Upload
piotr-mierzwa
View
241
Download
3
Embed Size (px)
DESCRIPTION
Krótka poetycka książka o męsko-męskiej miłości.
Citation preview
Pierwsza miłość
Piotr Mierzwa
2
3
dla Piotra Ć.
These lacustrine cities grew out of loathing
Into something forgetful, although angry with history.
They are the product of an idea: that man is horrible, for instance,
Though this is only one example.
They emerged until a tower
Controlled the sky, and with artifice dipped back
Into the past for swans and tapering branches,
Burning, until all that hate was transformed into useless love.
John Ashbery – “These Lacustrine Cities”
4
5
harmonogram kolorów
6
poszwa
7
ə [sz’wa]
Wespół, tanecznym krokiem wejdźmy w nowy dzień.
Jeśli nie chcesz, twoja sprawa - ja zostało tu, i rana, ty
i ty.
8
LOTOFAG
Leży we mnie syn, wciąż w łóżku
nad książką ślęczy. Uwierz, nie
pogadamy, najpierw strapi mnie,
ciebie następnie. On we mnie woli
zostać, kosztować razem kwiatów
lotosu, nie chce wracać i dawać
o sobie wieści, i z siebie zdawać,
dla ciebie, Odysie, prężyć żebra
na Dżerbie, übersexi, bezwłosy,
tylko rwać lotos, zapomnieć raz
na zawsze, wyrzekać się słowa,
na powrót bacznie wykluczając
to, co byłoby legendą,
gdyby nie był, ze mną.
9
SPULCHNIONO POLE
Innymi słowy: w gruncie rzeczy to nie jest wesoło,
no i nieproszona rodzi się zagadka: co można
z tym począć? Co z tego uroić, uroniwszy do wnętrza
ziemi chmurowe kropelki spermy, jak łzy niezłomne,
no co, pieprzony wierszyk? Tymczasem jestem sobie
in tune we wnętrzu szklanej kuli, potrząsanej w tej
chwili w te i we w te, wprawionej w ruch obrotem,
a czemu nie – „przewrotem” – dołem ku górze otwa-
-rtym, złożonym na cztery, ech, kończyny, eho, do
trzech doliczam, znikam, y, blokiem, wyślizguję się
W ZWOLNIONYM TEMPIE
sroka bez zmrużenia oka rozcinała śnieg slowmo
opodal – bezsilny – z sił – opadał – nas podniosły
_______
dedykowane Laurze i Joannie Pawlik, która tworząc
Laurze możliwość opowiedzenia swojej historii
odzyskiwania równowagi, podarowała nam szansę
przejścia jej razem z nią, zobaczenia i wysłuchania
Joanna Pawlik
Balans | Balance
Kraków, 16.12.2010 – 30.01.2011
Galeria Sztuki Współczesnej
Bunkier Sztuki
10
SEKWENCJA
Przez przestrzeń
porządek jest tylko
chronologiczny.
11
GESTY I SYLWETKI
P. Ć.
Zamieszkiwali w drzewach; jakby ich wietrzyk przechrzcił,
stonował niejako, zwabił dwie tonie niżej w niewdzięcznej
orkiestracji na pudło, dwa puzony, klawesyn, jak i pustaki.
Syndrom syczał w synchronii – się rzekło – wyświechtanym
seksem zaklinali pamięć, w pewnym sensie, ich stosunki się
nie zachowały; nie tak dawno pogrzebane sobie nawzajem.
2009/2011
12
STĘŻENIE POŚMIERTNE
dla Pe
dla Pe
Ponad trzydzieści lat
robiłem laskę słońcu;
ubyłem z miesiącem.
Mokotów, 28-02-2010
Ponad trzydzieści lat
robiłem laskę słońcu;
ubyłem z miesiącem.
Mokotów, 28-02-2010
13
JEDNOLIŚCIENNE
A ja nie chcę, żebyś mną został, Piotrze.
Chcę żebyś sobą się stawał, żebyśmy ra-
-zem ze sobą dla siebie stawali się, rośli.
