Becca Fitzpatrick - 3.Cisza

Embed Size (px)

Citation preview

CISZA

Becca Fitzpatrick

TUMACZENIE OFICJALNE

PROLOGColdwater, Maine, trzy miesice wczeniej

Na parking obok cmentarza zajechao czarne audi, ale aden z trzech siedzcych w nim mczyzn nie zamierza oddawa czci zmarym. Byo po pnocy, i bram cmentarn, zgodnie z przepisami, ju dawno zamknito. Nad ziemi unosia si dziwna letnia mga - rzadka i okropna jak procesja duchw. Nawet wychudzony sierp ksiyca midzy nowiem a peni przypomina opadajc powiek. Nim kurz zdy osi na drodze, kierowca wyskoczy z auta, pospiesznie otwierajc tylne drzwiczki z obu stron pojazdu. Pierwszy wysiad Blakely. Wysoki, siwiejcy, o ostrej, prostoktnej twarzy - jako czowiek dobiega trzydziestki, lecz wedug kalendarza nefilskiego by znacznie starszy. Po chwili stan obok niego drugi Nefil - Hank Millar. Hank rwnie by niespotykanie wysoki. Mia jasne wosy, niebieskie oczy i wyrazist, ujmujc urod. Jego yciowe motto brzmiao: Najpierw sprawiedliwo, potem laska" - i hodowanie tej zasadzie, jak rwnie szybkie dojcie do wadzy w nefilskim wiatku przestpczym, zapewniy mu ksywy Pi Sprawiedliwoci, elazna Pi oraz najbardziej znan - Czarna Rka. Wrd swoich cieszy si opini przywdcy, wizjonera i odkupiciela, ale w krgach pozbawionych wpyww po cichu nazywano go Krwaw Rk. Szeptano, e jest nie tyle wybawc, ile bezwzgldnym dyktatorem. Nerwowy trajkot adwersarzy bawi Hanka, w ktrego przekonaniu prawdziwa dyktatura rwnaa si wadzy absolutnej i w ogle nie dopuszczaa moliwoci istnienia opozycji - aczkolwiek w gbi duszy ywi nadziej, e kiedy bdzie mg sprosta ich oczekiwaniom. Ruszajc dziarskim krokiem, zapali papierosa i gboko si zacign. - Czy moi ludzie s ju tutaj? - Dziesiciu w lesie z tyu, za nami - odpowiedzia Blakely. - Kolejnych dziesiciu w autach przy obu wyjciach. Piciu kryje si w rnych punktach w obrbie cmentarza. Trzech tu za bram mauzoleum i dwch pod potem. Wicej nie potrzeba, bo moglibymy si zdradzi. Czowiek, z ktrym masz si dzisiaj spotka, na pewno nie przybdzie bez wsparcia. Hank umiechn si w mroku. - Oj, mocno w to wtpi. Blakely zamruga oczami ze zdumienia. - Sprowadzie dwudziestu piciu najlepszych nefilskich wojownikw przeciwko jednemu czowiekowi? - To nie jest czowiek - przypomnia mu Hank. - Poza tym nie chc, by dzisiaj co poszo nie tak, jak naley. - Mamy Nor. Gdyby si stawia, dasz jej telefon. Anioy podobno nie czuj dotyku, ale ulegaj emocjom. Jej krzyk na pewno go przekona. Sztylet ju czeka w pogotowiu. Hank spojrza na niego z umiechem penym aprobaty. - Sztylet jej pilnuje? Brak mu pitej klepki. - Mwie, e chcesz zama jej ducha. - Chyba tak, rzeczywicie... - zaduma si na chwil Hank. Upyny zaledwie cztery dni, odkd j uwizi, wywlekajc ze skadziku w parku rozrywki w Delphic, ale ju sobie dokadnie sprecyzowa, jakich to nauk powinien jej udzieli. Po pierwsze: pod adnym pozorem nie moe podwaa jego autorytetu przed ludmi, ktrymi on kieruje. Po

drugie: dziewczyn obowizuje cakowite oddanie jej nefilskiemu rodowodowi. I - co najwaniejsze - musi mie respekt dla ojca. Blakely poda Hankowi niewielkie urzdzenie z przyciskiem porodku, ktry pulsowa wiatem o nieziemskim odcieniu bkitu. - W to do kieszeni. Gdy tylko naciniesz ten niebieski guzik, twoi ludzie przybd zewszd w oka mgnieniu. - Jest wzmocnione diabelsk moc? - zapyta Hank. Blakely skin gow. - Natychmiast po wczeniu na jaki czas obezwadnia anioa. Nie wiem na jak dugo. To prototyp, jeszcze w peni nie przetestowaem jego moliwoci. - Mwie o tym komu? - Nie, sir. Wedug twojego rozkazu. Zadowolony Hank wsun urzdzenie do kieszeni. - ycz mi szczcia, Blakely. - Nie bdzie ci potrzebne - odpar przyjaciel, klepic go po ramieniu. Strzepujc papierosa, Hank wspi si po kamiennych stopniach wiodcych na cmentarz zamglon poa ziemi, ktra jako punkt obserwacyjny okazaa si bezuyteczna. Do tej chwili mia nadziej, e spostrzee nadlatujcego z gry anioa jako pierwszy, ale te otuchy dodawaa mu wiadomo, i ubezpiecza go starannie dobrany i wietnie wyszkolony oddzia. U podna schodkw Hank przezornie rozejrza si w ciemnoci. Zaczo my i mga powoli opadaa znad otaczajcych go zamazanych ksztatw. W mroku zamajaczyy wysokie nagrobki i strzeliste, rozedrgane drzewa. Cmentarz by zaronity i wyglda nieomal jak labirynt. Nic dziwnego, e Blakely wskaza mu to wanie miejsce. Prawdopodobiestwo, e ludzkie oko przypadkiem wyowi co z dzisiejszych zdarze, byo wykluczone. Anio objawi si w pewnej odlegoci, z przodu. Sta oparty o nagrobek, ale widzc Hanka, wyprostowa si natychmiast. Ubrany od stp do gw w czer, w skrzanej kurtce motocyklowej, byl ledwie dostrzegalny pord cieni. Mia kilkudniowy zarost, niesfornie rozwichrzone wosy i bruzdy zatroskania wok ust. Czyby opakiwa zniknicie dziewczyny? To dobrze. - Nie wygldasz najlepiej... Patch, jak si nie myl? - rzek Hank, przystajc kilka metrw przed nim. Anio umiechn si, ale bynajmniej nie przyjanie. - Ty za to wygldasz wietnie, a sdziem, e te bdziesz mia za sob kilka nieprzespanych nocy. W kocu jest twoj najblisz krewn. Tymczasem widz, e lubisz sobie duej pospa dla urody. Rixon bez koca powtarza, jaki z ciebie adny chopta. Hank zignorowa obelg. Rixon by upadym anioem, ktry opanowywa jego ciao co roku podczas miesica cheszwan, niemal wysysajc z niego ycie. Wraz z jego mierci Hank wyzby si wszelkiego strachu. - No wic? Co masz dla mnie? Licz, e si postarae. - Odwiedziem twj dom, ale wzie nogi za pas i przyczaie si gdzie z rodzink - anio odpowiedzia cicho tonem, ktrego Hank nie potrafi rozszyfrowa. Byo to co pomidzy wzgard i... - Mhm, stwierdziem, e moesz uczyni co pochopnego. Oko za oko"... Chyba tak brzmi kredo upadych aniow, prawda? - Hank nie wiedzia do koca, czy opanowanie anioa imponuje mu, czy te go drani. Spodziewa si raczej rozpaczy i szalestwa. Albo e przynajmniej sprowokuje w nim odruch przemocy. e znajdzie jaki pretekst, by przywoa swoj gwardi. Bo nic nie umacnia mskiej przyjani lepiej ni wsplnie dokonana zbrodnia, i to krwawa. - Zostawmy te uprzejmoci. Powiedz, e przyniose mi co przydatnego. Anio obruszy si. - Uznaem, e odgrywanie roli twojego sugusa to bahostka wobec poszukiwa miejsca, gdzie ukrywasz crk. Hank napi minie dolnej szczki. - Nie taka bya umowa.

Podam ci informacje, ktrych si domagasz - odrzek anio, co mogoby zabrzmie kulturalnie, gdyby nie grone byski w jego oczach. - Ale najpierw uwolnij Nor. A teraz dawaj do telefonu swoich ludzi. - Musz mie gwarancj, e bdziesz wsppracowa przez duszy czas. Zatrzymam j, dopki nie wypenisz swoich zobowiza. Kciki ust anioa uniosy si, ale nie w umiechu. Przeciwnie - nadao mu to wyjtkowo zowieszczy wygld. - Nie przyszedem tu, by pertraktowa. - Nie jeste do tego zdolny. - Hank sign do kieszeni i wydoby z niej komrk. - Moja cierpliwo si skoczya. Jeeli dzisiejszy wieczr okae si dla mnie strat czasu, twoja dziewczyna zapamita go jako bardzo przykry. Wystarczy jeden telefon, by zgodniaa i... Nim zdy dokoczy, poczu, e leci do tyu. Nagy ruch anielskich ramion, i z Hanka uszo cae powietrze. Uderzy gow o co twardego. Przed oczami zamigotay mu ciemne krgi. - Tak to bdzie wygldao - sykn anio. Hank chcia krzykn, ale na jego szyi zacisna si pi przeciwnika. Kopn go w nog, lecz na prno, bo anio by znacznie silniejszy. Prbowa wymaca w kieszeni przycisk alarmowy, ale te bez skutku... Anio odci mu dopyw tlenu. Pod powiekami Hanka rozbysy ogniste plamy i poczu ucisk w piersi, jakby przygniata go gaz. W raptownym przypywie natchnienia Hank przenikn mzg anioa i zacz rozdziela wtki jego myli, ca moc skupiony na odwracaniu jego zamierze i osabianiu motywacji, bez przerwy szepczc hipnotyczne: Pu Hanka Millara, pu go teraz...". - Igraszki umysowe? - zapyta pogardliwie anio. - Nie trud si, tylko dzwo! - nakaza. Jeli dziewczyna odejdzie wolna w cigu najbliszych paru minut, zginiesz szybko. Jeeli potrwa to cho odrobin duej, pomau rozszarpi ci na strzpy. I wierz mi, e bd si delektowa twym najcichszym jkiem. - Nie... moesz... mnie... zabi! - wybekota Hank. Zawy pod wpywem piekcego blu rozdzierajcego policzki, ale dwik nie doby si z jego ust. Anio miady mu tchawic jak w imadle. Palcy bl nasili si i nozdrza Hanka uderzya ostra wo wasnej krwi zmieszanej z potem. - Niespiesznie, na kawaeczki - zasycza anio, machajc Hankowi przed znkanymi oczami czym przypominajcym papier uwalany ciemn mazi. Hank wyty wzrok. Bya to jego skra! - Dzwo do swoich ludzi - zakomenderowa anio, zniecierpliwiony ju do granic. - Nie mog... mwi! - zagulgota Hank. Gdyby tylko mc dosign guzika... Z przysig, e w tej chwili j wypucisz, a przywrc ci mow. Groba anioa bez trudu wlizna si do umysu Hanka. Popeniasz wielki bd, chopcze - odparowa myl Hank. Musn palcami kiesze, wsun je do rodka i mocno uj przyrzd alarmowy. Anio wyda gardowy odgos zniecierpliwienia, wyrwa mu urzdzenie i cisn nim we mg. Przysignij, bo stracisz rk. Utrzymam w mocy nasz pierwotny ukad - odrzek Hank. - Daruj jej ycie i porzuc zamiar pomszczenia mierci Chaunceya Langeais, jeli przekaesz mi niezbdne informacje. Tymczasem przyrzekam traktowa j dobrze... Anio uderzy jego gow o ziemi. Na granicy mdoci i blu Hank odebra komunikat: Nie zostawi jej z tob nawet na pi minut duej, a co dopiero na czas, ktry strawibym na to, czego oczekujesz. Hank usiowa zerkn mu za rami, zobaczy jednak tylko rzd nagrobkw. Anio przygwodzi go do ziemi, zasaniajc cakowicie przed jego ludmi. Hank, jako istota niemiertelna, wiedzia, e nie grozi mu mier, ale te nie mia zamiaru lee i da si kaleczy, a zmieni si w bezksztatn miazg na podobiestwo trupa. Wyd usta, wpatrujc si w oczy anioa.-

Nigdy nie zapomn, jak gono krzyczaa, gdy j wlokem. Wiesz, e woaa twoje imi? Bez ustanku. Mwia, e po ni przyjdziesz. Byo tak przez pierwszych kilka dni, rzecz jasna. Sdz, e powoli zaczyna oswaja si z myl, e mi nie dorwnujesz. Patrzy, jak twarz anioa ciemnieje jakby od napywajcej krwi, jego ramiona dr, a renice rozszerzaj si z gniewu. Wtem przeszy Hanka upiorny, agonalny wrcz bl. Bliski omdlenia w mczarniach katowanego ciaa, nieprzytomnie spojrza na umazane wasn krwi pici wroga. Wyda oguszajcy skowyt. Pulsujcy w trzewiach bl omal nie doprowadzi go do utraty wiadomoci. Gdzie w dali usysza odgosy nadbiegajcych Nefilw. - Wecie... go... ode... mnie! - warkn, kiedy przeciwnik rozdziera go na sztuki. Zdawao si, e ogie wciekle trawi kady jego nerw. Wszystkimi porami wydziela agonalny ar. Spostrzeg swoj do, ktra ju nie miaa mini ani skry i bya tylko okaleczon koci. Anio rzeczywicie zamierza rozszarpa go na kawaki. Jego stkajcy z wysiku sudzy najwyraniej nie mogli poradzi sobie z mocarzem, ktry - wci siedzc na nim - wydziera rkoma kolejne czci jego ciaa. Hank zakl wciekle i zawoa: - Blakely! -Bra go, wawiej! - rozlega si szorstka komenda Blakely'ego. Nie od razu udao im si odcign anioa. Hank lea na ziemi, dyszc. Ocieka krwi, targany blem jak rozarzon od pchni szpad. Wspierajc si na rce Blakely'ego, z trudem podnis si na nogi. Czu si niepewnie i zatacza, jakby zatruty cierpieniem. Z osupienia otaczajcych go wywnioskowa, e wyglda makabrycznie. Wziwszy pod uwag okruciestwo zadanych mu ran, czeka go co najmniej tydzie powracania do si - i to nawet przy wzmocnieniu rekonwalescencji diabelsk moc. - Zabra go, sir? Hank przytkn chusteczk do rozcitej wargi, ktra zwisaa jak misz zgniecionego owocu. Nie. Zamknity na nic si nam nie przyda. Powiedz Sztyletowi, e przez dwie doby dziewczynie wolno dawa tylko wod - jego oddech rwa si. - Skoro chopaczek nie moe z nami wsppracowa, niech ona za to zapaci. Blakely skin gow, odwrci si i wystuka na komrce jaki numer. Hank wyplu zakrwawiony zb, przyjrza mu si pospiesznie, po czym woy go do kieszeni. Utkwi wzrok w aniele, ktrego furi mona byo pozna jedynie po zacinitych piciach. - Wrmy wic do tego, co sobie przyrzekalimy, aby unikn dalszych nieporozumie. Po pierwsze musisz odzyska zaufanie upadych aniow, ponownie wstpi w ich szeregi... - Zabij ci - pgosem ostrzeg go anio. Trzymao go a piciu mczyzn, ju jednak im si nie wyrywa. Sta teraz w kamiennym bezruchu, a jego czarne oczy pony dz zemsty. Hank poczu przez moment ukucie strachu, jakby kto przypali jego trzewia zapak. Z wielkim trudem udao mu si dopowiedzie chodno i obojtnie: - ... a potem szpiegowa ich i donosi mi, co knuj. - Przysigam - rzek anio z opanowaniem, cho podniole - biorc na wiadkw tych tu ludzi, e nie spoczn, pki nie zginiesz. - Nie ud si. Nie jeste zdolny mnie umierci. Czyby zapomnia, od kogo Nefil domaga si swojego niemiertelnego prawa pierwordztwa? Wrd zgromadzonych mczyzn rozlegy si pomruki rozbawienia, ktre Hank prdko uciszy machniciem rki. - Kiedy stwierdz, e uzyskaem od ciebie do informacji, by uniemoliwi upadym anioom nawiedzenie cia Nefilw podczas zbliajcego si cheszwanu... - Kady cios, ktry jej wymierzysz, oddam ci dziesiciokrotnie. Usta Hanka wykrzywiy si w co na ksztat umiechu. - Nie sdzisz, e to zbdne sentymenty? Nim z ni skocz, zdy zapomnie twoje imi. - Zapamitaj t chwil - odpowiedzia anio z lodowat pasj. - I wiedz, e bdzie ci przeladowaa.

