58

Eliza Orzeszkowa - Gloria Victis. Hekuba

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Jedno z najciekawszych późnych opowiadań Elizy Orzeszkowej — Hekuba, rzadko obecnie przypominane, może być i dziś jeszcze prawdziwą dla wielu, co młodszych zwłaszcza odbiorców literatury, czytelniczą niespodzianką... Hekuba pochodzi z ostatniego okresu twórczości Orzeszkowej, z tomu opowiadań — Gloria victis (planowany przez autorkę tytuł 1863, miał być „skromny i zarazem krwawy", jak pisała w liście do zaprzyjaźnionego krytyka literackiego Aurelego Drogoszewskiego 8 kwietnia 1907 roku). Tom ten zawierał opowiadania powstałe po liberalizacji carskiej cenzury po rewolucyjnym roku 1905 (pierwodruk w czasopismach 1907-1909, wyd. osobne Wilno 1910, i nigdy nie był wznowiony w układzie z tego roku). Pisarka podjęła tutaj, już w sposób może nie całkiem bezpośredni, ale bez bez wcześniej stosowanego ze względów cenzuralnych, głęboko kamuflującego szyfru czy aluzyjnego symbolu (jak choćby mogiła powstańcza w Nad Niemnem), bolesną problematykę ceny powstania styczniowego, próbując odtworzyć klimat tamtego czasu (m. in. wspomnienia o Romualdzie Traugucie i innych autentycznych ówczesnych postaciach), składając zarazem wszystkim powstańcom wielki literacki — „hołd zwyciężonym” w tej beznadziejnie nierównej walce.

Citation preview

  • Ta lektura, podobnie jak tysice innych, jest dostpna on-line na stroniewolnelektury.pl.Utwr opracowany zosta w ramach projektu Wolne Lektury przez fun-dacj Nowoczesna Polska.

    ELIZA ORZESZKOWA

    Hekuba(R. )

    Stara nie bya jeszcze; nie miaa wicej nad lat czterieci i w pierwszej modoci swejadna by musiaa, bo wyrane lady tego pozostay w zgrabnym rysunku twarzy jej, nie-pospolicie piknych oczach, w obtoci wosw, teraz jeszcze do kolan dugich i barwgorejcego zota majcych.

    Ale nie w gowie byy jej modo i pikno; dbaa o nie jak o pite koo u wozu. Gdyjej kto z ssiadw artem raz powieia: Pani Teresa, gdyby adnie ubraa si i uczesaa,a kroczkiem troch mniej zamaszystym chciaa choi, to by jeszcze liczn kobietk bymoga! ziwia si zrazu, potem si rozgniewaa i ssiada ofukna.

    Take koncept! Nieche mi pan Ignacy gowy gupstwami nie zawraca, a powielepiej, czy poyczy mi tego grochu za zasiew, po ktry przyjechaam, czy nie poyczy, bojeeli nie, to siadam na bryczk i jad! Czasu nie mam!

    Wiecznie czasu nie miaa, pieszya, biega, o co staraa si, co pilnego do czynie-nia miaa. Co czynia? Boe wielki! Ani wyliczy, ani opowieie! Wszystko, co czynitrzeba byo majc folwarczek malutki, ieci szecioro i ma, ktry by naprzd hulaki marnotrawc, potem prniakiem i pieczeniarzem, a potem umar i j wdow pozosta-wi.

    Niektrzy na pracowito jej fenomenaln, ruchy energiczne, na oczy byszczce,a niekiedy a gorejce spogldajc mawiali: Co za temperament! I mieli suszno. Nie-zwyko temperamentu bya tym wanie, co losami jej zarzio.

    Niegdy osiemnastoletni, adn, do posan i szeroko spokrewnion bdc, tak sibya w ssieie nicponiu zakochaa, e perswazje ani wzbraniania adne nie pomogy.

    Hulaka mwiono jej prniak, baamut, bankrut!A ona: Nie ma na wiecie aniow. Kady czowiek ma wady i on je ma take. Ale ja go

    z wadami i pomimo wad kocham i nigdy, a do grobowej deski, kocha nie przestan!A kiedy matka i najblisi krewni stanowczo maestwu temu opiera si prbowali,

    owiadczya, e w razie stawiania jej dalszych przeszkd z domu ucieknie, ani domylasi, jakim sposobem i kiedy ucieknie, z wybranym swoim w jakim ustronnym kocikulub wemie, a potem matk i krewnych o przebaczenie poprosi. e przebacz, to dla niejwtpliwoci nie ulega, bo j kochaj przecie i jak jeszcze! A w dodatku szczcie jejprzeprasza ich za ni bie. Bo ona pomimo wszystkich przepowiedni czarnych i krakakruczych ani na chwileczk o przyszym szczciu swym nie wtpi.

    Znajc j wszyscy wieieli, e to, co mwi, moe prn grob nie by. Tak ywai miaa bya, tak ielnie matce w gospodarstwie dopomagaa, tak ochoczo do kadejzabawy albo roboty stawaa, e kozakiem-iewczyn j nazywano. Moga baro atwouczyni to, na co inne stworzenie, potulne i niemiae, zdoby by si nie potrao.

    Przy tym zdawao si nawet, e ten kociek ustronny i takie na droe niezwykejzoenie dowodu mioci wybranemu posiada dla niej mogy urok pewien, poetycznyczy romantyczny, bo za poezj w ogle przepadaa i pomimo niezwykej ywoci swej

  • do marzycielstwa miaa skonno. Duo za pnoc nieraz w poemacie jakim zaczytasi umiaa albo na piknie zachoce soce, na adny widoczek leny, na k bogatorozkwit zapatrzy si tak, e jak ze snu bui j byo trzeba, a gdy wybrany zasiada dofortepianu i gosem baro miym piewa zaczyna: Stj, poczekaj, moja duszko, skddrobniuchn strzyesz nk albo: Dwa gobie wod piy, a dwa j mciy, do naj-ciemniejszego w pokoju kcika usuwaa si i po wieej jak jutrznia jej twarzy cichutekospywa zaczynay perliste zy.

    Matce, krewnym, przyjacikom, wszystkim, ktrzy j przed zym wyborem i losemostrzegali, mawiaa:

    Od ruiny majtkowej posagiem swym go wyratuj, do porzdnego ycia przy-zwyczai si, bo mnie kocha. A czy moe by na wiecie szczcie wiksze, wysze, jakwyratowa, uszczliwi, uszlachetni, udoskonali czowieka kochanego.

    I gdy to mwia, piwne renice jej sypay zotymi skrami, a policzki przemieniay siz patkw jaminowych w psowe re.

    Nie byo rady. Pobrali si i po krtkiej przerwie, ktra zdawaa si urzeczywistniamarzenia kozaka-iewczyny, w sercu, w gowie, w sposobie ycia jej wybranego wszystkoposzo po dawnemu. Tak jak dawniej pocz prniaczy, w karty gra, na huczne polo-wania jei, rnym paniom i nie paniom gowy zawraca, jej posag i resztki majtkuswego galopem roztrwania.

    Uszlachetnienie i udoskonalenie kochanego czowieka nie uday si, czy i szczcietake? Naturalnie, ale tego domyla si tylko byo mona, bo pani Teresa pomimo praw-domwnoci i wielomwnoci swej o losie swym i wszystkim, co on jej przynis, jak grbczy kamie milczaa. Bya w milczeniu tym ambicja, skarg i uala si nie znoszca, czypomimo wszystkiego trwajce kochanie? Jedno i drugie zapewne, lecz moe wicej dru-gie ni pierwsze. Moe pani Teresa naleaa do tych natur gbokich, w ktre gdy razkochanie zapadnie, to go ani gorzkie zy zawodu zala, ani palce elazo blu wypiec nies zdolne.

    I to tylko wiieli wszyscy, e jak przedtem ma, tak potem ieci, gdy na wiatprzychoi zaczy, kochaa z czuoci i troskliwoci niezmiern, entuzjastycznie, bezgranic. Inaczej wida kocha nie umiaa i taka wanie mio musiaa by koniecznymi wierzchokowym wykwitem jej natury.

    Sprowaia te mio ta w jej yciu dalszym nastpstwo do osobliwe.Kiedy ostatecznie majtkowo zrujnowani ona i m jej z trojgiem ju ieci zamiesz-

    kali w folwarczku malutkim, jedyn ju ich wasno stanowicym, pani Teresa wnetobejrzaa si po nieduych kawakach pola, ki, lasu, po zabudowaniach gospodarskich,po rachunkach ierawcy, ktry im w maym domku miejsca ustpowa i zabraa si dopracy.

    Zrozumiaa, e wioszczyna ta, w cich samotno rwnin poleskich rzucona, stanowiawarsztat jedyny, na ktrym wyprz i wytka trzeba byo byt tych, ktrych kochaa, eten domek pod somian strzech, pomiy stare lipy i grusze wtulony, musi sta siopok dla stp drobnych, dla dugiej przyszoci jej ieci i e ona jedna tka na warsztacie,opok przed skruszeniem si uchowa potra. Pomocnika, tym bariej wyrczyciela, niemiaa, nie! Wic do warsztatu i opoki zabraa si sama wawo, energicznie i rozpoczosi dla niej ycie twarde, szorstkie, jak wr sieczk napenione drobiazgami, ktre tak jakdba sieczki byy dla dotknicia ostre i kujce, dla oczu szpetne i przykre.

    On, licznych i mniej albo wicej majtnych krewnych majc, jei od dworu dodworu, tu tygodnie, tam miesice bawic si i bawic, dla obyczajw gadkich i humoruwesoego wszie mile witany i wiiany, zawsze jeszcze paniom podobajcy si i przy-podobujcy, adnie piewajcy, na polowaniach umiejcy strzela celnie, a potem o nichnajmieszniejsze anegdoty opowiada.

    Do domu zaglda kiedy niekiedy, w zgrabnych ramionach ieci przez czas jaki po-huta, on pieszczotami i czuociami osypa, a potem poziewa z nudy, wyciga siw caej dugoci na sprztach, nad nieszczciami swymi biada zaczyna, a po niedugimczasie nastpowaa pora humoru piekielnego, pospnoci grobowej, fukania na wszystkoi wszystkich, czasem nawet grb rychej, a bodaj nawet samobjczej mierci, a na ko-niec duej ju ycia w tej norze, w tej iurze, w tym czycu ziemskim wytrzyma niemogc, odjeda znowu, aby po tygodniach lub miesicach powrci na dnie niedugie.

    Hekuba

  • I zdarzyo si, e nigdy ju nie powrci. W domu daleko mieszkajcych krewnych sroena polowaniu przezibiwszy si umar. Pani Teresa za dugo po nim z twarz od pa-czu spuchnit choia. Patrzcy wwczas na ni mawiali pomiy sob: Ma te kogotak dugo i wiele opakiwa! Ona jednak pakaa dugo i wiele. Taka ju bya

    Zreszt jak przedtem, tak i w dalszym cigu choia po polach, dozorowaa ro-botnikw, strowaa nad ork, mck, zasiewem, sianokosem, niwem, dogldaa in-wentarza, z pomoc paru iewek ogrody uprawiaa, nierzadko wasnorcznie gotowaastraw, a w dugie noce zimowe szya oie dla siebie i ieci. O pierwszych brzaskachiennych, na mrz, deszcz, nieyc, wichur czy na rajskie od ros wieych i wita b-kitnych poranki letnie, pierwsza wychoia z domu, aby nieliczn czelad bui, wrazz ni roboty ienne rozpoczyna. Oprcz tego czsto do ssiednich wsi i miasteczekjeia, wszystko, co trzeba byo, sprzedajc, kupujc, braki rne zapeniajc, stratomzapobiegajc, o mnstwo drobin tego twardego bytu dobajc si z trudem, z targiem,z trosk, od ktrych nieraz poty perliste na czoo jej wystpoway. W dodatku zupenieju nie wiadomo, jakim sposobem czy jakim cudem zdoaa rd tego wszystkiego trzechsynw z kolei do szk przygotowa i wysa, crk jako tako wyedukowa i dwoje iecinajmodszych, drobnych jeszcze, doglda

    C iwnego, e od lat wielu ju w sposb taki yjc stracia form. Byo towyraenie jednego z ssiadw, ktry patrzc raz na ni przez pokj idc, z cicha rzek doobecnych:

    Pani Teresa zupenie stracia formI prawiwe to byo do tego stopnia, e gdy sza, to z pewnego oddalenia trudno

    byo powieie na pewno, czy to kobieta albo mczyzna iie, a z bliska znowu kadynic o niej nie wiecy dugo namyla by si musia przed zadecydowaniem, do jakiegostanu spoecznego i poziomu cywilizacyjnego niewiasta ta naley.

    Nie bya wcale otya, a jednak w pasie, ramionach i caej sobie bya gruba. Pochoioto ze zgrubienia czy rozrostu muskuw, ktre wci mocoway si z chodem, gorcemi zycznym trudem, a nadawao jej pozr bryowaty, ciki, iwnie znowu sprzeczajcysi z ywoci i energi ruchw. Po dawnych jaminach i rach jej twarzy ladu ju niepozostao i ogorza, zgrubia skr powleczona twarz ta zachowaa tylko pikny zarysust i czoa, a take te due, w niepospolicie pikn opraw ujte oczy, ktrych piwnerenice teraz jeszcze umiay w chwilach wzruszenia czy zamylenia sypa zotymi skramilub wieci jak gwiazdy.

    Ale do tego stracenia przez pani Teres formy wicej jeszcze od zgrubiaoci musku-w i twarzy przyczyniao si ubranie. Bye to by dla wytwornych i strojnych ssiadekskad iww nad iwami w tym ubraniu, ktre nigdy nic wieie nie chciao o moiei elegancji, a wieiao tylko o tanioci i wiecznym braku czasu! Wic spdnice jakie zbytkrtkie, a co gorsza, z jednej strony dusze, z drugiej krtsze, kaany jakie le skrojonei z pierwotn prostot uszyte, buty grube i stukajce, chustka na gowie zamiast kapelu-sza. I tylko wosy Do tych pani Teresa sabo snad miaa, bo zawsze lnice i w gadkiwarkocz zaplecione, zway si z tyu jej gowy na ksztat ogromnego wa, ktry by miabarw mienicej si w blasku soca uski kasztana.

