Katowice 1997, s. 96–97.

37 B. D o b r z y c k i: Rys historyczny..., s. 26.

57BOGUSŁAW DOBRZYCKI...

Page 58: trudne bogactwo pogranicza

z terenów zaborów rosyjskiego i austriackiego, gdzie obowiązywały odmienne przepisy kolejowe. Delegat przewidywał umieszczenie ich w odpowiednich komórkach w Dyrekcji Kolei w Katowicach (Kö-nigliche Eisenbahn Direktion Kattowitz, dalej: KED). Według jego relacji podpisał on nawet z jej prezydentem – Schumacherem od-powiednią umowę, która miała umożliwić takie obserwacje od 7 mar-

38ca . Jednak wobec sprzeciwu Międzysojuszniczej Komisji Rządzącej i Plebiscytowej (dalej: MKRiP) nie doszło do jej realizacji. 1 lutego w trakcie posiedzenia Naczelnej Rady Ludowej kwestie kolejnictwa, ściślej – stan uzgodnień podkomisji kolejowej polsko-niemieckich

39rokowań gospodarczych, przedstawił F. Wilczek . Według niego sprawy kolejnictwa na Górnym Śląsku przejść miały bezpośrednio pod zarząd Ministerstwa Kolei (oraz – jak postanowiono na zebra-niu międzywydziałowym w dniu 1 lutego – również delegata MKŻ,

40czyli B. Dobrzyckiego ). Rokowania ze stroną niemiecką zmierzały zaś ku końcowi. Według F. Wilczka, zależało to jednak od tzw. Wirtschaftsabkommen (ustaleń gospodarczych) i Beamtenabkommen

41(ustaleń w sprawach pracowniczych) . Wilczek donosił, że w sto-sunku do pierwszej materii różnice są już jedynie nieznaczne, a w dru-giej sprawie ustalono, że na czas przejściowy (maksymalnie jeden rok)

42strona polska zatrzyma najwyżej 2 tys. urzędników . Do kwestii wy-magających jeszcze uregulowania F. Wilczek zaliczył spór o przyzna-

38 Ibidem.39

Należy nadmienić, że W. Dąbrowski przed wystąpieniem Wilczka podał infor-mację, iż rząd Polski zaplanował powołanie komisarza do rokowań (na które to stanowisko proponowano Olszowskiego) wraz z podległymi mu rzeczoznaw-cami (komisarzami), których funkcje mieli pełnić naczelnicy wydziałów (APK, NRL, sygn. 52, s. 22).40

Ibidem, s. 26.41

Ibidem, s. 23.42

O tym, jak wyglądało faktycznie zatrzymanie tych pracowników, świadczą wydarzenia, które następowały po 18 czerwca 1922 r. Por. APK, Zespół akt Dy-rekcji Kolei w Katowicach, sygn. 21, s. 204–210.

58 DAWID KELLER

Page 59: trudne bogactwo pogranicza

nie Niemcom pozostającym na Górnym Śląsku po przejęciu 50% podwyżek, nieodbierania tymże urzędnikom dotychczasowych lo-kali służbowych oraz przejęcia przez Polskę 6 tys. robotników (z te-

43go 1/3 Niemców) . Warto zauważyć, iż drugi punkt sporny ograni-czał możliwości przemieszczenia tych pracowników do innych miejsc służby, a należy pamiętać, iż jedynym powodem, dla którego strona polska chciała zostawić niemieckich urzędników w czasowej służ-bie, były braki kadrowe polskiego i śląskiego kolejnictwa. Zresztą ta-ki tok myślenia odnaleźć można również w informacji F. Wilczka o stanowisku polskich negocjatorów. Chcieli oni, aby urzędnicy nie-mieccy pracowali dla PKP maksymalnie przez okres trzech miesięcy oraz – aby ten postulat był realny, by już w najbliższym czasie do-puszczono polskich pracowników do nauki zawodu przy koleja-

44rzach niemieckich . Jak donosił także F. Wilczek w piśmie z 10 lute-

45go 1922 roku , ustalono nawet możliwy termin, w którym KED miałaby przydzielić pewną część wyższych urzędników dla Polaków.

46Ustalono go na początek marca . Ostatecznie Polacy zostali dopu-szczeni do tych prac dopiero na początku czerwca, na dodatek jedynie w ograniczonym zakresie. Ostatni wreszcie punkt sporny dotyczył liczby i rodzaju mających powstać komisji, których celem miałby być bezpośredni nadzór nad przejmowanymi sprawami kolejowy-mi. Według relacji F. Wilczka, Niemcy (na początku lutego) chcieli zarezerwować sobie osobną komisję zdawczą na okres sześciu mie-sięcy. Z kolei strona polska uważała za konieczne powołanie nastę-pujących komisji, których zadania byłyby ściśle określone, co spo-wodowałoby ich pewność i kompetencje podczas przejmowania. Proponowano zatem komisje: skarbowo-finansową, personalną, ta-

43 APK, NRL, sygn. 52, s. 23.

44 Ibidem.

45 Pismo jest datowane na 10 stycznia, ale analiza pozostałej zachowanej kores-

pondencji wskazuje na datę 10 lutego jako tą, kiedy je sporządzono.46

APK, NRL, sygn. 52, s. 25.

59BOGUSŁAW DOBRZYCKI...

Page 60: trudne bogactwo pogranicza

ryfową, handlową, kolei wąskotorowych, maszynowo-warsztatową, 47

ruchu i spraw budowlanych . Uzupełnienie tych danych odnaleźć można we wspomnianym już piśmie z 10 lutego 1922 roku F. Wil-czek relacjonował bowiem rozpoczęcie działań pierwszej z wspom-nianych komisji – taryfowo-handlowej (na dworcu w Biskupicach), której działania zmierzające do wypracowania nowych taryf były

48w pełnym toku .

Warto w tym miejscu powrócić do starań NRL G. Śl. na tym polu, które osiągnęły sukces dopiero na miesiąc przed planowanym prze-jęciem, w zgodności z przytaczanymi przez Dobrzyckiego argumen-tami aliantów, jakoby wobec niepodpisania Konwencji Górnośląs-

49kiej sprawy te winne być odłożone .

25 marca 1922 roku odbyło się w „Deutsche Haus” spotkanie 50

rzeczoznawców i ich zastępców z Marianem Seydą . Sprawy kolej-nictwa referował inż. Stanisław Ruciński. Wysuwał on wobec strony niemieckiej kilka życzeń (powtarzanych już kilkakrotnie w ciągu wcześ-niejszych miesięcy). Domagał się po pierwsze dopuszczenia decer-nentów do dyrekcji kolejowej, po drugie – przechowania taboru kolejowego (czyli pozostawienia go na miejscu i zapobieżenia wzmian-kowanym praktykom wywożenia taboru i maszyn do niemieckiej części Górnego Śląska czy też do samych Niemiec), po trzecie – ustalenia tzw. Oberkomitee oraz rozpoczęcia masowego przenoszenia robotników z niemieckiej części do polskiej zgodnie z dwustron-

51nymi umowami . Konsul zaproponował, by część z dezyderatów

47 Ibidem, s. 23–24.

48 Ibidem, s. 25. Por. też pismo pełnomocnika rządu do spraw rokowań śląskich

z 30 grudnia 1921 r. (AAN, PRM, cz. III, sygn. 1064/23, s. 1–3).49 B. D o b r z y c k i: Rys historyczny..., s. 26.50

APK, NRL, sygn. 54, s. 3. M. Seyda był posłem na Sejm Ustawodawczy. Wcześ-niej był również członkiem Komitetu Narodowego Polskiego.51

Ibidem, s. 9–10.

60 DAWID KELLER

Page 61: trudne bogactwo pogranicza

przedyskutować w czasie bezpośrednich rozmów polsko-niemiec-52

kich w Berlinie . W nawiązaniu do tej propozycji 26 marca B. Dob-rzycki wystosował pismo, w którym zamieścił zestaw próśb do władz niemieckich, na użytek spotkania w Berlinie, oraz odpis pisma kontro-

53lera MKRiP przy Dyrekcji Kolei w Katowicach w sprawie dopusz-

54czenia do niej polskich urzędników . O tym, jakie stanowisko utrzy-mywała w sprawie kolejnictwa NRL G. Śl. w początku kwietnia 1922 roku, świadczy zachowany konspekt postulatów z 4 kwietnia w sprawie przygotowania przejęcia administracji. Domagano się za-tem (ponownie) dopuszczenia do dyrekcji kolejowej w Katowicach urzędników polskich na takich samych prawach, jakie mieli urzęd-nicy niemieccy w następujących sferach: skarb i finanse, personel,

55taryfy, handel, linie wąskotorowe, utrzymanie kolei, ruch i budynki , co pokrywało się z postulowanymi w lutym planami komisji przejem-czych. W stworzonym być może jednocześnie spisie rzeczoznawców

56znalazły się nazwiska B. Dobrzyckiego i S. Rucińskiego . Dodatko-wo przewidziano delegatów do następujących urzędów i instytucji: 6 – do KED, 9 polskich robotników „für die gemeinsamen 3 Zuglei-tungen” – do głównych warsztatów kolejowych w Gliwicach, Opo-lu i Raciborzu (dla kolei normalnotorowych) i w Rozbarku (dla wąs-kiego toru), dla urzędu wagononowego (Wagenamt) w Katowicach i po 1 delegacie dla każdej stacji I i II klasy, warsztatów, lokomoty-

57wowni i punktów ruchu .

52 Ibidem.

53 Stevenson był osobą, z którą Polacy nie byli w najlepszych stosunkach. Kry-

tyczne zdanie wypowiadał o nim m.in. B. D o b r z y c k i (Rys historyczny..., s. 13– 14). Tekst pisma Stevensona do B. Dobrzyckiego – w języku francuskim: APK, NRL, sygn. 54, s. 22.54

APK, NRL, sygn. 54, s. 21.55

Ibidem, sygn. 52, s. 86, 89.56

Ibidem, s. 128.57

Ibidem, s. 132.

61BOGUSŁAW DOBRZYCKI...

Page 62: trudne bogactwo pogranicza

O ile w kwestii dopuszczenia urzędników do KED B. Dobrzyc-kiemu nie udało się wiele osiągnąć, o tyle pewnym sukcesem okaza-ła się realizacja pracy rozpoczętej jeszcze przez S. Dąbrycza – czyli podpisanie umowy urzędniczej. 9 lutego 1922 roku delegat i tajny starszy radca ministerialny Scholz podpisali protokół, który wszedł w skład Konwencji Górnośląskiej.

W dziale pierwszym stwierdzono, że część niemieckich urzędni-58

ków kolejowych na Górnym Śląsku po wyrażeniu takiej chęci może pozostać w czasowej służbie polskiej (na okres do dwunastu miesię-cy – art. 501–503). Mieli oni pracować jedynie na terenie Górnego Śląska (i do 30 km poza jego granicami). W czasie pracy w Polsce byliby oni urlopowani w dyrekcji niemieckiej, co po tym okresie umożliwiało im powrót na poprzednie stanowisko pracy. Urzędnicy ci nabyli wszystkie prawa przysługujące obywatelom polskim, z wy-jątkiem jednak praw wyborczych oraz obowiązku służby wojsko-wej, policyjnej itp. (art. 506–507). Nie musieli oni również płacić po-datku dochodowego (art. 508) oraz nie podlegali sądom wojskowym (art. 509). Rząd polski ponosić miał odpowiedzialność za wszelkie szkody poniesione przez tychże pracowników (art. 510). W artykule 512 zakazywano urzędnikom niemieckim brania udziału we wszel-kiej działalności antypolskiej.

Pracownicy niemieccy mieli wyznaczyć swego męża zaufania (art. 513) przy obu dyrekcjach. Zobowiązano stronę polska do nie-kierowania na wyższe w hierarchii służbowej stanowiska od zajmowa-nych przez Niemców Polaków będących przed 1922 rokiem ich podwładnymi (niższymi stopniem) (art. 514). Artykuł 515 warun-

62

58 „Polsko-Niemiecka Konwencja Górnośląska zawarta w Genewie 15 maja

1922 r.” s. 133. Jako urzędników traktowano w niej „nie tylko wyższych urzęd-ników, lecz również urzędników, których stanowisko ustalone jest przez ogólne przepisy o służbie państwowej”, a to w przeciwstawieniu do funkcjonariuszy (An-gestellte), których stanowisko ustalone jest w drodze kontraktu (art. 545).

DAWID KELLER

Page 63: trudne bogactwo pogranicza

kował pociąganie do odpowiedzialności urzędników niemieckich, gwa-rantował im możliwość nieznajomości języka polskiego oraz wzywał ich do lojalności w stosunku do Polski. Pozostawiono im także moż-liwość awansu (art. 516). Sprecyzowano zasady przyznawania płac (wg przepisów niemieckich), dodatków drożyźnianych oraz odszko-dowań za (ewentualne) samodzielnie prowadzone gospodarstwo (art. 518). Na mocy kolejnego artykułu przyznawano (i ustalano zasady) odszkodowania wypłacane przez stronę polską za ową służbę czasową. „Wysokość tego odszkodowania będzie ustalana w sposób następujący: marek 900 miesięcznie dla urzędników, należących do niemieckich grup uposażeniowych 1–5; marek 1050 miesięcznie dla urzędników, należących do niemieckich grup uposażeniowych 6–8; marek 1200 miesięcznie dla urzędników, należących do niemieckich

59grup uposażeniowych 9–12” . Wypłaty miały być realizowane w markach niemieckich (art. 521). Powołano kodecernenta przy dy-rekcji polskiej w celu obrony interesów gospodarczych i zawodo-wych urzędników niemieckich. Miał on prawo kontaktu z dyrekcja niemiecką w celu przenoszenia postanowień personalnych niemiec-kich na owych pracowników w służbie polskiej (art. 522). Władzę dyscyplinarną miano stosować wg przepisów niemieckich z czerwca 1922 roku (art. 523). Akta personalne pozostawiono czasowo do dyspozycji kodecernenta (art. 524). Rozporządzenia w odniesieniu do niemieckich urzędników miano wydawać w ich języku ojczys-tym. (art. 525). Godziny pracy, urlopy miały być regulowane na podstawie niemieckich przepisów (art. 526–527). Zachowano rów-nież mundury narodowe (art. 529). Urzędnikom przyznano nieusu-walność z zajmowanych mieszkań, także przez trzy miesiące po

59 Ibidem, s. 136. Por. pismo Biura do spraw Traktatowych Ministerstwa Kolei

Żelaznych do Prezydium Rady Ministrów z 14 lutego 1922 r. w sprawie projektu układu odnoszącego się do czasowego zatrzymania Niemców w służbie polskiej oraz pismo z 18 lutego 1922 r. na temat specjalnej gratyfikacji Niemców, gdzie zamieszczono cytowane kwoty (AAN, PRM, cz. III, sygn. 3103/22, s. 3–4, 12–13).

63BOGUSŁAW DOBRZYCKI...

Page 64: trudne bogactwo pogranicza

opuszczeniu służby polskiej (art. 530). Na mocy artykułu 532 usta-lano sprawy opieki medycznej, pozostawiając zasady dotąd obowiązu-jące. W artykułach 534–537 przyznano prawo urzędnikom niemiec-kim do zapomóg na podstawie przepisów polskich i niemieckich. Gdyby wypłacono coś na podstawie tych drugich, strona polska mia-łaby zwrócić tę kwotę Zarządowi Kolei Niemieckich. Uregulowano również zasady przechodzenia na emeryturę oraz wypłaty pensji za „kwartał pośmiertny”. Ustalono zasady rezygnacji ze służby pol-skiej, odwołania z tejże i przyjmowania na powrót do dyrekcji nie-mieckiej (art. 538–541).

Artykułem 542 przyznawano w ciągu sześciu miesięcy od zakoń-czenia służby prawo do swobodnego przekraczania granicy polsko--niemieckiej dla pracowników i członków ich rodzin oraz bezpłatny przewóz mienia. Umożliwiono pozostanie chętnych w stałej służbie polskiej, z zachowaniem pełnych praw i możliwości awansów, z zali-czeniem okresu służby niemieckiej (art. 543–544). Rozciągnięto stosowanie tych przepisów także do funkcjonariuszy (Angestellte) pozostających czasowo w służbie polskiej (art. 545).

W dziale drugim regulowano kwestie robotników kolejowych. Ich liczbę ustalono na podstawie wykazu imiennego z 1 kwietnia 1921 roku (art. 546). Robotnikom niemieckim przyznano opiekę ko-decernenta, wzywając ich jednocześnie do wstrzymywania się od działań antypolskich (art. 547). Artykuł 549 regulował kwestie prze-chodzenia (w okresie do końca 1922 roku) pracowników kolei pols-kich na służbę niemiecką i na odwrót, wraz z gwarancją utrzymania nabytych świadczeń. Powołano Służbę Likwidacyjną (Abwicklung-stelle) w celu realizacji prac związanych z oddaniem kolei Polsce („Ce-lem wykończenia prac, pozostających do wykonania przez zarząd kolei niemieckich po oddaniu kolei Polsce (rozrachunki, wysorto-wanie aktów i planów, przekazanie spraw specjalnych, oddanie linij, nieruchomości, budynków, inwentarza, materjałów i t.d.) utworzy się w Katowicach Służbę Likwidacyjną (Abwicklungsstelle), zosta-jącą pod kierownictwem wyższych urzędników niemieckich, któ-

DAWID KELLER64

Page 65: trudne bogactwo pogranicza

60rym przydzieli się do pomocy niezbędny personel niemiecki” ) składającą się z personelu niemieckiego. Dyrekcja polska gwaranto-wała jej lokal, wolność od cenzury, a jej pracownikom – swobodę transportu i korzystanie z łączności. Pobory wypłacać miała Rzesza Niemiecka. Podlegać mieli oni zarządowi niemieckiemu. W stosun-ku do nich obowiązywać miały także postanowienia artykułów 506–513, 527, 533, 542 oraz częściowo artykułu 530 (dział trzeci).

Dział czwarty stanowił doprecyzowanie kwestii mieszkaniowych rodzin oraz pracowników przechodzących na stałą służbę polską (art. 553–554).

Kwestie sporne rozstrzygać miał Komitet Naczelny, jako wyższa instancja Komisja Mieszana lub sądy cywilne (w wybranych spra-wach) (dział V). W artykule 561 przewidywano możliwość zmiany tych postanowień po wzajemnym porozumieniu.

Według B. Dobrzyckiego, podpisana umowa nie spełniała jego życzeń. Wobec braku konkretnych danych o potrzebnej liczbie per-sonelu w nowej DKP, nieznajomości liczby kolejarzy chcących po-zostać na służbie polskich kolei oraz, jak pisał Dobrzycki, butnej postawy członków delegacji niemieckiej musiał zgodzić się na omó-wiony kształt umowy. Na swoje usprawiedliwienie przywoływał sy-tuację, która miała miejsce w DKP w Poznaniu 1 kwietnia 1920 roku, kiedy to ok. 3 tys. pracowników – Niemców zwolniło się ze służby pomimo podpisanych porozumień. Wobec tego uważał, że zgoda na przyjęcie 1,5 tys. – 2 tys. Niemców na okres dwunastu miesięcy

61i tak nie ulegnie realizacji . Jak się później okazało, nie pomylił się w swych przypuszczeniach, o czym donosił prezes DOKP Katowi-ce w sierpniu 1922 roku, przedstawiając stan polskiego kolejnictwa

62na Górnym Śląsku po czerwcu tegoż roku , oraz na co wskazuje

60 Polsko-Niemiecka Konwencja..., s. 149.

61 B. D o b r z y c k i: Rys historyczny..., s. 27.62 APK, Zespół akt Urzędu Wojewódzkiego Śląskiego, sygn. 545, s. 18–20.

65BOGUSŁAW DOBRZYCKI...

Page 66: trudne bogactwo pogranicza

63analiza raportów KED w Katowicach . Dobrzycki przytaczał rów-nież na swoją obronę własne starcia z Niemcami, spotkanie w dru-giej połowie maja z radcami ministerialnymi z Berlina, którzy mieli przybyć w celu omówienia dokładnej liczby urzędników – Niem-ców, niezbędnych do zatrzymania przez stronę polską. Oświadczyli oni, że wobec polskiej niechęci przyjęcia ofiarowanej przez KED pomocy zrzekają się odpowiedzialności za ewentualne przyszłe skut-ki takiego postępowania. Dobrzycki wskazał, że w tym czasie do polskiej służby zgłosiło się jedynie 99 Niemców, z czego tylko na 74

64delegat wyraził zgodę , a KED nie wywierała należytego nacisku na zgłaszanie się do polskiej służby. Radcy więc wycofali swoje stano-

65wisko .

Kolejnym etapem planowania spraw przyszłej DKP była reali-zacja piątego punktu planu delegata, czyli obsada konkretnych urzę-dów. Na stanowiska naczelników urzędów przewidziano 10 Górno-

66ślązaków, a tylko 2 – z DKP w Poznaniu . Odmiennie sytuacja ta wyglądała w stosunku do wszystkich urzędników wyższych, gdzie pochodzący z Polski stanowili 51,8% ogółu zatrudnionych (14 osób),

67wobec 48,2% Górnoślązaków (13 osób) . Jak wspomniano, pod-czas zawierania umowy urzędniczej delegatowi nie były znane na-wet szacunkowe dane na temat liczby pracowników KED pragną-cych pozostać na polskiej służbie. Poprzednie próby podejmowane między innymi przez PKPleb. nie obiecywały korzystnych rezulta-

68tów . Wobec tego B. Dobrzycki miał wymóc od Rady Ministrów

63 APK, Zespół akt Dyrekcji Kolei w Katowicach, sygn. 21, s. 204–210.64 B. Dobrzycki miał wysłać do KED pismo w dniu 12 maja 1922 r. Potwierdza-jące taki stan rzeczy (B. D o b r z y c k i: Rys historyczny..., s. 27).65 Ibidem, s. 27–28.66 Ibidem, s. 32.67 Ibidem.68

1 stycznia 1921 r. Polski Komisariat Plebiscytowy opublikował ogłoszenie skierowane do kolejarzy pragnących pozostać w polskiej części Górnego Śląska po delimitacji. Publicznie ogłoszono zatem wobec krążących spekulacji jakoby po

DAWID KELLER66

Page 67: trudne bogactwo pogranicza

oświadczenie gwarantujące utrzymanie i respektowanie nabytych praw przez tych, którzy przeszliby ze służby niemieckiej na polską. 9 marca 1922 roku ogłoszono tekst uchwały podpisanej przez pre-miera A. Ponikowskiego, którą rozesłano do wszystkich stacji, umiesz-czono w prasie, i do której dołączono pismo delegata oraz ankietę

69personalną. Wszystkie te dokumenty były dwujęzyczne . W infor-macji dołączonej do kwestionariusza zamieszczono ostrzeżenie, że przyjęcie na służbę w rozumieniu art. 4 cytowanej umowy urzęd-niczej wyklucza w przyszłości możliwość przejścia na stałą służbę

70w PKP . Zainteresowane osoby miały odesłać kwestionariusze do 8 kwietnia na adres Biura Dobrzyckiego w Katowicach na ul. Mühl-strasse 22. Prócz zamieszczenia podstawowych danych osobowych, należało również podać, od kiedy dana osoba pracowała w służbie kolejowej oraz czy zastępowała osobę wyższą rangą służbową. Jeśli

71tak, proszono o podanie, kiedy i w jakim charakterze . Napływające kwestionariusze, o ile były rzetelnie i zgodnie ze stanem faktycznym wypełnione, stanowiły realizację kolejnego punktu planu delegata. Po zamknięciu listy zgłoszeń dokonano podziału chętnych według kwalifikacji i imiennie przydzielono do poszczególnych stanowisk, powierzając jednocześnie przyszłym naczelnikom okręgów obowią-

72zek poinformowania zainteresowanych o dokonanych ustaleniach . Posiadane informacje o liczbie chętnych do pozostania w polskiej służbie, wykazały, że nadal znaczna liczba etatów nie będzie obsa-dzona. Aby uniknąć dalszego uzależnienia od pracowników niemiec-

podziale Górnego Śląska nabyte przez kolejarzy prawa miały zostać unieważnio-ne, że pozostaną one ważne („Orędownik Komisariatu Plebiscytowego” 1921, nr 23).69 B. D o b r z y c k i: Rys historyczny..., s. 33–35. AAN, PRM, cz. III, sygn. 3103/22.70 Ibidem, s. 34.71 Ibidem, s. 35.72 Ibidem, s. 36.

67BOGUSŁAW DOBRZYCKI...

Page 68: trudne bogactwo pogranicza

73kich , zdecydowano się skorzystać z pracowników innych dyrekcji w Polsce. 30 kwietnia 1922 roku miała się odbyć w Ministerstwie narada, w trakcie której sprecyzowano by liczbę pracowników, któ-rych winna wydelegować każda z pozostałych dyrekcji okręgowych. Łącznie zdecydowano o uzupełnieniu stanu osobowego o 683

74osoby , z czego aż 469 (czyli 68,7%) stanowiły drużyny pociągo-

75we . Dodatkowo w DKP w Poznaniu, jak to już wspomniano, szkolono ok. 300 pracowników niższego stopnia, Górnoślązaków, którzy z chwilą objęcia kolei powrócili na ten teren. Stabilną sytuację roz-biły masowe rezygnacje osób, które wcześniej złożyły deklaracje. Jeszcze bowiem po 8 kwietnia zgłaszali się nowi kandydaci, inni

76rezygnowali ze służby pomimo złożonych oświadczeń . Wobec ta-kiego stanu rzeczy faktyczna liczba potrzebnych pracowników innych

77dyrekcji sięgnęła liczby 980 osób . Dodatkowy personel stanowiły osoby wydelegowane do przeprowadzenia samego procesu przeję-

78cia – w liczbie szacowanej przez delegata na 120 osób . Tak znaczna liczba przybyłych na Górny Śląsk tymczasowych mieszkańców spo-wodowała konieczność przynajmniej prowizorycznego ich zakwa-terowania. Część DKP przysłała swoich pracowników w wagonach sypialnych, pozostałych delegat umieścił w pomieszczeniach będą-cych własnością kolei lub też w wynajmowanych prywatnych miesz-

73 Ibidem.74 Z DOKP Gdańsk – 40 osób, z Krakowa – 81, ze Lwowa – 86, z Poznania – 378, Wilna – 5, z Radomia – 3, ze Stanisławowa – 43 i z Warszawy – 47. Ibidem, s. 36–37.75 Kierownicy pociągów – 31 osób; konduktorzy – 112 osób oraz kierownicy parowozów – 326 osób. Ibidem, s. 37.76 „W ostatnich trzech dniach przed objęciem zrezygnowało z służby polskiej 6 asystentów, 11 kierowników pociągów 19 ki[e]rowników parowozów, a na dobi-tek złego z chwilą przejęcia kolei i wywieszenia polskich chorągwi na dworcach porzuciło służbę 49 kierowników parowozów Górno-Ślązaków mających za żo-ny Niemki, lub też Niemców mających za żony Górno-Ślązaczki”. Ibidem.77 Ibidem.78 Ibidem.

DAWID KELLER68

Page 69: trudne bogactwo pogranicza

kaniach. W tym celu zakupiono również ponad 400 łóżek i 600 79

kompletów pościeli .

Uregulowanie kwestii obsady stanowisk stanowiło jednak, wed-ług Dobrzyckiego, jedynie połowę sukcesu. Ponownie bowiem, wraz z przybyciem dużej liczby pracowników z innych dyrekcji, należało zapewnić im co najmniej podstawowe przeszkolenie w warunkach górnośląskich. B. Dobrzycki miał porozumieć się w tym celu z KED i ustalić, że na dziesięć dni przed przejęciem zostaną oni dopuszcze-

80ni do służby . Podobnie jak wszystkie poprzednie ustalenia, rów-nież i realizacja tego była całkowitą niewiadomą wobec nieznajo-mości owego terminu. Według relacji delegata, termin poznał on dopiero 15 czerwca, w dniu notyfikacji Konwencji Górnośląskiej, kiedy to jednocześnie poinformowano go, że za trzy dni nastąpi owo

81przejęcie . Jak tłumaczył B. Dobrzycki, jedynie dzięki ścisłej współ-pracy z Marianem Seydą zaplanował on na pierwszą połowę czerwca sprowadzenie do Sosnowca owych kolejarzy z innych dyrekcji, skąd następnie miano ich rozwieźć do wszystkich punktów służby. Na przedstawione ustalenia miała wyrazić również zgodę Komisja Mię-

82dzysojusznicza . Wobec tych informacji wydaje się, że zastrzeżenia B. Dobrzyckiego do późnego poznania terminu przejęcia wydają się co najmniej nieuzasadnione. Ścisłe były bowiem kontakty pomiędzy stroną polską a aliantami. Konwencję podpisano 15 maja, zatem przewidzenie, czy też nawet otrzymanie informacji o dacie prze-jęcia, było wielce prawdopodobne. W tym kontekście warto rów-nież wspomnieć o „misji” radcy de Viriona, która swój ostateczny kształt miała właśnie pod koniec maja. Warto również dodać, że 13 maja 1922 roku M. Seyda przesłał m.in. do wiadomości B. Dobrzyc-

79 Ibidem, s. 37–38.80 Ibidem, s. 38.81 Ibidem.82 Ibidem, s. 39.

69BOGUSŁAW DOBRZYCKI...

Page 70: trudne bogactwo pogranicza

kiego ostateczny tekst postanowień ugody zawartej pomiędzy Polską a Niemcami. W dziedzinie kolejnictwa przewidywano w niej w zasa-dzie realizację postanowień Konwencji Górnośląskiej z 15 maja 1922 roku – z założeniem, że na trzy pełne dni („drei volle Tage”) przed przekazaniem Górnego Śląska zostanie dokonany podział kolejnictwa. Jednocześnie ustalono ośmiodniowy termin dopusz-czenia Polaków do stanowisk dzierżonych przez Niemców. Pomimo formalnego przekazania, pociągi służące do wywozu wojsk sojusz-niczych miały być nadal nadzorowane przez dotychczasowy aliancki zarząd. Polska dyrekcja została zobowiązana do zapewnienia bezpie-czeństwa i swobody przemieszczania się urzędnikom dotychczasowej KED. Do czasu wyjazdu Komisji Międzysojuszniczej wszelkie zmiany dotyczące ruchu pociągów miały być konsultowane z wła-dzami alianckimi. Zakładano, że zapas węgla, materiałów i narzędzi, który pozostanie po polskiej stronie, winien wystarczyć do czasu

83dostarczenia nowych produktów przez krajowy przemysł . Jak donosił kilka dni później M. Seyda, uzgodnił on ów trzydniowy okres pomiędzy przejęciem kolei a wkroczeniem polskich wojsk na

84Górny Śląsk . Ostateczny, jak się wydaje, projekt zarządzeń w odniesieniu do przejęcia Górnego Śląska przez oba państwa przesłano do Wydziału Prezydialnego NRL G. Śl. 7 czerwca. Od wcześniej prezentowanego tekstu różnił się on jedynie w kilku, choć znaczących szczegółach. Zawierał jasno sprecyzowane ustalenia ro-kowań ministra. Powtórzono gwarancje dla pociągów koalicyjnych wyjeżdżających z terenu plebiscytowego oraz dla pracowników niemieckich. Co do pozostawienia odpowiedniej ilości materiałów, zdecydowano się zastosować ustalenia Konwencji Górnośląskiej. Dodano także paragraf o przejęciu odpowiedzialności przez polską

85DKP za szkody powstałe w czasie przejęcia i po nim .

83 APK, NRL, sygn. 57, s. 41–42.

84 Ibidem, s. 48.

85 Ibidem, s. 76–77.

DAWID KELLER70

Page 71: trudne bogactwo pogranicza

Do Sosnowca delegat wysłał Władysława Michalaka, aby ten wypłacił kolejarzom diety i pensje (w markach niemieckich) oraz by przygotował i rozesłał ich po terenie Górnego Śląska. Plany Dob-rzyckiego pokrzyżowało jednak wprowadzenie na obszarze plebiscy-

86towym stanu oblężenia , co uniemożliwiało swobodne przekraczanie granicy z Polską. Starania u gen. Henri Le Ronda miały przynieść jedynie odpowiedź: „Delegat kolejarzy ma trudności praktyczne, a ja politycz-ne, a że polityczne są ważniejsze od praktycznych, więc zarządzenia

87znieść nie mogę” . B. Dobrzycki o wydanie takiej decyzji oskarżał jednak KED oraz doradcę kolejowego Komisji Międzysojuszni-czej działającej przy KED – Stevensona, którzy obawiali się rozru-chów ze strony niemieckich urzędników w przypadku przybycia

88Polaków . W zaistniałej sytuacji – według relacji Dobrzyckiego, nie-potwierdzonej w innych przebadanych źródłach – przy pomocy po-licjanta Strzeleckiego z Sosnowca przeprowadzono nielegalnie tych kolejarzy przez granicę, po czym mieli oni na własną rękę zdobywać wiedzę przez prywatne zapytania kierowane do pracujących Górno-ślązaków bądź jedynie przez obserwację. Z oczywistych względów mieli oni przy tym podlegać różnym trudnościom i szykanom zwią-zanym zarówno z samym faktem nielegalnego ich przebywania na

89tym terenie, jak i brakiem oficjalnego stanowiska KED wobec nich . Wątpliwości badacza musi jednak budzić sposób przeprowadzenia blisko tysiąca osób na krótkim zapewne odcinku granicy znanym Strzeleckiemu. Tak duża liczba przybyszów z innych części Polski wzbudzała wśród kolejarzy Górnoślązaków obawy o możliwość utra-ty najlepszych miejsc pracy. Wielkopolanin Dobrzycki jako wino-

86 Por. J. P r z e w ł o c k i: Międzysojusznicza Komisja Rządząca i Plebiscytowa na Gór-

nym Śląsku w latach 1920–1922. Wrocław–Warszawa–Kraków 1970, s. 159–160.87 B. D o b r z y c k i: Rys historyczny..., s. 39.88 Ibidem.89 Ibidem, s. 40.

71BOGUSŁAW DOBRZYCKI...

Page 72: trudne bogactwo pogranicza

90wajcę tych podejrzeń wskazywał autonomistów , nie uwzględniając jednak niezbyt przyjaznego stosunku rodowitych mieszkańców Gór-nego Śląska do przybyszów z zewnątrz. Aby uspokoić panujące nastroje, miał delegat wydać następującą odezwę:

„Do Kolejarzy Polaków Polskiego Górnego Śląska.

Chwila objęcia kolei zbliża się, jeszcze kilkanaście dni, a będzie-my panami i gospodarzami na naszej ziemi, polska Dyrekcja Kolejo-wa rządzić będzie polskiemi kolejami.

Chwila wielka, uroczysta i radosna dla Was Kolejarze, bo naresz-cie otrzymacie to, co Wam od dawna słusznie się należy, będziecie jeść chleb polski, będziecie pracować dla naszej wspólnej ukochanej Ojczyzny.

Kolejarze! Chwila ta nakłada jednakże na Was olbrzymie obo-wiązki. Odpowiedzialność, jaką bierzecie na swoje barki, jest wielka i potężna.

Europa – świat cały – patrzy na Was, czy też podołacie temu ogromowi pracy, jaki Was czeka, czy utrzymacie koleje górnośląskie w dotychczasowej sprawności.

Ja osobiście mam do Was pełne zaufanie, ja wierzę w Wasze dob-re chęci, wiem, że pragniecie okazać się dobrymi synami tak długo od Was oczekiwanej i ukochanej wspólnej naszej Ojczyzny, nie wąt-pię ani na chwilę, że wytężycie wszelkie siły, by okazać światu, żeście dorośli Waszemu zadaniu i że sprawność kolei nie tylko nie ucierpi, ale nawet że ją podniesiecie do stanu przedwojennego.

Wam do pomocy sprowadziłem z reszty Polski braci Waszych kolejarzy; nie przychodzą oni po to, by Wam zabierać posady lub Was rugować ze słusznie należących się Wam stanowisk, lecz powo-łałem ich tylko na czas krótki, na czas przejściowy, tak długo, aż ruch kolejowy będzie normalnym a sprawność zadawalającą.

90 Ibidem. O autonomistach: B. C[imała]: Autonomiści górnośląscy. W: Encyklope-dia..., s. 23.

DAWID KELLER72

Page 73: trudne bogactwo pogranicza

W imię sprawy, w imię miłości Ojczyzny spodziewam się po Was Kolejarze, że do braci Waszych z reszty Polski odnosić się będziecie z należytem uznaniem i że traktować ich będziecie jako prawdzi-wych braci a nie obcych przybyszów.

Dalej chcąc Wam ułatwić przejęcie kolei, chcąc dać Wam spo-sobność jak najszybszego wpracowania się w Wasze nowe stanowis-ka, zatrzymałem na kilka miesięcy na trudniejszych posterunkach służbowych jako nauczycieli, jako instruktorów tylko wytrawniej-szych urzędników Niemców. Stosownie do mej umowy z dotych-czasową niemiecką Dyrekcją Kolejową, urzędnicy ci nie będą na przestrzeni pełnili służby wykonawczej, a jedynie tylko będą Wasze-mi doradcami i instruktorami.

Służbę wykonawczą na przestrzeni pełnić będziecie Wy Koleja-rze, a do niemieckich urzędników macie się zwracać we wszelkich sprawach Wam niejasnych, lub tych, których jeszcze nie rozumiecie lub nie znacie. Czerpajcie od nich znajomości fachowe i służbowe jak najusilniej, jak najobficiej, bo to, czego od nich w tych kilku mie-siącach się nauczycie, pozostanie Wam na całe życie i dopomoże do osiągnięcia odpowiedzialniejszych i lepszych stanowisk. Również i tutaj wymagam od Was i spodziewam się, że wobec tych urzędni-ków Niemców zachowacie się jak najpoprawniej i że w niczem nie dacie powodu do zażaleń lub skarg.

A więc Kolejarze, gdy nakaz Was powoła, żwawo i żywo stańcie do pracy, pokażcie światu, że Kolejarz Górnośląski dorósł do swego

91zadania i że chce i umie pracować dla dobra Kraju” .

Ostatnim postanowieniem w sprawach pracowniczych miała być ostateczna decyzja o przyjęciu 220 Niemców na czasową służbę polską, w rozumieniu Tytułu IX (czyli umowy urzędniczej) Kon-wencji Górnośląskiej, co stanowiło ok. 90% chętnych. Zabezpie-

91 W piątą rocznicę..., s. 23–24.

73BOGUSŁAW DOBRZYCKI...

Page 74: trudne bogactwo pogranicza

czono się jednocześnie przed możliwym sabotażem, odmawiając 92

Niemcom prawa wydawania poleceń służbowych .

Kolejnym punktem w pracach B. Dobrzyckiego było porozu-mienie w sprawie wzajemnego stosunku władz autonomicznych i MKŻ w dziedzinie kolei w polskiej części Górnego Śląska. Już pod koniec października 1921 roku minister kolei J. Eberhardt zobowią-zał się w ciągu trzech dni przygotować i przedstawić projekt przysz-

93łej organizacji kolei na podzielonym Górnym Śląsku . Nie można ustalić czy rzeczywiście ministrowi udało się dotrzymać tego termi-nu – gdyż nie natrafiono na tekst owego memoriału. W raporcie z 2 lis-topada przeznaczonym dla ministra spraw zagranicznych znajduje się natomiast informacja o odbytej dzień wcześniej naradzie, podczas której minister omówił sformułowany problem. Przewidywał on za-rząd kolejami na Górnym Śląsku przez dwie dyrekcje (katowicką i opolską) oraz wspólny Komitet Zarządzający, będący instancją apelacyjną, a w kwestiach taryf czy zarządu taborem – samodzielną. Kontrpropozycje stanowiły koncepcje rozdziału sieci czy powoła-nia prywatnego towarzystwa. W tym celu miano podpisać ewentual-ną dwustronną konwencję zapewniającą sprawność prowadzonego ruchu. W przypadku natomiast powołania prywatnego towarzystwa miałoby ono działać przez piętnaście lat i w tym czasie eksploatować istniejącą infrastrukturę kolejową oraz budować nowe linie, które „umożliwiłyby szeroką ekspansję na wschód”. Ostatecznie zobo-wiązano autora do dalszego przygotowania dwóch pierwszych kon-

94cepcji . Ostatnia koncepcja budzić musi zdziwienie wobec znanych od kilkudziesięciu lat dążeń do centralizacji i nacjonalizacji kolei oraz nieporadności prywatnych firm w budowie i eksploatacji kolei. Pamiętać również należy o staraniach czynionych przez towarzys-

92 B. D o b r z y c k i: Rys historyczny..., s. 42.93

AAN, MSZ, sygn. 4510, s. 90.94

Ibidem, s. 93–94.

DAWID KELLER74

Page 75: trudne bogactwo pogranicza

twa kolejowe (np. w Prusach) o pomoc ze strony państwa w inwes-tycjach kolejowych. W przypadku ówczesnego Górnego Śląska po-mysł ten zapewne zaowocowałby całkowitym oddaniem tej kwestii w ręce niemieckie, tym razem jednak niemieckich przedsiębiorców, właścicieli kopalń, hut i innych zakładów przemysłowych, a więc posiadaczy gotówki mających zdolności kredytowe. Próżno byłoby szukać takich osób w Polsce czy nawet w przyjacielskiej Francji. Je-dyna francuska inwestycja kolejowa w Polsce, czyli wsparcie budo-

95wy magistrali węglowej , wskazuje również na brak większego zain-teresowania tego kraju (jak i pośrednio wolnych środków, których zainwestowanie byłoby możliwe w tak niepewnym politycznie re-gionie).

Wspomniane rozwiązanie ministra J. Eberhardta stanowi ostatni akt dyskusji, która toczyła się pomiędzy Wydziałem Kolejowym NRL G. Śl. i całą Radą z jednej strony a polskim rządem – z drugiej, dotyczącej zarządu kolejami na Górnym Śląsku po czerwcu 1922 roku. Chodziło bowiem o rozumienie terminu „połączenie” z ustawy

96autonomicznej . Jeszcze w lipcu 1921 roku F. Wilczek podsumowując dotychczasowe spory, stwierdzał, że Rada Ministrów przychyliła się w styczniu tegoż roku do propozycji ustanowienia Samorządu Śląs-kiego jako administratora kolei głównych (normalnotorowych), a jako władzy wykonawczej – Dyrekcji Kolei Państwowych w Katowicach

97lub departamentu kolei w ramach struktury województwa . Zapo-czątkowało to, jak wynika z zachowanych akt, dyskusję, w której dr

95 Por. G. K o t l a r z, H. D ą b r o w s k i, E. W i e c z o r e k: Śląsk – Porty. Ma-

gistrala Węglowa. Rybnik 2008.96

„Połączenie administracji kolejowej na terenie Województwa Śląskiego z ad-ministracją kolejową państwową będzie przeprowadzane stopniowo w porozu-mieniu Rządu Rzeczypospolitej z Radą Wojewódzką, względnie z Tymczasową Radą Wojewódzką”. DzURP 1920, nr 73, poz. 497.97

APK, NRL, sygn. 19, s. 1, 2.

75BOGUSŁAW DOBRZYCKI...

Page 76: trudne bogactwo pogranicza

Sikorski postulował konieczność utworzenia tego ostatniego, zwra-cając uwagę na rolę kolei oraz na trudności, które na tym terenie

98występują (waluta, stosunki służbowe, płace, taryfy...) .

O stanie polskich przygotowań w kwestii kolejnictwa na Górnym Śląsku alarmująco donosiła 9 grudnia 1921 roku „Gazeta Robot-nicza”. Informowała, iż wedle jednej z warszawskich gazet Minister Kolei Żelaznych oświadczył, że sprawa ta nie została do tej pory uregulowana, a w najbliższych dniach zapowiadał rozpoczęcie ro-kowań, których miejsce nie było jeszcze znane. Jak relacjonowała jednak gazeta, minister lokował je prawdopodobnie w... Gdańsku. W tym samym artykule zaprezentowano również obowiązujące ów-cześnie koncepcje rozwiązania sprawy kolejnictwa na podzielonym obszarze plebiscytowym. Reporter gazety donosił zatem, że planuje się stworzyć dwie dyrekcje kolejowe (polską i niemiecką) albo jedną wspólną parytetyczną dla całego Górnego Śląska. Planować miano również stworzenie przedsiębiorstwa prywatnego zarządzającego kolejami na terenie Górnego Śląska (czyli gazeta relacjonowała usta-lenia ministra Eberhardta z listopada).

Poza dyskusjami o koncepcjach zarządu kolejami na Górnym Śląsku prowadzono jednocześnie rokowania (już na niwie polskiej) co do miejsca i pozycji komórki w ramach Śląskiego Urzędu Woje-wódzkiego, do której zadań należałby współnadzór nad nimi. We wspomnianym piśmie z 24 października 1921 roku F. Wilczek przed-stawił wątpliwości ministra skarbu, chcącego powołania jedynie wy-dzielonej sekcji kolejowej składającej się z 6 pracowników: jej sze-fem miał zostać Stanisław Ruciński, który miał prócz sprawowania ogólnego kierownictwa zajmować się również szczegółami budże-towymi, kontaktami z wojewodą, sejmem śląskim. Na jego zastępcę przewidziano Edmunda Wincentowicza, do którego obowiązków

98 Ibidem, s. 9–10.

DAWID KELLER76

Page 77: trudne bogactwo pogranicza

zaliczyć można takie kwestie jak: prace nad ustawodawstwem doty-czącym spraw kolejowych, działania organizacyjne w odniesieniu do przyszłego Wydziału Komunikacyjnego w urzędzie wojewódz-kim i do Dyrekcji Kolei Państwowych oraz przygotowanie wnios-ków dotyczących połączenia administracji kolejowej Górnego Śląska

99z Polską . Trzy dni później, w świetle zapisów Konwencji Górno-śląskiej postanawiającej m.in. wspólne prowadzenie ruchu, taryfy i zarząd (art. 396: „Koleje państwowe normalno- i wąskotorowe na obszarze plebiscytowym będą administrowane, pod nazwą «Koleje Górnośląskie»: a) przez wspólny Komitet Naczelny, b) przez Dy-rekcję niemiecką dla szlaków części niemieckiej i Dyrekcję polską dla szlaków części polskiej obszaru plebiscytowego. 2. Pod wyraże-niem «sieć kolejowa », używanem w niniejszym Tytule, rozumieć

100należy wszystkie szlaki kolejowe każdej Dyrekcji” ) F. Wilczek zalecił

101najpierw zawarcie umowy z Niemcami . Kolejnym etapem tej dys-kusji była propozycja B. Sikorskiego, który postulował utworzenie dwóch dyrekcji kolei (polskiej w Katowicach i niemieckiej np. w Gliwi-cach) oraz Komitetu Naczelnego (w składzie: przedstawiciel Polski, przedstawiciel Niemiec i członek władz sojuszniczych). Do zadań Komitetu należały funkcje kontrolne, uchwalanie budżetu eksploa-tacyjnego, taryf, przepisów, rozkładów, obiegów parowozów, zarzą-dzanie warsztatami naprawczymi taboru w Gliwicach, rozdzielanie wagonów, rozrachunek pomiędzy dyrekcjami polską i niemiecką. Jako motywy uzasadniające podany pomysł Sikorski wymieniał nie-bezpieczeństwo przejęcia władzy nad kolejami górnośląskimi przez Niemców („ponieważ przepisy muszą być niemieckie”), koniecz-ność ujednolicenia kolei polskiego Górnego Śląska i Polski, groźbę

102sprzeciwu kolejarzy .

99 Ibidem, k. 12–13.

100 Polsko-Niemiecka Konwencja..., s. 96.

101 APK, NRL, sygn. 19, s. 17.

102 Ibidem, s. 22–22v.

77BOGUSŁAW DOBRZYCKI...

Page 78: trudne bogactwo pogranicza

Niezwykle ważne decyzje podjęła NRL G. Śl. po wysłuchaniu w dniu 9 stycznia 1922 roku wiceministra kolei J. Eberhardta. Na samym początku, jak podkreślono, postanowienia ustawy autono-micznej nie mogły wejść w życie z powodu konieczności przestrze-gania decyzji genewskiej i innych (niesprecyzowanych) umów mię-dzynarodowych. Jednocześnie jednak przypomniano w owym sta-

103 104nowisku, faktycznie kierowanym do rządu polskiego, że art. 29 i 41

statutu autonomicznego zaczną obowiązywać natychmiast po obję-ciu administracji przez Polskę. Ponadto, w momencie, gdy państwo polskie przestanie być zobowiązane umowami międzynarodowymi do stosowania konkretnych procedur, NRL G. Śl. zastrzegała sobie wszelkie prawa wynikające z ustawy autonomicznej. Jednocześnie członkowie Rady przyjęli do wiadomości, że Ministerstwo Kolei wyda zarządzenia w odniesieniu do przejęcia górnośląskiej admi-nistracji kolejowej. Rada ponadto wyraziła życzenie, „żeby Minis-terstwo Kolei przy wydawaniu zarządzeń, mających ważne znacze-nie dla województwa śląskiego, porozumiewało się z nią i uwzględ-

105niało należycie interesy śląskie” . W ostatniej sprawie członkowie Naczelnej Rady stanowczo domagali się, „aby Ministerstwo Kolei opracowało w najbliższych dniach projekt inwestycji i rozbudowań linii kolejowej w województwie śląskim. Przy czym NRL domaga

103 „Aż do wydania ustaw przez Sejm Śląski wyda Rada Wojewódzka za zgodą

wojewody przejściowe przepisy o używaniu języka polskiego we władzach i urzę-dach, szkołach itd.” Postanowienia tego przepisu wykorzystano m.in. podczas przygotowywania (jeszcze przed oficjalną chwilą przejęcia) zmian nazw stacji i przystanków kolejowych na polskim Górnym Śląsku.104

„W ciągu pierwszych 10 lat od chwili objęcia Śląska przez Polskę nominacja wszystkich urzędników, których nie mianują władze lub instytucje śląskie, nie może nastąpić bez wysłuchania wojewody”.105

Protokoły posiedzeń Naczelnej Rady Ludowej. Oprac. E. D ł u g a j c z y k. Opole 1977, s. 109. Przedstawione postulaty NRL są wyjątkowo stonowane i faktycznie stanowią jakby uprzejme błaganie o to, co jest jej należne (por. statut organiczny).

DAWID KELLER78

Page 79: trudne bogactwo pogranicza

się, aby na inwestycje przeprowadzane w województwie śląskim przez-naczono fundusze, które Śląsk ma oddać rządowi na potrzeby ogól-

106nopaństwowe w myśl art. 5 ustawy autonomicznej . W łączności z tym należy dostosować także dla całej Polski program inwestycji, jeśli się po objęciu kraju pokaże potrzebnym, zarówno ze stanowis-

107ka ogólnopaństwowego, jak i województwa śląskiego” . Ostateczne porozumienie uchwalało ponadto powołanie przy władzach woje-wództwa śląskiego Wydziału Komunikacji, a wzajemne stosunki opie-rałyby się na konsultacjach MKŻ z wojewodą w następujących spra-wach: 1) zmian organizacji i kompetencji Dyrekcji Kolei Państwowych w Katowicach; 2) zmian przepisów normujących stosunek pracowni-ków do zarządu kolejowego; 3) obsady stanowiska prezesa Dyrekcji Kolei Państwowych w Katowicach; 4) mianowania następujących urzędników (oraz innych w równych im rangach): naczelników i ich zastępców, dyrektora rachunkowego i rewidenta kasy głównej Dy-rekcji, naczelników urzędów ruchu, maszynowych, obrotu handlo-wego i warsztatowych i głównego kontrolera gliwickich warsztatów; 5) płac pracowników; 6) przenoszenia Ślązaków do pracy w innych dyrekcjach; 7) socjalnych, kulturalno-oświatowych, humanitarno-społecznych i aprowizacyjnych; 8) taryf; 9) rozkładu jazdy; 10) prze-biegu nowych linii kolejowych; 11) inwestycji w istniejącą infra-strukturę o znaczeniu dla województwa. MKŻ zobowiązało się

106 O tym, jak w praktyce wyglądały kwestie finansowania budowy nowych linii ko-

lejowych w województwie śląskim: D. K e l l e r: Działalność inwestycyjna województ-wa śląskiego w sferze kolei lokalnych – przyczynek do monografii. „Rocznik Koła Nauko-wego Historyków Studentów KUL >>Ibidem<<” 2004, T. 2, s. 55–101. Na ten sam temat i na podobnej (choć znacznie skromniejszej) bazie źródłowej opubli-kował ostatnio artykuł W. M a r c o ń: Inwestycje kolejowe w ustawodawstwie Sejmu Śląskiego. „Śląski Kwartalnik Historyczny >>Sobótka<<” 2007, nr 2, s. 223–231. Wspomniany autor nie wskazał jednak na istnienie wcześniejszego opracowania tego tematu.107

Protokoły posiedzień..., s. 108–109.

79BOGUSŁAW DOBRZYCKI...

Page 80: trudne bogactwo pogranicza

również dawać pierwszeństwo w prowadzeniu prac firmom miejs-108

cowym .

Podział terenu plebiscytowego pomiędzy Polskę i Niemcy nie oszczędził linii kolejowych, powodując ich wielokrotne przecięcia. Poza zmianami, dzięki którym zakłady naprawcze taboru pozostały po stronie niemieckiej, szczególną stratą było objęcie przez Niemcy najważniejszych Górnośląskich węzłów kolejowych – Bytomia i Klucz-borka, swoistych okien na świat tego terenu. Ustalenia rokowań gos-

109podarczych gwarantowały w teorii należne stronie polskiej prawa, ale jednomyślnie spodziewano się braku ich realizacji. W zaistniałej sytuacji zdecydowano się wybudować linie o charakterze obwodo-wym, w celu uniknięcia konieczności korzystania z tranzytu przez terytorium niemieckie. Polski tranzyt miał być również narażony na niebezpieczeństwo ze strony uzbrojonych band, o czym donosiła DKP w Katowicach: „Katowice, 30 VI (Pat) Dyrekcja Kolejowa w Katowicach komunikuje: Nieomal ze wszystkich stacji pograni-cza niemieckiego donoszą dyrekcji w Katowicach, że uzbrojone bandy Orgeszu napadają na polskie brygady pociągów, strzelając do nich i t.d. Skutkiem systematycznych napadów na pociągi osobowe i towarowe na linji Orzesze – Bytom, Bortniki – Borek, Tarnowskie Góry – Bytom, trzeba było wstrzymać wczoraj ruch towarowy i osobowy. Wypadki takie uniemożliwiają punktualne kursowanie po-

110ciągów na G. Śląsk” . Wobec opisanych wydarzeń zrozumiałe były te plany. B. Dobrzycki wylicza konieczne do zbudowania odcinki:

108 Ibidem, s. 31; W. B o b e k: Działalność Naczelnej Rady Ludowej na G[órnym]

Śl[ąsku] w okresie poprzedzającym bezpośrednio przejęcie Górnego Śląska przez Polskę 1921–1922 r. W: Księga pamiątkowa X-lecia Związku Urzędników Państwowych, Samo-rządowych i Komunalnych na Wojew[ództwo] Śląskie Z.z. w Katowicach. Katowice 1934, s. 70.109

D. K e l l e r: Organizacja i zarząd..., s. 147–156.110 B. D o b r z y c k i: Rys historyczny..., s. 44.

DAWID KELLER80

Page 81: trudne bogactwo pogranicza

„obejście Bytomia, Hajduki – Kochłowice, Makoszewo – Mizerowo, Warszowice – Próchno, Brzezie – Bluszewo i Tarnowskie Góry –

111Sączew” . Studia projektowe w terenie tych odcinków miał przepro-wadzić w lutym 1922 roku (a więc jeszcze w trakcie prowadzenia rokowań, zimą!) wspomniany radca de Virion. Efektem jego prac miały być przygotowane pod koniec kwietnia kosztorysy budowy tych odcinków, na które środki uwzględniono w budżecie DOKP w Katowicach. Miała się odbyć nawet specjalna konferencja w War-szawie, w trakcie której miano przyznać 125 mln Mk niem. na te inwes-

112tycje . Przedstawione informacje warto skonfrontować z zachowa-nymi w aktach Naczelnej Rady Ludowej pismami uwierzytelniającymi dla radcy datowanymi na maj 1922 roku. Niestety, korespondencja ta zachowana jest jedynie w pismach o wyglądzie brudnopisów, choć z naniesionymi znakami kancelaryjnymi. Dotyczy ona misji de Vi-riona „celem poprowadzenia nowych linii kolejowych z Chorzowa do Kamienia, z Szopienic/Janowa do Mysłowic i z Mizerowa do Makoszów” jako obejść „nad połączeniami kolejowymi zerwanymi

113przez plebiscyt” . Godnym uwagi jest fakt, iż linie rzeczywiście zos-tały zbudowane w pierwszej kolejności po przyłączeniu Śląska do Polski. Wspomniane studia miały być przeprowadzone w maju 1922 roku, choć być może wtedy była to już praca wykonana. Tezę taką potwierdzałoby świadectwo B. Dobrzyckiego, jakoby „już w mie-siącu lutym inż. Virion [...] pod płaszczykiem przynależenia do polskiej Komisji granicznej studia te przeprowadził i zdjęcia poro-

114bił” . Wątpliwości budzą jednak, wspomniane już, analizowane wte-dy plany linii. Wydaje się zatem, iż człowiek ten na Górnym Śląsku

111 Ibidem.112 Ibidem, s. 44–45. W grudniu 1922 r. wnioskowano o zwiększenie tej sumy (AAN, PRM, cz. III, sygn. 22360/22).113 APK, NRL, sygn. 19, s. 45–46.114 B. D o b r z y c k i: Rys historyczny..., s. 44.

81BOGUSŁAW DOBRZYCKI...

Page 82: trudne bogactwo pogranicza

był dwukrotnie. Pierwszy raz w lutym, w sposób niejawny, co po-twierdzałoby niezachowanie dokumentów. Efektem tych studiów było rozplanowanie odcinków wspomniane przez B. Dobrzyc-kiego. Prace te podsumowano pod koniec kwietnia. Z kolei po przed-stawieniu wyników, ponownie skierowano de Viriona, tym razem już oficjalnie, na teren Górnego Śląska, czego śladami są zachowane brudnopisy. Pierwsze prace przynieść musiały zweryfikowanie pier-wotnych planów i podczas majowych studiów radca przeprowadzał badania dla konkretnych już linii przygotowywanych do budowy

115jako celowych i możliwych do realizacji .

Podobne problemy dotyczyły warsztatów kolejowych. W Kon-116

wencji Górnośląskiej przewidziano dla nich artykuł 453 , ale jego realizacja mogła budzić wątpliwości. Po polskiej stronie pozostały jedynie parowozownie, z których niektóre większe można było dos-tosować do przeprowadzania napraw. Dodatkowym problemem w realizacji tych uzgodnień przez stronę niemiecką miał być, według B. Dobrzyckiego, fatalny stan tamtejszego taboru, powodujący nie-raz konieczność korzystania przez KED z usług prywatnych firm

117w celu utrzymania właściwego jego stanu liczebnego . Szczegól-nym utrudnieniem było również umiejscowienie głównych warsz-tatów w Gliwicach – mieście zdecydowanie niemieckim, w którym

118co prawda działał potężny oddział Związku Kolejarzy ZZP , ale w otoczeniu Niemców pracownicy warsztatów w pierwszych dniach po przejęciu odmówić mieli przyjęcia do naprawy polskich wago-

119nów . W tej sytuacji delegat miał dążyć do zgromadzenia w paro-

115 Por. projekt ustawy w przedmiocie wywłaszczenia i ograniczenia własności

gruntowej pod budowę nowych połączeń kolejowych na Górnym Śląsku (AAN, PRM, cz. III. sygn. 13548/23 wraz z sygnaturami powiązanymi).116 B. D o b r z y c k i: Rys historyczny..., s. 49.117 Ibidem, s. 49–50.118

Por. D. K e l l e r: Związek Kolejarzy..., s. 83–84.119 B. D o b r z y c k i: Rys historyczny..., s. 50.

DAWID KELLER82

Page 83: trudne bogactwo pogranicza

wozowniach jak największej liczby taboru oraz do uzyskania w MKŻ zgody na zorganizowanie w Katowicach warsztatów pomocniczych. Na ten cel udało się pozyskać finansowanie w wysokości 25 mln Mk niem., które wydano na zakup niezbędnych maszyn, przewiezionych na Górny Śląsk po przejęciu kolei. Dodatkowo stosowano niemiec-ką metodę wykorzystywania prywatnych firm, jednak nie miały one zbyt dużych możliwości. Aby wspomóc DKP w tej trudnej sytuacji, delegat miał wejść w porozumienie z nieustalonymi przedsiębior-cami górnośląskimi, którzy mieli sfinansować budowę warsztatów w Katowicach. Uzyskał również wsparcie ze strony byłego ministra

120przemysłu i handlu Wiesława Chrzanowskiego . Aby jednak móc prowadzić naprawy, konieczne było posiadanie materiałów. Musiały one być jednak, ze zrozumiałych względów, składowane w magazy-nach. Główne magazyny mieściły się w Gliwicach, co skutkowało podobnymi konsekwencjami jak te związane z naprawą taboru. Wobec tego MKŻ wyasygnowało 6,5 mln Mk niem. na zakup niez-będnych materiałów i ich składowanie przez DKP w Poznaniu i Krakowie. Jednocześnie, jak wspomniano, zapewniono sobie swo-bodę uzyskania w KED niezbędnych materiałów na trzy miesiące pracy, ale realizacja tych ustaleń nie przyniosła oczekiwanych skut-

121ków .

Kolejny punkt planu B. Dobrzyckiego, zakładający rozbudowę stacji granicznych pomiędzy obiema częściami Górnego Śląska, był ściśle związany z art. 411, 428, 433 i 434 Konwencji. W tym miejscu jednak należy wspomnieć o podanym przez B. Dobrzyckiego poro-zumieniu zawartym pomiędzy J. Eberhardtem a KED w sprawie przeprowadzenia przez tę ostatnią koniecznych prac modernizacyj-nych o wartości ok. 10 mln Mk niem. do czasu przejęcia kolei. Pomimo niewykonania całości robót możliwe było uruchomienie

122połączeń już w pierwszym dniu .

120 Ibidem.

121 Ibidem, s. 51.122 Ibidem, s. 48.

83BOGUSŁAW DOBRZYCKI...

Page 84: trudne bogactwo pogranicza

Wspominane wielokrotnie sumy pieniędzy na konkretne wydatki związane były z zadaniem przygotowania budżetu dla przyszłej dy-rekcji. Czynność ta musiała być poprzedzona dyskusją o kompeten-cjach DKP w Katowicach. Tworzenie budżetu można więc datować na kwiecień i maj 1922 roku. Skomplikowane rozliczenia finansów KED w Katowicach (wydatki w Katowicach, dochody we Wrocła-

123wiu wspólne z tamtejszą KED ) oraz planowany podział terenu jej działania na dwie dyrekcje spowodowały jedynie szacunkowość pre-liminowanego budżetu. Mimo to sumy przewidywane na II półro-cze były ogromne. Wydatki miał wynieść 561 mln 433 tys. Mk niem., dochody natomiast – 533 mln 126 tys. Mk niem., co dawało deficyt w wysokości 28 mln 317 tys. Mk niem. Do tych sum należy jeszcze doliczyć wydatki inwestycyjne na linie kolejowe (125 mln Mk niem.) i na utrzymanie techniczne kolei (50 mln 830 tys. Mk niem.).

Następnym punktem starań delegata powinny były być uzgod-nienia taryfowe. Do tej pory obowiązywało w Polsce Rozporządzenie Ministra Kolei Żelaznych z 10 grudnia 1920 roku „w przedmiocie ustanowienia komunikacji tranzytowej”. W uzgodnieniach taryfo-wych znalazł się zapis, że odprawa pasażerów odbywać się będzie w następujących relacjach: z Poznania i Kępna do Trzebini, Jaworz-na i Krakowa. Zdecydowano, że opłaty będą ustalane według taryf wewnętrznych. W celu ułatwienia podróży wprowadzono dwa wa-gony bezpośrednie w pociągu z Poznania do Krakowa, których pasażerowie zostali zwolnieni od posiadania wiz i przechodzenia kontroli celnej. Podróżnych z nich korzystających obowiązywały jednak, co zrozumiałe, pewne ograniczenia. Nie mogli zatem wsia-dać ani wysiadać na terenie Górnego Śląska ani w czasie podróży otwierać drzwi wagonu. Zakazano także wyrzucania, oddawania i otrzymywania listów i paczek na tym terenie. Jednocześnie wago-nami tymi nie mogli podróżować wojskowi. Ruch towarowy tranzy-

123 Ibidem, s. 51.

DAWID KELLER84

Page 85: trudne bogactwo pogranicza

towy odbywać się miał na następujących odcinkach: Szczakowa – Mysłowice – Kluczbork – Ostrów i podobną trasą z Oświęcimia, Sosnowca, Dziedzic i Herb. Obowiązywać przy tym miały między-narodowe listy przewozowe. W odniesieniu do nich zalecano, aby na tych formularzach, na których użyto nazwy „Konwencja Berneńska z 1890 r.” przekreślić ją, a tę zmianę potwierdzić parafką. Deklaracje przewożonych towarów miały być w obu językach lub jedynie po polsku, przy czym nadawca ponosił skutki błędnego tłumaczenia. W rozporządzeniu uregulowano również kwestie odpłatności za przewóz. Z oczywistych względów zabroniono także przewozu broni i materiałów wojskowych. Komunikacja sąsiedzka z Polski na Górny Śląsk i odwrotnie odbywać się miała w ruchu osobowym i ba-gażowym, między innymi przez Mysłowice, Oświęcim, Dziedzice, Sosnowiec, Herby oraz Kępno. Zasadniczo, opłaty miały być uisz-czane na odcinkach „do” i „z” stacji granicznych we właściwych walutach. Wyjątek od tej reguły stanowił przejazd odcinka Pitschen [Byczyna] – Kępno. Natomiast ruch towarowy odbywał się na mocy dwujęzycznego listu przewozowego. Z kolei opłaty ponosili we właściwych walutach odbiorca i nadawca, opłacając odpowiadające

124sobie odcinki do stacji granicznej .

Kolejne ustalenia wniosły rokowania podkomisji kolejowej ro-kowań gospodarczych. Dzięki nim powołano kolejną komisję do spraw taryfowo-handlowych, która swymi pracami objęła więk-szość zagadnień. Obrady jej trwały od 6 lutego 1922 roku do połowy

125czerwca . Komisja taryfowo-handlowa (nazywana też przewozowo--taryfową) w swej pracy musiała uporać się z kilkoma problemami. Pierwszy z nich dotyczył samej, jak to określił B. Dobrzycki, „geo-grafii kolejowej”, która stanowiła dla członków tej komisji niemal

124 Dziennik Urzędowy Ministerstwa Kolei Żelaznych 1921, nr 1, poz. 2; DzURzP 1920, nr 115, poz. 766.125 B. D o b r z y c k i: Rys historyczny..., s. 55.

85BOGUSŁAW DOBRZYCKI...

Page 86: trudne bogactwo pogranicza

terra incognita. Drugi pojawił się podczas ustalania wykazu odleg-łości. Nie sposób było bowiem dokonać tej czynności, nie dyspo-nując nazwami stacji. Procedura ich wyboru była niezwykle czaso-chłonna, a z powodu licznych zmian nie gwarantowała szybkiego

126przebiegu tych prac . Początkowo, ze względu na planowane prze-jęcie w końcu kwietnia, prace posuwały się nadzwyczaj szybko dzię-ki zastosowaniu taryfy uproszczonej (Nottarife), której główna zasa-da polegała na wyśrodkowywaniu odległości taryfowych przez su-mowanie odległości od i do większej liczby punktów przejścia

127(Schnittpunkte) . Zastosowanie tej taryfy przyniosłoby niezwykłe zamieszanie. Wobec jednak przesunięcia terminu przejęcia (w czasie prac tej komisji mówiono nawet o sierpniu lub wrześniu), w dalszej części prowadzono prace według normalnych procedur tworzenia taryf. Jedynym problemem, który występował również w tej fazie, były, według Dobrzyckiego, bezustanne zmiany taryf ze strony

128Niemiec .

