68
Rada Kwartalnika: Elżbieta Sękowska, Zofia Zielińska, Andrzej Zieniewicz. Redakcja: Ryszard Kulesza (redaktor naczelny), Marta Nicgorska (sekretarz redakcji). Współpracownicy redakcji: Barbara Janowska. Adres redakcji: Centrum Języka Polskiego i Kultury Polskiej dla Cudzoziemców „Polonicum”, ul. Krakowskie Przedmieście 26/28, 00-927 Warszawa, tel. 022 55 21 530, 55 21 533, tel/fax. 022 55 21 555, e-mail: [email protected]. Projekt okładki i szaty graficznej: A’DiA MultiIdea (www.adia.pl). Wydawca: Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, ul. Nowy Świat 4, 00-497 Warszawa, tel. 022 55 31 318, www.wuw.pl, e-mail: [email protected]. Redakcja nie odpowiada za treść artykułów i nie zwraca materiałów niezamówionych. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania tekstów. GOŚCIE POLONICUM Czy Polak może być nowoczesny? – Tomasz Kizwalter 2 Język polski poza granicami etnicznymi (część II) Stanisław Dubisz 7 POLONISTYKA W ŚWIECIE Nauczanie języka polskiego i studia polskie w Bułgarii – Panayot Karagyozov 17 WYWIAD „Nie wstydzę się swojego uczucia do Polski” – rozmowa z Leszkiem Wójtowiczem 20 WARSZAWA WCZORAJ I DZIŚ Spacery po Warszawie. Trakt Królewski. Część 4. Łazienki Królewskie – Mirosław Jelonkiewicz 23 FILMOTEKA Pola Negri – legenda kina – Piotr Kulesza 27 Wszyscy jesteśmy Chrystusami – Aneta Pierzchała 30 POCZET KRÓLÓW POLSKICH Mieszko I – Michał Tomaszek 33 ALFABET WIELKICH POLAKÓW Maria Skłodowska-Curie 39 Ignacy Domeyko 40 Bronisław Malinowski 41 O KULTURZE Widz własnego spektaklu – Katarzyna Kołak 42 „Piwnica pod Baranami” Marta Nicgorska 45 Cicho – najciszej... Stare polskie cmentarze. Część 3. Cmentarz na Rossie i Cmentarz Łyczakowski – Barbara Janowska 48 PODRÓŻE POLONICUM Pojezierze Suwalsko-Augustowskie – Jolanta Aulak 53 O POLSCE I POLAKACH Imigracja – problem, konieczność, bogactwo? Co myślą o imigracji studenci „Polonicum” – Eulalia Teklińska 57 KĄCIK JĘZYKOWY Narobić bigosu – Piotr Garncarek 60 Kochanie, zrób mi drinka, czyli o ekspansji dopełniacza w języku polskim Barbara Janowska 63 Mam pytanko, czyli o infantylizacji polszczyzny – Marta Nicgorska 64 Z ŻYCIA POLONICUM Warszawskie Spotkania z Językiem Polskim i Kulturą Polską Barbara Janowska 66 52. Wakacyjny Kurs Języka Polskiego i Kultury Polskiej dla Cudzoziemców Mirosław Jelonkiewicz 67

:DUV]DZD - polonicum.uw.edu.pl · POLONISTYKA W ŚWIECIE Nauczanie języka polskiego i studia polskie w Bułgarii – Panayot Karagyozov 17 ... czył studia przyrodnicze na Uniwersytecie

  • Upload
    vuphuc

  • View
    213

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

Rada Kwartalnika: Elżbieta Sękowska, Zofi a Zielińska, Andrzej Zieniewicz. Redakcja: Ryszard Kulesza (redaktor naczelny), Marta Nicgorska (sekretarz redakcji).

Współpracownicy redakcji: Barbara Janowska. Adres redakcji: Centrum Języka Polskiego i Kultury Polskiej dla Cudzoziemców „Polonicum”, ul. Krakowskie

Przedmieście 26/28, 00-927 Warszawa, tel. 022 55 21 530, 55 21 533, tel/fax. 022 55 21 555, e-mail: [email protected]. Projekt okładki i szaty grafi cznej: A’DiA MultiIdea (www.adia.pl). Wydawca: Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, ul. Nowy Świat 4, 00-497 Warszawa, tel. 022 55 31 318,

www.wuw.pl, e-mail: [email protected].

Redakcja nie odpowiada za treść artykułów i nie zwraca materiałów niezamówionych. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania tekstów.

GOŚCIE POLONICUMCzy Polak może być nowoczesny? – Tomasz Kizwalter 2Język polski poza granicami etnicznymi (część II) – Stanisław Dubisz 7

POLONISTYKA W ŚWIECIE Nauczanie języka polskiego i studia polskie w Bułgarii – Panayot Karagyozov 17

WYWIAD „Nie wstydzę się swojego uczucia do Polski” – rozmowa z Leszkiem Wójtowiczem 20

WARSZAWA WCZORAJ I DZIŚ Spacery po Warszawie. Trakt Królewski. Część 4. Łazienki Królewskie – Mirosław Jelonkiewicz 23

FILMOTEKAPola Negri – legenda kina – Piotr Kulesza 27Wszyscy jesteśmy Chrystusami – Aneta Pierzchała 30

POCZET KRÓLÓW POLSKICHMieszko I – Michał Tomaszek 33

ALFABET WIELKICH POLAKÓWMaria Skłodowska-Curie 39Ignacy Domeyko 40Bronisław Malinowski 41

O KULTURZEWidz własnego spektaklu – Katarzyna Kołak 42„Piwnica pod Baranami” – Marta Nicgorska 45Cicho – najciszej... Stare polskie cmentarze. Część 3. Cmentarz na Rossie i Cmentarz Łyczakowski – Barbara Janowska 48

PODRÓŻE POLONICUMPojezierze Suwalsko-Augustowskie – Jolanta Aulak 53

O POLSCE I POLAKACHImigracja – problem, konieczność, bogactwo? Co myślą o imigracji studenci „Polonicum” – Eulalia Teklińska 57

KĄCIK JĘZYKOWYNarobić bigosu – Piotr Garncarek 60Kochanie, zrób mi drinka, czyli o ekspansji dopełniacza w języku polskim – Barbara Janowska 63Mam pytanko, czyli o infantylizacji polszczyzny – Marta Nicgorska 64

Z ŻYCIA POLONICUMWarszawskie Spotkania z Językiem Polskim i Kulturą Polską – Barbara Janowska 6652. Wakacyjny Kurs Języka Polskiego i Kultury Polskiej dla Cudzoziemców – Mirosław Jelonkiewicz 67

2

Postaci Romana Dmowskiego nie kojarzymy obecnie z no-woczesnością. Zarówno jego zwolennicy, jak i przeciwnicy por-tretują go jako rzecznika „tradycyjnych wartości”. Polski integral-ny nacjonalizm, którego współtwórcą i najbardziej znanym przedstawicielem był Dmowski, utożsamiany jest dziś z tradycjo-nalizmem: deklarowaniem, że broni się tego, co rodzime i dobrze zakorzenione przed destrukcyjną a napływającą z zewnątrz mo-dernizacją. Wrodzy „kosmopolitycznej” nowoczesności są dzisiej-si nacjonaliści, co najmniej niechętnie odnosił się też do niej Dmowski w okresie międzywojennym.

Najbardziej chyba znany tekst Dmowskiego nosi wszakże ty-tuł Myśli nowoczesnego Polaka. W 1902 r. ukazywał się w odcin-kach w „Przeglądzie Wszechpolskim”, w roku następnym całość wydano w formie książkowej. Dmowski, rocznik 1864, stał wte-dy jeszcze u progu kariery. Uważano go za radykała i była to opinia trafna, chociaż ów radykalizm różnił się od tego, który cechował marksistów. Podobnie jak oni, autor Myśli chciał być jednak nowoczesny.

Dojrzewał umysłowo w atmosferze pozytywistycznej. Ukoń-czył studia przyrodnicze na Uniwersytecie Warszawskim, uzysku-jąc w 1891 r. tytuł „kandydata nauk”. Młodzi czytelnicy Darwi-na, Buckle’a i Spencera, entuzjaści przyrodoznawstwa i wzorowanej na nim nauki o społeczeństwie, z reguły dalecy by-li od skłonności tradycjonalistycznych. Jeśli interesowali się po-lityką, to z przeświadczeniem, że świat należy zmieniać i że nie powinny to być zmiany kosmetyczne1.

Pod koniec lat osiemdziesiątych Dmowski znalazł się w śro-dowisku takich właśnie politycznych aktywistów. Szybko wyrósł tam na jednego z przywódców, a Myśli nowoczesnego Polaka sta-ły się ideowym manifestem kształtującego się na przełomie wie-ków ruchu nacjonalistycznego.

Punkt wyjścia rozważań Dmowskiego stanowiła bardzo kry-tyczna ocena wielu aspektów spuścizny po Rzeczypospolitej. Ułomna struktura społeczna, bierna a zarazem anarchiczna war-stwa wyższa, zapóźnienie cywilizacyjne – wszystko to miało w fa-talny sposób zaciążyć na losach kraju. Szlachecka tradycja poli-tyczna, podkreślał autor, przyczyniła się w wielkim stopniu do upadku państwa i rozciągała swój destrukcyjny wpływ na XIX stulecie. Niedojrzałość, którą przejawiała szlachta w życiu pub-licznym Rzeczypospolitej, znajdowała kontynuację w romantycz-nym braku politycznego realizmu i nieprzepartej skłonności do mieszania polityki z moralistyką.

W 1902 r. krytyka tego rodzaju nie była niczym osobliwym. Już ponad trzydzieści lat wcześniej w tym samym duchu wypo-

1 B. Cywiński, Rodowody niepokornych, wyd. 3, Paris 1985, s. 19-45.

Czy Polak może być nowoczesny?

Tomasz Kizwalter

Th e fi gure of Roman Dmowski is not presently associated with modernity. Both his supporters and his opponents depict him as an advocate of “traditional values”. Polish integral nation-alism, of which Dmowski was the co-founder and the best known representative, is today identifi ed with traditionalism, with the purpose of defending things which are native and well-grounded against the destructive infl uence of the outside forces of modernisation. In the inter-war period Dmowski was at least adverse to the same “cosmopolitan” modernity which the nation-alists of today oppose so strenuously.

Yet the best-known text by Dmowski is entitled Th oughts of a Modern Pole (Myśli nowoczesnego Polaka). In 1902 it appeared in instalments in the “Przegląd Wszechpolski” and the following year was published as a book. Dmowski, born in 1864, was then at the threshold of his career. He was considered to be a radical and it was a correct opinion, although his radicalism was diff er-ent from that of the Marxists. Like them, however, the author of the Th oughts wanted to be modern.

He matured intellectually in the atmosphere of Positivism. Having completed his studies in the Department of Natural Sci-ences at the University of Warsaw, he received the title of “can-didate of sciences” in 1891. As a rule, the young readers of Dar-win, Buckle and Spencer, enthusiasts of natural sciences and social sciences based on the study of nature, were far from tra-ditional. If they were interested in politics at all, they were of the opinion that the world ought to be changed and that the chang-es should not be just skin-deep1.

In the late 1880’s Dmowski joined a circle of political activ-ists of that ilk and quickly grew to be one of its leaders. His Th oughts of a Modern Pole became the ideological manifesto of the nationalist movement which was just coming into being at the turn of the century.

A very critical assessment of numerous aspects of the heritage of the Polish-Lithuanian Commonwealth was the starting point of Dmowski’s refl ections. In his opinion, the defective social structure, the passive and yet anarchic upper class and the civi-lisational backwardness were responsible for the country’s ill for-tune. Dmowski stressed that the political tradition of the nobility (szlachta) greatly contributed to the downfall of the state and extended its destructive infl uence over the 19th century. Th e immaturity which the Polish nobility demonstrated in the pub-lic life of the Commonwealth found its continuation in the Ro-mantic lack of political realism and the irresistible drive towards mixing politics with moralism.

1 B. Cywiński, Rodowody niepokornych, 3rd ed., Paris 1985, pp. 19-45.

3

wiadali się krakowscy stańczycy – konserwatyści, którzy posta-nowili zreformować polską myśl zachowawczą i wychować pol-skie elity. Wzywali zatem do odrzucenia romantyczno-spiskowych sentymentów, wyrastających ich zdaniem ze zgubnej tradycji li-berum veto, i przyswojenia sobie zasad trzeźwego myślenia o po-lityce. Stańczycy byli jednak konserwatystami: chcieli zmodyfi -kować mentalność warstwy wyższej, ale nie zamierzali zmieniać ustalonych hierarchii społecznych2. Tymczasem Dmowski repre-zentował środowisko, w którym nie całkiem jeszcze wygasły dość żywe przez pewien czas skłonności do społecznego radykalizmu. Część nacjonalistycznych działaczy wywodziła się z kręgu sku-pionego wokół warszawskiego tygodnika „Głos”. Pismo, założo-ne w 1886 r., nawiązywało po części do polskich koncepcji de-mokratycznych epoki Wielkiej Emigracji, po części do idei rosyjskich narodników, którzy za najbardziej wartościową część społeczeństwa uznawali chłopstwo. Zdaniem większości publi-cystów „Głosu” przyszłość należała do „ludu”. Dmowski nie miał szczególnych inklinacji egalitarnych, lecz społeczna demokraty-zacja była według niego zjawiskiem nieuniknionym.

Naród, dla Dmowskiego najważniejsza ze wszystkich wspól-not, swą wysoko rozwiniętą postać uzyskuje w następstwie pro-cesów demokratyzacyjnych. To jedna z podstawowych tez Myśli. Pamiętać należy, że gdy ukazywał się ten tekst, na gruncie pol-skim stale uwidaczniał się wyraźnie podział społeczeństwa na część „pańską” i plebejską. W tych warunkach idea, że nowocześ-ni Polacy, przy zachowaniu wielu głębokich nierówności, powin-ni być sobie równi jako członkowie narodu, miała posmak rady-kalny. Nowoczesność, o której mówi w tym kontekście Dmowski, to nie frazes, lecz ważny punkt politycznego programu.

Demokratyzacja społeczeństwa, przekonywał autor Myśli, wyzwoli energię umożliwiającą szybki postęp cywilizacyjny. Dmowski mocno podkreślał, że kierunek, w którym muszą po-dążać Polacy, został wyznaczony przez najwyżej rozwinięte pań-stwa Zachodu, zwłaszcza Wielką Brytanię i Rzeszę Niemiecką. W ujęciu Dmowskiego to nie tylko kwestia narodowych ambicji, chociaż odgrywały one w tym przypadku również istotną rolę. W ostatecznym rozrachunku miało jednak chodzić o samo prze-trwanie narodu. Wizja świata, jaką stworzył sobie Dmowski, na-wiązywała bardzo wyraźnie do wzorca darwinowskiego: narody konkurują tu ze sobą bezwględnie, a słabszych czeka ponura przyszłość. Dla Polaków, powtarzał Dmowski, głównym zagro-żeniem jest potęga Niemiec – przeciwnika, na którym trzeba się wzorować. Jedynie modernizacja, czyli odrzucenie krępującego

2 M. Król, Konserwatyści a niepodległość. Studia nad polską myślą konserwatywną XIX wieku, Warszawa 1985.

Tomasz Kizwalter

Can a Pole be modern?

In 1902 critiques of this kind were not a new phenomenon. Th ree decades earlier, opinions of a very similar nature had al-ready been expressed in the Cracow “Stańczyk” circle of con-servatives who wanted to reform Polish conservative thought and to cultivate Polish intellectual elites. Th ey called for the renun-ciation of the Romantic conspiratorial sentiments, which in their opinion grew from the destructive tradition of the liberum veto, and for the acquisition of the principles of clear-headed political thinking. Yet the members of the “Stańczyk” circle were con-servatives: they wanted to modify the mentality of the upper class, but they did not wish to change the time-honoured pat-terns of social hierarchy2. Dmowski, however, was a representa-tive of a circle in which the tendency towards social radicalism, at one time quite strong, was still not yet absent. Some of the radical activists came from a circle which centred on the Warsaw weekly “Głos”. Th e weekly, created in 1886, referred in some degree to the Polish democratic concepts of the Great Emigration era, and in some degree to the ideology of the Russian narod-niki, who saw the peasantry as the most valuable section of the society. According to the majority of those who published their essays in “Głos”, the future belonged to the “common people”. Dmowski did not have particularly strong egalitarian leanings, but was of the opinion that social democratisation was unavoidable.

One of the basic tenets of the Th oughts was that a nation, which to Dmowski was the most important of all the communi-ties, acquired its highly-developed form as a result of democra-tisation processes. It has to be remembered that when this text was published, the division of society into “noble” and “plebeian” sections was still very clear in Poland. In such circumstances the idea that modern Poles, while retaining many deep inequalities, ought to be equal as members of one nation, had a decidedly radical taste. Th e modernity of which Dmowski spoke in that context was not a platitude, but an important point in the po-litical programme.

Th e author of the Th oughts argued that the democratisation of society would unblock the energy for fast civilisational devel-opment. He strongly stressed that the direction in which Poles must go had already been shown by the most highly developed countries of the West, especially by Great Britain and the Ger-man Reich. In Dmowski’s view, it was not only the issue of na-tional ambitions, although those undoubtedly played an impor-tant role; what was at stake in the end was the very survival of the nation. Th e vision of the world created by Dmowski very clearly referred to the Darwinian model: nations were in merci-

2 M. Król, Konserwatyści a niepodległość. Studia nad polską myślą konserwatywną XIX wieku, Warsaw 1985.

4

balastu szlacheckiej przeszłości i szybki marsz naprzód, pozwoli skutecznie przeciwstawić się dążeniom niemieckiego mocarstwa.

Modernizacyjne wezwania Dmowskiego utrzymane były, jak widać, w tonacji dramatycznej, a przy tym agresywnej – mimo deklaracji, że celem jest obrona. Społeczna demokratyzacja à la Dmowski miała być ograniczona etnicznie: emancypacja obej-mować winna chłopa uznanego za Polaka, ale nie Żyda, czy od-rzucającego polonizację Ukraińca. Z dzisiejszego punktu widze-nia rzuca się w oczy przede wszystkim ten aspekt ograniczający i wykluczający, pod koniec XIX wieku nie mniej widoczny bywał emancypacyjny sens programu nacjonalistycznego. Wyznaczany przez Dmowskiego kierunek działania miał w każdym razie cha-rakter nowoczesny – za cel uznawano kulturową homogenizację, która stworzyć powinna fundament nowych więzi społecznych i umożliwić dynamiczny rozwój cywilizacyjny.

Konkurencyjny projekt nowoczesności tworzyli na przełomie wieków socjaliści. W warunkach polskich, wobec słabości libera-lizmu, to nacjonalizm i socjalizm kształtowały wówczas wyobraże-nia o tym, co uchodzić miało za nowoczesne. Po latach socjalizm w swej marksistowskiej wersji zdobył w końcu pozycję ofi cjalnego monopolisty, stając się w podległej Związkowi Radzieckiemu Pol-sce przymusowo aplikowanym programem modernizacji.

Powróćmy jednak do epoki, w której Dmowski publikował Myśli nowoczesnego Polaka. Zaledwie książka się ukazała, a już przedstawiona w niej koncepcja modernizacyjna zaczęła się kru-szyć. Istotną rolę odegrała tu rewolucja 1905 r. Ziemie znajdu-jące się pod panowaniem rosyjskim doświadczyły wtedy politycz-no-społecznych wstrząsów, które wywarły silne wrażenie na zwolennikach nacjonalizmu. Przez cały XIX wiek wśród europej-skich warstw posiadających utrzymywały się obawy przed spo-łeczną rewoltą. Wspomnienia Rewolucji Francuskiej nie wyga-sały, podsycane wydarzeniami Wiosny Ludów i Komuny Paryskiej. Imperium rosyjskie, twierdza carskiego samowładztwa, mimo rozmaitych problemów wewnętrznych wydawało się przez długi czas odporne na tego rodzaju kryzysy, jakie dotknęły już znaczną część kontynentu. I oto na ulicach wielkich miast rosyj-skich, a także Łodzi i Warszawy, pojawiły się zrewoltowane tłu-my, dochodziło do walk zbrojnych, a socjalizm wystąpił jako siła polityczna, której nie można było lekceważyć. Był to sygnał dający do myślenia każdemu, kto lękał się załamania porządku społecznego.

Polscy nacjonaliści rozpoczynali swoją działalność pod hasła-mi modernizacji, ale nie należeli do ludzi pragnących głębokiej przebudowy społeczeństwa. Rewolucja 1905 r. ukazała granice ich radykalizmu i popchnęła w kierunku tendencji zachowaw-

less competition, and only a bleak future awaited the weak. Th e true danger to Poles, Dmowski repeated again and again, would be the power of Germany – the opponent on which Poland should be modelled. Only modernisation, that is complete re-nunciation of the ballast of the past and a quick march forward, would enable the country to oppose the advance of the German superpower successfully.

Despite his declarations that defence was his only aim, it is obvious that Dmowski’s call to modernisation was expressed in a form which was not only dramatic, but also aggressive. Social democratisation à la Dmowski was to be ethnically limited: emancipation was supposed to include a peasant recognised to be a Pole, but not a Jew or a Ukrainian who resisted Polonisa-tion. From today’s point of view, it is this limiting and excluding aspect of the nationalist programme which is particularly visible; in the late 19th century, however, its emancipative sense was no less noticeable. At least the direction pointed out by Dmowski was of a modern character: its aim was cultural homogenisation, which was supposed to create a basis for new social bonds and facilitate dynamic civilisational development.

At the turn of the 19th century, a vision of modernity which competed with Dmowski’s was created by the Socialists. In the Polish conditions, in view of the relative weakness of Liberalism, it was Nationalism and Socialism that shaped the conception of what was perceived as modern at the time. Years later, Socialism in its Marxist version fi nally gained the position of the offi cial monopolist and became the forcibly introduced modernisation programme in Poland subordinate to the Soviet Union.

To return, however, to the era in which Dmowski published his Th oughts of a Modern Pole: barely had the book appeared before the conception of modernisation it contained began to crumble. Th e 1905 Revolution was a crucial factor. Th roughout the entire 19th century, fear of a social revolt was very much alive among the European affl uent classes. Th e memories of the French Revolution did not fade, fuelled by the recollection of the events of the Spring of Nations and the Paris Commune. Despite its numerous internal problems, only the Russian Empire, the stronghold of the tsarist dictatorship, seemed to be immune for a long time to the crises which beset the rest of the continent. And then suddenly the streets of the great Russian cities, and the streets of Łodź and War-saw too, were full of rebellious crowds, armed fi ghting broke out, and Socialism became a political force which could no longer be disregarded. Th e political and social upheavals in the lands under Russian rule made a great impression on the supporters of Nation-alism; in fact, they were a clear signal to all those who feared the breakdown of social order.

Czy Polak może być nowoczesny?

Tomasz Kizwalter

5

czych. Myśleli odtąd coraz częściej o skutecznych sposobach in-tegracji społecznej. W nacjonalistycznej ideologii zacierał się emancypacyjny sens pojęcia „narodu”, którym posługiwano się teraz raczej w celu wzmocnienia niż osłabienia ustalonych struk-tur i wartości. Szczególne znaczenie miały przy tym dwa zjawiska. Po pierwsze, nasilenie się antysemityzmu. Był on widoczny w kręgach nacjonalistycznych od samego początku, lecz nie od-grywał zrazu kluczowej roli. Obecnie przywódcy ruchu starali się uczynić z niego jedno z głównych narzędzi narodowej konsoli-dacji i mobilizacji, na szeroką skalę upowszechniając wizję zagro-żenia ze strony Żydów. Po drugie, zarysował się wówczas stop-niowy zwrot ku tradycji, który oznaczał również zbliżanie się do katolicyzmu. Początkowo wśród działaczy nacjonalistycznych, uformowanych umysłowo w atmosferze pozytywistycznego wol-nomyślicielstwa, przeważały nastroje religijnej obojętności, Koś-ciół zaś bywał w tych środowiskach ostro krytykowany. Z upły-wem czasu katolicyzm zaczął być postrzegany jako ważna część narodowej tożsamości; wtedy też pojęcie „Polaka-katolika”, ukształtowane przez dziewiętnastowiecznych konserwatystów, stało się przedmiotem zainteresowania nacjonalistów3.

Przemiany te uwidoczniły się w pełni po pierwszej wojnie światowej i przewrocie bolszewickim w Rosji. Trzeba oczywiście pamiętać, że to, co działo się na gruncie polskim, wpisywało się w procesy zachodzące w całej na dobrą sprawę Europie. W XX wieku mamy tu do czynienia z tendencją dwoistą. Z jednej stro-ny, nacjonalizm w postaci, by tak rzec, „miękkiej”, czyli wyzby-tej skrajności niezgodnych z zasadami liberalnej demokracji, zo-stał powszechnie zaakceptowany. Zasada narodowego charakteru państwa – główny cel nacjonalistów w XIX stuleciu – stała się jedną z podstaw europejskiego porządku politycznego i nie łączy się jej dziś z ideologią nacjonalistyczną. Z drugiej strony, nacjo-nalizm w wersji „twardej”, integralnej coraz wyraźniej dystanso-wał się od dwudziestowiecznej modernizacji. Zasięg i głębokość modernizacyjnych przeobrażeń zaczęły zdecydowanie wykraczać poza obręb tego modelu nowoczesności, który zbudowali sobie integralni nacjonaliści. Wprawdzie w okresie między wojnami światowymi, kiedy w Europie pogłębiał się kryzys systemu libe-ralno-demokratycznego, przed nacjonalizmem – wówczas co naj-mniej niechętnym liberalnej demokracji, a często wrogim wobec niej – zdawały się otwierać pewne perspektywy rozwojowe, lecz okazało się, że były to nadzieje złudne.

W przypadku polskim rozbrat między nacjonalizmem a no-woczesnością dał się z całą ostrością zauważyć w twórczości

3 T. Kizwalter, O nowoczesności narodu. Przypadek polski, Warszawa 1999, s. 316-321.

Polish Nationalists began their activity under the banner of modernisation, but they did not want any far-reaching changes in the social structure. Th e 1905 revolution showed them the limits of their own radicalism and turned them towards con-servative tendencies. From then onward they concentrated more and more often on the eff ective means of social integration. Th e emancipative sense of the idea of the “nation” became less evi-dent in the nationalist ideology; it was now used to strengthen rather than to weaken the established structures and values. Two crucial phenomena came to the fore: fi rstly, anti-Semitism grew stronger. Present in Nationalist circles from the very beginning, initially it did not play a key role in their ideology; after 1905, however, the leaders of the movement attempted to turn it into one of the main tools of national consolidation by widely pub-licising the vision of threats which the Jews were supposed to represent. Secondly, a gradual turn towards tradition became obvious; this also meant a turn towards Catholicism. Initially the Nationalist activists, who had reached intellectual maturity in the atmosphere of Positivist free-thinking, were in their major-ity indiff erent to religion and sharply criticised the institutional Church. With time, however, Catholicism began to be viewed as a crucial element of national identity, and the concept of “the Catholic Pole” constructed by the 19th-century conservatives be-came the object of the nationalists’ interest3.

Th ose changes became fully evident after the First World War and the Bolshevik coup in Russia. It is necessary to remember, of course, that the occurrences in Poland formed a part of a larg-er chain of events which took place practically all over Europe. In the 20th century a dual tendency is visible: on the one hand, nationalism in its “soft” version, so to speak, that is in a version free of extreme views which would clash with the principles of liberal democracy, has been widely accepted. Th e principle of the national character of a state – the main aim of the 19th-century nationalists – has become one of the keystones of the European political order and is no longer connected with nationalist ideol-ogy. On the other hand, nationalism in its “hard”, integral ver-sion distances itself from the 20th-century modernisation with an increasing clarity. Th e scope and depth of modernising chang-es began to extend decidedly beyond the boundaries of the mod-el of modernity constructed by the integral nationalists. It is true that in the inter-war period, when the crisis of the liberal-dem-ocratic system was deepening in Europe, nationalism, an intel-lectual movement opposed, or at least averse to liberal democ-racy, seemed to have some perspectives for development; those hopes turned out, however, to be vain.

3 T. Kizwalter, O nowoczesności narodu. Przypadek polski, Warsaw 1999, pp. 316-321.

Tomasz Kizwalter

Can a Pole be modern?

6

Dmowskiego. Młody propagator modernizacji, który zachęcał rodaków, aby poszli w ślady przodujących w rozwoju państw za-chodnich, pod koniec życia – zmarł w 1939 r. – kreślił ponure obrazy upadku Zachodu4. Następcy i naśladowcy tego najwybit-niejszego ideologa polskiego nacjonalizmu wypowiadali się w sposób jednoznaczny: w ich przekonaniu nowoczesność, ściśle kojarzona z „kosmopolityzmem” i obcymi wpływami, stanowiła zagrożenie dla polskości.

Ewolucja, którą pokrótce opisałem, to ważny wątek dziejów ruchu nacjonalistycznego. Jednakże ma ona również znaczenie szersze. Pod koniec XIX wieku polska radykalna inteligencja uformowała dwa wielkie projekty nowoczesności: socjalistyczny i nacjonalistyczny. Przy wielu poważnych różnicach wykazywały one przynajmniej jedno zasadnicze podobieństwo: stanowiły pro-dukt takiego stylu myślenia, który to, co kolektywne, stawiał wyżej niż to, co jednostkowe. Być może kolektywistyczny cha-rakter programów modernizacyjnych to zjawisko nieuniknione – a w każdym razie bardzo trudne do uniknięcia – w krajach zapóźnionych cywilizacyjnie. Jednocześnie jednak tego rodzaju modernizacyjny dyskurs oddziaływał na materialne realia i okre-ślał rozwojowe szanse społeczeństwa.

Klęska programu, który usiłowano zrealizować w państwach „realnego socjalizmu”, była w ostatnich latach opisywana niezli-czoną ilość razy. Rzadko natomiast zajmowano się moderniza-cyjnymi aspektami projektu nacjonalistycznego5. Zarówno zwo-lennicy, jak przeciwnicy polskiego nacjonalizmu integralnego zgadzali się najczęściej co do tego, że ideologia ta przeciwstawia-ła się i przeciwstawia nowoczesności (jedni widzieli w tym zaletę, inni wadę). Tymczasem nacjonalizm miał w swej początkowej fazie istotne aspiracje modernizacyjne, które wszakże załamały się dość szybko w konfrontacji ze społeczną rzeczywistością.

Trudno powiedzieć, czy można z tego wszystkiego wyciągać jakieś dalej idące wnioski. Czy Polak może być nowoczesny? Dla-czegóż by nie. Stawanie się nowoczesnym – zostawmy na boku spory, czy służy to człowiekowi, czy też szkodzi – to jednak pro-ces skomplikowany.

Autor jest profesorem zwyczajnym na Uniwersytecie Warszaw-skim. Sprawuje funkcję kierownika Zakładu Historii XIX wieku w Instytucie Historycznym.

4 K. Kawalec, Roman Dmowski, Warszawa 1996, s. 310-315.5 Zob. Drogi do nowoczesności. Idea modernizacji w polskiej myśli

politycznej, red. J. Kloczkowski, M. Szułdrzyński, Kraków 2006 (szkice K. Kawalca i P. Korysia).

In Poland, the yawning gap between nationalism and mo-dernity became very sharply visible in Dmowski’s works. Once a young propagator of modernisation who urged his compatriots to follow in the footsteps of the most developed nations of the West, towards the end of his life – he died in 1939 – Dmowski painted a black picture of the imminent fall of the West4. Th e successors and imitators of this most outstanding ideologue of Polish nationalism were clear in expressing their opinion that modernity, closely associated with “cosmopolitanism” and for-eign infl uence, was incompatible with Polishness and consti-tuted a threat to it.

Th e evolution which has been briefl y described in this article is an important thread in the history of the nationalist move-ment. Th ere is, however, also a broader meaning to it. Towards the end of the 19th century the Polish radical intelligentsia pre-sented two large projects of modernity: the socialist and the na-tionalist one. Despite their numerous diff erences, they displayed one crucial similarity: both were a product of the same style of thinking which puts the collective above the individual. Perhaps the collectivist character of modernisation programmes is una-voidable – or at least very diffi cult to avoid – in civilisationally backward countries. Yet at the same time modernisation dis-courses of this kind infl uenced the material world and deter-mined the developmental opportunities of society.

In recent years, the defeat of the programme which the states of “real socialism” attempted to implement has been described countless times, while the modernising aspects of the nationalist project are discussed only rarely5. Both the supporters and the opponents of Polish integral nationalism most often agree that this ideology has always been in opposition to “modernity” (some seeing in this its virtue, some its vice). Yet in its initial phase nationalism did actually have signifi cant aspirations to-wards modernisation, even though they broke down quite soon in confrontation with the social reality.

It is hard to tell whether some far-reaching conclusions can be drawn from this. Can a Pole be modern? Whyever not? But becoming modern – leaving aside the issue of whether it is help-ful or harmful to us – is a complicated process in any case.

Th e author is a full professor at the University of Warsaw. He is the head of the Section of 19th Century History in the Institu-te of History.

Translated by Klaudyna Hildebrandt

4 K. Kawalec, Roman Dmowski, Warsaw 1996, pp. 310-315.5 Cf. Drogi do nowoczesności. Idea modernizacji w polskiej myśli poli-

tycznej, ed. J. Kloczkowski, M. Szułdrzyński, Cracow 2006 (essays by K. Kawalec and P. Koryś).

Czy Polak może być nowoczesny?

Tomasz Kizwalter

7

II

W stosowanym przeze mnie ujęciu opisu języka polonocen-trycznych wspólnot komunikacyjnych przyjmuję, że jest to ge-netycznie polski system językowy, jednakże – jak wskazano wcześniej – niejednorodny, mieszany, różniący się (z wyjątkiem odmian standardowych) od polszczyzny krajowej i składem jed-nostek elementarnych, i relacjami zachodzącymi między nimi. Pozwala to na uznanie metody kontrastowej za podstawę analizy i opisu. Opiera się ona na indukcyjno-empirycznej analizie idio-lektów, mającej na celu rejestrację kontrastów językowych wobec dwóch podstaw porównawczych, tj. języka polskiego w kraju (w jego zróżnicowaniu wariantowym) i języka kraju osiedlenia zbio-rowości polonocentrycznej.

Zastosowanie w opisie tych dwóch podstaw porównawczych pozwala wyodrębniać w odniesieniu do systemu językowego, którym posługują się członkowie zbiorowości polonocentrycz-nych, trzech warstw elementów: 1) warstwy zgodnej z językiem polskim w kraju; 2) warstwy zgodnej z językiem kraju osiedlenia, związanej z procesami przełączania kodu (ang. switching code); 3) warstwy skontrastowanej wobec obu podstaw porównaw-czych, tj. warstwy swoistej systemu.

O odmienności języka polonocentrycznych wspólnot komu-nikacyjnych w porównaniu z polszczyzną w kraju świadczą te składniki, które należą do warstwy 2) i 3); o odmienności tego języka w porównaniu z językiem kraju osiedlenia – składniki na-leżące do warstwy 1) i 3); o samodzielnym rozwoju tego kodu świadczą składniki należące do warstwy 3).1

W tym opracowaniu przedstawiam jedynie próbę materiału poprzez zestawienie cech konstytutywnych języka wspólnot po-lonocentrycznych, występujących w dwóch strefach językowo--kulturowych [por. I]: 1) oddziaływania języków wschodniosło-wiańskich oraz języków krajów byłego ZSRR – strefa „Wschód”; 2) oddziaływania języka angielskiego oraz kultury anglosaskiej i amerykańskiej – strefa „Zachód”.

1) Konstytutywne cechy kontrastowe języka wspólnot polo-nocentrycznych strefy „Wschód”

A) Interferencyjne1. Transakcentacja form wyrazowych pod wpływem języków

wschodniosłowiańskich przy zachowaniu – jako dominującego – dynamicznego akcentu paroksytonicznego.

1 Zob. tu m.in. S. Dubisz, Metoda kontrastywna w badaniach przemian języka polonocentrycznych wspólnot komunikacyjnych poza granicami kraju [w:] S. Gajda (red.), Języki słowiańskie 1945-1995. Gramatyka – słownictwo – odmiany, Opole 1995, s. 37-46.

II

In my description of the language of polonocentric commu-nicative communities, I assume that it is a genetically Polish language system, although it is – as has been shown earlier – a heterogeneous, mixed language, diff erent (apart from the standard varieties) from the national Polish language both in terms of composition of elementary units and of relations be-tween them. Th is allows for the application of the contrastive method as the basis for the analysis and description. It consists of an inductive-empirical analysis of idiolects, aimed at register-ing linguistic contrasts in regard to two reference bases, that is the Polish language in Poland (in its varieties) and the language of the country where the polonocentric community resides.

Th e usage of these two reference bases makes it possible to diff erentiate three layers of elements of the language system used by the members of polonocentric communities:

1) a layer which is in keeping with the Polish language in Poland;

2) a layer which is in keeping with the language of the country of settlement, connected with the processes of code-switching;

3) a layer which is in contrast to both reference bases, that is the individual layer of the system.

Elements belonging to the 2nd and 3rd layers demonstrate the dissimilarity of the polonocentric communicative communities and the Polish language in Poland. Elements belonging to the 1st and 3rd layers, in turn, demonstrate the dissimilarity of that lan-guage and the language of the country of residence.1

Th e present work is merely an attempt at sampling the mate-rial through juxtaposing the constitutive features of the language of polonocentric communities in two linguistic and cultural zones [see I]: 1) the infl uence of the Eastern Slavonic languages and the languages of the countries of the former USSR – the “East” zone; 2) the infl uence of the English language and the Anglo-Saxon and American culture – the “West” zone.

1) Constitutive contrastive features of the language of the polonocentric communities from the “East” zone:

A) Interferential 1. Shifting of word stress as a result of the infl uence of East-

ern Slavonic languages with simultaneous retention of dominant dynamic paroxytonic stress.

1 See also S. Dubisz, Metoda kontrastywna w badaniach przemian języka polonocentrycznych wspólnot komunikacyjnych poza granicami kra-ju [in:] S. Gajda (ed.), Języki słowiańskie 1945-1995. Gramatyka – słow-nictwo – odmiany, Opole 1995, pp. 37-46.

The Polish language beyond its ethnic borders

Stanisław Dubisz

8

Język polski poza granicami etnicznymi

Stanisław Dubisz

2. Redukcje nieakcentowanych samogłosek o, e pod wpły-wem języków wschodniosłowiańskich: o → u, e → i/y.

3. Akanie – przedakcentowe o → a.4. Wschodniosłowiańska intonacja frazowa i zdaniowa w wy-

niku powyższych zjawisk.5. Denazalizacja samogłosek nosowych (szczególnie w wygło-

sie wyrazów).6. Miękka wymowa l(i) w każdej pozycji.7. Spółgłoski ś, ź, ć, dź → s(i), z(i), c(i), dz(i).8. Miękkość spółgłosek sz(i), ż(i), cz(i).9. Miękkość spółgłosek k(i), g(i), ch(i), r(i) w innych pozy-

cjach niż w języku polskim.10. Dwuwargowa artykulacja v → u (ł tylne).11. Zachowanie dźwięczności spółgłosek (np. v) w grupach

spółgłoskowych.12. Rozbudowana kategoria słowotwórcza deminutiwów –

większa produktywność deminutywnych formantów słowotwór-czych (np. -uś, -usi, -eńki, -eńko, -utki, -utko).

