3207

Jezdziec Miedziany - Paullina Simons

Embed Size (px)

Citation preview

  • Paullina Simons

    JEDZIEC MIEDZIANY .

    KSIGA 1

    LENINGRAD .

    CZ 1

    Blask bezksiycowy

    Kocham Marsowych Pl parad

    Wraz z wpadajcymi przez okno promieniamisoca w pokoju zagoci poranek.

    Tatiana Mietanowa spaa, nic sny niewinne,niespokojnie radosne, ciepe, jasne i pachnceczerwcowym jaminem jak leningradzkie noce.

    Lecz przede wszystkim, odurzona yciem, niarozbuchane sny nieokieznanej modoci.

  • Nie dane jej byo spa dugo.

    Gdy promyki soca wpezy na ko, nacignana gow przecierado, prbujc od nich uciec.

    Otworzyy si drzwi, zaskrzypiaa podoga: dosypialni wesza Dasza, jej starsza siostra.

    Daria, Dasza, Daszeka, Daszka.

    Dla Tatiany bya uosobieniem wszystkiego, conajdrosze, Lecz w tej chwili Tania miaa ochotj udusi.

    Dasza prbowaa j obudzi - niestety skutecznie.

    Potrzsaa ni energicznie silnymi rkami, a w jejzwykle dwicznym, melodyjnym gosiepobrzmieway irytujco zgrzytliwe nutki.

    - Psst!

    Tania!

  • Obud si.

    Obud si!

    Tatiana jkna.

    Dasza cigna z niej przecierado.

    To, e jedna bya starsza od drugiej o siedem lat,uwidocznio si naj bardziej wanie teraz, kiedyTatiana chciaa spa, podczas gdy Dasza...

    Tytuy czci i rozdziaw zaczerpnite z "Jedcamiedzianego" Aleksandra Pusz kina; tu wprzekadzie Juliana Tuwima (przyp.

    red.).

    11 .

    - Przesta - wymamrotaa Tania, na prnomacajc rk w poszukiwaniu przecierada.

    - Nie widzisz, e pi?

  • Kim ty jeste?

    Moj matk?

    Ponownie otworzyy si drzwi, ponowniezaskrzypiaa podoga.

    O wilku mowa.

    - Tania?

    - rzucia Irina Mietanowa.

    - Obudzia si?

    Natychmiast wstawaj.

    Trudno byo powiedzie, e matka ma melodyjnygos.

    W ogle nie miaa w sobie nic agodnego.

    Niska i porywcza, zawsze tryskaa gniewnenergi.

  • Niebieska sukienka, przewizane chustk wosy:pewnie szorowaa podog we wsplnej azience inie chciaa, eby opaday jej na oczy.

    Bya brudna i zmczona, lecz wygldao na to, euporaa si ju z niedzieln robot.

    - Dlaczego?

    - spytaa Tatiana, nie podnoszc gowy.

    Dasza muskaa wosami jej plecy.

    W pewnej chwili pooya rk na nodze siostry ina chylia si, jakby chciaa j pocaowa.

    Tanie zalaa fala czuoci, lecz zanim Daszazdya cokolwiek powiedzie, w sypialniponownie za brzmia szorstki gos matki:

    - Szybko.

    W radiu bdzie wany komunikat.

  • Zaraz, za par minut.

    - Gdzie ty bya?

    - spytaa cichutko Tatiana.

    - Wrcia dopiero po wicie.

    - Nie moja wina, e wit by o pnocy - odrzekaszeptem rozanielona Dasza.

    - Przyszam o dwunastej, jak na porzdndziewczyn przy stao.

    - Umiechna si.

    - Ju spaa.

    - witao o trzeciej, a o trzeciej jeszcze ci niebyo.

    Dasza zagryza warg.

    - Powiem tacie, e nie zdyam.

  • e kiedy podnosili mosty, byam jeszcze podrugiej stronie rzeki.

    - wietnie.

    I wyjanij mu przy okazji, co tam robia o trzeciejnad ranem.

    - Tania przewrcia si na drugi bok.

    Tego ranka Dasza wygldaa wyjtkowo adnie.

    Miaa niesforne, ciemnobrzowe wosy, ciemneoczy i okrg, pen ycia twarz z setk min nakad okazj.

    Teraz goci na niej wyraz wesoegorozdranienia.

    Tatiana te bya rozdraniona, cho mniej wesoa.

    Chciaa jeszcze pospa.

    Matka miaa napit twarz.

  • Tatiana odchrzkna.

    - Jaki komunikat?

    Matka bez sowa cigna przecierado z sofy.

    - Mamo, jaki komunikat?

    - Rzdowy, za kilka minut - mrukna IrinaMietanowa, krcc gow, jakby sprawa byazupenie oczywista.

    - To wszystko, co wiem.

    Tatiana niechtnie przetara oczy.

    Komunikat.

    Mieli przerwa muzyczny program radiowy, ebynada rzdowe obwieszczenie.

    Rzadki przypadek.

    - Moe znowu zaatakowalimy Finlandi.

  • - Tania ziewna.

    - Cicho bd - burkna matka.

    - A moe Finowie zaatakowali nas?

    W zeszym roku odebralimy im kawa ziemi i odtamtej pory bardzo chc go odzyska.

    - Niczego im nie odbieralimy - zaprotestowaaDasza.

    - W zeszym roku wkroczylimy do Finlandii tylkopo to, eby odzyska ziemie, ktre stracilimypodczas wielkiej wojny.

    Powinna przesta podsuchiwa do rosych.

    - Nieprawda, nic nie stracilimy - odpara Tatiana.

    - Towarzysz Lenin odda im te ziemiedobrowolnie.

    To si nie liczy.

  • - Taniu, nie prowadzimy wojny z Finlandi, jasne?

    A teraz wstawaj.

    Tatiana ani drgna.

    - W takim razie kogo moglimy napa?

    otw?

    Litw?

    Biaoru?

    Tylko po co?

    Przecie ju tam jestemy.

    W zeszym roku Stalin zawar pakt z Hitlerem iuznalimy, e to nasze ziemie, prawda?

    - Tatiano Gieorgijewno!

    Prosz natychmiast przesta!

  • - Ilekro mama nie bya w nastroju do artw, doimienia dziewczt zawsze dodawaa imi ojca.

    Tatiana spowaniaa, a przynajmniej udaa, epowanieje.

    - To co nam jeszcze zostao?

    - spytaa.

    - Mamy ju p Polski...

    - Powiedziaam, przesta!

    - krzykna matka.

    - Do tych wygupw.

    Wstawaj.

    Dario Gieorgijewno, cignij j z ka, ale ju!

    Dasza nie zareagowaa.

  • Irina Mietanowa wysza z pokoju, gniewniemruczc pod nosem.

    Dasza szybko odwrcia si w stron siostry.

    - Musz ci co powiedzie - szepnakonspiracyjnym szeptem.

    - Co miego?

    - Zaciekawiona Tatiana usiada.

    Dasza rzadko kiedy zdradzaa jej sekrety ze swegodorosego ycia.

    - Co wspaniaego!

    Zakochaam si!

    Tatiana przewrcia oczami i opada na poduszk.

    - Przesta!

    - wykrzykna Dasza i usiada na niej okrakiem.

  • - To po wana sprawa.

    - No dobrze - odrzeka Tania z umiechem.

    - Kiedy go poznaa?

    Wczoraj?

    Po tym, jak podnieli mosty?

    - Wczoraj spotkalimy si trzeci raz.

    Tatiana pokrcia gow.

    Rado siostry bya zaraliwa.

    - Za ze mnie.

    - Nie - odpara Dasza, askoczc j pod pachami.

    - Zejd dopiero wtedy, gdy powiesz, e si z tegocieszysz.

    - Niby dlaczego miaabym to mwi?

  • - zachichotaa Tatiana.

    - Wcale si nie ciesz.

    Przesta!

    To nie ja si zakochaam, tylko ty.

    Przesta!

    Przesta!

    Do pokoju wrcia mama.

    Na okrgej tacy niosa sze filianek i srebrzystysamowar.

    - Do tego!

    - krzykna.

    - Syszycie?

    - Tak, mamo - odrzeka Dasza, askoczc siostr

  • po raz ostatni.

    - Ajaj, boli!

    - wrzasna Tatiana.

    - Mamo, ona mi zamaa ebro!

    - Zaraz ja wam co zami.

    Jestecie ju za due na takie zabawy.

    Dasza pokazaa siostrze jzyk.

    - Od razu wida, jak bardzo jeste dorosa -mrukna Tatiana.

    - Mama nie wie, e masz dopiero dwa latka.

    Poniewa Dasza nie schowaa jzyka, Taniachwycia go dwoma pal cami i mocno cisna.

    Dasza gono zapiszczaa.

  • Tatiana zwolnia chwyt.

    - Co ja powiedziaam!

    - krzykna matka.

    Dasza nachylia si i szepna:

    - Sama si przekonasz.

    Nigdy dotd nie widziaa tak przystojnegochopaka.

    - Naprawd?

    Jest przystojniejszy od Siergieja, ktrym tak mniekatowaa?

    Przecie to on mia by najadniejszy.

    - Przesta!

    - sykna Dasza, dajc jej klapsa w nog.

  • - Ale w zeszym tygodniu jeszcze by, prawda?

    - Nigdy tego nie zrozumiesz, bo wci jesteniepoprawnym dzieckiem.

    - Kolejny klaps i wrzask matki.

    Dziewczta spowaniay.

    Do pokoju wszed tata, Gieorgij WasiljewiczMietanow, ojciec Tatiany.

    By niski, mia czterdzieci kilka lat i gste,czarne, mocno zwichrzone wosy, ktre zaczynayju siwie; Dasza odziedziczya po nim swoje.

    Mijajc ko, zerkn na ukryte podprzecieradem nogi Tani i po wiedzia:

    - Ju poudnie.

    Wstawaj" albo bd kopoty.

    Za dwie minuty masz by ubrana.

  • - Ju si robi.

    - Tatiana byskawicznie wstaa i okazao si, espaa w bluzce i spdnicy.

    Dasza i mama pokrciy gow; mama prawie siumiechna.

    Tata spojrza w okno.

    - Co my z ni zrobimy, Irino?

    Nic, pomylaa Tania.

    Tylko niech tata na mnie nie patrzy.

    - Musz wyj za m.

    - Dasza usiada.

    - Wyjd za m i nareszcie bd moga siprzebiera w swoim wasnym pokoju.

    - Chyba artujesz - odrzeka Tatiana, podskakujc

  • na ku.

    - Bdziemy mieszkali tutaj, w tym pokoju.

    Ty, twj m i ja, wszyscy razem w jednym ku,z Pasz w nogach.

    Jakie to romantyczne...

    - Nie wychod za m, Daszeko - odezwaa simatka.

    - Tania ma racj, cho raz.

    Za mao tu miejsca.

    Ojciec bez sowa wczy radio.

    W dugim, wskim pokoju stao due ko, wktrym spay siostry, sofa, na ktrej spali mama itata, oraz niska metalowa leanka, na ktrej spaPasza, bliniaczy brat Tatiany.

    Poniewa prycz ustawiono w nogach ka

  • dziewczt, Pasza mawia, e jest ich maympodnkiem.

    Dziadkowie mieszkali tu obok, w pokoju nakocu krtkiego korytarza.

    Niekiedy Dasza sypiaa na maej sofie, ktra staaprzed ich drzwiami.

    Zdarzao si tak zwaszcza wtedy, gdy wracaapno do domu i nie chciaa budzi rodzicw -nazajutrz dostaaby bur.

    Sofa w korytarzu miaa zaledwie ptora metradugoci i wygodniej spaoby si na niej Tatianie,ktra bya niewiele dusza.

    Ale Tatiana nie musiaa sypia w korytarzu,poniewa rzadko kiedy wychodzia wieczorami,natomiast Dasza to zupenie inna historia.

    - Gdzie Pasza?

    - Koczy niadanie - odrzeka mama.

  • Jak zawsze, bya w cigym ruchu.

    Podczas gdy tata zamar na starej sofie niczymkamienny posg, ona krya po pokoju, zbierajcpudeka po papierosach, poprawiajc ksiki napce i zmiatajc rk kurz z maego stolika.

    Tatiana wci staa na ku, Dasza wci na nimsiedziaa.

    Mietanowowie mieli szczcie: mieszkali wdwch pokojach na kocu wsplnego korytarza.

    Przed szeciu laty zbudowali tam przepierzenie,dziki czemu czuli si niemal tak, jakby mieliosobne mieszkanie.

    Natomiast Iglenkowie, ci z naprzeciwka - byo icha szecioro - toczyli si w jednym duym pokojuz drzwiami wychodzcymi na korytarz.

    To jest dopiero pech.

    Przez wydte firanki sczyy si jaskrawe

  • promienie soca.

    Tatiana wiedziaa, e nadejdzie taka chwila,krtka, krciutka chwilka, kiedy olni jwszystkie moliwoci, ktre nis z sob ten dzie,e uamek sekundy pniej wszystko pierzchnieniczym pikny sen.

    I rzeczywicie pierzcho.

    Mimo to...

    To zalewajce pokj soce, ten odlegy warkotautobusw wpadajcy przez otwarte okno, tenlekki wiatr...

    T cz niedzieli Tatiana lubia najbardziej:pocztek.

    Wszed Pasza z dziadkiem i babci.

    Byli blinitami, Tania i on, lecz blinitamizupenie do siebie niepodobnymi.

  • Pasza - do zudzenia przy pomina ojca - obojtnieskin siostrze gow.

    - adna fryzura - rzuci.

    Tatiana pokazaa mu jzyk; nie zdya si jeszczeuczesa.

    Brat usiad na leance, babcia tu obok niego.

    Poniewa bya najwysza z Mietanoww, caarodzina radzia si jej we wszystkim oprczkwestii moralnych, w ktrych za autorytet uchodzidziadek.

    Srebrzystowosa babcia bya kobiet niezwykleimponujc, konkretn, praktyczn.

    Dziadek by pokorny, ciemnowosy i bardzo miy.

    Usiad na sofie obok taty i wymamrota:

    - To co powanego, synu.

  • Tata w napiciu skin gow.