Efektem działań komisji stało się opracowanie i wydanie wielu wydawnictw prezentujących spójne uregulowania w zasygnalizo-wanej materii. Przede wszystkim wydano Entfernungszeiger zur Berech-nung der Beförderungspreise für Personen, Gepäck, Expressgut und Hunde für die Strecken der Eisenbahndirektion Kattowitz und Oppeln (ehemaliges Ober-schlesisches Abstimmungsgebiet). Ta podstawowa publikacja „w formie trójkąta” prezentuje odległości pomiędzy punktami ruchu na całym Górnym Śląsku, stanowiąc lokalny przykład wykazu odległości ta-

129ryfowych. Ponadto opracowano m.in. taryfy dla przewozu osób, towarów, na liniach wąskotorowych, taryfę towarową łamaną oraz przepisy wykonawcze dla nich. Osobne publikacje wydały strony

126 D. K e l l e r: Organizacja i zarząd..., s. 141–143.

127 Ibidem, s. 62.128 Ibidem, s. 63.129 Pełny wykaz tych publikacji: ibidem, s. 55–59.

DAWID KELLER86

Page 87: trudne bogactwo pogranicza

niemiecka i polska. Poza tymi publikacjami MKŻ na podstawie usta-leń nieratyfikowanej przez stronę niemiecką Konwencji Wrocławs-

130kiej z 24 czerwca 1922 roku zleciło wydanie przepisów regulujących taryfy stosowane w przypadku przewozu towarów i osób w komuni-kacji przez Kluczbork (zarówno w komunikacji do Poznania, Wol-nego Miasta Gdańska, Dyrekcji Gdańskiej) z Górnego Śląska i Ma-

131łopolski . Jednocześnie na teren polskiego Górnego Śląska zostało rozciągnięte stosowanie obowiązujących w Polsce przepisów o uprzy-wilejowanym traktowaniu w komunikacji sąsiedzkiej. Nie opraco-wano jedynie zagadnień związanych z komunikacją tego obszaru

132z Kłajpedą oraz Skandynawią i Europą Zachodnią .

Przygotowanie taryf wymagało także sprawnej drukarni. Tym-czasem w zaistniałej sytuacji drukarnia kolejowa otrzymała w prze-

133dedniu przejęcia jednoczesne zlecenie druku rozkładów jazdy

oraz owych taryf i ze względu na zrozumiały priorytet tych pier-wszych – druk wzmiankowanych podręczników był opóźniony. Wobec tego oddano je do druku we Wrocławiu, czego skutkiem był

134brak ich korekty .

Po raz ostatni sprawy kolejnictwa zostały przedstawione na po-siedzeniu NRL G. Śl. w dniu 29 maja 1922 roku przez B. Dobrzyc-kiego. Sprawozdanie z przygotowań do przejęcia administracji kole-

130 Na podstawie przebadanych materiałów źródłowych nie udało się potwier-dzić istnienia takiego porozumienia i jego ustaleń.131 B. D o b r z y c k i: Rys historyczny..., s. 59.132 Podstawowe zasady tych taryf stanowiące o ich wyjątkowości opisał B. D o b -r z y c k i (Rys historyczny..., s. 59–61). Należy jedynie wspomnieć, że porozumienia te opierały się na stosowanych dotąd praktykach, zaleceniach Konwencji Genew-skiej, oraz na podstawie przepisów przewozowych ustalonych w Międzynarodo-wej Konwencji Berneńskiej.133

Opracowywanie rozkładów jazdy prowadzono już w styczniu 1922 r. (AAN, PRM, cz. III, sygn. 1064/23, s. 9).134 B. D o b r z y c k i: Rys historyczny..., s. 59–61.

87BOGUSŁAW DOBRZYCKI...

Page 88: trudne bogactwo pogranicza

jowej, wykazujące bardzo dodatnie rezultaty pracy organizacyjnej na 135

polu kolejnictwa, Rada zaakceptowała . Od początku czerwca główny nacisk działań B. Dobrzyckiego skierowany został na bez-pośrednie przejęcie kolei Górnego Śląska. W celu sprawnego prze-prowadzenia tego procesu MKŻ wyłoniło ze swej strony specjalną komisję odbiorczą. Podobne kroki poczyniła strona niemiecka. Na czele polskiej grupy stał inż. Sołtyński, a niemieckiej – Lanei. Ogrom planowanej pracy spowodował podział komisji przejemczych na

136osiem grup. Działały one w okresie od 2 do 16 czerwca 1922 roku . Końcowy natomiast akt stanowiło oficjalne przejęcie kolei na pol-skim Górnym Śląsku o godzinie 6 po południu 18 czerwca 1922 roku. Gorączkowe przygotowania trwały jeszcze na początku czer-wca. 9 czerwca w piśmie skierowanym do wszystkich naczelników wydziałów NRL i delegata MKŻ Józef Rymer, jako przyszły woje-woda, informował o zaplanowanym na trzy dni później w biurze Hintzego spotkaniu, poświęconym sposobom postępowania podczas przejmowania Górnego Śląska. Miały też zostać podane wytyczne do

137natychmiastowej realizacji . Ostatnie decyzje zawarł pełnomocnik rządu polskiego w dniu 15 czerwca. Na godzinę 15 przewidziano podpisanie warunków przekazania oraz idącą za tym notyfikację granic. Od następnego dnia miały być naliczane okresy przewi-dziane na dopełnienie czynności przejęcia. O północy z niedzieli na poniedziałek (czyli z 18 na 19 czerwca) koleje, poczta i sprawy celne miały zostać objęte przez stronę polską, a kolejnego dnia miały być prowadzone ruchy wojsk: ewakuowanie wojsk alianckich i przyby-

138wanie wojsk polskich .

135 Protokoły posiedzień..., s. 188–189.

136 AAN, MSZ, sygn. 4837; s. 21; W. B o b e k: Działalność…, s. 70; B. D o b-r z y c k i: Rys historyczny..., s. 67–68.137

APK, NRL, sygn. 57, s. 85.138

Ibidem, s. 97.

DAWID KELLER88

Page 89: trudne bogactwo pogranicza

W dniu 18 czerwca o 6 po południu na budynku pruskiej Dyrek-cji Kolei w Katowicach zmieniono godło państwowe, tablicę z naz-

139wą i flagi . „Następnego dnia na dworcu katowickim ukazali się [...] kolejarze w rogatywkach. Prezydent Dyrekcji Kolei Państwowych w Poznaniu inż. Dobrzycki przejął bowiem kolej śląską od władz niemieckich i przekazał ją polskiemu dyrektorowi, którym był dr

140Sikorski” .

Wyjątkowym zadaniem B. Dobrzyckiego, którego, jak się wydaje, nie ujął on w swym planie, było przygotowanie pomieszczeń dla polskich urzędników kolejowych na Górnym Śląsku. Przykładem może być informacja dr. Andrzeja Rostka, naczelnika Wydziału Zdro-wia Publicznego, stwierdzająca, iż „w czwartek 18.05 [odbył on – D.K.] podróż do Rybnika, celem zwiedzenia zakładu prowincjonal-nego wraz z panem prezydentem koleji Dobrzyckim. W celu umiesz-czenia polskich urzędników kolejowych, wydzierżawiłem Dyrekcji Kolei budynek zakładu dla umysłowo chorych t.zw. >>dom Scha-li<<, stojący poza obrębem zabudowań szpitalnych i obecnie zu-pełnie nie zamieszkany. DOKP miała za niego zapłacić 25 tys. mk za pół roku użytkowania. Powyższa kwota była dosyć znaczna, sko-ro stanowiła roczną sumę, którą Wydział Zdrowia Publicznego

141uiszczał za dzierżawę budynku Instytutu Higieny w Pszczynie” . Wśród podobnych spraw warto zwrócić uwagę na kwestię budyn-ków kolejowych. 12 maja 1922 roku Wydział Prezydialny NRL G. Śl. w piśmie skierowanym do wszystkich naczelników wydziałów i de-legatów ministerstw prosił o pilne (do 6 czerwca do J. Rymera) przed-łożenie ewentualnych kwestii finansowych, złożenie wniosków per-

142sonalnych (np. dotyczących podziału urzędników na grupy płac)

139 Dwudziestolecie Komunikacji w Polsce Odrodzonej 1919–1939. Kraków 1939, s. 137.

140 W. B o r t h: Naczelna Rada Ludowa na Górnym Śląsku 1921–1922. Opole 1981,

s. 151.141

APK, NRL, sygn. 57, s. 5.142

Ibidem, sygn. 56, s. 45.

89BOGUSŁAW DOBRZYCKI...

Page 90: trudne bogactwo pogranicza

143oraz sprawy budynków i lokali urzędowych . Prośba ta związana była z planowanym na połowę maja przybyciem delegata Minis-

144terstwa Skarbu Mariana Cyrusa Sobolewskiego . W odpowiedzi na nią delegat MKŻ negatywnie ustosunkował się do wszystkich przed-łożonych spraw, informując, że żaden Górnoślązak nie zostanie przeniesiony do pracy na kolei do Polski, że chwilowo w Dyrekcji Kolei są i będą tylko pracownicy delegowani, a zasadnicze ustalenia i działania będą miały miejsce dopiero po przejęciu. Najostrzej B. Dobrzycki zareagował w kwestii budynków i lokali. Odpisał: „[…] jako delegat Ministerstwa Kolei Żelaznych nie mogę się na to zgodzić”, by inna władza rozporządzała budynkami i lokalami nale-żącymi do kolei i wnoszę „przeto protest przeciwko temu ustępo-

145wi” . Na taki protest udzielono mu natychmiastowej odpowiedzi, argumentując, iż złość delegata była bezprzedmiotowa, gdyż wska-zane ustalenia miały dotyczyć jedynie lokali wydziałów NRL (czyli przyszłych komórek organizacyjnych Urzędu Wojewódzkiego Śląs-

146kiego) . Należy zwrócić uwagę na to, że współcześni nie zawsze pozytywnie oceniali sytuację kolei w polskiej części Górnego Śląs-

147ka . We wrześniu 1922 roku konsul generalny Rzeczpospolitej

143 Ibidem, s. 46.

144 Ibidem, s. 45.

145 Ibidem, s. 50.

146 Ibidem, s. 51.

147 Por. Przemówienie W. Korfantego w trakcie trzeciego posiedzenia Sejmu Śląs-

kiego. W: Pierwsze posiedzenia Sejmu Śląskiego. Katowice 1997, s. 23–28; L. C e b o: Transport i komunikacja. W: Województwo śląskie (1922–1939). Zarys monograficzny. Red. F. S e r a f i n. Katowice 1996, s. 328–330 (zwracają uwagę błędne przypisy odwołujące się do nieistniejącej pracy nieznanego A. Dobrzyckiego z 1971 r. Na tę pracę powołuje się również – z błędem w tytule – W. M a r c o ń (Unifikacja woje-wództwa śląskiego z II Rzecząpospolitą. Toruń 2007, s. 113). W rzeczywistości chodzi tutaj o pracę Bogusława Dobrzyckiego z 1929 r.); S. J a n i c k i: Śląsk na łonie Ma-cierzy 1922–1928. Katowice 1929, s. 108–112.

DAWID KELLER90

Page 91: trudne bogactwo pogranicza

Polskiej w Bytomiu pisał do władz w Warszawie: „Na wstępie należy zaznaczyć, że obecny stan kolei jest tego rodzaju, że głośno się mówi o katastrofie, mającej nastąpić lada dzień, o rozpadnięciu się całego Górnośląskiego kolejnictwa. Codzień gdzieś indziej tworzą się zatory, pociągi spóźniają się godzinami, wykolejenia i zderzenia są na porządku dziennym, pociągi stają w środku linji z powodu psu-cia się parowozów, indolencja zaś i nieprzygotowanie personelu nie dadzą się opisać, skutki takiego stanu są tak jasne, że nie potrzeba się dłużej nad nimi rozwodzić. [...] Drugim powodem opłakanego sta-nu kolejnictwa na polskim Górnym Śląsku jest sprawa personelu. To, co się obecnie dzieje na polskim Górnym Śląsku, jest nie do pomyś-lenia na normalnej kolei. Konduktorzy są naczelnikami stacji, pala-cze (i to w najlepszym wypadku) maszynistami, robotnicy kolejowi konduktorami. Nic dziwnego, że pociągi godzinami stoją na stacji lub w szczerym polu i nikt nie wie co się ma z niemi robić, maszyny coraz bardziej niszczeją, a jeżdżenie koleją zamiast ułatwieniem sta-je się utrudnieniem życia i z coraz większem dla życie niebezpie-czeństwem jest połączone. Wprowadzenie czynnika politycznego do administracji kolei dało najgorsze wyniki. Rozdmuchane do ol-brzymich rozmiarów hasło >>Górny Śląsk dla Górnoślązaków<< wymaga obecnie nietylko wyrzucenia Niemców, lecz i wszystkich urzędników Polaków nie pochodzących z Górnego Śląska. Urzęd-nicy ci, jedyni prawie fachowcy, jakich Górny Śląsk posiada, otrzy-mują listy z pogróżkami i traktowani są tak przez kolegów i podwład-nych śląskich, że porzucają służbę i powracają na swoje dawne stanowiska w innych dzielnicach. Konieczna tu jest radykalna zmia-na. Zdaniem Głównego Konsulatu byłoby wskazane wejście rządu w porozumienie z przywódcami stronnictw na Śląsku w celu wyda-nia odezwy przywódców partii Górnego Śląska do ludności, by zrozumiano, że najgłębszy patrjotyzm nie zastąpi fachowości. Za-miast hasła Śląsk dla Ślązaków, trzeba wysunąć hasło >>Polska dla Ślązaków a Ślązak dla Polski<<. Skoro już koniecznie trzeba było wynagrodzić zasługi patrjotyczne pewnych powstańców i innych Ślązaków przez przyjęcie ich do służby państwowej, to można ich

91BOGUSŁAW DOBRZYCKI...

Page 92: trudne bogactwo pogranicza

przecie użytkować w innych dzielnicach, gdzie pomieszani z doś-wiadczeńszym i bardziej fachowym elementem urzędniczym mogą

148oni terminować w służbie państwowej, bez szkody dla Państwa” . Podobnie minister Wróbel na konferencji w Prezydium Rady Mini-strów mówił: „>>Ślązakostwo<< przyczyniło się w pewnej mierze do tego, że ruch kolejowy niedomaga, gdyż na stanowiskach śred-nich i niższych umieszczono niewyszkolonych Ślązaków, tylko dla-

149tego że są Ślązakami” .

Po zakończeniu działań na Górnym Śląsku B. Dobrzycki wyje-chał do Poznania, gdzie w dalszym ciągu był prezesem tamtejszej Dyrekcji Kolei. Na Górny Śląsk powrócił jeszcze raz, zostając mia-nowanym w 1926 roku prezesem Dyrekcji Okręgowej Kolei Państwo-

150wych w Katowicach . Funkcję tę pełnił przez trzy kolejne lata, po czym od 25 września 1929 roku został mianowany prezesem DOKP w Gdańsku. W 1933 roku, w wyniku sporów z władzami Wolnego Miasta Gdańska, siedziba DOKP została przeniesiona do Torunia. Ponadto w latach 1935–1937 współorganizował Francusko-Polskie Towarzystwo Kolejowe i kierował nim. Przejęło ono obowiązek

148 AAN, PRM, cz. III, sygn. 1064/23, s. 81–83.

149 Ibidem, s. 89.

150 Należy zauważyć, iż uległa zmianie nazwa organu zarządzającego kolejami. Do dotychczasowej dodano przymiotnik „Okręgowa”. W tym czasie w DOKP w Katowicach miały powstać: Kolejowy Klub Sportowy, chóry kolejowe w Ka-towicach i Lublińcu, orkiestry kolejowe w Katowicach, Lublińcu, Tarnowskich Górach i Rybniku; prowadzono również kursy dokształcające, kolonie letnie dla dzieci kolejarzy itp. „Duszą całej działalności kulturalno-oświatowej kolejarzy śląskich” był wówczas B. Dobrzycki (S. J a n i c k i: Śląsk na łonie Macierzy..., s. 120). Wpisuje się to w jego działalność o podobnym charakterze również w innych częściach kraju. Był bowiem członkiem Towarzystwa Przyjaciół Nauki i Sztuki w Gdańsku, Rodziny Kolejowej, Pomorskiego Wojewódzkiego Komitetu Towa-rzystwa Pomocy Dzieciom i Młodzieży Polskiej w Niemczech czy też Polskiej Macierzy Szkolnej w Wolnym Mieście Gdańsku (dane za: K. P r z y b y s z e w -s k i : Inżynier Bogusław Dobrzycki... ).

DAWID KELLER92

Page 93: trudne bogactwo pogranicza

151budowy i eksploatacji „magistrali węglowej” . Z dniem 1 listopada 1938 roku B. Dobrzycki przeszedł na emeryturę. Zmarł dziesięć lat później – 13 listopada 1948 roku.

Postać i praca B. Dobrzyckiego w omawianym okresie wymagają dalszych studiów. Prezentowany szkic nie może stanowić komplet-nego i obiektywnego przedstawienia tego okresu jego życia. Należy jednak zwrócić uwagę na to, że w swych wspomnieniach starał się on być rzetelny, co w kilku przypadkach udało się potwierdzić w źródłach innego pochodzenia. Trzeba również pamiętać, że wspom-nienia – niestety podstawowe źródło – zostały spisane rok później, a więc już po negatywnej kampanii, której ślady można znaleźć w przytoczonych dokumentach z września 1922 roku. Logiczną więc konsekwencją tych wydarzeń mogło być pragnienie podkreś-lenia swojej roli i oczyszczenia się z zarzutów.

Jednocześnie, prezentowane studium zachęcić może do dalszych badań, wskazując na istnienie licznych, choć niezwykle rozproszo-nych, źródeł, które mogą pozwolić na weryfikację wszystkich wysu-niętych przez B. Dobrzyckiego tez.

151 Por. pracę: G. K o t l a r z , H. D ą b r o w s k i , E. W i e c z o r e k : Śląsk – Porty... oraz wiele prac B. Dobrzyckiego.

93BOGUSŁAW DOBRZYCKI...

Page 94: trudne bogactwo pogranicza
Page 95: trudne bogactwo pogranicza

JOANNA JANUSZEWSKA-JURKIEWICZ

Polacy na Zaolziu a polityka państwa polskiego wobec Czechosłowacji

w pierwszej połowie lat dwudziestych XX wieku

Kształtowanie się terytorium niepodległego państwa polskiego po I wojnie światowej następowało w konfrontacji z aspiracjami kra-jów sąsiednich. Konflikt ujawnił się już w listopadzie 1918 roku w sprawie Śląska Cieszyńskiego, do którego posiadania – odwołując się do zasady historycznej i przytaczając argumenty natury gospo-darczej – rościli pretensje politycy czescy. Struktura narodowa Śląs-ka Cieszyńskiego była zróżnicowana. Miejscowa ludność prezento-wała w części polską, w części – czeską tożsamość, mieszkali tu także Niemcy. Znaczna grupa podkreślała przede wszystkim zwią-zek ze Śląskiem, a zarazem pozostawała w kręgu wpływów kultury

1niemieckiej . W tych warunkach każda próba przesądzenia o losie Śląska Cieszyńskiego jako całości musiała budzić niezadowolenie poważnej części ludności. Próbą rozwiązania problemu w duchu uwzględnienia istniejących podziałów narodowych, zarazem na pod-stawie znajomości realiów miejscowych, było prowizoryczne roz-graniczenie ziem d. Księstwa Cieszyńskiego, dokonane w umowie z 5 listopada 1918 roku przez miejscowe ośrodki władzy: polską Radę Narodową Księstwa Cieszyńskiego i czeski Zemský Národni

2Výbor pro Slezsko . Z natury rzeczy w dokonanym podziale nie

1 Zob. np.: K. P i ą t k o w s k i: Stosunki narodowościowe w Księstwie Cieszyńskiem. Cieszyn 1918; W. S w o r a k o w s k i: Polacy na Śląsku za Olzą. Warszawa 1937; J. C h m e l a ř: Polska mniejszość narodowa w Czechosłowacji. Praga 1935; K. W i t t: Die Teschner Frage. Berlin 1935; S. Z a h r a d n i k: Struktura narodowościowa Zaolzia na podstawie spisów ludności 1880–1991. Trzyniec 1991.2 F. S z y m i c z e k: Walka o Śląsk Cieszyński w latach 1914–1920. Katowice 1938; W. D ą b r o w s k i: Rok walki o rządy na Śląsku Cieszyńskim. Cieszyn 1919; E. B u -

Page 96: trudne bogactwo pogranicza

uwzględniono dążeń Niemców ani tzw. ślązakowców, którzy po upad-ku monarchii habsburskiej najchętniej znaleźliby się w niemieckiej enklawie państwowej. Podczas dokonywania rozgraniczenia w spo-sób możliwie obiektywny wzięto pod uwagę strukturę narodową, na terenie mieszanym przyjmując za kryterium podporządkowania orga-nom władz polskich i czeskich reprezentację poszczególnych naro-dowości w radach gminnych. Oczywiście, linia podziału z 5 listopa-da miała charakter tymczasowy, sposób jej wytyczenia bowiem ozna-czał powstanie enklaw polskich na obszarze czeskim i czeskich – na terytorium polskim. Z tego względu umawiające się strony pozosta-wiały decyzję o ostatecznym rozgraniczeniu rządom w Pradze i War-szawie. Jednak lokalne ośrodki władzy na Śląsku Cieszyńskim za-wierając umowę z 5 listopada, nie zakładały zapewne możliwości rezygnacji z samej zasady podziału, a podpisanie umowy dowodziło istnienia obszarów zamieszkałych przez dostrzegalną większość lud-ności o polskiej albo czeskiej świadomości. Władzom centralnym pozostawiano usankcjonowanie ostatecznej granicy państwowej i możliwość wymiany części gmin w celu uzyskania zwartego teryto-rium. Oczywiście, w obu ośrodkach brano pod uwagę ewentualność bardziej korzystnego dla własnego kraju finalnego rozgraniczenia. Po stronie polskiej pod władzą Rady Narodowej Księstwa Cieszyń-skiego znalazły się powiaty bielski i cieszyński oraz gminy powiatu frysztackiego, zarządzane przez polskich wojtów. Po stronie czes-kiej na mocy umowy pozostawał powiat frydecki i niektóre gminy

3powiatu frysztackiego .

Dalszy rozwój wydarzeń, do dziś budzący spory między history-4

kami polskimi i czeskimi, ma po obu stronach bogatą literaturę .

ł a w a, R. D a n e l: Świt nad Olzą. Cieszyn 1988; Śląsk Cieszyński u zarania polskiej i czechosłowackiej niepodległości 1918–1920. Red. K. N o w a k. Cieszyn 1999.3 W. D ą b r o w s k i: Kwestia Cieszyńska. Zbiór dokumentów z okresu walki o Śląsk Cieszyński 1918–1920. Katowice 1923, s. 7–10.4 Zob. np.: J. V a l e n t a: Česko-polske vztahy w letech 1918–1920 a Těšinske Slezsko.

JOANNA JANUSZEWSKA-JURKIEWICZ96

Page 97: trudne bogactwo pogranicza

Można przypomnieć pokrótce, że burzliwe losy Śląska Cieszyń-skiego kształtowały w tym czasie szybko następujące po sobie wy-darzenia: unieważnienie przez rząd praski umowy z 5 listopada i wy-sunięcie żądań wejścia Księstwa Cieszyńskiego, jako dziedzictwa korony Świętego Wacława, do państwa czechosłowackiego, a następ-nie zbrojne wkroczenie wojsk czeskich na pozbawiony praktycznie obrony obszar pozostający pod zwierzchnością Rady Narodowej. Przerwanie działań wojennych wiązało się z próbą mediacji Ententy i rokowaniami podczas konferencji paryskiej, zmierzającymi osta-tecznie – jak się okazało – także do podziału obszaru przemysło-wego Śląska. Argumentem przemawiającym za pozostawieniem przy Polsce znacznej części pożądanego przez Czechosłowację teryto-rium była dostrzegana przez Komisję Międzynarodową obecność na tym obszarze dużej grupy Polaków oraz ludności niereprezen-tującej ani polskiej, ani czeskiej świadomości narodowej, ale tożsa-mej mową i obyczajami z mieszkańcami deklarującymi narodowość

5polską . Przez pewien czas dominowała koncepcja odwołania się do woli ludności wyrażonej w plebiscycie, po czym ostatecznie podział Śląska Cieszyńskiego, nader niekorzystny dla strony polskiej, nastą-pił w wyniku arbitralnej decyzji Rady Ambasadorów. Zgoda na przyjęcie werdyktu aliantów okazała się błędem polityków polskich. Postawa rządu była jednak uwarunkowana zagrożeniem bytu pań-stwa na skutek przebiegu wojny polsko-bolszewickiej i dążeniem do uzyskania w tej dramatycznej chwili pomocy państw Ententy. Za-

Opava–Ostrava 1961; Zarys dziejów Śląska Cieszyńskiego. Oprac. M. B o r a k, D. G a w r e c k i. Ostrava–Praha 1992; M.K. K a m i ń s k i: Konflikt polsko-czeski 1918–1921. Warszawa 2001; D. G a w r e c k i: Politicke a narodnostni pomery v Tešin-skem Slezsku 1918–1938. Česky Tešin 1999.5 W raporcie Międzynarodowej Komisji w Cieszynie z 28 kwietnia 1919 r. o tej części ludności, która „wolałaby pozostać niezależna lub niemiecka (być połączo-na z Niemcami)”, pisano, iż „są oni od podstaw Polakami z pochodzenia i języka”. Sprawy polskie na Konferencji Pokojowej w Paryżu w 1919 r. T. 2. Warszawa 1967, s. 126.

POLACY NA ZAOLZIU... 97

Page 98: trudne bogactwo pogranicza

tem decyzja przesądzająca rozgraniczenie polityczne Śląska Cieszyń-skiego nastąpiła bez symbolicznego bodaj odwołania się do woli zainteresowanych mieszkańców.

W celu zilustrowania struktury narodowej obu części podzielo-nego Śląska Cieszyńskiego można przywołać wyniki spisu ludności w Austro-Węgrzech w 1910 roku oraz spisu przeprowadzonego w państwie czechosłowackim. Podczas dokonywania pierwszego spisu operowano kryterium języka potocznego. W jego świetle na obszarze spornym, nazywanym po stronie polskiej „zaborem czes-kim”, a potem Śląskiem Zaolzańskim lub Zaolziem (a więc zasadni-czo w powiatach czesko-cieszyńskim i frysztackim w Republice Czechosłowackiej), przed I wojną światową ludność polskojęzyczna stanowiła 69,2% (123 923), ludność posługująca się językiem czes-kim – 18,3% (32 821), a języka niemieckiego używało na tym terenie

612,5% (22 312) .

Spis ludności w Czechosłowacji przeprowadzony w 1921 roku, którego obiektywizm kwestionowała strona polska, wykazał w po-wiatach Czeski Cieszyn i Frysztat 68 034 Polaków – obywateli pań-

7stwa czechosłowackiego (38,4% ogółu) . Odsetek ludności czeskiej

8na tym terenie wzrósł aż do 50% . Można sądzić, że na obszarze między granicą państwową a linią z 5 listopada na początku lat dwu-dziestych XX wieku mieszkało w rzeczywistości co najmniej 110

9tys. Polaków .

6 S. Z a h r a d n i k: Struktura narodowościowa na Zaolziu na podstawie spisów ludności (1888 –1991). W: Zarys dziejów Śląska Cieszyńskiego..., s. 249.7 Wobec trudności czynionych Polakom w uzyskaniu obywatelstwa stanowić musieli oni większość spośród 26 568 „cudzoziemców” w tych powiatach. Pewna grupa aktywnych Polaków opuściła granice Czechosłowacji w obawie przed re-presjami.8 S. Z a h r a d n i k: Struktura narodowościowa..., s. 249.9 Zob.: Polacy w Czechosłowacji w świetle faktów i liczb. Memoriał Komisji Studiów nad Stosunkami Polsko-Czeskimi przy Polskim Instytucie Współpracy z Zagranicą. Warszawa 1935, s. 45; J. J a n u s z e w s k a - J u r k i e w i c z: Zaolzie w polityce rządu i opinii

98 JOANNA JANUSZEWSKA-JURKIEWICZ

Page 99: trudne bogactwo pogranicza

Wytyczenie granicy pozostawiało po stronie czechosłowackiej dość znaczną, jak na niewielki obszar Śląska Zaolziańskiego, liczbę ludności autochtonicznej, wyrażającej poczucie rozczarowania i po-krzywdzenia. W Polsce powszechnie i bez większych różnic między kierunkami politycznymi oceniano podział jako niesprawiedliwy. Socjalistyczny „Robotnik” oskarżył aliantów, że „podeptali prawo ludu do samostanowienia. Gminy najbardziej polskie, najenergicz-

10niej opierające się najeźdźcom, oddano Czechom” . Krakowski „Ilus-trowany Kurier Codzienny” zapowiadał: „Polska dzisiaj, zmuszona do walki o byt z całą nawałą rosyjskiego barbarzyństwa, nie ma siły do obrony swych dzieci na Śląsku. Ale Polska ukrzepi się i znajdzie moc, aby upomnieć się o swoje prawa na Zachodzie [...]. Nie koniec jeszcze

11przeobrażeniom Europy [...]. Przyjdzie dzień zapłaty za krzywdę” .

Bez wątpienia, priorytety polityki polskiej wyraźnie wiązały się z zachowaniem wersalskiego status quo, kazały traktować sojusz z Fran-cją jako rękojmię bezpieczeństwa Polski. Powstawało zatem pyta-nie o to, co przeważy ostatecznie: wzgląd na pryncypia polityki za-granicznej, a więc dążenie do współpracy z Czechosłowacją, cenną dla Polski choćby wobec trwającej walki o Górny Śląsk, czy też prag-nienie polskiej ludności Śląska Cieszyńskiego po obu stronach gra-

społeczeństwa polskiego (1925–1937). Katowice 2001, s. 18–19. Działacze PPS, pro-wadzący przed podziałem pracę wśród robotników na Śląsku Cieszyńskim, sza-cowali liczbę Polaków na Śląsku w granicach Czechosłowacji znacznie wyżej. Np. Dorota Kłuszyńska pisała o rzeszy 180–200 tys. ludności polskiej na Śląsku Cie-szyńskim w granicach Czechosłowacji. Można sądzić, iż te szacunki dotyczyły całej ludności mówiącej lokalną gwarą języka polskiego i nie odnosiły się wyłącz-nie do ludzi o w pełni ukształtowanej świadomości narodowej. Oczywiste, że Kłuszyńska miała na uwadze cały Śląsk czeski, nie tylko obszar objęty linią 5 listo-pada. Biblioteka Śląska w Katowicach, Zbiory specjalne, Teki Malhomme’a, T. 15, s.83. Ulotka kolportowana przez PSPR.10 „Robotnik” z 25 lipca 1920 r.11 „Ilustrowany Kurier Codzienny” [dalej: „IKC”] z 2 sierpnia 1920 r. (nr 210).

99POLACY NA ZAOLZIU...

Page 100: trudne bogactwo pogranicza

nicy, by Zaolzie weszło w skład państwa polskiego. Ten dylemat znalazł wyraz w wystąpieniu Wincentego Witosa podczas debaty sejmowej we wrześniu 1920 roku. Chłopski polityk powtórzył zwrot Ignacego Paderewskiego o przepaści wykopanej wyrokiem Rady Ambasadorów między narodami polskim i czeskim. Dodał jednak, że „w interesie obu narodów [...] leży zasypanie tej przepaści. Z na-

12szej strony jest pod tym względem najlepsza wola” . W imieniu Związku Ludowo-Narodowego Stanisław Głąbiński ocenił rozgra-niczenie jako niesprawiedliwe, ale uznał, że interes Polski i Czecho-słowacji wymaga załatwienia sporu na drodze ugodowej, na drodze kompromisu, choć „nie w taki sposób, jak opiewa wyrok Rady Naj-

13wyższej” . Łatwo dostrzec pewne akcenty pojednawcze w wystą-pieniach sejmowych przedstawicieli ugrupowań centroprawi-cowych. Znacznie bardziej radykalnie brzmiały głosy lewicy: Jędrzej Moraczewski oznajmił: „My z tą stratą wielkiej liczby naszych oby-wateli i ziem czysto polskich nie pogodzimy się nigdy! [...] musimy starać się wszelkimi sposobami politycznymi dojść do tego, żeby ta część, która nam została wydarta [...], wróciła tam, gdzie należy

14swoim rdzennym pochodzeniem” . Reprezentantowi PPS wtóro-wał polityk Narodowej Partii Robotniczej, Adam Chądzyński: „Roz-strzygnięcie [...] nie ratyfikowane przez ten Sejm i nie uznane przez najwyższą władzę suwerenną w Państwie nie może nas obowiązy-wać i dlatego my obecnego stanu w Księstwie Cieszyńskim nie uwa-

15żamy za stan ostateczny” . Oczywiście, trudno przesądzać, w jakim stopniu głośno wyrażane żądania, by podjęcie współpracy z Cze-chosłowacją uzależnić od „zwrotu” Śląska Cieszyńskiego, traktowa-ne były przez polityków jako postulat realny, a w jakim decydował

12 Sprawozdania Stenograficzne Sejmu Ustawodawczego [dalej: SSSUst.], pos. 167 z 24 września 1920, łam 16.13 Ibidem, pos. 170 z 7 października 1920 r., łam 17–18.14 Ibidem, pos. 171 z 8 października 1920 r., łam 10.15 Ibidem, łam 27.

100 JOANNA JANUSZEWSKA-JURKIEWICZ

Page 101: trudne bogactwo pogranicza

wzgląd na bardzo poruszoną ówcześnie opinię publiczną, domaga-16

jącą się wskazania winnych porażki Polski w sprawie Śląska .

Można sądzić, że zaakceptowaniu po stronie polskiej zaistnia-łego status quo na Śląsku Cieszyńskim – po wyciszeniu nastrojów oburzenia i zaskoczenia – mogłaby sprzyjać albo rekompensata w postaci korzyści płynących ze współpracy z Czechosłowacją na arenie międzynarodowej, albo przeświadczenie, iż dokonany po-dział stanowił wyraz obiektywnego układu sił. (A tak nie było, Cze-chosłowacja bowiem była państwem mniejszym, a militarną prze-wagę na Śląsku osiągnęła, korzystając z tymczasowego układu sił i zaangażowania Polski na wschodzie). Pojednawcze tendencje w kręgach ND czy ludowców wynikały więc z rachub na współ-pracę, a przede wszystkim na wspólne stanowisko wobec Niemiec.

Reprezentację społeczeństwa polskiego w Czechosłowacji sta-nowił Komitet Polski, utworzony 30 stycznia 1919 roku jako tym-czasowe ciało, sprawujące opiekę nad interesami ludności polskiej po wkroczeniu oddziałów czeskich. Po decyzji Rady Ambasadorów Komitet starał się wywierać wpływ na rząd polski, by nie sankcjono-wać granicy cieszyńskiej. W memoriale skierowanym do Warszawy deklarowano: „[...] niezłomnie wierzymy, że traktaty handlowe i eko-

16 Szerzej o różnicach ocen polityki wobec Czechosłowacji zob. H. W a l c z a k: Stanowisko polskich ugrupowań politycznych wobec Czechosłowacji w latach 1918–1925. Szczecin 1999. Nieżyjący historyk czeski Jaroslav Valenta pisał, że polska opinia okazała się niezdolna do przyjęcia rozwiązania kompromisowego. Jednak dla his-toryka czeskiego kompromisem był podział Śląska, który jako całość znajdował się w czeskim programie terytorialnym. Warto podkreślić, iż w polskiej opinii publicznej podział Śląska Cieszyńskiego nie miał nic z „kompromisu”. Jedno-znacznie odbierano go jako porażkę, ponieważ – niesymetrycznie – po stronie polskiej nie było ludności czeskiej (wg danych spisu z 1910 r., na obszarze, który przypadł ostatecznie Rzeczypospolitej, mniej niż 3 tys. osób zadeklarowało język czeski jako potoczny), po stronie czeskiej – nawet pominąwszy różnice szacun-ków – znalazła się znaczna, liczona w dziesiątkach tysięcy, grupa ludności świado-mie prezentującej opcję polską.

101POLACY NA ZAOLZIU...

Page 102: trudne bogactwo pogranicza

nomiczne może zdobyć Czechosłowacja tylko za daleko idące ustęp-stwa polityczne, za rewizję sprawy cieszyńskiej. Jesteśmy wyrazem całej ludności naszej, oświadczając, że miejsca dla nas w Czecho-słowacji nie ma, ale ufni w Polskę [...] będziemy tak długo bronili się

17przed wynarodowieniem, aż przyjdzie wyzwolenie” . W kwietniu 1921 roku charakteryzując sytuację na Zaolziu, Komitet Polski ape-lował do rządu Rzeczypospolitej: „Myśmy tutaj, pod zaborem czes-kim na Śląsku Cieszyńskim nigdy nie zrezygnowali z wcielenia nas w obręb Państwa Polskiego, a choćby nie był to kraj tak bogaty i tak potrzebny dla Polski, to jednak ludność tego kraju od pradziadów jest polska i Polska ma nie tylko prawo, ale i obowiązek dążyć do tego, aby nasze nadzieje się spełniły [...]. Wiemy, że w obecnej chwili Pol-ska ma inne zadania i przed sobą wiele trudności [...] i dlatego czeka-my cierpliwie. Domagamy się zaś już teraz, aby Polska sytuację swo-ją wobec Czechosłowacji wykorzystała, aby żadnej ugody bez odstąpienia przez Czechosłowację polskiej części Śląska Cieszyń-

18skiego z nią nie zawierała” .

Wbrew tym nadziejom rządowi polskiemu zależało na opinii mocarstw, a szczególnie Francji, zainteresowanej zbliżeniem Polski i Czechosłowacji. Dyplomacja polska pragnęła też zyskać dowód wykonywania decyzji Rady Ambasadorów, od której przecież zale-żał ostateczny werdykt w sprawie Górnego Śląska. W wyniku roz-mów, podjętych z rządem czechosłowackim, we wrześniu zawarta została polsko-czechosłowacka umowa w sprawie komunikacji oraz dostaw węgla i koksu z Czechosłowacji, a ropy – z Polski. 29 listo-pada 1920 roku podpisano ugodę „w przedmiocie obywatelstwa i spraw z niem związanych”. Ugoda dotyczyła m.in. spraw szkol-

17 Książnica Cieszyńska [dalej: KC], Teki Regera, T. 28, dok. 48: Memoriał z 29 marca 1921 r.18 KC, Teki Regera, T. 28, dok. 43: Memoriał w sprawie sytuacji w Czechosłowacji z 22 kwietnia 1921 r.

102 JOANNA JANUSZEWSKA-JURKIEWICZ

Page 103: trudne bogactwo pogranicza

nych, kulturalnych, opieki społecznej i amnestii. MSZ poleciło dys-kontować zawarcie wspomnianych umów jako świadectwo realnych i pojednawczych zasad polityki polskiej (ale dystansowano się od możliwości stworzenia wrażenia, że Polska uznaje decyzję w spra-

19wie Śląska Cieszyńskiego za ostateczną) .

Brak konkretnych działań, prowadzących do otwarcia kwestii przy-należności Zaolzia, i sygnały świadczące o dążeniu rządu do porozu-mienia z południowym sąsiadem napawały przywódców ludności polskiej w Czechosłowacji głębokim rozgoryczeniem, budziły zwąt-pienie: „Coraz bardziej wkrada się w dusze nasze uczucie społeczeń-stwa skazanego na zagładę [...]. Jedną tylko żywieni myślą byliśmy – z niej tylko czerpaliśmy dotąd otuchę. Była nią nadzieja, że o ziemie naszą upomni się Polska. Stąd była praca nasza tak intensywna na zewnątrz, w kierunku realizacji tej nadziei, tak, że ściągnęliśmy za-rzut na siebie, że zaniedbaliśmy pracę wewnętrzną nad utrzymaniem

20naszego narodowego stanu posiadania” . Pierwszym polskim ugru-powaniem politycznym, które skierowało wysiłki na pracę organiza-cyjną, szukając dla robotników warunków egzystencji w Czechosło-wacji, była Polska Socjalistyczna Partia Robotnicza, która stawiała sobie zadania: „[...] uchronić szkolnictwo, odzyskać utracone pla-cówki w gminach, wynaleźć pracę dla naszych bezrobotnych [...],

21a co będzie później, w to nie możemy wchodzić” .

Z rodakami w Czechosłowacji solidaryzowała się opinia polska na Śląsku Cieszyńskim. Poseł cieszyński, socjalista Tadeusz Reger, złożył w Sejmie Ustawodawczym wniosek o odłożenie ratyfikacji ugody z listopada 1920 roku. Ostatecznie nie stała się ona nigdy

22przedmiotem obrad parlamentu .

19 Szerzej na ten temat: A. S z k l a r s k a - L o h m a n n o w a: Polsko-czechosło-wackie stosunki dyplomatyczne w latach 1918–1925. Warszawa 1967.20 KC, Teki Regera, T. 26, dok. 6: Nasze postulaty.21 KC, Teki Regera, T. 26, dok. 3.22 SSSUst., pos. 239 z 1 lipca 1921 r., łam 93–94; pos. 243 z 28 lipca 1921 r., łam 5–8.

103POLACY NA ZAOLZIU...

Page 104: trudne bogactwo pogranicza

Z niechęci polskiej opinii publicznej do uznania status quo na Śląs-ku Cieszyńskim zdawał sobie sprawę minister spraw zagranicznych Czechosłowacji Edvard Beneš. Zastrzegał on, że na gest w postaci cesji choć cząstki terytorium Śląska Cieszyńskiego na rzecz Polski nie ma co liczyć, wobec zdecydowanej postawy społeczeństwa cze-chosłowackiego. Uważał przy tym, że opinia w Polsce nie zostałaby przez cząstkowe rozwiązania usatysfakcjonowana: „oświadczylibyś-

23cie – ukradli nam tyle, a oddają trochę” .

Sytuacja ludności polskiej na Śląsku Czechosłowackim była po podziale nadzwyczaj trudna. Okres aktywności politycznej i spo-łecznej po I wojnie światowej rozniecił emocje i oczekiwania, nato-miast polityka czeska uderzała bardzo boleśnie w Polaków, z których zdecydowaną większość stanowili robotnicy i rolnicy. W porównaniu z okresem państwowości austro-węgierskiej znacznie pogorszyły się warunki pracy kulturalnej i oświatowej. Choć dyplomaci Rzeczy-pospolitej starali się wywierać stałe naciski na rząd w Pradze w sprawie szykanowania ludności polskiej, działania te okazywały się bezsku-teczne. Skargi były z reguły bagatelizowane, a w innych przypadkach rząd praski uznawał, że jest bezradny wobec postawy czynników

24lokalnych . Władze polskie pozostawały bezsilne, ograniczając się do przekazywania kolejnych oświadczeń. Charakterystyczne były ostre sformułowania chargé d’affaires w Pradze, Leszka Malczewskie-go w rozmowie z prezydentem Tomašem Masarykiem. Polski dy-plomata stwierdził, że deklaracje dobrej woli ze strony czeskiej nie wpłynęły „ani trochę na zmianę stosunków w Cieszyńskiem. Lud-

23 Realistyczne to stwierdzenie padło w rozmowie z polskim dyplomatą – Lesz-kiem Malczewskim. Archiwum Akt Nowych [dalej: AAN], zespół MSZ, sygn. 5498, k. 27.24 Po stronie polskiej widziano w tym cyniczną metodę podziału ról: rząd dekla-rował dobrą wolę, ale nic nie robił, by powściągnąć nacjonalistów, dążących do zastraszenia i pozbawienia Polaków placówek kulturalno-oświatowych na Śląs-ku. Zob. J. J a n u s z e w s k a - J u r k i e w i c z: Zaolzie w polityce rządu..., s. 25–27.

104 JOANNA JANUSZEWSKA-JURKIEWICZ

Page 105: trudne bogactwo pogranicza

ność tamtejsza, widząc bezsilność rządu praskiego, nie spodziewa się żadnej opieki z Pragi, co prowadzi ją do rozpaczliwego przeko-nania, że nie pozostaje jej nic innego, jeno walka i łączenie się ze

25wszystkimi elementami opozycyjnymi i antypaństwowymi” .

Łagodny ton wypowiedzi Masaryka w rozmowie z Malczewskim napawał dyplomację polską nadzieją na możliwość zbliżenia do Cze-chosłowacji z „zachowaniem twarzy” wobec własnej opinii publicz-

26nej i Polaków na Zaolziu . W styczniu 1921 roku MSZ przekazało Malczewskiemu instrukcje co do aktualnego stanowiska w sprawie cieszyńskiej. Zwracano uwagę na to, że poszczególne części Śląska Cieszyńskiego przypadły Czechosłowacji z różnych powodów: Fry-sztat i okolice z uwagi na wpływy hr. Larischów, właścicieli dóbr tam położonych, a powiaty cieszyński i jabłonkowski – ze względu na komunikację kolejową ze Słowacją linią bogumińsko-koszycką. Minis-terstwo sugerowało, iż w którymś z tych przypadków Czesi mogliby uczynić gest dobrej woli – np. zgodzić się na poprawki dotyczące re-jonu frysztackiego podczas dokonywania delimitacji albo złożyć obietnicę zwrotu części terytorium po wybudowaniu kolei przez północną Słowację i ziemię czadecką. W tym duchu polecono Mal-czewskiemu prowadzić rozmowy z Masarykiem, jednak na tyle ostroż-nie, by odmowa nie powiększyła rozdźwięku. Miała ta ostrożność bardzo aktualny powód, gdyż wobec przewidywanego konfliktu polsko-niemieckiego chciano zapewnić przyjazną neutralność pań-

25 Malczewski mówił bez ogródek o faktach prześladowań Polaków. Aresztowa-nie uczniów polskiego gimnazjum w Orłowej porównał do prowokacji stosowa-nych przez carską Ochranę. AAN, MSZ, sygn. 5498, k. 30–36.26 Były to zresztą złudzenia – trudno bowiem za dobrą monetę brać oświadcze-nie prezydenta, że do sprawy można będzie powrócić za parę dziesiątków lat, gdyż Czechosłowacji nie chodzi o posiadanie polskich obywateli, a o węgiel „Węgiel zaś wyczerpie się, warunki się zmienią i za 20 do 30 lat będzie można sprawę ina-czej załatwić. Wszak rewizja po latach jest zawsze możliwa”. AAN, MSZ, sygn. 5498, k. 41–50 i 30–36: Sprawozdania L. Malczewskiego z 6 i 21 grudnia 1920 r.

105POLACY NA ZAOLZIU...

Page 106: trudne bogactwo pogranicza

27stwa czechosłowackiego . Z tej też przyczyny kręgi dyplomatyczne starały się wpłynąć na zmianę tonu prasy krajowej w kwestii sto-sunków na Śląsku czechosłowackim. Zdawano sobie jednak sprawę z tego, że „te usiłowania nie dadzą [...] żadnego wyniku, jeżeli do War-szawy zjeżdżać będą ciągle deputacje z Cieszyńskiego, ze skargami na postępowanie władz czeskich w zajętej części tego kraju. Wyrzu-canie na bruk polskich nauczycieli, zamykanie szkół polskich i prze-śladowania osób, które brały udział w akcji plebiscytowej nie ułat-wią, tylko utrudnią lub nawet uniemożliwią przyjacielskie zbliżenie

28i porozumienie” . Alfred Wysocki, orędownik normalizacji stosun-ków z Czechosłowacją, tymi słowy starał się przekonać Beneša, by rząd czechosłowacki poprzez pacyfikację sytuacji na Zaolziu przy-czynił się do załagodzenia rozdrażnionej opinii publicznej w Polsce. Istotnie, prasa polska powszechnie wyrażała przekonanie, że uregu-lowanie stosunków międzypaństwowych było nierozerwalnie zwią-zane z naprawą krzywdy cieszyńskiej, a sytuację ludności polskiej w Czechosłowacji traktowano jako probierz prawdziwych intencji czeskich. Bardzo ostro występowały z tą tezą czasopisma w Cieszy-nie, z „Dziennikiem Cieszyńskim” na czele.

W kręgach rządowych dążenie do stabilizacji wewnętrznej, prze-zwyciężenia izolacji politycznej Polski i zyskania sankcji międzynaro-dowych dla granic przesądzało o zamiarze kompromisowego uło-żenia stosunków z Czechosłowacją. Stało się to widoczne, gdy ministrem spraw zagranicznych został Konstanty Skirmunt. Prawą ręką Skirmunta był w tym dziele Erazm Piltz, który w lipcu 1921 roku objął poselstwo w Pradze. O jądrze niezgody, sprawie cieszyń-skiej, mówił Piltz w ten sposób: „Jest na wielkich obszarach Polski

2mały kraj, liczący 2.281 km i 427 225 ludności, o który toczył się

27 AAN, MSZ, sygn. 5498, k. 49–50.28 AAN, MSZ, sygn. 5439, k. 22–28: Sprawozdanie A. Wysockiego z 13 paź-dziernika 1920 r.

106 JOANNA JANUSZEWSKA-JURKIEWICZ

Page 107: trudne bogactwo pogranicza

zawzięty spór [...]. My, Polacy, broniliśmy w Cieszyńskiem ludności polskiej narodowo uświadomionej, mocno zorganizowanej, bronią-cej swej przynależności do ojczyzny wszystkimi środkami wysokiej kultury politycznej i organizacji socjalnej. Obie strony przedstawiły racje swoje i tytuły międzynarodowemu trybunałowi wielkich mo-carstw [...]. Przed tym forum spór rozstrzygnięty został na nieko-rzyść naszą, z niewątpliwą ujmą Polski i krzywdą polskiej ludności

29Śląska Cieszyńskiego” . Zarazem polityk gorąco opowiadał się za likwidacją konfliktu i zawarciem umowy politycznej z Czechosło-wacją. Jako poseł w Pradze prowadził z rządem czeskim trudne rokowania w sprawie umowy.

Jeszcze w trakcie trwania rokowań umowa była atakowana w par-30

lamencie i przez prasę . Stanowisko rządu w sprawie konieczności zawarcia układu z Czechosłowacją odrzucane było na Śląsku Cie-szyńskim przez całe spektrum polityczne, natomiast w pozostałych częściach kraju atak prowadziły przede wszystkim pisma i środowis-ka lewicowe. Najpoważniejszym, budzącym silne emocje opinii pub-licznej, zarzutem wobec działań rządu był argument, że na umowie zyskują tylko Czesi, a Polska akceptuje straty terytorialne na Śląsku. Nieco wykrętnie brzmiało stwierdzenie Erazma Piltza, iż „umowa nie zawiera w żadnym punkcie oświadczenia, które by prawnie za-mykało drogę do rewizji rozstrzygnięcia z 28 lipca 1920 roku, jeśli możliwość i sposobność się nadarzy. Rząd czeski nie może powołać się na podstawie naszej umowy na żaden placet czy ratyfikację swej zdobyczy. Jedyną korzyścią jest załagodzenie sporu, leżące raczej w sferze nastrojów niźli w dziedzinie prawnej lub realno-politycz-

29 AAN, MSZ, sygn. 5499, k. 143–146: Raport E. Piltza z 5 września 1921 r.30 Na łamach krakowskiego „IKC”, z właściwym redakcji temperamentem, pi-sano o rokowaniach, zarzucając „warszawskim chirurgom politycznym z domo-rosłym wykształceniem”, że do opatrywania rany cieszyńskiej przystępują „nie tylko nieudolnymi, lecz i niezbyt czystymi rękami”. „IKC” z 6 lipca 1921 r. (nr 180).

107POLACY NA ZAOLZIU...

Page 108: trudne bogactwo pogranicza

31nej” . Wbrew tym opiniom ówczesny kierownik referatu czechosło-wackiego MSZ – Stanisław Schimitzek słusznie pisał we wspomnie-niach, że najważniejszym ustępstwem politycznym ze strony polskiej, choć w tekście projektowanej umowy niewymienianym, było mil-czące zaakceptowanie podziału Śląska. Tak interpretowali też ewen-tualność zawarcia umowy przedstawiciele Polaków na Zaolziu, oba-wiając się skutków zarówno wyraźnego, jak i cichego uznania granic, „co [...] równa się narażeniu polskiej ludności na wynarodowienie

32lub wywędrowanie i skazanie na zagładę narodowości polskiej” . Od posłów Księstwa Cieszyńskiego w warszawskim sejmie, jako re-prezentantów ludności zza Olzy, Komitet Polski oczekiwał, by „przy-pomnieli Polsce jej przyrzeczenia” i nie dopuścili do zatwierdzenia granic. Działacze Komitetu uważali, iż opór polskiej ludności Zaol-zia przeciw wynarodowieniu uzależniony był od wiary w tymczaso-wość podziału. Uważali, że zawarcie umowy nie przyczyni się do poprawy sytuacji Polaków, jako że główną bolączkę stanowiło nie-respektowanie praw, formalnie gwarantowanych przez ustawodaw-stwo Czechosłowacji bądź brak przepisów wykonawczych do uchwa-

33lonych ustaw . Rzeczywiście – posłowie cieszyńscy, niezależnie od przynależności partyjnej, stanowili w polskim parlamencie grono czołowych przeciwników umowy i potrafili aktywizować w tej kwes-

34tii opinię publiczną .

31 AAN, MSZ, sygn. 5540, k. 119: Pismo E. Piltza do K. Skirmunta z 24 września 1921 r.32 S. S c h i m i t z e k: Drogi i bezdroża minionej epoki. Wspomnienia z lat pracy w MSZ. Warszawa 1973, s. 39.33 KC, Teki Regera, T. 28, dok. 46: Memoriał Komitetu Polskiego >>Do Panów Posłów z Księstwa Cieszyńskiego w Warszawie<< z 15 września 1921 r.34 M.W. W a n a t o w i c z: Kwestia cieszyńska na forum Sejmu Ustawodawczego Rze-czypospolitej Polskiej (1919–1922). W: Z najnowszych dziejów Śląska Cieszyńskiego. Red. M.W. W a n a t o w i c z. Katowice 1992. Można dodać, że ze zrozumiałych wzglę-dów bardzo ostro protestowali uchodźcy ze Śląska Cieszyńskiego. Około 4 tys. uchodźców, w większości skupionych w obozie w Oświęcimiu, demonstrowało na dworcu kolejowym podczas przejazdu delegacji czeskiej udającej się na roko-wania w sprawie umowy handlowej. „IKC” z 23 lipca 1921 r. (nr 197).

108 JOANNA JANUSZEWSKA-JURKIEWICZ

Page 109: trudne bogactwo pogranicza

Wobec oręża, jaki dla partii opozycyjnych stanowiła sprawa cie-szyńska oraz zainteresowania prasy, wpływającej na opinię publicz-ną, rząd polski dokładał starań, by za ratyfikacją w sejmie umowy z Czechosłowacją mógł przemówić argument realnej poprawy sto-sunków w „zaborze czeskim”. Strona polska dążyła do przeforso-wania koncepcji powołania Komisji Nadzwyczajnej, rezydującej na Śląsku Cieszyńskim i wyposażonej w rozległe pełnomocnictwa. Czesi zgadzali się na powołanie Komisji, nie kwapili się jednak do nadania jej szczególnych uprawnień. Dlatego nie do końca uspra-wiedliwiony był optymizm Piltza, który w ustanowieniu mieszanej delegacji, stanowiącej organ porządkujący stosunki na terenie ple-biscytowym, widział „jedyny bodaj sposób nie tylko zażegnania sporów, ale wręcz zapobieżenia zupełnej czechizacji zaboru czes-kiego dawnego Księstwa Cieszyńskiego”. Optymizmu nie uzasad-niało jego stwierdzenie, iż „rząd czechosłowacki jest całkowicie bezsilny wobec rozwydrzonej akcji nacjonalistycznej, żadna inter-wencja dyplomatyczna nasza za pośrednictwem władz centralnych nie dosięgnie drobnych możnowładców urzędniczych na pograni-

35czu i nie zdoła zapobiec wciąż wracającym nadużyciom” . Pozosta-jąc więc w zgodzie z opinią reprezentantów ludności polskiej w Czechosłowacji co do istoty stosunków na Śląsku Cieszyńskim, Piltz widział lekarstwo w istnieniu organu funkcjonującego na miej-scu. Jednak jego skuteczność zależna była od udzielonych kompe-tencji, a te zależały od rządu czeskiego, który sam demonstrował rzekomą swoją bezsilność. Polacy na Zaolziu nie wierzyli, że rząd w Pradze zechce Komisję Parytetową obdarzyć mocą wykonywania

36powziętych decyzji .

35 AAN, MSZ, sygn. 5540, k. 114–121: Pismo E. Piltza do K. Skirmunta z 24 września 1921 r.36 Nasuwa się tu dowcipna uwaga Stanisława Schimitzka, iż „Piltz swoją prze-biegłość i swój talent negocjatorski wykorzystał w mniejszym stopniu w stosunku do Beneša niż do własnego ministra, w oczach którego starał się zdyskredytować żądania dalszych ustępstwa czechosłowackich”. S. S c h i m i t z e k: Drogi i bezdro-ża..., s. 41–42.

109POLACY NA ZAOLZIU...

Page 110: trudne bogactwo pogranicza

Dnia 6 listopada umowa polityczna polsko-czechosłowacka (zwa-na popularnie paktem Skirmunt–Beneš) została podpisana. Miała

37obowiązywać pięć lat . Sprawy Śląska Cieszyńskiego znalazły się w aneksie do umowy. Zastępował on tymczasowo nieratyfikowaną umowę z 29 listopada 1920 roku. Aneks (zwany także umową Piltza) wchodził w życie zaraz po podpisaniu, w odróżnieniu od zasadni-

38czego traktatu, podlegającego ratyfikacji . Zgodnie z aneksem prze-widziano powołanie Delegacji Polsko-Czechosłowackiej, złożonejz przedstawicieli obu państw, w celu uporządkowania spraw i spo-rów na dawnym terenie plebiscytowym Cieszyna, Spisza i Orawy. Podzielono ją na dwie subdelegacje, z których każda na swoim tere-nie wykonywać miała uchwały podjęte wspólnie przez Delegację, a także mogła interweniować w wypadkach naruszenia wolności oso-

39bistej i praw mniejszości narodowej . Pakt Skirmunt–Beneš spotkał

40się z ostrą krytyką prasy różnych ugrupowań . Dość powszechnie wyrażano opinię, że jest nieekwiwalentny. W polskiej części Śląska Cieszyńskiego odbyły się wiece protestacyjne, a na nich uchwalono rezolucję, krytycznie oceniającą zamysł powołania Delegacji, która „dla znających stosunki miejscowe przedstawia się jako bezwartoś-

41ciowa” . Prym na wiecach protestacyjnych wiedli polscy socjaliści ze Śląska Cieszyńskiego: Tadeusz Reger, Dorota Kłuszyńska i Ryszard

42Kunicki oraz ludowiec – Paweł Bobek . Broniąc sensu umowy

37 Zob. P. W a n d y c z: U źródeł paktu Skirmunt – Benesz. „Kultura” [Paryż] 1958, z. 11, s. 119–126.38 A. S z k l a r s k a - L o h m a n n o w a: Polsko-czechosłowackie stosunki dyploma-tyczne..., s. 74–87.39 J. J a n u s z e w s k a - J u r k i e w i c z: Zaolzie w polityce rządu..., s. 38–39.40 H. W a l c z a k: Stanowisko polskich ugrupowań politycznych wobec układu Skir-munt–Benesz z 6 listopada 1921 r. „Przegląd Zachodniopomorski” 1992, z. 2, s. 33–52.41 KC, Teki Regera, T. 28, dok. 11: Raport Jana Wadonia z 12 grudnia 1921 r.42 AAN, MSZ, sygn. 5540, k. 169–177: Raport E. Piltza z 7 grudnia 1921 r.

110 JOANNA JANUSZEWSKA-JURKIEWICZ

Page 111: trudne bogactwo pogranicza

i opowiadając się za szybką ratyfikacją, jeden z głównych jej kon-struktorów – Piltz odpierał ataki przeciwników, odwołujących się do argumentu zaniedbania spraw Polaków na Zaolziu: „Rząd polski ma niewątpliwe obowiązki względem Śląska Cieszyńskiego – konkludo-wał – ale powinien je wykonać przez wytężenie całej swej energii, aże-by ludność polska, która poszła pod panowanie czeskie, zachowała ca-łą swoją świadomość narodową; celu tego może dopiąć tylko przez zawarcie umowy i ścisłe jej zastosowanie. Nie trzeba przy tym zapo-minać, że umowa zawarta jest właściwie na lat 2 i pół, i o żadnym

43zrzekaniu się raz na zawsze nie ma mowy” . Natomiast przywódca Polaków na Śląsku czeskim – Leon Wolf zaraz po zawarciu umowy usłyszał z ust posła Rzeczypospolitej w Pradze prawdę gorzką i argu-menty inne niż te, którymi starano się zjednywać opinię publiczną w Polsce. Piltz rozwiewał złudzenia działaczy Komitetu Polskiego, uświadamiając im, że o zmianach terytorialnych na Śląsku nie ma mowy, że nierealne są rachuby ani na konflikt zbrojny, bo oznaczał-by on wojnę z Ententą, ani na koncesje terytorialne, uzyskane drogą negocjacji. Poseł podkreślał, że układ potrzebny był Polsce, a nie Czechosłowacji, zatem nie było możliwości posłużenia się argumen-tami gospodarczymi. Powołanie Delegacji Piltz ocenił jako zdobycz polskiej dyplomacji – uzyskanie zgody na pewien rodzaj ingerencji w wewnętrzne sprawy sąsiada. W jednym tylko rozmówcy byli zgod-ni: warunki dotychczasowe groziły zagładą życia narodowego lud-

44ności polskiej . Wbrew części własnych argumentów, służących pozyskaniu opinii w kraju, Piltz potwierdzał, że normalizacja stosun-ków z Czechosłowacją, dokonywana w imię racji ogólnopaństwo-wych, oznaczała rezygnację z popierania aspiracji Polaków z Zaolzia

43 Ibidem.44 KC, Teki Regera, T.28, dok. 51: Sprawozdanie Leona Wolfa z pobytu w Pradze 9–11 listopada 1921 r. Leon Wolf – przywódca Związku Śląskich Katolików i jeden z najwybitniejszych działaczy polskich na Zaolziu. Szerzej zob.: K. N o w a k: Leon Wolf (1883–1968). Biografia polityczna. Katowice 2002.

111POLACY NA ZAOLZIU...

Page 112: trudne bogactwo pogranicza

do wejścia w skład państwa polskiego. Rząd nie zamierzał zrzucić z siebie obowiązku wspierania i zabezpieczenia życia narodowego Polaków na Zaolziu, ale część tych obowiązków składał na projek-towaną organizację społeczną, której zadaniem miało być niesienie

45pomocy ludności polskiej w Niemczech i Czechosłowacji .

Stanowisko rządu polskiego zmuszało ludność polską na Zaol-ziu do pogodzenia się z przynależnością do państwa czechosłowac-kiego. Jednak przyjęcie rzeczywiście lojalnej postawy zależało od wygaśnięcia rozbudzonych emocji, a przede wszystkim od ustania represji oraz stabilizacji stosunków lokalnych i oparciu ich na posza-nowaniu odrębności etniczno-językowej Polaków. Wiele mogło za-leżeć od skutków działalności Delegacji Polsko-Czechosłowackiej. Tymczasem pewne ustępstwa czeskie (przedłużenie o trzy miesiące terminu opcji, zalegalizowanie organizacji polskich), co Piltz przypi-sywał skutkom zawarcia umowy, wywołały wzrost zaufania na Śląsku za Olzą do skuteczności interwencji polskich dyplomatów. W konsek-wencji do konsulatu napłynęła lawina petycji, próśb i skarg ludności polskiej, odzwierciedlając przy okazji ogólne poczucie pokrzywdze-

46nia, pretensji, nieraz nienawiści .

Różnice stanowisk między polskimi i czeskimi członkami Dele-gacji Parytetowej zarysowały się wcześnie. Podczas zebrania w Opa-wie 5 maja 1922 roku strona czeska wyraziła przekonanie, że sporne sprawy lepiej załatwiłaby czechosłowacka administracja państwowa we własnym zakresie. Pertraktacje przeciągały się w związku z ko-niecznością konsultowania większości spraw z czeskimi czynnikami rządowymi. W wyniku uciążliwych negocjacji 16 czerwca 1922 roku Delegacja powzięła w Opawie decyzję w sprawie obywatelstwa, szkol-

45 Organizacją tą było Towarzystwo Opieki Kulturalnej nad Polakami za Grani-cą im. A. Mickiewicza – z Antonim Osuchowskim na czele.46 K. N o w a k: Z problemów Śląska Cieszyńskiego w „okresie przejściowym” (sierpień 1920– czerwiec 1922). „Pamiętnik Cieszyński” 1994, T. 8, s. 77–91.

112 JOANNA JANUSZEWSKA-JURKIEWICZ

Page 113: trudne bogactwo pogranicza

nictwa polskiego, podziału majątku miasta Cieszyna oraz obowiąz-ku wzajemnego komunikowania sobie zarządzeń wydanych przez

47obie strony . Stale ujawniały się różnice interesów. Subdelegacja Polska występowała o to, by jak najwięcej Polaków na Śląsku czes-kim uzyskało czechosłowackie obywatelstwo, natomiast Czesi dążyli do maksymalnego obniżenia liczby obywateli narodowości polskiej. W sprawach szkolnictwa Czesi obiecywali zmianę krzywdzącego ludność polską stanu rzeczy dopiero po dwóch, trzech latach, po

48uspokojeniu wzburzonej czeskiej opinii publicznej .

Po pierwszym etapie prac Delegacji Beneš zaproponował pos-łowi polskiemu szybkie zakończenie jej działalności i przekazanie spraw spornych do bezpośredniego porozumienia rządów. Pod-kreślał przy tym podrażnienie ambicji czeskiej administracji lokalnej na Śląsku Cieszyńskim oraz krytyczne stanowisko czeskiej opinii publicznej wobec koncesji dla Polaków. Piltz z kolei zdawał sobie sprawę z tego, że osiągnięte rezultaty dalece nie zadowalały strony polskiej, lecz uważał za korzystne samo istnienie organu, dzięki któ-remu sprawy mniejszości znalazły się formalnie na forum przedsta-wicielstwa obu państw. Wobec niechęci władz czeskich nastąpiła dłuższa przerwa w pracach Delegacji, a strona polska zarzuciła administracji niedotrzymanie podjętych w Opawie ustaleń, głównie w sprawach szkolnych. W dniu 7 listopada chargé d’affaires Karol Bader wręczył Benešowi notę protestacyjną, domagając się uaktyw-nienia Delegacji. Czechosłowacki minister spraw zagranicznych odpo-wiedział negatywnie, nie dając żadnych zobowiązań na przysz-

49łość . Skądinąd prace Delegacji, stanowiące sól w oku administracji czeskiej, budziły bardzo krytyczne oceny Polaków mieszkających na Śląsku w granicach Czechosłowacji. W uchwałach Delegacji wi-

47 AAN, MSZ, sygn. 5499, k. 275–281; W. S w o r a k o w s k i: Polacy na Śląsku..., s. 198.48 AAN, MSZ, sygn. 5499, k. 109–110: Notatka Schimitzka dla Morawskiego.49 Ibidem, k.131–133.

113POLACY NA ZAOLZIU...

Page 114: trudne bogactwo pogranicza

dzieli oni sankcjonowanie stanu stworzonego przez gwałt. Podej-mowane przez dyplomatów polskich próby polepszenia stosunku ludności do idei Delegacji Parytetowej polegały na przedstawianiu korzyści, jakich działalność tego organu miała przysporzyć. Obiet-nice te wywołały wzrost oczekiwań ludności, a w konsekwencji przy-

50niosły tym większy zawód i rozczarowanie .

