44

Carissimus 50

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Carissimus - Pismo nowicjatu Towarzystwa Jezusowego Prowincji Polski Południowej w Starej Wsi.

Citation preview

Page 1: Carissimus 50
Page 2: Carissimus 50

2

Carissimus 50

Piotr Faber - pierwszy kapłan TJ

Nowicjat jako przygotowanie dalsze do kapłaństwa

Porywający artykuł o pierwszym kapłanie w Towarzystwie Jezusowym - Paweł Dudzik

Ujmująca synteza formacji w nowicjacie jako drogi do kapłaństwa – Piotr Danielak

Chopy! Do roboty!

Jak ewoluował Carissimus

Inspirująca analiza udziału ojca Socjusza w życiu naszej wspólnoty nowicjackiej – Paweł Błoński

Wzbudzająca zainteresowanie i zachwyt rozmowa Piotra z o. Mieczysławem, który zakończył swoją funkcję Magistra nowicjatu – Piotr Tutak

Pełna pikantnych wypowiedzi praca naszych dwóch nowicjuszy na temat dialogu w dzisiej-szym świecie – Paweł Dudzik i Artur Kania

Rodząca zachwyt geneza chrześcijań-stwa innych rytów – Tomasz Matyka

Wywiad z o. Mieczysławem Kożuchem SJ – byłym Magistrem nowicjatu

Na ekumenizm

Jedność w różnorodności

Pełna profesjonalnie wykonanej grafiki praca ukazująca postęp i ewolucję naszego czasopisma – Artur Kania

Medytacja ignacjańska

Usłyszeć Boga

Prezentacje nowicjuszy pierwszego roku

Wywiad z o. Tadeuszem Hajdukiem SJ – nowym Magistrem nowicjatu

Kronika nowicjacka

Autentyczna relacja doświadczeń modlitwy nowicjackiej - Piotr Tutak

Bogate w treść i formę zapiski z dziejów naszego nowicjatu – Jakub Kachel

Niezwykłe dzieje naszego nowego o. Magistra w ciekawym wywiadzie – Jakub Kachel i Jakub Łukasiewicz

Marek FirlejczykJakub ŁukasiewiczAdam MaterlaTomasz MatykaDominik Sroka

Wyszukane spostrzeżenia na temat rachunku sumienia w życiu nowicju-sza – Marek Firlejczyk

Maryja – nasza droga w XXI wieku?Fascynujący artykuł o Patronce naszego Towarzystwa – Maryi z Nazaretu – Paweł Dudzik

Niezwykły dar

Psalm 50 – refleksja

Ciekawy sposób na zrobienie różańca

Rewelacyjna, inteligentnie skompliko-wana łamigłówka oparta na treściach zawartych w aktualnym wydaniu Carissimusa – Dominik Sroka

Mrożąca krew w żyłach analiza Psalmu 50 – Tomasz Matyka

Absolutnie doskonała instrukcja ple-cenia różańców zapożyczona od Sióstr Nazaretanek – Paweł Błoński

Słownik nowicjacki

Czym jest jezuickie powołanie w spoj-rzeniu nowicjusza - Adam Materla

Krzyżówka Łatka

Pismo na prawach rękopisuWydawca: Nowicjat Prowincji Polski Południowej Towarzystwa JezusowegoKurator numeru: o. Waldemar Szczygioł SJRedaktor Naczelny: Paweł BłońskiZespół Redakcyjny: Artur Kania, Jakub ŁukasiewiczSkład: Paweł BłońskiOpracowanie graficzne: Marek FirlejczykAdres redakcji: Stara Wieś 778, 36-200 Brzozów, tel. 0-13 434 11 13, e-mail: [email protected], strona internetowa: www. jezuici.pl/nowicjatpmeDruk: Chemigrafia Krosno, tel./fax. 0-13 432 54 15

18

6

21

22

28

36

30

938

16

13

10

43

42

40

44

46

4

Spis Treści

Carissimus 50

Page 3: Carissimus 50

3

Carissimus 50

Drodzy Czytelnicy!

Każdy Carissimus jest wyjątkowy i na swój sposób unikatowy, co słyszeliście zapewne już wiele razy. W rzeczy samej - jest on owocem pracy młodych ludzi, którzy rozpoczynają swoją drogę powołania w nowicjacie jezuitów. Każdy z nich wnosi swoje zdolności i umiejętności, aby wspólnie dokonać czegoś nowego, co niesie ze sobą pewną wiadomość naznaczoną niepowtarzalnym, bo osobistym doświadczeniem. W obecnej edycji naszego czasopisma przeplata się kilka wąt-ków, które zazębiają się i rozciągają na różne obszary. Wspólnym mianownikiem wielu z nich jest liczba 50.

Na wstępie znajdziecie w nim treści na temat aktualnego Roku Kapłań-skiego, związanego ze 150 rocznicą urodzin dla nieba Jana Marii Vianneya, pa-trona wszystkich proboszczów świata. Kapłaństwo to niezwykły dar i zaszczyt, którego wyczekujemy i dlatego, jako nowicjusze, już teraz o tym myślimy i przygo-towujemy się do niego.

W naszych rozważaniach poszliśmy jeszcze nieco dalej ukazując ekumeniczny wymiar powołania, przybliżając przy tym tematykę Kościoła chrześcijańskiego in-nych rytów oraz tego, jak wygląda na świecie dialog z innymi religiami.

Nowicjat w formacji jezuickiej jest bardzo ważnym czasem i dlatego zdra-dzamy Wam szczegóły dotyczące naszych dwóch formatorów – byłego i nowego o. Magistra, dodając jeszcze kilka słów na temat roli o. Socjusza. Pierwszy z nich zapoczątkował nasze czasopismo, które w nieco zmienionej już formie przetrwało do dzisiaj, o czym możecie dowiedzieć się więcej czytając o jego ewolucji.

Jubileuszowy numer naszego czasopisma ukazuje również najważniejsze ele-menty naszego nowicjackiego życia zakonnego, którymi są medytacja, rachunek sumienia oraz różaniec. Matka Boska zawsze była i jest naszą bliską opiekunką i dlatego poświęcamy Jej nieco więcej uwagi, chcąc zachęcić Was do bliższego Jej poznania.

Kontynuujemy również tradycję prezentacji nowicjuszy pierwszego roku, co z pewnością będzie ulubioną lekturą jezuickich fanów czasopisma, choć nie tyl-ko, bo grono naszych czytelników jest znacznie większe i z każdym rokiem rośnie. Wersja elektroniczna Carissimusa jest od kilku lat dostępna na naszej stronie no-wicjackiej, na którą wszystkich serdecznie zapraszamy.

Paweł Błoński

Redaktor Naczelny

Page 4: Carissimus 50

4

Carissimus 50

W roku, w którym Kościół w sposób szczegól-ny wzywa nas do modlitwy i dziękczynienia za ka-płanów, szukamy wzorców do naśladowania, także w szeregach Jezuitów. Piotr Faber, jako pierwszy z towarzyszy Jezusa otrzymał święcenia kapłań-skie. W roku 1534, w paryskiej kaplicy, na wzgó-rzu Montmartre, na jego ręce, a dokładniej wobec konsekrowanej przez niego hostii, grupa przyjaciół w Panu złożyła swoje przyrzeczenia. Nie wiedzieli, że stali się wówczas fundamentem nowego Zakonu, który powstać miał niecałe dwadzieścia lat po tych wydarzeniach.

Kiedy na arenie międzynarodo-wej pojawili się duchowi synowie św. Ignacego Loyoli – Jezuici – odnowa religijna, tak upragnio-na przez wielu ludzi XVI wieku, wniosła w serca nadzieję. Piotr Faber doskonale wpisał się w swoją epokę, jako kapłan przywracający Wiarę w Boga i w człowieka. Rzetelnie przy-gotowany od strony teologicz-nej, doświadczony duchowo, gotowy przyjąć każde wy-zwanie i bycie posłanym, tak przez swojego przełożo-nego jak i Ojca Świętego, otworzył nowy rozdział w historii misji zarówno Towarzystwa Jezusowe-go, jak i Kościoła.

Jezuici zdawali so-bie sprawę z tego, że tyl-ko religijna żywotność Kościoła mogła przeła-mać nawarstwiające się upory i konflikty. Było to zarówno marzeniem Ignacego, jak i Piotra. Podczas gdy ten pierw-szy zarządzał dziełami Towarzystwa z Rzymu, drugi trudził się bezpośred-nio. Niosąc Chrystusa w podzielonej przez spory religijne Europie, ryzykował odrzucenie i niezrozu-mienie. Stało się to dla niego potężnym wyzwaniem, które, pomimo obaw, podjął z pokorą i ufnością.

Wyróżniały go wrażliwość i skromność. Nie-którzy powiedzieliby, że nieco naiwny, lecz wy-

różniający się głębokim życiem duchowym i ob-darzony wyjątkową zdolnością nawiązywania kontaktów z ludźmi różnego pokroju. Sprawiało to, że przyciągał wielu młodych do Towarzystwa Jezusowego i życzliwie usposobił do nowego Za-konu, a przez to do Kościoła. Wśród ludzi, z któ-

rymi współpracował Piotr, byli zarówno głęboko wierzący katolicy, pragnący reformy Kościoła,

jak i ci, którzy od Niego odeszli i podążyli nowym nurtem protestantyzmu.

Wszędzie tam, gdzie przyszło mu pracować, odznaczał się gorliwością

w pełnieniu posługi kapłańskiej. Wygłaszał kazania w kościołach, pałacach, na dworach i uniwersyte-tach. Godzinami słuchał spowiedzi, prowadził kierownictwo ducho-we, udzielał Ćwiczeń Duchowych, w których prowadzeniu miał do-równywać św. Ignacemu. W ten sposób, działając jakby na dru-gim planie wydarzeń światowych, z dala od burzliwych polemik re-ligijnych i politycznych, przygo-towywał serca tak prostych ludzi, jak i wpływowych książąt, a także hierarchów Kościoła do przemia-ny dusz. Zaowocowało to nie tyl-ko wieloma sensacyjnymi na-wróceniami, jak na przykład proboszcza jednej z parafii gdzie przebywał Faber, ale także wie-loma znakomitymi powołania-mi ze środowisk akademickich i profesorskich. Jednym z nich był św. Piotr Kanizy – twórca pierwszych Katechizmów, czo-łowy kontrreformator Niemiec i założyciel wielu kolegiów na terenach Cesarstwa Nie-mieckiego.

Upraszczając, o Piotrze można powiedzieć, że był pre-

kursorem ekumenizmu. Wzywał przede wszystkim swoich współbraci, ale także duchownych i świec-kich, do pokojowego rozstrzygania kwestii wiary. Chciał, by nowe relacje były zawiązywane przede wszystkim w oparciu o wzajemny szacunek, tole-rancję zakładającą dobrą wolę i chęć zgody. Był daleki od ciasno pojętych doktryn i szukania wła-

Piotr Faber - pierwszy kapłan TowarzystwaPaweł Dudzik

4

Page 5: Carissimus 50

5

Carissimus 50

snych korzyści w związku z rozłamem.Sam Faber szanował protestantów, modlił

się za nich. Jeśli rozmawiał z ludźmi, którzy ode-szli od wiary, kierował się intencją, by pomóc im zrezygnować z herezji. Kiedy się to nie udawało, jedynym co robił, było pozyskanie ich miłością i wyrozumiałością. Dla niego reformacja nie była sprawą teologiczną, ale przede wszystkim pasto-ralnym problemem Kościoła i w jego przekonaniu, jako taki powinna być traktowana.

W czasie swojego czterdziestoletniego życia był jakby wszędzie na chwilę. Ciągle przerywano jego zadania i posyłano do nowych prac, bez żadnej pewności na sukces, bez przekonania, że to co zro-bił w danym czasie, było rzeczą właściwą. Bezwa-runkowe posłuszeństwo i ufność wypełniały całe jego apostolskie życie we Włoszech, Niemczech, Hiszpanii i Portugalii.

To wszystko było jednak tylko uzewnętrznie-niem duchowej głębi Piotra. Nic nie mogłoby się dokonać bez wewnętrznej i autentycznej więzi z Jezusem. To właśnie duchowość Fabera, oparta na Ćwiczeniach Duchowych oraz łaska płynąca z sakramentu kapłaństwa, uzdalniały go do czynie-nia tak nadzwyczajnych rzeczy.

Piotrowi Faberowi zawsze towarzyszyła wdzięczność za to, że Bóg powołał go na świat; za to, że udzielił mu łaski wychowania się w rodzinie do-brych katolików. Byli oni prostymi mieszkańca-mi wsi, dysponowali jednak dostatecznymi dobrami by zapewnić mi konieczne środki do zbawienia duszy, zgodnie z celem, dla którego zostałem stworzony – jak pisał bł. P. Faber w Memoriale. To rodzicie zaszcze-pili w nim bojaźń Bożą. Wspominał także na kartach swojego duchowego pamiętnika, że już w młodzieńczym wieku miał wielkie pragnienie bliskości Chrystusa, zwłaszcza podczas Eucharystii. Szczególnym kultem otaczał Matkę Najświętszą oraz Aniołów

Stróżów, których opiece polecał się przez całe ży-cie. Przede wszystkim jednak (podobnie jak Igna-cy) zawsze chciał dostrzegać Boga w otaczającym

go świecie, w naturze, wydarzeniach, czy osobach.

Godna podziwu i naśladowania była sumienność i gorliwość Piotra w codziennej praktyce modlitwy, któ-

ra kształtowała jego charakter, i wpływała na stopień jego zbliżania się do Boga. Stąd wy-

pływała wrażliwość na natchnienia Ducha Świętego w jego sercu. Gotowy na rozeznawanie woli Bożej przez formację św. Ignacego, potrafił perfekcyjnie dostosowywać się do rożnych sytuacji, w jakich się znajdywał. To rozeznawanie w świetle Ćwiczeń Duchowych było uświęconym i skutecznym narzę-dziem, najbardziej rozlegle stosowanym w jego po-słudze duszpasterskiej.

Mimo iż posiadał tak wrażliwe serce, nigdy nie podejmował ważnych decyzji sam. Przez nie-ustanną korespondencję z Ignacym mógł pewnie i przejrzyście działać w służbie Kościoła. Nie szukał spełnienia swoich ambicji i był gotowy do ustępstw, gdy tego od niego żądano, nawet jeśli był pewny swojej racji.

Posłudze wobec tych, do których był posłany oddawał się całkowicie. Dowiódł tego wyczerpa-niem organizmu, które było przyczyną jego śmierci. Spalanie się dla innych przynosiło mu radość i speł-nienie, gdyż widział w nich Chrystusa czekającego na pomoc. Uwieńczył tym swoją najwymowniejszą katechezę, jaką było świadectwo jego życia.

5

Page 6: Carissimus 50

6

Carissimus 50

Nowicjat jako przygotowanie dalsze do kapłaństwaPiotr Danielak

Nowicjat Towarzystwa Jezusowego jest okre-sem wprowadzania w życie zakonne. Wszyscy bracia i ojcowie, na początku swojej drogi, musie-li przejść przez ten okres formacji, którego celem jest budowanie fundamentu swojego powołania pod kierownictwem o. Magistra. W roku szcze-gólnie poświęconym Vianneyowi pragnę podzielić się swoim doświadczeniem przeżywania nowicjatu ze świadomością, że jestem przygotowywany do by-cia jezuitą-kapłanem. Tej posługi już teraz bardzo wyczekuję i odliczam czas, który mnie od niej dzie-li. Pomimo długiej for-macji, która standardo-wo trwa ok. 11 lat, a więc więcej niż połowa życia niektórych nowicjuszy, już teraz swoje powoła-nie w nowicjacie, obo-wiązki, zaangażowania oraz duchowy rozwój, staram się przeżywać, jako przygotowanie dal-sze do przyjęcia święceń prezbiteratu. Odbywa się to na wielu płaszczy-znach poprzez wielora-kie próby, którym nowi-cjusze są poddawani.

Centrum życia nowi-cjackiego jest Euchary-stia – spotkanie z Chry-stusem, który poprzez głębokie pragnienie po-wołał nas do kroczenia za Nim w Towarzystwie Jezusowym. W niej wy-rażamy naszą miłość do Jezusa, składamy mu dziękczynienie i zanosimy codzienne prośby. Aby przeżywać jak najbardziej świadomie Eucha-rystię, konieczne jest gruntowne wprowadzenie liturgiczne. Na początku odbywa się to przez cere-moniarza, który wprowadza kandydatów w arka-na Służby Bożej. Bardzo pomocne przy tym są wy-kłady prowadzone przez naszych ojców oraz ich doświadczenie, którym chętnie się dzielą, a także dostęp do różnych dzieł poświęconych tej tema-tyce. Dzięki takim wysiłkom nowicjusz odkrywa ciągle na nowo całą pełnię zdumiewającej bliskości Boga w codziennym życiu. Ten zachwyt majesta-tem Boga, który uniża się do człowieka, jest waż-ny, ponieważ pogłębia i czyni bardziej świadomym

oczekiwanie na chwilę, gdy nowicjusz będzie mógł za kilka lat stanąć po drugiej stronie stołu Pańskie-go i sam celebrować Najświętszą Ofiarę. Z drugiej strony owa bliskość z tą Tajemnicą napełnia rów-nież bojaźnią i skłania do większej refleksji nad sobą samym oraz swoim postępowaniem.