- Dosy tego - uci Hank z wyranym niesmakiem, ruszajc w stron auta. - Zawiecie go do Parku Rozrywki w Delphic. Powinien wrci do zastpw upadych tak szybko, jak to tylko moliwe. - Oddam ci swoje skrzyda. Hank zatrzyma si w p kroku, niepewny, czy dobrze syszy. - Co takiego? - Przysignij, e uwolnisz Nor, a dostaniesz je natychmiast - odpowiedzia anio sabo, zdradzajc pierwsze oznaki przegranej. Dla uszu Hanka byo to najsodsz muzyk. - Na co mi twoje skrzyda? - odpar beznamitnym tonem, cho propozycja wzbudzia jego zainteresowanie. Z tego, co wiedzia, dotd a d e n Nefil nie wydar skrzyde anioowi, cho myl o posiadaniu przez Nefila takiej mocy ogromnie go zaintrygowaa. To dopiero pokusa! Wie o jego triumfie szybko rozeszaby si po nefilskich domach. - Na pewno co wymylisz - stwierdzi anio z rosncym znueniem. - Przysign, e uwolni j przed cheszwanem - zripostowa Hank, tumic rozkoszne podniecenie, wiadom, e ujawnienie go nie wyszoby mu na dobre. - To za mao. Twoje skrzyda byyby piknym trofeum, ale ja mam na gowie stokro waniejsze sprawy. Uwolni j pod koniec lata; to moje ostatnie sowo. - Obrci si i oddali, nie okazujc swego wynikajcego z chciwoci entuzjazmu. - Zgoda - odpar anio z cich rezygnacj, na co Hank wolno wypuci powietrze. - Jak chcesz to zaatwi? - spyta, odwracajc si z powrotem do anioa. - Wyrw mi je twoi ludzie. Hank otworzy usta, aby si sprzeciwi, ale wrg nie pozwoli mu na to i cign: - S wystarczajco silni. Jeli nie bd walczy, dziewiciu czy dziesiciu zrobi to bez trudu. Potem znw zamieszkam nieopodal Delphic i rozpuszcz pogosk, e skrzyde pozbawili mnie archanioowie. By si to jednak powiodo, musimy zerwa wszelkie wizi - ostrzeg. Hank bez namysu unis w gr oszpecon rk, obryzgujc traw kroplami krwi. - Przysigam, e uwolni Nor tu przed kocem lata. Gdybym zama obietnic, niech zemr i w proch si obrc, ten, z ktrego powstaem. Wrg cign koszul i wspar rce na kolanach. Jego tors unosi si i opada w rytm spokojnego oddechu. Pady sowa pene brawury, ktrej Hank zazdroci anioowi i ktr rwnoczenie gardzi: - Do roboty. Hank z chci wziby si do rzeczy osobicie, by jednak zbyt wyczerpany. Poza tym nie mia pewnoci, czy na jego skrze nie pozostay jeszcze jakie lady diabelskiej mocy. Gdyby miejsce, w ktrym skrzyda anioa cz si z jego plecami, okazao si tak wraliwe, jak mwiono, zdradziby go najdelikatniejszy nawet dotyk. Woy w to wszystko tak wiele wysiku i zaszed ju tak daleko, e teraz nie byo mowy o potkniciu. Tumic al, rozkaza swoim ludziom: - Wyrwa mu skrzyda i posprzta, jak napaskudzicie. Potem rzuci ciao pod bram Delphic, tak eby go tam na pewno znaleziono. I macie by jak niewidzialni. Z radoci kazaby im jeszcze napitnowa anioa swoim znakiem (zacinit pici), by zapewni sobie oczywisty dowd triumfu, ktry podniesie jego presti wrd Nefilw na caym wiecie, ale, jak susznie orzek anio, dla dobra sprawy nie powinni ujawnia, e cokolwiek ich czy. Siedzc w samochodzie, wpatrywa si w mrok cmentarza. Mczyni ju zakoczyli dzieo. Anio lea twarz do ziemi, bez koszuli, z dwoma podunymi ranami na plecach. Mimo e nie czu nawet ladu blu, jego ciaem wstrzsay dreszcze niepowetowanej straty. Z tego, co sysza Hank, blizny po wydartych skrzydach byy najsabszym punktem upadych aniow... I ta oto pogoska okazaa si szczer prawd. - Koczymy na dzisiaj? - spyta Blakely. - Jeszcze jeden telefon - odpowiedzia Hank z nut ironii. - Do matki dziewczyny.

Przysuwajc komrk do ucha, wklepa numer. Odchrzkn, aby przybra ton peen napicia i troski. - Blythe, kochanie, wanie odebraem twoj wiadomo. Byem z rodzin na wakacjach i w tej chwili pdz na lotnisko. Zapi najwczeniejszy samolot. Opowiedz mi wszystko. Jak to: porwana"? Jeste pewna? Co na to policja? - przerwa, suchajc udrczonych szlochw. - Posuchaj - rzek stanowczo - moesz na mnie liczy. Jeli zajdzie potrzeba, porusz niebo i ziemi. Gdziekolwiek jest Nora, znajdziemy j.

ROZDZIA 1Coldwater, Maine, dzisiaj

Nawet nie uniosam powiek, a ju wiedziaam, e co mi grozi. Zadraam na cichy odgos zbliajcych si krokw. Wci jeszcze w pnie, byam lekko otpiaa. Leaam na wznak. Przez koszul owiewa moje ciao chd. Wykrzywiona pod dziwnym ktem szyja zabolaa mnie tak bardzo, e musiaam otworzy oczy. Z bkitnej ciemnej mgy wyaniay si jakie kamienie. Doznaam osobliwej wizji krzywych zbw, po chwili dotaro do mnie, co widz naprawd. Nagrobki. Prbowaam si podnie i usi, ale rce lizgay si na mokrej trawie. Usiujc pokona senne zamroczenie, ktre nadal spowijao myli, przez opary mgy, na olep wygramoliam si z zapadnitego do polowy grobu. Spodnie przesiky mi na kolanach ros, kiedy czogaam si midzy bezadnie postawionymi mogiami i pomnikami. Zaczo mi co wita, ale bya to myl majaczca na obrzeach umysu, bo koszmarny bl, ktry rozsadza czaszk, nie dawa mi si skupi. Popezam wzdu elbetonowego potu, odgarniajc ton zgniych lici, ktre zalegay tam pewnie od wiekw. Wtem gdzie nieopodal rozleg si upiorny skowyt, ale - cho przeszy mnie ciarki - nie on przerazi mnie najbardziej. W tyle usyszaam kroki, nie wiedziaam jednak, czy ten kto jest daleko, czy tu za mn. Mg przeci okrzyk pogoni, wic przyspieszyam. Intuicja podpowiadaa mi, e musz si ukry, ale nie mogam poapa si w kierunkach. Byo tak ciemno, e wszystko widziaam zamazane, a niesamowita sina mga jeszcze mi utrudniaa orientacj. W oddali zamajaczyo w mroku biae kamienne mauzoleum, wcinite pomidzy dwa szeregi patykowatych przeronitych drzew. Podniosam si z ziemi i pognaam w jego stron. Wliznam si midzy marmurowe pomniki, a kiedy wyszam z drugiej strony, kto na mnie czeka. Potna sylwetka z ramieniem uniesionym do ciosu. Potknam si. Upadajc, uwiadomiam sobie omyk: by z kamienia. Anio na frontonie, pilnujcy zmarych. Ledwie stumiam nerwowy miech, moja gowa zderzya si z czym twardym i wszystko jakby rozpado si na dwoje. W oczy wdara si totalna ciemno. Z omdlenia wybudziam si chyba wzgldnie szybko. Wyczerpana biegiem, oddychaam ciko jeszcze dugo po tym, jak smolicie czarna niewiadomo ustpia miejsce

przytomnoci. Czuam, e musz wsta z ziemi, ale nie pamitaam w jakim celu. Leaam wic tak bez sensu, a lodowata rosa mieszaa si z moim ciepym potem. W kocu zamrugaam powiekami i zobaczyam w caej ostroci najbliszy nagrobek. Wyryte na nim sowa epitafium ukaday si w jedno zdanie: HARRISON GREY ODDANY M I OJCIEC ZMAR 16 MARCA 2008 Zagryzam warg, eby si nie rozpaka. Nareszcie dotaro do mnie, czyj znajomy cie obserwowa mnie ukradkiem, odkd oprzytomniaam par minut temu. Byam na cmentarzu w Coldwater. Przy mogile taty To koszmar, pomylaam. Jeszcze nie obudziam si do koca. To wszystko jest tylko strasznym snem. Kamienny anio przyglda mi si bacznie, rozpocierajc poobamywane skrzyda, wskazujc praw rk przeciwny kraniec cmentarza. Wyraz twarzy mia wystudiowanie obojtny, ale jego wygite usta wyglday raczej drwico, a nie dobrotliwie. Przez chwil zdawao mi si, e jest prawdziwy. Umiechnam si do niego i poczuam, e dr mi wargi. Rkawem otaram policzek z ez, cho nawet nie wiedziaam, kiedy popyny. Rozpaczliwie zapragnam wspi si do gry, pa mu w ramiona i poczu opot skrzyde, gdy wzbije si w powietrze i zabierze mnie std... Z otpienia wyrwa mnie odgos krokw na cmentarnej trawie. Tajemnicza posta najwyraniej przyspieszya. Obrciam si w stron dwiku, zaskoczona widokiem migoczcego raz po raz w mglistej ciemnoci wiateka. Rozbyskao i gaso w rytm krokw; ruch - szelest, ruch - szelest, ruch szelest. Bya to latarka. Zmruyam oczy, kiedy wiato zatrzymao si tu przede mn i cakiem mnie olepio. Ze strachem stwierdziam, e z ca pewnoci nie pi. - Suchaj no! - warkn jaki facet schowany za plam wiata. - Nie moesz tu by. Cmentarz jest zamknity. Odwrciam gow. Pod powiekami wci igray mi te kropki. - Ilu was tu przynioso? - zapyta mczyzna. - Co? - wydaam suchy szept. - No, z iloma przylaza? - cign bardziej agresywnie. - Mylelicie, e si tu zabawicie w rodku nocy, racja? W chowanego, co? A moe w duchy na cmentarzu? Jak ja pilnuj, macie to sobie wybi z gowy! Co ja tu waciwie robi? Czybym przysza na grb taty? Pogrzebaam w pamici, niestety irytujco pustej. Nie mogam przywoa wspomnienia, jak si tutaj znalazam. Nie mogam sobie nic przypomnie. Tak jakby ca minion noc wyrwano mi ze wiadomoci. Co gorsza, nie pamitaam nawet zeszego poranka. Nie mogam sobie przypomnie ubierania si, jedzenia ani szkoy. Czy w ogle by to dzie nauki? Wyparszy panik w p sekundy, skupiam si na obecnej sytuacji i gdy facet wycign do mnie rk, chwyciam j bez namysu. Ledwie zdyam usi prosto, znowu zawieci mi latark prosto w oczy. - Ile masz lat? - spyta. Nareszcie co, co wiedziaam na sto procent. - Szesnacie. Prawie siedemnacie. Urodziny mam w sierpniu. - Co robisz na Sam Hill bez opieki? Nie wiesz, e dzieciom nie wolno wasa si samotnie o tej porze? Rozejrzaam si bezradnie. -Ja... - Chyba nie ucieka z domu...? Powiedz, czy gdzie tutaj mieszkasz? -Tak.

