32
Dwutygodnik nr 20 (148) } 6 listopada 2014 } www.gazetadobryznak.pl nakład 150 000 egz. } ISSN 18994830 } GAZETA BEZPŁATNA 0,5 mln głodnych dzieci w Polsce Kiedy myślimy o problemie głodu, zwłaszcza w odniesieniu do najmłodszych, wydaje nam się, że ten problem dotyczy przede wszystkim najuboższych terenów Afryki. Krzysztof „Diablo” Włodarczyk stracił mistrzowski pas WBC str. 26 Mamy w pamięci zdjęcia wy- chudzonych afrykańskich dzieci z nienaturalnie dużymi brzusz- kami, akcje i misje organizacji pozarządowych, także chrześci- jańskich, które mają na celu przy- najmniej częściową pomoc oso- bom dotkniętym głodem. Jest to jednak problem o wiele szerszy, z którym zmagają się także miesz- kańcy krajów rozwiniętych. - W Polsce niechętnie mówi się o głodzie dzieci, bo wstyd nam się przyznać, że w kraju należącym do Unii Europejskiej w XXI wie- ku mamy z tym problem - mówi Piotr Broda-Wysocki, socjolog z Instytutu Pracy i Spraw Socjal- nych. Dodaje, że nie ma się czego wstydzić, bo głód i niedożywienie dzieci występują we wszystkich krajach Wspólnoty. Z taką jednak różnicą, że skala problemu jest tam nieco mniejsza. Badania po- kazują, że pod względem ubóstwa jesteśmy na 24. miejscu w UE, a pod względem niedożywienia dzieci za Polską jest tylko Rumu- nia i Bułgaria. Statystycznie niedożywionym lub głodnym jest dziecko naszych znajomych z sąsiedztwa, które poszło dziś do szkoły nawet bez jednej, najmniejszej kanapki. We- dług ostatnio przeprowadzonych badań ok. 30-70% polskich dzieci w wieku szkolnym jest niedoży- wionych. Liczba tych dzieci waha się w zależności od regionu kraju, wielkości miejscowości i poziomu bezrobocia na danym terenie. Naj- bardziej przerażające jest to, że liczba dzieci wymagających do- żywienia ciągle wzrasta. Poczucie głodu ściśle łączy się z niskim po- czuciem własnej godności - god- ności, która przysługuje każdemu człowiekowi i która wpływa na prawidłowy udział w życiu spo- łecznym. Po roku 1989 w wyniku zmiany ustroju nastąpił gwałtowny wzrost bezrobocia, a wraz z nim sytuacja materialna wielu rodzin uległa znacznemu pogorszeniu. Obecnie sytuacja ekonomiczna Polaków nie jest najgorsza w stosunku do innych państw Unii Europejskiej, jednakże, mimo tej zmiany, we- dług badań Głównego Urzędu Sta- tystycznego 66% dzieci żyło w ro- dzinach znajdujących się poniżej minimum socjalnego przyjętego za granicę sfery niedostatku. 12% społeczeństwa żyje w skrajnym ubóstwie (na poziomie minimum egzystencji, które wynosi 387zł). Odsetek ludzi żyjących poniżej oficjalnej (ustawowej) granicy uprawniającej ich do pobierania zasiłku z pomocy społecznej wy- nosi w Polsce 19,5%. Wiele głodnych dzieci pozosta- je poza zakresem zainteresowań samorządów i licznych organizacji pozarządowych, ponieważ wstyd nie pozwala im mówić o ciężkiej sytuacji materialnej. Problemu nie dostrzegają również niektórzy na- uczyciele, mimo że głód i ubóstwo wpływają na chęci i zdolności do wywiązywania się z obowiązków szkolnych. Agata Bochenek dokończenie na str.10

Dobry Znak

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Nr 20(148)/2014

Citation preview

Page 1: Dobry Znak

Dwutygodnik nr 20 (148) } 6 listopada 2014 } www.gazetadobryznak.pl nakład 150 000 egz. } ISSN 18994830 } GAZETA BEZPŁATNA

0,5 mln głodnych dzieci w PolsceKiedy myślimy o problemie głodu, zwłaszcza w odniesieniu do najmłodszych, wydaje nam się, że ten problem dotyczy przede wszystkim najuboższych terenów Afryki.

Krzysztof „Diablo” Włodarczyk stracił mistrzowskipas WBC str. 26

 Mamy w pamięci zdjęcia wy-chudzonych afrykańskich dzieci z nienaturalnie dużymi brzusz-kami, akcje i misje organizacji pozarządowych, także chrześci-jańskich, które mają na celu przy-najmniej częściową pomoc oso-bom dotkniętym głodem. Jest to jednak problem o wiele szerszy, z którym zmagają się także miesz-kańcy krajów rozwiniętych. - W Polsce niechętnie mówi się o głodzie dzieci, bo wstyd nam się przyznać, że w kraju należącym do Unii Europejskiej w XXI wie-ku mamy z tym problem - mówi Piotr Broda-Wysocki, socjolog z Instytutu Pracy i Spraw Socjal-nych. Dodaje, że nie ma się czego wstydzić, bo głód i niedożywienie dzieci występują we wszystkich krajach Wspólnoty. Z taką jednak różnicą, że skala problemu jest tam nieco mniejsza. Badania po-kazują, że pod względem ubóstwa jesteśmy na 24. miejscu w UE, a pod względem niedożywienia dzieci za Polską jest tylko Rumu-nia i Bułgaria. Statystycznie niedożywionym lub głodnym jest dziecko naszych znajomych z sąsiedztwa, które poszło dziś do szkoły nawet bez jednej, najmniejszej kanapki. We-dług ostatnio przeprowadzonych badań ok. 30-70% polskich dzieci w wieku szkolnym jest niedoży-wionych. Liczba tych dzieci waha

się w zależności od regionu kraju, wielkości miejscowości i poziomu bezrobocia na danym terenie. Naj-bardziej przerażające jest to, że liczba dzieci wymagających do-żywienia ciągle wzrasta. Poczucie głodu ściśle łączy się z niskim po-czuciem własnej godności - god-ności, która przysługuje każdemu człowiekowi i która wpływa na prawidłowy udział w życiu spo-łecznym.  Po roku 1989 w wyniku zmiany ustroju nastąpił gwałtowny wzrost bezrobocia, a wraz z nim sytuacja

materialna wielu rodzin uległa znacznemu pogorszeniu. Obecnie sytuacja ekonomiczna Polaków nie jest najgorsza w stosunku do innych państw Unii Europejskiej, jednakże, mimo tej zmiany, we-dług badań Głównego Urzędu Sta-tystycznego 66% dzieci żyło w ro-dzinach znajdujących się poniżej minimum socjalnego przyjętego za granicę sfery niedostatku. 12% społeczeństwa żyje w skrajnym ubóstwie (na poziomie minimum egzystencji, które wynosi 387zł). Odsetek ludzi żyjących poniżej

oficjalnej (ustawowej) granicy uprawniającej ich do pobierania zasiłku z pomocy społecznej wy-nosi w Polsce 19,5%. Wiele głodnych dzieci pozosta-je poza zakresem zainteresowań samorządów i licznych organizacji pozarządowych, ponieważ wstyd nie pozwala im mówić o ciężkiej sytuacji materialnej. Problemu nie dostrzegają również niektórzy na-uczyciele, mimo że głód i ubóstwo wpływają na chęci i zdolności do wywiązywania się z obowiązków szkolnych.

Agata Bochenek

dokończenie na str.10

Page 2: Dobry Znak

2 / OPINIE, FELIETONY, POGLĄDY...

 Przysłowia, czyli mądrości narodów powstawały i weryfikowały się przez wieki, przez co są właśnie prawdziwymi mądrościami. To życie je zweryfikowało. Do takich mądrości można również zaliczyć sentencje łacińskie, które są tym samym co przysłowia, tyle że podniesione na wyższy poziom szlachetności. Nigdy nie należy zapominać tych mą-drości, ale też trzeba je prawidłowo rozumieć. Trzeba je umieć czytać i stosować.  Dlatego też na przykład takie przysłowie: bliższa koszula ciału nie-koniecznie mówi o tym, że koszulę należy szyć z delikatniejszych mate-riałów niż płaszcz, bo wkładamy ją bezpośrednio na ciało. Znaczy to po prostu, że najpierw należy dbać o swoją rodzinę, potem o przyjaciół i są-siadów, następnie o innych Polaków, a dopiero na końcu możemy pomy-śleć o głodnych mieszkańcach Afryki lub uciśnionych Tybetańczykach.

 Nie chcę tu umniejszać cierpieniom innych nacji, ale pomyślmy naj-pierw o biedzie i niesprawiedliwości w naszym kraju. Pomyślmy, ile jeszcze mamy do zrobienia u siebie, żeby wszyscy nasi współbracia mo-gli nie tylko godnie żyć, ale żeby mieli, gdzie mieszkać i co jeść. Żeby nie musieli jak przed wiekami wyjeżdżać z kraju za chlebem. Żeby dla każdego polskiego dorosłego i dziecka dom rodzinny i Polska kojarzy-ły się z ciepłem, bezpieczeństwem i pełnym stołem. Jeżeli mamy do oddania butelkę mleka lub bochenek chleba, to rozejrzyjmy się dooko-ła siebie, czy komuś by się to nie przydało. Pamiętajmy również, że koszt transportu na drugą półkulę jest niemały, a te pieniądze zamiast na transport można przeznaczyć na buty dla dziecka i dołożyć do paczki z mlekiem i chlebem.

 Według ostatnich raportów GUS w Polsce głoduje nawet 700 tysięcy dzieci.

Bliższa koszula ciału

Mariusz Gazda

Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych i zastrzega sobie

prawo do ich skracania i redagowania. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności

za treść płatnych reklam nakład: 150 000 egz.

Wydawca: U.B.R. sp. z o.o., 05-200 Wołomin, ul. Legionów 27/7telefon: 22 787 32 06, e-mail: [email protected] www.facebook.com/gazetadobryznakreklama: 503 168 783 lub (022) 787 32 06, [email protected] naczelny: Mariusz GazdaSekretarz redakcji: Agnieszka Żądło-JadczakSkład i łamanie: Klementyna TomzaDruk: Polskapresse Sp.z o.o. oddział Poligrafia, ul. Matuszewska 14 02-672 Warszawa

g Minister Pracy z Wielkiej Brytanii zapowiedział, że chce ogra-niczyć wolny przepływ osób z tych państw Unii, które mają niski poziom rozwoju lub wysokie bezrobocie. Czy można w tym przypadku mówić o dyskryminacji obywateli biedniejszych krajów Unii?  - Raczej powiedziałbym, że jest to wycofywanie się z obietnic, na których ufundowano Unię Europejską. Przy nierównym potencjale kra-jów rozwiniętych i postkomunistycznych, wabikiem słabszych krajów było wstąpienie do Unii Europejskiej. Wiadomo też było, że kraje bogat-sze stracą, bo słabe gospodarki nie wytrzymają zderzenia się z silnymi gospodarkami tej „starej” Unii. Natomiast rekompensatą miała być wła-śnie możliwość swobodnego przepływu, szukania lepszego życia. Teraz mamy do czynienia z taką sytuacją, kiedy zachód już wziął to, co było do wzięcia, a teraz stwierdza, że nie musi więcej płacić „frajerom”. To jest po prostu wielkie oszustwo. A wygląda na to, że kraje starej Unii tak trochę patrzyły po sobie, kto pierwszy się odważy tak nikczemną propozycję złożyć. Teraz można się obawiać, że Brytyjczycy dostaną poparcie również Francuzów, Niemców, którzy są w tej samej sytuacji, a kraje nowej Unii nie będą umiały się temu przeciwstawić.

g Hanna Gronkiewicz-Waltz zadeklarowała, że po raz ostatni weźmie udział w zbliżających się wyborach prezydenckich. Jak pan ocenia jej szanse na wygraną? - Zawsze kandydat z Platformy Obywatelskiej ma dużą przewagę, ponieważ media nie są bezstronne, tylko w większej części są aparatem propagandowym. Tak więc przypisuje się Hannie Gronkiewicz-Wal-tz wszystkie budowle, modernizacje, które w Warszawie powstały nie wspominając, że większość z nich została przygotowana jeszcze przez Lecha Kaczyńskiego, a urzędnicy Hanny Gronkiewicz-Waltz tylko to kontynuowali w momencie, kiedy pojawiły się unijne pieniądze, nie wspominając, że właściwie wszystkie niskie inwestycje się opóźniły, były znacznie droższe niż pierwotnie zakładano, a towarzyszyła temu nieudolność i korupcja. Nie wypominają też media Hannie Gronkie-wicz-Waltz, że ogromnie rozdęła biurokrację i powiększyła zadłużenie miasta. W gruncie rzeczy to miniaturka rządów Donalda Tuska na skalę dużego miasta. I kampania wyborcza jest właściwie jedynym momen-tem, kiedy można wypunktować te fałsze medialne, przebić się do war-szawiaków. Tylko mam wrażenie, że opozycja zupełnie tej sytuacji nie umie wykorzystać. Zdecydowanie za długo trwało szukanie kandydata Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta Warszawy. A kiedy go już zna-leziono, okazało się, że jest to człowiek praktycznie nikomu nieznany. Gdyby zbadać opinię warszawiaków, to na pytanie, kto to jest Jacek Sasin, większość odpowiedziałaby, że pierwszy raz o nim słyszy. A do wyborów został tylko miesiąc... Kandydat Prawa i Sprawiedliwości nie ma kampanii nawet billboardowej, a cóż dopiero mówić o kampanii, która by dotarła do warszawiaków, przechodniów, o tym, jakie są złe strony rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz, starannie przemilczane przez media główne. Mam wrażenie, że po prostu Prawo i Sprawiedliwość kompletnie sobie Warszawę odpuściło i w tej sytuacji rzeczywiście można uznać, że Hanna Gronkiewicz-Waltz ma powody, by spodziewać się wygranej, ale walkowerem.

wysłuchała: Emilia Piątek

Frajerem, walkowerem...

Rafał Ziemkiewicz

  „Jeżeli najbardziej niewinne i bezbronne dziecko nie może czuć się bezpiecznie w  jakimś społeczeństwie, wówczas  już nikt bezpiecznie czuć się w nim nie może!”                                                           Kardynał Stefan Wyszyński

Page 3: Dobry Znak

OPINIE, FELIETONY, POGLĄDY... / 3

Jak normalność staje się nienormalnością

 Cel takiego działania jest oczy-wisty - chodzi o doprowadzenie do zobojętnienia społeczeństwa, aby tego rodzaju zachowania i styl życia był uznany za natu-ralny i oczywisty. Zgodnie z za-sadą, że jeśli nienormalność jest przedstawiana jako normalność, to normalność staje się nienormal-nością. Oto Jan Hartman i Małgorza-ta Fuszara kwestionują zakaz dla kazirodztwa. Czyżby legalizacja związków między babcią i wnucz-kiem, synem i matką, ojcem i cór-

ką czy homo- i heteroseksualnych związków między rodzeństwem miała być wyznacznikiem „nowo-czesności”, czy stałyby się raczej symbolem dekadencji i degenera-cji cywilizacji?  Oto środowisko gejów i lesbi-jek, które organizuje swój festiwal kulturalny w tym roku promuje go logiem przedstawiającym orła bez piór, za to z męskimi genitaliami, co trudno nie uznać za profanację godła Polski. Przy okazji proce-dowania w parlamencie ustawy o aktach stanu cywilnego propo-nuje się zapisy, które boczną furt-ką wprowadza w Polsce sprzeczną z Konstytucją oraz Kodeksem ro-dzinnym i opiekuńczym legaliza-cję homozwiązków, a nawet pra-wo adopcji dzieci.

Na to niebezpieczeństwo zwró-cił uwagę Instytut Ordo Iuris. Umożliwienie tego typu działań odbywać by się miało przy po-mocy nowego typu zaświadczeń, które służyłoby obywatelom polskim jako substytut zaświad-czenia o braku przeszkód do za-warcia małżeństwa. W szczegól-ności, zaświadczenie to pozwoli na branie ślubu w państwach, w których tego rodzaju związki są prawnie zinstytucjonalizowa-ne, małżeństwa poligamicznego lub jednopłciowego, czyli związ-ków nie mających racji bytu w świetle prawa polskiego. W ten sposób proponowane w projekcie ustawy Prawo o aktach stanu cy-wilnego wprowadzenie instytucji „zaświadczenia o stanie cywil-

nym” stwarza furtkę obywatelom polskim do zawierania małżeństw poligamicznych i małżeństw jed-nopłciowych lub zawierania zin-stytucjonalizowanych związków partnerskich za granicą wraz z możliwością adopcji dzieci. Podczas najbliższego posie-dzenia Senatu RP złożę wraz z innymi senatorami PiS popraw-kę uniemożliwiającą tego rodzaju praktyki. Jej istota sprowadza się do zapisania w ustawie, że do za-świadczenia o stanie cywilnym jest dołączona informacja, iż nie może służyć do zawarcia związku małżeńskiego lub innego związ-ku cywilnego, w szczególności sprzecznego z polskim porząd-kiem prawnym.

Jan Maria Jackowski

Wiedeńska krew

Paweł Ludwicki

  Centrum Wiednia nie ma szczególnie szerokich ulic, ale za to sporo samochodów, które z musu często na nich parkują. Ponieważ jednak systemy podob-ne do naszego Veturilo działały tam z powodzeniem wtedy, kiedy naszemu lobby rowerowemu nie śniło się go nawet po cichu do-magać, to i ścieżki rowerowe się na chodniki lub drogi wcisnęło. Cóż, szersze się od nich nie stały, ale spokojnym, zrównoważonym wiedeńczykom to nie przeszkadza i łbów sobie o pierwszeństwo nie urywają.  A stało się tak, że kiedy sporą grupką wygramoliliśmy się z sa-mochodu, stanęliśmy na jednej z takich ścieżek. I jeden kolega szuka torby w bagażniku, drugi studiuje mapę, koleżanki obga-dują bogactwo detali architek-tonicznych na fasadach (jest na co popatrzeć). No, zagapiliśmy się. I kiedy jedna z koleżanek się

wreszcie ocknęła, usłyszeliśmy, jak mówi „o, entschuldigen Sie” i zdecydowanym ruchem zgarnia nas na bok. Na ścieżce cierpliwie stała uśmiechnięta młoda dziew-czyna na rowerze. Nie pokrzyki-wała na nas, że tamujemy ruch, nie szarpała natarczywie umieszczo-nym na kierownicy dzwonkiem. W końcu nic takiego się nie działo. Nie zamierzaliśmy tam w końcu tkwić po wsze czasy. Na pożegna-

nie nam… pomachała i pojechała swoją drogą. Czy trafiliśmy na jakiegoś dziwoląga obciążonego genem kultury? Wiedeńska krew płynie wolniej i mniej jest od sar-mackiej gorąca? Czy też może staranna kindersztuba jest w tym mieście powszechna? Coś mi się zdaje, że chodzi o to ostatnie.

 Tuż po naszym powrocie do Warszawy pędzący rowerzysta

pod Zebra Tower trącił mnie łok-ciem. Nie odwrócił nawet gło-wy, ale z ust wyleciało mu kilka słów, w których wyartykułował niepochlebną opinię na mój te-mat. Zapewne odpowiedziałbym mu tym samym. Na wspomnienie uśmiechniętej wiedenki odpuści-łem. Podróże kształcą. Rowerzy-ści, wy też jedźcie po nauki do Wiednia. Wszystkim nam zrobi się milej.

Temat rowerów w mieście już poruszałem, być może nawet nie raz. Temat: Wiedeń - ostatnio też. Ale oba są jak Dunaj - szerokie i można nimi meandrować bez końca. A właśnie w Wiedniu dopadł mnie szok kulturowy. Teoretycznie chodziło o błahostkę. Ale to przecież suma błahostek przesądza o jakości codziennego życia.

Polacy są ostatnio szczególnie testowani na okoliczność promowania zacho-wań, które jeszcze niedawno uchodziły za zboczone bądź obsceniczne.

Nierzadko odbywa się to w formie prowokacji, z udziałem tzw. autoryte-tów moralnych i w atmosferze terroru „politycznej poprawności”.

www.jmjackowski.pl

Page 4: Dobry Znak

4 / OPINIE, FELIETONY, POGLĄDY...