    Zapracowaa si pani Teresa, zaniedbaa sam siebie i stracia form, lecz nie zdawaosi to j martwi ani zawstya, ani zraa do bywania kiedy niekiedy w domach ssie-kich, do brania uiau w licznych nawet zebraniach towarzyskich. By w niej pocig doycia towarzyskiego; wesoa pomiy ludmi bywaa, mwna. Gdy z bryczuszki w dwamae koniki zaprzonej przed domem ssiadw wysiadszy, krokiem swoim zamaszy-stym i stukajcym, w sukni z jednej strony krtszej, z drugiej duszej, do piknego,wykwintnego, ludnego salonu wchoia, na ustach miaa umiech szeroki, ktry rzdzbw jak pery biaych odsania, a na powitanie rce obecnych tak mocno w stward-niaych od pracy doniach ciskaa, e niektrzy a z blu sykali. Na kanapie albo jakimparadnym fotelu j posai zupenym byo niepodobiestwem.

    Wykrcaa si od zaprosin, zawieruszaa si pomiy towarzystwem, gie to tu, towie sycha byo, jak caowaa si z paniami, artowaa z panw, o rnych rzeczachi sprawach rozprawiaa gosem przyzwyczajonym do przemawiania w polu, w ogrodach,w stodole, wic zbyt dononym i niekiedy wpadajcym w tony tak grube, e trudno byoz dala rozrni, czy to jest mskie albo niewiecie mwienie.

    Hekuba

  • Ale u siebie w domu, w Leszczynce swojej, gdy nikt obcy na ni nie patrza, miewaaczsto czoo zmartwione, a oczy pene zadumy czy tsknoty. Nieraz gdy w gorce niwa podniu na skwarze sonecznym sponym z pola do domu powracaa, krok jej zamaszystosw utraca i powolny stawa si, zmczony, a wzrok ku grze podniesiony bka sipo obokach przez letni przedwieczerz malowanych i zoconych. Zbaczaa nieco z drogiwprost do maego dworku prowacej, wchoia na czk przydron i tam wrdmietlic rozczochranych i koniczyn kwitncych siadaa.

    Rozczochrane mietlice, koniczyny wysokie, gronami biaych pere obwieszone, szcza-wie o potnych, czerwonych kitach ogarniay j i zasaniay a po szyj, tak e nad ttopiel puszyst i rnobarwn wida byo tylko jej gow z bujnym, ognistym warko-czem i z twarz od znoju wilgotn. Lekkie wiatry przedwieczorne muskay wtedy t twarzuznojon, a przed oczyma od zmczenia przygasymi powstawaa nad niedalekim lasemzorza wieczorna, zota i rowa. I patrzay wtedy oczy te na zawieszajc si pomiyniebem i ziemi zason wietln, patrzay, poiwiay, modliy si, wielbiy, a poczynaynabiera od niej blasku, a powracay od nich sia i rado ycia, a marzce, smutne, roz-modlone, zachwycone, nad gstwin mietlic, koniczyn i szczawi wieciy jak gwiazdy.

    Zdarzao si rwnie, e w noce zimowe, za domem biae od niegu, w domu cicheod powszechnego upienia, ogarniay j zadumy do fal gorzkich, pospnie szemrzcychpodobne.

    ieci w przylegym pokoju spay spokojnie, a ona w izdebce swojej u jedynego jejokna przy wietle maej lampy oie ich naprawiaa. Wysoki stos biaych pcien wznosisi przed ni na stole, wiatr za oknami szumia, czasem ga wiatrem poruszona suchoi twardo w szyb zastukaa lub wierszcz odezwa si pod piecem.

    Z gow pod wiatem lampy pochylon szya, lecz nieraz iga wysuwaa si z jej palcwi czoo na do opadao. Z czoem i oczyma zakrytymi doni siadywaa nieruchomoi tylko czasem, jakby czemu iwujc si bezdennie lub nad czym bolenie biadajc,gow powoli wstrzsaa lub w obie strony koysaa. iwowaa si tak losowi wasnemu?Biadaa nad omyk w dniach kwitncej modoci popenion?

    Niekiedy take wrd takiej zadumy nocnej z ust jej wychoi poczynay nuty piosn-ki starej: Dwa gobie wod piy Nigdy wicej nad ten pocztek piosnki nie zanucia,opamitywaa si zaraz, milka Byo to echo od wiosny ycia w t noc zimow przy-wiane, echo i odbysk mioci jedynej w yciu, zawieionej, zdeptanej?

    Ale w ssiednim pokoju jedno z ieci niespokojnie poruszyo si na posaniu, drugiewrd snu krzykno.

    Pani Teresa, w mgnieniu oka na nogach, biega ku sypialni iecicej, a gdy po chwili,przekonawszy si, e nic zego nie zaszo, powracaa, oczy jej, usta, twarz caa janiay odbogiego umiechu.

    Robaki moje, kwiatki, brylanty, pociechy, skarby moje!Wrd licznych jej znajomych byli tacy, w ktrych buia szacunek lub poiw i tacy,

    ktrych bawia albo nuia, ktrzy te j po trochu wymiewali. Do powszechnie zresztprzyczepiano do niej nazw Virago. ycie za inn jeszcze nazw obdarzy j miao

    Tej wiosny syn najstarszy pani Teresy, dwuiestoletni student od paru lat w dalekiejstolicy przebywajcy, razem ze skowronkami do Leszczynki zlecia i ju z powrotem nieodlecia. Gdyby pani Teresa do powrotu go namawiaa, nie usuchaby pewnie, ale onanie czynia tego i raz go tylko oburkliwie, krtko zapytaa:

    C bie, Julek? Nie pojeiesz? Nie, matuchno odpowieia. Nie pojadCzoo jej zbiego si w dwie grube zmarszczki i przez chwil staa ze wzrokiem w zie-

    mi wbitym, pospna i zgnbiona. Potem jednak gow podniosa i spokojnym gosemju rzeka:

    Ano! C robi? Kiedy inaczej by nie moe Nie moe, matuchno! Ja to i sama wiem. A kiedy inaczej by nie moe, to i basta!

    Hekuba

  • Do gospodarstwa odesza. Ale kiedy z pkiem kluczy w rku sza przez may ie-iniec do wirna, w ktrym rne zapasy ywnociowe si mieciy, krok jej ciszyi powolniejszy by ni zwykle.

    Bg jeden tylko wieia, z jakimi trudnociami, przeszkodami, troskami zdoaa onasyna tego do szk przygotowa, w szkoach utrzyma, do stoecznego uniwersytetu wy-sa. Par razy kto z krewnych dopomg nieco i oto za lat trzy Julek skoczonym me-dykiem zostanie, a jakim bie medykiem i jakim czowiekiem, to ju ona jedna tylkowieie moga, ktra go najlepiej ze wszystkich lui znaa i tyle ju iww o jegozdolnociach, o jego duszy, o jego przyszoci wyroia. W rojeniach tych zreszt wcalenie wszystko byo urojeniem i powszechne zdanie w okolicy panowao, e pani Tere-sie syn najstarszy dobrze si uda. W zimie, ktra t wiosn poprzeia, ssiei czstosyszeli j mawiajc:

    Oho! Niech no tylko Julek nauki skoczy i na wasnych nogach stanie, to ju jao przyszo Janka, Olka, Broci i Ludwinki spokojna bd. Chobym i oczy zamkna,choby na Leszczynk nieuroaje i inne klski spady, on zgin im nie da!

    A dlaczeg to pani kto raz zauway wszystkie ieci wymieniajc, o pannieInie zapomina?

    Na to pytanie rado na twarzy jej zgasa i oczy niespokojnie zaczynay migota. Inka! No, c Inka! Osiemnacie lat koczy, ju dorosa Za m rycho j pani wyda, co? Moe pewnie na to przecie rosn iewczta Patrze tylko, jak chopiec jaki porwie j od pani Jake, takie licznoci A pewnie, e liczna jest! co prawda, to prawda! rozpromieniaa si znowu pani

    Teresa, lecz wnet z nowym zaniepokojeniem oczu i czoa dodawaa: Tylko e ta liczno tak samo nam kobietom nieszczcie jak szczcie sprowaa

    moe. At! W rku Boga los luki! Jak Bg da!Zna byo, e wspomnienie o licznej Ince niepokj w niej buio, ale dlaczego,

    nikomu o tym nie mwia. Waciwie iewczynie tej, za ktr gdy tylko si giekolwiekukazaa, panowie jak soneczniki za socem si obracali, na imi byo: Michalina, ale onaimi to zbyt lada jakim znajdujc, gdy tylko dorosa, zacza wszie, gie tylko moga,nazywa si i podpisywa: Ina. Dla dogoenia jej wszyscy tak samo nazywa j zaczli,bo dogaa jej kady czu potrzeb, mus niemal. Nie bya liczna?

    ie by kwietniowy, baro pogodny i ciepy. Wiosny tej kwiecie przyszed nawiat taki, jaki zazwyczaj maj przychoi. Przedwczesne upay dopieka zaczynay i wszyst-ko przedwczenie rozzieleniao si, rozkwitao. W Leszczynce szare ciany maego domuoblewa blask soca, na strzech mchem bkitnawym poplamion lipy kady pene li-stowia gazie, przed kilku maymi oknami kwito na grzdach troch narcyzw i piwonii.Na maym ieicu budowelkami gospodarskimi otoczonym i w znacznie wikszymogroie owocowym i warzywnym panowaa cisza, ktr napenia niezmierny, radosnygwar ptactwa. Mnstwo tego pierzastego drobiazgu gnieio si tu w gazistych drze-wach i metalicznym szczebiotem jak winem musujcym napeniao czar krysztaowegoczystego powietrza.

    Julka ani Inki nie byo w domu. On teraz czsto puszcza si na wyprawy po s-sietwie i caym powiecie, j ssiadki na do dugo zabray, aby im w jakich pilnychzbiorowych robotach pomagaa. Pani Teresa sza z ogrodu warzywnego, gie kilka ko-biet wiejskich jak zielenin na zagonach rozsaao, a dwie kilkuletnie iewczynki,w krtkich sukienczynach, wysoko nagie ich nota odkrywajcych, krok w krok za niwrd agrestowych krzakw dreptay. Niezwykle zamylona pani Teresa zdawaa si niesysze dwch cienkich gosikw, ktre tu za ni, to po kolei, to razem woay:

    Mamciu! Mamusiu! Matuchno! Mamciu!Mylaa. Jak on teraz, ten Julek, czsto wyjeda z domu, jak si pomiy rozmaitymi

    ludmi po wsiach i po miasteczkach krci, a gdy powraca, jaki mu czasem ar pali siw oczach. Zawsze mia takie oczy byszczce, ale teraz to tak zupenie, jakby kto aruw nie nasypa Nic nigdy o tym, gie by i co robi, nie mwi, nawet przed matk. Taki powinno by; ona do niego o to adnej pretensji nie ma, ale sama domyla si, e snadju, ju pora nadchoi Oj, cika pora Tak si boi, tak si okropnie boi

    Mamciu! Mamusiu! Matuchno!

    Hekuba

  • Nie syszy. Westchna gono.Za ojczyzn, za wolno, prosta to rzecz i naturalna. Ona to dobrze rozumie. Ona tak

    samo myli i czuje jak Julek. Czy chciaaby, aby on myla i czu inaczej? Nie! Bro Boe!Za tchrza i za gagana miaaby go, gdyby tak byo. Wolaaby do grobu go pooy nieliwiie tchrzem i gaganem. Ju dawno powieiaa sobie, e inaczej by nie moe i basta! Ale na sercu ma taki ciar, taki okropny ciar.

    Mamciu! Mamusiu! Mameczko!Nie syszy. Iie coraz powolniej i gowa jej, sztywn, mulinow chust przed upaem

    osonita, coraz niej na pier opada.Co z tego bie? Co bie? Zamiar wielki i wity, tak, wity! Ale skutek jaki?

    Powiadaj, e jeli nikt nie pomoe ale to jest gupie gadanie. Pomc to pomog, boalbo to luie na wiecie z kamienia s albo z bota, aby wic tak spraw wit,takie mczeskie targanie si, nie ujli si, nie ratowali? W Bogu naieja, e tak bie,jak moi Konieccy onegdaj mwili. Interwencja mocarstw nastpi i wszystko dobrzepjie. Ale tymczasem kule A gdyby jedna z nich w Julka O, nie daj Boe! O,nie pozwl! Pod Twoj opiek i obron uciekamy si, wita Boa Roicielko!

    Mamo! Matuchno! Mamo!Na koniec usyszaa, a raczej uczua czepiajce si sukni jej cztery apki. Czego chcecieDwie drobne twarze, rumiane, pyzate, podnosiy si ku niej i jedna ze miechem,

    druga z nadsaniem rzeky: Je chce si!Splasna domi i krzykna: A prawda! To to wy i nic jeszcze nie jady! To ja o was zapomniaam. A bied-

    niekie wy moje, milekie godne Chodcie prej, chodcie do domu, chodcieRanie ju, szerokim krokiem i zacza, a przed ni dwa malestwa szybko po zie-

    lonej trawie bosymi stopkami przebieray, wkrtce te przez boczne drzwi domu do maejsionki wbiegy. Ale pani Teres wej tam za nimi majc w progu ogarny i prawie nadziemi uniosy mskie jakie ramiona i nim opamita si zdoaa, po sionce j okrciw-szy, do przylegego pokoju walcowym krokiem wcigny. Przy tym gos moieczy,wesoy woa:

    ie dobry mamci! ie dobry matuchnie! Jak matuchna ma si?I krcc si z ni jeszcze po pokoju, mia si: Cha, cha, cha!A ona zdyszana i z twarz w ogniu krzyczaa: Pu, Julek! Ach, ty swawolniku, wariacie, nicponiu! Pu, mwi, bo tchu ju

    nie zapiI tak samo jak on miaa si: Cha, cha, cha!A gdy wypuci j z obj, ku drzwiom od kuchni skoczya i krzykna: Teleukowa! Daj malekim niadanie.I wnet do syna powrcia z ustami penymi zapyta. No, jake masz si? Tyie ci w domu nie byo. Daleko jeie? Skd teraz

    przyjechae? Co si tam na szerokim wiecie ieje?On j kilka razy w obie rce pocaowa, po czym, na starej kanapce usiadszy, z min

    uroczycie nastrojon mwi pocz: Uczynki miosierne co do ciaa: godnego nakarmi, spragnionego napoi a do-

    piero gdy si tego dokona, przyjd tamte, co do duszy: nie wiecego uwiadomi, py-tajcemu odpowieie

    No, no, ju rozumiem! Zaraz nakarmi i napoj! Oj, ty, swawolniku may!I ju ku drzwiom od kuchni pieszya, ale gdy okoo niego sza, za rk j pochwyci

    i z oczami ku niej podniesionymi, gosem znionym rzek: A potem pjiemy do pokoju mamy na rozmow powan. Mam do powieenia

    mamie co baro wanegoOna zblada na twarzy i oczy jej zmciy si, jak gdy kto kamie na wod rzuci. Co wanego powtrzya szeptem.Ale wnet uspokoia si.