W wiejskim domu. Na nage wspomnienie o nim uroso mi serce, a zaraz potem odek podnis si do garda. Poza domem po godzinie policyjnej? Jak dugo? Bez skutku staraam si wymaza wizj rozgniewanej twarzy mamy, gdy wchodz drzwiami od frontu. - Tak", to znaczy gdzie dokadnie? - Przy Hawthorne Lane. Sprbowaam wsta, ale zachwiaam si gwatownie, gdy krew napyna mi do gowy. Dlaczego nie mog sobie przypomnie, jak si tu znalazam? Na pewno przyjechaam autem. Ale gdzie zaparkowaam fiata? I gdzie si podziaa torebka? No i klucze? - Pia? - spyta, mruc oczy. Pokrciam gow. Promie latarki na moment przesun si w bok, po czym znw mnie olepi. - Czekaj no - rzek facet z niepokojc nut w glosie. - Nie jeste chyba t, jak jej tam, Nor Grey? - wyrzuci takim tonem, jakby moje nazwisko nasuno mu si automatycznie. Cofnam si o krok. - Skd... pan wie, jak si nazywam? - Z telewizji. Nagroda. Wyznaczy j Hank Millar. Zignorowaam, co powiedzia dalej. Marcie Millar to mj wrg numer jeden. Ale co ma z tym wsplnego jej ojciec? - Szukaj ci od koca czerwca. - Czerwca? - powtrzyam, czujc, jak w gbi mej duszy rozbryzguje si kropla przestrachu. O czym pan mwi? Przecie mamy kwiecie. I kto mnie niby szuka? Hank Millar? A to czemu? - pomylaam. - Kwiecie? - spojrza dziwnie. - Jest wrzesie, panienko. Wrzesie? Niemoliwe. Wiedziaabym, e rok szkolny si skoczy i e jest ju po wakacjach. Zbudziam si zaledwie przed kilkoma minutami, wprawdzie rozkojarzona, no ale nie gupia. Tylko dlaczego ten mczyzna miaby kama? Kiedy opuci latark, przyjrzaam mu si. Nareszcie zobaczyam co zupenie wyranie. Mia zaplamione dinsy, zarost, ktry nie zazna yletki od wielu dni, i dugie paznokcie z czarnymi obwdkami. Wyglda jak wczdzy wdrujcy wzdu torw kolejowych, ktrzy latem sypiaj w szopach nad rzek - i podobno nosz bro. - Ma pan racj, powinnam ju wraca do domu - powiedziaam, wycofujc si i przesuwajc rk po kieszeni. Nie wyczuam pod palcami ani komrki, ani kluczy. - Gdzie ty si wybierasz? - zapyta facet, zbliajc si do mnie. Na jego nagy ruch cisno mnie w odku i rzuciam si do ucieczki. Pognaam w kierunku wskazywanym przez kamiennego anioa, w nadziei e dotr do bramy od strony poudniowej. Brama od pnocy nie wchodzia w rachub, bo musiaabym ruszy prosto na faceta. Raptem ziemia usuna mi si spod ng i rozpdzona zaczam potyka si na stromym zboczu. Gazie obcieray mi ramiona. Nierwne kamieniste podoe co chwila wykrzywiao stopy. - Nora! - krzykn mczyzna. Co mnie podkusio, eby zdradzi mu, e mieszkam na Hawthorne Lane? Przecie moe mnie ledzi... Stawia znacznie dusze kroki ni ja. Syszaam, jak ciko stpa tu za mn i jest coraz bliej. W szaleczej panice odpychaam gazie, ktre wbijay mi si w ubranie jak pazury. Gdy facet zacisn mi rk na ramieniu, zrobiam wcieky wymach i odskoczy par krokw. - Nie dotykaj mnie! - Hola! Mwiem o nagrodzie, no to chc j zgarn. Nie dobra mi si do ramienia po raz drugi, bo w obkaczym przypywie adrenaliny kopnam go w gole. - Au! - Skuli si i zapa za ydk. Zdumiaam si, skd wzia si u mnie a taka agresja, ale nie miaam wyboru. Cofnam si i prdko rozejrzaam wok, aby ustali swoje pooenie. Pot kapa mi na koszul i spywa po plecach, stawiajc dba kady najdrobniejszy wosek na ciele.

Co byo nie tak. Mimo problemw z pamici zachowaam w mylach wyran map cmentarza (grb taty odwiedzaam tysic razy), ale cho pozornie wszystko, cznie z przytaczajcym zapachem palonych lici i stch wod w stawie, byo na swoim miejscu, to jednak co si nie zgadzao. Nagle uzmysowiam sobie co takiego. Klony pstrzyy si czerwieni. Oznaka nieuchronnie zbliajcej si jesieni. Ale to niemoliwe. Jest kwiecie, a nie wrzesie, skd wic zmiana barwy lici? Czyby facet nie kama? Obejrzaam si i zobaczyam, e kulejc, lezie za mn z komrk przy uchu. - Tak, to ona. Na pewno. Ucieka z cmentarza, kieruje si na poudnie. Znw ogarnita strachem, pocwaowaam przed siebie. Przeskoczy przez pot. Znale dobrze owietlon i licznie zamieszka okolic. Zadzwoni na policj. Zadzwoni do Vee... Vee. Moja najukochasza i najbardziej zaufana przyjacika. Jej dom by bliej ni mj. Tam pjd. Mama Vee zadzwoni na policj. Podam im rysopis faceta i zaraz go wyledz. Przypilnuj, eby si mnie nie czepia. Pniej ka mi opowiedzie o wszystkim, co zaszo tej nocy, zrobi wizj lokaln, a wtedy odzyskam pami i zaczn kojarzy obrazy i zdarzenia. Przestan by sobie obca, opuci mnie to dziwne uczucie zawieszenia w wiecie, ktry jest oswojony, ale mnie odrzuca... Przystanam tylko po to, eby przele przez plot. Przecznic dalej jest pole, po drugiej stronie Mostu Went-wortha. Dotr tam i przemkn ulicami botanicznymi" - Wizow, Klonow i Dbow, a potem na skrty przez alejki i ogrody i bezpiecznie skryj si u Vee. Gdy pdem zbliaam si do mostu, za rogiem rozlego si wycie syreny i po chwili unieruchomiy mnie dwa samochodowe reflektory. Do dachu sedana, ktry zatrzyma si z piskiem opon na drugim kocu mostu, by przymocowany niebieski halogen. W pierwszym odruchu chciaam podbiec do policjanta, wskaza mu cmentarz i opisa faceta, ktry mnie napastowa, gdy jednak opanowaam myli, ogarna mnie zgroza. A jeli to nie policjant? Jeli tylko udaje? Halogen moe sobie zaatwi kady. Gdzie auto jego oddziau? Z tego, co udao mi si dojrze za szyb samochodu przez zmruone oczy, chyba nie mia munduru. Chaos pospiesznych myli. Zwolniam i przystanwszy u wylotu mostu, dla wytchnienia oparam si o kamienny mur. Byam pewna, e niby-funkcjonariusz widzi mnie, ale mimo to ruszyam midzy drzewa ocieniajce brzeg rzeki, ktrej - spostrzegam ktem oka - czarna woda poyskiwaa agodnie. W dziecistwie Vee i ja siadywaymy pod tym mostem i apaymy raczki, wkadajc do wody nabite na patyk kawaki hot doga. Raczki zaciskay szczypce na misie i nie chciay go puci, nawet gdy wycigaymy je z wody i strzsaymy do wiaderka. Porodku rzeka bya do gboka. Idealnie schowana, wia si poprzez niezagospodarowany teren, na owietlenie ktrego nikt nie chcia traci forsy. Na kocu pola skrcaa w stron dzielnicy przemysowej i mijajc opuszczone fabryki, wpywaa do morza. Przez chwil zastanawiaam si, czy wystarczy mi odwagi, aby skoczy z mostu. Mam straszny lk wysokoci i boj si spadania, ale pywa potrafi. Musiaam jako dosta si do wody... Usyszawszy trzanicie drzwi samochodu, prdko zawrciam na ulic. Niby-policjant wysiad i stan obok auta. Wyglda jak gangster. Mia krcone czarne wosy, jak rwnie czarn koszul, czarny krawat i lune czarne spodnie. Widzc go, zaczam sobie co niemrawo przypomina. Nie zdyam jednak niczego pokojarzy, bo pami zamkna si na gucho i znowu poczuam si kompletnie zagubiona. Ziemi pokrywaa masa gazi i patyczkw. Schyliam si i podniosam kij gruboci poowy mojego ramienia. Niby-funkcjonariusz uda, e nie widzi mojej broni. Przypi sobie do koszuli odznak policyjn i unis rk na wysoko szyi w gecie komunikujcym: Nie zrobi ci krzywdy". Nie uwierzyam mu. Postpi kilka krokw naprzd, starajc si nie wykonywa gwatownych ruchw. - To ja, Noro. - Wzdrygnam si, gdy wypowiedzia moje imi. Odezwa si po raz pierwszy i jego gos przyprawi mnie o przeraliwe bicie serca. - Nic ci nie jest?

Obserwowaam go z rosncym strachem, gdy myli histerycznie gnay w przerne kierunki. Odznaka moga przecie by podrobiona. Bo e halogen mia lewy, stwierdziam ju dawno. Ale jeli to nie policjant, to kto taki? - Dzwoniem do twojej mamy - powiedzia, ruszajc ku mnie przez lekko wzniesiony most. Spotkamy si w szpitalu. Nie odrzuciam kija. Moje ramiona unosiy si i opaday z kadym - wiszczcym - oddechem. Po ciele spyna nowa struka potu. - Wszystko bdzie dobrze - oznajmi. - Masz to ju za sob. Nie pozwol, aby kto ci skrzywdzi. Nic ci ju nie grozi. Nie podoba mi si ani jego dugi i swobodny krok, ani poufay ton gosu. - Nie zbliaj si - odparam, z trudem utrzymujc kij w spoconych doniach. Zmarszczy brew. - Noro? Rka trzymajca kij zadraa. - Skd wiesz, jak mi na imi? - zapytaam, starannie ukrywajc n i e l u d z k i strach, jakim mnie napawa. - To ja - powtrzy, patrzc mi prosto w oczy, jakby w nadziei, e nastpi wielkie owiecenie. - Detektyw Basso. - Nie znam pana. Milcza przez chwil. - Przypominasz sobie, gdzie bya? - Sprbowa innego podejcia. Przygldajc mu si z rezerw, zanurkowaam w odmty pamici, nie odszukaam jednak jego twarzy nawet w najciemniejszych i najstarszych jej zakamarkach. Nie mogam go sobie przypomnie, chocia c h c i a a m. Chciaam si uczepi czego znajomego, czegokolwiek, eby poj rzeczywisto, ktra pokrcia mi si do niewyobraalnych granic. Jak znalaza si dzisiaj na cmentarzu? - spyta, lekko przekrcajc gow w jego kierunku. W oczach mia roztropny spokj, wyglda na czowieka rozwanego. - Czy kto ci tam podrzuci? A moe przysza pieszo? Czeka cierpliwie. - Musisz mi powiedzie, Noro. To wane? Co zaszo dzisiejszej nocy? Sama bym si chtnie dowiedziaa. Poczuam silne mdoci. - Chc wrci do domu. Usyszaam lekki oskot pod nogami. Zbyt pno dotaro do mnie, e upuciam bro. Puste donie marzy od chodnego wiatru. Nie powinnam tu by. Caa ta noc to jaka horrendalna pomyka. Cho moe nie cala, cz zdarze wyleciaa mi jednak z pamici. Jedynym moim punktem odniesienia by moment, kiedy przebudziam si na grobie, zzibnita i zagubiona. Naszkicowaam w mylach obraz wiejskiego domu, ciepego, bezpiecznego i p r a w d z i w e g o - i poczuam z na policzku. - Mog zawie ci do domu. - Pokiwa gow ze wspczuciem. - Ale najpierw musz ci zabra do szpitala. Zacisnam mocno powieki, wcieka, e pozwoliam doprowadzi si do paczu. Nie umiaam dobitniej ani szybciej pokaza mu, jak potwornie si boj. Westchn - niezwykle delikatnie, jakby liczc, e znajdzie sposb na bezbolesne obejcie nowiny, ktr musi mi przekaza. - Noro, zagina blisko trzy miesice temu. Syszysz, co do ciebie mwi? Nikt nie wie, gdzie przebywaa przez jedenacie tygodni. Wymagasz opieki. Powinnimy sprawdzi, czy nie jeste chora albo ranna. Wpatrywaam si w niego niewidzcym wzrokiem. W uszach zadzwoniy mi cicho malekie dzwoneczki, jakby dochodzcy gdzie z oddali gos. odek fikn koza, ale postanowiam za wszelk cen stumi mdoci. Mogam si przed nim rozrycze, ale zwymiotowa - nigdy. - Sdzilimy, e zostaa uprowadzona - rzek, nie zmieniajc wyrazu twarzy. Zmniejszy dystans midzy nami i teraz sta ju o wiele za blisko. Mwic rzeczy, ktrych nie byam zdolna poj. - Porwana.

Zamrugaam oczami. Jak skoczona idiotka. Wtem co cisno moje serce i zaczo nim targa na wszystkie strony. Bezwadnie zawisam w powietrzu. Zobaczyam zamazane wiato latarni w grze, usyszaam fale obmywajce dwigar mostu, wcignam w puca spaliny wczanego silnika samochodu. Ale to wszystko stao si w tle. Zawrotna refleksja. I otrzymawszy od ciaa tylko ten krtki sygna, poczuam, jak koysz si, koysz i spadam w otcha. Przed grzmotniciem o ziemi straciam przytomno.

ROZDZIA 2

Obudziam si w szpitalu. Sufit by biay, a ciany kojco bkitne. W pokoju pachniao liliami, pynem do zmikczania tkanin i amoniakiem. Na przysunitym do mojego ka wzku na kkach z trudem utrzymyway rwnowag dwie kompozycje kwiatowe, wesoy bukiet balonikw z napisem: Rychego powrotu do zdrowia!" i fioletowa foliowa torba z jakim prezentem. Na kartkach z yczeniami nie bez trudu odczytaam imiona: Dorothea i Lionel oraz Vee. W kcie co si poruszyo. - Och, kochanie! - rozleg si znajomy gos, ktrego wacicielka zeskoczya z krzesa i rzucia si w moj stron. - Skarbie! - Usiada na krawdzi ka, przytulia mnie i zamkna w duszcym ucisku. - Kocham ci - szepna mi do ucha, dawic zy. - Tak bardzo ci kocham. - Mamo. Ju sam dwik tego sowa rozpdzi koszmary, z ktrych dopiero co si wygramoliam. Napenia mnie fala spokoju, kamie spad mi z serca. Czuam, e pacze, bo jej ciao opanoway najpierw lekkie drgawki, a po chwili potne wstrzsy. - A wic mnie pamitasz... - powiedziaa, jakby dostpujc wielkiej aski. - Tak si o ciebie baam. Mylaam... Mj skarbie, miaam ju najgorsze myli! Koszmary momentalnie powrciy. - Czy to prawda? - spytaam, a w odku zakotowao mi si co oleistego i kwanego. - To, co mwi detektyw? Naprawd... A na tak dugo... Nie mogam zdoby si na wypowiedzenie prostego zdania: Uprowadzili mnie". Sprawiao wraenie tak zimnego, tak niewiarygodnego. Mama wydaa z siebie cichy jk rozpaczy. - Co... si ze mn dziao? - zapytaam.

