Upload
piotr-mierzwa
View
235
Download
4
Embed Size (px)
DESCRIPTION
Poniewczesna odpowiedź "Gościnnemu morzu".
Citation preview
Piotr Mierzwa
PŁONNOŚĆ
2
Ze śmierci ziemi rodzi się ogień, ze śmierci ognia rodzi się powietrze, ze śmierci powietrza rodzi się woda. – Heraklit z Efezu, D 76, przekład Adam Czerniawski
3
4
DYLEMAT SAMAELA
(.)
I była zgroza nagłych cisz! I była próżnia w całym niebie! A ty z tej próżni czemu drwisz, kiedy ta próżnia nie drwi z ciebie? Bolesław Leśmian – „Dziewczyna” (1936) Dopóki słońce i księżyc są w górze, Dopóki trzmiel nawiedza różę, Dopóki dzieci różowe się rodzą, Nikt nie wierzy, że staje się już. Czesław Miłosz – „Piosenka o końcu świata” (1945) I say the system got you victim to your own mind Dreams are hopeless aspirations In hopes of comin' true Believe in yourself The rest is up to me and you TLC – “Waterfalls” (1994)
5
MIJAM
(WIERSZE ZADAWANE SOBIE)
Nagle słowa mu prysły, a góry zaśmiały się: – Mijam. Anna Świrszczyńska – „Południe” When the stars threw down their spears And water'd heaven with their tears: Did he smile his work to see? William Blake – “The Tyger” Jeśli pragniesz się zaśmiać Ofiaruj swą uległość Nigdy swego oręża Stworzony dla chwil niezwykłych Na nieuchronność zdany słodką Zmieniaj się mijaj bez żalu René Char – „Wspólna obecność” przekład – Artur Międzyrzecki
6
Jego znikomość
Jutro, dziś i zawsze
Zmienia się wartko poziom
wody w Wiśle, wartko krąży
po niebie pospolity jastrząb.
Otwiera się chmura, ktoś
wpada, wypada coś zrobić,
by nie czekać na przyjście,
przyszedł, przyszedł czas.
Nic takiego
nic wszędzie, na dworcu, w korytarzu,
pustym mieszkaniu, kluczu i w kluczu
za dużo tego było (istot z krajobrazu),
mnie zabrakło tylko ciebie & koneksji
nikt się nie wiąże z nikim, to nic, reżim
padnie, ty byłeś jedynie mną, ja niczym
Głośnia
Bez niespodzianek, budzików,
ułamek nanosekundy w przód
lub wstecz, tu, w ciszy potężnej
jak gnijący żonkil, kogoś nie ma,
nikomu się do siebie nie śpieszy,
do pracy, domu, wszędzie tutaj
to wszystko, nie ma co, niczego
nie pragnę żwawiej niż oddania
sprawie, rozmowie, telefonii, nie
zadowala kontakt przez Internet!
7
Po ptokach, ruczaj
Naturalnie, że będąc źródłem cierpień,
krynicą rozrywki, kultura to niebywały
stan pierwotny nabyty przedwcześnie.
Wycieńczony rozkminianiem obecności nie
znikam, poszukiwania nie przyniosą skutku.
2009/2011
8
9
WOŃ
I should find Some way incomparably light and deft, Some way we both should understand, Simple and faithless as a smile and shake of the hand.
T.S. Eliot – “La Figlia Che Piange” I decided that if the shaking of her breasts could be stopped, some of the fragments of the afternoon might be collected, and I concentrated my attention with careful subtlety to this end. T.S. Eliot – “Hysteria”
10
Marketing szemrany Wielki, wyjątkowo zdrowy księżyc na imigracji wewnętrznej (pełnia już) w samym środku ziemi, granatowym sklepieniu. Jego milczenie jest mi potwierdzeniem. Fałszerstwem: „tak trzymać!” & „oby tak dalej”. Fenomenalnie wykonywanym (zrealizowanym), nie ma obawy, najmniejszej, że zejdzie ze mnie w niezapowiedzeniu, zanim zrobimy sobie obydwojgu dobrze (nawzajem!). Opanowują (osaczają) mnie własnościowe kadencje, nie brud, ani kłamstwo (choć nie wiadomo, co lepsze). Cudszelmostwo, odsłuch, Nowa Słupia, ostoja tymczasowego zranienia, szalest.
11
PRZEDMOWA
Chciałbym, żeby przyszedł wilk i mnie
rozszarpał.
Tomaž Šalamun – „Latarka”
przekład – Miłosz Biedrzycki
Płonący parasol
„A nic nie jest bez znaczenia
i wszystko jest nieważkie”
mówi się, spisuje,
na nieskończenie zdrożne odległości.
Pszczoła zawieszona nad tranzystorem
nie przekazałaby surowszego kwiatu,
kłosy ukołysane w sepleniącym wietrze –
pieszczę szum, stając się sytym stepem,
snując, zacicham słoneczność, wygasiłem
gościniec, na kawalątki rozpatrując wieczko.
Po żwirowaniu nadbiega odprawa – strzyże
uszami – trząść kubicznym zadem. Bestialskie
niebo nigdy nie jest głodne, sąsiada aport,
genetyczny problem; nie rozwiązywać,
ale zwrócić pokarm, kiedy w gardle uwięzła
gromada motyli.
Wypiękniałeś, dorzuca
dozorca, żarzyłeś się jak płonący parasol.
Kosztując teraz powierzchni powietrza,
rozciągasz siebie na dotkliwszy teren.
12
Włócznie
Rozwijam się, jak głowa kwiatu.
Kry schodzą się nocą. Ciemnieją psu w ustach.
Sylwetka defiluje symbolicznym lasem. Wewnątrz
nie wymagam niczego z wyjątkiem wnętrzności.
Płocha zwierzyna zasiedla ulice (rzeczywistość to
klisza, z której nie wywoła mnie żadna metafora),
orkiestra spala dyrygenta, rozmach, i uda zżerają
wiolonczelę. Narzędzia śniedziałyby, rozczyniając
robotnika w płomiennym szamanie; przedzierzgają
w wilka. Jaskółka wymiguje zwierzę z przebieralni.
Do mnie wprowadza się ocean, ja do oceanu.
Nie ma już o kim mówić, z lustra lotniskowca.
Cisza zwiastuje jedynie mini katastrofę nieba.
Umieram z pragnienia.
13
(wiersz kamienia)
Bożenie
Połączyły nas tęczujące mgły. Każde na własną rękę stawało się wilkiem. Rosły nam
struny, ogony, głupoty i blaszki. Wydawało się, że nigdy nie znajdziemy stada. Zima
stanęła w oczach jak lśniący wieżowiec. Zdania robiły się krótsze, a ciała niebieskie. Nie
było już odwrotu: tylko naprzód, naprzód! Przez cudowny płaskowyż, bez końca, bez
śladu. (Dawno już pozostawiłyśmy tropiciela w sidłach.) Przez płaszczyzny pomników
i przez linie sonat, księżycowych, słonecznych, gwiezdnych i bez nieba, utworów
rozczarowanych i tym bardziej dumnych. (Skromność wypływa tylko z imigracji.) Im
większa nasza prędkość, tym się pomnażamy, pojawia się przy boku nikczemna
wataha, my się w niej przemieniamy w marginalnego przewodnika kierdla. Ten ruch
nie zapisuje w kronikach powietrza, w świetlnej korespondencji i w ciemnej godzinie,
dając nam tylko pole, po którym hasamy. A nic już mas nie zmusza, żeby referować,
przekonywać szaleńca do autoryzacji, bo biegniemy w sąsiedztwie odmiennych
sygnałów. W poszukiwaniu nie zwykłej ofiary, a ujarzmienia, żeby je rozszarpać.