    Zdenerwowana mama wci sprztaa.

    Babcia pogaskaa wnuczka po plecach.

    - Pasza - Tatiana podpeza do brzegu ka ipocigna brata za nog pobawimy si w parku wwojn?

    Zobaczysz, e tym razem wygram.

    - Marzycielka - odrzek Pasza.

    - Nie masz ze mn szans.

    Zatrzeszczao radio.

    By 22 czerwca 1941 roku, godzina dwunastatrzydzieci.

    - Tania, przesta gada i usid - rozkaza ojciec.

    - Zaraz si zacznie.

  • Irino, ty te.

    Siadaj.

    Z radioodbiornika popyn gos towarzyszaWiaczesawa Mootowa, ministra sprawzagranicznych.

    Towarzysze i towarzyszki, obywatele ZwizkuRadzieckiego.

    Rzd radziecki pod przewodnictwem towarzyszaStalina poleci mi zoy na stpujceowiadczenie.

    O godzinie czwartej rano, bez wypowiedzeniawojny i bez adnych konkretnych da wzgldemZwizku Radzieckiego, niemieckie wojskazaatakoway granice naszego kraju, bombardujc zpowietrza ytomierz, Kijw, Sewastopol, Kownoi wiele innych miast.

    Do ataku doszo, mimo e Zwizek Radziecki iNiemcy podpisay pakt o nieagresji, pakt

  • skrupulatnie przez nas przestrzegany.

    Zostalimy za atakowani, chocia od chwiliratyfikowania powyszego paktu niemiecki rzdnie wnosi najmniejszych zastrzee co dosposobu, w jaki Zwizek Radziecki wywizuje size swoich zobowiza...

    Rzd wzywa was, obywatele ZwizkuRadzieckiego, do zwarcia szeregw wok partiibolszewickiej, wok radzieckiego rzdu i jegowiel kiego przywdcy, towarzysza Stalina.

    Walczymy o suszn spraw.

    Wrg zostanie zmiadony.

    Zwycistwo bdzie nasze.

    Radio umilko i zaszokowana rodzinaMietanoww znieruchomiaa w penej napiciaciszy.

    Pierwszy otrzsn si tata.

  • - Boe - szepn i spojrza na Pasz.

    - Musimy natychmiast podj pienidze z banku -powiedziaa mama.

    - Tylko nie kolejna ewakuacja - wymamrotaababcia.

    - Ktry to ju raz?

    Nie przeyjemy.

    Lepiej zosta w miecie.

    - I znowu zatrudni mnie na kursachewakuacyjnych?

    - rzuci dziadek.

    - Mam prawie szedziesit cztery lata.

    Mnie pora umiera, a nie wyjeda.

    - Ale nasz garnizon nie idzie na wojn, prawda?

  • - spytaa Dasza.

    - To znaczy, e wojna przyjdzie do nas?

    - Wojna!

    - wykrzykn Pasza.

    - Taniu, syszaa?

    Zacign si do wojska.

    Zacign si i bd walczy za matk Rosj.

    Zanim bezgranicznie podekscytowana Tatianazdya odpowiedzie - na usta cisno jej sitylko jedno sowo: "Klawo!

    " - ojciec spoj rza na syna i zerwa si z sofy.

    - Co ty wygadujesz?

    Kto ci przyjmie?

  • - Tatusiu - odrzek z umiechem Pasza.

    - Na wojnie przyda si kady mczyzna.

    - Mczyzna tak, ale nie dziecko - warkn ojciec,klkajc na pododze i zagldajc pod ko crek.

    - Jak to?

    - powiedziaa powoli Tatiana.

    - Wojna?

    To niemoliwe.

    Przecie towarzysz Stalin podpisa z nimi traktatpokojowy.

    Mama rozlaa herbat.

    - Moliwe, Taniu, moliwe.

    - I co?

  • spytaa Tatiana, z trudem panujc nad gosem.

    Bdziemy musieli si...

    ewakuowa?

    Tata wycign spod ka star, zniszczonwalizk.

    - Ju?

    spytaa Tania.

    - Tak szybko?

    Dziadek i babcia opowiadali jej o niespokojnychczasach wielkiej rewolucji tysic dziewisetsiedemnastego roku, kiedy to wyjechali za Ural dojakiej maej wioski, ktrej nazwy nawet niepamitaa.

    Najpierw dugie czekanie na pocig, zaadunekcaego dobytku, potem ten straszny tok wwagonach, przeprawa barkami przez Wog...

  • Ekscytowaa j odmiana.

    Ekscytowao j nieznane.

    Kiedy miaa osiem lat, bya przejazdem wMoskwie, ale czy to si liczyo?

    Moskwa nie jest egzotyczna, mylaa.

    Moskwa to nie Afryka, Ameryka czy cho by Ural.

    Moskwa to tylko Moskwa.

    Odrobin pikna mona tam znale tylko na placuCzerwonym, nigdzie wicej.

    Kilka razy wraz z ca rodzin bya nacaodziennej wycieczce w Carskim Siole i wPeterhofie, eby zobaczy letnie paace carw wpiknie utrzymanych ogrodach.

    Bolszewicy urzdzili tam wspaniae muzea.

    Chodzc szerokimi korytarzami Peterhofu,

  • ostronie stpajc po zimnej posadzce zykowatego marmuru, wprost nie moga uwierzy,e kiedy mieszkali tam ludzie, e to wszystkonaleao do nich.

    A potem wrcili do Leningradu, do dwchpokojw przy Pitej Radzieckiej, i zanim dotarlina miejsce, musieli przej obok otwartych drzwido klitki, w ktrej gniedzio si szecioroIglenkoww.

    Kiedy miaa trzy lata, spdzali wakacje na Krymie,na tym samym Krymie, ktry tego rankazaatakowali Niemcy.

    Z tamtej kwietniowej wyprawy pamitaa bardzoduo: pierwszy raz w yciu jada wtedy ziemniakana surowo - pierwszy i ostatni - pierwszy raz wyciu widziaa ropuchy w maym stawie, pierwszyraz w yciu spaa w wycieanym kocaminamiocie.

    Jak przez mg pamitaa rwnie zapach morskiej

  • wody.

    To wanie tam, w chodnych wodach MorzaCzarnego, pierwszy i ostatni raz w yciu poczuadotyk olizgej meduzy, ktra musna jej drobne,nagie ciako, prowokujc j do radosnego, aczpenego trwogi krzyku.

    Na myl o ewakuacji z podniecenia cisno j wdoku.

    Urodzia si w tysic dziewiset dwudziestymczwartym, w roku mierci Lenina, po rewolucji,po wielkim godzie i po wojnie domowej.

    Urodzia si po tym, co najgorsze, lecz nie zdyajeszcze zazna niczego lepszego.

    Urodzia si w trakcie, podczas.

    Dziadek spojrza na ni swymi czarnymi oczami,chcc odgadn, ja kie miotaj ni emocje.

    - Tanieczko, o czym ty tak dumasz?

  • Tatiana sprbowaa przybra obojtn min.

    - O niczym.

    - Co ci chodzi po gowie?

    To wojna.

    Rozumiesz?

    Wojna.

    - Rozumiem.

    - Chyba nie.

    - Dziadek zamilk na chwil.

    - Taniu, ycie, ktre dotd znaa, ju siskoczyo.

    Zapamitaj moje sowa.

    Od dzisiaj nic ju nie bdzie tak, jak to sobie

  • wyobraaa.

    - Wanie!

    - wykrzykn Pasza.

    - Damy Niemcom kopa i wylemy ich do pieka,gdzie ich miejsce.

    - Umiechn si do Tatiany, ktra od powiedziaamu umiechem.

    Mama i tata milczeli.

    - Tak - szepn tata.

    - A co potem?

    Babcia usiada obok dziadka.

    Pooya swoj du do na jego rce,zasznurowaa usta i lekko skina gow, dajcwnuczce do zrozumienia, e pewnych rzeczy niezamierza nikomu zdradza.

  • Dziadek te wiedzia swoje, ale to, co wiedzieli,razem i osobno, nie mogo rwna si zpodnieceniem, ktre odczuwaa Tatiana.

    Nie szkodzi, pomylaa.

    Oni tego nie rozumiej.

    Nie s ju modzi.

    Byo ich siedmioro i wszyscy milczeli.

    Cisz przerwaa mama.

    - Co robimy, Gieorgiju Wasiljewiczu?

    - Za duo dzieci, Irino Fiodorowno - odrzek zesmutkiem ojciec, mocujc si z walizk Paszy.

    - Tyle dzieci i o kade trzeba si martwi.

    - Naprawd, tato?

    - spytaa Tatiana.

  • - A o ktre z nas wolaby si nie martwi?

    Tata podszed bez sowa do wsplnej szafy,otworzy szuflad syna i zacz

    wrzuca do walizki jego ubranie.

    - Wysyam go, Irino.

    Na obz w Tomaczewie.

    Mia wyjecha w przyszym tygodniu, z WoodiIglenko, ale wyjedzie wczeniej.

    A Woodi z nim.

    Nina si ucieszy.

    Zobaczysz.

    Wszystko bdzie dobrze.

    Mama otworzya usta i pokrcia gow.

  • - Tomaczewo?

    Czy tam aby bezpiecznie?

    Na pewno?

    - Absolutnie - odrzek tata.

    - Absolutnie nie - zaprotestowa Pasza.

    - Tato, wybucha wojna!

    Nie jad na aden obz.

    Wstpi do wojska.

    Tak trzymaj.

    Paszka, pomylaa Tatiana, tak trzymaj, lecz tataod wrci si nagle i przeszy

    syna wzrokiem.

    Tania wstrzymaa oddech.

  • Wszystko zrozumiaa.

    Ojciec chwyci Pasz za rami i mocno nimpotrzsn.

    - Co ty powiedzia?

    Oszalae?

    Do wojska?

    Pasza prbowa si wyszarpn, lecz ojciec niezwolni uchwytu.

    - Tato, pu mnie.

    - Pawe, jeste moim synem i bdziesz mniesucha.

    Najpierw wyjedziesz z Leningradu.

    O twoim wojsku porozmawiamy potem.

    Teraz musimy zapa pocig.

  • Ciasny pokj i tylu obserwatorw - byo w tejscenie co enujcego i niestosownego.

    Tatiana chciaa si odwrci, lecz nie miaa gdzie.

    Spoj rzaa na swoje rce i zamkna oczy.

    Wyobrazia sobie, e ley latem na rodku piknejki i pogryza sodk koniczyn.

    A wokoo nikogo.

    Jak to moliwe, eby w cigu paru sekundwszystko si zmienio?

    Otworzya oczy i mrugna.

    Jedna sekunda.

    Mrugna ponownie.

    I druga.

    Przed kilkoma sekundami spaa.

  • Przed kilkoma sekundami przemawia Mootow.

    Przed kilkoma sekundami bya taka radosna.

    Przed kilkoma sekundami mwi tata.

    A teraz Pasza wyjeda.

    Mrug, mrug, mrug.

    Dziadek i babcia dyplomatycznie milczeli.

    Jak zwykle, jak to oni.

    Dziadek, niech mu Bg wybaczy, robi wszystko,eby si tylko nie od zywa.

    Jeli chodzi o gadatliwo, babcia bya jegodokadnym przeciwiestwem, lecz tym razemnajwyraniej postanowia pj w lady ma.

    Moe dlatego, e ilekro otwieraa usta, dziadekciska j za nog, a moe z innego powodu, wkadym razie nie powiedziaa ani sowa.

  • Dasza, ktra nigdy nie baa si ojca, i ktrej nieprzeraaa odlega perspektywa wojny, wstaa iowiadczya:

    - Tato, to czysty obd.

    Dlaczego wysyasz go z domu?

    Niemcy s daleko.

    Syszae, co powiedzia towarzysz Mootow.

    Zaatakowali Krym, to tysice kilometrw std.

    - Milcz, Daszeko - odpar ojciec.

    - Nie znasz Niemcw.

    - Ale Niemcw tu nie ma - powtrzya Dasza nieznoszcym sprzeciwu tonem.

    Tatiana bardzo jej tego tonu zazdrocia.

    Jej wasny gos by cichy i mikki jak echo -

  • pewnie brakowao jej jeszcze jakiego kobiecegohormonu.

    Zreszt nie tylko tego od gosu.

    Miesiczkowaa dopiero od roku, ale co to byo zamiesiczkowanie.

    Okres miewaa raz na trzy miesice.

    Pierwszy dostaa zim.

    Trwa troch, doszed do wniosku, e mu si niepodoba, znikn i wrci dopiero na jesieni.

    Ot, tak, jakby nigdy nic.

    Od tamtej pory nawiedzi j tylko dwukrotnie.

    Gdyby miesiczkowaa czciej, miaaby pewniebardziej sugestywny gos, taki jak Dasza.

    A wedug miesiczek Daszy mona by regulowazegarek.

  • - Dario!

    - krzykn tata.

    - Nie zamierzam si z tob wykca.

    Twj brat nie zostanie w Leningradzie, i kropka.

    Ubieraj si.

    Pasza.

    W spodnie i adn koszul.

    - Tato...

    - Powiedziaem, ubieraj si!

    Nie tramy czasu.

    Gwarantuj, e za godzin nie bdzie miejsca naadnym obozie i nigdzie ci nie wcisn.

    Moe to by bd, moe ojciec nie powinien by

  • tego mwi, bo Tatiana nigdy dotd nie widziaa,eby brat porusza si tak niemrawo jak teraz.

    Dobrych dziesi minut szuka swojej jedynejkoszuli.

    Kiedy si przebiera, wszyscy odwrcili wzrok.

    Tatiana ponownie zacisna powieki, szukajc wpamici obrazu ki, zapachu czereni i pokrzyw.

    Tak, chtnie zjadaby czarnych jagd...

    Zdaa sobie spraw, e zgodniaa, i otworzyaoczy.

    - Nie chc jecha -jcza Pasza.

    - Niedugo wrcisz - odrzek tata.

    - Wysyam ci tylko na wszelki wypadek.

    Na obozie bdziesz bezpieczny.

  • Zostaniesz tam z miesic, a my zobaczymy, co z twojn.