14
15
Jedna jest radość, a smutków bez liku Smutek łatwiejszy jest niż radość, seksowniejszy jest, niewyczerpane jego — [Swojej udręki, powodowanej przez tę kobietę, nie liczył,] albowiem człowiek nie nauczył się jeszcze heroizmu nieustannego szczęścia — dopiero się uczy.1
barokujący, śródeuropejski, przykładowo — imiona, dlatego boję się tego wiersza jak cholera, popełnić pomysł, potem go wypełnić, mam nieziemskiego pietra, a zarazem wciąż tu trwam i nadal po ludzku na przekór inaczej nawzajem rodzajnie & nieurodzajnie płaczę, śmieje się, śmieję się, płaczę, jak też o to się boję, poważnie, że ten wiersz może pochodzić od boga, boga: od samego boga, od boga samego [sam mu wybrałem rodzaj, liczbę, ortografię, a teraz i tobie dobrze radzę: zrób to samo!], albo że w jednej chwili biegiem puści się z wiatrem, mnie odejdzie (złoi mnie, zezłości: spuści manto, znielubi, zdechnie, porzuci, opuści), ważnej, każdej; w moich wierszach wydarzała się nowożytna katastrofa wpisywanie w absencje absolutne abdykacje ojcostwa odbębnionego macierzyństwa, aż wiersze się rozmyśliły, i popłakawszy sobie, rozkręciwszy się, rozpracowawszy, tak się rozradowały, że w bezruchu rozmyśla- -my, roztańczeni, roztargnieni, roztęczowani: Zamknięte oczy wydawały się dobre, zupełnie jakby — kiedy leżała bez świadomości — spoczywał w niej odwieczny anioł. Gdyby tak cała ludzkość leżała we śnie, to po jej obliczu nie sposób byłoby poznać jej prawdziwego charakteru i można byłoby się oszukać.2
1 Oba cytaty pochodzą z dwóch ostatnich akapitów Szczęśliwej Moskwy Andrieja Płatonowa w przekładzie Henryka Chłystowskiego. 2 Oba cytaty pochodzą z dwóch ostatnich akapitów Szczęśliwej Moskwy Andrieja Płatonowa w przekładzie Henryka Chłystowskiego.
16
17
A tak naprawdę
w rzeczy samej, chodzi nam tylko o to, żebyśmy wszyscy, jak jeden
mąż, zjednoczyli się? jedną stali rodziną? miłością? nowym światem?
powszechnym? limitowanym holokaustem? światową wojną? 3-cią?
takimi to chodzi drogami, bo takimi drogami chadzamy, mój u-
-kochany, w grupy łącząc się, zbierając się do kupy, w garść, pięść
zacisnąwszy, tylko by oddać sprawiedliwość, zawsze tylko sobie,
a nie nam, nie
sobie nawzajem,
nie wszystkim!
Busko-Zdrój, sobota, 12 marca 2011
18
19
Powieść & pamięć
chociaż może i róża to przejęzyczenie
w żadnym z dostępnych na użytek narzeczy
P.Ć., po Ciebie przyszedłem
20
21
Pustka, pełnia
Wszystko tu takie całe,
że nie ma nawet gdzie wściubić tego ale,
a zatem żyje się dalej
bez sprawczej miłości,
i ciemność rzednie nagle,
a dobry człowiek już nie
szaleje w okowach czaszki,
troszczy się w trybach roku.
22
Madrygał leśny
Z wściekłego środka głodu
nieprzystępnych rzeczy (matecznika)
gwiazdeczka niepoprawnie znika
jasna wymyka się, dążąc znika
do popielenia w jałowym rozbłysku. znika
Tak, żarłoczny, rozwydrzony
wilku, pragniemy jasności,
wszystkich wygodnych przygód
należnych nam, zwierzętom.
Skoro raz jeszcze przybywasz mnie rozgryźć,
otwieram na oścież swojsko strutą twarz.
23
Salsa cubana
Rozpisałem na straty wszystko, co mi bliskie.
Idą w las książki, kwiaty, mydło, sen, osiedle.
Nożyk już nie rozcina twarzy równoległą raną.
Gdziekolwiek nie szukałbym, tu jajeczka ciszy
i pustka wypełnia ciała od dawna zdrewniałe.
Nie mam tu już niczego, czego bym nie cenił
(w dialektyce rozstania pewny tylko strachu).
Rozczłonkowane cząsteczki ciałka, tęskniące,
zmierzają do skupienia się wokół nowych jąder,
gdy ja, wykastrowany, gmeram w przewodniku
po krainie konsekwencji, rozkoszy dla niemów.
Czyżby w uległym świecie, co zarzucił centrum,
można zapuścić korzenie w przejrzystej wodzie
upijanej bez reszty przez suchego ducha postu?
24
Zadyszka, kaprys
Jakże chętnie zdychają te jednodniówki,
ach, błonkoskrzydłe w dłoni trwoniciela,
znużonego rozmiękczonym anturażem!
Nie z nimi mu po drodze. Wybrałbym życie
pełne, płytkie jak pogrzeb dygnitarza, w dół
dębowa trumna i nie płacze się zazdrośnie.