Przesuna opuszkami palcw pod oczami, eby je osuszy. Znam j doskonale, wic si domyliam, e prbuje sprawia wraenie opanowanej wycznie dla mojego dobra. I z miejsca przygotowaam si na ze wieci. - Policja dokada wszelkich stara, by poczy rne wtki sprawy - umiechna si, ale niepewnie. Jakby szukajc wsparcia, cisna mnie za rk. - Najwaniejsze, e si odnalaza. Jeste w domu. Wszystko, co ci si przydarzyo, jest ju zakoczone. Bd spokojna, damy sobie rad. - Jak mnie porwali? Skierowaam to pytanie raczej do siebie ni do niej. Jak to si stao? Kto chciaby mnie porywa? Czy podjechali pod szkol, gdy wychodziam po lekcjach? Wepchnli mnie do baganika, kiedy szam przez parking? Czy poszo im to a tak gadko? Niemoliwe. Dlaczego wtedy n i e z w i a a m? Czemu si n i e b r o n i a m? Dlaczego ucieczka zaja mi a tyle czasu? No bo najwyraniej tak to wygldao. C z y b y? Dopada mnie caa chmara wtpliwoci. - Co sobie przypominasz? - spytaa mama. - Detektyw Basso mwi, e przyda si kady najdrobniejszy szczeg. Zastanw si. Pomyl. Jak znalaza si na cmentarzu? Gdzie bya wczeniej? -Niczego nie pamitam. Tak jakby moja pami... - urwaam. Tak jakby odebrano mi cz pamici. Skradziono i zastpiono j prnym lkiem. Poczuam si oszukana, jak gdyby kto zepchn mnie z wysokiego podium, nie ostrzegajc, co chce zrobi. Spadaam i sam ten bezwad by sto razy gorszy od strachu przed upadkiem. Niekoczca si czelu i sia przycigania, ktrej nie sposb si oprze... - A jakie jest twoje najwiesze wspomnienie? - usyszaam. - Szkoa - odpowied nasuna si automatycznie. Pogruchotane wspomnienia powoli zaczy si ukada, skleja, scala si ze sob, tworzc jaki konkret. - Zblia si sprawdzian z biologii. Ale chyba go opuciam. Wraz z tymi sowami jeszcze dotkliwiej poczuam cinienie zagadki pozostaych omiu tygodni. Wyranie zobaczyam w mylach, jak siedz na lekcji biologii z trenerem McConaughym. Pami przywioda mi zapach kredy, rodkw czyszczcych, zaduch i wszechobecn kwan wo potu. Obok siedziaa Vee, jak zawsze na tych zajciach. Ksiki przed nami byy otwarte na stole z czarnego granitu, z tym e Vee ukradkiem wsuna pod swj podrcznik egzemplarz US Weekly". - Chodzi ci o chemi - poprawia mama. - W szkole letniej. Niepewnie spojrzaam w jej oczy. - W yciu nie byam w szkole letniej. Mama przytkna do do ust. Skra jej poblada. Jedyny dwik w pokoju stanowio rytmiczne tykanie zegara nad oknem. Odzyskaam mow dopiero, gdy echo kolejnej godziny, ktr cichutko wydzwoni, rozbrzmiao mi w gowie dziesi razy. - Jaki dzisiaj dzie i ktry miesic? Pognaam niejasnymi wspomnieniami z powrotem na cmentarz. Rozkadajce si licie. Lekki chd w powietrzu. Mczyzna z latark, ktry upiera si, e jest wrzesie... Sowem, ktre uparcie powtarzao mi si w myli jak przeskakujca pyta, byo: nie". Nie, to niemoliwe. Nie, to si nie zdarzyo. Nie, nie mogam ot, tak sobie, przegapi kilku miesicy z ycia. Znw daam nura w pami, starajc si odszuka jakie ogniwo pomidzy t chwil a siedzeniem na biologii. Nie odkryam jednak niczego. Brakowao mi choby ladu wspomnie z lata. - Nie przejmuj si, skarbie - szepna mama. - Przywrcimy ci pami. Doktor Howlett powiedzia, e u wikszoci pacjentw z upywem czasu wspomnienia wracaj. Chciaam si podnie, ale niestety rce miaam oplecione przernymi rurkami i kablami urzdze monitorujcych mj organizm. - Powiedz mi, jaki mamy teraz miesic! - powtrzyam histerycznie. - Wrzesie - widok jej zmczonej, udrczonej twarzy by nie do zniesienia. - Dokadnie szsty wrzenia. Zdumiona opadam na poduszk.

- Wydawao mi si, e jest kwiecie. Nic poza nim nie pamitam. - Prdko wzniosam w duchu mury, by jako przeciwstawi si strachowi, ktry zdawa si napiera na mnie jak fala powodziowa. Nie byo to specjalnie atwe. - Czyli lato si skoczyo, naprawd? Tak po prostu? Tak po prostu?" - zawtrowaa mama nieobecnym tonem. - Cigno si w nieskoczono. Kady dzie bez ciebie... Pi miesicy w niewiadomoci, co z tob... Nieustanny lk, obawa, panika, wiecznie brak nadziei... Suchajc jej sw, robiam obliczenia. - Jeeli jest wrzesie, a nie byo mnie jedenacie tygodni, to znaczy, e zaginam... - Dwudziestego pierwszego czerwca - rzeka tpo mama. - W noc letniego przesilenia. Mur, ktry zbudowaam, pka w takim tempie, e nie mogam go naprawi. - Ale ja nie pamitam czerwca. Ani maja. Popatrzyymy na siebie z - jestem o tym przekonana t sam straszn myl. Czyby mj zanik pamici obejmowa okres duszy ni tych jedenacie tygodni, to znaczy a do marca? Co niewyobraalnego! - Co stwierdzi lekarz? - zapytaam, wilc wysche na wir usta. - Miaam obraenia gowy? Byam napana? Dlaczego nie mog sobie nic przypomnie? - Doktor Howlett powiedzia, e cierpisz na amnezj regresywn... - Mama zrobia pauz. Znaczy to, e stracia cz wspomnie uprzednich, wczeniejszych. Nie bylimy tylko pewni, jak daleko siga twj zanik pamici. Do kwietnia - mrukna do siebie i po jej wzroku poznaam, e opuszcza j caa nadzieja. - Straciam? Jak to straciam? - Uwaa, e to kwestia psychiki. Gdy w zadumie przeczesaam wosy rkoma, na palcach zosta mi tusty osad. Nagle zawitao mi, e w ogle nie zastanawiam si nad tym, gdzie byam przez te tych jedenacie tygodni. Moe leaam przykuta acuchem pod cian jakiej wilgotnej piwnicy. Albo przywizana do drzewa w lesie. Najwidoczniej nie kpaam si od bardzo dawna. Na ramionach miaam smugi brudu i drobne zacicia, a na caym ciele sice. Ile ja przeszam? - Psychologii? - zmusiam si do przerwania spekulacji, ktre wzbudzay we mnie jeszcze wiksz histeri. Musiaam zachowa si. Musiaam znale odpowiedzi na rozmaite pytania. Nie mogam si rozklei. Gdybym tylko potrafia zmusi umys do skupienia mimo tych wirujcych w gowie plamek... - Jego zdaniem wypierasz pewne rzeczy, by unikn jakich traumatycznych wspomnie. - W c a l e nie wypieram - przymknam oczy, niezdolna opanowa zy skapujce z kcikw oczu. Wziam niepewny wdech i zacisnam donie, eby powstrzyma ich przeraliwe drenie. - Czuabym przecie, e staram si zapomnie o czterech miesicach z wasnego ycia oznajmiam wolno, by uspokoi gos. - Chc wiedzie, co mi si przydarzyo. Zerknwszy na mam, spostrzegam, e to zignorowaa. - Postaraj si co przywoa - zachcia delikatnie. - Czy ma to zwizek z mczyzn? Czy cay ten czas towarzyszy ci mczyzna? No wanie. Do tej pory nie kojarzyam porywacza z adn twarz. Wyobraaam sobie tylko potwora, ktry czai si poza zasigiem wiata. Zawisa nade mn przeraajca chmura niepewnoci. - Wiesz, e nie musisz nikogo kry, prawda? - cigna mama niezmiennie cicho. - Jeli pamitasz, z kim bya, moesz mi to powiedzie. Bez wzgldu na to, jak ci grozili, jeste ju bezpieczna. Nie dopadn ci. Wyrzdzili ci straszn krzywd i to ich wina. Wycznie ich powtrzya. Rozpakaam si z bezradnoci. Okrelenie tabula rasa" pasowao tu a do wyrzygania. Ju miaam da wyraz beznadziei, kiedy przy drzwiach co si poruszyo. W wejciu do pokoju sta detektyw Basso z zaoonymi rkami i czujnym wzrokiem. Moje ciao napio si odruchowo. Mama poczua to chyba, bo ledzc moje spojrzenie, obrcia si w stron drzwi. - Pomylaam, e Nora co sobie przypomni, gdy bdziemy same - rzeka przepraszajco do policjanta. - Wiem, e chcia pan j przesucha, uznaam jednak... Przytakn ze zrozumieniem i podszed do ka, wpatrujc si we mnie.

- Twierdzisz, e nie masz wyranego obrazu zdarze, ale byby nam przydatny nawet najbardziej zamazany detal. - Chociaby kolor wosw - wtrcia mama. - Moe... byy czarne? Chciaam jej odpowiedzie, e nie pamitam niczego, nawet przebysku koloru, ale w obecnoci detektywa Basso nie odwayam si na to. Nie ufaam mu. Intuicja podpowiadaa mi, e... co w nim nie gra. Ilekro by blisko, przechodziy mnie ciarki i doznawaam wraenia, jakby po tyle szyi zelizgiwaa si ku plecom kostka lodu. - Chc do domu - odparam tylko. Mama i detektyw popatrzyli na siebie. - Doktor Howlett musi przeprowadzi kilka bada - poinformowaa mama. - Jakich? - Zwizanych z twoj amnezj. Nie potrwa to dugo i potem wracamy do domu. Lekcewaco machna rk, co jeszcze zwikszyo moj podejrzliwo. Zwrciam si do Basso, ktry zdawa si zna odpowied na kade pytanie: - Dlaczego nie chce mi pan nic wyjawi? Mia min tward jak stal. Pewnie przez lata pracy w zawodzie gliniarza doprowadzi ten bezwzgldny wyraz twarzy niemal do ideau. - Trzeba przeprowadzi kilka testw. Upewni si, e wszystko jest w porzdku. W porzdku? Ciekawe, co z caej tej historii wydaje mu si w porzdku?, pomylaam.

ROZDZIA 3

Mama i ja mieszkamy w domu pooonym midzy obrzeami miasteczka Coldwater i odlegymi, niezamieszkanymi obszarami stanu Maine. Wystarczy spojrze przez ktrekolwiek okno, aby odnie wraenie, e czas si cofn. Z jednej strony olbrzymie nieskaone pustkowie, a z drugiej pola lnu otoczone wiecznie zielonymi drzewami. Mieszkamy na kocu Hawthorne Lane i do najbliszych ssiadw mamy okoo ptora kilometra. W nocy, kiedy robaczki witojaskie ozacaj drzewa, a powietrze przesyca ciepa i pimowa wo sosen, nietrudno mi wyobrazi sobie, e przenosz si w zupenie inne, dawne czasy. A wysilajc nieco wyobrani, widz te tam nieraz czerwon stodo i pasce si na trawie owce.

Nasz dom jest pomalowany na biao, ma niebieskie okiennice i werand - lekko pochylon, co wida goym okiem. Okna, dugie i wskie, protestuj przeraliwie gonym jkiem, gdy si je otwiera. Tato zawsze mwi, e nie ma potrzeby zakadania alarmu w oknie mojego pokoju artowalimy tak oboje, doskonale wiedzc, e nie nale do tych crek, ktre ukradkiem wymykaj si na zewntrz. Rodzice wprowadzili si do domu - nienasyconego poeracza gotwki - tu przed moim urodzeniem, wierzc, e nie wolno sprzeciwia si uczuciu od pierwszego wejrzenia. Wymarzyli sobie, e pomau odremontuj dom i przywrc mu czarujcy wygld z 1771 roku, a pniej postawi w ogrodzie od frontu znak z napisem Bed and Breakfast" i bd serwowali najlepsz na caym wybrzeu Maine zup z homarw. Marzenie rozwiao si, gdy pewnej nocy tato zosta zamordowany w rdmieciu Portland. Tego ranka wypisali mnie ze szpitala i siedziaam sama w swoim pokoju. Tulc do piersi poduszk, leaam na ku, tsknie spogldajc na kola zdj przypitych do korkowej tablicy na cianie. Fotki rodzicw pozujcych na szczycie Malinowego Wzgrza, Vee w obciachowym kostiumie Kobiety Kota, ktry uszya z lycry na Halloween kilka lat temu, i moja fotografia z ksigi pamitkowej drugiej klasy. Patrzc na nasze umiechnite twarze, usiowaam si oszuka, e skoro wrciam do swojego wiata, nic mi ju nie grozi. A tak naprawd czuam, e nie ma mowy ani o bezpieczestwie, ani o powrocie do normalnoci, dopki nie przypomn sobie, co przeyam w cigu minionych piciu miesicy, a zwaszcza w cigu ostatnich dwch i p. Mimo e pi miesicy wydawao si nieistotne wobec siedemnastu lat (podczas tych tajemniczych, zapomnianych tygodni przegapiam swoje urodziny), widziaam teraz tylko t niewytumaczaln luk. Bieg rzeczy cakowicie blokowaa mi ogromna czarna dziura. Brakowao przeszoci i przyszoci. Istniaa tylko wielka prnia, ktra mnie nkaa. Wyniki bada, ktre zaleci doktor Howlett, okazay si bardzo dobre. Wyjwszy nieliczne i drobne gojce si ranki oraz sice, tryskaam zdrowiem jak w dniu zaginicia. Ale sprawy gbsze, ukryte, czstki mojej istoty niemoliwe do przeniknicia aparatur medyczn powanie zachwiay moj odporno. Kim teraz jestem? Co dziao si w zagubionych miesicach? Czy trauma wpyna na mnie w sposb, ktrego nigdy nie zrozumiem? A jeli nigdy z niej nie wyjd...? Gdy leaam w szpitalu, mama surowo przestrzegaa zasady zero odwiedzin", w czym wspiera j doktor Howlett. Nie dziwiam si ich trosce, ale teraz, bdc ju w domu i pomau wracajc do (mimo wszystko) oswojonego wiata, stwierdziam, e nie pozwol mamie trzyma si pod kluczem, bo chcc mnie chroni, dziaa w dobrej, aczkolwiek faszywej wierze. Moe i si zmieniam, ale nadal byam s o b . A w tej chwili niczego nie pragnam tak bardzo, jak obgadania caej sprawy z Vee. Zeszam na d, zabraam komrk mamy z kuchennego stou i wrciam do siebie. Na cmentarzu obudziam si bez telefonu, stwierdziam wic, e dopki nie zaatwi sobie nowego, musi mi wystarczy jej BlackBerry. TU NORA . MOESZ ROZMAWIA ? - wysaam SMS -a do Vee. Byo pno, a matka Vee twardo egzekwowaa gaszenie wiata o dziesitej. Gdybym zadzwonia i matka usyszaaby dzwonek, Vee miaaby przechlapane. Znajc pani Sky, nie liczyam na zrozumienie, nawet mimo szczeglnego charakteru sytuacji. Chwil pniej odebraam wiadomo: SERIO ???????!!!!!! WIRUJ . NIE DAJ RADY . GDZIE J ESTE ? ZADZWO POD TEN NUMER - odpisaam. Uoyam BlackBerry na kolanach, obgryzajc paznokie. Niesamowite, jak bardzo si zdenerwowaam. Wprawdzie bya to Vee, ale bez wzgldu na serdeczn przyja, nie gadaymy od miesicy. Mylc o dwch porzekadach - Rozka zblia ludzi" i Co z oczu, to i z serca", zdecydowanie liczyam, e sprawdzi si to pierwsze. Mimo e spodziewaam si telefonu Vee, i tak podskoczyam na dwik komrki. - Halo? Halo? - powtrzya. Syszc jej gos, poczuam, jak serce stano mi z podniecenia. - To ja! - wykrztusiam. - Najwyszy czas - naburmuszya si troch, ale tak samo jak ja bya podekscytowana. Wczoraj calutki dzie krciam si po szpitalu, ale nie chcieli mnie do ciebie wpuci.