    Potem wrcisz, a jeli zarzdz ewakuacjwywioz was z miasta, ciebie i twoje siostry.

    Tak! Wanie to Tatiana pragna usysze.

    - Gieorgij - odezwa si cicho dziadek.

    - Gieorgij.

    - Tak, tato?

    - spyta z szacunkiem ojciec.

    Nikt nie kocha dziadka bardziej ni tata.

    Nikt, nawet Tatiana.

    - Gieorgij, nie moesz mu tego zabroni.

    - Czego?

  • Wstpienia do wojska?

    Oczywicie, e mog.

    Ma dopiero siedemnacie lat.

    Dziadek potrzsn siw gow.

    - Wanie, siedemnacie.

    Chtnie go wezm.

    Ojciec zrozumia, e znalaz si w puapce, i najego twarzy zagoci wyraz strachu.

    Zagoci i szybko znikn.

    - Nie wezm.

    Co ty mwisz?

    - Byo wida, e tata nie jest w stanie wyrazitego, co naprawd czuje, e chce, by rodzinaprzestaa wreszcie gada i pozwolia mu ratowa

  • syna w jedyny sposb, jaki zna.

    Dziadek opar si o poduszk.

    Wspczujc ojcu i chcc mu jako pomc, Tatianapowiedziaa:

    - Chyba jeszcze nie...

    - lecz przerwaa jej mama, mwic:

    - Paszeka, we sweter, kochanie.

    - Nie wezm!

    - krzykn Pasza.

    - Jest rodek lata!

    - Dwa tygodnie temu by mrz.

    - A teraz jest gorco.

    Nie wezm adnego swetra.

  • - Suchaj matki - sykn ojciec.

    - Nocami bdzie zimno.

    Bierz sweter.

    - Pasza westchn buntowniczo, mimo to wzisweter i wrzuci go do walizki.

    Tata zamkn j i trzasn zameczkami.

    - A teraz posuchajcie, oto mj plan...

    - Jaki plan?

    - spytaa przygnbiona Tatiana.

    - Mam nadziej, e uwzgldnie w nim jedzenie,bo...

    - Milcz i posuchaj, bo dotyczy i ciebie - warkntata, po czym zacz mwi.

    Tatiana opada na ko.

  • Skoro nigdzie nie wyjedaj-ju teraz, za raz,natychmiast - nie chciaa nic sysze.

    Pasza wyjeda na obozy dla chopcw co roku,do Tomaczewa, do ugi albo do Gatozyny.

    Wola ug, bo stamtd mia blisko do ich daczy -tylko pi kilometrw prosto przez las - i Taniamoga go odwiedza.

    Natomiast Tomaczewo leao dwadzieciakilometrw od ugi, a czonkowie prowadzcejobz kadry byli bardzo surowi i urzdzali pobudk ju o wicie.

    Pasza mwi, e jest tam troch jak w wojsku.

    No i dobrze, pomylaa Tatiana, nie suchajctego, co mwi ojciec.

    Na bez rybiu i rak ryba.

    Dasza uszczypna j mocno w nog.

  • - Aj!

    - krzykna gono Tania z nadziej, e siostradostanie bur.

    Ale nikt nie zwrci na ni uwagi.

    Nikt nic nie powiedzia.

    Nawet na ni nie spojrzeli.

    Wszyscy patrzyli na Pasz, a chudy jak patyk Pasza- by w brzowych spodniach i beowej koszuli oprzetartym konierzyku i wystrzpionych rkawach- sta

    porodku pokoju niczym wieo rozkwity kwiat.

    Taki pikny, taki kochany...

    O czym doskonale wiedzia.

    By ulubionym dzieckiem.

  • Ulubionym wnukiem i bratem.

    Ulubionym, bo jedynym.

    Jedynym synem.

    Tatiana wstaa z ka, podesza bliej, obja go ipowiedziaa:

    - Umiechnij si.

    Szczciarz z ciebie.

    Ja zostaj w domu.

    Odsun si od niej, ale tylko o wier kroku.

    Nie dlatego, e by skrpowany, nie.

    Po prostu nie uwaa si za szczciarza.

    Tania wiedziaa, e brat chce wstpi do wojska,e pragnie tego jak niczego innego na wiecie.

  • Nie mia ochoty jecha na jaki gupi obz.

    - Pasza - rzucia wesoo.

    - Najpierw musisz wygra wojn ze mn.

    Dopiero wtedy bdziesz mg walczy zNiemcami.

    - Zamknij si, Taniu - mrukn Paszka.

    - Zamknij si, Taniu - powtrzy tata.

    - Tato - spytaa - mog spakowa swoj walizk?

    Ja te chc jecha na obz.

    - Gotowy, Pasza?

    - Tata nawet nie raczy jej odpowiedzie.

    Obozy byy tylko dla chopcw.

    - To chodmy.

  • - Opowiem ci kawa, Paszka.

    - Niezraona niechci brata, Tatiana niezamierzaa rezygnowa.

    - Nie mam ochoty wysuchiwa twoich gupichkawaw.

    - Ten ci si spodoba.

    - Wtpi.

    - Tatiana!

    - warkn gronie tata.

    - Nie pora na arty.

    - Gieorgij - wstawi si za ni dziadek.

    - Niech opowie, co to komu szkodzi.

    Podzikowawszy mu skinieniem gowy, Tatianaodchrzkna.

  • - Prowadz onierza na stracenie.

    "Fatalna pogoda" - mwi o nierz do tych zplutonu egzekucyjnego.

    "Ty jeszcze narzekasz?

    - odpowiadaj tamci.

    - My musimy wrci".

    Nikt nie zareagowa.

    Nikt si nawet nie umiechn.

    Pasza unis brwi, uszczypn siostr lekko iszepn:

    - Mio, e si starasz.

    Tatiana ciko westchna.

    Pewnego dnia bdzie w wymienitym humorze.

  • Pewnego, ale chyba nie tego.

  • 2- Tatiano, tylko bez dugich poegna - powiedziaojciec, podnoszc z podogi walizk i torb zdodatkowym jedzeniem na obz.

    - Zobaczysz brata za miesic.

    Zejd na d i przytrzymaj drzwi.

    Mam bol plecy.

    - Dobrze, tato.

    Mieszkanie przypominao pocig, a raczej wagon:dugi korytarz, a w korytarzu dziewicioro drzwido dziewiciu pokojw.

    Byy tam dwie kuchnie, jedna od frontu, druga odtyu, a przy kuchniach azienki i ubikacje.

    W dziewiciu pokojach toczyo si dwadzieciapi osb.

  • Przed piciu laty byo ich jeszcze wicej, bo atrzydziecioro troje, ale omioro przeprowadziosi, umaro albo...

    Rodzina Tatiany mieszkaa na kocu korytarza.

    To byo najlepsze miejsce.

    Mieli do dyspozycji wiksz kuchni, no i schody,na dach i na podwrze; Tatiana lubia nimichodzi, gdy idc schodami, nie musiaa mijapokoju szalonego Sawina.

    Mieli te wiksz pyt w kuchni i wikszazienk.

    Poza tym dzielili te pomieszczenia tylko z trzemarodzinami, z Pietrowami, Sarkowami i z szalonymSawinem, ktry nigdy nie gotowa i si nie kpa.

    Sawina w korytarzu nie byo.

    I dziki Bogu.

  • Idc do drzwi, musiaa min wsplny telefon.

    Sta przy nim Piotr Pietrow i Tatianie przemknoprzez gow, e maj duo szczcia.

    Bo ich telefon dziaa.

    Bo mogli z niego korzysta.

    Telefon u jej kuzynki Mariny by zepsuty, i to cayczas; stare kable czy co w tym rodzaju.

    Tania moga do niej tylko pisa albo odwiedza josobicie, co zdarzao si do rzadko, gdyMarina mieszkaa za rzek, na drugim kocumiasta.

    Pietrow by bardzo zdenerwowany, wrczwzburzony.

    Czeka na poczenie, a poniewa nie mg krypo korytarzu - kabel by za krtki - przebieranogami w miejscu.

  • Dosta poczenie w chwili, gdy Tatiana go mijaa;trudno byo tego nie zauway, gdy natychmiastzacz wrzeszcze do suchawki:

    - Luba!

    To ty?

    To ty, Luba?

    Krzykn tak gono, nagle i niespodziewanie, eTatiana a podskoczya, wpadajc na cian.

    Otrzsna si, mina go szybko, po czymzwolnia, eby posucha.

    - Luba, syszysz mnie?

    Fatalne poczenie, wszyscy gdzie dzwoni.

    Luba, wracaj do Leningradu!

    Syszysz?

  • Wojna wybucha.

    Bierz, co moesz, reszt zostaw i wsiadaj dopocigu.

    Luba!

    Nie, nie za godzin, nie jutro, tylko teraz,rozumiesz?

    Natychmiast!

    - Sucha chwil.

    - Przecie mwi ci, eby daa sobie z tymspokj!

    Ogucha, babo, czy co?

    Tatiana zerkna przez rami i ujrzaa jegozesztywniae plecy.

    - Tatiana!

  • - Tata przeszywa j wzrokiem, ktry mwi: jelizaraz tu nie przyjdziesz...

    Lecz Tatiana zwlekaa, gdy bardzo pragnausysze co jeszcze.

    - Tatiano Gieorgijewno!

    Prosz natychmiast nam pomc!

    - Tak samo jak matka, tata uywa tego oficjalnegozwrotu tylko wtedy, gdy chcia podkreli, o jakwan chodzi spraw.

    Tania ruszya spiesznie wskim korytarzem,mylc o Pietrowie i o tym, dlaczego Paszka niemoe sam otworzy drzwi.

    Jak choby Woodia Iglenko, chopak w wiekuPaszy, ktry mia je cha z nim na obz doTomaczewa, Schodzi z Mietanowami dwigajcwalizk i ani mu przez gow nie przeszo, ebyprosi kogo o otwarcie drzwi.

  • No tak, ale Woodia mia trzech braci.

    Woodia po prostu musia dawa sobie rad sam.

    - Pasza, co ci poka - powiedziaa cicho dobrata.

    - To bardzo proste.

    Kadziesz rk na klamce i cigniesz.

    Drzwi si otwieraj.

    Wychodzisz na ulic i drzwi si zamykaj.

    Zobaczmy, czy sobie poradzisz.

    - Przesta gada i otwieraj - mrukn Pasza.

    - Nie widzisz, e nios walizk?

    Na ulicy przystanli.

    - Taniu - powiedzia tata.

  • - We sto pidziesit rubli, ktre ci daem, i kuptroch jedzenia.

    Tylko nie marud.

    Id, kup i wracaj.

    Syszysz?

    - Tak, tato.

    Zaraz pjd.

    - Prosto do ka, co?

    - prychn z umieszkiem Pasza.

    - No, chodmy, ju pora - powiedziaa mama.

    - Tak - odrzek ojciec - pora.

    - Na razie.

    - Tatiana klepna brata w rami.

  • Mrukn co przygnbiony i pocign j za wosy.

    - Tylko zwi sobie wosy, zanim wyjdziesz.

    Nie strasz ludzi.

    - Przesta - odpara wesoo Tania - bo w ogle jezetn.

    - Chodmy ju, chodmy - ponagla tata, cigncsyna za rkaw.

    Tatiana poegnaa si z Woodia, pomachaamatce, po raz ostatni spojrzaa na plecy przybitegobrata i wrcia na gr.

    Dziadek i babcia wanie wychodzili.

    Szli z Dasz do banku, eby wyj oszczdnoci.

    Tania zostaa sama.

    Westchna z ulg i opada na ko.

  • Wiedziaa, e urodzia si za pno.

    Paszka te.

    Powinna bya si urodzi w dziewisetsiedemnastym, jak Dasza.

    Oprcz nich rodzice mieli jeszcze troje dzieci, alesi nie uchoway.

    Dwaj bracia, jeden urodzony w tysic dziewisetdziewitnastym, drugi w dwudziestym pierwszym,zmarli na tyfus.

    Urodzona w dwudziestym drugim dziewczynka rokpniej zmara na szkarlatyn.

    W tysic dziewiset dwudziestym czwartym,kiedy umiera Lenin, kiedy nagle skoczy siNEP, ten krt kotrway powrt do prywatnejinicjatywy i wolnej przedsibiorczoci, kiedyplutony egzekucyjne Stalina konsekwentniepowikszay jego wpywy we wadzach, bardzozmczona trzydziestodwuletnia Irina Fiodorowna

  • urodzia ich, najpierw Pasz, a sze minut pniejj.

    Tanie.

    Rodzina pragna Paszy, chopca, syna, dlategonarodziny crki byy dla nich kompletnymzaskoczeniem.

    Blinita?

    Nikt nie mia blinit.

    Kto sysza o blinitach?

    Poza tym nie byo dla niej miejsca.

    Przez pierwsze trzy lata ycia musiaa dzielikoysk z bratem.

    Potem spaa z Dasz.

    Mimo to fakt pozostawa faktem: zajmowaa cennprzestrze kow.

  • Dasza nie moga wyj za m, poniewa jejsiostrzyczka leaa noc tam, gdzie mia lee jejm.

    Daszka czsto wyrzucaa to Tatianie.

    Mwia: "Przez ciebie umr jako stara panna", naco Tania odpowiadaa:

    "Oby jak najszybciej, eby na twoim miejscu mgspa mj m".

    Przed miesicem skoczya szko i natychmiastposza do pracy, eby nie spdza kolejnychwakacji w udz na czytaniu, pywaniu odzi i nagupich zabawach z dzieciakami mieszkajcymi wdomach przy wiecznie zapylonej drodze.

    Spdzaa tam wszystkie wakacje, na daczy podug albo pod Nowogrodem nad jeziorem Ilmen,gdzie dacz mieli rodzice kuzynki Mariny.

    Kiedy nie moga si wprost doczekaczerwcowych ogrkw, lipcowych pomidorw i

  • sierpniowych malin; w mylach zbieraa grzyby iczarne jagody, w mylach owia ryby w rzece.

    Kiedy, ale nie tego lata.

    Tego lata wszystko miao by inaczej.

    Zdaa sobie spraw, e zmczyo j byciedzieckiem.