    Hekuba

  • Dobrze, pomwimy, tylko ci do zjeenia cokolwiek przynios.Sam pozostawszy Julek z kanapki si zerwa i may pokj szybko wzdu i wszerz

    przebiega zacz, drobnego wsika pokrcajc, z gow pochylon, zamylony. Jednakpomimo zamylenia spod drobnego wsika adnym tenorem zanuci: Cicho, cicho, ktonadchoi, serce mwi I urwa. Tona piosnka moiecza w falach myli szumniei tumnie toczcych si przez gow.

    Swawolnikiem by od iecistwa najmniejszego a dotd, ale may to nie by by-najmniej. Wzrost wprawie mierny mia, ale barki szerokie, w stosunku do wzrostunawet za szerokie, co troch krpym go czynio; jednak z ksztatw i ruchw bia mutaka rzeko i ywo, e zgrabny si wydawa, a przede wszystkim za doskonae upo-staciowanie zdrowia i siy mg uchoi. Po matce wzi czupryn gst, adny wykrjczoa i pikne piwne, byszczce oczy, lecz na razowym chlebie macierzyskim policzkimu nieco zanadto spulchniay, tak e okrge i rumiane przypominay pyzatych aniowna obrazach niekiedy malowanych. Z twarzy tej ogie modoci gorcej, namitnej atryska si zdawa.

    Nie tak wyglda, gdy w zimie minionej cae szeregi nocy spa w trupiarni, gieblady od bezsennoci z ciekawoci namitn bada na ciaach, ktre mier rozkadaa,tajemnice lukiego ycia. Ale teraz nie zna byo na nim ani tych nocy pracowitychi ponurych, ani innych wrzawliwych, ktre w izbie studenckiej, w obokach tytoniowegodymu spa na namitnych sporach i rozprawach z tumem kolegw. Teraz wszystkieprace, wszystkie przedmioty sporw i rozpraw, wszystkie denia i zamiary jak drobnewieczki pogasy przed blaskiem jednej myli, jednej naiei, jednego zamiaru i celu.

    Wnet po wczesnym i krtkim obieie rzek do matki: Moe do mamy pokoju na rozmow pjiemy, bo tam bbny najmniej przeszka-

    a bd Jakie tam bbny! Janek i Olek zaraz znowu do wioski albo do lasu polec S jeszcze dwa mniejsze bbenki No, te robaki nic jeszcze nie rozumiej! Ale id do mego pokoju, a ja tylko

    Teleukowej co powiem i tam przyjdNiebawem wchoia do tego pokoju, ktry by waciwie izdebk wsk, o jednym

    na ogrd wychocym oknie, a tu za ni wysoki prg przestpiy Brocia i Ludwinka.Dwa te cienkie gosiki zawoniy:

    Matuchno! Mamusiu! Mamciu! Czego chcecie?Z oczyma na matk podniesionymi chwil milczay, a potem najspokojniej i najpo-

    waniej w wiecie odpowieiay: Niczego!Z matk i przy matce by chciay tylko, a przy tym lubiy niezmiernie t izdebk, do

    ktrej wstp bez niej z powodu rachunkw st do pisania okrywajcych, by im wzbro-niony.

    Mogyby sobie z tych papierw zabawki powykrawa lub na wiatr je puci. No, kiedy niczego, to idcie std sobie! Do Teleukowej idcie!Z zadartymi gwkami uczepiy si czworgiem rczt spdnicy matczynej i Bro-

    cia, brunetka niada, aonie, a Ludwinka, lnianowosa i rowa, z gniewnym tupaniemnek, jednogonie zawoay:

    Nieeeeee!Julek pochyli si i w mgnieniu oka jedn na jedno rami, drug na drugie pochwy-

    ciwszy, znad ziemi je podnis. E! Niech robaczki troch sobie przy Teleukowej popezaj! Tu niepotrzebne!miejc si z izdebki je wynosi, a one miay si take gono i nagie, dugie, ogorzae

    ich nota koysay si w powietrzu, z ramion braterskich zwisajc.Pani Teresa tymczasem stana przy otwartym oknie, za ktrym rs wysoki i gsty

    krzak bzu ju rozkwita poczynajcego. Krzak ten tak zasania okno, e nic przeze widanie byo oprcz kawaka bkitu niebieskiego za najwyszymi szybkami.

    Kiedy Julek powracajc drzwi za sob zamkn, izdebka zdawaa si by szczelnie przedwszelkim okiem i uchem lukim ukryta.

    Hekuba

  • C, co mi masz do powieenia? rzucia si ku synowi pani Teresa.Poblad twarz i zmcone renice jej wic, uspokaja j pocz: Nie to, nie to jeszcze, co mama myli. I to przyjie, naturalnie, ale nie teraz

    jeszcze. Teraz co innego, ale take wanego.I tu, u otwartego okna stojc, pocz mwi do gono, bo i po c miaby szepta,

    skoro nikogo w pobliu nie byo i nikt podsuchiwa ani myla.Czy tylko nikt? Co jednak za krzakiem bzowym zaszeleciao i co ciemnego wrd

    gsto spltanych gazi zaszarzao. Ale pani Teresa i Julek uwagi adnej na to nie zwrcili.Mao to skrzyde ptasich za oknami trzepoce, a byo im w tej chwili do przygldania sigrom barw i wiate w krzakach?

    Tymczasem po drugiej stronie bzowego krzaku dwie postacie chopice, jedna nie-dorosa, a druga wcale jeszcze iecinna, w postawach wypronych i ze skamieniaymiod wytonej uwagi twarzami podsuchiway.

    Tak samo jak Brocia i Ludwinka, Janek i Olek poszli jeden w matk, drugi w ojca.Wosy ciemne i zote, jednostajnie krtko przystrzyone, oczy piwne i bkitne, jedno-stajnie w tej chwili od ciekawoci namitnej rozbyse, cery jednostajnie przez wiosennewiatry i upay opalone. Tylko e starszy wysmuky by i wydawa si sprysty, gibki,a z twarzy bladawej wraliwy i zapalczywy, u modszego za krpo czy przysaistoksztatw czya si z rumianoci, powlekajc pyzate, zupenie jeszcze iecinne po-liczki. Zreszt lat niespena pitnacie i trzynacie, stare jakie, ju za krtkie i za ciasnemundurki szkolne, stopy bose, lady wieej wdrwki po drogach piaszczystych i pod-oach lenych na sobie majce.

    Z kilkugoinnej wdrwki po wsi chopskiej i lesie powrciwszy, zaraz spostrzegli,e pomiy matk i Julkiem co jest, jaki sekret, niepokj. Przy stole obiadowym matkamniej ni zwykle mwia, nawet ich za niezgrabne jeenie gdera zapominaa, a Julekzamyla si czsto i ani razu z nich nie zaartowa. Oni od dawna ju czego domylalisi, co w powietrzu czuli, o czym z zasyszanych rozmw pomiy starszymi wieieli.W szkoach jeszcze, tam w miecie, skd na witeczne wakacje do domu przyjechali,wiele ju o tym, co ma sta si, pomiy kolegami mowy byo. A dlaczego po przejciuwakacji witecznych matka do miasta i szkoy wrci im nie pozwolia? Oho! Syszelidobrze, jak raz do Julka powieiaa: W czasach takich kto wie, co z iemi sta simoe. Niech lepiej w domu zostan. Julek zauway, e rok czasu w szkole strac, a onaodpowieiaa: Niech lepiej rok strac, a ywi i cali zostan! Ot, co zaszo! Aby ywi i calizostali! Inni to maj prawo rozporza si swoim yciem i swoj caoci, a oni niechprzy fartuszku maminym sie i hab choby okrywaj si, zdrajcami kraju zostaj,byleby Bo zdrajc kraju jest i hab okrywa si ten, ktry teraz A skde pewno,e Julek ywy i cay zostanie? Jednak zamierza czyni to, co mu serce czyni rozkazuje,ku czemu cignie go przykad wszystkich bohaterw rzymskich i polskich, a mama na tozgaa si Dlaczeg to jemu wolno, a im nie? Wzgldem starszego brata co na ksztatzazdroci uczuli i od dawna ju kroki jego lei, rozmowom przysuchiwa si zaczli.Ale na podsuchiwanie zdobywali si i po raz pierwszy. Jake mona byo nie doby si,skoro tu za progiem stojc niechccy usyszeli byli, jak Julek mwi: Do mamy pokojuna rozmow pjiemy, bo tam bbny najmniej przeszkaa nam bd! Na te sowaw starszym a co zagotowao si, zawrzao. Syszysz, Olek? bbny! A Olkowi zyzakrciy si w bkitnych oczach. Cicho jak myszy may dom dokoa obiegli, na awcepod krzakiem bzu przysiedli i w stron okna do izdebki matczynej such wytyli. Janekwypry si jak struna i ku matczynemu oknu cay wygity, rk kurczowo brzeg awkiciska, Olek za zgarbi si, napuszy i rumiane policzki tak wyd, jak gdy czasem narozkaz matki ogie w samowarze rozdmuchiwa.

    Suchali. Jakkolwiek Julek nie znia baro gosu, jednak pomimo woli moe zniago nieco, wic wszystkiego, co mwi, sysze nie mogli i w such im wpaday czasemzdania niecae, czasem wyrazy oderwane:

    i po zachoie soca wprost do Dbowego Rogu tu nie zajadA potem zapytanie matki: Wiele tam tego bie?I odpowied Julka: Szabel rewolwerw kosJankiem od stp do gowy dreszcz wstrzsn. Jedn rk ciskajc brzeg awki, drug

    brata za kolano pochwyci.

    Hekuba

  • Syszysz, Olek? Syszysz?Ten dre zacz jak w febrze. Aha! szab szab szab le Ciiii-cho!Matka mwia znowu: Motyki do kopania ziemi wzi trzebaA Julek: Ja z Teleukiem. Czy on w domu? Pewnie powiem muChwila milczenia, po czym znowu Julek mwi: Tylko z chopcami eby nie wiieli E! Take! gupstwo! Bazenki te, co oni Niech mama tak niech mama tak nie oni i baro nawet spostrzegam Nie moe by! Swawole im jeszcze w gowie i Janek w ksikach cay No, no! Tak si mamie materia palny Spa im i ka dla twojej spokojnociTu drzwiczki z izdebki matki do pokoju iecinnego prowace przecigle zaskrzy-

    piay i jednoczenie dwa cienkie gosiki rozlegy si tak dononie, e a za oknem sychabyo:

    Mamciu! Matuchno! Mamo! Ot, ju tam i wjechay mae sarkn Janek. Wszystkiemu koniec bie.

    Zmykajmy!Chykiem zerwawszy si z awki, w pobliskiej gstwinie drzew i krzakw znikli. Tam,

    za gst zason z zieleni na ziemi siec, dugo, zawzicie pomiy sob szeptali. Nadich gowami blisko ku sobie pochylonymi i czoami w srogich namysach, jak u starychlui zmarszczonymi, moda zielono lici powiewaa i na zabj pieway ptaki.

    Pani Teresa z izdebki swej wypada, dwa robaczki za drobne rce nie prowac, alecignc.

    Niech ieci grzeczne bd bo do kta i ka i krzesami pozastawiam! Proszmi zaraz giekolwiek spokojnie usi i ksieczk z pieniami czyta, a za mn teraz nieazi bo przep do ktw

    Wieiay robaczki czy jak je Julek nazywa bbenki, e gdy matka takim tonemprzemawiaa, artw nie ma. Cichutko wic wysuny si z domu i na wschodce maegoganku do drewnianego supka przytulone, nad ksiczyn drobne gowy pochyliy tak, ea prawie zetkny si z sob ich ogorzae czoa i zmieszay si wosy lniane i brunatne.

    Ksiczyna w okadce zszarzaej i zmitej antykiem bya, starym dokumentem rodo-wym, w ktry z rozkosz wczytyway si niegdy oczy pani Teresy, gdy bya ieckiem,potem Julka w teje porze ycia, potem Janka i Olka. Spadaa w ieictwie z matki naieci, z ieci starszych na modsze, bya pierwszym drukiem, ktry oczy ich poznaway,pierwsz opowieci, ktra im w krwi i mzgu zatliwaa iskr przyszego pomienia. Terazna kolanach Broci otwarta, pokymi kartami odbaa na tle spowiaej sukienczynyz rowego perkalu.

    Brocia nie bez pewnej jeszcze trudnoci czyta zacza: Mieczy-saw Stary Nie chc Miecislawa przerwao jej kapryne sarknicie Ludwinki.Cierpliwie starszy robaczek kilka kartek przerzuci i zacz: Wadysaw JaAle modszy przerwa znowu: Nie chc Wladislawa No to czego chcesz?Porwaa Ludwinka ksiczyn z kolan siostry i na swoich j rozoywszy, z wydtymi

    od wysiku wargami przez chwil karty przewracaa. Po czym zacza z wielkim trudemi jkaniem:

    L-e-le-s-i-e-k Lesiek. Daj! Przez dworakw opuszczona Helena w stroju niedbaym

    Hekuba

  • Duy ptak furkn spod niskiego dachu i nad gowami ieci przemknwszy, lotemstrzelistym pomkn w dal.

    Jaskka!Nie wieie czego porway si i nie wieie czego na cae garioka miejc si

    pobiegy w t sam stron, w ktr jaskka uleciaa.A pani Teresa pierwszy raz w yciu zapewne zdawaa si o samym istnieniu najmod-

    szych swych ieci zapomina. W kcie ieica, pomiy szarymi cianami stodkii wirna, z chopem barczystym i rosym, w siw siermig ubranym rozmawiaa. By takrosy, e aby w twarz mu patrze, gow wysoko podnosi musiaa, wic z wysoko pod-niesion gow, z rkoma zwykym sobie ruchem na kbach opartymi, mwia o czymdugo, cicho, a oczy jej w cieniu szarej stodki jak iskry byszczay.