13. Produktywne formanty sufi ksalne o genezie wschodnio-słowiańskiej – rzeczownikowe: -uk, -ajła, -un, -iszcze, -aka, -uga, -uch; przymiotnikowe: -owaty, -iny/-yny; przysłówkowe: -o, -u.

14. Kompozycje (złożenia i „złożenioskrótowce”) na wzór konstrukcji rosyjskich typu: sielsowiet, sowchoz).

15. Wahania rodzaju rzeczowników, przymiotników, zaim-ków; odmienne niż w języku polskim formy rodzajowe; brak rozróżnienia rodzaju męskoosobowego i niemęskoosobowego.

16. Końcówka -u zamiast -owi w celowniku liczby pojedyn-czej rzeczowników rodzaju męskiego.

17. Ograniczenie (brak) występowania krótkich (enklitycz-nych) form zaimków osobowych.

18. Odmienność tylko ostatniego członu liczebników zło-żonych.

19. Redundancja wykładnika strony zwrotnej czasowników – się.

20. Końcówka –u w 1. osobie liczby pojedynczej czasu teraź-niejszego.

21. Brak związku zgody między podmiotem a orzeczeniem w odniesieniu do męskoosobowości i niemęskoosobowości w związku z rozchwianiem kategorii rodzaju (por. 16).

22. Zaimki osobowe jako wykładniki kategorii osoby w cza-sie przeszłym.

23. Szyk przestawny (postpozycyjny) przydawki gatunkują-cej, np. natura martwa, polski język.

24. Odmienne rekcje czasowników pod wpływem języków wschodniosłowiańskich.

25. Kalki składniowe z języka rosyjskiego, np. narzędnik –

2. Reduction of unstressed vowels o, e under the infl uence of Eastern Slavonic languages: o → u, e → i / y.

3. Pronunciation of a instead of o in syllables preceding the stressed syllables (“akanie”) o → a.

4. Phrase and sentence intonation characteristic of Eastern Slavonic languages as a result the above-mentioned phenomena.

5. Denasalisation of nasal vowels (especially in fi nal position).6. Softened pronunciation of l(i) in all positions.7. Th e consonants ś, ź, ć, dź → s(i), z(i), c(i), dz(i).8. Softening of the consonants sz(i), ż(i), cz(i).9. Softened pronunciation of the consonants k(i), g(i), ch(i),

r(i) when in a position other than in the Polish language.10. Bilabial articulation of v → u (back ł).11. Retention of voicedness of consonants (e.g. v) in conso-

nant clusters.12. Broad word formation category of diminutives – great-

er productiveness of diminutive suffi xes (e.g. –uś, -usi, -eńki, -eńko, -utki, -utko).

13. Productive suffi xes of Eastern Slavonic origin – nominal: -uk, -ajła, -un, -iszcze, -aka, -uga, -uch; adjectival: -owaty, -iny/-yny; adverbial: -o, -u.

14. Compositions (compounds and “compound-abbrevia-tions”), similar to Russian constructions like sielsowiet, sowchoz.

15. Fluctuations of the gender of nouns, adjectives, pro-nouns, gender forms dissimilar to those present in the Polish language; no diff erentiation between the virile and non-virile gender.

16. Th e ending -u instead of -owi in the dative singular of masculine nouns.

17. Limitation (lack) of the occurrence of short (enclitic) forms of personal pronouns.

18. Declinability of only the last part of compound nu-merals.

19. Redundancy of the refl exive pronoun się.20. Th e ending -u in the 1st person singular in the present

tense.21. No agreement between the subject and the predicate in

terms of virility and non-virility resulting from the blurring of the category of gender (see 16).

22. Personal pronouns as indicators of person in the past tense.

23. Inversion (postpositional word order) of classifying modifi ers, e.g. natura martwa, polski język.

24. Changes in the rection of verbs resulting from the infl u-ence of Eastern Slavonic languages.

9

sprawca czynności (wyrzucony ostrzem), biernik po czasowniku zaprzeczonym, dla + dopełniacz zamiast konstrukcji z celowni-kiem (pomagają dla biblioteki), konstrukcja u mnie jest zamiast mam, konstrukcje typu w Litwie zamiast na Litwie, konstrukcje typu na fabrykie zamiast w fabryce, konstrukcje typu jest ludzi zamiast są ludzie.

26. Adaptowane gramatycznie leksykalne zapożyczenia z ję-zyka rosyjskiego.

27. Słowotwórcze repliki wyrazowe z języka rosyjskiego.28. Semantyczne repliki wyrazowe z języka rosyjskiego.29. Cytaty wyrazowe z języka rosyjskiego.30. Strukturalne repliki frazeologiczne z języków wschodnio-

słowiańskich.31. Cytaty frazeologiczne z języków wschodniosłowiań-

skich.B) Defektywno-deformacyjne32. Zaburzenia repartycji samogłosek –o-/-ó-.33. Zaburzenia repartycji końcówek –a : -u w dopełniaczu

liczby pojedynczej rzeczowników rodzaju męskiego.C) Innowacyjno-archaiczne34. Hiperpoprawna samogłoska –o- zamiast –a- (dla unik-

nięcia akania).35. Konsonantyczna wymowa samogłosek nosowych w śród-

głosie bez względu na sąsiedztwo fonetyczne.36. Zachowanie przedniojęzykowo-zębowej spółgłoski ł.37. Hiperpoprawne miękkie spółgłoski ś, ź w pozycji przed

innymi spółgłoskami miękkimi, szczególnie przed –j-.38. Hiperpoprawne depalatalizacje spółgłosek ń → n, ś → s,

ć → c w pozycji przed spółgłoskami miękkimi i spółgłoskami cz, c, s.

39. Odmienna niż w polskim języku standardowym prefi k-sacja czasowników.

40. Końcówka –i//-y zamiast –owie w mianowniku liczby mnigiej rzeczowników rodzaju męskiego.

41. Rzeczownikowe formy odmiany imiesłowów typu sądzo-no, zabroniono.

42. Dominacja (współwystępowania) końcówki –m w 1 oso-bie liczby pojedynczej czasu teraźniejszego.

43. Formy czasu zaprzeszłego.44. Orzecznik przymiotnikowy w narzędniku.45. Peryferyczne archaizmy leksykalne.2) Konstytutywne cechy kontrastowe języka wspólnot polo-

nocentrycznych strefy „Zachód”A) Interferencyjne1. Transakcentacje w formach wyrazowych pod wpływem

języka angielskiego.

The Polish language beyond its ethnic borders

Stanisław Dubisz

25. Syntactical calques from Russian, e.g. instrumental case – the “doer” (wyrzucony ostrzem), accusative case after negative, dla + genitive case instead of dative structure (pomagają dla bib-lioteki), the structure u mnie jest instead of mam, w Litwie instead of na Litwie, na fabrykie instead of w fabryce, jest ludzi instead of są ludzie.

26. Grammatical adaptation of lexical borrowings from Russian.

27. Word formation replicas from Russian. 28. Semantic replicas from Russian.29. Word quotations from Russian.30. Structural phraseological replicas from Eastern Slavonic

languages.31. Phraseological quotations from Eastern Slavonic lan-

guages.

B) Defective – deformative32. Distortions in repartition of vowels -o-/-ó-.33. Distortions in repartition of endings -a : -u in the geni-

tive of masculine nouns.

C) Innovative – archaic 34. Hypercorrect vowel -o- instead of -a- (to avoid the phe-

nomenon of “akanie” referred to in 3).35. Consonantal pronunciation of nasal vowels in the mid-

dle position, irrespective of their phonetic context.36. Retention of the apico-dental consonant ł.37. Hypercorrect softened consonants ś, ź before other soft

consonants, especially before j .38. Hypercorrect depalatalisation of consonants ń → n, ś →

s, ć → c before soft consonants and cz, c, s.39. Verb prefi xation rules other than in standard Polish.40. Th e ending -i//-y instead of -owie in the nominative plu-

ral of masculine nouns.41. Nominal infl ection forms of participles, e.g. sądzono,

zabroniono.42. Dominance (of coexistence) of the ending -m in the 1st

person singular in the present tense.43. Forms of the past perfect tense.44. Predicative adjective in the instrumental.45. Peripheral lexical archaisms.

2) Constitutive contrastive features of the language of polonocentric communities in the “West” zone:

10

2. Zmieszanie i – y w substytucjach głosek angielskich.3. Zmieszanie e – i, y w substytucjach głosek angielskich.4. Zmieszanie o – a w substytucjach głosek angielskich.5. Zmieszanie o – u w substytucjach głosek angielskich.6. Zmieszanie a – o w substytucjach głosek angielskich.7. Nałożenie się szeregów artykulacyjnych spółgłosek ś, ź, ć,

dź + sz, ż, cz, dż → sz(i), ż(i), cz(i), dż(i).8. Dziąsłowa artykulacja spółgłosek t, d, s, z, n.9. Aspiracja (przydech) przy artykulacji spółgłosek p, t, k →

ph, th, kh przed samogłoskami (zwłaszcza akcentowanymi).10. Zredukowanie wymowy angielskiej spółgłoski r → r.11. Zachowanie dźwięczności spółgłosek b, d, g, z, dz, (ź, ż,

dź, dż) w wygłosie i grupach spółgłoskowych.12. Zmieszanie v – ŭ w substytucjach głosek angielskich.13. Zmieszanie t – d w substytucjach głosek angielskich.14. Rozchwianie kategorii aspektu czasownika.15. Rozchwianie (nieustabilizowanie) rodzaju rzeczowników za-

pożyczonych z języka angielskiego i adaptowanych gramatycznie.16. Częściowa nieodmienność rzeczowników (szczególnie

nazw własnych) – mianownik w funkcji innych przypadków.17. Ograniczenie używania form kategorii przypadka; formy

częściej występujące: mianownik, dopełniacz, biernik, miejscow-nik liczby pojedynczej; mianownik, dopełniacz, biernik, narzęd-nik/miejscownik liczby mnogiej.

18. Ograniczenie używania form kategorii osoby; formy częś-ciej występujące: 1. i 3. osoba liczby pojedynczej czasu teraźniej-szego i przeszłego.

19. Rozchwianie kategorii strony zwrotnej czasowników.20. Redundancja form strony biernej czasowników w kon-

strukcjach składniowych.21. Modyfi kacje rekcji przyimków i czasowników pod wpły-

wem ich odpowiedników angielskich.22. Repliki składniowe.23. Konstrukcje z redundantnymi przyimkami.24. Prepozycyjny szyk przydawki, np. klasyk muzyka, Yorks-

hire hrabstwo.25. Zaimki osobowe jako dodatkowe wykładniki kategorii

osoby i liczby.26. Wtórna funkcja określająca zaimków wskazujących ten,

ta, to i liczebnika jeden.27. Adaptowane gramatycznie zapożyczenia leksykalne z ję-

zyka angielskiego.28. Słowotwórcze repliki wyrazowe z języka angielskiego.29. Semantyczne repliki wyrazowe z języka angielskiego.30. Cytaty wyrazowe z języka angielskiego.31. Strukturalne repliki frazeologiczne.

A) Interferential1. Shifts of word stress resulting from the infl uence of

English.2. Mixing i – y in substitutes of English sounds.3. Mixing e – i in substitutes of English sounds.4. Mixing o – a in substitutes of English sounds.5. Mixing o – u in substitutes of English sounds.6. Mixing a – o in substitutes of English sounds.7. Overlapping articulation sequences of the consonants ś,

ź, ć, dź + sz, ż, cz, dż → sz(i), ż(i), cz(i), dż(i).8. Alveolar articulation of the consonants t, d, s, z, n.9. Aspirated articulation of the consonants p, t, k → ph, th,

kh before vowels (especially when stressed).10. Reduction of the English consonant r → r.11. Retention of voicedness of the consonants b, d, g, z, dz,

(ź, ż, dź, dż) in the fi nal position and in consonant clusters.12. Mixing v – ŭ in substitutes of English sounds.13. Mixing t – d in substitutes of English sounds.14. Unstable category of the aspect of verb.15. Instability of gender of grammatically adapted nouns

borrowed from English.16. Partial uninfl ection of nouns (especially proper names)

– the nominative in the function of other cases.17. Limitations in the use of case forms; more frequent

forms: nominative, genitive, accusative, locative case of singular nouns; nominative, genitive, accusative, locative/instrumental case of plural nouns.

18. Limitation of usage of the person forms; more frequent forms: 1st and 3rd person singular of the present and past tense.

19. Instability of the refl exive aspect of verbs. 20. Redundancy of passive verb forms in sentences.21. Modifi cations of the concord between prepositions and

verbs under the infl uence of their English equivalents.22. Syntactical replicas.23. Structures with redundant prepositions.24. Prepositional order of the modifi er, e.g. klasyk muzyka,

Yorkshire hrabstwo.25. Personal pronouns as additional markers of person and

number.26. Secondary defi ning function of demonstrative pronouns

ten, ta, to and the numeral jeden.27. Grammatically adapted lexical borrowings from English.28. Word formation replicas from the English language.29. Semantic replicas from the English language.30. Word quotations from the English language.

Język polski poza granicami etnicznymi

Stanisław Dubisz

11

B) Defektywno-deformacyjne32. Błędna repartycja końcówek przypadków rzeczowników

– szczególnie dopełniacza i biernika.33. Rozchwianie (kontaminacja) rekcji czasowników.34. Mianownik po czasownikach zaprzeczonych w konstruk-

cjach składniowych.C) Innowacyjno-archaiczne35. Zachowywane enklawowo polskie fonetyczne cechy gwa-

rowe: mazurzenie, samogłoski ścieśnione, samogłoski labializo-wane itp.

36. Polskie gwarowe substytucje głosek angielskich: o → uo, i → jy, e → yn, on → un, an → un, f → fj .

37. Bardzo rozbudowana warstwa słowotwórczych formacji polonijnych (formacje od podstaw obcojęzycznych oraz neologi-zmy indukowane), obejmująca kilkadziesiąt kategorii słowotwór-czych rzeczowników, przymiotników, czasowników.2

38. Mianownik w orzeczniku rzeczownikowym.39. Słownictwo polonijne – intensywne procesy reprodukcji

leksykalnej (por. różne formy adaptacji gramatycznej zapożyczeń leksykalnych oraz słowotwórcze formacje polonijne).

40. Selektywność kręgów znaczeniowych leksyki, reproduko-wanych głównie dzięki słownictwu polonijnemu; podstawowe w tym kontekście kręgi tematyczne to: <praca>, <cywilizacja>, <stosunki międzyludzkie>, <rozrywka>.

41. Archaizmy leksykalne. Zgodnie z metodologią badań socjolingwistycznych, polskie-

mu językowi etnicznemu, występującemu we wspólnocie komu-nikatywnej na terenie Polski w odmianie ogólnonarodowej (ogól-nopolskiej), przypisywane są cztery podstawowe funkcje.

Pierwszą z nich jest funkcja jednocząca, dzięki której jest moż-liwe utożsamianie jednostki z szerszą zbiorowością, społecznością narodową, w myśl zasady, że ten kto mówi po polsku, ten jest Polakiem.

Druga funkcja polszczyzny ogólnej jest niejako odwrotnością pierwszej. Przeciwstawia ona polski język narodowy innym języ-kom – stąd jej nazwa – funkcja separująca. W tym wypadku identyczność języka określa identyczność narodową, tworzy emo-cjonalne więzi społeczne.

Rozwój i kształt polszczyzny są świadectwem naszej kultury, stawiają kulturę polską w rzędzie kultur narodów ucywilizowa-nych. Z tym wiąże się trzecia funkcja – funkcja prestiżowa – wy-nikająca z tego, że występowanie języka ogólnonarodowego

2 Zob. S. Dubisz, E. Sękowska, Typy jednostek leksykalnych w socjo-lektach polonijnych (próba defi nicji i klasyfi kacji) [w:] W. Miodunka (red.), Język polski w świecie. Zbiór studiów, Warszawa-Kraków 1990, s. 217–234.

31. Structural phraseological replicas.

B Defective – deformative 32. Wrong repartition of case endings of nouns – especially

of the genitive and nominative.33. Instability (contamination) of concord of verbs.34. Nominative case after negative verbs.

C Innovative – archaic 35. Retention of regional Polish phonetic features: “maz-

urzenie” [substituting dental stops and aff ricates for alveolar stops and aff ricates], labialised vowels etc.

36. Polish dialectal substitutions of English sounds: o → uo, i → jy, e → yn, on → un, an → un, f → fj .

37. Largely developed layer of word formation structures (foreign language-based phrases and induced neologisms), en-compassing several dozen categories of formation of nouns, ad-jectives and verbs.2

38. Predicative noun in the nominative case.39. Vocabulary characteristic of Polish communities living

abroad – intensive processes of lexical reproduction (see various forms of grammatical adaptation of lexical borrowings and typ-ical word formation clusters).

40. Selectivity of semantic fi elds of words, reproduced main-ly thanks to the vocabulary of Polish communities living abroad. Th e basic semantic fi elds include: ‘work’, ‘civilisation’, ‘interper-sonal relations’, ‘entertainment’.

41. Lexical archaisms.According to the methodology of sociolinguistic research, the

standard (within Poland) variety of the ethnic Polish language used by a communicative community living in Poland has four basic functions.

Th e fi rst one is the uniting function; this means that it enables the individual to identify with a larger group of people, a na-tional community, according to the rule that a person who speaks Polish, is Polish.

Th e second function of the standard Polish language is some-how the opposite of the fi rst one: it confronts the Polish language with other languages; hence its name: the separating function. In this case language identity defi nes national identity, creates emo-tional social bonds.

2 See S. Dubisz, E. Sękowska, Typy jednostek leksykalnych w socjolek-tach polonijnych (próba defi nicji i klasyfi kacji) [in:] W. Miodunka (ed.), Język polski w świecie. Zbiór studiów, Warsaw-Cracow 1990, pp. 217-234.

The Polish language beyond its ethnic borders

Stanisław Dubisz

12

świadczy o określonym stopniu rozwoju naszego społeczeństwa, umożliwia jego równouprawnienie w stosunku do innych naro-dów i języków.

Polski język narodowy jest skodyfi kowany. Te skodyfi kowane normy polszczyzny ogólnej są miarą poprawności i kompetencji językowej wszystkich mówiących i piszących po polsku. Dlatego można mówić o czwartej podstawowej funkcji – funkcji norma-tywnej (funkcji ramy odniesienia).3

Sytuacja polszczyzny poza granicami kraju jest inna niż w krajowej wspólnocie komunikatywnej [por. I], dlatego też od-grywać ona może nieco odmienne, bardziej zróżnicowane role w stosunku do osób nią się posługujących. Ogólnie można wy-odrębnić trzy podstawowe sfery występowania języka polskiego w obcym środowisku etnicznym:

1. sferę kontynuowania, modyfi kowania i utrwalania jego znajomości, wiążącą się w szczególny sposób ze zbiorowościami polonocentrycznymi – autochtonicznymi grupami etnicznymi i skupiskami polonijnymi [por. II];

2. sferę nabywania i doskonalenia znajomości polszczyzny przez przedstawicieli innych narodowości;

3. sferę promocji języka polskiego jako nosiciela określonych wartości, które państwo polskie i polskie społeczeństwo chce za-proponować współczesnemu światu.

Dla wszystkich członków zbiorowości polonocentrycznych po-za granicami kraju, którzy posługują się jakąkolwiek odmianą pol-szczyzny [por. I], ich kod etniczny ma funkcję jednoczącą; stanowi jedną z podstawowych wartości ich kultury – ma zatem funkcję kulturotwórczą; tworzy więzi emocjonalno-społeczne i umożliwia uczestniczenie w kulturze etnicznej (narodowej), a więc jest obda-rzony funkcją identyfi kacji etnicznej oraz funkcją poznawczą.

Sferę nabywania i doskonalenia znajomości polszczyzny jako języka obcego charakteryzuje dominacja funkcji poznawczej. Uczący się języka polskiego jako obcego (lub jako nieznanego dotąd języka narodowego) traktują go jako środek umożliwiają-cy im poznanie polskiej współczesności i historii, polskiej kultu-ry intelektualnej i materialnej. Uczący języka polskiego przeka-zują (winni przekazywać) wiedzę i umiejętności posługiwania się polszczyzną ogólną – normatywną, standardową.

Tę sferę funkcjonowania polszczyzny poza granicami państwa polskiego cechuje przewaga motywacji o charakterze pragmatycz-nym i zinstytucjonalizowane w znacznym stopniu formy dydak-tyki języka polskiego jako obcego.

3 Por. A. Piotrowski, M. Ziółkowski, Zróżnicowanie językowe a struktura społeczna, Warszawa 1976, s. 120; S. Dubisz, Język i polityka. Szkice z historii stylu retorycznego, Warszawa 1992, s. 140-141.

Th e development and shape of the Polish language are a tes-timony of our culture, they place Polish culture in the ranks of civilised cultures. Th is phenomenon is connected with its third function – the prestige function – resulting from the fact that the existence of a nationwide language proves a certain level of de-velopment of the society, making it equal to other nations and languages.

Th e Polish national language is codifi ed, and the codifi ed norms of general Polish are a measurement of the correctness and linguistic competence of its users who speak and write in that language. Th erefore, a fourth function can be distinguished – the normative function (function of a framework of reference).3

Th e situation of the Polish language beyond the borders of the state is diff erent than that within the national communica-tive community [see I], and consequently it can play diff erent, more diversifi ed roles for the people who use it. Generally, it is possible to distinguish three basic areas of existence of the Polish language in foreign ethnic environments:

1. the area of continuing, modifying and consolidating knowledge of it, connected especially with polonocentric com-munities – indigenous ethnic groups and Polish communities living abroad [see II];

2. the area of acquisition and perfection of the language by people of other nationalities;

3. the area of promoting the Polish language as the advocate of certain values which the Polish state and Polish society wish to off er to the modern world.

For all the members of polonocentric communities outside Poland who speak any variety of the Polish language [see I], their ethnic code performs the uniting function, it is one of the funda-mental values of their culture – thus, it has also the culture-forming function, it creates emotional and social bonds and enables people to participate in ethnic (national) culture, performing at the same time the ethnic identifi cation function and cognitive function.

Th e area of acquiring and perfecting the knowledge of Polish as a foreign language is characterised by the dominant role of the cognitive function. Learners of Polish as a foreign language (or as a so-far-unknown national language) perceive it as a means of learning about modern Polish reality and history, Polish intel-lectual and material culture. Teachers of Polish convey (or, at least, should convey) knowledge and skills of using the general – normative and standard – Polish language.

3 See A. Piotrowski, M. Ziółkowski, Zróżnicowanie językowe a struktura społeczna, Warsaw 1976, pp. 120; S. Dubisz, Język i polityka. Szkice z historii stylu retorycznego, Warsaw 1992, pp. 140-141.

Język polski poza granicami etnicznymi

Stanisław Dubisz

13

Wszystkie trzy sfery funkcjonowania polszczyzny poza gra-nicami kraju we współczesnej rzeczywistości ściśle łączą się z po-lityką językową. „Przez politykę językową rozumie się ogół dzia-łań wpływających na kształt rzeczywistości językowej, tj. na system języka i jego użycie oraz świadomość językową użytkow-ników”.4

Wśród głównych zadań polskiej polityki językowej należy wymienić:

– rozwijanie badań nad polszczyzną w kraju i za granicą;– prowadzenie stałych prac nad kodyfi kacją, standaryzacją

i statusem prawnym polszczyzny jako języka etnicznego i języka państwowego;

– kształcenie językowe użytkowników różnych wariantów języka polskiego zarówno w kraju, jak i za granicą;

– promowanie języka polskiego w świecie jako nośnika pod-stawowych wartości polskiej kultury.

Racjonalne traktowanie zadań polityki językowej, uświada-mianie tych kwestii zarówno członkom polskiej wspólnoty ko-munikatywnej w kraju, jak członkom diasporycznych wspólnot polonocentrycznych i – wreszcie – członkom innych wspólnot narodowych powinno przybliżać wzajemne rozumienie się oraz wzajemne traktowanie na zasadach partnerskich. Co prawda, przedstawiciele innych narodowości uczący się języka polskiego//znający język polski nie stają się przez to Polakami, a więc nie mamy w tym wypadku do czynienia z oddziaływaniem jednoczą-cej funkcji polszczyzny sensu stricto, ale wszyscy ci, którzy mówią po polsku – potrafi ą po polsku myśleć, a to ułatwia porozumie-nie Polaków, członków zbiorowości polonocentrycznych i przed-stawicieli innych narodowości.

Kształtowanie wielokierunkowej wiedzy: polska wspólnota komunikatywna w kraju < -- > polonocentryczne wspólnoty ko-munikatywne w różnych krajach świata < -- > różnojęzyczne wspólnoty narodowe w poszczególnych państwach wymaga sfor-malizowanego wprowadzenia tych zagadnień do programów zin-tegrowanego nauczania w polskiej szkole podstawowej i średniej oraz uwzględnienia tych treści w kształceniu na poziomie wyż-szym, szczególnie w obrębie dyscyplin humanistycznych i spo-łecznych. Wymaga to również stałej certyfi kacji znajomości języ-ka polskiego jako obcego, wspierania przez Polskę polonistyk zagranicznych, organizowania – w znacznie większym niż dotąd zakresie – pomocy szkolnictwu funkcjonującemu w obrębie wspólnot polonocentrycznych.5

4 S. Gajda, Program polskiej polityki językowej, „Poradnik Językowy” 1999, z. 5-6, s. 1.

5 Por. tu artykuły zawarte w publikacji: J. Mazur (red.), Promocja

Th is area of functioning of the Polish language outside Po-land is characterised by predominantly pragmatic motivation and signifi cantly institutionalised forms of teaching Polish as a foreign language.

All three areas of functioning of the Polish language outside Poland are closely combined with language policy. Th e term lan-guage policy is used to refer to “all activities shaping the linguistic reality, that is the system of the language and its usage, and lin-guistic awareness of its users”4.

Th e key tasks of Polish language policy include:– developing research on the Polish language within and be-

yond the borders of Poland;– sustained work on codifi cation, standardisation and the

legal status of Polish as an ethnic and national language;– teaching varieties of the Polish language to its users both

at home and abroad;– promoting the Polish language in the world as a medium

of popularising the fundamental values underlying the Polish culture.

A rational approach towards the tasks of language policy, bringing these issues to the attention of both the members of the Polish communicative community at home and members of diasporic polonocentric communities, as well as members of oth-er national communities abroad, should facilitate common un-derstanding and establish partner-like relations. Albeit learners/speakers of Polish of various nationalities do not become Polish by virtue of knowing the language (thus it is not the case of the uniting function of the Polish language per se), everyone who speaks Polish can think in Polish; that, in turn, facilitates mu-tual understanding between Poles, members of polonocentric communities and people from other nationalities.

Th e shaping of multi-directional knowledge: the Polish com-municative community at home<–>, polonocentric communica-tive communities in various countries of the world <–>, com-munities of people living in individual countries using various languages, requires formalised inclusion of these issues into in-tegrated teaching programmes in Polish primary and secondary schools and taking them into consideration at university level, in particular in the fi elds of humanities and social sciences. Moreover, it requires sustained certifi cation of the knowledge of Polish as a foreign language, Poland’s support for faculties of the Polish language at universities abroad, and assisting – on a sig-

4 S. Gajda, Program polskiej polityki językowej, „Poradnik Językowy” 1999, Vol. 5-6, pp. 1.

The Polish language beyond its ethnic borders

Stanisław Dubisz

14

Jakim celom te działania z zakresu polityki językowej powin-ny służyć?

Nie chodzi w tym wypadku ani o tendencje standaryzacyjne w odniesieniu do wszystkich wariantów polszczyzny poza grani-cami kraju, ani o chęci przekształcenia na powrót wspólnot po-lonocentrycznych w grupy polskiej mniejszości narodowej, ani o zamiary hegemonizowania wieloetnicznych wspólnot państwo-wych, w których jest zapotrzebowanie na wiedzę o Polsce i zna-jomość języka polskiego. Celem zasadniczym jest umiejętne wkomponowanie polszczyny w kraju i poza jej etnicznymi gra-nicami w sytuację kulturową współczesnego świata na przełomie XX i XXI wieku.

Rozwój języka polskiego poza granicami kraju jest uzależnio-ny od czynników zewnętrznojęzykowych i wewnętrznojęzyko-wych. Wśród tych pierwszych za szczególnie istotne należy uznać: polityczny status zbiorowości o polskiej genezie etnicznej, pro-cesy autochtonizacji i migracji etnicznych, intencje wobec kul-tury kraju osiedlenia i pobytu, status społeczny i mobilność spo-łeczną użytkowników języka, normy prawne dotyczące zbiorowości polonocentrycznej, stopień jej zwartości i zróżnico-wanie pokoleniowe, chronologię i etapy kształtowania się danej wspólnoty. Wśród tych drugich należy wymienić: socjolingwi-styczne funkcje polszczyzny jako języka etnicznego, bariery ko-munikacyjne języka państwowego kraju pobytu, mobilność (moc) języka polskiego w porównaniu z językiem urzędowym danego państwa, sprawność językową polonocentrycznej wspól-noty komunikatywnej.6 Wzajemny układ wszystkich tych czyn-ników decyduje o ostatecznym rozwoju polszczyzny w danej wspólnocie polonocentrycznej.

Współcześnie w skali makro rysuje się niekorzystny dla roz-woju polszczyzny poza granicami kraju układ czynników. Wyni-ka to z rozproszenia zbiorowości polonocentrycznych w poszcze-gólnych krajach osiedlenia, ograniczonych możliwości i potrzeb porozumiewania się za pomocą języka polskiego (tylko w obrębie środowisk polonocentrycznych), konieczności posługiwania się przez członków tych zbiorowości – ze względów cywilizacyjno--prawnych – językiem urzędowym kraju pobytu przy równocze-snym braku konieczności znajomości polszczyzny. Wszystko to

języka i kultury polskiej w świecie, Lublin 1998; zob. także: W. Miodun-ka, Polszczyzna – dialekt lokalny? Przywiązani do języka, „Polityka” 2000, nr 40, s. 50-51; zob. także S. Dubisz, Polska, Polonia, polonistyka a Europa, „Poradnik Językowy” 2001, z. 1, s. 3-11; tenże, Rozwój języka polskiego a integracja europejska, „Poradnik Językowy” 2002, z. 2, s. 3-10.

6 Szerzej na ten temat por. W. Decyk, S. Dubisz, Zmiany polskich antroponimów w zbiorowościach polonijnych a procesy integracji kulturo-wej, „Przegląd Humanistyczny” 1995, nr 2, s. 106-121.

nifi cantly larger scale than hitherto-education within polonocen-tric communities.5

What aims should these language policy activities serve?Th e key issue is by no means a tendency to standardise all

varieties of the Polish language beyond the borders of the Polish state. Neither is it the willingness to transform polonocentric communities back into Polish minority groups, nor plans to hegemonise multiethnic national communities which seek knowledge about Poland and knowledge of the language. Th e fundamental goal is to skilfully integrate the Polish language in Poland and abroad into the cultural situation of the modern world in the early 21st century.

Development of the Polish language beyond the borders of the state depends on internal language and external language factors. Among the former, of particular importance are: the po-litical status of the community with Polish ethnic origins, proc-esses of ethnic integration and ethnic migration, intentions re-lated to the culture of the country of residence, social status and social mobility of the users of the language, legal norms regard-ing polonocentric community, the level of its cohesiveness and generational diversifi cation, the chronology and phases of crea-tion of a given community. Th e latter encompass: sociolinguistic functions of the Polish language as an ethnic language, commu-nicative barriers of the offi cial language of the country of resi-dence, mobility (power) of the Polish language as compared to the offi cial language of the given country, language fl uency of the polonocentric communicative community6. Mutual interde-pendence of the above-mentioned factors has a decisive infl uence on the development of the Polish language in a given polono-centric community.

Nowadays, the combination of factors is, on the macro scale, unfavourable to the development of the Polish language beyond the borders of the state. Th is is a consequence of the dispersion of polonocentric communities in the respective countries of their settlement, limited opportunities and needs to communicate in

5 See also articles in: J. Mazur (ed.), Promocja języka i kultury pol-skiej w świecie, Lublin 1998; see also: W. Miodunka, Polszczyzna – dia-lekt lokalny? Przywiązani do języka, „Polityka” 2000, No 40, pp. 50-51; see also S. Dubisz, Polska, Polonia, polonistyka a Europa, „Poradnik Języ-kowy” 2001, Vol. 1, pp. 3-11; and idem, Rozwój języka polskiego a inte-gracja europejska, „Poradnik Językowy” 2002, Vol. 2, pp. 3-10.

6 See also. W. Decyk, S. Dubisz, Zmiany polskich antroponimów w zbiorowościach polonijnych a procesy integracji kulturowej, „Przegląd Humanistyczny” 1995, No 2, pp. 106-121.

Język polski poza granicami etnicznymi

Stanisław Dubisz

15

sprawia, że postępuje proces ograniczania żywotności języka pol-skiego poza granicami kraju, który z pokolenia na pokolenie wynosi ok. 90-80%. W porównaniu z innymi językami grup mniejszościowych w społeczeństwach wieloetnicznych jest to procent znaczny, ale jednoznacznie trzeba stwierdzić, że jest to rozwój regresywny.7 Potwierdzeniem tej diagnozy jest fakt, że we wszystkich wyróżnionych strefach językowo-kulturowych wystę-powania polszczyzny poza granicami kraju [zob. I] dominują jej warianty mieszane (zwykle odmiany regionalno-gwarowe lub dialekty polonijne), a w czterech z nich (z wyjątkiem strefy od-działywania języków wschodniosłowiańskich oraz języków in-nych krajów byłego ZSRR) wyraźnie zaznacza się tendencja zbio-rowości polonocentrycznych do integracji z kulturą krajów pobytu.8

Można zauważyć jednak również tendencje przeciwstawne. Tendencji do asymilacji językowej i kulturowej przeciwstawia się tendencja do etnicyzacji, powracania do kulturowego, etniczne-go rodowodu, czego przykłady mamy zarówno w państwach Wschodu, jak i Zachodu. Na całym świecie występuje kilkuset-tysięczna grupa ludzi, która nabyła znajomość języka polskiego jako obcego z przyczyn osobistych lub zawodowych. Zaintereso-wanie znajomością języka polskiego wzrasta poza granicami Pol-ski proporcjonalnie do aktywności naszego państwa w Unii Eu-ropejskiej.

Swego rodzaju paradoksem jest bowiem to, że szansę na pro-gresywny rozwój języka polskiego poza jego granicami etniczny-mi stwarza nam postępujący proces globalizacji.

Na przełomie XX i XXI w. społeczeństwa wysoko zorganizowa-ne deklarują polikulturalizm jako dominantę polityczną i ideo-logiczną. Czynią to również hegemoniczne organizmy państwo-we i quasi-państwowe, tj. Stany Zjednoczone Ameryki Północnej i Unia Europejska. Wynikiem polikulturalizmu są dwie podsta-wowe koncepcje podtrzymywania polilingwizmu, stanowiące ba-rierę ochronną w stosunku do globalizacji kultury i komunikacji językowej. Są to koncepcje ekologizmu i nacjonalizmu w global-nej polityce językowej.9 Koncepcje te znajdują odzwierciedlenie w ofi cjalnych dokumentach Unii Europejskiej oraz w polityce

7 Por. S. Dubisz, O języku środowisk polonijnych [w:] S. Dubisz (red.), Język – Kultura – Społeczeństwo. Wybór studiów i materiałów, Warszawa 1990, s. 128-133.

8 Por. S. Dubisz, Strefy kontaktów językowych polsko-słowiańskich i pol-sko-niesłowiańskich poza granicami kraju etnicznego [w:] Z polskich studiów slawistycznych, seria IX: Językoznawstwo, Warszawa 1998, s. 65-69.

9 Szerzej na ten temat zob.: S. Gajda, Promocja języka i kultury pol-skiej a procesy uniwersalizacji i nacjonalizacji [w:] J. Mazur (red.), Pro-mocja języka i kultury polskiej w świecie, op. cit., s. 11-18.

Polish (only in polonocentric environments), the necessity for the members of these communities to use – for civilisational and legal reasons – the offi cial language of the country of residence and simultaneous lack of the need to know Polish. All these fac-tors contribute to the process of limiting the vitality of the Polish language abroad, which currently amounts to around 90-80%. In comparison with other languages of minority groups in mul-tiethnic societies the percentage is signifi cant, yet at the same time it must be borne in mind that this is a case of regressive development7. Th e diagnosis is confi rmed by the fact that in all areas where the Polish language is spoken beyond the borders of the Polish state [see I] mixed varieties (usually regional and dia-lectal varieties or dialects of Polish communities living abroad) are dominant. In four of them (excluding the area of infl uence of Eastern Slavonic languages and other languages of the former USSR) it is easy to observe the tendency of polonocentric com-munities to integrate with the culture of their country of resi-dence.8

However, opposite tendencies can also be noted. Th e ten-dency of linguistic and cultural assimilation is opposed by the tendency to ‘ethnicise’, to return to cultural and ethnic origins, which can be observed in western as well as eastern countries. Worldwide, there are thousands of people who have acquired Polish as a foreign language for personal or professional reasons. Th e interest in the Polish language abroad is growing in direct proportion to the level of our state’s activity in the European Union.

It is a kind of paradox that it is the process of globalisation creates the chance for progressive development of the Polish lan-guage beyond its ethnic borders.

Early into the 21st century, highly organised societies declare polyculturalism to be the predominant social and ideological feature. Also hegemonic states and quasi-states, such as the USA and the EU, support this stance. Multiculturalism results in two basic concepts of retaining multilingualism, forming a shield protecting it from the globaliisation of culture and language communication: ecologism and nationalism in global language

7 See S. Dubisz, O języku środowisk polonijnych [in] S. Dubisz (ed.), Język – Kultura – Społeczeństwo. Wybór studiów i materiałów, Warsaw 1990, pp. 128-133.

8 See S. Dubisz, Strefy kontaktów językowych polsko-słowiańskich i pol-sko-niesłowiańskich poza granicami kraju etnicznego [in:] Z polskich studiów slawistycznych, IX. series: Językoznawstwo, Warsaw 1998, pp. 65-69.

The Polish language beyond its ethnic borders

Stanisław Dubisz

16

wewnętrznej państw o spełeczeństwach wieloetnicznych, takich jak np. Australia, Kanada, USA, Francja, Wielka Brytania, Niem-cy. W myśl tych koncepcji przyjmuje się, jako naczelną zasadę poszanowanie języków narodowych, etnicznych, mniejszościo-wych przy równoczesnej tendencji do uznawania jednego, głów-nego, państwowego języka w krajach wieloetnicznych oraz głów-nego globalnego języka w organizmach ponadpaństwowych.

Współcześnie w praktyce oznacza to dominację języka angiel-skiego w świecie z uwzględnieniem języka francuskiego (jako dru-giego języka ponadpaństwowego) w krajach Unii Europejskiej.

W porównaniu z tymi językami moc (mobilność) języka pol-skiego jest ograniczona.10 Decydują o tym takie czynniki, jak: liczba osób posługujących się polszczyzną w kraju i poza jego granicami, mobilność społeczna nosicieli i użytkowników języka polskiego, poziom ekonomiczny Polski, uwarunkowania natury kulturowej i ideologicznej, sytuacja polityczna w państwie pol-skim itp. Nie należy zatem liczyć na to, że polszczyzna stanie się językiem globalnym, ani że stanie się językiem prymarnym w pań-stwach, w których występują zbiorowości polonocentryczne.