Kolejnym nieodłącznym elementem w for-macji nowicjackiej jest Sakrament Pojednania. Od samego początku nowicjusz jest wychowywany do życia w prawdzie wobec Boga, siebie samego, przełożonych i współbraci. Objawia się to szcze-

gólnie podczas spowiedzi i kierownictwa duchowe-go o. Magistra. Prowadzi to do pogłębionego prze-żywania tego sakramentu, a także pozwala nam do-świadczyć miłości Jezusa, który przebacza nasze grze-chy i podnosi nas, byśmy wciąż kroczyli za Nim.

Nowicjat jest cza-sem pogłębiania i harmoni-zowania życia wewnętrzne-go, dlatego już od samego początku, jako kandydat w okresie pierwszej pro-bacji, a później nowicjusz, wprowadzany jest w igna-cjański styl modlitwy – szczególnie w medytację i codzienny rachunek su-mienia. Medytacja jest dla każdego jezuity szczególnym momentem spotkania z Bo-giem w modlitwie indywi-dualnej, najczęściej poprzez rozmyślanie nad Słowem

Bożym. Każdą medytację trzeba odpowiednio za-planować przygotowując puncta, czyli główne myśli, wokół których będzie przebiegać modlitwa. Puncta przygotowywane są przeważnie wieczorem, w dniu poprzedzającym rozmyślanie. Jest to tzw. przygotowanie dalsze. W nowicjacie medytacja zaplanowana jest w dni powszednie na godz. 6.00. Wstawanie i modlitwa o tak wczesnej porze, uczy nas zaczynać każdy dzień od stanięcia w obecności Bożej, w głębokiej modlitwie, która będzie odbijać się echem przez cały dzień oraz pokazywać nam sens i źródło powołania do bycia uczniem Jezusa.

Równie ważnym ćwiczeniem duchowym nowicjusza jest rachunek sumienia, który w no-

Page 7: Carissimus 50

7

Carissimus 50

wicjacie odprawiamy dwa razy dziennie – w połu-dnie oraz na zakończenie dnia. To w nim stawiamy pierwsze kroki na drodze rozeznawania duchowe-go w duchu ignacjańskiej modlitwy. Dla wielu z nas taka metoda pracy nad sobą była całkiem obca jesz-cze przed wstąpieniem do Zakonu. W nowicjacie zdarza się, że wśród różnych zajęć dnia codziennego podejmujemy nieprzemyślane decyzje, popełniamy błędy i grzeszymy. Mimo naszych chęci i pragnień, często rozmijamy się z tym, do czego wzywa nas Ojciec, szczególnie w wypełnianiu obowiązków, a także w kontakcie ze współbraćmi. Codzienny ra-chunek sumienia jest modlitwą, którą św. Ignacy szczególnie cenił, gdyż każda z jego części wyma-ga odnoszenia się do Boga, jako źródła wszystkich łask. Patrząc w ten sposób na miniony czas uczymy się postrzegania wszystkiego jako dar, który otrzy-maliśmy od Boga w trosce o nas, o nasz rozwój, o naszą formację. Jednocześnie to rachowanie się ze samym sobą w ob-liczu Boga przypomina nam o ciągłej Jego obecności w każdym momencie dnia – podczas pracy, rekreacji, czy na-uki. Dzięki rachunkowi uczymy się sys-tematyczności i cierpliwości w pracy nad sobą. Często nie jest to dla nas łatwe, gdyż chcielibyśmy od razu widzieć owo-ce naszej pracy, lecz te najczęściej są do-strzegalne dopiero po dłuższym okresie. Mimo to nie zniechęcamy się, bo wiemy, że ma to służyć zarówno nam jak i in-nym, którzy będą mieli z nami do czy-nienia. Praktyka codziennego rachunku niesamowicie uwrażliwia na poruszenia duszy zarówno w sobie jak i w drugim człowieku. Będzie to na pewno niezwy-kle ważne w pracy apostolskiej, podczas sprawowania sakramentu spowiedzi,

kierownictwa ducho-wego oraz w dawaniu Ćwiczeń Duchowych. Jest to, co prawda, dale-ka perspektywa, ale już dzisiaj pragniemy tym żyć, wiedząc, że kiedyś, w przyszłości, do tego posłani, w ten sposób wypełniać będziemy je-zuicki charyzmat.

Stałymi punkta-mi dnia powszedniego w nowicjacie są także konferencje prowadzo-ne przez o. Magistra oraz o. Socjusza. Pod-czas konferencji nowi-cjusze pierwszego roku wprowadzani są w du-chowość ignacjańską.

Pochylając się nad Opowieścią Pielgrzyma – au-tobiografią św. Ignacego – przygotowują się do od-prawienia miesięcznych rekolekcji. Jest to bardzo ważne wydarzenie w życiu każdego jezuity, gdyż pozwala przeżyć całą głębię duchowości, pozosta-wionej nam przez naszego założyciela. Wykłady dla drugiego rocznika skupiają się na studiowaniu naszych Konstytucji i przygotowaniu do złożenia wieczystych ślubów zakonnych: ubóstwa, czysto-ści i posłuszeństwa. Konferencje ukazują nam całą dynamikę życia w Towarzystwie na różnych sta-nowiskach i miejscach. Pokazują nam wszystko to, co jest przed nami oraz wszystko to, co musi-my pozostawić za sobą. W tym okresie wyrabia się postawa ofiarowania siebie dla służby Bogu. Nasze dawne aspiracje do samorealizacji muszą ustąpić miejsca Temu, który nas powołuje i posyła do za-

Page 8: Carissimus 50

8

Carissimus 50

dań nie zawsze zgodnych z naszymi upodobania-mi. Często jest to bardzo trudne, gdyż jako ludzie ze świata jesteśmy przywiązani, nieraz bardzo mocno, do tego co oferuje. Na szczęście zawsze jest z nami nasz o. Magister, z którym te wszystkie trudności i wątpliwości możemy na bieżąco oma-wiać, wyjaśniać i pokonywać, aby jeszcze mocniej i hojniej budować relację z Chrystusem.

Każdy semestr rozpoczyna się przydziele-niem nowicjuszom odpowiednich funkcji. Jest ich całkiem sporo, bo ponad dwadzieścia, więc każdy otrzymuje ich kilka. Wśród nich są: bidel, subbidel, ceremoniarz, bibliotekarz, kapliczny, techniczny i wiele innych. Każda z nich uczy nas odpowiedzial-ności za to, co zostało nam powierzone oraz poma-ga nam sprawdzić owoce tego, co przeżyliśmy. In-nym ważnym aspektem podejmowania funkcji jest potrzeba poznawania samego siebie i swoich zdol-ności, które do tej pory nie zostały jeszcze odkryte. Aby tak się stało, często podejmujemy zadania, któ-re są przeciwne naszym upodobaniom, aspiracjom, i o których wcześniej nie myśleliśmy. W ten sposób pokonujemy samych siebie, odkrywając zasadę św. Ignacego agere contra w praktyce dnia codzienne-go. Nie są to zbyt wielkie obowiązki, ale niejedno-krotnie uwypuklają nasze wady, zaniedbania i nie-dociągnięcia, a ich odkrycie daje nam bardzo dobry materiał do dalszej pracy nad sobą.

W tym początkowym etapie formacji nowi-cjusze, szczególnie ci z drugiego roku, podejmują różnego rodzaju zaangażowania apostolskie np. pomoc w formacji ministrantów, praca z młodzieżą Magis, pielgrzymki itp. Często posługi te są dla nas źródłem radości oraz okazją do zdobywania całko-wicie nowego doświadczenia np. dawanie punktów do medytacji podczas młodzieżowych rekolekcji wakacyjnych. Z drugiej strony bywają dni wzmo-żonej pracy, kiedy niejednokrotnie trzeba podjąć duży wysiłek, by znaleźć czas na modlitwę indy-widualną. I w tym również staramy się wyciągać naukę na przyszłość, w której zapewne czeka nas jeszcze więcej pracy. Jest to dla nas o tyle ważne, że doświadczając tych trudności już teraz w nowi-

cjacie, możemy bardziej skupić się na wyrabianiu w sobie postawy walki o czas na modlitwę, co bę-dzie szczególnie przydatne w późniejszym okresie przeżywania naszego powołania.

W tym wszystkim nie może zabraknąć od-poczynku. W ciągu dnia, zwykle, mamy godzinę re-kreacji po obiedzie oraz po kolacji. Wtedy to wszy-scy schodzimy do auli rekreacyjnej, aby wspólnie przebywać, rozmawiać i dzielić się tym, co aktu-alnie przeżywamy. Niektórzy spędzają swój czas grając, inni kłócą się, a jeszcze inni prowadzą głębokie dyskusje. Najważniejsze jest tutaj budo-wanie szczerej, odważnej i męskiej przyjaźni. Bez szczerości i odwagi trudno wytrzymać pod jednym dachem z tyloma osobami. Ten wspólny czas jest bardzo istotny, szczególnie dzisiaj, gdy świat oferu-je tak wiele pomysłów na spędzanie wolnego czasu. Ważne jest, aby nauczyć się planować własny od-poczynek i mądrze go przeżywać tak, aby w chwi-lach trudnych nie szukać pocieszenia poza wspól-notą, lecz odnajdować je w tym miejscu, w którym postawił mnie Bóg. Rekreację stanowią zwykle rze-czy prostsze, bardziej powszednie, jak np. spacer, słuchanie muzyki, dobra lektura, czasem wyciecz-ka. Odkrywając je na nowo uczymy się przeżywać to inaczej, w wolności i radości, gdyż takie będzie nasze życie – uboższe, lecz piękniejsze. Nie nasta-wiam się na to, że jako kapłan będę miał czas i środ-ki na bardziej wyszukane formy spędzania wolnego czasu. Zdaję sobie sprawę, że jest to bardzo ważny element w życiu każdego człowieka, ale moją per-spektywą jest coś zupełnie innego – życie wieczne oraz pomoc innym w dążeniu do niego pod sztan-darem krzyża. To jest mój cel i na tym, przede wszystkim, chcę się skupić.

W kilku przykładach przedstawiłem swoje postrzeganie nowicjatu. Dla niektórych może się wydawać zbyt idealny, nie powiązany z rzeczywi-stością. Dla mnie, ten czas budowania fundamentu mojego powołania tak powinien wyglądać i w ten sposób pragnę go przeżywać.

Page 9: Carissimus 50

9

Carissimus 50

Nowicjat jest pierwszym etapem formacji za-konnej i jest to najważniejszy czas dla młodego jezuity. W pierwszym roku nowicjusz poznaje Zakon, duchowość ignacjańską, a także uczy się reguł życia nowicjackiego. W tym właśnie okre-sie młody zakonnik może odnieść największą ko-rzyść w dziedzinie formacji ludzkiej. Mowa tutaj o takiej przemianie człowieka, która pozwoli mu w przyszłości nawiązywać i utrzymywać właści-we relacje z drugim człowiekiem bądź to w Zako-nie, bądź to w pracy apostolskiej poza nim.

Kiedy młody człowiek wstępuje do nowi-cjatu, w pierwszej kolejności opiekuje się nim Anioł, czyli nowicjusz drugiego roku, który ści-śle współpracuje z o. Socjuszem, aby nadać mło-dym jezuitom pożądany kształt i smak. Każdy człowiek jest unikatowy i ma niepowtarzalne cechy, które może rozwijać w Towarzystwie Je-zusowym, lecz tutaj chodzi o coś bardziej pod-stawowego, coś czego człowieka w dzieciństwie może nauczyć tylko matka. Zakon jest taką Mat-ką, która nie tylko troszczy się o swoje dzieci,

ale również jest wymagająca. Zatem, aby życie we wspólnocie zakonnej przebiegało płynnie i bez zarzutów, w atmosferze pokoju i miłości, potrzebna jest odpowiednia dyscyplina, za której poziom odpowiedzialny jest o. Socjusz.

Zajmuje się On także sprawami organiza-cyjnymi w nowicjacie, aby wszystko należycie działało. Z jednej strony troszczy się o nowi-cjuszy, aby byli bezpieczni i mieli zapewnione wszelkie świadczenia i potrzeby, z drugiej strony wymaga, aby otwierali się na drugiego człowie-ka. Jego misja jest wielkim wyzwaniem i wyma-ga właściwego podejścia do młodego człowieka, który, aby odnaleźć się w nowym środowisku, potrzebuje dużego wsparcia. W pierwszej kolej-ności musi on poznać kandydatów i zdobyć ich zaufanie. Potrzeba tutaj indywidualnego podej-ścia do każdego człowieka, bo choć tworzymy wspólnotę, to jesteśmy różni - mamy odmienną

wrażliwość i zróżnicowane potrzeby. Tylko in-dywidualne podejście do wychowanków sprawi, że w relacji przełożonego z podwładnym będzie należyty szacunek.

Sprawa obowiązków i odpowiedzialności za posiadane funkcje, to rzecz nie ulegająca dyskusji. Tutaj i teraz uczymy się zdrowego sto-sunku do powierzonych nam zadań. To idealny czas na to, by wyrobić w sobie dobre nawyki i konsekwentnie wykonywać przydzielone prace. Oczywiście w praktyce również muszą być jasno określone cele, do których zdążamy, choć należy, przy ocenie, brać wiele różnych czynników, któ-re decydują o poprawności wykonanych czynno-ści. Potrzeba wyczucia i praktyki. W pewnych przypadkach trzeba zaradzić ludzkiej bezsilno-ści, w innych należy ucinać ludzkie nieróbstwo. Wszystko bowiem co robimy, ma być czynione na większą chwałę Bożą.

O. Socjusz jest zatem osobą, która organi-zuje do pewnego stopnia życie nowicjackie i po-maga budować jedność, pozostawiając przy tym

miejsce na kreatywność młodych ludzi. Z jednej strony jest to motywowanie, inspirowanie i za-chęcanie do działania, z drugiej strony jest to eg-zekwowanie, konfrontowanie, a czasem nawet hamowanie poszczególnych jednostek dla dobra całej wspólnoty. Priorytetową rzeczą jest jednak współpraca, jasne określenie wymagań i posta-wienie celów.

Jak każdy wychowawca musi również dawać dobry przykład i jest to chyba najlepszy sposób na docieranie do ludzi młodych, i na wzrost tego, co w nich najlepsze.

Jak to bywa w formacji ludzkiej nie obejdzie się bez powtórzeń, czyli wytrwałego powtarzania oczekiwań ze strony przełożonego, bo choć nowi-cjusze są pełnoletni, pozostają tylko ludźmi. Jak każdy człowiek, mają prawo mylić się i popełniać błędy.

Chopy! Do roboty! Paweł Błoński

Page 10: Carissimus 50

10

Carissimus 50

Jak ewoluował Carissimus...Artur Kania

Minęły już 32 lata, od kiedy pierwszy numer Carissimusa ujrzał światło dzienne. Właśnie wtedy, w grudniu 1977 r., swoje burzliwe i pełne niespo-dzianek życie rozpoczął najbardziej znany w całej prowincji (i wcale nie dlatego, że jedyny) periodyk nowicjacki. Otóż to… periodyk, nie rocznik! Począt-kowo kolejne numery Carissimusa wychodziły nie-co częściej, jednakże od kilkunastu lat nowicjusze doszli widać do wniosku, że raz na rok w zupełności wystarczy i ta niepisana tradycja trwa po dziś dzień. Obserwując, w jakich bólach i trudach na świat przychodzi obecny numer, chylę czoła przed tymi, którzy podejmowali się tego jakże karkołomnego zadania, by trudzić się tak częściej.

By nie pozostawać gołosłownym, czoła uchy-liłem, a wtedy… oczom moim ukazała się kompu-terowa klawiatura. Pisać mam wszak o ewolucji, a ta z definicji zakłada postęp. W tym przypadku - postęp techniczny. Dziś cały Carissimus, jak przy-stało na XXI w., powstaje przy użyciu zaawanso-wanych technologii, komputerów, skanerów, spe-cjalistycznych programów graficznych (oczywiście o ile wśród nowicjackiej braci znajdzie się choć jeden śmiałek, który te cuda techniki okiełznać zdoła). Następnie gotowy numer w postaci elek-tronicznej trafia do drukarni, skąd po uiszczeniu zań horrendalnych sum, znów do nas, tym razem na papierze. A jak ktoś dobrze poszuka, to i elek-

troniczną wersję w Internecie odnajdzie. Wszystko (prawie) szybko, (prawie) sprawnie i (prawie) bezproblemowo. A ongiś…, gdy patrzę na pierwsze wydania, aż łza się w oku kręci. Oczyma wyobraźni widzę zastępy dzielnych nowicjuszy przepisujących, z godnym podziwu zapałem, poszczególne strony, niczym tętent koni słyszę równomierne uderzenia palców o klawisze maszyn do pisania, rozmarzonym wzro-kiem spoglądam na całą masę błędów, które przy tym popełniają. Wtedy to dopiero musieli się na-kombinować jak np. rozmieścić tekst na stronie, by można tam jeszcze zdjęcie wkleić. Klejem wkleić - nie przez Ctrl+V. Tak, tak… początkowo Carissi-mus pisany był na maszynie, a jedyną grafikę sta-nowiły przyklejane czarno-białe zdjęcia. Gdy ktoś spojrzy obecnie na te numery, wydawać mu się mogą dość siermiężne. W moim odczuciu jednak, miały one swój niezapomniany klimat i styl. Każda sztuka z danego numeru była właściwie niepowta-rzalna. Nie było dwóch identycznych. Taki jednak proces produkcji znacznie ograniczał ilość egzem-plarzy.