A tu w tym teraz momencie maleńki puls
wyznacza monotonne odliczanie, dopokąd
ostatnie mgnienie chwycone powietrzem.
25
* * *
Chłopcze, wpatrzony w opadające liście,
pękające kasztany, rozpad i rozkład u bramy jesieni,
rozsznuruj sznurowadła!
26
Alba post mortem
Życie pośmiertne zaczyna się brzaskiem
przespanym niebacznie w załamku tapczanu.
Żarliwe rzeczy przebudzają w zjazd w oko
kuchni po przaśny omlet z ogórkiem, na
koniec placu zabaw ciałem, okrutnych, krój
sukni wreszcie odbiega od munduru milicji.
Niczego już nie trzeba, a to, co posiadane
jest jeszcze niezupełnie niewystarczające.
27
Rozpiżdżę cię, roso!
Głód słów, lej, ich brzemię – pryskam z zawiedzionego miasta,
rozjeżdżam, co wznoszą, stacje benzynowe, wpadam w latarnie: że szkło się sypie,
to można je jeść. Nie wracaj tu, ten szelest
opon na zmoczonej szosie, stukot kopytek – dopokąd?
Powrót nie otrzeźwi, byle dalej, na popas w pasję – przegrzanego mieszkania,
confetti futrzaków, wypychaj się, zapychaj ich puchowym flakiem,
detonuj się – lawa zastygnie w wymyślne cukierki,
a opowieści o ptaku bezdziobym to gdzie? W dupie
masz zdrowie, szybko, szybciej, ponad dźwiękiem – syczą szczeliny.
To żadna wróżba, ledwo wychylenie, pozwól, że nagle wylądujesz
w norze. Szczury dopełnią jazgotliwy trans, pędząc po rurach
przez piętra. Przekręcam klucz, a tam, o, ironio, juki w otworach.
Powrót też jest przed nami.
28
Huczne pożegnanie
Wszystko to takie same – próby rozróżnienia:
przewrotne refleksje, trywialne nawroty, ciągi,
granice, gdy myśliwiec wchodzi w taflę czysto,
krając ją bezszelestnie na 2 zaciekłe połówki,
że się przelewa żal jak ciekłe powietrze, pojąc
głuchego ptaka o przemilczanych skrzydłach.
Niemy ptak od dawna nie boi się śmierci, już
w dzieciństwie zawarł przymierze z kaszlem,
a flegmą zatykał dziury w żywopłocie; pardon,
uczłowieczyłem je z uwagi na atom szczęścia
wirujący wokół własnej osi galerii handlowej:
tu akrobata gra mistrzynię cechu, bezpańsko
bawiąc się brakiem pomyślnych nabywców,
jacy na marne hulają w odwłoku pajęczaka,
im już wiadomo, że jutro skasują graciarnię
i w innym się pogrzebie siebie wysypisku; ów
niefart, że niewidomych pomówisz o nietakt,
kiedy nadbiegną się przedstawiać. Gryplan?
To niebywałe. Jak może smakować ciastko
z dziurką na setnej fecie z okazji 8. rocznicy
ochrzczenia możliwości mianem dzielnicy!
Podróżowanie też kiedyś się kończy,
więc cię rozbieram do snu wyleniały,
pootwierany na kosztowne zbliżenia.
29
Przebacz mi, proszę, że przerzucam mostek
Nie władam językami jaskrawej jaszczurki,
wytrawił mnie sam narząd żywego żywiołu,
nie mienią się w tym kraju kobiece inwencje,
zaś męskie wybrzuszenie nie jest mi zabawą.
Nie wkrada mi się w mowę głodne zawieszenie
głosu; wywiedziony w pole stale się wyprawiał
po kompensację wrzaskliwych urazów. Milknę
na czas wciągania na maszt wielobarwnej flagi.
Chciałbym ci li przybliżyć ciężkawą żałobę
za wszystkim, co uszło ścieżkami do żartu
z żarliwych pierwiosnków, było tego sporo,
żeby dziś nie pamiętać, że żyję na żebrach.
Nadeszła późna pora niewczesnych korzyści:
nieprzeliczonych listków piasku na jesiennej
plaży. Jeżeli ciężar żartu i żywotność żałoby
nie każą mi żydować, to przejrzę, wyrzeknę.
30
Con carne
Słońce daje i niech tak pozostanie
do końca tej jesieni – pory schodzenia się
pociech na wielostrunnym koncercie.
