9
Tytuł: W krainie polskiego Bachusa Autor: Miki & Beti / MT 156 Termin: 26-28.04.2014 Dystans: 905 km (łącznie z jazdą po torze) S E Z O N 2014 RELACJA 01/2014 GALERIA

W krainie polskiego Bachusa

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Autor: Miki & Beti / MotoTurysta 156

Citation preview

Page 1: W krainie polskiego Bachusa

Tytuł: W krainie polskiego Bachusa Autor: Miki & Beti / MT 156 Termin: 26-28.04.2014 Dystans: 905 km (łącznie z jazdą po torze)

S E Z O N 2014

R E L A C J A 0 1 / 2 0 1 4

G A L E R I A

Page 2: W krainie polskiego Bachusa

Sobotni poranek. 8.00. Otwieram oczęta po trzech godzinach snu.

Coś ciemnawo za oknem, leje, nie pada tylko leje. To w takim razie pośpię

jeszcze troszkę. Nic z tego, pies domaga się wypuszczenia na ogródek.

Miki zaczął się trzaskać garami w kuchni, mamrocząc coś pod nosem.

Kamil też wstał lewą nogą. Czuć awanturę w powietrzu. Gdzie ta radosna

atmosfera, która towarzyszy nam zawsze przed dłuższym wypadem

motocyklowym? Mam wrażenie, że każdy chce odpuścić ten wyjazd

ale nikt tego nie mówi na głos.

Już 10-ta i dalej leje. No cóż, naburmuszeni zaczynamy zakładać

przeciwdeszczówki. Obrzydlistwo. Nienawidzę w tej chwili wszystkiego

i wszystkich. Wychodzę na podwórko. Motorki już czekają, oczywiście

mokre. Sąsiad - wujek patrzy na nas z niedowierzaniem i w końcu

zagaduje:

Nie lepiej to, zapakować się do auta i jechać? Ja was nie rozumiem.

No w sumie w tym momencie ja tego też nie kumam. Ale mam nadzieję,

że już za kilka kilometrów ogarnie mnie błogie zrozumienie. Wiecie o czym

piszę? Znacie ten stan? Na pewno tak i jak mówi Peter Egan, podróżnik

i felietonista amerykańskiego magazynu „Cycle World”:

„Jazda autem jest jak oglądanie filmu, jazda motocyklem to jak być jego

bohaterem. Akcja wciąga, zwłaszcza jeśli samemu się ją kreuje”.

Jedziemy. Deszcz odpuszcza zaraz za bramkami na A4. Przez pierwsze

kilkadziesiąt km trochę nas ponosi. Gnamy z prędkością dochodzącą

1 z 8

Page 3: W krainie polskiego Bachusa

pod 200km/h. Przy pierwszym tankowaniu opamiętujemy się. Takiej jazdy

to nasz budżet weekendowy długo nie wytrzyma. Spalanie znacznie ponad

założoną normę.

Za Legnicą zjeżdżamy z autostrady w stronę Lwówka Śląskiego. I chwilkę

później wciąga nas pole rzepakiem malowane. Potraficie sobie wyobrazić

dziesiątki hektarów żółtego dywanu, kwitnącego właśnie rzepaku?

Błękitne niebo, po którym przechadzają się leniwe chmurki i omdlewający

zapach? Ulegamy na chwilkę magicznej chwili i wskakujemy w sam środek

tego soczystego, słonecznego koloru! Szkoda, że za chwilę czas rzepaku

przeminie. Jego ślad jeszcze długo zostanie na naszych ciuchach …

2 z 8

Page 4: W krainie polskiego Bachusa

W Złotoryi zatrzymujemy się w lokalu „Wyborowa” z muzyką z lat

80/90 i takim klimatem wewnątrz. Z niewyszukanym ale smacznym menu,

co jeszcze bardziej poprawia nam nastroje. Okazuje się, że schabowy

z dodatkami przy nutkach Modern Talking smakuje wyborowo

i skutecznie zwalcza ból głowy .

Po krótkim błądzeniu docieramy

do Pławnej Górnej, gdzie odnajdujemy

najnowsze dzieło Dariusza Milińskiego

- ekscentrycznego malarza, scenografa,

plakacistę i animatora kultury.

Arka Noego

Niestety arka jest zamknięta na cztery spusty i nikogo nie ma w pobliżu.

Po cichu liczyłam, że uda nam się zamienić słów kilka z twórcą tej

budowli. Trochę zawiedzeni oglądamy dzieło z zewnątrz (dla turystów

wnętrze ma zostać udostępnione od maja). Gnamy, więc dalej w stronę

Zielonej Góry.

3 z 8

Page 5: W krainie polskiego Bachusa

Później, niż zakładaliśmy docieramy do agroturystyki. I tu bardzo miłe

zaskoczenie. Nie spodziewałam się takich warunków za 35 zł od osoby.

W planach mieliśmy wieczorny spacer i degustację wina w pobliskiej

winnicy ale jestem już tak padnięta, że odpuszczamy. Ledwo przykładam

głowę do poduszki i błyskawicznie wpadam w objęcia Morfeusza.

Miki i Kamil podpatrują jeszcze niedoścignionych mistrzów oglądając

treningi Moto GP .