Na przestrzeni lat zmieniła nam się grupa targe-towa. Obecnie celujemy w nieco innych odbiorców niż u zarania carissimusowych dziejów. Pierwotnie pismo przeznaczone było wyłącznie dla naszych. Trafiało tylko do jezuickich placówek, a za główny

Page 11: Carissimus 50

11

Carissimus 50

cel obierało prezentację najmłodszych stażem za-konnym współbraci oraz krótkie przybliżenie ostat-nich wydarzeń, jakie miały miejsce w nowicjacie. Duża ilość egzemplarzy nie była więc potrzebna. Dziś zaś nieco inaczej. Poza naszymi, pismo trafia też do naszych rodzin i znajomych. Służy również jako materiał powołaniowy (taką przynajmniej

mamy nadzieję). Stąd też niezbędny jest znacznie większy nakład.

Jako, że ewolucja zakłada korzy-stanie z tego co już było, a dobre było, również i my korzystamy ze spraw-dzonych pomysłów naszych po-przedników – nie mylić z plagiatem. Z drugiej strony pokusić się o ory-ginalność wcale nie jest tak łatwo, bo przez 50 numerów nie sposób nie powtórzyć tematów (wszak życie nowicjusza kręci się wokół tej samej osi, co 10, 15 czy 30 lat temu). Daruję sobie jednak te dywagacje i powrócę do podjętej wcześniej myśli. Na każ-de wydanie Carissimusa składa się kilka nieodzownych elementów. Jed-

nym z nich są prezentacje nowicjuszy pierwszego roku. Nie lada to dla nich wyzwanie sklecić krótką, zgrabną, a zarazem obfitującą w treści i prezentu-jącą ich notatkę. Poszczą więc we dnie i po nocach nie śpią, głowiąc się, co by tu napisać, by się tego za kilka lat nie wstydzić. Nie łatwe to wszak zadanie (wiem, bom też się głowił). Niektóre prezentacje

Zdjęcie prezentacji nowicjuszy z Carissimusa numer 13/14

Page 12: Carissimus 50

12

Carissimus 50

pisane są z jajem, inne wręcz patetycznym lub grobowym tonem. Jedni prozą, drudzy wierszem. Na koniec dochodzi jeszcze wybór odpowiedniego zdjęcia, słowem – Armagedon.

Kolejnym elemen-tem, który już na stałe zagościł w Carissimusie jest kronika, prezen-tująca pokrótce wyda-rzenia z całego zeszłe-go roku, a dokładniej pomiędzy poprzednim wydaniem naszego pe-riodyku a obecnym. Od zakończenia pisania kroniki do ukazania się drukiem Carissimu-sa, mija około miesiąc. Kronikarz więc w pocie czoła wymyślać musi, co też się przez ten mie-siąc jeszcze stać może. Dziwne to, ale co robić, luki w historii być nie może. Jeszcze ktoś, kiedyś, w od-ległej galaktyce, na podstawie tego historię Polski

spisać zapragnie i co? Miesiąca mu zabraknie? Inną rzeczą, dostępną zazwyczaj na końcu,

jest słowniczek. Jego bytność w każdym wydaniu świadczy o specyficznym języku, którym nowicju-sze posługują się od początku swej zakonnej for-macji. Bez tej jakże niezbędnej pomocy (pomocy słowniczka oczywiście, nie formacji zakonnej) rozszyfrowanie niektórych zwrotów stosowanych w całym wydaniu byłoby niezwykle trudne, a cza-sami graniczyłoby z cudem.

Często na łamach Carissimusa odnaleźć moż-na było lepsze lub jeszcze lepsze próby przelania na papier różnorakich zdolności i talentów, który-mi zostaliśmy obdarzeni. Niektóre numery obfito-wały w wiersze wychodzące spod piór nowicjuszy. Czytając część z nich, czuło się wręcz na swym kar-ku subtelny i delikatny oddech Kalliope i Euterpe, a czytając inne… nic się nie czuło. Mieliśmy prace artystów grafików, poczynając od prostych obraz-ków a na całym komiksie kończąc. Były też próby

układania piosenek, załączania nut. Chcąc pokrótce scharakteryzować zawartość

treściową Carissimusa, nie pozostaje mi nic innego, jak napisać, że Carissimus to po prostu my – nowi-cjusze. Piszemy o tym, co lubimy, co nas pociąga, fascynuje, dzielimy się naszymi zainteresowaniami i pasjami. Mimo, że od pierwszego wydania na-szego periodyku minęło już ponad 30 lat, to jest on ciągle bardzo podobny. I nie ma się co dziwić. Tworzą go w końcu podobni ludzie: młodzi i stoją-cy u progu zakonnego życia. Ludzie, których połą-czyła wspólna pasja – pasja życia Bogiem.

Nowicjusze pracujący przy drukowaniu Carissimusa

Page 13: Carissimus 50

13

Carissimus 50

Wywiad z O. Mieczysławem Kożuchem SJ - byłym Magistrem nowicjatu

Piotr TutakNow. Piotr Tutak:

Cieszę się, że mogę przeprowadzić z Oj-cem ten wywiad. Za-sadniczo chcę po-ruszyć trzy tematy: funkcję Magistra no-wicjatu, przełożeństwo i jubileusz naszego Carissimusa, u które-

go początków był także Ojciec. Odchodząc ze Starej Wsi do Zakopanego i przestając być Magistrem nowicjatu oraz przełożonym domu, niejako kończy Ojciec pewien etap życia i pracy.

Od siedmiu lat był Ojciec Magistrem, jak Ojciec ocenia ten czas?

O. Mieczysław Kożuch: Była to dla mnie z jednej strony misja, którą zlecili mi przełożeni, a z drugiej okres dużej radości, bo chętnie pracuję w wycho-waniu i formacji. Właściwie całe moje życie zakon-ne po święceniach skupiało się na formacji.

W czasie mojej pracy w nowicjacie, przeszło przez niego ponad osiemdziesięciu współbraci. Cieszy to, że mało wystąpiło po pierwszych ślu-bach, tylko siedmiu. Jeden już nie żyje. Jest to duża grupa młodych ludzi, których Pan Jezus powołał do swojego Towarzystwa, a nowicjat dla nich za-pewne był czasem wyjątkowym, jedynym, jaki już nigdy się nie powtórzy.

Now: Dlaczego Ojciec lubi tę pracę?

MK: Smak się ma, dokładniej, otrzymuje się go, z nim człowiek się rodzi. Ja po prostu lubię pracę z człowiekiem, pracę formacyjną. Kto ma ten smak, jest zawsze ciekawy człowieka i nie nudzi się nim, choć druga osoba może męczyć i często męczy. Coś lubić, to dar Stwórcy. Oczywiście, że ten smak trze-ba kształtować i tutaj Towarzystwu dziękuję za stu-dia w Rzymie, które mnie najbardziej przygotowały do pracy formacyjnej.

Now: Czy przypomina sobie Ojciec, jakie były najtrudniejsze, ale i najmilsze chwile, podczas pełnienia funkcji Magistra nowi-cjatu?

MK: W tym czasie często dziękowałem Bogu

za powierzoną mi pracę i młodych ludzi, była też to misja niełatwa, szczególnie z racji na jej mono-tonię i zwyczajność, ale nie dam rady wskazać mo-mentów naj.... Są natomiast momenty dużej rado-ści – gdy przyjeżdżają nowi, gdy są przyjmowani do nowicjatu, bo dobrze przeżyli pierwszą proba-cję, ale wielką radością jest także to, gdy młodzi cicho i w trudzie wzrastają, dojrzewają, mężnieją. Na pewno wielkimi chwilami są Miesięczne reko-lekcje, rekolekcje dla drugiego rocznika przed ślu-bami i same śluby. Natomiast nie jest łatwo Magi-strowi nowicjatu, a także jego Socjuszowi, gdy ktoś nie wchodzi w nowicjat, gdy jest obcy naszym Tre-ściom i gdy trzeba szukać sposobów dojścia do ko-goś, a sposoby te nie są przyjmowane.

Now: Każda praca jest pewnym doświad-czeniem. Jakie owoce tej specyficznej pracy, zauważa Ojciec w swoim życiu?

MK: Jak to ująć? Podczas Kongresu Młodych, jaki odbył się w 1997 roku w Rzymie, ktoś z mło-dych powiedział, że: Dzisiaj nie wystarczą ani na-uczyciele, ani świadkowie, potrzeba pokornej pracy, która polega na pośredniczeniu. Wydaje mi się, że głównie te siedem lat pomogły mi bar-dziej zrozumieć i doświadczyć tego, co Święty Oj-ciec Ignacy genialnie wyczuł, a co – moim zdaniem - stanowi serce pracy formacyjnej, a szczególnie Magistra nowicjuszy. Jak wiesz, nazwał go w Kon-stytucjach człowiekiem, do którego najmłodsi współbracia mogliby uciekać się we wszystkich swoich trudnościach. Można więc Magistra nazwać mężem zaufania. Zaufanie, to pośredniczenie. Ja-kie owoce zrodziła we mnie ta praca? Chyba jeszcze bardziej zrozumiałem, co znaczy pomagać drugie-mu i jeszcze mocniej ukochałem naszego świętego Założyciela, który jest najwspanialszym wycho-wawcą pośród świętych kanonizowanych. A także doświadczyłem prawdy, że kto wychowuje, musi więcej niż inni wołać do Boga, bo inaczej zniechęci się w tej pracy.

Now: Gdyby Ojciec mógł sobie przy-pomnieć ludzi wstępujących do Towarzy-stwa na początku Ojca kadencji i porównać z tymi, którzy wstępowali później. Czy wi-dać jakieś charakterystyczne zmiany w tym, co dotyczy ich życia wewnętrznego, emocjo-nalności, charakteru?

Page 14: Carissimus 50

14

Carissimus 50

MK: To, co zawsze podobało mi się u Ojca św. Jana Pawła II, to wiara w dobro w człowieku. On zauważał to dobro w ludziach młodych, cieszył się nim i nimi, dziękował Bogu za dary, jakimi ob-darowuje młodych. Podziwiał ich entuzjazm i sam był aż do śmierci pełen entuzjazmu. W swoim dzie-le Przekroczyć próg nadziei, mówiąc o młodym po-koleniu, podkreślił głównie to, że jest coś w człowie-ku, co nie podlega zmianom. Człowiek nosi w sobie coś, co żyje w nim stale i co można, mimo zachwiań i grzechów, zawsze odnowić. Jest to szczerość, szu-kanie prawdy, wspomniany entuzjazm, radość, od-waga, poszukiwanie czegoś wielkiego i prawdziwe-go, jakaś moc, która nas nie opuszcza. Natomiast to, co zmienia się i co ulega przyśpieszeniu w tych latach, to jest coraz większa presja na człowieka, szczególnie młodego, by mniej myślał, oceniał, war-tościował i by przede wszystkim wchodził w coraz większą, jakby bezkrytyczną konsumpcję, wygodę, by siebie uważał za cel swoich dążeń, by, mówiąc potocznie, napychał się wszystkim i żył możliwie najwygodniej. Jest to wielkie zagracanie serca czło-wieka, jest to oczywiście straszne obniżanie lotów jego dążeń. Trzeba więc umieć wydobyć te wiel-kie dary, jakie są w człowieku, niejako z gruzów i popiołów. Z tej też racji obecnie potrzeba więk-szego przygotowania wychowawców do formacji. Dziś nie wystarczą dobre chęci i pobożne zachęty, albo naiwna wiara w dojrzałość człowieka; dzisiaj potrzeba poważnego przygotowania do tej trudnej i wspaniałej pracy.

Now: Biorąc pod uwagę to, jak człowiek obecnie zmienia się, jaki obraz Towarzy-stwa w przyszłości kształtowałby Ojciec? Na co położyć akcent w formacji?

MK: Kiedyś o. K. Mól mówił, że człowiek obec-nie jest jak obraz, który nie ma ram. Obraz bez ram jest mniej piękny i może łatwo troczyć się – doda-wał o. Kazimierz.

Pomagać młodym, to najpierw towarzyszyć im, by dobrze poznali siebie. Poznanie siebie, to bar-

dzo trudna sztuka. Człowiek łatwo w tym względzie okłamuje się, nie myśli, ale otacza się skrzętnie wypracowanymi teoryjkami. Jest to proces wycho-wania. Formacja często dlatego tak szybko zanika, bo nie było wychowania, czyli dogłębnego poznania siebie. Głębokie poznanie siebie prowadzi do uzna-nia, że bez Boga, ani do proga. Prawda o sobie przemienia się w pokorne wołanie o wspomożenie, o pomoc tego, który nas stworzył na wzór Jezusa Chrystusa. On jest naszą Formą. Z łaską Bożą za-czyna się praca nad sobą, w której często zdarzają się cofki. Praca bez poznania siebie grozi wolon-taryzmem, który nigdy nie buduje. Bardzo ważne wydaje mi się też wyrabianie w młodych jezuitach głębokiej i mądrej przynależności do Towarzystwa. Obecnie dla wielu jezuitów nasze domy są tylko ho-telami, w których się śpi i prowadzi swoje życie.

Now: Przejdźmy do drugiego tematu. Wiemy, że przez dziewiętnaście lat w Towa-rzystwie pełnił Ojciec funkcje przełożeńskie. Był Ojciec Rektorem Kolegium w Krakowie, Prowincjałem, a teraz Ojciec kończy funk-cję Rektora w Starej Wsi. W Zakopanem bę-dzie Ojciec prowadził rekolekcje w naszym domu. Jakie są Ojca odczucia związane z tą dość znaczącą zmianą ról?

MK: Cokolwiek robiłem w Towarzystwie, czu-łem się zawsze formatorem. Formacja, to było nie-jako spoiwo moich różnych prac. Ja byłem zawsze z człowiekiem, głównie z Naszymi. Moje prace ro-zumiałem zawsze formacyjnie. Zmieniały się tylko miejsca, praca de facto była ta sama, nie czułem się nigdy w roli. O. Prowincjał powiedział, bym jechał do Zakopanego, pojadę. W tym bardzo pięknym zakątku Polski, będę także pracował dla człowieka. Obecnie leżą mi na sercu bardzo kapłani, których chyba rozumiem i którzy chętnie do mnie przyjeż-dżają. Pomoc o. Dyrkowi w Szkole Formatorów, w Krakowie także jest dla mnie bardzo ważna.

Now: Gdy Ojciec wstępował do Towarzy-stwa, to miał jakieś pragnie-nia, wyobrażenia. Wspo-mniał Ojciec, że czuł się formatorem. Teraz po la-tach, czy Ojciec może stwier-dzić, że to Ojca wyobraże-nie, o byciu formatorem, w pełni się zrealizowało?

MK: Mówiąc dokładnie, ja nie planowałem mojego bycia formatorem, to znaczy nie wy-obrażałem sobie form tej pracy. Podczas studiów psychologii w Rzymie o. A. Mruk posłał mnie

Ostatni nowicjusze o. Mieczysława z nowymi kandydatami, o. Magistrem i o. Socjuszem

Page 15: Carissimus 50

15

Carissimus 50

do Ziemi Świętej, bo jak będę Magi-strem nowicjatu, to mi się to przyda. Na bycie Magistrem czekałem prawie trzydzieści lat. Naj-większe łaski, jakie otrzymałem w To-warzystwie, były łaskami z zaskocze-nia. Nie wyobraża-łem sobie żadnych form pracy. To, co mnie bardzo in-

teresowało, to wykładanie filozofii. Podczas moich studiów w Paryżu, ustaliłem temat rozprawy dok-torskiej i miałem tam wrócić, by pisać doktorat z teodycei. Przełożeni nie zgodzili sie na to i wysłali mnie niespodziewanie na psychologię do Rzymu. Nie byłem z tego powodu szczęśliwy. Śp. o. E. Ożóg jako Prowincjał, powiedział mi, że o. Ziemiański jest młody i że nam nie potrzeba wykładowców z filozofii. Pojechałem więc do Rzymu. Wróciłem, zostałem o. Duchownym scholastyków, po pół-tora roku, o. Prowincjał o. B. Steczek wysunął mnie na rektora itd. Zawsze miałem doświadcze-nie bycia zaskakiwanym przez zadania zlecane mi przez Przełożonych.

Now: Czy Ojciec mógłby to rozwinąć?

MK: Św. Teresa z Avila pisała pod koniec swe-go życia, że teraz rozumie, że każda sekunda jej życia, była zaplanowana przez Dobrego Boga. Bóg naprawdę prowadzi człowieka, każdego z nas oso-biście i po ludzku drogą niewytłumaczalną. Im bar-dziej osoba akceptuje codzienność, tym bardziej jest wdzięczna Bogu za to, że On mnie zaskakuje i w ten sposób prowadzi nas coraz bliżej Siebie. Siła wewnętrzna nam mówi, czyli Duch św., że Pan prowadzi nas inaczej niż zakładają to nasze biedne, ciasne, ludzkie planowania.