Epizodem, który w sposób charakterystyczny ilustrował stosunki między reprezentacją ludności polskiej Zaolzia a polskimi placówka-mi dyplomatycznymi i konsularnymi, była sprawa Apelacji do narodu polskiego. Przywódca Komitetu Polskiego Leon Wolf był inicjatorem wydania dokumentu potępiającego postępowanie Subdelegacji Pol-skiej. Piltz podjął starania, by stępić ostrze krytyki i nadać uchwale Ko-mitetu kształt memoriału, zawierającego rzeczowy, choć krytyczny opis stosunków na Śląsku. „Należy zrobić propagandę, a nie zaskle-piać się we własnych żalach” – konkludował poseł w Pradze. Pod wpływem konsula polskiego w Morawskiej Ostrawie Zygmunta Ve-tulaniego Komitet Polski zrezygnował ostatecznie z opublikowania Apelacji autorstwa Wolfa i uchwalił tekst znacznie bardziej powściąg-

51liwy i łagodniej formułujący zarzuty . Te wypadki doprowadziły do kryzysu w łonie Komitetu, którego członkowie w większości optowali za koniecznością ostrego protestu. Ponowna mediacja Vetulaniego, który apelował do przywódców ludności polskiej, by – biorąc pod uwagę sytuację międzynarodową i zobowiązania rządu – starali się nie krępować jego działań i poczynań Delegacji Parytetowej, zakoń-czyła się powodzeniem. Komitet Polski uchwalił rezolucję, w której wyraził wiarę w dobre intencje rządu Rzeczypospolitej. Jednocześ-nie w rezolucji znalazły się wyrazy rozczarowania efektami pracy

52Delegacji w sprawach szkolnych i w kwestii obywatelstwa .50 Wśród spraw konfliktowych, rozpatrywanych przez Delegację, a rozstrzyg-niętych niekorzystnie dla polskiej ludności, był np. problem obsadzenia parafii w Karwinie i Piotrowicach przez proboszczów narodowości czeskiej. AAN, MSZ, sygn. 5499, k. 182–183.51 K. N o w a k: Leon Wolf..., s.80–82; AAN, MSZ, sygn. 5499, k. 174–176.52 KC, Teki Regera, T. 25, dok. 26, 28.

114 JOANNA JANUSZEWSKA-JURKIEWICZ

Page 115: trudne bogactwo pogranicza

Tymczasem niemożność kontynuowania prac Delegacji, wobec uchylania się strony czeskiej, spowodowała podanie się do dymisji przewodniczącego Subdelegacji Polskiej – Alfreda Halbana. W stycz-niu 1924 roku ustąpili pozostali członkowie Subdelegacji. Nawet najgorliwsi szermierze zbliżenia polsko-czechosłowackiego byli roz-

53czarowani brakiem efektów działalności Delegacji Parytetowej . Dla prasy cieszyńskiej w Polsce warunki życia ludności polskiej w Czechosłowacji stanowiły dowód niemożności ułożenia stosun-ków między obu państwami.

Zadanie obrony praw Polaków w Czechosłowacji pozostawało w znacznym stopniu domeną konsulatu w Morawskiej Ostrawie. W ścisłej współpracy z konsulatem działały polskie organizacje po-lityczne i społeczne na Śląsku i Morawach. Przed wyborami gmin-nymi w 1923 roku zawiązał się, przy dyskretnym poparciu konsula Vetulaniego, blok wyborczy Związku Śląskich Katolików, Stron-nictwa Ludowego i propolskiego odłamu Śląskiej Partii Ludowej

54(„ślązakowców”) . Wybory zakończyły się sporym sukcesem lud-ności polskiej. Stronnictwa polskie uzyskały w nich w dwóch powia-

55tach politycznych Zaolzia 795 mandatów (podczas gdy Czesi – 380) . Konsul Vetulani popierał zbliżenie ze „ślązakowcami” i sugerował polskim działaczom oświatowym porzucenie uprzedzeń z okresu plebiscytowego i podjęcie współpracy ze Związkiem Nauczyciel-stwa Śląska Wschodniego. W rezultacie powstała nawet komisja do zredagowania polskich podręczników szkolnych z udziałem nau-

53 K. B a d e r: Stosunki polsko-czeskie. Warszawa 1938, s. 25.54 Część „ślązakowców” zrażona była do polityki czeskiej. Szkół „śląskich” kon-stytucja Czechosłowacji nie przewidywała, polskie były dyskryminowane, a do polityki czeskiej rozczarowywał się przywódca „ślązakowców” – Józef Kożdoń. Zob.: K. N o w a k: Ruch kożdoniowski na Śląsku Cieszyńskim. W: Regionalizm a sepa-ratyzm – historia i współczesność. Śląsk na tle innych obszarów. Red. M.W. W a n a t o -w i c z. Katowice 1995, s. 26–45.55 J. J a n u s z e w s k a - J u r k i e w i c z: Zaolzie w polityce rządu..., s. 41.

115POLACY NA ZAOLZIU...

Page 116: trudne bogactwo pogranicza

czycieli o sympatiach „ślązakowskich”. Dla dzieci wspólnie wyda-56

wano w 6 tys. egzemplarzy „Nasze Pisemko” .

Warto podkreślić, że mimo znacznego zaufania do osoby Vetula-niego i naturalnej tendencji do szukania oparcia w konsulacie jako przedstawicielstwie kraju ojczystego, nie wszystkie poczynania re-prezentacji ludności polskiej uzgadniane były z Warszawą. Do samo-dzielnych inicjatyw należała próba oparcia ruchu polskiego na Sło-wackiej Partii Ludowej w 1922 roku. Liczono na reprezentowanie interesów polskich w praskim parlamencie przez posłów słowackich. Brano nawet pod uwagę – gdyby Słowacja wywalczyła ustrój auto-nomiczny – postulat przyłączenia Zaolzia do Słowacji. Te koncep-cje, popierane zresztą przez niektórych działaczy w polskim Cieszy-nie, poważnie zaniepokoiły MSZ. Starało się ono za pośrednictwem

57konsulatu wywierać nacisk na porzucenie tych planow .

Polityka Francji, pragnącej zbliżenia polsko-czechosłowackiego, wspólne zagrożenie ze strony rewizjonistycznej polityki Niemiec, a także kwestie gospodarcze wpływały na powolny proces norma-lizacji. Z zadaniem przygotowania porozumienia wyjechał do Pragi poseł Zygmunt Lasocki. W dniu 23 kwietnia 1925 roku podpisano w Warszawie traktat koncyliacyjny i arbitrażowy, konwencję handlową oraz tzw. umowę likwidacyjną (w sprawach prawnych i finansowych).

58W niej znalazły się postanowienia w kwestii ochrony mniejszości . W ocenie konsula Vetulaniego, podpisanie umowy nie wpłynęło na wyraźną zmianę stosunku administracji na Śląsku Cieszyńskim do tamtejszej ludności polskiej. Nadal dostrzegalne były naciski gospo-

59darcze . Wobec tendencji Warszawy do niezadrażniania stosunków,

56 Ibidem.57 K. N o w a k: Leon Wolf..., s. 81.58 A. S z k l a r s k a - L o h m a n n o w a: Sprawa polskiej mniejszości narodowej na Śląsku w rokowaniach polsko-czechosłowackich, luty–kwiecień 1925. „Zaranie Śląskie” 1966, nr 4, s. 585–602.59 J. J a n u s z e w s k a - J u r k i e w i c z: Zaolzie w polityce rządu..., s. 52–54.

116 JOANNA JANUSZEWSKA-JURKIEWICZ

Page 117: trudne bogactwo pogranicza

konsulat wspierał „aktywistyczną” postawę ludności polskiej. Jej spektakularnym przejawem był udział w wyborach do parlamentu w listopadzie 1925 roku. Wkładem konsulatu było przede wszys-tkim doprowadzenie do wspólnego frontu wyborczego partii pol-skich – utworzenia Polskiego Związku Ludowo-Robotniczego. (W odróżnieniu od sytuacji podczas wyborów gminnych, w bloku znaleźli się też socjaliści). Na listę polską padło ok. 30 tys. głosów.

60Posłem do parlamentu wybrany został Leon Wolf .

Rok 1925 kończył pewien etap zarówno w polsko-czechosłowac-kich stosunkach międzypaństwowych, jak i w życiu społeczności polskiej na Zaolziu. Z wydarzeń lat 1919–1920 wyszła ona rozbita, pozbawiona grona dotychczasowych przywodców i zawieszona w próżni politycznej, nie akceptując faktu wejścia w skład państwa czechosłowackiego. Wszelkie nadzieje działacze polscy wiązali z re-wizją granicy. Wiele starań włożyli w próbę wywarcia wpływu na rząd Rzeczypospolitej i opinię publiczną, by nie dopuścić do akcep-tacji podziału Śląska. Tymczasem w działaniach dyplomatycznych rządu polskiego dostrzegalna była dwoistość; z jednej strony – dys-tansowano się od uznania podziału Śląska Cieszyńskiego, z drugiej – dążono do znalezienia modus vivendi z Czechosłowacją, co oznaczało milczące uznanie granicy. Rząd nie widział realnych możliwości zmiany status quo, a groźba konfliktu militarnego z Niemcami o Gór-ny Śląsk zmuszała do starań o przychylność Czechosłowacji. Spra-wa rewindykacji terytorialnych przestała zajmować dyplomatów. Pozostawała natomiast kwestia ochrony praw ludności polskiej na

60 K. N o w a k: Leon Wolf..., s. 96–100. Szacuje się, że ok. 20 tys. głosów polskich padło na listę komunistów – w Czechosłowacji było to ugrupowanie legalne. Z listy komunistycznej wybrany został Polak – Karol Śliwka (były legionista). Zob.: J. C h l e b o w c z y k: Karol Śliwka i towarzysze walki. Z dziejów ruchu komunis-tycznego na Zaolziu. Katowice 1972.

117POLACY NA ZAOLZIU...

Page 118: trudne bogactwo pogranicza

Zaolziu, którą żywo interesowała się prasa, a partie opozycyjne mogły łatwo mobilizować w obronie Polaków na Zaolziu opinię publiczną. Pomimo to rząd polski konsekwentnie zmierzał do uregulowania stosunków, co nastąpiło w 1925 roku. Wbrew stereotypowym opi-niom, utrata Zaolzia nie była główną przyczyną trudności w stosun-kach z Czechosłowacją. Ochrona polskiej ludności w Czechosło-wacji pozostawała jednym z ważnych zadań konsulatu polskiego w Morawskiej Ostrawie. Jednocześnie dążono do wytworzenia na Zaolziu postaw aktywistycznych, starano się, by ludność polska wzię-ła udział w życiu politycznym Republiki Czechosłowackiej. Wybory 1925 roku stanowiły realizację tych zamierzeń.

118 JOANNA JANUSZEWSKA-JURKIEWICZ

Page 119: trudne bogactwo pogranicza

JANUSZ MOKROSZ

Wygnańcy. Problem wysiedlonych i tzw. repatriantów *

na ziemi raciborskiej w latach 1945–1947

„Moja mama, Zofia Kalisz nie chciała wyjeżdżać do Niemiec. Pragnęła nadal mieszkać w rodzinnym domu. Bardzo ważny był dla niej grób mojego ojca, którym po naszym wyjeździe nie miałby się kto zaopiekować. Po prostu pragnęła mieszkać o b o k s w e g o m ę ż a. Mama dobrze znała języki: niemiecki, czeski i polski (które-go nauczyła się na lekcjach religii, prowadzonej przez polskiego księdza), co wykorzystała w trakcie weryfikacji. Polskiemu urzędni-kowi powiedziała, że jest Polką, a jej nieżyjący mąż walczył w pow-staniach śląskich – lekko zakłamując w ten sposób rzeczywistość. Tata był Niemcem i nie brał udziału w powstaniach, niemniej znał wielu polskich Ślązaków. Dzięki tej opowieści cała nasza rodzina została pozytywnie zweryfikowana. Już nie musieliśmy obawiać się

1przymusowego wysiedlenia” . Przytoczony cytat pochodzi z roz-mowy przeprowadzonej z Jadwigą Madej. Fragmentem wspomnień tej 72-letniej mieszkanki ziemi raciborskiej chciałbym rozpocząć omówienie złożonej i skomplikowanej, a zarazem bardzo interesu-jącej problematyki wysiedleń ludności po II wojnie światowej. W okre-sie powojennym rodzinne miejscowości musiało przymusowo opuś-cić tysiące rodzin, które w ten sposób pozbawione zostały ojczyzny, tej prywatnej, lokalnej, najmniejszej. Jak twierdzi Andrzej Sakson:

2„[...] utrata stron rodzinnych to dramat” . Czy zatem może dziwić, że Zofia Kalisz postanowiła ochronić przed takim cierpieniem sie-bie i swoją rodzinę?

* Pierwotna wersja artykułu ukazała się w publikacji: Miasto i czas. Red. J. K u -r e k, K. M a l i s z e w s k i. Chorzów 2008.1 Rozmowa z J. Madej, przeprowadzona 14 października 2007 r.2 A. S a k s o n: Socjologiczne problemy wysiedleń. W: Utracona ojczyzna. Red. H. O r -ł o w s k i, A. S a m s o n. Poznań 1997, s. 143.

Page 120: trudne bogactwo pogranicza

W 1945 roku władze województwa śląsko-dąbrowskiego ocenia-ły, że „po wysiedleniu 220 tys. niemców [pisownia oryginalna – J.M.] z Opolszczyzny i 30 tys. z terenów dawnego województwa śląskie-

3go, problem odniemczenia będzie całkowicie rozwiązany” . Zało-żenie to okazało się całkowicie mylne, i to w odniesieniu do całego historycznego Górnego Śląska. Dlaczego tak się stało? Spróbuję na to pytanie opowiedzieć w niniejszym artykule, przedstawiając proble-matykę wysiedleń oraz powiązaną z tym procesem kwestię osadnictwa polskiego na ziemi raciborskiej. Okazuje się, że mikrohistoryczne

4spojrzenie na – opracowany już szeroko w polskiej historiografii – problem wysiedleń oraz tzw. repatriacji może przynieść zaskakujące rezultaty.

3 B. L i n e k: Polityka antyniemiecka na Górnym Śląsku w latach 1945–1950. Opole 2000, s. 137.4 Problematyka omawianego zagadnienia ma bardzo szeroką literaturę, dzięki czemu możliwe jest przeprowadzenie dogłębniej analizy. Autorzy nowszych opracowań uważają, że za początek procesu usuwania niemieckich mieszkańców Górnego Śląska należy uznać wysiedlenia organizowane przez oddziały Wojska Polskiego (WP). Dariusz Matelski pisze o dokonywanych przez WP, pomiędzy czerwcem a lipcem 1945 r., tzw. wysiedleniach (wypędzeniach) dzikich. D. M a -t e l s k i: Niemcy w Polsce w XX wieku. Warszawa–Poznań 1999, s. 226. Podobne informacje przekazuje Piotr Madajczyk. P. M a d a j c z y k: Przyłączenie Śląska Opol-skiego do Polski 1945–1948. Warszawa 1996, s. 216. Z kolei Elżbieta Kaszuba wspomina o prowadzonych przez WP wysiedleniach ludności niemieckiej z sfery przygranicznej, trwających na Górnym Śląsku od czerwca do lipca 1945 r. E. K a s z u b a: Dzieje Śląska po 1945 roku. W: Historia Śląska. Red. M. C z a p -l i ń s k i. Wrocław 2002, s. 453. Bernadetta Nitschke wyróżnia wysiedlenie „bez-planowe”, organizowane w 1945 r. przez przedstawicieli lokalnej administracji, i te „planowe”, będące konsekwencją decyzji podjętych w Poczdamie. B. N i t s c h k e: Wysiedlenia ludności niemieckiej oraz napływ ludności polskiej z kresów wschodnich na obszar województwa śląsko-dąbrowskiego. Współżycie obu społeczności. W: Polska w Europie. „Ze-szyt Specjalny” (XIX). Warszawa 1996, s. 52. Warty przytoczenia jest również pogląd Bernarda Linka, według którego działania oddziałów wojskowych na Górnym Śląsku „trudno wiązać z wysiedleniami wojskowymi, [ponieważ – J.M.] zapewne odbywały się one pod wypływem nacisków [wojewody śląsko-dąbrows-kiego – J.M.] gen. Aleksandra Zawadzkiego”. B. L i n e k: Polityka..., s. 150. Począ-tek wysiedleń zupełnie inaczej opisany jest w publikacjach sprzed 1989 r., w któ-

JANUSZ MOKROSZ120

Page 121: trudne bogactwo pogranicza

Usuwanie ludności niemieckiej oraz przekazywanie przez stronę radziecką polskiej administracji tzw. Ziem Odzyskanych miały zna-czący wpływ na ostateczny kształt granicy niemiecko-polskiej. Zgod-nie z zapisem IX rozdziału protokołu poczdamskiego, wytyczenie ostatecznego kształtu zachodniej granicy Polski miało nastąpić na kon-ferencji pokojowej. Do konferencji takiej nigdy nie doszło, a przy-znane polskim władzom w Poczdamie prawo administrowania „Zie-miami Odzyskanymi” było w rzeczywistości zatwierdzeniem dotychczasowych poczynań armii radzieckiej. O ile decyzją tą nie wyznaczano formalnie granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej, o tyle przewidziany w rozdziale XIII transfer ludności niemieckiej z Polski i byłych ziem niemieckich nadawał jej de facto trwały charakter. Nale-ży podkreślić, że poczdamskie ustalenia stanowiły pełną realizację koncepcji radzieckiego przywódcy, zgodnie z którymi zachodnia granica Polski przebiegać miała na linii „od Morza Bałtyckiego bez-pośrednio na zachód od Świnoujścia, a stamtąd wzdłuż rzeki Odry aż do ujścia Nysy Łużyckiej i wzdłuż Nysy Łużyckiej do granic Cze-

5chosłowacji” .

Przedstawione ustalenia legalizowały nie tylko proces przejmo-wania przez polską administrację „Ziem Odzyskanych”, ale – co równie ważne – stały się podstawą opracowanych przez Sojuszniczą Radę Kontroli Niemiec zasad, wedle których w latach 1946–1948

rych pomijano lub zniekształcano wiele istotnych faktów. Same wysiedlenia przed-stawiane są w nich jako proces zorganizowany i humanitarny. Dobrym przykładem takiej literatury jest praca Zbigniewa Kowalskiego, gdzie autor podaje m.in., że „za szybkim wysiedleniem tej ludności przemawiały również względy polityczne, wynikające z sytuacji międzynarodowej. Mimo to zdecydowano się rozpocząć akcję wysiedleńczą dopiero w połowie 1946 r. [...]”. Z. K o w a l s k i: Powrót Śląs-ka Opolskiego do Polski. Opole 1983, s. 316.5 D. B i n g e n: Granica na Odrze i Nysie. W: Polacy i Niemcy, 100 kluczowych pojęć. Warszawa 1996, s. 346; Teheran – Jałta – Poczdam. Dokumenty konferencji szefów rządów trzech wielkich mocarstw. Warszawa 1970, s. 476; E. K a s z u b a: Dzieje Śląska..., s. 428.

WYGNAŃCY. PROBLEM WYSIEDLONYCH I TZW. REPATRIANTÓW... 121

Page 122: trudne bogactwo pogranicza

wysiedlano ludność niemiecką. Szczegółowe decyzje w tej sprawie 6

Rada podjęła 20 listopada 1945 roku . Jednakże przed omówieniem przebiegu akcji wysiedleńczej prowadzonej w tych latach opisać na-leży procedury, na których podstawie usuwano ludność niemiecką w roku 1945 (tzw. wysiedlenia przedpoczdamskie albo „wysiedlenia dzikie”).

Podstawę prawną prowadzonych do lata 1945 roku wysiedleń stanowiły głównie zarządzenia wydane przez polską administrację państwową. 18 czerwca 1945 roku wojewoda śląsko-dąbrowski, Aleksander Zawadzki, skierował do starostw powiatowych i prezy-dentów miast wydzielonych Śląska Opolskiego zarządzenie nr 88, dotyczące spolonizowania ziem dawnej rejencji opolskiej. Zawadzki nakazał w ten sposób, aby „w miastach i osiedlach przesiedlać Niem-ców z dzielnic urzędowych i reprezentacyjnych do specjalnych wy-dzielonych dzielnic i bloków na czasowe pomieszczenie” oraz by „bezwzględnie nie dopuścić do zajmowania gospodarstw i miesz-kań przez powracających Niemców zza Odry i Nysy”. Natychmiast miano ich odsyłać do Niemiec, a stawiających opór osadzać w obo-zach. Z kolei zdolnych do pracy Niemców (mężczyzn) polecił

7„izolować w obozach pracy dla odbudowy kraju” . Uzupełnieniem tego pisma było rozporządzenie wojewody z 17 października 1945 roku o przebiegu i organizacji wysiedleń ludności niemieckiej z miast powiato-wych dawnej rejencji opolskiej. Na jego mocy starostwo powiatowe w Raciborzu miało osiedlić zdolnych do pracy Niemców w obozach pracy lub majątkach ziemskich, a pozostałych przenieść do obozów

8wysiedleńczych .

6 B. N i t s c h k e: Wysiedlenia..., s. 52.7 B. T r a c z: Rok ostatni – rok pierwszy. Gliwice 1945. Gliwice 2004, s. 164; B. L i n e k: Polityka..., s. 153; H. M a r k o w s k i: Państwowy Urząd Repatriacyjny na Górnym Śląs-ku. W: Rok 1945. Red. A. T o p o l. Katowice 1945, s. 231.8 B. L i n e k: Polityka..., s. 153.

122 JANUSZ MOKROSZ

Page 123: trudne bogactwo pogranicza

Na terenie powiatu raciborskiego powstał jeden większy obóz 9

przesiedleńczy, zlokalizowany w Kuźni Raciborskiej . Już w lipcu 1945 roku osadzono w nim Niemców wysiedlonych z pogranicza polsko-czechosłowackiego, a następnie ludność tę odtransportowa-

10no na teren niemieckich stref okupacyjnych . Obóz zlikwidowano

11na przełomie listopada i grudnia 1945 roku , więc zapewne przed tym terminem nastąpił wywóz Niemców poza granice Polski. Nie można obecnie ustalić liczby tam osadzonych. Co prawda, starosta raciborski, Ludwik Koperczak, pisze w sprawozdaniu sytuacyjnym

12z sierpnia tego roku, że wysiedlono około 250 rodzin , ale nie poda-je żadnych bliższych informacji, które pozwalałyby łączyć tę liczbę z obozem w Kuźni Raciborskiej. W tym samym piśmie czytamy dalej: „Danych co do ilości wysiedlonych Niemców nie można

13ustalić” .

Sprzeczności pojawiające się w urzędowych dokumentach nale-żałoby tłumaczyć specyfiką regionu, olbrzymimi zniszczeniami wo-jennymi oraz chaosem, który cechował poczynania pierwszych przedstawicieli polskiej władzy. Pamiętać należy, że polska grupa operacyjna przybyła dopiero 9 maja 1945 roku do zrujnowanego

14w 85% miasta , a warunki, w jakich doszło do przejęcia kontroli nad

9 J. R u s z c z e w s k i: Polskie obozy i miejsca odosobnienia dla ludności śląskiej i nie-mieckiej na Śląsku Opolskim. „Kwartalnik Opolski” 1993, nr. 4, s. 14; E. N o w a k: Obozy na Śląsku opolskim w systemie powojennych obozów w Polsce (1945–1950).Historia i implikacje. Opole 2002, s. 218.10 Archiwum Państwowe w Katowicach Oddział w Raciborzu (dalej: APKat. OR), Starostwo Powiatowe w Raciborzu (dalej: St. P. w Racib.), sygn. 73, s. 1.11 E. N o w a k: Obozy..., s. 167.12 Archiwum Państwowe w Katowicach (dalej: APKat.), Urząd Wojewódzki Śląski (dalej: UWŚl.), Ogólny (dalej: Og.), sygn. 108, s. 10.13 Ibidem.14 APKat. OR, Zarząd Miejski i Miejska Rada Narodowa w Raciborzu 1945–1950 (dalej: ZMiMRN Racib. 1945–1950),sygn. 74, s. 1; Szerzej o budowie struktury polskiej administracji w powiecie raciborskim pisałem już w innej publikacji. Por. J. M o k r o s z: Rok 1945 – początek nowego okresu w dziejach Raciborza. W: Europa,

123WYGNAŃCY. PROBLEM WYSIEDLONYCH I TZW. REPATRIANTÓW...

Page 124: trudne bogactwo pogranicza

powiatem, dalekie były od ustabilizowanych. Ponadto analizując sprawozdania sytuacyjne, można odnieść wrażenie, że pierwsi pol-scy urzędnicy bardzo pesymistycznie podchodzili do możliwości zintegrowania Raciborza z państwem polskim. Kilka miesięcy po-święcili oni na organizację struktur administracyjnych, niemniej trud-ności pojawiały się nieustannie. Większość budynków było zrujno-wanych, a te nadające się do zaadaptowania na potrzeby powstającej polskiej administracji zazwyczaj zajęte były przez Komendanturę Wojenną Armii Czerwonej. W mieście i powiecie brakowało miesz-kań, wiele domów wymagało remontów, których ani Zarząd Miasta,

15ani Starostwo Powiatowe nie potrafiły sfinansować . Panowała epi-

16demia tyfusu brzusznego . Ceny żywności były prawie o 60% wyż-

17sze od tych obowiązujących w Katowicach . Okoliczności tego ro-dzaju sprawiły, że w roku 1945 większych akcji wysiedleńczych nie przeprowadzano, co zresztą zostało usankcjonowane decyzją wice-wojewody śląsko-dąbrowskiego, Arki Bożka, który w sierpniu tego roku wstrzymał akcje wysiedleńcze i osadnicze na terenie powiatu

18raciborskiego .

Obóz w Kuźni Raciborskiej nie był jedynym miejscem odosob-nienia, utworzonym dla ludności niemieckiej. Źródła archiwalne dostarczają informacji, że polska administracja przejęła od wojsko-wych władz radzieckich „lagier” (prawdopodobnie znajdujący się przy obecnej ul. Wojska Polskiego i ul. Słowackiego w Raciborzu), w którym uwięziono mieszkańców podejrzewanych o współpracę

19z nazistami, bądź którym udowodniono przynależność do NSDAP .

Śląsk, Świat Najmniejszy. Red. H. H o n y s z, J. M o k r o s z. Katowice–Rybnik 2007.15 APKat., UWŚl. Og., sygn. 124, s. 110.16 APKat.OR., ZMiMRN Racib. 1945–1950, sygn. 74, s. 1.17 APKat.OR., St. P. w Racib., sygn. 73, s. 2.18 APKat., UWŚl. Og., sygn. 108, s. 10; sygn. 109, s. 10.19 E. N o w a k: Obozy..., s. 218; Racibórz ’45. Pochodnia Tais. Red A. P u s t e l -n i k. Racibórz 1996, s. 6; NSDAP – Nationalsozialistische Deutsche Arbeiterpar-tei — Narodowosocjalistyczna Partia Robotnicza Niemiec.

124 JANUSZ MOKROSZ

Page 125: trudne bogactwo pogranicza

Jak czytamy w raportach Starostwa Powiatowego, ludzi tych wyko-rzystywano do prac rolnych, odbywających się pod nadzorem milicji i przedstawicieli partii politycznych, a następnie wysiedlono na

20teren przyszłego państwa niemieckiego .

Z procesem wysiedlenia niemieckich mieszkańców powiatu bez-pośrednio wiąże się weryfikacja narodowościowa. Mieszkańcy dek-larujący swą niemieckość, oraz ci, którzy, uznani zostali przez pow-stające wówczas komisje weryfikacyjne za osoby o tej narodowości, mieli być wysiedleni poza granice Polski. Zasady, na których pod-stawie przeprowadzano ową weryfikację, zostały określone w kilku zarządzeniach Urzędu Wojewódzkiego. Według pierwszego z nich, wydanego dnia 22 marca 1945 roku, zakładano przeprowadzenie wąskiej weryfikacji, przeznaczonej tylko dla powstańców śląskich

21i przedwojennych działaczy polskich . Uzupełnieniem tego doku-mentu było pismo z 7 kwietnia 1945 roku. Nakazywano w nim prezydentom i starostom utworzenie na szczeblu gminnym komisji

22weryfikacyjnych . Okólnikiem z 10 lipca wojewoda śląsko-dąbrow-ski powołał do życia miejskie i powiatowe komisje weryfikacyjne, w których szerszą reprezentację uzyskali byli działacze Związku Po-

23laków w Niemczech (ZPwN) .

W Raciborzu Miejska Komisja Weryfikacyjna powstała w lipcu 24

1945 roku . Na jej czele stanął przedwojenny mieszkaniec miasta i aktywny działacz polonijny – Jan Affa. W jej skład wchodziło 77

20 APKat.OR., St. P. w Racib., sygn. 73, s. 2.21 B. L i n e k: Weryfikacja narodowościowa i akcja osadnicza na Śląsku Opolskim. W: Województwo śląskie 1945–1950. Zarys dziejów politycznych. Red. A. D z i u r o k, R. K a c z m a r e k. Katowice 2007, s. 616; Szerzej: Z. K o w a l s k i: Powrót..., s. 392–393.22 Z. K o w a l s k i: Powrót..., s. 393.23 B. L i n e k: Weryfikacja..., s. 617; Z. K o w a l s k i: Powrót..., s. 393, 404.24 APKat.OR., St. P. w Racib., sygn. 73, s.1.

125WYGNAŃCY. PROBLEM WYSIEDLONYCH I TZW. REPATRIANTÓW...

Page 126: trudne bogactwo pogranicza

mieszkańców współtworzących jednocześnie lokalne przedstawi-25

cielstwo ZPwN . Zgodnie z wytycznymi władz wojewódzkich akcję weryfikacyjną miano zakończyć do 14 sierpnia 1945 roku. Jednak od samego początku pojawiały się problemy, które wydłużały reali-zację całego przedsięwzięcia, a przez to nierealnym czyniły kolejno wyznaczone terminy jego zakończenia. Co bardzo istotne, członko-wie komisji nie dysponowali jasno określonymi kryteriami, w związ-ku z czym mieli trudności, by określić przynależność narodową we-ryfikowanego. Oczywiście, problemy tego rodzaju wynikały także ze specyfiki regionu, gdzie zawsze utrudnione było prowadzenie spisów ludnościowych czy tworzenie jasnych kryteriów przynależ-

26ności narodowościowej . Bardzo trafnie objaśnia to niemiecki his-toryk: „W wyniku historycznego rozwoju Górnego Śląska, obszaru położonego na pograniczu niemiecko-polskim, jednoznaczne przy-porządkowanie narodowe ludności według obiektywnych kryte-riów było praktycznie niemożliwe. Dwujęzyczne imiona oraz naz-wiska, względnie pochodzenie nie było jeszcze przesłankami ani nawet dowodami faktycznego subiektywnego poczucia przynależ-

25 APKat.OR., ZMiMRN Racib. 1945–1950, sygn. 74, s. 3.26 Określenie liczby ludności identyfikującej się z narodowością niemiecką lub polską sprawia olbrzymie problemy. Na podstawie wybranej literatury przedsta-wić można, jak różnie oceniano liczbę Polaków na Górnym Śląsku: W. P a ł u c k i[A. B ł o ń s k i]: Wracamy na Odrę. Historyczne, geograficzne i etnograficzne postulaty zachodnich granic Polski. Londyn 1942, za: W. W r z e s i ń s k i: Polska emigracja poli-tyczna w Wielkiej Brytanii a sprawa Śląska (1940–1945). W: Śląsk, Polska, Niemcy. Red. K. M a t w i j e w s k i, W. W r z e s i ń s k i. Wrocław 1990, s. 302. W 1941 r. Pa-łucki oszacował, że na Śląsku Opolskim mieszkać miało 1 mln 100 tys. Polaków; B. Srocki w konspiracyjnym wydawnictwie podaje, że na niemieckim Górnym Śląsku mieszkało ok. 1,5 mln Polaków, za: G. S t r a u c h o l d: Autochtoni polscy, niemiecy, czy ... Od nacjonalizmu do komunizmu (1945–1949). Toruń 2001, s. 18, przypis 40; M. S z m e j a: Starzy i nowi..., s. 52. Autorka podaje, że w 1935 r. Niem-cy oceniali grupę Polską na Śląsku Opolskim na 400 tys., podczas gdy Polacy na – 750 tys. Po wojnie grupa ta miała liczyć od 400–600 tys. osób.

JANUSZ MOKROSZ126

Page 127: trudne bogactwo pogranicza

ności narodowej poszczególnych osób. Linia podziału między opcję niemiecką i polską przebiegała niekiedy w poprzek rodzin. W prze-ciwieństwie do robotników przemysłowych, spora część górnośląs-kiej ludności wiejskiej w rejencji katowickiej nie miała wyraźnego poczucia tożsamości narodowej, a jedynie świadomość regionalną Górnoślązaków, wszelako dość często połączoną z większym lub

27mniejszym przechyleniem na stronę niemiecką lub polską” .

Podobna sytuacja panowała w rejencji opolskiej, gdzie w następ-stwie poplebiscytowego podziału wzrósł odsetek osób niezdecydo-wanych czy indyferentnych narodowo: „dwunarodowych” i „tutej-

28szych” . W takiej sytuacji rozstrzygnięcie, kto był Polakiem, a kto Niemcem, stawało się ogromnie skomplikowane. Ponadto pewna część miejscowej ludności deklarowała przynależność do narodu polskiego ze względów koniunkturalnych lub po prostu sentymen-talnych. Ludność ta była przywiązana do swego miejsca zamieszka-nia, do swoich gospodarstw, i nie chciała przenosić się na „nowe zie-mie”, czyli na teren stref okupacyjnych w Niemczech, gdzie musiałaby się przyzwyczaić do nowej i nieznanej rzeczywistości. Proceder ten stał się bardzo powszechny, dlatego że członkowie komisji weryfikacyjnych kierowali się znaczną dozą uznaniowości w zaliczaniu mieszkańców powiatu raciborskiego do narodu pol-skiego, a dzięki temu osoby deklarujące chęć pozostania w swej ro-dzinnej miejscowości otrzymywały zaświadczenia o polskim oby-

29watelstwie .

27 J. R o g a l l: Wojna, wypędzenia i nowy początek. W: Śląsk i Ślązacy. Red. J. B a h l c k e. Warszawa 2001, s. 183–184.28 M. S z m e j a: Starzy i nowi..., s. 48.29 Informacje takie przekazali wszyscy moi rozmówcy tj: J. Bindacz (9 paździer-nika 2007 r.), J. Madej (14 października 2007 r.), H. Swoboda (25 października 2007 r.), J. Wagner (25 października 2007 r.).

127WYGNAŃCY. PROBLEM WYSIEDLONYCH I TZW. REPATRIANTÓW...

Page 128: trudne bogactwo pogranicza

Członkowie komisji nie dysponowali również jasno określonymi kryteriami, w związku z czym mieli trudności w określaniu przyna-leżności narodowej weryfikowanego. Henryk Swoboda relacjonuje po latach: „Mieszkańcy deklarujący narodowość polską przechodzi-li swoisty sprawdzian. Członkowie komisji prosili ich np. o odmówie-nie modlitwy Ojcze nasz. W ogóle w mojej dzielnicy niewiele było osób, które zadeklarowały się jako Niemcy. Ci musieliby opuścić

30swe domy” .

Problemy wynikały także z braku realnej współpracy pomiędzy poszczególnymi jednostkami administracyjnymi. Znamiennie brzmi fragment sprawozdania: „Oficjalne czynniki jak MO, UB i PUR nie

31wykazują większego zainteresowania akcją weryfikacyjną” . Jed-nakże delegat wojewódzkiej komisji, dr Gawlas, twierdził: „[...] ich gorliwe zainteresowanie się akcją weryfikacyjną doprowadza do

32konfliktów z komisjami weryfikacyjnymi” . Ze względu na wystę-pujące w trakcie akcji komplikacje, p.o. prezydenta Raciborza, Paweł Leonek, opierając się na zarządzeniu wojewody, wydłużył termin przyjmowania wniosków o weryfikację do końca października 1945

33roku , a Starostwo Powiatowe utworzyło we wrześniu tego roku

34gminne komisje weryfikacyjne .

Tymczasem na teren powiatu napływały ciągle nowe rzesze lu-dzi, których należało zakwalifikować do odpowiedniej grupy naro-dowościowej. Do 20 października 1945 roku tylko do samego mias-ta przybyło ponad 2,5 tys. polskich przesiedleńców, około 8 tys.

35„miejscowych Polaków” i ponad 11 tys. Niemców i 60 Czechów

30 Rozmowa z H. Swobodą, przeprowadzona 25 października 2007 r.31 Z. K o w a l s k i: Powrót..., s. 414.32 Ibidem.33 APKat., UWŚl. Og., sygn. 109, s. 22.34 APKat.OR., St. P. w Racib., sygn. 73, s. 2.35 APKat., UWŚl. Og., sygn. 109, s. 21.

JANUSZ MOKROSZ128

Page 129: trudne bogactwo pogranicza

(tabela 1). Choć są to z pewnością dane niepełne, obrazują jednak skalę ruchów migracyjnych występujących w owym okresie na ziemi raciborskiej. Nie była to zapewne ludność nowo przybyła do miasta – oczywiście z wyjątkiem polskich przesiedleńców – a raczej powracający po zakończeniu działań wojennych do swych domostw raciborzanie, którzy na podstawie okazanych w Oddziale Ewidencji i Ruchu Ludności dokumentów zostali zaliczeni do danej grupy na-rodowościowej (tabela 2). Z danych statystycznych wspomnianego oddziału wynika, że na teren powiatu wracała w większości ludność narodowości niemieckiej, która następnie miała zostać zweryfiko-

36wana . Najpierw jednak do jej obowiązku należało zarejestrowanie się w Oddziale Ewidencji i Ruchu Ludności, z tym że, jak czytamy w sprawozdaniu Zarządu Miejskiego, również realizacja tej proce-dury napotykała pewne trudności. W czerwcowo-lipcowym sprawozdaniu prezydent Leonek odnotował: „Niemcy zachowują się biernie, a nawet opornie. Powodem jest uchylanie się od obowiąz-ku meldowania się w Oddziale Ewidencji Ruchu Ludności i w Urzę-

37dzie Pracy” . W następnym miesiącu pisał, iż na terenie miasta zauważono, że: „Niemcy, których liczba zwiększyła się o 317 osób, są nadal bierni”, oraz „że o ile poprzednio rozmowy na ulicach pro-wadzono w języku niemieckim głosem przyciszonym, a z nadejś-ciem Polaka zaraz przerywano, to obecnie język niemiecki coraz więcej się słyszy, ton zaś prowadzonych rozmów jest o wiele głoś-

38niejszy” .

36 Ibidem.37 APKat., UWŚl. Og., sygn. 109, s. 2.38 Ibidem, s. 8.

129WYGNAŃCY. PROBLEM WYSIEDLONYCH I TZW. REPATRIANTÓW...

Page 130: trudne bogactwo pogranicza

Tabela 1: Statystyka ludnościowa w mieście Racibórz 39

(1936 – grudzień 1945)

Tabela 2: Ludność zarejestrowana w Oddziale Ewidencji 40

i Ruchu, jako nowo przybyła do miasta

* Byli obywatele Rzeszy Niemieckiej, posiadający wówczas dowody tożsamości.

Do końca lutego 1946 roku działające w powiecie raciborskim komisje zweryfikowały łącznie 39 220 osób. Starostwo Powiatowe powiadomiło wówczas Urząd Wojewódzki w Katowicach, że akcję

39 Opracowanie własne na podstawie Sprawozdania zarządu podległych placó-wek za okres pięcioletni 1945–1949. Źródło: APKat.OR., ZMiMRN Rac. sygn. 84, s. 17, dane z Oddziału Ewidencji i Ruchu Ludności. Źródło: APKat., UWŚl. Og., sygn. 109, s. 8 i 21.40 Opracowanie własne na podstawie Sprawozdania Zarządu Miejskiego za okres od 21 VII–20 X 1945 r. APKat., UWŚl. Og., sygn. 109, s. 10 i 21.

JANUSZ MOKROSZ130

Page 131: trudne bogactwo pogranicza

41weryfikacyjną na terenie powiatu uznaje za zakończoną . Jednak, jak ustalił Zbigniew Kowalski, do grudnia 1947 roku na terenie pod-ległym starostwu złożono w sumie 57 893 wnioski weryfikacyjne,

42z czego pozytywnie rozpatrzono 56 537 . Dane te świadczą jedno-znacznie o tym, że urzędowe pisma zawierają mnóstwo sprzecznoś-ci, a przedstawiane liczby mogą być błędne lub niepełne. Najbardziej istotne są jednak dwa kolejno nasuwające się, oczywiste w zasadzie wnioski. Mianowicie: władze powiatowe przedwcześnie poinfor-mowały o zakończeniu weryfikacji, prowadzono ją bowiem nadal, oraz że 97,6% weryfikowanych zostało uznanych z Polaków (tabela 3). Zresztą sprawozdania z kolejnych miesięcy 1946 roku faktycznie potwierdzają, że akcję weryfikacyjną kontynuowano nieustannie, napotykając nowego typu trudności.

Tabela 3: Stan weryfikacji mieszkańców powiatu racibor-43

skiego w latach 1945–1947

Jedną z nich była, jak to określano w urzędowych dokumentach, „szerząca się niemczyzna”, przejawiająca się m.in. w tym, że pozy-

41 Ibidem, sygn. 120, s. 98.42 Z. K o w a l s k i: Powrót..., s. 485, za: APKat., dane z akcji weryfikacyjnej z 31 grudnia 1947 r.. Sprawozdania starostw powiatowych za 1947 r.43 Na podstawie: Z. K o w a l s k i: Powrót..., s. 483 i 485.

131WYGNAŃCY. PROBLEM WYSIEDLONYCH I TZW. REPATRIANTÓW...

Page 132: trudne bogactwo pogranicza

tywnie zweryfikowani i znający język polski mieszkańcy Raciborza nadal w miejscach publicznych prowadzili rozmowy w języku nie-

44mieckim . O ile tę informację można potraktować jako swego ro-dzaju ciekawostkę, o tyle poważniejsze konsekwencje niósł z sobą inny występujący nagminnie w latach 1945–1947 problem „spor-nych gospodarstw”. Powstały one na skutek osadzenia „repatrian-tów” lub przesiedleńców w gospodarstwie rolnym będącym własnoś-cią osoby zweryfikowanej pozytywnie bądź mającej być zweryfikowa-ną. W wielu gminach powiatu raciborskiego dochodziło na tym tle do konfliktów. W kilku przypadkach sytuacja ta spowodowała ostre starcia między nowymi i starymi mieszkańcami, które ustały dopie-ro po przeprowadzeniu przez władze parcelacji majątków ziem-

45skich . Raciborzanin Henryk Swoboda wspomina, że problem „spor-nych gospodarstw” wystąpił także w mieście, gdzie wielu prawowi-tych właścicieli niezniszczonych mieszkań zmuszonych było dzielić

46swe pokoje z rodziną polskich osadników . Skala omawianego zja-wiska miała być tak duża, że uniemożliwiała sprawne przeprowa-

47dzanie akcji weryfikacyjnej .

Jak już wcześniej wspomniałem, akcje weryfikacyjne oraz wysied-leńcze wzajemnie się ze sobą wiązały. Zgodnie z zarządzeniem woje-wody, władze powiatu raciborskiego, powinny były osadzać zdolnych do pracy Niemców w obozach pracy. Pozostałych miały przenieść do obozów wysiedleńczych, a następnie zorganizować ich wyjazd poza granice Polski. Na podstawie analizowanej dokumentacji źródłowej można ustalić, że faktycznie w 1945 roku obóz w Kuźni Racibor-

48skiej funkcjonował jako przesiedleńczy , oraz że przebywającą w nim

44 APKat., UWŚl. Og., sygn. 119, s. 144.45 Rozmowa z J. Bindacz, przeprowadzona 9 października 2007 r.46 Rozmowa z H. Swobodą, przeprowadzona 25 października 2007 r.47 APKat., UWŚl. Og., sygn. 129, s. 143.48 J. R u s z c z e w s k i: Polskie obozy..., s. 14; E. N o w a k: Obozy..., s. 218.

JANUSZ MOKROSZ132

Page 133: trudne bogactwo pogranicza

ludność odtransportowano za Odrę. Z pozostałych informacji wy-nika, iż warunki bytowe, mieszkaniowe oraz sanitarne na Racibor-szczyźnie (szczególnie w mieście) były tak tragiczne, że wicewoje-woda śląsko-dąbrowski, Arka Bożek, wstrzymał akcję wysiedleńczą

49oraz osadniczą . Należy także zwrócić uwagę na przytoczoną uprzed-nio liczbę mieszkańców pozytywnie zweryfikowanych, a także na relacje osób biorących bezpośredni udział w opisywanych wydarze-niach. Przypomnę: twierdzą one, iż ludność miejscowa, mimo ambi-walentnego stosunku do państwa polskiego, nie chciała wyjeżdżać do Niemiec. Co istotne, świadkowie ci nie potrafią jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy na terenie powiatu w 1945 roku odby-wały się zorganizowane przez lokalną administrację wysiedlenia lud-ności niemieckiej. Natomiast bardzo szczegółowo opowiadają o pro-wadzonej wówczas akcji weryfikacyjnej, którą objęci mieli zostać wszyscy mieszkańcy. Także w sprawozdaniach sytuacyjnych przeka-zywanych przez Starostwo Powiatowe i Zarząd Miejski do Urzędu Wojewódzkiego rzadko można odnaleźć informacje o przeprowa-dzanych w latach 1945–1947 wysiedleniach. W 1946 roku pierwszą króciutką notatkę zamieszczono w czerwcowym sprawozdaniu i brzmiała ona następująco: „Liczba ludności narodowości niemiec-kiej do wysiedlenia jest sporządzana i z chwilą otrzymania zarządze-

50nia – wysiedlenie odbędzie się planowo” . W kolejnym miesięcznym sprawozdaniu raciborskie władze informowały Urząd Wojewódzki o przeprowadzonej już akcji wysiedleńczej. Na jego podstawie można ustalić, że w lipcu 1946 roku z miasta Racibórz wysiedlono 650,

51a z gmin wchodzących w skład powiatu – 325 Niemców . Nie rozwiązano w ten sposób ostatecznie problemu ludności niemiec-

49 APKat., UWŚl. Og., sygn. 108, s. 10; sygn. 109, s. 10.50 Ibidem, sygn. 124, s. 110.51 Ibidem, sygn. 125, s. 128.

133WYGNAŃCY. PROBLEM WYSIEDLONYCH I TZW. REPATRIANTÓW...

Page 134: trudne bogactwo pogranicza

kiej, przebywającej w obrębie powiatu, jak bowiem dowiadujemy się z październikowego sprawozdania, w jego granicach przebywało ciągle 777 Niemców szerzących „wrogą propagandę” i twierdzą-cych, „że niedługo Polska odstąpić musi te tereny niemcom [pisow-

52nia oryginalna – J.M.]” . Jeszcze w marcu 1947 roku na wyjazd z powiatu raciborskiego oczekiwało 380 byłych członków NSDAP oraz 150-osobowa grupa obywateli niemieckich, których stan zdro-wia wymagał, by podróż odbyła się w specjalnych warunkach sani-

53 tarnych (tabela 4).

Tabela 4: Wysiedlenia ludności niemieckiej w powiecie raci-54

borskim w latach 1945–1948

* Jak wynika z informacji źródłowych, osoby te w większości wyjechały z własnej woli.

Przytoczone skąpe dane skłaniają do postawienia pytania: Czy na ziemi raciborskiej przeprowadzono w latach 1945–1947 większe, skoordynowane i obejmujące liczniejsze grupy ludności akcje wysied-leńcze, podobnie jak miało to miejsce w innych powiatach leżących

52 Ibidem, sygn. 128, s. 138.53 APKat.OR., St. P. w Racib., sygn. 72, s. 14.54 Opracowanie własne na podstawie Sprawozdań sytuacyjnych Starostwa Po-wiatowego w Raciborzu 1945–1947. Źródło: APKat., UWŚl. Og.: sygn. 125, s. 128; sygn. 138, s. 103; sygn. 140, s. 84; sygn. 147, s. 197; sygn. 148, s. 44.

JANUSZ MOKROSZ134

Page 135: trudne bogactwo pogranicza

na byłym pograniczu polsko-niemieckim (np. w powiecie gliwic-kim)? Wszak starosta raciborski oceniał w grudniu 1945 roku, że

55wy-siedlić należy około 5 tys. Niemców ? Odwołując się po raz kolejny do podanej liczby osób, które w wyniku weryfikacji zostały uznane za „polską ludność miejscową”, można zaryzykować tezę, iż w zasadzie po przeprowadzeniu procedury weryfikacyjnej pozosta-ło bardzo niewielu obywateli niemieckich, którzy pragnęli bądź mu-sieli powiat opuścić. W tym kontekście warto nawiązać do innego, charakterystycznego dla całego Górnego Śląska zjawiska tzw. indy-widualnych wyjazdów. Jak pisze Adam Dziurok, w sytuacji, kiedy przeciwwagą dobrowolnego wyjazdu, było osadzenie w obozie,

56wielu Niemców wolało zdecydować się na ten rodzaj ucieczki . O zjawisku tym mówią także świadkowie opisywanych wydarzeń. Mieszkanka powiatu raciborskiego, Justyna Bindacz, tak wspomina po latach: „W 1945 roku, zaraz po wojnie, ludzie wyjeżdżali z włas-nej nieprzymuszonej woli. Na krok taki decydowali się głównie nau-czyciele, czyli miejscowa inteligencja, właściciele przedwojennych

57sklepów oraz osoby nieposiadające gospodarstw” . Zbliżoną rela-

58cję złożył Henryk Swoboda . Wyjazdy tego typu odnotowane zos-tały również w dokumentach Zarządu Miasta, skąd dowiadujemy się między innymi, że na przełomie lipca i sierpnia 1945 roku, z Ra-

59ciborza indywidualnie do Niemiec wyjechało około 400 osób .

55 APKat., UWŚl. Og., sygn. 108, s. 10.56 A. D z i u r o k: Problemy narodowościowe na Śląsku i sposób ich rozwiązania. W: Wo-jewództwo śląskie 1945–1950..., s. 568.57 Rozmowa z J. Bindacz, przeprowadzona 9 października 2007 r.58 Rozmowa z H. Swoboda, przeprowadzona 25 października 2007 r.59 APKat., UWŚl. Og., sygn. 109, s. 10; Również w sprawozdaniu ze stycznia 1946 r., uwzględnione zostały tego typu wyjazdy: „Ludność przyznająca się do narodo-wości niemieckiej częściowo już wyjechała, a pozostała nie zweryfikowana, zosta-nie wysiedlona w myśl zarządzenia ob. Wojewody Śląskiego”. Źródło: APKat., UWŚl. Og., sygn. 119, s. 144.

135WYGNAŃCY. PROBLEM WYSIEDLONYCH I TZW. REPATRIANTÓW...

Page 136: trudne bogactwo pogranicza

Niemniej jednak na podstawie cytowanych już sprawozdań sy-tuacyjnych wiadomo, że w lipcu 1946 roku z terenu Raciborszczyz-ny wysiedlono za Odrę blisko 1 tys. osób. Wydarzenie to tak przeds-tawia Jadwiga Madej: „W połowie 1946 roku, z wioski [Krzyżanowice – J.M] wysiedlono około 10 rodzin byłych urzędników niemieckich. Samochodami ciężarowymi ludzi tych przewieziono na stację kole-jową w Krzyżanowicach, skąd pociągiem odtransportowano ich do Raciborza. Na raciborskim dworcu utworzono punkt zbiorczy dla

60Niemców wysiedlonych z poszczególnych gmin powiatu” .

Podsumowując, informacje te pozwalają na sformułowanie ta-kiego oto wniosku. Ogromne zniszczenie powiatu, w szczególności miasta Racibórz, uniemożliwiło w roku 1945 realizację większych akcji wysiedleńczych. Poza tym rezultat prowadzonej od lipca tego roku weryfikacji, mimo opisanych trudności, nie wymagał zintensy-fikowania procesu wysiedleń Niemców. W konsekwencji, nieduża stosunkowo grupa obywateli niemieckich opuściła powiat racibor-ski w ramach – prowadzonych od początku 1946 roku – tzw. wy-siedleń poczdamskich. Przy czym pamiętać należy o ludności osadzo-nej w Kuźni Raciborskiej (chociaż w tym wypadku nie ma całkowi-tej pewności, jaka była to liczba i kiedy grupa ta została wywieziona na teren niemieckich stref okupacyjnych) oraz o tych obywatelach nie-mieckich, którzy za Odrę wyjechali indywidualnie.

Aby szerzej przedstawić poruszony wcześniej problem „spor-nych gospodarstw”, należy omówić okoliczności, w jakich on pow-stał, czyli kwestie polskiego osadnictwa na terenie powiatu racibor-skiego. Z chwilą przybycia na ziemię raciborską przedstawicieli pol-skiej administracji rozpoczął się proces przyjazdów na ten teren „repatriantów” z Kresów Wschodnich, przesiedleńców z Polski centralnej, a także reemigrantów z innych krajów. Jednak prezydent

60 Rozmowa z J. Madej, przeprowadzona 14 października 2007 r.

JANUSZ MOKROSZ136

Page 137: trudne bogactwo pogranicza

Raciborza już w czerwcowym sprawozdaniu sygnalizował władzom wojewódzkim potrzebę wstrzymania osadnictwa, którego realizacja ze względu na ogromne zniszczenia miasta, a w związku z tym –

61brak mieszkań, była niemożliwa . Sytuacja stała się tak poważna, że – jak już wspomniałem – w sierpniu 1945 roku wicewojewoda

62śląsko-dąbrowski wstrzymał akcję osiedleńczą . Dzięki temu lokal-ne władze mogły ukończyć przygotowania do przyjęcia polskich osadników.

Sprawami osadnictwa od sierpnia tego roku zajmował się przede 63

wszystkim Powiatowy Komitet Osiedleńczy , współpracujący z miej-scową jednostką Państwowego Urzędu Repatriacyjnego, MO i wój-tami gmin. Nowo przybyłych objęto pomocą, w której ramach otrzy-mywali artykuły spożywcze oraz wypłacane w miarę możliwości

64zapomogi pieniężne . Niemniej jednak głównym zadaniem Powia-towego Komitetu Osiedleńczego było przekazanie „repatriantom” mienia nieruchomego i ruchomego, będącego odpowiednikiem tego pozostawionego poza granicami państwa polskiego. Z począt-kiem 1946 roku ludność ta została osiedlona w 10 rozparcelowa-

65nych wówczas majątkach ziemskich . W kolejnych miesiącach kon-tynuowano parcelacje ziemi i osiedlanie repatriantów, jednakże chłon-ność osadnicza regionu stopniowo zaczęła się wyczerpywać.

Do końca 1945 roku w gminach wchodzących w skład powiatu 66

osadzono 242 rodziny, a w samym Raciborzu – 51 rodzin . Charak-

61 APKat., UWŚl. Og., sygn. 109, s. 3–4.62 Ibidem, sygn. 108, s. 10; sygn. 109, s. 10.63 W skład Powiatowego Komitetu Osiedleńczego wchodził starosta powiatu, inspektor osadnictwa, inspektor szkolny, komendant Milicji Obywatelskiej oraz przedstawiciele partii społeczno politycznych. Źródło: APKat., UWŚl. Og., sygn. 108, s. 12.64 Ibidem, s. 17.65 Ibidem, sygn. 119, s. 145.66 Ibidem, sygn. 108, s. 24.

137WYGNAŃCY. PROBLEM WYSIEDLONYCH I TZW. REPATRIANTÓW...

Page 138: trudne bogactwo pogranicza

terystyczne, że od grudnia 1945 roku w sprawozdaniach wysyłanych do Urzędu Wojewódzkiego raciborskie władze skarżyły się na to, że „W dalszym ciągu akcja osadnicza napotyka trudności, z tego po-

67wodu, że nie zakończono weryfikacji” , lub: „Oczekujących osied-lenia na terenie powiatu, na gospodarstwa rolne repatriantów 205 rodzin, przesiedleńców 50 rodzin. Dotychczas umieszczeni są na

68punkcie etapowym i po gminach” , albo: „Akcja weryfikacyjna i osad-nictwa napotyka trudności z tego powodu, że w niektórych gminach znajduje się na jednym gospodarstwie: gospodarz – autochton i osad-

69nik” , czy: „Na terenie powiatu akcja osadnicza rozwija się bardzo

70powoli, wstrzymana brakiem możliwości osiedleńczych” . Na do-miar złego okazało się, że lokalne władze nie dysponują nawet bara-kami, które pierwotnie miały posłużyć jako tymczasowe mieszkania

71dla przebywających w punkcie etapowym PUR Polaków . Kwestia deficytu lokalowego była tak poważna, że omawiano ją również w trakcie zebrań Komitetu Powiatowego Polskiej Partii Robotniczej

72(KP PPR) .

Przytoczone fragmenty sprawozdań nie zaskakują, jeżeli skon-frontujemy je z efektami opisanej już weryfikacji i akcji wysiedleń-czej. Upraszczając, rzecz można przedstawić w taki oto sposób. Na ziemi raciborskiej w sumie 97,6% wniosków weryfikacyjnych zosta-ło rozpatrzonych pozytywnie. W związku z tym nie było podstaw

73do wysiedlania ludności , a wskutek tego brakowało mieszkań

67 Ibidem.68 Ibidem, sygn. 120, s. 97.69 Ibidem, sygn. 129, s. 143.70 Ibidem, sygn. 127, s. 121.71 Ibidem, sygn. 125, s. 129.72 APKat., Komitet Powiatowy Polskiej Partii Robotniczej w Raciborzu 1945–1948 (dalej: KP PPR w Racib. 1945–1948), sygn. 1, b. pag.73 Oczywiście, z wyjątkiem grupy mieszkańców zweryfikowanych negatywnie; na podstawie analizowanych danych można ustalić, że wysiedlono ok. 1,5 tys. Niemców.

JANUSZ MOKROSZ138

Page 139: trudne bogactwo pogranicza

i gospodarstw rolnych dla nowo przybyłych Polaków. Co więcej, w lutym 1946 roku 102 rodziny polskich osadników musiały opuś-cić zajmowane gospodarstwa, ponieważ ich prawowici właściciele

74po przejściu procedury weryfikacyjnej zostali uznani za Polaków . W drugiej połowie 1946 roku miejscowej ludności zwrócono 38

75gospodarstw . W tak skomplikowanych okolicznościach lokalna administracja coraz częściej zaczynała odsyłać oczekującą na osied-lenie ludność w inne rejony Śląska. Tylko we wrześniu tego roku 10 rodzin wyjechało do powiatu głubczyckiego, a 28 – na teren woje-

76wództwa wrocławskiego (tabela 5).

Tabela 5: Liczba tzw. repatriantów i przesiedleńców osied-77

lonych w powiecie raciborskim (czerwiec 1945–maj 1947)

* ** Rodziny repatriantów Rodziny przesiedleńców

74 Ibidem, sygn. 120, s. 97.75 Ibidem, sygn. 127, s. 121.76 Ibidem.77 Opracowanie własne na podstawie Sprawozdań sytuacyjnych Starostwa Po-wiatowego w Raciborzu 1945–1947. Źródło: APKat., UwŚl. Og.: sygn. 108, s. 5, 10, 12, 17, 24; sygn. 119, s. 145; sygn. 120, s. 97; sygn. 125, s. 129; sygn. 127, s. 121;

139WYGNAŃCY. PROBLEM WYSIEDLONYCH I TZW. REPATRIANTÓW...

Page 140: trudne bogactwo pogranicza

Między czerwcem 1945 roku a majem 1947 na terenie powiatu raciborskiego osiedlono ostatecznie 206 rodziny tak zwanych repa-

78triantów i 226 rodziny przesiedleńców . Od chwili przyjazdu polscy wygnańcy musieli zmierzyć się z brutalną, pełną ludzkich tragedii oraz cierpień, powojenną rzeczywistością. Specyficzna sytuacja społecz-no-narodowościowa pogranicznej Raciborszczyzny nie ułatwiła im adaptacji do życia w nowych warunkach, wręcz przeciwnie, domi-nujący stał się wówczas stereotypowy podział na s w o i c h i o b -

79c y c h , czyli na P o l a k ó w i S z w a b ó w . W miarę upływu czasu osadnicy jednak asymilowali się z miejscową ludnością, czego

80najlepszym dowodem były tak zwane mieszane małżeństwa .

Co zaś tyczy się prowadzonej w województwie śląsko-dąbrow-skim w latach 1945–1947 akcji wysiedleńczej, to miała ona stanowić

81wstęp do całkowitej repolonizacji „wracających do Polski ziem” . Zapewne efekty raciborskiej weryfikacji napawały optymizmem wła-dze, zarówno te lokalne, jak i te wojewódzkie. W końcu mieszkańcy powiatu „potrafili wykazać nieprzerwaną łączność z narodem pol-

82skim” , a co za tym idzie – pozytywnie ustosunkowali się do swej nowej ojczyzny. Dlatego też raciborskie władze – już po przezwy-ciężeniu charakterystycznego dla roku 1945 chaosu organizacyj-nego – nie prowadziły masowych akcji wysiedleńczych. Zresztą ludność niemiecka, negatywnie odnosząca się do polskości, mogła po prostu wyjechać do Niemiec indywidualnie.

sygn. 128, s. 137; Sprawozdanie Starostwa Powiatowego; APKat.OR., St. P. w Ra-cib., sygn. 72., s. 12, 29.78 APKat.OR., St. P. w Racib., sygn. 72, s. 29.79 Ibidem, sygn. 73, s. 72. Rozmowa z H. Swobodą, przeprowadzona 25 paź-dziernika 2007 r80 Ibidem, sygn. 73, s. 72.81 A. D z i u r o k: Problemy narodowościowe..., s. 603.82 Aby otrzymać zaświadczenie o obywatelstwie polskim, osoba weryfikowana musiała wykazać m.in., jak to ujęto, „nieprzerwaną łączność z narodem polskim”; Szerzej: D. M a t e l s k i: Niemcy w Polsce..., s. 213.

JANUSZ MOKROSZ140

Page 141: trudne bogactwo pogranicza

Przedstawione wnioski oparte zostały na dokumentacji źródło-wej. Niemniej pragnę na koniec odwołać się do jeszcze jednego, oczywistego dla współczesnego mieszkańca ziemi raciborskiej fak-tu, stanowiącego bezpośrednią konsekwencję wydarzeń sprzed po-nad pół wieku. Kilka lat temu, spacerując ulicami Raciborza, można było dostrzec billboardy oraz plakaty, zachęcające do skorzystania z oferty któregoś z prężnie działających w tym mieście biur pośred-nictwa pracy. Owe biura organizowały przede wszystkim wyjazdy do pracy w Holandii, Niemczech i Austrii. Nie wszyscy jednak chęt-ni mogli z nich skorzystać. Trzeba było bowiem spełniać jedno pod-stawowe kryterium: posiadać paszport niemiecki...

141WYGNAŃCY. PROBLEM WYSIEDLONYCH I TZW. REPATRIANTÓW...

Page 142: trudne bogactwo pogranicza
Page 143: trudne bogactwo pogranicza

HANNA HONYSZ

My i Oni. Ślązacy i repatrianci na Górnym Śląsku po II wojnie światowej

1„Słuchaj tylko swojej ojczyzny” – napisał Sandor Marai . Owo

słuchanie ojczyzny jest dla wielu ludzi sensem, a nawet celem egzys-tencji. Twierdzą, że tylko w ojczyźnie można żyć w pełni, w nieskrę-powany sposób wyrażając swe myśli i pragnienia. Ojczyzna prze-mawia do nas na różne sposoby. Jak matka woła, prosi, upomina, płacze. Najgłośniej przemawia zawsze ojczyzna prywatna, lokalna, ta najmniejsza; najgłośniej, bo najbardziej zżyta jest z każdym ze swych dzieci, z jednostkowym człowiekiem. Choć tak dobitne wo-łanie małej ojczyzny nie jest konieczne. Jej głos, a nawet szept, jak szept matki, dociera do serc rodaków prostą drogą. Bo głos ojczyz-ny jest nam potrzebny jak drogowskaz na ruchliwej drodze; sprawia, że nie zabłądzimy zbyt łatwo. Głęboko wsłuchiwać się w ojczyznę potrafią nieliczni, jednak większość ludzi głos ojczyzny słyszy i do-cenia, więcej – pragnie gdzieś w swoim życiu dać temu wyraz, poka-zać, że głos, szept nie został całkiem bez echa. Nieważne, na co przekłada się ludzkie „słuchanie ojczyzny”: wiersze, pomniki, emi-grację czy pozostanie, dumę czy zawstydzenie, krew, pot, ostre słowa czy zwykły, najprostszy, najpiękniejszy zachwyt. Ważne, że słuchamy i słyszymy.

Co jednak dzieje się, gdy głos ojczyzny przestaje do nas docierać? Milknie bowiem nie tylko ojczyzna zgładzona, zajęta przez najeź-dźców, spalona. Milknie także ojczyzna porzucona, utracona. Gdy jesteśmy zbyt daleko, jej głos nie ma prawa nas dosięgnąć. To opusz-czenie, często pośpieszne, nieprzemyślane, wymuszone sprawia, że

1 S. M a r a i: Księga ziół. Warszawa 2006, s. 145.

Page 144: trudne bogactwo pogranicza

już nie jesteśmy słuchaczami. Ojczyzna, nawet wołająca donośnie, na obczyźnie może nadal wzruszać, ale już nie porusza, nie pobudza do działania. W końcu głos ojczyzny traci się gdzieś pomiędzy innymi, donośniejszymi głosami. Ta utrata boli... W nowej rzeczy-wistości trzeba żyć bez głosu ojczyzny, głosu przewodniego. To trudne, tym trudniejsze, im gwałtowniej i agresywniej ojczyznę tra-cimy, im szybciej cichnie jej głos...

Przymusowe wysiedlenie jest dla człowieka podwójną traumą. Po pierwsze, traci on, często już na zawsze, swoją małą, prywatną ojczyznę. Nawet powrót po latach w rodzinne strony nie jest pow-rotem w to samo miejsce. Ojczyzna kształtowana przez lata, wydarze-nia, ludzi – zmienia swe oblicze, często nie do poznania. Wysiedleni tracą ojczyznę nie tylko w wymiarze metaforycznym, duchowym, nieuchwytnym jako mieszankę tradycji, uczuć, zapachów, widoków. Tracą całkiem namacalnie swój dom rodzinny, odchodzą ze szkół i miejsc pracy, pozostawiają przyjaciół i rodzinę. Zmieniają całkowi-cie życiowe środowisko. Druga trauma człowieka wysiedlonego zwią-zana jest z jego przybyciem do nowego, często nieprzychylnego oto-czenia. Nagle wchodzi on do społeczności ludzi, którzy mają odmien-ny system wartości, inne nawyki i tradycje. Pojawienie się przybysza

2zawsze zmienia, często trwale, środowisko, do którego wchodzi . Swoistą traumę przeżywają także tubylcy, których życie i porządek dnia codziennego zostają zakłócone. Jak wielkie będą to zmiany, za-leży od wielu czynników: kultury i systemu wartości miejscowych i przybywających, ich cech osobowych, tempa i wielkości osiedleń.

Temat przesiedleń zajmuje w polskiej nauce ciągle ograniczone 3

miejsce . Przez wiele lat ubiegłego stulecia przeprowadzenie grun-

HANNA HONYSZ144

2 A. S a k s o n: Socjologiczne problemy wysiedleń. W: Utracona ojczyzna. Red. H. O r -ł o w s k i, A. S a m s o n. Poznań 1997, s. 143.3 Całościowo problematyka wysiedleń ze Wschodu została przedstawiona w ta-kich pozycjach, jak: J. C z e r n i a k i e w i c z: Repatriacja ludności polskiej z ZSRR w la-tach 1944–1948. Warszawa 1987; M. R u c h n i e w i c z: Repatriacja ludności polskiej

Page 145: trudne bogactwo pogranicza

townych i wiarygodnych badań było niemożliwe. Ale także po tym okresie badacze niechętnie podejmowali i podejmują temat prze-siedleń. Ciągle jest to zagadnienie opracowane fragmentarycznie,

4zarówno w perspektywie czasowej, jak i przestrzennej . Spowodo-

5wane to zostało, najogólniej mówiąc, trudnością tematu . Wspom-nienia ludzi, którzy byli świadkami wydarzeń związanych z przesied-leniem, zawsze nacechowane są emocjonalnie. Badacz w zasadzie nie może tych emocji w swoim opisie pominąć, bo cała relacja traci sens. Z kolei wierne przedstawienie faktów, zgodnie z tym, jak za-chowała je pamięć ludzka, jest często odbierane jako opowiedzenie się po jednej ze stron. Coraz trudniejsze staje się też przeprowa-dzanie takich badań ze względu na ciągle malejącą liczbę żyjących uczestników tamtych wydarzeń. A pamięć ludzka – nawet jeżeli z me-dycznego punktu widzenia ma się całkiem dobrze – jest wybiórcza, co doskonale udowadniają przeprowadzone przeze mnie badania.