14
Wyrośnie
Pogodziłem się z wilkiem: pamięć nie nadąży
nigdy za tym, co czytane, co się przydarza
na audytorium zmysłów. Wielka rzecz —
przestrzegać sceny postrzeżenia, ale większa
wystąpić z propozycją zdarzeń. Ten talent
fascynował wilka. Lato zatrzaskiwało
kuluary, więc zacząłem się odrywać
od nieskromnych planów napisania
wszechświata w formie rymowanej,
albo opowiedzenia baśni o szykach
przedstawień. Marne, marne, kulawe.
Do tego stopnia akceptuję zmianę,
że pozwalam sierści wyrosnąć
na ekranie pleców (dotykowym)
i szmerom zabierać miejsce projekcji,
chociaż to brzydkie, niezmetaforyzowane.
Wilk na to: „Wielcy tego świata
mają świetną pamięć, frazę
długą, dokładną i dalece
bardziej wyrafinowaną niż podsuwanie
dzieciom i zwierzętom marzenia
o głosie, który do ostatnich rzędów dotrze z orkiestry.”
15
Paniczne ostatki
Siostra nie wraca. Dalej – Orfeuszu,
co zostawiłem za otwartymi drzwiami
balkonu, cuchnie i nie przepadnie!
Mam dać szlif pestce. I nie przestając
nazywać krągłych znamion: brzuchem,
udami, piersią – być wilczycą, podając
ją szczeniętom. Są ślepe.
Strach uczy je chodzić. Żaluzje w oknach.
Niechże śmiertelne tożsamości prowadzą cię,
Dichter! Głos złamie się, zmartwi. Gładkim
ruchem wysunę z kieszeni rewolwer. Jak łzę.
pierwowpisy 2005/2006/2007
* * * * *
16
Pod księżycem, pod słońce
We float
Take life as it comes
PJ Harvey – “We Float”
Jedyną drogą do unoszenia się nad ziemią jest pływanie
(to smutek rozbił się o zamieszkałe brzegi).
Hej, puść swojego chłopca, DJ zapuścił ten przebój,
że pod spodem rzeki oceanu inna rzeka płynie,
inne życie popod, pod płaszczem, w jądrze
rozognione atrakcyjne wirowanie, grawitacja
w centrum amen, ośrodek zdrowia.
22 kwietnia 2011 r. (piątek)
17
Psst
I to trzeba powiedzieć: Joanna się śmiała.
Powietrze przestrzelone świergotliwym
milczeniem ptaszków (im udało się imiona
zapodziać lub nigdy ich nie nauczyć), jest i
wystawa Sandera, i albo ją zwiedzimy, albo
darmo powściągając nasze chrapki, potkniemy
o rozwiązanie: nie sznuruj sznurówek, naturalnie
w mokasynach ich nie ma. Filolog polsko-niemiecki
wyścieliłby z rzetelności, że wiedza jest zamszem.
Nic z tych rzeczy, Siostro, wybrałbym się z Tobą
na wszystkie kontynenty (zejście na dno oceanu
skończyło się piaskiem)! Nie pora ich tu wskazywać,
kiedy do wypełnienia mam niewąskie obowiązki,
a przebąknąwszy co nie co o wzorzystym losie,
w odwodzie jednak trącam hymn & haubicę
niczym niedzielny gitarzysta na drętwym ognisku.
2007/2011
18
Wiersz z przyjaciółmi (uniwersalny) Mr. Muscle forcing bursting Stingy thingy into little me, me, me Antony & the Johnsons – “Cripple and the Starfish”
Mam trzydzieści lat i nie dymam. Zamiast rozsiewać swoje nasienie w twoich wnętrznościach, w siebie brać rozkosz, chętniej sieję miłość: radosne smutki, sen, spokój, popłoch. Ponieważ strasznie się boję, tak bardzo się wstydzę, że znowu mi nie wejdzie, że chcę to zapisać, co powiedziałem najbliższym i tobie, mój miły (który wyszedłeś poza stopniowanie), gdy żeśmy się kochali, bez penetracji analnej (mimo prób, nie poszło). Krótko tu bywamy. Chociaż nasz seks, tak to nazywają, był wręcz (nie tylko) upierdliwie przedłużany (oddychałem). Człowieku, tak bardzo, że kochając jak życie kogoś, kto mnie, jak najbliżsi, nie upokorzył, wciąż przeraźliwie srożę się na siebie, że mi może nie wyjść, nie wchodzi (nie szkodzi?)! Według wulgarnych (ludowych) standardów jestem prawiczkiem (wyjąwszy jeden raz, nic wielkiego, wszedł, gwałt za przyzwoleniem). Mam trzydzieści lat i jestem dumnym, młodym mężczyzną. Zawsze chciałam napisać ten wiersz, lecz proste słowa przychodzą nie za wcześnie. 24 kwietnia 2011 r. (niedziela)
19
Ksobności
nie biorą się z samego tylko mrugania?
Paweł Tomanek – „Wstążeczka”
Tak rodzi się w kunktatorze miłość:
słoneczne okulary puszczają mi oko.
20
Rak
Rozpacz nie ma rodziców, przerastając kamień,
wyrządziła żebrakowi podszewkę bez palta, Bałtyk,
(watolinę), kiedy krążenie ustało na Ziemi —
spuszczony z prawa grawitacji Księżyc
podryfował kosmosem w stronę marginesu,
bez cienia atmosfery mrocząc się, bez związku.
Wolność dotyka umysły, chrzci państwa,
pożąda jej okrutnie obyta ciałostka;
jabłka mi nie dali, w niebogłos drwi berbeć,
i będą odmówione także egzotyczne sady
archaniołom, którzy ustrzegliby przed niżem,
ponieważ z wyprężenia nie wnikną korzyści.
Maleńki, instrument mi, korozja, wariuje!
Roztyte prześcieradło wybrzusza się, klęśnie
(zażywszy odurzenia, „Żegnaj!” dęto żegnam).
Pianissima są późne. Ciężkie, niedojrzałe,
zadawane nie ręką, okrzepłe oddechem wobec
sprzeciwu, wbrew fiasku. Utwór się zaczyna.
2007/2011
21
Dendryt
Popiół twoich włosów Sulamit ten człowiek się bawi z wężami*
1
Kiedy to na gruszach marzną kwiaty, szablon
przeszywa ścianę nośną, grzęźnie w roszczeniach
robotnica burzy; świat kończy się,
nie podjąwszy krosna, westchnieniem.
Prąd przemieszcza się w powierzchniach, w jakie to
przydomki się przebiera w nadziei na ostatnią szansę?