Now: Trzeci temat: obchodzimy jubi-leusz – wydajemy 50. numer Carissimusa. Czy mógłby nam Ojciec przybliżyć nieco kulisy powstawania pierwszego numeru Carissimusa, którego idea narodziła się 32 lata temu, gdy Ojciec był Socjuszem Magi-stra nowicjatu?

MK: Do Starej Wsi przyszedłem praktycz-nie tuż po święceniach, w 1977 roku i był to czas głębokiej komuny. Pamiętam, że niekiedy by się dodzwonić do Krakowa trzeba było długo czekać. Najpierw prośba kierowana do Brzozowa, Brzozów do Rzeszowa, a Rzeszów, to już nie wiadomo, kiedy

połączy, nie tak rzadko czekało się godzinę i wię-cej. Komunikacja pomiędzy Nowicjatem, a Pro-wincją była równie trudna, jak i ważna. Wydawało się, o. R. Machnik był wtedy Magistrem nowicjatu, że trzeba by znaleźć środek informacji o Nowicjacie bez cenzury, bez obaw, że coś komuś się nie spodo-ba i wejdzie cenzura. Cel Periodyku Nowicjackiego był prosty – informacja. To nie był czas, jaki mamy obecnie – posiadamy maile, telefony komórkowe, itp. Wam, młodym jezuitom, nie jest łatwo to sobie nawet wyobrazić.

Now: Jaki miał być pierwotny kształt Carissimusa i jak ma się on w porównaniu z obecnym?

MK: Przepisywaliśmy numer na maszynie, w zależności od ilości naszych wspólnot. Przede wszystkim miał to być zeszyt, który informuje Na-szych, co robimy, jak żyjemy, kim jesteśmy. Trze-ba było zawsze uważać, by nie powiedzieć za wiele z racji na możliwe konsekwencje ze strony Urzędu Bezpieczeństwa. Natomiast obecnie, przeszliście na wysoki poziom edytorski; wspaniałe zdjęcia, bardzo dobre opracowanie różnych tematów (my-śmy nie znali języków krajów Europy Zachodniej), z duchowości. Poziom tak wysoki, jak wieże naszej Bazyliki. Byliśmy przekonani, że Carissimus bar-dzo posłuży informacji i jedności. I tak było i jest do dzisiaj. Może Nasi w kraju czytają go obecnie mniej, ale zagranicą chyba każdy czyta go od deski do deski. Tam wiele spraw odbiera się inaczej.

Now: Co Ojciec czuje widząc to, co wy-kiełkowało z tego ziarna zasianego 32 lata temu?

MK: Jak wiele razy mówiłem, zbyteczne jest wydawać numer dwa razy w roku. Wystarczy je-den, ale zrobiony starannie. Mamy wiele innych kanałów informacji o nowicjacie, ale Periodyk No-wicjacki jest nadal bardzo potrzebny i jest nieza-stąpiony. Cieszę się bardzo, że wydajecie go i to raz w roku. Bardzo nazna-czył swoimi talentami ostatnie numery Prze-mek Wysogląd. Jego grafika jest bardzo ład-na. Oby nadal objawia-ły się nowe, wspaniałe talenty, tak jak Twój, Piotrek, w tym wywia-dzie.

Now: Dziękuję bardzo Ojcu Magi-strowi za spotka-nie.

Page 16: Carissimus 50

16

Carissimus 50

Na ekumenizmPaweł Dudzik i Artur Kania

Ogłoszona niedawno konstytucja Anglicano-rum coetibus, otwierająca Anglikanom drogę po-wrotu do Kościoła katolickiego, pobudziła nowi-cjacką wyobraźnię i skłoniła do krótkiej refleksji nad problemem ekumenizmu we współczesnym świecie. Ze względu na brak kompetencji, nie po-dejmujemy tutaj próby snucia naukowych trakta-tów.

Paweł: Jesteśmy świadkami smutnego kon-fliktu pomiędzy chrześcijanami. Codziennie tysiące kościołów i wspólnot spiera się o tę jedną Prawdę – najlepszą drogę, która zapewnić ma człowieko-wi zbawienie. Niepokoi mnie to, że ciągle powstają nowe rozłamy, idee, Kościoły, i towarzyszące im poczucie, że przybliżają się przez to do Boga bar-dziej niż inni.

Artur: Daleki jestem od doszukiwania się po-zytywów tej sytuacji, jednak nie sposób nie dostrzec w tym pewnego specyficznego pragnienia; pragnie-

nia zbliżenia się do Prawdy, którą jest Chrystus. P: Popieranie wszystkiego naukową argumen-

tacją, opieranie się na doktrynach, zwyczajach i tradycjach, daje poczucie pewności i bezpieczeń-stwa. Prowadzi też do samo usprawiedliwiania się. Wydarzenia minionych wieków pokazują jednak, że kiedy zabraknie wiary, szacunku i dobrej woli, nasze odkrycia naukowe i religijne stają się cięża-rem i przeszkodą – obecnie tak trudną do przezwy-ciężenia po obu stronach.

A: Ideą ekumenizmu jest jednak prowadzenie dialogu przy zachowaniu własnej tożsamości. Pyta-nie tylko, co składa się na tę tożsamość? W końcu zarówno doktryny, zwyczaje jak i tradycja (w znacz-nie szerszym znaczeniu, niż tylko w odniesieniu do liturgii, z którą to słowo ostatnio jest nad wyraz często kojarzone), świadczą o tym kim jesteśmy, stanowiąc nie tyko nasze kulturowe dziedzictwo, ale także dziedzictwo wiary. Historia pokazała nam już zresztą, że odmienna tradycja czy ryt, nie sta-

nowi przeszkody w uzyskaniu jedno-ści z Rzymem.

P: Bóg daje nam do zrozumienia, że nie sposób zaszufladkować Go na-wet w najobszerniejszym nagroma-dzeniu materiału teologicznego czy dogmatycznego, rozbudowanym sys-temie kultu, rozwiniętej kulturze czy dobrobycie. Jego głos nadal będzie fascynował serca, powodował uczucie niedosytu i zmuszał do szukania da-lej, szerzej i głębiej. Ekumenizm jest więc jednym z najbardziej żywotnych i dynamicznych obszarów działalności Kościoła na Ziemi. Można rozpaczać nad zerwaniem komunii Mistycznego Ciała Chrystusa, ale można dostrze-gać tutaj nadzieję dla poszukującego, współczesnego człowieka.

A: Jaką? Wygodnego, nieskrę-powanego niczym życia? Rezygno-wania z tego co stanowi trzon naszej wiary oraz z dorobku dwóch tysięcy lat, na rzecz pozornie spokojnego sumienia? Niekiedy, owszem, trze-ba otworzyć się na wyzwania współ-czesnego świata, czego przykładem może być Sobór Watykański II, ale w moim odczuciu należy czynić

Page 17: Carissimus 50

17

Carissimus 50

to z dużą ostrożnością i po głębokim rozeznaniu. Poddawanie się wpływom współczesnego świata i obecnym trendom, uleganie naciskom pewnych grup kulturowych, jakie można zaobserwować w niektórych Kościołach, nie przybliża nas w żaden sposób do pojednania, co więcej, wprowadza jesz-cze większy zamęt. Do Prawdy, której wszyscy po-szukujemy, prawdy o Bogu i zbawieniu, prowadzić mogą różne drogi, ale muszą one zdążać w jednym kierunku. Jak dojść ma do spotkania, skoro każdy kieruje się w inną stronę?

P: Katolik powinien opowiadać się za posta-wami, do jakich zachęcał charakter ostatnich pon-tyfikatów: Pawła VI, Jana Pawła II i Benedykta XVI. Są one pełne wymownych gestów i zachęt. Zdaniem osób odpowiedzialnych za działania jednoczące, zagadnienie ekumenizmu jest dzi-siaj za słabo poruszane i przeżywane w lokalnych wspólnotach – parafiach i grupach parafialnych. Powinno natomiast stać się jednym z głównych obszarów działalności pasterskiej Kościoła. Kardy-nał Kasper – przewodniczący Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan, ukazuje ekume-nizm, jako wielkie wyzwanie dla wyznawców Chry-stusa XXI wieku, obarczając odpowiedzialnością za niego wszystkie Kościoły. Jego zdaniem celem ruchu ekumenicznego jest pełna i widoczna jedność Kościoła, to jest pełna komunia eklezjalna w jednej wierze, z tymi samymi sakramen-tami i urzędami wzajemnie uzna-nymi. Najlepszym tego przykładem są działania Benedykta XVI w dia-logu z anglikanami i lefebrystami. Nie ma tu mowy o selektywnym poj-mowaniu wiary. Chodzi o to, że do-puszczony przez Boga podział może być jedyną drogą do opamiętania się, przez co rozumiem odejście od swo-jego (wąskiego nieraz) pojmowania spraw wiary, by nie przysłaniać nim tego, co najpiękniejsze – żywej i au-tentycznej relacji do Jezusa.

A: Nie jestem skłonny ku temu, by w zaistniałych niegdyś i nadal tworzących się w Kościele podzia-łach doszukiwać się woli Bożej. To, że Bóg prowadzi dzisiaj za sprawą Ducha Świętego nie tylko katolików, wcale nie świadczy o tym, że wszyscy mają rację. Widzę w tym Boże dzia-łanie, lecz mające na celu zjednocze-nie nas wszystkich i to właśnie tu, w dążeniu do jedności, dostrzegam Jego rękę. Trudno też nie zauwa-żać, jak ekumenizm postrzegany jest

przez zwykłych ludzi, gdyż to przecież my, stojący na samym dole hierarchicznej drabiny Kościoła, stanowimy o jego istocie. Wśród znanych mi ludzi ekumenizm, w znacznej mierze, kojarzony jest je-dynie z medialnymi i nagłaśnianymi spotkaniami, debatami i konferencjami. Jak słusznie zauważy-łeś, brak jest konkretnych działań na gruncie lokal-nym. Z drugiej strony patrząc, łatwo zaobserwować dużą otwartość współczesnego człowieka na inne pojmowanie kwestii wiary. Albo więc wiara i reli-gia zeszła na znacznie dalszy plan naszego życia, albo sami jesteśmy o wiele bardziej otwarci na dia-log, niż wydaje się to hierarchom.

Patrząc całościowo na nasz dyskurs dochodzimy do smutnej refleksji, którą zamknąć można w cyta-cie: Moja jest tylko racja i to święta racja. Bo na-wet jak jest twoja, to moja jest mojsza niż twoj-sza, że właśnie moja racja jest racja najmojsza!… W dużym uproszczeniu tak właśnie wygląda dialog ekumeniczny. Cóż to jest Prawda? Gdzie jej szukać, skoro wszyscy przekonani jesteśmy o słuszności naszych sądów, ale w żaden sposób nie potrafimy dojść do zgody? W tym świetle ekumenizm jawi się nam jako wielkie, ale i zarazem niezwykle trudne zadanie dla chrześcijan.

Page 18: Carissimus 50

18

Carissimus 50

Jedność w różnorodnościTomasz Matyka

Niezależnie od tego, do jakiej kultury należy-my, Chrystus za nas umarł i dla nas zmarwtychw-stał - za nas i dla nas wszystkich. To piękna i ważna prawda, którą potwierdza i podkreśla fakt istnienia różnych obrządków w Kościele katolickim, nie tyl-ko powszechnie znanego w Polsce obrządku łaciń-skiego, rzymskiego.

Kościoły wschodnieJuż w chrześcijaństwie pierwszych wieków

pojawiły się różnice pomiędzy różnymi ziemiami w kwestiach związanych ze sprawowaniem liturgii czy innych obrzędów. Kościół zachowywał jedność wiary, ale na poziomie lokalnym jego tradycje two-rzyły się w oparciu o tradycje ludów miejscowych. Dlatego Rzymianie na zachodzie posługujący się łaciną używali innych modlitw od Greków, któ-rzy przeważali na wschodzie. Za to wschód, skąd chrześcijaństwo wyszło, charakteryzował się więk-szym podziałem – poza Grekami żyli tam jeszcze m.in. Syryjczycy, Egipcjanie, Persowie. W efekcie wykształciło się kilka tzw. rytów, czyli ogółu chrze-ścijańskich tradycji danego rejonu: ryt łaciński, ormiański, bizantyjski, asyryjski, antiocheński, aleksandryjski. Różnice te wkrótce doprowadziły do rozłamów w Kościele – w 431 r. odłączyły się Kościoły asyryjskie, a 20 lat później – Kościoły Sy-rii, Egiptu i Armenii. W obu tych wypadkach roz-łam był następstwem sporów o naturę Chrystusa, więc powstała różnica dogmatyczna. W 1054 r. do-szło natomiast do tzw. Wielkiej schizmy wschod-niej, podczas której Kościół rzymskokatolicki i Kościół prawosławny ostatecznie oddzieliły się od siebie, jednak podstawą do tego czynu nie były wielkie różnice dogmatyczne, choć i one się poja-

wiły. Szybko jednak zaczęto dążyć do ponownego zjednoczenia – w Kościele rzymskokatolickim pre-ferowano ideę unii, czyli jakby włączania innych Kościołów pod względem dogmatycznym, pozwa-lając zachować zwyczaje i tradycje danego rytu. W efekcie dzisiaj istnieje wiele Kościołów katolic-kich sprawujących obrządki wschodnie.

Tradycje całego wschoduCentrum życia chrześcijańskiego, niezależnie

od tradycji, przynajmniej w Kościołach katolickich i prawosławnych była, jest i będzie Najświętsza Ofiara Eucharystii. Wschód od najdawniejszych czasów ciążył ku filozofii i mistycyzmowi, co czyni tamtejsze liturgie Mszy Świętej nadzwyczajnymi. Eucharystia, jako pamiątka, ale i ciągłe uobecnienie największych Tajemnic Paschy – przejścia Chry-stusa ze śmierci krzyżowej do chwalebnego zmar-twychwstania, a razem z nim wszystkich ludzi. Jest to więc nowy akt stworzenia dokonany przez Syna Bożego na Golgocie i na trzeci dzień po Męce. Obej-muje on cały kosmos, nie tylko uczestników liturgii, wprowadzając w ten sposób zjednoczenie między tym, co święte, a tym, co zniszczone przez grzech człowieka tak, że wszystko z powrotem staje się święte i wraca do Boga, do drzewa życia. Eucha-rystia jest więc też pokarmem nieśmiertelności dla świata. Te aspekty podkreśla wschodnia litur-gia, poprzez piękne teksty, porażające cudowno-ścią śpiewy i rozbudowaną obrzędowość. Dlatego też w wielu obrządkach wschodnich istnieje tzw. ikonostas, ściana z ikonami, która oddziela naj-świętsze miejsce z ołtarzem od reszty kościoła przeznaczonej dla wiernych – otwarcie ikonostasu następuje tylko podczas kosmicznej Eucharystii, kiedy Chrystus dokonuje nowego stworzenia. Trze-ba zaznaczyć, że akt ten przez przyjęcie Komunii ma jednak trwać w wiernych także po wyjściu ze świą-tyni. Chleb do konsekracji, w większości Kościołów wschodnich, jest też inny niż w tradycji łacińskiej – jest to zwykły, kwaszony, pszenny chleb; prza-śnego chleba (czyli naszych hostii) używa się tylko w Kościołach obrządku ormiańskiego i w Kościele maronickim (należącym do rytu antiocheńskiego). Objawienie się Boga lub Jego świętych dokonuje się na wschodzie także za pośrednictwem ikon (choć nie we wszystkich Kościołach są one czczone), czy-li obrazów, które symbolizują rzeczywistą obecność. Ich tworzenie jest samo w sobie modlitwą, anga-żującą umysł i ciało. Niezwykle ważne w Kościo-łach wschodnich jest włączanie ciała w modlitwę, co odbywa się poprzez pokłony, znaki krzyża i inne.

Ławra Poczajowska – monastyr na Ukrainie

Page 19: Carissimus 50

19

Carissimus 50

Piękno ikon, śpiewów, dym kadzideł, gesty rytualne i przepiękne szaty duchowieństwa nie tylko budu-ją atmosferę, która ma sprzyjać wzrostowi duszy, ale są najbardziej dosłownym oddaniem czci Trój-cy Świętej stwarzającej i zbawiającej świat. A o do-słowność i szczerość, we wschodniej mentalności, chodzi najbardziej. Choć człowiekowi z zachodu cała obrzędowość może wydać się śmieszna, jednak przynajmniej jej elementy potrafią go olśnić. Do-dać warto, że w większości wschodnich Kościołów Msza Święta odbywa się tylko rano, a post przed przyjęciem Komunii świętej trwa od północy dnia poprzedniego.