Przesiedlenie polskiej ludności z Kresów Wschodnich jest za-gadnieniem trudnym także ze względu na czas, którego dotyczy. W psychice wielu tzw. repatriantów niedaleka wojna odcisnęła trwałe piętno. Jednocześnie uczyniła z nich ludzi spragnionych posiadania własnego, bezpiecznego terytorium. Należy w tym miejscu wyjaśnić, że za repatrianta uważa się na Górnym Śląsku osobę wysiedloną z ojczyzny, a nie kogoś, kto do ojczyzny powraca – bo taką osobę

MY I ONI. ŚLĄZACY I REPATRIANCI...

z ZSRR w latach 1955–59. Warszawa 2000; J. C z e r n i a k i e w i c z, M. C z e r -n i a k i e w i c z: Przesiedlenia ze Wschodu 1944–1959. Warszawa 2007; K. K e r -s t e n: Repatriacja ludności polskiej po II wojnie światowej (studium historyczne). Wrocław 1974. Książki te jednak nie dotyczą przebiegu procesu repatriacji na Górnym Śląsku.4 Tematyka przesiedleń pojawia się z kolei w wielu książkach o charakterze wspomnieniowym: A. Z a g a j e w s k i: Dwa miasta. Warszawa 2007; T. W r ó -b e l: Borysław nie śmieje się: opowieść o rodzinnym mieście. Warszawa 2003; I d e m: Lu-dzie Borysławia: opowieść o ludziach niezwykłego miasta. Warszawa 2005; I d e m: Przys-tanek Gliwice: dalsze losy chłopca z Borysławia. Warszawa 2004.5 A. S a k s o n: Socjologiczne..., s. 143.

145

Page 146: trudne bogactwo pogranicza

oznacza właśnie słowo „repatriant”. Także mieszkańcy terenów, na które po II wojnie światowej przesiedlano repatriantów, nosili w so-bie potężne uczucie strachu o ojczyznę. Na Górnym Śląsku wszyst-kie te zjawiska były o wiele dotkliwiej odczuwane.

Górnoślązacy w okresie powojennym w wielu kręgach trakto-wani byli z dużym uprzedzeniem z powodu negatywnie odbieranych

6wpisów na volkslistę . Doskonale zdawali sobie sprawę z takiej opinii wśród rodaków. Co więcej, wielu Górnoślązaków zmagało się także z wewnętrznymi rozterkami dotyczącymi słuszności swych decyzji. Świadomi roli, jaką przyszło im odegrać w losach II wojny światowej, jeszcze większą wagę przywiązywali do odzyskanej ojczyz-ny. I w tym właśnie okresie – odradzania się tożsamości wielu Gór-noślązaków – na Górny Śląsk zaczęły napływać fale repatriantów. Ludzi odmiennych kulturowo, którzy utracili rodzinną ziemię, i któ-rzy dążyli do odzyskania swego miejsca z wielką determinacją...

Aby zbadać wzajemne stosunki s w o i c h i o b c y c h, prze-prowadziłam kilkanaście wywiadów z przedstawicielami obu grup. Były to osoby przesiedlone w latach 1945–1947 ze Wschodu na ziemie Górnego Śląska, czyli tzw. repatrianci, oraz Ślązacy, którzy w okresie powojennym na co dzień stykali się z przybyszami. Ba-dałam grupę dosyć specyficzną, tzw. repatriantów, których tragiczne losy dawały jednak pewną wspólnotę przeżyć. Wniosków, jakie pły-ną z przeprowadzonych wywiadów, nie można jednak uogólniać na całą grupę osiedlonych na Śląsku, czyli np. przybyłych z centralnej Polski.

Moich respondentów pytałam o przebieg procesu asymilacji oraz o emocje, jakie mu towarzyszyły. Interesowały mnie także różnice pomiędzy obiema społecznościami, różnic tych zanikanie lub utr-

146

6 M.W. W a n a t o w i c z: Od indyferentnej ludności do śląskiej tożsamości? Postawy na-rodowe ludności autochtonicznej Górnego Śląska w latach 1945–2003 w świadomości społecz-nej. Katowice 2004, s. 27.

HANNA HONYSZ

Page 147: trudne bogactwo pogranicza

walanie się, mieszanie się tradycji i zwyczajów. Pytałam także repa-triantów i Ślązaków o to, jak wzajemnie się widzieli, jakie cechy sobie przypisywali.

Współistnienie Ślązaków i repatriantów – jak wyniknęło z wy-wiadów – nie przybrało na Górnym Śląsku wyrazu otwartej walki. Spowodowane to było z pewnością toczącymi się w niedalekiej przeszłości zbyt szybko wydarzeniami wojny. Obie społeczności nie miały potrzebnej do tego wewnętrznej, zbiorowej siły, ale też emo-

7cjonalnie dalekie były od wszczynania otwartych konfliktów . Lu-dzie, którzy przeżyli piekło wojny, potrafili i chcieli doceniać wagę pokoju. Można więc powiedzieć, że to specyficzne warunki histo-ryczne sprawiły, iż stosunki między s w o i m i i o b c y m i na Górnym Śląsku po II wojnie światowej kształtowały się w taki sposób.

Asymilacja repatriantów i t u t e j s z y c h na Górnym Śląsku była procesem długotrwałym, jednak nie gwałtownym. Znamienny, a chyba nawet naturalny, jest swoisty relatywizm w ocenie tamtych wydarzeń przez s w o i c h i o b c y c h. Odmienne jest także sa-mo podejście do badacza przedstawicieli obu grup. Repatrianci du-żo chętniej opowiadają o wydarzeniach z przeszłości, nawet tych bolesnych. Być może zdają sobie sprawę z tego, że ich słowa są świa-dectwem tamtych dni, świadectwem tak cennym dla naukowca. Dla Ślązaków natomiast temat przesiedleń wydaje się trudniejszy. Nie-chętnie dzielą się swoimi wspomnieniami, mówiąc często, że „w za-

8sadzie nie mają na ten temat zdania” . Trudno rozstrzygnąć, czym to jest spowodowane. Może gdzieś w świadomości Górnoślązaków wciąż jątrzy się rana tamtych czasów? Bo boleć może nie tylko utrata ojczyzny, także jej przymusowe udostępnienie komuś obcemu.

7 Wywiad z K.Z. urodzonym w Gliwicach w 1925 r..8 Wywiad z M.B urodzoną w Rybniku w 1931 r.

147MY I ONI. ŚLĄZACY I REPATRIANCI...

Page 148: trudne bogactwo pogranicza

Utrata ojczyzny boli, dlatego wielu repatriantów podkreślało w wywiadach tęsknotę za rodzinnymi stronami, odczuwaną nie tyl-ko tuż po przesiedleniu, ale czasem przez całe życie. Tylko nielicz-nym udawało się rodzinne strony odwiedzać. Domy wielu zostały zniszczone, stracili przyjaciół. A i wspomnienia ostatnich lat w ro-dzinnych stronach nie były radosne. Wracać w zasadzie nie mieli więc do czego. Jednak zdecydowana większość wracać po prostu nie

9chciała . Czy Górny Śląsk był dla nich dobrym miejscem, by się osiedlić? „Kiedy wreszcie dostaliśmy mieszkanie w trzypiętrowym bloku, marzyłem tylko o tym, by już nigdzie nie wyjeżdżać. Chcia-łem domu dla swoich dzieci, nie tułaczki. Nie przywiązywałem większej wagi do tego miejsca, do tego, że to Śląsk. Cieszyłem się z wolności, z mieszkania, z podwórka dla moich dzieci, choć wszyst-

10ko było tutaj inne, niż u nas” . Z tej wypowiedzi, i innych podob-nych, wynika, że dla repatriantów tak naprawdę liczyło się odnale-zienie swego miejsca, nowego domu. Obojętne w zasadzie było, na jakich terenach zamieszkają. Przypadek pokierował ich na Górny Śląsk i to miejsce zaakceptowali jako swój nowy azyl. Wielu z nich przeżywało nawet swoistą fascynację ziemią raciborską: „Śląski kraj-obraz nas – dzieci – zauroczył. Pamiętam przydomowe ogródki, dworzec kolejowy z ogromną poczekalnią, szkołę za rogiem ulicy.

11To był inny świat” . Jednak uprzemysłowiony teren Śląska w zde-rzeniu z rolniczymi Kresami Wschodnimi budził lęk: „No oczywiś-cie, kopalnie, huty, zatłoczone miasta. Ale prawdę mówiąc, co nas, z samego pięknego Lwowa mogły obchodzić jakieś tam brudne Ka-

12towice?” Różnorodne były więc reakcje na krajobraz Śląska. Nega-tywne emocje wiązały się nie tyle z nieznajomością nowego teryto-

148

9 Wywiad z L.M. urodzonym w Nowogródku w 1936 r.10 Wywiad z E.M. urodzonym w Krasnymstawie w 1923 r.11 Wywiad z B.K. urodzoną w Krasnymstawie w 1941 r.12 Z. W o ź n i c z k a: Wysiedleńcy. „Śląsk” 2000, nr 12, s. 12.

HANNA HONYSZ

Page 149: trudne bogactwo pogranicza

rium, ile z opiniami na temat Górnego Śląska, jakie do repatriantów docierały. Niektórzy po przesiedleniu przeżywali więc głębokie roz-czarowanie, inni – wspomnianą już fascynację.

Odmienność Górnego Śląska – inny klimat, rozwój ekonomicz-ny i gospodarczy – mogła fascynować. Mniej fascynowała przyby-szów odmienność ludzi. Przede wszystkim ze względu na problem, który dziś nazwalibyśmy barierą językową. „Zupełnie nie rozumia-łem śląskiej gwary. Była jak obcy język. W zasadzie do dzisiaj jej nie rozumiem, mimo że przeżyłem na Górnym Śląsku prawie 70 lat. Gwa-ry, jak obcego języka, trzeba chcieć się nauczyć. A ja nigdy nie chcia-łem. Przecież nawet dzięki gwarze nie stałbym się Ślązakiem. To było-

13by śmieszne” . Problem stanowił nie tylko język, niektórych repa-triantów cechowała niechęć do oswajania swojej nowej ojczyzny. Wynikało to być może z tego, że traktowali Śląsk jako przystanek, być może przez pewien czas wierzyli w powrót na Wschód lub oba-wiali się kolejnego nagłego przesiedlenia.

Język był więc główną przeszkodą we wzajemnych kontaktach s w o i c h i o b c y c h. Wielu repatriantów tuż po przesiedleniu dostrzegało ten problem w codziennym życiu, w pracy, szkole, na podwórku. Z czasem nieporozumienia były coraz rzadsze, ale to

14Ślązacy uczyli się poprawnej polszczyzny . Problem ten miał jednak na Górnym Śląsku głębszy wymiar, gdyż obie strony zdawały sobie sprawę z tego, że nieznajomość ojczystego języka w pewnym stop-niu dyskwalifikuje człowieka na płaszczyźnie kulturalnej i towarzys-kiej. „Mój wychowawca wyśmiewał Ślązaków. Powiedział, że jedzie-

15my na Górny Śląsk spolszczać ludzi, uczyć ich poprawnej wymowy” ; „Co to za jacyś Polacy, co nie mówią po polsku, nic nie wiedzą

13 Wywiad z L.M. urodzonym w Nowogródku w 1936 r.14 Wywiad z H.S. urodzonym w Raciborzu w 1937 r.; Wywiad z W.S. urodzoną w Bytomiu w 1930 r.15 Wywiad z L.M. urodzonym w Nowogródku w 1936 r.

149MY I ONI. ŚLĄZACY I REPATRIANCI...

Page 150: trudne bogactwo pogranicza

16o polskiej historii, kulturze, literaturze?” . To przekonanie budziło w przesiedleńcach poczucie swoistej przewagi. Sami Ślązacy zresztą twierdzą, że repatrianci byli ludźmi biegłymi w kulturze, literaturze. Znajomość języka polskiego ułatwiała im nie tylko dostęp do sztuki, ale także jej rozpowszechnianie. Wraz z repatriantami na Górny Śląsk przybywały opery, teatry, stowarzyszenia, rozkwitało życie towa-

17rzyskie w kawiarniach i restauracjach . Na tej płaszczyźnie również można było dostrzec różnice dzielące s w o i c h i o b c y c h. Górnoślązacy spędzali wolny czas w tradycyjny sposób, w kręgu

18rodziny i najbliższych sąsiadów . To wraz z repatriantami przybyły na Śląsk nowe trendy. Lata wspólnego życia w jednej społeczności doprowadziły do stopniowego przejmowania tych wzorów. Koeg-zystencja przekonała, a może zmusiła, Górnoślązaków do więk-szego udziału we wspólnym życiu kulturalnym i towarzyskim.

Chociaż przybycie do nowego środowiska jest przeżyciem rów-nie traumatycznym co utrata ojczyzny, pamięć repatriantów zacho-wała niewiele negatywnych wspomnień. Owszem, w wywiadach mó-wią oni o barierach językowych, kulturowych, jednak nie przeradzały się one w konflikty. Po przesiedleniu na Górny Śląsk przybysze kon-centrowali się na pracy, pragnęli jak najszybciej zorganizować sobie życie. Część repatriantów mówi o przejściowych nieporozumieniach: „Wołali na mnie Rusek, ale raczej było to zabarwione żartobliwie.

19Później, na kopalni koledzy zarzucali nam, że odebraliśmy im chleb” .

Praca była kolejnym tematem, w którym dochodziło do niepo-rozumień. Ślązacy doceniali umiejętności rzemieślnicze przybyłych ze Wschodu. Jednocześnie uważali, że nie nadają się oni do pracy

150

16 Z. W o ź n i c z k a: Wysiedleńcy..., s. 12.17 Wywiad z S.K urodzonym w Czeladzi w 1938 r. Por. M. B r z e ź n i a k: Skrzynie okazały się niepotrzebne. „Śląsk” 2000, nr 12, s. 24–27.18 Wywiad z S.K urodzonym w Czeladzi w 1938 r.19 Wywiad z L.M. urodzonym w Nowogródku w 1936 r.

HANNA HONYSZ

Page 151: trudne bogactwo pogranicza

20w przemyśle ciężkim . Sami repatrianci, wychowani w innych wa-runkach gospodarczych, niechętnie podejmowali pracę w kopalni, być może bojąc się nieznanego. To raziło Ślązaków, przyzwyczajo-

21nych do ciężkiej pracy fizycznej . Twierdzą, że repatrianci dobro-wolnie nie zatrudniali się w zakładach przemysłowych, a jeżeli to czynili, szukali pracy na mniej wymagających stanowiskach, nawet

22za cenę niższej płacy . Ten nieco pogardliwy stosunek do pracy w przemyśle, bolał s w o i c h, tym bardziej że o b c y zaczęli, nawet wbrew sobie, współtworzyć życie na kopalniach i w hutach.

Wielu przybyłych ze Wschodu twierdzi dziś, że negatywne wspom-nienia dotyczą tylko samego procesu przesiedlenia, utraty domu,

23długich i ciężkich podróży, chorób . Być może pamięć ludzka – nawet zbiorowa – jest wybiórcza. Być może proces asymilacji zatarł złe wspomnienia. Być może powojenne czasy nie sprzyjały konflik-tom. Faktem jest, że repatrianci pragną wspominać tylko to, co łą-czyło, co było dobre: „Ślązacy przyjęli nas bardzo dobrze. Kiedy moja mama jechała do rodziców, zostawiała nas pod opieką sąsia-dów – Ślązaków, którzy dbali o nas jak o własne dzieci. Na co dzień wiele czasu spędzaliśmy razem, w szerokim sąsiedzkim gronie: roz-

24mawialiśmy, graliśmy w piłkę, wspólnie obchodziliśmy święta” . Jaki był więc obraz Górnoślązaka w oczach repatrianta? Przybysze

25cenili tutejszych za dobre zorganizowanie i solidność w pracy . Podobała im się też rodzinność, gościnność i przywiązanie do tra-dycji. Dostrzegali w Ślązakach także ludzi skromnych, o niskiej samo-ocenie, ludzi, którzy boją się bronić własnego zdania. Pogardę wzbu-

20 Wywiad z K.Z. urodzonym w Gliwicach w 1925 r.21 Wywiad z S.K. urodzonym w Czeladzi w 1938 r.22 Z. W o ź n i c z k a: Wysiedleńcy..., s. 12.23 Wywiad z A.M. urodzoną w Zamościu w 1925 r.24 Wywiad z B.K. urodzoną w Krasnymstawie w 1942 r.25 Wywiad z W.R. urodzonym w Antonówce w 1921 r.

151MY I ONI. ŚLĄZACY I REPATRIANCI...

Page 152: trudne bogactwo pogranicza

dzało jedynie słabe zorientowanie Ślązaków w sztuce, kulturze, 26

literaturze i trudności w opanowaniu polszczyzny . Repatrianci zgodnie twierdzą jednak, że ze zdecydowanie negatywnie nastawio-nymi do nich Ślązakami spotykali się sporadycznie i nie wiązali tego

27pochodzeniem, a raczej z charakterem danego człowieka .

Ślązacy natomiast dostrzegali w repatriantach ludzi dynamicz-28

nych, a przez to trochę niecierpliwych i łatwo irytujących się . Cenili 29

ich za wrażliwość, swoisty romantyzm, biegłość w kulturze . Uwa-żali repatriantów za wyśmienitych rzemieślników, urzędników i nau-

30czycieli . Podziwiali za to, że mimo bycia obcymi na Śląsku zacho-wali poczucie własnej wartości. Często jednak uważali, że przybysze są zbyt pewni siebie, że obnoszą się ze swoją wiedzą i umiejętnoś-

31ciami .

Ślązacy i repatrianci różnili się jeszcze na jednej płaszczyźnie, mianowicie stosunkiem do niedalekiej przeszłości, czyli wydarzeń II wojny światowej. Problem ten potęgowała obecność na Górnym Śląsku Niemców mówiących po śląsku, których wielu repatriantów

32utożsamiało z wojennymi prześladowaniami . Władze polskie pro-wadziły gorące akcje, aby przekonać przybyszów, że nie należy każ-dego Ślązaka uważać za Niemca, a każdego Niemca obwiniać za cier-

33pienia wojenne . Na Górnym Śląsku zresztą po zakończeniu wojny

152

26 Wywiad z A.W. urodzonym w Tarnopolu w 1939 r.27 Wywiad z W.R. urodzonym w Antonówce w 1921 r.; wywiad z B.G. urodzonym w Wilnie w 1945 r.; wywiad z A.W. urodzonym w Tarnopolu w 1939 r.28 Wywiad z S.K. urodzonym w Czeladzi w 1938 r.29 Ibidem.30 Wywiad z H.S. urodzonym w Raciborzu w 1937 r.31 Wywiad z M.B urodzoną w Rybniku w 1931 r .32 Por. Z. W o ź n i c z k a: Wysiedleńcy..., s. 12.33 Wywiad z L.M. urodzonym w Nowogródku w 1936 r. Por. Z. W o ź n i c z -k a: Wysiedleńcy..., s. 12.

HANNA HONYSZ

Page 153: trudne bogactwo pogranicza

pozostało bardzo niewielu wcześniejszych sympatyków Adolfa Hit-34

lera . Ta sytuacja, chociaż trudna dla Ślązaków, repatriantów i Niem-ców powodowała nie tyle konflikty, ile odmienną ocenę tamtych

35wydarzeń. Inne były przeżycia, inne doświadczenia . Z jednej stro-ny honor i cierpienia fizyczne repatriantów, z drugiej – dylematy i trudne wybory Ślązaków, a z trzeciej – gorzka porażka i upokorze-nie Niemców. Stanowiska, których w zasadzie nie sposób skonfron-tować, zetknęły się na niewielkim terytorium. Jednak, jak przekonu-ją relacje świadków tamtych wydarzeń, z biegiem czasu do tematów wojennych wracano w dyskusjach coraz rzadziej, bo wspomnienia niezależnie od perspektywy, wywoływały ból.

Mimo bolesności wielu wspomnień i nieporozumień asymilacja pomiędzy Ślązakami a repatriantami przebiegała na Górnym Śląsku pomyślnie. Dużą rolę, poza wspólnymi miejscami pracy, nauki i za-mieszkania, odegrały mieszane małżeństwa. Na Górnym Śląsku bar-dzo szybko zaczęło do nich dochodzić, gdyż ludzie, którym wojna

36zabrała część młodości, mieli poczucie straconego czasu . Współ-życie Ślązaków i repatriantów na wielu płaszczyznach szybko zao-wocowało rodzącymi się uczuciami. O ile młodzi ludzie nie mieli problemów z akceptacją tej sytuacji, gorzej radzili sobie rodzice, któ-rzy zazwyczaj z wyborów syna czy córki musieli tłumaczyć się przed rodziną czy sąsiadami. Powszechne więc były argumenty, że „to dobry chłopak, chociaż Polak. A w zasadzie nie Polak, tylko Lit-

37win” . Ślązakom, bardziej rodzinnym i zamkniętym, trudniej było zaakceptować mieszane małżeństwa. Z czasem jednak (szczególnie w latach siedemdziesiątych) to zjawisko stało się tak powszechne, że

34 Wywiad z L.M. urodzonym w Nowogródku w 1936 r.35 Por. wywiad z prof. Tadeuszem Zagajewskim: Dwa miasta jedno życie. „Śląsk” 2000, nr 12, s. 17.36 Wywiad z W.S. urodzoną w Bytomiu w 1930 r.37 Wywiad z L.M. urodzonym w Nowogródku w 1936 r.

153MY I ONI. ŚLĄZACY I REPATRIANCI...

Page 154: trudne bogactwo pogranicza

38przestali traktować je w kategoriach problemowych . Repatrianci natomiast, przekonani o solidności i pracowitości Górnoślązaków

39nie mieli dużych problemów z akceptacją mieszanych związków . Z przeprowadzonych przeze mnie wywiadów wynika nawet, że re-patrianci byli w śląskich rodzinach dobrze przyjmowani: „Byłem ulubionym zięciem rodziców mojej żony, chociaż byłem jedynym obcym w tej starej, bytomskiej rodzinie. Teściowa gotowała dla mnie, a potem także dla całej rodziny pierogi i barszcz z uszkami. Być mo-że Ślązacy zajmowali jakieś nieprzychylne stanowisko wobec mie-

40szanych małżeństw, ale na pewno o tym nie mówili” .

Właśnie dzięki mieszanym małżeństwom doszło na Górnym Śląsku do przemieszania tradycji wschodnich ze śląskimi. W wielu domach zaczęły gościć pierogi, barszcz z uszkami, kapusta z gro-chem – obok tradycyjnych śląskich klusek i rolad. Obie społecznoś-ci przejmowały wzajemnie kulinarne wzory, co przez lata doprowa-dziło do wytworzenia nowego modelu kuchni. Zmienił się też na Górnym Śląsku styl świętowania. Ślązacy tradycyjnie obchodzili tyl-ko urodziny, repatrianci – imieniny. Koegzystencja s w o i c h i o b-c y c h zapoczątkowała – można powiedzieć – nową tradycję. W wielu zakładach pracy, w których stykali się przedstawiciele tych społeczności, obchodzono oba święta. Później, także dzięki miesza-nym małżeństwom, urodziny i imieniny świętowano w rodzinach, wśród sąsiadów. Zmienił się także sposób świętowania, gdyż wielu repatriantów przejęło śląską tradycję rozpoczynania uroczystości od kawy i ciasta (na Wschodzie imieniny kończyły się tym posił-

41kiem) . Doszło więc do pomieszania tradycji, a nowo wytworzony model przyjął się i utrwalił w wielu, nie tylko mieszanych, ale także śląskich rodzinach, gdzie dziś obchodzi się zarówno urodziny, jak i imieniny.

154

38 Wywiad z S.K urodzonym w Czeladzi w 1938 r .39 Wywiad z L.M. urodzonym w Nowogródku w 1936 r.40 Wywiad z A.W. urodzonym w Tarnopolu w 1939 r.41 Wywiad z B.G urodzonym w Wilnie w 1945 r.

HANNA HONYSZ

Page 155: trudne bogactwo pogranicza

Proces asymilacji s w o i c h i o b c y c h na Górnym Śląsku za-początkowany po II wojnie światowej przebiega w zasadzie do dziś i być może nigdy się nie skończy. Chociaż obecnie nie zwraca się takiej uwagi na pochodzenie, baczny obserwator odróżni potom-ków repatriantów od Ślązaków. Ciągle różnią się od siebie akcentem, znajomością gwary. W wielu tradycyjnych śląskich domach nadal nie obchodzi się imienin i nie jada kutii podczas świąt Bożego Naro-dzenia. Obok istnieje jednak spora grupa rodzin, które w codzien-nym życiu łączą elementy wielu kultur. Na masowych przesiedleniach po II wojnie światowej zyskał bowiem Górny Śląsk najbardziej właś-nie w wymiarze kulturowym. Wraz z repatriantami pojawiły się tutaj nowe trendy, inne tradycje, później rozwijane i kultywowane. Górny Śląsk, także dzięki powojennym repatriantom, jest dziś wielokultu-rową hybrydą. A to rodzi sukcesy w wielu dziedzinach nauki i sztuki.

Proces asymilacji był trudną lekcją tolerancji. Dotkliwszą chyba dla Górnoślązaków. Bo chociaż wiemy, że dzielenie się z innymi jest pożądaną cechą, oddanie czy udostępnienie ojczyzny bywa bolesne. Poza obcymi obyczajami, innym językiem i strojem to właśnie nagłe wtargnięcie o b c y c h w ojczyznę mogło wywołać niechęć. Jed-nak cechy osobowościowe obu społeczności, trudne czasy biedy i odbudowy kraju sprawiły, że wzajemne antypatie nie trwały długo. Ważne były przyjaźnie, pomoc, to co łączyło, co pomagało budować

42wspólną, nową rzeczywistość . Repatrianci wrośli w śląską ziemię, zapuścili tutaj polsko-śląskie korzenie. Górny Śląsk zastąpił utraco-ną ojczyznę, pozostawiony gdzieś na Wschodzie dom rodzinny. Oj-czyzna znowu zaczęła przemawiać słyszalnym i zrozumiałym języ-kiem, a możliwość jej słuchania rekompensuje wiele przesiedleń-czych cierpień.

My i o n i, s w o i i o b c y to kategorie nadal często używane w badaniach dotyczących społeczności górnośląskiej, jednak nie po

42 Wywiad z A.W. urodzonym w Tarnopolu w 1939 r.

155MY I ONI. ŚLĄZACY I REPATRIANCI...

Page 156: trudne bogactwo pogranicza

to, by dzielić, a raczej, by podkreślić właśnie wielokulturowość. Dzi-siaj mieszkańcy Górnego Śląska mogą czuć się Polakami, Niem-cami, Czechami czy po prostu Ślązakami, ale to nie przeszkadza im wspólnie tworzyć i przeżywać. Wspólnota myślenia i odczuwania, klimat jedności ponad podziałami są w tej ziemi bezsprzecznie obecne. Także dzięki s w o i m i o b c y m, którym przyszło na Górnym Śląsku żyć po II wojnie światowej.

156 HANNA HONYSZ

Page 157: trudne bogactwo pogranicza

WOKÓŁ JĘZYKA SERCA

Page 158: trudne bogactwo pogranicza
Page 159: trudne bogactwo pogranicza

JAKUB GRUDNIEWSKI

Biskupi wrocławscy wobec kwestii językowych na Górnym Śląsku w XIX wieku

Vom christlich-katholischen Standpunkt das Recht auf die

Muttersprache im öffentlichen Leben und speziell in der

Schule und in der Kirche unantastbar ist

Z chrześcijańsko-katolickiego punktu widzenia prawo do

używania języka ojczystego w życiu publicznym, zwłaszcza

w szkole i w kościele jest nienaruszalne1

Makkabeus [ks. Józef Czempiel i ks. Emil Szramek]

Na Śląsku w XIX wieku problem dopuszczenia języka polskiego do używania w administracji, w szkole i w kościele miał najwyższą rangę. Ludność autochtoniczna na Górnym Śląsku w przeważającej mierze była polskojęzyczna. Oficjalne statystyki niemieckie wskazu-ją na to, że w latach 1825–1850 w rejencji opolskiej ludność polsko-języczna stanowiła około 63% ludności w ogóle, a w niektórych

2osadach i wsiach powiatu bytomskiego liczba ta sięgała niemal 99%. W następnym pięćdziesięcioleciu dzięki postępom wysiłków ger-manizacyjnych władz administracyjnych nastąpił spadek liczby lud-ności polskojęzycznej, lecz według danych z 1890 roku język swoich przodków w dawnym powiecie bytomskim zachowało prawie 79%, w powiecie gliwickim – 75%, a w powiecie pszczyńskim, rybnickim

1 M a k k a b e u s [ks. J. C z e m p i e l, ks. E. S z r a m e k]: Das Recht auf die Muttersprache im Lichte des Christentums. Eine zeitgemässe Erörterung mit besonderer Berücksichtigung der Verhältnisse in Oberschlesien. Oppeln 1919, s. 5.2 Do powiatu bytomskiego podówczas należały okolice dzisiejszych Mysłowic, Katowic, Zabrza i Tarnowskich Gór.

Page 160: trudne bogactwo pogranicza

i lublinieckim – ponad 90%. Ludność niemieckojęzyczna skupiała się w dużych miastach okręgu przemysłowego: należało do niej 60% mieszkańców Katowic i Gliwic, prawie 50% mieszkańców Bytomia

3i Tarnowskich Gór oraz 1/3 mieszkańców Królewskiej Huty .

Dominację języka polskiego na Górnym Śląsku potwierdzają liczne dziewiętnastowieczne źródła historyczne, np. praca Jerzego

4Samuela Bandtkiego , znanego polskiego historyka i językoznawcy, który spędził we Wrocławiu 12 lat swojego życia, sprawozdanie ber-

5lińczyka Rudolfa Virchowa , który przebywał na Górnym Śląsku w okresie epidemii tyfusu w 1848 roku, czy relacja językoznawcy

6i dialektologa Lucjana Malinowskiego z pobytu na Górnym Śląsku . Biorąc pod uwagę fakt, że Górny Śląsk zamieszkiwała w większości

7ludność wyznania rzymskokatolickiego , a także pozycję, jaką miało

8wśród niej niższe duchowieństwo katolickie oraz stojący na czele

JAKUB GRUDNIEWSKI160

3 A. K o w a l s k a: Stosunki językowe na Górnym Śląsku w latach 1825–1882. W: Z ba-dań nad dziejami języka polskiego na Górnym Śląsku. Red. A. K o w a l s k a. Katowice 2002, s. 105–106.4 J. S. B a n d t k i e: Wiadomości o języku polskim na Szląsku i o polskich Szlązakach. „Mrówka Poznańska” 1821, nr 3 i 4. Autor w pracy tej określa ówczesne granice języka polskiego na Śląsku. Są to rzeki: Ostrawica, Opawa, Nysa, Odra w ks. brzes-kim. Język polski występował także w powiecie bierutowskim i namysłowskim, a także w baronacie sycowskim, w okolicach Milicza, Międzybrodzia. Dalej pisze Bandtkie: „W całym Górnym Szląsku bardziej polski niż niemiecki język panuje, wyjąwszy miasta niektóre, gdzie więcej Niemców i osady nowe, czyli kolonie”.5 R. V i r c h o w: Mittheilungen über die in Oberschlesien herrschende Typhus-Epidemie. Hildesheim 1968. Na s. 63 Virchow pisze: „Ganz Oberschlesien ist polnisch; sobald man den Stober überschreitet, so wird aller Verkehr mit dem Landvolk und dem ärmeren Theil der Stadtbewohner für diejenigen, welche der polnischen Zunge nicht mächtig sind, unmöglich und nur Dollmetscher gewähren eine spär-liche Aushülfe”.6 J. P o ś p i e c h, S. S o c h a c k a: Lucjan Malinowski a Śląsk. Opole 1976.7 Na Śląsku Cieszyńskim znaczna liczba polskiej ludności autochtonicznej była wyznania ewangelickiego.8 O znaczeniu duchowieństwa na Górnym Śląsku pisze np. R. V i r c h o w: „Nirgends, außer in Irland und seiner Zeit in Spanien hat der katholische Clerus

Page 161: trudne bogactwo pogranicza

9lokalnej hierarchii kościelnej biskupi wrocławscy dysponujący pew-nymi kompetencjami w zakresie dopuszczania używania różnych języków w kościele, można postawić tezę, że biskupi wrocławscy w szczególny sposób wywierali wpływ na sytuację, jaka panowała pod względem języka na Śląsku. Niniejsze opracowanie ma na celu przedstawienie stosunku wybranych biskupów wrocławskich, zarów-no ordynariuszy, jak też sufraganów, do kwestii językowej na Śląsku w XIX wieku.

W pierwszej połowie XIX wieku biskupi wrocławscy, m.in. Emanuel Schimonsky (1823–1832) i Leopold Sedlnitzky (1835– 1840) narzuceni przez państwo pruskie, realizowali jego kościelną politykę, nie sprzeciwiali się przejmowaniu przez protestantów ka-tolickich parafii. Wschodnia część Górnego Śląska, obejmująca te-ren ówczesnego dekanatu bytomskiego wraz z intensywnym rozwo-jem gospodarki kapitalistycznej, stawiała przed duchowieństwem trudne wyzwania. Najbiedniejsza część mieszkańców, zwłaszcza polska ludność autochtoniczna, była upośledzona ekonomicznie i pozbawiona praw kulturowych, w tym prawa do uczenia się mowy ojczystej w szkole. Stwarzało to duchowieństwu katolickiemu w Koś-ciele lokalnym okazję do opowiedzenia się po stronie biednej lud-

10ności autochtonicznej .

Wraz z rządami na stolicy biskupiej we Wrocławiu biskupa Mel-chiora von Diepenbrocka (1845–1853) zaczęła się dla Kościoła śląs-

BISKUPI WROCŁAWSCY WOBEC KWESTII JĘZYKOWYCH...

eine absolutere Knechtung des Volkes zu Stande gebracht, als hier. Der Geistliche ist der unumschränkte Herr dieses Volkes, das ihm wie eine Schaar Leibegener zu Gebote steht”. Por. R. V i r c h o w: Mittheilungen…, s. 67.9 Od czasu wydania przez papieża Piusa VII bulli De salute animarum w 1821 r. do terenu diecezji wrocławskiej należał cały Górny Śląsk, tj. także dekanaty pszczyń-ski i bytomski, należące wcześniej do diecezji krakowskiej.10 Ks. J. K r ę t o s z: Udział biskupów wrocławskich w ratowaniu katolickiej i narodowej tożsamości autochtonicznej ludności Górnego Śląska w I połowie XIX w. W: Religijne inspiracje kultury na Górnym Śląsku. Red. W. Ś w i ą t k i e w i c z, J. W y c i s ł o. Katowice 1998, s. 152.

161

Page 162: trudne bogactwo pogranicza

162

kiego nowa epoka. Biskup ten, uważany przez historyków zgodnie za jednego z najwybitniejszych hierarchów Kościoła na Śląsku w czasach nowożytnych, przyczynił się do gruntownego odnowie-

11nia życia religijnego w diecezji wrocławskiej . Polegało ono na otocze-niu szczególną opieką studiujących na Wydziale Teologii Katolickiej Uniwersytetu Wrocławskiego, przywróceniu dyscypliny kościelnej, pogłębieniu życia religijnego wiernych przez misje, rekolekcje, częs-to odbywane wizytacje, popieranie rozwoju stowarzyszeń i organi-

12zacji religijnych skupiających świeckich . Znane jest jego poparcie

13dla Bractwa Trzeźwościowego ks. Jana Alojzego Ficka z Piekar .

Biskup Melchior von Diepenbrock troszczył się również o pra-14

wa językowe ludności polskiej. Jak podaje ks. Emil Szramek , pod-czas uroczystości poświęcenia kościoła piekarskiego 22 sierpnia 1849 roku bp Diepenbrock powiedział: „Jeżeli kiedykolwiek, to szczególnie w tej uroczystej chwili życzyłbym sobie posiadać dar języków, którego Duch św. udzielił apostołom, i ten mały palec dałbym chętnie za to, gdybym przynajmniej kilka słów potrafił wam powiedzieć w pięknym waszym polskim języku, kochani Górno-

15 ślązacy moi!” W tym samym roku została wprowadzona decyzją

11 Por. bp J. K o p i e c: Działalność duszpasterska kardynała Melchiora Diepenbrocka w diecezji wrocławskiej. W: Kardynał Melchior von Diepenbrock 1798–1853. Odnowiciel życia religijnego na Śląsku. Red. M. K a c z m a r e k, ks. A. K i e ł b a s a, ks. A. S w a s -t e k. Wrocław 2000, s. 59–66. Król Fryderyk Wilhelm IV nazwał życie i dzieło kard. Diepenbrocka „cudem, wobec którego umyka nawet proces kanoniza-cyjny”. Por. J. K r u c i n a: Był cudem wartym kanonizacji. W: Kardynał Melchior von Diepenbrock…, s.20.12 Bp J. K o p i e c: Działalność duszpasterska..., s. 59–66.13 Ks. J. K r ę t o s z: Udział biskupów wrocławskich..., s. 155.14 Ks. E. S z r a m e k: Kurja wrocławska a język polski na Śląsku [bmw] 1920, s. 19.15 Ibidem. Karol Miarka dodaje nawet, że biskup Diepenbrock mimo podesz-łego wieku i wielu obowiązków zaczął z zapałem uczyć się języka polskiego. Por. K. M i a r k a: Głos wołającego na puszczy Górnoślązkiej, czyli o stosunkach ludu polskiego na Ślązku. Katowice 1984, s. 29.

JAKUB GRUDNIEWSKI

Page 163: trudne bogactwo pogranicza

biskupa wrocławskiego nauka języka polskiego w seminarium du-chownym, którą prowadził ks. Kraiński. O pewnej życzliwości wo-bec ludności polskojęzycznej świadczy także fakt umieszczenia wśród patronów Śląska w 1851 roku bł. Bronisławy z Odrowążów, siostry św. Jacka, beatyfikowanej przez papieża Grzegorza XVI w 1839 ro-ku. Wcześniej, bo już w 1847 roku, z jego inicjatywy wydano Rytuał Wrocławski, czyli zbiór modlitw i obrzędów religijnych, wraz z prze-pisami odnoszącymi się do sprawowania sakramentów, w pięciu ję-zykach, m.in. po polsku. Korespondencja Diepenbrocka z pruskim ministrem oświaty wskazuje na to, że chciał on wprowadzić język polski do szkół w miejscowościach, gdzie mieszkała ludność polska, sfinansował także naukę języka polskiego w gimnazjach w Opolu,

16Gliwicach i Raciborzu . Ta troska o prawa językowe ludności pol-skiej mogła wynikać ze świadomości biskupa wrocławskiego, że rozwijanie swojej religijności przez modlitwę i pogłębianie wiedzy religijnej jest najbardziej skuteczne w „języku serca”.

Podczas posługi biskupiej Melchiora von Diepenbrocka aktyw-nie działał na rzecz polepszenia statusu języka polskiego Bernard Bogedain, radca szkolny oraz inspektor szkół ludowych rejencji opol-

17skiej od 1848 roku , a od 1857 roku biskup pomocniczy przy nas-tępcy Diepenbrocka, Heinrichu Försterze. Jest on określany przez ks. Emila Szramka jako „największy obrońca języka polskiego na

18Górnym Śląsku w XIX w.” Postać Bogedaina jest szeroko znana i doceniana w literaturze historycznej z powodu jego polonofilskiej działalności. Popierał on wprowadzenie języka polskiego jako wy-kładowego w szkołach powszechnych, a także jako przedmiotu do

19utrakwistycznego seminarium nauczycielskiego w Pyskowicach .

16 Ks. J. K r ę t o s z: Udział biskupów wrocławskich..., s. 155.17 Podlegały mu szkoły katolickie, a więc podówczas praktycznie wszystkie na Górnym Śląsku.18 L u d o m i r [Ks. E. S z r a m e k]: W obronie polskości Górnego Śląska. Opole 1918, s. 67.19 Otwartego 3 listopada 1849 r. W seminarium nauczycielskim w Głogówku ję-

163BISKUPI WROCŁAWSCY WOBEC KWESTII JĘZYKOWYCH...

Page 164: trudne bogactwo pogranicza

164

Bernard Bogedain urodził się we Wróblinie niedaleko Głogowa 11 września 1810 roku. Istotny wpływ na jego późniejszą działal-ność miał fakt, że młodość spędził w klasztorze cysterskim w Obrze w Wielkopolsce, gdzie wcześniej przebywał jego stryj Zbigniew. Tu-

20taj dorastał w środowisku polskim . Po ukończeniu gimnazjum w Głogowie studiował na Wydziale Teologii Katolickiej Uniwersy-tetu Wrocławskiego, a następnie kontynuował studia w Seminarium Duchownym w Poznaniu. W 1834 roku przyjął święcenia kapłań-skie z rąk arcybiskupa gnieźnieńsko-poznańskiego Marcina Dunina. Pracował najpierw jako katecheta w Bydgoszczy, potem jako dyrek-tor seminarium nauczycielskiego w Paradyżu, wreszcie jako radca

21szkolny w Poznaniu, a od 1848 roku w Opolu . Podczas częstych wizytacji w szkołach zalecał wprowadzanie nauki języka polskiego

22jako wykładowego w miejsce niemieckiego . W czasie jednej z ta-kich wizytacji w Pielgrzymowicach w powiecie pszczyńskim w 1853 roku doszło do spotkania Bogedaina z nauczycielem Karolem Miar-ką. Wtenczas Bogedain uświadomił Karolowi Miarce, dotychczas

23„wiernemu poddanemu pruskiemu” , konieczność uczenia i pielęg-nowania języka polskiego, a także polecił go Pawłowi Stalmachowi, redaktorowi „Gwiazdki Cieszyńskiej”, co zapoczątkowało wielką publicystyczną karierę późniejszego redaktora „Katolika”. W lutym 1849 roku Bogedain został wybrany posłem do sejmu pruskiego. Zajął on tam lojalne wobec króla i rządu stanowisko, opowiadając

zyka polskiego uczono się już od 1844 r. Por. T. G o s p o d a r e k: J. B. Bogedain w perspektywie historycznej. „Zaranie Śląskie” 1965 (R. 28), nr 4, s. 859.20 P. Ś w i e r c: Ks. Bernard Bogedain 1810–1860. Katowice 1990, s. 4; L u d o -m i r: W obronie polskości..., s. 67.21 Bernard Bogedain przeniósł się do Opola w kwietniu 1848 r. na własną proś-bę. Zajmował negatywne stanowisko wobec powstania ludności polskiej w Wiel-kim Księstwie Poznańskim. Por. T. G o s p o d a r e k: J. B. Bogedain..., s. 856–857.22 P. Ś w i e r c: Ks. Bernard Bogedain..., s. 5.23 Ibidem, s. 6.

JAKUB GRUDNIEWSKI

Page 165: trudne bogactwo pogranicza

24się przeciw przyjęciu konstytucji frankfurckiej . Poparł jednakże wniosek ks. Józefa Szafranka, żądającego praw dla „po polsku mó-

25wiących Ślązaków” . Znamienne są jego słowa: „Nałożyłem sobie jako zadanie życia, bronić przede wszystkim prawa ludu do języka swego. Górny Śląsk ma prawo spodziewać się po mnie i żądać tego ode mnie, żebym tutaj dochodził uznania jego praw pod tym wzglę-dem, a pielęgnował pierwiastki językowe, które tam w życiu ludo-wym kiełkują. Uważam to za najwyższe i najpiękniejsze zadanie mojej

26działalności urzędowej” . Poznany w sejmie pruskim słynny pedagog niemiecki Kellner zapytał się Bogedaina, jaki jest jego stosunek do nauki języka niemieckiego w szkołach, do których w znacznej mie-rze uczęszczały dzieci z rodzin polskojęzycznych, oraz jakie powin-ny być proporcje w szkołach między obydwoma językami. Bogedain odpowiedział: „Chęć odebrania ludowi mowy ojczystej jest rzeczą niemądrą, niepolityczną, niewykonalną i to z następujących powo-dów: 1) mowa ojczysta jest prawowitą własnością ludu, a ściśle zwią-zane z nią są religia, zwyczaje i obyczaje. Wydzierając ludowi mowę ojczystą, przecina się wszystkie węzły, przytrzymujące w sercu zasa-dy moralności. Narzucona obca mowa zatraca ścisłość i serdecz-ność pojęć religijnych, zatraca zwyczaje i dobre obyczaje ludu. 2) Szkoła jest zakładem do kształcenia ludzi za pomocą wiary i oby-czajności, a nie zakładem do tresowania. Mowa ojczysta zaś jest

27w szkole tchnieniem wszystko ożywiającym” .

24 Ks. J. M a n d z i u k: Bogedain Bernard. W: Słownik biograficzny katolickiego ducho-wieństwa śląskiego XIX i XX w. Red. M. P a t e r. Katowice 1996, s. 39.25 Dotyczyły one m.in. zagwarantowania i pielęgnowania języka polskiego na Górnym Śląsku, wydawania w języku polskim praw i rozporządzeń, uczynienia języka polskiego językiem wykładowym w szkołach elementarnych na obszarach zamieszkałych przez ludność polskojęzyczną.26 P. Ś w i e r c: Ks. Bernard Bogedain..., s. 6; L u d o m i r: W obronie polskości..., s. 71–72.27 P. Ś w i e r c: Ks. Bernard Bogedain..., s. 7; L u d o m i r: W obronie polskości..., s. 69.

165BISKUPI WROCŁAWSCY WOBEC KWESTII JĘZYKOWYCH...

Page 166: trudne bogactwo pogranicza

Na ukształtowanie się i wprowadzenie w życie głównej tezy w pracy oświatowej Bogedaina, czyli w miejsce dwujęzyczności wpro-wadzenia języka polskiego jako języka nauczania do szkół elementar-nych, a także w ograniczonym stopniu do utrakwistycznego semina-rium nauczycielskiego w Pyskowicach, wpływ miała obserwacja, że szkoła nie spełnia swojego zadania. Pisał on w tej sprawie w formie listu do księdza przyjaciela: „Dzieci czytają mechanicznie tak po polsku jak po niemiecku, nie rozumiejąc treści ani jednego, ani dru-giego języka. Nie sprzeciwiam się, aby uczono języka niemieckiego, lecz przede wszystkim nie zapominajcie, że tylko w macierzyńskim języku można przemówić do serca i podnieść do Boga, jednym sło-

28wem uszlachetnić człowieka” .

Dziełem Bernarda Bogedaina jako radcy szkolnego rejencji opol-skiej było również założenie w 1849 roku i prowadzenie „Gazety Wiejskiej dla Górnego Śląska” w celu podniesienia oświaty ludu gór-nośląskiego. Jak ustalił T. Gospodarek, pismo to rozdawali żan-darmi pruscy; było ono subwencjonowane przez władze rejencyjne

29i pozostawało na ich usługach . Pierwszy numer ukazał się 19 stycz-nia 1849 roku. Gazeta ta była prowadzona w języku polskim, zawie-rała artykuły o treści przede wszystkim religijnej, a także politycznej. Przestała ukazywać się 27 września 1850 roku w związku z wprowa-dzeniem nowego prawa prasowego, które nakazywało zapłacenie

30wysokich kaucji za wydawanie pism politycznych .

Bernard Bogedain był także autorem śpiewnika Chorał, czyli dos-tateczny zbiór melodii do przeszło 700 pieśni katolickich w języku polskim, wydanego w 1856 roku. Był on, zdaniem Piotra Świerca, jednym

28 P. Ś w i e r c: Ks. Bernard Bogedain..., s. 8; L u d o m i r: W obronie polskości..., s. 69.29 T. G o s p o d a r e k: J. B. Bogedain..., s. 860–861.30 W tym przypadku było to 1500 talarów, tj. sześcioletni koszt utrzymania i wy-dawania „Gazety Wiejskiej”. Por. P. Ś w i e r c: Ks. Bernard Bogedain..., s. 11.

JAKUB GRUDNIEWSKI166

Page 167: trudne bogactwo pogranicza

z najznakomitszych zbiorów polskich pieśni nabożnych na Śląsku 31

w XIX wieku . Chorał przyczynił się do zachowania języka polskie-32

go wśród ludności górnośląskiej oraz do jej uszlachetnienia .

Po śmierci biskupa pomocniczego Daniela Latusska, 9 maja 1858 roku, Bernard Bogedain został wyświęcony na sufragana wrocław-skiego. Jako biskup często odwiedzał Górny Śląsk przy okazji udzie-lania sakramentu bierzmowania. Tu też zmarł, w Pszczynie 17 wrześ-nia 1860 roku.

Mimo że liberalna polityka szkolna Bogedaina zakładała prawo Górnoślązaków do nauki w języku polskim, nie wynikała ona z po-parcia dla polskiego ruchu narodowego. Bogedain był ograniczony racją stanu państwa pruskiego. Świadczy o tym – jak wskazuje T. Gospodarek – sprawozdanie Bogedaina dla ministerstwa wyznań z 18 kwietnia 1849 roku w związku z doborem nauczycieli do utrak-wistycznego seminarium językowego w Pyskowicach: „Jeśli uważam kształcenie Górnoślązaków w ich ojczystym języku za konieczność i przysługujące im święte prawo, to jestem daleki od torowania drogi do narodowo-polskiego sposobu myślenia i podejmowania prób

33w tym kierunku” . Bogedain zdawał sobie jednak sprawę z tego, że za pomocą języka polskiego podniesie się oświatę i moralność ludu polskiego. Uznanie praw językowych Polaków leżało – w jego prze-konaniu – w interesie samego Kościoła. Przeciwstawiając się polity-ce bezwzględnej germanizacji, dbał jednak o naukę języka niemieckie-

34go w szkołach ludowych, sprowadzoną do rozsądnych rozmiarów .

Linię swojego poprzednika kontynuował nowy sufragan wroc-ławski Adrian Włodarski (1860–1875). Urodził się on 2 marca 1807

31 Ibidem, s. 12.32 Ks. J. K u d e r a: Obrazy Ślązaków wspomnienia godnych. Mikołów 1920, s. 49.33 T. G o s p o d a r e k: J. B. Bogedain..., s. 864.34 I d e m: J.B. Bogedain..., s. 863–864; I d e m: Walka o kulturę narodową ludu na Śląs-ku (1815–1863). Wrocław 1968, s. 23–24

167BISKUPI WROCŁAWSCY WOBEC KWESTII JĘZYKOWYCH...

Page 168: trudne bogactwo pogranicza

35roku w Hajdukach Dolnych w powiecie bytomskim należącym wówczas do diecezji krakowskiej. Jak podaje ks. Jan Kudera, gdy bis-kup Włodarski przyjeżdżał na Górny Śląsk, mówiono o nim „nasz biskup”, i to nie tyle z racji jego pochodzenia, ile z faktu, że porywał

36wszystkich swoją piękną polską mową . Był on zwolennikiem uży-

37wania w pracy duszpasterskiej języka polskiego . W tym „języku serca” pisał liczne wiersze, w których zachęcał Górnoślązaków do wytrwania w trzeźwości. Biskup Adrian Włodarski poświęcił się także odnowieniu ruchu abstynenckiego, który nieco podupadł po śmierci jego założyciela ks. Jana Ficka w 1862 roku. Na łamach utwo-rzonego z własnej inicjatywy nowego pisma katolickiego „Zwiastun Górnośląski” opublikował anonimowo długi wiersz pt. List do Brac-twa Trzeźwości, w którym przypominał zasługi ks. Ficka dla Bractwa

38Trzeźwości utworzonego w 1851 roku . Zaangażowanie w działal-ność społeczno-narodową świadczy o tym, że biskup ten w szcze-gólny sposób był wrażliwy na problemy górnośląskiej lud-ności.

Od czasów biskupa Heinricha Förstera aż do śmierci biskupa Adolfa Bertrama w 1945 roku została przyjęta w diecezji wrocław-skiej zasada, że biskupi pomocniczy pochodzili z Górnego Śląska i znali język polski. Jak wspomniano, Adrian Włodarski pochodził z Hajduk, jego następca, Franciszek Śniegoń, był ze Śląska Cieszyń-skiego, Karol Augustin wywodził się z Olbrachcic w powiecie prud-nickim, Walenty Wojciech – z Grzawy w powiecie pszczyńskim,

39a Joseph Ferche – z Pszowa .

35 Dzisiaj teren należący do Chorzowa Batorego.36 Ks. J. K u d e r a: Obrazy Ślązaków..., s. 44.37 Ks. A. K i e ł b a s a: Biskup Adrian Włodarski 1807–1875. Trzebnica 1995, s. 105.38 Ibidem, s. 107.39 P. C h m i e l: Problem języka w nauczaniu religii i w duszpasterstwie na Górnym Śląs-ku od połowy XIX w. do czasów współczesnych. W: Kultura edukacyjna na Górnym Śląsku. Red. A. B a r c i a k. Katowice 2002, s. 360.

JAKUB GRUDNIEWSKI168

Page 169: trudne bogactwo pogranicza

Sam biskup Förster był przychylnie nastawiony do walczącej o prawa językowe polskojęzycznej ludności. Świadczy o tym nie tyl-ko fakt mianowania Bernarda Bogedaina i Adriana Włodarskiego biskupami sufraganami. Jeszcze jako członek wrocławskiej Kapitu-ły Katedralnej sprzeciwił się postawie biskupa Sedlnitzkiego, który zajął antykościelne stanowisko w czasie sporu arcybiskupa gnieź-nieńsko-poznańskiego, Marcina Dunina, z władzami pruskimi o mał-żeństwa mieszane. Dunin, powołując się na breve Piusa VIII z 1830 roku, ogłosił, że zawierając małżeństwo mieszane (katolicko-protes-tanckie), każda para musi złożyć deklarację, że dzieci bez względu na ich płeć zostaną wychowane w wierze katolickiej. Było to sprzeczne z prawem pruskim, które nakazywało, aby w przypadku takich związ-ków synowie przyjmowali wyznanie ojca, a córki – wyznanie matki. Biskup wrocławski Förser ponadto polecił przybyłym na Górę św. Anny w 1859 roku franciszkanom prowadzenie działalności dusz-pasterskiej także w języku polskim dla przybywających tam polskich

40pielgrzymek .

Kolejny raz przychylny stosunek tegoż biskupa do języka pol-skiego można zauważyć w okresie Kulturkampfu. Wobec usunięcia

41decyzją władz administracyjnych rejencji opolskiej z 20 września 1872 roku języka polskiego ze szkół, z wyjątkiem nauki religii na naj-

42niższym szczeblu nauki w szkole elementarnej , biskup Förster na-pisał 5 października 1872 roku list protestacyjny do władz rejencji opolskiej. Opowiadał się w nim za stosowaniem języka polskiego w nauce religii, choć nie sprzeciwiał się planom germanizacji. Bis-kup nie odmawiał współpracy w realizowaniu germanizacyjnej usta-wy rejencji opolskiej, lecz wskazywał, że nauka religii w szkołach jest

43prywatną sprawą Kościoła . W kolejnym piśmie do rejencji opol-

40 Ks. J. K r ę t o s z: Udział biskupów wrocławskich..., s. 156.41 Był to efekt antypolskiej polityki okresu Kulturkampfu.42 Ks. E. S z r a m e k: W obronie..., s. 73; P. C h m i e l : Problem języka..., s. 361.43 Ks. J. K r ę t o s z: Udział biskupów wrocławskich..., s. 156.

169BISKUPI WROCŁAWSCY WOBEC KWESTII JĘZYKOWYCH...

Page 170: trudne bogactwo pogranicza

skiej z 14 grudnia 1872 roku przeciwstawiał się ponownie roszcze-niom państwa do nadzoru nad szkolną nauką religii, co miało poz-

44bawiać ją charakteru kościelnego . Ten charakter zapewnić jej miał język polski. Jak się wydaje, główną intencją biskupa Förstera była chęć obrony nadzoru kościelnego nad nauką religii w szkołach. Ję-zyk polski był broniony przez biskupa wrocławskiego w okresie Kulturkampfu z powodu jego wyjątkowej i niepodważalnej pozycji w życiu religijnym na Górnym Śląsku, a także dlatego, że był ze stro-

45ny administracji atakowany na równi z Kościołem .

6 kwietnia 1873 roku biskup wydał okólnik, w którym stwier-dzał, że „religijne wykształcenie dzieci w polskim języku jest dla niego przedmiotem szczególnej troski, gdyż niemiecka nauka szkol-na, jako że niezrozumiała, pozostać musi bezskuteczna dla serca

46i woli” . Ten sam biskup wzywał podległe mu duchowieństwo, by prowadziło prywatną naukę religii w języku polskim. Ofiarował na-wet oddanie do dyspozycji własnych środków pieniężnych, gdyby w uboższych parafiach do udzielania polskiej nauki religii trzeba by

47wynająć osobne pomieszczenie . Wydanie tego okólnika spowodo-wało znaczną aktywizację niższego duchowieństwa w obronie języ-

48ka polskiego w nauce religii .

Biskup Georg Kopp (1887–1914) zajął wobec kwestii polskiej na Górnym Śląsku pozycję szczególną. Jego wrogość zwłaszcza do polskiego ruchu narodowego nie ulega wątpliwości. Istnieją jednak

44 M. P a t e r: Polskie postawy narodowe na Śląsku w XIX w. cz. 2: (1871–1890). Wroc-ław 1993, s. 20.45 Ibidem, s. 19.46 A. R o g a l s k i: Kościół katolicki na Śląsku. Studia nad dziejami diecezji wrocław-skiej. Warszawa 1955, s. 121.47 Ibidem, s. 122.48 Na szczególną uwagę zasługuje działalność ks. Roberta Engla w powiecie prud-nickim, a także akcje petycyjne: ks. Ludwika Erdla z Bujakowa w 1881 r. i w Królew-skiej Hucie w 1883 r. Por. M. P a t e r: Polskie postawy narodowe..., s. 19.

JAKUB GRUDNIEWSKI170

Page 171: trudne bogactwo pogranicza

przesłanki ku temu, by sądzić, że w stosunku do języka polskiego w pewnych momentach swojej posługi biskupiej zajmował nieco odmienne stanowisko, o ile nie widział wyraźnych związków mię-dzy nim a polskimi dążeniami narodowymi na Górnym Śląsku. W his-toriografii różnie ocenia się jego politykę zwłaszcza wobec kwestii języka polskiego. Niemieccy historycy próbują zrzucić z niego odium

49germanizatora , autorzy dawniejszych pozycji z historiografii pol-skiej natomiast nie dopatrują się żadnych pozytywnych działań bis-

50kupa w stosunku do uznania języka części jego diecezjan .

Znany jest on głównie z powodu wydania przezeń trzech pouf-nych okólników do duchowieństwa diecezji wrocławskiej 6 i 10 sier-pnia 1890 roku. Dwa pierwsze z nich mówiły o coraz częstszym używaniu języka niemieckiego podczas mszy, a także w nauce przy-

51gotowawczej do sakramentów, zwłaszcza do spowiedzi , a także

52o powiększeniu liczby kazań w języku niemieckim . W pierwszym

49 Znany śląski działacz katolicki prałat Carl Ulitzka w swoich wspomnieniach podważa zarzuty, jakoby kard. Kopp dążył do wyparcia języka polskiego z życia koś-cielnego. Por. C. U l i t z k a: Erinnerungen. „Archiv für schlesische Kirchenge-schichte” 1954, Nr 12, s. 269–270. Podobnie pisze znany niemiecki historyk Koś-cioła śląskiego W. Marschall: „Hier [in Oberschlesien] setze er sich vor allem für das Recht der Bevölkerung auf die Muttersprache ein”. W. M a r s c h a l l: Geschichte des Bistums Breslau. Stuttgart 1980, s. 148–149.50 A. R o g a l s k i: Kościół katolicki na Śląsku..., s. 122–127; Kardynał Bertram a polskość Śląska Opolskiego. Cz. 1. Red. A. T a r g. Poznań 1959, s. 12.51 W tej ostatniej, w każdej parafii miały być dwa oddziały dla dzieci: polski i nie-miecki, a o uczęszczaniu dzieci z rodzin polskich do oddziału niemieckiego miał decydować proboszcz, natomiast dzieci nieznające ani języka polskiego, ani nie-mieckiego miały być przyłączane do oddziału niemieckiego. Ponadto biskup na-ciskał na włączanie do oddziałów niemieckich dzieci, których rodzice wyjeżdżali na roboty sezonowe w głąb Niemiec. Por. ks. E. S z r a m e k: Kurja wrocławska a język polski na Śląsku. [bmrw], s. 26; M. P a t e r: Centrum a ruch polski na Górnym Śląsku (1879–1893). Katowice 1971, s. 128.52 W parafiach, gdzie liczba znających język niemiecki przekraczała 1/4, miały być regularnie wprowadzone kazania w języku niemieckim, a w parafiach, gdzie liczba ta wynosiła mniej niż 1/4, kazania niemieckie miały być wprowadzane wed-le uznania proboszcza. Por. M. P a t e r: Centrum..., s. 129.

171BISKUPI WROCŁAWSCY WOBEC KWESTII JĘZYKOWYCH...

Page 172: trudne bogactwo pogranicza

okólniku biskup Georg Kopp zakazał uczenia dzieci czytania po pol-sku z polskiego przekładu katechizmu Deharba, gdyż jego zdaniem

53popieranie interesów językowych nie należy do zadań Kościoła . Trzeci okólnik był inspirowany chęcią podporządkowania ruchu ro-botniczego Kościołowi przez tworzenie kościelnych stowarzyszeń

54robotniczych . Duchowni mieli pilnować, by nie było w działalnoś-ci tych stowarzyszeń jakichkolwiek elementów o charakterze pol-skim, np. organizowania przedstawień teatralnych, czytania polskich czasopism czy organizowania pielgrzymek do Krakowa i do Często-

55chowy .

Okólniki te zostały napisane pod naciskiem centralnych i pro-56

wincjonalnych władz administracyjnych , minister oświaty Robert von Zedlitz-Trützschler obawiał się bowiem, że propolsko nasta-wione duchowieństwo górnośląskie przeciągnie biskupa na swoją stronę, dlatego naciskał na Koppa, by ten pozyskał Górny Śląsk dla

57kultury niemieckiej . Wywołały one żywy opór ze strony górnośląs-kiego duchowieństwa nawet tej jego części, która bez wskazówek biskupa była zaangażowana w działalność germanizacyjną. Budziły one bowiem nieufność polskojęzycznej ludności do duchowień-

58stwa .

53 „Förderung sprachlicher Interessen nicht zu dem Aufgaben der Kirche, somit nicht zu den Aufgaben der Diener der Kirche gehört”. Jednakże jak słusznie zau-waża ks. Emil Szramek, Kopp przeczy tu samemu sobie, popierając interes języ-kowy niemczyzny. Por. Ks. E. S z r a m e k: Kurja wrocławska s. 27.54 A. G a l o s: Kopp Georg (Jerzy). W: Słownik biograficzny katolickiego duchowieństwa śląskiego XIX i XX w. Red. M. P a t e r. Katowice 1996, s. 190.55 M. P a t e r: Centrum..., s. 130.56 I d e m: Duchowieństwo katolickie wobec spraw polskich na Górnym Śląsku. Katowice 2004, s. 146.57 Ibidem, s. 159.58 Ks. E. S z r a m e k: Kurja wrocławska..., s. 27; M. P a t e r: Centrum..., s. 131–133.

...,

JAKUB GRUDNIEWSKI172

Page 173: trudne bogactwo pogranicza

Mając na uwadze nadrzędne cele Kościoła, biskup Kopp jako hierarcha Kościoła czuł się zobligowany do zadbania o poziom mo-ralny i wychowanie religijne katolików na Górnym Śląsku, w więk-szości polskojęzycznych. Dlatego też chciał nauki religii w języku polskim nie tylko na najniższym szczeblu nauczania, ale również i na średnim. Perspektywa taka pojawiła się po ukazaniu się rozporzą-dzenia Zedlitza z 11 kwietnia 1891 roku, przyznającego Polakom w Wielkopolsce możliwość prywatnego nauczania w budynkach szkolnych języka polskiego dzieci uczęszczających do szkół ludo-wych. W maju 1891 roku Kopp omawiał z ministrem oświaty kwes-tię ewentualnego wprowadzenia języka polskiego do szkół ludo-wych na Górnym Śląsku. Z obawy przed wzrostem agitacji polskiej biskup wrocławski radził wysłuchać władz prowincjonalnych oraz rozpatrywać te sprawy z punktu widzenia ogólnej polityki rządu. Po tej rozmowie z Zedlitzem wycofał się ze swych projektów i aż do 1893 roku stał na stanowisku popierania zarządzeń z 1872 roku. Tymczasem na zjeździe partii Centrum w Raciborzu w 1890 roku postanowiono zorganizować akcję petycyjną na rzecz wprowadze-nia języka polskiego nie tylko jako języka nauki religii, ale jako języka wykładowego w szkołach ludowych. Petycje składano na ręce pro-boszczów, którzy przekazywali je do biskupa wrocławskiego. On sam jednak, gdy przekazywał Zedlitzowi w 1892 roku petycję z po-nad 100 tys. podpisów, w poufnym piśmie zaznaczał, że nie tylko nie popiera petycji, ale jest przeciwny koncesjom na rzecz języka pol-skiego. O tym jednak oczywiście opinia polska nie została poinfor-mowana i w jej przekonaniu fakt pośredniczenia w przekazywaniu tej petycji, a więc w pewien sposób poparcia jej, rehabilitował bisku-

59pa skompromitowanego okólnikami z 1890 roku .

Stanowisko Koppa w kwestii języka polskiego uległo zmianie w lipcu 1893 roku, kiedy zażądał od ministra oświaty kształcenia nau-

59 M. P a t e r: Centrum..., s. 162.

173BISKUPI WROCŁAWSCY WOBEC KWESTII JĘZYKOWYCH...

Page 174: trudne bogactwo pogranicza

czycieli w literackiej polszczyźnie, mimo że Zedlitz wcześniej zapro-ponował, aby kandydaci na nauczycieli mieli wymóg opanowania prócz języka niemieckiego także dialektu górnośląskiego. Nowe żą-danie Koppa wywołało oburzenie Zedlitza, który był przeciwny ja-kimkolwiek koncesjom na rzecz języka polskiego i żądanie biskupa

60jednoznacznie odrzucił . Czynniki rządowe zareagowały na tę no-wą politykę kardynała Koppa wobec kwestii polskiej w sposób gwałtowny. Pewne koła rządowe, m.in. skupione wokół kanclerza Leo von Capriviego oraz Auswärtiges Amt, zaczęły podejrzewać bis-kupa o sprzyjanie agitacji polskiej. Dotknęło go to tak bardzo, że 30 listopada 1893 roku wystosował do kanclerza, ministra oświaty i ce-sarza pismo, w którym konieczność pozostawienia języka polskiego w duszpasterstwie motywował koniecznością oddziaływania na lud-

61ność polskojęzyczną . Mimo to nieufność do Koppa nie wygasła; oskarżano go dalej o specjalne lub nieumyślne popieranie dążeń polskich na Górnym Śląsku.