Raz założone rodziny mizernych aktorzyn
natrętnie goszczą szarość, jak konspiratora
dwudzielnej wdzięczności. Ścieżka prowadzi
przez drzewo w kadry folii śniegowej & zygzakiem po molo
pozbawionym brzegu; w zamian za bałwana wygaszam
te meteory, co zaszczepił mobbing, powstrzymując obłęd.
2
Wyprowadziwszy się w szczere pole w szortach & t-shircie
z prasowanką: „Popiół śmieszy”, mieszkałem w Poznaniu.
Swąd
brzozom pieścił uszy, pewnie się śpieszyłem
grzebać w ziemi tak doskonale przejętej powietrzem,
że przeszłość się w niej złożyła
w przepiórcze jajeczko.
Uchylony basen był mózgiem, jest (ch)ciałem.
Rzeka pięści się w żyle, żar burzy w tętnicy
[sic!] mdły aniele, spływamy, wyszeptuję czule,
to stażyści napiszą historię znoszonej ciżemki.
3
Gipsowe pasmo opiewa pień, korzenie
ziszczają się pod ziemne zwierzęcenie;
* Paul Celan – „Fuga śmierci” – przekład – Stanisław Jerzy Lec
22
kasztan otrzepał się z kształtu, kaszalota,
a my już nic nie przedrzemy, (a wykorzystamy),
co nie zadarłoby z koszmarnym porządkiem,
piszczę tę strużkę, która się wydzieliła
z tak bardzo twojego, spoconego czaru
(rozgościłyśmy się w kawkach
ulatujących gorliwie z gałęzi).
Głaszczę po grzbiecie domowego kota,
drapieżnie mierzwiąc mu futro, raz za
razem — wiem, że mnie patrzy.
start – wiosna 2007 –
finisz – Kraków, 30 kwietnia 2011 r.
* * * * * * *
23
24
Bezwiecznie
1
Ludzie bywają
źródłem niepokoju,
nim są najczęściej.
2
Wyjałowiony,
wyjawiam się.
25
Käsefieber
Jak tylko na elektronicznej blasze wyryłem &
wytrawiłem prawa przybierania w powierzchnię,
wznosząc płaski grób, stałem się trzeźwy,
spokojny & szczery jak pole, które leży
odłogiem, czy to ciało toczy mózg? – Nie od początku
nic się nie zaczyna – z zamysłem porzucenia
tamborka oryginalnych rozmiarów (,) szwaczki
rozłożyły ręce w niegustownym geście
: nisza,
krzątanina, w której się nie certolą ze sobą
syreny, trytony, gdy piorun gromko milczy.
Pod okiem trapezu Wisła osiada w żyłach
saltimbanco, nigdzie się nie spieszy, wsuwa
w szarawary, niże na kaszmirową kurtę,
marszczy ją czółenko, więc niszczy
wszystko, co niesie i wszystko, co ma
kontakt z szosą, jesteśmy z niego tak
dumni (konszachtu), że cienko przędę
werset światła, który nas rozdzielił:
linia niedziela — poniedziałek
dziwi się miłości, że się odbyła
włóczęga krakowskim targiem.
Zamorskie towary pachną mi dziś bundzem
majowym, lecz owczarek bezkarnie spasiony
czarnym ścierwem. Aktywnie & bezwiednie
wdrożyłem sobie niemożliwość skrzydeł, a
anioły zagadywałem w światłach dnia, tylko,
światłach, których nie powiela się na jawie,
albo i we śnie
do wypuszczenia są niewiasty,
szczęka klęka jeszcze raz, no!
26
27
Niespodzianka
Kiedyś różą byłam Lecz nie jestem teraz Kayah – „Byłam różą”
Twoim zadaniem, bezdzietny ojcze, jest oznajmić o śmierci, mówię wam: – umierałem, umierałem z wrażenia! .rozpacz i pochówek, sceniczny obrzęd i rytuał się Zaczął1 – Umarłem – ażeby kantor zamilkł, żeby Bożydar przemówił & kamień, to gadanie, Bogdanie, zgadywanie: klapa, łapa, lata, paka, papa, tata!? takk tak takt nietaktem siebie traktuję, łatwopalne bezdroże dobrze śpiewa m puszczam się kantem mimo uszu w nie pamięć pilnuję pylnika teraz słyszę tubalne Rose Ausländer 11 maja 2011 r. (środa)
1 Bogdan Renczyński
Kantor: aktor-dzieło sztuki.
Dziś są moje urodziny.
28
29
this time
i’m gonna keep it to myself
this time
i’m gonna keep me all to myself
Björk – “Pagan Poetry”
Nie pamiętam.
tytułem piosenki
Kogo kocham, kogo chcę
Ciebie tak, a ciebie nie –
_____
odejdź, człowieku
wszystko jest w porządku.
nie ma nic.
_____
Drugi odstęp
Wygaśmy ognisko!
23-05-22-05-2011
30
na co dzień
o! – jakże ciekawsze jest światło –
niż nasze denne krzyki,
kiedy nic nie znaczy,
jest do zobaczenia,
powiedzmy, na frontonie kamienicy,
kiedy jest ciepłe, ulubione
przez fotografów,
przez chwilę.
31
w poświacie (a ona: „Kocham pana, panie Sułku”)
tak do końca nie wiemy, kto tutaj leży, nie możemy być pewni.
Wojciech Brzoska – „czarna płyta” dla Tomka & Kostka również we śnie było światło, również w nim. sprawiał wrażenie to półsnu, to rozbudzenia. powtórek z rozrywki. często nierównych jak po co to wszystko, ta spektakularna autoprezentacja? po to. wycieńczało mnie to jakby zewnętrzne migotanie, pewna irytująca oscylacja, niejako pomiędzy. dniem a nocą? tymczasem psikus. nic z tego! wcale nie „A!”, tylko „A ku ku!” wkurwiony, bezwstydnie otworzyłem oczy, słowem poety: „wzniosłem powieki w noc”, precyzyjnie rzecz ujmując, rozwarły mi się. wyszło na jaw, słuchaj teraz, że w nocy jest ciemno. bezzwłocznie powróciłem do snu. a to w nim to światło, a w świetle szarawa postać. (nie konfabuluję, mówię, jak było.) to co miałem robić? odbiwszy się, wbiłem we wznoszącą się pochyłość. odczułem to samo, lubimy mówić, jeżeli pozwolisz, że się powtórzę, jak wówczas, gdy poczułem miłość, i jak wtedy, kiedy w pewnej chwili przeświadczony, że wiem, że nic nie wiem, zapomniałem się, jak gdyby nikt nie umarł. wtorek, 24 maja 2011 r., Kraków, os. Ruczaj
32
33
Żywiciel
If you call out tonight
And hear the call of the wild reply
You are animal
Animal not so deep inside
Róisín Murphy – “Primitive”
Bożenie, na pożegnanie
Nikt nam nie wlepił mandatu za lata pełne ucieczek.
Ty wykolejasz pieski koszmar, mi odchodzi ochota
na nawarstwianie przeszkód, w ich miejsce
szlachetny głos wreszcie wychwala precyzję
& zgodność. Obrazy u szyi, co ciężyły, rozeszły
się w kościach. Właśnie jeden kuśtyka – kulawy
kundelek. Zwróć uwagę i na to – poddałem to
potulne zwierzę rewaloryzacji, po remoncie
postrzyżony wilkołak cieszy mnie & dobrze,
źle, niestraszny nikomu. Wykradłyśmy sobie
pomysły na więzy. Szczeniak mi potwierdza,
że brak mu czasu, kasy wyszlifował wierność.