    Jednoczenie nie bardzo wiedziaa, jak by kiminnym, dlatego zaatwia sobie prac w ZakadachKirowa, w fabryce w poudniowej czciLeningradu.

    Praca: to ju prawie doroso.

    A wic pracowaa i nieustannie czytaa gazet,krcc gow na poczynania Francji, na marszakaPetaina, na Dunkierk i na Nevillea Chamberlaina.

    Prbowaa by bardzo powana i ze skupieniemkiwaa gow, czytajc o kryzysie w Ardenach i naDalekim Wschodzie.

  • To byy jej ustpstwa na rzecz dorosoci: Kirw i"Prawda".

    Lubia tam pracowa, w tej najwikszej fabryce wLeningradzie i prawdopodobnie w caym ZwizkuRadzieckim.

    Syszaa, e u Kirowa buduj czogi, ale niebardzo w to wierzya.

    Jak dotd nie widziaa ani jednego.

    Pracowaa w dziale sztucw: pakowaa dopudeek noe, yki i widelce.

    Bya przedostatni robotnic na linii montaowej.

    Dziewczyna pracujca za ni, ta ostatnia, zaklejaapudeka tam.

    Tatiana bardzo jej wspczua; zaklejanie pudeekmusiao by okropnie nudne.

    Ona moga przynajmniej pobrzkiwa trzema

  • rodzajami sztucw.

    Fajnie bdzie pracowa tam latem, pomylaa,lec na ku, ale jeszcze fajniejsza byabyewakuacja.

    Chtnie by troch poczytaa.

    Wanie zacza zabawn, cho bolenieprawdziw ksieczk Michaia Zoszczenki, zbirsatyrycznych opowiada na temat realiw ycia wZwizku Radzieckim, ale polecenia ojca byybardzo wyrane.

    Z utsknieniem popatrzya na ksik.

    Po co ten popiech?

    Doroli zachowuj si tak, jakby si gdzie palio.

    Niemcy s dwa tysice kilometrw std.

    Towarzysz Stalin na pewno nie pozwoli, eby tenzdrajca Hitler wkroczy w gb kraju.

  • A ona na pewno nie zostanie w domu sama.

    Gdy tylko zdaa sobie spraw, e natychmiastowejewakuacji nie bdzie, wojna stracia dla niej caatrakcyjno.

    Czy naprawd jest a tak interesujca?

    Moe, ale opowiadanie Zoszczenki "ania",opowie o mczynie, ktry idzie do ani,rozbiera si w szatni, a numerek przywizuje sobiedo nogi w kostce, byo przekomiczne: "...gdzierozebrany do rosou czowiek ma schowa tenumerki?

    [...] A numerek zosta na nodze.

    Trzeba si rozebra; cigam spodnie i szukam,numerka ani ladu.

    Sznurek jest, a numerka nie ma.

    Spyn z wod.

  • Podaj szatniarzowi sznurek, a ten nie bierze.

    Na podstawie sznurka - powiada - rzeczy niewydaj.

    Gdyby tylko pozwoli, to kady obywatel nacibysznurkw i palt w kraju by zabrako.

    Poczekaj, niech si rozejd, to wydam ci palto,ktre pozostanie".

    Poniewa nikt nie zamierza si ewakuowa,pooya si na ku, opara nogi o cian ikonajc ze miechu przeczytaa opowiadanie jeszcze raz.

    Ale c, rozkaz to rozkaz.

    Musiaa i po zakupy.

    Ale bya niedziela, a w niedziel Tatiana nielubia wychodzi ubrana byle jak.

    Dlatego bez pytania poyczya czerwone sanday

  • Daszy.

    Miay wysokie obcasy, tote chodzia w nich jaknowo narodzone ciel na uginajcych si nogach;Daszce szo znacznie lepiej, bo ju si nauczya.

    Szczotkowaa janiutkie wosy, aujc, e nie magstych, czarnych lokw jak reszta rodziny.

    Jej byy takie proste, takie...

    bez charakteru.

    Zawsze wizaa je w kucyk albo zaplataawarkocze.

    Tego dnia uznaa, e kucyk bdzie lepszy.

    Nikt nie potrafi wytumaczy, dlaczego s proste ijasne.

    Bronic crki, mama mwia, e jako maadziewczynka te miaa jasne, proste wosy.

  • Tak, a kiedy babcia wychodzia za m, wayatylko czterdzieci siedem kilo.

    Tatiana woya swoj jedyn eleganck sukienk,sprawdzia, czy ma czyst twarz, zby i rce, poczym wysza.

    Sto pidziesit rubli to olbrzymie pienidze.

    Nie wiedziaa, skd oj ciec je wzi, i nie miaapyta, ale pojawiy si w jego rkach jak zadotkniciem czarodziejskiej rdki.

    Co miaa kupi?

    Ry?

    Wdk?

    Ju zapomniaa.

    Mama powiedziaa:

    - Nie wysyaj jej, ona nic nie zaatwi.

  • Tatiana ochoczo popara j skinieniem gowy.

    - Susznie - dorzucia.

    - Wylij Dasz, tato.

    - Nie!

    - wykrzykn ojciec.

    - Na pewno sobie poradzisz.

    We torb, id do sklepu i kup...

    No wanie, i kup co?

    Ziemniaki?

    Mk?

    Mijajc pokj Sarkoww, zobaczya ann ieni, ktrzy siedzieli w fotelach, pijc herbat iczytajc.

  • Robili wraenie spokojnych i odpronych, jakbybya to ot, kolejna zwyczajna niedziela.

    Sami w takim wielkim pokoju, pomylaa.

    Ci to maj szczcie.

    Szalonego Sawina w korytarzu nie byo.

    I dobrze.

    Dziwne.

    Zdawao si, e owiadczenie towarzyszaMootowa, to sprzed dwch godzin, byo tylkoniewielkim odstpstwem od normalnego toku dnia.

    Zacza nawet powtpiewa, czy dobrze jezrozumiaa, i dopiero kiedy skrcia na GreckiProspekt, gdy zobaczya zwarte grup ki ludzispieszcych w kierunku Newskiego, zdaa sobiespraw, e to jednak prawda.

    Nie pamitaa, kiedy ostatni raz widziaa takie

  • tumy na ulicach Leningradu.

    Szybko zawrcia i posza w stron ProspektuSuworowskiego.

    Tak, przechytrzy ich i wyprzedzi.

    Skoro wszyscy szli na Newski, ona pjdzie dosklepw w okolicy parku Taurydzkiego, ktre byytroch gorzej zaopatrzone, za to mniej uczszczane.

    Naprzeciw niej sza jaka para.

    Popatrzyli na jej sukienk i umiechnli si.

    Tatiana spucia oczy, ale te si umiechna.

    Sukienka bya naprawd wspaniaa, biaa wszkaratne re.

    Dostaa j w trzydziestym smym, na czternasteurodziny.

    Ojciec kupi j na tar gu w witokrecie, w

  • maym miasteczku w Polsce, dokd pojechasubowo, gdy pracowa w LeningradzkichZakadach Wodocigowych.

    By wtedy w witokrecie, w Warszawie i wLublinie.

    Kiedy wrci, Tatiana uznaa, e prawdziwy zniego wiatowiec i globtroter.

    Dasza i mama dostay czekoladki z Warszawy,lecz ostatni czekoladk zje dzono ju dawno temu,a dokadnie przed dwoma laty i trzystoma szedziesicioma trzema dniami.

    Tymczasem ona.

    Tania, wci nosia swoj sukienk zeszkaratnymi rami wyhaftowanymi na grubej,gadkiej nienobiaej bawenie.

    Tak, wyhaftowano na niej nie pczki, tylko w penirozkwite re.

  • Bya to naprawd doskonaa letnia sukienka, takana wskich ramiczkach.

    Nie miaa rkaww, bya mocno dopasowana wtalii i szeroko rozkloszowana na dole, tak e kiedyTatiana okrcaa si szybko wok wasnej osi,sukienka wirowaa wraz z ni niczym czaszaspadochronu.

    W czerwcu tysic dziewiset czterdziestegopierwszego Tania miaa z ni tylko jeden problem:sukienka bya na ni za maa.

    Krzyujce si na plecach atasowe paseczki, ktremoga kiedy bez trudu cign, cign si junie daway.

    Dranio j, e jej wasne ciao, w ktrym czuasi coraz bardziej nieswojo, przeroso ulubionsukienk.

    Nie to, eby rozkwito jak ciao Daszy, eby miaarozoyste biodra, pene piersi, jdrne uda i prneramiona.

  • Nie, wprost przeciwnie.

    Jej biodra, cho krge, wci byy wskie, nogi irce szczupe, za to piersi wci rosy i wanie wtym tkwi problem.

    Gdyby piersi nie urosy, nie musiaaby poluniapaskw na plecach i wystawia na pokazkrgosupa od opatek a po krzy.

    Bardzo lubia t sukienk.

    Lubia, gdy materia ociera si jej o skr, lubiadotyka haftowanych r, drania j natomiastwiadomo, e musi demonstrowa wiatufragment swego ciaa, tkwicego w bawenianymkokonie, ktry bezlitonie ciska jej puca.

    Z przyjemnoci i rozrzewnieniem wspominaachwil, kiedy jako chuda czternastolatka woyasukienk pierwszy raz, eby pj w niej naniedzielny spacer po Newskim Prospekcie.

  • To wanie dlatego, dla tych piknych wspomnie,woya j i dzisiaj, w dniu, kiedy Niemcyzaatakowali Zwizek Radziecki.

    Jej dusz echtaa rwnie wiadomo, e nasukience jest metka z napisem:

    "Fabrique en France".

    "Fabrique en France"!

    Jake mio byo mie co, co zamiast z rkradzieckich partaczy, wyszo z rk starannych iromantycznych Francuzw.

    Bo czy istnieli na wiecie ludzie bardziejromantyczni ni oni?

    Francuzi to prawdziwi mistrzowie mioci.

    Kada nacja ma swoj specjalno.

    Rosjanie s niezrwnani w cierpieniu, Anglicy wpowcigliwoci, Amerykanie w umiowaniu

  • ycia, Wosi w umiowaniu Chrystusa, a Francuziw nadziei na mio.

    Dlatego szyjc sukienk dla Tatiany, nasczyli jobietnic, jakby chcieli powiedzie: w j,cherie, a bd ci w niej kochali tak samo jak nas,w j, a znajdziesz mio.

    Dlatego w okraszonej szkaratem bieli Tania nigdynie tracia nadziei.

    Gdyby sukienk uszyli Amerykanie, byabyszczliwa.

    Gdyby uszyli j Wosi, zaczaby si modli,gdyby uszyto j w Anglii, dumnie wyprostowaabyramiona, ale poniewa uszyli j Francuzi, yanadziej.

    Cho akurat teraz sza Prospektem Suworowa,prbujc nie zwaa na to, e sukienka ciska jejrozkwitajce piersi.

    Na dworze byo ciepo i rzeko, dlatego

  • wiadomo, e wanie tego piknego, penegonadziei dnia Hitler zaatakowa Zwizek Radziecki,porazia j jak prd.

    Idc, krcia gow.

    Dziadek nigdy Hitlerowi nie ufa i powtarza to odsamego pocztku, od tysic dziewisettrzydziestego dziewitego, kiedy to towarzyszStalin podpisa z Niemcami pakt o nieagresji.

    Mwi, e Stalin przespa si z szatanem, no i terazszatan go zdradzi.

    Wic dlaczego wszyscy s tacy zaskoczeni?

    Niby czego si spodziewali?

    e szatan zachowa si honorowo?

    Zawsze uwaaa, e dziadek jest najmdrzejszymczowiekiem na wiecie.

    Od trzydziestego dziewitego, od napadu Hitlera

  • na Polsk, cigle powtarza, e wkrtce przyjdziekolej na Zwizek Radziecki.

    Od wiosny, a wic od paru miesicy, znosi dodomu konserwy.

    Babcia mwia, e przesadza, e za duo ichkupuje; nie chciaa, eby wydawa

    pienidze na co tak nieuchwytnego jak "wszelkiwypadek".

    Szydzia z niego i drwia.

    Wojna?

    - mwia, ypic spode ba na puszk mielonki.

    Jaka wojna?

    I kto to bdzie jad?

    Na pewno nie ja.

  • Po co wydawa pienidze na wistwa?

    Dlaczego nie kupisz marynowanych grzybw albopomidorw?

    A dziadek, ktry kocha j, jak aden mczyznanie kocha adnej kobiety, pochyla z pokorgow, czekajc, a babcia da upust zoci, imiesic pniej przynosi do domu kolejnekonserwy.

    Kupowa rwnie cukier, kaw, tyto i wdk.

    Z przechowywaniem tych ostatnich produktwmia duo kopotw, poniewa na kade urodziny,na kad rocznic i na kadego 1 Maja otwieranobutelk wdki, palono tyto, pito kaw i sodzonherbat i pieczono sodkie ciasto.

    Dziadek nie potrafi odmwi niczego rodzinie,natomiast sobie odmawia niemal wszystkiego.

    Dlatego na swoje urodziny nigdy nie otwierawdki.

  • Ale babcia i tak napoczynaa worek cukru, ebyupiec mu jagodziank.

    Tak wic w sumie przybywao jedynie mielonki -co miesic puszka lub dwie -

    ktrej nikt nie lubi i nikt nie jad.

    Tatiana miaa kupi wdk i ry, lecz okazao si,e zadanie jest trudniejsze, ni oczekiwaa.

    W sklepach przy Prospekcie Suworowa wdki niebyo.

    Mieli ser.

    Ale ser si nie przechowa.

    Mieli chleb, lecz chleb te si nie przechowa.

    Kiebasa znikna, puszki te.

    I caa mka.

  • Przyspieszywszy kroku, sza Prospektem - mialedwie kilometr dugoci i krzyowa si zjedenastoma innymi ulicami - zagldajc dowszystkich sklepw po kolei, ale nigdzie nieznalaza ani konserw, ani przetworw.

    Bya dopiero trzecia po poudniu.

    Mina dwa banki.

    Oba byy nieczynne.

    Na drzwiach wisiay po spiesznie nabazgranenapisy: ZAMKNITE.

    Dziwne.