Oczywiście prym we wszystkich obrzędach wio-dą kapłani, księża, którzy jako jedyni mogą wejść za ikonostas. Wzbudza to wśród ludu ogromny dla nich szacunek. Oczywiście również w Kościołach wschodnich wymaga się do tej posługi święceń kapłańskich będących sakramentem, czyli widzial-nym znakiem działającej Bożej mocy. W całym Kościele katolickim, niezależnie od obrządku, ka-płan stanowi symbol Chrystusa i sam Syn Boży przez niego działa. O tym nie wolno zapominać. Tradycja ludzka nie może przesłonić tej prawdy i dlatego jedność Kościoła tylko rośnie przez wie-lość obrządków, bowiem Jezus przyszedł zbawić ludzi różnych kultur. Dlatego Sobór Watykański II zabronił wręcz bez pozwolenia Stolicy Apostolskiej przechodzenia na inny obrządek niż rodzimy.

W sprawach praktycznych poza odprawianiem liturgii różnice są też duże. Po pierwsze bezżenność.

Praktycznie w całym wschodnim chrześcijaństwie nie ma obowiązku celibatu duchowieństwa w takiej formie, w jakiej występuje on na zachodzie. Kapłan lub diakon (bowiem diakonat występuje we wschod-nim chrześcijaństwie) może się ożenić, ale musi o tym zadecydować przed otrzymaniem święceń. Taki kapłan też nie może już otrzymać wyższych stopni w hierarchii – pozostaje członkiem niższe-go duchowieństwa. Niektóre Kościoły katolickie wschodnie, na wzór Kościoła rzymskokatolickiego wprowadziły jednak obowiązkowy celibat dla całe-go duchowieństwa, ale ogólnie jest to obce tamtej-szej tradycji. Dodajmy też, że na wschodzie istnieje inna hierarchia kościelna ze specjalną instytucją patriarchatu – patriarchaty wykształciły się w sta-rożytności w najważniejszych miastach Imperium Rzymskiego i pod ich honorowym przywództwem

Wielkanoc prawosławnych w Jerozolimie

Ikonostas w kościele grekokatolickim

Page 20: Carissimus 50

20

Carissimus 50

żyły lokalne wspólnoty. Rzym, Konstantynopol nad Bosforem, Aleksandria w Egipcie, Antiochia w Sy-rii i Jerozolima to starożytne siedziby patriarchów. Najważniejszym patriarchą, mającym honorowe przywództwo względem pozostałych, był biskup Rzymu. Obecnie w Kościele katolickim patriarcha jest stopniem pośrednim pomiędzy papieżem a bi-skupami większości Kościołów wschodnich, mimo to dalej na wschodzie, zgodnie z tradycją, większą władzę posiada zgromadzenie wszystkich bisku-pów – synod. Księża wielu obrządków wschodnich są też dosłownie zobowiązani nosić brody.

Wschód, konkretnie Egipt, jest także ojczyzną idei życia zakonnego, czyli życia monastycznego. Zakonnicy są tam powszechnie szanowani, a ka-płani zakonni często zostają biskupami, gdyż i tak zachowują bezżenność w związku ze swoimi śluba-mi czystości. Zakonnicy żyją w monasterach (tak nazywają się tamtejsze klasztory). Oczywiście, wie-le Zakonów łacińskich, w tym Nasi, pracuje wśród wschodnich katolików i oni żyją według własnych reguł zakonnych. Każdy jednak zakonnik obrząd-ku nie-miejscowego musi mieć pozwolenie władz kościelnych na sprawowanie sakramentów w ob-rządku miejscowym, aby być w zgodzie ze wspo-mnianym już postanowieniem Soboru Waty- kańskiego II.

Ryt ormiańskiIstnieje tylko jeden Kościół katolicki obrządku

ormiańskiego, wyłoniony z narodowego Apostol-skiego Kościoła Ormian, posiadającego do dzisiaj ok. 10 razy więcej wyznawców, niż ten pierwszy. Ormianie zachowali niektóre własne tradycje, jak na przykład hymny szarakan, co czyni ich litur-gię jedną z najpiękniejszych.

Ryt bizantyjskiPosługują się nim głównie chrześcijanie Grecji,

Bałkanów, Rosji, Białorusi, Ukrainy, Łotwy, Esto-nii, Gruzji. Katolicy tego rytu nazywani są grekoka-tolikami. Duże skupiska grekokatolików znajdują

się w Polsce i są to głównie Ukraińcy. Jako prawo-sławni, którzy związali się unią z Kościołem katolic-kim, do dziś są kością niezgody pomiędzy Kościo-łami rozdzielonymi w 1054 r. Zachowali wszystkie tradycje, o których już wspomniałem.

Ryt asyryjskiRytem tym posługiwali się chrześcijanie w Per-

sji, którzy potem zanieśli wiarę w Chrystusa dalej na wschód – w tym do Indii. Obecnie najliczniej-szym Kościołem tego rytu jest Kościół chaldejski, należący do Kościołów katolickich wschodnich, którego rdzennym terenem są ziemie Iraku. Ko-ściołowi przewodniczy patriarcha Babilonu. Z Ko-ściołów katolickich tego rytu istnieje także w In-diach Kościół syromalabarski, do którego unii z Rzymem doprowadzili w XVII wieku jezuici. Ko-ścioły te nie praktukują m.in. kultu ikon.

Ryt antiocheńskiDo Kościołów tego rytu należy Kościół ma-

ronicki, o którym niektórzy twierdzą, iż nigdy nie zerwał on łączności z Rzymem i papieżem. Jest to najliczniejszy z Kościołów Libanu, którego wierni stanowią ok. 1/5 tego państwa oraz Kościół katolicki obrządku syryjskiego w Syrii (narodowy Kościół syryjski niepozostający w unii z Rzymem znacznie go przewyższa liczebnie), a także Kościół syromalankarski w Indiach.

Ryt aleksandryjskiTym rytem posługują się Kościół katolicki ob-

rządku koptyjskiego w Egipcie oraz Kościół ka-tolicki obrządku etiopskiego. Oba stanowią małe mniejszości wyznaniowe tych dwóch krajów afry-kańskich, choć ogólnie chrześcijaństwo w Etiopii ma licznych wyznawców, ale należą oni do innych Kościołów. Praktykuje się tam też mnóstwo zwycza-jów żydowskich, jak np.: świętowanie soboty, nie-jedzenie niektórych pokarmów (w tym wieprzowi-ny) uznanych za nieczyste czy obrzezanie. Do tego dochodzą też zwyczaje afrykańskie, tańce i śpiewy, bez których liturgia nie może się odbyć.

Święcenia kapłańskie w rycie ormiańskim

Patriarcha Koptyjskiego Kościoła Ortodoksyjnego Szenuda III

Page 21: Carissimus 50

21

Carissimus 50

Medytacja ignacjańskaPiotr Tutak

Moje osobiste doświadczenie modlitwy medy-tacyjnej nie jest długie, bo zaczęło się niecałe dwa lata temu. Pierwszy raz zetknąłem się z nią na Szko-le Kontaktu z Bogiem, która odbywała się w dniach 27 – 31 grudnia 2007 roku w Łagiewnikach. W za-sadzie wtedy zupełnie nie wiedziałem czym odzna-cza się duchowość ignacjańska. Nawet nie przy-jechałem na te rekolekcje w celach jej poznania, ale raczej po to, by porozmawiać o moim wstąpie-niu do Zakonu jezuitów. Dlatego też to, z czym się zetknąłem, pozytywnie mnie zaskoczyło, bo dość szybko odnalazłem się w tej duchowości. Nie muszę więc pisać, że rekolekcje te nie tylko nie zagasiły we mnie ducha, ale rozgrzały go jeszcze bardziej i tym samym potwierdziły we mnie pragnienie wstąpie-nia do Zakonu. Pierwsze medytacje, kontemplacje oraz cały modlitewny klimat rekolekcji był dla mnie zupełną nowością. Nigdy wcześniej nie spotkałem Boga na modlitwie i nie doświadczyłem Go tak bar-dzo jak wtedy. Modlitwa przychodziła mi bardzo łatwo, nie sprawiała żadnych trudności - każda ko-lejna medytacja rozpalała moje serce na nowo.

Po rekolekcjach wyjeżdżałem jeszcze na spotka-nia z jezuitami, głównie w celach powołaniowych. Choć były one mniej nastawione na modlitwę,

to mogłem tam znów doświadczyć nieco modliwy ignacjańskiej.

Na dobre praktyka modlitwy medytacyjnej za-częła się dla mnie dopiero w Starej Wsi. Najpierw w kandydaturze, a potem w nowicjacie. Na po-czątku mojej drogi, modlitwa była jeszcze świeża, nie sprawiająca trudności. Tematy były nowe i nie-znane, pytania o własne życie i relację z Bogiem także były mi obce. Z czasem jednak zaczynało być coraz trudniej. Modlitwa stawała się nieprzyjemna, coraz bardziej monotonna i nieciekawa. Doskwie-rał mi coraz bardziej zupełny brak natchnienia.

Najgorszy okres przypadł na Wielkie Rekolek-cje, czyli czas, w którym modlitwa powinna osią-gnąć swoje apogeum, jeśli chodzi o intensywność, smak i płynącą z niej radość (przynajmniej tak to sobie wyobrażałem). Dla mnie jednak był to bar-dzo trudny okres. To, co jednak dodawało mi sił, to obecność oraz kierownictwo o. Magistra oraz uf-ność, że Bóg doświadcza nas tak, jak Mu się podo-ba. Nam pozostaje jedynie starać się coraz bardziej trwać przy Nim pomimo wszelkich trudności.

Po Wielkich Rekolekcjach postanowiłem do-konać pewnych zmian odnośnie swojej modlitwy. Przestałem przygotowywać wieczorem puncta z Ewangelii na następny dzień, jak to robiłem wcześniej. Skupiałem się dłużej nad pewnym te-matem, niż przez jedną medytację. Modliłem się tymi treściami, które szczególnie mnie uderzyły na Wielkich Rekolekcjach i starałem się je pogłę-biać, nie przechodząc do innych, póki nie wyczer-pię danego tematu. Próbowałem również zmienić zupełnie sposób modlitwy na taki, który by mi naj-bardziej odpowiadał. Szukałem tego w kontempla-cji jakiegoś obrazu lub rozważaniu słów wybranej modlitwy ustnej. Wreszcie zacząłem czytać księgi Starego Testamentu, próbując przy okazji się nimi modlić i w duchu je rozważać, nasycając się nimi. Ten okres poszukiwań trwał dość długo, bo aż 7 miesięcy. Wszystko to po to, by w końcu powrócić do rozważania Ewangelii i osoby Jezusa, ale już zu-pełnie inaczej niż na początku.

Najbardziej doświadczyłem tego na moich ośmiodniowych rekolekcjach na drugim roku no-wicjatu. Mój sposób modlitwy się usystematyzował oraz przybrał formę, która mi, jak na razie, najbar-dziej odpowiada.

Po rekolekcjach widzę, że po raz kolejny otwar-te zostały drzwi do nowego, nieznanego miejsca na drodze mojego życia duchowego. Nie wiem jak Bóg teraz będzie mnie prowadził, ale wiem, że mam zamiar się o tym przekonać…

Page 22: Carissimus 50

22

Carissimus 50

Page 23: Carissimus 50

23

Carissimus 50

Page 24: Carissimus 50

24

Carissimus 50

Page 25: Carissimus 50

25

Carissimus 50

Page 26: Carissimus 50

26

Carissimus 50

Page 27: Carissimus 50

27

Carissimus 50

Page 28: Carissimus 50

28

Carissimus 50

Wywiad z O. Tadeuszem Hajdukiem SJ- nowym Magistrem nowicjatu

Now: Jak Ojciec odkrył swoje powo-łanie i skąd myśl o wybraniu Zako-nu jezuitów? Kiedy to nastąpiło? Wie-my, że powołanie to proces, jak prze-biegał u Ojca?

TH: U mnie ten proces przeszedł dosyć szybko i trwał niespełna pół roku. Swoje powołanie od-kryłem dopiero po skończonych studiach, w trak-cie pracy. Myśli o kapłaństwie i życiu zakonnym nie pojawiały się wcześniej. Jako, że nie potrafiłem śpiewać, a w mojej diecezji wszystkie Msze Świę-te są śpiewane (diecezja Katowicka), to wydawało mi się, że bez takich zdolności nie mogę być kapła-nem. Proces powoływania mnie przez Boga rozpo-czął się od mojego zezwolenia Panu Bogu, że i mnie może powołać oraz od stwierdzenia, że śpiewanie nie jest koniecznym warunkiem do kapłaństwa. Najpierw odczułem powołania do kapłaństwa, a potem, że ma to być kapłaństwo zakonne. To, że ma to być Zakon jezuitów odczułem we wspo-mnienie liturgiczne św. Andrzeja Boboli, kiedy na Eucharystii usłyszałem jego życiorys podany przez mojego proboszcza - księdza diecezjalnego. Nie znałem jezuitów wcześniej, ale miałem Pisma Wybrane Ignacego Loyoli, kupione jeszcze zanim myślałem o wstąpieniu do Zakonu. Odebrałem to, jako jasny znak ze strony Pana Boga. Wczy-tując się w Pisma poczułem, że taka forma życia duchowego bardzo mi odpowiada. Niespełna mie-siąc później zostałem przyjęty do naszej prowincji, mając wtenczas 24 lata i stykając się w owym dniu po raz pierwszy świadomie z żywymi jezuitami.

Now: Zanim został Ojciec Magistrem nowicjatu Towarzystwa Jezusowego w Sta-rej Wsi pracował Ojciec, jako dyrektor w Domu Rekolekcyjnym Górka w Zakopa-nem. Jak Ojciec wspomina ten czas?

TH: Ten okres wspominam bardzo dobrze. Współpraca z przełożonymi w domu układała się dobrze. Wspólnota też była życzliwa. A pracę w Domu Rekolekcyjnym bardzo lubiłem i przebie-gała ona spokojniej, niż wcześniejsza w Centrum Duchowości w Częstochowie. Cenię sobie też po-znanie wielu nowych osób spotkanych podczas re-

kolekcji czy też sesji skupieniowych, często czując się na zakopiańskiej Górce, jak we własnym domu. Szczególnie miło wspominam wspólne wypady w Tatry podczas organizowania sesji połączonych z możliwością wypoczynku po ich zakończeniu.

Now: Od trzech miesięcy jest Ojciec Ma-gistrem naszego nowicjatu. Jak się Ojciec czuje wypełniając nowe obowiązki?

TH: Odczucia z pełnienia tej funkcji mam po-zytywne. Jest to jednak dla mnie czas, w którym dużo sam się uczę. Poznaję obowiązki wynikające z tej nowej misji w Towarzystwie i uczę się jak ją spełniać, wykorzystując wszystko to, czego sam do tej pory doświadczyłem w swoim życiu zakon-nym i kapłańskim. Pamiętam, że już w moim no-wicjacie na spotkaniu z ówczesnym Prowincjałem rozmawialiśmy, że w przyszłości mógłbym praco-wać w formacji szeroko rozumianej i w tym kie-runku rozwijała się później moja dalsza formacja. Po święceniach kapłańskich moja praca w tym charakterze dotyczyła bardziej nie – jezuitów, gdy pracowałem, jako rekolekcjonista, kierownik du-chowy i spowiednik. Formatorem w Towarzystwie Jezusowym, w sensie dosłownym zostałem dopiero teraz, po dwudziestu paru latach życia zakonnego.

Now: Jest Ojciec osobą, która żyje Sło-wem Bożym. Jak wykorzystuje Ojciec zdo-byte doświadczenie kierownictwa ducho-wego w formowaniu nowicjuszy?

TH: Sądzę, że to doświadczenie w dawaniu re-kolekcji i w słuchaniu setek osób różnych stanów, i w różnym wieku, poznawanie ich dróg duchowych

Jakub Kachel i Jakub Łukasiewicz

Page 29: Carissimus 50

29

Carissimus 50

i życiowych, ułatwia również słuchanie i prowadzenie in-dywidualne nowicjuszy. Uwa-żam, że osobiste towarzyszenie duchowe jest najważniejszym elementem formacji młodego jezuity. Kilkanaście lat dawa-nia rekolekcji ignacjańskich jest dużą pomocą w przygoto-waniu nowicjuszy do przeżycia ich Wielkich Rekolekcji – naj-ważniejszego doświadczenia w nowicjacie. To takie bezpośrednie towarzyszenie trochę na wzór Pana Jezusa, który miał 12 aposto-łów, z którymi był dzień i noc, których formował nie tylko przez to, że nauczał tak jak innych ludzi, ale nauczał ich również na osobności. Z każdym z apostołów miał osobisty kontakt.

Now: Jak wyglądał u Ojca czas przygoto-wań do objęcia funkcji Magistra?

TH: Czasu na jakieś zewnętrzne przygotowanie nie było. O tym, że mogę zostać Magistrem nowicja-tu dowiedziałem się jesienią ubiegłego roku. Po za-kończeniu pracy w Zakopanem nie miałem czasu na jakieś intelektualne przygotowania do pracy w nowicjacie. Przez cały rok mocniej skupiałem się na wewnętrznym odczuciu nowego zadania, w sen-sie przyjęcia go jako swojego. W moim przekona-niu przygotowanie zewnętrzne mogłoby być po-mocne, ale nie jest konieczne. Człowiek przez całe swoje życie przygotowuje się do kolejnej misji, którą podejmuje. Decyzji o realnym objęciu funkcji nie chciałem przesuwać w czasie. Wolałem przyjść razem z nowym rocznikiem, żeby być od początku z kandydatami oraz nowicjuszami drugiego roku. Wydawało mi się to lepsze dla dynamiki całego no-wicjatu.