Pysk za kark Cię schwycił & przenosił we mnie,
w bezimienne miasto, gdzie coraz swobodniej
wypowiadałem sploty „dam” ze „strachem”,
marzeniami, które wyśniłem za Ciebie.
Bezdenna jest lekkość. Złożony w cieniu,
żeby pozwolić słońcu doczołgać się tutaj,
aby wyprowadziło z jamy, by naraziło na
oderwanie od sutka, który karmił kundla.
09-2005/05-2011
34
Dla niepoznaki, powietrze
This is how the wind shifts:
Like a human, heavy and heavy,
Who does not care.
Wallace Stevens – “The Wind Shifts”
Uroczyste światło w
przeddzień imienin,
urodzin, czy po nim,
moich albo mojej
siostry, nieistotne.
Wyzbyłem się, bez
potrzeby, tych pór
uroczego światła;
straciwszy wszystko,
nic teraz nie tracę,
I’m missing out, i na
tę chwilę brak mi
pomysłu na przekład
tego zdania. Nic mi nie
przychodzi do głowy.
26-27 maja 2011 r.
35
Mojżesz na morze, Orestes w ocean!
Wreszcie wróciliśmy do pewnego początku. O, Jezu, co
ci znowu chodzi po głowie, bezpieczeństwo na morzu?
Przesadzasz, zwracając się do siebie, do drugiej osoby,
przeginasz, denuncjując, już jakoś tak mam, co zrobię,
(spółdzielnia wycięła mi wierzbę z wrośnięta brzozą
w środku, spod bloku, cała praca zajęła ze trzy dni,
a teraz w pustym miejscu po drzewie tak jakby
trociny, ale kto by je tam wiedział, co one? Są?).
Pode mną samotnie mieszkała starsza krakowianka,
w zeszłym tygodniu zmarła, w tym odbył się pogrzeb.
Godna, wierząca, wytworna, trzymająca się prosto,
również w tzw. dzień wielbłąda, tj. szła z siatkami,
niepomna na słońce, ciężar zakupów, ciężar żaru,
platynowe blond jarzmo, co nie gasło we włosach,
choć piosenka wzeszła po zwięzłej burzy, nie tęcza:
słońce świeci, deszczyk pada, jaka piękna to zagłada!
30/08/2005 – 01/06/2011
36
37
WIERSZE
PO OJCU
I MATCE
38
LC -
LOVELY COWARDS,
LOVE CRIPPLES
- CYKL
39
Z MIEJSCA
I
Tu miało być pierwsze zdanie powieści poetyckiej w odcinkach i brzmiałoby mniej
więcej tak: niby nic nie zostało, a mimo to niedopieszczony chłopak nadal szukałby
swojego ojca.
Wszystko poszło w drzazgi, do swojego pokoju zabrałem ze sobą jedynie kawę
zaparzoną w żółtym kubku Krakowskiej Szkoły Wyższej im. Andrzeja Frycza
Modrzewskiego – w jej herbie zwieńczonym koroną otwarta księga, na niej klucz
złożony przez środek po przekątnej, pod nią 2000 – ta szkoła nazywa się teraz
Krakowska Akademia, nazwę Akademia Krakowska jej cofnięto, zorientowawszy się, że
tak u zarania nazywano najstarszy w kraju uniwersytet, dopiero po „re-fundacji” przez
Jadwigę, świętą i Królową Polski, Jagielloński –
kawę Tesco, 40% arabica, 60% robusta, oraz ukraińskie papierosy marki Classic Red,
zostawiając za sobą na stoliku domowej roboty, [na składanych do wewnątrz
trójkątnych drewnianych nóżkach – a ich nazwa fachowa?], na blacie wyłożonym
białymi kafelkami (płytkami – mówiliśmy w świętokrzyskim, flizami – mówi się w
Krakowie), na balkonie wychodzącym od pokoju obok, do mojego przechodzi się przez
przesuwne drzwi z boazerii, zwykłem żartować do gości, że co rano wychodzę z szafy
(jeżeli nie jestem sam w domu),
trzy ostatnie tomiki wierszy Andrzeja Sosnowskiego, wydane przez Biuro Literackie w
żółtawych, od chropowatej faktury skruszonego w opuszkach iłu po szklące zdjęcie-
rysunek, sfałdowaną gładkość malutkiego szkicu Van Gogha pomijam milczeniem,
pracę Bianci (nie tak się to imię pisze, a więc i odmienia!) Ronaldo – chciałoby się ładnie
dopowiadać do jednego przymiotnika, co byłoby niewielką nieprawdą, a może prawdą
nie do końca, rzecz nie w tym jednak, ażeby uszczegóławiać, że jak wszystkie inne
słowa, „żółtawy” to szorstkie przybliżenie w mowie i na piśmie po ludzku nieostrych
doznań zmysłowych, zmysłów wszelakich,
jak również niebieską teczkę z wydrukiem mojego nowego tomiku wierszy i eseju
przeciwko dyskryminacji, które nie tak dawno temu ukończyłem, a tak naprawdę to
chciałbym powiedzieć, że wszystko poszło w chuj,
gdyby i to była prawda, a mój kutas non-stop stał w obrzmieniu, nieustępliwie i
jednoznacznie, od niesamowicie codziennych wydarzeń w moim dawnym i obecnym
życiu, lecz tak nie jest, nie cierpię od niedawna na bolesny priapizm, tym niemniej na
harce właściwie już wyłącznie z samym sobą i wyczyny mojego członka nie mam co
40
narzekać, zadowala mnie nie tylko jego kształt, który zawsze nieco zanadto
doceniałem, a na inne zalety moich genitaliów w tych nielicznych instancjach zbliżenia
na golasa mi wskazano, ale w równym stopniu, jak się okazuje, jego dosyć słuszna
długość, aczkolwiek nienadmierna,
więc być może powinienem użyć wyrażenia w swoim przeinaczeniu ostatniej
samogłoski niekoniecznie wskazującym na kobiece narządy płciowe, stwierdzając po
prostu i po prawdzie, że wszystko poszło w pizdu?
Tak zrobię. Wszystko poszło w pizdu.
KONIEC Z MIEJSCA
41
Lżenie, ubliżanie
Czemu mi dałeś wiarę w cud,
A potem odebrałeś wszystko?
Edyta Geppert – „Zamiast”
mojemu tacie, z miłością
No już, weszło, spostponowało, nie czepiaj mnie się, odjeb, take
your time, weź: obojętna adaptacja, małe o, wielkie o, albo duże,
konsekwentnie wyrypane wiersze, rozmowa zrazu nowa i byczo:
„miłosierne pas kropel wody niegazowanej w rozbawieniu.”
Then jeden, którego wyliczono, znajduje w pościeli widelec.
Wyciągam się i nigdy nie dowiem, czy te jajka aby sadzone:
jakie kwitnienie a dokonało przedtem, rozpłata dzień dziś,
żółtka, i tak dalej, żeby nie było, że słonecznik liże zasłony.