 Piłsudski w 1918 r. został na kilka dni Regentem Królestwa Polskiego i ogłosił powstanie II Rzeczypo-spolitej. Proszę jednak pamiętać, że gdy 11 listopada reżym świętuje rocznicę przekazania władzy przez Radę Regencyjną Piłsudskiemu, to nie może jednocześnie twierdzić, że Rada Regencyjna władzy nie mia-ła... Tak więc my, konserwatyści, świętujemy 7 października - a 11 listopad to dzień raczej smutku niż radości.  W Marszu Wolności i Suweren-ności wzięło udział ponad 5000 ludzi - z reguły młodych, dziesięć razy więcej, niż w odbytym tego samego dnia proteście sympatycz-nego skądinąd Radia „Maryja”. Na pewno 11 listopada połączone siły narodowców i socjalistów zgroma-dzą znacznie więcej ludzi - no, ale to oficjalne święto państwowe.  A my przecież chcemy tego państwa się pozbyć - zastępując je jakimś normalnym Państwem Pol-

skim, a nie mającą 20% autonomii prowincją Unii Europejskiej.  Oczywiście reżymowe me-dia przemilczały Marsz zupełnie - uczciwe relacje nadały tylko: Polsat News i SuperStacja TV. Ciekawostka: zabrał wtedy głos p. Joachim Brudziński (PiS), któ-ry ze zdumieniem oświadczył, że „o proteście Radio „Maryja” i TV „TRWAM” to on słyszał, a o impre-zie JKM to dopiero teraz się dowie-dział”. I mimo tego, że była ona we wszystkich mediach zagłuszana, to była tłumna. I radosna.

 Zabrał wtedy jeszcze głos p. Wło-dzimierz Czarzasty (SLD). Oświad-czył, że jestem niewątpliwym głupkiem, bo twierdzę, że „kobieta powinna uczyć się tylko do 15. roku życia, bo potem mądrość przejmu-je wraz z plemnikami partnera”! P. Czarzasty oczywiście przekrę-ca moje wypowiedzi straszliwie. Gdyby p. Czarzasty był idiotą, to ja bym mu odpowiedział jak idiocie: „Postukaj się pan w czółko”. Ale p. Czarzasty nie jest idiotą: to racjo-nalny polityk. Do tej pory zawsze o nas dobrze mówił - bo byliśmy

konkurentem dla PiS-u, którego on był pryncypialnym przeciwnikiem. W tej chwili nas zwalcza i ośmie-sza, wymyślając jakieś bzdury - bo PiS zawarło (warunkowe) porozu-mienie o koalicji z SLD... Prosta sprawa! A może p. Czarzastemu pomyliły się moje wypowiedzi z dowcipem: jak się nazywa inteli-gentna komórka w ciele blondynki? Plemnik!

http://korwin-mikke.pl

Janusz Korwin - Mikke

 No cóż, zapewne ma więcej do wspominania, niż nastoletnie gwiaz-dy showbusinessu piszące swoje autobiografie, które można streścić jednym zdaniem „urodziłem się, skończyłem osiemnaście lat i w mię-dzyczasie sprzedałem miliony płyt.”Radosław Sikorski, oksfordczyk, bohater wojny radziecko-afgańskiej, dzielnie wspierający mudżahedinów w ich walce z czerwoną zarazą bol-szewii, pierwszy dekomunizator w Polsce (przypomnę: tabliczki wokół posiadłości w Chobielinie - „strefa

zdekomunizowana”), zapewne miał-by prawie tyle do napisania co Char-les-Maurice de Talleyrand-Périgord (choć nie wiem, czy przetrwanie w PiS, a potem kariera w PO może być porównywane do przetrwania dyrektoriatu, czasów napoleońskich, Restauracji aż po premierostwo Francji), gdyby trochę poczekał. Ale, niestety, cisza marszałkow-skich sejmowych gabinetów w po-równaniu ze szmerem europejskich salonów dyplomatycznych jest nie do zniesienia i na tym tle jak dźwięk dzwonu Zygmunta nieskończenie brzmi pytanie „jak żyć”? Jak żyć z przeświadczeniem, że będąc dru-gim człowiekiem w państwie jest się właściwie tylko zakładnikiem sejmowego regulaminu i większości parlamentarnej, od której łaski zale-ży trzymanie marszałkowskiej laski.Bycie marszałkiem Sejmu nie daje

Aleksandra Jakubowska

Język lata jak łopatadostępu do fascynujących tajemnic, snutych misternie intryg, rozmów i ustaleń, które mogą zmienić losy świata. Marszałek Sejmu nie jest osobą ciągle zapraszaną do mediów, osobą której słowa spijają z ust żądni sensacji jak kania dżdżu dziennika-rze. I cóż dziwnego, iż ego marszał-ka Sikorskiego, o którym już nawet dzieci w przedszkolu wiedzą, iż znacznie przekracza granice naszej galaktyki, nie wytrzymało?  Bycie rozpoznawalnym i odno-towywanym w rankingach zaufania dają wyłącznie media. Stara zasada, że politykowi przysparzają popu-larności setki tysięcy uściśniętych dłoni dawno już została pogrzebana w przepastnych wnętrzach histo-rycznego lamusa. Więc jak można się dziwić marszałkowi, iż posta-nowił strzepnąć osiadający na nim kurz niepamięci i wrzucić granat w

Kolejne rocznice

zaczynające go otaczać bajorko za-pomnienia? Było spotkanie, nie było; mar-szałek mówi prawdę czy kłamie; dlaczego premier natychmiast nie dementuje opowieści swojego mi-nistra; czy polityk mający takie kło-poty z pamięcią może pełnić ważne funkcje państwowe, czy też nie; jak byłemu dyplomacie może „język la-tać jak łopata” i czy to kres politycz-nej kariery Sikorskiego - te pytania absorbowały ostatnio dziennikarzy i polityków, może w mniejszym stopniu opinię publiczną. A ja się cieszę, że za Sikorskim nie chodzi i nigdy nie będzie chodził adiutant z czarną walizeczką, zawierającą urządzenie z czerwonym guzikiem. Na myśl, że wówczas miałby trud-ności z przypomnieniem sobie, czy nacisnąć, czy też nie i z jakiego po-wodu, ciarki mnie przechodzą…

W sobotę odbył się w Warszawie Marsz Wolności i Suwerenności mający upamiętnić rocznicę ogłoszenia przez Radę Regencyjną (7 października 1918 r.) suwerenności Królestwa Polskiego.

Były minister spraw zagranicznych Polski, młodzieniec w średnim wieku, postanowił nie czekać, aż dopadnie go skleroza i zamiast na starość, w zaciszu skromnego szlachec-kiego dworku, otoczony gromadą prawnuków, spisywać swe memuary, podzielił się wspomnieniami już teraz.

Page 5: Dobry Znak

OPINIE, FELIETONY, POGLĄDY... / 5

 Wielu komentatorów na prawi-cy może wyśmiać mnie za powyż-sze stwierdzenie. Będą mówić o wyborach fałszowanych, itp. Jed-nak ci sami krytycy jakoś zostają posłami czy radnymi w samorzą-dach. Nawet w najbardziej anty-systemowej organizacji w Polsce, jaką jest Nowa Prawica wiedzą, że aby zmieniać system, trzeba po prostu wejść do parlamentu, bo tam zapadają decyzje. Do tego po-trzebna jest forma i formacja. Czy Polacy opowiedzą się za antysty-stemową propozycją w przyszłym roku, zobaczymy.

 Zanim do tego dojdzie, obser-wujemy bieżączkę polityczną, a w niej wypowiedź marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego o tym, że Władimir Putin wraz z Donaldem Tuskiem mieli w 2008 roku roz-mawiać o potencjalnym rozbio-rze Ukrainy. Po kilku godzinach Sikorski zmienił wersję. Zaprze-czając sobie stwierdził, że spotka-nia nie było. Profesor Aleksander Chafuén Rismondo, wolnorynko-

wiec z Argentyny napisał w „The Forbes Magazine” tekst pod ty-tułem: „Ku nowej erze polskiego przodownictwa”. Stwierdził tam m.in. że Sikorski mówi, co my-śli, nie przejmując się powszech-ną opinią i politpoprawnością. Ta opinia obserwatora z zewnątrz i to jeszcze obcokrajowca, powin-na dawać do myślenia. Zanim dojdzie do wyborów, w których Polacy będą mogli zde-cydować o zmianie systemu, rok wcześniej, już 16 listopada, odbę-dą się wybory samorządowe.

 Czy tu pojawiają się jakieś nowe rozwiązania. Niewiele propozycji

pojawia się w debacie publicznej. Kilka zgłosił wybitny publicysta Stanisław Michalkiewicz.

 Prawdziwą zmianą byłoby po-traktowanie gminy jako główne-go poborcę podatkowego. Dziś podatki zbiera rząd i zleca wyko-nanie pewnych zadań gminom. Pieniędzy zawsze jest za mało i samorządy biorą pożyczki.  W nowym systemie gmina za-płaciłaby wyznaczoną przez Sejm składkę i później dysponowałaby pozostałymi pieniędzmi. Gmina, która nie zapłaciłaby składki rządo-wi, mogłaby się przyłączyć do in-nej, która sobie radzi. Tym samym

podatnik byłby na wagę złota, trze-ba by było podatnika dopieszczać, a gminy konkurowałyby ze sobą. Ktoś zapyta: co by się stało, gdyby Sejm uchwalił za wysoką skład-kę? Odpowiedź jest prosta. Nie przyjąłby jej zreformowany Senat. W nim zasiadaliby obywatele, któ-rzy piastują już funkcje publiczne z wyboru, na przykład prezydenci miast. Wiedzieliby, jakie składki można zaakceptować.

 To konkretna propozycja, od-mienna od tego, co mamy. Jej zre-alizowanie możliwe jest po zmia-nie systemowej, na którą czekamy.

Rafał Pazio

W przededniu zmiany

 Statuetki zostały wręczone w tym roku po raz pierwszy. W kategorii samorządowej nagro-dzonych zostało 7 samorządów, w tym tylko jeden powiat. Miałem przyjemność i zaszczyt reprezen-

tować Powiat Wołomiński na tym kongresie. Odbierając nagrodę, powiedziałem publicznie do zgro-madzonych, że moim marzeniem jest, aby powiaty zaczęły prześci-gać się w prorodzinnych projek-tach. Mam nadzieję, że polityka prorodzinna na pozio-mie powiatów i samo-rządów województw stanie się modna tak jak dziś jest modna na po-ziomie gmin. Okazuje się na przykład, że co-raz więcej gmin tworzy własne karty dla dużych rodzin. Teraz czas na powiaty i województwa.

 Powiat Wołomiński jest znany z wielu działań prorodzinnych. A wszystko zaczęło się w 2012 roku, kiedy opracowaliśmy Po-wiatowy Program Polityki Proro-dzinnej TakRodzina.pl. Następnie wdrożyliśmy powiatową kartę

dużej rodziny, którą realizujemy z chętnymi gminami powiatu, udzielając im dotacji na reali-zację programu. Stawiamy tak-że na prorodzinne szkolnictwo. To w naszym powiecie zaczął się program Szkoła Przyjazna Rodzi-nie, który gwarantuje rodzicom, że dzieci będą wychowywane w szkole z poszanowaniem tra-dycyjnych wartości rodzinnych. To w końcu w naszym powiecie radni zdecydowali się na wprowa-dzenie do statutu szpitala zasady ochrony życia. Cieszę się, że jako starosta mogłem brać w tym czyn-ny udział.

Nagrodzeni za politykę prorodzinną

Piotr Uściński

www.uscinski.pl

Czy stoimy u progu zmiany systemowej? Okaże się już niedługo podczas wyborów 16 listopada, bo wbrew niektó-rym malkontentom, czy nam się to podoba, czy nie, władza bierze się z wyborów. Zmiana także z wyborów pochodzi.

20 października odbył się w Krakowie kongres „Karta Dużej Rodziny - wyzwania i perspektywy”. Była to okazja dla Związku Dużych Rodzin Trzy Plus do wręczenia

statuetek przyjaciołom dużych rodzin. Wśród nagrodzonych był Powiat Wołomiński, jako „Powiat przyjazny dużym rodzinom 2014”.

Page 6: Dobry Znak

Jesienna Sarmacja

6 / BAŚŃ JAK NIEDŹWIEDŹ

 Miejsce i okolica są niezwy-kłe, a to głównie przez zastygłą tu w mogiłach i świątyniach pamięć wieków, tradycji i kultury. W Tar-łowie historia polskiej kultury szlacheckiej otwiera się i zamyka. Otwiera się, gdy tuż za Zwoleniem wjeżdżamy do wsi Sycyna, gdzie urodził się Jan Kochanowski - pierwszy wśród poetów Królestwa Obojga Narodów. Zamyka, gdy mijamy wieś i leśniczówkę Poto-czek i gdy po wyjeździe z Tarłowa przejeżdżamy obok miejscowości Przybysławice. W Potoczku napi-sał swą pierwszą książkę Witold Gombrowicz, szlachcic i pisarz polski, którego ród z Litwy się wy-wiódł, a w ziemi Sandomierskiej osiadł. W Przybysławicach zaś mogiły przodków Witolda się znaj-dują, położone tuż przy trakcie na przykościelnym cmentarzu.

 Sam Tarłów jest typowym, sen-nym miasteczkiem, nad rynkiem dominuje bryła kościoła św. Trójcy posadowionego na wzgórzu i na tyle dużego, że wydaje się mia-steczko przytłaczać.

 O wnętrzu świątyni tak pisał Jaro-sław Iwaszkiewicz: ...posiada tak piękne i tak osobliwe stiuki z XVII chyba wieku, jakich nie posiada ża-den kościół w Polsce... To, o czym pisał Iwaszkiewicz znajduje się w bocznej kaplicy pod wezwaniem Pana Jezusa, usytu-owanej na południowej ścianie po-przecznej nawy. Cały wystrój tego miejsca poświęcony jest jednemu tematowi - śmierci. Zacytujmy na początek kilka inskrypcji z umiesz-czonych na gurtach podtrzymują-cych kopułę kaplicy: Une Suprebi, Quid est homo nisi li, De limo ho-mines su, Mortem vitare nec, Cum nos terra fi, Terra est quasi fi, et ideo studea, ut deo placea.

 Kopuła opleciona jest jeszcze jedną sentencją: Postanowione jest dla wszystkich ludzi, że najpierw umrą, a następnie będzie sąd. W szczycie kopuły zaś w uple-cionym wieńcu znajdziemy słowo MUS, co po łacinie znaczy mysz - symbol marności i nicości rzeczy doczesnych, a Mysz owa przeczy-tana wspak da nam słowo SUM - jestem. Łatwo stąd wywiedziemy kolejną przestrogę. Trudniej zaś będzie nam odnaleźć jeszcze jedno przesłanie tej inskrypcji: Jestem, który jestem - imię tego, który ob-raca kołem życia. Na podtrzymu-jących kopułę pendentywach wi-

dać postaci przedstawiające cztery okresy życia ludzkiego od wczesne-go dzieciństwa do starości. Każda z postaci przedstawiona jest w to-warzystwie śmierci wyobrażonej jako gnijący trup. Śmierć przyglą-da się tu dzieciom bawiącym się drewnianym konikiem, odwiedza młodą szlachciankę, która wita ją bukietem tulipanów, dogania rosłe-go mężczyznę z koszem na plecach i w końcu staje przed zgrzybiałym starcem, by pokazać mu uskrzy-dloną klepsydrę - symbol upływa-jącego stanowczo za szybko czasu. Najniżej, na ścianach kaplicy znaj-dują się cztery płyciny, a w nich

Gabriel Maciejewski

Pomiędzy Warszawą a Sandomierzem, tuż za granicą wojewódz-twa mazowieckiego, przy dawnym Trakcie Nadwiślańskim leży

miasteczko Tarłów. Jest tu kościół, pamiętający XVII stulecie, a w nim dekoracje, które są kwintesencją sarmatyzmu

i sarmackiej pobożności.

coś, co jest artystycznym ewene-mentem na skalę Europy - niezwy-kłe przedstawienie tańca śmierci. Śmierć w kaplicy tarłowskiego ko-ścioła jest szczególna - przychodzi tylko do szlachty i przy okazji daje nam poznać, jak zróżnicowana i barwna była to warstwa. Śmierć zagląda w podwoje magnackich re-zydencji, kładzie kościstą dłoń na ramieniu żołnierza i pokazuje list z pieczęcią poczciwemu szlachciu-rze, któremu od tej lektury czapka się podnosi na głowie ze strachu. Na innym stiuku pomiędzy ubra-nym w strój pątnika św. Rochem a bosą śmiercią w delii stoi gru-by magnat - Mikołaj Oleśnicki. Święty najwyraźniej „umawia się” ze śmiercią co do dalszego losu magnata - żyć będzie, czy gruba kostusza delia i jemu posłuży za okrycie?  Kościół św. Trójcy w Tarłowie wart jest zobaczenia, bo nie tyl-ko stiuki śmierć przedstawiające są tam ciekawe, ale one właśnie o jego wyjątkowości stanowią i kiedy raz się na nie spojrzy, już człowiek ani o Tarłowie, ani o wieczności myśleć nie przestanie.

Foto: Marek i Ewa Wojciechowscy/Wikimedia 

Page 7: Dobry Znak

Czerwone nogi, czerwone dziobyREPORTAŻ / 7

- Za co siedzisz? - pytał go funkcjonariusz więzienia na Rako-wieckiej, Ryszard Mońko. Pracowali kiedyś razem na sąsiedniej

maszynie w Ursusie. Odpowiedział mu, że nie wie. - Zawołam cię później i ci wytłumaczę - okazało się, że ten przedwojenny

PPR-owiec był teraz komunistą i zastępcą kierownika więzienia. Wsadził Wacława do celi, która przewidywała 25 miejsc.

Teraz „mieściła” 120 osób. Sam liczył nocą. Oczywiście Mońko nigdy nic mu nie wytłymaczył.

 W rogu celi stał sedes zabudo-wany blachą do samego sufitu. Na przełomie grudnia 1948 i stycznia 1949 r. więźniowie postanowili wywiercić w nim drutem dziurę i przez strych dostać się na dach bu-dynków gospodarczych, a stamtąd zjechać na powiązanych przeście-radłach i zeskoczyć na chodnik przy ulicy Rakowieckiej. Najbar-dziej narobiło się dwóch więźniów niepolitycznych, kryminalistów - Kuźma i Górski. Siedzieli za morderstwo kobiety w Milanówku pod Warszawą. Dowiedzieli się, że trzyma złoto w karniszach. Rurki opróżnili, a ciało wynieśli na tory kolejowe - niby, że pociąg prze-jechał… Ktoś to zauważył na ich nieszczęście.  Wiercili dziurę, bo groził im wy-rok śmierci, już raz udało im się uciec z transportu w Goleniowie. Dziura już czekała na naszą uciecz-kę zatkana papierem, podsypywali rurę proszkiem do zębów i czekali aż się zmieni pogoda. Mieli zejść strychem, rozbroić wartowników i uciec na Rakowiecką albo gdzie się da. Któryś z kryminalistów za-kapował, przyjechała władza ludo-wa. - Dajcie mi szczotkę na kiju! - krzyknął towarzysz Różański do wartownika i już wiedzieli, że bę-dzie chciał sprawdzać dziurę.

Efekty

 Rozdzielili „sitwę” na inne cele. Dowódca oddziałów partyzanckich AK, DSZ i Zrzeszenia WiN Hiero-nim Dekutowski „Zapora” mówi do Wacława: - Ciebie to na pewno ułaskawią, bo jesteś taki młodziut-ki, siedzisz niewinnie… My też mamy szansę, bo ciotka mecenasa Siły-Nowickiego jest rodzoną sio-strą Feliksa Dzierżyńskiego, szefa NKWD w Rosji.  Hieronim Dekutowski i Wła-dysław Siła-Nowicki trafili na kil-ka dni do karceru, gdzie siedzieli nago, skuci w kajdany. 7 marca 1949 wykonano na „Zaporze” karę śmierci; stracono też jego byłych podkomendnych: por. Edmunda Tudruja ps. „Mundek” i por. Arka-diusza Wasilewskiego ps. „Biały”.  Dekutowski w chwili śmierci, pomimo tego, że miał tylko 30

lat, wyglądał jak starzec z siwymi włosami, wybitymi zębami, poła-manymi rękami, nosem i żebrami oraz zerwanymi paznokciami. Jego ostatnie słowa brzmiały: „Przyj-dzie zwycięstwo! Jeszcze Polska nie zginęła!”. Został pochowany w tajemnicy, w nieznanym przez lata miejscu wraz ze swoimi żołnierza-mi. Siłę-Nowickiego ułaskawili, został objęty amnestią w 1957 r.  Około 18.00 serce Wacława Si-korskiego na chwilę zamierało. Wtedy wyczytywano nazwiska i mówiono: zabierać rzeczy i za mną! To oznaczało rozstrzelanie.