Now: W jaki sposób będzie Ojciec reali-zować cel nowicjatu, który został sformuło-wany w Konstytucjach Towarzystwa?

TH: Realizacja celu będzie poprzez systema-tyczne wchodzenie w dokumenty naszego Zakonu, ale przede wszystkim przez troskę o to, żeby no-wicjusze rozmiłowali się w Jezusie, żeby poczuli miłość do Kościoła, czuli z tym Kościołem i kocha-li nasz Zakon. Wszystkie rzeczy, które nam daje codzienność: modlitwa, konferencje i próby, któ-re Ignacy przewiduje, mają do tego celu prowadzić. To są środki, które już Ignacy przewidział. Kwestia tylko, żeby je dobrze zaaplikować, żeby formator je przekazał tak, by formowany mógł je przyjąć w sposób zrozumiały. Fundamentalnym dla każde-go nowicjusza powinien też być szacunek w stosun-ku do każdego drugiego człowieka. Skoro głównym

celem Ignacego było pomagać duszom, to trzeba te dusze sza-nować. Trzeba widzieć w nich wartość, w każdej z nich, i wte-dy można pomagać. Nie można ewangelizować kogoś, kogo się nie kocha.

Now: W latach 1991 - 1994 pracował Ojciec w Duszpasterstwie Powo-łań. Czy mógłby podzielić

się Ojciec kilkoma sugestiami, czym powi-nien kierować się młody chłopak w roze-znaniu swojego powołania?

TH: Najważniejsze jest to czy osoba odczuwa-jąca powołanie, czuje silną więź z Panem Bogiem. To dla Niego podejmuje się decyzję o wyborze życia zakonnego i to On jest tym, który powołu-je. Wszystko inne jest na drugim miejscu. Osoba, która odkrywa powołanie nie powinna dopasowy-wać się do jakichś schematów. Pan Bóg jest niepo-wtarzalny i powołuje na różne sposoby. Ważne jest żeby osoba zadała sobie pytanie, co jest w stanie oddać i do jakich poświeceń jest zdolna dla Chry-stusa. Ze swojego osobistego doświadczenia pamię-tam, że dla mnie najtrudniejsza w podjęciu decyzji o wstąpieniu do jezuitów była zgoda na porzucenie na zawsze górskich wędrówek, bo nie znając re-aliów życia zakonnego sądziłem, że w życiu zakon-nym nie będzie to możliwe. Jednak już na pierw-szych nowicjackich wakacjach, razem z innymi nowicjuszami, wędrowałem po Beskidzie Śląskim, po górach, które wcześniej najlepiej znałem. Tak-że później jeszcze wielokrotnie potwierdzało się, że Pan Bóg daje po stokroć tym, którzy dla Niego wszystko opuszczają.

Now: Dziękujemy Ojcu bardzo za roz-mowę i życzymy owocnej pracy.

HAJDUK Tadeusz, urodzony 12 IV 1957 w Rybniku, wstąpił 19 VIII 1981 w Starej Wsi, świecenia ka-płańskie przyjął 29 VI 1990 w Gli-wicach. Ukończył studia geografii na Uniwersytecie Śląskim w roku 1979. W Zakonie studiował filozofię w Krakowie 1983-86 oraz teologię na Uniwersytecie Gregoriańskim

w Rzymie 1986-91 kończąc specjalizacją z teologii biblij-nej. Był generalnym promotorem powołań w latach 1991-94. W latach 1997-2004 był dyrektorem Centrum Du-chowości w Częstochowie, a od 2004 dyrektorem Domu Rekolekcyjnego Górka w Zakopanem. Od sierpnia tego roku Magister nowicjatu w Starej Wsi.

Page 30: Carissimus 50

30

Carissimus 50

Page 31: Carissimus 50
Page 32: Carissimus 50

32

Carissimus 50

Usłyszeć BogaMarek Firlejczyk

Chcę się podzielić z Tobą drogi czytelniku tym, jak nauczyłem się słuchać Boga. Jak pewnie wiesz z nauki religii, modlitwa to rozmowa z Bogiem. No tak, ale modlę się codziennie rano, wieczorem, od-mawiam różaniec i koronkę, chodzę na Mszę Świę-tą, ale jakoś tego Boga nie słyszę! Tak było w moim przypadku. Wydawało mi się, że z Bogiem można prowadzić tylko monolog. Nauczyłem się jednak, że Boga można spotkać i usłyszeć w każdej naj-mniejszej jednostce czasu. Wystarczy tylko chcieć. Właśnie ten element jest bardzo ważny, jeżeli na-prawdę chce się usłyszeć Boga. Ze słuchaniem Jego nie jest tak prosto, jak ze słuchaniem muzyki. Za-kładam słuchawki i słucham. W słuchaniu Boga sprawa jest o tyle skomplikowana, że Bóg nie krzy-czy, tylko bardzo delikatnie szepcze i właśnie sztu-ką słuchania jest uchwycić ten szept w zgiełku ca-łego dnia.

Dlatego chciałbym zaproponować Ci sposób modlitwy, który pomógł mi zauważyć Boga w co-dzienności. Jest to bardzo znana i prosta modlitwa, aczkolwiek ostatnimi czasy mocno zapomniana. Mowa o rachunku sumienia, jednak w troszkę innej formie, bo według św. Ignacego z Loloyi. Modlitwa, która trwa dosłownie jeden kwadrans, a naprawdę zmienia wiele! Pewnie budzą się teraz w tobie róż-ne uczucia i myśli, krążące wokół spowiedzi. Ten rachunek sumienia nie jest przygotowaniem do Sa-kramentu Pojednania, aczkolwiek może ku temu służyć. Zacznę jednak od początku.

Jak w każdym rodzaju ćwiczeń - liczy się re-gularność. Jeżeli jakąś rzecz przestajemy robić przez pewien okres czasu to potem jest nam trud-niej do niej wrócić. Tak samo jest z modlitwą. Kie-dy ją zaniedbujemy, to albo cofamy się w relacji do Boga, albo w najlepszym przypadku dalej się nie rozwijamy. Dlatego bardzo ważna, w igna-cjańskim rachunku sumienia, jest pewna stałość. Trzeba się starać znaleźć codziennie 15 minut czasu wolnego, najlepiej w godzinach wieczornych. Ina-

czej sposób tej modlitwy będzie przynosił mniejsze owoce.

Kwadrans szczerości można podzielić na pięć zasadniczych części: dziękczynienie, prośba o świa-tło, rozrachunek, przeproszenie oraz działanie.

Dziękczynienie, jest to pierwszy punkt ra-chunku sumienia. Nie przez przypadek św. Ignacy na początku proponuje nam właśnie ten rodzaj mo-dlitwy. Dlatego warto poświęcić na niego dłuższą część naszej piętnastominutowej rozmowy. Dzięk-czynienie jest niezawodnym lekarstwem na nasze niedoskonałości, smutki, złości oraz na to wszyst-ko, co w nas jest niedoskonałe i wymaga leczenia. Pomaga to nam stanąć przed Bogiem takimi, jaki-mi jesteśmy, a nie jakimi chcielibyśmy być - sta-jemy w prawdzie! To jest główny cel tego punk-tu. Uznaję i przyznaję, że nic nie jest zależne ode mnie, że wszystko pochodzi od Boga, że wszystko co mam i posiadam nie jest moje, ale Boga. Ja je-dynie dzierżawię te dary Boga. Już pierwszy punkt ignacjańskiego rachunku sumienia uwrażliwia nas na działanie Boga w naszym życiu. Musimy dobrze przyjrzeć się temu co było, aby szczerze za to po-dziękować. Powodów do dziękowania jest zawsze mnóstwo, tylko trzeba się rozejrzeć. Najlepiej za-cząć od tych najprostszych i najpopularniejszych rzeczy, a potem zwrócić uwagę na te, które w jakiś sposób były szczególne w danym dniu. (Ps 92)

Modlitwa o światło, jest niczym innym jak przy-znaniem się do tego, że jest się dzieckiem Boga. Powiedzenie Bogu i sobie, że jestem tak ubogi, że bez Niego w postaci Ducha Świętego sam nie je-stem w stanie się modlić. Często proszę, żeby Duch Święty zabrał ode mnie jakieś przyzwyczajenia, opinie, maski, wszystkie braki, które nie pozwalają mi obiektywnie spojrzeć na działanie Boga w da-nym dniu. Bóg zostawił nam Ducha po to, aby był przy nas i prowadził do Ojca. To on jest naszym pierwszym i najlepszym nauczycielem modlitwy. Korzystajmy z tego pięknego daru i prośmy o tegoż

Page 33: Carissimus 50

33

Carissimus 50

Ducha w pokorze serca, aby nas prowadził w mo-dlitwie i wspierał nas swoją mocą. (Łk 11,9-13)

Kiedy już stoimy w prawdzie przed Bogiem i z łaską Ducha, możemy przy jego pomocy przej-rzeć wszystkie aktywności całego dnia, od wstania aż do momentu, w którym się modlimy. W tym punkcie najlepiej wziąć przykład z Matki (Łk 2,19). Chodzi o to, żeby z Bogiem porozmawiać na temat tego co zrobiłem w danym dniu i ocenić, czy prowa-dziło mnie to do dobra czy do zła. Nie chodzi o to, żeby ocenić siebie czy jestem dobrym chrześcija-ninem albo złym. Należy bardziej zwrócić uwagę na te zachowania i sytuacje, które poruszają moje serce i zastanowić się dlaczego. Warto zwrócić uwagę na te rzeczy, które powtarzają się najczęściej i zastanowić się nad tym co dalej. Jeżeli są dobre, to je kontynuować i rozwijać, jeżeli złe, to zastano-wić się co zrobić, żeby były dobre. Nie należy bać się tych rzeczy, które pojawiają się często. Przeciw-nie warto właśnie na nich się najbardziej skupić.

Czasami trudno jest przepraszać, szczególnie jeżeli coś lub ktoś krzywdzi nas i innych. Jednak jest to kluczowy moment, w którym chcę przyznać się do mojej grzeszności i słabości. Pragnę mu po-wiedzieć, iż jestem człowiekiem i potrzebuję Jego gorącego miłosierdzia oraz wielkodusznego prze-baczenia. Dodaje mi to siły, aby z Nim móc się pod-nieść i iść dalej.

Jednak słowa bez czynów są mało warte. Trze-ba podjąć jakieś konkretne działanie, żeby pokazać sobie i Bogu, jak bardzo mi zależy na relacji z Nim. Czyny są najpiękniejszym dowodem miłości. Ta część rachunku sumienia nie jest niczym innym, jak odpowiedzią miłości na miłość Boga do mnie! Chodzi o to, żeby sobie postanowić jakąś jedną rzecz, nawet bardzo drobną, którą chciałbym po-prawić w następnym dniu. Może pomoc bliźniemu albo dłuższa modlitwa? Mogą to być bardzo kon-kretne rzeczy zewnętrzne jak i wewnętrzne. Ważne, żeby tych postanowień się trzymać i je wypełniać.

Dla mnie ten sposób modlitwy, z perspektywy kilku lat, jest bardzo ważny. Z czasem zauważyłem, że odnajduję Boga w coraz to drobniejszych rze-czach. Co więcej, uczę się dostrzegać i rozeznawać znaki, które pojawiają się na mojej drodze życia. Uczę się też dzięki temu słuchać mojego serca, jak i wiem doskonale, kiedy jestem w stanie przyjąć, albo nie, Pana Jezusa podczas Eucharystii. Kiedy nauczyłem się słuchać serca, nauczyłem się rów-nież dostrzegać pragnienia, które się w nim poja-wiały. Dlatego Kwadrans Szczerości jest dla mnie nieocenioną pomocą przy różnego rodzaju wybo-rach, zarówno tych większych jak i mniejszych. Jestem Bogu wdzięczny za ten rodzaj Rozmowy z Nim, bo dzięki tej modlitwie rozeznałem swoje powołanie.

Page 34: Carissimus 50

34

Carissimus 50

Maryja - nasza droga w XXI wieku?Paweł Dudzik

W przeciwieństwie do ubiegłych stuleci, mówie-nie dziś o Najświętszej Maryi Pannie radośnie i swo-bodnie nie jest łatwe. Pobożność Maryjna w ciągu ostatniego wieku, zwłaszcza po II wojnie światowej przeżyła wiele ataków ze strony ludzi świata kul-tury, polityki i nauki. Karl Rahner podsumowuje to następująco: Ma się wrażenie, że w znacznym stopniu zanikła praktyka odmawiania różań-ca, można zauważyć, że zgromadzenia Maryjne przemianowały się na wspólnoty życia chrześci-jańskiego, dominują-ca niegdyś architek-tura kościelna także nie zmierza do budo-wy ogromnych ołta-rzy Maryjnych, na-bożeństwa Maryjne nie odgrywają już tej roli, jakie w poboż-ności wielkich mas ludowych miały nie-gdyś.

Maryja wydaje się jednak nie zniechęcać poszukiwaniami swo-ich dzieci, które wiodą ich po różnych, nieraz zbrodniczych, ścież-kach. Dana pod krzy-żem przez Chrystusa całej ludzkości, wraz ze słowami oto Matka twoja, coraz usilniej ingeruje w losy świa-ta. Najlepszym tego przykładem są jej ob-jawienia. W ostatnich stu pięćdziesięciu latach mia-ło miejsce ponad dwieście pięćdziesiąt objawień, w tym około pięćdziesiąt dobrze udokumentowanych i w większości aprobowanych przez Kościół.

Matka Boża przypomina mam, że nadal po-zostaje dla nas tajemnicą – ale jakże fascynującą! Kim Ona właściwie jest? Czy jest tą małą Miriam, która nie do końca pojęła, kogo urodziła, Matką Boga, a tym samym Matką wszystkich ludzi i stwo-rzeń? Czy jest jedyną wybraną, która razem ze swo-im Synem przeżywała mękę zbawienia ludzkości na Golgocie, czyli współodkupicielką? A może jest wcieleniem mądrości (Sophii), stworzonej na po-czątku, zanim powstało niebo i ziemia... Biorąc pod uwagę macierzyństwo Maryi, widzimy, że jest Ona również najważniejszą zwiastunką nowego,

postapokaliptycznego człowieka i nadchodzącego świata pokoju. Kto może nam więcej powiedzieć o tej przyszłości, którą chce nam zgotować Syn Boży, niż Maryja?

Czy przez prawie dwa tysiące lat Maryja pozo-stała w oczach wiernych taka sama? Jakie są mo-tywy Jej działania, by za każdym razem reagować na aktualną sytuację świata? Zadziwiające jest to, że swoje orędzia dla świata kieruje zawsze do nie-wykształconych dzieci, jakby na przekór ludziom

nauki. Wydaje im polecenia, by Jej napomnienia i wska-zówki przekazywały całemu światu, przede wszystkim rządzącym, którzy odnoszą się do Jej słów bardzo kry-tycznie, a nawet odrzucają je i starają się utajniać.

Fenomen coraz częst-szych objawień, skłania do refleksji. Czy dzisiaj, bardziej niż kiedykolwiek, nie stało się nam koniecznym ukazanie, jaką drogą powin-niśmy zmierzać – drogą mo-dlitwy, miłości i pokojowego współżycia. Gdy się ogląda masy ludzi pielgrzymują-cych do świętych miejsc, ta-kich jak Lourdes, Fatima czy Medjugorie, dostrzega się z łatwością, jak bardzo Ma-ryja, właśnie dziś, mobilizuje poszukujących. Liczba piel-grzymów do Lourdes i Gu-adelupe przekracza łącznie

ponad 12 milionów rocznie, co wydaje się niepraw-dopodobne.

Czy Kościół i świat dojrzał do tego, by Maryja przygotowała nas na przyjęcie całej prawdy o dziele zbawienia, którego jest pośredniczką? Bo kto jest bardziej powołany do tego, by odsłaniać w odpo-wiednich dawkach Bożego ducha prawdy człowie-czeństwa, niż Ta, która jest przepełniona Duchem Świętym? Wkraczanie Maryi w sferę duchowości jest także znakiem rozpoznawczym Stwórcy, któ-ry nie chce dopuścić do tego, by Jego lud miał się wykoleić.

Najdobitniej wypowiedział się na temat udziału Maryi w czasach ostatecznych, Jej żarliwy czciciel, św. Ludwik Maria Grigon de Montfort. W książecz-ce: O doskonałym nabożeństwie do Najświętszej

MB Nieustającej Pomocy - Oratorium nowicjackie

Page 35: Carissimus 50

35

Carissimus 50

Maryi Panny, zawierającej jego myśli i modlitwy, można znaleźć prorocze słowa: Zwłaszcza przy końcu świata, a więc wkrótce, Maryja będzie czczona na ziemi z taką gorliwością, jak nigdy do-tąd.[...] Przez Maryję zaczęło się zbawienie świa-ta i przez Maryję musi się zakończyć. W czasach pierwszego przyjścia Chrystusa na ziemię, Ma-ryja prawie się nie ukazywała, aby ludzie, którzy jeszcze zbyt mało wiedzieli o osobie Jej Boskiego Syna, nie zaniedbali czci okazywanej Jej Dziec-ku i nie pragnęli w sposób zbyt zmysłowy zbliżyć się do Maryi. [...] W tym tkwi tajemnica niezwy-kle ważnej roli Maryi w naszych czasach: ludzie muszą nauczyć się pokory, aby dzięki niej dotrzeć do Jej Syna.