Przedaram si przez ochron, ale zadzwonili po posiki, no i mnie zapali. Wyprowadzili mnie w kajdankach, przy czym wyprowadzili" oznacza mas kopniakw i wyzwisk, ktre latay w obie strony. Wedug mnie jedyne przestpstwo popenia tu twoja mama. a d n yc h wizyt? Jestem twoj najlepsz przyjacik, czy co roku trzeba jej przypomina o tych jedenastu latach? Na drugi raz nie wytrzymam i si na ni rzuc. W ciemnoci poczuam, jak drgajce kciki moich ust unosz si w umiechu. Przycisnam telefon do piersi, niepewna, czy mam si rozemia, czy rozpaka. Powinnam bya wyczu, e Vee mnie nie zawiedzie. Wszystkie drczce wspomnienia, ktre przeladoway mnie od chwili przebudzenia na cmentarzu przed trzema dniami, w okamgnieniu przymi fakt, e mam najukochasz na wiecie przyjacik. Moe caa reszta si zmienia, ale moja wi z Vee bya twarda jak stal. Byymy niezomne, nie do pokonania. - Vee - westchnam z ulg. Chciaam pawi si w z w yc z a j n o c i tej chwili. O tej porze normalnie powinnymy ju spa, a tymczasem gawdzimy sobie przy zgaszonym wietle. W zeszym roku matka Vee rozwalia jej komrk, bo przyapaa j na rozmowie ze mn po zgaszeniu lampy. Vee uywa tego telefonu do dzi. Nazywamy go Oscarem, bo przypomina Oscara Zrzd z Muppetw. - Daj ci dobre prochy? - zapytaa Vee. - Podobno ojciec Anthony'ego Amowitza jest farmaceut, wic mogabym ci skoowa co fajnego. Uniosam brwi, zdziwiona. - Jak to? Ty z Anthonym? - Nie, no, kurcz blade, nic tych rzeczy. Daam sobie spokj z facetami. Jak mi si zacznie marzy romans, mog pooglda seriale. Akurat, pomylaam z ironicznym umieszkiem. - Gdzie jest moja najlepsza przyjacika i co jej zrobia? - Jestem na detoksie od chopakw. Takiej jakby diecie dla poprawy samopoczucia. Niewane. Id do ciebie - cigna Vee. - Nie widziaymy si od piciu miesicy, a cae to jednoczenie si przez telefon jest do dupy. Zaraz ci przypomn, jak si robi misia". - No to ycz powodzenia w omijaniu mojej mamy - odpowiedziaam. - Zostaa now rzeczniczk wychowywania za pomoc pilota. - C o z a w i e d ma ! - sykna Vee. - Wanie robi znak krzya. Mogymy obgada jdzowato mamy kiedy indziej. W tej chwili miaymy do omwienia sto razy waniejsze sprawy. Musisz mi streci dni poprzedzajce moje porwanie, Vee - poprosiam, zmieniajc temat na znacznie istotniejszy. - Nie umiem wyzby si uczucia, e uprowadzenie nie byo przypadkowe. Z pewnoci byy jakie znaki ostrzegawcze, tylko e adnego sobie nie przypominam. Lekarz mwi, e zanik pamici jest u mnie tymczasowy, ale na razie chc, eby mi opowiedziaa, dokd chodziam, co robiam i z kim si zadawaam w tamtym ostatnim tygodniu. Oprowad mnie po nim. - Jeste pewna, e to dobry pomys? - zapytaa Vee po dugim namyle. - Chyba troch za wczenie, eby stresowa si tym wszystkim. Od twojej mamy wiem o amnezji i... - Serio? - wtrciam. - Naprawd zamierzasz trzyma z ni sztam? - Wypchaj si - odburkna Vee, miknc. Przez kolejnych dwadziecia minut opisywaa mi kade zdarzenie tego finaowego tygodnia. Im wicej jednak si dowiadywaam, tym bardziej czuam si zawiedziona. adnych dziwnych telefonw. Ani nieznajomych wkradajcych si niespodziewanie w moje ycie. Ani te krcych za nami po miecie niezwykych samochodw. - A wieczr, kiedy zniknam...? - przerwaam jej w p zdania. - Pojechaymy do wesoego miasteczka w Delphic. Pamitam, e poszam po hot dogi... I wtedy rozptao si pieko. Usyszaam kanonad i ludzie zaczli na olep ucieka z parku. Okryam go, by ci odszuka, ale wyparowaa. Stwierdziam, e rozsdnie postanowia uciec. Tylko e na parkingu te ci nie znalazam. Wrciabym do parku, ale przyjechaa policja i wyrzucaa kadego, kto si napatoczy. Chciaam im powiedzie, e moe jeszcze jeste na terenie miasteczka, ale nie mieli ochoty ze mn gada. Kazali wszystkim kierowa si do domu. Dzwoniam trylion razy, ale nie odbieraa.

Poczuam si tak, jakby kto waln mnie w odek. Kanonada? Co prawda Delphic nie cieszy si dobr saw, ale eby a k a n o n a d a ? Opowie brzmiaa tak dziwacznie - wprost niewyobraalnie - e gdyby opowiedzia mi j kto inny, z pewnoci bym nie uwierzya. - Od tamtej pory ju ci nie widziaam - dorzucia Vee. - A pniej dowiedziaam si o tej caej historii z przetrzymywaniem. - Historii z przetrzymywaniem? - Podobno ten sam psychopata, ktry ostrzela park, trzyma ci jako zakadniczk w maszynowni pod gabinetem miechu. Nikt nie wie dlaczego. W kocu ci wypuci i czmychn. Otworzyam i zamknam usta. Wstrznita wydusiam wreszcie: -Co? - Znalaza ci policja, spisaa twoje owiadczenie i odwioza ci do domu okoo drugiej nad ranem. Wtedy widziano ci po raz ostatni. A co do faceta, ktry ci przetrzymywa... nikt nie wie, co si z nim stao. W tym momencie poczyy mi si wszystkie wtki. - Pewno wycign mnie z domu - konkludowaam, rozpracowujc rzecz w zadumie. - Po drugiej rano pewnie spaam. Facet, ktry trzyma mnie w niewoli, polaz za mn do domu. W Delphic udaremniono jaki jego plan, wic wrci po mnie. Przypuszczalnie si wama. - Pewnie tak. Nie byo ladw walki. Wszystkie drzwi i okna byy pozamykane. Masujc czoo zgitym nadgarstkiem, zapytaam: - Czy policja miaa jakie tropy? Ten gostek chyba raczej nie by duchem. Stwierdzili, e najprawdopodobniej uywa faszywego nazwiska. Tak czy siak, ty powiedziaa im, e ma na imi Rixon. - Nie znam nikogo o tym imieniu. - I w tym wanie szkopu - westchna Vee. - Nikt nie zna - zamilka na chwil. - Ale to nie wszystko... Czasami myl, e kojarz jego imi, ale gdy prbuj przypomnie sobie s k d , mj mzg gupieje. Tak jakbym... w miejscu, gdzie powinno si znajdowa, miaa dziur. Okropno. Powtarzam sobie w kko, e moe c h c o nim pamita, wiesz? Bo gdybym sobie przypomniaa: bingo! Mamy naszego bandziora. I policja bdzie moga wsadzi go do paki. To zbyt proste, wiem. A ja normalnie bredz - oznajmia, dodajc cichutko: - Daabym gow... Drzwi pokoju otworzyy si z trzaskiem i zajrzaa do mnie mama. - Musz na dzi koczy - powiedziaam do telefonu, na ktry patrzya. - Robi si pno i obie powinnymy si wyspa. Mama spogldaa na mnie wyczekujco. Prdko odebraam tak zakodowany komunikat. - Vee, kocz. Zadzwoni jutro. - Pozdrw wiedm. - Po tych sowach Vee rozczya si. - Potrzebujesz czego? - zapytaa mama, mimochodem odbierajc mi komrk. - Wody? Dodatkowego koca? - Nie, jest okej, dobranoc, mamo. - Zmusiam si do szybkiego, ale uspokajajcego umiechu. - Sprawdzia dobrze okno? - Trzy razy. I tak podesza do okna i pogmeraa przy zamku. Upewniona, e jest starannie zamknite, zamiaa si sabo. - Nigdy nie zawadzi sprawdzi jeszcze raz na wszelki wypadek, prawda? Dobranoc, kochanie - na koniec przygadzia mi wosy i pocaowaa mnie w czoo. Kiedy wysza, zakopaam si w pocieli, wyczyam lampk nocn i zaczam rozmyla nad relacj Vee. Strzelanina w Delphic, ale c z e mu ? Co strzelec chcia w ten sposb osign? I dlaczego z tysicy ludzi w wesoym miasteczku akurat mnie wybra na zakadniczk? Moe zwyczajnie miaam pecha? Nie, co mi nie pasowao. Wirujce w gowie niewiadome kompletnie mnie wyczerpay. Gdyby tak... Gdybym tylko moga sobie co przypomnie. Ziewajc, uoyam si do snu. Mino pitnacie minut. I dwadziecia. Obracajc si na wznak, spojrzaam lekkim zezem na sufit, aby podej wasn pami, zaskoczy j, kiedy nie czuwa. Gdy mi si to nie powiodo, sprbowaam metody bardziej radykalnej. Zaczam wali gow o poduszk, prbujc na si

wydoby jaki obraz. Fragment z rozmowy. Zapach, ktry by mnie natchn. Cokolwiek!!! Do szybko jednak stao si oczywiste, e nic z tego. Kiedy rankiem wypisywaam si ze szpitala, byam wicie przekonana, e straciam pami ju na zawsze. Ale odkd rozjani mi si umys, a szok w zasadzie min, zmieniam zdanie. Dotkliwie odczuwaam rozbity pomost w mylach i obecno prawdy po drugiej stronie luki. Skoro sama go zniszczyam w odruchu obrony przed traum, jak zadano mi podczas uprowadzenia, to na pewno potrafi te go odbudowa. Musz tylko obczai jaki sposb. Zaczam od czarnego koloru: gbokiej, nieziemsko ciemnej czerni. Nikt jeszcze o tym nie wiedzia, ale barwa ta rozlewaa mi si po gowie w przedziwnych momentach. Kiedy si to dziao, moja skra draa rozkosznie, jakby kolor gadzi mnie czule pod szyj, unoszc podbrdek, abymy spojrzeli na siebie. Co prawda myl, e kolor moe oy, wydaje si absurdalna, ale raz czy dwa razy byam pewna, e poza nim dostrzegam w przebysku co bardziej konkretnego. Dwoje oczu. Wpatryway si we mnie, przenikajc jakby w gb serca. Tylko jakim sposobem co zagubionego w pamici mogo sprawia mi rozkosz zamiast blu? Westchnam przecigle. Czuam desperack potrzeb podenia za kolorem, choby mia mnie poprowadzi na manowce. Chciaam odszuka te czarne oczy, stan im naprzeciw. Chciaam si dowiedzie, do kogo nale. Kolor pociga mnie, wzywajc, abym za nim posza. Patrzc racjonalnie, byo to pozbawione sensu. Ale ta myl nie dawaa mi spokoju. Odczuwaam hipnotyczne, obsesyjne pragnienie poddania si jego woli. Potny magnetyzm, ktrego nie sposb przerwa nawet z pomoc logiki. dza narastaa we mnie, pulsujc pod skr. Nieprzyjemnie rozgrzana, wygramoliam si z pocieli. Zaczam rzuca si na ku z nieznonym szumem w gowie. W nagej przedziwnej gorczce ogarny mnie dreszcze. Cmentarz - pomylaam. Wszystko zaczo si na cmentarzu. Czarna noc. Czarna mga. Czarna trawa, czarne nagrobki. Poyskujca czarno rzeka. A teraz obserwujce mnie czarny oczy. Nie mogam zignorowa przebyskw czerni, ani te ich przespa. Nie mogam spocz, nie rozwikawszy tej zagadki. Wyskoczyam z ka. Wcignam przez gow bluzk z dzianiny, woyam dinsy i narzuciam sweter na ramiona. Zatrzymaam si przy drzwiach pokoju. W korytarzu za nimi panowaa cisza przerywana jedynie dochodzcym z parteru tykaniem starego zegara. Drzwi pokoju mamy byy niedomknite, ale przez szczelin nie dobywao si wiato. Nastawiajc uszu, usyszaam tylko jej cichutkie pochrapywanie. Bezgonie zeszam po schodach, chwyciam latark i klucze do domu i w strachu, e zdradzi mnie skrzypienie desek na werandzie od frontu, wymknam si tylnymi drzwiami. Oprcz haaliwej werandy przeszkod stanowi jeszcze stacjonujcy przy krawniku policjant w mundurze, ktry mia przede wszystkim odpdza dziennikarzy i fotoreporterw byam jednak pewna, e gdyby spostrzeg mnie o tej porze, z miejsca wezwaby detektywa Basso. Ledwie dosyszalny gos z podwiadomoci ostrzega, e ze wzgldw bezpieczestwa raczej nie powinnam wychodzi, dziaaam jednak w jakim osobliwym transie. Czarna noc, czarna mga. Czarna trawa, czarne nagrobki. Poyskujca czarno rzeka. Obserwujce mnie czarne oczy. Musiaam je znale. One znay odpowied. Czterdzieci minut pniej przekroczyam bram cmentarza Coldwater. Wia lekki wiatr i licie spaday z drzew, wirujc w mrocznych piruetach. Grb taty odszukaam bez trudu. Drc w chodzie wilgotnej nocy, metod prb i bdw znalazam paski nagrobek, gdzie wszystko si zaczo. Przykucnwszy, powiodam palcem po wiekowym marmurze. Przymknam oczy i odpdziam nocne dwiki, skoncentrowana na przywoaniu obrazu czarnych oczu. W nadziei, e mnie usysz, zapytaam w mylach: skd wziam si upiona na cmentarzu po jedenastu tygodniach niewoli? Wolno ogarnam wzrokiem okolic. Gnilny zapach zbliajcej si jesieni, cierpka wo skoszonej trawy, wibracja trcych o siebie owadzich skrzydeek... Niestety, nic nie rozjanio mojego rozpaczliwego pytania. Przeknam gul w gardle, starajc si zaguszy poczucie poraki. Czarny kolor, ktry drani si ze mn od kilku dni, sromotnie mnie zawid. Wkadajc rce do kieszeni dinsw, zaczam szykowa si do powrotu.