Kolbe z Rakowieckiej

 W jednej celi z Wacławem sie-dział brat Baltazar, ojciec kapucyn z Krakowa. - Zamieńmy się na wyroki. Dam ci moje 10 lat, a ja przyjmę twoją karę śmierci - pro-ponował. - Braciszku, tak się nie da, to komuniści - podpowiadał, „Zapora”, a inni jeszcze dokładali: - Was obu stratują.  Przez ponad 3 miesiące brat Baltazar tak za nim chodził i pro-sił o wyrażenie zgody, aby mógł zgłosić się do władz po zamianę wyroków. - Nie wolno, czekajmy - i słuchał z przerażeniem wjeżdża-

jącej na dziedziniec rakowieckiego więzienia furmanki. Widział na niej rozstawione skrzynie. Myślał, że to trumny do chowania zabitych. W nich tylko wywożono ciała, wy-sypywano na łączce i wracano po kolejne zwłoki - wspomina.  29 kwietnia 1949 roku klawisze zawołali go w południe. „Rozstrze-lania przecież są o osiemnastej… Swoje manele zawsze kazano za-bierać… Może nie na śmierć?” - łudził się. W kancelarii powie-dzieli mu, że dostaje dożywocie. - Waciu, jak ja się cieszę, Bóg jed-nak mnie wysłuchał - powiedział brat Baltazar.

Agnieszka Żądło

Foto: Agata Bochenek

Page 8: Dobry Znak

8 / REPORTAŻ

Świadek i ofiara Jedlińskiego

 Wywieźli Sikorskiego do więzie-nia w Rawiczu. Przez pierwszych 5 lat nie pozwolono mu wyjść z celi. Zachorował na gruźlicę. Dopiero w okolicy śmierci Sta-lina wypuszczono go na spacer. W marcu 1955 roku zagląda do jego celi prokurator z Warszawy i pyta: jak się wam siedzi? No to od-powiedział mu, że bardzo ciężko. Zimno i ciasno. Mówi, że przyje-chał Sikorskiemu ulżyć, bo jeszcze młody jest i będą się starał zamie-nić mu dożywocie na niższy wy-rok, jeśli dobrze będzie się sprawo-wał. Zabiorą go na rozprawę pana Jedlińskiego z WiN-u, z którym w czasie okupacji zakopywali broń.- Jak będziesz dobrze zeznawał, to ci pomożemy - radzi oficer. - Jak ja mam dobrze zeznawać, jak ja nic nie wiem?! - O widzicie, sami działacie prze-ciwko sobie.- Nie będziemy was pytać, będzie-cie tylko odpowiednio potwierdzać. Podczas rozprawy sędzia zapy-tał Sikorskiego, czy zna Jedlińskie-go. - Tak, oczywiście. To wielki patriota. Działał w Armii Krajowej w czasie okupacji.- Co was łączyło potem?- Nic.- A widzieliście się?- Dwa razy może…- A co wy wiecie?- Nic nie wiem…- A za co siedzicie? - pyta sędzia.- No właśnie! Może nareszcie się dowiem?- Ile lat już siedzicie?- Siedem. - A wy wiecie za co świadek sie-dzi? - pytał Jedlińskiego sędzia.- Nie wiem.- A przecież podpisywaliście na niego zeznania…- Nic nie wiem - Jedliński mówił zgodnie z prawdą, bo tak go ka-towali, że nie wiedział, co podpi-suje, był nieprzytomny od bicia w siedmioletnim śledztwie. Jego oprawca, funkcjonariusz MBP Jerzy Kędziora, maltretował rów-nież w śledztwie żonę Jedlińskiego - Henrykę, skazaną na 15 lat wię-zienia, i innych członków rodziny., w tym matkę Wacława Sikorskie-go, która odsiedziała 4 lata.- Wyprowadzić świadka! - krzyk-nął sędzia.

Od szpadla do AK

 Mieszkali w drewnianym domu na Pelcowiźnie, na uboczu. Dwa razy w tygodniu przychodzili do jego matki znajomi z Armii Krajo-wej po łopaty. - Klimka, bierzemy łopaty - powiedział do matki Sikor-skiego dowódca VI Obwodu AK Praga, Władysław Jedliński. - To gdzie dzisiaj będziecie kopać?- U was w ogrodzie.  Młody Wacław zastanawiał się, co oni będą robić. - Mamo, muszę do toalety - skła-mał. Toaleta była między komórka-mi na podwórzu, koło ogrodu. - Też ci się w nocy zachciewa. Bierz klucz i leć do wychodka.  Zauważyli, że ich podgląda, za-wołali o i powiedzieli: - Wacek, nie wolno nikomu zdradzić, że tu byli-śmy - ale jego wzrok przyciągały już tylko granaty, naboje, karabiny. Dali mu łopatę, żeby zakopywał je razem z nimi. - Od dzisiaj jesteś członkiem Armii Krajowej. Złóż przysięgę i wybierz sobie pseudonim. A że niedaleko jego domu codziennie o zmroku na łąkę obok stawu przylatywały dwa bociany i żaby wtedy pięknie kumkały, to postanowił być „Bo-cianem”. Zostałem sanitariuszem w punkcie sanitarnym, który miał siedzibę w moim domu.

Szpieg amerykański Po Powstaniu został powołany do Ludowego Wojska Ludowego. Udało mu się ukryć działalność

akowską swoim zaangażowaniem w OMTUR. - Jaki OMTUR? - pytał ankieter. - Taka organizacja młodzieżowa przy PPS-ie. - To pisz PPS - i jeszcze dopisał, że oj-ciec brał udział w rewolucji w 1917 roku (w rzeczywistości wracał z ze-słania w carskiej Rosji, ma zdjęcie w stroju Legionów Piłsudskiego).  Miał już dobre wykształcenie, to go skierowali do oficerskiej szkoły łączności do Zamościa - na specjalność łączności radiowej. Potrafił nadać i odebrać w ciągu minuty 75 znaków - liter lub liczb. Pracował w wojsku w Krakowie, w Warszawie. W tym czasie utrzy-mywał kontakt z dawnymi kolega-mi z AK.- Rozmawialiśmy, co się dzieje w wojsku.  28 lipca 1948 r. został areszto-wany podstępnie przez GZI. Puł-kownik Rodniewski z MON-u za-dzwonił do niego: - Waśka, musisz jechać szybko na Okęcie, bo tam wysiadła radiostacja, tylko przed-tem przyjedź do MON- Pojadę Harleyem z Woli od razu.- Nie, nie. Grajworoński jeszcze ci powie, co tam trzeba załatwić. - Wsiądź do citroena na dole, na Okęcie jedzie dwóch oficerów - poradził pułkownik. - Jesteście aresztowani. W swoim czasie do-wiecie się reszty - szybko oznajmi-li mu w aucie.

Ja ci radzę, podpisz

 Najpierw trafił na ul. Oczki, potem do MBP na Koszykową,

a następnie na Rakowiecką. Za-częły się przesłuchania - kazali siedzieć na sedesie, puszczali ostre światło w oczy, kazali po 3-4 razy opowiadać życiorys i podpisywać fałszywe zeznania. Tak 2-3 razy w tygodniu. Śledczy mówił: - Ty jesteś młody, ja nawet ciebie po-lubiłem, mnie ciebie szkoda. Ale ja ci radzę, podpisz protokół, bo przyjdzie tu kapitan Kędziora, a jemu podpisują wszyscy. Do pokoju wszedł z drągiem w ręku, zwyzywał mnie od różnych takich. - Nie podpiszę - próbowałem mu wytłumaczyć, że jestem niewinny, że jako oficer miałem dobrą opinię. A on na to: - Każdy szpieg ma do-brą opinię. Cały czas siedziałem na sede-sie. W końcu Kędziora podszedł do mnie i znów spytał: - Podpi-szesz? - ja na to, że nie. Wtedy za-czął mnie kopać w lewy pośladek. Nie wiedziałem, o co chodzi. Po iluś kopnięciach chyba się zde-nerwował: - Nie widzisz, o co cię proszę?. - Przecież pan mnie o nic nie prosił. - Posuń się - rozkazał, co oznaczało, że mam przesunąć się na krawędź miski klozetowej. Jeszcze kopnął mnie parę razy. Prawą nogę postawił tam, gdzie wcześniej siedziałem. Pochy-lił się: - Podpiszesz, k…?. - Nie - otwartą ręką huknął mnie w lewe ucho, straciłem od razu słuch.  Kędziora kazał mi stanąć twarzą do ściany. - Jeszcze bliżej - krzy-czał. - Będziesz szatkował kapustę. Kazał mi robić przysiady. Nie mo-głem, bo stałem tuż przy ścianie, a on jeszcze dociskał mi do niej gło-wę. Jeszcze czymś uderzył mnie w plecy. Wtedy odezwał się śledczy, który cały czas siedział za stołem: - Ja będę uderzał długopisem w stół, a ty w takt będziesz robił przysia-dy - nie byłem w stanie się pod-nieść i Kędziora zaczął kopać mnie po nerkach. Wyszliśmy z pokoju przesłuchań. Kędziora sprowadzał mnie po schodach na dół, cały czas kopiąc. - W świątyni duma-nia wszystko sobie przypomnisz - trafiłem do karca. Starszy strażnik Szymański kazał mi się rozbierać, a potem czołgać przez niewielką szczelinę przy ziemi. Nagi znala-złem się na betonowej posadzce, w kałuży ludzkiego moczu. Muszę powiedzieć wysokiemu sądowi - ja tam płakałem jak dziecko.

Page 9: Dobry Znak

REPORTAŻ / 9 Znów śledztwo. Gdy odmawia-łem podpisu, zjawiał się kapitan Kędziora. Dwa, trzy razy na jego polecenie znalazłem się w karcu. Po kilku takich „posiedzeniach” zacząłem podpisywać wszystko. Bałem się, że mnie zabiją. Ale za-cząłem też straszyć Kędziorę: - Pa-nie kapitanie, przecież będzie jakaś sprawa, ja w sądzie powiem, że pan mnie bił, kopał, znęcał się, wszyst-ko odwołam. Wtedy wpadł w jakiś trans, przesłuchiwał mnie coraz brutalniej. Kiedyś tak rąbnął mnie w tył głowy, że upadłem nosem na ścianę. Do dziś mam uszkodzoną przegrodę nosa. „Ty jesteś oficer? Ty jesteś ch.., a nie oficer. Na mnie w sądzie możesz mówić wszystko. Wyrok to ja tu piszę, a tam tylko ci odczytają. Nawet mogę ci powie-dzieć, jaki będziesz miał wyrok”. Za co? - spytałem. „Za to, co ja napiszę. Masz KS”. A co to? - nie zrozumiałem. Kara śmierci. Z arty-kułu 7. Za szpiegowanie na rzecz obcych państw. W tym przypadku wpisano, że dla wywiadu amery-kańskiego.

Nowo narodzony

 Przyszedł 8 lutego 1956 roku. Kraty w celi Wacława w więzie-niu we Wronkach się otworzyły po ośmiu latach. Wszedł oddziałowy i krzyknął: - Sikorski, zabierać swoje rzeczy!- Na „pojedynkę” gdzieś pewnie idę, panie władzo? - Nie.- A to gdzie mnie pan zabiera?- Na wolność idziecie!- Jak to? Przecież mam dożywocie.- Jak wam mówię, to wam mówię!  Funkcjonariusz zaprowadził Si-korskiego do pustej celi. Wpadł fryzjer, to znaczy więzień-krymi-nalista przeszkolony do golenia. - Przyszedłem cię opie… - zabluź-nił. - Twoje wojskowe ubranie jest naszykowane, uprane. Buty stoją podzelowane. Wychodzisz na wol-ność, człowieku!   Jeszcze na do widzenia prze-prowadzono z Sikorskim kul-turalną rozmowę: jak mu się siedziało, ile ma pieniędzy, że nie będzie nic mówił o przebie-gu „odsiadki”. Dali mu czapkę i kurtkę więzienną, bo było zimno, w lutym 1956 roku. Odprowadzo-no go na dworzec, kupiono bilet i wsadzono w pociąg do Warsza-

wy. Staje w drzwiach na Brzeskiej, otwiera jego mama, szaleje ze szczęście. Radość i płacz! - Waciu, dzisiaj jest dzień twoich urodzin, ty wiesz? - spojrzała na zegarek. - Urodziłeś się o 9:10, a wróciłeś o 9:00. - Mamo, gdybym miał ze-garek, to bym poczekał na scho-dach te dziesięć minut.

Biały żagiel

 I zaczęło się znowu... Wezwa-li go do Rady Narodowej, dali trzy tysiące złotych zapomogi, czyli miesięczną pensję, bo nie mógł znaleźć pracy. W 1957 roku zmusił władze prokuratorskie do zbadania od nowa całej sprawy. Okazało się, że miał zamienione dożywocie na 10 lat. Nie był na żadnej rozprawie. Podobno od-była się zaocznie w obecności aż 14 sędziów z płk. Janem Mitkiem na czele. Zastosowano amnestię i siedział już i tak rok za długo.  Ściągnięto go do Urzędu Rady Ministrów na spotkanie. W se-kretariacie dookoła stały palmy w donicach, na stole jakieś kartoteki, z nudów zajrzał do jednej, a tam o nim: działacz komunistyczny w KPP, obecnie w PZPR, renta partyjna. Otwierają się drzwi od pokoju po lewej stronie i wychodzi gen. Franciszek Kamiński - szef Batalionów Chłopskich, z którym siedzieli w więzieniu. Rzuca mi się na szyję, a z tyłu patrzy na nich urzędnik, pułkownik Kwiatkowski. Mimo wszystko proponuje studia bez egzaminów. - Osiem lat, puł-kowniku, książki w ręku nie mia-łem! - i zapomina, że przed samym wyjściem dostał przetłumaczone z rosyjskiego Samotny biały ża-

giel i Szosa wołokołomską. Trzecia opowiadała o przygodach lotnika Meresiera, którego Niemcy strącili, a potem latał kaleki, w protezach, taki był dzielny.  Dostał 27 tys. zł. w kopercie zadośćuczynienia od pułkownika. Długo się szarpał ze znalezieniem pracy. W końcu przyjęli go do Huty, skończył studia metalurgicz-ne, awansował.  UB dalej go inwigilowało. Plan kontroli figuranta zakładał: badać w jakim towarzystwie przebywa w pracy, ustalić, co robi po pracy, czy chodzi do kina i teatru, czy jest odwiedzany przez krewnych oraz czy sam chodzi w odwie-dziny, ustalić cechy, skłonności i nałogi, czy jest towarzyski, ko-leżeński i rozmowny, ustalić wy-powiedzi odnośnie wojska, sto-sunek do PRL. - Gdybym dzisiaj założył sprawę mojemu koledze - konfidentowi, musiałbym go bro-nić, bo wystawił mi dobrą opinię i można było zakończyć prowadze-nie teczki po kilku latach. Oprócz niego tajnym informatorem był Mietek, któremu uratowałem skó-rę w wojsku, gdy oskarżono go o gwałt na 16-latce. Rezydent - naj-gorszy z donoszącej trójki - teraz chce się ze mną spotkać, niektórzy mówią, że chce wyspowiadać się przed śmiercią.

Kwatera „Ł” i „?”

 Kilkudziesięcioletnie poszuki-wania miejsca spoczynku grupy Hieronima Dekutowskiego zostały uwieńczone sukcesem. Latem 2012 i 2013 r. badacze Instytutu Pamięci Narodowej działający pod kierun-kiem prof. Krzysztofa Szwagrzyka

odkryli i zabezpieczyli szczątki podczas prac ekshumacyjnych na terenie Kwatery „Ł”, na warszaw-skich Powązkach. Identyfikacji dokonali specjaliści z Pomorskie-go Uniwersytetu Medycznego w ramach Polskiej Bazy Genetycz-nej Ofiar Totalitaryzmów.  Kat Wacława Sikorskiego i in-nych akowców, Jerzy Kędziora w styczniu 2012 r. został skazany na 4 lata, a ostatecznie na 3 lata wię-zienia w zawieszeniu ze względów zdrowotnych. Mało brakowało, a proces zostałby wstrzymany z po-wodu braku żyjących poszkodo-wanych - dopiero po interwencji Wacława Sikorskiego wznowiono postępowanie. Kędziora nie trafił jednak do więzienia, do niedaw-na mieszkał podobno na Bródnie. W kwietniu 2014 r. rozesłano za nim ulotki - listy gończe i roz-propagowano filmy w Internecie o „sadyście z UB”. Na razie bez efektu.  Żyje także (w Hrubieszowie) Ryszard Mońko, który figuruje na pierwszej pozycji pod protokołem wykonania śmierci na rotmistrzu Witoldzie Pileckim z 25 maja 1948 r. Strzelał Piotr Śmietański - dowódca jednoosobowego pluto-nu egzekucyjnego. Śmietańskiego akta są zupełnie wyczyszczone, choć prawdopodobieństwo, że żyje jest bardzo niskie - rocznik 1899. Sprawiedliwość jednak powinna zostać oddana historii.

 Wacław Sikorski jest jednym z dwóch żyjących akowców skaza-nych na karę śmierci (obok Witali-sa Skorupki), do dziś słabo słyszy na jedno ucho, mieszka w Warsza-wie.

Page 10: Dobry Znak

10 / SPOŁECZEŃSTWO

Wynikiem złej sytuacji ekono-micznej rodzin jest ich ograni-czony dostęp do artykułów żyw-nościowych ze względu na brak środków finansowych na ich za-kup. Rodziny ograniczają wydatki na żywność, czego skutkiem jest niedożywienie, a co gorsze coraz częściej również i głód. Zuboże-nie powoduje również ogranicze-nie środków przeznaczonych na odzież oraz rozrywki (nawet te najtańsze i najbardziej dostępne) oraz możliwość uczestniczenia w szeroko pojmowanej kulturze. W rezultacie może to doprowadzić do wykluczenia społecznego.  W dzisiejszych czasach wiele się mówi o znaczeniu i zasadach prawidłowego żywienia. Specjali-ści dowodzą, że właściwe żywie-nie warunkuje prawidłowy rozwój człowieka, zarówno fizyczny, jak i emocjonalny - ważny przez cały okres życia człowieka, a szczegól-nie u dzieci i młodzieży. Kiedy or-ganizmowi brakuje podstawowych składników odżywczych, rozwój ten może zostać opóźniony bądź zahamowany, a w dorosłym życiu doprowadzi do rozwinięcia się róż-nych chorób.

 Tymczasem dane GUS są wręcz przerażające. Poniżej kilka danych statystycznych:g Codziennie prawie 120 tys. dzieci

przychodzi do szkoły głodnych.g 170 tys. dzieci zmaga się ze skut-

kami niedożywienia. Nie mają one wystarczająco dużo siły i energii, by rzetelnie wypełniać obowiązki szkolne i pozaszkol-ne. Przekłada się to na ich oceny, a także bywa powodem dyskry-minacji wśród rówieśników. Inne dzieci bardzo szybko zauważają słabości swoich kolegów i wyko-rzystują je przeciwko nim, często tylko dla zabawy.

g Ponad 260 tys. dzieci wychodzi do szkoły bez śniadania. Śniada-nie, co niejednokrotnie podkre-ślają dietetycy, jest najważniej-szym posiłkiem w ciągu dnia. Jego brak utrudnia lub uniemoż-

liwia branie udziału w codzien-nych aktywnościach.

g Co piąte dziecko nie otrzymuje wszystkich niezbędnych skład-ników odżywczych. Niewłaści-wa dieta jest jedną z przyczyn poważnych chorób, które mogą dotknąć dziecko w przyszłości.

g W przypadku 70 tys. dzieci ro-dzina nie jest w stanie zapewnić im zdrowej, pełnowartościowej diety ani nawet pożywienia gor-szej jakości. Te dzieci jedzą tylko to, co mogą otrzymać w szko-le. Bardzo często szkoły biorą udział w różnych programach dożywiania, jednak oznacza to, że posiłkiem przysługującym dziecku w ciągu dnia jest zale-dwie jeden obiad. To zbyt mało, żeby móc mówić o prawidło-wym żywieniu. Tymczasem na dofinansowanie obiadów szkol-nych nie każdy może liczyć. Aby otrzymać dopłatę, należy spełnić wymagania wytyczone przez ośrodki pomocy społecznej. W wielu przypadkach kryteria takie nie odpowiadają rzeczy-wistym realiom życia społe-

czeństwa. Dzieci, które powinny mieć lepszy dostęp do posiłków, nie dostają takiej możliwości, ponieważ nieznacznie odbiegają od tych kryteriów.

g Ponad 10% uczniów nie ma za-pewnionego wsparcia ze strony opieki społecznej. W niemal-że każdej szkole przynajmniej dwadzieścioro uczniów wymaga dożywienia. Ponad połowa szkół deklaruje, że jest ich więcej.