Od przełomu 1893 i 1894 roku nastąpiło zaostrzenie polityki Koppa względem języka polskiego, wywołane wyraźnie obawą bis-kupa o utratę wpływów w Berlinie. Nowe antypolskie kroki Koppa były czynione w porozumieniu z władzami centralnymi i lokalnymi. Przykładem tego może być jego postawa wobec polskich związków alojzjanów, które prowadziły działalność kulturalno-oświatową męs-kiej młodzieży katolickiej w wyraźnie patriotycznym duchu. Biskup

60 M. P a t e r: Duchowieństwo katolickie..., s. 152.61 A. G a l o s: Biskup Kopp – władze – duchowieństwo w latach dziewięćdziesiątych XIX w. W: Ludzie Kościoła katolickiego na Ziemi Śląskiej. Red. K. M a t w i j o w s k i. Wro-cław 1992, s. 165. W piśmie tym Kopp konstatował, że w wyniku jego obserwacji dokonanych w czasie pobytu na Górnym Śląsku stwierdził, że polskojęzyczny lud górnośląski jest religijny, posłuszny wskazaniom duchownych i wierny królowi, a opór kleru przeciw zarządzeniom germanizacyjnym wynika raczej z przesłanek uczuciowych. Dlatego Kopp wydał antypolskie okólniki dla księży w 1890 r. Por. M. P a t e r: Duchowieństwo katolickie..., s. 155.

JAKUB GRUDNIEWSKI174

Page 175: trudne bogactwo pogranicza

Kopp rozwiązał je na prośbę landratów, podburzonych przez nie-mieckich nacjonalistów. Przyczyną rozwiązania towarzystw św. Aloj-zego był fakt, że mimo religijnego charakteru stawały się one pol-

62skimi towarzystwami o charakterze narodowym .

Po przykrych dla Koppa wypadkach z końca 1893 roku do spra-wy nauki religii w szkołach elementarnych już nigdy nie wracał. Stał się teraz wręcz przeciwnikiem obecności języka polskiego w nauce religii w szkołach elementarnych, co podniosło zaufanie do niego ze

63strony urzędników państwowych . Przejawem zwalczania przez Koppa ruchu polskiego na Górnym Śląsku było nakłanianie papie-ża Leona XIII, aby nie wspierał prasy polskiej przez udzielanie bło-

64gosławieństw .

Georg Kopp dostrzegał potrzebę znajomości języka polskiego przez urzędników i duchownych. Starał się on o wprowadzenie fa-kultatywnej nauki języka polskiego w katolickim Gimnazjum św. Macieja we Wrocławiu, uczącym kandydatów na księży. Gdyby do tego doszło, byłoby ono drugą po Gimnazjum św. Elżbiety szkołą wrocławską, uczącą języka polskiego. Prowincjonalne Kolegium Szkol-ne jednak nie wyraziło na to zgody, a zainteresowanych z Gimnaz-jum św. Macieja zachęcono do uczestnictwa w kursach języka pol-

65skiego w Gimnazjum św. Elżbiety .

Kopp swemu stosunkowi do języka polskiego dał wyraz w prze-mówieniu w Izbie Panów z czerwca 1896 roku, o którym szeroko

66rozpisywał się „Katolik” . Biskup uznał w swym przemówieniu, że

62 M. P a t e r: Polskie dążenia narodowe na Górnym Śląsku (1891–1914). Wrocław 1998, s. 45.63 Chodziło o nadprezydenta prowincji śląskiej Hatzfelda i prezydenta rejencji opolskiej Bittera. Por. M. P a t e r: Duchowieństwo katolickie..., s. 165–167.64 Papież dokonał tego wobec „Katolika” 6 maja 1892 r. Por. M. P a t e r: Ducho-wieństwo katolickie..., s. 170.65 M. P a t e r: Polskie dążenia narodowe..., s. 165–157.66 „Katolik” 1896, nr 73 (z 21 czerwca); M. P a t e r: Duchowieństwo katolickie s. 171....,

175BISKUPI WROCŁAWSCY WOBEC KWESTII JĘZYKOWYCH...

Page 176: trudne bogactwo pogranicza

176

ruch polski został niejako przyniesiony z zewnątrz, a winę za to po-nosi nadmierne wywieranie wpływu przez państwo na naukę religii oraz wypełnianie praktyk religijnych w ojczystym języku Górno-ślązaków. Był w stanie zaakceptować język polski na płaszczyźnie religijnej, a nie w powiązaniu z ruchem narodowym.

W styczniu 1897 roku „Katolik” znowu przytoczył opinię kardy-nała Koppa na temat języka polskiego. W związku z wizytacją na Górnym Śląsku zapytano biskupa, dlaczego tłumaczy jego przemó-wienia ksiądz z Galicji. Kopp odparł: „Jest to obrazą dla ludu, gdy się do niego przemawia innym, jak poprawnym, książkowym, dob-

67rym językiem” . Jak wspominał po latach prałat Carl Ulitzka, pod-czas swoich podróży po diecezji wrocławskiej biskup Kopp sam przemawiał do zebranych w języku niemieckim, ale troszczył się o to, by jego przemowy były tłumaczone na język polski, i akceptował

68witanie się z nim przez przedstawicieli parafii w języku polskim .

Kwestię języka polskiego wykorzystywał on koniunkturalnie. Gdy w 1901 roku powstała ze strony Koppa inicjatywa stworzenia katolickich związków zawodowych, zrodziły się trudności, gdyż du-chowieństwo domagało się uwzględnienia choćby minimum praw dla języka polskiego w działalności związkowej, w przeciwnym razie pod znakiem zapytania stało przyciągnięcie doń robotników. Wła-dze państwowe były temu zdecydowanie przeciwne. Biskup z oba-wy przed umacnianiem się ruchu socjaldemokratycznego oraz na-rodowo-polskiego w piśmie z 3 października 1901 roku do ministra oświaty Heinricha Studta stawiał pewne postulaty pod adresem rzą-du w celu złagodzenia polityki wobec języka polskiego na Górnym

67 „Katolik” 1897, nr 1 (z 2 stycznia).68 Dalej wspomina Ulitzka: „Der Klerus von Oberschlesien folgte dem Willen seines Bischofs und bemühte sich, dem Volke in seiner Muttersprache das Wort Gottes zu verkünden”. Por. C. U l i t z k a: Erinnerungen..., s. 270.

JAKUB GRUDNIEWSKI

Page 177: trudne bogactwo pogranicza

69Śląsku. Biskup bliżej ich przy tym nie precyzował . Chodziło o rzecz ważną, mianowicie o tolerowanie języka polskiego w życiu publicz-nym. Biskup uważał, że w sposobie traktowania tego języka tkwi klucz do skutecznej działalności duchowieństwa na niwie społecz-nej, a także do zwycięstw wyborczych katolickiej partii Centrum, dla której priorytet interesów Kościoła górował nad interesami naro-dowymi.

Pismo Koppa wywołało podobny szok w kołach rządowych w Berlinie jak jego sugestie z lat 1893–1894 dotyczące uwzględnie-nia języka polskiego w szkołach. W odpowiedzi na pismo Koppa minister oświaty Studt i minister spraw wewnętrznych Freiherr von Hammerstein 9 lutego 1902 roku pisali, że nie mogą zezwolić na używanie języka polskiego w tego typu towarzystwach ze względu na to, że ułatwiałoby to działalność agitatorów wielkopolskich,

70a także przeczyłoby germanizacyjnej roli szkoły pruskiej . Opraco-wany został przez ministra oświaty Studta instruktaż, w którym zez-walano na używanie na zebraniach związkowych polskich towarzystw, w których będą uczestniczyć duchowni o niemieckich przekonaniach, obok niemieckiego, także polskiego języka. Nie został on wprowa-

71dzony w życie przez urzędników prowincjonalnych na Śląsku .

Po 1903 roku obserwujemy załamanie się współpracy Koppa z czynnikami państwowymi w dziele walki z ruchem polskim na Górnym Śląsku. W Berlinie wątpiono w zdolność oddziaływania Koppa na kler w duchu proniemieckim z powodu kilku jego niepo-wodzeń. Jego list pasterski z 3 czerwca 1903 roku o charakterze anty-

72polskim nie spełnił nadziei kardynała . Kompromitacją dla biskupa wrocławskiego był także słynny proces bytomski przeciwko „Gór-

69 M. P a t e r: Duchowieństwo katolickie..., s. 179.70 Ibidem, s. 185.71 Ibidem, s. 184.72 Jego treść została opublikowana na łamach „Katolika” 1903, nr 27 (z 3 marca).

177BISKUPI WROCŁAWSCY WOBEC KWESTII JĘZYKOWYCH...

Page 178: trudne bogactwo pogranicza

noślązakowi”, w którym opublikowano 10 grudnia 1903 roku arty-kuł pt. Duchowieństwo na Górnym Śląsku. Proces zaczął się w marcu 1904 roku, a zakończony został wycofaniem skargi przez Koppa w roku następnym. Redakcja „Górnoślązaka” zobowiązała się w publicznej deklaracji do odwołania zarzutów wobec Koppa, a tak-że nieatakowania w przyszłości żadnego duchownego. Biskupa wroc-ławskiego proszono, aby wywarł wpływ na podległe mu ducho-wieństwo, by nie angażowało się w działalność polityczną Narodo-

73wej Demokracji ani jej organów prasowych, w tym „Górnoślązaka” .

Nie udało się zdyskredytować w opinii publicznej redaktora „Gór-noślązaka” Wojciecha Korfantego przez odmowę udzielenia ślubu kościelnego. Ta decyzja biskupa odniosła skutek wręcz przeciwny, podważając autorytet biskupa.

Przedstawione wydarzenia godziły w pozycję Koppa jako jedne-go z najbardziej wpływowych biskupów w episkopacie niemieckim. Uznał on za swój błąd podporządkowywanie spraw kościelnych spra-wom politycznym, co doprowadziło do zaniedbania polskojęzycz-nych katolików mieszkających na Górnym Śląsku. Odszedł więc Kopp od popierania propagandowego twierdzenia o „po polsku mó-wiących Prusakach”, i uznał język polski jako wyznacznik odręb-ności narodowej polskojęzycznych Górnoślązaków. Wyrazem tego było przemówienie z okazji poświęcenia kościoła w Panewnikach w 1908 roku. Mówił on o uznaniu ich odrębności narodowej „uświę-conej przez religię i sumienie”. Ta narodowa odrębność, uznana przez Koppa ze względu na priorytet spraw kościelnych, nie miała stać w sprzeczności z lojalnością w stosunku do władz państwo-

74wych .

73 M. O r z e c h o w s k i: Narodowa Demokracja na Górnym Śląsku (do 1918 r.). Wrocław 1965, s. 188; A. G a l o s: Kopp Georg..., s. 191; M. P a t e r: Duchowieństwo katolickie..., s. 202–203.74 M. P a t e r: Duchowieństwo katolickie..., s. 224–225; Ks. E. S z r a m e k: Kurja wrocławska..., s. 34.

JAKUB GRUDNIEWSKI178

Page 179: trudne bogactwo pogranicza

Wydźwięk propolski miała także wypowiedź kardynała w czasie zjazdu partii Centrum we Wrocławiu w 1909 roku. Kopp zaprotes-tował wobec sprzeciwu władz rejencji opolskiej na osobne spot-kanie dla polskojęzycznych członków z Górnego Śląska. Mówił z tej okazji: „Życzyłbym sobie, aby myśli moich po polsku mówią-cych diecezjan mogły znaleźć swój wyraz nie tylko w ich radosnym

75udziale w uroczystym pochodzie, ale także w ich języku ojczystym” .

Biskup Kopp zabronił księżom udziału w zwołanym na 6 listo-pada wiecu protestacyjnym w Katowicach w obronie nauki religii w języku polskim, gdyż wiec ten mógł się stać – zdaniem biskupa – punktem wyjściowym do zorganizowania strajku szkolnego na Gór-nym Śląsku na wzór strajków w Wielkopolsce i na Pomorzu. Inten-cją biskupa nie było prowadzenie w tym okresie polityki skierowanej przeciw językowi polskiemu, ale troska o nieangażowanie się ducho-wieństwa w sprawy polityczne, w tym zwłaszcza popieranie ruchu

76narodowo-polskiego .

Wydaje się, że stosunek biskupa wrocławskiego do języka pol-skiego był spowodowany dużą ostrożnością. Georg Kopp przez cały okres swej posługi we Wrocławiu trzymał się pewien sposób swego programu, który sformułował w jednym z pism do władz z 1894 ro-ku. Stwierdzał w nim, że chodzi mu o zerwanie więzów między Gór-nym Śląskiem a resztą ziem polskich, a nie o walkę z językiem polskim

77na Górnym Śląsku . Chciał on sprawić, by wśród polskojęzycznej ludności górnośląskiej nadal silna była pozycja Kościoła katolickie-go, ale by jednocześnie ludność ta była wierna państwu pruskiemu. Tu widzimy, dlaczego tak energicznie zwalczał on agitację „wielko-polską”, a jednocześnie dbał o to, by duchowni mu podlegający zna-

75 M. P a t e r: Duchowieństwo katolickie..., s. 225.76 P. C h m i e l: Problem języka..., s. 362; T. M u s i o ł: Strajki szkolne na Górnym Śląsku w latach 1906 i 1920. Warszawa–Wrocław 1970, s. 9.77 A. G a l o s: Kopp Georg..., s. 191.

179BISKUPI WROCŁAWSCY WOBEC KWESTII JĘZYKOWYCH...

Page 180: trudne bogactwo pogranicza

li język polski. Wiedział, że przez ten „język serca” łatwiej będzie dotrzeć w pracy duszpasterskiej do ludności.

Politykę jego wobec języka polskiego rozpatrywać też należy na tle jego kontaktów z Berlinem. Negatywny stosunek Koppa do języ-ka polskiego z początku lat dziewięćdziesiątych XIX wieku można wytłumaczyć troską o zachowanie swojej wpływowej pozycji w krę-gach rządzących Rzeszy Niemieckiej wobec zmiany układu politycz-nego w Berlinie. Wolno stwierdzić, że kilka jego propolskich kro-ków w okresie pełnienia urzędu kanclerza Niemiec przez Leo von Capriviego mogło zagrozić Koppowi utratą zaufania i musiał się z nich pospiesznie wycofać oraz przekonać administrację, że nie po-piera ruchu polskiego. Po wydarzeniach z 1903 roku, które poskut-kowały pewną dyskredytacją Koppa i jego odejściem od współpracy z rządem w dziele powstrzymywania polskich dążeń narodowych na Górnym Śląsku, uległ zmianie także jego oficjalny stosunek do języ-ka polskiego. Zaczął on odtąd publicznie podkreślać jego znaczenie jako wyrazu pewnej odrębności polskojęzycznych Górnoślązaków.

Śląsk miał to szczęście, że w połowie XIX wieku we Wrocławiu urzędowali biskupi, którzy rozumieli znaczenie języka polskiego dla pracy duszpasterskiej z ludnością górnośląską. Nie sposób przecenić tu zasług Bernarda Bogedaina jeszcze jako radcy szkolnego rejencji opolskiej. Wprowadzenie przezeń języka polskiego jako wykładowe-go do szkół elementarnych poskutkowało znacznym podniesie-niem poziomu oświaty i pojawieniem się polskich postaw narodo-wych, co miało niebagatelne znaczenie.

Polonofilska postawa biskupów Diepenbrocka, Bogedaina i Wło-darskiego sprawiła, że język polski złączony więzami z polską kul-turą narodową mógł na Górnym Śląsku przetrwać. Jak zauważa ks. Emil Szramek, w okresie, kiedy szkoła elementarna na Górnym Śląs-ku była polska, tj. od początku pracy ks. Bernarda Bogedaina na sta-nowisku radcy szkolnego rejencji opolskiej w 1848 roku do momen-tu usunięcia języka polskiego ze szkół z wyjątkiem nauki religii w pierwszych dwóch klasach szkoły elementarnej rozporządzeniem

JAKUB GRUDNIEWSKI180

Page 181: trudne bogactwo pogranicza

z 20 września 1872 roku, edukację ukończyło pokolenie, które w okresie Kulturkampfu potrafiło godnie bronić katolicyzmu i pol-

78skości na Górnym Śląsku . Sytuację, jaka powstała na Górnym Śląs-ku po decyzji władz administracyjnych o usunięciu języka polskiego ze szkół, trafnie przedstawia ks. Emil Szramek: „Nad sprawiedliwoś-cią narodową, która w szkole przez parę dziesiątków lat dawała cuum cuique – każdemu, co mu się należało, wzięła niestety górę zachłan-ność narodowa, która w imię fałszywie pojętego interesu państwo-wego chce zdusić i zupełnie wygubić język polski na Górnym Śląs-ku. Ta zachłanność niemiecka, znana powszechnie pod nazwą haka-tyzmu, sprawiła biedę górnośląską, która na tem polega, że polska ludność tubylcza, aczkolwiek przeszło milion licząca, jest odciśnięta

79zupełnie od życia publicznego” . W tej przygnębiającej sytuacji dla Górnoślązaków nie potrafił biskup wrocławski Georg Kopp prze-ciwstawić się polityce władz lokalnych względem języka polskiego, choć pewne jego decyzje mogą świadczyć o tym, że doceniał zna-czenie języka ojczystego dla rozwoju religijności ludu śląskiego i nie chciał go wykorzenić. Jego polityka wobec języka polskiego ludnoś-ci górnośląskiej była inna niż wobec polskiego ruchu narodowego, do którego rozwoju na terenie podległym jego władzy nie chciał do-puścić.

78 L u d o m i r: W obronie..., s. 73.79 Cyt. za: ibidem.

181BISKUPI WROCŁAWSCY WOBEC KWESTII JĘZYKOWYCH...

Page 182: trudne bogactwo pogranicza
Page 183: trudne bogactwo pogranicza

JANUSZ MOKROSZ

„Zwalczanie wrogiej niemczyzny” Proces tzw. odniemczania

w Raciborzu i gminie Krzyżanowice w latach 1947–1950

Od chwili zakończenia II wojny światowej jednym z głównych celów władz województwa śląsko-dąbrowskiego stało się zintegro-wanie i „zrepolonizowanie” całego poniemieckiego obszaru Gór-nego Śląska. Aby je osiągnąć, przeprowadzono na terenie dawnej rejencji opolskiej (Śląska Opolskiego) weryfikację narodowościową, proces wysiedlania ludności niemieckiej i osiedlania na jej miejsce tzw. repatriantów i przesiedleńców z Polski centralnej, oraz akcję usu-wania niemieckiej spuścizny kulturowej.

W prezentowanym opracowaniu koncentruję się na jednym z eta-pów działań „repolonizacyjnych” prowadzonych przez polską ad-ministrację od sierpnia 1947 roku. Wówczas to wojewoda śląsko--dąbrowski, Aleksander Zawadzki, zainicjował proces nazywany do celów propagandowo-ideologicznych „walką z niemczyzną”. W jego ramach umasowiono akcję usuwania elementów kultury wskazują-cych na związki Górnego Śląska z państwem niemieckim, zintensyfi-kowano proces polonizacji nazw osobowych, a przede wszystkim próbowano administracyjnie wyeliminować z obiegu – używany nie-mal powszechnie w pierwszym powojennym pięcioleciu – język nie-miecki.

Działania tego rodzaju staram się opisać w niniejszym artykule w ujęciu mikrohistorycznym, czyli polegającym na przedstawieniu szczegółowych wyników badań prowadzonych na niewielkim sto-sunkowo obszarze. Przedmiotem swojej analizy uczyniłem wyda-rzenie mające miejsce na ziemi raciborskiej, a ściślej – w mieście Racibórz i gminie Krzyżanowice. W ten sposób chciałem umożliwić Czytelnikowi porównanie przebiegu „walki z niemczyzną” w dwóch

Page 184: trudne bogactwo pogranicza

różniących się pod względem wielkości i struktury społecznej ośrod-kach, tj. w dużym mieście i gminie wiejskiej.

W sprawozdaniu sytuacyjnym ze stycznia 1946 roku starosta po-wiatu raciborskiego informował Urząd Wojewódzki w Katowicach o zjawisku rozprzestrzeniającej się „niemczyzny”. Przejawiała się ona m.in. w tym, że pozytywnie zweryfikowani i znający język polski mieszkańcy Raciborza nadal w miejscach publicznych prowadzili

1rozmowy w języku niemieckim . Podobną notatkę starosta zamieś-cił w sprawozdaniu z maja 1947 roku. Pisał wówczas, że mieszkańcy powiatu – głównie osoby starsze oraz ludzie młodzi – demonstracyj-

2nie używają języka niemieckiego . W zasadzie informacje tego typu w żadnej mierze nie zaskakują. Rzeczywiście, rodzima ludność po-wiatu raciborskiego znała języki niemiecki oraz polski – ściślej dia-

3lekt śląski , a w razie potrzeby mogła komunikować się również za pomocą dialektu morawskiego. Przy czym zaznaczyć należy, że dia-lektem tym posługiwała się głównie ludność zamieszkująca nadgra-niczne wioski (np. Krzyżanowice). Krótko mówiąc, język wybierała w zależności od sytuacji.

Jerzy Wagner pamięta, że gdy w 1945 roku spacerował ulicami Raciborza, rzadko kiedy spotykał przechodniów rozmawiających z sobą w języku polskim. Jak twierdzi, mieszkańcy miasta w pier-wszych powojennych miesiącach porozumiewali się z sobą głównie

1 Aby tego rodzaju incydentom zapobiec, władze starostwa przyznały urzęd-nikom prawo do kontroli osób rozmawiających w języku niemieckim; Źródło: Archiwum Państwowe w Katowicach (dalej: APKat.), Urząd Wojewódzki Śląski, (dalej: UWŚl.), Ogólny (dalej: Og.), sygn. 119, s. 144.2 APKat., UWŚl. Og., sygn. 135, s. 105.3 Przez pojęcie „dialekt śląski” rozumie się zespół gwar śląskich, którym po-sługuje się rdzenna ludność Górnego Śląska. Dialekt ten kształtował się pod wpływem zapożyczeń z języków: polskiego, niemieckiego, czeskiego. Przeważa w nim źródłosłów słowiański, przy czym znaczna część wyrażeń bliższa jest ra-czej językowi staropolskiemu niż współczesnej polszczyźnie.

JANUSZ MOKROSZ184

Page 185: trudne bogactwo pogranicza

4w języku niemieckim . Zbieżne z tą opinią są także wspomnienia innego raciborzanina – Henryka Swobody: „Z moimi rodzicami i rówieśnikami, rozmawiałem jedynie w języku niemiecki. Nie zna-łem języka polskiego. Zresztą nie przypominam sobie, by którekol-wiek dziecko, mieszkające w mojej dzielnicy, mówiło w innym języ-ku aniżeli niemieckim. Dzieci języka polskiego nauczyły się dopiero w polskiej szkole. Dorośli zaś – w tym także moi rodzice – gdy zasz-

5ła taka potrzeba – posługiwali się również dialektem śląskim” .

Podobna sytuacja wystąpiła w Krzyżanowicach. Dorośli miesz-kańcy wioski porozumiewali się z sobą, używając głównie języka niemieckiego, przy czym znali także dialekt śląski, a nierzadko i mo-

6rawski . Matka Jadwigi Madej czy Justyny Bindacz dzięki znajomości dialektu śląskiego pozytywnie przeszła proces weryfikacji narodo-

7wościowej . Jednak, mimo że dorośli mieszkańcy wioski byli zazwy-czaj dwu- lub nawet trójjęzyczni, to i tak często używali języka niemiec-

8kiego . Dzieci zaś – co oczywiste – posługiwały się jedynie językiem niemieckim. W związku w tym warto przytoczyć – zabawną skąd-

4 Rozmowa z J. Wagnerem, przeprowadzona 4 marca 2008 r.5 Rozmowa z H. Swobodą, przeprowadzona 11 lutego 2008 r.6 Informację taką przekazali: J. Bindacz (9 lutego 2008 r.), J. Madej (29 lutego 2008 r.).7 Po II wojnie światowej polskie władze podjęły decyzję o niewysiedlaniu na te-ren stref okupacyjnych w Niemczech, ludności posługującej się dialektem śląs-kim, uznając, że dialekt ów wywodzi się z języka staropolskiego („z języka Reja i Kochanowskiego”). Dzięki tego rodzaju podejściu możliwe było propagowanie mitu „odwiecznej polskości” Górnego Śląska, a co za tym idzie – prowadzenie także polityki narodowościowej, zmierzającej do inkorporacji jego rodzimych mieszkańców do narodu polskiego. Zupełnie inne zaś stanowisko reprezentowała polska ludność napływowa – przesiedleńcy i tzw. repatrianci, dla której dialekt ten był tożsamy z językiem niemieckim. Dla ludności tej, rodzimi mieszkańcy posłu-gujący się dialektem śląski, byli porostu Niemcami i nie mówili po polsku. T. K a -m u s e l l a: Schlonzska mowa, Język, Górny Śląsk i nacjonalizmy. Zabrze 2005, s. 14.8 Informację taką przekazali: J. Bindacz (9 lutego 2008 r.), J. Madej (29 lutego 2008 r.).

„ZWALCZANIE WROGIEJ NIEMCZYZNY”... 185

Page 186: trudne bogactwo pogranicza

inąd – opowieść Jadwigi Madej: „Pamiętam jak jesienią 1945 roku wspólnie z moją mamą i sześciorgiem rodzeństwa byłam w Racibo-rzu. Miasto było doszczętnie zniszczone. Wokoło widziałam tylko wypalone domy, gruz i mijających mnie polskich żołnierzy. W pew-nym momencie nasza mama pozostawiła nas przez chwilę samych. Chciała zorientować się, w jaki sposób możemy dostać się do Krzy-żanowic. Mieliśmy na nią czekać i pod żadnym pozorem nie rozma-wiać ze sobą w języku niemieckim. Główny problem polegał jednak na tym, że nie znaliśmy z rodzeństwem żadnego innego języka. Jeśli chodzi zaś o język polski, mogliśmy się wykazać znajomością zaled-wie kilku słów i zwrotów w dialekcie śląskim, typu: dzienkuja, dej, niy itp. Czekając tak na mamę, jadłam chleb. Mój starszy brat Hans, tak-że zapewne bardzo głodny, poprosił mnie o jego kawałek, używając słowa: dej. Wykorzystując swoją znajomości języka polskiego, odmó-wiłam mu, mówiąc: niy. Taka konwersacja powtórzyła się między nami kilka razy, aż w końcu mój brat, już bardzo zdenerwowany ude-rzył mnie. Ja natomiast zaczęłam płakać, krzyczeć i wołać mamę. Oczywiście w języku niemieckim. Po chwili przybiegła nasza mama, przerażona i zła. Obok nas ciągle przechodzili jacyś ludzie. Głównie polscy żołnierze, a ja z bratem nawet przez chwilę nie mogłam sie-dzieć cicho i musiałam wszystkim dookoła oznajmić, że jestem

9Niemką” .

„Szerzącą się” w powiecie raciborskim „niemczyznę”, można wyjaśnić następującymi przyczynami. Pierwsza z nich dotyczy spo-sobu, w jaki prowadzono weryfikację narodowościową, oraz jej kon-sekwencji, czyli liczby mieszkańców uznanych za Polaków (97,6%). W tym kontekście warto zwrócić uwagę na informację znajdującą się w pochodzącym z 4 października 1945 roku sprawozdaniu Ko-mitetu Miejskiego (KM) Polskiej Partii Robotniczej (PPR) w Raci-borzu. W piśmie przekazanym do Komitetu Wojewódzkiego (KW)

9 Rozmowa z J. Madej, przeprowadzona 29 lutego 2008 r.

186 JANUSZ MOKROSZ

Page 187: trudne bogactwo pogranicza

PPR w Katowicach jego autor skarżył się, że miejscowe komisje we-ryfikacyjne przyznawały tymczasowe zaświadczenie o obywatelstwie

10polskim nawet mieszkańcom nieznającym w ogóle języka polskiego .

Kolejna przyczyna odnosi się do specyficznego charakteru ziemi raciborskiej. Do roku 1945 językiem urzędowym na terenie powiatu raciborskiego był niemiecki, a co za tym idzie, język ten ludność miejscowa znała najlepiej. Sytuacje tego rodzaju dosyć znamiennie wyjaśniano w jednym z pism przesłanym do Urzędu Wojewódz-kiego. Czytamy w nim, że miejscowa ludność, „w 95% rekrutuje się z tubylców, którzy [...] byli wychowywani w duchu kultury niemiec-

11kiej” .

Trudno ocenić, czy wyniki weryfikacji narodowościowej, a raczej konsekwencje jej tendencyjnego charakteru, były zaskoczeniem dla władz powiatu raciborskiego. W gruncie rzeczy można przyjąć, że niektórzy polscy urzędnicy zdawali sobie sprawę ze specyfiki tego regionu oraz z faktu, że tutejsza ludność jest dwu- lub nawet trójję-zyczna. Dla przykładu warto przywołać postać Jana Affy – prze-wodniczącego Miejskiej Komisji Weryfikacyjnej w Raciborzu. Ten przedwojenny działacz polonijny, do roku 1932 reprezentujący

12w radzie miasta Racibórz mniejszość polską , miał zapewne świa-domość tutejszych niuansów narodowościowych. Trudno także wy-obrazić sobie, by wiedzy takiej nie posiadali pierwsi powojenni wój-towie gminy Krzyżanowice. Zarówno Stanisław Deląg, jak i Cyprian Drobny przybyli do Krzyżanowic z sąsiednich wiosek, z tych jednak

10 Z. K o w a l s k i: Powrót Śląska Opolskiego do Polski. Opole 1983, s. 425, za: APKat., Komitet Miejski Polskiej Partii Robotniczej w Raciborzu (dalej: KM PPR w Racib.). Sprawozdanie KM PPR z 4 października 1945 r.11 APKat, Oddział w Raciborzu (dalej: APKat. OR), Starostwo Powiatowe w Raciborzu (dalej: St.P w Racib.), sygn. 72, s. 37.12 Raciborzanie Tysiąclecia. Red. K. G r u c h o t, G. W a w o c z n y. Racibórz 2002, s. 6.

187„ZWALCZANIE WROGIEJ NIEMCZYZNY”...

Page 188: trudne bogactwo pogranicza

leżących po polskiej stronie dawnej granicy polsko-niemieckiej. W związku z tym dwu- lub trójjęzyczność czy indyferentne posta-wy narodowościowe nie powinny były być dla nich czymś nowym i zaskakującym. Oczywiście, z tych wszystkich komplikacji nie mogli sobie zdawać sprawy urzędnicy przybyli z Zagłębia Dąbrowskiego, m.in. z Będzina. Jednakże, nie wchodząc już głębiej w niuanse naro-dowościowe, należy podkreślić, że zgodnie z wytycznymi władz wo-jewódzkich, język niemiecki miał zostać wyeliminowany z użytku. Polscy mieszkańcy Górnego Śląska – a takimi formalnie byli zwery-fikowani pozytywnie mieszkańcy Raciborza i gminy Krzyżanowice – mieli porozumiewać się z sobą w języku polskim.

Zdławienie „szerzącej się niemczyzny” nie było bynajmniej za-daniem stojącym jedynie przed władzami Raciborza i gminy Krzy-żanowice. Językiem niemieckim posługiwali się również pozytywnie

13 14zweryfikowani mieszkańcy w Gliwicach i Bytomiu . Proceder ten odnotowano prawie we wszystkich miejscowościach Górnego Śląs-ka. Języka niemieckiego używano zarówno w życiu prywatnym, jak i publicznym. Niezależnie od miejsca – czy to w centrum miasta, czy w mieszkaniach, domach jednorodzinnych, gospodarstwach rol-nych – można było usłyszeć osoby rozmawiające w języku niemiec-

15kim . Olbrzymia skala zjawiska skłoniła władze wojewódzkie do reakcji, a te po raz kolejny podjęły próbę administracyjnego i osta-tecznego wyeliminowania z użytku języka niemieckiego, a przy okazji także wszystkich innych pozostałości niemieckiej spuścizny kultu-

16rowej .

13 B. L i n e k: Polityka antyniemiecka na Górnym Śląsku w latach 1945–1950. Opole 2000, s. 202.14 I d e m: „Odniemczanie” województwa śląskiego w latach 1945–1950. Opole 1997, s. 46.15 Szerzej zob.: I d e m: Polityka..., s. 202 i nast.16 29 stycznia 1945 r. Aleksander Zawadzki – wówczas pełniący funkcję pełno-mocnika Rządu Tymczasowego na województwo śląskie – wydał zarządzenie, na-kazując usunięcie śladów okupacji niemieckiej, tj. niemieckich: napisów, szyldów, plakatów, haseł, ogłoszeń i gazet, oraz by „natychmiast zaprzestać posługiwać się

188 JANUSZ MOKROSZ

Page 189: trudne bogactwo pogranicza

19 sierpnia 1947 roku wojewoda Aleksander Zawadzki skierował do starostów powiatowych i prezydentów miast zarządzenie oma-

17wiające tryb i zasady „zwalczania niemczyzny” . W piśmie tym wo-jewoda stanowczo nakazał administracji powiatowej, miejskiej i gmin-nej bezwzględną walkę z przejawami „niemczyzny”. Podkreślał, że „każdy urzędnik winien natychmiast reagować na używanie języka niemieckiego przez interesantów lub inne przejawy niemczyzny u obywateli Państwa Polskiego (zrehabilitowanych, zweryfikowa-

18nych)” . Mówiących po niemiecku zalecał legitymować i kierować do referatu społeczno-politycznego, gdzie następnie miano weryfi-kować ich obywatelstwo, mieszkańców zaś używających tego języka na ulicach – po uprzednim wylegitymowaniu – polecił odstawiać do

19najbliższego posterunku MO . Uzupełnieniem tego zarządzenia było pismo okólne, skierowane przez Zawadzkiego do wszystkich

20organizacji społecznych i politycznych województwa . Dokument ten – wystosowany również 19 sierpnia – nakazywał zmobilizowa-

językiem niemieckim w mowie i piśmie”; A. D z i u r o k: Problemy narodowościowe na Śląsku i sposób ich rozwiązania. W: Województwo śląskie 1945–1950. Zarys dziejów politycznych. Red. A. D z i u r o k, R. K a c z m a r e k. Katowice 2007, s. 586. Sze-rzej: B. L i n e k: „Odniemczanie”...,17 Kilka dni wcześniej, tj. 11 sierpnia 1947 r., z podobnym pismem Zawadzki zwrócił się do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego i Wojewódz-kiego Komendanta Milicji Obywatelskiej. Informował w nim, że zarządzenie o „zwalczaniu niemczyzny” wydane zostało już starostom i prezydentom miast, jednakże w rzeczywistości dokument takowy skierowano do nich dopiero 19 sier-pnia. De facto pomiędzy 11 sierpnia a 19 sierpnia odbywały się zjazdy poszcze-gólnych grup starostów, na których przekazano tylko ustne zlecenia dotyczące operacji; B. L i n e k: „Odniemczanie”..., s. 75. Szerzej: Niemcy w Polsce 1945– 1950. Wybór dokumentów. T. 2. Red. W. B o r o d z e j, H. L e m b e r g. Warszawa 2000, s. 472.18 Niemcy w Polsce 1945–1950..., T. 2, s. 475.19 Ibidem.20 Dokument ten był także powszechnie znany administracji na szczeblu powia-towym i miejskim. Ibidem, s. 478, przypis 2.

189„ZWALCZANIE WROGIEJ NIEMCZYZNY”...

Page 190: trudne bogactwo pogranicza

nie całego tzw. aktywu poszczególnych organizacji, który reagować miał na wszelkie przejawy niemczyzny – a w szczególności na osoby posługujące się językiem niemieckim – oraz zawierał wytyczne, któ-rymi miano się kierować:

„1. zwracać szczególną uwagę na osoby posługujące się językiem niemieckim tak w życiu publicznym, jako też w prywatnym. Używa-nie języka niemieckiego winno być uważane za jeden z dowodów niemieckiej przynależności narodowej. Językiem niemieckim posłu-giwać się mogą tylko niemcy [pisownia oryginalna – J.M.] przezna-czeni do wysiedlenia [...],

2. należało dążyć do zlikwidowania resztek napisów niemieckich tak w miejscach publicznych, jako też prywatnych (napisów w miesz-kaniach, na obrazach, ozdóbkach, naczyniach itp. Przykrym jest fakt, że polskie rodzinny tolerują niemieckie napisy na nagrobkach).

3. należy zwracać uwagę na osoby utrzymujące w drodze kores-pondencji kontakty z krewnymi i znajomymi przebywającymi w Niem-czech, jako też na ich zetkniecie się z powracającymi, wzgl. wyjeż-dżającymi do Niemiec.

4. specjalną uwagę należy zwracać na osoby powracające do Pol-ski na prawach repatriantów, wśród których znajdują się często niemcy [pisownia oryginalna – J.M.] wysiedleni w latach 1945 i 1946 [...].

5. należy ujawnić wszystkie osoby darzące współczuciem nie-mieckich jeńców wojennych i udzielające im pomocy. Szczególnie na uwadze należy mieć osoby, które w jakikolwiek sposób umożli-wiają im ucieczkę.

6. należy zainteresować się objawami sympatii dla niemców [pisow-nia oryginalna – J.M.] oraz duchem rodziny i jednostek, pozostających pod wpływami niemieckiego podziemia. Sympatia ta wyraża się naj-częściej w używaniu języka niemieckiego, czytaniu niemieckich ksią-żek, pielęgnowaniu grobów, przechowywaniu pamiątek niemieckich itp.

7. znany jest fakt, że głębokie osady niemieckie zostawiły po so-

190 JANUSZ MOKROSZ

Page 191: trudne bogactwo pogranicza

bie niemieckie organizacje młodzieżowe (H[itler] J[ugend], B[und] D[eutsche] M[adel]), wobec czego należy ujawnić członków tej or-ganizacji.

8. należy konsekwentnie dążyć do spolszczenia nazwisk i imion. Odnośnie osoby należy pouczyć, że winny wnosić do Starostw, wzgl.

21Zarządów Miejskich prośbę o zmianę nazwiska na polskie” .

Osobne pismo w sprawie „zwalczania niemczyzny” Zawadzki wystosował do administratora apostolskiego Śląska Opolskiego

22(z siedzibą w Oplu) Bolesława Kominka . W dokumencie z dnia 28 sierpnia 1947 roku wojewoda – prosząc o pomoc – postulował, by władze kościelne przyłączyły się do akcji repolonizacyjnej i wydały księżom zarządzenie m.in. o nieprzyjmowaniu do chrztu dzieci

23o imionach niemieckich .

Jesienią 1947 roku akcja „zwalczania niemczyzny” – oficjalnie nazywana także „walką z nawrotem niemczyczny” – nabrała niemal powszechnego charakteru. Na obszarze całego województwa przy-stąpiono do organizowania wieców, na których prelegenci uświada-miali mieszkańcom, że należy wyeliminować z użytku język nie-miecki, usunąć wszelkie napisy niemieckie oraz spolonizować imiona i nazwiska. Spotkania tego typu przygotowywały zazwyczaj dwie współpracujące z sobą organizacje społeczne, tj. Polski Związek

24Zachodni (PZZ) i Związek Weteranów Powstań Śląskich (ZWPŚl) .

Podczas przeprowadzonego w październiku 1947 roku zebrania raciborscy delegaci PZZ i ZWPŚl przyjęli „rezolucję w sprawie

21 Ibidem, s. 476–477.22 3 września 1947 r. identyczne w swej zasadniczej części pismo otrzymał ordy-nariusz katowicki, bp Stanisław Adamski; Niemcy w Polsce... T. 2, s. 478–479; A. D z i u r o k: Problemy narodowościowe..., s. 586.23 Niemcy w Polsce..., T. 2, s. 478–479; B. L i n e k: „Odniemczanie”..., s. 76; A. D z i u r o k: Problemy narodowościowe..., s. 586.24 B. L i n e k: „Odniemczanie”..., s. 87–89.

191„ZWALCZANIE WROGIEJ NIEMCZYZNY”...

Page 192: trudne bogactwo pogranicza

zwalczania niemczyzny we wszystkich przejawach życia publiczne-25

go i prywatnego” . Pierwsze zaś przygotowane przez raciborskie oddziały tych organizacji wiece miały miejsce w listopadzie 1947 roku i odbywały się od tego momentu cyklicznie, w poszczególnych

26miejscowościach powiatu, aż do lipca 1948 roku . Stałym punktem programu takich masówek były przemówienia, mające skłonić

27mieszkańców do „zwalczania niemczyzny i usuwania jej śladów” . Wygłaszali je zazwyczaj przedstawiciele partii politycznych oraz or-ganizacji społecznych, a także reprezentanci najwyższych władz wojewódzkich. W lutym 1948 roku, na odbywającym się w Racibo-

28rzu wiecu, swe przemówienie wygłosił wicewojewoda Arka Bożek .

„Walkę z niemczyzną” miał także wzmocnić rozbudowany sys-tem kar. We wspomnianym już zarządzeniu omawiającym, tryb i zasa-dy „zwalczania niemczyzny” Aleksander Zawadzki pisał, by w trakcie prowadzonej akcji przedstawiciele lokalnej administracji stosowali następujące sankcje karne: nagany z ostrzeżeniem, zwolnienie z pra-cy, pozbawienie koncesji gospodarczej, karę grzywny (do 30 tys. zł)

29oraz skierowanie do obozu pracy w Gliwicach . Podstawą prawną takich działań miał być art. 18 przedwojennego prawa o wykrocze-niach, grożący sankcjami osobom, które w „miejscu publicznym de-monstracyjnie okazują niechęć lub lekceważenie dla państwa pol-

30skiego lub innych instytucji państwowych” .

25 APKat OR, St.P w Racib., sygn. 72, s. 52.26 Organizowane przez PZZ i ZWPŚl wiece przebiegały bardzo schematycznie. Prelegenci zawsze „omawiali szeroko kwestię zwalczania niemczyzny[...]” oraz „wyjaśniali ludności bieżące zagadnienia polityki międzynarodowej”. Całe spot-kanie kończyło się zazwyczaj odśpiewaniem Roty lub innej patriotycznej pieśni. Źródło: APKat OR, St.P w Racib., sygn. 72, s.21; APKat., UWŚl. Og., sygn. 143, s. 234.27 APKat., UWŚl. Og., sygn. 141, s. 78.28 APKat OR, St.P w Racib., sygn. 72, s. 21.29 B. L i n e k: Weryfikacja narodowościowa i akcja osadnicza na Śląsku Opolskim. W: Województwo śląskie 1945–1950..., s. 633. Szerzej: Niemcy w Polsce..., T. 2, s. 475.30 B. L i n e k: Weryfikacja..., s. 633. Szerzej: Niemcy w Polsce..., T. 2, s. 467–468.

192 JANUSZ MOKROSZ

Page 193: trudne bogactwo pogranicza

Jak wynika z analizowanych sprawozdań, wraz z wprowadze-niem tak rygorystycznych kar zmniejszyła się liczba odnotowanych w powiecie raciborskim przypadków posługiwania się językiem nie-mieckim. W sierpniu 1947 roku – jeszcze przed rozpoczęciem opi-sywanej akcji – lokalna administracja sporządziła 84 doniesienia za

31rozmowy w języku niemieckim . We wrześniu 1947 roku w całym powiecie raciborskim – już na mocy art. 18 – ukarano również 84

32 33 34osoby , w październiku zaś 25 osób , w listopadzie 23 – osoby ,

35 36w grudniu – 16 osób , a w marcu 1948 roku – jedynie 11 osób . Za to w kolejnych dwóch miesiącach nastąpił wzrost tego typu wykro-czeń. W kwietniu ukarano za nie 27 osób, a w maju aż 40 (tabela 1). W analizowanych dokumentach brak niestety informacji o sank-cjach, jakie wymierzano za to wykroczenie. Jednak na podstawie przytoczonych danych można ocenić, że liczba tego rodzaju prze-stępstw mimo wszystko malała.

W swoisty sposób za posługiwanie się językiem niemieckim ka-rano w powstających na terenie powiatu raciborskiego od czerwca 1945 roku polskich szkołach. Wszyscy moi rozmówcy podlegali w latach 1945–1950 obowiązkowi szkolnemu i – jak twierdzą – języ-ka polskiego nauczyli się dopiero w polskiej szkole. Henryk Swobo-da wspomina, że w wymierzaniu kar za używanie języka niemieckie-go szczególnie lubował się w jego szkole dyrektor: „[...] chodził on ciągle w oficerkach, a przez to dzieci nazywały go >>gestiefelter Kater<<, czyli kot w butach. Za jakiekolwiek słowo wypowiedziane w języku niemieckim człowiek ten bił i szykanował uczniów. Kilka-

31 APKat., UWŚl. Og., sygn. 138, s. 104.32 Ibidem, sygn. 139, s. 87.33 Ibidem, sygn. 140, s. 83.34 Ibidem, sygn. 141, s. 78.35 APKat OR, St.P w Racib., sygn. 72, s. 63.36 APKat., UWŚl. Og., sygn. 143 s. 235.

193„ZWALCZANIE WROGIEJ NIEMCZYZNY”...

Page 194: trudne bogactwo pogranicza

krotnie za to, co robił, w jego mieszkaniu wybito szyby. W końcu, 37

któregoś wieczora starsi chłopcy w akcie zemsty pobili go” .

O dyrektorze szkoły, wymierzającym kary fizyczne za posługi-wanie się językiem niemieckim, opowiadają także Jadwiga Madej,

38Justyna Binadacz czy Jerzy Wagner. I tak przykładowo Jadwiga Madej pamięta, jak pewnego dnia, wracając ze szkoły do domu, zos-tała wraz z koleżanką za to „wykroczenie” wyzwana przez dyrektora

39od „przeklętych Szwabów i wyciągnięta za uszy” . Podobne metody stosowała siostra przełożona sierocińca, w którym przebywał Jerzy Wagner. Z relacji tego świadka wynika, że nawet dla osoby duchow-nej najistotniejszym elementem procesu dydaktycznego była nauka języka polskiego, a przez to doprowadzenie do wyeliminowania

40z użytku języka niemieckiego .

Tabela 1: Statystyka wykroczeń związanych z posługiwa-niem się językiem niemieckim na terenie powiatu racibor-

41skiego w latach 1947–1948

37 Rozmowa z H. Swoboda, przeprowadzona 11 lutego 2008 r. Szerzej: B. H a n -c z u c h, R. M r o w i e c, P. S p u t: Koniec wojny w Raciborzu i na Raciborszczyźnie w świetle źródeł historycznych i wspomnień świadków. Racibórz 2007, s. 112.38 Rozmowa z J. Bindacz, przeprowadzona 9 lutego 2008 r.39 Rozmowa z J. Madej, przeprowadzona 29 lutego 2008 r.40 Rozmowa z J. Wagnerem, przeprowadzona 4 marca 2008 r.41 Opracowanie własne na podstawie Sprawozdań sytuacyjnych Starostwa Po-wiatowego w Raciborzu 1947–1948. Źródło: APKat., UWŚl. Og., sygn. 138, s. 104; sygn. 139, s. 87; sygn. 140, s. 83; sygn. 141. s. 79; APKat OR, St.P w Racib., sygn. 72, s. 56, 63, 68, 145.

194 JANUSZ MOKROSZ

Page 195: trudne bogactwo pogranicza

W prowadzonej „walce z niemczyzną” lokalną administrację wspierali nie tylko dyrektorzy miejscowych szkół (którzy zresztą niejako tego typu działania mieli wpisane w zakres swych obowiąz-ków), ale również tzw. obywatelskie komisje kontroli (OKK). Powoła-ne zostały one przez władze powiatu raciborskiego na mocy zarzą-

42dzenia wojewody z dnia 10 października 1947 roku i kontrolowały głównie, czy w miejscach publicznych (m.in. na cmentarzach, w kap-

43liczkach, sklepach i restauracjach) i w obiektach prywatnych usu-

44nięto napisy niemieckie . By w pełni wyjaśnić obowiązki tego typu komisji, warto przytoczyć fragment sprawozdania sytuacyjnego Sta-rostwa Powiatowego z 30 sierpnia 1948 roku: „W dniach 26 i 27 sier-pnia wysłano w teren powiatu Komisje Obywatelskie do zwalczania niemczyzny, które przechodziły prawie [przez – J.M.] wszystkie mieszkania obywateli powiatu, kontrolując, czy wszystkie ślady niem-czyzny zostały usunięte. [...]Wyniki powyższej akcji są następujące: Zebrano książek niemieckich ponad 1000 tomów. Doniesień na opornych, względnie niestosujących się do zarządzeń Komisji Oby-watelskiej sporządzono 47 i przekazano referatowi karno-administra-

42 B. L i n e k: Polityka..., s. 634.43 Zadania OKK Zawadzki sformułował szczegółowo w 5 punktach: 1. Ustale-nie miejsc i doprowadzenie do usunięcia napisów niemieckich z różnego rodzaju obiektów i domów; 2. Ustalenie adresów firm i sklepów, których szyldy są opa-trzone nazwiskami i imionami niemieckimi oraz zastąpienie ich polskimi (poza imionami i nazwiskami żydowskimi; 3. Skontrolowanie lokali publicznych – szcze-gólnie restauracje i sklepy – i spowodowanie usunięcia stamtąd napisów niemiec-kich, znajdujących się na popielniczkach, talerzach, podstawkach na piwo itp. (restauracje) oraz opakowaniach towaru i reklamach (sklepy); 4. Dokonanie po-dobnej kontroli w domach i mieszkaniach. 5. Wywarcie nacisku na zarządy para-fialne w celu usunięcia napisów niemieckich z nagrobków cmentarnych. Komisje miały także doprowadzić do usunięcia ich z figur i kapliczek przydrożnych oraz z wszelkiego rodzaju pomników. B. L i n e k: „Odniemczanie”..., s. 81.44 APKat OR, St. P w Racib., sygn. 72, s. 175.

195„ZWALCZANIE WROGIEJ NIEMCZYZNY”...

Page 196: trudne bogactwo pogranicza

cyjnemu tutejszego starostwa. Napisów niemieckich na naczyniach kuchennych względnie obrazach nie stwierdzono, natomiast te stwier-dzone są tymczasowo usunięte, tj. pozaklejane. Cmentarze w powie-cie są zrepolonizowane w 95%, pozostałość zostanie usunięta

45w najbliższych dniach” .

Co zrozumiałe, właśnie działania zmierzające do „repolonizacji” cmentarzy były najbardziej problematyczne i budziły najwięcej emo-cji. Wyraźny opór władze napotkały ze strony administracji kościel-nej. We wchodzących w skład gminy Krzyżanowice wioskach: Bo-lesław oraz Owsiszcze proboszczowie sprzeciwiali się usuwaniu niemieckojęzycznych napisów, argumentując to tym, iż granice nie

46zostały jeszcze ustalone . Postawy wspomnianych księży nie były bynajmniej czymś odosobnionym. Negatywnie do „repolonizacji” grobów odnosiła się większość rodzimych mieszkańców Raciborza

47i gminy Krzyżanowice . Na jednym z raciborskich cmentarzy miał miejsce pewien nawet zabawny incydent. Zdjęte z krzyży hełmy nie-mieckie ponownie zostały przez miejscową ludność na nich zawie-

48szone . Jak zaś wynika ze sprawozdań wójta gminy Krzyżanowice, jej mieszkańcy nie stosowali się po prostu do jakichkolwiek admini-

49stracyjnych zarządzeń, związanych z tą akcją .

Zarządzenie takowe mówiło, iż niemieckojęzyczne napisy mają zostać zlikwidowane przez osoby opiekujące się poszczególnymi grobami. Tak więc wywiązujący się z tego obowiązku mieszkańcy

45 Ibidem.46 APKat OR, St.P w Racib., sygn. 72, s. 21; Ibidem, Gmina Rada Narodowa w Krzyżanowicach 1945–1954, (dalej: GRN Krzyż. 1945–1954), sygn. 14. Spra-wozdanie sytuacyjne z 21 lutego 1948 r. z gminy Krzyżanowice.47 Informacje taką przekazali: J. Bindacz (9 lutego 2008 r.), H. Swoboda (11 lutego 2008 r.), J. Madej (29 lutego 2008 r.), J. Wagner (11 marca 2008 r.).48 APKat. OR, ZMiMRN Racib. 1945–1950, sygn. 80, s. 7.49 APKat OR, St.P w Racib., sygn. 72, s. 93.

196 JANUSZ MOKROSZ

Page 197: trudne bogactwo pogranicza

Raciborza i gminy Krzyżanowice zamazywali je smołą lub skuwali. Niektórzy zaś, by uchronić nagrobki przed zniszczeniem, zabierali je

50z cmentarzy i ukrywali w swych domach . Ogromną pomysłowoś-cią wykazała się pewna krzyżanowiczanka, która zasypała po prostu nagrobek ziemią i posadziła na nim kwiatki, a gdy akcja „repoloni-

51zacji” cmentarzy ustała, usunęła ziemię .

Należy także wspomnieć, że działała swoistego rodzaju brygada robotników, których jedynym zadaniem było usuwanie z „bezpań-skich” nagrobków elementów kojarzących się z niemiecką spuściz-ną kulturową. Robotnicy ci więc niszczyli groby, którymi nikt się nie

52opiekował lub których opiekunowie nie dostosowali się do wyda-nego zarządzenia. Swoją „pracowitością” brygada ta szczególnie wykazała się na cmentarzu ewangelicko-katolickim w Raciborzu. Proces jego „odniemczania” dokonał się w ciągu kilku dni, w czasie których, większość nagrobków, pomników i krzyże z niemieckoję-

53zycznymi elementami usunięto i wywieziono .

Jak wynika ze źródeł archiwalnych, akcja „repolonizacji” cmen-tarzy przebiegała w Raciborzu zdecydowanie wolniej aniżeli w wios-kach wchodzących w skład powiatu, i została zintensyfikowana dopiero na przełomie 3 i 4 kwartału 1948 roku. Ze sporządzonego 30 sierpnia 1948 roku sprawozdania sytuacyjnego Starostwa dowia-dujemy się, że raciborskie cmentarze do tego dnia nie zostały „zre-polonizowane nawet w 10%”, w pozostałych zaś miejscowościach powiatu akcja de facto dobiegała końca („zrepolonizowanych” cmen-

50 Informacje taką przekazali: J. Bindacz (9 lutego 2008 r.), H. Swoboda (11 lute-go 2008 r.), J. Madej (29 lutego 2008 r.), J. Wagner (11 marca 2008 r.).51 Rozmowa z E. Targacz, przeprowadzona 6 kwietnia 2008 r.52 Potencjalni opiekunowie takich grobowców mogli zginąć podczas wojny, uciec lub zostać wysiedleni.53 Informacje taką przekazali: J. Bindacz (9 lutego 2008 r.), H. Swoboda (11 lutego 2008 r.), J. Wagner (11 marca 2008 r.); APKat OR, St.P w Racib., sygn. 72, s. 98.

197„ZWALCZANIE WROGIEJ NIEMCZYZNY”...

Page 198: trudne bogactwo pogranicza

54tarzy miało być już 95%) . Niemniej jednak do końca 1948 roku również z raciborskich cmentarzy usunięto wszelkie elementy koja-

55rzące się z niemieckością . Podsumowując przebieg tej akcji, warto przytoczyć słowa Henryka Swobody: „[...] proces repolonizacji cmenta-rzy zraził całkowicie rodzimych mieszkańców powiatu raciborskie-go do polskiej administracji. Ludzie komentowali ją słowami: że nawet

56Hitler mimo całej wrogości pozostawił nagrobki w spokoju” .

W maju 1948 roku, w ramach struktur powołanych do „walki z niemczyzną”, na szczeblu powiatowym utworzona została rów-

57nież komisja do klasyfikacji książek niemieckich . Przebieg jej prac dosyć skromnie opisano w sporządzonych przez raciborskie Staros-two sprawozdaniach. Niemniej dowiadujemy się z nich, że komisja ta do końca 1948 roku uznała 500 niemieckojęzycznych pozycji za naukowe i nakazała je zdeponować w archiwum Starostwa.

Jesienią 1947 roku władze powiatu raciborskiego zintensyfiko-58

wały także akcję spolszczania niemieckich imion i nazwisk . Cho-ciaż proces ten na terenie całego województwa śląsko-dąbrowskie-go prowadzony była na masową skalę dopiero od drugiej połowy

591947 roku, to w rzeczywistości przystąpiono do niego wcześniej . Część mieszkańców Raciborza i gminy Krzyżanowice sukcesywnie już od roku 1945 otrzymywało polskie imiona i nazwiska. Ich korekt dokonywano przy okazji meldunku lub podczas wręczania polskie-go dowodu tożsamości. Procedura w jednym i drugim wypadku wyglądała podobnie. Pozytywnie zweryfikowani mieszkańcy wy-

198

54 APKat OR, St.P w Racib., sygn. 72, s. 21, 175.55 APKat. OR, ZMiMRN Racib. 1945–1950, sygn. 80, s. 7.56 Rozmowa z H. Swobodą, przeprowadzona 11 lutego 2008 r.; B. H a n -c z u c h, R. M r o w i e c, P. S p u t: Koniec wojny..., s. 112.57 APKat OR, St.P w Racib., sygn. 72, s. 71.58 APKat., UWŚl. Og., sygn. 140, s. 83.59 A. D z i u r o k: Problemy narodowościowe..., s. 587.

JANUSZ MOKROSZ

Page 199: trudne bogactwo pogranicza

wiązujący się z obowiązku meldunku lub odbierający polski dowód tożsamości informowani byli przez urzędnika miejskiego lub gmin-nego o konieczności zmiany niemiecko brzmiącego imienia i naz-wiska. Jednocześnie dowiadywali się, że od tej chwili będą mieć polskie imię (np. Hendrich – Henryk; Gerhard – Józef) oraz naz-

60wisko ( np. Kalisch – Kalisz; Slawik – Sławik itp.) .

W październiku 1947 roku starosta, stosując się do zarządzenia wojewody, nakazał, by rozwieszać w mieście i wioskach powiatu ob-

61wieszczenia wzywające do „spolszczenia” imion i nazwisk . Ze wzglę-du na fakt, że rodzima ludność ziemi raciborskiej nie znała zazwy-

62czaj literackiego języka polskiego , obwieszczenia takowe ukazały się w dwóch wersjach, tj. w języku polskim i niemieckim. Ponadto, w skutecznym przeprowadzeniu akcji miały pomóc organizowane przez powiatowy referat społeczno-polityczny spotkania z rodzica-mi, których dzieci nosiły niemieckie imiona i nazwiska. W ich trak-

63cie urzędnicy przekonywali o konieczności ich polonizacji . Do po-

64lonizacji nazw osobowych mieli także namawiać nauczyciele i księża .

Tego typu metoda perswazji na pewno nie odniosła pożądanego efektu w gminie Krzyżanowice. Mieszkańcy do tej akcji odnosili się obojętnie bądź wręcz negatywnie, a wnioski o polonizację imion i nazwisk składali w gminnym Urzędzie Stanu Cywilnego tylko wów-czas, gdy zależało im na przepustce granicznej do Czechosłowacji

60 Informacje taką przekazali wszyscy moi rozmówcy: J. Bindacz (9 lutego 2008 r.), J. Madej (29 lutego 2008 r.), H. Swoboda (11 lutego 2008 r.), J. Wagner (4 marca 2008 r.).61 APKat., UWŚl. Og., sygn. 140, s. 83.62 Znajomość dialektu śląskiego nie była równoznaczna, z umiejętnością czyta-nia w języku polskim.63 APKat OR, St.P w Racib., sygn. 72, s. 21.64 Ibidem, s. 56.

199„ZWALCZANIE WROGIEJ NIEMCZYZNY”...

Page 200: trudne bogactwo pogranicza

65lub załatwieniu innej ważnej sprawy . Przyczyn takiego stosunku mieszkańców gminy do wszystkiego, co polskie, w tym także pro-cesu polonizacji nazw osobowych, wójt gminy dopatrywał się, w roz-przestrzeniających się pogłoskach o nowej wojnie. W związku z tym miejscowa ludność miała żyć w przekonaniu, że niebawem „Polskie

66Ziemie Zachodnie” zostaną przyłączone do państwa niemieckiego .

Podobne pogłoski miały pojawiać się także wśród rodzimych 67

mieszkańców Raciborza . Niemniej jednak w mieście tym „akcję spolszczania” imion opóźnił jeszcze innego rodzaju problem: brak poniemieckich akt Urzędu Stanu Cywilnego. Co prawda, odpisy ta-kich dokumentów znajdowały się w miejscowym sądzie grodzkim, ale trzeba było wnosić za nie opłaty skarbowe. To z kolei powodo-wało, że mieszkańcy opornie wywiązywali się ze zarządzonego przez

68władze obowiązku .

Z prowadzonej kwerendy źródłowej wynika, że akcję polonizacji nazw osobowych prowadzono na terenie powiatu raciborskiego na pewno do końca marca 1949 roku. Niewielka liczba źródeł archi-walnych i ich ogólnikowość, a przede wszystkim pojawiające się w nich sprzeczności uniemożliwiają jednak podanie ostatecznej liczby osób,

65 Ibidem, s. 142; Tego rodzaju informacje powtarzają się w kilku comiesięcz-nych sprawozdaniach. W piśmie pochodzącym z czerwca 1948 r. oznajmiał, że mieszkańcy „nie stosują się do Zarządzeń Gminny [...]”. Źródło: ibidem, s. 93. W ra-porcie za sierpień 1948 r. wójt skarżył się, że miejscową ludności trzeba zmuszać do polonizacji imion i nazwisk. Źródło: ibidem, s. 115. Takie same informacje od-najdujemy w sprawozdaniu z marca 1949 r., gdzie czytamy, że „wnioski o zmiany imion i nazwisk są bardzo rzadko składane, zależnie od konieczności załatwienia sprawy”. Źródło: ibidem, sygn. 73, s. 120.66 APKat.OR., GRN Krzyż. 1945–1954, sygn. 14. Sprawozdanie Gminnej Rady Narodowej z 9 lutego 1949 r.67 Rozmowa z H. Swobodą, przeprowadzona 11 lutego 2008 r. i z J. Wagnerem, przeprowadzona 4 marca 2008 r.68 APKat. OR, ZMiMRN Racib. 1945–1950, sygn. 80, s. 7.

JANUSZ MOKROSZ200

Page 201: trudne bogactwo pogranicza

które do tego terminu zmieniły swoje niemieckie imię i nazwisko. Jak ustalił Bernard Linek, według stanu z 1 stycznia 1948 roku w ca-łym powiecie raciborskim wpłynęło 113 wniosków o zmianę imie-nia i 1341 o zmianę nazwiska. Razem objętych tą procedurą zostało

692815 osób . W sprawozdaniu zaś z grudnia 1948 roku starosta infor-mował Urząd Wojewódzki w Katowicach, że w ciągu mijającego ro-ku w powiecie wpłynęło 544 podania o zmianę nazwisk i 645 podań o zmianę imion, co łącznie dotyczyło 2380 osób70 (tabela 2).

Tabela 2: Napływ wniosków o polonizację imion i nazwisk 71

w powiecie raciborskim za rok 1947 i 1948

Jak już wspomniałem, podstawowym problemem, z jakim mu-sieli zmierzyć się w trakcie prowadzenia „walki z niemczyzną” urzędnicy gminy Krzyżanowice, był bierny czy wręcz negatywny stosunek jej mieszkańców do wydawanych wówczas zarządzeń. Niemal w każdym miesięcznym sprawozdaniu przekazywanym w latach 1948–1949 przez Urząd Gminy w Krzyżanowicach do ra-ciborskiego Starostwa odnajdujemy informacje, że „ludność tutej-

72sza zachowuje się biernie i przejawia konserwatyzm niemiecki” ;

69 B. L i n e k: „Odniemczanie”..., s. 11570 APKat OR, St.P w Racib., sygn. 72, s. 151.71 Opracowanie własne na podstawie: B. L i n e k: „Odniemczanie”..., s. 115. Spra-wozdanie sytuacyjne Starostwa Powiatowego w Raciborzu za miesiąc grudzień 1948 r.; APKat OR, St.P w Racib., sygn. 72, s. 151.72 APKat.OR., GRN Krzyż. 1945–1954, sygn. 14. Sprawozdanie Gminnej Rady Narodowej za miesiąc czerwiec 1948 r.

201„ZWALCZANIE WROGIEJ NIEMCZYZNY”...

Page 202: trudne bogactwo pogranicza

lub: „Stosunek tutejszej ludności do zarządzeń władz jest nadal nie-przychylny jak w [...] sprawozdaniach za ubiegłe miesiące. [...] Nadal

73utrzymuje się propaganda szeptana” ; czy: „Wroga propaganda: utrzymuje się nadal z różnymi nasileniami w zależności od sytuacji międzynarodowej i wystąpień różnych osobowości jak papieża i innych. [...] Rozsiewana jest przez wrogie elementy zamaskowane,

74a udające dobrych Polaków” . Przyczyny zaś takich postaw władze

75gminy dopatrywały w słuchaniu niemieckich audycji radiowych .

Podobnie rodzimi mieszkańcy Raciborza mieli pod wpływem zagranicznych audycji radiowych szerzyć „szeptaną propagandę”. W pochodzącym z grudnia 1949 roku raporcie zarządu miejskiego odnotowano, że pod wpływem takich audycji miejscowa ludność (ludność „tubylcza”) rozsiewa różnego rodzaju pogłoski na temat zmian, jakie zaszły w Ministerstwie Spraw Zagranicznych ZSRR. Jak podaje autor tego pisma, jedna z obowiązujących wśród mieszkań-ców teorii głosiła, że zmiany w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Związku Radzieckiego są podyktowane przygotowaniami tegoż

76państwa do wojny .

Cechą charakterystyczną sprawozdań sytuacyjnych Starostwa Po-wiatowego z lat 1948–1949 są informacje o mieszkankach powiatu, których mężowie przebywali na terenie stref okupacyjnych w Niem-czech. Nie miały one zazwyczaj pracy i były utrzymywane przez krewnych oraz korzystały z pomocy raciborskiej opieki społecz-

77nej . Kobiety te wraz z dziećmi pragnęły wyjechać z Polski i dołączyć

73 APKat OR, St. P w Racib., sygn. 73, s. 120.74 Ibidem, s. 133.75 APKat.OR., GRN Krzyż. 1945–1954, sygn. 14. Sprawozdanie Gminnej Rady Narodowej za miesiąc listopad 1948 r.76 APKat OR, St.P w Racib., sygn. 73. Sprawozdanie sytuacyjne z miasta Raci-bórz z 4 grudnia 1949 r.77 APKat. OR, ZMiMRN Racib. 1945–1950, sygn. 84, s. 16.

JANUSZ MOKROSZ202

Page 203: trudne bogactwo pogranicza

do swych mężów. W sprawozdaniu z listopada 1948 roku starosta ra-ciborski w taki o to sposób przedstawił sygnalizowany problem: „Mę-żowie niemieccy przesyłają tutejszym zweryfikowanym żonom na wyjazd do Niemiec zezwolenia. Żony najczęściej obarczone dzieć-mi, które już niemiecki język zapomniały, zwracają się do tutejszego Starostwa z prośbą o takie zezwolenia. Wnioski takie przesyłane są do Urzędu Wojewódzkiego Śląsko-Dąbrowskiego [pisownia orygi-nalna – J.M.]. Należałoby tę kwestie rozwiązać – po co wysyłać mło-

78dzież polską za granicę” . Notatki o prawie identycznej treści poja-

79wiają także w innych miesięcznych sprawozdaniach z lat 1948–1949 . Wynika z nich, że kobiet takich na terenie powiatu mieszkało ok.

80200 , ale brak niestety informacji, w jaki sposób urzędnicy woje-wódzcy odpowiedzieli na owe podania. Niemniej jednak, biorąc pod uwagę fakt, że władze Polski w opisywanym okresie zazwyczaj negatywnie odnosiły się do tego rodzaju próśb, można wątpić, czy zostały wówczas wydane zezwolenia na wyjazd z Polski.