Można jednak liczyć na właściwe wkomponowanie języka polskiego – tak w kraju, jak i poza jego granicami – w nową sy-tuację polityczną i cywilizacyjną świata zintegrowanego i można zakładać, że jego rozwój będzie przebiegał progresywnie. Zależy to jednak od właściwej polityki językowej [por. IV], prowadzonej przede wszystkim przez polskie instytucje państwowe, ale także przez instytucje funkcjonujące w zbiorowościach polono-centrycznych.

Autor jest profesorem zwyczajnym na Uniwersytecie Warszaw-skim. Specjalizuje się w historii języka polskiego, stylistyce i dia-lektologii. Jest dziekanem Wydziału Polonistyki. Od 2003 r. członek Państwowej Komisji Poświadczania Znajomości Języka Polskiego jako Obcego. Autor wielu publikacji naukowych.

10 Zob. tu: W. Miodunka, Moc języka i jego znaczenie w kontaktach językowych i kulturowych [w:] W. Miodunka (red.), Język polski w świe-cie..., op. cit., s. 39-50; tenże, Język polski w Unii Europejskiej [w:] Na chwałę i pożytek nasz wzajemny. Złoty jubileusz „Polonicum”, Warszawa 2006, s. 177-186.

policy9. Th ese concepts are refl ected in the offi cial documenta-tion of the EU and internal policies of multiethnic societies, such as Australia, Canada, the USA, France, the UK, Germany. Ac-cording to these concepts, the foremost principle is the respect for national, ethnic and minority languages with the simultane-ous tendency to acknowledge one main offi cial language in mul-tiethnic countries and a main global language in international institutions. Nowadays, in practice, this signifi es the worldwide dominance of English with consideration of French (as the sec-ond international language) in the countries of the EU.

In comparison with these languages the power (mobility) of the Polish language is limited. In this regard the decisive factors include: the number of people speaking Polish within and be-yond the borders of Poland, the social mobility of the users of Polish, the economic level of Poland, cultural and ideological conditions, the political situation in Poland etc. It is therefore pointless to hope that Polish will become a global language, or the primary language in the countries where polonocentric com-munities live. Nevertheless, it is likely that Polish will be appro-priately incorporated – both at home and abroad – in the new political situation of an integrated world. Moreover, it can be assumed that it will develop progressively. Th is, however, de-pends on adequate language policy [see IV], adopted by Polish state institutions as well as institutions functioning within polonocentric communities.

Th e author is a professor at the University of Warsaw. He is a specialist in the history of Polish language, stylistics and dia-lectology. He is the dean of the Faculty of Polish Studies. Since 2003 he has been a member of the State Committee for the Cer-tifi cation of Profi ciency in Polish as a Foreign Language. He is the author of numerous scholarly publications.

Translated by Klaudyna Hildebrandt

9 See also: S. Gajda, Promocja języka i kultury polskiej a procesy uni-wersalizacji i nacjonalizacji [in:] J. Mazur (ed.), Promocja języka i kultu-ry polskiej w świecie, op. cit., pp. 11-18.

Język polski poza granicami etnicznymi

Stanisław Dubisz

17

POLONISTYKA W ŚWIECIE

Panayot Karagyozov

Nauczanie języka polskiego i studia polskie w Bułgarii

Historia stosunków polsko-bułgarskich zaczyna się w 1444 r. pochodem króla Władysława III Jagiełły, pośmiert-nie nazwanego Warneńczykiem. Później, w XVII wieku, wy-bitni katolicy bułgarscy, tacy jak Petar Bogdan (1601-1674), Petar Parczewicz (1612-1674), Filip Stanisławow (1612-?), od wiedzają najsilniejsze państwo słowiań skie, szukając w nim oparcia w walce ze wspólnym wrogiem – Imperium Osmań-skim. Po łudniowi Słowianie przyglądają się z zachwytem zwy-cięstwom polskich wojsk nad armią turecką w słynnych bi-twach pod Chocimiem (1621) i Wiedniem (1683). Do 1795 roku Bułgarzy żywią nadzieję, że niezwyciężona Rzeczpospo-lita Obojga Narodów wyzwoli ich spod jarzma tureckiego, ale na nieszczęście, po trzecim rozbiorze państwa, Polacy dzielą tragiczny los zniewolonych Bułgarów. Po klęsce Powstania Listopadowego i Wiosny Ludów wielu polskich patriotów znajduje schronienie na ziemiach bułgarskich. Jesienią 1855 roku na inspekcję Legionów Polskich, przygotowujących się do wojny z Rosją armii tureckiej, przyjeżdża do Burgas sam Adam Mickiewicz. Jeden z najodważniejszych buł gar skich rewolucjonistów – Gawrił Chłytew (1843-1876), zapisuje się w świadomości narodowej Bułgarów pod polskim pseudoni-mem Benkowski (po otrzymaniu paszportu polskiego rewo-lucjonisty Antona Benkowskiego). Bułgaria czci pa mięć pol-skich żołnierzy i ofi cerów po ległych w rosyjsko-tureckiej wojnie wyzwoleńczej (1877-1878).

Wraz z odrodzeniem suwerenności państwowej Bułgarii i Polski stosunki politycznie i kulturalne między obydwoma narodami słowiańskimi pogłębiają się. Kulmi nacją tej blisko-ści jest wizyta Papieża Jana Pawła II w Bułgarii w maju 2002 roku. Piel grzymka Słowiańskiego Papieża łączy z jednej stro-ny najliczniejszą, a z drugiej najmniej liczną społeczność ka-tolicką na Starym Kontynencie i pokazuje, że mimo różnic wyzna niowych Polacy i Bułgarzy stanowią nierozerwalną część euro-chrześcijańskiej cywilizacji.

W przeciągu wieków wojskowa i polityczna odwaga Po-laków (czasami granicząca z brakiem rozsądku), w tym pol-skie wojny z Turkami, pow stania przeciwko Rosjanom, sprze-ciw wobec faszystowskiego i komunis tycz nego totalitaryzmu, a ostatnio obrona polskich na ro dowych interesów w Unii Europejskiej, są dla Bułgarów przykładem pobudzającym ich

do działania. Czyli, mówiąc słowami Henryka Sienkiewicza – służą „ku pokrze pieniu serc”. (Ja osobiście nadal twierdzę, że to, co dzieje się w Polsce, wcześ niej czy później będzie mia-ło nieuchronnie miejsce i w Bułgarii!).

Pierwsze polsko-bułgarskie kontakty literackie sprowoko-wane były sytuacją spo łeczno-polityczną. Pisarze – Michał

Czajkowski (1804-1886) i Zyg munt Miłkowski (1824-1915) – bardziej znani jako Sadyk Pasza i Teodor To masz Jeż, jak i Karol Brzozowski (1824-1904) przybliżają w swoich dzie-łach bułgarskie realia. I chociaż w większości przypadków relacja Bułgarzy – Turcy znaczy tyleż samo, co Polacy – Rosja-nie, ich utwory zapoznają polskie (i nie tyl ko) społeczeństwo z sytuacją, w której znaleźli się zniewoleni na południu Sło-wianie.

Nasilenie się obecności polskiej literatury w Bułgarii za-czyna się z końcem XIX wieku. Mimo że wczesne przekłady dokonywane są poprzez język ro syjski, Iwan Wazow (1850--1921) i Konstantin Weliczkow (1855-1907) włączają dzieła polskich autorów do pierwszych bułgarskich chrestomatii li-terackich. W 1896 r. w pierwszej bułgarskiej historii literatur słowiańskich, przezna czonej do nauczania literatury w buł-garskich gimnazjach, młody uczony Jordan Iwanow (1872--1947) prezentuje najwybitniejszych pisarzy pol skich. Iwa-now trafnie dzieli polską literaturę romantyczną na krajową i emigracyjną. W 1916 r. Wazow rozpoczyna swój wiersz za-tytułowany Sienkiewiczowi słowem „Polska zmartwychwstała,

Siedziba rektoratu Uniwersytetu Sofi jskiego

Fot.

Pana

yot K

arag

yozo

v

18

POLONISTYKA W ŚWIECIE

a tyś zginął” i kończy w stylu swojego wielkiego bułgarskiego pop rzednika Christa Botewa (który pisze, że „Ten, kto w bo-ju za wolność po legnie, nie umrze!”) przepowiadając nie-śmiertelność twórcy, który dał światu Quo vadis.

Silnym bodźcem przyczyniającymi się do wzajemnego po-znania się Polaków i Bułgarów sta ło się w 1918 r. założenie Bułgarsko-Polskiego i Polsko-Bułgarskiego Towa rzystwa Kultural nego. Czasopismo „Przegląd polsko-bułgarski” i jego dodatek „Biblioteka Polska” staną się aktywnymi popularyza-torami polskiej historii i współ czesności. Z biegiem czasu lite-ratura polska wyrośnie na jedną z najbardziej reprezentatyw-nych literatur obcych w Bułgarii. Tłuma czone są i pu blikowane w dużym nakładzie (niekiedy wielokrotnie wznawianym) naj-większe dzieła, nie tylko polskich klasyków, ale i współczes-nych polskich prozaików, poetów i dra maturgów. Do arcy-dzieł bułgarskiej sztuki przekładowej należą Treny Jana Ko cha nowskiego, Pan Tadeusz Adama Mickiewicza, powieści Henryka Sien kie wicza, Bolesława Prusa, Elizy Orzeszkowej, Stefana Żeromskiego, Władys ła wa Reymonta, Wiesława My-śliwskiego, Ryszarda Kapuś cińskiego, wiersze Ja ro sława Iwasz-kiewicza, Juliana Tuwima, Czesława Miłosza, Wisławy Szym-bor s kiej i inne. Wśród najlepszych tłumaczy odnajdujemy tak wielkie nazwiska jak Iwan Wazow, Dora Gabe, Elisaweta Ba-griana, Christo Wakarelski, Wła dysław Iko nomow, Dimitar Panteleew, Parvan Stefanow, Iwan Wylew i wielu innych.

Początek bułgarskiej polonistyki na poziomie akademic-kim związany jest z zało żeniem Uniwersytetu Sofi jskiego im. św. Klimenta Ochrydzkiego, w któ rym w 1888 r. zostaje ot-warta specjalność – fi lologia słowiańska. Polsko-buł gar skie kontakty akademickie są szczególnie intensywne w okresie między wojen nym, kiedy to wybitni bułgarscy fi lolo gowie, w tym Stefan Mładenow (1880-1963), Iwan Lekow (1904--1978), Kiril Mirczew (1910-1975), Lubomir An drej czyn (1910-1975), Kuju Kujew (1909-1991), Petar Dinekow (1910-1992), jak i inni studiują na polskich uniwersytetach. Po powrocie do Buł garii wysiłki czę ści z nich stają się silnym bodźcem do wykładania języka pol skiego na Uni wer sy tecie Sofi jskim, gdzie od 1938 r. język ten jest jednym z języków obo wiąz kowych dla studen tów slawistów, bułgarystów i rusycystów.

Cechą charakterystyczną bułgarskiej polonistyki jest to, że od samego po cząt ku jest ona nierozerwalnie związana ze slawistyką i bułgarystyką. Warto zaznaczyć, że studenci sla-wiści studiują jednocześnie fi lologię bułgarską i zys kują dy-plom, uprawniający ich do wykładania języka bułgarskiego i litera tury bułgarskiej na wszystkich poziomach nauczania. Po ostatnich zmianach w bułgarskim szkolnictwie wyższym (przeprowadzone na początku XXI wieku) sla wis tyka pozo-

stała jednym z nie wie lu kierunków, który absolwenci kończą studia (od razu) tytułem „magistra” (fi lo lo gii słowiańskiej i bułgarskiej).

Na Wydziale Filologii Słowiańskiej język polski, literatu-rę polską i polski folklor studiuje się w ramach zajęć obowiąz-kowych dla wszystkich specjal noś ci o charakterze porównaw-czym, do których zalicza się Gramatykę języków sło wiań skich w ujęciu porów nawczym, Historię literatur słowiańskich oraz Et no grafi ę i folklor krajów słowiańskich (ostatnio zastąpione Antropologią). Po II wojnie światowej integralny kierunek fi -lologiczny – slawistyka – zostaje po dzie lo ny na fi lologię ro-syjską (1946), bułgarską (1953) i słowiańską (1953). I chociaż przyczyny tego podziału mają podłoże bardziej ideologiczne niż czysto akademickie, to wyodrębnienie samodzielnego kie-runku – slawistyki – o trzech pro fi lach: polonistyka, bohemi-styka i serbo-kroatystyka, wpływa wyjątkowo korzystnie na nauczanie języka polskiego na Uniwersytecie Sofi jskim. Co roku na slawistyce rozpoczyna studia 50-60 studentów z któ-rych 15-25 wybiera polonistykę. Język polski staje się obowiązkowym przed mio tem dla studentów-polonistów, na początku przez osiem, a obecnie przez dziesięć se mestrów. Dwusemestralne nauczanie języka polskiego pozostaje obo-wiązkowe dla studentów bułgarystyki i rusy cystyki. W róż-nych okresach język polski studiują także studenci takich wy-działów jak Wydział Geografii (specjalność Geografia turystyki), His torii, jak i innych wydziałów Uniwersytetu So-fi jskiego.

Z trudem będzie można znaleźć inny zagraniczny Uni-wersytet, w którym zakres wykładania języka polskiego jest tak imponujący. Na fi lologii słowiańskiej stu den ci Uniwersy-tetu So fi jskiego studiują język Kochanowskiego, Mickiewi cza i Mrożka w jego praktycznym, teo retycznym, historycznym i przekładowym as pek cie. Praktyczną naukę języka polskiego wykłada się w poszczególnych se mestrach w następującej licz-bie godzin tygodniowo: I i II semestr – 8 godz.; III semestr – 6 godz.; IV semestr – 8 godz.; V, VI, VII i VIII semestr – 6 godzin. Na ostatnim – piątym roku studiów magisterskich – studenci mają 90 godzin lek cyj nych praktycznej nauki ję-zyka polskiego. W czasie studiów wykłada się również teore-tyczną wiedzę o języku polskim w ramach Fonetyki i fonologii (30 godzin wykładów), Morfologii (30 godzin wykładów i 30 godzin ćwiczeń), Sło wo twórstwa i leksykologii (30 godzin wy-kładów i 15 godzin ćwiczeń), Stylistyki (30 godzin wykładów), Pragmatyki (30 godzin wykładów) i Grama tyki his torycznej (60 godzin wykładów i 15 godzin ćwiczeń) oraz Historii ję-zyka polskiego (60 godzin wykładów i 15 godzin ćwiczeń). W IX, X se mestrze specjalizacja językoznawcza (do wyboru) włącza dodatkowo 135 godzin wy kła dów. W sumie studenci

19

POLONISTYKA W ŚWIECIE

poloniści mają 1080 godzin praktycznej nauki języka pol-skiego i 465 godzin zajęć teoretycznych. Oprócz tego (bez-pośrednio i pośrednio) język polski wykłada się podczas zajęć z Teorii i praktyki przekładu (60 godzin wykładów i 30 godzin ćwiczeń) oraz Gramatyki języków sło wiańskich w ujęciu porów-nawczym (60 godzin wykładów i 60 godzin ćwiczeń).

Zajęcia z języka polskiego w przeszłości prowadzili tacy wybitni uczeni jak I. Lekow, L. Andrejczyn, K. Kujew, Sabi-na Radewa, Blagowesta Lingorska i inni. Obecnie etatowymi wykładowcami języka polskiego w Katedrze Języków Słowiań-skich są Lidia Kujewa-Świer czek, Iwanka Gugułanowa, An-toaneta Po po wa, Iskra Likomanowa i Deljana Denczewa. Od 1954 roku po dzień dzi siejszy niezastąpioną rolę w nauczaniu sofi jskich polonistów odgry wają wy syłani przez Polskę, lek-torzy. Jako nosiciele języka i wysoko wykwalifi kowani spe-cjaliści zapewniają oni nie tyko perfekcyjne przyswajanie przez studentów gramatyki, wy mo wy i leksyki, ale także ak-tualnych wiadomości z zakresu pol skiej kultury, literatury i ży-cia społeczno-politycznego kraju. Z powodu bra ku miejsca nie zdołam wymienić wszyst kich zasłużonych polskich lekto-rów, ale nie mogę nie wspomnieć Zofi i Mit ros, Teresy Dąbek, Hanny Orzechowskiej, Jerzego Majchrowskigo, Wojciecha Gałązki, Jo lanty Sujeckiej, Anny Szwed, Żanety Pawłowicz. Lektoraty języka pol skie go prowadzone są także na Uniwer-sytetach w Płowdiw, Wielkim Tyr no wie i w Szumen.

Literaturę polską wykładają specjaliści z Katedry Literatur Słowiańskich. Studenci zaczynają zagłębiać się w studia polo-nistyczne podczas 60 godzin wykładów z Historycznych i kul-turowych realiów Polski. Następnie uczęszczają na zajęcia z Hi-storii literatur słowiańskich w ujęciu porównawczym (75 godzin wykładów i 60 godzin ćwiczeń), których „kręgosłup” stanowi polska literatura piękna, a na trzecim i czwartym roku szcze-gółowo zapoznają się z Historią li teratury polskiej (210 godzin wykładów i 210 godzin ćwiczeń). Specjalność literaturoznaw-cza na ostatnim roku studiów prze widuje dodatkowe 210 godzin z Literaturoznawstwa słowiańskiego w ujęciu porów-nawczym, z Rozwoju polskiej myśli społecznej oraz z Najnowszej literatury polskiej.

W przeszłości historię literatury polskiej wykładali tacy wybitni poloniści jak Bojan Penew, Emil Georgiew, Kuju Ku-jew i Petar Dinekow. Obecnie wyk łady i ćwiczenia pro wadzą Bojan Biołczew (wychowanek Uniwersytetu Ja gielloń skiego, Rektor Uniwersytetu Sofi jskiego przez ostatnie osiem lat), Kalina Bachnewa, Panayot Karagyozow i Kamen Rikew.

Obok Uniwersytetu Sofi jskiego im. św. Klimenta Och-rydzkiego, w ra mach kierunku fi lologia słowiańska – język polski, literaturę i kulturę polską można studiować na Uniwer-

sy tecie Płowdiwskim im. Paisijego Chilendarskiego i Wielko-tyrnowskim Uniwer sy tecie im. świętych Cyryla i Metodego. Ich plany nauczania przypominają programy naj starszego uni wersytetu bułgarskiego – Uni wersytetu Sofi jskiego. W cią-gu dziesięcioleci język polski w róż nym zakre sie nauczany jest w nadmorskich centrach turystycznych – Warnie i Burgas.

Dziełu popularyzacji języka polskiego służy również In-stytut Polski w So fi i, który tradycyjnie oferuje kursy języka polskiego dla początkujących i zaawansowanych. W ciągu prawie połowy wieku, dzięki fi lmom, rozmowom i za-praszanym z Polski wybitnym przed sta wi cielom świata litera-tury, nauki i kultury, In sty tut Polski pełnił dla Bułgarów rolę otwar tego okna na Polskę i wolny świat. W obecnym stuleciu Instytut stracił niestety dynamikę dzia łania.

Na przełomie XX u XXI w. „recesję” przeżywa także wy-da wanie polskich książek, wystawianie polskich sztuk i pro-jekcja polskich fi l mów w Bułgarii. Na szczęście w ciągu ostat-nich lat tłumaczenie i publikowanie polskich dzieł stopniowo się odradza. Wraz z wstąpieniem Bułgarii do Unii Europej-skiej otwierają się znaczne możliwości zarówno wymiany stu-dentów i wykładowców pomiędzy poszczególnymi uniwersy-tetami, jak i możliwość sze rokiej współpracy pomiędzy Polską i Bułgarią w wielu dziedzinach. Zasad ni czym wyzwaniem, przed którym postawione są polskie bułgarystyki i bułgarskie polonistyki, jest przygotowanie wysoko wykwalifi kowanych tłumaczy dla Ko misji Euro pejskiej i dla pozostałych instytu-cji unijnych. Wyzwanie, z którym Uniwersytet Warszawski i Uniwersytet Sofi jski bez wątpienia godnie sobie poradzą.

Autor jest kierownikiem Katedry Literatur Słowiańskich i dy-rektorem Szkoły Letniej Języka Bułgarskiego na Uniwersyte-cie Sofi jskim.

Prof. Panayot Karagyozov ze studentami w Gabinecie Polonistyki Uniwersytetu Sofi jskiego

Fot.

Pana

yot K

arag

yozo

v

20

WYWIAD

Marta Nicgorska: Skończył Pan studia prawnicze na Uni-wersytecie Jagiellońskim. Jak to się stało, że nie został Pan radcą prawnym, a śpiewakiem?

Leszek Wójtowicz: Szczerze mówiąc, wolę określać siebie słowami: „pieśniarz”, „bard”, ewentualnie „śpiewający poeta”, gdyż sam piszę teksty, sam układam muzykę, a także sam te piosenki i pieśni wykonuję, akompaniując sobie na gitarze klasycznej. Studia prawnicze nauczyły mnie ogromnego sza-cunku dla słowa oraz umiejętności precyzyjnego formułowa-nia tego, co pragnę przekazać publiczności. Miałem znako-mitych profesorów, którym po latach nisko się kłaniam. Jak to często się zdarza, o mojej karierze artystycznej zadecydował przypadek. Przypadek doprawdy niezwykły.

M.N.: Podobno wszystko się zaczęło podczas Pańskie-go pobytu na Olimpiadzie w Moskwie. Czy to prawda, że wizyta w stolicy radzieckiego imperium stworzyła barda Wójtowicza?

L.W.: Pojechałem do Moskwy, aby tam śpiewać dla Pola-ków wiersze takich poetów, jak: Andrzej Bursa, Andrzej Trze-biński, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Nikołaj Asiejew, Siergiej Jesienin czy Bruno Jasieński. Swoich wierszy jeszcze wtedy nie śpiewałem. W ówczesnej stolicy ZSRR zobaczyłem komunizm w całej okazałości. Kolumny wojska jadące przez miasto. Wszechobecna milicja i tajniacy. Wyludnione na czas igrzysk olimpijskich dzielnice. Mauzoleum Lenina. Nachalna propaganda wyższości komunizmu nad wrogim Zachodem. Właśnie w Moskwie powstał szkic mojej pierwszej, naprawdę ważnej piosenki autorskiej pt. Olimpiada 80’. Zrozumiałem, że na miarę swoich skromnych możliwości muszę się temu systemowi przeciwstawiać, śpiewając prawdę. Karnawał Soli-darności, który eksplodował w sierpniu, utwierdził mnie w tym przekonaniu. Już w listopadzie 1980 r. zaprezentowa-

Nie wstydzę się swojego uczucia do Polski

Na scenie – samotnik, w życiu – dusza towarzystwa. Śpiewający poeta, bard, artysta legendarnej „Piwnicy pod Baranami”. Gitarzysta, kompozytor, talent niezwykły. Śpie-wa od wielu lat, przejmująco, zawsze do pełnej sali o sprawach, które wszyscy znamy. Nie wstydzi się swojego uczucia do Polski. Bywa ono niekiedy bardzo gorzkie, ale taka jest właśnie miłość… Z Leszkiem Wójtowiczem rozmawia Marta Nicgorska

łem w „Piwnicy” swój autorski recital pt. Niepewna pora. Tak właśnie zostałem bardem.

M.N.: Jak zaczęła się Pańska przygoda z legendarną „Piw-nicą pod Baranami”?

L.W.: Wszystko zaczęło się w czasie studiów. Ciepło wspo-minam swoje występy w „Piwnicy”, kiedy śpiewałem ballady do wierszy wspomnianych już poetów, najpierw przed pro-gramem, a potem coraz częściej w trakcie programu. Nawia-sem mówiąc, Piotr zapowiadał mnie jako „młodego poetę”, więc sam musiałem pracowicie wyjaśniać ze sceny, co napraw-dę śpiewam, natomiast, kiedy po raz pierwszy zapowiedział mnie z imienia i nazwiska, myślałem, że oszaleję z radości. To

Fot.

Zbi

gnie

w Ł

agoc

ki

21

WYWIAD

była niezapomniana szkoła wrażliwości i piękna młodzieńcza przygoda. W poczet artystów legendarnego kabaretu zostałem przyjęty we wrześniu 1980 r., kiedy zacząłem śpiewać autor-skie ballady. Przede mną nikt w „Piwnicy” takich utworów nie wykonywał. Jestem z tego bardzo dumny.

M.N.: W jednym z wywiadów powiedział Pan, że „Piw-nica pod Baranami” była, jest i będzie przystanią mądrego słowa oraz niepowtarzalnej w klimacie muzyki. Tu moż-na śmiać się szczerze, nie wpadając w rechot. Można wzru-szyć się bez odrobiny czułostkowości”. Gdyby nie było Piw-nicy, to…?

L.W.: Wtedy byłbym uboższy, Kraków byłby uboższy, Pol-ska byłaby uboższa, a nawet, powiem to bez cienia przesady, świat byłby uboższy o niepowtarzalne piękno, jakie właśnie tam się zdarzało i zdarza nadal.

M.N.: Kim był dla Pana Piotr Skrzynecki?L.W.: Powiem to najkrócej, jak tylko potrafi ę: był moim

Mistrzem i Przyjacielem.M.N.: „Jaki jeszcze numer mi wytniesz, w którą ślepą

skierujesz ulicę, ile razy palce sobie przytnę, nim się wreszcie klamki uchwycę, by otworzyć drzwi do twego serca, które przeszło już tyle zawałów, czy nikogo więcej nie obudzą, w twym imieniu oddane wystrzały...” – tak zaczyna się pa-miętna Moja litania – jedna z najpiękniejszych i najbardziej przejmujących ballad o naszym kraju, nagrodzona na Festi-walu Piosenki Polskiej w Opolu w 1981 r. Stała się ona po-dobno symbolem nadziei na demokratyzację życia w Polsce. Nazywano ją hymnem Solidarności, a Pana solidarnościowym bardem. Czy rzeczywiście właśnie dzięki temu utworowi cały kraj usłyszał o Leszku Wójtowiczu?

L.W.: Moją litanię napisałem jesienią 1980 r. Zdawałem sobie sprawę, że tworzę utwór bardzo ważny, a zatem nie śpie-szyłem się i cyzelowałem każdy szczegół. Praca trwała prawie miesiąc, a po raz pierwszy zaśpiewałem tę pieśń, rzecz jasna, w „Piwnicy”. Niedługo potem nagrałem ją w Krakowskiej Rozgłośni Polskiego Radia na zaproszenie redaktora Marka Pacuły, który obecnie prowadzi programy kabaretu i jest na-szym szefem artystycznym. Pod koniec stycznia 1981r. „Piw-nica” zagrała sześć triumfalnych spektakli w warszawskim klu-bie „Stodoła”, gdzie Moja litania była entuzjastycznie oklaskiwana. Tak działo się również w trakcie trzech recitali, które wykonałem wtedy w sali kameralnej pomiędzy wystę-pami „Piwnicy”. Wtedy to właśnie znakomity znawca muzyki, redaktor Andrzej Jaroszewski, zaproponował mi dokonanie nagrań dla Programu I Polskiego Radia. Moja litania trafi ła na ogólnopolską antenę, podobnie jak Modlitwa o spokój i obydwie pieśni były bardzo często emitowane jako komen-tarz tamtego gorącego czasu. Na Festiwalu Piosenki Polskiej

– Opole 81’ otrzymałem za Moją litanię jedną z głównych nagród. Pieśń stała się powszechnie znana, także poza granica-mi Polski. Dodam, że po wprowadzeniu stanu wojennego, a dokładnie w 1983 r. cenzura zakazała mi wykonywania Mo-jej litanii, co nie przeszkadzało mi śpiewać jej w programach „Piwnicy” i w wykonywanych w „drugim obiegu” recitalach. Tak było do wielkich przemian ustrojowych, które nastąpiły w 1989 r.

M.N.: Otrzymał Pan Krzyż Ofi cerski Orderu Odrodzenia Polski – za wybitne zasługi w działalności na rzecz przemian demokratycznych w Polsce, czyli tak naprawdę za co?

L.W.: Nie chciałbym, odpowiadając, używać kombatan-ckiej retoryki, jednakże jestem przekonany, iż moje pieśni tworzyły istotną w tamtych trudnych czasach więź pomiędzy tymi, którzy ich słuchali. Śpiewałem dla nich i w ich imieniu, wyrażając sprzeciw i opisując tamtą rzeczywistość. Podziemne recitale, wydawane w podziemiu kasety, obecność moich pio-senek na falach „Głosu Ameryki” i „Wolnej Europy” – to wszystko sprawiło, że byłem postrzegany, jako jeden z „bar-dów wolności”. Reasumując – Krzyż Ofi cerski otrzymałem za swoją twórczość.

M.N.: Rozgłos przyniosły Panu przed laty piosenki poli-tyczne: Wielki obrońca pokoju, czyli song o umierającym Breż-niewie, Olimpiada 80’, Pielgrzymka, opowiadająca o Mauzo-leum Lenina. Czy w tych trudnych dla Polski czasach łatwiej było prowadzić liryczny dialog z krajem? Dziś przecież o wszystkim można powiedzieć wprost.

L.W.: Zawsze trudno jest napisać piękną balladę, nieza-leżnie od okoliczności, w których powstaje. Jako pilny uczeń Wojciecha Młynarskiego, którego pozwalam sobie nazywać swoim profesorem, uwielbiam używać metafory wzbogacają-cej tekst. Kocham niespodziewane pointy. Czasami jednak trzeba napisać coś wprost, coś wykrzyczeć. Tego wymaga uczciwość poety.

M.N.: Czy teraz komentowanie polityki jest równie cie-kawe jak kiedyś?

L.W.: Polityka fascynuje mnie w sposób niekłamany. W jej zadziwiającym częstokroć zamieszaniu ujawniają się rze-czywiste intencje ludzi, ich prawdziwe twarze. Komentowanie polityki jest zatem ogromnie ciekawe, ale najciekawsze jest opisywanie jej mechanizmów oraz próby przewidywania tego, co nastąpi w przyszłości. Polityka może być pożyteczną formą ludzkiej aktywności, ale może też straszliwie upodlić. Ta dru-ga ewentualność występuje niestety znacznie częściej. Nikogo nie staram się pouczać. Ostrzegam przed zagrożeniami, które drzemią w nas samych.

M.N.: W jednej z nowszych piosenek słyszymy słowa: „Ja uwierzcie najzwyczajniej kocham ten przedziwny kraj jak

22

WYWIAD

kobietę bardzo piękną, choć szaloną...”. Czy po tylu latach nie znudziło się Panu śpiewać: „Ja nie liczę twych wad, ale pytam od lat, jaki jesteś naprawdę mój kraju”?

L.W.: To jest mój kraj. Moje radości i moje rozczarowa-nia. Mój obszar na mapie i przestrzeń w moim sercu. Nie wstydzę się swojego uczucia do Polski. Bywa ono niekiedy bardzo gorzkie, ale taka jest właśnie miłość. O tym właśnie śpiewam.

M.N.: Jakie były te najpiękniejsze i najważniejsze mo-menty w Pańskiej karierze?

L.W.: Szczególnie czule wspominam moje pierwsze śpie-wanie w „Piwnicy” jako pełnoprawnego artysty kabaretu. Fe-stiwal w Opolu i radość z otrzymanej nagrody. Recitale w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej w latach 80. Koncert, który zagrałem 31 sierpnia 1988 r. przy Bramie Stoczni Gdańskiej w czasie strajku. Występy z „Piwnicą” w Polsce i wielu innych krajach. Programy telewizyjne przybliżające publiczności moją twórczość. Bardzo istotne były dla mnie rozmowy o sztuce z Janiną Garycką, Piotrem Skrzyneckim i Wojciechem Młynarskim. Naprawdę dużo się od nich na-uczyłem. Ciekawym fragmentem mojej kariery była również wieloletnia współpraca z Kabaretem „Elita”. Cieszą mnie ser-decznie przyjęte w listopadzie ubiegłego roku recitale w No-wym Jorku, Pittsburgu, Waszyngtonie, Baltimore i Filadelfi i. I jeszcze jedno. Wzruszenie, kiedy ktoś mówi do mnie po występie: „Pan zaśpiewał to, co myślę, ale nie potrafi ę tego w taki sposób wyrazić”.

M.N.: Śpiewa Pan o ojczyźnie, miłości, tolerancji, czyli „…o sprawach, które wszyscy znamy”. Które z pieśni są Panu szczególnie bliskie?

L.W.: To będzie dosyć długa lista tytułów, chociaż nie wszystkie tutaj wymienię. Moja litania, Malownicza wyliczan-ka, Tutaj wódka jest Bogiem, Jaki jesteś mój kraju i te znacznie nowsze jak Hymn zagubionych, Znów pojawił się wariat czy bardzo niedawno napisane Ćmienie. W tych balladach śpie-wam właśnie „o sprawach, które wszyscy znamy”. Śpiewam też o legendarnych postaciach „Piwnicy”. Pytania o zmierzchu – o Piotrze Skrzyneckim. Dla Janiny – o Janinie Garyckiej. Noc cytatów – o Wiesławie Dymnym. Oni nadal żyją w tych piosenkach. Tak o nich pamiętam. Ogromnie bliskie są mi także pieśni o miłości. O świetlistych oczach Żony, Mów do mnie kochana najczulej, oraz Ja jestem z Tobą.

M.N.: Tytuł Moja litania nosiła też kaseta nagrana w 1983 r. dla ofi cyny NOWA. Pięć lat później ukazała się druga – Mówią mi, że tam w Moskwie – dla CDN. Od czasu ich wydania w drugim obiegu nie ukazała się ofi cjalnie żadna

płyta. Dziś Pańską twórczość możemy podziwiać jedynie na koncertach. Dlaczego?

L.W.: W 1989 r. nagrałem wprawdzie płytę dla „Polskich nagrań”, ale fi rma zbankrutowała i do wydania płyty nie do-szło. Moje utwory są rozsiane po różnych płytach zawierających piosenki poetyckie. Obecnie mamy do czynienia z tak zwa-nym „sprzężeniem medialnym”. Polega ono na tym, że media lansują to, co się podoba publiczności, zaś publiczności podo-ba się to, co lansują media. Takie są paskudne prawa wol nego rynku, zwłaszcza w czasie transformacji. Już Mikołaj Koper-nik napisał, że zły pieniądz wypiera pieniądz dobry. Nie obra-żam się jednak na rzeczywistość, ale o niej śpiewam, jak choć-by w kpiącej z telewizji piosence pt. Magiczna tafl a szkła.

M.N.: „Na początku jest zawsze samotność. Piękna sa-motność” – zapisał Pan we wstępie do tomu Moja litania. Jest Pan estradowym samotnikiem. Jaką rolę w Pańskim życiu odgrywa samotność?

L.W.: Samotność artysty to chwile niezwykłe. Najpierw pojawiają się słowa. Potem między nimi zaczyna błądzić mu-zyka. Tak powstaje piosenka, albo pieśń. Konsekwentnie od lat występuję sam, akompaniując sobie na gitarze. Jestem za-tem rzeczywiście estradowym samotnikiem i, co bardzo cie-kawe, ten sposób prezentowania twórczości niesamowicie zbliża mnie do publiczności. W życiu prywatnym jestem czło-wiekiem bardzo towarzyskim, ale jedno drugiego w żaden sposób nie wyklucza.

M.N.: Prowadzi Pan własną stronę internetową, co w gro-nie artystów jest rzadkością. Pisze Pan bloga. Po co?

L.W.: Na swojej stronie internetowej dzielę się z odwie-dzającymi swoimi uwagami na temat bieżących wydarzeń. Mój przyjaciel, który jest wybitnym chirurgiem powiedział mi, że od czasu, kiedy zacząłem pisać bloga zaprzestał czytania gazet. Moje komentarze w zupełności mu wystarczają. Nie omijam także spraw lżejszych, a nawet błahych. Być może to wszystko związane jest z moim niepohamowanym gadul-stwem, ale służy także doskonaleniu warsztatu literackiego. Z uwagą czytam wpisy w „Księdze Gości”. Bywają one nie-zwykle pouczające.

M.N.: Czy czuje się Pan artystą spełnionym?L.W.: Artysta, który uważa, że jest „artystą spełnionym”

powinien poszukać sobie innego zajęcia. Napisałem wiele pio-senek i marzę o następnych, jeszcze piękniejszych. Moim speł-nieniem jest życzliwość słuchaczy wyrażona poprzez szczere oklaski. Oby tak było jak najdłużej.

M.N.: Wobec tego w imieniu redakcji i czytelników życzę Panu niemilknących oklasków. Dziękuję za rozmowę.

23

WARSZAWA WCZORAJ I DZIŚ

W samym sercu Warszawy, przy Trakcie Królewskim znaj-duje się park o zagadkowej, frapującej nazwie – Łazienki. Jest to bez wątpienia jedno z najładniejszych i najbardziej magicz-nych miejsc stolicy. Każdy rodowity warszawiak nosi głęboko w pamięci chwile z czasów dzieciństwa, kiedy chodził tam razem z rodzicami, by karmić kaczki, łabędzie i wiewiórki. Biel śniegu zimą w alejkach, brązowe kasztany i liście tworzą-ce kolorowy dywan jesienią, krzyk pawi i smak lodów latem – wszystko to kojarzy się z Łazienkami.

„Poszedłem do Łazienek. Park królewski stary, drzemał w słońcu i ciszy. Na zwierciadle wody wsparłszy białe, w mar-murze wykowane schody, Pałac lśnił przez zielone gęstych drzew konary.” Tak opisał Łazienki w 1902 r. w jednym z 9 sonetów o Warszawie Jerzy Żuławski. Atmosferę parku prze-nika czar romantycznej poezji i pobrzmiewają w niej echa historii. Odczuć to można o zmierzchu o każdej porze roku, ale najdobitniej chyba w chłodne listopadowe wieczory, kiedy wydaje się, że między drzewami przemykają sylwetki podcho-rążych, prowadzonych przez porucznika Piotra Wysockiego.

Kompleks pałacowo-parkowy (il. 1) o nazwie Łazienki Królewskie rozlokowany jest na obszarze 74 hektarów wzdłuż

Mirosław Jelonkiewicz

Spacery po WarszawieTrakt Królewski. Część 4.

Łazienki Królewskie

Fot.