    Chop dugiej jej mowy wysucha milczc, z twarz nad jej gow pochylon. Natwarzy jego grubej, w grube fady pogitej, gstym wosem siwiejcym z dou zarosej,nie odbao si wraenie adne. Nieruchoma, zaspana jakby czy leniwa, podobna by-a do rzeby z grubego kamienia, ktry barw sw chleb razowy przypomina. Jednakz bliska mona byo dostrzec, e z tej niemej, ciemnej twarzy chopa oczy spoglday napodniesion ku niemu gow pani Teresy mikko jako i przychylnie, a zarazem niecoz ironi. Rzecz iwna! Pod krzaczystymi, obwisymi brwiami siwe oczy chopa byskayiskr ironii. Po dugim, milczcym suchaniu, bez adnego poruszenia w postawie, taksamo cicho, jak ona mwia, a przy tym powoli, senliwie jako czy leniwie przemwi:

    Ej, pani! 6]F]R ] WRKR buGe" Czy wy to tylko rozumnie i dobrze robicie? Czy z tegobiedy wielkiej dla was nie bie? Czy wy ieci swoich

    Nie pozwolia mu dokoczy, ale porywczo szepta zacza: Teleuk tego nie rozumie! Ja to Teleukowi kiedykolwiek wytumacz! Tak ju

    stao si i inaczej by nie moe, a kiedy inaczej by nie moe to i basta! Ja Teleukowijak przyjacielowi wszystko powieiaam i jak przyjaciela prosz ale kiedy Teleuk niechce, to i nie trzeba to my sami

    Ju uniosa si obraz czy ambicj, caa rumiecem oblaa si i ruch do odejcia uczy-nia, ale chop poufale za rkaw jej sukni uj.

    Zaczekajcie, pani! Ot, wy zawsze taka prdka! Jak do dobroci, tak i do zociprdka!

    Po ustach jakby z ciemnego kamienia wyrnitych umiech mu si przelizn po-baliwy i wnet znikn. Znikna te z oczu iskra ironiczna.

    Co ja sobie myl, to myl, ale zrobi, jak kaecie Ja wszystko zrobi, co kae-cie ja wasz poddany

    Pani Teresa a achna si, a krzykna: Gupi Teleuk jest ze swoim poddastwem! Najpierw to, e nie ma ju pod-

    dastwa, a potem, czy, kiedy jeszcze byo, ja Teleuka za poddanego uwaaam czy zaprzyjaciela, a? Niech Teleuk zee, e za poddanego a?

    On rk wzgardliwie machn. Et, z bab gada, wod mle. Czy ja o takim poddastwie gada? Ja w poddastwo

    do was poszed wtedy, kiedycie wy rkami wasnymi z ony i ieci moich zaraz srogcierali

    Pani Teresa aosnym ruchem rce rozoya. C, kiedy nie udao si! Z on udao si z nimi nie ale ja od tego czasu wasz suga, wasz pies Czego

    tylko ode mnie chcecie, to zrobi bdcie spokojni co sobie myl, to myl, alezrobi

    Niech Teleuk nic sobie nie myli, dopki ja nie wytumacz. Kiedykolwiekwszystko opowiem i wytumacz. Ale tylko

    Z nogi na nog przestpowaa, myl jak zaniepokojona. Niech tylko Teleuk nikomu o tym nie mwi, nikomu a nikomuChop ze wzgardliwoci niewypowieian ramionami wzruszy. Ot, pani niby to, a kiedy baba, to taki i durna!Odwrci si i ju odchoi, silny, rosy, z pochylon kamienn twarz. Ona, z rkami

    opartymi o biodra, miejc si, za nim patrzaa. Wrci jeszcze. $ kR\ WR buGe" krtko zapyta.

    Hekuba

  • Gdy tylko ciemnieje Gie te cztery wielkie dby? Aha. Ja tam ju bd. : 'ubRZ\P 5RKu" Aha!ie dobiega do koca, soce zaszo, zorza wieczorna zagasa, na bezmiesicznym

    niebie wieciy gwiazdy.Nieszerok drog, pord pola do bliskiego lasu prowac dwoje lui szo szybkim

    krokiem i zamieniao si nielicznymi sowami. Czy bye w Lubinowie? Byem a jake! Tam my czsto Inka tam jest? A jest. Wiiae j? Naturalnie; jake mgbym nie wiie! Ona przecie zawsze miy rwienicami

    jak lilia miy jake tam niech bie miy trawami. Take brednie! Powieiaby lepiej, co ona tam robi? C Inka moe robi? Kadego, kto si na oczy jej nawinie, kokietuje! Julek! No i c takiego? Albo mama sama o tym nie wie? Zreszt one tam wszystkie

    konfederatki dla nas szyj, koszule jedwabne i rne tam rnoci oprcz tego piewajsobie, szczebiocz.

    Kobieta westchna gono. Julek Co, mamo? eby ty ze mn o siostrze cho raz serio porozmawia! Kiedy bo, moja mamo, o Ince trudno jest mwi serio. Gupstwo! Dlaczeg to? Bo w niej samej niczego serio nie ma. iewczyna pusta, w piknoci swej, jak

    nasza szlachta okoliczna mwi, zadufana i w Leszczynce nui si piekielnie, a jak w wiatwyleci, to sobie uwa. Psychologia nietrudna i nieosobliwa.

    Aha! Ale bieda osobliwa moe by Jaka tam bieda! Za m pjie i ju.Umilkli. Z obu stron drogi, w zbou ju dobrze podrosym, przebiegay ciche szelesty,

    szmery, moe chody glist i kretw albo podloty ptakw nad wieo uwite gniazda. Lasby ju blisko; w ciemnej cianie jego co wirkno, gwizdno i na chwil umilko, apo zmroku gwiaistym, nad polem cicho szemrzcym rozleg si gony, dwiczny,przeczycie srebrny trel. Rozleg si, p minuty trwa i umilk.

    Julek podnis gow. Sowik! szepn i w szepcie tym jak w zwierciadle lukiego serca odbia si

    tajemniczo wieczoru, gwiazd, ciemnego lasu i sowiczego trelu. Wczenie w tym roku sowik zacza pani Teresa i nie dokoczya. Oj, ten rok! Ten rok! Ten rok!Sowa te jak z podmuchem wiatru wyszy z jej piersi z cikim, trzscym si wes-

    tchnieniem.A w teje chwili, w lesie znowu, lecz w dalszej jego gbi, w innej stronie, zabrzmia ta-

    ki sam jak przedtem trel srebrem wonicy, przez oddalenie od tamtego cichszy i tak jaktamten umilk, a bujne runie po obu stronach drogi i u brzegw ich majaczce w zmrokudrobne twarze kwiatw zdaway si w nieruchomoci sucha, czeka.

    Syszysz, Julek? Ten drugi to wanie tam zapiewa W Dbowym Rogu? Gie te cztery najstarsze dby rosn Mama i w ciemnociach dby te rozpozna? Oj, oj! Ile razy ja tam byam. Ile ja tamMiaa ju powieie przepakaam! Ale wstrzymaa si, umilka. Zawsze wstyd

    jaki czy hardo niepokonana wstrzymyway j od gonego wspomnienia o przelanychkiedykolwiek zach. Wic milczc sza dalej i tylko mylaa o tym, ile razy w dnie letnie

    Hekuba

  • albo i jesienne biega t drog, wpadaa do tego lasu i ku owym dbom dya, aby w g-stym cieniu ich listowia ukry dol swoj i z nich wyciekajce zy. Dwa gobie wodpiy Mj Boe! ile razy, gdy piosnka ta gosem kochanym piewana przebrzmiaa dlaniej wci jednak brzmic dla innych jeden z gobi wi si z blu i paczu namchach szmaragdowych, u potnych stp czterech najstarszych w tym lesie dbw!

    Teraz sza ku temu miejscu ucieczek swych od oczu i uszu lukich z myl ukryciaw nich czego innego ni zy i szlochania.

    Weszli do lasu i gdy szybko szli naprzd, omajc pnie drzew i gste sploty gaziprzed sob rozchylajc, ogarniay ich miejscami ciemnoci grube, a miejscami, tam gierozstpoway si nieco drzewa, zmroki przezroczyste, z lekka przez gwiazdy rozwietlo-ne i u dou, przy samej ziemi, usiane drobnymi twarzami, ktre zdaway si patrze nagwiazdy. Byy to anemony obcie i bujnie rozkwite, te narcyzy lene, ktre nocami na-wet odrzynaj si od ciemnoci biel nieyst. Dwa sowiki to tu, to tam odezway siz kolei, ale krtkimi nutami, ktre wnet milky. Jakby prboway tylko swych instru-mentw muzycznych, jakby je nastrajay

    Wtem przed dwojgiem lui przez las idcych stana grubsza, gstsza, wysza nigiekolwiek iniej ciemno i z ciemnoci tej gruby, stumiony szept zawoa:

    Pani! Pani! To to tu! Teleuk? Tak, tak! To tutaj! A turkotu nie syszae jeszcze? Czy od strony iat-

    kowicz turkotu nie sycha?I stana jak wryta; o par krokw od niej stan te jak wryty Julek. W ciemnoci

    za ozwa si ten sam co wprzdy gruby szept: Ot i jad!Suchali. W dalekiej jeszcze gbi lasu toczy si turkot powolny, koa jakie z guchy-

    mi stukami uderzay o wystajce nad ziemi korzenie drzew czy o wystajce nad mchamilenymi kamienie.

    Suchali i w turkot ten powolny, a coraz bliszy, wyraniejszy wsuchani, nie usyszelikilku szelestw, ktre ozway si w pobliu.

    Kdy w pobliu, w zaroli leszczynowej, zamaa si z guchym trzaskiem ga nadep-tana czyj stop, zaraz potem kto baro ostronie, jednak nie bez szelestu przeliznsi wrd leszczyn i gdyby oczy dwojga nieruchomych lui nie byy wytone w stron,od ktrej zblia si turkot, mogyby dostrzec dwie mae postacie, dwa raczej mae cie-nie, ktre wyliznwszy si spomiy leszczyn, szybkim jak myl ruchem zanurzyy siw padajc od drzew potnych ciemno.

    Jednoczenie Julek na spotkanie turkotu zupenie ju niedalekiego poskoczy i po lesierozeszo si trzykrotnie powtrzone, krtkie, lecz przenikliwe gwizdnicie.

    U stp grubej, wysokiej ciemnoci, ktra przestrze pomiy czterema potny-mi dbami zawart napeniaa, zatrzyma si wz dwukonny, wysoko czym naadowa-ny i kto wysmuky, zgrabny, sprystym ruchem moieczym z niego zeskoczywszy,w mgnieniu oka przed pani Teres si znalaz.

    Pan Gustaw szepna pan sam? Naturalnie, e sam. To najbezpieczniej. Takiego Teleuka, jak pani, nie mam.W rk j na powitanie pocaowa. Julek, do roboty! A! I Teleuk jest! Tym lepiej! We trzech prej pjie!We trzech! Zapewne! Bez pani Teresy rachowa moieniec z wozem naadowanym

    przybyy. Jeszcze tego wiat nie wiia, eby ona, gdy robota pilna bya, sama lub wespz innymi do niej si nie zabraa.

    Teleuk! Ile rydli przyniose? Cztery, pani. Ot, sprytny! Wzi jeden i dla mnie.Chop spokojnie odpowieia: Wiadomo.I dwign z wozu grub wi przedmiotw jakich, szczelnie w co owinitych, ktre

    gdy w silnych ramionach je podnosi, metalicznie i ostro szczkny.Niedaleko stamtd, za grubym pniem dbowym, jaki may cie, przysiadszy do zie-

    mi, zaszepta: Syszysz, Olek?

    Hekuba

  • A zza ssiedniego pnia szept inny, jak li na wietrze drgajcy, odpowieia: Sza sza szab le!Byo to tak, jakby dwa mae robaki po ostrych koczynach traw przepezay i nie mogli

    tego usysze luie krztajcy si okoo wozu, tym bariej e w teje chwili, kdy blisko,jak zdrj z poiemia, wytrysn z ciemnoci rozgony, peny ju teraz piew sowika.

    Cztery stare, najstarsze w lesie dby splatay w grze liciaste gazie i bya to jakbykaplica napeniona ciemnoci, ze stropem gieniegie uctkowanym zotymi oczymagwiazd. Unosia si nad t ciemn kaplic nieprzerwana pie sowicza, a na podou jejporuszay si sylwety czworga lui i kiedy niekiedy pobrzkiwa metal. Pobrzkiwania teto dusze, to krtsze, to mniej, to wicej ostro, zdaway si towarzyszy sowiczej pieni,tak jak akordy instrumentu muzycznego towarzysz lukiemu piewowi. Czasem jeszczewydawa si to mogo rozmow tonw podniebieskich, czystych, wolnych, wzlotnych,z przyziemnymi, ostrymi, gronymi zgrzytami.

    Oku we wntrze tej kaplicy patrzcemu trzeba byo tylko oswoi si z ciemnoci,aby rozpozna robot poruszajcych si w niej lui. Wykopywali doy, pograli w nieprzedmioty z wozu zdejmowane i nakrywali je warstwami ziemi penej zi i mchu. Widabyo szerokie chwilami rozmachy ramion pani Teresy i silnie w jej rkach uderzajceo ziemi narzie pracy.

    Pracowali w milczeniu, czasem tylko kilku sowami przerywanym. Niech mama odpocznie! Take gadanie! Na tamtym wiecie wszyscy wieczny odpoczynek mie biemy!A potem szept przybyego z wozem moieca: Oj, zmczyem si!I odpowied pani Teresy: Take iw! Rczki do roboty nie przyzwyczajone!Potem, pracy nie przerywajc, troch zdyszanym gosem mwia: A ja powiem, e nie szkoioby panom, oj, nie szkoioby dobrze sobie czasem

    pomacha siekier czy tam kos albo nad pugiem obla si takim potem, eby z nimrazem wszystkie gupstwa, a to i grzechy z koci i duszy powychoiy

    Dwa moiecze gosy zamiay si, a ona w odpowied miechowi temu sarkna: Nie ma czego mia si: prawd mwi!elaco rydla gboko w ziemi pograjc dodaa: Nie do Julka to mwi on od iecistwa do roboty nawyk Do mnie pani to mwi? A pewnie! Mao to grzeszkw: polowanka, baliki, koniki, pieski, zawracanie

    gwek iewcztom No, czy nie byo? Niech pan Gustaw sam powie mao to tegobyo?

    On po krtkim odpoczynku znowu do kopania ziemi si zbierajc odpowieia: Ju nie bie.Nie art ani al, ani smutek, lecz uroczysta powaga w odpowiei tej brzmiaa. Czu

    w niej byo potny wiew czasu, ktry w daleko niezmierzon odnis od lui baliki,koniki, pieski i iewczce gwki.