Problem niedożywienia uczniów dotyczy przede wszystkim ubo-gich gmin. To właśnie tam istnie-je najwyższy poziom bezrobocia, które decyduje o sytuacji material-nej rodzin z dziećmi. Najbardziej narażone na głód są dzieci przed piętnastym rokiem życia, które z punktu widzenia prawa nie mają możliwości podjęcia pierwszej pracy zarobkowej, nie mają też dużego wpływu na wybór rodziny, w której się wychowują. A bywają to niejednokrotnie rodziny wielo-dzietne i patologiczne. Nierzadko jeden lub dwoje rodziców z przy-czyn na przykład zdrowotnych

mają mniejszą szansę na zdobycie stałego zatrudnienia w jakiejkol-wiek branży. Do symptomów niedożywienia zalicza się zaburzenia rozwoju centralnego układu nerwowego, mniejszą niż przeciętna wagę ciała, niską sprawność fizyczną, proble-my emocjonalne oraz społeczne. Niedożywienie jest jedną z pod-stawowych przyczyn obniżenia odporności, co zwiększa ryzyko zachorowań oraz naraża rodzinę na koszty leczenia. Zdolność ucze-nia się tych dzieci, jak już zostało wspomniane, także jest zdeter-minowana przez dietę. Obniżenie sprawności intelektualnej ograni-cza szansę na pójście do dobrego li-ceum, wybór właściwych studiów, wreszcie - zdobycie dobrej pracy w przyszłości. Warto również za-uważyć fakt, że odrzucone przez rówieśników ubogie dzieci częściej niż te, które mają dostęp do właści-wej diety, czują się gorsze na tle swojej klasy czy innych grup. Ich problemy psychiczne prowadzą do stanów depresyjnych, nerwic, spra-wiania trudności wychowawczych rodzicom, a w skrajnych przypad-kach nawet do podejmowania prób samobójczych.

 Aby pomóc głodnym dzieciom, Polska Akcja Humanitarna od 1998 r. prowadzi program dożywiania „Pajacyk”. W ramach tego progra-mu finansowane są obiady w szko-łach i w świetlicach. Przez Polską Akcję Humanitarną dożywiane są dzieci, które nie dostają wsparcia ze strony ośrodków pomocy spo-łecznej i innych instytucji pań-stwowych. Zdarza się jednak, że uzyskanych środków nie wystarcza dla wszystkich szkół, które ubiega-ją się o pomoc „Pajacyka”. Dlatego bardzo ważne są darowizny.

 Program można wspierać m.in. przez darowizny na konto BZ WBK 69 1090 1043 0000 0000 0503 4588, zakup gadżetów z Paja-cykiem w Sklepie Przyjaciół PAH, przekazanie punktów Payback na program Pajacyk, wejście na stronę www.pajacyk.pl.

0,5 mln głodnych dzieci w Polscedokończenie ze str.1

Page 11: Dobry Znak

REKLAMA /11

Page 12: Dobry Znak

12 / WYWIAD

Słowiańskie rysy Fallon Carrington

g Zacznijmy od roli, z którą jesteś natychmiast kojarzona: Fallon Carrington w bijącym wszelkie rekordy popularności serialu „Dynastia”. Czy to nie było ryzykowne? Pojawiłaś się w „Dynastii” w jej piątym sezo-nie i zastąpiłaś aktorkę, która już zapadła widzom w pamięci. - Miałam to szczęście, że byłam już wtedy w serialu General Ho-spital. Grałam obiekt westchnień serialowego Luke’a. Aktorka, któ-ra grała jego żonę odeszła i produ-cenci starali się znaleźć mu kogoś „do zakochania”. Nie było to takie łatwe. Próbowali zaangażować Demi Moore, ale widzowie odrzu-cili ją. Odrzucili też Janine Turner. Ja byłam „trzecim podejściem” i udało się. Publiczność mnie przy-jęła, obdarzyła zaufaniem. Kiedy zastępowałam Pamelę Sue Martin, byłam już przygotowana na różne

scenariusze. Wiedziałam, że nie mogę konkurować z Pamelą, mu-szę uszanować lojalność widzów i, oczywiście, dać im trochę czasu. To pomogło. A poza tym, nigdy wcześniej nie oglądałam „Dyna-stii”, więc nie przerażała mnie myśl o zastępowaniu kogokolwiek w tym serialu...

g ...ale przecież cały świat ją oglądał...

 - ...tak, wiedziałam, że coś ta-kiego istnieje, ale nie oglądałam. Może z jeden odcinek gdzieś przy jakiejś okazji obejrzałam, ale to było za mało, żebym czuła się przytłoczona propozycją.

g Spotkałaś się z Pamelą?  - Tak, ale to już było po tym, jak dołączyłam do obsady. Produ-cent serialu Aaron Spelling sam mi od razu powiedział: „Nawet

nie próbuj jej naśladować”...

g To i tak by było niemożliwe, bo obie jesteście tak różne... - No cóż... nadal nie widziałam „Dynastii” (śmiech). Nie oglądam siebie w telewizji. Nie lubię tego.

g A czy obsada nie miała nic przeciwko zmianie? Nie było spojrzeń w stylu „A ty kim jesteś i co tu robisz”?

Przez wielu kojarzona z serialem „General Hospital”, przez innych z „Dynastią”. Odda-na i opiekuńcza matka, niezwykle wdzięczna za sławę, jaką obdarzyła ją publiczność, ciągle dająca coś w zamian. Legenda zaangażowana w działalność charytatywną, dzięki której przechodzi swoistą terapię po śmierci brata. Słowiańska krew ciągnie ją do polskich korzeni i być może któregoś dnia odwiedzi poniekąd rodzinną Polskę? Z EMMą SAMMS rozmawia Filip Cuprych z portalu Polarity International.com.

Page 13: Dobry Znak

WYWIAD / 13 - Znałam swoje miejsce w sze-regu, wiedziałam, że jestem ta „nowa” i musiałam się dostoso-wać do wszystkich. To pomogło, a i wszyscy byli dla mnie mili.

g Popierałabyś pomysł powro-tu „Dynastii” jako filmu kino-wego? Mówiło się, że jeśli nowy „Dallas” dobrze sobie poradzi, wtedy taka opcja będzie brana pod uwagę. I „Dallas” radzi so-bie nieźle. - Jeśli tego chce publiczność, to powinna to dostać. Ale kręce-nie filmu na podstawie serialu jest dość ryzykowne. Sama jestem fanką Sex And The City, ale filmy nie odniosły takiego sukcesu jak serial. I nie bardzo wiem dlacze-go, bo przecież wystąpili ci sami aktorzy.

g Czyli rola Fallon nie była ja-kimś przekleństwem... - Nigdy w życiu. To był cudow-ny dar i dość zabawna jest historia związana z tym, jak tę rolę do-stałam. Grałam wtedy w Gene-ral Hospital, a córka producenta „Dynastii” Aarona Spellinga, Tori była wielką fanką serialu. Które-goś dnia powiedziała do ojca „Ko-jarzysz tę dziewczynę z General Hospital? Ona jest naprawdę do-bra, powinieneś z nią porozma-wiać”. Zostałam zaproszona na jakieś ogólne spotkanie i podczas tego właśnie spotkania przydzie-lono mi rolę Fallon. Tak ją dosta-łam (śmiech).

g Żadnego przesłuchania, żad-nego castingu, żadnego CV? - Nie, nic z tych rzeczy. Tylko dlatego, że ona mnie poleciła.

g Czasami aktorzy omijają ope-ry mydlane albo robią to raz i koniec. Ale Ty, dla milionów wi-dzów na świecie nie jesteś tylko Fallon... - Na szczęście, bo widzowie pamiętają mnie też właśnie z „Ge-neral Hospital”. Swoją drogą, ja ciągle do tego serialu wracam, więc mam szczęście, że problem kojarzenia z jednej roli mnie nie dotyczy.

g Wygląda na to, że pojawiasz się w wielu serialach. To własny wybór?

 - W mojej profesji ciężko zna-leźć rolę stałą, która będzie roz-wijała się latami. A dla mnie takie rozwiązanie jest doskonałe. Bar-dzo szybko się przyzwyczajam, lubię rutynę. Nie za specjalnie lu-bię przygody, mimo tego, co nie-dawno zrobiłam dla BBC (Tumble - przyp.red.). Także dla mnie rola, która trwa i trwa jest doskonałym wyborem.

g A mogło być zupełnie inaczej, gdybyś została przy balecie. Kontuzja przerwała tę przygo-dę. Gdybyś dzisiaj miała wy-brać, co by to było: aktorstwo czy balet? - Wydaje mi się, że aktorstwo bardziej mi pasuje.

g No, ale to był drugi wybór, więc skąd możesz wiedzieć? - To prawda. 4 lata temu wy-stąpiłam w przedstawieniu bale-towym „Shall We Dance” u boku Adama Coopera, najlepszego tan-cerza, jakiego brytyjska ziemia nosi. Graliśmy przez 6 tygodni w teatrze Sadler’s Wells na londyń-skim West Endzie. To pokazało, że taniec jest dla mnie ciągle niezwy-kle ważny. Prawdopodobnie nigdy bym tej roli nie dostała, gdybym była jedynie tancerką, z pewno-ścią nie w wieku około 50 lat. Dostałam tę rolę, ponieważ przy-ciągam pewną publiczność, a nie dlatego, że wspaniale tańczę. I ja to wszystko wiem. Nie obchodzi-ło mnie, dlaczego zaproponowa-no mi to przedstawienie. Byłam szczęśliwa, że mogłam to zrobić. Także, będąc aktorką, mogłam znowu tańczyć.

g I w 1982, będąc aktorką, mo-głaś też stworzyć Starlight Chil-dren’s Foundation. - Oczywiście. I to najlepsze, co wiąże się z moją pracą. Uwa-żam, że przestępstwem jest nie-korzystanie ze sławy i nierobienie czegoś dobrego. Powinno istnieć prawo nakazujące dawanie cze-goś od siebie, czegoś w zamian za sławę. Czasami muszę się jedynie gdzieś pojawić i zbierze się więcej pieniędzy na jakiś cel. A to wy-kreuje jeszcze więcej dobra. Dla-czego nie miałabym tego robić? Muszę tylko uważać, żeby się nie rozdrabniać, bo wtedy moja dzia-łalność nie przyniesie właściwych efektów. No, ale to żadna filozofia, żeby wykorzystać to, co się ma.

g Niektórzy mówią, że różne fundacje wyręczają rządy, że to rządy powinny dbać o obywateli swoich państw.  - No, ale nie można wszystkie-go oczekiwać od rządu. Jest wielu ludzi gotowych i chętnych do po-mocy, bo to też sprawia im przy-jemność. Ja lepiej czuję się z tym, co robię dla Starlight, a zaangażo-wałam się w tę fundację, ponie-waż mój brat zmarł, kiedy miałam 9 lat. I nic nie mogłam zrobić. Wi-działam, jak moja własna rodzina rozpada się na kawałki. Mogłam jedynie podać herbatę i to wszyst-ko. Tak więc pomaganie dzieciom jest dla mnie formą terapii. Nie można tego nikomu zabronić.

g Kto korzysta z fundacji? - Dzieci, które są nieuleczalnie chore. Ale nie tylko, bo również ich rodzeństwo. Ja sama byłam siostrą chorego dziecka i wiem,

jak bardzo było to dla mnie poru-szające i jak bardzo destabilizo-wało to moje życie. Nasza funda-cja gwarantuje szczęśliwe chwile, wspomnienia. Dzieci skupiają się na czymś pozytywnym. Robią li-stę rzeczy, które chcą zrobić, po-tem pracują nad nią, redukują. To fantastyczny proces, w którym to właśnie chore dziecko podejmuje decyzje, decyduje o tym wszyst-kim, co szczęśliwe i wesołe, a co dotyczy całej rodziny. Chore dzie-ci często czują się winne, choć choroba to nie ich wina. Czują się odpowiedzialne za traumę, która dotyka całą rodzinę, więc odpo-wiedzialność za coś dobrego jest formą terapii. Ale ja nie mogę zbierać braw za pracę fundacji.

g Dlaczego nie? Ty ją stworzy-łaś.  - Ja miałam na nią pomysł i spo-ro czasu spędziłam nad tym, żeby powstała, ale fundacja działa dzię-ki wspaniałym wolontariuszom i pracownikom. Ja tylko chylę czoła przed tymi wszystkimi, któ-rzy wykonują tak ciężką i potrzeb-ną pracę.

g Spotykamy się w siedzibie Ogniska Polskiego i kiedy tu weszłaś, pierwsze, co powiedzia-łaś było „Mam polskich przod-ków”. - Tak. I muszę powiedzieć, że mając tego świadomość, zawsze czułam jakąś bliskość Polski. Ni-gdy nie byłam w Polsce, ale chcia-łabym pojechać, poznać historię moich przodków. Być może ktoś z mojej rodziny nadal tam mieszka. Nawet chyba wyglądam na Polkę, mam te swoiste słowiańskie rysy.

g To w jakiej części czujesz się Polką? - Rodzina mojego ojca pocho-dziła z Polski. W XVIII w. miesz-kali w Lesznie, które za czasów Prus nazywało się Lissa. W 1824 r. wyjechali do Irlandii, a później do Wielkiej Brytanii. Ciekawi mnie, czy ktoś został w Polsce, może mieli dzieci, wnuków, które wró-ciły lub założyły swoje rodziny?

g Życzę w takim razie udanej podróży do Polski. Dziękuję za rozmowę.

Źródło: PolarityInternational.com

Page 14: Dobry Znak

14 / KULTURA

Zakończył się 4. Festiwal Chrześcijańskie Granie, który odbywał się od 18 do 19 paź-dziernika w Katolickim Centrum Kultury Dobre Miejsce na warszawskich Bielanach. Na scenie wystąpili najciekawsi wykonawcy młodego pokolenia grający współczesną muzykę chrześcijańską. Impreza zgromadziła nie tylko liczne grono fanów dobrej muzyki, ale także dziennikarzy i środowisko muzyczne.

Chrześcijański Fryderyk 2014

SerCe rośNie

 Pierwszy dzień Festiwalu upły-nął pod znakiem salek muzycz-nych. Biskup Grzegorz Ryś w bło-gosławieństwie dla organizatorów akcji nazwał je „orlikami muzycz-nymi”, natomiast prowadzący Fe-stiwal Chrześcijańskie Granie Łu-kasz Sośniak, widziałby określenie „inkubatory”. Jeszcze inny termin wymyśliła Klaudia Grabek ze Stro-nyB, która w „historii prawdziwej”,

nazwała je po prostu „próbownia-mi”. Temat salek muzycznych miał zainspirować zarówno widzów, jak i muzyków występujących na Fe-stiwalu Chrześcijańskie Granie.Wydaje się, że się udało. Wśród publiki znalazły się osoby, które podjęły temat bardzo szybko. Wi-doczne to było po rewelacyjnym koncercie 33, po którym publika wywołała zespół na „bis” śpiewa-

jąc refren do utworu Jezus Królem Chwały. Drugi dzień Festiwalu już nie wypełnił Auli tak szczelnie jak w sobotę. Nie przeszkodziło to jednak rozruszać warszawskiej pu-bliczności. Autentyczny przekaz, mocne świadectwo chłopaków z projektu Wyrwani z Niewoli po-rwało warszawskie Dobre Miejsce do wspólnej zabawy i uwielbienia w rytmach hip-hopu. Zetaigreka wystąpił jako support przed mag-da.leną frączek, która zagrała z no-wym składem utwory z nagrodzo-nej płyty „Effatha”.

Po ogłoszeniu wyników gdyńskiego Festiwalu Filmowego nie mogłam uwierzyć, że ja-kiś film wygrał z „Miasto ‘44”. Przecież Komasa stworzył supeprodukcję dekady, o tak gigantycznym budżecie i sfilmowanej w tak nowoczesnej technologii, w iście hollywódz-kim stylu - chociaż fabularnie banalnej i niekonsekwentnie poprowadzonej, to i tak nic nie miało prawa jej przebić. A jednak…

 Jana Komasę pokonał Łukasz Palkowski, który stworzył film o walce najbardziej znanego pol-skiego kardiochirurga Zbigniewa Religi, który pokonywał przeszko-dy stojące mu na drodze do prze-prowadzenia w Polsce pierwszej operacji przeszczepu serca. To film o walce lekarskiej pasji z biurokra-tycznymi procedurami i życiem rodzinnym. Walce życia ze śmier-cią, o przełamywaniu kulturowego, religijnego i społecznego tabu, ja-kim było wyjęcie serca z ludzkiego organizmu. Walce ateisty z Bogiem i odwiecznym porządkiem. „Bogo-wie” to film o tym, że warto wal-czyć i że jeśli postawimy wszystko na jedną kartę, na końcu drogi cze-ka nas sukces. Jesteśmy spragnieni tryumfów, więc tłumnie poszliśmy do kina.

 Nie tylko sama historia - całe szczęście, opowiedziana bez zadę-cia - nas wciągnęła. Wartka akcja sprawiła, że z przyjemnością po-dążaliśmy za głównym bohaterem

- a to śmiejąć się, kiedy trzeba (może czasami przy oczywistych, ale jednak smacznych gagach), a to przełykając z bohaterem pi-gułkę goryczy (jakże w przypadku

lekarza brzmi to dosłownie). Gdy-byśmy w samym filmie próbowali doszukiwać się (tylko na siłę!) ja-kichkolwiek błędów, moglibyśmy wymienić parę zbyt oczywistych lub niepotrzebnie powtórzonych scen czy dialogów, brak ewident-nego zakończenia, sztuczna, te-atralna rola Englerta jako profe-sora, ale byłoby to już zwykłym czepialstwem w przypadku dzieła tak dobrego w swojej gatunkowej prostocie. Przepis na sukces niby oczywisty, tymczasem tak niewie-lu polskich artystów filmowych potrafi z niego skorzystać. Bierzcie przykład z „Bogów”, drodzy twór-cy!  Dialogi, podobnie jak świet-na muzyka (niedostrzeżona przez krytyków) są tylko po to, aby po-suwać akcję do przodu, a nie po to, żeby czołobitnie mówić o pasji

genialnego lekarza. Scenografia po to, żeby w sposób wiarygodny przenieść nas w rzeczywistość póź-nej PRL - fiat 125, „sypana” kawa pita w przezroczystej szklance z uchem czy ciężkie szklane po-pielnice w gabinetach. Wszystkie sceny w filmie są przemyślane, a kolejne ruchy uzasadnione zdję-ciowo poprzednimi. I długo mogła-bym rozpływać się w zachwytach, ale o jednej rzeczy nigdy nie mo-głabym zapomnieć, wracając my-ślami do tego filmu. Nie byłoby „Bogów” bez genial-nego Tomasza Kota, który wyda-wało się, że po roli Ryśka Riedla w „Skazanym na bluesa” lepszej kreacji aktorskiej już stworzyć nie może. Tymczasem każdy gest, każ-de mrugnięcie okiem, każdy ruch udowadniały, że jest to aktor nie-skończonego talentu. Tak wielkie-go, że w końcowej scenie już sama nie wiedziałam, czy przy Fiacie 125 stoi Kot czy Religa!