    Jak to zamknite?

    Chyba nie zabrako im pienidzy, to przeciebanki.

    Tania zachichotaa.

  • Zdaa sobie spraw, e za dugo czekali.

    Za dugo pakowali rzeczy Paszy, za dugo sisprzeczali i gapili smutno na siebie.

    Powinni byli natychmiast wyj, ale nie, najpierwmusieli wyprawi Paszk na obz.

    Potem czytaa Zoszczenk.

    Tak, szkoda, e nie wysza godzin wczeniej.

    Gdyby wysza i pobiega na Newki, staaby ju wkolejce wraz z innymi.

    Ale chocia przygnbiao j, e nie potrafi zdobynawet gupiego pudeka zapaek, czua, i ciepy,letni wiatr niesie ze sob zapach nowego, ezwiastuje porzdek rzeczy, ktrych dotd nie znaai nie rozumiaa.

    Biorc gboki oddech, pomylaa: czybym miaazapamita ten dzie do koca ycia?

  • Nieraz ju to powtarzaam: och, tego a tego dnia napewno nie zapomn, a mimo to zapominaam.

    Wci pamitam, kiedy pierwszy raz zobaczyamropuch.

    Zwyk ropuch.

    Kto by pomyla?

    Wci pamitam, jak pierwszy raz posmakowaamsonej wody z Morza Czarnego.

    Pamitam, jak pierwszy raz zgubiam si w lesie.

    Moe pamita si tylko to, co spotyka czowiekapierwszy raz w yciu?

    Nigdy dotd nie widziaam prawdziwej wojny,wic kto wie, moe ten dzie te zapamitam.

    Skrcia w stron sklepw przy Taurydzkiej.

    Lubia t cz miasta pooon z dala od

  • Newskiego.

    Drzewa byy tu zielesze i wysze, a ludzi duomniej.

    Lubia poby troch w samotnoci.

    Zajrzawszy do kilku sklepw spoywczych,chciaa ju zrezygnowa.

    Zastanawiaa si powanie, czy nie wrci dodomu i nie powiedzie ojcu, e nie sprostaazadaniu, ktrym j obarczy, lecz myl ta napeniaa j lkiem.

    Dlatego sza dalej.

    Przed sklepem na rogu Suworowa i Satykowa-Szczedrina staa duga kolejka.

    Tania karnie stana za ostatni osob w ogonku.

    Przestpujc z nogi na nog, staa i staa, od czasudo czasu pytaa o godzin, po czym staa dalej.

  • Kolejka przesuna si o metr.

    Tatiana ciko westchna i spytaa, po cowaciwie stoj.

    Stojca przed ni kobieta gniewnie wzruszyaramionami i odwrcia si.

    - Co?

    Co? - mrukna, tulc do piersi torebk, jakbyTania chciaa j obrabowa.

    - Stj jak wszyscy i nie zadawaj gupich pyta.

    Wic Tania staa i czekaa.

    Gdy ogonek przesun si o kolejny metr,ponownie spytaa o godzin.

    - Pytaa mnie o to samo dziesi minut temu -warkna kobieta.

    - Dodaj sobie.

  • Wtem moda kobieta stojca przed ni zaczamwi o bankach i Tatiana zastrzyga uszami.

    - Zabrako pienidzy.

    - To do stojcej obok staruszki.

    - Wyobraa pani sobie?

    Zabrako pienidzy.

    I co oni teraz zrobi?

    Mam nadziej, e trzyma pani troch podmateracem.

    Zmartwiona staruszka pokrcia gow.

    - Mam dwiecie rubli - odrzeka.

    - To oszczdnoci caego ycia.

    Wziam wszystko.

  • - I dobrze.

    Niech pani kupuje co si da, zwaszczakonserwy...

    Staruszka ponownie pokrcia gow.

    - Nie lubi konserw.

    - No to kawior.

    Syszaam, e jaka kobieta kupia na Newskimdziesi kilo kawioru.

    Co ona z nim zrobi?

    Ale to nie moja sprawa.

    Ja kupu j oliw.

    I zapaki.

    - Niech pani kupi sl - doradzia mdrze staruszka.

  • - Herbat bez cukru wypijesz, owsianki bez solinie zjesz.

    - Nie lubi owsianki.

    Nigdy nie lubiam.

    Nie przekn ani yki.

    Papkowate gluty.

    - No to kawior.

    Lubi pani kawior?

    - Nie.

    Ale moe wezm kiebasy - rzucia w zadumie tamodsza.

    - Troch dobrej, suchej kiebasy...

    Tak, proletariat obali cara ponad dwadziecia lattemu.

  • Przez ten czas duo si nauczyam i wiem, czegooczekiwa.

    Stojca przed Tatian jdza gono prychna.

    Staruszka i jej ssiadka odwrciy gow.

    - Akurat!

    - warkna jdza.

    - Nic pani nie wie.

    To wojna!

    - I chrapliwie chrzkna, co zabrzmiao jaksapnicie parowozu.

    - A kto pani pyta?

    - To wojna, towarzyszki i towarzysze!

    Witamy w rzeczywistoci, ktr podarowa namHitler.

  • Nakupujcie kawioru i masa i zjedzcie wszystkojeszcze dzisiaj.

    Tak, tak, zapamitajcie moje sowa: ju w styczniuza dwiecie rubli kupicie co najwyej bochenekchleba.

    - Zamknij si, babo!

    Tatiana spucia gow.

    Nie lubia ktni.

    Ani w domu, ani na ulicy.

    Ze sklepu wyszo dwoje ludzi z wielkimipapierowymi torbami pod pach.

    - Co daj?

    - spytaa grzecznie Tania.

    - Such kiebas - burkn mczyzna i spiesznieodszed, jakby si ba, e Tatiana dopdzi go,

  • powali na ziemi, pobije i odbierze mu tprzeklt kiebas.

    Tymczasem ona nie lubia suchej kiebasy.

    Wytrwale staa dalej.

    P godziny pniej zrezygnowaa.

    Nie chcc rozczarowa ojca, szybko posza naprzystanek.

    Chciaa zapa autobus dwadziecia dwa naProspekt Newski.

    Na Newskim moga przynajmniej kupi kawior.

    Kawior?

    - pomylaa.

    Bdziemy musieli zje go ju w przyszymtygodniu, bo do zimy si nie przechowa.

  • Czy po to ojciec wysa j na zakupy?

    Po ywno na zim?

    Niemoliwe.

    Do zimy jeszcze daleko.

    A nasza armia jest niezwyciona, sam towarzyszStalin tak mwi.

    Do wrzenia po tych niemieckich winiach niebdzie ju ani ladu.

    Gdy skrcaa za rg Satykowa-Szczedrina, pkagumka, ktr zwizaa wosy, i wiatr dmuchn jejnimi w twarz.

    Przystanek by po drugiej stronie ulicy,naprzeciwko parku.

    Zwykle jedzia stamtd do Mariny, stotrzydziestk szstk, ale tego dnia chciaa dojechana Newski.

  • Wiedziaa, e musi si pospieszy, bo wygldaona to, e i kawior wkrtce wykupi.

    Par krokw dalej zobaczya stoisko z lodami.

    Lody!

    Dzie sta si nagle pikniejszy.

    Na stoku siedzia sprzedawca.

    Czy ta gazet, chronic si przed socem podmaym parasolem.

    Tatiana przyspieszya kroku.

    Wtem usyszaa warkot silnika.

    Odwrcia si: autobus by jeszcze daleko.

    Gdyby kawaek podbiega, na pewno by zdya.

    Wesza na jezdni, eby przej na drug stronulicy, spojrzaa na stoisko z lodami, potem na

  • autobus, jeszcze raz na stoisko, i zatrzymaa si.

    Miaa wielk ochot na lody, ochot wprostprzemon.

    Zagryza warg i przepucia autobus.

    Nie szkodzi.

    Niedugo nadjedzie nastpny, a tymczasem usidna przystanku i zjem lody.

    Podesza do stoiska i spytaa:

    - Lody, tak?

    - Przecie pisze, e lody.

    Nie wida?

    Czego chcesz?

    - Podnis gow i natychmiast zagodnia.

  • - Na jakie masz ochot, zotko?

    - Na...

    - Zadra jej gos.

    - Czy ma pan mietankowe?

    - Mam.

    - Sprzedawca otworzy pokryw chodziarki.

    - W pudeku czy w roku?

    - W roku poprosz - odrzeka Tatiana,podskakujc jak maa dziewczynka.

    Skwapliwie zapacia; za taki smakoykzapaciaby nawet dwa razy wicej.

    Wiedzc, e czeka j wprost niebiaskaprzyjemno, szybko przebiega na drug stronulicy i usiada na awce pod drzewami, eby

  • spokojnie zje lody i poczeka na autobus, ktrymmiaa pojecha po kawior, czyli po zapasy nawojn.

    Na przystanku nie byo nikogo.

    Tym lepiej, gdy moga rozkoszowa si smakiemw samotnoci.

    Odwina biay papierek, wrzucia go do kosza namieci obok awki, powchaa lody, polizaasodki, zimny karmel, zamkna ze szczcia oczy iumiechajc si bogo, czekaa, a ld roztopi sijej na jzyku.

    Pyszne, pomylaa.

    Przepyszne.

    Wiatr rozwiewa jej wosy, wic przytrzymaa jewoln rk, krc wargami po maej, beowejkulce na stokowatym wafelku.

    Zaoya nog na nog, potem j zdja, odrzucia

  • do tyu gow i czujc, jak w gardle rozlewa jejsi sodka lepko, zanucia piosenk, ktrostatnio piewali niemal wszyscy: "Pewnego dniaspotkamy si we Lwowie, mj ukochany i ja".

    Wspaniay dzie.

    Przez pi minut nie byo adnej wojny, tylkocudowna, czerwcowa niedziela w spokojnymLeningradzie.

    Kiedy oderwawszy wzrok od lodw, spojrzaaprzed siebie, zobaczya, e z drugiej strony ulicypatrzy na ni jaki wojskowy.

    W miecie garnizonowym, takim jak Leningrad,wojskowy to nic nadzwyczajnego.

    onierzy mieli tu na pczki.

    Zobaczy onierza to tak, jak zobaczy staruszk zpen siatk albo kolejk przed sklepem, albobudk z piwem.

  • W normalnych okolicznociach Tatiana ominabygo wzrokiem i posza dalej, zwaszcza e ten gapisi na ni z min, ja kiej nigdy dotd u nikogo niewidziaa.

    Przestaa liza lody.

    Jej chodnik ton ju w cieniu, natomiast chodnikonierza zalewao silne popoudniowe soce.

    Patrzya na niego przez krtk chwil i waniewtedy, w momencie, gdy spojrzaa mu prosto wtwarz, po czua, e co w niej drgno.

    Chciaaby powiedzie, e drgno leciutko, ot,niezauwaalnie, lecz byo zupenie inaczej.

    Byo tak, jakby serce za czo pompowa krewczterema komorami naraz, zalewajc ni i puca, icae ciao.

    Zamrugaa.

    Nie wiedzie czemu, zacza oddycha szybciej i

  • pycej.

    onierz roztapia si powoli w tobladymsocu.

    Wtem zasoni go autobus.

    Omal nie krzykna i zerwaa si z awki, ale niepo to, eby wsi, tylko po to, eby nie straci zoczu onierza.

    Otworzyy si drzwi; kierowca spojrza na niwyczekujco.

    Niewiele brakowao i Tania, dziewczyna agodnai dobrze wychowana, zwymylaaby go i kazaa iprecz.

    - Wsiadamy, panienko?

    Nie mog czeka w nieskoczono.

    Wsiadamy?

  • - Nie, nie, ja nie wsiadam.

    - No to co, do diaba, robisz na przystanku?

    - zagrzmia kierowca i zatrzasn drzwi.

    Tatiana cofna si w stron awki i zobaczya, eonierz pdzi do autobusu.

    Pdzi, pdzi i nagle przystan.

    Znieruchomia.

    Ona te.

    Kierowca ponownie otworzy drzwi.

    - Jedziecie?

    - spyta.

    onierz spojrza na Tatian, potem na kierowc.

    - Na Lenina i Stalina!

  • Niech was szlag trafi!

    - Trzasny drzwi, autobus odjecha.

    Tania staa przy awce.

    Zrobia krok do tyu i szybko usiada.

    onierz wzruszy ramionami.

    - Mylaem, e to mj - powiedzia obojtnie,przewracajc oczami.

    - Ja te - wychrypiaa niemiao Tatiana.

    - Lody si topi- zauway usunie.

    Rzeczywicie si topiy.

    Spyway z roka prosto na sukienk.

    - O Boe...

    - Zejdzie, spierze si.

  • Tatiana sprbowaa zebra roztopion mas rk,ale tylko j roztara.

    - Cudownie - mrukna i stwierdzia, e dr jejpalce.

    - Dugo pani czeka?

    - Mia gboki, dwiczny gos i mwi...

    Z lek kim akcentem?

    Pewnie przyjezdny, pomylaa, nie odrywajcwzroku od plamy na sukience.

    - Nie, niezbyt - odrzeka szybko i wstrzymawszyoddech, podniosa oczy, eby na niego spojrze.

    Podnosia je i podnosia.

    By bardzo wysoki.

    I mia na sobie wyjciowy mundur.

  • Eleganckie spodnie, elegancki frencz, czapka zemaliowan czerwon gwiazd nad daszkiem, a naramionach szerokie epolety ze stalowoszarymigalonami.

    Wyglday bardzo imponujco, lecz Tatiana niewiedziaa, co oznaczaj.

    By szeregowcem?

    Mia karabin.

    Czy szeregowcy chodzili z karabinem?

    Na jego lewej piersi byszcza srebrny medal wzotej obwdce.

    I mia ciemne wosy.

    Mody i ciemnowosy, pomylaa.

    Same plusy.

    Niemiao spojrzaa mu w oczy.

  • Miay kolor karmelu i byy odrobin ciemniejszeni lody, ktre przed chwil jada.

    Czy s to oczy onierza?

    A moe oczy mczyzny?

    Tak czy inaczej, byy spokojne i przyjanieumiechnite.

    Patrzyli na siebie tylko chwil, lecz bya to chwilastanowczo za duga.