Ktem oka spostrzegam na trawie jak plam. Podniosam czarne piro o dugoci mojego ramienia od barku do nadgarstka. cignam brwi, prbujc zgadn, jaki ptak mg je tu zgubi. Nie kruk - byo stanowczo za due. Przewyszao wielkoci pira wszelkich znanych mi ptakw. Przesunam po nim palcem i mikkie jak satyna chorgiewki z ledwie syszalnym trzaskiem powrciy na miejsce. Nage wspomnienie. Aniele - agodny szept gdzie w podwiadomoci. Jeste moja. W gupkowatej, krpujcej do granic reakcji zarumieniam si mocno. Rozejrzaam si wok, aby si upewni, e gos nie jest ludzki. Nie zapomniaem o tobie. Zesztywniaa, czekaam, a odezwie si znowu, lecz rozwia si z wiatrem. Przebyski niejasnych wspomnie, jakie zostawi po sobie, umkny, zanim zdyam cokolwiek poj. Z jednej strony chciaam odrzuci czarne piro, a z drugiej miaam szalecz pokus zakopania go w jakim niedostpnym miejscu. Ogarno mnie nieodparte wraenie, e natknam si na jak tajemnic, co intymnego - co, czego odkrycie mogo napyta mi biedy. Na parking przy cmentarnym wzgrzu zajecha samochd. Usyszaam przeraliwie gon muzyk, krzyki i wybuchy miechu. Wcale bym si nie zdziwia, gdyby byli to ludzie z mojej szkoy. Ta cz miasteczka jest gsto zaronita drzewami i oddalona od centrum, wic w weekendy i noce mona tu do woli imprezowa bez nadzoru rodzicw. By nie spotka przypadkiem kogo znajomego - zwaszcza e o moim nagym powrocie rozpisyway si lokalne gazety - wetknam piro pod rami i szybko przebiegam przez wirowan ciek wiodc do gwnej drogi. Do domu wrciam tu po wp do trzeciej i - zamknwszy drzwi na klucz - poszam na palcach na gr. Chwil staam niezdecydowana porodku pokoju, a potem schowaam piro do rodkowej szuflady toaletki, gdzie przechowuj te skarpety, chustki i legginsy. Dopiero wtedy dotaro do mnie, e nie mam pojcia, po co je przyniosam. Zbieranie, a co dopiero upychanie po szufladach mieci nie jest w moim stylu. Ale piro rozniecao pami... Zrzuciam ciuchy, ziewnam szeroko i skierowaam si do ka. W poowie drogi dosownie wryo mnie w ziemi. Na poduszce leaa jaka kartka. Nie byo jej tam, kiedy wychodziam. Obrciam si jak oparzona, mylc, e w drzwiach zobacz mam - rozgniewan i zaniepokojon moim nocnym wyjciem. Czy jednak po tym, co mi si niedawno wydarzyo, zastajc ko puste, jak gdyby nigdy nic zostawiaby mi licik? Podniosam kartk roztrzsionymi domi. Bya w linie, wyrwana z zeszytu, jakiego uywam w szkole. Kto popiesznie nabazgra wiadomo czarnym pisakiem. Nie myl, e nic ci nie grozi, tylko dlatego e jeste w domu.

ROZDZIA 4

Zmiam papier i ze strachu i irytacji cisnam nim o cian. Wolno podeszam do okna i pogrzebaam przy zamku, sprawdzajc, czy jest zabezpieczone. Zabrako mi odwagi, aby je otworzy i wyjrze, ale zwinam rce w lornetk i popatrzyam na cienie rozcigajce si na trawniku w ksztat dugich, smukych sztyletw. Nie miaam bladego pojcia, kto mg zostawi wiadomo, ale jedno byo pewne: przed wyjciem zamknam pokj. A wczeniej, zanim poszymy na gr, eby si pooy, widziaam, jak mama sprawdza kade okno i drzwi co najmniej trzykrotnie. Wic ktrdy wlizgn si intruz? I co znaczy licik? Tajemniczy i okrutny. Czyby to by jaki pokrcony art? W tej chwili nie umiaam wymyli nic sensowniejszego. Przeszam przez korytarz i uchyliam drzwi pokoju mamy, by zajrze do rodka. - Mamo? Zbudzona, zerwaa si w mroku. - Nora? O co chodzi? Co si stao? Zy sen? - Umilka na chwil. - Co sobie przypomniaa? Wczyam nocn lampk z nagego strachu przed ciemnoci i tym, czego nie wida. - Znalazam w pokoju kartk z ostrzeeniem, abym si nie udzia, e nic mi nie grozi. Zamrugaa od nagej jasnoci. Patrzyam, jak chonie oczami moje sowa. Wtem obudzia si zupenie. - Gdzie j znalaza? - spytaa. -Yyy... - baam si, jak zareaguje na prawd. Mj pomys by przecie totalnie obkaczy. Wykrada si z domu? Po uprowadzeniu? Ale te trudno byo spodziewa si zaraz nastpnego, skoro pierwsze kompletnie wyleciao mi z pamici. Poza tym musiaam pj na cmentarz, by jako uchroni si przed szalestwem. Wywid mnie tam czarny kolor. Gupie to i niewytumaczalne, no ale jednak prawdziwe. - Bya pod poduszk. Pewno nie zauwayam jej, kadc si do ka - skamaam. - Dopiero, gdy poruszyam si we nie, usyszaam szelest papieru. Mama zaoya szlafrok i pobiega do mojego pokoju. - Gdzie ta kartka? Chc j przeczyta. Natychmiast trzeba zawiadomi o tym Basso! Ju wklepywaa numer. Z pamici, stwierdziam wic, e pewnie podczas mojego zniknicia blisko wsppracowali. - Czy kto prcz nas ma klucz do domu? - zapytaam. Uniosa palec na znak, e mam poczeka. Poczta gosowa - rzeka bezgonie. - Tu Blythe - powiedziaa do komrki. - Prosz czym prdzej oddzwoni. Nora znalaza w pokoju jaki list. By moe od czowieka, ktry j porwa. Pozamykaam na noc wszystkie drzwi i okna, wic mg woy go pod poduszk przed naszym powrotem do domu. - Na pewno wkrtce oddzwoni - stwierdzia, rozczajc si. - Przeka kartk policjantowi, ktry nas pilnuje. Moe zechce przeszuka dom. Gdzie ona jest? Wskazaam zmit papierow kulk w kcie, ale nie ruszyam si, eby j podnie. Nie chciaam ju jej oglda. Kawa... czy pogrka? Nie myl, e nic ci nie grozi, tylko dlatego e jeste w domu". Ton sugerowa pogrk. Mama rozpaszczya kartk na cianie, rozprasowujc j rk.

Noro, tutaj nic nie ma. Co? - podeszam, by przyjrze si kartce z bliska. Faktycznie. Pismo znikno. Prdko odwrciam papier, ale na odwrocie te nic nie znalazam. -To byo tu - powiedziaam, zmieszana. - W t ym mi e j s c u . - Moe ci si zdawao. Projekcja snu - odpara agodnie mama, przycigajc mnie do siebie i gaszczc po plecach, co jednak wcale nie dodao mi otuchy. Niby pod wpywem czego miaabym zmyli wiadomo? Obdu? Ataku paniki? - Nie zdawao mi si - chocia nie byam tego taka pewna. - Ju dobrze - szepna. - Doktor Howlett mwi, e takie rzeczy si zdarzaj. - Jakie rzeczy? Popatrzya na mnie ze spokojem. - Syszy si gosy albo inne dwiki. Wprawdzie nie wspomnia o przywidzeniach, ale wszystko jest moliwe, Noro. Twoje ciao prbuje zwalczy szok. Ulegasz rozmaitym napiciom, ale musimy by cierpliwe. - Uwaa, e mog mi e h a l u c yn a c j e ? - Ciii - nakazaa agodnie, gaszczc mnie po twarzy. - Podobne rzeczy mog si zdarza, dopki nie dojdziesz w peni do siebie. Twj umys stara si odzyska rwnowag, jednak to wymaga czasu. Jak w przypadku kadego innego obraenia. Przejdziemy przez to razem. Poczuam wzbierajce zy, ale nie zamierzaam si rozry- cze. Dlaczego ja? Czemu akurat j a? Na wiecie s miliardy ludzi! Kto mi to zrobi? Myli na prno zataczay krgi w poszukiwaniu jakiej twarzy czy cho gosu. Bezskutecznie. Nie natrafiam nawet na strzp skojarzenia. - Boisz si? - wyszeptaa mama. - Jestem godna - odrzekam, odwracajc gow.-

Wczogaam si do ka. Zasnam szybko jak nigdy. W mtnym chaosie pomidzy gbokim snem a wiadomoci, bezwolnie powdrowaam przez mroczny tunel, ktry zwa si z kadym krokiem. Nareszcie niebyt, bogi niebyt po tej koszmarnej nocy! Na kocu tunelu pojawio si wiato. Od wewntrz otworzyy si drzwi, za ktrymi w nikym blasku ujrzaam twarz tak znajom, e niewiele brakowao, a bym si przewrcia. Jego czarne wosy krciy si nad uszami, mokre po niedawnym prysznicu. Mia smuke ciao i skr piknie zbrzowia od soca. By wyszy ode mnie prawie o gow. Nagi do pasa, w lunych dinsach i z goymi stopami, mia przewieszony przez rami rcznik kpielowy. Gdy nasze spojrzenia si spotkay, utkwi we mnie (znajome) czarne oczy - ze zdziwieniem, ktre zaraz przeszo w czujno. - Co tu robisz? - zapyta. - Patch, pomylaam z bijcym sercem. To Patch! Nie mogam sobie przypomnie, skd go znam, ale znaam na pewno. Pomost w moim umyle nadal by zrujnowany, ale na widok chopaka scali si w kilku miejscach. Niejasno zaczy wyania si wspomnienia, od ktrych zaroio mi si w brzuchu od motylkw. W przebysku zobaczyam, jak siedz obok niego na biologii. W innym, jak stoi bardzo blisko i uczy mnie gry w bilard. Kolejny, gorcy do biaoci przebysk: Patch muska ustami moje wargi... Niezliczone zagadki przywiody mnie tutaj. Do niego. Znalazam sposb na obejcie amnezji. Nie by to zwyky sen, tylko podwiadome przejcie do Patcha - nawet jeli nic nas ze sob nie czyo. Oto wreszcie pojam tukce si w sercu uczucie wiecznego nienasycenia. Na jakim gbszym poziomie, ktrego nie obejmowa umys, potrzebowaam P a t c h a . I czy sprawio to przeznaczenie, pomylny traf, sia woli, czy moe jeszcze co innego, rwnie niezrozumiaego odnalazam go. Pomimo szoku, odzyskaam gos: - Ty mi powiedz. Wytkn gow zza drzwi i rozejrza si po tunelu. - To sen. Zdajesz sobie z tego spraw, prawda? - To czemu si martwisz, e kto moe mnie ledzi? - Id std.

- Wyglda na to, e znalazam sposb na komunikowanie si z tob - odparam lodowato. Pozostaje mi wic tylko doda, e liczyam na serdeczniejsze powitanie. Znasz wszystkie odpowiedzi, hm? Przytkn palec do ust na znak cicho sza". Nawet na chwil nie spuszcza ze mnie wzroku. - Chciabym pomc ci przey. Mj umys strasznie si guzdra, uniemoliwiajc przeniknicie snu na tyle, bym moga odczyta gbsze przesanie. Po gowie tuka mi si jedna myl: Znalazam go, znalazam Patcha! A on nie odwzajemnia mojego podniecenia, tylko zachowuje... chodn obojtno. - Dlaczego nie mog sobie nic przypomnie? - zapytaam, prbujc przekn gul w gardle. Dlaczego nie pamitam, jak, kiedy albo... czemu odszede? - Miaam stuprocentow pewno, e tak wanie si stao. Opuci mnie, bo przecie bylibymy teraz razem. - Dlaczego nie prbowae mnie szuka? Co mi si przydarzyo? Co zdarzyo si n a m? Patch zaoy rce na karku i przymkn oczy. Zamar w miertelnym bezruchu, a jednak spostrzegam, e leciutko dry z emocji. - Czemu mnie zostawie? - spytaam zdawionym gosem. Wyprostowa si. - Tak uwaasz? Na te sowa gula spczniaa jeszcze bardziej. - No a co mam myle? Nie ma ci od miesicy, a gdy ci w kocu odnalazam, nie chcesz mi nawet spojrze w oczy. - Zrobiem jedyne, co mogem. Wyrzekem si ciebie, aby ci ocali ycie - mwi z wyranym trudem, zaciskajc wargi. - Nie bya to atwa decyzja, ale na pewno suszna. - Wyr z e k e s i ? Tak po prostu? Ciekawe, jak dugo podejmowae t decyzj! Trzy sekundy? - T a k - n a wspomnienie o t ym jego oczy stay si zimne. - Nie dano mi wicej czasu. Co znw zaczo mi si skada. - Kto zmusi ci, eby mnie zostawi? Tak mam to rozumie? Nie odpowiedzia, ale i tak si domyliam. - Kto ci zmusi? Kogo si a tak wystraszye? Patch, ktrego znaam, nie ucieka przed nikim - podniosam gos od rozsadzajcego wewntrznego blu. - Ja bym o ciebie walczya, wiesz? Ja bym walczya! - Przegraaby. Otoczyli nas. Grozi, e ci zamorduje i z pewnoci dotrzymaby sowa. Mia ci, a wic i mnie take. - Kto taki? - Znw dranice milczenie. - Czy pniej chocia raz prbowae mnie odszuka? Czy tak atwo... sobie odpucie? - dokoczyam zdawionym gosem. Patch zerwa rcznik z barku i odrzuci go na ziemi. Jego oczy pony, a ramiona z kadym oddechem wznosiy si i opaday, ale poczuam, e ten gniew nie jest wymierzony we mnie. - Nie powinna tu przebywa - odrzek szorstko. - Masz przesta mnie szuka. Musisz wrci do swojego ycia i cieszy si tym, co jest. Nie dla mnie - doda, jakby przewidujc, e z urazy planuj kolejny przytyk. - Dla siebie. Zrobiem, co w mojej mocy, eby ci przed nim uchroni, i bd robi to nadal, ale potrzebuj twojego wsparcia. - A na co mi twoja opieka? - odciam si. - Pragn ci, Patch, t e r a z . Chc, by do mnie wrci. Jestem zagubiona i strasznie si boj. Wiesz, e nie przypominam sobie nic, kompletnie nic? Oczywicie, e wiesz - powiedziaam z gorycz, gdy sobie to uprzytomniam. - I wanie dlatego mnie nie szukae. Wiesz, e nie pamitam ci zbyt dobrze, c wic miaoby ci obchodzi, e nigdy nie pomylaam, i wybierzesz najprostsze wyjcie. Ja jednak nie zapomniaam o tobie, Patch. Widz ci we wszystkim. Widz przebyski czerni: koloru twoich oczu, wosw. Czuj twj dotyk, pamitam, jak mnie obejmowae... - urwaam, zbyt rozemocjonowana, aby mwi dalej. - Lepiej, eby o niczym nie wiedziaa - odpar kategorycznie. - Jest to najgorsze wytumaczenie, jakie dotd ode mnie usyszaa, ale dla twojego dobra lepiej, eby nie bya wiadoma pewnych rzeczy. - I tyle? - Mj miech zabrzmia jak tpy wyraz blu. - Nic wicej? Zacz si przyblia, jednak kiedy ju mylaam, e mnie przytuli, zatrzyma si, opanowujc odruch. Wypuciam powietrze, starajc si nie rozpaka. Opar okie o framug drzwi tu nad