Szczęśliwie, torreadorze, step by step, dojechałem do siebie,
L.O.V.E., Szczerbiec, powszechnie znany Mr. Slab-by-STAB
SS. Na szczęście to nieszczęście, rejs na kaktus, to szczęście,
i przepych na papieskie popychanie, chamidła, ściemniamy.
42
Na swoim miejscu
To niemożliwe, budziło trwogę, gdy
ktoś mnie polubił, nie do zniesienia
teraz
jestem tu sam, a całą noc nie byłem,
byłem dawaniem i otrzymywaniem,
między innymi:
uśmiechem płaczem
językiem członkiem,
oh on & on & on & on
my body keeps movin’ --
like black danger zone!
43
3 wiersze dla swojskich chłopców
Piękne charty przez park i zające przez gazon
i pałac, trochę mniej jednak wart niż życie
Anna Piwkowska – „PO – ETYKA”
1
Sen, lisiczko, to zdrowie!
T.obie
Kochani/e, miałbym dla was obfitość
słów szczerej prawdy, tak, że by wam
uszęta zbytnio obrzękały, zabawniej:
skoki w noc, stoją słuchy, kłusem, kształtki
trzeszczą, mijają z wiatrem i się trzęsą,
i odchodzą, owocując, odchodzą,
wyprawia się pod wąsem iglaste fiku
miku, świt pnie się nisko, pościskane
rano pijemy je w nocy pijemy je pijemy
spieszczone, i tak? A trzeba tak dalej.
Wiele wam miałbym do powiedzenia,
ale idę spać (tuż jestem z jasnością), a
raczej mogę tu zostać, bo i tak odejdę.
44
2
hanami
Z rok temu, Grzesiu, czemuśmy naszego ognia nie
skonstruowali, rok mija, Grzegorz, a ty mi po roku
zasuwasz na skype (chwilę przed odlotem do kraju
okrutnego piękna: obsadzonego na ołówku mózgu,
chryzantem rozbielonych świtaniem, śliw, kwiatów
wiśni, którym się uda zjednać cię na przedwiośniu),
że wnet rozgorzałeś na mnie przypuszczalnie tak
jasno, że goręcej ode mnie (we własnej płonności,
rozpaczy, utrzymywałem, że to niedopuszczalne),
i to nic, że nic nie wiem o hanami (sakura, sakura,
czy to mgła, czy chmura?)2, że między nami ledwie
oglądanie ekranów (zakichanie?), różowa chmara pikseli, płytki gorzeją, by się skrzepnąć w szramę,
dwa lata, szaro, letnią wodą obmyć chcę cię nadal.
2 http://www.konnichiwa.pl/swieto-hanami,3,61.html
45
3
kołysanka chórzysty z opery la piedra perdida
dla Darka
kolejny dzień ojca matki
jęzora ojca i języczka matki.
dobranoc. ogień opatrzył łepek papierosa,
zaśnij, a śniąc sen, któremu niepodległe ciało,
komunistycznie wydaj z siebie hymn
pod ekspedycję na wyspę Reunion,
albo popełnij inną modną gafę, np.
hucznie celebruj rocznicę Chopina,
albo obejdź się smakiem, to wiemy,
najśliczniej smakuje co nieosiągalne,
pewnie dlatego trzeba tu odchodzić
rzutem najszczerszym z możliwych,
przytuleniem, pomiotem kamienia.
46
Perspirant (szara niecodzienność)
To nie moja melancholia, samiście mi ją zadali,
sprowadzając mnie tu z powrotem, gdzie tu to
po prostu osiedle spółdzielcze, Kraków, Polska.
Tu też dobrze istnieć, w leniwym blokowisku,
kiedy ekshumuje się z blokhauzu mieszkanie:
zaufanie do siebie, że jestem tu całym ciałem,
swoim domostwem w amortyzującej szarości,
które w swoim czasie rozdziela ten, to, tamta:
pożądliwe kobiety są chutliwym facetom obce,
zwłaszcza nam, hermetycznym Afrodytom, to
my, z kwiatka wróble na jednej nóżce poranka,
nadajemy burdon upiornej dialektyce cackania;
ten strach nie mój, nie moja własność prywatna,
nie moje wschody słońca, zachody miłości o lęk,
że nic po mnie nie zostanie, z wyjątkiem spermy
na ekranie, pomiędzy udami, roztartej po kartce,
klatce piersiowej, gdzie–, kiedykolwiek, oparami
potu, absurdu jazdy znowu autobusem miejskim
doma, na spółdzielcze własnościowe mieszkanie,
do którego nie posiadam tytułu (mają go starzy),
prawdopodobnie jako jeden pasażer, jaki śmierdzi
nie tylko samym sobą, rozpaczą, trwogą, co skryte
ciekawskim wstrętem, frasunkiem, dezodorantem.
Dopóki tu jestem, to pewnie we mnie pozostanie
na zawsze: smród potu, włosów jasną nocą, świtu
w mżawce, szaroniebieskich chmur, brata słońca,
brata (wyjechał do starych), jak sobie tymczasem
milczy z kotem Jankiem w pamięci krótkotrwałej.
47
Co
Ed., za opis weźmiemy ciszę, jej nieuleczalny puls, plusk
mojej ulicy za oknem (a zgrabniej grałby szum szosy, but
terribly shy as I am, I no longer fuck around with sounds),
jej piosenkę, jej piosnkę, bo środek ma, koniec, początek,
jeszcze odtwarzacz, recorder or player, prosty flet ptaków,
skrzek flaków, kiedy wyłONczam Winampa, to tu słychać,
że nie chodzi o Ciebie, o mnie, także muzyce nietutejszej
na dwie larwy lub cały Cocon, jak gram tańcem, gwarzysz,
nie wszystkich mamy między nami, kiedy tak rozmawiasz,
że mówię niewiele, pijani klubowo, niepijani, co ważne, ale
ważne także, tak i nie tak bardzo, aż tu naraz molekularne,
nie skalarne, nieusuwalne ciało, rozkładamy się na marach?
Mary had a little lamb, we’ve been done in by their crap, even
our Lady G. is still deep in their shit, still in love with. Judasz,
że wybrzuszył gościa, co raptem wspiął się na klatkę, zbulił
za to słono, nie iżbym wypędzał, ale – Buli, Buli, nie zostań,
teraz stop mi się – nie wymawiając, życzliwie tu namawiam,
abyśmy według własnej definicji grzeszyli, woli (szatańskie
pojęcie grzechu sobie wynajduję jako krzywdy buzi zadanej,
z tym najcięższej nam samym w problematycznej ucieczce,
anielskiej etyce potwora, masakrującej ofiary, że J. Chrystus
to obiekt seksualny niepogodnej żądzy stale czułego życia),
abyśmy prosili, dziękowali, przepraszali, widziani i słuchani,
żadne ale tamto, nie tu ani ani, jestem, kto jestem, bądź kim,
kto bądź, na noc, na zmianę, i wyłączność, na zawsze razem
na chwilę zawsze, biję z serca mocno dobrym słowem ojców,
ich rzekomym brakiem, pisałoby się pysznie, żrąc przyszłość
bez mężczyzn, którzy będą, byli, jesteśmy, teraz dopiero być
ze sobą możemy, kiedy ojciec pochowany w serdeczniejszym
48
tabernakulum wiersza, w bieli pomiędzy literami, tym rytmy,
nasze grzeszenie, miłowanie, jakie nie pragnie łaski rozgłosu:
snu, widowiska, poetyki, ustawy, miłości, nieruchomienia,
siedzi, tańczy i śpiewa, milcząc, pije, pali, czujnie oddycha,
patrzy bacznie, uważnie słucha udami, obraca w baczność,
improwizuje, czule wyczuwając cudze zagubienie, nie igra,
kiedy jednak sprawia człowiekowi przykrość, robi się łyso,
przytulam się do własnej przyjemności, składam wygłosem
palców tu w ufność, bezmierna rozkosz, wysadzam mostek,
przeżywam przez żebra, otrzewną, dyszenie, na piersiach,
na brzuchu, jego klatkę piersiową, włoskami, polecam im
ver (z dedykacją)
N.N. alias John Doe
49
50
Potwarz, testament
W świetlicach rzek nożownik rozwarł nieprzystępne,
objęty pluszowym fortelem po grubszym wykonaniu.