Mac

iek

Nic

gors

ki

Il. 1. Pałac na Wodzie

24

WARSZAWA WCZORAJ I DZIŚ

skarpy wiślanej i Alej Ujazdowskich. Rozpoczyna się od ulicy Agrykola, a kończy przy Belwederze. Kilkaset lat temu mieścił się tu królewski zwierzyniec (czyli ogrodowy teren, na którym trzymano dzikie zwierzęta), ale dzisiejszą nazwę park zawdzię-cza pierwotnemu przeznaczeniu pawilonu, jaki nakazał usta-wić w swych posiadłościach marszałek Stanisław Herakliusz Lubomirski w drugiej połowie XVII w. Był to pawilon kąpie-lowy, czyli po prostu łaźnia, którą zaprojektował znany archi-tekt – Tylman z Gameren. Po zakupie posiadłości przez kró-la Stanisława Augusta Poniatowskiego w 1764 r., pawilon ten przebudowano na rezydencję mieszkalną, ale mimo zmiany przeznaczenia stara nazwa pozostała. Łazienki stały się letnią rezydencją ostatniego króla Polski, a sławę zyskały między innymi dzięki organizowanym przez króla spotkaniom w pa-łacu, znanym jako „obiady czwartkowe”. Uczestniczyli w nich zaproszeni przez króla pisarze, publicyści, politycy, przedsta-

wiciele elity kulturalnej Polski. Bawili oni gospodarza, czyta-jąc swe utwory. Kiedy król był już zmęczony i chciał, aby goście opuścili pałac, na stole pojawiały się suszone śliwki. Był to umówiony znak, że król chce być sam. Łazienki znaj-dowały się wtedy w podwarszawskiej miejscowości Ujazdów oddalonej o 3 kilometry od rogatek stolicy. Wiodła tam z War-szawy kręta, polna, a miejscami nawet leśna droga. W latach 1774-84 królewscy ogrodnicy stworzyli zespół pałacowo--ogrodowy będący połączeniem ogrodu francuskiego z krajo-brazowym parkiem romantycznym (il.2). Królewscy architek-ci, rzeźbiarze i malarze (Dominik Merlini, Jan Christian Kamsetzer, Marcello Bacciarelli, Jan Christian Schuch, An-drzej Le Brun) przekształcili Łaźnię Lubomirskiego w klasy-cystyczny Pałac na Wyspie, zwany później Pałacem na Wodzie

(il.3). Zachowali oni niektóre fragmenty pierwotnej budow-li, stąd w dwóch pokojach – Kąpielowym i Bachusa – zoba-czyć możemy resztki wystroju Łaźni Lubomirskiego. Wszyst-ko to jednak kosztowało fortunę i powiększało królewskie długi. Powstało wtedy także wiele nowych budowli, wśród których wymienić należy: Pałac Myślewicki (rezydencję księ-cia Józefa Poniatowskiego), Wielką Ofi cynę mieszczącą daw-niej Szkołę Podchorążych Piechoty, Teatr na Wyspie (il.4) wzorowany na antycznym amfi teatrze w Herkulanum (odby-wają się tu stale przedstawienia na wolnym powietrzu), Biały Dom, Starą Pomarańczarnię (il. 5) (w jej wschodnim skrzydle mieści się do dziś zachowany, jeden z nielicznych w świecie dworskich teatrów) i zbudowany na wzór grobowca antycz-nego Wodozbiór.

Podczas spaceru po parku warto zatrzymać się przy kilku znanych pomnikach. Jeden z nich stoi na moście przerzuco-nym nad stawem, a przedstawia króla Jana III Sobieskiego. Pomnik ten ustawiono z inicjatywy króla Stanisława Augusta

Fot.

Mac

iek

Nic

gors

ki

Il. 3. Pałac na Wodzie

Il. 4. Amfi teatr na Wyspie

Fot.

Mac

iek

Nic

gors

ki

Fot.

Mac

iek

Nic

gors

ki

Il. 2. Staw pałacowy

25

Poniatowskiego w 1788 r. w 105. rocznicę zwycięstwa pod Wiedniem (1683). Ulica Agrykola, przy której stoi pomnik, jest dziś przeznaczona wyłącznie dla pieszych. Pozostawiono tam nieliczne zachowane w Warszawie latarnie gazowe. Jeśli chcemy się przenieść w czasy, gdy w cieniu łazienkowskich drzew Stanisław Wokulski spotykał się z Izabellą Łęcką, jak to opisał na kartach Lalki Bolesław Prus, to warto się wybrać na spacer Agrykolą o zmierzchu, kiedy zapłoną gazowe latar-nie. Urok tej uliczki oświetlonej ich bladym światłem pozo-stawia niezapomniane wrażenia. To niemalże jak podróż w czasie.

Kolejny monument, nieodmiennie kojarzący się z Łazien-kami, to pomnik Fryderyka Chopina (il. 6) autorstwa Wac-ława Szymanowskiego, odsłonięty w 1926 r. Idea wzniesienia

pomnika narodziła się na początku wieku. Rozpisano kon-kurs, w którym wygrał projekt Szymanowskiego. Niestety władze carskie długo nie zgadzały się na postawienie pomni-ka, a potem I wojna światowa przerwała realizację tych pla-nów. Dodać należy, iż wizja siedzącego pod drzewem Chopi-na wzbudzała wówczas wiele kontrowersji. Piękna, secesyjna, wspaniale zaprojektowana i skomponowana rzeźba przedsta-wia kompozytora zasłuchanego w melodię wiatru, szumiące-go w gałęziach przydrożnych wierzb mazowieckich. W czasie wojny pomnik został pocięty na kawałki i przetopiony przez Niemców. Posłużył im potem jako materiał na amunicję. Po-nowne odsłonięcie nastąpiło po zrekonstruowaniu w 1958 r. W każdą pogodną niedzielę od maja do września odbywają się tu koncerty chopinowskie, przyciągające setki turystów i mi-łośników muzyki wielkiego kompozytora.

Sprzed pomnika Chopina niewielką bramą wychodzimy w Aleje Ujazdowskie, by tuż obok po lewej stronie podziwiać piękno niewielkiego pałacyku, którego nazwa była w pełni uza-sadniona, dopóki w otoczeniu nie wyrosły rozłożyste drzewa zasłaniające panoramę pod skarpą. Chodzi o włoskie „belle

Fot.

Ze z

bior

ów „

Polo

nicu

m”

Il. 5. Stara Pomarańczarnia

vedere”, czyli „piękny widok”, bo tak z włoskiego nazwany został pałacyk, który Krzysztof Pac, kanclerz wielki litewski, kazał postawić na skraju skarpy wiślanej z widokiem na roz-ległe tereny zwierzyńca i pradoliny Wisły. A stało się to pod wpływem emocji narzeczonej kanclerza. Belveder! – wykrzyk-nęła Klara Izabella de Mailly Lascaris, kiedy zobaczyła ciągną-ce się aż po Czerniaków błonia, pola i zagajniki. Przyjechała właśnie z Włoch, aby poślubić Krzysztofa Paca. Pałac, będący potem przez pewien czas własnością Lubomirskich, w 1767 r. przeszedł w posiadanie króla Stanisława Augusta Poniatow-skiego. Wtedy zaczęła tam działać wytwórnia porcelany i fa-jansów. Produkowano w niej słynne „belwedery”. W 1818 r. pałac został przebudowany przez Jakuba Kubickiego i prze-znaczony na rezydencję księcia Konstantego, carskiego na-miestnika w Królestwie Polskim i jego żony Joanny Grudziń-skiej. Zapraszali oni do Belwederu Fryderyka Chopina, ponieważ jego gra była skutecznym antidotum na napady furii księcia.

Wkrótce jednak Chopin opuścił na zawsze Warszawę, a Bel-weder był niemym świadkiem dramatycznych wydarzeń nocy listopadowej 29 listopada 1830 r., kiedy to grupa młodych

WARSZAWA WCZORAJ I DZIŚ

Fot.

Anet

a St

ępie

ńIl. 6. Secesyjny pomnik Fryderyka Chopina

Fot.

Ze z

bior

ów „

Polo

nicu

m”

Il. 7. Belweder – rezydencja państwowa. Siedziba kolejnych prezydentów Polski

26

przez prof. Michała Szuberta. Jedna z popularnych warszaw-skich piosenek autorstwa A. Golda i A. Własta zatytułowana Gdy w Ogrodzie Botanicznym zakwitną bzy opisuje owe kil-kanaście szalonych majowych dni, kiedy przyroda wybucha zielenią, a młodzi warszawiacy okupują Łazienkowskie ławki i alejki.

Łazienki (il. 8) można polecić wszystkim, którzy chcą ob-cować z pięknem, szukają ukojenia i ucieczki od miejskiego zgiełku. Park urzeka swą urodą o każdej porze roku i każdej części dnia. Najlepiej jednak spełnia swą terapeutyczną funk-cję gdy jest pusty i wyludniony. Dopiero wtedy można w peł-ni odkryć jego tajemniczy urok. Kiedy późnym letnim wie-czorem we wnętrzach Pałacu na Wodzie palą się świece, a na obrzeżach tarasu przed pałacem roztaczają swój blask różno-kolorowe lampy, magia Łazienek powoduje, że czujemy się jak w krainie z bajki.

Autor jest wykładowcą w Centrum „Polonicum”. Obecnie sprawuje funkcję wicedyrektora.

spiskowców, podchorążych ze Szkoły w Łazienkach, próbo-wała dokonać zamachu na wielkiego księcia Konstantego. Wydarzenia te rozpoczęły powstanie listopadowe, jeden z naj-większych zrywów wolnościowych w historii Polski. Po odzy-skaniu niepodległości w 1918 r., Belweder (il.7) stał się sie-dzibą Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego, a później kolejnych prezydentów Rzeczypospolitej. Pozostaje on do dziś rezydencją państwową, aczkolwiek mieści się w tu również Muzeum Józefa Piłsudskiego.

Kolejnym miejscem w Łazienkach godnym polecenia tu-rystom i spacerowiczom szukającym ciszy, spokoju oraz tym, którzy kontemplują piękno przyrody, jest uniwersytecki Ogród Botaniczny. W 1818 r., a więc dwa lata po założeniu Uniwersytetu Warszawskiego, przyznano uczelni duży teren w Łazienkach, gdzie profesor Michał Szubert założył pierwsze szkółki botaniczne, sad oraz kolekcje roślin ozdobnych. W la-tach 1820-24 wybudowano tam okazałe Obserwatorium As-tronomiczne. Ogród Botaniczny w Łazienkach do dziś nale-ży do warszawskiej uczelni i ma swych stałych i wiernych bywalców, chociaż kilkanaście lat temu w podwarszawskim Powsinie wyrósł mu kilkakrotnie większy konkurent. W Ła-zienkowskim Ogrodzie Botanicznym można podziwiać starą, lecz pokaźną kolekcję lilaków, czyli bzów, założoną jeszcze

Słowniczek – Vocabulary:

drzemać – to slumberwykowane (współcześnie: wykute) – sculptred (archaic)konary drzew – limbs of trees najdobitniej – most eloquentlypodchorąży – offi cer cadetpawilon – pavilionrogatki – tollgatedług – debtwierzba – willowprzetopić – to melt downfajans – ceramicsspiskowiec – conspiratorzryw wolnościowy – liberation movementokupować – to occupyurzekać – to enchant

WARSZAWA WCZORAJ I DZIŚFo

t. M

acie

k N

icgo

rski

Il. 8. Miejsce romantycznych spotkań w Łazienkach

27

Ekspozycja przedstawia dorobek artystyczny Poli Negri oraz daje obraz życia prywatnego, które – nie zawsze tak jak na ekranie – układało się według idealnego scenariusza.

Pola Negri, a właściwie Barbara Apolonia Chałupiec, uro-dziła się w Lipnie koło Włocławka 3 stycznia 1897 r. Pseu-donim artystyczny przyjęła na cześć swojej ulubionej włoskiej poetki – Ady Negri. Debiutowała w fi lmie Niewolnica zmy-

słów w 1914 r. i przez pół wieku królowała na ekranie, tworząc wspaniałe kreacje w po-nad sześćdziesięciu filmach kręconych w Warszawie (znajdującej się w tym okresie pod zaborem rosyjskim), Niemczech, Fran-cji, Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczo-nych. Wystąpiła jedynie w kilku polskich produkcjach: Żona, Studenci, Bestia, w cyklu pt. Tajemnice Warszawy, ale prawdziwą ka-rierę fi lmową zrobiła dopiero poza granica-mi Polski. Grała role kobiet upadłych i ma-tek, biednych wieśniaczek i bajecznie bogatych władczyń. Miała do tego wszystko, co potrzebne gwiazdom – niezwykłą urodę, talent, indywidualność, ale przede wszyst-kim ogromny temperament, dzięki któremu uzyskiwała ogromną ekspresję wyrazu na ekranie. Francuzi nazywali Polę Negri „la

femme de tete”, co znaczy „kobieta z głową”, aktorka bowiem potrafi ła również pokierować swoją karierą tak, by już za ży-cia budować własną legendę.

Role w tylu fi lmach sprawiły, że liczba materiałów archi-walnych na jej temat jest imponująca. Z rozsianych na wszyst-kich kontynentach pamiątek najmniej zachowało się w Polsce ze względu na to, że aktorka wcześnie wyjechała do Berlina. Są to głównie zdjęcia z pierwszego okresu występów na scenie, ukazujące młodą Polę Negri w pantomimie Sumurun oraz innych przedstawieniach, w których grała w tym czasie. Prze-chowuje je Muzeum Teatralne Teatru Wielkiego w Warsza-wie. Zbiór ten dopełniają recenzje prasowe w „Kurierze War-szawskim” m. in. z debiutu scenicznego Poli Negri w Ślubach panieńskich. Prasa jest również jedynym źródłem wiadomości o pierwszych fi lmach z udziałem Poli Negri nakręconych w war-szawskiej wytwórni „Sfi nks” Aleksandra Hertza. To z niej

Kino nieme oczekiwało od aktora o wiele więcej zaanga-żowania i kunsztu aktorskiego niż fi lm dźwiękowy. Aktor wcielający się w rolę na kilkadziesiąt minut naprawdę stawał się odtwarzaną przez siebie postacią, ale wymagało to od nie-go wydobycia z siebie prawdziwych emocji. Kino nieme było bardziej uniwersalne od kina współczesnego, gdyż grano ję-zykiem uczuć rozumianym przez wszystkich niezależnie od języka, kraju czy narodowości. Każdy gest i spojrzenie miały znaczenie, a charyzma i tem-perament były tym, co przydawało postaciom autentyczności. Do odtworzenia roli potrzeba było jednak wielkich gwiazd i trochę magii holly woodzkiej krainy snów. Taką gwiazdą, osnutą legendą już za życia, była Polka – Pola Negri – jedna z największych aktorek świato-wego kina.

Przypadająca w tym roku dwudziesta rocz-nica śmierci Poli Negri stała się powodem do zorganizowania przez Muzeum Kinematografi i w Łodzi we współpracy z Filmoteką Narodową oraz Instytutem Polskim w Düsseldorfi e wysta-wy zatytułowanej „Pola Negri – legenda kina”. Autorzy ekspozycji – Krystyna Zamysłowska i Piotr Kulesza – przybliżając postać tej wielkiej aktorki, która była pierwszą europejską gwiaz-dą, jaka przybyła do Hollywood oraz jedyną Polką, która zro-biła tak oszałamiającą karierę za oceanem, pragną pokazać zarówno imponującą fi lmografi ę, jak również prywatne życie Poli Negri.

W przygotowaniu ekspozycji wykorzystano pamiętniki aktorki, aby uzyskać swobodny sposób narracji i stworzyć wrażenie, że to sama gwiazda opowiada o własnym życiu. Autorzy ekspozycji nie sugerowali się tanią sensacją kronik towarzyskich tamtych czasów, a jedynie skupili się na faktach i osobach, które miały wpływ na życie aktorki. Dopełnieniem zgromadzonego na wystawie materiału są teksty największej w Polsce znawczyni życia i twórczości Poli Negri, pani Wie-sławy Czapińskiej, która służyła radą i pomocą w trakcie przy-gotowań.

Wystawa została podzielona na kilka części tak, aby jak najlepiej ukazać fenomen międzynarodowej gwiazdy kina.

FILMOTEKA

Piotr Kulesza

Pola Negri – legenda kina

28

FILMOTEKA

można się dowiedzieć, że Polę Negri nazywano „polską Astą Nielsen”.

Okres niemiecki w życiu i twórczości tej wielkiej aktorki, który przyniósł jej nie tylko pierwsze duże pieniądze, ale rów-nież prawdziwą sławę, otwiera znacznie większe pole dla po-szukiwań archiwalnych. Filmy takie, jak: Oczy mumii Ma, Carmen, Madame Dubarry, Sumurun, Safo oraz współpraca z takimi sławami, jak Max Reinhardt czy Ernst Lubitsch za-pewniły Poli Negri miano europejskiej gwiazdy, a w dalszej perspektywie otworzyły przed nią drogę do Stanów Zjedno-czonych. Z tego okresu zachowało się wiele materiałów, któ-rymi dysponują niemieckie archiwa, w tym Deutsche Kine-mathek, Bundesarchiv i Deutsches Filminstitut. Są tam przede wszystkim jedne z niewielu zachowanych fotosów i werków do fi lmów, w które zaangażowana była aktorka oraz programy fi lmowe i projekty kostiumów. Co ciekawe, materiały z tego okresu moż-na znaleźć również w archiwach francu-skich, które przechowują np. projekty kostiumów oraz szkice scenografi i do Die Flamme i Bergkatze.

W 1922 r. Pola Negri przybyła na podbój Hollywood. W tym okresie zagra-ła w takich fi lmach, jak: Hiszpańska tan-cerka, Zakazany raj, Hotel Imperial, Mi-łostki aktorki. Warto w tym miejscu wspomnieć, że jej pojawieniu się w Sta-nach Zjednoczonych towarzyszyła równo-czesna promocja fi lmów nakręconych już wcześniej w Niemczech, co spowodowało, że na potrzeby nowego rynku wiele tytu-łów zostało zmienionych. Stało się tak m.in. w przypadku Sumurun, które nazwano One Arabian Night czy też Pani Dubarry nazwanej Passion. W Stanach Zjednoczonych Pola Negri nakręciła 21 fi lmów, większość w wytwórni „Paramo-unt Picture”. W katalogu wystawy znalazło się wspomnienie jednego z producentów tej wytwórni, A. C. Lyles’a, który znał Polę Negri osobiście i w bardzo ciepłych słowach opisał ich współpracę.

Dzięki fi lmom zrealizowanym w Hollywood Pola Negri zyskała miano gwiazdy kina niemego, a jej głośne romanse z Charlie Chaplinem czy Rudolfem Valentino przyczyniły się do uznania jej za symbol seksu. Zachowane zdjęcia z tego okresu pokazują aktorkę w towarzystwie najbardziej znanych ludzi jej czasów, np. Alberta Einsteina. Te wszystkie informa-cje wzbudzały sensację i zjednywały jej nowych wielbicieli, lecz również narażały ją na krytykę, jak w przypadku ślubu z księciem Mdivanim. Publiczność nie wybaczyła jej, że nie

pozostała „wdową” po śmierci Valentino i tak szybko wyszła za mąż. Swój czas dzieliła między pracę w Stanach Zjedno-czonych, gdzie kupiła kilka domów, których fotografi e moż-na obejrzeć na wystawie, oraz pobyty we Francji, gdzie miesz-kała jej matka w rezydencji Seraincourt pod Paryżem i dokąd przy każdej sposobności uciekała w poszukiwaniu spokoju. Zamek ten był miejscem jej ślubu z księciem Mdivanim (z uroczystości zachowało się wiele zdjęć). Odbywały się tam również imprezy organizowane przez Polę Negri dla Polonii francuskiej, której zawsze bardzo chętnie pomagała. Stąd po-chodzi również jedno z zachowanych ujęć z Kazimierzem Hu-lewiczem, jej protektorem z czasów szkoły teatralnej. Jednak pomimo tego, że spędziła dużą część życia we Francji, zagra-ła w tym kraju jedynie w jednym fi lmie, nakręconym w 1934 r. dla RKO Fanatyzmie.

Wspomniany już związek Poli Negri z Polonią był bardzo silny. Szczególnie jej matka, Eleonora, bardzo ceniła sobie kon-takty z rodakami i jako osoba głęboko wierząca – z Kościołem katolickim. Obie wspomagały Polonię i przybywających za-równo do Francji, jak również do Stanów Zjednoczonych Polaków, dużymi sumami pieniędzy. Jednym z najcenniejszych doku-mentów ukazujących związki aktorki z Po-lonią jest list generała Hallera, w którym bardzo pochlebnie wypowiada się on na te-mat roli, jaką pełni ona wśród Polonii ame-rykańskiej. Zachowało się zdjęcie Poli Ne-gri z generałem.

W 1932 r. Pola Negri zagrała w swoim pierwszym fi lmie dźwiękowym: Na rozkaz kobiety, który oka-zał się niezwykłym sukcesem, a utwór muzyczny z tego fi lmu przyniósł jej ogromne zyski, długo bowiem królował na li-stach przebojów. Jednak w związku z nieprzedłużeniem kon-traktu w Stanach Zjednoczonych aktorka powróciła do Eu-ropy, najpierw do Francji, a następnie do Niemiec, aby tam odzyskać dawną sławę i splendor.

Tak, jak się spodziewała, pierwszy fi lm nakręcony w Niem-czech, Mazurek, przywrócił jej miano gwiazdy, a jej dalsze kreacje w takich fi lmach, jak: Moskwa-Szanghaj, Madame Bo-vary, Tango Notturno ugruntowały tę pozycję. Niestety Niem-cy nie przypominały tego kraju, który był miejscem pierw-szych sukcesów Poli Negri. Po dojściu do władzy nazistów zakazano jej udziału w fi lmach z powodu jej pochodzenia, które wiązano z jej rolą w Żółtym paszporcie z 1918 r., w któ-rym grała młodą Żydówkę. Gdy wybuchła wojna, musiała uciekać z Niemiec, pozostawiając tam większą część majątku.

29

niemieckich, do których druk plakatów był wznawiany przy okazji ponownych wydań lub festiwali fi lmowych).

Dofi nansowana przez Polski Instytut Sztuki Filmowej oraz Urząd Miasta Łodzi wystawa ma charakter objazdowy. Premiera odbyła się 1 sierpnia w Sosnowcu, który został wy-brany nieprzypadkowo, ponieważ właśnie w tym mieście Po-la Negri wyszła po raz pierwszy za mąż za hrabiego Dąmb-skiego. Kolejnym miejscem prezentacji wystawy jest Instytut Polski w Düsseldorfi e, gdzie będzie ją można oglądać do 9 listopada, a następnie ekspozycja trafi do Katowic, do kina Rialto. Od 8 grudnia do końca roku będzie wystawiona w Fil-motece Narodowej w Warszawie, a od 8 marca 2008 r. w Mu-zeum Kinematografi i w Łodzi, gdzie oprócz plansz i plakatów zostaną również pokazane oryginalne pamiątki dotyczące ży-cia Poli Negri oraz kostium z jej ostatniego fi lmu Księżycowe prządki. W 2008 r. przewidziane są również prezentacje za-graniczne w Wilnie, Bratysławie, Wiedniu oraz Berlinie. Wszelkie informacje o kolejnych odsłonach ekspozycji będzie można znaleźć pod adresem www.kinomuzeum.pl.

Autor jest doktorantem w Instytucie Historii Uniwersytetu Łódzkiego. Pracuje w Muzeum Kinematografi i w Łodzi.

Zdjęcia pochodzą ze zbiorów Muzeum Kinematografi i w Łodzi.

FILMOTEKA

Dotarła przez Francję do Portugalii i stamtąd do Stanów Zjednoczonych, które stały się jej domem do końca życia. Po nakręceniu w 1964 r. ostatniego z fi lmów, Księżycowych przą-dek dla wytwórni Walta Disneya, postanowiła zakończyć ka-rierę. Pomimo kolejnych propozycji, nie podpisała więcej kontraktu. Chciała zostać zapamiętana jako wielka gwiazda i ostatni wamp epoki kina niemego. Swoje życie opisała w wy-danym w 1970 r. Pamiętniku gwiazdy, który stał się ukoro-nowaniem jej legendy. Zmarła 1 sierpnia 1987 r. w San An-tonio w Texasie w wieku 90 lat.

Oprócz dokumentów i zdjęć bardzo ważną część wystawy stanowią również plakaty do fi lmów z udziałem Poli Negri. Udało się ich zebrać ponad sześćdziesiąt z krajów takich jak Niemcy, Stany Zjednoczone, Rosja, Dania i Hiszpania. W Polsce, niestety, odnaleziono tylko kilka afi szy, znajdują-cych się w zbiorach Muzeum Kinematografi i w Łodzi, Filmo-teki Narodowej oraz u prywatnego kolekcjonera. Plakaty te bardzo często same stanowią dzieło sztuki. Ich autorami byli tak wspaniali artyści, jak Th eo Matejko czy też jeden z naj-wybitniejszych przedstawicieli niemieckiego ekspresjonizmu – Josef Fenneker. Ich ekspozycja stanowi niezwykły zbiór uka-zujący rozwój plakatu fi lmowego przez blisko pięćdziesiąt lat. Warto również wspomnieć o tym, że wiele z afi szy było po-wtórnie reprodukowanych (szczególnie w przypadku fi lmów

Słowniczek – Vocabulary:

kino nieme – silent movies kunszt aktorski – acting skilljęzyk uczuć – language of emotionsoszałamiająca kariera – breathtaking careerkronika towarzyska – high society chronicledorobek artystyczny – artistic achievementswieśniaczka – peasant woman władczyni – (female) ruler debiut sceniczny – stage debut sława – fame werki – photographs showing the actors and technicians during fi lmingopisać w ciepłych słowach – to describe warmly wdowa – widowrodak – compatriotafi sz – poster dzieło sztuki – work of art mieć charakter objazdowy – to be mobile

30

więc traktować fi lmu Marka Koterskiego jedynie jako stu-dium alkoholizmu czy analizy polskiego problemu społecz-nego – pijaństwa (choć widoczne są w fi lmie Koterskiego przemyślenia o mrocznych stronach polskości, takich jak skłonność do widzenia siebie jako ofi ary czy strojenia się ego-isty w piórka idealisty). Byłoby to zubożenie wymowy fi lmu

Koterskiego. Ma on wymiar uniwersalny, bo porusza kwestie bardziej egzystencjalne niż społeczne. Alkoholizm Miauczyń-skiego to stygmat egoizmu i samooszustwa (kłamstwa, słabości, prowadzącej do okrucieństwa, stygmat zła, którym na różne sposoby dotknięty jest każdy z nas), to prawdopodobnie ten rodzaj zła, który Albert Camus nazywał dżumą (a więc można zarazić się tym złem, jak Miauczyński, w rodzinnym domu).

Anioł i diabeł

Klasyczny moralitet ukształtowany w Europie pod wpły-wem religii chrześcijańskiej w późnym średniowieczu, to utwór o charakterze dydaktycznym lub fi lozofi cznym, w któ-rym występują alegoryczne postacie reprezentujące abstrak-cyjne pojęcia, jak np. Dobro i Zło. U Koterskiego psychoma-chia (czyli walka upersonifi kowanych abstrakcyjnych pojęć) toczy się jednak nie tyle o zbawienie duszy, jak w średnio-wiecznym moralitecie, ile o miłość syna i własną godność – w tym sensie moralitet Koterskiego ma laicki, egzystencjalny, a nie religijny wymiar. Także alegorie funkcjonują u Koter-

Ojciec

Ojciec bohatera Wszyscy jesteśmy Chrystusami uważa się prawdopodobnie za szlachcica – na przyjęciach rodzinnych robi wykłady o rodzajach trunków i nalewek, a jego nieco archaiczny sposób wysławiania się wyraźnie nawiązuje do kul-tury „polskich, ziemiańskich dworków”. Śliczna, delikatna żona ma wygląd szlachcianki. Ich syn – Adam Miauczyński zostanie w przyszłości doktorem kulturoznawstwa, religio-znawcą i stypendystą (w Ameryce). Pod tym dworkowo-inte-ligenckim, typowo polskim obrazkiem, który tak lubił np. Mickiewicz, a tak bardzo krytykował Gombrowicz, kryje się historia rodzinnego dramatu – opowieść o tyranie. Opowieść o ojcu alkoholiku, synu alkoholiku, wnuku narkomanie – o ojcach, którzy niszczą swoje dzieci.

Moralitet i dżuma

Wszyscy jesteśmy Chrystusami to współczesny moralitet (tytuł wskazuje na Każdego, a bohater to w pewnym sensie everyman, jak w średniowiecznym gatunku dramatycznym). Adam Miauczyński jest pijakiem, ale przede wszystkim czło-wiekiem słabym, bezwzględnie, ale i często nieświadomie niszczącym siebie i innych – „krzyżującym” słowami, gestem ukochane, jak twierdzi, dziecko, żonę, matkę. Nie można

Aneta Pierzchała

Wszyscy jesteśmy Chrystusami(fi lm Marka Koterskiego)

Michał Koterski, Marek Kondrat

Marek Kondrat, Jerzy Bończak

Fot.

Krz

yszt

of W

ellm

an

Fot.

Krz

yszt

of W

ellm

an

FILMOTEKA

31

skiego w jawnie groteskowy sposób, są wzięte w cudzysłów – Anioł Stróż klnie jak szewc, nosi uniform przypominający mundur straży miejskiej, brodaty diabeł przebrany za anioła pokazuje się Miauczyńskiemu w choinkowej bombce, by za chwilę postukiwać przed drzwiami mieszkania owłosionym kopytem. I anioł, i diabeł „walczący o duszę” Miauczyńskiego są jacyś tacy niechlujni i wyglądają jak zapici, wiejscy kolęd-nicy, przebierańcy. Pochodzą nie tyle ze sfer Raju i Piekła, ile są projekcjami podświadomości Miauczyńskiego. Są samym Miauczyńskim?

Ta jawnie farsowa estetyka anioła i diabła „walczących o du-szę” buduje dystans do postaci bohatera i nadaje odcień iro-niczny całej psychomachii. Tajemnicą talentu Koterskiego pozostaje to, że mimo dystansu, który odczuwa się w budo-waniu postaci pijaka-błazna, Miauczyński jest jednak postacią wzruszającą i tragiczną. Także uruchomienie obrazów związa-nych z drogą krzyżową Chrystusa w kontekście losów, „drogi życiowej” głównego bohatera nie razi nadużyciem.

Miauczyński jest w jakiś sposób Chrystusem nie wtedy jednak, kiedy widzi w sobie ofi arę (np. złego dzieciństwa spę-dzonego u boku ojca alkoholika i tyrana), ale wtedy, gdy ma dość siły, aby w imię miłości do syna walczyć ze swoją słaboś-cią. I to jest chrześcijański wymiar fi lmu – pochwała miłości do drugiego człowieka i poświęcenia w jej imię. To nowy ton w twórczości Koterskiego, którego wcześniejsze fi lmy, np. Dzień świra, opowiadały o rozkładzie rodziny i o tym, że fun-damentem relacji międzyludzkich jest agresja, od której nie ma ucieczki.

Apostołowie wódki

Bohaterem fi lmu Koterskiego jest wykształcony polski kulturoznawca – zapis jego uczuć, stanów, tzw. drogi we-wnętrznej odbywa się więc za pośrednictwem znaków z kręgu

kultury chrześcijańskiej, europejskich i polskich kodów kul-turowych (np. plebejskie diabły i anioły, Chrystus jakby żyw-cem wyjęty z makatki wiszącej na ścianie wiejskiej chałupy). W języku, którym opisuje się, czy też wyraża świat wewnętrz-ny Miauczyńskiego jest więc miejsce na chrześcijańską iko-nografi ę drogi krzyżowej, echa antycznych dramatów i fi lmów Kieślowskiego (czy Anioł Stróż, który ukazuje się Miauczyń-skiemu nie jest dalekim kuzynem Anioła Stróża z Dekalogu?). Koledzy bohatera „od kieliszka”, jakby unieruchomieni na wieczność w tej samej knajpie na statku, mają coś z karyka-tury chóru antycznej tragedii – głosów spoza realnej przestrze-ni i czasu – głosów klątwy i losu. To namiestnicy złego Ba-chusa, apostołowie wódki.

Cud

Być może wprowadzenie obrazów z kręgu kultury chrze-ścijańskiej (np. drogi krzyżowej) ma u Koterskiego jeszcze inny ważny cel. Wiąże się z przywróceniem im wymiaru cie-lesnego i zdjęcia nadmiaru symboliczności, którym obrosły przez wieki. W „dzieciństwie chrześcijaństwa” czyli np. w średniowieczu, tak jak w świecie przeżyć dziecka – wszyst-ko jest dosłowne, rany są bolesne i krwawią – Chrystus rodzi się i umiera tu i teraz, a nie przed tysiącami lat. Czy Jego mę-ka może odnowić się w alkoholiku, który niszczy siebie i swo-ją rodzinę? Czy można w „ludzkim wraku” zobaczyć element boskości? Koterski podejmuje tę próbę, bo Miauczyński jest „odpadem na śmietniku życia”. Ten obraz śmietnika życia jest zresztą u Koterskiego bardzo plastyczny. Przestaje być meta-forą, staje się bolesnym konkretem – Miauczyński leży pijany na wielkim śmietniku. Degradacja jego „ ja” czy też jego du-szy, jest absolutna, totalna. To, że w przyszłości Miauczyński będzie jeszcze spacerował brzegiem morza (pamiętajmy, że tak

Od lewej: Jan Frycz, Marian Dziędziel, Marek Kondrat, Andrzej Grabowski

Fot.

Krz

yszt

of W

ellm

an

Marek Kondrat i Andrzej Grabowski

Fot.

Krz

yszt

of W

ellm

an

FILMOTEKA

32

jak śmietnik, morze to przestrzeń znacząca, wyrażająca m.in. nieskończoność) jest cudem. Cudem miłości syna do ojca i ojca do syna. Ta relacja może mieć wymiar piekielny (strasz-ne akty duchowej dewastacji dziecka), ale i wymiar boski (momenty niezwykłej mobilizacji duchowej dla syna, albo syna dla ojca).

Siła

Na marginesie może jeszcze raz warto podkreślić, że Miau-czyński – ten polski intelektualista i pijak – manipuluje ide-ałami. Jego religioznawcze pasje, umiłowanie wiedzy to przy-krywka dla strachu i egoizmu (nie chce dziecka, okrutnie traktuje ciężarną żonę, bo – jak twierdzi – musi mieć czas na napisanie doktoratu), a podziw dla siły, z jaką papież zmaga się ze starością to powód do wypicia jeszcze jednej kolejki wódki. Nie jestem też przekonana co do szczerości jego wy-kładów o drodze krzyżowej – obraz upadającego Chrystusa jakby umacniał w młodym Miauczyńskim widzenie w sobie ofi ary, usprawiedliwianie, samooszukiwanie. Pijaństwo i upa-dek bohatera „rozkwita” wsparty polską romantyczną tradycją ofi ary. Miauczyński miał złe dzieciństwo, utracił ukochaną narzeczoną i widzi w sobie jedynie ofi arę. Dopóki tego wi-dzenia nie przezwycięży – zawsze wraca do picia. Dopiero konfrontacja z nałogiem syna i konfrontacja z własnym złem (dzięki opowieści syna) zmobilizuje go do wysiłku duchowe-go i pozwoli wygrać życie. Zmartwychwstać.

Słowniczek – Vocabulary:

szlachcic – nobleman trunek – alcoholic beverage nalewka – liqueur pijak – drunkardnieświadomie – unknowingly stroić się w piórka – to put on a pretence zubożenie – impoverishmentzbawienie duszy – salvation of the soulgodność – dignity Anioł stróż – guardian angelszewc – shoemakerbrodaty – bearded diabeł – devil owłosione kopyto – hairy hoof niechlujny – slovenly kolędnicy – carol-singers podświadomość – subconscious nadać odcień ironiczny – to give (sth) a hint of irony błazen – jester, fool droga krzyżowa – Stations of the Cross (Via Dolorosa)nadużycie – (here:) overstatementpochwała – praisepoświęcenie – sacrifi ce rozkład rodziny – disintegration of the family makatka – wall hanging, tapestry echo – echoklątwa – curse Apostoł – Apostle wrak – wreck piekielny – hellish przezwyciężyć – to overcomezmartwychwstać – to rise from the dead

Od lewej: Piotr Siejka, Marek Kondrat, Cezary Żak

Fot.

Krz

yszt

of W

ellm

anFILMOTEKA

Autorka jest doktorem fi lmoznawstwa, autorką m.in. książki pt. Obcość przezwyciężona? Film japoński a kultura europejska.

Redakcja składa serdeczne podziękowania panu Krzyszto-fowi Wellmanowi za użyczenie fotosów, a Agencji Filmo-wej eRBe za współpracę.

33

Michał Tomaszek

Mieszko I

Bohater naszego szkicu to pierwszy historyczny władca Polski. Jeśli nawet miał poprzedników pochodzących z tego samego rodu Piastów, i tak nie posiadamy na ich temat żad-nych wiarygodnych wiadomości. Natomiast o Mieszku sporo już mówią teksty źródłowe powstałe w jego epoce lub niewie-le później. Najważniejsze z nich to niemieckie kroniki Widu-kinda oraz (szczególnie ważna) Th ietmara, anonimowe rocz-niki z niemieckich klasztorów, relacja żydowskiego kupca z Hiszpanii Ibrahima ibn Jakuba, który ok. r. 965 podróżował po naszej części Europy, streszczenie dokumentu z papieskie-go archiwum znane jako Dagome iudex i wreszcie powstała 120 lat po śmierci księcia, pierwsza kronika spisana w Polsce, autorstwa tzw. Galla Anonima. Dzięki nim książę nie należy już do świata legendy.

Nie sposób przecenić znaczenia rządów Mieszka (od oko-ło r. 960 do roku 992) dla losów młodego państwa. Podjęta przez niego decyzja o chrzcie przesądziła nie tylko o wyborze wyznania, lecz też o włączeniu Polski do kręgu cywilizacyjne-go Europy łacińskiej ze wszystkimi tego konsekwencjami. Zaś polityka ekspansji, którą Mieszko konsekwentnie realizował, nadała państwu kształt terytorialny na okres ponad 300 lat.

Żadne źródło nie mówi głosem samego księcia. Mieszko nie pozostawił dokumentów, nie przetrwały żadne jego mo-nety lub pieczęcie. Z tych powodów na wiele pytań dotyczą-cych Mieszka wciąż nie udaje się w nauce udzielić zadowala-jącej odpowiedzi. Nasza wiedza musi pozostać niepełna.

Tajemnicze wydaje się już samo imię. W średniowiecz-nych tekstach zapisywane było rozmaicie: Misica, Misaco, Misach, Miesco i jeszcze inaczej. Forma używana we współ-czesnej polszczyźnie przyjęła się dość późno. Jakiej używano w X wieku w otoczeniu księcia, nie wiemy. Tak samo nie wia-domo, czy Mieszko pochodzi od słowa „miś” lub „miech” (skórzany worek), czy raczej stanowi skrócenie i zdrobnienie bardziej dostojnie brzmiącego, złożonego imienia, tłumaczo-nego „mający sławę” albo „mieczem [zdobywający] sławę”.

Niewykluczone, że Mieszko na chrzcie przyjął drugie imię – Dagobert. Była to wtedy dosyć częsta praktyka. Imię z do-kumentu Dagome iudex mogłoby w takim przypadku stano-wić skrócenie chrzestnego lub być połączeniem obu: DAGO(bert) ME(sco).

Urodził się ok. r. 930, może nieco wcześniej, może póź-niej. Pierwsza informacja Widukinda o księciu dotyczy wy-darzeń z r. 963. Mógł już wtedy panować od kilku lat i był zapewne człowiekiem dorosłym. Żył i władał do 25 maja 992 r. Wydaje się, że do końca pozostawał politycznie czynny, chyba więc nie umarł jako zgrzybiały starzec.

Pochodził z zachodniosłowiańskiego plemienia Polan, zasied lającego dzisiejszą Wielkopolskę. Kolebką państwa Mieszka był obszar na wschód od środkowej Warty, w bardzo grubym przybliżeniu: między Poznaniem a Kruszwicą. Naj-ważniejszy ośrodek znajdował się w Gnieźnie, choć trudno tutaj mówić o stolicy, stałym centrum władzy. Polanie z cza-sem wraz z Wiślanami, Mazowszanami, Kujawianami, Lędzianami , Ślężanami i innymi bliskimi szczepami, których nazwy nie przetrwały, stworzyli większą całość, wspólnotę et-niczną połączoną nie tylko językiem, ale i tradycją: naród polski. Proces rozpoczął się w epoce Mieszka i wydarzenia polityczne wówczas zachodzące miały dla jego przebiegu bar-dzo istotne znaczenie.