Każda duszka niesie bukiet i ciska nim
w roześmianych widzów ziemnego
spektaklu, co z wanny ubarwionej
morszczynem wyszli prosto
na kolację – ser żółty z ketchupem
domowej roboty smakuje tak
jarsko jak nigdy dotąd! Pod stołem
dajemy sobie znaki stopami, że warto by
jednak przestać wsuwać sery i przerzucić
się na przepyszne mięsko od miejscowego
rzeźnika, choć niedaleko nas to zawiedzie.
W swoistym świetle, bez światła, podczas
liściastych fet, których wciąż tyle przed
nami, uszy nie raz zatrzęsą się od nabiału.
31
Wiersz dla Pawła Tomanka
Ze wszystkich rozmów z bukinistami to wszystko
jedno: dwaj chłopcy całujący się w noktowizorze!
32
Norbert, doktorant zdesperowany, czyli humoralna przymiarka niepowtarzalnego przymierza
Kacprowi Pobłockiemu, doktorowi teraz
Norbert wybiera się w rejs na Rotterdam,
do swojego guru, droga przed nim podróż,
lotem z San Francisco, gdzie na dorocznej
konferencji koncertowo zruchał rumianego
profesora antropologii miejskiej, w której to
się wyróżnił, prokurując artykuły o roli robot-
-nic/ków na gromkiej rubieży Cesarstwa Rosji.
Nieodrodnym dobrem jest guru, zawsze
udaje się udawać do guru, przemierzając
porośnięte rosołem ugory & urbanistyczne
centra, zarośnięte drapaczami chmur,
co radośnie drażnią firmament! Na guru
zarobiwszy, doktorant rezonuje refleksem
antropocentrycznym, wirem mądrości,
a konferencję od konferencji rozdziela
nie rozpacz rachitycznego researchu
rewolucji, rozruchów, rozbiorów, a
korpus porad nestora, który jest rad
przerobieniu w przyrodniego rodzica.
Rozbrykany, czerpiący wiadrem jędrne
węgorze wiedzy żywej, wiary rozumnej,
ich nieskromne rozkosze, doktorant
Norbert otwiera komputer, rejestruje
frekwencję porannych erekcji, trzącha
nim przymus korelowania rozmaitości,
wybiórczych wydarzeń z etnograficznym
układem współrzędnych, rozpisywanym
na pielgrzymce do holenderskiego haremu
guru w dyskretnie segregowane faktury
procesualnej dezintegracji relacyjności,
framugi, w której nic się nie osadzi,
dopóki drzwi doktoratu, nosa guru za
katar przyłapanego, raz nie zatrzaśnie.
33
34
co będzie, to będzie, bo jest to, co jest,
jak gdyby nic nie było.
wrzesień 2008 – marzec 2011
35
36
szafa pod mostem [sonet]
nieświadome
stawianie się
przed wyborem
(stałam pod ścianą,
czekając na rozstrzelanie
– jakoś tak to leciało)
emigracja wewnętrzna
kontra
emigracja zewnętrzna
nie pozostawia mi
miejsca na nic
poza kontradykcją
nie mówiąc że
nie daje czasu
37
LIST I MIŁOSNY
PIOTRZE, NIE ŚWIECIE, NIE OCEANIE!
TAK, KOCHAM CIĘ, JESTEŚMY RAZEM,
NIE ZNACZY WCALE, ŻE PRZESTAŁEM
BYĆ SAM. TAK, STAŁO SIĘ, ZOSTAŁEM
KIMŚ, KIM PRAGNĄŁEM BYĆ ZAWSZE:
TWOIM KOCHANKIEM, KOCHANIEM.
JESTEŚ MI POTRZEBNY, ŻEBY NIE BYĆ
SOBĄ: EPITAFIUM, π, EPITALAMIUM,
CZCZYM ZA NIC PODZIĘKOWANIEM,
POWITANIEM, POŻEGNANIEM, P. M.
SPALIĆ SIĘ, ZANIEMÓWIĆ, PODDAĆ
TOBIE, KOCHANIE, TO ZADANIE, TO
PODDANIE, TO UFNOŚĆ, TO DOTYK,
PIOTR, NIE MIERZWA I NIE KAMIEŃ
38
esemes ii podróżny
Odkąd jesteśmy razem
przestraszone komety
nie spadają, zmykają z
powrotem w gwiazdki
(jesteśmy oboje słońca
mi układu chłopięcego).
Przecież miłość
to proste zdanie
(które zmienia my):
żadna sztuka
życia nie jest
zadaniem, ja
jestem w drodze i
już do Ciebie jadę.
39
to taka muza, której słucham
To meet as far this morning From the world as agreeing With it, you and I Are suddenly what the trees try To tell us we are: That their merely being there Means something; that soon We may touch, love, explain.