    Obcy patrz na siebie krcej, znacznie krcej.

    Tatiana czua si bardzo dziwnie.

    Miaa ochot otworzy usta i wypowiedzie jegoimi.

    Szybko ucieka wzrokiem w bok.

    Draa i byo jej gorco.

  • - Lody wci si topi - powtrzy uprzejmieonierz.

    Tania zaczerwienia si i odchrzkna.

    - Lody?

    - odrzeka.

    - Rzeczywicie.

    Ale nie szkodzi, ju skoczyam.

    - Wstaa i teatralnym gestem wrzucia je do kosza,aujc, e nie ma przy sobie chusteczki, ktrmogaby wytrze plam na sukience.

    Ile on ma lat?

    - mylaa.

    Tyle co ja czy wicej?

    Nie, chyba jednak wicej.

  • Jest mody, cho starszy ode mnie, i patrzy na mnieoczami prawdziwego mczyzny.

    Wbia wzrok w chodnik midzy swoimiczerwonymi sandaami i jego czarnymiwojskowymi butami i znowu si za czerwienia.

    Nadjecha autobus.

    onierz odwrci si i ruszy do krawnika.

    Tatiana nie odrywaa od niego oczu.

    Szed jak kto nie z tego wiata, zbyt dugim, zbytpewnym siebie krokiem, mimo to nie byo w tymani nic racego, ani nienaturalnego.

    Patrzc na niego, miaa wraenie, e znalazaksik, ktr gdzie zapodziaa i o ktrej zupeniezapomniaa.

    O, jest!

    No i tak.

  • Za chwil otworz si drzwi, onierz wskoczy doautobusu, pomacha jej na do widzenia i ju nigdygo nie zobaczy.

    Nie odchod!

    - krzykna w myli.

    Im bliej by autobusu, tym wolniej szed,wreszcie zatrzyma si i cofn, krcc gow dozirytowanego kierowcy, ktry niecierpliwiemachn rk i zatrzasn drzwi.

    Autobus powoli odjecha.

    onierz wrci i usiad na awce.

    Zakupy i to, co miaa robi pniej, do koca dnia,wyfruno Tani z gowy bez sowa poegnania.

    Milczeli.

    Przecie nie mona inaczej, pomylaa, dopiero cosi po znalimy.

  • Nie, zaraz, chwileczk.

    Wcale si nie poznalimy.

    W ogle si nie znamy.

    Nic dziwnego, e siedzimy tak i milczymy.

    Nerwowo zerkna w lewo, potem w prawo.

    Nagle przyszo jej do gowy, e onierz syszybicie jej serca.

    Tak, na pewno.

    Walio tak gono, e przeposzyo wrony z drzewza awk.

    Ogarnite panik, od leciay, gwatownie opoczcskrzydami.

    Wiedziaa, e to przez ni.

    eby wreszcie przyjecha ten nieszczsny autobus.

  • Teraz, zaraz, na tychmiast.

    By wojskowym, tak, ale widywaa wieluwojskowych.

    By przystojny, owszem, ale przystojnychmczyzn te widywaa.

    Latem poprzedniego roku widziaa nawetprzystojnych onierzy, dwch, moe nawet trzech.

    Jeden z nich - zapomniaa ju, jak mia na imi;ostatnio wszystko zapominaa -

    kupi jej lody.

    Nie, to nie mundur j pociga ani jego wygld.

    Intrygowa j sposb, w jaki onierz patrzy nani z drugiej strony ulicy, z chodnika zadziesiciometrowej szerokoci pasem betonu, nadktrym biegy przewody trakcji tramwajowej.

    Sign do kieszeni i wyj paczk papierosw.

  • - Zapali pani?

    - Nie, nie - odrzeka.

    - Nie pal.

    onierz schowa papierosy.

    - Nie znam nikogo, kto by nie pali - rzuci lekko.

    Wrd jej znajomych nie palio tylko dwoje: ona idziadek.

    Nie, nie moga duej milcze - to byo zbytaosne - ale kiedy otworzya usta, eby copowiedzie, przyszy jej do gowy tak gupiesowa, e czym prdzej zacisna wargi, modlcsi w duchu o jak najszybszy przyjazd autobusu.

    Ale autobus nie nadjeda.

    - Czeka pani na dwadziecia dwa?

    - spyta w kocu onierz.

  • - Tak - odrzeka cichutko Tatiana.

    - To znaczy, nie.

    - Spojrzaa w lewo i zobaczya autobus.

    Trzycyfrowy numer: sto trzydzieci sze.

    - Czekam na ten - dodaa i niewiele mylc,wstaa.

    - Sto trzydzieci sze?

    wymamrota onierz.

    Tania wyja pi kopiejek i wsiada.

    Zapaciwszy, przesza na ty autobusu, usiada izobaczya, e onierz te wsiada i ruszaprzejciem w jej stron.

    Usiad rzd za ni.

    Tatiana wbia wzrok w okno, prbujc o nim nie

  • myle.

    Sto trzydzieci sze.

    Boe wity, dokd on jedzie?

    No tak.

    Do Mariny, na Prospekt Pouostrowski.

    Nie ma wyboru, wysidzie na Pouostrowskim i zadzwoni do drzwi kuzynki.

    Ktem oka widziaa onierza.

    Ciekawe dokd jedzie?

    Autobus min park Taurydzki i skrci w ProspektLitiejny.

    Tatiana wygadzia sukienk i przesuna palcamipo szkaratnych rach.

    Potem schylia si midzy fotelami i poprawia

  • sanday.

    Ale gwnie modlia si o to, eby onierz niewysiad na nastpnym przy stanku.

    Tylko nie na tym, nie na tym.

    Na tym te nie.

    Gdzie mia wysi, tego nie wiedziaa, wiedziaajedynie, e nie chce, by wysiad tutaj i teraz.

    onierz nie wysiad.

    Siedzia spokojnie, patrzc w okno.

    Od czasu do czasu spoglda przed siebie i Taniamoga przysic, e zerka na ni.

    Przejechali przez most Litiejny na Newie.

    Sklepy.

    Wikszo bya zamknita.

  • Przed otwartymi stay dugie kolejki.

    Ulice powoli pustoszay.

    Leningradzkie ulice, jasne i wymare.

    Mijali przystanek za przystankiem, zapuszczajcsi coraz gbiej w pnocn cz miasta.

    W przebysku trzewiejszego mylenia Tania zdaasobie spraw, e mina swj przystanek, e niema pojcia, gdzie jest.

    Zdenerwowana, poruszya si sztywno iniespokojnie.

    Co teraz?

    Tego nie wiedziaa, wiedziaa jednak, e nie moewysi, przynajmniej nie w tej chwili.

    Po pierwsze, onierz wci siedzia i najwyraniej nie zamierza pocign za sznurekdzwonka, po drugie, nie znaa tych okolic

  • Leningradu.

    Gdyby wysiada, musiaaby przej na drugstron ulicy i zaczeka na powrotny autobus.

    Tylko na co waciwie liczya?

    Na co czekaa?

    Chciaa zobaczy, gdzie wysidzie onierz, ebyprzyjecha tu ktrego dnia z Marin?

    Na t myl zdenerwowaa si jeszcze bardziej.

    Przyjecha z Marin?

    Po co?

    eby odszuka swego onierza?

    Idiotyczne.

    Absurdalne.

  • Nie, chciaa po prostu wyj z tego z twarz iwrci do domu.

    Pasaerw powoli ubywao.

    W kocu zostali tylko oni, ona i on.

    Autobus przyspieszy.

    Tatiana nie wiedziaa, jak z tego wybrn.

    onierz nie wysiada.

    W co ja si wpakowaam?

    Podja decyzj.

    Teraz albo nigdy.

    Zadzwonia, ale kiedy tylko zadzwonia, kierowcaodwrci si i spyta:

    - Chcesz tu wysi?

  • Tu nic nie ma, same skady i magazyny.

    Um wia si z kim?

    - Nie...-wykrztusia Tatiana.

    - To lepiej zaczekaj.

    Zaraz bdzie ostatni przystanek.

    Upokorzona Tania ciko opada na fotel.

    Autobus wjecha na ptl.

    - Koniec trasy - obwieci kierowca.

    Tatiana wysiada na gorcy, zabocony asfalt nakocu opustoszaej ulicy.

    Baa si odwrci.

    Przytkna rk do piersi, eby uspokoi gonodudnice serce.

  • Boe, co teraz?

    Nic.

    Trzeba zaczeka na powrotny autobus.

    Powoli ruszya przed siebie.

    Jeden gboki oddech, drugi...

    Dopiero po trzecim oddechu odwaya si zerknw prawo i...

    Wci tam by.

    I umiecha si do niej wesoo.

    Mia idealnie biae zby - u Rosjanina to rzeczniezwyka.

    Wbrew sobie, odpowiedziaa mu niemiaymumiechem.

    Zrobia to z ulg.

  • Z ulg, lkiem i z czym jeszcze.

    - No dobrze, poddaj si - powiedzia onierz,nie przestajc si umiecha.

    - Dokd jedziesz?

    Milczaa.

    C moga odpowiedzie?

    Mwi z lekkim akcentem.

    Bardzo poprawnie, ale z akcentem.

    Prbowaa odgadn, czy akcent i te bielutkie zbypochodz z tego samego miejsca, a jeli tak, gdzieto miejsce jest.

    W Gruzji?

    A moe w Armenii?

    W kadym razie na pewno leao gdzie nad

  • Morzem Czarnym.

    onierz lubi wod.

    Son wod.

    - Sucham?

    - spytaa w kocu.

    - Pytaem, dokd jedziesz.

    Podniosa wzrok i dostaa skurczu szyi.

    Ona bya drobna i wiotka, on growa nad ni jakolbrzym.

    Nawet na wysokich obcasach sigaa mu zaledwiedo obojczyka.

    O to te bdzie musiaa go spyta - podwarunkiem, e odzyska mow - o ten wzrost.

    Zby, akcent i wzrost: skd po chodzisz,

  • towarzyszu?

    Przystanli na rodku opustoszaej jezdni.

    Gupio tak.

    Wybucha wojna, pewnie dlatego tak tu pusto.

    Zamiast toczy si na ptli, ludzie toczyli siprzed sklepami, eby kupi co do jedzenia.

    Ale nie ona, nie Tatiana: ona staa jak idiotka narodku ulicy.

    - Chyba przegapiam mj przystanek -wymamrotaa.

    - Musz wrci.

    - Aha.

    W takim razie dokd jechaa?

    - powtrzy grzecznie.

  • Wci sta dokadnie naprzeciwko niej.

    Nie odszed i wcale nie zamierza od chodzi.

    Sta, przesaniajc sob soce.

    - Dokd?

    - powtrzya retorycznie.

    Miaa rozczochrane wosy.

    Tak, na pewno.

    Nigdy si nie malowaa, ale teraz aowaa, e niepocigna szmink ust, e nie poczernia sobierzs, e nie zrobia czegokolwiek, eby tylko niewyglda tak gupio i nijako.

    - Zejdmy z jezdni - zaproponowa.

    Weszli na chodnik.

    - Usidziesz?

  • - spyta, wskazujc awk na przystanku.

    - Zaczekamy.

    - Usiedli.

    On usiad troszk za blisko.

    O wiele za blisko.

    Tatiana odchrzkna.

    Raz, drugi i trzeci.

    - To dziwne - powiedziaa.

    - Moja kuzynka mieszka na ProspekciePouostrowskim.

    Jechaam do niej i...

    - To kilka kilometrw std - zauway.

    - Ze dwanacie przystankw.

  • Tania zdenerwowaa si jeszcze bardziej.

    - Tak, musiaam si zagapi.

    onierz spowania.

    - Nie martw si.

    Dostarczymy ci na miejsce.

    Za kilka minut nadjedzie autobus.

    Tatiana zerkna na niego i spytaa:

    - A dokd ty jechae?

    - Ja?

    Su w garnizonie.

    Dzisiaj jestem na patrolu.

    - W jego oczach igray wesoe iskierki.

  • wietnie, pomylaa Tatiana, uciekajc wzrokiemw bok.

    wietnie.

    On jest na zwykym patrolu, a ja omal niedojechaam do Murmaska.

    Idiotka.

    Kretynka.

    Zawstydzona, zaczerwienia si i naglezawirowao jej w gowie.

    Spojrzaa na swoje buty.

    - Oprcz lodw nic dzisiaj nie jadam - szepna,czujc, e zaraz zemdleje.

    Czas wyduy si i zamar.

    onierz obj j i spokojnym, stanowczym tonempowiedzia:

  • - Nie.

    Nie mdlej.

    Wytrzymaj.

    I wytrzymaa.

    Osabiona i zdezorientowana, nie chciaa widziejego pochylonej gowy, jego zatroskanych oczu.

    Pachnia.

    Czym przyjemnym i bardzo mskim, anialkoholem, ani potem, jak wikszo Rosjan.

    Ciekawe czym?

    Mydem?

    Wod kolosk?

    Rosjanie nie uywali wody koloskiej.

  • Nie, po prostu pachnia sob.

    - Przepraszam - szepna, prbujc wsta.

    Podtrzyma j.

    - Dzikuj.

    - Nie ma za co.

    Ju lepiej?

    - Tak, znacznie.

    To chyba z godu,

    Wci j podtrzymywa.

    Za rami, doni wielkoci maego pastwa, naprzykad Polski.

    Lekko drc, wyprostowaa si, a wwczas jpuci.

  • Na ramieniu pozostao ciepe, puste miejsce.

    - Najpierw siedziaa w autobusie, potem nasocu...

    - odrzek z nutk zatroskania w gosie.

    - Ale nic ci nie bdzie.

    Chod.

    Jest nasz autobus.

    Ten sam autobus i ten sam kierowca.

    Spojrza na nich, unis brwi, ale nic niepowiedzia.

    Tym razem usiedli razem, ona przy oknie, on przyniej.

    Usiad i po oy rk na drewnianym oparciu jejfotela.

  • By blisko, za blisko, tak blisko, e nie moga naniego spokojnie patrze, nie moga uciec przedjego spojrzeniem, a to wanie jego spojrzenie,jego oczy pocigay j najbardziej.