Medalik opętał obojczyk niczym najdroższe kuzynki,
otworzył łożysko, by wyjąć załomy, złożenia światła:
kopałem przez trzy noce, dwanaście sztolni, ażeby
dochrapać się dożywotniego stanowiska na uczelni,
skorzy mi powtarzali, daruj już niecne zaniechania,
jak maszyna do szycia poszew
szwendałem się niewzruszony.
17/11/2007 – 03/07/2011
51
Detronizacja
α)
Król turla głowę po torach,
ω)
schowki, ryby patroszone kształtem.
52
Preludium i figa
1. (łódź pełna grzybów)
Halince, Bożence
Na Pomorzu Zachodnim rozlega się metodyczny kanon:
na brutalne życie pełne niespodzianek nie znaleźć recepty.
Albowiem żyje się kunsztownie, forsownie. Śpi szparko,
je wcale, podszeptany czarnoksiężnik nie nawiedza, ale
bawełniany behemot (spójność) spędza z powiek spanie:
no, uwijże przytułek w makówce wielkiej niedźwiedzicy!
Nikt myśli nie kradnie, nawrotem wdawszy się we znaki,
gdy po deszczu w czarnej kołysce łodzi wyrastają grzyby,
spartaczony zdrój światła, nie-do-podjebania towarzyszki,
zgrzebne zwyczajniej: podaję pałeczkę za pocałowaniem,
zrywając grzyby, niosę w naręczach noc prosto w morze,
żeby mnie w rejs zabrała, w pożar i w podziemie, przelot
--- lub przeprawę
2. (katastrofy)
Cokolwiek bym nie przebił, koszta szybują z powietrzem,
z zarzuconym w powietrzu przybyszem z kosmosu, wypatrzeniem
milczka nad oczkiem wodnym zaropiałym rzęsą, przepysznym
mięskiem i maluchem, co podsuwał pupę pantofelkom:
niech, przedwcześnie wyprowadzony w późne popołudnie, odleci,
osiądzie podziemnie, zapowiada powierzchnię, niechaj mu piki
stają się podległe, dawno za sobą pozostawione, przeszywszy dna,
aby opadać nad to wiele, w odwrócone gwiazdy, jak tylko puściły
mu oko, jak domorosły napastnik na uzbrojoną laskę, podczas gdy ---
gwiazdy spadały, śpiewały dobroczynne powieki
53
Exit
Tak, kuszące, rozprawić się z osobistym głazem,
zniweczyć nienawiść, zostawiając za sobą klatkę
schodową, wejść w ścianę ciepła. Na własną rękę
szukać wsparcia na blogach, portalach, w klubach,
kroplach potu na ogolonej czaszce. Uzupełnić płyny
(kiedy tak strasznie pragniesz wszędzie je rozlewać,
trwonić słowa & spermę, ronić kontakt, spruć dotyk).
Śmiechem przez łzy naprowadzony na zachłanny
target i algorytm, zwodzę hosannę: być może teraz
przewrotny przyjaciel pożycza książkę mokrej
przyjaciółce, wytrzeszczając drzwi; tak poważnie
to w snach za dnia bywam niewinnie zwierzęcy.
2009-07-28 – 2011-07-09
54
55
LIPPIEC
56
Ukorzenie [pamiętnik ze skrajów świństwa i kabały] [E]in Jahr und noch ein Jahr und Alle Jahre –3
me poetessy, nam wiadomo, dobrze się nie było! Nie ma sensu oponować, wystarczy się oddzielić, otworzyć, zdechłem dzięki temu. Najwidoczniej ten nasz cały niebyt to nic innego jak nienawiść do innej, na na na, c’mon, i like it, like it,4 twarzy, butwiejemy w „t” i „w”, coby nie dosłyszeli tam, że to nikt inny niż my same, w liczbie mnogiej, rodzaju niemęskoosobowym, sprawiam siebie, tak mi się wydawało, że upuściłem literę „m” i się przeraziłem, kochani, jesteśmy wypłoszeni, garść miernot, od których dostałem nazwisko, którzy dali mi imię, jakiemu dałem się przejąć, starając się doń dorosnąć, nie sobie dorównać. I have been one acquainted with the night.5
hare hare czarne białe szaraczki rama arre!? szrama jedyny czarny biały w szaraczkach? jestem beatus cometes miastem i oceanem w których ląduje kometa niszcząc czyściec (niczym innym jest to co nosi miano świata mózgu nic tylko jedwabnie segreguje sedno) nawiasem mówiąc nie ma tu nic oprócz słów cyfr wybacz twoje informacje są nieakuratne hare rama my szarak czarnobiały hare share!
3 Bachmann I. – „Was wahr ist”. 4 Rihanna – „S&M”. 5 Frost R. – „Acquainted with the Night”.
57
Nomen omen, nieswoja piosenka [I]
Żegnaj! Dzień dobry. Mam dla siebie drobiażdżek. (Różnica między pragnieniem a oddaniem.) Niech to zostanie tylko między nami. Nim się całkiem rozmażę, oddaj mi, proszę, kluczyki do garażu. Tam, gdzie nasze rozkochanie nauczało mi ciało jak milczeć, czyli rzężeć o, więcej! Nic tobie nie zostanie. Mokra plama, którą beton chłonie ospale, ubranie zrzucone przez skałę — rtęć.
58
5 [SŁOWNIE: PIĘŚĆ] WIERSZY
59
1. Wileński wieczór
Gdzieby nie patrzeć, tam te litwaki przerzucają sobie z rąk do rąk
ciekłe szkło, rtęć i tym podobne pluszowe misie. Nigdy nie dadzą
sobie spokoju, albowiem przez nigdy nie należy rozumieć więcej
albo wcale. Ani tym bardziej – już, złotko ty moje najmilejsze, ty!
No, chyba że porzucę tę myśl razem z wszystkimi innymi ciekawymi
obrazami natury ludzkiej, bądź nie. Nigdzie się nie wybieram; słowa,
co mnie nie znaczyły, przychodzą do ciasnego domu – nie tak znowu
długo po dziesiątej, wykładając się gdzie popadnie;
w ramionach prostokąta,
w obręczach podręczników, misiuniu!