    Ty, Julku, do domu teraz nie wrcisz, ale ze mn pojeiesz potrzebny! Wedle rozkazu, panie setniku!Dugo pracowali. Ju i drugi sowik kdy tam dalej na dobre si rozpiewa, i konie

    u wozu zniecierpliwione dugim staniem parskay i czasem wydaway krtkie renia, gdypani Teresa, narzie pracy na ziemi rzucajc, rzeka:

    Skoczone! Teraz wy sobie jedcie, a ja z Teleukiem do domu powrc.Teleuk zbiera rydle i w jakim krzaczystym schronieniu pomiy dbami je skada. Nie zabierzesz tego do domu? Ot! eby jeszcze nie picy luie zobaczyli! Ju ja lepiej wiem, kiedy po to przyj

    trzeba. Bdcie spokojna, pani.Po kilku minutach nikogo ju pomiy starymi dbami nie byo. W gbi lasu oy-

    wa si czasem turkot wozu coraz sabszy i dalszy. Na droe, pord pl od lasu biegncej,dwoje lui popiesznie szo ku majaczcemu w swych gruszach i lipach dworkowi.

    Wtedy z gstwin leszczynowych, zza potnych pni dbw, wyskoczyy dwa maecienie lukie i rzuciwszy si ku sobie, szybko, namitnie zaszeptay:

    Hekuba

  • Teraz, Olek! Teraz albo nigdy! Ziemia wieo poruszona, odkopa atwo I rydle s Wiiaem, gie schowa. I ja! I ja! Szabel nie mona za due, ale pistolety I kinday A jake Naboje do pistoletw te Tylko, Olek, z caej siy kopa z caej siy Bo drugi raz ju tak nie zdarzy si Ju ty mnie nie ucz, Janek, jak sam Chodmy prej! Prej, prej!Zniknli w ciemnej kaplicy dbowej i nic ju w lesie sycha nie byo oprcz dwu

    pieni sowiczych, ktre tony i trele zachwycone, rozmarzone, romantyczne, to razem, tona przemian rzucay pod wiecce nad ciemnym, nad cichym lasem gwiazdy.

    Ze wsi chopskiej, do ktrej dobry kawa drogi by z Leszczynki, a w ktrej i robotni-kw do pilnej jakiej roboty gospodarskiej zamawiaa, pani Teresa biega droyn polnbez tchu prawie i caa potem oblana, bo ranek duszny by i upalny. Zdyszana, z policzka-mi gorco zarumienionymi, ze wzrokiem zakopotanym, do kuchni bocznymi drzwiamidomu wpada i wnet zawoaa:

    Teleukowa! A malekie gie?Kobieta w chopskim ubraniu, od kuchennego ognia twarzy nie odwracajc, odpo-

    wieiaa: Z Julkiem w pole poszli A chopcy? W saie sie czytaj Jedli co? Ojej! Moe wy, pani, co zjecie? Nie chc! Nie mam czasu! Do obiadu zaczekamNie miaa czasu na jeenie; musiaa w rachunkowej ksice co zapisa, bo potem

    zapomni, do ogrodu, gie iewczta warzywa pey, zlata, do lochu, gie i udjbez niej postawili, skoczy

    Wic jak wicher gono za sob drzwi zamykajc par izb przebiega ku tej, ktranazw jej pokoju nosia, dc, gdy wypadkiem na okno otwarte spojrzawszy, jak doziemi przykuta stana i oczyma, w ktrych to gniew, to al iskry zapala, na ogrd zaoknem otwartym zieleniejcy patrzaa

    Po ogroieJaka to ksiniczka czy dama wielkowiatowa lub dworska w szacie biaej, czarnymi

    ctkami nakrapianej, srebrn obrcz przepasanej przechaa si po tym biednym ogro-ie bez alei cienistych, bez drg gracowanych, bez kwiatw wyszukanych? A moe jestto jakie zjawisko zaziemskie, ktre na chwil tylko tu zleciao, bo wrd starych drzewowocowych i agrestowych krzakw, miejscami wrd zielsk ikich, przesuwa si powo-li, niedbale, nigie nie dc, na nic nie spogldajc, czasem tylko bia rczk zrywajcz krzaku listek, ktry wnet roztargnionym czy zniechconym gestem z palcw wypuszcza.Na wydeptanej wrd trawy ciece stopki adnymi pantofelkami okryte ostronie sta-wia, aby nimi jakiego kamyczka czy twardej kpki trawy nie dotkn, ale e sukni biaejw czarne kropki nie podnosi, wic malowniczo wlecze si za ni ona po trawie, jesz-cze tu i wie pobyskujcej ros. Poyskuje te na niej opasujca kibi tama srebrnai w jasnym zocie wosw kunsztownie utreonych jak ogniska blaskw iskrz si gwiazdyz polerowanej stali wyrobione.

    Pani Teresa w krtkiej, szarej spdnicy i mulinowej chucie na gowie, z twarz odpotu byszczc i yami tak od upau nabrzmiaymi, e zdawao si, i wnet krew z nichwytrynie, staa przed otwartym oknem jak w ziemi wryta i patrzaa, a skoczya do oknai tak gono, e po caym ogroie si rozlego, zawoaa:

    Hekuba

  • Inka! Inka!Strojna gwka ksiniczki czy zaziemskiego zjawiska bia jak lilia twarzyczk obrcia

    ku domowi i gosik srebrny, delikatny, sodki odpowieia: Id, mamciu, id!Bya biaa jak lilia, w kadym poruszeniu wiotkiej kibici delikatna i agodna; doskonale

    nakrelony owal jej twarzy przypomina madonny na obrazach malowane, usta porwnamona byo do delikatnie zarowionego patka ry, oczy pod zotymi rzsami i dugimi,sennymi jakby powiekami miay agodny blask ciemnych szarw i marzce spojrzeniewygnanego na ziemi anioa.

    Gdy w ubouchnej izdebce, bawialni zwanej, stana, zdawa si mogo, e pomiybiao tynkowane i nieco zszarzae jej ciany, pomiy stare, z tego drzewa sprzty, napodog z grubych desek, pod sut z cikich belek anio zlecia.

    ie dobry, mamusiu!I pogarna si ku zgrubiaej, czerwonej, na grub, szar spdnic opuszczonej rce

    matczynej, ktr jednak pani Teresa porywczym ruchem cofna. Nie cauj mnie w rk! Nie na czuoci ci zawoaam! Nie! Ce si tak, ledwie

    wczoraj do domu powrciszy, za krlewn zaraz przebraa? Sukienka najlepsza ze wszyst-kich, jakie masz, dlatego pewnie sprawiona, aby j rankami po mokrej trawie cigaa.I skd u ciebie te byszczce srebrnoci si wziy ten pasek te szpilki, co ich sobiewe wosy ponatykaa Ja ci ich nie daam, sama pewno nie kupia a oczy mnie odnich bol! Skd je wzia?

    Gdy pani Teresa mwi zaczynaa, rysy modej iewczyny na mgnienie oka zmciy sii rozedrgay, a oczy bystro bysny. Ale byo to tylko mgnienie oka, po ktrym z anielskagodnoci w gosie i umiechu odpowieiaa:

    Ten pasek, moja mamciu, od Klemuni Konieckiej dostaam, a te szpilki darowaami Tosia Awiczwna

    Take ebraczka! zawoaa pani Teresa jak Boga kocham, ebraczka! Odczowieka do czowieka choi i jamun do worka zbiera Nie wstyd ci te byskotki odbogatszych panien przyjmowa, aby ci za pozbawion ambicji

    To s, mamciu, przyjaciki moje i mama samaAle pani Teresa skoczy jej nie daa i czerwone rce w pici zaciskajc mwia, raczej

    krzyczaa: Oj, jakbym ja ci t yzur na gowie rozczesaa, gadko w warkocz prosty zaplota!

    Jakbym ja z ciebie te byszczada wyebrane i t sukienk witeczn, a u dou ju zadra-n cigna i w perkalow spdniczk ci ubrawszy do roboty jakiej zasaia! A prawdpowieiawszy i z tymi przyjacikami twymi zrobiabym to samo. aob narodow no-sz! Oprcz czarnego i biaego koloru adnych nosi nie wolno, zotych rzeczy nosinie wolno ale za to te czarne i biae gaganki popatrze tylko jakie i zamiast zotych ca-cek, srebrne, stalowe Take aoba! Po ojczynie po wolnoci po tych, co na pewnprawie mier id, aoba A ty panny wiatowe i z posagami naladujesz to, co onew salonach i parkach swoich, ty w tych izbach i pomiy tymi pokrzywami robiszo tym tylko mylisz, eby we wszystkim do nich by podobna i w stroju, i w minach iw nicnierobieniu.

    A zachysna si z zapau, a zachrypa od krzyku i na chwil umilka, a gos iew-czcy, jednostajnie zawsze cichutki i delikatny, zacz znowu:

    Mama samaZatrzsa si pani Teresa od dwu tych sw po raz ju drugi usyszanych. Snad do-

    tkny w niej one jakiego punktu, ktry niepokoi, bola Co: ja sama? krzykna. Dlaczego powtarzasz cigle: Mama sama? Co: ja

    sama? Mama sama chciaa, abym ja do tych panien bya podobna, kiedy mnie na edukacj

    do pastwa Awiczw oddaaPrawda! To prawda! Raz jeden pani Teresa pozwolia sobie unie si prnoci,

    prnoci za to liczne nad ycie kochane iecko swoje, zapragna dla niej upikszeinnych jeszcze ni te, ktrymi przyobleka j sama natura i gdy ta poczciwa Awiczowapowieiaa raz do niej: Oddaj mi Michalink (jeszcze wtedy Michalink j wszyscy na-

    Hekuba

  • zywali) na czas jaki z moj Tosi niech uczy si przy guwernantkach nie wytrzymaa,oddaa a teraz ona mwi Mama sama I sprawiedliwie mwi

    Odwrcia si plecami do crki, twarz do okna, w rkach, ktre ochony ju odupau i przyblady, mia koce mulinowej chustki i gboko zmczonym wzrokiempatrzaa w ogrd. Poczucie sprawiedliwoci usta jej zamkno. A w oczach i po ustachInki przemkn glarny, moe nawet zoliwy umieszek, lecz znikn natychmiast, gdyz jednostajn zawsze sodycz mwi zacza:

    Ja, moja mamciu, do innego ni tu otoczenia, do innego spania czasu przy-wykam ja mam w sobie takie potrzeby, takie gusta troch subtelniejsze, wyszeI czy to moja wina, e jestem biedn iewczyn

    Gowa pani Teresy w sztywnej biaej chucie tak nisko opada, jakby j kto z tyu czasz-ki ku doowi popchn. To prawda. C ona winna temu, e ojciec majtek roztrwoni,a matka pozwolia jej nabra tych potrzeb i gustw, ktre przy majtku to jeszcze jakotako cho zawsze ale bez majtku

    Jezus Maria! A to co? Co ty robisz, Inka? Ja gniewam si daj mi pokj!Bo Inka po nagym umilkniciu matki, gow jej na pier opadajc ujrzawszy, ruchem

    jak myl szybkim ku niej poskoczya i obu ramionami grub kibi jej objwszy, liczntwarzyczk sw do jej ramion, piersi, policzka przytula i pocaunkami okrywa je zacza.

    Niech mamcia nie gniewa si, moja mamciu, niech si ju mamcia na mnie niegniewa! Szpilki te z wosw powyjmuj, pasek z siebie zdejm tylko sukni tej nie zdejm,bo jak zbrui si, to Teleukowa wypierze

    Sama wypierzesz! gronym jeszcze tonem burkna pani Teresa, ale rozgniewanyprzedtem wyraz jej twarzy topnia, znika.

    No, dobrze ju, dobrze! Sama wypior! Albo to raz praam sobie i nie sobieTylko ju teraz niech zgoda bie moja mamciu zota, brylantowa, kochana

    aszczcymi si, mikkimi, kocimi ruchami przytulaa si do matki, okrcaa sidokoa niej, ze liczn gwk w ty wygit, swymi szarowymi, marzcymi oczymaw twarz jej patrzaa

    Ach! Te jej oczy szarowe, ze spojrzeniem marzcym, czuym, spod dugich, jakbysennych, jakby rozkosz wiecznie upojonych powiek Oj, te jej tak niegdy namitnie,bezpamitnie kochane ojcowskie oczy! Co one jej przypominay! Jakie chwile, jakie zudy,jakie upojenia nigdy nie zapomniane one jej przypominay! Wydao si w tej chwili paniTeresie, e ona to iecko, to wanie, najwicej, najnamitniej spomiy wszystkichswoich ieci kocha i sama nie wieiaa jak, kiedy ramiona jej w szorstkich rkawachkaana otoczyy abi szyj crki, a usta pocaunkami osypywa zaczy czoo alaba-strowe i t yzur jasnozot, ktr przed chwil tak baro pragna rozczesa i w prostywarkocz zaple. Inka miaa si, a pani Teresie ten cichutki, pieszczotliwy, wesoy mie-szek wpywa do serca strug roztopionego miodu i w gowie obua myl: Niech jutam! Moiutkie to takie i liczne, agodne, kochane!

    Wtem tu za oknem ozway si dwa cienkie gosiki iecinne: Mamuchno! Mamciu! Mamusiu!I jednoczenie moieczy gos mski woa: A c to za czuoci i romanse mama tu z Ink wyprawia! A zazdro bierze

    patrzc No, czy ja nieprawd czasem mwi, e mama Ink najwicej z nas wszystkichkocha!

    Szeroki, bogi umiech rozwiera usta i ca twarz pani Teresy oblewa. Pier jej za-trzsa si od gonego, szczliwego miechu.

    Nieprawda! woaa. Nieprawda, bo ja z wami wszystkimi jestem kobietnieszczliw, nie wiec nigdy, ktre z was wicej, a ktre mniej kocham Raz zdajesi, e to, a drugi raz, e tamto, i na ktre patrz, to zdaje si wicej kocham Ot, wieczniekopoty z wami!

    Julek tymczasem dwie mae siostry z ziemi podnis i na otwartym oknie posai,a one wnet uczepiy si sukni matczynej, rozsypujc po niej przyniesione z pola pki trawi kwiatw. Szczebiotay przy tym, o przechace ze starszym bratem odbytej opowiada-jc, a i on take co tam o runi zboowej, o trawach na ce ju wysokich mwi. Blasksoneczny obejmowa ich wszystkich paszczem zotym, kwiaty polne pachniay, pod oka-pem dachu wiegotao na zabj ptactwo, na ramieniu pani Teresy, iskrzc si stalowymi

    Hekuba

  • gwiazdami w zotych wosach, z wikiem opieraa si liczna gwka Inki. A sama pa-ni Teresa, kwiatami polnymi osypana, sonecznym blaskiem oblana, miaa pozr istotyywcem do nieba wzitej i w raju przebywajcej. Jednak po chwili zaniepokoia si niecoi oczyma zacza po ogroie czego szuka.