    - Zazwyczaj nie mdlej - powiedziaa, patrzc wokno.

    Skamaa.

    Mdlaa bardzo czsto.

    Wystarczyo, eby kto potrci j krzesem wkolano, i ju leaa nieprzytomna na pododze.

    Nauczyciele pisali o tym do rodzicw dwa, trzyrazy w miesicu.

    Zerkna na niego.

    - Jak ci na imi?

    - spyta z zaraliwym umiechem.

  • - Tatiana.

    - Leciutki zarost, ostra linia nosa, czarne brwi,maa, szara blizna na czole.

    By opalony.

    I mia niesamowite zby.

    - Tatiana - powtrzy dwicznym, gbokimgosem.

    - Tatiana.

    - Tym razem wypowiedzia jej imi powoli iagodnie.

    - Tania?

    Tanieczka?

    - Tania.

    - Podaa mu rk.

  • Uj j, lecz si nie przedstawi.

    Jej maa do znikna w wielkiej, ciemnej, ciepejdoni.

    Musia sysze, jak bije jej serce.

    Tak, na pewno.

    Musia wyczu jej puls w nadgarstku, wewszystkich yach.

    - Aleksander.

    Jej do wci spoczywaa w jego doni.

    - Tatiana.

    Dobre rosyjskie imi.

    - Aleksander te - odrzeka, spuszczajc oczy.

    W kocu niechtnie zabraa rk.

  • Mia wielkie, czyste donie, dugie, grube palce istarannie przycite paznokcie.

    Przycite paznokcie u mczyzny byy kolejnanomali, jeli chodzi o radzieckie dowiadczenieTatiany.

    Spojrzaa w okno.

    Byo brudne.

    Zastanawiaa si, kto je myje i jak czsto.

    Mylaa o wszystkim, eby tylko nie myle o nim,cho czua, e w duchu prosi j, by na niegospojrzaa, e ma ochot uj j za pod brdek iodwrci jej gow.

    Podniosa oczy.

    - Opowiedzie ci kawa?

    - spytaa z umiechem.

  • - Umieram z ciekawoci.

    - Prowadz onierza na stracenie.

    "Fatalna pogoda" - mwi o nierz do tych zplutonu egzekucyjnego.

    "Ty jeszcze narzekasz?

    - odpowiadaj tamci.

    - My musimy wrci".

    Nie odrywajc od niej wesoych oczu, rozemiasi natychmiast i tak gono, e wzruszya si irozczulia; ale tylko troszeczk.

    - Przezabawny kawa, Taniu.

    - Dzikuj - odrzeka z umiechem i dodaa: -Znam jeszcze jeden.

    "Generale, co mylicie o zbliajcej si bitwie?

  • "- Ten znam.

    "Przegrana sprawa", mwi genera.

    - "W takim razie po co do niej stawa?

    " - kontynuowaa Tatiana.

    - "eby sprawdzi, kto przegra" - dokoczyAleksander.

    Umiechnli si do siebie i uciekli wzrokiem wbok.

    - Paski si rozluniy - powiedzia, gdy ponowniespojrzaa w okno.

    - Sucham?

    - Paski, te na plecach.

    Odwr si.

    Tak, jeszcze troch.

  • Zaraz je zwi...

    Poczua, e chwyta atasowe ramiczko idelikatnie je ciga.

    - Wystarczy?

    - spyta.

    - Czy mocniej?

    - Wystarczy - wychrypiaa, wstrzymujc oddech.

    Zdaa sobie spraw, e widzi jej nagie plecy, odkarku a po krzy, i zawstydzia si.

    Gdy na niego spojrzaa, odchrzkn i spyta:

    - Wysiadasz na Pouostrowskim?

    Idziesz do kuzynki?

    Zaraz bdzie twj przystanek.

  • A moe chcesz, ebym ci odprowadzi do domu?

    - Na Pouostrowskim?

    - powtrzya, jakby syszaa t nazw pierwszy razw yciu.

    Zmarszczya brwi.

    - O Boe.

    - Przytkna rk do czoa.

    - Nie uwierzysz.

    Nie mog wrci do domu, bd miaa kopoty.

    - Kopoty?

    Dlaczego?

    Mog w czym pomc?

    Dlaczego uwierzya, e naprawd chce pomc?

  • Co wicej, dlaczego nagle jej ulyo, dlaczego niebaa si ju wraca?

    Opowiedziaa mu o rublach, ktre miaa wkieszeni, i o nieudanej wyprawie po zakupy.

    - Nie wiem, dlaczego tata zleci to akurat mnie -zakoczya.

    - Nic mi si nigdy nie udaje.

    - Wicej pewnoci siebie, Taniu - odrzekAleksander.

    - Poza tym, mog ci pomc.

    - Naprawd?

    Zaproponowa, e zaprowadzi j do specjalnegosklepu dla oficerw, gdzie bdzie moga kupi, cotylko zechce.

    - Ale ja nie jestem oficerem - zauwaya.

  • - Zatojajestem.

    - Tak?

    - Tak.

    Porucznik Aleksander Bieow.

    Jeste pod wraeniem?

    - Porucznik?

    Nie wierz.

    - Rozemia si.

    Nie chciaa, eby by a tak stary.

    - Za co ten medal?

    - spytaa, patrzc na jego pier.

    - Za odwag - odpar, obojtnie wzruszajcramionami.

  • - Naprawd?

    - Umiechna si niemiao i z podziwem.

    - Co takiego zrobie?

    - Nic wielkiego.

    Gdzie mieszkasz, Taniu?

    - Koo parku Taurydzkiego, na rogu ProspektuGreckiego i Pitej Radzieckiej.

    Wiesz, gdzie to jest?

    Kiwn gow.

    - Patroluj prawie cae miasto.

    Mieszkasz z rodzicami?

    - Tak, oczywicie.

    Z rodzicami, dziadkami, siostr i z bratem

  • bliniakiem.

    - W jednym pokoju?

    - spyta tym samym tonem.

    - Nie, mamy dwa!

    - wykrzykna radonie Tania.

    - A dziadkowie s na licie przydziaowej.

    Kiedy tylko zwolni si jaki pokj, dostaniemytrzeci.

    - Dugo czekaj?

    - Od dwudziestego czwartego - odrzeka Tatiana iwybuchnli miechem.

    Zdawao si, e jad przez ca wieczno ijeszcze sekund.

    - Wiesz, nie znam adnego bliniaka - powiedzia,

  • gdy wysiedli.

    - Lubicie si?

    - Tak, ale Pasza bywa irytujcy.

    Myli, e jak ju jest chopcem, to zawsze musiwygrywa.

    - To znaczy, e czasami przegrywa?

    - Bardzo czsto - odpara, unikajc spojrzenia jegorozemianych oczu.

    - Masz brata albo siostr?

    - Nie, byem jedynakiem.

    - Aleksander zamruga i szybko doda: -Zatoczylimy peny krg, prawda?

    Na szczcie do sklepu ju niedaleko.

    Dasz rad doj czy zaczekamy na dwudziestk

  • dwjk?

    Tatiana przyjrzaa mu si uwanie.

    Powiedzia "byem"?

    "Byem jedynakiem"?

    - Dojd - odrzeka powoli, stojc w miejscu ipatrzc w zamyleniu na jego twarz.

    Mia wysokie czoo i mocno zarysowan dolnszczk.

    I czoo, i szczka znieruchomiay, stay niczymcement, jakby zacisn zby.

    - Skd pochodzisz?

    - spytaa ostronie.

    - Mwisz z lekkim...

    akcentem.

  • - Nie, chyba nie - odpar, patrzc na jej stopy.

    - Na pewno doj dziesz?

    W tych butach?

    - Tak, dojd.

    - Czyby prbowa zmieni temat?

    Zsuno jej si ramiczko.

    Nagle i bez uprzedzenia Aleksander wsun podnie palec i musnwszy jej skr, szybko jepoprawi.

    Tania spieka raka.

    Koszmar.

    Jake siebie nienawidzia.

    Nic, tylko czerwienia si i czerwienia, i to bezadnego powodu.

  • Patrzy na ni.

    Zagodniaa mu twarz.

    A jego oczy...

    Co on mia w oczach?

    By...

    oszoomiony?

    - Taniu...

    - Chod, idziemy.

    - To dziwne wiato, te ponce wgle, ten gos.

    Uczucia, ktre nie wiedzie kiedy przywary doniej niczym mokre ubranie, byy tak intensywne inage, e omal nie dostaa mdoci.

    Miaa obtarte stopy, ale nie chciaa mu tegomwi.

  • - Daleko jeszcze?

    -spytaa.

    - Nie, ju zaraz.

    Wstpimy na chwil do koszar.

    Musz si odmeldowa.

    Potem zao ci opask na oczy.

    Cywil nie moe zobaczy koszar.

    Tajemnica wojskowa.

    Nie zamierzaa patrze na niego i sprawdza, czymwi prawd czy artuje.

    - No i prosz - rzeka z udawan obojtnoci.

    - Jedziemy, idziemy i jak dotd nie rozmawialimyjeszcze o wojnie.

  • - Przybraa teatralnie powan min.

    - Aleksandrze, co sdzisz o ataku Hitlera naZwizek Radziecki?

    Co go tak rozbawio?

    Powiedziaa co miesznego?

    - Naprawd chcesz o tym rozmawia?

    - Oczywicie.

    To powana sprawa.

    Wci patrzy na ni z zadziwieniem w oczach.

    - To tylko wojna - odrzek.

    - Bya nieunikniona.

    Wiedzielimy, e prdzej czy pniej wybuchnie.

    Chodmy tdy.

  • Minli paac Michajowski albo Inynieryjny, jakczasami go nazywano.

    Sta za krtkim mostem nad Fontank, a waciwienad skrzyowaniem Fontanki i Mojki.

    Tatiana bardzo lubia ten ukowaty, granitowymost i czasami wspinaa si na zewntrzny parapeti przechodzia nim na drug stron rzeki.

    Oczywicie teraz nie zamierzaa nigdzie siwspina.

    Tego dnia bya bardzo dorosa.

    Minli zachodni kraniec Ogrodu Letniego i wyszlina trawiaste pole defilad zwane PolemMarsowym.

    - Moemy zostawi tej kraj Hitlerowi - powiedziaAleksander - albo zosta i walczy za matkRosj.

    Ale jeli ju zostaniemy, musimy walczy na

  • mier i ycie.

    - Wycign rk.

    - Koszary s tam, za Polem Marsowym.

    - Na mier i ycie?

    - Podekscytowana Tatiana podniosa wzrok

    i zwolnia kroku.

    Szli po trawie i miaa ochot zdj buty.

    - Pojedziesz na front?

    - Jeli mnie wyl, to pojad.

    - On te zwolni i przystan.

    - Zdej mij buty, Taniu.

    Bdzie ci wygodniej.

  • - Nie, tak jest dobrze.

    - Skd wiedzia, e ledwo idzie?

    Czy byo to a tak oczywiste?

    - miao - zachca agodnie.

    Trawa jest miciutka...

    Mia racj.

    Westchna z ulg, nachylia si, rozpia paski,zdja sanday, wyprostowaa si i rzeka:

    - Rzeczywicie.

    Tak jest troszk wygodniej.

    Aleksander milcza.

    - Jaka ty teraz maleka - powiedzia w kocu.

    - Wcale nie jestem maleka - odparowaa.

  • To ty jeste wielki.

    Zaczerwienia si i spucia oczy.

    - Ile masz lat, Taniu?

    - Jestem starsza, ni mylisz odrzeka gosemdowiadczonej kobiety.

    Ciepy leningradzki wiatr przesoni jej twarzwosami.

    Trzymajc sanday, woln rk prbowaa co znimi zrobi.

    Szkoda, e nie miaa zapasowej gumki do kucyka.

    Aleksander odgarn je, spojrza jej w oczy, potemna usta i tam zatrzyma

    wzrok.

    Czyby miaa "wsy" po lodach?

  • Tak, na pewno.

    Co za wstyd.

    Oblizaa wargi, prbujc dotrze jzykiem dokcikw ust.

    - Co?

    - spytaa.

    - Mam "wsy"?

    - Skd wiesz, ile daj ci lat?

    Powiedz, ile masz?

    - Niedugo skocz siedemnacie.

    - Kiedy?

    - Jutro.

    - Nie masz nawet siedemnastu lat...

  • - powiedzia ze zdziwieniem.

    - Jutro ju bd miaa!

    - powtrzya rozelona.

    - Tak, jeste bardzo dorosa - odrzek zroztaczonymi oczami.

    - A ile ty masz lat?

    - Dwadziecia dwa.

    Dopiero.

    - Ach tak...

    szepna z nieudolnie skrywanym rozczarowaniem.

    - Co?

    Jestem a tak stary?

    - spyta, nie przestajc si umiecha.

  • - Jak egipska mumia odrzeka z umiechem ona.

    Szli powoli przez Pole Marsowe, on w butach, onaboso, wymachujc czerwonymi sandaami.

    Naoya je dopiero na chodniku, po czym przeszlina drug stron ulicy i stanli przed nie rzucajcymsi w oczy trzypitrowym budynkiem z frontonemozdobionym brzow sztukateri.

    Wyrnia go jedynie brak drzwi i dugi, ciemnykorytarz gincy w jego przepastnym wntrzu.

    - To s koszary puku Pawowskiego - powiedziaAleksander.

    - Tu stacjonujemy.

    - Tego synnego puku Pawowskiego?

    - Tatiana popatrzya na obdrapany budynek.

    - Niemoliwe.

  • - A czego si spodziewaa?

    Paacu z bajki?

    - I wejd do rodka?

    - Tylko do bramy.

    Zdam bro i si odmelduj.

    Zaczekasz na mnie, dobrze?

    - Dobrze.

    Szli korytarzem i szli, wreszcie doszli do elaznejbramy.

    Przed bram sta mody wartownik.

    Zasalutowa Aleksandrowi i powiedzia:

    - Wchodcie, poruczniku.

    Kto wam towarzyszy?

  • - Tatiana, sierancie Pietrenko.

    Tatiana zaczeka tutaj.

    - Tak jest.