Gdybym stał się wężem, wybrałbym taki jad, który ni nie zabija, ani nie
nalega codziennie na sen, i wziąłbym pod uwagę, że nie jestem wężem
jadowitym. W pewien przezroczysty jak woda wieczór i mnie tknęłoby,
że nie jestem płazem nawet, a moja lekcja jest lekcją płonności, li tylko.
Na nieswoje szczęście ze zwierzętami zdarza mi się tu wyłącznie bywać;
i nic nie wiem o tym, jakoby nie dawało się rozmawiać, spisywać, spływać
lub znikać, ale nie zamierzam podejmować żadnych niebacznych kroków
w stronę wejść i wyjść: w matni mieszkałem wiele lat i ojczyznę opuszczę
zaledwie na krótkie, intensywne wypady. Nic złego nie zrobię nawet tym,
którzy zechcą mnie pojąć, zostawić w miejscu, to najbardziej niesamowite,
pozostać ze mną w tym miejscu i poczytać je ze mną na głos; na dwa głosy.
60
2. Dysleksja, inaczej: arbitralne orzeczenia
potworom, które wprowadziły mnie w życie
Wszystkie kwiaty pokoju, pogwizdujcie, śpiewajcie, kiedy w sam raz na czas
zarzynania dochodzi ten, którego nam pod dachem brakowało! Dopóki prał –
noc – była zaślepiona. Obecnie nie posiada, już to sąsiada, już współlokatora,
i przyszło mu przedstawić inną sytuację. Dochodzi, ale jakby gwiazdy śniegu
na mrozie suszono w dzień wietrzny, mnie przeznaczony. Dniem biegł i nocą
poprzez przekrwione pastwiska, ale i smętny Piętaszek, węgierski, nie dotarł
w niedzielę. Z zawilców uwijcie mu wieniec, przylaszczek; zejdźcie z drogi! Róg,
za którym czyhał, odłupał mu kieszeń. Wicher, co znosił schody, zaginął, zaginął.
Snem, który przespał, biegnąć, szafuje tu ciepło. Nie odwraca już się – jak nigdy
więcej – stężenia, zaśnieżenia miną i wszędzie go pełno, pod stropami, gdzie marska
spoziera na różany kamień spod spódnicy Madonna – gdzie molo się wysuwa z pustej
plaży w Tenby – gdzie drzwi zaryglowane, a róża, och, róża, rozkwita nad cyrankami!
Nie ma już wierszyka o Samarze i rysiu na tablicy z korka. Dla ciebie mam, kolego,
tę metkę z Bombaju; kwiatuszek mam dla ciebie, który żółty, spiszę. Mam wreszcie
talerz purpurowy, któremu własnoręcznie ulepiłam usta. Mam dla ciebie porządek,
jakiego nie zażywały abisyńskie królowe i cesarze Rzymu. Popatrz, myję naczynia,
słuchaj, dom dla ciebie opróżniłam, abyś już nigdy więcej nie mieszkał w nim solo.
Niech zakwilą nad nami wszystkie cztery kąty. Niech usiądzie w dębowej koronie
twój orzeł.
61
3. Pejzaż śródziemnomorski
Zacznij ze mną od środka, gdzie mnie zupełnie nie ma – sandałów
porzuconych na stygnącej plaży na dwa kwadranse przed północą.
Powstrzymane w biegu, poza granicami ojczyzny, prosto w morze
gościnne, wchłaniają włoski refleks miesiąca, oliwek, pomarańczy.
Albo od środka zacznij ze mną, skąd się wziąłem – z sękatych desek
pozbijanych mechanicznie na kolejną: kocią kołyskę? Amerykankę?
Od dębu, od sosny, od trumny. Ciepłej, trwałej, prostej. Niezdatnej
stopom, co wstępują do morza nocą. Niewinnie bose. Ostrzegałem
cię, środku, ze mną nie zaczynaj, a gdzie ze mną nie zaczniesz, tam
mnie nie ma. I koniec! Krajobraz. Żaden tam początek, halo: „niebo
z tęczą księżycową”. Na drugim planie facet, całkiem nagi, falami
się leczy z tego nieistnienia. Na plaży wątpiące, że wróci, sandały.
62
4. Już byś się zdecydował –
zejdź do piwnicy, odnajdziesz telefon,
raz jeszcze dźwiękniesz do głuchego lata, tak
niezręcznie, i ono
się przewinie, zaskoczy, i pęknie,
jak stare kino płonąc pomiędzy palcami,
jedna jaskółka, jerzyku, polująca nisko,
nie sprosi deszczu, jeszcze się doczekasz
ciężarnych widoków, histerii obietnic:
wyczyszczonego do szczętu początku,
tańca przed burzą, łaski, zanurzenia –
niewiele ci się dostało, nie będąc przekornym,
masz, potrzymaj tę wodę, trzymaj się w tej wodzie,
niemo, ten dzień bierny, chmurne powtórzenie
współrzędnych słonecznych, ale wiatr już głosi,
że wraz z chłodem przybywa wyszczekany karzeł
rozgaszczać się w liściach, barwić liście, chrzęścić,
przygotowywać do e-nunc-y-ja-cji, pora wracać
– na drugie piętro, już nie rozmawiamy,
mgła zwilża mi usta, rano, całuję eszelon.
63
5. Ni mniej, ni więcej
Wszędzie słońce, my w nim, głodowanie,
oniemiali, gotowi na odprawienie w kanon
zapoznanych gwiazd z prędkością mroku
i ciekłą stałością, co zapewniają zawody,
przejawy sfer niskich, aż wykształcenie
samo się wykruszy – z pokorną manią
pokonanych armii – i nie dosłyszy się,
że za nami bito wygodnych rozbitków,
chlubny holokaust, ale im to udzielamy
w porę liliowego głodu, zbawiennej ba-
-lustrady powściągliwych pytań, drżąc
na myśl, że wymiera przywilej absencji
i nie zdoła się odejść w towarzystwie
zdań doskonałych i bezużytecznych
na sąd, który się odbył, zanim zdano
sprawę z naszego przekształcenia
w pojedyncze krople, zawieszone,
lecące, poległe w kałużach i tworzące
najprawdziwsze, przenikliwe chmury,
których jeszcze nie widać, lecz będą
na pewno, bo zawsze były pod ręką
pogodnego tempa, jakim upływamy
w to wielkie pomiędzy, bez wyjątku.
64
65
Nowe lata
M. G.
Tak się często składa, że i początek lata kończy się dla mnie
przeziębieniem, apsik – ‘apsik, więc czym jest poezja? Swata
– wielokształtną notacją – limitowanej liczby – człowieczych
dźwięków – z myślą uczucia: lokalizując artykulacją – spraw
właśnie minionych – właściwych rodzajowi ludzkiemu: jaką
gra rolę, jaki z niej pożytek – nie ustajemy w dogadywaniu jej,
które, tak jak i wiersze, poza nami nie jest nikomu potrzebne,
nikczemnie niekonieczne, jak powyżej dobrana liczba mnoga,
pani klawisz samotności, damula w barchanowych reformach,
pilna, płochliwa – z niewywołanych klisz daniele w negatywie.