78 APKat OR, St.P w Racib., sygn. 72, s. 135.79 W sprawozdaniu z kwietnia 1948 r. starosta informował Urząd Wojewódzki w Katowicach, że na terenie powiatu „znajduje się około 200 kobiet z dziećmi posiadających mężów w Niemczech, którzy jako rdzenni Niemcy nie umiejący mówić po polsku, nie mogą liczyć na powrót na tutejsze tereny. Kobiety te są częs-to ciężarem dla Państwa i gdy opiekować się nimi musi Opieka Społeczna. Z dru-giej strony mężowie domagają się powrotu żon do siebie, grożąc im rozwodem. W ten sposób wytwarza się sytuacja bez wyjścia dla tych kobiet, gdyż brak powyż-szej kwestii uniemożliwia ich wysłanie do Niemiec. Nadmienię, że kobiety te po-chodzą z tutejszego terenu i posiadają Tymczasowe Zaświadczenie Narodowości Polskiej”. Źródło: ibidem, s. 56. Notatka z grudnia 1948 r. także znacząco nie róż-ni się w swej treści od wcześniejszej: „[mężowie – J.M.] Niemcy tutejszych zwery-fikowanych autochtonek przesyłają takowym zezwolenia na wyjazd do Niemiec. Sprawy takie przesyła się do Urzędu Wojewódzkiego do rozpatrzenia. Należałoby rozpatrzyć tą kwestie, gdyż najczęściej są to żony obarczone licznym potom-stwem już repolonizowanym, i nie zezwalać na wyjazd”. Źródło: ibidem, s. 151.80 Ibidem, s. 56.

203„ZWALCZANIE WROGIEJ NIEMCZYZNY”...

Page 204: trudne bogactwo pogranicza

Na podstawie analizowanych dokumentów można wnioskować, że kobiety starające się o wyjazd do mężów przebywających na tere-nie stref okupacyjnych w Niemczech na pewno mieszkały w Raci-borzu. Brak natomiast podobnych wskazań w odniesieniu do gmi-ny Krzyżanowice. Koniecznie jednak należy zwrócić uwagę na to, że zarówno w mieście, jak i w opisywanej gminie było wielu mieszkań-ców chcących wyjechać na obszar przyszłego państwa niemieckie-go. Oficjalny powód chęci takich wyjazdów był zazwyczaj taki sam: dołączenie do najbliższej rodziny, przebywającej na terenie stref

81okupacyjnych w Niemczech .

Jak wyglądał bilans „walki z niemczyzną” na terenie Raciborza i gminy Krzyżanowice? Na podstawie raportów administracyjnych z roku 1949 można postawić wniosek, że choć lokalnej administracji udało się usunąć fizyczne ślady niemieckiej spuścizny kulturowej („repolonizacja” cmentarzy, konfiskata książek niemieckich, proces zastępowania napisów niemieckich polskimi itd.), to jednak polscy urzędnicy ponieśli całkowitą porażkę w walce z mentalnymi przeja-wami niemieckości. Sprawozdania sytuacyjne z roku 1949 w tym wypadku nie pozostawiają żadnych złudzeń. Dowiadujemy się z nich np. że część rodzimych mieszkańców Raciborza nadal w życiu prywatnym i publicznym używała języka niemieckiego, w swych do-mach przechowywała książki niemieckie i nieustannie utożsamiała się z narodowością niemiecką, a co za tym idzie – pragnęła wyjechać

82z Polski .

Nie inaczej było w gminie Krzyżanowice. Jej rodzimi mieszkań-cy także w swych domach ukrywali przedmioty, które udało im się

81 APKat OR, St.P w Racib., sygn. 73. Sprawozdanie sytuacyjne z miasta Raci-bórz z 4 grudnia 1949 r. Rozmowa z J. Bindacz, przeprowadzona 9 lutego 2008 r. i z J. Madej, przeprowadzona 29 lutego 2008 r.82 APKat OR, St.P w Racib., sygn. 73. Sprawozdanie sytuacyjne z miasta Raci-bórz z 4 grudnia 1949 r.

JANUSZ MOKROSZ204

Page 205: trudne bogactwo pogranicza

uchronić przed zniszczeniem (m.in. książki niemieckie, kubki i tale-rze z niemieckojęzycznymi napisami, a także elementy nagrobków),

83często rozmawiali z sobą w języku niemieckim oraz nieustannie żyli w nadziei, że ziemia raciborska w końcu zostanie ponownie

84przyłączona do państwa niemieckiego . Fakt ten oddziaływał na-wet na polskich przesiedleńców i „repatriantów”, wśród których za-częła szerzyć się pogłoska, że w niedalekiej przyszłości będą oni musieli uciekać z powrotem na ziemie wschodnie państwa polskie-

85go przed powracającymi na swoje Niemcami .

W niniejszym artykule przedstawione zostały głównie działania mające doprowadzić do ostatecznej „repolonizacji”, czyli usunięcia niemieckiej spuścizny kulturowej z powiatu raciborskiego. Jednakże pamiętać należy, że na ziemi raciborskiej nie prowadzono w latach 1947–1950 jakiegoś wyjątkowego i charakterystycznego jedynie dla tego obszaru procesu. Wręcz przeciwnie, prowadzona wówczas w Raciborzu czy gminie Krzyżanowice „walka z niemczyzną” była tylko pochodną akcji, którą objęty został cały Górny Śląsk. I tak np. wiece mające uświadomić mieszkańcom, że należy wyeliminować z użytku język niemiecki, usunąć wszelkie napisy niemieckie oraz spolonizować imiona i nazwiska, PZZ i ZWPŚl organizowały pra-

86wie w każdym górnośląskim mieście . Także niemal we wszystkich powiatach województwa władze przystąpiły do akcji „spolszczania”

87niemiecko brzmiących imion i nazwisk . Podobnie było z działania-

83 APKat.OR., GRN Krzyż. 1945–1954, sygn. 14. Sprawozdanie Gminnej Rady Narodowej z 9 lutego 1949 r.84 Informacje taką przekazali: J. Bindacz (9 lutego 2008 r.), H. Lassak (6 kwietnia 2008 r.).85 K. S t o p a: Wojna, pokój, ludzie. Karty wspólnej przygranicznej historii. Racibórz 2007, s. 19.86 Szerzej: B. L i n e k: „Odniemczanie”..., s. 87 i nast.87 W sumie, w skali całego województwa, do końca 1948 r. złożono ponad 275 tys. wniosków o zmianę imion i nazwisk. 146 tys. wniosków dotyczyło zmian naz-wisk, ponad 89 tys. – zmian imienia, a 40 tys. – sprostowania pisowni nazwisk. Szerzej: B. L i n e k: Polityka..., s. 319–344.

205„ZWALCZANIE WROGIEJ NIEMCZYZNY”...

Page 206: trudne bogactwo pogranicza

mi, zmierzającymi do całkowitej „repolonizacji” cmentarzy. W wie-lu górnośląskich parafiach proboszczowie i mieszkańcy przeciwko temu gwałtownie protestowali. Co zaś szczególnie znamienne, na-wet pojawiające się wśród rodzimych mieszkańców ziemi racibor-skiej przekonanie, iż może dojść do nowej wojny, w konsekwencji której nastąpiłyby korekty obowiązujących granic, nie było czymś odosobnionym. Podobne pogłoski rozprzestrzeniały się nawet

88w Katowicach czy Chorzowie .

88 A. D z i u r o k: Problemy narodowościowe..., s. 591. Szerzej na temat oczekiwań związanych z III wojną światową zob.: Z. W o ź n i c z k a: Trzecia wojna światowa w oczekiwaniach emigracji i podziemia w kraju w latach 1944–1953. Katowice 1999.

JANUSZ MOKROSZ206

Page 207: trudne bogactwo pogranicza

HANNA HONYSZ

W pamięci został okruch tamtych dni. Dziedzictwo kulturowe repatriantów na Górnym Śląsku

Narody, które tracą pamięć – giną

Jan Paweł II

Ludzie przesiedleni po II wojnie światowej na Górny Śląsk zos-tali gwałtownie wyrywani ze swego środowiska. Chociaż wielu z nich od dłuższego czasu wiedziało, że przyjdzie im opuścić rodzinne strony, dzień, w którym to nastąpiło, był zaskoczeniem. Jak wspo-minają, władze radzieckie utrzymywały pozory dobrowolności de-cyzji o wyjeździe. Jeden z moich rozmówców opowiadał: „W grud-niu [1944 r. – H.H.] odebrano nam polski język wykładowy, zostały tylko 2 godziny tygodniowo. Od roku szkolnego 1945/46 język polski miał w ogóle zniknąć ze szkół. Każdej nocy zamierałem, gdy słyszałem kroki pod oknami. Aresztowali wielu moich kolegów. Ba-

1łem się, że i mnie aresztują, i nie będę mógł wyjechać” .

Tak zwani repatrianci, mimo złej atmosfery panującej w ich ro-dzinnych miastach, nie byli gotowi na ewakuację. Pakowali się w poś-piechu, czasem w ciągu kilku godzin. Zabrać mogli tylko niewielki bagaż, na który składały się najpotrzebniejsze rzeczy. Ktoś zabrał zabytkowe sztućce czy obrus wyszyty przez babcię, komuś udało się przemycić obraz. Ale to wszystko. Nie mogli zabrać tak wielu rze-czy, które były dla nich cenne, na których im szczególnie zależało. Na Wschodzie pozostawili nie tylko swoje domy i przyjaciół, ale tak-że księgozbiory, rodzinne zdjęcia, szkolne świadectwa, pamiątki z wa-

1 Wywiad z S.B. urodzonym we Lwowie w 1929 r.

Page 208: trudne bogactwo pogranicza

kacji. Ta utrata nie bolała zaraz po przybyciu na Górny Śląsk. Tych niedostatków repatrianci początkowo nie dostrzegali. Ważne były nowe mieszkania, ubrania, jedzenie, a także znalezienie pracy i szko-ły dla dzieci. Jednak im dłużej przebywali na Górnym Śląsku, tym bardziej brakowało im wszystkiego, co zostawili na Wschodzie. Szyb-ko zdali sobie sprawę z tego, że tam pozostała część ich historii. A człowiekowi bez najbliższej historii, bez pamiątek – ciężko żyć.

Trudno było tzw. repatriantom pogodzić się z tą utratą. Jednak materialna utrata – choć osłabia przetrwanie – nie jest kresem. Pozostaje przecież ludzka zbiorowa i indywidualna pamięć. Tak też w sercach i umysłach przesiedleńców pozostały wschodnie tradycje, obyczaje, pozostał obraz rodzinnych krajobrazów. Pielęgnowali je w swych rodzinach z różną intensywnością, sprawiając, że pamięć o nich przetrwała przez ponad sześćdziesiąt lat, bo jak powiedział Jan Paweł II: „Narody które tracą pamięć – giną”.

Najintensywniej w pamięci tzw. repatriantów zachowały się obrazy rodzinnych miast. Niektórzy z nich do dnia dzisiejszego pa-miętają rozkład ulic w przedwojennym Lwowie czy Stanisławowie. Jeden z moich respondentów pokazywał mi starą mapę Lwowa i palcem wytyczał na niej swoją młodzieńczą drogę do szkoły czy kościoła. Pamiętał wiele szczegółów miasta. W swym opowiadaniu

2przedstawił Lwów jako sanktuarium architektury i kultury .

Wielu moich respondentów życie na Wschodzie utożsamia z po-czuciem bezpieczeństwa i wolności. Tam był ich rodzinny dom, za-kątki, które znali. Spędzili tam lata swojej młodości, być może dlate-go obraz rodzinnych stron pozostał tak wyraźny, może nawet nieco wyidealizowany: „Przed wojną w Drohobyczu żyło się bardzo dob-rze. W 1936 roku mój ojciec kupił dom – mały dworek z pięknym ogrodem. Pamiętam małego czarnego kota, którego co dzień obser-

2 Wywiad z A.K. urodzonym we Lwowie w 1931 r.

HANNA HONYSZ208

Page 209: trudne bogactwo pogranicza

3wowałam z okna mojego pokoju” ; „Obrazy przesuwają mi się przed oczami jak film. Stryj był niedużym miasteczkiem, bardzo ładnym. Główna ulicą była aleja z drzewami po obu stronach, na ławkach

4pod nimi siedzieli emeryci. Tam mieszkałam przy Lwowskiej 66” . Po przesiedleniu, już na Górnym Śląsku, warunki, w jakich przyszło im mieszkać czasem latami, pozostawiały wiele do życzenia. To też z pewnością utrwaliło w pamięci obrazy z przeszłości.

Części moich respondentów w wiele lat po wysiedleniu udało się powrócić do swych rodzinnych miast, odwiedzić rodzinne domy. Kierowani dziwną, nieokreśloną tęsknotą lub nawet ciekawością po-wracali do uliczek, którymi kiedyś spacerowali. Te powroty ze wzglę-du na sytuację polityczną były możliwe dopiero w wiele lat po wy-siedleniu (od lat dziewięćdziesiątych XX w. począwszy). Mimo upływu czasu chęć powrócenia w tamte strony choć na chwilę nie słabła. Jak przekazywali moi rozmówcy, pragnęli chociaż raz w życiu zobaczyć, jak wyglądają ich rodzinne strony po wojnie i wielu prze-mianach społecznych oraz ustrojowych. Chociaż część z nich przez wiele lat po przesiedleniu żyła jeszcze nadzieją powrotu na Wschód, po jakimś czasie życia na Górnym Śląsku, wtopienia się w jego rytm, nadzieje te osłabły. Dziś mówią, że odwiedzenie rodzinnych zakąt-ków dostarczyło im wielu emocji, ale na prawdziwy powrót jest już za późno: „Dwa lata temu byłam z moim bratem w Żydaczowie. Nasz rodzinny dom stoi w tym samym miejscu, wygląda nawet tak samo jak w mojej pamięci. Mieszkają w nim Ukraińcy, ale wpuścili nas do środka, mogliśmy zajrzeć do każdego kąta. Żydaczów to dziś bar-dzo małe miasteczko, 10 razy mniejsze od Rybnika, mało uprzemys-

5łowione i biedne. Chyba nie potrafiłabym tam teraz zamieszkać” .

3 Wywiad z I.S. urodzoną w Drohobyczu w 1922 r.

4 Wywiad z L.P. urodzoną w Stryju w 1919 r.

5 Wywiad z Z.R. urodzoną w Żydaczowie w 1935 r.

W PAMIĘCI ZOSTAŁ OKRUCH TAMTYCH DNI... 209

Page 210: trudne bogactwo pogranicza

Ciekawym zagadnieniem jest stosunek tzw. repatriantów do gwa-ry śląskiej. Wszyscy moi respondenci przyznali, że po przybyciu na Górny Śląsk zetknęli się z innym, obco brzmiącym językiem. Można jednak zauważyć różnicę w odbiorze tego zjawiska przez osoby, które były w momencie przesiedlenia dziećmi. Jak wspominają – nie-znajomość gwary nie była dla nich przeszkodą we wspólnych zaba-wach. Przyznają, że czasem w ogóle nie rozumieli Górnoślązaków, bo, jak się okazywało, nawet proste zdanie brzmiało po śląsku zu-pełnie inaczej niż po polsku. Większość tzw. repatriantów szybko uczyła się jednak tutejszego języka. Jedna z respondentek wspomi-na: „Już po kilku latach życia tutaj miałam tak silny śląski akcent, że

6rodzina w Krakowie się ze mnie śmiała” . Ci, z moich respondentów, którzy w momencie przybycia na Śląsk byli dorośli, mają nieco inne wspomnienia. Jeden z tzw. repatriantów opowiadał, że język niejed-nokrotnie był narzędziem służącym do wzajemnego uprzykrzania sobie życia: „Ślązacy w sklepie mówili po śląsku albo po czesku. Czasem też po niemiecku. Wiedzieli, że ich nie rozumiem. Przez pe-

7wien czas nie mogłem sam zrobić zakupów” .

Nieznajomość śląskiej gwary nieraz, szczególnie w początko-wym okresie po przesiedleniu, przyczyniała się do konfliktów. Moi respondenci opowiadali o wielu zapalnych momentach w szkole czy pracy, w których gwara odgrywała kluczową rolę. Ślązacy używali jej

8celowo, aby wywołać atmosferę tajemniczości i braku zaufania . Ta-ki stan rzeczy wywoływał często reakcję przesiedleńców, którzy z kolei posługując się nienaganną polszczyzną, wyśmiewali Śląza-ków za ich nieznajomość ojczystego języka. Sytuację potęgowała działająca początkowo „propaganda” – wielu wysiedleńcom wma-wiano, że Górny Śląsk jest właściwym miejscem na osiedlenie, bo

6 Wywiad z M.W.-R. urodzoną we Lwowie w 1943 r.

7 Wywiad z L.M. urodzonym w Nowogródku w 1936 r.

8 Wywiad z S. B. urodzonym we Lwowie w 1929 r.

HANNA HONYSZ210

Page 211: trudne bogactwo pogranicza

wiąże się to z określoną „misją”. Chodziło o spolszczanie Śląska i Ślązaków: „Mówiono nam, że jedziemy spolszczać Śląsk, bo za du-

9żo tam niemieckiej mowy” . Wbrew temu jednak, jak twierdzą moi respondenci, gwara śląska nigdy nie była przez nich utożsamiana

10z językiem niemieckim .

Napięta na tle języka sytuacja szczególnie głośnym echem odbi-jała się w szkołach. Z jednej strony nauczyciele często stawiali przy-byszów za wzór poprawnej wymowy, akcentu, recytacji poezji. To budziło w Ślązakach poczucie niższości, kulturowego zacofania i, co oczywiste, nie służyło zacieśnieniu więzi pomiędzy dziećmi. Z dru-giej strony część nauczycieli przybyłych ze Wschodu prezentowała zupełnie inne stanowisko. Gerard Bernacki tak wspominał jedną ze swych nauczycielek: „Wywodziła się ze Stanisławowa, a tak pięknie potrafiła nas rozkochać w gwarze, która nie była przecież wtedy zbyt dobrze widziana. Mówiła: Ja tej gwary nie znam, ale tak jak szanuję swoje rodzinne strony i swój język, tak szanuję wasze strony i wasz

11język” .

W powojennym górnośląskim środowisku nie tylko gwara budzi-ła emocje. Podobnie było ze wschodnim akcentem tzw. repatrian-tów. „Ślązacy śmiali się z naszej charakterystycznej wymowy, ale też

12chcieli i próbowali się jej nauczyć. Niestety, to nie do nauczenia” – tak tę sytuację opisywał jeden z moich rozmówców. Inny twierdził, że Ślązaków drażnił język przybyłych ze Wschodu, bo był „zbyt

13czysty” . Rzeczywiście, repatrianci posługiwali się na co dzień nie-mal literackim językiem, który mógł w uszach Ślązaków brzmieć zbyt wyszukanie i obco.

9 Wywiad z L.M. urodzonym w Nowogródku w 1936 r.

10 Wywiad z A.N. urodzonym w Kołomyi w 1927 r.

11 Wywiad z A.K. urodzonym we Lwowie w 1931 r.

12 Wywiad z A.W. urodzonym w Tarnopolu w 1939 r.

13 Wywiad z L.M. urodzonym w Nowogródku w 1936 r.

211W PAMIĘCI ZOSTAŁ OKRUCH TAMTYCH DNI...

Page 212: trudne bogactwo pogranicza

Chociaż czas zatarł wiele różnic kulturowych pomiędzy s w o i -m i i o b c y m i na Górnym Śląsku, różnice językowe są dostrze-galne do dziś. Wielu tzw. repatriantów przyznaje, że w zasadzie

14przez całe życie byli rozpoznawani ze względu na swój akcent . Czy się go pozbyć nie umieli, czy nie chcieli – nie wiadomo. Dzisiaj rozu-mieją gwarę śląską, nawet potrafią się nią posługiwać, jednak rzadko

15to robią . Jak opowiadali moi rozmówcy, gwara jest częścią kultury śląskiej i choć może dla niektórych brzmieć zbyt prosto, nie można jej tego statusu odmawiać: „Każde państwo jest bogate tym, co każ-

16da dzielnica wnosi w kulturę” .

Tym, co tzw. repatrianci przez wiele lat kultywowali, jest tradycja świętowania. Zamiast urodzin jednak obchodzili i nadal obchodzą imieniny. Pytane przeze mnie osoby, mimo wielu lat życia na Gór-nym Śląsku, nie przyjęły panującej tutaj tradycji. Jedna z moich res-pondentek mówiła: „Nie obchodzę urodzin, nigdy nie obchodzi-

17łam, ale obchodzi je moja córka, odkąd dorosła” . Inny jest także sposób świętowania. Tak zwani repatrianci lubią bawić się w szero-kim gronie rodziny i znajomych, śpiewając i rozmawiając. Jedna z re-patriantek tak opisywała tradycyjne imieniny: „Obchodzimy imieniny, bo chodzi o patrona, nie o dzień przyjścia na świat. Tradycyjna impre-za w moim domu zaczynała się zawsze od wręczania prezentów, po-tem pani domu podawała przekąski: wędliny, sałatki, śledzia. Następ-nym posiłkiem było coś na gorąco, często bigos. Dopiero na zakoń-

18czenie świętowania jadło się słodycze i piło się kawę czy herbatę” . Tak więc główną różnicą w sposobie świętowania jest kolejność po-dawania na stół posiłków. Jak wykazały moje badania, większość

14 Wywiad z M.K.-O. urodzoną we Lwowie w 1942 r.

15 Wywiad z A.N. urodzonym w Kołomyi w 1927 r.

16 Wywiad z S. B. urodzonym we Lwowie w 1929 r.

17 Wywiad z M.K.-O. urodzoną we Lwowie w 1942 r.

18 Wywiad z I.S. urodzoną w Drohobyczu w 1922 r.

HANNA HONYSZ212

Page 213: trudne bogactwo pogranicza

indagowanych przeze mnie respondentów nigdy nie obchodziła uro-dzin, a tradycja ta w zasadzie zmienia się obecnie, gdy dzieci czy wnuki przesiedleńców zaczynają obchodzić także (czy tylko) urodziny.

Wiele pozostałości wschodniej tradycji można dostrzec w kuch-ni przesiedlonych ze Wschodu na Górny Śląsk. Przybywając tutaj, przywieźli z sobą przepisy swych babć i po osiedleniu nadal z nich korzystali. Ślązacy przejęli część wschodnich zwyczajów kulinar-nych. Na stałe zagościły na śląskich stołach pierogi z różnymi na-dzieniami. Oprócz nich zadomowiły się na Śląsku także gołąbki, ka-pusta z grochem, chłodniki czy barszcz z uszkami. Moi rozmówcy twierdzili, że ich kuchnia przede wszystkim w początkowym okresie

19po przesiedleniu różniła się od śląskiej . Z biegiem czasu nie tyle oni przejęli śląskie zwyczaje kulinarne, ile Ślązacy zaczęli gustować we wschodnich potrawach. Proces ten przyśpieszały mieszane małżeń-stwa. W trakcie wywiadów wielokrotnie słyszałam podobne wypo-wiedzi: „Żona nauczyła się gotować prawie tak dobrze, jak moja mama. Zresztą, cała jej rodzina polubiła wschodnie potrawy. W cza-sie świąt Bożego Narodzenia wszyscy jedliśmy i jadamy do dzisiaj

20kutię” . Wielu repatriantów wspomina także bardziej „egzotyczne”

21potrawy, takie jak: nadziewane żołądki i kiszki, kołduny czy śliżyki . Jednak w wielu domach były one przyrządzane tylko w początko-wym okresie po przesiedleniu i bardzo sporadycznie, co spowodo-wało, że w czasem zupełnie o nich zapomniano.

Tradycyjne wschodnie posiłki na święta Bożego Narodzenia goszczą do dziś w wielu domach repatriantów. Jako zupę jadają bar-szcz z uszkami, później kapustę z grochem, pierogi, smażoną rybę, a na deser – kutię. Trudno w zasadzie zauważyć inne tradycje zwią-

19 Ibidem.

20 Wywiad z A.W. urodzonym w Tarnopolu w 1939 r.

21 Wywiad z J.R. urodzonym w Kownie w 1942 r.

213W PAMIĘCI ZOSTAŁ OKRUCH TAMTYCH DNI...

Page 214: trudne bogactwo pogranicza

zane z obchodzeniem świąt Bożego Narodzenia czy Wielkanocy. Sami repatrianci w trakcie wywiadów dochodzili do wniosku, że

22święta w zasadzie obchodzone są wszędzie tak samo . Niełatwo dziś stwierdzić, czy to wynik upływu czasu, czy rzeczywistego braku odmiennych, czysto wschodnich tradycji związanych ze świętami, w co jednak trudno uwierzyć.

Tak zwani repatrianci po przybyciu na Górny Śląsk reprezento-wali z pewnością odmienną od śląskiej kulturę. Ludzie ze Wschodu

23byli, jak sami o sobie mówią: „Otwarci, roześmiani, rozśpiewani” . Towarzyskość skłaniała ich do określonego sposobu spędzania wol-nego czasu. Tak więc w przeszłości repatrianci byli organizatorami zabaw, potańcówek czy spotkań towarzyskich. Jednak często odby-wały się one w zamkniętym gronie.

Kiedyś tzw. repatrianci włączali się w tworzenie kultury przez funkcje społeczne, jakie pełnili. Kadra dydaktyczna Politechniki Śląskiej czy Śląskiej Akademii Medycznej w okresie powojennym w sporej części składała się z osób przesiedlonych ze Wschodu. Mimo trudnych warunków zarówno społecznych, jak i dydaktycznych na uczelniach, wkładali wiele serca i wysiłku w kształcenie młodzieży na

24Górnym Śląsku .

Dzisiaj tzw. repatrianci świadomie i celowo angażują się w spo-łeczno-kulturalne ruchy. Mają kilka celów: propagowanie kultury wschodniej, podtrzymywanie więzi między repatriantami, a także po-moc ludziom na Wschodzie. W wielu miastach Górnego Śląska działają dzisiaj organizacje, takie jak Towarzystwo Miłośników

22 Wywiad z A.T. urodzonym w Wygodzie w 1941 r.

23 Wywiad z M.K.-O. urodzoną we Lwowie w 1942 r.

24 Por. M. B a b a k: Dwa miasta jedno życie. Wywiad z prof. Tadeuszem Zagajewskim.

„Śląsk” 2000, nr 12, s. 14–17; K. K o b z d a: Poczet chwalebny. „Śląsk” 2000, nr 12, s. 20–21.

HANNA HONYSZ214

Page 215: trudne bogactwo pogranicza

Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich, Związek Stryjan czy Związek Sybiraków. Związek Stryjan, którego gliwicki oddział od-wiedziłam, zrzesza osoby urodzone w Stryju, organizuje wycieczki na Wschód, a przede wszystkim pomaga ubogim i potrzebującym mieszkańcom Stryja. Z kolei do ostatnich przedsięwzięć gliwickiego Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschod-nich należy nadanie IV Liceum Ogólnokształcącemu w Gliwicach imienia Orląt Lwowskich. Uroczystość, połączona z odsłonięciem

25pamiątkowej tablicy, odbyła się 23 listopada 2007 roku .

Wyniki przeprowadzonych przeze mnie badań pozornie nie na-pawają optymizmem. Okazało się bowiem, że tradycje wschodnie przetrwały w środowiskach repatrianckich w bardzo niewielkim stop-niu. W czasie wywiadów niejednokrotnie słyszałam zapewnienia:

26„Kultywowaliśmy wiele lwowskich tradycji” . Mimo takich stwier-dzeń moi respondenci mieli duże trudności z przypomnieniem so-bie obyczajów wykraczających poza obchodzenie imienin czy zwy-czaje kulinarne. Owszem, po dokładnych analizach możemy w ich życiu znaleźć jakieś ślady przeszłości, ale są one bardzo trudno dostrzegalne. Najwyraźniej zarysowuje się więź mentalna, duchowa pomiędzy tzw. repatriantem a Wschodem. Wielu z moich respon-dentów, mimo – jak to określają – „wrośnięcia w śląską kulturę

27 28i śląskie środowisko” , czuje się „wschodniakami” . Mają świado-mość, że tam żyli ich przodkowie, że tam tak naprawdę zostały ich korzenie. Wielu z nich zdecydowało się przecież na odwiedzenie rodzinnych stron. Jednak proces integracji społecznej i kulturowej na Górnym Śląsku spowodował, że zatarło się wiele początkowo

25 Zob. http://www.zsonr1.gliwice.pl/

26 Wywiad z I.S. urodzoną w Drohobyczu w 1922 r.; wywiad z M.W.-R. urodzoną

we Lwowie w 1943 r.; wywiad z M.K.-O. urodzoną we Lwowie w 1942 r.27

Wywiad z A.N. urodzonym w Kołomyi w 1927 r.28

Wywiad z I.S. urodzoną w Drohobyczu w 1922 r.

215W PAMIĘCI ZOSTAŁ OKRUCH TAMTYCH DNI...

Page 216: trudne bogactwo pogranicza

dostrzegalnych różnic pomiędzy Ślązakami i tzw. repatriantami. Owszem, przesiedleńcy wciąż mają świadomość swej odmienności, ale jest to właściwie kwestia pewnej psychicznej przynależności, w niewielkim stopniu manifestująca się w codziennym życiu.

Wśród przebadanych przeze mnie tzw. repatriantów można było zauważyć także pewną prawidłowość, geograficzną determinację. Wśród rybnickich repatriantów wschodnie obyczaje i tradycje uległy zatarciu w bardzo znacznym stopniu. Wynika to pewnie z małej liczby osób, które na teren miasta zostały przesiedlone po II wojnie świa-

29towej – według danych tylko 793 osoby . Inaczej sytuacja przedsta-wiała się w Gliwicach, do których tylko w 1945 roku przesiedlono 40 tys. repatriantów (później skończyły się możliwości osadnicze

30miasta) . Tam środowiska repatrianckie były przez wiele lat homo-geniczne i zamknięte w sobie. Tam też dzisiaj bardzo prężnie dzia-łają wspomniane przeze mnie towarzystwa i organizacje, których w Rybniku brak.

Na dawne tradycje i obyczaje najbardziej niekorzystny wpływ miał i ma upływający czas. Dorastają kolejne pokolenia tzw. repa-triantów, a ci, którzy przeżyli przesiedlenie, odchodzą do wiecz-ności. Potomkowie przesiedleńców nie czują już często duchowej więzi ze Wschodem. Nigdy bowiem nie byli we Lwowie czy w Stry-ju, nie znają tamtych krajobrazów. A przede wszystkim nie zasma-kowali tamtejszego życia. Trudno więc się dziwić, że przejmują tra-dycje kultury, w której żyją.

Niekorzystny wpływ na wszelką odmienność kulturową ma też postępująca od lat unifikacja kulturowa. Dziś ludzie pod względem upodobań kulturalnych czy mody są do siebie podobni niemal na

29 A. D z i u r o k: Problemy narodowościowe w województwie śląskim i sposoby ich rozwią-

zania. W: Województwo śląskie 1945–1950. Zarys dziejów politycznych. Red. A. D z i u -r o k, R. K a c z m a r e k. Katowice 2007, s. 598. Stan na dzień 1 lipca 1949 r.30

Por. B. T r a c z: Rok ostatni – rok pierwszy. Gliwice 1945. Gliwice 2004, s. 175.

HANNA HONYSZ216

Page 217: trudne bogactwo pogranicza

skalę całego kontynentu. Trudno więc szukać relatywizmu kulturo-wego wśród przesiedlonych na terytorium Górnego Śląska po po-nad sześćdziesięciu latach. Jakieś ślady Wschodu można jednak w tych ludziach, w ich życiu odnaleźć. I choć są to ślady niewielkie – jakże ważne dla ich tożsamości.

Należy w tym miejscu dodać, że problem unifikacji kulturowej od lat zajmuje socjologów i stał się jedną z kluczowych kwestii tej nauki. Jest to proces dotyczący dzisiaj niemal całego świata. Przy-niósł z sobą wytworzenie tzw. kultury popularnej. Część badaczy widzi w unifikacji kulturowej realne zagrożenie dla lokalnych oby-czajów i tradycji. Obawiają się oni, że unifikacja jest rodzajem impe-rializmu kulturowego i doprowadzi do powstania kultury globalnej. Z kolei zwolennicy unifikacji kulturowej widzą w niej rosnące różnico-wanie się tradycji i ich przejawów. Twierdzą, że społeczeństwo global-ne charakteryzuje się ogromną różnorodnością sąsiadujących z sobą kultur. Poprzez mieszanie się tradycji wewnątrz krajów i kontynen-tów powstaje swoista mozaika możliwości, z której każdy człowiek

31może wybrać coś dla siebie . Unifikacja kulturowa nie jest więc za-grożeniem, ale szansą.

Trudno dzisiaj ocenić, w którą stronę będzie zmierzał wiążący się z unifikacją kulturową proces globalizacji, czy ziszczą się prognozy pesymistów, czy optymistów... Moje badania prognozują, że raczej tych pierwszych, ale nie można niczego przesądzać. Należy mieć ra-czej nadzieję, że unifikacja kulturowa w ogólnym wymiarze przynie-sie jej uczestnikom wiele pozytywnych doświadczeń.

31 P. S z t o m p k a: Socjologia: analiza społeczeństwa. Kraków 2006, s. 89. Zob. tak-

że: Socjologia lektury. Red. P. S z t o m p k a, M. K u c i a. Kraków 2005; M. G o l -k a: Socjologia kultury. Warszawa 2007; A. G i d d e n s: Socjologia. Warszawa 2006; G. R i t z e r: Makdonaldyzacja społeczeństwa: wydanie na nowy wiek. Warszawa 2003; B. R. B a r b e r: Dżihad kontra McŚwiat. Warszawa2001.

217W PAMIĘCI ZOSTAŁ OKRUCH TAMTYCH DNI...

Page 218: trudne bogactwo pogranicza

Tradycje i obyczaje przemijają, pojawiają się nowe. Zmienia się kultura, dzisiaj szczególnie szybko. Także na Górnym Śląsku w za-pomnienie odchodzą dawne zwyczaje. Ewolucja i unifikacja są częś-cią naszego dwudziestopierwszowiecznego życia. Ale nie chodzi przecież o to, by zapamiętale hołdować tradycjom, które odchodzą w zapomnienie. Przemijanie jest wpisane w kulturę tak samo jak w życie człowieka. Przemijanie jednak nie równa się utracie. Pozos-taje pamięć. Pamięć tzw. repatriantów o korzeniach, pamięć o trud-nych losach swych rodzin. Poczucie mentalnej odmienności zapisa-ne w pamięci, choć już nieujawniające się tak intensywnie. Póki istnieje zbiorowa pamięć tzw. repatriantów o przeszłości, poczucie wagi tamtych trudnych doświadczeń nie umyka i nie kończy się ich trwanie. Co bowiem zapisane w pamięci, więcej nawet – wpisane w zbiorową tożsamość – przetrwa.

HANNA HONYSZ218

Page 219: trudne bogactwo pogranicza

ŚWIAT NAJMNIEJSZY

Page 220: trudne bogactwo pogranicza
Page 221: trudne bogactwo pogranicza

DAMIAN HALMER

Uwagi na temat umiejscowienia przedlokacyjnego centrum osadniczego na terenie miasta Rybnik

Średniowieczne dzieje Rybnika nie od dziś interesują badaczy. Od roku 1861, kiedy ukazała się drukiem pierwsza monografia mias-ta, autorstwa Franza Idzikowskiego, powstało wiele publikacji na ten

1temat . Ta niemała liczba literatury sprawia, że wiedza dotycząca najstarszych dziejów miasta Rybnik jest dość szeroka, często wzbo-gacana nowymi wynikami badań. Za szczególnie cenną w tym wzglę-dzie uchodzi monografia autorstwa Bogdana Klocha, który zebrał i usystematyzował wiele panujących do tej pory poglądów badaw-

2czych, wnosząc zarazem kilka nowych tez i ustaleń .

1 F. I d z i k o w s k i: Geschichte der Stadt und ehemaligen Herrschaft Rybnik in Ober-schlesien. Breslau 1861; E. D r o b n y: Krótki zarys historii miasta Rybnika. Rybnik 1938; L. M u s i o ł: Rybnik. Parafia Matki Boskiej Bolesnej. Monografia historyczna. [Mps. Biblioteka Śląska, Zbiory Specjalne, sygn. R 866 III]; W. K u h n: Geschichte des Rybniker Kreisgebietes bis 1526. In: Chronik von Rybnik O/S. Dorsten 1971; U. Z g o r z e l s k a: W zamierzchłej przeszłości i średniowieczu. W: Rybnik. Zarys dzie-jów miasta od czasów najdawniejszych do 1980 roku. Red. J. W a l c z a k. Katowice 1986; I. P a n i c, W. I w a n e k: Zamek Rybnicki. „Zeszyty Rybnickie 1”. Rybnik 1990; B. K l o c h: Rybnik w średniowieczu. Z dziejów miasta i okolic do pierwszej połowy XIV wieku. Rybnik 2002; I d e m: Rola Rybnika jako ośrodka parafialnego, administra-cyjnego i gospodarczego w średniowieczu (przyczynek do badań nad miastami górnośląskimi). W: Etnografia miasta jako przedmiot zainteresowań muzealnictwa polskiego. Red. G. G r a-b o w s k a, A. S t a w a r z. Warszawa–Rybnik 2002; B. K l o c h: Rybnik na przeło-mie XIII i XIV wieku. Kierunki rozwoju miejscowości. W: Sacrum i profanum. Klasztory i miasta w rzeczywistości Górnego Śląska w średniowieczu. Red. E. B i m l e r - M a c -k i e w i c z. Rybnik 2003; I. P a n i c: Rybnik w XII wieku: centrum regionu, czy jego peryferie. W: Sacrum i profanum...; A. B a r c i a k: Uwagi o roli Rybnika w XIII wieku w świetle współczesnych źródeł dokumentowych. W: Sacrum i profanum...; A. B a r c i a k: Sacrum a średniowieczny Rybnik . W: Sacrum i profanum...2 B. K l o c h: Rybnik w średniowieczu...

Page 222: trudne bogactwo pogranicza

Pomimo to nadal nie można uznać, że obecny stan wiedzy poz-bawiony jest jakichkolwiek błędów, nieścisłości czy też po prostu „białych plam”. Problem ten nie dotyczy tylko Rybnika, ale niemal każdego górnośląskiego miasta. Na taki stan wpływają dwa główne czynniki. Pierwszym z nich jest bardzo uboga baza źródłowa, a często nawet absolutny brak źródeł sprzed XIII wieku, te zaś, którymi dys-ponujemy, niejednokrotnie jedynie zawierają nazwę miejscowości, bez jakichkolwiek dodatkowych określeń. Drugi to niewielkie ro-zeznanie archeologiczne. Brak szczegółowych badań archeologicz-nych wpływa na fakt, że wiele z funkcjonujących w literaturze tez i założeń nie może być zweryfikowanych ani potwierdzonych.

Obydwa przedstawione czynniki w znacznym stopniu wpływają na naszą wiedzę dotyczącą średniowiecznych dziejów Rybnika. Bar-dzo trafnie pisał o tym Idzi Panic: „Mówienie o dziejach miejsco-wości w czasach, które w żadnym stopniu nie są oświetlone przez przekazy pisane, jest zajęciem wielce ryzykownym. Ryzyko to jest tym większe, jeśli w ślad za brakiem źródeł pisanych idzie również brak zabytków archeologicznych. Z takim właśnie przypadkiem spo-tykamy się w odniesieniu do dziejów Rybnika w XII wieku, jako że najwcześniejsze znane nam współcześnie zabytki rękopiśmienne, które odnoszą się do dziejów tego miasta pochodzą dopiero z począt-ków wieku XIII. Równie skąpego materiału źródłowego dostarczyły dotychczasowe badania archeologiczne, bowiem Rybnik dopiero cze-ka na przeprowadzenie jeśli nie systematycznej, to przynajmniej sze-

3rzej zakrojonej eksploracji archeologicznej” . Brak dokładnych pene-tracji archeologicznych widoczny jest szczególnie w rejonie centrum obecnego miasta. Dotychczasowe, wąsko zakrojone badania, często o charakterze działań ratujących zabytki, jedynie w niewielkim stop-niu mogą pomóc w poznaniu najstarszych dziejów miasta. Sytuację jeszcze bardziej komplikuje zwarta zabudowa śródmieścia – utrud-

3 I. P a n i c: Rybnik w XII wieku..., s. 17.

DAMIAN HALMER222

Page 223: trudne bogactwo pogranicza

4niająca prowadzenie badań – i znaczne przekształcenia terenu . Je-dynie budynek zamku rybnickiego i jego okolice (obecnie siedziba Sądu Rejonowego) na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku

5poddane zostały dokładnym badaniom archeologicznym .

Zasygnalizowane problemy sprawiają, że pomimo częstych do-ciekań podejmowanych przez wielu doświadczonych historyków, nie udało się do tej pory wyeliminować pewnych braków, nieścis-łości i sprzecznych teorii. Taki stan, odnoszący się do Rybnika i na-jbliższej okolicy, odzwierciedla literatura przedmiotu. Dobrymi przykładami mogą być chociażby toczące się od wielu lat polemiki

6dotyczące zagadnień genezy rybnickiego zamku czy też lokalizacji (a nawet samego istnienia) podrybnickiej miejscowości o nazwie

7Zalesie .

Jeśli idzie o genezę powstania miasta Rybnik – jedno ze spornych zagadnień – do tej pory nie udało się żadnemu z zajmujących się tą tematyką badaczy jednoznacznie odpowiedzieć na dwa zasadnicze pytania:

4 M. F u r m a n e k, S. K u l p a: Stan i potrzeby badań archeologicznych nad począt-kami i rozwojem Rybnika. W: Sacrum i profanum..., s. 25–28.5

B. M u z o l f: Wyniki badań zamku książęcego w Rybniku (siedziba Sądu Rejonowego), województwo katowickie, w 1991 roku. W: Badania archeologiczne na Górnym Śląsku i w Zag-łębiu Dąbrowskim w latach 1991–1992. Red. E. T o m c z a k. Katowice 1994; B. M u z o l f: Zamek książęcy w Rybniku, województwo katowickie. W: Badania archeolo-giczne na Górnym Śląsku i ziemiach pogranicznych w 1993 roku. Red. E. T o m c z a k. Katowice 1997.6

Zob. I. P a n i c, W. I w a n e k: Zamek Rybnicki..., s. 13 i nast.; B. M u z o l f: Zamek książęcy..., s. 123–124; B. K l o c h: Rybnik w średniowieczu..., s. 77–80; cenne podsumowanie omawianej uprzednio polemiki zawiera artykuł Michała Holony, opublikowany w niniejszym tomie.7

Zob. D. H a l m e r: W poszukiwaniu średniowiecznego Zalesia. Przyczynek do badań nad osadnictwem ziemi rybnickiej w średniowieczu. W: Europa, Śląsk, Świat Najmniejszy. Red. H. H o n y s z, J. M o k r o s z. Katowice–Rybnik 2007 – tam wcześniejsza literatura.

UWAGI NA TEMAT [...] PRZEDLOKACYJNEGO [...] RYBNIKA 223

Page 224: trudne bogactwo pogranicza

1. Na jaki okres datować można początki trwałego osadnictwa średniowiecznego Rybnika?

2. Jak miejscowość ta wyglądała w okresie przedlokacyjnym?

Udzielenie jednoznacznej odpowiedzi na pierwsze z pytań wyda-je się obecnie niemożliwe, bez podjęcia bowiem zaawansowanych badań archeologicznych wszystkie stwierdzenia funkcjonować mo-gą jedynie na płaszczyźnie domysłów. Brak źródeł archeologicz-nych skutecznie utrudnia także odpowiedź na drugie z postawio-nych pytań. W tym przypadku jednak brak źródeł archeologicznych nie wyklucza odpowiedzi, lecz ją utrudnia. Odpowiadając na drugie pytanie, historyk może posłużyć się toponimami i licznymi analogia-mi, które w pierwszym przypadku nie wniosłyby zbyt wiele. Dlatego też prowadząc dalej wywód, korzystać będę z tych właśnie metod, dą-żąc do odpowiedzi na zadane pytanie, a mój cel będzie stanowiła pró-ba odnalezienia „centrum osadniczego” przedlokacyjnego Rybnika.

Własną wizję przedlokacyjnego Rybnika ogłosił Franz Idzikow-ski, autor pierwszej monografii historycznej miasta. Autor ten dużo czasu poświęcił początkom osady rybnickiej. Opierając się na, jak się obecnie wydaje, błędnym założeniu w obliczaniu wieku założe-nia pierwszych stawów w Rybniku, określił czas powstania osady na przełom IX i X wieku. Jeżeli zaś chodzi o sam układ przestrzenny, to związany miał on być z powstaniem stawów rybnych. W ten sposób autor nawiązał do wcześniejszych przemyśleń swego poprzednika. Cztery największe stawy miały – jego zdaniem – być położone w okolicach późniejszych zabudowań Rynku. Same zaś pierwotne chatki (zdaniem autora w liczbie nie większej niż 40) stać miały na dość rozległym terenie rozciągającym się na południe od wzgórza kościelnego, w pobliżu stawów, obejmując także okolice dzisiejsze-go campusu uniwersyteckiego (wspomniane wcześniej Zogrodni-

8ki) . O dzielnicy Łona Idzikowski pisze, że należała do najstarszych

8 F. I d z i k o w s k i: Geschichte der Stadt..., s. 35–38.

224 DAMIAN HALMER

Page 225: trudne bogactwo pogranicza

i notowana jest wcześnie. O tym, że miała powstać równie wcześnie 9

jak Rybnik, Idzikowski jednak nie mówi .

Próby rekonstrukcji najstarszego wyglądu Rybnika, opierając się zapewne na poglądach Idzikowskiego, podjął się także Feliks Triest. Jego zdaniem, na miejscu obecnego miasta pierwotnie znajdowały się stawy rybne, domostwa zaś rozlokowane były od skrzyżowania

10trasy Gliwickiej i Żorskiej aż po obecny Rynek . Jednocześnie autor ten wyraził pogląd, że w tym samym czasie mogły także istnieć osobne osady. Jedną z nich mogła być dzielnica Łona i domy na ulicy

11Rudzkiej, czyli Zogrodniki .

Kolejny z badaczy historii ziemi rybnickiej, Emil Drobny, oparł się w dużej mierze na pracy Triesta. W roku 1934 ogłosił on drukiem krótki zarys historii dzielnicy Łony, która to miała być najstarszym

12ośrodkiem osadniczym na terenie Rybnika . W kolejnej swej pracy poświęconej początkom Rybnika autor ten wysunął tezę, że póź-niejsze miasto Rybnik powstało z 3 funkcjonujących wcześniej osad. Wizję E. Drobnego warto zacytować: „[...] po obu brzegach Nacyny, na stokach Góry Rudzkiej, Cerekwickiej i Kozichgór, osiadły się w czasach przedhistorycznych trzy opola, czyli sioła słowiańskie, z których pierwsza sadyba, znana pod nazwą Rybinek, [...] druga osa-da zajmowała tereny po obu brzegach potoku wypływającego spod płaskowzgórza nad dawniejszą ulicą Żorską, zwana dzielnicą starą, czyli łońską, stąd zachowała się nazwa „Łony” albo „Stare Miasto” –

9 „Ferne heisst in Rybnik ein Stadttheil, der zu dem ältesten gehört und schon sehr früh erwähnn wird, die Lone, lona ”. Ibidem, s. 33.10

F. T r i e s t: Topographische Handbuch von Oberschlesien Zweite Halfe. Breslau 1865, s. 739–742.11

„Vielleicht auch schon ein Teil desselben, sowie der Stadteil Lona mit häusern besetzt. Auch standen schon einige an der jetzigen Raudner Strase (Zogrodniki)“ Ibidem, s. 740.12

E. D r o b n y: Łony. „Ziemia Rybnicka. Organ Związku Przyjaciół Przesz-łości Rybnika i Okolicy” 1934, R. 1, nr 1, s. 10–11.

225UWAGI NA TEMAT [...] PRZEDLOKACYJNEGO [...] RYBNIKA

Page 226: trudne bogactwo pogranicza

Altstadt, jak niemieckie źródła oznaczały, trzecia osada, „Zagrodni-ki”, czyli Zahradniky, położona w najniższym zagłębieniu powiatu

13rybnickiego wzdłuż ulicy Rudzkiej [...]” .

Wizja przedstawiona przez E. Drobnego, a powstała wyraźnie pod wpływem wcześniejszej pracy niemieckiego badacza F. Triesta, na dobre zagościła w literaturze poświęconej historii miasta, zarów-no popularnej, jak i aspirującej do miana naukowej. Wizja połącze-nia się trzech prastarych osad w jedną działała i na badaczy, i na zwykłych rybniczan, przez co w wielu powojennych pracach poda-wana była jako bardzo prawdopodobna, a nawet jako fakt histo-ryczny.

W wydanym w 1979 roku przewodniku autorstwa Jerzego Szle-14

saka przemyślenia E. Drobnego zostały przyjęte bez wątpliwości . Również Bogdan Cimała skłonił się ku zaprezentowanej tezie i po-czątki miasta widział w trzech osadach, istniejących już w czasach kształtowania się państwa polskiego, czyli na przełomie X i XI wie-

15ku . Także Longin Musiolik tezę o trzech siołach przyjął i zamieścił

16w swym przewodniku . Do poglądu E. Drobnego nawiązał w swym artykule także Marek Osiecki. Autor ten nie wypowiedział się na te-mat istnienia trzech przedlokacyjnych siół, ale podjął temat genezy jednej z nich, a mianowicie Łon. Jego zdaniem, właśnie ta „dzielnica” miała być „podstawowym ośrodkiem centrotwórczym w minio-

13 I d e m: Krótki zarys s. 1.

14 „Jest to miasto [tj. Rybnik – D.H.], które wyrosło z zespołu trzech staropol-skich osad wiejskich, przekształcających się z wolna (po lokacji w końcu XIII w.) w nowoustrojowe miasto”. J. S z l e s a k: Miasto Rybnik (informator turystyczny). Rybnik 1979, s. 16.15 B. C i m a ł a: Zarys dziejów Rybnika i Wodzisławia Śląskiego. W: B. C i m a ł a, P. P o r w o ł, W. W i e c z o r e k: Wypisy do dziejów Rybnika i Wodzisławia Śląskiego. Opole 1985, s. 19–20.16 L. M u s i o l i k: Spacerkiem po Rybniku i okolicy. Przewodnik turystyczny po Rybni-ku. Rybnik 1997, s. 8.

...,

226 DAMIAN HALMER

Page 227: trudne bogactwo pogranicza

nych wiekach”, tworząc dawny targ. Dowodem na potwierdzenie tej tezy miał być przeprowadzony już przez Drobnego wywód nazwy

17„Łony” z gwarowego słowa „łoński”, czyli stary lub dawny .

Za możliwością istnienia kilku przedlokacyjnych osad opowie-dzieli się także archeolodzy Mirosław Furmanek i Sławomir Kulpa. Ich zdaniem, należy przypuszczać, że prócz Smolnej i Rybnika (któ-rego zabudowania znajdować się miały pomiędzy Rynkiem a wzgó-rzem z kościołem NMP) w XIII wieku na terenie dzisiejszych zabu-dowań miasta leżały także Łony (na wschód od obecnego placu

18Wolności) . Do tej listy autorzy nie zaliczyli jednak Zogrodników,

19które określone zostały jako przedmieście .

Część badaczy jednak sceptycznie odniosła się do hipotez, jako-by to miasto Rybnik miało powstać z połączenia starszych, przed-lokacyjnych siół. Ludwik Musioł, opisując dzieje parafii Matki Boskiej Bolesnej w Rybniku, przedstawił przy okazji także najstarsze dzieje miasta i zarysował własną wizję jego przedlokacyjnego wyglądu. Wiele z przedstawionych przez niego tez powtórzonych zostało za Idzikowskim (m.in. niewielka liczba luźno rozlokowanych domów nad stawami rybnymi, a także czas powstania osady). W sprawie samej lokalizacji przedstawił swoje stanowisko w sposób następu-jący: „Stary przedlokacyjny Rybnik była to osada skupiająca się u podnóża wzgórza, na którym w II-giej połowie XII wieku wznie-siono kościół. Uliczka, nosząca nazwę >>Zagrodniki<< to część

20tego >>staromieścia<< rybnickiego” .

17 M. O s i e c k i: Rozwój form komunikowania się na obszarze miasta i ziemi rybnickiej, jego wpływ na aktualny system obsługi transportowej i komunikacji. „Kroniki Rybnickie”. 1983, nr 1, s. 367.18 M. F u r m a n e k, S. K u l p a: Stan i potrzeby badań archeologicznych..., s. 29, ryc. 11, s. 41.19 Ibidem, s. 28.20 L. M u s i o ł: Rybnik..., s. 15, 22.

227UWAGI NA TEMAT [...] PRZEDLOKACYJNEGO [...] RYBNIKA

Page 228: trudne bogactwo pogranicza

Urszula Zgorzelska opisując średniowieczne dzieje miasta, zgo-dziła się z poglądem F. Idzikowskiego i L. Musioła, że przedloka-cyjne zabudowania Rybnika zajmowały teren od podnóża górki kościelnej po przyszły Rynek, wzdłuż traktu. Badaczka ta jedno-cześnie podała w wątpliwość twierdzenia E. Drobnego i L. Musioła, zarzucając im brak potwierdzenia ustaleń stosownymi przykłada-

21mi . Zdaniem badaczki, „twórcy nowego planu miasta pozostawili starą zabudowę i wytyczyli plac targowy na zachód od istniejącego

22staromieścia w taki sposób, by wychodziła nań droga raciborska” . Co jednak ciekawe, autorka wykazała się niekonsekwencją. W tej sa-mej pracy zbiorowej, prócz artykułu o dziejach średniowiecznych, opublikowała artykuł przedstawiający dzieje nowożytne do końca XVIII wieku. I właśnie w tym drugim artykule podała informację, iż „najprawdopodobniej w XVII wieku wieś Łony została włączona

23do miasta. Stanowiła odtąd jego przedmieście” .

Krytycznie wobec tezy o „pierwotnych siołach” odniósł się tak-że Bogdan Kloch. Historyk ten zauważył, że tezy E. Drobnego nie są oparte na żadnych dokumentach, lecz na złej interpretacji pracy

24Idzikowskiego . B. Kloch, pomimo że w dalszej części pracy starał się sam zlokalizować najstarsze centrum osadnicze Rybnika, to jed-nak skromnie skrytykował założenia oparte na twierdzeniach Triesta, Drobnego i ich naśladowców. Nawet w pewnym momencie uznał,

25że mogą one zawierać odrobinę prawdy .

Analizując przedstawiony stan badań łatwo, zauważyć, że tezy wysunięte przez E. Drobnego z większą częstotliwością przytacza-ne są w pracach poświęconych dziejom Rybnika, zarówno nauko-wych, jak i popularnonaukowych. Informacje takie podawane są na-

21 U. Z g o r z e l s k a: W zamierzchłej przeszłości..., s. 58.22 Ibidem, s. 58–59.23 E a d e m: W czasach nowożytnych. W: Rybnik. Zarys dziejów miasta..., s. 88.24 B. K l o c h: Rybnik w średniowieczu..., s. 59–60.25 Ibidem, s. 64.

228 DAMIAN HALMER

Page 229: trudne bogactwo pogranicza

wet na wielu stronach internetowych dotyczących historii miasta. Trudno jednak uznać, że obecny stan wiedzy, zaprezentowany na podstawie wspomnianej literatury, wolny jest od jakichkolwiek wąt-pliwości.

Najbardziej problematyczny wydaje się fakt, że ani nazwa Łony (Łona), ani też Zagrodniki (Zogrodniki), nie pojawia się w żadnym ze znanych nam średniowiecznych dokumentów. Szczególnie waż-ne są tutaj dokumenty sprzed roku 1308, gdyż odnoszą się do Rybni-

26ka z okresu przedlokacyjnego . I chociaż w dokumentach tych wy-mienia się nie tylko Rybnik, ale i Smolną, to jednak brak śladu nazwy podobnej do nazw Łony lub Zagrodniki. Co ciekawe, nazwy Łony i Zagrodniki nie występują także w późniejszych dokumentach, po-

27jawiając się dopiero w czasach nowożytnych .

Brak potwierdzenia źródłowego nazw miejscowości jest dość mocnym argumentem przemawiającym przeciwko zakorzenionym w tradycji tezom E. Drobnego, powtarzanym następnie przez kolej-nych autorów. Nie jest to jednak argument nowy, gdyż już sam autor owej tezy musiał zdawać sobie z tego faktu sprawę. Pomimo to, nie-co paradoksalnie, do roku 1980 trudno się spotkać w literaturze z krytyką takiego stanu rzeczy.

Stan taki zastanawia, gdyż brak potwierdzenia w dokumentach nie jest jedyną wątpliwością, jaka nasuwa się podczas analizy poruszo-nego problemu. Bardzo problematyczny wydaje się już sam wywód E. Drobnego. Pierwszym z ewidentnych błędów wygłoszonych przez

26 Por. Codex Diplomaticus Silesiae (dalej CDS). Bd 16, Nr 2990; B. K l o c h: Rybnik w średniowieczu..., s. 112–115.27 Nazw takich nie zawierają także najstarsze zachowane dokumenty odnoszące się do miasta Rybnika. Por. AP Racibórz, 18/269, Akta Miasta Rybnika, sygn. 1–12; L. M u s i o ł: Rybnik..., Dodatek (tam przedruki dokumentów z XVI i XVII w., w których nie wspominano o nazwach Łony ani Zagrodniki). Po raz pierwszy nazwa Łony pojawia się w Urbarzu z 1614 r., o czym wspomniano w dalszej części opracowania.

229UWAGI NA TEMAT [...] PRZEDLOKACYJNEGO [...] RYBNIKA

Page 230: trudne bogactwo pogranicza

badacza jest podjęta przez niego próba datowania początków Rybin-ka, Łon i Zagrodników. I chociaż w tekście nie została podana data założenia czy chociaż wiek powstania wspomnianych siół, to jednak określenie ich mianem „przedhistorycznych” i „słowiańskich” su-

28geruje okres przed powstaniem państwa polskiego . Teza ta jest wielce ryzykowna ze względu na bliskość tych osad, wszak okres wczesnego średniowiecza charakteryzował się bardzo słabo rozwi-niętą siecią osadniczą.

Krytyce można poddać także jedną z podstaw, na której E. Drob-ny budował swoją wizję. Opisując trzy rzeczone sioła, autor sugeru-je, jakoby w każdym z nich był kościół, który – jego zdaniem – miał pełnić funkcję ośrodka parafialnego. I tak Rybinek, czyli Rybnik, miał mieć kościół św. Zbawiciela, Zagrodniki – kościół św. Jana Chrzciciela, zaś kościołem dla osady Łony miała być świątynia pod

29wezwaniem Najświętszej Maryi Panny . W świetle dokumentów te-za ta jest nie do przyjęcia. W dokumencie z 25/27 maja 1223 roku zarówno świątynia św. Zbawiciela, jak i NMP umiejscowione są

30ewidentnie w Rybniku . Ponadto, ostatnie badania wyraźnie wyka-zały, że w trzynastowiecznym Rybniku funkcjonowały nie więcej niż dwa kościoły (NMP i św. Zbawiciela), początki zaś kościoła św. Jana Chrzciciela wiązać można najwcześniej z wiekiem XIV, w okresie po

31lokacji Rybnika i jego reorganizacji przestrzennej .

W tym miejscu warto się także zastanowić nad nazwami, jakimi E. Drobny, a następnie kolejni historycy, nazywali domniemane trzy sioła. O ile nazwa Rybinek, nawiązująca wprost do nazwy Rybnika,

28 E. D r o b n y: Krótki zarys..., s. 1.29 Ibidem, s. 1–3.30 Świadczą o tym następujące fragmenty: „[...] ecclesie S. Salvatoris in Ribnich [...]” oraz „[...] ecclesie Sancte Marie Virginis in Ribnich [...]” – CDS. Bd 1, Nr 1.31 Szerzej na ten temat zob. B. K l o c h: Rybnik w średniowieczu..., s. 71–76, 117–118; A. B a r c i a k: Uwagi o roli Rybnika..., s. 45–46; I d e m: Sacrum..., s. 83–84.

230 DAMIAN HALMER

Page 231: trudne bogactwo pogranicza

32nie wymaga szerszego komentarza , o tyle kolejnym dwóm naz-wom warto przyjrzeć się bliżej.

Franz Idzikowski, a za nim Felix Triest, nazwę Łona wywiedli z języka czeskiego, od wyrazu „lona”, co oznaczać miało „falę na rzece”. Nazwa ta, nawiązująca do strumyków płynących w tej dziel-nicy, miała wskazywać na bardzo wczesne powstanie, jeszcze za cza-

33sów panowania czeskiego lub nawet wielkomorawskiego .

Odmiennie na zagadnienie spojrzeli E. Drobny i M. Osiecki, któ-rzy, jak już zostało wspomniane, nazwę tę wywodzili od gwarowego słowa „łoński” mającego znaczyć tyle co „dawny, poprzedni, stary” – skąd można wnosić, że właśnie ta część miała pełnić funkcję „sta-

34rego miasta” . Problemem jest jednak fakt, że w przypadku Rybnika nie możemy się zgodzić z żadną nazwą, którą miano by określać

35„stary targ”, „stare miasto”, „Altstadt” . Fakt ten znacznie osłabia siłę twierdzeń przywołanych autorów.

Językoznawcy próbując rozwikłać zagadkę pochodzenia intere-sującej nas nazwy, skłaniają się ku tezie, że mogła się ona wykształcić tak, jak często spotykana na Śląsku nazwa miejscowa „Łany”, po-chodząca od słowa „łan”, czyli „obszar ziemi dany osadnikowi pod

36uprawę”, „miara pola” lub też po prostu „pole, rola” . Teza taka,

37choć poddana została krytyce przez M. Osieckiego , zdaje się bar-

32 Zob. W. S i e n k i e w i c z: Średniowieczne nazwy miejscowe ziemi rybnickiej. W: Kroniki Rybnickie..., s. 36 (nr 73); B. K l o c h: Rybnik w średniowieczu..., s. 62–63.33 F. T r i e s t: Topographisches..., s. 742; F. I d z i k o w s k i: Geschichte der Stadt..., s. 33.34 E. D r o b n y: Łony..., s. 10–11; I d e m: Krótki zarys..., s. 1; M. O s i e c k i: Rozwój form..., s. 367.35 B. K l o c h: Rybnik w średniowieczu..., s. 118–119.36 H. B o r e k: Górny Śląsk w świetle nazw miejscowych. Opole 1988, s. 88, 115; Słow-nik etymologiczny nazw geograficznych Śląska. T. 7: Lig – Miez. Red. S. S o c h a c k a. Opole 1994, s. 20, 46–47.37 M. O s i e c k i: Rozwój form..., s. 367.

231UWAGI NA TEMAT [...] PRZEDLOKACYJNEGO [...] RYBNIKA

Page 232: trudne bogactwo pogranicza

dziej prawdopodobna. Możliwość taką wzmacniają liczne analogie, jakie można zaobserwować w nazewnictwie (onomastyce) Górnego Śląska. Wiele z miejscowości noszących nazwę „Łan” lub „Łany” zapisywanych było w sposób podobny lub nawet identyczny jak interesujące nas „Łony”, co ilustruje tabela 1.

Tabela 1: Górnośląskie nazwy miejscowości pokrewne naz-wie „łany”

Źródło: na podstawie: Słownik etymologiczny nazw geograficznych Śląska. T. 7: Lig –

Miez. Red. S. S o c h a c k a. Opole 1994, s. 46–47.

Przychylając się ku przedstawionej tezie, co też przy obecnym stanie badań wydaje się w pełni uzasadnione, można wysnuć pewien wniosek, mogący uzupełnić nasze dociekania. Wyraz „łan”, będący wyrazem nazwotwórczym dla dzisiejszej nazwy „Łona”, pochodzi z języka niemieckiego (lehen) i jest ściśle związany z kolonizacją nie-

38miecką XIII wieku . Stąd też nieprawdopodobnym jest, by osada, czy nawet część Rybnika o takiej nazwie, funkcjonowała na długo przed lokacją samego miasta. Nazwa „Łony”, a właściwie „Łany”, odnosiła się do parceli, jakie wytyczono podczas lokacji na prawie niemieckim. Wymierzanie działek wiązało się bowiem z przyjęciem

38 J. M a t u s z e w s k i: Nazwy administracyjne osad lokowanych na prawie niemieckim. Łódź 1974, s. 45.

232 DAMIAN HALMER

Obecna nazwa Różne rodzaje zapisu nazwy (wraz z datą zapisu) Łan

na ter. Kędzierzyna Koźla

Łon

Łany

koło Polskiej Cerekwi

in pago Łonn (1679); Lana (1687/1688); Lohnau, Lony (1783);

Lohnau (1845, 1864); Łony (1939)

Łany

cz. miasta Woźniki

Lohne (1743, 1783); Lohna (1845, 1864); Lony (1845)

Łany Wielkie

koło Sośnicowic

Lohna, Lany (1783, 1797); Lohna – Lany (1795);

Lona – Lany (1864, 1886, 1941)

Page 233: trudne bogactwo pogranicza

przez właściciela określonej miary, którą był właśnie łan (wielki lub mały). Osadnik, który nabywał parcelę, posiadał więc nie tylko ka-wałek ziemi pod budowę domu (przy drodze lub przy centralnym punkcie), ale także spory kawał łąk i pól – czyli ów łan. Kształt par-celi mógł być w różnych miejscowościach różny, zależnie od kształ-tu murów i warunków topograficznych (np. wysokie wzniesienia,

39rzeki) . Ślady tych parceli są jeszcze bardzo dobrze widoczne cho-

40ciażby na planie miasta autorstwa Heera z 1861 roku .

Pewnym problemem jest fakt, iż zarysowany proces odnosił się głównie do lokacji wsi na prawie niemieckim, w lokowanych zaśw ten sposób miastach podział parceli odbywał się inaczej – parcele oddzielone były od miejskich działek budowlanych przy rynku. Niem-niej jednak, jak podkreślił w swej pracy B. Kloch, „Rybnik zupełnie nie mieści się w standardowych ramach rozplanowania ośrodka

41miejskiego na Górnym Śląsku” . Jest to najprawdopodobniej zwią-zane z tym, iż Rybnik w momencie lokacji miejskiej nie był wytycza-ny od nowa „na korzeniu”, lecz wpisał się w starsze osadnictwo, roz-lokowane wzdłuż traktu handlowego, na którym wytyczony został rynek. W tej sytuacji parcele przy nowo powstałym rynku „wrosły”

42we wcześniejsze podziały ziem .

Wraz z rozwojem rzemiosła, gdy zaplecze rolne traciło swą war-tość użytkową, dochodziło do podziału parceli na połówki, ćwiartki itp. Powoli wykształcały się także przedmieścia, które odgrywały rolę biedniejszego zaplecza, zaopatrującego miejskich rzemieślni-

39 M. B o g u c k a, H. S a m s o n o w i c z: Dzieje miast i mieszczaństwa w Polsce przedrozbiorowej. Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk–Łódź 1986, s. 94–95.40 Plan der Stadt Rybnik und der nächsten Umgegend gezeichnet von Heer. In: F. I d z i -k o w s k i: Geschichte der Stadt..., [b. pag.].41 B. K l o c h: Rybnik w średniowieczu..., s. 117.42 Ibidem, s. 117–120, 123–124; U. Z g o r z e l s k a: W zamierzchłej przeszłości..., s. 58–59.

233UWAGI NA TEMAT [...] PRZEDLOKACYJNEGO [...] RYBNIKA

Page 234: trudne bogactwo pogranicza

43ków w produkty rolne i dostarczającego pracowników najemnych . Wiele wskazuje na to, że Łony powstały na terenie wymierzonych dawniej parceli, czyli łanów, co tłumaczyłoby nazwę. Powstanie pier-wszych budynków, a następnie ukształtowanie się nazwy w czasach późniejszych, stworzyło podstawy pod wykształcenie się później-

44szego przedmieścia – „Vorstadt Lona” . O tym, że Łany były takim przedmieściem w XVIII wieku, świadczy zapis z wizytacji biskupiej w parafii rybnickiej z 1687 roku, gdzie znajdujemy fragment „ex su-

45burbio vulgo Lony” . Warto w tym miejscu wspomnieć o bardzo podobnym przykładzie z miejscowości Kisielów niedaleko Skoczo-wa. W miejscowości tej także funkcjonuje część miasta o nazwie „Ło-ny”, która w starszych dokumentach zapisywana była wraz z członem

46lokalizującym – „Na Łony”, „Na Łanach”, „Na Lanach” . Zapisy w tej formie, lecz odnoszące się do terenów Rybnika, można spot-kać Urbarzu państwa rybnickiego z 1614 roku, gdzie w ten sposób opisywane są grunty mieszczan rybnickich: „Girzik Smiczich má dům v městě a drží roli na Lánec”; „Giryik Hanyss, ten drží dům

47v městě a roli na Láních” .