Od Mieszka rozpoczyna się historia rodu Piastów, włada-jącego w Polsce aż do roku 1370. Czy jednak był on założy-cielem dynastii, czy raczej kolejnym z linii władców? Czy

POCZET KRÓLÓW POLSKICH

Mieszko I

34

Mieszko stworzył państwo niemal od zera? Czy może konty-nuował dzieło przodków? Są to dla wczesnych dziejów Polski pytania kluczowe, a wciąż trudno na nie odpowiedzieć.

Jeśli wierzyć Gallowi Anonimowi, przed Mieszkiem pa-nowało trzech władców z jego rodu. Kronikarz opowiedział najpierw, jak to w czasach księcia Popiela jego niezamożny poddany imieniem Piast przyjął w gościnę dwóch tajemni-czych przybyszów, wcześniej niewpuszczonych na ucztę wy-prawioną przez władcę. Zdarzył się wówczas cud: potrawy i napoje przewędrowały ze stołu Popiela do chaty Piasta. By-ła to nie tylko kara za naruszenie jednej z najbardziej pielęg-nowanych w dawnych społecznościach zasad – gościnności. Jak tłumaczy autor, znak ten zapowiadał też utratę władzy przez dynastię Popiela i zastąpienie jej przez ród Piasta. Dalej Anonim napisał:

„Po tym wszystkim młody Siemowit, syn Piasta Chości-skowica, wzrastał w siły i lata i z dnia na dzień postępował i rósł w zacności do tego stopnia, że król królów i książę ksią-żąt [Bóg] za powszechną zgodą ustanowił go księciem Polski, a Popiela wraz z potomstwem doszczętnie usunął z królestwa. Siemowit tedy, osiągnąwszy godność książęcą, młodość swą spędzał nie na rozkoszach i płochych rozrywkach, lecz odda-jąc się wytrwałej pracy i służbie rycerskiej zdobył sobie rozgłos zacności i zaszczytną sławę, a granice swego księstwa rozsze-rzył dalej niż ktokolwiek przed nim. Po jego zgonie na jego miejsce wstąpił syn jego Lestek, który czynami rycerskimi dorównał ojcu w zacności i odwadze. Po śmierci Lestka na-stąpił Siemomysł, jego syn, który pamięć przodków potroił zarówno urodzeniem, jak godnością”.

Historycy zwykli za bajeczne uważać podanie o Popielu, natomiast prawdy historycznej doszukiwali się w zacytowa-nych powyżej zdaniach. A zatem: Mieszko był czwartym pa-nującym ze swojego rodu, synem Siemomysła, wnukiem Lest-ka i prawnukiem Siemowita. Państwo zaś miało jeszcze dłuższe dzieje, bo przecież kronikarz wspomniał o poprzed-niej dynastii. Próbowano w związku z tym datować wstąpie-nie Piastów na tron na II połowę IX wieku, 100 lat przed Mieszkiem. Brak potwierdzenia relacji Galla w innych źród-łach tutaj nie przeszkadzał, gdyż ziemie Polan pozostawały przecież długo w izolacji od cywilizacyjnych centrów ówczes-nej kultury – do wschodniej granicy państwa następców Ka-rola Wielkiego było kilkaset kilometrów przez zalesione i po-przecinane dużymi rzekami tereny. W dodatku nad Wartą przed przyjściem chrześcijaństwa nie znano w ogóle pisma, co nie oznacza jednak, że nie przekazywano sobie ustnie pa-mięci o dawnych władcach.

Pogląd o historyczności wymienionych przez Galla przod-ków Mieszka został podważony z dwóch stron. Jacek Bana-

szkiewicz dowodził, że te trzy postacie symbolizują raczej ów-czesne wyobrażenia o ideale władzy monarszej, aniżeli odpowiadają ludziom z krwi i kości. Teza wzbudziła w nauce kontrowersje. Tymczasem badania archeologów w pewnym sensie „pogrzebały” Siemowita, Lestka i Siemomysła. Stwier-dzono bowiem (stosując metody tzw. dendrochronologii), że fortyfi kacje w najważniejszych ośrodkach państwa Piastów (jak Gniezno, Poznań, Giecz) powstały nie wcześniej, niż pod koniec I połowy X wieku – a więc w czasach młodości Miesz-ka! Wtedy właśnie spalone zostały na ziemiach Wielkopolski dawne, małe umocnienia obronne służące przede wszystkim za schronienie dla ludności okolicznej w razie obcego najaz-du, a na ich miejsce powstały mniej liczne, większe i mocniej-sze konstrukcje: grody. Owe grody musiała wybudować (rę-kami poddanych) władza lepiej zorganizowana, ogarniająca większe terytorium, najzwyczajniej też zamożniejsza. Taką władzę ustanowili Polanie, lecz jak widać dopiero w pokole-niu ojca Mieszka – czy raczej dopiero z nim samym.

Państwo Mieszka narodziło się przypuszczalnie dość na-gle, rozwijało zaś niezwykle dynamicznie. On sam był jego głównym architektem. Wspomniano, iż jądrem owej monar-chii stały się ziemie dzisiejszej Wielkopolski, na północ i wschód od środkowej Warty. Stąd rozpoczął się podbój mniejszych, gorzej zorganizowanych szczepów. Na ich tery-torium stawiano grody, w których osadzano załogę wymusza-jącą posłuszeństwo i urzędników zbierających daniny nałożo-ne na miejscową ludność. Starszyznę tych plemion starano się też niewątpliwie włączyć do elity władzy nowego państwa. Inaczej rozpad narzuconej siłą jedności byłby nieunikniony. Nie łudźmy się co do pokojowego przebiegu tych procesów. Wojny o lokalnym zasięgu stanowiły w tej epoce zjawisko

POCZET KRÓLÓW POLSKICH

Kolorem zielonym zaznaczono obszar państwa polskiego za czasów Mieszka I

35

bardzo częste, a u Słowian wiązały się również z drugim, obok realizacji celów politycznych, motywem: zdobywaniem nie-wolników, sprzedawanych następnie przede wszystkim na rynki arabskie.

Barierę dla ekspansji Mieszka stworzyły inne, równie do-brze lub lepiej zorganizowane, stosunkowo młode i tak samo agresywne państwa. Były to Czechy, Ruś, mające luźniejszą strukturę szczepy wieleckie, wreszcie potęga pierwszej wiel-kości: chrześcijańskie cesarstwo obejmujące obszar Niemiec. Wyzwaniem dla księcia stało się ułożenie stosunków z nimi. I, o ile nie wiemy, jak przebiegało włączenie pod jego pano-wanie całej Wielkopolski, Kujaw, Mazowsza, czy późniejszej ziemi sieradzkiej, sandomierskiej i lubelskiej, o tyle źródła oświetlają zetknięcie się z wymienionymi wyżej sąsiadami i związane z tym dalsze powiększenie państwa.

W Niemczech panował wówczas (936-973) Otton I Wiel-ki. Pokonał Węgrów, Słowian połabskich, uczynił czeskiego władcę hołdownikiem, nałożył cesarską koronę. Dalsze pod-boje na ziemiach słowiańskich prowadzili w jego imieniu margrabiowie. Jeden z nich, imieniem Gero, ok. r. 963 pod-bił lud Łużyczan oraz, jak czytamy u kronikarza Widukinda, uczynił podległym cesarzowi Mieszka, władcę „Licikaviki”. Inny kronikarz napisze, iż książę płacił cesarzowi trybut z ziem aż po rzekę Wartę. W źródłach pojawia się też określenie Mieszka: „amicus imperatoris”, przyjaciel cesarza.

Nie wiemy, co znaczy tajemnicze „Licikaviki”, czy Miesz-ko walczył z Geronem i z jakich dokładnie ziem płacił daninę. Niewątpliwie natomiast uznał wyższość cesarstwa – tytuł „amicus” wcale nie oznaczał bowiem równorzędnego partne-ra, lecz władcę podporządkowanego. Układ z cesarstwem był jednak dla księcia korzystny, gdyż potrzebował on sojusznika choćby przeciw Wieletom, żyjącym na zachód od dolnej Odry.

Ażeby jednak ten sojusz w ogóle miał sens, musiał książę podjąć jeszcze jedną decyzję. Cesarz nie mógł wspierać poga-nina. Chrzest władcy Polan stał się nakazem chwili.

Długo pokutował w historiografi i pogląd, iż Mieszko ochrzcił się poprzez Czechy, gdyż chciał uniknąć zależności od Niemiec. Rzecz wyglądała odwrotnie: książę nie chronił się przed cesarzem, lecz właśnie szukał z nim kontaktu. Cze-chy same były zależne od Ottonów, a młody czeski Kościół nie miał wtedy nawet jeszcze własnego biskupa.

Chrzest Mieszka nie dokonał się jednak wyłącznie z przy-czyn związanych z bieżącą polityką. Jak we wszystkich podob-nych przypadkach, motywacja była o wiele bardziej złożona. Nowa religia prócz korzyści na zewnątrz (akceptacja przez świat chrześcijański) dawała również zyski innego rodzaju. Młode państwo, jednoczące plemiona o różnych tradycjach, potrzebowało spoiwa. Mogła nim być właśnie religia. Narzu-

cenie kultu „z importu” wydawało się łatwiejsze, aniżeli przy-muszenie do wiary w „narodowych” bogów tylko jednego, choćby najsilniejszego ze szczepów. Władca w ideologii chrześcijańskiej zyskiwał solidny fundament dla swojego au-torytetu – rzecz również niezwykle potrzebną. Wreszcie chry-stianizacja pociągała za sobą awans cywilizacyjny. Na nową ziemię misyjną przybywali kapłani, a z nimi pismo, nowo-czesne, jak na tamten czas, metody zarządzania i gospodaro-wania, wzorce kulturowe w dziedzinie architektury itd. Miesz-ko widział, co dzięki chrystianizacji zyskali Czesi, nie był zatem nieświadom wyliczonych przed chwilą korzyści. Istnia-ły oczywiście również minusy: ryzyko oporu ludzi przywiąza-nych do wiary ojców czy też groźba uzależnienia politycznego od chrześcijańskiego sąsiada (w tym przypadku – Niemiec), z którego obszaru musieli przybyć pierwsi duchowni.

Mieszko jednak podjął decyzję na „tak”, którą można w pew-nym sensie porównać do współczesnego nam rozstrzygnięcia w sprawie wejścia Polski do Unii Europejskiej. Niektóre kon-sekwencje były bowiem podobne: pełnoprawne uczestnictwo w rodzinie narodów europejskich oraz, mówiąc żartobliwie i operując pojęciami naszych czasów, know-how napływający do Polski w związku z dokonanym wyborem.

Średniowieczni kronikarze twierdzili, że do chrztu nakło-niła Mieszka jego czeska żona Dobrawa. Th ietmar z Merse-burga pisał górnolotnie (księga IV, rozdz. 55):

„Owa wyznawczyni Chrystusa, widząc swego małżonka pogrążonego w wielorakich błędach pogaństwa, zastanawiała się usilnie nad tym, w jaki sposób mogła by go pozyskać dla swojej wiary…”. I dalej kronikarz opowiedział, jak Dobrawa przez czas jakiś ulegała mężowi na tyle, że nie przestrzegała postu. Popełniając grzech sprawiła, że mąż stał się skłonny jej słuchać w sprawie o wiele ważniejszej. „Pracowała więc nad nawróceniem swojego małżonka i wysłuchał jej miłościwy Stwórca. Jego nieskończona łaska sprawiła, że ten, który go tak sromotnie prześladował, pokajał się i pozbył na ustawicz-ne namowy swej ukochanej małżonki jadu przyrodzonego pogaństwa, chrztem świętym zmywając plamę grzechu pier-worodnego. I natychmiast w ślad za głową i swoim umiłowa-nym władcą poszły członki spośród ludu i w szatę godową przyodziane, w poczet synów Chrystusowych zostały zaliczo-ne. Ich pierwszy biskup Jordan ciężką miał z nimi pracę, za-nim, niezmordowany w wysiłkach, nakłonił ich słowem i czy-nem do uprawiania winnicy Pańskiej”.

Z kolei według Galla Dobrawa (czy Dąbrówka) zgodziła się poślubić Mieszka pod warunkiem, że się on ochrzci. Przy-była do kraju Polan z licznymi duchownymi, książę wysłuchał ich nauk, przyjął nową wiarę i oddalił 7 żon, z którymi żył uprzednio.

POCZET KRÓLÓW POLSKICH

36

W tamtej epoce wpływowi przemyślnych małżonek często przypisywano zarówno złe, jak i dobre decyzje władców. Zbliżone do po-wyższej historie zapisano o chrzcie króla Fran-ków Chlodwiga i ruskiego księcia Włodzimie-rza. Odpowiadało to bowiem oczekiwaniom, sposobowi myślenia czytelników, odbiorców kronik.

Wybór Mieszka nie był jednak rezultatem małżeńskich czy narzeczeńskich gier z Dobra-wą. Książę chyba najpierw zapragnął chrztu, a dopiero potem – wyznającej Chrystusa – cór-ki czeskiego księcia Bolesława I Srogiego, któ-rego pomocy zresztą pilnie potrzebował prze-ciw Wieletom.

Mimo wszystko z opowieści kronikarzy kil-ka szczegółów należy ocalić. Pierwsi duchowni mogli przybyć z Czeszką. Jej dwór stanowił pierwszy ośrodek misji. Być może, okazały jak na tamte warunki, kamienny zespół pałacowy z kaplicą odkryty na Ostrowie Lednickim sta-nowił rezydencję księżnej, choć część uczonych widzi w nim siedzibę biskupa.

Niemniej dalsze nawracanie ludu musiało się odbywać we współpracy z cesarstwem. Cze-chy nie mogły wtedy jeszcze po prostu dostar-czyć odpowiednich kadr. Choć warto pamiętać, że ślad roli południowego sąsiada w chrystianizacji Polski trwa w naszej mowie. Takie słowa, jak ksiądz czy kościół pochodzą z języka czeskiego.

Z cesarstwa przybył pierwszy biskup Jordan. Nie podlegał żadnemu sąsiedniemu arcybiskupowi, a tylko papieżowi. Re-zydował jeśli nie na Ostrowiu Lednickim, to może w Pozna-niu albo Gnieźnie. Th ietmar podkreślał trudy poniesione przez Jordana, bo też przyjmowanie nowej wiary nie przebie-gało bezboleśnie. Chrzest na razie przyjmowała elita, nauczanie do szerokich grup docierało powoli, wykorzenianie starych wie-rzeń czy obyczajów (wielożeństwo, palenie zwłok) trwało dłu-go. Już teraz budowano jednak kościoły, tworzono organizację, kształcono pierwszych miejscowych duchownych.

Symbolem wkładu cesarstwa, zwłaszcza zaś odgrywającej w nim wtedy bardzo istotną rolę Saksonii, w proces chrystia-nizacji Polski stała się para następców księżnej Dobrawy i bi-skupa Jordana. Po śmierci czeskiej żony, z którą Mieszko miał Bolesława (Chrobrego) i córkę Świętosławę, poślubił on oko-ło r. 980 niemiecką arystokratkę, Odę. Nie obyło się bez skandalu – panna młoda porzuciła klasztor, w którym złoży-ła już śluby zakonne. Jej biskup protestował, lecz czego się nie

robiło dla wyższych celów. Oda trafi ła do polskiej historio-grafi cznej legendy jako „zła macocha” i „zła Niemka”. Nato-miast współczesny wydarzeniom Th ietmar podkreślał jej udział w dziele chrystianizacji. Z kolei biskupem po Jordanie został Unger. Jeszcze Bolesław Chrobry współpracował z nim całkiem zgodnie. Mitem jest zatem antyniemieckie nastawie-nie Mieszka. Do kręgu kultury europejskiej Polska wchodzi-ła czerpiąc wzorce z cesarstwa. A Mieszko pragnął pozostać w związku z potężną monarchią Ottonów.

Nie ma sensu oczywiście przesadzać w drugą stronę i mó-wić o sielance. Przegląd znanych nam, czysto politycznych dokonań Mieszka, jasno to pokaże.

Wspomniano o walkach z Wieletami. Stanowili oni część tzw. Słowian połabskich, bliskich etnicznie pobratymców pol-skich plemion, zamieszkujących w tamtej epoce między dol-ną Łabą a Odrą na północy, na południu zaś między Saalą a Nysą Łużycką. Dziś te ziemie należą do Niemiec, wtedy dominowała tu właśnie ludność słowiańska. Obszar połu-dniowy został podbity przez Sasów w czasach Ottona I, bar-dziej na północ Stodoranie, Obodryci czy Wieleci dłużej bro-nili swojej niezależności. Wieleci występowali też ofensywnie. Mieszko, dopóki nie sprzymierzył się z Czechami, ponosił w walkach z nimi porażki. Przedmiotem rywalizacji stało się

Granice państwa polskiego za czasów panowania Mieszka I

POCZET KRÓLÓW POLSKICH

37

Pomorze, w szczególności zachodnie, a więc u ujścia Odry, gdzie tubylcze szczepy ulegały obu silniejszym sąsiadom. Mieszko wygrał: być może około r. 972 opanował całe Pomo-rze, od jądra jego państwa oddzielone przez Noteć. Sukces nie okazał się jednak trwały.

W 972 r. Mieszko pokonał niemieckiego margrabiego Hodona pod Cydzyną. Cedynia na południe od Szczecina długo była uważana za miejsce tej bitwy. Hodo miałby prze-ciwdziałać pomorskim poczynaniom Mieszka. Ale bardziej prawdopodobne jest, że obaj walczyli gdzieś nad środkową Łabą. Po kampanii sam Otton I rozsądzał spór księcia z Ho-donem. Jak widać, Mieszko z margrabiami walczył, ale arbi-traż cesarza uznawał.

Jednocześnie potrafi ł wmieszać się w wewnętrzne sprawy imperium. W r. 974 i 984 razem ze szwagrem Bolesławem II czeskim popierał przeciw kolejnym cesarzom, Ottonowi II i III, ich kuzyna, księcia Bawarii Henryka zwanego Kłótni-kiem. Być może nawet Otton II wyprawił się na Polskę. Kie-dy Kłótnik ostatecznie przegrał walkę o władzę, Mieszko szybko jednak pogodził się z matką i opiekunką małego Ot-tona III, Teofanu.

Po roku 983 związek z cesarstwem nabrał nowego sensu. Wybuchło wtedy antyniemieckie, pogańskie powstanie Wie-letów i Obodrytów, którzy uprzednio uznawali zwierzchność Ottonów. Trwanie tych ludów w wierze ojców oddalało ich od nawróconego na chrześcijaństwo Mieszka. Miał też z Wie-letami stare porachunki, toteż walczył przeciwko swoim bez-pośrednim zachodnim sąsiadom ramię w ramię z niemiecki-mi margrabiami i samym cesarzem.

Cesarzowa Teofanu dopomogła Mieszkowi przeciwko Czechom. Przedmiotem rywalizacji Mieszka i jego szwagra, brata Dobrawy Bolesława II Pobożnego, stał się Śląsk z Wroc-ławiem i Małopolska z Krakowem. Gdy Mieszko zaczynał budować swoje państwo, obie te krainy, jak również ziemie dzisiejszej południowo-wschodniej Polski podlegały Cze-chom. Mieszko, który opanował już wcześniej północny pas krain – Wielkopolskę, Kujawy, Mazowsze, także Pomorze – w latach osiemdziesiątych zabrał Bolesławowi jakąś trudną do zidentyfi kowania ziemię, a gdy w r. 990 ten chciał ją odzy-skać, polski władca z posiłkami przysłanymi przez cesarzową pokonał go i zdobył też Śląsk. Mniej wiemy o okolicznościach opanowania Małopolski. Istnieje pogląd, że ok. r. 990 w Krako-wie rządził młody Bolesław Chrobry, nie tyle jednak w imie-niu ojca, co raczej z nadania rodzonego wuja, księcia czeskiego. Dopiero gdy Chrobry objął po Mieszku panowanie w Gnieź-nie, przyłączył wbrew Czechom Kraków do państwa Polan.

Jeszcze trudniej wyjaśnić losy ważnego plemienia Lędzian (nawet poprawne brzmienie tej nazwy budzi spory). Zamiesz-

kiwali prawdopodobnie późniejszą ziemię sandomierską i lu-belską. Ruska kronika mówi, że w r. 981 książę Włodzimierz z Kijowa „poszedł na Lachów” i zdobył Grody Czerwieńskie (należał do nich Przemyśl). Lachami w ruskiej tradycji okre-ślano Polaków. Wielu historyków sądziło, iż Włodzimierz starł się z Mieszkiem. Prawdopodobnie jednak panowanie Piasta nie sięgało w roku 981 tych ziem. Włodzimierz zabrał Grody nie jemu, lecz plemieniu Lędzian. Ci zaś pod władzą Mieszka znaleźli się później.

Granice państwa pierwszego historycznego Piasta u schył-ku jego rządów znamy dzięki Dagome iudex. Jest to nieudol-ne streszczenie dokumentu, w którym książę przekazał swoje ziemie pod opiekę papieża. Warto tekst z niewielkimi skróta-mi przytoczyć:

„Dagome iudex i Ote, pani, i synowie ich Mieszko i Lam-bert … mieli nadać świętemu Piotrowi w całości jedno pań-stwo, które zwie się Shinesghe z wszystkimi swymi przynależ-nościami w tych granicach, jak się zaczyna od pierwszego brzegu długim morzem, [stąd] granicą Prus aż do miejsca, które nazywa się Ruś, a granicą Rusi ciągnąc aż do Krakowa i od tego Krakowa aż do rzeki Odry, prosto do miejsca, któ-re się nazywa Alemura, a od tej Alemury aż do ziemi Milczan, i od granicy Milczan prosto do Odry, i stąd idąc wzdłuż Od-ry prosto do rzeczonego państwa Shinesghe” (cyt. skorygo-wany za: Wybór źródeł do historii Polski wczesnofeudalnej, opr. G. Labuda, 1954, s. 208-209).

Iudex oznacza sędziego, skąd wziął się ów tytuł władcy, trudno orzec. Mieszko wystąpił tu z drugą żoną i synami z te-go małżeństwa. W nich widział więc swoich następców. Nie został wymieniony Bolesław, choć to on miał w 992 r. objąć niepodzielne rządy, wypędzając macochę i braci. Darowizna oznaczała oddanie państwa nie tyle na własność Stolicy Apo-stolskiej, co pod jej opiekę. Książę i jego dziedzice zachowy-wali pełne prawa, a nawet dzięki gwarancji najwyższego au-torytetu chrześcijaństwa zostały one umocnione. Shinesghe to zniekształcone Gniezno, a zatem monarchię Mieszka nazywa-no wtedy nie Polską, lecz, od jej głównego grodu, państwem gnieźnieńskim. Wymienione w opisie granic nazwy odnoszą się do ziem lub grodów sąsiadujących z księstwem, ale do niego nienależących. Prusy, Ruś, ale również Kraków, Alemura (Ołomuniec?), kraj Milczan nie znajdowały się więc pod władzą Mieszka. Co do Krakowa, może wciąż jeszcze był czeski.

Mieszko nadał swoje państwo Stolicy Apostolskiej praw-dopodobnie za radą Teofanu w r. 991. Chciał być może w ten sposób zabezpieczyć całość „Shinesghe” przed zakusami sąsia-dów (Czesi nie pogodzili się z utratą Śląska). Każdy, kto chciałby owe granice w przyszłości naruszyć, narażał się

POCZET KRÓLÓW POLSKICH

38

bowiem na gniew papieża i na kary. Co jednak ciekawe, ów akt prawny szybko poszedł w Polsce w zapomnienie.

Dagome iudex jest politycznym testamentem Mieszka. Za-wierają się w nim wielkie osiągnięcia tego panowania: zjed-noczenie polskich plemion i wejście ich wspólnego państwa do chrześcijańskiej Europy, reprezentowanej tutaj przez głowę Kościoła.

Była mowa o wojnach i polityce. Inne obszary życia są trudniejsze do zbadania. Ale warto wspomnieć o bezpośred-nich, kulturowych skutkach decyzji z r. 966. W Polsce poja-wili się ludzie pisma (duchowni) i pierwsze teksty: zapiski o najważniejszych zdarzeniach wprowadzane w formie tzw. roczników. Zaczęto wznosić pierwsze budowle kamienne (od-kryte przez archeologów Ostrów Lednicki oraz najstarsze koś-cioły w Gnieźnie, Poznaniu). Wzorców i fachowców dostar-czało cesarstwo. Przy czym jednak budowle innego typu, zwłaszcza obronne, powstawały wciąż nadal według słowiań-skiego wzorca, z drewna i ziemi.

Mieszko zmarł w r. 992. Jego domniemany grób znajdo-wał się w Poznaniu. Ale to tradycja dość późna, i gdzie księcia pochowano naprawdę, nie wiadomo.

Obcy kronikarze nie byli mu życzliwi. Th ietmar owszem cenił Mieszka bardziej niż jego syna Bolesława Chrobrego, ale chwalił władcę za rzecz szczególną: „… Nie odważył się nigdy w futrze wejść do domu, w którym wiedział, że znajduje się margrabia Hodo, ani siedzieć, gdy on podniósł się z miejsca” (przekład M.Z. Jedlickiego, zmieniony, ks. V, rozdział 10, s. 262). Mowa o tymże samym Hodonie, którego nasz boha-ter zwyciężył w roku 972! Pokora czy uniżoność polskiego władcy to dla kronikarza rzecz normalna, świadectwo, że Mieszko znał „swoje miejsce w szeregu”. Bowiem w opinii niemieckiej arystokracji mimo chrztu pozostał Mieszko pół-barbarzyńcą i nie należało mu się równorzędne miejsce z pro-wincjonalnymi nawet dostojnikami cesarstwa. W polskiej tra-dycji natomiast, od kronikarzy Galla i Kadłubka poczynając, Mieszko zyskał rangę jednego z bohaterów. I choć niejedna spośród obiegowych tez odnoszących się do jego polityki zo-stała później w nauce podważona, to jednak obraz całości wciąż pozwala stawiać go bez zastrzeżeń w rzędzie najważniej-szych postaci polskiej historii.

Autor jest pracownikiem Instytutu Historii UMCS w Lubli-nie. Specjalizuje się w badaniach nad średniowieczną histo-riografi ą.

Słowniczek – Vocabulary:

władca – ruler ród Piastów – Piast dynasty chrzest – baptism moneta – coin pieczęć – seal plemię – tribe szczep – tribe uczta – feast wstąpić na tron – to ascend the throne umocnienia obronne – military fortifi cations gród – stronghold jądro – core danina – tribute niewolnik – slave sojusznik – ally poganin – pagan spoiwo – (fi guratively:) cementkapłan – priest dwór – court wielożeństwo – polygamy palenie zwłok – burning of the dead body (as a funeral rite)skandal – scandal śluby zakonne – monastic vows historiografi czna legenda – historiographic legend pobratymcy – kin sprzymierzyć się – to form an alliance tubylczy – indigenouskraina – region sędzia – judge macocha – stepmother darowizna – donation narazić się na gniew – to risk (sb’s) anger testament – last will and testamentzapiski – records pół-barbarzyńca – semi-barbarian

POCZET KRÓLÓW POLSKICH

39

Maria Skłodowska-Curie (1867-1934)

Pierwsza spośród siedmiorga pol-skich laureatów Nagrody Nobla. Po raz pierwszy uhonorowana przez Szwedzką Królewską Aka-demię Naukową w 1903 r. nagro-dą z dziedziny fi zyki wraz z mę-żem Pierrem Curie za badania nad odkrytym przez Antoine Henri Becquerela zjawiskiem pro-mieniotwórczości. Drugi raz w ro-ku 1911 otrzymała nagrodę z che-mii za wydzielenie czystego radu.

Podczas badań nad promieniotwórczością odkryła dwa pier-wiastki: polon, nazwany od nazwy rodzinnego kraju, oraz radioaktywny rad. Była prekursorem nowej gałęzi chemii – radiochemii. Przyczyniła się również do podjęcia pierwszych w świecie badań nad leczeniem raka za pomocą promienio-twórczości. Do dziś pozostaje jedyną kobietą, która Nagrodę Nobla otrzymała dwukrotnie.

Przyszła na świat w Warszawie jako ostatnie z pięciorga dzieci Władysława i Bronisławy Skłodowskich. Córka peda-gogów po ukończeniu pensji i gimnazjum dla dziewcząt przez kilka lat przebywała jako guwernantka, najpierw u rodzin kra-kowskich, potem w Sopocie. Przez cały czas wspierała fi nan-sowo swoją starszą siostrę Bronisławę, studiującą medycynę w Paryżu. W 1891 r., przeniosła się do Paryża. Wkrótce roz-poczęła studia na Sorbonie na wydziale fi zyki i chemii, gdzie została przyjęta jako pierwsza kobieta w historii wydziału. Po dwóch latach uzyskała licencjat z fi zyki, a po trzech z mate-matyki. Jednocześnie zaczęła pracować jako laborantka w przemy-słowym laboratorium zakładów prof. Gabriela Lippmanna.

W tym czasie w jej życiu pojawił się przyszły mąż, przy-jaciel i współpracownik, Francuz, Pierre Curie. Był on dok-

torantem w laboratorium Becquerela, pod opieką którego, po ślubie, Maria Skłodowska-Curie rozpoczęła studia doktoran-ckie. Po odkryciu polonu i radu, kilka miesięcy przed przy-znaniem Nagrody Nobla, otrzymała tytuł doktora fi zyki, przedstawiając rozprawę zatytułowaną Badanie ciał promie-niotwórczych, której recenzentami byli światowej sławy na-ukowcy: Gabriel Lippmann, Henri Moissan oraz Edmond Bouty.

Równocześnie z prowadzeniem pracy badawczej wykłada-ła wraz z uczonymi z Sorbony i College de France – jako pierwsza kobieta – profesor – w Wyższej Szkole Normalnej w Sevres, w której kształcono przyszłe nauczycielki szkół li-cealnych.

Przyznanie Nagrody Nobla umożliwiło małżonkom zało-żenie własnego laboratorium na Sorbonie, w którym Skło-dowska została kierownikiem badań. W tym czasie przyszły na świat dwie córki państwa Curie: Ewa i Irena. Niedługo potem, w 1906 r., Pierre Curie zginął w tragicznym wypadku. Po jego śmierci władze uczelni zaproponowały Marii objęcie

ALFABET WIELKICH POLAKÓW

Zapraszamy do lektury nowej rubryki „Kwartalnika Polonicum” pt. „Alfabet wielkich Polaków”. W rubryce tej będziemy przybliżali sylwetki tych wybit-nych Polaków, których osiągnięcia w części lub w całości wiążą się z działal-nością poza granicami kraju. Tym razem trzy wielkie nazwiska: Maria Skło-dowska-Curie, Bronisław Malinowski i Ignacy Domeyko.

Wielcy Polacy

40

Katedry Fizyki, tym samym wpisując ją w poczet profesorów Sorbony. Przyznanie Nagrody Nobla po raz drugi umożliwi-ło uczonej utworzenie niezależnego Instytutu Radowego im. Pierre’a Curie, w którym prowadzono badania z zakresu che-mii, fi zyki i medycyny. Instytut ten stał się „kuźnią” noblistów – wyszło z niego jeszcze czterech laureatów Nobla w tym cór-ka Marii – Irene Joliot-Curie i jej zięć Fryderyk Joliot.

Wybuch I wojny światowej zniweczył próby nawiązania współpracy z wybitną badaczką, którą chciano zaangażować do objęcia pracowni radiologicznej w ojczyźnie. W czasie woj-ny Maria Skłodowska-Curie poza pracą w paryskim Instytu-cie była szefem wojskowej komórki medycznej, która zajmo-wała się organizowaniem polowych stacji rentgenografi cznych. Po wojnie kontynuowała swoją misję, jeżdżąc po świecie i po-magając w tworzeniu medycznych placówek leczenia chorób nowotworowych. W 1932 r. z pomocą prezydenta Ignacego Mościckiego jeden z takich instytutów został założony w War-szawie.

Maria Skłodowska-Curie zmarła w 1934 r. w Sancellmoz we Francji na białaczkę, która była prawdopodobnie następ-stwem częstych kontaktów z materiałami promieniotwórczy-mi. W roku 1995 została pierwszą kobietą pochowaną pod kopułą paryskiego Panteonu w uznaniu jej zasług. Czterdzie-ści lat temu w setną rocznicę urodzin Marii Skłodowskiej--Curie otworzono jedyne na świecie biografi czne muzeum uczonej. Muzeum mieszczące się w jednej z kamienic na war-szawskiej Starówce przy ul. Freta 16 zaprasza nie tylko tury-stów i zainteresowanych dokonaniami noblistki, lecz także uczniów, nauczycieli i wszystkich pasjonatów chemii.

Opracowała Katarzyna Kołak

Bronisław Malinowski (1884-1942)

Autor klasycznych dziś wśród antropologów prac Życie seksu-alne dzikich w północno-zachodniej Melanezji i Argunauci za-

chodniego Pacyfi ku. Antropolog społeczny i ekonomiczny, so-cjolog, etnolog i religioznawca, badacz ludów pierwotnych, który na dobre porzucił bada-nie innych kultur poprzez ana-lizę tekstów na rzecz obserwacji i opisu. Jako pierwszy sformuło-wał zasady zachowania badacza w terenie. Dzięki dokonaniom Malinowskiego „antropologia

ALFABET WIELKICH POLAKÓW

gabinetowa” odeszła do lamusa nauki. Obecnie by uzyskać dok-torat z antropologii, należy przeprowadzić wielomiesięczne badania w terenie. Metoda obserwacji uczestniczącej stanowi rewolucyjny krok w myśleniu antropologicznym, a także krok w uznaniu odmienności kulturowej przez świat zachodni.

Urodził się w Krakowie, gdzie przez wiele lat mieszkał na Małym Rynku w Bursie Akademickiej wraz z rodzicami – oj-cem Lucjanem Malinowskim, profesorem fi lologii słowiań-skiej i matką Józefą, jego intelektualną opiekunką. Lata jego młodości przypadły na czas burzliwych modernistycznych przemian. Nie cieszył się zbyt dobrym zdrowiem, był jednak bardzo utalentowany. Znał kilka europejskich języków, uczył się także arabskiego. Dojrzewał w atmosferze młodopolskiego Krakowa, w środowisku bohemy artystycznej. W gronie jego znajomych i przyjaciół znalazło się wiele wybitnych indywi-dualności, jak choćby logik i malarz Leon Chwistek, lekarz i fi lozof Ignacy Wasserberg, matematyk Władysław Ślebo-dziński, chemik Marian Górski, socjolog Czesław Znamie-rowski czy wspaniała aktorka Irena Solska. Studiował fi lozofi ę i nauki ścisłe na Uniwersytecie Jagiellońskim i w Lipsku. Pierwszy doktorat został odznaczony cesarskim wyróżnie-niem. Studia z zakresu antropologii kontynuował w London School of Economics and Political Science przy Uniwersyte-cie Londyńskim, gdzie później już jako profesor objął pierw-szą Katedrę Antropologii. Tuż przed wybuchem II wojny światowej rozpoczął pracę w Yale University w Stanach Zjed-noczonych i zajął się badaniami chłopskich rynków w Mek-syku.

W czasie studiów trafi ł na wykłady z psychologii doświad-czalnej i ekonomii myślenia niemieckiego naukowca Wundta, pod wpływem których przejął postulat prowadzenia badań naukowych zbiorowości społecznej w ścisłym związku z jej językiem, kulturą i religią. Od momentu zaistnienia w środo-wisku londyńskich antropologów i naukowców, rozpoczął przygotowania do spełnienia tego postulatu.

41

przyjacielem Adama Mickiewicza, który jego postać uwiecznił w III części „Dziadów”. Podczas pobytu na emigracji konty-nuował we Francji studia i badania naukowe.

W 1837 r. przyjął pracę od rządu Chile. Od tej pory jego losy na stałe związały się z tym krajem. Pracował jako profesor chemii i mineralogii najpierw w Coquimbo, a potem w San-tiago. Od 1867 r. sprawował funkcję rektora uniwersytetu w Santiago. Położył ogromne zasługi dla rozwoju szkolnictwa, nauki i górnictwa chilijskiego. Opublikował wielką liczbę prac z zakresu mineralogii w różnych językach. Zasłużył sobie na powszechne uznanie w społeczeństwie chilijskim. Gdy w 1883 r. zrezygnował ze stanowiska rektora uniwersytetu, kongres jednogłośnie przyznał mu bardzo wysoką, dożywot-nią pensję. Pożegnaniu wyjeżdżającego do Polski Domeyki towarzyszyła wielka manifestacja z udziałem członków rządu, uczonych, społeczeństwa. Po kilku latach pobytu w ojczyźnie wrócił do Chile, gdzie zmarł 23 stycznia 1889 r.

Pozostała po nim wdzięczność współczesnych, miasto, szczyt górski, wiele ulic noszących jego nazwisko. Miarą uzna-nia, jakim cieszył się w świecie uczonych, były nazwy nadane nowo odkrytemu minerałowi (domeykit), małży (Nautilus Do-meykus), skamielinie tzw. ammonitowi chilijskiemu (Ammo-nites Domeykus) oraz jednemu z fi ołków (Viola Domeykoana). Żyjąc na obczyźnie nigdy nie zapomniał Domeyko o Polsce, o czym świadczy m.in. jego bogata korespondencja z Mickie-wiczem, Odyńcem, braćmi Zaleskimi.

Opracował zespół redakcyjny

W 1914 r. wyruszył przez Calais, Paryż i Marsylię na Cej-lon i do Melanezji. W tę pierwszą badawczą podróż, która stała się archetypem dla pokoleń przyszłych badaczy, zabrał w charakterze rysownika i fotografa swego bliskiego przyja-ciela jeszcze z lat dzieciństwa, malarza i pisarza Stanisława Ignacego Witkiewicza. W czasie I wojny światowej prowadził badania. Na Wyspach Triobrandzkich powstał zalążek nowej metody naukowej, która przeszła do historii pod nazwą me-tody funkcjonalnej. W pracach i wspomnieniach ukazujących pierwsze kroki wielkiego antropologa zachował się jego dosyć specyfi czny wizerunek. Według osób relacjonujących „Mali-nowski został przeważnie zapamiętany przez krajowców jako skończony osioł, zadający głupie pytania w rodzaju: czy zasy-pujesz sadzonki korzeniem czy kiełkiem do dołu”.

Znany jest również jako twórca etnologicznego pojęcia prawa, tzw. Zasady wzajemności. Sformułował także defi nicję kultury, którą rozumiał jako całokształt życia społecznego: „urządzenia, dobra, procesy techniczne, idee, zwyczaje i war-tości”, a także mit, magia i religia. Kultura jako taka stanowi według niego aparat zaspokajania ludzkich potrzeb.

Zawsze był zdania, że antropologia wymaga poczucia przynależności do całego świata, do całej ludzkości. Jednak nikt nie jest pozbawiony stronniczości spojrzenia i subiektyw-ności sądów nawet antropolog, czego świadectwem może być jego „Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu”, stanowią-cy bezcenny dokument doświadczenia inności.

Bronisław Malinowski zmarł w 1942 r. w New Haven W Stanach Zjednoczonych. Co roku od 48 lat dla uczczenia jego pamięci odbywają się w London School of Economics wykłady pod nazwą „Malinowski Memorial Lecture”.