Te refleksje powinny stać się pomocą dla wszystkich, którzy wprawdzie myślą i żyją po chrze-ścijańsku, ale nie odkryli jeszcze Maryi. Matka Boża nadal nie potrafi znaleźć należnego Jej miejsca w sercach wielu kościołów i wspólnot, które odłą-czyły się od Rzymu w XVI wieku. Wielu osobom wizja Maryi, jako pośredniczki łask w odniesieniu do Jezusa, wyraźnie stoi na zawadzie. Ale właśnie ten dylemat religijny może w zadziwiający sposób okazać się pomocny w rozpatrywaniu ścisłej za-leżności pomiędzy Matką Zbawiciela a Matką Ko-ściołem. Papież Leon XIII u schyłku XIX stulecia stwierdził z entuzjazmem: Jest absolutną prawdą to, że Maryja jest Matką Kościoła, jego Nauczy-cielką, Królową Apostołów.

Jaką jeszcze tajemnicę objawia nam Mary-ja? Jest nią niewątpliwie różaniec. Na przestrzeni wieków splatał się on z osobistymi problemami, a także brał udział w wielkiej polityce. Stał się dla ludzi orężem i narzędziem kontemplacji. Pojawiał się w kontekście niezwykłych wydarzeń religijnych, potwierdzając słowa Jana Pawła II, że różaniec jest duchową drogą, na której Maryja jest Matką, Nauczycielką i Przewodniczką, podtrzymującą wiernych swym potężnym wstawiennictwem. Ró-żaniec to także rozmowa z Bogiem – rozmowa o tak dużym natężeniu, że pozwala zbliżyć się do Boga na kontemplacyjną, mistyczną niemal odległość.

Minęły wieki, zmieniały się obrazy cywilizacji; nadal tworzone są nowe intelek-tualne prądy, wśród których nie brakuje epigonów Freu-da, usilnie przekonujących, że poszukiwanie oparcia w Maryi i Bogu to neuro-tyczna iluzja. Są to jednak intelektualne kłamstwa. Człowiek potrzebuje modli-twy, potrzebuje pomocnej dłoni Matki Bożej. Ta wspa-niała modlitwa – różaniec - bądź Psałterz Maryjny,

pozostaje najważniejszy dla tych, którzy - nawet utrudzeni, stroskani, zmęczeni – przesuwają w rę-kach jego paciorki, odnosząc wrażenie, że dotykają dłoni Matki Boga. Te dłonie, zgodnie z Jej obiet-nicami, są pełne dobrodziejstw i nadprzyrodzo-nych łask. Ona tylko czeka na to, byśmy wyciągnęli po nie swoje ręce.

Od czasu Wniebowstąpienia teologia chrze-ścijańska przedstawia Maryję jako wielką Matkę, której my wszyscy, jej synowie i córki wraz z Apo-stołem Janem zostaliśmy przekazani pod krzy-żem przez Chrystusa. Została Ona wyposażona przez swojego Syna we wszystkie pełnomocnictwa, by jako przewodniczka dusz mogła rozpostrzeć nad Kościołem i wszystkimi ludźmi dobrej woli swój płaszcz ochronny. W objawieniu chrześcijańskim jest uosobieniem macierzyństwa, wielką Panią, zwyciężczynią zła, rodzicielką nowego człowieka. Jej Syn ukazuje Ją nam, jako pierwszego zbawio-nego człowieka i jako bramę, która do Niego pro-wadzi. Maryja została ofiarowana nam, chrześci-janom i całej ludzkości, abyśmy mogli uczyć się za Jej pośrednictwem i u Jej boku wzrastać. Jest Ona kluczem do nowego Jeruzalem, a zatem do no-wego, uduchowionego Kościoła powszechnego zba-wionych chrześcijan.

Pielgrzymi u stóp figury Matki Boskiej

Sanktuarium w Fatimie o zachodzie słońca - Portugalia

Page 36: Carissimus 50

36

Carissimus 50

Różaniec jednoczy w sobie modlitwę słowną i duchową. Nie jest wiadomo ani kiedy się pojawił, ani kto pierwszy zaczął go używać, z pewnością jednak może być traktowany, jako róża wśród mo-dlitw.

Różaniec jest modlitwą powtarzalną odma-wianą na koralikach zwanych paciorkami. Nie jest ona wynalazkiem chrześcijan. Jej korzenie tkwią w odległych czasach i dalekich kulturach. Przynaj-mniej dziewięć wieków przed Chrystusem, daleko na wschodzie, pobożni Hindusi recytowali modli-twy, a dbając o stałą liczbę odmówionych modlitw, pomagali sobie w liczeniu paciorkami.

Zastanawiając się nad formą różańca i szuka-jąc wyjaśnienia dla dziesięciu koralików, można przywołać dziesiętne systemy liczenia podpatrzone u Żydów, którzy w swych matematycznych i ku-pieckich kalkulatorach posługiwali się wielokrot-nościami dziesięciu węzełków. Liczba 10 zaś poja-wia się w Starym Testamencie wielokrotnie. Mamy tam Dziesięć Przykazań, dziesięć plag egipskich, dziesięciu proroków przed potopem. Wystarczyło dziesięciu sprawiedliwych w Sodomie, ażeby Bóg nie zniszczył miasta. W Nowym Testamencie wspo-mina się o uzdrowieniu dziesięciu trędowatych, a także o dziesięciu talentach i dziesięciu sługach.

Dziesięciokrotne odmawianie modlitwy mogło wydawać się oczywiste, bo oprócz łatwości odlicza-nia mamy tu i powtarzalność, i pewną monotonię konieczną do skupienia. Żydzi doskonale wiedzieli, że Psalmy są nie tylko modlitwami, lecz także pie-śniami, w których migocą ludzkie emocje i pragnie-nia. Już we wczesnym Kościele namawiano do ich odmawiania. I tak trzy razy dziennie: rano, w po-łudnie i wieczorem śpiewano po 50 psalmów. Ten typ modlitwy był zarezerwowany jednak niemal wyłącznie dla ludzi wykształconych. Większość, i to ogromnie liczna, pozbawiona była możliwości uczestnictwa w bogactwie takich modlitw. Oni wła-śnie, chcąc się modlić, powtarzali na paciorkach wciąż te same znane słowa.

Powyższy tekst został opracowany na podstawie książki Mirosława Laszczaka pt.: Historia Różańca.

Prezentowany tutaj różaniec ma trzy podstawo-we zalety. Jest w użyciu bezszelestny, jest niezwykle wytrzymały oraz wygodny w noszeniu w kieszeni.

Do wykonania różańca potrzebujesz: 1. 4-5m sznurka nylonowego, skręcanego

(3-żyłowego) o grubości ok. 2mm (zobacz załączo-ną próbkę na stronie),

2. około 3cm zwyczajnej słomki do picia napo-jów chłodzących,

3. nożyczki i zapalniczkę.

Wskazówki początkowe: 1. Po odmierzeniu i odcięciu sznurka zakończ

jego oba końce przypalając zapalniczką tak, aby uzy-skać raczej spiczasty koniec, niż rodzaj główki.

2. Zacznij robić węzełki od środka, co sprawi, że będziesz przeciągać przez słomkę jedynie poło-wę długości sznurka a nie cały.

3. Do reprezentacji Ojcze nasz będziemy uży-wać węzła 5-krotnego, zaś do Zdrowaś Maryjo - węzła 3-krotnego.

4. Odstępy między Ojcze nasz a Zdrowaś Ma-ryjo nie powinny być dłuższe, niż 1cm. Odstępy między dwiema Zdrowaś Maryjo jedynie 2-4mm.

5. Najpierw wiążemy 3 dziesiątki na jednej stronie sznurka (kończąc na Zdrowaś Maryjo), następnie robimy pozostałe 2 dziesiątki na drugiej połowie sznurka.

6. Związujemy dwa końce tworząc w ten spo-sób główną część różańca, a następnie dodajemy pozostałe modlitwy i kończymy krzyżykiem.

Wskazówki końcowe:1. Nie zrażaj się, jeśli ci na początku nie wycho-

dzi. Perfekcja przyjdzie z czasem. Już drugi róża-niec będzie miał niemal doskonałą postać!

2. Jeśli masz trudności ze zrobieniem krzyżyka, możesz użyć gotowego metalowego lub drewniane-go.

3. Sznurek najlepiej jest kupić w hurtowni z ar-tykułami pasmanteryjnymi.

4. Jest to dobry sposób na ewangelizację i pro-pagowanie modlitwy różańcowej.

5. Robienie różańców jest uzależniające!

Pierwsze sześć fotografii, to nauka podstawo-wego węzła 3-krotnego. Różaniec właściwy zaczy-namy od węzła 5-krotnego.

Paweł Błoński

Ciekawy sposób na zrobienie różańca

Page 37: Carissimus 50

37

Carissimus 50

2. Łapiąc teraz całość w palce lewej ręki, przełóż pal-cami prawej ręki prawy koniec sznurka przez otwór rurki znajdujący się najbliżej lewego nadgarstka.

1. Złap słomkę kciukiem i palcem wskazującym le-wej ręki i przyłóż do niej sznurek. Nawiń trzy oczka na słomkę zwracając uwagę na to, aby nawijać je w kierunku twojego lewego nadgarstka.

3. Przeciągnij całą jego długość i wyciągnij rurkę. Zaciśnij węzeł pociągając za oba końce sznurka.

4. Węzeł będzie popraw-ny, gdy oczka pozostaną w pierwotnej względem siebie kolejności.

5. Różaniec zaczynamy od zrobienia 5-krotnego węzełka na środku sznur-ka.

6. Złap ponownie rurkę i przyłóż do niej sznurek tak, aby nowo zrobiony węzeł znajdował się po lewej stronie rurki. Nawiń 3 oczka zwracając uwagę na to, aby były jak najbliżej nowo zrobionego węzełka.

7. Przeciągnij teraz prawy koniec sznurka przez rurkę.

8. Wyciągnij rurkę i ostrożnie przesuwaj wszystkie oczka w lewą stronę, obracając je w kierunku, w któ-rym je nawijałeś. Zaciskaj je stopniowo tak, aby od-stęp między węzełkami był jak najmniejszy.

9. Jeśli dobrze nie zaciśniesz węzłów na początku, to z czasem będziesz mieć nieregularne odstępy mię-dzy nimi, dlatego użyj całej siły, aby nadać im kształt końcowy.

10. Po zrobieniu 5 dzie-siątek, złap dwa końce sznurka i wykonaj węzeł, który zamknie obwód.

11. Jest to ten sam typ węzła. Różnica polega na tym, że wiążesz go po-dwójnym sznurkiem.

12. Traktując dwa sznurki jako jeden, zawiąż dwa oczka i tradycyjnie uformuj węzeł. Po starannym zaciśnięciu odetnij krótszą końcówkę sznurka, a na dłuższej zrób jeden 5-krotny, trzy 3-krotne i jeszcze jeden 5-krotny węzeł. Pozostało zro-bienie krzyżyka.

13. Wykonaj teraz trzy 5-krotne węzły jak najbli-żej siebie - będzie to bel-ka pionowa krzyżyka.

14. Z pozostałej części sznurka zaciśnij poje-dynczy supeł pomiędzy istniejącymi węzełkami.

15. Na obu stronach tego sznurka zawiąż 4-krotne węzły jak najbliżej sie-bie.

16. Obetnij zbędny sznurek i przypal końcówki za-palniczką. Staraj się, aby sznurek raczej się topił, a nie palił, aby powstała solidna główka.

17. A teraz napisz do nas i opowiedz o swoich suk-cesach!

Page 38: Carissimus 50

Psalm 50 - refleksjaTomasz Matyka

Żywa i zaskakująco piękna modlitwa, jaką są psalmy, skłoniła mnie do napisania refleksji na temat jednego z nich. A że numer Carissimusa jest jaki jest, to i numer psalmu się do niego może odnosić. Szczególnie, że psalm ten naprawdę wiele przedstawia.

Wstęp, krótkiPsalm 50 jest podpisany, jako psalm Asafa, le-

wity z czasów wielkiego króla Dawida, którego po-tomkowie przewodzili śpiewom jeszcze przez długi czas. Nawet żydowska tradycja stwierdza, że au-torem pieśni jest jeden z tychże potomków pod-pisanego – albo z czasów Salomona, albo jeszcze później, gdy w Judzie królowie przeprowadzali reformy mające na celu utwierdzić wiarę w Boga i wykorzenić kulty ludów pogańskich. Do takiego kontekstu pasuje tekst. Wspaniale się on wpisuje w treści codziennego życia.

Oskarżenie

Nasz Bóg przychodzi i nie milczy

Oto Pan przychodzi sądzić – Bóg, który dał przykazania sądzi tych, którzy je znają, czyli każ-dego z nas. Przychodzi tak jak przyszedł, aby dać to Prawo – wśród burzy, gromadząc wszystkich dokoła siebie. I mówi prawdę prosto w oczy, każ-demu z nas. Bo On ją zna, a my przed nią często uciekamy. W tym psalmie Pan gani nas za ucieczkę w rytualizm.

Nie będę cię ganił za twe ofiary

Niby różnie spełniamy przykazania i normalnie się modlimy - w tym właśnie jest myśl, że nic nam nie można zarzucić. Tak, w tym nam nic nie można zarzucić. Ale to nie jest Bogu do niczego potrzebne, a samo w sobie nie jest nawet potrzebne nam.

Wypełnij śluby złożone Najwyższemu

Ważne jest to, aby z tego wypełniania przyka-zań, tych oznak kultu coś wynikało. Chodzi o to, żeby przede wszystkim zauważać innych ludzi, ro-bić dla nich każdego dnia coraz więcej. To są nasze śluby złożone Najwyższemu.

Wzywaj Mnie (…). Ja cię ocalę, a ty Mnie uwielbisz

Wypełniać je jest trudno, oczywiście, ale jest to możliwe, jeśli będziemy to robić właśnie ze wzglę-du na Boga – w ten sposób modlitwa staje się żywa, a życie przemienia się w modlitwę. Tylko trzeba zachować świadomość wykonywania wszystkiego dla Pana i wyrażać ciągle chęć takich czynów. Tak się nieustannie uwielbia Go, nawet wtedy, gdy coś z ludzkiego punktu widzenia nie wychodzi.

Czemu głosisz Moje nakazy (…) skoro (…) lekceważysz moje słowa?

Nigdy nie jesteśmy w pełni święci, nigdy nie ko-chamy całkiem wszystkich. I Bóg to wie, ale wyma-ga, żeby Go wybrać, żeby Go nie lekceważyć. A robić to można poprzez bycie bardziej świętymi, poprzez kochanie więcej. Jeśli jednak tego nie uczynimy, kłamiemy (mniej lub więcej, ale zawsze) modląc się. A Pan nie jest do nas podobny.

Rzucę ci w twarz oskarżenie

Nie raz nas wtedy zdoła oskarżyć za ból, któ-ry Mu i innym zadajemy.

ZakończenieNapisałem i widzę, że sam wiele razy zasługuję

w kwestiach tu poruszonych na karę. Cóż mi pozo-staje? Walczyć. Byleby Pan był w tym ze mną.

38

Page 39: Carissimus 50

39

Carissimus 50

Krzyżówka ŁatkaDominik Sroka

Poziomo:

Prace porządkowe w nowicjacie.1. Dokument wieńczący kurs wychowawców kolonij-2. nych.Ulubione zajęcie nowicjuszy na przełomie sierpnia 3. i września.Gdzie był now. Piotr Tutak 27.XII.2007?4. Kapliczny.5. Miejsce wspólnych wakacji nowicjuszy.6. Używali paciorków do modlitwy już w IX w. przed 7. Chrystusem.Jest wspólna dla katolików, prawosławia i anglika-8. nów, odrzucają ją protestanci.Hymny śpiewane w rycie ormiańskim.9. Niezbędna do życia.10. Najliczniej odwiedzane sanktuarium Maryjne w Eu-11. ropie.Święty wspominany 16 maja.12. Miejsce złożenia 13. pierwszych ślubów przez Przyja-ciół w Panu.Kachel i Łukasiewicz.14. Córka Zeusa i Mnemosyne.15. Odpowiada za jej poziom o. Socjusz.16.