Kraków, 12 – 25. 07. 2011 r.
66
Hermes na afrodyzjaku
– Ludzie, ze snu, ze serca psy, słońca śmierci!
Dzieliliśmy przekonanie, że to
gry towarzyskie, braliśmy
w nim udział, w nieśmy grali.
Nie pamiętałem, że jest inaczej,
a to chyba najlepsze, co można
zrobić z życiem, nie zrobić nic:
― O, słodki Jezusie, widzisz i nie wracasz!
A ja wiedziałem, że tak będzie,
i teraz już nic dobrze nie wiem.
Jak dobrze, żeśmy to przegrali!
67
68
[Nic nie myślę] Na dobre lub na złe (wiersz bez tytułu pod tym tytułem o takim incipicie)
przypisane Rafałowi Kwiatkowskiemu, Miłoszowi Biedrzyckiemu i Bombie Cafe Pub
Snowa się pasmo, które nie umiera,
– O! Mamko Polko, tyś istota święta.
Którą bym równał córce Faraona,
Przyciskającej sierotę do łona –
Tyle nie o swym dziecięciu pamięta
Matczyność twoja, b y n a j m n i e j w r o d z o n a!
Cyprian Kamil Norwid – „Człowiek”
Nic nie myślę, nagły, powolny środek
zarobionych wakacji, zrywa się (obrywa?)
jak burzliwa burza, jak burzliwą burzę, jak oberwanie chmury,
dreszcz jak deszcze – plus pełna świadomość braku wzajemności.
Ktoś powiedziałby, moja próżność jest nieporównana, nie jestem nim.
A kiedy się mylę, wbrew moim przeczuciom, przeświadczeniom, robię to,
jak wszystko inne, niedoskonale. Nie pada, mógłbym sprawdzić, rozsunąć
żółto-pomarańczowe (moi goście jakoś nie mogą dojść co do tego do zgody)
zasłony w zadymionym pokoju, gdzie siedzę, pisząc na zakurzonym laptopie,
słucham muzyki, jak(a) przez uchylone drzwi dobiega mnie z drugiego pokoju.
Rzeczywiście nie pada, więc nie ma powodu sprawdzać. Tak jednak zadymiam,
że muszę uchylić zasłony od lewej strony i otworzyć mniejsze (mniejszą część)
okno (okna). Nie wiem, co dalej, (więc) na kolanach pojawia się kot (mój) Janek.
Chwila ciszy. Po niej zbędny dopisek.
Zbliża się rano, które w lippcu przychodzi później niż w czerwcu (bywam banalny)
piję kawę z braku cukru słodzoną miodem, byłem głodny, zatem nadgryzam sobie
kawałek indyka upieczonego przez mamę (dawno jej tak nie nazywałem, pół życia
nie mieszkamy razem, mojego, nie jej, trzeba skończyć ten fristajl) odwinąwszy go
z folii aluminiowej, jednego z dwóch, wsuwając dla smaku dwie łyżeczki majonezu –
69
do ust? Kieleckiego. Naraz zaczyna mnie zastanawiać przymus wykorzystywania
autobiografii, przymus lub zasada, która obowiązuje wszystkich, co pisują, piszą,
bez względu, czy widać i co twierdzą. Wszystkich? Znów, uogólniwszy, się mylę,
jak o kant dupy rozbić wielkie kwantyfikatory. Wszystkie? Teraz to myślę, co mi
tam, a na szczęście nie wiem, ile ich jest, a po czwartej nad ranem sprawdzać mi
się nie chcę (e, i taka literówka dobrą puentą).
Wychodzę na balkon, włączam kolejny album,
a i ten wierszyk pisałby się w nieskończoność,
jakbym nie musiał, nie chciał, nie miał potrzeby
zasnąć, i nie trzeba było zatrudnić się, i umrzeć.
Kraków, Ruczaj, środa, 27 lipca 2011 (Aby wstawić, naciśnij klawisz ENTER)
musiałem kilka razy sprawdzić, ażeby bezbłędnie przepisać sugestię Worda
(słowo w słowo? dokładnie? a i tak się pomyliłem, kasowałem i dopisywałem,
świta, jak co dzień, jestem zmęczony, naleję sobie kawy, odsunąłem zasłony)
70
SPIS TREŚCI
DYLEMAT SAMAELA
(.)
MIJAM
(WIERSZE ZADAWANE SOBIE)
Jego znikomość ..................................................................................................................... 6
WOŃ
Marketing szemrany............................................................................................................ 10
PRZEDMOWA
Płonący parasol ..................................................................................................................... 11
Włócznie .............................................................................................................................. 12
(wiersz kamienia) ................................................................................................................ 13
Wyrośnie .............................................................................................................................. 14
Paniczne ostatki .................................................................................................................. 15
*****
Pod księżycem, pod słońce ................................................................................................. 16
Psst ....................................................................................................................................... 17
Wiersz z przyjaciółmi (uniwersalny) .................................................................................. 18
Ksobności ............................................................................................................................. 19
Rak ...................................................................................................................................... 20
Dendryt ................................................................................................................................ 21
*******
Bezwiecznie ........................................................................................................................ 24
Käsefieber ............................................................................................................................ 25
Niespodzianka ..................................................................................................................... 27
tytułem piosenki ................................................................................................................. 29
na co dzień .......................................................................................................................... 30
w poświacie (a ona: „Kocham pana, panie Sułku”) ............................................................ 31
Żywiciel ................................................................................................................................ 33
Dla niepoznaki, powietrze ..................................................................................................34
Mojżesz na morze, Orestes w ocean! ................................................................................. 35
71
WIERSZ PO OJCU I MATCE
LC - LOVELY COWARDS, LOVE CRIPPLES - CYKL
Z MIEJSCA .......................................................................................................................... 39
Lżenie, ubliżanie.................................................................................................................. 41
Na swoim miejscu .............................................................................................................. 42
3 wiersze dla swojskich chłopców
Sen, lisiczko, to zdrowie! .....................................................................................................43
hanami ................................................................................................................................ 44
kołysanka chórzysty z opery la piedra perdida .................................................................. 45
Perspirant (szara niecodzienność) .................................................................................... 46
Co ........................................................................................................................................ 47
ver (z dedykacją) ................................................................................................................ 48
Potwarz, testament ............................................................................................................ 50
Detronizacja......................................................................................................................... 51
Preludium i figa ................................................................................................................... 52
Exit ....................................................................................................................................... 53
LIPPIEC
Ukorzenie [pamiętnik ........................................................................................................ 56
ze skrajów świństwa i kabały] ............................................................................................ 56
5 [słownie: pięść] wierszy
1. Wileński wieczór ............................................................................................................. 59
2. Dysleksja, inaczej: arbitralne orzeczenia....................................................................... 60
3. Pejzaż śródziemnomorski ............................................................................................... 61
4. Już byś się zdecydował – ................................................................................................ 62
5. Ni mniej, ni więcej .......................................................................................................... 63
Nowe lata ............................................................................................................................ 65
Hermes na afrodyzjaku ...................................................................................................... 66
[Nic nie myślę] Na dobre lub na złe .................................................................................. 68
(wiersz bez tytułu pod tym tytułem o takim incipicie) .................................................... 68