KAJMAL Niedzielny poranek. Otwieram oczęta

i jest nieźle! Nie pada, nie leje i jest ciepło.

Wskakujemy w motocyklowe ciuchy

i startujemy liznąć co nieco z Lubuskiego

Szlaku Wina.

Po kilku kilometrach podjeżdżamy pod

Winnicę „Miłosz”, chwilkę gaworzymy

z właścicielem Krzysztofem Federowiczem,

nabywamy skromnie 2 butelczyny

szlachetnego trunku

z odmian Zwiegeltrebe.

4 z 8

Page 6: W krainie polskiego Bachusa

Niestety gospodarz nie ma dla nas zbyt dużo

czasu. Szkoda, bo to bardzo klimatyczne

miejsce. Pamiętajcie, że wszystkie winnice

stoją dla gości otworem ale trzeba najpierw

umówić się telefonicznie. Pan Krzysztof

zdradził nam jednak pewną tajemnicę, którą podzielę

się z Wami. Mianowice na początku września

w Zielonej Górze i okolicach obchodzi się święto wina,

jednakże to prawdziwe winobranie i najbardziej

smakowite - ma miejsce w październiku!

Z trudem upycham zakupiony trunek do tankbaga.

Kierujemy się w stronę Milska.

W miejscowości Bojadła wtaczamy się

na bezpłatny prom i przedostajemy się na

drugi brzeg Odry. Po to, by po kilkunastu

kilometrach z powrotem wrócić na

poprzednią stronę rzeki, tym razem

mostem. Ot, taka fantazja!

5 z 8

Page 7: W krainie polskiego Bachusa

W końcu docieramy do Zielonej Góry. Cel winnica na wzgórzu pod

„Palmiarnią”. Jedna z wizytówek tego miasta. Kawa wśród palm

kokosowych, sagowców i kakaowców smakuje inaczej.

Przed budynkiem Palmiarni wpadamy na

pierwszego z Bachusików. Who is it?

Jak głosi legenda to dzieci Bachusa,

rzymskiego boga wina, który usadowił się

na zielonogórskim deptaku. Niesforne

dzieciaki rozbiegły się po całym starym

mieście i rozrabiają. Spacerujemy po

starówce, którą ominęła wojenna pożoga.

A ja się wkręciłam w zielonogórską

zabawę i urządziłam sobie polowanie na

Bachusiki. Złapałam w kadr 13 łobuziaków.

Trochę mało, bo jest ich ponad 30. Ciekawe

czy ktoś z moich motocyklowych

znajomych upolował, bądź upoluje więcej

Bachusików???

Czas szybko płynie. Zaliczamy muzeum

3w1: Muzeum Miasta, Muzeum Wina

i Muzeum Tortur.

6 z 8

Page 8: W krainie polskiego Bachusa

Zaspakajamy głód w indyjskiej knajpce, którą nawiedziła kiedyś

P. Gesslerowa i ruszamy zameldować się na torze w Starym Kisielinie.

Zostaliśmy wcieleni w szeregi służb organizacyjno-porządkowych i czas

wziąć się do roboty.

Wyprofilowane zakręty, szerokie, bezpieczne pobocza. Strefa sanitarna

oraz możliwość rozbicia namiotów są atutami tego miejsca, które doceniło

Stowarzyszenie Motoautostarda organizując imprezę z cyklu

„Bezpieczeństwo i Rywalizacja”. Jest już kilka osób. Na razie przyjechało

kilku uczestników jutrzejszego szkolenia i jeden organizator. Reszta jeszcze

w drodze. Ogarniamy co tam jest do ogarnięcia i resztę wieczoru się

integrujemy.

Poniedziałek rano. Fajne uczucie obudzić się ze świadomością, że znacząca

część społeczeństwa męczy się albo będzie się męczyć w robocie, a my

na motorki. Takie poniedziałki można pokochać! Pakujemy manatki

i dołączamy do reszty towarzystwa na torze. Trochę teorii i Moi Panowie

przystępują do treningów - jazdy w grupach w 20 minutowych sesjach.

I tak w kółko cały dzień. Pomagamy jako flagowi a czasem jako

porządkowi, gdy trzeba posprzątać jakąś zgruzowaną maszynę.

Tor w Starym

Kisielinie, to co prawda

tor kartingowy ale

świetnie nadaje się

do ćwiczeń techniki

jazdy motocyklem.

7 z 8

Page 9: W krainie polskiego Bachusa

Dzień na torze kończy się wyścigiem o „Puchar MotoAutostrady”. Zaraz po

tym zawijamy się w drogę powrotną do domu. Idzie nam całkiem nieźle,

aż do Góry Świętej Anny. Tu dopada nas nawałnica, czy też oberwanie

chmury. Prędkość przelotowa spada nam poniżej 50 km/h a ja się czuję

jakbym płynęła w wartkim strumieniu rzeki a nie jechała autostradą.

Żeby nie było nam za sucho to mijające nas tiry raz po raz obficie zlewają

nas wodą rozbryzgującą się spod kół. I tak przemoczeni, zziębnięci

ale zadowoleni późnym wieczorem meldujemy się w domu cali i zdrowi!

MotoAutostrada

8 z 8