    Gie tam w ogroie Janek i OlekJulek miechem wybuchn: Ha, ha, ha! Mamci do penego romansu Janka i Olka ju zabrako!Do sistr malutkich zwrci si: Niech robaczki polec, chopcw wyszukaj i tu przyprowa A pewno! Pewno! rajsko miaa si pani Teresa. C to oni gorszego od

    was? Co gorszego?Robaczki ju z okna ku ziemi swoje nagie, dugie, ogorzae nota spuszczay, aby

    na wyszukanie braci lecie, gdy z drugiej strony domu, na ieicu, rozleg si turkotzajedajcej przed ganek bryczki. Inka drgna.

    Pan Gustaw przyjecha. Skd wiesz, e to pan Gustaw? Wczoraj wiiaam goJulek nagle mia si przesta. Tak, mamo, to on by musi wczoraj ju spoiewaem siOdbieg na spotkanie gocia, odbiega, wosw swych domi dotykajc i do ssiedniej

    izby wlizna si Inka, robaczki w zieleni ogrodu zniky, a pani Teresa przez par minutsama jedna staa jeszcze u otwartego okna jak skamieniaa, jak ze snu rajskiego obuonado rzeczywistoci strasznej Przestrach spi z jej twarzy gorce przez chwil rumiece;blem skrzywiy si usta rajsko przed chwil rozemiane.

    Pan setnik przyjechaI zaraz po wyskoczeniu z bryczki, Julka pod rami wziwszy, do ogrodu z nim poszed.

    Tam, cicho i ywo rozmawiajc, choili po ikich trawach i wydeptanych ciekach,a zza krzaczystej zaroli, ktra ogrd owocowy od warzywnego odielaa, wychocujrzeli naprzd Janka, ktry na ziemi siec zdawa si zatopiony w czytaniu rozwartejna kolanach ksiki, a potem Olka lecego na trawie z twarz ku niebu obrcon i takpicego, e a z lekka sobie pochrapywa. Gdy koo nich przechoili, Janek przed go-ciem czapki uchyli i wnet znowu w czytaniu si zanurzy, a Olek nie tylko nie obuisi, ale goniej jeszcze zachrapa. Minli ich, Julek na chopcw uwanie popatrzy.

    Brzegiem warzywnego ogrodu przez chwil jeszcze szli, a w inn stron skrcili i po-miy drzewami znikli. Wtedy Olek porwa si z trawy i do starszego brata przyskoczy.Bkitne oczy zdaway si mu a wyskakiwa z orbit, gos trzs si.

    Syszae, Janek? Syszae? Ju, ju jutro wy wy wychoAle Janek gniewa si czego na brata. Gupi jeste z tym udawaniem picego czy kto moe uwierzy, e o tej porze

    A Julek pewno domyli si, e udajeszKrpy, pyzaty Olek wyprostowa si jak rozgniewany kogut. No i co, jeeli domyli si? Czy to on mj pan i wadca? A co usyszaem za

    to, lec przy samych krzakach, jak oni za krzakami szli, to usyszaem A ty nic niesyszae nie wiesz

    Czego nie wiem? A tego, dokd pjd.Zerwa si na rwne nogi Janek. A ty sysza? Wiesz? Dokde? Dokd? Aha! A scyzoryk, ten nowy od Julka, oddasz mi? To powiemJanek do kieszeni sign i bohaterskim ruchem przedmiot dany bratu oddajc,

    tonem wzgardliwej nieco wyszoci rzek: Masz i mw.Wtedy Olek ku samemu uchu jego nachylony szepn: Do lasw horeckichI w teje chwili zakopota si czego czy zawstyi. Ale ten scyzoryk zacz to we go sobie, Janku, na powrt ja tylko ar-

    towaem ja nie sprzedawczyk ani ju taki chciwiec spod ciemnej gwiazdy

    Hekuba

  • Na pacz mu si prawie zebrao. Mazgaj jeste i tyle odpar Janek ten scyzoryk i bez tego ju bym ci i

    darowa. My teraz inne scyzoryki mamy, prawda? Ot, pogadajmy, jak zrobi, eby cel naszosign. Cel nasz wielki i w tym tylko bieda, e my jestemy mali Mali! powtrzyi zamia si z ironi.

    Ehe! doda Olek. Mona by maym, a odwag mie wiksz ni u niejed-nego z wielkich. Ale oni tego nigdy nie zrozumiej

    Oni nas nie rozumiej i nigdy zrozumie nie bd mogli! My dla nich robakiniewolniki

    Tak wyrzeka chopak o szczupej, smagej, wraliwej twarzy i wysmukym, wybujaymwzrocie. Spospnia przy tym, schmurzy si, zmarszczyo mu si czoo pod gstwinkrtko ostrzyonych wosw. Olek blisko przy nim na trawie usiad, rami na szyj muzarzuci i pociesza:

    Ja z tob! My razem nie tylko bracia, ale i przyjaciele nieprawda, Janek! Tak, tak, Olku! oywi si i rozpromieni Janek na walk, na czyn mny,

    choby na mier razem, ale nie na hab, nie na hultajskie ycie i gnicie, wtedy gdyinni

    Pan Gustaw tymczasem po skoczonej rozmowie z Julkiem wita na maym gankudomu pani Teres i jej crk. Ziwia si liczna Inka na widok zamylonej i milcz-cej twarzy ssiada, zawsze wesoego, mwnego i przez gow jej zaraz przemkna myl:Brzydko i uczesaam si i w tym konierzyku nie baro mi do twarzy, dlatego pew-no taki obojtny Ale pani Teresa zupenie innej przyczynie zmian w panu Gustawiezasz przypisa musiaa, bo jakby nogi posuszestwa jej odmwiy, ciko na awce usia-da i daremnie drenie gosu pohamowa usiujc, gocia, aby koniom do stajni odejpozwoli i do obiadu z nimi zasiad, prosi zacza. Ale on baro czego roztargnionyi do rozmowy nie usposobiony, brakiem czasu wymawiajc si, ju chcia j egna.

    Take popiech! wesoej swej rubasznoci prbujc zawoaa, lecz nie udaa sirubaszno ani wesoo i ju tylko zgniecionym jakby gosem poprosia, aby cho troch,cho chwileczk z nimi posieia.

    Chciaa widocznie powieie mu o czym czy o co go zapyta, a on na zmcone oczyjej i twarz przyblad patrzc, posusznie na awce usiad.

    Ot zacza chciaabym wieie zdanie pana bo Konieccy moi niedaw-no tu do Julka przyjedali obaj: Henryk i Artur i mwili o interwencji mocarstw, ebie e na pewno bie A pan jak o tym myli? Bo wii pan, ja kobieta prosta,pracujca, nic wcale o takich rzeczach a jednak to jest rzecz baro wan ta inter-wencja wic jak pan, panie Gustawie, o tym myli?

    Moieniec wysmuky, zotowosy, z adnym owalem twarzy niewieciobiaej i b-kitnymi oczyma, iwnie zamylonymi i i razem rozgorzaymi, zmiesza si nieco i pochwili z wahaniem w gosie odpowieia:

    Czy ja wiem, droga pani. Mwi niektrzy, e ta interwencja bie MoiKonieccy w to wierz, a ojciec ich nie wierzy. I wszyscy tak samo: jedni wierz, a druynie wierz. Jednak wicej jest wierzcych ni niewierzcych to moe i bie Ja tamnie wielki polityk i nie w, tylko onierz Woowie powinni rzeczy takie do dnazgruntowa i wszystko na pewno obliczy a my co? Na nas woaj: Idcie! Serce i honormwi nam: i! Iiemy i na Bo wol!

    Rce pani Teresy kurczowo si zacisny. O, Boe! zaszeptaa i na modego ssiada zapatrzya si z jak czci pen pokor.

    Znaa go, od kiedy ieckiem i pacholciem by, widywaa na balikach, na konikachlicznych, u boku panienek najadniejszych a teraz taki mody dwaiecia czterylata mu chyba, nie wicej i bogaty porzuca wszystko, iie, a tak mu oczy goreji czoo biae wznosi si mnie, dumnie, gdy mwi: Iiemy! Szacunkiem gbokim,mioci pier rozpierajc zdjta z awki powstaa i gestem bogosawicym ramiona przedsiebie wycigajc rzeka:

    Nieche wam Bg bogosawi niech bogosawi!I miaa w tej chwili pani Teresa form, nabya w tej chwili formy niewiasty m-

    nej, ktra trwog wasn pod nogi wzi, a rzeczom podniebieskim, wiecznym, wielkimbogosawi umie.

    Hekuba

  • Pan Gustaw w obie bogosawice rce j caowa i razem egna si. Czasu nie mia,odjecha musia. Ona cicho go zapytaa:

    Kiedy? Jutro rwnie cicho odpowieia.Sowa te dosyszaa Inka i gdy pan Gustaw rk na poegnanie jej podawa, anielsko

    w twarz mu patrzc wyszeptaa: Konfederatk pana sama wasn rk uszyam szarowa z biaym barankiemUmiechn si i poikowa, ale obojtnie jako, z roztargnieniem. Anielskie spoj-

    rzenia tak piknej jak Inka iewczyny i way nad nim nie miay. Ona spostrzegato i rowe usta jej wydy si jak u zmartwionego iecka, a przez gow przewina simyl: Jacy oni teraz zrobili si nudni! Nieznoni!

    Pani Teresa za, jakby nic wanego nie zaszo i zaj nie miao, ju pieszcym si,szerokim swym krokiem do domu wchoia.

    Godni musicie by pora je obiad pjd pomc Teleukowej, aby prejbyo

    Zaledwie odesza, Inka obrcia si ku Julkowi, ktry milczc przy supie ganku stai wicznie ku niemu pochylona wpatrywaa si w niego z wyrazem takiego poiwui uwielbienia, jakby z nieba tylko co zlecia, jakby nadprzyroonym zjawiskiem w tejchwili jej si wydawa, a nagle ramiona ku niemu wycigajc zawoaa:

    O, bohaterze mj! Bracie! Jaka to duma, jakie szczcie mie brata bohatera,brata, ktry

    Nie moga dokoczy, bo on miejc si, za podniesione rce j pochwyci i ku doowije skaniajc, troch wesoo, a troch z irytacj w gosie mwi zacz:

    Nie ple, Inka, nie deklamuj! Boe drogi! To ty i mnie ju nawet kokietowazamierzasz! Dla wprawy zapewne, co? Ale daj pokj! Teraz na takie rzeczy nie pora! Ot,lepiej pomwmy z sob powanie Mam z tob o czym powanym do pomwieniachod!

    Pocign j ku awce i gdy obok siebie usiedli, z gow ku jej gowie pochylon mwizacz:

    Suchaj, Ineczko, to, co ci teraz powiem, wane jest jak obowizek najwitszy, jaksumienie, jak boskie i lukie prawo. Kiedy odejd, mama bie baro niespokojna,baro smutna Razem ze mn odejie od niej najstarsze jej iecko, ju zupenie doj-rzae, ktre ju przyjacielem jej by mogo, pomocnikiem, a w potrzebie opiekowa sini i j broni po mnie ty przy niej zostaniesz najstarsza Moja Inko, przejm sity t myl, e pociech, pomoc, a w razie nieszczcia jakiego wsparciem i opiekjej by powinna

    Tu Inka mow mu przerwaa. O, Julku! Ja kocha umiem, ja kocha pragn, ja powicenie uwielbiam i u ng

    mamy lee bd Znowu deklamujesz! Kt tu o powiceniu i o leeniu u ng mwi. To twj

    obowizek, Inko. Bo pomyl tylko, czym mama dla nas bya jak kochaa nas, jak zanami przepadaa Gdyby nie jej praca, zabiegi, starania, bylibymy w ny i w ciemnociepogreni Ona to wyywia nas i wyksztacia Teraz, Inko, w tym cikim dla niejprzejciu ty jej cho w czci wypa si z dugu wicznoci. Nie o leenie u ng jejiie, ale nie martw jej niczym, pomagaj jej, modszymi iemi zajm si strze, abyjej nie martwiy Szczeglniej Janka i Olka miej na oku

    W sieni za otwartymi drzwiami ozwao si woanie pani Teresy: ieci! ieci! Na obiad chodcie!Ale teraz Inka, przerywajc mow brata, z twarz smutnie spuszczon, mwia: Mj Julku! Ty nie rozumiesz mnie, ty mnie nigdy zrozumie nie chciae Ja

    przecie niczym mamy nie martwi Ja kiedy jestem w domu, to wszystko, co trzeba,robi, cho te wieczne zachody i kopoty, cae to ycie w Leszczynce Czy ty, Julku, nierozumiesz tego? Moje myli, moje marzenia Czy ty tego nie rozumiesz? Mnie trzebainnego ycia

    Ale rozumiem, rozumiem przerwa Julek i wstajc z awki mwi jeszcze:

    Hekuba

  • Po deklamacji nastpia deklinacja zaimka osobowego: ja, mnie, dla mnie. Ej!Niewysoko, Inko, i niedaleko lec myli i marzenia twoje. Nic tu mwienie twoje niepomoe, bo serduszko twoje uszek nie ma! Chodmy lepiej na obiad!

    Wkrtce po obieie Julek braci modszych zawoa, aby z nim na przechak w poleposzli. Chopcom, gdy usyszeli to woanie, a oczy zabyszczay i Olek nagle jak piwoniazaczerwieniony do Janka szepn:

    Moe nam co wanego powie, moe na koniec przekona si, e my nie bbnyi przynajmniej wieie o wszystkim powinnimy.

    A Janek z przyblad nieco twarz wyprostowa si i odpowieia: Moe powie, abym z nim szedOlek zatrzs si cay. A ja? A ja? A ja?Starszy z uczuciem wyszoci zrazu na modszego spojrza, ale potem co tkliwego

    zawiecio mu w oczach i ruchem opiekuczym, niemal ojcowskim do sw szczupi nerwow na gowie Olka pooy.

    Bd spokojny, Olek, ja ci nie opuszcz ja jemu powiem, e albo my obaj z nim,albo bez niego!

    Olek uczyni z ramion dwa uki nad gow rozwarte i wysoko nad ziemi dwa razypodskoczy.

    Zza wga domu Julek zawoa: Czemu nie iiecie, chopcy? Chodcie prej!Poszli drog poln ku wiosce szarzejcej w oddali, za wiosk dalekoPo dwch albo i trzech goinach chopcy z dugiej przechaki powracali, ale bez

    starszego brata. Niedaleko ju dworku spotkali si z Teleukiem i Julek zawrciwszy siz nim ku lasowi poszed, braciom mwic, aby bez niego szli do domu.