Agnieszka Żądło-Jadczak

Page 15: Dobry Znak

PRAWO / 15

 Powodów rozstania jest bardzo dużo. Być może niekiedy za szybko decydujemy się na ten ostateczny krok. Czasami warto podjąć walkę i ocalić związek. Jeśli dojdziemy do wniosku, że nie, należy zdecy-dować: rozwód czy separacja? Różnicą między separacją a roz-wodem jest to, że po orzeczeniu rozwodu można zawrzeć ponownie związek małżeński, a po separacji nie. W przypadku separacji można ją znieść i następuje powrót do sy-tuacji sprzed orzeczenia. Ponadto, separację łatwiej jest uzyskać w sądzie, ponieważ nie trzeba udo-wadniać, że rozkład pożycia mał-żeńskiego jest trwały - wystarczy wykazać, że jest zupełny. Czas

postępowania także nie jest jedna-kowy. Separację można uzyskać przy zgodzie obu stron już po jed-nej rozprawie, natomiast uzyska-nie rozwodu może trwać dłużej - szczególnie w przypadku orzekania

o winie. Kosz-ty sądowe przy rozwo-dzie są wyż-sze. Przede w s z y s t k i m

należy pamiętać, że rozwód jest de-cyzją, która ma nieodwracalny sku-tek - raz na zawsze rozwiąże twoje małżeństwo. Separacja daje czas na przemyślenia, może was zarówno przybliżyć, jak i oddalić od siebie. Coraz bardziej popularnym, ale jeszcze zbyt rzadko stosowanym sposobem rozwiązywania kon-fliktów jest instytucja mediacji. W sprawach o rozwód i separację mediacje zostały uregulowane w

Zamiast rozwodu - mediacjaodpowiednich przepisach Kodek-su postępowania cywilnego. Jest to prowadzony przy udziale bezstron-nego mediatora sposób rozwiązania sporów, pozwalający na osiągnięcie porozumienia satysfakcjonującego obie strony. Podstawowe zasady mediacji to dobrowolność i pouf-ność. W sprawach o rozwód lub separację, mediacje mogą być prze-prowadzone na wniosek stron i na podstawie decyzji sądu - za zgodą stron. Sprawa może być skierowa-na do mediacji, jeżeli istnieją wido-ki na utrzymanie małżeństwa.

Anna Jabłońska - doradca prawny, Centrum Usług Prawnych

Miłość nie zawsze ma swój „happy end” tak jak w pięknych filmach, które oglądamy w kinie. Dawniej rozwód był nie do pomyślenia i uważano to za powód do wstydu.

Jeszcze niedawno zarezerwowany był tylko dla gwiazd, ludzi z pierwszych stron gazet… Dziś rozwodzą się niemal... wszyscy.

Jeśli potrzebujesz pomocy prawnej - napisz do mnie na adres mailowy: [email protected] Więcej informacji: www.mobilnyprawnik.pl

R E K L A M A

Page 16: Dobry Znak

16 / FINANSE

Organizacja wspierająca środowiska biznesowe w realizacji przedsięwzięć gospodar-czych przyjrzała się rynkowym ofertom instytucji finansowych dla podmiotów z sektora trzeciego, czyli stowarzyszeń, fundacji, spółdzielni, wspólnot mieszkaniowych, para-fii oraz związków zawodowych.

Spółdzielcy docenieni przez instytut Biznesu

 Z analizy wynika, że zdecydo-wana większość instytucji finanso-wych proponuje sektorowi trzecie-mu produkty dla małych i średnich firm. Naturalnie wiąże się to z ko-niecznością spełniania takich wy-mogów finansowych, jakie stawia się klientom z sektora MSP - dla organizacji non profit to często ba-riera nie do pokonania.  - Okazało się, że banki, które natarczywie się reklamują, są prze-reklamowane. Mają kiepskie ofer-ty, ponieważ muszą, zamiast pie-niędzy dla klientów, duże środki przeznaczyć na reklamę. Ponadto, ponieważ są komercyjne, muszą również wygospodarować znaczą-ce, możliwie jak największe, zy-ski dla akcjonariuszy. Instytucje mniej znane miały dużo korzyst-niejsze propozycje lokat. Różnica w oprocentowaniu wyniosła 1.5 % w skali roku, na niekorzyść ofert banków komercyjnych - mówi Ju-liusz Bolek, przewodniczacy Rady Instytutu Biznesu. Rynkową niszę ofert finanso-wych dla sektora trzeciego z po-wodzeniem wykorzystują instytu-cje spółdzielcze, które proponują mu specjalnie dedykowane pro-dukty. W raporcie, jako przykład instytucji stosujących taką poli-tykę wyróżniono Kasę Stefczyka, SKOK Wołomin i Podkarpacki Bank Spółdzielczy.

SKOK-i zabiegają o III sektor

 Obowiązujące od jesieni 2013 roku przepisy wprowadziły zna-czące zmiany w działalności spół-dzielczych kas oszczędnościo-wo-kredytowych. Z perspektywy niemal dziewięciu miesięcy ich obowiązywania, można stwier-dzić, że okazały się one korzystne, nie tylko dla członków kas, ale dały również możliwości rozszerzenia działalności przez same SKOK-i. Tym samym sektor spółdzielczych

instytucji finansowych zyskał nowe możliwości rozwoju, rów-nież w perspektywie współpracy z innymi instytucjami spółdziel-czymi. Chodzi przede wszystkim o obsługę przez SKOK-i podmio-tów tzw. trzeciego sektora. Insty-tut Biznesu pozytywnie ocenia te zmiany, a oferta największych kas jest dowodem, że są one w stanie skutecznie konkurować z bankami w tym obszarze. Jak wynika z raportu Instytutu Biznesu, spośród dziewięciu naj-większych (pod względem liczby placówek) banków, banków spół-dzielczych i SKOK-ów najatrak-cyjniejszą ofertę dla spółdzielni przygotowały SKOK-i. Ofertę dla trzeciego sektora posiadają trzy największe kasy:g Kasa Stefczyka,g SKOK Wołomin g SKOK Chmielewskiego.

 W tej grupie SKOK Wołomin wyróżnia się najniższą opłatą za

prowadzenie rachunku - 5 zł i naj-wyższym oprocentowaniem ra-chunku bieżącego - 0,6 %. Kasa Stefczyka pobiera 9 zł za prowadzenie rachunku i oferuje standardowo oprocentowanie w wysokości 0,1 %. SKOK Chmie-lewskiego proponuje odpowied-nio 9 zł opłat i 0,2 % dla rachun-ku bieżącego. Spośród banków spółdzielczych interesującą ofertą wyróżnia się Podkarpacki Bank Spółdzielczy, który, co prawda, nie pobiera opłat za prowadze-nie rachunku, ale też nie oferuje oprocentowania rachunku bie-żącego. W grupie banków ofertę dedykowaną trzeciemu sektoro-wi ma Bank Zachodni WBK. Tu opłata za prowadzenie rachunku spółdzielni wynosi maksimum 6 zł miesięcznie, nie jest ofero-wane oprocentowanie rachun-ku bieżącego. Spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe ze swoimi ofertami są w dobrym punkcie wyjścia do przejęcia czę-ści spółdzielczych klientów od konkurencji z innych sektorów. To, czy będą w stanie osiągnąć ten cel, zależy od kilku czynników.

Nie takie SKOK-i straszne…

 W świetle publikacji medial-nych, wskazujących na trudną sytuację części SKOK-ów, za-ufanie spółdzielców do kas może

Marcin Gryszko

być ograniczone. W przypadku największych kas – a więc tych, które ze względu na zasięg dzia-łania i rozbudowaną ofertę mogą być atrakcyjnym partnerem dla spółdzielni i wspólnot – kluczo-we jest udowodnienie stabilności i wiarygodności. Dwa największe SKOK-i – Stefczyka i wołomiń-ski - regularnie publikują i nagła-śniają w mediach swoje wyniki finansowe. W pierwszym półroczu br. osiągnęły odpowiednio ponad 15 mln i 32,6 mln zł zysku, a ze strony KNF nie płyną niepokojące sygnały o ich kondycji.

 Pozostaje otwarte pytanie, jak na konkurencję ze strony SKOK-ów zareagują banki i banki spół-dzielcze? Tylko niektóre banki dedykowały podmiotom trzeciego sektora specjalną, kompleksową ofertę. Wydaje się, że w perspek-tywie przejścia przynajmniej kil-kunastu procent podmiotów do sektora SKOK-ów banki będą mu-siały przygotować bardziej konku-rencyjne warunki obsługi.

 Spółdzielnie z różnych branż i wspólnoty mieszkaniowe to prze-cież tysiące podmiotów w całym kraju - a więc znacząca grupa waż-nych klientów, dla których warto posiadać specjalną ofertę.

Banki, które natarczywie się reklamują, są przere-klamowane. Mają kiepskie oferty, ponieważ muszą, zamiast pieniędzy dla klientów, duże środki prze-znaczyć na reklamę - mówi Juliusz Bolek, przewod-niczący Rady Dyrektorów Instytutu Biznesu.

Page 17: Dobry Znak

FINANSE / 17

W dzisiejszej odsłonie naszej szkoły przyjrzymy się zagranicznemu funduszowi inwestującemu w akcje spółek, które

swoją działalność prowadzą w krajach Unii Europejskiej.

Zyski z dywidend spółek europejskich

 Co prawda większość doniesień napływających z Europy na prze-strzeni ostatnich kilku miesięcy była dość pesymistyczna i ostat-nie badanie nastrojów inwestorów z całego świata przeprowadzone przez Franklin Templeton pokaza-ło, że zaledwie 7% respondentów uważa, że rynki akcji w Europie Zachodniej będą w nadchodzącym roku oferować najlepsze możliwo-ści. Dzieje się tak mimo licznych pozytywnych sygnałów ekono-micznych pojawiających się w tym regionie. Często nie zwraca się uwagi na fakt, że niezależnie od wyzwań stojących przed Europą, kryzys w krajach Europy nie musi oznaczać kryzysowej sytuacji eu-ropejskich spółek. Dlatego cieka-wą alternatywą dla naszego rynku akcji, może być fundusz Franklin European Dividend Fund, tym bar-dziej, oferowany także w PLN.

 Celem inwestycyjnym funduszu jest osiąganie bieżących dochodów i długoterminowego wzrostu war-tości kapitału poprzez inwestowa-nie przede wszystkim w akcje i/lub inne papiery powiązane z kapita-łem (w tym instrumenty pochodne i papiery zamienne) spółek o do-wolnej kapitalizacji rynkowej, za-rejestrowanych lub prowadzących kluczową działalność w Europie. Fundusz koncentruje się na akcjach spółek, które, według zarządzają-cego portfelem Funduszu, oferują

atrakcyjne dochody z dywidendy w chwili kupna papierów i/lub potencjał atrakcyjnych dochodów z dywidendy w przyszłości. Ponie-waż większe prawdopodobieństwo realizacji celu inwestycyjnego zapewnia elastyczna polityka in-westycyjna, którą można dostoso-wywać do bieżących warunków, Fundusz może także inwestować w innego rodzaju zbywalne papie-ry wartościowe.

Wzrost za rozsądną cenę

 Filozofia zarządzania portfelem funduszu Franklin European Di-vidend Fund oparta jest na zdy-scyplinowanym, ale jednocześnie elastycznym inwestowaniu, funda-mentalnej analizie pojedynczych papierów oraz tzw. zasadzie GARP (Growth at a Reasonable Price, czyli „wzrost za rozsądną cenę”), przy jednoczesnej dużej dywersy-fikacji styli inwestycyjnych, umoż-liwiającej wyszukiwanie większej liczby atrakcyjnych możliwości inwestycyjnych, które łącznie są w stanie generować dochód zgodny z celem inwestycyjnym Funduszu. Zarządzający portfelem papierów europejskich wspierani są przez ze-spół Franklin Equity Group, który od 1947 roku zajmuje się zdyscy-

Szkoła Inwestowania nr 143

Bartłomiej Grochulski

plinowaną i szczegółową selekcją udziałów, połączoną z krytyczną analizą tendencji rynkowych i in-westycyjnych. Uznane zespoły zarządzających portfelami i anali-tyków Franklin swobodnie dzielą się ze sobą swymi odkryciami i najlepszymi pomysłami. Wszelkie rekomendacje formułowane są na podstawie rzetelnych badań, a nie pod wpływem emocji czy krótko-trwałych trendów na rynku. Zespół przyjmuje długoterminowy hory-zont inwestycyjny i szuka spółek o solidnych wskaźnikach funda-mentalnych oraz atrakcyjnej wyce-nie. Filozofia inwestycyjna oparta jest w dużym stopniu na analizie fundamentalnej i indywidualnej selekcji, która ma kluczowy wpływ na profil ryzyka do zwrotów.

 Proces inwestycyjny rozpoczy-na się od oceny jakości strategii i zarządu przedsiębiorstwa. Oce-niając strategię firmy, nasz zespół koncentruje się na potencjale do generowania zrównoważonych zwrotów. Kluczowym elementem naszych badań jest rygorystyczna analiza dotychczasowych wyni-ków finansowych przedsiębiorstwa oraz opracowanych przez zarząd planów rozwoju i generowania ponadprzeciętnych i zrównowa-

żonych zwrotów w przyszłości. Przykładowo, analitycy badają, czy spółka ma przewagę konku-rencyjną wynikającą z unikalnych lub niszowych produktów, roz-woju własnych technologii czy szczególnej pozycji na rynku. Na-stępnie, analityk bada środowisko, w jakim firma prowadzi działal-ność oraz jej konkurentów. Spółki analizowane są pod różnym kątem, m.in. z uwzględnieniem atrakcyj-ności cenowej w łańcuchu dostaw w odniesieniu do nabywców i do-stawców, ograniczeń dla nowych graczy rynkowych w danej branży, ryzyka pojawienia się produktów zamiennych czy też kondycji dane-go sektora. Na podstawie zgroma-dzonych informacji jakościowych, analityk formułuje pięcioletnie prognozy finansowe, które stano-wią bazę dla dokładnej wyceny przeprowadzanej przez zespół.

 Szczególnie dużą wagę przywią-zuje się do środków przeznaczo-nych na wypłatę dywidendy, analiz bilansu oraz prognoz przyszłych przepływów pieniężnych, co ma na celu zyskanie pewności, że dana spółka będzie w stanie wypłacać dywidendę przewyższającą założo-ny minimalny poziom w dłuższej perspektywie.

Fundacja na rzecz dobrego inwestowania

ul. Mysia 5, 00-496  Warszawa, tel.: 22 596 53 12

Page 18: Dobry Znak

18 / FINANSE

Eksperci Warsaw Enterprise Institute o przyszłości spółdzielczości finansowej

 Tu bezmyślność, a nie tupet za-dziwia. Po kolacji u Sowy, gdzie szef Banku Centralnego przy wó-deczce rozprawiał o stworzeniu z Banku Centralnego maszynki do wygrywania wyborów, wiedzie-liśmy, że przyjdzie czas na inne „niezależne” instytucje. Co jak co, ale na upartyjnianie państwa, poli-tykom nie braknie odwagi i pomy-słowości. W krótkim czasie rząd wymienił szefów UOKiK-u i KNF-u na wypróbowanych urzędników partii. Tłumaczenia co do przyczyn były mgliste, ale czyny czytelne. W przypadku KNF-u prezes na-tychmiast przystąpi do rozmonto-wywania SKOK-ów. Przez rozmontowywanie nie mam na myśli wprowadzenia ja-snych reguł gry. Obowiązkowe rezerwy i gwarancje depozytów,

po doświadczeniach wielkiego kryzysu, miały sens. Rzecz raczej w tworzeniu trwałych mechani-zmów, które wyeliminują z rynku spółdzielcze instytucje finansowe. Ujednolicą rynek, ale też uszczuplą ofertę dla klienta. Wyższe wymogi faktycznie po-grążyły kilka słabszych SKOK-ów. Sytuacja nie mogła być jednak aż tak tragiczna, skoro szybko znala-zły się chętne banki na ich przeję-cie. decydowana większość SKOK-ów nie tylko przeżyła crash testy, ale okazało się nawet, że niektóre z nich mają wyższą zyskowność i rezerwy na lepszym poziomie niż kilka zagranicznych banków dzia-łających w Polsce.  Nadzór bankowy, który przez pierwsze osiem lat swojego istnie-nia sporadycznie odmawiał rękoj-mi prezesom banków, teraz zaczął wykorzystywać swoje prerogaty-

wy hurtowo. Raptem 12 prezesów SKOK-ów nie otrzymało rękojmi. Jeden za drugim, niezależnie od wyników finansowych. Mieliśmy kasy, które wykazywały zyski od 10 lat, spełniały wszystkie wymo-gi, ba nawet otrzymały skwito-wanie KNF-u, ale prezesi już nie. Czy nasz system finansowy będzie dzięki temu bezpieczniejszy, czy to tylko sygnał dla SKOK-ów, że mają mianować na prezesów osoby politycznie zjadliwe dla partii rzą-dzącej? Nagonka trwa. KNF krok po kroku osłabia SKOK-i i przygoto-wuje banki do przejmowania ich klientów. Konsekwencje dla ryn-ku trudne są dziś do przewidzenia, tak jak nikt nie przewidział kiedyś zagrożenia dla amerykańskiego rynku kapitałowego bankami tak dużymi, że rząd musiał je ratować, żeby samemu nie upaść. Kryzysy

na szczęście przychodzą i odcho-dzą. Gorzej z upartyjnionymi urzę-dami. Te na zawsze stają się łupem polityków. Po kolejnych wyborach KNF padnie łupem opozycji, tak jak po każdych wyborach padają publiczne telewizje, radia i nawet poszczególne programy publicy-styczne. PiS ma dość radykalne plany, jeżeli chodzi o rozwój ban-kowości w Polsce. Zafascynowa-ny Orbanem, Jarosław Kaczyński chce polonizować banki. Czytaj - nacjonalizować. Teraz będzie miał prostsze zadanie. Dostanie upartyj-niony już NBP i teraz KNF.

 Wszystkim cieszącym się dziś z klęski SKOK-ów, radzę już pisać listy oburzenia i protesty. Za rok, za dwa, KNF już w nowych rę-kach, zacznie dłubać przy zyskach obcych banków i jeden po drugim odmawiać rękojmi uznanym ban-kierom, tak hołubionym dziś przez rządzące partie. To cena partyj-niackiej krótkowzroczności.

Tomasz Wróblewski, wieceprezes Warsaw Enterprise Institute

Cezary Kaźmierczak, członek zarządu Warsaw Enterprise Institute

Krótkie loty wielkiego regulatora

Czy ci, co dziś niszczą SKoK-i będą nas ratowali przed dyktatem wielkich banków?  W Polsce potrzebne są różne formy bankowości. Powinno być wśród nich też miejsce dla banków spółdzielczych i SKOK-ów - któ-re pełnia nieco inne funkcje i są adresowane do nieco innych grup odbiorców. Ustawa o SKOK była pisana w innych czasach i trudno było wówczas przewidzieć współ-czesne zagrożenia. Rząd powinien oczywiście dążyć do zapewnienia bezpieczeństwa konsumentów i systemu bankowego, ale próba unifikacji wszystkich form w jed-ną jest drogą donikąd i drogą na szkodę konsumenta. Ostatecznie doprowadzi to do monopolizacji rynku przez kilka wielkich instytu-

cji i skutki dla konsumentów będą więcej niż opłakane. W Polsce na równych prawach powinny rozwi-jać się rożne formy bankowości - zarówno spółdzielczej, jak i kas kredytowych, które istnieją prawie wszędzie na świecie i nie są obję-te takimi restrykcjami, jak wielkie banki. Niepokojąca jest też rola, która w Polsce zaczyna pełnić Ko-misja Nadzoru Finansowego. KNF zaczyna niebezpiecznie i zbyt da-leko wychodzi poza swoją rolę. Mieszanie się regulatora do spraw

właścicielskich, niezatwierdza-nie prezesów i członków zarządu, mimo ze nie są o nic oskarżeni ani nic się im nie zarzuca, to już prosta droga do zaburzenia rynku i bez-piecznego funkcjonowania insty-tucji finansowych. KNF powinien ograniczyć się do wydawania re-komendacji oraz ustalenia rożnych wskaźników bezpieczeństwa dla rożnych typów instytucji finanso-wych ram, a nie przejmować role ich właścicieli, czy zarządów. Je-śli ta ingerencja będzie nadal po-

stępowała - a jak wiadomo apatyt każdego urzędu w tym zakresie jest nieograniczony - to skończy się to bardzo źle. Zamiast rozłożenia ryzyka - nastąpi jego kumulacja w kilku wielkich instytucjach fi-nansowych. Powtórzy się scena-riusz amerykański, gdzie potenta-tom rynku wolno będzie wszystko, a państwo będzie za słabe, żeby się im przeciwstawić. Zburzyć łatwo, ale na odbudowę uzupełniającego rynku finansowego może być za późno.