Wspominając o Urbarzu, należy jednak wspomnieć również o pewnym fakcie, który w toku bierzącej wypowiedzi jest bardzo ważny. Otóż w Urbarzu tym „Łany” zapisane są jako wieś – „Ves

48Launy” . Określenie „Łon” jako wsi i umieszczenie ich na równi

234

43 M. B o g u c k a, H. S a m s o n o w i c z: Dzieje miast..., s. 95 i nast.44 Plan der Stadt Rybnik...45 Visitationsberichte der Diözese Breslau. Archidiakonat Oppeln. T. 1. Wyd. J. Jungnitz. Breslau 1904, s. 438.46 R. M r ó z e k: Nazwy miejscowe dawnego Śląska Cieszyńskiego. Katowice 1984, s. 111.47 Urbarium panství Rybnickeho sepsané letha páně 1614. W: Urbarze Śląskie. T. 3: Urba-rze dóbr zamkowych Górnego Śląska z lat 1571–1640. Red. J. G i e r o w s k i. Wroc-ław 1963, s. 247.48 Ibidem, s. 249 i nast.

DAMIAN HALMER

Page 235: trudne bogactwo pogranicza

m.in. ze Smolną, Niedobczycami, Rydułtowami czy Książenicami mogłoby wskazywać, że Łony były wsią samodzielną, a nie częścią Rybnika. To najprawdopodobniej ta wiadomość sprawiła, że Urszula

49Zgorzelska opowiedziała się za istnieniem samodzielnej wsi Łona . Jest to jednak jedyny taki przypadek wśród współczesnych doku-

50mentów .

Także nazwa „Zogrodniki” miała być dowodem na istnienie tam osady w okresie przedlokacyjnym. Tezę taką wysunął L. Musioł, pi-sząc, iż nazwą „Zagrody” miano w lokowanych później miastach określać tę część, która była staromieściem. Autor jednak nie tłuma-czy, jak doszedł do takiego wniosku, ani też nie przedstawia analo-

51gicznych przykładów .

Odrzucając tłumaczenie L. Musioła, warto jednak posłużyć się wynikami badań językoznawców, według których także nazwa „Zo-grodniki” wskazuje na powstanie w okresie po lokacji miasta. „Za-grodnikami” określano bowiem małe gospodarstwa o niewystar-czającej powierzchni pod uprawy, które z czasem przekształciły się w swego rodzaju „bazy do werbowania rąk do pracy na polach łano-

52wych” . Henryk Borek nazwę tę zalicza do grona nazw zawodo-

53wych, które powstały w późniejszych, nowożytnych czasach . Dla-tego też bardzo prawdopodobne jest, że nazwa ta wpierw opisywała część miasta, gdzie budowano małe gospodarstwa zagrodnicze, nas-tępnie zaś utrwaliła się w takim stopniu, że stała się powszechnie znaną nazwą drugiego z rybnickich przedmieść – „Vorstadt Zo-

54grodniki” . Na Górnym Śląsku nie jest to jedyny taki przykład, gdyż

55nazwę „Zagrodniki” noszą także części Kończyc i Dronowic .

49 U. Z g o r z e l s k a: W zamierzchłej przeszłości..., s. 58.50 Por. wspomniany już zapis z wizytacji biskupiej – przypis 43. Zob. także przy-pis 27.51 L. M u s i o ł: Rybnik..., s. 15.52 H. B o r e k: Górny Śląsk..., s. 203.53 Ibidem, s. 199, 202–203.54 Plan der Stadt Rybnik...55 H. B o r e k: Górny Śląsk..., s. 203.

235UWAGI NA TEMAT [...] PRZEDLOKACYJNEGO [...] RYBNIKA

Page 236: trudne bogactwo pogranicza

Do ostatecznego zaprzeczenia tezy o „łączących się siołach” przybliżyć może także układ terenu, na którym rozwinęło się dzi-siejsze śródmieście. Teren ten jest bowiem dość znacznie ograni-czony: na północy i wschodzie są wyraźne wzniesienia, a z zachodu rolę przeszkody odgrywa Nacyna. Jedynie od południa obszar nie ma wyraźnej przeszkody ograniczającej osadnictwo, lecz tam jesz-

56cze w XIX wieku znajdowały się tereny podmokłe . W sumie mamy więc dość ograniczony rejon, na którym można było odnaleźć po-czątki rybnickiej osady. Biorąc pod uwagę fakt, że część z tych terenów przeznaczona była pod stawy rybne, otrzymamy obszar jeszcze mniej-szy – trudno więc przypuszczać, że na tak niewielkim powierzchnio-wo terenie mogły funkcjonować trzy czy nawet dwie oddzielne osady.

Wskazówką ku temu, że Rybnik rozwijał się wewnątrz natural-nych barier bez podziału na dwie osady, może być także jego póź-niejszy, wydłużony zarys urbanistyczny. Kształt ten, „wypełniający” przestrzeń między naturalnymi przeszkodami osadniczo-urbanis-tycznymi, widoczny jest jeszcze do czasów nam współczesnych, wskazując nie tylko kierunki rozwoju urbanistycznego, ale także moż-liwości i bariery tegoż rozwoju. Mały i ograniczony obszar ziem na-dających się pod założenie osady sprawia, że mało prawdopodobne jest istnienie na nim dwóch lub więcej małych siół. Nawet jeśli w okolicy istniały niewielkie i blisko siebie położone osady, o czym przypomina B. Kloch, powołując się na przykład znalezisk archeo-

57logicznych z Chwałęcic i Stodół , to jednak trudno przypuszczać, by sytuacja taka miała miejsce także w przypadku dzisiejszego Śród-mieścia. Między średniowiecznymi osadami położonymi w okolicy Rybnika zawsze bowiem widać wyraźną granicę, którą najczęściej był gęsty las otaczający osadę (np. Książenice, Leszczyny), a teren Rybnika, gdzie miało się znajdować wiele stawów, strumyczków

56 Por. Plan der Stadt Rybnik...57 B. K l o c h: Rybnik w średniowieczu..., s. 64.

DAMIAN HALMER236

Page 237: trudne bogactwo pogranicza

58i mokradeł , cechował się zapewne mniejszą lesistością. Przede wszystkim zaś musimy pamiętać, że odległość między Rybnikiem a Łonami jest zbyt mała, by las pomiędzy nimi mógł stanowić grani-cę ułatwiającą powstanie w podobnym czasie dwóch, niepołączo-nych z sobą osad.

Jedyną wyraźną granicą, która mogłaby rozdzielać dwa rybnickie sioła (jeśli takowe w ogóle istniały), jest rzeka Nacyna. I rzeka ta istotnie stała się barierą oddzielającą dwie osobne osady, którymi od

59XIII wieku przez długi czas były Rybnik i Smolna . Trudno jednak przypuszczać, by równie skuteczną barierą oddzielającą dwa sioła mógł być płynący przez przedmieście Łony strumyk. Strumyk ten, choć na mapach zaznaczany wyraźnie, nie mógł być znaczną przeszkodą o głębokim korycie (a tylko takie mogły być skuteczną barierą między osadami). Gdyby tak było, wówczas stwarzałby on zbytnie zagrożenie powodziowe dla położonego niżej Rynku – co zapewne zostałoby uwzględnione przez mierniczych rozplanowu-jących nowy układ przestrzenny miejscowości. Strumień ten od

60średniowiecza był jedynie źródłem wody dla okolicznych domów , nie zaś barierą pomiędzy dwiema osobnymi osadami średniowiecz-nymi.

Reasumując, obecne w literaturze tezy mówiące o powstaniu miasta Rybnik z połączenia siół Rybinek, Łony i Zagrodniki, wydają się mylne. Brak potwierdzenia źródłowego dla nazw „Łony” i „Zag-rodniki” w połączeniu z późną genezą powstania tych nazw wska-

58 I d e m: Początki nowoczesnej infrastruktury wodociągowej i kanalizacyjnej w powiato-wym mieście Rybniku do 1914 r. W: Z kart historii powiatu rybnickiego. „Zeszyty Rybnic-kie 6”. Red. D. K e l l e r. Rybnik 2008, s. 165 i nast..59 Smolna, jako pierwsza okoliczna wieś, została przyłączona do Rybnika w roku 1907. E. B i m l e r - M a c k i e w i c z: Rybnik. Znaki samorządnych wspólnot. „Ze-szyty Rybnickie 3”. Rybnik 2006, s. 125.60 B. K l o c h: Początki nowoczesnej..., s. 165–166.

237UWAGI NA TEMAT [...] PRZEDLOKACYJNEGO [...] RYBNIKA

Page 238: trudne bogactwo pogranicza

zuje jednoznacznie, iż trzynastowieczny Rybnik nie mógł być po-dzielony na trzy osobne sioła w takiej postaci, jak sugerowali F. Triest, E. Drobny i kolejni badacze powtarzający ich tezy jako fakt histo-ryczny. Wiele też wskazuje na to, że Łony i Zagrodniki w pełni ukształtowały się najwcześniej w XVI wieku na skutek rozbudowy miasta poza ścisłymi okolicami Rynku, tworząc przedmieścia, a nas-tępnie dzielnice (części) miasta.

Przyjmując to założenia, wiemy, że Rybnik w XIII wieku nie był podzielony na trzy ani dwie osady. Jest to jednak tylko jedna z części odpowiedzi na postawione na samym początku pytanie: Jak miej-scowość ta wyglądała w okresie przedlokacyjnym? Wiemy bowiem, jak na pewno nie wyglądała. Zawsze jednak lepiej podać prawidło-wą odpowiedź niż odrzucać niepoprawne.

Ważną wskazówką co do wyglądu i lokalizacji pierwotnego „cen-trum” Rybnika może być z pewnością ukształtowanie terenu, na którym miasto powstało i rozwijało się. Wnioskując z kształtu, wiadomo, że pierwotne „centrum” położone było gdzieś wewnątrz owej „niecki”. Najbardziej prawdopodobne jest, że miejsce to znaj-

61dowało się na szlaku lub w bardzo bliskiej jego odległości . Szla-kiem tym mógł być wówczas jedynie szlak do Raciborza. Wiele bowiem wskazuje na to, że początki funkcjonowania rybnickiej osa-dy związane są z okresem pełnienia posług o charakterze służeb-

62nym wobec raciborskiego grodu .

W ten sposób, chociaż nadal hipotetycznie, to jednak możemy pokusić się o uściślenie miejsca, gdzie znajdowało się centrum osad-nicze przedlokacyjnego Rybnika. Najbardziej prawdopodobnym terenem najwcześniejszego osadnictwa o charakterze stałym jest podnóże wzgórz rudzkiego i kościelnego. Tezę taką, jak już zostało

61 I d e m: Rybnik w średniowieczu..., s. 112.62 I d e m: Rybnik na przełomie..., s. 49.

DAMIAN HALMER238

Page 239: trudne bogactwo pogranicza

wspomniane, prezentowali F. Idzikowski i U. Zgorzelska. Badania te kontynuował B. Kloch, który centrum przedlokacyjnej osady wi-dział u podnóża wzgórza kościelnego, przy zbiegu obecnych ulic Gliwickiej, Powstańców Śląskich, Jana III Sobieskiego i Łony. Tędy – miała jego zdaniem – przebiegać trasa do Raciborza, przy której

63wznoszone mogły być pierwsze chałupki . Biorąc pod uwagę fakt, że właśnie w tym rejonie badania archeologiczne wykazały ślady obecności człowieka w XIII wieku, to teren u podnóża wzgórza kościelnego, na szlaku raciborskim, wydaje się najbardziej prawdo-podobnym „centrum” dwunasto- i trzynastowiecznego Rybnika – centrum jedynej, funkcjonującej w „rybnickiej niecce” osady.

63 I d e m: Rybnik w średniowieczu..., s. 112.

239UWAGI NA TEMAT [...] PRZEDLOKACYJNEGO [...] RYBNIKA

Page 240: trudne bogactwo pogranicza
Page 241: trudne bogactwo pogranicza

MICHAŁ HOLONA

Zamek rybnicki w średniowieczu Konfrontacja historiografii sprzed 1991 roku z najnowszymi badaniami archeologicznymi

Historyczne początki zamku rybnickiego trudno dziś dokładnie ustalić. W ciągu wieków zmieniał on niejednokrotnie właścicieli, przeznaczenie, wielokrotnie był również przebudowywany, co za-tarło kształt jego pierwotnej konstrukcji. Na przełomie XVII i XVIII wieku pod wpływem sztuki europejskiej zamek przebudowano na rezydencję pałacową. Kolejno stawał się domem inwalidów, domem sierot, a od ponad 160 lat jest zaadaptowany na siedzibę sądu.

Na początku opracowania chciałbym przedstawić, co na temat zamku znaleziono w tekstach źródłowych i literaturze sporządzonej do czasu, gdy przeprowadzono pierwsze badania archeologiczne. Ponieważ badaniami nad zamkiem rybnickim, opartymi jedynie na

1podstawie przekazów źródłowych, zajął się Idzi Panic , to właśnie głównie jego badania i dociekania postaram się w dalszej części pra-cy skonfrontować z odkryciami archeologicznymi prowadzonymi

2przez Błażeja Muzolfa . Skupię się na ustaleniu pierwotnego wyglą-du zamku i jego otoczenia w okresie średniowiecznym, ukażę, jak

1 I. P a n i c: Zamek Rybnicki. „Zeszyty Rybnickie 1”. Rybnik 1990, s. 10–34; I d e m: Żory we wczesnym średniowieczu. Żory 2001, s. 118–120. Badania te były przeprowadzone przed rozpoczęciem prac archeologicznych.2 B. M u z o l f: Wyniki badań zamku książęcego w Rybniku (siedziba Sądu Rejonowe-go), województwo katowickie, w 1991 roku. W: Badania archeologiczne na Górnym Śląsku i w Za-głębiu Dąbrowskim w latach 1991–1992. Red. E. T o m c z a k. Katowice 1994, s. 102–106; I d e m: Średniowieczny zamek książęcy w Rybniku, województwo katowickie. W: Badania archeologiczne na Górnym Śląsku i ziemiach pogranicznych w roku 1993. Red. E. T o m c z a k. Katowice 1997, s. 120–126.

Page 242: trudne bogactwo pogranicza

ważne i niezbędne dla poznania jest popieranie badaniami archeolo-gicznymi wszelkich doniesień opartych na przekazach źródłowych.

Pierwsza wzmianka o zamku rybnickim pochodzi z roku 1327, gdy książę raciborski Leszek w dokumencie lennym do króla Czech Jana Luksemburskiego wymienia dwa zamki – w Raciborzu i Ryb-

3niku .

Za Franciszkiem Idzikowskim, pierwszym badaczem dziejów Rybnika „z prawdziwego zdarzenia” przyjmuje się, że zamek pow-stał w latach dwudziestych XIII wieku (za panowania w księstwie

4opolsko-raciborskim Kazimierza ). Wzniesiono go na miejscu klasz-toru Norbertanek przeniesionego w 1228 roku z Rybnika do Czar-nowąsów: „Obok miasta, tam gdzie dawniej znajdował się klasztor,

5a obecnie sąd powiatowy, stał zamek” . Należy w tym miejscu nad-mienić, iż autor kroniki, pisząc swoją pracę, korzystał ze źródeł, któ-rych dzisiaj niestety już nie mamy do swojej dyspozycji, a które wiele mogłyby wnieść do badań nad zamkiem rybnickim, jednak na nie-korzyść tez stawianych przez tego badacza przemawia to, iż niektóre

6z nich okazały się błędne w świetle nowszych badań .

3 Lehns-und Besitzurkunden Schlesiens und seiner einzelnen Furstenthumer in Mittelalter. T. 1. Verlager C. Grünhagen, H. Markgraf. Lipsk 1881, s. 379.4 K. J a s i ń s k i: Rodowód Piastów Śląskich. T. 3. Wrocław 1973, s. 17.5 F. I d z i k o w s k i: Dzieje miasta Rybnika i dawniejszego państwa Rybnickiego na Gór-nym Śląsku. Na podstawie wydanej w 1861 r. Kroniki Franciszka Idzikowskiego. Red. A. T r u n k h a r d t. Rybnik 1925, s. 45.6 Zob. ibidem, s. 19, 22; F. Idzikowski pisze błędnie, że ziemię rybnicką pier-wotnie zamieszkiwał „szczep Chrobatów, czyli też Chrowatów”. Dziś wiemy, że ziemia ta zamieszkiwana była przez Gołęszyców. Autor błędnie interpretuje rów-nież dokument biskupa wrocławskiego Wawrzyńca z 1223 r.; uważa, że mowa w nim jest o Żyrosławie I, podczas gdy dzisiejsi badacze są przekonani, że wzmian-kowany biskup to Żyrosław II. Ponadto F. Idzikowski błędnie podaje lata pano-wania wzmiankowanego Żyrosława I (1111–1120), podczas gdy posługa biskupia Żyrosława II trwała od 1112 do 1120 r.

MICHAŁ HOLONA242

Page 243: trudne bogactwo pogranicza

Ważnym argumentem na rzecz tezy, że konstrukcja zamku pow-stała przed rokiem 1228, jest fakt, iż książę Kazimierz w dniu 1 sier-pnia 1228 roku na zjeździe rycerstwa swego księstwa, zwołanym w Rybniku, postanowił wzmocnić konstrukcje obronne w Opolu i to tylko dzięki finansowemu wsparciu palatyna Klemensa z rodu

7Gryfitów , który przeznaczył na ten cel 500 grzywien. Słuszne wy-dają się wątpliwości Idziego Panica co do tego, że skoro na zamek w Opolu, który w tym czasie był o wiele ważniejszy od rybnickiego, Kazimierz nie miał dość pieniędzy, by samemu go rozbudować, i musiał się uciekać do finansowego wsparcia sponsora, nie mógł w tym czasie postanowić o budowie „od fundamentów” zamku

8w Rybniku . Dlatego z założenia, iż zamek powstał za panowania Kazimierza, jednoznacznie wynika, że musiał on powstać w miejscu klasztoru Premonstratensek.

I. Panic rozszerza twierdzenie F. Idzikowskiego przytoczone na wstępie i przypuszcza, że klasztor nie był budowany od podstaw, lecz powstał w miejscu zamku książęcego, gdyż siostry narzekały na niewygodę i prosiły o zamianę miejsca na Czarnowąsy, na co wska-zuje dyplom wystawiony przez Henryka Brodatego w 1234 roku, w którym znajdujemy następujące słowa dotyczące powodu prze-

9niesienia klasztoru: „quia incommoda et incompetens videbatur” („ponieważ niewygodnym i nieodpowiednim był widziany”). Jeżeli klasztor był wybudowany od podstaw, a nie w miejscu zamku ksią-żęcego, to zastanowić by się należało, dlaczego został postawiony tak nieudolnie, a mieszkanie w nim było tak nieznośne, że siostry

7 M. L. W ó j c i k: Ród Gryfitów do końca XIII wieku. Pochodzenie – genealogia – roz-siedlenie. Wrocław 1993, s. 47; B. Z i e n t a r a: Henryk Brodaty i jego czasy. Warszawa 1997, s. 243.8 I. P a n i c: Żory we wczesnym średniowieczu. Z badań nad historią miasta. Żory 2000, s. 119; I d e m: Zamek Rybnicki..., s.13.9 Urkenden des Klosters Czarnowanz. Verlager W. Wattenbach; Codex Diplomaticus Silesiae. Bd 1. Verlager C. Grünhagen. Breslau 1857 (Nr 5), s. 4–6.

ZAMEK RYBNICKI W ŚREDNIOWIECZU... 243

Page 244: trudne bogactwo pogranicza

prosiły o przeniesienie klasztoru. W rozpatrywanym wypadku mie-libyśmy do czynienia z pierwszą nieudaną fundacją klasztorną na ziemiach górnośląskich. W tym miejscu należy nadmienić, że książę

10 Mieszko Plątonogi (w nowszej literaturze zwany Laskonogim lub Władysławowicem) dysponował w tym czasie dużym potencjałem finansowym, gdyż ok. 1180 roku zyskał Bytom, gdzie znajdowały

11się kopalnie srebra . Stąd można wnioskować, iż na norbertankach nie musiał oszczędzać.

Inaczej na sprawę przeniesienia zakonu Norbertanek z Rybnika 12

do Czarnowąsów zapatruje się Bogdan Kloch . Badacz ten obala wcześniej wspomniany argument, słusznie zauważając, iż konwent norbertański miał niezwykle surową regułę zakonną. Przeniesienie upatruje się natomiast w tym, iż siostry chciały być bliżej centrum władzy książęcej, jakim w tym czasie było Opole. Obawiały się rów-nież dalszych niegodziwych czynów, których wcześniej doznawaływ Rybniku względem swego uposażenia, na co wskazuje bulla Grze-

13gorza IX z 1227 roku . Książę Kazimierz opolski wsparł zakon i zgodził się na przeniesienie go do Czarnowąsów. Uzyskał w ten sposób dogodne miejsce na wieczny spoczynek swojego potom-stwa. Bliżej miał również w tej sytuacji do swojej córki Więcesławy, którą przeznaczył na zakonnicę tego konwentu.

Idąc jednak tropem dociekań I. Panica, zakładamy, że zamek stał już przed wprowadzeniem się sióstr do Rybnika, czyli przed rokiem

10 J. R a j m a n: Mieszko I Plątonogi. W: Piastowie. Leksykon biograficzny. Red. S. S z c z u r, K. O ż ó g. Kraków 1999, s. 712.11 J. H o r w a t: Mieszko I Plątonogi, książę raciborski, opolski oraz krakowski. W: Cra-covia – Polonia – Europa. Studia z dziejów średniowiecza ofiarowane Jerzemu Wyrozumskie-mu w sześćdziesiątą rocznicę urodzin i czterdziestolecie pracy naukowej. Kraków 1995, s. 210.12 B. K l o c h: Rybnik w średniowieczu. Z dziejów miasta i okolic do pierwszej połowy XIV wieku. Rybnik 2002, s. 100–101.13 Schlesisches Urkundenbuch. Bd 1, 2. Lieferung, (1217–1227), Verlager H. Appelt. Graz–Wien–Köln 1968, nr 275; B. K l o c h: Rybnik w średniowieczu..., s. 100.

244 MICHAŁ HOLONA

Page 245: trudne bogactwo pogranicza

141211 , choć powstanie zamku niedługo przed rokiem 1200 (gdy-byśmy jego istnienie wiązali jedynie z funkcjami obronnymi) należy wykluczyć z powodu zbyt wielkiej odległości od granic księstwa. Z tych samych powodów bezcelowe wydaje się, by budowano za-mek za czasów Kazimierza opolskiego.

W dokumencie wydanym przez biskupa wrocławskiego Waw-rzyńca w 1223 roku mówi się o istnieniu w Rybniku kościoła para-

15fialnego . Kościół ten został konsekrowany przez biskupa Żyros-

16ława przed 1198 rokiem , co jednoznacznie świadczy o tym, że już w tamtym okresie Rybnik był na tyle znaczącą miejscowością, by ufundować w niej kościół parafialny. Uzasadnieniem tego mogło być funkcjonowanie osady targowej lub zamku oraz osady przyzam-kowej, pełniącej funkcje służebne, lub też obie rzeczy naraz. Jak już wcześniej wspomniałem, przed 1200 rokiem budowanie zamku by-ło bezcelowe, gdyż byłby on za bardzo oddalony od granic księstwa, ponieważ w 1179 roku Mieszko Plątonogi dostał od Kazimierza Spra-

17wiedliwego kasztelanie: bytomska i oświęcimską . Sytuacja przed-stawiałaby się całkowicie inaczej, gdyby zamek książęcy wchodził w skład pasa umocnień granicznych, wybudowanych jeszcze za Bo-lesława Śmiałego (1058–1079) i Bolesława Krzywoustego (1102– 1138). Pas ten rozpościerał się od Cieszyna po Koźle. Może właśnie w tym okresie należałoby umiejscowić początki istnienia zamku?

14 Data ufundowania klasztoru nie jest dokładnie znana, jednak musiało to nas-tąpić przed 1211 r., czyli przed śmiercią jego fundatora Mieszka Plątonogiego.15 Kodeks dyplomatyczny Śląska. T. 3. Wyd. K. Maleczyński. Wrocław 1964, nr 283, s. 61–67. Drugim kościołem był kościół klasztorny pw. Świętego Zbawiciela, któ-rego lokalizacja nie jest na dotąd ustalona.16 Dokładna data powstania kościoła w świetle źródeł, którymi obecnie dyspo-nujemy, wydaje się niemożliwa do ustalenia, dlatego podaje się, iż kościół ten zos-tał poświęcony ok. roku 1198, gdyż jest to data śmierci Żyrosława II.17 N. M i k a: Mieszko syn Władysława II Wygnańca książę raciborski i pan Krakowa – dzielnicowy władca Polski. Racibórz 2006, s. 99–100; J. H o r w a t: Mieszko I Plątono-gi..., s. 210.

245ZAMEK RYBNICKI W ŚREDNIOWIECZU...

Page 246: trudne bogactwo pogranicza

U zarania naszych dziejów zapewne musiał to być zamek drew-niany, o konstrukcji drewniano-ziemnej, być może na tym samym planie prostokątnym (który ukazały badania archeologiczne), bądź mniejszym kwadratowym. Budynek był niezbyt wielki, otoczony fo-są i wałem. W jego pobliżu znajdowały się stawy i sadzawki, co

18zwiększało jego obronność .

Tyle za sprawą historiografii możemy się dowiedzieć na temat zamku w Rybniku. Podsumowując: prawdopodobnie już w pier-wszej połowie XII wieku w Rybniku istniał drewniany zamek – co stanowi uzasadnienie ufundowania przez Mieszka Plątonogiego koś-cioła parafialnego pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny. Nas-tępnie w miejscu zamku ufundowano klasztor sióstr Norbertanek, który znajdował się tam do 1228 roku, kiedy to siostry przeniosły się do Czarnowąsów. Po wnikliwych badaniach I. Panic stwierdził, iż je-dynym okresem, w którym możliwa stała się przebudowa zamku, była druga połowa XIV wieku – lata względnego spokoju wew-nętrznego i rozwoju gospodarczego południowego Śląska, a także zagrożenia północnych granic księstwa opawsko-raciborskiego. Przebudowa miała nastąpić za panowania Jana opawsko-racibor-

19skiego i jego syna Jana Młodszego . Zamek został częściowo roze-brany i przebudowany prawdopodobnie w latach 1679–1680 przez

20hrabiego Jana Bernarda Prażmę . Do tego czasu był zaniedbywany i znajdował się w złym stanie.

18 Warto w tym miejscu przytoczyć słowa F. Idzikowskiego, który opisuje, iż „Zamek jest dobrze położony, lecz niezbyt wielki, otoczony rowem napełnionym wodą i starym wałem; naokoło są stawy i sadzawki. Budynki są już bardzo stare, gruba murowana kwadratowa podstawa, zaś na niej budowa wiązana, w której się znajdowała jedna wielka i jedna mała izba z przynależnemi komórkami. Do tego nadmienia relacja z 1579 roku, że jest to już bardzo stary budynek: mury są popę-kane, zaś na górnem piętrze znajduje się tylko mało i małych, z drzewa wzniesio-nych i >>lepionych<< izdebek. – Murarze nazywali się wówczas >>lepiarze<<, były to więc izby wapnem otynkowane i bielone. – Dawniej był to kościołek klasz-toru”; F. I d z i k o w s k i: Dzieje miasta Rybnika..., s. 45.19 Zob. I. P a n i c: Zamek Rybnicki..., s. 17.20 Ibidem, s. 25–26.

246 MICHAŁ HOLONA

Page 247: trudne bogactwo pogranicza

Pierwsze badania archeologiczne prowadzono od 21 lutego do 15 czerwca 1991 roku. Stwierdzono w nich jednoznacznie, że: za-mek powstał na planie czworoboku, długość boku wschodniego, który stanowi frontalną część budowli, wynosi 38 m (rys. 1). Naj-starsze fragmenty wybudowano z łamanego, warstwowanego ka-mienia, a narożniki tej ściany pozbawione przypór i zbudowane z dobrze obrobionych dużych ciosów piaskowcowych. Fundamen-ty północno-wschodniego narożnika ówczesnej budowli pozwalają hipotetycznie lokować tam wieżę o przekroju kwadratu, której sze-rokość boku (ściany) wynosiła ok. 10 m. Brama główna wschodnia jest dwuczłonowa i wysunięta o parę metrów przed mur frontalny, zwiększając tym samym obronę podejścia. Badania wykazały rów-nież, że zamek od wschodu był broniony fosą, a być może również niewielkim zewnętrznym, piaszczystym wałem. Fosa mogła docho-dzić nawet do 14 m szerokości. Wynika stąd, że budynek bramny „wyrastał” z fosy i z lądem połączony był mostem zwodzonym. Należy podkreślić, że zamek pierwotny został rozebrany do funda-mentów (pierwotna konstrukcja nie była tak dokładnie jak dzisiej-sza ustawiona w kierunku wschodnim, lecz lekko odchylona na pół-noc), mimo to udało się ustalić dalsze relikty zamku – ściany we wnętrzu, stawiane na kamiennych fundamentach, a w partiach wyż-szych wymurowane całkowicie z cegły palcówki o wymiarach śred-niowiecznych. B. Muzolf uważa, iż pochodzą one z XV wieku, w którym dopatruje się rozbudowy ceglanej części zamku, zwięk-szającej powierzchnię mieszkalną, a także powstanie domu północ-nego i zachodniego.

Niejako w podsumowaniu pierwszych odkryć archeologicznych pozwolę sobie przytoczyć słowa badacza, mówiące o początkach zamku i ewentualnym lokowaniu w jego miejscu klasztoru: „Trudno na obecnym etapie badań precyzyjnie datować obiekt, ponieważ materiał datujący wydobyto jedynie z wypełniska domniemanej wie-ży oraz górnych warstw zasypiska fosy. Materiał jest przemieszany, ale wyraźnie występuje w nim zespół zabytków ze schyłku wieku

247ZAMEK RYBNICKI W ŚREDNIOWIECZU...

Page 248: trudne bogactwo pogranicza

XIII oraz głównie z wieków XIV i XV. [...] Brak jak dotąd danych archeologicznych, które dopuszczałyby możliwość lokalizowania na tym terenie grodu wczesnośredniowiecznego czy też zabudowy

21klasztornej” .

Podczas drugich badań archeologicznych przeprowadzonych w 1993 roku, wewnątrz murów obronnych zlokalizowano w peł-nym obrysie pozostałości prostokątnej budowli, z podziałem na trzy pomieszczenia (rys. 2). Budowla ta była ustawiona na osi pół-noc–południe, a jej wymiary to 22,8 m x 9,4 m. Została ona wzmoc-niona trzema przekątnymi skarpami. Okazało się również, iż była to pierwsza murowana budowla wzniesiona na tym obszarze. Następ-nie dobudowano do wschodniej ściany budynku ścianę tworzącą półtrakt – ok. 3 m szerokości, z przyporami prostymi na rogach, które były prawdopodobnie połączone z murem, powstałym w trzeciej fazie budowania. Dom mieszkalny z pewnością był oto-czony murem obronnym, jednak nie odkryto jego zachodniej częś-ci, dlatego nie możemy ustalić, czy był zbliżony do kwadratu (wtedy zamek miałby dziedziniec), czy też mur zamykał się tuż za budowlą mieszkalną. Faza pierwsza datowana jest na drugą połowę XIII wie-ku i pierwszą wieku XIV. Fazy druga i trzecia dostarczają materiału datowanego na XIV i XV wiek.

I znowu w podsumowaniu do późniejszych badań archeologicz-nych zamku pokuszę się, by przytoczyć słowa B. Muzolfa: „Możemy jednoznacznie stwierdzić, iż w trakcie naszych prac nie wydobyto żadnych materiałów archeologicznych, które można datować na XII wiek i początki XIII wieku. Nie odkryto także żadnych star-szych konstrukcji drewnianych mogących wchodzić w skład umoc-nień grodowych. Wszystkie budowle zamkowe powstały na surowym korzeniu [...] najwcześniej w 2 połowie (koniec) XIII wieku. W takiej sytuacji brak także tutaj miejsca na lokalizowanie siedziby klasztoru

22z kościołem św. Zbawiciela w latach 1210–1228” .21 B. M u z o l f: Wyniki badań zamku..., s. 105.22 I d e m: Średniowieczny zamek..., s. 124.

248 MICHAŁ HOLONA

Page 249: trudne bogactwo pogranicza

Mimo że wywody I. Panica na temat istnienia na omawianym miejscu zamku książęcego wydają się słuszne (i nawet po opubliko-waniu wyników prac archeologicznych na terenie zamku rybnickie-

23go zostały powielone przez niektórych historyków i utrzymane

24przez I. Panica ), nie są już dzisiaj aktualne w świetle badań arche-ologicznych. Archeolodzy są pewni, że w miejscu dzisiejszego sądu w Rybniku nie było żadnej budowli pochodzącej z XII ani pierwszej połowy XIII wieku, jak chcieliby historycy.

Należy jednak dodać, że nawet archeolodzy pomylili się, twier-dząc w podsumowaniu wyników pierwszych badań, że najstarszą konstrukcją był mur obronny, podczas gdy w kolejnym etapie uznali już za najstarszą budowlę pomieszczenie mieszkalne wewnątrz ob-murowania – które notabene wcześniej uważali za dziedziniec zam-kowy. Archeolodzy podczas późniejszych badań nie znaleźli też mu-rów zachodnich, a przecież musiały istnieć – tak samo mógł istnieć drewniany zamek, którego reliktów nie odnaleziono, podobnie jak zachodnich murów kamiennych. Jednak gdyby zamek drewniany istniał, to czy możliwe jest, by nie znaleziono nawet jednego kawał-ka budulca potwierdzającego jego istnienie?

Późniejsze badania były jednak szczegółowe i zostały przepro-wadzone niemalże pod całym kompleksem zamkowym.

Tym razem przytoczę słowa Idziego Panica już po opublikowa-niu badań archeologicznych: „Prowadzone tu [...] badania archeolo-giczne nie potwierdziły występowania śladów starej zabudowy drewnianej (bo zapewne takiej konstrukcji byłaby to budowla), któ-rą można by połączyć z dwunastowiecznym grodem. Niemniej na-leży zwrócić uwagę na fakt, iż w stosunku do współczesnej zabudo-wy, tamta budowla zajmowałaby jedynie niewielką część rozległego

23 Por. M. S z o ł t y s e k: Rybnik nasze gniazdo. Rybnik 1997, s. 16.24 I. P a n i c: Żory..., s. 118–120.

249ZAMEK RYBNICKI W ŚREDNIOWIECZU...

Page 250: trudne bogactwo pogranicza

placu. Inaczej mówiąc, jeśli zamek rybnicki miałby znajdować się w miejscu obecnego sądu, wówczas byłby przykryty murami kolej-nych, znanych nam faz wznoszenia tutejszego zamku. W takim zaś wypadku weryfikacji naszej tezy można będzie dokonać jedynie

25w razie remontu wewnętrznej części fundamentów sądu” .

Chcąc w przybliżeniu określić wygląd zamku rybnickiego, należy przyjrzeć się budowlom podobnym pod względem fundamentów (rys. 4). Zamek rybnicki konstrukcją przypominał dwory książęce i biskupie. Wyglądem fundamentów niewiele różnił się od zamku na Ostrowie Tumskim we Wrocławiu i dworu książęcego w Jelczu (dziś w ruinie). Ten pierwszy był budowlą o konstrukcji dwukondygna-cyjnej, z cegły o wątku wendyjskim, na prostokątnym trójdzielnym planie o rozmiarach 11,4 m x 28,5 m. Opinały go proste skarpy, dol-na kondygnacja o wysokości 6,1 m. Dwie boczne kwadratowe w pla-nie izby miały położony centralnie granitowy filar. Izby te przedzie-lone były o połowę węższą sienią i nakryte ceglanym sklepieniem krzyżowym bez żeber. Piętro miało wysokość 5,2 m. Izba północna

26na piętrze mieściła kaplicę. Pałac powstał w 1213 roku . Dwór ksią-żęcy w Jelczu wybudowano na wyspie w zakolach starorzecza Odry. Zamek powstał na początku XIII wieku i należał do książąt wroc-ławskich. Fundamenty budynku mieszkalnego zbudowane zostały z polnych kamieni, a ściany – z cegieł. W obręb ówczesnego zamku wchodziły także budynki gospodarcze, a całość otoczono wałami drewniano-ziemnymi. Układ zamku był trójdzielny i ściśle symetrycz-

27ny o wymiarach 11,6 m x 27,6 m . Według Małgorzaty Chorowskiej, pałac w Jelczu stanowił następstwo chronologiczne i przestrzenne

25 I d e m: Rybnik w XII wieku: centrum regionu, czy jego peryferie. W: Sacrum i profanum. Klasztory i miasta w rzeczywistości Górnego Śląska w średniowieczu. Red. E. B i m l e r -- M a c k i e w i c z. Rybnik 2003, s. 20.26 M. C h o r o w s k a: Rezydencje średniowieczne na Śląsku: zamki, pałace, wieże miesz-kalne. Wrocław 2003, s. 65–67.27 Ibidem, s. 67–68.

250 MICHAŁ HOLONA

Page 251: trudne bogactwo pogranicza

28zamku z Ostrowa Tumskiego . Istotną różnicą było jedynie ukształ-towanie narożnych skarp. W zamku wrocławskim były one prosto-padłe w stosunku do ścian obwodowych, a w Jelczu – skośne, co wskazuje na nieco późniejszą, gotycką metrykę tego ostatniego.

Reasumując: po 1179 roku (gdy Mieszko Plątonogi uzyskał kasz-telanie: bytomską, oświęcimską i być może siewierską), wiódł przez Rybnik szlak z Raciborza do Mikołowa, a następnie do Bytomia i Siewierza lub Oświęcimia. Rybnik niewątpliwie był w tym okresie jedną z bardziej znacznych osad w księstwie. Do Rybnika prawdo-podobnie znoszono daniny z pobliskich miejscowości i to mogło stanowić jeszcze jeden powód, dla którego w Rybniku mógł znajdo-wać się zamek. Tym samym uważam, iż nie możemy wykluczyć, że zamek znajdował się tu już w XII wieku. Być może stał on w innym miejscu Rybnika, niż przypuszczano. Nie wykluczam również moż-liwości, że na jego miejscu ufundowano później wspomniany klasz-tor Norbertanek. W takim wypadku należałoby się zastanowić, gdzie szukać owego zamku. B. Kloch uważa, że zamek ten mógł się znaj-

29dować na wzgórzu, gdzie kiedyś stał kościół parafialny , lecz jego lokacje tak naprawdę mogą wskazać jedynie kolejne badania archeo-logiczne.

28 Ibidem, s. 63.29 B. K l o c h: Rybnik w średniowieczu..., s. 78.

251ZAMEK RYBNICKI W ŚREDNIOWIECZU...

Page 252: trudne bogactwo pogranicza

Rys. 1. Rekonstrukcja planu pierwotnego zamku w Rybniku:

1 – obrys obecnej bryły Sądu Rejonowego, 2 – przebieg odsłoniętych i hipote-

tycznych murów zamkowych, 3 – mury kamienne pierwotnego założenia zamko-

wego z I fazy, 4 – mury ceglane z II fazy rozbudowy zamku, 5 – relikty kamienne

z III fazy, 6 – stwierdzona fosa i jej hipotetyczna zewnętrzna granica od wschodu:

A – wieża, B – budynek bramny, C – północne skrzydło mieszkalne, D – zachod-

nie skrzydło, E – mury obwodowe, F – fosa, G – lokalizacja mostu, H – dziedzi-

niec zamku (B. M u z o l f: Wyniki badań zamku....).

MICHAŁ HOLONA252

Page 253: trudne bogactwo pogranicza

Rys. 2. Rozwarstwienie chronologiczne partii fundamentowych zamku w Rybni-

ku: 1 – budynek prostokątny z fazy I – koniec XIII w. – pocz. XIV w., 2 – poszerzenie

budynku z fazy I, faza II – przełom XIII i XIV w., 3 – murowany obwód obronny,

faza III – pocz. XIV w., 4 – drugi wariant zasięgu obwodu murowanego fazy III, 5 –

skrzydła pała-cowe dostawione w latach 60–70. XVIII w., 6 – korpus główny założe-

nia z XVIII w., 7 – partie ścian zamku pierwotnego zachowane do wysokości 2.

piętra, 8 – wschodnia krawędź fosy zamkowej (B. M u z o l f: Średniowieczny

zamek...).

253ZAMEK RYBNICKI W ŚREDNIOWIECZU...

Page 254: trudne bogactwo pogranicza

Rys. 3. Rybnicki zamek z ok. XIV w. Rys. B. M u z o l f a (M.. S z o ł t y s e k: Rybnik nasze gniazdo...).

MICHAŁ HOLONA254

Page 255: trudne bogactwo pogranicza

Rys. 4. Szkice fundamentów zamków: 1. w Rybniku, 2. na Ostrowie Tumskim,

3. w Jelczu.

255ZAMEK RYBNICKI W ŚREDNIOWIECZU...

Page 256: trudne bogactwo pogranicza
Page 257: trudne bogactwo pogranicza

HANNA KNURA

Rola Rybnika w księstwie raciborskim do połowy XIV wieku

W wyniku podziału państwa po śmierci Bolesława Krzywouste-go rządy w śląskiej dzielnicy objął senior dynastii Władysław II. Jego władza nie trwała jednak długo, gdyż na skutek konfliktu z braćmi z 1146 roku senior został pokonany i zmuszony do schronienia się w Niemczech, skąd mimo starań już nie powrócił. Powrót na Śląsk udał się dopiero jego synom: Bolesławowi Wysokiemu, Mieszkowi Plątonogiemu (Laskonogiemu) i Konradowi. Najprawdopodobniej już w 1172 roku doszło między braćmi do konfliktu, w wyniku któ-rego Mieszko objął rządy w południowej części księstwa. Gród w Ra-ciborzu stał się wtedy głównym ośrodkiem władztwa wydzielonego Mieszkowi Plątonogiemu (Laskonogiemu).

W roku 1179, w wyniku wojny o tron krakowski, Mieszko praw-dopodobnie uzyskał od Kazimierza Sprawiedliwego kasztelanie: by-tomską i oświęcimską. Osada rybnicka zaczęła wówczas pełnić funk-cje punktu łączącego nowe nabytki z księstwem raciborskim. Kolejna wojna pomiędzy śląskim książętami Mieszkiem Plątonogim (Lasko-nogim) a Henrykiem Brodatym rozegrała się w latach 1201–1202. Wynik wojny przesądził o przejściu większej części księstwa opol-skiego we władanie księcia raciborskiego Mieszka. W 1211 roku rzą-dy w księstwie opolsko-raciborskim objął jego syn Kazimierz, a po jego śmierci w 1230 roku książę Henryk Brodaty roztoczył „opiekę” nad jego młodymi następcami. Dopiero po śmierci Henryka Broda-tego rządy w księstwie objął wpierw starszy z nich, Mieszko Otyły (1239–1246), po jego śmierci zaś nastąpiło długie panowanie Wła-dysława, który zmarł w 1281 lub 1282 roku.

Wówczas nastąpił podział księstwa pomiędzy czterech synów Władysława: najstarszy Bolesław otrzymał księstwo opolskie, Kazi-

Page 258: trudne bogactwo pogranicza

mierz – księstwo kozielsko-bytomskie, a dwaj najmłodsi bracia Miesz-ko i Przemysł rządzili księstwem raciborsko-cieszyńskim, które po-dzielili prawdopodobnie w 1290 roku. Rządy w księstwie racibor-

1skim objął Przemysł, a później jego syn Leszek . Po śmierci księcia Leszka w 1336 roku jego dziedzictwo przejął Mikołaj II opawski. W 1327 roku Leszek złożył hołd lenny w Opawie Janowi Luksem-

2burskiemu . Król Czech przekazał więc księstwo raciborskie Prze-myślidom opawskim na mocy prawa lennego. W ręce Piastów księs-two raciborskie powróciło dopiero w 1521 roku po śmierci Walen-

3tyna Garbatego .

Gród Raciborski powstał najwcześniej w XI wieku, wzmian-kowany jest po raz pierwszy w Kronice Galla Anonima w związku z rokiem 1108. W początkach XII wieku został obsadzony załogą

4Bolesława III Krzywoustego . Awans Raciborza na książęcą siedzi-bę w drugiej połowie XII wieku spowodował, że konieczne stało się zapewnienie księciu i jego otoczeniu odpowiedniej aprowizacji. Miesz-kańcy okolicznych terenów, a więc i dzisiejszego powiatu rybnic-kiego, byli zobowiązani do spełniania posług na rzecz grodu, dostar-

5czania produktów rolnych i wyrobów rękodzielniczych . Nazwa „Rybnik” wskazuje na prowadzoną w dolinie rzeki Nacyny gospo-darkę rybną, która mogła wziąć początek od stawów rybnych lub od osadzonych w osadzie rybaków, którzy zajmowali się hodowlą, po-

1 R. Ż e r e l i k: Dzieje Śląska do 1526 roku. W: Historia Śląska. Red. M. C z a p -l i ń s k i. Wrocław 2002, s. 47 i nast.2 Lehns und Besitzurkunden Schlesiens und seiner einzelnen Fürstenthümer im Mittelalter. Verlager C. Grünhagen. Theil 2. Leipzig 1883, s. 379, Nr 1; R. Ż e r e l i k: Dzieje Śląska..., s. 92.3 Z. B o r a s: Książęta piastowscy Śląska. Katowice 1974, s. 324.4 G a l l A n o n i m: Kronika Polska. Przeł. R. G r o d e c k i, wstęp i opracowa-nie M. P l e z i a. Wrocław 2003, s. 113.5 J. H o r w a t: Formowanie się miast księstwa opolsko-raciborskiego do połowy XIV wie-ku. Gliwice–Rzeszów 1996, s. 108. Schlesisches Urkundenbuch, Bd 1–5. Verlager H. Appelt. Graz–Wien–Köln 1971–1998 (dalej cyt.: SU), Bd 1, Nr 301.

HANNA KNURA258

Page 259: trudne bogactwo pogranicza

6łowem i przetwórstwem ryb . Być może osada powstała po to, by za-pewnić zaopatrzenie Raciborzowi. Planowe zarządzanie zasobami rybnymi sięga przełomu X i XI wieku. Rybnik mógł być osadą słu-żebną związaną z ośrodkiem władzy administracyjnej znajdującym się w Raciborzu, ponieważ odległość pomiędzy Rybnikiem a Raci-borzem wynosi w linii prostej ok. 20 km. Była to odległość, którą ludność spełniająca posługi mogła pokonać w ciągu jednego dnia. Przynależność rybnickiej osady do kasztelanii raciborskiej wyraźnie określa dyplom papieski z 1229 roku, w którym znajduje się sformu-

7łowanie: „ad castellaturam de Raczibarz circa Rybnik” .

Zapotrzebowanie na ryby było duże, ponieważ ryby uważano za pokarm postny, a w owym czasie kalendarz liturgiczny obfitował w postne dni. Popyt wzrósł zwłaszcza od czasu, gdy w grodzie ra-ciborskim zaczął rezydować książę, jego rodzina i otoczenie. Możli-we, że wśród mieszkańców rybnickiej osady znajdowała się grupa książęcych rybitwów, których zadaniem było doglądanie zbiorni-

8ków wodnych . Okoliczna ludność trudniła się uprawą pól, a także przerobem drewna na smołę drzewną, czym zajmowali się miesz-kańcy osady Smolna. Ludność Książenic i Radoszów była zobowią-

9zana do posług transportowych .

W sąsiedztwie Rybnika miała się znajdować osada Bobrowniki, leżąca być może nad rzeką Rudą. Jej mieszkańcy mieli zajmować się żeremiami bobrowymi i polować na bobry dla potrzeb księcia raci-borskiego, a także chronić te zwierzęta przed kłusownikami. Lud-ność Bobrowników zajmowała się także prawdopodobnie wypie-

10kiem chleba i młynarstwem .

6 W. S i e n k i e w i c z: Średniowieczne nazwy miejscowe ziemi rybnickiej. W: Kroniki Rybnickie. Rybnik 1983, s. 36 „Rybnik […] nazwa kulturowa oznaczająca staw do przechowywania ryb”.7 SU, Bd 1, Nr 301.8 B. K l o c h: Rybnik w średniowieczu. Rybnik 2002, s. 67.9 Codex Diplomaticus Silesiae. Bd 1–36. Breslau 1857–1933, (dalej: CDS), Bd 1, Nr 26.10 B. K l o c h: Rybnik w średniowieczu..., s. 65.

ROLA RYBNIKA W KSIĘSTWIE RACIBORSKIM... 259

Page 260: trudne bogactwo pogranicza

W początkach XIII wieku Rybnik przeistoczył się ze wsi służebnej w osadę stanowiącą lokalny ośrodek wymiany, będący jednocześnie centrum życia parafialnego. Pierwszy kościół w osadzie rybnickiej pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny poświęcony został praw-dopodobnie przez biskupa wrocławskiego Żyrosława II przed 1198

11rokiem . Rybnicki kościół powstał przy współpracy księcia i bisku-

12pa jako kościół parafialny .

Dowodem świadczącym o szczególnej roli Rybnika w księstwie raciborskim było osadzenie tu zakonu Norbertanek. Dokument z 25/27 maja 1223 roku poświadcza obecność w Rybniku sióstr za-

13 14konnych . Także zapisy w dyplomach z lat 1228 i 1234 wspominająo norbertankach. Siostry zostały sprowadzone prawdopodobnie

15w latach 1202–1207 . Za fundatorów rybnickiego zgromadzenia

16uznaje się księcia Mieszka i jego żonę Ludmiłę . Osadzenie klaszto-ru właśnie tutaj może świadczyć o rosnącej roli osady rybnickiej w księstwie raciborskim. Istnienie kościoła dawało osadzie uprzywi-lejowaną rolę, ponadto wzmacniało lokalne więzi. Kościół przycią-gał okoliczną ludność na różne religijne obrzędy, co wpływało na ożywienie gospodarcze osady. Obecność sióstr wymagała prowa-dzenia wytwórczości na ich potrzeby. Zapisy z lat 1228 i 1234 po-twierdzają funkcjonowanie w osadzie karczem (prawdopodobnie

17dwóch) , z których dochody należały do norbertanek, a wcześniej

11 Biskup Żyrosław zmarł w 1198 r., poświęcenie kościoła musiało więc nastąpić wcześniej. N. M i k a: Mieszko, syn Władysława II Wygnańca, książę raciborski i pan Krakowa – dzielnicowy władca Polski. Racibórz 2006, s. 123.12 B. K l o c h: Rybnik w średniowieczu..., s. 75.13 SU, Bd 1, Nr 226.14 CDS, Bd 1, Nr 4 i 5.15 N. M i k a: Mieszko..., s.124.16 B. K l o c h: Rybnik w średniowieczu..., s. 85–87.17 SU, Bd 1, Nr 291; SU, Bd 5, Nr 403; B. K l o c h: Rola Rybnika jako ośrodka parafialnego, administracyjnego i gospodarczego w średniowieczu (przyczynek do badań nad miastami górnośląskimi). W: Etnografia miasta jako przedmiot zainteresowania muzealnic-twa polskiego. Red. G. G r a b o w s k a, A. S t a w a r z. Warszawa–Rybnik 2002, s. 43; B. K l o c h: Rybnik w średniowieczu..., s. 96.

260 HANNA KNURA

Page 261: trudne bogactwo pogranicza

być może do księcia raciborskiego. Karczma była nie tylko miej-18

scem spotkań, zabaw czy lokalnym punktem handlowym , ale także miejscem odpoczynku dla podróżnych, których mogło nie brako-wać ze względu na położenie Rybnika na szlaku handlowym z Kra-kowa do Raciborza. W karczmie mógł czasowo przebywać urzędnik książęcy – poborca powinności z okolicznych wsi.

Latem 1228 roku odbył się w Rybniku wiec dzielnicy zwołany przez księcia Kazimierza. Narada księcia z rycerstwem dotyczyła

19budowy umocnień zamku w Opolu . Prawdopodobnie w tym sa-mym czasie norbertanki przeniosły się do Czarnowąsów. Na prze-niesienie zakonu bliżej nowej książęcej siedziby mógł wpłynąć fakt przeznaczenia na zakonnicę córki Kazimierza – Eufemii. Jeszcze w 1227 roku bulla papieża Grzegorza IX wzięła pod protekcję pa-pieża i opiekę św. Piotra Rybnik jako własność klasztoru. Poprosiły

20o to same norbertanki . Jednak już w roku następnym osadę opuściły. Być może siostry nie sprawdziły się jako kolonizatorki wprowadzające

21nowe standardy, i tę rolę książę raciborski przeznaczył cystersom . Norbertanki przeniesione zostały z Rybnika do Czarnowąsów, gdy miasto Opole zyskało na znaczeniu kosztem starej książęcej siedzi-by. Do 1288 roku norbertanki zachowały jednak patronat na rybnic-kim kościołem, dochody z karczm i prawo własności wsi Książenice i Radoszowy.

18 S. K u l p a, M. F u r m a n e k: Stan i potrzeby badań archeologicznych nad począt-kami i rozwojem Rybnika. W: Sacrum i profanum. Klasztory i miasta w rzeczywistości Gór-nego Śląska w średniowieczu. Red. E. B i m l e r - M a c k i e w i c z. Rybnik 2003, s. 30; B. K l o c h: Rola Rybnika..., s. 43.19 A. B a r c i a k: Uwagi o roli Rybnika w XIII wieku w świetle współczesnych źródeł dokumentowych. W: Sacrum i profanum..., s. 46.20 SU, Bd 1, Nr 275; A. B a r c i a k: Uwagi o roli Rybnika..., s. 84.21 B. K l o c h: Rybnik w średniowieczu..., s. 100–101.

261ROLA RYBNIKA W KSIĘSTWIE RACIBORSKIM...

Page 262: trudne bogactwo pogranicza

Po opuszczeniu Rybnika przez norbertanki osada przeszła pod bezpośrednią władzę księcia, co zapewne zadecydowało o jej roz-

22woju jako lokalnego ośrodka . W drugiej połowie XIII wieku ryb-nicka osada była ośrodkiem parafialnym i lokalnym centrum wy-miany dla okolicznych wsi.

W dokumencie z 1308 roku wspomniano, że w Rybniku działało 23

już wójtostwo , będące elementem lokacyjnego ośrodka miejskie-go. O miejskim charakterze Rybnika mówi także dokument z 1309

24roku . Brak dokumentu lokacyjnego sprawia, że niemożliwe jest precyzyjne określenie czasu lokacji. W 1288 roku książęta Przemysł i Mieszko zawarli transakcję z czarnowąskim klasztorem, przejęli od zakonnic patronat nad kościołem NMP w Rybniku, a w zamian za to zgodzili się na lokację na prawie niemieckim wsi Książenice i Ra-doszowy. Kościół NMP nie mieścił się jednak w granicach lokacyjne-go miasta, w którym wzmiankowany jest kościół św. Jana Chrzciciela. Być może stary rybnicki kościół miał stanowić centrum parafialne dla okolicznych osad i wsi poza lokacyjnym miastem. Rezygnacja za-konnic z uprawnień i dochodów z Rybnika na rzecz księcia przyś-pieszyła możliwość lokacji miasta jako w pełni książęcego. To w Rybniku miał powstać w 1287 roku akt dotyczący kościoła w Mi-kołowie. Wybranie Rybnika jako miasta, gdzie dokument został spi-

25sany, także może świadczyć o rosnącej pozycji osady .

22 A. B a r c i a k: Uwagi o roli Rybnika..., s. 47. CDS, Bd 16, Nr 2990.23 CDS, Bd 16, Nr 2990.24 Archiwum Państwowe we Wrocławiu. Rep. 111, nr 1, za: B. K l o c h: Rybnik w średniowieczu..., s. 112.25 A. B a r c i a k: Uwagi o roli Rybnika..., s. 47. Por. M.L. W ó j c i k: Dokumenty i kancelaria książąt opolsko raciborskich do początków XIV wieku. Wrocław 1999, s. 28– 30. Autor uważa, że „Wątpliwości, do których należą również brak listy świad-ków oraz niemożliwe do zaakceptowania nazwanie Jana z Grabic właścicielem Mikołowa, pozwalają uznać dokument za falsyfikat powstały, być może, dopiero w XV wieku”.

262 HANNA KNURA

Page 263: trudne bogactwo pogranicza

Lokacja Rybnika mogła nastąpić po 1290 roku, gdy Przemysł dą-żył do wzmocnienia potencjału swego samodzielnego już władz-

26twa . Nowo przybyli osadnicy prawdopodobnie wywodzili się z kręgu

27mieszczaństwa raciborskiego , wzorce prawne podczas lokacji zapewne także pochodziły z Raciborza. W Raciborzu do 1299 roku

28obowiązywało prawo flamandzkie , w związku z tym Rybnik podle-gał sądowi zwierzchniemu w Raciborzu (zgodnie z postanowieniem z 1286 roku). Podczas lokacji do Rybnika przybyli Raciborzanie. Dla ubogich i średnio zamożnych mieszczan raciborskich była to szansa na poprawę sytuacji ekonomicznej i możliwość uzyskania znaczącej pozycji społecznej. Zapewne z Raciborza wywodził się pierwszy wzmiankowany wójt rybnicki Wilhelm.

Z lokacją zbiegła się w czasie budowa zamku, którą datuje się na 29

schyłek XIII wieku . Na decyzję księcia Przemysła raciborskiego prawdopodobnie wpłynął najazd księcia ruskiego w 1290 roku. Ten i inne najazdy nie napotykały po drodze większego oporu. Nowo wybudowany rybnicki zamek stanowił więc część systemu obron-nego księstwa raciborskiego, do którego zaliczyć można powstające od schyłku XIII wieku: zamek i obwarowania w Wodzisławiu, cegla-ne mury miejskie w Żorach, zamek w Pszczynie. Rybnik miał zabez-pieczyć cenne tereny osadnicze i nadodrzańskie przedpole Racibo-rza. Rolą zamku było kontrolowanie traktu do Raciborza i Wodzi-sławia, na co wskazuje usytuowanie zamku na południowym krańcu osady.

26 A. B a r c i a k: Uwagi o roli Rybnika..., s. 47.27 B. K l o c h: Rybnik w średniowieczu..., s. 120. Ibidem28 Ibidem.29 Ibidem, s. 120–121. W historiografii panuje także pogląd o wcześniejszej gene-zie zamku rybnickiego. Por. I. P a n i c, W. I w a n e k: Zamek Rybnicki. „Zeszyty Rybnickie 1”. Rybnik 1990, s. 15. Autorzy uważają, że „Zamek w Rybniku powstał […] co najmniej w XII stuleciu”.

263ROLA RYBNIKA W KSIĘSTWIE RACIBORSKIM...

Page 264: trudne bogactwo pogranicza

Zamek stanowił centrum dóbr książęcych, z których ściągano 30

powinności . Poza miastem były to wsie: Smolna, Orzepowice, Nie-dobczyce, Rydłutowy, Biertłutowy, Radoszowy, Wielopole, Ocho-jec, Książenice, Szczejkowice, Przegędza, Jankowice, Michałkowice

31i Boguszowice .

Rybnik nadal spełniał funkcję centrum miejskiego dla okolicz-nych wsi, które w niewielkim stopniu funkcjonowały na prawie nie-mieckim. Stanowił on centrum administracyjne dla dóbr utrzymują-cych pełnię przywilejów prawa książęcego. Dla wsi na prawie nie-

32mieckim ośrodki miejskie znajdowały się w Żorach i Wodzisławiu . Osady w pobliżu Rybnika były w dużej mierze własnością książęcą, czasem stawały się uposażeniem instytucji kościelnych. Bogunice od przełomu lat 1316 i 1317 oraz Lyski od 1313 roku były częścią majątku raciborskiego klasztoru Dominikanek pod wezwaniem św. Ducha, Boguszowice przynależały do cystersów w Rudach. Książę Leszek w 1308 roku nadał kościołowi zamkowemu pw. św. Tomasza w Raciborzu czynsze z łanów należących do Rybnika położonych koło rzeki Nacyny oraz czynsze z ogrodów koło kościoła pw. św. Jana w rejonie fosy miejskiej i młyna wójta wraz z ogrodami przy

33 34kościele NMP . Dokumenty z lat 1316 i 1317 nadają kamienie młyńskie, z funkcjonującego w Radoszowach kamieniołomu ksią-żęcego, szpitalowi św. Krzyża w Raciborzu i norbertankom w Czar-

35nowąsach . O udziale mieszczan raciborskich w majątkach ziem-skich w okolicach Rybnika może świadczyć przynależność połowy wsi Bogunice do 1316 roku do Hymrama – mieszczanina racibor-

36skiego .

30 B. K l o c h: Rola Rybnika..., s. 43; I d e m: Rybnik na przełomie XIII i XIV wie-ku. Kierunki rozwoju miejscowości. W: Sacrum i profanum..., s. 52.31 I d e m: Rybnik w średniowieczu..., s. 123.32 Ibidem, s. 124; I d e m: Rybnik na przełomie..., s 53.33 CDS, Bd 16, Nr 3021.34 Ibidem, Bd 1, Nr 25 (falsyfikat), nr 26; Ibidem, Bd 18, Nr 3622, Nr 3664.35 B. K l o c h: Rybnik w średniowieczu..., s. 136–137.36 Ibidem, s. 140.

264 HANNA KNURA

Page 265: trudne bogactwo pogranicza

Z kolei w I połowie XIV pojawiają się w życiu gospodarczym Ra-37

ciborza Arnold i Hennig de Ribnic (czyli pochodzący z Rybnika). Ich obecność mogła być efektem migracji lub niekorzystnych pro-cesów gospodarczych zachodzących w Rybniku. O słabnącej roli Rybnika w księstwie raciborskim może świadczyć fakt pominięcia rybnickiej parafii podczas tworzenia sieci archiprezbiteratów. Archi-prezbiteraty często lokowano w starych ośrodkach kościelnych. Po-minięto jednak Rybnik i utworzono archipezbiterat w Żorach – parafii w pełni uformowanej pod koniec XIII wieku.

U schyłku XIII wieku mogła powstać w Rybniku szkoła parafial-na, kształcąca głównie dzieci mieszczan. Plebanami miejskimi byli duchowni związani jednocześnie z Raciborzem i rezydującym tam księciem: m.in. Jan – kapelan księcia Przemysła; Piotr z Bieńkowic – kapelan księcia Leszka i kanonik raciborski. Źródła z końca XIII i początku XIV wieku wskazują na to, że parafia rybnicka mogła być uposażeniem książęcych kapelanów. Związki rybniczan z Racibo-rzem zauważalne są również w przynależności mieszczan rybnic-kich do bractwa NMP w Raciborzu, jednak, wg spisu do 1500 roku jedynie 6 na 827 członków związanych było z Rybnikiem lub po-

38chodziło z Rybnika .

W dokumentach z lat 1327, 1337 i 1339 Rybnik określony jest ja-ko „castrum cum oppido”, czyli zamek z miastem, co podkreśla de-

39cydującą rolę zamku . Gdy w 1345 roku wojska króla polskiego Kazimierza Wielkiego najechały księstwo raciborskie, miasto Ryb-

40nik zostało zniszczone . Nie wiadomo, jaki los spotkał zamek. W Kronice raciborskiej nie znajdujemy przekazu o jego zdobyciu, więc być może nie został zniszczony. Dzięki zatrzymaniu uderzenia oca-lał Racibórz.

37 I d e m: Rola Rybnika..., s 41.38 A. B a r c i a k: Sacrum a średniowieczny Rybnik. W: Sacrum i profanum..., s. 86.39 B. K l o c h: Rola Rybnika..., s. 43.40 Ibidem, s. 44.

265ROLA RYBNIKA W KSIĘSTWIE RACIBORSKIM...

Page 266: trudne bogactwo pogranicza

Istnienie zamku i karczem w Rybniku mogło mieć związek z usy-tuowaniem przy ważnej drodze handlowej z Nysy do Krakowa. Za-mek położony jest na trakcie handlowym do Raciborza i Wodzis-

41ławia, który bez wątpienia warownia miała ochraniać . Ważna była obecność w osadzie czy później w mieście przynajmniej dwóch karczem, stanowiących centrum handlu lokalnego. Karczmy mogły stanowić przystań dla kupców poruszających się tym ważnym trak-tem handlowym.

Racibórz był istotnym punktem na drogach handlowych, ponie-waż szlaki zbiegały się w nim, by przekroczyć Odrę, następnie znów się rozwidlały. Tędy przebiegały trasy docierające do Krakowa, Szcze-cina, na Ruś i Morawy. Przez Racibórz wiódł tranzyt ołowiu, futer, skór, wełny, chmielu, wosku i innych płodów ziemi, a także żelaza,

42miedzi, soli i bydła . Przez Racibórz prowadziły także drogi handlo-we z Nysy do Opawy czy z Nysy do Budy, drogą przez Cieszyn, a także droga Nysa – Kraków przebiegająca przez Rybnik do Żor w kierunku Pszczyny i Oświęcimia. Droga ta miała istotne znacze-

43nie, ponieważ odbywał się nią transport soli z Wieliczki . Racibórz miał nie tylko prawo składu, ale także zapewne monopol na zaopa-trywanie regionu w sól wielicką. W Raciborzu pobierano cło lądo-we, o czym może świadczyć dokument z 1308 roku przekazujący 10 grzywien cła na uposażenie prebendy przy kościele pw. św. Tomasza

44na zamku w Raciborzu . Brak wzmianek w źródłach o istnieniu w Raciborzu wodnych komór celnych. Uposażanie przez książąt ra-ciborskich instytucji kościelnych w dochody z cła dotyczy również rybnickiego klasztoru Norbertanek. Książę Kazimierz przyznał im

41 Ibidem, s 43.42 J. D r a b i n a: Miasta śląskie w średniowieczu. Katowice 1987, s 110.43 J. N o w a k o w a: Rozmieszczenie komór celnych i przebieg dróg handlowych na Śląsku do końca XIV wieku. Wrocław 1951, s. 96–98.44 CDS, Bd 16, Nr 3021.

266 HANNA KNURA

Page 267: trudne bogactwo pogranicza

komorę celną w Siewierzu (na trasie Kraków – Wrocław). Nadanie 45

to potwierdził biskup wrocławski Wawrzyniec w 1223 roku .

Przez wieś Palowice w pobliżu Rybnika przebiegał trakt łączący się z szlakiem Żory – Gliwice. W Palowicach pobierano myto dro-gowe prawdopodobnie od pierwszej połowy XIV wieku. Okręg ten należał do książąt raciborskich, a o jego wadze może świadczyć

46wzmiankowanie przez Jana Długosza .

Ścisły związek Rybnika z Raciborzem jest widoczny od początku istnienia w Rybniku wsi służebnej, która miała pełnić posługi dla raciborskiej kasztelanii. Jest prawdopodobne, że wieś powstała właś-nie w tym celu. Odległość dzielącą Rybnik i Racibórz można było pokonać w ciągu jednego dnia, co mogło przyśpieszyć powstanie karczem, w których zatrzymywali się podróżni i kupcy. Usytuowanie Rybnika na szlaku handlowym wiodącym do Raciborza oraz dąże-nie książąt raciborskich do zapewnienia bezpieczeństwa na trakcie przyśpieszyło powstanie zamku rybnickiego. W tym czasie zaobser-wować można powstanie związków mieszczan obu miast. Racibo-rzanie prawdopodobnie brali udział w lokowaniu miasta, wśród jego pierwszych mieszkańców mogli stanowić liczną grupę. Z Raciborza pochodził też pierwszy wzmiankowany wójt Rybnika. Mieszczanie raciborscy mogli być właścicielami części majątków ziemskich. W XIV wieku ślady zamieszkiwania osób pochodzących z Rybnika odnajdujemy w Raciborzu – są to m.in. wcześniej już wzmianko-wani Arnold i Hennig. Powiązanie ziem w okolicach Rybnika z raci-borskimi klasztorami jest dostrzegalne w nadaniu części tych ziem w uposażenie klasztorom i instytucjom duchownym.