Pionowo:

Kościół w Indiach, do którego unii z Rzymem doprowadzili 1. jezuici.Miasto studiów psychologicznych o. Kożucha.2. Grupa ludzi, których nie formował dotychczas o. Hajduk.3. Poprzednia placówka o. Hajduka.4. Imię autora książki pt. 5. Historia różańca.Przewodniczący Papieskiej Rady ds. Jedności Chrześcijan.6. Patron kapłanów.7. Autor 8. Psalmu 50 wg podpisu znajdującego się w tekście bi-blijnym.Miejsce ostatnich, prawdopodobnych objawień Maryjnych.9. Ściana z ikonami oddzielająca prezbiterium w większości 10. Kościołów obrządku wschodniego.Diecezja, z której pochodzi o. Hajduk.11. Miejsce Drogi Krzyżowej w Niedzielę Palmową.12. Patron nowicjuszy.13. Nowicjusz opiekujący się kandydatami.14. Bóg może nam to rzucić w twarz za pusty rytualizm.15. Cel powstania czasopisma Carissimus.16. Wg Konstytucji Magister nowicjatu ma być mężem…17. Nowicjacka gra karciana.18. Wybitny jezuita, wychowanek Piotra Fabera.19. Bardziej, więcej.20.

39

Page 40: Carissimus 50

40

Słownik nowicjackiAbacowy – nowicjusz koordynujący pra-

cę w abacum, odpowiedzialny za po-rządek i przygotowanie refektarza.

Abacum – pomieszczenie przy refek-tarzu; miejsce, gdzie nowicjusze wprawiają się w sztuce zmywania i wycierania naczyń.

Agere contra (łac.: działać przeciw) – ignacjańskie hasło określające zasadę i metodę postępowania, mającego na celu uwolnienie się od wszystkiego, co sprawia przyjemność, lecz nie jest działaniem na większą chwałę Bożą.

AMDG et BVMH – Ad Maiorem Dei Gloriam et Beatissimae Virginis Mariae Honorem (łac.: wszystko na większą chwałę Bożą i ku czci Najświętszej Maryi Panny); hasło przewodnie jezuitów, rozszerzone o nawiązanie do, tak mocno wpisa-nego szczególnie w pobożność polską, kultu maryjnego.

Anioł – nowicjusz starszego rocznika opiekujący się tymi, którzy zgłosili się do Zakonu i rozpoczęli miesięczną kandydaturę. Do jego zadań należy wprowadzenie kandydatów w zwy-czaje życia nowicjackiego.

Apostolat – jedno z zaangażowań ze-wnętrznych, duszpasterskich, jakie podejmują nowicjusze lub scholasty-cy w trakcie swych studiów.

Asceterium – dawniej pomieszczenie, w którym nowicjusze spędzali cały dzień na wspólnej nauce, modlitwie i rekreacji; obecnie sala wykładowa.

Aula rekreacyjna – pomieszczenie wspólne, w którym zakonnicy spoty-kają się w czasie wolnym.

Aulowy – nowicjusz opiekujący się aulą rekreacyjną, odpowiedzialny za po-rządek i wyposażenie.

Bidel – starosta wśród nowicjuszy,

mający w stosunku do innych pewną władzę (nierozłączną z dziesiątkami niełatwych obowiązków).

Brat – jezuita, który nie jest kapłanem.Budzący – nowicjusz, którego zadaniem

jest codzienne budzenie współnowi-cjuszy.

Carissimus – (łac.: najdroższy) trady-

cyjny sposób zwracania się do nowi-cjusza przez starszych jezuitów.

Ceremoniarz – mistrz ceremonii; osoba czuwająca nad poprawnością i pięknem obrzędów kościelnych.

Czytanie do stołu – lektura duchowa, czytana podczas wspólnego posiłku.

Czytanie duchowne – czytanie lektury o tematyce duchowej.

Ćwiczenia duchowne (Ćwiczenia duchowe) – książeczka napisana przez św. Ignacego, opisująca sposób odprawiania rozmyślań, rachunków sumienia itp.; rekolekcje ignacjańskie oparte na wskazaniach wspomnia-nego świętego, podzielone na cztery etapy – tzw. tygodnie; wszystkie mo-dlitwy oraz spotkania z kierownikiem duchowym.

Deo gratias – (łac.: Bogu niech będą

dzięki) na refektarzu również znak, że można prowadzić rozmowy.

Diariusz – księga zawierająca zapis codziennych wydarzeń; kronika domu zakonnego, dziennik, historia.

Dinks – kloc drewna na kiju służący, po uprzednim owinięciu szmatą, do froterowania korytarzy.

Dom – każda placówka jezuicka, nieza-leżnie od jej statusu i charakteru.

Druga probacja – okres formacji obej-mujący: nowicjat, studia oraz czas pracy, aż do rozpoczęcia trzeciej probacji.

Duchowny – ojciec duchowny; ojciec który pełni funkcję spowiednika domu.

Duszpasterstwo – konkretny obszar pracy apostolskiej.

Dyspensa – pozwolenie lub zwolnienie z obowiązku udzielane przez przeło-żonego.

Dzień willowy – dzień wolny od zajęć, połączony z wyjściem na willę.

Egzamin – rozmowa z kandydatem

przed przyjęciem do Zakonu.Egzaminator – jezuita wyznaczony

przez Prowincjała i odpowiedzialny za przyjmowanie kandydatów.

Egzorta – referat ascetyczny, wygłoszo-ny we wspólnocie domowej.

Emaus – wyprawa odbywająca się po Świętach Paschalnych; nowicju-sze na cały dzień opuszczają kole-gium, aby nawiedzać lokalne miejsca kultu religijnego; nazwa nawią-zuje do Ewangelii wg św. Łukasza (Łk 24,13).

Filozofia – studia filozoficzne; pierwszy

etap studiów w Zakonie.Filozofowie – scholastycy jezuiccy

odbywający studia filozoficzne.Flexoriae – w nowicjacie pół godziny

dowolnej modlitwy.Formacja – proces kształtowania mło-

dego zakonnika.Formator – osoba odpowiedzialna

za formację młodych jezuitów; w no-wicjacie funkcję tę pełni o. Magister.

Funkcje nowicjackie – drobne, stałe obowiązki, dotyczące różnych obsza-rów życia wspólnotowego, powierzane nowicjuszom i traktowane jako jedna z prób.

Funkcyjny – osoba, której powierzono jedną z funkcji w domu.

Furta – pomieszczenie przy wejściu do kolegium; portiernia.

Furtian – brat zakonny lub osoba świec-ka pracująca na furcie.

Generał – jezuita sprawujący najwyższą

władzę w Zakonie.Gorzkie żale – żartobliwie: konferencja

porządkowa; przypomnienie reguł życia wspólnotowego.

Infirmarz – nowicjusz który opiekuje

się chorymi jezuitami.Infirmeria – miejsce dla chorych;

tu nowicjusze uczą się realizować w praktyce przykazanie miłości bliź-niego, opiekując się chorymi braćmi i ojcami; w infirmerii młodzi jezuici poznają co to szacunek do ludzkiej sła-bości, ułomności; szkoła cierpliwości, pokory, miłosierdzia.

Introdukcja – obrzęd uroczystego włą-czenia kandydatów do nowicjatu.

Kandydat – osoba przyjęta na pierwszą

probację, przed introdukcją.Kandydatura – czas próby wstępnej,

poprzedzającej formalne przyjęcie do nowicjatu.

Kapliczny – nowicjusz opiekujący się kaplicą domową.

Kolegium – dom zakonny w którym mieszkają jezuici w trakcie formacji.

Kolokwium wzrostu – praktyka spotkań osobistych formatora z for-mowanym.

Konstytucje Towarzystwa Je-zusowego – dokument ułożony przez św. Ignacego, określający jezu-icki sposób postępowania i funkcjo-nowanie Towarzystwa.

Kontemplacja – modlitwa wewnętrzna człowieka, który dzięki specjalnej ła-sce doświadcza szczególnej obecności Boga.

Kontemplatywność w działaniu – charakterystyczna dla jezuitów zdolność do kontemplacji Boga, po-łączona z umiejętnością aktywnego działania.

Krajka – wąski płócienny lub tkany pas, wiązany na sutannie przez no-

wicjuszy.

B

AD

E

C

G

F

K

I

Page 41: Carissimus 50

41

Laboresy – prace wykonywane przez no-wicjuszy w ramach dbania o porządek i higienę w kolegium.

Loca – toaleta.

Magis – (łac.: bardziej) to słowo wyraża

pragnienia każdego jezuity.Magister – mistrz nowicjatu; prze-

łożony mający wgląd do sumień nowicjuszy.

Magisterka – etap formacji, jaki ma miejsce po zakończeniu studiów fi-lozoficznych, a przed rozpoczęciem teologii.

Magisterkowicz – scholastyk odbywa-jący magisterkę.

Majówka – majowy, wspólny wyjazd rekreacyjny.

Manduktor – patrz Bidel.Mattony – gra karciana pamiętająca cza-

sy ojców białoruskich; przypomina trochę mieszankę Piotrusia i wojny.

Medytacja – godzinne rozmyślanie; modlitwa podejmująca zwykle treści Pisma Świętego.

Minister – osoba odpowiedzialna za sprawy materialne w domu.

Nawiedzenie – udanie się do kaplicy na krótką modlitwę przed Najświęt-szym Sakramentem.

Nasi – jezuici o sobie, niezależnie od stopnia, stażu życia zakonnego oraz narodowości.

Nowicjat – u jezuitów dwuletnia próba, po której składa się wieczyste śluby; jest to dla nowicjusza ważny czas ro-zeznania swego powołania, pod czuj-nym okiem formatora.

Nowicjusz – jezuita odbywający nowi-cjat, przygotowujący się do złożenia ślubów.

Obłóczyny – obrzęd przyjęcia sukni

zakonnej.Ojciec – jezuita, który otrzymał święce-

nia kapłańskie.Ojcowie Białoruscy – jezuici, którzy

przetrwali okres kasaty Zakonu (1773 – 1814) na terenie Cesarstwa Rosyj-skiego. Na początku XIX w. przybyli do Starej Wsi.

Opowieść pielgrzyma – autobiogra-fia św. Ignacego z Loyoli; tradycja stanowi, że nowicjusze pierwszego roku, idąc w ślady założyciela, również spisują historię swojego życia.

Październikówka – październikowy wyjazd rekreacyjny.

Peregrynacja – wędrówka; jedna z prób nowicjuszy; kilkudniowa, pie-sza pielgrzymka do Rostkowa (miej-

sca narodzin św. Stanisława Kostki SI) bez żadnych środków do życia.

Popelina - lekka tkanina z bardzo drob-nymi poprzecznymi prążkami lub po-tocznie małowartościowa rzecz

Probacja – (łac. próba) okres formacji kandydata (Pierwsza Probacja), nowicjusza (Druga Probacja); kilku-miesięczny okres (Trzecia Probacja) przed złożeniem uroczystej Profesji.

Profes – kapłan, który złożył uroczystą profesję.

Profesja – ostatnie i uroczyste śluby.Prowincja – jednostka administracyjna

w Towarzystwie JezusowymProwincjał – główny przełożony pro-

wincji.Próby nowicjackie – elementy for-

macji mające na celu przystosowanie i uodpornienie na trudne sytuacje życiowe; m.in. szpitalna, kateche-tyczno-wspólnotowa, peregrynacyjna, Wielkie Rekolekcje.

Przechadzka – spacer, rozumiany jako punkt dnia w harmonogramie nowicjackim.

Puncta – forma przygotowania do me-dytacji; w nowicjacie przygotowywane samodzielnie wieczorem lub dawane przez przełożonych.

Rachunek sumienia – codzienna praktyka modlitewna każdego jezuity; kwadrans szczerości między człowie-kiem a Bogiem.

Refektarz – jadalnia.Rekreacja – forma wspólnotowego spę-

dzania wolnego czasu; w nowicjacie obowiązkowy punkt dnia; spotkanie na auli rekreacyjnej przy kawie, mu-zyce i prasie.

Rektor – przełożony kolegium.

Sacelan – patrz kapliczny.Scholastyk – jezuita po pierwszych

ślubach.Scholastykat – czas formacji obejmują-

cy studia filozoficzne i teologiczne.Separacja – oddzielenie. Sprowadza się

do ograniczenia kontaktów pomiędzy poszczególnymi grupami formacyj-nymi; np. pomiędzy kandydatami a nowicjuszami.

SI (S.I.) – skrót od łac. Societas Iesu (Towarzystwo Jezusowe; w Polsce stosowany był również skrót TJ lub T.J.).

Silentium sacrum – czas wyciszenia, skupienia w ciągu dnia; staramy się wtedy nie prowadzić rozmów.

SJ (S.J.) – (ang. the Society of Jesus) skrót od nazwy Towarzystwo Jezu-sowe.

Skupienie – jeden lub kilka dni poświę-conych wyciszeniu i modlitwie.

Socjusz Magistra – (łac. towarzysz Magistra) najbliższy współpracow-nik o. Magistra; odpowiedzialny za funkcjonowanie nowicjatu w sferze materialnej.

Sprawa sumienia – coroczna szczera rozmowa z Prowincjałem.

Subbidel – nowicjusz odpowiedzialny za zaopatrzenie nowicjatu; w szafie subbidela można znaleźć środki czy-stości, niezbędne kosmetyki, artykuły papiernicze a także słodycze.

Superior – przełożony stojący na czele lokalnej wspólnoty.

Śluby zakonne – wieczyste przyrze-

czenie Bogu posłuszeństwa, ubóstwa i czystości; dla jezuitów charaktery-styczny jest czwarty ślub – posłuszeń-stwa papieżowi.

Teologia – studia teologii; okres for-

macji podstawowej, od zakończenia magisterki, będący przygotowaniem do święceń kapłańskich, a zakończony uzyskaniem odpowiedniego stopnia naukowego.

Trzecia probacja – ostatni etap forma-cji podstawowej, którego zakończenie jest warunkiem do złożenia ostatnich ślubów.

Trzydniówka – modlitewne skupienie, trwające trzy dni, najczęściej w mil-czeniu; czas poświęcony na modlitwę i duchową odnowę.

Upomnienie braterskie – przyja-cielskie i życzliwe zwrócenie uwagi lub wytknięcie błędu między współ-braćmi.

Wielkie Rekolekcje – rekolekcje mie-sięczne, obejmujące cztery tygodnie Ćwiczeń Duchownych; jest to naj-większa próba dla każdego nowicjusza i zarazem mocne przeżycie duchowe.

Willa – dom wypoczynkowy, zwykle należący do kolegium lub domu formacji.

Wizytacja – doroczne odwiedziny Pro-wincjała każdej wspólnoty lokalnej, połączone z szeroko pojętą kontrolą jej życia.

Wspólnota – zespół jezuitów, wy-odrębniony prawnie, kierowany przez przełożonego lokalnego: supe-riora lub rektora.

Współbrat – patrz nasi.

Zmiana funkcji – uroczyste ogłoszenie

nowych zadań i funkcji dla każdego nowicjusza.

L

N

M

O

P

Ś

S

RT

WU

Z

Page 42: Carissimus 50

42

Carissimus 50

Page 43: Carissimus 50

1. Zostajesz przy-jęty do nowicja-

tu. Rozpoczynasz okres formacji... raczej intensyw-nej: modlitwa, praca i nauka. Ćwiczysz się w pokorze i cnocie.

Jezuickie Duszpasterstwo Młodzieżowo-PowołanioweMały Rynek 8

31-041 Krakówtel. 0-12 428 15 00

www.jezuici.pl/powpme

2. Gdy nabierasz pewności, że pły-niesz na dobrym statku, po kilku ty-

godniach kandydatury, przyjmują Cię oficjalnie do nowicjatu - jest to dzień

Twojej introdukcji!

3. Po kolejnych trzech miesią-cach pracy nad sobą, czeka Cię

miesiąc rekolek-cji ignacjańskich

- Twoje spotkanie z Bogiem i z sobą

samym. Okres pustyni, którego

skutki będą zawsze obecne w Twoim życiu. To wielka

łaska!

5. To nie jest koniec, ale raczej początek!

Po rekolekcjach w milczeniu jesteś

pełen pragnień - chcesz służyć Panu.

Idziesz sprawdzić się i służyć pomocą w szpitalu onkolo-

gicznym. Naprawdę wiele możesz zdziałać,

jeśli tego zechcesz.

7. Wznosisz się bar-dzo wysoko, a nawet

jeszcze wyżej, jeśli tylko dajesz prowa-dzić się Panu. Jest

dużo pracy, ale i sporo wypoczynku...

...stawiasz sobie wysoko poprzeczkę i wyznaczasz wznio-słe cele, bo wyzwa-nie zawsze ciągnie

Cię do góry!

6. Przechodzisz dla Pana wiele kilome-

trów, posługując na różne sposoby. Odbywasz próbę pielgrzymią i po-konujesz ją zdany

na Jego opatrzność - bez pieniędzy

w kieszeni i wygod-nego noclegu.

8. Nierzadko masz do czynienia z młodymi ludźmi. Odbywasz próbę katechetyczno-

-wspólnotową i zanosisz im Pana Jezusa. To twardy orzech do zgryzienia.

9. Po dwóch latach składasz śluby, przyrzekając Panu Bogu, że chcesz Mu służyć w czystości,

ubóstwie i posłuszeństwie. Jest to wielka decyzja, ale Pan powiedział:

Ja jestem drogą i prawdą, i życiem!

4. Wkrótce potem zakładasz, po raz pierwszy, swój strój zakonny - nieza-pomniana chwila, której od dawna wyczekujesz. Jest to Twoja nowa

osobowość - nowy Ty!

www. jezuici.pl/nowicjatpme

Page 44: Carissimus 50