Opracowała Katarzyna Kołak

Ignacy Domeyko (1802-1889)

Światowej sławy uczony, wielki polski patriota, rektor uniwer-sytetu w Santiago de Chile. Urodził się w Niedźwiadce (Nowogródzkie) w zamożnej rodzinie ziemiańskiej. W latach 1816-1822 studiował na wy-dziale fizyczno-matematycz-nym Uniwersytetu Wileńskie-go. Związał się wówczas ze

środowiskiem patriotycznym. Działał w Towarzystwie Filo-matów. Brał udział w powstaniu listopadowym. Był bliskim

ALFABET WIELKICH POLAKÓW

42

Postać starszego mężczyzny w czarnym garniturze i białej koszuli, z fantazyjnie przerzuconym przez ramię czarnym sza-lem utrwalono na wielu fotografi ach z przedstawień Teatru Cricot 2. Zapisy fi lmowe zarejestrowały jego zachowanie pod-czas spektakli: ciągłą obecność pomiędzy aktorami, kontro-lowanie, dyrygowanie ich działaniami, ustawianie sprzętów, czasem nerwowe ruchy rąk, strzepnięcia palcami, grymasy na twarzy, tajemnicze znaki dawane aktorom. To główny twórca spektaklu, reżyser, scenograf, pomysłodawca oprawy muzycz-nej i rozwiązań technicznych, nie-aktor wśród aktorów. Od momentu jawnego wkroczenia reżysera w przestrzeń scenicz-ną i przebywania wśród aktorów podczas przedstawienia kry-tycy i teatrolodzy zaczęli mnożyć określenia, usiłujące zdefi -niować jego funkcję – aktor, dyrygent, obserwator, widz własnego spektaklu, narrator, demiurg, waki. Pomysł wpro-wadzenia na scenę siebie i przedstawiania własnego życia za-pisał go w historii teatru pośród najwybitniejszych artystów.

Tadeusz Kantor – kiedyś nazwany „najbardziej świato-wym z polskich artystów i najbardziej polskim z artystów światowych”. Malarz, reżyser, happener, scenograf, grafi k, twórca artystycznych manifestów i poetyckich partytur włas-nych spektakli, wieczny awangardzista. Twórca totalny. Uro-dził się w 1915 r. we wsi Wielopole Skrzyńskie, dziś leżącej w województwie podkarpackim. Do szóstego roku życia mieszkał wraz z matką i starszą siostrą na plebanii, której pro-boszczem był brat jego babki, ks. Józef Radoniewicz. Ojca zmobilizowanego na front po wybuchu I wojny światowej widywał jedynie w czasie jego krótkich urlopów. Po wojnie ojciec porzucił rodzinę na zawsze. Jak wspominał po latach, w Wielopolu żyły ze sobą dwie społeczności: katolicy i Żydzi, ścierały się dwie religie i dwa kręgi kulturowe. Obcowanie od dziecka ze sferą sacrum znalazło swój wyraz w twórczości te-atralnej, w której wykorzystywał symbole chrześcijaństwa i ju-daizmu. Gruntowne wykształcenie zdobył w Gimnazjum im. Kazimierza Brodzińskiego w Tarnowie, gdzie uczył się w kla-sie o profi lu klasycznym. Już jako uczeń interesował się tea-trem i sztuką, jeździł na spektakle do teatrów w Krakowie i we Lwowie. Po maturze najpierw rozpoczął studia prawnicze, które jednak porzucił, by zapisać się do Prywatnej Wolnej Szkoły Malarstwa i Rysunków, gdzie kształcił się pod kierun-

kiem Zbigniewa Pronaszki. Mimo trudności fi nansowych, w 1934 r. rozpoczął studia na Wydziale Malarstwa w krakow-skiej Akademii Sztuk Pięknych. Nie miał najlepszych wyni-ków, pod koniec studiów najwięcej czasu spędzał w pracowni malarstwa dekoracyjnego i teatralnego u prof. Karola Frycza, u którego, jak wspominał, studenci mogli robić, co chcieli – malować na płótnie, na papierze, na ścianach, projektować, lepić makiety.

W czasie II wojny światowej mieszkał w okupowanym Krakowie, podobnie jak inni artyści, w bardzo trudnych wa-runkach materialnych, pracował jako dekorator w Staatsthe-ater, a jednocześnie w konspiracji tworzył razem z grupą zaprzyjaźnionych osób swój teatr, kształcił się, brał udział w odczytach i wykładach. Według relacji jego przyjaciół z lat studenckich, już wówczas roztaczał wokół siebie aurę niezwy-kłości i autorytarności zarazem. Tragedia wojny, nieustanne niebezpieczeństwo i strach nie były w stanie przeszkodzić mu w aktywności twórczej. W Podziemnym Teatrze Niezależnym odbyły się dwie premiery – Balladyna Juliusza Słowackiego i Powrót Odysa Stanisława Wyspiańskiego, które zorganizo-wano w prywatnych mieszkaniach. Powrót Odysa, w trakcie

Katarzyna Kołak

Widz własnego spektaklu

Tadeusz Kantor w Mediolanie, 1988 r.

Fot.

Z a

rchi

wum

Cric

otek

i

O KULTURZE

43

głównym sprawcą, adresatem, twórcą i tworzywem, zaś Teatr Śmierci teatrem autobiografi cznym i osobistym.

Próby nad Dziś są moje urodziny przerwane nagłą śmiercią Tadeusza Kantora zakończyły okres działalności Teatru Cricot 2 w 1990 r. Ostatni spektakl pokazywano przez dwa lata po śmierci artysty w kształcie, do jakiego zostały doprowadzone prace nad nim. Na plakatach jednak pojawił się podtytuł: „Ostatnia próba”. Zmianie uległ także jego charakter. Na scenie zamiast osoby Głównego Sprawcy było jedynie puste krzesło.

Legendą stały się już opowieści o artyście jako okropnym i potwornym terroryście, chorobliwym choleryku wszczyna-jącym awantury z powodu najmniejszej drobnostki, jak choć-by na jednym z zagranicznych tournées z powodu złej ziemi, z której usypywano kopczyk w spektaklu Wielopole, Wielopo-le, wymówek robionych aktorom zespołu, zakazów i nakazów podczas wyjazdów. Słynne są też historie o jego bezkompro-misowości i bezwzględności w sprawach sztuki, jak wówczas, gdy w Shiraz na zamkniętym pokazie Nadobnisi i koczkoda-nów dla cesarzowej Farah Diby kazał przebrać ochroniarzy za Mandelbaumów, których zawsze wybierano spośród publicz-ności, czy wtedy, gdy w Gdańsku kategorycznie zabronił wstrzymywania rozpoczęcia Wielopola, Wielopola z powodu spóźniania się na spektakl Anny Walentynowicz, działaczki „Solidarności”. Nieprzychylni geniuszowi i wielkości Kantora posądzali go o megalomanię i kabotynizm, złośliwie komen-towali jego skłonność do przypisywania sobie pierwszeństwa w tworzeniu teorii artystycznych i niechęć czy wręcz wrogość wobec innych twórców. Wzbudzający najwięcej emocji wśród wielbicieli teatru był chyba stosunek Kantora do Jerzego Gro-towskiego, któremu swego czasu zarzucił przywłaszczenie ter-minu „teatr biedny”. (Warto uściślić, że o żadnym przywłasz-czeniu nie mogło być mowy, a nieporozumienie powstało w wyniku tłumaczeń na język angielski, które nie oddają bo-gactwa i różnorodności obu terminów: „teatr biedny” Kanto-

którego z megafonu rozlegały się metalicznym głosem niektó-re partie tekstu i odgłos karabinu maszynowego, grano w pra-cowni malarki Magdy Stryjeńskiej naprzeciwko posterunku policji. Dekorację do przedstawienia zbudowano ze znalezio-nych sprzętów i przedmiotów codziennego użytku: koło od wozu, spróchniała belka z klozetu, drewniany podest i lufa armatnia z papier-mâché. Wszystko zniszczone, biedne i prawdziwe jak za oknem.

Po wojnie współpracował z krakowskimi teatrami, pro-jektując scenografi e do spektakli, organizował na nowo życie artystyczne i wystawiał wraz z plastykami z Grupy Krakow-skiej prace na wystawach sztuki nowoczesnej. Został dostrze-żony także za granicą i tuż po wojnie prezentował swoje ma-larstwo we Francji. W czasie, gdy jedynym słusznym kierunkiem artystycznym ogłoszono socrealizm, Kantor ma-lował „do szufl ady”, występował przeciwko narzucaniu sztuce wytycznych zgodnych z polityką państwa. W 1955 r. rozpo-czął działalność Teatr Cricot 2, ustawiając co jakiś czas niczym drogowskazy na mapie artystycznej kolejne koncepcje teatru: Teatr Informel, Teatr Zerowy, Teatr Happeningowy, Teatr Niemożliwy. Były to przedstawienia, w których artysta używał języka plastyki do kreowania teatralnych obrazów. Z tego po-wodu złośliwi nazywali go komiwojażerem tendencji w sztu-ce. Jak mawiał on sam, był to okres „grania z Witkacym” w prze-ciwieństwie do grania Witkacego, ponieważ żadne z przedstawień na podstawie sztuki nie było jej inscenizacją. Szokował, bulwersował, dziwił, wprawiał w konsternację i zdu-mienie, ale przede wszystkim śmieszył zebraną publiczność.

Niewątpliwie największą sławę przyniosła mu Umarła kla-sa, spektakl, który stworzył jako już sześćdziesięcioletni arty-sta. Pierwsze przedstawienie, podobnie jak następne z okresu Teatru Śmierci, było spektaklem zamkniętym, widzowie nie mieli możliwości partycypowania jak we wcześniejszych przedstawieniach, nie szokowało rozwiązaniami techniczny-mi, jego forma była wręcz anachroniczna. Novum stanowiło przywoływanie umarłego świata, minionych wydarzeń i nie-istniejących miejsc – wywoływanie z mroków pamięci. W Umar-łej klasie był to świat dzieciństwa spędzonego w szkolnych ławkach w jednym z galicyjskich miasteczek.

Kolejne przedstawienie – Wielopole, Wielopole – to kolej-ny krok w głąb własnej biografi i. Na scenie pojawiła się ro-dzina artysty – Matka Helka, Ojciec Marian, Babka, Wujowie Olek i Karol, kuzyn Adaś, Ciotka Mańka, postacie z rodzin-nego miasteczka. Przestrzeń teatralna stała się miejscem wy-woływania duchów przeszłości, miejscem reminiscencji, miej-scem budowania „biednego pokoju wyobraźni”. Tak było również w następnych spektaklach – Niech sczezną artyści, Nigdy tu już nie powrócę, Dziś są moje urodziny. Kantor był

Wystawa w Cricotece w 2005 r., Umarła klasa

Fot.

Z a

rchi

wum

Cric

otek

i

O KULTURZE

44

ra i „teatr ubogi” Grotowskiego). Jednak we wspomnieniach i relacjach aktorów i współpracowników Cricot 2 ocalał obraz ciepłego, serdecznego i troskliwego człowieka, z ogromnym poczuciem humoru, bezgranicznie oddanego sztuce. I choć niejednokrotnie przyznawali, że kontakty z Kantorem nie należały do najłatwiejszych, to zarazem zapewniali, że współ-praca z Mistrzem była bezcennym doświadczeniem życia. Co więcej, obcowanie z tak wielką indywidualnością było niczym narkotyk – powodowało uzależnienie na całe życie.

On sam do życia nie potrzebował wiele – kawiarni, swo-jego miejsca przy stoliku, grupy ludzi, wśród których czułby się bezpiecznie. Wypijał hektolitry czarnej kawy i palił papie-rosy jeden za drugim, dbał o pieniądze o tyle, o ile były one wyznacznikiem sławy i wartości jego Teatru. Przez lata dzia-łalności Cricot 2 nigdy nie został zalegalizowany prawnie, nie funkcjonował jako instytucja, nie miał własnej siedziby. Przez długi czas próby w teatrze Kantora zaczynały się po spekta-klach w innych teatrach, około dwudziestej drugiej i trwały do drugiej w nocy. Teatr tworzyli ludzie, którzy po prostu chcieli to robić, bez gaży i korzyści fi nansowych.

W 1980 r. Urząd Miasta Krakowa przekazał do użytko-wania Teatrowi Cricot 2 pomieszczenia w kamienicy u stóp Wawelu, przy Kanoniczej 5. Początkowo wykorzystywano je jako pracownię, magazyn, miejsce prób, spotkań i wystaw. Szybko jednak zaczęły funkcjonować jako archiwum twór-czości artysty, który jeszcze za życia zaplanował strukturę Cri-coteki – ośrodka dokumentującego jego dorobek artystyczny. „Wszystko to dla pełnego i żywego przekazu, przetrwania twórczości, utrwalenia jej w świadomości społecznej i prze-kazania w stanie dynamicznym następnym pokoleniom”.

Przeciwnicy twórczości Kantora mogą zinterpretować to jako ostateczny dowód manii wielkości, a uważni czytelnicy jego pism za wyraz sprzeciwu wobec powszechnej masowości i anonimowości, w konsekwencji więc za próbę ocalenia in-dywiduum.

Autorka jest pracownikiem Centrum „Polonicum”.

Pomnik Tadeusza Kantora na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie

Fot.

Kat

arzy

na K

ołak

Słowniczek – Vocabulary:

obecność – presence strzepnięcie – fl ickgrymas – grimace pomysłodawca – originator plebania – rectory proboszcz – parish priest obcowanie – contact gruntowne wykształcenie – thorough education pracownia – atelier odczyt – talk posterunek policji – police station wóz – cart spróchniała belka – rotten beam klozet – toilet podest – dais lufa armatnia – cannon barreldrogowskaz – signpost, pointer komiwojażer – travelling salesmanmroki pamięci – recesses of (someone’s) memory w głąb – into the depthsprzestrzeń – space wywoływać duchy – to stir up ghosts sprawca – performer tworzywo – material chorobliwy – pathological wszczynać – to start usypać kopczyk – to create a mound of earthwymówka – excuse bezwzględność – ruthlessnesswstrzymać – to delaynieprzychylni – unsympathetic skłonność – penchant przywłaszczenie – appropriation bezgranicznie – unreservedly być wyznacznikiem – to determine żywy przekaz – vivid presentation masowość – mass character

O KULTURZE

45

Był rok 1956. Rok wolnościowych wystąpień, strajków i demonstracji przeciwko komunizmowi nie tylko w Polsce, ale również w Czechosłowacji, na Węgrzech. Spodziewano się, że wraz ze śmiercią Stalina w marcu 1953 r. nastąpi pierwszy w czasach powojennych przełom. Zmiany nie nadeszły wprawdzie od razu, ale w sferze kultury zaczęto powoli od-chodzić od socrealizmu. Przełomowy okazał się właśnie rok 1956 – ważna data nie tylko ze względu na polityczne wyda-rzenia: raport Chruszczowa, pierwszy w PRL wielki strajk w Poznaniu, zwycięstwo Władysława Gomułki i krwawo stłu-mione powstanie węgierskie. Rok 1956 w Polsce to odwilż także w dziedzinie kultury. Na fali przemian politycznych pojawiły się bowiem nowe zjawiska: odbył się pierwszy festi-wal jazzowy w Sopocie, w czasie którego ujawnił się geniusz Krzysztofa Komedy, po raz pierwszy zorganizowano Między-narodowy Festiwal Muzyki Współczesnej „Warszawska Je-sień”, pierwsze kroki w dziedzinie literatury zaczęło stawiać wielu pisarzy i poetów, między innymi Marek Hłasko, Miron Białoszewski, Zbigniew Herbert, Julia Hartwig, Tadeusz No-wak czy Stanisław Grochowiak.

Był Kraków. Ukochane miasto artystów: Matejki, Wy-spiańskiego, Kantora. Miasto, wzbudzające podziw turystów: z Wawelem, Wieżą Mariacką, z Uniwersytetem Jagiellońskim, z sukiennicami, z ulicą Floriańską i Bracką, kopcem Kościuszki, plantami i najsłynniejszą „miejską łąką świata – błoniami”.

Marta Nicgorska

Piwnica pod Baranami

Była piwnica. Mała, ciasna i duszna. Mieściła się w jed-nym z pałaców, z płaskorzeźbami baranów w głównym por-talu, na rogu Rynku i ulicy św. Anny, zwanym Pałacem pod Baranami. Spotykali się w niej studenci szkół artystycznych, dziś ludzie o znanych daleko poza Polską nazwiskach: rzeź-biarz Bronisław Chromy, muzyk Krzysztof Penderecki, pisarz Sławomir Mrożek, poeta Andrzej Bursa. Spotykali się na wie-czorach przy świecach ot tak, by pogadać i przy okazji trochę się napić. Stworzyli Klub Młodzieży Twórczej, który szybko zmienił nazwę i dał początek najbardziej niezwykłemu kaba-retowi w Polsce. Ów kabaret od swej siedziby przyjął nazwę „Piwnica pod Baranami”.

Wśród nich był On. Student historii sztuki, charyzma-tyczny, z głową pełną pomysłów, duch twórczy, uosobienie krakowskiej cyganerii artystycznej przełomu XIX i XX w. Był zjawiskowy: w rozwianej pelerynie, kapeluszu i zawsze z dzwonkiem – Piotr Skrzynecki – legenda kabaretu.

„Piwnica pod Baranami”, w środowisku artystycznym na-zywana wylęgarnią talentów, siedliskiem nieskrępowanych myśli, to scena i zarazem środowisko. Dla świata zewnętrzne-go „Piwnica” jest przede wszystkim kabaretem, dla przyjaciół i artystów – miejscem spotkań tych, którzy wierzyli, że razem mogą zmienić świat i przydać mu kolorów. Przez ponad pięć-dziesiąt lat istnienia obrosła legendą, a styl kabaretu wszedł do potocznego języka jako „styl piwniczny”.

Na przełomie lat 50. i 60. „Piwnica pod Baranami” była bardzo popularnym miejscem. Po premierze pierwszego pro-gramu, która odbyła się w grudniu 1956 r., miejsce zaczęło nabierać rozgłosu. Otoczona mgiełką tajemniczości i aurą cy-ganerii „Piwnica” wkrótce zaczęła działać jak magnes. Przy-ciągała tłumy spragnione piosenek literackich, wyrafi nowa-nego humoru i taniego wina.

Na początku „Piwnicę” tworzyły trzy duże połączone ze sobą piwnice. Wtajemniczeni mogli do niej wchodzić wprost z podwórka przez zsyp węglowy, po klamrach w murze. Na samym początku nie było nawet sceny. Występy kabaretu od-bywały się początkowo nieregularnie, potem zwykle w sobo-ty i niedziele, nigdy wcześniej niż przed godziną 23.00. Lu-dzie gotowi byli zrobić wszystko, by się dostać do środka. Już

O KULTURZE

Artyści „Piwnicy pod Baranami”

Fot.

Łuka

sz F

ilak

46

o 19.00 tłoczyli się w sieni pałacu, by zająć miejsce wśród zadymionej papierosami widowni. Przyjaciele „Piwnicy” do-stawali darmowe wejściówki. Dla zwykłej publiczności przy kasie zostawało ich już niewiele. Ludzie nigdy nie mogli być pewni tego, co i kogo zobaczą, bo często występy powstawa-ły spontanicznie. Kabaret był bowiem wspólną zabawą arty-stów i widowni.

W „Piwnicy” nie było mikrofonów ani wentylacji. Za to tylko „Piwnica” miała jedyne w swoim rodzaju dekoracje. Na scenie stały znalezione gdzieś przedmioty – stary kredens, wspaniała purpurowa kanapa z czasów cesarza Franza Josepha pełna moli, fotele bez siedzeń. Wśród rekwizytów można by-ło znaleźć mundury galowe, uprząż końską, klatki na ptaki, lustra w złoconych ramach, wypchane zwierzęta, manekin krawiecki, rogi jelenie, hełmy strażackie, gipsowe popiersia, szable, koronkowe suknie z trenami i cekinami, samowary, a także wieniec pogrzebowy ukradziony na Cmentarzu Rako-wickim i zawsze duży świecznik. Rekwizytami obowiązkowy-mi były zapalone świece. Często iskrzyły też zimne ognie.

Istotą „Piwnicy” były zawsze nastrój, poetycka refl eksja, śmiech. Programy opierały się na skojarzeniach, przedziw-nych pomysłach i groteskowo interpretowanych tekstach. Awangardowa „Piwnica” nigdy nie była kabaretem politycz-nym. Tu programowo polityką się nie zajmowano, ale inteli-gentnie z niej drwiono. Wystawiano skecze, prezentowano teksty wyszukane z literatury pięknej, niekiedy z pamiętników czy listów. Pojawiały się także fragmenty z ofi cjalnych prze-mówień dygnitarzy lub z artykułów politycznych prasy co-dziennej PRL-u, na przykład „Trybuny Ludu”. Tutaj śpiewa-no nawet Dekret o Stanie Wojennym. Wszystkie prezentowane teksty miały jedną wspólną cechę: w wykonaniu piwnicznych artystów dostarczały wspaniałej rozrywki.

„Piwnica” była tolerowana przez władze komunistyczne, choć te kilkakrotnie ją zamykały. Tak się stało po likwidacji reformatorsko-liberalnego tygodnika „Po prostu” (po słyn-nym obwieszczeniu na drzwiach „Piwnicy”: „Bal po prostu zamknięty”), tak bywało przed wyborami, zjazdami partii, w czasach rozruchów. W roku 1962, po programie dla psy-chiatrów, wyrzucono kabaret z piwnicy na trzy lata. Przez ponad dziesięć lat „Piwnicy” nie wolno było występować ni-gdzie w kraju poza Krakowem, chociaż mogła wyjeżdżać z wy-stępami na Zachód, np. do Paryża oraz na festiwale w Arezzo i w Nancy. Za granicą przyjmowano ją równie gorąco jak w kraju.

W czasach PRL-u „Piwnica” istniała jako dowód „wolno-ści intelektualnej”, być może była nawet traktowana jak wen-tyl bezpieczeństwa. Chociaż od roku 1957 każdy program musiał podlegać aprobacie cenzora z Urzędu Kontroli Prasy,

Publikacji i Widowisk, który zjawiał się niemal zawsze w cza-sie występu i bacznie obserwował reakcję widowni, to jednak można było usłyszeć w „Piwnicy” bardzo aluzyjne teksty.

„Pod Baranami” każdy występ był inny. Programy miały swoje nazwy. Zazwyczaj była to fraza zapożyczona z jednego z wystawianych tekstów. Pierwszy program nie miał nazwy, drugi (w 1957 r.) zatytułowano Polska Stajnia Narodowa (z ostrą jak na owe czasy satyrą polityczną), Próba światła (po założe-niu w piwnicy „Piwnicy” światła w roku 1958; wcześniej wszystko odbywało się przy świecach), Śmierć w kawiarni, Sen Namiestnika Hinkona; Jezioro Trzech Wieszczek; Siedem dziew-cząt pod bronią czyli apoteoza Cesarza Franciszka Józefa; Jak żyliśmy, jak żyjemy i do czego doprowadzimy nasze mieszkania; Łaska Imperatora; Folguj szczątkom swej młodości; Kochać nie warto; Ja Cię Włodek psuć nie chciałem (miało być „Władek”, ale, że Gomułka miał na imię Władek, cenzura postawiła veto). To oczywiście tylko niektóre tytuły.

W Krakowie „Piwnica” zasłynęła nie tylko programami kabaretowymi, ale organizowaniem hucznych bali, uroczysto-ści, happeningów. Wszystkie imprezy plenerowe odbywały się zawsze we wspaniałej scenerii. W grudniu 1964 r., w rene-sansowym zamku w Pieskowej Skale pod Ojcowem, bal po-łączono z premierą programu Jak żyliśmy, jak żyjemy i do czego doprowadzimy nasze mieszkania (na którym nakręcono dokumentalny fi lm). Bale odbyły się też w Sukiennicach na krakowskim Rynku, w kilku barach krakowskich, w ko-

Piotr Skrzynecki – założyciel „Piwnicy pod Baranami”

Fot.

Z a

rchi

wum

„Pi

wni

cy p

od B

aran

ami”

O KULTURZE

47

palni soli w Wieliczce, w pałacu w Niepołomicach. W 1996 r., z okazji obchodów 40-lecia „Piwnicy” juhasi przeprowadzi-li wokoło krakowskiego Rynku najprawdziwsze w świecie barany.

Piotr Skrzynecki publicznie obchodził swoje imieniny i uro-dziny. Urządzał je albo w wytwornych plenerach, albo na straganach placu targowego, pod mostem, w ZOO. Skrzyne-cki mawiał: „Jak się sami nie zabawimy, to nikt nas nie zaba-wi” i dlatego wymyślał niezwykle barwne i wielkie imprezy, jak happening artystyczny „Noc Paryska na ul. Floriańskiej” z udziałem Sławomira Mrożka. Odtwarzał akty historyczne: wjazd Księcia Poniatowskiego do Krakowa, przysięgę Tadeu-sza Kościuszki, hołd Pruski. Tylko Piotr Skrzynecki na potrze-by swoich towarzysko-artystycznych inicjatyw potrafi ł zjednać krakowskie kwiaciarki, miejską administrację, tylko on umiał wciągnąć do zabawy przypadkowych przechodniów.

Poza spontanicznością oraz zaskakującymi pomysłami programowymi i scenicznymi, „Piwnicę” ceniono za otwar-tość. A wniósł ją do kabaretu Piotr Skrzynecki – dusza, inspi-rator, dyrektor, reżyser i konferansjer „Piwnicy”. W życiu – włóczęga, na scenie – mistrz. Lubił przychodzić do kawiarenki „Kolorowej” przy ulicy Gołębiej. Popijał w niej czarną kawę, niekiedy z cytryną. Rozpoznawano go w tłumie dzięki charakterystycznemu wizerunkowi. Nosił się nonsza-lancko z pozorną niedbałością: fantazyjne płaszcze i marynar-ki, rozmaite kapelusze, a latem te najbardziej znane – słom-kowe. Swoją charyzmą przyciągał najbardziej utalentowanych ludzi. Otaczał się najwybitniejszymi osobowościami świata kultury, chociaż sam nie uważał się za artystę. Kiedyś powie-dział: „Chciałbym posłuchać pięknej muzyki, piosenki, popa-trzeć na cudny balet, czy też zatańczyć, czy cokolwiek, a ponie-waż sam tego nie potrafi ę, to wszystkim mówię: malujcie, śpiewajcie, grajcie, róbcie co chcecie, byle było ciekawie”.

Lubił komentować to, co się działo na scenie. Niekiedy śmiał się zaraźliwym śmiechem, niekiedy stał w bezruchu od-wrócony tyłem, w zamyśleniu. Wypadał zza kulis, dzwoniąc jednym z wielu dzwonków, które posiadał, krzycząc donośnie „Proszę państwa, proszę państwa” i zapowiadał następne punkty programu. A kiedy milczał, jego gesty i mimika twa-rzy wyrażały czasami więcej niż mogła wyrazić cała plejada gwiazd. Jednym lub tylko kilkoma słowami, zapalonym pa-pierosem, postawą budował niepowtarzalny nastrój, więc ma-gia „Piwnicy” była w dużej mierze właśnie jego zasługą.

Klimat kabaretu tworzyli artyści różnych dziedzin: litera-ci, muzycy, plastycy i aktorzy. Z kabaretem związani byli Ja-nina Garycka i Zygmunt Konieczny. Przez pewien czas w „Piwnicy” występował zespół Krzysztofa Komedy. Swoje piosenki śpiewała Ewa Demarczyk, teksty pisał m.in. Wiesław

Dymny, oprawę plastyczną przedstawień przygotowywał m.in. Kazimierz Wiśniak. Stały zespół tzw. starej „Piwnicy”, istniejący do początku lat 70., tworzyli ponadto Krystyna Zachwatowicz, Leszek Długosz, Tadeusz Kwinta, Krzysztof Litwin, Mirosław Obłoński i Mieczysław Święcicki.To tylko niektóre z nazwisk pierwszych dwudziestu lat dzia-łalności kabaretu. W latach 70. i 80. zaszły w „Piwnicy” pew-ne zmiany. Na scenie pojawiło się młode pokolenie artystów, którzy w dzieciństwie wychowywali się na micie „Piwnicy”: Marek Grechuta, Anna Szałapak, Zbigniew Preisner, Leszek Wójtowicz, Jacek Wójcicki, Grzegorz Turnau, Beata Ryboty-cka. Koncertowali w całej Polsce, a jednak na sobotnie noce wracali do „Piwnicy”, do miejsca jedynego w swoim rodzaju.

Prowadzony przez Skrzyneckiego kabaret miał stały adres – w pałacu przy krakowskim Rynku. Równie ważnym miej-scem, gdzie objawiał się prawdziwy duch „Piwnicy”, był jed-nak dom na Groblach – mieszkanie Janiny Garyckiej. Spoty-kali się w nim piwniczanie po występach, bo miejsce szybko okrzyknięto prawdziwym salonem krakowskiej bohemy II połowy XX w. Garycka, o której mówi się, że była mózgiem kabaretu albo też jego sercem, pomagała Skrzyneckiemu w re-alizacji pomysłów. Była autorką niepowtarzalnych scenografi i. Nazywano ją kierownikiem literackim, choć ofi cjalnie taka funkcja nie istniała. W mieszkaniu przy placu Na Groblach

Pomnik Piotra Skrzyneckiego przed kawiarnią „Vis-à-Vis” na Rynku Głównym w Krakowie

O KULTURZE

48

Cmentarze są obrazem dziejów narodowych. Tę oczywistą prawdę najlepiej potwierdzają groby wybitnych Polaków na obczyźnie, na przykład grób Fryderyka Chopina na paryskim cmentarzu Pere Lachaise, grób Cypriana Kamila Norwida, Adama Czartoryskiego, Delfi ny Potockiej w Montmorency (tu spoczywał też Adam Mickiewicz zanim pochowano go na Wawelu). Są jednak takie cmentarze, o których można po-wiedzieć, że są w całości polskie, choć dziś leżą poza granica-mi kraju. To właśnie Cmentarz na Rossie w Wilnie i Cmen-tarz Łyczakowski we Lwowie.

Wilno to jedna z historycznych stolic Rzeczypospolitej. Miasto królów polskich, a jednocześnie książąt litewskich.

Miasto Wujka, Sarbiewskiego i Skargi. Miasto Mickiewicza, Słowackiego, Gałczyńskiego, Miłosza i Konwickiego. Miasto uczonych ze wspaniałego uniwersytetu, noszącego w okresie międzywojennym imię króla Stefana Batorego. Miasto Mo-niuszki i premiery Halki. Miasto Piłsudskiego. Miasto Matki Boskiej Ostrobramskiej i św. Faustyny Kowalskiej. Wilno to w jakimś sensie „polskie miasto”, stolica kresowego woje-wództwa (należało do Polski przez 17 lat w ciągu ostatnich dwóch wieków w latach 1922-1939).

Lwów zawsze był wierny – najpierw Koronie, potem II Rzeczypospolitej. Założył go nad Pełtwią wśród lasów i bagien około 1250 r. ruski książę Lew. Miasto zniszczone w toku

Barbara Janowska

Cicho – najciszej … Stare polskie cmentarze. Część 3.

Cmentarz na Rossie w Wilnie i Cmentarz Łyczakowski we Lwowie

Słowniczek – Vocabulary:

przełom – turning point odwilż – (political) thaw stawiać pierwsze kroki – to take (one’s) fi rst steps baran – ram (male sheep)duch twórczy – creative spirit peleryna – cloakkapelusz – hatdzwonek – bell wylęgarnia talentów – hothouse of talent piosenka literacka – poetic song belonging to the broad music genre of “sung poetry” typical in Poland wyrafi nowany humor – sophisticated humour piwnica – cellar świeca – candledrwić – to mock rozruchy – riots wentyl bezpieczeństwa – safety valvejuhas – Carpathian shepherd odtwarzać akty historyczne – to recreate historical events włóczęga – wanderernonszalancki – nonchalant klimat kabaretu – atmosphere of the cabaret znaleźć przystań – to fi nd a haven

znalazł przystań Skrzynecki, który sprowadził się tam na sta-łe w 1960 r. W latach 80. wyprowadził się stamtąd, ale – jak mówił – zawsze wracał na Groble, które traktował jak swój prawdziwy dom.

Kiedy w kwietniu 1997 r. zmarł Piotr Skrzynecki, „Piw-nica” zawiesiła działalność kabaretową, ale po licznych dysku-sjach artystycznych zdecydowano, aby kontynuować dzieło Mistrza. I tak się stało. Rok później kabaret wznowił pełną działalność, chociaż część osób pamiętających „Piwnicę” sprzed lat zgadza się z opinią Leszka Długosza, że „Pod Bara-nami też już dzisiaj inny czas”. Dla niektórych przedstawicie-li starszego pokolenia wraz ze śmiercią Skrzyneckiego czar „Piwnicy” prysł, ale jak mawiał twórca kabaretu: „Ta Piwnica nie skończy się nigdy”. Rokrocznie w dniu urodzin Mistrza – 12 września – odbywa się wielki „Koncert dla Piotra S.” grany już tradycyjnie poza siedzibą Kabaretu. W tym roku zainaugurowano nim 52. sezon artystyczny. „Piwnica pod Baranami” trwa nadal.

Autorka jest pracownikiem Centrum „Polonicum”.

O KULTURZE

49

Polska współczesna – podział administracyjny

II Rzeczpospolita

O KULTURZE

długich walk, gdy do Rusi zgłaszali pretensje Polacy i Litwini, Węgrzy i Tatarzy, zdobył Kazimierz Wielki. Lubił to miasto Władysław Jagiełło, który w specjalnym przywileju zastrzegł, że nigdy go nikomu nie odda. Niezwykłą rolę odegrał Lwów w czasie szwedzkiego potopu, tu bowiem w 1656 r. we lwow-skiej katedrze złożył słynne śluby Jan Kazimierz. Tu także pod

Inną miarą uznania lwowskiego heroizmu – łącząc kresy z ojczyzną – był symboliczny gest złożenia zwłok nieznanego obrońcy Lwowa do wzniesionego w 1925 r. w Warszawie Grobu Nieznanego Żołnierza. Lwów ma swoje zasługi jako centrum polskiej kultury kresowej, gdzie działa założony w 1817 r. teatr, gdzie mają swoją siedzibę Zakład Narodowy im. Ossolińskich oraz zbiory sztuki malarskiej w tzw. Lwow-skiej Galerii Obrazów. Uniwersytet im. Jana Kazimierza i Po-litechnika Lwowska tworzyły jeden z najsilniejszych ośrodków naukowych w kraju i za granicą.

Przypomniane fakty i zjawiska wyjaśniają, na czym pole-gała polskość Wilna i Lwowa – polskich stolic kresowych. Tłumaczą także naszą polską nostalgię za znajdującymi się w nich cmentarzami.

Wszystkie cmentarze wileńskie położone są na wzgórzach okalających miasto i tworzą malowniczy krajobraz, jednak Rossa jest najbardziej znanym, a zarazem największym histo-rycznym cmentarzem wileńskim (il. 1). Usytuowana jest na kilku wzgórzach za starymi murami miejskimi, niespełna ki-lometr od Ostrej Bramy. Wąskie i kręte ścieżki, biegnące mię-dzy grobami, wskazują odwiedzającym drogę do płyt o sta-rych, omszałych inskrypcjach, do pomników dzieł sztuki rzeźbiarskiej. Wyrastający tu w naturalnych warunkach topo-grafi cznych przepiękny starodrzew w połączeniu z architek-turą kaplic, bram i nagrobków czyni z tego cmentarza praw-dziwe arcydzieło (il. 2).

Cmentarz na Rossie został założony w 1769 r. Przyczynił się do tego burmistrz – Bazyli Miller. Skąd się wzięła nazwa „Rossa” i jakie jest jej pochodzenie, dokładnie nie wiadomo. Przed murami właściwego cmentarza, tuż przy bramie wej-ściowej, znajduje się skromny cmentarz wojskowy (il. 3) o po-wierzchni zaledwie 0,2 ha (cały cmentarz zajmuje powierzch-nię ponad 10 ha). Spoczywają tu żołnierze, ofi cerowie ochotnicy, którzy zginęli w latach 1919-1920 w walkach o Wil-

Il. 1. Cmentarz wileński na RossieFo

t. Pi

otr R

abie

j

murami Lwowa odniósł pamiętne zwycięstwo nad znacznie liczniejszymi siłami tatarskimi król Jan III Sobieski. Znaczą-cym wydarzeniem w dziejach wolnej Polski była bitwa pod Zadworzem 17 sierpnia 1920 r., kiedy kilkuset bardzo mło-dych ochotników obroniło Lwów przed natarciem znacznie silniejszej konnicy Budionnego. Zadworze odtąd zwie się pol-skimi Termopilami, a jego obrońców nazywamy kresowymi rycerzami. Za bohaterstwo Józef Piłsudski 22 listopada 1920 r. odznaczył Lwów orderem Virtuti Militari.

50

no, a także ofi ary września 1939 r. Są tu też groby żołnierzy AK poległych w operacji Ostra Brama w 1944 r. Centralne miejsce tego żołnierskiego cmentarza zajmuje płyta z czarne-go granitu, na której wyryty jest krzyż i napis: „Matka i Ser-ce Syna” (il.4). 12 maja 1936 r. w srebrnej urnie złożono tu serce marszałka Józefa Piłsudskiego. Tuż obok pochowano matkę marszałka, Marię z Billewiczów, zmarłą prawie pięć-dziesiąt lat wcześniej, spoczywającą dotąd w Sugintach na Litwie Kowieńskiej.

Na ogromnej płycie nagrobnej widnieją słowa ukochane-go poety marszałka – Juliusza Słowackiego – z poematów: Wacław i Beniowski:

… Ty wiesz, że dumni nieszczęściem nie mogą za innych śladem iść tą samą drogą

i poniżej: … Kto mogąc wybrać, wybrał zamiast domu Gniazdo na skałach orła, niechaj umie Spać, gdy źrenice czerwone od gromu I słychać jęk szatanów w sosen szumie. Tak żyłem.

Stroma ścieżka biegnąca od bramy wiedzie na „Górę Li-teracką” Rossy, gdzie spoczywają pisarze, poeci, profesorowie i artyści. Ludwik Kondratowicz (Władysław Syrokomla), słynny poeta, „lirnik wioskowy” ma piękną płytę z różowego granitu. Napis na niej brzmi: „Skonał grając na lirze”. Poniżej zaś wyryto jeszcze czterowiersz:

Cześć twej pamięci lirniku wioskowy! Twym piosenkom wieczna niech będzie cześć! Ty w naszych sercach pomnik wiekowy Trwalszy nad granit umiałeś wznieść.Warto dłużej zatrzymać się przy grobie Joachima Lelewe-

la, wybitnego uczonego, historyka i działacza politycznego. Na okazałym cokole grobowca popiersie z brązu, poniżej zaś napis: „Lelewel” i trzy daty: 1786 – rok urodzenia, 1861 – rok śmierci w Paryżu oraz 1929 – rok sprowadzenia szczątków do Wilna. Nastąpiło to w 350. rocznicę założenia Uniwersytetu Wileńskiego, którego Joachim Lelewel był uczniem, a następ-

nie profesorem historii. Nieopodal zaś znajduje się mogiła autora popiersia Lelewela, Bolesława Bałzukiewicza – rzeźbia-rza, profesora Uniwersytetu Stefana Batorego. Odnajdziemy tam również nagrobki Euzebiusza Słowackiego, ojca Juliusza Słowackiego, oraz sybiraka-fi lomaty Onufrego Pietraszkiewi-cza, przyjaciela Adama Mickiewicza.