Page 19: Dobry Znak

FINANSE / 19

Redakcja tygodnika Bloomberg Bussinesweek Polska przyznała wołomińskiej Kasie nagrodę Bussines Premium za ofertę produktów finansowych skierowaną do spół-

dzielni, fundacji i wspólnot.

SKOK Wołomin został finalistą nagrody Strażnik Pamięci tygodnika „Do Rzeczy”

w kategorii „mecenas”.

 Kryterium wyboru rankingu naj-lepszych usług dla biznesu były jakość, dostosowanie do potrzeb rynkowych, nowoczesność, efek-tywność oraz zainteresowanie klientów. Wśród nagrodzonych znaleźli się m.in.: Krajowy Depo-zyt Papierów Wartościowych - za usługi dla bankowości, Deutsche Bank za usługi skierowane do sektora MSP oraz Credit Agricole Finance za faktoring.

 - Jesienią 2013 r. weszły w życie przepisy umożliwiające SKOK-om obsługę podmiotów z sektora trzeciego - stowarzyszeń, związków zawodowych, parafii, spółdzielni i wspólnot mieszka-niowych oraz fundacji. Wykorzy-staliśmy nowe możliwości prawne i na wiosnę tego roku wzboga-ciliśmy naszą ofertę o produkty dedykowane organizacjom poza-

SKOK Wołomin nagrodzony za ofertę dla trzeciego sektora

Nominacja za dbałość o pamięć historyczną

rządowym. Dziękujemy, że nasze zaangażowanie w obsługę instytu-cji non profit zostało zauważone i docenione. Nagroda cieszy tym bardziej, że jest to kolejne wyróż-nienie zdobyte przez naszą Kasę w tym roku - we wrześniu redakcja miesięcznika Polish Market oraz SGH przyznały nam tytuł NOBILA-TUM 2014 dla najlepszej instytucji finansowej w kategorii „SKOK-i” - powiedziała Izabela Kuczaj, Dy-rektor ds. sprzedaży SKOK Woło-min. (JR)

Fot: Nagodę odbiera Izabela Kuczaj, dyrektor ds. sprzedaży SKOK Wołomin

 Kapituła wyróżniła wołomiń-ski SKOK za nieustanne wspar-cie dla twórczości nawiązującej do ważnych faktów polskich dziejów. SKOK Wołomin będzie walczył o tytuł Strażnika Pamięci z pozostałymi fina-listami: Bankiem Spółdzielczym w Myszkowie, Mia-stem Gdynia oraz Tauron Polska Energia.  Nagroda jest przy-znawana w trzech kate-goriach. W kategorii TWÓRCA wyróżnienie może otrzymać osoba lub osoby fizyczne, które przyczyniają się do odnowienia

pamięci. W kategorii INSTYTU-CJA tytuł Strażnika Pamięci mogą otrzymać muzea, stowarzyszenia, fundacje, organizacje nowo powo-

łane lub te, które w minio-nym roku podjęły nowe

inicjatywy służące realizacji celów konkursu. W kate-gorii MECENAS nagrodę otrzyma podmiot publiczny lub komercyjny,

który w szczegól-ny sposób materialnie

wspiera dbałość o pamięć historyczną. Zwycięzcę poznamy podczas uroczystej gali 9 listopada w Zamku Królewskim w Warsza-wie. (HK)

 System spółdzielczych kas okazał się dużo bezpieczniejszym miejscem utrzymywania oszczędności Polaków niż inne komercyjne systemy finansowe, w tym bankowy. Zgromadzone przez SKOK-i fundusze skutecznie zabezpieczają interesy członków kas spółdzielczych w zakresie bezpieczeństwa całości zdeponowanych w SKOK oszczędności. Od chwili powstania pierwszej spółdzielczej kasy w Polsce żaden jej członek nie stracił ani grosza złożonych w SKOK oszczędności. Przezorność i wypracowane przez wiele lat funkcjonowania systemu zasady gospodarowania funduszami powodują, że oszczędności złożone w SKOK również dzisiaj są bezpieczne w 100%.   Restrykcyjne działania nadzorcze Komisji Nadzoru Finansowego doprowadziły do sytuacji, w której wystąpiło zagrożenie odzyskania przez część członków SKOK „Wspólnota” środków pieniężnych ulokowanych w kwocie przewyższającej wartość środków objętych gwarancją Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, tj. powyżej równowartości 100 tys. euro. W związku z zaistniałą sytuacją Kasa Krajowa, skupiająca wszystkie SKOK-i w Polsce, podjęła skuteczne działania wykluczające możliwość wystąpienia jakichkolwiek strat wynikających ze złożenia depozytów w SKOK „Wspólnota”.

  27 października br. Kasa Krajowa sfinansowała wydatki na pokrycie roszczeń członków SKOK „Wspólnota” z tytułu zgromadzonych w niej środków pieniężnych w takim zakresie, w jakim środki te nie były objęte gwarancjami Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. Bezpieczeństwo depozytów złożonych w SKOK jest nie tylko objęte ograniczonymi gwarancjami Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, ale gwarantowane jest także, jak się okazuje, wzajemną współodpowiedzialnością oraz normami etycznymi propagowanymi i przestrzeganymi przez polską spółdzielczość finansową - przez SKOK-i. (red.)

Bezpieczna kasa

Page 20: Dobry Znak

20 / POZNAJ ŚWIAT POZA MIASTEM

Ogólnopolska Telewizja TVR dostępna jest na platformach cyfrowych, sieciach kablowych i satelicie Hot Bird™. Włącz TVR! teraz także w jakości HD!

170 159222 711

Wędrówki z wędkąZ wędką w ręku przemierzamy Polskę odkrywając piękne i róż-norodne łowiska. Łowienie ryb daje wolność i poczucie jedno-ści z naturą. Uczy zarazem po-kory wobec przyrody, udowad-niając że bez jej zrozumienia, nawet najlepszy sprzęt jest tyl-ko gadżetem.

Ogród bez tajemnicProgram o pielęgnacji i aranżacji ogrodów małych i dużych, pełen inspiracji i praktycznych porad dla wszystkich miłośników zieleni. Ogród bez tajemnic to „kopalnia” praktycznych porad, z których z pewnością skorzysta każdy miło-śnik ogrodu.

InspiracjeProgram o ludziach, którzy po-dejmują ryzyko prowadzenia niewielkiej, najczęściej rodzin-nej � rmy. To program o tych, którzy urzeczywistniają swoje pasje i zarabiają na tym. Ich dzia-łalność to często nowatorskie pomysły, realizowane w małych miasteczkach i na wsiach.

Więcej informacji znajdziesz na stronie www.tvr24.pl

OGÓLNOPOLSKA TELEWIZJA www.tvr24.pl

Sobota, godzina 15:00

Sobota, godzina 8:00

Wtorek,godzina 18:30

TVR_210x297_Dobry_Znak_v2409_SAT.indd 1 2014-10-21 14:20:18

Page 21: Dobry Znak

PROGRAM TVR / 21

środa - 5 listopada 201405:15 Studio TVR05:45 Notowania kwiaty05:55 Przepis na ogród06:00 Muzyczne TVR09:00 Inspiracje09:25 Przez rozsądek do kuchni09:45 Przepis na ogród10:00 Muzyczne TVR12:00 Notowania zboża12:15 Nauka poszła w pole12:35 Szanuj życie12:50 Notowania zboża13:00 Muzyczne TVR15:00 To nas dotyczy16:00 Muzyczne TVR18:00 Wędrówki z wędką18:30 Ryba palce lizać19:00 Łowca 19:30 Magazyn łowiecki Darz Bór20:00 Nauka poszła w pole20:25 Hodowca20:50 Notowania nabiał, mięso, cukier21:00 Kino TVR – Z życia nicponia22:55 Muzyczne TVR02:00 Kamera bliżej natury

czwartek - 6 listopada 201405:15 Uprawiamy Biznes05:45 Notowania zboża05:55 Przepis na ogród06:00 Muzyczne TVR08:30 Na Osi09:00 Ogród bez Tajemnic09:25 Sekrety diety09:55 Przepis na ogród10:00 Muzyczne TVR12:00 Notowania kwiaty12:10 Studio TVR 12:50 Notowania kwiaty13:00 Muzyczne TVR15:00 To nas dotyczy16:00 Muzyczne TVR18:00 Taniec z garami18:35 Przez rozsądek do kuchni19:00 Ogród bez Tajemnic19:20 Inspiracje19:50 Przepis na ogród20:00 Zielona Unia20:15 Studio TVR20:50 Notowania warzywa, owoce21:00 Magazyn łowiecki Darz Bór21:30 Muzyczne TVR02:00 Kamera bliżej natury

poniedziałek - 3 listopada 201405:15 Uprawiamy Biznes 05:40 Bezpieczny rolnik 05:45 Notowania zboża 05:55 Przepis na ogród 06:00 Muzyczne TVR09:00 Mama najlepszy zawód 09:20 MUZA09:55 Przepis na ogród 10:00 Muzyczne TVR12:00 Notowania kwiaty 12:15 Nauka poszła w pole 12:35 Bezpieczny rolnik 12:50 Notowania warzywa, owoce13:00 Muzyczne TVR15:00 To nas dotyczy16:00 Muzyczne TVR18:00 ABC Wędkarza18:30 Ryba palce lizać 19:00 Łowca 20:00 Uprawiamy biznes 20:30 Nauka poszła w pole 20:50 Notowania warzywa, owoce 21:00 Muzyczne TVR02:00 Kamera bliżej natury

wtorek - 4 listopada 201405:15 Nauka poszła w pole05:30 L jak las05:45 Notowania nabiał, mięso, cukier05:55 Przepis na ogród06:00 Muzyczne TVR09:00 Przez rozsądek do kuchni09:20 MUZA10:00 Muzyczne TVR12:00 Notowania warzywa, owoce12:15 Uprawiamy Biznes12:50 Notowania warzywa, owoce13:00 Muzyczne TVR15:00 To nas dotyczy16:00 Muzyczne TVR18:00I nspiracje19:00 pTAK też Człowiek19:20 Przyroda w obiektywie19:35 Tajemnice przyrody Piotra Kardasza20:00 Studio TVR20:35 Szanuj życie20:50 Notowania zboża21:00 Wędrówki z wędką21:30 Na Osi22:05 Muzyczne TVR02:00Kamera bliżej natury

Program 3 - 9 listopada 2014 r.

piątek - 7 listopada 2014

05:15 Studio TVR 05:45 Notowania zboża05:55 Przepis na ogród06:00 Muzyczne TVR09:00 Taniec z garami 09:45 MUZA 10:00 Muzyczne TVR12:00 Notowania - nabiał, mięso, cukier12:15 Na Osi12:50 Notowania - owoce, warzywa 13:00 Muzyczne TVR15:00 To nas dotyczy16:00 Muzyczne TVR18:00 ABC Wędkarza18:30 Modelki na rybach 19:00 Przyroda w Obiektywie 19:20 L jak Las 19:35 Przepis na ogród19:45 pTAK też Człowiek 20:00 Hodowca 20:25 Uprawiamy Biznes 20:50 Notowania kwiaty 21:00 Wichura Pop23:15 Wichura Polo03:05 Kamera bliżej natury

sobota - 8 listopada 2014

05:15 Muzyczne TVR06:00 Uprawiamy Biznes 06:25 Notowania 06:35 Na Osi07:05 pTAK też Człowiek 07:20 Przyroda w obiektywie 07:40T ajemnice przyrody Piotra Kardasza 08:00 Ogród bez Tajemnic 08:25 Tajemnice przyrody Piotra Kardasza08:50 Przepis na ogród 09:00 To nas dotyczy 10:00 MUZA 10:30 Sekrety diety 10:45 Mama najlepszy zawód 11:00 Wodny Świat 11:15 Przepis na ogród 11:25 Przyroda w obiektywie 11:45 Ryba palce lizać 12:00 Muzyczne TVR14:00 Notowania warzywa, owoce 14:15 Nauka poszła w pole 14:40 Hodowca 14:55 Wędrówki z wędką 15:25 Notowania Extra15:40 L jak las 15:55 Przepis na ogród 16:00 Muzyczne TVR18:00 Auto w terenie 18:20 Strzeleckie ABC 18:40 Magazyn łowiecki Darz Bór 19:10 Wodny Świat 19:30 Ogród bez Tajemnic 20:00 Przepis na ogród20:10 Studio TVR 20:50 Notowania zboża 21:00 Największe Gwiazdy Szlagierów 2014 - Kędzierzyn Koźle23:00 Wichura Polo02:00 Kamera bliżej natury

05:15 Muzyczne TVR06:00 Studio TVR 06:35 Notowania Extra 06:40 Hodowca 07:00 Ogród bez Tajemnic 07:25 Przepis na ogród 07:30 Tajemnice przyrody Piotra Kardasza 08:25 pTAK też Człowiek 08:45 Przyroda w obiektywie 09:00 To nas dotyczy 10:00 Przez rozsądek do kuchni 10:15 Sekrety diety 10:30 Taniec z garami 11:05 Przepis na ogród11:10 Modelki na rybach 11:40 Ryba palce lizać 12:00 Muzyczne TVR

14:00 Na Osi14:35 Uprawiamy Biznes 15:00 Tajemnice przyrody Piotra Kardasza 15:25 pTAK też Człowiek 15:45 Przyroda w obiektywie 16:00 Muzyczne TVR18:00 Łowca 19:05 Modelki na rybach 19:35 Wędrówki z wędką 20:00 Zielona Unia 20:15 Studio TVR 20:50 Notowania - nabiał, cukier , mięso 21:00 Wichura Pop00:15 Wichura Polo02:00 Kamera bliżej natury

niedziela - 9 listopada 2014

Page 22: Dobry Znak

22 / PODRÓŻE

 Kiedy rodzi się mały czło-wieczek, pragniemy dla niego wszystkiego, co dobre. Chcemy go wyposażyć w najlepsze. Kupu-jemy wyprawki, wózki, zabawki, ubranka… Rodzice nie powinni jednak zapominać o tym, że szczę-ście dziecka nie zależy od ilości i marki posiadanych przedmiotów. Poczucie bezpieczeństwa, wspól-ne bycie razem, nasz uśmiech i pogoda ducha to dla pociechy najważniejsze.

 - Doszliśmy do wniosku, że wszystko to dają wspólne podró-że - mówi Katarzyna Kopeć, po-mysłodawczyni projektu AFRY-KA DLA SMYKA. Odkąd zatem jej syn Filipek zaczął stawiać pierwsze kroki, rodzinnie doszli do wniosku, że to doskonały mo-ment, aby uczyć go życia właśnie poprzez podróże. - Prócz nauki pi-sania i czytania, które owszem są ważne, chciałam wyposażyć moje dziecko w ciekawość świata. O ile te pierwsze czynności są odtwór-cze i uczą ich już od przedszkola, o tyle o rozbudzanie ciekawości u dzieciaków powinni zadbać ro-dzice. To ciekawości i wyobraźni zawdzięczamy największe odkry-cia - mówi Katarzyna Kopeć. Stąd pomysł na projekt podróżniczy AFRYKA DLA SMYKA. - Pra-

Lekcja podróży gniemy poprzez podróże uczyć dzieci tolerancji, odmienności kulturowej i religijnej. Maluchom i ich rodzicom pokazujemy, jak in-terdyscyplinarne są podróże, które uczą ekonomii, geografii, historii, sztuki, języków obcych. Uczymy się my, podróżując z naszym sy-nem, ale doświadczeniem i wiedzą zdobytą podczas wojaży dzielimy się z dzieciakami w trakcie spo-tkań w przedszkolach i szkołach - kontynuuje.

Na początek Tunezja

 Tunezja jest pierwszym krajem na ich afrykańskim szlaku. Zo-stała wybrana nieprzypadkowo. To doskonały kraj na początek po-dróżniczej przygody. Jest na tyle egzotyczny, żeby zachwycać, ale i na tyle bezpieczny, żeby z malu-chem po nim podróżować. Smyka i jego rodziców zachwycił od pierwszego wejrzenia. Dlatego wracają tu tak często. Być może powodem jest pozytywne nasta-wienie Tunezyjczyków. Są przy-jaźni i otwarci. Sama Tunezja też jest wyjątkowa. Ma wiele twarzy i ciągle zaskakuje. Smyk nie ro-zumie jeszcze przemian, jakie za-chodzą w tym kraju. Czuje jednak dobry klimat i sympatię. Chętnie tu wraca. Niedawno odwiedził Wiel-kie Południe.  Podróż rozpoczęli od Djerby. Trzy i pół godziny lotu dzieli nas

Podróże z dziećmi - moda czy coś więcej? A może zaspokojenie ambicji i spełnienie ma-rzeń rodziców? Co sprawia, że niektórzy przemierzają świat w szerz i wzdłuż ze swymi często małymi pociechami? Pewnie motywacji jest tyle, ile podróżujących rodzin.

Adam Howaniec

fot. Katarzyna Kopeć

Page 23: Dobry Znak

PODRÓŻE / 23

od innego kontynentu, innego kli-matu, ale i innej kultury, zwycza-jów czy religii. Legendy mówią, że właśnie na Djerbę dotarł Odyseusz, żeglując z Troi, a jego współtowa-rzysze pod wpływem zapachu lo-tosów popadli w stan zapomnienia i nie chcieli jej już opuścić. Wyspa ta była także miejscem odpoczyn-ku dla wielu żeglarzy przemie-rzających bezkresne wody Morza Śródziemnego. Każdy, kto tam za-witał, oczarowany był jej niezwy-kłym charakterem i nazywał Djer-bę „krainą ludzi szczęśliwych”. Mieszkańcy do dziś powiadają, że kto raz odwiedzi tę wyspę, na pewno zawita tu ponownie. Warto zatem przekonać się osobiście, co sprawia, że każdego roku wyspa ta przyciąga tysiące turystów z całe-go świata. Główne ośrodki tury-styczne rozlokowane są na północ-no-wschodnim oraz wschodnim wybrzeżu śródziemnomorskim. Na pasie ponad 20 km znajdują się ho-tele różnej klasy, jest tam również kasyno i pole golfowe. Było emocjonująco i niezwykle ciekawie na wyspie, która bywa-nazywana „wyspą ludzi szczęśli-wych”. To właśnie tu uczestnicy projektu sprawdzali, na czym pole-ga talassoterapia oraz gra w golfa na jednym z profesjonalnych pól golfowych. Na Djerbie również jaworznianie zmierzyli się z lepie-niem z gliny w wiosce Guellala.

Z wizytą u krokodyli

 Obowiązkowym punktem była też wizyta w Djerba Explore. Miejsce to jest polecane szczegól-nie rodzinom z dzieciakami. Park

składa się z 5 części. Pierwsza z nich to malownicza miejscowość, w której można się z relaksować i miło spędzić czas w restauracji. W kolejnej część Parku znajdują się liczne hotele.

 Część, która najbardziej przy-ciąga turystów to Muzeum Lalla Hadria oraz słynna farma kro-kodyli. Oficjalne otwarcie miało miejsce w grudniu 2002 roku. Zarówno powierzchnia far-my, jak i 400 krokodyli robi wrażenie. Smyk jest zachwycony, szczególnie gdy staje przed możliwo-ścią wzięcia do rąk małego krokodylka. Radość i szczę-ście miesza się z dystansem do zwierzątka, które choć małe, prezentuje już swoje ząbki. Do-rosłe osobniki wzbudzają re-spekt. Choć wyglądają na sztuczne, gdy tak leżą w bezruchu, to i tak czuje się dreszczyk emocji. Stanąć z takim krokodylem oko w oko do przyjemności nie należy. Od czasu do czasu zwierzę-ta się poruszają, przepływają lub walczą ze sobą. Miło tu, ale pa-trzymy na zega-rek. Czeka na nas jeszcze królestwo garncarstwa - wio-ska Guellala sły-

nąca z wyrobu ceramiki. Mó-wią, że nie święci garnki lepią. Żeby to sprawdzić, i my wraz ze Smykiem zmierzyliśmy się z garncarstwem. Zeszliśmy też parę metrów pod ziemię, aby zoba-czyć, skąd miejscowi biorą glinę. Najbardziej popularną pamiątką kupowaną w tych okolicach jest kubek w kształcie głowy wielbłą-da. Prawdopodobnie również jest

to jedno z najlep- szych miejsc na wyspie do podziwiania zachodów słońca.