    - Wartownik zerkn na ni ukradkiem, lecz niezdoa jej si przyjrze, bo natychmiast tozauwaya.

    Aleksander wszed za bram, zasalutowawysokiemu oficerowi, przystan na dziedzicu,eby zamieni kilka sw z grup palcychpapierosy onierzy, rozemia si wesoo iodszed.

    Praktycznie rzecz bio rc, niczym si od nich nieodrnia, moe z wyjtkiem tego, e by wyszy,mia ciemniejsze wosy, bielsze zby, szersze baryi duszy krok.

    Niby nic, tyle tylko, e on y i promienia, a onibyli jakby przytumieni.

  • Pietrenko spyta, czy Tatiana chciaaby usi.

    Pokrcia gow.

    Aleksander kaza jej czeka, wic nie zamierzaasi stamtd rusza.

    A ju na pewno nie zamierzaa siada na krzelewar townika, chocia miaa na to wielk ochot.

    Stojc i patrzc przez bram na garnizonowepodwrze, poczua si tak, jakby unis jdelikatny obok losu, ktry okrasi to popoudnienie prawdopodobnym spotkaniem i dz.

    dz ycia.

    Jedno z ulubionych powiedzonek dziadka mwio:"ycie jest nie Puk ten wyrni

    si w czasie wojny z Napoleonem w 1812 r.;koszary wzniesiono wg projektu W.

    Stasowa w latach 1817-1820.

  • W istocie jest to potny budynek, otaczajcyprawie ca zachodni cz Pola Marsowego(przyp.

    red.).

    przewidywalne.

    I wanie to lubi w nim najmniej.

    Szkoda, e nie ma nic wsplnego z matematyk".

    W t niedziel nie moga si z nim zgodzi.

    Wolaaby taki dzie od kadego dnia w szkole czyw fabryce.

    Wolaaby taki dzie od kadego dnia w yciu.

    Zrobia krok w stron wartownika i spytaa:

    - Czy cywilom wolno tu wchodzi?

    Pietrenko umiechn si i puci do niej oko.

  • - Zaley, czym przekupi wartownika.

    - Wystarczy, sierancie - powiedzia Aleksander,mijajc go szyb kim krokiem.

    - Chodmy, Taniu.

    - By ju bez karabinu.

    Wanie mieli wyj z korytarza na ulic, gdywtem, z ukrytych drzwi, ktrych Tatiana przedtemnie zauwaya, wyskoczy na nich ja ki onierz.

    Przestraszy j tak bardzo, e krzykna, jakbyudlia j pszczoa.

    Aleksander pooy jej rk na ramieniu i pokrcigow.

    - Po co ty to robisz, Dmitrij?

    onierz rozemia si gromko.

    - Jak to po co?

  • eby zobaczy wasze miny!

    Tatiana powoli si uspokoia.

    Czy to tylko zudzenie, czy Aleksander naprawdpodszed bliej i zasoni j sob?

    Bzdura.

    Absurd.

    Wraenie mino.

    - A wic...

    kim jest twoja nowa przyjacika, Aleks?

    spyta z umiechem onierz.

    - Dmitrij, to jest Tatiana.

    Dmitrij ochoczo potrzsn jej rk.

    Byby potrzsa tak w nieskoczono, gdyby z

  • wdzikiem jej nie cofna.

    Wedug rosyjskich standardw by redniegowzrostu i Aleksander growa nad nim niemal taksamo jak nad Tatian.

    Mia typowo rosyjsk twarz, szerok, rozlan,nijak i jakby wyblak, szeroki, zadarty nos iniezwykle cienkie usta, ktre przypominay dwalekko cinite paski gumy.

    Na jego szyi widniay lady skalecze; pewniezaci si przy goleniu.

    Pod lewym okiem mia mae, czarne znami.

    Na furaerce nie byo nawet czerwonej gwiazdy, azamiast stalowoszarych galonw nosi szerokie,czerwone epolety z cienkim, niebieskim paskiem.

    No i nie mia adnego medalu.

    - Bardzo mi mio - powiedzia.

  • - Dokd idziecie?

    Aleksander powiedzia mu, dokd.

    - Chtnie pomog odnie zakupy do domu -zaproponowa Dmitrij.

    - Damy sobie rad, dziki - odpar Aleksander.

    - Nie, nie, zrobi to z prawdziw przyjemnoci -nalega tamten, nie odrywajc oczu od Tatiany.

    Ruszyli.

    Ona i Dmitrij przodem, Aleksander z tyu.

    - Powiedz no, Taniu, gdzie poznaa naszegodzielnego porucznika?

    - Tatiana obejrzaa si.

    Aleksander patrzy na ni z wyranym niepokojem.

  • Spotkali si wzrokiem.

    Ona szybko spojrzaa w lewo, on w prawo.

    Aleks dopdzi ich i poprowadzi w stronoficerskiego sklepu za rogiem ulicy.

    - W autobusie - odrzeka Tania.

    - Ulitowa si nade mn i zaproponowa pomoc.

    - Masz szczcie - droczy si z ni Dmitrij.

    - Aleksander uwielbia ratowa damy w potrzebie.

    - Nie jestem dam - wymamrotaa Tatiana.

    W tym samym momencie Aleks popchn jagodnie, weszli do sklepu i rozmowa si urwaa.

    Zwyczajne przeszklone drzwi, wywieszka znapisem: "Tylko dla oficerw", a w rodku...

    Tania oniemiaa.

  • Po pierwsze, nie byo kolejki.

    Po drugie, na pkach stay niezliczone ilocipkatych workw i toreb, a wszdzie unosi sizapach wdzonej szynki i ryb, zmieszany zaromatem tytoniu i kawy.

    Aleksander spyta j, ile ma pienidzy.

    Mylaa, e wysoko kwoty zaskoczy go albonawet oszoomi, lecz on tylko wzruszy ramionamii rzek:

    - Moglibymy wyda wszystko na cukier, alebdmy przewidujcy, dobrze?

    - Nie wiem, na co ani na jak dugo kupuj, wicjak mog by przewidujca?

    - Kupuj tak - odpar -jakby miaa je ostatni razw yciu.

    Bez namysu daa mu pienidze.

  • Kupi cztery kilo cukru, cztery kilo mki pszennej,trzy kilo patkw owsianych, pi kilo kaszyjczmiennej, trzy kilo kawy, dziesi puszekmarynowanych grzybw i pi puszek pomidorw.

    Ona dodaa do tego kilogram czarnego kawioru, aza kilka rubli, ktre jej pozostay, kupia dwiepuszki szynki, eby zrobi przyjemno dziadkowi.

    eby sprawi przyjemno sobie, kupia matabliczk czekolady.

    Aleksander umiechn si, poprosi o jeszczecztery i zapaci za nie z wasnych pienidzy.

    Zaproponowa, eby kupia zapaki.

    Zmarszczya czoo i odpara - bardzo, wedug niej,dowcipnie - e zapaek nie da si zje.

    Zasugerowa, eby kupia olej silnikowy.

    Powiedziaa, e nie maj samochodu.

  • Mimo to nalega, eby wzia cho kilka litrw.

    Nie chciaa.

    Nie zamierzaa wydawa pienidzy ojca na corwnie gupiego jak zapaki czy olej.

    - Taniu - zauway Aleksander.

    - Masz mk, ale nie masz zapaek.

    W jaki sposb upieczesz chleb?

    Jak rozpalisz ogie?

    Ulega dopiero wtedy, gdy si okazao, e zapakikosztuj ledwie kilka kopiejek, ale i tak kupiatylko dwiecie pudeek.

    - Nie zapomnij o oleju napdowym.

    - Kiedy kupimy samochd, kupi i olej.

    - A jeli zim zabraknie nafty?

  • - To co?

    Mamy prd.

    Zaoy rce.

    - Kup olej - powtrzy.

    - Zim?

    - Machna rk.

    - O czym ty mwisz?

    Zima.

    Te mi co.

    Jest dopiero czerwiec.

    Zim Niemcw ju tu nie bdzie.

    - Powiedz to londyczykom - odrzek Aleksander.

  • - Powiedz to Francuzom, Belgom i Holendrom.

    Walcz...

    - Pod warunkiem, e to, co robi Francuzi, monanazwa walk.

    - Kup olej, Taniu - nalega ze miechem Aleks.

    - Nie poaujesz.

    Gdyby nie gos ojca, ktry rozbrzmiewa jej wgowie, oskarajc j o bezmylne wydawaniepienidzy, pewnie by go posuchaa.

    A tak, od mwia.

    Poprosia sprzedawc o gumk i zwizaa wosyw kucyk.

    Kiedy Aleksander zapaci, spytaa, jak donios towszystko do domu.

    - Spokojna gowa - odrzek Dmitrij.

  • - Po to tu jestem.

    - Przesta, Dima - powiedzia Aleks.

    - Jako sobie poradzimy.

    - Tragarz Dmitrij do usug.

    Chtnie ci pomog - rzuci z szyderczymumieszkiem tamten.

    Umieszek nie uszed uwadze Tatiany.

    Pamitaa, e kiedy otworzyli przeszklone drzwi zwywieszk "Tylko dla oficerw", Dmitrij byrwnie zdumiony jak ona.

    - Suycie w tym samym oddziale?

    - spytaa, gdy zaadowawszy za pasy dodrewnianych skrzynek, wyszli ze sklepu.

    - Nie, nie - odrzek Dima.

  • - Aleksander jest oficerem, a ja zwykymszeregowcem.

    - Ironicznie wykrzywi gumowate wargi.

    - Ma znacznie wyszy stopie, dziki czemu moewysa mnie na front do Finlandii.

    - Nie do Finlandii - poprawi go agodnie Aleks.

    - nie na front, tyl ko na Lisi Nos, na inspekcjnaszych umocnie.

    Na co ty narzekasz?

    Przyldek i przysta w Zatoce Fiskiej na pnocod Kronsztadu (przyp.

    red.).

    - Wcale nie narzekam.

    Wychwalam twoj dalekowzroczno.

  • Tatiana zerkna na Aleksandra, nie wiedzc, jakzareagowa na nutk szyderstwa w gosie Dimy.

    - Na Lisi Nos?

    - spytaa.

    - Gdzie to jest?

    - W Przesmyku Karelskim - wyjani Aleksander.

    - Poradzisz sobie?

    - Oczywicie.

    - Niosa najlejsz skrzynk, t z kawiorem ikaw, i nie moga si ju doczeka, kiedy wrci dodomu.

    Daszka umrze z za zdroci, kiedy zobaczy adwch wojskowych.

    - Nie za cika?

  • - Nie, nie.

    - Tak naprawd skrzynka bya do cika i Tanianie wiedziaa, czy doniesie j na przystanek.

    Bo chyba szli na przystanek.

    Tak, na pewno.

    Piechot z Pola Marsowego na Pit Radzieck?

    Nie moliwe.

    Pocztkowo chodnik by bardzo wski, tote szligsiego.

    Na czele Aleks, za nim ona, na kocu Dmitrij.

    - Aleksandrze - wydyszaa.

    - Czy my...

    idziemy pieszo?

  • - Brakowao jej tchu.

    Aleks przystan.

    - Daj mi to.

    - Nie, nie.

    Postawi skrzynk na ziemi, ustawi na niejskrzynk Tatiany i bez wysiku dwign obie.

    - Pewnie bol ci stopy.

    W tych sandaach...

    Chodmy.

    Chodnik zrobi si szerszy i moga i obok niego.

    Dmitrij szed po jej lewej stronie.

    - Taniu, jak mylisz, dostaniemy za to szklaneczkwdki?

  • Za nasz trud i wysiek?

    - Chyba tak.

    Ojciec co znajdzie.

    - Powiedz nam, Taniu, czy czsto bywasz wmiecie?

    W restauracjach, lokalach, no wiesz.

    W lokalach?

    Dziwne pytanie.

    - Nie, rzadko - odrzeka wstydliwie.

    - Bya kiedy w "Sadko"?

    - Nie, ale moja siostra czsto tam chodzi.

    Mwi, e bardzo tam mio.

    Dmitrij nachyli si ku niej i spyta:

  • - A gdybym tak zaprosi ci do "Sadka" w przyszsobot?

    Poszaby?

    - Nie, chyba nie.

    Dzikuj.

    - Spucia oczy.

    - Zobaczysz - zachca Dmitrij - bdzie pysznazabawa.

    Prawda, Aleks?

    Aleksander nie odpowiedzia.

    Szli ca szerokoci chodnika.

    Tatiana w rodku.

    Gdy nadchodzi kto z przeciwka, Dimaprzepuszcza go bokiem, chowajc si za Tanie.

  • Zauwaya, e robi to z cikim westchnieniem,jakby przegrywa jak bitw i musia ustpi polanieprzyjacielowi.

    Pocztkowo mylaa, e to przechodniw uwaaza wrogw, lecz po chwili uwiadomia sobie, enie, e wrogami byli oni, ona i Aleksander,poniewa maszerowali noga w nog, rami wrami i nikomu nie schodzili z drogi.

    - Zmczona?

    - spyta cicho Aleks.

    Kiwna gow.

    - Chcesz troch odpocz?

    - Postawi skrzynki na ziemi.

    Dmitrij poszed za jego przykadem i patrzc naTanie, spyta:

    - W takim razie gdzie si najczciej bawisz?

  • - Gdzie?

    - powtrzya.

    - Nie wiem.

    Chodz do parku.

    A latem jedzimy na dacz pod ug.

    - Spojrzaa na Aleksandra.

    - Powiesz mi, skd pochodzisz, czy mamzgadywa?

    - Chyba bdziesz musiaa zgadywa.

    - Znad jakiego morza.

    - Nie powiedzia ci?

    - zdziwi si Dmitrij, podchodzc bliej.

    - Wymiguje si.

  • - Dziwne.

    - Bardzo dobrze, Taniu - odrzek Aleksander.

    - Pochodz z Krasnodaru nad Morzem Czarnym.

    - Wanie - wtrci Dmitrij.

    - Z Krasnodaru.

    Bya tam?

    - Nie - odrzeka.

    - Nigdzie nie byam.

    Dmitrij zerkn na Aleksandra.

    Ten dwign skrzynki.

    - Chodmy - rzuci krtko.