W czasie rozkwitu Uniwersytetu Wileńskiego, kiedy mia-sto nazywano „polskimi Atenami”, drogą od Ostrej Bramy do cmentarza podążały kondukty pogrzebowe, żegnając pro-fesorów, literatów i artystów. A kiedy wilnianom przyszło umierać na zesłaniu, rodziny sprowadzały ich prochy na Rossę i umieszczały na nagrobkach patriotyczne epitafi a. W 1967 r. cmentarz został uznany za zabytek kultury. Od kilku lat pra-ce konserwatorskie prowadzą tu polscy specjaliści.

Najwspanialsze polskie cmentarze w ciągu XIX w. stały się polem twórczej działalności artystycznej wielu rzeźbiarzy.

Il. 2. Cmentarz na Rossie

Fot.

Piot

r Rab

iej

Il. 3. Cmentarz wojskowy

Fot.

Piot

r Rab

iej

Il. 4. Grób matki Józefa Piłsudskiego

Fot.

Piot

r Rab

iej

O KULTURZE

51

dziemy grób Marii Konopnickiej (il.7), której pogrzeb w 1910 r. był największą uroczystością żałobną we Lwowie. Jest tu także grobowiec innej znanej pisarki – Gabrieli Zapol-skiej (il. 8), na którym wyryto 56 tytułów jej powieści i sztuk teatralnych. Pamiętajmy też o grobie w centralnym punkcie Alei Zasłużonych, w którym spoczywają prochy bohatera Mickiewiczowskiej Reduty Ordona, a także o nagrobku Wła-dysława Bełzy (il. 9), autora Katechizmu polskiego (Kto ty jesteś – Polak mały).

Od 1989 r. działa polsko-ukraińska komisja ds. rewalo-ryzacji cmentarza, będącego – podobnie jak w czasach au-striackich i polskich – panteonem zasłużonych. Jej historia to

W tym czasie cmentarze nabierają ogrodowo-parkowego sty-lu. Troska zaś o piękno grobu ujawnia się w tym, by miał on indywidualny i niepowtarzalny charakter. Takim wymaga-niom mogły sprostać tylko najsilniejsze ośrodki artystyczne, takie jak Warszawa, Kraków, Wilno i Lwów.

Cmentarz na Łyczakowie jest kolejnym zabytkiem pol-skiej kultury. Od momentu założenia w 1787 r. miał charak-ter reprezentacyjny, bowiem bogaty, kupiecki Lwów wysta-wiał wybitnym osobom wspaniałe, często artystyczne nagrobki w stylu klasycystycznym i secesyjnym.

Podobnie jak wileńska Rossa, Cmentarz Łyczakowski we Lwowie skomponowany w przestrzeni romantycznego parku (il.5) jest zarazem wizją rajskiej, pięknej, lirycznej śmierci. Śmierć, którą na pomniku uosabia artystyczna postać anioła, jest miłym snem. Nagrobna rzeźba wyraża już nie tylko żało-bę, ale także trwanie człowieka poza śmiercią. Tak ukazany został przez rzeźbiarza Markowskiego Seweryn Goszczyński, w pełni sił i życia.

Kamienne anioły i fi gury kobiet obejmujące sarkofagi to postacie alegoryczne, wyrażające ból, żal i smutek, ale również ukojenie i pociechę. Autorami są znani rzeźbiarze i architek-ci – Wiwer, Filippi, Terier i Markowski. Dwie muzy, Klio i Melpomena, przysiadły pod popiersiem Karola Szajnochy, znanego historyka i autora dramatów.

Na Cmentarzu Łyczakowskim są również miejsca, gdzie spoczywają żołnierze (il. 6). Na cmentarzyku Żelaznej Kom-panii pochowano 47 powstańców listopadowych 1830 r. Na górce powstańców z 1863 r. znajduje się 230 mogił. Tu oraz przy pomniku Artura Grottgera odbywają się wspólne mod-litwy, stąd słychać patriotyczne śpiewy. Częścią Łyczakowa jest także Cmentarz Orląt, bohaterskich lwowskich dzieci, pole-głych w obronie miasta w latach 1918-1920.

Cmentarz Łyczakowski nazywany jest Grobem Ojczyzny. Wśród grobów spoczywających tu zasłużonych Polaków znaj-

Il. 5. Cmentarz lwowski na Łyczakowie

Fot.

Piot

r Rab

iej

Il. 6. Groby żołnierskie na ŁyczakowieFo

t. Pi

otr R

abie

j

O KULTURZE

Il. 7. Grób Marii Konopnickiej, poetki, nowelistki okresu realizmu

Fot.

Piot

r Rab

iej

52

niem kwiatów, zapaleniem znicza, a nawet sprzątnięciem liści. Jak pisał Krzysztof Kamil Baczyński w wierszu Historia:

Wy te same drżące u nieba, wy te same róże sadzić jak głos na grobach przyjdziecie i dłonią odgarniecie wspomnienia i liście … Gesty pamięci i miłości sięgające poza grób są znakiem

legitymizującym prawo narodu do tego drogiego fragmentu ziemi, mimo że nowo ustanowione granice pozbawiły go cią-głości terytorialnej.

Autorka jest doktorem, starszym wykładowcą w Centrum „Polonicum”.

Słowniczek – Vocabulary:

mogiła – tombkresy – borderlands (used to describe eastern territories now outside of Poland but previously under Polish rule)województwo – voivodship (administrative province)Potop – Th e Flood (Swedish invasion of Poland in the 17th century) konnica – cavalry rycerz – knight bohaterstwo – heroismgrób – gravezwłoki – dead body, corpseomszały – moss-coveredstarodrzew – old treesarcydzieło – masterpiece kondukt pogrzebowy – funeral cortegezesłanie – penal transportationsprostać wymaganiom – to meet requirementsśmierć – deathnagrobna rzeźba – tomb sculptureżałoba – mourningukojenie – solaceprochy – ashespanteon zasłużonych – pantheon of the nation’s illustrious deadznicz – grave candle

już prawie oddzielny rozdział w stosunkach polsko-ukraiń-skich XXI w.

Każda wizyta na cmentarzu, każda bytność u grobu bli-skiej osoby stają się znakiem potwierdzającym potrzebę pa-mięci o tych, którzy odeszli, lecz trwają nadal w myślach i uczuciach. Bo cmentarz jest przestrzenią pamięci, osobliwą wspólnotą żywych i umarłych. Łączą ją różnorakie więzy: na-rodowe, wyznaniowe, rodzinne. Różnie są one wyrażane: modlitwą, patriotyczną manifestacją, chwilą refl eksji, złoże-

Il. 8. Grób Gabrieli Zapolskiej – dramatopisarki, powieściopisarki i publicystki, przedstawicielki polskiego naturalizmu

Fot.

Piot

r Rab

iej

Il. 9. Grób Władysława Bełzy, poety neoromantycznego, piewcy polskości, animatora życia kulturalnego, oświatowego, prasowego

Fot.

Piot

r Rab

iej

O KULTURZE

53

Jeszcze do niedawna region ten kojarzono przede wszyst-kim z zimową mapą pogody i znajdującym się właśnie tutaj polskim biegunem zimna. Jednak łagodne ostatnio zimy po-wodują, że coraz rzadziej spoglądamy w kierunku Suwałk czy Augustowa z powodów meteorologicznych, za to coraz bar-

dziej doceniamy walory turystyczne tych okolic. Typowy kra-jobraz polodowcowy pełen jezior o czystych wodach i pięk-nych plażach, wzgórza morenowe nadające się nawet do uprawiania narciarstwa zjazdowego, wspaniała Puszcza Augu-stowska – największy zwarty obszar leśny w Polsce, gdzie pra-wie 17% drzewostanu stanowią ponad stuletnie okazy – są dużą atrakcją dla przyjezdnych spragnionych kontaktu z przy-rodą. Stosunkowo niewielka liczba miast i osiedli sprawia, że na znacznej powierzchni przyroda zachowała swój pierwotny, naturalny charakter, dzięki czemu możemy podziwiać unikal-ne gatunki fauny i fl ory. Dla ochrony ekosystemów leśnych, wodnych, torfowiskowych utworzono Wigierski Park Naro-dowy, Suwalski Park Krajobrazowy oraz liczne rezerwaty.

Jednak walory krajobrazu nie są jedynym warunkiem do-brego wypoczynku. Świadomi tego mieszkańcy Pojezierza w szybkim tempie rozbudowują turystyczną infrastrukturę, starając się sprostać różnorodnym oczekiwaniom przyjezd-nych (niebagatelne znaczenie mają fundusze z Unii Europej-

skiej przeznaczone na rozwój regionu). Tutejsze przedsiębior-stwa turystyczne oferują różne trasy spływów kajakowych, wycieczki białą żeglugą, we wszystkich miejscowościach po-łożonych nad jeziorami działają wypożyczalnie sprzętu wod-nego umożliwiające uprawianie żeglarstwa, kajakarstwa, jazdę na nartach wodnych, zakładane są stadniny koni, budowane ścieżki rowerowe, wytyczane szlaki dla pieszych wędrówek.

Najbardziej znaną miejscowością wypoczynkową regionu jest Augustów, położony nad rzeką Nettą, na południowo--zachodnim krańcu Puszczy Augustowskiej, nad brzegami je-zior Necko, Białe i Sajno. Początki miasta sięgają I połowy XVI w. Bardziej romantyczna wersja łączy powstanie Augu-stowa z młodością króla Zygmunta Augusta, który często od-dawał się myśliwskim pasjom w tutejszych kniejach. Podczas jednej z wypraw spotkał przyszłą żonę Barbarę Radziwiłłównę i dla upamiętnienia tego wydarzenia miejsce, gdzie się ono odbyło, nazwał własnym imieniem. Inny królewski wątek hi-storii oddaje inicjatywę królowej Bonie, która w 1546 r. po-stanowiła założyć miasto i na cześć syna nazwać je Zygmun-towem. Jednak wbrew jej życzeniu przyjęła się nazwa pochodząca od drugiego imienia królewicza, który wkrótce (1548 r.) odziedziczył po ojcu Zygmuncie Starym tron kró-

PODRÓŻE POLONICUM

Jolanta Aulak

Pojezierze Suwalsko-Augustowskie

Il. 1. Kanał Augustowski – atrakcja turystyczna regionu. Unikatowe w skali europejskiej dzielo budownictwa wodnego

z I połowy XX wieku

Fot.

ww

w.su

wal

szcz

yzna

.com

.pl

54

lewski. Zwolennicy bardziej prozaicznej teorii mówią o karcz-mie wystawionej w 1526 r. przez Jana Radziwiłła, wokół niej szybko zaczęło się rozwijać osiedle obsługujące podróżnych, którzy przemierzali krzyżujące się tutaj szlaki handlowe. War-to wspomnieć, że już raz na początku naszej ery słynny Szlak Bursztynowy łączący Imperium Rzymskie z północno--wschodnią częścią Europy stał się bodźcem ożywienia gospo-darczego tych terenów zamieszkiwanych wówczas przez Pru-sów i Jaćwingów. (Plemiona te zostały później wyniszczone lub zgermanizowane przez Krzyżaków. Ślady po Jaćwingach pozostały w nazwach jezior i rzek, a pozostałości kultury ma-terialnej archeolodzy odnaleźli we fragmentach grodzisk i cmentarzy kurhanowych w pobliżu wsi Posejnele, Osinki, Szwajcaria koło Suwałk. Znaleziska z wykopalisk znajdują się w Muzeum Okręgowym w Suwałkach i w Państwowym Mu-zeum Archeologicznym w Warszawie.) Potrzeby handlu

i transportu przez wieki decydowały też o rozwoju Augusto-wa. Zwłaszcza w XIX w. po wybudowaniu kolei warszawsko--petersburskiej i kanału łączącego dorzecze Wisły z Niemnem wzrosła ranga miasta. Niestety niewiele zabytków zachowało się z tamtego okresu. Najstarszym obiektem jest kamienica przy rynku (z 1800 r.), w której na krótko zatrzymał się Na-poleon, oraz żydowska bożnica wkomponowana obecnie w bryłę budynku Urzędu Skarbowego (w XIX w. Żydzi sta-nowili prawie 50% mieszkańców miasta, trudnili się przede wszystkim handlem z Rosją i Prusami). Najważniejszym obiektem, a zarazem główną atrakcją turystyczną regionu po-zostaje Kanał Augustowski, od 1968 r. wpisany na listę za-bytków jako unikalne dzieło sztuki inżynierskiej i budowni-ctwa wodnego. Kiedy w wyniku rozbiorów dostęp do Bałtyku przejęły Prusy, a na granicach wprowadzono wysokie cła dławiąc polski handel zagraniczny, władze Królestwa Pol-skiego postanowiły docierać do morza nową drogą wodną i wybudowały kanał łączący dorzecze Wisły przez Narew, Bie-brzę i Nettę z dorzeczem Niemna. Pomysłodawcą był minister skarbu Królestwa Polskiego – książę Franciszek Ksawery Dru-cki-Lubecki, a wykonawcą projektu generał Ignacy Prądzyń-ski. Budowę rozpoczęto w 1825 r. i ukończono w 1839 r. Długość kanału od Biebrzy do Niemna wynosi niemal 102 kilometry, z czego 80 kilometrów znajduje się dziś w Polsce. Na kanale wybudowano 18 murowanych śluz (14 – w Polsce) i 23 upusty. Podnoszą one o 15 m poziom wody od Biebrzy do Augustowa, a od Augustowa do Niemna obniżają go o 41 m. Nie ma chyba turysty odwiedzającego ten region, który nie popłynąłby choć jedną z wielu tras Kanału Augu-stowskiego.

Zalety letniskowo-rekreacyjne Augustowa zaczęto dostrze-gać od połowy lat 20. ubiegłego wieku. Miasto zyskało nawet miano „letniego salonu stolicy”. Także dzisiaj Augustów o każdej porze roku ma dla turystów ciekawą ofertę. Zimą od kilku lat odbywają się wyścigi psich zaprzęgów, na jeziorach ścigają się bojery, a wędkarze biorą udział w zawodach łowie-nia ryb pod lodem. Latem można korzystać ze wszystkich dobrodziejstw, jakie daje pobyt nad wodą i w sercu puszczy. Ciekawostką jest działający na jeziorze Necko wyciąg dla nar-ciarzy wodnych – jedyny w Polsce!

Turyści chętnie przebywają też na terenie Wigierskiego Parku Narodowego, gdzie znajduje się jedno z najgłębszych w Polsce jezior (73 m), przez wielu uważane za najpiękniejsze – jezioro Wigry (najgłębszym jeziorem jest położone nieco dalej na północ na wysokości 227 m n.p.m. jezioro Hańcza – maksymalna głębokość 108,5 m, średnia – 38,7 m). O uro-dzie Wigier przesądza nieregularna linia brzegowa, którą two-rzą w większości zalesione pagórki, liczne zatoki i półwyspy

PODRÓŻE POLONICUM

Il. 2. Widok na jezioro Wigry z wieży klasztoru kamedułów

Il. 3. Klasztor kamedułów

Fot.

Jola

nta

Anul

ak

Fot.

ww

w.su

wal

szcz

yzna

.com

.pl

55

oraz 18 różnej wielkości wysp rozsianych po tafl i jeziora. Nie-które związane z jeziorem nazwy, jak Stary Folwark (przy uj-ściu Czarnej Hańczy do Wigier) czy Zatoka Krzyżacka znane są przede wszystkim przyrodnikom ze względu na występu-jące tu żeremia bobrów i unikalną szatę roślinną, ale mogą też skłonić do zainteresowania się historią tych terenów. Istotnie, przez wieki okoliczne lasy były ulubionym miejscem polowań książąt litewskich i królów polskich.

Już w XV w. w pobliżu dzisiejszej wsi Wigry znajdował się drewniany dworek myśliwski służący zmęczonym pogonią za zwierzyną dostojnikom jako miejsce odpoczynku i biesiad. Na początku XVII w. obiekt został rozbudowany i zmoder-nizowany dla króla Władysława IV Wazy. Na losy ziem nad Wigrami istotnie wpłynął król Jan Kazimierz, który aktem z 6. I . 1667 r. podarował jezioro wraz z przyległymi terenami zakonowi kamedułów. Zakonnicy wybudowali klasztor i koś-ciół w stylu uproszczonego baroku, co miało harmonizować z surową regułą kamedułów, ale przede wszystkim zaczęli pro-wadzić akcję osadniczą, poszerzać swoje terytorium i rozwijać je gospodarczo (założyli m.in. cegielnie, huty szkła, tartaki, młyny, papiernie). W 1800 r. całe dobra klasztorne skonfi -skowały władze Prus, zakonników zaś przesiedlono do War-szawy, gdzie od 1639 r. kameduli mieli już swoją siedzibę w miejscu, które od ich białych habitów zaczęto nazywać Bie-lanami. W połowie XX w. zrujnowany zespół architektonicz-ny wigierskich kamedułów został zrekonstruowany i odbudo-wany (ze starej zabudowy zachował się tylko refektarz i jeden z eremów), dziś oprócz funkcji sakralnych częściowo jest też wykorzystywany dla celów wypoczynkowych.

Zakonowi kamedułów zawdzięcza również swoje powsta-nie największe miasto regionu – Suwałki. Pod koniec XVII w. Suwałki były jeszcze niewielką osadą, która już w 1715 r. zdo-była prawa miejskie. Podanie wywodzi nazwę miasta od

Il. 4. Dziedziniec klasztoru kamedułów i eremy

litewskiego słowa suwałka, co oznacza zbieraninę, jako że mieszkańcy tworzyli bogatą mozaikę narodowościową, co zresztą do dziś jest charakterystyczne dla całego regionu. Mia-sto, podobnie jak Augustów położone na skrzyżowaniu waż-nych szlaków handlowych, szybko się rozwijało i bogaciło, pomimo zmiennej sytuacji politycznej. W wyniku rozbiorów cała Suwalszczyzna znalazła się pod panowaniem Prus, w la-tach 1807-1815 tereny te wchodziły w skład Księstwa War-szawskiego, a po Kongresie Wiedeńskim – Królestwa Polskie-go. W XIX w. Suwałki należały do największych polskich miast. Ich prestiż podniósł się zwłaszcza po decyzji władz car-skich w latach 70. o utworzeniu tutaj dużego garnizonu, co wymagało wybudowania odpowiedniego kompleksu kosza-rowego i rozbudowy połączeń kolejowych. Niestety, kolejny wiek przyniósł upadek miasta, zwłaszcza tragicznie zapisały się lata II wojny światowej – najpierw czasy okupacji rosyj-skiej, a potem niemieckiej. Po wojnie Suwałki również nale-żały do miast pozbawionych perspektyw rozwojowych, jak zresztą większość regionu, uważanego za symbol zacofania społecznego i gospodarczego. Sytuacja zaczęła się radykalnie zmieniać od lat 90. ubiegłego wieku, kiedy zaczęły powstawać nowe przejścia graniczne i region powrócił do tradycji prze-cinających się tutaj tras handlowych. Powołano Specjalną Su-walską Strefę Ekonomiczną, która dzięki ulgom inwestycyj-nym stwarza dogodne warunki do rozwoju prywatnej przedsiębiorczości oraz Euroregion Niemen – ponadpaństwo-wą strukturę, której zadaniem jest sąsiedzka współpraca go-spodarcza. Inicjatywy te korzystnie wpłynęły na wszechstron-ne ożywienie obszaru, również w dziedzinie turystyki.

Słynną przeszłością może się też poszczycić Dowspuda, dziś znana tylko jako miejscowość wypoczynkowa. Już na początku XV w. wybudowano tu drewniany dwór obronny, ale okres prawdziwej świetności nadszedł z początkiem XIX w., kiedy majątek znalazł się w posiadaniu generała Mi-kołaja Ludwika Paca – podróżnika, anglomana, który prze-

Il. 4. Portyk pałacu Paca w Dowspudzie

PODRÓŻE POLONICUMFo

t. w

ww.

suw

alsz

czyz

na.c

om.p

l

Fot.

Ze z

bior

ów „

Polo

nicu

m”

56

i tańca i chętnie prezentują swój dorobek kulturalny. Licz-nych turystów przyciągają daniami regionalnej kuchni poda-wanymi w restauracjach i gospodarstwach agroturystycznych. Można powiedzieć, że mozaika narodowościowa dalej się róż-nicuje. Kiedy miniemy wieś Bachanowo, gdzie zaczyna się ścieżka dydaktyczna Doliny Czarnej Hańczy, warto odwiedzić gospodarstwo, na którym widnieje napis zachęcający do kup-na serów. O dziwo, są to sery wytwarzane według oryginal-nych receptur szwajcarskich. Ich produkcją zajmują się przy-byli ze Szwajcarii w latach 90. XX w. państwo Notterowie, którzy, jak się wydaje, zapuścili już korzenie na Suwalszczyź-nie, bo rodzina powiększyła się tu o kilkoro dzieci, doskonale władających językiem polskim. Kto wie, może niebawem przybędą na pojezierze następni osadnicy, przecież miejsca jest dosyć.

Autorka jest doktorem, starszym wykładowcą w Centrum „Polonicum”.

Redakcja składa serdeczne podziękowania Portalowi Tu-rystycznemu suwalszczyzna.com.pl za użyczenie zdjęć.

niósł do Dowspudy metody gospodarowania zaobserwowane w Anglii. Najpierw powstało prężne przedsiębiorstwo rolni-czo-przemysłowe zajmujące się hodowlą owiec, produkcją maszyn i narzędzi rolniczych, potem uruchomiono nowoczes-ną gorzelnię i zakłady przetwórstwa produktów rolnych. W la-tach 1820-1823 Pac wybudował wspaniały kompleks pałaco-wy w stylu neogotyku angielskiego, jedyny tego rodzaju obiekt w Polsce. Pałac przeszedł do przysłowia – „Wart Pac pałaca, a pałac Paca”, choć niektórzy twierdzą, że chodzi tu o innego Paca i inny pałac (w Jeźnie koło Kowna). Ze wspa-niałej rezydencji do dziś przetrwał tylko wejściowy portyk, mury fundamentów, narożna wieża i rozbudowane, dwukon-dygnacyjne piwnice. Piwnice zostały częściowo udostępnione, odbywają się w nich różne imprezy kulturalne, a turyści mo-gą też w przypałacowym parku podziwiać rzadkie i cenne gatunki drzew.

Gdzie jeszcze zaglądają turyści wędrujący szlakami Poje-zierza Suwalsko-Augustowskiego? Na pewno warto obejrzeć koło wsi Stańczyki potężne budowle zwane „wiaduktami pół-nocy” liczące 200 m długości i 36 m wysokości. Są to mosty łączące brzegi pradoliny rzeki Błędzianki, po których od 1927 r. biegła linia kolejowa. Pociągi kursowały tędy do 1945 r., kiedy Rosjanie wywieźli tory, pozostawiając w całości potężne wiadukty. Dziś przyjeżdżają tu amatorzy skoków na bungee, jest to też wspaniałe miejsce widokowe.

Region pojezierza to tereny pogranicza, które można też przemierzać szlakami różnych kultur i wyznań. Po zamiesz-kałej licznie na tych terenach ludności żydowskiej do dziś pozostało niewiele pamiątek, II wojna światowa skutecznie zatarła ślady jej bytności tutaj. Ciekawą grupę etniczną sta-nowią staroobrzędowcy, którzy przybyli na Suwalszczyznę ok.1680 r., szukając schronienia przed prześladowaniami, ja-kich doznawali w Rosji po odrzuceniu reformy patriarchy Nikona. Jeszcze w I połowie XX w. ich wyznanie ofi cjalnie usankcjonował rząd polski jako Wschodni Kościół Staroob-rzędowy w Polsce. Staroobrzędowcy mieszkają w różnych miejscowościach regionu, ale w wyniku procesów asymilacyj-nych ich ilość ciągle maleje (obecnie poniżej 1000 osób). Do wypełniania obrządków religijnych służą im trzy czynne cer-kwie – w Suwałkach, Gabowych Grędach i Wodziłkach o skromnym wyposażeniu – kilka ikon, starych ksiąg i krzyży. Staroobrzędowcy przywieźli też zwyczaj kąpieli w baniach – małych drewnianych łaźniach, z których jedna, niezależnie od pory roku, czynna jest do dziś w Wodziłkach.

Miejscowości takie, jak Sejny, Puńsk czy okoliczne wsie zamieszkuje oprócz Polaków ludność pochodzenia litewskie-go. Litwini są bardzo przywiązani do własnej kultury i trady-cji, posiadają własne szkoły, wydawnictwa, zespoły pieśni

Słowniczek – Vocabulary:

wzgórze morenowe – morainic hilltorfowisko – peat bogspływ kajakowy – canoeing tripwytyczać szlak – to mark out a trailknieja – forestkarczma – innprzemierzać – to travel along (a trail) bodziec – impulsegrodzisko – hillfortkurhan – burial mounddorzecze – (river) basin śluza – lockupust – sluicepsi zaprzęg – dog-sledgewyciąg dla narciarzy wodnych – water-ski liftżeremie bobrów– beaver lodgebiesiada – feastzakon kamedułów – Camaldolese Ordersurowa reguła – strict monastic rule szlak handlowy – trade routedwór obronny – fortifi ed manor house gorzelnia – distillery portyk – porticoobrządki religijne – religious rites

PODRÓŻE POLONICUM

57

W maju minęły trzy lata od momentu przystąpienia Pol-ski do Unii Europejskiej. Z okazji kolejnej rocznicy pojawiły się w mediach liczne opinie i komentarze dotyczące kondycji naszego kraju w nowej sytuacji polityczno-gospodarczej oraz relacji z poszczególnymi państwami członkowskimi.

W jednym z kwietniowych numerów „Newsweeka” uka-zał się, w cyklu Historia Europy, wywiad z prof. Gerardem Delanty, socjologiem z uniwersytetu w Liverpoolu, pod tytu-łem Ten obcy, który dotyczył problemu europejskiej tożsamo-ści. Delanty przypomniał, że w naturze ludzkiej leży odnaj-dywanie siebie w konfrontacji z innymi i że podobnie jest z tożsamością europejską, która „najczęściej była kształtowana przez innych, przez nie-Europejczyków”. Z kwestią tożsamo-ści europejskiej wiąże się z kolei zagadnienie odrębności na-rodowych, a także zjawiska emigracji i imigracji. O tym, jak ważne są to sprawy w polityce, można się było przekonać na przykładzie ostatniej kampanii wyborczej we Francji.

Prawicowy kandydat na prezydenta, Nicolas Sarkozy, mó-wił prawie wyłącznie o imigrantach, ale również dla kandy-datki lewicy ważna była kwestia tożsamości narodowej, sza-cunku dla hymnu i fl agi francuskiej oraz znajomości języka francuskiego. Trudno się dziwić ich wystąpieniom, kiedy ma się w pamięci wydarzenia ostatnich dwóch lat, a szczególnie zamieszki imigrantów na przedmieściach Paryża i innych miast. Przecież wszystko zależy od tego, jak postrzega się imi-grację – czy jako problem, czy jako konieczność.

Nad tym właśnie zastanawialiśmy się na lektoracie języka polskiego ze studentami z kilkunastu krajów Europy i świata. Punktem wyjścia do dyskusji był wywiad z Gerardem Delan-ty. Na początku rozmowy Asmara z Francji stwierdziła, iż imigrantów można widzieć jako problem, konieczność, a tak-że jako bogactwo. Nie wszyscy jednak uczestnicy zajęć skłon-ni byli pozytywnie oceniać imigrantów. Zauważyła to Anne-gret z Niemiec: Podczas dyskusji na lektoracie dostrzegłam bardzo silne emocje dotyczące tematu imigracji. Byłam zaskoczo-na, ponieważ wśród młodych ludzi, szczególnie studentów Era-smusa, nie oczekiwałam takiego sprzeciwu. To ciekawe, że naj-silniejsze emocje wywołał ten temat u osób, które pochodziły z krajów spoza Unii Europejskiej. W „Polonicum” bowiem uczą się cudzoziemcy nie tylko z programu Erasmus,

o czym Annegret nie pomyślała. Ona sama ocenia imigrację w swoim kraju jako konieczność: w Niemczech niedługo będzie brakować mieszkańców i między innymi specjalistów różnych zawodów. Przeżywamy niż demografi czny, co znaczy, że bez imi-gracji nie będzie można zagwarantować ani postępu, ani boga-ctwa w naszym kraju.

W podobnej sytuacji co Niemcy była Hiszpania, o czym świadczy wypowiedź Angeli: Mieliśmy największy niż demo-grafi czny w całej Europie, ale dzięki imigracji sytuacja uregulo-wała się trochę. To wygląda jak cud.

Asmara z Francji zwróciła uwagę, że „już od lat 60. ubiegłego wieku Europa jest ważnym celem światowej emigracji. Z Afryki, z Azji czy z Ameryki Południo-wej ludzie wyjeżdżają, szukając lepszych warunków życia w jednym z wielu krajów europejskich. Często pochodzą z biednych

krajów i akceptują prawie każdą pracę niezależnie od tego, ile się zarabia. Dzięki temu Europie nie brakuje taniej siły roboczej, szczególnie w dziedzinach zaniedbanych przed rdzennych miesz-kańców. Faktycznie, coraz mniej ludzi chce pracować np. jako sprzątaczka. Natomiast, jeśli chodzi o korzyści „demografi cz-ne”, to często okazuje się, iż ta nadzieja jest utopią, ponieważ imigranci, dopiero od drugiego pokolenia, adaptują się do zwy-czajów danego kraju.

Julia z Niemiec przypomniała, iż imigracja nie jest zjawiskiem, które po-jawiło się dopiero w naszych czasach: Ludzie zawsze emigrowali z powodu pracy, konfl iktów lub miłości. Nowe problemy po-legają na tym, że dzisiaj zbyt dużo ludzi szuka azylu czy nowego życia w innych

krajach: całe rodziny są w ruchu. Problemy zaczynają się tam, gdzie imigracja zdarza się masowo i szybko. Ludzie emigrują i po osiedleniu się tworzą zamknięte subkultury. „Import” kul-tury może być niebezpieczny. Gdzie doszło do stworzenia „miast w miastach” i całe dzielnice straciły pierwotną tożsamość, prob-lemy zostały zaprogramowane.

Annegret pisze o latach powojennych, kiedy RFN zapro-siła dużo gastarbeiterów z Turcji i Włoch na potrzeby budow-

Eulalia Teklińska

Imigracja – problem, konieczność, bogactwo?Co myślą o imigracji studenci w „Polonicum”

O POLSCE I POLAKACH

58

mieszane i że każda osoba, nieważne, skąd pochodzi, próbuje jak najlepiej asymilować się do tej mieszanej kultury. Nikt nie może zrezygnować ze swoich poglądów, dlatego że przyjechał do innego kraju. To po prostu nie jest sprawiedliwe. Każdy tylko może zaakceptować tę inną kulturę. Ameryka ma tyle osób róż-nego pochodzenia bo jest krajem, gdzie „każde marzenie może się spełnić” i dlaczego my mamy na to nie pozwolić?

Wiadomo, że Stany Zjednoczone Ameryki Północnej nie są monolitem i mają swoje problemy, konfl ikty społeczne, bo gdzie ich nie ma? Niemniej przyznać trzeba, iż miliony ludzi tutaj właśnie znalazło swoją „ziemię obiecaną”, zrealizowało swoje marzenia, ponieważ stworzone zostały do tego warun-ki, wynikające z otwartości wobec innych kultur i akceptacji różnorodności wokół siebie.

Stanislau z Białorusi ma bardziej chłodny stosunek do tego problemu: Mnie nic nie jednoczy z Murzynami, Ara-bami, Chińczykami i Francuzami. Ani kulturowo, ani historycznie, ani genetycz-nie, ani językowo. My jesteśmy różni i ob-cy. Ale my możemy współpracować, poma-

gać sobie, czuć tolerancję, możemy prowadzić wzajemnie dni kultury, studenckie wymiany, ale nie mieszać się! Świat dlatego jest bogaty, że wszyscy są różni. I trzeba szanować się nawzajem i zachowywać porządnie w innym kraju, zgodnie z jego kultu-ralnymi zasadami. Przecież nikt ci twoich zasad i norm nie odbiera, ale pokazuj je i używaj ich we własnym domu.

Skąd się bierze taki punkt widzenia? Stanislau wyjaśnia: Mówiąc o Europie, chciałbym zauważyć, że imigranci z państw Bliskiego Wchodu zachowują się bardzo nieporządnie. Oni się zachowują jak u siebie: ubierają się, żądają tolerancji, nie tole-rując innych, chcą zmieniać zasady kultury np. we Francji i, głównie, nie chcą integrować się. Europa już czuje to na sobie: ataki terrorystyczne w Londynie, w Madrycie, zabójstwo dzien-nikarza w Holandii (za artykuł o muzułmańskich kobietach) i in. Muzułmanie nigdy nie byli tolerancyjni nawet w cudzym państwie. Na przykład Jugosławia. Tito wpuścił do Kosowa (hi-storycznej ziemi Serbów) kilka tysięcy Albańczyków (bo w Alba-nii nie było pracy), a po kilkudziesięciu latach Albańczycy ode-brali Kosowo Serbom i chcą niepodległości. Kto im dał takie prawo? Allah? Nie… i brak kultury. Kto dał prawo Murzynom do traktowania siebie jako gospodarzy Lyonu, gdzie oni gwałcą białe kobiety tylko dlatego, że one są …bogate. Ja specjalnie po-dałem kilka przykładów, żeby określić swój stosunek do innych narodowości. To nie jest nazizm, faszyzm czy rasizm. To jest ra-cjonalizm. Jednocześnie Stanislau wyodrębnia różne sektory bli-skie kulturowo i precyzuje, że imigracja wewnątrz tych sektorów nie jest szkodliwa, bo różnice kulturowe, religijne nie są zbyt duże, ale między tymi sektorami to może być niebezpiecznie.

nictwa. Ich rodziny zostały na stałe i są częścią prawie każdego miasta Niemiec Za-chodnich. Wraz z nimi, oczywiście, poja-wiły się problemy integracyjne – jak żyć z ludź-mi, którzy mają swoje odrębności, swoją wiarę, która nie jest chrześcijańska? Co ro-bić, jeżeli nie chcą przejmować naszych

zwyczajów i zamykają się w swoich dzielnicach? A jeszcze gorzej, jeżeli ich prawo nie pokrywa się z naszym. To są wyzwania, z któ-rymi trzeba się liczyć. Bardzo podoba mi się zdanie poety, które-go nazwiska już nie pamiętam. Powiedział o zjawisku imigracji w latach 50. i 60. ubiegłego wieku: „Chcieliśmy gastarbeiterów, a kogo dostaliśmy? Ludzi.

Ci ludzie, których do emigracji zmusza polityka państwa, osiedlają się w innym kraju, z nadzieją, że kłopoty znikną, że czeka ich lepsze życie – nic bardziej złudnego! Taką ulgę odczu-wa się tylko przez moment. Zaraz potem pojawiają się nowe problemy związane z asymilacją, z językiem, z inną kulturą itp. Taka migracja jest również bardzo często źle postrzegana przez rdzennych mieszkańców danego terytorium. Nie podoba im się widok obcokrajowców we własnym kraju. Problem staje się więc obustronny – uważa Klaudia ze Szwecji.

Zjawisko imigracji – jako złożony temat – widzi też Lina z Niemiec. Jej zdaniem problemy związane z imigracją są naj-częściej problemami niewłaściwej polityki. Dla niej imigranci oznaczają wzbogacenie. W moim mieście rodzinnym, Hambur-gu, mieszka wielu imigrantów z różnych krajów. W klasie mia-łam wielu uczniów różnych narodowości. Z tego powodu pozby-łam się strachu wobec kogoś innego, obcego i dzięki temu stałam się osobą otwartą. Miałam też mnóstwo możliwości, żeby poznać inne kultury, które były tuż przed moim domem.

Agneta ze Szwecji też podkreśla, że można się nauczyć to-lerancji, kiedy poznaje się inne kultury i zachowania, rozumie się innego człowieka (…). Problem pojawia się wtedy, gdy jest za mało kontaktów z cudzoziemcami. Wtedy brakuje tolerancji w stosunku do człowieka z innego kraju. Tak rodzi się rasizm.

Lina, podsumowując swoją wypowiedź, twierdzi, że praw-dziwa integracja zależy od dobrego współżycia ludzi w jednym środowisku. W tym celu powinny współpracować wszystkie stro-ny: imigranci, społeczeństwo i politycy. Takie współdziałanie nie pozwoli na pogłębianie się problemów, na wzrost przemocy, prze-stępczości, podziałów społecznych. Natomiast może stworzyć wa-runki do „rozwijania się multikulturowości, co jest bogactwem dla kraju przyjmującego nowych obywateli – uważa Asmara, mając jednocześnie świadomość pewnych wad multikulturo-wości.

Zdaniem Karoliny najlepszym przykładem bogactwa, ja-kie niesie imigracja, jest Ameryka. Jest nawet takie powiedze-nie, że Ameryka jest „melting pot”, to znaczy, że kultury są wy-

O POLSCE I POLAKACH

59

Jeszcze gorzej widzi tę sprawę Kwon z Korei Północnej: Kiedyś przeczytałem artykuł, w którym było napisane, że na-stępna wojna światowa będzie wojną mię-dzy kulturami. Być może w tej wojnie bę-dą odgrywali ważną rolę imigranci, bo gdyby oni nie przekroczyli granicy i miesz-

kali tylko w swoich krajach, gdzie urodzili się i dorastali, nigdy nie byłoby konfl iktu kulturowego.

Gdyby … Ale ludzie już bardzo dawno temu zaczęli prze-kraczać granice swojego kraju i „od tego czasu postęp oznaczał – i dalej oznacza – coraz większe uwikłanie człowieka w zło-żoną sieć powiązań i zależności, których tajników nie jest on nawet w stanie przeniknąć” – powiedział Ryszard Kapuściński w wykładzie wygłoszonym w 2001 r. z okazji otrzymania ty-tułu doktora honoris causa Uniwersytetu Wrocławskiego, pt. Skąd pochodzimy? Kim jesteśmy?

W wywiadzie dla „Wprost” pt. Cywilizowanie Imperium przypomniał, że już w 1912 r. polski antropolog, Bronisław Malinowski, zwrócił uwagę na niezwykle istotny fakt – na wielokulturowość świata: Stwierdził on, że poszczególnych kul-tur nie można uporządkować hierarchicznie, że nie ma kultur lepszych i gorszych i że każda z nich w danych warunkach two-rzy system w pełni logiczny, funkcjonalny i o zbliżonym stopniu doskonałości. Dostrzeżenie wielowątkowości rozwoju ludzkości i równowartości kultur jest jednym z najistotniejszych odkryć dwudziestego wieku.

Nasz świat istnieje mimo dwóch wojen światowych i licz-nych lokalnych konfl iktów, więc chyba znacząca większość z sześciu miliardów ludzi żyjących w bardzo wielu kulturach, religiach, językach, mających tysiące rozbieżnych interesów, celów i potrzeb, znalazła sposób, aby żyć w pokoju. Aby jed-nak przepowiednia wojny cywilizacji nigdy się nie spełniła i że-by Asmarę mogło nadal fascynować to, że w Paryżu kobiety z Afryki ubierają się w bardzo kolorowe ubrania, i że można tu zjeść prawie wszystkie potrawy świata, powinniśmy więcej uwa-gi poświęcać imigrantom, pomagać rozwiązywać ich proble-my, tworząc struktury, które zagwarantują ich integrację, czyli klucz do sukcesu w nowym życiu. Tu też potrzebna jest otwar-tość i dobra wola rodzimych mieszkańców, którzy muszą oswoić się z tymi „innymi” i zdecydować, jakie miejsce dać imigrantom w społeczeństwie.