    Zamyleni byli obaj i wydawali si baro czym zmartwieni. Po odejciu Julka niczrazu do siebie nie mwili, tylko Janek zniecierpliwionym ruchem nogi co moment ka-myki z drogi zrzuca, a Olek z policzkami, jak do rozdmuchiwania samowara wydtymi,na podobiestwo miecha gono sapa, czasem wzdycha.

    Po chwili starszy ze zniecierpliwieniem w gosie sarkn: Czego tak sapiesz i wzdychasz a miech kowalski w oczach staje! Nic tu wzdy-

    chanie nie pomoe zastanowi si trzeba, pomyle Aha! jkn modszy, a starszy z zamyleniem mwi dalej: Bo nie mona powieie, aby Julek zupenie susznoci nie mia Mama jest

    baro zacn kobiet i ciko na nas pracowaa i pracuje. Dla takich matek jak ona iecimaj obowizki, to prawda, temu zupenie zaprzeczy nie mona co?

    W odpowiei Olek zaszepta: Ja mam baro kochamA Janek z powag wielk zacz znowu: Przypumy, e o kochanie tu nie iie i ja do mamy przywizany jestem

    baro ale tu dwie mioci ze sob walcz rozumiesz? Przecie i Julek mam kocha,a jednak wida w nim inna mio t zwyciya, a w takim razie dlaczeg by i w naszwyciy nie miaa Ale tu, wiisz, idea obowizku zachoi zrozumiej to i-de-a,rzecz najwaniejsza w wiecie. Julek przemawia do mnie w imi i-de-i, obowizku, tegoobowizku, ktry nam rozkazuje

    Ehe! triumfujco jako zawoa Olek a dla ojczyzny to obowizku nie ma?A? Jeeli tu mio i tam mio, to i z obowizkiem tak samo tu obowizek i tamobowizek A z czegomy powstali prawi dalej, krp posta sw prostujc i pyza-t, rozrumienion twarz wysoko podnoszc jeeli nie z tej ziemi? Co nas ogrzewao,jeeli nie to soce? Skd wszystkie uczucia i myli nasze, jeeli nie od tych przodkw,ktrzy no, ty sam wiesz, co to ojczyzna! Wszystko, co byo i co jest z czego naszeciao i nasza dusza ty sam wiesz A my niby to obowizkw dla niej nie mamy! miechpowieie! Jeeli pomiy dwiema miociami okropny los nas postawi, to tak samoi miy dwoma obowizkami A? Czy nie tak?

    Hekuba

  • Tak po chwili zastanowienia zgoi si Janek i ty to baro dobrze wyro-zumowae Nawet nie spoiewaem si Ale tym gorzej dla nas. Jestemy postawieniw pooeniu tragicznym!

    Na bladej, nerwowej twarzy jego i w piwnych oczach rozla si wyraz cierpienia. Olek,tak wymowny przed chwil, zamilk i smutnie zwiesi gow. Z chmury nabrzmiaej by-skawicami i gromami, ktra nad krajem caym staa, oderwa si ciemny obok, spynna te gowy iecinne, wkrad si pod ich czaszki wichrem szumicym, ogniem byska-wicowym

    Przed sam ju bram dworku Olek podnis gow i rzek: Brutus dwch roonych synw zabiJanek pomyla chwil. To prawda; ale synowie Brutusa zdrajcami ojczyzny byli, a mamaOlek dokoczy mu nie da. I Timeleon zabi roonego brata Brat Timeleona tyranem by, a mama Sprbuje zabi mam! czy mgby a?Olkiem jakby dreszcze lodowate od stp do gowy wstrzsny i a krzykn: Co ty wygadujesz, Janek. Wiesz, ty czasem bywasz okropny Ano wiisz! Na nic si nam nie zda Brutusy i Timeleony. Pooenie jest zu-

    penie inne i na wiecie kady za siebie myle musi. Musimy, Olku, wiele zastanawiasi i myle, Julkowi cakowicie susznoci odmwi nie mona

    A dlaczeg on sam zaszepta jeszcze uparty Olek, ale zobaczyli idc naprze-ciw nich matk i tak jak nigdy przedtem pogarnli si ku niej piesznie i pieszczotliwie.Nawet Janek, do pieszczot zazwyczaj nieskonny, z powag, opiekuczym jakby gestemramieniem j otoczy. Ale ona wyraz twarzy miaa roztargniony i oczy gboko zmcone.Z roztargnieniem zapytaa:

    A gie Julek?Powieieli, e z Teleukiem ku lasowi poszed. No, to idcie do domu, a ja na spotkanie Julka pjdWieiaa, dlaczego z Teleukiem poszed i wieiaa, e jeszcze do domu powrci, ale

    serce jej palia taka ao i tsknota, e w domu ani dokoa domu miejsca sobie znalenie moga i teraz na spotkanie syna przez pola jak wicher pognaa, aby go cho o wiergoiny prej zobaczy przez t wier goiny jeszcze na niego popatrze

    Powrcili razem, kiedy ju dobrze po zachoie soca byo i pani Teresa zaraz doTeleukowej powieiaa:

    Daj ieciom wieczerz i malekie niech po wieczerzy zaraz id spa. My z Jul-kiem

    Nie dokoczywszy posza z synem do swego pokoju, ktrego drzwi z wewntrz nazasuwki pozamykaa.

    I nikt nie wiia ani sysza, co oni tam z sob przez te ostatnie goiny mwili, jaksi egnali

    Inka na maym ganku sieiaa, z twarz na do opuszczon, z poczuciem krzywdyponoszonej w sercu. Dotd wszystko, co si wkoo niej iao, zajmowao j, cieszyo,nawet wyobrani jej rozpalao, tak e otaczajcym wydawa si mogo i ona sama naj-mocniej przekonana bya, e uczucia powszechne s rwnie i jej uczuciami.

    Przy zbiorowym dokonywaniu przygotowa rozmaitych, a w licznym gronie rwie-nych lub nieco zaledwie starszych od niej kobiet bawia si wybornie; ruch gorczkowy,ktry w okolicy zapanowa, stwarza liczne sposobnoci do zebra gwarnych, do rozmwoywionych, rd ktrych jeeli nie czym innym, to piknoci swoj janiaa i pocigaa.Ale od pewnego czasu zacza uczuwa, e w oczach lukich przygasa, maleje, e moipanowie zajmowa si ni przestaj, e w ogle co w powietrzu otaczajcym ogromniej przerasta, gasi, rzuca jaki cie czy tumik na jej iwnie bujne i niecierpliwe naieje,pragnienia. I oto powrcia do Leszczynki i ani wie, kiedy znowu wyjecha std biemoga a tu zawsze nie raj, o! nie! Lecz teraz, gdy Julek odejie i takie zmartwieniew domu zapanuje I za co to wszystko na ni spada? Dlaczego to wanie jej modoma by przytoczona, zatruta tymi wszystkimi powagami, obawami, utrapieniami

    Drzwi domu na ganek prowace ze stukiem si otworzyy i wypada z nich paniTeresa, a za ni wyszed Julek, ktry zatrzyma si przed siostr, po rk jej sign i tak

    Hekuba

  • mocno j cisn, e a troch zabolao. Gbokim przy tym wejrzeniem w twarz jej pa-trza, ale ani jednego sowa nie wyrzekszy zbieg z ganku dopajc matk, ktra juprzez ieiniec gnaa ku stajni, przed ktr Teleuk konia do maego wzka zaprzga.Gwiazdy na niebie wieciy

    Inka powoli do wntrza domu wesza. Jake inaczej, o! jake inaczej poegnanie z bra-tem sobie wyobraaa! Gdy przedtem na myl jej przychoio, e ono kiedy nastpi, niewieie dlaczego przed wyobrani jej stawa rycerz z pkiem pir nad gow, ktrysiostr do piersi przyciska, mwic do niej o jakich rzeczach wzniosych, poetycznych.

    A tu bez sowa, z tym tylko ucinieniem rki, takim silnym, e a piercionek, ktryod Tosi Awiczwny w prezencie dostaa, bolco jej w palec wpi si I ten jednokonny,brzydki wzek z Teleukiem w baraniej czapie na gowie

    Wzek z Teleukiem w baraniej czapie na gowie za bram ju turkota; pani Teresa odstajni do domu z powrotem gnaa. W poowie ieica nagle stana, uczuciem, ktreznaa ju nieco, ale ktremu podda si nie chciaa, ogarnita. Byo to takie uczucie,jakby sia jaka niewiialna porywaa j i usiowaa o ziemi cisn. Zrywao si w niejpragnienie rzucenia si na ziemi, uderzenia o ni czoem, wyszarpania z niej rkamigarci piasku czy trawy. Dowiadczaa ju bya tego razy par niegdy, niegdy w dawnychswoich blach serdecznych; potem, gdy ze mierci tego, ktry je sprawia, ble serdeczneprzeminy i to j opucio, a teraz znowu Ach! Z ramionami rozkrzyowanymi na ziemipa i czoem o ni bi Ale nie! Nie uczyni tego! Mna musi by i rozsdna Jeszczeprzecie nic takiego jeszcze Julek ywy i zdrowy kdy tam do iatkowicz jeiejeszcze moe Bg tarcz obrony swej Ach, tak! padnie na ziemi i czoem o ziemiuderzy, ale przed Bogiem, przed Chrystusem na krzyu

    Znw biec zacza, do domu wbiega, par izb przebiega i w swojej izdebce przedzawieszonym na cianie krucyksem starym, ktry pamitk po iadku jej by, zrazu naklczki, a potem z ramionami rozkrzyowanymi jak duga na ziemi upada.

    Gwiazdy na niebie wieciy, kilka zotych oczu przez mae okno patrzao na ciemnposta kobiec rozcignit na ziemi przed bielejc na czarnym krzyu postaci Chry-stusa. W gbokim zmroku izdebki rozchoi si szmer modlitwy pgonej, arliwej,jak powiewami wichru westchnieniami przerywanej, a nagle umilk.

    Pani Teresa przestaa si modli, podniosa znad ziemi gow, uklka, podniosa siz klczek, powstaa i szybko jak wiatr z izdebki wypada. Gdy mwia i woaa: Chryste,zmiuj si!, uczua nagle ogromne, ogromne pragnienie ujrzenia innych swoich ieci.Tamten odjecha, o, Chryste! moe na zawsze! Ale te inne pozostay przy niej i ona zo-baczy je musi, zaraz, natychmiast, spojrze na nie, popatrze na nie musi. Zdawao sijej, e umrze albo nie wieie, co si z ni stanie, jeeli zaraz, natychmiast ich nie ujrzy,nie przekona si, e s zdrowi i cali, e s przy niej, e je posiada

    Wypada z izdebki swojej wprost do tej, w ktrej zazwyczaj sypiali i uczyli si Janeki Olek.

    A to co? krzykna.Mae ka chopcw, w ktrych byo im ju od do dawna troch za krtko i troch

    za ciasno, puste byy. Pociele nawet z nich zniky Pani Teresa w mgnieniu oka znalazasi w kuchni.

    Teleukowa! zawoaa gie s chopcy? Dlaczego pocieli ichChopka w czerwonym, okrgym czepku na gowie szya przy wietle maej lampki;

    podniosa znad roboty okrg, dobroduszn twarz i wesoo odpowieiaa: Ot, powycigali sobie sienniki do ogrodu i pod lip spa si pokadli. Nocka ciepa;

    nic im to nie zaszkoi.Ale naturalnie! C im moe zaszkoi, e noc przepi pod gwiaistym nie-

    bem, w przeczystym powietrzu ogrodu? Albo jedn noc tak przespali? I zdaje si, ew ogroie tym nie ma jednego takiego drzewa, u ktrego stp nie prbowaliby w ciguiecistwa swego urza podobnych noclegw. Ale pani Teresa musiaa ich zobaczy,musiaa koniecznie wieczoru tego na nich picych czy czuwajcych popatrze. Wyszatedy do ogrodu i dugo szuka nie potrzebowaa. O kilkanacie krokw od domu ujrzaapord trawy, na pociokach szczupych, u stp lipy rozoystej, szarzejce w nierucho-moci ich postacie.

    Hekuba

  • Zbliya si. Spali. Janek oddycha rwno i cicho, Olek gono sapa i z lekka pochra-pywa. Pochylona patrzya na ich niewyranie rysujce si twarze, suchaa ich sennychoddechw, a na zmcone i zmartwione i rysy wypywa pocz umiech.

    Robaki moje! Brylanty! Skarby moje gonym szeptem wymwia i powolnymgestem nad gowami chopcw znak krzya uczyniwszy, spokojniejszym ju krokiem kudomowi odesza. W myli jej przez odjazd Julka wzburzonej i rozwichrzonej porzdkowasi, rozwidnia znowu zaczo! C? Tamtego nie ma, ale te s S i bd. Robaki jeszczemae. Jeden, dwa, trzy, cztery, pi Jeszcze pi brylantw, pi skarbw pozostao przyniej! Sza do izdebki, w ktrej Inka wesp z maymi siostrami sypiaa.

    A gdy zamkny si za ni drzwi domu, Janek i Olek ywym ruchem na swych po-ciokach pod lip usiedli.

    Syszae? zapyta starszy. Aha! Mylaa, e pimy, i mwia: Brylanty, skarby moje! a potem Przeegnaa nas! Bogosawia Jednak, wiesz OlekI zamilk. Co, Janku? Ej, nic! Tak sobie tylko pomylaem Co pomylae? Ot, pomylaem, co by to byo jednak gdyby mama tak nas wszystkich trzech

    wszystkich trzech Co? Stracia!Rozpacznym ruchem Olek buchn na sw pociok i zaszepta: Bieda! Bieda! Bieda! Pewno! Szkoda mamy!Ale baro wkrtce mrukliwym tonem ozwa si: Po co ma zaraz traci? Czy to kady, kto iie na wojn, musi by zabity? Musi, nie musi, ale moe rozwaa Janek. A gdyby i tak zrywajc si znowu, zawoa Olek. A pamitasz, co Katarzy-

    na Sobieska synom swoim powieiaa, gdy szli na wojn? = WaUF]aPL aObR Qa WaUF]aFKSRZUaFaMFLe! Tak i my Z tarczami albo na tarczach do mamy powrcimy.