moim uchem. Pachnia uderzajco znajomo. Oszaamiajca wo myda i korzennych przypraw przywioda wspomnienia tak rozkoszne, e jeszcze trudniej byo mi znie t chwil. Ogarno mnie pragnienie dotknicia go. Chciaam wodzi domi po jego skrze, poczu, jak w opiekuczym gecie otacza mnie z caej siy ramionami. Chciaam, by przytuli twarz do mojej szyi i wypowiadajc najintymniejsze czuostki, askota mnie szeptem w ucho. Pragnam mie go blisko, jak najbliej. Nawet przez myl mi nie przeszo, e mogabym zgodzi si na jego odejcie... - To nie koniec - oznajmiam. - Po wszystkim, co wsplnie przeylimy, nie masz prawa mnie odtrca. Nie odpuszcz tak atwo. Nie byam pewna, czy jest to pogrka, ostatnie wyzwanie, czy irracjonalne sowa pynce prosto z rozdartego serca. - Chc ci chroni - rzek cicho Patch. Sta tak blisko. Uosobienie siy fizycznej, aru i tajemnych wpyww. Nie mogam przed nim uciec, ani teraz, ani nigdy. Bdzie istnia zawsze, poerajc kad moj myl - a moje serce na wieczno pozostanie w jego rkach. Cigny mnie do niego moce, nad ktrymi nie potrafiam zapanowa, nie mwic ju o ucieczce. Uj mnie za podbrdek, tak czule, e a nie do wytrzymania. - Naprawd tak mylisz? - zapyta. Chciaam mu si wyrwa, lecz nie do zdecydowanie. Nie mogam oprze si jego dotykowi dawniej, w tej chwili ani nigdy. - Sama nie wiem co myle. Czy to moja wina? - Moja historia jest duga i niezbyt ciekawa. Nie mog jej wymaza, ale te w adnym wypadku nie wolno mi popeni kolejnego bdu, zwaszcza e stawka jest wysoka i chodzi o ciebie. Jest w tym wszystkim metoda, ale wymaga ona czasu. - Tym razem wzi mnie w ramiona, pieszczotliwie odgarniajc mi wosy z twarzy. Co we mnie nagle pko. Po policzkach jak lawina spyny rozpalone zy. - Jeeli ci strac - rzek pgosem - strac wszystko. - Kogo si tak boisz? - spytaam ponownie. Wspierajc donie na moich barkach, pochyli gow, tak e dotknlimy si czoami. - Jeste moja, Aniele. I nie pozwol, by cokolwiek to zmienio. Masz racj: to jeszcze nie koniec. To dopiero pocztek i nic z tego, co nas czeka, nie bdzie proste - westchn ze znueniem. - Zapomnisz ten sen i nie bdziesz tu wracaa. Nie wiem, w jaki sposb mnie znalaza, ale musz dopilnowa, eby to si nie powtrzyo. Wyma ten sen z twojej pamici. Dla wasnego dobra widzisz mnie po raz ostatni. W niepokoju cofnam si i wzdrygnam przeraona stanowczoci w jego twarzy. Otworzyam usta, by zaprotestowa... I sen rozwia si jak piasek.

ROZDZIA 5

Rano obudziam si z jakby supem w gardle i dalekim wspomnieniem dziwnego, bezbarwnego snu. Po kpieli woyam tunik w zebr, legginsy za kolano i buty do kostek. Przynajmniej na zewntrz sprawiaam wraenie pozbieranej. Pewien element mojego wewntrznego rozgardiaszu by zbyt skomplikowany, bym moga sobie z nim poradzi w cigu trzech kwadransw. Wbiegajc do kuchni, zastaam tam mam, ktra gotowaa owsiank w garnku na piecu. Po raz pierwszy od mierci taty robia j tak, jak naley. Pewnie chciaa w ten sposb poprawi mi troch nastrj po koszmarze zeszej nocy. - Wczenie wstaa - powiedziaa, przerywajc krojenie truskawek na blacie przy zlewozmywaku. - Jest po smej - zauwayam. - Detektyw Basso od- dzwoni? Starajc si zachowywa tak, jakby odpowied zbytnio mnie nie interesowaa, zajam si obieraniem tuniki z nieistniejcych paprochw. - Powiedziaam mu, e to pomyka. Zrozumia. Aha, to znaczy: ustalili, e miaam halucynacje. A skoro podnosz faszywe alarmy, wszystko, co odtd powiem, bd lekceway jako przesadzone. Biedactwo. Trzeba jej przytakiwa i zabawia j" - tak z ca pewnoci stwierdzi Basso. - A moe by sobie jeszcze pospaa, a ja obudz ci, gdy niadanie bdzie gotowe...? zaproponowaa mama, wracajc do krojenia. - Nie ma sensu. Ju si rozbudziam. - Wziwszy pod uwag wszystko, co si wydarzyo, pomylaam, e przydaoby ci si dzi troszk relaksu. Wiesz: sen, dobra lektura, czy moe przyjemna duga kpiel z bbelkami. Nie mogam sobie przypomnie, aby mama k i e d yk o l w i e k sugerowaa mi leniuchowanie w dniu, kiedy powinnam i na lekcje. Nasze pospieszne rozmowy przy niadaniu sprowadzay si zwykle do krtkiej wymiany zda, a cile - do pyta mamy w rodzaju: Skoczya wypracowanie? Spakowaa lunch? Pocielia ko? Mogaby w drodze powrotnej zapaci rachunek za prd?". - Co ty na to? - podja temat mama. - niadanie w ku. Nie ma nic lepszego. - A szkoa? - Moe zaczeka. - Jak dugo? - Nie wiem - opara lekko. - Tydzie, moe dwa tygodnie. A odzyskasz form. Najwyraniej w ogle tego nie przemylaa, ale ja tak - w cigu zaledwie kilku sekund. Przez chwil miaam pokus, aby skorzysta z jej wyrozumiaoci, ale nie o to mi chodzio. - Dobrze wiedzie, e na powrt do normalnoci dajecie mi t yl e czasu. Usiada z noem. - Noro... - Nieistotne, e nie pamitam niczego z minionych piciu miesicy. Nie liczy si, e od tej pory zawsze na widok przygldajcego mi si w tumie nieznajomego, bd si zastanawiaa, czy to on. Mao tego, o mojej amnezji rozpisuj si dzienniki, wic facet na pewno ma niez zabaw. Wie, e nie jestem zdolna go zidentyfikowa. I pewnie powinien mnie pociesza fakt, e skoro wszystkie badania doktora Howletta wyszy pomylnie, to w cigu tych miesicy nie stao

mi si nic zego. I moe nawet wmwi sobie, e cay ten czas spdziam, wygrzewajc si na socu w Can-cun. Cakiem prawdopodobne! Moe mj porywacz chcia si wyrni na tle bandy, wic zrobi co zaskakujcego i rozpieszcza ofiar. Prawda jest taka, mamo, e powrt do normalnoci moe cign si latami. Kto wie, moe wcale nie czeka mnie ta normalno. Na pewno jednak nie wrc do dawnej formy nigdy, jeli bd si tu obija, oglda opery mydlane i unika ycia. Id dzi do szkoy i tyle - powiedziaam trzewo, cho serce wykonao jedno z tak dobrze znanych mi, zawrotnych salt. Odepchnam przykre uczucie niepewnoci, z myl, e przecie tylko w taki sposb mog chocia na p gwizdka - zacz y jak dawniej. - Do szkoy? - Mama wykonaa peny obrt w moj stron, kompletnie zapominajc o truskawkach i owsiance. - Wedug ciennego kalendarza jest dziewity wrzenia. - Kiedy nie zareagowaa, dorzuciam: - Zajcia zaczy si wic dwa dni temu. cigna wargi w lini prost. - Zdaj sobie z tego spraw. - Skoro ju si odbywaj, to chyba powinnam w nich uczestniczy...? - Tak, kiedy. Wytara rce o fartuch bardzo wolno, jakby stosujc taktyk wymijajc albo wac sowa. Tak czy siak nie mogam si doczeka, kiedy co z siebie wyrzuci. W tej chwili zajada ktnia zrobiaby mi lepiej ni opanowane wspczucie. - Od kiedy to popierasz lab? - spytaam, dajc jej kuksaca. - Nie chciaabym poucza ci, jak y, sdz jednak, e powinna zwolni tempo. - Zwolni tempo? Nie przypominam sobie nic z kilku ostatnich miesicy. Nie mam zamiaru zwalnia tempa i akceptowa, e wszystko wymyka mi si spod kontroli jeszcze bardziej. Jedyny dla mnie sposb na popraw nastroju w zwizku z tym, co si zdarzyo, to oswajanie si z yciem. Id do szkoy. A potem z Vee na pczki albo inny fast food, ktrego dzi zapragnie. Pniej wrc do domu i odrobi zadanie. Potem zasn, suchajc starych pyt taty. Tak wiele ju nie ogarniam... By przetrwa, musz si trzyma tego, co jest mi bliskie. - Od twojego zniknicia wiele si zmienio... - Doprawdy? - nie chciaam na ni naskakiwa, ale te nie mogam poj, e udziela mi nauk. Za kogo si uwaa, by prawi mi kazania? pomylaam. Ciekawe, czy cho raz przeya co podobnego? - R o z u mi e m sytuacj, wierz mi. I boj si bardzo. Wiem, e nie mog wrci, i to mnie przeraa. Ale zarazem... - Jak jej to wytumaczy, skoro nie umiem wyjani tego sama sobie? T a m byo bezpiecznie. Wt e d y panowaam nad yciem. Jak teraz da susa naprzd, gdy nie mam si na czym oprze? - Spotykam si z Hankiem Millarem - westchna przecigle, wykoczona. Sowa przepyny mi przez gow. Spojrzaam na ni, czujc, jak ze zmieszania marszczy mi si czoo. - Przepraszam, co powiedziaa? - Zdarzyo si to podczas twojej nieobecnoci - wspara rk na stole, jakby tylko on j podtrzymywa. - Hank Millar? Po raz drugi od pewnego czasu zupenie nie potrafiam skojarzy tego nazwiska. - Jest ju rozwiedziony. - Rozwiedziony? Nie byo mnie tylko pi miesicy. - Przez te wszystkie dugie noce niewiadomoci, gdzie jeste, czy chocia yjesz, by wszystkim, co miaam, Noro. - Ojciec Marcie? - Zamrugaam oczami, zdezorientowana. Nie mogam przecisn si przez mg, ktra zawisa mi midzy uszami. Mama randkuje z ojcem jedynej dziewczyny, ktrej szczerze nienawidz? Dziewczyny, ktra zastawia mi samochd, obrzucia jajkami moj szafk i przezywaa mnie Nora Zdzira"? - Chodzilimy ze sob w oglniaku i na studiach. Zanim poznaam tat - dodaa pospiesznie mama.