Annegret pisze: Wiem, że granice mają swój sens, ale jed-nocześnie wątpię, czy powinniśmy je uważać za stałe. W końcu chodzi o ludzi, a kto ma wpływ na to, gdzie się urodził? /…/ Dlaczego tak myślę? Między innymi dlatego, że czasami się wsty-dzę, jak my bogaci osądzamy tych, którzy może nawet nie mieli wyboru. Bo nie jestem pewna czy zawsze będę mieszkać w swo-jej ojczyźnie.

Taki jest sposób myślenia studentki „Erasmusa” z Nie-miec; jej empatia jest budująca. Studenci „Erasmusa” są za-zwyczaj otwarci na świat i drugiego człowieka. Od lat obser-wuję ich na lektoratach języka polskiego i jestem pełna uznania dla ich umiejętności nawiązywania kontaktów, argu-mentowania swoich opinii i szacunku dla drugiej osoby.

Europejski program wyjazdów stypendialnych dla studen-tów „Erasmus” ustanowiono 20 lat temu. Do tej pory w pro-gramie wzięło udział ponad 1,5 mln studentów z Europy. Według szacunków Komisji Europejskiej do 2012 r. będą aż 3 miliony tych stypendystów. O „Erasmusie” mówi się jak o fenomenie socjologicznym, który bardzo dużo zrobił dla idei wspólnej Europy.

Dziesięć lat temu do „Erasmusa” przystąpiła również Pol-ska. Nasi studenci wracają ze stypendium bardziej pewni sie-bie i otwarci. Czy można więc mieć nadzieję, że ich otwartość i zrozumienie sytuacji innych pomoże Polsce w rozwiązywa-niu problemów ludzi, którzy w naszym kraju poszukują lep-szej przyszłości dla siebie i swoich dzieci? Polska bowiem też już ma swoich imigrantów (np. Wietnamczyków, Ukraiń-ców). Dobrze by było, aby wzbogacali nasz kraj, naszą kultu-rę. I tu może być pole do działania dla naszych „Erasmusow-ców”, którzy podobno zmieniają świat.

Autorka jest doktorem, starszym wykładowcą w Centrum „Polonicum”.

O POLSCE I POLAKACH

Słowniczek – Vocabulary:

tożsamość – identity odrębności narodowe – national distinctions szacunek – respect postrzegać – to perceive konieczność – necessity być zaskoczonym – to be surprised sprzeciw – disagreementtania siła robocza – low-paid workforce rdzenny mieszkaniec – native inhabitant zjawisko – phenomenon wyzwanie – challenge złudny – illusory pozbyć się strachu – to get rid of fear rozwijać – to develop jednoczyć – to unite przekroczyć granice – to cross borders uwikłanie – involvement odkrycie – discovery oswoić się – to get used to pełen uznania – full of admiration

60

Podstawowym i jedynym niezbywalnym składnikiem bi-gosu jest kapusta. Tę należy odpowiednio przygotować, czyli poszatkować. Szatkowanie polega na pokrojeniu warzywa w możliwie jak najcieńsze paski. Do tego celu służy najlepiej szatkownica, czyli specjalny przyrząd przeznaczony właśnie do siekania (szatkowania) jarzyn. Dalej następuje już cudow-ne połączenie różnych rodzajów mięs i wędlin z warzywami, przyprawami, runem leśnym i czym tylko dusza polska za-pragnie. Owa nieskończona liczba proporcji i różnorodności składników, owa swoboda decyzji i wyborów powodują, że bigos najbardziej ze wszystkich potraw odpowiada naszej na-rodowej fantazji, której krzątającym się w kuchni Polakom jako żywo nie brakuje. To on daje każdej polskiej gospodyni (a pewnie i niejednemu gospodarzowi) wspaniałe poczucie wyjątkowości, i co ważniejsze chyba, wyłączności na najlepszą i niepowtarzalną recepturę. Tę, Adam Mickiewicz w Panu Tadeuszu przedstawia tak:

Przecież i bez tych przypraw potrawą nie ladaJest bigos, bo się z jarzyn dobrych sztucznie składa.

Być w Polsce i nie zjeść bigosu – czy to możliwe? To tak, jakby będąc w Czechach nie napić się piwa, nie zjeść sera w Szwajcarii, nie spróbować smaku wielu innych potraw, przypisanych do miejsc, narodów i kulinarnych tradycji. W na-szym kraju cudzoziemiec wcześniej czy później zostanie na-karmiony właśnie bigosem. Trudno dzisiaj nad Wisłą o bar-dziej swojski specjał. A ten ma dość długą i niełatwą do prześledzenia historię. Jego poprzednikiem był bigosek, opi-sywany w XVII wieku przez Stanisława Czernieckiego, auto-ra pierwszej polskiej książki kulinarnej Compendium Ferculo-rum albo Zbiór potraw, wydanej w Krakowie w 1682 roku. W potrawie tej można było doszukać się wielu rodzajów mięs i ryb (co dzisiaj raczej nie jest już praktykowane) drobno po-krojonych. Sam zaś bigos zagościł na polskich, a właściwie staropolskich stołach przed wiekami, najprawdopodobniej za sprawą Władysława Jagiełły, pierwszego Litwina na naszym tronie. Istnieje również ślad niemiecki, dowodzący prastarych skłonności do potraw z kapusty u naszych zachodnich sąsia-dów – czego liczne dowody odnajdujemy do dzisiaj w książ-kach kucharskich oraz jadłospisach tamtejszych restauracji oferujących tradycyjną i regionalną kuchnię. Do podobnych specjałów kulinarnych przyznają się jeszcze Hiszpanie i Fran-cuzi. Nie należy zapominać i o królowej Bonie, która ze sło-necznej Italii nawiozła do Krakowa mnóstwo włoszczyzny. Skądkolwiek by jednak nie przywędrował, w obecnej postaci (a raczej postaciach) jest naszym daniem narodowym, sztan-darowym, a od niedawna i eksportowym. Zamówić go moż-na w polskich sklepach i restauracjach nie tylko w Londynie czy Madrycie, ale nawet za oceanem. Może więc lepiej mówić o jego rodowodzie ustami poety. Na przykład tworzącego w pierwszej połowie XIX stulecia Stanisława Jachowicza:

Bigos i kiełbasyOdnawiając w pamięci owe świetne czasy,Gdy aniołowie Piasta chatę odwiedzili;Powiadają nam dzieje: mięso rozmnożyli –Tym mięsem były kiełbasy,W bigosie i kiełbasach tak zasmakowali,Że mu piękną koronę polską za to dali.

(z wiersza Pan Władysław wyjeżdża z bratem scudzoziemczałym na wieś)

KĄCIK JĘZYKOWY

Piotr Garncarek

Narobić bigosu

Rys.

A’D

iA M

ultiI

dea

61

Bierze się doń siekana, kwaszona kapusta,Która, wedle przysłowia, sama idzie w usta;Zamknięta w kotle, łonem wilgotnym okrywaWyszukane cząstki najlepsze mięsiwa...

We wspomnianej książce Stanisława Czernieckiego, w któ-rej odnaleźć można: ...100 potraw mięsnych, tyleż rybnych oraz mlecznych z rozlicznymi dodatkami, sekretami kucharskimi, po-trawami leczniczymi... bigos zajmuje poczesne miejsce. Naj-starsze znane przepisy są bowiem nie tylko recepturą, ale i wska-zaniem adresata, godnego spożywania tej bardzo specjalnej potrawy. Mickiewicz pisze o nim tak:

Słów tylko brzęk usłyszy i rymów porządek,Ale treści ich miejski nie pojmie żołądek.Aby cenić litewskie pieśni i potrawyTrzeba mieć zdrowie, na wsi żyć, wracać z obławy.

Przez stulecia bigos był wyjątkowo praktycznym wynalaz-kiem kuchni polskiej. Łatwo dawał się zapakować do garnka i zalepiony od góry grubą warstwą tłuszczu mógł nie tylko długo leżakować, ale i podróżować po bezdrożach Rzeczypo-spolitej Obojga Narodów, a często też daleko poza nimi. To długie leżakowanie dodaje bigosowi tej wyjątkowości smaku i aromatu. W przeciwieństwie do większości potraw, jego za-letą jest nie świeżość, ale właśnie jej brak. Dlatego im więcej razy się go odgrzewa, im dłużej leżakuje, tym lepiej dla na-szego podniebienia. Nie innego zdania był i Adam Mickie-wicz, przekonujący, że:

W kociołkach bigos grzano; w słowach wydać trudnoBigosu smak przedziwny, kolor i woń cudną.

Wiedzieć należy, że bigos to potrawa bardzo kaloryczna i energetyczna. Dawniej bywał jadany o różnych porach. Spo-żywano go przed zupą, jako gorącą przystawkę – koniecznie z kieliszkiem dobrej gorzałki czy domowej nalewki. Bywał pomysłem na pożywne śniadanie w czasie dalekich podróży i słotnych lub mroźnych dni. Obecnie jadamy go w Polsce głównie zimą, właśnie ze względu na jego „pożywność” i wa-lor energetyczny. Zazwyczaj „sezon na bigos” zaczyna się w oko-licach Bożego Narodzenia, kiedy to w polskich domach nie-trudno o kawałki różnorakich pieczonych mięs i wędlin, suszone grzyby czy śliwki.

Bigos nie ma oczywiście wiele wspólnego z rozsądnym odżywianiem się. Jest ciężkostrawny i tłusty. Nie może być inny, zważywszy na jego składniki; mięsa, grzyby, wędliny... Jeśli więc spożywając go sięgniemy po kieliszek wódki, to nie

tylko będziemy w zgodzie z polską tradycją kulinarną, ale w znaczący sposób pomożemy naszej wątrobie.

Jest i jedna oczywista wada w tej potrawie. Nie można przygotować jej szybko. Proces uznać należy za dość długi i pracochłonny. Nasi przodkowie, kiedy już mieli za sobą szat-kowanie i kiszenie kapusty oraz przygotowanie innych skład-ników, gotowali bigos na „wolnym ogniu” przez wiele godzin, od czasu do czasu go mieszając. Te wiele godzin należy rozu-mieć w zasadzie jako cały dzień. Następnie garnek ze specja-łem trafi ał do zimnej spiżarni, albo nawet prosto na dwór, by się schłodzić. Bo dopiero bigos odgrzewany – jak pamiętamy – posiada oczekiwane walory smakowe i zapachowe. Te ostat-nie nie wszystkich cudzoziemców przekonują do potrawy. No cóż, za zapachami niektórych francuskich, czy szwajcarskich serów też nie wszyscy przepadają.

Jak przyrządzić dobry bigos? Sposobów jest wiele. W myśl powiedzenia, że „gdzie dwóch Polaków, tam trzy bigosy”. Najważniejsze by pamiętać, że bigos to nie kapusta z mięsem. Tu mięsa, którego powinny być co najmniej trzy rodzaje, jest więcej niż samej kapusty. Dodajmy, że najlepiej kapusty ki-szonej. Tę najpierw dusimy w rosole, a później dodajemy mię-sa i wędliny. Najbardziej pożądana jest dziczyzna. Smak często wzbogacamy suszonymi grzybami, wędzonymi śliwkami, winnymi jabłkami, odrobiną miodu...

W książce Wojciecha Wielądka Kucharz doskonały, wyda-nej w 1786 roku, natrafi amy na wiele zaczerpniętych od Czer-nieckiego, ale znacznie zmodyfi kowanych przepisów na bigos. Dzięki takim kulinarnym poradom możemy dowiedzieć się, że w bigosie litewskim kapustę zastępują kwaskowate jabłka, w hultajskim dominuje smak słoniny, w węgierskim natrafi a-my na ostrą paprykę i śmietanę, zaś w myśliwskim smakujemy duże ilości dziczyzny i kiełbas doprawianych jałowcem. Nie-małą atrakcją musiał być na stołach naszych przodków bigos z wiwatem. Była to potrawa podgrzewana wolno w garnku z pokrywką szczelnie przylepioną do niego ciastem. Głośne wystrzelenie pokrywki pod wpływem narastającego ciśnienia było sygnałem, że bigos jest gotowy do spożycia. Tu po raz ostatni sięgnijmy po opis Mickiewicza:

I praży się aż ogień wszystkie z niej wyciśnieSoki żywne, aż z brzegów naczynia war pryśnieI powietrze dokoła zionie aromatem.Bigos już gotów. Strzelcy z trzykrotnym wiwatem,Zbrojni łyżkami, biegną i bodą naczynie,Miedź grzmi, dym bucha, bigos jak kamfora ginie...

Słowo „bigos” nie zrobiło we frazeologii języka polskiego dużej kariery, porównywalnej do popularności samej potrawy.

KĄCIK JĘZYKOWY

62

Mawiamy jedynie, że komuś zrobił się bigos w głowie, kiedy chcemy wskazać na zamęt, chaos i natłok nieuporządkowa-nych myśli. Istnieje też określenie narobić bigosu, czyli kłopo-tu, zamieszania, nadmiaru spraw do załatwienia. Niezły bigos to spory problem, trudna do rozwiązania kwestia. Dawniej w języku polskim funkcjonował czasownik bigosować, którym określano dość makabryczne działanie zbrojne, polegające na „szatkowaniu” szablami wrogów. Jego ślad odnajdujemy we fragmencie Potopu Henryka Sienkiewicza;

Na widok okrutnika szał ogarnął mózgi niesfornej a podpitej szlachty i w mgnieniu oka burza wybuchła straszliwa. Czterdzieści tysięcy szabel zabłysło w słońcu, czterdzieści tysięcy gardzieli zaczęło ryczeć: „Śmierć Wit-tenbergowi!” – „Dawajcie go sam” – „Bigosować! bigoso-wać!”...

Ten literacki opis niechęci naszych przodków do pewnego szwedzkiego generała nie powinien psuć świetnych stosunków

między narodami, ani tym bardziej wizerunku Polaka w świe-cie, czy wreszcie chęci do spróbowania bigosu. Najlepiej za-prosi nas do jego degustacji wspomniany na początku Stani-sław Czerniecki, kuchmistrz wojewody krakowskiego, Aleksandra Michała Lubomirskiego. Zwracajmy, zgodnie z je-go zaleceniem, uwagę na podającego nam bigos kucharza. Ten ma być ochędożony, z czupryną albo głową wyczesaną, z ogoloną głową, rękami umytemi, paznoktami oberzninemi, opasany far-tuchem białym; trzeźwy, nie swarliwy, pokorny, chyży, smak do-brze rozumiejący, condimenta albo potrzeby do potraw dobrze znający, a nade wszystko wszystkim usługujący. Potem pozosta-je nam już tylko życzyć sobie SMACZNEGO!

Autor jest doktorem, adiunktem w Centrum „Polonicum”.

KĄCIK JĘZYKOWY

Słowniczek – Vocabulary:

specjał – delicacywłoszczyzna – collectively: cabbage, celery, carrot, parsnip etc. added to soupsztandarowy – representativerodowód – pedigreeniezbywalny – indispensableszatkować – to shred receptura – recipe poczesne miejsce – an important placeleżakować – to mature bezdroża – trackless reachesgorzałka – vodkasłotny – rainywątroba – liver pracochłonny – labour intensivespiżarnia – lardersłonina – pork fatjałowiec – juniperwiwat – toasts, shouts, or shots fi red while celebrating

63

Jeśli będzie miły, poda mi jeszcze pilota, pocieszy, gdy mam doła albo wyjątkowego pecha. Powyższe formy wyrazów: pilot, dół, pech pokazują zjawisko ewolucji biernika w liczbie pojedynczej rodzaju męskiego, które już dziesięć lat temu w Rozważaniach nad mową objaśniał prof. Jan Miodek.

Pierwotnie bowiem biernik wszystkich rzeczowników ro-dzaju męskiego równy był mianownikowi. Mówiło się więc: widzę stół, i brat, kocham mąż, i dom także Jan bije Paweł. Ponieważ cechą typologiczną polskiej składni jest dowolność szyku, powstawały wypowiedzi dwuznaczne, np. ojciec kocha syn (kto? kocha kogo?). Dlatego też w rozwoju polszczyzny doszło do eliminacji takich dwuznaczności – biernik rzeczow-

ników osobowych i żywotnych stał się równy dopełniaczowi z końcówką -a. Odtąd widzi się stół, ale brata, kocha się dom, ale męża, ojciec kocha syna. Ostatni przykład pokazuje, że wy-powiedź jest już absolutnie jednoznaczna. Ślady dawnych konstrukcji biernika równego mianownikowi obserwujemy do dziś w wyrażeniach: wyjść za mąż, na koń, na miły Bóg! Są to frazy o wysokiej frekwencji, a te w myśl prawa językowego najpóźniej ulegają przemianom. Biernik rzeczowników nieży-wotnych pozostał do dziś równy mianownikowi, o czym mel-dują lakonicznie liczne gramatyki opisowe języka polskiego.

Nasz język nie jest jednak konsekwentny. Obserwujemy wiele odstępstw w stosowaniu powyższej reguły. Tylko w kil-ku kompendiach językowych notuje się pojedyncze grupy

semantyczne rzeczowników nieżywotnych rodzaju męskiego, które w bierniku przyjmują końcówki dopełniacza. Jest ich coraz więcej, stąd można dziś mówić o prawdziwej jego ekspansji.

Formy nieregularne pojawiają się więc w nazwach walut: mam dolara, rubla, funta. Podobnie jest w markach samocho-dów: kupuję wprawdzie samochód, ale kupuję forda, fi ata, opla. Gramy też w tenisa, w brydża, w pokera. Tańczymy poloneza, mazura, oberka i rock-and-rolla. Palimy papierosa, np. sporta. W lesie znajdujemy: borowika, maślaka, ale też muchomora. Jemy ananasa, banana, kroimy arbuza i melona. To były grzy-by i owoce, a jak jest z warzywami? Kroję selera i pora, solę ogórka, zjadłam pomidora. Większość z nas lubi słodycze, chętnie więc zjemy pierniczka, wafelka, herbatnika, ssiemy dropsa, kupujemy często ptysia, sokoła, pączka (znane w Polsce ciastka). Kupuję loda.

Do listy rzeczowników nieżywotnych rodzaju męskiego niestosujących się do reguły biernik=mianownik, należą też nazwy kwiatów. Podarował dziewczynie tulipana, goździka, narcyza. W zbożu dostrzegłam pięknego maka i chabra. Mówi się też powszechnie: Zjadłem krokieta, racucha, Zamówiłem sznycla, Kupiłem hamburgera, hot doga.

Przenoszeniu form dopełniacza na biernik może sprzyjać znaczenie partytywne dopełniacza, np. zjeść chleba (kawałe-czek), ale zjeść chleb (cały). Stąd użycie partytywne zjeść kot-leta nie podlega krytyce.

Nie wszystkie użycia dopełniacza w funkcji biernika rze-czowników męskich są jednak aprobowane, niektóre z nich

Barbara Janowska

Kochanie, zrób mi drinka,czyli o ekspansji dopełniacza w języku polskim

Il. 1. Mężczyzna wręcza kobiecie tulipana

Rys.

A’D

iA M

ultiI

dea

Il. 2. Kroić arbuza

Rys.

A’D

iA M

ultiI

dea

KĄCIK JĘZYKOWY

64

Il. 3. Kupić pegueota czy volkswagena? – zastanawia się klient

Rys.

A’D

iA M

ultiI

dea traktowane są jako rażąco niepoprawne. Są to najczęściej kon-

strukcje formułowane przez dzieci, np. Mamo, zawiąż mi bu-ta, Zobacz tego zęba, Zapnij mi guzika, Kup mi balona, Wytrzyj nosa, z licznych odmian języka polskiego, ta jest przykładem odmiany potocznej, stosowanej w sytuacjach prywatnych, do-mowych. Prof. Andrzej Markowski zaleca, by poza nią, więc w odmianie ofi cjalnej, starannej stanowczo używać form mia-nownikowych.

Przy tak silnej ekspansji form dopełniacza zamiast mia-nownika w funkcji biernika rzeczowników nieżywotnych ro-dzaju męskiego możemy domyślać się, że język przeżywa swo-istą ewolucję i być może już wkrótce wszystkie rzeczowniki męskie będą miały w bierniku zakończenia dopełniaczowe. To oczywiście znacznie ułatwiłoby cudzoziemcom naukę na-szej deklinacji.

KĄCIK JĘZYKOWY

Marta Nicgorska

Mam pytanko, czyli o infantylizacji polszczyzny

Wiele zjawisk językowych współczesnej polszczyzny za-sługuje na komentarz, w szczególności jednak tendencja do nadużywania zdrobnień. Wyrażenia zdrobniałe (deminutiva) zdominowały język naszej codziennej komunikacji, co więcej, wkradły się do języka ofi cjalnego. Posługują się nimi zarówno osoby młode, jak również starsze. Wyczulona, a właściwie przeczulona, na deminutiva poszukuję odpowiedzi na pyta-nie, dlaczego modzie językowej – bo w takich kategoriach postrzegam to zjawisko – ulegają niemal wszyscy. A o ile in-fantylizm językowy można wybaczyć dzieciom, o tyle trudno tolerować go u dorosłych Polaków.

Konstrukcji deminutywnych jest dużo nie tylko w pol-szczyźnie, ale także w innych językach słowiańskich. Nie dla wszystkich cudzoziemców uczących się języka polskiego jest jednak zaletą to, że język polski ma odpowiednie mechanizmy słowotwórcze do nazwania za pomocą kilku przyrostków jed-nego tylko kota kotkiem, koteczkiem, kociakiem, kociątkiem, kotusiem, kociaczkiem. My, Polacy, lubimy zdrobnienia i wszystko byłoby w porządku, gdybyśmy stosowali je tylko w uzasadnionych sytuacjach, na przykład, aby czule zwrócić się do kogoś bliskiego. Mamom jest przyjemnie, gdy mówimy do nich mamusiu, a zakochanym serce rośnie, kiedy ktoś im szepce do ucha: misiu, kwiatuszku, serduszko czy słoneczko.

Powody do używania słów zdrobniałych są oczywiste w rela-cjach z przyjaciółmi czy rozmowach z małymi dziećmi. Czę-sto mówię do swojego syna w sposób pieszczotliwy i zamiast wołać go: Jakubie chodź na obiad, zwracam się do niego: Chodź Kubusiu na obiadek. Takie sformułowania kierowane do dzieci brzmią naturalnie, choć i tu nie można przesadzać. Usłyszawszy kiedyś wypowiedź pewnej starszej pani: Chodź z babunią do kościółka do boziulki, nie zdołałam powstrzymać się od śmiechu. I nie chodzi o to, aby zdrobnień nie używać, ale by ich nie nadużywać.

W swobodnej, nieofi cjalnej odmianie języka zdrobnienia nie rażą. Mogą natomiast razić, zwłaszcza cudzoziemców, za-chowania werbalne Polaków, którzy odbywając służbowe spo-tkanie w restauracji zamawiają kawkę a nawet kawusię ze śmie-tanką, herbatkę z cytrynką, soczek pomarańczowy czy ciasteczko z makiem. Obcokrajowców zastanawia wówczas, co wyrażają zdrobnienia w tych sytuacjach i co ich nadawcy chcieli rze-czywiście powiedzieć.

Polaków cechuje wyjątkowa skłonność do tworzenia zdrobnień. Oto kilka przykładów z życia wziętych: dzwonię do sekretariatu dyrekcji jednej z ważnych instytucji w stolicy i na prośbę o połączenie z dyrektorem, słyszę odpowiedź: Mo-mencik, zaraz przekażę słuchaweczkę, bo pan dyrektor właśnie

65

kończy spotkanko. W poczekalni przychodni rejonowej słyszę, jak pacjent pyta pielęgniarkę: Mam pytanko, kiedy będą wy-niczki moich badań? Podczas konferencji organizator zwraca się do gości z komunikatem: Zapraszamy na przerwę. Widzi-my się za kwadransik. Na granicy celnik mówi: Paszporciki do kontroli proszę. Wyrażeń zdrobniałych, w sytuacjach ofi cjal-nych, w miejscach publicznych nie powinno się używać z taką łatwością.

Zdrobnienia są często oznaką przychylnego nastawienia do rozmówcy. Jeśli jednak pracownik poczty, wydając prze-syłkę poleconą prosi o dowodzik osobisty, znaczy, że traktuje interesanta jak wyrośnięte dziecko, bo powodów do okazy-wania mu czułości czy sympatii nie ma. W kontaktach służ-bowych, w ofi cjalnej odmianie języka nie wypada się pieścić. Nie znajduję więc wytłumaczenia, dlaczego ktoś obcy zwraca się do mnie: pani Martusiu lub pani Marteczko. Po pierwsze, łamie wszelkie zasady etykiety językowej, po drugie, wcale nie zdobywa moich względów, tylko wzbudza nieufność. Mówie-nie zdrobnieniami może być bowiem odebrane jako próba spoufalenia się, protekcjonalnego traktowania rozmówcy. Tak mówią ci, którzy chcą wywrzeć wpływ tylko po to, aby osiąg-nąć zamierzony cel. Tak więc zdrobnienia są jednym ze środ-ków językowej manipulacji. Trzeba pamiętać jeszcze o jednym – bywa, że zdrobnień używa się w sensie ironicznym: Patrzcie przyszedł doktorek. Doktorek w tym przypadku to człowiek o zachwianym autorytecie, ktoś z kogo można się pośmiać, a nawet pseudodoktor.

O tempora! O mores! Konstrukcje zdrobniałe wkradły się do języka wszystkich już niemal zawodów. U fryzjera obcina-my grzyweczkę, możemy też zrobić przedziałeczek, wymode-lować fryzurkę. U taksówkarza zamawiamy kursik, na poczcie płacimy rachuneczek. Policjant prosi o dowodzik rejestracyjny, lekarz ortodonta zakłada aparacik na zęby. W sklepie sprze-dawca podaje nam chlebek, bułeczki, mleczko i pomidorki, a za

zakupiony towar otrzymujemy paragonik. W restauracji za-mawiamy zupkę jarzynową, omleciki, jajeczniczkę na masełku czy śledzika do wódeczki. Kelnerzy przejmują język swoich zdziecinniałych klientów i na prośbę przynoszą fakturki. Po-litycy mówią o pieniążkach w budżecie państwa, a dziennika-rze rozpisują się o przekręcikach.

Skąd się bierze plaga mówienia z manierą przedszkolaka? Przeogromna liczba spieszczeń nie jest bynajmniej zasługą kampanii reklamowej Heyah. Akcja promocyjna telefonii ko-mórkowej nie przyniosła bowiem takiej szkody, jaką przyno-szą na co dzień wypowiedzi polityków czy dziennikarzy. Pod wpływem mass mediów zdrobnienia plenią się jak chwasty. Prym wiedzie w tej dziedzinie język Internetu, gdzie co krok napotykamy stronkę, ogłoszonko, skrypcik, zdanko i pytanko.

O modzie na zdrobnienia, która trwa już kilkanaście lat, wypowiadali się już niejednokrotnie językoznawcy. Profesor Witold Mańczak (który nota bene sam kiedyś usłyszał na poczcie, że paczusię musi odebrać przy innym okieneczku) zwró-cił uwagę na to, że „co innego nazwać małą wieś wioską, a co innego nazywać wioską każdą wieś. Co innego kiedyś żartem powiedzieć bilecik, a co innego, gdy konduktor przechodząc cały pociąg w każdym przedziale żąda bilecików do kontroli”.

Spotyka się różne opinie na temat zdrobnień. Niektórzy widzą w nich sposób na odświeżanie języka, inni używają ich jako tarczy obronnej na brutalizację życia i wulgaryzację na-szego języka.

Ze zdrobnieniami jest jak ze wszystkim w życiu – nie można przesadzać. Używać z umiarem, stosownie do sytuacji, bo bezzasadne ich stosowanie jest rażącym błędem języko-wym. Nawet przemawiając do dziecka lepiej powiedzieć koś-ciół, autobus, buty zamiast kościółek, autobusik i buciczki, bo ono doskonale zrozumie naszą wypowiedź, a w przyszłości nie narazi się na śmieszność. Bo w myśl przysłowia „czym sko-rupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”…

Rys. 1. Omlecik proszę – zwraca się biznesmen do kelnera

Rys.

A’D

iA M

ultiI

dea

KĄCIK JĘZYKOWY

Rys. 2. Proszę kilo pomidorków, kilo jabłuszek i pół kilo marchewki – mówi sprzedawca do klienta, podając towar

Rys.

A’D

iA M

ultiI

dea

66

Centrum „Polonicum” już po raz trzeci zorganizowało Warszawskie Spotkania z Językiem Polskim i Kulturą Polską dla 31 uczestników z 12 krajów Europy Wschodniej i Połu-dniowej. W większości naszymi słuchaczami byli studenci polonistyki, slawistyki i kulturoznawstwa, po raz pierwszy przyjechali również prawnicy, informatycy oraz ekonomiści. Lektoraty odbywały się na trzech poziomach zaawansowania językowego.

Warszawskie Spotkania otworzył prorektor UW prof. Sta-nisław Głąb, gości powitali dziekan Wydziału Polonistyki prof. Stanisław Dubisz oraz dyrektor Centrum „Polonicum” prof. Ryszard Kulesza.

Tematem przewodnim tegorocznych Warszawskich Spot-kań była „Tradycja i nowoczesność”. W kręgu tej tematyki odbyły się wykłady: prof. Stanisława Dubisza Stare i nowe we współczesnym języku polskim, (wykład inauguracyjny), prof. Jerzego Miziołka Historia i tradycje Uniwersytetu Warszawskie-go oraz dr. Sławomira Józefowicza Czy Polacy mogą być nowocześ-ni – o tradycji i nowoczesności w życiu współczesnego Polaka.

Temat tradycji i nowoczesności pojawił się także na war-sztatach literackich dr. Tomasza Wroczyńskiego, na których

zajmował się on interpretacją poezji współczesnej. Swoistą transpozycją Wesela Wyspiańskiego (zaprezentowanego w wer-sji fi lmowej) było przedstawienie Teatru Telewizji Pielgrzymi w reż. Macieja Dejczera. Słowo wstępne do obu projekcji wygło siła Joanna Sztorc, absolwentka warszawskiego Wydziału Polonistyki, zajmująca się teatrem, w tym Teatrem Telewizji.

Nasi słuchacze obejrzeli także fi lmy z cyklu Święta polskie (Barbórka, Królowa chmur, Biała sukienka), z nowości zoba-czyli nagrodzony Plac Zbawiciela. Natomiast starsze produk-cje fi lmowe Kanał i Korczak służyły ilustracji tematu wojen-nego podjętego w związku z wizytą w Muzeum Powstania Warszawskiego.

Atrakcją tegorocznych Warszawskich Spotkań była wizyta Kiry Gałczyńskiej, córki poety Konstantego Ildefonsa Gał-

czyńskiego, która opowiadała o historii powstania książki pt. Srebrna Natalia, poświęconej życiu jej matki – żony poety Natalii Gałczyńskiej. Opowiadanie to, prowadzone żywą, piękną polszczyzną, sięgało aż dalekiej Gruzji, skąd pochodzą dziadowie i pradziadowie Kiry Gałczyńskiej. Wszyscy słucha-cze otrzymali imienne dedykacje wpisane przez autorkę do książek podarowanych przez „Polonicum”.

Barbara Janowska

Warszawskie Spotkania z Językiem Polskim i Kulturą Polską Jaka piękna jest w lipcu Warszawa…

1–21 lipca 2007 r.

Inauguracja kursu w Sali Balowej Pałacu Tyszkiewiczów-Potockich UW. Od lewej: dziekan Wydziału Polonistyki – prof. Stanisław Du-bisz, prorektor UW – prof. Stanisław Głąb, dyrektor „Polonicum” –

prof. Ryszard Kulesza, kierownik kursu – dr Barbara Janowska

Fot.

Kat

arzy

na K

ołak

Wieczór integracyjny w „Polonicum”, prezentacja repertuaru narodowego w wykonaniu studentek z Rosji

Fot.

Joan

na S

ztor

c

Z ŻYCIA POLONICUM

67

Inną, również dużą atrakcją była wycieczka do Kazimierza Dolnego nad Wisłą. To piękne miasteczko nasi studenci po-znali już nieco wcześniej dzięki projekcji fi lmu Dwa księżyce. Wycieczka udała się dzięki doskonałej przewodniczce, pani Teresie Czerniewskiej oraz pięknej pogodzie (co było prawie cudem przy tak wielkiej zmienności tegorocznej lipcowej au-ry), a także humorom studentów zadowolonych ze smacznej

Pamiątkowe zdjęcie uczestników kursu na rynku w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą

Fot.

Mar

ta N

icgo

rska

Fot.

Mon

ika

Wie

rzch

ońpolskiej kuchni. Tradycyjnie słuchacze poznali miejsca kultural-ne stolicy: Wilanów, Łazienki, Zamek Królewski oraz praską stro-nę miasta.

W końcowej części kursu dziesięcioro studentów uczestni-czyło w warsztatach poetyckich prowadzonych przez dr Barba-rę Janowską. Kurs zakończył się interesującym spektaklem pt. „O mej poezji”.

Spotkanie z Kirą Gałczyńską

Z ŻYCIA POLONICUM

Mirosław Jelonkiewicz

52. Wakacyjny Kurs Języka Polskiego i Kultury Polskiej dla Cudzoziemców

52. Wakacyjny Kurs Języka Polskiego i Kultury Polskiej dla Cudzoziemców odbył się w dniach od 27 lipca do 25 sierp-nia 2007 r. Wzięło nim udział 225 słuchaczy z 40 krajów świata. W większości byli to stypendyści Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, goście ze Studium Europy Wschodniej (SEW) oraz Ośrodka Badań nad Tradycją Antyczną w Polsce i Europie Środkowowschodniej (OBTA), także obcokrajow cy studiujący na UW w ramach wymiany międzyuczelnianej oraz, jak co roku, osoby prywatne. Stypen-dyści SEW i OBTA tworzyli razem 50-osobową grupę. Oprócz studentów z Ukrainy i Białorusi pojawili się w niej reprezen-tanci Tadżykistanu i Gruzji. Tak duża reprezentacja z krajów dawnego ZSRR to novum w tradycji kursów „Polonicum”. Lektoraty odbywały się w 24 grupach, co stworzyło dobre warunki do pracy i gwarantowało efektywność nauczania.

Kurs rozpoczął się uroczystą inauguracją w auli głównej Starej Biblioteki. Otworzył go prodziekan Wydziału Poloni-styki – dr Tomasz Wroczyński. Po wysłuchaniu przemówień okolicznościowych studenci napisali test, który pozwolił po-dzielić słuchaczy na grupy według stopnia zaawansowania znajomości języka polskiego. Od poniedziałku 30 lipca roz-poczęły się regularne zajęcia kursowe. Obejmowały one prze-de wszystkim 4 godziny praktycznej nauki języka polskiego w sprawdzonym już systemie tandemowym. Dodatkowo dwa razy w tygodniu studenci mieli możliwość udzialu w zajęciach uzupełniających, prowadzonych przez absolwentki zawodo-wej specjalizacji glottodydaktycznej.

Po południu studenci mogli wybrać sobie zajęcia kultu-roznawcze: programy audiowizualne w języku angielskim bę-dące wprowadzeniem do dziejów polskiej kultury i cywiliza-

68

cji, warsztaty tekstowe oparte na krótkich tekstach dotyczących historii i kultury polskiej, warsztaty audiowizualne przybliża-jące słuchaczom najciekawsze zjawiska kultury popularnej, warsztaty językowe doskonalące sprawność czytania ze zrozu-mieniem, mówienia i pisania, warsztaty literackie polegające na wspólnej interpretacji wybranych współczesnych utworów literackich. Ofertę dydaktyczną wzbogaciły cztery akademi-ckie wykłady dotyczące problemów politycznych, kultury ję-zyka polskiego i historii literatury polskiej. Tematyka wielu warsztatów i wykładów nawiązywała do przypadających w r. 2007 rocznic śmierci Stanisława Wyspiańskiego i Karola Szymanowskiego. W czasie kursu studenci obejrzeli w auli głównej starego BUW-u 8 fi lmów fabularnych – Kanał, We-sele, Wszystko co najważniejsze, Dzień Świra, Edi, Dwa księży-ce, Plac Zbawiciela oraz Cześć, Tereska.

Na soboty i niedziele zaplanowano spacery po Warszawie: po kampusie uniwersyteckim i jego okolicach, po parku w Wilanowie, Starym Mieście oraz szlakiem żydowskim. Cie-kawym punktem programu była wizyta na wojskowym cmen-tarzu powązkowskim, 1 sierpnia o godz. 17.00 studenci wzię-li udział w uroczystościach rocznicowych pod pomnikiem Gloria victis. Dzień wcześniej zwiedzili Muzeum Powstania

Inauguracja kursu i test diagnostyczny

Fot.

Mac

iek

Nic

gors

ki

Występ grupy studentów japońskich w czasie ogniska integracyjnego w Jachrance

Fot.

Mac

iek

Nic

gors

ki

Warszawskiego. Na kursie nie zabrakło dobrej zabawy. W cza-sie ogniska integracyjnego w Jachrance nad Zalewem Zegrzyńskim studenci prezentowali repertuar narodowy. Uczestnikom przypadła też do gustu wycieczka krajoznawczo--turystyczna do Kazimierza Dolnego nad Wisłą.

W ostatnim tygodniu kursu duża część kursantów uczest-niczyła w lekcjach tańca prowadzonych przez choreografa z uniwersyteckiego zespołu „Warszawianka” – Piotra Skaw-skiego. Studenci nauczyli się tańczyć poloneza, którego zapre-zentowali na zakończenie pobytu na Uniwersytecie War-szawskim.

W czasie trwania kursu odbył się w Cieszynie Międzyna-rodowy Sprawdzian Ortografi czny, w którym wzięło udział czterech reprezentantów „Polonicum”. Jedna ze studentek – Jana Gibalova ze Słowacji – zajęła zaszczytne trzecie miejsce.

Książkę i dyplom wręczono na koniec kursu weteranowi po-lonicowskich kursów – Haraldowi Westby z Norwegii, który po raz 25. przyjechał na nasz kurs.

Wakacyjnym Kursem Języka Polskiego i Kultury Polskiej, jak co roku, interesowały się media. Krótkie notatki i artyku-ły ukazywały się w prasie warszawskiej („Metro”, „Gazeta Sto-łeczna”). Kierownik kursu udzielił także kilku wywiadów roz-głośniom radiowym takim jak TOK FM czy Radiostacja. Po kursie na stronie internetowej Wiadomości 24 ukazał się ma-teriał prasowy wzbogacony o fi lm nagrany w czasie pokazo-wego poloneza w dniu zakończenia kursu.

Z przeprowadzonych pod koniec kursu ankiet ewalu-acyjnych wynika, że studenci ocenili swoich lektorów w zna-komitej większości na ocenę bardzo dobrą, że kurs spełnił ich oczekiwania i zabierają do domów bardzo miłe wspom-nienia.

Z ŻYCIA POLONICUM

Polonez w wykonaniu uczestników na zakończenie kursu

Fot.

Łuka

sz R

onge

rs