45 SU, Bd 1, Nr 226.46 „[Także strumień Rudę...] płynie koło wsi Palowice […]”. Por. Jana Długosza Roczniki, czyli Kroniki Sławnego Królestwa Polskiego. Warszawa 1962, K 1, s.119.

267ROLA RYBNIKA W KSIĘSTWIE RACIBORSKIM...

Page 268: trudne bogactwo pogranicza
Page 269: trudne bogactwo pogranicza

EWA MŁYNARCZYK

Freski w kaplicy NMP przy kościele dawnego opactwa cysterskiego w Rudach Wielkich

W opracowaniu przybliżę charakterystykę fresków z kaplicy Naj-świętszej Maryi Panny przy kościele dawnego opactwa cysterskiego w Rudach Wielkich. Kolejno zajmę się najważniejszymi przemiana-mi, jakich dokonano w kościele na przestrzeni wieków, następnie zaś przejdę do krótkiego opisu samej kaplicy. Omówię fresk central-ny znajdujący się na sklepieniu, cztery freski w jego bezpośrednim sąsiedztwie oraz malowidła nad absydą i na łuku arkadowym przy wejściu do kaplicy. Kończąc, poruszę kwestię autorstwa fresków oraz techniki ich wykonania.

Opactwo cysterskie w Rudach Wielkich powstało w XIII wieku. Co do dokładnego czasu jego założenia toczą się spory; podaje się różne możliwe daty powstania fundacji – 1252, 1253, 1255 czy też

11258 rok . Mnisi przybyli do Rud z Jędrzejowa prawdopodobnie

2w roku 1261 . Kościół i trójskrzydłowy zespół zabudowań claus-trum zostały wzniesione w drugiej połowie XIII wieku. Świątynię

3konsekrowano prawdopodobnie w roku 1303 . Za rokiem 1300 ja-

1 S. R y b a n d t: Średniowieczne opactwo cystersów w Rudach. Wrocław 1977, s. 12– 13. Por. A. B a r c i a k: Klasztor cystersów w Rudach. Zarys dziejów. W: Opactwo cyster-skie w Rudach na Górnym Śląsku w świetle badań terenowych w latach 1992–1995. Red. L. K a j z e r . Katowice 2001, s. 24; N. M i k a: Początki fundacji cysterskiej nad rzeką Rudą na Górnym Śląsku. W: Cystersi w społeczeństwie Europy środkowej. Materiały z konferencji naukowej odbytej w klasztorze oo. Cystersów w Krakowie Mogile z okazji 900 rocznicy powstania Zakonu Ojców Cystersów. Red. A. M. W y r w a i J. D o b o s z. Poznań 2000, s. 290–297; A. P o t t h a s t: Geschichte der ehemaligen Cistercienserabtei Rauden in Ober Schlesien. Leobschütz 1858, s. 13.2 R. S z o p a: Studium historyczno-architektoniczne kaplicy Matki Boskiej w Rudach Wielkich. Tarnowskie Góry 1991 [mps w Śląskim Centrum Dziedzictwa Kulturo-wego w Katowicach], s. 7.3 A. A n d r z e j e w s k i, L. K a j z e r, J. P i e t r z a k: Cystersi jędrzejowscy w Ru-dach i Jemielnicy na Górnym Śląsku. W: Cystersi w społeczeństwie Europy środkowej...,

Page 270: trudne bogactwo pogranicza

4ko datą ukończenia budowy opowiada się Stanisław Rybandt . Bryła kościoła mogła jednak powstać w trakcie dwóch faz budowlanych. Podczas pierwszej wzniesiono jego wschodnią część z prezbiterium i transeptem, następnie wybudowano korpus nawowy. W efekcie pow-stała trzynawowa, ceglana bazylika według schematu bernardyń-skiego z prosto zamkniętym prezbiterium i dwiema mniejszymi kaplicami po bokach. Wnętrza nakryto sklepieniami krzyżowo-żebro-

5wymi . W 1642 roku podczas działań wojennych w trakcie wojny

6trzydziestoletniej klasztor splądrowały wojska protestanckie . Ge-neralna przebudowa w stylu barokowym nastąpiła za rządów opata Andreasa Emanuela Pospela (1648–1679) pod kierunkiem mura-

7tora z Nysy Melchiora Wernera . Prace zakończono w roku 1676, a cztery lata później podwyższono mury kościoła i dokonano dal-szych przebudowań w obrębie klasztoru. Roboty murarskie prze-prowadził Karol Roth z Tworoga Małego.

W 1700 roku wybudowano chór muzyczny oraz wykonano poli-chromie. Także na początku XVIII wieku powstały ambona, nowy ołtarz główny, ołtarze boczne i 12 malowanych przedstawień z życia św. Bernarda w nawie głównej. Za rządów opata Józefa II w latach

81723–1726 wzniesiono kaplicę Najświętszej Maryi Panny . Dalsza przebudowa miała miejsce po pożarze sąsiadującej z kościołem dzwonnicy w 1724 roku. Wtedy to powstała nowa, wieżowa fasada. Około roku 1753 zrealizowano nowy ołtarz główny i lożę opacką. W końcu XVIII wieku wnętrze kaplicy Matki Boskiej uzyskało swą

s. 529. Por. ks. P. B ę d z i ń s k i: Obraz Matki Bożej Pokornej w Rudach na tle historii klasztoru. Tradycja ikony w kościele bizantyjskim i łacińskim. Opole 1999, s. 27.4 S. R y b a n d t: Średniowieczne opactwo cystersów..., s. 165–166.5 A. A n d r z e j e w s k i, L. K a j z e r, J. P i e t r z a k: Cystersi jędrzejowscy..., s. 530; Por. S. R y b a n t: Średniowieczne opactwo cystersów..., s. 169.6 R. S z o p a: Studium historyczno-architektoniczne..., s. 7.7 A. A n d r z e j e w s k i, L. K a j z e r, J. P i e t r z a k: Cystersi jędrzejowscy..., s. 532–533.8 R. S z o p a: Studium historyczno-architektoniczne..., s. 7.

EWA MŁYNARCZYK270

Page 271: trudne bogactwo pogranicza

ostateczną postać – w latach 1785–1790 wykonano w niej dekorację 9

stiukową . Powstał wówczas nowy ołtarz, stary zaś przeniesiono do kaplicy cmentarnej Marii Magdaleny. W tym samym czasie zmoder-nizowano wystrój głównych przestrzeni świątyni. Początek XIX wieku przyniósł sekularyzację opactwa na mocy edyktu króla prus-

10kiego Fryderyka Wilhelma II z 1810 roku . Dwa lata później budyn-ki klasztoru zostały przejęte przez księcia Hessen-Kassel, a w 1813 roku urządzono w nich szpital wojskowy. W niedługim czasie kom-pleks przeszedł w ręce landgrafa Wilhelma Amadeusza von Hessen--Rottenburg, a następnie w 1834 roku został przekazany siostrzeńco-wi landgrafa, Wiktorowi von Hohenlohe Waldenburg-Schillingfürst.

11Funkcję rodowej siedziby pełnił aż do pożaru w roku 1945 . Lata 1947–1950 przyniosły odbudowę i regotyzację wnętrza kościelne-go, a kolejne prace konserwatorskie miały miejsce w latach dzie-

12więćdziesiątych XX wieku .

Kaplica Matki Boskiej została dostawiona do południowego ra-mienia transeptu. Jej budowę rozpoczęto 22 maja 1723 roku, a kon-sekracja nastąpiła 15 września 1726 roku. Pod kaplicą wybudowano

13kryptę, w której spoczęło m.in. ostatnich pięciu prałatów . Kaplica stanowi relikwiarz dla znajdującego się wewnątrz, słynącego łaska-mi obrazu Matki Bożej Pokornej. Założona została na planie pro-stokąta, szerokością odpowiadającego szerokości transeptu. Od stro-ny południowej zamknięto ją trójbocznie. Materiałem, który posłużył za budulec, była cegła. Kaplica została gładko otynkowana i pokryta

14dachami trójspadowymi . Ponieważ posadzka wewnątrz kaplicy jest

9 K. K a l i n o w s k i: Architektura doby baroku na Śląsku. Warszawa 1977, s. 324– 325.10 ks. P. B ę d z i ń s k i: Obraz Matki Bożej..., s. 31. Por. A. B a r c i a k: Klasztor cystersów w Rudach..., s. 42; ks. F. W o l n i k: Matka Boska Rudzka. Dzieje Sanktua-rium w Rudach Wielkich. Opole 1995, s. 19.11 R. S z o p a: Studium historyczno-architektoniczne..., s. 8.12 ks. P. B ę d z i ń s k i: Obraz Matki Bożej..., s. 31.13 A. P o t t h a s t: Geschichte der ehemaligen..., s. 150.14 R. S z o p a: Studium historyczno-architektoniczne..., s. 9.

FRESKI W KAPLICY NMP [...] W RUDACH WIELKICH 271

Page 272: trudne bogactwo pogranicza

wyższa niż posadzka kościoła, konieczne było wymurowanie scho-dów prowadzących do jej wnętrza.

W środku narożniki kaplicy zaokrąglono i zaopatrzono w nisze, od południa w grubości muru zamknięcia zaaranżowano absydę. Główną część kaplicy sklepiono kolebkowo, natomiast w pozosta-łych częściach zastosowano sklepienie żaglaste. W górnych partiach ściany wschodniej i zachodniej, a także w lunetach środkowej koleb-ki zostały umieszczone otwory okienne. Dzięki zaokrągleniu naroży stworzono wewnątrz iluzję przestrzeni eliptycznej. Lata 1785–1790 przyniosły modernizację wnętrza, która jednak nie objęła partii sklepienia, pokrytego freskami, sztukateriami oraz polichromią. W centralnym polu znajduje się plafon, flankowany czterema mniej-szymi malowidłami. Także w podłuczach arkad wejściowej i prezbi-terialnej oraz w ościeżach południowego okna i przeciwległego przez-rocza znajdują się niewielkie freski. Początkowo w dolnej strefie kaplicy dominowała dekoracja snycerska. Obraz osadzony był w kun-sztownie rzeźbionej nastawie ołtarzowej, która została potem prze-

15niesiona do kaplicy cmentarnej . Pierwotny wystrój kaplicy stano-wiły też rzeźby, znajdujące się obecnie w innych częściach kościoła:

16Aarona, Mojżesza, św. Jana Chrzciciela i św. Józefa lub też św. Jana Ewangelisty. Kwestia identyfikacji ostatniej z figur nie jest roz-

17strzygnięta .

Fresk w centralnym polu sklepienia został ujęty w ramę w kształ-cie kwadratu o wklęsło ściętych narożach i łukowato wybrzuszo-nych w środowym biegu bokach. Postaci wyobrażono pośród obło-ków. Nieco powyżej środka kompozycji została ukazana Madonna z Dzieciątkiem, ubrana w błękitny, miękko drapowany płaszcz. Jej oblicze zwraca się ku klęczącemu poniżej, po prawej stronie, św.

15 J. G o r z e l i k: Dziedzictwo górnośląskiego baroku. Opactwo cysterskie w Rudach Wielkich 1648–1810. Warszawa 2005, s.77–76.16 R. S z o p a: Studium historyczno-architektoniczne..., s. 16.17 J. G o r z e l i k: Dziedzictwo górnośląskiego baroku..., s. 99.

272 EWA MŁYNARCZYK

Page 273: trudne bogactwo pogranicza

Bernardowi z Clairvaux, na którego Maria wskazuje gestem lewej ręki. Prawym ramieniem wspiera siedzące na jej udzie Dzieciątko, a w dłoni dzierży złote berło. Prawa stopa Maryi oparta została na półksiężycu, lewa natomiast spoczywa na główkach anielskich i obłokach. Główki takie otaczają złocistym kręgiem głowy Maryi i Jezusa. Nad głową Matki Boskiej ukazane zostało zlatujące z góry putto trzymające koronę, pozostałe atrybuty: wieniec róż, dwie ko-rony oraz diadem z dwunastu gwiazd trzymane są przez inne putta. Przedstawiony poniżej św. Bernard, odziany w białoszary habit, zwra-ca swą twarz ku Marii, prawą dłoń trzyma na piersi, lewą wskazuje ku dołowi. Twarz świętego jest twarzą ascety; malarz wyraźnie pod-kreślił spiczasty nos i zapadnięte policzki. Bernard podtrzymywany jest przez anioła, którego wymodelowane w stiuku stopa, skrzydło i fragmenty szaty zachodzą na ramę plafonu. Poza ramą został na-malowany także jego cień. Na fresku przedstawiono narzędzia męki Pańskiej dzierżone przez anioły i putta. Naprzeciwko św. Bernarda widnieje anioł unoszący się na obłoku w półleżącej pozie, trzyma-jący krzyż oraz włócznię z gąbką, przy czym części krzyża, grot włóczni i gąbka zostały wykonane ze stiuku. Przy belce krzyża znaj-dują się dwa putta, trzymające lancę oraz koronę cierniową. Powyżej świętego putto trzyma kolumnę biczowania, natomiast poniżej umieszczono putto z młotkiem i cęgami – kolejnymi symbolami

18męki Pańskiej . Całość kompozycji została oparta na trójkącie, któ-rego wierzchołki wyznaczją: postać Maryi z Dzieciątkiem, św. Ber-

19nard z aniołem i anioł z krzyżem . W kolorystyce fresku zaznacza się szeroka gama różów, które widoczne są na drapowanych szatach oraz obłokach umieszczonych w strefie środkowej. Wyżej obłoki zyskują ciepły złocisty kolor. Płaszcz Madonny jest błękitny podob-nie jak kolor nieba w dolnej części fresku. Elementem najbardziej

18 Ibidem, s. 78–79.19 R. S z o p a: Studium historyczno-architektoniczne..., s.12.

273FRESKI W KAPLICY NMP [...] W RUDACH WIELKICH

Page 274: trudne bogactwo pogranicza

odcinającym się walorowo jest ciemniejszy anioł, podtrzymujący św. Bernarda. Insygnia władzy ukazane na fresku przedstawiają Madon-nę jako Królową Niebios. Wykorzystano jednak konkretne insygnia władzy w postaci trzech koron. Jedna z nich, umieszczona na osi, to cesarska korona rudolfińska (tzw. Hauskrone), druga z pałąkiem to korona Rzeszy. Atrybuty astralne identyfikują Madonnę jako Nie-wiastę Apokaliptyczną. Święty Bernard gestem oddaje się pod opie-kę Najświętszej Maryi Panny, wskazując drugą dłonią na świętych cysterskich przedstawionych w południowej części sklepienia, a tak-że na ludzi zgromadzonych w kaplicy. Wyciągnięta ręka Madonny

20oznacza przyjęcie hołdu, składanego przez świętego .

Plafon jest apoteozą Madonny oraz św. Bernarda. Korony sym-bolizują wszystkie stany hierarchii władzy ziemskiej, natomiast gwiezdny wieniec odnosi się do władzy w niebiosach. Z kolei wie-niec różany symbolizuje swymi kolcami cierpienie, ale i wieczną mądrość. Atrybuty astralne, Księżyc i Słońce, funkcjonowały w przed-stawieniach Maryi już od czasów średniowiecza, przy czym Słońce jest symbolem niezmiennego Boga w przeciwieństwie do zmien-ności człowieka – Księżyca, który rodzi się wzrasta i umiera. Pół-księżyc może być też interpretowany jako element odnoszący się do ówczesnej sytuacji politycznej związanej z domem Habsburgów – mianowicie walki z Turkami. Święty Bernard został przedstawiony jako orędownik, adresatem jego gestu nie jest jednak bezpośrednio Chrystus, ale Madonna. Wyrażona została tu zatem nauka o orędo-wnictwie świętych, przy czym pierwszą instancją jest św. Bernard, który zwraca się do Madonny, ta z kolei do Jezusa Chrystusa.

We fresku centralnym uwidacznia się królewskość Matki Boskiej 21

oraz Boże Macierzyństwo jako fundamentalna jej cecha . Atrybuty astralne podkreślają ponadziemski, kosmiczny charakter jej królew-

20 J. G o r z e l i k: Dziedzictwo górnośląskiego baroku..., s. 79.21 Ibidem, s. 99.

274 EWA MŁYNARCZYK

Page 275: trudne bogactwo pogranicza

skości, a według interpretacji św. Bernarda Słońcem jest Chrystus, natomiast Księżycem – Kościół. Jawi się więc Madonna jako po-średniczka pomiędzy Kościołem a Synem. Matka Boska przedsta-wiona ze wspomnianymi atrybutami prezentuje także ideę Niepo-

22kalanego Poczęcia . Habsburgowie byli bardzo silnie związani z Maryją jako Niepokalanie Poczętą, gdyż to właśnie jej uroczyście oddano pod opiekę państwo w 1648 roku. W tym kontekście zrozu-miałe staje się powszechne przedstawianie Maryi w koronie rudol-fińskiej. Rzadko w wizerunkach maryjnych wykorzystywana była korona Rzeszy. Jej obecność w rudzkim fresku można interpre-tować jako wizualizację pretensji dynastii habsburskiej do dziedzi-czenia korony cesarskiej, do czego wiążącego tytułu prawnego

23Habsburgowie nie posiadali . Jedną z najważniejszych idei zawar-tych w programie obrazowym kaplicy Najświętszej Maryi Panny w Rudach jest wszechpośrednictwo Maryi. Prośba o jej wstawien-

24nictwo przejawia się w bardzo wielu elementach jej wystroju . Przy-kładem niech będą gesty św. Bernarda w kierunku Marii na fresku centralnym czy też adoracja monogramu maryjnego stanowiąca te-mat pozostałych malowideł, o których będzie mowa w dalszej częś-ci opracowania.

Pomniejsze malowidła uzupełniają program kaplicy. Po stronie południowej znajduje się emblem z przedstawieniem róży (inskryp-cja – „Virgo prius ac posterius” – „Panno przedtem i potem”), na gurcie północnym otwarta muszla i perła z inskrypcją „Virgo singu-laris” („Dziewico nadzwyczajna”). Natomiast w lunetach widać przedstawienie żaglowca po stronie zachodniej i ołtarza z ofiarą ca-łopalenia po stronie przeciwnej. Odpowiadają im lemmy: „Iter para Tuum” („Przygotuj bezpieczną drogę”) i „Somat per Te preces” („Niech przez Ciebie przyjmę modlitwy”). W górnym ościeżu po-

22 Ibidem, s. 102.23 Ibidem, s. 107 i 108.24 Ibidem, s. 104.

275FRESKI W KAPLICY NMP [...] W RUDACH WIELKICH

Page 276: trudne bogactwo pogranicza

łudniowego okna przedstawiono wschód, po przeciwnej stronie – 25

zachód słońca . Malowidła te objaśniają dodatkowo treść malowid-ła głównego. Muszla symbolizuje dziewictwo Maryi, róża z kolei

26może przedstawiać czystość, a także wieczną mądrość . Żaglowiec jest symbolem Kościoła, ale także Matki Boskiej, która jest schro-nieniem na wzburzonym oceanie życia. Ołtarz odnosi się natomiast do Ostatniej Wieczerzy, jest obrazem zarazem Chrystusa i Kościoła. Świt to symbol rodzenia się i powstawania, budzenia się do nowego życia. Jutrzenka utożsamiana bywa z Matką Boską, której blask wy-przedza Słońce, czyli Jezusa. Zmierzch po przeciwległej stronie to oznaka starzenia się, umierania, odchodzenia w kierunku ciemnoś-ci, które może rozjaśnić tylko światłość Boża. Razem więc jutrzenka

27i zmierzch symbolizują cykl życia .

Freskowi centralnemu towarzyszą cztery mniejsze obrazy. Temat przedstawienia po lewej stronie obok absydy pozwala zidentyfiko-wać inskrypcja, wskazująca na wers Wulgaty – „I. Reg (um) C(aput) 25. V(ersus) 32”. Fresk przedstawia pokłon Abigail przed Dawi-dem. Dawid został przedstawiony w kontrapoście z koroną i różo-wym pióropuszem, jego ciało okryte jest antykizującym, błękitnym pancerzem z naramiennikami w kształcie lwich paszczy. Naprzeciw króla klęczy Abigail odziana w ciemnofioletową suknię, żółtą kami-zelkę i zielony płaszcz. Ofiarowuje mu stojące na ziemi dzbany. Da-wid gestem ręki wskazuje na Abigail. Za niewiastą ukazane zostały dwie służące, jedna niesie kosz z chlebem, druga prowadzi osła. Za plecami króla Dawida gromadzi się tłum zbrojnych. Abigail była żo-ną Nabala, którego słudzy paśli trzodę pod opieką wojsk Dawida. Jednak kiedy Dawid poprosił Nabala o gościnę, ten odmówił. Dla-tego też Dawid udał się do jego domu, aby ukarać go za to. Wcześ-niej jednak drogę zastąpiła mu żona Nabala – Abigail. Gdy spotkała

25 Ibidem, s. 86.26 Ibidem, s. 103.27 R. S z o p a: Studium historyczno-architektoniczne..., s. 27.

276 EWA MŁYNARCZYK

Page 277: trudne bogactwo pogranicza

na swej drodze orszak Dawida, upadła przed nim, prosząc o przeba-czenie dla swojego męża i ofiarowała mu podarunki. Król ujęty roz-tropnością kobiety, przebaczył Nabalowi. Ów niewdzięczny sługa zmarł jednak kilka dni później, natomiast Abigail została królewską

28żoną . Scena ta została opatrzona komentarzem w postaci inskryp-cji: „Benedicto es Tu Filia a Domino Deo Exleso” („Błogosławiona jesteś Ty, Córko, przez Pana Boga Najwyższego”), freskowi towa-rzyszy także drugi element – putto unoszące się na gurcie sklepienia, trzymające tarczę z napisem „Sub Tuum praesidium” („Pod Twoją

29obronę”) . Całość przedstawienia można interpretować jako odda-nie się pod opiekę Dawida – pomazańca bożego. Ryszard Szopa wskazuje tu na symboliczne ukorzenie się przed prawdą i mocą Pana. Czyn chwalebny, jakim było działanie żony Nabala, znajduje

30uznanie w oczach Najwyższego .

Drugie malowidło znajdujące się po stronie zachodniej ukazuje zamknięcie szatana w czeluści, wskazówką jest tu inskrypcja „Apo-cal(ypsis) 20. V(ersus) 9”. W lewej części został ukazany anioł w żółtej sukni i różowym płaszczu. W prawej ręce trzyma klucz, w lewej łańcuch, do którego przywiązany jest szatan. Szatan został przedstawiony tutaj w sposób odbiegający od kanonu. Nie jest to tradycyjnie przedstawiana smocza poczwara, ale łysa półpostać o spiczastej brodzie wyłaniająca się z pieczary, z której wychodzą języki ognia. Po prawej stronie umieszczona została karta z dwiema czerwonymi pieczęciami. Krajobraz na fresku jest pagórkowaty i su-rowy. Diabeł uosabia Turka. Pojawia się zatem motyw odwołujący się do ówczesnej sytuacji politycznej, wskazujący na jej powiązania z motywami biblijnymi. Zabieg ten był wówczas często stosowany,

31np. w barokowym dramacie jezuickim . I tutaj zostały wprowadzo-

28 I Sm, 25, 2–39.29 J. G o r z e l i k: Dziedzictwo górnośląskiego baroku..., s. 80.30 R. S z o p a: Studium historyczno-architektoniczne..., s. 23.31 J. G o r z e l i k: Dziedzictwo górnośląskiego baroku..., s. 109.

277FRESKI W KAPLICY NMP [...] W RUDACH WIELKICH

Page 278: trudne bogactwo pogranicza

ne dodatkowe elementy – napis na banderoli powyżej malowidła „Perie ad nihilum Redegit inimicos nostros” („Dzięki Tobie do ni-cości strącił nieprzyjaciół naszych”) oraz putto na gurcie trzymające tablicę przykazań i kajdany. Na wstędze znajduje się inskrypcja –

32„Solve vincla reis” („Rozwiąż węzły więźniom”) .

Po przeciwległej stronie znajduje się malowidło opatrzone ins-krypcją „Apocal. 20 V L. 29”. Wspomniany napis odsyła nas do fragmentu tekstu biblijnego, gdzie mowa jest o porażeniu ogniem

33ludów Goga i Magoga . W kontekście tym warto też przywołać fragment księgi Ezechiela, w której mowa o tym, że Gogowi i Mago-gowi zostanie wymierzona kara m.in. gradu kamieni oraz ognia

34i siarki w postaci deszczu . Na fresku zostały przedstawione postaci osłaniające się przed ognistym deszczem. Na pierwszym planie klę-czy mężczyzna w ciemnobłękitnym pancerzu i różowym płaszczu z mieczem u boku. Z lewej widać łysą postać w podobnym pance-rzu, w tle na ziemi leży mężczyzna. Dwie kobiety na drugim planie osłaniają się przed spadającym z brunatnych chmur gradem. U sa-mej góry namalowany został księżyc. Pod freskiem widnieje napis „Subvenisti ruinae ante conspectum Dei nos (tri)” („Uniknąłeś upad-ku przed obliczem Boga naszego”). Putto na gurcie dzierży lampę i gorejące serce, powyżej wstęga z wersetem z hymnu Ave maris stella

35– „Profer Lumen coecis” („Daj przejrzenie grzesznikom”) . Malo-

32 Ibidem, s. 80.33 „A gdy się skończy tysiąc lat, z więzienia swego szatan zostanie zwolniony. I wyj-dzie, by omamić narody z czterech narożników ziemi, Goga i Magoga; by ich zgro-madzić na bój, a liczba ich jak piasek morski. Wyszli oni na powierzchnię ziemi i otoczyli obóz świętych i miasto umiłowane; a zstąpił ogień od Boga z nieba i poch-łonął ich”. (Ap 20, 7–9).34 „Przeciwko Gogowi królowi Magog. I wymierzę in karę przez zarazę i krew i ulewę i grad (jakby) kamieni Ogień i siarkę ześlę jak deszcz na niego I na jego woj-sko, I na rozliczne ludy, które są z nim. Tak okażę się wielkim i świętym, tak ukażę się oczom wielu narodów i wtedy poznają że Ja jestem Pan” (Ez. 38, 22–23).35 J. G o r z e l i k: Dziedzictwo górnośląskiego baroku..., s. 81.

278 EWA MŁYNARCZYK

Page 279: trudne bogactwo pogranicza

widło jest uwidocznieniem ostatecznej klęski, jaką w walce z Koś-ciołem poniesie szatan. Gog i Magog jako symbole wrogów Kościo-ła oraz narodów zwiedzionych przez szatana zostaną ostatecznie pokonani. Pokrzepieniem w tej apokaliptycznej wizji jest wspom-

36niane putto z lampą i sercem gorejącym . Także hordy Goga i Ma-goga mogły kojarzyć się z muzułmanami stanowiącymi wówczas zagrożenie dla całego świata chrześcijańskiego. Temat wojen z Tur-kami widoczny był np. w płomiennym kazaniu, jakie Marco d’ Avia-no wygłosił w 1696 roku, zagrzewając do walki przeciwko nim.

37Opierał się on w nim na Objawieniu św. Jana . Tak więc kolejny raz pojawia się wątek polityczny, który łączony jest z tematyką bliblijną.

Ostatni z czterech fresków przedstawia grupę postaci adorują-cych monogram Maryi ujęty w promienistą glorię. Po lewej stronie na pierwszym planie ukazany jest klęczący rycerz w szarobłękitnej płytowej zbroi oraz peruce. Jego płaszcz jest różowy, a pomarań-czowa szarfa opasuje biodra. Lewą dłoń kładzie na sercu, prawa jest odchylona do tyłu, wnętrzem skierowana w stronę widza. Przed nim leży złote berło, zza kolana natomiast wyłania się głowa orła. Towa-rzyszy mu giermek w złocistym stroju. Naprzeciwko niego, po stro-nie prawej, klęczy ciemnoskóry mężczyzna o nagim torsie, w spód-niczce z piór na biodrach i w pióropuszu. Postać trzyma w prawej ręce krzyż, w lewej różaniec. Ma też kołczan na plecach, na ziemi zaś przed nim leży łuk. Towarzyszy mu zwierzę przypominające aligato-ra. Na drugim planie, tuż za rycerzem w zbroi, widać postać w tur-banie, w tyle służący prowadzi wielbłąda. Naprzeciw niego także na planie drugim widać ciemnoskórą postać, z krzyżem i parasolem w dłoniach, zza jej pleców wychyla się głowa dworzanina, poniżej zaś widoczna jest głowa słonia. Podobnie jak w pozostałych trzech

36 R. S z o p a: Studium historyczno-architektoniczne..., s. 24.37 F. M a t s c h e: Die Kunst im Dienst der Staatsidee Kaiser Karls VI. Bd 1. Berlin– New York, 1981, s. 171.

279FRESKI W KAPLICY NMP [...] W RUDACH WIELKICH

Page 280: trudne bogactwo pogranicza

freskach – i tu ziemia ma barwę oliwkową, niebo zaś przechodzi od błękitu do tonów złocistorudych. W dolnej partii widnieje tekst „Iosue”. Atrybuty i przedstawienia postaci pozwalają rozpoznać

38w nich symbole kontynentów adorujących monogram maryjny .

Większość przedstawień ikonograficznych znanych w tym czasie części świata ma swoje źródło w Iconologii Cesarego Ripy. Europę ukazano tam jako królową z insygniami władzy świeckiej i ducho-wej. Obok niej stoi koń. Azję przedstawiano z wielbłądem, Afrykę jako postać o białej cerze z protomą słonia na głowie i lwem. Atry-

39butami Ameryki były: pióropusz, łuk i aligator . Wyobrażenia te uległy zmianie, i tak Afryka przedstawiana była już jako mężczyzna ciemnoskóry z parasolem, natomiast częstym atrybutem Azji bywał turban. W XVIII wieku Afryka przejmuje też symbol Ameryki –

40pióropusz . Właśnie w ten sposób zostały ukazane postaci na fres-ku rudzkim, aczkolwiek wprowadzona została tutaj innowacja doty-cząca alegorii Europy, którą przedstawiono w postaci rycerza. Orzeł u jego kolan to zwierzę symbolizujące cesarstwo, figurę tę można zatem identyfikować z cesarzem Karolem VI Habsburgiem. Wize-runek ten jest prezentacją uniwersalistycznych aspiracji cesarstwa do panowania nad chrześcijańskim światem. Podpis „Iosue” wska-zuje, że tak jak Jahwe rękami Jozuego walczył z Kanaanejczykami, tak i Maryja – patronka zbrojnych zmagań z islamem – rękami Ka-rola VI Habsburga walczy z Turkami. Motyw porównania Jozuego

41i cesarza Karola pojawia się także w panegiryce .

Postaci uosabiające kontynenty składają hołd i uwielbienie Ma-ryi, która utożsamiana jest z Kościołem. Przedstawiciele czterech kontynentów uznają tym samym w chrześcijaństwie jedyną praw-

38 J. G o r z e l i k: Dziedzictwo górnośląskiego baroku..., s. 82.39 C. R i p a: Iconologia or Moral Emblems. London 1709, s. 43 i 57.40 J. G o r z e l i k: Dziedzictwo górnośląskiego baroku..., s. 82.41 F. M a t s c h e: Die Kunst im..., s. 98.

280 EWA MŁYNARCZYK

Page 281: trudne bogactwo pogranicza

42dziwą religię . Podkreślony tu został jego uniwersalny zasięg jako obejmującego cztery znane wówczas kontynenty. Freskowi towa-rzyszy inskrypcja „Hodie nomen Tuum ita magnificavit” („Dziś imię Twe tak bardzo wywyższył”). Na gurcie putto dzierży płomienisty miecz. Lewą dłonią ściska węża z jabłkiem w paszczy. Powyżej na-

43pis: „mutans Hevae nomen” („Zmieniając imię Ewy” ) stanowiący cytat z Ave maris stella.

Pozostałe dwa malowidła zostały umieszczone przy arkadzie wej-ścia oraz przy absydzie. W południowej części kaplicy znajduje się fresk przedstawiający adorację monogramu maryjnego przez przed-stawicieli zakonu Cystersów. Środek fresku wyznacza złocony, drew-niany monogram w otoczeniu glorii i wieńca obłoków oraz aniel-skich główek. Poniżej siedzą i klęczą w trzech horyzontalnych stre-fach członkowie zgromadzenia. Ci, którzy znaleźli się najbliżej mo-nogramu, przedstawieni są w złocistych kolorach. Po lewej stronie widać dwóch mnichów, z których jeden trzyma męczeńską palmę. Z kolei jedna z dwóch ukazanych mniszek ma oparty na ramieniu pastorał. Po przeciwnej stronie monogramu widać dwie zakonnice (jedna trzyma monstrancję), postać w płaszczu, kardynała wyciągają-cego prawicę oraz głowę zakonnika i mnicha z wieńcem kwiatów. Wśród postaci umieszczonych w kolejnej strefie po lewej stronie zasiada mnich w białoszarym habicie, czarnym szkaplerzu i mozzecie. Podobnie ubrany jest, ukazany po przeciwnej stronie, mnich z mę-czeńską palmą. Obok niego w cysterskim habicie mężczyzna, który w ustach trzyma białą lilię. Postaci w dolnej strefie przedstawione są w większej skali. Od lewej widoczni: kardynał, dwóch mnichów

42 R. S z o p a: Studium historyczno-architektoniczne..., s. 23.43 Jak podaje Ryszard Szopa, jest to aluzja do słów archanioła Gabriela ze sceny zwiastowania, „Ave” czytane wspak daje imię pierwszej kobiety – Ewa. Jej antyty-pem w Nowym Testamencie jest Maryja. W wiekach średnich, ale także w baroku, była to powszechnie stosowana gra słów. Ibidem, s. 19.

281FRESKI W KAPLICY NMP [...] W RUDACH WIELKICH

Page 282: trudne bogactwo pogranicza

w czarnych habitach (jeden z nich trzyma obrączkę, a drugi strój cysterski), papież w stroju pontyfikalnym trzymający laskę z potrój-nym krzyżem, oraz cysters, który trzyma krzyż zawieszony na wstąż-ce. W prawej części widać dwóch zakonników w białoszarych habi-tach i czarnych mozzetach, jeden z nich trzyma różaniec, na głowie drugiego spoczywa korona. Poniżej klęczy mnich z czarnym cingu-lum w dłoni. Na dole putto podtrzymujące monogram: „Ite in do-mum Matris vestrae” („Idźcie do domu Waszej matki”).

Część postaci wyposażona w atrybuty daje się rozpoznać, papie-żem jest Eugeniusz III, a obok niego w czarnym habicie klęczy Ro-

44bert z Molesmes . Zakonnik w stroju cysterskim z czarnym cingulum to św. Stefan Harding (błędnie identyfikowany przez R. Szopę jako

45św. Alberyk ). Alberyka ukazano w pobliżu Roberta z Molesmes. Mnich obok św. Stefana Hardinga w otwartej koronie to być może św. Otton z Fryzyngi, opat Morimond. Z kolei ukazanym w rzędzie najwyższym kardynałem jest Korad z Urach. Zakonnica z mon-strancją to prawdopodobnie Julianna z Cornillon. Drugiego kardy-nała ukazanego obok Alberyka można identyfikować z Baldwinem

46z Pizy, który objął ten urząd jako pierwszy cysters .

Po przeciwnej stronie kaplicy znajduje się malowidło, które od-powiada freskowi przedstawionemu powyżej. Jego tematem jest także adoracja monogramu maryjnego, tym razem jednak przez człon-ków zakonów rycerskich. Schematami oba freski niejako ze sobą korespondują – kompozycja rozwiązana została w podobny spo-sób. Centralny punkt stanowi monogram, wokół którego gromadzą się ułożone hierarchicznie postaci rycerzy. Niektórzy uzbrojeni są w miecze, odziani w hełmy, szkaplerze i napierśniki. Po lewej stronie przedstawiono pojedynczego zakonnika w cysterskim habicie, któ-

282

44 J. G o r z e l i k: Dziedzictwo górnośląskiego baroku..., s. 84.45 R. S z o p a: Studium historyczno-architektoniczne..., s. 25.46 J. G o r z e l i k: Dziedzictwo górnośląskiego baroku..., s. 85.

EWA MŁYNARCZYK

Page 283: trudne bogactwo pogranicza

ry trzyma palmę i miecz w prawej ręce, w drugiej zaś dzierży pawęż ozdobiony podwójnym czerwonym krzyżem. Po prawej widać dwie postaci. Jedna z nich ma na płaszczu czerwony krzyż łaciński. Po obydwu stronach najniższej strefy widać zakonników. Z lewej postać z tarczą, na której umieszczono podwójny czerwony krzyż. W pra-wej ręce trzyma miecz. Na samym dole widać człowieka w hełmie, także z mieczem w prawej ręce. Atrybutami postaci znajdującej się obok są bicz i miecz. Na habicie widoczny jest znak krzyża zakoń-czonego kotwicą. Po drugiej stronie ukazano postać w stroju cyster-skim, napierśniku oraz hełmie z pióropuszem w kolorze różowym, w ręku trzyma srebrną tarczę z czerwonym znakiem krzyża, ten sam symbol widoczny jest na sztandarze obok. Ostatni z zakonników dzierży miecz i tarczę z czerwonym krzyżem. Poniżej putto trzyma wstęgę z napisem: „Faciat vobiscum Dominus misericordiam”

47(„Niech Pan zmiłuje się nad wami”) . Fragmenty dolnej strefy fres-ku wychodzą poza ramę malowidła, zostały wymodelowane w stiu-ku, po raz kolejny przenosząc odbiorcę w świat barokowej iluzji, łączącej z sobą różne rodzaje sztuk plastycznych.

Obok wątku mariologicznego w dwóch omówionych freskach poczesne miejsce zajęła autoprezentacja zakonu cystersów. Ukazano w nich najważniejsze dla tego zgromadzenia postaci, dzięki czemu cystersi jawią się widzom nie tylko jako zwykli zakonnicy, ale także jako kardynałowie, męczennicy, rycerze, papieże i ci, których wstawien-

48nictwo zapewnia wysłuchanie modlitw przez Matkę Boską .

Interesującą kwestią jest autorstwo malowideł. Adolf Gessner podaje, że przy jednym z okien kaplicy widniała inskrypcja „M.I.M.

491725” . Z kolei August Potthast wspomina o nyskim pochodzeniu

47 Ibidem, s. 86.48 Ibidem, s. 107.49 A. G e s s n e r: Abtei Rauden in Oberschlesien, „Quellen und Darstellungen zur schle-sichen Geschichte”. Bd 2. Kitzingen am Main 1952.

283FRESKI W KAPLICY NMP [...] W RUDACH WIELKICH

Page 284: trudne bogactwo pogranicza

autora, wymieniając koszty, które poniesiono podczas budowy kap-licy. Wyniosły one 2817 guldenów 16 groszy i 10 i 1/2 halerza, z cze-

50go na samego malarza z Nysy i sztukatora poszło 647 guldenów . Ryszard Szopa wskazuje na brak powiązań polichromii rudzkiej z podobnymi zabytkami z terenu Śląska, Moraw i Słowacji. Według niego mamy tu do czynienia z prowincjonalnym warsztatem twórcy,

51który zobrazował postaci konwencjonalnie, najczęściej z profilu . Analiza malowideł skłania jednak ku przyjęciu nyskiego pochodze-nia malarza. Według Jerzego Gorzelika bogate realizacje dekorator-skie w kościele św. Anny w Krakowie, które wykonał Karl Dankwart, wskazują na to, że autor fresków rudzkich mógł wywodzić się z krę-gu tego pochodzącego ze Szwecji artysty, działającego na dworze biskupów wrocławskich w Nysie. Elementami, które mogą potwier-dzać owe powiązania, są kolorystka, a także typ fizjonomiczny Abi-gail, bliski rozwiązaniom stosowanym w dziełach Dankwarta. Inskryp-cja „M. I. M.” lub „M.J.M.” mogłaby być identyfikowana z Michaelem Jacobem Meissnerem, który działał wówczas w Nysie. Ponieważ nie znamy żadnych potwierdzonych prac owego artysty, przypuszcze-

52nie to pozostaje hipotezą . Kwestia autorstwa malowideł pozostaje więc nierozstrzygnięta.

Freski odpowiadają trzem typom dekoracji. Najprostszy z nich reprezentują cztery malowidła sąsiadujące z przedstawieniem cen-tralnym, zrealizowane jako quadri riportati, a więc imitacje obrazów sztalugowych aplikowanych do płaszczyzny sklepienia. Znacznie bardziej skomplikowana jest dekoracja plafonu, choć widać tu pew-ne niespójności. Technice łączenia sztuk plastycznych, wykorzysta-niu malarstwa trójwymiarowego, rzadkości w tej części Europy, to-warzyszą niekonsekwencje w oddaniu skrótów perspektywicznych.

50 A. P o t t h a s t: Geschichte der ehemaligen..., s. 151.51 R. S z o p a: Studium historyczno-architektoniczne..., s. 36.52 J. G o r z e l i k: Dziedzictwo górnośląskiego baroku..., s. 90.

EWA MŁYNARCZYK284

Page 285: trudne bogactwo pogranicza

We freskach południowej i północnej części sklepienia zastosowa-no schemat pierścieniowy, który korzeniami swymi sięga jeszcze

53XVI wieku .

Podsumowując, freski rudzkie powstały w trakcie budowy kapli-cy w latach 1723–1726. Przedstawiono w nich apoteozę Madonny jako Wszechpośredniczki i Królowej Niebios, a także Niepokalanie Poczętej. Atrybuty przydane jej we fresku centralnym ukazują ją ja-ko Niewiastę Apokaliptyczną. Pojawiają się tu jednak obok wątków mariologicznych także motywy wskazujące na związki historii zba-wienia z ówczesną sytuacją polityczną – militarnymi zmaganiami z Turcją. Poza apoteozą Matki Boskiej w rudzkich freskach spotyka-my przedstawienie najważniejszych członków i założycieli zakonu cystersów. Nie sposób jednak ostatecznie rozstrzygnąć kwestii autor-stwa malowideł, choć z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że ich twórca wywodził się z nyskiego kręgu artystycznego.

53 Ibidem, s. 88.

285FRESKI W KAPLICY NMP [...] W RUDACH WIELKICH

Page 286: trudne bogactwo pogranicza
Page 287: trudne bogactwo pogranicza

ALICJA ACHTELIK, MARIA WITOSZ

Kalendarium projektów realizowanych przez Studenckie Koło Naukowe Historyków

Uniwersytetu Śląskiego w roku akademickim 2007/2008

I. Kalendarium działalności SKNH UŚ w roku akademic-kim 2007/2008

Lipiec/sierpień:

– Udział członków koła w wykopaliskach na zamku w Siewie-rzu.

– Rajd pieszy w Dolinie Bobru.

– 1–10.08.2007 r. – obóz naukowy w Złotym Potoku, pod kie-runkiem prof. dr. hab. Antoniego Barciaka.

Wrzesień:

– Członkowie SKNH UŚ włączyli się w organizowanie Górno-śląskich Dni Dziedzictwa.

– Początek jesiennej edycji Dymarek cysterskich w Rudach.

Październik:

– Kontynuacja jesiennej edycji Dymarek cysterskich w Rudach.

– Początek roku akademickiego, spotkanie inaugurujące działal-ność SKNH US w nowym semestrze, podsumowanie letnich inicjatyw.

– Konferencja Wojskowości w Gdańsku (Przedstawiciele SKNH UŚ: Maciej Wiencek, Arkadiusz Kaczorek, Artur Kubiczek).

– 25.10.2008 r. – wycieczka po Gliwicach (plan w załączniku nr 1).

Listopad:

– IV Studencka Sesja Archiwistów w Piotrkowie Trybunalskim

Page 288: trudne bogactwo pogranicza

(6.11.2007 r.) – przedstawiciele SKNH UŚ: Jan Mehlich i Marta Wieczorek.

– Współorganizacja sesji naukowej zatytułowanej: Spotkania z his-torią – Kochłowice. Sesja odbyła się 9.11.2007 r. w Rudzie Śląskiej Kochłowicach, w Auli III Liceum Ogólnokształcącego (plan w za-łączniku nr 2).

Grudzień:

– Mikołajki na WNS-ie.

– Spotkanie opłatkowe członków SKNH UŚ.

– Sylwester SKNH UŚ w Rudach.

Styczeń:

– Cykl spotkań związanych z planowaną II Ogólnopolską Kon-ferencją pt.: Święci – przeklęci oraz Festiwalem Nauki.

Luty:

– Współorganizacja gali wręczenia nagród środowiskowych Uni-wersytetu Śląskiego Laur Studencki 2007 (18.2.2008 r.).

Marzec:– III Interdyscyplinarna Konferencja SKNH UŚ Krew

(6.03.2008 r.).

Kwiecień:

– 3.04.2008 r. mgr Artur Roka przedstawił wykład: Zamek w Sie-wierzu.

– 7–11.04.2008 r. – początek letniej edycji Dymarek cysterskich w Rudach.

– Jarmark średniowieczny w ramach Festiwalu Nauki i Dni Otwar-tych Uniwersytetu Śląskiego (16–17.4.2008 r.). W trakcie Festiwalu, zaprezentowana została także wystawa fotograficzna Ocalić od za-pomnienia.

– W dniach 16–20.04.2008 r. odbył się XVI Ogólnopolski Zjazd Studentów Historyków w Krakowie. Podczas Zjazdu swe referaty wy-głosili członkowie SKNH UŚ: Arkadiusz Kaczorek – Elżbieta Wiel-

ALICJA ACHTELIK, MARIA WITOSZ288

Page 289: trudne bogactwo pogranicza

ka, a śmierć Marii Stuart, Jan Mehlich – Święto Bażanta jako przykład uczty na dworze burgundzkim, Katarzyna Wilczok – Polityka kościelna Kazimierza Jagiellończyka w Królestwie Polskim.

Maj:

– W dniach 8–9.05.2008 r. odbyła się II Ogólnopolska Konfe-rencja SKNH UŚ: Święci – przeklęci (szczegółowy plan konferencji zamieszczony w załączniku nr 3 ).

– 15.05.2008 r. SKNH UŚ zorganizowało wycieczkę na Górę św. Anny, zatytułowaną Śladem powstań śląskich.

– W dniach 17–23.05. 2008 r. miał miejsce objazd naukowy: Wil-no–Kowno–Troki.

Czerwiec:

– Ewa Młynarczyk i Adam Adamczyk na konferencji Nauko-wej w Eichsfeld w Turyngii przedstawili projekt Ocalić od zapomnienia.

Lipiec:

– W dniach 7–23.07.2008 r. odbył się obóz epigraficzny Sekcji Mediewistycznej w Złotym Potoku.

Sierpień:

– Wyjazd wakacyjny SKNH UŚ na Podlasie.

ZAŁĄCZNIKI:

Załącznik nr 1

Wycieczka po Gliwicach (25.10.2007)

Uczestników wycieczki oprowadzał student IV roku historii i czło-nek SKNH UŚ Szymon Wiącek. W jej trakcie zwiedzano: kamienice i gmachy publiczne przy ulicy Zwycięstwa; miasto lokacyjne: Rynek, ratusz, resztki murów miejskich; wystawę fotografii dziewiętnasto-wiecznych Gliwic (w ratuszu wstęp bezpłatny); kościół farny p.w. Wszystkich Świętych; stary kościół p.w. św. Bartłomieja; gliwicki oddział Archiwum Państwowego; Oddział Odlewnictwa Artystycz-

KALENDARIUM PROJEKTÓW [...] SKNH UŚ... 289

Page 290: trudne bogactwo pogranicza

nego Muzeum w Gliwicach – kościół p.w. Chrystusa Króla; cmentarz żydowski; cmentarz hutniczy oraz gliwicką radiostację.

Załącznik nr 2

Popularnonaukowa Sesja Historyczna pt.: torią – Kochłowice

Termin: 9.11.2007 r.

Miejsce: Ruda Śląska Kochłowice, Aula III Liceum Ogólnokształ-cącego

Prelegenci:

dr Jacek Pierzak – Średniowieczne grodzisko nad Kochłówką

dr Anna Badura – Kochłowiczanie w XVIII i XIX wieku

dr Jerzy Gorzelik – Stary kościół kochlowski – barokowy kościół MB z Lourdes

dr inż. arch. Henryk Mercik – Wiejska, robotnicza – architektura Kochłowic

dr hab. Zbigniew Hojka – Życie Jana Wyplera

Marcin Jarząbek – Kochłowice z pamięci – nazwy, miejsca, ludzie

Organizatorzy:

Sekcja Historii SKNH UŚ oraz Stowarzyszenie na rzecz Koch-łowic i okolicy „Genius Loci”

Załącznik nr 3

Program II Ogólnopolskiej Konferencji SKNH UŚ pt.: Święci –przeklęci

Termin: 8–9.05.2008 r.

Miejsce: Uniwersytet Śląski w Katowicach, Wydział Prawa i Ad-ministracji; Rudy.

8.5.2008 r.

Wprowadzenie: dr Jacek Kurek

Spotkania z his-

290 ALICJA ACHTELIK, MARIA WITOSZ

Page 291: trudne bogactwo pogranicza

Prelegenci:

mgr Anna Skiendziel (Uniwersytet Śląski w Katowicach) – Julia Soemias – propaganda a rzeczywistość

Maciej Wiencek (Uniwersytet Śląski w Katowicach) – „Apostata czy wielki?” Eutropia na podstawie reform religijnych cesarza Juliana (361–363)

Błażej Cecota (Uniwersytet Łódzki) – Umar II – przyczynek do no-wego spojrzenia na postać umajjadzkiego kalifa

Katarzyna Irzyk (Uniwersytet Jagielloński) – Święta Kinga i święta Salomea – próba analizy wzorca hagiograficznego na podstawie życia księżnych

Maria Witosz (Uniwersytet Śląski w Katowicach) – „Zręczna prze-biegłość, roztropne oszustwo” – złożoność świata kobiet na przykładzie „Roczników” Jana Długosza

Katarzyna Wilczok (Uniwersytet Śląski w Katowicach) – Stosu-nek Kazimierza Jagiellończyka do rzuconych na niego ekskomunik

Michał Leszczyński (Uniwersytet Jagielloński) – Jak zostać świętym w Kościele prawosławnym? Przykład Lazara Hrebeljanovicia

Magdalena Dyląg (Uniwersytet Jagielloński) – Wizerunek Jana Ka-pistrana w „Memoriale Ordinis Fratrum Minorum” Jana z Komorowa

Piotr Kaniewski (Uniwersytet Łódzki) – Leopold Kronenberg aposta-tą narodowym czy trzeźwym patriotą

Adam Sitarek (Uniwersytet Łódzki) – Biała Podlaska, Warszawa, Jerozolima. Życie i działalność Maksymiliana Apolinarego Hartglasa (1883– 1953)

Michał Trębacz (Uniwersytet Łódzki) – Aleksander Margolis. Le-karz – społecznik, polityk, Żyd

Bartosz Kaczorowski (Uniwersytet Łódzki) – Neutralny wobec neu-tralnego. Polityka Franklina Delano Roosevelta wobec Hiszpanii generała Franco w latach 1939–1941

Marcin Jarząbek (Uniwersytet Jagielloński) – Stary Jorg – święty Je-rzy. Miejsce Jerzego Ziętka w górnośląskiej pamięci społecznej

291KALENDARIUM PROJEKTÓW [...] SKNH UŚ...

Page 292: trudne bogactwo pogranicza

Justyna Figas (Uniwersytet Jagielloński) – Wizerunek świętego i ska-lanego w filmie „Księżniczka Mononoke” Hayao Miyazakiego

9.05.2008 r.

Wycieczka krajoznawcza (m.in. zwiedzanie pocysterskiego zes-połu klasztorno-pałacowego w Rudach)

II. Kalendarium działalności Sekcji Rybnickiej SKNH UŚ w roku akademickim 2007/2008

Październik:

– Spotkanie z cyklu „Pomiędzy przeszłością a historią”. W jego ramach Michał Konieczny wygłosił referat pt.: Całun turyński – a mo-że to jednak prawda? (szczegóły załącznik nr 4).

Listopad:

– W dniu 8.11.2007 r. przeprowadzono wybory nowego zarzą-du. Prezesem Sekcji Rybnickiej SKNH UŚ została Alicja Achtelik, jej zastępcą Dorota Krukar, a funkcję sekretarza Sekcji objął Tomasz Ruppental.

– 22.11.2007 r. w ramach III Rybnickich Spotkań SKNH UŚ w Muzeum w Rybniku odbyła się sesja naukowa pt.: W przestrzeni pogranicza. Śląsk – kresy i centrum (szczegóły w załączniku nr 5). W jej trakcie zaprezentowano książkę Europa, Śląsk, Świat Najmniejszy. Owa publikacja zawiera artykuły prezentowane w trakcie II Rybnickich Spotkań SKNH (26.10.2007 r.) oraz w ramach cyklu „Pomiędzy przeszłością a historią” organizowanego w roku akademickim 2006/2007.

Grudzień:

– Spotkanie z cyklu „Pomiędzy przeszłością a historią”. Podczas grudniowego spotkania Łukasz Gądzik przedstawił referat pt.: Dzia-łanie bojowe przed i w czasie I powstania śląskiego w powiecie katowickim, Bar-tłomiej Broda zaś omówił przebieg I powstania śląskiego na ziemi

292 ALICJA ACHTELIK, MARIA WITOSZ

Page 293: trudne bogactwo pogranicza

pszczyńskiej, wygłaszając referat zatytułowany: Starania polskich miesz-kańców ziemi pszczyńskiej o przyłączenie Górnego Śląska do Polski w latach 1918 – 1919 (szczegóły załącznik nr 4).

Styczeń:

– Spotkanie z cyklu „Pomiędzy przeszłością a historią”. Trzecie w roku akademickim 2007/2008 spotkanie przygotowane zostało przez Dorotę Krukar i Tomasza Ruppentala. Referenci poruszyli tym razem zagadnienia historii średniowiecza. Dorota Krukar przedstawi-ła początki opactwa cysterskiego w Jędrzejowie, z kolei Tomasz Rup-pental w swym wystąpieniu skupił się na fundacji i uposażeniu klasz-toru cysterskiego w Rudach (szczegóły załącznik nr 4).

Luty:

– Motywem przewodnim lutowego spotkania z cyklu „Pomię-dzy przeszłością a historią” były tajemnice średniowiecznego Ryb-nika. W jego trakcie Damian Halmer wygłosił referat pt.: Uwagi na temat umiejscowienia przedlokacyjnego centrum osadniczego na terenie miasta Rybnik, Michał Holona omówił dzieje pierwszego kościoła rybnic-kiego w średniowieczu, Hanna Knura zaś przedstawiła rolę Rybnika w księstwie raciborskim do połowy XIV wieku (szczegóły załącznik nr 4).

– W dniu 28.02.2008 r. w Ośrodku Dydaktycznym UŚ w Rybni-ku, w ramach nowo rozpoczętego cyklu „Europa, Śląsk, Świat Naj-mniejszy” odbył się panel dyskusyjny: Pytając o naród śląski (szczegó-ły załącznik nr 6).

Marzec:

– 12.03.2008 r. Sekcja Rybnicka SKNH UŚ po raz kolejny współ-organizowała panel dyskusyjny z cyklu „Europa, Śląsk, Świat Naj-mniejszy” (szczegóły załącznik nr 6).

– 28.03.2008 r. w ramach cyklu „Pomiędzy przeszłością a histo-rią” Jakub Grudniweski wygłosił referat pt.: Biskupi wrocławscy wobec kwestii językowych na Górnym Śląsku w XIX wieku (szczegóły załącznik nr 4).

293KALENDARIUM PROJEKTÓW [...] SKNH UŚ...

Page 294: trudne bogactwo pogranicza

Kwiecień:

– Podczas kwietniowego spotkania z cyklu „Pomiędzy przesz-łością a historią” swoje referaty wygłosili Janusz Mokrosz – „Zwal-czanie wrogiej niemczyzny”. Proces tzw. odniemczania w Raciborzu i gminie Krzyżanowice w latach 1947–1950 oraz Hanna Honysz – W pamięci zos-tał okruch tamtych dni. Dziedzictwo kulturowe repatriantów na Górnym Śląs-ku (szczegóły załącznik nr 4).

Maj:

– Funkcję zastępcy prezesa Sekcji objął Damian Halmer, z kolei Dorotę Krukar wybrano na sekretarza Sekcji.

– W maju miało miejsce ostatnie w roku akademickim 2007/ 2008 spotkanie z cyklu „Pomiędzy przeszłością a historią”. Tym ra-zem wystąpienia dotyczyły dziejów opactwa cysterskiego w Rudach. Ewa Młynarczyk przedstawiła referat pt.: Freski w kaplicy NMP przy kościele dawnego opactwa cysterskiego w Rudach Wielkich, Bartosz Szymon zaś wygłosił artykuł pt.: Życie codzienne rudzkiego konwentu cystersów w średniowieczu (szczegóły załącznik nr 4).

– Sekcja Rybnicka SKNH UŚ rozpoczęła cykl roboczych spot-kań poświęconych przygotowaniom do IV Rybnickich Spotkań SKNH. W ich trakcie ustalono m.in., iż sesja naukowa zatytuło-wana: Na polsko-skandynawskich ścieżkach historii ponownie odbędzie się w Muzeum w Rybniku w dniu 23.10.2008 r.

Czerwiec:

– Ogłoszony został konkurs fotograficzny: Ślady skandynawskie w Polsce – ściśle związany z wspomnianą sesją. Zarówno konkurs, jak i sesja wpisane zostały w cykl imprez z serii „Norddalia”, których celem jest propagowanie kultury skandynawskiej w Polsce i ukaza-nie jej w twórczym bądź reportażowym ujęciu. Ideą konkursu jest również promowanie nowych talentów twórczości fotograficznej i prezentacja ich dokonań. Z wyłonionych w konkursie fotografii ma powstać wystawa, prezentowana następnie w Ośrodku Dydak-tycznym UŚ w Rybniku, w Muzeum w Rybniku oraz na Wydziale

294 ALICJA ACHTELIK, MARIA WITOSZ

Page 295: trudne bogactwo pogranicza

Nauk Społecznych UŚ w Katowicach, a także przy placówkach państw skandynawskich.

ZAŁĄCZNIKI:

Załącznik nr 4

– 18.10.2007 r. – wprowadzenie: ks. dr Rafał Śpiewak – Michał Konieczny – Całun turyński – a może to jednak prawda?

– 14.12.2007 r. – wprowadzenie: dr Joanna Januszewska-Jurkie-wicz – Łukasz Gądzik – Działanie bojowe przed i w czasie pierwszego pow-stania śląskiego w powiecie katowickim; Bartłomiej Broda – Starania polskich mieszkańców ziemi pszczyńskiej o przyłączenie Górnego Śląska do Polski w la-tach 1918–1919

– 10.01.2008 r. – wprowadzenie: dr hab. Jerzy Sperka – Dorota Krukar – Początki opactwa cysterskiego w Jędrzejowie; Tomasz Ruppental – Fundacja i uposażenie klasztoru cysterskiego w Rudach

– 22.02.2008 r. – wprowadzenie: dr Bogdan Kloch – Damian Halmer – Uwagi na temat umiejscowienia przedlokacyjnego centrum osadni-czego na terenie miasta Rybnik; Michał Holona – Dzieje pierwszego kościo-ła rybnickiego w średniowieczu; Hanna Knura – Rola Rybnika w księstwie raciborskim do połowy XIV wieku

– 28.03.2008 r. – wprowadzenie: dr Jacek Kurek – Jakub Grud-niewski – Biskupi wrocławscy wobec kwestii językowych na Górnym Śląsku w XIX wieku

– 25.04.2008 r. – wprowadzenie: dr Jacek Kurek – Janusz Mok-rosz – „Zwalczanie wrogiej niemczyzny” Proces tzw. odniemczania w Raciborzu i gminie Krzyżanowice w latach 1947–1950; Hanna Honysz – W pamięci został okruch tamtych dni. Dziedzictwo kulturowe repatriantów na Górnym Śląsku

– 30.05.2008 r. – wprowadzenie: dr Jerzy Gorzelik – Ewa Mły-narczyk – Freski w kaplicy NMP przy kościele dawnego opactwa cysterskiego w Rudach Wielkich; Bartosz Szymon – Życie codzienne rudzkiego konwen-tu cystersów w średniowieczu

295KALENDARIUM PROJEKTÓW [...] SKNH UŚ...

Page 296: trudne bogactwo pogranicza

Załącznik nr 5

Program III Rybnickiego Spotkania „W przestrzeni pogra-nicza. Śląsk – kresy i centrum”

Prelegenci:

dr Jacek Kurek – Pamięć i cierpienie

Damian Halmer – Czeska ekspansja terytorialna na Płaskowyżu Głub-czyckim w XIII wieku

Adam Adamczyk – Niemieccy rycerze w otoczeniu Bolesława Rogatki

Michał Konieczny – Opolski klasztor Franciszkanów jako nekropolia tamtejszych książąt

Maria Witosz – W przestrzeni dobra. Życie Św. Jadwigi i jej kult w śred-niowieczu

dr Joanna Januszewska-Jurkiewicz – Polacy na Zaolziu a polityka państwa polskiego wobec Czechosłowacji w pierwszej połowie lat dwudziestych

mgr Dawid Keller – Bogusław Dobrzycki – Wielkopolanin na Górnym Śląsku

Alicja Achtelik, Radomir Lepiarczyk – Okupacja Książenic w czasie II wojny światowej

Janusz Mokrosz – Wygnańcy. Problem wysiedlonych i tzw. repatriantów na ziemi raciborskiej w latach 1945–1947

Hanna Honysz – My i Oni. Ślązacy i „repatrianci” po II wojnie światowej

dr Maciej Fic – Szkolna codzienność byłego pogranicza w pierwszych la-tach po zakończeniu II wojny światowej

Załącznik nr 6

Pytając o naród śląski... – 28.02.2008 r. – Ośrodek Dydaktyczny Uniwersytetu Śląskiego w Rybniku – prowadzenie: dr Bogdan Kloch

– dr Jerzy Gorzelik – Narody i nacjonalizmy na Górnym Śląsku

– prof. dr hab. Ryszard Kaczmarek – Dlaczego w XIX i XX wieku nie powstał naród śląski

296 ALICJA ACHTELIK, MARIA WITOSZ

Page 297: trudne bogactwo pogranicza

– mgr Piotr Spyra – Dlaczego naród śląski nie istnieje

Sobór Watykański II w życiu codziennym Kościoła XXI wieku – 12.03.2008 r. – Uniwersytet Śląski – prowadzenie: mgr Michał Witkowski

– dr Paweł Milcarek – Sobór, który zaskoczył wszystkich

– dr Tomasz Terlikowski – Dialog, prawda, relatywizm według Sobo-ru Watykańskiego II i jego interpretacji

– ks. prof. dr hab. Jerzy Szymik – Sobór a teologia, świat, nadzieja

Organizatorzy:

Stowarzyszenie Humanistyczne Europa, Śląsk, Świat Najmniejszy, SKNH UŚ oraz Muzeum wRybniku

297KALENDARIUM PROJEKTÓW [...] SKNH UŚ...

Page 298: trudne bogactwo pogranicza

298 ALICJA ACHTELIK, MARIA WITOSZ

III Rybnickie Spotkania SKNH (dr Bogdan Kloch – Dyrektor Mu-zeum w Rybniku)

Spotkanie z cyklu „Pomiędzy przeszłością a historią” (nasi słuchacze)

Page 299: trudne bogactwo pogranicza

299

Panel dyskusyjny z cyklu: „Europa...”: Pytając o naród śląski (prof. Ryszard Kaczmarek, dr Jerzy Gorzelik, mgr Piotr Spyra, dr Bogdan Kloch)

Panel dyskusyjny z cyklu: „Europa...”: Sobór Watykański II... (dr Pa-weł Milcarek, ks. prof. Jerzy Szymik, dr Tomasz Terlikowski)

KALENDARIUM PROJEKTÓW [...] SKNH UŚ...

Page 300: trudne bogactwo pogranicza
Page 301: trudne bogactwo pogranicza

Zakończenie

Niniejsza publikacja jest drugim, niezwykle ważnym krokiem mło-dych adeptów nauk humanistycznych. Udowodnili, że nie była to pojedyncza jaskółka, która nie czyni jeszcze wiosny. Zakończyli tą publikacją drugi sezon, a już rozpoczyna się trzeci. Przez ostatni rok obserwowałem ich zmagania i trzeba przyznać, że nie brakowało im zapału do pracy. Ich obecność tu w Rybniku zaczyna być coraz lepiej postrzegana. Widać dużą sympatię, zapewne także szacunek i po-dziw sfer władzy naszego Miasta, a także powiatu.

Myślę, że siła ich tkwi w tym, iż są wśród nich przewodnicy; to ci, którzy prowadzą i ciągle pobudzają do działania innych. Również miejsce – Rybnik. Jest w nim coś magicznego, coś co napawa wielką nadzieją, wręcz dodaje skrzydeł. Nasze Miasto dzięki uwarunkowa-niom gospodarczym dawniej traktowano jako ośrodek dyspozycyj-ny przemysłu wydobywczego. Kultura była tu ale raczej jako działal-ność służebna dla społeczeństwa. Tu jednak kolejny przejaw owej magii, że Rybnik i jego społeczność akademicka to nie przypadkowe zrządzenie losu, lecz przestrzeń, w której nauka powoli buduje swo-je gniazdo.

Zadowolenie nie może jednak przesłaniać faktu, iż ciągle musi-my się doskonalić i „walczyć” w dzisiejszym świecie o godne miejsce nauk humanistycznych. Myślę, że plon w postaci tej publikacji bę-dzie także zaczynem do dalszych działań, które będą wskazywały, jakie przestrzenie naszego życia należy badać. Badać wolnym umy-słem, który jest otwarty na dyskusję, niejednokrotnie trudną i pełną kontrowersji. Jednak nikt przecież nie powiedział, że droga do Pra-wdy jest prosta.

Życzmy sobie, abyśmy już za rok mogli otrzymać kolejny tom te-go wydawnictwa. Niech roztropność i mądrość was prowadzą w naukowym rozwoju, a ludzie niech będą wam przychylni.

Dr Bogdan Kloch

Dyrektor Muzeum w Rybniku

Page 302: trudne bogactwo pogranicza
Page 303: trudne bogactwo pogranicza

Muzeum w Rybniku poleca wydawnictwa na temat historii Górnego Śląska:

SERIA „ZESZYTY RYBNICKIE”

1: I. Panic, W. Iwanek, Zamek rybnicki, Rybnik 19902: I. Libura, Maksymilian Basista. Rybnicki księgarz i społecznik (1883–1967),

Rybnik 19913: E. Bimler-Mackiewicz, Rybnik. Znaki samorządnych wspólnot, Rybnik 2006,

nakład wyczerpany4: B. Kloch, A. Grabiec, Kościół p.w. św. Antoniego w Rybniku, Rybnik 2006,

nakład wyczerpany5: 150 lat kolei w Rybniku, praca zbiorowa pod redakcją B. Klocha, A. Grabiec

i D. Kellera, Rybnik 2007 (książka z płytą CD z materiałem ilustracyjnym)6: Z kart historii powiatu rybnickiego, praca zbiorowa pod redakcją D. Kellera,

Rybnik 2008, nakład wyczerpany

W przygotowaniu:Rybnik i powiat rybnicki w okresie II wojny światowej, planowany termin – marzec

2009

WYDAWNICTWA POZASERYJNE

Tożsamość społeczno-kulturowa miasta postindustrialnego w Europie Środkowej, praca zbiorowa pod redakcją B. Klocha i A. Stawarza, Rybnik–Warszawa 2005

Sacrum i profanum. Klasztory i miasta w rzeczywistości Górnego Śląska w średniowieczu, praca zbiorowa pod redakcją E. Bimler-Mackiewicz, Rybnik 2003

Powstańcy rybniccy, praca zbiorowa pod redakcją Z. Kapały, Rybnik 2001

Polecamy również katalogi wystaw stałych i czasowych.

Szczegóły: Muzeum w Rybniku, Rynek 18, 44-200 Rybnikwww.muzeum.rybnik.pl; tel. 0-32 43 27 460

Page 304: trudne bogactwo pogranicza