Wybranek księżniczki

  Dalsza podróż wiodła między innymi przez ksary czyli maga-zyny żywności zwane „pałacami pustyni”. Podróżnicy odwiedzili Ksar Hadada (znany ze scen krę-conych do Gwiezdnych Wojen) oraz Ksar Ghilane. Przeżyli bu-rzę piaskową i spędzili noc na pustyni, a Smyk dowiedział się, jak można wypiekać chleb w pia-sku oraz jak wygląda największa piaskownica świata. Na trasie wyprawy znalazły się też takie tunezyjskie miasta jak Tataouine, Douz, Tozeur, Nefta. W Tozeur, prócz zwiedzania oazy, czekała na nich rozrywka w parku linowym Sahara Lounge, Zoo, parku roz-rywki Chak wak.  Niestety, nie udało im się prze-jechać oryginalnym XIX-wiecz-nym pociągiem beja Tunisu zwa-nym Czerwoną Jaszczurką. Pociąg ten jedzie z Metlawi do oddalonej o 16 km Seldży. Trasa wiedzie przez wąwóz Seldża, który po prostu zapiera dech w piersiach. Według legendy wąwóz miał po-wstać dla pewnej księżniczki. Uciekła ona potajemnie ze swo-im wybrankiem - wojownikiem o imieniu Al Mansour, który jed-nym uderzeniem miecza rozłupał okoliczne skały, a dno powstałego w ten sposób wąwozu zaofero-wał księżniczce jako małżeńskie łoże. Zgodnie z planem dotarli nad słone jezioro Chott el Jerid oraz do oaz górskich. Z podróży przywieźli masę przeżyć i jeszcze więcej zdjęć.

Szczegółowa relacja z podróży na stronie - www.swiatdlasmyka.com.pl

Pragniemy poprzez podróże uczyć dzieci tolerancji, odmienności kulturowej i religijnej. Maluchom

i ich rodzicom pokazujemy, jak interdyscyplinarne są podróże.

fot. Katarzyna Kopeć

Page 24: Dobry Znak

24 / ZDROWIE

 Czerniak występuje na skórze. Jeśli nie zostanie szybko wykryty i leczony, istnieje ryzyko wystą-pienia wczesnych przerzutów do innych tkanek, co powoduje wy-soką śmiertelność. Zaawansowany nowotwór skóry nie jest podatny na leczenie. Nieleczony powoduje śmierć w ciągu kilku miesięcy od momentu pojawienia się przerzu-tów.  Pierwszą rzeczą, która powinna nas zaniepokoić, jest nietypowe znamię na skórze. Osoby chore często ignorują podejrzanie wyglą-dające zmiany skórne i nie zgłasza-ją się do lekarza w odpowiednim momencie. Ponadto czerniak jest o tyle groźny, że często powraca po wielu latach, kiedy wydaje się, że nastąpiła już całkowita remisja. Na wystąpienie i rozwój choroby najbardziej narażone są osoby o obniżonej odporności, zwłaszcza te, które chorują na AIDS. Na po-jawienie się czerniaka wpływają również cechy genetyczne - oprócz białej skóry są to: jasna karnacja, jasne oczy, włosy blond lub rude oraz piegi. Ryzyko zwiększa-ją również oparzenia słoneczne, które mogą pojawić się nawet u osób z ciemnymi włosami i ciem-niejszą karnacją. Należy również zwrócić uwagę na to, czy osoby z najbliższej rodziny chorowały na czerniaka. W przypadku zachoro-wania trojga krewnych podatność na czerniaka zwiększa się nawet siedemdziesiąt razy.

 Według Krajowego Rejestru Nowotworów w 2010 r. z powodu czerniaka w Polsce zmarło 1191 osób. Jest to liczba o wiele niższa niż w wielu krajach Unii Euro-pejskiej, nie oznacza to jednak, że Polacy nie powinni zwracać uwa-gi na zmiany pojawiające się na ciele, gdyż przy mniejszej liczbie zachorowań odnotowano niestety o 20 procent wyższą śmiertelność. Mimo złych rokowań istnieją me-tody, które pozwalają wydłużyć życie osób, u których wykryty zo-stał czerniak.  - W ostatnich latach w onkologii obserwujemy powrót do immuno-terapii, która ma aktywować układ immunologiczny organizmu, tak aby chory sam walczył z nowo-tworem. Po latach niepowodzeń w terapii czerniaka mamy w końcu

Czerniak (rak skóry) to jeden z najbardziej złośliwych nowotworów diagnozowanych u osób o białej skórze. Jest najczęstszą przyczy-ną zgonów wśród osób narażonych na promieniowanie UV.

przełom w tym zakresie - mówi profesor Piotr Rutkowski, kierow-nik Kliniki Nowotworów Tkanek Miękkich, Kości i Czerniaków w Centrum Onkologii-Instytucie im. Marii Skłodowskiej-Curie w War-szawie -Po wprowadzeniu przed 3 laty pierwszej terapii przedłużają-cej przeżycia chorych na przerzuto-wego czerniaka, czyli przeciwciał anty-CTLA4, nowe dane zapre-zentowane w 2014 roku dotyczące preparatów immunomodulujących działających na punkty kontrolne układu immunologicznego wska-zują, że przeciwciała anty-PD-1 w warunkach klinicznych przyno-szą długotrwałą korzyść kliniczną u znacznej części chorych na za-awansowane czerniaki i znaczne odsetki odpowiedzi - sięgające 40 procent. Pomimo, że terapia ta wy-maga dalszych badań i nadal nie mamy odpowiedzi na wiele pytań, bez wątpienia leki te zmienią po-stępowanie u chorych na czerniaki w najbliższych latach.

Przeciwciało anty PD-1 to kolej-ny lek biologiczny, który może wydłużyć czas przeżycia chorych z zaawansowanym czerniakiem wynika z danych prezentowa-nych podczas kongresów ASCO i ESMO.

 Obiecujące wyniki badań kli-nicznych I fazy z udziałem 411 chorych stały się podstawą do przyspieszonej rejestracji pem-brolizumabu w USA. Wniosek o rejestrację leku pembrolizumab w leczeniu zaawansowanego czernia-ka rozpatruje już także Europejska Agencja ds. Leków. Podczas kon-gresu Europejskiego Towarzystwa Onkologii Medycznej (ESMO) przedstawiono też wyniki badań pierwszej fazy w leczeniu nowo-tworów płuca, głowy i szyi oraz pęcherza i przewodu pokarmowe-go. W przypadku zaawansowane-go raka przewodu pokarmowego 31 procent pacjentów z pozytywną ekspresją PD-L1 odpowiedziało na monoterapię pembrolizumabem. W przypadku raka pęcherza na terapię odpowiedziało 24 procent

immuNoteraPia w leczeniu czerniaka

Agata Bochenekpacjentów z pozytywną ekspresją PD-L1. Wiele nowotworów unika od-powiedzi ze strony układu immu-nologicznego dzięki hamowaniu działania receptora PD-1. Pem-brolizumab jest wysoce selektyw-ną immunoterapią działającą na receptory PD-1, która przywraca układowi odpornościowemu umie-jętność rozpoznawania i oddziały-wania na komórki nowotworowe poprzez selektywne uniemożliwie-nie połączenia ligandów (PD-L1 i PD-L2) z białkami PD-1. Dzięki blokowaniu receptora PD-1, pem-brolizumab umożliwia aktywację komórek T układu immunologicz-nego ukierunkowaną na komórki nowotworowe, w gruncie rzeczy zdejmując blokadę z układu immu-nologicznego. W licznych badaniach z lekiem pembrolizumab weźmie udział po-nad 4000 pacjentów zmagających się z ponad trzydziestoma różnymi rodzajami nowotworów. Planowa-ne są też kolejne badania zarówno w monoterapii jak i leczeniu sko-jarzonym z użyciem pembrolizu-mabu.

Page 25: Dobry Znak

REKLAMA / 25

Page 26: Dobry Znak

26 / SPORT

 Po raz pierwszy stracił koronę króla wagi junior ciężkiej w maju 2007 r., w pół roku po zdoby-ciu tytułu - przegry-wając na punkty ze

Stevem „USS” Cunninghamem. To było drugie spotkanie Polaka i Amerykanina, w pierwszym na warszawskim Torwarze, „Diablo” pokonał Cunninghama i sięgnął po tytuł mistrza świata w wersji IBF.

Lewis ratuje Włocha

 Ale Krzysiek nie odpuścił, mo-zolnie wygrywając kolejne poje-dynki, wspinał się w górę pięściar-skiej drabiny. Otrzymał szansę walki o kolejny mistrzowski pas - WBC - w maju 2009 r. pojechał po zaszczytne trofeum do Lazio we Włoszech, gdzie zmierzył się z bokserem gospodarzy Giacobe Fragomenim. I był bardzo bliski triumfu; w jednej z rund Włodar-czyk trafił Włocha swoim firmo-wym sierpem, poprawił z drugiej ręki i… do akcji wkroczył arbiter pojedynku Ian Lewis. Uznał, że drugi cios został zadany, gdy Fra-gomeni był na deskach, co oczy-wiście nie było zgodne z prawdą; telewizja wielokrotnie pokazywała ów fragment walki. Lewis pozwo-lił Giacobe odpocząć, uratował Włocha od niechybnego nokautu. Walka zakończyła się wynikiem nierozstrzygniętym.

Cztery lata na szczycie

 Ponownie spotkali się rok póź-niej, w maju 2010 r. w łódzkiej Arenie. Tym razem „Diablo” nie

Krzysiek Włodarczyk stracił w Moskwie tytuł mistrza świata. W dodatku boksował, jak sam zresztą przyznał, w kiepskim stylu. Kibice nie tracili wiary, liczyli, że znokautuje Drozda, choćby nawet w ostatniej rundzie. Nie znokautował, do Warszawy wrócił jako ex-champion.

Krzysztof Kraśnicki

dał sędziemu szansy, w tym spo-tkaniu Giacobe nie istniał, w ósmej rundzie miał dosyć. Ogłoszono zwycięstwo Polaka przez technicz-ny nokaut, Włodarczyk ponow-nie zasiadł na królewskim tronie. W kilka miesięcy później wy-punktował Amerykanina Jasona Robinsona, po czym zmierzył się z Portorykańczykiem Francisco Palaciosem. Krzysiek wygrał to spotkanie, choć styl, w jakim tego dokonał, pozostawiał wiele do ży-czenia. Wówczas po raz pierwszy pojawiła się pogłoska, iż „Diablo” przeżywa trudny okres w życiu osobistym. Nic więc dziwnego, że gdy miał bronić tytułu w da-lekiej Australii, obawiano się, że mistrzowski pas zmieni właści-ciela. I niewiele brakowało, aby potwierdziły się pesymistyczne ro-kowania; do dziesiątej rundy lep-szym bokserem bezsprzecznie był Danny Green. W przedostatnim starciu Krzysiek wystrzelił sierpo-wym i… było po walce. Włodar-czyk obronił tytuł, choć na kartach punktowych do czasu przerwania pojedynku rywal prowadził trze-ma, czterema punktami. „Diablo”

powrócił do Warszawy w glorii, ale jego poprzedni rywal Palacios uważał, że w Bydgoszczy przegrał niesłusznie, domagał się rewanżu. Otrzymał drugą szansę - tym razem zwycięstwo Włodarczyka było nie-podważalne. Francisco nie mógł już mieć wątpliwości, uznał, iż Po-lak jest lepszym pięściarzem.

Na celowniku Moskwa

 Kolejnym kandydatem do mi-strzowskiego tytułu był groźny Rachim Czakijew. Znów byliśmy pełni obaw, nie tylko o siłę ciosu i umiejętności rywala, ale i fakt, że na miejsce pojedynku wybrano Moskwę. Uznano, że Krzysiek leci do Rosji po wypłatę życia, ale wró-ci bez trofeum.  I znów zaskoczył, choć wydawa-ło się, że losy spotkania są przesą-dzone - na korzyść Czakijewa. Już w pierwszej rundzie Krzysiek miał rozcięty łuk brwiowy, przewaga Rosjanina była miażdżąca. Gdy w trzeciej rundzie Włodarczyk zna-lazł się na deskach, wydawało się, że to już koniec. Pewnie jedynym, który nie tracił wiary był „Diablo”.

W siódmej rundzie po prawym prostym Polaka na deskach wy-lądował Rachim, a w kolejnej na-wiązał kontakt z ringową podłogą dwukrotnie, za drugim razem sę-dzia przerwał walkę - Włodarczyk nadal pozostaje mistrzem świata! Nieco ponad rok później następ-ny Rosjanin, Grigorij Drozd za-mierza zrealizować marzenia o mi-strzostwie świata, pozbawić Polaka królewskiej korony. Do spotkania dochodzi również w Moskwie, 27 września br., jednak tym razem faworytem jest Włodarczyk. Tuż przed odlotem do Rosji obwiesz-cza, że pas powróci tam, gdzie jego miejsce - w podwarszawskim Pia-secznie.  Niestety, nie tym razem. W rin-gu od pierwszej rundy dominu-je Drozd; jego ciosy są szybsze i celniejsze, świetnie porusza się na ringu, jest dla Polaka nieuchwytny. Z biegiem rund Krzysiek sprawia wrażenie, że stracił wiarę w zwy-cięstwo. My ciągle liczyliśmy, że zdąży przed ostatnim gongiem się-gnąć Grigorija potwornym sierpo-wym, który odmieni losy pojedyn-ku. Ale nie sięgnął, minęło 12 rund i nie było wątpliwości, że pas mi-strza świata zawiśnie na biodrach Rosjanina. Po czterech latach do-minacji polskiego fightera.

 Już w Warszawie Włodarczyk przyznał, że nie był w tej walce w stu procentach zmobilizowany - w jego życiu osobistym ponow-nie pojawiły się problemy. Wywiad zakończył jednak słowami: nie przekreślajcie mnie, wrócę na ring i w rewanżu odbiorę mistrzowski pas. Drozd jest tylko jego chwilo-wym posiadaczem.

 I nie mamy powodu w jego sło-wa wątpić; miał kilka potknięć, ale za każdym razem wracał silniejszy.

„Diablo”: nie przekreślajcie mnie!

Page 27: Dobry Znak

SPORT / 27

 Rywalizację między tymi ze-społami nazwano El Clásico, ponieważ są to najbardziej utytu-łowane zespoły w Hiszpanii. Od początku rozgrywek piłkarskich oba zespoły postrzegane były jako reprezentanci swoich regionów - Katalonii i Kastylii. Ich rywa-lizacja miała podłoże polityczne i kulturowe. Obie drużyny grały ze sobą już 229 razy, z czego 48 meczów zakończyło się remisem, 92 wygrał Real, a Barcelona zwy-ciężała 89 razy. Jak widać staty-styki są bardzo wyrównane.

 W ostatnim meczu było wiele niewiadomych. Czy Suarez zagra? Czy nowi zawodnicy podołają tak wielkiemu meczowi? Cała ta karu-zela konferencji prasowych i tego, w jakim ustawieniu wyjdzie dana drużyna rozkręcała się im bliżej był mecz. Kiedy w końcu rozpo-czął się mecz, było już wiadomo,

że Luis Suarez, któ-ry na Mistrzostwach Świata w Brazy-lii ugryzł obrońcę Włoch, zacznie mecz od pierwszych minut (był to jego pierwszy mecz po absencji).

 Pierwszy cios zadała Barcelona, kiedy to w 4. minucie meczu, przy bardzo biernej postawie obrońców gospodarzy, Neymar po podaniu Suareza strzelił po długim słupku nie do obrony. Po tym golu gra zaostrzyła się. Piłkarze Barcelo-ny faulowali i przez to dostawali

żółte kartki. Obie strony w pierw-szej połowie miały wyborne sy-tuacje, by zmienić wynik meczu. W 35. minucie po dośrodkowaniu Marcelo Pique dotknął piłkę ręką i sędzia był zmuszony do podyk-towania karnego. Podszedł Ronal-do, który pewnym strzałem zmylił Claudio Bravo. Był to pierwszy gol stracony przez Blaugranę w li-

Miłosz Gazda

W 9. kolejce hiszpańskiej Primera Division w Madrycie zmierzyły się ze sobą Real Madryt i FC Barcelona. Jak zwykle piłkarze nie zawiedli i pokazali świetną grę.

Ostatecznie to gospodarze zwyciężyli 3:1.

Gran Derbi dla realu madrytdze. Wynik remisowy utrzymał się do przerwy.  Potem po celnym dośrodkowa-niu Kroosa z rzutu rożnego, Pepe zdobył bramkę. Zaś w 61. minu-cie padł trzeci gol dla Królew-skich. Po znakomitym rajdzie Isco i pomyłce Mascherano Benzema strzelił gola. Po stracie trzeciej bramki Barcelona nie atakowała już z taką werwą jak w pierwszej połowie. Z kolei zespół prowa-dzony przez Carlo Ancelottiego skutecznie się bronił i przeprowa-dzał groźne kontry. Po 9. kolejce Barcelona prowadzi z dorobkiem 22 punktów. Real dzięki wygranej w Gran Derbi zmniejszył dystans do „Dumy Katalonii” do jednego oczka.

Reprezentacja Bezdomnych Mężczyzn w Piłce Nożnej Ulicznej zajęła trzecie miejsce na Mistrzostwach Świata w Chile, pokonując zeszłorocznych mistrzów Brazylijczyków.

 Najpierw w ostatnich sekundach meczu doprowadzili do remisu 6:6, a w rzutach karnych triumfo-wali 1:0. Nasz zespół prowadzony przez trenera Jacka Karczewskie-go w półfinale przegrał z Bośnią i Hercegowiną 3:4. Pozostałe me-cze były już wygrane: z Kambodżą 10:0, Namibią 5:4, Szwajcarią 5:1, Holandią 3:0, Kostaryką 3:2, Gha-ną 6:2, Rumunią 6:3, Irlandią 6:4 i ponownie z Namibią, tym razem w ćwierćfinale: 8:7. W składzie reprezentacji byli Rafał Derkaczewski (kapitan ze-społu), Marcel Biesiada, Adrian Marcin Chmielewski, Dawid Przybylski, Andrzej Gajewski, Łukasz Waszak, Sebastian Majos i Szymon Krawczyk. Nad ekipą czuwał prezes Stowarzyszenia Reprezentacja Bezdomnych Ma-ciej Gudra, który żartuje, że teraz Brazylia nabawi się „kompleksu Polski”. - Najpierw pokonaliśmy ich w siatkówce, osiągając najwyż-sze trofeum. Teraz w piłce nożnej

ulicznej, „odebraliśmy” brązowy medal - dodaje. To już czwarty medal zdobyty przez naszą kadrę w historii rozgrywek. Po raz pierwszy z ideą zorgani-zowania imprezy piłkarskiej dla bezdomnych wystąpili Mel Young, współzałożyciel szkockiego wyda-nia The Big Issue i Harald Schmied,

wydawca austriackiej bezpłatnej gazety Megaphon - odbyło się to na międzynarodowym kongresie prasy ulicznej w Kapsztadzie pod koniec 2001 r. Pierwszy turniej od-był się 18 miesięcy później w Graz. Okazał się on na tyle popularny, że zdecydowano się rozgrywać go cy-klicznie.