Ty - odpowiedziaam, wreszcie wkadajc w gos troch siy - i H a n k M i l l a r ? Zacza mwi bardzo szybko: - Wiem, e kusi ci, eby go oceni na podstawie opinii o Marcie, ale to przeuroczy czowiek. Rozsdny, hojny i taki romantyczny... - Umiechna si i zaczerwienia z podniecenia. Byam oburzona. Wic t ym zajmowaa si mama, kiedy mnie uprowadzono? - Okej! - Porwaam banana z misy z owocami i skierowaam si ku drzwiom od frontu. - Moemy o tym porozmawia? - Usyszaam odgos jej bosych stp, kiedy ruszaa w lad za mn. - Czy zechcesz przynajmniej mnie wysucha? - Wyglda na to, e troch si spniam na imprez pod tytuem Trzeba to obgada". - Noro! - Co? - warknam, obracajc si na picie. - Co mam ci powiedzie? e si z tego ciesz? Ot nie. Nabijaymy si z Millarw. artowaymy, e chamstwo Marcie to wynik zatrucia rtci, bo u niej w domu jada si gwnie drogie frutti di mare. I ty teraz z nim s i s p o t yk a s z ? - Tak, z n i m. Nie z Marcie. L - Dla mnie to jedno! Czy chocia zaczekaa, a wyschnie atrament na papierach rozwodowych? Czy wykonaa swj ruch, kiedy jeszcze by onaty, bo przecie trzy miesice to niewiele czasu. - Nie musz odpowiada na takie pytania! - Najwidoczniej czujc, jak bardzo spsowiaa, opanowaa si, masujc palcami kark. - Wydaje ci si, e zdradziam tat? Wierz mi, e wystarczajco dugo drczyo mnie pytanie, kiedy skoczy si wieczno i bd moga zacz y od nowa. Twojemu ojcu na pewno zaleaoby na moim szczciu. Nie chciaby, ebym poddaa si chandrze i cigle ualaa nad sob. - Marcie wie? Wzdrygna si na moj raptown zmian kursu. - Co? Nie wie. Hank chyba jej jeszcze nie powiedzia. Innymi sowy, na razie nie musiaam si obawia, e Marcie obwini mnie za decyzje naszych rodzicw. Naturalnie, gdy dowie si prawdy, bd miaa jak w banku zemst natychmiastow, upokarzajc i brutaln. - Spni si do szkoy. - Pogrzebaam w misce na stoliku przy drzwiach. - Gdzie moje klucze? - Powinny tam by. - Klucz do domu jest. A kluczyki do auta? cisna nasad nosa. - Sprzedaam fiata. Spiorunowaam j wzrokiem. - Sprzedaa? Dobrze sysz? - Co prawda dawniej bez przerwy narzekaam na obacy brzowy lakier auta i sfatygowane biae skrzane fotele, jak i na to, e drek zmiany biegw mia nieznony zwyczaj niezaskakiwania w najbardziej niepodanych momentach. No i co z tego? Samochd n a l e a do mnie. Czy mama uznaa mnie za stracon tak szybko, e zacza handlowa moimi rzeczami? - Co jeszcze? - chciaam si dowiedzie. - Co jeszcze sprzedaa pod moj nieobecno? - Sprzedaam samochd przed twoim znikniciem - wymamrotaa mama, spuszczajc oczy. Co utkno mi w gardle. Kiedy wiedziaam, e sprzedaje fiata, tylko teraz nie mogam przywoa tego faktu z pamici. Byo to bolesne przypomnienie, jak bardzo tak naprawd czuam si bezbronna. Nie umiaam nawet porozmawia z mam, nie wychodzc przy tym na kretynk. Zamiast jednak j przeprosi, otworzyam drzwi na ocie i zbiegam po schodkach werandy. - Czyje to auto?! - krzyknam, wrciwszy do domu. Na cementowej pycie, gdzie kiedy rezydowa mj fiat, sta biay volkswagen kabriolet. Odniosam wraenie, jakby zamieszka u nas na stae. By moe poprzedniego dnia, kiedy wrciymy ze szpitala, rozkojarzona nie zarejestrowaam jego obecnoci. A wczoraj w nocy wymknam si z domu tylnymi drzwiami. - Twoje. - Jak to moje? - Poparzyam na ni gronie, zasaniajc oczy przed promieniami porannego soca.-

Podarowa ci je Scott Parnell. -Kto? -Jego rodzice wprowadzili si z powrotem do miasteczka na pocztku lata. - Scott? - powtrzyam, przeczesujc pami dugotrwa, bo imi przywoao niejasne wspomnienie. - Chopiec z przedszkola? Ten, ktry lata temu przenis si do Portland? Mama przytakna ze znueniem. - Dlaczego miaby mi dawa samochd? - Nie zdyam ci zapyta. Znikna wieczorem, kiedy go tutaj zostawi. - Zaginam akurat wtedy, gdy Scott potajemnie podarowa mi auto? Czy to ci nie zastanowio? Czy to normalne, eby nastoletni chopak dawa samochd dziewczynie, ktrej prawie nie zna i z ktr nie widzia si od lat. Co tu nie gra. Moe... moe auto byo dowodem, ktrego musia si pozby. Nie pomylaa o tym? - Policja przeszukaa samochd. Przesuchiwali poprzedniego waciciela. Sdz jednak, e po wysuchaniu twojej relacji z tamtej nocy detektyw Basso wykluczy, e Scott mgby by zamieszany w t spraw. Postrzelona zostaa wczeniej, zanim zagina, i chocia pocztkowo detektyw sdzi, e strzela do ciebie Scott, powiedziaa mu, e to... - Postrzelona? - Pokrciam gow ze zdumieniem. - Jak to postrzelona"? Zamkna na sekund oczy i westchna. - Z rewolweru. -Co? Dlaczego Vee to pomina? W wesoym miasteczku w Delphic. - Mama opucia wzrok. - Ju na sam t myl robi mi si sabo szepna amicym si gosem. - Byam poza miastem, kiedy zadzwonili. Ale niestety spniam si. Od tamtej pory ju ci nie widziaam i niczego w yciu nie auj bardziej. Przed znikniciem powiedziaa Basso, e w gabinecie miechu postrzeli ci niejaki Rixon. Powiedziaa, e by tam te Scott i e Rixon jego te postrzeli. Policja szukaa Rixona, ale jakby rozpyn si w powietrzu. Detektyw by przekonany, e Rixon to faszywe imi. - W co mnie postrzeli? Przeszy mnie niemile ciarki. Dotd nie zauwayam na ciele adnej blizny ani ladu po zranieniu. - W lewy bark - mam zabolao samo wypowiedzenie tych sw. - Kula drasna misie i przesza na wylot. Dziki Bogu. Odwinwszy konierz, spojrzaam na bark. Rzeczywicie: w miejscu, gdzie skra si zagoia, miaam niewielk szram. - Policjanci poszukiwali tego Rixona tygodniami. Czytali twj pamitnik, ale wydara kilka kartek i, jak si okazao, nie wspomniaa jego imienia nigdzie indziej. Pytali Vee, ktra jednak zaprzeczya, aby kiedykolwiek - nim syszaa. Nie widnia w papierach szkoy. Nie mia prawa jazdy... - Wyrwaam kartki z pamitnika? - wciam si. Zupenie nie w moim stylu. Po co miaabym to robi? - Przypominasz sobie, gdzie je schowaa? Albo co tam byo napisane? Zatopiona we wasnych mylach, pokrciam gow. Ciekawe, co a tak bardzo staraam si ukry. - Rixon by duchem, Noro - rzeka mama, wzdychajc. 1 tam, dokd si ulotni, zabra wszystkie tajemnice. - Nie przyjmuj tego do wiadomoci - odparam. - A co ze Scottem? Co mwi na przesuchaniu? - Detektyw Basso woy mas energii w odszukanie Rixona. Przypuszczam, e nigdy nie rozmawia ze Scottem. Z tego, co mi ostatnio powiedziaa Lynn Parnell, chopak wyprowadzi si z miasteczka. Zdaje si, e mieszka teraz w New Hampshire i sprzedaje rodki do deratyzacji. - Tylko tyle? - nie dowierzaam. - Detektyw Basso nie prbowa go wyledzi i pozna jego wersji zdarze? Mj umys pracowa na penych obrotach. Co nie zgadzao si z tym caym Scottem. Wedug relacji mamy, zeznaam policji, e Rixon postrzeli rwnie jego. Poza mn tylko Scott mg-

zawiadczy o istnieniu Rixona. Jak to si miao do podarku w postaci samochodu? Stwierdziam, e w tej historii brakuje co najmniej jednego istotnego szczegu. - Zapewne mia jaki powd, by nie przepytywa Scotta. - A jake - przytaknam cynicznie. - Moe jest niekompetentny? - Gdyby daa Basso szans, zobaczyaby, e jest wyjtkowo bystry. I wietnie si zna na swojej pracy. Nie chciao mi si tego sucha. - Co dalej? - spytaam krtko. - Robimy jedyn suszn rzecz w tej sytuacji. Staramy si i naprzd. Na chwil odsunam na bok wtpliwoci dotyczce Scotta Parnella. Musiaam rozwika mas spraw. Nad iloma jeszcze amigwkami bd si musiaa trudzi? Czy mam przed sob tylko i wycznie pitrzce si dni upokorze w trakcie nauki ycia od zera? Ju sobie wyobraaam, co czeka mnie w murach szkoy. Dyskretne spojrzenia pene litoci. Odwracanie zaenowanego wzroku. Przestpowanie z nogi na nog i zapadajca co rusz cisza. Bezpieczna opcja cakowitego odsunicia si ode mnie... Zapalaam oburzeniem. Nie chciaam robi z siebie widowiska. Nie miaam ochoty sta si przedmiotem zoliwych spekulacji. Pomylaam, jakie to nikczemne teorie na temat mojego porwania zdyy ju pewnie roznie si po szkole. Co ludzie myl o mnie t e r a z ? -Jeeli przypadkowo spotkasz Scotta, koniecznie mi - tym powiedz, ebym moga podzikowa mu za auto - rzekam z gorycz. - A przede wszystkim spytaj go, dlaczego mi je podarowa. Wprawdzie ty i Basso uwaacie, e jest niewinny, jednak w jego historii nie zgadza si zbyt wiele rzeczy. - Noro... Gniewnie wycignam rk. - Dostan kluczyk? Po sekundzie namysu mama odpia kluczyk od swojego breloka i pooya mi go na doni. - Bd ostrona. - Och, bez obaw. Grozi mi jedynie mieszno. Znasz jeszcze jakie osoby, na ktre mog si dzi natkn i ich nie rozpozna? Na szczcie pamitam drog do szkoy. I bd askawa zauway - powiedziaam, wsiadajc do volkswagena - e ten samochd ma pi biegw. Dobrze, e nauczyam si jazdy na piciu biegach przed amnezj. - Wiem, e to nie najlepsza pora, ale jestemy dzisiaj zaproszone na kolacj. Popatrzyam na ni zimno. - Co podobnego. - Hank chce nas zabra do Coopersmith's, by uczci twj powrt. - Jak to milo z jego strony. Z furi wsunam kluczyk do stacyjki i zapaliam silnik. Sdzc po potwornym oskocie, samochd nie rusza si z miejsca od dnia, w ktrym zniknam. - Bardzo si stara! - zawoaa mama, prbujc przekrzycze jk silnika. - Ogromnie zaley mu na tym, eby wszystko si uoyo. Miaam na kocu jzyka jak zjadliw ripost, zdecydowaam si jednak wypali z grubej rury, stwierdziwszy, e konsekwencjami bd si martwia pniej. - A ty? Te dokadasz stara? Bo ja nie zamierzam si z wami certoli. Jeli on zostanie, odejd. A teraz wybacz, ale musz sobie przemyle to nowe ycie.

ROZDZIA 6

Pod szkol znalazam miejsce do zaparkowania na tyach drogi dla uczniw i przeszam przez trawnik do bocznego wejcia. Spniam si przez ktni z mam. Gdy zostawiam w tyle dom, musiaam na kwadrans zjecha na pobocze, eby si uspokoi. Spotykam si z Hankiem Millarem". Skonnoci sadystyczne? Potrzeba zrujnowania mi ycia? A moe jedno i drugie? Zerknwszy na buchnit mamie komrk, uwiadomiam sobie, e dobiega koniec pierwszej tury zaj. Dzwonek powinien zadzwoni za jakie dziesi minut. Wklepaam numer Vee z zamiarem nagrania si na jej automatyczn sekretark. - Halooo, to ty, aniele? - odebraa szybko, zmysowym tonem uwodzicielki. Chciaa by zabawna, a ja o mao si nie przewrciam. Aniele". Na sam dwik tego sowa moj skr apczywie obliza ywy ogie. A wok siebie znowu ujrzaam czarny kolor, wijcy si szaleczo jak gorca wstka. Teraz jednak doznaam czego jeszcze. Poczuam dotyk tak realistyczny, e a wbio mnie w ziemi. Pontne municie wzdu koci policzkowej, jak gdyby piecia mnie niewidzialna do, a potem... subtelny, nieziemsko kuszcy nacisk na rozchylone wargi. Jeste moja, Aniele. A ja nale do ciebie. Nic tego nie zmieni". - To jaki obd - wymamrotaam na gos. Wizje czerni to jedno, ale migdalenie si z nimi wynosio ca rzecz na cakiem nowy poziom abstrakcji. Musz da sobie spokj z takimi dowiadczeniami, bo w przeciwnym razie zwtpi, czy mam na miejscu wszystkie klepki - pomylaam. - Znw przyszed? - spytaa Vee. - Ach, to parkowanie! - zagadaam j. - Pozajmowali najfajniejsze miejsca. - Zgadnij, kto ma WF na pierwszej lekcji? To nie w porzdku. Zaczam dzie, pocc si jak sonica w rui. Czy ci, ktrzy ustawiaj harmonogram, nigdy nie syszeli o smrodzie ludzkiego ciaa? Nie maj pojcia o krconych wosach? - Czemu nie wspomniaa mi o takiej postaci, jak Scott Parnell? - zapytaam spokojnie, uznawszy, e najpierw uporamy si z t kwesti, a pniej stopniowo przejdziemy do kolejnych. Milczenie Vee zawiso midzy nami, jedynie potwierdzajc moje podejrzenia: Nie opowiedziaa mi o wszystkim. Celowo. - A, no taaak, Scott - wydusia w kocu. - O to ci chodzi. W noc mojego zaginicia zostawi mi przed domem starego volkswagena. Ten drobiazg wylecia ci ostatnio z gowy, prawda? A moe nie pomylaa, e kwalifikuje si jako i n t e r e s u j c y albo p o d e j r z a n y? Jeste ostatni osob, od ktrej spodziewaabym si usysze rozmyt wersj tego, co doprowadzio do mojego porwania, wiesz, Vee? - Moe i pominam kilka rzeczy... - Gono zagryza warg. - Na przykad to, e mnie postrzelono? - Nie chciaam sprawi ci przykroci - odpara pospiesznie. - Przesza co traumatycznego. Co gorszego ni trauma. Gorszego milion razy. Jaka by ze mnie bya przyjacika, gdybym ci jeszcze dokadaa cierpie? - No wic?

- Okej, okej. Syszaam, e Scott da ci samochd. Pewnie w ramach przeprosin za to, e si zachowa jak szowinistyczna winia. - Dalej. - Pamitasz, gdy byymy w podstawwce, mamy uczyy nas, e jeli chopiec drani si z dziewczynk, to znaczy, e j lubi? Wic jeli chodzi o stosunki msko-damskie, to Scott ledwo skoczy sidm klas. - Lubi mnie? - mj gos pobrzmiewa niepewnoci. Nie sdziam, e okamie mnie po raz kolejny, zwaszcza e dopiero co j skompromitowaam, ale, jak wida, mama zdya zrobi jej pranie mzgu i wmwi, e jestem zbyt krucha, by znie prawd. O ile si nie myliam, Vee owijaa w bawen. - Na tyle, eby ci kupi auto, mhm. - Kontaktowaam si ze Scottem w tygodniu poprzedzajcym porwanie? - Wieczorem przed swoim znikniciem wszya po jego pokoju. Ale nie znalaza nic ciekawszego od krzaka