John Ashbery – “Some Trees”
Nie szukaj, pozwalaj się znaleźć – odzywam się do siebie,
a nie ma w tym nic dziwnego; ludziom, słowom, uczuciu
do szczególnego człowieka o nadanym imieniu własnym,
nawet myślom – dźwiękom wyobraźni; dotknąć się temu
wszystkiemu, zwłaszcza temu nieznanemu bliżej czło-
-wiekowi – jak umiesz mówić inaczej, powtarzaj, że to
jest twój chłopak, facet, i nie potrafisz powstrzymać się
przed powtarzaniem mu – kocham Cię, tak Cię kocham
– wiesz co, mocny w gębie tytanie, słowa wiele znaczą,
pocztówki z przyszłości wysyłane w przyszłość, wypo-
-wiadane teatralnym szeptem, pomagają się odnaleźć
na deskach dotkliwych zaszłości, tuż, pomiędzy nami
– jestem tu, nic od Ciebie nie chcę – mówić mu w mózg,
lub w zamian za odwagę, zamiast bólu, dać mu wiersze.
Mokotów, Warszawa, 27-03-2011
40
Dobry dotyk leczy całe życie
World is crazier and more of it than we think,
Incorrigibly plural. I peel and portion
A tangerine and spit the pips and feel
The drunkenness of things being various.
Louis MacNeice – “Snow”*
Chwila i odliczanie nie pójdzie na marne,
zajmuję nareszcie wyłącznie pustostan,
poza nim nie ma nic i on nigdzie nie jest.
Szczęście, że rozkosz rzeczywiście boli,
czasoprzestrzeń, z której się wykluwa
chwila, odliczanie nie poszło na marne.
Masaż miejsc pracy, kośćca, słów, organu,
ból warczy, ale odwdzięcza się cytrusem,
bo za nim nic nie ma i on nigdzie nie jest.
W lodówce smaczny kolor pomarańczy.
Chętnie zabrałbyś właściwe mu miejsce,
chwilę – i odliczanie nie idzie na marne.
Trafiłem pestką w usta pierwszej miłości,
która teraz zarabia na mikro-szczelinach.
(Nic poza nim nie było i on nigdy nie był.)
Lecz czasoprzestrzeń nie uznała zrzeczeń,
rozpocząłem i skończę odliczony za nic, i
za chwilę odliczanie nie idzie, jest marne,
poza nami nie ma nic i nic nigdzie nie jest.
41
* Świat jest bardziej szalony i bardziej niż sądzimy
Niepoprawnie mnogi. Obieram, dzielę na części
Mandarynkę, wypluwam pestki i czuję
Nietrzeźwość rzeczy tak od siebie odmiennych.
„Śnieg” - przełożył Bohdan Zadura
[w:] Literatura na Świecie, nr 5-6/2001
Kraków – Warszawa, 24 lutego 2011 – 30 marca 2011 r.
[kwiecień 2012 r.]
42
harmonogram kolorów
poszwa
ə [sz’wa] ................................................................................................................................ 7
LOTOFAG ............................................................................................................................ 8
SPULCHNIONO POLE ....................................................................................................... 9
W ZWOLNIONYM TEMPIE ............................................................................................... 9
SEKWENCJA ....................................................................................................................... 10
GESTY I SYLWETKI ............................................................................................................ 11
STĘŻENIE POŚMIERTNE .................................................................................................. 12
JEDNOLIŚCIENNE .............................................................................................................. 13
Jedna jest radość, a smutków bez liku .............................................................................. 15
A tak naprawdę ................................................................................................................... 17
Powieść i pamięć
Pustka, pełnia ..................................................................................................................... 21
Madrygał leśny ................................................................................................................... 22
Salsa cubana ....................................................................................................................... 23
Zadyszka, kaprys ................................................................................................................ 24
* * * ...................................................................................................................................... 25
Alba post mortem ............................................................................................................... 26
Rozpiżdżę cię, roso! ............................................................................................................ 27
Huczne pożegnanie ............................................................................................................ 28
Przebacz mi, proszę, że przerzucam mostek .................................................................... 29
Con carne ............................................................................................................................ 30
Wiersz dla Pawła Tomanka ................................................................................................ 31
Norbert, doktorant zdesperowany, czyli humoralna
przymiarka niepowtarzalnego przymierza ....................................................................... 32
szafa pod mostem [sonet] .................................................................................................. 36
LIST I MIŁOSNY ................................................................................................................. 37
esemes ii podróżny ............................................................................................................. 38
to taka muza, której słucham ............................................................................................ 39
Dobry dotyk leczy całe życie ............................................................................................. 40