 Turniej trwa zwykle tydzień, a w jego skład wchodzi ok. 200 meczów. Trwają 14 minut i rozgry-wane są na boisku o rozmiarach 14 x 20 m. Boisko zwykle wybudo-wane jest na ulicy. Drużyna skła-da się z 4 zawodników na boisku (3 zawodników w polu i bramka-rza) i 4 w rezerwie. Zawodnik bio-rący udział w imprezie musi mieć powyżej 16 lat i być bezdomnym w ciągu ostatniego roku przed im-prezą, a także utrzymywać się ze sprzedaży ulicznej gazet. Ponadto w turnieju mogą brać udział osoby o statusie uchodźcy politycznego i z uzależnieniami. W zeszłym roku Mistrzostwa Świata odbyły się w Poznaniu, w dniach 10-19 sierpnia nad Jeziorem Malta. Po raz pierw-szy wystąpiła wtedy, obok męskiej, Polska Reprezentacja Bezdomnych Kobiet. O trudnych losach zawod-niczek opowiada książka „Znowu w grze” Agnieszki Żądło-Jadczak, którą można kupić w księgarni in-ternetowej „Merlin”. (HK)

mamy meDaL!

fot. Mariusz Michalak

Page 28: Dobry Znak

28 / TRADYCJA

 Najlepiej to zrobić podczas przedstawiania się, wtedy rozmów-ca ma dodatkowo możliwość prze-czytania nazwiska. Nie trzeba tego specjalnie komentować. Jeśli masz do czynienia z większą grupą ludzi, najpierw podaj wizytówkę temu, kto stoi najwyżej w hierarchii. Gdy odwiedzasz inną firmę, na przykład jako klientka lub dostawca, wręcz swoją wizytówkę sekretarce lub właściwemu referentowi. Na ogół niewiele będziesz miał do powiedzenia przy redagowaniu treści wizytówki, ta bowiem jest określona w ogólnych projektach druków firmy. Jeśli jednak masz możliwość opracowania swojej wizytówki, gdy na przykład pro-wadzisz własną firmę, powinny się w niej znaleźć następujące infor-macje:g imię i nazwisko, ewentualnie ty-

tuł, jeśli chcesz, aby Cię nim ty-tułowano,

g stanowisko lub funkcja w firmie,g dział, adres i logo firmy,

g numer telefonu oraz numer we-wnętrzny,

g numer służbowego telefonu ko-mórkowego, jeśli taki jest do dyspozycji,

g numer faksu,

g e-mail i adres strony interneto-wej.

 Na służbowej wizytówce nie umieszczaj prywatnego adresu. Jeżeli chcesz go koniecznie podać

WIzytóWKI partnerowi w interesach, możesz to uczynić, dopisując ręcznie przy wręczaniu wizytówki. Pracownik, który ma często do czynienia z za-granicznymi kontrahentami, powi-nien także dysponować wizytówką w języku danego kraju lub przynaj-mniej w angielskim.  Co powinno się zrobić z wi-zytówką, którą nam wręczono? Nie należy jej od razu chować, lecz rzucić na nią okiem, aby za-pamiętać nazwisko i stanowisko służbowe rozmówcy. Jeżeli bie-rzesz udział w seminarium, targach lub kongresie, spotykasz się tam z wieloma różnymi ludźmi i z pew-nością wymieniasz z kilkoma wi-zytówkami. Należy pamiętać, aby zawsze mieć przy sobie wystarcza-jącą liczbę kartoników z imieniem i nazwiskiem. Możesz także robić notatki na odwrotnej stronie, aby później każdą z wizytówek, które otrzymałeś, móc przyporządkować do odpowiedniej twarzy. Vanessa

Wymiana wizytówek jest rytuałem, bez którego nie można sobie wyobrazić pracy zawo-dowej. Kiedy nadchodzi właściwy moment na wręczenie wizytówki?

R E K L A M A

Page 29: Dobry Znak

REKLAMA / 29

Rozmawiamy z Krzysztofem Oksiutą, Posłem RP w latach 1997-2005, obecnie kandydatem na Burmistrza Radzymina

i do Sejmiku Województwa Mazowieckiego z listy PiS, członkiem SKOK.

Lepsza komunikacja g Proszę powiedzieć, co Pan robił przez ostatnie lata i skąd ta de-cyzja o kandydowaniu do samo-rządu? - W 2005 r. przestałem być po-słem i wróciłem do pracy za-wodowej. Jestem wiceprezesem funduszu poręczeniowo - pożycz-kowego. Realizujemy duże projek-ty ze środków Unii Europejskiej wspierające polską przedsiębior-czość. Pożyczamy środki małym przedsiębiorcom na działalność, również na pierwszy w życiu biz-nes. Udzieliliśmy im wsparcia na ponad 70 mln. Potrafię wygrywać konkursy unijne i zarządzać środ-kami z Brukseli. Politycznie przeszedłem dość trudną drogę. Obecnie próbujemy zjednoczyć prawicę. Powstało po-rozumienie PiS z Polską Razem Jarosława Gowina i Solidarną Pol-ską. Naszym celem jest odsunięcie obecnej koalicji PO - PSL od wła-dzy, bo zaszkodziła Polakom nie tylko podniesieniem wieku emery-talnego, ustawową kradzieżą środ-ków z OFE, złą polityką zagranicz-ną, upokarzaniem rolników, ale też zawłaszczaniem pieniędzy unij-nych kierowanych do społeczności lokalnych. Nasze województwo jest tego najlepszym przykładem. PO - PSL inwestują głównie na linii Warszawa - Płock, resztę łącznie z powiatami wianuszka Warszawy mają za frajerów. Z tym trzeba skończyć. Kandyduję do Sejmiku, aby odzyskać należne pieniądze na remonty dróg i kolei w powiatach podwarszawskich. Moje hasło to „Lepsza Komunikacja”. Należy je rozumieć dosłownie i w przenośni.

g Dwóch kandydatów do sejmiku z listy PiS kandyduje równocze-śnie na burmistrza Radzymina. O co tu chodzi, nie potrafiliście się dogadać mimo porozumienia? - Jednoczenie prawicy to nie-łatwe zadanie. Robiłem to już w ramach AWS, ale wówczas nie udało się. Łatwo podpisać dekla-rację zjednoczeniową, ale potem muszą wykonać ją zwykli ludzie. My nie zdążyliśmy uzgodnić pro-cedury wyłaniania wspólnego kan-dydata na burmistrza. W PiS nie ma prawyborów. Dlatego wyborcy rozstrzygną, który kandydat jest lepszy. Liczę, że moja koleżanka z PiS poprze mnie w drugiej turze i deklaruję wzajemność.

g Jakie będą Pana pierwsze kroki po ewentualnym objęciu stanowiska burmistrza Radzy-mina? - Po mszy dziękczynnej (uśmie-cha się) bierzemy się ostro do ro-boty, bo dla Radzymina liczy się każdy dzień. To jeszcze niedawno najbardziej zadłużona gmina na Mazowszu, źle zarządzana przez koalicję Nasz Powiat Centrum

Samorządowe - zaplecze PSL i Wspólnotę Samorządową Marka Brodziaka i burmistrza Zbignie-wa Piotrowskiego. Przypomnę tylko kłótnie w Radzie Miejskiej, wnioski do prokuratury, brak ab-solutorium dla burmistrza, marno-trawstwo pieniędzy na nietrafioną inwestycję do ALBY. W mieście aż huczy od wysługiwania się przez władze deweloperom i biz-nesmenom i lekceważenia ludzi. W ostatniej dekadzie do Radzy-mina sprowadziło się prawie 10 tys nowych mieszkańców. Wyda-wano nieodpowiedzialne decyzje na budowę nowych osiedli bez infrastruktury społecznej. Brakuje żłobka, przedszkoli, dwóch szkół (Radzymin, Słupno), kanalizacji, dróg, parkingów, miejsc relaksu i zabaw dla dzieci i młodzieży. Gmi-na jest źle skomunikowana. Na od-robienie zapóźnień potrzebujemy co najmniej 8 lat. Nie będzie czasu na przemówienia i celebrę. Tu trze-ba będzie bardzo ciężko pracować i przeciwstawiać się lokalnym si-twom. Radzyminowi potrzebny jest dobry gospodarz. Ktoś, kto ma kontakty, potrafi zdobywać pie-

niądze z zewnątrz na nowe szkoły, przedszkola i drogi. Ktoś z charak-terem i wizją nowoczesnej gminy. Jestem taką osobą. Udowodniłem to zawodowo i w życiu prywat-nym wychowując wspólnie z żoną 4 dzieci, nie poddając się w nawet dużo gorszych czasach. Zadbam o Radzymin i jego 27 pięknych, podradzymińskich wsi.

g Jest Pan członkiem SKOK, jak Pan ocenia ostatnie zmiany doty-czące kas spółdzielczych?  - Uważam, że SKOKi powinny zachować swoją dotychczasową samodzielność i nie być traktowa-ne przez KNF jak duże banki, bo to odbije się negatywnie na członkach kas. KNF próbuje narzucać kasom poziom oprocentowania lokat, a przecież to członkowie kasy po-winny o tym decydować. Fundusz Bankowy gwarantuje wypłacal-ność kas klientom w zakresie lokat i to wystarczy. Państwo nie two-rzyło SKOKów i nie powinno ich sobie podporządkowywać.

g Dziękuję za rozmowęrozmawiała: Hanna Król

Page 30: Dobry Znak

Gra polega na wypełnieniu planszy cyframi od 1 do 9 w ten sposób, aby w tym samym wierszu, w tej samej kolumnie oraz w każdym sektorze 3x3

oznaczonym pogrubioną linią, znajdowała się tylko jedna taka sama cyfra. Innymi słowy w żadnej kolumnie, wierszu lub oznaczonym sektorze nie może powtórzyć się dwa razy ta sama cyfra.

30 / ROZRYWKA

SUDOKU

Osoby, które do 10 listopada br. przyślą skan poprawnie rozwiązanej krzyżówki sudoku na e-mail: [email protected] wezmą udział w losowaniu kosza słodyczy ufundowanego przez Dom Wina, Ko-niaku, Whisky „Konkurencja”. Nasz zwycięzca z poprzedniego numeru to Alina Zimerman z Płocka. Gratulujemy!

 Order Virtuti Militari jest najwyższym polskim od-znaczeniem wojskowym przyznawanym przez pre-zydenta Rzeczypospolitej Polskiej za wybitne zasługi bojowe i jednocześnie najstarszym orderem wojsko-wym na świecie. Składa się z pięciu klas, a jego de-wiza brzmi: Honor i Ojczyzna.

 Przez kogo został ustanowiony order wojenny Virtuti Militari i w jakim celu?

 Na rozwiązanie zagadki czekamy do 10 listopada br. pod adresem mailowym: [email protected]. Spośród prawidłowych odpowiedzi wylosujemy jedną, której autor otrzyma książkę „Góralskie strofy” Anny Karpiel ufundowaną przez SKOK Wołomin.

 Poprawna odpowiedź zagadki historycznej z poprzedniego numeru „DZ” to Stanisław Żółkiewski. Zwycięzcą został Marian Jedliczko z Lublina. Gratulujemy!

Zagadka historyczna

Informujemy, że kolejny numer „Dobrego Znaku” będzie dostępny od 17 listopada 2014 r. (w zależności od województwa) we wszystkich placówkach Spółdzielczej Kasy Oszczędno-ściowo-Kredytowej w Wołominie, w sieci sklepów „MOKPOL” w Warszawie, sieci supermarke-tów „Polo Market” oraz wybranych placówkach „SPOŁEM” WSS Śródmieście oraz „SPOŁEM” WSS Wola. zespół redakcyjny

Szanowni Czytelnicy

 Pozostaje mi tylko jedna nadzieja… - pisał umie-rający Nicolo Paganini. Mianowicie, że po mojej

śmierci zła sława wygaśnie i ci, co tak okrutnie kry-tykowali mnie za sukcesy, pozwolą moim prochom

spoczywać w spokoju.

 Nie pozwolili… Ówczesny Kościół nie zgodził się na pochówek Pa-ganiniego w poświęconej ziemi, uważając go za heretyka powiązanego z siłami nieczystymi. Zabalsamowane ciało ubrane we frak, dopiero po 56 latach spoczęło w ojczystej ziemi za przyczyną nieludzkich starań syna artysty, markiza Achillo Paganiniego. 200 tysięcy lirów było ceną za po-grzeb i pojednanie się z Kościołem. Był schyłek XVIII w. W Genui, obok „Albergo dei poveri” - schroni-ska dla ubogich - bawiła się gromadka obdartych dzieci. Najlepszą zaba-wą było dla nich puszczanie papierowych okręcików w kałużach i bójki uliczne. Rej wodził Nicolo Paganini, który bardziej przypominał małpkę niż dziecko.  Urodził się w nocy 27 października 1782 r. w rodzinie Antoniego Paganiniego, kupca genueńskiego i hazardzisty. Despotyczny ojciec, marząc o wielkich zyskach, powtarzał: „Zrobię z ciebie znakomitość, ty przeklęta małpo!”. Zamykał syna ze skrzypcami w komórce, głodził i katował, zmuszając do kilkunastogodzinnych ćwiczeń. Gdyby nie mat-ka, Nicolo nie przeżyłby takich tortur. Pewnej nocy wydawało się, że mat-ka umiera. Mówiła w gorączce, że przyszedł do niej anioł i powiedział, że jej syn będzie pierwszym skrzypkiem świata. Nicolo modlił się żarliwie i matka wyzdrowiała.  Nauczyciele Paganiniego uczyli go tylko kompozycji, gdyż grą prze-wyższał wszystkich mistrzów. Skrzypce najlepszych marek świata: Ama-tiego, Guarneriego, Stradivariusa „spadały mu z nieba”, a publiczny debiut dziewięcioletniego skrzypka dał początek jego zawrotnej karierze wirtuozowskiej. Wtedy już zaczęły krążyć legendy o rzekomych kon-szachtach chłopca z diabłem. Analiza listów i dokumentów rzuca nowe światło na życie Paganiniego. Cechy przypisywane diabelskim sztucz-kom są efektem nadludzkiej pracy. Przez całe życie ćwiczył po 8, a cza-sem po 12 godzin dziennie Krążące na swój temat legendy Paganini, jako człowiek z niebywałym poczuciem humoru, sam niejednokrotnie podsycał wymyślonymi histo-riami np. o pobycie i śmierci w więzieniu, do którego trafił za zabicie uko-chanej. Wskutek takich opowieści sale, w których miał występować były przepełnione po brzegi. Wielcy muzycy: Liszt, Meyerbeer, Verdi, Rossini pisali, że „był jedną z tych niebiańskich istot, które oślepiają blaskiem i doskonałością, a z jego skrzypiec płyną boskie dźwięki”. Gdy jego cudowne koncerty wprawiały w stan ekstazy całą Europę, Paganini był już… Jak dalej przebiegała jego kariera zawodowa dowiecie się Państwo w kolejnym wydaniu „Dobrego Znaku”.

Lidia Bajkowska

Wyklęty za talent

Page 31: Dobry Znak

ROZMAITOŚCI / 31

n Dożywotnia renta hipoteczna w zamian za przekazanie praw do własności mieszkania - tel. 600 09 65 67n Agencja reklamowa zatrudni młodą osobę na stanowisko przedstawiciel handlowy. Wymagania: prawo jazdy kat. B, obsługa komputera. CV prosimy wysyłać elektronicznie [email protected].

n Aktualnie antyki wszelkie za gotówkę kupię. tel. 601 336 063 lub 504 017 418

OGŁOSZENIA DROBNE

n Usługi remontowe, malowanie, gładzie gipsowe, zabudowy karton-gips, panele podłogowe itp. Warszawa i okolice tel. 504 901 018n Kupię plakaty propagandowe, reklamowe, firmowe tel. 603 116 405n Przyjmę części do starych samochodów, tel.: 733 000 609 n Uczciwa emerytka zajmie się opieką dziećmi lub starszą osobą. tel. 794 300 474n Stomatolog NFZ, Warszawa - Powiśle, tel.: 666 666 241n Usługi remontowe i malowanie. Serock, Pułtusk i okolice tel. 512 432 534n Sprzedam działkę budowlano-leśną pow. 4097 m2 w Wołominie. Media w ulicy, warunki zabudowy, 700 tys. zł tel. 503 769 294n Poszukuję osoby znającej jęz. słowacki tel. 600 588 666n Chemia budowlana MAJSTRPOL 501-228-015; [email protected] Usługi hydrauliczno-gazowe tel. 602 724 738n A-Z ogrody pielęgnacja, koszenie, wycinka itd. Pranie dywanów tel. 605 324 292n Posprzątam dom i mieszkanie, mycie okien, tel. 511 85 39 13n Przeprowadzki 24/7, utylizacja mebli, AGD, RTV 663 833 288n Stała praca dla kierownika hurtowni tekstylnej Marki. CV na: [email protected] Audyt - świadectwa energetyczne tel.: 600 579 991n Malarz tanio pomaluje mieszkanie, dom - Wołomin i okolice tel. 504 901 018n Sprzedam Citroen Saxo 2003 r. tel. 604 840 071

n Auto-skup Warszawa tel. 501 291 812

Szamba betonowe, wodoszczelne, montaż, producent, bezpłatna infolinia, tel.: 862 111 862

n Poszukuję komunikatywnej osoby do przyjmowania zamówień, mającej doświadczenie w rozmowach z klientami, mile widziany język czeski i słowacki,na terenie całej Polski, tel. 600 588 666.

n Korekta, redakcja i pisanie tekstów, tanio i profesjonalnie, tel. 693 893 501n Praca dla młodej dziewczyny do odbierania telefonów, we własnym domu, 3 razy w tyg. (pon., czw. i pt) po południu, tel. 694 815 477 (dzwonić od godz. 19)

„Dobry Znak” regularnie w Państwa skrzynkach pocztowych!

Cena prenumeraty „Dobrego Znaku” (ceny zawierają 8 proc. VAT):prenumerata 1 miesiąc - 8 zł,prenumerata 3 miesiące - 20 zł,prenumerata 6 miesięcy - 36 zł, prenumerata 12 miesięcy - 60 zł

Wpłaty z określeniem adresu wysyłki prosimy kierować na konto: U.B.R. Sp. z o.o. Al. 3 Maja 2 lok.29, 00-391 WarszawaNr konta PKO SA: 44 1240 1082 1111 0010 1883 1266

Zapraszamy do składania zamówień poprzez przelewy

pocztowe lub bankowe czy płatności

w placówkach SKOK Wołomin, wpisując w tytule przelewu:

Prenumerata dwutygodnika „Dobry Znak”.

Szczegółowe informacje tel. (22) 787 32 06.

Oferujemy również numery archiwalne.

Wiersze na Wszystkich Świętych***śmierć zabiera ludzirzeczywistość udajeże się nic nie dziejerzeczywistość trwaabyśmy mogli wspominać

***za oknem mgłaza oknemmoich oczui w sercu mgłamoże to senbo taka ciszajak gładka powierzchnia wodynic tej ciszynie chcenie może rozkołysaćspokójzastygły

LISTY W KOSMOSIE

pisząc na klawiaturzemając ręce w kieszeniachobserwujęjak poczta elektronicznawędruje w kosmosaby rozmawiać z gwiazdamiczasem się zdarzaże listy trafiająw czarne dziuryale przecież po drugiej stronieteż ktoś czekana korespondencję

WAŻNE SPRAWY

śmierć jak błazenpokazuje żewszystkie teWAŻNE SPRAWYnaglejak mogą nie miećżadnego znaczeniazostaje tylkocisza spokoju

***kiedy śmierćwykona swojabrudną robotęna żerprzychodzi samotnośćjak wilcze stado

ŚMIERĆ 2

śmierć jest końcemśmierć jest tragediąśmierć jest pomyłkąśmierć jest przypadkiemśmierć jest zaskoczeniemśmierć jest happy endemśmierć jest pointąśmierć jest początkiem

TO NIC NIE ZNACZY

krople deszczu na policzkach to nic nie znaczy taka pusta pustka że zatyka w piersiach to nic nie znaczy ważne obrazy zasłoniła mgła to nic nie znaczy blizny na sercu przeszyte bólem to nic nie znaczy było było zamknąłem w sercu tam ochronię przed śmiercią

WNUK POMNI DZIEłO i wraca w przemoczonych butachz torbą pękniętą od mrozuz siąkającym nosemz pustką zamarłą w oczachspojrzy w kątna połamane skrzydłazagrypiałą muzęi pegaza którego nie maserca dobićusiądzie tak jakbynie spadła mu na głowęsiekieraby napisać swoje ciepłoo zakwitających wiśniach

ZłO NAD DObREM

są armie miłosierdziaale są państwa podłościa zło nad dobremtę ma przewagęże pasuje do porządku świata

n AAA Kupię każdy samochód. tel.: 504 227 665

Juliusz Erazm Bolek

Page 32: Dobry Znak