    Gupi jeste! adnych tarcz teraz w wojskach nie ma, to jedno, a drugie, e gdy-by i byy, nikt by nas na nich mamie odnosi ani myla Ty wiecznie z tymi swymihistorycznymi przykadami Ot, mylmy lepiej, jak zrobi, co wybra co powici

    Teraz obaj pod lip sieieli i obaj czoa na donie spucili. Myleli, walczyli. Byw nich zaczerpnity z otaczajcej atmosfery ar uczu egzaltowanych, biy we krwispadkowe po przodkach instynkty rycerskie; majaczy na dnie ieciom waciwy instynktnaladowczy; zrywaa si wyobrania ku przygodom, wraeniom, czynom nawyczajnym.To z jednej strony, a z drugiej wyrzutem dokuczliwym gryza serca sowami starszego brataz coiennej drzemki obuona mio dla matki, paka w sercach litony nad ni al.

    Dawno ju, przed iesiciu czy jedenastu laty, kiedy najmodszych robaczkw pani Te-resy na wiecie jeszcze nie byo, a najstarszy ledwie do szk si wybiera, okolic, w ktrejznajdowaa si Leszczynka, nawiei go okrutny. Po drogach przerzynajcych pola, pozagonach pod wiosenn siejb zaoranych, u ciemnych cian lasw choi pocza strasz-na pani, a prawie do nieba wysoka, w szacie czarnej, z twarz trupi, bielejc wrdczarnych przeson, ktre daleko za ni rozwieway si jak olbrzymia chorgiew czy chus-ta. Kdy przesza, powietrze stawao si zaprawione woni trupw i zapalonych gromnic;ktrego z siedlisk lukich dotkna swoj chust czy chorgwi, tam pod strzechami czydachami znajdoway si trupy, a w oknach chat czy domw byska poczynay te wiatekasmutnie migocce, ktre dniem i noc pal si przy ciaach zmarych.

    Na imi przeraliwej tej pani byo: Zaraza.Od do ju dawna podobno choia po caym kraju, teraz tu przysza i chorgwi

    czy chust sw dworku w Leszczynce dotkna.

    Hekuba

  • A zdarzyo si, e wwczas wanie w izbie do maego domku ju przez pani Teresprzybudowanej mieszka z roin tak samo jak u pani Teresy liczn chop nazywajcy siPanas Teleuk.

    Parobkiem by i zarazem furmanem, i zarazem jeszcze najstarszym w gospodarstwiepomocnikiem byego ierawcy folwarku; pani Teresa znalaza go tu do Leszczynki przy-bywajc i zatrzymaa. Gdyby nawet na mocy posiadanego wwczas prawa nie zatrzymy-waa, pozostaby z woli wasnej, bo w roinnej chacie jego a trzech braci starszychz roinami licznymi sieiao i ta izba widna, obszerna, ktr przybudowaa dla niegopani Teresa ta izba uszczliwiaa go, wprost uszczliwiaa, z tego powodu, e prze-stronnie i wesoo w niej byo czworgu jego ieciom.

    Chop to by wtedy mody, ale jak wszyscy chopi polescy wicej milczcy anielimwny, w ruchach ociay, w wejrzeniu pospny. Wysoki wzrost jego, silne bary, niadacera twarzy uderzay si zyczn zdrow i wielk, lecz dusza zdawaa si mie wzrostprzez co wypaczony, bo z jednej strony ukazywaa si ognista i bujna, a z drugiej sennai leniwa. T stron duszy Teleukowej, ktra wyrosa najbujniej, zapaaa najgorcej, byamio roicielska. Z Nastk swoj oeni si wbrew woli braci, ktrzy w prymy go da,czyli z ieiczk chaty i roli oeni usiowali, i y z ni w zgoie wielkiej, w czstychszeptaniach poufnych, we wsplnych nad wszystkim naradach, niemniej zdarzao si, ei do niej tak samo jak do innych lui caymi dniami sowa adnego nie przemwi albow zej chwili wykrzycza j i nawet pi nie byle jak na plecy jej opuci.

    Ale z iemi O! To ju byo wcale co innego. To ju by tajemniczy zdrj jaki,z ktrego lay si mu do serca, wic te i z twarzy, z oczu, z ruchw i mowy wytryskiwayrano, ywo, wesoo i czsto, iwna w tym cikim, twardym chopie, niewieciaczuo, skowrocza polotno i piewno.

    Czworo ich mia; starsze ju gsi albo owce pasy, modsze spdnicy matczynej jeszczesi trzymay; ale on wszystkie, i starsze, i modsze, po kadym powrocie od roboty narkach a do niskiego sutu podnosi i podrzuca musia, a potem je sobie na kolanach,na ramionach saa i huta, i przypiewywa im, i gwarzy z nimi, a kiedy na kark, nagrzbiet, na gow niemal mu waziy, mia si tak gono, e miech ten a cay dworeknapenia odgosem serdecznej, jak pier chopska szerokiej radoci. W nieiel i wita zabram dworku je wyprowaa i na jakim bliskim kawaku pastwiska albo ugoru monago byo wiie, jak lea na wznak, wszystkie je na sobie majc, huta je na ramionachi nogach i gada do nich, a czasem zrywa si i w poskokach, od ktrych ziemia trzsi zdawaa, ugania si z nimi poczyna. Potem, kiedy oddala si od ieci albo kiedyone si oddalay, wracay mu znowu do ciaa ruchy leniwe czy senliwe, do warg milczeniechtne, a do roztropnych oczu obojtno lub te pospno wejrzenia.

    Pani Teresa od pierwszego poznania si z nim polubia go za t niezwyk mioojcowsk, a on polubi j, jak si zdawao, od tej chwili, gdy daa mu na mieszkaniezamiast uprzedniej, ciasnej i ciemnej, izb now, przestronn i jasn. Hulay bo po niej,hulay ieciaki jego, stajc si coraz tustsze i rumiasze, a i Nastka w paacu takim yjcpokraniaa, powagi jakby a razem i wesooci nabraa, tak e czciej ni dawniej poczza ni, gdy przez izb przechoia, oczami woi. Szczliwa zdawaa si by ta roinachopska, szczliwsza ni ta, ktra obok niej nie w jednej, ale w kilku izbach mieszkaa,i rozumia to dobrze Teleuk. Ot, o pani Teresie mawia do ony: Pani ona niby to,a nieszczliwa. 6ZeJR tak jak nie wii nigdy, a na GeW\Q\ swoje pracuje, KRUuMe.

    Mogo si zdawa, e jak ona jego za szczegln mio ojcowsk polubia, tak on jza jej nieszczcie i za to, e na GeW\Q\ swoje KRURZaa, uszanowa i take polubi.

    Wtem straszna pani z trupi twarz a do nieba sigajc nadesza i dotkna ko-cem rozwianej chusty swej domu w Leszczynce, a waciwie tej jego izby, ktr Teleukz roin zamieszkiwa. Napenia si wwczas izba ta jkami, krzykami, zsiniaymi i wi-jcymi si w blach ciaami i jeden tylko ojciec roiny na nogach pozosta, osowiay,zmartwiay, bezradny. Jak w kamie obrcony, dnie i noce w najciemniejszym kcie izbyna awie przesiadywa, szeroko rozwartymi oczyma na krztanie si pani Teresy okoochorych patrza. Bo zakrztna si ona okoo nich z energi sobie waciw, z nie daj-c si niczym zrazi litoci gorc i czynn. O lekarza w zakcie tym byo tak trudno,e prawie niepodobna, pielgniarek jakichkolwiek sama nazwa bya tam nieznana. Alepani Teresa miaa jak ksiczyn w wypadkach podobnych doradcz, jak szafk z a-

    Hekuba

  • szeczkami i przyrzdami leczniczymi, wieiaa wic, co czyni, i czynia niezmordowa-nie, odwanie. Odwagi potrzebowaa wicej jeszcze ni energii, bo i roztropno wasna,i jaka bawica wtedy u niej stara krewna ostrzegay j przed niebezpieczestwem prze-niesienia trujcego oddechu strasznej pani z izby Teleukowej do piersi wasnych ieci.Ale roztropnoci swojej i przestrogom starej krewnej po krtkim namyle stanowczejodpowiei uielia:

    Take paskutwo! ebym ja dla swego strachu lui w nieszczciu takim nieratowaa!

    A strach w niej jednak by, o, by! I ona jedna tylko wieiaa, jakich miertelnychdreszczw peny. Wic te ieci swoje na wszystkie strony okaaa, ocieraa, zapobie-gawczymi rodkami poia, star krewn zaklinaa, aby je przed wszystkim, co za szkodliweuchoio, strzega i znowu do tamtych wracaa, goinami caymi zsiniae i pokurczoneciaa rozcierajc, rozgrzewajc, lecznicze pyny warzc i w usta spieczone wlewajc.

    Przyszo do tego, e samemu Teleukowi, ktry przecie zdrw by, przemoc niemal,z krzykiem i gniewem poywienie wmawiajc prawie wkada do ust musiaa, bo u ko-ca tych dni straszliwych, gdy dwoje ieci jego ju w trumienkach z izby wyniesiono,skamienia on do ostatka, mow jakby utraci i oczy mia jak sowa we dnie, czerwonei nieprzytomne.

    Potem ucicho wszystko; Teleukowie w swojej widnej, obszernej izbie we dwoje jutylko pozostali i raz, gdy pani Teresa krztaa si dokoa eczek Julka i Inki, ktrychwelon strasznej pani z lekka dotkn, do pokoiku, w ktrym si znajdowaa, weszli. wi-tecznie ubrani byli oboje i wyrazy twarzy mieli witeczne, uroczyste. Spojrzawszy na nichpani Teresa pomylaa:

    Masz tobie! Przyszli pewnie prosi, abym ich od suby uwolnia. Nie mog pewnowytrzyma tu, gie ich nieszczcie takie

    A oni zbliyli si, przed ni stanli i oboje ruchem jednostajnym pokonili si jejnisko, a do stp, tak e prawie ziemi czoami dotknli.

    Take pokony! zawoaa. Wiele ju razy Teleukowi mwiam, aby nigdyAle on, jakby sw jej nie syszc, powoli, zgniecionym gosem mwi zacz: My przyszli poikowa wam, pani, e nasze ieci nie bez ratunku poumierali

    i e Nastka przy yciu zostaa Co tam! Co tam! z oczyma, ktre zami nabiegy, przerwa chciaa, ale on

    jakby znowu jej nie sysza. My przyszli powieie, e my przy was do mierci jak psy ostaniem i dobra

    waszego, ieci waszych paniNie dokoczy, bo w piersi jkno mu co straszliwie i gos w szlochu si zaama,

    a Nastka to ju paczem a rykna i chciaa znowu do stp pani Teresy czoem przypa,ale ona wp j schwycia i w policzki wycaowaa, a potem jego gow obu rkami dosiebie przycigna i take wycaowaa.

    Biedniekie wy moje! Kochaniekie! Nieszczliwe! ieci tak potraci! Czy janie rozumiem

    O, jak rozumiaa! zy jej zmieszay si ze zami Nastki, bo on, Teleuk, nie paka,tylko na twarzy postarzaej mia ju t mask z zastygego jakby przeraenia i cierpieniasklejon, ktra pozosta miaa na niej na zawsze.

    Przed odejciem rzek jeszcze: My z wami, pani, do mierci i co tylko bie trzeba co tylko VkaeWe, zrobimDotrzymali obietnicy. Zostali, wszystko, co trzeba byo, robili, pomocnikami jej,

    wyrczycielami, doradcami stali si, razem z ni ieci jej hodowali. Byli ca jej sub,innej nie miaa i nie potrzebowaa, a kto wie, czy pod ciarem trosk swoich i twardejswej pracy nie ugiaby si nieraz, gdyby nie oni Dusza chopska, tak samo jak ze stronymioci roicielskiej, ukazaa si bya w tym wypadku bujnie i piknie wyros ze stronywicznoci C iwnego, e pani Teresa w kilka dni po odjeie Julka przysza wie-czorem do kuchni i naprzeciw Teleukw za stoem siecych na awie usiada. Nastka,jak zwykle o tej porze bywao, szya, a on co z drewna pik i motkiem majstrowa.Wic j wchoc zapyta:

    A V]F]R, pani? Moe potrzeba czego

    Hekuba

  • Niczego mi nie potrzeba, niczego ja od was nie chc cicho jako odrzeka paniTeresa i dodaa: Przyszam pogada z wami

    Zmienia si nieco przez te dni par, przymizerniaa na twarzy i spowolniaa w ru-chach.

    Mka taka zacza niepokj taki, miejsca sobie w domu dobra nie mog,roboty adnej do koca zrobi nie mog Nic nie wiem, co si tam ieje musz jutrodo pana Orszaka pojecha, on pewno wie, moe ju bitwa jaka bya pojeiemy jutro,Teleuk, do pana Orszaka

    'RbUe, pani, pojeiem odpowieia chop i gow znad roboty podnisszy,po raz pierwszy, odkd przysza, na ni popatrzy, a popatrzywszy zacz:

    Oj, biedy wy sobie narobilicie, pani, biedy! I Qa V]F]R KeWR? Wyrs wam synekjak ten dbek gaiusieki, jak ten moieczyk na obrazie w cerkwi malowany, a wyjego posali tam, gie mier i zgubienie Nie przeszkoili, nie zabronili

    iw to by, e Teleuk mwi tak wiele i snad przedmiot rozmowy baro ju do-pieka, skoro do takiego rozgadania si go skoni. I mwiby duej jeszcze, gdyby muNastka nagle baro i z ferworem w mow nie wpada:

    A to! rk z ig i nici wysoko podnoszc zawoaa. Ju my z Panasemcigle o tym gadamy i gadamy Co wam, pani, stao si? To wy ieci swoje zawszelubili, to wy za nimi przepadali i wiata nie wiieli, a teraz pozwolili, nie przeszkoilisynowi na zgub i! Takiego gobka miego, takiego PRRMF]\ka kUaVQeJR wy z chatyswojej tam, gie strzelaj i rbi, wygnali

    I gadaa, gadaa w ferwor coraz wikszy wpadajc, a robot z kolan na ziemi zrzucia,a porwaa si z awy, czego do pieca poleciaa i znowu na aw wrcia, ramionamirozmachujc, lamentujc, pani Teresie za zgubienie syna wyrzuty czynic. Zna byo, eona tego KRubF]\ka PLeJR, tego PRRMF]\ka kUaVQeJR nie na arty sama lubia. I nie iw!Wesp z matk hodowaa go, strzega, gdy by may, a gdy dors, przyjazdami jego zeszk do domu cieszya si, nigdy inaczej jak zdrobniaym imieniem go nie nazywajci z przekomarzania si z ni wesoego chopca, z glw, ktre jej pata, do rozpuku si